Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2017, 15:17   #21
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Nadchodził świt…

Alexander kazał przywiązać wampirzyce do wkopanych dyszli. Nastroje były ponure wśród ludzi, miny marsowe, nikt się nie cieszył ze zwycięstwa nad nieumarłymi, wszystkim noc dała w kość.

Noel i Hans przytargali obie nieumarłe, a Jiri przywiązał mocno je do słupów nie żałując powroza. Aila patrzyła na to z oddalenia, bo bała się wpaść w oczy Lukrecji.
Bała się wciąż jej szyderstw.
Cały czas czuła pitno niewolnicy na udzie.

Zebrała się cała wieś, bez dzieci i pilnujących je wyrostków. Ot ponura satysfakcja za dwie dekady strachu. Co prawda wszyscy wiedzieli, że jest jeszcze trzeci wampir, ale Alex zapowiedział, że gdy one zginą, on wyniesie się z doliny. Sam w to wierzył. Brak potomkiń i ghulów do obrony, brak przetrzymywanych dla krwi ludzi… Nieumarły musiałby budować tu wszystko od nowa, w takiej górskiej dziczy.
Wyciągnął kołki, gdy niebo powoli różowiło się świtem.
Obie były zaskoczone, ale bardziej Donatella widząc siostrę. Zaczęły wyć, wrzeszczeć, ale nie o litość.
W tych krzykach były wściekłość i przerażenie, ale nie pokora.

Requiem aeternam
dona eis, Domine
et lux perpetua
luceat eis
in saecula saeculorum.
Requiescatant in pace
Amen

Bękart wypowiedział modlitwę, patrząc na targające się, pozbawione większości vitae wampirzyce. Była w tym pewna karykatura, one nie miały dusz. Chciał im tym dopiec, szczególnie Lukrecji.
Za Ailę.

Podszedł do żony i objął ją, jak i ona patrząc z oddali.
Ucałował jej skroń.
Dziewczyna stała sztywno, a jej twarz wydawała się zastygła. Tylko oczy żyły tak, jak ognie liżące ciała nieumarłych. I nagle te oczy spotkały się ze wzrokiem jednej z wampirzyc - tej, która znalazła przyjemność w łamaniu jej i upokarzaniu - Lukrecji. Alex też to zobaczył i stanął za małżonką obejmując ją mocno i przytulając do siebie. Pochylił głowę i złożył ją na jej barku. Policzek w policzek. Dyskretnym ruchem przejechał Aili po biodrze i udzie. Wszyscy byli wpatrzeni w nieumarłe, więc nikt nie mógł tego zobaczyć prócz samej nieumarłej. Zatrzymał dłoń na chwilę w TYM miejscu i poszukał ust ukochanej.
Choć wciąż zesztywniała, Aila poddała się pieszczocie i odwzajemniła pocałunek, nawet chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że w ten sposób Alexander przekazywał nieumarłej wiadomość o fiasku jej knowań. Blondynka po prostu czuła ciepło męża i czerpała z niego pocieszenie w chwili strachu.
- On ci tego nie zapomni, rycerzu - wywarczała wampirzyca - Upomni się o swoje. A ona należy teraz do niego. Pamiętaj o tym...
Gdzie Alexander ma te słowa pokazał nieumarłej nie przerywając pocałunku i przymykając oczy.
Tymczasem słowa wampirzycy, a nie jeno wrzaski bardziej ośmieliły wieśniaków. Zaczęli bluzgać na obie wampirzyce, ale tylko Lukrecja była świadomatych obelg. Donatella wyła i szarpała się krzywiąc strasznie i wodząc nieprzytomnym ze strachu i furii wzrokiem. Przebudziła się w niej bestia.
- Potworzyca?! - Targnęła się w więzach Lukrecja odwracając uwagę od małżeństwa. - Samiście potwory okurwieńce! - Znów szarpnęła się. - A nie?! - zawyła. - Filipie, bardziej podobały Ci się igraszki ze mną niż los sąsiadów, których nam wydawałeś?! - Roześmiała się dziko. - I to my potwory?! Aaa… AAAAA... AAARGHHHH!!!!

W pierwszych promieniach słońca oczy wielu wieśniaków zwróciły się na moment na karczmarza, który dyskretnie wycofał się. Zapewne czekał go lincz, ale na razie wszyscy woleli patrzeć jak płoną nieumarłe, których skóra obecnie pokryła się ogromnymi, zapewne bolesnymi bąblami. Promienie “pieściły” nagie ciała wampirzyc wywołując tak dzikie wrzaski, że ludzie cofali się odruchowo.
- MARCUUUUS! MARCUUUUUUUUUUUUSSSSSSSS! - wołały teraz swego pana po imieniu, lecz on wciąż nie nadchodził z ratunkiem.
To był straszny widok. Jak palenie na stosie czarownic, ale bez ognia, bez płomieni. Ludzie patrzyli na to i nie odwracali głów, ot ludzka natura… największe tłumy w miastach zbierały się na kaźniach gdy palili heretyków, lub czarownice.

W końcu obie umilkły…

Ich ciała sczerniały przy słupach niczym zwłoki znajdowane w pogorzeliskach. Aila stała wtulona w męża, który wciąż gładził jej udo przez materiał sukni w miejscu, gdzie wypalono jej piętno. Ludziska zaczęli rozchodzić się do domów, ktoś pokrzykiwał, by Filipa jeszcze odnaleźć, ale generalnie nikt nie patrzył teraz na małżonków. Z wyjątkiem jednej osoby - drugiego rycerza, którego hełm często zwrócony był w ich stronę.
Nie bardzo wiedząc skąd wzięło się to zainteresowanie Alexander też na niego patrzył i jego dłoń znieruchomiała. Spojrzał na twarz żony.
- Jak się czujesz? - spytał.
Popatrzyła na niego. Ona jedna teraz nie zauważała zainteresowania Hansa, który zresztą odszedł gdzieś, gdy jego spojrzenie spod przyłbicy napotkało oczy bękarta.
- Chyba mi... lżej. Ale sama nie wiem, jestem jakby bez emocji. Tylko spać mi się teraz chce.
Karczma spłonęła… namiot nasz rozbity obok też. Wyruszymy dziś, ale pogrzeb Otta trza wyprawić, przyszykować się też trzeba. - Zastanowił się nad czymś. - Hans mieszkał nad oborą, możesz tam zdrzemnąć się przed wyjazdem.
Dziewczyna rozejrzała się za drugim rycerzem, a nie widząc go, zapytała Alexa:
- Myślisz, że nie będzie miał mi tego za złe? Zresztą może tam śpi Alina... - nagle o czymś sobie przypomniała - a nie, ona z babką do jakiejś sąsiadki miały iść. - Ziewnęła. - A co z tobą, kochany?
- Pogorzelisko przegrzebać trzeba - rzekł też zmęczony. - Pancerz z dobrej stali, trzeba części znaleźć, ale ważniejszy pucharek z któregośmy pili z Theresy. Otta pogrzebać… znajdzie się dość roboty, chociaż bym legł najchętniej obok ciebie.
- To może ja zostanę i pomogę? - zapytała, choć widać było, że oczy same jej się zamykają.
- Odpocznij kochana.
Pocałowała go w policzek.
- Nie pozwól mi długo spać. Jego troszkę... to będę mogła jeszcze pomóc - rzekła, odchodząc.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-10-2017, 16:34   #22
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Filip nie dał wziąć się żywcem.

Powiesił się w drewutni, gdzie znaleźli go ci, co go szukali by odpłacić mu za zdradę. Wściekli wieśniacy chcieli zabić też jego ojca, tak z rozpędu… ale Kaspar “Jagódka” obsobaczył ich i przemówił do rozsądku, a wspierał go w tym trzeci opijus: “Niedzielnik”.
Opanowali we dwóch żywioł ocalając starego Jakuba, który był i tak totalnie rozbity. Stracił syna, synową, dom… właściwie wszystko, a do tego okazało się, że owoc jego lędźwi był w konszachtach z nieumarłymi dręczącymi wieś.
Zostało na tym, że Jakub zamieszka u Kaspara, który zostawić go samemu sobie nie chciał. Babka Aliny i Urszuli też bez opieki, domu i środków do życia, oraz po stracie córki znalazła miejsce u kowala, którym po powrocie z niewoli wampirów troskliwie zajęła się żona. Kowalowa znalazła wsparcie u babki gdy zniknął jej mąż, babka znalazła wsparcie i miejsce u kowalowej, gdy runęło jej życie. Stare małżeństwo i tyle troski oraz radości gdy się odnalazł... Słowa Filipa przy stole podczas wieczerzy dwa dni temu, gdy opowiadał Aili i Alexandrowi, że kowal żonę porzucił nabierały nowego wymiaru sukinsyństwa… Wykpicie się sznurem było nieuczciwe względem czynów Filipa, może i karczmarz był i dobroduszny, ale za uszami miał sporo.

Pozostała kwestia córek karczmarza.
Heinricha nigdzie nie było i podejrzewano, iż może stał się ofiarą wampirów lub zginął w pożarze. Alina oświadczyła, że małżonek wczorajszego dnia wyjechał do Sion na jakieś polecenie Filipa. Zapłakana i zdruzgotana po stracie rodziców i wiedzy o tym co uczynił ojciec, została zostawiona w spokoju. Dla wieśniaków była problemem tylko i wyłącznie jej męża, Heinricha.
Inna sprawa miała się z Urszulą, notabene nieobecną od wczoraj we wsi. Jedną z opcji było aby zamieszkała z siostrą i szwagrem (gdy ten wróci ze Sion, podobnie jak ona). Jej kwestia powróciła dopiero gdy wyszła niemożliwa do uniknięcia dyskusja co dalej z karczmą…

Chłopi nie znali się na prawie zbyt dobrze i nie wiedzieli, że przywilej wyszynku kupuje się u seniora, a Filipa już nie było, aby wytłumaczyć im takie niuanse. Wieś uznała jednogłośnie, że prawo do sprzedaży trunków przechodzi dziedzicznie jak u szlachty ale nie było szans by Heinrich przybłęda i parobek rozkręcił interes gdy wróci. Starszyzna wioski uznała zatem, że prawa karczemne idą przez Urszulę i ten poprowadzi nową oberżę, kto ją weźmie.

I się zaczęło…

W grę wchodzili tylko młodzicy lub wdowcy, ale tym pierwszym ciężko było się przebić, aby wieś dała im tak intratny interes. Nie wszyscy z drugiej grupy brani też byli pod uwagę. Eugen na ten przykład bardzo chciał, ale wieś uznała, że połączenie młynarza z karczmarzem, to zbytnia potęga jak na warunki wsi. W końcu jako godnego wianka młodej dziewczyny i prowadzenia nowej karczmy obrano ponad pięćdziesięcioletniego Krzysztofa zwanego “Drwalem” od jego sławetnego chrapania słyszanego czasem w nocy w zagrodach bezpośrednich sąsiadów. Zapowiadało się ciekawie gdy dziewka wróci. Noel, który z ludzi Alexandra najwięcej ją kojarzył, żartobliwie zapowiedział protest względem wyjazdu nim blondynka wróci. Chciał zobaczyć reakcję i twierdził, że wybuch składu prochu mu tego nawet nie zrekompensuje.

Otto został złożony do grobu na wiejskim cmentarzyku. Noel poszedł po tym spać, ale Jiri nie. Usnął dopiero godzinę później na grobie przyjaciela z pustym gąsiorkiem ‘jagodówki’ Kaspara w dłoni. Sam ksiądz Adrian po pogrzebie zaczął się pakować i po prostu odszedł. Wrócił stary ksiądz, wrócił wikary, miejsca dla niego w Wygódkach już nie było. Zrobił to bez żalu i czym prędzej. Wydarzenia ostatnich miesięcy w tej wsi, z finałem wampirzyco-pożarowym wstrząsnęły nim do głębi.

Alexander choć zmęczony krążył między tym wszystkim zaglądając często do Aili. Widok jak smacznie śpi uspokajał go… Tymczasem opłaceni srebrem wieśniacy przeszukiwali spaloną karczmie. Ciało karczmarzowej znaleziono nawet szybko, ale wszak nie o to chodziło Alexandrowi, który zaoferował stawkę za którą wielu ryłoby w tym pogorzelisku nawet zębami. Nagroda za kielich - dwadzieścia srebrników. Za każdą część pancerza po jednym. Szczególnie wyrostki wzięły to sobie do serca i znaleziono wszystko, a nawet miecz Aili. By topić stal lub żelazo, kowale używali miechów, zwykły pożar to było za mało, ale stan blach pancerza zapowiadał tygodnie czyszczenia go przez Bernarda, a i tak Alex mógłby nie mieć wyboru i musieć stać się ‘czarnym rycerzem’ gdyby zbroję tę wkładał. Pucharek do czyszczenia był łatwiejszy, ale on akurat nie musiał być wyczyszczony na błysk.

Mimo dnia wioska spała. Nocne i poranne wydarzenia zaowocowały tym, że zmęczeni chłopi pokładli się do łóżek, a zwykłe konieczne do wykonania prace spadły na dzieci i wyrostków.
Jednak nie wszyscy mieli gdzie spać…
Strych obory był długi na jakieś dwanaście łokci, a czwarta część tego jedynie przeznaczona była na miejsce dla Heinricha-Hansa. Jedno łóżko wielkości pryczy wikariusza w izdebce przy kościele, jeden kufer, a raczej zbita z dech skrzynia. Szerokości to pomieszczenie miało mniej trzech łokci, było tu po prostu… ciasno. Resztka stryszku przeznaczona była na siano, ale nie było go tam za wiele, bo był kwiecień. Ot nędzne resztki z zimy i trochę z nowego sianokosu.
Aila przebudziła się na pewien brzęk i odruchowo zerknęła ku żródłu hałasu.

To był von Hallwyl.
Rzucił w kąt między stojącą naprzeciw łóżka skrzynią, a ścianą wór w którym zapewne była zbroja. Musiał ją zapewne zdjąć na dole i wtargać na górę, bo po drabinie w płycie wchodzić… Aila pamiętała i włażenie w Wilczych Dołach na górę i tu dzisiaj. W zbroi nie było to wykonalne.
Gdy leżąc z zamkniętymi oczyma zawieszona między snem a jawą, wręcz czuła że nad nią stoi. Trwało to jakiś czas i nie do końca przytomna wspomniała wtedy ten wzrok… jego wymowę gdy zajrzała w szparę przyłbicy.
Ktoś zaczął wchodzić na górę po drabinie i Aila usłyszała ruch. Po odgłosach dochodzących od wezgłowia łóżka mogła tylko zgadywać, że ktoś smyrgnął między resztki siana, a ktoś inny w chwilę później wszedł po drabinie na górę.
Była zbyt zmęczona i śpiąca, by to jednak zapamiętać.
Usnęła.


- Ailo… - Alexander nie chciał jej budzić, gdyby mógł to dałby jej spać, aż sama wstanie wypoczęta.
Ale czasu dużo nie mieli, minęło już południe.
Odłożył niewielki worek w którym przyniósł jakże późne śniadanie i pogładził kształtną stopę wystającą spod starej i przetartej pierzyny.
- Nie ma mnie... - mruknęła, przewracając się na drugi bok. Po chwili jednak podniosła się sama, na łokciach wspierając. Wiedziała, że nie może dużo spać.
Przygładziła potargane włosy i spojrzała na męża.
- Już mi lepiej... co robimy?
- Zjedz - Podał jej worek. - Możemy ruszać lada chwila, tylko nie wiem gdzie…
Westchnęła, siadając z podkulonymi nogami. Powoli zaczęła jeść.
- Klasztor to pewnie pułapka... - powiedziała cicho, choć serce jej krwawiło. Tak bardzo chciała zobaczyć jeszcze Merlina. Przekonać się, że może obcy wampir kłamał.
- Chyba, że trafimy tam w dzień i będziemy mieli czas na znalezienie Merlina i tego Marcusa.
- O ile nie zauroczył do tego mniszek... nie wiem Alexandrze. Nie wiem co z nim począć, ale wiem co innego. - Podsunęła mu worek, by też coś zjadł. - W obliczu problemów z nieumarłymi ludzkie zwyczaje są dla mnie jakby... mniej ważne. I w imię dobra czyjegoś, myślę, że warto im uchybiać. Weźmy Han... Henricha i jego małżonkę do orszaku. Tu karczmy pewnie nie dostaną, bida ich czeka, a może jakiś sojusz z tego kiedyś wyjdzie. - Odetchnęła. - Druga zaś sprawa to Giselle. Przeszła mi złość. Jeśli chcesz, niech wraca z nami do domu. Moją służką nigdy nie będzie, ale jeśli ty masz dla niej zajęcie, jeśli chcesz jej męża dobrego znaleźć... zgadzam się. - Delikatnie ścisnęła jego udo i uśmiechnęła się, choć nieco wymuszenie. - No i jeszcze ta Urszula... myśmy wszyscy zajęci byli, ale nie masz ty wrażenia, że nasz Noel coś do niej... no wiesz?
- Nie wiem, inne rzeczy mnie zajmowały, ale co do Urszuli to już ustalone. Jedz, a ja Ci powiem o wszystkim co tu zaszło jak spałaś…

Patrząc jak Aila posila się i wciąż pieszczotliwie gładząc jej stopę bękart opowiedział o wszelkich wydarzeniach w Wygódkach gdy spała, niczego nie pomijając.
Gdy skończył pokiwała z namysłem głową.
- Tym bardziej uważam, że z Noelem powinieneś porozmawiać. Bo jeśli on tę dziewczynę chce... i ona jego, niech jadą z nami. Co nas decyzja wsi obchodzi, że za starucha chcą ją wydać, a siostry razem by były, może im lżej... - Spojrzała w oczy męża. - Swego czasu litowałeś się nade mną, gdy na niewieści los psioczyłam, wolności chciałeś mi dać, lecz nie ja jedna. Chcą tę dzieweczkę radosną za starego capa wydać, do mozolnej pracy znów tu zagonić... A jeśli nasz Noel ją pokochał... po prostu pomów z nim. Bo on tobie pierwej wierność przysięgł i pewnie nawet jak serce ma złamane, to za tobą pójdzie.
- Wyjdzie zaraz, że pół Wygódek ze sobą weźmiemy - mruknął. - Jeszcze księdza po drodze zgarnąć i hajda. - Mi tam nie wadzi, może i tak lepiej będzie gdyby siostry razem miały być, a tu… Ale z Noelem i z nią to Ty poromawiasz?
- A ty z księdzem. - Pocałowała go szybko w policzek i roześmiała się szelmowsko. - Zatem ustalone. Kocie Łby znów będą mieć mieszkańców - powiedziała i chyba po raz pierwszy szczerze cieszyła się tą perspektywą, nawet o losie nieumarłego Merlina na moment zapominając.

Widząc to Alexander zapłakał w duszy i serce mu pękło. Musiał coś jej powiedzieć, ale nie chciał burzyć tej radości.
Uśmiechnął się sztucznie i pokiwał głową.
Ona zaś rezolutnie zaczęła zbierać rzeczy i się przyodziewać na podróż, całkiem suknię zrzucając i męski strój przywdziewając, a Alex patrzył na to z błogą miną. Był to jej ostatni strój podróżny, który w jukach przy siodle miała, dzięki czemu pożaru się on ustrzegł. Znów miała problemy ze spodniami, nie tylko dlatego, że wąskie, ale i nie chciała się w znamię na udzie urażać, co wciąż bolało, bo skóra na nim świeża była. Aila uprzednio skórę w tym miejscu łojem baranim nasmarowała, co go nosiła na odparzenia podczas jazdy w siodle. Dopiero, gdy skóra uda była wilgotna i błyszcząca z sykiem bólu, szlachcianka wciągnęła spodnie.
- Gdy wrócimy... jeno w sukniach będę chodzić. Dość mam tych nogawic - marudziła, nie wiedząc, że ktoś jeszcze jej przyodziewek oglądał, a i piętno na udzie zobaczył teraz.
- Albo nago, w komnatach naszych. - Alexander uśmiechnął się.
Nie odpowiedziała, ale posłała mu wiele obiecujący uśmiech.

- Idę z Noelem porozmawiać. Urszulę w Sion, jak rozumiem, spotkamy? - odezwała się gdy skończyła się ubierać.
- Ailo… - bękart musiał poruszyć ten temat - dwa lata byłaś w klasztorze… ile Merlin wie o Kocich Łbach?
Spojrzała na niego, nie rozumiejąc.
- Zna naszą historię... do momentu mojego wyjazdu oczywiście. Czemu pytasz?
- Status podległości zamku i Coiville?
Zastanowiła się.
- Bardziej o nieumarłym mówiliśmy, ale powiedziałam że wuj był zarządcą... i że zamek bez pana ziemskiego... - zmrużyła oczy.
Alexander wstał.
- Jeżeli Marcus panem Merlina, to dowie się gdzie nasz dom. Przybędzie którejś nocy jako mgła i… tyle. Albo weźmie swego nowego sługę, co wszak związał Cię i ma nad Tobą pewną władzę by Ci rozkazywać. W najlepszym wypadku na dworze Filipa III może co uczynić i coś odkryć, że tylko dom, nie życie stracimy. - Wziął ją w objęcia.
Zobaczył jak radość w jej oczach umiera, zastąpiona smutkiem.
- No tak... przez Merlina... faktycznie jestem jego niewolnicą, a on ma teraz powody i moc odebrać nam wszystko, by potem zabić na końcu...
Zasępiła się.
- Jest południe, możemy dotrzeć do klasztoru i zabrać ze sobą Merlina. Damy mu schronienie, przeleży na Kocich Łbach w lochach Elijahy z kołkiem w sercu aż więzy opadną - zasugerował. - Uwolnimy go potem, bo jeżeli to dobry nieumarły, to niech trwa, nie wadzi mi. Marcus nie będzie miał nad nim władzy, a więc i nad Tobą, nie dowie się o Kocich Łbach, nie znajdzie nas.
- I myślisz, że on sam się na to zgodzi? - rzekła z powątpiewaniem Aila, po czym zmarszczyła brwi - Jest jeszcze jedno rozwiązanie... Ten klasztor... to nie jest biblioteka jeno Merlina, lecz wielu nieumarłych, którzy Camarillę stworzyli. Jeśli się dowiedzą, że on już nie jest niezawisły, że sterowany być może... Mogą sami chcieć się z Marcusem rozprawić. A i pewnie Merlina odwołać.
- Chcesz jechać do tych nieumarłych? - zdumiał się.
- Merlin nie jest jedynym “dobrym” wampirem, on jeno ich Kronikarzem i Biblioteki Strażnikiem. Mówiłam ci. A wiem, gdzie listy ze sprawozdaniami wysyłał. Moglibyśmy ich spróbować odnaleźć we Wiedniu...
- Wampiry to wampiry… nie ma dobre czy złe, ot niektóre jak Merlin nastawione na wiedzę nie zaś na kierowanie śmiertelnikami. - Spojrzał jej w oczy. - Obawiam się, że jak to organizacja cała, to właśnie by kierować… Nie jeno ludźmi zwykłymi, nawet szlachtą czasem, hrabiami, miastami… ale całą Europą, koronowanymi głowami. - Zamyślił się. - To by było jak pakt z diabłem. Ale… Oddam duszę diabłu, by w spokoju żyć z Tobą u boku, podoba mi się ten plan.

Zdziwiła się.
Nie myślała, że jej posłucha. Sama w sumie nie wiedziała, co o tym pomyśle sądzić, lecz skoro Alexander uznał go za sensowny, ucieszyła się.
- Nieważne dla nas za kim stoją u władzy, bo i tak wpływu na to nie mamy. Ważne jednak, że nawet Marcus przy ich zjednoczonej sile niby pchła być może. - Odetchnęła. - Czyli do Wiednia? Raz w życiu tam tylko byłam...
- Zatem do Wiednia. - Uśmiechnął się kładąc jej dłoń na biodrze. - Zastanawiam się jeno jak czuć się będziesz w mieście słysząc wokół siebie jeno niemiecki.
- Wśród szlachty francuski chyba w modzie, a ci do których tam jedziemy... wieloma językami mówią - odpowiedziała, choć zabrzmiało to raczej groźnie niż radośnie.
- Może niektórzy ze szlachty... - Alex był bardziej sceptyczny. Rzeczywiście osławiony na całą Europę dwór burgundzki dyktował modę i obyczaje daleko na wschód, ale nie na tyle by szlachta rzeszy hurmem uczyła się mowy Francuzów. - Zawsze Noela przy sobie mieć możesz, a i po drodze pouczę Cię trochę języka.
- Podstawy mam w sumie, bo ci mówiłam, że się rodzicom habsburgczyk marzył mi na męża - uśmiechnęła sięna samo wspomnienie - a nauki chętnie przyjmę. Tedy pytanie co z naszymi znajomymi. Myślę, że otwarcie można im powiedzieć, że w świat ruszamy. Jeśli chcieliby z nami szczęścia szukać... niech idą.
- Ano… Hans zapewne do Hallwyl ruszy. Co innego na Kocie Łby jak rzekłaś, a co innego tułać się… Poza tym tam mu niebezpiecznie. Wciąż Habsburgowie chcą nad szwajcarskimi kantonami zwierzchność przywrócić, dwa lata temu Szwajcarzy podbili Turgowię, a Hans tam walczył. W Wiedniu mu śmierć, Hallwylowie mocno naznaczeni szwajcarską wolnością, a Wiedeń to stolica Habsburgów. Urszula pewnie z nimi, za siostrą pójdzie.
Aila skinęła głową.
- I tyle z moich planów tworzenia dworu - rzekła, lecz bez goryczy. Po prostu skwitowała sytuację.
- Trzeba nam z nim porozmawiać o tym.

