| Cytat: Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Łk 12, 2. | Opactwo Benedyktynów.
Dziedziniec klasztoru był rozświetlony licznymi pochodniami. Mnisi zdawali się czekać w niepewności. W końcu oba wozy wtoczyły się na obszerny dziedziniec, a ciężka zasuwa zablokowała bramę. Inkwizytorzy zsiedli ze swoich środków transportu, mnisi zaś kłanili się nisko. Zaproszono ich do wspólnej wieczerzy. Był to dobry początek wieczoru, toteż Fyodor, który po wystąpieniu przed klasztorną bramą był brany za przywódcę grupy przystał na propozycję. Gerge jedynie poprosił Annę o zgodę na oddalenie się. Francisca zaś nikogo o zgodę nie prosiła. Nie było czasu do stracenia, toteż w stajni, korzystając z faktu iż poza dwoma wymęczonymi końmi nikt jej nie obserwuje szybko zmieniła strój. Poprawiła też włosy. Gdy do stajni wszedł Gerge i ją zobaczył zdawał się zignorować. Dopiero gdy zobaczył ułożoną na sianie suknię i ponownie spojrzał na Franciscę zagwizdał cicho i uśmiechnął się z uznaniem.
W tym czasie Fyodor został zaproszony na osobistą audiencję u opata. Wraz z Reznovem na spotkanie udała się siostra Anna. Również ksiądz Szymon chciał wziąć udział w spotkaniu, jednak znaczące spojrzenie inkwizytora usadziło go na powrót na ławie, przy której mógł się delektować kapustą ze skwarkami.
Pierwsze co uderzyło zarówno Annę jak i Fyodora, to bogaty wygląd gabinetu Opata. - Witajcie - niski mężczyzna, którego siwiejące długie włosy opadały na ramiona uśmiechał się do nich. Długie włosy bardzo kontrastowały z łysiną która zdawała się atakować jego głowę od czoła i zabierać spore połacie skóry aż po czubek głowy. - Jestem brat Częstogoj. Z łaski Pańskiej opat tego przybytku.
Stał wyprostowany, przed krzesłem z satynowym obiciem. Podobne krzesła czekały na gości. Na blacie biurka stał złoty krzyż z ukrzyżowanym Jezusem. Fyodor z łatwością ocenił, że sam ów krzyż wart był co najmniej tyle, co cztery lub pięć wiosek. A nie była to jedyna ozdoba na chwałę Boga, jaka w owym gabinecie się znalazła. Na ścianach wisiał szereg szkaplerzy, perłowych różańców, czy obrazów w ramach wysadzanych drogocennymi kamieniami. - Cieszę się, że Papiestwo zareagowało wreszcie na moje listy.
Inkwizytorzy milczeli. Anna z braku doświadczenia, Fyodor z powodu właśnie wielkiego doświadczenia. - Odkąd Fulko dostał prawo noszenia krzyża metropolitalnego to w dupie mu się przewróciło. Nastaje na nas tak, jak jeszcze niedawno Siemowit. Ale skoro żeście przybyli w imieniu papierza, jako jego wybrani. Jako inquisitores haereticae pravitatis, tedy jam już spokojniejszy. Wszak Innocentius Quartus będzie duchowym spadkobiercą Gregoriusa Nonusa. Prawda?
Anna spojrzała wyczekująco na Fyodora. Ten spojrzał na nią. Z pewnością brat Częstogoj był drogocennym źródłem informacji dla każdego sprawnie poruszającego się w meandrach polityki. Gdyby tylko ktoś taki był wśród nich... Karczma pod Aniołem Stróżem.
Gerge wyszedł z karczmy. Obszedł wóz, na który rzucił pełen bukłak. Oparł się ręką o drabinę. Ukryta na wozie Francisca usłyszała szept. - Odegrałżem swoją część. W bukłaku jest wódka. Wysmaruj się nią, bo pachniesz wodą różaną na kilometr. Wysmarujesz się wódką, zrazu poznają żeś żak w drodze z Gniezna. A jak wyczują wodę różaną mimo tego, to powiesz żeś był w kim zamtuzie i od ocierania zapachem przeszedłeś.
Francisca zabrała bukłak i ześlizgnęła się z wozu. W głowie świtała myśl czymże zajmował się Gerge przed wstąpieniem do zakonu? Wszak w pomocy jej wykazał pełen profesjonalizm. Wóz odjechał w stronę klasztoru.
Schowana w krzakach dziewczyna modliła się. Bardziej, żeby odliczać czas, niż żeby dziękować za łaski. W końcu, gdy czas uznała za słuszny ruszyła do szynku.
