Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2017, 14:15   #11
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po zejściu na sam parking musieli iść dość spory kawałek w stronę wyjścia ewakuacyjnego. W pustej części parkingu stała Toyota Rav4. Obok niej czekał mężczyzna.


Zmierzyła go wzrokiem i zauważyła zmianę w zachowaniu Zaara. Jakby się skurczył. Bał się?

- Wszystko dobrze? - zapytał najwyraźniej właściciel Toyoty.
- Tak, jedziemy do mnie - odpowiedział Zaar i otworzył drzwi z tyłu auta pozwalając dziewczynie zająć miejsce. Sam obszedł samochód i usiadł obok niej. Czarny zajął miejsce z przodu.

Kierowca Toyoty był właśnie tym, który na zdjęciu z ogniska coś śpiewał… albo krzyczał. Ruszyli bez słowa. Tymczasem Żenia, czy też Ona zastanawiała się, czy obstawili wszystkie wyjścia ewakuacyjne tak jak to przez parking. Nie jechali długo. Po przejechaniu jakichś pięciuset metrów zatrzymali się w korku. Auto jechało bardzo cicho, toteż znajomy warkot silnika zwrócił jej uwagę. Za nimi na motocyklu jechała Zapalniczka. Wprawdzie miała kask, zasłaniający jej twarz, ale ubrana była w identyczny sposób jak kilka godzin temu przy ich “pierwszym” spotkaniu.

‘Ooops’ pomyślane odmalowało się na twarzy brunetki. Miała poczucie winy z powodu ogłuszenia Anieli.

Odwróciła się by spojrzeć w lusterko wsteczne i przyjrzeć się kierowcy.
- Co z moim mieszkaniem? - spytała Zaara, który jak zauważyła miał tendencję do unikania niewygodnych pytań i zalewania informacjami, które zajmowały umysł na tyle skutecznie, by pytający zapominał o swym zainteresowaniu tematem.

- Domem. Z tego co kojarzę to masz jakiś tam domek pod miastem. Nie jestem pewien, czy bliźniak, czy raczej coś w szeregowcu. Nigdy nie miałem okazji cię odwiedzić. Zresztą… to nie jest dobry pomysł.
Auto jechało dalej. W miejskim ruchu nie udało się przekroczyć sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

- Ten mąż… nie wie o tym wszystkim? - dziewczyna obserwowała mijane okolice próbując z całych sił przypomnieć sobie cokolwiek. Zaczynała czuć narastający ból głowy.

Okolica była dość zatłoczona, choć raczej spokojna.

Znaki wskazywały, że w pobliżu jest lotnisko. Choć właśnie się od niego oddalali.

- Może i coś wie. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Może nawet powiedziałabyś o mnie “przyjaciel”. Ale nie siedzę w twoim łóżku. Nie wiem iloma rzeczami dzieliłaś się z mężem. Rzadko o nim mówiłaś. Kiedyś, że to dla szybkiego uzyskania obywatelstwa. Ale w sumie nigdy nie narzekałaś na niego. Niestety dla nas… - wziął głęboki oddech, a ona już wiedziała, że szykuje się kolejna rewelacja, która może ją zdenerwować - ...to on zgłosił twoje zaginięcie przedwczoraj. A dziś ktoś szybko poskłada zdjęcia z monitoringu ze zdjęciami dostarczonymi przez pana Kowalskiego. Myślę, że gliny z nim pogadają. I pewnie jakiś patrol poczeka w okolicy twojego domu. Przykro mi.
Po tych słowach złapał jej dłoń i ścisnął.

Zdawać się mogło, że dziewczyna powinna okazać jakieś odczucia, szczególnie po intensywności reakcji i pawiu w galerii. Tępy ból w okolicach skroni narastał i pozwalał jedynie na beznamiętne wgapienie się w złączone dłonie.

„Przyjaciel”.
Spojrzała na tył głowy Czarnego i kawałek twarzy nowopoznanego Buraka.
Na koniec popatrzyła w oczy Zaarowi.

Niechętnie i ostrożnie nabrała powietrza i odetchnęła z ulgą. Jak dziecko lub zwierzę, gdy w końcu z ufnością może zasnąć.