Wyszli, nie wiedząc, że rzeczony rycerz był tuż obok i całą ich rozmowę słyszał.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 19-10-2017, 17:04   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Nie mogąc nigdzie Hansa przyuważyć, małżonkowie z Kocich Łbów zaczęli się pakować, choć dużo dobytku nie ocałało. Aila akurat na swój miecz, poczarniały od sadzy po pożarze patrzyła, gdy niedaleko niej przeszedł Noel, niosąc jakiś tobołek. Widząc go, szlachcianka przywołała ruchem dłoni już nie chłopaka, jakim go wciąż pamiętała, a młodego mężczyznę. Podszedł posłusznie, niepewnie na nią patrząc, pamiętał bowiem jak sam się wobec Pani zachował, gdy rozpacz po zabraniu Bernarda targała jego serce. Aila jednak nie o tym chciała z nim rozmawiać.
- No i znów w drogę... - westchnęła. - Słyszałam, żeś chciał tu zostać, by obaczyć reakcję młodszej córki karczmarza, jak jej kandydata na małżonką przedstawią...
- Ano! - Rozdziawił japę szeroko. - Przecież tu taki wybuch wtedy będzie, że ta młódka Wygódki rozniesie!
- Szkoda tedy jej temperamentu na starego capa, a i niebrzydka jest, nie? - Aila zagadnęła, starając się ukryć intrygancki uśmieszek, niby to całkiem pochłonięta czyszczeniem miecza. Czasem tylko zerkała na młodzieńca.
- Uch - aż sapnął - piękna niby poranek… - W ustach czeladzi łowcy wampirów, to określenie miało dodatkową wymowę i moc. - Taką to na siano wziąć i wyłomo… - urwał zdając sobie sprawę z kim rozmawia i o czym mówi. Był zmęczony strasznie, przez co się zagalopował. Zaczerwienił się aż po rudą czuprynę. - Wybaczcie Pani… Ale że na tego starego capa to nie, nie szkoda. Przecie ona pryśnie stąd jak tylko się dowie. Zaraz po awanturze jaką zrobi.
- Tylko co z nią dalej? Dziewczynie ciężko w świecie samej, a teraz to jeszcze sierota... - westchnęła znów, po czym niby to zmieniając temat dodała zapytanie: - A ty nie myślisz się ustatkować, gdy wreszcie na Kocie Łby wrócimy? Tedy i co wieczór miałbyś kogo... do kogo się przytulić.
- A jużci, takem myślał. - Pokiwał głową. - Z Bernardem się nawet założylim o to kto prędzej dobrą jaką żonę znajdzie, gdy tułaczka się skończy. Dzieci też bym chciał coby na starość dbały… Ale nie gdy nam z Alexandrem się tułać… nie myśleć nam o tym było. To hazard straszny na wampiry chodzić. Wrócimy to i żonę wezmę.

Aila oczy na niego podniosła. Domyślność mężczyzn czasem doprawdy ją rozbijała. Widząc jednak, że Noel szczerze mówi i wcale celowo jej sugestii nie pomija, wyłożyła sprawę wprost:
- A jeśli kandydatkę już masz w zasięgu wzroku? - zapytała, po czym dodała, by całkiem rzecz objaśnić: - Znajdziesz gdzie lepszą żonę niż ta Ulka?
Aż się cofnął.
Jego oczy rozwarły się z przestrachem.
- Pani, co Ty… Na rany Krysta…
- Tedy pomyśl! - nie dała mu do słowa dojść. - Sam rzekłeś, że Urszula pewno ucieknie, tułaczkę woląc, a niech na bandytów jakich wpadnie, to jak nasza Giselle skończy. Ładna ona, tedy każdy skorzysta, ale żeby ją jak przyzwoitą kobietę traktować... gdzie ona bez posagu. Pomyśl, Noelu.
- Po trupie moim - rzekł przecząco kręcąc głową, znów krok się cofnął.
- A powiesz czemu? Skoro sam mówisz, że ci się dziewoja podoba.
- Nie mogę, bo się Pani wściekniesz, zła na mnie będziesz, może odprawić każesz. - Noel wił się jak piskorz.
- Ja? - Aila zdziwiła się. - Czemu bym miała? Przecie ja też chcę, byście szczęśliwi byli.
- Bo jam nie Alexander… - Noel odwracał wzrok patrząc zali gdzie jakiejś roboty nie ma co by nie czmychnąć wymawiając się od dalszej rozmowy.
- A co ma do tego mój mąż? - Teraz już całkiem nie rozumiała i bez skrupułów cisnęła chłopaka.
Zobaczyła rezygnację na jego twarzy.
- A bo niewiasty różne są… Są i takie jak Ty Pani… Nieokiełznane, harde, Wolność kochające i niczem wiatr w górach. Urszula taką się zdaje i Tyś taka Pani. Alexander… Pan chyba nawet za to Cię srogo ukochał, zły czasem, ale szczęśliwy gdyś niczem żywioł. Ja nie, ja spokojnej chcę. Taką jak Ulka to z dzbanem mleka na drugi koniec korytarza posłać to nie doniesie. Piękna, ot rwie się do niej, ale nie jam taki co by się z takim ogniem próbował. - Spuścił głowę czekając na wybuch wściekłości.
Szlachcianka jednak tylko się uśmiechnęła.
- Pewnie masz rację. Tedy nie męczę cię już Noelu, do pracy możesz wrócić. - powiedziała spokojnie i zamyśliła się.
Odszedł z ulgą. Właściwie to odbiegł by pomóc pijanemu jeszcze lekko Jiriemu konie zaprzęgać do wozu.

Tymczasem Aila zobaczyła Hansa wychodzącego zza ruin karczmy, od strony zagród i obory. Zbroję miał niekompletną, bo cały pancerz założyć bez pomocy się nie dało, ale widać jako Heinrich z jakiegoś powodu w Wygódkach objawiać się nie chciał bo był jak w nocy w swoim hełmie. Zastanawiała się czemu małżonki nie poprosił, by mu pomogła zbroję w pełni założyć. Wyszła też z założenia, że może właśnie do niej szedł, toteż siedziała dalej, miecz próbując z sadzy jak najlepiej odczyścić, lecz po prawdzie to sam metal sczerniał. częściowo i nic się z tym za bardzo zrobić nie dało. Rycerz jak się okazało jednak nie Aliny wypatrywał, której zresztą nie było, bo z babka siedziała u kowala.
Zbliżył się do szlachcianki i stanął dwa kroki od niej.
- Witaj Pani… Tuszę, że dobrze Ci w mym łożu było - zadudnił pod hełmem - na spoczynku? - dodał po chwili. Ciężko uznać było, czy pyta z nadzieją o to, czy należycie wypoczęła na nędznym posłaniu, czy o co innego mu idzie. Aila zresztą jako żart jego zająknięcie potraktowała i uśmiechnęła do rycerza.
- Owszem, wybacz mi tedy panie, że tak podstępnie cię z niego wygoniłam. Dosłownie padałam na twarz... Gniewasz się bardzo?
- Nie Pani, o ile z łoża mnie więcej nie wygonisz... mego. - Konstrukcję zdania, jak i akcent można było złożyć na karb tego iż francuski nie był ojczystym językiem Szwajcara. Młoda szlachcianka jednak tymi słowami znów sobie sen z pieczary wampirzej przypomniała i jużci miecz polerować mocniej zaczęła.
- Obiecuję. Zresztą nie wiem, czy nasze drogi właśnie się nie rozchodzą. Jednak nie do Kocich Łbów planujemy wszak jechać.
- Nie?
- Nie... - zasępiła się - Boimy się, że wampir może za nami tam iść... pozabijać nas we śnie, albo i gorzej. Trzeba nam po pomoc się udać, a żeby z nieumarłym dać sobie radę, tedy pod Wiedeń wyjdzie nam jechać.
- Tedy mi do Hallwyl z małżonką. Żadna różnica czy brat mnie zabije, czy Habsburgi.
- Niestety, tedy rozstać nam się przyjdzie, ale może jeszcze Bóg połączy kiedy nasze ścieżki. - uśmiechnęła się lekko.
Skinął hełmem.

Zapadło milczenie, które w końcu przerwał:
- Chyba, żebym we Wiedniu bez herbu i prawdziwego miana mego z Wami był. Z twarzy niewielu mnie poznać by mogło. Niemcy zawsze jeno okrwawiony hełm widzieli.
- Tylko tedy my wam ani bezpieczeństwa nie zapewnimy, ani was nie przybliżymy do odebrania należytych ziem. Chyba bez sensu to zatem...
- Szaleństwo. Tak jak i z małżonką na mój rodowy zamek iść. A co Ty Pani byś chciała? Cóż byś wolała bym uczynił?
- Chciałabym żebyście w szczęściu mogli się sobą radować z Aliną - powiedziała, nie patrząc na niego. - Nie wiem jednak co...
- Nie chcę jej - przerwał Aili cicho.
Szlachcianka spojrzała na niego ze zdziwieniem, a potem nagłą ostrością we wzroku.
- Tedy wcześniej trzeba było o tym pomyśleć, nim do zaślubin doszło. Teraz nie macie prawa tak mówić - warknęła, nagle całą sympatię do niego tracąc.
- Mam - odrzekł hardo. - Bo Filip szantażem mnie wziął. Albo Alinę wezmę, albo on bratu wieści pośle gdzie jestem. Mogłem uciekać… w innej wsi się zaczepić, a może to samo by tam było z czasem…? Wydać za mąż córę za szlachcica, jakże smakowita myśl dla chłopa. Pogodzony z losem byłem, niczym w marazmie śpiący, poddałem się i zgodziłem. Opiekę jej winienem i wiem to! Nie uciekać mi od tego. Kara za to, żem się zatracił w chęci życia... zaprzedając się tej karczmarskiej gnidzie. Szczęścia jednak przy niej nie znajdę. Ani jej nie kocham, ani zapomnieć, że gwałtem mi ten ślub zadano. Mam prawo mówić, że jej nie chcę.

Aila wspomniała testament Torina, tam też oddana została, ale wszak nawet mimo ostatniej woli wuja wybór jakiś miała. Heinrich wszak też: uciekać. Wszak oboje pogodzili się z zawartą ponad nimi wolą. Aila odnajdując uczucie do Alexandra… Hans z rezygnacji i chęci życia.
- Tedy wiesz, jak się czuje większość niewiast za mąż wydawanych, a jednak nie mówimy “nie chcę” - powiedziała mu chłodno, po czym dodała: - Ja też Alexandra na początku nie chciałam. Wuj mi go wybrał... rękami wampira sterowany, a jednak odnaleźliśmy się w tym, własny pakt zawarliśmy i dobrze żyjemy... choć może mało typowo. Alina nic nie winna postępowaniu ojca. Pamiętaj o tym...
- Pamiętam. Źle o niej nie myślę. Sam nie wiem, zagubiony jestem… Może z czasem… ale ma linia przepadnie. Choćby i ślubne to z takiego małżeństwa bękarty będą tylko me dzieci. Ech, to nawet furda, brat by się ucieszył, jego dziatwa po mnie by dziedziczyła. - Przekręcił hełmem jakby wpatrując się w Aile. - Rzeknij co wolisz Ty Pani. Bym do Hallwyl ruszył, czy do Wiednia.

Szlachcianka miecz odłożyła i wstała, by przed rycerzem stanąć. Choć sporo był od niej wyższy, ręce mu na ramionach położyła i spojrzała w oczy przez kraty przyłbicy.
- Chciałeś przestać się chować i żyć prawdziwie? Tedy żyj, Hansie. Sam musisz za swoje decyzje odpowiadać i nie zrzucaj ich na ramiona ani moje, ani Alexa, ani nikogo innego. To twoje życie. Ty decyduj czego pragniesz i podążaj za tym.
- Tak uczynię. - Skinął głową. - Bywaj Schone Dame.

Puściła go, bo po prawdzie nawet dotyk jego zbroi budził w niej wspomnienie sennej fantazji. Westchnęła skrycie. Chyba nigdy nie pozbędzie się jej z głowy. Że też to akurat musiał być Hans…


Niedługo potem wszyscy gotowi byli. Alina chlipiąc pożegnała się z babką i dziadkiem. Wprawdzie oficjalnie rzekła, że korzystając z podwózki do Heinricha do Sion jedzie i przybędzie z mężem, ale ona i zorientowani w sytuacji wiedzieli, że dziewka zapewne tu nigdy nie wróci. Zasiadła na wozie powożonym przez Noela przypatrując się przez załzawione oczy po raz ostatni swej wsi.
Jiri chybocząc się na siodle wysforował się, by pojechać do Sion, do Giselle, by przekazać wieści iż jadą. Kruczowłosa miała zakupić prowiant i potrzebne rzeczy na wyprawę do Austrii, bo wiele rzeczy spłonęło.
Wczesnym południem wyruszyli górską doliną wzdłuż potoku.
Za plecami zostawili wieś po raz pierwszy od dwudziestu lat bezpieczną, bez kłopotów.
Te bowiem jak się domyślali, zabierali ze sobą.

[MEDIA]http://www.islamveihsan.com/wp-content/uploads/2017/03/hzdavudas-702x336.jpg[/MEDIA]

Alexander w drodze zrównał się z Ailą aby jechać u jej boku.
- Dziwne… - rzucił zerkając na małżonkę. - Hans mnie zadziwił. Jechać z nami chce.
Aila uśmiechnęła się.
- Widać wreszcie los w swoje ręce bierze. To chyba dobrze...
- Tak… ale nie może jako rycerz pod własnym mianem, a giermka mam. Jeno w miejsce Otta mógłbym wziąć. Oficjalnie jako kusznika konnego w kopii. Sam to zresztą zaproponował.
Szlachcianka, która częściej teraz po damsku siedziała, by wnętrza uda nie ocierać, przerzuciła nogi przez grzbiet konia, by do Alexandra się przybliżyć.
- Myślę, że to nawet lepiej, wszak Alina... nie zrobiłaby dobrego wrażenia jako żona szlachcica. Wiele się musi nauczyć. Gdy wyjedziemy z gór, spróbuję ją nieco uczyć, ale tu wszystko będzie trzeba... od wiązania gorsetu po używanie sztućców przy stole. - Westchnęła. - A myślałam, że to ze mnie się ostatnimi czasy dzikus zrobił.
- Lubię takie dzikusy - Uśmiechnął się. - Tedy ucz. Jeżeli te wampiry od Merlina tak władne, to dorobić jej rodowód, że niby ona ze szlachty… furda. Może porozmawiaj z nią. Cięgiem płacze.
- Liczyłam, że Hans to zrobi, ale... chyba masz rację. Podejdę do niej na postoju.
- Ailo… - zaczął uciekając wzrokiem. - Podziękować Ci chciałem… - dopiero po dłuższej chwili spojrzał jej w oczy. - Za to co rzekłaś o Giselle. Przez te lata przyjaciółką mi się stała. Jak Bernard, jak Noel. Jestem Twój i jeno Twój, ale odprawiać, to … Nie wiem… Może to tak jakbyś Marię musiała z Kocich Łbów... Nie wiem…

Nie patrzyła na niego, usta mając zaciśnięte, by nie powiedzieć wprost co o takiej przyjaźni myśli i rozwiać całą podniosłość chwili. Dopiero po chwili się odezwała:
- Rozumiem to. Choć myślę, że dla niej kimś więcej niż przyjacielem jesteś. - Umilkła na moment - Niech będzie szczęśliwa. Ja jej złego nie życze, jednak jeśli chcesz bym spała spokojnie, mając ją w pobliżu... znajdź jej szybko męża.
- Ciężko będzie z tym bo trzeba by takiego znaleźć, co dzieci mieć nie chciałby. Wcześniej o Bernardzie myślałem, nawet ich cichcem chciałem swatać. Bernard jednak o rodzinie myśli. Nie jeno małżonce.
- Tedy najlepiej wdowca jakiegoś, co już ma dzieci. Może i sierotami sama by się chciała zająć? Czasem bywa przecie, że w połogu kobiety umierają i dzieci własne trzeba po rodzinie tedy rozdawać, bo wiadomo, że chłop sam sobie z nimi nie poradzi.
Alex kiwnął głową.
- Może i tak być, ale jej przykazać się nie da. Jakbyśmy odpowiedniego znaleźli, to intrygę jakąś trzeba by uczynić by się zechcieli. Jak Ty z Noelem planujesz.
Aila machnęła ręką, jakby muchę odganiała.
- Próbowałam już, nic mi nie wyszło. Chyba że sam sobie to jeszcze przemyśli. A co do Giselle... może nie mężem, a dziećmi próbują ją skusić? Sam mówiłeś, że macierzyński instynkt się w niej obudził.
- Można, to dobry pomysł. A skoro nie idzie z kojarzeniem Noela z Urszulą, to ostatecznie Giselle z Urszulą możemy spróbować wyswatać - zażartował by ciężki klimat rozmowy odegnać.
Temat swatania Giselle jednak mało śmieszył Ailę. Choć starała się nie pokazywać tego po sobie, wciąż nie umiała tego tematu traktować swobodnie.


Gdy Alexander jak zwykle na postoju zaległ z Bernardem i Hansem by odpocząć i posilić się nieco, jego małżonka wzięła nieco strawy i poszła podzielić się nią z Aliną, która na popasie nawet z wozu nie zeszła.
- Okazji chyba nie miałam, by kondolencje złożyć. Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców. - rzekła do niej.
Chłopka spojrzała na nią i łzy znów poleciały jej po policzkach.
- Za co nas panbuk tak karze? - wyszlochała.
Aila objęła ją lekko ramieniem kobietę, która popłakiwała teraz w jej ramię.
- Znasz historię biblijnego Hioba pewnie. Po łzach już tylko słońca czekać, ino przetrwać trzeba.
- Nie słońce mi a ogień, bo do piekła pójdeeeee - rozszlochała się znowu.
- Ty, kochana? A za co ty niby? Przecie to nie ty zawiniłaś...
- Bom mogła rzec, że nie, że się nie godzi, że nie po krześcijańsku, ale matula mówiła zawsze, że mężowi odm… - urwała i znów zaniosła się szlochem, a jej policzki poczerwieniały.
Aila uniosła jej głowę delikatnym gestem dłoni i spojrzała jej w oczy.
- Co on ci zrobił? - zapytała, ale wieśniaczka odwróciła wzrok wciąż płacząc, wstydziła się strasznie. - Alino, nie możesz tego w sobie trzymać. Pogadajmy tedy jak baba z babą, to ci lżej na duchu będzie.

Dziewka sama ze sobą się biła wciąż roniąc łzy, ale Aila uderzyła chyba w miękkie.
Bo i z kim o tym pomówić? Matka nie żyła, babka we wsi ostała, siostra ni wiadomo gdzie, a szlachciankę Alina od początku traktowała jak zesłanego anioła.
- No… bo… - płakała wciąż. - Przeca o dziecię chodzi. Po ciemku, pod pierzyną raz….Co dzień nawet by pewność mieć. Kościół mówi, że zadowolenie to jeno szatan wtedy podsuwa. A on… - znów szloch i przerwa. - Tak nieobyczajnie, żem nie myślała, że tak można, mocno jakby co chciał urwać, a i pół nocy... żem ledwo chodziła rano - chlipnęła cicho. - I choć ból, to szatan mnie wziąć musiał i nawiedzić, bo aże myśli zebrać nie umiałam. Matula nie żywie, tatko się powiesił, to boli że żyć się nie chce. Do tego mi samej piekło…! - zaryczała.
Aila przytuliła ją, wzrokiem szukając Alexandra. Doprawdy miała szczęście, że na tak otwartego kochanka trafiła. Jej samej zresztą od początku nie o grzechach myślenie przychodziło, lecz o radości, jaką mogli sobie sprawić. Lecz jak to wytłumaczyć wiejskiej dziewczynie?
- Posłuchaj Alino, to nie do końca tak, że zadowolenie odczuwać jest grzechem. Robienie to dla zadowolenia, a nie dla potomstwa, oto jest grzech. Zadowolenie wszak płynie z bycia... em... miłowanym - okrutnie zmyślała, nic sobie z piekła za to nie robiąc szlachcianka - Chłopy takie są, że nie mówią wiele. A już na pewno nie o uczuciach. Tedy jak mogą pokazać niewieście, że im bliska? No właśnie tak. Legnąc z nią, bliskości szukając. Oni tak okazują przywiązanie, rozumiesz?
- Jak przywiązanie?! - zaryczała znów. - Na brzuchu się kłaść, kuper w górę, jak zwierzęta i to przy kaganku gdy wszystko widać?
Alina zdecydowanie z innej gliny ulepiona była niż Elsa z Wilczych Dołów czy (tym bardziej) szlachcianka próbująca ją pocieszyć. Aila znów ją uścisnęła.
- Oj głupia ty, głupia. A chciałaby ty żeby z każdą babą tak legał? Tedy on pewnie chciał widzieć, że to nie każda baba, a jego żona. Jedna jedyna. Na ciebie chciał patrzeć, tedy radować się powinnaś, bo to znaczy, żeś mu nie jest obojętna.
- Pani ale jakże to tak? Nieobyczajnie, jak zwierzęta, dla radości co kościół zabrania. Jam myślała że mi wianek zerwie, wtulę się i my razem już i z ochotą nawet potem. A on… - Łzy znów poleciały. Tyle dobrego, że przy tej rozmowie dziewka na chwilę zapomniała co stało się z jej rodzicami. - Jakby od kobiecego stanu do gardła chciał sięgnąć tak mocno wywijał i… Choć ból, to szatan rozkosz dał, a za to pieeekło…! - Wtuliła się w szlachciankę targana spazmami.

Aila gładziła jej włosy, modląc się do niebios o cierpliwość... i o to, by nikt nigdy treści snu jej nie poznał. Nie było wszak łatwiej zapomnieć, gdy teraz wiedziała, że Hans nie tylko w śnie jej był gwałtowny, ale i naprawdę miał temperament. Doprawdy jak to mogło do jej majaków sennych przeniknąć? Czyżby to jakoś... wyczuła? I też ją od tyłu brał...
- Nie! - powiedziała zdecydowanie, po czym jakby oprzytomniała - Nie mów tak. Służyć swojemu mężowi, to służyć Bogu. Pamiętaj o tym. A jak to robicie... to już wasza sprawa. Nikt was oceniać nie ma prawa, bo i nikt widzieć nie będzie, co robicie w łożu. Ciesz się tedy, że chętnie do ciebie przychodzi i pragnie cię, bo znam takie, co ich mężowie nie odwiedzają z jednej przyczyny. ot, inne na boku mają. Rozumiesz? Im bardziej on syty dzięki tobie będzie, tym mniejsza szansa, że się gdzie zacznie za inną oglądać.
- Czyli jak… - Alina otarła oczy i spojrzała na szlachciankę z nadzieją - na wszystko się godzić i go nawet do jak największej sytości sama prowadząc… to dobre? By zdrady nie czynił? I rozkosz i wszystko co wtedy chce i jak, to wtedy jego grzech nie mój? - W jej wzroku była ufność i nadzieja.
Aila omal nie przewróciła oczami, lecz powstrzymała się.
- Właśnie. Ty masz być posłuszną żoną. Ty masz dbać o to, by twój chłop głodny nie chodził. I po prawdzie i w przenośni.
- Gdzieżby głodny! Ja jestem, jak w Wygódkach mówili, przednia kucharka!
- I widać mu posmakowało - roześmiała się serdecznie Aila. - Bądź spokojna. Ino jakby prawdziwie cię ranił, to powiedz mu, bo chłopy tak mają, że jak się zapędzą, to zapominają, że my od nich delikatniejsze. Ale źle nie chcą zazwyczaj. - Poklepała dziewczynę po ramieniu. - To co, zjedzmy co, bo niedługo znów w drogę ruszymy...

Tyle dobrze, że już nie płakała, choć pewnym było, że jeszcze nim ruszą matkę lub ojca wspomni i znów się zacznie.
- A jużci! - Zawahała się i policzki znów jej się zaczerwieniły. - Pani… a Twój też tak? Zapytała odwracając wzrok.
Przypomniawszy sobie ostatni raz na łące, kiedy to ona małżonka właściwie napadła, blondwłosa piękność przytaknęła z uśmiechem.
- Albo i gorzej. Bo jak chłop dobrze walczy i odważny jest, to przeważnie w alkowie też... gorący.
Wieśniaczka pokiwała głową. Chyba to ostatnie najbardziej ją uspokoiło, ale policzki wciąż miała czerwone.
- To jak nie mój grzech - szepnęła wciąż wzrok odwracając - z tego jak, ile i kiedy, oraz skoro to na jego głowę to idzie, że dreszcze chwytają przeciw kościoła naukom… To ja… to ja chcę - ostatnie wyrzekła praktycznie bezgłośnie i klasycznie Aili ze wstydu uciekła. Szlachcianka patrzyła za nią ze zdziwieniem, ale i rozbawieniem. Była ciekawa jak skomentuje jej umiejętności pocieszania Alexander, widząc reakcję Aliny.
Póki co jednak należało korzystać postoju i koniom dać odpocząć. Potem znów ruszyli w drogę.



Wieczorem, gdy Słońce powoli, ale uparcie opadało już ku linii horyzontu, myśleć trzeba było o noclegu.A że nigdzie karczmy nie było, tedy musieli spędzić noc w górach się rozbijając. Jedzenia nie było już w ogóle, bo zmęczony i zaspany Noel zapomniał o tym, skupiając się na słowach Alexandra do Jiriego, by to Giselle w Sion o prowiant zadbała. Co mieli, to wcześniej na popasie zjedli, a teraz Bernard od durni rudzielca nawyzywał i wszyscy musieli położyć się głodni.
Konie przywiązane do kołków zostały, a ludzie rozłożyli się co by złapać jak najwięcej snu przed świtem, gdy zbierać się będzie trzeba. Noel chciał ogień rozpalić choćby po to by zwierzęta odstraszać, ale Alexander nie pozwolił.
Ogień w górach był sygnałem: “tu obozują ludzie”. Dla zwierząt może i było to odstraszające, ale bękart bał się bardziej innego drapieżnika…

Oba małżeństwa rozłożyły się po obu stronach wozu. Noel z przodu pod dyszlem, a Bernard z tyłu. W efekcie wszyscy otaczali wóz dookoła.
Kocy na szczęście mieli wiele i dla wszystkich starczyło. Alexander jeszcze (jako ostatni poszedł z pęcherza co spuścić i wrócił wślizgując się pod koc by przytulić do ciepłej żony na boku śpiącej. Jiri już chrapał w najlepsze, skonani Noel i Bernard też może już spali.
Po drugiej stronie wozu jednak snu nie było.
- Sytyś? - padło w ciemności. To Alina cicho pytała.
- No przecież wiesz, że nie. - Hans odpowiedział zaspanym głosem zgodnie z prawdą, jako że nie jedli nic od popołudniowego popasu.
- No to oć. - Coś zaszamotało się w ciemności po drugiej stronie wozu.

Aila uśmiechnęła się lekko. Na szczęście była zbyt zmęczona, by to w niej temperament obudziło, wtuliła się więc w męża, kocem ucho zakrywając, by nie dolatywały jej odgłosy uczty nowożeńców.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-10-2017, 17:02   #24
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mimo obaw Alexandra związanych z Marcusem, okazało się, że noc przebiegła spokojnie, ale mało kto się wyspał, bo w nocy zaczęło rochę siąpić. Zimno, mokro, niewygodnie jak to na gołej ziemi i wszyscy głodni jak jasna cholera... Sam początek wyprawy już zapowiadał się bajecznie.
Większość też niewyspana była, bo niektórzy poprzednie dwie noce prawie bez snu spędzili, a ten nocleg przy górskim trakcie wystarczającym nie był, aby to sobie odbić.
Szybko zebrali się i Noel z Bernardem zaczęli konie zaprzęgać i kulbaczyć, a Hans von Hallwyl już bez zbroi i bez hełmu wysforował się do przodu by drogę badać czy wszędzie wóz przejedzie, bo Noel powoził, a Bernard osłabiony wciąż na wozie z Aliną miał jechać.

