Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2020, 14:30   #431
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tworzyli Dru, Aiko i MG

Anna z przerażenia otworzyła szerzej oczy i poczuła jak spłynęło z nich więcej łez. Nie zastanawiając się długo puściła się biegiem w kierunku kaplicy chcąc się w niej zamknąć.
Chwyciła drzwi w dłoń i zamknęła je za sobą. Na ramieniu poczuła jedynie czyjś dotyk, ale nie wiedziała czy była to dłoń wikariusza, czy Guntera, który wyrwał się z pułapki jej spojrzenia. Palce musnęły jej ramię i nie zdążyły się zacisnąć. Zamknęła drzwi kaplicy usilnie szukając klucza. Klucza, którego nigdzie nie było widać.
Wzrokiem poszukała skobla by zaryglować drzwi. Nie widząc nic puściła się biegiem w stronę pozostałych.
- Zaraz będzie tu sługa złego! - krzyknęła w kierunku docierających do niej odgłosów.
Wewnątrz pojawiali się coraz to nowi wojacy. Świece i dwie pochodnie dawały nikłe światło po zamknięciu drzwi. Anna usłyszała za to jak ktoś za jej plecami przekręcił klucz w zamku. Na podłodze, opierając się o postument na którym leżała trumna z ciałem Klary siedział Jorg. Oczy Anny jeszcze nie przywykły do światła, ale dostrzegała niewyraźne ciemne ślady na jego policzkach. Jęczał też z bólu.

Zakonnica podbiegła szybko do mężczyzny by sprawdzić co się wydarzyło.
- Zaraz tu będzie Gunter.. On.. on może wydawać rozkazy wbrew woli! - Krzyknęła w kierunku wojów, swój wzrok skupiając jednak na znajdującym się przed nią Jorgu. Jego oczy były wyłupane. Tylko.. Czemu? Kto to uczynił? Nie szukając odpowiedzi na te pytania poprosiła Pana o łaskę uzdrowienia.
Anna ułożyła dłoń na jego oczach. Modlitwa trwała długo, a wszyscy zdawali się patrzeć na to cóż robi zakonnica. Gdy Anna cofnęła dłoń Jorg płakał. Jego oczy były… czerwone i przekrwione. Bez wątpienia płomienie odbijały się w jego oczach. Owszem, nie były one zdrowe, ale z pewnością nie były też wyłupane.
- Wszystko… będzie dobrze. - Anna nie zważając na zakrwawione dłonie pogładziła ramiona Jorga. - Pan jest z tobą.
Uśmiechnęła się pocieszająco i rozejrzała się co się jeszcze dzieje w kaplicy.
Tymczasem zza kotary zaczęli wyłaniać się inkwizytorzy. Pierwszy był Gerge trzymany za rękę przez żaka gołowąsa. Później wychodził Witold. Walter wspierał się na Eberhardzie i trzymał za bok. Ostatni wychodził Hugin. Szedł tyłem, cały czas celując ostrzem włóczni w ciemność za kotarą.
W niewielkiej kaplicy zaczynało brakować miejsca.

Anna oderwała się od Jorga i podbiegła szybko do Gerge.
- Szybko… Zaraz tu będzie Gunter! - Pochwyciła swojego opiekuna przyglądając się co też mu się stało. - Potrafi sterować myślami… m.. musicie go powstrzymać.
Gerge doskoczył do Anny odwracając się w stronę drzwi. Uniósł broń, jednak nic się nie stało.
- C.. co się wydarzyło? - Zakonnica spoglądała to na swojego opiekuna, to na żaka, który nagle zdał się jej niepokojąco podobny do Francisci.
- Co się dzieje?
Żak lekko dyszał. Do tego przez chwilę przyzwyczajał wzrok do nowego otoczenia. Byli na górze i ciągle żyli. Nawet Jorg zdawał się wyglądać lepiej niż kilka chwil wcześniej. To wszystko nie przeszkadzało mu jednak mówić.
- Nie ma czasu. W katakumbach spoczywa potężny wampir. Śpi teraz, ale są ludzie, którzy czerpią z jego mocy. W podziemiach żyje szlachcic, który włada cieniem i światłem. To on zaatakował Hugina… i Waltera.
- Drugi sługa to Gunter, niegodzien biskupiego miana
- żak zagryzł zęby. - Może być równie potężnym ghulem. Miałam dar od Pana - żak dodał wyjaśniająco.
- Nie możemy walczyć z dwoma, a Biskup przybył tu i znalazł się za naszymi plecami. - Żak spojrzał pytająco na Annę, a potem Eberharda. Słusznie byłoby go przynajmniej obezwładnić i uczynić bezbronnym.
Anna przysłuchiwała się temu zaskoczona ale po chwili przytaknęła.
- Musimy pozbyć się wampira przed zmrokiem. - Powiedziała spokojnie. - Zamknięto nas tu… oni chcą by to wampir nas zabił. Ja… - Anna spojrzała na Gerge i Żaka, a potem Waltera. - Spróbuję coś zrobić z cieniami. Chodźmy.

Powiedzieć, że się bała to jakby nic nie powiedzieć. Była przerażona, wiedziała jednak, że to jedyna droga. Zły karmi swe dzieci słodkim nektarem gdy… gdy go zgładzą, może i jego słudzy stracą siły. Wkroczyła w mrok po to by klęknąć gdy tylko ogarnął ją cień. Modliła się, prosząc Pana o łaskę i opiekę.

Żak chwilę patrzył na Annę, a potem na Eberharda i Waltera.
- Czy nie będzie bezpieczniej najpierw usunąć biskupa? Może być równie groźny co szlachcic, a jest bliżej i nie otacza go mrok?

Walter słysząc te słowa wysunął się przed zakonnice stojące przy ciele Klary.
- Odsuńcie się.
Mimo rany jaką uniósł przymierzył się do uderzenia wielkim młotem w drzwi.

Tymczasem Anna stała na progu ciemności, a Gerge niemal przylgnął do jej ciała. W dłoni miał krótki miecz. Modlitwa przebrzmiała i… Anna nie poczuła żadnej zmiany. Nigdy wcześniej nie używała tak potężnej modlitwy. Nie była pewna czy powinno się cokolwiek zmienić.

Za jej plecami stanął Witold.

- Ta ciemność jest magiczna - powiedział.
- Ruszajmy… może Pan wysłuchał mych próśb. - Anna podniosła się z klęczek i ruszyła przed siebie.
- Hugin, chodźmy - zawołał Witold.
- Nie! - powiedział zdecydowanie Eberhard - jeżeli możemy teraz zgładzić biskupa, to lepiej zrobić to natychmiast. Poza tym, że jako ghul jest śmiertelnie niebezpieczny, to ma jeszcze spore wpływy. Po wampira wrócimy jutro rano.
- Jutro może go tu nie być.
- Zakonnica nie obróciła głowy.. Nie powinna skoro bestia mogła gdzieś tam być.
Francisca wyprostowała się. Młot w ręku Waltera powodował w jej ciele wyraźny dyskomfort. Spojrzała na Annę.
- Ghul, który stoi przed nami może być równie groźny. Dar siostry Anny może tak samo pomóc w starciu z nim, jak i z istotą z katakumb. Będzie się bronił. Nie wiemy, czy każe nam się wzajemnie zabijać, czy raczej przyzwie coś do ochrony. Ktoś w końcu przemienił jelenia w monstrum. Każda pomoc w starciu z nim może się przydać.
Zbliża się noc, a teren, który znajduje się pod nami, to nie jeden korytarz zakończony pomieszczeniem z trumną. To sieć wielu tuneli, a znalezienie trumny z wampirem może nie być proste. Gdy zmrok zapadnie ghul z tuneli jeszcze się wzmocni, a Gunter uderzy w nasze plecy. Musimy pokonać tego zaprzańca, a potem przez całą noc pilnować tego wejścia. A rankiem uderzyć.
Chwilę późnej Francisca rzuciła okiem na Annę i przemówiła do Waltera. Uniosła dłoń.
- Bracie poczekaj. Siostra ma chyba sposób by bezpiecznie dotrzeć do wampira.
- Eberhardzie, czy pójdziesz z nami? Musimy się spieszyć, by zlokalizować śpiącego przed zmrokiem.
Tego Anna już nie słyszała, krocząc dalej w mrok.
- Chwileczkę! - krzyknął Eberhard - Wy tam - wskazał na rycerzy. - Stać tu i czekać na biskupa. Albo na kogokolwiek. Nie przepuszczać nikogo. I modlić się w imię Pana.

