Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2017, 20:57   #41
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nad ranem Alexander poczuł jak ktoś delikatnie acz stanowczo tarmosi go za ramię.
- Nosz... jak niedźwiedź... rusz się... musisz mi pomóc... trzeba zdjąć z ciebie te... te szmaty... - usłyszał znajomy głos.
Przez chwilę jakby wyglądało, że jednak otworzy oczy, ale wygrała chęć snu. Przekręcił się na brzuch i schował twarz w poduszkę. Mruknął coś przy tym chyba nieprzyzwoitego.
Łoże było ubłocone, a gdzieniegdzie na białej pościeli widać było zacieki krwi. Brudna koszula znaczona była krwawymi pręgami tam gdzie jucha z rozciętych pleców przemaczała tkaninę.
Aila dostrzegła to rano i była szczerze wstrząśnięta. Rozumiała jednak, że wycieńczony mężczyzna potrzebuje snu, a gdyby oddała go w ręce służby - na pewno zajęliby się nim lepiej niż ona, ale za to nie dali spać. Postanowiła więc sama choć oczyścić rany i spojrzeć czy nie potrzebuje on cyrulika. Choć widok krwi wciąż ją przerażał, dzielnie zagryzała zęby, ściągając ostrożnie górę odzienia byłego skryby.


Wrzask jaki z siebie wydał, sprawił, że przestraszona prawie spadła z łóżka. Koszula przylgnęła do tych miejsc gdzie skóra była rozcięta wiążąc się ze strupami zaschniętej krwi. Delikatnie, nie delikatnie… Odeszły razem z tkaniną.

Alex zszokowany i… wybudzony tym na dobre, odwrócił się patrząc półprzytomnym wzrokiem. Zobaczył przerażoną twarz Aili, która aż odskoczyła od łóżka, patrząc teraz to na jego twarz to na plecy.
- Ja.. Jak... Jak ty mogłeś z tym spać? To...to straszne! Myślałam, że przemyję twoje rany, ale to... ja, muszę iść po cyrulika... - jąkała się w nerwach.
- Ledwo pamiętam jak wróciłem. Tom i nie czuł dużo. - Skrzywił się. - Jak żem łeb na miękką poduszkę złożył, to usnąłem jak trup.

Słuchając jego wyjaśnień Aila podeszła do drzwi i uchyliła je akurat, gdy stanęła przed nimi Maria zaalarmowana krzykami z komnaty pani.
- Co się...?
- Wezwij cyrulika - weszła jej w słowo szlachcianka, jednocześnie stając w drzwiach tak, by stara nie mogła nic zobaczyć - Pan jest ranny. I niech nikt poza cyrulikiem tu nie wchodzi, chyba że wezwany.
- Panienko to nie...
- Idź! - rozkazała dawnej piastunce dziewczyna, zatrzaskując jej drzwi przed nosem. Potem wróciła do łóżka. Z otwartych na nowo ran zaczęła sączyć się jucha. Dziewczyna więc nie myśląc wiele sięgnęła po gałganek, który miała koło miski do mycia twarzy i zaczęła nim przemywać plecy Alexandra.
- Co ci się stało... co oni ci zrobili... - szeptała cicho, starając się nie płakać.
- Wybatożyli, żem chciał wilka skraść. - Alexander skrzywił się na samo wspomnienie.
- Wybatożyli? Ciebie?! Jakim prawem?! - oburzyła się Aila, jakby ta część o kradnięciu wilka wcale jej nie dziwiła.
- Ano szlachta sobie coś uwidzi względem nisko urodzonego, to w prawie jest czynić co się podoba - odpowiedział i ziewnął. Był strasznie niewyspany.
- Przecie ty teraz pan na zamku i... no prawie, ale mąż kasztelanki. Kto się odważył? - zapytała, jednoczesnie zatroskana i zła, przez co mocniej gałganek docisnęła do jego pleców, tamując krew.
- Uh - z wizgiem wciągnął powietrze. - Hrabia Jan z Nevers. Ot spotkanie po latach. To ja może… opowiem od początku? - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Powinieneś! - fuknęła, jakby to na niego była zła.

Podeszła do stolika i nalała sobie oraz Alexandrowi po kielichu wina. Następnie podsunęła mu jedno z naczyń, a on podziękował skinieniem głowy i osuszył kielich za jednym razem.
- Zdałem sobie sprawę, że sire okrutnie ze mną zagrał. Dał nadzieję… ale przecież samo istnienie takiego wielkiego wilka o dzień drogi mało prawdopodobne. A wytropić, a złapać po zagonieniu. Dwa dni… - Wspomniał swoje myśli, gdy zdał sobie z tego sprawę po raz pierwszy. - I gorycz mnie zalała. Alem w mieście usłyszał o tym, że łapacze jakowyś… - Starannie ominął jego wizytę w karczmie i chlanie gdy czas uciekał. Opowiadał poza tym wiernie co mu się przez resztę tych dwóch dni i dwóch nocy przytrafiło.

- … jam wtedy odpowiedział. - Gdy doszedł do momentu gdy czekali na odpowiedź po co mu wilk, przełknął ślinę. Zastanawiał się czy tu wiernie opowiedzieć Aili, czy nie. O jedno słowo szło, którego użył aby w młodej hrabiance tym litość wzbudzić i przychylność tej romantycznej dworskiej duszy chowanej na chanson de geste. - Powiedziałem, że dla ukochanej mej to czynię, bo od tego zależy czy się z nią połączę. Że pan kazał mi wilka co szkody czyni schwytać, albo zgody na ślub nie da, lubo jak nawet da to po prawo pierwszej nocy sięgnie. - Tak się wzruszyła, że dalej ojca błagać by mi tego wilka jednak oddać. No a Nevers już i tak do tego przekonany był. Ten niemiecki książę oponować przestał aby tym nie zrazić do siebie przyszłej małżonki. - Alex znów przechylił kielich gdy Aila mu napełniła. - Ale Nevers złośliwy był. Wozu oddać nie chciał, rzekł, że wilka mogę wziąć. Na ręce i precz z oczu. No to co miałem zrobić. Wziąłem go na barki i przyniosłem.
Rozłożył ręce z lekkimi iskierkami wesołości w oczach przebijającymi przez ból. Wszak w to, że z hrabstwa Rethel wściekłego wielkiego wilczura na plecach przyniósł nikt przy zdrowych zmysłach by nie uwierzył.

Prychnęła.
- Jednak nie jest z tobą tak najgorzej, że figle ci w głowie. Mów, jak żeś sobie poradził, a potem ja będę ci suszyć głowę za te głupoty, coś poczynił.
Westchnął.
- Za grosz wiary w słowa męża przyszłego… - Spojrzał jej znów w oczy, figlarne ogniki nie zgasły. - Wybłagałem hrabiównę, aby ta wybłagała ksiecia, by upchnął mnie z wilkiem w armatę i…
Poczuł jak palec szlachcianki dźga go w bok nieco poniżej jednej z ran.
- Uh.. no dobrze już dobrze! - Poddał się. - Wilk złamany nie był, ale zmęczony, bo od pożaru siana i koni wybudzony, w szaleństwie do rana z kratami walczył. Zresztą tak wyglądało jakby parę dni to czynił od kiedy go złapano. Zmęczony był, pełen rezygnacji, a przez to spokojny. Daru pana użyłem by go omotać i... - w ostatniej chwili ugryzł się w język i pominął działanie tegoż daru - poprosiłem o linę. Nevers złośliwie powiedział, że da, jak sam do klatki wejdę i spętam. Zgodziłem się choć trochę strach brał czy basior jednak się nie rzuci. Dał się związać nawet nie powarkując. Sznura nie żałowałem, oj nie. Pysk, łapy, całego prawie, że niczym szynka wyglądał, a i tak by łbem ruszać nawet nie mógł. I tak go wziąłem na barki i poszedłem. Oni tylko stali z rozdziawionymi gębami, córka Neversa omdlała i cucić ją musiano. - Alex uśmiechnął się. - No ale rady przecież go tu donieść bym nie dał na czas. Szczęściem Noel z ukrycia wszystko obserwował, bo po podpaleniu siana zemknął i nie ujęli go. Z końmi naszymi był i do mnie dopadł jeszcze niedaleko obozu. Przytroczyliśmy wilka do jednego wierzchowca, ja na drugi… i hajda. Miał pieszo wrócić na Kocie Łby. Czasu było coraz mniej, droga daleka, to poganiałem ile wlezie. Mój koń padł, to na drugim szło jechać z tym cielskiem. Jeszcze przed Coiville padł tedy i drugi. A już noc i nie daleko tak do świtu było. Po krew pana sięgnąłem by sił dodała i od tamtąd znów na barach jakoś doniosłem. Choć przy bramie to już sił nie miałem choćby okrzyknąć straże. Szczęściem zauważyli. Ot i tyle, dwa konie w tył jesteśmy…

Aila, choć rozbawiona wstawką o armacie, potem strapiła się mocno opowieścią narzeczonego.
- Dwa konie... ty prawie zginąłeś... i kolejny dziki zwierz w niewoli - podsumowała. Nie powiedziała mu, że jej zdaniem to nie było warte takiego poświęcenia. Źle mógłby to odebrać i poczuć, że trudu się podjął na marne, a i może do niej miał pretensję, że nie dość opiera się, by Elijahowi cnotę oddać? Sama przed sobą musiała przyznać, że ta sprawa tak bardzo jej nie mierziła, ale rozumiała Alexandra. Chciał być prawdziwym mężem. Chciał ją chronić.
Pogładziła jego ramię.
- Łba ci nie zmyję, bo pusty jak ten kielich, ukarać nie mogę, boś już wybatożony, toteż nie zostaje mi nic, jak pomóc ci się wylizać z ran do południa. Wtedy bowiem ceremonię nowy kapelan zaplanował. Gdym go prosiła, by jak najdłużej z tym zwlekał, domyślając się, że zmęczony wrócisz. - westchnęła, a Alexander wyglądał jakby ucieszył się na wieść o ślubie tak niedługo. Mimo zmęczenia i chętki na ospanie jeszcze. Nie komentował jednak słuchając dalej: - No i jest coś jeszcze... przyjaciółka sire’a przybyła, za moją ciotkę się podając. Z mężem i kuzynką domniemaną, co prawdopodobnie są jej sługami krwi…

I pokrótce opowiedziała Alexandrowi o gościach i przebiegu ich wizyty. Opowiedziała mu o nocnych rozmowach Elijahy i Theresy, które wiele krwi kosztowały Giselle oraz o tym jak jej Roderick dnia następnego pomógł. Przemilczała jeno swoje omdlenie i to, że owemu ghulowi zawdzięcza iż karku nie złamała, spadając z końskiego grzbietu.
- Akurat teraz… że też nie mogli jutro przyjechać. - Skryba pokręcił głową. - Mam nadzieję, że długo nie zabawią. Boję się, że nic dobrego z tej wizyty nie wyni… - urwało mu pukanie.
- Kto tam? - zapytała dość ostro Aila.
- Cyrulik pani, wzywałaś po mnie...
- Tak, wejść - rozkazała szlachcianka, a zgarbiony staruszek wślizgnął się do środka, najwyraźniej będąc poinstruowanym co do rozporządzeń panienki, by nikt inny do jej sypialni nie wchodził teraz.
- Co my tu... uuuuu - powiedział, widząc plecy Alexandra.
Aila tymczasem wstała od łóżka.
- To ja was zostawię. Jakby trzeba było pomocy, wzywajcie Marię. Będzie pod drzwiami. - rzekła szlachcianka, po czym zwróciła się jeszcze do mężczyzny na łożu. - Śniadanie każę ci przynieść. Czegoś jeszcze sobie życzysz?
- Południa. I wieczora.
Spojrzała na niego zaintrygowana, on jednak nie rzekł nic uśmiechając się lekko.
- Jeśli tylko będziesz w stanie - rzekła, po czym wyszła z komnaty.

Przed nią Maria stała jakby przewidziała, że panna mająca jeszcze sporo na głowie sama wyjdzie lada chwila. Nie chciała wchodzić do pomieszczenia. Teraz spojrzała na szlachciankę i uśmiechnęła się.
- Ksiądz Jean przybył, czeka na dole na panienkę!
- Teraz?! - Aila wytrzeszczyła na nią oczy, uświadamiając sobie, że wciąż ma na sobie jeno koszulę nocną. W dodatku gdzieniegdzie poplamioną błotem i juchą.
- Każ go na śniadanie zaprosić, niech służące powiedzą, że z nim je zjem. Ja tylko jaką szatę znajdę... - spojrzała na drzwi komnaty, lecz po chwili przypomniała sobie, że powinna mieć gotową szatę “przedślubną” w pokoju kąpielowym.
Aila szybko ruszyła w tamta stronę, rzucając jeszcze do Marii przez ramię - A ty nigdzie nie chodź, jak trzeba to cyrulikowi pomóż. Jeśli zawoła!
- Dobrze panienko.


Ksiądz Jean siedział przy stole z jakąś strapioną miną. Na widok szlachcianki wstał i skłonił się.
- Panienko, piękny dzień. Bez jednej chmury na niebie. Dobry Bóg pokazuje jak Wam błogosławi.
W odpowiedzi Aila uśmiechnęła się pięknie, jak to tylko ona potrafiła.
- Wybacz Ojcze, że kazałam ci czekać - powiedziała, siadając przy stole. - Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną śniadać.
- Z przyjemnością. Mam jednak… delikatną sprawę bardzo i nie wiem jak z niewiastą to… - Stary pleban był jeszcze bardziej stropiony. - A wszak o ciebie tu najbardziej idzie…
Dziewczyna podniosła na niego wzrok, obdarzając nieco smutnym wejrzeniem.
- Proszę bez kurtuazji Ojcze. Odkąd wuj umarł... chyba niewiele jest rzeczy, które mogą mnie prawdziwie dotknąć.
- O pokładziny idzie…
Pokiwała głową.
- Tak, Alexander mi mówił, że bez tego się nie obędzie. Jestem czysta, nie mam nic do ukrycia, Bóg mi świadkiem, Ojcze.

Duchowny odetchnął głęboko i zasiadł. Jakby kamień mu z serca spadł. Mimo to wciąż był zawstydzony… Ksiądz Jean i takie tematy to nie było dobre połączenie, żartowano nawet, że “jakby kawałek babiego cycka zobaczył, to zatrzymałby się w biegu dopiero w Rzymie tylko po to by w kościele paść krzyżem”.

[MEDIA]https://catholicwvengeance.files.wordpress.com/2012/05/the-rite-1.jpg[/MEDIA]

- Dobrze. Z zamku kogo sami obierzecie. Burmistrz będzie, to rzecz jasna. I tu zaczęło się źle, bo nie było takiego w mieście co by świadkiem być nie chciał. Sroga awantura na posiedzeniu rady była, oj sroga. Lubieżniki bezwstydne. Ktoś nawet zaproponował, że jako ciężko wybrać, to niech hurmem wszyscy… Swołocz.
- Dziękuję - powiedziała z powagą. - Myślę, że słowa mej dawnej piastunki Marii oraz opiekuna scriptorium Teodora nikt nie podważy, a my... będziemy czuć się nieco może lepiej, zważywszy ile sługi o nas wiedzą i tak.
Starzec pokiwał głową.
- To i dobrze. A z miasta… długo radzili, do niczego nie doszli. W końcu zapadło. Burmistrz i opat Armand. Wszak duchowny, pozycji ważkiej i dobra klasztoru po sąsiedzku. Niechętnie, ale zaakceptowane to ostało. Więc tylko dwóch obcych moje dziecko.

Młoda szlachcianka starała się zachować spokój. Dobrze jednak było, że to z nią rozmawiał ksiądz, a nie z Alexandrem.
- I chcecie opata jeno w tym celu wzywać? - zapytała, przestając jeść całkiem. - Przecie on nawet ceremonii odprawiał nie będzie. Toż to aż wstyd, żeby tyle drogi po co? Po to by nowożeńców mógł słuchać? Prześcieradło obejrzeć? Ja go po prawdzie też nie bardzo znam, za to księdza... - spojrzała na niego swymi wielkimi, pięknymi oczętami - Księdzu ufam całkowicie.
- Też tak myślałem i spodziewałem się, że opat odmówi. I dalej będą rozprawiać. - Ksiądz jakby w ogóle nie zrozumiał aluzji. Jakby sama myśl, że mógłby być w tej samej komnacie, gdzie nowożeńcy konsumują związek, odbijała się od jego mózgu niczym francuska jazda od zasiek walijskich łuczników pod Azincourt i Crecy. - Ale o dziwo, opat Armand odpowiedział że bardzo chętnie.
- Kiedy ma przybyć? - zapytała cicho Aila, zastanawiając się jak to powiedzieć narzeczonemu.
- Pewnie niedługo. Nie spodziewałbym się przecież by jakikolwiek uczciwy człowiek przybył jeno na biesiadę i pokładziny a nie na ceremonię. - Jean uśmiechnął się łagodnie.
- Rozumiem - kasztelanka uśmiechnęła się uprzejmie. - Czy coś jeszcze z niewygodnych tematów nas czeka, czy możemy już oddać się radości dzisiejszego dnia?
- Tylko z tym przyszedłem. No poza jeszcze drobnym szczegółem wydania za mąż najśliczniejszego dziewczęcia w tej części gór.

Szlachcianka roześmiała się na te słowa perliście. Pospiesznie dokończyła śniadanie i przeprosiła księdza, wymawiając się obowiązkami. Następnie szybkim krokiem skierowała się do swojej komnaty.


- Cyrulik wciąż tam jest? - zapytała Marii, siedzącej w swym fotelu pod drzwiami.
- Nie, wyszedł. Był jakiś… wstrząśnięty - odpowiedziała stara piastunka.
Na te słowa Aila wykonała w tył zwrot i prawie pobiegła, chcąc złapać zamkowego medyka, nim ten wróci do siebie, ale nie znalazła go po drodze i nie było go w jego komnacie. Dopiero w kuchni ujrzała go, jak jadł śniadanie.
Zła, że straciła tyle czasu, rzekła:
- Panie... musimy porozmawiać. Na osobności jeśli można.
Spojrzał na nią jakby lekko przestraszony.
- T..ttak panienko. - Wstał i wciąż patrząc na nią lekko nieufnie czekał gdzie chce go zabrać i jakby… co z nim chce zrobić?
Aila poprowadziła go do pustej teraz sali rycerskiej, gdzie wcześniej jadła w towarzystwie księdza.
- Jak jego stan? - zapytała bez wstępów.
- Wymęczony - odparł wymijająco. - Rana po postrzale goi się wyśmienicie. Te od wilka szczęk też. Mocny jest, taki wilk jak zaciśnie to bark mógłby zdruzgotać, a że obojczyk wytrzymał… dziw. No a te - speszył się i uciekł wzrokiem - plecy. To płytko. wydobrzeje szybko. Od bata się nie umiera.

Aila zacisnęła usta, jakby z czymś się mierząc.
- Wiem, że wiele zniósł. Że wcześniej jak pies z kotem żyliśmy to każdy tu wie, ale nawet ja... nawet mi jest go żal. Dlatego mam prośbę do ciebie, panie... prośbę, za której spełnienie sowicie zapłacę, lecz bardzo mi zależy, by nikt się nie dowiedział. Otóż... - udała zawstydzenie - czekają nas pokładziny, a dwa dni temu w karczmie Alexander ponoć spił się tak, że zaczął gadać ile to razy mnie... no, pan wie. Mężowie niektórzy tak ponoć mają, szczególnie jak długo muszą czekać. Niemniej... trochę mnie to przeraziło. Dla mnie to pierwszy raz przecie będzie, a i on... on po tych ranach strudzony być powinien. Dlatego pomyślałam, że chyba nic się nie stanie, jak mu po pierwszym razie, jak już całkiem sami będziemy, kielich z jakim środkiem na sen podam. Toż to mu tylko pomoże... - spojrzała znacząco na cyrulika.
- Pani… nie proś mnie o to. - Mężczyzna skulił się i wciąż uciekał wzrokiem. - On tu panem będzie, a jak się dowie, jak kiedy to wyjdzie, to gorze mi. Ludzie mówią, że i tak go do łoża nie dopuścisz w małżeństwie. Zrób tak tedy i odmów, a nie na mnie gniew ściągaj.
Aila poczuła narastającą irytację.
- Więc mi daj te zioła. Dla mnie. Bym mogła spać jak już będzie po. I by mi obojętne było co on... co... - Wiedziała, że musi posunąć się do radykalnych rozwiązań i... wybuchnęła płaczem.
- Dobrze, dobrze! - Łzy szlachcianki podziałaly na zamkowego medyka. - Przyślę do Twych komnat pani…
- Tylko proszę nie zapomnieć... - Aila sterroryzowała cyrulika widokiem swoich pięknych oczu, teraz jeszcze dodatkowo zaszklonych. Plan uśpienia opata nim dojdzie do pokładzin wydawał się rodzajem mniejszego zła, jednak i tak czekało ją poinformowanie Alexandra, że ten będzie obecny na ich ślubie. Westchnęła, co towarzyszący jej medyk mógł odebrać za wyraz goryczy, po czym ukłoniwszy się lekko, oddaliła się ku swojej komnacie.

Gdy weszła na spiralne schody na piętro, spotkała Hansela. Właściwie to nie spotkała tylko prawie zderzyła się z nim.
Ona na górę.
On w dół.
Wąskie schody…
Nim którekolwiek z nich zdążyło próbować się przykleić do ściany by przepuścić drugie (Aila wszak uważała, że to on ją winien przepuścić!) usłyszeli głos służek z korytarza, obok wejścia na schody.
- … i strasznie wrzeszczał z pokoju panienki. Podobno stara Maria prawie ducha wyzionęła. A cyrulik mówił, że pan wybatożony… Panienka musiała go nad ranem batem ćwiczyć… - Przeszły.
Głosy cichły.

Hansel uniósł brew, ale nie rzekł nic. On się usunął, ale mimo to Aila nie miała dużo miejsca, aby się przecisnąć.
- Dzień dobry - powiedziała jak gdyby nigdy nic, a przechodząc obok kapelana mruknęła tylko pod nosem: - Niektórych doprawdy wyobraźnia ponosi...
Wikary delegowany jako “zamkowa posługa duchowa” nie skomentował. Jedynie spojrzał jej w oczy gdy mijała go w ścisku sunąc piersiami po jego torsie.
Uśmiechnęła się zakłopotana, po czym szybko przemknęła dalej.

Gdy dotarła do własnej komnaty, zapukała dyskretnie, lecz odpowiedziała jej cisza. Dziewczyna odczekała chwilę, po czym wślizgnęła się do środka. Tak, jak się spodziewała, Alexander spał na jej łożu, teraz obandażowany i pachnący ziołami, ale wciąż niemożebnie brudny. Aila podeszła do łóżka i spojrzała na jego uśpioną twarz. Będzie trzeba go niedługo zbudzić, by wziął kąpiel i przyodział się odświętnie, teraz jednak dała mu spać. Czekając na specyfik od cyrulika przypatrywała się jego licu. Dziwnie czuła się z myślą, że tej nocy on... i ona... Po wydarzeniach nad strumykiem bynajmniej nie czuła niechęci na myśl o tym, wręcz przeciwnie - kręciło jej się w głowie z wrażenia. Gdyby tylko nie “widzowie”, którzy mieli być w tym samym pokoju... może nawet byłaby szczęśliwa? Teraz jednak odczuwała niepokój.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a gdy spytała kto, opowiedział się Bernard.
Przyniósł w niewielkim woreczku dawkę sproszkowanych nasennych ziół od cyrulika. Zmył się szybciej niźli mogłaby podejrzewać. Na całym zamku trwały ostatnie przygotowania. Ludzie wili się jak w ukropie.
Aila schowała woreczek w fałdach ubrania.
Po chwili ona również opuściła komnatę, kierując się do pokoju kąpielowego, gdzie miały już na nią czekać służki, by przygotować pannę młodą na ceremonię.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 08-09-2017, 21:59   #42
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Żona.
Czy to coś zmieniało? Stanie przed kaplicą na dziedzińcu, gdy ksiądz Jean obwiązywał im dłonie splecione w uścisku mszalnym szalem. Tylko tyle?
To zdenerwowanie przed pocałunkiem?
Co to mogło zmienić?


Alex nie wiedział, ale czuł się jakby frunął w powietrzu, choć de facto siedział u szczytu stołu z Ailą, świeżo poślubioną małżonką. Średnio docierało do niego co się dzieje i nie do końca składał to na karb ostatnich dni i nocy.
Krótkie “Biorę sobie ciebie za męża” wyłączyło go jak cios dwuręcznym mieczem prosto w łeb. Siedział więc cicho, jadł i pił, gdy Aila dolewała mu wina. Ona zaś zupełnie przeciwnie, obserwowała wszystko i starała się wszystko mieć pod kontrolą. W szczególności umiejscowienie opata, którego - o dziwo - Alexander wciąż chyba jeszcze nie dostrzegł. Wtem jakiś cień padł na nią, toteż uniosła do góry twarz, by napotkać rozbawione spojrzenie Rodericka. Jako że zmrok dopiero zapadał, “wuj” był wciąż sam.

Mimo iż Theresy nie było widać, Rodrick zbliżył się do miejsc zajmowanych przez nowożeńców, ale jakby nie zwracał uwagi na Alexandra.
- Jako wuj… pozwól mi ucałować pannę młodą - odezwał się ghul Theresy nawet nią patrząc na nowego zarządcę Kocich Łbów.
Ten jakby nie rozumiał o co chodzi. Widział go pierwszy raz w życiu.
Aila wstała i dokonała prezentacji.
- To jest mój wuj, pan Roderick. Przybył przedwczoraj z moją ciotką Theresą. - powiedziała kładąc nacisk na ich imiona, by pobudzić pamięć Alexandra - Nie miałam okazji wcześniej was sobie przedstawić. Wuju, to mój mąż, Alexander. - wskazała dawnego skrybę ręką, a w jej głosie zadźwięczało coś jakby... wzruszenie?
- Witaj mężu Aili - powiedział Roderick i nawet nie patrząc na Alexandra jako wuj pocałował dziewczynę. W usta, jakoś tak nie po wujowsku.
Alex patrzył na to jakby nie rozumiejąc co się dzieje.
Dziewczyna zaś rzuciła wystraszone spojrzenie najpierw Roderickowi, potem Alexowi i znow wujowi.
- Em, tak, dziękuję. - znów spojrzała na Alexandra, zarumieniona - Chyba trafiliśmy na jedną z tych różnic obyczajowych. Wuju, jak podobała ci się ceremonia? Jeszcze raz chciałam podziękować za twoją pomoc przy rozstawianiu namiotu i... w ogóle.
Roderick skinął głowa, jakby zgadzał się z każdym słowem panny młodej. Z uśmiechem. Nawet na chwilę nie podniósł wzroku na Alexandra przypatrując się jedynie jej. Gdy skończyła mówić skłonił się szarmancko.
- Byłaś przepiękna podczas ceremonii, bardzo mi się podobało. I chętnie będę ci pomagać… siostrzenico.
- Dziękuję wu... wuju. - skłoniła się, po czym gdy mężczyzna oddalił się, usiadła znów koło Alexandra, rozradowana, że wreszcie ktoś pochwalił jej wygląd i suknię, którą tak pieczołowicie sama projektowała, a potem doglądała krawcowych.