Zerknęła kątem oka na siedzących z przodu. Wyswobodziła dłoń i zanurzyła ją w plecaku.

Wyciągnęła kartę z logo.

- To robota tych ekoterrorystów? Znaczy Garou?

- To? Wygląda na odznakę kogoś z personelu Pentexu. Dziwne. A.. - urwał nagle.
- Nie pamiętasz jak ją zdobyłaś? Tu w Poznaniu? Tam w Łodzi? Cholera.

Auto wbiło się w kolejny korek. Fakt, że tym razem wlekli się czteropasmową drogą nie poprawiał humoru. Skręcali w lewo. Zapalniczka nie wytrzymała i pojechała przodem. Chwilę po skręcie już jej nie widzieli.

- Gdybym wiedział co chciałaś im zwinąć. Może jakiś dysk twardy? Albo dokumenty? Cholera. Szkoda, że nie wyjaśniłaś nam nigdy całości swojego planu. Ale udało ci się wbić do środka. W PANie w Poznaniu byłaś prawie codziennie od dwóch miesięcy.

Po lewej stronie mieli kolejny McDonald. Ale skręcali w prawo. A po chwili w lewo. Wjechali na stare osiedle. Bloki były trzydziesto, może czterdziestoletnie. Ktoś wpadł na pomysł odmalowania ich na żółto, w nadziei, że to zabije ponury klimat osiedla. Nie zabiło. Motocykl stał zaparkowany pod sklepem osiedlowym. Zaar wysiadł pierwszy. Wypuścił Żenię. Machnął na pożegnanie do kierowcy, ale wtedy wtrącił się Czarny.
- Musimy pogadać. Wszyscy. Zaszły pewne okoliczności, które zmieniają hmm… - tym razem Czarny zawahał się szukając słów - wszystko. Tak, zmienia się wszystko.

Zaar zaprosił wszystkich do siebie. Przy drzwiach na klatkę czekała Zapalniczka z hardą miną. Całe jej ciało chciało wymierzyć Żenii siarczysty policzek. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na Tomka i dziewczyna pokornie spuściła wzrok. Żenia nadal nie rozumiała dlaczego ten typ robił aż takie wrażenie na pozostałych.

Czteropiętrowe bloki miały to do siebie, że brakło w nich windy. Zaar mieszkał na trzecim piętrze. Wokół jego drzwi widać było surowy beton. Żenia nie znała się na budownictwie, ale odnosiła wrażenie, że ktoś wyłożył sporo kasy, żeby osadzić niestandardowe drzwi w żelbetonie trzydziestoletniego bloku.

Rzeczywiście, klucze którymi Zaar otwierał obydwa zamki były z pewnością do systemu antywłamaniowego. Zaraz po wejściu cała piątka stłoczyła się w korytarzu. Zaar klikał coś na panelu przy drzwiach. Alarm?

- Siri, poproszę kawę - powiedział głośno. Po sekundzie z jednego z pomieszczeń słychać było młynek, który zaczął mielenie.

Zaar zdjął buty i reszta poszła za jego przykładem. Nie byli gośćmi… to był też ich dom. Pierwsze skojarzenie jakie pojawiło się w głowie dziewczyny. Była tu już. Wielokrotnie.

Czarny i Burak przeszli przez największe pomieszczenie i wyszli na balkon. Aniela weszła za nimi do salonu, ale zamiast na balkon rozsiadła się na wielkiej narożnikowej kanapie. Na przeciw niej na ścianie wisiał ogromny telewizor. Przy samej kanapie stała ława. Poza tym sąsiedni róg pokoju zajmowało biurko. Biurko wyglądające jak centrum dowodzenia. Pięć monitorów. Klawiatura. Tablet podłączony do ładowania. A pod biurkiem system chłodzenia, który szumiał jednostajnie. Tak ją znalazł?

Zaar zniknął gdzieś w kuchni. Drzwi do sypialni były lekko uchylone. Była ciasna i nie mieściło się tam prawie nic poza łóżkiem. Choć znalazło się miejsce na głośniki i kolejnego tableta. Trochę w rogu korytarza było przejście do jeszcze jednego pomieszczenia. Żenia tylko do niego zerknęła. Była tam jednolita ściana w kolorze zielonym, przed nią stolik barowy, a przed nim kamera na statywie podłączona do kolejnego laptopa. Po przeciwległej stronie znajdowało się lustro. Nie takie zwykłe, jakie mają ludzie w domach. Raczej jak w salach treningowych baletnic. Zajmowało całą ścianę. Pokój miał jakieś 5 metrów długości, choć na szerokość nie przekraczał dwóch.

