Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2018, 22:08   #91
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Bartek ulokował się w hotelu Campanile, na św. Wawrzyńca. Był już wieczór, gdy Żenia go odwiedziła. Przez całe to zamieszanie z pożegnaniem Nadziei i podróżą do Poznania nie mieli kiedy porozmawiać. Decyzję o odwiedzinach Żenia podjęła niedługo po ogarnięciu smsów, siebie i kolacji. Sen jakoś nie zdawał się być możliwą opcją. Co prawda była zmęczona ale obawiała się ponownych mrocznych wizji. Wolała zająć się czymś konkretnym.
Bartek stał w drzwiach, a za nim widać było laptop i stojący obok kieliszek z winem.
- O cześć, wejdź proszę. Przepraszam, że nie było kiedy pogadać. Napijesz się?
Drugi rzut oka pokazał, że dopiero zaczynał pić, a do pokoju dostarczono butelkę białego wina, które chłodziło się w metalowym wiaderku z lodem.

- Cześć. - Żenia na poczet ich spotkania przyjęła zmartwioną minę. Weszła do pokoju i zatrzymała się tuż za progiem i machnęła dłonią zbywająco. Ściągnęła czarną kurteczkę i zrzuciła czarne, mocne buty. Dopiero teraz zauważyła, że ubrana jest cała na czarno. Bycie “Czarną” zobowiązywało?


- Napiję. Ale niedużo. - mruknęła - Sorry, że przeszkadzam. Wiem, że musisz być zmęczony. Postaram się nie zabrać dużo czasu.
Wyglądała na przygaszoną i nieswoją, gdy dreptała w głąb pokoju za Bartkiem.

- Słuchaj… - zaczęła niepewnie - ...zagrajmy w otwarte karty co? Jakie naprawdę są nastroje u was? Szczególnie wśród krewniaków?

- Napijesz się ze szklanki? Nie spodziewałem się gości więc dostałem jeden kieliszek. - Mówił to podnosząc szklankę.
- Naprawdę, to jest przekichane. Zresztą, pewnie się domyślasz.

- Może być ze szklanki. - Żenia usadowiła się przy stoliku przy jakim urzędował i Bartek. Rzuciła jedynie okiem na wyświetlacz laptopa. Miał tam otwartego klienta mailowego z rozpoczętym mailem do jakiejś korporacji (na to wskazywała domena nie kojarząca się z dostawcami mail). Niestety treść maila była w języku jakiego Żenia nie znała. Chyba w słowackim.

- Domyślam - pokiwała głową z kwaśną miną - Dlatego chciałam najpierw pomówić z Tobą. Ta sprawa z Tancerzami Skór… śmierć Nadziei… - Żenia podniosła wzrok na Bartka - Jak dla mnie to wszystko ma związek z kretem. A nie chcę iść z tym do Harada, bo zacznie się mega afera. Z wielu względów. Sam mówiłeś, że z krewniakami nie gadają. Jeśli tylko powiem, że ma kreta wśród krewniaków reakcji możesz się sam domyślić - Żenia wyciągnęła dłoń po wino - A po drugie, Harad wyjechał. Nie ma go tutaj, na miejscu. Fakt, nie rozerwie się chłop. Ale fakty są jakie są…

Brunetka westchnęła ciężko.
- Ktoś od was musi być w układzie z tancerzami. Dawać im informacje i trzeba go znaleźć. Wiesz, że ja miesiąc temu też byłam krewniaczką? - dziewczyna potarła niepewnie dłonią o udo - Krewniaczką, którą alfa zgwałcił pewnej nocy w lesie, bo bardzo chciał mieć dziecko? - oczy Żenii zaszkliły się i prędko odwróciła wzrok od Bartka. Odchrząknęła niezręcznie:
- Ktoś z waszych nie jest w gorącej wodzie kąpany?

Niemal niezauważalnym ruchem Bartek zamknął laptopa i przeniósł na jedno z dwóch hotelowych łóżek. W jego miejscu postawił wino i swój kieliszek.
- Trochę się tego martwię. Widzisz, Harad w swojej wojnie z Tancerzami Czarnej Spirali bardzo mało przekazywał krewniakom. W ogóle trzymał nas na dystans. Ma to też dobre strony. Bo widzisz, dziś wilkołaki z watahy Harada musiały uciec z domów i ukrywać się. Podczas gdy większość krewniaków została w swoich domach i może spokojnie zaczynać działania mające na celu odzyskanie wpływów. A czy się z nami liczy? - wzruszył ramionami - to Srebrne Kły. Królowie Świata - zaśmiał się nerwowo.

Żenia pokiwała głową.
- Może. Może to i dobrze. A może nie każdemu krewniakowi się to podoba. - Żenia wzruszyła ramionami - dlatego chciałam najpierw pogadać z kimś kto da mi szansę na wytłumaczenie. I pomoże ze znalezieniem kreta zamiast bawić się w Heroda - zabawne podobieństwo imion dopiero teraz zostało zauważone przez ragabash - i robić rzeź wśród krewniaków. Jest taki Kieł? Kilku was zostało, któryś z nich?

Bartek wychylił kieliszek wina jednym duszkiem, po czym przez moment patrzył na dziewczynę.
- Wiesz, czy z Haradem, czy bez niego trzeba będzie zrobić dochodzenie wśród krewniaków. A jak to zaczniemy, to będą gadać jeszcze więcej. - Dolał sobie wina.
- Myślisz o Marku? On jest wpatrzony w Harada. Jeśli do niego pójdziemy, to tak jakbyśmy poszli do Harada. A może ktoś od was? Świeża krew? Nieznane twarze?

- Też to sprawdzę. - Żenia westchnęła ciężko i też łyknęła haust wina. - Myślałam, że Wałach pojechał z Haradem. Zdawał się być równie wpatrzony w Harada co Dalemir. - sondowanie szzło powoli. Nie chciała spłoszyć krewniaka.
Po chwili obracania szklanki w palcach zaśmiała się:
- Poza tym nie planuję przewrotu. - uśmiechnęła się popatrując na Bartka koso spod brwi i opadających czarnych pasm - Jestem na to po pierwsze za krótka. A po drugie, chcę jedynie pogadać o spokojnej akcji zamiast rozstawiania krewniaków pod ścianą.

- Dalemir jest mu potrzebny, dlatego pojechali razem - tym razem Bartek wziął małego łyka i postawił kieliszek na blacie biurka - a skoro alfa i beta jadą w świat, to ktoś musi zostać. I tu masz rolę Marka.
Westchnał.
- Może Misza. On ma dość przejebane, żeby krewniacy nie patrzyli na niego jak na następcę Harada. Ma też gadane.

Żenia znalazła swoją małą krynicę informacji.
- A Misza to jest tutaj? I czemu przejebane?
Nie dość, Marek został na miejscu to jeszcze był na uprzywilejowanej pozycji by ewentualnie zagrażać Haradowi. Dobrze by było uplasować się na przyjacielskiej pozycji. - A Ty byś kogo wybrał? Znasz ich lepiej niż ja. Ufam Ci w tej kwestii, Bartek.
- Misza to metys - powiedział Bartek i obserwował reakcję dziewczyny.
- Aha - Żeńka stwierdziła obojętnie - I? - podstawiła też szklankę na dolewkę. - wybrałbyś jego czy Marka?
- Krewniacy będą mieć większe zaufanie do Miszy. Ale Harad… ta, on się wkurzy jak dowie się, że zaangażowałaś metysa.
To nie była zła wizja…

- A może, powiedz co myślisz, polecieć tu i tu?
- Pogadajmy z Markiem i Miszą. Myślę, że Marek klepnie akcję z Miszą. A kontakt z Haradem się urwie na kilka dni, może tygodni. - powiedział.
- Misza nigdy nie patrzył na krewniaków z wysokiego konia. To będzie pomocne.
- Brzmi jak plan - Żenia uśmiechnęła się ciepło do krewniaka i spojrzała wyczekująco - Myślisz, że Marek zgodzi się ze mną pogadać czy będzie wolał omówić to z Tobą?
Żenia odstawiła szklankę na stolik i potarła wnętrzem dłoni o uda.
- Marek? Oczywiście, że z tobą będzie wolał pomówić. Przecież to ciebie przysłał Czarny. Masz doświadczenie. Harad sądzi, że jesteś jedyną, która może rozpracować Tancerzy Skór - Bartek patrzył w jej oczy, jakby nie widząc całej otoczki.
- A Ty co myślisz? - Żenia sondowała z wolna - Nie uważasz, że mam jakiś związek ze sprawą?
Wzruszył ramionami.
- Nie wyglądasz jak ten cały Samuel - zmierzył ją od góry do dołu zatrzymując wzrok na moment na dłoni nadal spoczywającej na udzie.
- A masz związek?
- Nie wiem. Straciłam pamięć kilka tygodni temu. Mam jedynie przebłyski od czasu do czasu… Nie wydaje mi się.
- Mnie też - uciął i dopił swoje wino. - Chcesz jeszcze? - pomachał butelką która sugerowała, że czeka na nich ostatnia kolejka.
- Ok - brunetka skinęła głową. - Bartek…
Westchnęła pod nosem.
- Boję się, że ktokolwiek poluje na garou uderzy znowu. A nie ma nas za dużo na miejscu, jesteśmy same we dwie z Zapalniczką.
Mina Żenii robiła się coraz bardziej osowiała.
- Spokojnie. Ten łowca skór najwyraźniej atakuje odosobnione wilkołaki. Jakby ktoś mówił mu gdzie może znaleźć takie samotne osobniki. Myślisz, że powinniśmy podać do wiadomości wilkołakom, że napastników jest kilku? Widziałaś ile było odcisków łap, prawda? - Napełnił jej szklankę, po czym odstawił pustą butelkę i usiadł obok dziewczyny.
- No tak. - ta ponownie przytaknęła dając się krewniakowi wykazać - samotne lub martwe. Bo ciała Spiral zniknęły po walce w górach. Dlatego stawiam, że to raczej ktoś mający dostęp do waszej watahy. - Żenia uniosła wzrok na siedzącego obok Bartka. Przyglądała się przez chwilę jego przystojnej twarzy by na chwilę przykleić się wzrokiem do ust mężczyzny. Przez myśl jej przeleciało jak też uwodziła Zara. A potem czy o nią samą ktoś zabiegał. Złoty?

- Cholera. Racja. Zapomniałem o Spiralach. Ale dlaczego skóry są zbierane w różnych terminach? W sensie różne fazy księżyca. To się nie trzyma kupy. Zaczniemy przepytywać krewniaków o to czy przypadkiem nie mają w szafie skóry lupusa, człowieka i dwóch Czarnych Spiral? - Bartek patrzył na nią lekko przekrzywioną głową. Siedział dość blisko, choć cały magnetyzm dziewczyny zdawał się na niego nie działać. Czyżby za mało wina?

- Mhm zacznijmy od Ciebie? - Żenia parsknęła lekkim śmiechem - Masz? - brunetka uniosła brwi pytająco.
- Eee - zmieszał się - Nie. Nie mam - odpowiedział po chwili kompletnie szczerze. Żenia odniosła wrażenie, że dla Bartka ogromnym wysiłkiem byłoby okłamanie wilkołaka prosto w oczy. A może tylko okłamanie jej byłoby dla niego takie trudne?
- Spokojnie - Żenia poklepała Bartka po udzie i podniosła się - skoczę do toalety i może damy radę skontaktować się z Wałachem?
- Tak, mam telefon. Mogę zadzwonić - powiedział odkrywczo i wstał w stronę biurka. Rzeczywiście telefon leżał na jego skraju. Zapał do telefonowania był w tym wypadku niesamowitym kontrastem w porównaniu z Dalemirem tego ranka.

Uniesiony kciuk dziewczyny sygnalizował pełne poparcie dla działań krewniaka.
Bartek patrzył na nią nadal pytająco, gdy po drugiej stronie słuchawki odezwał się Marek Walach.
- Cześć, słuchaj, masz chwilę? Chciałem pogadać o tych krewniakach i ginących skórach. Jest ze mną Żenia. Dziś byliśmy pod Warszawą w sprawie tego lupusa. Ślady pokazują, że było tam kilka wilków. Nie, nie wiem, czy wilkołaków, czy krewniaków. Ślady były wilków. Chyba… - na moment tylko słuchał ze zmieszaną miną.

- Słuchaj, Żenia myśli, że to może być jakiś krewniak - znów zaczął kiwać głową słuchając potoku słów. Kiwał głową z takim entuzjazmem jakby Marek mógł go zobaczyć.
- Wpadliśmy na pomysł, że możemy zaangażować Miszę - zmiana miny sugerowała, że Marek zaczął od reprymendy. Oczy Bartka powędrowały w stronę sufitu ukazując białka.
- No dobra. Rozumiem. To nie rozmowa na telefon. Ok. Jutro? Dasz radę z rana? - zasłonił mikrofon.
- Marek chce się spotkać z tobą i to omówić. Kiedy i gdzie?
- Mogę podjechać teraz. - Żenia spojrzała na Bartka pytająco - albo o 6 rano jutro gdzie mu pasuje.
Pamiętała o cholernej hierarchii. Starszy rankiem Marek mógł poczuć się panem sytuacji.
- Teraz? - rzucił do słuchawki, po czym pokiwał głową.
- Dobra. Ok. - Bartek wysłuchał instrukcji po czym odłożył telefon na blat. Na ekranie nie było już śladu po połączeniu.
- Chce się spotkać w Waszym caernie możliwie szybko. - Bartek patrzył na Żenię, jakby właśnie ją zawiódł. Jego mina zaczynała jej się kojarzyć z labradorem Zaarem…
Żenia jęknęła w duchu.
Przesadziła?
- Coś nie tak? - spytała jakby oczekując dewastującej informacji - Nie uwierzył? - z niepokojem dopytywała postępując krok ku Bartkowi.
- Nie podoba mu się pomysł zaangażowania Miszy. Leć do tej toalety, musimy się pospieszyć. Moje auto jest na parkingu.
- Jej no to akurat jest to dogadania. - brunetka miała na myśli „przekonanie Marka” - Myślałam, że coś gorzej. Dobrze się spisałeś. Lecę i prujemy.



***


Późny wieczór sprzyjał przejazdowi. Problem pojawił się dopiero gdy musieli wjechać do lasu. Wprawdzie Bartek jeździł autem typu Scout z napędem 4x4, ale była to jedynie Skoda, a nie potężny terenowy potwór typowy dla ludzi Harada. Ciemność nie ułatwiała podróży. W sumie dotarcie na miejsce zajęło im godzinę.

Zwłaszcza, że ostatnie kilkaset metrów trzeba przebyć na piechotę, co miało zniechęcić nieproszonych gości.

Ledwie się zbliżyli do obszaru polany, a Żenia poczuła przyjemne ciepło rozlewające się w jej wnętrzu. Duchy opiekuńcze i ugięcie zasłony. Jakkolwiek nie śmierdziałaby Żmijem, to tutaj poczuła się “jak w domu”.

Marek czekał ubrany w gustownie skrojony szary garnitur, spod którego wystawał czarny obcisły T-Shirt. Obok niego, na jednym z kamieni, siedział facet, którego nie kojarzyła z poprzedniego spotkań. A powinna, bo twarz była dość charakterystyczna.


Same kamienie były ciekawe. Żenia była pewna, że nie było ich ostatnio, tymczasem były mocno osadzone w ziemi i sprawiały wrażenie jakby były tam od zawsze. Jakby wykiełkowały i wyrosły przez ostatni tydzień, czy dwa gdy nie odwiedzała polany. Może tak wyhodowali Stonehenge?

- Mam nadzieję, że długo nie czekaliście - powiedział Bartek.
- Dobra, o co chodzi? Co ustaliliście i co chcecie robić dalej? - zaczął spokojnym głosem, acz rzeczowo Marek Walach. Coś mówiło Żenii, że chciał zacząć ostrzej, jednak krótka wymiana spojrzeń między nim a Ragabashem spowodowała znaczne uspokojenie Srebrnego Kła.

Zanim Bartek zdążył stanąć na baczność i zastrzyc uszami, Żeńka podeszła do Walacha i z zaskoczenia przytuliła, w typowy wschodni sposób dorzucając dwa cmoknięcia w policzki.
- Marek - dziewczyna odsunęła się na wyciągnięcie ramion i spojrzała z uśmiechem w twarz Kła - Dobrze Cię znowu widzieć, szczególnie tutaj. Przedstawisz nas? - zaproponowała łagodnie choć Walach w spojrzeniu Wrony dostrzegł wahanie.

Na twarzy Marka widać było rozluźnienie po powitaniu, jednak natychmiast zniknęło gdy doszedł do tej niechcianej części, czyli przedstawienia Miszy.
- To jest Misza - powiedział tylko, jakby miało to wszystko wyjaśnić, po czym dodał: - metys.
- Dlaczego potrzebujecie jego pomocy?

Żenia przez moment kminiła czy gdyby Burak żył to przedstawienie go byłoby podobne?
„ To jest Promień Księżyca, gwałciciel”?
Zamiast ciętego komentarza rzuciła jedynie:
- Przejdziemy się? - sugestia popartaby była merdaniem ogonem w wilczej formie.

Marek skinął głową i ruszył w stronę skraju polany. Im bliżej ściany drzew, tym mniej było widać. Światło księżyca zza chmur nie przebijało się tej nocy. Gdy cień naprawdę utrudniał dalszy marsz, a Bartek i Misza byli już wystarczająco daleko, żeby Walach nie musiał ściszać swojego głosu do szeptu coś się zdarzyło ze srebrnym garniturem. Spod niego zaczęło emanować delikatne srebrzyste światło, które rozświetlało najbliższa okolicę i doskonale podświetlało osobę Srebrnego Kła.

- Tu nie będą nas słyszeć.
- Wooooow ale zajebisty efekt! - żeńkowy entuzjazm wybuchnął niczym szampan - Super przydatne do czytania nocą. - nie wiadomo było czy to kpina czy faktycznie podziw Ragabasha. Dziewczyna nawet wyciągnęła odruchowo dłoń chcąc pomacać i sprawdzić czy światło przeniknie i jej dłoń.
- No Marek. - cmoknęła z podziwem - musisz mieć branie. Żaden znany mi facet tak nie umie - Wrona spojrzała w podświetloną twarz Kła jak fanka na swojego guru.

- A żadna znana mi babka nie jest w stanie stworzyć ciemności, za którą skryje stado wilków. Ale coś czuję, że nie pomaga ci to w większym “braniu”. Dlaczego Misza, Żeniu? Nie mogę podsunąć ci kogoś innego? Co ustaliłaś? - zapytał i skrzyżował ręce na piersiach. Chciał się bronić, przed manipulacjami Żenii. Choć póki co nie szło mu to za dobrze. Mowa ciała wskazywała spore zainteresowanie spod starannie zaplanowanej ochronnej powłoki.

- No i widzisz?! - Żenia podekscytowana wspięła się niemal na palce stóp z radosnym wyrazem na twarzy - To ewidentny znak! Jesteśmy jak dwie strony tej samej monety!

Nie znała wielu wilkołaków ale nie sądziła by obca im była teza yin i yang. Nie była pewna czy Kły byłyby zachwycone takim „ powinowactwem”, ale efekt jej się spodobał na tyle by jej natura ledwo wyrośniętego z pieluch szczeniaka objawiła się na nowo. Poza tym tworzyła podświadome powiązania z Markiem.

Rozchichotana rzuciła:
- Gdzieś jest kret. Myślę, że to ktoś z krewniaków. Ktoś kto wie o sytuacji garou i wie gdzie ich znaleźć. Wiedział o misji Biedronia, wiedział o stylu Nadziei i jej ulubionych miejscach. Musiał też wiedzieć o bitwie ze Spiralami skoro ich ciała zniknęły. - Żeńka przytrzymała się splecionych ramion starszego wilkołaka oglądając swoje podświetlone palce jakby widziała je po raz pierwszy. Takie delikatne. Ciekawe czy w innej formie podświetlenie zmieniłoby wrażenie?

- No dobra. Kret wśród krewniaków. Też o tym myśleliśmy. Masz pomysł jak go wyłuskać? - ton miał być poważny. Postawa obronna i władcza. Ale delikatna poświata podświetlała wędrujący w górę kącik ust Srebrnego Kła.
- Aha - Żenia pokiwała nieco rozkojarzona - Misza właśnie po to. Normalnie krewniacy - wkraczała na grząski grunt z pełną świadomością - są traktowani dość hmmm przedmiotowo - starała się by w głosie nie słychać było nutek gniewu - dlatego potrzebuję kogoś kto ma z nimi bardziej otwarte układy. Kogo nie będą się obawiać. Albo raczej z czyjej ręki konsekwencji nie będą się obawiać. No bo zobacz, Marku, Srebrzyste Światło w Ciemnościach - Żenia nadała Wałachowi własną wersję imienia - skóry nie giną tak w teorii powinny, tak?

Oczy dziewczyny wpatrzyły się w twarz Kła:
- Garou giną a właściwie ciała się znajdują tak by zwrocic uwage. Co byście normalnie zrobili? Oboje wiemy, że odpowiedzialność zbiorowa ciśnie się z automatu. A ja nie chcę pogromu krewniaków. Sama byłam krewniaczką do niedawna. - nagle radosna twarz Żenii posmutniała. No dobra. Brała Wałacha na litość.

- Jest ich kilku to znaczy napastników. I ta formalina. Wypychają skóry czy jak? balsamują? No i martwię się jeszcze, że jest nas teraz mało, gdy Harad wyjechał. Mogą zaatakować znowu, bo uznają, że brak Alfy to czas na skórobranie. Bartek wspomniał o Miszy, który ma dobry kontakt z krewniakami. - słowotok zalewał starszego garou. - ja bym szukała kogoś kto ma jakieś zatargi z garou, albo może kogoś kto stracił kogoś w bitwie z Pieśnią? W Końcu Ataki zaczęły się w kilka dni po niej…
Dziewczyna w końcu zamilkła i wpatrzyła w Marka ufnie jakby tylko on mógł rozwiązać tę zagadkę.
- Dobra - odpowiedział Walach.
- Dobra co? - Żenia zmrużyła oczy podejrzliwie. To poszło zbyt prosto.
- Dobra, bierz Miszę. Skoro umiesz znaleźć sprawcę, bez dziesiątkowania naszych ludzi, to bierz metysa. Chcę mieć raport każdego wieczoru o postępach. Zgoda?
- Będziesz pierwszym, do którego zadzwonię każdego wieczoru ale… chciałabym coś w zamian. - Żeńka miała kamienna minę.

Brwi Marka powędrowały do góry wyraźnie odbijając się na tle poblaskującej skóry.
- Czego? - zapytał szczerze zaskoczony.
- Zabierzesz mnie na polowanie nocą z tym światełkiem włączonym. - Żenia wyszczerzyła się radośnie i nagle ściągnęła brwi - W wilku też tak świecisz, co?
- Tak. Też. To pogadamy po wszystkim. Wtedy możemy poszukać jakiegoś zwierza. Miszę chcesz u siebie, czy będziesz go zgarniać z lokum zorganizowanego przez Zapalniczkę? - szybko przeszedł do dalszych konkretów Marek.
- Bartka też. Jest mobilny bardziej niż ja. Ma auto, lepiej transportować pasażera. Nie wiem jak bezpieczne będzie dla Miszy wracanie na Słowację, gdyby zaszła potrzeba? Aha i jeszcze jedno. Mam parę spraw do dokończenia, ale spokojna głowa, info dostaniesz. Tylko... nie mam na Ciebie namiaru.
- Misza jest metysem. Bycie metysem wśród Srebrnych Kłów, to lata doświadczeń w byciu niewidzialnym. Spokojnie. Poradzi sobie. Dla Bartka póki co nie miałem żadnych zadań, więc też możesz go wypożyczyć. Ale gdybym go potrzebował, to zastrzegam sobie opcję ściągnięcia go w kilka godzin do siebie. Pamiętaj, że ich uderzenie na Słowacji i to co zrobiłaś w Łodzi zapoczątkowało wojnę. - Żenia miała minę niewiniątka, a na usta cisnął się komentarz “jak to zapoczątkowało?! To wojny nie było do tej pory?”. Mimo to słuchała dalej:
- A Harad jest daleki od rokowań pokojowych.
W końcu Marek wyjął z kieszeni wizytówkę.
Marek Walach, wiceprezes zarządu firmy, której ani logo, ani nazwa nic nie mówiły dziewczynie. Adres gdzieś w republice czeskiej sądząc po ilości głosek ć i ś. Numer telefonu przekreślony długopisem i obok odręcznie wpisany nowy.
- Dzwoń na ten zapisany długopisem - powiedział podając wizytówkę, a gdy cofnął dłoń nagle rozczytanie reszty jej zawartości stało się niemożliwe.
- Ok, gdybym musiała wyjechać z kraju dam znać. Nie martw się.

Po chwili dorzuciła cicho napiętym głosem:
- Cieszę się, że tu jesteś i dowodzisz, Marek. Wiem, że możemy z Zapalniczką spać spokojniej.
Blask jakby zajaśniał. Walach jakby urósł. Jego głos zniżył się o ton, jakby nagle utwardził się na otaczający go świat i powiedział spokojnie:
- To nasz obowiązek. A wypełnimy go z przyjemnością.
Wrona obserwowała zmiany w Kle z ciekawością podszytą leciutki rozbawieniem:
- Dziękuję - skinęła jak kiwała czasem, z rzadka bo z rzadka, Czarnemu. Jak Alfie. Wlała w to słowo szacunek należny głównodowodzącemu. - Czy mogę w czymś Ci pomóc nim ruszymy?
- Nie. Wszystko pod kontrolą - dodał i ruszył w stronę centrum polany, gdzie czekali metys i krewniak.

Drepcząca obok dziewczyna planowała jak przekonać Kła do nauczenia jej sztuczki ze świeceniem w ciemności. Ale to mogło poczekać…
 
corax jest offline  
Stary 21-09-2018, 11:20   #92
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Misza, Bartek jesteście moi na jakiś czas - mina dziewczyny mówiła o wysokim poziomie knucia - Cieszycie się, prawda?
Żeńka uśmiechnęła się szeroko do dwóch mężczyzn.
Oni zaś z gracją tresowanych psów spojrzeli na Marka Walacha. Ten skinął głową oszczędnie. Jednak nie ulegało wątpliwości, że oznaczało to: “tak, ona jest teraz waszą Panią psy….”
- Podjedziemy do Ciebie, Misza, i pogadamy na spokojnie. Tylko muszę jedną chwilkę tutaj zabajdurzyć.

Wrona miała doświadczenia z duchami tyle co kot napłakał albo i mniej. Smok zazwyczaj pojawiał się na wymowne szturchanie ale może to dlatego, że był jej totemem?
Słoneczko nie musiał chcieć się pojawiać po tej stronie, więc logicznym wyjściem było przeleźć przez Zasłonę i postukać z uprzejmym zapytaniem.

Albo… pomedytować....

Spróbowała jednak tego pierwszego. Było szybsze.
… i mniej skuteczne?
Żenia mimo naprężania wilkołaczych muskułków pozwalających na przejście przez Zasłonę, nic nie osiągnęła. Nawet mniej naprężona przeszkoda nie przepuściła wilkołaczki na drugą stronę.

Zniechęcona dziewczyna machnęła ręka i wróciła do Miszy i Bartka.

- Chodźmy. Jedziemy do Miszy.

Rogaty metys został ulokowany niedaleko mieszkania Czarnego. To znaczy niedaleko strefy zero na osiedlu Rataje. Mała kawalerka była wystarczająca na jego potrzeby. Na miejscu Żenia wyłuszczyła mu swój plan. Kiwał głową, ale nie mówił gdy go nie pytano wprost. Miał maniery kogoś, kto przywykł do bycia ostatnim w hierarchii.

***


Żenia spędziła z krewniakiem i metysem ponad dwie godziny omawiając sprawę i opisując wszystkie zdobyte do tej pory informacje. Męczyła ją ta cholerna formalina. Gdzie można zdobyć ilości potrzebne do namoczenia płótna? Nieodparte wrażenie związku formaliny i balsamowaniem narzucało się samo.
Lista punktów do sprawdzenia dla dwójki mężczyzn szybko się powiększała.
Najważniejsze zadanie miał jednak Misza. Pomówić z podejrzanymi krewniakami i znaleźć trop, lub choćby spróbować go zawęzić. Bartka Żenia oddelegowała do podążania za związkiem chemicznym. Czy ktoś z krewniaków ma dostęp do chemikaliów? A może ktoś się bawi zwłokami by tworzyć odpowiednik Madame Tussaud?
Uzgodniła też kontakt z Miszą i Bartkiem na popołudnie dnia kolejnego.

***


Gdy w końcu dotarła do swojej miejscówki chciała jedynie spać. Zamknęła oczy jedynie na chwilę. No może dwie. Po przebudzeniu, nastukała smsa do Zapalniczki.
“Jadę rano do Wawy a potem do Torunia, postaram się wrócić niedługo.”

Zanim wyszła z mieszkania odłączyła laptopa od netu i podłączyła pendrive z danymi odzyskanymi przez Zaara. W zasadzie nie miała jeszcze do tej pory czasu zapoznać się z nimi.

Natrafiła na kilka plików excela i kilkanaście dokumentów w różnych formatach. Było też kilka prezentacji z rozszerzeniem .ppt. Zaczęła od arkuszy kalkulacyjnych, jednak różne krzywe i zbiorcze tabele danych wiele jej nie mówiły. Były to wyniki badań na jakiejś grupie żołnierzy. Nazywano ich obiektami. Ogólnie wiele słów powodowało, że dla kogoś nie uczestniczącego w projekcie były one niezrozumiałe.

Potem zaczęła przeglądać dokumenty. Obszerne raporty zawierające w sobie od setki do sześciuset stron opisu. Z tego co zdążyła się zorientować było to coś pisanego jak publikacja naukowa, a odnośniki wewnątrz dokumentów prowadziły do arkuszy kalkulacyjnych. Język był bardziej przystępny. Nie miała czasu czytać całości, ale nigdzie nie rzuciły się słowa takie jak “wampir” “Żmij” czy inne sugerujące nadnaturalne pochodzenie terapii.
Najciekawsze były prezentacje. Były formą reklamówki. 40% wzrostu masy mięśniowej w 6 tygodni. Skrócenie czasu pokonania labiryntu przez szczura o 28%. Znaczące przesunięcie progu bólu. Prezentacje przygotowane dla wojska, które chciałoby poddać swoich żołnierzy terapii.

Z zamyślenia wyrwał ją sms od Zapalniczki:

“Ok.”

I kolejny:

“Uważaj na siebie”

Ze swoim nieodłącznym plecakiem na plecach mieszczącym cały jej majątek: zmianę ciuchów, tableta, jednorazowy telefon i wężowy nóż wsiadła na motor. Pięć stów wciśnięte w kieszeń, tuż obok dokumentów, musiało starczyć. Ani teczki z danymi ani broni nie zabierała. Z doświadczenia wiedziała, że broń zawsze się znajdzie. Jakaś…
Długo wahała się nad kamieniem od Czarnego.Ostatecznie wcisnęła go w kieszeń spodni.
Kopnęła gaz, odruchowo poprawiła czarną słuchawkę w uchu i zasłoniła twarz kaskiem i ruszyła na spotkanie z dziennikarzem.

***


Na miejscu była przed południem. W czasie oczekiwania na swój kontakt wyjęła telefon i zobaczyła nieodebrane połączenie przychodzące. Sprzed ponad godziny. Nie poczuła telefonu na motocyklu.
Kierunkowy zagraniczny przyspieszył bicie serca brunetki.
Jak zamawia się morderstwo ośmiu osób?
Wzruszyła ramionami.
Do tej pory planowania większego nie było, czemu miałaby zacząć teraz?
Kliknęła na numer by oddzwonić, unosząc wzrok ku niebu i próbująć sprawdzić czy oprócz polskiego i ukraińskiego zna też włoski?
Zanim ktoś odebrał minęło kilka sygnałów. Po czym zabrzmiał przyjemny niski głos z jakże swojsko brzmiącym:
- Halo?
“To ja halo!” krzyknęło oburzone coś w głowie Żenii. Dziewczyna parsknęła lekkim śmiechem w reakcji nim powiedziała do słuchawki:
- Dzwoniono do mnie z tego numeru jakąś godzinę temu... - zawiesiła strategicznie głos i westchnęła cicho. No jednak zamówienie nie będzie łatwe.
- Ah, signora Bondar, miło panią słyszeć - powiedział po angielsku bardzo miękko kończąc każdy wyraz.
- Posiadamy wspólnych znajomych, prawda? Giovanni Lucci z tej strony. - dodał w końcu przedstawiając się - Gdzież moje maniery.
- Miło poznać bliskiego znajomego moich znajomych - Żenia podjęła ton rozmowy nadawany przez Włocha - Czy otrzymał Pan szczegóły… hm… sprawy? - na usta dziewczyny wciąż i wciąż cisnęło się słówko “zamówienie”.
- Tak signora - na moment spauzował, po czym dodał - jak rozumiem jest to część czegoś większego. Czy zechce się signora ze mną podzielić informacją o tym?
- Hmm… - Żenia na chwilę zwisła opierając się biodrem o siedzenie motoru - … Zakładam, że jest Pan pewien, że chce wiedzieć i ma Pan środki by się bronić przed konsekwencjami tej wiedzy. Inaczej to nie ja byłabym teraz stroną proszącą o pomoc - Żeńkowy wpływ najlepiej działał w kontakcie osobistym, ale nie szkodziło sprawdzić jak działa i na telefon - Zgodzimy się co do tego?

- Signora Bondar, uważam Jarka za mojego serdecznego przyjaciela. Lista - chwilę zastanowił się nad tym słowem, po czym kontynuował - lista dostarczona przez pani asystentkę sugeruje, że Jarek popadł w pewne problemy. I choć współczesna młodzież tego nie rozumie, ale mnie ojciec wpajał konieczność pomagania przyjaciołom, którzy popadli w kłopoty. I jak słusznie signora domniemuje mam ku temu środki. - Wypowiedź aż ociekała dobrym tonem, jednak coś pod skórą Żenii mówiło jej, że rozmawia z kimś, dla kogo odbieranie życia to chleb powszedni. Rozmawiała z prawdziwym Ojcem Chrzestnym przeniesionym żywcem z epoki, gdy kobietom wskazywano ich miejsce.
Żenia westchnęła w duchu w trakcie wykładu Lucci. O ile łatwiej byłoby wszystkim, gdyby ludzie odpowiadali na pytania jak …. ludzie?
- Zazdroszę układów rodzinnych. - złośliwość komentarza złagodziła uśmiechem i radosnym tonem - Nie znamy się, ale Jarek też jest mi bliski. A zadaję pytanie po to by upewnić siebie i pana w tym, że choć sprawa nie jest małego kalibru i konsekwencje mogą być spore to nadal się Pan na to pisze.
“A nie po to by oberwać wykładem niemal podobnym wykładom Czarnego” - Żenia ruszyła na spotkanie z dziennikarzem zostawiając motocykl zaparkowany. - Nie wiem na ile Jarek Pana wtajemniczał w swoje życie jako przyjaciela. Obecnie potrzebuję zapewnić mu czas i odwrócić uwagę kilku ważniaków. To z czym skontaktowała się moja asystentka - Żeńka niemal wybuchnęła śmiechem ponownie na myśl o posiadaniu asystentki - ma z tym związek. Kilku ważniaków związanych jest z międzynarodowymi korporacjami działającym pod parasolem jednej. Utrata... hmm ...listy w połączeniu z działalnością internetową powinna zapewnić Jarkowi dość czasu na ogar. - palnęła Żenia zanim dobrała słowa nie uważane za slang.

- Signora, rodzina jest najważniejsza - powiedział spokojnie, a dziewczyna skojarzyła sobie swoją radosną rodzinę - ja oferuję pomoc. Jeżeli zdaniem signory nie ma takiej potrzeby, to ograniczymy się do minimum. Asystentka dosłała mi adresy. Myślę, że w nocy z piątku na sobotę uda nam się rozwiązać wszystkie palące kwestie. Niestety nieco czasu zajmie przesunięcie moich ludzi do Polski. Z mojej strony to już wszystko. Pozwolę sobie zadzwonić gdy sprawa listy zostanie zakończona.
- Dziękuję. Jeszcze jedno - jest szansa na zgranie czasowe rozwiązania? Chcę połączyć je czasowo wraz z działaniem wjazdu internetowego - Żenia tłumaczyła Giovanniemu jak Ojcu chrzestnemu z minionej epoki. No bo skąd miała wiedzieć czy facet wie co to internety?
- Dobrze. Zaczniemy o dwudziestej pierwszej czterdzieści pięć. Skończymy o dwudziestej drugiej. Czy to wystarczy?
- Powinno, tak!
- Zatem do usłyszenia - powiedział Lucci i się rozłączył.
Tymczasem do Starbucksa wszedł tuż przed Żenią facet, który wyraźnie kogoś szukał. Granatowe spodnie, sportowa marynarka i źle wyprasowana polówka podpowiadały, że może być tym, z kim umówiła się na spotkanie. Facet poszedł zamówić. Kupił dwie kawy, usiadł w kącie wyjął smartfona. Żenia w tym momencie poczuła wibracje w kieszeni, co upewniło ją, że to właśnie jej kontakt.

***


Nim jednak odebrała, wysłała smsa do Zośki
„Piątek 21:45-22:00. Upewnij się, że zsynchronizowali zegarki.” i dopiero wtedy podeszła do stolika zajmowanego przez dziennikarza i dosiadła się:
- Cześć. Która moja?
Wysunął przed siebie prawą dłoń z kubkiem.
- Siadaj i niech to będzie ciekawe - powiedział patrząc z ukosa. Jego uwagę przyciągnął kask motocyklowy.
- To czy ciekawe czy nie to Twoja działka. - Żenia siorbnęła kawy - Potrzebuję przebić bańkę wyciszenia przez Pentex ostatnich wydarzeń w Łodzi. W teorii nic się działo. W praktyce ich placówka została zrównana z ziemią a ich pracownik niejaki Mostowicz wyjechał wozem pożarowym z siedziby. Czemu za wozem wysłano wojskowy helikopter? Czemu wóz został ostrzelany ostrą amunicją w środku dnia i nikt nie reagował? Policja nie pisnęła mimo składanych raportów? Pomożesz mi?
Dziennikarz położył telefon na blacie.
- Nie będzie ci przeszkadzać, że nagrywam? To łatwiejsze niż notowanie. Zacznijmy od tego czym jest Pentex i jakie mamy dowody na powiązanie go ze sprawą w Łodzi. Widzisz przejrzałem pobieżnie sprawę. Nie ma nagrań z monitoringu. Nie zgłoszono startu śmigłowca. Placówka oficjalnie ma tylko dwa poziomy podziemne. Interwencja straży udokumentowana bardzo dokładnie. Jak zwykle ich akcje są czyste, albo wyczyszczone. Ostatni wyciek o superżołnierzach też rozszedł się po kościach. Co masz? - Mówił spokojnie, ale Żenia wyczuła w nim jakąś rezygnację. To nie była pierwsza akcja, nad którą pracował. I póki co nic nie wskazywało, żeby miała zostać doprowadzona do finału.
- I ten GLS. Co to?
- Gen wilkołactwa - Żenia walnęła z grubej rury - Testują swoich pracowników na jego obecność. Szczególnie ochronę. Mają jej kilka poziomów: zwykłych szeregowców, cieciów z Tesco, wyższą półkę, która ma dostęp do lepszego sprzętu, wynagrodzenia na poziomie co najmniej stu tysięcy rocznie, gwarantowane mieszkanie firmowe, przydział broni ostrej a nawet lepszą kantynę. Kolejno jest sama wierchuszka: zmodyfikowani na przykład ludzie naszpikowani zmorami, które zapewniają im różne bonusy np szybkość, większą wytrzymałość. Pentex a właściwie jego dwie firmy DNA i Megadon przeprowadzają takie eksperymenty na ludziach w celu sprzedaży do armii i grup zmilitaryzowanych. Jak żołnierz jest szybszy, wytrzymały i posiada umiejętności niczym IronMan, to łyknie go każda armia w wyścigu zbrojeń bez pytania i popitki. Materiały opublikowane ostatnio zostały wydobyte właśnie z Łodzi. Placówką dowodziła niejaka Sylwia Mróz. Jej pracownikiem był Marek Mazut, były agent ABW.

- Placówka sama w sobie miała ponad 40 poziomów ciągnących się w głąb. Dziwnym trafem znajdowała się w pobliżu placówki wojskowej przy ulicy DeBoisa. Jeśli usunięto ślady z monitoringu, może warto pogadać z mieszkańcami osiedla? Muszę wiedzieć, czy jesteś zainteresowany dzisiaj. I że masz opcję ukrycia się by móc publikować. Jeśli jesteś, dowody powinnam mieć przed weekendem.

Żenia spojrzała na dziennikarza, odruchowo poszukując w nim cech Gutka.
Tomek zastukał nerwowo palcami.
- Mazut. Dobrze. Celebryta. Kilka tygodni minęło od tego jak pojawił się na pierwszych stronach gazet. Przejadę się do Łodzi, niech stracę. Jeżeli do soboty mi czegoś nie podrzucisz konkretnego, to oleję temat. Nie chcę wyskoczyć z teorią, którą zdyskredytują w kilka godzin po publikacji. Tak rozbroili sprawę z helikopterem. Potrzebuję twardych dowodów.

Sięgnął po kubek z kawą. Żenia dojrzała, że dłoń, którą stukał w blat drżała. Tomek Meler denerwował się konfrontacją z Pentexem. Mazut najwyraźniej skutecznie zasiał terror między krewniakami Zaara.

- Nie. Jeszcze nie jedź do Łodzi. Chciałabym zrobić to inaczej. - przyjrzała się dziennikarzowi pochylając nieco bliżej - Widzisz… kojarzysz taką laskę...Bondar?

- Siostrę Mazuta? Terrorystkę odpowiedzialna za wybuch w Poznaniu? Cóż… kojarzy ją cała Polska.
- tym razem Meler szeroko się uśmiechnął do dziewczyny. - Swego czasu jej podobizna była w TV kilka razy dziennie. Dlatego rozumiem po co kask motocyklowy.

Żeńka odpowiedziała uśmiechem i pokiwała głową.
- No to powinno Ci się złożyć o co mi chodzi. Chcę przedstawić własną wersję wydarzeń i tak je przedstawić by publika je łyknęła i tak by dać Zaarowi czas na powrót. To czy ją zdyskredytują czy nie, nie ma znaczenia. Chodzi o wywołanie szumu medialnego. Wojnę na e-dzienniki na temat doświadczeń na ludziach. Tu wchodzisz Ty. Tutaj masz pendrive’a z dokumentacją jaką udało się uzyskać z Łodzi. Część z tego już została opublikowana ale wolę byś miał swoją kopię. Masz ze sobą laptopa? Zgraj dane. Do soboty powinnam mieć więcej informacji i z pewnością je dostaniesz jeśli wyjdzie tak jak liczę by wyszło. Twoje bezpieczeństwo jest priorytetem. - Żenia spoważniała - Ja spróbuję odciągnąć uwagę Marka na czas jakiś.

- Kurwa - powiedział, po czym sięgnął po niewielkiego laptopa. W zasadzie urządzenie było niewiele większe od tableta Żenii. - wiesz, że zajmuję się poważnym dziennikarstwem? Prowadzę sprawy dłużej i wolniej, ale mam większa siłe przebicia. Dlatego nie byłem w grupie tych, którzy publikowali te dokumenty z Łodzi. Oni mieli opinię publikujących wszystko. Ja mogę….

