Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2017, 09:30   #61
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Był w czas słońca. Znów. Jeden. - “mówił” wilk. - Patrzył na wielki kamienny dom dwunogów. Jak wcześniej.
- Tym razem śledziłeś go, jak prosiłem?

Potwierdzające szczeknięcie zrozumiałby nawet ktoś nie potrafiący porozumiewać się ze zwierzętami.

Wampir i wilk siedzieli w niewielkim zagajniku jodeł, nad świeżym truchłem sporego świstaka, którego wywęszył wilk, a nieumarły wywabił z nory i złapał. Alex był już po swoim posiłku osuszywszy zwierzaka z krwi, drapieżnik dopiero zaczynał swój.
Pod silnymi szczękami chrupnęły kości gryzonia.
- Daleko? - spytał wampir.
- Daleko - odpowiedział wilk. - Trzymają się z dala. Przyjeżdża na koniu. Odjeżdża wcześnie. Wraca swego stada przed odejściem słońca.
- Zdążę tam i z powrotem przed świtem?
- Nie bez koń.
- Ty zdążysz…


Gdyby w mowie ciała wilka funkcjonowało coś takiego jak wzruszenie ramionami, to zwierze z pewnością by to uczyniło.
- Ja mogę i w dzień. Nie pójdę. Daleko. Niebezpiecznie z ci dwunogi. Zabiją. - Wilk wpatrywał się nieumarłemu w oczy.
- Spotkaj się z tym, który pewnie wróci tu kolejnego dnia. Uważaj na siebie… nie zbliżaj się, jedynie zostaw mu to… - Alexander zdjął z palca sygnet jaki dostał w Eu, po wygranym turnieju, pojednaniu się z ojcem i uznaniu go jako nieślubnego potomka hrabiego.
- Tylko to?
- Tak, musi cię widzieć, więc zwróć jego uwagę. Masz być spokojny i zachowywać się inaczej niż byś reagował normalnie na człowieka. Niech to widzi. Zostaw mu to i po prostu odejdź.


Wilk nie odpowiedział. zajął się posiłkiem.
Tej nocy nie ćwiczyli walki jak przez kilka nocy wcześniej w czasie których Alexander próbował zaszczepić dzikiemu zwierzowi choćby fundamenty taktyki w miejsce intuicyjnego używania kłów i pazurów. Wilk przegrał walkę o przywództwo, był banitą, toteż gdyby wrócił nie mógł liczyć na zwykły pojedynek z Alfą, czekało go starcie z kilkoma basiorami na raz.
Nawet siła płynąca z wampirzej krwi nie dałaby tu dużo, dlatego nieumarły rycerz uczył wilka jak walczyć z kilkoma jednocześnie, jak spróbować przeciągnąć na swoją korzyść przewagę liczebną pzeciwnika… Wybór miejsca, wybór pierwszego celu, te niuanse, które nigdy nie były stosowane przez drapieżniki w większym wymiarze niż intuicyjnie.


- Czas zbliża się. - Alexander spojrzał na wilka pożerającego świstaka. - Nie zmieścisz więcej mojej krwi, nie zrozumiesz głębszej taktyki walki, jesteś silny, a mnie może zabraknąć.
Kości trzasnęły w silnych szczękach.
- W czas słońca, pójdę, zwyciężę lub zginę. Najpierw oddam błyskotkę, potem czas kła i pazura.
Bękart uśmiechnął się lekko i położył dłoń na wilczym łbie.
- Mam nadzieję, że ujrzę cię przyszłej nocy. W zdrowiu. No, jako takim. Byle z triumfem w oczach.


Gdy wilk odszedł, Alexander nie chciał zbyt prędko wracać do klasztoru. Kolejna miła noc z Ailą, jakby wszystko między nimi wracało… to co dobre. I wystarczające pojedyncze słowa, aby wracało zaraz to co złe, aby powstawał kolejny mur złości, żalu, wzajemnych pretensji.
Ale czy gdy byli śmiertelni było inaczej?

Bękart położył się na placyku w Przyklasztorach i po prostu patrzył w gwiazdy, jakby desperacko chciał wypatrzyć tam sens istnienia w nieumarłej, znienawidzonej jeszcze za życia egzystencji. coraz bardziej uświadamiał sobie, że uznawanie za taki cel Aili, może być jedynie oszukiwaniem się.
Poczuł czyjąś obecność.
- Właściwie… czemuś mnie przemienił? - spytał nie odwracając głowy.
- Przecież wiesz. - Ton Marcusa był obojętny.
- Odebrałeś mi życie i zrobiłeś ze mnie to, tylko po to bym wprowadził zamieszanie w klasztorze? Zasiał niepewność między Ailą i Angusem?
- Nie. Z tego powodu przemieniłem cię tak szybko. Nagle. Ot, po prostu gdy ujrzałem ją… otworzyła się ciekawa furtka.
- Ona ma rację, jesteś potworem.
- Jestem starym spokrewnionym, mało mnie interesuje, jak nazywa mnie ta mała dziwka.
- Zabiję cię kiedyś.
- Nie… - Ton głosu Marcusa był prawie łagodny, ale i przesiąknięty ironią. - Będziesz czynił co ci każe. To co szeptać ci będzie krążąca w tobie moja krew. A z czasem… z czasem zrozumiesz, że to jedyna właściwa droga.

Alexander milczał.

- Z czasem uwolnię cię, byś czynił co chcesz. Jesteś buntownikiem, jesteś łowcą. Będziesz mknął w nocy siejąc zemstę za nią, za siebie.
- Za mnie, za uczynienie mnie tym kim jestem...
- Nie ja uczyniłem cię idiotą… - Ironia Marcusa przeszła w sarkazm. - Łowca polujący na wampira. Uda się? Spala nieumarłego, jak Ty Donatellę i Lukrecję. Nie uda się? Kończy jako pożywienie. I ginie. Czyż nie tak jest? Proste, uczciwe. Eleganckie.

Alexander milczał.

- Wyruszyłeś przeciw mnie, przegrałeś. Dostałeś się w me ręce wraz ze swymi ludźmi. Powinniście już nie żyć. Proste. Uczciwe. Jak to na wojnie. Prawo zwycięzcy. Los pokonanego. Vae Victis. A jednak… twoi ludzie żyją. Jeszcze. Ty umarłeś, ale dostałeś potęgę i nieśmiertelność. Podwójny dar od twego zwycięzcy, zamiast zwykłej banalnej śmierci. Jeżeli ci z tym tak źle i uważasz to za karę, a nie dar, to po prostu zostań tu do świtu. Masz wybór.

Alexander wciąż milczał patrząc w gwiazdy.

- Umarłeś w chwili, gdyś zdecydował się stanąć przeciw mnie. - Marcus pochylił się nad nieumarłym potomkiem. - Tam, w tej pobliskiej dolinie, nad potokiem, szarżując konno i wymianę jeńców zmieniając w mą klęskę. A jednak wciąż istniejesz, to dar. Ale jesteś w mojej mocy, możesz to traktować jako przekleństwo. Z czasem odnajdziesz cel, z czasem odzyskasz wolność, do tego czasu jednak ciesz się nagrodą i doświadczaj kary. Ucieczkę masz tylko w słońce.

Alexander usłyszał jak stary wampir odchodzi.
- W klasztorze czeka na ciebie mała niespodzianka - rzucił Marcus niknąc w ciemnościach.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 21-12-2017 o 14:18.
Leoncoeur jest offline  
Stary 23-12-2017, 21:27   #62
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Ciało nie rozpadło się w proch, na podłodze nie pozostały jedynie kości.
Mniszka przeistoczona była niedawno, może ze dwa tygodnie temu, i po ostatnim łyku krwi jaki dobył z niej Angus, zaczęła rozkładać się właśnie do stanu dwutygodniowego trupa. W jednej chwili na podłodze leżała młoda, blada kobieta o gładkiej skórze, w drugiej na jej miejscu widać było gnijące zwłoki.
To Angus wypijał ostatnie łyki krwi zarówno z niej jak i poprzedniej nieumarłej. Viligaiła odmawiał i odchodził przed końcem, wypiwszy swoje i nie chcąc patrzeć na to co ma się dziać dalej. Stary Gangrel nie chciał też z jakiegoś powodu, aby ostatni łyk brała Aila.

Obok leżała ostatnia z pozostawionych w podziemiach córek krwi Markusa, lub Merlina.
Hue.
Wedle słów Angusa miała przed sobą jeszcze kilka dni, nim podzieli los obu towarzyszek wypita do cna, aby wzmocnić swoją krwią przybyłe z Wiednia wampiry. Dzięki temu Angus, Aila i Viligaiła nie musieli przez dni oczekiwania pić z towarzyszących im zbrojnych.
Problem w tym, że Aila tych zbrojnych znała raptem z miesiąc, a Hue blisko dwa lata. Wypitą do cna niedawno Uichi i osuszoną dziś Sybille, zresztą też.
- Nigdy tego nie rób sama, nie wypijaj Kainitów do końca - rzekł Angus wstając znad trupa.
Młoda Gangrelka patrzyła na zakołkołkowaną wampirzycę. Angus nie wiedział, że Hue była jej przyjaciółką w trakcie pobytu w klasztorze, jej - choć ciężko było samej się do tego przyznać - kochanką, jedyną osobą z którą była blisko poza Alexandrem, jedyną kobietą, z którą osiągnęła taki stopień intymności. A teraz miała doprowadzić do jej ostatecznej śmierci.
- Dlaczego nie mogę? - zapytała cicho, by zająć myśli czymś innym niż wyrzuty sumienia.
- Z ostatnim łykiem nie tyle uśmiercasz innego spokrewnionego, co przejmujesz jego esencję, duszę. Jeżeli można mówić o duszy u nas, przeklętych przez Boga. Możesz tak przejąć moc, potęgę… ale i ryzykować, że jeżeli ofiara była bardzo silna duchem, to… - urwał. - Chciałabyś aby w tobie było coś silniejszego od ciebie samej? Poza tym niektórzy spokrewnieni potrafią widzieć czy uczyniłaś coś takiego, gdy wglądają w twą aurę. Jest to źle przyjmowane. Czasem niechęcią, czasem wrogością, czasem to powód do zabicia spokrewnionego, który dopuścił się wypicia do cna innego wampira.
Aila chwilę ważyła te słowa w głowie, by w końcu bardziej stwierdzić niż zapytać.
- Bierzesz to na siebie, bo... już to robiłeś?
- Biorę to na siebie, bo mi nie grożą konsekwencje, Mała. A teraz zajmij się naszą cichą znajomą, obmyj jej ciało i przebierz w coś suchego. Ja zajmę się truchłami. - Mówiąc to Gangrel przerzucił sobie jedno, a potem drugie martwe ciało wampirzyc przez ramiona i wyszedł z nimi zostawiając swoją córkę krwi samą z dawną przyjaciółką.


Aila wyszła z lochów zamyślona ze wzrokiem utkwionym w ziemi i z początku nie zauważyła jak zbliżył się do niej jeden ze zbrojnych.
- Pani… przybyło dwoje ludzi. Od Marcusa. Czekają przy bramie… Angus wzywa Cię tam.
Od Marcusa?
To ją zdziwiło, a potem przypomniała sobie, że Alexander prawdopodobnie poszedł spotkać się ze swym ojcem krwi i trwoga zalała jej serce.
Prawie biegnąc, ruszyła szybko w kierunku bramy.

Angus stał tam, nieopodal sporego ogniska w którym można było rozróżnić dwie, szczerniałe już, płonące sylwetki ludzkie. Mierzył ciekawym lecz nieprzychylnym spojrzeniem dwójkę ludzi stojących przy bramie, których twarze oświetlane były przez pochodnie stojących obok zbrojnych.
Aila znała te twarze, jedną mniej, drugą… więcej. Jiri i Giselle jakby odruchowo spojrzeli na nią gdy wyszła z budynku. A więc Marcus otworzył kolejny rozdział tej farsy... Zmarszczyła swoje piękne brwi.
- Po co was przysłał? - zapytała szorstko bez powitania.
Czech i Walonka nie odpowiadali.
- Przekazał przez nich, że skoro głodzimy jego potomka, przez co musi zwierzętami się żywić w lesie, przysyła mu na pożywianie się tę dwójkę jego własnych ludzi - rzekł Angus. - Rozpoznajesz ich?
- Tak... - przyznała niechętnie - ten tutaj to jego kompan, a ona... - zamilkła na chwilę, wyobrażajac sobie jak usta Alexandra wędrują z lubością po ciepłej, tchnącej życiem szyi czarnowłosej dziewczyny. Nie było cięzko to sobie wyobrazić wszak po części Aila sama miała na to ochotę. - Ona to... policzek wymierzony mi - zakończyła.
- Zostańcie tu - stary wampir polecił odwracając się od dwójki przybyłych. - Ty zaś chodź ze mną - dodał spoglądając na Ailę i ruszając w kierunku wejścia do budynku klasztornego.
Wampirzyca spojrzała raz jeszcze na przybyłych, szczególnie długo wzrok zawieszając na Giselle, by następnie ruszyć za ojcem.

- Jesteś pewna, że idzie tu głównie o policzek dla ciebie, mała? - Angus odezwał się, gdy weszli do środka i przystanęli w przestronnej sieni. Nie pytał o jaki policzek może chodzić.
Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.
- Sam mnie uczyłeś, że za oczywistością kryje się kolejny i może kolejny powód, więc wątpię by tylko o to chodziło. Niemniej z pewnością Marcus lubi mnie denerwować. Ta kobieta... była kochanką Alexandra - powiedziała, odwracając wzrok.
- Czy są niebezpieczni?
- Alexander i jego ludzie polowali na wampiry. Sam więc możesz osądzić…
- Nie wiem co czynić. - Angus wciąż wyglądał na zamyślonego. - Pozwolenie im przebywania tu, to zagrożenie, wsparcie dla twego męża, gdyby, jak przyjdzie jednak do starcia, stanął przeciw nam. Z drugiej strony… ci dwoje mogą wiedzieć gdzie jest kryjówka Marcusa.
- Może warto ich pozostawić i po cichu uczynić niewolnikami krwi? Choć pewnie Marcus to przewidział i jeśli zaatakuje to nim minie trzecia noc…
- Możliwe. - Angus spojrzał na córkę. - Dlatego do minięcia trzeciej nocy, gdybyśmy mieli ich przyjąć… muszą być w odosobnieniu. Alexander mógłby z nich pić, ale wiązać, aby zdradzili kryjówkę Marcusa - uśmiechnął się - musisz ty. Chyba, że znając tych dwoje widzisz inny sposób, aby zdradzili to miejsce szybciej. Tortury?

Ta ostatnia propozycja nieco zmroziła wampirzycę. W końcu ci ludzie kiedyś byli także jej towarzyszami podróży... ale czy nie było tak, że patrzyli na nią jak na utrapienie? Niechętnie znosząc słabość swojego pana do szlachcianki i związane z tym problemy? Czy nie była zawsze wyobcowana w ich gronie? Co więc miało ją z nimi łączyć, skoro miała pić krew Hue i poprowadzić dawną kochankę do wrót śmierci.
- Cokolwiek zrobimy Alexander będzie miał mi to za złe i... będzie bardziej pragnął twojej śmierci - rzekła w końcu na głos. - Lepiej by myślał, że zginęli, gdy my tymczasem będziemy mogli trzymać ich w lochach i czekać aż moja krew uczyni z nich wierne sługi.
- To ma sens - zgodził się stary Gangrel. - Musimy jednak zakładać, że Alexander wie o tej, hm… przesyłce. - Spojrzał w kierunku wejścia do monastyru.
- Dlatego powiemy mu, że zostali zabici, gdy jeno dotarli pod mury. Wszak nieufność w naszej sytuacji jest uzasadniona. Ciała ich zaś spłonęły... tedy i tych dwóch szkieletów chować za bardzo nie będzie trzeba. - Aila mówiła, czując narastające obrzydzenie do siebie, ale i pewną dumę, że była wstanie uwić plan łączący kilka wątków.
- Dobrze mała. Zajmij się tym. - Angus uśmiechnął się znowu. - Zostawiam to w całości tobie. Jesteś odpowiedzialna za nich, aby nie przyspożyli nam problemów. Odpowiedzialna za reakcję Alexandra w razie czego, bo tobie mógłby wiele wybaczyć. I… - zbliżył się lekko - za wyciągnięcie od nich wieści o kryjówce Marcusa.
Chciała zapytać co z tego będzie miała, ale zmilczała uwagę. Czuła jak niewidoczne szczęki zaciskają się na niej. Chciała zachować neutralność, lecz sytuacja wyraźnie dążyła do tego, by postawić ją po którejś ze stron. Tylko jak można wybrać między jednym złem a drugim? Nikt tu wszak nie zdawał się mówić prawdy...
Aila skinęła głową i ruszyła, by wydać polecenia.


Blondwłosa wampirzyca wyszła na placyk, gdzie wciąż czekała dwójka przybyszów otoczona przez czwórkę zbrojnych Angusa.
- Nie ufamy wam, więc zostaniecie związani. Zrobimy to po dobroci lub nie. Wy decydujecie - powiedziała do dwójki dawnych kamratów.
- Nie zamierzamy sprawiać problemów. Gdzie Alexander? - spytała Giselle, a Jiri spoglądał na Ailę ze zmarszczonymi brwiami, nie wyglądał jakby zrozumiał coś ze słów wampirzycy.
- Nie jest tu więźniem. Często o tej porze wychodzi karmić się krwią - wampirzyca odpowiedziała, świadomie podkreślając fakt, że mężczyzna stał się wampirem. W tym czasie dwóch ludzi podeszło, by założyć więzy na ręce Jiriego i Giselle. Kilku innych zaś wciąż miało ich na oku, trzymając broń w pogotowiu. W tym jeden kusznik.
Mimo to Czech nie wyglądał na takiego, co by chciał się ot tak dać związać. Na jego twarzy wykwitło nawet zdziwienie, odstapił o krok od mężczyzny podchodzącego ze sznurem i uniósł ręce zaciskając dłonie w pięści, rozglądał się przy tym zaskoczonym wzrokiem.
- Jeżeli on nie jest więźniem, czemu my mamy być? - spytała Giselle, która w odróżnieniu od kompana nie poruszyła się. - Czy to jedynie twoja małostkowa pomsta, Pani?
- Chciałabyś. I nie zamierzam się tłumaczyć. Przekonaj go, albo zacznie się jatka. Mi to obojętne - rzekła chłodno Aila, patrząc dziewczynie w oczy.
- Beruhige dich, Jiri. - Czarnowłosa nie spuszczała spojrzenia. - Sie können uns töten.
Czech splunął tylko, ale opuścił ręce.

Szlachcianka przyglądała się jak strażnicy z pozbawionym emocji wzrokiem Angusa wiążą im ręce. Nie czuła satysfakcji z poniżenia Giselle i raczej nigdy by jej nie czuła. Dziewczyna bardzo wiele napsuła swoim pojawieniem, ale tak naprawde na jej miejscu mogła być każda inna niewiasta, która miałaby w sercu dość prawości i odwagi, by zwrócić uwagę Alexandra.
- Do lochu z nimi, do tej celi, gdzie trzymali mniszki, przykujcie ich na krótkich łańcuchach w oddaleniu od siebie - rozkazała i dodała: - Skoro Marcus uznał, że to dobre miejsce do trzymania ludzi, to niech tak będzie.
- Zaiste… - Giselle wciąż patrzyła Aili w oczy. - Jesteś jak Marcus, Pani. Łańcuchy u niego, łańcuchy od ciebie, celę dajesz tę, którą on komu przeznaczył.
Mogła jednak mówić co chciała, w wampirzycy bowiem pojawił się dystans, którego nie miała wcześniej. Czekała aż więźniowie zostaną wyprowadzeni z placu. Potem ruszyła z wolna za nimi, by dać ludziom czas na wykonanie swych poleceń.

[MEDIA]http://cdn2.tstatic.net/lampung/foto/bank/images/kaki-dirantai_20150629_154835.jpg[/MEDIA]

Zbrojni zakuli Jiriego i Giselle w łańcuchy w wyznaczonej celi, kilku wymieniało jakieś spostrzeżenia najpewniej dotyczące Walonki. Wyglądało na to, że szykowało się dbanie o to, aby czarnowłosa nie mogła narzekać na brak towarzystwa w dzień, gdy nieumarli będą spać. Ona traktowała to z rezygnacją i obojętnością, dużo gorzej na zakuwanie reagował za to Czech. Bluźnił strasznie, ale w swoim języku, co osłabiało efekt, a gdy doszło do zakładania kajdan nawet zaczął się siłować, choć w tym momencie było już za późno na jakikolwiek opór. Tyle osiągnął, że w łeb kilka razy wyłapał, z rozbitego łuku brwiowego zaczęła wąskim strumykiem cieknąć krew.
Czterech z ludzi Angusa, którzy zeszli do podziemi z wampirzycą i brańcami spojrzało na Ailę wyczekująco.
- Nim odejdziecie, oddajcie mi klucz do celi - powiedziała, wyciągając dłoń w stronę zbrojnych. - Ojciec uczynił tych dwoje moimi więźniami i nikt poza mną albo bez mego rozkazu nie będzie się nimi zajmował.
- Dobrze, pani - rzekł mocno zbudowany mąż z opaską w miejscu utraconego gdzieś, kiedyś oka. O ile Aila pamiętała zwał się Klaus i pochodził chyba z Alzacji, jako jeden z trzech zbrojnych znał francuski. Ciężko było jednoznacznie uznać, czy mocno do serca sobie wziął polecenie by nikt nie zajmował się jeńcami.
Gdy podawał jej klucz wampirzyca spojrzała mu w oczy, nic więcej nie mówiąc. Wiedziała, że zbrojni uważali ją w pewnym sensie za straszniejszą nawet od Angusa, bowiem była tylko niewiastą, a jednak potrafiła każdego z nich bez trudu obezwładnić czy nawet zabić.