Jej mąż jednak mógł nie zrozumieć źródła jej wyraźnej radości, te kwestie były mu obce. Wprawdzie podobał mu się strój, który dziewczyna przygotowała mu na ślub, ale mniej przywiązywał doń wagę.
Wyglądał na tak szczęśliwego, że mało by go obchodziło, gdyby do ceremonii kazali mu stawać nago.
Teraz humor mu lekko spadł, bo nie wiedział jak patrzeć na zachowanie “wuja” małżonki.

Najgorsze jednak zdarzyło się później…
Wieczorem już niewczesnym przybyła świta opata Armanda. On i dwóch mnichów. Oczywiście nie przyszli na ślub, a i na weselisko przyszli późno, gdy już sie ludzie dobrze bawili.
Alex zaczął powoli wstawać. Aila usłyszała zgrzyt jakby wyciągał ktoś miecz z pochwy… ale to był jeno zgrzyt zębów małżonka.
Kasztelanka położyła delikatnie dłoń, na jego dłoni.
- Miastowi ich zaprosili - powiedziała cicho - Nie przejmuj się, zajmę się tym w odpowiednim czasie.
- Wiedziałaś o tym? - Spojrzał na nią z bólem.
Kiwnęła głową.
- Dowiedziałam się, gdy spałeś. Przepraszam, chciałam ci powiedzieć, ale... - przygryzła wargę. Nikogo wcześniej nie przepraszała tak często, jak tego mężczyzny.
- Nie… - Alex wstał. Widziała jak grają mu mięśnie przy zaciskanej szczęce. - Nie….
- Niech Bóg wszechmogący błogosławi młodej parze - odezwał się opat przystając przy stole. - Zobaczmy jak sie chędożą… i kończmy to. Czas jest cenny.
Aila zobaczyła na twarzy Alexa żądzę mordu. Prymitywną, dziką. Chwyciił za krzesło.
Ponieważ wszystkie oczy zwróciły się teraz na pana młodego i opoata, Aila wykorzystała chwilę, by wsypać zawartość woreczka, który skrywała w rękawie do wolnego kielicha. Napełniła naczynie to i swoje winem, po czym szybko wstała.
- Ojcze, twoje błogosławieństwo wiele dla nas znaczy - odezwała się trochę głośniej niż trzeba - Ale w dniu wesela życzenia mają moc tylko, jeśli się napijesz z nami.

Podeszła do opata jednym z tych kroków, których używała wchodząc do sal balowych jako salonowa lwica. Jej z leksza kołyszące się piersi przyciągały wzrok nawet najbardziej świętobliwych męży. Z uśmiechem podała opatowi kielich z mieszanką nasenną.
Duchowny wahał się przez krótką chwilę, ale w końcu uniósł kielich. I bez wypowiedzenia toastu przechylił go pijąc do dna.
Alexander targany emocjami uprzednio widząc reakcję małżonki stał tylko. Czy tyle samo kosztowała go walka z Elijahą? Był blady i drżał, Aila widziała to nawet z odległości gdy stała obok opata.
“Zaufaj mi, głupcze” - mówiło jej spojrzenie, lecz on nie patrzył w jej oczy. Nie mając innego pomysłu dziewczyna zaklaskała nad głową w dłonie.
- Muzyka! Tańczmy! Bawmy się! - zakrzyknęła, po czym zupełnie jakby zapominając o duchownym podeszła do Alexandra.
- Zatańcz ze mną... - powiedziała z cichą prośbą w głosie.
- Ja…. ja…. - Patrzył wciąż na mnichów zaciskając dłonie w pięści. - Ja nie potrafię. - Nie wiedziała czy to był ulotny ton żalu przebijający się przez dziką wściekłość, czy jej się jeno zdawało.
To zbiło ją z tropu. Ona umiała tańczyć od 5. roku życia. Nie wiedząc, co robić złapała Alexandra za rękę i pociągnęła w tłum zbierających się par. Na szczęście był chyba tak zdziwiony tym, że nie opierał się. Tymczasem szlachcianka pociągnęła go na środek parkietu... i dalej, przeciskając się pomiędzy tańczącymi, aż wydostali się z drugiej strony dziedzińca. Tutaj jeszcze chwile prowadziła go, by wymknąć się poza światła pochodni.
- Mówiłam ci, zajmę się nim. I... zajęłam. Podałam mu środek nasenny. - wyjaśniła krótko.

Alexander był dziś szczęśliwy. Był szczerym człowiekiem skażonym ideą rycerskości do bólu. Nie potrafił udawać. Promieniujący, wściekły… teraz zbolały.
Wciąż wyglądał jakby był niedaleki od ruszenia do stołów i rozbijania głów.Wciąż wyglądał jakby złapał szczęście za ogon i się nim upajał.
I był tym zamotany. Zbolały.
- Nie miałaś po co. - rzekł. - Możemy zawsze pójść… - speszył się. - To nie tak że chcę cię. To znaczy tak, ale nie tak że…
Aila spojrzała na niego, jakby coś w głowie kalkulując, po czym... znów szarpnęła świeżo upieczonego małżonka za rękę, tym razem po to, by wraz z nią przylgnął do ściany stajni. Nie mówiąc nic więcej, objęła jego kark ramionami i wspiąwszy się na palcach, pocałowała w usta.
- Pragnę cię, Ailo - powiedział. - Nie wiem czy kocham … - nie wiedział co dalej powiedzieć. - Chyba tak.
Odsunęła nieco głowę, by pokręcić nią z wyrazem lekkiego rozbawienia.
- Alexandrze - powiedziała miękko, kładąc sobie jego dłonie na kibici - Starczy jeno, jeśli mi powiesz, że nie żałujesz.
- Nie wiem czy kiedykolwiek doświadczyłem czegoś… nie wiem Ailo, czy to nie najpiękniejszy dzień w życiu.
Doprawdy nie wiedziała skąd bierze taką odwagę. Czuła jednak, że on jej potrzebuje, że dla niego musi być silna. I była. Dawno... może nigdy wcześniej nie czuła tak bardzo, iż oto dzierży w dłoniach własny los.
Zdecydowanym ruchem zaczęła rozpinać pas jego spodni.
- Jeśli nie wiesz... to zaraz się dowiesz. - wyszeptała namiętnie mu w twarz.
Zadrżał.
Zapomniał o opacie i jego mnichach.
Pochylił się.
- Ailo…. Nie tu… - wyszeptał całując jej włosy. - Spełnijmy to co oczekują i ostańmy sami.
Podniosła na niego gniewne spojrzenie, jak dziecko, któremu nie dano obiecanej zabawki. Po chwili jednak jej dłonie faktycznie odsunęły się od jego paska.
Nie rzekła jednak nic, wciąż wyglądając na złą.



Ku uciesze gości i zdziwieniu, po raptem dwóch kielichach wina, opat zaległ na stole twarzą i chrapał. Komentarzom żartobliwym końca nie było. Aila zareagowała na to z ulgą, Alex ze złością. On wciąż nie wiedział, że Armand miał być jednym ze “świadków” konsumpcji małżeństwa.
Na dziedzińcu impreza trwała w najlepsze, wszak gros mieszczan przybyło na weselisko, ale w refektarzu gdzie bawiły się ważniejsze persony - powoli zbliżała się ku dogasaniu.
Księdza Jeana nie było, zmył się wcześnie… do Aili podszedł burmistrz Coiville.
- Opata zmogło, nie wiem co tedy czynić… - Widać było, że i on czeka na… na to. Był uczciwym bogobojnym i kochającym rodzinę człowiekiem, chyba jednym z niewielu co chcieliby to oglądać. Paradoksalnie był burmistrzem i musiał.
- Czy troje świadków to mało? Wszak samo słowo burmistrza by starczyło, wszyscy wiedzą o waszej praworządności. - posłodziła mu Aila, która tego wieczora wspinała się na wyżyny kobiecej manipulacji.
- No w tej sytuacji… - burmistrz pokiwał głową. - Nie ma chyba…
- Ja opata zastąpię - odezwał się ciemnowłosy mnich podchodzący do nich. - Zastępuję ojca Armanda we wszystkim gdy trzeba.
Aila spojrzała na niego z wyższością.
- Uwierz mi panie, gdyby starczyło się zgłosić, mielibyśmy w komnacie więcej ludu niż miejsca. To rada miasta wybrała reprezentantów.
- Może i pół Niderlandów by się zbiegło, gdyby wcześniej uwiadomić. Rada wybrała towarzysza burmistrza przez ważkość pozycji opata. Klasztoru. Jam jego zastępcą.
- I zarazem człek, którego nie proszono osobiście - odparła ostro Aila - Wybacz panie, ale ja nawet twego imienia nie znam i nie dopuszczę kogoś takiego do łożnicy. Ufam radnym, więc jeśli trzeba, moi strażnicy opata wniosą. A ile on świadom będzie, to już nie mi oceniać. - prychnęła na niego niby kocica.
- Jak uważasz Pani. Ale trzy osoby wedle obyczaju mało. A i dziwnym mi się wydaje tak żywy protest. Niechby się ludzie dowiedzieli, żeś już wianek straciła… burmistrz przekupiony - burmistrz poczerwieniał. - Niech Bóg broni by kto tak pomyślał.
Aila poczuła, jak się w niej gotuje.
- A mi się dziwnym wydaje, że ktoś kto sam nazwał się zastępcą, bez jakiegokolwiek potwierdzenia ze strony opata, pcha się do łożnicy pańskiej i jeszcze śmie cześć pani tego domu w wątpliwość dodawać i gości jej obrażać. Miarkuj słowa panie, bo o ile nie jestem skora do gniewu, tak na więcej nie pozwolę - Aila mówiła, przywołując całą swą zarozumiałość. Spojrzała na mężczyznę znacząco, po czym zwróciła się do burmistrza - Nie chcę, by kto miał nieprzyzwoitą rozrywkę naszym kosztem. To delikatna sprawa, toteż albo weźmiecie opata w jakimkolwiek jest stanie, albo ze stanu duchownego jeszcze dwóm osobom jestem w stanie zaufać, że to tradycję mają na uwadze, a nie chcą... - zrobiła znaczącą przerwę - Jeśli więc nie opat, to można posłać po księdza do miasta, co wszyscy go poważają lub poprosić jego protegowanego, niegdyś wikariusza, a obecnie kapelana, który na zamku teraz przebywa. Słowu księdza Jeana zaufać mogę, że to człek bogobojny.
- Jak chcesz pani. - Mnich uśmiechnął się szyderczo. Gdyby nie to, że od Alexandra wiedziała co to za klasztor, może na takie zachowanie doznałaby szoku. - Wszyscy wiedzą, żem w klasztorze zastępcą ojca Armanda. Kto na zamku pomieszkuje ten domownikiem. Ukryć coś chcesz panno. To ukrywaj. Twoje prawo. Zabierzemy opata i odejdziemy zatem. Ale wszyscy się dowiedzą zatem, nie tylko w tej części gór, jaka to cnota na Kocich Łbach była.
Kobieta wyprostowała dumnie sylwetkę, choć dłonie jej drżały. Przez chwilę zastanawiała się czy nie powiedzieć wszystkiego Alexandrowi, czy nie wyciąć w pień tych “mnichów” i pozwolić małżonkowi na choć odrobinę pomsty, jednak obawiała się, że to zbyt na nich może wskazywać. Będzie trzeba się zająć tym opactwem, lecz... nie od razu. Aila uśmiechnęła się delikatnie.
- Zapewne nie mniejsza niż w murach klasztornych. Podróżujcie w pokoju, nie lękając się nocy. Wszak Pan jest z wami, prawda? - spojrzała prosto w oczy mnicha.
Ten skinął głową.
- Wierzymy że jest. Bywaj Pani, pozdrowienia przekaż małżonkowi. Nie możemy doczekać się, żeby nas odwiedził jak dawniej. Celi mu pięknej nie poskąpim w gościnie długiej. - Zerknął ku burmistrzowi, który stał obok. Nie mógł mówić wprost. - Bardzo byśmy chcieli, aby odwiedził nas z tobą pani, tak jak kiedyś przybył do naszego opactwa ze swoją matką. Ugościmy godnie.
Aila zbladła. Czy on właśnie groził, że jeśli wpadnie w ich łapy, to... Przełknęła ślinę. Bała się. Naprawdę się bała. Jednak wciąż była w niej ta duma i poczucie, że jest lepsza od większości ludzi. W końcu była szlachcianką, w końcu to ją sire wybrał... Nie zamierzała, więc pozwolić takiemu... ludzkiemu ochłapowi sobie grozić! W głowie jej nawet zrodził się pewien plan…

Tymczasem mnisi zabrali przeora, który wciąż obiektem żartów pospólstwa był i zamek opuścili.
Alexander patrzył na to z oddali zimnym wzrokiem, burmistrz za to odchrząknął zwracając na siebie uwagę Aili.
- Tak tedy… - zaczął - tyle z klasztornej wizyty. Nie ma sensu po ojca Jeana słać, bo się nie zgodzi, ale… Ten nowy wikariusz, na zamku ledwo co się pojawił. Za domownika go brać jeszcze wcześnie. A i może złość mnichów zmniejszy jego osoba w zastępstwie opata. Wszak sam z klasztoru podobno pochodzi. Mnichem tam był nim Jean go wziął do posług, jak stary wikary już niedomagać zaczął.
Na tę uwagę dreszcze przeszedł po plecach szlachcianki. Wiedziała jednak, że jeśli teraz zacznie oponować, faktycznie stanie się to podejrzane.
- Niech będzie. Byleby się zachować umiał. Ja pozwolę się oddalić już. Powiem mężowi memu, że już czas... i nieco się oporządzę. - dodała ze spokojem, mimo iż jej policzki pałały czerwienią.

Skinęła głową burmistrzowi, następnie wolny krokiem podeszła do Alexandra. Czuła, że z każdą chwilą odwaga, którą w sobie miała, ją opuszcza.
- Już czas. - szepnęła, gdy podeszła dość blisko.
On kiwnął jej głową. Wyglądał na lekko zdenerwowanego, choć w inny sposób niż na widok i obecność mnichów.
- Nie lękaj się. Wszystko… - zawahał się i spojrzał jakoś odruchowo na Marię rzucającą ku nim wzrokiem - będzie dobrze.
Co mogła mu rzec? Że wolała to zrobić pod ścianą stodoły, gdzie byliby przynajmniej spontaniczni, nie bacząc na konsekwencje... Nie było sensu. Skinęła głową i ruszyła ku starej piastunce.
Ta jakby się ożywiła na jej widok. Spoglądała wciąż czujnie na skrybę i uśmiechała się do Aili jakby lekko zdenerwowana. Nie było to jakoś specjalnie dziwne. Na swój sposób kochała Ailę, a zaraz miało nastąpić coś…
- Panienko, dobrze się czujesz? - zapytała z głupia frant.
- Pytasz czy dam radę? - zapytała gorzko i nie czekając odpowiedzi rzekła - Nie mam wyboru. Chodźmy, Mario.
Nawet nie obejrzała się na Alexandra.
Poszły.


Burmistrz wyłożył sprawę Hanselowi, a ten nie oponował wcale. Małżonkowie udali się do swych komnat by się przygotować.
Maria wyjęła białą koszulę nocną, aby Aila ją włożyła, w takiej samej miał przyjść jej świeżo poślubiony mąż. Łóżko zasłane było białą pościelą i kotarami przygotowanymi by opuścić. Czy gdyby opat miał świadczyć konsumpcję małżeństwa wynalazłby jakowyś powód aby zasunać ich nie mogli? Tak czy owak oficjalność tego wszystkiego, nawet te głupie stroje, ludzie mający przebywać w komnacie. Wszystko to odzierało ten akt jakiego mieli doświadczyć z wszelkiej namiętności i przyjemności oddania się sobie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-09-2017, 15:06   #43
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Przyszli niedługo później.
Alexander w białej koszuli, burmistrz Joost de Vinde z łańcuchem na szyi - oznaka swej godności, przygarbiony stary Teodor i Hansel, jak uprzednio przypatrujący się Aili tym nieodgadnionym, oceniającym wzrokiem. Może miało to coś wspólnego z tym iż szlachcianka prócz zwiewnej tkaniny nic na sobie nie miała.
Maria wyglądała na zdenerwowaną, ale uśmiechała się lekko. Teodor był poważny i zawstydzony. Burmistrz jakby nieobecny. Hansel chłonący wszystko za innych.
Skryba ujął dłoń szlachcianki stając przy łożu. Patrzył na nią i uścisnął dłoń w geście uspokojenia. Ona jednak jakby nagle całą wolę straciła. Stała ze spuszczonymi oczyma, pozwalając sobą kierować, lecz nijak nie reagując na gesty pocieszenia. Widać zamknęła się w swojej głowie przed tym upokorzeniem, którego miała doświadczyć.

Alexander położył ją na łożu i sam legł obok, a Maria zbliżyła się by zasunąć tkaninę opadającą z baldachimu. Skryba położył się na boku i położył dłoń na policzku dziewczyny by zwrócić na siebie jej wzrok. Pomieszczenie rozświetlone było ogromną ilością świec zapalonych przez starą piastunkę, co dawało tu w łożu jedynie półmrok.
Alex starał się wypatrzeć coś w oczach małżonki, bo leżała i zachowywała się jak kukła. Nie protestowała. Choć gdy ich oczy spotkały się, ujrzał jak podbródek dziewczyny zaczyna drżeć jakby w zapowiedzi płaczu. Błękitne oczęta zaszkliły się.
Alex uniósł dłoń i jakby w nią splunął lekko. Pochylił się ku Aili całując w policzek skroń.
- Jeżeli chcesz… - szepnął na zupełnej granicy słyszalności. - To możemy być dla siebie… sami. Bez nich. Będą mieli swą krew… - Pokazał jej na dłoni niewielki kawałeczek zwierzęcego jelita, używany w kuchniach do robienia kiełbas. Zwiazany nicią, z czerwoną krwią wewnątrz.
Aila skojarzyła dziwne zachowanie Marii i… wszak zostawiła ją samą przy komnacie gdzie Alex wypoczywał po wyjściu cyrulika. Oczy Aili ożyły na moment. Popatrzyła na twarz mężczyzny, potem na jelito.
- Ja... nie wiem czy umiem... udawać... - odparła konspiracyjnym szeptem.
Że też wcześniej nikt jej nie powiedział, a tak jak na złość, nie chciała nic wiedzieć zawczasu, żeby się nie martwić. Jedyna jej wiedza opierała się na tym co gdzieś tam mimochodem usłyszała i co przeżyła z Alexandrem w górskim wąwozie.
W oczach mężczyzny zobaczyła figlarne ogniki.
- Pytam czy chcesz… - tchnął jej w ucho tym samym cichym szeptem. - I nikt nie mówi… o udawaniu. - Poczuła jego dłoń na łonie. Polizał sugestywnie jej płatek ucha.

Wspomnienie wodospadu zadziałało.Policzki młodej szlachcianki zaróżowiły się, jakby powróciło do nich życie, a błyszczące oczy uwiesiły się jego spojrzenia niczym człek tonący wiesza się traw - rozpaczliwie i... z ogromną ulgą.
- Ale... to co to za różnica? - zapytała cichutko, nieśmiało wyciągając dłoń do jego policzka i drobnymi palcami badając fakturę skóry.
- Nie pomoże ci, że…- jego dłoń zaczęła powoli podciągać jej koszulę odsłaniając kolana, jasną skórę ud - że robimy ich w konia - szepnął figlarnie. - Usłyszą coś innego, a my potem… sami - Podciągnął ile się dało, ale leżąc na wznak przygniatała tylną część koszuli uniemożliwiając mu zadarcie jej wyżej.
- Jesteś... niemożliwy - odparła z nieśmiałym uśmiechem na ustach, unosząc biodra, by mógł zadrzeć koszulę jeszcze wyżej. Kiedy jednak pochylił się nad nią, poczuł, jak jej usta przysysają się do jego szyi.

Odsłonił ją zadzierając koszulę na brzuch dziewczyny i rozchylił jej nogi.
Z lekkim uśmiechem niesfornego psotnika ścisnął prezencik od piastunki i krew splamiła prześcieradło.

[MEDIA]http://assets-a1.kompasiana.com/statics/crawl/552a3a656ea834a5568b4567.jpeg[/MEDIA]

Krew dziewicza Aili.
Przynajmniej dla tych zgromadzonych w komnacie, a naprawdę pewnie kurza wzięta podczas przygotowywania czarnej polewki.
Pozostało zadbać jeszcze tylko o jedno uwiarygodnienie.


Alex pochylił się i zaczął sunąć ustami wzdłuż jej uda, ku miejscu gdzie dziewczyna zaczęła czuć coraz większe uderzenia gorąca.
Piękna blondynka, od teraz jego żona, przyglądała mu się z fascynacja i paniką zarazem.
- Prze...przecież zobaczą kształt ciała... że nie tak leżysz... - wysyczała cicho.
Uwaga wstrzymała go. Szansa, że świadkowie mogą coś zobaczyć przez kotary była prawie żadna. Szczególnie, że światło świec rozświetlało pomieszczenie, a nie wnętrze łożnicy. Jednak może jakiś bystry i uważny wzrok mógłby uchwycić choć zarys ich sylwetek? Skryba wspomniał uważne spojrzenia tego nowego kapelana.

Kiwnął głową i położył się na boku równolegle do ciała kasztelanki, ale w przeciwną stronę. Tak wyglądać mogło już bardziej naturalnie. Sięgnął językiem do jej kwiatu. Zastanawiał się, czy tej nocy znów ujrzy w niej to co drzemało w niej w głębi?
Jęknęła i to zdecydowanie było słychać, że nie udawała. Mimo całego strachu, dziewczyna była na dole cudownie wilgotna, co aż zapraszało, by spróbować jej soku.
Alex nie pomyślał tylko o jednym... Gdy ułożył się wzdłuż jej ciała, jego męskość znalazła się blisko jej twarzy. Poczuł jak drżąca, ciekawska rączka podwija jego koszulę, by się do niej dostać. Już na polance w górach była ciekawa. Alex liżąc jej kobiecość i drażniąc twardszy punkcik zdał sobie sprawę, że mówiła iż nigdy wcześniej nawet nie mogła podpatrzeć i chłonąć wzrokiem widoku męskości.
Dopiero tam mogła popatrzeć sobie do woli, a tu, teraz…
Podnieciło go to, był ciekaw każdego jej ruch.
Znów jęknęła. Sam nie wiedział czy to na skutek jego pieszczot, czy też na widok tego, co odsłoniła podciągnięta koszula. No moment dziewczyna jakby zamarła, po czym ostrożnie, samymi tylko opuszkami palców dotknęła go. Zaczęła badać kształt - niespiesznie, z ciekawością.

Im uczta dłużej trwała, tym skryba odczuwał większe podniecenie wiedząc, że lada moment dojdzie do tego co właśnie czynili. I co mieli zrobić gdy tamci sobie pójdą. Już wcześniej był naprężony, a jego członek pokazywał dobitnie co Alex czuje pieszcząc dziewczynę. Pod jej dotykiem jednak jakby nabrzmiał jeszcze bardziej. Mężczyzna jęknął lekko zanurzony ustami w jej coraz bardziej wilgotną jamkę.
Aila zaczęła się wić pod nim coraz bardziej nerwowo, coraz trudniej jej chyba też było utrzymać biodra w jednej pozycji. Były skryba czuł, jak te raz po raz zaczynają falować, dociskając się do jego twarzy. Tymczasem dłoń dziewczyny objęła jego dumę i poczęła ją pieścić, przesuwając paluszkami w górę i w dół.

Zadrżał.

Ruchy jej ciała wskazujące odczuwaną przez dziewczę przyjemność dodały mu śmiałości, tak jak i pieszczoty jej ręki. Objął ją na wysokości pośladków i sam docisnał wpijając się mocniej. Przy czym powoli przekręcił unosząc ją ze sobą.
Aż spoczął na plecach a ona na nim.
Choć wyraźnie starała się hamować, z jej gardła wydobył się cichy pomruk rozkoszy. I choć początkowo wstydliwie cofnęła biodra, gdy znów przywarł do jej kobiecości ustami, nieśmiało, a potem coraz odważniej wypinała przed nim swoje nagie pośladki.

W tej pozycji widok miał…

Pasją ruchów języka i dłońmi wślizgującymi się pod jej koszulę, ku piersiom, pokazywał jak działa na niego ten widok.
Jej oszczędne na razie ruchy bioder zaczęły nieśmiało kreować tempo w którym niejako jeździła swoją szparką po ustach skryby. Zamruczał zaciskując dłonie na pełnych piersiach, zwisających trochę i zdał sobie sprawę jak bardzo chciałby ją wziąć w tej pozycji. Już nie jeno ustami. Jedyne czego mogło mu w tej pozycji brakować to widoku jej twarzy, jako że Aila zdawała się przeżywać w tej chwili istne katusze. Przyciskając własną dłoń do ust, hamowała krzyki, które cisnęły jej się na wargi. Doprawdy dziewczyna ta miała gorącą krew... O tym jak bardzo jednak Alex dopiero się miał się przekonać, gdy zupełnie niespodziewanie poczuł, jak jej usta obejmują jego wyprężonego członka.
Zaskoczyło go to, ale fala przyjemności z czucia na nim miękkich ust dziewczyny, to zaskoczenie cisnęło w kąt. Odruchowo naparł na nią, ledwo dostrzegalnie unosząc biodra. Może o cał jeno. Rozpalony zabrał ręce z piersi dziewczyny i złożył na wypiętych pośladkach. Rozchylił dając sobie większy dostęp.
Znów zanurkował.
Poczuł pod palcami jak jej ciało przeszywa dreszcz. Na chwilę oderwała wargi od jego męskości, by odetchnąć głęboko, po czym znów wróciła do badania tegoż dziwnego organu swoimi ciekawskimi paluszkami i niemniej ciekawskim języczkiem.

Jęknął głucho, bo jej ciepłe wilgotne wnętrze stłumiło ten odgłos. Mocno zacisnął dłonie na jędrnych pośladkach. Przez chwilę przed oczyma stanęła mu jej twarz znad wodospadu. Nienasycona, bezwstydna.
Aila w swej dziewiczej nieśmiałości wręcz zamknęła się w sobie na sam fakt iż w komnacie obecni są postronni. To co w niej siedziało, pewnie sprawiłoby iż karmiłaby się i podniecała bardziej widząc oszołomione spojrzenia “świadków” na swoim ciele podczas dzikiego aktu z Alexandrem.

Paradoksalnie gdy ich tu już później nie będzie.

Wciąż liżąc przesunął kciuk z zaciśniętej na niej dłoni, aby pomóc nim sobie w pieszczeniu jej jamki, po jej skurczach czuł, że dziewczyna już długo nie wytrzyma. Z nieśmiałości wypiętych ku niemu pośladków nie zostało już nic. Aila lubieżnie ocierała się o palce i twarz mężczyzny, a jej namiętne pojękiwania były ledwo słyszalne tylko dlatego, że tłumił je rozpalony pożądaniem pal w jej ustach.
Czuł że nie wytrzyma. Pragnął zerwać się, rzucić ją na łóżko i wejść w nią.

Ale oni wciąż tam byli.

Teraz jednak, gdy oboje byli tak rozpaleni pożądaniem czy to się w ogóle liczyło?
Gdyby widział teraz twarz Aili, to nie zawahałby się, ale miał przed sobą tylko jej wypięty zadek i mógł czytać jedynie z jej ruchów ciała. Zachłannych, ale po wszystkim mogłaby poczuć ten sam żal, jaki widział gdy położyła się po zasunięciu kotar.
Zaczął mocniej wirować językiem w jej wnętrzu wspomagając się zachłannymi palcami. Przygniótł mocno i uciskał pulsujący punkt, aby doprowadzić ją do kresu.
Choć jej dłoń wciąż zaciśnięta była na jego męskości, w chwili dotarcia na szczyt rozkoszy z ust Aili wydobył się niekontrolowany okrzyk bezbożnej przyjemności. Ciało dziewczyny znieruchomiało, targane dreszczami orgazmu.




