Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2020, 13:22   #441
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację

Zniknięcie Dobromira nie było dla inkwizytora zdziwieniem. Grzesznie oceniał w myślach, że śmierć Dalegora mogła wyjść okolicy tylko na lepsze - podobnie jak śmierć Dobromira samemu inkwizytorowi. Zbeształ się jednak po chwili za takie zakusy i postanowił wyspowiadać po powrocie do przełożonych.
Mimo to myśli wracały. Inkwizytor sam posłał zabójcę potworów między prostych ludzi, sprowokował zatem atak na Czarneckich. O ile klątwa ustąpi pod siłą modlitwy Dobromir, po dotarciu na dwór, nie stanie przeciw bestiom a zwykłym ludziom. Którzy, ku trwodze Bogumysła, nie mieli z zabójcą żadnych szans.

- Przychodzę w imieniu Świętego Oficjum. Wydaj mi bękarty Czarneckiego, wszystkie dzieci o kruczych, kręconych włosach. Ustaw ich naraz w rzędzie i prowadź do kościoła. Szlachetnie urodzeni zapewnią nam bezpieczeństwo od nocnych mar - zażądał Bogumysł od piastunki sierocińca.
Kobieta zmierzyła wzrokiem inkwizytora.
- Przysięgnijcie panie na Boga, że nie skrzywdzicie ich. To dzieci są. One niczemu nie są winne, nawet jak ojciec ich grzesznik.
- W kościele nic Wam nie grozi. Nie ma czasu do stracenia -
nalegał mężczyzna.

* * *

Chwilę później rozemocjonowana ale cicha dziatwa zgromadziła się w kościele. Możni zostali przed budynkiem świątyni na wszelką ewentualność. Bogumysł natomiast rozpoczął, zgodnie z zaleceniami swego mentora, czynić egzorcyzmy.
Na początek nakazał dzieciom się modlić.
Bogumysł zaczął wszystko tak jak go uczono. Najpierw prosta modlitwa o wstawiennictwo świętych, potem wyznanie grzechów, żeby stanąć do walki z czystym sercem. Wokół dochodził cichy szelest. Dzieci były dobrze wyuczone. Znały słowa modlitwy. Klęczały zawzięcie, nawet te ledwie kilkuletnie. Widać było, że w sierocińcu utrzymywana była żelazna dyscyplina i od najmłodszych lat uczono ich jak się modlić nienaganną łaciną.

I wtedy pojawił się problem. Wola Bogumysła trafiła w próżnię. Nie było żadnej istoty, która stawiałaby opór. Nie było żadnego demona, którego wolę mógłby złamać i którego mógłby wypędzić.
W dalszej części kościoła znajdowała się reszta dzieci. Nie było ich z kim zostawić. Teraz również one klęczały i odmawiały modlitwę. Bogumysł wiedział, że egzorcyzmem nic nie wskóra. Jedyne co znalazł to ślad plugawej magii na dzieciach. Wszystkie czarnowłose pociechy miały na sobie klątwę. Klątwa łączyła się z ich krwią.

- Spędzicie tu noc - oznajmił w końcu inkwizytor, przerywając modlitwę.
- Tylko tu będzie dziś dostatecznie bezpiecznie. Chroni Was powaga Kościoła. Gdy mieszkańcy wrócą do domów ich dusze będą odmienione złem, jakie właśnie czynią.

Zarzucając szatę mężczyzna wyszedł z budynku i poprosił wojowników, by podążyli za nim. W drodze do stajni zdradził im swoje zamiary.
- Te dzieci są z rodu Czarneckich. Przeklęte, wszystkie co do jednego. Nie godzi się rzucać szlachty Szatanowi na żer! Pojedziemy do dworu, gdzie zacznie się masakra. By pozbyć się klątwy z rodu Czarneckich, potrzebna nam będzie krew oraz coś, co rodzina skrywa przed oczyma Kościoła. Był może jest to amulet, posąg lub inny bałwan, którego przygarnęli pod swój dach. Na miejscu rozdzielę zadania między dwie grupy. Rychło!

* * *

Zmierzali prędko w kierunku dworu, klepiąc w końskie zady nahajkami. Przystanęli, gdy na horyzoncie objawiła się łuna, pochodząca z pożaru. Unosiła się nad miejscem, w którym stała stodoła.
- Acani, do mnie proszę! Tłuszcza gwałt na grzesznej szlachcie czyni. Każdym Inkwizycja karę wymierzy wedle ich winy. Choć Czarneccy przeklęci i heretycy - kara ich nie minie. Wieśniacy za to rekę na swego pana podnoszący również kary spodziewać się muszą.
- Szyna, Drogomir, Radzic i Poraj ruszycie szykać Dobromira. On zdrady się dopuścił i pomagać mu nie należy. Poszukiwał będzie wilkołaka, ale który z nich obronną reką ze starcia wyjdzie nie sposób przewidzieć. Gdy walczyć skończą, zabijecie żywego. Wilkołaka, bo jako człowiek grzeszył przeciw Panu naszemu i własnej małżonce abo Dobromira, który za podżeganie i powstanie ludu winien zgodnie z prawem na hak zostać nabity.
Ja z panem Hochburgiem do wnętrza domu ruszymy, by dowody przeciw Panu znaleźć. Spotkamy się około bramy na podwórze, gdy sprawy się dokonają.
Gdybym poległ, nieście wiadomość do kapituły do Płocka. Tako i jak wam obiecuję. Za Chrystusa! -
Zakrzyknął i obrócił konia ku pożodze.
 
Avitto jest offline  
Stary 01-09-2020, 13:54   #442
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
I rozgniewały się narody,
a nadszedł Twój gniew
i pora na umarłych, aby zostali osądzeni,
i aby dać zapłatę sługom Twym prorokom
i świętym,
i tym, co się boją Twojego imienia,
małym i wielkim,
i aby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię.

Apokalipsa św. Jana. Rozdział 11, wers 18.
Na dworze Czareckich płonęła stodoła. Światło z pokrytego strzechą dachu oświetlało sceny niczym z wizji Armagedonu. Wokół wioski leżały rozrzucone kończyny i ciała. Wokół unosił się zapach truchła i fekaliów. Ludzie, których Bogumysł widział na mszy jeszcze kilka godzin wcześniej teraz leżeli porozrzucani niczym nikomu niepotrzebne stare szmaciane lalki. Ich krew wpijała ziemia.

Nikt nie ratował stodoły. Zaczął padać deszcz, więc w końcu zgaśnie. Pod domem stało siedem kudłatych postaci. Bogumysł poczuł jak zrywają się ich konie. Były niespokojne. Zresztą nie tylko konie. Wierni słudzy Bogumysła też byli przerażeni. Wilkołaki były przerażające. A wilkołaki, które nadal na sobie miały krew ludzi, stąpające po ziemi usłanej trupami tak rozszarpanymi, że nie sposób było dopasować kończyn do korpusów były jeszcze bardziej przerażające.

- Ksieże! - ryk rozdarł nocne niebo. Dalegor rozpoznał Bogumysła bez pudła.
- Czego tu… ?

