Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2017, 21:37   #91
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Szli dużo krócej niż wcześniej z Simonicą szukali samego Honzo. W końcu zatrzymali się przy drewnianych drzwiach, które Honzo pchnął z impetem. Oczom inkwizytorki ukazało się małe pomieszczenie, przypominające celę bardziej niż pokój. Wewnątrz były dwa krzesła, mały stolik i siennik ułożony pod ścianą.

Kontakt z ramienia gildii odpalił od pochodni małą świecę, po czym pochodnię umieścił przed drzwiami pomieszczenia, a świecę postawił na stole. Odsunął najpierw jedno krzesło, a po chwili drugie. Na tym drugim usiadł odchylając się lekko.

Rozłożył dłonie w wyrazie zakłopotania, po czym jego dłonie ruszyły do tańca ukazując w świetle świecy kolejne symbole.

“Co cię do nas sprowadza, siostro?”

Michal usiadła na drugim krześle z galimatiasem myśli. Wszystko działo się tak szybko.

Przez chwilę zbierała je wszystkie by rozpocząć szybkie sygnały drobnych dłoni:

“Potrzeba pomocy w kilku sprawach. Bez ludzi, co mowę znają tutejszą, nie dam rady. Liczę na Twą pomoc.” - ruchy dłoni ustały, a palce dziewczyny zacisnęły się na mokrej sukni.

Mimo odczuwanego chłodu, uśmiechnęła się lekko a ciemne oczy błysnęły ciepło w blasku świecy. Przez uśmiech badawczo przyglądała się bratu Simonicy, którego mina mówiła Michał całkiem sporo. Mimo zadowolenia z odniesionego sukcesu tego dnia, był zaskoczony. Kamil w zasadzie sama była nieco niepewna i nie do końca wiedziała sama co chciała uzyskać. Robiła jednak dobrą minę do złej gry.

Na twarzy Honzo pojawiło się jeszcze większe zdziwienie. Wskazał palcem na drzwi, przez które weszli. I wykonał gest dłońmi: “On”. Michal domyśliła się, że chodzi mu o brata.

“Ledwo jeden. A potrzeby są dużo większe.”

Sapnęła w głos.
“Słyszałeś o kręcących się opodal bestiach? Potrzebuję tropicieli. Masz takich?”

Kiwnął głową znacząco, po czym dłonie zaczęły pokazywać kolejne gesty.
“Dwóch mogę ci dać. Za trzy dni. Na dwa dni.”

“Nic wcześniej nie da rady? Trzy dni czekania długo. A bestie o mniej niż stajnia chodzą. Twoi ludzie też mogą na nie trafić.” - Kamil zrobiła zatroskaną minę.

“Wiem. Jeden nie żyje. Mam jeszcze kogoś w mieście, ale nie jest tak dobry jak tamci. Nie znam go jeszcze dobrze. Niedawno dołączył.”

Wprawdzie język migowy nie posiadał znanego Michal zwrotu “Gildia złodziei”, ale Inkwizytorka domyśliła się do czego dołączył.

“Możesz go… przejrzeć” - Kamil nie znalazła gestu na testy - “i uznać czy dobry dla ciebie … was… czy nie” - uśmiechnęła się rozkładając przy tym chochlikowato ręce.

“Mogę” - Honzo zaśmiał się w głos. - “To trwa miesiące. Ktoś się tu śpieszył?”
Zdziwienie powoli znikało z twarzy mężczyzny. Zdawał się radować zaistniałą sytuacją.

“Oddasz go Nam?” - Cyganeczka otarła cieknący nos, mając na myśli inkwizycję - “Myślisz, że nasze działania to jeno modlitwy?” - uniosła brew - “Sprawdzi się, będziesz wiedział gdzie … serce i myśli jego”.

“Któż go lepiej przejrzy niż Oko” - mężczyzna odchylił się jeszcze bardziej i zaczął kołysać na krześle. - “Powiem Simonicy gdzie go znaleźć”

Michal poczuła się zmęczona całym dniem i westchnęła cichutko z zadowoleniem.
Skinęła Honzo z wdzięcznością.

“Dziękuję” - zagryzła kciuka rozważając i obserwując szefa gildii.

“Jeszcze jakoś mogę pomóc?” - uśmiechał się szeroko. Był młodszy od Simonicy choć wydawał się równie wygadany, a szelmowski uśmiech dodawał mu uroku.

“Słyszałeś coś o dziwach w zakonie Dominus? Coś dziwnego wyszło poza mury?”

“Nic” - chwilę się zastanowił. Potarł krótką brodę.
“Choć nie. Było coś. Wielki dziadek z młotem. Włóczył się po lesie kilka tygodni temu. Ale chyba go znasz...” - najwyraźniej Honzo drwił z niej. Wszak musiał wiedzieć kim jest i co w Płocku robił Walter Weismuth.*

Kamil wyszczerzyła się w uśmiechu:
‘Dziadek nie dziadek, na łatwego przeciwnika nie wygląda. Na dziwnego tak. To kiedy rzekniesz?” - spytała rękoma chociaż i jej twarz odzwierciedlała pytanie.

“Co rzeknę?” - tym razem to mężczyzna uniósł brew.

‘Simonicy. Gdzie szukać.”
“Żegnać się chcesz?”
Michal zmarszczyła brwi, widząc wyraz smutku przebiegający przez oblicze złodzieja.
“Chodźmy więc.”
‘Potrzeba pomocy?’ - spytała patrząc zaniepokojona i zafrasowana, śledząc wzrokiem Hozno, który wstał powoli.

“Nie” - a mimo to, zatrzymał się na moment w drodze do drzwi.

“Handlarze poruszają się po szlakach w określonym czasie, bo bestyji się boją. Niemiecki biskup ściągnął niemieckich kupców. Do gildii dołączają ‘młode wilki’. Gwardia książęca w Łomży. Wszystko w najlepszym porządku.”

Otworzył drzwi, sięgnął po pochodnie, po czym do zwiniętej w rulon dłoni przyłożył usta i dmuchnął:
“Zgaś świecę”

Posłusznie zgasiła płomień. Gdy Honzo prowadził ją przez korytarz, położyła odruchowo dłoń na jego ramieniu tak, jak zwykła to czynić z Simonicą.

- W mieście pojawiła się też znacząca persona, którą warto uprowadzić dla okupu. I tak coś czuję, że wkrótce będzie o nas głośno - powiedział szeptem w stronę dziewczyny po romsku. Jego głos zdał się dziwnie głośny po wcześniejszym wymachiwaniu rękoma w ciszy. Skinęła głową i zacisnęła lekko palce na ramieniu mężczyzny.

Nie miała jak inaczej mu teraz odpowiedzieć.

***

Po chwili, która tym razem inkwizytorce zdała się krótsza niż wcześniej, dotarli do dużej sali. Honzo ujął na moment rękę dziewczyny, ucałował jej przybrudzoną dłoń, po czym puścił.

- Bracie - zwrócił się do czekającego Simonicy - w piętrowym domu jedno z mieszkań wynajmuje niejaki Jakub. Pokaż mu głowę wilka i powiedz, że wolą Honzo jest, żeby przez trzy dni i trzy noce spełniał zachcianki - spojrzał na Michal i uśmiechnął się szczerze - Michal, cyganki.

Dziewczyna odpowiedziała ciepłym i łagodnym uśmiechem sygnalizując ‘dziękuję’.
Simonica skinął głową i spojrzał na Kamil:
- To już wszystko? Wracamy do miasta?

Nim odpowiedziała Simonice spytała jeszcze Honzo:
‘Można wrócić w przyszłości?’
- Tak. Gdy zrobisz to co ustaliliśmy.

Dwoma palcami prawej dłoni wskazał swoje oczy i rzekł:
- Za trzy dni. Gdy “przejrzysz” Jakuba.
"Jeśli chcesz o coś zapytać wtedy, wysłucham. Słuch dobry" - Cyganeczka uśmiechnęła się ponownie. Tym razem to ona kpiła z Honzo.

- Wiem, ptaszyno. Ale to ja muszę - przerwał napinając i rozluźniając mięśnie ramienia, co wedle wiedzy Michal znaczyło “ćwiczyć”. Po czym zaśmiał się.
Skinęła głową jakoś zupełnie rozluźniona. Dobrze czuła się w towarzystwie brata przyjaciela.

“Poproszę Jego o pomoc dla Ciebie” - zacisnęła lekko dłoń na napiętych jeszcze chwilę mięśniach - ‘tego’. On wie jak.”

Poklepała lekko żylastą i mocną dłoń Honzo i wskazała chęć przebrania się w suche ubranie.

Honzo pstryknął palcami.
- Ty, tam. Zaprowadź ich nad rzekę. Braciszku, konia oddamy jutro. Albo pojutrze.

Przywołany pstryknięciem okazał się małym i chudym chłopakiem. Kilka lat młodszym od Michal. Ruszył z pochodnią nie odzywając się. Simonice ruszył za nim, z druga pochodnią. Kamil zanurzyła się za nimi w sieć korytarzy pomachawszy wesoło królowi złodziei.

***

Prędzej poczuła prąd świeżego powietrza niż zobaczyła wyjście. Wilgoć i chłód teraz nie były jej tak straszne jak jeszcze niedawno. Bystre oczy dziewczyny szybko oceniły, że wyjście tuż przy rzece stanowi kolejne wejście do tuneli.
Nim jednak zdążyła się do końca zorientować w okolicy odezewał się ich przewodnik:
- Odejdźcie. Lecz jeśli szepniecie komukolwiek - mały starał się bardzo by brzmieć jak grabarz po pogrzebie - o tej drodze, lub spróbujecie powrócić nią na własną rękę to wyłupimy wam oczy i obetniemy wam języki w gębach! - chłopaczek zasyczał sepleniąc lekko co nieuchronnie skojarzyło się Kamil z łasicą.

Jego groźby nie wywołały spodziewanego efektu.
Michał uśmiechnęła się kpiąco i otworzyła jedynie usta ukazując tępo zakończony i zabliźniony kikut języka. Wiedziała, że wygląda paskudnie. Szybko zamknęła więc usta z powrotem a zaskoczony przewodnik cofnął się na powrót wgłąb tuneli.

