Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2020, 08:49   #411
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna obudziła się potwornie obolała, czuła jakby każdy mięsień jej ciała odmawiał jej posłuszeństwa. To była słuszna kara.. Choć zakonnica czuła, że nie wystarczajaca. Obróciła się na brzuch i rozpłakała, wtulając twarz w poduszkę.

Teraz już wszyscy wiedzieli. Jednak nie to sprawiało, że jej serce krwawiło. Jej Gerge… co się z nim stało? Płakała starając się stłumić głos w poduszce. Powinna się wyspowiadać tylko.. Komu? Gunter był w łapach złego.. Nie wiedziała kto jeszcze…a toż Gerge stał się jej słabością.. Czy powinna ją obwieszczać? Ale toż Zły i tak wiedział.. Tak jak i Pan. Drżącą dłonią sięgnęła do porzuconego obok łóżka krzyża i kurczowo zacisnęła na nim pięści… Błagała o wybaczenie.. O kierunek… Nie wiedziała co ma czynić. Kochała swego opiekuna całym sercem. Chciała go chronić… wspierać jednak nigdy.. Nigdy nie spodziewała się, że jej ciało i umysł okażą się tak słabe.

Strach paraliżował ją. Z trudem zsunęła się z łóżka by przy nim przyklęknąć. Drżącymi dłońmi sięgnęła po habit by ukryć swoje lubieżne ciało. Dlaczego do tego doszło? Dlaczego Gerge stał się taki? Zaniosła się szlochem, przypominając sobie jego ciepły uśmiech, to jak wręczał jej kwiaty w dniu jej imienia. Co miała zrobić? Wizja podpowiadała, że oboje są łatwą zdobyczą dla Demonów… nie mogła na to pozwolić.. Tyle, ze.. Co mogła zrobić? Potrzebowała pomocy, ale czy Francisca byłaby w stanie jej udzielić?

Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Ostrożnie sięgnęła do rękawa habitu i wydobyła z niego zasuszony kwiatek. Jeden z tych, które otrzymała od Gerge tamtego dnia. Płacząc poprosiła Pana o wizję.

Widziała go na łące. Gdy zrywał kwiaty. Samych kwiatów było niewiele. On z troska szukał tego jednego. Jego serce przepełniała radość. Radość gdy patrzył na nią. Potem widziała go jeszcze w kilku momentach. Gdy ją całował nie było już radości w jego oczach. Było pożądanie. Czuła zmianę. Ale czyż to nie jest naturalne?

Rozpłakała się głośno. Musiała.. Musiała coś zrobić. Musiała odejść… jeśli to ocali duszę Gerge powinna zniknąć. Tylko najpierw… powinna zająć się kaplicą. Szlochając zaczęła się ubierać. Porozmawia z Franciscą, Spyta czy ta była już w kaplicy i co tam spotkała…. Poszuka Gerge i spróbuje z nim porozmawiać. Toż gdzieś.. Tam w głębi.. Nadal gdzieś tam była ta jego radość, Prawda?
 
Aiko jest offline  
Stary 10-03-2020, 19:04   #412
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Zrobiliśmy, co było w naszej mocy - podsumował Bogumysł prace nad ulepszeniem broni dla oddziału.
- Choć ta broń teraz się nie nada ulepszymy ją w innych okolicznościach. Teraz zaczyna ścigać nas czas. Nie trap się, zostaniesz acan naszym wsparciem, w tej krainie pono każdy od małego uczy się jak z łuku szyć - zwrócił się do niepocieszonego Nieszyjki.

Następnego dnia dotarli na podwórze przed posiadłością Czarneckich.
- Panowie, zwierzęta spętać i do szyku - nakazał Bogumysł cicho, zupełnie nie tak, jak robili to zwykle wojskowi dowódcy.
Chwilę później pod bronią ruszyli w kierunku zabudowań nadstawiając uszu.
Mężczyźni szybko się uwinęli. Pierwszy ruszył Dobromir, ale po przejściu ledwie kilku kroków uniósł dłoń zatrzymując pozostałych. Przywołał do siebie Czerwonego kapłana i wskazał mu ślady. Odcisk w wilgotnej ziemi. Łapa niby wilcza, ale dziwnie rozciągnięta. I dużo większa. Po chwili Dobromir wskazał na stajnię. I uniósł dwa palce. Co ciekawe Dobromir zostawił swój miecz przy siodle, a teraz z połcia skóry odwijał coś innego. Rozplątał dwa rzemyki i po chwili oczom Bogumysła ukazała się broń o srebrnym ostrzu. Miecz, stylizowany na proste miecze rzymskie, a na jego płazie wycięte w miękkim srebrze heretyckie znaki.
Poirytowany inkwizytor unikał patrzenia w stronę zabójcy potworów. Szedł po dziedzińcu czujnie niczym opat po hodowli chmielu wypatrujący objaw choroby na liściach. Śledził wzrokiem nie tylko w jakim kierunku udała się bestia ale również skąd.
Ślady zdawały się prowadzić wokół obejścia. Jakby bestia wychodziła zza kurnika. Co więcej kawałek dalej były kolejne tropy. Jakby potworów było więcej, lub jakby ten jeden krążył w kółko po dziedzińcu.
Inkwizytor drgnął. Po pierwsze dlatego, że nie został okłamany, choć bardzo chciał, by potworna dziedzina Czarneckich nie była prawdą. Po drugie, bo wiedział, co musi zrobić.
Wyprostował się i ruszył do wnętrza dworu.
Rycerze byli skołowani. Popatrzyli po sobie bezrozumnie. Dobromir patrzył nań z rozszerzonymi ze zdumienia oczyma.

Gdy Bogumysł dotarł do połowy podwórza drzwi głównego budynku otworzyły się z hukiem. Wyszedł z nich potwór na dwóch łapach, który miał na sobie fragmenty szlacheckich ubrań. Pysk miał pociągły. Cały był pokryty jednolicie czarnym futrem.

- Teraz i w godzinę śmierci naszej, amen - dokończył Bogumysł na głos.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 10-03-2020 o 19:07.
Avitto jest offline  
Stary 10-03-2020, 21:48   #413
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
"Oddajcie chwałę Panu, Bogu waszemu, zanim ciemności nastaną
i zanim potykać się będą wasze nogi w mrocznych górach.
Wyczekujecie światła, lecz On je zamieni w ciemności,
rozprzestrzeni mroki."

Księga świętego Jeremiasza, rozdział 13, wers 16.
Piątek, 5 sierpnia AD 1250,


Francisca

Sprawdziłą wszystko. Przekazała wytyczne dla służby. Ostatnich posłańców z kondolencjami odprawiła ocierając łzy w oku. Każdy, kogoby zapytać rzekłby iż Wenecjanka przeżywa życiową tragedię. A gdy tylko żałobnicy wychodzili dziewczyna gładziła swoją suknię, ocierała łzy i z kamienną twarzą przekazywała kolejne polecenia w zakresie stypy.

Witold zaproponował swoje towarzystwo gdy tylko Wenecjanka była gotowa do podróży. Zaskoczeniem dla kobiety był fakt, że młody duchowny mimo swego stanu nawykł do etykiety i służył jej ramieniem całą drogę do kostnicy.

