Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2017, 00:30   #1
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
[DA: Inquisitor] W imię Boga (18+)

A gdy upłynęło siedem dni, wody potopu spadły na ziemię. W roku sześćsetnym życia Noego, w drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba; przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię.


Księga Rodzaju 7, 10–12


Siostra Anna

Krew sączyła się powoli. Spływała po wyszarzałej roślinności. Płynęła wprost z bezkszttałtnej masy ciał. Anna nie była w stanie określić ile osób tam leży. Czuła, że jej żołądek chce natychmiast wydalić z siebie wczorajsze suchary. Odruchowo zasłoniła usta i odwróciła wzrok. Skupiła się na tym dokąd płynęła owa krew.
Strumyk robił się coraz szerszy i szerszy. Aż w końcu przechodził w rwącą rzekę. Rzekę płynącą aż po horyzont. I właśnie tam dojrzała stojącą katedrę. Płock. Świadomość, że to jest cel jej podróży zdawała się ciążyć niczym kamień uwiązany do szyi. Wtedy poczuła, że zaczęło padać. Krew znaczyła jej skórę i szaty. Anna wydała z siebie jęk przerażenia, a wizja rozproszyła się niczym mrok w kontakcie z pochodnią.

Rzeczywiście padało. Sklecone naprędce obozowisko nie stanowiło wystarczającej ochrony przed deszczem. W podróży Anna przywykła do niewygody, jednak pierwszy raz obudził ją deszcz. Szybko zebrała swoje rzeczy i upchała je do sporej wielkości wora. Właśnie owijała się płaszczem, gdy podszedł do niej Gerge. Słońce dopiero wschodziło, ale chmury skutecznie je zasłaniały. Dodatkowo mokry kaptur mężczyzny nadawał mu wygląd raczej przydrożnego zabijaki niż towarzysza siostry zakonnej. Tylko jedna, jedyna rzecz ocieplała jego wizerunek. W lewej dłoni ściskał świeżo zerwany bukiecik polnych kwiatów.
- Wszystek dobre w dzień imienia - Głos miał niezwykle cichy, jakby nie nawykł do mówienia inaczej niż szeptem. Anna uczyła go polskiego przy każdej możliwej okazji, jednak język ten sprawiał mężczyźnie spore trudności. Zdarzało mu się pomijać istotne wyrazy w zdaniach.
- Południe w Płocku - rzekł a jego twarz rozpogodził szeroki uśmiech, tak niepasujący do deszczowego poranka w dniu świętej Anny.


Brat Fyodor


Ciepło było takie przyjemne. Na środku pokoju białowłosy mężczyzna leżał w bali wypełnionej gorącą wodą. Zmywał z siebie trudy podróży. Wprawdzie przybył na miejsce już w nocy, ale nie miał zamiaru kłopotać braci swoją osobą. Zamiast tego postanowił odwiedzić ich przy porannej modlitwie. Na krześle wisiała jego sfatygowana już czerwona szata. Był wdzięczny swoim braciom za zaufanie. Po tylu latach spędzonych w bibliotekach i różnych celach wreszcie powierzono mu samodzielną misję. Wreszcie żaden inny inkwizytor nie stał mu nad głową. W czasie gdy wycierał się zaczęło padać. Słyszał jak deszcz stuka o dach budynku
Z niemałym namaszczeniem założył swoją koszulę na gołe ciało. Lubił jej dotyk. Przypominała mu dawne czasy. Na koszulę i narzucił obszerną czerwoną szatę świadczącą o jego przynależności do kleru. Z jednej strony mogło dziwić, że Czerwony Brat wynajął pokój w karczmie. Z drugiej zaś Czerwony Zakon był znany z dziwnych działań. Wiadomym też było, że nikt z nich nie ślubował życia w ubóstwie.

Ścisnął mocniej swoją długą laskę, z którą nie rozstawał się w podróży i zszedł na śniadanie.
Karczma w której nocował była najlepszą w okolicy. Toteż nikogo nie dziwił fakt, że na trzech długich drewnianych stołach były rozłożone obrusy. Zajął miejsce najdalej wejścia, tak, żeby móc je obserwować. Dość szybko podeszła do niego pulchna kobieta proponując świeżą czerninę.
Żołądek Fyodora coś skręciło. Wschodnie specjały. Zupa z krwi. Bez wahania zapytał o coś innego, jednak kobieta już nie tak miłym głosem powiedziała, że nie ma nic innego. Bardzo nie chciał iść na spotkanie z Weismuthem głodny.

To co dostał nie przypominało zupy. W misce była świeża krew. Jej zapach uderzał nozdrza. Spojrzał w górę na karczmarkę. Ta jednak zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła poruszać palcami. Jak gdyby lepiła glinę. Gdy po chwili opuściła dłonie jej twarz ani ciało nie przypominały już kobiety.

- Wiktor! - wyrwało się z ust Fyodora. Wiedziony instynktem inkwizytor natychmiast sięgnąl po swoją broń. Ta stała jednak zbyt daleko. Wyciągnął się, z całych sił. Palce musnęły solidny kij, jednak ławka na której siedział przewróciła się. Oręż spadł trafiając go w głowę.
Zdezorientowany człowiek rozejrzał się.

Leżał na podłodze swojego wynajętego pokoju. Przed chwilą spadł z łóżka i tarzał się w swojej pościeli. Na głowie zaczynał tętnić siniak zdobyty w epickiej walce z własną laską. Na zewnątrz padało, a dzień zapowiadał się naprawdę paskudnie.


Michal


Obudził ją deszcz. Ogromne krople spadały za oknem. Młoda Cyganka cieszyła się, że nie śpi tej nocy razem z taborem. Tutaj było jej ciepło. Przyjemnie. Pod głową miała worek ziarna. Przykrywała się połacią płótna. Tylko gruby koc nadal przepuszczał zimno spod kamienistej posadzki klasztoru.

Poprzedniej nocy Tammas pomógł jej się przekraść do klasztoru. Widok kobiety, w dodatku jej stanu, odwiedzającej klasztor byłby wysoce niepożądany. Z drugiej strony ona sama ryzykowała stos. Wszak czarno-biali bracia nie wiedzieli, że służy świętej sprawie. Ale tu i teraz była bezpieczna.

Rozciągnęła się i niespiesznie otrzepała swój ubiór. Był dodatkową ochroną przed zimnem posadzki. Poza tym, gdyby przyszło jej nagle uciekać, wolała nie robić tego nago. Szybko uprzątnęła ślady po swoim pobycie w cellarium i powoli ruszyła na umówione miejsce spotkania z Walterem Weismuthem.