Na szczęście, już po dwóch godzinach jazdy zobaczyli wylot górskiej doliny która podążali z Wygódek, do szerokiej kotliny Rodanu. W oddali, w dole widać było już nawet Sion, ale sporo jeszcze minęło zanim do niego dotarli i gdy zbliżali się do niego popołudnie już było.
Miasto o tej porze dnia już z daleka zdradzało oznaki życia, niczym mrowisko. Nad nim na dwóch wzgórzach górowały: zamek biskupi Tourbillon, oraz drugi, Valere, bedący bardziej niczym ufortyfikowany kościół lub klasztor. Podobny był do klasztoru Merlina jak bliźniaczy, choć niewiele większy i rozbudowany od siedziby wampira.
Obie budowle jawiły się niczym strażnicy spokoju leżącego u podnóża wzgórz miasta. Niedaleko niego zaś na tym etapie swego biegu wciąż bardziej dziki niż majestatyczny płynął Rodan, do którego żwawo spływał potok wzdłuż którego jechali z Wygódek.


Alexander do miasta wjeżdżać nie chciał, bo by tylko bez sensu pieniądz na myto tracili za bram miejskich przekroczenie w sześć osób, sześć koni i wóz, toteż puścił Noela do “Dafne”, aby Giselle, Urszulę i Jiriego przywiódł do karczmy na podgrodziu zwącej się “Pohulanka”, gdzie całą resztą się skierowali. Zakazał mu przy tym, jak wcześniej Czechowi, mówić o wydarzeniach poprzedniej nocy i ranka, bo wolał aby młodziutka chłopka dowiedziała się o wszystkim mając obok siostrę do pociechy.

Sama “Pohulanka” była typowym zajazdem dla tych co Sion im po drodze wypadał, a do samego miasta po co wjeżdżać nie mieli. Albo i po zmroku od bram się odbiwszy szukali noclego. Kilka było takich zajazdów, ale tu wolne dwa alkierze były, a przynajmniej jeszcze jedną noc odpocząć by się im przydało. Zajęli je bez wahania i każde z małżeństw swoją izbę dostało, Bernard, Noel i Jiri na stryszku stajni i wozowni mieli nocować, co do Giselle i Urszuli nic na razie nie postanowiono.
Wnętrze karczmy pustawe było, a oberżysta miły i uczynny. Zapowiedział, że z jadłem w chwilę się uwinie, piwo podał, oraz napary ziołowe gdy usłyszał, że w pod gołym niebem spali tej nocy w górskiej dolinie.

[MEDIA]https://i.imgur.com/Q09WtYq.jpg[/MEDIA]

Aila przebrała się z mokrego stroju podróżnego w suknię i wróciła akurat gdy podawano rosół warzywny, chleb i kawałki gotowanej kury. Teraz dopiero mogła znów zobaczyć Hansa na powrót bez przyłbicy, bo w czasie drogi szlak dla wozu przepatrywał. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, gdy weszła do głównej izby karczemnej. Ona zaś uśmiechnęła się do niego konspiracyjnie. Sądziła, że winien być zadowolony po tym, jak sprawę małżeńskich powinności Alinie wytłumaczyła, a dziewka przez to nie tylko płakać przestała, ale i w nocy sama mężowi dobrze czynić chciała.
Alexander tego spojrzenia nie widział, bo zajęty był negocjacjami z oberżystą, który za alkierze, miejsce dla wozu i koni, oraz za wikt chciał zapłatę z góry. Rycerz z drugiej strony mówił o zapłacie, gdy będą wyjeżdżać jutro. Stanęło w końcu, że Alexander da teraz zadatek, przed wyjazdem płacąc całą resztę.

Siadając do stołu u boku Aliny szlachcianka zauważyła, że małżonek jej z mieszka wysupłał ostatnie monety, a jeżeli co miał ze sobą podczas tej wyprawy prócz tego, to zapewne jaki szczęśliwy wieśniak pogorzelisko przeszukując zbrylonym kruszcem znalazł.
Karczmarz wiedzieć o tym wszak nie mógł.
Szlachcianka nie martwiła się jednak pieniądzem, miała parę kosztowności, które odłożyła sobie na powrót z klasztoru, choć księgi, które ze sobą wiozła spłonęły. Uznała też, że Alexander mógł nie szafować pełnym mieszkiem, by lokalni bandziorzy się do nich nie doczepili. Bardziej martwiła ją kwestia noclegu w towarzystwie Giselle i Urszuli. Wiadomym wszak było, że tę drugą przygarnie siostra, toteż Giselle wypadałoby, aby spała z Ailą i Alexandrem... Ta perspektywa była jednak nie do zaakceptowania, każda inna zaś wydawała się dziwna, grubiańska lub nieobyczajna. Aila siedziała więc strapiona, posiłek spożywając przy tym odruchowo, jakby duchem będąc gdzieś bardzo daleko.

Jedli zatem w milczeniu z początku, dopiero po kilku chwilach Bernard zaczął na głos zastanawiać się jak to będzie w Wiedniu. Nikt z obecnych poza Ailą tam nie był i zaczęto wypytywać ją o szczegóły dotyczące tego miasta, co wymusiło na Aili wyjście z zamyślenia.
Szybko jednak okazało się, że niewiele ma im do powiedzenia, bo była tak prowadząc inne życie. Ot przyjechała z dworem Rene Andegaweńskiego, księcia Barrois, Lotaryngii, Andegawenii i Prowansji, u którego służył daleki kuzyn matki Aili Henryk z Liocourt. Ten zachwycony urodą młodej kasztelanki postanowił zabrać ją ze sobą na wyprawę swego seniora, Księcia Rene i jego dworu do Wiednia, do cesarza Fryderyka III Habsburga. Aila mogła więc opowiedzieć mężowi, Hansowi, Alinie i Bernardowi o tym jakie wówczas w modzie były suknie, kołnierze, fryzury czy czepce, bo tym się wówczas tylko interesowała. Słabo jednak kojarzyła rozkład miasta czy jego organizację, widząc Wiedeń z perspektywy pojazdu, którym była wieziona. Uśmiechała się tedy z lekkim zawstydzeniem, że więcej poopowiadać nie może.
Hans spoglądał na nią przez cały czas i pod koniec chciał coś rzec, ale nim zdążył...

- Yaaaahaaaa!! Ups... o-och... Aaaaaaaa!!! - dziki krzyk rozdarł powietrze. Był w nim niesłychany entuzjazm przechodzący w przerażenie, a gdy zwrócili się do otwartego okna zobaczyli przelatującą galopem dziewczynę na koniu. Przestraszona twarz i złote warkocze przefrunęły im po prostu przed oczyma.
- Cugle ściągnij - usłyszeli spokojny głos Giselle - ale nie mocno, bo Ci dęba stanie. O, właśnie tak.
- Za... Zabić mnie chciał!
- Powodować nim jeszcze nie umiesz - czarnowłosa uśmiechnęła się ukazując się i zaraz znikając im z oczu - to bryka, bo niewybiegany...
- Dobrze, żeśmy ją przywiązali - zaśmiał się Noel przejeżdżający teraz on z Jirim przed oknem - bo inaczej bieda by była. No... ale szybko się uczy...
Bernard, Alexander i Hans też roześmieli się na to, ale Aili nie było jednak do śmiechu i to z dwóch powodów. Pierwszym była sama obecność Giselle, drugim perspektywa rozpaczy, w jaką zapewne wpadnie temperamentna Urszula.
- Alino... - powiedziała cicho - myślę, że nie ma co przeciągać. Weź siostrę do alkierza. Porozmawiajcie - poleciła jej.
Wieśniaczka zbladła i broda zaczęła jej drżeć, a w oczach stanęły łzy. Widać odganiała od siebie te myśli, co stało się w nocy i nad ranem w Wygódkach. Teraz to wróciło, do tego powiedzenie tego własnej siostrze...
- Ja... ja... - głos jej się załamał.
- Może... któreś z nas? - spytał Alexander spoglądając na żonę. - Chcesz iść, czy ja mam...?
Aila zastanawiała się na ile otwarcie zdradzić swoje myśli przy Alinie, jednak nie uśmiechało jej się być ciągłą pocieszycielką i doradczynią sióstr.
- Ty idź, przy chłopie bardziej się będzie w histerii miarkować - rzekła cicho do męża.
Bękart kiwnął głową i wstał z ciężkim westchnieniem.
- Chodź Alino.
- Ale... ja... - Z oczu dziewczyny pociekły łzy.
- Chodź, dobrze byś przy niej była. Ja będę mówił.
Wieśniaczka wstała i wyszła zza stołu pozostawiając puste miejsce między Ailą i Hansem.
Bez słowa wyszli na dziedziniec karczmy, gdzie właśnie cała czwórka zajechała. Jiri skończył właśnie odwiązywać blondynkę od siodła i pomógł jej stanąć na nogach. Noel konie wziął aby ze stajennym karczmy do stajni je doprowadzić.

Niełatwa rozmowa jaka czekała Alexandra, była powodem jego grobowej miny gdy zbliżał się do grupki, która przybyła z miasta. Alina z załzawionymi oczyma i przyciskająca pięść do ust trzymała się za jego plecami, toteż Urszula jej w pierwszej chwili nie zauważyła.
Giselle patrzyła to na młodziutką dziewkę wciąż zaaferowaną jazdą konną, to na bękarta idącego ku niej powoli i zmarszczyła lekko brwi.
Jiri tylko na to pokręcił przecząco głową i objął kruczowłosa, aby poprowadzić do karczmy.
- No ale co się...
- Pšt... Ticho, ticho...
Młodsza z córek Filipa została sama z bękartem i swoją siostrą.

- Nienajgorzej sobie radzisz w siodle Urszulo. - Alexander uśmiechnął się sztucznie starając się zacząć od jakichś dobrych tematów.
- Haha ja tylko... - dziewczyna spojrzała na niego, na siostrę i mina jej zrzedła. Nie była w ciemię bita, toteż spytała od razu: - Co się stało?
- Urszulo... - podszedł do niej i wziął ją za ramiona patrząc smutno w niebieskie oczęta, na razie jeszcze tak suche. - Ehm... - nie wiedział jak zacząć. - Te zniknięcia, co we wiosce były... to wąpierze ludzi porywały. To nie bajki, naprawdę wieś dręczyły...
I opowiedział jej jak to było.
W miarę tej opowieści oczy dziewczyny szkliły się coraz bardziej. Przy pożarze nie wytrzymała i wtuliła się w siostrę płacząc rzewnie. Alexander mówił jednak dalej, skoro go nie powstrzymywała, a gdy opowieść skończył, obie siostry płacząc i tuląc się do siebie, zostały skierowane do alkierza, by tam wspólnie mogły żałobie się oddać i pocieszenie wzajemnie znaleźć.


Gdy Alexander wyszedł z Aliną na karczemny dziedziniec, Aila została sama z Hansem i Bernardem, który naprzeciwko nich przy stole siedział i wciąż zajadał ze smakiem. By nie myśleć o tym płaczu, który pewnie zaraz usłyszą, ani o Giselle, szlachcianka spojrzała na rycerza obok.
- Jak cię teraz nazywać zatem będziemy? - zapytała cicho, lekko się przy tym uśmiechając. Nie było radości w tym uśmiechu, ot raczej zwykła uprzejmość.
- Może… - zastanowił się. - A jak Ty chciałabyś nazywać mnie Pani?
Zdziwiło ją to pytanie.
- Henrich wydaje się bezpiecznym mieniem, a i do tej tożsamości chyba przywykłeś... zresztą mi ciężko to ocenić. Czemu znów to mnie o zdanie pytasz? - zapytała nieco weselszym tonem.
- Tyś zaczęła prawić o kwestii imienia mego, myślałem że koncept jakiś masz. - Uśmiechnął się lekko.

Tymczasem Noel, Jiri i Giselle weszli do środka, ciekawie rozglądając się przy tym po izbie. Czarnowłosa przy tym ze zmarszczonymi brwiami ku dziedzińcowi często spoglądała. Aila jednak nie patrzyła na nich. Nawet gdy Jiri i Noel usiedli obok Bernarda naprzeciw niej i Hansa. Po strawę nie sięgali, widocznie jedli wcześniej w “Dafne” nim wraz z Giselle i Urszulą opuścili karczmę w Sion, w której obie się zatrzymały po przyjeździe z Wygódek.
Ostatnie miejsca jakie zostały przy Aili były, po Alexandrze u wezgłowia i po Alinie między szlachcianką i szwajcarskim rycerzem… Giselle wstrzymała się nie bardzo wiedząc co czynić.
Aila ignorowała ją. Oczywiście celowo.
- Po prostu chciałam wiedzieć nim przy większej grupie jaka sytuacja niewygodna się zdarzy - odezwała się do Szwajcara na nim się jedynie skupiając. - Wiesz przecie, że nie chciałabym was narażać - odpowiedziała rycerzowi na to co rzekł nim ludzie jej męża weszli.
- Narażanie się nie straszne mi. - Spojrzał jej w oczy.
- Są dwa rodzaje narażania. Jedno to odwaga, drugie głupota. Różnią się jeno tym, że głupotą jest narażać się, gdy wcale tego czynić nie trzeba, by takim wartościom jak honor, ojczyzna czy miłość nie uchybić.
Po tych słowach szlachcianka wstała, wciąż całkiem ignorując istnienie Giselle.
- Pójdę do drugiego alkierza nieco odpocząć. Gdybym jednak była potrzebna, śmiało mnie wołajcie.
Rycerz jedynie powoli skinął głową. Milczał wciąż się wpatrując w piękną blondynkę.
- Odpocznij Pani - Bernard przytaknął i uśmiechnął. - Wieleś przeszła.
Włączył się zaraz do jakiejś dyskusji szeptem prowadzonej po niemiecku przez Czecha i Noela. Giselle zaś tylko stała starając się unikać spojrzeń Aili, co nie było trudne, bowiem szlachcianka nie patrzyła na nią wcale.
- Tedy czekam na decyzję - uśmiechnęła się jeszcze do Hansa i odeszła.


Izdebka była nieduża, mniejsza niż alkierz jaki dostali w karczmie Filipa w Wygódkach. Było tu jednak jaśniej i czyściej, bo tam małżeństwo karczmarzy jedynie jako tako uprzątnęli przeznaczoną małżeństwu szlacheckiemu izbę, gdy na więcej po prostu brakło czasu. Tu służba widać przykładała się do obowiązków, a na podwójnym łożu uczynionym z dwóch mniejszych świeża pościel rozłożona była. Widocznie gdy posilali się, ktoś przygotował wszystko, nawet rozwieszając na sznurze mokry strój podróżny Aili. Ich inne rzeczy, które Alexander po zajęciu izby zrzucił gdzie jeno na podłogę, położone były na trzecim z łóżek dosuniętym do kąta.
Zamiecione nawet dokładnie było

Gdy Aila czesała włosy siedząc na łożu, usłyszała dyskretne pukanie do drzwi.
- Kto tam? - zapytała, mając nieprzyjemne obawy, że czarnowłosa znów będzie chciała z nią rozmawiać.
Nie myliła się.
- Giselle.
Miała ochotę ją odprawić, lecz przypomniałą sobie, jak bardzo jej dzielny mąż liczy na przynajmniej zakopanie między nimi wojennego topora. Toteż po chwili niechętnie zezwoliła:
- Wejdź.

Czarnowłosa weszła, choć niewprawnie, bo w rękach trzymała spory, ciężki kuferek praktycznie uginając się pod jego ciężarem. Podeszła do szlachcianki stawiając go na skrzyni przy łożu, na którym szlachcianka siedziała z grzebieniem w ręku.
- Oddaję, com przechować miała - Giselle powiedziała przypatrując się uważnie szlachciance.
- To mego męża? - Aila zapytała chłodno, nie patrząc na dziewczynę, wielce zajęta teraz czesaniem włosów.
- Tak, zatem i Twoje Pani. - Skinęła głową. - Kazał zabrać wiedząc, że zginąć może przy próbie uratowania Cię. Chłopi by rozkradli.
- Rozumiem - odpowiedziała blondynka i choć w normalnej sytuacji by podziękowała, teraz to jedno słowo nie umiało jej przejść przez gardło.
- Pani… - Czarnowłosa nie spuszczała z niej spojrzenia. - On powiedział, że jak się zejdziecie po ocaleniu Cię, to może będę musiała odejść. Mam odejść? Rzeknij mi to Ty, nie każmy jemu mi tego mówić.
- Nie, Giselle - w tonie głosu Aili przebrzmiało zmęczenie - ale jeśli jeszcze raz z nim legniesz, tedy osobiście cię zabiję, a jego zostawię - powiedziała tym samym, spokojnym tonem co od początku ich krótkiej rozmowy.
- Nauczkę już dostałam, Bóg pokarał za próby i nadzieje żonatego dla siebie wzięcia. Nie uczynię tego. - Skinęła powoli głową. - Jest przy tym nadzieja… że normalnie spojrzysz na mnie kiedy? - Kiwnęła dłonią ku wyjściu za którym była główna izba, gdzie szlachcianka ostentacyjnie ignorowała ją, po czym wyszła. - By jak tam być nie musiało?
- Za wiele byś chciała - powiedziała Aila podnosząc na nią oczy i marszcząc brwi groźnie. - Byłaś kochanicą mego męża, bezczelnie w twarz mi rzekłaś, żem go niegodna i myślisz, że to nagle da się odwrócić? Za grzechy nie płaci się raz, płaci się całe życie, dziewczyno. Ciesz się tedy, że cię nie wypędziłam i pozwalam ostać jako służka Alexandra. Nie moja. Alexandra. Tedy nic ci do mnie, rozumiesz?
Westchnęła i skinęła głową.
- Jam Ci Pani wybaczyła, może i Ty mi kiedyś wybaczysz.
- Nie potrzebuję wybaczenia kogoś, kogo jeno z żalu przygarnęłam, bom widziała jak stado zbójów cię brało, gorzej niż dziwkę traktując. O tym chyba już zapomniałaś, co? Że to ja cię na zamek wzięłam, a tyś się do Alexandra przyczepiła jak rzep do psiego ogona, za nic mając fakt, że on mi przeznaczony, za nic mając szacunku do ręki, która cię karmiła. Doprawdy, myślisz, że masz prawo w ogóle jakieś moje winy względem siebie widzieć? Byłaś nikim dziewczyno, a wszystko co masz, to zasługa nie tylko Alexandra, ale też moja. Bo to ja pierwsza ci szansę dałam na godne życie, a teraz zejdź mi z oczu i nie odzywaj się do mnie więcej, jeśli to koniecznym nie będzie - szlachcianka warknęła na koniec.
Ogniki buntu zabłysły w oczach giselle.
- Z dobrego serc...

Gdy tylko mówić zaczęła, Aila za miecz oparty o wezgłowie łoża chwyciła i błyskawicznie przyskoczyła do dziewczyny, do ściany ją przyciskając.
- Powiedziałam “nie odzywaj się do mnie” - powtórzyła, miecz w ręce obnażony trzymając, choć miała ostrze spuszczone.
- Zabij - Coś zaszkliło się w oczach kruczowłosej.
Aila przekrzywiła lekko głowę.
- I uczynić z ciebie męczennicę? Nie jesteś tego godna. - Odstąpiła. - Miarkuj się jeno dziewczyno, bo ze mną nie wygrasz. I choć męża ci nie oddam, jeszcze przydać się na tym świecie możesz - rzekła, znów siadając. - Wiem, co cię spotkało, to i myślę, jak w końcu osiądziemy, że może byś chciała jaką sierotę przygarnąć, dziecko co skazane na tułaczkę uratować przed znojem, być mu matką... wiele dobrego jeszcze zrobić możesz, Giselle. Tedy fakt, że nigdy we mnie kamratki nie znajdziesz, ani pełnego odpuszczenia win ode mnie nigdy nie dostaniesz chyba mało istotny... a na pewno nie wart, by życie za to oddawać. Zejdź mi z drogi. Tylko tyle chcę od ciebie - zakończyła, znów jakby zmęczona tym wszystkim.

Giselle kiwnęła głową.
- Wchodzić w drogę nie zamierzałam i nie zamierzam odpowiedziała kierując się ku drzwiom. - Gdy zniszczył Elijahę - rzekła odwracając się jeszcze w progu. - Jak dziecko się cieszył, że nie stanie już między Wami wpływ nieumarłego. Wszyscyśmy się tym jego szczęściem cieszyli. Nawet ja.. - dodała cicho zamykając za sobą drzwi.

Kiedy wyszła, powietrze uszło z Aili. Padła na łóżko i zasłoniła twarz dłońmi. Znów czuła się “ta zła”, a to przecież nie ona kochanka ze sobą w orszaku trzymała. Jakoś tak odruchowo pomyślała o Hansie przy tym, lecz zaraz potem myśl tę z głowy wyrzucając. Leżała więc z oczami zamkniętymi, na próżno w myślach szukając pocieszenia.


W głównej izbie karczmy gdzie siedzieli członkowie orszaku, Alexander dowiedział się, że małżonka jego poszła odpocząć do drugiego alkierza. Giselle, która mu o tym powiedziała, minę miała przy tym nijaką i wzroku rycerza unikała raczej.
Skierował się tam natychmiast gdy Alina i Urszula zniknęły w izbie rpzeznaczonej starszej z sióstr i Hansowi. Wszedł cicho, aby nie zbudzić jej gdyby okazało się, że szlachcianka odpoczywa zaznając drzemki, ale ona nie spała jednak. Gdy zamknął drzwi za sobą spojrzała na niego w półmroku, który wewnątrz panował.
- Jak poszło? - zapytała cicho.
- Źle, a jak mogło pójść… - westchnął. - Jest z Aliną tu obok - kiwnął głową ku ścianie - i trawią to we dwie, ale czasu im po prostu trzeba. Nie mówiłem jej jeszcze co wieś zdecydowała i że może na służbę u nas… Nie wszystko na raz.
- Dobrze zrobiłeś. - Aila wyciągnęła dłoń i ścisnęła jego palce pocieszająco.
- Wypoczniemy tu dziś i jutro dobrze by ruszyć było. Daleka nam droga, jak nic z miesiąc podróży zejdzie.
- Kto wypocznie, ten wypocznie... myślałeś jak mamy tutaj spać?
- Nie rozumiem... Jak to jak?
Westchnęła i usiadła.
- Mamy dwie alkowy, dwa małżeństwa i dwie kobiety, których na stryszku z mężczyznami nie można nam położyć. W dodatku tę noc Urszula z siostrą powinna zostać. A ja... - przełknęła ślinę - Mogę jechać do miasta nocować w innej oberży, jeśli trzeba.
- Cóże Ty mówisz? - zdziwił się siadając obok niej. - Toć oni mogą tam w trójkę, obok. Urszula to siostra Aliny, Hans to jej szurzy. Nieobyczajnym to nie będzie. A Giselle z resztą na stryszku, czemu nie? - Zamyślił się. - No może trochę...
Aila westchnęła, znacząco kiwając głową.
- Sam oberżysta może się na to nie zgodzić, tedy... myślałam, żeby do miasta się wybrać. My dwoje moglibyśmy. Tedy jedna alkowa dla małżonków, druga dla Urszuli i Giselle, a jakby siostry chciały razem... to już ich sprawa. - Nagle sobie o czymś przypomniała. - Giselle tę kuferek przyniosła wcześniej. Mówiła, że to nasze, że jej na przechowanie dałeś. - Wskazała skrzyneczkę.
- Tak, przechować miała. - Zastanowił się nad czymś. - Karczmarz się by pewnie zgodził. Pomyślałby, że to murwa. Ale rzeczywiście możemy iść we dwoje do innej karczmy.
Aila uśmiechnęła się lekko.
- Nie martw się, dam ci odespać - powiedziała, by nieco go rozruszać.
- A kto powiedział, że chcę odespać - odparł zadziornie.
- Oj, nie mów tak, bo potem odwrotu nie będzie. - Pogroziła mu palcem wstając.
- Rzeknę jak dowódca jednej z potyczek w której uczestniczyłem w Normandii: “Żadnego odwrotu, szturm jeno! Szturm!” - Uśmiechnął się klepiąc lekko w pośladek i też wstał szykując się do drogi.
- To powiedz to jeszcze swoim ludziom, panie dowódco. Ja wdrożę w nasze plany siostry i Hansa - odpowiedziała skupiając się na konkretach, choć jej mąż wyczuł jak napięła pośladek pod jego dotykiem.
Skinął głową i wyszedł.

Aila tymczasem spakowała kilka damskich drobiażdżków, oraz strój podróżny i otuliła się opończą. Gdy wyszła z izby uszyła do drugiego alkierza, przy okazji rozglądając się za Hansem.
Obok obie siostry rozpaczały za swoją stratą co słychać było wyraźnie przez drzwi. Urszula przeżywała to po raz pierwszy, Alina miała nawrót z wczoraj. Bóg jeden wiedział kiedy przejdzie im na tyle, aby mogły prezentować się i funkcjonować choćby trochę lepiej. Słysząc szlochy córek karczmarza z Wygódek, Aila zawahała się przy drzwiach. Nie chciała przeszkadzać im w przeżywaniu tragedii, toteż po chwili namysłu skierowała się ku głównej izbe, która pełniejsza była niż wcześniej, bo kilkanaście osób siedziało przy stołach najczęściej dwójkami. Alexandra i jego ludzi nie było widać, być może zajmowali się wozem i końmi i tam bękart poszedł z nimi się rozmówić. Hans za to siedział tam gdzie jedli posiłek
Sam był i zamyślony patrząc w ścianę z oknem popijał wino. Szlachcianka natychmiast ruszyła w stronę samotnego rycerza. Uznała, że jeśli on informacje siostrom przekaże, gdy zdolne będą do normalniejszego funkcjonowania, to też będzie dobrze.
- Pani?- rzekł podnosząc na nią wzrok i zerkając wymownie na miejsce obok siebie.
Przysiadła.
- Nie chcę małżonce przeszkadzać, tedy chciałam was poinformować, że my z mężem przeniesiemy się do innej karczmy, byście tu na spokojnie mieli miejsce. jeden alkierz dla was i małżonki, drugi dla Urszuli i Gi... Giselle - zająknęła się, wciąż nie czując się swobodnie, gdy o byłej kochance Alexandra mówiła.
- Zauważyłem, że dziwnie na nią reagujesz Pani… Wolno mi spytać cóż się między wami stało? I czemu nie odprawisz jej skoro ci niemiła?
- Dziś za szynkiem okazję karczmarz wyjątkową zapowiedział. - Aila spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. - Za jedną zgadywankę, dwie odpowiedzi dostać można. - Mrugnęła do niego.
- Ty chcesz ją odprawić, ale mąż nie, czy tak? To powód niezgody między Wami?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Cóż, a może uderzę w inną nurtująca zagadkę. - Spojrzał jej w oczy. - Czemu rumienisz się i czasem niepewnaś przy mnie?