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-09-2020, 11:41   #443
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna oddychała ciężko podążając piwnicami. Zmęczenie zaczynało się jej dawać we znaki, na szczęście z każdym krokiem coraz bardziej przyzwyczajała się do bólu na plecach.Była ciekawa na ile jeszcze starczy jej sił. Czy przetrwa tą próbę.

Szli dalej nie zatrzymywani. Korytarz był prosty. Pozbawiony pochodni. Po kilku krokach natrafili na kolejne zejście. Tym razem jedynie trzy stopnie, bez zbędnych zakrętów. Po kolejnych kilku metrach dotarli do pomieszczenia wyłożonego marmurem. Na środku znajdowało się coś w rodzaju pomnika, czy płyty nagrobnej. Gładki czarny kamień miał w sobie coś z grobowca. Był delikatnie pochylony, a u szczytu miał sporej wielkości krzyż. Czerń marmuru połyskiwała. Jakiś mistrz musiał poświęcić wiele godzin, żeby doprowadzić go do takiego stanu. Kunsztowna kamieniarska robota. Pomieszczenie praktycznie łączyło się z korytarzem, który biegł dalej. Francisca miała nieodparte wrażenie, że to w tym miejscu czuła obecność źródła mocy.

Teraz zdawało się, że nikogo nie ma na miejscu.

Eberhard nie był tu przewodnikiem. W tunelach polegali na zmysłach siostry Franceski. Która Inkwizytor obdarzył pytającym spojrzeniem. Czerwony brat zwrócił się również do Witolda.
- Czy będzie nam w stanie pomóc? Czeka nas teraz ciężka próba. - kogokolwiek miał na myśli Eberhard. Można było odnieść wrażenie, że mówi o kimś kogo zna.

Anna rozglądała się z niepokojem po pomieszczeniu, nasłuchując najmniejszego szmeru. Szukała miejsca, w którym mógłby skryć się wampir.

Włoszce nie umknęły słowa mistrza, niemniej postanowiła się skupić na tym co teraz mieli do wykonania. Wreszcie znaleźli się w miejscu, które nie ociekało krwią. Przynajmniej na razie.
- W tym miejscu, wydaje mi się. Wygląda okazale - po czym zrobiła krok w tył oglądając uważnie otoczenie.

Pomieszczenie było wyraźnie puste. Ktokolwiek przebywał tu za dnia, teraz opuścił to miejsce. Nie było też tu niczego osobistego, co mogłoby naprowadzić zebranych na tożsamość istoty. Uwagę Franciski przykuła gładź płyty marmurowej. Może i wyglądała jak łóżko, ale z pewnością była twarda i niewygodna.

Anna nie znalazła żadnych tajnych przejść, czy skrytek. Tak przynajmniej wydawać jej się mogło po tym jak pierwszy raz obeszła pomieszczenie. Jednak gdy spojrzała na Gergego to zauważyła, że płomień jego pochodni drżał przy ścianie w najdalszej części pomieszczenia.

- Poszedł stąd. Poszedł dalej tym tunelem - powiedział Witold.

Walter sapał ciężko wspierając się na ramieniu Hugina. Anna podeszła powoli do marmurowej płyty i położyła na niej dłoń.

- Chyba powinniśmy ruszyć dalej. - Odezwała się szeptem po czym poprosiła Pana o dar widzenia.

Z czarnej płyty rozlała się ciemność. Przez moment Anna myślała, że całe światło zgasło. Albo, że straciła wzrok.

Dopiero potem pojawiło się niewielkie błękitne światło. Jakaś dziwna warjacja na temat ognia, która przecież ogniem nie była. W tym świetle widziała sylwetki. Kilka. Albo kilkanaście.

Wysokie postaci odziane w czerń radziły nad czyimś losem. Nad jego losem...

A potem podróż. Daleka podróż. Te cieniste sylwetki go wysłały? Wygnały?

Cytat:
Rzeka.
Rzeka krwi.
Ta którą pamiętała z pierwszej wizji. Przybył tu. Jak oni. I wtedy z rzeki wylała się krew. Zaczęła zalewać ulice Płocka. Płynęła wprost na katedrę. Annie kręciło się w głowie. Żaden płyn nie powinien płynąć na wzgórze. Tymczasem tutaj gęsta czerwona krew płynęła pod górę. Dopływała do katedry, gdy wokół budynku pojawiłą się ciemność. Ciemność tak gęsta, że niemal namacalna. Ciemność opierajaca się krwi.

I on.
Przy ołtarzu. Stojący nad wyjściem podziemnego korytarza. Korytarza który prowadził do...
Wizja zniknęła a Anna poczuła jak powietrze ucieka jej z płuc. Jakby nagle zalała je woda. Łapała każdy haust powietrza jakby zaczęła walczyć o życie. Wiedziała już dokąd prowadził korytarz przechodzący obok tego pomieszczenia. Wiedziała gdzie jest teraz ten, który zwykł spędzać dnie na tym marmurze.
Anna opadła na kolana i zwymiotowała u stóp marmurowej płyty. Czy to ta rzeka krwi ja tu przyprowadziła? Ten wampir.
- Wy.. wyjście jest w katedrze. - Powiedziała zduszonym głosem nim targnęły nią torsje.
Eberhard cierpliwie czekał aż Anna dojdzie do siebie. Musiała mieć siłę iść nim ruszą dalej.
- Wiesz gdzie jest wampir uciekł do katedry? Tędy... - wskazał korytarz jakim jeszcze nie podążali. - Wiesz co jest za tą ścianą? - Czerwony brat wskazał pomieszczenie którego otwarcie mogło im pomóc ale zajęłoby cenny czas.
- Nnn… nie. Widziałam go tylko obok ołtarza katedry. - Anna oparła się o marmurową płytę, starając się uspokoić.

Francisca nie była zadowolona. Zapadała noc, a poszukiwania ciągle się przedłużały.
- Wampiry nie śpią jak ludzie? - zapytała wreszcie - Nie był ukryty w jakiś sposób przed wzrokiem tych, którzy tu wchodzili. No i nie powinien czegoś mieć przy sobie? Handlarz był raczej przywiązany do rzeczy materialnych.

- Miał strażnika
- powiedział nieśmiało Witold unoszący źródło światła. Spojrzał przy tym na Waltera, ale natychmiast cofnął swój wzrok. Widocznie głupio było mu przypominać, że paladyn właśnie zjadł owego strażnika.

- Wampiry tracą swoje człowieczeństwo z czasem. Handlarz nie musiał być stary. Może przeklęto go niedawno i miał ludzkie przyzwyczajenia. Ten tutaj może być stary. A jego rzeczy… - Gerge przerywając wypowiedź pomachał pochodnią. Płomień zafalował - mogą być za ścianą.

- Albo w dowolnym miejscu w katedrze jeśli ma do niej dostęp. - Anna odezwała się cicho. - Musimy go złapać… część.. Powinna chyba podążyć za nim, a pozostali udać się do katedry.