Nagle na jej drodze stanął wysoki szczupły zakonnik o zapadłych policzkach. Nie powinno go tu być, przecież wszyscy zbierali się na poranną modlitwę w oratorium. Mężczyzna był bardzo szczupły. Wręcz wysuszony. Na krużganku panował poranny półmrok. Michal przełknęła głośno ślinę. W oczach zakonnika zapłonęła żądza. Jednak gdy odsłonił przed nią swoje kły dziewczyna od razu wiedziała, że nie takiej żądzy spodziewała się po mężczyźnie. Musiała uciekać, żeby ratować swoje życie. Natychmiast rzuciła się krużgankiem w kierunku z jakiego przyszła. Biegła ile tylko miała sił w nogach. Jednak korytarz zdawał się nie kończyć. W końcu naparła na potężne drzwi na jego końcu. Z wielkim hukiem wdarła się do oratorium pełnego zakonników. Bracia jak na komendę wbili w Cygankę świdrujące spojrzenie. Musiała tylko krzyknąć, że ściga ją bestia. Tylko jedno słowo. Tyle wystarczyło, żeby uratowała swoją duszę i dusze tych nieszczęśników. Otworzyła usta i….

Jej serce biło jak oszalałe. Suknia, w której spała była przesiąknięta od potu. Cellarium wydawało się bezpieczne. Krużganek pusty. A jednak ruszając w stronę kapitularza wybrała tym razem dłuższą drogę prowadzącą przez dziedziniec i ogród zakonny. Deszcz był przyjemnie ciepły, jednak nie był w stanie ukoić targających nią dreszczy.


Franciska


Kobieta z obrzydzeniem patrzyła na szczura w kącie pokoju. Zwierzątko właśnie pałaszowało onuce męża Franciski. Nie była pewna czy bardziej brzydzi ją fakt dzielenia pokoju ze szczurem, czy myśl o przepoconych onucach. To nie miało tak wyglądać. Miał być bogatym weneckim kupcem. Mieli opływać w luksusach. Tymczasem jedyne do czego użyteczny okazał się jej mąż to wytargowanie pokoju. Tak… wytargował… pokój ze szczurami w najtańszej karczmie w okolicy. Ogłosił jej to jako sukces na miarę apartamentu przy królewskich komnatach na dworze króla Francji. Niby zamiast tego mogli nocować w stajni. Szczur nieustannie wpatrujący się w Franciskę coraz bardziej zdawał się wyrażać tezę: trza było brać stajnię.

Tymczasem kobieta ubrała obszerną suknię i ruszyła na ważne spotkanie. Mąż wiedział, że idzie się wyspowiadać do Dominikanów. Obiecała na siebie uważać. On zaś ma spotkać się z królem, księciem, czy kto tam teraz jest najważniejszy w okolicy i uczyni go bogatym.

Opuściła karczmę, ale wcale jej to nie poprawiło humoru. Ciepły letni deszczyk w czasie kilkukilometrowego marszu przemoczył jej elegancką suknię. Błoto z rozjeżdżonej wozami drogi obkleiło jej eleganckie, choć stare już pantofelki. Nie przejmowała się tym już tak bardzo. Myślała o listach jakie otrzymała. Wiedzieli, że żyje. Musiała się tym zająć. Musiała też rozwiązać kwestię poruszoną przez Brata H. I to wszystko udając, że prośba Weismutha sprowadziła ją do Płocka.

Tak rozmyślając dotarła wreszcie do opactwa Dominikanów. Gdy w ogromnej bramie otworzyła się szpara ukazująca oczy jednego z braci. Najwidoczniej widok szlachcianki pozbawil go głosu. Franciska tylko uniosła otwartą prawą dłoń ukazując brązowy sygnet z okiem. Gdy ktoś oglądał jej dłoń od strony grzbietu z pewnością myślał, że to obrączka. Brat na widok symbolu tajnego bractwa otworzył ciężką furtę bez słowa.

Ubrany w czarno-białe szaty dominikanin był o pół głowy niższy od kobiety. Nie miał też żadnego włosa na głowie i nie był chętny do rozmów. Prowadził w ciszy kobietę do wnętrza budynku. Kilkukrotnie skręcali aż w końcu bez słowa wskazał małe drewniane drzwiczki na końcu korytarza.
Kapitularz okazał się małym pomieszczeniem na planie kwadratu. Nie było w nim okien. Całość oświetlała świeca stojąca na prostokątnym stole. Poza tym przy dwóch dłuższych bokach stały po dwa krzesła. U szczytu stołu stało jedno krzesło a za nim wisiał krzyż.

Po chwili gdy oczy Franciski przywykły do ciemności zauważyła, że nie jest sama. W cieniu pod ścianą stała młoda dziewczyna w kolorowej sukni. Chyba też zastał ją deszcz, choć jej ubranie wyglądało dużo lepiej. Jak gdyby spędziła na dworze kilka chwil, a nie cały ranek.

Z jakiegoś powodu milczenie między kobietami przedłużało się. Wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się ponownie. Stał w nich inkwizytor odziany od stóp do głów w czerwień.


Brat Fyodor i Siostra Anna.


Zaiste dochodziło już południe gdy znaleźli się pod opactwem. Anna nie mogła wyzbyć się uczucia bycia obserwowaną. Niepokoiło ją to. Kilka razy miała wrażenie, że gdzieś na brzegu rzeki widziała ruch, jednak gdy odwracała się w tamtą stronę to spoglądała jedynie na gładką taflę jeziora. Gerge wziął na siebie znalezienie dla nich godnej kwatery w mieście i zniknął. Miał taki nieprzyjemy zwyczaj, jednak Anna do niego zdążyła przywyknąć. Szła pieszo w stronę opactwa. W bramie spotkała odzianego w czerwień Brata Fyodora. Leciwy już mężczyzna przekazywał swojego konia jednemu z dominikańskich nowicjuszy. Choć nie znała się zbytnio ani na koniach, ani na ich siodłach, to szybko jej głowę przebiegła myśl o tym, że Czerwoni Bracia nie ślubują ubóstwa.

Fyodor dojrzał zakonnicę w podróżnym habicie. Podniszczone ubranie nie potrafiło jednak przyćmić urody dziewczyny. Już miał się odezwać, gdy nowicjusz trzymający lejce jego konia zgiął się w pół w pokracznym ukłonie i rzucił:
- Tyś pani najpewniej siostra Anna, opat wyczekiwał pani nadejścia.
Chłopak nerwowo przebiegł spojrzeniem po postaci czerwonego inkwizytora i zakonnicy.
- Oczywiście po waszym spotkaniu z rycerzem w kapitularzu - dodał widząc zmieszane spojrzenie obojga.