Tego się nie spodziewała. Odruchowo odskoczyła odrobinę, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Ale te sprawy się nie łączą... to znaczy... nie wiem o czym mówisz. - Poprawiła się na zydlu i spłonęła rumieńcem.
- Może nie łączą… - Uśmiechnął się jakby w zastanowieniu. - Pierwszyś raz tak zareagowała nawet mej twarzy nie widząc… Jedynie orientując się, że pod zbroją to ja. - Podrapał się powoli w skroń i zmrużył oczy. - Tedy myślałaś o mnie po naszej rozmowie przed ślubem i rumieńcem zapałałaś dowiadując się z kim rozmawiasz, czy tak?
Aila westchnęła.
- Jesteś dobrym obserwatorem. Zbyt dobrym, ale to nie temat bym ci odpowiedziała na szybko, gdy zaraz Alexander po mnie przyjść może.
- Póki nie przychodzi… - Zerknął na drzwi na dziedziniec. - Zasmucasz mnie sugerując zabawę w zgadywanki chcąc ją zaraz przerwać. - Zrobił wedle słów sztucznie zasmuconą minę, ale w oczach mu coś błysnęło. - Pociągnę tedy zgadywankę schone Dame, z nadzieją, że z tych słownych igrań jednak nie uciekniesz nim czas ci z mężem iść będzie. - Czy te myśli były… przyjemnymi dla ciebie? - Przekrzywił głowę z lekkim uśmiechem patrząc jej w oczy.
Czuła, że dała się złapać. Westchnęła. Skoro nie było nadziei na ucieczkę, należało podążyć w głąb chętniej niżby się spodziewał tego chwytający ofiarę. Istniała bowiem nadzieja, że dzięki temu coś przeoczy.
- Posłuchaj... - zaczęła powoli mówić, jakby z wielkim ciężarem serca, co i prawdą w sumie było. - Wiesz, jak działa krew wampirza, gdy się ją pije? Albo gdy to ciebie taki potwór spija? - zapytała cicho.
- Nie - odpowiedział szczerze.
Odwróciła wzrok.
- To przyjemne. Strasznie... przyjemne. Zgubnie wręcz. Dlatego ja, gdy tam spałam... czy raczej wpadłam w taki stan między snem a jawą za dnia, to... miałam różne wizje. - umilkła na moment, czując nagłą suchość w ustach. - Ty też w nich byłeś. Lecz po prawdzie nic to nie znaczy, po prostu... te wizje były dość rzeczywiste. Wybacz, jeśli przez to czułeś się dziwnie.
Pokiwał głową.
- Wiele przeszłaś… tak wiele przykrości Cię spotkało. - Położył swą dłoń na jej dłoni w pozornie troskliwym geście, nie zareagowała albo wierząc w jego intencje, albo w ogóle o tym nie myśląc. - Nie będę zadręczał cię pytaniami o to w takim razie schone Dame. - W rewanżu… oddaje Tobie zgadywanie, pytaj Ty mnie tedy o coś. Na przykład… - zastanowił się i znów spojrzał jej w oczy - czy Cię pragnę.

Aila podniosła na niego zdumione spojrzenie. Nim jednak się odezwała, do karczmy weszła Giselle. Młoda szlachcianka szybko cofnęła swoją dłoń, wysuwając ją z dłoni Hansa. Nie dość szybko jednak, by nie zostało to zauważone. Dziewczyna jednak nic po sobie nie pokazała, kierując się do alkierza gdzie siostry rozpaczały.
Tymczasem szlachcianka westchnęła znowu, czując, że może jej to biedy napytać i spojrzała zdecydowanie na rycerza.
- Proszę, Hen... Hans. Stawiasz mnie w bardzo niewygodnej sytuacji. Domyślasz się pewnie kim jest Giselle, skoro z mężem się pięć lat nie widzieliśmy. To jednak są nasze sprawy i ja... ja chce mieć czyste sumienie. Ty zaś powinieneś wykorzystać wsparcie, którego ci udzieliłam, rozmawiając z twoją małżonką i czyniąc ją bardziej chętną na twoje anonse. - Wstała. - To była nasza ostatnia zgadywanka - rzekła na koniec.
- Złaś na mnie, żeś mi do głowy uderzyła, czy za mą szczerość? - spytał powoli.
Wyglądał na lekko zbitego z tropu. Chyba myślał, że szlachciankę wbije w większe zażenowanie i nakieruje na myśli, o których właśnie posiadł wiedzę, iż w jej głowie zagościły.
- Raczej za to, że słabość do mnie sugerując o mnie nie myślisz - fuknęła na niego. - Nawet nie wiesz, co oni mi tam zrobili… - W jej oczach pojawiły się blaski zdradliwe, gdy pomyślała o piętnie niewolnicy, którego nigdy się nie pozbędzie.

Nim rycerz zdążył zareagować, uciekła na dwór. Potrzebowała ochłodzić głowę, a i przy boku Alexandra chciała się znaleźć jak najszybciej. Wybiegając z budynku karczmy zobaczyła od razu czemu jej mąż tak zwlekał z powrotem.
Na dziedzińcu stał wóz zaprzężony w woła na którym spoczywały worki i pakunki, a jakiś człowiek o nieprzyjemnej aparycji, niski i lekko grubawy dyskutował coś zbękartem.
Dojść do porozumienia nie mogli.
- I tak tanio sprzedaję - cmokał ten niski.
Alexander już miał coś odpowiedzieć, ale zerknął ku małżonce. Przelotnie jeno, ale zaraz wrócił wzrokiem, baczniej nim ją zmierzył i brwi zmarszczył.
- A niechaj i ci będzie naciągaczu. - Machnął ręką. - Jiri, Noel, bierzcie rzeczy zakupione na nasz wóz, Ty Bernard idź do alkierza i odliczony pieniądz mu przynieś.

Nie patrząc już nawet na handlarza Alexander zbliżył się do idącej ku niemu żony.
- Stało się coś? - spytał widząc jej zaaferowanie.
- Nie, po prostu ciemno się zaczęło robić, a ty nie wracałeś... - Przytuliła się do niego w nagłym zrywie.
- Karczmy nam tedy szukać. Miasta prawie nie znam obaczym co znajdziemy. Jiri, Noel, przekażcie Bernardowi i Giselle, co by w pieczy mieli nasz dobytek w alkierzu.
Pociągnął Ailę do bramy z dziedzińca karczmy.
- Od odnalezienia cię, jeno troski, strach, zagrożenie. Mam ochotę poświętować. Najlepsze wino, bez trosk, jeno we dwoje.
Przytuliła się do jego ramienia.
- Aż ciężko uwierzyć, że tak można... - westchnęła - Ciężko nas ostatnie dni doświadczyły... a i nie ostatnie, całe pięć lat.
- Dziś nam o tym nie myśleć, mam ochotę się upić ze szczęścia aż. Chodźmy szybciej, bo do miasta nas nie wpuszczą. Skoro zmrok zapada.
- No to co się guzdrzesz? - uczepiona jego ramienia Aila zaczęła biec, zmuszając i jego by w trucht przeszedł, by za nią nadążyć.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 21-10-2017, 22:37   #25
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

“Pod Kozłem” była bardzo dobrej klasy gospodą przy samym rynku Sion. Była to trzecia z oberży, gdzie szukali miejsca by wieczór i noc spędzić, ale w jednej brudno było i raczej biedota tanie piwo piła,a w dwóch pozostałych nie było izby co by w niej spać. Tu nawet i kilku muzykantów grało, a stroje gości przybytku znamionowały raczej wyższą klasę mieszczan niż pospólstwo. W kącie wypchany niedźwiedź stał, a i wysoka izba bardziej rozświetlona była.
Tylko alkowy w lekkim półmroku były pogrążone. W trzech z nich siedziało po dwóch, po trzech ludzi żywo o czymś dyskutujących. Gdy Aila z Alexandrem wciąż się rozglądali, w jednej z nich dwóch dostatnie ubranych mężczyzn splunęło sobie w dłonie i uścisnęło je. Jak nic przynajmniej część gości było kupcami, raczej poważniejszymi niż ten handlarz co przywiózł do “Pohulanki” zapasy, które Alex nakazał skompletować Giselle, na podróż do Austrii.
Ale i nie tylko kupcy i mieszczanie tu byli, bo i znalazłoby się kilkoro, co na oko szlachtą się wydawali. Szczególnie jeden młodzik był szlachetnie urodzony, bo herb na wamsie miał wyszyty.
No chyba, że giermek jaki.
Było i kilka panien, których obyczajność z pewnością nie pod znakiem zapytania była, ale też lepiej odziane i nie napastliwe jak to często kurwy po tanich tawernach. Chyba były tu aby dawać się zdobywać, a nie nagabywać gości. Tych dwóch co ubiło interes dokończyło wino z pucharów i z alkowy wyszło. A małżeństwo d’Eu, po zamówieniu pokoiku na noc w tamta stronę zmierzyło. Karczemna służka zaraz do nich z dzbanem przedniego wina i pucharkami przyskoczyła.

- Jakże ci tu? - Alex spojrzał na żonę.
- Bardzo przyjemnie, choć… odwykłam zupełnie od ludzi. - Westchnęła i łyk wina upiła. - Kiedyś największe dwory mnie nie przerażały, największe bale… teraz czuję się dziko w małej karczmie w Sion, bo kilka ładniejszych strojów zobaczyłam, które kiedyś… uznałabym za najgorszy wstyd modowy. - Zachichotała na tę myśl.
- Nie żałujesz tego? Idzie mi o to, że na uboczu… Kocie Łby. Bez tej mody, uczt, ludzi światlejszych niż służba? - dopytywał. - Nie musimy tam wracać. Możemy do Eu…
- Wiesz, gdy mnie dziś o Wiedeń pytaliście, czułam wstyd, że nic ciekawego im powiedzieć nie mogę. Bo kogo obchodzi dziś tamta moda na szyte srebrną nicią tiule czy kapelusze od Pana Turoutta? - Aila pogładziła jego palce. - Miasta na dobrą sprawę nie poznałam, choć byłam tam. I takie właśnie było to moje wcześniejsze życie. Niby większy rozmach, niby więcej ludzi, ale kontakt z nimi był jakiś taki… płytszy. Bliższa mi o wiele taka Alina, choć czasem męczy mnie, niż kuzynka Leokadia z którą wszystkie znaczące bale paryskie swego czasu obstawiłyśmy. Poza może jednym… królewskim. - Uśmiechnęła się. - Nie, Alexandrze. Lubię to życie. Choć dużo cięższe, to świadomość żem stała się mądrzejsza… tak życiowo, sprawniejsza i że sama sobie nawet w podróży potrafię poradzić… To sprawia, że dobrze się czuję w tym życiu. - Ujęła jego dłoń i delikatnie do ust przysunęła. - No i Ty tu jesteś.

Dopił wino.
Dobre, włoskie.
Dziewka służebna strzelając do obojga uśmiechami zbliżyła się i pucharki ponownie napełniła. Drogi trunek brali to oberżysta polecił by na oku ich miała i na niczym im nie zbywało.
- Dobrze. Bo wtedy, pięć lat temu, bałem się, żśe niczym księżniczka w wieży zamknięta na zamku. Z moim stanem, to nawet od czasu do czasu wtedy nie można byłoby się gdzie wyrwać. - Uśmiechnął się i znów wziął łyk wina. - Teraz inaczej. Obiecaj mi piękna małżonko, że gdy do domu wrócimy - nie rzekł “jeżeli”, jakby to pewne było - to rzekniesz mi gdy cnić Ci się będzie za rozrywkami. Wyjedziemy czasem. I tak wszak będziemy musieli to czynić.
- Będziemy musieli? - zdziwiła się.
- Nie wiem skąd pieniądz na zamku się brał. Coiville danin nie płaciło. Ze mnie zarządca marny, wydawać jeno potrafiłem, a Louis włosy z głowy na to darł. Myślę, że to Elijaha dbał o srebro. Trzeba nam będzie czasem dorobić.
Temat zarabiania był dla Aili zupełnym abstraktem. Ona była przyzwyczajona, że majątek zawsze jakiś jest i kwestia tylko ile można było z niego wydawać. Ale żeby pieniądze skądś brać? Dziewczyna wydawała się zakłopotana.
- A… na czym można zarabiać? - zapytała naiwnie.
- Na turnieju ten zwycięzcą, kto więcej kopii na przeciwniku skruszy, albo go z siodła wysadzi. Pokonanemu konia zabiera, a niektórzy przywiązani do wiernych wierzchowców wykupne proponują, a rumaki rycerskie drogie. Czasem i zbroje przeciwnikowi się zabiera. A turnieje to też uczty, bale…
- I to się… opłaca? - Aila była zdziwiona. Sama była na kilku turniejach, ale raczej żeby się pokazać i kandydata na męża wypatrzeć, a nie żeby się samym zawodom przyglądać.
- Nie opłaca - znów puchar osuszył - jak kto tam pokazać się jedzie, przed dziewkami się rycerskością puszyć, a w kopii marnym. Wtedy dokładać trzeba.
- Czyli coś innego… - zamyśliła się.
Ścisnął raz jeszcze jej dłoń.
- Za krztynę wiary we mnie nie masz! - rzekł udawanym wyrzutem.
- Ot… jestem realistką. - Zaśmiała się i pocałowała go w policzek, po czym spoważniała. - Myślę, że jako łowca byłby niezły zarobek, gdyby kontakty podłapać, ale… to zbyt niebezpieczne zajęcie. I chyba oboje już dość mamy…
- Wino Ci nie smakuje? - zmienił temat widząc, że Aila niewiele pije.
- A bo… - zawstydziła się - ono drogie było, prawda?
- Kochana… miesiąc prawie drogi przed nami nocowania po przydrożnych karczmach lub i pod niebem. Za nami lata rozłąki. Udawajmy dziś, że książętami jesteśmy, a świat nasz. Nie patrz czy drogie.

Położyła mu głowę na ramieniu i coś chciała powiedzieć, ale wstrzymała się. Po chwili namysłu zadała zupełnie oderwane od kontekstu pytanie.
- Alexandrze… czy uważasz, że jestem bezwstydna?
- Czasem… Coś w Tobie jest - powiedział ostrożnie po dłuższym milczeniu. - Gdy to zbudzić, to przychodzi na myśl, że wszystko z Tobą uczynić by można było… a Ty jeszcze byś prosiła… - Speszył się i zaczerwienił. Daleko mu było od stanu, gdy łeb szumi, ale wino język rozplątywało. Ukrył zmieszanie biorąc niewielki łyk i dał znać dziewce by im dolała.
Małżonka jego zaś siedziała, na stół patrząc, gdy policzki płoneły jej coraz mocniej. Zapadło milczenie, które wreszcie przełamała:
- Spytam tedy inaczej… Ile z tego Ci… przeszkadza?
- Nic - odpowiedział i pochylił się ku niej. - Czasem spojrzysz z tak dziką żądzą w oczach… - upił łyk i szeptał dalej: - Jak pierwszy raz przy wodospadzie. Pomyślałem: Lilith, Isztar, wcielenie lubieżności. Ale… to - znów się speszył, zaciął. - Na rany Chrysta, jakże to podnieca… - wydukał odwracając wzrok. - Nie samo w sobie… ale… W połączeniu z nieśmiałością… - Westchnął i położył jej głowę na ramieniu.

Przymknął oczy i zbierał myśli.
Oraz śmiałość.
W końcu wyszeptał ustami przy jej uchu:
- Rumieńce wstydu, każde słowo jak protest z drzemiącą głęboko cichą nadzieją na więcej. Spojrzenie z bojaźnią jakby: “cóże Ty szalony mi czynić chcesz?!” Złączone uda dostęp zamykające przed nieprzyzwoitością, a ciało od nadziei drżące, że Ci je rozchylę…. A potem szeroko swe piękne nogi rozkładasz tak, jakbyś miała się rozedrzeć. Biodrami sama targasz z pasją, że w bezruchu mógłbym być, a do spełnienia doprowadzisz. Wzrokiem patrzysz jak zbyś wyzwaniem: “Wszystko możesz zrobić, a i tak za mało będzie”. To połączenie, ta przemiana… Przy tym ogrom bezwstydu nie przeszkadza w niczem.

Muzykanci żywiej grać zaczęli, a Aila siedziała nieruchomo, trzymając dłonie przed sobą na kielichu z winem. Tak, jak ją opisywał Alexander - z pałającymi wstydem licami i roziskrzonymi oczyma, w których płonął ogień jej temperamentu.
- Wiesz… pytałam, bo według Aliny nawet zaświecenie kaganka w trakcie… jest grzechem. Wszystko, a już przyjemność szczególnie, gdy się z tego czerpie. Toteż zaczęłam się zastanawiać czy ty… się mnie nie wstydzisz. Może winnam się bardziej kontrolować, nie okazywać ci tak chętnie uczuć… może… może robię ci tym wstyd przy ludziach?
- Nie wstydzę. Mam gdzieś co ludzie myślą.
Gdy podniosła na niego spojrzenie na twarzy pojawił się psotny uśmiech,
- Udowodnij - powiedziała.

Spojrzał wokół siebie, a sporo ludzi już “Pod Kozłem” było.
Pochylił się i złożył na jej ustach długi pocałunek, a Aila odpowiedziała mu, mrużąc z przyjemności oczy i z lubością rozkoszując się dotykiem jego warg na swoich ustach. Trwało to na tyle długo, że ludzie zaczęli zwracać uwagę. Wszak nawet niewinne, krótkie pocałunki w przytomności innych były uznawane za coś niezwykłego. Co dopiero tak żarliwy.
- Wiele tych dowodów potrzebujesz? - rzucił z żartem w głosie, gdy oderwał się od ust żony.
Aila powoli z gracją drapieżnika podniosła się od stołu i wyprostowała dumnie.
- A wiele ich masz, mężu mój? - zapytała, patrząc mu w oczy.
- Sam ich liczby świadom nie jestem.
Zawachlowała rzęsami i nie mówiąc już nic, wstała i wyminęła swego małżonka. Szybko zorientował się, że idzie w kierunku schodów na piętro, do izby, który na tę noc dla siebie najęli. Dziewka usługująca im przyskoczyła do szlachcianki kłaniając się nisko.
- Pani wielmożna, pokój jeszcze niegotowy.
Aila zatrzymała się i spojrzała na nią, ściągając gniewnie brwi. Alexander czuł, że jeśli nic nie zrobi, zaraz w gospodzie może rozszaleć się huragan, zbliżył się zatem do Aili i ujął jej dłoń.
- Rzeknij tam, że jak się nie pospieszą, to inną karczmę najdziemy - rzekł do dziewki, która skinęła głową i prysnęła na górę. Odwrócił się do małżonki nie puszczając jej dłoni. - Pamiętasz gdy rzekłem, że chciałbym spełnić Twe nawet najbardziej nieobyczajne marzenia łożnicy, których się wstydzisz? - szepnął zbliżając usta do jej ucha. - Dziś ten dzień.
Aila złagodniała.
Spojrzała na niego z zastanowieniem, a później na drzwi na zewnątrz. W jej wzroku zauważył niepewność i nawrót wstydliwości, jemu zaś wino dodało jednak śmiałości. Objął ją i spojrzał w oczy.
- Chcesz wyjść na chwilę?
Ona zerknęła na niego z enigmatycznym uśmiechem i przytaknęła.
- Zrobiło się bardzo duszno… - powiedziała, pozwalając się wyprowadzić przed karczmę.

Gdy wyszli bękart wciąż nie puszczając dłoni małżonki spojrzał na nią zaciekawiony, ale ona nie patrzyła na niego… po prostu pociągnęła go w ciemny zaułek, między karczmą a wozownią, gdzie karczmarz drwa suszył. Tam go pocałowała namiętnie.
- Obiecałeś mi też zemstę… - Uśmiechnęła się promiennie gdy oderwali się od siebie. Zarzuciła mężczyźnie ramiona na szyję.
- Zemstę? Jaką zemst… - Wspomniał ich rozmowę o wampirach na łące w dolinie, a raczej to co stało się później. Korzystając z ciemności przesunął dłoń na jędrny pośladek i wyszeptał do ucha: - Twoim pragnieniem jest… być w pełni mocy mej? Poddać się, abym uczynił co tylko zechcę…?
Nie odpowiedziała od razu, będąc chyba nieco speszoną tak sformuowanym pytaniem. Patrzyła mu w oczy, zastanawiając się jak kiedyś mogli być sobie obcy… jak mogli tyle wytrzymać osobno? W tej chwili nikogo innego nie było ani w jej sercu, ani w umyśle.
- Tak… - powiedziała w końcu uroczystym tonem, jakby składała ślubną obietnicę ponownie.
- Ufasz sobie na tyle - spytał lekko żartobliwie, ale z jakimś napięciem w głosie - że się nie ruszysz? Czy wolisz rzemień?
Dłoń dziewczyny przesunęła się z jego karku wzdłuż ramienia, aż zjechała niżej na jego biodro.
- A jeśli… się poruszę? - zapytała z zadziornym uśmiechem.
- Gdy zabronię? To jakbyś wtedy przyrzeczenie złamała. Kara za to być winna - rzekł urywanym głosem wciąż napięty.
Aila udała, że się zastanawia, ocierając o rycerza swoim ciałem, grając pod jego palcami kształtem pośladków… Przeciągała i zwodziła go, nie odpowiadając.
Zerknął w bok, ku wyjściu z zaułka przy wozowni na rynek, pustawo było. Obie dłonie na jej pośladkach położył i ścisnął znów spoglądając na nią w oczekiwaniu, aż odpowie.
- Niech będzie… że kara, jeśli się poruszę. - Oblizała powoli wargi, patrząc nań wyzywająco.
- Co każę uczynisz, czego zabronię nie zrobisz. Inaczej kara - szepnął - tak moja piękna?
Przełknęła ślinę, ale nie przestawała się uśmiechać.
- Tak… mój panie mężu - powiedziała cicho.
- Idź zatem do izby i czekaj na mnie pani żono. Ja zaraz przyjdę. - Puścił ją. - Powiedz by wiele świec nam dali.

Aila wyraźnie zastanawiała się co wymyślił, a nie potrafiąc odgadnąć jego zamiarów odczuwała frustrację i ciekawość. Pewnie normalnie wypytywała go “a po co”, “a na co”, lecz słowo się rzekło - miała być w pełni posłuszna teraz woli Alexandra. Skłoniła tedy głowę z przesadną podległością i ruszyła do karczmy na powrót. Tam zajęła miejsce w ich alkowie, a gdy dziewka służąca podeszła kłaniając się w pas, zamówiła u niej tuzin świec na już i kazała się nie spieszyć. Skołowaciała nieco dziewczyna wiedziała, że ci najbogatsi klienci mają swoje dziwactwa, toteż bez zbędnych komentarzy, ruszyła na zaplecze, by zamówienie zrealizować i w kilka minut później wróciła, aby rzec, że gotowym już izba o która prosili.
- A świece?
- Zapalone. Jasno jak w dzień w Waszej izbie Pani.
Aila spojrzała na nią ponuro. Po chwili jednak stwierdziła, że może to i lepiej, ruszyła tedy do pokoju, który wynajęli.

[MEDIA]http://lightandwiregallery.com/wp-content/uploads/2017/07/medieval-bedroom-good-room-arrangement-for-Bedroom-decorating-ideas-for-your-house-1.jpg[/MEDIA]

Tam Aila świece zaczęła gasić i do torby upychać ostrożnie, by nie połamać.
Zostawiła zapaloną w izbie tylko jedną. Czekała.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-10-2017, 23:34   #26
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nie minęło wiele czasu jak drzwi otworzyły się i stanął w nich Aleksander z niewielkim zawiniątkiem w jednej i drewnianym kubkiem w drugiej dłoni. Chyba trochę zdziwił się panującym w izbie mrokiem, bo spojrzał na nią srogo na dziewkę, która z pucharkami i sporym dzbanem wina weszła za nim. Ta również zaskoczona była, ale nic nie rzekła, jeno postawiła dzban i pucharki na skrzyni.
Zaraz ulotniła się z izdebki, a bękart zbliżył się do żony.
- Świece? - spytał odkładając zawiniątko na skrzynię.
- Ja już nie wiem… są w torbie. - Szlachcianka chwilowo straciła nastrój. - Kazałeś je sobie przynieść, tedy gdy dziewka źle mnie zrozumiała i pozapalała tutaj, ja je pogasiłam - powiedziała marudnym tonem.
Patrzył na nią chwilę starając się odczytać emocje.
- Jeśliś się rozmyśliła… - pocałował ją w czoło - to krzyw nie będę kochana, rzeknij to jeno.
- To nie tak, po prostu… Ta durna dziewka wszystko psuje - odpowiedziała, przytulając się do niego. Po chwili odstąpiła i spojrzała mu w oczy. - Tej nocy jestem tylko dla ciebie. I twoje życzenia chcę spełniać.
- Rozbierz się….
Odsunęła się i z uśmiechem odwróciła do niego plecami. Powoli zaczęła rozpinać suknię. Nie spieszyła się przy tym, przesuwając po swoim ciele dłońmi zmysłowo, bez pośpiechu, jakby sama się pieścić chciała. Alex chłonął wzrokiem ten zmysłowy widok i popijał z kubeczka. W półmroku gorzej widać było, toteż jej odkrywane spod szat ciało nabierało tajemniczości.
Dziewczyna poczuła zapach ziół.
Gdy suknia opadła na ziemię, a ona ubrana w samą spodnią suknię (bo i bieliznę spod niej zdjęła) nogę na krześle wsparła, by trzewiki rozwiązać, zapytała:
- Wolno mi się dowiedzieć, co to? - kiwnęła głową w stronę kubka.
- Taką noc… - patrzył na jej ruchy - wykorzystać chciałbym ile da się. Gdyśmy szli tu, widziałem szyld aptekarza. Spytałem o pewne zioła… nie znając ich nazwy jeno efekt ich działania opisałem.
Wargi jej zadrgały.
Stanęła teraz przed nim bosa i delikatnie zsunęła z ramienia jedno ramiączko, drugą dłonią jeszcze materiał na piersi podtrzymując.
- “Te” zioła od naszej znajomej z Wilczych Dołów? - zapytała, po czym drugie ramiączko opuściła.
- Rzekł, że to samo działanie, czy silniej czy słabiej niż tamte… nie wiedział…
Ona materiał na piersi wypuściła, pozwalając, by halka zsunęła się z jej ciała aż na ziemię. Stanęła naga i dumna przed Alexandrem.
- Przekonajmy się zatem - powiedziała z uśmiechem.
- Zapal świece… - rzekł rozpinając koszulę, powoli bo jedną dłonią. Jego wzrok błądził po jej ciele.
- Wszystkie? - zapytała wyjmując świece z torby.
Jedną z nich postawiła na niedużym stoliku i zapaliła od poprzedniej, oświetlając swoją zgrabną figurę dodatkowym blaskiem.
- Aż nie powiem, że dość - odpowiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i bezwstydnie patrzył.
Aila ukłoniła się tylko z uśmiechem, po czym kolejną świecę ustawiłą w drugim kącie pokoju i zapaliła, dodając jasności w pomieszczeniu. Świadoma, jak mąż na nią patrzy za każdym razem stawała inaczej: a to tyłem do niego odwrócona, a to znów nachylona nad półeczką, gdzie kolejną świecę rozpaliła. I tak chodziła powoli dookoła, światłość czyniąc i swoją nagość coraz śmielej ukazując.