Padało. Wenecjanka zaczynała przywykać do tego, że w mieście cały czas pada. Deszcz nie znikał, jedynie zmieniał swoją intensywność do mrzawki, po to, by za kilka godziny znów uderzyć z siła ulewy. W pierwszej chwili zdawaćby się mogło, że uda im się szybko pochować towarzyszy. Wszak ziemia miękka. Jednak to było ledwie pół prawdy. Ziemia zmieniała się w błoto tak bardzo, że do wykopanego dołu niemal natychmiast zaczynał spływać gęsty szlam. Pierwszy raz Francisca odnotowała problem z pogodą. Bo oto pogoda mogła być problemem przy organizacji pochówku. Francisca bardzo lubiła być zorganizowana.

Do kostnicy weszła ubrana w żałobny strój. Natychmiast poczuła zimny dreszcz na plecach. Znała to uczucie. Obecność duchów. Była na nią czuła odkąd pamiętała.

W pomieszczeniu było sporo miejsca. Brak okien powodował, że trzeba bylo wewnątrz cały czas palić świece. Na szczęście ciągle padający deszcz powodował znaczący spadek temperatury. Dlatego zapach świec dominował nad zapachem rozkładających się zwłok.

Witold przeszedł przemianę. Gdy maszerowali obok siebie w drodze do kapliczki był wyprostowanym młodym mężczyzną. Gdy zaś zobaczył ułożone na kamiennej płycie zwłoki Klary wyglądało to jakby nagle postarzał się o dwie dekady. Zaczął się garbić. Jego twarz wykręcił grymas smutku. Przyklęknął przy ciele zakonnicy i zapadł w niemą modlitwę.

Fyodor leżał ułożony w dostojnej pozycji. Jego dłonie oplatał różaniec. Miał na sobie czerwone szaty z elementami złotych wzorów.

W kaplicy poza wyjściem i ciężką drewnianą furtką było jeszcze przejście zasłonięte czarną zasłoną.

Francisca wiedziała, że jest to zasłonięcie przed żałobnikami zejścia do podziemia kapliczki. Z kaplicy przechodziło się bezpośrednio do podziemnego grobowca, w którym chowano kapłanów sprawujących posługę w katedrze.

- Nie chcę go tutaj. Pomóż go wypędzić.

Lodowe ostrze wbiło się w szyję Francisci. Wszystkie włosy na ciele stanęły jej dęba. Ktokolwiek przemawiał do niej zza zasłony nie był człowiekiem. Czuła, że nie był już związany z tymże padołem łez inaczej niż przez ciało, które spoczywało gdzieś w krypcie.

Za to pogrążony w żałobie Witold niczego nie usłyszał.

Anna

Zakonnica zarzuciła na siebie płaszcz podszywany skórą susła. Nie wiedziała skąd w domu znalazło się coś takiego, ale dziękowała za ochronę przed deszczem. Ciężko było jednoznacznie powiedzieć czy była to pozostałość po Dohnie czy jedna z poczynionych przez Franciscę inwestycji. Kierowała się w stronę katedry z nadzieją, że zastanie tam Franciscę, jednak wcześniej zahaczył ją mały Jaś.

Ciągnął ją o zgrozo w stronę odwiedzonego wcześniej przybytku rozpusty. Z jego urywanych wypowiedzi ciężko było coś wywnioskować. Inkwizytor. Pijany. W zamtuzie.
“Gerge” pomyślała. Potem myśli zaczęły krążyć wokół faktu, że mężczyzna zdawał się nienasycony. Może też dotarły do niego błędy dnia wczorajszego.

Rzeczywistość okazała się mniej romantyczna. W zamtuzie przy długiej ławie siedział Eberhard. Choć określenie, że siedział stanowiło nadużycie. On na wpół wisiał na ławce ściągany do ziemi ciężką butlą miodu, którą najwyraźniej opróżnił. Jego czerwone szaty wisiały przerzucone przez ławę. Miał na sobie brązowe spodnie i pożółkłą koszulę. Ciało jakie wystawało spod tej koszuli natomiast nie kojarzyło się ze starcem, jak do tej pory myślała Anna. Miał jędrne i dobrze zarysowane mięśnie. Prawie jak jej Gerge. I wtedy ją zobaczył. Jego bystre oczka przewierciły ją, jakby chciały wejrzeć w jej duszę. I wtedy w złości rzucił butlą o ścianę przybytku i wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, który z był przepełniony gniewem.

Bogumysł.

Bestia przechyliła lekko głowę i powoli ruszyła w stronę inkwizytora.
Bogumysł słyszał jak jego towarzysze uciekają w popłochu. Słyszał pacnięcia srebrnych ostrzy o błoto. Słyszał rżące konie, które próbowały się wyrwać.

Wraz z kolejnymi słowami modlitwy bestia podchodziłą coraz bliżej. Opadła na cztery łapy, co ją odczłowieczało. Dopiero gdy dzieliło ich kilka kroków potwór znów się podniósł. Był nadludzkich rozmiarów. Z jego gardła wyrwało się warknięcie.
- Grrhhhh kto… wy… hrrr. Szemu nie - sapnął wywalając wielki jęzor - nie usiekać.

Wtedy do Bogumysła dotarła jeszcze jedna rzecz:
Za jego plecami stał Dobromir ze swoją srebrną bronią.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-03-2020, 23:36   #414
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Czyżbyś, grzeszniku, gospodarza nie zastał? Gadaj! - Zakrzyknął Bogumysł, któremu adrenalina pozwoliła odzyskać rezon.
Charknięcie jakie wydobyło się z pyska potwora mogło zostać uznane za śmiech, choć było w nim coś przerażającego.
- Sapraszam - czarny potwór wskazał dłonią drzwi do altanki, z których przed chwilą się pojawił.
- Srebro - znów zaczął sapać, jakby mowa była dlań wysiłkiem. - W prrrrogu.

Dobromir ze wzniesionym mieczem zerkał zaś na Bogumysła. Był gotów do ataku. Co więcej był pewny jego skuteczności.
- Wykluczone - odparł hardo inkwizytor, niechętny pozbawieniu się dobrego argumentu.
- Masz trzy oddechy albo, w imię Pana, nie zrobisz ani kroku dalej - zagroził.
W pierwszej chwili zdało się, że bestia cofnęła się, ale ona jedynie się napięłą do skoku. Oczy się zwęziły, a wargi ruszyły w górę odsłaniając kły.
- Na - sapnięcie potwora przez zaciśnięte kły. - Co… hrrr?
- Gdzie jest gospodarz? -
Odszczekał Bogumysł błyskawicznie, zaczynając poruszać się w bok.
Bestia stała bez ruchu. Jedynie jej łeb obracał się w ślad za inkwizytorem.
- Dahaa….lee...ghor...rrrrr. Ja!
- Jesteś przeklęty? Kto zmienił cię w bestię? -
Inkwizytor nie przestawał się poruszać a kątem oka widział, że Dobromir okrążał Dalegora z drugiej strony.
- Grah... Hrrr - warknął i zarzucił głową.
Zgrzyt jego zębów rozniósł się wokół.
- Takh… Klęty… Ma rodzina…
Niezwykle ciężko było pojąć niedokładnie wyrażane słowa.
- Co twa rodzina? Też są wilkołakami - bardziej stwierdził Bogumysł, robiąc krok do przodu.