Leżeli tak chwilę.
On wciąż podniecony, ona zaspokojona.

Tym razem jednak wiedział, że nie będzie musiał sam rozładować tego napięcia sam, jak pod wodospadem. To go skłoniło do działania.
Pozbyć się ich stąd jak najszybciej.

Namacał resztkę naturalnego pojemniczka z kurzą krwią i połknął go. Ułożył dziewczynę tak, że leżała przy krwawych plamkach. Okryłą ją na powrót koszulą jak i siebie..
Schwycił za sznurek służący do rozchylania kotar i spojrzał na Ailę. We wzroku tym miał niby echo wesołości ze spłatania świadkom psikusa, ale przesłaniane było to przez żądzę.
Żądzę wręcz straszną.
Dziewczyna z tą charakterystyczną po przeżytym uniesieniu powolnością, niby kot, który właśnie wyjadł cały spodeczek najlepszej śmietany, przeciągnęła się i uśmiechnęła do małżonka zmysłowo. Wiedział, że mu nie odmówi.

Kiedy jednak “komisyja” podchodziła do łoża, by na własne oczy przekonać się, iż małżeństwo zostało skonsumowane, a panna młoda w momencie wprowadzania do łoża była dziewicą, Aila wtuliła twarz w ramię Alexandra, nie podnosząc na nich wzroku. Nawet na Marię. Hansel najdłużej patrzył i odchylił się nawet aby spojrzeć na plecy Alexandra opięte giezłem. Opatrunki cyrulika widoczne były pod koszulą, ale ni kropli krwi na niej.
Nowy kapelan skrzywił się jakby liczył na coś i swego nie osiągnął.
Pozostali “świadkowie” nie spieszyli się, chcąc właściwie wykonać swój obowiązek. Wszyscy jednak zachowywali dyskrecję, oszczędzając głośnych komentarzy nowożeńcom.
Tylko na twarz młodego kapelana, gdy ten już się odwracał, by odejść, Alexander dostrzegł dziwny, drapieżny uśmiech. A może to jeno cienie świec tak zagrały na jego licu?

Wreszcie czterech świadków opuściło alkowę i gdy drzwi zamykały się za nimi, do uszu kochanków dotarły słowa burmistrza:

- No to pociechę w łożu będzie nasz nowy rządca miał. Nie ma co…

Alex bał się odwrócić wzrok na młodziutką żonę.
Wszystko, absolutnie wszystko mówiło mu, że ją posiądzie.
Tu.
Zaraz.
A jednak wciąż gdzieś tam kolebała się ta niewygodna myśl, wspomnienie błagań starej Marii, aby panienki nie tknął i honorem się wykazał. Że jak ona nie chce go, to by wianka nie zrywał i zadowolił się Kocimi Łbami bez wstępu do jej komnaty.
Piastunka po prostu mogła nie wiedzieć co się między nimi zmieniło, najpierw w nocy zwierzeń w jego komnacie, potem na polanie niedaleko wodospadu. Usilnie chciał w to wierzyć.
Ale gdzieś tam obijała się absurdalna obawa, że Aila poprosi go aby wyszedł.

Powoli przesunął dłoń kładąc ją na udzie szlachcianki. Gorąco jej ciała czuł nawet przez koszulę. Czując ten dotyk powoli odsunęła twarz od jego ramienia i spojrzała nań, leżąc na boku. Włosy miała w nieładzie, rozrzucone po poduszce, leżące pasmami na jej twarzy, szyi i ramionach.

[MEDIA]https://colorfulcortex.files.wordpress.com/2015/12/bed-bedroom-blonde-girl-hair-favim-com-4135501.jpg[/MEDIA]

Aila spojrzała w oczy swojego małżonka i aż przygryzła wargę, dostrzegając pożądanie, które go trawiło. Brak innej reakcji ożywił te myśli, których się bał. Czy to jej milczenie oznaczało, że chciała aby wyszedł, jednak nie wiedziała jak mu to powiedzieć?

Jego dłoń sunęła w górę jej ciała. Bo biodrze, talii, piersi. W jego oczach widziała tę żądzę która nim targała, ale i niepewność. Jakby oczekiwał przyzwolenia, co przecież wobec tego w jakiej sytuacji byli i co w tym łożu się kilka minut wcześniej byłoby szczytem absurdu.
Patrzyli na siebie i patrzyli, a żadne z nich nic nie rzekło, jakby nie znajdując właściwych słów do tej chwili. Dłoń Alexandra sunęła powoli wyżej dotykając dekoltu dziewczyny, łabędziej szyi i zatrzymując się dopiero na policzku. Pogłaskał lico dziewczyny, czekając na jakąś jej reakcję, znak, że go pragnie... lub chce przegnać. Wreszcie Aila jakby uwolniła spojrzenie od jego oczu. Swoją dłonią powoli schwyciła jego palce i przesunęła na swoje usta. Poczuł najpierw muśnięcie jej karminowych warg, a po chwili... psotny języczek polizał wnętrze jego dłoni.
Nie potrzebował większej zachęty. Właściwie to wystarczyłby mały, dyskretny sygnał. Coś w jej spojrzeniu… a on by sobie dopowiedział resztę.
Patrząc Aili w oczy pochwycił obiema rękoma za dekolt jej giezła i powoli zaczął je rozdzierać. Materiał pruł się ukazując dorodne piersi, brzuch…
- Och... - wyrwało się z jej ust. Dziewczyna przyglądała mu się chyba z obawą, gdy okazał tę gwałtowność. Niemniej nie oponowała, patrząc ciekawie co czynił.

Boże, jakżesz jej pragnął.

Gdy rozerwał jej koszulę nocną, przebiegł wzrokiem po zgrabnym ciele. Najpierw ten brutalny akt pozbawiania jej przyodziewka, teraz wręcz parzący od pożądania wzrok.
Opadł na nią zachłannie wpijając się w jej usta. Nie śmiał o tym wcześniej marzyć nawet, a jednak odpowiedziała na pocałunek z niemal równą namiętnością. Poczuł jak jej dłonie zaczynają błądzić po jego ciele, dotykając ramion, boków, pleców i zaciskając się na pośladkach.

Nie odrywał ust.
Chciał już.
Chciał teraz.


Nie mógł wytrzymać, ani czekać dłużej by się w niej zagłębić. Mimo to zawahał się, ale na ulotny moment gdy powolnym ruchem bioder “po omacku” szukał swoją męskością miejsca, które miało go przyjąć. Przez kilka chwil całując dziewczynę przesuwał czubkiem gorącego i naprężonego prącia po skórze w okolicach jej kobiecości. Aż poczuł że trafił, jak rozchylając się wilgotne wnętrze wpuszcza go do siebie. Wsunął się jedynie płytko, jakby w zapowiedzi tego co ją czeka. Poczuł jak Aila napina mięśnie i po chwili rozluźnia je. Otoczyła ramionami jego szyję. Oboje wiedzieli, że bardziej gotowa już nie będzie.
Objął ją mocniej pogłębiając pocałunek i powoli wsuwał się głębiej, aż natrafił na opór. Oderwał od niej usta i oboje zdyszani łapczywie czerpali powietrze. Alex objął ją, jedną rękę wsuwając pod jej talię drugą za plecy. Uścisnął jakby chcąc ją w siebie wchłonąć, albo akcentując stanie się jednością.

I już bez pytań, bez rozterek, bez ostrzeżenia… pchnął zagłębiając się w nią mocno i przełamując opór.

Wszedł w nią z krzykiem.
Jej krzykiem.
Poczuł też jak jej paznokcie wbijają się w skórę jego pleców, szarpiąc bandaż. Zabolało więc ich oboje. Po chwili jednak ciało Aili odrobinę się rozluźniło. Usłyszał obok ucha jak pociąga nosem.
Pocałował jej policzek przesuwając się w niej lekko.
- Boli tylko pierwszy raz… - szepnął do niej nie puszczając i obejmując jak wcześniej.
- Mhmmm - tylko tyle była w stanie mu powiedzieć. Jednak już kilka uderzeń później, poczuł jak jej biodra delikatnie ocierają się o niego.
Wciąż aby nie sprawić jej bólu poruszał się w niej powoli, ale czuć było dyskretnie narastające tempo. Wpił się ustami w jej szyję, aAila odchyliła głowę, poddając mu się całkiem.
- Już nie musisz... - szepnęła tylko, jednak łatwo było zrozumieć o co jej chodzi.
- Mhm - wymruczał całując szyję i przenosząc usta na ramię. Zachłanna dłoń uścisnęła pierś. Poczuła coraz szybsze i głębsze uderzenia. Bolało, lecz w jakiś dziwny, rozkoszny sposób. Za każdym razem, gdy Alexander był w niej głęboko, nie mogła powstrzymać cichego sapnięcia. Nie do końca rozumiejąc reakcji własnego ciała, Aila objęła szerokie ramiona mężczyzny dłońmi, przyciągając go do siebie... a może siebie do niego? W jakiś niepojęty sposób jego ciężar jeszcze bardziej ją pobudzał. Czuła jak znów jej ciało otwiera się na rozkoszne doznania.

On doświadczał ich niewiele mniej.
Pogrążył się w spełnianiu żądzy.
Zaczął uwijać się między jej nogami z pasją z każdym razem mocno dociskając ją do łoża. Jego gwałtowność wybijała dech z jej piersi. Aila już rozumiała, dlaczego jedna ze służących kilka dni po zamążpójściu tak dziwnie chodziła. Mimo to jednak, obejmowała i gładziła jego ciało dłońmi. Jej usta raz po raz muskały spoconą szyję Alexandra.
Delikatne pocałunki i urywany oddech dziewczyny lekko otrzeźwiły go. Chciał ją posiąść mocno, zachłannie, ale zdał sobie sprawę, że to jej pierwszy raz gdy przyjmuje w sobie mężczyznę. Zwolnił tempo tylko po to by wbicia się w nią, już nie tak szybkie czynić głębiej, na ile tylko mógł się w niej zmieścić Jego język i ręce zaczęły igrać z rozpalonym ciałem dziewczęcia budził jej żądzę.
Aila oderwała jedną rękę od jego pleców i zasłoniła nią sobie oczy, toteż Alex widział teraz tylko jej zaczerwienione poliki oraz rozchylone w szybkim, płytkim oddechu usta. Piękne dziewcze wiło się teraz pod nim, nawet nieświadomie chyba drażniąc i ocierając swym ciałem o jego, a on zagłębiał się w nią, drażnił, pieścił. Odpowiednimi ruchami nakręcał coraz bardziej jej podniecenie, które potęgowała buzująca w niej męskość.

Kiedy przybyła do zamku chciał jej jak każdy mężczyzna piękną kobietę, z czasem gdy traktowała go jak błoto na dziedzińcu pragnął brać ją brutalnie jakby w rewanżu za jej stosunek do niego. Potem zobaczył w niej pewną nieśmiałość, delikatność za maską wyniosłości i chciał być tym o czym marzył delikatny. Jej dzika żądza pod wodospadem budowała chęć kochania się z nią nieprzytomnie, czynić z nią rzeczy za które mogliby zostać wyklęci.
Chciał ją w każdy możliwy sposób, a mieli całą noc… i inne noce.

Najpierw jednak chciał doprowadzić ją do takiego stanu, żeby móc robić coś na co mogłaby nie zgodzić się, gdyby miała w sobie jeszcze dużo wstydu.
Napierając na nią głęboko, aż po korzeń zaczął bawić się jej guziczkiem.
Znów udało mu się wyrwać z jej gardła ten słodki jęk. Czuł, że będzie go uwielbiał za każdym razem gdy go usłyszy, bo wiedział już, co on oznacza Aila traciła kontrolę nad sobą.
Odsunęła dłoń z twarzy i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Dręczysz mnie... - rzekła z wyrzutem i może byłaby w tym wiarygodna, gdyby nie kolejny jęk i zmysłowo oblizane po nim usta.
Dręczył.
Oj dręczył.
Mocno i głęboko jeszcze podręczył zanim zdecydował się na coś.
Była już chyba głęboko na drodze rozkoszy. W kolejnych uderzeniach cofał się trochę pociągając ją objętą ramieniem za kibić, aż poczuł kraniec łóżka. Podciagnął ją na jego kraniec, sam zaś postawił stopy na zimnej posadzce.
Łoże było wysokie, ale i tak musiał lekko ugiąć nogi, aby była na odpowiedniej wysokości.
Stojąc wchodził w nią teraz szybciej, górował nad nią rozłożoną na prześcieradle i napawał się widokiem.
- Co ty... - szepnęła, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem. Nie dokończyła, bo na jej twarzy pojawił się wyraz bólu i rozkoszy, gdy znów wszedł w nią. Tempo, które narzucił nie dawało jej szans na reakcję. Próbowała chyba oponować, bo uniosła nogę i zaparła się nią o jego bok.
Był już zbyt rozpalony i ujęty obrazem jaki się przed nim rozciągał. Nie przestając się w nią zagłębiać ujął tę śliczną nóżkę i pociągnął ją lekko do góry kładąc sobie na barku zgrabną stópkę dziewczyny. Pochylił się nawet by przeciągnąć po niej ustami.

W jej oczach zobaczył odbicie własnych żądzy. Oraz coś jeszcze, coś ulotnego, co zauważył pod wodospadem. Dziewczyna zmrużyła oczy, starając się jak najmniej pokazać po sobie rozkoszy, którą jej dawał.
- Ty... ty... nieokrzesańcu! - prychnęła, wydymając przy tym usta. Przez chwilę Alex mógł nawet poczuć wątpliwość, lecz gdy zaparła się drugą nogą o jego ciało i popatrzył na nią, wnet zrozumiał, że Aila zaproponowała mu grę… Nawet jeżeli nie do końca wiedział jaka to gra, przyjął ją.

Siłować się z nim nie mogła.
Wkrótce druga ze stóp wylądowała na drugim barku. W tej pozycji Aila poczuła zupełnie inaczej wejścia w nią. Rozchylone nogi trzymał jej w żelaznym uścisku. Na dodatek nic nie mogła zrobić gdy pożerał ją wzrokiem, jej rozchylone w podnieceniu usta, podskakujące przy każdym ruchu krągłe piersi oraz napięty, spocony brzuszek...
- Jesteś... bezczelny... - skarciła go z udawanym wyrzutem.
- Oh, jestem. A ty jesteś z tego powodu bardzo zła?
Powoli rozłożył ramiona z dłońmi zaciśniętymi na jej kostkach. Opór jaki czuł był mniejszy niż przypuszczał, że będzie. Ot jedynie zauważalny. Zaakcentowany. To była ta gra? Wybudzona pożądaniem chciała więcej, ale miał przełamywać opory mające świadczyć o resztkach skromności i przyzwoitości? W oczach jej wciąż widział pewną nieśmiałość ale odpływała ona pod naporem nienasycenia. Rozłożywszy ręce, a zatem i jej nogi szeroko patrzył na nią. Na to jak zagłębia się w niej w rytm pchnięć. Widok z tej perspektywy był zaiste słodki.
- Ba... bardzo... bardzo mocno. - przyznała, z trudem łapiąc dech, by wypowiedzieć słowa. Po zmysłowym tonie jej głosu Alexander mógł mieć też wątpliwości czy aby na pewno mówi o złości. Bezsprzecznie wszak jego ruchy wciąż sprawiały jej ból, widział to po sposobie w jaki szarpała pościel i kurczyła ramiona. Nie widział tylko, by ten ból jej faktycznie przeszkadzał... a może po prostu sam był nazbyt podniecony, aby właściwie czytać jej emocje?
Nie protestowała jednak.
Tylko te udawane opory…
Gdy nie chciała zgiąć nóg gdy na nią opadał.
Gdy oparła o jego pierś dłonie jakby nie chcąc go dopuścić do siebie, choć w oczach miała coś przeciwnego.

Przemagając niewielki opór rozłożył jej dłonie i znowu poczuła się, jak wcześniej, przygwożdżona jego ciężarem. Jego ruchy były coraz szybsze.
Ich spocone ciała połączył ten sam chaotyczny rytm. Aila uniosła się na łokciach by go pocałować, lecz nie tak jak wcześniej, lecz bezwstydnie wwiercając języczek w jego usta. W krótkich przerwach, gdy się rozłączali, czuł na twarzy jej gorący oddech, a pod sobą niemniej gorące ciało, które wyginęło się teraz tak, by wyjść naprzeciw jego pchnięciom.
Zadrżał gdy poczuł jak zaczyna ogarniać go uczucie znamionujące zbliżającą się falę. Swoje i jej ręce kurczowo przycisnął do łoża.
Już prawie nie myślał.
Przygryzł jej wargę wbijając się jak opętany szybko, bardzo szybko.
Usłyszała jego cichy jęk, gdy jego mięśnie zaczęły się spinać i czuła jak z każdym kolejnym ruchem ściąga ją wraz z sobą na samo dno oceanu rozkoszy. Nim fala nieziemskiej przyjemności zalała jego ciało i umysł, Alex poczuł jeszcze jak kobieta pod nim drży, a potem jej ciało wygina się w łuk. Ich jęki, ich ciała... połączyły się teraz w jedno.




[MEDIA]https://www.rd.com/wp-content/uploads/sites/2/2016/06/06-infertility-myths-orgasm.jpg[/MEDIA]

Alexander zadygotał raz jeszcze wciąż leżąc na Aili, która wciąż drżała.
Czuł jak uchodzi z niego nasienie. Prosto w ciepłe wnętrze, które tak ochoczo go przyjęło. Byli ghulami, dzieci z tego być nie mogło.
- Chyba trochę…. - Skrył twarz w zagłębieniu jej szyi i ramienia. Musnął skórę ustami. - Chyba trochę przesadziłem…
Początkowo nie odpowiedziała, dopiero gdy spojrzał na nią, zauważył łzy w jej oczach.
- Ailo, ja… - przeraził się nie na żarty. To jak jej pragnął i jej reakcje, faktycznie poprowadziły go ścieżkami, których normalnie nie wybrałby w pierwszej miłości cielesnej tej dziewczyny. - Ailo… wybacz i. - Puścił jej dłonie by jedną z nich położyć na jej policzku. - Przepraszam…
Pociągnęła nosem.
- To... to nic... - powiedziała, lecz jakby wbrew tym słowom odtrąciła jego rękę i zakryła twarz dłońmi. - To... trochę... przerażające - powiedziała, a po chwili poskarżyła się cichutko: - I boli.
Objął ją delikatnie i poprawił się na łożu. Podciągnął ją na poduszkę aby mogła leżeć wygodnie.

Zobaczył nowe ślady krwi.
Tym razem tej prawdziwej krwi dziewiczej.
Okrył ją kołdrą i znów obejmując przytulił głaszcząc po głowie.
- Tylko za pierwszym razem. Poczekamy z tym ile tylko będziesz potrzebować.
Aila tylko kiwnęła głową, starając się ukryć łzy. Mimo to, gdy obdarzył ją swą bliskością, wtuliła się niby dziecko i niby dziecko prędko zasnęła.

Kiedy jednak nad ranem Alexander obudził się, Aili przy nim nie było.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 11-09-2017, 09:23   #44
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Jakieś dwie godziny przed wschodem słońca Ailę obudził dotyk puszystego ogona na twarzy. Alexander spał w najlepsze obok, lecz to do niej łasiły się dwa koty, które nie wiadomo jakim cudem wślizgnęły się do komnaty nowożeńców.
Dziewczyna wiedziała co to oznacza - sire ją wzywał.

Choć spotkanie z wampirem było niby przelotne widzenie na korytarzu, młoda szlachcianka wróciła z niego odmieniona. Znów była tą zimną, wyniosłą pięknością. Elijah bowiem dał jej najlepszy prezent ślubny, jaki mogła sobie wymarzyć - dał jej poczucie potęgi.

Stanęła w drzwiach komnaty, gdzie Alex spał w najlepsze, nieświadom nawet jej zniknięcia. Był z pewnością zmęczony zarówno po akcji z wilkiem, jak i samych zaślubinach oraz tym, co robili w nocy. Zastanawiała się co powie na prośbę, którą wypowiedziała, gdy Elijah zapytał czego by sobie życzyła od niego, jako prezentu dla nowożeńców. Zastanawiała się też jak zareaguje, gdy pozna warunek, jaki wampir jej postawił, by prośbę tą spełnić.

Niepewna co teraz myśli i co czuje względem uśpionego mężczyzny, Aila zamknęła cichutko drzwi. Nagle poczuła się brudna i zapragnęła wziąć kąpiel. Nawet za cenę obudzenia kilkoro służących.

Kiedy po drugim pianiu koguta zaniepokojony małżonek odnalazł ją w jej prywatnej komnacie, dziewczyna była już wymyta, uczesana i przyodziana pięknie w suknię koloru srebra. Powitała go uśmiechem.

- Wstałeś już... - stwierdziła rzecz raczej oczywistą.
- Tak - potwierdził oczywisty fakt. - Nie było cię i pomyślałem… - zmieszał się - sam nie wiem co pomyślałem. Jak się czujesz?
Podniosła się z fotela, w którym siedziała i mimo woli skrzywiła, gdy jej pośladki napięły się przy tej czynności.
- Dziękuję, dużo lepiej. Możesz wejść i zamknąć drzwi? Musimy porozmawiać.
Kiwnął głową.
Zrozumiał.
Teraz powie mu, że fajnie było, raz i tyle.
Wszedł do środka i zamknął drzwi.. Westchnął i spojrzał na nią pytająco.
Aila wyminęła go, podchodząc do stolika na którym stał dzban z winem. Napełniła dwa kielichy i jeden podała Alexandrowi. Patrząc mu w oczy, rzekła:
- Tylko się nie złość. Przynajmniej nie, póki nie skończę. - zastrzegła.
Pokiwał głową.
- Nie będę. - Bo i nie zamierzał. Żal, smutek, już czuł. Za cóż miałby być zły, chyba jeno na siebie.
- Nie wiem czyś zrozumiał po co wczoraj opat zjawił się na naszym weselu. Miastowi postanowili, że... będzie on właściwą osobą, by naszych pokładzin dopilnować. - przełknęła ślinę - Domyślałam się, że... właściwie bałam jak zareagujesz, toteż podałam mu zioła usypiające. Plan, jak wiesz, udał się znakomicie, lecz nie przewidziałam, że jeden z tych mnichów będzie chciał zająć jego miejsce. Wywiązała się dyskusja... ostra... był wściekły, że nie odpuszczałam, w oczach burmistrza go dyskredytując. Jednakoż... on mi groził Alexandrze. Nam obojgu. - spojrzała na niego, ale nim zdążył się odezwać, kontynuowała.
- Gdy więc nocą pan mnie zapytał jakiego prezentu pragnę na nasze małżeństwo, powiedziałam, że... - odwróciła wzrok - Chcę głów tych trzech, co na ceremonii byli. I klasztoru w płomieniach. Ja... byłam wściekła, nie myślałam... ale sire się zgodził.
Popatrzyła niepewnie teraz na swego małżonka, jak to przyjmie.

On milczał. Widziała gniew w nim buzujący, ale i jakąś ulgę.
- Pan wezwał cię tej nocy? - powiedział cicho. - Akurat tej…
Kiwnęła głową, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego akurat na to zwrócił uwagę.
- Chciał mi zapowiedzieć, że... no właśnie, powiedział, że spełni moją prośbę, ale w takim razie jutrzejszej... czyli dzisiejszej... nocy go nie będzie. A Theresie ponoć bardzo się zaślubiny spodobały i... wymyśliła jakąś zabawę małżeńską, wyzwanie dla nas. Elijah nakazał, byśmy pod jego nieobecność przyjęli jej zaproszenie i udział w grze tej wzięli. To... wszystko. - powiedziała, błądząc oczami po pokoju.
- I sire zgodził się od tak? Nic nie chciał w zamian? - W głosie zarządcy Kocich Łbów brzmiało nieukrywane zdziwienie.
Aila pokręciła głową.
- Tylko tyle, com powiedziała. To nasz... prezent. A ja... wybacz, byłam samolubna. Choć kiedy to mówiłam, myślałam, że ty... że jakoś cię uspokoi... gdy oni znikną... - wychyliła kielich do pusta.
- Tak. Marzyłem od lat o tym, że ja ich wyrżnę i spalę ten klasztor. - Zbliżył się. - To nie ludzie Ailo - rzekł spoglądając na nią, aby jakoś rozwiać to co miała właśnie wypisane na twarzy. Że pośrednio czuła się morderczynią. - To zwierzęta. Złe i niebezpieczne.
Popatrzyła nań z nieśmiałą nadzieją.
- Więc... rozumiesz? - zapytała cicho.
- Tak. - Przyklęknął przed nią. - Tylko silni ludzie moga pokusić się na takie rzeczy. Masz w sobe siłę. Ale nie żałuj ich i nie obwiniaj się. Nie warto.
Spojrzała na niego z góry niepewnie, po czym pogładziła czule jego głowę.
- Będzie trzeba zorganizować jeszcze jedną ceremonię. Twego przejęcia zarządzania nad zamkiem. Nawet jeśli to nieoficjalne. Ludzie pewno chcą to uczcić.
Pokiwał głową, ale jakby nie skupiał się na tym.

- Wybacz mi noc - powiedział szukając w jej twarzy wstrętu, żalu. - Pragnąłem cię tak mocno, żem się zapędził. Nie wiem co we mnie… - Pokręcił głową.
Aila przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na niego z uwagą.
- Więc... nie chciałeś. - ni to zapytała, ni stwierdziła, po czym dodała jeszcze jedno pytanie - Żałujesz?
- Nie żałuję - Speszył się. - Wstyd mi, za twe łzy i ból, mógł być mniejszy. Chciałem. To co było, a nawet więcej. Szczęściem się powstrzymał.
- Wi... więcej? - dziewczyna przyjrzała mu się z ciekawością.
- Tak… - przyznał niechętnie. - Ale nie martw się powstrzymać się będę potrafił.
- A... acha. - odpowiedziała na to tylko, rumieniąc się podejrzanie.