- Wygląda na to, że nie odeszliśmy daleko… - uwagę Kamil odwrócił Simonice rozglądając się wokół.
Michal zamigotała dłońmi pytająco. Sama nie rozpoznawała okolicy.
- To okolice opactwa Dominikanów - wyjaśnił jej opiekun. Kamil zasępiła się.
Czy Honzo ma bezpośrednie dojście i tam? Będzie musiała go o to spytać.

***

Oczom Cyganów ukazał się murowany kamienny dom o dwóch piętrach będący bez wątpienia jeden z największych domów w mieście. Była to swoista karczma, w której można było skosztować wielu przyjemności.

W środku na jednej z ław spał starszy człowiek w eleganckim surducie. Świece powoli dopalały się. W ich świetle Michal rozejrzała się ciekawie wokół. Lubiła obserwować. Ludzie, miejsca - wszyscy mieli w sobie coś wartego do znalezienia. No może większość. Gdy w sali pojawiła się wysoka, brązowowłosa kobieta o wyeksponowanym, dużym biuście, Kamil skoncetrowała się na mężczyźnie. Starała się omijać wielki dekolt i dostrzec twarz kobiety, która rzekła coś w tej śmiesznie szeleszczącej mowie. Kamil była przeświadczona, że to w oczach i w niedostrzegalnym wyrazie ust można było wyczytać całą przypowieść o danej osobie.
Z zadowoleniem poczuła, że Pan ją pobłogosławił. Wiedziała więcej. Czuła więcej. Mężczyzna na stole był pijany. Pijany do nieprzytomności. Szatynka za ladą była starsza niż chciała uchodzić, a jednak w jej postawie było coś przyciągającego uwagę. Ten budynek był burdelem. Michal zdecydowanie unikała spojrzeń na swojego towarzysza - przypuszczała, że atuty kobiety mogły wydawać się mu … ciekawe.

- Jakub - Simonica dodał coś jeszcze. Kobieta udzieliła odpowiedzi, mierząc ich oboje wzrokiem. Dwójka cygan ruszyła mijając ławy w głąb korytarza. Dziewczyna trzymała się blisko opiekuna - nie lubiła zostawać sama w obcych miejscach.

***


Simonica już pukał do jakichś drzwi.
Otworzył mu je wysoki młodzianin o południowym typie urody, z elegancko przyciętą brodą.


- Jakub?
Młodzieniec przytaknął kiwając głową. Simonice przyciągnął do siebie Michal i uniósł wyżej broszę z głową wilka. Po chwili powiedział coś do młodziana. Zaczął wypytywać o znane języki. Chłopak kiwnął głową przecząco kilkukrotnie, aż Simonice zapytał:
- Łacina?
Chłopak pokiwał głową z entuzjazmem.
- Trochę mówię łacina.

Michal korzystając z zasłaniającego ją przyjaciela obciągała pod płaszczem koszulę i opinającą ją dziwnie kamizelę. Nie czuła się pewnie w tym stroju. Suknie były bezpieczniejsze, naturalne. W spodniach czuła się dziwnie wyeksponowana. Cieszyła się, że może okryć się długim płaszczem - otulił ją w kokonie bezpieczeństwa.

Kilka chwil później uczyniła powitalny gest w stronę Jakuba. Wskazała też pytająco wnętrze jego mieszkania nim utkwiła spojrzenie w jego oczach.

Nazwa “mieszkanie” była wyraźnie nadużyciem. W pomieszczeniu było jedynie łóżko i krzesło. Na łóżku leżał siennik, na krześle torba podobna do tej w jakiej Michal znalazła nowy komplet ubrań. Przez krzesło wisiał przewieszony pas z długim mieczem, a obok był oparty łuk.

Cyganeczka wsunęła się do środka i usiadła na jedynym krześle ponownie wskazując znak przy płaszczu. Zamachała dłońmi pokazując na swe usta i stawiając na nich pionową kreskę. Wskazała na Simonicę robiąc kolejny gest palcami i kciukiem naśladujący poruszające się usta. Jeszcze jeden gest wskazał Jakuba, dwójkę nowoprzybyłych, zaś przebieranie dwóch delikatnych palców naśladowało chód.

Mężczyzna zdawał się nie orientować w sytuacji, ale wskazał miejsce dla Simonicy i zamknął drzwi. W pomieszczeniu nie było okna, a stojąca na stole świeca dawała słabowite światło. Było dużo ciemniej niż w czasie spotkania z Honzo.
- Gildia? Ja praca dla wy? Co?
Powiedział łamiąc większość z tego co o łacinie nauczyła się inkwizytorka.
- Tak - odezwał się Simonica. Mówił przy tym powoli, jak do dziecka - ty będziesz przez trzy dni wykonywał jej polecenia.
Nie omieszkał unieść trzech palców, żeby podkreślić ilość dni oraz wskazać siedzącej Kamil gdy rozbrzmiało “jej”.

Jakub z entuzjazmem pokiwał głową. Wyglądał na bardzo zadowolonego.

Michal spojrzała na niego z uśmiechem i zasygnalizowała układając dłonie pod głowę i zamykając oczy by wykonać kolejny gest ‘iść’ i przecierając oczy z ziewaniem.

“Chodźmy spać”

Czuła się wycieńczona, a skromne łóżko wyglądało tak zachęcająco.

Mimo to, chciała ruszyć natychmiast o brzasku, by poszukać rzuconego na trakcie cebulowego worka i jak najszybciej przetestować zdolności młodego tropiciela ...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-09-2017 o 22:10.
corax jest offline  
Stary 19-09-2017, 23:02   #92
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Plebania

Biskup nie chciał kontynuować rozmowy. Uciął uwagi Włoszki stwierdzeniem, że Szymon może iść z nimi, jeśli wykaże taką chęć. Wszak nie jest wikariuszem jak Tomasz czy Janusz, więc i katedra nie odczuje jego braku przez te kilka dni.

Gunter przychylił się również do prośby Fyodora. Jak się okazało ksiądz Tomasz udał się już na spoczynek, toteż prowadził czerwonego kapłana do drzwi katedry w szlafmycy i długiej za kolana koszuli, na które zaciągnął długi czarny płaszcz z kapturem. Przed samymi drzwiami katedry wręczył Czerwonemu bratu ciężki klucz i życzył owocnego czuwania.

W tym czasie Francisca przygotowywała się do snu. Pokoik gościnny był skromny, ale bardzo schludny. Włoszka niemal odruchowo sprawdziła palcem kurz za łóżkiem i musiała przyznać, że Helga i jej koleżanki są mistrzyniami w swojej pracy. Odmówiła wieczorną modlitwę położyła się spać.

Jej ciało od dziecka opierało się wszelkim chorobom. Tym razem Francisca nawet nie odnotowała że całodniowe maszerowanie w deszczu miałoby osłabić jej ciało. Rozpływała się w spokojnych snach.

Katedra

Fyodor może i był stary, ale poznał swoje ciało przez wiele lat. I choć wydawać mogło się słabe, to w samoumartwianiu i modlitwie znajdował uzdrowienie. Ufność w Pana miała odegnać chorobę. Pan miał wskazać mu drogę.

Ręcznie przepisywana Biblia znajdująca się pod ołtarzem ważyła kilkanaście kilogramów. Mięśnie mężczyzny napięły się pod pomarszczoną skórą, gdy podnosił on księgę prosząc o błogosławieństwo. W końcu Fyodor otworzył ją z trzaskiem widząc przed sobą księgę Jeremiasza. Czytał powoli chcąc znaleźć właściwy przekaz. W końcu znalazł go w rozdziale 48, wersecie 10.

Cytat:
“Przeklęty ten, co wypełnia dzieło Pańskie niedbale!
Przeklęty ten, który swój miecz powstrzymuje od krwi!”
To musiał być przekaz od Pana. Reznov zamknął księgę i wrócił ze świecą przed ołtarz kontynuować biczowanie.

Deszcz spowodował, że w katedrze było bardzo wilgotno. A teraz w nocy przez zimno wilgoć zaczęła zbierać się przy podłodze.Przybrała formę mgły i otoczyła wszystko poza zapaloną świecą. Z ust inkwizytora wraz z modlitwą wydobywała się para. Dawno nie było tak zimnego lata w księstwie.

Jednak te drobne niedogodności spowodowały jedynie, że Fyodor zaczął biczować się z jeszcze większą pasją. W sobie szukał przyczyny tego, że katedrze tej braknie owej Boskości wyczuwalnej pod skórą w katedrach Poznańskiej czy Gnieźnieńskiej.

Opactwo

Siostra Anna klęczała z łokciami opartymi o łóżko. Cela była chłodna i wilgotna. Ale ciepły habit i sterta kocy pozwalały o tym zapomnieć. Anna chociaż klęczała nie modliła się. Już nie. Rozmyślała przytłoczona rzeczywistością. To co działo się w mieście, to nie sąsiad, który donosi na znienawidzoną sąsiadkę, bo ta zbiera zioła w lesie. Tutaj igrały Demony. Poza tym od kilku dni działo się z nią coś dziwnego. Nie rozumiała do końca tego co się dzieje z Gergiem. Nie rozumiała co dzieje się z nią.

W końcu zdjęła przemoczoną bieliznę i z przykrością stwierdziła, że zdążyła ona w pewnych miejscach przemoczyć nowy habit. Tego jednak nie mogła zdjąć. Miała obowiązek spać w habicie. Zwłaszcza, gdy znajdowała się pod jednym dachem z mężczyznami.

Czuła, że nadal jest rozgrzana po ziołowym naparze. Ledwie zasnęła a jej ciało zaczęło się pocić w walce z przeziębieniem. I choć była ona wątłej budowy, to odparła chorobę. I nad ranem, gdy była pogrążona w najgłębszym śnie zobaczyła go...