- Rozdzielanie się przed taką konfrontacją to fatalny pomysł. - Eberhard nie był przekonany do pomysłu rozdzielania się w najmniejszym stopniu. - Jeśli skacze przez cień nigdy go nie dogonimy. Katedra albo szukamy możliwości wejścia do tajemniczego pokoju. Wtedy jednak dziś wampira nie złapiemy. W nocy on zacznie polować na nas.

Wenecjanka zmarszczyła brwi. W ciemnościach mogła sobie na to pozwolić.
- W katetrze nie widziałam śladów niczego nietypowego. Może tu uda mi się dość dostrzec - i podeszła oglądając uważnie ścianę, którą wskazał Eberhard oraz jej otoczenie.
- Nie powinniśmy się rozdzielać - dodała z wahaniem - To jest potężna istota.
Dla Francisci wszystkie istoty były w zasadzie potężne.

Francisca miała z pewnością największe doświadczenie w kwestiach, jakie szlachetnym inkwizytorom nie przystoją. Jedną z owych kwestii były tajemne przejścia w starych weneckich posiadłościach. Zapadnie były najczęściej tak konstruowane, żeby średniego wzrostu człowiek musiał się pochylić. Symbolicznie wręcz przyklęknąć. Taki obraz samoumartwiania się w związku z grzechem jakiego ma się dopuścić. Bo ludzie ukrywali głównie swoje grzechy w tajnych przejściach.

I tym razem było podobnie. Trwało kilka minut zanim dziewczyna wyczuła pod palcami kamień idealnie żłobiony, żeby umieścić w nim trzy palce. Lita ściana poruszyła się i osunęła. Tylko kilka centymetrów. Ale gdzieś przy podłodze coś kliknęło. Ściana opadła na coś, co prawdopodobnie było jakąś formą równi pochyłej. Wystarczyło teraz ją jedynie pchnąć w bok, żeby wejści do pomieszczenia, które skrywała.

Jednocześnie po prawej stronie pojawiła się szczelina szeroka na dwa palce. Można było za nią chwycić i przesunąć ścianę. Można było też zerknąć.

Kobieta jakby chrząknęła, najpewniej ze względu na kurz, a potem zrobiła krok w tył nie dotykając ściany.

Anna przyglądała się temu zszokowana, pierwszy raz widziała by ściana poruszyła się.
- Pomóżcie Francisce.. Nie ma co zwlekać. - Odezwała się do towarzyszących im mężczyzn.

Mężczyźni zamarli, więc Francisca wyciągnęła sztylet i wepchnęła go w szczelinę. Pchając nim jak dźwignią ruszyła nieco ścianę. Chyba.
- We Włoszech mężczyźni wojują, a kobiety rodzą dzieci. W Cesarstwie i u Słowian jest może odwrotnie? - schowała sztylet rozczarowana wysiłkiem i odchodząc pół kroku zerknęła do środka pomieszczenia.

Walter nie odnotował tej uwagi. Był nieobecny po tym co miało miejsce chwilę temu. Gerge mimo prośby zakonnicy stał przy niej. Dopiero Witold pomógł Włoszce. Nie trwało to długo, gdy ich oczom ukazało się kolejne pomieszczenie. Większe niż to w którym byli. Na środku pomieszczenia znajdował się okrąg wyrysowany kredą. Wewnątrz okręgu szereg różnych znaków tworzył drugi okrąg. Po zewnętrznej stronie okręgu zaś, na całej jego długości znajdowały się napisane słowa po łacinie.

Z okręgiem sąsiadowały dwa niemal identycznie wyglądające przedmioty. Wysokie lustra, jakie można było znaleźć na dworach bogatych możnowładców. Jedno było pięknie wypolerowane i teraz odbijało światło pochodni i dłoni Witolda. Rama z hebanowego drewna była elegancko rzeźbiona. Przedstawiała zwijające się ze sobą ze sobą głowy węży, które pożerały swoje ogony. Oba lustra były identyczne pod względem rozmiaru, kształtu czy wzornictwa. Jednak powierzchnia luster była inna. Jedno odbijało wszystko idealnie. Drugie było czarne i matowe. To drugie lustro, które w zasadzie ciężko było nazwać lustrem miało w sobie przemożną siłę przyciągającą uwagę wszystkich.

Każdy z nich musiał się otrząsnąć, żeby oderwać wzrok od owego artefaktu. Francisca wyraźnie poczuła obecność demonicznej siły w tym miejscu. Kimkolwiek był ich wróg, to tutaj obcował z demonami.

Anna poczuła zimno na plecach.

W pomieszczeniu znajdowała się też półka z książkami, zgaszony świecznik oraz sekretarzyk.

Pod drugą ścianą były dwa duże stoły. Na jednym znajdowały się szklane naczynia i jakaś aparatura z której inkwizytorzy rozpoznali jedynie moździeż do mielenia ziół i składników alchemicznych. Na drugim stole były ułożone jakieś rzeczy, które ciężko było w ogóle zobaczyć w ciemności. Obok spoczywał na niewielkim podwyższeniu otwarty almanach.

Wenecjanka zmrużyła oczy.
- Były tutaj obecne demony. Pewnie to lustro służy tym praktykom.

- Witoldzie czy Archanioł jest w stanie nam pomóc?
- Eberhard zwrócił się do zakonnika. - Czy zniszczenie lustra jest bezpieczne? I czy jest w stanie powiedzieć do czego służy. - Czerwony brat uważał, że warto zasięgnąć porady tak potężnej istoty.

- Dajcie mi chwilę - powiedział Witold. Obszedł okręg. W końcu uklęknął nie przekraczając linii okręgu. Po czym przełknął ślinę.
- To może być okrąg ochrony. Eh, to nie wróży dobrze. Potrzebuję świece, albo coś co mogę podpalić.

Francisca za to odmówiła modlitwę w której zawierzyła Panu. Była bardzo skoncentrowana. Wiedziała, że Demon może gdzieś tutaj być. Że może na nich patrzeć. Może ich śledzić. Chciała się upewnić….

Jednak Pan milczał. Zamiast głębokiego przeświadczenia kobieta czuła pustkę. Anna poprosiła Pana by ją strzegł i podeszła do kręgu.
- Obawiam się… że świece są… ale w kaplicy. - Wskazała dłonią na znajdujące się nad nimi płyty kamienne. - mamy jednak pochodnie. Wskazała na trzymane przez mężczyzn źródła światła, sama rozglądając się po podziemnym pomieszczeniu.

Francisca również próbowała przypomnieć sobie, czy nie mijali po drodze jakichś miejsc ze świecami. Widzenie w ciemnościach nie sprzyja zabieraniu na drogę źródeł światła.
- Chodzi o pewien rytuał. Oczyszczenie. Z pochodniami może być różnie. Dobrze byłoby dowiedzieć się, czy istota została wezwana do końca. I gdzie się teraz znajduje - zaczął Witold.
- Ten krąg miał chronić maga, przed czymś z lustra. I chyba to coś jest na wolności.
- Świeczki były na grobach przy wejściu do katakumb
- Francisca zawiesiła głos, który zapewne miał coś sugerować. Na przykład to, że kobiety nie powinny samotnie spacerować po katakumbach.
- Ja pójdę - powiedział niskim głosem Walter i ruszył.
- Nie.. chyba nie powinniśmy się rozdzielać. - Anna zaniepokoiła się. Widziała istoty czające się w cieniach, wiedziała do jakiego stanu doprowadzono Waltera. - Proszę… spróbujmy najpierw z pochodnią.