- Ty możesz rozmawiać z naocznym świadkiem i uczestnikiem wydarzeń. Masz bezpośredni dostęp. Kontrowersja, pamiętniki terrorystki, wolność prasy i słowa i tak dalej. Właśnie dlatego nie chcę byś jechał do Łodzi i podkreślam, że jesteś ważny. Ale możesz być ważny cały i zdrowy. Ok?

- Czy ty zdajesz sobie sprawę co oznacza oskarżenie o terroryzm? Jeżeli ktoś dostanie nagranie z monitoringu - wskazał małą kamerkę wiszącą w rogu restauracji - to wyląduję w jakimś Guantanamo, czy jeszcze gdzieś! Co z tego, że przeprowadzę wywiad? Takei wywiady przeprowadza się przez grubą kuloodporną szybę, a ty siedzisz sobie na nim ze skutymi rękami i nogami w pomarańczowym kubraku.- Po tych słowach twarz Tomka stężała. - To nie znaczy, że ci nie pomogę. Ale muszę się jeszcze zastanowić czy włączenie twojej osoby do tematu mi nie zaszkodzi.

- Przemyśl. I najlepiej przenieś się do Poznania. Przynajmniej do powrotu Zaara.
- Nie mogę się przenieść - odpowiedział.
- Rodzina? Zabierz rodzinę ze sobą.- Żenia bawiła się w zgaduj-zgadula.
- Pomyślę. Powęszę. Daj mi konkrety. Może spróbuję zmiękczyć opinię publiczną i pokazać ludzką stronę Żenii Bondar - powiedział jakby łagodniej.
- Ok. - Żenia pokiwała głową - Słuchaj jakbyś coś zauważył, że nie tak, to spierniczaj do Poznania i dzwoń do mnie na ten numer. Nie narażaj się bez sensu. To wszystko się dopiero zaczyna i będziemy potrzebować wszystkich. Ok? - Żenia spojrzała wprost w oczy krewniaka.
Kiwnął głową.
- Spokojnie. Daj mi konkrety, do tego czasu raczej nic mnie nie wyciągnie z Wawy.
- Dałam - Wrona wyciągnęła dłoń po pendrive’a i podniosła się do wyjścia - Ok. Jesteśmy w kontakcie Aha. Czy było coś w kwestii Muzeum Narodowego? Jakieś straty?
Tomek chwilę się zastanawiał. W końcu pokiwał przecząco głową.
- Nie. Przynajmniej ja o niczym nie wiem.
Schował laptopa.
- Jesteśmy w kontakcie.
- Jesteśmy. Uważaj na siebie. - zgarnięty pendrive wylądował w kieszeni dziewczyny.

Żeńka wyszła z kafejki po drodze na parking zakładając kask. Nim ruszyła sprawdziła jeszcze dla świętego spokoju czarną słuchawkę od Zaara.
Jednak nic się nie zmieniło. W słuchawce panowała cisza.
Nic nie zdawało się stać na drodze do wyprawy do Torunia.

***


Toruń wyglądał jak wiele innych miast. I nic nie wskazywało, że są tam jakieś problemy.
Odstawiła motocykl na podziemnym bezpłatnym parkingu jakieś sto metrów od deptaku. Później ruszyła zwiedzać miasto pierników i Kopernika. Deptak kończył się sporym kwadratowym rynkiem. A na ławce leżał jakiś menel w brunatnym płaszczu.

Żenia postanowiła sobie, że będzie musiała popracować nad image’m Brunatnego Kła.
- No i co? - mruknęła przystając - lepiej się sypia? Czy asystentka zabukowała spotkanie w gugiel-kalendarzu? Bo mam sprawę…
- Tak, wiem - odpowiedział nadal zasłaniając oczy ręką - odpoczywam, bo dzisiejsze zamknięcie giełdy było bardzo dynamiczne.
Po chwili powoli się podniósł. Czuć od niego było alkoholem.
- Siadaj. Daleka droga za tobą, co?
- A co? Śmierdzę? - Żeńka usiadła podwijając pod siebie nogę. Spojrzała na Kła spod brwi. - Stęskniłam się, to jadę przez pół Polski…
- Wolę Wrocław. Zdecydowanie. Więc w zasadzie możemy stąd jechać. Twój smrodek to nic przy tym co się tu wyrabia. - Powiedział, a potem rozejrzał się dookoła.
- Wstawaj. Idziemy - Brunatny klepnął ją w ramię i wstał
- Ale dokąd? - mruknęła niechętnie zbierając się z ławki - Zjadłabym coś, a Ty? No i co robisz przez następne kilka dni? - dodała już z większym animuszem drobiąc niewielkie kroczki przy starszym wilkołaku.
- Przez następne kilka dni planowałem zająć się dailytradingiem na rynku papierów wartościowych. I wypić kilka drinków - podrapał się po brodzie.
- A wynieść się? Byle gdzie, byle dalej stąd. Tu nie jest bezpiecznie.
Żenia rozejrzała się dokoła i w stronę nieba:
- No to jedźmy na ten obiad czy coś...Opowiesz mi co u Ciebie przez ten czas co się nie widzieliśmy bo mnie próbowałeś spławiać.
Wzruszył ramionami.
- Co, co… nico. Przyjechałem i pogadałem z miastem. Jest bardziej niż przejebane. Poza tym chodź, zjemy hot dogi na dworcu. Śmierdzisz tak, że nie wpuszczą nas do żadnej knajpy - powiedział, po czym wyszczerzył się spod brody - mam nadzieję, że się nie obrazisz.

- Rany boskie - Żenia wstrzymała kroku i wybałuszyła oczy w komicznym przerażeniu - Ty… Kieł… coś ci się z twarzą dzieje… wszystko w porządku?
- Nie. To tylko broda. Nie spotykasz często dojrzałych mężczyzn, co? - Rozglądał się wyraźnie zaniepokojony.
- Kurwa… - złapał Żenię za ramię. - Idziemy, zdaje się, że nas namierzyli.
Słowo ‘namierzyli’ ucięło ciętą ripostę Wrony.
No bo skoro Kieł był dojrzały i poznawało się to po zapachu, to nie… Żenia nie spotykała za wielu gości jak on.
- Kto? - rzuciła jedynie dając się ciągnąć. - Spałeś na ławce dając się namierzać a teraz zwiewamy?
Sprawdziła czy w okolicy nie ma więcej takich jak ona sama. Żmijopodobnych…

Najpierw ich wyczuła. Pięciu, nie sześciu. Sześcioro właściwie. Dwie kobiety. Czterej mężczyźni. Podzieleni na pary. Wmieszani w tłum korzystający z wakacji. Wszyscy mieli podobne tandetne ciemne okulary w kolorowych oprawkach.

- Tak, wiem. Miałaś być wcześniej, a oni czają się na mnie od kilku godzin. Raczej nie chcą gadać. - podsumował Kiel.
- Tylko sześcioro czy więcej ich tutaj? I co powiedziało miasto? - Żenia tym razem pociągnęła Kła w stronę parkingu - Tak się kończy jak mnie spławiasz i zostawiasz samą. - dobiła gwoździa do trumny.
- Tak. Więcej. Nie wiem ilu. Nie ma tu duchów… żadnych… poza tymi ich. Wskoczysz za zasłonę, to od razu zaczynają cię ścigać. Wiesz co to Inkwizycja? - pytał w czasie marszu Brunatny Kieł co jakiś czas patrząc za plecy. Dwaj mężczyźni w okularach stali na drodze wyjazdowej, odcinając im szansę ucieczki.
- W teorii możemy złapać jednego z tych, to ci opowie więcej. Ja w sumie nie wiem wiele.
- Co ma wspólnego Inkwizycja ze żmijem? - Żenia nieco osłupiała - Bo to ci od kropideł i palenia czarownic tak?
- Tak, to ci sami. Ale nie ci, którzy nas ścigają.
Przyciągnął ją do jednego z betonowych filarów.
- Widzisz nie wiem jeszcze o co tu chodzi, ale ci którzy nas śledzą skorzystali na tym, że inkwizytorzy wytępili resztę. Ale to luźne przypuszczenie.
Kiel zamknął na moment oczy.
Po chwili ze zraszaczy na całym parkingu trysnęła woda wywołując panikę wśród kilku zebranych osób.
- Cholerny padalec - mruknęła Żenia pod nosem starając się nie oddychać głęboko. Zapach Kła intensyfikował się z bliskiej odległości i rosnącej wilgoci. Pasikonik wiedział o inkwizycji i dlatego chciał tu swój caern. Rzeczywiście ironia losu, a Żenia będzie grać rolę pieprzonego antychrysta. - Dobra spadamy stąd, Kieł. Średnio jestem w formie do bitki…

- Dobra. Zdejmę tę dwójkę. Damy radę się zwinąć zanim reszta dojdzie?
- Damy - Wrona wskazała w kierunku zaparkowanego motoru - Pomogę Ci z tą dwójką byle szybko.
Brunatny kieł uśmiechnął się. Wyglądalo to dość groteskowo ze względu na mokre włosy i ociekającą brodę. Wyszedł zza filaru jak gdyby nigdy nic i ruszył wprost na dwójkę facetów.
- Zdychać! - Wrzasnął, po czym przykucnął. Żenia ledwie zauważyła jak jego palce zanurzają się w kałuży. Po chwili coś jakby piorun poszybowało od dłoni Kła, wprost do dwóch śmierdzących Żmijem wrogów. Ich ciala wygięły się w spazmach. Po chwili obydwaj padli, a część wody z parkingu odparowała. Kieł odwrócił się czekając na Żenię.
- Pospiesz się, nie mam tego więcej!

Mina dziewczyny była oryginałem. Nigdy dotąd, przynajmniej odkąd pamiętała, brunetce nie opadła szczęka. Teraz po prostu stała zarywszy piętami wbeton, zaniemówiła i oglądała przedstawienie. W głowie krzyczało “ ja tez tak chcę!!!”
Słowa Kła wyrwały ją z osłupienia:
- Hmmm naładować baterie nabiera nowego znaczenia,co? - rzuciła, mijając Kła biegiem i dopadając motocyklu. - Trzymaj się mocno tylko mnie nie usmaż z łaski swojej!
Wsiadł za nią. Miał powyżej stu kilogramów, co wyraźnie poczuła. Zza pleców poczuła odór alkoholowy gdy mówił:
- Teraz nie mam ochoty na żarty. Jedziemy?
Skinęła i puknęła szybkę kasku. Ruszyła z piskiem opon, zlewając przepisy drogowe i wymuszając pierwszeństwo. Wyjeżdżała poza granice miasta na najbliższą stację benzynową.

***


Na miejscu Bury Kieł zdjął swój płaszcz.
- Kup mi dużego hot-doga. I kawę. Idę się wyszczać - zarzucił płaszcz na motocykl i ruszył w stronę toalety.

- I tictaki - Wrona uśmiechnęła się kącikiem ust. Prócz zamówienia Kła Kupiła sobie kawę, kanapkę i muffinka rezygnując ze 100 punktów na audiobooka. Zamiast tego kupiła jednorazową maszynkę i mydło. Wróciła do motoru i zaczęła od załadowania amunicji w żołądek.

- Masz tu maszynkę - Mruknęła z pełnymi ustami jedzenia - Ta broda mnie całkowicie przeraża. Ma własne życie czy coś. - Żenia spojrzała na Kła w górę. Kucała na piętach na krawężniku.

- Nie mogę - powiedział, choć zabrał maszynkę i wsunął ją do kieszeni spodni.
- Chowam w niej jedzenie na czarną godzinę - powiedział po czym wziął dużego kęsa hot-doga. Sos wypłynął zostając na brodzie.

- Jak Ty nie możesz, to ja to zrobię - zaoferowała wilkołaczka - Coś ci ścieka, o, tu. - wskazała na kącik ust zamiast na upaćkaną brodę. - Spotkałeś się kiedyś z takim czymś? Spirale przejęły miasto o tak i nikt nie kwiknął?

Bezdomny ronin polizał kącik ust. Większość sosu pozostała niewzruszona na brodzie.
- Inkwizycja władował się tam w 96. Siedzieli cicho. Ale w 2014 coś się zmieniło. Inkwizytorzy urośli w siłę. W jedną noc wybili siedem wampirów. Całą populację. Kolejne kilka miesięcy tropili watahę Kruka. Pozbyli się starszych. A potem nastąpiła czystka. Wezwali jakiegoś Niebiańskiego czy cuś. Coś, co wymordowało większość duchów w penumbrze.

Sięgnął po kawę dając Żenii czas na przemyślenia.
- To co widziałaś… oni się ukrywają. Nie ruszają penumbry. Żyją w kanałach. Pod nosem inkwizycji.
- Hm. A ciebie tropili bo co? Konkurencja? Inkwizycja nie zauważyła zmian? Dziwne chyba co?
- Oni byli tam od lat. Tyle tylko, że ukrywali się lepiej niż wszyscy inni. A mnie tropili, bo wlazłem na ich teren. Węszyłem. Wlazlem do umbry i uruchomiłem ten ich alarm… Może wystraszyli się, że ściągnę im Inkwizytorów na łeb? A może… cóż… jestem Roninem. Nikt za mną nie przepada. - Powiedział, po czym upchał resztę hot-doga w ustach i zapił kawą.

Żenia przełknęła końcówkę kanapki i wybuchnęła oburzona:
- Nie pierdol. Ja Cię lubię. - wyznała z fochem na twarzy - Tylko jak się uśmiechasz to się boję. Serio, daj zetnę ten krzak. Poczujesz wiatr na twarzy w końcu.
- Zostaw! - oburzył się machając ręką, żeby odpędzić dziewczynę. Przy okazji do plam na brodzie dołączyła plama z kawy.
- To moja broda i będę ją nosić jak tylko długą zechcę!
- A nie mozesz jej nosić w kieszeni?
- Pamiętasz tych dwóch na parkingu? Oni też chcieli ją zgolić! - po tych słowach Bury pociągnął po brodzie dłonią rozcierająć plamę z sosu i kawy.
- Po co Toruń? Jest stracony. Czego tam chcesz? - Spoważniał.
- Nie uskwarczysz swojej ulubionej Wrony! Nie śmiesz! - Żenia tupnęła po dziecinnemu nogą i oparła się biodrem o motocykl:
- Zdradzę Ci tajemnicę jak obiecasz ją zachować dla siebie. - spojrzała poważnie na Wojtka.
- Masz moje słowo - wzniósł dłoń z kawą i papierkiem po hot dogu, a drugą położył na klatce piersiowej - słowo niegodnego zaufania ronina.
- Lubisz to, co? Takie samobiczowanie - Żeńka oszacowała wygnańca - Niech zgadnę, twoją sprawę rozsądzała Zapalniczka…. - dodała kąśliwe i machnęła ręką - Chcę zbudować armię, zjednoczyć wilkołaki Europy, odbudować miejsca mocy i wywalić stąd Pentex. Pomożesz mi? - wszystko to Żenia mówiła całkowicie poważnie.

- Zapalniczka to imię? Do dupy. Choć ktoś pewnie może pomyśleć, że „gorąca laska”. - Podrapał się po brodzie. - No dobra, a czemu zaczynać od Torunia?
- Zaczęłam od Poznania i Łodzi. Toruń to poboczne zlecenie. - Żenia zamarudziła - i chcę wiedzieć czym to jeść. Widzę, że sprawa jest jak Twoja broda: długa, pokręcona i można się upaćkać. - podrażniła Ronina przyjacielsko - Które z przykazań łamałeś?

- Drugie. Zwalczanie Żmija za wszelką cenę nie ważne od postaci - zgniótł kubek, władował do jego wnętrza papierek po hot dogu, po czym ruszył na spacer do kosza. Całe trzy metry i z powrotem.
- I o to się poprztykałeś ze swoim Alfą? - Żenia obserwowała Kła z otwartą ciekawością.
- Tak. Dokładnie. Powiedzialem mu: „Ej, alfa, przyszla do mnie taka jedna co śmierdzi żmijem na kilometr”. A alfa na to: „Urwałeś jej łeb, jak każe litania?” Na co ja: „Nie. Żal mi bylo”. Więc alfa powiedział tylko: „Aha, no to wypierdalaj!” - po ostatnich słowach ronin wskazał palcem pobliski las.
- Eeej to fajnie. Masz doświadczenie, nie jestem Twoją pierwszą - zachichotała złośliwie.
- Pomyślałby kto, że powinnaś wiedzieć co to ironia. Podrzucisz mnie do Wrocka? Toruń definitywnie mi się nie podoba.
- Wiem, co to ironia. A Ty?! A może masz ochotę się ze mną kopsnąć za granice kraju?

Uniósł brew zaciekawiony.
- Że niby ta budowa armii? Przecież pierwszy lepszy alfa urwie ci łeb jak poczuje twój smród. Ale w sumie… czemu miałbym tego nie obejrzeć z pierwszego rzędu. Ronin po twojej prawicy podniesie twoją wartość w negocjacjach. Może weźmiemy ze sobą jakiegoś wampira? - znów żartował, choć nie wiadomo jak potoczyłaby się sytuacja, gdyby Czerwoną udało się wyrwać ze szponów Pentexu.
- Jesteś garou chyba mimo kiepskiego statusu nie? A co do wampira… hm. Pomyślę. A ty wiesz jak się wyrwać z maelstormu?
- Jedziesz do rodziny i nie wiesz jak wrócić? Nie. Tam się nie wchodzi. A juz na pewno nie wychodzi.
- Hmmm no to czeka Cię zaskoczenie - Żeńka nagle ni stąd ni zowąd była zła. Rzuciła Kłowi zirytowane spojrzenie. Nie miał pojęcia ale się wymądrzał. Chłopaki wrócą i już.
- Serio, zanim ruszymy się ogarnij, tak? - burknęła nieco łagodniej.

Z kieszeni płaszcza wyjął dwie gumki do włosów. Ścisnął brodę i spiął ją gumką. Potem drugą gumką spiął włosy. Rozłożył ręce niczym magik pokazujący królika, który wyskoczył z kapelusza.
- Tadam, proszę.
Żenia się roześmiała.
- Lepiej ale prysznic i przycięcie wąsów uczynią cuda. A brodę spleć w warkocz. Ja wiem to twój uliczny image ale spędzimy długie godziny na motorze czule przytuleni. Dam radę unieść tylko jeden rodzaj smrodku. - dokończyła brunetka szczerząc się bezczelnie. - Pojedziemy do Poznania i jutro ruszymy dalej.
Rozejrzał się i pokręcił nosem.
- A może mógłbym to ogarnąć w Poznaniu? Bo wiesz… tu pod tymi prysznicami na stacji śmierdzi… - uśmiech wydobył się spod brody ufajdanej sosem i spiętej gumką.
Siła argumentu sprawiła, że Żeńka pokiwała jedynie głową z chichotem.

***


Wtorek 21:00

Było już po dwudziestej pierwszej gdy Żenia zaparkowała motocykl pod blokiem i udali się do jej mieszkania.
- Ciasno tu - podsumował śpiący zazwyczaj pod mostami Bury Kieł i nie czekając na oprowadzenie zajrzał do lodówki. Wyjął coś z paczek “wrzuć minie do mikrofali i zjedz” oraz sześciopak z piwem.

Uruchomił mikrofalówkę z serią dziwnych ustawień, których Żenia dotychczas nie analizowała i otworzył piwo.

- Leć pierwsza pod prysznic. Bardziej tego potrzebujesz.
- Robisz się wyjątkowo bezczelny. Będziemy musieli o tym poważnie pogadać. - odcięła się dziewczyna skopując buty i rozbierając się po drodze do łazienki. - Przygotuj coś i dla mnie.

Gorąca woda faktycznie przyniosła ulgę po woni Kła.
Wykąpana i odświeżona, Bondar wróciła do pokoju.
- Twoja kolej. Tylko nie zatkaj odpływu włosami, wilkołaku. - klapnęła na kanapę nie bawiąc się w wyciąganie żarcia z plastikowego pojemnika - Jakby zabrakło mydła to krzycz. Podam Ci płyn do naczyń.
Jednak jej słowa natrafiły na pusty pokój. Bury kieł zniknął.
Żeńka rozejrzała się za żarciem, pakiem piwa. Sprawdziła też swój plecak i stan kasy i komórek.
Brakowało jedynie jednej puszki i paczki żarcia.

Zniknięcie Kła Żenia skwitowała westchnieniem. Nie miała siły i czasu uganiać się za Roninem.
Musiała odpocząć -w końcu - zregenerować się po akcji z Pentexem. Wciąż była sflaczała i wypruta.

“Hej, potrzebuję nieco gotówki, najlepiej w euro. Jest opcja?” - sms pofrunął do Zapalniczki.
Kolejny popłynął ku Zośce: “jak tam z kontaktami? Jutro chcę ruszyć” a ostatni “Co udało się wam znaleźć?” ruszył przez wirtualne meandry ku Bartkowi i Miszy.

Odebrał Bartek. W zasadzie zastanawiała się, czy Misza poza mruknięciami wydawał z siebie jakieś słowa. Był strasznie milczący i mógł nie być najlepszym pomysłem do prowadzenia przesłuchań. Bartek potwierdził jej obawy.
- Na razie nie mamy nic. Misza sądzi, że powinniśmy sprawdzić krewniaków Zaara. Nasi nic nie wiedzą. Albo mówią nam, że nic nie wiedzą. Dziś rozmawialiśmy z siedmioma osobami. To może potrwać dłużej niż sądzimy. - W słuchawce zapadła cisza.

- Słuchajcie, wiadomo, że nikt wam nie powie ‘to ja zdradzam!’. No proszę was. Dobrze, że zaczęliście grzebać. Gdybyście mieli stawiać na kogoś to kto by to był? Możesz wytypować kilka nazwisk? Sprawdziliście co z tą formaliną? Gdzie się jej używa i gdzie można kupić takie ilości?
- Żenia mówiła zmęczonym głosem. - Bartek, muszę wyjechać na kilka dni. Serio liczę na was.
- Ok. Ja jutro poszukam formaliny, a Misza zacznie gadać z ludźmi Zaara. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Daj znać jak wrócisz.
- Ok. Spróbuj też wytypować nazwiska. Zobacz kto miałby największy interes albo jakikolwiek interes w tym by zdradzać te informacje. Ktoś zginął w bitwie ze spiralami? Ktoś miał zatarg z którymś wilkołaków? Nie wiem, ktoś był bardziej niż inni gnojony? - Żenia wspominała urywki wspomnień z własnego życia. - Jeśli się zdradza to z jakiegoś powodu. Rozumiesz?
- Pogadam o tym z Miszą.
- Ok, pogadaj. Zadzwoń jak coś będziesz miał.
- Jasne. Powodzenia w wyprawie.
Po rozmowie z Bartkiem zauważyła w telefonie dwa SMS i wizytówkę od Zośki.

Zośka:
Wizytówka: Mirsad Backowić - numer telefonu - lokalizacja w okolicy miasta Zenica.

Cytat:
Zapowiedziałam Cię na czwartek. On ma ocenić na ile temat jest ważny i zaprowadzić cię do Ryku Gromu
Druga wiadomość była od Zapalniczki.
Cytat:
Wpadnij po kasę do mnie
Po tej wiadomości zauważyła komunikat: “Użytkownik Aniela Mostowiak udostępnia ci swoje położenie - 22 minuty od Ciebie.

Cytat:
Dobra, będę za chwilę
Żenia niechętnie wbiła się z powrotem w ciuchy. Potrzebna była jej kasa. Pewnie poradziłaby sobie i bez niej, ale brak gotówki oznaczał obsuwy czasowe. A tego, miała wrażenie, ma mniej niż funduszy.

Gdy dotarła pod blok Zapalniczki ta czekała na ławce pod klatką. Podeszła do niej i na ręce podała dwie karty.
- Dokąd jedziesz? - padło zamiast zwyczajowego “cześć”.
- Dzięki. Jakieś PINy? Jadę poszukać pomocy dla watahy. - żeńkowa odpowiedź była prawdziwa choć ogólnikowa.
Zapalniczka schowała ręce do kieszeni.
- Nieużywane. Wpadnij do bankomatu i aktywuj. Są doładowane po dwa tysiące euro każda. Na okaziciela, więc niczyje nazwisko się nie pojawi jak wsuniesz je w czytnik. To mówisz, że Czarny poprosił cię o poszukanie pomocy dla watahy…. - stwierdzenie zawisło w powietrzu.
- Jakiś czas temu gadaliśmy o długoterminowych planach - Żenia spojrzała na blondynkę przytakując - A co? Ciebie pewnie też prosił, nie?
- Ja muszę pilnować naszego podwórka. Bądź ostrożna. Jak coś to dzwoń.
- Jasne. Może zaangażuj Szramę do pomocy? Zgodziła się dołączyć do watahy a zajęcie dobrze jej zrobi. - mina Żenii była jakby zrezygnowana. I tak zrobią co będą chciały.
- Tak. Wiem. Załatwiałam jej lokum. I temu jej wilkowi. Spokojnie. Ja jakoś to ogarniam. A hajsem Zaara się nie przejmuj. To fetysz - Zapalniczka uśmiechnęła się. Próbowała rozładować atmosferę, ale ewidentnie odpowiedzialność za Poznań i Caern jej ciążyła.
Żenia mimo konfliktowych uczuć do Filodoks poczuła ukłucie współczucia.
Zdecydowanym ruchem Michała przyciągnęłą Alinę do siebie i poczochrała po jasnych włosach.
- Dajesz radę blondi. Chłopaki za chwilę wrócą. A ja postaram się załatwić wsparcie dla nas. - szorstkie klepnięcie między łopatkami miało dodać kobiecie animuszu. - Jestem pod komórą więc masz mnie na smyczy - wyszczerzyła się odstępując od Sędzi.
- Jedź, jedź. Tylko nie wdepnij tam w nic!
Powiedziała na pożegnanie Aniela.
 
corax jest offline  
Stary 21-09-2018, 11:29   #93
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Wtorek 22:30

Żenia wróciła do mieszkania i na korytarzu zobaczyła Burego Kła. Stał z nową plamą na płaszczu i dwoma reklamówkami z napisem „Tesco”.
- No popatrz! Ja już myślałem, że się tam zamknęłaś i chowasz przede mną. A tak liczę na ten prysznic - wydawał się podekscytowany.

- Co mi ładnego kupiłeś? - przywitała się dziewczyna otwierając drzwi - Ja też liczę na Twój prysznic. W końcu mamy spać w jednym pomieszczeniu.
- Cholera… zbierałem na to puszki i makulaturę. Nie stać mnie na prezenty.
Wszedł do jej mieszkania, a potem ruszył wprost do łazienki nic już nie mówiąc.
- Myślałam, że daily trading jest opłacalny - Żenia dorzuciła dwa grosze w jego plecy skopawszy buty.
Z łazienki dobiegł jakiś pomruk, a potem było już słychać tylko szum wody i ciche nucenie. Kieł nie wychodził z łazienki ponad godzinę.
Monotonny szum wody pozwolił Żenii wczuć się w sytuację i w końcu chwilę pomedytować. Czarny uczył, Żenia słuchała. Szlag...

Wtorek 23:45

W końcu zamek od drzwi łazienki szczęknął. Najpierw wyjechała śmierdząca torba. Na jej dnie widać było kłęby włosów. Potem wyszedł Bury Kieł. Przyciał włosy. Przyciął brodę. Wymienił całą garderobę.



Przejechał dłonią po brodzie.
- I gdzie będę chował jedzenie? No ale dobra, kiedy przyjdzie ta gorąca laska? Zapalniczka?
Jedno otwarte oko Wrony omiotło nową wersję Kła.
Wrona otworzyła i drugie oko.

- No. W końcu. - pokiwała z miną konesera i pokręciła palcem, wskazując wilkołakowi, by się okręcił.
- Czy ja ci wyglądam na szkolonego psa? Nie - powiedział, po czym przeszedł przez pokój i usiadł plecami do Żenii.
- Maruda!
- Pomedytuję z tobą. Żeby nie było zaskoczenia, gdy będę chciał spryskiwacze na parkingu uruchomić.
- Medytuj. Tylko nie chrap i nie rozpraszaj mnie swoim nowym imagem.
- Przecież mnie nie widzisz - powiedział, a ona poczuła jak opiera się plecami o jej plecy.
- Mhm - mruknięcie dziewczyny było jedyną odpowiedzią.

Po dłuższej chwili Żenia szepnęła:
- Noo...dałeś czadu na parkingu…
- Jak za starych dobrych czasów. Z Czarnym i Skowytem Duchów… eh. Medytuj - upomniał w końcu Żenię.

- Nie rządź mną - Żenia zakokosiła się i umilkła na dobre. Naprawdę była wypompowana. Rano czekała ich długa droga.

***


Na podróż wynajęli samochód. Wypożyczalnia nie przyjmowala kart na okaziciela. Dokumenty Żenii też nie były na tyle dobre, żeby pozwoliła sobie je podsunąć jako wynajmująca. Dlatego właśnie czarną Skodę bliźniaczo podobną do tej, którą jeździł Czarny wypożyczył Wojciech Kosiba. Uwadze Żenii nie uszło, że podsunął swoją kartę kredytową!

Nie dopisał jej jako drugiego kierowcy. Nie musiała pokazywać dokumentów. Wsiadł i wyjechali w długą drogę.

- asz dzieci? - wypaliła Żenia gdy tylko wyjechali na autostradę.
- Nie. Gdy był na to czas niańczyłem brata. A później… cóż… jestem tu gdzie jestem - powiedział, po czym podkręcił głośność muzyki w radio.

- Nie jesteś taki stary. Jeszcze możesz to zmienić. Na przykład z jakąś miłą krewniaczką. Chciałbyś mieć dzieci? - Żeńka peplała wesoło zwinięta na fotelu pasażera z kolanami pod brodą. Popatrywała na kierowcę z ciekawością.

- Kto mówi, że jestem stary? Jestem w kwiecie wieku. Ale może kwestię rozmnażania małych Kosibów zostawisz mi, co? - uniósł pytająco prawą brew.
- No pewnie! Przecież ich za Ciebie nie zrobię! - prychnęła Wrona - Ale pytanie było czy chciałbyś a nie czy mógłbyś. Chciałbyś?
- Nie - uciął.
- Hm. - odpowiedź uciszyła Żenię na chwilę.

- A czemu nie? I zanim zaczniesz fochać pytam poważnie. Próbuję ogarnąć czemu tak i czemu nie.

- Ty serio pytasz? - Zaśmiał się - W sumie powinienem kogoś poznać. „Chodź, mała… pod tym mostem śpię. Tam znajdziesz jedzenie. Uważaj na szczury. Tak, mały może się z nimi bawić. Jest szansa, że jest wilkołakiem, więc jest odporny na choroby!”
- Pieprzysz jak potłuczony. Nikt Ci nie każe chyba żyć pod mostem, co? I co to ma do tego czy chciałbyś mieć dzieci czy nie? Ja mówię o potrzebie posiadania młodych, a nie zabawie szczurami.
- Ja rozumiem, że w tobie się budzą instynkty. To ten wiek. Za chwilę będziesz mieć wesoło biegającą piątkę albo szóstkę. I będzie fajnie. Ale zejdź ze mnie! - jego brwi się ściągnęły.
- Gadasz jak Czarny. - machnęła dłonią Żenia - I nic się we mnie nie budzi. Jestem ciekawa, bo widzę, że litanię i tradycję nie tylko ty łamiesz. - wzruszyła ramionami.
- Czy ty mi proponujesz parzenie się? Nie, dzięki. Za młoda jesteś. Mógłbym być twoim ojcem! - powiedział i jakby warknął.
- Hm. Mam wrażenie, że popełniłeś błąd ścinając brodę. Bez niej jesteś strasznie humorzasty. - stwierdziła Żenia chichrając się pod nosem - Wiesz, myślałam że jak znalazłam dojrzałego faceta to skorzystam. - wyzłośliwiła się.
- Tak. To był błąd. Jakbym wiedział, że będziesz przez to majtki zdejmować i proponować łamanie litanii, to bym został nawet z tym sosem w kudłach.

Westchnął.
- Wiesz, że metysi mają przepierdolone po całości, prawda?
- Wiem, że ze starszych wilkołaków w Polsce żaden nie ma dzieci. Czarny nie ma, Burak nie miał, Zaar nie ma, Tucholaki nie mają, Ty nie masz. Nie wydaje Ci się to dziwne?
- Nie. Na szczęście mamy twoje łono i już wkrótce podwoimy populację! Super! - powiedział, po czym klepnął ją w udo.
- A tak serio, to mieliśmy wojnę. Wielu zginęło. Część zmieniła strony. To nie był dobry czas na zakładanie rodzin - wyraźnie spochmurniał.
- Wojnę tylko w Polsce? Słowacy nie brali udziału?
- Czemu nie? - zdziwił się.
- No bo oni dzieci mają. - dziewczyna odbiła piłeczkę. - więc ciężko mi to ogarnąć. Słuchaj - Żenia zmieniła temat - A jak można odkręcić ten twój no… roninowy status? Jakbyś Chciał oczywiście no bo wiem, że nie chcesz.
- Nie da się - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Aha. To teraz Ty - Żenia uśmiechnęła się do Kła - Pytaj jak chcesz.

Kieł milczał, a droga umykała. Czas mijał. Po blisko trzech godzinach w końcu coś wyszeptał pod nosem.

Żenia nie zrozumiała co, ale powtórzył głośniej.

- Musiałbym zamordować mojego małego braciszka, wiesz? Jakie ciebie łączą układy z rodziną? - był napięty. Słowa przychodziły mu z trudem.
- Oh całkiem zwykłe - Żeńka przetarła oczy - Mój braciszek chce mnie zabić, drugi nie żyje, ojciec zabił matkę gdy byłam kilkuletnim dzieckiem i kazał mi sprzątać bałagan mopem. Takie tam, tyle pamiętam. Twój brat przeszedł do spiral? Chcesz się zmienić?

Wojtek spojrzał na nią, jakby nagle spadła do samochodu wprost z nieba niczym meteoryt. Jego usta były lekko rozchylone w wyrazie zdziwienia.
- Tak - odpowiedział, nie czując się w obowiązku określić na które pytanie.
Żenia z właściwą sobie logiką uznała odpowiedź za potwierdzenie wszystkiego;
- No to się zatrzymaj. O tam jest zjazd.

Po chwili byli już na stacji. Bury wysiadł i przechylił głowę najpierw na prawo, potem na lewo.
- Spanie na podłodze nie było dobrym pomysłem.
- Czy to zaowalowana oferta parzenia się? - zachichotała Żenia przesmykując się na miejsce kierowcy - wiesz dojrzałym facetom nie wszystko uchodzi na sucho. Chodż rozłoże Ci fotel, wyprostujesz swoje stare kości.

Wrona poklepała siedzenie z miną kombinatora.
- A ty jeszcze w majtkach? Coś się stało? - obszedl auto i usiadł na miejscu pasażera.
- No czekam na randkę pod mostem. Myślisz, że możesz mnie traktować byle jak? A innym proponować polowanie na szczury? Niedoczekanie!
- Na szczury się napolujesz w Toruniu. Gdy już mi wyjaśnisz o co z nim biega.
- A co? Dużo ich?

Bury wyjął z kieszeni telefon komórkowy o ekranie wielkościowo zbliżonym do tableta.
- A mało? Śledziło nas sześcioro przecież.
- Aaa te szczury. Czekaj a to nie zazwyczaj facet poluje? I wiesz coś na temat Ryku Gromu? Swoją drogą kto wymyśla takie imiona? I ciekawe czy koleś mówi dyszkantem?
- Panowie Cieni? U nich zawsze coś jest burzy, gromu, nocy, pioruna albo w gorszym wypadku kruka, czy wrony. Jęki, ryki, warkoty, skowyty to pewnie Goliardowie. Cholera… mógłbym napisać generator wilkołaczych imion. A jakie ma ludzkie? - zapytał przerzucając aplikacje na smartfonie.

- Nie mam pojęcia - Żenia wzruszyła ramionami - Czy to ważne? Jak o nim nie słyszałeś pod jego garou imieniem to chyba za głośno o nim nie było? To chyba tak działa, nie? Jak akcje?
- Skoro jest kimś ważnym… nie pochodzi od ludzi. Gdyby było inaczej, to wymieniałby swoje ludzkie miano równie często, co prawdziwe. A to już nam dużo mówi, co? Lupus albo Metys. Tyle, że na szczycie… więc pewnie nie metys. A jeżeli to lupus… wiesz, jak działa twój zapach na ludzkich garou, prawda? A wiesz, że nasze nosy są przytępione? I po co do niego jedziemy?

- Wiem. Pojechałam solo do Białowieży. Szrama miała wtedy watahę. Jedziemy bo potrzebuję zapewnić wsparcie dla watahy Czarnego. A jadę ja bo z watahy zostałam ja i Zapalniczka. Nasz caern bronią słowacy.
Odłożył telefon.
- Cholera… ale jestem stary. Brzmi, jakby wymieniło się całe pokolenie. Wataha Czarnego… Czarnego pamiętam jako ambitnego szamana, który znikał na długie tygodnie i od czasu do czasu podszeptywał złote rady naszemu wodzowi. Mariusz Kędzia. Kędzior. Wielki zły wilk z Pomiotów. Co z nim? - zawisło pytanie.

- Nie mam pojęcia kto to. Alfą przed Czarnym był Burak, Kieł, Promień Księżyca. Teraz jest Czarny. Tyle, że utknął w maelstormie - ostatnie zdanie Żenia zmęła w ustach. Zdała sobie sprawę, że więcej informacji wyciągnie gdy Kieł sam mówił w chwili słowotoku.

- Cóż, Kędzior to moje pokolenie. Promień Księżyca to narwaniec z Kleivem przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Dobrze, że nie jest już alfą. Szrama to kto? Białowieża to Czerwone Szpony, z nimi lepiej nie zadzierać. Pamiętam, że było ich kilkanaście.

- Ej! Nie mów tak o moim niedoszłym mężu! - obruszenie było prawie-prawie naturalne. Poza tym Burak nie żyje. - to stwierdzenie za to było obojętne - Szrama była ich alfą. Została sama po tym jak Czarny postawił caern. Dlatego potrzebuję zapewnić Czarnemu wsparcie. - Żenia spojrzała Kła z ukosa.
- Jak to “niedoszłym mężu”? Wataha Kojota olała Litanię i produkuje metysów? No daj spokój. To jest żart poniżej poziomu - powiedział, a Żenia nabrała wody w usta ściągając brwi. Kostki palców zaciśniętych na kierownicy lekko pobielały.
- Postawił Caern - uśmiech rozjaśnił twarz mężczyzny - twardy z niego skurwiel. Były wojskowy. Jak ktoś ma wrócić z Malfeasu, to postawiłbym na niego ostatnie pieniądze. Wiesz, że kiedyś przez dwa miesiące udawał wampira, żeby sprzątnąć Księcia Petersburga?

- Teraz już wiem. - dziewczyna skupiła się na drodze przed nimi by odepchnąć rosnący wkurw - Czarny zdaje się być wilkołakiem wielu talentów. Potrzeba takich przywódców, żeby to jakoś zebrać do kupy.

Po chwili ciszy dodała:
- Może jak pomożesz mi przepchnąć kwestię wsparcia i wykopać spirale z Torunia to wpłynie to na Twój status.
- Nie słuchasz mnie, prawda? W Toruniu nie ma Tancerzy Czarnej Spirali. W Polsce nie ma na stałe żadnej watahy Tancerzy Czarnej Spirali. Ci, którzy nas śledzili to szczury. Szczurołaki. Wypaczone szczurołaki. Szaleni Niszczyciele. Jak twoim zdaniem Tancerze Czarnej Spirali ukryliby się pod nosem Inkwizycji? Powiem ci więcej. Oni ciągle walczą. I giną. Tylko, że wyszkolenie inkwizytora trwa latami. A Toruńskie szczury to w dziewięćdziesięciu pięciu procentach… szczury. Co które dziecko krewniaków rodzi się wilkołakiem? Co dziesiąte? A jeśli ci powiem, że szczurza krewniaczka ma dwanaście młodych w miocie? Że może mieć młode średnio co trzydzieści dni? Dojrzałość osiągają po trzech miesiącach. Są nie do wytępienia - skończył tyradę.

- Słucham. - chociaż faktycznie nie do końca słuchała - Czemu szczury atakują Ciebie? I na cholere tam siedzą? O co walczą? O Toruń?

- Bo jestem wilkołakiem. Zdaniem szczurów wilkołaki za bardzo trzymają się ludzi. A ludzie niszczą Gaję. Ogólnie to nie mam problemu ze szczurami. Szczury ze mną miewają. A te są wypaczone. W swym szaleństwie uznały, że Żmij jest lepszym panem niż Tkaczka. I lepiej w imię Żmija mordować, niż dogadywać się z kimkolwiek. O co się tak rozzłościłaś? - zapytał w końcu.

- Bo też mnie nie słuchasz. - Żeńka pokazała Roninowi język - Zastanawia mnie to wszystko - dodała na koniec - Jaki jest ostateczny cel na przykład?
- Cel czego? - zapytał nie rozumiejąc.
- Cel tego użerania się między sobą, między garou a szczurami, między garou a spiralami. Twój brat dołączył do spiral. Mój też. Wiesz czemu? Po co?

Wojciech odwrócił się do szyby i zdawało się, że nie odpowie. Minęła dobra minuta, a gdy zaczął mówić zdawało się, że rozpoczął zupełnie nowy temat:
- Wyobraź sobie młodą dziewczynę, która zacharowuje się na śmierć trzepiąc nadgodziny w kiepskiej pracy. Nie ma perspektyw ponad bycie kelnerką. I nagle okazuje się, że może zmieniać się w czterystu kilogramową bestię, która rozerwie człowieka gołymi łapami, a pazurami rozcina blachę karoserii samochodowej jak papier. Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Potem dochodzą duchy. Duchy, które chętnie przekazują swoje Dary. I ta sama pomiatana kelnerka nagle samą swoją postawą wymusza wobec siebie posłuszeństwo swoich dawnych szefów. Tak, ta aura jest dość dobitna. Gdybym był szczeniakiem, to pewnie też bym ci nadskakiwał. Ale nie jestem. - Wtrącił schodząc z patetycznego tonu opowieści, jednak już po chwili kontynuował - Wracając do naszej kelnerki, która została z dnia na dzień królową życia: znajduje ją stado. Przygarnia ją. I nakłada obrożę. Nie możesz się pokazywać ludziom. Nie możesz nadużywać darów. Nie możesz się gzić z kim chcesz. To jest Alfa. Nasz Alfa wybierze dla ciebie partnera. On cię zapłodni i będziesz rodzić wilkołaki dla dobra świata. Poza tym to się nie wychylaj i rób co każę. I co sobie myśli masza kelnerka? Noż kurde… przecież jestem królową życia… jak on śmie. Wtedy w grę wchodzi Żmij. Daje nowe, potężne Dary. Roztacza opiekę. Daje dużo więcej pozornej wolności. Jeśli wywalczysz sobie pozycję, to ją masz. Owszem, później okazuje się, że Czarnym Spiralom nie jest łatwiej. Ale zwrotów już nikt nie przyjmuje.
Westchnął.
- Mój brat miał nieco inny powód. Był pomiatany i pomijany w kwestiach wszelkich zasług. Ale ogólny schemat jest podobny. Oczywiście szlachetny Alfa w trosce o nasze bezpieczeństwo polecił go zabić gdy tylko dołączył do Spiral. Cóż, mówiąc delikatnie nie zgodziłem się z jego zdaniem i darowalem życie bratu. Mówiąc mniej delikatnie odgryzłem Kędziorowi rękę, a w napadzie szału jego żonie przegryzłem gardło. Potem uciekłem. Kojotowi przysiągłem więcej nie krzywdzić jego dzieci. No i od tamtego czasu unikam wilkołaków. A ty? Dlaczego zostałaś sługą Żmija? Czy może wpadłaś w złe towarzystwo i przeszłaś ich zapachem? - zapytał.
Żenia przysłuchiwała się z uwagą.
Opowieść Kła brzmiała jakoś podobnie, znajomo. Trącała czułe tony.
- Nie do końca o to mi chodziło w pytaniu, wiesz? - odpowiedziała w końcu zamyślona.