W izbie jasno się zrobiło, a Alexander kiwnął głową.
- Dość. - Dopił kubek i wziął do ręki puchar wina. - Zbliż się.
Odłożyła świecę, którą właśnie miała zaświecić i zwróciła się w jego stronę. Odrzucając do tyłu sięgające ramion włosy podeszła z wolna do małżonka kołysząc przy tym piersiami.
Powoli uniósł rękę i obłapił lewą podając jej pucharek.
- Pij, do końca - rzekł miętosząc jędrną, ciężką półkulę.
Mruknęła cicho, lecz nie wzięła kubka z rąk Alexandra, chwyciła za to jego rękę, tą w której ów kubek trzymał, i nakierowała naczynie do swych ust. Oczywiście, zabrakło w tym precyzji, toteż wąziutka strużka pociekła jej z kącika ust na szyję, a potem dekolt.
Aila była silna wolą, Alexander nie kłamał gdy mówił Merlinowi, że wierzy w tę siłę, ale podchmielona winem?
Zabrał jej z dłoni pucharek, odstawił i podał drugi, który ujęła. Podniosła tylko brew spoglądając mu w oczy.
- Pij, a potem mnie rozbierz. - Wciąż bawił się jej piersią, zauważając że jej sutek stał się jakby twardszy i nieco bardziej sterczący.
Aila nie dawała po sobie poznać jak reaguje na tę grę poleceń. Po prostu je spełniała. W kilku łykach opróżniła naczynie a potem jeszcze bardziej zbliżyła się do Alexandra. Patrząc mu w oczy zaczęła rozwiązywać jego spodnie, a on sięgnął po dzban i zaczął ponownie napełniać naczynia. Obserwował przy tym jej reakcje na odkrywanie jego ciała i znów widział ten pożądliwy błysk w oczach swojej kobiety, która pokonując onieśmielenie, chciała tylko więcej i więcej.
Na jej twarzy pojawił się wyraz niezadowolenia, gdy nie była w stanie zdjąć jego spodni, bo wciąż przeszkadzał jej w tym pas z mieczem. Tedy wyładowując frustracje Aila ostrymi szarpnięciami pozbawiła męza kurtki i rozpiętej koszuli nim ponownie chwycił pełne pucharki.
Powarkując groźnie, skupiła się teraz na pasie, który tak niecnie przeszkodził jej przed chwilą w zamiarze szybkiej oceny stanu zadowolenia Alexandra. On zaś uśmiechnął się lekko i upił łyk wina. Do tej pory zakładał, że będzie to jakaś gra, że Aila będzie jedynie pozornie spełniać polecenia a… ona czyniła wszystko jak na razie niczym wierna służka. Nawet z frustracją, że szybko polecenia coś jej przeszkadza spełnić.

Na samą tę myśl, uderzyło go jeszcze większe podniecenie



Odłożyła jego miecz, by uklęknąć przed nim i go rozodziać. Teraz więc mógł patrzeć głównie na jej złociste włosy na wysokości swoich lędźwi i delektować się dotykiem delikatnych palców. Wreszcie została mu już tylko bielizna, a Aila wciąż klęczała przed nim. Jej dłonie przesuwały się niespiesznie po jego łydkach a potem udach…
- Zwlekasz. To… nieposłuszeństwo? - spytał.
Zadarła głowę, by na niego spojrzeć z udawaną trwogą.
- Przecież rozbieram… ino paluszki muszę przesunąć… - jej dłonie przesunęły się w górę ud i zacisnęły teraz na jego pośladkach przez materiał - drogę znaleźć… - Poczuł jak paznokcie przyjemnie drapią jego skórę. Aila zaś opuściła głowę, by ukryć śmiech. - Już, już, zaraz będzie pan goły i wesoły…
Zobaczyła, że Alexander odstawia jeden z pucharków, a za chwilę poczuła dłoń wślizgującą jej się we włosy. Przyciągnął jej twarz do swych lędźwi wciąż okrytych bielizną. Poczuła twardy kształt na policzku i aż zaparło jej dech w piersi na ten gest… a może na uświadomienie sobie jak bardzo już pobudzony jest Alexander? Przełknęła ślinę, i wtulając twarz w jego podbrzusze, ściągnęła mu teraz obydwoma rękami bieliznę.
- Mój panie?
Odchylił jej głowę by zadzierając ją mogła spojrzeć mu w oczy.
- Pij - polecił, podsuwając puchar i przechylił go przy jej ustach

Tak szybko pite wino uderzało do głowy, Aila jednak nie opierała się, piła posłusznie, choć znów nieco uroniła z naczynia i rubinowe perełki trunku skapły na jej podbródek oraz dekolt.
- A teraz weź go. Chcę Cię na nim poczuć. - Zawisł sztywnym prąciem naprzeciw jej twarzy.
- Ale… - próbowała coś chyba powiedzieć, lecz przypominając sobie o swojej deklaracji posłuszeństwa, rozchyliła wargi i zamknęła oczy. Niespiesznie wzięła męskość Alexandra w usta i powolutku przesunęła po niej języczkiem, jakby badając.
Uwolnił dłoń z jej włosów poddając się pieszczocie i patrzył jak jego członek powoli znika w jej wargach. Wspomniał przedpołudnie na Kocich Łbach nim wyjechali do klasztoru, wtedy Aila nie była tak posłuszna jego woli jak teraz. Gdyby nie znał jej prawdziwego charakteru, mógłby pomyśleć, że faktycznie jest najwyższej klasy służką, z tych co trenowane od dziecka usługują książętom i królom. Zupełnie jakby własnym pragnień nie posiadali, w pełni im oddani. Tak teraz zachowywała się ona, jakby najwyższym jej pragnieniem było wielbić i zadowalać męża. Własnymi ustami mogła doskonale wyczuć, jak bardzo podnieca go jej postawa i uległość wobec wspomnienia jej buty, a czasem i wściekłości. Mimo iż zatracał się w tym, to… spoglądając na nią szukał śladów w jej oczach i mowie ciała smutku, upokorzenia, złości. Oddała mu siebie w pełni na tę noc, ale nie chciał przesadzać, aby mogło to potem stanąć między nimi.

Jej usta coraz łakomiej obejmowały wyprężonego członka, pieszcząc go dotykiem warg i języka. Wargi przesuwały się po prąciu w przód i w tył pochłaniając je.
Zachłannie.
Trwało to długo.

Dłonie szlachcianki, jakby niepewne, czy są tam mile widziane zaczęły wspinać się w górę po wewnętrznej stronie ud mężczyzny.
- Szybciej - powiedział wzdychając.
Przyspieszyła.
Tak po prostu.
Bez wahania, bez jakiegokolwiek gestu, który zdradzałby bunt.
Posłusznie wykonała wolę swego pana, choć… nie tylko. Alexander poczuł jak jedna jej dłoń pieści też jego klejnoty. Z gardła kasztelanki wydobył się zmysłowy pomruk, a on odchylił głowę do tyłu i jęknął.
Męskość naprężyła się w jej ustach, oboje czuli, że jest o krok od szczytu, szlachcianka jednak ani nie zwolniła ani nie zaprzestała swych pieszczot, nie dostając przecież takiego polecenia. Więcej, wydawała się bardzo pieczołowicie podchodzić do spełniania życzeń omal nie krztusząc się za każdym razem, gdy wchodził głęboko w jej usta. Oczy miała przy tym zamknięte, jakby w pełni chciała skupić się tylko na doznawaniu tego dotykiem.
Alex wydał kolejny jęk, głośniejszy, a jego ciało zadrżało już wyczuwalnie. Aila poczuła jak w usta tryska jej gęsty, ciepły płyn. Zdziwiona odruchowo cofnęła głowę, przez co część trysnęła na jej dekolt i nagie piersi. Szybko jednak naprawiła swój błąd, spijając resztę soków rozkoszy małżonka z samego źródła.
Ten dyszał ciężko starając się utrzymać równowagę, a gdy spojrzał na nią, wzrok miał lekko zamglony. Pogładził jej złote włosy i uniósł pucharek.
- Przełknij - powiedział urywanie nie podając jej jeszcze naczynia, nie chodziło mu wszak jeszcze o wino.
Aila otworzyła oczy.
Spojrzała z dołu na małżonka i chwytając swoim spojrzeniem jego wzrok, przełknęła powoli to co zostało w jej ustach. Po chwili otworzyła je, by pokazać Alexandrowi, że kolejne jego życzenie zostało spełnione.

Delikatnie ujął ją pod ramię by się podniosła, po czym podał pucharek, a sam sięgnął po zawiniątko i wziął płótno z którego coś wypadło za skrzynię.
- Wtedy… - powiedział miękko sam ścierając z niej swe nasienie. - Pytałaś zdziwiona, że tak można gdy o tem mówiłem. Powiedz prawdę, co Ci milsze?
Naga dziewczyna stała teraz oparta plecami o gruby słup podtrzymujący strop i piła wino, przyglądając się rycerzowi. Kiedy jednak odpowiedzieć miała, zauważył, że jej policzki zarumieniły się.
Spuściła wzrok.
- A jeśli powiem, że… że jedno i drugie mi miłe? Że to bez znaczenia, byleby ten dreszcz emocji czuć? Bylebyś ty był ze mnie zadowolony… Uznasz, żem bezwstydna?
Nie odpowiedział, jeno uśmiechnął się.
- Połóż się, na plecach, tak jak najbardziej Ci wygodnie. - Wskazał na łóżko.

Aili powoli zaczynało lekko wirować w głowie. Tym razem szła powoli nie dlatego, by zmysłowo wyglądać, lecz by się nie zachwiać. W jej głowie szumiało, co skutecznie zagłuszało uczucie wstydu.
Położyła się na łożu na plecach, z nogami zgiętymi w kolanach i złączonymi. Głowę trzymała na poduszce i teraz w bok ją odwracając patrzyła na męża.
- Alexander… - powiedziała, niepewna czy może się odezwać.
- Cokolwiek by się działo nie ruszaj się. Choćby palcem, nawet o cal… - rzekł podchodząc. To był… najtrudniejszy moment. Wiedział dlaczego tak mocno ściska uda.
Pogładził jej stopę.
- Rozłóż nogi kochana…
Zacisnęła usta, coś chcąc mu powiedzieć, lecz pomiarkowała się. Przygryzając delikatnie wargę i patrząc na niego niepewnie, rozchyliła uda na kilka cali, a on widząc jej reakcję baczniej spojrzał na jej twarz spijając emocje.
- Rzeknij co chciałaś rzec. - Pogładził tym razem jej łydkę. Starał się balansować pomiędzy nie wychodzeniem z roli, a nie przesadzaniem w tym. Wspomniał noc poślubną.
Aila przełknęła ślinę.
- Czy ty… jesteś ze mnie zadowolony? - zapytała cicho. - Wiesz, ja nigdy służącą nie byłam… mam wrażenie, że jestem beznadziejna - wyznała.
- Jest bardzo dobrze - uśmiechnął się - jesteś wspaniała Ailo… A nawet jak są w tym pewne braki doświadczenia… - jego dłoń muskała jej skórę - to po tygodniu, po miesiącu… Dojdziesz do arcymistrzostwa. - W oczach miał wesołe ogniki. - Szerzej.
Prychnęła, ale wykonała jego polecenie, patrząc teraz w sufit.
- Nie wiem jakbyś się musiał wykazywać, bym ci na takie noce częściej zezwalała. Nie wiesz nawet ile razy miałam ochotę uciec… Chyba tyle samo razy, co i przyspieszyć, napadając cię. - Zaśmiała się, starając się rozluźnić, mimo że obecna pozycja ją zawstydzała.
Patrzył na znamię i pochylił się.
- To bunt? - spytał z humorem.
Zauważył lekki rumieniec jej wstydu, gdy widziała jak lubieżnie patrzy na jej odsłoniętą kobiecość. Wszedł na łóżko i uklęknął pomiędzy jej stopami. Uchwycił je przyciskając do bardzo miękkiego, jak na standardy karczmy, łoża.
Pochylił się i zbliżył twarz tuż przed jej wejście do słodkiej, ciepłej wilgoci.
- Szerzej… - Dmuchnął… poczuła ciepłe powietrze omiatające jej kobiecość z tak bliska i tak bezczelnie pochłanianą przez jego oczy. Uniósł wzrok szukając reakcji na jej twarzy i by odszukać jej spojrzenie.

Nie wytrzymała.
Zasłoniła swoją kobiecość dłonią.

- Aleeeex! - jęknęła z udręką. Przez ten krótki moment jednak, gdy miał przed sobą jej kwiatuszek, widział jak jego płatki zroszone są wilgocią.
- Zabierz rękę i masz się nie poruszać - rzekł marszcząc brwi. - Albo… kara.
Zagryzła zęby.
- Drażniłeś mnie… - powiedziała z wyrzutem, ale dłoń cofnęła posłusznie. Teraz palce obu rąk zacisnęła przezornie na połach grubej pierzyny.
- Pokażę Ci co to drażnienie. - Delikatnie liznął jej pachwinę, tuż obok gorąca bijącego od niej i pokrywającego się wilgocią. Jego ręce zaczęły przemykać po jej ciele ruchami powolnymi, pewnymi, łaknącymi. Czuła też usta i język z równą pasją błądziły po skórze. Cal po calu.
Nie skupiał się przesadnie na wypalonym znamieniu, by nie obdarzać go sztuczną atencją, ale i nie unikał go. Mogła poczuć, jak przejeżdżał po nim językiem. Niektóre z jego ruchów, wędrówki dłoni, palców, pocałunków, … mogła przewidzieć, inne były chaotyczne. Starannie jednak omijał trzy miejsca. Jej usta, sutki i samą kobiecość.
Tę pieścił jedynie swoim oddechem.
Słyszał jej przyspieszony oddech, czuł jak jej ciało drży, jak napina się, gdy znów był blisko jej wrażliwych rejonów. Przy tym z gardła Aili wydobywało się coś na kształt skomlenia i zarazem westchnień zachwytu. Doprawdy trudno było dziewczynie okiełznać tak wielką gamę emocji. Jej biodra raz po raz minimalnie podrywały się w górę, osadzała je w miejscu wyłącznie wola szlachcianki.
- Alexander! Nie dam rady… - pojękiwała. - Już dość… proszę… zwiąż mnie… ja nie umiem…
Przerwał na chwilę i sięgnął za skrzynię, aby wyciągnąć zza niej gruby zwój sznura. Przemieścił się, aby jakby usiąść na niej okrakiem, tuż poniżej jej piersi o sterczących sutkach, ale nie opadł na nią ciężarem swego ciała. Ujął jej dłonie zaczął wiązać nadgarstki, spoglądając przy tym w błękitne oczy.
Zobaczył w nich strach, ale i ciekawość.
I pożądanie.
Całe morze pożądania…


Aila już się nie wstydziła, czy to za sprawą wina, czy tego, co jej czynił. Jej nogi były bezwstydnie rozłożone, jej język błądził po pełnych wargach.
Związał jej dłonie razem, ale tak by nie sprawiać jej bólu. Sznur, o wiele dłuższy niż trzeba było, przywiązał do deski u wezgłowia łoża. Miała tedy ręce razem, wyciągnięte nad głowę.
Uśmiechnął się i pożądliwie wpił się w jej usta. Przymykając oczy do pocałunku, poczuła jak dłoń przykrywa jej gorącą, krzyczącą o pieszczoty kobiecość.
Zareagowała od razu wypychając biodra do jego dłoni.
- To niesprawiedliwe, że sam się nasyciłeś, a ja… - umilkła.
W oczach męża nie zobaczyła tego domniemanego nasycenia, lecz czysty głód.
To co czyniła do tej pory, to jak się starała być posłuszna jego rozkazom, prośba o związanie… Ciężko było stwierdzić, kto tu czyim panem lub panią. W oczach miał taką dziką żądzę, że po świt niby był jej panem, ale może gdyby jeszcze kiedyś obiecała mu taką noc żądając za to głowę tureckiego sułtana… Być może Alexander pierwsze co by zrobił, to pytał w która stronę do Konstantynopola.
A przecież do świtu było jeszcze tak daleko…
Czuła jego męskość na swoim ciele. Wyprężony, sztywny, głodny jej, ale jeżeli myślała, że dotyk jego dłoni na rozpalonej kobiecości to zapowiedź czegoś więcej…
- Miałaś się nie ruszać. Kara będzie… - Wycofał się i choć wiedziała, że sam walczy ze sobą, to na powrót zaczął całować i obłapiać jej całe ciało. Za wyjątkiem tych kluczowych miejsc.
- No wiesz ty co… - denerwowała się i podniecała jeszcze bardziej. jednak z wcześniejszej uległości niewiele pozostało. Aila wiła się pod bękartem, próbując skusić go swoim ciałem, pojękiwała przy tym słodko, gdy blisko był jej najwrażliwszych miejsc, jakby go wtedy nagradzając. Doprawdy ciężko było stwierdzić kto w tej relacji panem a kto niewolnikiem. Tych dwoje zniewalało wszak się nawzajem.
- Wejdź we mnie panie mężu… - zawyła w którymś momencie szlachcianka, nie wytrzymując tortur.
Zawahał się.
- Polecenia i rozkazy, to dziś wydaję ja. - Zmarszczył brwi spoglądając na nią. i powoli przejechał palcami po jej wilgoci. Tak długie wyczekiwanie tego dotyku zadziałało w dwójnasób doznaniami.
- Proszę… proszzzz… - nie dokończyła, całkiem sparaliżowana przez pieszczotę. Jej ciało wyprężyło się, jakby zaraz miała dojść lecz po chwili oddech Aili tylko przyspieszył a ona spojrzała z wyrzutem na męża. - Aleeeeex… błagaaaam… jak tylko zechcesz… tylko nie trzymaj mnie tak…
- Najpierw… - Jego głos był zdławiony żądzą. - Najpierw kara.

Sięgnął po coś za skrzynię gdy drugą dłonią bawił się chwilę gorąca miękkością. Wśród spazmatycznych oddechów blondynki rozległ się cichy mlask.
- Na brzuch… - o ile wcześniej jego słowa można było brać za polecenia, to teraz był to czysty rozkaz.
Miała zaprotestować, że przecież jest skrępowana, ale wnet zrozumiała, że Alexander związał ją tak, by mogła się odwrócić. Choć było jej ciężko to zrobić z wyciągniętymi nad głową rękomai, udało jej się położyć na brzuchu.
Rycerz widział w jasnym świetle świec jak drżą jej mięśnie. Ręce związane razem i przywiązane do deski łoża przed nią, nie pozwalały wyprostować jej głowy, wymuszały jej pochylenie. Nie mogąc teraz patrzeć na niego inaczej niż kątem oka, Aila była jeszcze bardziej wyczulona na dotyk i każdy dźwięk, każde jego zbliżanie skutkowało napięciem jej ciała. Kręcąc głową złowiła ulotny obraz męża, zobaczyła w jego dłoni naprędce związany pęk rzemieni.
- Wypnij się kochana, tak bardzo jak chcesz bym wszedł… - usłyszała.

Poczuła strach.
Czy to aby nie była przesada?

Przełknęła ślinę, ale nie chciała jednak przerywać i ufała Alexandrowi. Właściwie to była manifestacja jej zaufania, że nawet jeśli przyjdzie mu być w tej zabawie surowym panem, to nie przekroczy granic. Dziewczyna odetchnęła, pozwalając dreszczom strachu zmienić się w dreszcze oczekiwania.
Podsunęła wyżej kolana, tak jakby miała uklęknąć. Rozszerzyła przy tym bezwstydnie uda i wypięła pośladki, przygryzając wargę.
Poczuła palce na swej kobiecości, przesuwające się i pieszczące ją. Bękart był pojętnym uczniem i pamiętał każdy ruch jakiego wyuczała go kierując jego dłonią przed jaskinią obok polany banitów. Wciąż napięta oczekiwała uderzenia, a z drugiej strony ten dotyk, którego tak pragnęła, o który rozpalona do czerwoności aż błagała… Połączenie tego skutkowało głośnym, nieokiełznanym jękiem rozkoszy. Bez strachu, bez wahania. Chciała tego. Chciała wszystkiego, byleby tylko Alexander zajmował się nią, nie zostawił jej w tym ogniu, który całkiem już strawił jej opory. Podążał ruchem palców za każdą widoczną reakcją jej ciała, za każdym jękiem. Wygrywał pieśń posuwistymi lub kolistymi ruchami, trącał nabrzmiały rozpalony guziczek u samego wejścia. Poczuła rzemienie przesuwające się po jej udzie, ale trwało trochę jeszcze nim kara nadeszła.
Alex starał się podprowadzić ją na skraj.

Uderzenie nie było mocne, można by powiedzieć nawet że delikatne. Inaczej jednak odbierało to naprężone, czekające na nie od kilku minut ciało, gdy poczuła jak rzemienie spadają na jej pośladek.
Znienacka.
Drugie chlaśnięcie, trzecie, razy splotły się z palcami szturmującymi jej słodką jamkę. I za każdym razem ten jęk - bezwstydny, głośny, pełen upojenia, ale też oczekiwania. Aż przedostatnim razem Aila utrzymała zaciśnięte wargi. Nie z siły woli jednak, gdy ostatni raz rzemienie spadły na jej skórę, pozastawiając na niej zaróżowione slady, ciało szlachcianki napięło się, a z jej gardła wydostało się długie westchnienie spełnienia. Dziewczyna pozwoliła swojej głowie zawisnąć między ramionami i zamknęła oczy, nie do końca wiedząc jak się to udało zrobić bez obecności Alexandra w jej wnętrzu.

Szczyt dziewczyny był czymś, czemu bękart oprzeć się już nie mógł.
Poczuła sztywną grubość wbijającą się w jej drżące i pulsujące po osiągnięciu kresu wnętrze i aż szarpnęła się w powrozach.
Była zła, że zrobił to dopiero teraz, a jednocześnie szczęśliwa, że już jest, że ma go w sobie… Choć czuła ból, gdy wtargnął w nią mocno, posłusznie wypięła jeszcze bardziej pośladki.
- Co Ty mi robisz… - szepnęła, wciąż dysząc po przeżytym orgazmie.
Wszedł w nią i zastygł nie poruszając się. Przejechał rzemieniami po jej plecach.
- Daj mi to - powiedział głosem rwącym się z podniecenia. - Co właśnie Ty poczułaś…
Wciąż nie poruszając się, objął wolną dłonią jej biodro.
Ucapił solidnie.
Poruszył jej lędźwiami w przód i w tył.
I jeszcze raz.
W rytm tego wyprężona sztywność przesuwała się w niej.
Aila jęknęła pod jego naporem, ale nagle jej ciało stawiło opór, zastygło w bezruchu.
- Poproś… - powiedziała cicho, a potem wyciągnęła się zmysłowo w powrozach i rzuciła tym swoim dumnym tonem. - Poproś mnie.
Poczuła wciąż jeszcze lekkie, ale już trochę mocniejsze uderzenie rzemieni po plecach, tym razem jednak zamruczała a nie jęknęła. Uśmiechnęła się szelmowsko.
Kolejne dwa, trochę mocniejsze cięgi wylądowały na jej skórze, sapnęła i syknęła, lecz wytrzymała. Jej biodra jednak jakby przybliżyły się do niego.
Naparł na nią wbijając się głębiej i znów rzemienie spadły na jej skórę.
Podskoczyła i jęknęła, jednak zamiast złapać tempo, drażniła się z kochankiem kręcąc pupą i ocierając o niego.
- Poproś, kochanie… dam ci to… tylko jedno małe “proszę” - wymruczała.

Był zły, ale targała nim żądza.
Mógł po prostu wziąć ją sam wchodząc i wychodząc, ale myśl o tym jak przed nim wierzga… Zastanawiał się na ile jest uparta? Czy musiałby w tym ‘karaniu’ przekroczyć pewną granicę?
- P… Proszę - ni to wydyszał, ni to warknął.
Nie uderzył.
I wtedy zobaczył jak jego męskość powoli wsuwa się i znika w głębi rozkosznej jaskini, choć on sam się nie poruszał.
- Szybciej… mocniej… - wydyszał. - Pokaż dziś ile w Tobie tego bezwstydu.
Czuł jak dziewczyna pod wpływem jego zachęty napina się i nabija się sama na jego męskość na tyle mocno, że znów z jej ust wyrywają się krótkie, słodkie jęki. Choć była odwrócona tyłem, Alexander widział zarys kołyszących się w rytm ruchów piersi.
- Tak… panie mężu… - z trudem dyszała, narzucając coraz dziksze tempo.
Alexander rozchylił jędrne półkule między którymi Aila pochłaniała go z pasją.
- To wszystko? - wysapał ściskając krągłości. - To tyle? To kraniec tego osławionego bezwstydu? - wydyszał z wyzwaniem.
Prychnęła z butą, lecz po prawdzie rozchyliła bardziej uda, wypinając się jeszcze bezwstydniej zagarniała go w swe wnętrze dziko targając biodrami. Widział jak jej kwiatuszek rozwiera się pod jego naporem..
- Było mnie nie wiązać… - warknęła.
- Sama chciałaś - rzucił i znienacka w chwili gdy znów się miała na niego nabić, sam pchnął wyrzutem bioder.
Krzyknęła z bólu i rozkoszy.
Jego palec zaczął krążyć wokół pewnego miejsca… w tej perspektywie wypiętych pośladków dziewczyny - wyżej niż jej kobiecość. Aż zadrżała, choć Alex nie wiedział czy od dotyku, myśli co może ze sobą nieść.
- Co Ty… - zapytała zdziwiona, niepewna, ale i zbyt podniecona, by się wycofać
Nie mogąc dłużej już być w bezruchu bękart zaczął sam już rytmicznie wbijać się w nią, podobnie dziko jak ona wcześniej. Palec zaś uciskał, drażnił zapowiadał coś bardziej nieprzyzwoitego niż Aila do tej pory potrafiła znaleźć w swych myślach i nie wiedziała czy to bardziej na nią działa jako groźba czy obietnica. W każdym razie czuła jak nie mogąc oprzeć się gwałtowności kochanka, zatraca się razem z nim.
Krótkie, urywane oddechy stały się chaotyczne.
- Unieś wyżej biodra - urywanym głosem rozkazywał jej mąż. - Szerzej nogi. - Pomiędzy każdym słowem mocne pchnięcie i te ręce blokujace głowę, że nie mogła się odwrócić by swobodnie widzieć jak ją bierze. Ani nimi poruszać.
Jęknęła.
Te komendy słyszała już wcześniej… tylko w innym języku - germańskim. Znów jęknęła, głośniej. Tak samo zachowywał się Hans w jej snach, gdy ją brał.
Cóż za chichot losu…
O dziwo jednak teraz, gdy jej cała egzystencja sprowadzała się do brania i dawania rozkoszy, poczuła, że ta wizja ją podnieca.
- Cudownie… jeszcze… błagam… - Wiła się pod rycerzem bezwstydnie.
On miał inne wspomnienia.
Noc w Wilczych Dołach, podobny akt po ciemku, choć nie tak dziki, nie tak wyuzdany, nie tak gwałtowny. Tu było jasno. Widział każdy ruch jej ciała. Zbliżał się powoli, ale wstrzymywał siłą swej woli. Chciał opóźniać nieuniknione by trwało to jak najdłużej. Jęcząc za nią zagłębił lekko palec walcząc ze zbliżającym się szczytem. I wtedy poczuł jak Aila zadrżała i znieruchomiała, targnąwszy głową.