Witold skinął głową. Sięgnął po małą sakiewkę przy pasku i wyjął z niej kredę. Odmówił kilka słów modlitwy i pobłogosławił ją znakiem krzyża. Następnie uklęknął poza kręgiem mając po lewej zwykłe lustro, a po prawej to dziwnie matowe.

- Spróbujcie te pochodnie tutaj i tutaj. Trzecie źródło światła potrzebuję na krawędzi kręgu - Witold wskazywał palcem, a Gerge próbował jak mógł ułożyć na podłodze pochodnie.

Anna i Eberhard natychmiast rozpoznali kabalistyczne symbole rysowane przez Witolda.

- Czy… jesteś pewien? Czy należy gasić ogień ogniem. - Anna wskazała na znajdujące się na ziemi symbole. - Tam, ktoś spróbował spętać demona.

Eberhard natomiast nie zareagował negatywnie.
- Niech robi swoje. Gdzieś tu może biegać demon, nie możemy wybrzydzać.
- Gdyby był blisko, chyba bym o tym wiedziała
- Francisca szepnęła niepewnie - Mam nadzieję, że wie on co robi - dodała już zupełnie cicho.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-09-2020, 21:24   #444
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Bo oto ciemność okrywa ziemię
i gęsty mrok spowija ludy,
a ponad tobą jaśnieje Pan,
i Jego chwała jawi się nad tobą.
Księga Izajasza, rozdział 60, wers 2
Podziemia płockiej katedry.

Najpierw poczuli dreszcz. Dziwny dreszcz przeszywający ich kręgosłupy. Poczuli gęsią skórkę zanim zerwał się wiatr. Wiatr przyszedł tak nagle i niespodziewanie jak tylko niespodziewany może być wiatr w podziemnym grobowcu. Płomienie pochodni falowały złowieszczo wróżąc szybkie zgaśnięcie.

Symbole na kręgu zdawały się tańczyć i przemieszczać. Francisca usłyszała jęk umarłych. Dusze zawodziły do niej z czarnego lustra. Były to jęki potępieńców. Tych cierpiących z braku Boga. Dziewczynie głowa pękała z bólu.

Jednak nie każdy z inkwizytorów był tak obdarowany jak Francisca. Każdy jednak wiedział, że coś jest nie tak.

Witold opadł na podłogę próbując drżącą dłonią poprawić „drzewo życia”. Krew ciekła mu z nosa. Anna zauważyła, że ciekła mu również z oczu.

Czarne lustro zafalowało. Niczym tafla wody trafiona kamieniem rzuconym z brzegu. Zupełnie wbrew prawom natury, które kazały by się rozlać każdej cieczy w takiej sytuacji.

Naturalnym była chęć ucieczki. Eberhard pierwszy spojrzał w stronę korytarza. I pierwszy ujrzał sylwetki wojowników jacy się tam pojawili. Zbrojni w okrągłe tarcze i krótkie miecze. Naliczył dziewięciu, ale przychodzili kolejni.

- To… to pułapka - powiedział łamiącym się głosem Witold.

Hugin szybko zwrócił włócznię w stronę zbrojnych. Walter chociaż ledwie trzymał się na nogach to ściskał pewnie swój młot.

Wśród stojących w ciemności zbrojnych ktoś się poruszał. Przepychał. W końcu wyszedł spomiędzy nich i powolnym krokiem wchodził w krąg światła. Światła drżały zmniejszając z każdą chwilą pole ich widzenia.

I wtedy wiatr ucichł.
Jęki umarłych zamilkły.

Z mroku wyłonił się Gunter i powiedział spokojnym tonem:
- Złóżcie broń. Nikt nie musi tej nocy trafić przed oblicze Pańskie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-10-2020, 12:14   #445
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post współtworzony przez MG i graczy

Podziemia płockiej katedry:

Eberhard wyszedł na przód do Guntera. Stanął tak, że Hugin był za jego plecami.
-Nie złożymy broni jesteśmy inkwizytorami. Dobrze wiesz co to oznacza. Możemy jednak porozmawiać. Z twoim panem przy zapewnieniu przez obie strony braku przemocy. Wnioskuję, że usilnie zabiegał o nasze wsparcie. Chciałbym lepiej zrozumieć w jakim celu. Co prawda liczyłem na bardziej jednostronną rozmowę stąd nasza wizyta. - Eberharda grupa zbrojnych niepokoiła ale nie przerażała.

Wenecjanka przysunęła się do Anny i gdy mistrz przemawiał szepnęła.
- Wojownicy to duchy. To co chroniło katakumby musiało zniknąć.

Gunter zrobił kolejny krok do przodu. Eberhard wyraźnie widział teraz, że całe jego oczy zaszły cieniem. Nie było tam białek i tęczówki jak u człowieka. Był jedynie mrok. Gunter złożył dłonie przed sobą w piramidkę.
- Drogi Inkwizytorze - w tym tytule było coś z drwiny - Złożenie przez was broni nie jest częścią negocjacji. Odprawiliśmy ludzi z kaplicy. Są bezpieczni. Nie to co wasz mistyk.
I znów ślad drwiny w głosie Guntera. Cała postawa biskupa się zmieniła. Poza oczami była jakaś niespotykana dotąd pewność w jego głosie. Był wyprostowany a jego ciało dotąd zdające się grubym, teraz wydawało się potężne.

Anna przytaknęła Wenecjance i odezwała się do niej szeptem gdy Gunter mówił. - Zaczyna.. Brakować mi sił.

Podczas słów swoich i Guntera, Eberhard jedną rękę trzymał za plecami. Tak by wszyscy Inkwizytorzy go widzieli. Pokazał palcem w stronę lustra i zacisnął pięść. Interpretację zostawiając towarzyszom. Jak również wybór czy przekazu wysłuchać.
Francisce dudniły w głowie jęki potępionych dusz. To miejsce pozwalało przyzywać istoty z piekła. Najpewniej te które otaczały teraz biskupa i tą która siedziała teraz w jego wnętrzu. Nie dało się chyba utrzymywać tylu piekielnych istot naraz lub takiej mocy bez stałego kontaktu z piekłem. Rzuciła okiem na Witolda by sprawdzić czy skończył to co robił.

Stan Inkwizytora pozostawiał wiele do życzenia. Cierpiał. Jęczał z bólu. Klęczał przed kręgiem na wymalowanym kabalistycznym drzewie z głową i dłońmi wewnątrz kręgu. Miał wyraźny problem z oddychaniem.

Kobieta, ruszyła powoli za plecami Eberharda w kierunku luster obserwując Guntera.

- Zanim podejmiecie głupie kroki - zaczął Gunter - wiedzcie, że Płock przyciągnął na siebie okropną siłę. Siłę o potędze jaka nigdy nie powinna przypaść w udziale żadnej ziemskiej istocie. Obawiam się, że nasz wspólny wróg dysponuje potęgą godna króla Salomona. Choć pewny jestem, iż nie pochodzi ona od Boga. A za wami jest pułapka, której mieliśmy użyć do uwięzienia demona.