- Nie wiem czy zostałam. - mruknęła kręcąc się na fotelu jakby temat ją uwierał - Miesiąc temu obudziłam się na śmietniku z dziurą w głowie. Zero wspomnień. Potem grupa Buraka się zjawiła i okazało się, że jestem garou. Miesiąc temu byłam krewniaczką, która była złamana jeszcze z czasów Ukrainy. - słowa dziewczyny były cytatem - Teraz wedle słów Czarnego jestem kami. Czy coś.
Wrona westchnęła:
- Wiem, że ściga mnie Pentex, w tym mój brat.Wiem, że trzeba doprowadzić do zjednoczenia garou i zmiennokształtnych. Wiem, że śmierdzę żmijem, bo byłam częścią obsługi placówki i wykradłam z niej dane. Nie wiem jednak o co chodzi głębiej, Kieł. Nie wiem… - Żenia pokręciła głową - Ale… - zawahała się i urwala. Wpatrywała się w drogę przed sobą.

- Nikt ci nie każe nadskakiwać. Wystarczy jak się będziesz ze mną zgadzać - wyzłośliwiła się zartobliwie.
- Przejebane. Byłaś u Handlarza Wspomnień? Powinien rozwiązać kwestie dziury w głowie - powiedział ciągle wpatrzony w okno i mijające kilometry autostrady Bury Kieł.
- Byłam. Podobno kochanek odbębnił rytuał jakiejś wyroczni i zabrał wspomnienia. Problem w tym, że żadnego kochanka nie pamiętam, żeby się zgłosić po zwrot. - uśmiechnęła się Żeńka koślawo - nie mówiąc o tym, że mąż okazał się być podstawką Pentexu, a przyszły wybraniec zgwałcił mnie w ramach przysługi „utwardzania mnie”. No. Tak więc widzisz, że kwestia dzieci raczej nie ma podstaw. No chyba, że Twój nowy image całkiem odbierze mi rozum. - Żenia uśmiechnęła się do Kosiby.

- Spokojnie. Ja nie mam ciśnienia na dzieci. Ani na gwałty. Ale widzisz…. cieszę się. Jesteś młoda, ale wiesz, że wszystko jest szare. Nie czarno-białe. I nie skreśliłaś ronina. Chociaż akurat to pewnie wynika z braku pamięci.
Odwrócił się do kierującej i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Umówmy się, staruszku. Powody przytulenia Cię są zupełnie nieważne. Szczególnie gdy nie musisz mnie wyrywać na szczury i podmostowy romans - Żenia skopiowała wcześniejszy gest Kła i klepnęła wilkołaka w udo. Dorzuciła do tego minę tulaśnego szczeniaka i oczy Kota w Butach.
- Skup się lepiej na prowadzeniu. Ja spróbuję się zdrzemnąć - powiedział wyjmując telefon. Po chwili znów wrzucił na nim jakieś aplikacje.
- Śpij, śpij. Potrzebny Ci sen dla urody. - Żenia włączyła radio dla białego szumu.

- Mogę pogadać z Czarnym… - Rzuciła w powietrze po dobrej godzinie nie oczekując odpowiedzi.
Nie spał. Stukał coś w telefonie. Na początku udał, że jej nie słyszy. Ale już jakby rutynowo po pewniej chwili odpowiedzial:
- Sam mogę z nim pogadać. Spoko. O ile wyjdzie z Malfeasu. Znaczy… gdy wyjdzie - poprawił się. Stukał nadal w telefon. W końcu na jego czole pojawiła się szeroka zmarszczka świadcząca o tym, że w jego telefonie nie wszystko poszło tak jak powinno.
- Więc myśli, że jesteś Kami. Dlatego, że byłaś krewniakiem, a jesteś wilkołakiem? Ciekawe uproszczenie.
Temat był zbyt świeży dlatego Żenia zaatakowała go szarżując:
- Inna opcja to to, że jestem Tancerzem Skór. - wzruszyła ramionami - obie opcje dostępne. Obie mają swoich fanów. A Ty masz inną możliwość?

- Nie lubię wchodzić na działkę Szamanów. Skoro Czarny jest przekonany. Kami są duchami, które wchodzą do ciała czegoś… w zasadzie nie zawsze ciała. Kami może być jeziorem, doliną. Słoniem. Czymkolwiek. Jeżeli jesteś duchem wilka w ciele krewniaka, to musi być w tym jakiś cel. Ale tak, podobno, powstał pierwszy na świecie wilkołak. W zasadzie duch wilka gdyby przejął ludzkie ciało to mógłby wyczyścić w nim pamięć. No ale to nie pasuje do kochanka. Kochanek jest szamanem? Rytualistą na pewno. Cóż, może nie spodobało mu się, że duch przejął ciało jego wybranki? - pytanie zawisło w powietrzu, gdy wygasił wyświetlacz telefonu.

- Dlaczego wszyscy zakładają, że gdy mówię, że „ nie pamiętam „ to oznacza to „pamiętam wszystko by móc odpowiedzieć na pytania”? Nie pamiętam, nie wiem. Nie miałam okazji pogadać z nim. Byłam dość zajęta ucieczką, rytuałem przejścia, atakami fomorów, stawianiem caernu, wypadem do Spiral i wsparciem dla Słowaków, wracaniem z martwych. - Żenia sama się zdziwiła, że w ciągu miesiąca zrobiła to wszystko. Nie mówiąc o wjeździe do Łodzi. - Dam znać jak uda mi się spiknąć z kochankiem.

- Lubię takie zagadki, wiesz? Rozpatrywanie hipotez i takie tam. Chodzi mi o to, że hipoteza pierwsza zakłada, że Duch w ciebie wszedł, zablokował ciebie. Potem kochanek próbował go wypędzić i w efekcie zostały ci zdolności ducha… stałaś się wilkołakiem. No ma to jakiś sens. - Pokiwał głową w uznaniu dla własnej inteligencji.

- A jak Tancerze Skór? Skąd mogłabyś poznać rytuał? Hmm…. chłopak rytualista? - zamyślił się i odgiął w fotelu składając dłonie w piramidkę.

- Jeny. Jesteś jak Czarny. - Żenia teatralnie jęknęła - Powiedz mi lepiej o kwestii totemów. Bo to mnie bardziej ciekawi w tej chwili. Można mieć ich wiele? - spytała niewinnie.
- To kolejne pytanie, z którym Czarny poradziłby sobie lepiej. Nie wiem. Ja nie mam totemu. Kojot mnie już nie chce. Inni widzą we mnie dziecię Kojota, które zdradziło. Cóż… może jakiś duch Tancerzy Czarnej Spiral by mnie przyjął… ale ja nie mam ochoty im się pokazywać.

- A kwestia Tancerzy Skór… twój Crinos powinien być połatany - stukał palcami wskazującymi o siebie. Ręce miał złożone w piramidę. - Powinien być różnobarwny. Zapach powinien być wymieszany. Ukazanie prawdziwej formy piwinno pokazać Tancerza Skor. Czarny to sprawdził. Z pewnością. Śmierdzisz Żmijem… a jednak nie zatłukli cię w Poznaniu. Być może to nie jest jego ślepa wiara w ciebie. Zaiste ciekawe…

- Nie zatłukli w Poznaniu, ani w Białowieży, ani w Tucholi, ani na Słowacji, ani spirale nie zatłukły lecz polazły za mną na bitwę. - Żenia roześmiała się cicho z jakąś ulgą. - a moja wilczyca jest piękna. W każdej formie. - Żenia zadarła nosa przechwalając się żartobliwie.

- Kieł, słuchaj, jak wrócimy, zostaniesz w Poznaniu? - spojrzała nagle prosząco na starszego wilkołaka.
- Kogut myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli. - powiedział. - Zobaczymy jak pójdzie nam na wycieczce.
- To się nazywa planowanie długofalowe. Gugiel nie naumiał tego? - Żenia zaczynała się przyzwyczajać do starszego wilkołaka.
- Jestem na to za młody. Żyję chwilą! - powiedział po czym zaśmiał się głośno.
- O. To dobrze trafiłeś. Trzymaj się mnie, srebrny lisie. - Wrona uśmiechnęła się co nieco złośliwie. Nie sprecyzowała o co jej chodzi dokładnie.

- Jeżeli naprawdę mogę dać ci jakąś radę i na poważnie ją przyjmiesz, to proszę cię: poczekaj do niedzieli z tymi spotkaniami. - powiedział w końcu gdy wesoła atmosfera nieco opadła.
- A co ma być w niedzielę? - ton dziewczyny był lekki ale myśli przyspieszyły samoistnie. Piątek uderzenie na Pentex, Harad będzie mieć tydzień przewagi nad nią, śledztwo Bartka i Miszy się przeciągnie - Bo wiesz, że to jest tournee a nie jedno spotkanie grupowe, nie.
- Nów - rzucił jedno słowo, jakby miało być odpowiedzią na wszystko.
- Aha. Myślisz, ze to mi pomoże przekonywać dwójkę lupusów? Bo wtedy posłuchają rozumu niż chęci urwania mi łba przy samej rzyci?
- Myślę, że to nie zaszkodzi. Zwłaszcza, jeśli któryś jest ahrounem. - powiedział.
- Ale zrobisz jak uważasz. Ja jadę podziwiać widoki.
- Mhm i wyrywać panienki na mosty i szczury.

Dziewczyna umilkła na chwilę. Dłuższą chwilę.
- Jak niby mam zwołać wiec na niedzielę? Jakieś dobre rady wujka Kła?
- Mówiłaś, że to tournee. Wybierz spotkanie z najtrudniejszym na niedzielę. A dobre rady? Nie wiem. Nie daj sobie odgryźć głowy? Szyi? Nie wiem jaki miałaś plan na spotkanie z nimi. - zaczął unikać odpowiedzi Wojtek.
- Plączesz się - uśmiechnęła się Żeńka - Czemu mieliby mi gryźć szyję? To nie wampiry chociaż Dracula chyba niedaleko. Plan jak plan - brunetka wzruszyła lekko ramionami - pójść i pogadać. Nawiązać dialog. Jedziesz jako osoba towarzysząca i ten mądrzejszy i ładniejszy. Jak masz pomysł wynikający z wieku i doświadczenia to się nie krępuj się. Serio.
- Zadzwoń do nich. Albo wyślij maila. Widzisz… - westchnął niczym nauczyciel próbujący coś wyjaśnić zupełnie impregnowanej na wiedzę studentce - jedziesz do istot, którym ich święte prawo każe o każdej porze dnia i nocy walczyć ze Żmijem, a pachniesz, jakbyś dopiero co wyszła z dwumiesięcznych wakacji w prywatnych kwaterach tegoż Żmija. Nie wiem… może wyolbrzymiam, bo zostałem ofiarą nietolerancji i nierówności społecznych… a może to właśnie moje doświadczenie i wiek mówią mi, że ryzykujesz. I że gdyby to była decyzja Czarnego, to jechałby ktoś inny, Mam rację? To samowolka, prawda? - spojrzał z ukosa na dziewczynę, a na jego twarzy wykwitł uśmiech.

- Wiesz… - Wrona uniosła dłonie znad kierownicy w geście poddania - Gdyby Czarny był w Poznaniu, byłaby i reszta ekipy. Nie byłabym tylko z Zapalniczką do ogaru wszystkiego, w tym ekipy Kłów. - podjęła próbę wyjaśnienia swojej pokrętnej Ragabashowej logiki. - Kłów, którym zawdzięczamy wiele. A którzy obecnie pozbawieni są domu. Kłów, których Alfa ruszył na podobne tournee. - dłonie dziewczyny w końcu wylądowały na miejscu - Nie wiem, czy dbanie i troska o dobro watahy to samowolka. Tym bardziej, że nie tylko swojej watahy dobro mam na głowie. Więc to co nazywasz ryzykiem, ja nazywam determinacją - dorzuciła na koniec.

- Czyli odpierdalasz robotę za Srebrne Kły, bez wiedzy Czarnego. Hmm - na moment odwrócił się do szyby po stronie pasażera i patrzył na drogę.
- Ale nie jedziesz do Srebrnych Kłów, prawda? No bo tego żadne z nas by nie przeżyło. Hmm - przerwał na moment jakby układając sobie coś w głowie.
- A co im zaoferujesz za pomoc Kłom w odzyskaniu domu? - rzucił w końcu.
- Jedziemy nie po pomoc Klom. Tego by nie łyknęli od ledwo odrośniętego szczeniaka. Jedziemy po pomoc dla Czarnego.
Żenia odetchnęła z ulgą, gdy rozkładanie na części pierwsze jej planu ustało choć z ciekawością obserwowała tok myślenia Kła. Stara szkoła. Mogło Przydać się przy kontaktach z Czarnym… nie miała nic przeciwko by ujawnić prawdę póki tworzyła ona dobrą zasłonę dymną.
- A co oferty to zobaczę jak z nimi pogadam.

- Aha. Czyli jedziesz po pomoc na koszt Czarnego, której Czarny ci nie zlecił. W jego imieniu, które reprezentujesz smrodem Żmija. Hmm… wiesz, że to kiepsko wróży Czarnemu? Ale i tak muszę zobaczyć jego minę, gdy mu o tym opowiesz - w tym momencie można było odnieść wrażenie, że Bury śmiałby się dookoła głowy, gdyby nie uszy, które pohamowały rozszerzanie się jego ust.

- Zgadłeś! - Żenia miała minę pelną dumy - Tak właśnie. Czekaj, czekaj… - Żeńka udała zastanowienie - czy taki gościu jak Ogórek nie capił Żmijem za dobrych, starych czasów? Nie miałeś takiego w wataże?

- Za moich czasów Ogórek znikał z watahy na wiele tygodni. Był raczej samotnikiem i unikał wielkiej polityki. Ja śmierdziałem Żmijem przez mojego brata. Ale zapach zniknął gdy straciliśmy kontakt. A czy miałem konsekwencje tego capienia? Tak. Starcie z Alfą i banicja. Wtedy nikt nie posłałby mnie na negocjacje z inną watahą. Nawet, gdyby to było jakieś pipidówko na krańcu świata. Zresztą… Czarnego też nikt by nie posłał. Rany… nadal nie mogę uwierzyć, że skubany postawił Caern pod Poznaniem. Pod samym nosem niemieckich wampirów. Skubaniec. - Bury Kieł śmiał się pod nosem na wspomnienie dawnego znajomego.

- Jak na mój gust za bardzo koncentrujesz się na zapachu. Chociaż nie. Skoro tak cię to frapuje to trzeba to będzie wykorzystać w rozmowach z Bośniakami. Niemcy przysłali kilkoro od siebie do pomocy z caernem. Mało tego, że postawił. Opiekunem został Słoneczny Chłoptaś - Żenia odruchowo użyła określenia Pasikonika gdy dumnie opowiadała o dokonaniu Alfy.

Bury pokręcił żuchwą jakby najpierw musiał przeżuć słowa zanim je wypowie.
- Jakiś Solar? Znaczy duch z niebiańskich planów? Ciekawe. Tak jak ciekawe, że Czarny korzysta z kontaktów Kędziora. Za moich czasów mieliśmy świetne układy z niemieckimi Pomiotami. Kędzior miał tam kilku zaufanych. Byli w podobnym wieku. Wiesz, te ich neonazistowskie teorie. Kółko wzajemnej adoracji. Zawsze mogliśmy liczyć na pomoc kolegów zza Odry. Zwłaszcza, że Berlin bliżej Poznania niż taka Warszawka. Coś jeszcze dla mnie masz, żeby dokarmiać moją ciekawość powrotu do Poznania? - znów odwrócił się twarzą do dziewczyny i odchylił w fotelu.

Żenia uśmiechnęła się szeroko i bezczelnie jak dzieciak, podkradający gorące ciasteczka i przyłapany na gorącym uczynku.

- Powinno styknąć chyba na tyle, by Cię zmotywować. Teraz będzie potrzeba każdej pary pazurów. - dodała jakoś mrocznie marszcząc brwi.
 
corax jest offline  
Stary 21-09-2018, 11:42   #94
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Do małego motelu w okolicy parku narodowego Zenica dotarli późnym wieczorem. Jednak Zośka załatwiła wszystko tak jak trzeba. Czekały na nich dwa pokoje w standardzie uchodzącym za trzy gwiazdki. Na gorącą wodę trzeba było czekać kilka minut. Ale w końcu się pojawiła.

Telefon od Bartka w pierwszej chwili poprawił jej humor. Mieli jakiś ślad. Wreszcie coś się ruszyło. Jednak poprawa była tylko chwilowa. Misza trafił na ślad wśród krewniaków Zaara. To komplikowało całą sytuację.

Markowi napisała jedynie, że śledztwo w trakcie i na razie sprawdzają ślady.

Potem postanowiła pomedytować. Duchy nie były już tak przychylne jak poprzedniego wieczoru. Ale pamiętała, że Czarny mówił coś takiego. Pamiętała, że rytualne polowania są skuteczniejsze… ale takiego nie mogła odprawić, więc zostało cieszyć się tym co jej zostało.

Na śniadanie w pobliskiej restauracji byli umówieni z Misradem Backowiciem. Krewniak miał ich ocenić i przygotować na spotkanie z Rykiem Gromu.

O dziwo zaskoczeniem był Bury, który ubrał się w stylu smart casual i teraz w eleganckiej koszuli spod podwiniętych rękawów wystawały szerokie ramiona. Siedział za kierownicą auta.
- Jakaś strategia na spotkanie z krewniakiem? Przedstawiasz mnie oficjalnie? Ściemniasz? Zostaję w aucie jako kierowca?

Oceniające spojrzenie dziewczyny omiotło Ronina.
-Duży jesteś. Będziesz ochroniarzem.
Żenia też odpichciła się na spotkanie zamiast standardowych wygodnych i sportowych ciuchów wbiła się w luźną, trapezoidalną krótką sukienkę i nałożyła lekki makijaż.
Sukienka była obszerna na tyle by móc ogarnąć ewentualną zmianę formy. Spięte w koński ogon włosy nie zasłaniały twarzy - chciała dodać sobie wyglądu otwartości.

Na miejsce dotarli na kwadrans przed czasem. Niewielki bydynek na rynku małego miasteczka. Z pewnością najbardziej “luksusowa” restauracja w okolicy. Niestety z braku konkurencji nie musiała ona utrzymywać wysokiego poziomu.

***


Misrad czekał. Był sporym mężczyzną z wystającym brzuszkiem. Ubrany był w marynarkę zarzuconą na t-shirta. Niestety podkreślało to jedynie jego piwny brzuch. Żenię powitał ukłonem i pocałunkiem w dłoń, niczym przedwojenny dżentelmen. Wojtka zmierzył jedynie wzrokiem.

Bury Kieł lustrował pomieszczenie. Skromna restauracja była cała do ich dyspozycji. Poza nimi było jeszcze dwóch mężczyzn. Marynarki i ciała przypominające misterów uniwersum 2001 świadczyły o tym, że Krewniak też zabrał obstawę. Mężczyźni siedzieli przy stoliku w rogu. Kieł tylko wskazał dłoną na stolik po przeciwnej stronie sali i powiedział:
- To ja sobie siądę tam.

Backowić przyjął ten gest z zadowoleniem i wskazał stolik przy którym miał porozmawiać z Żenią. Po chwili pojawił się kelner menu. I wtedy też sztywny formalizm rozmowy zniknął:

- Cóż cię sprowadza do nas? - zapytał po polsku, z wyraźnym lokalnym akcentem. Żenia mogła się tylko domyślać, że niezachowanie formy “Pani” wynikało ze słabej znajomości języka.

Po zamówieniu wody, brunetka zwróciła wzrok na krewniaka.
Uśmiechnęła się słysząc polski:
- Świetnie, że mówisz po polsku. - ucieszyła się szczerze. Alternatywą był ukraiński czy rosyjski ale ostatnimi czasy polski stanowił jej główny sposób komunikacji. - Przyjechałam by pomówić o ostatnich zmianach w Polsce i na Słowacji. Pomówić o możliwości połączenia sił i uzyskania pomocy od plemienia w nadchodzącej walce.

Żenia wyłożyła kawę na ławę obserwując Misrada.
- I Cieszę się, że rozmowę zaczynam z Tobą. - lekkim ukłonem głowy podkreśliła swoje słowa.
- Jakiej walce? - Misrad zdawał się być oszczędny w słowach. Jednak musiała go zainteresować, bo odsunął od siebie menu i przyjrzał się dziewczynie z wielką uwagą.
- Z Pentexem. - dziewczyna oparła się na krześle - Śledzicie na pewno to co dzieje się w Europie. Wiecie co stało się na Słowacji, wiecie o wydarzeniach w Polsce, prawda?
- W Polsce udało wam się postawić Caern. Chwalebne. Wiemy też o ataku Pentexu, który zabił pół tysiąca osób. Na Słowacji wykręcili szeroko zakrojoną akcję w ludzi Harada. Teraz on schował się pod kamieniem i liże rany. Czy coś jeszcze? Poza zmianami kadrowymi w Polsce? - Backowić był świetnie poinformowany. Wilkołaki musiały go dobrze przygotować na spotkanie. Czekając na odpowiedź znów powędrował wzrokiem do karty dań.

- Owszem. Ostatni atak i destrukcja jednej z dwóch placówek Pentexu zakończona sukcesem i eliminacją głównodowodzącej. - Żenia dorzuciła wisienkę na tort Misrada - przy okazji ataku Pentex wykazał się niezwykła desperacją decydując się na próbę przejęcia osób odpowiedzialnych. Sprawę zatuszowano oczywiście ale… oznacza to dwie rzeczy - Dłoń Żeni oparła się o blat. Jeden palec wyciągnięty w stronę krewniaka podkreślił słowa dziewczyny - Że Pentex przycichnie szykując odwet. Dwa - kolejny palec dołączył do wyliczanki - odwet z dużym prawdopodobieństwem zatoczy dużo dalsze kręgi. Dlatego przyjeżdżam by pomówić o połączeniu sił i uzyskaniu wsparcia.
Żenia dawała Misradowi opcję unikania patrzenia jej w twarz. Menu na pewno znał na pamięć.

Krewniak był wyraźnie ożywiony po wzmiance o wyeliminowaniu jednej z głónodowodzących Pentexu. W jego oczach pojawiło się coś jakby podziw.
- Wsparcia w czym? Skoro u was Pentex się wycofuje? U nas się nie pojawi tak szybko. Widzisz, nasza okolica nie jest tak zwanym “krajem szybko rozwijającym się”. Nie postawią tu fabryk. Nie zaczna eksploatować naszych złóż. My się nie wychylamy, oni nie wciskają się z butami na nasze podwórko. - Odłożył menu, złożył dłonie przed sobą.
- Polecam pierogi. Są dobre. Jak miałoby wyglądać to wsparcie? Ludzie? Środki? Broń? - dodał w końcu, jakby negując wcześniejszą próbę zbicia jej z pantałyku.

Żenia przekrzywiła nieco głowę i położyła dłoń na złożonych dłoniach krewniaka.
Delikatnie i lekko by nie czuł się atakowany.
- Misrad, wsparcie plemienia. Wilkołaków. - wpiła intensywne spojrzenie w oczy krewniaka.

- Alfa Poznania, Szpon Ciemności, teurg plemienia Władców Cienia postawił caern. Nie byle jaki caern. I pierwszy od ponad stu lat. Myślisz, że Pentex pozostawi was tu w spokoju? Nie. Jeśli nie zjednoczymy się, Pentex was wyłapie, bo Megadon i DNA wilkołaki łapie by zamknąć w swoich laboratoriach i przeprowadzać na nich testy lub rytuały. Mają do dyspozycji Czarne Spirale, fomory, wampiry, genetycznie modyfikowanych ludzi. Więc nie mówmy o pierogach. Skupmy się na Świętej Wojnie.

Żenia pogładziła dłonie Misrada:
- Umówisz spotkanie między Waszym Alfą a Córką Ognistej Wrony, Ragabashem z plemienia Władców Cienia, podopiecznej Szpona Ciemności, Alfy watahy Kojota z Poznania?
- Podopiecznej? - zdawał się ważyć to słowo - wydawało mi się, że Władcy Cienia nie mają podopiecznych. - skwitował to krzywym uśmiechem. żenia rozłożyła ręce z uśmiechem mówiącym wszystko i nic o jej niewinności.
- Na spotkanie chcesz iść sama, czy z oprychem? - wskazał ruchem głowy na Wojtka, który jak gdyby nigdy nic siedział i wgapiał się w ekran telefonu.
- Dużo będzie takich? - Żenia kiwnęła w stronę kolegów krewniaka - Jak dużo to z oprychem. - wyszczerzyła się.
- Więc przyjdź sama. Daj mi numer telefonu - powiedział w końcu.
Żenia skinęła i podała numer telefonu.
- Kiedy odbyłoby się spotkanie?
Żenia otrzymała wiadomość na telefon.
- Bądź tam dziś po zachodzie słońca - odsunął krzesło i ruszył do wyjścia. Dwa “goryle” zerwały się za nim niczym psy na gwizdnięcie.

- Skąd się takich bierze? - mruknęła brunetka podchodząc do Wojtka - Przydaliby się mi tacy. Co myślisz?
- Myślę, że on był krewniakiem, i nie czuł twojego zapachy. A tamta dwójka zwykłymi ludźmi zatrudnionymi w jego ochronie. I jak? Załatwiłaś wsparcie bez rozmowy z wilkołakami? - zapytał wstając z miejsca i chowając telefon w kieszeń.
- Oj tam już nie mędrkuj. Przecież on nie ma tyle do powiedzenia. Chodź, pojedziemy obejrzeć miejsce spotkania. - Żenia była zmartwiona wieściami od Bartka i Miszy. Wolała nie dokładać więcej zmartwień na kupę.
- Jasne - przepuścił ją w drzwiach w drodze do samochodu.

***


- Koniec. Dalej nie da się przejechać - powiedział Wojtek wpatrując się w telefon przyklejony do przedniej szyby. Misrad wysłał Żenii gotową nawigację Googla ustawioną na jakiś punkt. Mapa i zdjecia satelitarne wskazywały, że jest to środek lasu, wokół którego w promieniu kilku kilometrów nie było żadnych zabudowań. Teraz skończyła im się droga, a telefon uporczywie pokazywał jeszcze 4 km do celu.
- W zasadzie nie wiem dlaczego miałem nadzieje, że lupus umówi się z tobą w przytulnej kawiarni. - skomentował, po czym zgasił silnik i wysiadł z samochodu.

- Nie wiem czemu miałeś taką nadzieję. - Żeńka wystawiła głowę przez okno samochodu. - Nie będę się tam ładować, bo zostawię zapaszek. A wolę, żeby stawili się na spotkanie. - zamruczała niezbyt miło.

Bury westchnął i wciągnął głęboko świeże leśne powietrze.
- Tak, to całkiem niezły pomysł. W takim razie po co przyjechaliśmy?

- Chciałam sprawdzić okolicę. Ale można to zrobić i zza zasłony… - dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Ano można. To co? Skaczemy tutaj? Czy podejdziemy bliżej? - zapytał ożywiony.
- Coś taki wesolutki nagle? - Wrona spojrzała podejrzliwie na Ronina, unosząc brwi w lekkim zaskoczeniu - Tutaj chyba lepiej.
Lusterek w samochodzie było pod dostatkiem. Żenia spojrzała w swe odbicie:
- Idziesz?
Pokiwał głową i zaczął rozpinać koszulę. Żenia nie widziała co działo się dalej, gdyż niemal natychmiast poczuła szarpnięcie w żołądku.
Żałowała. W gardle utknął jej pogwizdywany motyw


***



Las wokół nagle zrobił się większy. Drzewa były wyższe. Pnie szersze. Droga i samochód zniknęły. W tym samym momencie pomyślała dlaczego warto byłoby podejść bliżej.

Rozejrzała się wokół wypatrując duchów. Wolała nie być zaskoczona jak wtedy.. Z Fedirem.
Coś się w niej otworzyło. Jakieś postrzeganie pozazmysłowe. Czuła się jakby tysiące oczu patrzyły na nią. Duchy ją otaczały. Były wszędzie. W każdym drzewie, w każdym liściu. Czuła pulsującą wokół świadomość pradawnego lasu. Mimowolnie sparowała swój oddech z tym dziwnym pulsem. Czuła się częścią tego. Czuła jak ta dzicz ją wzywa. Czuła jak jej wewnętrzna wadera chce zawyć do księżyca.

Wtedy pojawił się Bury Kieł. Był jakiś zgarbiony. Jego włosy wydały się gęstsze i dłuższe.

- A ty co? Dziewczyna szamana? Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak szybko skakał w bok. - Powiedział.
Wrona roześmiała się w głos odrzucając głowę lekko w tył.
- Dziewczyna może nie. Ale wybrana uczennica prędzej. - wyobraziła sobie minę Czarnego na ten tekst Burego i parsknęła śmiechem po raz kolejny.

- Wybrana uczennico, prowadź - wyciągnął dłoń przed siebie.
- A Ty co? Na darmoszkę? Czy po prostu chcesz zagapić się na mój tyłek? - fuknęła udając złość. Ruszyła w kierunku jaki zdawał się jej właściwy. Tam gdzie pokazywał gugiel telefonu. Nie zamierzała odchodzić za daleko. Chciała głównie rozejrzeć się po tej stronie Zasłony i zapoznać się z nią. Przeprawa z Pieśnią nauczyła ją, że Umbra może stanowić dodatkowy atut lub stanowić pułapkę.
Czuła, że w kierunku, który obrała duchy rosły w siłę. Czy też duch… duch puszczy zdawał się być jedną istotą. Jedną, składającą się z setek.
Potem pojawiły się duchy zwierząt. Najpierw jakieś wiewiórki i drobne ptaki. Szły w pewnej odległości od nich, nie spuszczając ich z oczu.

Żenia westchnęła.
- Niech zgadnę. To jakiś caern? - spytała Kła retorycznie.
Czekając i nie czekając na jego odpowiedź zmieniła formę. Czarna wadera zdawała się bardziej odpowiednia w zaistniałych okolicznościach.
Szczeknęła cienko, po czym zaskomliła cicho, by w końcu zawyć w krótkim powitaniu. Wciągnęła powietrze pełną piersią.

- Nie - odpowiedział. - Caern jest w tym lesie, ale nie tutaj. To pewnie jakieś systemy strażnicze. Wczesne ostrzeganie przed śmierdzącymi Żmijem i Roninami.
Po tych słowach jego ciało zaczęło się zmieniać. Stał się bestią. Wielkim Crinosem o potarganej brunatnej sierści przeplatanej pasmami siwizny. Ze szczęki wystawały wielkie kły, z których lewy dolny był bury, jakby przeżerala go próchnica.

Duchy zwierząt rzuciły się do ucieczki.
A Żenia wyraźnie poczuła, że Las się zaniepokoił.
Kłapnęła raptownie na towarzysza jakby go ochrzaniając. Warknęła, marszcząc nos.

Zaraz potem zawyła raz jeszcze, tym razem tak jak uczył Czarny obwieszczając kim jest i witając Ducha Lasu. Cieńsze tony w jej wilczym śpiewie wyrażały szacunek.

Nie była szamanem.
Nie znała języka duchów.
Ale emocje pozostawały emocjami.
A te zawrzeć mogła w swym powitaniu.

Nie ruszała się z miejsca.

Bury Kieł doczłapał się do niej powoli na czterech łapach. Był blisko cztery razy wyższy niż wilczyca. Niepokój Lasu zdawał się ustępować. I wtedy usłyszeli wycie. Zaproszenie. Z głębi lasu. Kieł tylko wystawił nos w tamtą stronę i czekał. Nasłuchiwał niczym gończy pies.

Młoda wadera zawyła przeciągle w podziękowaniu.
Cienko, niemal jak szczenię, kończąc głębszymi tonami z głębi trzewi.
Nie stanowiła zagrożenia...

Ruszyła powoli, łapa za łapą strzygąc uszami i niuchając powietrze.

Byli coraz bliżej źródła wycia. I wtedy nagle do wycia dołączyło warknięcie. Niskie. Niemal poczuła jak grunt pod jej stopami zadrżał. Warknięcie dobiegało z lewej. Stał tam wielki niedźwiedź.

Niemal natychmiast zrozumiała przesłanie jakie zawierał ów ryk.

„Dalej idziesz sama. Zdrajca zostanie tutaj”

Jakby jako wyjaśnienie dla tego ryku na czole Burego Kła pojawił się płonący glif. Przypominał jakąś dziwną hybrydę litery z chińskiego alfabetu z pismem klinowym. Wielki Crinos najpierw zezował w stronę palącej rany, a potem ułożył się na leśnym runie patrząc wprost w oczy niedźwiedzia.

Wrona odwróciła się na chwilę by trącić nos Kła swym nosem, jakby strofując i jednocześnie pocieszając.
“Nie świruj”.

Odwróciła się do misia i położyła uszy po sobie. Zamerdała ogonem jak szczenię okazując radość i szacunek w jednym. Ruszyła lekkim biegiem w stronę strażnika i w kierunku wycia.

Niedźwiedź był monumentalny. Żenii wszystko wydawało się większe, gdy oglądała świat oczami wilka, ale ten okaz był niemal jak dom. Nie ulegało wątpliwości, że mógłby rozerwać Burego nawet w formie Crino, bez wielkiego wysiłku.

Choć o golemie też można było tak pomyśleć przy ich spotkaniu.

Wycie z zaproszeniem narastało. Strażnik i Ronin szybko zniknęli jej z oczu. Czuła jak szarpie mech pod pazurami w czasie biegu. Czuła zapach lasu. Czuła jak wycie ją przyciąga. I wtedy go ujrzała. Idealnie połyskująca czarna sierść. Oczy o spojrzeniu przeszywającym duszę. Zęby mogące pozbawić życia jednym kłapnięciem. To ten wilk ją wzywał. A teraz stał wpatrując się w nią i szczerząc kły… a może uśmiechając się?

Na wszelki wypadek Ragabash postanowiła być grzeczna.
Zadziałało w przypadku Szramy.
Może zadziała i teraz…

Przyjrzała się wilkowi krótko obrzucając go spojrzeniem.
Czuła się… dziwnie.
Była pod wrażeniem wszystkiego, obawiała się o Ronina, gnał nia niepokój o Czarnego i ekipę. Zmartwienie i zdenerwowanie wypełniały ją niemal po brzegi.
Prawie tak, że na strach nie bylo wiele miejsca.
Takie oderwanie wzmacniało poczucie odrealnienia, bo wadera działała instynktownie.
Wrona pozwoliła na to.
Przypadła brzuchem do ściółki lasu i ułożyła pysk płasko na łapach. Uszy wciśnięte w czaszkę, ogon podkulony pod siebie. Łypała od czasu do czasu spojrzeniem ciemnych oczu na wielkiego basiora. Szczeknęła piskliwie na powitanie jakby prosząc o udzielenie głosu.
Podszedł do niej i ją powąchał. Grymas przebiegł jego twarz.
„Śmierdzisz”
Bardziej była to świadomość jego słów, niż jakikolwiek dźwięk. Czuła się wilkiem. Czuła, że weszła na nie swój teren i zdała się na łaskę lokalnego Alfy.

Trącił ją nosem. Jakby chcąc wymusić, żeby odsłoniła przed nim szyję.

Żenia powoli i ostrożnie odwróciła się, odsłaniając miękki brzuch, mimo, że czarny ogon samowolnie próbował desperacko osłonić wrażliwą część choć trochę.
Pisnęła cicho, przytakując i jednocześnie pokazując Alfie, że wywołał odpowiednie wrażenie.
Wilk cofnął się z satysfakcją. Odwrócił się od niej, a do umysłu leżącej bezbronnej wilczycy dobiegały kolejne słowa.
„Miałaś przybyć do mego domu wieczorem, a myszkujesz w nim w południe.”
Wilk w pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił do Żenii.
„Sama śmierdzisz złem”
Po tym nie słyszała nic, czuła jedynie rozpościerająca się aurę przywódcy stada.
W końcu jednak przemówił ponownie:
„Przyprowadzasz do mego domu Ronina. Zdrajcę. Bezplemiennego. Choć rzekłaś, że będziesz sama. Wyjaśnij.”

Dziwne połączenie umysłów nie wydawało się dziewczynie naturalne.
Trąciła je na próbę, niepewnie.
“Które pierwsze wyjaśnić, Alfo?”
Nie rozumiała dokładnie o co chodzi Wilkowi. Wolała się upewnić… podobno, kto pyta nie błądzi.
Pysk Alfy wskazał na słońce. Jego złoty dysk nie był tak oślepiający jak w rzeczywistości. Wyglądało bardziej jak talerz ze starej zastawy niż życiodajna gwiazda.
„Czas przybycia”
Przeszło przez Żenię, gdy jej rozmówca wydał z siebie krótkie szczeknięcie.
“Chciałam przekonać się czy krewniak faktycznie umówił spotkanie czy będę jedynie biegać po okolicy. Chciałam sprawdzić i wrócić wieczorem. Dzięki Ci za przyjęcie teraz.”
Żenia podrapała nos łapą jakby ścierając z niego pasma trawy. Białka oczu błysnęły gdy spoglądała szybko w stronę Basiora.
Alfa zawył. A jego wycie splotło się w słowa Ronin i Zdrajca. A brzmiało to tak naturalnie, iż uznała, że w języku którym się posługują jest równoznaczne.
“Potrzebujemy każdego zdolnego walczyć ze złem. Sprawdzam go, Alfo. Gdyby stanowił zagrożenie, zabiłabym go sama.”
Pysk młodej wadery znowu wylądował płasko na jej łapach.
„Pycha cię zabije podopieczna Szpona Cienia”
Słowa te były w postawie wilka. On był ich pewien tak bardzo, że Żenia niemal czuła, że ma rację. Jeszcze to pociąganie nosem, przy którym wstydziła się jak dziecko, które zawiodło opiekuna.
„Tacy jak Czarny nie powinni być przywódcami. Nie powinni wybierać na podopiecznych takich jak ty”
Wielkie ślepia mierzyły ją. Czuła gniew jaki w niej narastał pod wpływem tego spojrzenia.
A potem wspomniała podziemia Pentexu i przebłyski rzezi jakiej dokonała pod wpływem ślepej wściekłości.
Wspomnienia, straszne wspomnienia, ją otrzeźwiły na tyle, by nałożyć czapę na gniew.

Robił to specjalnie?
Testuje ją?
Próbuje sprowokować ją do złamania litanii i ataku na niego w caernie?

Wiele rzeczy mogło ją zabić.
Wielu przeciwników mogło to zrobić.
Ale z jakiegoś powodu tu była.
Nie wierzyła w teorię Czarnego.
Ale wiedziała, że potrzebuje Panów Cienia.

Usiadła na zadzie i przekrzywiła łeb nadstawiając uszu.

“Zdaję się na twą mądrość i doświadczenie, Alfo, w mej kwestii ’ - zgodziła się powoli. Być może miał rację. Przez chwilę kminiła, czy Smok nie miał na drugie imię Pycha. - “Jednak teraz chodzi o walkę ze złem i o zjednoczenie plemienia do tej walki. O ruszenie z bezpiecznego stanu zawieszenia i udzielenie poparcia dla Szpona Cienia. Tego samego, który udzielał swego poparcia plemieniu. Bo właśnie to robi Czarny. Walczy. Po to postawił święte miejsce, pierwsze od ponad stu lat. To dlatego ledwie kilka dni temu jego ludzie zniszczyli placówkę Żmija zabijając tamtejszego przywódcę. Czy zgodzisz się, Alfo, z tym, że Szpon Ciemności wypełnia swój święty obowiązek?”

Czarny łeb lupusa przytaknął. Po czym w jego spojrzeniu było coś takiego… coś co przeglądało ją na wskroś. Ale nie było w nim wrogości.
“Znam takich jak ty, czy Szpon. Balansujecie na krawędzi. W mojej ocenie zbyt blisko złej strony krawędzi. Stąd ten nieustający smród Żmija” Ostatnie słowo zlało się w jedno ze słowem “Zło”. Znów zdawać się mogło, że język wilków miał za mało słów, ale pewne znaczenia były dla Żenii oczywiste. Czy podobnie byłoby gdyby została w swej ludzkiej formie?

“Wiem, że Szpon Ciemności jest w niebezpieczeństwie. Duchy nam o tym powiedziały. Tak jak o waszym świętym miejscu. Tak jak o twoich problemach ze Smokiem i z pamięcią. Jesteś o krok od wypaczenia. Tylko czekać, aż ślad płomienia Ognistej Wrony zastąpią zielone wyziewy Smoka. Powinnaś zginąć zaraz po spotkaniu z Misradem, ale powiedziałaś, że jesteś “podopieczną” waszego Szamana. Zrozumiałem. Bo Niosący Światło są nieliczni. A Szpon jest w tej chwili najsilniejszym z nich.”

Wilk zamknął oczy na moment jakby analizując pewne kwestie. W końcu podszedł bliżej do Żenii. W zasadzie z tej odległości mógłby ją polizać po pysku bez poruszania głową.

“Ja go znam. Wierzę w to, że jesteście w stanie oprzeć się wypaczeniu. Ale jeżeli trafisz na egzekutora, to on nie będzie pytać o twoje powiązania. Miej to na uwadze.”

Odwrócił się i machając ogonem ruszył przed siebie, zwiększając odległość między nimi.

“Jam jest Ryk Gromu. Ten, który przyszedł na świat w burzy. Głos duchów i najwyższy Galliard watahy Raroga.”

Usiadł na zadzie i zamachał ogonem.
“Teraz możemy przejść do konkretów. Jakiej pomocy oczekujesz dla swojej watahy?”

Żenię przeszył dreszcz, gdy dotarło do niej jak bardzo była sprawdzana przez alfę. Na jak wielu krokach mogła wszystko zaprzepaścić. I chyba właśnie fakt, że dotarła tak daleko przytłaczał ją jeszcze bardziej.

- Wierzę, że Czarny potrafi znaleźć wyjście z … - chciała powiedzieć ciemnej dupy ale uznała, że nie jest szczególnie dobre określenie przed Galiardem - opałów. A w między czasie Sędzia watahy i ja z pomocą Srebrnych Kłów obronimy caern. Ale Harad Alfa Kłów szuka wsparcia dla siebie poza granicami kraju. Z pomocą plemienia pozycja Czarnego pozostanie niezachwiana.

Wadera przestąpiła z łapy na łapę:
- Alfo - podeszła kilka kroków w stronę Ryku Gromu - mogę mówić otwarcie?
Ciemne oczy wilczycy wpiły się gdzieś w okolice nosa czy miejsca przed oczami basiora. Nie była głupia by wyzywać Alfę spojrzeniem ale chciała by wyczuł jej determinację.

Skłonił się jedynie przyzwalająco.

- wataha Kojota jest przekonana, że jestem zagubionym szczenięciem. Szpon Ciemności jest przekonany, że jestem kami. Ja nie wiem, co jest prawdą i ledwo od miesiąca uczę się ścieżek garou. Pewna jestem jednego. Muszę odwiedzić innych przywódców jak Ty. Innych niż garou - głos, myśli Żenii były mocniejsze, niemal napierały na rozmówcę bez udziału woli dziewczyny - Gdy zło rozprzestrzenia się wokół, nacje muszą się zjednoczyć. Tylko w tym drzemie ich siła. Pentex wykorzystuje każdą okazję by rozdzielić dzieci Gai. Buduje siłę na marazmie ludzi. Podsyca poczucie beznadziei i obojętności. Czarny pokazał, zapewne nie jako pierwszy, że zjednoczeni dokonamy nawet otwarcia caernu, czegoś czego nie dane było dokonać od ponad wieku. A walka się zbliża, wiem to ja i wiesz to Ty. Pentex uderzy gdy tylko się przegrupuje. Gdy zniszczy Polskę, Słowację, przyjdzie i tu. Zniszczy to święte miejsce bez mrugnięcia okiem.

Żenia podrobiła kolejne dwa kroki.
- Dlatego potrzebujemy Was. Każdego z watahy Raroga, każdego krewniaka. dlatego potrzebujemy poparcia dla Czarnego. Jednego głosu, mówiącego jedno.

Wadera pochyliła głowę:
- Czy zgodzisz się wesprzeć sprawę, Ryku Gromu? Czy udzielisz poparcia dla Szpona Ciemności?

Wilk przechylił łeb patrząc na nią z uwagą.
Nie szczekał, nie skamlał. Nie wydał żadnego dźwięku, ale jego przekaz Żenia słyszała wewnątrz swojej głowy.
“Wesprzeć sprawę? Udzielić poparcia? Nie lubię rozmawiać z wami ludźmi.”
Znaczenia ostatniego słowa nie była pewna. Sama nie była człowiekiem, lecz Garou… Kami… czy kto wie czym jeszcze?

- Czy staniesz za moim Alfą, najsilniejszym teurgiem Panów Cienia od czasów Konietzki? - w słowach Żenii brzmiało coś na kształt dumy i uczucia, do którego Żeńka nigdy w życiu nie przyznałaby się świadomie. Czegoś na kształt miłości, córki do ojca lub czegoś podobnego. Słowa same spłynęły z ust, gdy wadera przypomniała sobie mamrotanie Michała - I poprowadzisz swoją watahę, swoich do walki ze złem ramię w ramię na jego znak? Czy pomożesz przekonać innych do zjednoczenia?

Żenia szczeknęła cicho i zaskomliła, przekrzywiając łeb w drugą stronę.

I ona na swój sposób testowała Galiarda.
Czy okaże się być jak jej ojciec? Czy jak Czarny? Czy może jak Harad?

“Gdy nadejdzie czas.”
Zadarł nos i odwrócił pysk w bok.
“Fakt, że określasz go mianem najsilniejszego przypomina o twej pysze. Masz me poparcie, jeśli udasz się do Raji i do Carlosa. Przed Pazurem w Mroku cię nie ochronię ani ja, ani Czarny.”

Nie umknęło jej, że Galliard użył potocznego imienia Szpona Cieni.

“Gdy czas nadejdzie wataha Raroga będzie gotowa. Gotowa jak nigdy dotąd”

Znów spojrzał na nią i przechylił łeb. Jego oczy zawisły na niej w niewypowiedzianym: “Coś jeszcze?”

Wrona szczeknęła wesoło i dopadła Alfę. Przednie łapy oparły się lekko o bok Ryku, a wadera Zaczęła oblizywać jego pysk w wyrazie radości i uległości. Jak szczeniak, którym wciąż gdzieś w głębi była.

Przysiadła na zadzie nagle w jakimś olśnieniu.

- Alfo, a… a słyszałeś może o moim ojcu? Bondar na nazwisko. Na Ukrainie mieszkał z trójką dzieci i żoną. Tyle pamiętam.

“Nie ma go już z nami. Duchy to obwieściły kilka miesięcy temu. I nie nazywał się Bondar.”

Wilk był nieporuszony napadem radości wadery.

“Jeśliś Kami, jako rzecze Szpon Cieni, toś powołana do większych celów, niż szukanie zagubionych wspomnień. Przestań żyć przeszłością. Widać tak musiało być.”

W jej myślach zakotłowało się od tego co przekazał jej Ryk Gromu.

- Staram się, Alfo. - warknęła cichutko - a co jeśli to przeszłość szuka mnie?
Tym razem pytała go jak kogoś bardziej doświadczonego.

“Jeżeli jesteś Kami, to nie jest to już twoja przeszłość. Ta, którą byłaś przed posiądzięciem ducha wilka już nie wróci. Nic już nie będzie takie jak było. Dopóki nie spełnisz celu jaki dała ci Gaia. Żmij czuje twoją siłę. Będzie chcieć cię wypaczyć.

- Dlatego raz jeszcze dziękuję za obiecaną pomoc, Ryku Gromu.

Wstała i odsunęła się lekko, koniec jej ogona wciąż merdał lekko.

- A czy w takim razie zgodziłbyś się pomówić z Pazurem? Przekonać go do dołączenia? I czy znasz innych zmiennokształtnych, do których mogłabym się udać?

Wilczyca szczeknęła prosząco.
Uznała to za kolejny test Ryku Gromu.
Mówił, że ma zostawić przeszłość. Gdyby gnana ciekawością dopytywała o ojca, znowu potraktowałby to jako przejaw pychy czy czego tam. Zmieniła zatem temat.

“Nie. Nie pomówię z nim. I tobie też nie radzę. Dla niego świat nie ma wielu zapachów. Jest dobro i Żmij. Tego drugiego trzeba tępić.”

Po chwili zastanowienia Żenia doszła do wniosku, że Ryk chciał przekazać, że dla Pazura Świat jest czarno biały. Cóż, świadomość wilka różniła się od ludzkiej na tak wielu poziomach. Powinna to uwzględnić podróżując do innych watah.

“Poręczę za ciebie przed kimś z innych zmiennokształtnych. Być może spotkają się z tobą. U was. Wszyscy wiedzą czym są Kami. Z pewnością będą chcieli cię zobaczyć.”

Ryk Gromu wszedł na wystający korzeń jednego z wielkich drzew. Zrobił to z niezwykłą gracją, po czym znów spojrzał na Żenię. Alfa uporczywie zwiększał dystans między nim a wilczycą. Zapewne nie chciał nabrać zapaszku samozwańczej wysłanniczki Czarnego. Żenia nie miała mu tego za złe…

“Jeśli to wszystko, to ja mam do ciebie pytanie”

Wrona pokiwała głową i machnęła łapą w powietrzu, niczym źrebak kopiący ziemię i usiadła wyprostowana.

Pokiwał łbem akceptując jej postawę.
“Zdrajca. Odmówił walki ze Żmijem. Dlaczego teraz miałby postąpić inaczej?”
Zamrugał wpatrując się w wilczycę.

‘Odmówił zabicia brata, który przeszedł na stronę Żmija. Nie odmówił walki ze złem w ogóle. Mój brat też jest ze Żmijem. Czy to umniejsza moją wartość w oczach innych? Tak. Czy umniejsza moją wartość w oczach Gai i duchów? Raczej nie. Czy sprawia, że nie chcę wykonać swojego obowiązku? Nie. Brunatny Kieł nie jest spaczony. Pokutuje za błędy wiele lat. Teraz ma szansę odzyskać honor i przysłużyć się garou i Gai. Brata nie zabije, ale to nie znaczy, że sam jest zły.”

Wadera oblizała nos wietrząc zapachy wokół. Czuła gdzieś zza siebie wyraźny zapach Ronina. Niedźwiedź, choć był duchem również pachniał charakterystycznie. Być może dlatego, że przyjął cielesną formę? W okolicy było też kilka wilków. Sześć, albo siedem. Ale były daleko. W zasięgu skowytu, a może dalej. Tylna straż, na wypadek, gdyby Żenia chciała zrobić coś głupiego.

‘To wszystko jest ze sobą połączone” - dorzuciła z przeciągłym skomleniem.

Alfa skinął głową bez żadnego komentarza. Jakby takiej odpowiedzi się spodziewał.
“Żegnaj więc, Kami, Córko Ognistej Wrony, podopieczna Szpona Cieni”
Odwrócił się i ruszył powoli w głąb lasu.

Żenia rozejrzała się i odwróciła by ruszyć z powrotem.

W ostatniej chwili jednak zastopowała kroku.
- Alfo! Czy można jakoś pomóc Czarnemu? Wydostać się z piekła? - podreptała za Rykiem Gromu nadstawiając uszy.

Odchodzący wilk zatrzymał się. Przez chwilę zamarł.
“Nie wiem”
Dotarło po chwili do jej umysłu.
“Czas pokaże ile jest wart”

- Do zobaczenia! - posmutniały szczek i zawodzenie były pożegnaniem Żenii dla Ryku Gromu.
Wadera ruszyła biegiem ku Brunatnemu Kłu. Dopadłszy go, wbiła się w niego niczym czarna kulka radości.

Wielki Crino ledwie zdążył się przygotować na “atak” Żenii. W zasadzie wilkołaczka mogłaby przysiąc, że Niedźwiedź i Ronin nie poruszyli się pod jej nieobecność. Teraz wielka bestia mierzyła małą czarną wilczycę z niedowierzaniem.
- Iść? - spytał warknięciem Bury Kieł.

Wrona z radosnym szczekaniem obskoczyła bestię, nosem popychając go w stronę z której przyszli.
Niedźwiedzia pożegnała pełnym szacunku, skinieniem głowy.
Z ogonem wesoło zadartym do góry truchtała koło starszego wilkołaka.
Wywalony na zewnątrz jęzor podkreślał niemal uśmiechnięty wyraz jej pyska.
Szła za węchem by wrócić do miejsca, w którym po drugiej stronie zasłony czekała na nich wynajęta Skoda.

Udało jej się doprowadzić ich bez błędu. Na miejscu przeszli do rzeczywistości, gdzie Wojtek znów wrócił do ludzkich kształtów. Był o wiele bardziej przystępny bez wystającego burego kła. Z klasą przedwojennego dżentelmena założył na siebie spodnie, koszulę i buty.
- Teraz możesz mi opowiedzieć jak poszło - w końcu powiedział podwijając rękawy.

I Żeńka opowiedziała, wciągając gatki na zadek…

***


- … więc raczej do Pazura nie ma co się pchać. Aaaaaale mogę pogadać z krewniakiem. - rozkmniała na głos dziewczyna przygnębionym tonem, gdy skończyła sprawozdanie. Myślała o ojcu. Zmarł. Czy to była kropla, która przelała kielich? Jakoś odruchowo potrząsnęła głową.

- Aha. Czyli tak poszło. A jakie dalsze plany? Jedziemy do Pazura? - przedrzeźniał ją z zadziornym uśmiechem. Po czym wsiadł za kierownicę przy wtórze fochnięcia się Wrony.

- Dobrze poszło. - dziewczyna pokazała Kłu jęzor - a co to był ten świecący znaczek na czole? Zawsze go masz?

Łypała na mężczyznę spod brwi stukając smsa do Zośki:

„Potrzebuje namiary na kontakt Raji i namiary na Carlosa. Hiszpania?”

- Zadzwonię do tego Stevana. I będziemy wiedzieli. Na razie i tak musimy wyjechać z tego kraju.
Żenia podciągnęła kolana pod brodę i wcisnęła skulona w fotel.

Westchnął, a Żeńka poklepała szerokie ramię domyślając się odpowiedzi, która o dziwo
padła:
- Tak, to piętno Ronina. Żeby duchy wiedziały, że nie można mi ufać. Niektóre wilkołaki też potrafią je wyciągnąć na widok. Taki mój wilczy urok. Jedziemy do hotelu po rzeczy.

Telefon pozostawał bez odpowiedzi blisko pół godziny. W końcu przyszła wiadomość od Zosi.

“Raja kontakt <załączona wizytówka Timea Borysov>”

I po kolejnej minucie:

“Carlos jest cieniem. Potrzebuję czasu, żeby go namierzyć”

„Dzięki o najwspanialsza ze wspaniałych!

Stevanowi zaś Żenia przekazała wiadomość dla Pazura, że jest gotowa się spotkać ale woli wyłożyć karty na ławę. Jest podopieczną Czarnego a to wiąże się ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wedle słów szamana jest również Kami. Biorąc pod uwagę te kwestie Chętnie omówi sprawę z Pazurem w Poznańskim caernie tak by nie stawiać nikogo pod ścianą a sprawy na ostrzu noża.

W gpsa wrzuciła adres podany przez Timeę.


***


Mieli bardzo dobry czas. W zasadzie pół dnia do przodu. Choć i tak jechali tak długo jak mogli. Zatrzymali się w niewielkim hotelu, gdzie nieco czasu poświęcili na złapanie sygnału internetu i telefonicznego.

Zadzwonił Bartek.
Podobno wpadł na jakieś info o krewniakach Zaara w środowisku prepersów. Niestety przepytywanie krewniaków Zaara było dużo trudniejsze. Zaar utrzymywał z nimi kontakt mailowy, telefoniczny i ogólnie on-line. Oni tymczasem jeździli po kraju pokonując setki kilometrów.

Pierwsza reakcja dziewczyny było kosmiczne zdziwienie.
Kim u licha byli prepersi?
Słuchając informacji od Bartka grzebała w googlu.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 21-09-2018 o 11:47.
corax jest offline  
Stary 21-09-2018, 11:45   #95
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Zosia zadzwoniła nieco później. Pytała o szczegóły związane z drukiem 3D. W końcu miały tam zainwestowaną sporą gotówkę. Choć po krótkiej rozmowie z Zosią okazało się, że wszystko jest rozpisane jako Leasing, na firmę podwykonawczą, która stanowiła komplementariusza w spółce córce jakiejś zarządzanej przez krewniaków grupy kapitałowej. Czyli realne koszty rozpływały się. To z kolei dało do myślenia Żenii na temat zasobów jakimi realnie dysponował Zaar. Może nie w oczywisty sposób, ale zdawał się być bogatszy niż wydawało się przy pierwszym spotkaniu.

- To co z tymi drukarkami? - pobrzmiewał głos dziewczyny w słuchawce okraszony popijanym napojem.

- Możemy zacząć produkcję i testy. Najchętniej coś małego i nie zwracającego uwagi, łatwego w transporcie i przy ewentualnych kontrolach.
Żeńka leżała na łóżku z nogami wyciągniętymi w górę wzdłuż ściany. Miała dość jazdy chwilowo.

- Może będziemy drukować breloczki do kluczy? Albo długopisy? - powiedziała Zośka, po czym Żenia usłyszała zamykanie butelki z tworzywa i rzucenie jej w jakiś kąt.
- Długopisy takie jak w Bondzie? Luzik. - Żenia ziewnęła szeroko obserwując leniwie medytującego Brunatnego Kła - Mamy jakiegoś Q na pokładzie? Jak przygotowania do jutra?
- Myślałam raczej o takich długopisach jakie dają w banku, do podpisania kredytu - powiedziała zakłopotana Zosia. - Nadal nie widzę zastosowania tego druku. No ale niech będzie, poszukam schematów. A haktywiści? Cóż, pytają dlaczego nie dzisiaj. I pytają tak od wczoraj.
Myśli żenii chwilowo pomknęły do zastanawiającego pytania:
Co się stanie, gdy dotknie Skoncentrowanego Wojtka zimną stopą w odsłonięty kark?
Obliczała w myślach jak bardzo wkurzony będzie i czy się to opłaca. Powoli zmieniła pozycję…

- Aha. No cóż jakiś ktoś kiedyś i gdzieś marudził, że cierpliwość jest cnotą. Słuchaj, możesz poszukać jeszcze jednego. W kontaktach Zaara, prepersi. Jak często z nimi utrzymywał kontakty i kiedy ostatni raz. Wiem, że może być ciężko ale zaczyna się robić niefajnie…

Żenia zsunęła się na łóżku wyciągając się w kierunku Kła.
- Żeńka - w głosie Zośki było coś napominającego, czy karcącego. - Miałam Ci pomagać, a nie szpiegować Zaara i kiedy z kim się kontaktował. Nie wyciągnę tego. Do jego kompa nie mam dostępu, a spoza kompa nie włamie się.

- Zosia - Ton dziewczyny ściszył się, gdy dziewczyna poświęcała się multitaskingowi - Nie chodzi o szpiegowanie Zaara. Tylko o to, że możemy mieć kreta. Jeśli go znajdą wśród ludzi Zaara ludzie Harada, to… sama sobie dośpiewaj resztę, tak?

Żenia toćnęła Kła i cofnęła gwałtownie.

Medytujący Kosiba pchnięty lodowatą stopą w pierwszym odruchu poleciał wprost na podłogę rozciągając się po całej długości. Żnia ledwie powstrzymała śmiech gdy zorientowała się, że wilkołak w trakcie medytacji zasnął, a ona nie budząc go doprowadziła do upadku na podłogę. Obudził się zdezorientowany i szukający zagrożenia. Odruchowo przetoczył się pod ścianę, żeby chronić plecy i zaczął wciągać powietrze nosem, jakby szukając zapachu wroga. Dopiero wtedy dotarło do niego, że został ofiarą żartu.
- Miałaś sporo szczęścia. Mogłem ci coś zrobić - powiedział starając się zachować twarz.

W odpowiedzi oberwał poduszką.
- Ale nie zrobiłeś - Żenia przytrzymywała telefon przy uchu ramieniem, szczerząc się bezczelnie.
Kieł nawet nie zdąrzył zareagować na nadlatującą poduszkę. Pacnęła w jego twarz, co ostatecznie zmyło z niej jakiekolwiek próby uchodzenia za maszynę do zabijania.

- No ale jak niby mam to zrobić? - kontynuowała rozmowę Zosia. - Jakiś pomysł jak obejść zabezpieczenia faceta, który jest lepszym programistą niż ja, a do tego zaklina duchy w procesorze? Bo dla mnie to miejsce, gdzie rozkładam ręce.

- Może nie włam - Żenia przycupnęła na wyrku z przekrzywioną glową obserwujac gramolącego się Wojtka. Zbierze się zanim soonczy rozmowe czy nie? - ale jakis wywiad środowiskowy? Jakiś główny z głowniejszych co ostatnio dużo jeździł? Może z tej strony w takim razie?

- Dobra, pogadam z Fuzem. On tam chyba zarządza tymi prepersami jak pamiętam. A o co dokładnie pytać? „Fuz, mamy kreta. Ktoś z twoich?”

Znów dawała się we znaki aspołeczna natura Zośki. Jedyna denerwująca na dłuższą metę wada dziewczyny.

- No to chyba nie jest nalepszy pomysł. Spytaj raczej o nastroje, czy nie zauważył nic dziwnego. I przekaż, że bym się chciała spotkać - Żenia wciąż przygotowywała się na kontratak Wojtka.

- No dobra. A kiedy wracasz? - Padło pytanie w słuchawce. Tymczasem Kosiba potrząsał głową jakby chciał strzepnąć z twarzy posmak poduszki. W końcu kichnął.
Żenia westchnęła, tęskniąc za Guciem.
- Jakoś w przyszłym tygodniu. Koło środy mogłabym się chyba z nim umówić. Do potwierdzenia w poniedzialek.
Ułożyła się z powrotem z nogami w górze.
- Czyli tydzień od dziś, spoko. A jak dziś poszło? - zapytała dziewczyna przez telefon
- Chyba w porządku. Zobaczymy co wyjdzie jak wróci Zaar i reszta - Raport Żenii był mocno oszczędny. - U Ciebie wszystko ok?
- Tak. Dobra, to spiszemy się jutro. - powiedziała Zofia i rozłączyła się. Żenia ledwie zdążyła zauważyć skaczącego na nią z poduszką Ronina. Jednak zanim wziął pełen zamach ona zdążyła odskoczyć. Zadzialaly odruchy tak boleśnie wbijane przez Gutka przed akcja w Łodzi. Wojtek jęknął. Zemsta za nagłe przebudzenie nie doszła do skutku.
Żeńkowy radosny śmiech wypełnił pokoik hotelowy, gdy przymiśkowała starszego wilkołaka w tucholakowym tulasie.

Skrępowane ręce Ronina sięgały w stronę ciała Żenii, by w końcu wsunąć się pod koszulkę i zacząć ją łaskotać. Co wyszło mu na tyle skutecznie, że przerwał obręcz niemal stalowego uścisku. Odepchnął dziewczynę od siebie, szybkim ruchem złapał poduszkę w lewą dłoń, wzniósł ją nad głową, stanął w rozkroku w pozycji parodiującej Bruce Lee i pomachał palcami prawej dłoni zapraszając Żenię do walki.

Żeńka zrobiła surową minę. Wspięła się na palce i podciągnęła jedną nogę do góry. Wyciągnęła ramiona na boki by zbalansować pozycję żurawia i mruknęła przez zęby:
- Don’t try to hit me, just hit me!

I skoczyła w mini szarży odbijając się z jednej stopy celując tak by wskoczyć Wojtkowi na klatkę piersiową i przeważyć go chroniąc jego głowę przed upadkiem.

Odepchnął lecącą dziewczynę, tak, że spadła na miękkie łóżko, sam odskoczył sprężyście na nogach i zaczął machać poduszką udając, że to nunchako. Wydawał przy tym na przemian charakterystyczna “szu szu” jakie powienien wydawać wirujący szybko metal. Po chwili zaczął też wydawać cienkie “łaa, łoo uuuooo” próbując naśladować mimikę Bruce’a.
- Again! - powtórzył zapraszający gest do Żenii, która już w pełnej gotowości spinała się na materacu.

Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać chociaż odgłosy wydawane przez Wojtka składały ją w pół. Przykucnęła na łóżku w pozycji skradania i wycedziła głosem mysz z kreskówek:
- To tak? Poznasz mój gnieeeeeew! - skoczyła znowu tym razem robiąc zwód w prawo by uniknąć śmiercionośnej poduszki.

Prawie jej się udało. Już prawie go miała, gdy na jej spotkanie ruszyła poduszka. Uderzenie miało trafić w głowę, jednak była na to zbyt szybka. Poduszka uderzyła w ramię rozrzucając pierze po całym pomieszczeniu. Zdawało się to zaskoczyć Kła, którego skupienie na moment uciekło. Na moment wystarczająco długi, żeby Żenia mogła go dopaść i powalić. Padł na ziemię z dziewczyną siedzącą na jego klatce piersiowej. Do około w niemal zwolnionym tempie opadło pierze. Ronin zaczął się śmiać, ale siedząca na jego klatce dziewczyna ewidentnie to utrudniała.

- There can be only one! - Żenia uniosła ramiona ku górze w geście zwycięstwa i ryknęła niskim głosem niczym Christopher Lambert.
- Wyglądasz jak oskubany kurczak - dodała radośnie już własnym głosem i spojrzała w dół na roześmianego Robina, zdmuchując piórko osiadłe na jej nosie. Wydłubała jedno z brody Kła z przyjacielskim uśmieszkiem Ragabasha.

- Dobra, zejdź już ze staruszka. Wygrałaś szczeniaku. Czas na mnie. Powinienem jak stare słonie iść teraz na cmentarzysko - powiedział rozkładając ręce w geście bezradności na podłodze.

- A co się stało z „jestem w kwiecie wieku!”? - Żeńka sturlała się z Kła i uwaliła obokpod głowę bezczelnie podkładając sobie jego ramię. - Hmmm?

- W kwiecie wieku to ja byłem przed wystawieniem mnie na ataki niedźwiedzia-ducha - prychnął i wstał z podłogi siadając na łóżku.
- Nie leż na podłodze, bo ci wilk wejdzie! - ofukał z ojcowską troską dziewczynę, po czym zaczął odganiać nadal unoszące się w powietrzu pióra.

- Ojoj, kolejny?! - Żenia w udawanej panice przytknęła dłonie do twarzy i zerwała z podłogi.
Spojrzała na Wojtka z uśmiechem.

- Będzie chryja. Za poduszkę - padła na wznak na drugie łóżko nie przejmując się jego jękiem - Wojtek…. - mruknęła spoglądając w sufit - Jak na imię twojemu bratu.
Myślała o tym, że z całej rodziny została ona i daleki Mazut.
- Skowyt w Nowiu. - powiedział bez wahania.
- To mój półbrat tak naprawdę. Wiesz, że rodzinom wilkołaków i ludzi ciężko się żyje. Narastający gniew powoduje pewne napięcia. Agresję. Dlatego wychowywałem się bez ojca - rzucił w końcu, jakby wyjaśniając kwestię pólbrata.
- Byłem nastolatkiem, gdy matka związała się drugi raz. Dlatego Skowyt zawsze będzie dla mnie małym braciszkiem.

Skowyt w Nowiu nic jej nie mówiło.
- A ludzkie imię? - pominęła kwestię agresji w rodzinie. Przed oczami stanęła jej znowu dziewczynka z misiem i zalana krwią kuchnia chatki w ukraińskiej głuszy. Głos mimo starań był nieco ochrypły. Kiedy przejdzie do tego jak do nie swojej przeszłości? Czy uda się jej to kiedykolwiek? Słowa Ryku Gromu wpijały się cierniem. I co stanie się gdy duch wilka odejdzie gdy wykona zadanie? Zakładając, że jest tym całym Kami.
Bury Kieł milczał. Aż w końcu wyskoczył ni stąd ni zowąd ze stwierdzeniem:
- Za poduszkę zapłacisz w recepcji i tyle. Nie bedzie problemu.
- Ja?! A co to? Ja rozwaliłam? trzepiesz grubą kasę na giełdzie a na poduszkę Cię nie stać, panie dejtrejder? - Żenia wyszczerzyła się łapiąc się żartu jak tonący brzytwy.
- Nie ja machałem złotą kartą kredytową przy meldunku. Zresztą, tak! Poduszkę rozwaliłaś ty! Twoje ramię. Nie uchyliłabyś się, to byłoby w porządku - powiedział wyciągając przed siebie jedno z piórek i oglądając.

- Pfff! - skwitowała elokwentnie Wrona - Zapamiętam. Następnym razem się nadstawię, żeby Ci było łatwiej wycelować, dziadziusiu!

Czekała spokojnie aż Bury dojrzeje do odpowiedzi na rzucone pytanie.

- To co? Sprzątamy i idziemy spać? - zapytał w końcu, gdy cisza się przedłużała.

- Ok. - mruknęła Żenia zbierając się z łóżka - Wojtek… - zawahała się i zagryzła wargę.

- Hmm? - bardziej mruknął niż powiedział.

- Mogę dzisiaj spać z Tobą? - spytała Żenia jakoś tak ciszej i niepewniej.
Z ust Wojtka wydobył się jakiś jęk. Coś jakby skomlenie. Czuła pewne napięcie, które było między nimi. Czuła, że on chciał… bardzo chciał. Jej wilk nawoływał. Jego wilk odpowiadał. Wilki były zwierzętami stadnymi. I teraz właśnie to stado zaczynało się formować.
- Tak, możesz - wilk Burego Kła nie był samotnikiem, za którego chciał uchodzić. Był sam już zbyt długo. Nadchodził wiatr zmian.
- Ale nie miej pretensji, że chrapię.
- Nie będę - obiecała rozpromieniona dziewczyna. Poczuła nagłą ulgę. Potrzebowała poczuć bliskość innej osoby. Szczególnie dzisiaj, po wieści o śmierci ojca. Wiedziała, że zmienił ją, skrzywdził i pewnie zniszczył jej braci. Ale i tak czuła stratę i jakiś smutek. Na przekór temu, uwinęła się migiem ze sprzątaniem piórek na kupkę. Nie mówiła nic, skupiając się na czynności. Czy można medytować zbierając białe pióra?

- Idę się umyć - zaanonsowała Kłu.

Czysta i pachnąca hotelowym żelem pod prysznic z zaskoczeniem ujrzała Kła uwalonego na łóżku.
- No way, Jose - wskazała kciukiem za siebie - Śpisz dzisiaj z kobietą, a nie szczurami pod mostem.
Pokiwała znacząco głową z radośnie uniesionymi brwiami. - Ty myć się, ja zagrzać łóżko.
- Myłem się w tym tygodniu! - powiedział obrażonym tonem. - Nawet dwa razy!
Po czym wstał i ruszył do łazienki.

- Masz dobry tydzień, umyjesz nawet trzy! - zachichotała brunetka i wskoczyła na wymoszczone przez Wojtka miejsce. Zakokosiła i umościła. Sytuacja była o tyle dziwna, że nawet z Zaarem nie spędziła nocy w jednym wyrku… czy to było normalne wśród garou?

Poczekała aż wyszorowany Kieł niezręcznie ułożył się obok i zgasiła światło.
Pociągnęła leżącego obok za rękaw koszulki po dłuższej chwili skrępowanego i sztywnego leżenia.
- Przytul mnie - mruknęła odwracając się na bok i pokierowała szerokie ramiona mężczyzny tak by ją otuliły. Przysunęła się nieco do wilkołaka i schowała się w jego ramionach niczym w kokonie. Dłonie dziewczyny wylądowały na piersi Kosiby. Wrona wydała z siebie pełne ulgi sapnięcie dopiero wtedy, gdy poczuła bicie serca Ronina pod palcami. Wciągając zapach Kła, pościeli i tymczasowego poczucia bezpieczeństwa zaczęła odpływać w sen...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=xg7T0QT8ZMs[/media]

 
corax jest offline  
Stary 27-09-2018, 17:39   #96
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Do pomieszczenia wpadły pierwsze promienie słońca oświetlające pole bitwy. Pościel zwisała w poprzek łóżka. Ciało Ronina było nienaturalnie wygięte przy jego brzegu z kolanami Żenii wciśniętymi gdzieś w okolice lędźwiowego odcinka kręgosłupa. Jego lewy łokieć wciskał jej twarz w poduszkę. Ledwie łapała oddech, a jej zmysły rozdzierał warkot starego diesla. Chwilę trwało zanim zebrała myśli jednak równomierne terkotanie wbijało się w mózg. Kto jeździł od piątej traktorem po hotelu? Jednak po chwili Wojciech Kosiba odchrząknął i spróbował się poruszyć. Klincz w jakim spali skutecznie mu to uniemożliwił, i już po chwili tracąc równowagę zsunął się na podłogę.
Gdy silnik traktora nagle umilkł umysł Żenii zaczął składać pewne fakty. To nie stary diesel… to stary Wojciech tak sobie chrapał przez noc. Teraz zaś jego sen został przerwany. Oto nadszedł czas by powitać nowy dzień i wyrazić swój zachwyt porankiem.
- Kurwa mać - dobiegło z podłogi.
Tak jak ich wilcze duchy zgrały się ze sobą w kilka sekund, tak ich ludzkie ciała odwykły od dzielenia łóżek z kimkolwiek.
Żeńka przeczołgała się na łóżku i przechyliła przez jego brzeg, zaspana i rozczochrana.
- Czemu śpisz na podłodze? - spytała zmienionym przez poranną chrypkę głosem. - Wygodniej niż w łóżku? - dodała ze smutnymi tonami.
Zachichotała gdy w odpowiedzi usłyszała jedynie burczenie.

***



Dysponowali sporym zapasem czasu. Dlatego właśnie postanowili wzajemnie przyuczyć się. Dla Ronina była to wspaniała okazja. Od wielu już lat duchy odmawiały mu swych darów. Inne wilkołaki omijały go szerokim łukiem.

On zaproponował naukę tego jak będąc przypartym do muru znaleźć w sobie dość siły, żeby gołymi rękami przebijać ściany. Trening trwał kilka godzin i okazał się równie bolesny jak tarzanie się z Gustawem i omawianie technik samoobrony. Gdy skończyli Ronin w końcu powiedział:
- Naucz mnie czegoś z ciemnej strony mocy, co?
- Mogę - zdechnięta Żenia leżała na podłodze pokoju ciężko dysząc - nauczyć Cię znikać się. Albo mogę nauczyć Cię rzucać ciemność, albo przeciskać się przez małe otworki... Nie wiem, może ta ostatnia z opcji pozwoli Ci przyszpanować na randce? - dokończyła z wyszczerzem.
- Znikać się powiadasz. To ja bym poprosił o znikanie się.

***


Późnym popołudniem zameldowali się w nowym hotelu. O 21 mieli mieć spotkanie z Timeą Borysov. Ćwiczenie “Znikania się” było wiele mniej męczące, choć wymagało ono wykorzystywania innych ludzi. Tym razem Bury Kieł siedział w łazience i się golił. Cośtam napomknął o tym, że Ludwik XIV wykąpał się raz w życiu i umarł, więc on jako ktoś o wieku dużo szlachetniejszym niż król Francji nie powinien kusić losu. Teraz przygotowywali się do obiadu.

Żenia zaś trzymała telefon i szykowała się, żeby zebrać raport od Bartka.

- Powiedz mi, dlaczego jesteś tutaj, a nie w Toruniu?
Odwróciła się targnięta dreszczem. Wiedziała co zobaczy, ale i tak z jakiegoś powodu była zaskoczona. Na łóżku leżał wyciągnięty czarnozielonkawy kształt. Łuski lśniły, a skrzydła zwinięte na plecach okrywały ciało. Wyglądał trochę jak wielki i leniwy krokodyl. Ogon zwisający z łóżka dodawał bestii leniwego wyglądu.

- Byłam w Toruniu, mało przyjazne miejsce. Dlatego teraz się urlopuję. A czemu Ty jesteś tutaj zamiast wysyłać Pieśń i Fedira do “robienia syfu”? - odmruknęła brunetka niechętnie.

- Cóż, nie tylko oni są moimi dziećmi - pysk istoty wygiął jakiś grymas, który można było wziąć za uśmiech. Uniósł łeb na swej długiej szyi.
- No, ale mam złe wieści. Urlop się kończy i trza się wziąć do roboty. Im szybciej, tym prędzej! - głos istoty był zachrypnięty i niski. Jakby mniej życzliwy niż poprzednio.

- Z tego co pamiętam mówiłeś o osłabieniu tamtejszych najpierw i wyraźnie używałeś zaimka ‘my’ - Żenia mruknęła marszcząc brwi - Jakiś cwany sposób na osłabienie Inkwizycji, Smoku?
- Myślałem, że taka zagadka jak ty, będzie chciała wykorzystać Inkwizycję do pomocy. Zresztą… tę część zostawiam tobie. Tymczasem proszę - spod cielska jaszczur wydobył zawinięte podłużne coś.


- Potraktuj to jako prezent, za Łódź. Będzie ci potrzebny. W Toruniu myślę, że jeżeli zabijesz Hakakena to powinno załatwić sprawę. - Stwór przekrzywił łeb i popatrzył z ciekawością na dziewczynę.

- Hakaken brzmi jak szczurze imię. Kim jest Hakaken? - Żenia podniosła spojrzenie ponownie na Smoka odrywając je od dziwnego ….bicza? - I czemu próbujesz mnie wpieprzyć w syf jak Złośliwość?
- Złośliwość wpieprzyła się sama. Niestety nie dała rady wyjść. Cóż, być może była za słaba. A słabeuszy nam nie potrzeba. Hakanen był wojownikiem. Wierzył w siebie tak bardzo, że nic innego się nie liczyło. No a teraz jest szaleńcem otaczającym się szczurami i Czarnymi Spiralami. Weź, zobacz jak leży w dłoniach. - Wskazał pyskiem z powrotem na leżącą broń.

- Był Twoim wojownikiem? - dziewczyna z wolna postąpiła krok do przodu.
- Nie. Gai. A może powinienem powiedzieć Wielkiego Ojca Gromu? Jak zwał, tak zwał. W każdym razie jeśli go sprzątniesz, to resztę Torunia wezmę na siebie.

- Weźmiesz na siebie całą placówkę Inkwizycji? - Żenia zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- Nie, głupolu - pokręcił głową - postawię sobie Caern na moją cześć pod placówką Inkwizycji. A nad Inkwizycją pomyślę. To niesamowite, mieć pod ręką taką zaślepioną fanatyzmem siłę niszczącą. - Żenia odniosła wrażenie, że Smok się rozmarzył.

- Aha - dziewczynie nie pasowała cała ta przemowa - A czy szczury nie są siłą Żmija? - dalej ciągnęła smoka za język, przyglądając się podarunkowi. - Po co zamieniać odnawialne zasoby na coś co zabiera lata na wyszkolenie?

Smok wypuścił powietrze, a wokół rozniósł się kwaśny odór.
- Jeśli powiem ci, że nad szczurami nie mam kontroli i nic nie daje mi zasób odnawialny, nad którym nie mam kontroli? Myślałem, że ucieszy cię perspektywa niszczenia sił Żmija? Źle dobieram zadania?
- Smok uniósł podejrzliwie łuskowatą brew.

- Z kimś rozmawiasz? - dobiegł głos ronina z łazienki.
- Telefon! - odkrzyknęła Wrona.

- Cieszy mnie wiele rzeczy. A po co wysłałeś Pieśń do Pentexu skoro wiedziałeś, że tam się wybieram? - dziewczyna w końcu ujęła bicz w prawą dłoń muskając broń z wolna palcami. Czuła, że to kolejna podpucha totemu.
- Potrzebowałem wyciągnąć kilka ich eksperymentów. A pewna doza chaosu bardzo mi się tam przydała. W każdym razie jeżeli ci powiem, że straciliśmy Złośliwość, ale zyskaliśmy potencjalnie dwóch nowych ludzi? Ogólnie jestem jednym ze zwycięzców tego szaleńczego rajdu na Pentex - Smok zdawał się rozpływać w dumie. Natomiast Żenia nie łapała już wszystkich jego słów. Broń leżała w dłoni idealnie. Delikatne mrowienie napinało jej mięśnie. Czuła, że broń miała w sobie jakąś magiczną siłę. Ten bicz mógł pruć ściany w dłoniach kogoś, kto sobie z nim radził.

Słowa Ryku Gromu zaczynały nabierać nowego wymiaru. Obserwując popadającego w samozachwyt Smoka, Żenia, dotąd niepewna oceny Galiarda, doszła do wniosku, że może faktycznie nabrała nieco smoczych cech.

Hakaken…

Smakowała w myślach dźwięk tego imienia poruszając dłonią w górę i w dół. Obserwowała wężowe ruchy broni.

- A co chcesz za ten bicz? - chyba też wpadła w nawyk Wojtka, rzucaniem kwestii jakby niezwiązanych z ostatnimi wypowiedziami rozmówców.
- Nic. To prezent za dotychczasowe postępy. Poprzedniej użytkowniczce już się nie przyda. A pomyślałem, że tobie będzie pasować. Raz na fazę księżyca trzeba go karmić, ale myślę, że dasz radę. Wabi się Btk'uthoklnto. - Smok dał chwilę na osłuchanie się z nazwą bicza.
- Miałabyś coś przeciwko, gdybym nazywał cię Zygzak? Bo skaczesz z kąta w kąt. Jak nie przymierzając Zygzak. - Smok mierzył wzrokiem brunetkę.

- Lepiej Indiana Jones - zmarszczony nos dziewczyny nie wyrażał zachwytu nad proponowanym przezwiskiem. Do prezentu też podchodziła z ostrożną radością. - Tylko skołuję sobie kapelusz.

Ponownie potrząśnięcie biczem i zakręcenie nim przykuło uwagę dziewczyny.
- Btk…- próbowała powtórzyć i utknęła - Nie no to nie jest do powtórzenia… - zirytowała się dukając nazwę bicza - Hагайка będzie i już…

Czy dobrze pamiętała, że kozaccy przodkowie też korzystali z biczy? Zakręciła biczem z wolna w dłoni a potem nad głową. Zastanowiła się, czy Nahajka zmieści się w plecaku…

- Dobra dobra. To teraz kombinuj jak tam odbić Toruń z rąk Hakakena. Broń już masz. Ona nie daje ci niezniszczalności, pamiętaj. Poprzednia nie pamiętała. Wyrobisz się w tym tygodniu? - smok położył łeb z powrotem na łóżku, a brunetka wybuchnęła wariackim, niekontrolowanym śmiechem. Poczuła wyciskane z oczu łzy.

Nie mogła przestać co i raz słysząc pytanie Smoka i widząc wyraz jego pyska.

Zwabiony głośnym śmiechem Wojciech Kosiba wyjrzał z łazienki i patrzył z ciekawością na śmiejącą się brunetkę z tajemniczym biczem w dłoni. Jego pytający wzrok mierzył pomieszczenie.
Smok odwrócił się w jego stronę, po czym zignorował.
- Gdybyś też nim nie machała w tę i wewtę, to nie musiałabyś się tłumaczyć.
- Co to? - zapytał w końcu Kieł.
- Nahajka. Znalazłam pod poduszką - odpowiedziała samomianowana Indiana Jones nie mogąc powstrzymać chichotu. Odwróciła się by upchać Nahajkę do plecaka.
- W tym tygodniu … - napadła ją kolejna fala śmiechu. Wpadała w całkowitą głupawkę.
Btk'uthoklnto owinęło się wokół przedramienia dziewczyny. Ścisnęło mocno. Zaczęło się wbijać w skórę dziewczyny. Żaba odskoczyła jak oparzona, potrząsając ramieniem i powarkując z bólu. Przez moment Żenia myślała, że kolejny raz smok ją wykiwał. Po chwili jednak jej przedramię pokrywał tatuaż dziwnie przypominający zwinięty bicz. Okręciła się jak psiak za własnym ogonem oglądając rękę i gładząc podrażnioną skórę. Śmiech dawno ją odszedł, gdy poczuła też coś więcej. Gdzieś w głowie. Czuła obecność drapieżnika. Miała ze sobą coś, co ewidentnie chciało polować. Inną, obcą świadomość. Świadomość, która niosła ze sobą ogromną siłę. Teraz odnosiła wrażenie, że nawet gdy bicza nie ma w jej dłoni, to ściany i tak nie pozostaną bezpieczne.

Sapnęła głośno i usiadła na łóżku, obejmując głowę.
- Nie, w tym tygodniu się nie wyrobię. - wysyczała dziewczyna mentalnie macając obcego. - Zajmę się tym po powrocie. Jakoś w przyszłym tygodniu. - mruczała zajęta macaniem.

- Dobrze, to do przyszłego tygodnia - powiedział smok. - Nie marnuj czasu na pierdoły, bo odnoszę wrażenie, że ściągniesz na siebie coś nieprzyjemnego.
Po tych słowach Smok zmienił się w zieloną chmurę dymu, która zaczęła wpływać do wnętrza materaca, a Żenia zastanowiła się czy to była groźba czy ostrzeżenie.

- Więc takie zabawki mają ci źli - Bury Kieł szczerzył się do dziewczyny.

Komentarz Ronina rozbawił dziewczynę na nowo.
- Źli i pełni pychy! - Żeńka nagle posmutniała - Ojej, będę musiała uważać, żeby Ci nie zrobić krzywdy w nocy.
Tak, to był największy minus w tej sytuacji. Wrona mogła tylko sobie pogratulować.
- Chcesz dołączyć do nas, złych? I mówi Ci coś Hakaken? - Żenia oglądała szczegóły nowego tatuażu.
Kieł gwizdnął przeciągle.
- No, coś mi mówi. Idziemy na ten obiad?
- A co ci mówi? - Żenia załasila się do ronina zapominając chwilowo o tatuażu.

Poszli na obiad.

***


- Hakaken - zaczął tonem nauczyciela Ronin gdy czekali na zamówienie. Bardziej do siebie niż do towarzyszki.
- Pamiętam jak śmialiśmy się z Czarnego, że będzie drugim Hakakenem. To dość znana historia. Był wojownikiem Panów Cienia. Wielkim wojownikiem. Praktycznie nie do pokonania. Niestety, gdy otaczają cię słabsi od ciebie, to popadasz w pewne samouwielbienie. Pychę? Więcej wie na ten temat Czarny, bo dalej w grę wchodzą duchy i Otchłań. W każdym razie Ahroun został duchem. Duchem służącym Żmijowi. I zaczął brać pod opiekę Tancerzy Czarnej Spirali.

Wrona wsadziła do ust kawałek chleba podstawionego jako przeczekajka:
- A czemu Czarny zaczął pić?
Kieł uniósł brwi.
- Czarny zaczął pić? Że tak nałogowo? To źle wróży jego przywództwu, wiesz? - powiedział Wojtek. - Hakaken ma z tym coś wspólnego?

- No to właśnie ja Ciebie pytam. Bo czemu niby on miał być drugim Hakakenem? I przestał pić.
- Eh - westchnął ciężko wilkołak. - Hakaken był Panem Cienia. Jak Czarny. Bardzo szybko awansował wewnątrz watahy. Jak Czarny. Był bardzo blisko sił Żmija. Jak Czarny. I ty - dodał podejrzliwie zerkając na nadgarstek dziewczyny. Spod rękawa wystawał nowy tatuaż. Choć wyglądał jakby był tam od zawsze to był całkiem nowy..
- W każdym razie nie wiedziałem, że pije. Czy też pił. Gdy byliśmy w jednej wataże to wydawał się czysty - zakończył odrywając wzrok od nadgarstka dziewczyny i wracając do oczu.
- A to nie tak, że wszyscy garou są pełni pychy? Jak nie przymierzając ta kelnerka - królowa życia? Jak rzucasz samochodami, to ciężko sobie wyobrazić dużo miejsca na pokorę. Ty nie jesteś pyszny?
- Część z nas tak. Innych wyrzucają z plemienia. Widzisz, gdy wszystkie inne wilki nie chcą z Tobą rozmawiać. Unikają cię. Wtedy w końcu pokora sama przychodzi. Doceniamy to co tracimy. - Kieł sięgnął po wodę. Wydaje się, że był zły na siebie, że zboczył z tematu.
- No ale wtedy trafia się młoda siksa co się pcha do łóżka - Żenia toćnęła Kła łokciem. Wybrała to jako opcję alternatywną do uściskania mężczyzny. Nie chciał jej litości. Z docinkami było mu lepiej. - I ego od razu skacze. - uśmiechnęła się łobuzersko i popiła wodą.
- No. To wiemy z kim mamy do czynienia w Toruniu. - dorzuciła na koniec jak czeresienkę na torcik. - Musimy pozbyć się Hakakena. I już.
- To totem szczurów? Przydałby się jakiś szaman. No ale jeżeli będziemy ich wybijać głowa po głowie, no to w końcu dotrzemy do momentu w którym Hakaken nie będzie mieć szczurzego plemienia. Taki jest plan? - zapytał rozglądając się za kelnerką niosąca ich zamówienie. Nigdzie nie było jej widać.

- Nie wiem jaki jest plan. Nie myślałam nad nim za wiele. Może wystarczy im złożyć kontropropozycję. Albo coś. - Żenia wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia co zrobić dalej. - Może zamówię usługę deratyzacji?
- U kogo? - patrzył zdziwiony - masz jakieś plecy o których nie wiem? Dlatego twój zapach dziś zrobił się silniejszy?

Przekleństwa zginęły zmięte pod nosem dziewczyny.
- U Inkwizycji może? - rzuciła jakby nie słysząc drugiej części wypowiedzi Wojtka.
Bury pokiwał głową z aprobatą. W tej chwili przyszła kelnerka z ich zamówieniem. Wojtek otrzymał rybę w sosie grzybowym.
- Brzmi jak plan.

Żenia skupiła się na ujmowaniu widelca w czubki palców. Bała się skruszyć tę część zastawy.
Skoro ściany miały paść pokotem…
Obserwowała z uwagą czubek narzędzia…
Nie trwało to długo. Dwa, może trzy razy widelec wygiął się, jednak nadal w pełni kontrolowała swoje ciało. Czuła, że z nową siłą nie przyszedł brak zgrabności.
- Zrób mi przysługę,co?
Żenia przełknęła ślinę, nieco przejęta.
- Nie zachodź mnie od tyłu, ok?
Ronin żując rybę skinął głową.
- Jasne.


***


Zbliżał się wieczór, gdy dotarli na umówione miejsce spotkania. Trochę ją martwił brak kontaktu ze strony Miszy i Bartka, jednak miała na uwadze to, że to im zostawiła prowadzenie sprawy. Przecież były rzeczy ważne i ważniejsze.

Spotkanie miało odbyć się na moście. Gdy dojechali wynajętym samochodem okolica była kompletnie pusta. Na moście stała jedna postać. Żadnej ochrony. Ronin rozejrzał się po okolicy.
- Tam - pokazał palcem starą wieżę ciśnień. - Tam może być snajper. Może, ale nie musi - dokończył.
- Ehhh - Żenia poczuła lekkie zniechęcenie. Zaraz potem przyszedł auto- opieprz. Jeśli zniechęci się na początku drogi, co będzie później? - No nic. Idę. Jakby co powiedz Czarnemu, że tęskniłam. - Żenia przytknęła dwa palce do czoła w parodii salutowania. Mrugnęła do Kła i ruszyła ku „samotnemu stojącemu”. No bo nie jeźdźcowi.
Most zdawał się za duży jak na rzekę pod nim. Choć może w czasie gdy rzeka w dole wzbierała to wyglądało to lepiej. Zanim dotarła na środek mostu minęło kilka minut. Tam zobaczyła kobietę w skórzanej kurtce.


Wyglądała dużo bardziej reprezentatywnie niż “prawie polityk” z jakim rozmawiała poprzednio. Zdawała się nawet wzbudzać sympatię, choć mowa ciała mówiła o niej, że jest raczej nieufna i wycofana.

- Po jakiemu rozmawiamy? - Zapytała po rosyjsku.
- Może być i rosyjski. Cześć. Jestem Eugenia, Córka Ognistej Wrony, Ragabash Władców Cienia. Dzięki za spotkanie. Jadę od watahy Raroga by pomówić z Rają na ten sam temat co z Rykiem Gromu. - Żenia rozejrzała się lekko i oparła o balustradę mostu - Zjednoczenia sił przeciwko Pentexowi. Zjednoczenia i wsparcia dla Szpona Cieni.
- Cześć - kobieta wyciągnęła rękę - Timea Borysov. Zawsze tyle mówisz? Może warto byłoby zainwestować w wizytówki?
- Zawsze. Wizytówki można wywalić, gadanie w końcu dotrze. - Żenia zrobiła ruch do uściśnięcia dłoni i przypomniała sobie widelec. Ledwo Musnęła dłoń Timey. - No to zaczynamy „20 pytań do”?

Uścisk dłoni dziewczyny był silny i pewny. Co rozbawiło Żenię. Przez myśli przebiegło wyobrażenie dźwięku pękających kości śródręcza.
- No dobra. - Timea oparła się o poręcz obok Żenii zerkając na spory kawałek lasu i biegnącą pod nimi niewielką rzeczkę. - Widzę, że Szpon Cienia rusza na fali popularności jednoczyć Europę. Jak widzicie plany wobec Pentexu? Odcinacie im jakieś fundusze? Słyszałam o waszych sukcesach. Słyszałam o Łodzi. O Caernie. Ale potrzeba długofalowego planu. Widzisz, my mamy problem z korupcją w rządzie. I zaczynamy od tego. Powoli ustawiamy naszych ludzi na stołkach. Ale to trwa. A Pentex popiera Rada Europy. Ciężko z nimi wygrać.
Wzrok Timei wodził po lesie w oddali.

- Do długoterminowego planowania potrzeba nam partnerów. A do niedawna ich nie było. - Żenia zwróciła twarz ku Timei z lekkim uśmiechem - No, przynajmniej oficjalnie.

Wrona zamyśliła się nieco.

- Harad też miał ludzi na stołkach, długoterminowo działał. A teraz jest poszukiwanym terrorystą we własnym kraju. W przypadku Pentexu trzeba działać dwutorowo wedle jednego planu. Wiesz, że Pentex działa na różnych frontach. Liczy na przewagę nie tylko zasobów ale i ilości “żołnierzy’ - Wrona zamachała palcami imitując cudzysłów - Tworzą ich na pęczki w swoich laboratoriach. Prowadzą badania nad genotypem wilkołaczym. Zapewniają wsparcia do konfliktów sponsorując armie, rządy i nielegalne organizacje.

Wrona zapatrzyła się w dół.

- To są serca, w które trzeba uderzać. Eliminować przywódców badań technicznych, medycznych, szefów Pentexu. Zniszczyć laboratoria, wyniki badań, eliminować wiedzę. Bo tym spowolni się działania Pentexu pozwalając na wolniejsze działania jak w rządzie.

- U nas nie mają koncernów badawczych. Budowlanka i wydobycie. Tutaj pozyskują fundusze. Oczywiście nie jesteśmy, jedynym źródłem. Mają ropę, gaz, węgiel na całym świecie. Do tego właśnie medycyna, elektronika i inne takie. Myślałam, że macie jakieś plany jak w to uderzyć. Jak rozbić ich imperium. Wiesz… w ostatnich wojnach zbyt wielu zginęło, żeby rzucać się i wysadzać ich kopalnie. Jak nie tutaj, to postawią je w Wenezueli. Albo nie wiadomo gdzie. Chętnie poprzemy kogoś, kto ma plan - głos Timei zdawał się być smutny.

- Zacznijmy od tego, żeby wiedzieć ilu mamy ludzi na pokładzie. Jakimi środkami dysponujemy. Ciężko cokolwiek planować, gdy nie wiadomo co kto i jak może. W Polsce do niedawna były trzy watahy, każda rozdzielona. Połączyły się i Łódź wywalona w kosmos. Ale Czarny znał skład.

Żeńka wróciła ponownie do kwestii.

- Wy wiecie jakimi środkami dysponuje Pazur? Co jest jego bolączką? Każdy region ma jakąś. - dziewczyna westchnęła lekko - Dlatego trzeba walić od łba, wiadomo, że nie na ślepo, ale trzeba odciąć wierchuszkę. O reszcie dobrze by było gdyby Raja pogadała z Czarnym. Ale jeśli warunkiem uzyskania poparcia jest przedstawienie szczegółowego planu na całą Europę, która do tej pory chowa się po kątach, no to będzie ciężko.

Wrona odwróciła się do Timei:
- I Raja dobrze o tym wie.

- Aha - podchwyciła Timea z entuzjazmem - Czyli mówię ci ilu nas jest i gdzie. Potem się skrzykujemy i planujemy atak na mistyczny zarząd Pentexu. Zakładam, że musisz wiedzieć ilu nas jest, żeby wiedzieć ile można poświęcić. Logiczne. I usunięcie Europejskiej Wierchuszki nam załatwi sprawę. I nie przyjadą zza morza nowi? No ok. Brzmi jak plan.

Dziewczyna odwróciła wzrok.
- Mówisz o Pazurze w Mroku ? Tak to jest jak na stanowisko dostaje się ktoś z prawdziwego powołania. Facet z zasadami. Ucina wpływy Żmija w zarodku. Tropi łamiących litanię. Nie wiem jak wyglądała sytuacja w Polsce w czasach ZSRR, ale Pazur jest naszą własną małą bezpieką. Więc jego i jego ludźmi głównym problemem są wilkołaki śmierdzące Żmijem. Potencjalne Czarne Spirale. Ronini, którzy przez brak plemienia staczają się w stronę Żmija. Pazur ich ściga. Zbiera dowody. A potem - odwróciła się z powrotem do Żenii i wykonała gest dwoma palcami w poprzek szyi.
- Wydaje mi się, że po Caernie w Poznaniu zaprzestał śledztwa wobec Antka. Pazur nie ma problemów. Pazur jest problemem.

Żenia słuchała wypowiedzi Timey z rozbawieniem i jakimś dziwnym spokojem próby jej zastraszenia przez brunetkę. Po spotkaniu z Czerwoną Garsonką jakoś opowieści o Pazurze w Mroku wykorzystywanym jako straszak z horrorów nie działały.

- Aha, czyli czekasz, że spotkam się na opustoszałym moście z Tobą i Twoją obstawą ukrytą w ciemnym lesie i opowiem Ci plan od A do Z? - Żeńka roześmiała się odbijając pałeczkę obserwując kobietę. - Logiczne. No brzmi jak plan.

- Słuchaj, nikogo nie zmuszam do podejmowania decyzji. Przyjechałam by pomówić z Alfami, ale jeśli Raja nie chce się spotkać, to jest w porządku. Nie przystawiłam broni do głowy Rykowi Gromu, nie przystawię i jej.
Żenia uśmiechnęła się lekko i wyprostowała.
- Przekaż swojej Alfie, że byłoby zaszczytem liczyć na Raję i jej ludzi, szczególnie w obliczu nadchodzącej walki. A może ma ochotę odwiedzić Poznań razem z Pazurem?

Timea patrzyła teraz w dół pod most i machała przecząco głową.
- Przyszłam sama. Bez obstawy. Po pierwsze dlatego, że wierzę w zjednoczenie wilkołaków. Wierze w to, że nie będziemy skakać sobie do oczu i mordować wzajemnie. Wilkołaków i krewniaków jest coraz mniej. A problemów coraz więcej. Czarny awansował. W kilkanaście tygodni przejął Polskę. Harada musiał szlag trafić, gdy w tym samym czasie on stracił Słowację. Ale nie odważyłby się podejmować z tego powodu jakiejkolwiek walki z Czarnym. Antek wie, że może na nas liczyć. Sojusze były zawarte już lata temu. I Raja się z nich wywiąże, gdy Czarny poprosi. Macie teraz Caern. Postawienie księżycowego mostu to kilka kwadransów. Naradę wojenną możemy podjąć wszędzie. Czy Czarny będzie jej przewodził? Nie. Zbyt krótko jest alfą. Poza tym nadal ciążą na nim grzechy przeszłości. Wielu z nas uważa, że zbyt długo przebywał wśród sług Żmija. Jego zapach już zniknął. Niektórzy, jak Raja wiedzą, że jest godzien zaufania. Inni jak Pazur w Mroku poświęcą wiele, żeby udowodnić, że Czarny nie jest godzien. Nie wiem jeszcze czy spotkasz się z Rają. Ona mi ufa na tyle, że decyzja o waszym spotkaniu leży całkowicie w moich rękach. Czarny, Pazur, Ryk Gromu, Raja… oni są jednym plemieniem. Sojusze, choć nieformalne istnieją. Jeżeli naprawdę macie jakiś plan, który naprawdę COŚ zmieni, to my w to wejdziemy. Ale samo poparcie dla poparcia jest gówno warte. W dobę możemy wystawić dziesięciu wojowników. Dwóch szamanów. Ragabasha. Parę galiardów. Niestety nie mamy żadnego sędziego. Dwudziestu dwóch wilczych krewniaków. Trzydziestu ośmiu ludzkich.
Skończyła swój monolog i odwróciła się patrząc wprost w oczy wilkołaczki. Żenię uderzyła myśl, że jeszcze nie spotkała tak twardego krewniaka. Ta kobieta zeżarłby dziewczynki Zaara, przeżuła i wypluła same tipsy. A Bartek pod tym spojrzeniem zgiąłby szyję i już nigdy nie patrzył w niebo.

- Widzisz, sojusze plemienne czy nie, padają pod upływem czasu. - Żenia pochyliła się do Timey ze zmrużonymi oczami wpijając się spojrzeniem w twarz kobiety - Czasem nawet ta sama krew krążąca w żyłach nie zapewnia lojalności. Harad objeżdża północną Europę zbierając wsparcie a Czarny siedzi w maelfaście z większością watahy. Kiedy wróci? Nie wiadomo. A Pentex czekać nie będzie. Więc nie mów, że poparcie dla poparcia jest nieważne.

Żeńka odsunęła się w końcu:
- A grzechy przeszłości… - wzruszyła ramionami i machnęłą ręką - ... należą do przeszłości. Nie należą do tu i teraz.

Po chwili milczenia brunetka dodała:
- Jeżeli jest jak mówisz, i staniecie na wezwanie zjednoczenia, to uwierzę. Nie dlatego, że jesteś tu sama. Nie dlatego, że próbujesz mi to udowodnić, bo to żaden konkurs. Po prostu Ci uwierzę, bo dajesz mi swoje słowo. A przede mną jeszcze długa droga i wiele watah do odwiedzenia. Zaczęłam od wspólnego plemienia, bo uznałam, że będzie łatwiej. Jeśli masz kontakty z innymi zmiennokształtnymi, to poleć im mój numer, jeśli możesz.

Borysov wytrzymała próbę spojrzeń.
- Ostatni raz gdy wilkołaki się jednoczyły, to właśnie w kwestii zmiennokształtnych. Innych zmiennokształtnych. Oni nadal pamiętają Wojnę Gniewu. Jeżeli są w okolicy, to ich nie znam. Może Raja. Zapytam ją. Gdy Czarny wróci dajcie znać. Raja chętnie odwiedzi wasz caern. Powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz… czy to jakaś prowokacja?

W tym momencie zadzwonił telefon w kieszeni Żenii.

- Chwilkę, ok? - Wrona była mocno rozbawiona pytaniem krewniaczki chociaż z drugiej strony nie dziwiła się mu zbytnio. Wyciągnęła telefon by sprawdzić kto dzwoni
Na telefonie wyświetlał sie jakiś numer, a system w telefonie podpowiadał: Sycylia, Włochy.
- Daj mi minutę. Muszę odebrać - Żenia zmarszczyła brwi klikając zielony przycisk.

- Hallo?
- Dokonało się - przemówił znajomy głos bez powitania,angielskim z rozmytymi końcówkami - Dług wobec Zaara został spłacony.
- Tak. Proszę na siebie uważać. I być może do zobaczenia. - Żenia uśmiechnęła się w słuchawkę.
Po krótkim „mhm” rozmowa została zakończona. Trwała 6 sekund. Telefon pokazywał 21:49.

Żenia wzięła głęboki wdech i wydech.
Pomyślała, że zaczął się nowy rozdział w walce z Pentexem…

- Nie - wciąż pochylona nad telefonem spojrzała na Timeę - Chyba, że prowokacją jest orzeczenie mnie przez Czarnego kami.

- Nie masz wysokiego statusu. Nigdy o tobie nie słyszałam. Do tego masz w sobie coś… coś złego - mówiła kobieta marszcząc czoło, a Żenia poczuła pełzanie drapieżnika pod skórą. Przez moment miała ochotę rozbić głowę krewniaczce o chodnik na moście. Jednak ochota zniknęła, a pełzanie zmieniło się w delikatne mrowienie.
- Emanacja Żmija przez ciebie przemawia. Widzisz… alfa mógłby pomyśleć, że Czarny chce go znieważyć twoją obecnością. Dlatego Raja spotka się z Czarnym. Osobiście. U was.

- Przekażę Czarnemu. - Żenia nie widziała konieczności tłumaczenia całej reszty bo nic w niej nie było pytaniem.- Będziemy was oczekiwać.

Telefon zadzwonił znowu.
- W takim razie do zobaczenia. Miło było cię poznać - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
- Do zobaczenia - Żenia ponownie uścisnęła podaną dłoń ledwie muskając ją palcami. Wolała wyjść na miękkie kluchy niż zmiażdżyć jej rękę… lub głowę.

Telefon odebrała odwracając się już na odchodne.


***


- Cześć, tu Bartek. Jesteśmy w Szczecinie. Właśnie skończyliśmy przepytywać kolejnego z krewniaków Zaara. Misza uważa, że mamy dobry trop, ale ja nie jestem przekonany. Jeździmy w tę i z powrotem. Za chwile ruszamy do Warszawy. Jutro koło południa będziemy tam dwa tropy sprawdzać. A jak na wakacjach? - pytał zmęczonym głosem, a Żenia odnosiła wrażenie, że wybrała słabeuszy. Sama zrobiłaby to lepiej. Niemal wyrwało jej się warknięcie, ale się opanowała.
Myśli uciekły jej do rozważań jak pozbyć się niechcianego tatuażu. Odruchowo potrząsnęła ramieniem.
- Ok poczekajcie na mnie w Wawie, ok? Ja się zwijam z urlopu. Powinnam być jutro pod wieczór w Wawie. Na niedzielę muszę być w Poznaniu. Wrócimy razem.
Dreptała w stronę Ronina, czując jak ucieka z niej powietrze jak z przekłutego balonika.
Wojtek otworzył jej drzwi, po czym obszedł auto i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszył. Przejechali kawałek w ciszy, aż po blisko pięciu minutach zapytał:
- Jak poszło? Kiedy i gdzie widzimy się z ich alfą?
- W Poznaniu, wpadną z wizytą. - Żenia zwyczajowo skuliła się na siedzeniu podciągając kolana pod brodę. - Wracamy do kraju, Kieł.
Wcale nie czuła się silna na tyle by ciągle zwalczać “emanację Żmija”.
Szarpnięcie agresji nie pomogło w niczym. Bała się przyznać do wyrzutów sumienia z powodu zabitych ludzi. A może bała się przyznać przed sobą, że ich nie odczuwała?

- Dzięki, że ze mną pojechałeś, Wojtek. - mruknęła odwrócona do okna.


***


Po 22:40 znów zadzwonił telefon usuwając wskazania GPS z wyświetlacza. Tym razem prowadzącego Kła i usiłujacą się zdrzemnać Żenię powital napis „Zośka”

- Hej - Żenia zamruczała niby kot do telefonu odłączając go od samochodu - I jak?
- Padli. Dziewięć z dziesięciu głównych serwerowni. Dwadzieścia dwie poboczne. Cała europa wyczyszczona. Ostrożnie licząc są sparaliżowani na dziesięć do dwunastu godzin. A gdy już postawią serwery to nie pozbierają się pewnie jeszcze przez miesiąc, do może trzech. Niestety, wszystko da się odzyskać. Ale chłopaki starali się, żeby odzyskiwanie zajęło maksymalnie dużo czasu i kosztowało możliwie dużo. Przy dobrych wiatrach na ponad połowę machną ręką, bo wartość danych nie przekroczy kosztu odzysku.
Zośka odetchnęła nagle. Do Żenii dotarło, że mówiła to wszystko na jednym wdechu.
Żenia osłupiała.
Siedziała ni to skręcona ni to odwrócona w stronę kierowcy i nie mrugała.
Na szybko ogarniała plan działania.

- Przysiądź i schowajcie się. Schowaj siebie i swoich ludzi. Udało się coś ciekawego wyciągnąć? Jeśli tak, to wyślij to wszystko do Me… - Żenia zapomniała nazwiska - Tomka.
- Żenia…. my… - dziewczyna zmieszała się nagle - my niczego nie wyciągaliśmy. Nie było czasu. To było brutalne włamanie i totalne zniszczenie. Kasowalismy kernele i startupy. Zmieniliśmy ich serwery w luksusowe cegły… a wyciągnąć z nich coś… cóż… teraz to co najwyżej glinę na cegły. - Cały entuzjazm z dziewczyny odpłynął w ułamku sekundy. Zdawać się mogło, że zawiodła oczekiwania.

Żenia skrzywiła się.
Nie do końca tak się umawiały.
Ale i tak skala zniszczenia wprawiła ragabash w zaskoczenie.

- No ok - stwierdziła w końcu - Przybunkruj się, bo spodziewam się odwetu. Ludziom też każ się pochować. Uważaj na siebie, bo mogą do ciebie dotrzeć. Może rusz się do Poznania?

Żenię wypełniało dziwne uczucie. Czuła, że zasadzka się udała. Przeciwnik był bezbronny. Lucci ściął głowy. Zośka wyłączyła kontakt. Megadon leżał na plecach. To był świetny moment na kolejny cios. Czuła w głowie wibracje mruczącego drapieżnika.

- Mój dom moją twierdzą. Spokojne. Jeżeli będę musiała się stąd ruszyć, to i tak będę już martwa - zaśmiała się nerwowo.

- Nie chcę byś była martwa. W Poznaniu mogę cię ochronić. Na odległość ciężko. Zaar mi nogi z dupy wyrwie jeśli ci się coś stanie.

- Właśnie skończyłam rozbrajać na odległość potężną korporację. Umiem o siebie zadbać. Jestem dużą dziewczynką. - w tle rozległo się syknięcie otwieranej puszki.

“Powiedział Czerwony Kapturek przed tym jak połknął ją wilk.”
Myśli Żenii uciekły do zapomnianego brata.

- Ok. Wiesz co robisz. - na trochę rzeczy wpływ miała. Na decyzje innych osób też. Ale nie zdalnie. - Wracam do Polski. Odezwę się na miejscu. Odpoczywaj. Dobra robota.

-Ty też uważaj na siebie. Nara.
Dziewczyna się rozłączyła, a jakiś szósty zmysł podpowiadał: „dobij ich”

***


Podróż była wspaniała. Mijali lasy. Łąki. Pola. Góry. Rzeki. I wiele innych rzeczy które GPS uznawał za “najszybszą możliwą trasę”. Jednak jak na to by nie patrzeć wskazanie GPS sugerowało, że na miejsce dotrą za niespełna 20 godzin. Sobotni poranek witali w Serbii. Żenię wybudził SMS od pełniącego obowiązki alfy Marka.
“Jak idzie śledztwo?”
Zapomniała zdać raport. A może nie chciała zdawać raportu? Tak czy inaczej była 6 rano, a on pamiętał.
Zatrzymali się na podrzędnej stacji benzynowej. Ronin ziewając obszedł auto.
- Padam na ryj, dalej ty prowadzisz. Zapłać za paliwo i kup sobie kawę. Przed nami jeszcze dobre piętnaście godzin w aucie.
- Dobra. Padaj i chrap. - Żenia ogarnęła stację paliwową. Po namyśle odpisała i Markowi:

“Śledztwo idzie powoli. Mam spotkanie z chłopakami w Wawie. Odezwę się po spotkaniu. W niedzielę możemy się spotkać i pogadać.”

Po kolejnej chwili namysłu napisała do Zapalniczki:
“Możliwe, że zjadą do nas goście. Jestem w drodze do Polski. Będę w Poznaniu w niedzielę.”
Mimo, że było krótko po szóstej rano w sobotę, odpowiedź na SMS przyszła jeszcze zanim wyjechali ze stacji.
“Jacy goście?”
“Nie możesz spać? Z Serbii”
Po chwili zadzwonił telefon. Żenia potrzebowała chwili, żeby skojarzyć, że Aniela Mostowiak to właśnie zapalniczka.

- Cześć - Wrona odebrała ziewając. - Co tam?
- Jeszcze nie miała czasu się położyć - powiedziała dziewczyna po drugiej stronie - cześć. Powiedz mi, czy ta wizyta z Serbii ma związek z tym, że od wczoraj serwery Megadonu siadły? Albo co więcej… co ty masz z tym wspólnego? - zapytała nadzwyczaj spokojnie Zapalniczka.

- Nie, chyba raczej nie. To raczej wizyta towarzyska. - Żenia siorbnęła kawy i włączyła się do ruchu na autostradzie. - Z wizytą co mam wspólnego? No przekazałam zaproszenie. Dlatego uprzedzam.

- Żenia, kurwa - usłyszała westchnienie po drugiej stronie słuchawki - o Megadon pytam.

- A - Żenia jakby dopiero załapała - O Megadon. No to z Megadonem mam sporo wspólnego. Byłam w ich placówce. W DNA też byłam - siorbnęła kawy - Ale generalnie staram się trzymać z dala. A co? Siedzące serwery Megadonu spędzają Ci sen z oczu?

- Tak. Mieliśmy tam wtyczkę i nie mam z nią kontaktu. Cholera. Jeśli skojarzą to z nami, to mogą zapodać akcję odwetową na caern. A nie mam ludzi. Całą noc odkopuje moje kontakty. Główna hakerka Zaara gdzieś zniknęła. Żenia, mam tu gnój na całego. Nie mam czasu na gości. Kto to ma być? - zapytała w końcu.

- Główna hakerka to Zośka? - spytała Żenia słuchając raportu. Nie wiedziała czy Zapalniczka dopiero teraz się obudziła czy może przejrzała na oczy. Na caern Pentex mógł zapodać akcję odwetową przez cały czas i w dowolnej chwili. Szczególnie po akcji w Łodzi. Z wjazdem czy bez wjazdu. Ragabash pokręciła głową. Jakoś nie za bardzo wzruszyła ją wzmianka o gnoju, bo gnój był odkąd Czarny zniknął w maelfaście.

- A co z ludźmi Marka? Zniknęli? Przecież mieli podobno chronić caern. Ja właśnie wracam do Polski. Powinnam być najpóźniej w niedzielę w Poznaniu. Więc jeśli co to gośćmi się zajmę. A w kwestii Megadonu… myślę, że trochę im zajmie akcja odwetowa.

- Są, nadal są. Tak jak obiecali. Są gotowi. Dziś w nocy mieli warty w Caernie. Tak, Zośka jest tą kurą, która znosi Zaarowi złote jajka. Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbiera. Dobra, ja muszę się wreszcie przespać. Wracaj bezpiecznie.

- Kazałam się Zośce zabunkrować i przysiąść chwilowo. Dlatego pewnie nie odbiera. Rozmawiałam z nią niedawno. Sama przysiądź i się nie wychylaj, reszcie też to przekaż. Zadzwonię za parę godzin, ok?

- Dobra. Nara - Zapalniczka rozłączyła się. Bunkrowała się i chowała. Podczas gdy mieli najlepszą okazję na atak.

***


W drodze, niespokojna Żenia zmieniła ustawienia gpsu z Warszawy na Poznań. Czas na wyświetlaczu spadł o 2 godziny i wskazywał blisko trzynaście.

Po kolejnej chwili zadzwoniła do Zapalniczki, zagryzając wargę. Wahała się między podszeptami Nahajki a swoim własnym osądem.
Sędzia odebrała po dłuższej chwili.
- Tak? - powiedziała w końcu.

- Słuchaj, jadę do Poznania. Będę za 13 godzin. Megadon został rozwalony przez Zośkę i grupę haktywistów w całej Europie. Dziewięć z dziesięciu głównych serwerów wyszczyczone, 22 poboczne też. Są sparaliżowani na jakieś 10 godzin wciąż a odzyskiwanie danych zająć im powinno kilkanaście tygodni. Dodatkowo, usuniętych zostało 8 głównych naukowców i dyrektorów R&D w Europie. Jeśli dasz radę to poprowadź ludzi Marka i wykopcie Poznań poza teren Polski. Teraz. To idealny moment na wyczyszyczenie Pentexu z Polski. - Żenia zamilkła słuchając mruczenia Nahajki.

Cisza po drugiej stronie słuchawki była aż nienaturalna. Zapalniczka analizowała.
- Żenia… kurwa… - powiedziała w końcu - Oddzwonię zaraz - po czym się rozłączyła.

Żeńka zerknęła na Kła sprawdzając czy ten śpi, starszy garou spał w najlepsze.
No.
To rozpętała właśnie kolejną wojnę.
Teraz pozostawało tylko się schować.
W Toruniu.
Przeczekać wkurw Czarnego?

Żeńka zagryzła wargę ponownie i wdepnęła gaz.

Jeśli nie Marek i Zapalniczka to kto?
Szczury?
A może wysłać Inkwizycję?
Może posiadanie Inkwizycji nie jest takim złym pomysłem.
Czy jest jakaś różnica między nią a Smokiem zatem?

Żeńka zaklęła pod nosem.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-09-2018 o 17:43.
corax jest offline  
Stary 19-10-2018, 23:49   #97
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Jechała blisko godzinę w stronę granicy. Rozmyślała nie zwracając uwagi na pochrapywanie Burego. I wtedy zadzwonił telefon.
- Dobra, słuchaj co robimy - w słuchawce brzmiał głos Zapalniczki.
- Ściągnęłam sojuszników z Niemiec i Skandynawii. Dziś o godzinie czternastej likwidujemy placówkę w PANie w Poznaniu. Po skończonej akcji przerzucamy siły do Wawy. Utniemy im łeb w biurowcu. Na którą godzinę dasz radę dotrzeć do Wawy?

Coś zadrżało pod skórą wilkołaczki. Przyjemny dreszczyk. Wyrzut adrenaliny przed walką. Prawą ręką niemal odruchowo zmieniła adres lokalizacji. 21:13 na miejscu w Warszawie. Nie wiedziała gdzie jest cel ataku, ale i tak brzmiało to zachęcająco.

- Jeżeli masz kogoś w tej Serbii, kto pomoże, to zabierz ze sobą.

- GPS pokazuje mi 21:13 jeśli będę jechać bez przerw. W Serbii jest jeden kontakt, który zakładam, że przy spotkaniu urwie mi łeb, bo śmierdzę. To właśnie jego zapraszałam do Poznania. Podam Ci namiary na kina. Telefon od Ciebie może wyglądać inaczej niż ode mnie. Aha… zadzwoń pod numer Tomka, dziennikarza z Wawy. Dobrze by było, żeby zrobił relację z pierwszej ręki. Żeby nie było znowu akcji, że Pentex wyczyścił wszyyyyyyystkie media. - Żeńka wciąż czuła rozbawienie na samą myśl o czyszczeniu wszystkich, ale to wszystkich mediów. - Sprawdźcie koniecznie umbrę. Żeby nie było zaskoczenia. Aha i angażuj w to krewniaków takich, którym całkowicie ufasz i chwilowo nikogo z ekipy prepersów. To ważne.

Po chwili rozkminiania dorzuciła:
- Zadzwonię do dwóch osób jeszcze i dopytam, czy coś pomogą. Daj chwilę. Oddzwonię.

Po chwili namysłu brunetka wybrała numer do Timey.

- Tak? - powiedziała przeciągle kobieta. Pewnie też korzystała z luksusu snu. Luksusu jakiego Żenia pozbawiła resztę watahy w Poznaniu. Tak jak i siebie samą. Chociaż w zasadzie pozbawił ich tego wszystkiego Czarny. Ładując się w maelfas i znikając na niewiadomo ile. Żeńka poczuła złość - łatwiej było złościć się na szamana ale do tego nie przyznałaby się choćby ją kroili.

- Mam ofertę nie do odrzucenia - mruknęła Żenia nie chcąc budzić Kła - Szykujemy sporą akcję w Poznaniu i Warszawie by wykopać Pentex z kraju. Poznań rusza za kilka godzin, Warszawa wieczorem. Co powiesz na transakcję wiązaną? Pomożecie Wataże Kojota wykopać Pentex z Polski dzisiaj, a ja załatwię pomoc w infiltracji i wykopaniu Pentexu od was.
- A, to ty. W tym waszym caernie ktoś może postawić most? Bo inaczej nie mam jak przerzucić ludzi.
- Zostałyśmy we dwie z Zapalniczką, nie mamy szamana. Szaman Harada pojechał z nim. Nie ma innej opcji? Samolot?
W słuchawce rozległ się śmiech. Zupełnie nie pasujący do wizji twardzielki.
- Macie samolot? Bo chyba nie sugerujesz spakowania broni i wilczych krewniaków na pokład zwykłych linii lotniczych? Co?

Złośliwa myśl wpadła do głowy Wrony natychmiast gdy przebrzmiał śmiech rozmówczyni.
„Nie samolotu nie mam, ale mogę poprosić o transport mój totem”.
Wykrzywiła się we wrednym uśmiechu.
Ciekawe jak zareagowałaby Timea wtedy.

- Nieeee - odparła spokojnie, przeciągając ostatnią głoskę i dusząc w gardle złośliwy chichot - Nie ma innych opcji dostępnych do przerzutu?

- Ja nie mam pomysłu. Jeśli ruszymy autem to zejdzie ponad doba. Będzie pozamiatane. Jeśli ty masz pomysł to śmiało. - W słuchawce zaległa cisza.

- Może przejście mostem gdzieś w okolice Polski i stamtąd transport samochodem? Albo czekaj. Dopytam o Skandynawię. Oddzwonię zaraz.

Żenia rozłączyła się i natychmiast wybrała połączenie do Zapalniczki.

Okazało się, że i tym razem Żeńce dopisywało szczęście. Z Niemiec przybywał szaman, który był w stanie otworzyć most. Wrona odetchnęła z ulgą. Zapalniczka i Szrama nie zostaną same.


***



Telefon znowu zadzwonił, a Bury przekręcił się w fotelu pasażera. Coś wymamrotał pod nosem, tymczasem na wyświetlaczu na połączenie czekał Bartek.

- Hej, mam dobrą i złą wiadomość. Dobra, to chyba mamy nareszcie konkretny trop. Zła, to Marek ściąga nas do Poznania na jakąś dużą akcję - w głosie Bartka dało się wyczuć jakiś zawód. Chciał przeprosić Żenię za to, że musi wykonywać polecenia wilkołaków ze swojej watahy?

- Ok. Konkrety, Bartek? Co to za trop? - Żenia była zmęczona napięciem ostatnich… kilkudziesięciu godzin.
- Trener surwiwalu. Znajomek Zaara. Koleś prowadził szkolenia i dla Nadziei i dla Marcina Bystronia. Znał ich zwyczaje. Ufali mu. A teraz typek zniknął bez wieści. Dziwnym trafem dzień po tym jak zaczęliśmy rozpytywać o podejrzane rzeczy. Mieliśmy sprawdzić jego leśniczówkę w Bieszczadach. No ale chwilowo my mamy co innego na głowie.

- Okej. Jakieś imię ten trener ma? - dopytywała Żenia cierpliwie.
- Waldemar Fuz. Były wojskowy. Traper. Prepers. Ma żonę i córkę w Warszawie, ale sporo czasu spędza w swojej chacie w Bieszczadach. Specjalista od survivalu - Bartek mówił, a Żenia myślała o tym, że przecież Zosia wspominała, że to Fuz stoi na czele prepersów.

Zastanowiło dziewczynę jedno. Czy Zośka już się z nim skontaktowała czy też może nie. I to dlatego zniknął?

- Ok. Masz adres w Wawie? - nie ma to jak plan na wycieczkę do stolicy. Ubić Pentex - raz. Wpaść na pogaduchy z żoną szpiega - raz. A na deser kawka u Fukiera. No. Brzmiało jak plan.
- Tak, mam. Wyślę ci.

- Dobra. Jedźcie do Poznania i … uważajcie na siebie.
- Zawsze - odpowiedział i się rozłączył.

***


Żenia była nadzwyczaj dobrym kierowcą. I miała sporo szczęścia w związku z nieobecnością policji aż do granicy. Na granicy musiała swoje odstać w kolejce. Niestety traciła cenny czas. Chwilę przed planowanym atakiem wiedziała, że ma już blisko godzinny poślizg. A zwiększone tempo zaowocowało koniecznością częstszego tankowania. Co napędzało spiralę gniewu. Dochodziła dziewiętnasta gdy Zapalniczka zadzwoniła.

- Jak podróż? - jej głos był rozbawiony.
- Zajebiście. Jak wjazd w Poznaniu? - odbiła piłeczkę Żenia.
- Całkiem dobrze. Kilku rannych, ale zwycięstwo jest po naszej stronie. Nie został kamień na kamieniu po instytucie. Zresztą, jeśli włączysz radio, to już trąbią o tym w wiadomościach. Nie byli gotowi. Tak cholernie nie byli gotowi. Zresztą Raja i Ryk Gromu sprowadzili swoich ludzi. Teraz jesteśmy w trakcie przerzutu do Warszawy. Rozdzieliliśmy się, żeby zmylić ewentualne pościgi. A dzwonię, bo jest sprawa.
Zapalniczka spauzowała na moment.

Zapewne dla lepszego efektu.

- Ten suspens mnie zabija. - Żenia zerknęła na Kła w oczekiwaniu na ‘sprawę’.
- Wydaje mi się, że po ataku na Poznań próbują zabrać co się da i się wywinąć. Moja wtyka podrzuciła informację o ciężarówce załadowanej elektroniką i sprzętem z biurowca w Warszawie. Według ostatnich danych jechali na południe. Pewnie na Słowację. Jest szansa, żebyś przecięła im drogę. Prawda? - tym razem zapalniczka dużo konkretniej opisała o co jej chodzi.

- Twoja wtyka mówiła coś więcej? Na przykład jak ta ciężarówka miałaby wyglądać? - Żenia ponownie odniosła wrażenie deja vu. Kilometrówka jak nie na polu walki to po mapie Europy. - Bo wiesz… jestem trochę za kółkiem. Wolałabym zminimalizować ganianie wiatru w polu. Jakiś monitoring z kamer ruchu? Bramek na autostradzie? Bo szanse to mam dwadzieścia pięć procent na znalezienie właściwej trasy.

- Tak, coś mam. Czekaj. - na telefonie coś piknęło - powinnaś mieć zdjęcie. Jedzie w konwoju. Jeden radiowóz, potem dwa czarne auta. Też uprzywilejowane. Między nimi ciężarówka bez rejestracji. Niestety w stronę południa nie ma bramek na autostradzie.Nie ma też autostrady... Ale biorąc pod uwagę, że korzystają z dyskoteki to pewnie polecą głównymi trasami. Żenia… Jeżeli wiesz gdzie mogła zamelinować się Zośka, to jest dobry moment, żeby ją wyciągnąć. Z satelity namierzy tę ciężarówkę w kilka minut.


- Ok. Zadzwonię do niej. Może odbierze. Gdzie potem zabrać to tałatajstwo? - Żeńka spytała jakby pytała bułki w sklepie. - Poznań? Czy przyślesz kogoś do rozładowania?

- Podjadę jak tylko będę mogła. Szczerze, nie wiem co to jest. Nie mam pojęcia. Ale z jakiegoś powodu spieprzają z tym.

- Może kolejny eksperyment albo coś w tym stylu. No nic. Dam znać co i jak. Udanej zabawy w Wawie. Aha Bartek cały? - Żeniowy głos lekko zmiękł. W sumie sama nie wiedziała, czemu zaczyna wkręcać Zapalniczkę. Może dla jaj? Coś w środku kręciło się niespokojnie i pchało do prowokowania. Domniemany romans z Bartkiem bardzo bawił Żenię.

- Jaki Bartek? - oczami wyobraźni Żenia widziała jak Zapalniczka otrząsa się zastanawiając się o co chodzi.

- Krewniak z ekipy Harada. Taki blondyn w okularach. - Żenia macała w poszukiwaniu jednorazowego telefonu.
- Aaa… nie… on chyba gdzieś z tyłu siedział. Dostałby strzała, to złamałby się w pół. Nie trzeba takich na pierwszej linii. Pewnie z nim wszystko ok. A ty pytasz o to bo….. - uśmiech wykwitający na twarzy Zapalniczki niemal przebijał się przez wyświetlacz telefonu i łaskotał w ucho Żenię.

“Bo lubię wiedzieć co się dzieje z moimi ludźmi”
“Bo ciekawa jestem reakcji Harada”
“Bo ciekawa jestem reakcji Zaara po tych wszystkich akrylówkach”

- Bo tak …- Żenia skwitowała nieco opryskliwie naburmuszonym tonem. Uznała, że taka reakcja byłaby najbardziej naturalna w obecnych układach z Sędzią. - To dzwonię do Zośki. Udanych łowów. Uważajcie na siebie.

- Jasne. Będę miała oko, na tego twojego Bartka. - Żenia mogła przysiąc, że Sędzia mrugnęła okiem do słuchawki. Jakby ktoś mógł to zobaczyć.

Żenia rozłączyła się łypiąc na Wojtka i wybrała numer Zośki.
Najpierw z normalnego numeru.

Niemal od razu odezwała się poczta głosowa. Jej telefon był wyłączony, albo od razu odrzuciła połączenie. Choć to drugie wydawało się mało prawdopodobne.

- Kiełku przejmij kierowanie, co? - Wrona zamrugała rzęsami i zrobiła słodki kaczy dzióbek. - Gotowy na wielką łupankę?

- Nie. Jestem pacyfistą. Zjedź tutaj - wskazał zjazd do lasu, przy którym stała jedna z zarabiających przy drodze kobiet. Ucieszyła się na widok klientów, lecz szybko skrzywiła się i odsunęła, gdy okazało się, że to jedynie krótki postój na zmianę kierowców.

- Nadal jedziemy do Warszawy na złamanie karku? - powiedział poprawiając lusterka Wojtek.

- Ok. To jak jesteś pacyfistą to będziesz kręcił łupankę, żeby można było wrzucić to w media. - Wrona pomachała kobiecie pracującej na pożegnanie - Dobra? Pokażę Ci jak się obsługiwać kamerką w smartfonie.

Dziewczyna zachichotała stukając maila do hakerskiej bohaterki albo bohaterskiej hakerki.

“Zośka, odbierz telefon i włącz telewizję. Potrzebuję Cię, laska. Ż.”

Cisza trwała. Przejechali blisko dwa kilometry zanim na wyświetlaczu telefonu pojawił się napis Zośka.

- Kurde, zrobiliśmy to? To nasi odpowiadają za pożar w Poznaniu? - przerwa na głęboki wdech - O kurwa, muszę zapalić. - rozległo się szuranie po mieszkaniu.

- Tak. Podobno nie został kamień na kamieniu. Nie wiem co dokładnie bo jade od ponad 11 godzin. Pal i słuchaj. - Żenia zamościła się na fotelu odsuwając go daleko w tył i rozkładając.

- Z Wawy wyjechała ciężarówka pod obstawą. Jedzie prawie na pewno na Słowację. Wysyłam Ci fotę. Muszę jej przeciąć drogę i najlepiej mieć czas na jakąś zasadzkę. Dasz rady namierzyć? Policja, nieoznakowane auta na samym czele tego gówna. Pewnie znowu wiozą jakiś eksperyment…

- A jakiś numer wozu? Wiesz, z miejskiego monitoringu szybko wyciągnę zdjęcia jeśli mamy numery - w tle rozbrzmiał dźwięk odpalanej zapalniczki. Nigdy wcześniej Żenia nie słyszała, żeby Zośka paliła. Choć z drugiej strony ciężko usłyszeć papierosa.

- Zośka… - Żenia nadstawiła uszu i zmrużyła oczy - … od kiedy palisz?
- Od kiedy w kilka godzin po położeniu serwerów jakiejś firmy słucham w wiadomościach o zamachu na placówkę tej firmy. Prawdopodobnie jutro będę milionerką. Kurwa…
- Z kim się założyłaś?
- Ta ciężarówka to tatra? Ludzie, zero patriotyzmu. Widzę numeru się nie doczekam. Spróbuję coś znaleźć po wzorcu świateł. Nie jest jakoś specjalnie modyfikowana, prawda? - zaciągnęła się, a do dźwięków doszedł znajomy już stukot klawiatury.
- Widzisz, Megadon ma udziały w wielu korporacjach medycznych. W wielu. Ale jest też kilka, w których udziału nie ma. Ot, farmacja niewypaczona przez Żmija. O! Mam. Cztery auta, leciały S7 na południe. Dobrze, że mają tę ciężarówkę. Nie rozpędzą się zbytnio. No, a wracając do tematu - stukanie nie umilkło nawet na sekundę - gdy zleciłaś atak, to przerzuciłam moje oszczędności na kilka zagranicznych rynków i po cichu skupowałam akcje konkurencji Megadonu. Po awariach serwerów zazwyczaj odnotowuje się kilkuprocentowe skoki wartości konkurencyjnych akcji. Ale to? Kolejna placówka badawcza? Megadon i jego spółki zależne nie jest już dobrą inwestycją. Giełdą zatrzęsie. A ja pewnie zarobię kilkaset tysięcy. Możesz mi udostępnić swoje położenie? Wrzucę symulacje i spróbuję ustalić jakieś punkty przecięcia - długie i powolne zaciągniecie się dymem - nie, żebym nie mogła go ustalić, ale jeśli udostepnisz je po dobroci, to będzie szybciej.

- Zosia, Zosia, Zosia… zamiast mi tu grozić powinnaś dziękować. Możesz się teraz przenieść na Seszele albo polecieć zaprosić swojego ulubieńca na pizzę.

- Eh, jak ty niczego nie rozumiesz. Duży zarobek. Krótki czas. Ktoś to powiąże. W końcu. Skarbówka mi nie daruje. Wiesz… przed Pentexem uciekniesz. Przed emanacjami Żmija też. A przed Urzędem Skarbowym ni cholery… Udostępniasz?

- Z pewnością da się coś z tym zrobić. Na przykład włam do skarbówki - Żeńka pstryknęła udostępnianie podśmiewając się nieco pod nosem - I co? - spytała niemal natychmiast po wysłaniu lokacji.

- Dobra. Oni dojeżdżają do Radomia. Kieruj się na Rzeszów. Ja napisze jakiś skrypt, który to zoptymalizuje i jakoś ich zgarniemy. Mam nadzieje, że zgarniesz ich na jakiejś drodze asfaltowej. Ta Tatra ma napęd na trzy osie, więc większe błoto i osobówkę Ci pozamiata. Odezwę się później. - Rozłączyła się nie czekając aż ktoś się odezwie.

***


Pościg był nieco szalony. Co jakiś czas Wojtek musiał zawracać i zmieniać trasę. Mieli nieco opóźnienia. A później nieco więcej. Aż w końcu wszyscy byli pewni, że nie dadzą rady przygotować zasadzki. Szykował się pościg. Słońce już zachodziło gdy Ronin wyprzedził kolejną osobówkę, a jakiś kilometr przed nimi rozbłyskiwały niebieskie światła.

- Mamy jakiś plan, czy mam wbić się wypożyczonym autem w tamto czarne auto? - Zapytał kierowca.
- Mamy - Żenia uśmiechnęła się i opowiedziała plan Wojtkowi - No to co? Do dzieła… Aha jak zapadnie ciemność to zjeżdżaj na pobocze żeby Ci się nic nie stało.

Żenia wyślizgnęła się przez okno na dach wypożyczonej Skody. Wojtek przyspieszył przeklinając głośno. Siedząc na dachu na moment skupiła się zwiększając widocznie swoją masę mięśniową. Gdy zmniejszyli odległość do kilku metrów brunetka wbiegła na maskę i odbiła się z ogromną siłą.

Gdy spadła na dach czarnego Audi przed nimi poczuła jak blacha pod nią się ugina. Jej siła ją zaskakiwała. W tym czasie z tylnego okna wysunęła się dłoń z pistoletem. Kilkakrotnie pociągnęła za spust, a ciszę leśnych ostępów rozerwały huki wystrzałów.

Wilkołaczka poczuła jedno ukłucie. Reszta kul musiała chybić celu. Kontynuowała swój plan. Bez najmniejszego trudu rozbiła szybę po stronie pasażera. Gdzieś jedynie odnotowała, że to mogła być kuloodporna szyba, bo pękała w dziwny sposób. Spróbowała otworzyć drzwi, jednak zamek nie ustąpił. Złapała je niżej i wyrwała w całości. W tym czasie jej twarz rozszarpała seria z pistoletu automatycznego trzymanego przez mężczyznę. Kierowca szkolony do takich działań pociągnął dźwignię hamulca ręcznego i zahamował gwałtownie stając w poprzek drogi. Ronin ledwie zdążył odbić kierownicą. Uderzył o przód Audi. Lampa Skody rozprysła się w drobny mak, a auto ledwie utrzymało się na drodze. Ciężarówka się oddalała. Audi zaś poza wyrwanymi drzwiami po stronie pasażera wyglądało na ledwie draśnięte. Cóż, zapewne była to jedna z tych pancernych limuzyn do eskortowania vipów.

Żenia była wkurwiona.
Zawsze, ale to zawsze muszą walić te lebiegi w jej śliczną twarz albo brzuch?
Ile można.

Nie miała czasu się patyczkować.
Ciężarówka odjeżdżała.

Żenia ponownie pochyliła się zaglądając z góry i zionęła zielonymi oparami wprost do wnętrza zbrojonego auta.

Fala zielonych płomieni zalała wnętrze samochodu. Siedzący najbliżej pasażer z pistoletem automatycznym nie zdążył nawet krzyknąć gdy jego garnitur stopił się z wypalanym ciałem. Za to pozostali wydzierali się w niebogłosy. Siedzący z tyłu pasażer wybiegł paląc się i szukając jakiegokolwiek sposobu na zgaszenie płomieni. Kierowca nie potrafił poradzić sobie z pasem bezpieczeństwa. Gdy umierał, nadal się z nim szamotał. Z tyłu siedział jeszcze jeden facet. W jakimś odruchu walki próbował strzelić do wilkołaczki, jednak poparzone dłonie skutecznie uniemożliwiły mu trafienie. Kula wbiła się w przednią szybę. Faktycznie były kuloodporne.

Kiel zatrzymał wóz i wysiadł z niego. Obejrzał uszkodzenia, po czym dwoma kopnięciami oderwał zderzak. Gdyby tego nie zrobił istniało ryzyko, że oderwie się w trakcie pościgu i narobi im szkód.

Gdzieś z trawy przestały dobiegać krzyki faceta, który niczym kula ognia pobiegł w stronę rowu. Ten, który miał siłę strzelać nie znalazł siły, żeby otworzyć drzwi. Płonął w środku wraz z tworzywem sztucznym tapicerki i pianką wypełniającą siedzenia.

- Na nic dobry przykład. Dalej ty kierujesz - oświadczył Bury Kieł. Był teraz równego wzrostu z Żenią i mierzył krytycznym spojrzeniem tatuaż na przedramieniu dziewczyny. Po jej zmianie formy Btk'uthoklnto stało się trójwymiarowe. Jakby miała zaszytą strukturę pod skórą.

- A co ty zrobisz? Zatrzymasz Tatrę siłą woli? - Żenia przepchnęła zniszczone auto z drogi i wcisnęła mu światła awaryjne. Zakładała, że dobroć ludzka nie przeważy w następnych kilku minutach i na stojący na poboczu wrak nikt nie zwróci uwagi.

Otrzepała ręce i pociągnęła Kła do wypożyczonej fury. Ruszyła z piskiem opon zostawiając wrak z trupami za sobą.

Żenia była lepszym kierowcą niż Bury Kieł. Fakt, że auto bez zderzaka traciło nieco ze swojej opływowości nie przeszkadzał jej wchodzić szybciej w zakręty niż udawało się to Wojtkowi. A zakrętów robiło się więcej. Wjeżdżali w górzysty teren. Gdy dogonili konwój drugie Audi zajęło miejsce tego spalonego przez Żenię. Cała kolumna jechała też wyraźnie szybciej. Bury Kieł oparł obie dłonie o tapicerkę i zamknął oczy. Tatra przyspieszyła i zmieniła pas. Potem gwałtownym skrętem uderzyła w tył radiowozu obracając go o 180 stopni. Policjanci nadal nie wiedzieli co się dzieje, gdy rozpędzona Skoda prowadzona przez Żenię mijała ich prawym pasem. Wtedy Tatra gwałtownie zahamowała, a pancerne Audi z ledwością uniknęło władowania się w tył ciężarówki. Bury Kieł siedział skupiony z szeroko rozstawionymi dłońmi.

- Cholerny Neo - mruknęła Żeńka szczerząc się szeroko - Dajesz, dajesz staruszku. - zachęciła Wojtka rozkosznie. - Może zepsuj im silniki albo układ zawieszenia albo coś.

Podobało jej się to.
Nie musiała za dużo robić.
Rzeczy chociaż raz robiły się za nią.

W ciężarówce zapaliły się wsteczne światła. Pojazd ruszył wprost na stojące za nim Audi. Tymczasem z czarnego wozu wybiegli dwaj faceci w czarnych garniturach z pistoletami automatycznymi. Mierzyli do kabiny ciężarówki i nie zwracali uwagi ma rozpędzona Skodę.

Przez pokręcony umysł Wrony przebiegła nagła myśl, że może uda im się ocalić jedno z audi. Fajnie by było mieć jakiegoś fanta z tej całej cholernej akcji po Europie. Choćby na przykład pancerne auto na blachach hmmm rządowych? ABW?
Ciekawe…

Żenia skręciła by zejść audi i tatrze z toru rażenia. Zatrzymała Skodę mruknąwszy do Kła:
- Lecę zająć się tą dwójką.
Rzuciła się biegiem do czarnego wozu, a jej złość - a może to złość Nahajki - pchała ją do przodu.

W mgnieniu oka dopadła drzwi po stronie kierowcy. Ochroniarz w ciemnych okularach był zaskoczony. Ciężko było powiedzieć, czy jej obecnością, czy może szybkością jej poruszania się. W przypadku drugiego zadziałało jednak wojskowe szkolenie. Był wypięty z pasów, a teraz wyskoczył ze swojego miejsca i chroniąc się za samochodem celował z pistoletu wprost w głowę wilkołaczki. Zrobił to niesamowicie szybko. Ekonomia ruchów i pamięć mięśniowa komandosów. A jednak w oczach wilkołaczki napędzanych gniewem cały ten manewr wydawał się niewiele szybszy niż staruszka spacerująca po zakładzie geriatrycznym wsparta o balkonik.

Z niejakim żalem Wrona zdała sobie sprawę, że jednak audi tego spotkania może nie przeżyć.
Posmutniała.
Zeszła z linii pocisku.
I walnęła w szybę po stronie kierowcy, sięgając ku zaskoczonemu okularnikowi.
Naprawdę starała się być delikatna i subtelna.
Kobieca.

Z niezmierną delikatnością przedramię ozdobione specyficznym tatuażem przebiło się przez kulodporną szybę. Z gracją dłoń kobiety objęła potylicę kierowcy patrzącego wprost na nią. Z szybkością błyskawicy szarpnęła całą jego głową uderzając o drzwi. Usłyszała szczęk pękających kości czaszki. Wszystko działo się tak szybko, że odłamki szyby nie zdążyły jeszcze upaść na starannie odprasowane garniturowe spodnie ochroniarza.

- Hej - wrzasnęła chodząca subtelność niższym niż zazwyczaj głosem - Nie chcę Ci zrobić krzywdy. Odłóż broń. - Wrona bardzo ale to bardzo chciała być przekonywująca. I jeszcze bardziej chciała, żeby garniak ją posłuchał. W międzyczasie wyłuskiwała broń kierowcy by móc schować się za autem. Podobało jej się w swojej połyskliwości.

Znalazła mały czarny pistolet. Bliźniaczo podobny do tego, który nie tak dawno znalazła w swoim plecaku. Choć ten nie miał tłumika. I wydawał się nieprzeciętnie lekki. Jak zresztą wszystko odkąd towarzyszył jej podarek od smoka. Krzyk Żenii zwrócił uwagę dwóch innych ochroniarzy. Ale szedł już w ich stronę Wojtek z rękami w górze. Coś mówił, ale wilkołaczka była zbyt skupiona na najbliższym otoczeniu.

- Kim jesteś? Mosad? CIA? - powiedział facet z drugiej strony auta.
Żeńka zgłupiała do tego stopnia że aż zamarła na chwilę.
- Nazwisko Mazut i tak Ci nic nie powie. - wrodzona przekora dziewczyny zaczynała brać górę, gdy podawała nazwisko brata - Odłóż broń i powiedz kolegom, żeby się nie wygłupiali.
- GRU?! - rzucił jakby nie reagując na jej wcześniejsze słowa.

Tymczasem pistolet automatyczny jednego z ochroniarzy wypalił. I to wypalił serią. Żenia na moment patrzyła wprost na Ronina. Stał bez ruchu, tymczasem jeden z ochroniarzy leżał z rozszarpaną noga. Drugi z niedowierzaniem patrzył na swoją broń.

- Wyjdę teraz zza auta. A wy złożycie broń. - Żenia skrobnęła tatuaż. - Naprawdę nie chcę zrobić nikomu krzywdy choć wiem jak bardzo chcesz obronić tatrę. Bierz poprawkę na to, że jesteście w przeważającej mniejszości. Broń wam nie działa, zacina się. Serio będziesz ryzykować życiem swoim i swoich kumpli?
Wrona wzniosła się na wyżyny dyplomacji i przekonywania z wolna przesuwając się w stronę bagażnika.

Rozmówca Żenii zdawał się nie wiedzieć co dzieje się przy ciężarówce. Zamiast tego z wprawą komandosa przetoczył się zza bagażnika i wypalił trzy naboje ze swojego pistoletu wprost w klatkę niczego nie spodziewającej się Żenii.

Dziewczyna spojrzała na dziury w koszulce. Nawet nie poczuła ukłucia. Za to komandos widząc jej reakcję rozłożył szeroko dłonie i trzymał pistolet za jeszcze ciepła lufę.
- Dobra, poddaję się.
Żeńka doskoczyła do niego z gniewnym warknięciem:
- Lubiłam tę koszulkę, ty durny jełopie! - zabrała broń od komandosa i puknęła go lekko by ogłuszyć.

Padł bez przytomności. Tymczasem przy ciężarówce Ronin skończył skuwać jednego mężczyznę jego własnymi kajdankami i podchodził do drugiego, prawdopodobnie, żeby opatrzyć jego nogę.

- Pod kontrolą? - Żenia grzecznie upewniła się obszukując ‘jełopa’ po czym obejrzała uszkodzenia auta. Pieszczotliwie przejechała dłonią po karoserii a następnie sprawdziła zawartość bagażnika.

Mężczyzna miał przy sobie dokumenty na nazwisko Nowak Jan. Miał też legitymację ABW i dodatkowy magazynek. Kierowca do kompletu miał dowód rejestracyjny samochodu. Co ciekawe samochód był zarejestrowany na BOR, a nie ABW. W bagażniku było pusto. Brakowało nawet koła zapasowego. W samochodzie leżały dwa automatyczne pistolety. Takie same jakie mieli pasażerowie obezwładnieni przez Ronina.

W oddali słychać było syreny, co przypomniało dziewczynie, że jakiś czas temu ciężarówka potrąciła radiowóz. A ów radiowóz z pewnością bez problemu mógł ściągnąć lokalne służby.

Zabierając cały zapas broni, dokumentów Żenia ruszyła do Kła:
- Trzeba się chyba zabierać stąd. - stwierdziła piastując znalezisko w ramionach.
W tym czasie Wojtek skuł plecami do siebie obu obezwładnionych agentów i ruszył w stronę Skody.
- Nadal ty kierujesz - powiedział.
- Hę? Trzeba zabrać wózek - brunetka skinęła w stronę tatry.
Wojtek nie patrząc na dziewczynę uniósł dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym, którym zakręcił niczym facet na budowie wskazujący gdzie ma zostać rozsypany żwir. Sześciokołowa bestia zawróciła z gracją i powoli ruszyła ukazując w środku dwóch wojskowych w hełmach, których miny wyraźnie wskazywały na brak jakiegokolwiek pojęcia w zakresie tego w czym biorą udział.

- A oni nam na co? - dopytała taktownie wilkołaczka otwierając wolnym palcem tylne drzwi Skody - Myślisz, że się na coś przydadzą?
Ostatnie słowo zagłuszył nieco metaliczny grzechot.
- Ciężarówka jadąca po drodze bez kierowcy ściągnie uwagę. Ale jak chcesz, to mogę im otworzyć drzwi. Tylko chyba nie mamy już kajdanek. - powiedział patrząc na zdobyczne Audi krytycznie. Westchnął w końcu.
- Czyli porzucamy wypożyczoną Skodę?
- Nie no skąd. Jedno jedzie Tatrą a drugie Skodą. On na pewno mają jakieś komunikatory choćby durne walkie talkie. Ciekawe co jest w środku swoją drogą. Jak długo możesz robić to swoje mambo jumbo?
Wzruszył ramionami.
- Zależy od tego na ile mi duchy pozwolą. No dobra, to niech wyskakują.
Stojąc bokiem do ciężarówki wykonał gest dłonią każący wysiadać mężczyznom w szoferce. Potem drzwi otworzyły się na całą szerokość. Kierowca wysiadł z rękami w górze. Pasażer wyskoczył i celował w nich ze strzelby.

- Synek, rzuć to bo sobie krzywdę zrobisz - powiedział spokojnie Ronin.
- Na twoim miejscu posłuchałabym. Masz za ładną twarz by mieć w niej dziury od niewypału - brunetka podeszła do kierowcy i zaoferowała miło:
- Wyskakuj z ciuchów. - łypnęła na Wojtka czy zacznie komentarze.
- Widzisz młody? Jakbyś nie celował do mnie z tej pompki, to tobą by się pani zajęła. A tak co? Weź to odłóż. Serio mówię.
Postąpił krok, a chłopak w mundurze uniósł broń do strzału. W tym czasie kierowca zdążył już zdjąć górę munduru.
- Jesteś patriotą, żołnierzem, twardzielem, obrońcą i białym rycerzem. - Żenia sięgnęła po kurtę wojskową i ubrała na siebie kiwając palcami zachęcająco na kierowcę - Jeśli wystrzelisz i coś mu zrobisz, będzie to Twoja ostatnia rzecz zrobiona w tym życiu. Warto? Zastanów się. Warto zginąć za ciężarówkę?
Chłopak opuścił broń, zabezpieczył i rzucił pod nogi Ronina.
- No - powiedział Wojtek z satysfakcją. - Nie martwcie się, nie powiemy nikomu, że was rozbroiliśmy nie mając żadnej broni. - Sięgnął po strzelbę i sprawdził ją dokładnie, po czym wrzucił ją do środka kabiny ciężarówki.

- Klucze - Żenia wyciągnęła dłoń do kierowcy z uprzejmym uśmiechem. - Dokąd jechaliście?
- Są w środku - odpowiedział Wojtek, kopiąc pod kolano młodszego wojskowego. Gdy tamten upadł złapał go z dużą wprawą i sięgnął do paska jego spodni.
- Nie mogli go wyjąć. Wiesz - mrugną okiem, a w tym samym czasie zamrugały światła stojącej przy nich Tatry.

- To jest chore! - uśmiechnięta Żeńka przyjęła spodnie od kierowcy - Jaki był cel podróży raz jeszcze zapytam. Do kogo mieliście się zgłosić?

- Przejście graniczne Krościenko. Tam samochód miał zostać przekazany lokalnym służbom. Nie znaliśmy trasy. Ci z ABWery kierowali. My jechaliśmy za. - meldował ten starszy stojący w majtkach i T-shircie.

- I pewnie nie wiecie co w środku, co? - Żenia z przyjaznym uśmiechem podsunęła się nieco ku mężczyźnie.

- Cyfrowe materiały poufne o znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego. Kategoria trzecia. - Odpowiedział wyuczoną regułką mężczyzna. W tym czasie Ronin skończył wiązanie młodzika jego własnym paskiem. Przy okazji znalazł przy nim jeszcze pistolet, który teraz wsunął za pasek swoich spodni.

- Aha. No. To wywożenie ich za granicę kraju ma całkowity sens - Żenia puknęła mężczyznę ogłuszając go.

- Staruszku, zbieramy się. Zaraz zadzwonię, żeby nam ktoś zdjął z pleców te służby porządkowe co bzykają z tyłu. Spadamy.

Żenia ładowała się do tarty zabierając gacie, broń żołnierza.
- Już ja ci dam staruszka. Gdybym pozwolił ci zrobić wszystko po twojemu, to ich flaki rozciągały by się stąd do Poznania. Idę wziąć moje auto. Mam nadzieje, że jest ubezpieczone od ataków na opancerzone konwoje, bo jak nie to krucho u mnie z gotówką.

- Nie mam takim fajnych zabawek jak ty - burknęła dziewczyna obrażonym tonem niczym uczennica ochrzaniona na szkolnym balu - Podpisywałeś papiery na wynajem nie? To zapłacisz w recepcji i już.

Prychnął i machnął ręką.

- Wjedź w las, czy gdzieś i zarzuć ciemność. Przeczekamy pościg. - Po tych słowach poszedł do Skody. Chwilę popatrzył na rozbity przód, jakby dopiero teraz zauważył brak zderzaka i roztrzaskaną lampę. Zaklął szpetnie pod nosem i wsiadł do wozu. Gdy podjechał do Tatry to przez okno podał Żenii jej telefony i plecak.

- Wjadę w las i zarzucę ciemność. Od kiedy w zasadzie ty tu rządzisz? - zarechotała ragabash, wesoło puszczając oko do Ronina.

Ruszając wielgachną ciężarówą myślała o wydarzeniach na poznańskim osiedlu. I Grzesiu.
Warknęła czekając na połączenie z Zapalniczką.

- Jak poszło? - Od razu zapytała Aniela.

- Mamy ciężarówkę. Wyślesz tu kogoś? Podobno materiały cyfrowe o znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa. Klasa trzecia. - dodała wyjaśniająco Bondar. - Jechali do Kościeliska i tam mieli przekazać dalej. ABW, GROM, itd…

- Cholera… nic mi to nie mówi - przerwała jej Aniela. - Jaki Grom? Cholera… i się na nich rzuciłaś? Ilu ludzi ze sobą zebrałaś?

- Słuchaj, chciałaś ciężarówkę? No to masz - Żenia podjęła zirytowana - Ze sobą? Nikogo nie zabierałam. Siedzę w lesie i przeczekuję pościg. Działałam na zlecenie Mazuta. - Żenia dodała już nieco bardziej ugodowo choć zjadliwie.

- Dobra już, dobra. Nie irytuj się. Jeżeli możesz się zamelinować, to zamelinuj się do rana. Wyślę kogoś do ciebie jeszcze po północy. I wiesz co? Mam tu kogoś, kto bardzo chce z tobą porozmawiać - powiedziała śmiejąc się dziwnie.

- Co? Gdzie jak? Kto to? Aaa… No cześć. Aniela mówiła, że masz do mnie coś pilnego - powiedział zaskoczonym głosem Bartek.

Żenia poczuła przypływ ulgi.
Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że po drugiej stronie odezwie się Czarny.
- Cześć! - rzuciła dość entuzjastycznie w związku z tym kłębowiskiem emocji - Wszystko ok? Jak się trzymasz? Jak Misza? - dopytywała rozwalając się na siedzeniu i układając nogi na kokpicie. - Słuchaj, jesteście już w Wawie?

- Tak. Już po akcji. W zasadzie to ich zmiażdżyliśmy. Głównie te wilki z Bośni. Tutaj Megadon zajmuje dwa piętra wieżowca. Biura. Archiwa. Gdy zrobiliśmy nalot tk nawet nie było miejsca dla wszystkich. Zresztą sobotnie popołudnie, a tam ochrona niewiele sprawniejsza niż emeryci. Jedno co, to chyba się nas spodziewali. Serwerownia wyczyszczona. Kilku komputerów brakowało. W zasadzie nawet ludzie pracujący w tym miejscu nic nie wiedzą o Pentexie. Weszliśmy i zniszczyliśmy wszystko. Nadal się pali. Misza wiem, że był gdzieś w pierwszych szeregach. Teraz nie wiem gdzie jest. Rozproszyliśmy się, żeby policja nie namierzyła tak dużej grupy. Aniela mówiła, że jedziesz na południe Polski. Planujesz znaleźć Fuza? - na koniec zawisło pytanie.

- A wiesz gdzie konkretnie można go szukać? Myślałam, że mógłbyś się przejść do jego żony z kimś z naszych. Aniela wysłała mnie na akcję ale teraz muszę czekać na wsparcie. Jak wiesz gdzie szukać to mam czas do rana.

Po chwili dorzuciła miękko i dziewczęco słodko:
- Dobrze, że jesteś cały.
- W zasadzie mam wrażenie, że nic nie mogło mi się stać. Ta cała Aniela - ściszył głos, co znaczyło, że właścicielka telefonu z pewnością jest blisko - z jakiegoś powodu gdy tylko spotkaliśmy się w Warszawie dołączyła mnie do czegoś w rodzaju „sztabu”.
- Hm. Sztabu? - Żeńka nadstawiła ucha z ciekawością - No no. A mówiłeś, że z ciebie “tylko krewniak”. Marek nie protestował?
- Nie wiem. On szedł w pierwszej linii. Zdawał się spełniać biegnąc z wypiętą klatą na przeciw złu ukrytemu między kserokopiarkami i innym sprzętem biurowym. Wiesz jaki jest. Jak każdy Ahroun Srebrnych Kłów.
- Mogę sobie wyobrazić - Żenia parsknęła radosnym śmiechem na samo wyobrażenie zła biurwowego. - musiał być rozczarowany walką z ochroniarzami w wieku emerytalnym. - dodała wspominając agentów ABW obezwładnionych przez byłego żula. - To co z tym Fuzem?

- Mam jego adres w Bieszczadach. Prześle ci jeżeli odzyskam telefon. Aniela zarządziła, że nikt nigdzie nie dzwoni i nie pisze póki nie będziemy bezpieczni. Dlatego jej telefon działa normalnie - dodał głośniej z ironią aż wylewająca się z głośnika - dziś też raczej nie pogadam z jego rodziną. Znajdę Miszę i zdzwonimy się jutro, co?

Żenia westchnęła rozdzierająco:
- Czyli nici z pizzy i piwa… no dobra. Dam się zaprosić kiedy indziej. Bartek… - Zenia przypomniała sobie - Były media w okolicy? Co mówią?

- No nic pochlebnego. Wandale i podpalacze atakują biurowiec. Wiesz, mamy nagrania z kilku kamer… ale raczej nie stawiają nas w roli bojowników o wolność. Raczej widziałbym nas tam jako wandali i podpalaczy… - zamilkł na dłuższą chwilę.

- Trochę się boję, że staliśmy się wodą na młyn napędzający ich nagonkę na nas. Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy. Ta cała Raja też chyba tak myśli. Wydaje mi się, że się poprzepychały z Anielą, a potem tamta odeszła gdzieś.

- Może. A może trzeba nam dobrego PRowca? Pentex miał ich cały sztab. U nas krucho. Ale mieć Pentex w kraju i być jak Harad a nie mieć Pentexu i zacząć zmieniać image to chyba nie jest dyskusja jak dla mnie. - Żenia wzruszyła ramionami. - Nie można zjeść ciastka i go mieć. A bohaterami nikt nam być nie każe. Mamy robić swoje. Pogadam później z Anielą na temat Raji. Brzmi jak foszasta laska.
- Dobra Aniela chce telefon trzymaj się - powiedział Bartek. Żenia nie zdążyła odpowiedzieć, bo od razu usłyszała Anielę.
- Dobra dzióbki, pora kończyć. Musimy zmienić miejscówkę. Żenia, o szóstej zero zero ktoś do ciebie zadzwoni i ustalicie szczegóły przekazania transportu. My spadamy prosto do Poznania, spróbujemy rozesłać ludzi do domów.
- Dobra. No to cześć - Żenia pożegnała się.

Zaparkowaną ciężarówą czas był się zająć.
 
corax jest offline  
Stary 20-10-2018, 00:05   #98
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po pierwsze Wronę gnała ciekawość. Co znajduje się w środku i czy można coś z tego zrobić użytek od razu.
Po drugie chciała zagonić do roboty Kła i Zosię. Ale to musiało poczekać aż uda jej się znaleźć i deaktywować urządzenia nadawcze. Na pewno nie puścili tatry z materiałami o wadze państwowej bez własnych wersji Niuchacza.

- Wojteeeeeek - Żenia przeciągłym tonem zaanonsowała Kłu, że ma deala - A dasz rady sprawdzić czy tutaj nie ma jakichś ustrojstw naprowadzających i je deaktywować? Mogę sama ale pewnie są w środku. Albo coś… Dasz radę?


- Otwórz maskę. Zerknę co i jak. A Ty sprawdź co wieziemy - starszy mężczyzna zdjął kurtkę i podwinął rękawy.

Skoda parkowała na leśnej drodze za ciężarówką. Zmrok zapadł kilkadziesiąt minut temu, a na okolicznych drogach słychać było wycie syren. Raz słyszeli nawet helikopter, ale Wojtek powiedział, żeby się nim nie przejmować bo po zachodzie słońca muszą latać na wysokim pułapie.

Żenia otworzyła pakę ciężarówki kluczykami. Z ciemnością poradziła sobie latarka z telefonu.

Wewnątrz było sporo miejsca i dość niewiele towaru. Trzy skrzynie o wymiarze metr na metr i wysokości około pół metra. Obok stalowa szafka na dokumenty. Głęboka i szeroka na pół metra. Wysoka na półtorej.

Ciekawość dziewczyny prowadziła ją dalej.
Omiotła wnętrze tatry w poszukiwaniu jakichś zabezpieczeń a potem skoncentrowała się na skrzyniach i ich zamknięciach. Serwery? Dokumenty? Dla pewności kliknęła kilka fotek.

Podeszła do piramidy trzech skrzyni i sprawdziła, czy da rady otworzyć górną z nich. Łomu nie miała ale miała siłę Nahajki.

Najtrudniej było jej dobrze pochwycić wieko. Gdy już jej się to udało to wbite w nie gwiżdże wysuwały się prawie bez oporu, a wieko odeszło niczym magnes doczepiany od lodówki. Wewnątrz leżało siedem komputerów stacjonarnych, ułożonych równo jeden przy drugim. Przestrzeń między nimi wypełniały styropianowe kulki.

Żeńka zestawiła skrzynię by obejrzeć kolejne pudło i jeszcze kolejne.
Znaleziska nie były żadnymi cudami a po prostu kolejną porcją elektroniki. Najwyraźniej Pentex nie miał czasu na rozkładanie wszystkich komputerów na elementy pierwsze. Widać to było po mieszaninie komputerów i samych dysków znajdujących się w dwóch kolejnych skrzyniach. Ciekawsza okazała się szafa. Siła, której ostatnimi dniami dziewczynie nie brakowało, okazała się znowu zaskakująco przydatna, gdy Wrona otwierała kilka zamków broniących desperacko dostępu do wnętrza. Szafa wypchana była dokumentami i sejfem. Niewielkie pudło na oko prawie kwadratowa kostka około trzydzieści centymetrów w każdą stronę.
Wrona przez chwilę rozważała dwie opcje: rozwalić na miejscu lub wspiąć się na wyżyny subtelności.
Zdecydowała się na to drugie i zgarniając wielką porcję papierzysk i skrzynię sejfu ruszyła by pomęczyć Wojtka po raz kolejny tego wieczora.
- Kieł, tutaj jest kupa elektroniki i sejf. Lepiej przeładować to wszystko do skody i spieprzać zamiast siedzieć do rana na głodniaka? Co powiesz na przespanie się w wygodnym łóżku i porządnej kolacji? Hę - brunetka w zasadzie stwierdziła to maszerując do wypożyczonego auta piastując pudło sejfu pod pachą.

- Nie mieli dość czasu na rozkładanie. Część kompów załadowali w całości, część to same dyski. I szafa serwerowa. Ten sejf można by obadać - Żenia wychynęła zza otwartego bagażnika - A dasz rady go otworzyć?

Kieł wziął pancerne pudło od Żenii i w zamian dał jej coś co wyglądało jak puszka po śledziach w sosie z wystającymi sześcioma kablami. Dziewczyna obróciła ‘prezent’ kilka razy z ustami ściągniętymi w kaczy dzióbek.

- Nic subtelnego. Standardowy nadajnik podpięty za deską rozdzielczą, odczytujący dane w trybie rzeczywistym. Mieli informacje o prędkości, zużyciu paliwa, aktualnym biegu. W zasadzie mają nas na widelcu. I jeżeli ktoś się zorientował, że to zdjąłem, to będą tu zaraz. Także chodź, przerzucimy wszystko, a potem popracuję z tym - uniósł smukły, czarny, pancerny prostopadłościan.

- OK - Żenia zebrała się by wziąć mocny zamach i rzucić nadajnik w cholerę w las - No to do dzieła, Wojtek, do dzieła.

Ronin nie czekając zmienił się w Crino i rozszarpał kilka obudow wyjmując same dyski twarde. Później wrócił do ludzkiej formy i zaczął upychać wszystko w wypożyczonej Skodzie. Nawet przy położonych siedzeniach dysków było multum. Papiery z szafy zdawały się napisane w obcych językach, ale i tak popchnięte nogą zmieściły się w końcu.

I wtedy nadjechały samochody. Kieł szybko wskoczył za kierownicę i ruszył z piskiem opon, o włos mijając jeden z Jeepów. Gdyby uwinęli się kilka minut szybciej, to uniknęliby pościgu. Teraz zaś jechali Skodą obładowaną niczym juczny wół, ścigani przez kordon jakichś samochodów, których przynależności nie szło określić w ciemności.

- Szybciej! - Żenia nie zamierzała bawić się w powtórkę z rozrywki. Skupiła się by pogłębić ciemność i wprowadzić dezorientację w szeregi ścigających.

Wilkołaczka z radością obserwowała jak światła samochodów znikają za rozwiniętą zasłoną z ciemności i mroku. Poczuła wielką radość na myśl o tym jak zaczną hamować przerażeni brakiem widoczności. Gdy przez otwarte okno usłyszała pierwszy pisk opon i dźwięk zderzających się pojazdów to radość stała się jeszcze większa.

Jednak po chwili wyłoniło się za nimi jedno auto. Tylko jedno. Być może kierowca jechał za szybko? A może przez to, że jako jedyny nie widział przed sobą znikających czerwonych świateł kolegów? W każdym razie przejechał przez barierę mroku i gonił ich skodę. Kieł mocował się ze światłami. Chciał je wyłączyć, ale systemy elektroniki odmawiały. Na razie przełączył na światła do jazdy dziennej, przez co ścigający widzieli ich głównie w czasie wciskania hamulca. Jego światło dawało intensywny czerwony blask na tle wygaszonego samochodu. Oczy Wojtka były jakieś takie srebrzyste. Jak u wilków w nocy. Żenia musiała przyznać, że w świetle rzucanym przez ich Skodę prawie nic nie widziała.

- Odbij za najbliższym zakrętem. Schowam nas w ciemności i załatwię ich. Niepotrzebny nam ogon. - Wrona planowała na biegu.

Ronin skinął głową. Był bardzo skupiony na jeździe. Za zakrętem ostro zredukował bieg i rozejrzał się. Po chwili przyspieszył.

- Nie było gdzie odbić - wyjaśnił tylko. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy. Jechali lokalną drogą w środku lasu, a przy drodze był rów, który pewnie miał utrudniać zwierzętom wybieganie na jezdnię. Po chwili Wojtek zredukował mocno i na ręcznym odbił w lewo prawie pod kątem prostym. Tył skody zarzuciło i Żenia usłyszała jak o coś przytarli. Z jednej strony była pewna, że manewr przeprowadziłaby lepiej. Z drugiej… nie widziała tego zjazdu aż do momentu gdy Kieł skończył manewr.

Krycie się w mroku zaczynało wchodzić dziewczynie w krew. A może zawsze tam było?
Żenia zmieniała się i rosła gdy Kieł dokonywał trików rodem z Mistrza Kierownicy.
Próbowała oceniać kilka opcji na raz: ścięcie drzew i ułożenie z nich pułapki na drodze, użycia Nahajki do przebicia opon. Ostatnia opcja czyli po prostu przeczekanie ścigającego ich jeepa pojawiła się ostatnia i to dość nieśmiało. Dziewczyna już otworzyła drzwi by wysiąść.

Czekała aż otoczy ich bezpieczny mrok.

A jeśli jakimś cudem przeciwnik się zatrzyma to cóż…

Nahajka na ramieniu buzowała mrukliwym vibratto.

- Przeczekajmy ich.

Auto, które za nimi jechało zwolniło nieco, choć nie zatrzymało się. Była noc i choć mieli włączone światła drogowe, to prowadził zapewne człowiek. Nie wilkołak o nadludzkich zmysłach. Toteż przejechali i już po trzydziestu sekundach byli jedynie oddalającym się warkotem silnika. Samochód z pewnością był wojskowy. Wskazywały na to zielonkawe barwy i tablice zaczynające się od U.

- Dajmy im jeszcze chwilę - Żenia sięgnęła po swój telefon i wybrała mapę google. - Trzeba by znaleźć jakąś inną drogę do domu, co?

W mroku rozległo się przerażające wycie. Jakby wilk… ale było w tym coś przerażającego. Coś, co wyrwałoby ze snu nawet umarłego. Kieł odruchowo zaczął pociągać nosem, jakby szukając zapachu drapieżnika, ale ludzka forma w jakiej siedział za kierownicą skody nie była najlepszym wyborem do tropienia.

- Tak… trzeba… za nim znajdzie nas ten wyjec.

- Mam wrażenie, że bardzo chce nas znaleźć coś mi mòwi, że może też być ich więcej niż jeden. Ruszaj… - dziewczyna wciągnęła zapach próbując wyczuć swoich… żmijowych.

Dar od Smoka miał się okazać przydatny kolejny już raz. I jakoś nigdy nie przysparzał jej sojuszników. Wyczuła cztery niewyraźne zapachy. Byli ponad kilometr od nich. Ale zdawali się zbliżać. W tym wyciu było coś paraliżującego. Coś, co dawało do zrozumienia, że długo nie zaśnie tej nocy.

- Czwórka. Jakiś kilometr od nas. Ruszaj, Kieł, ruszaj - warknęła Żenia.
To nie był czas na przekonywanie. Musiała wywieźć dane. To była amunicja do dalszej walki.

Wojtek patrzył przed siebie trzymając dłonie na kierownicy.
- A może moglibyśmy się zamienić? Nie widzę drogi, wiesz? - powiedział patrząc gdzieś obok wilkołaczki i uśmiechając się głupio.

- Ehhh. Szybko staruszku. Chyba, że chcesz spotkać te cztery banshee? - Żenia wyskoczyła z miejsca i obiegła auto by pomóc Roninowi się przesiąść - Serio, następnym razem wynajmujemy monstertruck.

Wsiadła za kierownicę i ruszyła z początku z wolna by nabrać szybko prędkości z niższego biegu.

- Sprawdź alternatywne trasy. - mruknęła napiętym tonem. Oczekiwała, że z lasu wyskoczy albo Pieśń albo własny brat albo może też pobratymiec Fryza, Fuza czy jak mu tam było. Z tego wszystkiego Marek zdawał się być najbliższą z możliwych opcji, a Żenia, ku swemu zdziwieniu, musiała zwalczać rosnącą w gardle chęć przyjęcia wyzwania. Nie była już pewna od czego skóra cierpnie jej bardziej.

Ruszyła krętą drogą, po trasie, którą chwilę temu pokonywał Jeep. Chwilę też musiała się pomęczyć ze światłami. Nie była w stanie jechać w warunkach jakie zaaranżował sobie Bury. Czuła, jak się zbliżali. Cała czwórka. Dziwnie znajoma. Dziwnie przyjemna woń Żmija. Tak podobna do jej własnej.

Przejechała może z trzysta metrów gdy wielki czarny wilk zastąpił jej drogę. Jego ślepia świeciły na zielono. Warknął i w tym samym momencie wszystko zgasło. Skoda zamarła. Żenia poczuła, że wspomaganie kierownicy zniknęło. Zniknął też wilk, którego nie sposób było dojrzeć bez włączonych świateł. Auto jechało gnane rozpędem, ale to mialo się za chwile skończyć.

- Wyłączyli nas - powiedział Ronin. Bladoniebieska poświata z jego telefonu była teraz jedynym źródłem światła.

Pozostałe trzy wilki zbliżały się gdzieś z tyłu. Wtedy rozległo się dziwne wycie. Przekaz wibrował pod skórą dziewczyny. A może to wibrował zaklęty artefakt.
„Nikt nie musi dziś zginąć” przekazywał ich alfa. W lusterku zaś Żenia dojrzała kolejną parę zielonych ślepi.

“ Fuck off” - pomyślała serdecznie Żenia i siegnęła po swój plecak.
- Spadamy stąd Kieł. Jakby co, nie zgrywaj bohatera tylko spierdalaj. Ok?

Żenia złapała Ronina za rękę I zaczęła zmieniać formę w formę bestii. Wolną ręką szarpnęła za “tatuaż” na ramieniu. Nie miała pojęcia czy tak to działa ale… kiedyś trzeba było spróbować.

- Nie musisz mi powtarzać - powiedział tylko chowając telefon i rzucając się za nią biegiem.

Obserwujące ją wilkołaki zamarły w bezruchu. Pojawiający się znikąd ogromny bicz robił wrażenie. Zwłaszcza, że dzierżył go ponad trzymetrowa bestia. Teraz widziała ich wyraźniej. Trzech miało formy Crinos. Ten, który „wyłączył” skodę był wielkim bojowym wilkiem. Jak Czarny przy pierwszej przemianie jaką pamiętała Żenia. Każdemu oczy świeciły się na zielono.

Po chwili Ronin również przybrał swoją bojową formę i stłumił chichot. Stał za Żenią i nie mógł się opanować widząc malutki plecaczek na umięśnionych i porośniętych sierścią plecach.

Z gardła wadery wyrwał się groźny warkot, adrenalina buzowała jej w żyłach i była gotowa do walki. Czuła się jak lwica broniąca młodych. W tym przypadku mlodym był Kieł i trochę gratów w zwalniającej skodzie. Albo może gotowa była Nahajka?
Chichot Wojtka nieco zbił młodą wilkołaczkę z pantałyku. Warkot nagle przemienił się w urwany dźwięk. Ramię trzymające bicz miotnęło nim w górę i w dół.

“Czego chcecie?” - wywarczała władczo Żenia ukazując kły, wysiłkiem woli powstrzymując się przed atakiem. Nie mogła uciec? Czy nie chciała? W myślach widziała ciała zastygłych Spiral przecięte na pół. Czuła gniew, mniej strachu.

Jeden z Crinosów ruszył powoli w ich stronę.
Żenia poczuła, że Bury Kieł wyraźnie się cofnął, nieco skołowana Wrona postąpiła za nim chowając siebie i auto w ciemności.
Cień otoczył ich momentalnie. Ten wielki Crino który się zbliżał zatrzymał się nagle przed granicą ciemności. Za nim podszedł drugi. Ten drugi w dłoniach miał ogromny szeroki miecz. Bardzo podobny do broni noszonej przez Harada, czy Pieśń Udręki. Warknął coś.

Stojący najdalej potwór spojrzał na coś w swoich dłoniach i zaczął się rozpływać. Hipso zaś zaczął ostrożnie zbliżać się do granicy ciemności.

Bicz zatoczył łuk dźwięcząc wibrująco w swej wędrówce na ramię Żenii, gdy wilkołaczka odwracała się ku Roninowi. Stawiała wiele na jedną kartę. Może było to szaleństwo, a może ta nieprzewidywalność stanowiła jej największą z broni? Bez ostrzeżenia walnęła Kła by go ogłuszyć. Musiała improwizować jeśli chciała go ocalić.

Zgodnie z jej definicją ocalenia, władowała mu z pięści wprost w czoło. Usłyszała pękające kości w wilczym łbie. Wojtek osuwał się wprost na trawę z lekkim zezem.

Mieszanina hiterycznecznego śmiechu, zmartwienia i napięcia wycisnęła z Wroniego gardła chichot niemal obłąkańczy, godny martwego Parcha czy też innej hieny. To byłoby na tyle jeśli chodzi o manifest potęgi Pasikonika…

- Któryś ze mną pogada czy będziemy dalej warczeć?- spytała grubym warkotliwym głosem zmieniając postać na postawną kobietę. W międzyczasie miażdżyła w dłoni komórkę. Wolała nie zostawiać takich ogonów gdyby rozmowa skończyła się nie tak jak planowała.

Ten z wielkim mieczem przyjmował formę wysokiego blondyna z długą brodą. Jego nagi tors przyozdabiał mały pojedynczy miedziany medalik i wiszący obok niego długi ząb.
- Odejdź od samochodu - powiedział długowłosy.
- Słuchaj, no, z chęcią, ale wolę pogadać z kimś kto podejmuje u Was decyzje. Fajnie, że udało mi się was w końcu znaleźć. Nie było lekko. To jak? - Żeńka dopytała zachęcająco.

- Ja podejmuję decyzje! - Parsknął głośno, niemal warcząc. Z jego ust poleciała ślina, a Żenia wyraźnie zobaczyła połyskujące zęby, które nawet w postaci Glabro wydawały się niezwykle ostre. Coś tam w głowie pobrzmiewało o negocjacjach pod światłem księżyca. Zwłaszcza księżyca tuż przed pełnią.

- Aha. - Dziewczyna obserwowała pozostałych i ich reakcje. Szczególnie reakcje hipso. - No to jak tak to pozwól, że dokonam prezentacji. Jestem - przez myśl Żeńki przeleciało “Złośliwość” - Zygzag z ekipy Pieśni Udręki z watahy Dzieci Szmaragdowego Smoka - wyprysnęło za to z ust Ragabash. Gdyby była w wilczej postaci, zastrzygłaby zaskoczona uszami jak prawdziwie to wszystko brzmiało. Ścierpła jej skóra na myśl, że cierpi na rozdwojenie jaźni - i potrzebuję Waszej pomocy.

- Pieśń Udręki powiadasz - wycedził blondyn - wyjdź z cienia.
Był nadal nieufny. Wszyscy zerkali bardziej lub mniej wyraźnie w jego stronę i to on zdawał się decydować. Czyli nie kłamał na temat tego kto podejmuje decyzje. Ten największy za to wydawał się niezwykle zaciekawiony sytuacją. Jakby wszystko miało jakieś drugie dno, które nagle zaczynało docierać do wielkiej bestii. Hipso zaś wydawał się niezwykle skupiony. W zasadzie Żenia i to co powiedziała mogłoby nie istnieć, bo i tak nie zwrócił na to uwagi. Wyraźnie nad czymś pracował. Czyżby usiłował usunąć ciemność?

- W geście dobrej woli wyjdę, ale wykażcie się wszyscy równie dobrą wolą i odsuńcie się ździebko. - Żenia była grzeczna i uprzejma. Zazwyczaj takie podejście działało na alfy. Dziewczynę zastanowiło, czy Ryk Gromu sam nie grzeszył pychą i butą skoro w zasadzie każdy z przywódców tym siał na prawo i lewo? No może prócz Czarnego. Ale on w zasadzie był Alfą z przypadku. Może Żenia powinna mieć ksywkę “Przypadek”?

Oba wilkołaki spojrzała na blondyna, który w milczeniu skinął głową. Po chwili ten wielki zrobił krok do tyłu i zatrzymał się obok swojego szefa.
- Wyjdź. Jak wspomniałem, nikt nie musi ginąć tej nocy - mówił blondyn.

- Wiem. - Żenia wyszła nieco z prawej strony niemal wprost na wielkiego crinosa - Wy chcecie tylko chłam z auta.

- Nie tylko - przerwał jej blondyn. Nie był wyższy od Żenii, mimo formy Glabro. - Gdzie jest Pieśń Udręki? - mierzył ją dokładnie wzrokiem.

- Nie wiem. Rozstaliśmy się jakiś czas temu, bo działam nad zleceniem totemu. Złośliwość znalazłam w łódzkiej placówce Bionanolabu zamkniętą w słoju. Fedir też zniknął… - Żenia warknęła cicho na samą myśl o klekocie.

- A ty z Bionanolabu wyszłaś jak? - zapytał z jeszcze większą nieufnością blondyn. Żenia zauważyła też, że jego dłoń trzymana na ostrzu drgnęła.

- Wyjechałam windą a później wyjechałam z budynku. Mogę zwrócić uwagę na fakt, że są ważniejsze pytania? Na przykład czemu was szukałam?

Wielki czarny wilkołak wyszczerzył zęby, ale Żenia dojrzała w tym coś jakby cień uśmiechu. Tymczasem blondyn dający się kompletnie zmanipulować zapytał:
- Dlaczego nas szukałaś?

Żenia westchnęła ciężko:
- Jak mówiłam Złośliwość znalazłam w słoiku, Parch i Eugh nie żyją. PIeśń Udręki gdzieś zniknął razem z Fedirem. A do zgarnięcia jest całkiem spory fant przy okazji ustanowienia nie tylko pierwszej ale i silnej placówki Tancerzy w Polsce. Tancerzy niezależnych od Pentexu i wszystkich tych naukowych przekrętów. No i szukam kogoś silnego i mocno zmotywowanego. Skoro jesteście tutaj, znaczy, że jesteście dość silni. I dość zmotywowani. Chcesz posłuchać dalej?

- I nie wiesz gdzie jest Pieśń Udręki, tak? - podsumował blondyn. - Wygodne. Setus, bierz paczkę. Spieprzamy.

Żenia usłyszała otwieranie drzwi skody. Jeden z Crinosów, zapewne ten, który wskoczył wcześniej do Umbry był teraz za jej plecami między nieprzytomnym Kłem a ich Skodą. Wrona zareagowała błyskawicznie:
- Nie - warknęła i cofnęła się w ciemność sięgając równocześnie po nahajkę i robiąc lekki zamach biczem. Chciała odstraszyć Setusa od auta. - Setus, zostaw - poprosiła tonem jak używa się do szkolonych psów.
Btk'uthoklnto owinęło się wokół kostek Crinosa i szarpnięciem powaliło go na glebę tuż obok auta. Żenia usłyszała za sobą warknięcia dwóch wilkołaków. Widocznie Blondyn i jego wielki czarny kolega mieli zamiar wyrazić swoje niezadowolenie.

- Panowie naprawdę… wystarczyło poprosić o sejf. Oddałabym go wam z dobrej woli. - Żenia pociągnęła powalonego Setusa i szpurnęła nim w stronę dwóch pobratymców. - Sami powiedzieliście, że nikt nie musi dziś ginąć. - dodała z rozczarowaniem wyraźnie słyszalnym w głosie. - Będę jednak musiała pogadać z bratem. Może Mazut będzie zainteresowany. - dodała w przebłysku jakiejś desperacji. Plan z wmanewrowaniem Spiral w ogarnięcie Torunia dość jej się spodobał.

Blondyn z brodą schylił się do leżącej Setus i zaczął ją podnosić.
- W takim razie prosimy o sejf - powiedział. W tym czasie wielki czarny Crino zaczął przybierać formę Glabro. Jego pysk zaczynał przypominać znajomą twarz.
- To czym miałbym być zainteresowany, siostrzyczko? - powiedział Marek Mazut wprost w ciemność stojąc z rękami wciśniętymi do kieszeni czarnej, skórzanej kurtki.

- W końcu - Żenia mruknęła pod nosem z westchnieniem ulgi. Brak zaskoczenia zaskoczył ją samą. Cała scena w lesie przypominała jej rozmowę z Pieśnią Udręki albo Haradem. Wpatrywała się w oblicze brata z ciekawością, wyciągając sejf z auta. Bicz zawinęła wokół ramienia i naparła dłonią na niewielkie drzwiczki. Nie udało jej się go otworzyć ale usłyszała kliknięcie. Blokada sejfu zapadła i dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie w ciemności. Będą potrzebować specjalisty by dobrać się do zawartości sejfu.

- Powiedz mi czemu mielibyście przepuścić okazję przejęcia mocnego i od dawna nieużywanego miejsca mocy w Polsce na rzecz wysługiwania się Pentexowi?

- Bo mamy teraz inne zajęcia. Wyjdź z ciemności, Żabo - mówił spokojnie Marek. Za to blondyn zdawał się tracić cierpliwość.
- Sejf! Już! - przy wykrzyczeniu tych dwóch słów znów ślina rozlała się wokół zraszający między innymi dochodzącą do siebie Setus.

- Aha. No dobra - Żenia zachichotała pod nosem przed oczyma mając sejf lecący wprost w zaplutą twarz blondyna - No to będziemy w kontakcie, czy coś. Proszę…

Podobnie jak Setus, sejf przejechał po ziemi kawałek w okolice nóg Marka.

Blondyn ruszał się gwałtownie zerkając raz w ciemność, raz na sejf. Innym znów razem na spokojnie schylącego się Marka, który podniósł mały czarny sejf. Oddech blondyna był szarpany. W każdej chwili mógł wybuchnąć.

- Dzięki, Żabo - powiedział Marek - Odezwę się jak już znajdę bandę Pieśni Udręki. I lepiej dla Ciebie, żebyś wtedy nie była z nimi.

- Ech bratyku, bratyku. - Żeńka pokręciła głową aż zawirowały czarne pasma, rzucając po ukraińsku - W krew Ci weszło grożenie mi, co? Kiedyś tak nie było.

Marek westchnął, a wilkołaki zaczęły się wycofywać.
- Żabo… stary był, jaki był, ale jeszcze się nie pogodziłem z tym, że go zarąbałaś. Jest to drobna zadra na naszych relacjach - powiedział również po ukraińsku i zacisnął szczękę.

Spotkanie w głębi lasu zaczynało nabierać rumieńców. Żenia osłupiała na rewelacje brata.
- Aha - mruknęła jakby przyjmując na klatę stwierdzenie Marka z obojętnością. Cieszyła się w głębi duszy, że Kieł leży w trawie bez czucia. Nie była pewna skąd znalazła w sobie ten mrowiący chłód, który pozwalał jej nie tylko wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowa a nawet dobrać je dość płynnie:
- Nikt nie jest bez wad, braciszku. Ale ja nadal trzymam dla Ciebie miejsce obok siebie.

Marek skinął głową. Nie wiedzieć czy na pożegnanie, czy na to, że zrozumiał to co mu przekazała i będzie pamiętał. Po chwili Hipso puścił się biegiem w ich stronę. Setus pokazała mu niewielki kawałek błyszczący element i zaczęli się rozpływać w powietrzu.

***


Minęła długa chwila a po niej kolejna i jeszcze jedna nim zamieniona w słup soli dziewczyna w końcu mrugnęła i nabrała powietrza jak topielec wynurzający się na powierzchnię. Światła na nowo działającej Skody nie rozpraszały mroku otaczającego brunetkę i leżącego na ściółce leśnej Kła.

Wargi jej drżały i trzęsły się ręce, gdy wciągała nieprzytomnego Ronina do auta i zapinała mu pasy, rozkładała siedzenie i z troską podkładała pod obitą głowę zwiniętą kurtkę.

Wrona wsiadła za kierownicę i skupiła jedynie na prowadzeniu. Miała pustkę w głowie, która błyskawicznie rozprzestrzeniła się w niej samej. Rozpełzła i przeniknęła chłodem aż do szpiku.

Jadąc w nocy pokonywała kolejne kilometry starając się nie mrugać. Bała się wizji i obrazów jakie widziała za każdym przymknięciem oczu.
Krew, ciemna komnata w Bionanolabie, wciąż pełgające uczucie wściekłości…
Kogo jeszcze zabiła?
Kim była?

Żenia nie wiedziała kiedy z jej oczu zaczęły cieknąć łzy.
Z początku leniwie toczyły się to jedna, to druga by niedługo przemienić się w ciągły strumyk.

Zabiła własnego ojca.
Nie była żadnym kami.
Była potworem.
Była przepełniona złem.
Była złem.
I tak bardzo, bardzo mocno tęskniła za Czarnym.
Ale i jego wpuściła w piekło.
Razem z innymi.
Ilu jeszcze zabije?

Wrzask bezsilności i rozpaczy wypełnił jej głowę i przez chwilę Żenia miała wrażenie, że rozerwie ją na drobne kawałki.

Z jakiego powodu robi to co robi? Czy jest tylko bezsilną kukiełką Żmija? A może jest Spiralą skoro tańczy w szaleńczej, zygzakowej spirali?

Spotkanie z bratem okazało się inne niż zakładała, że będzie. To nie skowyt alfy tancerzy, a słowa starszego brata odebrały dziewczynie nadzieję i zastąpiły ją bólem i poczuciem bezwartościowości. Tym bardziej, że podświadomie Żenia wiedziała, że to dzięki jego pomocy nadal żyje.

A potem zapadł obezwładniający nienaturalny spokój, gdy wyczerpana ragabash odepchnęła wszystko.

Ból, plany na mocarstwo pisane palcem na piasku, ambicje na zmiażdżenie Pentexu.

Nie była już pewna niczego.
W myślach wirował jej korowód wilkołaków poznanych w ostatnich tygodniach i Żenia poczuła wstyd, głęboki, niemal parzący.

Chciała zamknąć oczy, schować się i zniknąć.

I wtedy Kieł chrapnął i zamamrotał coś pod nosem niemrawo.

A Żenię zalało przekonanie, ze zasługuje na to co nastąpi za kilka godzin. Że Kieł ją zostawi.
Nie mogła go winić. Mimo, że nadal była przekonana, że działała chcąc go ochronić, to była przeświadczona, że on będzie miał na ten temat odmienną opinię. Nie mogła go winić.

Nie zasługiwała na niego.

Nie po tym, jak zabiła własnego ojca.
Jak zabijała i wykorzystywała w jakiś sposób wszystkich wokół.

Nawet Czarnego.
Nawet Zaara, Tucholaków i całą resztę.

- Zatrzymamy się w hotelu, żeby się przespać. Dobrze? - wychrypiała cicho w kierunku Wojtka. W zasadzie nie oczekiwała odpowiedzi. Na GPSie wybrała najbliższy zajazd.

Pomogła Kłu wysiąść z auta a gdy w końcu doczłapali się do pookoju, padła bez czucia na łóżko.
Była całkowicie wydrenowana i mimo, że bardzo chciała zasnąć wtulona w Kła, to nie śmiała nawet tego zaproponować.
Czuła się straszliwie samotna.
Odpłynęła w litościwy sen z twarzą na nowo zalaną łzami.
 
corax jest offline  
Stary 27-11-2018, 14:37   #99
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Sen był krótki i niespokojny. Z radością przywitała poranek. Uraz głowy Kła wydawał się mocniejszy niż w pierwszej chwili myślała. Prawie się nie odzywał. W nocy wstawał kilka razy, żeby zwymiotować. Coś wspominał, że to wstrząs mózgu. Też nie mógł spać. Koło szóstej trzydzieści niebo było jeszcze szare, ubrał się i poszedł nad rzekę. Żenia widziała go z okna. Mieli pokój z widokiem na Wisłę. Dostali go w dobrej cenie, bo był wolny o drugiej w nocy. Szerokie koryto rzeki upstrzone było wystającymi mieliznami. Dało się wyczuć, że lato zbliża się do końca. Trawa szarzała. Kieł stał bez ruchu, tak, że gdyby nie fale na wodzie, możnaby pomyśleć, że w pokoju wisi poszarzałe zdjecie.

- Kieł - Dziewczyna była całkowicie rozbita. Stanęła obok Wojtka i wsunęła dłoń w dłoń mężczyzny.

- Bałam się o ciebie. Tam był mój brat. - próbowała koślawo tłumaczyć - Nie chciałam, żeby Ci coś zrobili, albo żeby Cię zabrali… - urwała - … albo gorzej. Oddałam im sejf w końcu. Chodź, pojedziemy do domu. Odpoczniesz, zaopiekuję się Tobą, dobrze? - Żenia przyłożyła gorące czoło do dłoni Ronina. Bała się patrzeć mu w oczy. Bała się co mogłaby w nich zobaczyć.
- Mój brat jest jednym z nich - powiedział jakby to miało wszystko wyjaśnić - tak jak twój. Dlaczego nie chcieli nas zabić? Tancerze są bezrozumną zagładą. Dlaczego nas puścili? - nie patrzył na nią. Kiwał przecząco głową.

- Dokonali wymiany: sejf za nasze życia. Oddałam im go. - Wrona podniosła wzrok na Kła wciąż nie puszczając dłoni starszego wilkołaka - Ja śmierdzę. Sam mówiłeś, że śmierdzę mocniej. Nie wzięli mnie na poważnie, bo nie byłam zagrożeniem. Spirale nie są bezrozumną zagładą. Niektórzy są bardziej szaleni niż inni. Ale nie są pozbawieni rozumu. - Żenia prawie szeptała przed oczyma mając biegnących obok wilczych krewniaków spiral. Czuła, to czuli oni. - Nie bardziej niż garou. - wzdrygnęła się na wspomnienie Buraka degradującego ją w lesie. dziewczyna jakby ocknęła się, mrugając powiekami gdy przeświadczenie, że Markowi wciąż na niej zależy uderzyło z nową siłą. - Chodź, pojedziemy do domu, co?

- Ja nie mam domu - powiedział z pokładami nowego smutku w głosie.
- Może oni mają rację? Może wszystko stracone? Apokalipsa już trwa.Większość zginie, a ci którzy przeżyją staną się władcami popiołów - powiedział Ronin w pustkę.

- Nie wiem kto to są oni. I nie wiem czy mają rację, Kieł.
Udręczona dziewczyna postąpiła krok do przodu by stanąć twarzą do Wojtka:
- Ale wiem, że dom masz. - Żenia mrugnęła odganiając spod powiek widok rozwalonego domu w ukraińskim lesie - Masz mnie. Jeśli zechcesz.

Coś ugrzęzło w gardle Wrony i dziewczyna zachłysnęła się. Oparła czoło o klatkę piersiową Kła.
- Jeśli zechcesz… - tama pękła i Żeńka rozpłakała się niekontrolowanie.

- Oni. Tancerze Czarnej Spirali. - Objął ją i przycisnął do siebie. Wrona wtuliła się obejmując i jego. Trwali tak kilka chwil w milczeniu przerywanym chlipaniem brunetki. W końcu, gdy szloch zaczął się uciszać, Kieł wziął głęboki oddech.
- Żeniu, pomóż mi. Chcę się spotkać z bratem. Myślę, że już najwyższy czas.
- Pomogę - pokiwała ciemnym łebkiem Bondar. Nie odsunęła się. Rytmiczne bicie serca Ronina niosło ukojenie. - Wiesz jak go znaleźć, czy zaczynamy od poszukiwań?

Ironiczna myśl przemknęła przez zmęczona umysł Wrony:
“Byłoby zajebiście, gdyby bratem Kła okazał się Fedir. Albo Pieśń Udręki…”

- Musimy zacząć od poszukiwań - powiedział. - Dlatego myślę, że warto byłoby najpierw odstawić setkę dysków twardych. To jak się z nami skontaktują, żeby je przejąć?

- Wrócimy do Poznania i skontaktuje się z kimś kto może nam pomóc w poszukiwaniach. Jak nazywa się Twój brat, Kieł? Nie mówiłeś wcześniej ale cokolwiek teraz zechcesz zdradzić, może nam pomóc. Wiesz? - mówiła wszystko z zamkniętymi oczami, czerpiąc pocieszenie z oparcia jakie niósł Kieł. Chrzaniła to jak może wyglądać to z zewnątrz.

- W takim razie czas ruszać. Do Poznania mamy jakieś cztery i pół godziny drogi.

Wronie się wcale nie spieszyło. Załapała niż energetyczny i z niechęcią oderwała się od źródła ciepła.

Pierwszy prowadził Kieł. Stwierdził, że żal mu auta. Na stacji benzynowej zaopatrzył się w drinki energetyczne. Dwa wypił od razu jeszcze przed wyruszeniem. Milczał i rozmyślał, aż w końcu ściszył radio i zaczął opowieść. Na dłuższą metę jego konieczność przygotowania się do każdej poważnej rozmowy była irytująca.

- Moja matka była ahrounem. Walczyła w pierwszej linii w latach pięćdziesiątych. Ojciec był krewniakiem. Typowe. Jednak zawsze gdy mama wpadała w szał, to ojciec bał się o życie. Tak nie można długo żyć. Nawet jeśli się kogoś kocha. Ona postanowiła odejść. Wtedy też wynieśliśmy się ze wschodu do Poznania. Tam przyjęła nas ich wataha. Byli naszą nową rodziną. Miałem jedenaście lat gdy matka zaszła w ciążę. Ojcem był Pomiot Fenira. Teurg. I brat miłościwie nam panującego wtedy Szakłaka. Widzisz, komuś kto wpada w szał w czasie pełni księżyca i ma pół metrowe szpony łatwiej zrozumieć, że możesz mieć gorsze dni. Nie znam żadnej szczęśliwej rodziny zbudowanej między krewniakami i wilkołakami. Nasz szał jest większym problemem niż może się wydawać. Dlatego coraz częściej zdarzają się romanse między wilkołakami. Żyjemy ze sobą. Walczymy ramię w ramię. A ludzie i krewniaki to zupełnie inny świat. Świat, którego częścią nigdy nie będziemy. No a to z kolei złamanie litanii. Sprawa była szybka. Poważne wykroczenie. Trzeba było pokazać, że nie ma nepotyzmu w plemieniu i takie tam. Tak polityka zabiła najpierw ukochanego mojej matki, a po urodzeniu dziecka również ją. Urodził się Skowyt Duchów. Metys. Przeklęty metys.

Kieł zagryzł zęby i zacisnął dłoń mocniej na kierownicy.
- Miał się nazywać Andrzej Domagała, ale Szakłak stwierdził, że nie ma sensu metysa wprowadzać do społeczeństwa. Byłem od niego dwanaście lat starszy. Ale metysy dorastają dużo szybciej od ludzi. Wspólnie przeszliśmy inicjację. Szakłak był już stary i Kędzior go zastąpił. Przekazanie władzy nastąpiło jak zwykle u Pomiotów. Krwawo i boleśnie. Wtedy dla nas młodych otworzyły się nowe drzwi. Kędzior dawał naszej trójce więcej swobody. Czarny z jego wnikaniem w szeregi wroga. No i Skowyt Duchów… on był Goliardem. Wierzył w elektroniczne środki przekazu. Takie odstępstwo od tradycji skaldów. Ale radził sobie. Wziął sobie nawet ucznia. Taki chudy szczun. Jarek jakiśtam. Zaar, tak? To imię pada w twoich historiach? To on siedzi w piekla z Czarnym? No, to Skowyt uczył go jak podporządkowywać duchy elektroniki. Ale jednak to Skowyt ledwie metys… Zaar awansował szybciej w szeregach, choć umiał mniej. Niby Skowyt był upośledzony, jak każdy Metys. Ale duchy naprawdę mu sprzyjały. Do czasu. Resztę historii z grubsza znasz. - Zakończył i sięgną po trzeciego energetyka na przestrzeni dwóch godzin.

- A kiedy widziałeś go ostatnio? I gdzie? - Żenia jak zwykle siedziała z kolanami pod brodą w na wpół rozłożonym siedzeniu. - I wiesz jak się nazywa po drugiej stronie? Zazwyczaj są to imiona urocze jak na przykład Złośliwość czy Parch. - ragabash była przekłutym balonikiem.

- W zasadzie nie widziałem go od kilku lat. Zrobili rozróbę we Wrocławiu. Byłem na miejscu i spotkaliśmy się przypadkiem. Ale nie rozmawialiśmy. Oni raczej użerają się ze Srebrnymi Kłami na pograniczu. Co do imienia, to nie wiem. Zawsze myślałem, że ich imiona są tym co mówią po wyjściu z Czarnej Spirali Labiryntu. Ale Skowyt Duchów ciężko pomylić. Urodził się bez oczu. Całe życie korzystał z daru Cyberzmysłu. Na tym swoim “sonarze” widział więcej niż ja, czy Czarny.
Zakończył i zastukał dłonią o kierownicę w rytm ledwie słyszalnej piosenki z radio.

Żenia parsknęła niepohamowanym śmiechem. Zachłysnęła, niemal posmarkała z tego wszystkiego.
Ironia całokształtu ostatnich pięciu tygodni uderzyła ją z siłą wodospadu.

- Pie… Pieśń Uuu… - zawyła machając nogami i trzymając się za brzuch - drękiiii…
Spojrzała na Kła nieco się uspokajając i znowu wybuchnęła rechotem zwijając się w fotelu pasażera.
- Znam go dość blisko… - twarz dziewczyny oblewały łzy - ...nawet się z nim całowałam.
Wrona wydukała całość przez szaleńczy śmiech.

Kieł odwrócił się do Żenii i patrzył na nią. Usta miał lekko rozchylone. Po prostu się wpatrywał w dziewczynę. Niby nic, ale odległość od jadącej przed nimi ciężarówki spadała szybko, a kierowca zdawał się jej nie widzieć wpatrzony w brunetkę.

- No co no? - Żenia sięgnęła do kierownicy i lekko acz raptownie skierowała nią samochód na właściwy tor. - Wiem nawet jak go znaleźć - dodała lekko choć nagle spochmurniała - Problem w tym, że ta grupa też go szuka. Czyli szuka go Pentex. Wlazł do oddziału w Łodzi i zabrał dwa eksperymenty. W tej chwili z jego watahy został on i szaman. Mogą mieć przekichane aby stanąć przeciwko tej czwórce. Ale żeby znaleźć Pieśń musimy najpierw oczyścić Toruń. - zmarszczone brwi wykrzywiały twarz Wrony w nieco gniewnym wyrazie.

Wojtek potrząsnął głową, jakby nagle ktoś oblał go zimną wodą, a on sam próbował się osuszyć.
- Cholera. Czyli musimy pokombinować z tym Toruniem i to nie do przeskoczenia.
Teraz jechał skupiony na drodze.
- A co z kwestią Fuza? Zostawisz to tak? Harad się wkurwi.

- Nie rozerwę się - Żenia po chwilowym napadzie wesołości znowu wsiąknęła w fotel - widzisz liczę, że totem watahy Twojego brata pomoże w komunikacji z Pieśnią. Abo chociaż w kontakcie. Ale żeby mieć coś na przekonanie muszę oczyścić Toruń.
Wrona westchnęła.
- Szkoda, że nie pogadałeś ze mną wcześniej. Inaczej bym to wszystko rozegrała. - przy tych słowach Żeńka pogładziła szorstkim ruchem ramię Kła, jak gestem mówiąc „trudno”.
- A Prepersem muszę się zająć. Nie wiem co pierwsze. - dodała gniewnie.

- Nie nawykłem opowiadać o swoim bracie przy pierwszym spotkaniu. To są sprawy między nami. Zresztą, nie przypominam sobie, żebyś opowiadała wiele o swoim bracie. Nawet po tym gdy powiedziałem ci, że mój brat jest Tancerzem.

- Mówiłam, że jest Tancerzem i że chciał mnie zabić. Powiedziałam Ci o rodzinie tyle ile pamiętam. Wspomniałam, że pamiętam jedynie kilka ostatnich tygodni czy to przypadkiem zapomniałeś? - dziewczyna jednak zaczynała się wkurzać - Sprawy między wami. Ok. - wzruszyła ramionami - No to jak sprawy między wami to między wami.

Poczuła na nowo falę zmęczenia i odwróciła się do okna moszcząc z kolanami pod brodą. Też mogła mieć gorsze dni i rzucać fochami.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=o6SprGmHTy4[/media]


Wojtek skupiony na jeździe nic nie mówił. Zbliżali się do Poznania, a Ronin zdawał się być coraz bardziej zaniepokojony.


***


Ulga i schodzące napięcie po długiej jeździe były pierwszymi odczuciami Wrony, gdy wysiadła pod tymczasowym blokiem.
Do mieszkania władowali się we dwójkę, oboje wciąż lekko naburmuszeni i najeżeni. Prztyknięty czajnik zaczął przyjemnie szumieć, gdy Żenia otworzyła laptopa. Chwilę zajęło jej wymyślenie wiadomości do Zośki ale już po chwili poleciała wiadomość:

“Jestem w domu. Mam tylko jednorazówkę. Przekaż dalej pls. Ż.”

- Chcesz coś jeść? - dziewczyna rzuciła w stronę ronina. Sama kopała za jakimiś torbami czy siatkami, w których mogłaby poprzenosić chociaż część “popentexowego łupu”. - Trzeba ten złom tu władować. Skoczę do sklepu po jakieś torby.

Kiwnął głową i podszedł do lodówki. Otworzył jej zawartość i gwizdnął.
- Po dniu na energy drinkach obiad z paczki. To jest to. Leć po torby, a ja spróbuję coś ugotować. Tylko nie noś tego sama - powiedział przerzucając pakunki z jedzeniem.

- Dobrze. Zrobię zakupy na kolację. Wracam za chwilę.

Żeńka wywlokła się z klatki schodowej i wcisnęła dłonie w kieszenie spodni. Głowę schowała między uniesionymi ramionami. Złapała się, że gest podobny był do gestu Marka.
Zgrzytnęła zębami i przyspieszyła kroku.

Tesco, smesco… wlekące się wokół tłumy zombie z pustymi spojrzeniami sprawił, że zaczęła zastanawiać się nad tym o co tak naprawdę walczą garou.
Za co umierają.

Za pryszczatych gówniarzy, otwierających pokątnie kartony mleka?
Czy może babki-moherówy gnające po trupach do kolejki?
A może zaganianych nomofobów zagapionych w nieodłączne ekrany telefonów?

O co tu walczyć?

Dziewczyna zamrugała szybko czując zbierające się pod powiekami łzy i odsunęła się od półki z paczkami makaronu.

Załadowała wózek chlebem, serem, jakimiś paczkami z wędliną.
Wybrała też wielgachnego kurczaka i podstawowe przyprawy.
Piwo było. Starczy.

Do kompletu zakupiła sztywną walizkę i sportową torbę.


Kilkanaście minut później ładowała dyski do walizy i torby….

… które wraz z zakupami wtachała do mieszkania. Ciężar jakoś nie okazał się przerażający. Wywołał za to lekki uśmieszek na myśl o Tucholakach. Teraz by zazdrościli jej pary w łapach. Albo próbowali ją trenować jeszcze mocniej.

- Jestem! Mam żarcie. - zaanonsowała Roninowi wnosząc zakupy do kuchni.

Sama przed sobą przyznała, że nie wie co robić dalej.

Wojtek nie był sam. W mieszkaniu stała Zapalniczka. Była lekko poczochrana. Stała w luźnej bluzie z kapturem i obcisłych leginsach. Gdy zobaczyła jednoosobowy tabor załadowany po brzegi jedzeniem i elektroniką uśmiechnęła się nieco. Wojtek podskoczył od razu odbierając część rzeczy od dziewczyny.. Zrobił to szybko i sprawnie. Mruknął coś w stylu: “a mówiłem, żebyś na mnie poczekała”.

Zapalniczka zrobiła kilka kroków do przodu i uścisnęła brunetkę. Żenia nie miała czasu na reakcję.

- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś. Myślałam, że ci się coś stało. Telefonu nie było w sieci. Żadnego kontaktu. Aż nagle dostałam wiadomość z nieznanego numeru, że jesteś w melinie.

Zapalniczka złapała ramiona dziewczyny i patrzyła w jej twarz. Praktycznie wyrzuciły Pentex z Polski. Bez pomocy Czarnego. Miały sobie czego gratulować. A mimo to brunetka nie czuła ukłucia zadowolenia. Z jakąś rezygnacją przytuliła Zapalniczkę i poklepała po plecach jak małe dziecko.

- Już już. Jestem cała i zdrowa. Znacie się? To Bury Kieł a to Zapalniczka. Wojtek pomaga mi w dwóch sprawach.

- Mam kurczaka. - pokazała Roninowi siatkę - Jesteś głodna? - mówiła to raz do jednego to do drugiego. - Zepsuła mi się komórka. Odezwałam się jak tylko dotarliśmy na miejsce. W aucie została jeszcze jednak taka torba dysków. Opowiadaj. - Żenia zachęciła blondynke do klapnięcia na krzesło. Opadła na drugie tuż obok.

Z kuchni dobiegał całkiem przyjemny zapach jedzenia.
- Tak się składa, że już coś ugotowałem… - powiedział Wojtek oddzielająć dyski twarde od zakupów.
- Tak. Mieliśmy chwilę żeby się poznać. Wilkołak. Ronin. Zabójca krewniaczki. - Westchnęła ciężko Zapalniczka - A ja właśnie skończyłam wizytacje kierownictwa Panów Cienia. Macie coś do picia?

Wojtek odstawił torbę z zakupami na blat szafki w kuchni.
- Najpierw obiad. Siadajcie - wskazał na mały stolik z czterema krzesłami i zaczął nakładać zupę.

W tej właśnie parodii rodziny Zapalniczka zwiesiła głowę i usiadła przy stoliku jako pierwsza. Ciężar ostatnich wydarzeń niemal wgniatał ją w blat stołu. Była szczęśliwa, ale zmęczona jakby nie pamiętała jak to było spać.

Po chwili na stoliku wylądowały trzy pełne talerze z dziwnym kremem pachnącym intensywnie pomidorami. Wojtek usiadł obok Zapalniczki zostawiając dla Żenii miejsce z drugiej strony dziewczyny, albo na prawo od siebie.

„No ja pierdykam”
Wewnętrzna Żenia palnęła się w twarz.
„Wesoła rodzinka”
Nie była pewna co zrobić pierwsze: zjeść czy wyjść z drzwiami.

Ostatecznie żarcie które nie pachniało jak plastik zwyciężyło. Żenia pochłonęła połowę pomidorowego czegoś zanim się odezwała:
- Raja czy goście? - spytała niemal parząc sobie usta.
Skąd Wojtek to wyczarował? Krem z pomidorów z parmezanem, ze świeżą pietruszką… z makaronem jakimś takim… dobrym… Żenia nie kojarzyła jeszcze swego poprzedniego życia, ale ten posiłek musiał być w czołówce. Z czego? No chyba nie z paczki…
- Raja i ten młody. Ryk Gromu. Znaczy… on chyba nie jest młody. Nie wiem. Jest lupusem i w ludzkiej formie wyglądał jak nastolatek. Wiesz, ja nie często współpracuję z lupusami. Jak myślisz ile Szrama ma lat? - Zapalniczka zdawała się być w jakimś dziwnym zmęczeniowym szoku. Wypluwała z siebie różne myśli przeplatane kolejnymi łyżkami kremu z pomidorów.
- Dobra, od początku. Jak Żenia? Jak zorganizowałaś zabójstwo ludzi z Pentexu? Jak dotarłaś do tego Melera? Facet jest cholernym geniuszem. Dlaczego Raja i Ryk zgłosili się tak chętnie do pomocy? Żenia… - Zapalniczka pierwszy raz spojrzała w oczy dziewczyny ukazując wyraz głębokiego niezrozumienia.
- Jak to się stało, że z dnia na dzień zmietliśmy Pentex do kartonika, zakleiliśmy taśmą i wysłaliśmy na koniec świata? Dlaczego mi wszyscy gratulują, a ja kurwa nie wiem co się dzieje?
Na koniec Zapalniczka zacisnęła wargi i ustawiła łyżkę na sztorc jakby szykując się do walki.

- Awansujesz w hierarchii? - Żenia łypała podejrzliwie na Wojtka wciąż przekonana o jakimś makaronowym szwindlu w jego wykonaniu. I przy okazji zupełnie zmieniając temat.

Wojtek otworzył usta szczerze zdziwiony.
- Ja? Ja robię tylko za kierowcę. Zresztą wygnani nie mają hierarchii. - odpowiedział Wojtek wychwytujący spojrzenie Wilkołaczki.

Żenia nieco zdziwiła się bo pytanie kierowała do blondynki ale poczuła okazje nosem.
- Zapalniczka jest szansa, żeby przywrócić Wojtka za pomoc do hierarchii? Opowiem ci wszystko ale on brał czynny udział. Myślę, że to dobry moment na to no - Żenia przejechała palcem wylizując resztki kremu z talerza - odkupienie. Powiększenie liczebności. I tak dalej. Co myślisz? - Żenia popatrzyła na Sędzię poważnie. Odniosła wielki sukces. Kiedy jak nie teraz mogłaby przeprowadzić taką amnestię?

- Eh młoda… to nie jest moja decyzja. Musiałby pogadać z Kojotem - powiedziała Aniela a z tonu głosu można było wyczuć, że żałuje braku możliwości. Albo dobrze grała.

Wojtek wstał i zaczął zabierać talerze.

- Spokojnie. To nie jest jeszcze ten czas. Masz już pomysł jak wyciągnąć Czarnego? - spojrzał z góry na Zapalniczkę. W tej scenie było coś niewłaściwego. On starszy, większy, niemal przygniatający ją swoim majestatem. Ona rozczochrana, zmęczona i skołowana. A jednak to ona była pełnoprawnym członkiem plemienia. Ba.. poprowadziła atak na Pentex. Udany. Była bohaterem na skalę europejską. A jednak przy starszym Kle wydawała się zagubioną nastolatką.

- Eee nie - załamujący się głos Anieli dopełnił obrazu.
Wojtek tylko kiwnął głową i odszedł dwa kroki pozmywać.

Żenia jednak nie dała za wygraną.
Wiedziała, że to jest czas na wysępienie przysługi.
- Ale poprzesz jego przywrócenie? Gdy nadejdzie czas? - brunetka pochyliła się w stronę Sędzi - Twoje poparcie jako zasłużonej dla sprawy będzie miało duże znaczenie. - Żenia mówiła napiętym głosem by dodać miękko - Zależy mi na tym, Aniela.

- Żenia… ale… to decyzja Kojota. Nie mam na niego wpływu. Ja… cholera, gadamy z nim przez Czarnego - Zapalniczka pokręciła głową.

Tymczasem Wojtek otworzył piekarnik. Wewnątrz skończył się piec wielki bochen chleba. Wilkołak wyjął go i zaczął kroić na kawałki. Okazało się, że wewnątrz ciasta zostało zapieczone mięso. Jego zapach i różowiutki kolor spowodowały ponowne zalanie ust przez ślinę u obu dziewczyn. Po chwili na spore kawałki ułożone na talerzach Wojtek wylał sos. Żenii przebiegło przez myśl: “A więc nie tylko makaron…”

Talerze wraz z nowymi kompletami sztućców wylądowały na stole przed dziewczynami. Wojtek wrócił na swoje miejsce z równie solidną porcją.

- Ja mam pewien pomysł na wyciągnięcie Czarnego. - powiedział w końcu.

- Ja też - Żenia przełknęła ślinotok - A jak Czarny wróci będzie go trzeba przekonać, żeby przekonał Kojota. W tym możesz pomóc, nie? Wstawić się u Czarnego.

Brunetka nie dała się wywinąć Filodoks.

- Tak. to mogę zrobić. A ty możesz mi powiedzieć co się zadziało, że jesteśmy tu na wesołym niedzielnym obiadku, a wiadomości od wczoraj trąbią o wielomilionowych stratach poniesionych przez rząd RP w związku z wycofaniem inwestycji grupy Megadon w Polsce. Co? Czy może to ma zostać na zawsze owiane tajemnicą, jak Twoja nagła przyjaźń z Roninem? - ostatnie słowo było wypowiadane ze wzgardą. Jak sukinsyn, czy inne pejoratywne określenie w stosunku do najniższego sortu ludzi.

Żenia walnęła pięścią w stół z groźnym pomrukiem.
Zmrużyła oczy wbijając spojrzenie w Anielę. Czuła przebiegające iskierki po skórze, które stawiały drobne włoski na karku i ramionach na sztorc.
- Złożę to na karb zmęczenia, Zapalniczka. - Żenia była równie padnięta co siedząca przed nią kobieta. Ale Wojtek był jej. Bardziej niż dziewczyna, z którą znajomość była mocno nadszarpnięta. Obie wiedziały czemu. - Ale to ostatni raz. - terytorializm wyciekał z niej z każdym słowem. Przez chwilę mierzyła się z Sędzią spojrzeniem.

Na moment patrzyły sobie w oczy. Aniela była zawzięta. Żenia usłyszała znajomy głos…
Rozszarp ją…
Ten błysk, który się pojawił… Aniela zrozumiała, że młodsza i niższa statusem wilkołaczka nie odpuści. Odwróciła się i wstała od stołu zostawiając nietkniętą pieczeń.

Żenia zacisnęła dłonie na sztućcach i otrzepała głową jakby chcąc pozbyć się podszeptów Nahajki. ukroiła kawałek mięsa. Żując go zawzięcie uspokajała się z wolna.

- Ubicie dyrektorów Pentexu zleciłam jednemu z kontaktów. Chodziło o załatwienie wszystkiego tak by było zgrane czasowo nie tylko ze sobą ale i atakiem haktywistów. Znajomych Zośki. W międzyczasie objechaliśmy z Wojtkiem Serbię, Bośnię i Bułgarię by pogadać z Alfami i uzyskać poparcie dla Czarnego i watahy Kojota i upewnić się, że to wam zapewnią wsparcie w pierwszej kolejności. Resztę znasz. Brałaś udział w usuwaniu. Teraz nie tylko wataha Kojota postawiła pierwszy caern w ciągu ostatnich dziesięcioleci ale wyczyściła swój teren z Pentexu. Czarny i Ty awansujecie. Umocnisz nie tylko jego pozycję ale i swoją i watahy. - Żenia mówiła monotonnie - bo przecież dowodzisz podczas jego nieobecności.

- Pozycję Watahy?! - wykrzyczała pytanie blondynka. - Czy ty się słyszysz? Nic mi nie powiedziałaś! A przecież to było planowane kilka dni! Noż kurwa… dowódca pod nieobecność Czarnego? A może marionetka na sznurkach Córki Ognistej Wrony? Dość mam twoich ściem grubymi nićmi szytych. Z czym zaraz wyskoczysz? Zresztą… mam to w dupie. Nie wierzę już w nic. A już na pewno nie w twoje nagłe zniknięcie pamięci.

Zdenerwowana Zapalniczka ruszyła do drzwi. Wojtek tylko powiedział cicho:
- Za tymi drzwiami może nie być już odwrotu.
Jednak to nie zatrzymało blondynki. Tuż przed trzaśnięciem drzwiami wejściowymi z korytarza dobiegło dobitne „no i chuj”.

Po wyjściu blondynki zapadła cisza. Tylko żujący pieczeń Wojtek pomlaskiwał leniwie.

Żenia dokończyła kawałek jedzenia i ziewnęła.
Odczekała chwilę dając Zapalniczce czas na otrzeźwienie. Została sama z watahy. Miała niewiele opcji ruchu jeśli faktycznie miała choć trochę oleju w głowie. Przyznać się, że nie miała pojęcia co się działo? Że zwołała pomoc z Europy na zawołanie ledwo odrośniętego szczeniaka? Zostawić Czarnego w Piekle?

- Idę za naszą kelnerką - dziewczyna wstała opierając się ciężko o ramię Wojtka i stół - Ale nie myśl sobie, że ujdzie Ci na sucho trzymanie w tajemnicy umiejętności rodem z cholernego Michelina. Pycha to wszystko. Nie zabieraj, będę jeść dalej. - przy ostatnim słowie zamykała już za sobą drzwi wejściowe.

Wojtek jedynie pomachał głową. Ta sprzeczka dziewczyn zdawała się go przerastać. Albo odbiegać od jakichkolwiek innych obiektów zainteresowania starszego mężczyzny.

Na korytarzu zaś nie było widać śladów po dziewczynie.

Zmęczony westchnienie wyrwało się z ust Żenii.
Na stole zostawiła takie dobre żarcie ale za to użerać się będzie ze sfochowaną Zapalniczką.
Zachowanie tej ostatniej działało na wronie nerwy, ale w głowie resztki logiki kołatały nawracającą myśl: “jest mi potrzebna”.
Do diabła z tym.
Żeńka pchnęła drzwi bramy rozglądając się za blondynką.
Nadal żadnych śladów. Zrobiła kilka kroków i zauważyła zaparkowany nieopodal śmietnika motocykl. Zastanawiała się, dlaczego nie zauważyła go wcześniej.
W zaułku śmietnika Żeńka zmieniła nieco postać i wciągnęła głęboko powietrze w poszukiwaniu Zapalniczki.
Zapach był ledwie wyraźny. Śmietnik wiele maskował. Trop prowadził do bloku. I dalej do mieszkania zajmowanego przez Żenię. Ale tam zapach jedzenia zdawał się maskować wszystko wkoło. Ale tutaj też zapach blondynki zdawał się silniejszy w drugim kierunku korytarza. Do klatki schodowej, zamiast do windy. I dalej… w górę.

Żenia przypomniała sobie preferencje Zapalniczki. Dachówka… jakoś nie do końca pasowało ale jednak nasunęło się brunetce jako pierwsze. Blondyna lubiła wysokość i dachy. Wrona ruszyła powoli ku wyższym piętrom i wyjściu na dach. Nie wiedziała jak to rozwiązane jest w tym akurat bloku ale jakiś właz zapewne był.

Ostatnie piętro było odcięte od windy. Winda pokonywała piętnaście pięter, ale na szesnaste można było wejść jedynie schodami. Choć Żenia i tak szła schodami. Nie było tam mieszkań. Jedynie komórki lokatorskie. A między komórkami drabina do wyjścia na dach. Z rozbitą kłódką.

Na dachu jej wyczulone zmysły czuły blondynkę bardzo wyraźnie. Czuły jej złość. Czuły pot i zmęczenie. Biegła sprintem przeskakując wentylacje i szyby kominowe. Odbijając się od masztów antenowych i co jakiś czas koziołkując. Dobiegła tak do skraju budynku, przed którym przeszła w ślizg i odbiła się z powrotem. Ruszyła sprintem w stronę Żenii. Jednak nie patrzyła na nią.

Żenia wskoczyła na jeden z pobliskich wentylatorów i zadyndała nogami. Przełknęła ślinę wciąż czując smak pieczeni Wojtka w ustach. Zapragnęła być teraz na dole, pod prysznicem, przebrać się w wygodne dresy i zasnąć i spać i spać. Ale nie… użerała się z Anielą. No bo miała cały czas świata.

Odczekała dłuższą chwilę dając sędzi się wyganiać i pozbyć naładowanej energii. W między czasie stwierdziła, że przydałoby się jej zrobić manicure. Paznokcie nierówne, jeden ułamany niewiadomo kiedy i zadzior przy serdecznym palcu lewej ręki zdradzały, że ostatnio praca ręczna nie była jej obca. Czy to efekt obsługi Nahajki?

Zapalniczka biegła wprost na brunetkę. W ostatniej chwili wybiła się w czymś kojarzącym się z trójskokiem, żeby uderzyć nogą w wentylator. Po odbiciu się wykonała salto na miarę olimpijskiej gimnastyczki. Gdyby ktoś był wtedy na dachu i pochwycił scenę skaczącej blondynki, która w salcie zwisała głową w dół nad obserwującą swoje paznokcie brunetką, mógłby zostać autorem najlepszego zdjęcia roku. Sama Zapalniczka nie zwolniła biegu. Podążała do drugiego końca bloku. Powtarzała kolejne przebieżki kilkukrotnie.

- Mamy zdrajcę wśród krewniaków Zaara współpracującego z Tancerzami Skór. Jedyny trop stygnie obecnie w Bieszczadach. Ale nie przeszkadzaj sobie. Jak już skończysz i będziesz chciała pogadać dalej, to daj znać.

Blondynka podbiegła bez oznak zmęczenia.
- A co? Dotychczas radziłaś sobie bez informowania kogokolwiek. Skąd zmiana? Nagle mnie potrzebujesz do realizacji planów? - Zatrzymała się i założyła ręce na biodrach.

- Tak - Żenia wzruszyła ramionami spoglądając na blondynkę zmęczonym spojrzeniem - I jakbyś nie strzelała fochami to byś się dowiedziała, że Czarny wiedział o zdrajcy tylko nie wiedział kto to. I chciał trzymać informacje z dala od ludzi Harada. Przypuszczałam, że zdrajca kryje się w szeregach jego ludzi ale jednak nie. To jeden z krewniaków Jarka. Dla watahy lepiej by było gdyby Wałach i jego ludzie nie byli tymi, którzy położą na tym łapy No ale jeśli wolisz użalać się nad sobą na dachu to zabiorę Szramę by pomogła w załatwieniu sprawy Tancerzy Skór. Chłopaki na pewno zrozumieją.

- Skończ te swoje pieprzone manipulacje! Czy ty się słyszysz? Myślałam, że jesteś fajna. Ale jak nie jesteś fajna, to wezmę Szramę. Wiesz, może weź. Może przyda ci się nowy pionek do rozgrywania w swoich gierkach. Czarny wiedział. Jasne. I powiedział tobie… wilkowi o najmniejszym znaczeniu w wataże. Temu samemu, który zaplanował i wyegzekwował wysadzenie Megadonu. Nic mi nie powiedziałaś! Nic! A teraz przyłazisz, jak gdyby chodziło o to, że zeżarłaś moją zupkę z paczki bez pytania więc przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Aniela! Chodź, są ważne rzeczy. Zapomnij o zupce. Jedź kurwa rozwiązuj sprawy naszej watahy z Roninem. Wiesz, że nie wyrzucają z watahy za byle co, prawda? Zresztą… wszystko wiesz. Tylko się w cholerę zapominasz tą wiedzą dzielić - swój słowny atak Zapalniczka popierała szermierką palcem wskazującym, który szykowal się do ciosu z każdym zakończonym zdaniem.*

- Aniela mówiąc szczerze: nie, nie jesteś fajna. Udawałaś przyjaciółkę od serca, taką faaaajną, zajebistą laskę, która z pełną świadomością bawiła się losem nic nieznaczącej krewniaczki. A potem nawet nie wysiliłaś się na zwykłe głupie przepraszam, gdy dowiedziałaś się o tym, że alfa zgwałcił ci tę przyjaciółkę w efekcie manipulacji całej ekipy Kojota. No bo jesteś sędzią. Sędzią, który wydał wyrok nawet nie rozmawiając z ofiarą. Masz mi za złe, że nie rozmawiam z Tobą? Jak? I oczekujesz czego? Zaufania? Wdzięczności? Przyjaźni? Wierności? Podcierania tyłka i płaszczenia się bo jesteś wyższa rangą? Weź się kobieto ogarnij. Mówię Ci teraz ale Twoja duma włazi w paradę interesom watahy. Nie musisz mnie lubić, a ja nie muszę lubić ciebie. Ale od ogaru Tancerzy Skór zależy dużo więcej niż twój koniec nosa. I trzeba wyciągnąć Czarnego i chłopaków z piekła. To chyba są priorytety, a nie nasz “mały” konflikt. Hm? - Żenia zacisnęła dłonie na wentylatorze próbując się kontrolować

- Tak. Bo to łatwe. Osądzać innych. Chciałabyś się zamienić? Chciałabyś przejąć odpowiedzialność za skazańca? Ah, nie… rzeczywiście. Nie chciałaś. - Po tych słowach puściła się biegiem w stronę skraju bloku.

- Mam nadzieję, że nigdy nie zostaniesz zgwałcona. I że nikt nie będzie Ci wciskał Twojego gwałciciela pod opiekuńcze skrzydła. W ramach sprawiedliwości oczywiście.

Zapalniczka dobiegła do Żenii. Miała zaciśniętą szczękę.
- I dlatego się na mnie mścisz? Tak? I co gdy wróci Czarny? Pokażesz jak nieudolnie zarządzałam? Ile rzeczy ty zrobiłaś? Tak? Bo co chciałaś dla swojego gwałciciela? - było po niej widać, że denerwuje się coraz bardziej.

Wrona pokręciła głową z rezygnacją:
- Nie mszczę się, Aniela. Zarządzasz dobrze. Wiele rzeczy bez Ciebie by się nie stało. Ogar lokum, ogar krewniaków, ogar ludzi Harada. Organizacja wjazdu do Wawy. To Twoja sprawka. I nic nie chciałam. Chciałam, żeby było wiadomym czego się dopuścił. Chciałam, żeby wataha otworzyła oczy na sposób traktowania krewniaków. Chciałam, żeby Burak zwyczajnie przyznał się do błędu i przeprosił. Zamiast tego, nawet osikany i nagi chełpił się, że mnie gwałtem utwardził. - Żenia spojrzała na Zapalniczkę chwilę się opanowując gdy głos się jej łamał. - Ale nade wszystko nie chciałam mieć na zawsze przypiętej łatki ‘ofiara’. Teraz jest na zawsze wmurowana, a Burak nie jest gwałcicielem, tylko bohaterem, który wyniósł bombę z helikoptera.

Brunetka zeskoczyła z wentylatora.
- Jadę do caernu pogadać ze Szramą. Nie ma wiele czasu by dopaść krewniaka a potem czeka mnie kolejne kilka godzin jazdy w góry. Tancerzy była co najmniej czwórka. Ze Szramą powinniśmy mieć jakieś szanse. Dam Ci znać jak kupie telefon. - Żenia ruszyła w stronę wyjścia.

- Żeńka - powiedziała Zapalniczka jakimś takim zmienionym tonem. Pełnym zmęczenia. Czekając aż odchodząca brunetka odwróci się.

- Co? - dziewczyna spojrzała przez ramię na blondynkę.

Aniela rzuciła w jej stronę jakiś niewielki przedmiot.
- Łap.

Żeńka nadstawiła ręce by pochwycić przesyłkę. W dłoniach dziewczyny wylądowały kluczyki.
- Weź mój motor. Ja chcę jeszcze pogadać z Wojtkiem. Dojedziemy. W Caernie jest jeden z ludzi Harada. Ale nie wiem który. Szrama chyba siedzi w Umbrze. Ale z Caernu ją znajdziesz.

Brunetka skinęła głową, czując lekką ulgę.
- Co z dyskami? Może wysłać je do Zośki i Melera?
- Tak. Chyba tak… muszę to wszystko poskładać do kupy. Nie jest łatwo wysłać coś do Zośki wiesz? Ona jakby nigdy nie istniała w tym świecie. Nie umiałam jej namierzyć. I Zaar chyba też - przy tych słowach uśmiechnęła się wyraźnie.

- Hmm, dziwne. Mówiła, że Zaar jest lepszym hakerem niż ona. - Żeńka wydęła wargi - Dyski mogą zaczekać chociaż szkoda by było czasu gdy my będziemy hasać po górskich stokach. Może są tam informacje, które by pomogły innym. Wyobraź sobie minę Harada gdybyś mu wręczyła pakiet informacji. Szlag by go trafił - Żenia zachichotała złośliwie.

- A nie wolałabyś mieć ludzi Harada po swojej stronie? - zapytała zapalniczka chowając ręce w kieszenie swojej bluzy z kapturem. Ruszyła też za Żenią.
- Myślisz, że zostało coś tej pieczeni?

- Wolałabym. Ale Harad chyba wolałby widzieć mnie martwą. - Żenia wzruszyła ramionami - Zostało.

- To daj mi Harada wziąć na siebie. Skoro ty się z nim nie dogadujesz. I wiesz co - spojrzała w oczy brunetki - przepraszam.*

Cięta odpowiedź, że to nie ona nie dogaduje się z Haradem, tylko Harad z nią utknęła Żeńce w gardle. Skinęła głową Anieli.
- Ja też. - stwierdziła sucho - Nie nawykłam ufać innym.
- A ja nigdy nie przeszłam tego co ty… chodźmy zjeść.
 
corax jest offline  
Stary 27-11-2018, 21:00   #100
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Na zegarku jeszcze nie było 17:00 gdy motocykl dojeżdżał do caernu. W bagażniku bocznym Zapalniczka miała zapasową komórkę, która przypadła w udziale Żenii. Nie była w żaden sposób szyfrowana, więc wilkołaczki musiały uważać na ewentualnie wymieniane informacje.

W lesie było spokojnie. Śpiew ptaków przypominał, że lato trwa. Obecność duchów była wyczuwalna, ale nigdzie w okolicy polany nie było widać Srebrnego Kła ani Szramy.

Żenia westchnęła ciężko.
Kłótnia z Anielą tylko dolała oliwy do zmęczenia i poczucia wydrenowania brunetki. Mimo to, Wrona cieszyła się z efektów. Zrzuciła z siebie choć mały ułamek ciężaru i osiągnęła to co chciała. Wsparcie Anieli. Nawet jeśli tymczasowe.

Teraz czekało ją przekonanie Szramy.
Miała nadzieję, że nie będzie tak wyczerpujące jak przekonywanie Sędzi.

Skoncentrowała się by przejść przez Zasłonę.

Caern powodował, że zasłona praktycznie nie istniała. Jednak Żenia miała w sobie tak szczątkową więź z duchami, że przełamanie tego szczątkowego welonu zajęło jej dwa kwadranse. Pierwsze co rzuciło się w jej oczy to dwa wilki siedzące pod grubym konarem drzewa. Drugim co zwróciło jej uwagę było potężne coś owinięte wokół ręki. Coś wyglądającego jak połączenie macki ośmiornicy z drutem kolczastym i pędami jakiejś rośliny. Co gorsza, ten twór będący wczepiony w ciało dziewczyny ewidentnie pulsował. Żył własnym życiem, niczym wielka pijawka wysysająca siłę z dziewczyny. Oba siedzące wilki gdy ją dojrzały podniosły się i wyszczerzyły kły.

Nim odpowiedziała lub zrobiła cokolwiek innego, Żenia potrząsnęła ramieniem. Drugi, trzeci. Chciała desperacko upewnić się, że może pozbyć się Nahajki. Panika na widok tego… stwora zatkała jej gardło i dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył machając ramieniem. Chciała zerwać z siebie to lepkie coś choć z drugiej strony w głowie darło się jej, że będzie potrzebować obślizgłej broni by wyciągnąć Czarnego, pozbyć się tancerzy, i Hakkakena.
Macka owszem oderwała się i zaczęła machać na jednym końcu. Jednak drugi koniec zdawał się być wrośnięty w ciało. Gdy się odmachnęła Btk'uthoklnto uderzyło w pień drzewa. Trzask i po chwili spadający pień. I wyraźne uczucie dotyku kory… Żenia czuła przez swojego pasożyta.

Wrzasnęła z frustracji szamocząc się z Nahajką coraz słabiej. Ciepłe strużki poleciały po twarzy. Nie może się pozbyć tego … zabrakło jej określenia. Nie może stracić Czarnego, szamana od duchów, najbliższego postaci ojca. No bo własnego ojca zabiła. Nie mogła zabić i Czarnego.

Schowała twarz w dłoniach zginając się przygnębiona w pół.

Macka owinęła się wokół Żenii otulając ją. Tymczasem dwa wilki zbliżyły się. Szrama przekrzywiła łeb i zamrugała swoim jedym okiem.

Żenia oddychała ciężko jak po maratonie albo jak ktoś kto zaraz hiperwentyluje. Przez ciało przetoczyła się fala obrzydzenia. Gdyby była w formie wilka cała jej skóra falowałaby i cierpła.

- Szrama - odezwała się z jakąś ulgą i prośbą i smutkiem w głosie - znalazłam trop do tancerzy. Potrzebuję pomocy. Pomożesz nam ich dopaść?

- Co to jest? - rozbrzmiało w głowie Żenii. Głos Szramy był jakby zaskoczony. Ewidentnie nie była zadowolona z obecności wielkiej wijące się macki w ich Caernie. Drugi wilk wyraźnie się jeżył i szczerzył zęby szykując się do ataku.

- Bicz. Btk… Btkuthok coś tam. - Żenia łypnęła na drugiego wilka - Dostałam od totemu. Nie wiem jak się pozbyć. Muszę wyciągnąć Czarnego. Czarny będzie wiedział. - w głosie dziewczyny czaiła się panika i strach. O Czarnego. Szukała pomocy u wielkiej wilczycy - Szrama, tancerze. Pomożesz?

Wilczyca spiorunowała wzrokiem porywczego Kła. Ten skulił ogon i odsunął się.
Szrama spojrzała znów na Żenię otuloną wielką macką.
- Masz jakiś nieprzeciętny talent do ładowania się w kłopoty, prawda? To to coś tak przeraźliwie śmierdzi? Próbowałaś odgryźć sobie ramię? Chodź za mną.
Wilczyca ruszyła wąska ścieżką w głąb lasu. Nie podążył za nią zastraszony wilk. Ani żaden z unoszących się wkoło złotawych obłoków. Czyżby słudzy opiekuna Caernu?

Wrona w zasadzie nie wiedziała na co odpowiedzieć w pierwszej kolejności więc tylko skinęła głową i zebrała niemrawo. Ruszyła za Szramą wlokąc się z wczepioną w nią macką .

Szły kilka minut, aż nagle Szrama zniknęła za drzewem. Było to nienaturalne, bo z jednej strony przez moment wystawał tył wilka, a z drugiej strony konaru nie pojawił się łeb. Żenia postanowiła obejść drzewo i faktycznie zauważyła wilczycę. Las nagle stał się mroczniejszy.

- Dokąd idziemy? - Żeńka jakoś automatycznie wstrzymała krok rozlądając się wkoło. Ten mrok jej się nie podobał. Od spotkania z bratem miała dość mroku. - Szrama?

- Tutaj. Potrzebowałam miejsca oddalonego od Caernu. Widzisz, duchy źle przyjmują Twój zapach.
Szrama stała naga. W umięśnionej formie człowieka. Z włosami opadającymi swobodnie na szramę po utraconym oku.
- Walczyliśmy ramie w ramię, więc daję świadectwo za ciebie. Ale mnie też się to nie podoba, że śmierdzisz bardziej z dnia na dzień. A gdyby opiekun Caernu dostrzegł tam moje wątpliwości, to pewnie wypchnałby cię za zasłonę. Nie potrzebuję teraz uspokajania go. Wystarczy, że nasz szaman siedzi w piekle. Nie muszę zajmować się uspokajaniem niepokornego ducha.

W oddali słychać było wybuch.

- Wiem ile ryzykujesz poświadczając za mnie, Alfo. I doceniam to. - Żeńka pochyliła głowę i drgnęła nerwowo na dźwięk wybuchu - Gdy wyciągniemy Czarnego, odejdę. Wataha będzie mogła odbudować świetność garou i zjednoczyć plemiona bez przeszkód. Ale teraz musimy dopaść Tancerzy Skór i wyciągnąć Szpona i resztę watahy z piekła.

- Dobrze. Pójdę z tobą. Tancerze Skór mogą być prawdziwym zagrożeniem, jeśli to prawda, że znowu istnieją. Choć myślałam, że wraz ze śmiercią Samuela Haighta ślad po nich zaginął. Ciekawe jak wrócili.

W tle słychać było kolejny wybuch. A w Żenii zaczęła buzować adrenalina. Macka ożywiła się zmieniając kształt. Szczelnie owinęła nadgarstek dziewczyny zwiększając jego objętość. Efekt przypominał powstała nagle cienistą pięść.

- Co się tam dzieje?! - Żenia warknęła niespokojnie i odwróciła się zmieniając postać, rosnąc.
- Jesteśmy na Polu Bitwy. Jeden z wielu światów umbralnych. Dziś pełnia, więc księżycowe ścieżki są mocno widoczne, a podróże między światami łatwiejsze. Nawet dla homidów. Tutaj znajduje się odbicie każdej walki i bitwy jakie miały miejsce na przestrzeni wieków na ziemi. Od potyczek jaskiniowców na kamienie, po oblężenie Stalingradu, czy wojnę na Ukrainie. Ciężko znaleźć lepsze miejsce na trening umiejętności bojowych. Ale dziś jesteśmy tu dlatego, że to nieskończenie daleko od Caernu, choć jednocześnie najbliżej na piechotę.

Żenia do końca nie znała się na podróżach w zaświatach, jednak już wiedziała, że czas i przestrzeń za zasłoną były względne.

- Eeeee - skwitowała z wrodzoną elegancką elokwencją Żeńka - Szrama musimy wrócić po Zapalniczkę i wsparcie. We dwie nie damy rady Tancerzom. Nie muszę włazić do caernu, żeby nie robić syfu ale trzeba jakoś dojechać w te góry. Wracamy? - Wrona naprawdę chciała mieć to już za sobą. Zmęczenie, w zasadzie głównie emocjonalne, brak połączenia ze światem duchów i niedawna awantura z Zapalniczką wciągały dziewczynę w dół.

- Tak. Wracamy. Chodź - naga kobieta szła bez skrępowania w stronę drzewa które jeszcze chwile temu było w innym lesie.
- Szanuję twoją decyzję o odejściu po wszystkim. Wiem, że to nie łatwe odejść od watahy. Ale tak… będzie lepiej z tym czymś - wskazała na pulsującą i wijącą się mackę, ochoczo szykującą się do walki.

Żenia pomyślała jedynie, że nie będzie to trudna decyzja. Nigdy nie była wszak częścią watahy Kojota.
Nakazywała Nahajce i sobie spokój. Nie miała sił i powodu walczyć. Chciała jedynie ruszyć tropem Fuza i w końcu dogrzebać się do Czarnego.


***


Gdy wróciły do Caernu polana aż pulsowała od mocy. Obie znały to uczucie. Żenia ostatnio gdy wracała z Ameryki południowej. Okolica pulsowała mocą dopiero zamkniętego Księżycowego Mostu. W tym wszystkim stał spokojnie ubrany na czarno, chudy i niewysoki mężczyzna.



Przy pasie miał szerokie ostrze z księżycowego srebra. Wciągał zapachy z powietrza z wyraźnym niesmakiem. Jego wzrok padł na dwie wilkołaczki. Nagą jednooką i brunetkę z macką wijącą się wokół dłoni.

Ukłonił się, dłoń położył od niechcenia na rękojeści miecza i rzekł:
- Nazywam się Pazur w Mroku. Przybyłem do was na zaproszenie wielkiego szamana i alfy waszej watahy. Ponoć ukazała się wam kami.

Oczy Szramy się zwęziły, a wargi na moment zadarły się w górę ukazując kły. Wraz z tym wilczym grymasem pojawiły się słowa. Spokojne i stonowane.
- Z pewnością zaszła pomyłka. Nic mi nie wiadomo, żeby nasz przywódca oczekiwał przybycia przywódcy sławetnych Sędziów Zagłady.

Żeńka położyła lewą dłoń na ramieniu Szramy i spojrzała jej w oczy jakby prosząc wyższą rankiem wilkołaczkę o pozwolenie na wtrącenie się.

- Jeśli pozwolicie, ja wytłumaczę. - myślała przy tym gorączkowo - Jestem Córka Ognistej Wrony - zwróciła się do Pazura z ukłonem - Ragabash Panów Cienia, zaginione szczenię, odnalezione nieco ponad dwa miesiące temu. To Szpon Cieni i jego wataha mnie odnaleźli gdy straciłam całkowicie pamięć. Znali mnie wcześniej - dziewczyna przemawiająca wyglądała jak przekłuty balonik chociaż trzymała się resztką sił by nie przynieść ujmy Czarnemu - a gdy zniknęłam w infiltrowanej przeze mnie placówce Pentexu poszukiwali. Znaleźli jako szczeniaka przed pierwszą przemianą i bez opieki totemu. - Żenia spojrzała na Szramę z lekkim uśmiechem - Alfa watahy z Białowieży była pierwszą jaką odwiedziłam w kilka dni później by prosić o wsparcie. Nie pamiętam wiele z mojego życia przed przemianą. Ale wiem, że moim obecnym nadrzędnym zadaniem jest przyczynienie się do zjednoczenia plemion, zjednoczenia jak największej liczby innych zmiennokształtnych by zmieść Pentex. To więcej niż pragnienie, Alfo. To… - Żenia pokręciła głową czując duszącą nienawiść - … to obowiązek. - oczy dziewczyny błysnęły nieustępliwością - Dlatego też rozmawiałam z Alfą watahy Białowieży, Tucholi, Alfą Bośni, wysłanniczką Alfy Bułgarii i wysłałam prośbę o rozmowę z Tobą Pazurze. Wiem, że mój zapach mógłby być poczytany jako potwarz na Twoim terytorium, dlatego prosiłam o wizytę tu, w nowootwartym przez Szpona Cieni caernie. Szpon Cieni jest przeświadczony, że jestem kami. Ja… ufam mu. Miałam nadzieję, że w swojej mądrości zgodzisz się przybyć i wesprzeć tę sprawę i omówić ją ze Szponem Cieni, gdy ten powróci z Maelfasu…

Żenia umilkła wpatrując się w drobnego mężczyznę przed nimi.

Patrzył na obie dziewczyny w bezruchu. Oceniał. W końcu przemówił:
- Zbierzcie watahę. Chciałbym przydać się na coś, skoro już tu jestem.

- Z watahy zostałyśmy obecnie Alfa Białowieży, nasza Sędzia i ja. Gościmy też ludzi Harada, którzy wspierają nas w obronie caernu - Żeńka mrugnęła kilka razy i niepewnie postąpiła w stronę Pazura - Alfo… zbiorę ilu się da… ale chciałam też spytać, czy… znasz jakiś sposób na wydobycie Szpona Cieni z piekła? Cokolwiek co pomogłoby dać mu jakąś przewagę? - Żenia też oceniała Sędziego, próbując wyczuć płynące od niego odczucia.

Jak na złość szczurowaty brunet zdawał się być nieprzenikniony. Przez moment nawet Żenia doszła do wniosku, że jakieś duchy, czy inny fetysz blokują jego emocje.
- Najpierw chcę ocenić na ile Szpon Cieni nie myli się co do Kami, a na ile wymyślił jakiś przekręt.

Wrona skinęła lekko.
- Zdradzisz ile to zajmie? - dziewczyna łypnęła na Szramę. - Ten test, który mam przejść?

Brunet podszedł wprost do Żenii. Jego wzrok ją przeszywał, jakby chciał wyczytać z jej oczu to jakich niegodziwości się dopuściła. Stanął tuż przy niej. I Żenię nieco zaskoczył ten fakt. Michał, Gucio, Czarny… wszyscy byli wyżsi. Nawet Zaar, który był niespecjalnie umięśniony patrzył na Żenię z góry. A Pazur w Mroku zdawał się centymetr czy dwa niższy od brunetki. Gdyby miała buty na obcasach wielki Alfa z Serbii wyglądałby wręcz śmiesznie.

Ale w jego sposobie bycia i pewności siebie było coś przytłaczającego. Coś co pokazywało, że to on rządzi. Coś, co nakazywało posłuszeństwo. Znów sprawka duchów? Gdy stanął tak, że między ich twarzami było tylko kilkanaście centymetrów skrzywił się od smrodu i powiedział:
- Nie zdradzę, bo nie wiem ile zajmie ci zebranie waszych ludzi. Nie wiem też ile jeszcze masz nic nie wnoszących pytań.

Utwierdził tym samym dziewczynę w przeświadczeniu, że każdy alfa ma cechy wspólne, o które posadzał ją Ryk Gromu. Pychę.
Pytania może nie wnosiły nic dla Pazura. Dla Żenii i Czarnego oraz Tancerzy Skór niosły konkretne i wymierne informacje.
Poczuła ukłucie rozczarowania.
I jakiś smutek.
Jakieś dziwne przeświadczenie, że jej wysiłek jest na nic.
Kolejna cegiełka dobiła ją z wolna.

Żenia spojrzała na Szramę:
- Wrócę niedługo - skinęła obojgu głową i ruszyła przez zasłonę.

Przeprawiwszy się na drugą stronę, zadzwoniła do Zapalniczki.

- Mamy gości. Przyjedź najszybciej jak się da. Sama. I zwołaj ekipę Harada na wczoraj - mruknęła do słuchawki gdy tylko blondynka odebrała.
- Z Wojtkiem już dojeżdżamy. Kto przyjechał? - dopytała blondynka
- Pazur w Mroku. To chyba nie jest dobra okazja na przedstawianie Wojtka.
- O kurwa. Wojtek zatrzymaj auto. Wracaj do mieszkania, stąd jadę sama. - Mówiła do towarzysza podróży - Co tu robi wielki inkwizytor? Skąd wpadł na pomysł nawiedzenia nas w czasie gdy Czarnego nie ma?
- Gdzie jesteś? Wyjadę po Ciebie i zgarnę Cię. Pamiętasz jak mówiłam o gościach? Zaprosiłam go, żeby wpadł zobaczyć kami.
- Jezusie. Dobra, jedź. Pogadamy jak tu dojedziesz. Bo chyba nie wiesz kim są Sędziowie Zagłady, co? - w tle słychać było wysiadanie z auta i trzaskanie drzwiami.
- Timea coś wspominała - Żeńka kopnęła nóżkę motocykla.

Spotkały się po niespełna piętnastu minutach.
Zapalniczka zaczęła wprost.
- Ludzie Harada będą za jakieś pół godziny. Rany… ten koleś nam tu jest potrzebny jak gwóźdź w dupie, wiesz?
- Możliwe - Żenia wyłączyła silnik motoru - Ale jeśli uda się go przekonać do sprawy, do wsparcia zjednoczenia garou, to samo to powinno pomóc Czarnemu i wataże nie? A jeśli uzna mnie za pomiot żmija to cóż. Raczej nie będzie miało to szans na naszarpnięcie niczyjego statusu. Nie teraz. Gdy wywaliłaś Pentex z Polski a Czarny postawił caern. - Żenia uśmiechnęła się słabo do blondynki.
Zapalniczka wzięła trzy głębokie oddechy.
- Sędziowie Zagłady są pieprzoną policją wewnętrzną. Oni są posrani. Wiesz, my idziemy i niszczymy Pentex. Walczymy ze Żmijem. Oni wierzą, że powołano ich, żeby zwalczać Żmija… w innych Garou. Ich zdaniem lepiej ściąć wilkołaka, który złamał litanię niż iść o wybić setkę zmor w umbrze. A wiesz co jest najgorsze? To, że to pieprzeni fanatycy. Jech ich kilku. Może kilkunastu na całym świecie. Ale nikt im nie podskakuje. A nasz wspaniały Pazur w Mroku ma od kilku lat na pieńku z Czarnym. Uważa, że Antek jest już za bardzo wypaczony, żeby móc służyć Gai. I szuka pretekstu do wsadzenia jego łba pod ostrze. Kurwa… - wsunęła dłonie we włosy i zaczęła ciągnąć je na skroniach. - Ronin pod dywanem, śmierdząca Żmijem laska… Caern bez szamana… noż kurde… - zaczęła znów szybko oddychać.

- Aniela - Żeńka położyła jej dłoń na ramieniu - Będzie dobrze. - stwierdziła po prostu spoglądając w oczy blondynki. - To tylko jeden garou zafiksowany na swojej misji. Jak dobrze pójdzie spotkamy wielu takich a nawet gorszych. Z tego co mówiła Timea zamknął śledztwo przeciwko Ogórkowi. Dzisiaj jest pełnia. Będzie dobrze.
Zapalniczka Pokiwała głową, zgadzając się. Musiało być dobrze. Gorzej być nie mogło.

Wrona nie wiedziała, czy to przez zmęczenie czy z jakiegoś innego powodu, ale poczuła spokój. Jeżeli to się ma dziś skończyć, to może poczuje w końcu i ulgę?

***


W sumie upłynęła godzina zanim wszyscy zebrali się na polanie. Z ludzi Harada było trzech ludzi. W tym Marek. Poza tym Była ona, Zapalniczka i Szrama. Trzech mężczyzn, trzy kobiety, jeden szczurowaty fanatyk.

Swoim ostrzem zakreślił kilka kręgów na ziemi. Wyrysował kilka znaków. Nad Caernem zebrały się chmury. Zbierało się na późną letnią burzę. Choć wszyscy wiedzieli, że to część rytuału. Pazur w Mroku pociągnął Żenię do jednego z kręgów, podczas gdy reszta stała w oddaleniu. Było w nim coś mrocznego. W świetle rozstawionych przez ludzi Harada świetlików cień Sędziego Zagłady zdawał się poruszać niezależnie od niego.

- Ty! Córko Ognistej Wrony! Chciałem dowiedzieć się, czy jesteś wilkołakiem, czy też oszustem. Jednak nie było mi dane mówić z twą matką. Ognista Wrona nie żyje.
Na moment zamilkł czekając na reakcję Żenii.

Żeńka zamrugała zaskoczona.
Poczuła pod powiekami piasek.
To już druga matka jaką straciła? Jak? Kiedy? Przecież była kilka dni temu…
Żeńka nie odpowiedziała nic.
Nie wiedziała, czego od niej oczekuje Pazur.
Kolejna strata walnęła ją jak obuchem.

- Czy znasz Litanię? - zapytał głosem jakby wzmocnionym przez burzowy wiatr.

Żenia skinęła jeden raz, krótko. Nie dała rady wykrztusić z siebie nic. Wiedziała, że jeśli coś powie, to nie przestanie płakać. Niech to się już skończy… zabrzmiało jej gdzieś w tyle głowy.
Wrona nie żyje…
Smok?
Żenia nie wiedziała.
I wtedy Pazur wycelował w nią swój palec wskazujący:
- Ty! Wyznaj więc jak złamałaś litanię! - Echem odbił się głos Sędziego… który teraz był raczej oskarżycielem w tej dziwnej parodii uczciwego procesu.
Wrona spojrzała na Pazura udręczona aż do kresu swej wytrzymałości.
Spoglądała długo w jego twarz nie do końca rozumiejąc co on tu odpierdala. Zamiast oceny, czy jest czy nie jest kami, on tu odwala jakiś samosąd? Gdy Czarny kibluje w piekle, a wilkołaki są zabijane przez tancerzy skór? Jej powolne poddawanie się, zastąpiły ukłucia gniewu.
- Jeśli chcesz wysłuchać mych grzechów, to pierwszym byłby grzech zaniechania. Marnuję teraz cenny czas, podczas gdy w kraju giną wilkołaki. Marnuję czas, zamiast pomóc mojemu Alfie i wataże powrócić z piekła po udanym wyzwoleniu Polski z łap Pentexu. - powiedziała cicho z początku, by wzmacniać wypowiedź z kolejnym słowem. - Narażam caern z każdą chwilą bezczynności i stania w twych kręgach, podczas gdy jego strażnicy uwięzieni są w maelfasie.

- A jakie są kolejne? - powiedział opuszczając palec. - Śmierdzisz Żmijem. Jesteś wypaczona. Widziałem twą rękę. Jesteś związana ze Zmorą!

- Śmierdzę. Wszyscy to wiedzą. Odkąd wyszłam z Pentexu jako garou. Mimo tego smrodu, Ognista Wrona przyjęła mnie za swe dziecko. Dzięki temu smrodowi byłam w stanie wciągnąć wrogów watahy Harada w pułapkę. Mimo tego smrodu opiekun caernu dopuszcza mnie do świętego miejsca. I tak… mam broń. Broń, którą użyję by zapewnić Szponowi Cieni wsparcie w miejscu, z którego się nie wraca i torować garou drogę do zwycięstwa z Pentexem. Przed wypaczeniem strzeże mnie obowiązek i nauki mojego nauczyciela.

Obszedł ją, stając za jej plecami.
- Złamałabyś Litanię, żeby ratować swoją watahę? - zapytał ciszej.

Dziewczyna powoli odwróciła się do niego twarzą.
Stawanie za jej plecami nie było dobrym pomysłem.
Znowu spojrzała w twarz Pazura w Mroku.

- Tak. - odpowiedziała - Bo ja jestem jedna. Ich jest wielu. I wszyscy i każdy z osobna jest potrzebny Gai by ratować to co zostało do ratowania. Złamałabym Litanię ze świadomością kary, mając nadzieję, że ci co przeżyją będą kontynuować działania do zjednoczenia plemion na świecie.

Odskoczył. Warknął. Przyjął formę wielkiego czarnego Crinosa. Niebo rozdarło echo słów:

- Osądź ją, Ojcze Burz…

I wtedy zapadła cisza. Wielki Crino człapał się robiąc kręgi wokół stojącej Żenii. Z jego pyska ściekała ślina.

Żenia uniosła twarz wprost w padające z góry krople.
Przyglądała się chmurom kłębiącym się nad caernem.
I zastanawiała się czy Pasikonik właśnie tłucze się gdzieś tam z Dziadkiem Grzmotem.
Przymknęła w końcu powieki i rozłożyła ramiona szeroko.

Błyskawica rozdarła niebo. Piorun uderzył wprost w czarną sylwetkę. Huk powalił wszystkich stojących na polanie. Przez moment Żenia nie mogła skupić ani wzroku, ani usłyszeć niczego przez dzwonienie w uszach. Po chwili wzrok zaczął wracać do siebie. Wielki Crino miał wypaloną sierść na lewym boku. Patrzył na leżącą dziewczynę stojąc na czworakach.

- Ojciec Burz osądził. Nie wiem czy jesteś Kami. I pewnie się nie dowiem. Ale nie jesteś zagrożeniem dla nacji. I niech duchy rozniosą tę wieść w cztery strony świata. Na mnie już czas.

Odwrócił się i ruszył w las. Ciągnął za sobą lewą tylną łapę. Wokół unosił się zapach zwęglonej sierści.

Żenia rozglądała się całkowicie osłupiała z miną z cyklu “co to wszystko kurwać znaczy?”.
Czy właśnie wielki Alfa Sędziów dostał klapsa od Ojca Burz? Publicznego klapsa?
Rozglądała się po zebranych nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Zapalniczka uśmiechała się i kiwnęła głową porozumiewawczo do Żenii. Szrama szczerzyła zęby i merdała moknącym ogonem. Ludzie Harada stali twardo. Wałach był wyraźnie zadowolony z wyniku sądu. Pozostała dwójka była zaskoczona.

Wrona zebrała się i ruszyła za Pazurem.
- Alfo… zaczekaj proszę! - krzyknęła za crinosem.
Zatrzymał się i odwrócił pysk. Teraz zmieniony już w twarz. Powoli wracał do swojej ludzkiej formy, a wypalone futro zastąpiła rozdarta skóra.
- Zostań by wypocząć. - Wrona przystanęła na kilka kroków od niego - Zależy mi na Twym poparciu dla sprawy. Czy mogę na nie liczyć? Czy dołączysz do zjednoczonych plemion? - Żenia spojrzała znowu w twarz bruneta.
- Nie. Sędziowie zagłady muszą zachować neutralność. Nigdy nie zawieraliśmy sojuszów. I nie będziemy zawierać. Ale jako rzekłem, o twej niewinności dowiedzą się inni. W kraju. W Europie. Na świecie.

- A czy możesz wskazać miejsca, gdzie mogłabym dalej - cisnęło jej się słowo “orędować” ale ugryzła się w język - się udać by znaleźć nie tylko garou ale innych? Czy tak możesz pomóc?

- Wyciągnij Szpona Cieni z piekła. On jest bohaterem. Symbolem. Tego nam potrzeba w obliczu apokalipsy. I nie zapraszaj innych w jego imieniu - powiedział łamiącym się głosem i zasłaniając prawą dłonią otwartą ranę.

- Tak zrobię. Zostań. Odpocznij i wydobrzej. Ruszysz dalej w pełni sił. - Żenia tym razem spojrzała przymilnie na szczurowatego sędziego - Proszę.

- Nie - odpowiedział. Choć maska jego uczuć gdzieś zniknęła. Żenia już widziała, że duma nie pozwala Alfie zostać. Nie po publicznym upokorzeniu.

- Pozwól choć opatrzyć rany. - Żeńka czuła się z jakiegoś powodu głupio puszczając Pazura z ranami. Z drugiej strony, siłą go nie zatrzyma. A może? Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Mam apteczkę pewnie w motorze. Wrócę szybko. Pozwolisz?

Pokiwał przecząco głową i nie wiadomo skąd wyjął lusterko.

Wrona odpuściła.
- Dziękuję - odsunęła się od Pazura unosząc prawą dłoń w geście pożegnania. Odwróciła się by wrócić do zebranych na polanie.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-11-2018 o 21:04.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172