Klęczał rozebrany od pasa w górę. Biczował się, a jego plecy znaczyły coraz to nowe strugi krwi. Byli w jakimś kościele, choć było w nim bardzo ciemno. Tylko świeca paląca się przed biczującym się mężczyzną dawała wąski krąg światła. Anna ruszyła spokojnym krokiem w stronę światła. Pod habitem rozwiewała się mgła. W końcu minęła mężczyznę. Był stary. Spojrzała na jego twarz. Człowiekiem okazał się Fyodor Reznov. Modlił się z pasją. We mgle. Nie widział jej, choć była na wyciągnięcie ręki. Kłęby mgły zdawały się tężeć. Z jakiegoś powodu omijały nie tylko świecę, ale i laskę inkwizytora. Zaczęły się formować w postać stojącą za Fyodorem.

Anna miała wiele takich snów. Wiedziała, że Fyodor nie usłyszy jej ostrzeżeń. Mogła jedynie biernie obserwować sytuację. Tymczasem postać formowana z mgły zbliżała się. Wtedy mnich zerwał się z nadludzką szybkością. Pochwycił swą laskę i zaatakował postać. Powietrze rozdarł krzyk. Ściany katedry rozpadły się. Mgła zniknęła. Oto miała przed sobą mężczyznę o zakrwawionych plecach, który z furią godną gladiatora okładał ochłap mięsa.

Siostra przez jego ramię zerknęła z ciekawością cóż to za demona pokonał. Nagle wypuściła powietrze z płuc. Oczy jej się rozszerzyły. Serce zatrzymało się. U stóp Fyodora leżała kobieta w szkarłatnej sukni z synkiem. Ich twarze były zmiażdżone obuchem laski, ale byli ubrani tak samo jak w szpitalu.

Łzy zalały oczy zakonnicy, chwyciła mężczyznę za ramię, odwróciła do siebie i krzyknęła:
- Dlaczego?!!

Jednak nie stał przed nią Fyodor. Zobaczyła oblicze demona z gęstą brodą i rogami.
- Nic nie jest takie jak się wydaje córko.

Anna krzyknęła i zerwała się z łóżka. Bose stopy trafiły na zimne kamienie, już miała iść po świecę gdy jej ramiona pochwycił Gerge. Co on robił w jej celi? Czy patrzył na nią gdy spała? Po co?

Burdel

Michal było bardzo ciepło pod kocami Jakuba. Chociaż przebierała się dwukrotnie tego dnia, to jednak zimny deszcz mocno zdewastował jej organizm. Szybko pojawiła się gorączka, a wraz z nią przyszedł sen.

Szła w ciemnym lesie. Jej buty zapadały się w błotnisty grunt. W lewej dłoni niosła lampę, która rozpraszała mrok. Za nią podążali Jakub, Simonica i Tibor.

Wtedy nadeszły one. Bestie. Były wielkości konia. Paszcze ich otwierały się do samej klatki piersiowej. I nie uciekały przed światłem lampy. Tibor pierwszy wzniósł do ataku szeroki nóż. Nie zdążył zrobić kroku gdy potwór z prawej pochwycił go wpół. Jakub napiął cięciwę łuku i strzelił drugiej z bestii wprost w oko. Nie wydała z siebie nawet jęku. Zamiast tego przygwoździła łucznika dwoma łapami wciskając bewładne ciało w błoto. Michal nie zdążyła nawet wypuścić powietrza z ust, tymczasem głowa Jakuba pękła w pół, a jej zakrwawiona zawartość zmieszała się z błotem.

Simonica pochwycił dziewczynę i rzucił się biegiem do ucieczki. Nogi Michal nie protestowały. Z trudem w ciemności unikała pokręconych i wystających korzeni. Nagle poczuła szarpnięcie do tyłu. Odwróciła się i skierowała lampę w tamtą stronę. To jej towarzysz. Potwór trzymał w paszczy jego nogi i odciągał w głąb lasu. Simonice jeszcze żył. Wyciągał do niej rękę. Błagał o pomoc inkwizytorki, która namówiła go na tę świętą misję. Krzyczał, a jego ostatnie słowa brzmiały:
- Michal! Michal!

- ...Michal! Obudź się, musimy iść - Siedział na brzegu łóżka i szturchał dziewczynę.

***


“Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki,
i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich...”

Ewangelia wg. Św Mateusza, rozdział 24, 38-39.


Środa, 27 lipca 1250r.

Bóg zdawał się odpowiedzieć na wszystkie ich modlitwy dnia poprzedniego. Nad Płockiem wreszcie się rozpogodziło.
Inkwizytorzy opuścili święte przybytki (i te mniej święte również) w jakich przypadło im nocować.

Franciszka wypoczęta i uraczona pyszną kolacją była pełna wigoru do dalszych działań. Fakt moknięcia ppołowę poprzedniego dnia zdawał się nie znajdować śladu odbicia na jej ciele. Była prawdziwym okazem zdrowia.

Fyodor zaś mimo podeszłego wieku wyglądał niczym posąg. Blady i zasuszony. Koszula kleiła się do nadal krwawiących pleców. Żołądek mężczyzny zdawał się już przywierać do kręgosłupa. Brak snu powodował, że jego ruchy stały się powolne. Ktoś mógłby stwierdzić, że inkwizytor się guzdrze. Jednak o tak świętobliwej osobie nie wypadało rzeknąć inaczej niźli, że porusza się majestatycznie.

Obydwoje wyruszyli z plebanii odkrytym wozem w stronę opactwa. Woźnicą okazał się ów pobożny chrześcijanin, który miłość do swej żony wyrażał swą pięścią. Ten sam, który mierzył z włóczni wprost w klatkę piersiową świętobliwego Fyodora. Ksiądz Szymon miał dołączyć do nich później, po porannej mszy w katedrze.

Pod opactwem czekał Johannes. Mężczyzna wyglądał na przerażonego. Uradował się na widok Franciski, po czym wybuchł:
- Jak mogłaś tak zniknąć? Od wczoraj cię szukam! Wyszłaś stąd po południu i nie wróciłaś na noc do naszego pokoju w karczmie! Czyżbyś miała gacha?
I oto dorosły mężczyzna niczym dziecko przebrnął w kilku zdaniach przez całą kawalkadę uczuć. Z przerażenia do radości, a później stopniowo do złości. Dlaczego Francisce nie przyszło do głowy, żeby w jakikolwiek sposób powiadomić męża o swych planach?

Tymczasem jeszcze pod piętrowym domem z cegieł Michal nie zwracała uwagi na swoich towarzyszy. Miała plan wytropić bestię. Miała też tropiciela. Miała wsparcie silnorękiego Tibora. Miała też sen, w którym wszyscy oni ginęli, bo ruszyli jej z pomocą. Ostatnie co miała tego ranka, to zobowiązanie wobec Płockiej Inkwizycji. Wiedziała, że to ją wybrał Bóg. Wiedziała, że wszystko przetrzyma i że powinna ruszyć w las. Już nawet tam skierowała pierwsze kroki. Jednak jej sumienie nie pozwalało jej. Zatrzymała się, a gdy dołączył do niej Simonica powitała go radosnym uśmiechem. Jej ciało było słabe i drżało z powodu choroby jaka ją toczyła od poprzedniej nocy.

Konklawe. Kapitularz Płockiej Inkwizycji

Gerge przyniósł sobie krzesło, które upchał między drzwiami wejściowymi a stołem. Rozbudowa komórki inkwizycji będzie musiała wziąć pod uwagę również inwestycje w większe miejsce spotkań. Wszyscy zajęli te same miejsca co poprzedniego dnia. Czekali jeszcze tylko na cygankę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 20-09-2017 o 10:58.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-09-2017, 09:50   #93
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Opactwo

Anna przez chwilę siedziała zaskoczona. Nie spodziewała się spotkać kogokolwiek w swojej celi. Co właściwie Gerge tu robił? Czy możliwym jest by krzyczała podczas wizji. Zdarzało jej się do czasem. Może go obudziła. Gdy wpatrywała się w mężczyznę zaskoczonym wzrokiem pomału docierała do niej rzeczywistość. Kaptur spadł jej z głowy! Szybko sięgnęła dłońmi pomiędzy ramionami mężczyzny i nasunęła materiał na głowę, opuszczając przy okazji wzrok. Jak mogła się pokazać w takim stanie?!

- Przepraszam. Ja... pewnie krzyczałam prawda? Obudziłam cię? - Zaczęła nerwowo szeptać, kurczowo zaciskając palce na kapturze. - Miałam wizję. Był w niej brat Fyodor, biczował się w katedrze i on... - Poczuła jak łzy zbierają się jej pod powiekami, na wspomnienie tego co zostało jej pokazane. - On zaatakował kobietę i dziecko, ale chyba dlatego ze czaili się na niego. Chyba... i potem jego twarz zmieniła się w twarz demona. - Jej Szept przyspieszał, wraz z docierającymi do jej świadomości szczegółami. Miała na sobie tylko habit! Jej bielizna wisiała na sienniku! Jedyne co ją oddzielało od oczu Gerge to szorstki materiał habitu. Poczuła jak ciało przeszył jej zimny dreszcz, mimo gorąca rozchodzącego się od ramion, na których spoczywały ręce mężczyzny. - Pewnie krzyczałam, bo.. ostatnio tyle się działo. Strasznie dużo myśli.. wizji. Ja... - Poczuła jak jej piersi uniosły się od chłodu i naparły na materiał habitu, szybko więc zasłoniła je łokciami, nie puszczając materiału kaptura. Pochyliła głowę, a z oczu popłynęły pierwsze łzy.