Francisca zatrzymała się, a w zasadzie zrobiła pół kroku w kierunku Guntera.
- I dlatego przychodzicie do Inkwizycji w obstawie innych sług? Pan mówił, aby zło złem zwyciężać? I jak w pokonaniu tej okropnej siły pomoże rozbrojenie Inkwizycji? - twarz Francisci pogrążona w ciemnościach wyrażała autentyczne zaniepokojenie pomieszane z ciekawością.

- Gunterze… - Anna odezwała się z trudem swym cichym głosem. - Czy wiesz, że jeśli coś się nam stanie, przyjdzie ci spłonąć? Jest tu nas kilkoro… lecz listy znalazły mnie w poza granicami naszego kraju.. Przybędą tu kolejni. Czy jesteś pewien, że twój Pan cię przed tym ochroni?

- Przybędą? By uczcić chwalebną śmierć inkwizytorów, którzy pokonali zło na naszych ziemiach? Możemy sobie pomóc. Ludziom nie dzieje się tu krzywda. Przynajmniej nie działa, póki nie powstał Pradawny.
- Gunter stał bez ruchu.

- Co proponujecie i czym jest to coś?- wskazał na lustra. - To demoniczne przedmioty. - podkreślił ich przerażające pochodzenie - Na znak dobrej woli pomóż Witoldowi… sam. - podkreślił brak obecności strażników jeszcze bliżej nich.

- Waszemu Witoldowi nie powinno się nic dziać. Chyba, że jest pod wpływem istoty, która do tego świata nie należy. Gdy zrobi krok do wnętrza kręgu, to lustra wyrwą z niego tę istotę i pozwolą ją uwięzić. Czy takiej pomocy oczekujesz mistrzu?
- Gunter był naprawdę spokojny. Czuł się panem tej sytuacji. Nie zrobiło na nim wrażenia nic z tego co rzekły kobiety.

Tymczasem Gerge natychmiast po słowach biskupa podszedł do Witolda i zaczął go odciągać od kręgu. Wszak jego Anioł z pewnością nie pochodził z tego świata.

- Gunterze…. Miałam tu założyć ośrodek inkwizycji… coś takiego jak śmierć w chwale w ogóle nie będzie na moich zwierzchników satysfakcjonujące. - Anna odpowiadała spokojnie, skupiając się na tym by stać pewnie na nogach. - Ale… też nie chodzi tu o to by by pokazać kto jakie ma kłopoty. Czy tu pragniesz z nami rozmawiać?

- Jeżeli złożycie broń, możemy ruszyć na spotkanie z nim
- tym razem Gunter pierwszy raz od początku spojrzał na Annę.
Eberhard czekał na słowa Anny. Choć zaciśnięta ręka na broni wskazywała, że składanie broni i łaska bądź niełaska obcego wampira nie są czymś co go przekona.
- Może na spotkanie z nim pójdzie jedno bądź dwójka z nas? Reszta poczeka tu pod bronią. To już i tak ryzykowny i kompromisowy pomysł. W razie kłopotów jednak nie jesteśmy bez szans. Lustro potrzebne w ich planie zniszczymy natomiast na pewno w razie konfrontacji.

Najwyższa władza kościelna w Płocku, będąca w służbie wampira, paktowała z Inkwizycją, aby pokonać jeszcze groźniejszą moc.
- To ty… - Francisca jakby otrząsnęła się odzyskując swoją zwyczajną grację - To ksiądz biskup nas tu ściągnął. Mieliśmy zostać sługami wampira i wspólnie pokonywać… zło? - ostatnie słowo zostało wypowiedziane z dużą lekkością.
Kobieta uczyniła krok do przodu wychodząc przed grupę.
- To był ten plan?

- Mogę się zgodzić na dwójkę z was. Pójdziecie ze mną
- biskup rozłożył ręce ukazując, że sam nie posiada żadnej broni.
- Reszta może tu zostać. Upraszam jednak, abyście nie niszczyli tego kręgu i luster.
Gunter przełknął ślinę.
- Nie wiem, czy uda się odtworzyć ten rytuał, a to może być nasza jedyna szansa.

W końcu Gunter spojrzał też na Franciscę.
- To co było wczoraj dziś traci na znaczeniu. Wezwał was Walter, bo w okolicy działo się coś złego. Bestie w lesie złożone z martwych zwierząt. Magia prastarych bogów. A teraz… teraz mój mistrz dostrzegł, że tamta siła sięga po demony z dna piekła. Któż idzie ze mną?

Wojownicy stojący w mroku wyraźnie się poruszyli. Przemieścili się pod ścianę, odsłaniając przejście w stronę z której przybyli. Przejście w stronę wnętrza katedry.

Francisca zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, a potem odwróciła się głowę w kierunku Anny i Eberharda. Na krótką chwilę. Westchnęła rozcierając palce.
- To miejsce jest dla mnie… nieprzyjemnie. Byłabym rada wyjść stąd jak najszybciej. Nie wiem, czy ktokolwiek chciałby tu pozostać… Wiemy o czym mówisz, ale to nie jest takie proste… Jako biskup... pewne rzeczy powinny, być dla Ciebie… zrozumiałe… ale rozwiązanie siłowe tego, tutaj… chyba nikomu w tym momencie na tym nie zależy - Francisca jeszcze raz obejrzała się do tyłu, starając się jednak nie tracić z oczu Guntera na dłużej niż uderzenie serca.

- Proponuję siebie i siostrę Anne jako najwyższych rangą. - wskazał osoby do rozmów brat Eberhard.

Anna obejrzała się na George. Nie chciała go.opuszczać ale nie chciała też osłabiać drużyny w kaplicy.
- Uczyńmy tak. - Powiedziała cicho. - Chodźmy Eberhardzie.

Eberhard odchodząc odwrócił się na chwilę do siostry Franczeski.
-Wrócimy jak najszybciej. Niech Siostra na wszystko ma baczenie.- jednocześnie skierował rękę w stronę oczu. Wskazując dwoma palcami na oczy w uniwersalnym geście obserwacji. Stał wtedy do Guntera plecami stąd widzieli to ponownie tylko Inkwizytorzy.

Francisca w uniwersalnym kobiecym geście obróciła się do niego plecami.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-10-2020, 11:28   #446
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synowie Boży udawali się, by stanąć przed Panem, że i szatan też poszedł z nimi.
Księga Hioba, rozdział 1, wers 6
Katedra

Nad płockim niebem pojawił się księżyc. Do pełni było jeszcze kilka nocy, ale sam księżyc był bardzo jasny. Pierwsza z nocy od dawna, gdy nie padało.

Eberhard zostawił swój miecz w dłoniach Waltera, wojownicy o ciałach z cienia rozstąpili się, robiąc Gunterowi miejsce.

Wyjście z katakumb prowadziło do zakrystii. Na podłodze leżał potężny kamienny blok, a obok był owinięty dywan. Zwykły człowiek nie mógłby otworzyć tego przejścia, chyba, że byłby niewiarygodnie silny. Wyszli z zakrystii i stanęli przy ołtarzu.