Pewna absurdalna myśl o kręceniu porno przebiegła jej umysł.

Tymczasem ekspres chodził i chodził.

Burak i Czarny się kłócili. W końcu Burak wymierzył cios pięścią w niezmiennie kojarzącego się z pijakiem Czarnego. Ten odrzucił głowę w tył i niemal spadł z balkonu.

Znowu absurdalna myśl: „Nazwał go Burakiem?”

Na ruch Żenii w stronę balkonu i skłóconej pary, Zapalniczka, wciąż naburmuszona pokręciła głową. Brunetka w zasadzie nie wiedziała czemu skierowała się tam. Zmieniła zdanie i ruszyła na poszukiwania Zaara. Pozbycie się białych lakierek pomogło z narastającym bólem głowy. Mieszkanie zdawał się znajome ale i tak jakoś czuła się jak gość.
- Zaar? - zaglądnęła nieśmiało do kuchni.

Kuchnia była kolejnym pomieszczeniem pełnym kontrastów. Była po zachodniej stronie budynku, toteż teraz, rano, było w niej ciemno. Wielka lodówka na wprost wejścia dodatkowo zasłaniała większą część światła wpadającego przez okno. Poczucie mroku zwiększały stare brązowe tapety i ciemnobrązowa okleina na meblach kuchennych, które mogły mieć już naście lat. A między tymi meblami, między starymi tapetami, tuż przy zlewie, którego bateria zachodziła rdzą, stały: nowiutka zmywarka, z panelem dotykowym i jak wskazywał wyświetlacz z WiFi. Mikrofalówka najwyższej klasy. Gdy Żenia weszła głębiej zobaczyła, że lodówka też miała kilkunastocalowy wyświetlacz dotykowy. Zaar zaś stał przy ekspresie obsługiwanym przez Siri. Kontrastowało to z odklejającą się tapetą za wiszącym kalendarzem. Zaar z kolei przekładał kubki z kawą. O tyle o ile przez internet można było “zamówić” sobie kawę, to wstawić pod ekspres kubek trzeba było już ręcznie.

- O, jesteś. Ta akurat dla ciebie - podał jej kubek. Czarny, wysoki i nieco sfatygowany. Czyżby nastoletnia porcelana nie wytrzymywała ultranowoczesnej zmywarki? W kubku było latte. Do jej nosa dobiegł aromat kawy z wyraźnie przebijającym się aromatem czekolady i wiśni.
- Taka jaką lubisz. Czasami słodzisz ją brązowym cukrem. Zazwyczaj, gdy masz gorszy dzień.
Mężczyzna wybrał kolejne ustawienia i rozpoczął przygotowanie kolejnej kawy. Gdy dźwięk młynku ucichł, a do kolejnego kubka zaczęła płynąć ciemna ciecz powiedział:
- Może to lepiej, że nie pamiętasz niektórych rzeczy.

Stała pośrodku pomieszczenia czując się jak piąte koło u wozu. Zdawała sobie sprawę, że jej przeszłość była istotna dla ludzi w tym mieszkaniu.
Ludzi, którzy najwidoczniej znali ją bardzo dobrze. Lepiej niż ona sama.
Zamrugała szybko by nie dodać do kawy dodatku z kilku łez.

- Dziękuję - wpatrywała się w kubek rejestrując słowa Zaara. Wciągnęła zapach i wiśni i czekolady. Spoglądając znad krawędzi naczynia, uniosła brwi:
- Jest jakiś pozytyw w tej sytuacji? - nie chciała, żeby zabrzmiało to grobowo, pomimo tonu. By złagodzić wypowiedź uniosła lewy kącik ust w górę. - Chętnie posłucham…