- Nie wiem co się dzieje. Wczoraj chciałam z tobą porozmawiać. Ale brat Walter też chciał i to pewnie były ważne sprawy, a ja... ja po prostu chciałam opowiedzieć ci całą wizję. Bo powinnam. Siostry zawsze powtarzały, że mamy mówić o swoich wizjach, że to rzadki dar i potrzebny. Że ludzie powinni wiedzieć bo wtedy będą bliżej Boga. A ja... ja chciałam powiedzieć na razie tylko tobie, bo... - Nie wiedziała czemu. Czy wizja dana od Pana mogła być zarezerwowana tylko dla jednej osoby. - Ja widziałam nie tylko jak zabierają cię znad rzeki. Widziałam jak się uśmiechasz gdy zbierałeś kwiaty dla mnie. - Z oczu popłynęły kolejne łzy. Do tego w brzuchu znów pojawiło się znajome ciepło gdy wspomniała o wizji. Czemu? Chciała w końcu zrozumieć co się z nią dzieje. Czemu było jej ciepło podczas gdy miała dreszcze? Czyżby jednak się przeziębiła? Kolejna łza kapnęła między bosymi stopami. Anna zwinęła palce, chcąc ukryć kolejny fragment nagiego ciała pod habitem. - Widziałam, że zachowałeś kwiatka podobnego do tego, który ja zachowałam. Widziałam siebie twoimi oczami i byłam... - Słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Szeptanie zdawało się jej drażnić. Tylko czemu właściwie szeptała? - byłam dziwnie ładna. - Do gorąca w brzuchu dołączyło dziwne uczucie na dole. Nie czuła tego nigdy wcześniej. Mocno złączyła uda, dociskając je do siebie. - A potem gdy już widziałam cię w szpitalu. Byłeś półnagi i... podszedłeś do mnie. Cieszyłeś się na mój widok. Przytulałeś mnie trochę jak wtedy gdy znalazłam cię w szpitalu, tylko nie w wizji. - Do dziwnego uczucia dołączyła wilgoć tam na dole. Ale nie chciało się jej siusiu. Czemu? Czyżby się przeziębiła? Siostry mówiły, że wtedy trzeba przygotować wywar z rumianku i się obmywać, najlepiej dwa razy dziennie. Musiała najpierw opowiedzieć wizję! - I..i.. nasze usta się spotkały. - Poczuła jak jej głos się załamał. - Tak nie powinno być prawda? Nie rozumiem. Nie powinnam widzieć takich rzeczy. Tym bardziej, że nie czułam by było to złe. To było ciepłe i miłe. Po za tym wizje od Pana nie mogą być złe, prawda? To dary, dary są dobre. Czasami bolą, ale zawsze ukazują prawdę. Tylko czemu mi to pokazał?

Zamilkła za chwilę starając się doprowadzić się do porządku. Wytarła nos, w rant kaptura habitu.
- Powinnam zaparzyć sobie rumianek, bo chyba coś przeziębiłam, ale to chyba po jutrzni, prawda? - Nie czuła się na siłach podnieść wzrok na Gerge. - Udamy się teraz na jutrznię, prawda? Tylko się ub... - Ugryzła się w język. Nie powinna mówić, że się ubierze. To też było nie właściwe. Tym bardziej, ze Gerge na pewno widział jej bieliznę na sienniku. - Przebiorę się, dobrze? A potem pójdziemy na jutrznię.

Anna poczuła jak Gerge puścił jej ramiona. Czyżby był zły? A może też czuł się dziwnie słysząc tą wizję. Bo to było dziwne.

Poczuła męskie dłonie na swoich. Delikatnie oderwał jej ręce od materiału kaptura i ułożył je sobie na ramionach. Anna podniosła głowę do góry zaskoczona tym zachowaniem i spróbowała spojrzeć na Gerge. Widok przesłonił jej kaptur. Poczuła jak materiał zsuwa się jej z głowy i ciężko opada na plecy. Tuż przed sobą miała twarz mężczyzny. Jej wzrok przeskakiwał od jego oczy do jego warg. Były tak blisko jak w wizji.

Gerge ułożył dłonie na jej twarzy i nagle poczuła jak całe zimno zniknęło. Przyjemny gorąc rozlał się od jej twarzy w dół. Przyjemnie łącząc się z rozgrzanym podbrzuszem. Tam na dole zrobiło się bardziej mokro, a Anna zupełnie nie rozumiała czemu. Czy przeziębienie powinno tak wyglądać? Powinna przerwać i zająć się rumiankiem. Może wyrobi się przed jutrznią.

Mężczyzna jednak nie pozwolił jej na to. Poczuła jak przyciągnął jej twarz do swojej. Miękka broda przyjemnie połaskotała jej podbródek, a chwilę potem poczuła na swoich wargach jego usta. To było dziwne, bo nagle poczuła jakby cały świat wokół zniknął. Przywarła mocniej do Gerge czując na swym brzuchu jakąś dziwną twardość w jego spodniach. Myślała, że to zaraz się skończy ale mężczyzna rozchylił jej wargi swoim językiem i jeszcze pogłębił pocałunek. To było tak przyjemnie ciepłe i miłe. Mocniej objęła jego szyję, a Gerge zsunął dłonie z jej twarzy i zaczął nimi wodzić po jej ciele.

Nie powinni! Miała na sobie tylko habit i chyba była przeziębiona. Mogłaby go zarazić! Niechętnie oderwała wargi od jego ust. Odsuwając się od źródła ciepła. Trochę zmieszana wpatrywała się w górującego nad nią mężczyznę.

- Gerge, nie rozumiem. - Szepnęła cicho. - Czemu...
Patrzyła jak na twarzy przyjaciela odmalowuje się zaskoczenie i strach. Szybko odepchnął ją od siebie i wbił wzrok w podłogę.
- Przepraszam. - Jego szept zaskoczył ją, tak jak szybki obrót i marsz w stronę drzwi.
- Gerge powinniśmy porozmawiać. To było miłe ja chce zro... - W pół słowa przerwał jej dźwięk zamykanych drzwi. Poczuła dziwny smutek gdy nagle okazało się, że znów jest sama w celi. Złożyła ręce na piersi, wpatrując się w drewniane skrzydło. Po chwili szepnęła do siebie. - Ja chciałabym tylko zrozumieć.

Po chwili wilgotność na dole trochę zelżała, razem z ustępującym ciepłem. Do Anny zaczynało też docierać, że czuje się dobrze, więc to raczej nie powinno być przeziębienie. Patrzyła w zamknięte drzwi zastanawiając się co ma robić. Siostry mówiły, że nie należy przytulać się do panów. Że to kończy się grzechem. Tyle, że ona nawet nie była pewna czy zgrzeszyła. To co czuła było ciepłe, miłe i dziwnie dobre. Najgorsze jednak było to, że nie miała z kim o tym porozmawiać. Najlepiej byłoby z Gerge. Bo on chyba rozumiał. Był dużo starszy. Chyba był też powód czemu ją przeprosił.

Szybko zaczęła się przebierać, zbierając swoje rzeczy. Wszystko było lekko wilgotne. Dziś znów powinna zrobić wieczorem napar. Wsunęła nogi w buty i wyszła ze swojej celi. Po chwili namysły zapukała do drzwi celi, w której spał Gerge.
- Idę na jutrznię. Dołączysz? - Odezwała się cicho, ale tak by dało eis ją usłyszeć przed drewniane drzwi. Odpowiedziała jej cisza. Czyżby naprawdę zrobiła coś złego? Czy możliwe, że sprawiła Gerge przykrość? Tylko czemu ją przeprosił? Chciała zrozumieć. Czy robili coś czego nie powinni? Ale skoro było to w wizji i nie czuła by było to złe. Tak bardzo nie rozumiała. Oparła się czołem o drewno. - Przepraszam Gerge, jeśli zrobiłam coś złego. Proszę... - Poczuła jak jej głos ponownie się łamie. - Proszę nie zostawiaj mnie przez to samej.

Oderwała się od drzwi i ruszyła na modlitwę. Gerge pojawił się lekko spóźniony i trzymał się z dala od niej. Anna starała się skupić na modlitwie, ale jej myśli cały czas odrywały się i podążały w stronę stojącego gdzieś z tyłu mężczyzny.

Gdy ruszyli na konklawe, także szli oddaleni od siebie o kilka kroków. Tak bardzo chciała porozmawiać. Jeśli zrobiła coś niewłaściwego to chciała zrozumieć by móc szczerze żałować. Całe życie uczono ją by podążać za wizjami, by zagłębiać się w nich. By starać się zrozumieć co mówi do niej Pan. Teraz jednak okazało się, że zrobiła błąd. Nie pierwszy raz. Bardzo często popełniała błędy, ale zazwyczaj potem wiedziała jakie. Czy ten pocałunek był grzeszny? Siostry nie powinny obcować z mężczyznami, ale czym dokładnie było obcowanie. To przełożona przydzieliła jej Gerge, to Pan zesłał jej wizję. Gdzie więc, ona popełniła błąd? Tuż przed wejściem na konklawe, spojrzała jeszcze raz na podążającego za nią mężczyznę.
- Chcę porozmawiać. Proszę... jak tylko będziesz się czuł na siłach, dobrze?

Gerge nie odpowiedział. Ponownie wbił wzrok w ziemię. Nawet nie zasygnalizował ruchem głowy czy się zgadza czy nie. Anna przyglądała mu się przez chwilę, jeszcze raz próbując zrozumieć, co właściwie sama czuje i co czuje do niej jej towarzysz. Czuła, że coś mogła zniszczyć, ale jeszcze nie była pewna co. Ruszyła dalej w stronę miejsca gdzie miało odbyć się konklawe.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 20-09-2017 o 11:04.
Aiko jest offline  
Stary 21-09-2017, 22:33   #94
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Po całej nocy w katedrze Fyodor był przemarznięty. Stawy miał zesztywniałe, a plecy pokrywały zaschnięte strupy. Przy każdym większym ruchu kilka z nich się otwierało i kolejne stróżki krwi spływały po nich. Ciężko było już mu się skupić i litery bardzo powoli i topornie składały się w słowa. Czas było kończyć…
- Arrgghh! - półwarknął a pół jęknął przy ostatnim uderzeniu zwalając się na kolana. Bolały tępo i jedno udo zaprotestowała przed tak gwałtownym ruchem rażąc go bardzo ostrym bólem naciąganych mięśni.
- Et exspecto resurrectionem mortuorum,
et vitam venturi saeculi. Amen.
Powstał z trudem i naciągnął na plecy lnianą koszulę oraz płaszcz z włosienicy. Chwiejnym krokiem opuścił katedrę, gdy nad horyzontem zaczynało jaśnieć. Było zimno… tak strasznie zimno. Chwiejnym krokiem, wyglądając bardziej jak żebrak i włóczęga niż krezus co mógłby pół tego miasta kupić, ani jak sługa boży któremu Pan dał moc wglądu w serca ludzkie.