Wysoka postać stała przed ołtarzem patrząc na niego z zadartym podbródkiem.
Jego skóra wydawała się ciemna. Jakby miał za sobą upalne lato, w czasie którego nie schodził z pola w zenicie, a zamiast tego wystawiał się na słońce. Eberhard dobrze wiedział, że na południu żyją ludy o jeszcze ciemniejszej skórze, niż ten tutaj, toteż nie było to dlań dziwne. Ten osobnik wydawał się po prostu nadzwyczaj mocno opalony. Co z kolei nie przystoi osobom szlachetnie urodzonym.

Rozłożył szeroko dłonie w geście powitalnym. Był wysoki. Szczupły. Nie miał broni. Był ubrany na czarno, w pasie przepasany purpurą. Na jego widok biskup Gunter niemal odruchowo przyklęknął, jakby pochylał się przed najświętszym sakramentem.

- Witajcie. Nazywam się Enrique Auditore. Z krwi Włoch. Z wychowania Hiszpan. Z zamieszkania Polak. - Mówił powoli i z elegancją. Łaciną starej szkoły, śpiewnym głosem. Na jego palcu spoczywał sygnet biskupi, a jego oczy były kompletnie i nieludzko czarne.

- Gdzie reszta? - zapytał biskupa, a ten mimo tuszy jakby nagle zmalał do połowy swego rozmiaru.
- Reszta nie chciała złożyć broni. Są na dole. Wybacz - dla podkreślenia swoich słów ukłonił się jeszcze raz. Tymczasem Auditore go kompletnie zignorował i przemówił do Anny i Eberharda.

- Cóż, widocznie tak musi być. Znaleźliśmy się w impasie. Weszliście do mego domu. Grozicie mym sługom. Czas z tym skończyć. Czas wyłożyć karty na stół. Obawiam się, że coś przerażającego zagraża miastu. Coś, co nigdy nie powinno się wybudzić. Istota, która zatraciła swe człowieczeństwo i co gorsza sama uwierzyła, że jest bogiem. A lokalne ludy ją w tym utwierdzały. Czy słyszeliście o Trygławie? Słowiańskim bogu o trzech twarzach? Który widzi wszystko. Kontroluje niebo. Sprowadza deszcz i wiatr. Kontroluje ziemię i zwierzynę leśną. Kontroluje podziemia, a wraz z nimi piekielne demony i zaświaty, sprowadzając je na ten padół. I przez to, że sam uwierzył w to, że jest Bogiem powinniśmy go zgładzić. Czy mogę liczyć na waszą pomoc?

***

Tymczasem w podziemiach katedry Witold jęczał głośno. Wojownicy stali bez ruchu obserwując inkwizytorów. Ciało Witolda leżało nadal wystawiając nogi poza krąg. Jego korpus leżał w kręgu.

Walter podrapał się po głowie i powiedział:
- Chyba powinniśmy go wrzucić do środka, skoro to ma chronić przed demonami?

Z ust Witolda zaczęła wypływać piana.
- Pani Francisco? - Paladyn dopytywał Włoszki, która została w podziemiach.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 05-10-2020, 22:57   #447
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca spojrzała na Waltera chłodno.
- Gunter mówił, że to oddziela demona od człowieka. Jeśli go tam wepchniemy to anioł, z którym jest związany zostanie wciągnięty do otchłani. Skoro wcześniej radził sobie świetnie z tą istotą, to może nie ma go co pozbawiać tego daru? Wyciągnijmy go, jak najszybciej. Jeśli wyjdzie z tego, sam zdecyduje co dalej.

I ruszyła ostrożnie wyciągać Witolda z kręgu, tak jednak by jak najmniej uszkodzić znaki.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 24-10-2020, 18:43   #448
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Inkwizytor postąpił w kierunku wilkołaków nie dobywając broni.
- Ludzie się zbuntowali. Dlatego przyszli do Was. Byłem w sierocińcu i wiem, jak ocalić te dzieci.
Mówił powoli a zdania oddzielał pauzami.

W miarę kolejnych kroków widział wilkołaki coraz dokładniej. Dalegor nie wyszedł bez szwanku z pojedynku. Teraz Bogumysł widział już wyraźnie, że bestia trzymała się pod bokiem, a jego lewe ramię zwisało bezwładnie. W świetle księżyca widać było też, że jego sierść jest mokra i lepi się.

- Rrrr so terrraz? - Warknął przeklęty szlachcic.

Inne wilkołaki też były skąpane we krwi. Jeden był dotkliwie poparzony. Prawdopodobnie ktoś z napastników polał go palącym się olejem.

- Panie? - Zapytał szeptem podążający w krok za Bogumysłem Hochburg ze swoim szerokim ostrzem obnażonym nad polem bitwy.
- Podaj mi proszę łokieć bandaży z juk - poprosił krzyżaka nie spuszczając oczu z Dalegora, a gdy dostał tkaninę do ręki wyciągnął ją ku wilkołakowi.

- Przyłóż do rany, potrzebne jest nieco twojej krwi. Muszę też wejść do twego domu. Szukam przeklętego przedmiotu, który mógł skazić twój ród.
Bogumysł nabierał wprawy w powolnym mówieniu, choć bardzo się bał. Czuł, że struny głosowe mu drżą i musiał wybierać na mówienie te momenty, gdy rezonowały mniej.
- Moi towarzysze wyłapią tych, którzy ocaleli i zawrócą ich do domów - dodał, wpadłszy na spontaniczny pomysł.

Dalegor pochylił się i opadł na przednią łapę. Z jego boku pociekła krew. Ciągnąc za sobą lewą przednią łapę zaczął kuśtykać w stronę Bogumysła.

I wtedy zerwał się wiatr. Potężny huragan niemal. Inkwizytor czuł jak poderwane z podwórca ziarnka piasku chłoszczą go po twarzy. Dalegor zdawał się kompletnie nie wiedzieć co się dzieje. Cień spadł na niego z nocnego nieba niczym grom.

Inkwizytor, który stał najbliżej dojrzał dokładnie cóż się stało. Człek o kruczoczarnych włosach i płaszczu zdobionym piórami spadł z nieba i przebił bok wilkołaka włócznią. Rozległ się ryk bólu. Ostrze wystające z brzucha bestii było srebrne bez wątpienia. Huragan zagłuszał ryk. Podmuch wiatru rzucił Inkwizytora o ziemię, a mroczny cień włócznika poderwał się w niebo. Poderwał się wraz z potężnym cielskiem Dalegora.

- Zupełnie jakby tylko na to czekał - mówił Bogumysł podnosząc się z ziemi.
- Za nim! - Ryknął w końcu.
Czarownik swą bezczelnością całkowicie wyprowadził go z równowagi. Inkwizytor skupił się więc na tym, by nie stracić z oczu Dalegora, który choć martwy wciąż był odpowiednim źródłem składnika od rytuału.
Zamordowanie zdradliwego czarownika byłoby dodatkowym plusem w całej tej sytuacji.