Kiedy mężczyźni wyszli, Aila oparła się o kraty plecami i patrzyła na dwójkę w łańcuchach.
- Opiszcie mi miejsce, gdzie Marcus was trzymał i drogę jaką musieliście tutaj przebyć. - powiedziała, powtarzając po chwili polecenie łamanym niemieckim, którego uczyła się ostatnio dość intensywnie, przebywając z Viligaiłą.
- Nie - odpowiedziała Giselle zaskakująco łagodnie. Patrzyła w ścianę, nie na Aile.
Jiri tylko splunął też nie zwracając wzroku na wampirzycę.
Ta patrzyła na nich przez chwilę w ciszy po czym podeszła do Jiriego. Delikatnie pogładziła jego podbródek, a gdy mężczyzna próbował odwrócić głowę, przytrzymała go mocniej. Niespiesznie przejechała językiem po skaleczonym łuku brwiowym spijając krew i wygajając ranę, na ile była w stanie przez krótki kontakt z rozciętą skórą. Czech szarpnął się odsuwając od Aili na ile mógł. W jego oczach zobaczyła obrzydzenie. Uśmiechnęła się cierpko. Nie było to wszak nic, czego nie czuła względem siebie. A jednak nie ustępowała. Podeszła znów bliżej.
- Mówcie. - Rozkazała ze spokojem.
- Nie - z równym spokojem odpowiedziała Giselle. - Zapowiedział, że jeżeli zdradzimy, to zabije Noela i Bernarda.
- Nie zrobi tego. Może zabije jednego, ale nie dwóch. Wie, że tak ma wpływ na was i na Alexandra. - W głosie Aili nie było złości. - Ja zaś zabiję wasza dwójke, jeśli okażecie się nieprzydatni. Poza tym sami wiecie, że to kwestia czasu.
To mówiąc jedną ręką złapała Jiriego za włosy brutalnie próbując odciągając jego głowę do tyłu, lecz silniejszy od niej Czech nie dawał się złamać. Jako że Aila nie ustępowała, skończyło się to wyrwaniem mężczyźnie pokaźnej garści włosów. Na wpół krzyknął, na wpół jęknął z bólu.

Wampirzyca skrzywiła się, lecz to jej nie powstrzymało. Mężczyzna był na łańcuchu, a ona miała coś więcej - wampirzą zdolność czynienia swego ciała silniejszym. Skorzystała z niej teraz i rzuciła się na Jiriego zmieniając zamiary.
Jej kły wycelowane były w szyję ofiary, opierającej się dziko, ale skuty Czech nie miał szans na dłuższą metę walczyć. Aila zagłębiła kły w jego skórze, na co jęknął. Mimo wampirzego pocałunku wciąż były w tym echa odrazy i ulotnie dłużej potrwało nim mężczyzna wyprężył się w końcu w rozkoszy jak na wampirzy pocałunek reagowali zwykle śmiertelnicy.
- Zostaw go ty nieumarła dz…! - Giselle krzyknęła i urwała szarpiąc się w swoich kajdanach.
Wampirzyca spojrzała jej w oczy, nie przestając pić z ofiary. W duchu podziwiała opór Jiriego, jednak nie zamierzała odpuszczać. Skoro już przyszło jej być tą “złą”, postanowiła być zła i skuteczna. Piła z ofiary aż mężczyzna w jej objęciach bliski był utraty przytomności. Wtedy dopiero wysunęła kły z jego ciała i wykorzystała je do rozorania własnego nadgarstka, by następnie przyłożyć go do ust Jiriego. Był osłabiony, ledwo przytomny, ale i tak starał się odwracać głowę.
- Zostaw go! - krzyczała Giselle. - Weź mnie zamiast niego!
- Jestem wielkie wrażenie. Żadne krzywda. - powiedziała łamaną niemczyzną trochę już za późno Aila, ignorując czarnowłosą dziewczynę. Przechyliła głowę osłabionego mężczyzny i tym sposobem sprawiła, że jej vitae sama skapnęła do jego gardła, na co Czech zaczął pluć krwią przemieszaną ze śliną w odruchu wymiotnym. Wampirzyca trzymała jednak zdecydowanie rękę przy jego ustach, przez co nie tylko nie mógł pozbyć się tego, co już spłynęło do jego gardła, ale wręcz zachłystywał się kolejnymi kroplami krwi, która wolno ale bez ustanku płynęła do jego ust.
- Przykro mi... - szepnęła mu jeszcze do ucha szlachcianka tak, by nie słyszała tego Giselle.
Jiri robił wszystko by nie przełykać, by nie pić. Wampirzyca widziała jak zaczynają wstrząsać nim mocniejsze torsje. Walczyli tak w milczeniu jeszcze jakiś czas - dłużej niż Aila mogłaby przypuszczać, że ktoś potrafi opierać się wampirzemu wpływowi. Doprawdy Jiri zyskał w jej oczach więcej szacunku niż żywiła do niego kiedykolwiek w trakcie wspólnych podróży.
- Jesteś potworem… - wycedziła zimno ciemnowłosa przykuta naprzeciw Czecha, który przestał już się poruszać.
- Zabiju tě… - szeptał pomiędzy strużkami krwawego płynu wlewanego mu do ust.
- Możliwe - odrzekła i odczekawszy jeszcze chwilę, by mieć pewność, że Czech przełknął jej krew, pochyliła się nad jego szyją i zalizała rankę. Dopiero wtedy puściła ofiarę.
Jej wzrok przeniósł się na Giselle.

- Mam prośbę - rzekła cicho Walonka patrząc Aili w oczy. - Oszczędź mnie, bym mogła zobaczyć, co Alexander ci za to zrobi. Nic więcej, tylko tyle…
- Głupia! - prychnęła Aila. - Robię to właśnie po to, byście nie musieli ginąć. Będziesz walczyć jak on czy po prostu napijesz się mojej krwi?
- Nie musieli… - Giselle spojrzała na Jiriego. - On będzie martwy nim zapadnie kolejny zmierzch, właśnie go zabiłaś. Napiję się, nie dam satysfakcji oporem.
Aila podeszła bliżej i podsunęła pod usta Giselle swój zakrwawiony nadgarstek.
Czarnowłosa nie rzekła nic i zaczęła pić wciąż patrząc wampirzycy w oczy. Była tam pogarda, żal, strach. Wampirzyca w końcu zabrała rękę.
- Wygląda, że ci zasmakowało - powiedziała z krzywym uśmiechem, po czym zalizała ranę.
- I dzięki za radę. Zwiążemy wam dodatkowo ręce. Nad ranem dostaniecie jeść i pić. Radzę skorzystać z tego poczęstunku, bo do następnego wieczora nie dostaniecie nic.
- Jiri gdy tylko będzie miał siłę by unieść głowę, rozbije ją sobie o skałę. Nie silcie się na dwa posiłki. Zabiłaś go, żyj z ty… Istniej z tym.
- Wtedy wasi kamraci na pewno zginą. Nie wydaje mi się, by Jiri był tak krótkowzroczny jak ty. Nigdy pewnie o tym nie myślałaś, prawda? Że łażąc za moim małżonkiem i wyczekując okazji, by zająć moje miejsce popychasz nas do śmierci... Gdybyś go wtedy nie wyciągnęła w środku nocy nie doszłoby do kłótni, nie miałabym powodów by dać się ugryźć Angusowi, a Marcus nie miałby powodów, by skazywać Alexandra na wieczne... - Aila powstrzymała się. Kiedyś wdałaby się w pyskówkę, teraz to nie miało sensu. Ona i Giselle były sobie całkiem obce. Tylko widno dawnych animozji sprawiało, że Aila odczuwała odruchowo wrogość wobec czarnowłosej.
Gangrelka skierowała się ku wyjściu z celi, lecz dogoniły ją ciche słowa kruczowłosej.
- Ja Jiriego po prostu znam. Jeden posiłek. Ty zaś, istniej dalej w swoim świecie pusta panienko, która uważa, że wszystko należy jej się za nic. To ja zostałam przy nim na Kocich Łbach, gdyś odeszła zostawiając go samego miast stanąć wraz z nim przeciw Elijasze.

Szlachcianka spojrzała na nią ponuro, jednak nie odpowiedziała. Wezwała za to strażnika lochu i zwróciła mu klucz od celi.
- Niech jeden z was zawsze ma na oku tę dwójkę - mówiła zimno - Czech może próbować się zabić. Każdy wartownik będzie odpowiadał życiem by nie dopuścić tegoż. Do jutrzejszego wieczora mają pozostać żywi i względnie zdrowi. - Spojrzała na Giselle - Reszta mnie nie obchodzi. Dostaniecie nad ranem żywność dla nich od moich służących. Nic więcej im nie dawajcie. Rozumiesz?
- Tak. - Jednooki skinął głową.
Aila opuściła lochy, rzucając jeszcze za sobą:
- I zamykajcie zejście tutaj. Jeśli Alexander będzie chciał przejść, pod żadnym pozorem go nie puszczajcie. Dla niego tych dwoje ma być martwych.
Po tych słowach skierowała się do celi, którą zajmowały jej osobiste służące.

Choć głowę pełną miała dylematów moralnych, Aila działała sprawnie. Po tym jak nakarmiła obie ghulice własną krwią, dodała kilkanaście kropli posoki do dzbana z wodą.
- Upieczcie mi chleb z tej wody, a do reszty dolejcie wina i niech jedna z was zaniesie do lochów. Tam przekażcie je strażnikowi z informacją, że to ode mnie - poinstruowała zaspane, ale jak zwykle chętne by służyć Alinę i Urszulę.
Gdy opuściła ich komnatę, wampirzyca spojrzała przez okno na tonący w mroku las. Pozostało jej już tylko czekać na Alexandra.


Dopiero na dwie godziny ze świtem Aila usłyszała jak strażnicy obwołują się, a w chwilę później brama została otwarta. Bękart wszedł wolnym krokiem w obręb murów klasztornych i przystanął przy pogorzelisku, w którym widać było poczerniałe, spalone ciała. Zawołał coś do jednego ze zbrojnych, ale ten nie bardzo chciał gadać z wampirem wskazując jedynie wnętrze budynku.
Aila miała ochotę schować się gdzieś lub uciec jak najdalej od monastyru. Dla niej był to najtrudniejszy moment i nawet pamięć o zaznanych krzywdach czy grzechach jej męża nie ułatwiały sprawy. Stała więc w korytarzu, patrząc przez wąską okiennicę na placyk i czekając aż burza sama ją znajdzie.

Wkrótce zobaczyła Alexandra idącego korytarzem, gdy nie mogąc dowiedzieć się niczego od zbrojnych wszedł w końcu do budynku. Zobaczywszy Ailę, przystanął niepewny, wszak nie był do końca pewien jej reakcji po tym jak rozstali się tuż po zmierzchu. Ona nie odzywała się zresztą tylko patrzyła mu w oczy, starając się zapamiętać ich wyraz, gdy jeszcze nie były pełne odrazy do niej. Jak oczy Jiriego.
To go ośmieliło, zbliżył się powoli czujny i wciąż niepewny.
- Ktoś zginął? Stos na dziedzińcu… - W jego spojrzeniu widziała obawę. - To chyba nie… Urszula…?
- Nie... - Odwróciła wzrok, po czym zbierając w sobie siły rzekła: - To Jiri i Giselle. Marcus ich przysłał.
- C…. c-c-c… Cooo?! - Alexander otworzył szeroko oczy, był zszokowany.
- Ludzie Angusa uznali ich za zagrożenie. Jesteśmy wszak w stanie wojny z nieumarłym. Byli martwi, gdy ich rozpoznałam - kłamała bez zająknięcia i choć nie była w tym mistrzynią, a Alexander świetnie czytał ludzkie emocje, to ból wypełniający bękarta nie pozwolił mu przejrzeć tych kłamstw. Z jego oczu pociekły krwawe łzy. Dygotał na całym ciele. - Kto… którzy ich… Kto ich zabił…? - pytał jakby łapał powietrze.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. Ci ludzie wykonywali tylko rozkaz. Jeśli chcesz kogoś obwiniać... możesz winić Angusa lub bliżej... mnie.
- Kto… ich… zabił… - Do nieumarłego rycerza jakby nie docierały do końca jej słowa. - KTOOOO!!!!?? - ryknął, sprawając, że szlachcianka spojrzała jednak na niego. W jego oczach Aila zobaczyła, iż nie jest sam. Czaiła się tam Bestia.
- Marcus - powiedziała więc.

[MEDIA]https://i.imgur.com/ERj1HSS.jpg[/MEDIA]

Prawie czuła jak wypełniająca go krew spala się i rozwiewa gdy wzmacniał swe nieumarłe mięśnie. Jej ostatnie słowa były chyba ostatecznym ciosem w walce jaką toczył by nie poddać się bestii i dzikiemu dążeniu do zniszczenia.
Ryknął jeszcze raz, przeszywająco, z bólem, wściekłością. W oczach wampira nie było już Alexandra, a jednak Aila nie poruszyła się. Patrzyła ze smutkiem na to, co działo się z jej mężem. Czy tak wiele ci ludzie dla niego znaczyli? Czy mogła zmienić jeszcze swoją decyzję? Zatopiona w myślach i własnym bólu nawet nie uświadomiła sobie najważniejszego - zagrożenia płynącego ze spotkania z Bestią.

Ocaliło ją chyba tylko to, że Alexander nie potrafił zmienić swych dłoni w śmiercionośne szpony, jak ona, Marcus, czy Angus. Cios jaki dostała zadany był gołą pięścią, ale było to marne pocieszenie. Wampirzyca poczuła uderzenie w pierś chyba silniejsze niżby bojowy rumak fryzyjski uderzył kopytami z zadu. Żebra i mostek pękły jakby były z lichych drewienek używanych do rozpalenia ogniska. Poleciała w tył przez cały korytarz i wyrżnęła plecami w ścianę z nie mniejszą mocą niż otrzymany cios.
Gdy osuwała się na posadzkę, widziała jak bestia jeszcze przed chwilą będąca Alexandrem biegnie ku niej z rozłożonymi rękami i kłami wyszczerzonymi z otwartych ust. Wydobywał się z nich wciąż ryk zapowiadający to samo co oszalały przejęciem kontroli przez bestię wampir miał w oczach.
Czystą żądzę krwi i mordu.
Nie wiedziała czy gdyby potrafiła się poruszyć, zachowałaby się w tej chwili inaczej. Czy to potworny ból w ciele, czy raczej ciężar grzechów sprawił, że nie chciała walczyć. Zamknęła oczy oczekując ciosu.

Poczuła nawet pęd powietrza, gdy Bestia, która była jej mężem, zskoczyła by ją rozszarpać.
Cios jednak nie nadszedł. Po chwili oczekiwania Aila usłyszała ryk potwora, lecz tym razem z bólu. Otworzyła oczy.
- Szybko się poddałaś - powiedział z niezadowoleniem w głosie Angus, który trzymał młodszego wampira za nienaturalnie wygietą rękę. Bestia wiła się, ryczała, prychała, lecz była bezradna. Kość w ręce strzeliła niemal równocześnie z ciosem Angusa, który trafił Alexandra w potylicę.
Wampir padł nieprzytomny.

Stary gangrel spojrzał na niego bez sympatii, po czym stęknąwszy uniósł ciało wielkiego mężczyzny, jakim był przecież Alexander d’Eu i przerzucił go sobie przez ramię.
- Zaniosę go do twojej dawnej celi, a ty doprowadź się do porządku - rzucił jeszcze na odchodne do córki krwi.

Aili nie pozostało nic innego jak się dostosować.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-12-2017, 12:05   #63
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Przebudzenie było…. złe.
Wprawdzie ciało zagoiło się i wróciło do normalnego stanu po ranach zadanych przez Angusa, ale wspomnienie tego co się stało i świadomość oddania się bestii odciskały na nim swe piętno. Ta potworna żądza mordu, bycie czymś całkowicie wypranym z człowieczeństwa … Alex aż skulił się na łożu.
Do tego świadomość, że prawie zabił Ailę, oraz wspomnienie jej słów.
Jiri.
Giselle.
Nie żyją.

W jednej chwili przed oczyma stanęły mu obrazy wspólnie spędzonych lat. Dla łowców wampirów każdy dzień może być ostatnim, o czym przekonał się Otto w Wygódkach, ale te dwie śmierci na raz, zadane tak głupio, być może przez nieporozumienie i zbyt prędkie palce na spustach kusz… to bolało bardziej niż by miał rozszarpać ich wampir w trakcie tropienia go.
Po policzku Bękarta spłynęła krwawa łza, ale nie było już dzikiego gniewu, był tylko żal.
Żal i zimne pragnienie zemsty.
Ktoś musiał umrzeć.

Wampir podniósł się ciężko z łoża i po ciemku, na oślep, ruszył ku drzwiom celi. Gdy w końcu natrafił na nie i uchylił , do środka pomieszczenia wpadło nieco światła dawanego przez wiszącą na ścianie korytarza płonącą pochodnię.
Dopiero wtedy to zobaczył.
Uniósł najpierw jedną, a potem drugą dłoń do twarzy, wierzchem do góry przypatrując się porastającej je sierści. Nie włosom rozsianym po skórze, a zwierzęcej sierści gęstej i nawet połyskliwej w świetle ognia. Sierści ni to szarawej, ni to burej i ciągnącej się aż do rękawów koszuli. Odwinął mankiet i podciągnął… zobaczył, że sierść ciągnie się wierzchem przedramienia aż po zgięcie łokcia. Na drugiej ręce miał to samo.

[MEDIA]https://i.imgur.com/KmlvuNH.jpg[/MEDIA]

Przerażony aż cofnął się do celi nie rozumiejąc skąd to się wzięło.
Czemu? Jak…?
Stawał się zwierzęciem?
Jęknął i przylgnął plecami do ściany, gdy usłyszał jakieś kroki. Bał się, że ktoś go tak zobaczy i przez chwilę zdał sobie sprawę, że ta reakcja też przypominała zwierzęcą.
Opadł na kolana i skulił się na ziemi, nie podnosił głowy dopóki kroki nie oddaliły się.

Dopiero po kilku minutach powoli wstał i wymknął się chyłkiem na korytarz. Martwił się o Ailę, ale w tym stanie nie chciał iść do jej komnaty żeby sprawdzić, czy nic się jej nie stało. Przemykając nim planował mord, żeby odsunąć od siebie myśli o tym czym się stawał.


Nicholas nie miał łatwego życia.
Pochodził z miejskiej biedoty i aby żyć, już jako dzieciak musiał kraść i robić… hm, gorsze rzeczy. Jako wyrostek był członkiem bandy reketerów, a z czasem nie gardził i mordami na zlecenie. Przestał biedować, nie głodował, nie marzł w zimie, wciąż było to jednak marne życie na marginesie.
Wszystko zmieniło się, gdy zwerbował go jeden znajomek, do grupy ludzi służących jako zbrojni jednemu tajemniczemu wiedeńskiemu notablowi. Dopiero parę lat później dowiedział się, że ich pryncypał to wampir, ale jego życie wyglądało już naprawdę nieźle. Na niczym mu nie zbywało, a i łamanie rąk trzeba było czynić rzadziej, choć tu Nicholas czasem za tym tęsknił.

Tego wieczora Nicholasa opuścił życiowy fart, bo stracił przytomność w stajni oporządzając konie. Ostatnie co czuł, to jakby niebo zwaliło mu się na głowę, a potem? Ciemność.
Rozglądając się, zdał sobie sprawę, że leży na polepie związany w niezbyt dużym pomieszczeniu rozświetlanym jedynie przez jedną pochodnię. Jego wzrok zaraz spotkał się ze spojrzeniem mężczyzny w którym po chwili obolały łeb rozpoznał wampira. Tego, który przybył tu z wrogiem ich szefa i już został, a na którego mieli mieć baczenie.
- Pytanie pierwsze - Alexander zbliżył nieruchomą twarz do związanego Nicholasa - co z Ailą. Jasnowłosą. Córką w krwi Angusa.
- Cc... ccco? A cco ma być? Ppaanie... - Nicholas choć niejedno miał na sumieniu teraz jąkał się i trząsł jak liść osika. - Pposzła... nie mówiła gdzie... a myśmy nie ppytali…
- Niedługo przed świtem? Po moim powrocie z lasu? - upewniał się bękart.
- Nnie no... ppanie... teraaa... jak zaszło sssłońce…

Wampir odetchnął. Swój wybuch i napad bestii pamiętał jak przez mgłę, bał się, że mógł zrobić jej krzywdę. Krzywdę taką, której wampirza krew i nieumarłe ciało nie mogły by uleczyć.
- Pytanie drugie: którzy z twoich kamratów zabili tę dwójkę, co przybyła zeszłej nocy. Brodaty mąż, piękna ciemnowłosa niewiasta.
Na to pytanie Nicholas stał się jakby mniejszy, skuliwszy się w sobie i starając odsunąć od wampira.
- Pppanie... ja nnie wiem... nie moja warta by... była.
Alexander wysunął kły i powoli przejechał palcem po skroni mężczyzny, linii szczęki, gardle… na którym się zatrzymał.
- Od tylu dni doskwiera wam tu nuda - mówił patrząc mu w oczy, w jego głosie była tłumiona wściekłość. - Nic do roboty. Chcesz mi rzec, że nie rozmawialiście o tym podczas dnia i nic nie wiesz?
Poczuł nagle znajomą woń moczu, a Nicholas jęknął i znów spróbował sie odsunąć.
- Nnie wolno nam! Pppanie.. błaa... błagam!
- Nie jestem sodomitą mała, zaszczana gnido, tedy nie mam zamiar całować innego męża. Jeżeli nie powiesz, to zapewnię ci, że nikomu nic juz nie powiesz. Bo odgryzę ci język. - Alexander wyszczerzył kły. - Ale żeby to właśnie nie przypominało sodomickiego pocałunku, wyjmę go wpierw, tędy. - Alexander nacisnął mocno i brutalnie paznokciem na skórę pokrywającą tył szczęki nad gardłem, jakby chciał się przebić do jego jamy ustnej tą drogą. - Kto. Ich. Zabił?
Mężczyzna zaskowytał rozpaczliwie, jak szczenię.
- Nnie wiem! Jjaaa ja nic nie wiem! - zarzekał się, lecz Alexander bez trudu wyczuwał smród nie tylko szczyn, ale i kłamstwa, toteż po prostu zwiększył nacisk. Bękart nie miał szponów ni ostrych paznokci, toteż ból musiał być zaiste nieziemski, nim jego palec nie przebił się w końcu przez skórę i przejechał po dziąsłach Nicholasa. Bynajmniej nie od tej strony z której normalnie mozna by je dotknąć.
- Aaaaaaa! Powiem, powiem! - darł się zbrojny, pękając. - Ooni żyją! Tylko błaga-gam... nic więcej nie mogę...
- Ja… Jak to… Jak to żyją? - wampir cofnął dłoń i aż przysiadł. Po szyi mężczyzny zaczął płynąć strumyczek krwi, ale Alex choć głodny po wczorajszym wykorzystaniu vitae, ledwo to poczuł.
- Nnie mogę... szef mje za-zabije! - wyrzucił z siebie jąkała, lecz widząc jak okrwawiony palec Gangrela unosi się znów w jego kierunku, szybko dodał: - W lochu ich czy-czymają. Na spyt... spytki ich wzięli.
- Kogo więc spalono? - Alexander wyszeptał. Czuł jakby ziemia uleciała mu spod nóg.

Żyli.
Kłamała.
Żyli…

Nicholas nie odpowiadał, jakby desperacko chciał uznać to pytanie za retoryczne, ale wampir zaraz znów przybliżył twarz do jego twarzy. Włożył sobie zakrwawiony palec do ust i oblizał.
- Kogo. Spalono?
- Ja nie mog…

Bękart urwał mu ucho.

Gdy Nicholas wrzeszczał z bólu i strachu, młody gangrel uniósł małżowinę do ust i ostentacyjnie zaczął ssać. Dopiero po chwili odrzucił urwaną część ciała i pochylił się zalizując otwartą ranę, po czym wstał i obszedł Nicholasa dookoła. Usiadł z drugiej strony.
- Z tej jeszcze słyszysz - szepnął pochylając się do drugiego ucha. - Kogo spaliliście?
Mężczyzna ne wrzeszczał już, tylko szlochał i jęczał.
- Dwa trupy, w mnisich szatach…. nadgniłe mocno… śmierdziało strasznie… ja nie wiem kto to, przysięgam, ja nie wiem…
- Tych dwoje co są w lochach, nic im nie jest? Nic złego im nie uczyniono?
Strach jaki wcześniej wykwitał na twarzy Nicholasa był niczym przy tym co prezentował teraz. Twarz miał trupiobladą, puścił kolejną partię moczu, na czole zaperlił się pot. Alexander umiejąc odczytywać ludzkie emocje dostrzegł to natychmiast.
- Coś im uczyniliś… - nagle zrozumiał. - Jej…? - dodał jakby łagodniej.
- Nie ja!!! - mężczyzna zaskowyczał. - NIE JA!!! To inni!!! Jam tam nie schodził!!! To oni...!!!
Więcej wywrzeszczeć nie zdążył, bo Alexander ze wściekłością wbił się kłami w jego gardło.
Brutalnie, praktycznie je rozszarpując.
Pił do końca, pierwszy raz z premedytacją osuszając człowieka do ostatniej kropli.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-12-2017, 21:46   #64
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila szła zdecydowanym krokiem przez las. Starała się iść tą samą drogą, którą prowadził ją Alexander, gdy mieli pierwszy raz spotkać się z jego wilczym towarzyszem. Wierzchem dłoni wampirzyca pospiesznie otarła wciąż płynące z oczy łzy, rozmazując się teraz na jej rękach szkarłatem niby cienkie rękawiczki.

- Wiem, że tu jesteś! - mówiła donośnym głosem. - Wiem, że mnie obserwujesz! Musimy pogadać!

Przystanęła na moment, lecz odpowiedziała jej tylko cisza. Wampirzyca znów ruszyła przed siebie, a gdy dotarła do miejsca, gdzie poznała wilka, znów stanęła.

- Tego chcesz?! - krzyknęła. - Mam cię zawołać po imieniu? Myślałam, że tego nie lubisz... - Znów chwila przerwy. - Niech będzie. Ale gdybym ja miała dziecię, nazwałabym je Marcus chyba za karę. Toż nie dziwię się twojego wstydu. Mam powtórzyć głośniej?!
Jedyną odpowiedzią było miauknięcie kocura za jedną z chałup Przyklasztorów.
Aila stanęła nieruchomo.
- Marcus! Nie boję się ciebie. Przyzywam cię jak jakiegoś piekielnego ogara. Marcus!! - znów krzyknęła, po czym zastygła, nasłuchując.
- Nie jest mądrze wzywać piekielne byty - usłyszała od strony chłopskiej chałupy.
Powstrzymała odruch i nie obróciła się w tamtą stronę. Starczyło, że rozpoznała głos.
- Nie jest też mądrze przybywać bez obstawy i wystawiać się na środku placu. Wiem o tym. A jednak uznałam, że to konieczne byś pojął, że chcę się z tobą... układać. - Ostatnie słowa prawie wypluła z obrzydzeniem z siebie.
- Nie jest mądrze? Nie doszłaś już do tego, że nic ci nie grozi? Angus byłby stokroć niebezpieczniejszy nie musząc byc przykuty do klasztoru, nie musząc martwić się o nikogo. Niczym samotny wilk. Póki żyjesz… Nie może sobie pozwolić by nim być. Aż dziw, że cię nie odesłał. - Głos wciąż było słychać z tej samej oddali, jakby Marcus nie uznał, że powinien się zbliżyć. - Układać?
Zmarszczyła brwi, poza tym jednak nie drgnęła.
- Chcę ci zadać pytanie i zaproponować układ, przez który ja... ja... będę ci służyć. Prawdziwie. - Powiedziała, dodając - Ja i Alexander raz już przemogliśmy miłość do sire’a. To sprawiło, że nie da się nas związać w pełni. Alexander może mieć do ciebie słabość, ale to go nie powstrzyma by w chwili, gdy mu zagrozisz, wbić ci w serce kołek. Dlatego ja ofiaruję ci nie tylko tę wiedzę, ale i obietnicę służenia ci przez cały wiek. W zamian chcę byś uwolnił Alexandra i jego ludzi i puścił ich wolno. Tych w lochu Angusa i tych w twojej kryjówce.

Usłyszała dźwięk jakby ktoś zeskakiwał z wysokości.
- Zerwane więzy… On może to uczynić z moimi? - W tonie Marcusa był jakiś niebezpieczny zgrzyt.
Spojrzała na niego, unosząc dumnie głowę.
- Nie jesteś głuchy, cieszę się - skomentowała, po czym dodała: - Nic ci po nim. Oddal go i jego ludzi. Nie będziesz stratny, obiecuję. Zresztą to ogromna pokusa odebrać potomka znienawidzonemu bratu, czyż nie?
- Och oczywiście moja droga. - Marcus zbliżył się na odległość kilku kroków. - Jesteś za to gotowa oddać swe istnienie i wydać swego ojca? Nie interesuje mnie twoja służba kochanie, jego linia musi wymrzeć, jedynie moja może być spuścizną naszego ojca w krwi.
Skinęła głową.
- Dobrze. Choć pragnę jeszcze zadać ci pytanie nim zakończysz mój byt.
- Dobrze, jakie to pytanie?
Zmrużyła oczy, patrząc na tego, który z taką lubością niszczył ją, choć jego twarz zawsze była spowita maską obojętności czy nawet rozbawienia.
- Dlaczego to mnie uparłeś się łamać? Najpierw kazałeś mi zostawić Isottę, potem Alexandra, przemieniłeś go z mojego powodu... a teraz podesłałeś jeszcze istnego konia trojańskiego do klasztoru. Dlaczego? I nie mów mi, że chodzi spuściznę. Dręczyłeś mnie jeszcze, gdy byłam człowiekiem i kazałeś łamać swej córce, by mój mąż uznał mnie za nierządnicę. Powiedz więc... czemu?

Marcus zbliżył się jeszcze bardziej stając tuż przed nią.
- Masz na myśli… to? - powoli wyciągnął dłoń dotykając jej uda. Na twarzy wciąż miał leniwy spokój i ślad uśmiechu.
- A czy to jest odpowiedzią? - zapytała, nie spuszczając wzroku i nie cofając nogi, choć wzdrygnęła się, gdy dotknął wewnętrznej części jej uda.
- Byłaś śmiertelniczką. Jak robak, piesek, świnia w zagrodzie. Moje decyzje względem ciebie by mi uwłaczały. Schylić się nad kimś takim to już przesada, chyba żeby zatopić zęby, dla krwi. - Nie zabierał dłoni. - Lukrecja cię nie lubiła, kwestie pochodzenia, może twojego charakteru? To była jej chęć, jej decyzja, mi to było… niczym. Nie widziałem powodu by jej zabraniać. Hm… choć wiesz…? - uśmiechnął się. - Z początku nawet chciałem zabronić. Mój znak na kimś tak nieważnym… Ale była moją córką, wspaniałomyślnie dałem jej tę radość.
- To nie jest pełna odpowiedź. - Rzekła Aila, przyglądając mu się i z trudem opanowując, by nie zrzucić jego ręki. - Nie wmówisz mi, że to zbieg okoliczności, by za każdym razem zmuszać mnie do ulegania, łamania się, zostawiania towarzyszy i... bliskich. Czy w ten sposób chciałeś podważyć wszelkie inne więzi niż te oparte na krwi? A może jest jeszcze głębsze dno? - dopytywała się.
- Nie dostrzegasz go? - Wampir przekrzywił lekko głowę. - Łamanie, zmuszanie do uległości, ciężkich decyzji… to jeno środki. Punktowanie. - Ucisnął palcem jej udo. - Ważny jest efekt. Oto jesteś tu teraz, gotowa oddać siebie i wydać swego ojca. Sama się spytaj zatem dlaczego coś czynię lub czyniłem.

Znów zacisnęła usta.
Miał rację.
Tym samym zresztą przekonując ją, że poddanie się to jedyny sposób, by zakończyć cierpienia Alexandra - przynajmniej te, których powodem była ona.
- Rozumiem - odparła, po czym spytała. - Co teraz? Zabijesz mnie od razu czy zaprowadzisz do Angusa, by napawać się zwycięstwem?
- Mówiłem już, jesteś kulą u nogi Angusa. Zginiesz dopiero gdy go zniszczę, wcześniej pozwolę ci popatrzeć, jak Alexander odjeżdża wolny.
Skinęła głową.
- Może więc on sam spróbuje mnie zabić. Niech i tak będzie. Obiecaj, że dasz odejść jemu i jego ludziom i że ich ochronisz przed gniewem brata, gdy wyjdzie ma zdrada.
- Dobrze, ale gdy dojdzie do walki, masz stanąć przeciw ojcu. Zaatakować go, stanąć z nim do walki. - Marcus przeniósł dłoń z uda Aili na jej policzek. - Może wtedy zginiesz, z jego ręki, nie z mojej. - Uśmiechnął się. - Zanim zobaczyłem, że cię zmienili w jedno z nas, i tak miałem zamiar go puścić. Łowca wampirów. Wampir-łowca wampirów, wierny swym ideałom. Zionący nienawiścią do pobratymców. Miałem zamiar go z czasem przemienić i puścić, by siał chaos. Potem… okazało się, że może być pomocny inaczej, przemieniony wcześniej. - Zbliżył swą twarz do jej twarzy. - Gdy w walce zobaczy, że to Angus po raz drugi i ostateczny zabiera ci życie… Uwolnienie go będzie wtedy przyjemnością, moja droga.

Nie wytrzymała i odwróciła głowę w bok, starając się odsunąć. Miała ochotę znów nazwać go potworem, lecz wtedy przypomniała sobie, co sama uczyniła w monastyrze. Też stała się taka, dlatego nie powinna dłużej żyć. Śmierć coraz bardziej jawiła się jako wybawienie od trosk i spoglądania na własną degenerację.
- Myślę, że się mylisz. Już... nie jestem dla niego tak ważna. Niemniej zrobię, co zechcesz. Ruszę na Angusa.
- Myślę, że się mylisz. - Marcus powiedział łagodniej. - Jestem potworem, Angus jest litościwy. Gdyby było odwrotnie, to pewnie Alexander skomlałby o ciebie u stóp mego brata. Ot, on po prostu nie musi, bo wie, że Angus krzywdy ci nie uczyni.
- Żaden z was... z nas nie zna litości - odparła chwytając jego dłoń by zdjąć palce ze swego policzka. Ten łagodny dotyk drażnił ją bardziej niż chciałaby przyznać. Wolałaby już, aby zadał jej ból fizyczny, a nie pogrywał z nią, mimo że się mu poddała. - Mów, co mam robić teraz.
- To zarzut? - Stary Gangrel zainteresował się. - Tysiąc lat istnienia jako ktoś, kto dla ludzi mógłby jawić się jako pomniejsze bóstwo, a ty uważasz, że dziwnym jest brak litości dla tych worków krwi, lub nieumarłych młodych jak ty?
- Takiś stary? Więc pewnie głuchota nie jest ci obca. Nie mówiłam o żadnym dziwieniu się. Mówiła jeno, że nie wierzę w litościwość ani twoją, ani tweg brata - powiedziała hardo, strącając dłoń Marcusa z twarzy.

Chciał coś odpowiedzieć, lecz nim to uczynił, od strony klasztoru poniósł się dziki, pełen bólu wrzask mordowanego człowieka, a po nim kolejny. Aila spojrzała w tamtą stronę i już chciała tam popędzić, gdy spojrzała pytająco na wampira. Ten wyglądał na zaskoczonego nie mniej niż ona.
- Nie ruszaj się. Nawet nie drgnij - wycedził patrząc ze zmarszczonymi brwiami w stronę monastyru.
Prychnęła pogardliwie, lecz posłuchała.
- Pamiętaj, że nasza umowa ważna tylko jeśli Alexander i tamci przeżyją - powiedziała.
- Dlatego nawet nie drgnij… czy jest możliwość, by za to odpowiadał ktoś inny niż Alexander?
- Ty znasz lepiej swego brata, ale... nikogo innego nie podejrzewam - odpowiedziała, z trudem się opanowując, by nie popędzić wampira, aby sprawdził to.
- Mój brat, tak jak dwie noce temu, łamie układ krążąc po niebie. Widzi nas, sfrunąłby do walki, gdyby zobaczył, że chcę cię zniszczyć. A tam giną ludzie. Ucieknij, bądź bezpieczna ode mnie, to sfrunie do klasztoru, by zabić tego co morduje tam ludzi. Na razie miota się nie wiedząc co czynić.

Czy tak było w istocie?
Czy Angus tak nisko cenił życie swoich sług?
Czy to ona znów stała się powodem przelania krwi?
Zagryzła wargi.
- Moje słowo jest słowem szlachcianki. Nie odejdę, jeśli mi nie pozwolisz.
- Czemu Alexander miałby to robić?! Jest rozejm! - Aila po raz pierwszy zobaczyła na twarzy Marcusa większe emocje. Gniew, wściekłość.
- To... przeze mnie. - Domyśliła się bez trudu. - Powiedziałam mu wczoraj, że jego towarzysze zostali zabici, podczas gdy naprawdę ich uwięziłam. Musiał się dowiedzieć. Jak widzisz... też stałam się potworem.
- Chcesz mi powiedzieć, że on tam morduje ludzi, bo dowiedział się, że ci których miał za martwych żyją? On? Traktujący żywych wyżej niż nieumarłych?
Wampirzyca zamyśliła się.
- Raz jeden za życia zrobił coś podobnego. Cały monastyr wyrżnął za to, że... - zrozumiała - … Giselle. Mści się za to, co zbrojni zrobili jej za dnia - dodała, czując jak ogarnia ją rozpacz.

Kolejny wrzask, urwany nagle, aż można było sobie zwizualizować jak ktoś spadł z murów.
- Ciekawe… - złość na twarzy Marcusa zmieniła się w zadumę. - Jest słaby, głupi. Niegodny. - Pokręcił głową. - Idź. Nasz układ jest ważny, póki on istnieje. Martw się o to, by nie zabił go Angus.
- Jeśli ojciec go zaatakuje, wywiążę się ze swojej obietnicy - rzekła Aila hardo. - Gdy zginę... liczę, że ty wywiążesz się ze swojej części układu.
I to rzekłszy zerwała się do biegu, by jak najszybciej dotrzeć do klasztoru. Biegnąc, słyszała, że Marcus podąża za nią zachowując jednak pewną odległość. Jakby ścigał ale nie zagrażał bezpośrednio.

Jakby do ostatka chciał trzymać Angusa w szachu.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-12-2017, 18:00   #65
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pod murem od strony lasu leżał jeden ze zbrojnych Angusa z włócznią wbitą w brzuch. Rana była śmiertelna, ale od takich nie umierało się szybko, a ten się nie poruszał. Widocznie zabił go upadek z wysokości, Aila wspomniała jeden z krzyków, ten urywany.

Brama klasztoru była lekko uchylona, a po przekroczeniu jej wampirzyca zobaczyła kolejne ciała pomordowanych. Pierwszy trup wisiał przybity mieczem do bramy, widocznie chciał przez nią uciec, ale zdążył chyba tylko odwalić blokująca belkę, a potwornie silne uderzenie przyszpiliło go do drewna i uchyliło wierzeje.
Zbrojni bronili się tam gdzie Alexander ich zastał, ale nie spodziewając się ataku od wewnątrz musieli stawać chyba do walki nagłej, z zaskoczenia.
Po jednym, po dwóch.
Może gdyby przygotowani na atak uderzyli na młodego wampira kupą w pięciu, sześciu…? Może...
Jednak nie dostali takiej szansy.
Bękart d’Eu jeszcze za życia był świetnym wojownikiem i zawołanym rycerzem, a teraz dysponując mocą krwi i nie musząc przejmować się zbytnio ranami nieśmiertelnego ciała…
To musiała być straszna, brutalna rzeź.

Drzwi do budynku monastyru też były uchylone. Aila wyciągnęła miecz z pochwy i pobiegła do wnętrza budynku, szukając Alexandra. Kierowała się w stronę lochów, a gdy przekroczyła wrota do nich i zeszła po schodach, zobaczyła “Jednookiego” mającego odpowiadać za pilnowanie więźniów. Wisiał nabity na hak na którym mocowano pochodnię, a sama pochodnia płonęła wciśnięta mu głęboko w gardło. Poza tym w podziemiach panowała cisza.
Wampirzyca zwolniła, by teraz zakraść się w stronę celi, gdzie przetrzymywani byli Jiri i Giselle.

Alexander klęczał pośrodku celi po bokach mając Czecha i Walonkę. Jiri leżał z obandażowaną głową. Przez szmaty przesiąkała krew, dużo krwi. Rzeczywiście musiał tłuc łbem w ścianę nim go nie unieruchomiono. Zakuto go w dyby aby nie mógł zrobić sobie więcej krzywdy, choć ciężko było określić czy w ogóle jeszcze żyje.
Giselle…
Giselle leżała tam gdzie Aila ją zostawiła. Jej szaty były porozdzeirane, na udach miała krew, ramiona znaczyły ślady podrapań, a choć twarz nie była zbyt widoczna, w świetle pochodni widać było podbite oko i zacieki krwi przy ustach.

Młoda Gangrelka przytuliła się do ściany, by ukryć jak najdłużej swoją obecność. Miała świadomośc zła, jakie wyrządziła, choć ciężko było teraz na to patrzeć. Sama też tłumaczyła się, że przecież chciała ochronić Giselle, lecz ta swoim pyskowaniem sprowokowała ją. Marna to była jednak pociecha. Aila więc tylko stała i patrzyła w ukryciu, zerkając od czasu do czasu na wejście do lochów, gdzie lada moment mógł pojawić się jej ojciec. Mogła mieć wrażenie, że wywołala go tymi myślami. Ciszę podziemi przerwały odgłosy butów na schodach, a potem kamiennej podłodze podziemi. W świetle pochodni widać było dwie sylwetki idące w kierunku krańcowych cel. Jedną rozpoznała od razu, wysoka do przesady, krocząca z jakimś dostojeństwem: Viligaiła. Druga, bardziej na przedzie… Angus.
Aila spojrzała raz jeszcze na Alexandra, uśmiechając smutno, po czym odstąpiła od ściany i stanęła przodem do nadchodzących z obnażonym mieczem.
- Nie pozwolę go ruszyć - powiedziała cicho.
Dwa wampiry przystanęły. Angus spojrzał ponuro na córkę.
- Zawiodłem się na tobie, Mała.
Skinęła głową.
- Wiem.
- Jesteście z siebie dumni? - Alexander wyszedł z celi.
W dłoni miał ociekający krwią miecz, ale gorzej przedstawiał się on sam. Jeden z bełtów kuszy wystawał z jego lewego barku, drugi zaś z czoła. Nie przebił czaszki, a jedynie zagłębił się i utknął w kości. Przez jego pierś przebiegał ślad po szerokim cięciu mieczem.
- Dumni? - powtórzył.
Aila obejrzała się przez ramię a na widok ran na ciele męża poczuła zupełnie ludzki uścisk w gardle. Nie miała jednak czasu się mu przyglądać, bo przemówił Angus, podchodząc kolejne dwa-trzy kroki.
- Przyznam, że w teorii twój plan brzmiał lepiej, Mała - rzekł lekkim tonem, w pełni jednak mając świadomość informacji, które przekazał Alexandrowi.
- Puść go... ich - również świadoma tego Gangrelka odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. - Poniosę konsekwencje.
- Konse… - Alex jakby się zatchnął, choć nie oddychał. - To twoja robota?! - zwrócił się do wampirzycy.

Znów spojrzała na niego przez ramię.
W jej oczach był ból, gdy potwierdziła skinieniem głowy. Nie było sensu się usprawiedliwiać czy tłumaczyć, wiedziała, że za chwilę i tak ma zginąć.
Alexander zbliżył się do niej. Im bliżej był tym ten bełt w czole wyglądał bardziej upiornie. Z miecza wciąż kapała krew.
- Pamiętasz polanę banitów? - spytał. - Gdy nas porwano? Kim się stałaś, by z małostkowej zemsty czynić jej to raz jeszcze?
Ponieważ Angus znów postąpił do przodu o krok, Aila odwróciła się tyłem do męża, by śledzić ruchy ojca w krwi. Nie ignorowała go jednak.
- Potworem, Alexandrze. Stałam się potworem. I my wszyscy nimi jesteśmy. - Spojrzała na Angusa a potem Viligaiłę. - Wszyscy. Tak naprawdę różni nas tylko to czy działamy bardziej czy mniej odkrycie.
- I ty będziesz mi kurwi synu mówił czemu to wy jesteście ci dobrzy, a ten chory kozojebca zły? - Alexander uniósł miecz spoglądając na Angusa. - Marcus to bydle, to gnida, to wrzód, który powinno się wyciąć żelazem i ogniem - bękart mówił z bólem i żalem w głosie - ale ty jesteś taki sam, nawet gdy stawiasz się naprzeciw niemu. Jesteś gnojem, bydlęciem, śmieciem, kupą gówna, które nawet ją - wskazał na Ailę - w tak krótki czas doprowadził do tego poziomu kurwiegosyństwa, aby uczynić to - ostatnie słowa Alex już krzyczał wskazując mieczem celę Jiriego i Giselle. - Ty już nie żyjesz prawdziwą śmiercią wiedeńska gnido. Już jesteś ostatecznie martwy. - Alexander prawie się zapluł ze wściekłości. - W okolicy są łowcy, a ja wyrżnąłem ci obstawę śmiertelnych chroniących was w dzień. - Bękart wyszczerzył się dziko. - To twój ostateczny wybór. Albo spierdalać na nietoperza i chować się w ziemi, zostawiając Ailę i tego wielkoluda na ostateczną śmierć, albo pokazać, że coś z człowieka jeszcze w tobie drzemie okurwieńcu. Umrzesz z godnością, lub uciekniesz w hańbie zaprzeczając ostatkom człowieczeństwa. No zabij mnie!!! Na co czekasz???!!!
Angus wysłuchał go, po czym uśmiechnął się z politowaniem.
- Dzieci... Ty i Aila jesteście tylko dziećmi, dlatego nam starym trzeba umieć wybaczać wasze występki. - Spojrzał na Viligaiłę - Jednakoż... nie wszystko uchodzić wam płazem będzie i kara też powinna być jakaś. Viligaiła, halt meine Tochter, bitte. Ich muss ihr und ihrer Geliebten eine Lektion erteilen. Nie martw się Ailo, nie zniszczę Alexandra.

Potężnie zbudowany, pogański Tremere podszedł do wampirzycy i stanął koło niej. Nie był agresywny, jednak Gangrelka miała świadomość, że w razie oporu wykona rozkaz. Angus tymczasem przeszedł obok i skierował się w stronę celi, gdzie znajdowało się dwoje nieprzytomnych lub nawet nieżywych kamratów bękarta d’Eu.
To na nich stary Gangrel skupił uwagę.
- Wciąż żyją... no trudno. Choć staramy się nie zabijać ludzi, wiecie chyba, że jest dla nas coś ponad to, ponad wartość życia - to tajemnica naszego istnienia, maskarada... - Mówił, idąc w kierunku śmiertelników aż do momentu, gdy Alexander wzniósł obnażony miecz i zagrodził mu drogę. Angus uśmiechnął się kpiąco, przystając na moment.
- Staramy się, by ludzie nie dowiedzieli się o naszym istnieniu, a jeśli już do tego dochodzi... są trzy ścieżki. Pierwsza jest dla nas nieosiągalna, bo nikt tu nie włada mocą wymazywania wspomnień. Zostają więc dwie pozostałe…

Nagle bez uprzedzenia stary wampir zaatakował Alexandra. Z niesamowitą zręcznością podciął mu nogi, przewracając Bękarta. Następnie chwycił jego miecz i... brutalnym sztychem wbił w nogę młodego Gangrela, po czym wyrwał ostrze z rany. Alex zawył z bólu i wściekłości. To wyglądało… jakby Angus sprał niedorosłego młodzika. Bękart był przy nim powolny, nieporadny jak dziecko.
Widząc to Aila już miała ruszyć na pomoc ukochanemu, lecz ramię Viligaiły przytrzymało ją.
- Nein - powiedział tylko olbrzym, lecz była w tych słowach groźba.

Tymczasem Angus wszedł do celi i stanął obok leżącej na ziemi, nieprzytomnej Gisell. Odwrócił się przodem do Aili i leżącego Alexandra, wymachując końcówką okrwawionego miecza.
- Zghulenie albo śmierć. - Wrócił do swego monologu, obserwując wijącego się na ziemi młodego wampira, który próbował wstać, lecz najwyraźniej stary Gangrel przeciął mu jakieś ścięgno w nodze, czyniąc ją niesprawną.
Alex próbował uleczyć to moca vitae, jednak rana musiała być poważna i wyglądało na to, że będzie potrzebował nieco czasu, by stanąć na nogi.
Angus zaś mówił dalej:
- Aila miała podjąć się tego pierwszego, ale skoro nie wykonała zadania do końca i skoroście oboje postanowili się buntować. Niech waszą karą będzie trzecia opcja. Patrzcie na śmierć tych, których...!

Urwał, bo nagle w jego serce od boku został wbity kołek. Giselle najwyraźniej tylko udawała nieprzytomną, bo wykorzystując skupienie się starego wampira na nieumarłych przebywających poza celą skoczyła nagle do góry. Okazało się, że nie była przykuta do ściany, a jej dłoni nie krępowały więzy. Z nienawiścią docisnęła teraz kawałek zaostrzonego drewna, aż wampir padł odrętwiały na ziemię. Giselle opadła na niego bezsilnie, wyglądało to jakby spięła się wykorzystując wszystkie siły na ten desperacki skok.

- Wyborna lekcja… - wycedził Alexander wspinając się do pionu po kracie.

Nie zdradzał żadnych oznak zaskoczenia tym co się stało. Nie wiadomo było, czy mówił do zakołkowanego Kainity w celi, czy Aili i Viligaiły stojących na korytarzu:
- Im starszy, tym potężniejszy, zapatrzony w swoją moc… Uznający się za nie przymierzając Boga! względem zwykłych śmiertelnych. Niedocenianie słabszych to piękny przepis na upadek - mruknął odwracając się ku żonie i pogańskiemu nieumarłemu.
Z jego ust zaczęły dobiegać jakieś piski.
Coś poruszyło się w mroku, w jednym miejscu, w drugim.
Piski zaczęły dobiegać z różnych stron.

[MEDIA]http://img.dotmsr.com/2017/06/large-d_1945920158526407808.jpg[/MEDIA]

Z zakamarków cel i podziemi zaczęły wychodzić szczury.
Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt.
Wciąż ich przybywało.

Aila patrzyła z fascynacją na ten spektakl, podobnie jak Viligaiła, który odruchowo popuścił uścisk na ciele wampirzycy. Ta z kolei wyłowiła jeszcze jeden dźwięk, a właściwie jego niknący rytm.
Jiri umierał.
Szlachcianka wyrwała się starszemu wampirowi, który sam chyba nie wiedział co ma czynić w tej sytuacji, bowiem nie czuł się nijak z Angusem związany. Przeskakując nad piszczącymi stworkami, Aila dobiegła do Czecha i ujęła w ramiona jego głowę. Wciąż żył, choć ledwo ledwo. Wampirzyca rozorała nadgarstek kłem i przystawiła ranę do ust Jiriego. Nie zareagował, toteż Gangrelka uniosła głowę. Jej oczy napotkały spojrzenie Alexandra.
- Pomóż mi go nakarmić, jeśli chcesz ocalić jego życie - powiedziała. - To będzie trzeci raz, więc nie będzie mógł się zabić, a niedługo... i tak będzie wolny, gdy umrę.
- Wolałby umrzeć… - rzekła cicho Giselle próbując nieporadnie wstać. - Pamiętaj… obietnica z Norymbergi… - Spojrzała na Alexandra.
Młody Gangrel stał spoglądając to na Viligaiłę, to na Ailę i Czecha. Szczury były wszędzie ale nikogo nie atakowały, choć na gest Bękarta skupiły się raczej na poganinie.
Aila zerknęła w stronę czarnowłosej, w oczach miała wściekłość.
- Nie rozumiesz, głupia? Będzie wolny. I żyw. Już niedługo. Zawarłam pakt z Marcusem. Pozwoli wam odejść w zamian za moje życie. - Jej spojrzenie złagodniało i przeniosło się znów na Alexandra. - On już wie, że więzy nie działają na ciebie. Lepiej byś odszedł. Z nimi. Oraz z Urszulą i Aliną. A Jiri powinien iść z wami. Nie widziałam chyba nikogo tak niezłomnego. Pomóż mi Alexandrze, ocalić jego życie. Proszę.
- Marcus nie odbierze Ci życia. Zginie w tej dolinie, tak jak Angus. Odejdź od niego - rzekł twardo do Aili. Sam zaczął kuśtykać w stronę Czecha rozorując sobie kłami przedramię.
- Alex! On cię znienawidzi! - krzyknęła Giselle przez łzy. Nie wiadomo czy szloch wynikał ze wspomnienia tego co spotkało ją w dzień, czy przez to, co rozgrywało się tu i teraz.
- On mnie już nienawidzi. Od momentu gdym powstał z martwych w tamtej jaskini. Chce mnie zabić, ocalić pamięć po przyjacielu, przecież wiesz. - Niech to zrobi, dlatego musi żyć.
Giselle nie odezwała się, płakała bezgłośnie.

- Jeśli ty go nakarmisz, może znów chcieć się zabić. Jeśli ja... będzie musiał posłuchać, gdy każę mu wyleczyć swoje rany. - Powiedziała Aila, jakby w ogóle ignorując Giselle.
- Jeżeli Ty go nakarmisz, ja będę musiał go zabić. Przysięga.
Gangrelka spojrzała na niego.
- Dobrze, będzie jak chcesz. Podtrzymam ci jego głowę - rzekła.
Gangrel przyłożył przedramię do ust Czecha i pchnął krew ze swego ciała by ciekła. Trwało to długo, bardzo długo… By wiązać śmiertelnych wystarczyły niewielkie ilości krwi, tu chodziło jednak o co innego. Alex nie żałował vitae.
Powoli rytm serca Jiriego przyspieszał i wyrównywał się. Aila zdjęła z jego skroni delikatnie bandaż, by zobaczyć jak krew z rany przestaje płynąć. Vitae z początku tylko lekko działała na stan Czecha, pchana podświadomością. By w pełni skorzystać z tej mocy, Jiri musiał zrobić to świadomie. Nagle ranny otworzył oczy i spojrzał z nienawiścią na Alexandra.
- Masz w sobie przeklętą krew, poczuj ją, sięgnij do jej mocy, skup się na swych ranach Jiri - Alex mówił po niemiecku bez emocji. - Ulecz się mocą tej krwi Wykorzystaj to, żyj.

Mężczyzna jednak oderwał się i spróbował odsunąć od Alexandra i od Aili, ale w dybach nie miał na to większych szans. Jego oczy napotkały załzawione spojrzenie Giselle.
- Zabij... mnie... - wystękał.
- Nie. Musisz żyć, żeby niszczyć takich jak ja. Od ciebie też zależy wiele, czy ubijemy tego kurwiego syna, co nas pojmał. - Alexander patrzył Czechowi w oczy. - Piłeś raz z niej, raz ze mnie. Nikt więcej poić cię nie będzie, a jak wszystko pójdzie dobrze i zwyciężymy, to dam ci się zniszczyć, przyjacielu. Ulecz się.
Jiri spojrzał na swojego dawnego pana, za którym poszedłby w ogień i... splunął mu w twarz. Jakakolwiek była jego motywacja, Czech jednak posłuchał i zaczął leczyć swoje ciało wypełniającą go wampirzą krwią.
- Zabiję was wszystkich. Ciebie... i tę twoją dziwkę... - Wskazał Ailę, która rozumiała tylko ogólny sens rozmowy. - Ją najpierw.

- Nie. Ty zdecydujesz, owszem, ale o moim losie. Los Aili będzie w decyzji Giselle - odpowiedział Bękart spoglądając na małżonkę. Ta parsknęła pogardliwie, puszczając Czecha, który zresztą sam się wyrywał.
- Moje życie obiecane komu innemu - powiedziała wyjątkowo ozięble, wstając. Spojrzała na zakołkowanego Angusa, a potem przeniosła spojrzenie ku Viligaile... którego nie było. Tremere skorzystał najwyraźniej z zamieszania i umknął. Mające go pilnować szczury kręciły się zdezorientowane po korytarzu.
- Z rana weźmiesz konia i pojedziesz na przełęcz, którąśmy wjechali do tej doliny. - Alexander mówił do Czecha próbując otworzyć dyby. - W ciągu dnia, a na pewno przed zmrokiem będzie tamtędy ktoś przejeżdżał. Rzekniesz mu, że przybywasz od tego, którego pierścień dał mu wilk i chcesz widzieć się z Wilhelmem. Stary drań jest w okolicy.
- Nie przyjmuję już od ciebie rozkazów - odpowiedział hardo Jiri.
- Zamknij ryj i słuchaj - Alexander zgrzytnął. - Postaram się uczynić tak, by wszystkich zgromadzić tu, w klasztorze. Wyrżnąłem śmiertelną obstawę Angusa, może i Marcus zrobił jakichś przybocznych z porwanych chłopów z tej wsi pod klasztorem, ale to zwykli chłopi. Rozniesiecie ich. W tej dolinie jest ośmioro nieumarłych. Licząc mnie i ją. Znasz choćby z legend lepsze żniwa?
- I tak ci nie ufam. Wypuść mnie i... ją - wskazał na Giselle - to z pewnością sprowadzimy na was śmierć.
- Nie możemy - odezwała się czarnowłosa, wciąż siedząc nad ciałem Angusa - Marcus zabije naszych jeśli... jeśli zrobimy coś przeciw niemu.
- Po tym co dziś przeszła, chcesz ciągać ją w drogę? W siodle? - Alex zignorował słowa Giselle. - Czego nauczał Wilhelm kretynie? - Alexander wysyczał Czechowi w twarz. - To misja, praca, powołanie do wyplenienia zarazy. Stając się fanatykiem stajesz się kupą gówna, pamiętasz? Sprowadź na nas zagładę, ale weź mnie kurwa nie denerwuj! - Gangrel odrzucił dyby w kąt. - Wiem, że to boli bardziej niż to co spotkało Otta. Stracić i widzieć karykaturę, nieumarłe wypaczenie kogoś. Nie pozwól by to zmieniło ciebie samego w fanatycznego potwora - Alex mówił coraz bardziej łagodnie. - Wiem, że to niełatwe. Masz robotę, po prostu tego nie spieprz.

Jiri słuchał go i choć nie chciał, słowa dawnego szefa trafiały do niego. Na koniec bardziej niż na wściekłego, wyglądał na wzruszonego.
- Wszystko przez nią. - wskazał Ailę, która trzymała się teraz z boku - Gdyby nie ona... - nie dokończył.
- A gdyby nie wy i wasza milcząca pogarda, bym czuła, że nie jestem i nigdy nie będę jedną z kompanii, nigdy by mnie tu nie było - odwarknęła Gangrelka, po czym ruszyła ku wyjściu.
- Znajdźcie wielkiego dwunoga, co tu był - Alex zapiszczał, a szczury na to całą falą ruszyły do wyjścia za Ailą, oraz w różne zakamarki pewnie czmychając innymi, sobe znanymi ścieżkami.
- Powiedz Wilhelmowi, że jak dopadniecie wszystkich, zakołkujecie… Chcę z nim porozmawiać zanim zniszczy choć jedno z nas. I uszy do góry uparty husyto. Nie żal życia przy takich żniwach, w tym co najmniej dwóch starożytnych. - Wstał i wciąż kuśtykając lekko zbliżył się do Giselle. - Poczekasz tu do rana pilnując tego kurwiego syna? - zwrócił się jeszcze do Czecha.
- Może... - Odparł ten, najwyraźniej wciąż manifestując fakt, że nie przyjmuje poleceń od wampira.
- Byłoby dobrze. - Alex wziął Giselle na ręce, czemu się nie opierała i utykając ruszył do wyjścia. - Przed świtem wrócę by go zabrać. - Odwrócił się jeszcze i spojrzał Czechowi w oczy. - Można by go zabić i teraz, ale niech to będzie egzekucja i jej splendor dla Wilhelma, ciebie, reszty.
- Pomyślę nad tym... - burknął mężczyzna, pochylając się nad zakołkowanym wampirem. Tymczasem Giselle nieśmiało otoczyła ramieniem szyję Alexandra.
- Mogę iść... twa krew mnie uleczyła. - szepnęła.

Nie odpowiedział kierując ku wyjściu z podziemi.
Kierował się ku celi Aliny i Urszuli.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-12-2017 o 18:26.
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-12-2017, 14:55   #66
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Trudno powiedzieć czy zdawał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Aila starym zwyczajem wdrapała się na wieżyczkę strażniczą, by tam czekać na przybycie Marcusa i stamtąd oglądać okolicę. Widziała tedy jak Alexander idąc krużgankiem niesie na rękach czarnowłosą dziewczynę. Jej twarz była pozbawiona emocji, a oczy puste, jakby pogodzone z losem.
Tymczasem na dziedzińcu zaczęła się uczta…
Szczury wyległy z zakamarków klasztoru i nie niepokojone zaczęły obgryzać ciała zbrojnych. Może nie byłoby to dziwne, gdyby nie ilość tych gryzoni i otwartość takich poczynań. Wyglądało to jakby rój tych zwierzaków wychynął by zasiąść do przygotowanej dla nich uczty.
Zaiste koszmarnej uczty.

[MEDIA]https://media.giphy.com/media/nulqSxrEONiEM/source.gif[/MEDIA]

Dawne mniszki pozostawione w podziemiach jako ‘pokarm’ dla swoich trzech przeistoczonych koleżanek wciąż leżały i głównie spały nabierając sił, były tak osłabione, że nie mogły się jeszcze same swobodnie poruszac, skazane na opiekę Aliny i Urszuli. Te dwie z kolei miały sporo pracy i zapewne zajmowały się teraz Giselle. Jiri siedział w podziemiach pogrążony w nieciekawych myślach, a Viligaiła gdzieś zniknął. Klasztor był ciemny, cichy i pusty, wypełniały go tylko piski, chroboty i obleśne chrupnięcia.

Aila zobaczyła w końcu sylwetkę Alexandra wspinającą się po schodach na zewnętrzne mury klasztorne. Czy powinna do niego dołączyć? Znała swego męża i wiedziała, że nawet jeśli byl na nią wściekły, pewnie nie będzie chciał pozwolić jej dopełnić umowy z Marcusem. Lepiej więc było, aby jej już nie znalazł - odejść bez pożegnania.
Wampirzyca otarła jedną krwawą łzę, która zakręciła się w kącie jej oka.

Bękart stał jakiś czas w bezruchu.
Trwało to długo, a on tylko patrzył w ciemność rozciągającą się u stóp wzgórza pod klasztorem.
W pewnym momencie pochylił się na chwilę i trwał tak kilkanaście sekund, po czym znów się wyprostował.
Wśród tych szczurów które mniej fanatycznie ucztowały na trupach zbrojnych Angusa (zapewne już się najadłszy) zapanowało pewne zamieszanie. Część miotała się po dziedzińcu, niektóre zniknęły w zakamarkach, aż wiele z nich z różnych stron zaczęło kierować się na swych łapkach w stronę wieży w której przebywała Aila. Alexander podniósł wzrok spoglądając w tamtym kierunku.
Wampirzyca uśmiechnęła się cierpko. No tak, miał teraz swoje sposoby. Pytanie czy chciał ja naprawdę odnaleźć. Nie uciekała, nie chowała się. Siedziała w okiennicy wieżyczki, skryta w cieniu jej daszku.
Z początku nic się nie działo, tylko Bękart znów się pochylił, ale wkrótce Aila usłyszała chrobotanie i w wieży zaroiło się od szczurów. Przemykały wokół niej to w jedną, to w drugą stronę, w końcu któryś lekko ugryzł ją w stopę.
Aila warknęła na delikwenta, odruchowo zabierając nogę i strząsając zwierzątko. Zmarszczyła brwi i spojrzała na Alexandra.
- Co to za końskie, a właściwie szczurze zaloty? - zapytała, choć nie była pewna czy ją usłyszy.
Nie sprawiał takiego wrażenie, po prostu stał patrząc na wieżę i chyba nawet nie wiedział w którym oknie mógłby szukać jej wzrokiem. Nie potrafił też jak ona widzieć w ciemnościach, więc i tak by jej nie dostrzegł.

Jeden ze szczurów zeskoczywszy z belki wplątał się wampirzycy we włosy, a nim uciekł drugi przebiegł jej po udzie. Zwierzątka buszowały wokół coraz częściej ocierając się o nią.
Aila nie bała się ich, jednak zaczynało być to irytujące.
- Alex, do cholery! Zaraz zacznę je wysysać, jak ich stąd nie zabierzesz! - krzyknęła i znów zawarczała, strasząc szczury obnażonymi zębami.
Nie robiły sobie z tego wiele.
Dar krwi Angusa, był tu przekleństwem, bo zwierzęta zwykle unikały wampirów, ale nie tych z klanu Gangrel. Tych traktowały tak jak zwykłych ludzi, a może nawet i lepiej. Z jakiegoś powodu nie bały się też jej reakcji, ale i dla szczura szczerzenie przez nią wampirzych kłów nie musiało być zbyt dużą groźbą.
- Czynić krzywdę, wysysać, zabijać… Tylko to już w tobie jest? - Usłyszała jego krzyk. - Obiecałem im, że nie będą zagrożone skłaniając cię do opuszczenia wieży. No dalej, złam moje słowo im dane, zabijaj.
To ja zirytowało.
Dlaczego miała odpowiadać za jego obietnice?
- A jak nie zechcę, to mają obiecane, że mogą mnie zeżreć tak? Obietnice dane szczurom są więcej warte niż moja wola, by tu pozostać? Jeśli chcesz czegoś, to wiesz już gdzie jestem! - odkrzyczała. Sytuacja wyglądała tym samym co najmniej groteskowo - dwoje skłóconych, nieumarłych małżonków przekrzykiwało się pomiędzy pożeranymi przez szczury trupami ludzi.

Nie odpowiedział.
Tymczasem jeden ze szczurów chyba na dobre wplątał się jej we włosy, zaczęły już otwarcie po niej biegać.
Wampirzyca spróbowała go złapać i zdjąć z siebie. Powiedzieć, że szczur opierał się, byłoby przesadą, po prostu zaplątał się łapkami we włosy, przez co ciężej było go zdjąć. Inne zaś nie próżnowały. Aila poczuła kolejne lekkie ugryzienia. W stopę, przedramię drugiej ręki, biodro. O dziwo jednak, wciąż zachowywała spokój tak jakby nawet towarzystwo małych, głupiutkich stworzeń było dla niej pociechą samotności.
- Ej, zostawcie mnie! - warknęła, wreszcie wyjmując szczurzego lokatora ze swoich włosów. Gdy w końcu oderwała go od swej czupryny kręcił łebkiem węsząc i piszcząc. Niezbyt mocno odrzuciła go w kierunku pozostałych kamratów.
- Uciekać stąd, już!
Szczury nie sprawiały wrażenia jakby ją rozumiały, jednak rozumiały mowę jej ciała. Kłębiły się więc teraz wokół popiskując jakby z tęsknotą, lecz już nie włażąc na wampirzycę. Ta pokręciła głową ni to zirytowana, ni rozbawiona.

Alexander patrzył jeszcze chwilę na wieżę, po czym wyskoczył za mur klasztorny. To zdziwiło Ailę na tyle, że szczury znów poczuły się pewniej i zaczęły wspinać na jej nogi. Wampirzyca jednak nie reagowała. Zastanawiała się co planuje jej szalony małżonek i... postanowiła ruszyć za nim. Zeszła po drabinie, żegnana entuzjastycznymi piskami szczurów, a następnie przez uchyloną bramę pomknęła w las, w kierunku gdzie spodziewała się, że zeskoczył Alexander.

Śledzenie kogoś, kto porusza się ostrożnie nie widząc w ciemności, dla widzącej w mroku dzięki wampirzemu darowi Aili nie było czymś trudnym. Sam Alexander zresztą nie sprawiał wrażenia jakby miał zamiar się ukrywać. Może nawet miał świadomość, że jest śledzony przez wampirzycę, ale jeżeli tak, to ostentacyjnie to ignorował.
W pewnym momencie przystanął, zadarł głowę i zaczął wyć.

Czekał.
Czekała też Aila, przytulona do pnia jednego z drzew, obserwując męża z pewnego oddalenia.

Trochę to trwało, lecz w końcu Aila zobaczyła wychodzące z ciemności cztery wilki. Jednego znała, tego który szedł na przedzie, ale pozostałe widziała po raz pierwszy. Dwa były mocno poszarpane, jeden z nich kulał mocno na zranionej łapie. Alexander przyklęknął i znajomy Aili wilk podszedł do niego.
Przez chwilę brzmiało tylko ciche warczenie i skomlenie, aż pozostałe wilki też się zbliżyły do wampira, który rozgryzł sobie skórę na przegubie.
- Ujmujące… - Aila usłyszała za sobą cichy głos. - Tworzy własną armię - w tonie, który słyszała przebrzmiewał sarkazm.
Nawet się nie oglądała. Znała ten głos.
- Twego brata przechytrzył - odparła cicho, nie spuszczając oka z Alexandra i czując jakiś dziwny rodzaj dumy.
- Co tam się wydarzyło? - Marcus stanął obok wampirzycy patrząc na swego potomka, który karmił krwią poranione wilki.
- Czemu pytasz? Czujesz niepokój? - Uśmiechnęła się kpiąco. - Przecież jesteś tak potężny, że możesz zejść do lochu i sam sprawdzić.
- Nie jestem tak głupi, by wystawiać się memu bratu. Potęga, tak. Ważne, by wiedzieć przeciw komu się staje. Przeciw komu ta potęga znaczy niewiele.
- I ile jesteś gotów zapłacić za tę wiedzę? - zapytała Aila, zerkając na niego.

Poczuła dłoń zaciskającą się na jej gardle dopiero gdy już leżała na ziemi.
- Nie igraj ze mną - rzekł stary gangrel przyciskając ją do ziemi i przybliżając twarz do jej twarzy.
Spojrzała mu odważnie w oczy, nie mając już nic do stracenia.
- Bo? Zabijesz mnie? - zapytała ironicznie.
- Tak, niedługo. Ale teraz… bo zabiję jego.
- Złamałbyś umowę, a to by oznaczało, że straciłbyś prawo do mojego życia i do sprawienia przykrości swemu bratu moim odwróceniem się od niego - odparła, nie okazując strachu. Po czym dodała: - Pochylasz się tak nade mną jakbyś chciał mnie pocałować, a nie zabić. Może się wahasz? - zapytała z bezczelnym uśmiechem. Chciała, by Marcus swoją złość skupił na niej, a skoro i tak miała umrzeć... chciała choć trochę napsuć mu krwi.
- Umowy, Mała, są po to by je przestrzegać, póki się chce. - Marcus nie odwracał twarzy, ale i nie przybliżał jej bardziej. Aila poczuła jak jego palce zmieniają się w szpony. - Zawsze mogę zakończyć tu i teraz tę romantyczną komedię. Zabić was oboje, Zostanie sam Angus z tym wielkim bydlakiem przeciw mnie, Merlinowi i Isottcie. Daj mi powód bym tego nie uczynił. - Wyglądało na to, że nie wiedział nic o losie swego wampirzego brata.
Wampirzyca patrzyła na pochylającego się nad nią Gangrela, który od dana stanowił jej własną obsesję nienawiści i strachu. Zupełnie niespodziewanie jednak dzisiejsze starcie z Angusem i to jak Alexandrowi i Giselle udało się wyprowadzić potężnego wampira w pole dodały dziewczynie odwagi. Trzeba było po prostu przełamać schemat, zagrać tak, by stracili poczucie panowania nad sytuacją.

Mimo gorejącej w sercu nienawiści, Aila uniosła głowę i przylgnęła wargami do zimnych ust Marcusa w namiętnym pocałunku.
Nie oddał pocałunku, oderwał głowę i zamachnął się. Aila poczuła ból, gdy dostała policzek okraszony szponami nieumarłego.
Jęknęła boleśnie - głośniej niż chciała. Nie wiedziała jednak czy zaalarmowała tym Alexandra i wilki.
- Och... taki niedostępny... - wymruczała zmysłowo. Sama nie wiedziała skąd brała tyle odwagi. Chyba po prostu nadmiar strachu sprawił, że... było jej już wszystko jedno.
- Taka młoda… wciąż jeszcze bardziej człowiek, niż spokrewniona. - Kolanami brutalnie rozchylił jej uda. - I czego ty chcesz? - Zobaczyła szpony przed własną twarzą, lecz zaraz zabrał je i poczuła dotyk zabójczych pazurów na swoim udzie, w okolicach wypalonego piętna. - Wszystko co ode mnie możesz dostać to ból.

Ból przywołał strach, lecz siła woli Aili była wciąż niezachwiana.
- To twój... wybór... - choć czuła obrzydzenie, pozwalała mu się dotykać. Była ciekawa czy w tej zgniłej mentalności został jeszcze ślad dawnych pragnień... czy miała rację domyślając się, że coś więcej stoi za prześladowaniem jej niżby może sam Marcus po sobie się spodziewał. Z wyrazu jego twarzy jasno wywnioskowała, że tysiącletni wampir wszelkie pragnienia zostawił za sobą, być może wieki temu.
A więc ból.
- Zostaw ją, to nie ma sensu - Aila usłyszała gdy Angus już miał szarpnąć szponami wywołując cierpienie splecone z jej wrzaskiem. - Angus przebity kołkiem, ten drugi zbiegł i się ukrywa. Wygraliśmy. Ona zginie z ręki śmiertelniczki, którą skrzywdziła.
Za Marcusem leżącym na Aili stał Alexander, a obok warczały wilki, wampirzyca jednak nie patrzyła na niego, wciąż patrzyła na Marcusa - wyzywająco, choć w oczach jej teraz czaił się też strach. Stary wampir natomiast podniósł się z jakimś ociąganiem.
- Od kiedy to szczenie dyktuje warunki przewodnikowi stada? - zapytał pozornie spokojnym głosem, odwracając się w stronę potomka.
- Od kiedy szczenie robi wszystko za przewodnika. - Alexander zbliżył się do Aili brutalnie chwytjąc ją za włosy. Syknęła boleśnie. To nie była udawana brutalność, Alexander faktycznie szarpnął ją za włosy mocno, zmuszając, by podniosła się na kolana.
- Wybrałeś drogę, którą wybrałeś - bękart kontynuował nie przejmując się reakcją ukochanej. - Stoisz z boku, patrzysz, czekasz… Masz swoje zwycięstwo, ale ona umrze z ręki mej służki.
Marcus przyglądał się przez chwilę bez słowa dwójce małżonków.
- Niech będzie. Ale wydasz mi Angusa w zamian.
- Mam w dupie Angusa. Ona zostanie zniszczona za to co uczyniła. Reszta mnie nie interesuje. Zajmij się szukaniem tego wielkiego bydlaka, poza tym wszystko jest pod kontrolą - Alexander zupełnie bez udziału świadomości zaczął wydawać polecenia nie przewidując jak może odebrać to jego ojciec w krwi.

Ten był o dziwo jednak bardzo opanowany.
Aż nazbyt opanowany.
- Tym niech zajmą się twoi nowi znajomi. - Wskazał na wilki, po czym dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu: - Godzinę przed świtem wystawisz na plac w Przyklasztorach Angusa. Jeśli nie, sam zakończę żywot nie tylko Aili, ale i wszystkich tych, których nazywasz swoimi kompanami. A na końcu zabiję ciebie. - To rzekłszy jego sylwetka zaczęła się rozmywać. Po chwili był już jedynie obłokiem mgły, która odpłynęła pomiędzy drzewa.
- Znajdźcie nieumarłego, który zbiegł z kamiennego domu dwunogów - wywarczał Alex do wilka.
Drapieżniki spojrzały na to jedynie na swego prowodyra, a ten stał dłuższą chwilę w bezruchu. W końcu schylił łeb i skoczył w mrok, jego towarzysze pobiegli za nim.
Alexander ruszył w stronę klasztoru ciągnąc Ailę za włosy.
Znów stęknęła.
- Potrafię chodzić... - warknęła, chwytając dłońmi jego dłonie, ale reakcją na to było jedynie brutalniejsze szarpnięcie.
Prychnęła, nie mówiąc jednak nic więcej.

Czuła się zraniona bardziej niż bólem rwanych z głowy włosów. To było upokarzające. I choć chciała wierzyć, że jest to tylko pokaz przed Marcusem... nie miała pewności.
- Wybrałaś drogę potworów, tak? - Alexander rzekł coś co mogło rozwiać te wątpliwości. Wciąż ciągnął ją w stronę klasztoru. - Wygodne, niedługo będziesz jak Marcus.
Przymknęła oczy, starając się w milczeniu znosić to traktowanie. Odpowiedziała dopiero, gdy wyszli z lasu na ścieżkę, prowadzącą do monastyru.
- Nie ma innej drogi - szepnęła tylko.
- Bzdura. Płonąc na słońcu uderzą cię myśli, czy mogłaś istnieć inaczej.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego ze smutkiem.
- Szkoda, że w ciebie nie uderzy świadomość własnego fałszu.
- Pierdolę to Ailo, nie chcę istnieć bez ciebie, a Twój los to kraniec, nie ma innej drogi. Trzeba to tylko doprowadzić do końca.
- Ciągnąc mnie za włosy... wiesz, dobrze, żem się pogodziła. Poszłabym sama. Ale widać nawet w obliczu tego, że zaraz przestanę istnieć, nie możesz zdobyć się na przełamanie, wybaczenie... doprawdy nie pragnę już niczego więcej niż śmierci. Może ona będzie mi czulszą kochanką…
- Nie dziwię się. Ktoś z tak czarną duszą… ale to zawsze coś, gdy rozumiesz, że na tym świecie nie ma miejsca na takie potwory.
Prychnęła.
- Prawda to, wszak większość zajmuje ludzka głupota. Chciałam oszczędzić te twoją drugą żonę... znowu. Chciałam się ulitować nad nią, lecz choć wiedziała dobrze co jej grozi, obrażała mnie i lżyła na mnie. Mówisz, żem drobiazgowa, ale czy to ona nie powinna tego już wiedzieć? Mów co chcesz, stawiaj mnie wśród najgorszych, ale ta głupia dziewka sama wybrała swój los. - W nagłym zrywie spróbowała się wyrwać, nawet kosztem własnych pukli i udało się jej to. Alexander nie trzymał mocno, nie przeszkadzał w jej wyswobodzeniu się. - jak to wcześniej z nią zrobił Jiri.
- Wybrała swój los przykucia do ściany w lochach na użytek ponad pół tuzina najemnych oprychów? - Obrócił się do niej przekrzywiając głowę.
- Może sam jej zapytaj. Czy nie chciałam ich zamknąć, zabierając ze sobą klucz. Może też odkołkuj Angusa i spytaj czy by ich nie zabił, gdybym nie wymyśliła innego rozwiązania. - Odskoczyła i spojrzała na niego wściekle. - Tak, Alexandrze, nie jestem siostrą miłosierdzia. Twoja Giselle działała mi na nerwy od bardzo dawna, gdy tylko znikasz z otoczenia obrażając mnie i mówiąc jaka to jestem ciebie niegodna. Nie rozpaczam specjalnie nad nią. Mogła się ze mną układać, widać jednak to, co ją spotkało, nie było dla niej dostateczną motywacją, by ugryźć się w język. Jiri zaś... od początku był tylko twoim kompanem. Jednym z tych, z którymi wieczorami siedziałeś w gospodzie, gdy ja zostawałam sama w alkierzu. Jednym z tych, z którymi śpiewałeś nieznane mi pieśni w drodze. Nie budził więc mojej sympatii i dopiero, gdy zobaczyłam jego opór, zyskał w moich oczach szacunek. Jednak dla ciebie jestem potworem... może jestem, może faktycznie nic mnie nie usprawiedliwia, jednakże miłości to nie powinno obchodzić. A twoją... obchodzi.
- Może to nie jest kwestia tego, że jesteś potworem. Może po prostu jesteś bezdennie głupia, Ailo?
Zmarszczyła brwi.
- Skoro tak chcesz się ze mną żegnać... Chyba nie ma sensu, bym mówiła dalej. - Powiedziała, wyraźnie urażona.
- Nie ma - zgodził się. - Skazałaś dwoje ludzi na lochy, jednego na śmierć, drugą na gwałcenie cały dzień. I tłumaczysz się, że uraziło cię iż nie byłaś traktowana jak rodzina, lub bliska przyjaciółka, przez obce ci osoby? Może nie głupia, możeś jest po prostu szalona?
- Ty za to zabiłeś tuzin ludzi, z których przynajmniej część miała rodziny i jest wszystko w porządku, prawda? Skoro jestem tak potworna, głupia i szalona powiedz mi Alexandrze, dlaczego więc nie uciekam, nie zostawiając ciebie i tych ludzkich gnid na pastwę Marcusa?
- Ludzkich. Gnid…?
Podniosła na niego rozwścieczony wzrok.
- Powinnam dodać “wychędożonych”?
Alexander zbliżył się do Aili.
- Może to nie tak, że gdy zginiemy, zginą dwa potwory - powiedział cicho. - Nawet gdybyśmy nimi nie byli, to śmierć nam potrzebna. Prędzej zostawić przy życiu Marcusa niż ciebie Ailo. On potwór, ale tyś szalona.
Odsłoniła kły.
- Spróbuj więc... - rzekła i rzuciła się do biegu w knieje.
- Nie zniszczę tej, którą kocham. Nie w moich rękach twój los. - Alex patrzył za Ailą, a z oczu pociekły mu krwawe łzy. - Moje przekleństwo, żem zakochał się w dziewce pustej, patrzącej jeno na siebie. Niedługo mi z tym jeszcze istnieć.

Gangrelka jednak nie słyszała jego słów, gnając przed siebie. Nie myślała nad tym czy ma szanse i kto może ją pochwycić. Czuła wiatr we włosach, czuła opór powietrza, czuła każdy mięsień ciała i te odczucia wyjątkowo koiły jej nerwy. Chciała tak biec choćby i na koniec świata, zostawiając za sobą ból i troski.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-01-2018, 12:18   #67
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Droga do klasztoru była dla Alexandra ciężka, choć bynajmniej nie fizycznie. Szedł pogrążony w rozpaczy i wściekłości, a przez to wszystko przebijało poczucie beznadziei i rezygnacji. Sam już nie wiedział czy żałował tego iż Aila przybyła na Kocie Łby, czy że jej szukał po zniszczeniu Elijahy, a może, że nie odjechali po prostu z klasztoru po porwaniu Merlina. Nie wiedział czy za wszystko winić wampiry, w szczególności Marcusa, permanentnie oddziaływujące na los ich dwojga, czy też przez te wszystkie wydarzenia z Aili wychodzi prawdziwa, zgniła natura.

Szczury nażarły się i jedynie pojedynczo przemykały po dziedzińcu nie zwracając już uwagi na makabrycznie ogryzione ciała. Widok ich był… zaiste koszmarny i nieumarły rycerz zdecydował się uprzątnąć zmasakrowane trupy.
Dwóch Węgrów, którzy zginęli atakując go razem, łysy Szwajcar przybity mieczem do wrót, starszy siwowłosy Niemiec leżący poza zabudowaniami monastyru po tym jak celny rzut włócznią zdmuchnął go wręcz z murów. Jeszcze dwóch, których Alex prawie w ogóle nie kojarzył - wszyscy dołączyli do Nicholasa-jąkały pozostawionego przez bękarta tam gdzie go zabił, w podziemiach wieży strażniczej.

Gdy zaciągał tam zwłoki, wspomniał słowa Aili, w których zarzucała mu wymordowanie tych wszystkich ludzi, mogących mieć rodziny.
Nie czuł winy, te bydlaki same wybrały swój los.
Alex zaklął w myślach. Za gwałt karano zwykle kilkoma grzywnami, a kościół zarządzał pokutę. I tyle. Co innego, gdyby chłop lub mieszczanin zgwałcił wysoko urodzoną, tu karano gardłem, często w męczarniach. Giselle szlachcianką nie była, ale Alexander nie czuł się źle z sięgnięciem po samosąd. Ileż to razy wśród pospólstwa ojciec, brat, czy mąż pohańbionej przechodził do krwawej zemsty i darowano mu to, lub zasądzano jeno niewielką główszczyznę?
Wampir kopnął ostatnie ciało zabrane z dziedzińca wrzucając je przez otwór w podłodze wieży.
Banda bydlaków na usługach wampirów, przekonana o swojej bezkarności. Jeżeli którykolwiek z nich miał własną rodzinę, Alex gotów był zjeść własne onuce.

Był jeszcze jeden, ten w podziemiach i to do nich bękart skierował się po zamknięciu klapy. Towarzyszyły mu piski pojedynczych szczurów. Po prawdzie zaciągnął tu trupy zamiast je spalić, bo nie chciało mu się po prostu szukać drewna i układać go w stos, ale nagle zdał sobie sprawę, że tym samym zrobił gryzoniom w ten sposób ‘spiżarnię’ na parę dni. Póki ciała nie zaczną gnić na tyle, ze nawet szczur ich nie ruszy.
Zrobiło mu się niedobrze…

Nie zdążył przejść z wieży, do głównego budynku monastyru, gdy z lasu rozległo się wilcze wycie.
Nawoływało, wzywało.
Jego.

Westchnął kierując się do wrót.
Ta noc zapowiadała się bardzo intensywna.


Jeden z wilków, który poinstruowany przez nowego Alfę jak uleczyć się krwią, którą napoił go Alexander, czekał za murami. Bez obecności przywódcy watahy nie zbliżał się tak chętnie do nieumarłego i trzymał dystans.
- Jestem - Alex wywarczał patrząc wilkowi w oczy. Moc jaką dostał od Marcusa z jego krwią pozwalała nawiązywać więź ze zwierzęciem i porozumiewanie się nie wymagało tego warkotu. Z drugiej strony drapieżnik zdecydowanie lepiej reagował gdy taka ‘rozmowa’ polegająca na emocjonalnej więzi wybudzanej darem, poparta była odgłosami, które choć same w sobie nic nie znaczyły, to przynajmniej kojarzyły się zwierzęciu z jakimś przekazem.
- Chodź - przekazał mu wilk wskakując między drzewa.
Bękart nie tracąc czasu udał się za zwierzęcym przewodnikiem, lecz zaraz stracił go z oczu. Drapieżnik wrócił się po nieko i zirytowany czynił to za każdym razem, gdy wampir idący po ciemku przystawał nie wiedząc w którą stronę ma kierować się dalej.

Księżyc i gwiazdy dawały jedynie nieco światła zasłanianego zresztą przez korony górskich sosen, toteż nieumarły nie zobaczył z początku kolejnych wilków. Było ich więcej, Dopiero rozróżniając sylwetki, warknięcia, błysk ślepi zorientował się, że więcej niż półtuzin, może z dziesięć? To musiała być cała wataha jego wilczego przyjaciela, a od niedawna sługi krwi. Szczególnie jeden z wilków wściekle warczał i szczerzył kły. Osłaniał mniejsze sylwetki.
Wilczyca.
Młode.
Alex nie ruszał się.

Nowy Alfa warknął i stanął między wampirem, a samicą, ta wycofała się wciąż szczerząc kły.
- Gratulacje. Cieszę się. - Nieumarły spoglądając wilkowi w oczy warknął cicho. Poprzednio nie mieli okazji porozumiewać się, bo przerwał im Marcus dręczący Ailę. - A tamten?
- Martwy. On mnie oszczędził. Błąd.

Alex pokiwał głową.
- Czemuś mnie wzywał?
- Trop. Nieumarły z kamienn…

Wilkowi przerwały piski dobiegające z drzewa.
Wampir zbliżył się do niego i zauważył na nim kilka szczurów. Wspomniał jak jeszcze w podziemiach poprosił gryzonie o wyśledzenie Viligaiły. Spojrzał w oczy jednego z nich nawiązując z nim więź.
- Zabierz je. Zabierz! - w tonach popiskiwań wampir wyczuł strach, ale i złość. - Obiecałeś dużo jeść. Za pomoc. Nie ma jeść. Są wilki. Zabójcy! - Bękart nie wiedział, czy ten szczur był tym samym, z którym negocjował pomoc jego i innych za ucztowanie na wypitym do cna Nicolasie i jego kamratach.
- Obiecałem i jest pożywienie…

Znów przeszło mu przez myśl, że wydał ośmiu ludzi na pożarcie zwierzętom, ale nie czuł głębokiej winy. Gryzonie mu pomogły, a tamci… Wspomniał słowa Aili, jak mówiła iż od pewnego czasu więcej ceni zwierzęta niż ludzi. Wspomniał żal za zabijanym wierzchowcem na polanie banitów, na krew dla Theresy i brak wyrzutów sumienia po wymordowaniu klasztoru ojca Armanda. To było właściwe. Zabijanie ludzi świadomie czyniących zło, a nie zwierząt niezdolnych najczęściej do tego. Tylko gdzie tu było to człowieczeństwo o którym mówił Aili? O potrzebie walki o nie, by wciąż być ludzki, nie potworem.
Westchnął.
- Tam gdzieśmy się spotkali. Twoi bracia i siostry już jadły, żaden szczur co został w klasztorze nie głoduje.
- Wrócić chcemy. Zabierz je. Zrobiliśmy o co prosiłeś. Wrócić. Zabierz!
- W końcu zejdą. Zjemy je -
warknął wilk.

Wampir znów westchnął.
Był za młody i nie potrafił zbyt pewnie wykorzystywać swoich mocy. Może kiedyś byłby zdolny przywoływać całe stada i wydawać im polecenia. Teraz na jego zew przybywały po jednym, po dwa zwierzęta i musiał negocjować udzielaną przez nie pomoc. Jak z wilkiem łaknącym wsparcia w odzyskaniu swej watahy. Jak z głodnym szczurem w podziemiach wieży strażniczej, łaknącym (jak większość gryzoni w okolicy) pożywienia, wobec odejścia ludzi z klasztoru i wsi, oraz zabrania przez nich ze sobą zapasów.
Teraz wkroczył na zupełnie nowe pole problemów.
Jak pogodzić dwa gatunki, z którymi się dogadał, a wśród których jeden chciał ten drugi zeżreć. Tu jeszcze nie było to problemem gdy alfa drapieżników był związany krwią, ale to co tu się rozgrywało wymuszało w przyszłości mądrzejsze dobieranie sojuszników i dawanie im zadań. Gdyby nie więź krwi z przywódcą watahy prosząc szczury o pomoc właśnie wydałby je na pożarcie wilkom.
- Zostawcie je, pozwólcie im wrócić do kamienny dom ludzi.
Alfa szczeknął na zgodę, ale na to kilka innych wilków zawarczało ostrzegawczo i z protestem. Alfa warknął wściekle tłumiąc ten bunt.
Posłuchały cofając się.
Wsparty wampirzą krwią, musiał stając do walki sam sprawić im spore manto. Świeżo po walce miał apogeum posłuchu.

- Tak tedy… i jedni i drudzy mieliście wyśledzić wielkiego dwunoga… i trafiliście tu.
- Tak -
zapiszczał szczur. - Tu!
- Trop urwany -
potwierdził wilk warknięciem. - Tu. - Zakręcił się obok drzewa bacznie obserwowany przez gryzonie.

Alexander zamyślił się.
Zwierzęta źle reagowały na nieumarłych, bo w mig je wyczuwały, tedy niemożliwe aby ot tak straciły trop. Gdyby Viligaiła miał wampirzą moc pozwalająca mu latać, albo jak Angus i Markus potrafił zmieniać się w ptaka lub nietoperza, odleciałby już z klasztoru, a nie uciekałby najpierw tu, na piechotę. Gdyby umiał rozwiewać się w mgłę, uczyniłby to jeszcze w podziemiach. To nie miało sensu…
Zespolenie z ziemią?
Jeżeli tak, to wciąż tu był.

- Wracajcie do kamiennego domu dwunogów, dziękuję - Bękart znów spojrzał na szczura i wydał z siebie piski, aby zaraz przejść na warczenie zwracając się do wilka i spoglądając mu w oczy. - Zostawcie je w spokoju i zostańcie tu do świtu. Przed zmrokiem wróćcie tu. Pilnujcie. Jak nieumarły się pojawi, wezwijcie mnie.
Alfa pochylił głowę i wycofał się trochę.
Jeden ze szczurów, jakby na próbę zaczął ostrożnie schodzić z drzewa, aż w końcu zeskoczył na ziemię. Wilki powarkiwały, ale żaden nie rzucił się na gryzonia, który nie niepokojony czmychnął w ciemność. Zachęcone tym pozostałe szczury podążyły jego śladem.
Alexander ruszył za nimi powoli, próbując wypatrywać drzew i korzeni w ciemności rozświetlanej jedynie lekkim poblaskiem księżyca.
Jak żesz zazdrościł Aili widzenia w mroku.
Wracał do klasztoru myśląc o niej.


- Chciałbym wydać go Wilhelmowi. Egzekucja, jak my te dwie suki w Wygódkach - Alexander mówił patrząc na Angusa przebitego kołkiem, ale słowa te kierował do Jiriego uważnie oglądającego bełty przed wsuwaniem ich do kołczanu. Czech był bardzo skrupulatny w wyborze pocisków i potrafił na targu spędzić parę godzin marudząc handlarzom i psiocząc na temat jakości grotów, mocowań lotek, lub skaz samych drzewcy. Przed nim było rozsypane może sto, może dwieście bełtów, a on cierpliwie oglądał je i wybierał te najlepsze. Kusza leżała obok.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-dRy3FcMZ4a8/T5NBFMhhXTI/AAAAAAAAAA0/aYM3vwE6hzs/s1600/crossbow-3.jpg[/MEDIA]

- Zbędny zachód - mruknął w odpowiedzi.
- Problem w tym, że jak nie wydam go Marcusowi na godzinę przed świtem, to on może zabić Noela i Bernarda. A jak wydam… Nie jestem pewny czy chodzi o zniszczenie tego tu. Marcus może go związać krwią i uczynić sługą. Jak Merlina, dawnego sire Aili. Jak tę Italkę, z którą przybył dwie noce zanim mnie… - Alex urwał krzywiąc się w grymasie.
Jiri nie odrywał wzroku od swoich “zabawek” ani się nie odzywał, jakby w ogóle nie słyszał Gangrela.
- Co ty zrobiłbyś na moim miejscu? - spytał nie zrażony postawą Czecha.
Ten podniósł wreszcie na niego spojrzenie.
- Rzuciłbym się na miecz lub z murów. A najlepiej oba naraz - powiedział, po czym dodał. - To już nie twoja sprawa. Ty jesteś martwy.
- Pytam o Bernarda i Noela - odwarknął wampir. - Oni jeszcze żyją.
- Może żyją. - Poprawił go Jiri. - A może są już w mocy tego... - splunął - wąpierza. Pytasz mnie o radę, dobrze, dam ci ją. Wykorzystaj to. Wiesz kiedy i gdzie pojawi się potwór. Przygotuj pułapkę.
- Problem w tym, że ten kurwi syn może w jedną chwilę rozwiać się w mgłę i tyle widzieli zasadzkę - mruknął nieumarły rycerz z ponura miną. - Nie wiadomo czy zjawi się sam, czy ich cała trójka. - Znów spojrzał na Czecha. - Wtedy w Wygódkach… chybiłeś o włos, czy to bełt wystrzelony z kuszy za słaby, aby go przebić?

Jiri zrobił minę, jakby Bękart obraził jego matkę i gotów rzucić się z gołymi rękami, by bronić jej honoru. Na szczęście wiedział jednak jak ważna jest odpowiedź nie tylko dla sprawy, ale i życia ich przyjaciół.
- Chybiłem. - Przyznał ponuro.
- Niełatwo trafić, ale i nieumarli potrafią wzmacniać swe ciała. - Alexander wskazał palcem miejsce na swoim czole, gdzie parę godzin temu tkwił bełt. - To stary wampir. Trzeba liczyć się z tym, że nawet utrafiając w sedno nie da to wiele, a drzewce nie sięgnie serca. Spróbujesz raz jeszcze? Zapolujemy wspólnie może po raz ostatni, Jiri?
Czech skinął twierdząco głową.
- Najpierw on. Potem ta twoja... - znów splunął - a potem ty. Ta ostatnia śmierć, postaram się, by była najlżejsza.
- A inne? Przy nich postarasz się by najlżejsze nie były? Co się z tobą stało Jiri?
Mężczyzna podniósł na niego ciężkie spojrzenie.
- Wyrównuje rachunki. Jemu należy się za to co ci zrobił. Jej... za Giselle. Byłem tu. Widziałem co jej robili. A ta twoja... pozwoliła na to. Nie daj się po raz kolejny zwieść jej ładnej twarzyczce i wielkim oczętom. Ona od początku tylko chciała nas zniszczyć, żebyś był tylko jej.
- Dlatego zostawisz jej los Giselle - Alexander odrzekł złym głosem. - Marcus ma szczeznąć. Giselle zdecyduje o bycie Aili, ty o moim, a o wszelkich pozostałych, jeżeli będą w naszej mocy rozsądzi Wilhelm.
Jiri uśmiechnął się krzywo.
- Niech będzie, choć... wątpię, by było tak łatwo, cobyśmy planowali kogo i jak ubić. Jeśli będzie okazja, to trzeba to czynić i tyle. Ty jednak póki co bezpiecznyś. Tyle mogę zapewnić w imię... dawnych przyjaźni.
- Może być i tak, że szczeźniemy - wampir wzruszył ramionami - to srogi hazard. Sam jednak dobrze wiesz, że nieumarłego łatwiej unieruchomić drewnem w sercu, niż ubić w boju. A wtedy wolę zawczasu jasno sprawę postawić, co byś zbytnio nie szalał, mając któregoś pod mieczem.
Czech skinął głową.
- Niech będzie.
- Przygotuj się i broń. Niech to będzie silny i celny strzał. Nie mam z nim szans w walce, więc gdyby nie wyszło to uciekaj, zabierz kobiety wozem i pędź ku ujściu doliny. Zrobię ile się da wtedy, aby choć powstrzymać go przed pościgiem. Będzie wszak niedługo przed świtem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 03-01-2018 o 17:19.
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-01-2018, 18:16   #68
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Miały minąć setki lat, by ludzie odkryli czym są endorfiny i że jest coś uzależniającego w bieganiu, coś oczyszczającego. To właśnie poczuła Aila. Jej mięśnie nie męczyły się tak jak kiedyś. Wszystko było kwestią przepływu krwi. Tak, wszystko sprowadzało się do vitae. Nic dziwnego, że większość wampirów miała obsesję na punkcie pożywiania się.
Aila zresztą też czuła ogromną przyjemność w trakcie tej czynności i tylko pamięć o tym jak wiele zniszczeń może spowodować wampir, który się nie hamuje, trzymała ją w ryzach. Obrzydzenie... wyrzuty sumienia... to zacierało się coraz bardziej. Coraz bardziej Aila przestawała być człowiekiem i poczuła to wyraźnie, rozmawiając z Alexandrem. W potoku słów nazwała dawnych kamratów ludzkimi gnidami i choć sama poczuła się zawstydzona tym określeniem, musiała przyznać, że w myślach tak określała żywych, gdy sprawiali jej kłopoty. Jak choćby Giselle - głupia i pyskata, od lat polująca na jej męża, by tylko zagnać go do łoża. I kilka razy jej się to udało - świadomość tego bolała Ailę nawet w pośmiertnym życiu, bo nie chodziło już o sam akt, chodziło o przełamanie oporów kogoś tak upartego jak Alexander d’Eu. Blondwłosa piękność nieraz próbowała tej sztuki i zazwyczaj kończyło się to fiaskiem, kłótnią, obrażaniem, a nawet dramatycznymi rozstaniami. To właśnie bolało - świadomość, że inna kobieta potrafiła coś, czego nie potrafiła ona - niby to najdroższa jego sercu.

Biegła i biegła przez las, nie bacząc nawet na odgłosy jeźdźców, którzy gdzieś tam traktem zmierzali w kierunku klasztoru. Pomyślała nawet, że to pewnie ci łowcy, których Alexander powiadomił, ale... co ją to teraz obchodziło? Wreszcie zerwała łańcuchy, uwalniając się od nich wszystkich - Alexandra, Marcusa, Angusa, Merlina... Każdy z nich chciał ją najwyżej wykorzystać, żaden się o nią nie troszczył, dlaczego więc ona miałaby troszczyć się o nich i powstrzymać przed wzajemnym wybiciem się?
Wspomnienie Alexandra i ich ostatniej rozmowy piekło pod powiekami gorejącymi krwawymi łzami, jednakże młoda wampirzyca wiedziała już, że z czasem to uczucie zblednie i choć nie zniknie pewnie nigdy, będzie w stanie zepchnąć je gdzieś na dno swej potępionej duszy.
Oto ucieczka stała się wolnością... nawet jeśli krótką.

Aila nie wiedziała jak daleką drogę przebiegła, bowiem poruszała się lasem a nie traktem czy nawet wzdłuż niego. Przemieszczała się drogą dziką i nieprzyjazną śmiertelnikom, zagłębiając w mroczną puszczę porastającą dolinę oraz niskie partie stoków górskich.
Choć były to w większości drzewa iglaste, ich strzeliste sylwetki zasłaniały wampirzycy niebo. Toteż dopiero poczucie znużenia i narastającej ospałości, uświadomiły jej, że oto niedługo nastanie świt, a wraz z nim jej śmierć - jeśli szybko nie znajdzie schronienia.
Wampirzyca zatrzymała się i rozejrzała. Mogła spróbować odbić w lewo i wspiąwszy się na grań, poszukać tam jakiejś jaskini. Było to jednak ogromne ryzyko, co wszak, gdy nie znajdzie schronienia? Może lepiej zostać tu i przeznaczyć czas na zakopanie się w ziemi, przykrycie mchami i igliwiem, którego wszędzie było sporo w nadziei, że żaden leśny mieszkaniec nie zechce rozkopać jej prowizorycznej krójówki.
Doprawdy każde rozwiązanie wiązało się z ryzykiem…

Nagle Aila napięła mięśnie.
Teraz, gdy sama przestała być źródłem jakichkolwiek dźwięków, wychwyciła coś, coś, co towarzyszyło jej od pewnego czasu - dodatkowy szum, jakby wraz z nią poruszał się ktoś jeszcze. Była więc śledzona! Gangrelka warknęła i wyjęła miecz z pochwy, okręcając się powoli wokół własnej osi.
Szum ustał. Ktoś musiał przystanąć, przyczaić się. Kto? Może Marcus? Dla niego pewnie śledzenie młodej wampirzycy nie stanowiło wyzwania. Ale nie... Marcus nie robił jednej rzeczy, którą wyłapały czułe uszy blodynki. Nie dyszał ze zmęczenia. Czyżby któryś z łowców? W takim razie nie odda tanio swej skóry.
- Wyłaź! - warknęła rozkazująco, mniej więcej już orientując się, gdzie ów osobnik się ukrywa.
- Wyłaź, albo cię zniszczę! - krzyknęła, wściekła, że ktoś za nią podążał.
Usłyszała tedy szelest kroków, a między drzewami pojawiła się sylwetka człowieka. Ręce miał opuszczone, był nieuzbrojony.
- Obawiam się, że nie da się mnie bardziej już zniszczyć. - Usłyszała znajomy, nieco smutny w tonie głos. - Obojeśmy się bardzo zmienili w ostatnim czasie, pani.
Aila cofnęła się o krok na widok śmiertelnika. To niemożliwe! I choć z trudem poznała jego fizjonomię, to rysy twarzy i głos nie mogły należeć do nikogo innego. Przed nią stał Hans.


- Ty... to ty. - Nie wiedziała co powiedzieć, czując zamęt w głowie. - Myśleliśmy, że nie żyjesz. Alina... twoja żona jest w klasztorze... Ona wciąż chyba... czeka na ciebie.
- Jednak żyję. - Patrzył na nią spięty i z jakąś twardością we wzroku. - Czego nie da powiedzieć się o tobie. Wyczuwam w tobie splugawienie. Nieumarła.
Aila poczuła jak kielich goryczy przelewa się. Oto kolejny człek chciał ją obrażać za dokonane wybory.
- Czego chcesz? - zapytała ponuro, znów unosząc miecz.
- Długo żyłem wśród takich, ktorzy twierdzą, że powinienem cię zniszczyć, za samo to czym się stałaś - odpowiedział nie poruszywszy się nawet na przyjęcie przez nią bojowej postawy.
Przekrzywiła głowę, zastanawiając się o kim mówi.
- Ale. ..?
- Ciekawi mnie co się zmieniło, oprócz ustania bicia serca.
Skrzywiła się.
- Jeśli nie znajdę schronienia przed świtem, to niczego się nie dowiesz. - Powiedziała, po czym dodała jakby z pokorą: - Zmieniłam się. To pewne. Alexander mnie nienawidzi.
- Była w tobie jasność - Hans nie zbliżał się. - Dobroć, nieujarzmienie, ale i gotowość do poświęcenia. Wszystko odeszło wraz z mrokiem?
Te słowa ją zasmuciły. Spuściła wzrok.
- Zapłaciłam cenę za przetrwanie. I wciąż płacę. Wciąż... umieram po trochu w środku. Nie mi to oceniać ile dawnej mnie pozostało. Hans... a co z tobą? Jak tyś przetrwał?
- Ukrywam się wciąż, ale już nie jako bezwolny, apatyczny, pogodzony z losem. Moi prześladowcy przekonali się, że polują na drapieżnika. Odzyskałem coś, co kiedyś utraciłem. Nie odzyskałbym tego, gdyby nie ty.
- Tylko czy ja to wciąż ja... - odparła Aila z przekąsem, po czym spojrzała w górę. - Miło się rozmawiało, a przede wszystkim dobrze widzieć cię w zdrowiu... choć nieco zaniedbanego, Hansie, ale... sam rozumiesz. Czas na mnie.
- Gdzie masz zamiar się schronić? - szwajcarski rycerz spytał z ciekawością. - Ileż to do świtu, godzina? Dwie?
Skinęła głową.
- Ja... miałam właśnie szukać. - Wyznała zmieszana, zaczesując palcami pasmo blond włosów za ucho.
- Najbliżej klasztor, lub wieś pod nim - Hans zmrużył oczy i przechylił lekko głowę wciąż obserwując wampirzycę.
- Nie, tam nie wrócę. - Rzekła wampirzyca zdecydowanie. - Wolę już szukać szczęścia. Żegnaj Hansie.
- Szukać czego? Jakiejś jaskini? A jak nie znajdziesz, lub w dzień rozszarpie cię niedźwiedź mający tam leże?
Wzruszyła ramionami.
- Dlatego mówię ‘żegnaj’ i nie odbieraj tego jako dramatyzowanie. Po prostu... - zawahała się - wszystko mi już jedno.
- Wszystko? Słońce pali was niby ogień. Widziałem raz jak w Lozannie palili dziewkę oskarżoną o czary. Jej wrzaski świadczyły o tym, że… to straszna śmierć. Może chcesz bym dał ci zamiast tego szybką? Prawie bezbolesną.

Przyjrzała się mu swoimi błękitnymi oczami. Po prawdzie czy nie szukała śmierci? Czy nie utraciła wszystkiego, na czym jej zależało, tracąc też siebie? Czy był sens dłużej się oszukiwać?
Aila nagle skierowała ku mężczyźnie miecz - lecz nie ostrzem, a rękojeścią w jego stronę.
- Niech i tak będzie - powiedziała cicho.
- Użyj go inaczej - warknął. - Trzeba wykopać dół byś miała gdzie spędzić dzień. Przypilnuję cię.
- Ale…
- Może jest w tobie coś uprawniającego cię do istnienia. W tej dolinie są tacy, o których nie mógłbym tego powiedzieć. - Hans zmarszczył brwi.
Patrzyła chwilę na niego. Oto, gdy mrok całkiem pochłonął jej istotę, gdy pogodziła się z nim, ktoś wyciągnął do niej rękę. Ot tak. Z uwagi na dawne zażyłości.
Aila skinęła głową, żałując w duchu, że Alexander nie potrafił taki być.
- Dziękuję. - Rzekła, po czym wzięła miecz i zaczęła rozglądać się za dogodnym do letargu miejscem.

Nigdzie nie widziała żadnej jamy, ani wykrotu w ziemi, który wystarczyło by poszerzyć, aby zagłębić się w środku i pozwolić się przysypać Szwajcarowi uważnie obserwującemu jej ruchy. Wyglądało na to, że musiała wykopać dół od podstaw. Był jeszcze na to czas, ale miecz wykuty był do zabijania, wrażania żelaza w ciało, rąbania… nie do kopania w ziemi.
Aila wybrała miejsce pod wielkim dębem i uśmiechnęła się pod nosem.
- Może jeszcze zmienisz zdanie... - powiedziała, odkładając broń. Nagle jej palce zaczęły się przekształcać w potężne szpony, a wampirzyca poczuła głód krwi. Nie był dojmujący, by nie mogła go zignorować do jutrzejszego wieczoru, wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała się pożywić. I to porządnie. Odruchowo spojrzała na Hansa, który wciąż stał w niewielkim oddaleniu i spoglądał na nią wzrokiem z którego ciężko było szlachciance coś wyczytać. Tylko przez krótką chwilę zobaczyła zdziwinie na jego twarzy w reakcji na przeistoczenie jej dłoni w śmiercionośne pazury, szybko je jednak opanował.
Skoro nie pytał o nic, ona nie mówiła. Po prostu zaczęła kopać.

Mimo wszystko nie było to łatwe, ale zdecydowanie lepiej szło niżby miała próbować spulchniać ziemię orężem i przerzucać ją ostrzem. Zaletą jej stanu było też, że nie męczyła się jako nieumarła. Na próżno byłoby wsłuchiwać się aby wyczuć przyśpieszony oddech czy zadyszkę. Trochę jednak trwało to i nie było daleko do świtu, gdy dół był na tyle głęboki i szeroki, że mogła spokojnie się w nim zmieścić. Jego wielkość wskazywała, że musiałaby zwinąć się w nim w kłębek. Jak kot, lub dziecko w pozycji płodowej… niemniej zmieścić się mogła.
- Pomożesz mi się zasypać? - zapytała Hansa, przywracając dłoniom normalny wygląd.
Przytaknął jedynie skinieniem głowy i zbliżył się.
- Wejdź do środka. Przypilnuję, w dzień i… mam sporo do przemyślenia.

To było dziwne uczucie, gdy kładła się na ziemi, zwijając do pozycji embionalnej niczym kulące się ze strachu przed potworami dziecko. Tylko że to ona była teraz potworem. Spojrzała jeszcze raz na Hansa, po czym zamknęła oczy.
W chwilę później poczuła jak przysypuje ją ziemią.
Było to… dziwne uczucie. Jakby zostawała właśnie grzebana jak zmarła. Po części wszak taką przecież była i pewnie dlatego nie miała problemu z zaśnięciem.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-01-2018, 16:02   #69
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Angus półsiedział uwiązany za ręce do belki wspierającej daszek nad studnią na jednym z placyków pomiędzy chałupami Przyklasztorów. Był świetnie widoczny w świetle ognia pochłaniającego jedną z chałup, którą Alexander podpalił z kilku różnych powodów. Podstawowym był ten, aby wszystko doskonale widzieć, a ni bazować jeno na bladym świetle księżyca kończącej się nocy. Patrząc na buzujący ogień przypomniał sobie płonącą karczmę w Wygódkach. Wtedy, wiedząc już o strachu nieumarłych względem ognia, burza żywiołu pochłaniająca domostwo Filipa jawiła mu się bezpieczeństwem. To pod kamienną ścianą parteru karczmy chronili się w kupie mimo płomieni strzelających wyżej. Teraz starał się być jak najdalej od pożaru czując panikę na samą myśl, że mógłby się tam zbliżyć. Kto wie, mogło tak płonąć i do świtu, gdyby im się nie udało, to Jiri mógł przeżyć stając w upiornym gorącu na tyle daleko od płomieni by nie upiec się żywcem, a na tyle blisko by mieć pewność iż żaden nieumarły nie podejdzie zbyt blisko.
Przez blask ognia klasztor był niewidoczny, ale Alexander zerkał w tamtym kierunku. Polecił Alinie i Urszuli przygotować wóz, a Jiri zaprzągł konie. Zmaltretowana Giselle i przemieniona w wampirzycę, zakołkowana mniszka Hue zostały ukryte w wygodnych skrytkach pod podłogą, w których z Wiednia podróżowali Angus, Aila, Isotta i Viligaiła. Pozostałe odratowane w podziemiach mniszki znalazły miejsce w powozie, a siostry miały wywieźć je i siebie z tego przeklętego miejsca gdy w Przyklasztorach zacznie się jatka.
Zadbanie o dziewczęta popłaciło, bo ghulice Aili zdradziły mu przy tym w jaki sposób czwórka wampirów żywiła się podczas długiej podróży z Wiednia. Viligaiła uciekając z Klasztoru nie miał czasu zabrac worka powierzonego mu przez radę Tremere, a wciąż było w nim sporo niepozornie wyglądających orzechów włoskich…
Nieumarły wyciągnął jeden z sakwy przy pasie i przypatrzył mu się, po czym skupił dobywając z niego zaklętej esencji. Owoc rozpadł się w proch, a bękart poczuł lekkie uczucie nasycenia.
Cóż za moc…
Niejako z obrzydzeniem i frustracją odpędził od siebie myśl ileż krwi Wiedeńscy Tremere musieli wykorzystać, by nasycić nią te orzechy za pomocą znanej sobie magii.
Jeszcze raz rozejrzał się, ale nie mógł dostrzec Jiriego, który ukrył się dobrze ze swoją kuszą. Wszak Czech zdawał sobie sprawę, że idzie tu nie tylko o sukces polowania, ale i jego życie. Zreszta nawet gdyby wszystko poszło tak jak zaplanowali, to… Alexander pokręcił głową.
Nawet gdyby bełt utrafiający w nieumarłe serce sparaliżował Marcusa, to czy starczy mu sił i umiejętności by stanąć przeciw Isottcie i Merlinowi, gdyby okazało się iż stary Gangrel przywiódł ich ze sobą?
- Jeżeli w coś wierzysz stary sukinsynu, to módl się - Alex szepnął przykucając przy Angusie i sprawdzając czy kołek trzyma się mocno. Kiedyś w pieczarze banitów zastanawiał się czy Theresa świadoma jest otoczenia z majac przebite drewnem serce. Teraz już wiedział, że tak. - Jakież to zabawne, że nadzieje na przetrwanie, może dać ci tylko wpadnięcie w łapy łowców, podczas gdy od spokrewnionych… od własnego brata, dostaniesz niewolę krwi, albo ostateczną śmierć.
Nieumarły rycerz wyprostował się i zerknął na płonący budynek, a potem wrócił do przypatrywania się otoczeniu.
Czekał.
Marcus pojawił się na godzinę przed świtem spływając z nieba pod postacią czarnego kruka. Jego przybycie uprzedziło pojawienie się Isotty, która na koniu przejechała obok wsi kierujac się ku klasztorowi. Wraz z nią było dwóch jeźdźców w kapturach.
Marcus tymczasem podszedł w kierunku brata, ale jednak trzymając pewien dystans.
- Więc to prawda... legendarny Krogulec poległ z ręki młodzika. Fascynujące.
- Gdzie moi ludzie? - Alexander spytał nie komentując spostrzeżeń starego wampira.
Gangrel powoli podniósł na niego wzrok.
- Bezpieczni. Wrócą do Ciebie, gdy załadujesz mojego drogiego brata na konia Isotty, która, jak pewnie wiesz, czeka u bram monastyru. Zanim jednak to nastąpi, chciałbym coś sprawdzić. To, o czym mówiła, twoja droga małżonka, która postanowiła zakończyć swój byt tegoż ranka. Doprawdy, niemądre dziewcze, tak na marginesie mówiąc. W każdym razie mam prośbę do Ciebie Alexandrze. Udowodnij mi swoją lojalność i pozbaw się teraz jednego oka. Dowolnego. - Rzekł z tym samym niezmąconym spokojem.
- Co mówiła? I czemu mam się go pozbawiać? - Bękart nie musiał udawać zdziwienia, choć doskonale wiedział co o nim Aila rzekła Marcusowi. Tym okiem jednak faktycznie go zaskoczył. - Jeżeli zaś Isotta ma zabrać tę mendę, to musi tu podjechać, nie będę tachał go z powrotem do klasztoru.
- Będziesz. Zaraz potem, jak wydłubiesz sobie oko, by okazać mi lojalność. Teraz! - Powiedział z naciskiem stary wampir.
- Ale… to moje oko… - Alexander wyjął nóż i przez chwilę jakby się wahał. W końcu uniósł go do twarzy.
Nie chodziło nawet o samą kwestię bólu jakiego się spodziewał, ten mógłby znieść. Nie chodziło też o absurdalne okaleczanie się własnoręcznie, bo jeżeli Marcus potrzebował takiego dowodu, to danie mu go mogło tylko pomóc uśpić czujność starego nieumarłego.
Bękart patrząc na ostrze po którym pełgał poblask płonącej chałupy, zastanawiał się czy utraci to oko już na zawsze…
Moc krwi pozwalała leczyć rany, nawet te bardzo ciężkie, o czym przekonał się prawie tracąc rękę jako człowiek, ale… Czy mogła odtworzyć część ciała której się pozbawi?
Spojrzał raz jeszcze na Marcusa nie udając rozterek.
Z drugiej strony za niedługo mógł być już ranny, co za różnica czy z okiem czy nie.
Zagryzł zęby i przybliżył nóż do twarzy.

[MEDIA]https://i.imgur.com/5onWiZW.png[/MEDIA]

- AAaaaaaargh!!! - nawet nie do końca zdawał sobie sprawę, że to on tak wrzeszczy. Ból był koszmarny, toteż by skończyć jak najszybciej pomógł sobie palcem drugiej dłoni.
Pole widzenia zmieniło się nagle, a młody wampir aż oparł się o słup podtrzymujący daszek nad studnią, do którego przywiązany był Angus. Zdrowym okiem patrzył na oko… jego własne oko spoczywające na dłoni.
- Dla… dlaczego…? - wystękał wciąż targany bólem i spojrzał na Marcusa.
Ten spoglądał na niego z satysfakcją, którą starał się ukryć pod płaszczem obojętności.
- Potrzebowałem dowodu twej lojalności. Aila... nieźle namieszała. Doprawdy czasem nie wie czy ta dziewczyna jest tak głupia, czy tak sprytna. A teraz każ otworzyć bramę, by wjechali moi jeźdźcy.
- Czyli to przez nią… - Alexander spuścił nieco głowę i zacisnął szczęki.
Wciąż nie miał zielonego pojęcia czemu ta wariatka wyjawiła Marcusowi jego odporność na więzy krwi. Przypłacił to okiem, a i tak zaufanie Marcusa względem kontroli swego sługi mogło mieć w głębi jakąś skazę mimo tego poświęcenia. Uniósł głowę na powrót.
- Wrota nie powinny być zamknięte. Idąc tu z Angusem wyszedłem furtą w nich, a wątpię by ktoś za mną zamykał. Przygotowałem kobiety do drogi, może są przy wozie na dziedzińcu, może w środku. Pozwól im odjechać proszę. Poza tym klasztor jest pusty.
- A Viligaiła i Czech? - zapytał Gangrel, rozglądając się wokół.
- Ten wysoki poganin umknął gdy zakołkowałem Angusa, trop urwał się w lesie. Jiri… - Bękart pokręcił głową, ból już trochę zelżał. - Aila uwięziła go z Giselle w podziemiach i napoiła go przemocą swoją krwią. On zawsze był uparty i na wampiry cięty. Kiedyś w Norymberdze to on zainicjował przysięgę między nami, że gdyby nieumarły był bliski związania krwią któregoś z nas, prędzej ubijemy towarzysza niż do tego dopuścimy. Przez to czym się stałem… nie dowierzał chyba, że się z tego wywiążę. Giselle skuta, w lochach jak on, Bernard i Noel w twej mocy. Słabo go doglądali przykutego do ściany, to roztrzaskał sobie o nią łeb.
Wampir chwilę przyglądał się swemu potomkowi, po czym gwizdnął przeciągle. Następnie zapadła cisza. Wampir czekał na coś lub kogoś, a Alexander nie ruszał się stojąc przy Angusie. Skupiał się na wypełniającej go krwi, ale nie w celu leczenia rany, a wzmocnieniu swego ciała. Jeszcze jako śmiertelnik, ghul Elijahy, korzystał z tej mocy, ale wtedy zmuszony był ostrożnie szafowac niewielkimi ilościami krwi starego Malkaviana, którą go z rzadka zaszczycał. Teraz bękart czuł w sobie wiele vitae, dzięki której mógł doprowadzić swe ciało do siły, sprawności i odporności daleko poza granicami ludzkiego pojmowania.
Gdy tak stał walczył ze sobą by nie rozglądać się jak czynił to wcześniej Marcus. Zastanawiał się czemu Jiri nie strzela.
Tajemnica rozwiązała się sama, nagle, w całkowitej niemalże ciszy ktoś wyrzucił z otworu stryszka obórki stojącej przy wiejskim placyku ciało martwego Jiriego, jakby kusznik był szmacianą lalką.
Merlin.
Stary wampir przestał być podobny do samego siebie teraz, gdy Marcus związał go swoją krwią. Nosił czarną, długą szatę, a srebrzyste włosy miał splecione w króciutkie warkoczyki, przez co bardziej niż mędrca, przypominał teraz jakiegoś pogańskiego wojownika.
W dłoni Merlina znajdował się zakrwawiony dziwny miecz wschodniej roboty, którym wampir podciął gardło niczego nie spodziewającego się Czecha. Nieumarły uśmiechnął się paskudnie, stojąc w otworze stryszku. Uśmiechał się nawet wtedy, gdy jego ciało zostało przeszyte naraz 3 bełtami, z których jeden wbił się w czoło Merlina, zaś dwa pozostałe przeszyły jego ramię i pierś. Bezwładne ciało wychyliło się do przodu i spadło na placyk, gdzie stali Marcus i Alexander. Rozległ się znajomy bękartowi dźwięk rogu. Wilhelm przybył wraz z innymi łowcami.
Zakląwszy bezsilnie nieumarły rycerz spojrzał na Marcusa.
Merlin nie mógł łatwo umknąć, a łowcy Wilhelma na niego właśnie zmarnowali swoje bełty, podczas gdy stary Gangrel mógł w chwilę jeno rozwiać się w dym, lub wzlecieć pod niebo jako kruk.
- Drugi raz przede mną uciekasz - powiedział patrząc na swego stwórcę. - Jak pies, z podkulonym ogonem…
Nie mówił tego by sprowokować Marcusa do starcia. Stary wampir świadom był wszak zagrożenia. Wystarczyło aby napastnicy przeładowali kusze i nawet dla tak potężnego nieumarłego oznaczało to śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Jak pies… - młody wampir powtórzył wciąż spoglądając w wykrzywioną nienawiścią twarz, która zaczęła rozwiewać się w powietrzu w dym.
Czuł gorycz, że nie udało się ubić bydlaka, czuł rozpaczliwy żal, wiedząc iż Bernard i Noel będa martwi jeszcze przed świtem.
Czuł jednak również satysfakcję po raz pierwszy widząc tak silne emocje na obliczu Marcusa.
Merlin poprzebijany bełtami próbował podnieść się na kolana, ale ciężkie rany zadane bełtami nie dały uleczyć się ot tak, w krótką chwilę. Stary Tremere był potężny, dysponował silnymi darami i umiał posługiwać się magią krwi, ale fizycznie, nawet wzmacniając swe ciało, dopóki vitae nie zaleczyła ran zadanych nieumarłemu ciałum, nie był dla łowców żadnym przeciwnikiem.
Dwóch mężczyzn szło na niego w milczeniu, ostrożnie. Jeden z mieczem, drugi z włócznią.
- Zabij go - rzekł dawny sire Aili spoglądając w oczy jednemu ze zbrojnych i wskazując drugiego. Mężczyzna zmylił krok, zawahał się i uniósł miecz, ale…. zagryzając szczęki stał w bezruchu. Alexander wiedział co się z nim dzieje. Całą swą siłą woli opierał się wampirzej mocy nakazu. Zwykły człowiek nie potrafiłby tego przezwyciężyć, ale Wilhelm w Alpy nie zabrał zwykłych ludzi, a łowców, którzy znali wampirze moce i wiedzieli iż sięgając po pokłady woli mogą się przeciwstawiać.
Choćby przez chwilę.
Drugi z mężczyzn wykorzystał tę chwilę zawahania kamrata i wbił włócznię w serce Merlina, zanim ten podniósł się z ziemi.
- Alexandrze… - mocny głos przepełniony autorytetem poniósł się ponad huk ognia płonącej chałupy. - Z drugiej strony placyku stał starszy mąż, oraz kobieta celująca do bękarta z kuszy.
- Wilhelm… - odpowiedział bękart nie ruszając się z miejsca.