Gdy Fyodor wchodził do ciasnego pomieszczenia siostra Anna pozostawała lekko w tyle. Gerge przyzwyczaił ją do takiego nawyku. Wszak w ciemności czaiło się zło. Czy tym miały być dwie kobiety w niczym nie przypominające kapłanów czy mnichów?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 14-08-2017 o 22:01.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-08-2017, 21:06   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna i Fyodor

Anna ucieszyła się słysząc płynny polski. Szybko też dygnęła przed drugim inkwizytorem.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - Wyprostowała się i uśmiechnęła do starszego duchownego.
- Na wieki wieków - padła odpowiedź. Jak zdążyło się już kilka razy przewinąć przez głowę, było wyraźnie widać, że ten tutaj zdecydowanie nie ślubował ubóstwa. Koszula którą miał na sobie sprzedana wykarmiłaby siedmioosobową rodzinę przez rok, był perfekcyjnie ogolony a siwe włosy były zaczesane w tył, bez losowego nieładu. Był… stary. Niewielu dożywało takiego wieku i widać było to w jego kroku oraz w lasce… nieco powykręcanej, nieco sękatej… na której opierał swój ciężar.

- Rozumiem, że siostra również z ramienia Waltera Weismera? - zapytał zdawkowo mężczyzna.
- Imię się zgadza, ale chyba niestety odwiedzamy dwie różne osoby. - Na jej twarzy odmalowało się lekkie rozczarowanie. Z bliska, nadal nie można było dostrzec w ubiorze siostry Anny niczego co wyróżniało by ja na tle innych sióstr. Habit był zadbany, acz strudzony podróżą, zakurzony był nawet krzyż który miała na piersi.
- Lata nie te i może coś źle usłyszałem, bądź przekręciłem… - uśmiechnął się i lekko wzruszył ramionami, jakby przepraszająco.

- Jestem Fyodor Babilić Reznow - zaczął już w środku - Po kolorystyce widać, żem z Czerwonego Bractwa - i na tym zakończył wypowiedź dając jej szansę samej się przedstawić.
- Nie śmiałabym podejrzewać, że tak dostojna osoba coś przekręciła. - zakonnica weszła do środka. - Do mnie może ojciec zwracać się Anna. - Powiedziała idąc pomalutku, mniej więcej krok lub dwa za nim.
- Mnie zwykle mówią po imieniu, lub per B’Reznov. I nie jestem ojcem nigdy nie przyjąłem święceń kapłańskich. Do któego z zakonów należysz, jeśli spytać mogę?
- Och, oczywiście. - Gdy siostra mówiła brzmiała i wyglądała jakby była bardzo młoda. - Należę do sióstr św Jana, ślubowałam Pany w zakonie w Amberley.

Fyodor kiwnął głową na znak, że usłyszał i kontynuował marsz wspierając się na swojej lasce. Korciły go pytania. Miał ich kilka ale uznał, że na nie jeszcze za wcześnie.
- Jak minęła podróż? - zapytał banalnie, bardziej by zapełnić ciszę po drodze niż z realnej ciekawości.
- Dobrze, Bóg postawił na drodze mojej i mego towarzysza wielu wspaniałych ludzi, którzy gotowi byli służyć nam pomocą. - Anna nie zadawała pytań, wiedziała że ludzie gdy chcą powiedzą co im leży na sercu. - A jak minęła Bratu podróż?
- Nie mam prawa narzekać. Mnie moje nogi już daleko mnie nie uniosą, ale nie muszą już mnie nieść same, a ciężko mówić o trudach podróży w takiej sytuacji, choć woźnica pewnie by tak tego nie ujął gdy nie chronił go dach powozu gdy dwa dni temu jechaliśmy w ulewie przez Ciechanów.

- Dotarły może do ciebie, Anno, jakieś szczegóły na temat naszej tu powinności? - zapytał dalej dając się nieco ponieść ciekawości, po rozejrzeniu się samymi oczami czy nie ma tu jakiś uszu które także mogły by dać się jej ponieść

Anna posmutniała.
- Nie powinien Brat zakładać, że pomylił nazwiska. - Powiedziała, po czym ponownie uśmiechnęła się. - Na pewno jest też inny Walter w tym domu bożym.

B’Reznov zatrzymał się i spojrzał na siostrę z uśmiechem o odrbinę pobłażliwym odcieniu.
- Nie powinna siostra zakladać, że gdziekolwiek się pomyliłem. Walter Weismuth, tak się nazywa nasz człowiek, a pachołek rozpoznał nas oboje przed bramami opactwa bez pytania nas imiona i pokierował do niego. Dostał nasze rysopisy wcześniej. W moim wieku zdaża się coś pomieszać, ale częściej są czyjeś inne myśli niż moje własne - znów się uśmiechnął i kontynuował drogę do kapitularza gdzie mieli się spotkać z inkwizytorem - a przekręcenie imienia jest sztuczką. Gdybyś mi, Anno, przytaknęła na to błędne imię to możliwość, że nie jesteś tym za kogo się podajesz stałaby się znacznie prawdopodobniejsza. Dwa razy już się ona sprawdziła potencjalnie ratując mi życie, bądź co ważniejsze, wolę pańską.
- Przechytrzył mnie Brat. - Powiedziała całkowicie nie zrażona siostra. - Cieszę się wobec tego, że jest Brat w dobrym zdrowiu.
- Fyodor. Bądź “Bereznov”. Wybacz Anno bezpośredniość, ale męczą mnie takie podchody, a wygląda, że będziemy współpracować przez dłuższy czas czyniąc wolę bożą. Jeśli to nie będzie dla ciebie niezręczne to wolałbym przejść na imiona, bądź przydomki. Szczególnie, że ma nas być czworo i wtedy “brat”, “siostra” będą zdecydowanie niewystarczające.

- Fyodor wobec tego, to bardzo ładne imię. - Anna skupiła spojrzenie gdzieś na końcu korytarza, nie przestając się uśmiechać. - Czy widziałeś katedrę w Płocku, czy też przybyłeś niedawno?
- Przybyłem w nocy i wynająłem pokój w miejscowym zajeździe by nie kłopotać braci. Na razie najważniejsze co widziałem to wanna z gorącą wodą którą gospodarz zorganizował mi późną nocą, uczynny człowiek - skomentował nie dodając, że do uczynności zachęcił go brzdęk monet - ale jeszcze ją zobaczę. Na razie, po prostu, są ważniejsze rzeczy niż moja ciekawość - zakończył i otworzył drzwi. Jak przystało on wszedł pierwszy, by przyjąć na siebie potencjalne zagrożenie, zgodnie z kulturą.
Jak się okazało zagrożenie było, ale w postaci dwóch innych dziewczyn, ale to były służki boże i członkinie inkwizycji, co oznaczało jedynie, że było to ukryte zagrożenie i ukierunkowane w innym kierunku.

- Pochwalony - przywitał się z obecnymi - Fyodor Babilić Reznov - przedstawił się robiąc krok w bok dając siostrze miejsce by sama się przedstawiła.