Nagle rozległ się skowyt, ryki i ujadanie. Wilkołaki również nie były zadowolone z obrotu sprawy. Puściły się pędem w las ujadając. Również ludzie inkwizytora rzucili się w pogoń siadając na koń.

W drzwiach domostw stała jedynie siwiejąca wilkołaczka z bielmem na oku. Seniorka rodu. Zgarbiona. Za stara by puścić się biegiem z młodymi. Choć zawodziła głośno. Wszak już jednego syna straciła. Syna? A może wnuka? W tej formie Bogumysł nie był w stanie określić ile Tosława faktycznie miała lat.

Bogumysłowi wprawdzie podprowadzono konia, ale gdy tylko go dosiadł zdało mu się, że seniorka kiwnęła nań swą pazurzastą łapą w geście zaproszenia, po czym weszła do wnętrza dworku.*

Inkwizytor odpowiedział na wezwanie. Miał wyraźne problemy, by skłonić zwierzę do zbliżenia z wilkołakiem. W pół drogi zawiązał lejce na filarze wiaty i podszedł szybkim krokiem do seniorki.
- Co chcesz przekazać, Tosławo? Chcę pochwycić tego czarownika, żywego lub martwego.
- Dziecko - powiedziała charcząc. - On jest martwy od wieków. Związał się z mocami Żmija. Oddał życie swoje i swych bliskich by stać się czyniącym. Jest niewolnikiem, który myśli, że jest wolny.

Tosława powłóczyła nogami. Jej cielsko z trudem mieściło się w korytarzu.

- Moje dziatki go dogonią. Albo i nie dogonią. Może padną w walce. - Tosława zamyśliła się na moment.
- Dla wielu to chwała i honor zginąć w walce ze sługą Żmija. Zresztą, chyba nic się nie różnimy w tej sprawie. Wszak w Biblii również ostrzeżono was o smoku, który stanie do walki z Niewiastą. Nie mam wątpliwości, że to co moja rodzina zna pod mianem Żmija wy znacie jako biblijnego Smoka. Szatana.

Tosława mówiła powoli. Każde słowo było charknięciem. Każde słowo było problemem dla tej sędziwej wilkołaczki. Zwykła rozmowa była dla niej walką z wewnętrznym potworem.

- Odczyń tę klątwę. Pomóż mej rodzinie.

Inkwizytor nie mitrężył, widząc jej wysiłki.
- Potrzebna jest krew Waszego rodu - powiedział poważnie i powoli, by rozmówczyni go zrozumiała.
- Dalegora porwano, pozostali pobiegli za nim. Przywołaj tu którego z młodszych by złożył ofiarę do glinianej czarki.

Tosława miała jednak inny pomysł. Zagrażał on Bogumysłowi i wzdrygnął się on, gdy starucha odpowiedziała.
- Pognali za zdobyczą. Nie zawrócą - po czym sięgnęła po wbity w drewnianą, próchniejącą boazerię myśliwski nóż oraz leżące na ziemi naczynie po dawnej świecy. Chciała napełnić je własną krwią.
 
Avitto jest offline  
Stary 29-10-2020, 16:30   #449
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Anna przyglądała się wampirowi zmęczona, ale i zainteresowana. Chłodne powietrze w katedrze przyjemnie orzeźwiło jej umysł.
- Auditore. - Powiedziała cicho. - Wiesz kim jesteśmy i jakie jest nasze zadanie. Nie przybyliśmy tu zniszczyć jednej istoty podającej się za Boga… lecz by oczyścić Płock. Powiedz… czemu mielibyśmy ci pomóc?

Auditore przemówił spokojnie
- Nie bójcie się. Czyż ja jestem na miejscu Boga? Wy niegdyś knuliście zło przeciwko mnie, Bóg jednak zamierzył to jako dobro, żeby sprawić to, co jest dzisiaj, że przeżyli wielcy ludzie. Teraz więc nie bójcie się: będę żywił was i dzieci wasze.

- Auditore… ja pytam co stanie się gdy się nie zgodzimy. - Anna poczuła wyraźne obawy.. Dzieci… czy z jej .. relacji z Gerge… mogło być dziecko? Mogło tego była pewna, ale… czy było? - Czemu uważasz, że potrzebujemy pomocy by zająć się z tym co podaje się za Tryglawa?

- Skoro siostra Anna zapytała co się stanie gdy się nie zgodzimy. Powiedz mi dla odmiany co się stanie gdy się zgodzimy? Jak chcesz pokonać tak wszechmocną istotę i czemu nie wszedł jeszcze do Płocka? Skoro jest taki potężny czemu nie zniszczył Inkwizycji i Ciebie?

Auditore stał wyprostowany. Jego oczy bez białek były tak nieludzkie, że trudno było z nim rozmawiać. Nie było wiadomo na kogo kierował spojrzenie.

- Możecie próbować z nami walczyć. Może wam się uda wygrać. Rzucę na was cały Płock. Biskupa. Wszystkie sługi jego. I was zabijemy. Albo wy wybijecie wszystkich tych ludzi. A potem ich rodziny szukające zemsty. Albo oni was zabiją. Jeżeli jednak przetrwacie, to wtedy na gruzach miasta i na zwłokach niewinnych przyjdzie wam walczyć z istotą, którą lokalni ludzie wzięli za boga. Cóż potrafi? Nie wiem. Dlaczego nie wtargnął do miasta? Nie wiem. Może się nami wszystkimi bawi? Może zbiera sojuszników? Miał syna z własnej krwi w Mogilnie, ale udało się wam skutecznie pozbawić go życia. Poza tym byłem pewny, że pogłoski o kimś parajacym się magią są z nim związane. Liczyłem, że i tam pokrzyżujecie jego plany. Czy was wykorzystałem? Tak. Tak jak teraz liczę, że wasz towarzysz załatwi definitywnie sprawę Czarneckich.

Eberhard wysłuchał słów wampira.
- Nadal nie powiedziałeś co konkretnie proponujesz? Masz jakiś plan zniszczenia wampira z lasu. - Eberhard nie wchodził w szczegóły czy jest za czy przeciw. Nie słyszeli propozycji poza współpracą. Dla niego wampir z miasta musiał umrzeć pogrywał z nimi i był w mieście pełnym ludzi. Pytanie było tylko kiedy go zabić i czy nie potrzebują pomocy.

Anna zamilkła i spojrzała na górujący nad ołtarzem krzyż. Czy popełnili błąd? Czy powinni wchodzić w konszachty z dzieckiem z samego diabła? Nawet jeśli miało to na celu zwalczyć większe zło? Gerge… związał się z Demonem. Walter był Wilkołakiem… Fyodor dawnym sługą wampira. Czułą jak łzy zbierają się jej pod powiekami. W ciszy zaczęła się modlić o znak… o jakąkolwiek wskazówkę.