Alexandrowi coś przeszło przez myśl.
Spojrzał na nią uważnie.
- Ailo, wiesz, że zabijałem. Wszak walczyłem na wojnie… Nie mierzi Cię to?
Zastanowiła się, zdziwiona tą nagłą zmianą tematu.
- Nie... wiem, że... potrafisz się obronić i teraz... też nas. To się wiąże. Nie mógłbyś być taki bez... bez zabijania.
- I gdybym zadał śmierć jeszcze czasem, to też zrozumiesz?
Uśmiechnęła się teraz lekko.
- Jeśli w słusznej sprawie, to myślę, że tak. - odparła i teraz ona zadała pytanie - Tak ci zależy na moim zdaniu?
- Tak. - Ujął jej dłoń. - Bo pomyślałem że… Nie mogłem się odważyć by to zrobić, bałem się, że sire zły będzie. Wszak mnie tam umieścił, plany mógł mieć w związku z tym klasztorem… - Spojrzał jej w oczy. - Ale skoro sam obiecał to plugastwo zniszczyć…
- Widać... ma więcej planów. - powiedziała Aila tonem żartu, lecz jej samej po chwili było nie do śmiechu, gdy rozważyła, co rzekła.
- Mógłbym wyruszyć niedługo. Przed wieczorem wrócę. Oni tam obijane żelazem pałki, widły. Zbroję za murami założę…
Popatrzyła na niego z uwagą.
- Chcesz... własnej pomsty?
- Też - przyznał bez wahania - ale i o tym myślę, że ty nijak nigdy nie rozpamiętasz tego jako własnego w tym udziału. I… coś jeszcze jest. - zawahał się.
Teraz ona uklękła przy nim. Gdyby kto ze służby wszedł, dziwnie by wyglądali, klęcząc naprzeciwko siebie na środku komnaty.
- Powiedz. - poprosiła.
- Może być tak, że tych trzech łby sire przyniesie Ci, ale resztę jeno rozgoni tylko kilku zabijając. I klasztor spali jak Ci przyrzekł. Wtedy źle będzie, takie ścierwa na wolności… Ale pewnie pan żywej nogi stamtąd nie wypuści i tak sobie myślę. Ta córka młynarza, Genevieve co ludzie mówią, że w górach się zagubiła i spadła, albo że na murwę poszła do Brukselli. Cóż miałaby robić głęboko w górach? I jeden młyn w okolicy, jej ojciec bogaty, szłaby ciałem kupczyć tak daleko? No a przepadła. Kamień w wodę, myślę, że tam ją zabrali. W końcu zaś Ailo… jak sire wszystkich wyrżnie, albo rozpędzi i uciekną, to nigdy nie dowiem się, gdzie matkę pochowali.

Skinęła głową, na znak, że rozumie, choć chwilę ze słowami czekała.
- Dobrze, poszukaj jej, ale... jeśli nie będziesz musiał, tych trzech nie zabijaj. Ich śmierć pewna, a chcę, by... by widząc sire, myśleli, że to prawdziwy diabeł po nich przyszedł. Za to co robili.
- Tak uczynię. - Skinął głową całując ją w dłoń. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że właśnie pyta małżonkę o zgodę czy może uczynić coś co chciał, mógł… Szybko poszło pantoflowanie. - Chcesz im w oczy spojrzeć nim umrą? Sama zasugerować, że diabła im naraisz? - Uśmiechnął się.
Zaśmiała się szczerze.
- Nie trzeba. Tobie większą krzywdę uczynili, lecz... największą twej matce. To ona miałaby prawo na nich patrzeć w godzinie śmierci. I chyba... chyba wierzę, że tak będzie. Dlatego nie chcę, by wiązali swej kary z naszym konfliktem, chcę by czuli, że oto ich Sąd Ostateczny nadszedł, a diabeł przyszedł odebrać im dusze. - rzekła z pasją i nim się spostrzegł, wpełzła mu częściowo na kolana, przysuwając twarz do jego twarzy.
Nie wahał się ani chwili, pocałował ją obejmując i gładząc po karku i plecach. Zamruczała, odwzajemniając pocałunek, lecz po chwili oderwała się, jakby obawiając się, że pójdą dalej.
- Zjesz jeszcze ze mną śniadanie? - zapytała, by zmienić temat.
- Pierwsze śniadanie z piękną małżonką. Nie odpuszczę takiej przyjemności.



W trakcie posiłku wymieniali zdakowe uwagi omijając pewne tematy.

O klasztorze nie… bo temat przyjemny nie był. W ciągu następnych godzin monastyr miał spłynąć rzeką krwi, a w nocy miało wypełnić go przerażenie, kolejna porcja juhy i ogień. Mord… nawet na takich zwierzętach nie był dobrym tematem na śniadanie. Wyrok na mnichów zapadł, nie było sensu tego rozgrzebywać.
O zeszłej nocy nie... bo już w komnacie Alex widział jej rumieńce wstydu ukrywającego podniecenie. Zaspokoić drzemiące w niej w głębi żądze i lubieżne pragnienia, jednocześnie nie raniąc nieśmiałej dziewczyny jaką była. To było ciężkie zadanie samo w sobie, zdecydowanie nie na rozmowy przy śniadaniu po pierwszej nocy.

Alexander komplementował wczorajszą uroczystość i zorganizowane przez Ailę wesele. W jego trakcie nie potrafił uciec myślą od pragnień, które miały się ziścić, oraz wszystko przesłaniał mu gniew na widok opata Armanda i jego dwóch towarzyszy. Teraz wspominał pewne niuanse pokazując tym, że zauważał je, jeno skupiony na czym innym wczorajszego popołudnia i wieczora nie pokazywał tego.
Był pełen szczerego podziwu, ile jego młoda małżonka zdołała przygotować.
- … I ta suknia… - kontynuował. - Pięknie w niej wyglądałaś. Ja… nie wiem czy to uchodzi, ale chciałbym widywać cię w niej. - Był speszony. Tak inny widok jak w nocy, gdy z brutalną żądzą rozdzierał jej giezło i przełamywał udawane opory zatracając się we własnym pożądaniu i jej przebudzającej się lubieżności. - Gdybyśmy pojechali do wąwozu… na tę polanę… mogłabyś…? - Uciekał wzrokiem nie wiedząc czy obyczaj nie zabrania pokazywać się małżonce w swej ślubnej sukni po ślubie.
Dopiero kiedy przelotnie spojrzał na nią, zobaczył jak jej oczy pałają radością. Każda jego pochwała musiała być dla niej niezmiernie cenna. Uśmiechała się teraz ciepło.
- Jesteś teraz mym panem mężem. Jakżebym śmiała sprzeciwić się twej woli? - odparła z wesołością w głosie.

Może i chcieli to śniadanie spędzić tylko we dwoje, jednak nie dane im było.
Do komnaty wkroczył Roderick, a za nim Patricia. Sługa spojrzał na Alexandra, a potem na Ailę, czy ma przynieść dla nich nakrycia.
Szlachcianka jako pani tego domu skinęła głową.
- Oto i są nasze gołąbki - powitał ich Roderick, siadając zaraz obok Aili. Patricia zaś siadła pośrodku stołu, jakby chciała jednocześnie zachować dystans i mieć wszystkich na oku.
- Do oczu sobie nie skaczecie, więc jak rozumiem, noc mieliście udaną? - zagadał “wuj”.
- Wątpiłeś w to, że udaną być może? - Zainteresował się Alex spoglądając nieprzychylnym wzrokiem na ghula Theresy. Pamiętał ‘wujowski’ pocałunek na uczcie weselnej. Wtedy był otumaniony wszystkim co wokół się działo, teraz zacisnął lekko szczęki na to wspomnienie.
Roderick bynajmniej nie wydawał się zbity z tropu.
- Cóż, większość szlachcianek z delikatniejszej gliny ulepiona, toż spotkanie z takim chłopem i niego nieobyczajowością mogłaby traumą przypłacić. Niemniej są też panny, co to lubią... i wiele innych rzeczy. - wyszczerzył się szeroko, a Aila aż spuściła oczy.
- Jużci - przytaknął nowy zarządca Kocich Łbów. - Wielce różnie być może, gdy kto nieobyczajny i pośledniejszego stanu, styka się z kim szlachetniej urodzonym. Dajmy na to nieobyczajowość mogłaby poskutkować wymłóceniem gościa kijem i powieszeniu za nogi z zamkowych murów, za uchybianie niewieście słowem.
Na te słowa Roderick roześmiał się serdecznie, bez złości. Nie odpowiedział jednak niczego, bo weszła służba i nakrycia dla dwójki gości zaczęła przygotowywać. Dopiero kiedy wyszli, przystojny blondyn rzekł:
- Nic to, jedzmy. Na wieczór lepiej byśmy w dobrej kondycji wszyscy byli.
- Cóż to za zabawa, którą szykuje pani Theresa? - Alexander nie miał złudzeń, że ghule wampirzycy zdradzą jej plany, ale nie potrafił nie zadać tego pytania.
Patricia prychnęła tylko, z jakimś lekkim uśmiechem zerkając ku Aili.
Ta zmarszczyła brwi. Rozpogodziła się jednak nieco, gdy Rodercik pogłaskał uspokajająco jej dłoń.
- Nic, co miałoby pannie młodej krzywdę czynić. Niestety, więcej wam rzec nie mogę, bo sam nie wiem. Doprawdy te śledzie są u was wyborne. Kucharz sam je marynuje?
Byłego skryby to nie uspokoiło. Kto wie, jak ‘goście’ rozpatrywali krzywdę. Spojrzał jedynie na dłoń Rodericka.
- Czyli innym, może stać się krzywda? - spytał nie odwracając wzroku. - To… ciekawe. Zaintrygowało mnie. - Pominął zupełnie kwestię śledzi.
- Cóż, będzie waść musiał zaczekać do wieczora. - odparł Roderick nawet nań nie patrząc, za to ujmując dłoń Aili - A ty kochanie, potrzebujesz jeszcze jakiej mojej pomocy za dnia? teraz pewno trzeba będzie wszystko zbierać. Jakbyś więc potrzebowała silnego mężczyzny, na którym możesz polegać, nie wahaj się prosić. Znów.
Młoda szlachcianka wyraźnie była zawstydzona, mając świadomość przytyku, który “wuj” wysłał ku jej mężowi, ale z drugiej strony nie chcąc rozpętywać otwartego konfliktu, tylko uśmiechała się uprzejmie.
- Dzię... dziękuję. Zapamiętam.
- Może wilka mógłby nakarmić - rzucił Alexander wstając. - Ja opuszczę was - dorzucił spoglądając na “męża” ciotki swojej małżonki ze złością - niecierpliwie czekam wieczora.
Aila uniosła na niego wzrok i chwilę wyglądało jakby chciała go żegnać. Jednak dłoń Rodericka wciąż trzymała jej rączkę. Toteż nikt nie zatrzymał Alexandra.

W gniewie szedł korytarzami zamku. W dworskich rozmowach, aluzjach i grach słów nie mógł się równać z Duńczykiem, a gdyby po prostu rozbił mu łeb Elijah mógłby być zły. Był gościem na zamku, sługą jego nieumarłej przyjaciółki.

Kazał Bernardowi przyszykować konia pod wierzch oraz drugiego, jucznego. I zbroję, którą założyć miał za murami zamku.
Bernard wyprowadził oba zwierzęta przez bramę i pomógł wzuć pancerz Alexandrowi i przytroczył do siodła wielki miecz rycerza. Prócz tego umocował przy nim korbacz, jaki Alex kazał mu przynieść ze zbrojowni. W pełnej zbroi na rumaku zarządca Kocich Łbów prezentował się… zupełnie inaczej niż zwykle. Obrócił jeszcze głowę w nadziei, że ujrzy Ailę, choćby jej sylwetkę na blankach lub w jednym z okien. O dziwo, zamiast małżonki ujrzał Giselle. Dziewczyna pomachała mu rezolutnie, najwyraźniej odzyskawszy zdrowie.

I puścił się kłusem drogą w dół wzgórza, prowadząc za sobą jucznego konia, na którym pobrzękiwał worek z wystającym trzonkiem łopaty.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 12-09-2017, 16:46   #45
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Było jeszcze ze dwie godziny przed zmrokiem, gdy Alexander wrócił na Kocie Łby.
Nie wjechał na zamek pamiętając zakaz sire dotyczący dzierżenia broni i noszenia zbroi na Kocich Łbach, toteż jeno przystanął przed bramą okrzykując straże.
Chyba nawet nie musiał bo zauważono go wcześniej.

Jego zbroja schlapana była krwią od nagolenników po hełm. Koń juczny obładowany był worami i pakunkami tak, że dziw iż doszedł na to wzgórze. Na rumaku na którym Alex wyruszył siedziała zaś brudna i obszarpana dziewczyna okryta litościwie niedźwiedzim futrem.
Jej nieruchoma, pozbawiona emocji twarz przez chwilę wykrzywiła się w grymasie bólu i rozpaczy, aby po chwili znów powrócić do spokoju wyobcowania i nieobecności. Aila patrząc jej w oczy zobaczyła bezbrzeżne szaleństwo.
Dziewczyna zniknęła dwa miesiące temu, widocznie była zbyt słaba, aby to wytrzymać to co spotkało ją w monastyrze.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/64600371/large.gif[/MEDIA]

Bernard zaczął zdejmować zbroję z zarządcy Kocich Łbów. Blachy lądowały na ziemi gdy pachołek rozplątywał wiązania i uwalniał pana od pancerza.
Dwóch zbrojnych zbliżyło się do siedzącej na koniu dziewczyny chcąc pomóc jej zsiąść, ale wtedy zaczęła strasznie wrzeszczeć i się bronić. Biła w okół rękoma, próbowała drapać, spadłaby z konia gdyby jeden ze zbrojnych jej nie złapał. Omdlała w połowie dzikiego spazmu.

Alexander patrzył na to, ale nie reagował. Zbliżył się do konia jucznego i zdjął z niego całun obwijający coś i związany u dołu i u góry, przez co tworzył coś na kształt podłużnego worka. Nie zwracając uwagi na zratowaną dziewkę czy zakrwawioną zbroję leżącą na ziemi, nie patrząc naobładowanego konia jucznego, wziął ten dziwny pakunek na ręce i ruszył dziedzińcem w stronę kaplicy. Nim jednak tam dotarł z zamku prawie wybiegła ku niemu Aila. Twarz miała pełną niepokoju, gdy na niego patrzyła. A może to wyrzuty sumienia?
- Wróciłeś... przywiozłeś dziewczynę... - powiedziała cicho, zatrzymując się kilka kroków przed nim i jakby nie śmiąc podejść bliżej. - Rannyś?
Pokręcił głową przecząco. Pachniało od niego zgnilizną.
A raczej od tego co trzymał na rękach.
- Tych trzech - rzekł cicho. - Przykułem w kaplicy klasztornej. Żyją. Czekają na noc.
Przełknęła ślinę.
- Nie musiałeś... - rzekła odruchowo, po czym dodała ciszej: - ale chciałeś. Ta dziewczyna... Zresztą nie, nie chcę wiedzieć, co jej robili. Zajmę się nią. Coś poza tym sobie życzysz mój... mężu? - zapytała, a jakby na dźwięk jej głosy w oknie na piętrze Alexander ujrzał twarz Rodericka, który ciekawie mu się przyglądał.
- Tylko jedną… Nie masz nic przeciw bym - spojrzał na Ailę ze smutkiem - złożył ją w kryptach zamkowych?
- Ją? - nie zrozumiała.
- Moja matka. - Spojrzał na to co trzymał na rękach.

Aila zbladła.
Spojrzała raz jeszcze na trzymane przez niego zawiniątko. Przełknęła ślinę.
- Tak. Jeśli chcesz, możemy urządzić jej pogrzeb... jeśli wciąż pamiętasz jej lico, wezwę rzeźbiarza, by pokrywę grobu wyrzeźbił - powiedziała, odsuwając się odrobinę, by przepuścić Alexandra.
- Dziękuję Ailo - w jego wzroku zauważyła szczerą wdzięczność - dam jej szczątki opiece tego nowego kapelana - dodał zamierzając wejść do kaplicy.
- Po...poczekaj! - Nagle szlachcianka złapała go za rękę - Ja... nie wiem czy wiesz, ale... - wahała się tylko chwilę, po czym rzekła: - On też tam był. Nim go ksiądz z miasta na wikariusza wziął. On też był w klasztorze. Posługę pełnił. - Jej słowa zabrzmiały głucho.

W pierwszej chwili zdawało się, że Alex nie zrozumiał tej informacji. W drugiej, że jakby nie przyjmował jej do wiadomości.
Dopiero po kilku chwilach w jego oczach zajaśniał ogień. Mnich z klasztoru na zamku. Dawny zapewne rezydent tego przytulnego miejsca. Świadek pokładzin… Człowiek, któremu przed chwilą miał zamiar powierzyć szczątki matki zagwałconej na śmierć w tym klasztorze.
Aila zobaczyła w oczach męża dziką żądzę mordu.

- Proszę cię tylko o jedno. Daj mu prawo głosu. Potem zrób z nim co zechcesz. - rzekła, patrząc mu w oczy, choć widział, że boi się tego, co nim właśnie zawładnęło.
Powoli skinął głową.
Gdyby nie szczątki trzymane na rękach pewnie nie zastanawiałby się i poszedł do kaplicy by siać śmierć.
- Sam ją złożę w kryptach. Wysłucham… - Skrzywił się. - Przyjdę gdy doprowadzę się do porządku.
Wkroczył do kaplicy przygarbiony i drżący na ciele.
Aila patrzyła za nim, nie ruszając się z miejsca, dopiero gdy zniknął wewnątrz budynku kaplicy, rzekła do równie co ona skonsternowanych strażników.
- Niech dwóch pilnuje wejścia do kaplicy. Nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi tam teraz bez pozwolenia pana - zarządziła, po czym bojąc się, że zaraz usłyszy krzyk katowanego wikariusza, skierowała się do zamku. Wiedziała, że Alexander nie będzie miał do tego głowy, dlatego wydała kolejne rozkazy, by rozkulbaczyć konie, przygotować kąpiel oraz posiłek dla niego, a także by cyrulik obejrzał dziewczynę i by nią także zajęto się, traktując jak gościa samej Aili.



[MEDIA]http://i.imgur.com/3LLR2HS.jpg[/MEDIA]

Alexander leżał w balii pełnej gorącej wody z odchyloną głową. Napawał się pieszczotą gorącej wody rozmyślając o tym, co zaszło w kaplicy Kocich Łbów nie dalej niż dwie świece temu. Przerwało mu dyskretne pukanie do drzwi.
- Tak? - spytał rozleniwionym głosem.
- Alexandrze? - usłyszał znajomy głos Aili. - Czy... możemy porozmawiać?
Poderwał się rozchlapując wodę.
- Ehm… tak… teraz? - spytał.
- Nie wiem kiedy Theresa nas zawoła - przyznała, stojąc wciąż pod drzwiami - aaa masz tam coś, czego jeszcze nie widziałam? - chyba usłyszał w jej głosie nutkę żartu.
- Nie… wejdź - rzekł odruchowo starając się zakryć męskość dłońmi.

Po chwili drzwi niepewnie uchyliły się, a do środka komnaty kąpielowej weszła nieco speszona Aila. Początkowo starała się nie patrzeć na Alexandra, ale że groziło to poślizgnięciem się na mokrej posadzce, to musiała jednak popatrzeć też przed siebie.
- Co... co mu uczyniłeś? - zapytała.
- Nic - odparł spoglądając na nią. Sam nie wstydził się nagości, tylko ta jej nieśmiałość, ten wstyd po zbliżeniu. Bardziej szło mu tu o nią, nie o siebie. - Niech zostanie. Może odpokutuje krzywdy.
To ją chyba zaskoczyło.
Podeszła bliżej i złapała jego dłoń, a on spiął się biorąc pod uwagę na czym ta dłoń spoczywała..
- Wierzę w twój osąd. I... cieszę się, że nie dałeś całkiem ponieść się pragnieniu zemsty. Wystawiłam straże przed kaplicą. Nikt już nie zakłóci odpoczynku twej matce. Pochowamy ją godnie.
- Nie potrzeba wymyślnego pogrzebu. Spoczywa tam w poświęconym miejscu. To starczy. Dwadzieścia lat leżała pod klasztornym murem. Dziękuję ci Ailo.
Dziewczyna zawahała się znów, najwyraźniej coś rozważając, po czym pochyliła się nad wanną i pocałowała go delikatnie w usta. Szybko też cofnęła twarz, jakby zdziwiona własną śmiałością.

Czy była to kwestia chęci uczynienia jej figla aby przerwać rozmowę o zmarłych, czy też chciał jej bliskości?
Sam nie wiedział.
Z ognikami wesołości w oczach wyjął rękę z wody, objął ją w talii i wrzucił do siebie, do balii.
Pisk szlachcianki poniósł się zapewne daleko, nim przeszedł w radosny śmiech.
- Pani? Pani?! Wszystko dobrze? - Pod drzwiami komnaty zjawiła się od razu jakaś służka.
Aila z trudem opanowała wesołość i zastygając na moment, rzekła z godnością:
- Wszystko dobrze, poślizgnęłam się jeno, ale... - spojrzała w oczy Alexandra - mój małżonek uchronił mnie od upadku. Możecie iść i... przynieście mi suknię.
- Tak Pani!
- A tej coś brakuje? - Alex spytał z humorem przesuwając pod wodą palcem po boku dziewczyny. - Na mokro też ładna. - Roześmiał się i ponownie obejmując jej kibić.
Prychnęła na to, lecz widział po wyrazie jej oczu, że naprawdę zła nie jest. Rozlewając wodę na boki udało jej się nieco opanować krępującą ruchy szatę i położyć na szerokiej piersi mężczyzny. Uśmiechnęła się zawstydzona, lecz po chwili jej usta znów odnalazły jego wargi.
Wpił się w nie gładząc jej plecy, Leżał pod nią teraz jakby zupełnie bezbronny w ciepłej wodzie.
- Dręczysz… - powiedział gdy na chwile oderwali od siebie usta. To samo słowo, które wypowiedziała w nocy.
Pokręciła głową w geście zaprzeczenia, po czym podsunęła się nieco wyżej.
- Dopiero zamierzam... - wyszeptała mu do ucha namiętnie, aż zadrżał. Przymykając oczy wpił się ustami w jej szyję.

Nie protestowała.
Zauważył nawet, że poluzowuje sznurowanie sukni, której pozbycie się w tych warunkach zapewne nie będzie łatwe. Jego jednak nic nie krępowało…, ale zaskoczyło go to.
Po tym jak zachowywała się gdy skończyli nocne, miłosne uniesienia, po jej wstydliwych rumieńcach w czasie porannej rozmowy… Nie spodziewałby się, że chciałaby się do niego zbliżyć ‘w ten sposób’ przez jakiś czas jeszcze.
Leżąc pod nią nie przestawał wędrówki ustami po jej szyi i ograniczył się do ‘pomocy’ przy sznurowaniach sukni.
Tak czy owak przecież mokrą należało zdjąć. Do dalszych wynikających z tego spraw podchodził na razie więcej niż ostrożnie.

Zamruczała słodko tu obok jego ucha, przeciągając się leniwie pod wpływem pieszczot. Po chwili jednak znów wróciła do szamotania z odzieniem.
- Chyba nie dam rady... - wyznała z uśmiechem.
- A bardzo lubisz tę suknię? - spytał żartobliwym tonem nawiązując do tego w jaki sposób w nocy poradził sobie z giezłem.
Mimo to zajął się sznurowaniami na plecach w kilka chwil rozluźniając je, jak i wiązania gorsetu. W końcu odzienie było gotowe aby mogła się go pozbyć i oparty o ściankę balii patrzył na żonę łakomym wzrokiem.
Wzrok jej wciąż był wzrokiem wystraszonej łani, lecz jej usta... dziewczyna przygryzła dolną wargę, starając się chyba opanować zmysłowy uśmiech, który pojawił się przez moment na jej obliczu. Odsunęła się nieco, siadając na Alexandrze okrakiem, po czym powoli, wiedząc, że chłonie wzrokiem każdy jej ruch odsłoniła wpierw jedno ramię, potem drugie... Suknia trzymała się teraz na jej piersiach tylko dzięki podtrzymującej ją dłoni Aili. Ta zaś znów spuściła oczy, jakby niepewna czy wypada jej się tak zachowywać.

On zresztą też nie wiedział.
Drzemiąca w niej lubieżność urzekała go, nęciła, zapowiadała najwymyślniejsze rozkosze… ale i bał się ją rozbudzać. Za każdym razem gdy w Aili umierała cząstka wstydu i nieśmiałości względem cielesnej rozkoszy, przybliżało to wybudzenie jej nienasyconego wnętrza. Alex wiedział, że zatęskniłby do tego zarumienionego wstydem dziewczęcia, które zresztą przy tym wstydzie było tylko dla niego, nie szukając spełnień w innych ramionach. Lubieżność i nienasycenie przebudzone na dobre… Coraz to nowe eksperymenty, coraz bardziej wyuzdane, przekraczające najbardziej szalone granice.
Czy jeden człowiek byłby w stanie ugasić ten ogień gdy już zapłonie w niej i eksploduje pożarem to co na razie jedynie się w niej tliło?

Chyba tylko nieumarły mógłby się z tym próbować.
Alexander złapał się na myśli, że może Elijah doprowadził do tego ślubu aby rozpoczęła się edukacja dziewczyny i droga ku przemianie w lubieżną bestię. Z Alexandrem jako tym, co pcha Ailę na tej drodze dalej, i dalej, i dalej…
Przygotowując ją dla Elijahy.

Aż zadrżał.

Choć Aila mogła zupełnie inaczej zinterpretować to drżenie… szczególnie, że sama myśl o niej jako bezwstydnej lubieżnicy zaowocowała naprężeniem i urośnięciem jego męskości.
Nie znając jego myśli, pozwoliła więc z psotnym wyrazem twarzy zsunąć się sukni z jej tułowia, odsłaniając krągłe piersi.
A on… Był tylko mężczyzną…
Na sam ten widok ani potrafił, ani chciał się powstrzymać. Powoli położył obie dłonie na jędrnych, pełnych, jasnych półkulach i z czystą fascynacją na twarzy ujął je w ręce, lekko ściskając.
Aila ani nie oponowała, ani nie pospieszała go, dając mu się sycić swoimi wdziękami. Wtem jednak do drzwi ktoś zapukał. Szlachcianka z głośnym pluskiem wody, przywarła do męża wstydliwie.
- Pani, przyniosłyśmy suknię - powiedziała służka, a dziewczyna stanęła przed dylematem czy wpuścić ją do środka, czy też kazać zostawić suknię pod drzwiami i samej nago się po nią potem wymknąć. Pełna rozterek spojrzała na Alexandra, jakby u niego szukając rady.
- Niech wejdzie. - Uśmiechnął się z psotną miną. Wszak nie było powodu aby ukrywać się przed służbą.
Jego młoda małżonka zmarszczyła brwi, jednak po chwili zawołała typowym dla siebie władczym tonem.
- Wejdź i połóż ją na skrzyni przy drzwiach.

Jak łatwo się domyśleć, dyskretna służąca tylko raz zerknęła na małżonków, skupiając się na wykonaniu obowiązku i szybko znikając za drzwiami.
Aila odetchnęła, prostując się i znów siadając w wannie, podczas gdy Alex wciąż z tą samą fascynacją obłapiał jej piersi. Widok i dotyk jakby pochłaniał go całkowicie. Pochylił się by przejechać po jednej z nich językiem i poczuł jak dziewczyna drży pod jego dotykiem.
- Po...powinniśmy chyba wyjść już... - słabo zaprotestowała.
- Mhm… - zamruczał wodząc ustami po skórze i ugniatając lekko piersi. W tej pozycji… chwycie… bawił się nimi jakby je ważył. Tak słodko ciężkie… - Żebym mógł wyjść - rzekł niewyraźnie bo wciąż przyklejony do jędrnej śliczności - musisz ze mnie zejść… - Jego ciało doskonale wyrażało jak bardzo nie chce tego, ale nie czynił nic by jej uniemożliwić przerwanie pieszczot i wyjście z balii.
Westchnęła pod wpływem jego dotyku. Choć woda nieco już ostygła, im było jakby jeszcze goręcej. Aila wsunęła jedną dłoń pod wodę, dotykając teraz jego podbrzusza. Spojrzała mu w oczy z żarem, ale i rozbawieniem.
- Chcesz powiedzieć, że z lekkością palisz klasztory, ale już niewiasty w wannie podnieść nie umiesz?