Ruszył przepychając się przez resztę zebranych. Młot Waltera opadł, a drzwi pozostały nienaruszone.
 
Aiko jest offline  
Stary 31-05-2020, 12:43   #432
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Bogumysł w towarzystwie Dobromira i dwóch wojów dotarł do chaty na końcu miasteczka. Nie była ona bogata, ale z całą pewnością zadbana. Zsiedli z koni i bez zbędnych formalności weszli do domu. Mężczyzna, rudowłosy chudzielec zerwał się na równe nogi i zacisnął pięści. Kobieta klęczała przy stole zalana łzami. Nawet nie odnotowała wejścia czterech mężczyzn do izby. Rudzielec cofnął się zdając sobie sprawę, że nie ma szans w walce z czwórką ludzi. Czekał zamiast tego aż wyjawią swe zamiary.

Na stole leżało ciało młodej dziewczyny. Mogła mieć jedenaście, może dwanaście wiosen. Jej włosy rzeczywiście były czarne. Była przykryta lnianym płótnem, tak, że tylko jej twarz było widać.

- Błogosławieni, którzy się smucą albowiem oni będą pocieszeni - zacytował Bogumysł czyniąc znak krzyża.
Przekleństwo ciążące na rodzie Dalegora musiało tylko czasowo zmieniać ludzi w potwory. Moc magii była przerażająca. Inkwizytor skinął na rudzielca, ten nie zrozumiał przywołania, jeden z wojów chrzęszcząc kolczugą pomógł mu podejść bliżej. Bogumysł mówił cicho.
- Jak miała na imię?
- Greta -
odpowiedział rudowłosy szewc.
- Miała ledwie jedenaście wiosen. Całe życie przed sobą. A oni podziurawili ją włóczniami i ukamienowali.
Na twarzy mężczyzny malował się gniew przebijający spod maski smutku.
- Mówże, po kolei, co się wydarzyło. Co taki gniew ludzi wywołało? Kto zaczął agresję?
- Rzekli mi, że zmieniła się w bestię. Futrem porośniętą. Ponoć moja mała Greta górowała nad najwyższym z mężów o dwie głowy. Ponoć jej twarz wyglądala jak wilczy pysk. Ale nikogo nie zaatakowała. Dwóch ludzi ze straży uderzało włóczniami. Mówili, że jej rany leczyły się na ich oczach. Dlatego uderzali częściej… Oni… Oni chcieli odrąbać jej głowę.

Zagryzał zęby i zaciskał pięści, żeby nie pokazać, że łzy zbierają się pod jego powiekami.
- Ludzie zawsze wrodzy są temu, na czego objęcie rozumu im nie staje. To mądrość brata Eberharda - zwrócił się do swych towarzyszy inkwizytor.
- Mała Greta zostanie pochowana gdy tylko pozbędziemy się klątwy. Zakładam, że dziecko było ochrzczone? Do tego czasu jednak miejcie się na baczności, z domu wychodźcie jeno na modły i po wodę - przestrzegł szewca po czym opuścił jego domostwo.
- Tak, chrzściliśmy ją gdy miała trzy wiosny. Była bardzo silnym dzieckiem. Nigdy nie chorowała. Tak, zostaniemy w domu - powiedział z progu rudowłosy. Wypuścił powietrze z wyraźną ulgą obserwując oddalających się dostojników.

Bogumysł osąd miał jasny i przez niego wątpił, że zdoła ocalić dzieci z sierocińca. By kupić im jednak choć nieco więcej czasu musiał zająć się sprawami najpilniejszymi. Dotarłszy z powrotem przed bidula nakazał pochwycić watażkę chcącego sprawować samosąd i ogłosił, że sąd nad samowolą tego człowieka odbędzie się przed wieczorem. Z jeńcem na kulbace Michała Sopocko konwój ruszył na suchodolską plebanię.

Tłum rozpierzchł się natychmiast po związaniu starca. Kościół znaleźli szybko. Była to stara drewniana konstrukcja wokół której ustawiono rusztowania. Jednak nie odbywały się tam żadne prace budowlane już od conajmniej kilku dni. Nie było też żadnych robotników.

Plebania okazała się małym domkiem z dwiema izbami. Na miejscu znaleźli kobietę, która zajmowała się ogródkiem warzywnym za plebanią. Jak się okazało na miejscu nie było żadnego księdza, przez opłakany stan plebanii. Na wiosnę wymieniano w niej dach, ale poza tym nic więcej nie ruszono. Ponoć rodzina Czarneckich dała duży datek, który miał być przeznaczony na remont kościoła. Remont się zaczął, ale ludzie porzucili pracę, gdy okazało się, że Czarneccy są potworami i czczą szatana.
- Wie ksiądz jak to jest… Niby ku chwale Pana, a jednak za judaszowe srebrniki… I prosty chłop nie wie… Robić, czy nie robić.
Co zaś do księży, to w każdą sobotę przyjeżdżał jakiś z Płocka, nocował, odprawiał dwie msze w niedziele i wracał do siebie. Ale już minęły dwie niedziele gdy ksiądz nie przyjechał.

Po tych wiadomościach Bogumysł wiedział, że musi zrobić kilka rzeczy: po pierwsze musiał poznać wersję pochwyconego podżegacza, choć spodziewał się z jego ust jedynie bełkotu, do czego potrzebował przy sobie jedynie von Hochburga. Dobromirowi Bogumysł polecił bacznie nadstawiać uszu a następnie stracił nim zainteresowanie. Po drugie wartym uwagi było odszukanie datku od Czarneckich - tym jednak mogli zająć się pozostali wojownicy. Po ich stronie stało urodzenie, siła i poparcie inkwizytora. Po trzecie musiał zorganizować wieczorne modły, na których ogłosi, że wyrazem opiekuńczości Kościoła jest jego obecność i starania, by klątwę z mieszkańców Suchodołu zdjąć a na przyjezdnego księdza list gończy wyznaczy.

Zbrojni rozeszli się wypełniać rozkazy, zaś inkwizytor zajął budynek plebanii. Hochburg związał podżegacza i usadził go na jedynym krześle w pomieszczeniu. Sam stanął za nim w taki sposób, żeby przesłuchiwany pozostał w niepewności.

W pomieszczeniu były poza krzesłem jedynie biurko i siennik. Cóż, nic dziwnego, że płocki ksiądz niechętnie przybywał w te okolice. Było to jednak lepsze pomieszczenie do przesłuchań, niż druga izba, w której stał piec i nic ponad to.
 
Avitto jest offline  
Stary 01-06-2020, 14:59   #433
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
“Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza.”
Psalm 23, wers 4
Anna kroczyła pierwsza mając przy sobie Gerge. Jego ciało było blisko. Coś się w nim zmieniło. Nie kleił się już do niej. Uciekał od jej spojrzeń. Coś… Anna nie była pewna. Wiedziała, że muszą porozmawiać. Jednak trudno było wyobrazić sobie gorszy moment. Maszerowali wprost do siedliska zła. Do tajemniczych katakumb. Ruszyli wszyscy inkwizytorzy, zostawiając w kaplicy jedynie postronnych. Na ile dobrze było zostawić tam zwykłych ludzi, których umysły z pewnością nie będą mogły przeciwstawić się rozkazom biskupa miała pokazać dopiero przyszłość.

Witold modlił się głośno, a Pan pobłogosławił jego dłoniom. Nagle zaczęło z nich bić światło Pańskie. Tak silne, że rozpraszało tę nienaturalną ciemność. Szli więc pewni, że Pan jest z nimi. W ciemność, która przed nimi cofała się i umykała do wgłębień z kolejnymi sarkofagami.

W końcu naprzeciw nich stanęły dwie czarne macki, których ciała utkano z cienia. Eberhard minął Annę i w dwóch szybkich cięciach uporał się z nimi.

Dotarli do pomieszczenia, które rozmiarami przypominało kaplicę na zewnątrz. Były w nim tablice nagrobne, zasłaniające miejsca pochówku księży i dostojników. W pomieszczeniu były też cztery wyjścia. Jedno, południowe, było tym, którym przybyli. Pozostałe cztery były jednak niezbadane.