Stary łowca był nieuzbrojony i nosił mnisi habit.
- Opuść broń Gretel, przywitaj się z Alexem.
- Witaj, morderco - dziewczyna nie opuściła kuszy, na jej twarzy malowała się jakaś determinacja.
Bękart uniósł brwi i spojrzał na dawnego mistrza.
- Gretel to siostra Hansela - wytłumaczył Wilhelm spoglądając na Angusa wciąż półleżącego przy studni z kołkiem w sercu. Rzucił spojrzenie też na Merlina przebitego włócznią. - Dwóch… Nieźl… - urwał przyglądając się dawnemu uczniowi.
- W wozie, pod podłogą jest jeszcze jedna, młoda. Pod klasztorem jest też ciut starsza nieumarła. “Dwórka”. - Alex doprecyzował zwyczajowym wśród łowców określeniem Ventrue. - Do świtu mniej niż godzina, więc nie skryje się nigdzie indziej niż tam. Łatwo osaczycie ją w monastyrze. Jest jeszcze jeden, w lesie, moi przyjaciele pilnują miejsca gdzie jak mniemam się skrył.
- Alexandrze… - zarówno w tonie Wilhelma jak i na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- W imię starych czasów… proszę tylko o jedno. Porozmawiaj ze mną, zanim zniszczysz którekolwiek z nas. - Bękart wysunął kły prezentując je, aby rozwiać ostatecznie niepewność łowcy względem tego co widzi. Rozłożył szeroko ramiona. - Strzelaj, Gretel.
Dziewczyna nie dała sobie tego dwa razy powtarzać.
Bolało, gdy bełt wbił się w martwe serce… ale gorsze było to co było później. Pełna świadomość tego co dzieje się wokół i niemożność reakcji na nic. Brak możliwości choćby poruszenia gałką oczną by zerknąć w inną stronę.
Upiorna mordęga bezsilności.
Alexander pożałował Theresy… a nawet Angusa.


Ciała leżały w celi, w której wcześniej przykuci byli Jiri i Giselle.
Równiutko, jedno obok drugiego.
Angus, Merlin, Isotta, mniszka, którą Aila nazywała Hue. Każde z drewnem w sercu, czy to kołkiem, czy zwykłym bełtem.
Dwóch zbrojnych stało czujnie w pewnym oddaleniu, jeden z naładowaną kuszą, drugi z włócznią. Lekką kuszę gotową do strzału miała też Gretel stojąca pod ścianą.
Alexander był przykuty łańcuchami do ściany, ale mimo to te środki ostrożności i skupienie na twarzach ludzi gotowych do natychmiastowej reakcji - nie dziwiły. Wampir, nieumarły. Ryzyko…
- Jak to się stało? - Wilhelm cofnął się nieco z okrwawionym bełtem w dłoni. Gdy wyciągnął go z serca Alexandra ten odzyskał możliwość ruchu, ale nie korzystał z tego poza lekkim ruchem głowy i spojrzeniami lustrujacymi celę.
- Ten który zbiegł jest celem wampirów z Wiednia, przybyli tu niedługo po tym, jak ja i moi ludzie skrewiliśmy i dostaliśmy się w moc nieumarłego. - Bękart spojrzał na starego łowcę. - Marcus, ten który uciekł, uznał, że przyda mu się ktoś, kto pomoże powybijać napastników. Któż jest groźniejszy od łowcy? Nieumarły łowca. Zabił mnie, przemienił wbrew swej woli i związał krwią. - Alexander ni słowem nie wspomniał o Aili. - Przynajmniej próbował, jestem odporny na więzy. Pamiętasz? Mówiłeś mi o tym, udało mi się opierać im gdym jeszcze żył. Teraz to we mnie jeszcze silniejsze.
Wilhelm milczał dłuższą chwile.
- Przykro mi… naprawdę to wielka strata. Opowiadałeś o tej Theresie… Słyszałem też o nieumarłym z Kocich Łbów, oraz o tym coś uczynił tu w górach dwa miesiace temu z okładem. - Spojrzał na leżące obok wampiry. - Gdybyś nie rzekł o tej “Dwórce”, tez udało by się jej pewnie ukryć przed nami, nieświadomymi jej obecności. Są łowcy co przez całe życie gonią w piętkę nie odnajdując nieumarłego. Ty zaś masz na rozkładzie czwórkę, a i tych wypada policzyć przynajmniej po części tobie… - Pokręcił głową wskazując gestem nieruchome ciała.
Alexander nie odpowiadał, jego myśli pobiegły do Aili. To z jej powodu zerwał więzy zamiast żyć jako sługa Elijahy na Kocich Łbach, później zaś coś niewytłumaczalnie ściągało ją ku nieumarłym i w efekcie pojawiały się w jego życiu kolejne wampiry. Łącznie z tymi z zamku Kreuzenstein spotkał w swoim życiu aż kilkanaścioro z nich, większość właśnie dzięki ukochanej.
- Najważniejszy zbiegł - powiedział ponuro. - Strzelaliście nie do tego co trzeba, to będzie kosztowało kilka żyć. W tym Bernarda, Noela.
- Przykro mi.
- Tak… przykro. - Bękart oparł głowę o ścianę i przymknął oczy.
- Nie wydam cię na słońce, nie będziesz cierpiał - Wilhelm odezwał się po dłuższej chwili ciszy. - Zginiesz w czasie dziennego snu, nawet nic nie poczujesz. Tyle mogę dla ciebie zrobić. - Gretel na te słowa zmarszczyła brwi, chyba gdyby to od niej zależało, przywiązałaby Alexandra do pala w półcieniu.
- Jeżeli zniszczysz mnie i ich, Marcus nie będzie miał tu czego więcej szukać - bękart odpowiedział powoli. - Jesteście dla niego niczym, jak pchły, robactwo. Nie schyli się by mścić się na was. Odejdzie. Jeżeli po zmroku wciąż będę istniał, to zechce zemścić się na mnie za wszelką cenę, aby zabić mnie nim wy to zrobicie. Jeżeli oni będą istnieć, może chcieć ich odbić, aby odzyskać nieumarłe sługi związane krwią.
Wilhelm zmarszczył brwi, ale nie rzekł nic.
- Pomogę wam go zniszczyć i wytropię tego co skrył się w lesie - bękart kontynuował - po zmroku...
- Za cenę własnego istnienia? - stary łowca przerwał mu lekko skrzywiony.
- … dam też coś jeszcze, wiedzę. Wiedzę głęboką o nieumarłych z jaką nie może równać się nawet twoje doświadczenie. Prawie kompletną, większą niż ma o swym rodzaju większość wampirów. Dam też wiedzę cóż dzieje się pośród nich. O wojnie krwi, wojnie sług nocy.
- Za cenę własnego istnienia? - powtórzył Wilhelm.
- Zaraz świt - odezwała się Gretel.
Alexander czuł to, uderzała go pewna ospałość gdy gdzieś tam nad szczytami pewnie gorzała jasność przedświtu.
- Nie - rzekł po chwili. - Za sąd nad każdym kogo będziecie mieć w mocy, poza Marcusem, który szczeznąć musi. W tym sąd nade mną. Jak na Śląsku, gdyś oszczędził nieumarłego na zamku grodzieńskim.
- On opiekował się ludźmi.
- Sam zdecydujesz. Ale pochylisz się nad każdym dziecięciem nocy w tym klasztorze zamiast po prostu niszczyć. Jutrzejszej nocy, albo po niej. Za to dam wiedzę i pomogę.
Wilhelm milczał.
- Co wiesz o tych tu? - spytał w końcu.
- Ten - nieumarły rycerz wskazał Angusa - jest stary. Bardzo stary i potężny. To “Dziki” jak Marcus i… ja. Jest jego bratem krwi. Mówiono mi… - urwał wspominając Ailę - mówiono, że nie jest potworem, szanuje ludzkie życie, na ile ktoś taki jak on może szanować. Jest jednym z tych, co chcą istnieć pokojowo wśród ludzi. Ale ileż człowieczeństwa w nim po tylu wiekach? Nie wiem, chyba nie jest zły, ale jest niebezpieczny. Nie wyciągajcie mu kołka, bo zniknie w mgle, jak ten w wiosce.
- Ten - wskazał Merlina - też jest stary i też należy do kliki głoszącej współistnienie ze śmiertelnymi. Jest w nim wiele człowieczeństwa, nawet rzekłbym: dobra. To mędrzec. Nieobce mu przejmowanie się losem śmiertelnych. To jego siedziba, miał tu mniszki, które uczył i opiekował się nimi. Krew przyjmował jeno z darów.
- Ona - wskazał Hue - to jest młodziutka. Ileż może mieć? Miesiąc? Tydzień? To jedna z mniszek, przeistoczona zapewne jak ja, wbrew woli. Narzędzie. Ile zostało z delikatnej dobrej dziewczyny? Nie wiem, sam oceń, ona wam tak łatwo nie umknie gdybys pod strażą i skuciu jej wyciągnął kołek. Chyba sama nie w pełni zdaje sobie sprawę ze swych mocy.
- Ta ostatnia - palec Alexandra skierował się ku Isottcie - bardzo chce żyć, gotowa jest poświęcić godność, zhańbić się, oddać w niewolę krwi byle istnieć. Ma jakiś żal do nieumarłych za to co z nią czyniono i… jest “Dwórką”, to manipulatorka. Więcej o niej nie wiem nic, rozmawialiśmy tylko raz. Jeżeli dobrze się zabezpieczycie, to i ją możesz wziąć na spytki, ale bacz na jej moce. Sam wiesz jak korzystają z nich “Dworaki” by mamić ludzi.

Wilhelm skinął głową trzymał w ręku bełt, ale jakby nie wiedział co z nim zrobić.
- Przemyśl to mistrzu - bękart powiedział cicho walcząc z sennością. Słońce już pewnie wyszło nad szczytami. - Dam ci zaliczkę. - Powoli ujął bełt wyciągając go z dłoni starego łowcy. Na to kusznik i Gretel nerwowo unieśli kusze, a włócznik z zaciętą miną pochylił broń. - Wampiry trawi wojna - Alex rzekł nie zwracając na to uwagi. - Wojna straszna. Inkwizycja i łowcy… ich działania są śmieszne przy tym ile leje się krwi nieumarłych przelewanej przez nich samych. Starszyzna chcąca pokojowo żyć wśród ludzi i kierować nimi przeciw młodym, zagrożonym przez łowców, nie posiadającym wpływów, domen, pozycji. Cokolwiek postanowisz… wykorzystaj to, mistrzu.
Alexander patrząc Wilhelmowi w oczy wbił sobie bełt w serce.
I zastygł w bezruchu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-01-2018, 15:44   #70
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Kolejny wieczór nastał w wietrznej atmosferze zwiastującej niedługo zmianę pogody. A może zmiany w ogóle?
Aila otworzyła oczy i rozejrzała się. Na początku nie pamiętała gdzie jest, jednak po chwili wspomnienia ostatniej nocy napłynęły do jej umysłu, wżerając się w niego niby krwawe bestie. Wampirzyca spojrzała na zgarbioną sylwetkę człowieka, siedzącego pod drzewem z jej własnym mieczem na kolanach.
- Nie zabiłeś mnie... - wydawała się zdziwiona tym faktem.
Nim jednak mężczyzna odpowiedział, Aila uniosła się szybko z ziemi. Coś się zmieniło. Mimo osłony drzew wiatr przyniósł ze sobą swąd spalenizny. Gangrelka skupiła się.
- To od strony klasztoru... - szepnęła.
- Tak - Hans zgodził się enigmatycznie. - Pół dnia się paliło, dymy widać było na niebie.
- Coś tam się musiało stać... Alex... - przez chwile wyglądała, jakby chciała ruszyć biegiem w tamtym kierunku, jednak powstrzymała się. - Nie... to już... nie moja sprawa. - Rzekła gorzko.
- Gdzie zatem ruszysz? - von Halwyll nie poruszył się obserwując wampirzycę.
- Nie wiem... - powiedziała cicho. - Nigdzie już nie należę, nikomu na mnie nie zależy... Mogę zrobić wszystko i nie zrobić niczego. - Podniosła głowę i z namysłem spojrzała w gwiazdy, jakby z nich chcąc wyczytać swoją przyszłość.
- Użalać się nad swym losem na przykład. To idzie ci świetnie.
Szlachcianka spojrzała na niego ze złością.
- Jak to mówią przyganiał kocioł garnkowi... - warknęła, lecz musiała przyznać, że coś ruszyło ją w tych słowach. Kiedyś Hans podziwiał ją otwarcie za odwagę, teraz nawet on mówił, że się użala nad sobą.
- Zapominasz, że chciałam wczoraj zginąć z twej ręki. Mało... mało mnie wiąże. - Spojrzała w kierunku monastyru - Nawet jeśli tam wrócę... może być już za późno. No i mogę wszystko pogorszyć. Jak zazwyczaj.
- Jeżeli nie masz w życiu żadnego celu i masz zamiar jedynie pochylać się nad swoją niedolą, oraz wysysać ludzi z krwi by trwać w takiej egzystencji, to… - Szwajcar wstał. - Ano przyganiał. Tak, byłem taki sam, w Wygódkach. Jak trup, choć w moim przypadku przynajmniej ciało żyło.
- Więc teraz ty mi doradź...albo tchnij we mnie życie. Czy twoim celem jest całkiem mnie pogrążyć? - zdenerwowała się.
- Zrób to co ja dwa miesiące temu. Nie roztkliwiaj się nad tym co ci uczyniono i jaka krzywda cię spotkała. Nie myśl nad beznadzieją egzystencji, nad zdradą bliskich, bezsilnością. - Hans nie zbliżał się do wampirzycy. Była w nim jakaś rezerwa. - To trucizna, która zabija ducha, człowiek gnije od środka, a smród tego rozkładu niczym prawdziwy fetor uderza we wszystkich wokół. Miłość czy nienawiść, jakikolwiek cel pchający do działania, duma czy chęć zemsty. Znajdź coś co wyrwie cię z tego stanu, skup się na tym co teraz, nad przyszłością. Albo skończ ze sobą, jeśli nic takiego nie masz, bo będziesz cierpieć.
Słuchająca go kasztelanka dalej wyglądała na zirytowaną, lecz stała w ciszy oswajając się z kolcami słów mężczyzny.
- Pomogłeś mi, choć... widzę, że mój stan napawa cię niechęcią - odezwała się wreszcie. - Jestem twoją dłużniczką i.... zamierzam spłacić ten dług, pomagając ci w czym zechcesz. teraz jednak... masz rację... nawet jeśli niewiele zostało, nawet jeśli nic już nie zrobię, muszę tam wrócić i dokończyć to, co zostało zaczęte. Skoro ja straciłam swoje cele, mogę chociaż wspomóc tego, który kiedyś był moją miłością w jego celach... nawet jeśli nasze drogi już nie mają się złączyć. - Postanowiła, a wraz z tym poczuła dziwną pewność, że czyni słusznie. Było to uczucie, o którym niemal całkiem zapomniała - wiara we własne czyny.
- Czy zechcesz tu na mnie zaczekać? - zapytała Hansa, biorąc od niego swój miecz.
- Nie. - Oddał jej ostrze odsuwając się. Kiedyś łaknął jej bliskości, dotyku, teraz było odwrotnie. - Bo coś czuję, że to wspomożenie wiązać się będzie z niszczeniem nieumarłych, nie mógłbym odpuścić sobie takiej okazji.
Aila uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie dziękuję i... powodzenia. Dokądkolwiek zmierzasz. - Powiedziała. Zawahała się chwilę czy nie pocałować mężczyzny w policzek, ale nie chciała, by zareagował wstrętem. Sama myśl o tym ją zabolała już.
Wampirzyca ruszyła biegiem w kierunku klasztoru.

Wampirza moc pozwalająca widzieć w ciemnościach była istnym błogosławieństwem, bo dla zwykłego śmiertelnika biegnącego tak jak ona przez górski las, zakończyłoby się to bardzo źle. Jarzące się czerwonym blaskiem oczy pięknej nieumarłej wypatrywały w mroku drzewa, korzenia, zdradzieckie wykroty i inne przeszkody, przez co mogła poruszać się szybko. Nieumarłe ciało nie męczyło się, toteż nie przystawała by odpocząć i znów czułą te radość pędu przez dzicz.

W pewnym momencie jej wzrok wychwycił sylwetkę wilka biegnącego równolegle do niej pomiędzy drzewami. Zwierze nie uciekało od niej, ale i nie kierowało się ku niej z zamiarem ataku, co mogło świadczyć iż to ten sam basior, którego spotkała z Alexandrem. Jego sługa krwi…
Czyżby była śledzona cały czas z polecenia bękarta?
Drapieżnik zaraz zniknął jej z oczu, ale coś mówiło jej, że wciąż gdzieś tam jest nie odstępując wampirzycy zbyt daleko.

Woń spalenizny poczuła niedługo przed dotarciem do Przyklasztorów, które wkrótce ukazały się jej skąpane w świetle księżyca. Osada o gęsto ściśniętych chałupach i stodołach mieszcząca się u stóp wzniesienia klasztornego zniknęła, zastąpiło ją pogorzelisko. Wypalone domy odznaczały się czernią zwęglonego drewna i szarością popiołów, gdzieniegdzie wyrastały celując w niebo nadpalone belki, których żywioł nie strawił do końca. Najpierw ludzie, potem ich domostwa, Przyklasztory były martwe.

- Czasem starczy jedna iskra - usłyszała za sobą głos. Znany i znienawidzony głos. - Dom, wieś, miasto, życie ludzkie. Wszystko to jakieś nietrwałe… - Marcus rzucił nostalgicznym tonem. - A mimo to większość z nam podobnych swą pozycję i potęgę buduje na takich nietrwałych fundamentach. Upadek jest wtedy jedynie kwestią czasu.
Przez chwilę wampirzyca miała ochotę rzucić się mu do gardła i zginąć w walce. Postanowiła jednak, że od teraz będzie unikać najprostszych rozwiązań. Odwagą wszak nie było rzucenie się na miecz, lecz życie gdy inni oczekiwali, że się nań rzucisz.
- Co tu się wydarzyło? - zapytała cicho, obracając się, by spojrzeć na nieumarłego.

Nie odpowiedział od razu.
Przyglądał się jej jakby coś rozważał.
- Gdzie walka, tam i pożar często. Szczególnie w nocy, gdy biją się ci, co w mroku nie widzą - odezwał się w końcu. - Łowcy wampirów zaatakowali nas gdy Alexander przywiódł mi Angusa. Wszyscy sa w klasztorze, w ich mocy, z kołkami w sercach. Angus, Merlin, Isotta… Alexander. - Zmrużył oczy. - Z jakiegoś powodu łowcy nie wykończyli ich w dzień. Podejrzewam, że zrobią to jutro.
- A ty znów jak ten tchórz będziesz patrzył na ich śmierć, tak jak patrzyłeś na zgon swych córek? - Aila nie mogła odmówić sobie wbicia szpili.
- Czemu nie? - Marcus powoli zaczął się zbliżać. - To wszak jeno narzędzia.Wielu z naszego rodzaju zbyt przywiązuje się do śmiertelników, dóbr, słabszych potomków i sług krwi. Wampirzy sługa jest lepszy niż nawet hufiec śmiertelnych rycerzy, tak jak wspaniały miecz, arcydzieło zbrojmistrzów jest lepszy od znalezionego przy drodze kija. Ale ryzykować dlań śmiercią tego kto tym mieczem ma fechtować? Śmiercią nieśmiertelnego pamiętającego czasy imperium Rzymu? Wszak można zdobyć nowy oręż. Sam nie widzę sensu w uderzaniu na klasztor. Może gdyby znalazł się ktoś gotów zaryzykować, inny nieumarły, zdeterminowany… Może.
Rozumiała do czego to zmierza. Na moment zacisnęła wargi w wąską kreskę.
- Jaki masz plan? - zapytała i dodała przezornie - Żadnych tajemnic, Marcus. Wiem, co ryzykuję i tak, dla Alexandra jestem gotowa to zrobić. Dla mnie twoja egzystencja jest nie do przyjęcia. Życie bez więzi z... kimś... takich zwykłych więzi... to żadne życie.
- Plany, plany… - Uśmiechnął się. - Czy spontaniczne zabijanie nie jest przyjemniejsze od zaplanowanego? Nie ma planu, wedrzyj się tam i zacznij zabijać, a ja uczynię to samo. Dwoje Kainitów, dwa razy mniej przeciwników na każde z nas, łowcy ogłupiali atakowani w dwóch różnych miejscach.
- Wiesz, że ci nie ufam... - rzekła, patrząc na niego spode łba. - Dlaczego mam współpracować? Znów zagrozisz, że mnie zabijesz?
- Mi nie zależy jakoś specjalnie na egzystencji żadnego ze spokrewnionych. - Marcus uśmiechnął się. Angus ma zginąć, przyjemniej byłoby go zgładzić własnoręcznie, ale to zbędny luksus. Mam księgozbiór Merlina, więc mi on niepotrzebny. Alexander był narzędziem, spełnił swoją rolę, a niebezpiecznie trzymać przy sobie kogoś kto potrafi zerwać więzy krwi. Isotta mnie w ogóle nie interesuje. - Spojrzał na nią przechylając lekko głowę. - W twoim przypadku jest inaczej, przynajmniej względem jedego z tej czwórki. Może powinienem uznać iż powinnaś mnie prosić bym to ja ci pomógł? Decyduj się, nie lubię marnować czasu.
- Możesz też w ten sposób po prostu chcieć pozbyć się mnie, w ogóle nie dołączając. - Warknęła Aila. - Niech będzie jednak, masz rację, że... nie mam wyboru, jeśli chcę ocalić Alexandra.
- Zatem… do dzieła. - Uśmiechnął się i zaraz zerwał się do lotu pod postacią kruka. Aila stała, przyglądając się gdzie też poleci i zobaczyła jak ptak wzniósł się pod niebo wysoko, aby zataczać kręgi wokół klasztoru.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172