Nie odpowiedział, tylko w oczach coś mu zabłysło. Silnymi dłońmi uchwycił za pośladki i podniósł Ailę, a raczej pomógł jej wstać sam nie zmieniając siedzącej pozycji. Zsunął z niej suknię uwolnioną wyżej pasa. Właściwie tylko pomógł zsunąć się ciężkiemu materiałowi nie mającemu zbytnio już na czym się już utrzymać gdy oswobodziła z niej górną część pięknego ciała. To samo uczynił z bielizną i przytrzymując jej uda, aby nie straciła równowagi, najpierw uniósł jej lewą, potem prawą stopę, wyzwalając je z okowów materiału. Odrzucił mokrą suknię na posadzkę i wciąż siedząc oparty o drewnianą ściankę balii gładził nogę dziewczyny stojącej nad nim nago.
I podziwiał przebiegając po jej skórze rozpalonym spojrzeniem.
Ona zaś stała nad nim, wstydliwie zakrywając dłonią swą kobiecość. Patrzyła z góry na Alexandra z niepokojem, ale i fascynacją. Po chwili jej oczy zwęziły się, a na usta wypełzł koci uśmiech.
- No to teraz mam sobie iść, tak? - zapytała.
- Jesteś panią swego losu - rzekł głosem trochę drżącym z pożądania. Znów podniósł jej stopę, ale tym razem aby postawić ją po drugiej stronie swych lędźwi. Przez to stała nad nim w lekkim rozkroku. - Chcesz iść? - spytał sunąc wzrokiem po jej brzuchu, piersiach, szyi aż ich spojrzenia spotkały się.
- To... to nie w porządku... - poskarżyła się, drżąc lekko i z pluskiem znów siadając w wodzie. Tym razem jednak nie dzielił ich żaden materiał sukni. Byli nadzy. Aila jedną rękę oparła na piersi mężczyzny, podczas gdy drugą wysunęła ku jego twarzy. Opuszkiem palca powiodła po jego ustach, jakby sprawdzając ich miękkość.
- Co jest nie w porządku? - spytał udając próby schwytania jej palca ustami. Czuł jak rozgrzane ciało spoczywa na nim. Na bardzo kluczowych, nabrzmiałych rejonach jego ciała. Skurczem naparł na nią sztywniejącą męskością.
Jęknęła wystraszona, lecz już po chwili jej usta złączyły się w pocałunku z jego ustami, a dłonie dziewczyny poczęły błądzić po silnych barkach mężczyzny z coraz większą nerwowością. On wyczuwał to i starał się jej nie niepokoić zbyt śmiałymi posunięciami. W nocy przejęcie przez niego inicjatywy wyrwało się spod kontroli i zakończyło dla obojga dzikim spełnieniem rozkoszy, ale i łzami dziewczęcia.

Bał się ją skrzywdzić.
Ale też jakże pragnął.



Musiała to czuć zwarzywszy na czym siedziała. Oddając pocałunki gładził jej ciało. Muskał plecy, piersi, pośladki pieszczotami, ale poza tym nie czynił nic. W tej pozycji był całkiem w jej mocy. Nawet w pocałunku to on odchylał głowę i szlachcianka pochylała się górując nad nim. Zastanawiał się co Aila czuje, mając jakby w pełni władzy potężnie zbudowanego, półleżącego pod nią mężczyznę i po kolejnym jej namiętnym pocałunku , oraz tym jak jej biodra zaczęły falować doszedł do wniosku, że jego dziewczyna chyba to lubi. Albo polubi wkrótce. Znów woda dookoła nich zaczęła chlapać, gdy Aila ocierała się o jego męskość.




Nie wiadomo jakby się to skończyło, jednak przerwało im znów pukanie do drzwi.
- Pani, twój wuj pytał o ciebie. I o twego małżonka. Chciałby was widzieć... - zakomunikowała służka.
- Niech czeka - odparł Alexander głośno by być usłyszanym przez drzwi.
Służąca oddaliła się, ale magia chwili minęła wraz z momentem, gdy oboje pomyśleli o Rodericku.
- Myślisz, że to... już? - zapytała cicho szlachcianka, zamierając w swych ruchach.
- Raczej nie. Jest przed zmierzchem, Theresa jeszcze śpi - rzekł wracając do pieszczot jej ciała, a Aila pokręciła z rozbawieniem głową i wkrótce sama do niego dołączyła, tym razem odważnie sięgając dłonią pod wodę...



Przymknął oczy na chwilę wstrzymując oddech gdy poczuł jej dłoń na nabrzmiałym podnieceniem przyrodzeniu. Jego dłonie przesunęły się na krągłe biodra będące tuż pod powierzchnią wody. W oczach miał pragnienie, ale i… ciekawość. W tej pozycji zdawał się być w jej mocy. Nie on wejść w nią mógł, ale to ona nabić się na niego. Niczym zasiąść w siodle.
Gładząc skórę w ciepłej wodzie obserwował czy dziewcze, ledwo wczoraj tracące wianek, odważy się na tę dosyć nieobyczajną pozycję miłosną. Ona zaś spojrzała na niego niepewna, ale też podniecona. Bojąc się chyba co jej może rzec i jak osądzić taką śmiałość, zatkała mu usta dłonią. Drugą zaś objęła jego męskość, naprowadzając na swoją grotę rozkoszy.




Znów pukanie do drzwi im przerwało.
- Pani, kuzynka Patricia pyta kiedy znajdziesz dla niej czas. Chciałaby cię widzieć - zakomunikowała służąca pod drzwiami.
Alexander z zatkanymi dłonią blondynki ustami nie rzekł nic, zdawał sobie jednak sprawę, że to zapewne robota Rodericka.
Przeszkadzać.
Z zazdrości o “siostrzenicę”, czy czystej złośliwości? To ciężko było określić. I tak pragnął jej bardzo, ale teraz zapragnął jeszcze zrobić na przekór słudze krwi Teresy. Polizał wnętrze dłoni spoczywającej mu na ustach i lekko docisnął biodra Aili kierując je w dół, aby zachęcić jeno do nabicia się na gorący twardy kształt, który miała w dłoni.
Musiała wszak sama zdecydować czy podążyć za tym ruchem, czy przeciwnie, cofnąć się.
Zasyczała cicho, najwyraźniej wciąż będąc tam obolałą. Lecz nie cofnęła się.
- Nie teraz... Sama ją znajdę... - powiedziała, starając się by jej głos zabrzmiał donośnie. Jednak czuć w nim było drżenie, którego przyczyny służąca się domyślała, toteż rzekła tylko:
- Tak Pani.
I odeszła. Tymczasem Aila cofnęła dłoń i spojrzała głęboko w oczy Alexandra.



Bardzo powoli, marszcząc boleśnie nosek i brwi Aila obniżała pośladki, nabijając jej kobiecość na gorący pal małżonka. Widok tego lekkiego grymasu wzbudził spore dylematy w Alexandrze. Wprawdzie czucie jak go przyjmuje, zaciska się na nim, jak go w siebie wchłania, wzbudził w nim dreszcze. Jednak znów stanęły mu przed oczyma jej łzy i nieszczęśliwe “Boli” wypowiedziane cichutką, bezradną skargą.

Plusem był fakt, że to dziewczyna miała inicjatywę. Całe szczęście Aila nie była doświadczona w ars amandi, toteż chyba nawet nie wiedziała, że na takie “ujeżdżanie” mężczyzny decydowały się co bardziej rozwiązłe niewiasty. Ale w ten sposób sama decydowała o tempie i jak głęboko chce go przyjąć. Alexandra to nawet cieszyło, bo był na nią tak napalony, że mogłoby skończyć się tak jak w nocy gdyby to on posiadł inicjatywę.
Poczuł jak obniża biodra jeszcze bardziej, jak delikatnie kręci pupcią, by przyjąć najwygodniejszą pozycję. Jednocześnie jej oczy zalśniły zdradliwie. Mimo to Aila nie była typową szlachcianeczką. W końcu kiedyś w desperacji ta dziewczyna sama zdecydowała się okaleczyć.
Pochylił się i objął ją. Jego usta przesunęły się po policzku do ucha.
- Gdy tylko będziesz czuć ból, powiesz? Przerwiemy, tak? - wyszeptał.
Pokręciła też teraz przecząco głową i szepnęła:
- Nie powiem... - Po czym uśmiechnęła się delikatnie, jakby na próbę.

Pocałował ją głęboko i namiętnie aby stłumić tym ewentualne ukłucia bólu. Dłonie powróciły do pieszczenia jej ciała przesuwając się po gładkiej skórze.
To pomogło.
Aila objęła szyję Alexandra i nie odrywając ust od jego warg, opadła zdecydowanym ruchem na jego wyprężoną męskość. Cichy jęk utonął pomiędzy ich językami, które odnalazły się tak, jak zrobiły to ich ciała. Znów byli jednością. Jedna z jego dłoni zaczęła delikatnie błądzić po jej skórze wzdłuż kręgosłupa, podczas gdy druga wplotła się we włosy blondynki dociskając ją w nieprzerwanym pocałunku. Czuł jak zaciska się na nim na całej długości ciasnej i wilgotnej kobiecości. Na razie prócz pełnego pasji pocałunku i leniwej pieszczoty nie czynił nic. Chciał aby najpierw sama odnalazła rytm w poruszaniu się na nim.
Dziewczyna ostrożnie zaczęła falować bioderkami, co jakiś czas ustając w tym zajęciu. Choć sama nie była tego świadoma, była to słodka tortura dla jej partnera.
- Ttttak...? - zapytała cicho, wtulając twarz w jego szyję.
- Tt-Tak... - Wciąż pieścił dłonią skórę głowy pod jej włosami. Korzystając z tego, że kryjąc twarz w jego szyi miał jej ucho tuż przy ustach, skubnął płatek szepcząc trochę rwącym z doznań głosem:
- Właśnie tak... Masz pełną kontrolę - mruczał. - Szybko czy wolno - sączył jej szeptem - głęboko lub płytko. Jestem tu… cały Twój. Ty decydujesz o wszystkim... - ustami i dotykiem dłoni dawał jej poczuć, że nie jest tu tylko jako coś wypełniającego ją. Wciąż czekał aż złapie rytm. Podniecał słowem i dotykiem, dawał poczucie bliskości, aby ewentualny ból zamienić w rozkosz.
Dając jej poczucie akceptacji, sprawiał, że coraz śmielej wychodziła ku niemu prawdziwa natura młodej szlachcianki. Gdzieś zniknęła niepewność. Dziewczyna przymknęła oczy, delektując się jego dotykiem i prężąc pod nim. Jej ruchy bioder nabierały tempa. Widział, jak ból zastępuje błoga rozkosz. Aila wtuliła się jeszcze mocniej w Alexandra, ujeżdżając go coraz pewniej i smakując jego szyi krótkimi, lekkimi pocałunkami, a on odawał je, gładził i pieścił skórę, przytulał do siebie chętne, coraz bardziej rozpalone ciało…

Dopiero gdy miarowy chlupot wody zaznaczył, iż złapała swoje tempo, po którymś cichym jęku, po kolejnym odchyleniu jej głowy w reakcji na dreszcz rozkoszy, uchwycił jej dłoń dając tym namiastkę poczucia bliskości. Bo sam oderwał się od niej i oparł o ściankę drewnianej balii. Z fascynacją chłonął widok jak Aila ujeżdża go z mieszanką ostrożności, niedoświadczonej naturalności i rozkwitającej pasji.
Patrzył na jej rozchylone w coraz cięższym oddechu usta, na pełne iskierek oczy, na piersi podskakujące przy każdym ruchem, gdy ujeżdżała go z chlupotem wystygłej już wody w wannie... i pomyślał, że to właśnie jego żona.
Jeszcze niedawno się nienawidzili, lub przy dobrych wiatrach - omijali, a teraz miłował się z nią w balii i to bynajmniej nie z własnej tylko inicjatywy.
- To... to... niesamowite... i nie boli... - powiedziała mu, z trudem łapiąc dech.
Chciał coś rzec, ale słowa nie chciały wyjść mu z ust. Po prostu gapił się urzeczony i oniemiały. Podskakujące piersi nęciły go, więc obłapił jedną chciwą dłonią. Teraz przyjemnie wypełniała dłoń ciążąc jędrnością i ciepłem, podczas gdy druga dyndała radośnie w rytm jej coraz śmielszych i szybszych ruchów.
Jakże było to inne od tego mocnego aktu w nocy, na granicy brutalności, wyuzdanego. Aila wykorzystywała go tu i teraz do spełnienia rozkoszą. Robiła co chciała, a on patrzył i patrzył czując sam rozkosz gdy jej kobiecość zaciśnięta wokół jego męskości poruszała się w górę i w dół.
I na wszystkich Bogów… podobało się jej to.

Alexander aż zadygotał myśląc, że ona może zechcieć tak co dzień.
Co noc.

Tymczasem dziewczyna nie potrafiąc jeszcze kontrolować swoich żądzy, poddawała się im, przyspieszała coraz bardziej tempa, aż jej ruchy stały się pożądliwe i chaotyczne. Wpiła się też ustami w jego usta z gwałtownością, przyciągając jego głowę rękami. Alexander czuł, że długo nie wytrzyma i desperacko wstrzymywał się aby nie skończyć nim nie poczuje jak targają nią dreszcze krańcowej rozkoszy. Zaparł się walcząc z nadpływająca falą, jak podczas oporu wobec Elijahy. Zachłannymi palcami i językiem starał się doprowadzić dziewczynę do końca. ścisnął lekko pierś i bawił się sutkiem, ciekawski palec wsunął się między jej pośladki. Przygryzł wargę jęczącej dziewczyny.
Czuł jak coraz mocniej zaciska się na nim jej pulsujące wnętrze, wiedząc jeszcze chwilę i skończy. Omotany rozkoszą nie potrafił już odróżnić jęków jej od swoich. Wspomógł się nurkując palcami pod wodę, by pieścić jej słodki punkt u nasady kwiatu który wypełniał gdy nabijała się nań z pasją.

Aila zarzuciła mu ramiona na szyję i z głośnym jękiem przywarła do niego, drżąc na całym ciele i zupełnie tracąc nad nim kontrolę. I on wtedy poddał się temu przed czym tak się bronił aby doszła. Jęknął obejmując ją mocno.
Czuł jej dygot.




Przez dłuższa chwilę trwali objęci i przyklejeni do siebie nie śmiejąc się poruszyć. Powoli ciało dziewczyny rozluźniało się. Wciąż siedząc na nim wtuliła się mocniej w jego ramiona. Czuł jej ciepły oddech na policzku.
- To było... to... - próbowała znaleźć słowa. Po chwili jednak co innego do niej dotarło. - To chyba... nieprzyzwoite, prawda? Nawet w małżeństwie.
Podniosła głowę, przyglądając mu się pytająco.
- Nieprzyzwoitością jest - spojrzał jej w błękitne oczy i pogładził po wilgotnych włosach - samo odnajdywanie przyjemności w zbliżeniu męża i niewiasty. Nie chcesz jej odnajdywać? - Uśmiechnął się i musnął ustami jej ramię.
Skurczyła się pod wpływem dreszczu, który ją przeszedł.
- Chyba... chyba lubię być nieprzyzwoita. - Zachichotała i polizała na potwierdzenie tych słów jego szyję... aż po ucho.

Wtem do drzwi rozległo się znów pukanie.
- Pani... - usłyszeli proszący głos służącej.
- Już idę! - burknęła ze złością Aila. Po chwili jednak roześmiała się, wymieniając spojrzenia ze swoim małżonkiem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-09-2017, 10:53   #46
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Jak się okazało Theresa do swojej zabawy zażyczyła sobie specjalnych ubrań. Bardzo dziwnych... ubrań. Mężczyźni mieli mieć na sobie zaledwie przepaskę na biodrach i sandały, ich ciała zaś miały być wysmarowane oliwką jak za czasów gladiatorów w imperium rzymskim. Co ciekawe, gdy zeszli do lochów, gdzie miało odbyć się owo weselne wyzwanie, Patricia również przywdziała ten strój nic sobie nie robiąc z faktu, że jej małe jędrne piersi pozbawione były osłony. Jedynym wyjątkiem była Aila, której właściwy strój miał stanowić tajemnicę dla pozostałych ghuli, skryty pod szeroką opończą obszytą futrem lisa.
Alexandrowi od początku się to nie podobało. Te stroje, fakt iż nieumarła organizuje coś… dziwnego. Zejście do lochów gdzie było pełno wyjących szaleńców i Pieterzoon. Wszystko to sprawiało, że bękart był spięty i miał nadzieję, że to skończy się jak najszybciej.
Robiło się zresztą coraz dziwniej. Podczas gdy Roderick ustawiał koło kamiennego tronu (zwykle zasiadał w nim Elijah) stolik i fotel dla Aili, Patricia wniosła całe naręcze pałek - takich jakimi okładają się czasem walczący na dziedzińcu kandydaci na giermków.
- Po co to wszystko? - spytał Alex wspominając ostatnie siłowanie się z Pieterzoonem. Starał się być blisko Aili. W oddali gdzieś zawył i zarechotał jeden z szaleńców trzymanych tu przez sire.

Aila chciała do niego podejść, lecz Roderick uprzejmie acz zdecydowanie wskazał jej fotel koło tronu.
- Jak chcesz tu przyjść, to musisz się rozebrać - rzuciła do niej z uśmiechem Patricia, rozkładając pałki tak, że co kilka metrów jakaś stała oparta przy ścianie podłużnego pomieszczenia w którym potomkowie Andrusa urządzali chyba walki psów lub innych zwierząt. Były nawet ślady po mocowaniach klatek, zaś Elijah nieraz chętnie korzystał z przytwierdzonych do ścian łańcuchów, by... zmiękczyć nieco swój posiłek.
- Zaraz wszystkiego się dowiecie. - rzekł Roderick rozsmarowując na swojej piersi i muskularnym brzuchu dodatkową porcję oliwki. I wciąż patrząc na Ailę, a Alexander zbliżył się do niej spoglądając w jej twarz i starając się wybadać co czuła. Dziewczyna wydawała się spięta i zagubiona.
- Mam tego dosyć. Mówcie na czym to polega albo wracamy na górę. - Zgrzytnął zębami.
- Alexander... - usłyszał cichutko głos swej żony. Popatrzyła na niego smutnym wzrokiem - Nie możemy... ja, obiecałam.
- Nie żartuję.
Patricia jednak tylko parsknęła pogardliwie, zaś Roderick swoim zwyczajem zwrócił się nie do Alexa, lecz do jego żony.
- On zawsze taki popędliwy? Jeśli w sypialni też taki jest, to chyba wielkiej pociechy z niego nie ma...
Alexander schylił się i podniósł jedną pałkę. Słowem nie skomentował obrazy.

Wtem metalowe drzwi, czy raczej wrota rozchyliły się. Stanął w nich nie kto inny jak Peterzoon - również w stroju “gladiatora”. Na jego widok Aila aż podskoczyła ze strachu, a jej mąż stanął tak by ją osłonić.
Peterzoon uśmiechnął się tylko, zauważając ten gest, a zza jego pleców wyszła jak zwykle odziana w czarną suknię wampirzyca.
- Jesteście wszyscy! To wspaniale. Możemy zaczynać... - rzekła, kierując się ku tronowi.Kiedy na nim zasiadła, Roderick od razu przyskoczył do niej z kielichem pełnym czerwonego płynu. Wampirzyca podziękowała mu skinieniem głowy, po czym przywołała gestem wszystkich bliżej.
- Drogi Alexandrze i droga Ailo, nawet nie wiecie jak się cieszę z waszego małżeństwa. Gdyby Roderick nie był oficjalnie mym małżonkiem pewnie nie posiadałabym się z radości, gdyby on i Patricia tak dobrze współdziałali, że chcieliby być również kochankami. Doprawdy zazdroszczę Elijahy takich sług. - ćwierkała wesoło, choć wydawało się to Alexowi jedynie elementem jakiejś chorej, wampirzej gry - Ponieważ na weselu widziałam ledwo część zabaw a i sama wymyśliłam sposób, by na dobre zakląć wasz związek i uczucie męża do żony udowodnić. Oto jak za czasów starożytnych Rzymian pan młody będzie miał obowiązek zasłużyć na uczucie ukochanej i pokonać wszystkich konkurentów do jej ręki. A że ludzkich rywali on nie ma z racji krwi, która w nim płynie... winien zmierzyć się z wszystkimi tu obecnymi. - przerwała na moment, przetaczając po zebranych wzrokiem - Oczywiście, skoro jest wyzwanie, musi być i nagroda. Będzie nią jedno dowolne życzenie, które spełni panna młoda. Zgadzasz się Ailo, prawda?
- Tt...tak. - odparła posłusznie dziewczyna.
- To dobrze. Ach, żeby było jasne. Życzenie to będzie mógł powiedzieć zwycięzca wszystkich walk. Ufam jednak, że uczucie wasze zatriumfuje i to twój mąż...
- Nie - przerwał jej Alexander.
Theresa spojrzała nań pytająco. Tymczasem w oczach Patricii i Rodericka pojawiła się złość. Oczy Aili zaś były teraz pełne trwogi.
- Nie. Wracamy na górę - powiedział twardo były skryba. - Nie będę ryzykował w walce, że ten Twój kurwi syn zwany oficjalnie mężem, albo Pieterzoon ze mną wygra. I na mych oczach mą żonę posiądzie.
- Więcej wiary w siebie - zaśmiał się na to Roderick.
Theresa zaś spojrzała na Ailę, po czym zwróciła się do Alexandra:
- Jeśli chcesz, to idź. Twoja żona jednak zawarła z Elijahą pewien układ. Ty zostaniesz kochanie, prawda?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-09-2017, 17:19   #47
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

  • - Wracam razem z nią, nieumarła dziwko.

    Tylko te słowa.
    Nic więcej.

    Wypowiedziane przez Alexandra nie chcącego dopuścić do tej okrutnej zabawy nimi, jaką zaplanowała wampirzyca. To wszak musiało zaowocować konsekwencjami. Taka obraza uczyniona Theresie nie mogła być pominięta przez jej ghule.
    Wściekłość na twarzy Rodericka, Patricia w gniewie rzucająca się po pałkę.
    ...i dźwięk spuszczanej cięciwy, bełt wbijający się w serce nieumarłej siedzącej na tronie. Jej wyraz zaskoczenia na nieruchomej, zastygłej twarzy.

    Alexander znienacka uderzający Duńczyka w bok głowy, powodując tym jednak jedynie lekkie zamroczenie.
    Postać odziana w ciemny strój ścierająca się z Patricią wcześniej unikającą zgrabnym unikiem drugiego bełtu, przeznaczonego dla niej.
    - D’Eu! D’Eu - rozlegające się po komnacie zawołanie bojowe.
    Aaila zszokowana, nie wiedząca co zrobić, uwolnić wampirzycę od paraliżu wywołanego drewnem w sercu z nadzieją, że wybaczy? Czy pomóc mężowi?
    Jego próba walki z dwoma ghulami jednocześnie z góry skazana na porażkę.
    Jej sztylet, który dał jej gdy wyjeżdżali rozwiązać sprawę bandy banitów, przy szyi Theresy.
    - … bo ją zabiję! - wykrzyczane z płaczem.
    Roderick pozostawiający Alexandra Pieterzoonowi i idący na kasztelankę ze śmiercią w oczach. Bo cóż mogła zrobić nieumarłej tym sztylecikiem? Podciąć ścięgna jak temu bandycie na polanie? Wbić się w oczodół do mózgu? Poderżnąć gardło?
    Nic z tego nie zaszkodziłoby wampirzycy na tyle by ją zniszczyć. Ale sama groźba wołała o pomstę i była deklaracją postawienia się po jednej ze stron, nawet gdy Aila chciała jedynie przerwać to szaleństwo.

Alexander widział to wszystko w ulotnej chwili we własnych myślach gdy szybko kalkulował czy przeciwstawić się Theresie i rozpocząć walkę. Gdy doszedł do tego momentu oklapł jakby. Gdyby ktoś groził Elijahowi to nawet on mimo nienawiści do niego... odruchowo chroniłby go, mordując napastnika lub osłaniając własnym ciałem.
Wiedział co mógłby czuć Roderick nie mający (jak on) w sobie nienawiści do swej pani. Duńczyk chciałby krwi tej co zagrażała istnieniu bezgranicznie kochanej przez niego nieumarłej.
Oboje - Roderick i Patricia niebezpieczni wtedy jak zwierzęta przyparte do muru, gdyby wszystko potoczyło się tak, jak przez ulotny moment Alex zwizualizował sobie, licząc na pewnie czające się w ciemności wsparcie.

A co jeżeli oczekiwane wsparcie nie czai się w mroku? Co jeżeli chybi pierwszym strzałem nie paraliżując nieumarłej drewnem w sercu? Co jeżeli Patricia wykończy kusznika podczas ich pierwszego starcia? Co jeżeli Aila mając nadzieje na wybaczenie, uwolni nieumarłą od bełta w sercu, lub nie zrobi nic… i wtedy Roderick z Pieterzoonem wykończą go.
I zostanie z nimi sama. Z całą czwórką łaknącą zemsty?

Tak wiele niewiadomych, tak wielkie ryzyko…

Mniejsze, czy większe ryzyko niż zapasy, w których wszak wygrywał z łysym banitą nie mając aż takiej motywacji jak teraz? Czy Elijah po to kazał mu siłować się z tym niedorozwiniętym osiłkiem by sprawdzić czy ma szanse, aby nie stawiać go do tej “zabawy” na przegranej pozycji?

Morze emocji przelewało się po twarzy Alexandra, gdy wizualizował sobie w myślach co zapewne stanie się, gdy ciśnie prosto w twarz wampirzycy, że nie podejmie tej chorej gry.
Krok po kroku, cios po ciosie.
- Jeżeli coś jej się stanie… - rzekł grobowym głosem patrząc nieumarłej w oczy. - Nie ja winnym będę, żem nie podołał, ale ty, żeś nam uczyniła tę chorą zabawę. A wtedy zniszczę cię - powiedział drążącym z wściekłości głosem obejmując Ailę by dodać jej otuchy.
Theresa tylko uśmiechnęła się szerzej na te słowa.
- Widzisz? Oto chodziło. Nie powiedziałbyś czegoś takiego, gdyby nie sytuacja - rzekła - a uroda twojej pani na niejedno takie wyznanie zasługuje. Niemniej... nie poetami tu jesteście lecz wojownikami. Walka toczyć się ma do pierwszej krwi. A żeby było zabawnie... - potoczyła wzrokiem po zebranych - tylko najlepszy sługa Elijahy zmierzy się z najlepszym moim sługą.
To ostatnie zdanie zdziwiło nawet Patricię i Rodericka.
- Czyli, że ja... z Roderickiem... - upewniała się półnaga wojowniczka, a wampirzyca skinęła głową.
- Która para pierwsza?
- Damy pierwsze - rzekł Alex. Czuł straszną złość na Theresę, na jej ghule - ...a że w naszej czwórce najbliżej damie to chyba Pieterzoonowi… - dodał patrząc bezczelnie na Patricię - wychodzi, że my poczniemy.

Choć groza sytuacji wciąż wymalowana była na twarzy jego małżonki, dostrzegł też na jej obliczu teraz przelotny uśmiech. To samo w przypadku Rodericka. Theresa i Patricia uśmiechały się właściwie już wcześniej, toteż ciężko było wyczuć ich poczucie humoru, niemniej pewnym było iż żartu na pewno nie zrozumiał sam Peterzoon. Dla niego zresztą cała przemowa wampirzycy i sytuacja były zbyt skomplikowane. Ktoś jednak wyłożył mu ich ideę.
Olbrzym chwycił pałkę w łapsko i wymierzył nią w Alexandra.
- Zabrałeś mi dziewkę. Ja zabiorę twoją. - powiedział, paskudnie przy tym sepleniąc.
- A może bez pałek, Łysy durniu. Dwa razy cię rozkładałem przy sire - Alex nęcił. - Odkuć się nie chcesz tylko pałką chcesz się osłaniać? - Na twarzy zarządcy wykwitła pogarda.