Krzyknął cicho.

Chyba nigdy nie słyszała by wydał z siebie coś głośniejszego niż jęk gdy się kochali.
Poczuła jak wypełnia ją falą i opada przygważdżając do łoża. Leżała pod nim dysząc ciężko z zamkniętymi oczami.
Nie odzywała się.
Sturlał się obok i przekręcił ją na bok. Zanurkował by pocałować jej usta, a żar pocałunku przepełnionego uczuciem nie był mniejszy niż ta dzikość chwilę wcześniej. Jej wargi zareagowały na pocałunek, jakby budząc się i przywierając do jego ust.
- Alex… - szepnęła, spoglądając na niego. Wyglądała na wycieńczoną, lecz uśmiechnęła się.
- Kocham Cię…
- Dziękuję… - odpowiedziała, co trochę nie pasowało do kontekstu. Po chwili dodała: - za to, że taką mnie chcesz… i odkrywasz. Nie myślałam… że tak można - wyznała.
- Ja też nie. Budzisz to we mnie… Podoba mi się to… - Pocałował ją jeszcze raz. - A…. wiesz, że chyba jeszcze nawet północka nie ma?
Spojrzała na niego ze strachem.
- Alex… oni nas stąd wyrzucą, zobaczysz - powiedziała niby w żartach.
- Opłaciłem karczmarza uprzedzając - przejechał dłonią po jej piersiach - nie na darmo brałem te zioła budząc aptekarza. Dałaś mi czas do świtu. - Ujął jej podbródek w dłoń i skierował na siebie. - Chcesz opierać się mym życzeniom? - W oczach zabłysły mu figlarne ogniki.
Popatrzyła na niego nie dowierzając, ale dotyk jego palców wciąż ją pobudzał. Uśmiechnęła się tedy zmysłowo.
- Nie śmiałabym, panie mężu - wyszeptała mu w twarz.
- Wiem. - Też się uśmiechnął i końcówkami zwitka rzemieni popieścił i podrażnił jej szyję. - Bo wtedy byłaby kara.

Zadrżała.
Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni tej nocy.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 22-10-2017, 13:11   #27
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Nie wyruszyli tego dnia ze Sion.
Mimo deklaracji Alexandra, że “z tej nocy nie chce zmarnować ani chwili”, zmęczeni nie tylko upajaniem się sobą, ale i poprzednimi dniami poddali się Morfeuszowi ze trzy godziny przed świtem.

Gdy przebudzili się, słońce stało już wysoko i bękart podjął decyzję o pozostaniu tu jeszcze jeden dzień. Wysłali pachołka do “Pohulanki” by uwiadomić resztę o “ważkich sprawach, które ich w mieście zatrzymały” i o planie wyruszenia niedługo po następnym świcie. Tymczasem właściciel tej wysokiej statusem gospody, ani służba zdziwieni się nie wydawali takim obrotem sprawy, po nocnych koncertach dochodzących z izby na poddaszu. Służka zabrała odzienie by uprać, wysuszyć i “co nadprute przeszyć”, a i obiad dostali do alkierza, nie musząc na dół schodzić do głównej izby.

Widno wzięci zostali za parę kochanków, co korzystają z wyjazdu męża Aili by inny mógł mu rogów poprzyprawiać, ale nie tam gdzie służba rogacza mogłaby co wyczuć, zobaczyć, czy podsłyszeć. Nie pierwszyzna dla oberżysty i służby jego była zapewne takie dobrze urodzone pary gościć. W czasach tych miłość między małżonkami była tak rzadka, zamążpójścia tak intratnie planowane, a okazywanie sobie przez małżonków czułości tak wytykane z lekkim wyśmiewaniem, iż nikt Aili i Alexandrowi nie uwierzyłby, że oni ślubni.
Ale nikt, nie pytał, służka starała się jak najdyskretniejsza być jak tylko mogła.

Tak tedy ważka wyprawa małżonków obliczona na szalony plan w desperackiej walce o życie i przyszłość, zaczęła się… od przespanie i przeleniuchowania całego dnia. Inaczej jednak być nie mogło, skoro ni jedno, ni drugie tego dnia prawie nie mogło się ruszać.

Wstali wypoczęci o świcie i po tym jak Alexander uregulował należność (po jego bladej twarzy wnioskować można było, iż nie wyszło to tanio) opuścili “Kozła” kierując się do “Pohulanki”. Dopiero wtedy zorientowali się, że jest niedziela. Alexander zastanawiał się jak niektórzy z ich świty zareagowali na wieści, że w drogę im będzie zamiast do kościoła.

- Zastanawia mnie… - rzekł zamyślony bękart gdy zbliżali się już do podmiejskiej gospody. - Coś ty myślała sobie kochana… Że po co mi te świece na noc, jeżeli nie by jaśniej było, skoroś je pogasiła.
Aila pochyliła nieco głowę, uśmiechając się jednak pod nosem.
- A jak ci powiem, obiecasz pomysłu nie wykorzystać? - zapytała, śmiejąc się cicho, ale i rumieniąc na policzkach.
- Nie, jeżeli nie zechcesz. - Też się uśmiechnął. - No powiedz, bom ciekaw!
Westchnęła.
- Po prawdzie starałam się, jakeśmy się umówili, po prostu wykonywać polecenia, a nie rozważać. No ale... miałam jedną wizję... - przerwała, zawstydzona i dopiero po chwili zebrała się w sobie - Myślałam, że chcesz mnie nastraszyć. Tak jak myśmy widzieli Mathiasa z jego zaślubioną przy tym ich kaganku, co im dzieci miał pomóc płodzić... Myślałam, że zabierzesz mnie w jakieś miejsce, gdzie nikogo nie ma, ale jakby kto przyszedł... to by widział wszystko. - dokończyła, odwracając wzrok.
Zamurowało go, przez co chwilę szli w ciszy.
- I byłaś gotowa by… em, by to spełnić? - spytał w końcu.
Nie odpowiedziała. Gdy jednak na nią spojrzał, zobaczył, że przytaknęła ruchem głowy.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo dochodząc do “Pohulanki” zaczęli słyszeć głośny, przeciągły szloch Aliny, dobiegający z budynku.
Mimo woli szlachcianka westchnęła. Skończyła się ich “niedziela”, znów byli odpowiedzialni za tych ludzi, którzy postanowili doń dołączyć.
- Myślisz, że ona tak cały czas od wczoraj? - zapytała cicho męża.
- Nie zdziwiłbym się - ten mruknął w odpowiedzi.
- Matula, ociec, a tera jeeeeszczeee siooostraaaaa… - szloch głośniejszy się stał, a Alexander zmarszczył brwi i odruchowo spojrzał na Ailę.
Westchnęła i przyspieszyła kroku, kierując się tam, gdzie słychać było płacz.

W głównej izbie siedzieli Jiri, Bernard i Noel, ten ostatni gdy zobaczył szlachciankę, to zbladł i wyglądał jakby chciał uciec świetlikiem. Szloch Aliny przycichł trochę, ale chyba z racji tego, iż na zewnątrz słyszeli go przez okno alkierza, a tu tłumiły go drzwi. Alexander wszedł za żoną do środka tocząc nie rozumiejącym nic spojrzeniem.
- Co z Urszulą? - Aila była bez serca, toteż kierowała swoje słowa do Noela.
- Ich werde auf Pferden überprüfen - powiedział Jiri wstając żwawo.
- Sprawdzę… - Bernard też wstał. - Popilnuję kuferka z gotowizną - dodał.
Obaj ulotnili się.
- A bo… - Noel nawet nie próbował pod wzrokiem Aili wstawać. Przerwał nerwowo ślinę. - Bo Urszula zniknęła…
- Alina z mężem? - spytał Alexander.
- Nie, Hans poszoł gdzieś, Giselle z nią siedzi.
- Pójdę zobaczyć co z dziewczyną. - Alexander ni to rzekł, ni to spytał kładąc dłoń na ramieniu żony. Kiwnęła głową, po czym spojrzała surowo na sługę.
- Mów co się stało. Dowiedziała się, że... no, o tym małżeństwie, co jej ludzie w Wygódkach planują? - zapytała, mając pewne podejrzenia czemu to akurat Noel najbardziej się strapił.
- Ano! Tak właśnie było - zgodził się ochoczo, ale widać było iż coś ukrywa.
- Noel... mów dokładnie. - warknęła - Bo może czas przez Ciebie tracimy...
Westchnął.
- No…. bo… One obie tak strasznie szlochały, na wieczór, jakeście poszli, a potem i w nocy słychac było gdy w alkierzu razem nocowały. - Noel odwracał wzrok. - W dzień niewiele lepiej było, ale przy obiedzie dowiedziała się co tam w Wygódkach zaplanowali… Wściekła się, ale że rozbita, to miast szaleć dalejże w szloch, bo alina cięgiem też ryczała, to i ja wzięło. Pod wieczór chciałem jej jakoś… - zawahał się. - No pocieszyć…. Wziąłem ją do stajni i… - urwał spoglądając błagalnie na szlachciankę.
Aila zamierzyła się na niego.
- Ty durniu! - wrzasnęła tak, że się wszyscy w izbie obejrzeli - Na żonę ją to nie, bo ci jej charakter nie pasuje, ale na siano to już można?!
- Ale gdzie tam, Pani!!! - Noel skulił się. - Nie tknąłem jej, na życie przysięgam. Tak chciałem byśmy sami byli by jej co rzec. - Znów przełknął ślinę. - No to rzekłem. Że ja tam jej za żonę nie chcę, ale jak Pani przykażesz, to co tam, niech i będzie, trudno. Bo ładna to i czemu nie. Pojmę i zabierzem na Kocie Łby. - Spojrzał zbolałym wzrokiem. - W pysk dała i uciekła, na wieczerzy już jej nie było. Szukalim, kamień w wodę.
Ledwo skończył mówić, a znów w pysk zarwał - tym razem od szlachcianki.
Aila, która na drogę się szykując, strój męski przywdziała, teraz skrywającą go opończę zrzuciła i wściekłym krokiem ruszyła ku wyjściu z karczmy.
- Myliłam się. Tyś jej niegodny. Ani odrobiny... - powiedziała na odchodne.
Skierowała się tedy do stajni, by konia wziąć i samej na poszukiwania ruszyć.
Tam Jiri właśnie pomagał stajennemu karczmy konie karmić.
- Szykuj mi konia z męskim siodłem, hyżo. - rozkazała mu szlachcianka - Kiedy dziewczyna zniknęła? Konia brała czy coś?
- Ich wiesst nicht - odpowiedział Czech spoglądając nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Warknęła wściekle i sama zaczęła konia sobie do drogi szykować, zastanawiając się, gdzie dziewczyna mogła się udać. Na pewno nie do Sion, bo oni tam byli, nie do Wygódek, bo los niemiły jej tam był, więc gdzie?
Ani koń, ani stajenny, ani Jiri nie mogli jej tego rzec. Ale widząc co dziewczyna czyni pomogli jej, zaraz koń gotowy był do drogi. Aila ruszyła z kopyta, kierując się w stronę najbliższego klasztoru. Bo gdzie indziej sierota, co jej zamążpójście obrzydliwym teraz było, mogła szukać pocieszenia?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-10-2017, 13:58   #28
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Klasztor Valere wznosił się na wzgórzu nad Sion naprzeciw zamku Tourbillon. Aila dojechała tam galopem, ale furty zawarte były.
- Jest tam kto? - krzyknęła donośnie. - Dziewki szukam, co zaginęła. Rzeknijcie mi jeno czy tu była. Nic więcej nie chcę!
We wrotach otworzyło się po jakimś czasie okienko, w którym zobaczyła zarośniętą gębę.
- A gdzie tu dziewki, nie ma żadnych, no bo jak? - odpowiedział jej patrzący na nią mężczyzna o rozbieganym spojrzeniu.
- Urszula ma na imię - powiedziała Aila przyglądając mu się uważnie. - Sama z siostrą na świecie została. Głupi giermek ją nastraszył, tedy uciekła, lecz my szukamy, bo siostra wieszać się chce bez niej - na wszelki wypadek mówiła głośniej niż trzeba by było.
- Tu żadnych dziewek nie ma! - odpowiedział mężczyzna równie głośno, choć zdawać się mogło po tonie, iż mija się z prawdą. Zatrzasnął drzwiczki okienka w furcie bramy.

Aila już miała odjechać, lecz o losie matki Alexandra sobie przypomniała. Tedy rozejrzała się czy jakiego miejsca nie znajdzie, by zobaczyć co za murem zewnętrznym się znajduje. Objechała dookoła na ile się dało, bo z jednej strony skała była, że konno się nie dało, a i na własnych nogach niebezpiecznie. Mur całkiem wysoki ciągnął się opasując budynki. Nijak jej było zań zajrzeć. Szlachcianka zatem znów podjechała do furty w bramie. Usta otworzyła, lecz i zamknęła po chwili. Sama niewiele mogła zdziałać, tedy prędko w drogę powrotną ruszyła do karczmy. Z małżonkiem chciała wpierw porozmawiać nim swój szalony plan w życie wprowadzi.


Stajenny przejął jej konia, a gdy wzburzona szlachcianka weszła do głównej izby “Pochulanki”, zobaczyła swego męża i Jiriego siedzących przy piwie. Bękart wstał szybko ją widząc.
- Na mą duszę, Ailo. Gdzieś Ty była? - spytał idąc ku niej. Nie było słychać szlochu Aliny.
- A jak myślisz? - zapytała, podchodząc szybko i nawet się opończą nie zasłaniając. - Szukałam. Coście nowego odkryli?
- Nic. Posłałem Noela i Bernarda by rozpytywali. Do Wygódek nie wróciła, to jasne. Poza nimi jeno w tej wsi była co mijaliśmy w dolinie jak mówiła. Całe życie tam spędziła. Odgadnąć ciężko gdzie mogła pójść. - Alex zasępił się.
- Ja mam podejrzenia i... nie spodoba Ci się to - powiedziała, przysiadając się i półgłosem opowiadając Alexandrowi o swoich podejrzeniach.
- Hm… - Bękart zastanawiał się. - Ale czemu takie dziewczę jak ona by do klasztoru chciała iść? Toć ta dolina dla niej w Wygódkach ciasna była, taki żywioł. I nagle do klasztoru, do celi, w klauzulę?
- Nie wiem, ale coś ten mniszek kręcił. Chciałabym się tam rozejrzeć... tedy pomyślałam... - przełknęła ślinę, czując jak mąż zaraz zareaguje - że pojadę tam o zmroku, powiem że zabłądziłam i o nocleg poproszę. Jeśli mnie przyjmą... już to będzie podejrzane. Ja wtedy będę mogła się rozejrzeć a wy... w razie czego wyciągnąć mnie spróbujecie, jeśli się przed północą nie pojawię.
- Po trupie moim! - Alex aż wykrzyknął.
Zmrużyła oczy i skurczyła się pod wpływem jego tonu.
- Ale... sam wiesz, co oni tam... może jej tam nie ma, ale jeśli jest... to gorszy los od śmierci ją czeka...
- Ale jakbyśmy mieli…? Gdybyś tam… Pod okiem samego biskupa na ten klasztor…? Machiny oblężnicze szykować? - Alexander nie wyglądał na możliwego by zaakceptować plan małżonki. - Może jeno dziwki z miasta tam wpuszczają i ten mnich coś kręcił - bękart kombinował z nadzieją, że ją od planu odwiedzie.
Aila westchnęła.
- Co tedy proponujesz? Nic nie robić? - zapytała z rezygnacją.
- Może Bernard i Noel ją znajdą? - zaryzykował. - A jak nie… no pomysł i bym miał, ale… niegodny… - Zafrasował się.
- Wolisz mój? - powiedziała w ramach motywowania jego ślubna.
Westchnął.
- Ta karczma cośmy w niej byli, “Kozioł”. Jej właściciel bogaty, pewnie kontakty ma. Rzec mu, że chcemy do igraszek młodziuchną blond dziewicę, nieśmiałą, o błękitnych oczach. Za wiele srebra. On tam i tak wiele służek nagania gościom… Może za nas by poszukał. On miasto i ludzi zna, a my nie. No i gdzie indziej jak nie do klasztoru czy miasta by pójść mogła?
- Myślę, że do miasta nie poszła, bo myśmy tam byli, a Noel tak jej sprawę przedstawił, jakby to z powodu mojej łaski rozważał, by ją za żonę wziąć... Doprawdy... - Ugryzła się w język. - W każdym razie, myślę, że ja swój autorytet jeśli jakowyś miałam, to u dziewczyny straciłam i omijać mnie łukiem będzie chciała.
- Nie frasuj się. - Alex objął żonę. - Przecież dobrze chciałaś. Ot problem, że Noel prosty i szczery, a i głupi w podejściu do niewiast. Od trzech już w pysk dostał, ja też go obsobaczyłem. - Zastanawiał się przez chwilę. - Może i tak być, że do miasta nie. Bo i nie miała na myto bramne przecież… Klasztor też mi się mało widzi….Po zmroku zaś daleko gdzie iść, to gdzie by zaszła? Bo niedługo przed zmierzchem Noel swą głupotę czynił.
- Są tu jakieś szałasy dla pasterzy może w okolicy? - zastanowiła się na głos Aila.
- Pewnie głębiej w górach. Tu przy mieście… wątpię. Ale można sprawdzić, popytać…
Szlachcianka skinęła głową.
- A co robi Alina?
- Usnęła, Giselle przy niej siedzi. - Alexander westchnął. - Moja to wina. Powinienem jej choć rzec przedwczoraj, że ją zabierzemy, jeśli zechce.
- Nie możesz się o wszystko obwiniać, to oni do nas dołączyli i też powinni sami to... ogarniać. - Westchnęła - Gdzie jest chociażby mąż Aliny? Czy on w ogóle coś pomagał przy poszukiwaniach?
Zmarszczyła brwi. Nie zamierzała traktować Hansa ulgowo z powodu jego wyznania. Może nawet wręcz przeciwnie, by pokazać mu, że daleko jej do spełnienia jego marzeń.
- Bernard mówił, że koło świtu wyjechał, być może szukać dziewczyny. Nie opowiadał się nikomu z tym…

Karczmarz nieświadom tematu rozmowy podszedł do małżeństwa.
- Niech będzie pochwalony… Skoro Waszmości wyjeżdżają… rozliczyć by się trzeba - zagaił.
- Towarzyszka nasza zniknęła, druga śpi. Gdzie wyjeżdżamy? - warknęła na niego Aila - Pomoglibyście w poszukiwaniach jak człowiek uczciwy, a nie tylko o pieniądzu myślicie.
- Ehm… bo tak mi czeladź Wasza mówiła - Karczmarz stropił się. - Że dziś wam jechać, a Pan ureguluje przed wyjazdem. Ten co po niemiecku gada wóz szykuje, tom przyszedł. Służka zniknęła? A bywa, bywa… Tak to one niewdzięczne czasem uciekają, jak im gdzie lepiej pieniądz zaświeci. Miałem ja taką jedną, robotna nawet, ale ambitna. Przybył jeden rycerz z orszakiem i fru, tyleć ją widziałem, bo rano z zawiniątkiem swym smyrgnęła z izdebki co by u niego służyć. A źle tu jej było? Ciepło, sucho…
Szlachcianka spojrzała na męża, jakby jego reakcji wyczekując. Po chwili westchnęła z irytacją.
- Znacie tu jakie w pobliżu jakieś szałasy pasterskie lub opuszczone domy lub szopy, gdzie mogła się na noc schronić? - zapytała karczmarza.
- Domów opuszczonych to nie ma Pani. Ja o takowych przynajmniej nic nie wiem. No może poza starym nawiedzonym młynem niedaleczko, w górę Rodanu. Ale jak tam po nocy poszła to szukać jej już nie ma po co. - Karczmarz pokręcił głową. - Ot zapomnieć o biednej dziewce. Zresztą po co szukać jak niewdzięczna uciekła? Toć znajdziecie i potem nazad pryśnie.
- A szałasy? - Alexander rzekł groźniej.
- Może i jakie są, ale nie wiem gdzie i po co. W górach to i ludzie stawiają, jak idą gdzie ze stadem na długi popas na jakąś halę. Z miesiąc, albo i całe lato. Tu w dolinie? Nawet jak góral stado do Sion prowadzi i wieczorkiem przybędzie gdy targ zwierzęcy zamknięty, to pod gołym niebem prześpi zamiast szałas stawiać.
- Wskażcie nam tedy drogę do młyna - rzekła Aila, marszcząc brwi. Młyn mógł wszak przyciągnąć uwagę Urszuli, która miejscowych legend nie znała i schronienia na noc poszukiwała jedynie.
- Ale toć mówię… Jak tam polazła to jakby już jej nie było. Ot może kawałek skrwawionego przyodziewka znajdziecie.
- Gdzie. Młyn. - Bękart zmarszczył brwi.
- Wzdłuż rzeki trzeba, będzie z pół godziny drogi. Wodny młyn, zarośnięty jako i droga do niego.
Aila spojrzała na małżonka.
- Jedziemy? - liczyła, że jej nie odmówi, skoro zarzuci dzięki temu swój pomysł z przedostaniem się do klasztoru.
- Ano sprawdzić nie zawadzi… - Alex westchnął.
Karczmarz pokręcił na to głową.
- Tedy Wy możecie nie wrócić. To uregulować należność trzeba i niech służba alkierze zwolni.
Aila spojrzała na Alexandra. To była jego decyzja, on się z karczmarzem umawiał od początku.
- Zapłacę com winien i za tę noc co nadejdzie, oraz wieczerzę, obrok i opiekę nad końmi. - Bękart wstał. - Gdybyśmy i nie wrócili, to do rana nasi ludzie niech mają co im trzeba. Potem sami zdecydują co czynić.

Karczmarz był więc zadowolony, choć przed wyjściem państwa szlachetnych raz jeszcze ich o młynie ostrzegł.
- A co tam niby straszy? - zaciekawiła się Aila..
- Ano straszy, czasem ludzie tam przepadają. - Mężczyzna mówił niechętnie, ale coś się głębiej za tym kryło. - Krew parę razy znaleziono, bo jak młynarz pozabijał siekierą rodzinę i się powiesił, to chodzili tam jego odłożonej gotowizny szukać. - Skrzywił się. - Nikt nie znalazł, kilku nie wróciło. Jeden oszalał. Inni nie zbliżają się tam.
- I to tak za dnia czy tylko w nocy? - zapytała kasztelanka.
- Ja tam nie wiem kiedy szli ci, co nie wracali. Paru w dzień było. Mówili, że straszy. Ja bym tam nie szedł. Świecę za dziewkę zapalić, na msze dać i tyle.
Tego jednak nie skomentowali. Po prostu ruszyli ku wyjściu, gdzie parę minut temu, gdy się z karczmarzem Alex rozliczał, kazali sobie konie naszykować.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 24-10-2017, 10:57   #29
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


- Coś mi tu nie gra - Alexander odezwał się gdy jechali nadrzecznym traktem. - Ten karczmarz sprawiał wrażenie, jakby chciał się nas czym prędzej pozbyć.
- Też ci się tak wydawało? - Aila poprawiła miecz u boku. - Wyglądało jakby chciał się nas pozbyć i zniknięcie Urszuli zbagatelizować jak najprędzej. Jakby co wiedział... może to jednak ci mnisi? Może on sam im ją podesłał? - Strapiła się.
Choć dzień był piękny, a wiosną aż pachniało w powietrzu Aila nie miała głowy do podziwiania budzącej się z zimowego snu natury.

[MEDIA]http://www.wallpapers13.com/wp-content/uploads/2015/12/Sunset-Mountain-Wilderness-France-spring-mountain-flowers-Yellow-Blue-Rainier-Purple-Lupines-pine-trees-blue-sky-clouds-HD-Wallpaper-1920x1080.jpg[/MEDIA]

- Nie każdy klasztor taki jak pod Wilczymi Dołami. Prawda to, że nierządem klasztory stoją. Nawet ci co świętymi dziś są, przyznawali, że szczególnie żeńskie klasztory niczym burdele, a zakonnice niczem dziwki. Niemało to dzieciaków po żeńskich klauzulach hasa, biskupi niektóre niczem prywatne zamtuzy traktują. - Alexander splunął. - Ale też żeby każden klasztor podejrzewać, że dziewki porywa by sobie mnisi swawolili? Ech… nie znajdziem nic w młynie, to i przyjrzeć się bacznie trzeba będzie i temu. Jeno jak? Nie wpuszczą nas tam.
Aila podjechała nieco bliżej, by dotknąć ramienia małżonka. Wiedziała, że dla niego to był szczególnie trudny temat.
- Ja wciąż z wampirzej niewidzialności chyba umiem korzystać, więc jeno by furtę otworzyli tak, abym weszła do środka... to sobie poradzę.
- A jak sobie nie poradzisz, to Cię nie wydostanę.
- Wydostaniesz. Oboje to wiemy. - Szlachcianka uśmiechnęła się lekko, choć wcale lekko jej na duchu nie było. - Chocbyś miał do posad spalić i wszystkich mnichów zabić. Znam już ja Cię trochę Alexandrze d’Eu.
- Co innego klasztorek na kilkunastu mnichów w górskiej dziczy, co innego forteca tuż pod nosem biskupa.
- Skromnyś. - Aila puściła mu oko.
- Nie Ailo, nie ma mowy, nie zaryzykujesz sobą…
- Może nie będzie trzeba, jak ją w młynie znajdziemy - kasztelanka sprytnie odłożyła sobie kwestie ostatecznej decyzji.
- Jak karczmarz prawdę mówił o tym młynie, to wolałbym, aby nie tam poszła. - Bękart pogrążył się w ponurych myślach.