Anna weszła po chwili i tak jak przed bratem Fyodorem, dygnęła przed kobietami.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - Wyprostowała się i uśmiechnęła widząc dwie kobiety. Zazwyczaj wśród duchownych otaczali ja mężczyźni, więc miło było zobaczyć niewiasty. - Ja jestem siostra Anna.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 14-08-2017 o 11:40.
Aiko jest offline  
Stary 09-08-2017, 10:35   #3
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Johannes Avicis de Castro Brittorum, wenecki kupiec, który próbował dorównać w życiu majątkiem szacowności własnego nazwiska jechał właśnie wraz ze swoją świeżo poślubioną małżonką na koniec świata. Nigdy nie należał do kupieckiej elity, ale powodziło mu się całkiem przyzwoicie, do czasu gdy w niezbyt fortunny sposób zaciągnął trudny do spłacenia dług. Koniec końców okazało się, że jedynym sposobem załatwienia sprawy jest wyprawa w głąb kraju jakichś dzikusów, którzy od delikatnych raviolli bardziej zapewne preferowali zjadanie samych siebie. Na osłodę, przynajmniej tak mu się początkowo wydawało, dostał małżonkę, której posag miał być dobrym początkiem na rozkręcenie interesu. Ojciec szanownej małżonki dał przed wyjazdem jasno do zrozumienia, że spodziewa się po powrocie zwrotu posagu, ale z procentem tak niewielkim, że Johannes miał wrażenie, że ubił interes życia. Co do córki, ojciec nie wspominał nic, napomknął jednak o jej ślubach czystości, co jednoznacznie dawało do zrozumienia, że kupiec w zasadzie będzie musiał radzić sobie sam. Summa summarum wenecjanin uznał, że interes ubił nie taki jak się spodziewał, ale ostatecznie całkiem dobry.

Sama żona, Francisca z domu Ramberti wydawała mu się osobą bardzo miłą. Jeśli nie klepała tych swoich modlitw, albo nie rozmyślała o nie wiadomo czym, dało się z nią całkiem przyjemnie porozmawiać, co pozwalało zająć umysł jakąś rozrywką w tej długiej podróży. Głos rozsądku podpowiadał natomiast Johannesowi, że od osoby tej lepiej mu będzie trzymać się jednak z daleka. Czas swój poświęcić raczej na to, dzięki czemu zamierzał po powrocie do Italii rozpocząć nowe szacowne życie. Małżonkę razem z posagiem ojciec zapewne przyjmie bez mrugnięcia okiem. W jej wieku i tak nadawała się już bardziej do zakonu, niż do rodzenia potomków.
Koniec podróży kupiec przywitał z ogromną radością, gotów do działania bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Zaraz też dostał pierwszą lekcję negocjacji z miejscową ludnością, po której dowiedział się, że tutejsi karczmarze zupełnie inaczej rozumieją słowo pokój. Johannes po wejściu przez dłuższą chwilę zachodził w głowę, czy nie zaszła jakaś pomyłka i jego koń nie leży właśnie na jakimś wyścielanym aksamitem łożu, gdy tymczasem oni mają spać w stajni.
Obrzucił swoją żonę przepraszającym spojrzeniem, dając do zrozumienia, że jak tylko załatwi sprawy najpilniejsze zajmie się i tym.
- Szanowny Johanie, nie zamartwiaj się na razie sprawami błahymi. Na pewno przed wieczorem wyjaśnisz to nieporozumienie z tym uprzejmym karczmarzem. Ja w tym czasie udam się do naszych drogich braci w wierze na chwilę skupienia po tej długiej podróży. Nie czuję się dobrze, ale nie umiałabym zasnąć spokojnie.
Johannes w zasadzie zgodził się z tą argumentacją, nie wiedział tylko, czy ten brudny obszczymorda, który wyglądał jak by własną rodzinę zamordował gołymi rękami oraz uprzejmy karczmarz, o którym wspominała żona to jedna i ta sama osoba, czy może jednak powinien poszukać kogoś innego.

* * *

Kilka razy w trakcie drogi Francisca rozmyślała o tym co zastanie na miejscu i co dokładnie ma do zrobienia. Sytuacja nie napawała ją otuchą, co więcej z listów wynikało, że oprócz zadań ma jeszcze osobnego wroga na karku, ale od czego jest łaska boża w trudnych chwilach. Uznała, że o wszystkim zdecyduje na miejscu, po zapoznaniu się z sytuacją. Z całą pewnością powinna być ostrożna, ale uznała, że nadmierne wnikanie w sprawy, o których wie na razie niewiele do niczego jej nie doprowadzi. Gdyby to było jej naturą, dawno została by benedyktynem. Po przyjeździe poprawiła na szyi medalik, wzięła do ręki drewniany zdobiony krzyż, z którym rozstawała się rzadko, zakasała suknię i ruszyła na spotkanie z zakonnikami. Błoto jej nie przeszkadzało, a deszcz ukrył jej łzy, które płynęły jej z oczu przez całą drogę do monastyru. Gdyby mogła, przeszła by tą drogę na kolanach, co pewnie zwracałoby jeszcze większą uwagę wszystkich, którzy ją spotkali po drodze.

Godzinny marsz uspokoił ją trochę, a zakonnik wprowadził ją bez szemrania do środka. Pomieszczenie do którego weszła było niewielkie. Jak na siedzibę inkwizycji, wyglądało mizernie i Francisca nabrała przekonania, że wyposażone zostało jedynie z jej środków. Nie dokładnie tego się spodziewała. Dwa inne zakony słynęły przecież z bogactwa. Jej pewnie też, ale do tego jej przełożeni nigdy by się nie przyznali.

Zanim zakonnik zamknął drzwi, a jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności kobieta wiedziała, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Dopiero po chwili była w stanie określić, kto. Widząc zarys sylwetki odezwała się w jej kierunku:
- Laudetur Iesus Christus... - ale nie usłyszała odpowiedzi. Zobaczyła jedynie znak krzyża. Jasne było, że to musi być jeden z inkwizytorów i to raczej pewne, ktoś z jej zakonu. Tylko oni, przypominali wszystkich, poza zakonnikami. Nie miała czasu, żeby się dziwić. Przywróciła sobie w miarę możliwości odpowiedni wygląd prostymi środkami i usiadła w miejscu, które jak uznała powinna zająć osoba najbardziej szacowna. 'Absque argento omnia vana.' - mruknęła pod nosem powiedzenie jej męża siadając i spojrzała na dziewczynę.
- Spocznij w pokoju. Pan różnymi drogami prowadzi nas do zbawienia. Dla ciebie na pewno też ma jakiś plan - ostatnie zdanie zaakcentowała mocniej i uśmiechnęła się ciepło i życzliwie.
Gdy w sali pojawiły się kolejne osoby położyła przed sobą krzyż na stole i podniosła się z gracją opierając na blacie ręce.
- Laudetur Iesus Christus...
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 09-08-2017 o 10:43.
druidh jest offline  
Stary 12-08-2017, 22:39   #4
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


"Wrząśnij!
Strąć świecę!
Zrób cokolwiek, niech uciekają!!! Niech ratują siebie! Niech ratują innych!!!!
ZRÓB COŚ!!!"