Zza kurnika wyszedł kolejny wilkołak. Jego sierść była czarna jak węgiel. I w przeciwieństwie do Dalegora nie miał na sobie śladów po ubraniach. Kolejny otworzył drzwi stajni. Dobromir rozejrzał się nerwowo. Ich przewaga właśnie stopniała.
- Opowiem ci pewną historię - zaczął inkwizytor.
- Będzie o rodzinie, która czerpiąc korzyści z żyznych włości i bojaźni poddanych wkupiła się w łaski biskupa.
Nozdrza bestii zadrzały gdy wypuściła powietrze.
- Dom - szczeknęła niemal i odwróciła swoje masywne cielsko w stronę Dobromira.
- Wy…
Sapnięcie.
- Iść…

Dalegor postąpił kilka kroków. Opierając się na przednich łapach był niewiele niższy od łowcy.
- Nie… W… Obejściu… - Wilkołak kłapnął szczęką i zarzucił głową. Wszystko wskazywało na to, że każde słowo i każdy “ludzki” gest stanowi dla niego problem.
- Srebro… - Sapał ciężko - Rzućcie. Grrry... Srebro… Gniew… Raaarr - warknął, a dwa wilkołaki które pojawiły się na podwórzu pochyliły się gwałtownie i położyły po sobie uszy.
- To ich alfa - powiedział Dobromir w stronę Bogumysła. Bestia powoli przemieszczała się w stronę budynku.
- Jest wielki nawet jak na wilkołki. Może dom nie jest złym pomysłem. W ciasnym korytarzu mamy przewagę.
- Coś jest nie tak, Dobromirze. Czuję się, jakbym był narzędziem w ręku jakiegoś szarlatana miast Naszego Pana. Weź mą broń, sprowadź naszych towarzyszy i czekajcie mego powrotu. Pan Sopocko niech będzie gotów w siodle.

Dobromir pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Zabrał broń od inkwizytora i ruszył do wyjścia z obejścia.
Bogumysł wyprostował się i zebrał w sobie. Chwytał go lęk i nogi mu drżały. Musiał opanować swe ciało, by wejść do leża potworów.
Udało się. Wykonał krok, za nim drugi.
- Nawet nie próbujcie się do mnie zbliżyć - ostrzegł Dalegora idąc śmielej w jego kierunku.

Dotarli do budynku. Wilkołak musiał na czworaka przecisnąć się przez spore drzwi wejściowe. Najpierw szeroka sień do której wpadały ostatnie promienie słońca. Pomieszczenie wyraźnie chłodne, przez kamienną posadzkę. Dom był stary i bogaty, choć nie pełen przepychu. Nie było w nim zbędnych mebli, dawał złudzenie przestrzeni. Na ścianach wisiały malowidła. Trzy portrety. Trzech mężczyzn. Wszyscy o kruczoczarnych włosach. Elegancko ubrani. O takich samych pociągłych szczękach. Widać jednak było, że każdy z portretów wychodził spod pędzla innego artysty.

Wilkołak niedbale machnął ręką i warknął coś co brzmiało jak:
- Dziad… Oj… Siec… Brat.
Przeszli przez sień i weszli do sali kominkowej. Kiedyś pewnie głównego pomieszczenia w domu. Meble były poniszczone. Połamane. Poszarpane wielkimi szponami. W pomieszczeniu panował półmrok. Na oknach były zaciągnięte ciężkie zasłony. Jedynym źródłem światła był pięcioramienny świecznik stojący na podłodze obok jedynego nienaruszonego mebla. Czegoś na wzór szerokiej ławy obitej jednak tkaniną. Na owej ławie spoczywało ogromne cielsko wilkołaka.

Bogumysł wiedział, że żaden inny potwór nie wszedł za nim do domu. Była więc tylko ta dwójka. Z czego ten leżący na ławie nawet w półmroku wyglądał marnie. Wychudzony, z sierścią przeplataną siwizną. Gdy pochylił się, żeby zwietrzyć zapach inkwizytora ten wyraźnie zauważył, że jedno oko bestii jest ślepe i białe niczym skorupka jajka.

Ten, który podał się za Dalegora wychrypiał coś, czego Bogumysł kompletnie nie zrozumiał.

- Imię me… Tosława - przemówił siwiejący potwór o jednym oku, głosem wcale nie przypominającym kobiety. - Z rodu Czarneckich.
Wzięła głęboki oddech, a jej wielka łapa zgięła palce rysując kamień na podłodze.
- Dziękuję, żeś nie atakował mych dziatek… - Znów przerwała ciężko sapiąc.
- Tee ciała… - Podjęła po chwili Tosława - one nie do rozmów. Do walki. Wybacz.
- Powaga Świętego Oficjum może pomóc. Kto was atakuje, tutaj, w waszej sadybie? Kim jest stwór, co ptasie pióra nosi? I co takiego ofiarowujecie biskupowi w Płocku?
 
Avitto jest offline  
Stary 19-03-2020, 16:14   #415
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna nieco niepewnie podeszła do Eberharda.
- C...co się stało bracie? - Zapytała z obawą. Czy jego obecność wynikała z tego co usłyszał w nocy z jej pokoju. Czemu tyle wypił? - Co tu robisz?
- Nie żyje
- jego oddech był ciężki i pełen oparów alkoholowych. Nie odpowiedział na drugie pytanie. Zamiast tego spojrzał na Annę. W oczach miał tę dziwna mieszankę gniewu i desperacji. Czy aż tak ugodziła go śmierć Fyodora? A może Klary?
Zakonnica podeszła do czerwonego brata i położyła niepewnie dłoń na jego ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze… - Cichą modlitwą poprosiła Pana o łaskę spokoju dla Eberharda.
Inkwizytor zamrugał oczyma jakby dopiero co zauważył Annę w jej habicie stojącą przy nim.
- Bracie… co się stało? - Anna patrzyła niepewnie na mężczyznę. - Czyja śmierć tak cię zmartwiła?
Eberhard zagryzł zęby.
- W Katedrze czai się zło. Wielkie zło. Myślę, że czas najwyższy zebrać wszystkich zbrojnych i ruszyć do katakumb. Nie możemy dopuścić żeby śmierć Fyodora i Klary poszły na marne - wziął kilka głębokich oddechów.
- Bracie… czy porozmawiamy w domu inkwizycji? - Anna przyjrzała się mężczyźnie. - Czy dasz radę iść czy poprosić kogoś o pomoc?
- Dam radę
- dla podkreślenia tych słów wstał na tyle szybko, że Anna nigdy nie posądziłaby osoby w jego wieku o taką sprawność.
- Ale do domu inkwizycji powinniśmy iść tylko po zbrojnych.
- Rozumiem. Ale chciałabym porozmawiać.
- Zakonnica pozwoliła sobie na stanowczy ton. - Proszę.
- O czym chcesz rozmawiać dziecko, gdy Zły jest u naszych bram?
- Ton Eberharda też zyskiwał na stanowczości.
Zakonnica poczekała aż opuścili zamtuz i wtedy dopiero odezwała się ponownie.
- Zły nie jest u bram bracie tylko jak się okazuje od dawna jest w Płocku i całej jego okolicy. - Anna zasmuciła się szczerze. - Pan obdarzył mnie pewnymi darami… czuję że to nie z powodu obecności Złego zastałam cię tam pijanego, lecz nie chciałam poruszać tego tematu przy świadkach.
- Ze względu na grzech nierządu jaki ciąży na tobie i Gerge?
- rzekł Eberhard poprawiając na sobie czerwony płaszcz narzucony na równie czerwony habit.
- Tak, mi pan dał umiejętność zajrzenia do ludzkich umysłów.
- Tego… się obawiałam.
- Anna zasmuciła się szczerze. Była to sytuacja, która ją przerastała i z której nadal nie wiedziała jak wybrnąć. Martwiła się o Gerge. Czuła, że musi go znaleźć. - Tylko czemu… alkohol? Czemu zamtuz? - Spojrzała w oczy czerwonego brata.
- Tu zmarł on
- Eberhard zacisnął natychmiast szczękę. Jakby powiedział o jedno słowo za dużo.
- Chodźmy już - dodał i ruszył pewnym krokiem. Nieco zbyt pewnym, bo po trzech krokach zachwiał się wyraźnie.
- Bracie… sekrety mogą być tylko naszą słabością. - Zakonnica podeszła do Eberharda. - Ja… gotowa jestem na spowiedź, jednak nim to nastąpi. Porozmawiajmy w domu inkwizycji. Mam pewną wiedzę, którą warto uwzględnić.
Próbował zaprotestować, ale w końcu ugiął się i ruszył z Anną na powrót do domu Dohna.