- On szykuje się na uderzenie. Chce sprowadzić do tego świata demony. Chce, żeby te demony zaatakowały miasto. Mają zabić was i mnie. Na początek pragnę się pozbyć zagrożenia. Trzeba wyłapać demony i sprowadzić do pułapki którą widzieliście. Dlatego jestem przynętą. Dlatego pułapka jest o krok od mego łoża.
Głowa wampira pochyliła się.
- Jednym z naczyń do jakiego wlano demona jest mój wierny sługa. Krzyżowiec. Zabrano go poprzedniej nocy. Nie muszę chyba mówić wam jakim niebezpieczeństwem może być wampir opętany przez demona, prawda? Gdy poradzimy sobie z tą niedogodnością przystąpimy do kontruderzenia.
- A my mamy w tym czasie? - Eberhard lubił słyszeć konkrety.

- Wy musielibyście znaleźć Rokitę i go tu sprowadzić. Wytropić pozostałe demony i je tu sprowadzić. A potem poprowadzicie kontrofensywę. - Wampir odpowiadał spokojnie, jakby tłumaczył dziecku, że słońce wstaje na wschodzie.

Anna podniosła wzrok na wampira.
- Czy to ty rządzisz szczurami, czy Tryglaw? - Spytała cicho. - Jaką możesz nam dać gwarancję, że to nie ty jesteś w nim w zmowie… Piotr.. Chciał nam pomóc w walce z nim.. Ty go kazałeś zabić. Czemu?

- Istota jaką nazywacie Piotrem była synem Trygława. Krwią z jego krwi. Co zaś do szczurów - Auditore się żachnął, jakby sama myśl o tych istotach napawała go obrzydzeniem. - Trygław kontroluje większość z nich. Są jego oczami. Choć wiem, że Również Rokita sięgał po ich pomoc, tam, gdzie ja nie mogłem wysłać mych sług.

Zakonnica przez dłuższą chwilę wpatrywała się w wampira bez słowa.
- Jaka jednak był szansa na to, że Piotr mógł nam pomóc, że znał słabe punkty swego ojca? Zaprzepaściłeś tą szansę mimo iż wiedziałeś jak wygląda sytuacja… Czemu więc uważasz, że twój plan się powiedzie? - Jej głos był oschły, nie ufała Auditore ani trochę, w przeciwieństwie do Piotra, na którego ich nasłał.

Eberhard który ani myślał współpracować z wampirem spojrzał wymownie na Annę. Miała rację to Auditore stał za zabójstwem Piotra. To on nasłał na niego Inkwizycję. Gdyby miał tak czyste intencje jak mówi nie zrobiłby tego. Anna wykładała jednak wszystkie karty na stół za dużo i za szybko zdaniem Inkwizytora. Jakby zapomniała, że muszą stąd jeszcze wyjść żywi. Auditori powinien zostać unicestwiony. Inkwizytorzy okazali się jednak za słabi by dokonać tego sami. Być może byli też za słabi by poradzić sobie z innymi zagrożeniami bez pomocy Auditori. Należało ustalić kolejność i wybrać mniejsze zło.

- Przydałaby się nam może nie zupełnie szczera bo każdy ma swoje tajemnice ale szczersza rozmowa. Dlaczego nasłałeś Inkwizycję na Piotra skoro nie był zagrożeniem? Chciałeś sprowokować Trygława? Nie wierzę też, że nie znasz przyczyny czemu Triglav nie wszedł do miasta i nie urwał ci głowy. Inaczej byłbyś przerażony i już dawno stąd uciekł. Miał powody choćby zabicie Piotra czy zajęcie miasta które pewnie może uznać za swoje. Coś go powstrzymuje chciałbym wiedzieć co to jest? - Eberhard cierpliwie obserwował wampira.

- Cóż z was za dziwni inkwizytorzy. Siedmiusetletni wampir nie jest zagrożeniem? Uczucia wobec nieznajomych miałby przełożyć nad miłość rodzicielską? Ziste widzię, że za bardzo zawierzyliście słowom Pana o miłowaniu się. Częściej winniście sięgać po Stary Testament. Ale nic to, dorośniecie lub zginiecie. Co zaś do Trygława, udało mi się ustalić, że mag mianujący się Żercą wybudził go w czasie przesilenia letniego. To całkiem niedawno. A tak stary wampir potrzebował czasu, żeby nabrać sił. Zebrać sojuszników. Ale nie mogę wykluczyć, że za miesiąc czy dwa przystąpi do ataku.

- Anno na jeden dzień zawieszenia broni, naradę i uczciwą odpowiedź chyba możemy przystać? - Eberhard zapytał całkiem szczerze.

- Tak… potrzebujemy to omówić z resztą. - Zakonnica przytaknęła ruchem głowy.

- Brzmi uczciwie. Przysięgnijcie na Wasze nieśmiertelne dusze, że do jutrzejszego zachodu słońca nie podejmiecie działań przeciwko mej osobie ani przeciwko moim sługom. Jutro po zachodzie będę czekać na was w katedrze. Z waszą decyzją.

Drzwi na końcu katedry otworzyły się. Biskup zaś wrócił do podziemi po resztę inkwizytorów.

- A czy też gotów jesteś przysiąc? - Anna spojrzała na wampira. - Czy gotów jesteś przysiąc na… - Zakonnica zawahała się. Bo czy wampiry mają duszę? Czy nie straciły jej stając się tym.. Tym czymś. - Na krew, którą pijesz, że nikomu przez tą dobę nie stanie się krzywda ani z rąk twoich, ani twoich sług?

- Przysięgnę na krew i mą egzystencję, że ni ja, ni słudzy moi nie poczynią żadnych działań przeciw wam. Do jutra, do zachodu słońca. Przysiegam w imieniu wszystkich za wyjątkiem Rokity. On najpewneij nie jest już w mej władzy, lecz Trygława.

- Dorze, więc i ja przysięgam. - Anna odpowiedziała spokojnie i spojrzała na Eberharda.

- I ja przysięgam - odpowiedział Eberhard bez zawahania.
 
Icarius jest offline  
Stary 06-11-2020, 20:37   #450
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
"Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.”
Ewangelia wg św. Łukasza 11, wersy 9-13
Po zachodzie słońca, Płock. Pod Katedrą.

Sytuacja była dynamiczna. Noc gęstniała, a deszcz znowu kropił mocząc ich ubrania.
Dwójka z nich, która jeszcze poprzedniej nocy debatowała nad utrzymaniem władzy w ich komórce teraz paktowała z wampirem.

Francisca odruchowo zagryzła wargi gdy zauważyła, że jest już tak późno. Koń czekał osiodłany. W końcu ona dla odmiany miała za chwilę paktować z wilkołakami.

Potężni inkwizytorzy nie odnieśli tej nocy spektakularnego zwycięstwa. Nie odnieśli żadnego zwycięstwa. Dowiedzieli się, że zagrażają im demony. I pradawny wampir, którego ludzie uznawali za bożka.

A w ich szeregach znalazł się Wilkołak. Wilkołak, który zjadł człowieka. Był też kabalista. Czarownik? Czy jego Anioł był tym czym miał być? Czyż pułapka na demony niemal nie zabiła ich towarzysza? A może Auditore kłamał?

Cały czas byli pod presją. Ale jeszcze nigdy pod tak dużą presją. Od tego jakie kroki podejmą miała zależeć przyszłość całego Płocka i regionu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172