Pozostało im ustalić co dalej. Teraz, gdy byli jedynie wśród swoich mogli mówić bez obaw. Chyba, że jakieś pomioty ciemności ich podsłuchiwały.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-06-2020, 22:26   #434
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Bogumysł na miejsce przesłuchania wybrał izbę z piecem. Poprosił swego towarzysza by w nim rozpalił, a sam silnie chwycił związanego starca, usadził na krześle a następnie rozwiązał pęta. Inkwizytor był zdeterminowany, by zabliźnić rany, jakie klątwa zadała tej społeczności.
- Przyjmij Boże błogosławieństwo - zaczął, kładąc dłonie na głowie przesłuchiwanego, a wraz ze słowami modlitwy przez ciało Bogumysła spływała na starca siła spokoju, ukojenia i pokory. Gdy inkwizytor skończył obrządek przemówił ponownie.
- Jestem mistrz Bogumysł i pomocy przybyłem udzielić tej mieścinie. Przybywam jednak i widzę gwałt, Sodomę i jęki potępieńcze słyszę. Tedy jasnym się stało, że tutejsi ludzie daleko są od Boga i jak nigdy potrzebują surowego pasterza. Ufam, że łaską z racji wieku ci darowaną przez Pana rozumiesz człecze, że Szatana wpuściliście między siebie, że was klątwa dotknęła. Kiedykolwiek wcześniej dzieci się odmieniały? To nie sierot i nie władzy wina. Pomyśl: kto tu nowy jest, kto się sierotami interesował ostatnio lubo w Suchodole czy majątku częściej bywał? Kto wam z dawna źle życzy a kto w łaski próbował się wkupić? Na koniec podasz mi miana księży, którzy posługę tu czynili.

Człek ten choć charyzmatyczny i władczy zdawał się gdy tłum podburzał teraz siedział pokornie. Siedział i patrzył ze strachem w oczach na Bogumysła.
- Mistrzu… - Powiedział po dłuższej chwili. - Zło w naszym mieście od dawna. Czarneccy w swej posiadłości noszą znamię bestii. Ścibor, który ostatni był w okolicy ich dworku tydzień temu mówił, że wycie wilków tam dobiega jedynie. Nikt żyw nie wrócił od nich. No poza Bogną, ale ona nic nie pamięta, jakby jej kto wspomnienia zabrał. Albo jakby co strasznego ujrzała, czego rozum wolał nie spamiętać.
Starzec oblizał usta i dodał:
- Wody mogę?
- Siedź -
nakazał inkwizytor i rozejrzał się za naczyniem.
Podał siedzącemu nieco płynu w glinianej czarce i patrzył jak pił.
- Wyobraź sobie, że pewnego dnia budzisz się w ciele zwierzęcia. Wilk nie umie po ludzku mówić, bowiem ust nie posiada i język ma inny niż człek. Tak odmieniony nie możesz nawet rodzinie powiedzieć, że potworem faktycznie jesteś ty. Taki los spotkał tę dziewczynę, którą zatłukliście. Zabiliście niewinne dziecko, boście trwożliwe owce, w szatana miast Boga zapatrzone. Dziś się wyspowiadacie a ja wam pokutę wyznaczę. A teraz skup się i odpowiadaj na moje pytania, bo jak krnąbrnego wasala cię wybatożą. Kto odebrał pieniądze na remont świątyni przez Czarneckich ofiarowane?
- Pinondze poszły do biskupstwa. Do Płocka. Księża byli różni. Taki gruby jeden, on jeno po łacinie… Ksiądz Lui? Lłi? Jakoś tak. Potem był taki wysoki, co to jakby spotkać w ciemnym zaułku to szybciej uszedłby za zbójcę niż za księdza. Szymon. I taki rudy jeden, z takimi bystrymi oczkami. Janusz chyba. Ale najczęściej to u nas ten Szymon był. On jak przyjechał, to czasem w piątek nawet. I sam remontował plebanię. Bo ci grubi to nie panie. Im to nie na rękę było tu zjeżdzać w ogóle.

Przesłuchiwany gładził nadgarstki. Lina zostawiła na nich ślady. Nie była jakoś mocno związana, ale i ów człek nie był w młodym wieku.
- Mówicie przeto, że szatan dobrych ludzi odmienia w bestyje? Czemu tedy pan na to daje przyzwolenie? Jakże to? Przeca dziewka okrzczona. Jeśli się czarami nie parała, to jak się we wilka zmieniła? W środku dnia… na targowisku. Zaliż to Czarneccy piekielne nasienie. A ten ich - splunął - Dalegor… Powiadają, że nie ma w miasteczku dziewki, co by za jego uśmiechem do stogu nie poszła. Co by jej nie zbałamucił. Przypadek to, że połowa dzieci w sierocińcu ma czupryny jak on? Prawy to człek? Co dziś gzi się z cudzymi żonami i córkami, a jutro grzechy mu wybaczone, bo pinondz na kościół łoży?
- Nasz Bóg miłosierny dał każdemu człowiekowi wolę własną po to, by życiem mógł rozporządzać wedle własnego rozumu. Gdy człowiek myślą i uczynkiem zaprzedaje się złu Bóg się smuci, a przedstawiciele Boga na ziemi dbają, by każdy, kto zbłądził, wrócił na łono Kościoła. Dlatego ludzie jak świat długi potrzebują kapłanów i władców: by na koniec życia doczesnego trafić do nieba i zasilić anielskie szeregi, nie zaś na piekielne katusze w szatańskiej katowni -
tłumaczył Bogumysł spokojnie i z żarem w oku.
Inkwizytor chwilę krążył po izbie w zamyśleniu i unosił uciszająco rękę, gdy ktoś próbował go zaczepić. Nasłuchiwał z zewnątrz odgłosów niepokoju i jednocześnie ważył słowa starca.
- W tej chwili nie ma nic ważniejszego nad to, byś do mnie doprowadził Ścibora i Bognę. Potem idź między swoich i przekaż im, by nie ważyli się mszy o zmierzchu pominąć. Każdy, kto będzie wtedy poza kościołem, zdrajcą zostanie osądzony.
 
Avitto jest offline  
Stary 26-06-2020, 10:20   #435
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony przez Dru, Aiko i MG

Francisca weszła do pomieszczenia i przez chwilę jakby rozglądała się za drogowskazem. Jednak nawet pomimo widzenia w ciemności nic nie wskazywało na to gdzie teraz powinni się udać. Westchnęła i zmówiła szeptem krótką modlitwę.
- Jest pod nami. Dużo pod nami. Źródło mocy tutejszego ghula.
Stojąc plecami do wejścia, którymi dostali się do środka wskazała gdzieś pomiędzy na lewo, a na wprost. Tyle że w dół.
- Tam. Musimy znaleźć schody.
Anna przytaknęła ruchem głowy. Czuła narastające zmęczenie kolejne modlitwy i wizje odciskały na niej swoje piętno.
- Walterze.. Czy bywałeś tu kiedyś? Czy wiesz gdzie jest zejście? - Oparła się nieco niepewnie o Gerge, rozglądając się za jakimiś schodami.
Francisca tymczasem przyglądnęła sie podłodze i scianom. Oba ghule były ludźmi i chodziły w to miejsce częściej niż w inne. A każdy człowiek zostawia ślady.

- Nigdy nie schodziliśmy do podziemi. Raz byłem w kaplicy u góry - odpowiedział Walter.

Franciszka tymczasem rozglądała się po klepsku. Niestety wszędzie było multum śladów prowadzących w praktycznie każdym kierunku. Krypta musiała być odwiedzana zdecydowanie często. Co gorsza, nie tylko jedna osoba kręciła się w okolicy.
Wenecjanka zmarszczyła brwi. W całkowitej ciemności jej mimika uległa pewnemu rozluźnieniu.
- Zdaje się, że wielu korzystało z tego miejsca. Czyżby więc wampir miał więcej ghuli niż nam się wydaje?
Cicho westchnęła i zapytała w myślach ducha, który ją nawiedzał
‘Jesteś tu?’
- Rozumiem… - Anna spojrzała na Francisce. - To mogły być też ofiary wampira…
Powolnym krokiem ruszyła przed siebie szukając jakiegoś przejścia. Gdzieś musiał pojawić się podmuch z głębin… miała taką nadzieję. - Walterze… Huginie. Sprawdźcie lewą i prawą stronę, weźcie z sobą po dwóch ludzi. Nie mamy czasu.
Francisca nie wyczuwała żadnej obecności. Tak, jakby ktoś odciął ducha służącego jej radą od tego miejsca. Albo nawet od całego świata w jakim się znajdowali.

Walter i Hugin nie mieli ze sobą ludzi, dlatego dobrali się w pary. Witold swymi świecącymi dłońmi dotknął kilka kamieni. Nagle przekazał im moc swoich dłoni, a kamienie wielkości pięści teraz rozbłysły światłem. Jeden z kamieni został w pomieszczeniu z Anną, Franką i Gergem. Drugi zabrał Walter z Eberhardem. Witold zaś szedł za Huginem. Oto wlewali światło Pana do serca Ciemności.