Jak się okazało w nowo obranym kapitularzu nie było nikogo z Inkwizytorów.
Walter poszedł omówić coś z Adwagiem. A Gerge… cóż, nikt nie wiedział gdzie jest Gerge. Reszta zaś zdawała się być pochłonięta swoimi zajęciami. Francisca przygotowała niemal dla każdego szczegółową listę zadań, na co głośno narzekał Trypl. Bo ciężko znaleźć solidne i suche drewno w czasie tak deszczowego lata. A co dopiero wprawnego stolarza, który wykona dwie trumny godne świętych. Jednak mimo narzekań dom był praktycznie pusty.

Eberhard opadł na krzesło przy wielkim stole w salonie u Dohna. Przy tym samym stole na którym jeszcze poprzedniego dnia leżały zwłoki Fyodora rozszarpane przez wilkołaki.

- Dlaczego zabiliście Piotra - wypalił nagle. - Zaatakował kogoś z was? Kogoś z Mogilna?
- Kogoś z nas?
- Anna przysiadła się do czerwonego brata. Zakonnica martwiła się o swego opiekuna. Niby Gerge zawsze chadzał swymi drogami, ale po tym co się stało… tak bardzo chciała z nim porozmawiać. - Piotr był bracie wampirem i choć służył zakonowi uwięziony był w swym ciele przez złego.
- Czyż mimo tego nie mógł służyć dobru? Czy teraz jego wiedza… jego księgozbiory nie byłyby pomocą?
- odciął się niemal natychmiast Eberhard, a w jego głosie było coś co niepokojąco przypominało zgrzyt metalu o metal.
Anna westchnęła.
- Osobiście nie chciałam go zabijać. - Zakonnica przyjrzała się mężczyźnie. - w tamtym czasie towarzyszyła nam pewna cyganka. Z jakiegoś powodu… mimo naszych ustaleń, postanowiła zabić wampira na własną rękę.
- I cóż z nią? Ukaraliscie ją?
- zapytał niemal ze złością w głosie.
- Bracie… karol przypłaciła swoją decyzję życiem i to nie z naszej ręki. - Annę bardzo niepokoiło zachowanie mężczyzny. - Proszę… wierzę, że potrafimy być z sobą szczerzy. Czemu tak martwi cię śmierć Piotra? Ko zmarł w zamtuzie?
- Dziecko. Chłopiec. Syn Teresy.
- Mówił powoli, ważąc każde słowo.
- Och… - Anna posmutniała jej dłoń powędrowała do krzyża i zakonnica zacisnęła na niej pięść. - Nie.. nie potrafiłam go uratować.
Eberhard w odpowiedzi zacisnął jedynie zęby.
- Czemu tak martwi cię los tego chłopca, bracie? Przyrzekam, że gdy Piotr jeszcze żył wypytałam go o tego chłopca i niestety nie podpowiedział mi rozwiązania. - Wzrok zakonnicy wędrował po postaci czerwonego brata. Czyżby to był jego syn?
- Coś użył go do odprawienia magii. Czarnej magii. - Eberhard wstał i ruszył do pomieszczenia obok. Ewidentnie czegoś szukał. Dość szybko znalazl butelkę wina z winnicy Czarneckich. Miał ze sobą dwa kielichy z jakiegoś metalu.
- Miałam wizję, widziałam jak przy użyciu szczura zabrano z niego życiową energię. Widziałam więcej tych istot… tropiących, podglądających. Widziałam cień który zabił jedną w cieniu katedry. - Anna potarła nagle zmęczoną twarz. Tamta wizja była dla niej trudna… szczególnie po tym co zrobili z Gerge. Czuła potworny ból w okolicy serca i smutek. - Nie pijmy bracie… jest sprawa którą chciałabym z tobą omówić.
Eberhard usiadł przy stole. Postawił kieliski obok butelki z winem. Jego twarz miała ostre rysy. Smutek zastąpiła złość czy inna forma gniewu.
- Tak? - zapytał, choć w jego głosie brzmiało wyzwanie.
- Wydaje mi się.. Widziałam w wizji.. Że Gunter służy wampirowi. - Powiedziała spoglądając to na Eberharda to na butelkę. Czyżby odmową go zirytowała?
- Musimy zatem doprowadzić go przed oblicze Adwaga. Albo jeszcze lepiej zgładzić go i modlić się o odkupienie jego duszy - powiedział spokojnie.
- Chciałabym byśmy udali się do kaplicy…Kaplica pojawiła się w mojej wizji. Franciska pewnie udała się tam by go odszukać gdy śpi. Jeśli to się nie powiedzie.. Będzie trzeba udać się tam wieczorem. - Anna ucieszyła się, że gniew inkwizytora zniknął. Nadal w głowie miała wiele pytań, ale.. Mogły jeszcze poczekać.
- Powinniśmy iść tam w dzień. Ze zbrojnymi. Z pochodniami. W nocy możemy nie mieć szans w starciu, jeżeli to co siostra insynuuje jest prawdą - głos Eberharda był zimny jak lód.
- Tak chciałabym uczynić. - Anna przytaknęła. - A gdybyś potrzebował porozmawiać bracie… zawsze tu jestem. Choć wiem grzech ciąży na mym sercu.
- Teraz jest czas, żeby działać. Nie żeby rozmawiać.