Czy oberżysta zapomniał im to rzec, czy też po prostu nie pomyślał, że obcy nie wiedzą, że młyn jest po drugiej stronie Rodanu?
Ciężko to było im teraz ustalić.
Zarośnięty nadbrzeżnymi chaszczami, z dziurawym dachem, złamanym kołem młyńskim… prezentował się jak klasyczna opuszczona ruina. Rodan był tu węższy i zapewne przez to głęboki, ale gdzieniegdzie wystawały głazy sięgające dna i pieniące rzekę pokazując jak nurt jest wartki. Na przeprawę końmi zbyt było tu niebezpiecznie. Z drugiej strony ostatni most jaki widzieli był w okolicach Sion, skąd przyjechali.

[MEDIA]https://marucha.files.wordpress.com/2010/09/100_3481.jpg[/MEDIA]

- Noż ja chęd… - Alexander zmełł w ustach przekleństwo.
- Może tam dalej? Wierzyć mi się nie chce, że przy młynie przeprawy nie ma. - powiedziała Aila i miała rację... w pewnym sensie. Niedaleko znaleźli bowiem kładkę przez rzekę zrobioną z lin i drewnianych dech. Kładka była mocno nadgryziona zębami czasu, lecz wydawało się, że można z niej jeszcze skorzystać. Przynajmniej człowiek mógł.
- Koni tędy nie przeprowadzimy - rzekła szlachcianka na głos to, o czym oboje myśleć musieli w tej chwili.
- Nie wiem czy nas utrzyma … - Alex był sceptyczny. Ile miała ta linowo-drewniana kładka, którą wieśniacy z tej strony rzeki dawniej omijali mosty w drodze do młyna by nie płacić na nich myta? Wygląda jak z czasów gdy ten młyn jeszcze działał.
- Chcesz cofać się do Sion? - Żona spojrzała na niego wzrokiem, mówiącym, że nie mają wyboru.
- Jak na to patrzę, to choćby i do Genewy - mruknął zsiadając z konia. - Potopimy się i tyle z tego będzie.
- Och, daj pokój... jak zawrócimy to idę badać ten klasztor. - Aila spojrzała na niego groźnie.
- Potopimy się… - powtórzył zrezygnowany, ale na to co rzekła już więcej co powiedzieć nie miał. - Ja pierwszy, bo cięższy. Jak pode mną wytrzyma to przejdziesz - dodał spoglądając na żonę z nadzieją iż odpuści.
- Dobra, ale wpierw konie przywiążmy - powiedziała spolegliwie Aila.

Kiedy on przejął od niej uzdę rumaka, dziewczyna, wykorzystując szybkość, jaką dawała jej wampirza krew, ruszyła biegiem przez kładkę, nie zatrzymując się ani nie wahając.
- Ailo!!! - Alexander puścił konie i skoczył ku brzegowi. Widział jak sparciałe sznury tężeją pod jej ciężarem, ale przebiegła, choć pod jej biegiem kilka desek spadło w nurt.
Wściekły przywiązał konie do drzew nad rzeką i zbliżył się do linowej kładki. Kiedyś zapewne wieśniacy chodzili tym z ciężkimi worami mąki.
Dziś…
Wszedł i ostrożnie zaczął przesuwać się do przodu.
Nie dotarł nawet do trzeciej części gdy stare sznury puściły i kładka załamała się pod nim. Spadł w toń rzeki.
- Aleeeex! - usłyszał jeszcze wystraszony głos małżonki niż woda całkiem go pochłonęła.
Mimo że na dworze było ciepło, woda w rzece była lodowata, a jej ostry prąd utrudniał opanowanie ciała. Alexander kilka razy uderzył się boleśnie o ostre kamienie, nim udało mu się jednego z nich złapać. Wreszcie mógł złapać oddech.
- Aleeeex! - słyszał z góry nawoływanie żony, która musiała biegnąć wzdłuż brzegu, ale nie widziała go z powodu wysokich krawędzi koryta.
Przytulony do kamienia prychał wodą i starał się cokolwiek zobaczyć przez łzawiące oczy. Po obu stronach do brzegu było po jakieś dwadzieścia łokci. Niewiele, pod warunkiem, że kto umiał pływać.
- Nie martw się! - odkrzyknął. - Jakoś to… - na chwilę stracił oparcie i pogrążył się w wodzie.
Tymczasem Aila usłyszała z sobą, niedaleko młyna tentent kopyt. Przypadła do krawędzi koryta rzeki, by rozejrzeć się za mężem. Chciała wezwać pomocy, ale pamiętając opowieści karczmarza, wolała nie zwracać na siebie uwagi jeźdźca zanim nie będzie pewna, że jest im przyjazny. Pospiesznie rozejrzała się za jakimś młodym drzewkiem albo solidną gałęzią, którą mogła podsunąć Alexandrowi, by się jej złapał, ale nawet gdyby była taka, to był za daleko by podać mu cokolwiek do pomocy.

Bękart wynurzył się wciąż obejmując jeden z kamieni i łapczywie nabrał powietrza. Udało mu się jako tako ustabilizować, aby nie ześlizgnąć znów i nie dać porwać nurtowi. Inna rzecz, że pływakiem był mizernym, a od Aili dzieliło go sporo jak na jego brak umiejętności pływania.
Temperatura wody jednak przyspieszyła jego desperacką decyzję.
Nabrał powietrza i skoczył w kierunku brzegu, na którym miotała się szlachcianka i zaraz zniknął pod wodą. Nie mogąc nic zrobić z tej odległości, Aila miała dwa wyjścia - zacząć lamentować albo spróbować przeskoczyć rzekę dzięki wampirzej mocy, pobiec do siodła po linę. Druga opcja, o ile wydawała się bardziej kretywna, była wręcz niemożliwa do wykonania - dwa pewne skoki przez szerokie koryto pełne spienionej, wartko płynącej wody. No i jeszcze jeździec - mógłby ustrzelić ją z kuszy, jeśli takową miał przy sobie. Dylemat rozwiązał się sam w pewnym sensie. Jeździec był już blisko i wyraźnie zauważył dziewczynę. Zmierzał w jej stronę, a przy jego siodle zauważyła linę. Już miała wyszarpnąć z pochwy miecz, by przyszykować się do ewentualnego starcia, gdy rozpoznała mężczyznę na końskim grzbiecie - Hans!
- Co ty tu robisz?! - krzyknął rycerz - Wynoś się stąd!
W jego głosie słychać było coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała - prawdziwy strach. Hans bał się czegoś, uciekał przed tym. Kiedy znalazł się w pobliżu, chcąc wciągnąć szlachciankę na grzbiet konia, ta zobaczyła, że cały jego lewy bark jest zakrwawiony.
- Nie mogę. Alexander spadł! - odkrzyknęła.
- Gdzie?
- Do rzeki! Potrzebuję liny.
Wydawało się, że chwilę Hans walczył sam ze sobą, jakby chciał ich porzucić. Zatrzymał jednak konia i zaczął powoli z niego schodzić, aby jak najmniej urazić ranę. Zresztą blondwłosa niewiasta na niego nie czekała. Odwiązała linę od siodła i szybko wróciła nad brzeg.
- Aleeeeeex! - krzyknęła ze strachem, nie mogąc go nigdzie wypatrzeć.

Nurt rzeki zniósł go, tak że nie mogła go zobaczyć wypatrując tam gdzie, spodziewała się ujrzeć jak wypływa. Zresztą wynurzył się tylko na ulotną chwilę, desperacko wciągając powietrze. Walcząc dziko z nurtem, opił się wody po uszy, ale walczył by za wszelką cenę dostać się do brzegu. W końcu natrafił na coś rękoma i złapawszy podciągnął się.
Złamane koło młyńskie…
Uwiesił się na nim.

Słyszał jej krzyk i chciał odpowiedzieć.
- Tu jes… - zabrzmiało to ciszej niż zamierzał. Zwymiotował wodą.
Na szczęście Aila sama go po chwili dojrzała. Ruszyła więc z liną przewieszoną przez ramię na ratunek małżonkowi. A za nią podążał Hans, prowadząc zdrową ręką wierzchowca.
- Nie możemy tu zostać ani chwili dłużej... musimy uciekać... - mówił, oglądając się raz po raz nerwowo. Tymczasem jednak Aila skupiła się na tym, by trafić liną w zasięg rąk Alexandra.
- Nie trzeba - bękart rzekł znów urywając i znów zwracając solidny haust rzeki. - Przez młyn wyjdę… Tylko kapkę… odpocznę… - sapał.
Zimna woda w której był po pierś jednak wymusiła szybsze działanie, nim odsapnął i przestał pluć wodą. Wspiął się ciężko ku dziurze w ścianie młyna i wgramolił się do środka.

- Szybko, musimy mu pomóc - popędziła Hansa szlachcianka, biegnąć w stronę wejścia do młynu. Hans jednak stanął blady na twarzy.
- Nie... to pułapka... o to im chodziło... - wyrzekł, a w jego oczach pojawił się paniczny strach.
- Im? - zapytała Aila, nie zwalniając. Lecz nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, usłyszeli to oboje, wycie wilka. Nawoływanie, które... za dnia było czymś dziwnym. W dodatku dochodziło z niedaleka.

Dojście do wejścia do starego młyna było zarośnięte i nie łatwe, toteż Aila straciła chwilę. Drzwi nie było, jeno futryna… W środku panowała względna jasność bo nie było sporej części dachu, a i ściany w wielu miejscach były dziurawe, więc łatwo dostrzegła Alexandra przez otwór wejściowy. Stał w bezruchu na środku przed resztkami mechanizmu i kamieniem młyńskim z pochyloną głową i w bezruchu. Coś było niepokojącego w tym obrazku, podobnie jak zachowaniu Hansa, który wycofał się, twierdząc, że zna niedaleko przeprawę i przyprowadzi ich konie na wypadek gdyby...
Nie dokończył, jednak Aila zrozumiała “gdyby musieli prędko uciekać”.
- Alex? - zapytała cicho.
Nie odpowiedział, tylko schylił się i podniósł coś ze szczątków młyńskiego mechanizmu.
Dopiero wtedy odwrócił się do żony stojącej przed wejściem. Minę miał grobową, gdy wyciągał przed siebie znalezisko…
Prosta suknia, taka jaką nosza zwykle wieśniaczki, tyle że porozdzierana i zakrwawiona prawie cała. Aila skojarzyła niektóre wzorki wyszywane niebieska nicią przy rękawach i dekolcie. Urszula miała taką.
- Alex... - nie była w stanie nic więcej powiedzieć na początku. Dopiero gdy posłyszała kolejne, znacznie bliższe wycie, rzekła z naciskiem: - Alex, musimy uciekać!
- Nie ma krwi… tylko na sukni - odpowiedział wciąż patrząc tępo na makabryczne znalezisko. - Gdzie uciekać, przed kim? - Spojrzał przytomniej na żonę.
- Wilki. Chyba... - dodała, bo właściwie Hans sam nie powiedział dokładnie. - To chyba one napadły męża Aliny. Mówił, że próbowały go tu zagonić. Poszedł po konie... prędko, Alex... jeśli to prawda, będziemy tu uwięzieni!
- Wilki? W dzień? Grupą z gór schodzące do zamieszkałej kotliny? - Zdziwił się i zbliżył do Aili z okrwawionym materiałem w dłoni. - Przecież to absurd.
- Mi to mówisz? Ale sam słyszałeś wycie...
Alex zmarszczył brwi.
- Jeżeli tak, to tu nam się przed wilkami bronić, drzwi wąskie. Uciekając konno nawet mogą dopaść, konia obalić i rozszarpać.
Szlachcianka spojrzała na szaty, które prawdopodobnie należały do Urszuli, jednak nie zaprotestowała. Ufała ocenie męża.
Dobyła miecza, a Alexander też wyciągnął broń, wyglądając przez otwór po drzwiach. Wciąż nie wierzył, aby wilki hasały po zaludnionej dolinie Rodanu tak blisko miasta, ale że na własne uszy słyszał to wycie...
Zaaferowanie małżonki udzieliło mu się. Mocniej ścisnął rękojeść w dłoni.

Nie trwało też długo, gdy w prześwitach dziur w ścianach zaczęły im migać cienie jakieś. Jeśli po prawdzie były to wilki... musiały być ogromne - wielkości Czarnego z Kocich Łbów.
Alex zbladł. Nic z tego nie rozumiał, ale nagle obrona młyna upadła. Przed zwykłymi wilkami można było bronić dostepu przez wejście, ale jeden taki mógłby skoczyć i obalić człeka, a tych wielkich basiorów było tu kilka.
- Ailo… Potrafisz pływać? - szepnął czując gulę w gardle.
- Ja... jako dziecko... pływałam... - odparła, cofając się odruchowo od wejścia do młyna, gdzie słyszeli teraz gardłowe powarkiwanie. Po chwili zobaczyli wsuwający się z wolna do pomieszczenia kształt pyska.

[MEDIA]https://media2.giphy.com/media/n80GjoYatI1MI/giphy.gif[/MEDIA]

- Skacz do rzeki… - bękart wyszeptał. - Tam z tyłu wyrwa w ścianie. - Przyjął postawę obronną gotów uderzyć w wilczy pysk.
- Chodź ze mną... - poprosiła Aila łamiącym się głosem. Posłusznie jednak zaczęła się cofać.
- Uton… - urwał bo coś przyszło mu na myśl. - Ailo… jeżeli masz w sobie jeszcze choć odrobinę ich vitae… użyj. Spal do ostatniej kropli.
- Głupiś! - nagle poczuł jak chwyta go za rękę i szarpie, zmuszając do biegu. Wilczur przy wejściu szczeknął wściekle i skoczył za nimi, to samo jeszcze dwa inne basiory. Gdy wskoczyli do wody, Alexander zaczął tonąć nie potrafiąc utrzymać się na powierzchni. Puścił miecz, który wnet opadł na dno, ale i tak niewiele mu to pomogło.

Aila umiejąc jako tako pływać pomagała Alexandrowi utrzymać się na powierzchni. Niżej młyna Rodan lekko uspokajał swój bieg, tedy choć zmordowani niemożebnie, wyszli w końcu po tej stronie rzeki po której zostawili konie. Kawałek do tego miejsca było, ale Hansa jeszcze nie widzieli, widno przeprawa o której mówił trochę dalej była niż oni spędzili w młynie i przez Rodan przepływali. Kilka wilków obserwowało ich z chaszczy rosnących przy młynie, ale wnet skryły się w gęstwinie nadrzecznych chaszczy.
- Myślałem, że juże po nas - bękart wydusił z siebie spoglądając na małżonkę. - Jużem myślał, że to wilkoczłeki…
- Wilko... - dziewczyna aż jęknęła ze strachu. - To dlatego o tej krwi mówiłeś... Ino jeśli one Ulkę... i tych wcześniejszych... to nie na wiele by nam się to zdało.
Rozejrzała się.
- Słyszysz? - zapytała męża.
Ten co i rusz w rzece łeb mając pod wodą potrząsnął głową by wody z uszu się pozbyć.
- Nie… - rzekł i znów głową pokręcił. - Co mam słyszeć?
Aila uciszyła go gestem dłoni, wyraźnie nasłuchując.
- Nasze konie... są tam, gdzie je zostawiłeś... Hans nie pojechał po nie. - dodała z wyraźnym zawodem w głosie.
- Może go dopadły? - zastanowił się na głos ruszając ku kępie drzew gdzie wierzchowce przywiązał.
Dziewczyna zatkała usta. Drżała na całym ciele, choć ciężko było stwierdzić czy z trwogi czy z zimna.
- Musimy... musimy wynosić się stąd - powiedziała, szczękając zębami.
- Musimy - bękart zgodził się i jakieś zacięcie na jego twarzy się zarysowało. - I Urszulę znaleźć.
Aila podniosła się ciężko z ziemi.
- Przecież widziałeś... myślisz, że ona żyć jeszcze może, skoro... - Przełknęła ślinę. - A co jak ją zeżarły?
- Dziwnym, że zeżarły krwi nie tocząc - mruknął. - We młynie nie brak starych krwawych śladów, może te wilki i rozszarpują intruzów z jakiego powodu? Nie wiem. Ale Suknia mokra była od krwi, od nocy by skrzepła, a poza nią, poza skrawionym materiałem, ni kropli posoki nigdzie nie było.
Kiedy mówił, małżonka pociagnęła go jednak, by do koni jak najszybciej doszli. Tam też mogli się chociaż w koce owinąć.

- Fakt, ale te wilki w ogóle dziwne były... No i że Hansa... i to z koniem... - Znów wyglądała na strapioną, bardziej niż w przypadku Urszuli.
- Za nami, do młyna poszły… Może im umknął jednak? - Alexander nawet nie zauważył, że zaczął pocieszać żonę względem przepadku innego rycerza.
- Może... wracajmy, bo jak na gorączkę legniemy oboje, to nikomu już nie pomożemy. - powiedziała, owijając się kocem na końskim grzbiecie niby opończą, że jeno twarz i dłoń w której lejce trzymała, spod materiału wystawały. Alex zgodził się kiwnięciem głowy. Odjechali.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-10-2017, 22:38   #30
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy wrócili do “Pohulanki”, zostawili konie w stajni, ale gdy z niej wychodzili Alexander zerknął ku jednemu z koni, stojącemu w zagrodzie większej. Wierzchowiec wyglądał na zmęczonego, a sierść jego pokrywała sól potu.
- Noel - zawołał Walona, który poił właśnie ich dwa konie do wozu zaprzęgane.
- Tak?
- Kto nowy do karczmy zajechał? Mocno koń zdrożony.
- A nie, to stajenny na koniu karczmarza wyjechał niedługo po was i niedawno wrócił. Pono go rozbiegać chciał. Bo to wiecie Państwo, jak za długo stoi…
- To rozbrykany potem, wiem - Alex wspomniał słowa Giselle, która mówiła to do Urszuli. - Ale przecież, wystarczy go wykłusować, a ten jakby cwałem szedł kawał drogi.
- A bo ja wiem? Widno tak stajenny mu zarządził, że wycwałuje. No ja to bym kłusował.
Alex spojrzał na Ailę, jakby się nad czym zastanawiając, a zziębnięta małżonka wciąż opatulona kocem, mimo że usta miała posiniałe, rzekła pewnie:
- Zaraz po nas... i zaraz przed nami wrócił. Dziwny to przypadek. - Wymieniła zamyślone spojrzenie z mężem.
- Chodźmy. Tu nic po nas. - Bastard objął żonę kierując się do wnętrza karczmy, gdzie w palenisku napalone być musiało.

Gdy weszli Bękart skierował się z Ailą pod kominek, niestety wygaszony i rozpalać zaczął sam ogień nie patrząc na służbę.
- Ogrzejesz się zaraz miła - rzekł.
- Panie…! No co wy, służbę się zawoła do tego. - Karczmarz podszedł załamując ręce.
- Taaa wasza służba bardzo usłużna, wszystko zrobi o co ich prosicie, nie? - zapytała Aila z jakimś jadem w głosie.
- Wolni, ale sumienni, a czego trzeba? - zapytał oberżysta.
- Przynieście gorącej zupy dla mnie i mego pana męża - poleciła. - I coś na rozgrzanie mocniejszego.
Kiedy karczmarz odszedł, przykucnęła koło Alexandra, patrząc na rozniecający się ogień.
- Jeśli coś tu się dzieje, to on wie o tym najpewniej...
- Ano, zaraz obaczym - odmruknął jej w końcu rozpalając ogień.
Cieplej się zrobiło.

Służka przyniosła dwie miski zupy, rosołu z niewielkimi kawałkami mięsa.
- Wołaj karczmarza - polecił bękart, ale dziewka nie musiała, bo ten sam wszedł zaraz do izby.
- Coś treściwszego się znajdzie? Mięsa więcej? - zapytał go bękart grzebiąc łychą w misce.
- Ano… gęsi dziś dwie biliśmy, to rosół, ale i obiad będzie z nich. Moja kucharka takie rzeczy z gęsi potrafi…
- O - Alex się ucieszył - tedy jak dziś biliście, to może polewkę z krwi na wzmocnienie podacie?
Oberżysta zafrasował się.
- U nas czarnych polewek nikt nie chce, to nie zbieralim krwi.
- A gdzie pokaż mi je biliscie, gdzie krew uszła jakeście nie zebrali jej? - Alexander brwi zmarszczył i spiął się lekko.

Karczmarz cofnął się odruchowo.
Aila nie była wcześniej pewna, ale teraz zachowanie mężczyzny widząc, wątpliwości jej się rozwiały.
- Wiecie, że mój mąż rycerzem jest? - zapytała cicho, gdy ten coś jąkał pod nosem, widać szukając jakiejś sensownej riposty. - Jeśli jego honorowi kłamstwem uchybicie, tedy nic was od śmierci nie uchroni. Tedy mówcie po dobroci wszystko... - poradziła.
- Jak na spowiedzi! - Karczmarz strzelał oczyma na boki. - Bo wiecie… mam znajomego Żyda, co krwi potrzebuje na swe obrzędy… Wiem, że to nie po chrześcijańsku, alem mu winien trochę grosza, to krew oddaję, co mi po niej…
- A wiesz jak odróżnić, czy giezło ostrzem pocięte, czy jeno czymś poszarpane? - Alex wyciągnął mizerykordię zza pasa. - Pokazać?
- Pomiłujcie!!! - oberżysta przestał iść w zaparte. - Toć ona sama chciała!
- Mówcie! Albo lepiej... ją przyprowadźcie. - Aila czuła jak drży teraz bardziej z wściekłości niż z zimna. To oni się narażali, prawie potopili, by dziewkę ratować, a ona...
- Przyszła z płaczem, że ona nie chce do Wygódek, nie wiedziałem o co jej idzie, ale szlochała strasznie - mężczyzna rzekł w końcu zrezygnowany. - Że mi służyć tu za dach nad głową będzie za jeno mały pieniądz - coś mu w oczach błysnęło. - To co miałem zrobić… Rzekła bym jakoś wam wmówił, że uciekła daleko, że życie postradała. Oj szlochała mocno. Siedzi w izdebce co moja żona, niech jej ziemia lekką będzie, na szwalnie chciała zrobić. Ja niewinny, przecie sama chciała…
- Więc siostry płacz słyszała i... nic ją to nie ruszało? - Aila aż jeść przestała z wrażenia.
Oberżysta zaczerwienił się, ale nic nie rzekł. Zaczął się wycofywać, a Alexander wstał i zaczął iść w jego stronę.
- Nie ubijajcie!!! - karczmarz oparł się o ścianę nie mając gdzie uciekać.

Szlachcianka, choć nie ruszyła się, słowa też nie rzekła, by ślubnego uspokoić. Czuła jak w niej wszystko się zagotowało
- Bo to jak to baba… Raz schowaj mnie, raz wypuść… Pierwszegom posłuchał. - Skulił się gdy Alexander stanął nad nim.
- Przyprowadź ją tu zaraz. Jeśli życie swoje cenisz, lepiej byś się pospieszył. - powiedziała cicho Aila.
- Życie cenię, ale i oczy. Wydrapie sucz… - Alexander zdzielił go pięścią w brzuch. Karczmarz zgiął się w pół.
- Zaprowadzić mogę… - wydyszał. - Głodem chciałem utemperować, a sami z nią róbcie co chcecie.
- Głodem... czyś ty... - Aila aż zaniemówiła, wstając i miecz z pochwy wyjmując. Że Alex jednak swój zgubił, to jemu broń podała.
Ujął ją, a karczmarz na to na kolana opadł.
- Prowadź - rzekł bękart nie swoim głosem, a oberżysta na to najpierw na kolanach, potem wstając poprowadził ich do swojej mieszkalnej części gospody.

Gdy klucz przekręcił w zamku jednych z drzwi na piętrze, usłyszeli zduszony krzyk:
- Zabiję kurwi synu! Wypuść mnie stąd sodomito!
Po otwarciu drzwi zobaczyli Urszulę jak skacze ku nim, ale widząc większe grono, w tym Ailę i Alexandra cofnęła się. Oko miała napuchnięte i podbite, na ramionach kilka sińców i zadrapania jakieś. Odziana była jeno w za dużą na nią koszulę, co nawet kolan nie sięgała, a jeden z warkoczy na wpół rozplątany był Również w kąciku ust i na brodzie miała zaschniętą strużkę krwi.
Jak widać karczmarz mocno do serca wziął sobie jej pierwszą prośbę by ją schować, nawet gdy w końcu wyjść chciała.
- Nie wrócę do Wygódek!!! - wrzasnęła z desperacją i strachem widząc szlachciankę i jej męża.
Choć przed chwilą chciała drapać szturmując wyjście, teraz skuliła się w kącie, gdzie odskoczyła. Jak zaszczute zwierze.

Jako że dziewczyna mogła teraz bać się nie tylko karczmarza, ale i wszystkich mężczyzn, Aila wysunęła się do przodu. Choć sama wyglądała jak osiem nieszczęść po wyprawie do młyna, to i tak niebo lepiej niż dziewczyna z Wygódek.
- Nie musisz tam wracać, kochanie - powiedziała najłagodniej jak umiała, rozkładając lekko ramiona. Urszula zawahała się, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- W ogóle nie musisz za nikogo wychodzić, dopóki tego sama nie zechcesz. A teraz chodź, siostra twoja cały czas przepłakała za tobą - dodała. Na wspomnienie Aliny Urszula nie wytrzymała i wpadła w ramiona szlachcianki. Rozszlochała się żałośnie.
Aila okryła ja kocem, który sama miała na grzbiecie i poprowadziła do alkierza, gdzie spała Alina. Mijając męża, szlachcianka zatrzymała się na moment.
- Słowa obrony za nim nie powiem - szepnęła cicho. - Jest twój.
Potem wyprowadziła rozbeczaną Urszulę, zostawiając mężczyzn samych.