Własny wrzask wypełnił zasnuty sennymi majakami umysł Michal. Oddech Cyganki raptownie przyspieszył, gdy w snach uciekała przed potworem z piekła rodem.

Z ust dziewczyny dobiegały nieartykułowane jęki i postękiwania. Budziła się wściekle kopiąc i mocując się z własną spódnicą, kocem i kawałkiem okrycia, co i we śnie i w rzeczywistości krępowały jej ruchy.

Zerwała się, odskakując z miejsca. Na wpół przytomna tuliła jedną pięść do piersi, drugą rozczapirzoną dłonią zasłaniając się przed atakiem.

Rozglądała się zdumiona przez kilka chwil by w końcu zrozumieć, że wilgoć jaką czuje to nie deszcz ze snu ani krew a jej własny pot i mocz. Zasłaniając usta drżącą dłonią ostrożnie wyszła z ciepławej, niewielkiej kałuży:
„To jeno mary senne, jeno zły sen, nie żaden wąpierz, porumbiță” - łapczywie nabierając powietrza przekonywała się na przekór instynktom nawołującym do ucieczki. Serce powoli uspokajało się pod naciskiem smukłych palców.

Kamil rozejrzała się po krużgankach, ostrożnie wychylając najpierw niewielki kawałek okolonej rozczochraną strzechą ciemnych, grubych włosów twarzy.

Cisza, spokój...

Po chwili trwania w bezruchu wydłubała z włosów jakieś zabłąkany, zwiędły już i uschły kłos i przemknęła popod ścianą, by czym prędzej opuścić miejsce co wciąż ciarkami ją napawało.

Kręciła się dłuższy czas po krużgankach, co i rusz odwracając się za siebie, chowając w cieniach i zaułkach, z których jeszcze szybciej wyskakiwała gdy zimno ścian przenikało przez szaty. Przeszywające wspomnienia i kamień mroziły ją do szpiku kości.


***


Z upływem czasu panika i galopujące serce Cyganki z wolna zwalniały i dziewczyna w końcu nabrała nieco rezonu.

Tak rzeczywisty sen nie mógł być przypadkiem.

Otuliła się ciaśniej swą kurtą co dawniej bogactwem kolorów i zdobień porażać musiała. Teraz stanowiła zaledwie cień swej świetności.

Może to Bóg zesłał sen by wskazać jej zagrożenie?

Ciekawość Michal prowadziła ją dalej i dalej a palce same myszkowanie poczęły by chropawość murów badać i uczyć się wnętrza klasztoru.

Co jeśli w klasztorze faktycznie rozpanoszył się demon?

Nogi same wstrzymały kroku w drodze na spotkanie z Wiesmuthem.

Co jeśli strigoi jest jak Dragan? Omami wszystkich, przekona do siebie, sprawi, że go pokochają?

Panika ponownie zamroziła Kamil. Przegnało ją natychmiast przekonanie, że nie może do tego dopuścić. Musi znaleźć ślady! Dowody! Uratować brać zakonną, ostrzec!

Nie poczuła gdy nogi same ugięły się pod nią. Skulona, drobna postać z twarzą ukrytą pomiędzy złożonymi dłońmi ni to mruczała ni to szeptała do siebie stękliwie. Na tle szarości murów i w szumie padającego deszczu wyglądała na objętą obłędem.


Myśli Michal jednak świetliste były i przepełnione głosem co godnym Pana był, gdy chwałę i dobro jego sławił. Głosem czystym i mocnym tak różnym od charkotów i stęków wydawanych przez dziewczynę.

Usta Cyganki poruszały się do wtóru melodii psalmu...

Благословен еси, Господи, научи мя оправданием Твоим.
Ангельский собор удивился, зря Тебе в мертвых вменившася,
смертную же, Спасе, крепость разоривша,
и с собою Адама воздвигша,и от ада вся свобождша.


...kilka lat temu przez nią samą śpiewanego ku radości Pańskiej a i samego Dragana i jego gości. Uniesienie przepełniające ją wtedy, uskrzydliło Kamil i teraz.


Echo jęku boleści przebiegło przez salę, lecz wola i przekonanie samej Michal skupiły się na jedynym: przebłaganiu Pana o wsparcie w odkryciu zła w klasztorze.



***


Pogrożona w modlitwie dziewczyna przecknęła się i ze wspomnień. Do tej pory wypełniające pomieszczenie pochrząkiwania i gardłowe stęknięcia ucichły a Kamil poczuła się pokrzepiona i pewna, że prowadzi ją łaska Pana.

...którego syn umarł na krzyżu...

Wzrok Kamil omiótł pobieżnie powtarzający się wzdłuż ścian znak.

Tym krzyżu...

Nagle iskra zrozumienia przeszyła Michal. Dłoń dziewczyny powoli wyciągnęła się ku metalowemu krzyżowi z ledwie zarysowaną postacią mężczyzny. Palce badawczo musnęły grubociosane ćwieki.

Jeśli to krzyż prowadzi do odkupienia grzechów, a przez niego można doznać życia wiecznego, ocalić dusze...

Kamil poczuła niejakie podniecenie, gdy wyczuła zapadkę.

... to krzyż jest drogą... dzięki Ci, Panie!

Kamienie zazgrzytały jeden o drugi ujawniając niewielką skrytkę. Nim sięgnęła do jej wnętrza Kamil rozejrzała się szybko, skrycie.

Pięć pism... Cyganka przysunęła się bliżej ściany walcząc z drżącymi dłońmi i strachem, że zaraz ktoś się napatoczy. Czym prędzej przebiegła wzrokiem po znaleziskach... by odłożyć niewielki stosik do środka skrytki. Po chwili wahania sięgnęła jednak do środka z powrotem i wyciągnęła jeden arkuszyk. Upchała go skrzętnie i głęboko za pazuchę, zamknęła schowek i wciąż rozglądając się bacznie wokół, usunęła się do kąta.


***

Wciąż przyglądała się znalezisku, próbując zapamiętać jego treść gdy usłyszała zbliżające się do drzwi sali kroki. Cofnęła się głębiej w cień i na nowo schowała papier pod ubranie. Nim do komnaty weszła pierwsza kobieta, Kamil zdążyła schować trzęsące się dłonie w rękawach i spuścić skudlone włosy na twarz by wyglądać na mniej interesującą niż była.

Pochwałę Chrystusa potwierdziła krótkim, nieco jakby niedbałym znakiem krzyża złączonymi trzema palcami i krzywym, lekko cwaniackim uśmieszkiem. Nie ruszyła się z miejsca, pozwalając kobiecie zająć miejsce u szczytu stołu, choć poprawiła niedbale zmiętą mocno suknię. Na szczęście zapach moczu wywietrzał nieco i zmył w deszczu.