[MEDIA]https://i.imgur.com/L32exs6.png[/MEDIA]

Podziałało, Peterzoon rzucił się na niego w szale. Alexander zablokował jego cios skracając dystans i wystawiając się tak, że wielki bandyta mógł go przewrócić. Gdy walczyli przeciw sobie przed Elijahą kluczem było rzucić drugiego na ziemię i być u góry. Obaj byli silni i potężnie zbudowani, ten u dołu nie miał już większych szans przemóc siłę przeciwnika. Ich walki były zacięte właśnie do momentu gdy skryba fortelem lub dobrym rozplanowaniem starcia, przewracał Pieterzoona w tych zapasach i przygważdżał do kamiennej posadzki. Ten starał się wyrwać, ale za każdym razem nie potrafił. Nowy zarządca Kocich Łbów specjalnie przywołał te walki przy wampirze, bo nawet taki niedorozwój jak “Łysy” zwietrzył szansę.

Pieterzoon podciął Alexa i runął na niego przygniatając wielkim cielskiem. Jego łapska przycisnęły ręce przeciwnika do ziemi i dawny herszt banitów spiął się cały. Oblizał się przy tym lubieżnie zerkając ku Aili bladej jak ściana.
Alexander jednak nie walczył, nie spinał się, nie siłował. Od początku starał się nie tracić sił, które jak przewidywał będą mu potrzebne w drugiej walce. Bo on nie był półgłówkiem rzucającym się z furią, on pamiętał o zasadach, a nie żył chęcią triumfu ze wspomnieniem zapasów przed Elijahą przed oczyma.
Mocnym wychyleniem rąbnął czołem w łuk brwiowy wielkoluda trzymającego go w żelaznym uścisku..
Krew popłynęła po twarzy wielkiego ghula.
- No i mamy zwycięzcę... - z przekąsem zauważył Roderick, lecz kiedy Pieterzoon i tak nie odpuszczał, wampirzyca rzekła ostro:
- Wstańcie!
Nawet bez więzi krwi ten rozkaz zabrzmiał groźnie, toteż mrucząc pod nosem dawny banita podniósł się z ciała przeciwnika niezadowolony.

Tymczasem Aila chciała chyba podbiec do swego męża, lecz dłoń Theresy utrzymała ją na miejscu.
- Ty tylko patrzysz, dziecko. Na ciebie przyjdzie później czas - powiedziała łagodnie.
Wstając z ziemi Alex spojrzał ponuro na Theresę i podszedł do żony stając tuż przy niej i uspokajająco pogładził ją po ramieniu. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła lekko.
W tym czasie kolejna para ustawiła się na “placyku” do walki. Przy czym Patricia wzięła dwie pałki, a nie jedną, teraz kręcąc nimi jednocześnie młynki.
Roderick patrzył na nią z uśmiechem. Stał oparty o swoją pałkę i czekał. Znał widać swoją temperamentną “siostrę w krwi” i wiedział, że nic jej tak nie irytuje jak ignorancja. Z nadludzką szybkością kobieta rzuciła się ku niemu, rozpoczynając wymianę ciosów tak szybką, że ludzkie oko ledwo za nią nadążało. Mimo iż miała jedną broń więcej niż przeciwnik, ten zbijał pewnie każdy jej atak. Przy tym nie starczało mu jednak czasu na żadne działania ofensywne.
Alexander patrzył na to starając się oceniać możliwości, potencjał i taktykę obojga sług Theresy. Sam wygrał jak najmniejszym nakładem sił, do tego wybrał walkę pierwszy, przez co któreś z nich stanąć przeciw niemu musiało zmęczone. Widząc zaciekłość, miał nadzieję, że żadne nie podłoży się i zechce dać z siebie dużo aby udowodnić iż jest lepsze. W oczach swej nieumarłej pani.
Oceniał też emocje buzujące w walczących ghulach, o ile jednak Patricia była wulkanem uczuć, o tyle Roderick zachowywał stoicki spokój. Łatwo się było domyśleć, kto w takich starciach zazwyczaj wygrywał. Patricia ewidentnie starała się coś udownodnić. O ile więc jej przeciwnik ograniczał się do oszczędnych, precyzyjnych ruchów, o tyle ona dawała przy okazji pokaz akrobacji i pomysłów taktycznych. Nie bardzo jednak przybliżało ją to do zwycięstwa.

Wtem jednak Roderick potknął się cofając i zachwiał. Patricia nie zamierzała odpuścić takiej sytuacji. Skacząc do góry, zamierzała obić łeb przeciwnikowi, ogłuszając go ciosem dwóch pałem jednocześnie. Aila mocniej ścisnęła palce męża w emocjach. On jednak domyślał się zwodu...
Bo Roderick tylko na to czekał.
Szybkim ruchem po prostu pchnął swoją pałkę na sztorc w brzuch przeciwniczki, odrzucając ją potężnym uderzeniem.
Patricia padła na piach krztusząc się i z trudem łapiąc powietrze.
Długowłosy mężczyzna przyjrzał jej się, po czym palcem wskazał krwawą plwocinę.
- Wygrałem - stwierdził pogodnie, po czym ukłonił się Theresie i Aili. A może tak naprawdę tylko jednej z nich?

- Nie do pierwszej krwi. - Alexander wystąpił biorąc drugą pałkę w lewicę. - Poranionym, ledwo zasklepione plecy me. Na tego idiotę miałem sposób, ale w walce rana mi się otworzyć może i choć ten blondynek mnie nie tknie nawet. To przegram.
- Słusznie - poparł go Roderick, jednak jego oczy znów były zwrócone na dwie siedzące w pobliżu piękności.
- Co zatem proponujesz jako wyznacznik zwycięstwa, mości zarządco? - zapytała Theresa.
- Aż jeden się podda, lub w stanie dalej walczyć nie będzie. - Alex spojrzał na wampirzycę. - To nie dla nas, to dla ciebie wszak rozrywka jeno, czyż nie? Krótka walka jeno do pierwszej juchy cię satysfakcjonuje? Pani?
- Skoroś taki łakomy lub godny do poświęceń, niech będzie. - Wampirzyca łaskawie skinęła głową. Wystraszone oczy Aili zwróciły się zaś ku Alexandrowi, lecz dziewczyna nic nie powiedziała.
- Sprytne - skomentował zaś Roderick, który teraz odwrócił się plecami do Alexa i zaczął z uwagą przyglądać dwóm pałkom - Jak przegrasz, przynajmniej nie będziesz musiał cierpieć, patrząc na los ukochanej. Niezbyt to prawe, ale... sprytne.

Nic nie mówiąc mąż ‘przedmiotu rozważań’ Duńczyka skupił się. Brutalna siła niedźwiedzia, zwinność łasicy… mogły pomóc. Jednak broń jaką mieli nie była tak groźna jak miecze, topory, czy inne narzędzia tworzone do miłowania bliźnich na polu bitwy. Alex wykorzystał prawie całą pozostałą mu krew sire na wzmocnienie swego ciała. Odporność, wytrzymałość. Poczuł jak jego mięśnie i skóra tężeją.
- Stawaj, a nie pierdol Roderick - rzucił stając naprzeciw niego z dwoma pałkami w dłoniach.
Spojrzał przy tym Duńczykowi w oczy.
Najgorsi wojownicy to przepełnieni gniewem, lub podchodzący do walki ze stoickim spokojem, nie dający wyprowadzić się z równowagi. To drugie prezentował jasnowłosy i przemógł tym zaciekłość Patricji. Ale tak samo jak gniew wzmocniony do bezmyślnej furii był przekleństwem, tak samo i przedobrzenie ze spokojem.
Apatia, ospałość…
Alexander spoglądając w oczy Roderika pchnął moc sire tak jak zrobił to z wilkiem w obozie de Neversa. Uczepił się spokoju i próbował go doprowadzić na sam skraj. To była jego szansa, wykorzystał ile mógł ze swej woli by wpłynąć mocą na ghula Theresy. Czy ta moc zadziałała? Nie był w stanie osądzić. Kontakt wzrokowy z Roderickiem był zresztą krótki, bowiem ghul raz po raz popatrywał w kierunku Aili i Theresy.

- Przecież stoję. I czekam. - westchnął tamten znudzonym głosem.
Alexander też stał. Nie ruszył się z miejsca, toteż Roderick jakby stracił nim zainteresowanie, patrząc ku kobietom.
- Jak wygram... będę mógł dostać nagrodę od obu dam? - zapytał. - Zależałoby mi po prawdzie na współpracy między wami...
Były skryba wciąż nie poruszył się.
- Ailo, wiesz może ile do świtu? - Uśmiechnął się zerkając na żonę.

Nim jednak odpowiedziała, pałka świsnęła koło jego ucha. Uniknął jej tylko dlatego, że spodziewał się ataku. Roderick jednak nie próżnował. Okręcił się niby tancerz i uderzył niżej, podcinając Alexandra, pod którym załamała się noga i wyrżnął na plecy. Pałka Rodericka już leciała prosto w jego głowę, by dobić i zakończyć walkę, ale nowy zarządca Kocich Łbów odturlał się i ciężko wstał ledwo parując następny cios. Sam nie uderzał skupiając się jedynie na obronie. Na blokowaniu uderzeń w głowę, nogi i ramiona, które najgroźniejsze być mogły, lubo unikaniu sztychów pałką, jakim to sposobem Duńczyk wykończył Patricię. Na próbę przyjął jeden z ciosów w bok napinając wzmocnione krwią sire ciało. Chciał wybadać siłę przeciwnika i zmęczyć go jego ciągłymi atakami.
Zabolało.
Cholernie.
Po tym Alexander mógł wnieść, że Roderick też korzystał z krwi swej pani, a prawdopodobnie ona też znacznie chętniej go żywiła niż Elijah kłopotliwego ghula. Gdyby nie wzmocnił się vitae, cios pałką strzaskałby mu pewnie żebra. Wytrzymał, ale sam nie wiedział ile da radę wytrzymać takich razów nim jego ciało się podda. Kilka musiał wytrzymać.

Blondyn chyba uznał to za małe zwycięstwo, bo spróbował “poprawić” cios, zamachnąwszy się w głowę Alexa i odsłaniając tym samym własne żebra. Wspomniawszy los ghulicy Theresy bękart z Eu czuł tu pułapkę, ale nie tylko dlatego nie wykorzystał szansy...
“Poprawka” Duńczyka trafiła w próżnię, bo Alex odskoczył, a właściwie jakby go odrzuciło po pierwszym ciosie.
Zarządca Kocich Łbów po sile uderzenia wiedział, że ghul Theresy wzmocnił krwią moc swych mięśni, a po tym jak szybko składał się do uderzeń można było przypuszczać, że i zwinność. Z drugiej strony Roderick nie wiedział po co do vitae sięgnął jego przeciwnik.
I czy w ogóle sięgnął… wszak zarówno Theresa, jak i jej sługi mogli być świadomi krnąbrności Alexandra, a za takową nie nagradza się często krwią.

Rycerz z Eu postanowił udawać…
Skulił się i przytulił rękę do obitego ciała. Bok palił żywym ogniem, ale Alex starał się wyglądać o wiele gorzej. Tak jakby oberwał zwykły nie wzmocniony posoką sire, człowiek.
Roderick przystanął, obserwując go.
Nic nie mówił, nie wyprowadzał ciosu. Może przejrzał grę Alexandra? Ten ghul wydawał się nieprzewidywalny... i ponad przeciętną opanowany.
Bękart zmienił taktykę. Wciąż udawał większe cięgi niż faktycznie czuł i osłaniał zbity bok, ale zaczął atakować. Może nie tyle uderzeniami, co pozycją. Szukał dobrej do natarcia, tyle że markował atak pałką, a naprawdę chciał przejść do bezpośredniego zwarcia. Długowłosy mężczyzna przyglądał mu się znudzonym wzrokiem, wreszcie z nadludzką szybkością i siłą niespodziewanie atakując przeciwnika. Wyglądało na to, że stracił cierpliwość i chciał jak najszybciej Alexandra pokonać.
Ten pomodlił się w duchu. Osłonił jedną z pałek głowę wystawiając niechroniony drugi bok. Z ręką przyciśniętą kurczowo do obitych żeber czekał na możliwość podcięcia Duńczyka, tak jak ten zrobił to na początku walki, o ile cios, którego uniknąć już nie mógł nie zgruchocze go na amen. Nie zgruchotał..., ale sprawił, że przed oczami Alexander zobaczył gwiazdy. Jednak dzięki sile determinacji i wyćwiczeniu ciała, udało mu się przewrócić przeciwnika. Nie udawał tym razem większego bólu i zniszczeń dokonanych pałką Rodericka jeno rzucił się nań przygniatając własnym ciałem. Puścił jedną z pałek upadając na Duńczyka i o ile prawicą, wciąż dzierżącą kij, starał się desperacko osłaniać przed przewidywanymi ciosami leżącego wroga, to lewą dłonią, tą wolną, zaczął macać aby uchwycić i mocno zacisnąć...

...nie na ramieniu przeciwnika…

Usiłował złapać przyrodzenie i ścisnąć z taką mocą by wedle powiedzenia: “nawet kamień puścił soki”, ale wsparty mocą krwi Roderick wił się pod nim jak piskorz. Alexander ledwo utrzymywał go jedynie pod sobą i na próby uchwycenia czegokolwiek pozwolić sobie już nie mógł. To była długa i wyczerpująca walka w parterze, gdyż żaden z nich nie odpuszczał. Ghul Theresy dzięki użytej mocy krwi był silniejszy, lecz sługa Elijahy robił co mógł, aby równoważyć to dziką determinacją, większą masą i lepszą pozycją będąc na górze. Porzuciwszy maskę spokoju, Roderick okazał się całkiem zajadły. Jednak to zasięg ramion byłego skryby był nieco większy, dając mu przewagę. Rozumiejąc to, “wuj” Aili sięgnął więc po inne rozwiązanie.
- ZŁAŹ! - ryknął na Alexandra, a jego oczy zalśniły straszliwym blaskiem. Czegoś takiego mężczyzna nawet nie doświadczył od sire’a i poczuł przerażenie patrząc na tę przystojną zwykle twarz zmienioną teraz nie do poznania. W maskę wywołującą panikę. Nowy zarządca zamku miał się już zerwać do ucieczki, ale ulotnym momentem błysnęła mu myśl, że wtedy będzie po wszystkim.
[/justuj]
[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/87/28/89/872889fdd449ee22bcd727a3f37cbcda--lying-eyes-worth-it.jpg[/MEDIA]

Alexander miał przy Elijahu dobry trening woli.
Opieranie się słowu sire, którego rozkaz był dla sługi krwi silniejszy niż jakiekolwiek uczucie, wzmacniało jego odporność. Patrząc w potworne oblicze Alex spiął się sięgając do pokładów swej wewnętrznej siły. Zagryzł zęby tak, że mięśnie na skroniach napięły się jak kamienie. Roderick widział w oczach przeciwnika ten paniczny strach, ale i determinację woli, iście szaloną.
A także coś jeszcze…
Jakby nie szło tu tylko o ochronę Aili.
Jakby bękart z Eu odnajdywał w sobie siłę by walczyć z wampirzym urokiem użytym przez ghula również dlatego, że chciał Duńczyka zabić, albo co najmniej mocno okaleczyć.
- Były… Sobie… Trzy dziewuszki - Alexander próbował dodać sobie animuszu i odwagi intonując naprędce sklecony rym. W końcu utrafił dłonią wykorzystując ten moment, gdy obaj znieruchomieli. Jeden korzystając z mocy, drugi opierając się jej. Ucapił. - Nieumarła… I dwie… Służki…
- Aaaaargh! - zawył boleśnie Roderick, gdy dłoń przeciwnika trafiła na jego klejnoty rodowe i ścisnęła. To zupełnie wytrąciło go z równowagi i sprowadziło do roli wyjącego boleśnie samca. Alexander poczuł, że jednak ma szansę, że może to wygrać... gdy niespodziewanie wijący się pod nim Roderick złapał pałkę leżącą na kamiennej podłodze i walnął nią z całej siły w łeb byłego skryby. Ten przed oczami ujrzał ciemność, gdy osuwał się na bok i tylko dzięki ogromnej determinacji nie zemdlał. Odruchowo złapał się za oczy, próbując znów przejrzeć. Udało się. Akurat w chwili, gdy Roderick kopnął go w twarz.
Jucha zalała gardło Alexandra. Jak przez huk wodospadu słyszał krzyk Aili.

Potem... potem była już tylko ciemność.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 14-09-2017 o 17:27.
Leoncoeur jest offline  
Stary 14-09-2017, 22:07   #48
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Obudził się z potwornym bólem głowy, nie pamiętając jeszcze co mu się stało. Coś łaskotało jego twarz, więc otworzył powieki, mrugając przy tym nerwowo. Ujrzał nad sobą piękną twarz w złocistej aureoli.
Anioł?
Czyżby on...
Z każdą chwilą jednak wzrok mu się wyostrzył. Znał to oblicze.
Aila.

Jego świeżo upieczona żona płakała i uśmiechała się jednocześnie, pochylając nad nim. To jej złociste pukle łaskotały go w twarz. Coś do niego mówiła. Spróbował się skupić.
- ..dzie dobrze. Theresa dała ci swojej krwi - z każdym uderzeniem serca słyszał coraz lepiej. I czuł się coraz lepiej.
- Ailo… - powiedział ciężko. - Idź do wyjścia. Uciekaj. - Zaczął próbować wstawać. Był słaby jak dziecko, czuł też, że cała jego twarz jest brudna od lekko zakrzepłej juchy. Gdy starł ją z oczu, dostrzegł Rodericka i Patricię stojących koło tronu. Cała trójka przyglądała się Alexandrowi z sadystycznymi uśmiechami.
- Nie mogę - szepnęła jego młoda żona - jeszcze nie dostał nagrody. Jej częścią miało być to byś patrzył. - Pogładziła jego policzek - Nie martw się, to nie potrwa długo...
- Jaka to nagroda? - spytał.
Odpowiedział mu znienawidzony głos Rodericka.
- A czego mógłbym zapragn...? - zapytał retorycznie, mając pewnie świadomość jak torturuje tym byłego skrybę.
- Zamknij ryj - przerwał mu Alex. - Ailo? - znów zwrócił się do żony. Ta zarumieniła sie lekko, spuszczając wzrok.
- Roderick postanowił podarować nagrodę Theresie. Jego jedyne pragnienie to byś był przytomny gdy ona... będzie ze mnie pić - odpowiedziała cicho, a widząc, że Theresa przywołuje ją gestem, posłusznie chciała ruszyć w jej stronę, ale Alex złapał ją za rękę.

Wspomniał nieziemską rozkosz gdy sire pił z niego. Gdy Aila poczuje to samo…
Wspomniał też westchnienie ulgi gdy wrócił z wyprawy po wilka i przed świtem przyszedł on, a nie sire. Choć wciąż kochała Elijahę to… coś się zmieniło. Nie wypatrywała już go chyba tak, a przynajmniej Alexowi się tak wydawało.
Od jutra szukałaby go może co noc, po odczuciu tej rozkoszy jaką za chwilę miała jej pokazać Theresa. Theresa mogła o tym wiedzieć, a może nie była tego świiadoma i chciała tylko pokazać mu jej rozkosz w jej ramionach.
To się nie liczyło.
Liczyło się to co będzie później.

- Jeżeli spróbuje ci to zrobić… zginę. Nie pozwolę na to. - Pogłaskał ją po policzku. - Jeżeli spróbujemy uciec, jest szansa Ailo.
- Przecież obiecałam - zaprotestowała dziewczyna, po czym rzuciła nerwowym spojrzeniem w kierunku podestu. - No i oni wciąż tu są! Jak mamy uciec? - wyszeptała pytanie.
Tymczasem głośniej odezwała się Theresa.
- Rozumiem twoje rozterki, Alexandrze. Tyś przegrał, a twoja żona ma za to płacić... Skoro jednak to mi Roderick oddał nagrodę, proponuję podmianę. Ty w zamian za nią. Co powiesz?
- Nieee! - teraz to Aila żywo zaprotestowała.
- Nie. - Alex podniósł się. - Ja znam dotyk waszych zębów, niestraszne mi to - spojrzał Theresie w oczy - ale drogie mi zdanie mej małżonki. Ona tego nie chce, więc tego nie uczynię. - Wstał w końcu. - Do walki stanąłem tylko po to - wskazał Rodericka - by wyrwać mu jaja, ot zachcianka. Alem za długo szukać ich musiał to zwyciężył. Nie masz prawa żądać od nas spełniania zachcianek swych Thereso. A nawet jeżeli Aila obiecała, tom jej ślubnym. Moja zgoda potrzebna. Nie udzielam.
Na te słowa wampirzyca wybuchła śmiechem.
- Elijah mówił, że będę się przednio przy was bawić i miał rację. Naprawdę myślisz, że ludzkie śluby mają dla mnie jakieś znaczenie? Powiedzcie mi jedno. Czy gotowi jesteście sprzeciwić się woli swego pana i odmówić wykonania mego rozkazu? - zapytała, wodząc wzrokiem między szlachcianką a jej mężem.
- A jakie dla mnie znaczenie twoje zachcianki? Idź spytaj Elijahy czym gotów jego woli się sprzeciwić, co dopiero twego rozkazu. - Alex miał nadzieję, że w mroku korytarza… - Ailo… uciekaj, proszę - szepnął.
Widział jak jej dłonie zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż pobielały kłykcie, drżały. Stała ze spuszczoną głową, nie patrząc teraz ani na męża, ani na wampirzyce i jej ghule.
- Nie - powiedziała cicho, po czym powtórzyła głośniej: - Nie. Ja... ja zawarłam umowę i ja się z niej wywiążę.

Alexander spojrzał na małżonkę. Wciąż wspominał te myśli, które przebiegały mu przez głowę gdy chciał sprzeciwić się już na samym początku. Byli dokładnie w tej samej sytuacji, ale teraz znał potencjał ghuli Theresy. Wtedy zrezygnował z ryzyka, a teraz?
Teraz ryzyko było jeszcze większe.
Gdyby chciała uciec… stanąłby naprzeciw wszystkim. Tak, po prostu. Wspomniał jednak Rodricka idącemu ku niej z mieczem. Szczególnie po walce z nim.
- Tak silna dla ciebie obietnica? - szepnął. - A mi coś obiecasz? Bym się zgodził?
Milczała chwile, wciąż nie patrząc na niego.
- Czego pragniesz? - zapytała cichutko wreszcie.
Objął ją i przytknął swe zakrwawione czoło do jej czoła.
- Po tym co poczujesz, gdy cię ugryzie. Nie będziesz szukać tego u Elijahy. Nie oddasz mu się, nie dasz mu się ugryźć po dobroci.
Uniosła głowę, obdarowując go spojrzeniem wielkich błękitnych oczu. Załzawione były nawet piękniejsze niż zazwyczaj. Ona cała była niesamowicie piękna w swoim smutku. Po chwili Aila niepewnie skinęła głową.
- Obiecuję ci to.
On również skinął powoli głową.

- Dobrze - powiedział.
- Czekam -pospieszyła dziewczynę Theresa.

Otulona opończą Aila odwróciła się ku niej i podeszła wolnym krokiem. Tymczasem Patricia przesunęła się nieco w dół, by w razie czego zagrodzić drogę Alexandrowi do niej.
- Uklęknij przede mną dziecko. Odwróć się tyłem - powiedziała wampirzyca, a Aila posłusznie wykonała rozkaz.
Theresa pogłaskała ją czułym gestem po włosach, schylając się nieco, a Alexander odwrócił się do nich plecami. Po chwili wahania… zakrył uszy. Dźwięk jej jęku działałby na wyobraźnię jeszcze gorzej niżby to widział.

Czekał.
Nie powinno to trwać przecież długo, a jednak czas dłużył się niemiłosiernie. By go jakoś odliczać, wsłuchiwał się w bicie własnego serca. Kilkadziesiąt uderzeń później myślał już o tym, czy nie powinien jednak sprawdzić i się odwrócić... Wtedy jednak wyczuł, że ktoś się zbliża. Po chwili jego ramienia dotknęła szczupła, znajoma dłoń Aili.
- Możemy iść - powiedziała bez emocji, gdy odetkał uszy.
Przez chwilę przypatrywał się jej twarzy, szukając czegoś więcej za maską spokoju, ale unikała jego wzroku. Postąpiła kilka kroków do przodu, ciągnąc go delikatnie za rękę. Chciała jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Zobaczcie jak trzymają się za ręce - skomentował to Roderick - Miłość to doprawdy piękna rzecz.
Alexander nie odwrócił się.
Poszedł za Ailą.


Dopiero w komnacie znów spojrzał jej w twarz.
- Ailo? - spytał.
Podeszła do dzbanu i drżacymi rękoma nalała wino do ielichów, część przy okazji rozlewając na stół i ziemię. Wychyliła zawartość swojego, po czym dopiero się odezwała.
- Tak?
- Wszystko dobrze? - Sam nie wiedział jak zadać to pytanie. - Co czułaś? - dodał cicho sięgając po kielich.
Znów sobie nalała, nie patrząc na niego.
- Jestem zmęczona. Możemy o tym nie mówić? - zapytała nerwowo.
- Porozmawiamy nad ranem?
- A musimy w ogóle?! - wybuchła.
- Tak.
- I czego niby oczekujesz? - warczała na niego - Że cię przeproszę? Przepraszam! Przepraszam, że cię w to wciągnęłam. Przepraszam, że zgodziłam się na tę grę także za ciebie. Przepraszam! Czego chcesz więcej?!
Zbliżył się i spojrzał jej w oczy.
- Byś mi powiedziała - rzekł - co mogę uczynić, abyś nie przepraszała. Jak mogę ci pomóc z tym, co czujesz?
Odstawiła kielich i spojrzała mu dumnie w oczy.
- W tym chyba problem, widzisz... ja się wcale źle nie czuję. Podobało mi się. To chciałeś usłyszeć?
Nie spuszczał z niej wzroku.
- Nie. Że się podobało to wiem… - Spojrzał w kielich a potem powrócił do jej oczu wzrokiem. - Dlategom nie chciał… by Cię zastąpić. Byś nie musiała na to patrzeć. We mnie, nie zmieniło się nic. A w tobie?

Wzrok jej nieco złagodniał.
- Jestem zmęczona i... jakby brudna, ale jeśli pytasz o... o nas... z mojej strony nic się nie zmieniło - powiedziała, podchodząc do niego niepewnym krokiem.
Objął ją niepewnie, bo nie wiedział czy akurat teraz właśnie tego potrzebowała.
- To… - nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć. - To dla mnie znaczy więcej niż myślisz, ale nie tego się obawiam, Pójdźmy spać. A rano zabiję całą trójkę.
Uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła do niego.
- Nie zabijesz - powiedziała tylko po czym pocałowała go przeciągle, a on oddał dlugi pocałunek.
- Niby czemu? - spytał z lekką drapieżnością w głosie.
- Bo mimo wszystko to nasi goście, panie zarządco. - Popatrzyła na niego karcąco, po czym jakby przypomniała sobie o jego stroju gladiatora i delikatnie powiodła ręką po nagiej, umorusanej teraz piersi mężczyzny.