Eberhard wstał czekając na reakcję Anny. Zakonnica przytaknęła i wstała ze swojego miejsca. Martwiła się gdzie jest Gerge.. Chciała go mieć przy swoim boku. Trzeba było jednak działać.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-03-2020, 10:39   #416
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Wenecjance prawdziwą przyjemność sprawiła obecność Witolda. Młody człowiek okazał się pozytywną odmianą w świecie cuchnących gnojem pochłaniaczy rzepy. Francisca nie traciła z oczu celu, ale potrafiła znakomicie cieszyć się drobnymi przyjemnościami, które zsyłał jej Pan. W drodze zabawiała Witolda rozmową starannie unikając wydarzeń kilku ostatnich dni. Opowiedziała mu o Wenecji, życiu w dużym mieście, akcentując trudności i zabawne zdarzenia, tak aby nie zawstydzić młodzieńca swoim pochodzeniem. Wypytała też go uprzejmie, o jego historię i edukację, dając do zrozumienia, że jest to coś z czego powinien być dumny.

Owszem, Witold pochodził z małopolski. Z bogatej rodziny. Był drugim synem, w związku z czym został przekazany do stanu duchownego, ale pozostawał dumny ze swego dziedzictwa. Później odbywał posługę na południu i na wschodzie. Aż w końcu przydzielono go do opieki nad niezwykłą dziewczyną. Dziewczynką, która w młodości w tragicznym wypadku straciła swoją bliźniaczkę i wzrok. Klara w wieku, w którym kobiety zyskują dojrzałość objawiła stygmaty. Dlatego kościół się nią zainteresował. I to zmieniło całe życie Witolda. Stał się jej spowiednikiem, opiekunem, towarzyszem i jedynym przyjacielem.
Mimo wszelkich historii o Wenecji przed wejściem do kaplicy znów łamał mu się głos.

* * *

Francisca znała ten stan. To nie powodowało, że bała się choćby odrobinę mniej. Za każdym razem obecność duchów wywoływała u niej przejmujący strach. Do tego nie dało się przyzwyczaić. Jej ciało instynktownie reagowało na zagrożenie, tak jakby obecność niematerialnej istoty, mogło je wziąć w posiadanie i wykorzystać. Miała też jednak doświadczenie, które pomimo strachu pozwoliło jej zareagować. Przede wszystkim nie ruszała się, pozostając w pozycji modlitewnej. I nie musiała się rozglądać, była pewna, że nikt inny tego głosu nie słyszy. Chyba, że sam posiada ten dar od Pana. Nie była też pewna jak długo zniesie wsłuchiwanie się w głos ducha. Ale czy nie to właśnie miała na celu idąc tutaj?

"Jestem Inkwizytorem, który szuka istoty krzewiącej zło w tym mieście. Czy to ciebie szukam, czy też tą właśnie istotę chcesz stąd wypędzić?"

"Przybył tu… On nie żyje… jak ja… ale inaczej… jego plugawe rytuały… on kruszy ściany między naszymi światami… ja… on może posłać moją nieśmiertelną duszę w otchłań…"


W tonie głosu było coś dziwnego. Był dziwny. Nieludzki. A jednak był w nim strach. Duch, który przemawiał bał się.
Kobieta wciągnęła przez nos chłodne wilgotne powietrze, aby zachować przytomność umysłu.
"Jakiej pomocy oczekujesz? Jaką pomoc możesz dać nam?"
"Pozbądź się go. Pozbądź się bramy do Otchłani. Nie mam jak wam pomóc. Jestem związany."

Nagle manifestacja ducha zaczynała odchodzić. Francisca czuła jak jego obecność słabnie. Zaczynało jej się robić cieplej.
Czarna zasłona wisząca w kapliczce zafalowała. Podobnie płomień najbliższej pochodni. Kątem oka dziewczyna dojrzała ruch cienia. Chłód związany z obecnością ducha zastąpił dziwny zimny dreszcz związany ze wspomnieniem cieni wokół katedry. Tych samych cieni, jakie obserwowali z Gergem.
Francisca wytężyła zmysły starając się wyczuć jak najwięcej. Jednocześnie zaczęła odmawiać Modlitwę Pańską skupiając swoje myśli, nie na rozwiązywaniu sprawy, ale na prośbach kierowanych do Boga. Nic jednak się nie wydarzyło. Duch odszedł, ale to co zajęło jego miejsce było nieme. Francisca podniosła się z kolan i odczekała chwilę, aby ból w nogach minął. Potem cichym krokiem ruszyła w kierunku kotary. Mijając mężczyznę szepnęła.
- Coś tu jest.
Witold w pierwszej chwili nie usłyszał. Był pogrążony w smutku przy ciele dziewczyny. Jednak w pewnym momencie poczuł na sobie wzrok swojej towarzyszki.
- Tak? - wstał bez wahania. Czuł, że coś jest nie tak, choć nie miał pojęcia o obecności ducha.

Za kotarą znajdowały się schody. Schody prowadzące w głąb krypty. W krypcie spoczywały ciała księży, którzy zmarli pełniąc posługę w Płocku. Witold stanął na wysokości zadania i rozpalił niewielką pochodnię, która oświetlała schody w dół. Schody zupełnie podobne do tych w podziemiach Mogilna. Francisca mimowolnie w myślach powróciła na moment do tamtych zamkniętych drzwi. Jednak tutaj zamiast drzwi zamkniętych na klucz była jedynie ciężka, czarna zasłona. Kobieta wciągnęła powietrze, obejrzała się na Witolda i spojrzała w ciemność.
Na dole był ktoś. Jeden człowiek. Chyba człowiek. Coś wielkości człowieka stojące w ciszy. Oddychające powoli. Na dole było też widać jakieś przebłyski. Było tam jakieś źródło światła, ale dość daleko od schodów. Za tym, kto się tam znajdował?
“Uważajcie”
Usłyszała tuż przy swoim uchu głos z którym wcześniej rozmawiała. Był tak blisko… usłyszała szept.
“To jego sługa”
Francisca cofnęła się. Spojrzała na Witolda.
"Co to za istotą? Czemu jej jeszcze nie spotkaliśmy?"
“Nie wiem”

Głos ducha zaczynał brzmieć tak, jakby wyrzucał on sobie to, że jest nieprzydatny.
“On pozostaje w cieniu.”
"Zrobię co w mojej mocy. To nasz wspólny wróg. Jeśli jest to w twojej mocy postaraj się coś dowiedzieć o nich. Każda wiedza jest dla nas cenna."
Francisca wykonała coś w rodzaju skinięcia głową i spojrzała na Witolda.
- Chodźmy stąd. Musimy naradzić się z braćmi i siostrą.
Witold nie miał ochoty zostawać w tym miejscu. Odkłonił się i ruszył do wyjścia.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 22-03-2020, 10:27   #417
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich
List do Efezjan, rozdział 6, wers 12
Posiadłość Czarneckich, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250


- Widzisz dziecko - siwa wilkołaczka lepiej radziła sobie z mówieniem niż jej wnuk. O ile byli tymi, za których chcieli uchodzić - zostaliśmy przeklęci.
Mówiła powoli. Bardzo powoli. Skupiała się nad każdym słowem, ale w przeciwieństwie do Dalegora nie sapała między słowami.
- Wierzymy w Pana. W jego trzy osoby. W Najświętszą Panienkę. A jednak nie uchronił on nas przed klątwą.