Anna spojrzała niepewnie na świecący przedmiot, a potem na swych towarzyszy.
Wenecjanka zdawała się nie być zdumiona świecącym przedmiotem.
- Nie ma go tu - powiedziała do Anny - W tej kaplicy był duch, który nawiedzał to miejsce. Bał się, a teraz zniknął zupełnie - mrugała oczami nie mogąc przyzwyczaić wzroku do patrzenia przez całkowity mrok, a potem na świecący kamień.
- Nie ma też nikogo innego. Przynajmniej na razie. Przedtem Walter nie mógł dotrzeć do końca korytarza - zawiesiła głos i podeszła do nagrobków, aby przeczytać kogo w nich pochowano.
- Ja… poprosiłam Pana by nas chronił przed sługami złego. - Anna spoglądała na lśniący kamień czując jak jego światło dodaje jej otuchy. - Musimy też szukać. Gdy… gdy schodzi się do podziemi często czuć chłód. Poszukajmy. - Wskazała kierunek, w którym nie udały się pozostałe dwie grupy.

Kobiety ruszyły przed siebie oświetlając sobie drogę kamieniem. Po jakimś czasie Franciszka dostrzegła ruch w cieniu. Jednak nie zbiło ich to z tropu. Szły cały czas. Franciszka czuła, że mijają miejsce w którym znajduje się źródło mocy ghula. Było po jej lewej stronie. Jednak tutaj nie było zejścia. Dotarły do jeszcze większej komnaty niż ta wcześniejsza. Coś w niej było… cienie. Szybko znikały za tabliczkami, czy sarkofagami.
Gerge sięgnął po miecz i stanął przed kobietami gotów do walki.

- Czy to… szczury. - Anna rozglądała się nerwowo po pomieszczeniu starając wyczuć czy jest jakiś podmuch, czy może gdzieś w głębi jest zejście niżej. Jednak powietrze nawet nie drgnęło. Jeżeli przejście gdzieś było, to z pewnością nie było go tutaj.
- Jesteś pewna, że to powinno być niżej? - Zakonnica spojrzała na towarzyszącą jej Włoszkę. - Ja… zawsze jak schodziłam do katakumb przy zejściach było czuć powiew. Tu go nie ma.
Francisca rozejrzała się.
- To pomieszczenie może być ślepe. Wtedy chyba nie wieje. Jestem pewna, że miejsce, którego szukamy jest niżej. Były trzy drogi. To nie ta, która jest nam potrzebna. Czy wracamy?
- Tak…
- Anna obserwowała uważnie cienie, chcąc coś w nich dojrzeć. - Tak.. nie mamy czasu.

Cień wychylił się, jakby chcąc sprawdzić kto przyszedł. Był wielkości kilkuletniego dziecka. Nawet kontury jego ciała wyglądały podobnie. Pomieszczenie najwidoczniej było ślepe, ale wracając ryzykowały pozostawienie cienia za sobą.
- Tam - Gerge pokazał palcem kształt.
Anna zawahała się.
- Nie… powinniśmy z nim walczyć sami… sam. - Spojrzała niepewnie na swego opiekuna.
Gerge spojrzał w stronę tunelu którym przyszli. Teraz właśnie do niego się kierowali.
- A jeżeli zaatakują nas gdy będziemy odwróceni do nich plecami?
Francisca zmarszczyła brwi.
- To nie odwracajmy się do nich plecami… przynajmniej jedno z nas. Możemy wycofać się ostrożnie. Nie mamy daleko by wrócić.
Zakonnica przytaknęła ruchem głowy.
- Francisco prowadź, Gerge… będziesz ich obserwował? - Spytała nieco niepewnie swojego opiekuna.

Gdy wracali usłyszeli odgłosy walki ze swojej lewej strony. Pomieszczenie było puste, a z korytarza do którego wcześniej szedł Hugin i Witold dobiegały błyski światła i zgrzyty metalu o kamienie.
- Zdaje się, że nasi towarzysze potrzebują pomocy - powiedział Gerge patrzący prawie cały czas w stronę tunelu jaki opuszczali.
Anna puściła się biegiem w tamtym kierunku, zostawiając Wenecjankę z tyłu. Ona też patrzyła bardziej za siebie niż w przód.
- Eb - wydała z siebie ni to krzyk, ni jęknięcie w kierunku wejścia w którym zniknęli Walter z Eberhardem. Nie była zupełnie przygotowana na walkę. Z kim jednak bili się dwaj bracia? Ostrożnie podążyła za Anną.
W ciemności widać było istoty wielkości dzieci utkane z cieni. Hugin swą włócznią odpychał napastnika. Choć był to cień, to jednak jego pazury wyglądały na ostre. W tym czasie kolejne dwa cienie rzuciły się na Gergego. Te, które widzieli wcześniej. Chciały ich wziąć w kleszcze.

Do Franki dotarło natomiast co innego… Oni i Witold trafili na ślepe zauki. Tymczasem Eberhard i Walter musieli znaleźć przejście. Szli dalej i teraz byli pewnie już niżej. Bliżej wampira lub jego Ghula.
Anna rozejrzała się nerwowo nie wiedząc co ma czynić. Patrzyła, czy któryś z jej towarzyszy nie jest ranny i stanęła blisko Gerge prosząc o dar opieki.
- Musimy iść za Eberhardem - Francisca rozejrzała się niepewnie. Potem zmówila słowa modlitwy.

Franciszka wraz z kolejnymi słowami doznawała zrozumienia. Cienie które tu się ukrywały zostały wezwane do tego świata przez tajemniczego mistyka. Istota ta związała je ze sobą i trzymała na służbie. Ich pragnieniem było służyć, żeby zyskać wolność. Były zwiadowcami. W cieniu przemierzały miasto i śledziły różne istoty. Inkwizytorów. Księży. Ludzi księcia. Atakowały szczury, które zauważyły w tych samych miejscach. Wszystko, żeby tylko móc wrócić do swojego mrocznego domu. Otchłani. A teraz kierował nimi strach. Bały się. Franciszka czuła jak te istoty zostały przyparte do muru. Coś odcięło im wszelki kontakt z ich dziedziną. Uniemożliwiało sięgnięcie po moc cieni. Teraz grupa inkwizytorów oddzinała im drogę ucieczki z podziemi. Jedynym wyborem stał się atak.

Zadrżały. Wszystkie cztery cienie jednocześnie. Targane bólem? Cokolwiek wymodliła Anna to w tej chwili powodowało to, że Cienie zamarły. Zdać się mogło, że nie spodziewały się, że człowiek może je zranić. Choć Franiciszka wiedziała już, że nie mają złożonych umysłów. Same w sobie jeżeli nawet były demonami, to zupełnie nieznacznymi. Były raczej jak posłuszne psy.

Witold również żarliwie się modlił. Z jego dłoni buchnął żar. Cień najbliżej niego rozpłynął się. Tak samo jak się pojawił. Bez jęku. Bez żadnego dźwięku.

Gerge zamachnął się swoim ostrzem, które z kolei przeszyło inny cień nie robiąc mu żadnej krzywdy.

Franciszka zaś wraz z kolejnymi chwilami doznawała boskiej łaski. Pan odsłaniał przed nią tajniki umysłów trzech pozostałych istot. Miały szpiegować. Wezwał ich Enrique Auditore. Potężny mistyk, który wyrwał ich z otchłani i spętał. Miał pomocnika. Rycerza, który przyjmował formę mgły lub rogatego demona. Obu zależało na tym samym. Na znalezieniu Starszego. Tak o nim mówili. Starszy. Stary. Pradawny. To on wzbudzał ich strach. Ale cienie nigdy nie zetknęły się ze Starszym. Starszy miał natomiast sługę. Kultystę. To jego ruchy śledzono z największą starannością. Tytułowano go Żercą. Mistykiem żywiołów. Kałdunem. Nosił płaszcz z kruczych piór.

Anna widząc, że ciosy Gerge nic nie robią duchom modliła się dalej prosząc o opiekę i wsparcie Pana.
Wenecjanka odruchowo spojrzała na Annę. Zaraz jednak wróciła do obserwacji otoczenia, aby w razie ataku uniknąć szponów tych małych istot.
- To szpiedzy. Coś odcięło ich od pustki do której chcą wrócić. Boją się. Boją się jak zwierzęta pozbawione schronienia.
Potem machnęła ręką i krzyknęła jakby rzeczywiście odpędzała psa
- Uciekajcie stąd! Precz! Odejdziecie z tego świata, gdy już skończymy. Nic tu po was.