Odetchnął z ulgą.
Bał się, że powie, iż mieli zamiar wyjechać.
Mogła inaczej odebrać jego oddech…
I nagle zdał sobie sprawę, że ona…
Gdyby tej nocy się z nią kochał pewnie w myślach jego dotyk mogła wyobrażać sobie jako wampirzycy, która dała jej tyle rozkoszy. Gdyby nie chciał, mogłaby uznać, że nie chce jej, po tym co przeszła.
Zaczął panikować.

Na szczęście Aila wciąż jeszcze nie była na tyle śmiała, by samej inicjować intymne sytuacje. Po chwili cofnęła rękę i odsunęła się.
- Obmyj się chociaż nieco zanim wejdziesz do łoża. Ja muszę się przebrać w koszulę.
Skinął głową i puścił ją by zbliżyć się do misy z wodą.
- Chciałbym…. - powiedział odwrócony do niej plecami ale zerkający na odbicie w lustrze - byśmy od sire ślubny prezent odebrali razem.
- Chcesz mnie pilnować... - powiedziała cicho. W odbiciu zwierciadła ujrzał jak zdejmuje opończę, pod którą jest całkiem naga i sięga po białą koszulę nocną.
- Nie. Wszak przyrzekłaś. Chcę spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim, i zadać mu przy tobie jedno pytanie.
- Cóż, od niego zależy czy wezwie nas oboje czy pojedynczo.
Blondynka ubrała się. Przez mgnienie chwili Alexandrowi wydawało się, że wokół jej lewej piersi zobaczył sine ślady po paznokciach. Ale przecież mogło mu się zdawać przy migotaniu świec w komnacie.
- Jeżeli wezwie ciebie, możesz wziąć mnie ze sobą. - Ochlapał znów twarz wodą, zmywając krew.
- Zastanowię się - odparła wymijająco, wślizgując się do łóżka pod pierzynę.
- To może być jeszcze przed świtem.
Nie powiedziała na to już nic, moszcząc się i gasząc świecę po swojej stronie małżeńskiego łoża.
- Śpij dobrze kochana - powiedział lekko zrezygnowanym tonem idąc do drzwi.
Znów nie odpowiedziała. Po jej oddechu poznał jednak, że już usnęła.
No tak, straciła wiele krwi…

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-09-2017, 22:14   #49
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alexander był zmęczony.

Bardzo zmęczony, chyba jak wszyscy uczestnicy tej nocy w lochach.
Była tylko jedna różnica… Alexander miał w sobie gniew i determinację wręcz straszną.
“Zastanowię się”


Od wyjścia z komnaty małżonki, resztę nocy Alexander leżał w swojej komnacie patrząc w sufit i dopiero szarówka przed świtem ściągnęła go z tej parodii spoczynku.
Elijaha już musiał wrócić z klasztoru i spocząć przed budzącym się dniem.
Alexander nie wiedział jeszcze co będzie gdy słońce zniknie za horyzontem.
Ale postanowił działać.
Choćby i miał zginąć z rąk sire gdy zapadnie mrok.
“Zastanowię się”


Alexander był panem na zamku, swą pozycję siłą zaznaczając jeszcze za życia Torina, gdy starzec nie mógł już wstać z łoża przykuty do niego zniedołężniałością, kryjącą się jak wąż w jego wieku. Ludzie na Kocich Łbach się go po prostu bali. Nie jego gwałtowności czy gniewu, ale pewnej prostolinijnej brutalności drzemiącej w nim.
Kary za niewykonane obowiązki.
Za niespełnione polecenia.
“Zastanowię się”


Wampir będący faktycznym panem Kocich Łbów rządził przez Torina i przez swoje ghule. Ani minstrel “Elijah”, ani służka Derwa, której maskę też zakładał, ani też postać jednookiego żebraka, nie byli na zamku kimś godnym w oczach służby uwagi, czy posłuchu.
Nie... Elijah sam w sobie nie kreował się na pana. Był sire dla swoich ghuli i to przecież wystarczyło, gdy oni wszystkim zarządzali spełniając jego wolę.
Od ślubu Alexander w oczach ludzi miał władzę pełną, nominalną i faktyczną.
“Zastanowię się”


Można być starym, doświadczonym ghulem potężnej wampirzycy i być niepokonanym dla zwykłego śmiertelnika, a nawet mniej doświadczone i młodsze sługi krwi. Można takich bić, zwyciężać, tłamsić pałką lub butem.
Problemem staje się dopiero kilka kusz wymierzonych w przecież całkowicie śmiertelne ciało nawet jak wzmocnione vitae wampira. Bełty dziurawią je nawet jak nadnaturalna moc pozwala zerwać się z łóżka szybciej niż śmiertelnik.
“Zastanowię się”


Dla zbrojnych z Kocich Łbów to Alexander był sire. Nie związani krwią, nie służący z mocy związania vitae… ale z poczucia powinności i strachu przed tym którego od jego ślubu z Ailą mieli bezsprzecznie za pana.
Dla zbrojnych z Kocich Łbów nawet banda Pieterzoona byłaby niepokonanym wyzwaniem gdyby przyszło im ścigać ich po górach.
Ale też…
Dla zbrojnych z Kocich Łbów w sile tuzina ludzi wyposażonych w kusze ktoś taki jak Roderick czy Patricia byli zwykłymi strzelnicami, nawet jeżeli Patricia była zbyt czujna i za szybka. Zginęło dwóch. Tylko dwóch, czy aż dwóch?
“Zastanowię się”


Zbrojni z Kocich Łbów nie byli jedynymi z tych, co dawny kanclerz, a ninie zarządca tego zamku miał przy boku tego krwawego poranka .
Ileż walki z samym sobą kosztowało go, gdy dowiedział się w kaplicy kim naprawdę jest Hansel. Poszedł tam zabić mnicha, a okazało się, że to nie mnich…
W pierwszej chwili chciał go ubić, tak po prostu. Jako zagrożenie dla uwielbianego do szczętu, choć znienawidzonego sire… Potem po tym co usłyszał od łowcy nieumarłych nie mógł się zdecydować. Uznał, że za to co Hansel mu już ofiarował… da łowcy jeden dzień.
Tylko jeden.
Wszak nawet ghule nie wiedziały gdzie swe leże ma ich pan, ryzyko było niewielkie. I było to nic wobec daru łowcy wampirów jaki ten dał już wcześniej, tylko dopiero w kaplicy to wyjawił

Alexander mimo to miał też inny plan. Plan, że wyda Hansela Elijasze. Jako cenę za zostawienie w spokoju Aili, a do tego Łowca potrzebny był ‘pod ręką’.
Zabrać ukochaną do wąwozu na dzień by dać łowcy jedną szansę, bo na więcej nie miałby sił. Albo wydać Hansela za nietknięcie jej już nigdy przez wampira. Za cenę jego nieumarłego istnienia.

Te plany runęły tej nocy w lochach. I… w tym czym się odbiło później.
“Zastanowię się”


Kocie Łby wypełniały dzikie wrzaski.
Rozpaczy.
Aila zbudzona nimi podbiegła wręcz odruchowo do okna i wnet zobaczyła, że to Patricia się tak darła. Zresztą żyli jeszcze oboje, bo i Roderick zdradzał oznaki życia…. choć on zdecydowanie mniej. W ich ciałach wciąż tkwiły bełty, ale ghule przecież ciężej zabić gdy mają w sobie wampirzą krew.
Oboje zwisali nadzy głowami w dół po wewnętrznej stronie murów zamkowych. On dygotał, ona darła się sięgając po coś ręką.
Ku czemuś?
Kilka metrów od nich w jesiennym słońcu leżała czarna suknia wypełniona popiołem.

Do drzwi komnaty Aili ktoś zapukał. Dziewczyna zwróciła się w tamtą stronę, odruchowo chwytając się za ramiona jakby naraz zrobiło jej się bardzo zimno.
- Kto...kto tam? - zapytała, pospiesznie podbiegając do zagłówka na łóżku, gdzie miała ukryty sztylet.
- Ja - usłyszała głos Alexandra.
On.
Przełknęła ślinę.

Nie miała wątpliwości, że był sprawcą tego wszystkiego. W oczach ludzi i w oczach istot nocy postanowił zaistnieć jako wróg - ten, który zabija gości własnego domu, gości weselnych, gości jego własnego pana...
A ona była mu poślubiona.
Wyprostowała się dumnie.
- Wejdź.

Wszedł powoli.
Ubrany był w czarny Wams i jeździeckie skórzane spodnie, a ubiór ten był lekko schlapany krwią. Wzrok miał nieodgadniony.
- Jak się czujesz? - spytał.
Stała sztywno niczym niczym jaka ozdoba, rzeźba, a nie kobieta z krwi i kości.
- Źle się czuję, Alexandrze - odpowiedziała podejrzanie spokojnie - Jest mi źle z tym, co żeś uczynił.
Zbliżył się do niej.
- Myślałem, że jedynym wtedy tam na dole kto by nie przewidział, że będę chciał to zrobić, był Pieterzoon. Ich trójka jedynie uważała, iż nie ma żadnyh szans na to, że się odważę.
Ujął jej dłonie, lecz te były jakby bez życia, nie reagujące na jego bliskość. Aila spojrzała przez okno na dziedziniec, skąd wciąż dochodził pełen bólu i nienawiści krzyk Patricii.
- I dlatego toś zrobił? Żeby im co udowodnić? - zapytała.
- Nie tylko - odparł. - Może i udowodnić Tobie? - Spojrzał jej w oczy. - Mówiłaś z pasją o wolności i samodecydowaniu, a wczoraj na jedno słowo wampirzycy… Wyjrzyj przez okno. Oto potęga nieumarłych wobec naszej. Kara za igranie, znęcanie się, hańbienie. Za zadawanie bólu i naigrywanie się z miłości.

Posłusznie spojrzała, po czym zwróciła na niego wejrzenie.
- Widzę. Widzę, że niczym się od nich nie różnisz. Żeś takim samym potworem, co nawet tradycji, że gość w domu to świętość uszanować nie potrafi. Za nic to masz... I może jeszcze tego nie wiesz, może faktycznie sam w to wierzysz, ale pewnego dnia dojdziesz do wniosku, że nasze małżeństwo to też spisek nieumarłych... może jak ci się znudzę, może jak kochanicę inną znajdziesz. I co wtedy? Co powstrzyma cię, by potraktować mnie tak, jak dziś potraktowałeś gości w swym zamku?
Milczał przez chwilę.
- Jedź na dwór Karola VII, jedź do Brugii gdzie akuratnie rezyduje Filip III. Albo i nie do władców, jedź na dwór Jana de Nevers, co ziem nie ma, tudzież zwykłego rycerza. Możesz i lubo do zagrody iść zwykłego wieśniaka, któren też jakimś honorem gościny przesiąknięty, choć człek prosty. Zrób tam to, co oni uczynili tu. Głowy nie uniesiesz, ścięta, dana katu, z głową rozwaloną cepem. - Spojrzał na nią smutno. - Mnie wobec ciebie wstrzymać może to, żem cię pokochał… - odwrócił lekko wzrok. - A i jedynymi jacy zginęli, to dwóch co Patricia ubiła. Nawet Theresa żyje jeszcze. Choć to złe słowo na wampira. Suknię popiołem obsypałem nim ich tam wywiesiłem. Cały dzień rozpaczy niech mają. Bo widzisz Ailo… Sire dręczył mnie, bom go kiedyś zranił i nauczyć mnie chciał pokory, ale i dobre rzeczy czynił. Ta trójka, to potwory czyniące to co czynią z żądzy plugawienia i z sadyzmu.
- Nawet jeśli, nie tak mieliśmy ich traktować. Ja... obiecałam. Elijah zaufał nam i... ja go zawiodłam najbardziej, bo myślałam, że mogę na tobie polegać. Że mimo waszych waśni rozumiesz, że bez niego byłbyś nikim. Ani panem na Kocich Łbach, ani moim mężem - rzekła z mocą.
- I myśmy zaufali Elijasze. Myślisz, że nie wiedział co Theresa czynić chciała w lochach gdy kazał Ci w tym uczestniczyć co ona zechce. - Przesunął swe ręce z jej dłoni na ramiona. - A ja… inaczej by me życie wyglądało, może lepiej, aleć… ciebie bym nie spotkał. Tylko dlatego z łowcą wampirów nie chodzę po zamku by pomóc mu szukać sire i sam nie wiem co czynić. Zali Elijasze wydać go wieczorem, czy pozwolić Hanselowi Pana zniszczyć.

Aila straciła kolory na twarzy. Wyrwała się z uścisku męża niby w ataku histerii.
- Łowca? Z łowcą się sprzymierzyłeś? Nie zatłukłeś go, a tych co by nam pomóc mogli wywiesiłeś na murach? Czyś ty całkiem rozum postradał?! - krzyczała, chwytając znów sztylet w dłonie i chcąc wyminąć go, by wybiec z komnaty.
Zagrodził jej drogę nie pozwalając na to.
- Usiądź, dowiesz się czemu.
Lecz ona go nie słuchała. Wysunęła przed siebie ostrze, jakby celując w jego szyję. Ręka jej drżała, lecz w oczach widział gniew.
- Odsuń się - powiedziała cicho.
Pokręcił głową. W oczach miał zdecydowanie, rozpacz, pogodzenie się z losem.
- Zejdź. Mi. Z drogi - syknęła znów, tym razem przykładając sztylet do jego skóry. Oczy miała pełne łez. Z jednej strony nie chciała tego robić, z drugiej jednak uważała, że nie ma wyboru. Wciąż tkwiła w sidłach wampirzego uzależnienia.
- Nie - szepnął. - Póki mnie nie wysłuchasz. Hansel… czuwa przy Theresie. Jest czas. Jeżeli zaś nie… to pchnij. - Coś mu zaszkliło się w oczach.
Nie cofnęła ręki z bronią. Lecz też nie zrobiła kolejnego kroku, by pokonać jego barierę.
- Mów. - szepnęła ledwo słyszalnie.

- Był tam, na polanie bandytów, obserwował - Alexander zaczął opowiadać. - Zabicie nas wtedy nic by mu nie dało, nie przybliżyło do Elijahy. Więc był tam i patrzył jak mordujesz jego pomocnika i ucznia. - Spojrzał na sztylet. - Śledził nas za każdym razem zresztą gdyśmy opuszczali zamek, równocześnie dbając o powód aby móc dostać się tu. W wąwozie, na polanie… już zabić nas mógł. Bo już wkręcił się na wikarego u księdza Jeana, a gdybyśmy nie wrócili, byłby powód aby na kapelana tu iść i swobodnie sire szukać. Miał nas na końcu bełta kuszy, ale słyszał o czym rozmawiamy. Usłyszał, że gotów jestem przedłożyć Cię nad więzy sire, lub choć to spróbuję ucynić. - Znów spojrzał n nią. - Uznał, że dla mnie jest nadzieja. Dla Ciebie nie. I za Valentino… uznał, że zabije tylko Ciebie, a ja stracę chęć do życia. Zostanę już jeno z nienawiścią i przekabaci mnie abym mu pomógł sire zniszczyć.
Alex westchnął.
- Gdyś rzekła mi, że Hansel to były mnich chciałem zabijać. On zaskoczony był, bo nie wiedział co to za klasztor gdy wybrał go sobie za iluzję tożsamości. Wyjawił kim jest rozumiejąc, że inaczej będzie musiał walczyć i może przegrać. Wyjawiając zaś rzekł… że jestem mu winen Twoje życie. Kilka razy mógł cię zabić. Za Valentino i nie widząc w tobie siły oporu przeciw Eliijasze… Z jakiegoś powodu jednak tego nie uczynił. Zapłacił mi tym cenę nim się ze mną spotkał i się odkrył. Nie mogłem go zabić. Dostał jedną noc i jeden dzień na Kocich Łbach, za Twoje życie. Tę noc, która minęła i ten dzień który się zaczął. Za krótko tu był i szpiegował. Wie, że ten dzień to za krótko może być, aby Elijahę znaleźć. Czeka co uczynimy my. Oto czemu nie wywiesiłem go na murach.

Aila patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami. Wreszcie zacisnęła je w wąską linię i cofnęła się. Znów popatrzyła przez okno, po czym wyjęła ukryty pod łóżkiem strój męski i miecz, którym ćwiczyła na polanie. Bez słowa dziewczyna zdjęła teraz z siebie koszulę nocną, stając nago tyłem do Alexandra.
- Cóż chcesz czynić?
- To, co ty powinieneś, gdyś się dowiedział, że on jest łowcą, który na życie sire chce przystawać. - odpowiedziała, wdziewając koszulę.
- Nie pozwolę ci na to byś ruszyła na niego. Bo wtedy on Cię zabije.
Aila wciągnęła skórzane spodnie z trudem i zaczęła je sznurować. Nic nie powiedziała.
On też nie. Patrzył.
Gdy skończyła się ubierać, wyjęła miecz z pochwy i już nie trzęsąc się i nie płacząc, powiedziała do mężczyzny:
- Nie prosiłam o twoje pozwolenie. I go nie potrzebuję. Odsuń się. Mówię ostatni raz po dobroci.
- Nie. Będziesz musiała mnie zabić - powiedział z wysiłkiem, rozpaczą, ale i determinacją.

Nie czekała dłużej. Spalając krew wampira, podbiegła do niego i zamierzyła się mieczem, celując w jego nogi, ale on nie ruszył się poza rozłożeniem rąk by zasłonić sobą całe wyjście. Ailacięła go pod kolanem głęboko. Gdyby to był tył nogi, podcięłaby mu pewnie ścięgna, lecz i tutaj zabolało. Alexander zachwiał się i żeby nie upaść przykląkł na kolano. Aila mimo łez, które znów pojawiły się w jej oczach, podbiegła znów, tym razem by wybić się z ramienia pochylonego męża i przeskoczyć nad nim. Nie pomyślała jednak, że przywykły do cierpień mężczyzna i tak znajdzie w sobie dość siły, by unieść ramiona i spróbować ją pochwycić. Tym sposobem złapał żelaznym uściskiem jej udo, przewracając dziewczynę na siebie. Objął żelaznym uściskiem spalając krew Theresy by wzmocnić swą siłę.
- Nie puszczę cię… Nie dam mu cię zabić - szeptał. - Sire bezpieczny.
Nie wierzyła mu. To, co dziś zrobił przeszło granice jej dopiero co utkanego materiału zaufania, który zaczął ich łączyć. Teraz znów wszystko było jak dawniej. Nie ufała mu i może nawet go nienawidziła. Z płaczem i rykiem furii szamotała się w jego uścisku niby dzikie zwierze.
On zaś nie puszczał.
Zaczynał rozumieć, że chyba ją utracił.
Pozostało zatem iść do Hansela i zniszczyć Elijahę, ale leżał trzymając ją, bo nie chciał puszczać.

Ile to trwało?
Nie dłużej niż rozpalanie ogniska, a jednak byłemu skrybie mogło się wydawać, że to wieczność. Im obojgu.
Szał zastąpiła rezygnacja. Aila wreszcie odpuściła. Opadła na pierś mężczyzny chlipiąc żałośnie.
- Jak mogłeś... jak mogłeś... - powtarzała cicho co jakiś czas tylko.
- Bo cię pokochałem - odezwał się po bardzo długiej chwili, niechętnie - i nijak dłużej mi było żyć jak dotąd. Albo wyzbyć się nienawiści do niego, aby żyć w jego służbie u twego boku, albo go zniszczyć by nie krzywdził mnie i ciebie.
Leżała teraz na nim, pociągając nosem i nie patrząc w jego oblicze, tylko trzymając twarz wtuloną w szyję mężczyzny.
- Myślałam, że... zechcesz mnie uwolnić inaczej... nie na siłę. Bo to nie jest wybór, gdy zabijesz go i uniemożliwisz mi stanie się... kimś więcej. To co robisz... to jest prosta droga, by mnie skazać na życie, którego nie chciałam właśnie. Czy twoja miłość jest aż tak... okrutna?
- Dlategom chciał… - Skrzywił się nie patrząc jej w oczy. - Wydać Hanselowi tych troje, upewnić go, że… Zadbać, aby łowcy uznali, że pozbyli się wampira z Kocich Łbów. Dać sire coś najcenniejszego. Bezpieczeństwo. Ale nie strzymam tu wiedząc, że znów patrzysz na mnie jak wtedy, przed… - Nie dokończył. - Śmierć mi lub sire, abym mógł odejść i wolna będziesz od każdego. Jego. Mnie. Pchnij mnie i zabij, lub daj mi dokończyć dzieła.
Powoli uniosła głowę i popatrzyła nań zbolałym wzrokiem.
- Powinieneś ostrzec go. Jeśli ten łowca go znajdzie... to zbyt wielkie ryzyko. - przekonywała.
- Ostrzec?
- Co cię dziwi? - znów była zła - Skoro chcesz jego bezpieczeństwa, to ostrzec o tym co przygotowujesz. I przyjąć do wiadomości jeśli się nie zgodzi. Jesteś jego sługą!

Patrzył na nią długo.
- Skoro tego chcesz - rzekł ze smutkiem. - Hansel przybył po wampira z Kocich Łbów. Zniszczy go i zgłosi to gdzie trzeba. Większą sławę dostanie nawet, gdy ubije dwoje nieśmiertelnych. Tego po którego przybył i… Theresę. - Wciąż ją obejmował. - Z naszych rozmów wie, że wampir zwie się Elijaha. Ale go nie widział, zresztą Pan wiele twarzy przyjmuje. Damy Hanselowi innego wampira razem z Theresą. Sire będzie bezpieczny tu, jako i Ty, ale… - zawahał się i pogłaskał ją po włosach - ale prośbę mam. Jeżeli zechce mnie ubić, trudno. Jednak jeżeli nie, to przyrzeknij wystarać się u niego aby mnie zwolnił i odejdę, bo nie chcę tu być wstrętnym tobie i dalej jego zabawką. Rzeknij mu wtedy, że zrzekam się tego o co poprosiłem go w noc dylematów. Za wolność. Zgodzisz się?
Wyczuł, że ona już nie chce uciekać, więc poluzował nieco uścisk, gdy się spróbowała podnieść. Usiadła obok, tępym wzrokiem wpatrując się w ranę, którą mu zadała a z której cały czas płytką sączyła się krew.
- Nie jesteś mi wstrętny - rzekła cicho - i obiecuję, że wstawię się za każdą twoją prośbą o ile nie będzie ona krzywdzić kogoś innego. - Wierzchem rękawa otwarła smutne oczy. - Nie rozumiem jednak po coś w ogóle z tym łowcą się chciał dogadywać. On jest sam, a nas... dwoje nieśmiertelnych i piątka sług. To on nie ma szans z nami!
- A jużci. Alem mu chciał odpłacić pozostawieniem go przy życiu, za to że Cię nie ubił. Rzekł mi… że raz nawet “otarłaś się” o tę śmierć. Choć nie zrozumiałem tego. - Dotknął jej policzka i pogłaskał ją po nim. - Po tym co w nocy uczynili… chciałem… - urwał. - I spójrz gdzie tych dwoje nieśmiertelnych i pięcioro sług. Gdybym zdecydował się sire zniszczyć... Gdybym cię zmógł, to we dwóch Pieterzoona byśmy ubili niczym kocię młode i sire poszukać poszli. Jeden łowca. Ot przewrotną potęga bywa.
- Sire może nas za to zabić. Pomyślałeś o tym? Łowca może ocalił mi życie, ale jeśli Elijah się zdenerwuje... sam pomyśl. Będzie na nas wściekły. Tylko ubijając tego łowcę i przyznając się nie do umów z nim, lecz... do tropienia go - myślała gorączkowo na głos - tylko tak winien ci wybaczyć. Nawet wywieszenie sług Theresy. Że to niby pułapka była...
Dziewczyna uczepiła się rozpaczliwie połów jego koszuli i popatrzyła mu w oczy.
- Lepiej go znasz - mruknał. - Sama to oceń, a i weź to pod uwagę, że on może wiedzieć i o tej rozmowie. Szepty w Kocich Łbach dlań zawsze głośno grzmiały. Co sire więcej woli? Bezpieczeństwo i sfingowanie własnej śmierci przed inkwizycją poświęcając Theresę, czy łeb jednego łowcy wampirów, po którego śmierci wkrótce przyjdzie drugi?
- Tylko skąd my tego drugiego weźmiemy? - zastanowiła się teraz już spokojniejsza Aila. Wstała i podeszła do szafy. Po chwili z niewielkiego puzderka wyjęła zwitek bandaży i jakąś maść. Przysiadła teraz przy ranie na jego nodze, by ją opatrzyć.

Mógł niby sięgnąć po moc krwi by się uleczyć, ale rana była płytka. Jedna lekcja miecza to nie było dużo, jej dotyk zaś… sprawiał mu przyjemność.
- Mówiłaś, jakoby sire wspominał, że “znalazł go ktoś”, “trupojady”. Może chodzi o innego wampira, a wtedy… rękami Hanselta pozbędziemy się jakiegoś starego wroga sire, który będzie przeświadczony że ubija Elijahę i uwalnia okolicę od wampirzego istnienia. A jak nie… Sire wszak może przemienić Pieterzoona. Krew nie doda mu intelektu, wraz z Hanselem unicestwimy go jako “Elijahę”. Albo kogo jeszcze innego wybrać - wzruszył ramionami.
Aila pokiwała głową, nie patrząc na niego, tylko skupiając się na opatrywaniu. Nie wierzyła w słowa Alexandra, ale nie chciała ich też podważać. Jakby świadomie chciała tylko, by powiedział jej coś, co ją uspokoi.
- Dobrze więc. Co teraz zamierzasz?
- Hansel czeka odpowiedzi co dalej, bo chce Theresę zabrać gdzieś. Przekonać go trzeba, że jego stronę weźmiemy, aby w nocy na zamek wrócił. - Bękart z Eu patrzył na Ailę jakby chciał brać ten obraz na zapas. - Spotkamy się z sire, po zmroku. Niech zdecyduje… Czy chce głowy łowcy, a może i mojej, czy wybierze ten drugi plan. W którym Hansel odejdzie pokonawszy dwa wampiry i w przeświadczeniu, że Kocie Łby i Coiville wolne od plagi nieumarłych. - Skrzywił się lekko w odpowiedzi na ból. - Tak bym uczynił. Zgadzasz się na to?
Zagryzła wargi, przeżywając w głowie jeszcze jakieś dylematy, po czym rzekła:
- Sire dziś w nocy chyba nie wrócił. Nie było go u mnie. Co jeśli i tej nocy się nie odezwie? - Jej ostatnie słowa zagłuszyło prawie wycie Patricii. - No i co z nimi? Ludzie się pewnie dziwią. Bo chłop to mógł na przykład do małżonki ci się dobierać, ale baba? Nie lepiej ich w lochu osadzić?
- Miejmy nadzieję, że się odezwie - zafrasował się. - Co do tych dwojga… Rzekłem, że pałką mnie potraktował, zarządcę i gospodarza gdym stanął mu naprzeciw aby nie poczynili ci hańby - Alexander pokiwał głową - co w zamiarze miał, a i ona w tym uczestniczyła. Cóż… kłamstwem to nie było. - Spojrzał na nią. - “Ciotka” oficjalnie zbiegła. Kochają cię tu w pewien sposób, albo lubią. Przynajmniej wielu. Zbrojni z zacięciem szli o świcie do komnat ich. A ona dwóch ubiła. Wierz mi, że te wrzaski nie są służbie złe. - Zastanowił się nad czymś. - Ją to i bym nawet puścił, ale pomsty będzie chciała. Jemu chcę odpłacić. Może i żywcem stąd wyjdzie, czemu nie. Ale… nie taki sam jak przyjechał.
- Ale to on pomagał przy organizacji zaślubin gdy ciebie nie było - odparła Aila, po czym dodała: - Nie myśl, że go bronię, ale... nie musiał tego robić, a pomógł. Wczoraj też mógł... sam wiesz... mógł mnie wziąć dla siebie. Theresa by mu pewnie pozwoliła. Wiem, że się nie lubicie, ale on mimo wszystko okazał mi wiele przychylności. Pamiętaj o tym proszę.
- Wydaje mi się, że nie wziął cię dla siebie tylko dlatego, że wiedział iż wtedy się na nich rzucę. I zginę. - Skrzywił się. - Elijah mógłby być zły, że doprowadzili do śmierci jego ghula z jedynie sadystycznej zabawy. To wybrali co innego. Inaczej… Hm… Widziałem jak na Ciebie patrzył.
Aila przekrzywiła lekko głowę.
- Jesteś zazdrosny! - powiedziała tonem wielkiego odkrycia.
- Jestem. - Znów się skrzywił i wzrok odwrócił. - A dziw to?
Uśmiechnęła się lekko.
- Trochem nieprzywykła. To... miłe uczucie - wyznała. - Tym bardziej jednak mógłbyś mu nieco odpuścić. Pomagał mi, nic złego nie czyniąc poza... odrobiną krępującego zainteresowania. To jeszcze nie jest występek za który człowieka winno się torturom poddawać, drogi mężu.
Ciszej zaś dodała:
- Przyzwyczajaj się.
Ostatnie słowa rozbiły go nieco.
- Język, że wypowiedział to życzenie. I worek…
- No daj ty spokój! - Spojrzała na niego zbulwersowana, ale po chwili dostrzegając błysk wesołości w jego oczach, przybliżyła się i wymruczała zmysłowo do ucha - Może dasz się przekupić?
- Przekupić? Bym go języka i worka nie pozbawiał?
- Mhhhhmmm... - wymruczała mu do ucha, smagając je delikatnie języczkiem.
- Nie - odpowiedział z nieukrywanym żalem.