- Won mi stąd, włó…
- ZAMILCZ karczmarzu! - przerwał mu Fyodor nie znosząc sprzeciwu - Wody mi naszykuj na kąpiel. Gorącej! I wina MOCNO grzanego mi daj! I jakiś chleb ze smalcem i mięso do tego!
Karczmarz prychnął i już chciał kazać się w rzyć pocałować, ale wtedy Fyodor uderzył w stół dłonią, a gdy ją zabrał, kierując się już na piętro, na blacie pozostała srebrna moneta. Zatrzymał sie i wycelował w grubasa palcem
- To na poczet tych oraz przyszłych moich wydatków, życzeń i kaprysów.
- Tak jest, panie - zgodził się bez sprzeciwu widząc większe pieniądze niż w ciągu najbliższych dwóch miesięcy był w stanie zarobić.
- I samogonu! Najmocniejszego jaki znajdziesz! - zakrzyknął Fyodor nie będąc już widocznym.
- Tak jest! Panie! - odpowiedział karczmarz - I skąd ja ci tu wezmę silny samogon o tej porze… - zapytał sam siebie wpatrując się z chciwym blaskiem w oko w monetę, po czym przypomniał sobie kim jest i roześmiał się szczerze nad swą własną głupotą.


Na konklawe B’Reznov wyglądał już jak przystało. Krew lepiła mu koszuli a samogon wciąż miejscami palił rany, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie potrzebował świadków innych niż Boga w Niebiosach. Był wykąpany, odświeżony i najedzony. Wrócił do życia po paskudnej nocy.

Wszyscy byli już obecni. Nawet więcej niż wszyscy, ale nikt nie protestował. Więc niech będzie.
- Skoro nikt się do tego nie kwapi więc ja będę czynić honory - odchrząknął bardziej dla efektu niż potrzeby przeczyszczenia gardła - Konklawe uznaję za otwarte! - zadeklarował z mocą i przekręcił klucz ceremonialnie. Położył go na stole.
- Sprawa pierwsza którą chcę omówić. Obecność osoby szóstej w naszym gronie - wskazał ręką na towarzysza Anny - przedstwisz się może oficjalnie?

- Więc, Gerge - kontynuował gdy usłyszał odpowiedź - wyjaśnij mi proszę swoją nieobecność podczas wczorajszego konklawe. Wierzę, że jako inkwizytor miałeś powody by z niego zrezygnować, ale chciałbym je poznać.

- Sprawa druga. Walterze Weismuth’cie. Wzywam cię do wyjaśnienia i usprawiedliwienia się czemu na poprzednim konklawe nie podzieliłeś się z braciom inkwizytorską tym, że ty już dwa miesiące prowadzisz śledztwo w Płocku i informacjami które zyskałeś w tym czasie? Czemu od biskupa inkwizytorzu musieli się dowiedzieć o tym, że nie ma wątpliwości, że grasują to jakieś bardzo relne bestie i znaleziono już kilka ciał wyglądających jakby wilkołak rozszarpał ciało wcześniej osuszone z krwi przez wampira? To były ważne informacje.

- Sprawa trzecia. Sytuacja w Płocku. Uważam, że w samym mieście grasuje jakiś byt. To jedynie prawdopodobne przypuszczenie, a nie fakt, bo nie miałem czasu się przyjrzeć sprawie, ale widziałem chłpca. Objawy sugerują utratę fundamentalnych poziomów jakiejkolwiek woli życia. Stan ten jest bardzo rzadko spotykany bez udziału sił nadprzyrodzonych… z drobnym wyjątkiem ludzi którzy brali udział w zorganizowanych działaniach wojennych, czasem kobiet o słabszej woli padłych ofiarą gwatłów bądź osób tych co utracili wszystko co mieli. Tego dzieciaka wykluczam z tych trzech kategorii. Dlatego za prawdopodobną opcję uważam obecność w mieście wampira, złego ducha bądź innej istoty. Niestety możliwości jest zbyt wiele i potrzeba je zawęzić bym mógł ocenić najkuteczniejszą metodykę działania. Dlatego, jeśli czas pozwoli, po konklawe udam się prosto do domu dziecka. Może na coś się natknę.

Sprawę czwartą, za którą uznawał omówienie ich kolejnych poczynań, postanowił zostawić na później.
 
Arvelus jest offline  
Stary 22-09-2017, 02:23   #95
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Francisca Ramberti niezbyt zbrojnie ramię Inkwizycji obudziła się chwilę po świcie w pachnącej świeżością pościeli. Było ciepło, wygodnie i czysto, a w ustach czuła jeszcze smak kaczki i wina, chociaż z tego co pamiętała czyściła zęby przed snem. W takich momentach najłatwiej było jej myśleć o Bogu. Przez okno prześwitywały pierwsze promienie słońca, jego wielkiego dzieła, które tak regularnie krążyło wokół ziemi i była pewna, że jeśli tylko otworzy okiennice cały pokój wypełni się świeżym zapachem poranka. Widać budowniczy w tym rejonie posiedli pewną elementarną wiedzę na temat organizacji i nie umieszczali dołów kloacznych i chlewu zaraz pod oknami.

Francisca jednak nie ruszała się. Dwa tygodnie podróży z tym przykrym akcentem na koniec potrafiło popsuć jej humor wybitnie. Nie należało więc zbyt łatwo porzucić łaskawego daru Opatrzności Bożej jakim był ten miły pokój z ciepłym łóżkiem nie podziękowawszy za niego wcześniej. Odmówiła Pater Noster bardzo powoli zdanie po zdaniu, ale nie była z tego zbyt zadowolona. Skupiła się mocniej i powtórzyła czynność. Chwaliła Boga, oczekiwała Jego Królestwa, chciała by jego wola spełniała się wszędzie, dziękowała za chleb powszedni (myśli uciekły na chwilę ku tej szlachetnej kaczce), prosiła o odpuszczenie win i myślami przebiegła po ludziach, których znała. Czy komuś jeszcze nie wybaczyła? Ten mężczyzna, którego jeszcze nie znała, a który gdzieś podążał jej śladem. Na razie łatwo jej szło wybaczanie, bo nic jej jeszcze nie zrobił. Biedny człowiek. Na koniec skonstatowała, że pod tą ciepłą pościelą nie odczuwała żadnych pokus. Niemalże rozpłakała się z tego szczęścia i wciągając głęboko powietrze rozpoczęła śpiewnym szeptem recytować Te deum. Początek poszedł sprawnie, ale tekst nie był krótki i utrzymanie koncentracji przez tyle czasu kosztowało ją sporo wysiłku. Zakończyła niemal zlana potem i przebywanie w łóżku przestało być przyjemne. Znak, że rozpoczął się kolejny dzień, w którym Bóg stawiał jej zadania.

Wstała, umyła się i z zadowoleniem zauważyła, że suknia i płaszcz dzięki jakimś przedziwnym zabiegom Helgi okazały się suche. No może prawie suche, na tyle w każdym razie, że można było je spokojnie założyć. Jeszcze raz wciągnęła nosem woń tej miłej i ciepłej pościeli, a potem otworzyła okiennice i pozwoliła, żeby zapach poranka wypełnił pokój. Cudownie. Uporządkowała wnętrze, aby wyglądało dokładnie tak jak gdy do niego wczoraj wchodziła, a potem zeszła do kuchni i oddała pożyczoną suknię na ręce kucharek. Podziękowała przy tym niezwykle wylewnie za wszystko po włosku i łacinie chyląc głowę i uśmiechając się najserdeczniej jak potrafiła. Helga była już na nogach i, jakże to miło z jej strony, zaoferowała kilka drobiazgów do zjedzenia zanim wóz, który miał zawieźć ją i brata Fyodora do opactwa został przygotowany. Wsłuchiwała się jak Helga sprawnie komenderuje służbą w niemieckim języku. Brzmiało to trochę jakby ktoś tłukł młotkiem kamienie, ale był w tym jakiś porządek. - Grüß Gott - powiedziała na koniec bardzo ze swoich obserwacji zadowolona.

Brat Fyodor wyglądał jakby stoczył zażartą walkę z jakimś niedźwiedziem lub owym wspomnianym wczoraj wilkołakiem. Był zmęczony, ale spokojny, więc albo go pokonał, albo jednak nie była to walka. Franciska słyszała o ludziach, którzy śpią na niewygodnych łóżkach, żeby coś dzięki temu osiągnąć, nigdy jednak nie była w stanie dojść do tego, co to było. Skoro człowiek, dzięki Bożej pomocy stworzył wygodnie łóżka, po co było spać na niewygodnych? To jak marnowanie Bożych darów, aby wymienić je na coś gorszego, czyli złego. Nie jej było jednak oceniać sposób spania brata Fyodora… chociaż wyglądał on na człowieka, który być może wcale nie spał. Wenecjanka uznała, że lepiej będzie nie pytać go o cokolwiek. Chłop zmęczony, to chłop zły, nie ma co go więc dodatkowo dręczyć babskim gadaniem. Brat Fyodor z jakiejś przyczyny zażyczył sobie jednak odwiezienia go nie do opactwa, ale do jakiejś okolicznej karczmy. Włoszka nie protestowała. Skoro jego nie będzie, to nie miała się gdzie spieszyć. Spokojnie, jadąc ulicami układała plany na dzisiejszy dzień i oglądała mieszkańców budzących się do życia. Ponownie odmówiła Pater noster i własnymi słowami podziękowała za piękną pogodę. Trochę dziki kraj, ale przynajmniej nie leje.

Pod opactwem czekał… ach tak, Francisca nie mogła się do niego przyzwyczaić, małżonek we własnej osobie. Ucieszył się na jej widok, a ona sobie przypomniała, że od wczorajszego poranka wspomniała o nim zaledwie raz, gdy przyszło ustalić jak zapłaci za zamowione ubrania. Jak się okazało, Johannesa oprócz radości wypełniał również niepokój, który zamknął w krótkim słowie ’gach’. Nie była bez winy, ale cóż to za niepokojąca postawa. Lekko przygryzła wargi, szeptając krótkie słowa modlitwy i uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Mężu najmilszy... - pozwoliła sobie na odrobinę poufałości, który jednak zaraz ukryła pod płaszczem wyuczonej uprzejmości. Miała jednak nadzieję, że kupiec zauważył, że został niezwykle hojnie obdarzony tego dnia. - Szlachetny Panie, jakże się cieszę, że Cię widzę. Wybacz mi moją nieobecność, a także brak informacji ode mnie wczorajszego popołudnia. Niestety jako kobieta zupełnie nowa w tym mieście nie umiałam przekazać, w żaden skuteczny sposób informacji co się ze mną dzieje. Spędziłam noc na plebanii szanownego księdza biskupa. To wspaniały i wykształcony człowiek, ofiarował mi gościnę w tym deszczowym dniu.