Istoty cofnęły się o kilka kroków. Coś nadal sprawiało im ból, ale nie były to ciosy miecza. Słowa Franciszki? Czy też modlitwa Anny?

Trudno było teraz tego dochodzić, ale suma tych efektów była skuteczna. Gdy Witold uniósł dłonie otoczone płomieniami cienie czmychnęły.
Anna odetchnęła, chwyciła za dłoń Gerge.
- Szybko, musimy znaleźć wampira. - Pociągnęła mężczyznę ruszając w kierunku, w którym udał się Walter.

Cała piątka wiedząc, że trafili na ślepe zaułki ruszyła w stronę jaką podążali Eberhard i Walter. Po kilkunastu metrach natrafili na schody, które skręcały gwałtownie w lewo. Dalej w głąb był wampir. Franciszka czuła to, tak jak czuła nieprzyjemne dreszcze. Pierwszy szedł Witold. Jego dłonie już nie niosły płomieni. Pozostało przyjemne jasne światło.

Za nim szły dziewczyny i Gerge. Pochód zamykał Hugin.

Dźwięk szczekającej broni nie pozostawiał złudzeń. Inkwizytorzy natrafili na ostatniego obrońcę.

W korytarzu leżała pochodnia, a za nią toczyła się walka. Płonący miecz Eberharda odbijał się parowany. Wokół rozbryzgiwały się iskry niczym w kuźni. Przeciwnik miał szeroką tarczę i wielki jednoręczny topór. W cieniu próżno było dojrzeć jego oblicze. I wtedy na oczach wchodzących wyprowadził potężny cios. Cios, który złamał stylisko młota Waltera i szedł w dół. W głąb jego ciała. Ostrze przechodziło przez zbroję z łatwością, z jaką mogłoby wbijać się w masło. Tak w praktyce wyglądała legenda o nadludzkiej sile ludzi pijących wampirza krew.

Eberhard nie próżnował, wbił swoje ostrze w brzuch szarżującego Ghula. Nagle gdy płomień miecza zgasł we wnętrznościach mężczyzny w korytarzu zrobiło się ciemniej. Ciało Waltera osuwało się przy akompaniamencie nieludzkiego wręcz ryku.

Ale coś… coś stało się z jego ciałem. Coś trudnego do zrozumienia. Połamany młot opadł obok pochodni, a olbrzym w zbroi, z toporem rozdzielającym jego ciało rzucił się niczym berserker.

W cieniu zniknął Walter i Ghul. Wraz z tym drugim zniknęła broń Eberharda, który teraz obejrzał się za siebie widząc ruszającą im na pomoc grupę.
Anna ruszyła biegiem w kierunku Waltera. Musiała mu pomóc… był ranny. A niedawno postawiła go na nogi.
Wenecjanka poruszała się ostrożniej. Wolała nie oglądać widoku krwawiących ciał. Skupiła się na tym gdzie wyczuwała miejsce mocy.
Miejsce mocy nie drgnęło. Zdawało się być coraz bliżej. Tyle tylko, że jedyna droga do niego zdawała się prowadzić korytarzem w którym toczyła się walka.

Gerge pochwycił dłoń Anny, gdy ta wyrwała się przed nich.
- Nie! Czekaj. Tam nic nie widać.

Z korytarza dobiegał ryk. Nieludzki. Trzaski i zgrzyty gdy zbroja jednego z walczących tarła o ścianę. Walka się nie skończyła. Ona wręcz rozgorzała na nowo. Ghul zdał się być niczym zwierze. Dźwięki jakie wszyscy słyszeli kojarzyły się z szarpaniem mięsa przez głodnego psa.

Eberhard zrobił kilka kroków w tył. Pozbawiony miecza był bezbronny. Na czoło ruszył Witold, a jedna z jego dłoni zaczęła świecić mocniej. Korytarz owszem ciągnął się jeszcze jakieś sześć, może siedem metrów od miejsca w którym toczyła się walka. Teraz było na nim wyraźnie widać rozciągniętą smugę krwi, jakby ciało Waltera było ciągnięte po posadzce przez ranionego ghula. Co więcej przy samym zakręcie chyba targnął ciałem paladyna ciskając nim o ścianę i pozostawiając na przeciwległym murze wielką krwawą plamę. Wszystko znikało za załomem prowadzącym tam, gdzie wedle wiedzy Franiciszki był wampir.

Anna obejrzała się z przerażeniem na Gerge.
- Szybko.. Musimy go uratować. - Spróbowała pociągnąć swego opiekuna w kierunku, w którym udał się ghul.
Inkwizytor nadal ją trzymał za rękę, ale tym razem ruszył razem z nią szybkim krokiem.

Francisca zmrużyła oczy o ile to było w ogóle możliwe w ciemności i ruszyła ostrożnie za Gerge i Anną.
Zakonnica rozglądała się nerwowo ściskając w dłoni ofiarowany jej świecący kamień i mając nadzieję, że on rozproszy mrok.

Zgodnie z nadziejami Anny mrok cofał się. Jej modlitwa odcieła dostęp cieniom z Otchłani do krypty.

Francisca poczuła coś dziwnego. Najpierw poczuła, że źródło mocy ghula drgnęło. Poruszyło się. Przeniosło się w przestrzeni. Najpierw o pół metra. Potem o kolejne pół metra. A potem zniknęło… niczym pękająca bańka z mydliny w czasie gorącej kąpieli.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-07-2020, 19:27   #436
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Pierwszą przyprowadzono kobietę. Nie była stara, ale widać było, że życie jej nie oszczędzało. Była chuda, a na twarzy miała szereg blizn po rozdrapywanym młodzieńczym trądziku czy innej przypadłości skórnej. Jej ciało było wręcz odstręczające gdyby rozpatrywać je w kategoriach jakimi demony kuszą mężczyzn. Bogumysł przez moment dojrzał uśmiech na licu kobiety, jednak wyraźnie gdy stanęła oko w oko z nim jej twarz spochmurniała. Pobielałe knykcie zaciśnięte na ubrudzonej szarej sukni dawały do zrozumienia, że kobietę przeszywał strach.
- Wyjdźmy na powietrze. Pospacerujemy, opowiesz mi o okolicy.
Kobieta była bardzo niepewna w obecności dostojnika. Ruszyła za nim robiąc małe kroczki. Często zerkała w ziemię.Zdążyli wykonać kilkanaście kroków wkoło plebanii, by Bogumysł przeszedł do meritum.
- Podobno nic nie pamiętasz ze swej ostatniej wizyty w majątku włodarza, prawda to? - Zapytał inkwizytor wprost licząc, że jej uczucia błyskawicznie objawią mu prawdę.

Plebania posiadała ogródek warzywny, który zdawał się być bardziej zadbany niż sam budynek. Gdy usłyszała pytanie to nagle się zatrzymała.
- Wasza miłość - zaczęła niepewnie niezaznajomiona z kościelnymi statusami mylnie tytułowała Bogumysła jak biskupa.
- Pracowałam tam. W domu. U pana Dalegora i pani Tosławy. Od wielu lat. Dobrzy to ludzie. Nigdy krzywdy z ich ręki nie doznałam. Jeno pan Dalegor inny niż jego brat.
Kobieta westchnęła ciężko.
- Nie wiem co się stało. Ocknęłam się w lesie. Koło południa. Trwało dwie godziny zanim dotarłam do traktu i zorientowałam się gdzie jestem. I wtedy ruszyłam do gospodarstwa. Tam mieszkałam przecież. Pamiętam, że dom wydał mi się opuszczony. Ostatnie co pamiętam, to że szłam w stronę głównych drzwi domostwa. Wiedziałam, że pani Tosława będzie zła. Było już po południu, a ja miałam tego dnia prać pościele. Było piękne słońce, a o nie jest tak trudno tego lata. A potem…
Spojrzała na młodego duchownego. W jej oczach był kompletny brak zrozumienia.
- Potem ocknęłam się w lesie. Miałam pokaleczone nogi i ręce. Jakbym biegła w chaszczach nie patrząc czy jest tam jakaś droga, czy nie.