Bestia wyraźnie spochmurniała.
- Wiara w Pana nas nie ochroniła. W lesie zbudziła się siła. Stara siła. Pierwotna. Siła, która była na tych ziemiach na długo przed przybyciem misjonarzy. Siła, która para się magią tak starą, że nie żyje już nikt, kto pamiętałby tę siłę.

Wilkołaczka tym razem sapała z wywalonym jęzorem.
Dalegor zaś zastawił stół. Potrawy były proste. Głównie połacie mięsa. Wypieczone, albo wysmażone.

Bogumysł wiedział, że i tak nie poczuje żadnego smaku.

- To ciało przeraża ludzi. Dlatego zebraliśmy całą rodzinę w posiadłości. Całe kuzynostwo. Jedenaście osób. Wszyscy przeklęci.

Zasiedli do stołu. Bogumysł nigdy wcześniej nie jadł z wilkołakami. Musiał przyznać, że było to doświadczenie dziwne. Wiedział już, że ma do czynienia ze szlachcicami, a jednak fakt rozrywania płatów mięsa przez szczęki długie jak męskie przedramię wpływa na pewną niewygodę.

Inkwizytor przyglądał się z uwagą. Miał o to przy sobie szlachtę, która nie była w stanie utrzymać noża, zamiast tego ich dłonie były zwieńczone pazurami. Pazurami, które z łatwością mogły oddzielić głowę od tułowia.

Czas mijał. Rozmowa rozświetlała kolejne fakty. I wtedy do posiadłości wszedł Dobromir. Oba wilkołaki ryknęły na jego widok i zerwały się od stołu. We dwójkę wypełniały niemal połowę jadalni. Inkwizytor od razu zorientował się, że łowca miał ze sobą swój srebrny miecz.

- Wasza wielebność - swym zwyczajem zaczął od przekręconego tytułu Dobromir - w mieście zabito wilkołaka. Teraz ludzie chcą spalić sierociniec i zabić w nim dzieci.

Idea sama w sobie wydała się wręcz niedorzeczna Bogumysłowi. Dlaczego krzywdzić dzieci? W imię czego?

- Nasi ludzie będą tu za kilka minut.

***

Płock - ulice przy kaplicy, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250



Francisca wyszła z kaplicy. Czekała całą sobą aż z zimnego i ciemnego pomieszczenia wyjdzie wyjdzie na ciepłe promienie słońca. Na jej twarz zaczął zacinać deszcz. Słońca nie było widać zza chmur. Cała natura opłakiwała śmierć inkwizytorów.

Uniosła nieco swoją suknię i ruszyła przez błoto z powrotem do domu. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła przed sobą grupę ludzi zbitą w krąg. Gdy podeszła bliżej okazało się, że są to dobrze znani jej ludzie. Zatoczyli krąg wokół Eberharda, który najwyraźniej przed chwilą powalił Gerge. Teraz Czerwony Kapłan był trzymany przez Hugina i Waltera. Jego twarz wykrzywiała furia.

***

Płock - siedziba Inkwizycji, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250


Anna nie znała się na przygotowaniach wojskowych. Postanowiła poświęcić ten czas na modlitwę o szczęśliwy powrót dla innych inkwizytorów.

Poczuła ból. Jakby ktoś złapał jej żołądek i nagle ścisnął. Wizja uderzyła z taką siłą, że jej oczy aż zabolały.

Nie potrafiła umieścić wizji w czasie. Nie wiedziała, czy to dzień, czy noc. Czy rzecz dzieje się w budynku, czy pod gołym niebem. Wszystko spowijały cienie czy jakaś mgła. W wizji było trzech mężczyzn.

Gerge wyprostowany, w swoich ciasnych spodniach. W lewej ręce miał sztylet. W prawej prosty miecz. Jego tors był nagi. Przywodził wspomnienia.

Walter Weismuth, przypominający niedźwiedzia. Z długimi włosami i długą brodą poprzetykanymi pasmami siwizny. On również miał nagi tors, a jego ciało mimo wieku wyglądało na nadludzko silne. Na lewym ramieniu miał element pancerza montowany pasami. W dłoni swój dzierżył wielki młot.

Eberhard Czerwony, stał w swych czerwonych szatach rozdartych i spiętych pasem. Również jego klatka piersiowa była naga i wyglądająca na dużo młodszą niż jego twarz. Jakby ktoś złoży obraz naszkicowany na wzór dwóch różnych modeli. W dłoni Eberharda spoczywał szeroki miecz z pozłacanym jelcem. Stali i mierzyli się wzrokiem.

- Demon splugawił twą duszę! - Walter wziął zamach i uderzył młotem w sam środek klatki piersiowej Gergego. Żebra pękły niczym chrust łamany w dłoniach przed rozpaleniem ogniska. Ciało Gergego padło.

- Weismuth! Jesteś bestią! - Eberhard przebił mieczem szeroką pierś Waltera.

I wtedy zaczęły się cuda…

Gerge wstał. Jego klatka odzyskała kształt. Wyglądało to tak, jakby głęboki wdech spowodował, że wszystkie wróciły na swoje miejsca.

Walter wyjął ze swojej piersi ostrze miecza, a rana po nim zabliźniła się w kilka chwil.

Eberhard ruszył w stronę starego paladyna, ale Gerge wbił mu sztylet w oko. A mieczem przeciągnął po szyi. Krew rozlała się wszędzie. Eberhard jednak wyjął sztylet z oka. Rozcięta szyja zarosła się w mgnieniu oka.

- Bestie. Demony. Wampiry. Niechże ten, który jest bez winy pierwszy rzuci kamień. - Powiedział Czerwony Brat, a jego głos zmieniał się wraz zarastającą się raną na szyi.


Wizja skończyła się równie nagle jak się zaczęła.
Serce Anny biło jak szalone. Potrzebowała dłuższej chwili na uspokojenie się.

Gdy grupa zbrojnych ruszała Anna szła wraz z nimi. Deszcz zdawał się studzić emocje. Wojowie maszerowali szybko. Eberhard na ich czele. I wtedy naprzeciw nim wyszedł Gerge.

- W burdelu zmarła Teresa. Ta dziwka, matka dzieciaka - powiedział towarzysz Aiko beztroskim głosem.

Na twarzy Czerwonego Brata coś się zmieniło. Nagle pojawił się wyraz gniewu. Eberhard rzucił się na niczego niespodziewającego się Gergego. Swoim ciężarem przygniótł młodszego inkwizytora i zaczął go okładać.

Wszyscy nie rozumiejąc co się dzieje patrzyli po sobie. Jedynie Hugin zareagował. Włócznia w jego dłoniach zawirowała, a jej drzewiec z dużą szybkością trafił przedramiona Eberharda. Mężczyzna jęknął, a dwaj ludzie kanonika odciągnęli go od Gergego.