Małżonek mógł chcieć wypowiedzieć pewne obawy, co do spędzania czasu przez poślubioną mu kobietę, ona jednak nie zamierzała pozwolić mu na zbytnie wypełnianie tymi treściami ich rozmowy. Ostatecznie mogła użyć takich zbitek wyrazowych jak ‘niespłacony dług’, ‘niezwykle troskliwy ojciec’, czy nawet ‘kubek cykuty po powrocie’, ale miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Szlachetny Johannes miał swoje zadania i miała nadzieję, że to właśnie nim poświęci podarowany mu czas. Chciał się wszak stać bogatym człowiekiem. Natomiast, bardzo chętnie była gotowa wysłuchać treści następujących po ‘znalazłem lepszy pokój’, ‘rozmawiałem z księciem / tutejszymi kupcami’, ‘pewnie miałaś wydatki’. Opowiedziała mu pokrótce wczorajszy dzień, podając lokalizację pracowni krawieckiej i plebanii biskupa. Oczywiście nie negocjowała z krawcem. Ta trudna sztuka przynależna jest tylko inteligentnym i światowym mężczyznom takim jak patrycjusz (potencjalnie, prawda) de Castro Brittorum. Ona po prostu przekonała krawca, że nie należy domagać się dużych kwot od świeżo przybyłej do tego pięknego kraju Włoszki. Dobrze by było jednak, gdyby kupiec uiścił pozostałą część płatności, co do której zrzeczenia się, krawca nie udało się przekonać. Patrząc na całość, było to naprawdę niewiele. Następnie kupiec otrzymał dalsze wskazówki, jeśli posiadane przez niego kontakty nie wystarczą. Francisca zdobyła wiedzę, o niezwykle obrotnym lokalnym kupcu Helmucie Dohnie. Pan Mąż na pewno świetnie się z nim dogada i zaproponuje mu układ dzięki, któremu Pan Dohn nie straci pieniędzy, a nawet osiągnie pewne zyski. Przewaga jednak zysków, z racji ciężkiej pracy i nakładów oraz znajomości posiadanych na drodze stąd po ciepłą Italię powinna przysługiwać uczciwie Johannesowi, człowiekowi wielkiej odwagi i innych zalet. Gdyby Pan Dohn uważał inaczej wystarczy łaskawie mu przypomnieć mądrość pewnej starszej kobiety, że niezgoda i agresja w zaciszu domowym problemów nie rozwiązuje, a wręcz je tworzy. Gdyby Pan Dohn dalej nie rozumiał, dodać należy, że od problemów domowych nie są wolni nawet kawalerowie i lepiej, aby spraw osobistych ukrytych w zaciszu sypialni lub piwnicy nie rozgłaszać na miejskim rynku. Gdyby kupiec zafrapował się zbytnio dodać można, że przecież chodzi o dobry interes, na którym wszyscy skorzystają. Nie ma obaw do niepokoju. Wszystkie inne sprawy Pana Dohna zostaną po staremu… dopóki obopólnie korzystny interes, prawda, będzie się kręcił.

Francisca poprosiła również Szanownego Pana Męża, aby nigdy więcej nie pozwolił jej stanąć w tej trudnej sytuacji, w której nie mogłaby go poinformować, go o swoim miejscu przebywania. Byłoby to zgubne dla jego szlachetnych nerwów, jak i małżonki. Dlatego niezbędnym będzie zastosowanie prostego rozwiązania, w którym Pan Mąż dla bezpieczeństwa swojej żony opłaci niezwłocznie pensją dzienną, do czasu odwołania, czterech małych podrostków, bystrych jakiś, których Francesca będzie mogła posłać z wiadomością, czy to do Szlachetnego Pana Męża, czy też do księdza biskupa, czy gdziekolwiek będzie miała potrzebę. Zadania wszak czekają ją duże, podobnie jak Pana Johannesa patrycjusza prawie.
Pan Johannes w wielkiej swej uprzejmości i trosce o swą małżonkę powinien jeszcze dostarczyć możliwie szybko kilka ścinków pergaminu oraz pióra i atrament. Mali chłopcy mogą przenieść drobny przedmiot, ale zapewne słabo mówią po włosku.

Następnie Pan Mąż został zaproszony na wspólną modlitwę do opactwa, aby wzmocnić ducha przed czekającymi go dzisiaj zadaniami. Potem Francisca udała się na konklawe, a Johannes do swoich odpowiedzialnych i ważnych zadań.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 26-09-2017, 19:08   #96
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Burdel

Cyganka miała wrażenie przebywania poza swoim ciałem.
Resztki złego snu i wewnętrzne drżenie rozgorączkowanego ciała mieszały się z gotowością do prowadzenia dalszych badań, gdy dziewczyna przestępowała progi przybytku rozkoszy. Słońce jakie tego ranka pobłyskiwało przez chmury uderzyło w jej twarz i Kamil aż sapnęła z przyjemności.

Wystawiła twarz na pieszczoty letnich promieni w myślach wznosząc podziękowania:


W grzechach mnie moja matka zrodziła,
Umiłowałeś prawdy głos święty;
Mądrość Twa prawdę mi objawiła.
Skrop mnie hyzopem, czystym się stanę,
Obmyj mnie a nad śnieg wybieleję.

Była pewna, że Pan prowadzi jej kroki. Była pewna, że powinna wyśledzić tropy bestii piekielnych lecz jej rosnącą pewność siebie tłumiła nieco choroba. A jednak przekonywała siebie, że to nic, że kaszel i dreszcze. Pan da jej siłę!


- Michal, masz, zjedz - Simonica jak zwykle mało subtelnie pociągnął ją ku ziemi. Michal otworzyła oczy, choć jej węch został połechtany znacznie szybciej. Nie wiedziała skąd opiekun wytrzasnął o tej porze tłusty żur i kawał chleba. Pewnie gdy ona usnęła przemknął przechera do cycatej. Kamil niuchając jak łowczy ogar spojrzała na Simonice znad brzegu glinianej misy z wdzięcznością. Niemal parząc sobie usta wypiła zupę maczając co chwilę podeschły chleb.

Podjadając przyglądała się w świetle dnia swojemu tropicielowi. Ciekawy przypadek. Czego południowiec szukał w tym zimnym kraju? Dziewczyna aż jeść przestała gdy wizja ze snu nagle nałożyła się na postać młodego brodacza.

Opadły ją niejakie wątpliwości i odszedł apetyt. Oddała resztkę jedzenia Simonicy.

Musiała jednak pomówić z pozostałymi inkwizytorami. Rozgrzana zupą, zakomenderowała wyruszenie do klasztoru z jednym przystankiem: po tabliczkę i kredę.


Przed konklawe


Zauważywszy Czerwonego Brata, Michal podeszła żwawym krokiem.
Odziana jak mąż w spodnie, kurtę i obszerny skórzany płaszcz różniła się od Cyganki z dnia poprzedniego. W oczach błyszczała jej gorączka. Dotknęła ramienia Inkwizytora chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Uśmiechnęła się lekko i machnęła dłonią naśladując dworski ukłon z czasów, które wolała zapomnieć.
Chwycona po srodze tabliczka i kawałek kredy miały pomóc w porozumieniu się:
- “Sprawa ważna” - nabazgrała - “wielce. Pomówić nam trza, na osobności.” - łacina dziewczyny była całkiem niezgorsza
Fyodor przeczytał kartkę i uśmiechnął się do dziewczyny zdawkowo
- Tak planowałem by tę formę komunikacji zaproponować. W porządku, chodźmy gdzieś, gdzie wygodniej będzie ci mówić - Kamil łypnęła spod oka na Fyodora sprawdzając czy ironizuje lecz ten proponował bez cienia jakiejkolwiek kpiny. Kilka minut później zasiedli:
- Więc zacznij, inkwizytorze.
“Sprawa ogarów podejrzana” - ostatecznie dziewczyna podjęła telegraficzny przekaz - “jak i inne. Nas bardzo mało. Weismutha opowieści o modlitwach ciekawe ale na wszystko nie zaradzą. Trzeba zaradzić.” - spojrzała na Fyodora żywo swymi ciemnymi oczyma. Uśmiechnęła się oczekująco jakby się spodziewała, że brat zna odpowiedzi na wszystko.

- Bardzo podejrzana. I wymagająca zbadania. Opowiem to jeszcze raz na konklawe, ale było już siedem ciał znalezionych na drodze między Płockiem a klasztorem Dominikanów. I w samym Płocku też chyba coś się dzieje i spróbuję to sprawdzić. I masz rację, jest nas bardzo mało i niestety nie jesteśmy zbrojnym ramieniem kościoła. Trzeba będzie ocenić który trop wygląda najpewniej i wymaga najmniej poświęconego czasu, a pozostałe zostawić na później, bo przestałem już uważać by rozdzielanie się było dobrym pomysłem. Zbyt niebezpieczne to jest. Przynajmniej nie dopóki nie zyskamy jakiejś pomocy. Spróbuję ją zorganizować, ale to przyszłość i nie wiem czy wyjdzie.

Kamil wyraźnie się ucieszyła. Pokiwała radośnie głową:
“Płock otwarty na obce wpływy’ - naskrobała - ‘Napływ Niemców, a z nimi nie wiada kto czy co przybyło. Reszta spraw podanych dla odwrócenia naszej uwagi. Tako i bestie jeno dla postrachu.” - Michal gryzmoliła na tabliczce - “Trzeba sprawdzić i wzmocnić obecność Inkwizycji. I szybko.” - spojrzała na starszego mężczyznę. - “Środków trza na stworzenie jednostki Inkwizycji i ludzi odpowiednich sprowadzić do pomocy.”