Inkwizytor, bogatszy o wiedzę nabytą w ciągu ostatnich dni, rozumiał lub przynajmniej wiele się domyślał. Nie był niestety w stanie pomóc Bognie. Nie miał też wątpliwości, że zmuszając ją do odświeżenia sobie traumatycznych wspomnień nie mogła być nazwana pomocą.
Z jakiegoś jednak powodu ocknęła się poza majątkiem po raz pierwszy. Bogumysł ważył, by odpowiednio sformułować pytanie.
- Co było dalej?
Bogna wzruszyła ramionami.
- Ruszyłam do miasteczka. Mieszka tu moja siostra z mężem i z dziećmi. Przyszłam do nich żebrać o nocleg. Wiedziałam, że w posiadłości coś się stało. Ale coś nie chciało mnie już tam. Dwa dni później poszłam tam trzeci raz. Pamiętam, że widziałam dach posiadłości. A następne co pamiętam to siedziałam na trakcie do miasta i kołysałam się w przód i w tył. Zatrzymał się przy mnie kupiec podróżujący na wschód i pomógł wrócić do miasta. Więcej nie chciałam już próbować. Ludzie mówią, że Czarneccy przeklęci.

Kobieta nie miała w sobie żadnej winy, ale i wiedzy większej dzięki niej Bogumysł nie pozyskał. Stali na skraju plebanii. Kapłan widział dach połatany z jednej strony. Budynek był zaniedbany. Brakło w nim na stałe księdza. Ogródek za to był w doskonałym stanie, choć owoce z niego mizerne. Ciągłe deszcze wszystkim dały się we znaki.

Bogumysł zobaczył też, że jego przyboczny prowadzi krępego mężczyznę. Znaczyło to, że również Ścibora doprowadzono na przesłuchanie.

Sprawa nie wyglądała dobrze. Ludzie w mieście byli przekonani, że rodzinę Czarneckich należy ukarać. Byli przekonani, że dzieci w sierocińcu są częścią rodziny. Strach wyłączał ich myślenie. Najbliższe godziny mogły doprowadzić do masakry. Co, jeżeli przerażeni ludzie zdecydują się ruszyć na sierociniec? Albo na posiadłość Czarneckich? Jedna i druga perspektywa mogła zakończyć się szeregiem nikomu niepotrzebnych śmierci.
- Obawiam się, córko - rzekł Bogumysł Bognie na odchodne - że tych wspomnień czas nie wymaże. Idź z Bogiem, naśladuj Maryję, wzbraniaj się i odżegnaj ode przemocy.
Bogumysł wiedział, że musi wypytać Dalegora dokładnie o pierwszą przemianę w potwora. Oby tylko miał okazję usłyszeć odpowiedź, nim klątwa postąpi. Bo, że postąpi nie miał wątpliwości.

Mężczyźnie inkwizytor poświęcił nieco mniej czasu, nie przerywając mu, gdy zdawał swoją relację z pobytu w majątku.

Ścibor był starszym mężczyzną. W jego włosach nadal widać było brązowe pasma wśród siwizny. Był jednak ogolony, co świadczyło o dbałości o wygląd. Bogumysł zauważył, że brak mu dwóch palców u prawej ręki. Ubranie poprzecierane ze śladami błota, mchu i trawy. Możnaby uznać tego człowieka za łowczego, choć jakikolwiek brak nadania tytułów łowczych w okolicy świadczył o czymś zgoła innym. Ścibor był kłusownikiem. Jednak nie o przestrzeganiu książęcego prawa przyszło im dyskutować. Ścibor nie był w gospodarstwie Czarneckich, ale bardzo dokładnie wiedział gdzie ono się znajduje. Cóż, pewnie słudzy szlacheckiego rodu Czarneckich nie raz obatożyli Ścibora za kłusowanie.

W każdym razie Ścibor od kilkunastu dni słyszał w okolicy dworku wycie. Wilcze wycie. Wilki nawet mimo głodu się nie zapuszczały tak blisko posiadłości. W tej kwestii można było mu zaufać. Skóra z wilka pozwoliłaby mu przeżyć kilka dni. Może nawet dwa tygodnie gdyby ją dobrze wyprawił. Ścibor znał się na wilkach. Wiedział, że nie było ich normalnie w okolicy.
W końcu jak się okazało Ścibor postanowił ruszyć do posiadłości. Chytrus wykoncypował sobie, że skoro wilki tam są to najpewniej nie ma tam ludzi. I choćby nie wiadomo jak górnolotnie przedstawiał tę sprawę Bogumysłowi to nie trzeba było być intelektualistą, żeby domyślić się, że kłusownik pragnął wynieść kosztowności z gospodarstwa pod nieobecność gospodarzy.
Jednak nie dotarł do gospodarstwa. Zauważył ślady. Odciski łap dłuższe niż odległość od opuszków palców do łokcia dorosłego mężczyzny. Ścibor uciekł wiedzony troską o własne życie. Historia nie nosiła znamion kłamstwa poza drobnymi szczegółami, które miały wybielić osobę samego Ścibora.

Bogumysłowi dość było obcowania z autochtonami. Nie było żadnym novum, że ludzie, tak pospolici jak wysoko urodzeni, boją się potworów. Inkwizytor, mając ograniczone relacje Czarneckich oraz mieszkańców Suchodołu miał niewielki wybór.
Zdecydował podjąć próbę odczynienia uroku ciążącego na szlacheckiej rodzinie. Nie miał co prawda żadnej solidnej wiedzy o jej pochodzeniu ale był przekonany, że dla mieszkańców Suchodołu największym zagrożeniem są oni sami. Jeszcze tego samego wieczora podczas nabożeństwa Bogumysł rozkazał tłuszczy opuścić swe siedziby i udać się do Płocka. Świadomy tego, że jego decyzja powoduje kryzys żywnościowy i gospodarczy w innym miejscu oczyścił teren, na którym mógł dalej pracować nad rozwikłaniem klątwy.
 
Avitto jest offline  
Stary 16-07-2020, 10:11   #437
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię.
Przeklęty będziesz w mieście i przeklęty na polu.
Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 28, wersy 15 i 16
Suchodół, piątek, 5 sierpnia AD 1250. Wieczór.


Bogumysł odprawił mszę. Kościół był pełen. Wiele osób stało przed otwartymi drzwiami. Światło zachodzącego słońca jak często w takich momentach wpadało do bramy świątyni i oświetlało ołtarz. Przyjemne ciepło przebijało się przez tę zatęchłą atmosferę deszczowego lata.

W trakcie kazania Bogumysł powiedział to, co ciążyło mu na sercu. Rozkazał mając za sobą powagę instytucji Kościoła opuścić tym ludziom swe ziemie. Mówił z przekonaniem. Z charyzmą jakiej nie powstydziłby się wprawny kaznodzieja.

Jednak temat nie był łatwy. Tylko nieliczni spośród zebranych byli kiedykolwiek w Płocku. Ludzie nie nawykli do opuszczenia swych domów. Obejść. Mieli zostawić dobytek swojego życia, dlatego, że odziany w czerwień kapłan im tak kazał? I co potem? Ludzie utrzymywali się z pracy własnych rąk we własnych gospodarstwach. Jedli, bo ich kury znosiły jajka, a ich kozy dawały mleko. Mieli chleb, bo mielili mąkę ze zboża, które rosło na ich polach. Każąc im opuścić domy mógł równie dobrze kazać im odebrać swoje życie.

A jednak, kilka osób dało się przekonać. Zaraz po mszy ruszyli do siebie i zaczęli pakować swój dobytek.

W całym miasteczku po mszy panowało poruszenie. Ludzie zbierali się w mniejszych grupach. Coś omawiali. Bogumysł wrócił na plebanię. Potrzebował odczynić klątwę. W tym czasie na plebanię ktoś dostarczył jedzenie. Było skromne, ale inkwizytor wiedział, że trudno w obliczu obecnego kryzysu oczekiwać wystawnych obiadów.

Kosztował połcia baraniny czując jak słony smak wypełnia jego usta. Pan przypominał mu o krzyżu jaki nosił. Przypominał, że nie powinien czerpać przyjemności z jedzenia wtedy gdy wokół tyle dusz potrzebowało jego przewodnictwa.

- Panie, panie - do pomieszczenia wbiegł Gratkowski ze świty Bogumysła - ruszyli. Panie Ruszyli - był wyraźnie zdyszany. Oparł dłonie na kolanach i dyszał ciężko.

- Powiadają, że Czarneccy winni wszystkiemu i przez nich z ich domów chcesz ich wypędzić. Tedy wzięli widły, pochodnie i co tylko mieli pod ręką i ruszyli na winnicę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-07-2020, 23:07   #438
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Chodźmy - odparł Bogumysł odkładając posiłek na później.

Inkwizytor dawno nie czuł tak wiele. Mógł rozdzielić swoje emocje dla każdej osoby w tłumie, jaki mijał pędem by dostać się na czoło pochodu. Każda z tych osób zapewne poczuła by się przytłoczona.
- Ostatni raz wam rzeknę - krzyczał do ludzi z boków i od czoła, taranując niektórych konno, by móc przejechać.
- Na śmierć idziecie. Nic Was na tej ziemi nie czeka prócz śmierci bez grobu, bez błogosławieństwa!
Brzmiał karcąco, groźnie i ryzykował.