Dwie kolejne osoby powitała również bez słowa znakiem krzyża...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 12-08-2017 o 23:06. Powód: poprawka lokacji znalezienia skrytki
corax jest offline  
Stary 14-08-2017, 06:23   #5
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


[left]W czasie gry nastąpiła zmiana postaci. Fyodor zginął, a jakiś czas potem zacząłem grać Wolradem. Stąd różnica w profilu gracza.

Grając Fyodorem korzystałem z tego avataru



Fyodor wszedł do środka i przyjżał się dwóm poostałym inkwizytorom. Kolejne dwie kobiety… niebywałe. Porzucił rozważania pod tytułem “czy zabrakło kościołowi mężczyzn?” nim się zaczęły. Był Czerwonym Bratem. Widział wiele dzielnych kobiet nieraz z jajami większymi niż wielu mężów więc nim je oceni da im szansę. Choć sam przed sobą nie krył, że spodziewał się, że chociaż jedna da plamę której nie popełniłby mężczyzna.

Z trudem powstrzymał pobłażliwe spojrzenie gdy spostrzegł, że jedna z nich już zajęła miejsce gospodarza, jakby to ona chciała tu karty rozdawać. No niech jej będzie i pokaże co potrafi.

Zaplótł ręce na krzyżu i oparł się barkiem o ścianę i tak już pozostał, czekając na ich nowego zwierzchnika.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 02-12-2021 o 15:17.
Arvelus jest offline  
Stary 14-08-2017, 08:13   #6
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Oni wiatr sieją, zbierać będą burzę. Zboże bez kłosów nie dostarczy mąki, jeśliby nawet dało, zabierze ją obcy.
Księga Ozeasza 8:7


Nad brzegiem rzeki
Rzeka niepokoiła go. Dlatego teraz, zamiast grzać się przy ogniu stał wpatrując się w niespokojną od deszczu taflę wody. Miejscowi nazywali ją Wisłą. On zaś wolał łacińskie Vistula. Szeptał to ustami mokrymi od deszczu. Niczym imię znienawidzonego demona.

Wtedy ją zobaczył. Była tuż pod powierzchnią wody. Blada i naga. Jej włosy okalały twarz niczym promienie okalają słońce. Nigdy dotąd ich nie widział. Zresztą dotąd widział jedynie jej twarz. Choć serce waliło mu jak oszalałe i czuł wyraźną obecność Złego wokół siebie. Uśmiechała się do niego. Jej ciało było takie drobne. Zwiewne wręcz. Wielkie krople deszczu rozbryzgujące się na tym obrazie doprowadzały go do szału. Szedł do niej. Chciał ją dotknąć. Brodził już po kolana w rzece. Patrzyła wprost na niego a dłońmi dotykała swoje dziewczęce ciało.
- Pater noster, qui est in celis - otrząsnął się i zaczął się modlić. Zamknął też oczy i zrobił to po co przyszedł w to miejsce nad rzekę.


I ujrzałem Bestię, co nad brzeg Vistuli przybyła. Rogatą. Z parą kopyt zamiast stóp.
I Bestia przemówiła do rzeki. Przeklinając ją. A z czterech stron świata zerwał się wiatr.
I na wietrze zstąpił Anioł Pański, o skrzydłach czarnych jak noc.
I wdeptał Bestyję w ziemią, a później nakazał jej odejść. Bestia zaś nie usłuchała Anioła.



Na wieży katedry rozległy się dzwony. Zły skrył się głębiej w rzece. Gerge leżał na piaszczystym brzegu nie mogąc złapać tchu. Krew z twarzy mieszała się z deszczem w czerwonym błocie.


Kapitularz Inkwizycji
Dzwon wewnątrz opactwa wzywał właśnie na południową modlitwę.
Przerwało to na moment niezręczną ciszę. Pomieszczenie okazało się duszne gdy zajęły je cztery osoby. Płomień świecy utrzymywał się na wysokości kilku centymetrów. Za chwilę mieli pogrążyć się w ciemności. Jednak niespodziewanie płomień zafalował i otworzyły się drzwi.

Zakapturzony wysoki mężczyzna musiał się schylić przechodząc przez nie. Trzymał zawiniątko w lewej, kurczowo przyciskanej do ciała ręce. Poruszaniu się mężczyzny towarzyszył chrzęst zbroi skrywanej pod czerwoną szatą z kapturem. Już po drugim kroku wszyscy zebrani zdali sobie sprawę, że człowiek kuleje.

Prawą dłonią wojownik przekręcił klucz w zamku. Było to zarazem symboliczne, jak i przerażające. Ten olbrzym zabierał tyle miejsca, co dwie z trzech dziewczyn siedzących przy stole. Nagle wszystkim zrobiło się jeszcze bardziej duszno. Zawiniątko wylądowało na stole, a kaptur opadł odsłaniając twarz starego mężczyzny.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przemówił po łacinie, a następnie zmierzył wszystkich wzrokiem, zaczynając od Franciski, która zajęła jego miejsce. W porównaniu z nim przy stole siedziały głównie dzieci. Tylko mężczyzna w czerwieni zdawał się dorównywać mu wiekiem.

Olbrzym położył zawiniątko na stole. Wyjął z niego grubą żółtą świecę, której knot odpalił od powoli dogasających resztek poprzedniej. Przy tym geście jego usta układały się w milczące słowa modlitwy. Z pakunku wyjął też sporych rozmiarów bochen chleba i zaczął go rozrywać na kawałki. Jego palce poruszały się z dużą precyzją, zaś lekkość z jaką to robił przywodziła na myśl siłę kowala.
- Częstujcie się.

Michal i siostra Anna poczuły jak ich żołądki wręcz uniosły się na myśl o nadchodzącym posiłku. Obie dziewczyny miały za sobą trudną podróż. Obydwie też ostatni raz jadły poprzedniego dnia po południu. Nie było dane im nocować w tawernach jak pozostałej dwójce.

Tymczasem stary olbrzym przemieścił się w stronę Franciski. Bez zbędnych uprzejmości wcisnął się za jej krzesło odsuwając delikatnie wiszący na ścianie krzyż. Wprawdzie szerokie plecy zasłoniły wszystko co robił, ale dźwięk zapadki mógł świadczyć o tym, że coś otwierał. Nikt nie zauważył w świetle świecy, że Cyganka lekko pobladła słysząc co się stało.

Fyodor obserwował z uwagą mężczyznę. Teraz, gdy stał do nich tyłem mogli przyjrzeć się wielkiemu młotowi spoczywającemu na plecach starca. Fyodor miał talent do rozpoznawania relikwi. A ten młot bez wątpienia był relikwią wielkiej mocy.

W końcu starzec wziął jakieś papiery ze skrytki w ścianie i przecisnął się spowrotem na drugi koniec stołu. Przysiadł i zaczął mówić.