Z kolei Fyodor się zachmurzył czytając co towarzyszka napisała.
- Jesteś pewna tego co mówisz? W tym momencie oskarżasz biskupa o bezpośrednie utrudnianie zadania inkwizycji, bo to od niego przyszły do nas tropy. I jakie wpływy? Niemcy przyjeżdżają bo blisko mają. Co z sobą mają przywozić?

Ciche westchnienie było jedyna oznaką, że Kamil odniosła wrażenie, że nagle przestała pisać zrozumiale. Zmazała treść wiadomości:
‘ Nikogo o nic nie oskarżam. Stwierdzam fakty, że Płock otwarty na obce wpływy. Jeśli Niemcy przejąć teren by chcieli, najprościej po cichu. Nowy biskup, nowe straże, nowa władza = Niemcy. Nie wiadomo, co przywieźli ze sobą.”

Reznov zamyślił się przez chwilę
- Płock… polski czy niemiecki… czy to naprawdę taka wielka różnica? Królestwo Niebieskie nie zna granic i nie rolą inkwizycji jest ingerować w politykę. My ratujemy dusze człowiecze. Jeśli powstrzymamy germanizację Płocka kosztem jednej z nich to zawiedziemy, jeśli powstrzymamy siły nieczyste kosztem germanizacji tego miasta to wykonamy swoje zadanie. Czy mamy jakieś argumenty, czy tropy sugerujące, że Niemcy przywożą ze sobą nieboskie siły? Czy są ślady sugerujące, że są oni większym zagrożeniem dla dusz niż bestie rozszarpujące podróżnych?

Cyganeczka wzruszyła ramionami:
“Niemcy jeśli o ziemię tłuc się chcą to sprawa polityki. Ale...” - dziewczyna uniosła delikatny paluszek umaziany białym proszkiem - “...polityka i religia od zawsze splecione razem. Co jeśli chcą walczyć i polityką i dusze polskie na zatracenie rzucić diabelne pomioty ściągając? Inkwizycja stawić czoła tedy i polityce i złu tedy winna. A może i Niemcy sami pod wpływem złych mocy? Masz dowody przeciw?” - Michal skrobała zawzięcie kredą. - “Do tego siły większe i jednostkę inkwizycji na miejscu sprawną mieć.” - ostatnie Kamil podkreśliła dwa razy i puknęła w tabliczkę. - “O tem na konklawe mówić trza.”

- Nim podejmiemy działania przeciw Niemcom musimy wiedzieć, że mamy ku temu powody. Brak dowodów nie jest dowodem. Dowód: nie mam żadnych argumentów, że ten brat co przeszedł obok nas dwie minuty temu nie jest pod działaniem złych mocy. Czy to jest argument by zaraz go wygnać z Płocka?

- Nie wypowiem się na konklawe za akcją przeciw Germanom nim nie zobaczę argumentów, że są zagrożeniem dla spraw boskich. Ale powtórzę twoje słowa przed innymi i zgadzam się, że potrzeba nas tu więcej. Jeśli konklawe się zgodzi to napiszę list do księcia z prośbą o przysłanie kilku silnych ramion, może przystanie na prośbę inkwizycji walczącej o dusze jego poddanych. Jednak ziemie płockie wyprane są z silnych mężczyzn. Walki ich zabrały, a tych co nie walki to sam książę do swojej gwardii. Kiepsko to widzę, ale listów więcej roześlę. Może sąsiednie księstwa pomogą. Mógłbym też napisać za... nie, to nie ma sensu. Podsumowując. Na konklawe chcesz się wypowiedzieć, że według ciebie największym zagrożeniem dla Płocka są Germanie chcący przejąć w mieście władzę, może z użyciem sił nieczystych, ale na razie brak na to śladów i chciałabyś aby konklawe podjęło działania dla rozbudowania naszej liczebności tutaj. Dobrze zrozumiałem?

“Przemawiać mogę sama. Do Ciebie przyszłam by problem omówić i pomocy szukać. Jeśli masz kontakty i możność, to pomoc można zacząć już ściągać. Ktoś dowodzić Inkwizycji musi. Zdajesz się być właściwą osobą.” - Cyganka na chwilę pisać przestała - “Bez dowodzenia, żadnych wyników nie osiągniemy. Nieważne jak bardzo wspomagać będzie nas Pan.”

Odczekała chwilkę by dać Czerwonemu Bratu możność odczytu i zmazała treść.
“Trzeba wsparcia finansowego, ludzkiego i zbudowania tu, na ziemi płockiej szybko kontaktów. Bez tego zła nie wyplenimy. Masz rację. Pomożesz z tym? Wesprzesz mój głos na konklawe?”

- Nie zgadzamy się w sprawie Niemców, ale poza tym jak najbardziej. Niestety, moje kontakty są już… przedawnione. Ale mam wcale niemałą fortunę którą jak najbardziej jestem gotów przeznaczyć na cele boże. Franciska wydaje się osobą która łatwo nawiązuje nowe kontakty, a może już je posiada. Tak czy siak… Jak znajdą się ludzie to łatwo przyjdzie mi zafundować im uzbrojenie, wikt, opierunek, pensję a nawet trening. Ale ludzi właśnie trzeba nam znaleźć.

- Jeśli konklawe uzna, że chce mnie jako lidera to przyjmę to na siebie i nie zawetuję tej decyzji. Tyle mogę powiedzieć w tym temacie. W tym momencie.

***

Kamil odczekała aż Czerwony Brat ruszy do sali spotkań.
Przemknęła korytarzem w poszukiwaniu samego Dziadka. Chciała i z nim zamienić słów parę. Widząc nadchodzącego potężnego Inkwizytora, skuliła się jednak. Wydawał się dzisiaj być innym człowiekiem. Zniknęło wrażenie przygnębienia i zmęczenia. Coś musiało się stać i Michal nabrała przeświadczenia, że Wilhelm chce jak najprędzej podzielić się wieściami z pozostałymi. To nie był dobry czas na rozmowy.

Odczekała aż Inkwizytor ją minie i sama ruszyła do salki.

Konklawe

Wsunęła się do niej, starając się nie zwracać na siebie uwagi i usiadła w najdalszym rogu stołu… po to by niemal z otwartymi ustami wysłuchać oskarżeń Czerwonego Brata. Przymknęła oczy, modląc się o cierpliwość...

 

Ostatnio edytowane przez corax : 26-09-2017 o 23:20.
corax jest offline  
Stary 27-09-2017, 09:18   #97
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Francisca
Johannes Avicis de Castro Brittorum stał jak wryty. Wszystko wskazywało, że przesadzał. Jego małżonka świetnie sobie poradziła. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Jak mógł tak pięknej i pobożnej osóbce jaką była jego Francisca zarzucać cokolwiek. Machnął ręką.
- Wybacz. W zasadzie szukałem cię, żeby przekazać ci, że nasze bagaże przewieziono do karczmy w centrum. Niestety pokoje gościnne księcia są w tej chwili zajęte. Udało mi się dogadać w ciekawej kwestii z niejakim Dirkiem von Guze. Myślę, że nie musisz się już martwić o gotówkę. Rozmówię się z krawcem. Spotkam się też z tym Dhone. Co zaś do chłopców. Cóż, zobaczę czy uda mi się kogoś znaleźć. Niestety, jeżeli chcę uporać się ze wszystkim przed zachodem słońca to już teraz muszę ruszać. Wybacz więc najsłodsza, ale zdaję się, iż jakikolwiek kościół będzie dane mi odwiedzić wraz z tobą nie pierwej niźli na niedzielnej mszy.
Kupiec przysunął się do kobiety i przycisnął jej dłoń do swych ust. Wszak nic innego nie wypadało mu uczynić przed bramą opactwa.

Konklawe
Gerge patrzył z uwagą na Fyodora. Ciężko było nie wyczuć w głosie inkwizytora oskarżenia. Z kolei w głosie Gergego nie dało się wyczuć kompletnie nic.
- Bracie, nie oddelegowano mnie tutaj jako część płockiej inkwizycji. Mój zakon wskazał mi jasno cele. I celami tym jest bezpieczne doprowadzenie tu siostry Anny - inkwizytor nie poruszył się przy tym, choć oczywistym wydawać się mogło, że spojrzy na młodą zakonnicę.
- Gdy już ustalicie co się tu dzieje i jak temu zaradzić, to ja ruszam w dalszą drogę. Bronić kolejnego “serca inkwizycji”. Jednak zanim to się stanie, to ja będę odpowiadać jedynie przed siostrą Anną.

Zapadła niezręczna cisza, w czasie której Anna zastanawiała się nad słowami przyjaciela. Ona zostanie w Księstwie Mazowieckim, a on ruszy dalej.

- Wczoraj poszedłem nad Vistulę, gdyż siostra Anna miała wizję, w której stos ciał piętrzył się przy owej rzece. Zaś głos mój dla waszego Konklawe znaczenia nie miał, bo gdy siostra Anna oświadczy mi dokąd zmierzamy, tam pójdę wraz z nią. Moje ramię jest przedłużeniem jej woli.

Fyodor zdawał się trafić na godnego przeciwnika, gdyż w przeciwieństwie do biskupa Gerge nie przejął się zbytnio wystąpieniem Czerwonego brata.

Weismuth zaś spochmurniał nieco wezwany do odpowiedzi i cały jego dobry humor zauważony przez Michal zdawał się ulecieć.:
- Od dwóch miesięcy jestem w Płocku. Gościnę zaoferował mi biskup Gunter. Wracałem z Rusi Kijowskiej. Wrócić miałem do naszego Cesarstwa. Płock miał być jeno przystankiem w drodze powrotnej do domu. Jednak Gunter stwierdził, że warto, aby szlachetny rycerz pozostał nieco w mieście. To miało dobrze zrobić dla morale. Poprzedni biskup Artur pochodził z okolicy. Patrzył przez palce na niektóre lokalne zwyczaje. Jego ekscelencja Gunter jest pod tym względem dużo bardziej konserwatywny.