Gdy jednak tłuszcza minęła ostatnie opłotki, zostawił ją własnemu losowi. Zawrócił, dokończył kolację i udał się do sierocińca. Intuicja podpowiadała mu, że niski budynek skrywał niejedną tajemnicę i mógł wkrótce stać się groźniejszy niż oddział wojska.
 
Avitto jest offline  
Stary 03-08-2020, 23:37   #439
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Anna tymczasem dotarła za róg. Pierwsze co ujrzała to leżąca na klepisku noga. Wokół niej ciągnęła się masa szkarłatu. Dalej leżał miecz Eberharda skąpany we krwi. Wokół niego niczym pęknięta narośl rozlewała się zawartość wyrwanego jelita. Dalej leżała druga noga wyrwana wraz z kością biodrową. To do tego miejsca prowadził szlak z wijących się jelit. A jeszcze dalej, tam gdzie światło jeszcze nie zdążyło przebić mroku widać było wielki i włochaty kształt.

Zakonnica poczułą jak strach i rozpacz ściskają jej gardło. Czy.. czy to Walter? Czy.. już nie jest w stanie go ocalić? Na miękkich, drżących nogach ruszyła dalej.
Francisca cicho przesuwala się za siostrą. W całkowitej ciemności nie było widać że całkowicie zbladła. Ledwie omotla spojrzeniem podłogę i utkwiła wzrok w kształcie pod ścianą. Chwilę później juz wiedziala cos nowego.
- Czerpie moc z... młota Waltera. I... z katedry - to nie miało za wiele sensu, ale nie mieli czasu na filozoficzne dyskusje.

Witold wzniósł lewą dłoń, a światło spowiło tunel. Kształt natomiast oderwał się od posiłku i ukazał w pełnej krasie.


Istota swym cielskiem praktycznie wypełniała niewielki tunel. Z jej boku sterczał nadal wielki topór. W szponach trzymała resztki człowieka, najwyraźniej ghula z jakim przyszło im walczyć w ciemnym tunelu. Na ramieniu nadal miała część naramiennika noszonego przez Waltera. Trzymał się podobnie jak kuty napierśnik. Koszulka kolcza była rozerwana kompletnie i tylko kilka jej ogniw zostało w okolicy ramion. Bestia miała kły dłuższe niż smukłe palce Francisci a zakrzywione szpony były niewiele krótsze niż mizerykordia Gerge.

Właśnie on teraz ścisnął mocniej dłoń Anny i pociągnął ją delikatnie do tyłu. Sam chciał ją ochronić, choć to wydawało się niemożliwe. W oczach potwora płonął szał.

Hugin przecisnął się obok nich opuszczając włócznię. Broń tak nieporęczną, jak tylko można sobie wyobrazić. W ciasnym tunelu, gdzie nie da się wygodnie iść dwójce ludzi ramię przy ramieniu miał tak naprawdę jedną szansę na trafienie, bo jeżeli tylko przeciwnik ją ominie, to Hugin nie będzie mieć żadnych szans na to, żeby ją w jakikolwiek sposób odwrócić.

Ale Hugin miał też coś wyjątkowego. Dzięki przezorności Eberharda na końcu drzewca światło emanujące z dłoni Witolda odbijało się w srebrnym ostrzu.

Wszyscy już teraz widzieli odmienioną postać towarzysza. A słowa Franicsci przypieczętowały wyrok. Młot z jakim się nie rozstawał. Katedra pełna świętych symboli, które tyle lat dawały mu siłę…

Ranna i rozwścieczona bestia była Walterem Weismuthem

- Nie zabijajcie go! - Anna skupiła wzrok na wilkołaku. Nie chciała by Walterowi stała się krzywda.. Służył Panu. Potrzebowali jego siły. Cicho zaczęła szeptać słowa modlitwy.
Francisca nie była wcale pewna polecenia Anny. Nie darzyła Waltera szczególną sympatią i uświadomiła sobie, że o ile jej jadłospis kończył się na bobrzym ogonie, to Waltera zdecydowanie nie. Przełknęła ślinę, a przed jej oczami zaczęły tańczyć niewielkie jaśniejące plamki. Ghul został zjedzony, ale gdzie był wampir? I czy Walter w swojej postaci był rzeczywiście mniej groźny od martwego szlachcica? To wszystko odwracało jej uwagę od wieczerzy. Zrobiła krok do tyłu i wyszeptała:
- Gdzie jest więc wampir?

Anna spojrzała na wilkołaka. Z jakiegoś powodu w jej głowie pojawiły się słowa Waltera sprzed kilku dni. Słowa o sile modlitwy potrafiącej utrzymać bestie w miejscu. Ale coś poszło nie tak. Bestia… Walter? Potężna istota patrzyła w oczy dziewczyny. Jej cielsko tarło o ściany gdy ruszyła wprost na nią. Anną targało zwątpienie. Po chwili ciężka łapa sięgnęła w stronę zakonnicy ze szponami wielkimi niczym sierpy.
- Wampir to teraz naprawdę nie jest zmartwienie - powiedział Gerge próbując zasłonić Annę własnym ciałem.

Jednak ona dotknęła futra potwora. Chciała go uspokoić. Oczy Waltera na moment zmętniały. Ale to był tylko moment. Wyostrzyły się, a potwór zaczął drugą łapą szarpać Annę.

Gerge wbił miecz w jego brzuch. Choć bestia chyba nie poczuła bólu. Raczej poczuła zainteresowanie osobą inkwizytora. Ciało Anny niczym szmaciana lalka poszybowało na ścianę, by po chwili opaść bez tchu.

Zakonnica odkaszlnęła podnosząc się z podłogi. Nie mogła pozwolić by Gerge się coś stało. Była ciekawa czemu Pan nie zatrzymał bestii… czyżby nie postąpiła słusznie? Przygryzła wargę wstając z klęczek. Zaczekała aż bestia obróci się do niej tyłem i ruszyła biegiem w kierunku bestii, chcąc jeszcze raz spróbować ją uspokoić.

Francisca była gotowa zgodzić się z Gerge, gdyby prowadzili teraz jakaś ciekawą rozmowę przy kolacji. Niestety to nie była kolacja, a przynajmniej nie ich. Nie rozumiała dlaczego siostra Anna tak bardzo chce dotknąć potwora, ale ktoś kto potrafi manipulować obecnością duchów, mógł również uspokajać potwory dotykiem. Miała przynajmniej taką nadzieję.
- Walter, bracie, uspokój się - krzyknęła zmieniając swoje miejsce tak, aby potwór ustawił się do Anny plecami.

Eberhard tylko wpatrywał się w bestię. Na moment ona też spojrzała na niego. Ułamek chwili. Mniej niż oddech. Niż bicie serca. A jednak coś zaszło. Wilkołak-Walter zamarł. Opadł na kolano i na pazurzaste dłonie. Nadal klęcząc był wyższy niż Franciszka, czy nawet Gerge. Ale wszyscy wiedzieli, że Czerwony Kapłan jakoś zatrzymał szaleńczy pęd bestii.

Stał prosto. Kłykcie pobielały mu na ściskanym w dłoni mieczu. Na wąsie pojawiła się maleńka stróżka krwi.

- Walterze już dobrze. Jestem tu - Eberhard ruszył w stronę swojego przyjaciela nie zważając na nikogo. Minął zszokowanych inkwizytorów a nawet delikatnym ruchem dłoni przesunął dzielnego Hugina. Który stanął przed Wilkołakiem gotowy bronić, za cenę być może nawet życia swoich braci. - To musiał być ogromny ciężar przez lata. - przemówił czule. Zbliżając się na wyciągnięcie ręki - Są bracia którzy niosą więcej niż inni. - położył Walterowi-Wilkołakowi rękę na ramieniu. Mistrz Eberhard sam posiadał stalową wolę, inaczej chyba nawet on nie zdecydowałby się na ten krok. Jeden cios Wilkołaka mógłby go teraz rozerwać na pół. - Musi być w tym boski plan. Przeżyłeś by móc dalej służyć naszej wierze. Gdyby nie ta przemiana tamten cios…. Byłby śmiertelny. - Eberhard okazywał wsparcie przyjacielowi. Jednocześnie wprost deklarował, że widzi w nim wciąż jedynie Inkwizytora i przyjaciela. Nie bestię.