Na ulicy w tym momencie pojawiła się Francisca i Witold.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-03-2020, 01:42   #418
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Anna przerażona podbiegła do Eberharda. Nie rozumiała… czemu czerwony brat tak zareagował? Kim była Teresa dla niego. Szybko przykucnęła by ocenić ranę, w pośpiechu zerkając na Hugina.
- Co… co czynisz? - Tak bardzo brakło jej sił po wizji. Cieszyła się że widzi Gerge i niepokoiła jednocześnie. Martwiła się o Ebeharda i była zła że zaatakował jej opiekuna.

Ręka nie była złamana. Hugin miał kamienną twarz, ale w jego oczach był wyraz zaniepokojenia. Gerge powoli podnosił się z błota.

Francisca chłodnym okiem obrzuciła scenę. Mężczyźni okładający się bo twarzy to nie była żadna nowość. Zwykle chodziło o kobietę, władzę, pieniądze lub honor. Ten ostatni powód Wenecjanka rozumiała najsłabiej, tyle, że trzy poprzednie zdawały się nie pasować do któregoś z uczestników starcia. Lepiej jednak było nie wchodzić synom Adama w takiej sytuacji w drogę. Zignorowała słowa Anny i chrząknęła tuż przed wypowiedzianym zdaniem.

- Bracia. W podziemiach kaplicy, w której złożyliśmy ciała Fyodora i Klary znajduje się sługa Żmija. On sam zdaje się nabierać tam szczególnej mocy - wzrok zaś utkwiła w Eberhardzie, patrząc, czy ta wiadomość zdołała wzbudzić w nim zainteresowanie.
Anna wyszeptała, krótką modlitwę do Pana prosząc o łaskę uzdrowienia dla Eberharda. Potrzebowali wszystkich sił by pokonać wampira. Potrzebowali zgody i spokoju ducha. Tylko czemu jej serce zaczynało tak szaleć na widok Gerge… tak bardzo. Musiała się skupić.

Gdy jednak dotknęła jego ręki, okazało się że stłuczenia tam nie ma za to…

Zobaczyła walkę, krew… z rany czerwonego brata płynął rubinowy strumień. Nagle zobaczyła jak mięso się zrasta, jak skóra łączy się w całość.

Wizja sprawiła, że Anna opadła na kolana czując mdłości. Czemu… czemu to ukrywali.

Eberhard odsunął się od ludzi kanonika. Zmierzył spojrzeniem z ukosa Hugina.

- Tak, racja. Ta istota musi zostać znaleziona i pokonana przed zachodem słońca. - Mówił Eberhard, ale jego głos nie był tak spokojny jak w dniu gdy przybył do Płocka. Czerwony brat spojrzał na Annę. Jej się zdawało, że poczuła coś jakby muśnięcie na czole. Jakby ktoś niezwykle delikatną tkaniną poruszał po jej czole.

- Pan pobłogosławił mnie wieloma darami. Dzięki temu dożyłem tak sędziwego wieku.

Eberhard powiedział to do Anny gdy pomagał jej wstać. A ona już wiedziała, cóż za dziwne uczucie nawiedziło jej umysł. Czerwony Brat „patrzył” w jej myśli.

Gerge był już na nogach i zbliżył się do Anny. Eberhard zareagował niemal natychmiast i ruszył do przodu w stronę katedry.

Anna starała się złapać równowagę. Ona już wiedziała, że tym darem nie pobłogosławił go Pan. Spojrzała zrozpaczona na Gerge.
- Musimy tam iść… pomóc mu. - Wyszeptała mimo woli obawiając się swojego opiekuna.

Francisca ruszyła za Eberhardem.
- W jedności siła - powiedziała tylko.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 31-03-2020, 08:53   #419
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gerge podał ramię Annie. Coś się w nim zmieniło. Pachniał inaczej? Ciężko było to określić. Pochylił się lekko gdy zaczął mówić:
- Zdaje mi się, że nie jest to pierwszy raz naszego towarzysza w Płocku. Zdecydowanie wiele nam nie powiedział, a fakt, że to nas intensywnie wypytywał mógł być sprytną zasłoną.
- Pan… pokazał mi wizję.
- Anna ujęła ramię mężczyzny starając się rozpoznać co się zmieniło. - Ale… dotyczyła ona też ciebie.
- Mnie?
- odpowiedział zaskoczony Gerge.
- Boję się… - Anna czuła że nie powinna teraz o tym rozmawiać. Musieli rozprawić się z wampirem. - Gerge… wszyscy… wszyscy słyszeli. - Zakonnica poczuła łzy spływające po policzkach. - Czemu.. ja.. ja nie rozumiem. Pan pokazał mi… że.. że jakis demon. - Szeptała coraz ciszej czując jak zaczyna jej brakować sił. Nie miało znaczenia, że są na ulicy, że idą w stronę katedry. Bała się. Naprawdę się bała. - W..wszyscy… zawarliście pakty… ze sługami złego… czemu… czemu nie uśmiechasz się jak kiedyś? Co… co to za.. de.. demon?
- Wszyscy? Kogo dotyczyła wizja?
- Gerge przechylił nieco głowę i ściszył głos.
- Czy możliwym jest, żeby demon zakłócił twoją ocenę? Zauważyłaś jak Eberhard mnie zaatakował? Może jakiemuś demonowi zależy, żeby nas rozbić od środka? Czy taka istota nie mogłaby podesłać ci fałszywych wizji? A co do nas - jego głos przeszedł w szept, a gdy mówił Anna czuła ciepłe powietrze z jego ust na swoim uchu i szyi - nie spodziewałem się, że aż tak będzie ci się podobać.
- Nie… nie podczas modlitwy…
- Anna poczuła jak zaczynają ją palić policzki. - To bolało Gerge… - Zakonnica nie wiedziała co ma czynić. Na czym się skupić - Ten demon.. demon cię uleczył… przez nas… przez nas jesteś pod jego wpływem.
- Ciebie demon… Waltera wilkołak… Eberharda…
- Anna spojrzała na idącego przed nimi czerwonego brata. Co miała czynić? Gdzie szukać pomocy. Tuląc się do ramienia Gerge zaczęła się modlić… jak zwykle gdy nie wiedziała co robić, prosząc Pana o znak.
Gerge objął ją i przycisnął do siebie.
- Przepraszam…- powiedział tylko, a ton jego głosu był tak bardzo przepełniony żalem, że na chwilę poczuła, że to jej Gerge. Ten sam. Ten, który miał radość w oczach zbierając kwiaty na łące. Ten sam Gerge żałował zadanego jej bólu.
Anna wtuliła się na chwilę w mężczyznę szepcząc modlitwę. Czuła się tak bardzo zagubiona. Czy był to jej Gerge czy też Demon? Co miała robić? Musiała porozmawiać z Gerge.
- M… musimy pomóc Francisce.. Eberhardowi. - Wyszeptała spoglądając w oczy mężczyzny. Czy mogła mu ufać? Czy mogli mu ufać? Czy nie narażała reszty inkwizytorów? W duchu poprosiła Pana o wizję, obejmując swego opiekuna.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-04-2020, 23:18   #420
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca z łatwością dogoniła Eberharda.
- Co udało ci się ustalić? Czy w kaplicy jest jego ghul?
Pytanie rzucone przez Czerwonego Kapłana okazało się bardzo konkretne.