Początkowo chyba nie zrozumiała. Dopiero po chwili odsunęła się bez słowa. Wstała z ziemi.
- Mogę stąd wyjść czy teraz jestem więźniem we własnej sypialni? - zapytała.
- Jeno przez jedną świecę - też wstał, choć szło mu to nieskładnie przez ranę - chciałbym byś nie wychodziła. Póki Hansel z Theresą nie opuści Kocich Łbów. Potem… czyń co chcesz. A wieczorem, niech się dzieje wola… - urwał znów spoglądając na nią. Był totalnie rozbity. - Niech to się skończy.
Aila siadła na łóżku, na moment unosząc ręce w geście poddańczym.
- Twoja wola, mężu. - ta standardowa formułka zabrzmiała w jej ustach niby przekleństwo.
Wyszedł mocno utykając.


Niedługo później wrzaski Patricii zaczęły cichnąć, oddalać się.
Chyba ktoś ich gdzieś zabierał.
Dziewczyna nie miała jednak odwagi wyjrzeć przez okno i sama siebie za to tchórzostwo nienawidziła. Tak samo jak za to, że postanowiła posłuchać Alexandra, mimo że wewnątrz odczuwała straszny bunt. Mężczyzna mógł jej mówić że tytuł zarządcy nic dla niego nie znaczy, ale prawdą było, że bardzo szybko wszedł w tę rolę. I to rolę nie potykającego się następcy, lecz mocno trzymającego za mordy pana.

- Nawet dla mnie... - szepnęła, przypominając sobie ich kłótnię.

Kiedy przyniesiono śniadanie, nie ruszyła się nawet, by je zjeść. Jedynie przebrała się w codzienną suknię, aby nie budzić zgorszenia Marii.
Czas mijał...

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 14-09-2017 o 22:22.
Leoncoeur jest offline  
Stary 15-09-2017, 09:11   #50
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czas mijał leniwie, powoli, jakby nieświadom zagrożeń, które czaiły się w jego cieniu. Nadciągały pełne mroku fale nieznanego. Aila i Alex, choć trzymali się z dala od siebie przez cały dzień, dzielili jedno uczucie - coś się kończyło.

Coś miało się zmienić już na zawsze i nieodwrotnie. Tylko co?
Aila poderwała się z fotela, na którym drzemała przykryta kocem. Kot, który spał obok niej spojrzał na dziewczynę z wyrzutem, ale po chwili wrócił do świata snu, zamykając złociste oczy. Tymczasem dziewczyna wyjrzała przez okno. Świtało. Noc minęła, a sire nie przyszedł do niej, mimo że starała się całą noc nie zmrużyć oka, oczekując go, mimo że raz po raz zaczepiała zamkowe koty, by go zawiadomiły, że czeka...

Jako że siedziała cały czas w pełni ubrana, teraz po prostu wzięła świecę i wyszła z komnaty. Cicho przemknęła pod pokój Alexandra. Z jakiegoś powodu czuła, że mąż czekał tak samo jak ona na pojawienie Elijahy. O ile jej nie okłamał wcześniej... Zapukała do jego drzwi zdecydowanie.
- Tak…? - spytał od razu. Najwidoczniej jednak też nie spał.
Nim zdołała odpowiedzieć drzwi się otworzyły, a po wyrazie jego twarzy nie zobaczyła zaskoczenia. Jakby odpowiadając na pukanie już wiedział kto może to czynić.
Aila spojrzała na niego, a potem bardziej stwierdziła niz zapytała:
- Nie pojawił się...
- ...a gdyby wrócił na zamek wiedziałby co się stało - dopowiedział jej mąż.

Choć zapomniał o podstawach dobrego wychowania, ona również nie miała teraz do tego głowy. Weszła do jego komnaty, nie pytając o pozwolenie. Musieli porozmawiać, a na korytarzu mógł ich kto słyszeć.
Na przykład taki łowca wampirów.
- Może... może wracał i zauważył co się stało? - snuła na głos. - Może skrył się?
- Nie… - Nalał wina w kielichy. Szlachcianka spostrzegła, że były to te same co pili z nich ‘tamtej’ nocy. Potem leżał w łożu wypruty z sił woli, albo spał… gdzie indziej prawie nie bywając w komnacie. le widać nie pozwolił ich służbie sprzątnąć.
- Nie mógł wywiedzieć się spoza zamku, a gdyby powrócił, nie uciekałby. Zabiłby mnie lub nas wezwał.
- Więc... - Aila zawiesiła ton. Nie było sensu snuć kolejnych hipotez. Mieli teraz bardziej palący problem. - To co z łowcą teraz? Co w ogóle... zrobiłeś z tamtą dwójką?
- Z początku… - Napił się nerwowo. - Chciałem mu odjąć oczy, ręce, język i przyrodzenie. Alem odjął jeno to o czym mówiłem… Uciekał wzrokiem. - I cyrulik zajął się nimi. Żyją, ale… Dzięki krwi Theresy jedynie nie zginęli. Długo dochodzić do siebie będą. Są w wieży.
Zobaczył jak małżonka odruchowo odsuwa się od niego. Jej dłonie drżały, toteż złączyła je i schowała w rękawach sukni.
- A łowca? I wampirzyca?
- Zabrał ją nad ranem. Wrócił wieczorem. - Alex znów sobie nalał. - Ale nic Ci nie uczyni. Obiecał.
- Wspaniale po prostu! - szlachcianka prychnęła wściekle - Mi nic nie zrobi. To najważniejsze... a to że wciąż kręci się po zamku, to już mało istotne? I co, ile zamierzasz go tak trzymać? Może jeszcze mam iść do niego do spowiedzi żeby z roli nie wyszedł?
- Mi, tobie, Elijasze… nic nie uczyni, bo sire nie ma. Kręci się, ale co z tym. Kręcił się i wcześniej. Nie ja go tu sprosiłem.
Aila spojrzała na niego mrużąco oczy jak dziki kot.
- Ale ty go zabijesz. - powiedziała pewnie. - Skoro zostaliśmy sami, to sami musimy się go pozbyć. Jeśli trzeba, pomogę ci.
- Za co mam go zabić? - Zbliżył się ku niej, ale niewiele. - Cóż uczynił bym go zabił Ailo?
- Groził śmiercią twojej żonie i szantażował cię. Oraz okłamał nas, podając się za wikariusza. Mało tego? - Znów się odsunęła, choć tym razem już natrafiła na mebel za plecami.
- Czemuś zabiła Valentino? - spytał, ale gdzieś tam mogła wyczuć, że to pytanie mogło być czymś więcej w kwestii oczekiwanej przez nią odpowiedzi.
Zmrużyła oczy, przyglądając mu się.
Nie odpowiedziała.
- Wyrzekł się zabicia Cię za Valentino… jak ja chciałem wyrzec się pomsty na sire za matkę. On chce tylko śmierci sire, … którego nie ma, a jak pan wróci… to z nami wpierw się spotkamy i może rozkaże go zabić. Co zrobimy. Czemu ja mam go zabić teraz?
- Bo ja tego chcę. Boś nie jest sam panem na zamku, lecz masz też żonę. I ja mam dość patrzenia na to, co robisz. Dość mam twojego... braku lojalności. To co zrobiłeś tej dwójce w wieży...
- Masz dosyć - przerwał jej. W oczach nie miał nawet gniewu. - Że czynię coś, co może być dobre dla zamku, ciebie, nawet sire! Bom zrobił com chciał, z bólu. A Ty? Dumna, nieokiełznana… - Przybliżył się ku niej, od strony drzwi. Jakby nie zamierzał dać jej uciec od tej rozmowy. - Pragnąca samostanowienia i wolności… Dająca się prowadzić nago pod opończą jeno, by spełniać zachcianki jednej nieumarłej kurwy, zachcianki o jakich nawet nie wiedziałaś co każą ci uczynić. A teraz czegoś CHCESZ?

Zadarła lekko głowę, by na niego spojrzeć. Choć ciało jej drżało, wzrok miała hardy.
- Mówiłam ci. Zawarłam umowę z sire. I to wszystko jest jej częścią. Zawsze jest cena i spłata. Ja to rozumiem. Spalenie klasztoru i ukaranie tych cholernych mnichów było tego warte, com zrobiła. I zrobiłabym to ponownie, jedynie ciebie w to starając się nie plątać. Bo ty widać nie rozumiesz, że długi trzeba spłacać. Ty tylko patrzysz na swoje krzywdy, a ten zamek, dostatnie życie, ludzie gotowi za ciebie umierać, nawet małżeństwo ponad twój bękarci stan to za darmo było? Należało ci się, tak? Boś cierpiał. Owszem, cierpiałeś, ale i powodem cierpienia wielu byłeś. I jesteś. Czas więc zacząć spłacać długi. Jeśli więc chcesz na mnie zasłużyć, zabij tego łowcę - warknęła na koniec, przybliżając swoją twarz do jego twarzy.
- To jest coś czego nie zrozumiesz - odwarknął. Może ktoś patrzący na nich zobaczyłby tu początek kłótni wilkołaków. - Do rodziny nie czułaś miłości, bo traktowali cię jak inwestycję rodową. Sama to rzekłaś. Pierwsza miłość? Sire? Więzy. Myślisz, że to tak działa? - Zbliżył twarz teraz on do niej. Praktycznie zetknęli się nosami. - Nie znasz innej, niż ta w której słowu kochanego oprzeć się nie można? Kocham cię, ale nie. Bo nie będę z tego co między nami, a co tracę, robił więzów by to ratować.
Przełknęła ślinę, jednak nie cofnęła się ani o centymetr teraz.
- I na czym polega ta twoja miłość, której nie rozumiem? Na okaleczaniu tych, którzy oko na mnie zawiesili przypadkiem? Czy na trzymaniu mnie wbrew mej woli w komnacie? A może na mówieniu mi, co jest dla mnie dobre, choć sama czuję jakbyś mi serce z piersi wyrywał? Powiedz, to jest właśnie ta miłość? Bo masz rację. Nie rozumiem tego!
- Mam ci wytłumaczyć? - Roześmiał się nie cofając twarzy. - Nie da się. Wytłumacz kształt powietrza! Smak lodu. Czy… - Alexander nie mówił dalej. Gdyby ktoś potrafił to ubrać w słowa, to oznaczałoby że śni.

Pochylił się i po prostu pocałował ją. Mocno, namiętnie, z pasją. Czuł praktycznie w wyobraźni swój własny nóż do papieru w brzuchu, ale go to w tej chwili nie obchodziło, bo czuł jej wargi. Pełne i gorące, najpierw zaciśnięte a potem pod wpływem jego ust delikatnie się rozchylające, jakby zapraszały go, by sięgnął po jeszcze...

[MEDIA]https://media.giphy.com/media/12Uh1zHVpDLReM/giphy.gif[/MEDIA]

Siarczysty plaskacz w policzek otrzeźwił Alexandra w mgnieniu chwili.
- Nie chcę tej miłości zatem - powiedziała Aila, łypiąc na niego nieprzyjaźnie. - Ty na mnie wymogłeś już dwie obietnice, podczas gdy ja od ciebie nawet jednej prośby spełnienia nie mogę oczekiwać. Nie chcę takiej miłości! - powtórzyła z mocą.

Patrzył na nię długo.
Czy się wahał?
Czy myślał o czym innym, nie mogła roszyfrować?
- Przeklętym - rzekł odsuwając się. - Czemuś ty Ailo przybyła na Kocie Łby…
Odwrócił się.
- Będzie jak chcesz… - Zaczął iść w kierunku wiszącego na ścianie miecza, którym… uczył ją po raz pierwszy, zważając by nie tknąć go nawet przelotnie dotykiem palca.
- Przecież nie... - zamilkła. Wiedziała, że nie ma sensu oponować. Stała więc i patrzyła.
Alexander uchwycił broń za rękojeść i zdjął z haków na ścianie. Przez chwilę przyglądał się ostrzu. Na bandę Pieterzoona szedł bez broni, po wilka wyjechał z innym mieczem. Zawsze tykał broni poza murami. To ostrze stare, wyszczerbione gdzieniegdzie, musiał wziąć w dłoń chyba po raz pierwszy od pięciu lat.
Na Kocich Łbach.
Odwrócił się i zaczął iść ku drzwiom. Aila patrzyła na niego i z każdą chwilą miękła, lecz wyuczona rola oziębłej szlachcianki pozwalała jej zachować kamienną twarz. Nic nie powiedziała. Nie życzyła mu powodzenia, nie oferowała pomocy... Wiedziała, że teraz by jej nie przyjął. Gdy otworzył drzwi spytała tylko cicho:
- Mam na ciebie tu czekać?
To pytanie…
Powoli uniósł na nią wzrok. Zobaczyła łzy w jego oczach.
- Jak zechcesz - wyszeptał.
I wyszedł.




Krew wesoło kapała na podłogę.
Na twarzy Hansela… to znaczy twarzy głowy Hansela, widoczne było zaskoczenie zastygłe w martwych rysach. Dalekim byłoby powiedzieć, że łowca ufał Alexandowi. Nie. On po prostu wierzył. Wierzył silnie. Hansel widząc go za każdym razem upewniał się, że więzi Alexandra w stosunku do jego sire są już złamane, że wampir nie zmusi go do niczego co sługa krwi spełnić nie zechce. Że walka z wolą sire dzieje się w głowie ghula już jeno z jego wiary, że wampir ma nad nim kontrolę. Miał zamiar nawet wytłumaczyć to zarządcy Kocich Łbów.
Nie zdążył.
Łowca wampirów nie wziął pod uwagę tylko jednego czynnika.
Aili.

Elijaha nie potrafił go złamać, póki nie zmienił w bezmyślne zombie. Aila zrobiła to z Alexandrem w kilka minut.
A on miał już wszystko jedno, ot byle zobaczyć jej uśmiech i podziękę nim sire wróci i go zabije.

Alexander zatrzymał się w drzwiach do swej komnaty i rzucił głowę Hansela na jej środek.
Ona wciąż tam była. Siedziała na jego łożu z podkulonymi bosymi stopami. Czytała jakąś książkę. Teraz zaś podniosła na niego te swoje przeraźliwie piękne oczyska, w których nie wiedząc kiedy zatopił swoją jaźń. Usteczka jej zadrżały na widok odrąbanego łba, lecz nie rozpłakała się.
- Zranił cię? - zapytała tylko cicho.
Pokręcił przecząco głową i rzucił miecz na podłogę.
- Nie - rzekł cicho. - Nie spodziewał się. Bezbronnego. Znienacka… Któremu dałem pomoc i gościnę... - Podszedł do stołu i podniósł dzban, nie bawił się w nalewanie do kielicha tylko przyssał się do większego z naczyń.
Szlachcianka odłożyła książkę. Wiedziała, że Alexander chce w niej obudzić wyrzuty sumienia. Zresztą... one wcale nie usypiały. Mógł tego nie widzieć, ale mimo wszystko wciąż nie była na tyle wyrachowana, by nie brać na siebie tego co on uczynił i co Elijah powinien był zrobić w klasztorze.
- Wygląda na to, że goście nie mają u nas lekko. - powiedziała, patrząc jak mężczyzna wlewa w siebie wino.

Oderwał się dopiero gdy się skończyło. Ruszył do łoża na którym położył się zwinięty. Ponieważ wyraźnie unikał kontaktu z jej ciałem, Aila zeszła z łóżka, ubrała trzewiki, a po chwili wahania przykryła małżonka wilczą skórą. Dopiero po tym skupiła się na makabrycznym prezencie - głowie łowcy wampirów. Skrzywiła się i rozejrzała bezradnie, by wreszcie złapać za szmatę na której Alexander zwykł stawiać przemoczone buty. Owinęła w nią czerep i już miała wynieść z komnaty, gdy do jej drzwi rozległo się pukanie. Aila spojrzała pytająco na męża. W końcu to był jego pokój.
- Wejść - powiedział ciężkim głosem.
Teodor wsunął się do środka i chyba nieco zawstydził obecnością szlachcianki.
- Pani... - skinął jej głową - Panie... ksiądz z miasta przybył. Mówi, że pilnie musi porozmawiać z tobą. O małżonkę też zresztą pytał i o kapelana, jeśli mieliby ochotę dołączyć, czeka na dole.
- Niech tu przyjdzie. W komplecie będziemy. - W jego głosie gorycz mieszała się z nutami szyderstwa.
Sługa rozejrzał się zdziwiony, ale skinął głową.
- Tak panie, już po niego idę. - rzekł, zostawiając małżonków znów samych.
Aila odłożyła z obrzydzeniem szmatą owinięty łeb pod szafę.
- Jesteś pewien? Mogę powiedzieć, żeś chory i sama się tym zająć...
- Niech przyjdzie, niech mówi.
- W takim razie wstań chociaż. - rzekła szlachcianka i umoczyła gałganek w misie z wodą. następnie niepewnie podeszła do Alexandra z zamiarem przetarcia mu twarzy.
Wstał po chwili, ale miast poddać się tym zabiegom podszedł do dzbana.
Pustego rzecz jasna.
Skierował się ku drzwiom, które otworzył.
- WINA!!! - ryknął, a echo poniosło się po korytarzu. Jakiś kot miauknął dziko zaskoczony lub przestraszony. Dopiero wtedy Alexander znów skierował się ku łożu. Aila przez cały czas nie spuszała zeń spojrzenia. Po jego krzyku odruchowo przycisnęła do piersi gałganek i teraz miała tam zmoczoną suknię. Nie przejmując się tym jednak, poczekała aż mężczyzna usiądzie i przysiadłszy się obok, zaczęła delikatnie obmywać jego oblicze.
Chyba po raz pierwszy od powrotu do komnaty z odciętym łbem łowcy podniósł na nią wzrok i po prostu patrzył na to co robiła i na jej twarz. Położył swoją dłoń na jej wolnej dłoni.
Dostrzegł jak jej podbródek zadrżał. Zatrzymała się na moment i wydawało się, że coraz zaraz rzeknie lub zrobi, lecz po chwili wróciła do przecierania skóry męża. Wtedy to znów rozległo się pukanie. Aila wstała, by odłożyć gałganek do miski.

- Wejść - rzekł Aleksander.
Do komnaty wszedł ojciec Jean.
- Niech będzie pochwalo… - Spojrzał na leżący na podłodze okrwawiony miecz.
Szlachcianka spojrzała speszona na Alexandra, po czym sama postanowiła ratować sytuację.
- Niech będzie pochwalony. - odparła dumnie, po czym zwróciła się do męża - Mówiłam, byś po ćwiczeniach nie przynosił tu broni. To gości może peszyć.
I bojąc się chyba, co Alexander na to jej może odpowiedzieć, od razu zwróciła się do duchownego:
- Co Ojca do nas sprowadza? Ponoć to pilne?
- Tak, w istocie...
Nie dokończył, bo do komnaty przez uchylone drzwi wślizgnęła się Giselle. Dziewczyna uśmiechnęła się pięknie na widok Alexandra, po czym podeszła do stołu i zaczęła rozkładać tam zastawę z przekąskami. Był też dzban wina i trzy kielichy.
Giselle uwijała się szybko, lecz nie żałowała też czasu na powłóczyste spojrzenia względem rządcy, a gdy na koniec chciała zebrać puste naczynia, pochyliła się nad siedzącym Alexandrem głęboko, niby to sięgając po leżący obok niego gąsior.
Mężczyzna odruchowo zajrzał w jej dekolt, ale zaraz przeniósł spojrzenie na księdza.
- Jeżeli to w istocie pilne, cóż wstrzymuje cię ojcze by to rzec?
- Ja em... to raczej rodzaj przeczucia, więc nie chciałbym... - duchowny pocił się, zerkając na wypięte pośladki Giselle. Tego już był za wiele Aili.
- Pomóc ci dziewko z tym dzbanem, że to tyle zajmuje? - zapytała sucho, na co dziewczyna zaraz zebrała puste naczynia i szybko czmychnęła z komnaty, obdarzając Alexandra ostatnim słodkim uśmiechem przy drzwiach.
- O co chodzi, ojcze? - teraz to szlachcianka zadała pytanie, rozlewając wino do kielichów.
- Cóż, doszły mnie dziwne wieści wczoraj jeśli chodzi o nasze opactwo...
- Mówże więc co to za wieści. - Ton Alexandra stał się twardszy.
- Cóóóż... - ksiądz najwyraźniej jednak wciąż miał problem, by nazwać to, o co chodziło - Dostałem wieści, ze coś złego stało się w monastyrze. Chłop, który stamtąd przyjechał zarzekał się, że widział ciała martwych mnichów powywieszane na murach i... doprawdy jego wizje były przerażające. Z uwagi na obecność pani pozwolę sobie pominąć ich dokładny opis. Jużem miał coś z tym robić, gdy kilka godzin później z klasztoru przybył posłaniec z... zaproszeniem. - przerwał na moment, gdy Aila podała mu kielich z winem. Drugie naczynie trafiło do rąk Alexandra, a małżonka wymieniła z nim zaniepokojone spojrzenia przy okazji.
- I chcesz bym to ja w ramach zaproszenia tam pojechał sprawdzić co zaszło w klasztorze, bo boisz się ojcze sam iść dziwne podejrzenia mając?
- No właśnie, tu osobliwość. Opat sam podpisał zaproszenie na jutrzejsze Jesienne Święto Matki Boskiej, kierując je nie tylko do mnie i kapelana Kocich Łbów, ale także do nowopoślubionych sobie państwa na zamku, by z okazji skorzystali i o rychłe pojawienie męskich potomków się pomodlili.
- Zostaw nas ojcze…. - Alex rzekł zapatrzony w ścianę. - Z małżonką chcę się rozmówić i wnet zejdziemy do ciebie. Ta służka, Giselle co podsłuchuje pod drzwiami, da ci wszystko czego potrzebujesz.
Ksiądz Jean spojrzał to na niego, to na Ailę, lecz cóż było robić? Skłonił się lekko i jako pokorny sługa boży wyszedł bez słowa. Służąca faktycznie czekała na niego pod drzwiami.
Kiedy oddalające się kroki upewniły małżonków, że zostali sami, szlachcianka usiadła obok Alexandra i złapała się za głowę.
- Myślisz, że... że oni go zabili? - zapytała drżącym głosem.
- Trzech przykutych w kaplicy mnichów, przerażonych wizją spotkania z diabłem? - odpowiedział spoglądając na nią. - Nie, nie sądzę.
- Więc... co to może być? - podniosła twarz i spojrzała na niego.
- Ktoś… lub coś. - Alex rzekł powoli. - Uwolniło mnichów i było na tyle silne by zwyciężyć Elijahę, który przybył do klasztoru dokończyć dzieła. - Zamyślił się. - Ktoś lub coś zdolny zwyciężyć Elijahę, a nie czyniący krzywdy mnie, gdym tam zabijał, niszczył i grabił. Zatem to albo ktoś mający tam siedzibę, ale aktywny jedynie w nocy… - bękart z Eu nie rozwijał tych implikacji - albo przybył tam wiedząc, że przybędzie tam również Elijaha i nie bał się stanać twarzą w twarz z sire w nocy. Z wampirem.
Alex wychylił wino.
- Albo to sire ich uwolnił, od sire jest ten list i to kolejna jego chora zabawa.
Aila chwilę siedziała w milczeniu. Wzrok miała wbity podłogę.
- Może... musimy jechać żeby się dowiedzieć. - szepnęła.
- Musimy?
Popatrzyła na niego.
- Dobrze. Ja czuję, że muszę. - powiedziała z przekąsem.
- Tak. - Skinął głową. - Pojedźmy sprawdzić, trzeba nam wiedzieć.
Prychnęła.
- To po co zadałeś to pytanie? - nie wytrzymała - Żeby mnie upokorzyć?
- Dlaczego zabiłaś Valentino? - spytał cicho.
Wstała gwałtownie i ruszyła do drzwi.
- Nie zamierzam tego słuchać!
- Pójdę za tobą. Będę powtarzać to pytanie. W korytarzach, w hallu. Chcesz tego?
- Kiedy jego zabrakło, ty postanowiłeś mnie dręczyć? - stanęła przy drzwiach - Świetnie! Doprawdy świetnie. Ktoś kto zabił wielu... naprawdę wielu będzie mnie dręczył jednym którego los przypieczętowałam. W imię czego? - zapytała wracając do swojej oziębłej maniery szlachcianki.
- Wielum zabił. - Skinął głową wstając. - Bardzo wielu. - Zaczął się zbliżać. - Dziś pierwszy raz, bezbronnego, który wierzył we mnie, któremu gościnę obiecałem. - Stanął przed nią. - Bo o to poprosiłaś. I to ja dręczę…? - Spojrzał jej w oczy. - Przywiązany, zwyciężony, niegroźny, mający informacje… Sztylet w gardło. Dlaczego?
Aila spuściła wzrok, gdy patrzył jej w oczy. Przygryzła na moment wargę.
- Mogłabym ci rzec, że to dla sire’a, dla jego bezpieczeństwa, ale... to nie o tym wtedy myślałam. To... osobiste powody mną kierowały. Dlatego chcę je dla siebie zachować.

- Zadałem je - Alex wrócił do pytania sprzed motywu Valentino. - By usłyszeć czy zaprawdę uważasz, że “musimy”. Że ja coś jeszcze muszę. - Schylił się po miecz. - Ja już nic nie muszę. Mogę jeno chcieć.
Aila otworzyła drzwi.
- Niech będzie. I życzę by życie ci tego nie zweryfikowało - rzekła, wychodząc.
Nie zatrzymywał jej.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172