Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-05-2018, 02:33   #251
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- To nie była wizja. - Eberhard odpowiedział na pytanie młodego Inkwizytora. - Ktoś do mnie przemówił. Wiatr niósł jego słowa lub słowa dotarły z siłą wiatru - Mistrz przemawiał ze spokojem osoby która nie jedno już widziała - Powiedział “ Nie jesteście stąd. Strzeżcie się wilków”. Nie wiem jednak jakie wilki miał na myśli. To z pewnością przenośnia. Odpowiedziałem żarliwą modlitwą. Pan jest moją tarczą. Choć ten kto to mówił nie miał chyba złych intencji. W końcu to było ostrzeżenie.

Dotyk dłoni Witolda wprawił Klarę w drżenie. Martwił się, tak jak zawsze, gdy słabła pod mocą wizji. Nie często zdobywał się na tak śmiały dotyk przy innych, ale tak naprawdę czy ktoś zauważył splecione dłonie pod stołem?
- Jak ma na imię? - zadała pozornie wyrwane z kontekstu pytanie, licząc na to, że Witold i Eberhard zrozumieją ją. Jeden powinien domyślić się sytuacji po tym, drugi zaś powinien wiedzieć i to czy odpowie będzie świadectwem jego szczerości dla Klary.
- To słowa ostrzeżenia niesione przez wiatr. O jakie imię pytasz młoda siostro. Wilka czy wiatru? - zaśmiał się Eberhard.

Witold poczuł lekki uścisk na swej dłoni gdy zakonnica zacisnęła palce słysząc śmiech Inkwizytora.
- Wiatr jest wiatrem nazywany, Mistrzu. Nie o to imię pytałam -odpowiedziała bez nuty rozbawienia w spokojnym głosie.
Witold ścisnął jej dłoń, jakby uspokajająco czy też raczej napominająco.
- Czyli to jakaś magia, tak? Ten, który nas próbował ostrzec chciał rzucił jakiś czar?
- Nie Witoldzie - pokręciła głową patrząc niewidzącymi oczyma przed siebie - Pytam o imię, tego, który towarzyszy Mistrzowi i który przemawia do niego - wyjaśniła spokojnie towarzyszowi odpowiadając uściskiem na uścisk. Tak bardzo chciała by zrozumiał.
- Co do czaru - Eberhard spojrzał na Witolda - być może. Czar, zdolność różne istoty mają różne możliwości. I inaczej każdy je nazywa. Uważam jednak, że to było coś zbliżonego do czaru. Co do towarzysza… Co siostra widziała? Bo mi nikt nie towarzyszy. Znaczy zdarza mi się gadać z duchami ale nie żeby jakaś stała relacja. Inkwizytorowi na stanowisku nie przystoi. - Eberhard mówił poważnym tonem. Choć wciąż pozwolił sobie na odrobinę humoru.

Witold spochmurniał. Eberhard nie musiał być mistrzem w przeglądaniu ludzkich emocji, żeby zauważyć, że w młodszym inkwizytorze coś umarło. Jakaś ostatnia nadzieja, której się chwytał.
- Opowiedz dokładnie co widziałaś siostro - również Klara teraz w jego głosie usłyszała tę rezygnację.
-Młodego człowieka, za którym stoi anioł o skrzydłach czarnych jak smoła. Wbił on miecz w kowadło, które było ołtarzem, a gdy machnął skrzydłami podrywał się wiatr - siostra odpowiedziała na zadane pytanie wprost. Ukrywanie tego nie miało sensu. Odkąd poznała Eberharda wiedziała, że Mistrz nie jest sam, a ciężki zapach kuźni nie jest jego własnym, teraz tylko otrzymała potwierdzenie tego. Dodatkowo tez na jaw wyszło, jak Inkwizytor bardzo im nie ufa i jak bardzo stara się trzymać swoje sekrety dla siebie.
- Siostra musi się jeszcze wiele nauczyć. Bo właśnie sugeruje Mistrzowi Inkwizycji, że stoi za nim upadły anioł. Czy zdaje sobie siostra sprawę z powagi tego zarzutu? - Eberhard chciał uświadomić Klarze sytuację.
- Powiedziałam tylko co widziałam Inkwizytorze, nawet nie sugeruję, że Ty jesteś tym młodym człowiekiem z mojej wizji - odpowiedziała bez zawahania w głosie.
- Tak? - uśmiech Inkwizytor wskazywał na rozbawienie próbie zaprzeczenia własnym słowom sprzed minuty. - To dlaczego pytałeś mnie o imię “Tego który towarzyszy Mistrzowi i który przemawia do niego" ? - Klara była marnym kłamcą. Zapewne o dobrym sercu, inaczej kłamałaby lepiej.
Eberhard był wyrozumiały. Jednak kłamców w żywe oczy nie lubił. Tym bardziej, że akurat on łatwo takich rozpoznawał.

Witold wyprostował się. Kierunek w jakim zmierzała dyskusja bardzo mu się nie podobał.
- Wybacz Mistrzu mą śmiałość, ale czy nie jest grzechem wchodzenie do cudzych myśli? Jednak zanim Mistrz raczy odpowiedzieć, to niech zapomni, iż zadałem pytanie. Tak jak i my zapomnimy o tym nieporozumieniu. Skupmy się miast tego na znaczeniu symboli. Miecza, kowadła, czy też czarnoskrzydłego anioła - Witold był dużo bardziej niepewny w swym wystąpieniu niż młodsza od niego Klara.
Hugin zaś patrzył na wszystkich z uwag, po czym wyjął zza pazuchy mały sztylet i zaczął nim dłubać w blacie ławy przy której siedzieli.
- Grzechem. Choć rozgrzeszenie pewnie dostanę czynię to w imię Pana. By strzec jego owieczek. Wybaczyć to jedno Witoldzie. Wyjaśnić to nieporozumienie to drugie. Siostra doznała wizji ale ma małe doświadczenie więc błędnie ją odczytuje. Ma brat jednak rację - interpretacja. To zaradzi naszemu nieporozumieniu. Istota o czarnych skrzydłach. To może być upadły anioł ale wcale nie musi. Nawet rzekłbym, że na moją ocenę to bardzo mało prawdopodobne. To raczej ma pokazywać jego naturę. Upadły…
Czemu zatem upadły nas ostrzegł? Bo ma zapewne swój w tym cel. On przemówił wiatrem gdybym miał się pokusić o opinie. - Eberhad przemawiał rzeczowo.
- Dalej mamy kowadło, to mogę być ja a raczej wykuwane przez mnie działania? Umysł materializuje naszą świadomość i podświadomość - wszedł w swój nauczycielski mentorski ton i jakby zapomniał o zatargu. - To mogło być to. Wbił miecz czyli podsunie nam pewien kierunek o oczywistej naturze. Siostra musi opowiedzieć wizję krok po kroku szczegół po szczególe to one są często ważne. Czy może to już wszystko?
W czasie tej wypowiedzi Hugin skończył swoje dzieło odsłaniając wycięcie w ławie.
„Tt 3, 9”.
Klara niestety nie zauważyłaby tego, ale Witold odruchowo odczytał zapis na głos. Zakonnicy jednak nic nie mówił ów skrót. Z racji jej stanu samemu nie czytała Pisma. W lepszej sytuacji był Eberhard, który mógł posłużyć się Pismem jakie zabrał na nabożeństwo.
- Znasz ten ustęp bracie Witoldzie? - zapytał zakonnika Eberhard. Sprawdzając jednocześnie jego biegłość w piśmie. Gdyby okazało się, że nie... zamierzał podsunąć mu Biblię i poprosić by przeczytał na głos. Również dla siostry Klary.
- Nie jestem zaznajomiony z dokładną treścią listu świętego Pawła do Tytusa. Wybacz Mistrzu - po tych słowach witolda po blacie zaszurała ciężka oprawa Biblii, a palec Eberharda zastukał na wyszukanej wcześniej, nie bez trudu, stronie. Witold najpierw przebiegł ją oczami w ciszy, a po chwili przeczytał na głos wskazany ustęp.
- Unikaj natomiast głupich dociekań, rodowodów, sporów i kłótni o Prawo! Są bowiem bezużyteczne i puste -

Klara cały czas milczała próbując wygrać walkę z samą sobą i starając się nie powiedzieć Inkwizytorowi tego co o nim myśli. Człowiek, który sądził, że jest sprytny, tak naprawdę każdym słowem potwierdzał podejrzenia młodziutkiej zakonnicy.
- Czas skońćzyć ten spór - odezwałą się cicho. - Dość przy tym stole zostało powiedziane, dość słów padło i dość myśli nie zostało wypowiedzianych. Myślę, że czas udać się na spoczynek - zawyrokowała nie patrząc na nikogo.
- Witoldzie gdy odprowadzisz siostrę chciałbym jeszcze zamienić z tobą kilka słów. - Eberhard w przeciwieństwie do siostry Klary chciał jeszcze kilka rzeczy wyjaśnić z Witoldem.
Mężczyzna zawahał się. Wstał i podał rękę siostrze Klarze.
- Tak Mistrzu, jednak najpierw wspólnie z siostrą się pomodlimy, jak mamy w zwyczaju co wieczór. Wieczorna msza pozostawiła w nas pewien niedosyt. Później odwiedzę was w pokoju. Tymczasem Hugin spojrzał pytająco na Eberharda. Ten dał mu znak by poczekał i wrócił do pokoju po przybory do pisania.

Materiał piśmienniczy wylądował przed Huginem po dłuższej chwili. Popchnięty delikatnie przez Eberharda. Który uśmiechnął się łagodnie.
Wojownik ocenił go, jednak nie wykonał żadnego ruchu aby podnieść pióro.
- Napisz widzę, że coś cię trapi bracie. - Eberhard stwierdził suchy fakt łagodnym tonem.
Hugin spojrzał na pióro, na kartkę, na Eberharda. Odrzucił kaptur. Pochylił się nad przyniesionymi rzeczami. Ponownie spojrzał na Eberharda. W końcu niepewnie sięgnął po pióro. Zaskakujące mogło być, to, że ktoś tak zręczny i o tak pewnej ręce teraz poruszał się jakby miał chwycić rozgrzany pręt stalowy. W końcu jednak się przełamał. Zanurzył pióro w kałamarzu, przeniósł je nad kartkę papieru zostawiając za sobą kilka kropel. Spojrzał z niemałym przestrachem w oczach na inkwizytora gdy kolejna kropla rozbijała się na pergaminie. Eberhard starał się mieć łagodne oblicze. Jak ksiądz wysłuchujący spowiedzi....
 
Icarius jest offline  
Stary 15-05-2018, 22:27   #252
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara wstała od stołu nie zwilżywszy nawet warg w przyniesionym przez Hugina winie. Alkohol otępiał i przyćmiewał umysł, a niewidząca dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na żadną z tych rzeczy, nawet w najdrobniejszym stopniu. Wystudiowanym ruchem, który przychodził je zaskakująco naturalnie poprawiła czarny materiał habitu, wygładzający fałdy, które wedle jej wyobraźni mogły się pojawić na jej przyodziewku. Po omacku wymacała ramię Inkwizytora, które tak dobrze znała. Wspierając się na Witoldzie i ufając mu, że poprowadzi ją bezpieczną drogą ruszyła wraz z nim w kierunku kaplicy, bo modlitwa, choć będąca wymówką, była dobrym pomysłem. Kolczuga jej towarzysza przyjemnie dzwoniła przy każdym jego kroku. Był to dobrze znany jej dźwięk, uspokajał ją niemal tak samo jak woń kwiatów jaśminu. Szła w milczeniu dając Witoldowi czas na zebranie własnych myśli, domyślała się, że zechce ją o coś zapytać, dlatego też czekała, aż młody Inkwizytor wyrazi swe myśli.
Drżał. Czuła to całkiem wyraźnie. Witold czegoś się bał. Czyżby Eberhard? Zatrzymali się nagle. On się prawdopodobnie rozglądał. Sprawdzał czy są śledzeni? Ciężkie drzwi się uchyliły ze skrzypnięciem. Wiatr, który je otworzył musiał być bardzo mocny. Potem przeszli kilkanaście kroków. Akustyka kaplicy była bardzo dobra. Dziewczyna orientowała się jakiej wielkości jest budynek. Witold położył dłoń na jej ramieniu i po chwili sam odsunął się. Usłyszała klęknięcie.
- On go nie ma. Myliliśmy się. Żaden anioł nie czuwa przy naszym mistrzu. Co więcej czuję, że on będzie mieć do nas jakiś żal. Byliśmy dość… mało delikatni. Musimy podejść do tego jak do sprawy tego pomorskiego czarnoksiężnika
- Witoldzie czy chcesz mi powiedzieć, że widzisz coś wokół mistrza? - Klara zmarszczyła czoło na znak zastanowienia, a młody Inkwizytor znał ją na tyle, że zakonnica robiła taką minę gdy próbowała usilnie zrozumieć coś, czego nie mogła pojąć.
- Moja wizja była wyraźna Witoldzie, a wiesz, że one się nie mylą…- dodała ciszej dla wyjaśnienia swoich wątpliwości.
- Mylą, nie mylą… czasem za dużo w nich przenośni. Innym razem są tak dosłowne, że nie tracimy dni na to, żeby znaleźć ich ukryte znaczenie. Którego nie ma. Eh. To nie jest łatwe. Każde z nas ma poświatę. Ty, przez wizje. Hugin… choć on nie wiem czemu. Eberhard też ma poświatę. Ale inną. Nie wiem. Nie widziałem takiej jeszcze - odpowiadał inkwizytor.
- Widziałam anioła o czarnych skrzydłach z mieczem i laską.. To atrybuty Michała, ale nie rozumiem koloru jego skrzydeł. Wokół Eberharda unosi się też zapach kuźni i miecza, co pasowałoby do Miecza Pana ale.. Nie rozumiem Witoldzie, nie rozumiem - odpowiedziała skonfundowana całą sprawą zakonnica, starając się skierować niewidzące oczy na Inkwizytora, szukając go po głosie.
Objął ją i pogładził po glowie.
- Ja też nie rozumiem. Musimy dać sobie czas. Zobaczymy co dzieje się w Broku i w tym czasie będziemy bacznie patrzeć na ręce naszego Mistrza. Nie mam innego pomysłu.
Klara westchnęła cicho, bo brak jakiejkolwiek możliwości działania, nawet dla tak ograniczonej, jak ona osoby, był ciężki do zaakceptowania
- Nie ufam mu, wiem, że to członek Świętego Oficjum, wiem, że kształci innych Inkwizytorów, ale czy to wystarczy? Co jeśli jakaś istota...obecność może, podszywa się pod anioła, by szeptać Eberhardowi pół prawdy. Ostrzeżenie, które przyniósł wiatr może nas uchronić przed późniejszymi kłopotami, ale co jeśli to nie jest cała prawda? - Klara wyraźnie była zaniepokojona całą sytuacją i nie czuła się z nią komfortowo.
- Musimy być czujni. Ale nie możemy zaniechać wszystkiego żeby kontrolować Eberharda. Róbmy swoje. Ten byt w czasie okaże nam swą naturę. Wtedy przyjdzie czas na rozliczenia - mówił inkwizytor, choć Klara przypuszczała, że mówi to bardziej, żeby ją pocieszyć niż faktycznie rozwiązać sytuację.
- Sam powątpiewasz w swe słowa, słyszę to w tym głosie - zdradziła mu z cichym westchnieniem - Ale jeśli wolą Twoją jest by karmić się tym kłamstwem, niechaj tak będzie, choć wiesz, że nie pochwalam tego. - jej głos nie był karcący, nawet nie był pouczający. Po prostu chciałaby aby wiedział.
- Pomódlmy się - dodała ciszej wciągając woń jaśminu. Mimowolnie uśmiechnęła się.
Inkwizytor przyklęknął, złożył dłonie i rozpoczął wieczorną modlitwę.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 15-05-2018 o 22:30.
Lunatyczka jest offline  
Stary 16-05-2018, 10:53   #253
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna, odrobinę przestraszona, skupiła wzrok na kanoniku. Z kim rozmawiał? Czy naprawdę był gotów zabić wszystkich w klasztorze, włącznie z przedstawicielami inkwizycji? Była pewna, że siły, z którymi przybył spokojnie by wystarczyły na ten cel. Podążyła za spojrzeniem Jaromira i tak jak on utkwiła je w swym towarzyszu. Czemu, kanonik interesował się Gerge? Czyżby tylko on mógł stanowić dla niego zagrożenie? Czy w związku z tym coś będzie zagrażać jej przyjacielowi? Zacisnęła piąstki na rękawach habitu. Bała się. Bała się, że coś może zagrozić Gerge. Może powinna go odesłać? Tylko czy będzie wtedy bezpieczniejszy? Pytania kotłowały się w jej głowie sprawiając, że na chwilę wszystko wokół stało się nieistotne. Może wtedy miałby bardziej… Rozejrzała się po sali, przesuwając wzrokiem po swych towarzyszach… życzliwych kompanów? Chętnych do współpracy i stawiających dobro Pana ponad własne sprawy.

Dźwięk zamykanych drzwi, wyrwał ją z zamyślenia.
- Francesco, czy mogłabyś porządzić te listy? Brat Walter na pewno będzie mógł ci pomóc z ewentualnymi wątpliwościami co do adresatów, a… - Utkwiła wzrok w czerwonym bracie. - brat Fyodor powinien jeszcze odpocząć. Wygląda na to, że mamy jeszcze chwilę do Dożynek w Sierpcu i chciałabym zaproponować byśmy odwiedzili Płock. Niepokoję się o to co może się tam dziać, a… czuję, że dobrze będzie jeśli… - Ostrożnie ważyła słowa nazbyt świadoma obecności opata. - … Jeśli pójdziemy za radą kanonika i opuścimy Mogilno.

Opowie im o tych wizjach, jak najszybciej gdy tylko wokół nie będzie tylu niepowołanych uszu. Uśmiechnęła się do swych towarzyszy i na chwilę wyjrzała za okno. Czekała ją jeszcze rozmowa z dwoma chętnymi, do dołączenia w szeregi inkwizycji.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-05-2018, 22:35   #254
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Hugin

Inkwizytor wraz ze swoją włócznią udał się na polanę. Był zaniepokojony. Ruszali do walki ze złym, mając za przywódcę Eberharda. Mistrza Czerwonego Zakonu. Gryzipiórka siedzącego z nosem w księgach. Takie zdanie miał o nim Hugin. Teraz jeszcze ukazywał mu się jako ktoś nadużywający Pańskie dary dla własnej korzyści. Nie powinien tego robić. Nikt nie powinien nadużywać darów Pańskich.
Mnich po skończonej modlitwie powstał i przystąpił do wieczornego treningu.

Witold

Młodzieniec po wyjściu z pokoju Klary przeczesał włosy i westchnął. Mistrz wzywał go do siebie, na rozmowę. Kwestia Archanioła już wypłynęła. Teraz mogło być już tylko gorzej. A jeżeli Klara miała rację? Jeżeli ich dowódca był w mocy jakiejś złej istoty? Co jeżeli nie sam o tym nie wiedział? Teraz młody Zamoysky stał przed drzwiami i już miał zapukać, gdy usłyszał głośny wiatr hulający po pokoju Mistrza. Zaniepokojony otworzył drzwi bez pukania. Eberhard siedział pod otwartym oknem, a w pomieszczeniu hulał wiatr. I choć wcześniej umawiali się na spotkanie, to teraz Czerwony Brat wydawała się szczerze zaskoczony.

Gerge

Mogilno przypadnie Gnieznu. Widocznie tak musiało być. Kanonik był chorobliwie ambitnym człowiekiem. Francesca próbowała go dobrze rozegrać, a jednak nie udało się to tak jak zamierzała. Coś mówiło mężczyźnie, że był to kawał tych twardzieli, którzy korzystają z potęgi kościoła, żeby ukrywać swoje zbrodnie. Nagłe zawahanie Anny zdawało się potwierdzać tę tezę. Poznał ją już całkiem dobrze. Wyłapywał pewne niuanse. Czuł, że miała wizję. Jedną z tych słabszych. A jednak pobladła. Myślał w jaki sposób wydostać ją na świeże powietrze.
- Skoro mamy wyruszać, to musimy porozmawiać z owym mistrzem małodobrym. Wszak służyć naszej sprawie chciał. Nie wiem czyż li on w łacinie biegły, tedy myślę, że Anna powinna ze mną zejść i słowem wspomóc.
- Został też młody łowczy, ten co z Cyganami przyjechał -
dodał Walter

Walter

Dawno nie czuł się tak stary. Zerkał od czasu do czasu na Fyodora. Byli w podobnym wieku. Rycerz z Acre przeczesał brodę. Nie znosił takich spotkań. Nie znosił politykowania. Za stary był, żeby się tego teraz uczyć. Sprawa była prosta, był wampir, a teraz nie ma wampira. Zmiażdżony na proch. Sprawa załatwiona tak, jak być powinna. Choć tego głośno nie przyznał, to w głębi serca zgadzał się z postępowaniem Michal Kamil. Dziewczyna już z nimi miała do czynienia. Wiedziała, że potrafią słodkimi słowami wsączyć swą wolę w cudze umysły. I nie dopuściła do tego. Panie świeć nad jej duszą. Pierwszy raz zaczynał bać się o Inkwizycję. Czy teraz, gdy Kamil nie żyje, to reszcie starczy jaj? Z kim jeszcze przyjdzie im się bratać? Z upadłymi aniołami? Wilkołakami. Wolał o tym nie myśleć. Teraz miał dostać trzech zbrojnych pod swoje rozkazy. Zastanawiał się ileż będą warci w walce. Tymczasem z zamyślenia wyrwał go głos opata Częstogoja.

- Wydaje mi się, że sprawa została postawiona dość jasno - powiedział bez emocji. Nie był stroną w tych rozgrywkach. Jego głos miał wagę w tej dyskusji niczym głos ryby leżącej na talerzu między dwoma psami. Weismuth z rozbawieniem pomyślał, że krzyczała by “Weźcie mnie wszyscy zostawcie!”

- Ja udam się na wieczorną modlitwę. Pomodlę się dla was o bezpieczna drogę powrotną. Wy zaś możecie w spokoju dokończyć posiłek.

Opat wyszedł zostawiając ich samych.

Niebor

Nie znosił tego. Nienawidził wręcz tych rozsianych po traktach karczemek i tawern. Ściągały się tam różnego rodzaju menty. A teraz Nadia wysłała go właśnie do takiej karczmy. Księżyc wisiał już wysoko. Konie zaczęły rżeć gdy zbliżył się do wiaty pod, którą były przywiązane. Niebor wspinał się po snopkach siana, które były tam równo ułożone i czekały na swoją kolej by posłużyć za popas.
- Psia jego mać - usłyszał nagle, gdy nadepnął na jakiegoś człowieka. Niebor nie wiedział, że przypadkiem nadepnął Kazimierza. Jednego z wojowników przydzielonych do ochrony inkwizytorów. Kazimierz i jego towarzysz spali w sianie przy koniach. Miał tam też spać i Hugin, ale nie wrócił z wieczornego treningu. Niebor nie miał czasu na dyskutowanie z rycerzem. Wymierzył szybki cios bosą stopą wprost w głowę rycerza. Ta odbiła się bez dźwięku o upchane pod nią siano. Niebora zawsze denerwowali pijacy. Co ciekawe zyskiwali niezwykła elastyczność i żadne rany nie były dla nich zbyt duże w tym radosnym stanie upojenia.
Po wiacie wspiłą się do jednego z okien, przez które dostał się do środka. Na sienniku w kącie leżała dziewczyna. Nadia zawiodła. Zsyłała sny jednej z nich, ale to mogło trwać zbyt długo. Dlatego teraz on musiał wziąć sprawy we własne ręce. Szturchnął ramię Klary wyrywając ją ze snu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 22-05-2018, 18:02   #255
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Narada Mogilno

Anna odprowadziła opata wzrokiem i zaczekała aż drzwi się za nim zamkną. Słysząc charakterystyczny trzask zamka, wzięła głębszy oddech i rozejrzała się po zebranych w izbie towarzyszach by utkwić je ostatecznie w Gerge. Na chwilę zapomniała o czekających ją rozmowach, ale obowiązki musiały powrócić.

- Tak. Zaraz zejdziemy z nimi porozmawiamy. Może jednak skorzystajmy z okazji, że zostaliśmy tu sami. - Uśmiechnęła się do inkwizytorów, czując że zmęczenie nie pozwala by ten uśmiech był zbyt szeroki. Oparłszy się o ścianę, zaczęła pomału opowiadać wizje, które zesłał jej pan gdy jej dłonie dotknęły ręki kanonika. Nie chciała siadać, czuła że jeśli teraz pozwoli sobie na spoczynek, może usnąć, a powinni czym prędzej opuścić Mogilno. W związku z tym czekało na nią co nieco zadań, a rozsądnym by było udać się do zakonnego zielarza z prośbą o uzupełnienie zapasów.

- Powinniśmy czym prędzej wyruszyć. Pozostaje jedynie pytanie co dalej? Proponuję udać się do Suchodołu, skąd dotarły do nas doniesienia o jakiejś bestii. Po drodzę moglibyśmy się upewnić jak sprawa się ma w Płocku, a mając przy sobie dwóch nowych towarzyszy, jeśli tylko Pan pozwoli i rozmowy zakończą się z korzyścią dla nas, oraz zbrojnych kanonika, powinniśmy móc zmierzyć się ze stworem jeśli rzeczywiście taki kręci się po okolicznej ziemi. - Anna starała się mówić dosyć głośno tak by wszyscy ją słyszeli, wychodziło jej to jednak z coraz większym trudem, więc podeszła do stołu i oparła się o krzesło, które zajmowała podczas uczty.

- Jeśli udałoby nam się rozwiązać sprawę w Suchodole, bądź też odkryć że doniesienia są jedynie pomówieniami, wyruszyłabym do Sierpca na Święto Matki Boskiej Zielnej. - Odetchnęła i rozejrzała się po inkwizytorach. - Powinniśmy się wyrobić. Pytanie tylko czy odpowiada wam takie rozwiązanie?
 
Aiko jest offline  
Stary 23-05-2018, 02:49   #256
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Witoldem.

Gdy zakonnik wszedł bez pukania Eberhard faktycznie był zaskoczony.
- Witoldzie wzywałem cię ale to nie zwalnia cię z pukania. - powiedział do młodego zakonnika.

Twarz Witolda ukazywała zmieszanie. Wszedł w dobrej wierze, bojąc się o Ebrharda. Teraz Inkwizytor musiał jedynie się dowiedzieć...

- Mówiłem, żebyś tu nie wracał! - Głos anioła niemal kaleczył uszy Eberharda. Widział przed sobą Boską istotę z płonącym mieczem. Z mieczem, jakim celował teraz w niego. Ogniste ostrze bez wahania przebiło klatkę piersiową Czerwonego Brata. Wszystko się rozmyło. Eberhard padł na ziemię czując nieznośny ból w klatce.
- Mistrzu, wszystko dobrze? - Witold podbiegł do środka pokoju i przyklęknął obok Eberharda. Dopiero po chwili jego mina z przerażenia zmieniła się w rozczarowanie połączone ze złością. To teraz ów strzegący jego umysłu anioł szeptał mu o kolejnej próbie wdarcia się Mistrza.
Eberhard podniósł się z trudem jednak samodzielnie.
- Teraz wiem, że jest też niebezpieczny. - Eberhard był zaskoczony i oburzony. Nie spodziewał się przemocy - Chciałem poznać jego naturę i porozmawiać z nim! Teraz już ją znam. Przemoc! - Eberhard warknął.
- Nic dziwnego, że ogłoszono go upadłym. Konszachty z nim są zakazane. - Eberhard był czerwony na twarzy. Rzadko kiedy był ofiarą jakiejkolwiek przemocy. Usiadł przy otwartym oknie i próbował złapać oddech. Czuł ból i złość. Czegokolwiek nie miał do powiedzenia pierwotnie właśnie uleciało. Wszystko zależało obecnie od reakcji Witolda.

Chłopak, bo tak myślał Eberhard o dużo młodszym mężczyźnie, stał i zaciskał pięści.
- Dlaczego… mistrz… znowu… chciał…. wejść do mojej głowy? - Cedził każde słowo w tym jakże niewygodnym pytaniu.
- Dziwisz mi się? Kościół dość stanowczo określił swoje zdanie o tym który ci towarzyszy. Zataiłeś jego istnienie. Chce go poznać wiedzieć czy dobry czy zły on jest? - Eberhard jasno wypowiedział swoje stanowisko.
- Nigdy nie skrzywdził niewinnego. Wiele razy przysłużył się też Panu. Uratował też mi życie - mina Witolda pozostawała spięta. Nadal stał wpatrując się w Eberharda nieufnie.
- O tym chciałem się przekonać sam. - Eberhard rozmasowywał widmowy ból na klatce piersiowej. - Widzisz Witoldzie stoję przed ciężkim wyborem. Muszę zaufać komuś kogo zamieszkuje nieznany byt. Którego nie da się sprawdzić bo blokuje tego próby. Po co jeśli nie ma nic do ukrycia? - Eberhard był podejrzliwy. W życiu widział już zbyt wiele by uwierzyć komuś na słowo. Zresztą ile jest warte słowo gdyby Witold zamiast gościć istotę niebiańską był opętany?
- A co z moim zaufaniem? Dlaczego mistrz założył, że zaufam komuś, kto po kilku dniach znajomości próbuje wtargnąć do mej głowy? Na tym teraz budujemy zaufanie? Nie jestem opętany! - po ostatnich słowach Witolda Eberhard poczuł dreszcz na plecach. Czy ów byt pozwalał Witoldowi nie tylko chronić własny umysł, ale też zanurzyć się w jego? Przecież o opętaniu ledwie pomyślał.

Może słowa Witolda to zbieg okoliczności?
- Nie twierdzę, że jesteś opętany. Daleko mi do fanatyzmu i surowych skrajnych ocen. Widzisz jednak Witoldzie posiadasz kontakt z istotą zakazaną przez Kościół. Jednocześnie zaś jesteś Inkwizytorem. Co stoi w pewnej sprzeczności i w oczach kościoła jest surowym występkiem. Nie mogę przejść nad tym obojętnie. Mi możesz jedynie zarzucić, że skorzystałem z daru danego mi przez Boga. Bym dobrze wykonywał swoje zadania jakie on mi powierzył. W zaledwie kilka dni jak powiedziałeś odkrywając prawdę. Kto powinien się tłumaczyć? Usiądź. - wskazał na krzesło i przeszedł na łagodniejszy ton. Cierpliwej i spokojnej mówiąc o swoim toku rozumowania.
Witold cofnął się i zajął miejsce na krześle. Mistrzowi inkwizytorów nie umknął fakt, że młodzieniec nie spuszczał go z oczu. Był niepewny. Skołowany. Gotów do walki lub ucieczki.
Gdy tylko zajął miejsce przy małym okrągłym stoliku jego lewa dłoń zacisnęła się na jego krawędzi.
- On jest aniołem. Nie mam wątpliwości. On niesie mi ze sobą Pańskie dary. Ale JA wykorzystuje je tylko, gdy mam czymś poparte podejrzenie. Dla przykładu, gdyby ktoś często odsłania tajemnice umysłu innych ludzi, to mógłbym poprosić anioła, żeby mnie odsłonił tajemnice umysłu tegoż człeka.
Ta groźba mogła wydać się przerażająca.
- Myślisz, że wiesz lepiej od hierarchów kościelnych którzy to mają inne zdanie o twoim opiekunie? Jesteś jeszcze młodym Inkwizytorem takiemu wybaczam nie jedno. - uśmiechnął się pod nosem Eberhard. Musiał przyjąć odpowiedni kierunek rozmowy.
- Moje tolerancja jednak ma swoje granice. Jesteś winny kontaktu z zakazaną istotą i masz czelność mi grozić? - Eberhard wstał i coś usłyszał. Zaczął nasłuchiwać czy mu się nie przywidziało. Kontynuował jednak rozmowę.
- Jutro możemy ruszyć do Płocka. Konklawe zdecyduje co dalej z tobą uczynić. Chyba, że pójdziesz w końcu po rozum do głowy.
- Mistrzu… on jest aniołem. Kontakty z aniołami nie powinny być zakazane. - Witold posmutniał, a knykcie jego dłoni pobielały od nerwowo ściskanego stołu.
- W tym się zgadzamy. Teraz cichutko i ani drgnij. To rozkaz. - Eberhard wystawił głowę przez okno zaczął nasłuchiwać i się rozglądać. Był pewien, że coś słyszał.

Witold posłuchał, choć zachowanie Czerwonego Brata wydało mu się zaskakujące. Tymczasem Eberhard wyraźnie słyszał kogoś na dachu.
- Ktoś jest na dachu. - szepnął. - Dyskretnie zobacz czy z Klarą wszystko w porządku. Następnie znajdź Hugina w stodole i spróbujcie go zatrzymać. - ton był cichy i spokojny. Nie zostawiał jednak miejsca na dyskusję.
Witold zerwał się z krzesła. Dłonią momentalnie pochwycił swój buzdygan. Ruszył do drzwi, po czym zwolnił i szepnął pod nosem:
- Dyskretnie, tak.
Po chwili znalazł się na korytarzu pozostawiając Eberharda samemu sobie.
Eberhard tymczasem wyszedł z pokoju zszedł po schodach na parter budynku i udał się w stronę wyjścia. Gdy uchylił drzwi na zewnątrz i upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu ruszył za tajemniczym człowiekiem.
Nocny gość skoczył z dachu na nogi. Zachwiał się przy tym lekko i ruszył przed siebie w stronę lasu. Eberhard postanowił podążyć za nim. Hugin i Witold nie powinni zostać daleko w tyle. Będzie go śledził na ile to możliwe. Zobaczymy gdzie go to zaprowadzi. Przeczytać jego powierzchowne myśli jeszcze zdąży. Nie wiadomo z kim lub czym ma do czynienia. Mógłby za wcześnie zwrócić na siebie uwagę.
 
Icarius jest offline  
Stary 24-05-2018, 15:55   #257
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Klara z trudem zasnęła. Nie z powodu ran, czy twardego siennika. Męczyła ją kwestia Eberharda. To i nastawienie Witolda do całej sprawy. Jednak w końcu i na nią przyszedł czas.

Nie było jej jednak dane pospać. Poczuła szturchnięcie ramienia. Ktoś ją budził. Mężczyzna. Czuła silną męską dłoń. I zapach… sosny? Jodły? Jednak dominujący był zapach jakiegoś leśnego zwierzęcia. W pierwszej chwili pomyślała, że to jeleń. Podobnie pachniało truchło jelenia dostarczone przez myśliwych na ucztę u Siemowita. Ale nie… w tym zapachu było coś z psa. Wilk? Czy tak mógł pachnieć wilk? Nigdy nie spotkała tych zwierząt. Jej stan nie pozwalał jej chadzać na polowania. Musiała zaufać instynktom, a coś jej podpowiadalo, że to wilk.
Jasne jak zboże włosy, zafalowały wokół twarzy zakonnicy kiedy gwałtownie odsunęła się pod ścianę, próbując podnieść się z pozycji horyzontalnej do bardziej pionowej.
- Kto… kto tu jest? -Ściśnięte ze strachu gardło ledwo pozwalało mówić. Łomoczące w piersi serce, było głośniejsze od jej szeptu. Ślepe oczy nie widziały nic, ale Klara poruszała głową wokół starając się wyczuć po zapachu jak bardzo blisko niej jest nieznajomy. Wilk.. Eberhard mówił o wilku, a raczej, ten kto mu towarzyszy o nim mówił. Oddech Klary przyspieszył z przestrachu i niewiele brakowało by zaczęła wzywać Witolda i Hugina na pomoc.
Zapach był intensywny. Bardzo intensywny. Nieznajomy był tuż przed nią.
- Ślepa? - usłyszała ciężki chrapliwy głos, a potem to wyczuła. Ta głupia maniera wszystkich, którzy dowiadywali się, że Klara nie widzi. Jakby chcieli udowodnić, że udaje. Każdy, ale to absolutnie każdy próbował poruszać otwartą dłonią przed oczami dziewczyny. Nieznajomy nie był wyjątkiem. Był na wyciągnięcie ręki.
Usłyszała szelest i tłumiony śmiech.
- Jak ślepa ma nam pomóc? Nadia się pomyliła - mówił do siebie pod nosem, a jego mowa kojarzyła się z warczeniem. Warczeniem po polsku.
- Zapomnij, że tu byłem. Śniłaś - powiedział, po czym wyprostował się i ruszył w stronę okna.
Był spory. Z pewnością cięższy od Hugina. Gdy był u niej Witold, to deska pod oknem też nie skrzypiała tak mocno. A nie miał zbroi. Jej szelest z pewnością by rozpoznała. Był boso.
- Zaraz - odezwała się przez ściśnięte gardło - Kim jest Nadia.. Kim Ty jesteś.. Jakiej pomocy potrzebujecie? - niepewne pytania skierowała do nieznajomego jednocześnie wyciągając dłonie w kierunku gdzie słyszała bose stopy na drewnianej podłodze.
Był już zbyt daleko. Jej dłonie zacisnęły się na powietrzu. Jednak to co powiedziała zwróciło uwagę nieznajomego. Słyszała jak przeklął pod nosem, po czym odwrócił się w jej stronę.
- Nie pomożesz nam. Nawet nie jesteś w stanie mnie zobaczyć - powiedział.
- My potrzebujemy wojowników. Szykuje się wojna. Wojna z czymś, czego nie jesteście w stanie pojąć.
- Nie widzę cię… ale widzieć cię nie muszę by wiedzieć o tobie - wyznała, nie do końca samej pojmując dlaczego jeszcze nie zaczęła krzyczeć - Masz postawę wojownika, ale chodzisz boso, nie masz też na sobie zbroi i… i czuć od Ciebie wilkiem nieznajomy. Nie wszystkie wojny wygrywa się siłą - dodała ciszej, wkładając blond włosy za uszy.
- Żadnej wojny nie wygrywa się słabością - powiedział.
- Nie trzeba nam więcej mędrców, mamy Nadię - po tych słowach najwyraźniej wyszedł przez okno. Ale nie słyszała jego kroków na dachu. Nie ruszył w dół. Albo chciał coś jeszcze dodać, albo myślał, czy skoczyć w dół.
- Nadia widocznie miała powód by cię tu skierować nieznajomy - dodała cicho, poprawiając koszulę nocną nerwowym ruchem. Bała się, ale bardzo starała się tego po sobie nie pokazywać.
- Nadia zsyłała sny inkwizytorce. Ostrzeżenia o zagrożeniu. Ale ona zginęła dziś rano w Mogilnie.
Wtedy mężczyzna zdawał się coś usłyszeć. Klara odwróciła się odruchowo w stronę drzwi. Usłyszała, że mężczyzna za oknem skoczył. Do pomieszczenia wszedł Witold. Jego głos był pełen napięcia:
- Klaro, wszytko dobrze? - rzucił szybko, po czym z jego ust wyrwało się ciche: “Eeee”. Był zmieszany widokiem dziewczyny w bieliźnie.
Zakonnica podciągnęła nakrycie, wyczuwając napięcie w pomieszczeniu, spowodowane jej stanem. Wstydliwym ruchem włożyła blond włosy za uszy i pokręciła głową.
- Wszystko jest… - zawahała się, bo właściwie nie było dobrze, kłamstwo, nawet tak niewinne nie przychodziło Klarze łatwo - Ktoś tu był. - powiedziała w końcu nie mogąc okłamać Witolda.
- Eberhard miał rację - powiedział mężczyzna. - Gdzie teraz jest?
Nie mogła tego zobaczyć, ale ton głosu i to jak się poruszał… napięcie w jego ruchach wskazywało, że już trzyma swój buzdygan gotów do walki.
- Nie miał racji.. - powiedziała cicho, bojąc się Witolda w takim stanie - Nic mi nie jest, nic mi nie zrobił i nie miał zamiaru mi zrobić.. Uspokój się. Proszę - ostatnie słowa były ledwo słyszalne, kiedy Klara poruszała głową starając się na słuch rozpoznać gdzie teraz znajduje się młody i Inkwizytor.
Eberhard chyba wyszedł. Nie słyszała go ani na korytarzu, ani tym bardziej w jej sypialni. Witold po dłuższej chwili i podejściu do okna usiadł wreszcie na pojedynczym krześle stojącym w pokoju i zapytał:
- Kim on był?
- Nie wiem - wzruszyła wątłymi ramionami - Chciał pomocy, mówił, że przyjdzie nam walczyć z czymś czego się nie spodziewamy. Był boso i pachniał wilkiem i jodłą.. Lasem - mówiła trochę chaotycznie, dla uspokojenia wciągając wyczuwalną woń jaśminu.
- Dzieją się tu dziwne rzeczy - westchnął - W tym wszystkim jest jeszcze Eberhard. Nie wiem co z nim. Musimy zachować jedność w obliczu większego zagrożenia. Ale czy… - urwał nagle.
Odruchowo całkowicie rozejrzała się, wciągając powietrze nosem, zupełnie jakby ten gest pozwolił jej zobaczyć, co takiego sprawiło, że Witold umilkł nagle. Klara zaniepokoiła się tym zachowaniem, a w obliczu przestrachu Inkwizytora, sama bała się odezwać.
Jaśmin był wszechobecny. Zacierał inne zapachy i tępił jej nadzwyczajne powonienie.
Odważyła się poruszyć, nic nie słysząc.
- Witoldzie? - głos jej zadrżał, zdradzając przestrach.
Wstał i zamknął drzwi na korytarz. Ale nie wyszedł. Jego zapach ją otaczał. Ewidentnie bił się z myślami. Stał bez ruchu, albo przynajmniej nie wykonywał żadnego ruchu, który Klara mogła usłyszeć. Schował broń i usiadł obok niej na sienniku. Sięgnął po jej dłoń i splótł swoje palce wokół jej palców.
- Boję się - wyszeptał - boję się, że ten Eberhard będzie chciał wykorzystać wiedzę o mym aniele. On mi nie ufa. Będzie chcieć nas rozdzielić. Czuję to - przełknął głośno ślinę.
- Myślisz, że powinienem sięgnąć po pomoc anioła i poszukać czegoś na niego, czy raczej powinienem pokazać swą przydatność w Broku?
- Pośpiech w działaniu jest złym doradcą - odpowiedziała cicho, nie chcąc być usłyszaną za drzwiami. Znajome dłonie, twarde od odcisków po dzierżeniu broni uspokoiły ją, ten dotyk był kojący, a w połączeniu z odurzającym zapachem jaśminu był lekiem na strach młodej zakonnicy. Jej młode serce zadrżało tylko, bo choć była z Witoldem blisko, ta sytuacja była dla niej nowa i jej ciało reagowało lekkim poddenerwowaniem.
Słowa młodego Inkwizytora o rozdzieleniu ich sprawiły, że silniej zacisnęła palce na jego dłoni.
- Pokaż mu, że wszystko co robimy, jak ja tak i Ty, robimy w imię Pana. Nie uciekaj się do sztuczek, które stosuje sam Eberhard, to nie godne sługi Świętego Oficjum, to niegodne człowieka światłego i wykonującego wolę Pana. Przekonana jestem Witoldzie, że wolą Pana nie jest nas rozdzielić, potrzebuję cię by podążać w ciemnym dla mnie świecie… - zawahała się, bo właśnie zdała sobie sprawę, że nie ma pewności co ona takiego daje Witoldowi i dlaczego miałby dalej zostać z nią. Pokręciła więc blond głową odganiając myśli nim znów się odezwała - Nie zaprzątaj sobie tym głowy teraz. Musimy skupić się na tym co czeka nas w Broku i na nieznajomym, który postanowił mnie odwiedzić.

Klara oparła się o ścianę, otulona prostym nakryciem i z ciepłymi dłońmi, splecionymi z palcami Witolda. On milczał już, nie mówiąc prawie nic, ona zaś nie chciała przerywać tej ciszy. pozwalała by jej słowa dotarły do młodego Inkwizytora, by je zrozumiał i przyjął do siebie, by wnie w końcu uwierzył. Błądząc po ciemnych ścieżkach swojego umysłu, pomiędzy myślami Klara nawet nie zorientowała się kiedy jej oddech stał się spokojniejszy, a powieki opadły przysłaniając jej jasne, błękitne i ślepe oczy. Zasnęła w niewygodnej pozycji wciąż kurczowo trzymając dłonie Witolda.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 24-05-2018 o 17:00.
Lunatyczka jest offline  
Stary 28-05-2018, 14:29   #258
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Reznov odzyskał część swej werwy, ale wciąż był słaby choć mógł ukryć ból towarzyszący oddechom.

- Pana małodobrego weźmy ze sobą. Mi brak wiedzy medicae by wiedzieć gdzie można uszczypnąć by zabolało, a nie zabiło, więc ktoś taki będzie użyteczny. Opłacę go, a gdy dojdę do siebie porozmawiam z nim szczegółowo i wtedy się dowiem czy chcemy go mieć wśród nas. Najwyżej dam mu kilka denarów i każę odejść.

- Dajcie mi dzień odpoczynku… tyle potrzebuję i będę mógł się podjąć oczyszczenia polany. Nie wiem czy się uda, ale może dam radę uwolnić duchy z ich klątw… a przy odrobinie szczęścia uwolni to także dzieci cygańskie, ale to już mogą być moje pobożne życzenia.

- Obawiam się, że polana może być pusta - rzekł Weismuth. - Jeżeli wszystkie duchy odeszły wraz z Cyganami, to już nigdy możemy ich nie spotkać.

- Odszedł dowódca, wątpię by reszta została i czekałą, aż ktoś sie nimi zaopiekuje. - Anna pokręciła głową. Widziała te wszystkie dzieci, wszystkie opętane co do jednego. - Ale sprawdzimy. Jeśli będziemy przejeżdżać przez Płock to i tak będzie po drodze.

- A co do pana małodobrego, dobrze. Powiem, że może z nami jechać, choć przyznam, że mam pewne obawy czy dzień odpoczynku wystarczy by doszedł brat do siebie. - Dodała cicho i spuściła wzrok.*

- Przez piętnaście wieków nie zdarzyło im się stwierdzić, że to czas opuścić polanę. Więc prawdopodobnie większość z nich tam została z pojedynczymi elementami, nie większymi niż “nowi rekruci” zebrani w międzyczasie, które opuściły to miejsce. Jeśli nikogo tam nie będzie to przynajmniej będziemy wiedzieć, że to już to i miejsce jest czyste.*

Francisca była zdecydowanie bardziej zainteresowana obmyśleniem treści listów, zarówno tych dla kanonika, jak i tego, który chciała wysłać do Szanownego Pana Męża. Kolejny cel podróży interesował ją w niewielkim stopniu, jednak wspomnienie o mistrzu małodobrym nie uszło jej uwagi. Jej głos był such, rzeczowy i wypowiedziany w przestrzeń, ale skierowany najwyraźniej do Fyodora.

- Właśnie… Małomir chciał sam przysłużyć się Inkwizycji. Stąd jest dla mnie podejrzany i może chcieć mnie zabić. Dobrze by było wiedzieć, czy nie ma jakichś grzechów na sumieniu… i czy nie był kiedyś w Wenecji lub gdziekolwiek na południu... chociaż... - zabębniła palcami w ławę - ktoś mógł go wynająć... Kat bez roboty… niby nic dziwnego, ale muszę na niego uważać, tak czy inaczej - końcówkę wypowiedziała jakby bardziej do siebie.
- No, ale teraz mamy ochronę - parsknęła pustym śmiechem.

Wstała i podeszła do okna przez które chwilę wcześniej wyglądał Jaromir i zastygła w bardzo podobnej pozie obserwując dziedziniec. Chwilę potem obrzuciła wzrokiem całą salę i ponownie zatopiła się w myślach.*

- Spojrzę w niego - zadeklarował się Fyodor - tylko właśnie jutro. Potrzebuję odpoczynku. Coś powinniśmy wiedzieć o twojej przeszłości? Jeśli boisz się, że może próbować się o ciebie upomnieć to możesz chcieć się nią podzielić byśmy mogli lepiej reagować.

Włoszka spojrzała na brata Fyodora uprzejmie.
- Cóż za historia może wiązać się z żoną kupca? Postawiłam wyżej służbę Panu niż lojalność wobec miejskich familii - rzekła smutno.
- Bóg wybacza - dodała po chwili - weneccy kupcy, nigdy - zakończyła i wyszła z sali.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 28-05-2018 o 16:06.
Arvelus jest offline  
Stary 30-05-2018, 13:25   #259
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Piątek, 29 lipca 1250 roku

Sroka, Gniewosz, Trypl

Trzej mężczyźni oporządzali swoje konie. Korzystali z gościny mogileńskich zakonników pełną parą. Choć z racji postu spiżarnia pozostała przed nimi zamknięta. Żaden z zakonników też nie posiadał urodziwości dziewki służebnej, toteż wielkiej rozrywki nie mieli. Gdy Kanonik Jaromir wyszedł ze spotkania w podłym nastroju cała trójka poderwała się zadowolona. Szykowało się mordobicie.
- Wy trzej. Od dziś dzień pracujecie dla Inkwizycji. Oni wam będą płacić i będą was utrzymywać. Mi zaś bedziecie listy słać co tydzień. Żebym wiedział co oni wymyślili.
- Eee -
rzekł elokwentnie Sroka.
- Co? Pisać nie umiecie? Tedy macie sakiewkę, komuś zlecicie listu spisanie.
Rzucił w stronę Gniewosza niewielką, acz pękatą sakiewkę. Ten uśmiechnął się. Czysty zysk. Wszak Trypl chwalił się, że pisać umie. Wzrok mężczyzn powędrował w stronę stojącej w oknie Włoszki. Być może jednak czeka ich nieco rozrywki.

Walter

Paladyna nieco zaniepokoiło zachowanie Francisci. Kobieta czegoś się bała. Czegoś ze swojej przeszłości. Albo sprytnie rozegrała wszystkich zebranych, żeby ci tak myśleli. Choć chyba nie przekonała Fyodora. Walter kątem oka zerkał na starca. Przykuty do fotela. Blady jak śmierć. Mający problem ze staniem o własnych siłach, a jednak wpatrywał się w dziewczynę tak jak wpatruje się wilk w najsłabszą z saren. Cóż co jak co, ale ten człowiek miał wyjątkowy talent, żeby wynajdywać ukryte grzeszki. Z drugiej strony ich grupa zrobiła się spora. Potrzebowali jakiejś metody weryfikacji kandydatów. A Fyodor był najlepszym na jaki mogli sobie w tej chwili pozwolić.

Małomir

Mistrz małodobry opierał się o szeroki drąg i czekał w czasie gdy pakowano toboły na wozy. Młody inkwizytor o twarzy zabijaki wpatrywał się w niego. Trzymał pod rękę tego starego i dogorywającego. Coś, czego Małomir nie mógł zrozumieć, to jak ktoś tak słaby i tak stary może wydawać się tak przerażający. Małopolanin nie był do końca pewien czy chce pracować z tym człowiekiem. W dodatku wpatrywał się w niego… tak dziwnie… tak jakby zerkał w jego duszę i odkrywał wszystkie jego grzechy.
- Tak, tak chciałbym dla was pracować. Jeżeli będziecie potrzebować mych usług. Zaszczytem dla mnie byłoby służyć Bogu.

Gerge

Nie podobał mu się pomysł odwiedzenia kamienia. Fakt, jak Anna przeszła pierwszą wizytę dostatecznie go niepokoił. Kolejna była niepotrzebna. Zwłaszcza, że jeśli długo im zejdzie na egzorcyzmach, to zastanie ich w tamtym miejscu wieczór albo nawet noc.

Westchnął z ulgą gdy było po wszystkim. Pierwsza zwróciła na to uwagę Francisca. Powiedziała, że nie czuje “obecności”. Anna postanowiła pomodlić się przy kamieniu. Wtedy przyszła wizja. Dziewczyna jak zawsze po wizji wydawała mu się smutna. Czy to te wizje były takie drastyczne, czy może otaczający ich świat był taki okrutny? Gerge miał już twardą skórę po tym co przeszedł, ale ona? Była taka delikatna. Taka nie zniszczona. Wierzył, że z łaską Pana podoła.

Opowiedziała o wizji. Na kamieniu siedział mężczyzna. Stary. Mówił, że teraz duchy odeszły. Znalazły ciała którymi zawładnęły. I będą nimi władać aż do śmierci karmiąc się emocjami innych. Po tych słowach Anna uroniła łzy myśląc o dzieciach. Straciły nie tylko dzieciństwo, ale i całe życie. A oni im nie pomogli. Gerge wiedział, że nie mogli być wszędzie. Wiedział, że życie polegało na wyborach. A każdy z wyborów niósł za sobą konsekwencje.

Podobno starzec w wizji powiedział, że do krańca czasów gdy duchy będą odchodzić, to natura to wyczuje i da znak. Gerge zastanawiał się jaki może być ów znak. Wtedy odezwała się do niego dziewczynka imieniem Małgosia.
- A ty wiesz co to som te kryngi w zbożu?
- Hę? -
Zapytał Gerge. Lubił rozmawiać z tą dziewczynką. Nadal uczył się lokalnego języka. A ona mówiła powoli i uważnie. Ale nie rozumiał o co jej chodziło.
- No rano przyjechał rolnik i narzekał, że zboże zmarnowane, że ki czort mu kryngi w zbożu zaplótł. I że jedna trzecia pola nie da się pokosić.
Gerge nie do końca był pewien cóż to są owe “kryngi w zbożu”, być może był to ów znak natury, który miał się pojawiać po odejściu duchów?

Mogilno, 31 maja 2018 roku

Wojciech palił papierosa zaniepokojony. Ryszard robił kolejne zdjęcia swoim iPhonem. Stali na środku pola w jakimś wygwizdowie. Kuria ich wysłała. W nocy pojawiły się kręgi w zbożu. Nie pierwszy raz.
- Myślisz, że to kosmici? - Zapytał Ryszard.
- Nie - wypuścił dym. - W papierach jest wzmianka, że dzieje się tu coś takiego od połowy XIII wieku. Ktoś był nieostrożny.
- I co? Robimy coś z tym? - drugi z mężczyzn był starszy, choć sprawiał wrażenie wyraźnie mniej doświadczonego.
- Tak. Znajdziemy nosicieli i zablokujemy ich na jakiś czas. Niestety po tak długim czasie są już zbyt silni, żeby ich odesłać.
- Kto?
- Duchy.
- To dlaczego wszyscy myślą, że to kosmici?

Wojciech zgasił wypalonego papierosa i odpalił kolejnego w czasie gdy jego towarzysz przestępował z nogi na nogę czekając na odpowiedź.
- Widzisz tamten znak? - palacz wskazał wielki bilbord stojący przy drodze.


- Z UFO gmina ma lepsze pieniądze niż z duchów. A teraz wyciągaj sprzęt, Kuria nie przysłała nas tutaj na wakacje. Zwłaszcza w Boże Ciało.

29 lipca 1250 roku, noc
.

Hugin

Wracał z wieczornego treningu. To była najlepsza modlitwa. Pan ulepił go tak, żeby dzierżył jego oręż w walce ze złem. Teraz szedł do stodoły, w której mógł przespać się na sianie. Ale z siana dochodziło chrapanie tylko jednego mężczyzny. Coś było nie tak. Inkwizytor zacisnął dłonie na włóczni. Stanął pod ścianą karczmy. W obu pokojach ktoś był. Pytanie cóż się działo. Eberhard go niepokoił. Nikt nie powinien od Pana otrzymać możliwości zaglądania w jego głowę. Nikt!

Wtedy mężczyzna spadł z okna które prowadziło do siostry Klary. Inkwizytor był prawie pewny, że widział skręcana kostkę. A jednak mężczyzna ruszył do lasu. Hugin wziął kilka głębokich oddechów, ścisnął mocniej włócznię i ruszył za nim. Czuł że nie jest sam. Czuł, że Pan jest z nim. Wspiera go. Momentami nawet odnosił wrażenie, że idą ramię w ramię.

Mężczyzna zawył piekielnie, a jego ciało zaczęło się zmieniać gdy wbiegł do lasu. Miał blisko trzy metry wzrostu a jego ciało porastało futro.
Inkwizytor zacisnął mocniej dłonie na włóczni. Kłykcie aż mu pobielały. Istota jednak zwietrzyła jego zapach. Poruszała się nerwowo. Jakby wyczuła coś jeszcze… albo kogoś. Zaraz po tym ruszyła do ucieczki. Biegła na czterech łapach i była tak szybka, że ściganie jej było nadludzkim wysiłkiem.

Hugin postanowił wrócić do karczmy. Spojrzał tylko na moment na jedno z drzew obok siebie. Cóż takiego mu towarzyszło, że wilkołak uciekł w przestrachu?

Małgosia

Dziewczynka siedziała i skubała kawałek suchego chleba, który zwędziła z kuchni w Mogilnie. Patrzyła na inkwizytorów. Nie zatrzymali się na postój. Fyodor i Gerge zdawali się mieć niewyczerpane pokłady energii. Jechali w ciemności, tak, żeby dotrzeć do karczmy która była po drodze. Konie potykały się nie widząc drogi, ale nie przeszkodziło im to. Brnęli przez las. Wtedy zerwał się ów dziki wiatr. Małgosia była przerażona i uchwyciła się sukni pani Włoszki. Ta zaś pobladła wsłuchując się w wiatr. Dziewczynka była tak przestraszona, że wtuliła się w suknię i zatkała nią swoje uszy, żeby już nie słyszeć tego dudnienia. Wydawało jej się, że inkwizytorka coś mówiła, lecz nie wiedziała co.

Sobota, 30 lipca 1250 roku

Jakub

Młody myśliwy dołączył do inkwizytorów, bo w zasadzie nie wiedział co ze sobą zrobić. Michal miała pomóc mu w inicjacji. Miała go sprawdzić. Tymczasem sama zginęła. Próbował o tym rozmawiać z Simonicą, ten jednak go odprawił. Teraz chłopak już nie wiedział co ze sobą zrobić. Na szczęście paladyn Weismuth zaczął zbierać zbrojnych. Mieli już trzech z Gniezna. A armia mogła się przydać. Zwłaszcza w obliczu tego co widzieli.

Potwór w lesie zabił kolejne dwie osoby. Wojów z Płocka. Jakub bez problemu skojarzył, że chodziło o wsparcie jakie miał zorganizować Psiarczyk dla Cyganów. Michal chciała dobrze, a jednak posłała kolejne dwie osoby na śmierć.

Gerge

Odbili dobre trzy mile ze szlaku, do pobliskiej wioski. Gary, bo tak się nazywała, składała się z dwóch domów. Na granicy Garów z lasem był drobny cmentarz, na którym mieli pochować mężczyzn. Jednak tym razem siostra Anna chciała rzucić na nie okiem. Inkwizytor zaś służył zakonnicy ściereczką nasączoną perfumem. Ciała śmierdziały strasznie mimo kropiącego deszczu. Jednak Anna niezmordowanie oglądała ciała obu mężczyzn. Inkwizytor podziwiał tę młodą dziewczynę.

Małgosia

Znowu jechali do Płocka. Dziewczyna cieszyła się na nadchodzące spotkanie z bratem. I chyba była jedyną osobą cieszącą się na powrót do miasta. Cała reszta miała smutne miny.

Niedziela, 31 lipca 1250roku

Kazimierz herbu Korab.

Laskowskiego bolałą głowa. Bolała niemiłosiernie. Nie mógł się doczekać aż wreszcie siądzie w jakiejś karczmie i napije się wina. Wczoraj może i przesadził, ale po przedwczorajszym noclegu bolała go głowa bardziej niż zwykle. Zresztą wielki siniak na czole sugerował, że musiał wdać się po pijaku w bójkę.

Jakież było wielkie rozczarowanie gdy dojechał do Broku. Otóż osada składała się z maleńkiego kościółka i czterech domów na krzyż. Dosłownie. Największym domem był dom rodziny Zamoyskich. To tam mieli się udać, jednak gdy tylko ich orszak dotarł do miasta powitał ich entuzjastycznie ksiądz w średnim wieku. Jego polski był dość łamany, dlatego szybko przeszedł na łacinę, którą rozmawiał z Inkwizytorami. Kazimierz wiedząc, że nie ma się już czemu przysłuchiwać podrapał się po głowie, po czym zszedł z konia i ostentacyjnie poszedł wysikać się pod najbliższe drzewo.

Miał cichą nadzieję, że w rezydencji Zamoyskich znajdzie jakieś wino.

Klaus von Hochburg

Krzyżowiec był zadowolony. Po tygodniu sielanki na książęcym dworze znów był w siodle. Znów był w drodze. Podróżował ramię przy ramieniu z inkwizytorem Bogumysłem. Miało być pięknie. Szlachetni rycerze w służbie Pana.

- Oż ty kurwi synu - dobiegł go krzyk z ich obozu. Oto szlachetny rycerz, Piotr Zagórski pięścią tłukł Karola herbu Złotokłos. Ten ledwie się zasłaniał, a krew zalewała jego twarz. Od razu dwóch mężczyzn rzuciło się na Piotra przygniatając go do ziemi. To rozsierdziło jego brata Pawła, który sięgnął po miecz.
Klaus przełknął ślinę. Oto pojawiło się pierwsze tarcie w ich oddziale. Pierwsze wyzwanie dla inkwizytora Bogumysła jako dowódcy. Spojrzał na mężczyznę w Czerwonym habicie czekając na jego reakcję.

Jaś

Chłopiec ucieszył się na powrót pani Rembertini i siostry. Nie miał wiele do przekazania. Od ich wyjazdu zmarły trzy osoby. Dwóch wojów, o których już wiedzieli oraz chłopiec. O chłopcu nikt nic im nie powiedział. A już to powodowało, że Jaś czuł dumę z dostarczonej informacji. Otóż chłopiec miał na imię Mściwoj, mieszkał z matką w domu uciech. Na ciele nie było żadnych obrażeń. Chłopiec po prostu zmarł. Jego matka z nikim nie rozmawia. Zamknęła się w swoim pokoju i odkąd ksiądz powiedział, że nie pochowa nieochrzczonego dziecka na cmentarzu to ta kobieta - odmawia wyjścia i przyjmowania posiłków.

Cytat:
„Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich”
Ewangelia wg. Św Mateusza 18, 20
Kapitularz

Inkwizycja Płocka zebrała się. Nadszedł czas podsumowań i wymiany informacji. Do zebrania dopuszczono tylko inkwizytorów. Jednak sprawy omawiane zataczały szersze kręgi. Najpierw Walter czytał listy. A tych przyszło nieco.

Do Fyodora list napisany w bardzo przyjacielskim tonie od samego księcia. List z prośbą o wstawiennictwo rodziny Reznov w uzyskaniu sojuszników. W teorii Fyodor mógł zrobić cokolwiek. W praktyce książę pisał też o dwunastu zbrojnych, których przekazuje bezterminowo pod rozkazy Płockiej Inkwizycji. Wojowie zostali oddani pod rozkazy Mistrza Eberharda ze Starhenbergu, który wraz z nimi wybiera się do Płocka.

Wilhelm przyjął z radością informacje o Eberhardzie Czerwonym, który miał ich wesprzeć. Również Fyodor kojarzył mistrza Eberharda. Wiele informacji o tym jak rozpoznawać ukryte zło Fyodor czerpał właśnie z podręczników autorstwa tego znamienitego teologa.

Kolejny list był podpisany przez jakiegoś “inkwizytora Witolda Zamoyskiego”. Opisywał, że wraz z mistrzem Eberhardem wyruszyli z dworu księcia i podjęli decyzje o wyruszeniu do Broku ze względu na wzmiankę o pojawiającej się tam “Czarownicy”.

Czyli mieli zbrojnych… ale ich nie mieli. Przyszedł czas na omówienie dalszych działań. Nie tylko wobec biskupa, ale też wobec nowo odkrytych rewelacji.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 30-05-2018 o 13:27.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-06-2018, 17:41   #260
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Eberhard jechał do Broka w milczeniu. Miał jeszcze przed sobą reprymendę dla żołnierzy księcia Płocka. Ta była jednak mało istotna. Czerwony widział, że gdyby żołnierze byli przykładni i gorliwi. Teraz mieliby trwały uszczerbek na zdrowiu lub byliby martwi. W konfrontacji z Lupinem nie mieliby szans. Z takimi walczyli jedynie skutecznie ludzie pokroju Waltera. Musiał jednak zaprowadzić porządek.

W drodze przemówił do dwóch żołnierzy którzy towarzyszyli ich wyprawie.
- Jak książe każe pijaństwo i zaniedbywanie obowiązków? - Eberhard zwrócił się do obu żołnierzy Księcia podlegających jak cała wyprawa jego rozkazom.
Laskowski spojrzał na Mistrza, jakby ten nagle spadł z nieba.
- No jak książe każe pić, to pijem. A jak zaniedbywać, to zaniedbywamy, nie? - spojrzał na Targowickiego szukając poparcia. Ten w milczeniu pokiwał głową, po czym dodał:
- Co książe każe, no to robimy. Taka rola nasza.
- Książę oddał was pod moje rozkazy i mój osąd. - powiedział Inkizytor do obu
- Schlałeś się wczoraj i nie tylko wczoraj Laskowski. Jestem człekiem rozsądnym więc nie ukaże cię od razu. W Płocku czeka cię pręgierz. Daruję ci go jeśli się opamiętasz. Jeśli jednak się schlasz jeszcze raz dołączymy do tego batożenie. - powiedział z powagą i bynajmniej nie żartował.
- Służycie teraz nie tylko panu tej ziemi doczesnej. Służycie Inkwizycji a więc i Bogu. Nie przynieście mu wstydu. Jeśli spiszecie się w tej służbie nagroda was nie minie. Dołoże wam do żołdu drugie tyle co macie teraz. Więc jak widzicie nasza współpraca może się ułożyć bardzo dobrze albo bardzo źle. Wybór jest oczywiście wasz.
Laskowski podrapał się po brodzie i po chwili powiedział:
- Dobrze mistrzu.
Na cokolwiek miała być to odpowiedź nic już nie dodał.
- Dla waszej wiadomości. Ktoś po dachu się zakradł do nas w nocy. Dzięki naszej czujności - naszej było uprzejmością to Eberhard odkrył intruza dzięki otwartemu oknu i czujności - udało się go spłoszyć nim narobił szkód. Proszę was jednak o czujność.
Laskowski potarł potężnego siniaka na czole i wyraźnie się zmieszał. Eberhard nie odezwał się już więcej przez całą drogę.

Zebrał myśli by podsumować ostatnie wydarzenia. Na szczycie jego listy zmartwień byli Witold i Klara. Miał ich za dwójkę młodych niesfornych ludzi. Nie uznających autorytetów z typową postawą młodych - my wiemy lepiej. Przypomniał sobie jak sam był młody, jak jego nauczyciel tłumaczył mu zawiłości czytania myśli. I jak Eberhard dla żartów wyobrażał sobie nagą kobietę. By tylko zobaczyć rumieniec na twarzy mentora. Dostał wtedy naganę i karę. Zresztą srogą w jego otoczeniu nie wybaczano łatwo żadnych przewinień. Pokazano mu gdzie jego miejsce w szeregu. Dostał karę za żart i za romans. Bo gdzie niby widział nagą kobietę?

Im dalej człowiek brnął w tajemnicach czy kłamstwach tym bardziej nogi mu się plątały. Gdyby nie to, że Eberhard wiedział o zabitych ludziach w okolicy. Gdyby nie list Waltera i mrok na tych ziemiach. Klara i Witold odebraliby lekcję życia. Surową jak i on odbierał. Potrzebował ich jednak jak i jedności działań Inkwizycji.

Tylko jak to osiągnąć? Zaczęło się od próby zbadania Witolda. Młodzi się obrazili. Czy oni naprawdę myśleli, że osoba o jego zdolnościach i stanowisku nie wyczuje, że coś jest nie tak? Wcześniej czy później musiało to nastąpić. Nastąpiło wcześniej... Pytanie tylko czy byli dziećmi które obraziły się za przyłapanie ich na psocie? Czy przestępcami złapanymi na gorącym uczynku i idącymi w zaparte. Nie zdobył ich zaufania bo złapał ich na ciężkich występkach.

Witold miał kontakt z istotą zakazaną przez kościół. Eberhard nie do końca wiedział jak to uszeregować. Wyczuwał w nim nadnaturalność. Czy to z powodu, że zamieszkiwał go nieznany byt? Czy może był tym bytem i udawał człowieka? Najważniejszym pytaniem jednak było jaka jest natura owego bytu? Bo to, że ktoś nazywał się aniołem nie oznaczało, że nim jest.

Próbował to sprawdzić. Za pierwszym razem ktoś go odrzucił, za drugim lekko uderzył. Eberhard wiedział, że ludzki umysł nie zrozumie torów myślenia innych bytów. W jego kategoriach rozumowania było to jednak podejrzane. Skryto przed nim prawdę, ba nawet nie nawiązano rozmowy. Odepchnięcie i uderzenie. Tyle otrzymał. Sam Witold o ile był Witoldem nie wykonał również bezpośredniego rozkazu. Niesubordynacja - poważna przewina. Miał sprawdzić czy Klarze nic nie jest i ruszyć w pościg za intruzem razem z Huginem. Wolał.... zostać na noc w pokoju z Klarą.

Eberhard przecierał oczy ze zdumienia. Poszedł tym tropem. Wytknął to młodym. Miłość nie może im zasłaniać służby Bogu. Liczył, że przeproszą skruszą się mając tyle na sumieniu. Otrzymał... rozczarowanie i butę. Żadnej chęci poprawy. Czerwony nie wiedział czy miłość Klary i Witolda to miłość brata i siostry czy kobiety mężczyzny?

Obstawiał to pierwsze gdy wypowiedział słowa "miłość to najważniejszy z darów Pana. Nie może wam jednak przysłaniać służby na rzecz Boga i waszych obowiązków." Zdanie niewinne wywołało gwałtowną rekcję. Klara odpowiedziała, że "stawia bezpieczeństwo własnych przyjaciół ponad pogoń za widmem" na wspomnienie o jakiejś miłości po prostu się oburzyła. Witold zaś rwał się do walki w obronie czci i honoru niewiasty. Klara musiała go uspokajać?!

Eberhard zawsze miał dystans do zdarzeń. Teraz pomyślał, że to Boska próba jego cierpliwości i zdolności wychowawczych. Nie było mu jednak do śmiechu. Podjął kolejną próbę. Wytrwałość to w końcu dar pański. Spytał Klarę o nocnego gościa. Gdy rozmawiali wiedział już, że to Wilkołak. Widział go i Hugina. Wilkołak uciekł... Ciekawe co by było gdyby zaatakował Hugina? Co by było gdyby go zabił? Witold natomiast siedziałby sobie w tym czasie w pokoju z Klarą.

Wilkołak był w czasie nocnej wizyty pokoju na tyle długo, że musiał wykonać jakiś ruch. Wszedł tam zamierzenie, więc pewnie wiedział do kogo idzie. Nie zabił bezbronnej Klary. Więc zostawił wiadomość lub się znali. Zapytał o to wprost. Co powiedział nieznajomy? O czym rozmawiali? Usłyszał a jakże kolejne kłamstwa. "Nie rozmawiała z istotą, wystraszyła się, a potem przyszedł Witold". Ot tylko tyle powiedziała siostra Klara.

Miała go za skończonego idiotę? Śmiała mu się w twarz?

Może jednak miał coś z głową. Skręcił bowiem do Broku gdzie Witold miał rodzinę. Nie odesłał ich na dwór Księcia, nie zawlókł za uszy na konklawe w Płocku. Nie wysłał listów do ich przełożonych. Pojechał pomagać ich bliskim. Tak jak na Chrześcijanina przystało.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172