Gdy zeszła do głównej izby ktoś przyskoczył do niej, a raczej do prowadzonej przez nią i pochlipującej Urszuli.
- Na rany Krysta, dziecko jesteś! - Giselle miała w drogę Aili nie wchodzić, ale albo to zignorowała, albo nawet nie zarejestrowała tego, że obok jest szlachcianka. Przyskoczyła i wieśniaczkę w objęcia wzięła. - Gdzieś ty była?!
Urszula zdławiona płaczem odpowiedzieć nie mogła.
- Zaprowadź ją do siostry. Jedzenie jej jakieś znajdź, bo głodził ją ten bydlak. I pilnuj obu. Jeszcze tu nie skończyliśmy. - powiedziała Aila, jakby nie zważając, że to do Giselle mówi, a nie do zwykłej dziewki służebnej.
Po chwili wyszła na zewnątrz, by kazać stajennemu ludzi Alexandra zebrać, którzy wciąż mniej lub bardziej szukali dziewczyny. Szczególnie Noel powinien poczuć ulgę... No i Hans, gdy już się znajdzie.
Aila martwiłą się tym, że rycerz był ranny, jednak co mogła zrobić? Zamierzała wysłać ludzi na poszukiwania, ale wpierw musieli dokończyć sprawę karczmarza. Biorąc zapasowy miecz z juków, skierowała się z powrotem do izby, gdzie Alexander miał “rozmówić się” z samozwańczym opiekunem Urszuli.

Nim doszła do drzwi, te otworzyły się, a Alexander wyszedł z pomieszczenia dawniej przeznaczonego na szwalnię żony karczmarza. Bękart minę miał ponurą, a zza niego oberżysta wyskoczył do swojej izby gdzie się zamknął.
- Dobrze, żeśmy ją znaleźli - bękart mruknął do żony, gdy się do niej zbliżał. - Hans wrócił?
- Nie. Kazałam za to twoich ludzi zebrać - powiedziała, po czym nie wytrzymała. - Co mu zrobiłeś?
- Nic, a cóżem miał mu zrobić poza daniem w pysk?
Westchnęła.
- Tedy dobrze, że ja z nim nie zostałam - skomentowała tylko. - Idę się ubrać w co czystego, czy mnie potrzebujesz? - zapytała.
- Zawsze Cię potrzebuję. - Minę miał markotną. - Mam nadzieję, że Hans szybko wróci, bo dobrze, żeby jak najszybciej stąd umknąć.
- A jak mu się co przydarzyło? Ranny był wszak... po konie miał iść, a nawet tam nie dotarł. - zafrasowała się Aila, obejmując ramionami.
- Mógłbym posłać Noela i Jiriego by poszukali, ale… Szukać by musieli blisko młyna, a tam strach trochę. Z drugiej strony wyruszać, gdy ranny może wrócić w każdej chwili… To jakby go opuścić, a pomagał nam. Samego sobie zostawić żonę mu uprowadzając?
Aila złapała się za głowę.
- Nigdy stąd nie wyjedziemy - zamarudziła.
- Wieczorem goście mają tu zjechać… - Alexander zgrzytnął. - Ta o której karczmarz mówił, że uciekła… młodzitka, rumiana służka z jasnymi włosami do pasa. Nieśmiała… co mówił, że do jakiego rycerza orszaku zbiegła. - Bękart spojrzał na żonę prowadząc ją w dół, ku głównej izbie. - W takich syn biskupa gustuje. Póki tu służyła, to często bywał, srebrem sypał. Ot skąd tyle chrześcijańskiego miłosierdzia u tej gnidy, że chciał Urszuli dać schronienie. Wieczorem młody Jerzy Supersaxo ma tu zajechać, zawiadomiony przez oberżystę. Widno miał nadzieję, że do wieczora nas tu już nie będzie.
Żona słuchała z miną niezadowoloną. Jakby własnych problemów mieli mało, to jeszcze cudzymi musieli się zajmować.
- Jak się Hans nie pojawi, to ja bym Alinę i Urszulę do Wygódek najchętniej posłała. Zresztą Alina prawowita jego zaślubiona, majątkiem męża zarządzać może, więc jeśli chce, niech sama pokoje wynajmie i na męża czeka... albo wraca. To ona winna decydować. My i tak wiele czasu straciliśmy… - Choć sentyment miała do rycerza, to jednak i konfrontacja z nim, i strach o Merlina, z którym wciąż więzami krwi była połączona, sprawiały, że nie chciała dłużej czekać.
- Kilka momentów temu, żeś szlochającej rzekła, że wracać do wsi nie musi, a teraz chcesz ją tam posłać?
- Mówię, co uważam za najlepsze, ale niech Alina decyduje. Czemu na mnie napadasz? - warknęła Aila, łapiąc równie ponury nastrój.

Bękart spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, ale nim zdążył co rzec, to Noel z Bernardem przyskoczyli do nich, widząc jak małżeństwo do głównej izby z piętra schodzi.
- Panie… rzekł giermek - bo my byśmy do kościoła..., niedziela dziś. Jiri jak to Jiri, Giselle też nieprędka, ale my chcemy… dzień święty. A i tym siostrom może to i by pomogło. Alina coś wspominała od rana.
- Idźcie tedy… - Alexander westchnął. - Jak one też chcą, to zabierzcie, ale jeno na mszę i nazad, bez łażenia po mieście, bo choćby i popołudniem wyruszać nam może być dziś jeszcze.
Obaj skinęli głowami i oddalili się.
- Możem zrobić tak… - bękart zwrócił się do żony. - Jiriego jednak wyślę, niech szuka Hansa. Wróci on i wrócą z kościoła, to zdecydujem czy bez niego ruszać. Wozem wolniej niż konno, Hans wie gdzie jedziem. Doścignie w razie co traktem, mając wierzchowca. Jeżeli nie… znaczy, że nie ma Hansa juże. Ty zaś we Wiedniu służek potrzebujesz, Giselle nie chcesz. Alinie i Urszuli lepszy taki los, niżby miały do Wygódek wracać, lub murwami w Sion zostać.

Szlachcianka zastanowiła się nad tym. Odwykła od posiadania służby. W dodatku dwie wiejskie dziewczyny nie miały żadnego przygotowania, by o dworskie potrzeby dbać... Jednak w takiej sytuacji Aila nie musiałaby mieć wyrzutów sumienia, a i wierzyć należało, że kiedyś one wreszcie się nauczą wszystkiego. Odgarnęła włosy z czoła. Nagła tęsknota za Marią ją wzięła, aż oczy musiała odwrócić.
- Niech będzie. Wyślij Jiriego, a je przyuczę na służki, gdy tydzień minie, a Hans się nie zjawi. - rzekła spolegliwie.
- Wyślę go zaraz. Bernard i Noel siostry do kościoła zabiorą, a Ty odpocznij. Przyjdę zaraz do Ciebie.
Skinęła głową, czując, że ten dzień faktycznie był dla niej ciężki.


Kiedy znalazła się w wynajętym alkierzu, jej uszu dochodziły lamentujące i radujące się na przemian głosy wieśniaczek. Szlachcianka westchnęła, czując, że ciężko będzie opanować jej irytację, gdy co dzień takiego szczebiotu przyjdzie jej słuchać. Chciała, żeby Hans wrócił. Żeby wziął swoją ślubną i jej siostrę i żeby wszyscy zniknęli z jej życia.
Dziewczyna zaczęła rozbierać się powoli.

Alexander wrócił zaledwie kilka chwil później, wydanie poleceń Czechowi nie zajęło wszak długo. Gdy zamykał drzwi słyszeć mogli galop koński, jakby kto w pośpiechu opuszczał “Pohulankę”.
- Wciąga to Sion jak bagno… przedwczoraj ruszać mielim… - mruknął zerkając ku żonie, która stała przy łóżku, w samej tylko koszuli, próbując włosy rozczesać. Nie patrzyła na niego.
- Jakbyśmy wczoraj za wiele szczęścia zaznali i dziś trzeba było odpokutować. - odpowiedziała cicho, po czym dodała: - Wybacz, że cię przez tą wodę ciągnęłam, gdy przekonany nie byłeś. Nie pomyślałam, że przecież ty cięższy jesteś, jeno na swoje możliwości oceniłam…
- Ot było, minęło - Zaczął zdejmować buty. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Choć zastanawia mnie co tam robił i kto go ranił - dodał jak nic mówiąc o Hallwylu.
- Może gdzieś w górach Urszuli szukał i te wilki za nim szły? - zgadywała Aila, choć bez przesadnej pewności w głosie. - W końcu karczmarz jakoś szmaty do młyna podrzucił, nie bał się, czyli że one tam też zwyczajnie nie zachodziły...
- Mówił, że straszy tam, a i jak kto tam coś czyni, to wilki idą. Ale żeby podjechać, giezło wrzucić i nazad zmykać… - Alex rozebrał się z mokrego ubioru. - Ot chwila jeno, chłopak stajenny choć strach mu było, wiele nie ryzykował. Te wilki ogromne - zmienił temat - i to nie jeden, każden z nich co wokół młyna węszył. Nie bywa to normalnie by wszystkie w watasze tak rozrośnięte.
- O wilkoczłekach mówiłeś... mogło to chyba być prawda? - Aila włosy rozczesawszy, dzięki czemu na powrót blask złocisty odzyskały, spojrzała na małżonka.
- Nie wiem - mruknął - ale mogło. Żadnegom z nich nigdym nie widział, Wilhelm mi po prostu kiedyś rzekł, że to nie bujdy i istnieją. Jako i wampiry. - Wślizgnął się pod kołdrę. - Podobno zajadłe nieumarłych to wrogi, gorzej niż łowcy. Tom myślał, że jakże to tak? Zwykłe wilki w dzień w blisko ludzkich siół? I pomyślałem, że to one… ivitae wamprirzą od Ciebie poczuły.
Co innego jednak Ailę zainteresowała niż słowa męża.
- Myślisz, że tu wciąż dość bezpiecznie... byśmy odpoczęli? - zapytała, patrząc z zazdrością jak się wyleguje.
- Póki Marcus istnieje to nigdzie w pełni bezpiecznie. Ale to dopiero by było, gdybyśmy w strachu się pogrążali przed drzemką w jasności dnia. - Uśmiechnął się. - Kazałem Giselle wołać nas na obiad, nic złego zdarzyć się do tego czasu nie powinno.
- Mierzi mnie ten karczmarz - wyznała, kładąc się obok. - Z jednej strony na większą karę zasłużył, uważam. Z drugiej... boje się, że mścić się będzie chciał.
- Nie będę bezbronnego katował, a zwykłe zbicie suczego syna, to mało. - Alex zamyślił się. - Jak zostaniemy na noc, to za swoje dostanie, jak wyjedziemy wcześniej to jeno mordę skuję na do widzenia.

Aila zmarszczyła nosek, zastanawiając się co też po nocy jej małżonek może chcieć zrobić oberżyście, ale nie drążyła tematu. Zamiast tego wyciągnęła się pod pierzyną i przyłożyła lodowato zimne stopy do jego uda.
Wzdrygnął się.
- To żeby mi za ciepło nie było? - Zażartował odsuwając się od lodowatego dotyku odruchowo, ale zaraz ujął jej stopy w ręce masując lekko.
- Po obiedzie zdecydujem, czy zostać tu czy ruszać tego dnia jeszcze.
- Wolałabym ruszać... - Westchnęła z ulgą na jego zabiegi.
- Może Jiri Hansa znajdzie, lub ten sam wróci. Kazałem Czechowi przy okazji poszukać jakiego zajazdu przy drodze, gdzie byśmy mogli się przenieść. Zawszeć to wyprawę byśmy zaczęli.
- Bylebyśmy nie spędzili tyle czasu, co tutaj, bo do starości do tego Wiednia nie dotrzemy. - Aila uśmiechnęła się.
- Tedy żadnych młynów nam nie odwiedzać. Śpij miła, zatęsknimy jeszcze za miękkim łożem by odpocząć - Puścił jej stopy i przemieścił się tak by ją objąć. Wtuliła się, myśląc, że raczej nie zaśnie, wciąż targana nerwami z tego ranka.
Po prawdzie jednak usnęła nawet przed Alexandrem.


Kiedy otworzyła oczy, leżała tak jak wcześniej w łóżku, odziana jeno w koszulę zapiętą jeno na tyle, by nie zsunąć się z jej ciała. Alexandra jednak z nią nie było. Leżała całkiem sama w półmroku.
Podniosła się na łokciach i rozejrzała.
Ktoś stał w otwartych drzwiach do alkowy! Niski wzrost, długa, mnisia szata, brak brody i w ogóle mało włosów... to nie mógł być jej mąż. Znała jednak kogoś innego o tym wyglądzie.
- Merlin! - powiedziała ze wzruszeniem i z łóżka wyskoczyła. - Merlinie! tak się martwiłam! - Cieszyła się, podbiegając do niego. Chciała chyba na szyję mu się rzucić, lecz zawahała się, mimo że wampir uśmiechał się przyjaźnie.
Wciąż jednak był to potężny nieśmiertelny.
- Uciekłeś mu? - zapytała.
- Komu? - Merlin przekrzywił głowę, nie rozumiejąc.
- No temu... temu... Marcusowi.
- Och, nawet nie musiałem uciekać - starzec uśmiechnął się ciepło - należę do niego. To zaszczyt. Jak i ty należysz, moje dziecko.
Nagle piętno na udzie zapiekło tak, jak w momencie wypalania. Aila skuliła się i padła na kolana.

Kiedy podniosła wzrok przed nią nie stał Merlin, lecz Marcus - odziany w czarny, przylegający do sylwetki strój z obszerną peleryną. Jego ciało było zakryte, a jednak patrząc na niego z dołu, z pozycji sługi, Aila poczuła jak ból piętna pełznie wyżej i zmienia się w uczucie pożądania.
- Podejdź... - powiedział wampir, a ona poczuła, że niczego innego nie pragnie. Kainita dotknął zimną ręką jej podbródka, unosząc lekko i przyglądając się jej twarzy.
- Pragniesz mnie? - zapytał.
- Tt...tak, panie - wyznała, nie mogą opanować drżenia swojego ciała. On obejrzał jej lico, po czym puścił jej twarz.
- Brzydzisz mnie - stwierdził i odwrócił się, by wyjść.

Miała ochotę rzucić się za nim, wyć, błagać, by jej dotykał, by dał jej choć odrobinę rozkoszy. Choć jednak nic nie rzekła, wampir odwrócił się nim wyszedł całkiem z izdebki.
- Znaj jednak moją łaskę, pozwolę cię wziąć mojemu psu - rzekł i uśmiechnął się lekko.
I zniknął.

Psu?
Cóż za obrzydliwość?!

[MEDIA]https://i.imgur.com/HgEJxTM.png[/MEDIA]

Aila zadrżała, w drzwiach do pokoju bowiem zobaczyła dzikie, wilcze ślepia. Bestia, która w nich stała i wpatrywała się w szlachciankę wygłodniałym wzrokiem powarkiwała, tak samo jak wilki przy młynie. Szlachcianka poderwała się, by uciec, lecz w jedynym wyjściu z pomieszczenia stał ten potwór. Wpełzła więc na łóżku i lękliwie podkuliła nogi.
Bestia tymczasem podeszła nieco bliżej. Poruszała się na dwóch nogach, choć pazury u rąk miała wilcze, to samo zęby w dziwnie znajomej ni to ludzkiej-ni zwierzęcej twarzy.
- Wreszcie będziesz moja - wycharczał i wtedy szlachcianka go rozpoznała.
Hans!
Hans stał się wilkoczłekiem i teraz chciał ją posiąść. Spojrzała niżej na jego krocze i...


…obudziła się widząc zatroskaną i lekko zszokowaną twarz małżonka.
Byli odkryci i Alexander patrzył to na jej twarz, to na jej dłoń wciśniętą między uda.
Mogła zacząć mówić o piętnie, wymyślić coś, lecz była zbyt zaspana, zbyt... mocno związana jeszcze z uczuciami ze snu. Jęknęła i spojrzała na męża z udręką, wijąc się przy tym.
- Aleeex... - szepnęła jakby w gorączce.
- Aila, co Ci? - spytał teraz bardziej przestraszony. Objął ją i wciąż wpatrywał się w jej twarz szeroko rozwartymi oczyma. Dopiero teraz jakby oprzytomniała, objeła go w pasie i przytuliła się mocno.
- Nic... zły sen jeno... - wyszeptała, chłonąc jego ciepło. Nie zamykała jednak oczu, bo za każdym razem, gdy to robiła, widziała te wygłodniałe, dzikie ślepia ze snu.
- Jaki sen? O czymś śniła? - Poczuła jak głaszcze ją uspokajająco po głowie.
Odetchnęła ciężko. Jak miała mu to powiedzieć?
- Wampiry... wilkoczłecy... Hans był jednym z nich - powiedziała cicho.
Alexander zmrużył lekko oczy, ale nim co rzekł rozległo się pukanie do drzwi.
- Co tam? - warknął.
- Obiad gotowy, pytają czy podawać - usłyszeli głos Giselle.
- Niedługo będziemy - bękart głośno odrzekł. - Lepiej Ci? - spytał zaraz żony znów czujnie na nią spoglądając.
- Lepiej - przyznała i spojrzała na wewnętrzną stronę swego uda, gdzie wampirzyca wypaliła jej piętno z inicjałem swego pana.
- Śniłam, że znów mi to zrobili... - powiedziała cicho.
Uścisnął ją i pocałował w skroń.
- Jęki mnie obudziły, choć… nie słyszałem w nich bólu.
Podniosła na niego twarz, którą momentalnie pokrył rumieniec. Starała się wyczytać z jego twarzy jakieś emocje i choć nie była w tym biegła, to Lukrecja nie myliła się gdy mówiła, że Alexander jest niczym otwarta księga. Nie krył emocji. Patrzył z troską, obawą o nią, ale i z jakąś podejrzliwością.
- Idziemy? - spytał chyba nie zrozumiawszy czemu Aila tak na niego patrzy.
Skinęła głową z pewnym ociąganiem.
- Idź, ja się ubiorę i zaraz dołączę.

Alex zaczął wdziewać świeże ubranie, co zresztą nie trwało długo. Gotów do wyjścia pochylił się jeszcze i pocałował ją nim skierował się ku drzwiom.
Ona również zaczęła się ubierać - tym razem w suknię, pragnąć wpierw doprowadzić podróżne odzienie do porządku. Szło jej jednak wolniej. Za każdym razem, gdy dotykała swojej nagiej skóry czuła się dziwnie, jakby to nie do końca jej palce jej dotykały, jakby... było w tym dotyku coś obcego.
- Wstrętna jucha... - warknęła, starając się samą siebie przekonać, że to tylko wpływ więzów, jakie łączyły ją z Merlinem.
Wreszcie udało jej się dokończyć przyodziewek, choć na zaplatanie włosów nie miała już siły. Wyszła do głównej sali, by dołączyć do posiłku.


Przy stole siedziały już siostry-wieśniaczki, Giselle, Noel i Bernard. Dziewczęta nie szlochały, ale miny miały średnie. Jiriego nie było, widno wciąż uganiał się po okolicach feralnego młyna w poszukiwaniu Hansa. Aila zauważyła, że kruczowłosa zerka często ku karczmarzowi posyłając mu lekko zalotne spojrzenia. Ten starał się trzymać jak najdalej od ich stołu, a sam fakt, że przebywał w głównej izbie po tym co zaszło, był czymś dziwnym. Alexander jednak nie zwracał na niego uwagi i może to fakt iż obszedł się z oberżystą tak delikatnie dodał tamtemu odwagi.
Ot, przetrzymywał służkę - ot rozeszło się po kościach, czujny był jednak mocno.

Wszyscy wstali gdy Aila podeszła do stołu, Urszula posłała jej lekko trwożliwe spojrzenie jednym okiem. Drugie podbite i napuchnięte miała.
Na stole była gotowana gęś, chleb i misa z warzywami, ale nikt jeszcze jeść nie zaczął, widno czekali na nią.
- Nie musieliście czekać. Smacznego - powiedziała i wysiliła się na lekki uśmiech, kierowany głównie do sióstr.
Wszyscy usiedli i zaczęli jeść. Z początku w ciszy.
- A gdzie Hans? - spytała w końcu Alina.
- Czekamy na niego, Jiri pojechał go szukać - odpowiedział Alexander nie patrząc na wieśniaczkę.
- Ale… pojechał o świcie, a już południe…
- Źle zrobił, że nikogo ze sobą nie wziął, ale przecie wie gdzieśmy się zatrzymali i wie że po obiedzie wyruszać chcemy - poparła męża Aila.
- Martwię się, bo tyle czasu… - Starsza z sióstr spuściła głowę.
- Pani… - rzekła nieśmiało młodsza. - Tyś rzekła, że wracać nie muszę… Do Wygódek znaczy. Nie wiem czy Hans mnie przygarnie, a i jego teraz nie ma. Ja tam nie chcę wracać…
Aila pokiwała głową.
- A na służkę chciałabyś u mnie? Moja stara pokojowa umarła, panie świeć nad jej duszą i jakoś tak ciężko mi było kogoś wybrać na to miejsce, ale skoro my do Wiednia jedziemy, to chyba wypada bym jaką miała.
Wiedeń, siedziba cesarza rzymskiego, wielkie miasto. Być przyboczną służką szlachcianki...
Urszula jakby ważyła to przez chwilę, ale nie tyle zastanawiała się, co ją po prostu zatkało. Zaraz stratowała prawie na zydlu Giselle, która skwitowała to jedynie szczerym uśmiechem i pokręceniem głową. Gdyby to była Alina, czy ktokolwiek inny, pewnie do nóg padłaby Aili. Urszula jednak… nie. W niej wszak inny duch mieszkał.
Rzuciła się Aili na szyję.
- Dziękujedziękujędziękuję - powtarzała. - Lepszej Pani nie znajdziesz.
- Dziękuję pani, lepszej służącej nie znajdziesz - poprawiła ją Aila z uśmiechem. - Bo zabrzmiało tak, jakbyś siebie tytułowała moją panią. Sporo się musisz nauczyć. Póki jesteśmy w drodze, będę wyrozumiała i będę cię uczyć, jednak gdy dotrzemy do miasta... - Spojrzała na Urszulę ostrzegawczo, lecz po chwili dodała: - Jestem pewna, że wszystkie damy do tego czasu będą mi zazdrościć ciebie.
- Tak będzie. Pani - odskoczyła od szlachcianki i tym razem przesadnie odgrodziła jedno słowo od drugiego. - Wszystkiego się wyuczę, syskiego co będzie trzeba! - Na jej twarzy pokazała się szczera radość.
- Nawet mleka noszenia - mruknął Noel cicho nawiązując do jego rozmowy z Ailą. Bernard na to spojrzał zdziwiony nie wiedząc o co przyjacielowi chodzi.
- Jedzcie na razie, my musim zdecydować… - Alex odrzucił pod stół kość. - Hans gdzie zniknął nie wiadomo, ale wie gdzie jedziemy. On ma konia, my wozem, doścignie łacno bo do Zurychu jeden trakt wiedzie, a długo mini nim tam dojedziem. Tedy albo ruszyć nam zaraz po obiedzie, albo poczekać jeszcze tę noc. Z małżonką to ustalim.
Alina popatrzyła z prośbą w oczach na małżeństwo szlacheckie, ona pewnie czekać by tu chciała na Hansa do skutku.

Niewielkiego kundel co łaził po izbie żebrając o strawę,teraz smyrgnął pod ich stół by tam szukać kości. Poczuła jak ociera się o jej łydkę. Omal nie jęknęła, gdy to poczuła, szybko zajmując usta strawą. Zobaczyła przy tym jak Giselle znów powłóczyste spojrzenie przesyła karczmarzowi. Choć nie pałała sympatią do czarnowłosej, wiedziała o niej tyle, że po podróżach w męskiej grupie, dziewka zmieniła się. A może to inne doświadczenia na nią wpłynęły? W każdym razie Aila nie wierzyła, że Giselle chce uwieść oberżystę. Raczej wyglądało to jak kuszenie... ofiary.
Przeniosła spojrzenie na Alinę.
- Wiem, że się martwisz, my wszyscy się martwimy, ale pomyśl... jeszcze jedną noc Urszulę pod jednym dachem z tym bydlakiem trzymać? Chciałabyś?
- O męża sie martwię - powiedziała cicho Alina. Giselle zaś spojrzała na Ailę z lekką irytacją. Tym bardziej jednak prowokowało to Ailę, by w drugą stronę Alinę ciągnąć.
- Siedząc tu i tak mu nie pomożemy. Ale... jeśli chcesz, jeśli twoja siostra potrafiła będzie zasnąć pod jednym dachem z tym... wieprzem... proszę cię bardzo. Możemy zostać.
Alexander milczał, a gdy Bernard chciał coś rzec, wstrzymał go lekkim ruchem ręki. Świat rządzony był przez mężczyzn, a tu przy tym stole, teraz decydować miały niewiasty. I to jedna chłopskiego stanu teraz przy głosie była.
Pies szukając kolejnych resztek niuchał pod stołem i liznął Ailę w kostkę. Szlachcianka nagle zakręciła się na swoim stołku, jakby jej bardzo niewygodnie się zrobiło.
- No to ja nie wiem… - Alina była rozbita. Urszulo? - spytała.
- Ja też. Jechać bym chciała, ale żeby siostrze to miało pomóc męża znaleźć mogę zostać…
Obie były zupełnie niezdecydowane.
I wtedy Aila zrobiła coś, czego trudno się było po niej spodziewać. Spojrzała na Giselle i zwróciła się do niej.
- Masz plan - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie napytasz nam tym biedy?
- Mam. Napytam - odpowiedziała zagadnięta patrząc jej w oczy. - Jeżeli o świcie lub nawet lepiej przed nim nie ruszymy.
Aila zastanowiła się. To był ten moment, w którym mogła przypieczętować zawieszenie broni między nimi lub pokazać, iż jest ono formalnością jedynie. Drażniła ją też postawa Giselle, której daleko było do służalczości.
- Niech będzie. Ruszymy o świcie, jeśli mój mąż się z tym zgadza - rzekła w koncu.
- Postanowione zatem. - Alex skinął głową. - Wypoczywajcie wszyscy do świtu, a potem nadrobimy w drodzę mitrężenie tu czasu. I wierzę, że Hans wróci z Jirim za niedługo. - Spojrzał na Alinę.

Giselle lekko skinęła głową Aili, jakby w podzięce. Szlachcianka uchwyciła prawie niezauważalny ton troski w dyskretnym spojrzeniu czarnowłosej na Urszulę, gdy ta z radością przeciskała się z powrotem na swoje miejsce. Tymczasem jednak Aila jakby straciła apetyt.
Szybko skończyła posiłek i wstała od stołu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-10-2017 o 22:42.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172