- Nazywam się Walter Weismuth. To do mnie przybyliście. Otrzymałem świętą misję założenia tutaj, w Płocku komórki Cienia Inkwizycji. Wy zaś jak mniemam zostaliście oddelegowani, żeby reprezentować swoje zakony w tym zacnym dziele.
Wziął głęboki oddech zastanawiając się, czy zebrani rozumieją powagę sytuacji. Nie docenił ich. Wszystkie dziewczyny były obdarzone ogromną dozą empatii, zaś Czerwony Brat wyszkolił się w zakonie jak dobrze odczytywać ludzkie reakcje. Nikomu nie umknęło, że Walter czuł się oszukany. Oto przysłano mu starca podobnego sobie i trójkę podlotków w czasie, gdy na miasto spadło prawdziwe zagrożenie. Jednak nie walczył z tym. Z pokorą przyjął wolę przełożonych. Położył na blacie cztery pożółkłe pergaminy.

- Siostro - zwrócił się bezpośrednio do Anny - jak mniemem, to na Was spadnie zaszczyt prowadzenia owej komórki. Jednak wolałbym, przynajmniej na początku, żebyśmy wspólnie podjęli decyzję czym się zająć najpierw.

Lewa dłoń postukała w pergaminy.
- Biskup Gunter chciałby, żebyśmy sprawdzili doniesienia o wilkołakach w Mogilnie i Suchymdole. Od tego powinniśmy zacząć, bo w tym deszczu nie jesteśmy w stanie wytropić ogarów w okolicznym lesie. Poza tym zostaliśmy zaproszeni na dożynki w Sierpcu przez lokalnego proboszcza.

Walter znów wypuścił powietrze. Przypominał zmęczonego życiem starca jeszcze bardziej, niż gdy wszedł do pomieszczenia. Francisce zaś nie umknęło to, że wszystkie wskazane lokacje były ponad dzień drogi z Płocka. Jakby lokalnemu duchowieństwu zależało na tym, żeby opuścili miasto.

- Jest jeszcze gród Brok. Tam życzliwy donosiciel skarży się na czarownicę. Choć to najpewniej wilkołak w ludzkiej postaci na wieś niepokoje sprowadza. Więc teraz decydujmy, dokąd wyruszamy. Decydujemy “pod kluczem”. Liczę na szybką jednomyślność.

Wszyscy zebrani byli zapoznani z zasadami conclave. Wierzono, że gdy osoby mające podjąć decyzję jednomyślnie zostaną zamknięte w jednym pomieszczeniu, to szybko dochodziły do porozumienia. Pytanie: na ile sprawdzi się to w kapitularzu płockiej inkwizycji
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 14-08-2017 o 22:01.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-08-2017, 11:39   #7
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna zajęła jedno z wolnych miejsc i w ciszy oczekiwała przybycia gospodarza. Dwie nowe kobiety były w świeckich strojach. Pewnie były kimś takim jak Gerge. Uśmiechała się do nich życzliwie. Była ciekawa kim są oraz w jaki sposób Bóg umieścił je w szeregach inkwizycji. To była nietypowa grupa, zaskakująca, jednak głęboko wierzyła, że była to grupa zgodna z wolą Pana.

Gdy do sali wszedł starszy mężczyzna obróciła się i uśmiechnęła do niego szeroko, delikatnie schylając głowę na powitanie. Był postawnym rycerzem, bo Anna była pewna, że był to człowiek, który ofiarował Bogu nie tylko swą duszę ale i wszelkie siły jakie dane mu było posiąść podczas tułaczki przez życie. Odpowiedziała z entuzjazmem:
- Na wieki wieków. - Po czym przyglądała się z zaciekawieniem co też starszy mężczyzna robi. Wydawał się być rozczarowany tym kogo zobaczył. Prawdą było, że gdy dostały do niej wieści, o tym iż poszukują w Płocku wsparcia, odniosła wrażenie, że powinno być to wsparcie wojaków. Silnych ludzi gotowych stanąć w obronie Dobra.
Jednak któż jest w stanie osądzić wybory Boskie?

Wysłuchała go z zaciekawieniem. Nie była pewna gdzie dokładnie znajdują się wymienione miejscowości. Gerge był zawsze w tym lepszy. Gdy skończył mówić przymknęła oczy i sięgnęła do krzyżyka na swej piersi. Pod palcami wyczuła bruzdy i rysy. On cierpiał razem z nią trudy podróży. Ta myśl dodała jej otuchy. Zgodnie z tradycją zakony rozpoczęła modlitwę, prosząc Ducha Świętego by zesłał na nich swe łaski.

- Veni, Creator Spiritus, mentes tuorum visita, imple superna gratia quae tu creasti pectora... - Jej cichy głos wypełnił salę. Chleb mógł poczekać, głód mógł poczekać. To czego potrzebowali, to mądrość, odsunięcie od siebie świata doczesnego by mogli w prawdzie dostrzec to co zaplanował dla nich Pan. - ...Deo Patri sit gloria, et Filio, qui a mortuis surrexit, ac Paraclito, in saeculorum saecula. Amen.

Podniosła wzrok Waltera.
- Bracie... - Powiedziała poważniejąc. - ... widziałam wiele ciał. Ich krew łączyła się w wielką rzekę płynącą tutaj, do Płocka. Widziałam katedrą w Płocku na końcu tej rzeki. - Jej głos był cichy, lekko drżący. Nie lubiła opowiadać o swych wizjach, ale wiedziała że to ważne. Że Bóg daje jej znak, którym powinna się podzielić. - Czy naprawdę sądzisz, że powinniśmy rozglądać się po okolicy gdy Zło zdaję się czaić, właśnie tutaj?
 
Aiko jest offline  
Stary 14-08-2017, 21:10   #8
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Michal nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Smukła, drobna dłoń o nieco brudnych i połamanych paznokciach wystrzeliła ku połamanemu bochenkowi.
„Panie dziękuję za ten chleb...” - zdążyła pomyśleć nim zaczęła łapczywie pożerać pieczywo z przymkniętymi oczami. Kawałki zbóż zgrzytały pomiędzy zębami gdy Kamil przypominała sobie smak chleba. Wspomnienia podsunęły jej pewność, że spożywany właśnie kawałek byłby o niebo lepszy od najwystawniejszej uczty Dragana.

Z trudem przełykając kleistą kulę, westchnęła jak szczenię co w końcu nasycone zostało ... w sam raz by ujrzeć jak inkwizytor otwiera skrytkę.
Dziękowała swemu Aniołowi Stróżowi, że zdążyła już przełknąć inaczej z pewnością udławiłaby się strawą.

„Wyjeżdżać? Jak to? Przecież te wszystkie zlecenia to jakieś bzdury! Zasłona demoniczna by odciągnąć ich uwagę od klasztoru. To tu znajduje się siedlisko zła. To i ogary powinny stać się ich głównym celem.”