Szynk ów był wiele większy niż karczma w jakiej przyszło jej nocować poprzedniego wieczoru. I co ciekawe był pełen ludzi. Tedy przecisnęła się jak najbliżej rogu sali. Co chwilę w opowieściach pojawiało się słowo inkwizycja, inkwizytor, stosy i wampir. - Jo żym widzioł na własne oczy! Wieźli na wozie czarownicę. Z córą. Siedziała przy nij zakunnica i zakapior taki jakiś. Tak mu źle spode łba paczało. Ale to musi pilnować, co by czarownica nie rzuciuła czasym kigu uroku na zakunnice. Powiadum wom, jutro stosy rozpolom zanim Jaromir stanie u bram klasztoru. - E tam. Bajdurzycie Kiejstut. Inkwizytor jeden. Jaromir z tuzin cieżkozbrojnych przywiezie. Tedy kto ważniejszy? - powiedział gruby mężczyzna z warkoczami wyplecionymi w brodzie. - Jo bajdurze? Przeca wiem kto to inkwizytur! Świnty inkwizytur strzeże wiary. A jak wiara nie tako, to poli. Na przykład jak któ starych bogów chwoli, zamiast Trójcy najświętszej. Wtedy spoli. A potym rodzine spoli. I sumsiodów tyż spoli. Tedy lepiej uwożać kto co godo.
Po sali przebiegły szmery niepokoju. Aż w końcu jakiś młodzieniec na drugim końcu sali krzyknął: - Przynajmniej wąpierza wyśledzą i też na stos rzucą!
- Gupiś młody. Siądź lepiej. Ni ma wąpierza żadnego - spacyfikował go warkoczobrody. - A ty Małomirze skądżeś taki pewny? - zapytał ten najstarszy, Kiejstut groźnie wskazując warkoczobrodego swoim chudym palcem. - Wampir to pretekst. Pełka chce położyć łapę na mogileńskiej dziesięcinie, tedy szczuje Jaromira na mnichów.
W końcu dziewczyna wpisuąca się w lokalne kanony piękna o pośladkach, które z pewnością mogłyby orzechy gnieść, a i najpewniej złamać stół przy którym zasiadała przebrana inkwizytorka przyszła i zapytała: - Napitku? Jadła? Zapłacić mo czym?
Francisce zaburczało w brzuchu, wszak nie miała czasu zjeść kolacji w klasztorze. Miała nadzieje, że Cyganie też właśnie bezpiecznie spożywają wieczerzę. Polana przy menhirze.
Szkarłatna krew szybko przesączała koszule przyciskaną do szyii kobiety. Michaił wyjął z buta sztylet i włożył go w rozpalone ognisko. Jorg i Jakub podeszli bliżej. - Nieżleśmy ją przerazili.
Nie powiedział nic więcej. Dostał w pysk od Simonicy. - Tak żywcem wygląda? Czego żeście strzelali?
- Kiedy ja w nogę, widziałem jak uciekać chce - tłumaczył się chłopak rozmasowując już czerwony policzek. - A ty? - Gdyby Simonica miał dar zabijania oczami, to Jorg byłby pierwszym trupem tej nocy. - Strzeliłem. Bo tak. Nie słyszał jak męskim głosem przemawiali? To demony są. Zabić trzeba. - Idźe, chlej po kątach, bo pożytku zali z ciebie żadnego nie ma - złość z Simonicy wylewała się aż. I pewnie Michal by na to zareagowała, ale teraz świat nie istniał. Jej przyjaciółka umierała jej na rękach. W końcu podszedł do niej Michaił. Chwilę przystanął podziwiając połyskujące od deszczu nagie ciało Cyganki. Spojrzenie to wychwycił też szalejący w złości Simonica, który okrył Michal płaszczem i przyklęknął przy nich.
Michaił przyklęknął obok głowy Jorfanki. Odsunął na moment prowizoryczny opatrunek i dotknał rany gorącym sztyletem.
Ciszę rozerwał krzyk bólu rannej i krzyk przerażenia Michal. Najmita zaś cofnął nóż. - Ranę cza wypalić. Inaczej nie dożyje rana.
- Dzieci poszły w las - powiedział Walter przerzucając młot przez plecy - nie znajdziemy ich. - Bol’shoy i glupyy - podsumował najmita w swoim ojczystym języku. - Yeshche raz, a ya pob'yu tebya - odpowiedział inkwizytor najwyraźniej zaskakując najmitę. - Wiedz tedy, że malcziki są w krzakach. Dziewczynka za drzewem. A ostatni malczik przy rzece. Nie widać ich jak się nie ruszą. Ale jak się ruszą, to widać. I nie patrz tam teraz. Spłoszysz ich.
Obaj spojrzeli na Simonicę. Jakby pytając co teraz zrobić. Ten zaś patrzył na Inkwizytorkę.
Michal patrzyła w oczy Jofrance. Czuła, że coś jest nie tak. Czuła, że w ciele dziewczyny poza jej duszą jest coś jeszcze. Coś, co tam weszło i nie chciało wyjść. W końcu dziewczyna zamknęła oczy. Zasnęła. Straciła sporo krwi. Trzeba było ją schować przed zimnem i deszczem. A później odprawić egzorcyzmy. Gdyby tylko mieli na podorędziu egzorcystę.
Simonica podsunął niemowie tablicę. - Nie możemy zostawić tu dzieci. Nie możemy tu zostać. Trzeba je jakoś wyłapać. Pomysły?
Celowo pytał w języku, którego nie rozumieli ani paladyn ani najmita. Tylko czy Michal miała w sobie tyle siły, żeby pokierować ich działaniami?
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |