Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2019, 13:19   #371
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś w lesie, w okolicy Płocka.

Wokół miasta panowała cisza. Tylko trzy postacie w siodłach podążały skrajem lasu, wzdłuż brzegu rzeki. Czy widział ich jakiś szczur? Zapewne nie. Choć w ciemności las wydawał się cały czas zerkać na nich nieuchwytnymi spojrzeniami dzikich zwierząt.

Marek zgodnie z życzeniem Fyodora czekał w ich siedzibie. Sprzątnął też zwłoki Guzego. Ciało rozpadło się w proch, ale kości pozostały niemal nienaruszone. Wampir nie był więc tak stary, jak przypuszczał Fyodor. Z drugiej strony nie można było się spodziewać po bardzo starym wampirze, że będzie chcieć wplątać Inkwizytora w swoje gierki z myślą, że owinie go sobie wokół palca.

W końcu ich oczom ukazała się sporej wielkości drewniana chatka. Oświetlało ja słabe światło księżyca. Wewnątrz z pewnością palił się ogień, ale nie byli w stanie określić, czy to palenisko, czy raczej świeca. Dotarli do miejsca, w którym ponoć mieszkała lokalna czarownica. Czy to ona uciekła z magazynu w porcie? Czy byli gotowi na konfrontację? A może wreszcie znaleźli czas na bezpieczną wymianę informacji bez udziału szczurów?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-07-2019, 17:07   #372
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Witold podszedł do Eberharda i delikatnie odciągnął mistrza na bok. Jego szat trzymała się niewidoma zakonnica, która na myśl przywodziła bezbronną dziewczynkę. Nie chciała kolejny raz występować przeciw Czerwonemu Bratu.
- Mistrzu - zaczął cicho i z tonem obdarzonym pewną dozą szacunku.
- Racz rozważyć, że Klara dwakroć wcześniej dawała nam rady, których nie wykorzystaliśmy. Teraz miała wizję naszej wyprawy i zabicia jednej z trzech bestyj. Zostając tutaj do rana może się okazać, że żadnej nie napotkamy, a tym bardziej nie zabijemy. Co, jeśli wtedy przyjdzie mierzyć się nam ze wszystkimi trzema?
Dłoń młodego Witolda powędrowała niemal mimowolnie na jego drugie ramię, przykrywajac tym samym palce Klary.
-Siostra musi się pogodzić z tym, że nie skorzystamy z porady po raz trzeci. I tym, że poziom zaufania do kogoś kto okłamał mnie w sprawie Wilkołaków jest ograniczony. Nasze obecne zadanie to połączyć siły z Płockiem. Mamy tu tłum chorych i osłabionych. Te bestię mają nad nami przewagę w nocy. Uderzymy na nie z braćmi z Płocka w pełni sił i mocy oraz za dnia. Wizja mówi o zabiciu bestii, nie mówi jednak jakim kosztem prawda? Ilu z nas zginie i kto… Siostra jak i inne siostry z podobnymi darami mają wizję. Tylko zawsze jest jakieś niedopowiedzenie. Coś co nam umyka czego wizja nie pokazuje. Odpowiadam za was i za wyprawę. Naszym celem nie jest zabicie jednej bestii. Naszym celem jest zabicie wszystkich trzech i tego kto jest za nimi. Zostajemy to rozkaz. - Eberhard miał też na oku Hugina. Skinął do niego i rzekł. - Odpowiadasz za życie ludzi w obozie. Strzeż nas i chroń. Nie opuszczaj ani na chwilę.

Czerwony brat był dobrym obserwatorem. Hugin nawykł do żołnierskiego życia. Zawsze był ktoś ponad nim, kto wydawał rozkazy. A Hugin wykonywał je bez słowa. Jego Eberhard Czerwony mógł być pewien. Z Klarą był zgoła inaczej. Zaciskała swe dłonie na ramieniu Witolda, tak mocno, że aż knykcie jej bielały. Ale miała spuszczoną głowę. Nie śmiala patrzeć mu w oczy. Drżała przed jego autorytetem. Tak przynajmniej zrozumiał to kapłan, zanim dotarło do niej, że dziewczyna jest niewidoma.
- Chorych i osłabionych mamy, bo żeście odmówili żołnierzom wina do jadła. Wszędzie pije się wino. Albo miód. Tymczasem wy z bratem Bogumysłem zapragneliście, żebyśmy pili wodę, jak zwierzęta. Czyż sam Pan w Kanie galilejskiej nie zmienił wody w wino? Gotów jestem myśleć, że wam zależy byśmy pomarli w drodze do Płocka.
Witold był zdenerwowany. Animuszu dodawał mu kurczliwy uścisk Klary.
- To lepiej pomyśl znowu nim otworzysz usta. Za ostatnie twoje zdanie mógłbym cię srogo ukarać. Brakuje ci dyscypliny Witoldzie. Wielokrotnie już to udowodniłeś. Choćby gdy wysłałem cię byś pomógł Huginowi, który ruszył za Wilkołakiem. Pamiętasz co zrobiłeś? Poszedłeś potrzymać siostrę Klarę za rączkę. Bezpiecznie w pokoju w karczmie. Gdy Hugin narażał życie w lesie. Skończ zatem z tą hipokryzją. Robisz co Klara ci podszepnie do ucha. Dyscyplina i pokora wobec przełożonych Witoldzie. Jesteś młody nauczysz się. Zacznę od prostego polecenia zamilcz.
 
Icarius jest offline  
Stary 11-08-2019, 21:14   #373
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Eberhad na obchodzie chciał oczyścić umysł. Zaniepokoił go plusk od strony rzeki i miał rację. Spotkał tam czarownika. Czarownika niesionego wiatrem. Ten sam wiatr niósł mu wcześniej słowa. Teraz było ich jeszcze więcej. Słowa, informacje, podszepty, sugestie. Wiedział, że ma do czynienia z kimś bardzo starym. Dostrzegał jego manipulacje ale i widział korzyści.

Dlatego był Czerwonym Bratem. Miał zdobywać wiedzę. Rozumieć co go otacza, co potrafi. Jakimi ścieżkami się kieruje. Walka i zabijanie... były nieodłącznym elementem Inkwizycji, bo były elementem życia. Zarówno dla sił dobra jak i zła. To był aspekt najmniej przez niego lubiany. Zabijanie było ostatecznością. Aktem oczyszczenia. Uważał, trzeba oczyszczać i niszczyć zło. Jednak wtedy gdy jest się pewnym, że jest to zło i konsekwencji swego czynu. Był to bowiem akt ostateczny i nieodwracalny. Nim kogoś usuniesz musisz być pewien wielu rzeczy.

Jak chociażby winy o co z reguły nie było trudno. Zwłaszcza jeśli ktoś miał wąskie kryteria oceny. Problem wielu osób w tym i Inkwizytorów. Ważne by znać motywacji obserwowanego obiektu, sposób jego działania. Efektów jakie wywoła jego zabicie? Bowiem czasami zabicie złego bez odpowiednich przygotowań gruntu pod to może wywołać jeszcze większe zło niż jego chwilowe jeszcze istnienie. Dlatego też nie krzyczał... nie walczył... rozmawiał. Jak zawsze w takich sytuacjach jego umysł miał więcej pytań niż odpowiedzi.

Wrócił do obozu z darem. Okazało się, że było to płótno w kształcie kwadratu o boku długości trzech łokci. Zawołał do siebie Bogumysła, Witolda i Hugina.
Na płótnie leżało kilka przedmiotów. Długi nóż, grot włóczni, mała kula z kolcami, kilka mniejszych przedmiotów. W których wprawne oko po schyleniu rozpoznawało okulawiacze.

- Czarownik niesiony wiatrem przesyła nam dar. Ostrzega przed wilkami w ludzkiej skórze. Mówi by walczyć z nimi srebrem i ogniem. - Eberhard opowiadał słowo po słowie. Jakby powtarzał to co usłyszał - Mówi prawdę, jeśli chodzi o metody walki z nimi. Skoro natomiast daje nam do walki oręż. Zaatakowani będziemy się bronić. Nie pytajcie mnie o intencje tej istoty, jest na to za wcześnie. Chciałbym jak najszybciej udać się do Płocka. Skonsultować sytuacje z tamtejszymi braćmi i siostrami. Wtedy podejmiemy odpowiednie działania. Tymczasem zajmijcie się obronnością obozu na dzisiejszą noc. Jeśli macie jakieś pytania to właściwa chwila. - dodał na koniec.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-08-2019, 08:48   #374
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jazda nocą nie należała do najprzyjemniejszych, ale była wymagana.
- Siostro Francisco… - zaczął Fyodor - wspominałaś, że jednym z Twoich darów jest świadomość gdy ktoś cię śledzi… dobrze zrozumiałem? Możesz powiedzieć czy teraz jesteśmy śledzeni?
- Nie - odpowiedziała Francisca
- Dobrze. Więc opcje… dar kontroli i rozmowy ze zwierzętami pochodzi prosto od Boga. Nauczył on go Noego i zwierzęta musiały być mu posłuszne. Niestety z czasem dar uległ splugawieniu. Jeden z jego potomków został przeklęty wampiryzmem zachowując swój da i przekazując go dalej. Kilka wieków przed Chrystusem także jeden czarnoksiężnik z Lewantu wymusił na potomku Noego by nauczył go tego, a i wilkołaki mogłyby pewnie rozkazywać szczurom jako drapieżniki wyższego szczebla. Wyeliminować możemy niestety jedynie istoty z zaświatów które by nie poniżyły się do interakcji z tak podłymi stworzeniami… więc niestety niewiele nam to mówi… Anno…
- Piotr wspominał, że na tych terenach mieszka potężny wampir podszywający się pod dawnych bogów i zapewne jest w stanie władać szczurami. - Zakonnica wpatrywała się w drogę przed nimi czując szczerą obawę. Tylu przeciwników.. A oni byli sami.
- Siostro Anno. Przytoczysz jeszcze raz co widziałaś w wizji gdy byliśmy w zamtuzie?
Zakonnica zarumieniła się.
- Wi.. widziałam jak jakiś grubszy mężczyzna brał w posiadanie znaną nam ulicznicę i… i wtedy wizja przeniosła się do tego chłopca. Spał i wtedy przyszedł do niego szczur. Rzucił na niego urok i wtedy chłopcu przyśnił się koszmar…. Szczur opuścił zamtuz. Widziałam też jak przemierzają ogrody klasztoru… ktoś zabił jednego z nich. - Anna czuła narastające zmęczenie wraz z tym jak przypominała sobie kolejne obrazy. Wraz z nimi powracał ból i zawroty głowy, więc mocniej chwyciła się jedną dłonią łęku siodła.
Francisca zabębniła palcami w udo.
- Czyli jest ich czterech? - próbowała sobie poukładać w głowie kto jeszcze może dybać na ich życie.
- Wilkołaki.. Możliwe że wampir… Tamten mag i faun. - Anna westchnęła ciężko. - I nie wiadomo kto jeszcze i kto z kim współpracuje.
- I Benezja
- dodała Wenecjanka - Mag i faun są przeciwko sobie. Benezja, o ile wampir nie kłamał, nie stoi po żadnej ze stron. Reszty musimy się dowiedzieć - rzuciła spojrzenie na pobliską chatę - bez tego trudno zaplanować kolejny ruch. Tego oraz wiedzy o tym kto i co kontroluje. Biskupa kontroluje faun. Kusi go tym, czego on pragnie. Mag kontroluje… żaka Przemysława. Do tego demon z nad rzeki, cyganie Kamil, którzy chcą mnie porwać… zbliżamy się chyba do końca tej wyliczanki.
- Co cyganie mają przeciwko tobie?
- Anna przyjrzała się niepewnie Włoszce. - Gdzie w ogóle jedziemy?
Kobieta spojrzała na Annę:
- Dobre pytanie, siostro. Kolejna z rzeczy, które musimy się dowiedzieć. Jakub ma mnie chyba do nich przyprowadzić. To dłuższa historia.
Francisca dodała więcej szczegółów, coraz bardziej wpatrując się w chatkę.
- Coś mi mówi, że to miejsce też warto odwiedzić. Nikt się tam nas nie spodziewa, a to może być dobry znak.

Reznov patrzył z ukosa na Francescę. Po czym powiedział spokojnie:
- Uważajcie. Jeżeli mam rację, to również za Benezją stoi jakiś pakt ze złem. Pamiętajcie wszak, że wampir prosił ją o pomoc. O ochronę. Zatem musimy przyjąć, że jest ona niezwykle niebezpieczna. Zmówmy krótką modlitwę, by Pan nas ochronił.
Fyodor zsiadł z konia i w niemal kompletnej ciemności, z małą tylko lampką zaczął odmawiać modlitwę do której przyłączyła się Francisca.
Anna także zatrzymała konia i w ciszy prosiła Pana o łaski i pomoc. Z kim tym razem przyjdzie się im zmierzyć? Zacisnęła dłonie na wiszącym na szyi krzyżu. Odezwała się dopiero gdy modlitwy dobiegły końca.
- Jak.. jak chcemy to zrobić? Zapukamy tam i wejdziemy? - Szepnęła niepewnie. - Na terenie, na którym mieszka mogą być jakieś sidła.
Fyodor przystanął w półkroku. Anna mogła mieć rację.
- Nigdy nie można być zbyt ostrożnym. Francisco, pułapki i wnyku wydają się bardziej Twoją domeną, nie mylę się?
Francisca zmrużyła znacząco oczy.
- Myśli brat, że kobiety mojego stanu chodzą po lasach i polują na króliki? Widzę i słyszę i potrafię sprawdzić, że inni widzą i słyszą nie to co powinni. Nie dotyczy to jednak królików.
Niemniej uważnie obserwując ostrożnie ścieżkę ruszyła w kierunku chatki.
Domek nie wyglądał zbyt okazale. Przed wejściem w niewielkim zagonie rosły zioła. Anna rozpoznała kilka z nich, choć większość wzięłaby za zwykłe chwasty.

Z tego co widzieli chata miała tylko jedno wejście i cztery okna. W oknach były rozciągnięte rybie pęcherze. Same okna były tylko od strony wschodniej i południowej. Benezja musiała być kiepską gospodynią, gdyż przy belkach podtrzymujących zadaszenie rozciągała się pajęczyna. Na jej środku, w świetle księżyca wisiał sporej wielkości pająk. Siostrę Annę przeszył dreszcz. Nie taki, jak zsyłał jej Pan, by ją ostrzec. Taki, jakim jej ciało reagowało na widok pająków.
Na szczęście miała w sobie dość silnej woli, żeby opanować odruch jęku, który mógł zdradzić ich obecność. Zakonnica zakryła usta dłońmi i z przerażeniem wpatrywała się w lśniące w świetle księżyca nitki i czającą się na nich bestię. Jej ciało było jak sparaliżowane.
Fyodor maszerował powoli i ostrożnie, dając Francisce wytyczać ścieżkę, bo potrzebował chwili którą mógł poświęcić na co innego. Jego usta poruszały się w bezgłośnej modlitwie proszą Michała Archanioła dowodzącego zastępami anielskimi o ochronę przed siłami zła i by chronił jego umysł i wsparł w walce.

Sáncte M�-chael Archángele, defénde nos in proélio, cóntra nequ�-tiam et ins�-dias diáboli ésto præs�-dium. Ámen.

- Trzymajcie się blisko mnie - polecił Fyodor siostrom wychodząc do przodu - pańskie błogosławieństwo wtedy i was będzie chroniło.
- Anno… jesteś w stanie wymodlić wizję by dowiedzieć się czegoś o mieszkańcach tego domu?
Francisca początkowo uważała chatkę, za domostwo jakiejś podstarzałej zielarki, ale patrząc na zachowanie Fyodora nabrała przekonania, że może być inaczej. Zbliżyła się do niego, złapała mocniej za drewniany krzyż i wciągnęła nosem powietrze. Możliwe, że tu wreszcie znajdą jakieś odpowiedzi… albo kolejne zagrożenie. Albo jedno i drugie.
Anna trwała w bezruchu. Miała… zbliżyć się do tego domu? Pająk zdawał się ją obserwować szykując do skoku. Toż ta bestia, zaraz ją dopadnie!
Wenecjance nie były obce lęki kobiece. Znała też jednego biskupa, który piszczał w panice, gdy widział mysz. Sama… Sama mężnie ruszyła przed ich niewielki oddział i... zatrzymała rękę w powietrzu. Spojrzała na Fyodora i Annę. A co jeśli znów są obserwowani. Popadała w paranoję.
- Cicho - szepnęła i złapała Annę za rękę. Jej dłonie były miękkie, delikatne i zupełnie nie nawykłe do trzymania czegokolwiek poza piórem i małym nożem do krajania mięsiwa.
- Zamknij oczy, oddychaj powoli i idziemy - powiedziała łagodnie do siostry - ścisnę cię za rękę, to otwierasz oczy.
Zakonnica przytaknęła przytrzymując wolną dłonią krzyż na piersi, a drugą ściskając rękę wenecjanki. Co… co jak tam będzie ich więcej?!
Siostra Anna jednak korzystając z chwili gdy miała zamknięte oczy poprosiła Pana o wizję. Momentalnie zbladła, co dało się zauważyć nawet przy znikomym świetle księżyca.

Wizja zaczęła się bardzo spokojnie. Widziała chatę w lesie. Tę samą przy której stali. Fyodor wchodził pierwszy. Jednak w domu nie było zielarki. Zakonnica nie tak wyobrażała sobie zielarkę. Na szerokim łóżku leżała kobieta. Miałą przepasane biodra czarnym skrawkiem materiału. I było to jej jedyne odzienie. Jej piersi sterczały niemal nienaturalnie. Były duże, więc zgodnie z tym czego nauczyła się Anna powinny być obwisłe. Tymczasem one kusząco i wręcz wyzywająco sterczały celując sutkami w jedynego mężczyznę w grupie.

Francisca zaś trzymała na dłoni pająka. Tego, samego, który wisiał przy drzwiach. Ale był większy. Wędrował po ręce Wenecjanki. Był wielkości kota. Pocierał swoimi tylnymi odnóżami o wielki i włochaty odwłok.

Kobieta zaś czule obejmowała Fyodora. On stał niemal na baczność. Niczym skała. Zdał się niewrażliwy na jej wdzięki. Jej jędrne piersi ocierały się o jego koszulę wystającą spod czerwonego płaszcza.

Wtedy jej dłonie zaczęły się zmieniać. Stawały się czarne. Zaczynały przypominać pajęcze odnóża.

Annę przeszły ciarki.

Ciało kobiety zmieniało się coraz bardziej, aż w końcu sama stała się ogromnym pająkiem. OGROMNYM!

Wokół niej biegała cała masa innych, mniejszych pajączków. Cała masa.

Wtedy dotarło do niej coś jeszcze...
ściany...
wszystkie ściany w chatce były pokryte małymi pająkami. Siedziały upchane przy sobie tak ciasno, że nie było widać spod nich ani jednego skrawka drewna.

Była przerażona. Za nic nie mogli wejść do tej chaty!




A potem zwymiotowała tuż obok trzewików Francisci. Widzieli już wiele razy jak miała wizje, jednak tym razem z pewnością wizja jej nie oszczędziła.
- Ona… ona jest pajęczycą… pająki… tyle pająków. - Szeptała nerwowo z trudem łapiąc oddech i czując jak zbiera się jej znów na wymioty. - Obejmowała Fyodora… - Zwymiotowała, drżąc intensywnie.
Włoszka poderwała nogę. Można się bać pająków, ale to jeszcze nie powód, żeby tytłać jej buty. Westchnęła jakby zrezygnowana.
- No to przynajmniej nie od niej te szczury. I pająki nie krwawią - przygryzła wargę i odwiązała chustkę.
- Tu nie zostaniesz. Stracisz zmysły, albo wpadniesz w panikę i znajdziemy cię… albo cię nie znajdziemy. Daruj sobie dalsze wizje. Zawiążę ci oczy. Twój umysł jest nam potrzebny i twoja wiara. Gdy będzie trzeba patrzeć damy ci znać - Francisca niejako bezwiednie weszła w rolę starszej druhny, a poziom zagrożenia z każdej strony zagłuszył w niej myślenie o strategiach i układach. Skupiała się bardzo praktycznie na tym co widziała przed sobą - Dobrze?
- Ale… - Anna poddała się Włoszce, szczerze obawiając się tego pomysłu. Na co mogła się przydać ze związanymi oczami? Ścisnęła w dłoni nóż, który podarował jej Gerge.
- Bracie Fyodorze, co wiemy o wierze pająków w Naszego Pana? Franciszek i dla nich znalazłby miejsce - podziw dla otwartości i radykalizmu tego zakonnika mieszał się w niej w politowaniem dla jego naiwności.
- Pisma nie mówią o nich wiele, raczej są wykorzystywane jako symbol. Słabości wiary “jak pajęczyna”, czy kłamstwa “jak jad”. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden konkretny cytat. Dobra… w tym momencie ona już wie, że tu jesteśmy. Wejdę pierwszy, wy zostańcie na zewnątrz, ale nie oddalajcie się.
Po uchyleniu drzwi zobaczył palenisko, wokół którego rozwieszono pęki ziół. Pomieszczenie oświetlało kilka świec. Z lewej strony od wejścia znajdował się stolik. Fyodor zauważył na nim kilka naczyń. Było zbyt ciemno, żeby dojrzał co było ich zawartością. Dalej w głębi pomieszczenia stała świeca na wysokim świeczniku. W pomieszczeniu panował mrok. Gdzieś tam, na końcu pomieszczenia było chyba jakieś łóżko. Przynajmniej nie było go widać nigdzie indziej, a właścicielka domku gdzieś powinna być. I najprawdopodobniej była tam. Z cienia wystawały dwie nagie nogi. Damskie nogi. Prawa powoli i zmysłowo pocierała lewą.
- Cóż was sprowadza? - głos kobiety był niski. Bez wątpienia był to ten sam głos, który rozmawiał z Guzem.
Włoszka, delikatnie wprowadzając Annę za sobą, ukłoniła się grzecznie.
- Dobry wieczór - powiedziała. - To bardzo dobre pytanie. A co możemy tutaj otrzymać? - uśmiechnęła się delikatnie.
Fyodor uśmiechnął się do siebie widząc, że siostry i tak weszły za nim… nie zamierzał gardzić towarzystwem w tej sytuacji, skoro miały odwagę aby go wesprzeć.
Wykorzystał moment który dała mu Franciska przyjmując na siebie inicjatywę zamawiając krótką, pozbawioną słów modlitwę proszą Pana o wgląd w serce tej niewiasty… dla upewnienia się… ale bardziej czy aby na pewno ona tu stała, czy może nie była to iluzja czy inne widziadło zostawione dla nich.
- Jeżeli macie jak zapłacić, to praktycznie wszystko. W stare lędźwie znów tchnę życie, tak żeby dogodził tobie i przyjaciółce. Muszę przyznać wiele widziałam, ale takiej trójki jeszcze nie. On jest bogaty co? - podsumowanie było kierowane do Francisci, choć nadal ich gospodyni nie ukazała swej twarzy.
- A ta młoda z opaską na grę wstępną… prawdziwa zakonnica, czy to też fetysz?
Francisca zrobiła znudzoną minę, choć w ciemnościach pewnie nie było tego widać.
- Będziemy się tak bawić? Ty potrzebujesz nas, a my ciebie. To proste.
Z poznanej trójki, Benezja wydawała jej się ostatecznie najmniej problematyczna. Zapewne tylko jej.
- Nie jesteśmy Nim. Nie zostawimy niczego tak jak jest teraz. Ci, którzy teraz walczą o władzę są... ślepi, ale ty nie. Ty jesteś kobietą. Żeńskim pierwiastkiem - Francisca postukała palcem w krzyż - prawda?
Brat Fyodor poczuł natomiast na swoim przedramieniu dotyk owego krzyża. Jedno z ramion wbijało się delikatnie w ciało.
Inkwizytorka rozglądała się dokładnie. Pod powałą widziała gęstą pajęczynę z kilkoma czarnymi kształtami. Przy kobiecie też coś się poruszało, choć to akurat mógł być kot. Ale przyznać należało, że coś w chatce przyciągało pająki. Szybkimi spojrzeniami wychwyciła sześć. Tylko jeden większy od tego przed chatką. I dwa kształty zdawały się czmychnąć pod naporem jej wzroku.

- Żeńskim pierwiastkiem? Może. W kołowrocie dziejów określilabym się jako Marzannę, więc może masz rację.
Kobieta wstała i postąpiła krok w ich stronę.
Była wysoka. Bardzo wysoka. Francisca nie spotkała tak wysokiej kobiety na swej dotychczasowej drodze. Z pewnością była wyższa od jej męża. Wszystko przez długie nogi. Nogi, które zdawały się wypełniać pomieszczenie. Były niczym droga, na końcu której czeka obiecana rozkosz. Osłaniała je jedynie szeroka spódnica z rozporkiem niemal do pasa.
Tors okrywała jej koszulka skórzana. Wyglądała jak element zbroi przerobiony przez mistrza sztuki krawieckiej na ozdobny kaftan. Kaftan głęboko wycięty i przyciągający uwagę do biustu. Francisca nie dała się zmylić. Za dużo wiedziała o kobietach. Wiedziała, że odpowiednio ściśnięty gorset może zdziałać cuda. Nawet średnie piersi mogły być ukazane mężczyznom niczym góry namiętności. I to właśnie definitywnie przekonało Franciscę, że daleko jej rozmówczyni do wiejskiej baby.
- Czyżbym gościła sławną Inkwizycję? - jej dłonie wykonywały jakiś dziwny odruch. Fyodor nabrał podejrzeń, że jest to jakiś czar. Francisca rozpoznała gesty typowe dla wielu dam. Sama w dokładnie taki sam sposób przebierała palcami gdy uczyła się tkania i musiała rozplatać swoje niedoszłe dzieła.
Francisca dmuchnęła krótko nosem i zerwała opaskę Annie.
- Patrz tylko na nią - mruknęła.
- Nie rób tego - powiedziała do kobiety.
Anna spojrzała na kobietę, starając się skupić na niej wzrok. Marzanna… Zakonnica przyglądała się kobiecie w jej wyuzdanym stroju. Mimo to widziała je. Pająki… wszędzie były pająki. Cały dom zdawał się poruszać. Miała wrażenie, że nawet hafty na ozdobnym kaftanie drgają lekko. Cicho zaczęła szeptać modlitwę prosząc Ducha Świętego o dar odwagi. Musiała przetrwać.. Musiała pomóc swym towarzyszom.
- Źle ci tutaj? - mówiła dalej widząc, że Anna jest w stanie się opanować.
- Starcie jest nieuniknione i nic nie pozostanie takie jak jest. Nie musisz stawać po stronie któregoś z nich, a Kościół nie ma nic przeciwko zielarkom, które pomagają wypełniać mężom ich obowiązki małżeńskie. Powiedzmy…
Francisca cały czas obserwowała kobietę, czekając na jej kolejny ruch.
Fyodor pozostawał spięty, choć starał się tego nie pokazywać. Franciska mogła z tego wyciągnąć swoimi metodami więcej niż on. Ale był gotów do walki.
Kobieta zignorowała ostrzeżenia Francisci. Jej ręce rozplątywały niewidzialną materię niczym gobelin utkany z błędem.

Anna poczuła to pierwsza… wizja przyszła wraz z dziwnym uczuciem spokoju.
W wizji widziała mury tak wysokie, że nie mógł ich wznieść żaden człowiek. Ogromne. Bez okien. Bez słabości. Wyglądały jak wyciosane z jednego kawałka marmuru. Ale żeby znaleźć jeden taki kawałek trzeba by było kształtować go bezpośrednio w skale, bo nikt nie byłby w stanie przenieść tak wielkiego elementu na plac budowy. Było pewne, że to Bóg stał za tą budowlą. Czuła kojącą potęgę Pana w tym murze.

Pod murem pojawiła się dziwna i przerażająca istota. Na korpusie z sześcioma odnóżami i ogromnym odwłoku znajdował się korpus kobiety. Tej z którą rozmawiali. Poznała ten sam kubrak ze zdobionej skórzanej zbroi. Ta sama fryzura z włosami opadajacymi na twarz. Przed tą przerażającą istotą stało krosno, a nad nim rozciągnięta tkanina. Istota z niezwykłą szybkością rozplatała wątek i osnowę tkaniny, a gwałtownymi ruchami rąk odrzucała na boki swobodne nici.

W tym samym momencie Boski marmurowy mur rozpadał się nie pył. Z każdym pociągnięciem nici ściana, której szczyt ginął gdzieś w chmurach rozpadała się. Znikała bez śladu. Po trzech zamaszystych ruchach ręką po murze nie było już śladu. Przed pajęczą tkaczką stał Fyodor, a za nim Francisca i Ona sama. Cokolwiek zrobiła ta istota, to właśnie odarła ich z ochrony Pana.



Wizja zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Stali w zatęchłym pomieszczeniu w świetle niewielu świec. Na pozór nic się nie zmieniło. Tylko ręce kobiety zwisały już wzdłuż jej ciała. Skończyła swoją tkacką pracę.

Fyodor w pierwszej chwili myślał, że stał się ofiarą iluzji, czy też jakiegoś otumanienia. Myślał, że istota, co do której już był pewny, że nie jest człowiekiem zrobiła mu coś, czy też rzuciła jakiś urok. Choć nie mógł jeszcze skojarzyć wszystkich faktów… czuł się głupszy niż chwilę temu.

Francisca nie posiadała żadnych nadprzyrodzonych przesłanek, żeby sądzić, że coś jest nie tak. Jednak wystarczyło jej subtelne drgnięcie Fyodora i zmiana wyrazu twarzy Anny, żeby domyślić się, że zadziało się coś złego.

- To co nadchodzi jest zniszczeniem w czystej postaci. Nie zmienicie tego przychodząc do mnie. I wbrew temu co mówią w Płocku, to nie jest do zatrzymania - powiedziała spokojnie.
- A ja nie jestem osobą, która miałaby jakikolwiek interes w zatrzymaniu kołowrotu życia. Coś trzeba zniszczyć, żeby narodziło się nowe.

Francisca nie ruszała się patrząc na kobietę zdumiona. Chyba nie tego się spodziewała i zanim zdążyła się zastanowić z jej ust padło pytanie:
- Ale co zniszczyć?
- Zazwyczaj to co stare.
- powiedziała zagadkowo.
Wenecjanka westchnęła cicho, a przez jej głowę przebiegły obrazy z Wenecji i północnej Italii.
- Nie ma tu za wiele do niszczenia… w tym kraju... Ty się nie boisz, prawda? A Faun z Ptasznikiem pewnie się tego nie spodziewają.
Fyodor w pierwszej myśli chciał uderzyć. Rzucony urok kończył kulturalną dyskusję, ale… nagle poznał, że są inne możliwości. Spojrzał na wiedźmę znacznie łagodniej niż dotychczas.
- Pomóż nam. Choćbyśmy i tak byli skazani na porażkę… chcielibyśmy wiedzieć co nam zagraża.
Anna stała nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ktoś z taką łatwością przeciwstawił się mocy Pana. Czuła, że jej strach przed pająkami nagle stał się bardzo bardzo uzasadniony. Przylgnęła nieco bliżej Francisci.

Tymczasem kobieta patrzyła z uwagą na Fyodora. Mierzyli się spojrzeniami przez moment. Podeszła dwa kroki bliżej Czerwonego Brata i przechyliła głowę. Uśmiechnęła się.
- Pomogę. Od początku chciałam pomóc. Ale pomoc ma swoją cenę. Sami zdecydujecie ile chcecie wiedzieć. Zapłatą jakiej oczekuję jest krew. Jeżeli każde z was zada mi po jednym pytaniu, to myślę, że wyjdziecie stąd bez szwanku. Ale jeżeli chcecie wiedzieć naprawdę wiele, to może się okazać, że nie zostanie w was dość krwi, żeby wrócić do Płocka.
Francisca uniosła delikatnie rękę z krzyżem niefortunnie zachaczając ostrą krawędzią o opuszek palca. Na jego czubku pojawiła się odrobina krwi.
- Chrześcijańskiej krwi? - zapytała zdziwiona.
- Żadne z nas nie dysponuje swoją krwią. Należy ona do Pana, bo to jemu ślubowaliśmy posłuszeństwo i oddanie. Poza tym skąd mamy wiedzieć, że nas nie okłamiesz? Chcesz naszej krwi, w zamian za zagadkową propozycję. My powiedzieliśmy ci wiele, nie chcąc nic w zamian. Przyszliśmy tutaj w dobrej wierze, a miłosierdzie Pana nie zna granic.
Gdy mówiła, nie spuszczała oczu z kobiety.
Wreszcie dodała jeszcze nieco niepewnie:
- I w jaki sposób zamierzasz pobrać swoją zapłatę? - niektórzy bali się pająków, inni mdleli na widok krwi.
Fyodor… nie chciał tego przed sobą przyznać, ale… odrobinę panikował. Mury jego woli były wciąż naruszone po spotkaniu z Guzem, teraz wiedźma odebrała jego umysłowi łaskę pańską. Czuł się taki… przeciętny. Boskie błogosławieństwo dawało mu poczucie bezpieczeństwa, że Bóg poprowadzi jego myśli właściwymi torami. Teraz tego nie czuł. Wiedział, że jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobi gdy sytuacja się uspokoi to poprosi boga o tę łaskę raz jeszcze. Ale to później. Franka zagadywała samozwańczą Marzannę kiedy usta Fyodora poruszały się delikatnie w modlitwie która była bardziej myślana niż mówiona.
- Czyli chcesz dowiedzieć się w jaki sposób zabiorę twoją krew? I za odpowiedź na to właśnie pytanie chcesz mi zapłacić krwią? Nie sądzisz, że to nieroztropne? - Kobieta uśmiechała się kpiąco, a półmrok panujący w pomieszczeniu dodawał jej rysom twarzy ostrych kątów. Wyglądała przez to na twardą i niebezpieczną.
Tymczasem na twarzy Fyodora widać było napływający spokój. Mimo rozpływającej się aury. Anna słusznie odczytała to jako odbudowanie murów Pańskich. Czerwonemu bratu wydało mu się, że istota jaka przed nimi stoi zagrażała nieporównywalnie bardziej ich umysłom niż ciałom.
Tymczasem kobieta zbliżyła się do Francisci. Wzięła ją za rękę. Była przyjemnie ciepła. Uniosła dłoń inkwizytorki na wysokość swojej klatki piersiowej. Drugą ręką odsunęła rękaw sukni. Delikatnie pochyliła swoją głowę w stronę odsłoniętego nadgarstka. Wciągnęła powietrze, niczym Luis na kolacji u Biskupa gdy podano kaczkę.
- Jesteś pewna, że to na to pytanie chcesz poznać odpowiedź? - usta kobiety szczerzyły się w drapieżnym uśmiechu.
- Nie.. nie powinniśmy. - Anna z trudem przełamała swój strach i wydusiła z siebie kilka słów. - To.. to pająk.. Ona niszczy mur pański. Ona… jest zła.
Francisca uśmiechnęła się przyjaźnie do kobiety i podniosła rękę nieco wyżej jednocześnie nachylając ku niej twarz.
- Nic tu nie jest takie jak się wydaje i nagle usłyszymy od Ciebie słowa prawdy. Osobiście mam wątpliwości - uśmiechała się przyjaźnie jakby właśnie prezentowała przyjaciółce perfumy rozpylone na nadgarstku.
- Usłyszycie ode mnie słowa wiedzy. Od was zależy czy uwierzycie. Ale do niczego was nie zmuszę. Chcecie odejść, to was nie zatrzymam - i wtedy odwróciła się nagle do siostry Anny, jakby ignorując Franciscę.
- Czym dla ciebie jest zło dziecko?
- Działanie przeciwko woli Pana.
- Anna odpowiedziała bez zawahania.
Te słowa odbiły się echem w niewielkim domku. Niczym wyrok. W dłoni Fyodora już spoczywała złamana laska, a w zasadzie jej część. Czerwony brat wykorzystał fakt rozmowy między trzema kobietami. W myślach poprosił, żeby to Pan prowadził jego rękę. Zacisnął ją mocno i wymierzył cios w niczego nie spodziewającą się, stojąca tyłem do niego kobietę. Precyzja z jaką trafił jej kark tuż u nasady czaszki była wręcz porażająca. Głowa kobiety odgięła się nienaturalnie do tyłu odsłaniając jej naszyjnik wprost przed Franciscą.
Wenecjanka nie zastanawiała się długo. Wszak Pan zsyłał jej ów dar wprost do wyciągniętej ręki. Zacisnęła dłonie na symbolu pająka i szarpnęła mocno. Ściskała w dłoni zdobycz, podczas gdy kobieta padła u ich stóp. Kręgosłup złamał się, niczym gałązka dębu, z suchym trzaskiem. Pałka w dłoni Czerwonego brata połyskiwała lekkim światłem. Z ust Marzanny płynął strumyczek krwi na podłogę. Przy kiepskim oświetleniu jej krew zdawała się być czarna jak smoła.

Stali więc w trójkę. Czerwony mściciel ze swa świętą pałką, którą wymierzył sprawiedliwość. Młoda zakonnica, która dokonała osądu i wydała wyrok. I szlachcianka, która jeszcze tylko chwilę temu czuła, że naszyjnik ma jakąś tajemną moc, a teraz stała się właścicielką tegoż osobliwego spadku. Było krótko po północy.

Fyodor pozwolił sobie się rozluźnić odrobinę. Wziął wdech i wypuścił powietrze. Relaks trwał może dwie-trzy sekundy nim jego spojrzenie znów zhardziało. Rozejrzał się po chatce szukając dalszych zagrożeń. Jakiegoś roju skaczących pająków chcących pomścić wiedźmę. Stada wilków o ludzkich oczach wychodzących z innych pomieszczeń, czy samego czarta. Gdyby ktoś chciał w nich uderzyć to właśnie teraz byłby moment.

Przykucnął przy wiedźmie, chwycił ją za włosy i upewnił się, że kark jest złamany a ona nie żyje. Dopiero potem spojrzał na siostry, starając się wyczytać z ich twarzy jak przyjęły… egzekucję. To nie było coś co miał okazję z nimi przegadać… ale przyjmował możliwość, że będzie się musiał przed nimi tłumaczyć.
- Sytuacja była trudna. Żałuję, że jej nie przesłuchamy ale nie mogłem ryzykować klątw. Musiałem celować w co najmniej pozbawienie jej przytomności, a nie wiedziałem czy nie otoczyła się jakimiś plugawymi zaklęciami by się chronić. No nic… Anno… jeśli nadużywam twego daru albo nie rozumiem jak on działa to mnie upomnij, ale… czy byłabyś w stanie wyprosić u Pana następną wizję? Czy możliwość dotknięcia jej cokolwiek da?
- Może.
- Anna wzdrygnęła się. Chciała wyciągnąć rękę ale jej ciało zaprotestowało. To.. to był pająk. Ta kobieta… pająk. Bała się. Zamknęła oczy by nie patrzeć na chatkę. - Ale… będziecie musieli mi pomóc. - Dodała drżącym głosem, czując jak łzy zbierają się jej pod powiekami.

- Francisco, mogłabyś? - zapytał Fyodor samemu wciąż zachowując czujność.

Żaden atak nie nastąpił. Pająki nie rozbudziły się cudownie. Nie zerwał się wicher, nie trzaskały pioruny. Nie zadziało się kompletnie nic. Jedno co, to krew sącząca się z ust kobiety zostawiała coraz większą plamę wokół głowy.

Włoszka popatrzyła na Fyodora beznamiętnie i wzruszyła ramionami. Schowała też szybkim ruchem naszyjnik w tylko sobie znanym miejscu. Popatrzyła na Annę, a potem na Fyodora.
- Ona wiedziała dużo i nie była naszym wrogiem. Podobnie jak Piotr. Nie mamy mocnych przyjaciół. Zaraz zostaną tylko ci, którzy naprawdę czyhają na nasze życie. Oby tak dobrze szło nam też z prawdziwymi wrogami - nie mówiłą zdenerwowana. Jej ton był wyraźnie rzeczowy. Uniosła rękę nie pozwalając się nikomu odezwać.
- Spróbujemy to jeszcze przeszukać? Choć pewnie jedyne co tu znajdziemy to trucizny i leki na… - wykonała gest przedramieniem do góry.
- Pomóc ci w czym? - zapytała Annę.
- Nie… nie dotknę jej. - Zakonnica zacisnęła mocniej powieki. Francisca mogła twierdzić, że pajęczyca nie była ich wrogiem, ona wiedziała że nie była też sojusznikiem. Czemu zniszczyłaby mur Pana.. po co, skoro mogłaby się z nimi dogadać? - To nie było jak z Piotrem. On nigdy nie wykazał wobec nich takiego ataku, bo… to był atak. Musisz.. Ułożyć moją dłoń. Ja… - Zakonnica zacisnęła wargi czując jak zbiera się jej na mdłości na samą myśl o dotykaniu kobiety.
Francisca szybko złapała dłoń Anny i przyłożyła do ciała martwej zielarki.
- Nic nie wiedziałam o ataku. Nie była dobra. Masz rację. I myślę, że nie zrobiliśmy jej nic. Zbiliśmy tylko misę w której spoczywała.

Francisca myliła się. Anna ledwie dotknęła zwłok i poczuła, że istota była jedyna w swoim rodzaju. Była czymś między człowiekiem a pająkiem. Nigdzie nie było takich jak ona. A jednak zginęła. Zginęła z ręki Czerwonego Brata? Czy w ogóle umiała walczyć?

Anna ujrzała tę kobietę w innym stroju. Błękitnej sukni. W lesie. Jakieś obleśne ręce próbowały zedrzeć suknię. Rozpruły ją tylko odsłaniając ramię i pierś. Kobieta rzuciła się na napstników. Jednemu wydłubała oczy. Drugiemu wyrwała miecz i nabiła go na niego. Czas zdawał się zwolnić. Anna zrozumiała natychmiast… ta kobieta ruszała się szybko niczym wiatr. Jej niedoszli gwałciciele przemieszczali się niczym muchy w smole. Gdy jednemu obcięła nogi, to jego korpus nie zdążył spaść na ziemię, a już kolejni dwaj zginęli. Mrugnięcie okiem. Bandyci leżeli. Pajęczyca z długim nożem w zębach zdejmowała skórzaną kamizelę z tego, który rozdarł jej suknie. Anna poczuła jak pot spływa jej po plecach, gdy zdała sobie sprawę, że Fyodor mógł nie trafić. Albo mógł nie zabić jej jednym ciosem. Czy ich ciała leżałyby teraz bez ruchu?

Wielka pajęczyca zwisała przed swoją ofiarą. Mężczyzna o orientalnych rysach. Kupiec z Levantu? W ogromnej pajęczynie. Owinięty i skrępowany. Anna widziała w jego oczach strach. Pająk wiszący przed nim był wielki jak wóz drabiniasty, którym wracali z Mogilna. Cztery pary oczu wpatrywały się we wszystko. Anna czuła jak przewiercają się do wnętrza jej duszy. Potężne szczęki wbiły się w szyję kupca, a szkarłatna krew trysnęła na pajęczynę. Krew tryskała coraz mocniej, a ośmionogi potwór z ochotą zagłębiał swój pajęczy łeb w jej strugach.

Annę przeszły dreszcz, gdy do wizji wkradło się wspomnienie:
“I w jaki sposób zamierzasz pobrać swoją zapłatę?”
“Jesteś pewna, że to na to pytanie chcesz poznać odpowiedź?”

Zakonnica poczuła jak grunt osuwa się jej spod nóg. Całym swoim ciężarem opadła na Franciscę. Jednak wizja nie dobiegła końca.

Wisła. Krwawa rzeka. Wizja przypominała to co opowiadał Gerge. Walka anioła i demona na brzegu rzeki. Tym razem Anna bardzo dobrze rozpoznała Demona. Spotkała go gdy pod postacią mgły nawiedził ją w kąpieli. Walczył zaciekle z człowiekiem w płaszczu z piórami. Ptasznik? Demon i Anioł? Płomienie trafiły demonicznego rycerza i ten uciekł. Ptasznik zaś wszedł powoli do rzeki. Anna nie była pewna, czy ma rację, ale z opisu mężczyzna naprawdę teraz przypominał czarownika z opowieści Francisci. Gdy zanurzył się do pasa w wodzie jego ciało zaczęło się z nią zlewać. Wyglądało to tak, jakby nagle się rozpłynął.

Nagle na brzegu pojawił się Gerge. Minęła chwila. Dosłownie minutę temu natrafiłby na tę nieludzka walkę. Gerge uklęknął i poprosił Pana o swoją wizję. Tę, którą jej opowiedział. I padł twarzą w błoto. Padało. Widziała jak długo leżał w błocie. A pajęczyca siedziała nieruchomo. Obserwowała. Czekała.

Wtedy rozpoznała siebie. Przyszli wraz z Fyodorem nad rzekę. Znalazla Gerge. Doskoczyła do niego. Pomagała mu. Nie zauważyła obecności małego pająka na którego pajenczynie zbierały się krople deszczu. Zresztą, nie chcialaby zauważyć. Lecz Fyodor był czujny. Wszedł do wody. Wypatrywał. Stał o krok od miejsca w którym spoczął mag zmieniony w wodę. Wiedziała, że gdyby tylko czarownik chciał, to mógłby pochwycić Czerwonego brata.

Byli tak blisko….

Niosła ją rzeka.
Niosła ją do portu. I znów widziała pająki. Dlaczego nie widziała ich wtedy? Gdy szli w trójkę po porcie rzecznym szukając Guzego? Cały czas byli pod obserwacją. Anna była świadkiem rozmowy. Pajęczyca rozmawiała z rannym wampirem. Z rozmowy wynikało, że szukał pomocy. Ochrony przed Inkwizycją. Anna wychwyciła sens, choć wiele nie rozumiał.

Dwie siły oczekiwały wierności od Guzego. Pajęczyca nie mogła związać Guzego krwią. Dlatego zależało mu właśnie na jej wsparciu. Ona odmówiła. Nie miała interesu w tym, żeby mu pomagać. Czy fakt, że nie chciała pomagać wampirom przemawiał na korzyść Pajęczycy?. Anna odwróciła się słysząc jak Fyodor wchodzi do pomieszczenia. Wtedy ciało Pajęczycy rozpadło się. Rozpadło się na stado pająków. Setki. Nie… tysiące! Tysiące pająków wciskały się w szczeliny między deskami. Znikały.

Ostatnie dwa pająki chowały się gdy Fyodor stał już przed Guzem. Kolejna tajemnica wyjaśniona.

Dlaczego to musiały być pająki?



Anna zwymiotowała.

Zakonnica czułą jak targają ją torsje. Jak ciało drży, a brzuch boli od wymiotów.
- B..błagam.. - Powiedziała niemal płacząc. - Wyjdźmy stąd.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-08-2019, 00:21   #375
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Cytat:
Poznałem, że wszystko, co czyni Bóg,
na wieki będzie trwało:
do tego nic dodać nie można
ani od tego coś odjąć.
A Bóg tak działa, by się Go bali.
Księga Koheleta, rozdział 3, wers 14
Środa, 3 sierpnia Roku Pańskiego 1250. Płock


Trójka Inkwizytorów wróciła przed świtem do Płocka. Nie omawiali jeszcze z nikim tego co miało miejsce w lesie. Potrzebowali czasu na przemyślenia. Zielarka Marzanna, czy też Benezja jak mówił o niej Marek była przełomem. Oto mieli kolejny dowód na to, że wokół Płocka zło rozpełzło się co najmniej tak jakby ktoś otworzył bramy piekieł.

Ale choć nie zadali Pajęczarce żadnych pytań, to wrócili z odpowiedziami. Z odpowiedziami, które rzucały nowe światło na wizję aniołów i demonów. Musieli się spotkać i to omówić. Poza tym było jeszcze tyle miejsc w których Gunter miał sygnały o eskalacji złych mocy. To że nie wspominał nigdy o Benezji wydało się tym bardziej dziwne.

Było już długo po południu gdy do miasta wjechał orszak składający się z kolejnej grupy inkwizytorów. Plotki rozchodziły się niesamowicie szybko. Toteż Eberhard i jego świta szybko otrzymali wskazówki na temat tego jak dostać się do domu Dohna. Usłyszeli też, że Inkwizycja kupca zabiła i dobra jego przejęła. Te kilka zdań wystarczyło, żeby zbudować w jednej grupie wyobrażenie drugiej grupy.

Wraz z Inkwizytorami do miasta przyjechało ośmiu zbrojnych. Sześciu ludzi księcia, krzyżowiec Hochburg i Dobromir, samozwańczy łowca potworów. Znakomita większość natychmiast trafiła pod opiekę sióstr zakonnych i jedynego lokalnego lekarza.

Bogumysł, choć nadal blady niczym żona Lota zmieniona w słup soli postanowił ruszyć na spotkanie Płockiej Inkwizycji.

W końcu nastąpiła zwyczajowa wymiana uprzejmości. Uwagę zwracała przede wszystkim siostra Klara. Niewidoma zakonnica trzymająca się kurczowo zakonnika o szlacheckim wyglądzie. Siostra Anna wiedziała, że na ziemiach krakowskich była dziewczyna szczególnie obdarzona przez Pana. I Anna była pewna, że to właśnie ta kobieta. Niewidoma i z okaleczonymi stopami.

Eberhard przedstawił listy uwierzytelniające jego osobę. Fyodor doskonale znał postać Eberharda ze Starhenbergu. Uczony, autor licznych traktatów o światach równoległych. Twórca teorii o tym, że nasz świat od świata demonów oddziela ledwie cieniutki welon, a nie jak myślą pobożne owieczki, siedem kręgów piekieł. Fyodor czytał pobieżnie jego dzieła, gdyż ów uczony nigdy nie skupiał się na wampirach. A to one zajmowały głównie czas Reznova.

Jednak Walter Weismuth przywitał się ze swoim dawnym znajomym bardzo serdecznie. I to on, choć nadal ranny wziął na siebie ciężar rozpoczęcia. Faktem było, że gdyby nie dom Dohna, to nigdy nie pomieściłby się w kapitularzu przy zakonie Dominikanów. Teraz wielki stół był prawdziwym darem niebios.

Zasiedli przy nim jedynie prawdziwi inkwizytorzy, reprezentanci pięciu znamienitych zakonów. Siostry Anna i Klara z zakonu św. Jana. Walter Weismuth i Hugin, Biedni Rycerze Krzyża Męki Pańskiej z Akki, Bogumysł, Fyodor i Eberhard z Czerwonego Zakonu św. Teodozjusza. Co do tych ludzi nie można było mieć wątpliwości. Wyglądali na trzon Inkwizycji. Jednak przy stole było jeszcze kilka osób. Ksiądz Witold, o którego pochodzeniu nie było wiadomo zbyt wiele. Był przewodnikiem Klary i mimo przyjętych święceń nosił broń na widoku. Gerge, o którym wiadomo było tyle, że przybył chronić Annę. I Francisca Rembertini. Wenecjanka, o której nie było wiadomo kompletnie nic i trudno było się dopatrzyć skomplikowanych nici łączących jej osobę z pozostałymi zebranymi.

Weismuth zapoznał się ze wszyskimi listami polecającymi zaraz po modlitwie. Chwilę milczał, po czym zaczął po łacinie:
- Zdaje się, że urośliśmy na tyle mocno, że musimy pomyśleć o jakimś łańcuchu dowodzenia. Nie sądzę, żeby udało nam się podjąć decyzje jednogłośnie. Tyle tylko, że mamy tutaj kilka spornych kwestii.
Sięgnął po pierwszy list.
- Siostra Anna szkolona w klasztorze w Amberly, a następnie w klasztorze w Fuldzie, wedle listu polecającego ma stanąć na naszym czele. To nie jest zły pomysł. Zwłaszcza, że Fulda ma dobre kontakty z naszym rodzimym biskupem Gunterem.
Sięgnął po kolejny list.
- Mistrz Bogumysł - Wesimuth użył zwrotu jakim osoba spoza zakonu Teodozjan winna zwracać się do czerwonych braci. Choć od kilku setek lat nie stosowano tej formuły - ma tu listy od księcia, które mówią, że w jego osobiste ręce oddaje on dziesięciu wojów. Co czyni go najlepiej postawionym spośród nas.
- Mistrz Eberhard - tu uśmiechnął się szczerze, choć listu nie ruszył - Jego nie trzeba nikomu przedstawiać. Próżno szukać wśród nas kogoś z większym doświadczeniem w tropieniu demonów.
Obaj mężczyźni się znali. Nie było wątpliwości co do tego. Weismuth chciał tym krótkim pokazem delikatnie wepchnąć swojego kolegę na czoło ich instytucji.
- Raczcie wybaczyć Walterze - przemówił Gerge, którego chyba nikt się nie spodziewał. Widać było, że siedzenie przy stole go męczy, tak jak i Bogumysła. Choć źródło ran obu mężczyzn było zgoła inne.
- Czyż Mistrz Eberhard nie jest wybitnym teoretykiem? Czyż nie spędził lat na pisaniu swych traktatów? Jakże więc ma prowadzić nas do walki ze Złem? Tymczasem wizje siostry Anny pochodzą wprost od Pana.

Słowa Gergego zawisły w sali. Wszystko wskazywało na to, że wybór nie bezie łatwy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-09-2019, 09:54   #376
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Weismuth zapoznał się ze wszyskimi listami polecającymi zaraz po modlitwie. Chwilę milczał, po czym zaczął po łacinie:
- Zdaje się, że urośliśmy na tyle mocno, że musimy pomyśleć o jakimś łańcuchu dowodzenia. Nie sądzę, żeby udało nam się podjąć decyzje jednogłośnie. Tyle tylko, że mamy tutaj kilka spornych kwestii.
Sięgnął po pierwszy list.
- Siostra Anna szkolona w klasztorze w Amberly, a następnie w klasztorze w Fuldzie, wedle listu polecającego ma stanąć na naszym czele. To nie jest zły pomysł. Zwłaszcza, że Fulda ma dobre kontakty z naszym rodzimym biskupem Gunterem.
Sięgnął po kolejny list.
- Mistrz Bogumysł - Wesimuth użył zwrotu jakim osoba spoza zakonu Teodozjan winna zwracać się do czerwonych braci. Choć od kilku setek lat nie stosowano tej formuły - ma tu listy od księcia, które mówią, że w jego osobiste ręce oddaje on dziesięciu wojów. Co czyni go najlepiej postawionym spośród nas.
- Mistrz Eberhard - tu uśmiechnął się szczerze, choć listu nie ruszył - Jego nie trzeba nikomu przedstawiać. Próżno szukać wśród nas kogoś z większym doświadczeniem w tropieniu demonów.
Obaj mężczyźni się znali. Nie było wątpliwości co do tego. Weismuth chciał tym krótkim pokazem delikatnie wepchnąć swojego kolegę na czoło ich instytucji.
- Raczcie wybaczyć Walterze - przemówił Gerge, którego chyba nikt się nie spodziewał. Widać było, że siedzenie przy stole go męczy, tak jak i Bogumysła. Choć źródło ran obu mężczyzn było zgoła inne.
- Czyż Mistrz Eberhard nie jest wybitnym teoretykiem? Czyż nie spędził lat na pisaniu swych traktatów? Jakże więc ma prowadzić nas do walki ze Złem? Tymczasem wizje siostry Anny pochodzą wprost od Pana.
Słowa Gergego zawisły w sali. Wszystko wskazywało na to, że wybór nie będzie łatwy.
Eberhard na słowa Georga tylko się uśmiechnął. Przepychanki już się zaczęły. Pokiwał potwierdzająco głową i przytoczył resztę faktów do opinii Georga.
- Jak wizje wszystkich sióstr obdarzonych podobnym talentem z zakonu św Jana. To bardzo cenny dar - powiedział szczerze i z uznaniem. - Nim przejdziemy do istotnego ale i burzliwego tematu jak widzę. Może zacznijmy od zwyczajnej rozmowy? Ustalenia faktów, zebranej wiedzy. - zaproponował Mistrz Czerwonych braci.
- Siostro Anno z listu wynika, że kierowała siostra działaniami Inkwizycji do tej pory? - Eberhard zwrócił się do osoby dowodzącej. Przynajmniej wedle jego wiedzy pierwotnej wiedzy. Wzmianka o łańcuchu dowodzenia ustalanym dopiero teraz trochę zbiła go z tropu.
- Zechce siostra nas, wprowadzić w szczegóły ostatnich wydarzeń? - poprosił zakonnik.
Wenecjanka spojrzała na Mistrza Eberharda bardzo przyjaźnie.
- Siostra Anna regeneruje siły i nie nawykła do prowadzenia długich opisów zdarzeń - odezwała się śpiewnie.
- Pod opieką siostry Anny, brat Fyodor i brat Walter zlikwidowali wampira w Mogilnie i rozwiązali w salomonowy sposób wynikły tam problem… powiedzmy natury prawnej i kościelnej zależności. Potem rozpracowali lokalną siatkę wąpierza, jego samego i sługi jego likwidując. A dnia poprzedniego kolejna wroga Kościołowi i Panu istota została odesłana w ciemność - zakończyła uprzejmie.
Eberhard uśmiechnął się. Tak jak ojciec uśmiecha się do dziecka.
- Bardzo dyplomatycznie dobrane słowa. - powiedział wciąż z uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Chce usłyszeć wnikliwy i dokładny opis każdego z tych wydarzeń. - dodał delikatnie akcentując słowo dokładny. Najwyraźniej mglista wypowiedź Wenecjanki nie dała zakonnikowi odpowiedniej wiedzy. Wręcz przeciwnie sposób jej wypowiedzi pokazywał, że ma coś do ukrycia. Jednocześnie jego wzrok jakby od niechcenia skierował się również na brata Fyodora.
Włoszka przez mgnienie oka sprawiała wrażenie nieco zaskoczonej.
- Ode mnie? - pozwoliła, aby te słowa wybrzmiały swobodnie.
- Ależ to byłyby dla mnie zaszczyt... Radzi bylibyśmy bracia i siostro poznać i waszą drogę do Płocka - zawiesiła głos, ale jej spojrzenie powędrowała najpierw do zmęczonego życiem Waltera, potem do Fyodora, a potem swobodnie przeczesało twarze zgromadzonych.
Eberhard z każdym wypowiedzianym przez Francisce słowem upewniał się, że w Płockiej Inkwizycji dzieje się źle. Najpierw usłyszał jakieś dyrdymały które mogła opowiadać ciocia bratankowi przy obiedzie. Zamiast raportu wydarzeń godnego Inkwizycji. Następnie gdy zapytał o niego ponownie, zapytano go jak mu poszła droga.
- Rad byłbym usłyszeć odpowiedź na moje pytanie. - zignorował próbę zmiany tematu przez Franceskę Mistrz Eberhard. - Szczera relacja to wszystko o co proszę. - dodał z tym samym łagodnym uśmiechem jaki towarzyszył mu od początku spotkania.
Francesca uśmiechnęła się promiennie do brata Waltera, zmęczonego i rannego zakonnika, ale jej słowa skierowane był najwyraźniej do mistrza Eberharda.
- Oczywiście, oczywiście Mistrzu. Jeśliby jednak bracia, którzy jeszcze nie są w pełni sił mieli potrzebę odpocząć podczas tej wnikliwej i dokładnej - wzięła oddech - relacji, proszę mieć dla nich zrozumienie, albowiem rany ich były straszliwe i gdyby nie moc Pana Najwyższego i jego wiernej służebnicy siostry Anny do teraz leżeli by w łożach boleści, bez sił żadnych - zawiesiła na chwilę głos, gdyby któryś z nich chciał coś powiedzieć. Rozejrzała się też znacząco, aby uwagę zwrócić, czy szczur jakiś w pomieszczeniu się nie znajduje.
- Inkwizycja zebrała się w Płocku przed ośmioma dniami w osobie siostry Anny i jej towarzysza, brata Gerge, brata Waltera, brata Fyodora, siostry Kamil oraz mojej skromnej osoby. Brat Walter zwołał konklawe, a przewodniczenie zalecił siostrze Annie, jako osobie cieszącej się wielkim poważaniem wśród ludu Bożego. Inkwizycja zapoznała się z wieściami przekazanymi przez płockiego Biskupa Guntera jakimi był otaczające Płock zagrożenia. Był to wąpierz w Mogilnie, czarownica w Broku, tajemnicze zniknięcia drobiu w Suchodole oraz niepokoje dręczące proboszcza w Sierpcu przed nadchodzącymi dożynkami. Posiłkowana Bożą Łaską Inkwizycja podjęła decyzję o udaniu się do Mogilna celem zbadania sprawy. Ta wydała się bowiem braciom i siostrze najistotniejsza i o największym znaczeniu.
- Dotarłszy na miejsce Inkwizycja szybko rozeznała sytuację i odkryła istnienie wielkiego zbioru ksiąg zakazanych, o co najmniej niebezpiecznym lub nieznanym pochodzeniu, zaś w samym opactwie przebywał zaiste wąpierz, który w ukryciu tam mieszkał. Inkwizycja postanowiła zasięgnąć łaski Pana w rozeznaniu, co należy w tej sprawie uczynić. W międzyczasie jednak siostra Michal postanowiła, kierując się zapewne Bożym nakazem, wąpierza życia pozbawić, co też uczyniła niezwłocznie. Pozostali bracia ruszyli na miejsce zdarzenia, gdzie okazało się, iż zwierzęta z wąpierzem związane ruszyły złą siłą kierowane do ataku na siostrę, jej pomocników oraz innych braci z Inkwizycji. Ich liczebność była ogromna i w tym właśnie była ich siła, pochodząca zapewne od sił wrogich Panu Naszemu. Walkę stoczono dramatyczną, w której poległa niestety bliska naszemu sercu siostra Michal, a chcąc oczyścić miejsce gromadzące siły złe oraz pokonać zarazę jaka wiązała się z obecnością wąpierza w Mogilnie Inkwizycja spaliła księgi tam się znajdujące. Tedy zło i niebezpieczeństwo zostały zarzegnane, a w klasztorze ponownie zapanował boży ład.
- Sprawa również Inkwizycję niepokojąca wynikła w miejscu owym, albowiem biskup płocki i arcybiskup gnieźnieński jednakie prawa sobie do klasztoru tego żywili. Tutaj wątpliwości nie było żadnych, albowiem w miejsce płockiego biskupa Inkwizycja pofatygowała się zbadać słupy graniczne, które to wskazywał, że klasztor arcybiskupstwu się należy. Obecny na miejscu kanonik gnieźnieński sprawę tę potwierdził i wiedziony oddaniem sprawie papieskiej ludzi swoich do pomocy Inkwizycji przekazał.
- Wróciwszy do Płocka, przygnębieni po stracie siostry naszej, Inkwizycja, dzięki kontaktom męża mojego wpadła na trop zła w sercu samego miasta obecnego. Był to siły niezwykłej wąpierz, który omamił niemal zupełnie uczciwego kupca weneckiego Johannesa i szpony swoje czarne wyciągał również po dusze i ciała naszych braci. Ci jednak niebezpieczeństw nie bacząc stanęli z nim do walki nierównej rany odnosząc przy tym. Wąpierz zbiegł raniwszy brata Waltera boleśnie i trop jego podjęto w mieście odkrywając jego powiązania z lokalnym kupcem Dohnem, w którego byłych włościach właśnie przebywamy. Kupiec, który targnął się na życie brata Fyodora zginął w walce, a wytropiony wąpierz dzięki mocy Bożej jaka wypełnia brata Fyodora pojmany został. Inkwizycja obawiając się jego sił wielkiej, dzięki której potrafił nakłaniać ludzkie serca do czynienia zła i sprzeniewierzania się woli Pana Naszego zdecydowała o zakończeniu jego egzystencji. W tym to też czasie brat Gerge, walcząc z oddaniem ze sługami omotanymi przez rzeczonego wąpierza, ranę odniósł ciężką. Moc istoty tej była ogromna i jego wpływ trudny jest do przecenienia. Jego śmierć uwolniła zapewne od złych więzów wiele ludzkich istnień, a wpływ jego osoby Inkwizycja bada i badać będzie jeszcze pewnie przez czas jakiś.
- W wyniku tych zdarzeń płocka Inkwizycja zdobyła rozeznanie w kolejnych sprawach, o których wiedza płynie w równym stopniu od świadków, jak i z wizji prowadzącej nas wszystkich siostry Anny, bez której daru nie poznalibyśmy, ani ułamka tego co teraz wiemy. Oprócz bowiem potężnego wąpierza, lgną ku płockiej ziemi siły inne, a jest to władający kałduńską magią czarodziej mroczny oraz faun ukrywający się pod postacią mgły. Czwartą siłą była zaś Benezja. Zła istota władająca połączona w mroczny sposób z pająkami o posiadająca niezwykłą mocy i szybkość. Tylko dzięki łasce Pana i potędze brata Fyodora udało się ją zniszczyć, ratując świat Boży od kolejnego zła. Tak to przygotowujemy się do kolejnych zmagań ze złym i radzi jesteśmy wielce waszą obecnością, licząc że w najbliższych dniach wesprzecie nasze wysiłki swoimi darami, którymi obdarzył was Pan.
- Dar zaś siostry Anny konieczny jest, aby dalej sytuację rozpoznawać i fałszywego kroku nie uczynić, który to przynieść by mógł nieszczęścia wielkie na Kościół Boży i nas samych.
Pokłoniła się siostrze Annie i dodała.
- Brat wybaczy, ale opowieść ta zmęczyła mnie nieco. Chętnie więc usłyszę, jak i bracia i siostra, jak wasza podróż tutaj przebiegała, a potem rada będę na dalsze pytania odpowiedzieć.

Anna odetchnęła słyszą wypowiedź Franciski. Delikatnie ściskając wiszący na piersi krzyż spoglądała na nowoprzybyłych inkwizytorów. Nie rozumiała czemu spotkanie przybrało taki obrót. Czy nie mieli wspólnie walczyć ku chwale Pana? Korzystała jednak z tego, że inni przejeli inicjatywę.
Witold spojrzał znacząco na Mistrza Eberharda. Poruszył się przy tym nieznacznie. Nie trzeba było być specjalistą pokroju Francisci, żeby wiedzieć, że w drużynie Inkwizytorów, którzy właśnie przybyli są dużo większe tarcia.
- Panie, świeć nad duszą inkwizytorki Michal. To wielka strata dla nas wszystkich, zwłaszcza w obliczu tak licznego zła czającego się wokoło - powiedział w końcu Witold, potem uśmiechnął się lekko. Jakby zastanawiał się jak Eberhard wybrnie z historii o tym, jak zrekrutował domniemaną czarownicę tracąc przy tym czterech spośród dziesięciu wojów darowanych od księcia.
Francisca skinęła głową w kierunku Witolda, a na jej obliczu zarysowały się smutek i żal.
- To wielka strata… - jej głos zawisł na chwilę. Pytanie, czy znał siostrę Kamil nie padło, ale ciało Wenecjanki, zachowało się, jakby właśnie miało się ono pojawić.
Ebehard tymczasem cierpliwie drążył skałę.
- Dowiedziałem się po drodze bardzo wielu ciekawych rzeczy. W tym również o tym co działo się w Płocku. O wszystkim jednak w swoim czasie. Siostra Francisca przedstawiła siostra wersję bardzo ogólnikową. Z dyplomatycznym kunsztem przemilczała siostra wiele zdarzeń inne przedstawiła w wyjątkowo… pozytywnym świetle. Godny uwagi talent gdy będziemy pisali relację z tych zdarzeń. Jeśli jednak mam działać tu razem, ramię w ramię. Siostrze nie mogą zdarzać się przemilczenia istotnych dla Inkwizycji faktów. Bracie Fyodorze, bracie Walterze. Chciałbym usłyszeć waszą relację. - o szczerości ich wyznania Mistrz Inkwizycji nie musiał wspominać. Ani czerwonemu bratu z którym dzielił zakon i którego przewyższał rangą ani swojego przyjaciela Waltera.
Walter odkaszlnął i zaczął powoli. Choć jego rodzinny język był taki sam jak Eberharda, to gdy mówił po łacinie jego akcent zdawał się dużo mocniejszy. Widać na obydwu wpływ miało wiele lat spędzonych daleko od ojczyzny.
- Cóż, w gruncie rzeczy powiedziała prawdę. Nie wampir mnie ranił, a zaślepiony żądzą krwi ghul, który w obronie wampira wystąpił. Co nie zmienia faktu, że gdyby nie siostra Anna, to najpewniej leżałbym przykuty do łoża wiele tygodni. Ciało już nie to co kiedyś.
Nie dało się ukryć, że relacje Waltera z Eberhardem wybiegają daleko poza drogę służbową. Paladyn nawet nie próbował stosować ozdobników wypowiedzi, w jakie bogata była relacja Francisci. Spojrzał na Fyodora, czekając cóż ma do dodania.
Francisca wyglądała przez chwilę na spłoszoną, a gdy Walter mówił zmrużyła nieco oczy i mruknęła pod nosem.
- Ach tak, to był ghul - i popatrzyła na brata przepraszającym tonem.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 23-09-2019, 08:23   #377
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Fyodor słuchał i mrużył brwi, ale w jego wieku nie wyglądało to na nic dziwnego.
- Bracie Eberhardzie. Odnoszę bardzo nieprzyjemne wrażenie, że nie prowadzimy tu rozmowy i nie próbujemy nic wypracować, a to ty prowadzisz tu przesłuchanie. Wybacz mi bezpośredni język, ale teraz jeszcze da się naprawić te problemy w… komunikacji. Odpowiedzieliśmy na twoje pytanie, zdaliśmy skrócony raport tak jak wypada w tej sytuacji. Wiesz skąd jesteśmy, co robimy, jakie wymierne osiągnięcia wypracowaliśmy przez ten krótki czas tutaj. Między innymi ta siedziba przyznana nam przez lokalnego władcę Adawaga. Chwilowo przemilczę, że bez podstaw zarzucasz siostrze Francisce krętactwo i półprawdy... ale to będzie ten jeden raz - Reznov pozwolił aby znaczenie wypowiedzi zawisło na pół sekundy w powietrzu.
Ten czas wystarczył by Eberhad na groźby Reznova zareagował uśmiechem politowania. Jak nauczyciel słuchający przemądrzałego dziecka. Anna posmutniała widząc ten uśmiech i w ciszy zaczęła prosić Ducha Świętego o dar pojednania, którego tak bardzo im było trzeba. Dlaczego.. Dlaczego znów to wyglądało w ten sposób?
- Więc może zacznijmy prawie od początku. Tym razem jak jedna komórka inkwizycji spotykająca się na równych warunkach z drugą komórką inkwizycji. Jak minęła wasza podróż? Czemu w ogóle tu jesteście? Nie abyśmy nie cieszyli się, bo Płock wyraźnie potrzebuje nawet więcej narzędzi gniewu bożego niż jest tu obecne, ale nie spodziewaliśmy się tak rychłego wsparcia. Przybywacie od księcia… wiesz może czy moje listy dotarły do jaśnie nam panującego?
- Tu ja muszę wyjaśnić - wtrącił się Walter - napisałem do Eberharda i poprosiłem, żeby porzucił na jakiś czas swoje badania.
Wenecjanka spojrzała na Eberharda długo i intensywnie. Chyba zaschło jej w gardle, bo wykrztusiła z siebie jakby szeptem:
- Ja bym też poprosiła Mistrza, a o przedstawienie później jego wersji naszej historii - głos jej trochę drżał, a niewiasta z pewnością poczuła się dotknięta, jak każdy, komu w znamienitym towarzystwie zarzucają publicznie kłamstwo.
- Moja rozmowa z bratem będzie się odbywała na prawidłowych zasadach. Ja mówię, brat słucha i odpowiada. Mimo przydziału do tej komórki Inkwizycji przewyższam brata znacznie w zakonnej hierarchii. I bardzo szybko mogę przywołać brata do porządku. Włącznie z zakończeniem tutejszego przydziału brata i dalszymi nieprzyjemnymi i zbędnymi moim zdaniem konsekwencjami. Skoro już wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy z pewnością chcielibyście bardzo dowiedzieć się skąd moja ciekawość waszych poczynań? Otóż odpowiedź jest prosta. Tam gdzie przedstawiacie sukcesy ja widzę łagodnie mówiąc błędy. - Mistrz zdobył się na subtelne określenie. - Spaliliście w Moglinie bezcenne woluminy i bibliotekę z której korzystali uprzywilejowani słudzy kościoła. Należało je chronić. - powiedział w stronę Franceski odpowiadając jednocześnie na jej wcześniejsze pytanie
- Brat w szczególności powinien rozumieć jak cenne jest gromadze wiedzy. - dodał w stronę Reznova. Wytykał mu tym samym w bardziej lub mniej oczywisty sposób błąd lub wręcz niekompetencję. Po czym na chwilę zamilkł pozwalając innym dojść do głosu.
Wenecjanka nie reagowała na to co mówi Mistrz. Chwilę trzymała oczy wlepione w stół, przełykając gorycz publicznej obrazy. Następnie zaś spojrzała na Witolda, a potem Hugina, czekając co zrobią z natrętnym wzrokiem włoskiej patrycjuszki. Najwyraźniej czekała na słowa brata Fyodora, a może po prostu straciła zainteresowanie tematem.
Fyodor zachował kamienną twarz… pomógł temu wieczny grymas który był łatwiejszy w utrzymaniu niż rozluźnienie. Wiedział, że Eberhard może uczynić z jego życia piekło… ale to dopiero po tym jak zostałby już oddelegowany z Płocka i wrócił by pod bezpośredni pion dowodzenia Czerwonych Braci. To były odległe czasy których Fyodor wcale nie zamierzał dożyć… ale serce i tak zabiło mu mocniej na te kilka chwil.
- Nie z waszego tu polecenia jestem i nie wam decydować, bracie, czy tu zostanę czy nie - skontrował Fyodor - Jeśli nie podoba wam się moja obecność w Płocku zachęcam do napisania stosownych listów do niemieckiego Procurator Fiscalis przed którym tu odpowiadamy. Jakimi kanałami zostałeś tu przydzielony? Z czyjego polecenia? Bo wedle słów brata Waltera Twoją obecność tutaj należy traktować bardziej jako… prywatną.
Elegancki stół zadrżał, gdy coś huknęło. Z blatu sterczał wbity nóż z rękojeścią zdobioną krzyżem. Franka poczuła ukłucie na myśl o wspaniałym wykonaniu mebla, przy którym siedzieli, i który teraz został bezceremonialnie przebity ostrzem Gergego.
- Bracia, - zaczął stojący teraz nad stołem inkwizytor - Mistrzowie. - Mówił powoli, żeby każdemu dać czas do przemyśleń.
- Radujmy się, - patrzył na Fyodora - bo oto otrzymaliśmy wsparcie w osobie znamienitych inkwizytorów i ludzi księcia, o których prosiliśmy.
- Co zaś tyczy się woluminów jakoby bezcennych, to wiedz Mistrzu,
- Gerge przeniósł wzrok na Eberharda - że nigdy naszym celem nie było ich palenie. Spłonęły w czasie naszej walki o życie z siłami ciemności. Wiem, że wiedza jest siłą. Rozumiem to. Jednak nie mieliśmy wyboru. Bestia zaatakowała nas w bibliotece, a ostrze było nań skuteczne w równym stopniu co przeciw szarańczy. Tedy użyliśmy ognia. I to nie pomogło siostrze Kamil, której dusza jest zapewne przy spalonych woluminach, w rękach naszego Pana. Mogliśmy tam zginąć wszyscy, ale czy zły dopuściłby nas do woluminów, o które wykazujecie taką troskę? Wątpię. Co ważne teraz, tutaj widzę, że Szatan zakradł się między nas i usiłuje skłócić nas ze sobą, gdyż boi się naszych połączonych sił.
Gerge potoczył spojrzeniem po zebranych i dodał:
- Pokażmy bracia i siostry, że sprytniejsi jesteśmy niż szatan.
- Usiądź Gerge
- powiedział spokojnie Walter. - I zabierz ten nóż.
Gdy Inkwizytor wykonał polecenie, a serce Francisci rozdarł żal o wyłupaną ze stołu drzazgę Walter kontynuował.
- Eb, wybacz młodemu. Jest Okiem. Tak jak pani, która opowiedziała naszą historię. Przyznaję, Mogilno nie zostało rozegrane najlepiej. Głównie, przez porywczość młodych serc. Ale Eb, my też byliśmy młodzi. Pamiętasz te leśne wróżki? Też mamy na sumieniu błędy młodości. Mistrz Fyodor zaś robi co w jego mocy, by konsekwencje tych błędów były jak najmniejsze. Stanęliśmy ramię w ramię przeciw czterem ghulom i wampirowi. We dwóch. My żyjemy. Wampir i ghule już nie. Tak jak kilka razy nam się zdarzyło przyjacielu.
- Każdy ma coś na sumieniu i popełnia jakieś błędy. - zgodził Eberhad sam zrobił i widział niejedno a faktycznie miał co nieco na sumieniu. Słowa przyjaciela sprawiły, że przeszedł w zupełnie inny ton. - By wyciągnąć z nich wnioski trzeba jednak umieć się do nich przyznać. - spojrzał kolejno to na Reznova to na Franceskę.
- Czasami ktoś nam je musi wskazać. Powiedzieć tu zrobiłeś błąd. Czasami błędy są tak duże, że wiążą się z karą lub pokutą - przeszedł w ton który zdarzał mu się często. Jakby był nauczycielem, uczącym dzieci nie inkwizytorów.
- Jak wspomniał brat Walter mamy doświadczenie praktyczne. - skierował słowa do Georga który najwyraźniej pomylił Mistrzów piszących książki dla Inkwizycji z teoretykami świeckimi. - Zapewne większe niż nie jeden tu zgromadzony Inkwizytor. Poproszę tablicę i kredę lub coś co może je zastąpić. Witoldzie jesteś młodszy będziesz nanosił moje przemyślenia na tablice. Czas byśmy zamienili to w naradę. Dodam, że nie będę tolerował kłamstwa i zatajania faktów. Sam też odpowiem na tym etapie na każde pytanie. Zdefiniujmy zagrożenia jakie istnieją lub istniały… zależności i kontakty między nimi. Zapisz Witoldzie następujące pozycje na tablicy. - młody zakonnik z wyraźnym wahaniem wykonał polecenia Mistrza . Miał ze sobą kawałek węgla, którym zaczął kreślić po bielonej ścianie. Wcześniej zdjął z niej gobelin, który wisiał tam jako ozdoba.
- Rodzina Czarneckich, myślnik wataha wilkołaków. Następna pozycja to rudowłosa przywódczyni dopisz dalej, że to nowoprzybyłe wilkołaki i osobna wataha.
- zakonnik naniósł pierwsze dwie pozycje na tablice. Po czym Mistrz Eberhard kontynuował. - Pytaliście jak nam minęła droga. Napotkaliśmy dwukrotnie tę nazwijmy ją nową watahę. Raz widział ją brat Bogumysł co za chwile wam zrelacjonuje. Drugi raz rozmawiała z nimi siostra Klara. Jeden z nich zakradł się do jej pokoju. Co mówili i robili niech opowiedzą już bezpośredni świadkowie. - jednocześnie Eberhard wymownie zaczął patrzeć na Klarę…. jakby był czegoś ciekaw.
Witold zapisał na ścianie kawałkiem węgla. Przy wataże wilkołaków dopisał imiona, których brakło Eberhardowi.
- Niebor, tak miał na imię wilkołak, który zakradł się w nocy do siostry Klary - spojrzał na Bogumysła chwilę się zastanawiając nad imieniem kobiety.
- Nadia, ta rudowłosa - w końcu dodał i zapisał.
Anna obserwowała z zainteresowaniem pojawiające się imiona i informacje. Wampiry, wilkołaki… magowie, pajęczyca i jeszcze Faun. Co działo się w Płocku, że ściągnął do siebie tyle zła? Do jej głowy powróciła wizja rzeki krwi płynącej w stronę miasta i posmutniała.
Francisca jakby ocknęła się z jakiegoś głębokiego zamyślenia. Spojrzała na Mistrza Eberharda i odezwała się nieomal cicho:
- Mistrz ma rację - jej głos przypominał pojętną uczennicę, która zrobiła zadanie domowe i chciała je zaprezentować, aby podkreślić sukcesy swoje, jak i nauczyciela.
- Wszyscy błądzimy i dobrze jest, aby ktoś czasem wskazał nam drogę. Pycha jest bardzo niebezpiecznym grzechem. Nie było moją intencją opiewanie wspaniałych sukcesów Inkwizytorów z Płocka. Jestem żoną weneckiego kupca - spłonęła lekką czerwienią - i czasem mój styl mówienia może wydawać się przesadny dla ludzi kierujących się surową regułą. Należy jednak oddać - dodała ciągnąc na jednym oddechu - sprawiedliwość faktom. Bracia Fyodor, Walter i Gerge oraz siostra Anna ryzykowali swoje życie, aby zrealizować zadania, które postawił przed nimi Pan. I zrobili to z miłości do Boga i bliźnich.
- A ksiąg, które spłonęły żal nam wszystkim, a szczególnie tym, którzy z nich w największej mierze czerpią swoją siłę w służbie Bogu
- Wenecjanka wpatrywała się w Mistrza, aby nie było wątpliwości, o kim myśli w kontekście siły, wiedzy i oddania Panu. Potem spuściła zakłopotana wzrok, jakby przestraszyła się własnej śmiałości i dodała.
- Miałabym też do Mistrza, kilka pytań, które jednak dotyczą głównie mojej osoby. Jakby Mistrz znalazł potem dla mnie chwilę swojego czasu - pochyliła głowę jeszcze bardziej i zamilkła zupełnie.
- Naturalnie siostro. - skinął uprzejmie głową Eberhard.
- Czyli mamy tutaj dwie watahy, dobrze zrozumiałem? - zapytał Fyodor
- Według mojej wiedzy tak. - odpowiedział współ zakonnikowi.
- A jedną z nich dowodzi Nadia - odezwał się w końcu Bogumysł, który dotąd w milczeniu słuchał dyskusji rozglądając się bacznie po pomieszczeniu.
- Poinformowała mnie o inkwizytorze, na którego zsyłała sny. Dla mojej głowy tego za wiele: kobieta, wilkołak, do tego mistyk.
- Wspomniała też o śmierci tego inkwizytora, a wcześniej o śmierci potwora z jego ręki
- inkwizytor przełknął ślinę.
- I jak rozumiem nie kłamała. Co może znaczyć, że Nadia ma wiele oczu, które donoszą jej o wydarzeniach w promieniu kilku dni drogi. To jest realny problem, a nie dysputa o prym w tym kapitularzu. Z pokorą proszę Was, bracia i siostry, o wsparcie mnie w wyborze tego z nas, który pozostając w Płocku na czas naszych działań zbierał informacje i przekazywał je dalej wedle Bożej woli.
Francisca spojrzała na Fyodora i Annę
- Więc może szczury są jej? Też zwierzęta.
- Ja proszę jeszcze o jedno mistrzu
- odezwał się stojący z kawałkiem węgla przy ścianie Witold - czy zechce mistrz rozwinąć informacje o rodzinie Czarneckich? Skąd wiedza o tym, że są wilkołakami? Czy to również rzekł wam ów czarownik niesiony wiatrem?
Włoszka spojrzała najpierw na Witolda, a potem na Czerwonego Brata.
- Czarownik niesiony wiatrem. To wydaje się interesujące i do tego ważne. Możecie to opisać, bracia?
- Nie bezpośrednio Witoldzie. Wiem to jednak od niego.
- Mistrz uśmiechnął się wymownie. - Co do czarownika. Co chciałbyś wiedzieć moja droga? To kolduniczny czarodziej, włada żywiołem wiatru bardzo biegle. Spotkaliście go już albo Czarneckich? Właśnie Witoldzie - Eberhard jakby przypomniał sobie coś o zakonniku - znasz tą rodzinę prawda? Co możesz o nich powiedzieć? - spojrzenie Czerwonego brata zawisło na zakonniku.
Witold skinął głową, niczym uczeń chcący ukryć zmieszanie wywołany do odpowiedzi.
- Czarneccy i Zamoyscy konkurowali ze sobą w produkcji wina. Nie od dziś wiadomo, że najwięcej win w okolicy skupuje Płock. Tu jest zamek księcia, tu jest katedra. A jeżeli ktoś kupował wino od Czarneckich, to nie kupował od Zamoyskich. Powiedzieć, że nie darzymy się przyjaźnią, to niewiele. Choć wątpię, czy wniesie to coś więcej do dyskusji.
- Witold patrzył pytająco na mistrza.
- Coś może wniesie. Opowiedz kto był głową tutejszego rodu i może coś o jego charakterze? - Eberhard nie był pewien czy to coś da ale zawsze wolał więcej informacji niż mniej.
- Cóż, głową rodziny jest Edward Czarnecki. Najmłodszy z trzech braci. Dwaj starsi zginęli w licznych wojnach. Ostatni w czasie najazdu Tatarów, trzy lata temu. Spodziewano się, że Edward nie poradzi sobie z zarządzaniem. Jednak ich winnica rozkwitła. Dostarcza wino do biskupstwa, okolicznych parafii i do sierocińca prowadzonego przez Dominikanki. Właśnie dzięki tym kontraktom ich rodzina rozkwitła. Złośliwi mówią jeszcze o dwóch rzeczach. Pierwszą jest prababka Edwarda. Podobno ma dar jasnowidzenia. Dzięki temu zawsze wybierali idealny moment na zbiory, podczas gdy Zamoyskich zastał deszcz, czy fala upałów, która psuła smak wina. Druga, to jego niepohamowana chuć. Ponoć w sierocińcu na który łoży co trzecia sierota jest bardzo podobna do ich darczyńcy. Mówi się, że nawet najazd rusinów którzy gwałcili kogo popadnie nie zostawił tyle bękartów co Edward Czarnecki. I to tyle. Nigdy nie słyszałem o żadnych ich kontaktach z wilkołakami. Myślę, że powinniśmy sie skupić na innych zagrożeniach.
Witold spojrzał na Franciscę czekając aż odciągnie go od powtarzania plotek.
- Z sił obecnych w Płocku mamy właśnie czarownika związanego z wiatrem i fauna Borutę. Benezja nieży… przestała istnieć, podobnie jak dwa wąpierze. Z mniejszych sił, mamy jeszcze mających swoje cele cyganów związanych wcześniej z siostrą Michal - potem spojrzała jeszcze na Waltera, odpowiednio długo, aby przypomniał sobie jakie to podejrzane siły wspominała w lazarecie.
- I szpiegujące wszystko szczury, które nie wiemy komu mogą służyć. Brat pisze?
- zapytała stojącego przy ścianie Witolda.
Witold wydał się wyrwany z zamyślenia, po czym zaczął pisać pod już widniejącymi “Szczury”napisami.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-09-2019, 09:33   #378
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację


W kolumnie obok dopisał “dwa wampiry”, “Benezja” po czym przekreślił je poziomą kreską.
Pod tym dopisał “faun Boruta” i “wiatrowy czarodziej”
- Chcielibyśmy też wiedzieć, czy udało wam się spotkać czarownika lub fauna. To ważne. Siły te, mimo, że same są mocne
- szukają sojuszników w Kościele.
- Nie jestem też pewna czy szczury są kontrolowane przez wilkołaki. - Anna odezwała się cicho. - Wizja pokazywała mi jakoby, przez tą istotę rzucono zaklęcie… czy wilkołaki mogą zrobić coś takiego? - Spojrzała na nowych towarzyszy.
- Mogą - wtrącił Walter i złożył ręce przed sobą w zamyśleniu, po czym kontynuował:
- Wilkołaki tworzą watahy. Jak wilki. Zazwyczaj jest tam kilku wojowników, ale często mają w szeregach co najmniej jednego szamana. Tacy szamani mogą posługiwać się mistyczną magią i często przez to są bardziej niebezpieczni niż ich wojownicy.
- Z dziecka jakby wyssano energię do życia.. Podczas snu. - Anna zamyśliła się. - W innej wizji widziałam zakapturzoną postać zabijającą jednego ze szczurów… na terenie klasztoru… widziałam je przemykające różnymi szlakami, po powałach… w ścianach.

Francisca pokiwała głową
- Ale wszystkie szczury? W całym mieście, to nie wymaga jakichś dużych mocy? - zrobiła przy tym ruch reką i minę sugerującą zdziwienie laika, nie zaś kogoś kto ma wątpliwości co do wiedzy Waltera.
- Do tego - dodała nie czekając na odpowiedź - ofiary z lasu pożarte przez bestię, której nie udało się jeszcze wytropić. Nie wydają się być ofiarami wilkołaków. Moim zdaniem, te siły ciążą ku miastu, bo tutaj wydarzy się coś o wielkiej mocy i znaczeniu. Coś czego jeszcze nie udało nam się ustalić. Wizje szlachetnej siostry są przytłaczające, a każda z sił, które tutaj spotkaliśmy nie wydaje się być, aż tak spektakularna. Nie zabiegali by wtedy o sprzymierzeńców.
- Nadia - wtrącił Bogumysł składając kolejne części układanki z otrzymanych informacji - wilcza wiedźma. Ona szukała naszej pomocy. Nie odsłoniła swoich zamiarów, ja więc nie odsłoniłem jej naszych. Jej wataha poluje na coś, co zdaje się przewyższać ją siłą a było dotąd ukryte na tym terenie od wieków. A skoro nie tylko wilkołaki lękają się o swój los to czym musi być owe przedwieczne zło? Być może to właśnie skrywa w dziczy opuszczona kątyna?
- Podobno obudził się jakiś “dawny bóg”. Piotr… wampir, wspominał o innym ze swego rodzaju, który żył na tych ziemiach. Możliwe że podszywa się pod dawne bóstwo. - Anna popatrzyła na zapisaną ścianę. - W jednej z wizji widziałam kobiety tańczące nago w lesie… to.. Dawne obyczaje.
Witold zapisał na ścianie mniej więcej na środku: “Pogańskie bóstwo-wampir”.
- Czyli to kontroluje szczury - poprowadził grubą kreskę do słowa szczury. - obudziło się w lesie i wilkołaki się wkurzyły. - poprowadził strzałkę od Nadii do bóstwa.
Wenecjanka pokręciła głową.
- Raczej nie. To bóstwo, czy mroczna siła nie rozwinęła się jeszcze w pełni. Cokolwiek kontroluje szczury, robi to by gromadzić informacje i zdobywać przewagę w tym świecie. Potęga która się pojawi, za nic będzie mieć obecny porządek. Tak jak mówi siostra Anna, coś może chcieć przywołać tą moc. Coś lub ktoś szalony lub głupi. Wydaje mi się jednak, że sama siła nie sięgnęłaby po szczury.
- Czyli jakiś sługa - Witold zrobił koło wokół napisu “dwa wampiry”. - Wampir z Mogilna kontrolował szczury. Boruta? A ten Wiatrowy? Dał Mistrzowi Eberhardowi broń na wilkołaki. Czyli są mu wrogie. Może on chce zbudzić pradawne zło?
- Kim były zabite wampiry co wiemy o nich i ich sługach? - Eberhard chciał sprawdzić czy ten wątek był już faktycznie zamknięty i nie stanowił zagrożenia.
- Wampir w Mogilnie mianował się Piotrem - zaczął Walter - utrzymywał, że nie pił ludzkiej krwi, lecz szczurzą. Wykorzystywał swój nadludzko długi żywot by przepisywać stare księgi i pogłębiać wiedzę. Nie jest znana żadna z jego ofiar. Drugim był von Guze, germański kupiec, który wykorzystywał swoje pieniądze, żeby siać swe niecne postępki. Zawracał w głowie innym ludziom. Kupcowi Dohnowi, czy germańskim żołnierzom. Wiemy, że pod pretekstem sodomii płacił za sprowadzanie sobie rudowłosych dziewczyn, a później pił ich krew i więził je w piwnicy pod tym budynkiem. Po pierwszym starciu z Fyodorem i ze mną ciężko ranny szukał pomocy u pajęczycy Benezji, fauna Boruty i Maga wiatru.
- Mag bardziej niż inni szuka sposobów na pozbycie się innych sił w okolicy. Napuszcza jednych na drugich. Jednocześnie jest rzeczowy i bardzo… ludzki. Jeśli to on chce przywołać pradawnego boga oznaczałoby to, że musi oczyścić okolicę z innych sił. Może dla Mistrza Eberharda będzie to jakaś wskazówka. Tak, czy inaczej faktem jest, że czarownik dąży do pozbycia się innych… wilkołaków i biskupa Guntera. Jednocześnie próbował ratować wampira z Mogilna. Opat nazwał go Żercą, ale nie uznał go za wąpierza. Mistrzu?
- To jest wampir jestem tego pewien - powiedział Eberhard z pełnym przekonaniem. - Każdy z nich jest inny. Jedni bardziej ludzcy inni mniej. Nie jestem też zdziwiony, że napuszcza nas na innych. Mogę się nawet założyć, że inne wampiry zrobią to samo. Jedne grupy chcą zniszczyć inne. - mówił jakby przytaczał pewne oczywiste fakty ze świata zwierząt na lekcji z uczniami - Co wiemy o wampirza z Moglina i tym Faunie? Z kim są lub byli związani? - Eberhard odnotował słowa Włoszki w pamięci i skinął jej wyraźnie głową. Informacje to wiedza a wiedza to informacje. Chyba nie różnili się od siebie aż tak bardzo.
- Wampir? Ja… jakoś wydawało mi się, że mag działa także w dzień? Czy są wampiry, które wyrwały się ze swej klątwy i mogą przemieszczać się w świetle słońca? - Anna poczuła obawę na samą tą wizję. - O Faunie wiem tyle, że kiedyś był rycerzem wiernym Panu lecz dopadła go ta klątwa…. Przebywa w Płocku… albo jego najbliższej okolicy.
- Widzieliście tego maga w dzień? - zapytał Eberhard zaciekawiony. Chwilę popatrzył na wykres w zamyśleniu. - Cień nie rozumiałem mojego przebłysku ale wydaje mi się, że jest jeszcze jeden wampir związany z cieniem. Tu w Płocku wiemy coś o nim? - Eberhad chciał nanieść na mapę jak najwięcej istot żeby lepiej zrozumieć sytuację.
- Pewnej nocy widziałem dziwne cienie wokół katedry. Poruszały się w nienaturalny sposób. Wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego, choć nie spodziewałem się wampira.
Powiedział Gerge i spojrzał najpierw na Franciscę, później na Witolda.
Po tych słowach Witold wpisał na tablicy: “wampir - cień”
- Tak - potwierdziła Wenecjanka, ale to nie działanie maga wiatru - To on nas tam wysłał. I ja nie widziałam, go w dzień.
Anna zawahała się, może naprawdę nie widziała go w dzień? Francisca na pewno spotykała się z magiem wieczorem. Zamilkła starając sobie przypomnieć wszystkie swoje wizje.


Spotkanie nagle zostało przerwane przez głośny huk. Drzwi wejściowe do budynku trzasnęły. Jeszcze zanim zobaczyli kogokolwiek słyszeli sapanie. Do pomieszczenia z wielkim stołem wpadł Trypl. Jeden z ludzi, którzy byli na usługach inkwizycji dzięki układowi z kanonikiem.
- Bestia… - wysapał, a inkwizytorzy zerwali się na równe nogi. Spora część odruchowo sięgnęła po broń.
- Bestia… martwa… północna bram… - sapał dalej i padł przy tym na kolana, do końca nie wiedząc jak powinien zachować się przed tyloma dostojnikami.

Klara była jedną z niewielu, które nie wstały od razu po pojawieniu się Trypla. Czuła ból w stopach, który od rana się nasilał.
- Jak w mojej wizji. Wilki zabiły bestię. Trzecią zabije Walter swym młotem.
- A drugą? -
zapytał Witold.
- Ta była druga - powiedziała zakonnica jakby nieobecnym głosem. - Pierwszą miał zabić Hugin. Wczoraj w nocy. Gdy mistrz Eberhard zabronił nam opuszczać obóz.
Klara spuściła wzrok na blat stołu.

Witold dopisał w centralnym punkcie ściany: Trzy bestie, po czym podkreślił napis i zatoczył wokół niego równomierną obwódkę.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 24-09-2019 o 13:23.
Mi Raaz jest offline  
Stary 02-10-2019, 18:13   #379
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Myślę, że nasz rozmowę dokończymy po małych oględzinach? Witoldzie zostaniesz z siostrą Klarą by się nią zaopiekować - Eberhard zasugerował rzeczy oczywiste. Po czym wstał od stołu czekając na pozostałych.
Bogumysł wstał w ślad za Eberhardem.
- Potrzebny nam opał w takim razie, truchło po “oględzinach” trzeba niezwłocznie spalić!
Anna podniosła się.
- Ja… myślę, że… - Odezwała się niepewnie widząc zapał obu braci. - Chciałabym je przebadać dokładnie… Może tutaj by gapiów nie było? Nasi woje wtedy i opał zniosą, a na wieczór się dokona spalenia.
- Pozwólmy siostrze Annie zbadać truchło. Z chęcią jej w tym pomogę. Następnie spalimy je niezwłocznie - powiedział już do Bogumysła brat Eberhard.

- Pozwól, bracie… - Bogumysł uniósł rękę wstrzymując doktora Kościoła, jakby chciał usprawiedliwić swą bezczelność.
- Nie możemy tak po prostu tam iść i pozbierać zwłok bestii z ziemi. Na pewno jest tu jakiś grabarz, prawda? - Inkwizytor rozejrzał się po obecnych szukając potwierdzenia swojego przypuszczenia.
- Panikę wśród nieoświeconego tłumu wywołamy zjawiając się tam całą siłą. Pójdę sam, z czworgiem zbrojnych i grabarzem. Ten ostatni wróci tutaj z tym, co z bestii zostało. Ja przepatrzę otoczenie.
- Dobrze. -

Anna westchnęła ciężko.
- Pewnie trzeba by wypytać straże… może ktoś widział jak wyglądało całe zajście - zerknęła przy tych słowach na Frankę i Fyodora.
Francisca natychmiast zniknęła w korytarzach, a jakiś czas potem między nimi przemknęła biedna mieszczka, gnana prymitywną ludzką ciekawością na miejsce zbrodni dokonanej przez zwierza dzikiego, albo jakiego demona.

Bogumysł w ciszy wyszedł z izby skinieniem prosząc ze sobą Hugina.
- Chciałbym prosić cię bracie, byś przypilnował grabarza aby truchło tej bestii trafiło do brata Eberharda i siostry Anny - przekazał swą prośbę szeptem a upewniwszy się, że Hugin usłyszał zrobił energicznie kilka kroków na środek dziedzińca.
- Drogomir, Odrowąż, Poraj, Radzic, Szyna! - Zakrzyknął a wojownicy szybko zgromadzili się wkoło z ciekawością wymalowaną na twarzach.
- Panowie - rozpoczął Bogumysł bez wstępu wskazując Pawła Zagórskiego i Michała Sopocko - zbierzcie się czym prędzej w koń, bez ciężkiego rynsztunku. Do północnej bramy. Odwagi! Wiedźma Nadia zabiła bestię i rzuciła nam pod mury. Zadbajcie, by motłoch się nie zbliżał do truchła. Sami też zachowajcie dystans. Spieszcie się, ruszamy niedługo po was!

- Gdzie jest grabarz?! - huknął ponownie Bogumysł aż ze swych cel wyjrzeli wszyscy okoliczni bywalcy. Ze wszystkich najbardziej rezolutny okazał się mały chłopiec, którego Inkwizytor widział po raz pierwszy w życiu.
- Acan Bolesław, acan Piotr, zostańcie proszę tutaj. Chrońcie społem z tutejszymi plebejuszami siedziby Inkwizycji. Oni potrzebują waszej opieki i dowództwa. Acan von Hochburg na pewno was wesprze. To wielki rycerz.
- Ze mną proszę panów Jana i Krzysztofa. Trzeba nam w godnym stroju ruszyć ku bramie, gdzie do pana naszego modlić się będziemy, bestię ściągniemy z traktu by ją grabarz pod okiem brata Hugina do kapituły inkwizytorskiej dostarczył.

- Potem będziemy tropić wilki. Odwagi! Jeśli nam się powiedzie jeszcze dziś spalimy więcej niż jedną bestię!

Żarliwy, podekscytowany ton Bogumysła udzielał się przygotowującym się w drogę.

Przybyłym grabarzem zajął się Hugin, instruując go by zabrał wóz, pomagierów i niezwłocznie ruszył ku północnej bramie. Tymczasem Bogumysł przebierał się pędem z podróżnego stroju w swój zakonny, czerwony habit. Na szyi zawiesił duży, metalowy krzyż. Zzuł i odrzucił w pośpiechu rękawice do jazdy, z których nie zdążył się wcześniej rozdziać a na palec wsunął szeroki pierścień. Na koniec nakrył głowę.
Wychodząc z celi nie sięgnął jednak po swą laskę. Zamiast niej wybrał tym razem włócznię należącą do jednego z książęcych wojów.

Był gotów. Już spokojnym krokiem ruszył do stajni.
 
Avitto jest offline  
Stary 03-10-2019, 09:09   #380
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Cytat:
„Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym, który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy.”
I List do Tymoteusza 2;3-4
Środa , 3 sierpnia roku Pańskiego 1250


Nad miastem było już ciemno. Wprawdzie słońce nie zaszło, ale gęste chmury spowijały miasto.

Grabarzem okazał się jeden z mężczyzn, których Fyodor znał z otoczenia biskupa. Jak się okazało miał wiele różnych zajęć, byleby mógł służyć parafii.

Zabrali konia i wóz drabiniasty. Bogumysł nie wiedział, że był to ten sam, na którym część inkwizytorów jechała do Mogilna. Kościół, choć bogaty w porównaniu ze zwykłymi mieszczanami, również był trawiony biedą. Po drodze zgromadził też wojów książęcych i von Hochburga. Ten ostatni po założeniu napierśnika wesoło zwymiotował w progu. Powiedzieć, że są w dobrym zdrowiu było wysokim nadużyciem. Jednak z wprawą zasiedli w siodłach. To co Bogumsył chciał osiągnąć zostało osiagnięte. Grupa zbrojna prowadzona przez Czerwonego Kapłana.

Mieszczanie zgromadzili się w półokręgu wokół zwłok stwora. Wokół roznosił się niemiłosierny wręcz smród. Smród gnijącego trupa. I chyba tylko to powstrzymywało mieszczan przed podejściem bliżej.

Sroka i Gniewosz stali przy jakimś mężczyźnie, wyraźnie odsunięci na bok od tłumu. Przy zwłokach dziwnego stworzenia pochylał się Dobromir z kawałkiem szmaty przy ustach. Oglądał dokładnie stwora, jednak go nie dotykał. Zresztą nie miał pochodni, a przy zachmurzonym niebie było coraz mniej widać.

Jakaś niepozorna mieszczanka przepychała się w tłumie z wyraźną ciekawością, choć była jedną z wielu i w zasadzie nikt nie zwracał na nia uwagi. Jej spojrzenie wychwycił jedynie Fyodor, który z zacięciem na twarzy ruszał rozmawiać z gapiami. On też domyślił się, że Sroka i Gniewosz pilnują tego, który znalazł truchło.

Miejsce rozświetliło się dopiero gdy przybył Hugin i Bogumysł z wojami i pochodniami.

W tym czasie Eberhard towarzyszył Annie w wyprawie do lazaretu. Nie wiedzieli, czym jest bestia. Konieczne były jej dokładne oględziny. Anna, która w zakonie odebrała stosowną edukację medyczną potrzebowała zabrać kilka rzeczy z lokalnego szpitala. Mieli też chwilę, żeby porozmawiać o przyszłości Płockiej Inkwizycji bez wzroku gapiów. Jak człowiek z człowiekiem, a nie jak list polecający z pieczęcią papieską.

W gmachu inkwizycji panowało poruszenie. Witold wprawdzie nie odstawał ani o krok od Klary, jednak Gerge i Walter szykowali się na sprowadzenie zwłok potwora. Wejście do piwnicy nie było małe, więc mieli nadzieję, że tam uda się umieścić bestię. Zresztą takie było ogólne założenie. Przygotowywali też stos za budynkiem, na którym mogliby spalić potwora po wszystkim.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172