Walter przeczesał lewą ręka swoją gęstą i długą brodę.
- Tak jak wiecie, bo pisałem w swoich listach po wigilii św. Jana Chrzciciela w lesie pojawiła się bestia. Czy racze trzy bestyje. Najpierw zabiły córkę kowala. Poszła na grzyby, w lesie zastał ją zmrok. Kilka dni później zginął szlachetka z chłopką. Spotykali się cichcem, coby grzeszyć. Żona szlachetki nawet gdy go chowali splunęła na grób męża swego. Z Jorgiem tropicielem zaczęliśmy chodzić do lasu, śladów szukać. Ale te zawsze się urywały nad rzeką. Wkrótce po tym dwaj myśliwi zginęli. Jorg wystraszył się i uznał, że nie pomoże mi już więcej. To też zacząłem chodzić po lesie samemu. Nic nie znalazłem. W tym czasie bestyje dorwały kupca ruskiego z dwoma pachołkami. Potem znalazłem jeszcze chudego Janka Psikota. Złodziejaszek nędzny to, chciał swój łup w lesie gdzieś ukryć. Teraz już nikt do lasu się po zmroku nie zapuszcza. Znalazłem też masę zwierząt rozszarpanych. Wszystko co żyło uciekło, lub zginęło. A ja nadal nie wiem gdzie bestyje znaleźć.

Ton głosu staruszka stał się zimny. Skierował wzrok wprost na rzucającego mu oskarżenia Fyodora:
- Bracie, radzę ci, wstrzymaj swój język. Wszak powiedziałem, że polowanie i tropienie przy tej pogodzie nie ma sensu. Myśleliście, żem wykoncypował to w dzień, czy dwa? Chodziłem po tym lesie. Szukałem. To ja pierwszy dotarłem na miejsce rzezi Rusina. Zapytaliście o to bracie? Zadaliście choć jedno pytanie? Miast tego ruszyliście do jego ekscelencji wypytywać. Miarkujcieże bracie, nie jestem młokosem, co to możecie go swym doświadczeniem w pole wmanewrować.
Stary rycerz złożył dłonie jak do modlitwy i pochylił głowę patrząc na nie.
- Bóg dał mi wiele darów. Lecz Bóg nie daje nic za darmo. Krzyż mój jest ciężki bracie. I gwarantuje wam, że nie chcecie by was przygniótł.

Przy trzeciej kwestii poruszonej przez Fyodora obydwaj mężczyźni milczeli. To był czas, żeby wspólnie wyciągnąć wnioski z tego czego dowiedzieli się każdy z osobna po nieudanym konklawe dnia poprzedniego.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-09-2017, 11:29   #98
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Fyodorowi nie podobała się odpowiedź Gerge, ale nie dał tego po sobie poznać. Albo był członkiem kręgu inkwizycji, albo nie. Jeśli nie to nie powinno go być na konklawe, ale… spodziewał się, że wniesienie o usunięcie go nie spotkałoby się z entuzjazmem braci inkwizytorskiej, więc zemł w duszy słowa krytyki o pogwałceniu protokołu konklawe.

~ * ~

Fyodor mierzył z Walterem na spojrzenia przez chwilę.
- KAŻDY z nas niesie swój krzyż - skomentował Fyodor mrocznym, trochę smutnym głosem, po czym jego wzork złagodniał i pochylił lekko głowę przed nim w geście szacunku ale na pewno nie poddaństwa.
- Wybacz bracie, nie chciałem cię urazić a to nie były oskarżenia. Ton mojej wypowiedzi wynikał z powodu bezpośredniości moich pytań. Ciebie też się to tyczy, bracie Gerge. Z wiekiem tylko ubyło mi delikatności i cierpliwości do załagadzania tego co chce się powiedzieć.

Nastała cisza. Rozejrzał się powoli po obecnych. Wzbudził bardzo… mieszane emocje, ale niczego innego się nie spodziewał. Cóż… wierzył, że skoro są inkwizytorami to są dość silni duchem by opryskliwości starego dziada nie starczyły by ich ubodnąć.

- Gerge - podjął Fyodor gdy cisza się chwilę przedłużała - Anno… wspomniano o wizji nad Vestulą. Jak nad nią byliśmy i ja coś dojrzałem, choć nie wiem co. Ruch, może spojrzenie… coś definitywnie w niej jest, choć chowa się. I nie wierzę by było to coś boskiego. Jesteście w stanie wnieść coś do tematu? Wizje coś ujawniły? Wskazały kierunek?

 
Arvelus jest offline  
Stary 27-09-2017, 19:22   #99
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Johannes de Castro Brittorum mówił, a Francisca w skupieniu słuchała. Przypomniała też sobie, że dawno temu ćwiczyła przed lustrem pewien niezwykle użyteczny wyraz twarzy. Była to twarz wyrażająca nieskrywany podziw dla mężczyzny. Podziw całkowity, niepozostawiający żadnych wątpliwości na interpretację. Mężczyzna postanowił, mężczyzna teraz to zrealizuje. Samotny bohater ze świetlistym mieczem, którego nietuzinkowe działania uczynią świat lepszym. Wenecjanka nie szczędziła tego wyrazu twarzy Panu Mężowi. Gdy się żegnał, dygnęła z szacunkiem najlepiej jak potrafiła i dała znać wzrokiem, że jest jej trochę żal spotkania akurat pod klasztorem, a nie, powiedzmy, przed karczmą, gdzie trudno by było kogokolwiek czymkolwiek zaskoczyć. Podziękowała jeszcze raz za troskę i zapewniła, że dołoży wszelkich starań, aby troskliwy mąż wiedział, gdzie się aktualnie znajduje i jakie są jej kolejne plany. Podkreśliła raz jeszcze ogrom obowiązków z jej strony, choć pewnie nie tak uciążliwy i odpowiedzialny jak obowiązki Pana Męża i zobowiązała się do modlitwy. Opieki i wsparcia Pana nigdy za wiele.

Wchodząc do klasztoru miała poczucie jakby sam święty Jan prostował przed nią ścieżki, aby nikt i nic nie przeszkodziło jej w realizacji planów. Gdyby w tym momencie w drzwiach stanął archanioł i wręczył miecz, aby raz na zawsze wprowadziła na świecie bożą sprawiedliwość nie zdziwiłaby się zbytnio. Przypomniała sobie ten stan. Zdarzał jej się czasami i był o tyle piękny, co niebezpieczny. Zagryzła wargi i wbiła paznokcie w kciuk tak że promieniujący ból rozszedł się po całej ręce. ’... a bliźniego swego jak siebie samego.’ Łatwo w takich momentach stracić kontakt z rzeczywistością. Skierowała swoje kroki do kaplicy i korzystając z chwili czasu pogrążyła się w modlitwie.

Panie, nie pozwól, abym obsypana twoimi darami i łaską przestała zwarzać na innych. Obowiązki, które na mnie składasz, nie mogą przesłaniać mi z oczu bliźnich. Ich życie też jest wartością w oczach twoich.Nie pozwól mi zapomnieć, że ja i inni nigdy nie jesteśmy bez grzechu. Daj mi dostrzec własne słabości, abym z radością, ale i rozwagą przyjmowała wszystko. Uczyń mnie pokorną na ścieżkach twoich. Ostatnie zdanie powtarzała dziesiątki razy, aż emocje nią targające zaczęły się uspokajać. Myśli powoli ucichły wyparte przez jedną powtarzaną w kółko frazę, a na zamkniętych powiekach zaczęło ciążyć medytacyjne znużenie. Nagle w jednej chwili otrzeźwiała, jakby ktoś zdjął z niej jakieś brzemię. Drgnęłą i wpatrując się w ołtarz odmówiła Pater noster w intencji opieki nad mężem. Potem wstała i szybkim krokiem udała się na konklawe. Wszyscy mogli już tam być.

Usiadła na pierwszym wolnym miejscu licząc, że spotkanie skończy się szybciej, niż powietrze w sali. Czekała, aż brat Fyodor zacznie, a potem skończy wprowadzając do sali nerwową atmosferę. Przyjrzała się nowemu mężczyźnie dyskretnie, ale z uwagą, o ile w ogóle było to możliwe w sali, w której wszyscy patrzyli na wszystkich i niemal stykali się nosami. Z jakiejś nieznanej jej do końca przyczyny Czerwony Brat nie drażnił jej dziś swoim sposobem załatwiania spraw. Nie zmieniało to faktu, że jej się to nie podobało.
- Bracie Walterze - wtrąciła się wreszcie - myślę, że wszyscy - pozwoliła sobie wywrzeć nacisk na to słowo - powinniśmy podziękować bratu za ogrom wykonanej pracy dla dobra tutejszej ludności. Zrobił to zapewne również szlachetny ksiądz biskup, który z taką troską opowiadał wczoraj o postawionych przed nim zadaniach związanych z posługą w tej diecezji - zamilkła na chwilę, żeby złapać oddech i zwróciła się do ogółu:
- Brat Fyodor odnotował, dzięki niektórym posiadanym darom i wiedzy - postarała się było jasne, że nie wszystkie dary brata mają równie pozytywny wpływ na działanie inkwizycji i samopoczucie Waltera - bardzo ważne zdarzenie. Wiąże się ono ze wspomnianymi wczoraj wizjami siostry Anny i prowadzi mnie do pewnej refleksji. Brat i siostra widzą zagrożenie w samym mieście. Dostarczone wczoraj listy natomiast umiejscawiają je w okolicznych wsiach. Do tego samo zło najwyraźniej daje się odczuć w pobliskich lasach. Nie damy rady być wszędzie, zwłaszcza, że wystąpienie przeciwko złemu będzie wiązało się z bezpośrednim niebezpieczeństwem, nie jest więc rozważnym nadmiernie się rozdzielać, prawda? Czy nie uważacie, że powinniśmy zdecydować gdzie skoncentrujemy nasze wysiłki?
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 27-09-2017 o 19:26.
druidh jest offline  
Stary 27-09-2017, 22:59   #100
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Mam co do tego mieszane uczucia. Uważam, że powinniśmy być i w mieście i sprawdzić Dominikanów. Jeśli dobrze zrozumiałem jego ekscelencję wszystkie ciała były znaleziono na przestrzeni między Płockiem a klasztorem. Ale chyba rzeczywiście tu lepiej będzie się nie rozdzielać. Przynajmniej póki nie uda nam się zwiększyć naszej liczebności. Sprawa wygląda na bardzo niebezpieczną.
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172