Poruszyła się gwałtownie, czując się niekomfrotowo pod spojrzeniem starego Waltera. Odsunęła skołtunione włosy i przysiadła półdupkiem na skraju stołu.

Zastukała dwa razy w drewniany blat, by zwrócić na siebie uwagę.
Odruchowo otworzyła usta do wypowiedzenia swego zdania. Mimo upływu czasu wciąż w chwilach podniecenia zapominała o swym ograniczeniu.
Miast stanowczego:
- Popieram zakonnicę! – zebrani usłyszeli jedynie ciche „yyyyyhhhheee” przerwane wskazaniem na Annę. Cienki paluszek Cyganki wskazał kolejno podłogę pomieszczenia. Wyraz twarzy był stanowczy, a usta ściągnięte w cienką kreskę.
Kolejno przyłożyła złożone dłonie do policzka, przekrzywiła głowę i zamknęła oczy, by zaraz je otworzyć szeroko. Następnie przyłożyła do uchylonych ust dwa wskazujące palce skierowane w dół. Ponownie przyłożyła dłonie do policzka, przetarła oczy jak przy przebudzeniu. Kolejne zdecydowane puknięcie w stół zakończyło popisy dziewczyny, która spojrzała po zebranych sprawdzając czy zrozumienie w nich znajdzie.
 
corax jest offline  
Stary 14-08-2017, 22:11   #9
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Krzyżowiec zmierzył obie kobiety wzrokiem. O ile przy wypowiedzi zakonnicy kiwnął głową z uznaniem, to przy występie Cyganki jego brwi uniosły się wyrażając zdziwienie.
W końcu blat stołu ugiął się, gdy starzec oparł o niego swój potężny młot. Potarł powoli lewą ręką brodę i rzekł:
- Jakby wam to powiedzieć, Płock pozostaje w cieniu katedry. Zły nie zamanifestuje się tak blisko biskupstwa. Tutaj też jesteśmy bezpieczni - spojrzał w oczy Michal na tyle długo, że mogła z nich wyczytać iż nie jest to cała prawda. Coś jeszcze niepokoiło Weismutha.
- A w takiej pogodzie polowanie nie ma wielkiego sensu. Ulewa zmywa wszelkie tropy. A raczcie wybaczyć, nie wyglądacie na mistrzynie łowiectwa. Mimo imponujących kłów - pobłażliwym uśmiechem zbył w końcu spojrzenie Michal.
- Czy fundatorka naszej siedziby i łaskawie dziś nam przewodząca również miała jakieś sny każące nam mimo wszystko pozostać w Płocku?
Zimne spojrzenie spoczęło na Francisce.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-08-2017, 22:59   #10
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Patrizia Ramberti z wielką uwagą przyglądała wchodzącym osobom, szczególnie ciepłe i miłe spojrzenie zawiesiła na osobie brata Fyodora i jego bogatym stroju. Nie uszło jej uwagi, że zachował zamkniętą postawę. Słusznie, że nie chciał się rozgościć. Żadne z krzeseł nie było jego, a ewidentnie było go na takowe stać.
Francisca usiadła ponownie i zaczekała, aż pojawi się ostatnia osoba, której tutaj brakowało. Brat Weismuth. Ten przybył i poczęstowawszy wszystkich chlebem wyciągnął zza zawieszonego w pokoju krzyża korespondencję. ‘Zaiste interesujące miejsce do trzymania notatek.’ pomyślała Ramberti uchylając się nieco przed jego przepychającą się postacią i spoglądając kątem oka na jego ruchy, tak jednak, by nie utracić szacownej postawy. Brat był postawny, pewny siebie i w jakiś sposób dziki lub nieokrzesany. W niczym nie przypominał włoskiego kleru, który wolał raczej celebrować i snuć intrygi, niż machać młotem bojowym i powalać wilkołaki, czy czarownice w imię Boże. Szlachetne to zaiste zajęcie, które wymagało prawdopodobnie niewiele subtelności, a znacznie więcej prostego generowania celnych ciosów.

Franciska bała się go. Nie miała wątpliwości, że Walter nie zrobi jej krzywdy, a przynajmniej nie w tym momencie, jednak doświadczenie mówiło jej, że zawsze należy zachowywać respekt wobec ludzi umiejących używać miecza. Wobec nieokrzesanych kolosów szacunek miała nawet większy. Strach jednak, to tylko jeden z elementów wieloskładnikowej układanki, w której i on i siła zadawanych ciosów nie zawsze miały fundamentalne znaczenie. Czasami nie miały go wcale. Kobieta zamierzała rozpocząć swoją własną grę powoli rozkładając figury i uważnie obserwując co robią pozostali gracze. ‘Iacta alea esto’.

- Szlachetna siostro - Francisca zwróciła się do Anny - każdy inkwizytor, zakonnik, czy chrześcijanin przykłada wielką wagę do wizji zakonnic świętego Jana, niech siostra jednak powie, czy wizje te mają aż tak dokładne w sobie wskazanie miejsca. Spotkaliśmy się wszak tutaj wszyscy i Kościół nasz najmilszy dokłada wszelkich starań, czy to w osobie Brata Weismutha, czy w naszych skromnych (spoglądając na Fyodora) osobach, aby w miejscu tym panował boży ład i porządek. Czy siostra jest przekonana, że zło, które siostra widzi w swoich wizjach jest związane właśnie z tym miejscem? Zaiste była by to zatrważająca informacja. Może jest właśnie tak, jak mówi nam brat Weismuth, że różne siedliska zła wrastają w najbliższej okolicy i jeśli im nie stawimy czoła będą ciążyć w kierunku tej szlachetnej siedziby i jej bogobojnych mieszkańców. - kilkukrotnie podczas tych słów wpatrywała się ciepłym i serdecznym wzrokiem w brata Waltera licząc na jego zrozumienie i poparcie.

- Powinniśmy najmilsi rozważyć w dużej roztropności nasze następne kroki. Kościół oświecony mądrością Bożą skierował nas tutaj w takim, a nie innym składzie. Tymczasem sprawy, które poruszył tutaj brat Walter wymagają w większości bożej mocy wspieranej przez sprawiedliwie wzniesiony miecz. Nie wydaje się, aby my kobiety, moglibyśmy mierzyć się w walce z wilkołakami. Zadanie to jest przeznaczone z mocy Pana odważnym i pełnym wiary mężczyznom. Rozważne jest więc, aby obecni tutaj bracia, którym, nie mamy wątpliwości nie brakuje zapału bożego, jak i odwagi zmierzyli się z wspomnianym problemem okolicznych wilkołaków. My ze swojej strony wspierać ich wysiłki będziemy tutaj nieustającą modlitwą, aby Pan uczynił ich ramiona niewzruszonymi i dał im siłę do pokonania wszelkiego zła.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 14-08-2017 o 23:37.
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172