Działania Eberharda rozbiły bestię. Można było pomyśleć, że wilkołak się uspokoił, ale on był jedynie ogłuszony. Jakimś cudem Czerwony Brat dokonał spustoszenia w jego umyśle. I najpewniej zginąłby rozszarpany. Jednak Anna w końcu włożyła dłoń między futro Waltera. Słowa modlitwy bezdźwięcznie przebiegły po linii jej ust.

I dopiero tym razem się udało. Bestia opadła, jakby nagle straciła czucie w nogach. Otarła się o Eberharda i padła do jego stóp. Z pyskiem tuż przy stopach Francisci. W podziemiu rozległ się skowyt. Ciało paladyna zaczęło wracać do znanego im kształtu. Większość jego rozerwanej kolczugi nie nadawała się do użycia. Odsłaniała jego plecy. Plecy przez które przebiegała szeroka blizna po toporze. Blizna, od lewego ramienia aż do biodra. Blizna po ranie, której nie mógł przeżyć człowiek. Łopatka przez którą biegła była wyraźnie wygięta. Zapadnięta. Ale nie to było problemem. Walter Weismuth, pobożny chrześcijanin, wierny sługa Pana Jezusa Chrystusa mniej niż modlitwę temu pożarł człowieka. Jak często do tej pory zdarzało mu się tracić kontrolę nad sobą tak bardzo?

Eberhard ukląkł co oprócz modlitw do pana nie zdarzało mu się prawie wcale. Podniósł głowę Waltera z posadzki i oparł ją na swoich kolanach. Wpatrywał się w Inkwizytora zmartwionym wzrokiem.
- Walterze jesteś… tu? - starał się powoli wybudzić towarzysza. Jednocześnie potrząsając jego klatkę piersiową.
Siwowłosy olbrzym uniósł się nieco i zwymiotował. W pomieszczeniu do zapachu krwi i rozszarpanych jelit doszedł kwaśny zapach wymiocin. Wymiocin pełnych ludzkiej krwi i kawałków mięsa.
Walter oparł się w końcu o jedną ze ścian. Anna, która pamiętała jak wyglądał po starciu z Ghulami germańskiego wampira od razu zorientowała, że teraz czuje się dużo gorzej. Francisce zdało się, że mężczyzna w ułamku sekundy postarzał się o dekady. Z niezwykle silnego męża w podeszłym wieku stał się karykaturą samego siebie. Pomarszczonym, bladym i zarzyganym starcem. Jego wzrok był mętny, jak u ludzi czekających na łożu śmierci, żeby pożegnać się z najbliższymi. Trudno było ocenić na ile jest świadomy, a na ile to czego dokonał wywołało w nim traumę.
Jedynie France przebiegło przez myśl, że będzie musiała wyczyścić buty przed spotkaniem z innymi wilkołakami tego wieczoru.
Anna przyklęknęła obok Weismutha delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Już dobrze.. Jesteś z nami… - Obejrzała się na resztę towarzyszy. - Nie mamy czasu na pytania.. Musimy odnaleźć wampira.
Francisca z trudem zbierała myśli i walczyła z tym, aby nie dołączyć do Watera w pozbywaniu się zawartości swojego żołądka. Wprawdzie nie zjadła człowieka, niemniej damie i tak nie wypadało, nawet jeśli nie przypominała damy i w zasadzie w ogóle ciężko było ją zobaczyć. Pozwoliła więc sobie tylko na jedno krótkie:
- Gdzie? - ruszyła by oglądać miejsce jego spoczynku, nie tyle po to, aby coś znaleźć, ale by zająć czymś swoje myśli i oderwać wzrok od tej całej masakry.

Korytarz prowadził dalej w głąb. W pewnym momencie w ścianach zaczynały się kolejne miejsca pochówku. Zamurowane groby z tabliczkami i wyciśniętymi w glinianych tabliczkach imionami. A dalej były kolejne schody w dół. I kolejny zakręt za którym coś mogło się czaić.

Francisca poczuła na ramieniu dotyk czyjejś dłoni.
- Musimy to dokończyć. Dla Klary i Fyodora. Oni nie chcieliby, żebyśmy się teraz wycofywali.
Witold starał się mówić spokojnie, ale głos mu się rwał. Franciska czuła jak gardło mu się ściskało. Czy przez to co działo się wokół, czy przez śmierć Klary, która nie była mu obojętna?

Gerge stał niemal wciśnięty w Annę. Wszyscy mieli w pamięci obraz potężnej bestii, która mogła rozerwać ich na strzępy. Bestii, która była członkiem Zakonu Krzyża Pańskiego z Akki. Jakże pokręcone bywały ścieżki wybrane przez Pana.

Eberhard mówił do Waltera starając się jak najbardziej uspokoić jego umysł. Wiedział o wilkołakach tyle, że ich ciało jest praktycznie nie do zabicia, natomiast jeżeli umysł Weismutha straci kontakt z rzeczywistością, to mogą nie opanować ponownie tej “maszyny do zabijania”

W końcu paladyn zaczął się podnosić.
Ich drogę na powierzchnię odcinały cieniste istoty. Nie atakowały. Szły za nimi patrząc z ciekawością. Weismuth je ignorował. Wziął w dłonie swój uświęcony młot i splunął na ziemię.
- Chodźmy. Mamy tu do zniszczenia bluźniercę, który kpi z powagi Kościoła.

Anna czuła potworne zmęczenie i ból na plecach po tym jak Walter rzucił nią o ścianę. Cieszyła się, że już wrócił do swej ludzkiej formy. Potrzebowali jego siły… wsparcia. Tylko jaka była szansa, że znów straci nad sobą panowanie? Czy jej starczy sił by go uspokoić?
- Tak… już czas. Chodźmy. - Wyszeptała zaciskając dłoń na krzyżu. Przesunęła spojrzeniem po swych towarzyszach. Tyle tajemnic, a oni tak bardzo potrzebowali swego wzajemnego wsparcia.
Wenecjanka wypuściła powietrze.
- Był chyba niedaleko, gdy jeszcze wyczuwałam jego obecność - poczym z pewną ulgą ruszyła, aby opuścić wreszcie to straszne pomieszczenie. Zapach kurzu i wilgoci wydał się jej jak woda kwiatowa, której używała przy specjalnych okazjach.
- Gdyby doszło do walki wyczekaj odpowiedniego momentu bracie. - powiedział Eberhard do Hugina. - Skoro włada cieniami łatwo może się ukrywać. Nie daj się wciągnąć w pułapkę. Ogień ma szansę go przestraszyć lub ogłupić.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 07-08-2020, 14:06   #440
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty.
Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę,
zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami.

Księga Wyjścia, rozdział 22, wersy 21-23

Bogumysł dotarł do sierocińca. Zapadla noc. Mieszkańcy miasteczka ruszyli na śmierć. Nie był to pierwszy raz gdy ludzie nie chcieli słuchać kogoś, kto wiedział jaka przyszłość ich czeka. Niczym Tejrezjasz czy Kasandra teraz Bogumsł wiedział co się stanie. Tam, w domu Czarneckich czekały na nich wilkołaki. Czy z urodzenia, czy na skutek klątwy, nie miało to znaczenia. Wilkołaki były w swoim domu. Chołota zaś ruszyła wprost na nie. Z widłami i pochodniami. Taką decyzję mógłby podjąć tylko ktoś, kto nie spotkał nigdy wilkołaka. Kto nie słyszał o tych bestiach.

Bogumysł odebrał szkolenia w Czerwonym Zakonie. Pamiętał jak wbijano im do głowy, że dorosły wilkołak bez problemu pokona piątkę zbrojnych. Zbrojnych… nie chłopów uprawiających rolę. Pan ich osądzi tej nocy. Trzeba będzie zorganizować dla nich pochówek. Ale na wszystko przyjdzie czas.

Drzwi sierocińca otworzyła kobieta, która mogłaby być matką Czerwonego Kapłana. Niska, szeroka w ramionach. W szarych szatach przewiązanych sznurem.

W dłoni trzymała miotłę z witek. Był to jej jedyny oręż przeciw zebranym woją i przewodzącemu im księdzu.

- Czego tu po nocach przychodzicie? Lubicie tak do samotnych kobiet z bronią?

- Panie - odezwał się nagle z tyłu Nieszyjka - Dobromir zniknął.

Niemal od razu Bogumysł doznał olśnienia.
Oto łowca potworów ruszył zabijać potwory. Widać mieszkańcy mieli jakiś ukryty mieszek z monetą, co by łowczy głodem nie przymierał.

- Nie ma tu tego Dobromira - rzekła kobieta z miotłą.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172