Francisca odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Więc Żmij to wampir? W podziemiach katedry jest jego sługa. Nie wydawał się być człowiekiem. Ale jest na pewno mocniejszy niż ja. Unika światła. Boją się go duchy. Jego albo Żmija. Nie słyszałam o czymś takim.

- To nie jest żaden Żmij - wypalił w końcu. - Żmij to alegoria. Prawdawna siła. Zło wcielone. Rozwinięcie żydowskiej koncepcji antykreatora. Dla wilkołaków każdy wampir jest inkarnacją Żmija. To trochę tak, jakbyś powiedziała o złym człowieku, że to diabeł wcielony. Dziwię się, że Weismuth wam nie powiedział.
Czerwony brat na moment zamilkł, jakby myśląc nad tym co powiedział. W końcu dodał:
- Zresztą Walter jest bardziej praktykiem niż teoretykiem wilkołaków.

Kobieta prawie się zatrzymała.
- Czy więc istnienie tego czegoś zaprzecza słowom Pana i nauce Kościoła? - powiedziała wyraźnie zdumiona bardziej do siebie niż do brata Eberharda.
- To… to by było w dwójnasób groźne… groźne dla całego naszego świata… nie tylko dla nas samych - zagryzła zęby - Jest brat pewien? - rozważając usłyszane słowa wypatrywała przypadkowego przechodnia lub drzwi chaty do której można by zapukać.
- Zaprzecza. I właśnie stąd mam pewność, że to żaden Żmij, tylko wampir. Cholernie stary i silny, skoro zawładnął kimś takim jak biskup. Ale jednak to wampir. Kołek, ogień, święcona woda, modlitwa i światło słońca. To nam wystarczy, żeby wyjść zwycięsko z tej batalii.
W oczach Eberharda był pewien zapał. Fanatyzm. Był w tym momencie tak bardzo podobny do Fyodora. Gdyby Franicsca nie wiedziała dokąd ów fanatyzm Fyodora zaprowadził, to z pewnością dodałoby to jej otuchy.

Mijali po drodze wiele domów. Przechodniów za to widać nie było. Ciągle padający deszcz zachęcał do pozostania w domu. A grupa zbrojnych maszerująca do katedry powodowała, że ci nieliczni którzy deszcz ignorowali natychmiast starali się zniknąć z ulicy.

Wenecjanka milczała, gdy brat mówił.
- Bracie, może uda mi się nawiązać jeszcze kontakt z tym duchem w kaplicy. Macie rozległą wiedzę, więc pewnie będziecie wiedzieć o co zapytać. Duch ten miał kontakt z tą istotą i jego sługą. - Chciała jeszcze zapytać o to czy wampiry mogą być groźne dla duchów, bo o czymś takim nie słyszała, wpierw jednak musiała załatwić sprawę pilniejszą.

Eberhard wyraźnie się zmieszał po tej sugestii.

Podeszła do drzwi chaty, która wyglądała na zadbaną i zastukała.
- Z Bożej łaski Inkwizycja. Potrzeba pilnej pomocy, a i zarobicie trochę grosza - odezwała się Polsku, ale za drzwiami w tym samym momencie zaległa głucha cisza. Chciała już zastukać drugi raz, gdy tuż przy niej pojawił się ten “najładniejszy” sługa kanonika. Tak przynajmniej o sobie myślał. Francisca wiedziała to, gdy tylko ich wzrok się spotkał. Zamrugała oczami i zgarnęła krople z policzków.
- Potrzebuję konia - uśmiechnęła się delikatnie. - Trzeba go podstawić pod kaplicę gdzie spoczywają ciałą brata i siostry. Potrzebuję też pakunek z domu inkwizycji. Płócienny worek z małego kufra stojącego przy drzwiach w moim pokoju. Kucharka go przyniesie jak tylko jej każecie. Bylibyście tak mili?
Skinął głową i ruszył w stronę domu Dohna. Widać było po rozluźnieniu na jego twarzy, że ulżyło mu na myśl zostawienia tej dziwnej grupy samej sobie. Przynajmniej na jakiś czas.

Gdy skinął głową i wykrzywił w twarz w grymasie, który uważał za ponętny uśmiech Wenecjanka spuściła kokieteryjnie wzrok, a potem wcisnęła mu w dłoń monetę. Następnie ruszyła za przodującym w grupie Eberhardem. Gdy go dogoniła jej oddech był szybszy.

- Czy uważa brat, że nie wypada pytać duchów? Łaska Pana pozwala mi czasem słyszeć ich głosy. To przerażające doświadczenie… mężowie Kościoła różnie na to patrzą, ale ja tego nie zmyślam. Wolałabym tego nie słyszeć…

Francisca miała wrażenie, że Eberhard drgnął lekko.
- Cóż, jak wiesz dziecko, szereg dusz, które nie dostąpiły zbawienia udaje się do czyśćca. Stamtąd nasze modlitwy mogą pozwolić im na dołączenie do chórów Pańskich w niebie. Tylko część dusz zostaje związana z naszym padołem łez. Są to dusze nieszczęśliwe. Dusze o krok od piekła. Bo widzisz siostro, stąd nie muszą wcale trafić do czyśćca. Stąd nadal mogą trafić do piekła.

- Czy to znaczy, że mógł kłamać lub nawet służyć złu?
- zapytała wprost kobieta - To dziwne, ale miałam wrażenie, że się bał. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z duszą, która się bała.

- Nie można im ufać - uciął tylko Eberhard.

- Zapamiętam - Francisca kiwnęła głową - Czy… czy brat uważa, że mogłoby istnieć coś takiego jak ów antykreator. Albo coś innego, nieznanego nam jeszcze rodzaju? Ta istota kusi i sieje niezgodę. To już wiemy, nie jest więc tylko zainteresowana zniszczeniem. Czy jednak brat jest pewny, że to wampir? Co na to wskazuje?

Eberhard na moment zmieszał się jeszcze bardziej, w końcu rzekł:
- Sama idea, że mógłby istnieć ktoś o mocy równej Bogu jest herezją w najczystszej postaci i powinna być niszczona w zalążku.
Jego twarz przyjęła gniewny wyraz.

Francisca nie chciała dalej ciągnąć czysto teologicznego wątku, który mówił, że Bogu nie jest potrzebna wiara ludzi do istnienia. Tak samo mogło być z antykreatorem. Wiedziała jednak dokąd prowadzi nadmierna pewność siebie… do miejsca do którego właśnie zmierzali. Antykreator jednak powinien zajmować się niszczeniem i o ile były tego znamiona w otaczających im mieście, kobieta była przekonana, że to nie jedyne oznaki ich wroga. Potrafił też kusić i przekonywać, skoro miał wielbicieli i sługi. Uznała więc, że dalsza rozmowa z mistrzem, będzie przypominała rzucanie grochu o ścianę.

- Słusznie bracie. Pozwól, że pomodlę się w drodze, aby odzyskać czystość umysłu i pokrzepić ducha.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172