Uśmiech na twarzy Zaara spochmurniał. Choć jego głos się nie zmienił.
- Wiesz, ja się urodziłem w okolicy. Mieszkałem tu. Obserwowałem jak się zmienia. Jak ludzie wychodzą na ulice i strajkują. Za rządem, przeciw rządowi. Za aborcją, przeciw aborcji, za jakimiś pierdołami i przeciw. Ale…
Pokręcił przecząco głową.
- Ja wojnę oglądałem tylko w telewizji. I to w fabularnych filmach z Hollywood. A ty? Ty byłaś nastolatką, gdy twój dom ogarnęła wojenna pożoga. Mam nadzieję, że nie pamiętasz rzeczy o jakich mi opowiadałaś.
Po tych słowach wstawił kolejną filiżankę pod ekspres. Ostatnią, o ile nie mieli mieć za chwilę niespodziewanych gości.

- Nie wiem co mam odpowiedzieć. Nie mam porównania. - Ona odstawiła trzymany kubek kawy na blat kuchenny. Po niedawnym pawiu w galerii jej żołądek nadal był rozstrojony. Choć zapach napoju nie był nieprzyjemny, myśl o zalaniu wnętrzności zawartością czarnej porcelany jakoś nie budziła w brunetce pozytywnej reakcji. - Z tego co mówiłeś, nie udało się uciec przed wojną. - wzruszyła ramionami - Taką czy inną chociaż żadnej nie pamiętam. Nie wiem, która cena jest wyższa jeśli w ogóle można mówić o cenie.

Zamilkła dziwnie skrępowana.

- Mogę wziąć prysznic? - pytanie po wcześniejszej wymianie zdań zdało się Onej prozaiczne.

- Tak, jasne. Poczekaj chwilę, ok?
Minął ją, ocierając się. Kuchnia była ciasna, a między starymi meblami nie szło się minąć bez dotykania. Po chwili zniknął w korytarzu. Usłyszała dźwięk odsuwanych drzwi suwanych w szafie. Po chwili Zaar pojawił się w świetle drzwi kuchni i otworzył łazienkę. Była dokładnie naprzeciw kuchni. Na pralce (podłączonej do wi-fi, a jakże) położył dwa ręczniki i jakieś ubrania. Wszedł do kuchni i z rozbrajającym uśmiechem powiedział:
- Możesz iść. Przygotowałem ci ręczniki, mojego t-shirta i krótkie spodenki. Będą ci pewnie za kolana, ale lepszy rydz niż nic. W każdym razie nie mam damskiej bielizny, nad czym ubolewam. Poczekamy w salonie.

“Labrador w damskiej bieliźnie”.

Ona zapatrzyła się na Zaara mając przed oczami na zmianę to Zaara w koronkowym zestawie, to czekoladowego psiaka ubranego w damskie bokserki.

Przy trzecim skojarzeniu Zaara jęknęła w duchu.

Czemu jej mózg podsyła jej takie skojarzenia ale ma trudności z przebiciem się przez biały mur niepamięci?

Zarumieniona, bąknęła podziękowania i potwierdzenie jednocześnie. Wcisnęła się do łazienki, zatrzaskując drzwi za sobą zanim Labrador zdążył zareagować.

W czasie brania prysznica usłyszała jedynie głośny trzask drzwiami. W salonie panowało jakieś poruszenie i ktoś najwyraźniej postanowił opuścić spotkanie.

*

Przyjemnie było zmyć z siebie smród śmietnika.

Chwilę relaksu przerwało zastanowienie się, czy Żenia była hazardzistką. Ona była skłonna obstawiać, że spotkanie olał Burak tj. Tomek.
Wytarła się energicznie i wskoczyła w przygotowane przez gospodarza ciuchy. Rozwiesiła ręczniki na grzejniku i wynurzyła się z łazienki.
Plaskając cicho bosymi stopami o podłogę ruszyła do salonu. Ciągle nie poruszała się tu pewnie, czując się jak gość.

Przy drzwiach balkonowych, obok szklanej witryny stał Czarny. W dłoni przyciskanej do twarzy trzymał chusteczkę w kolorze czerwieni. Domyśliła się, że to krew. Miała też rację, że Tomka nie ma wśród zebranych. Na blacie przy kanapie stała nieruszona kawa. Obok stało jej latte.
Pocieszyło ją to, że nie tylko ona czekała na wyjaśnienia. Zaar i Zapalniczka wpatrywali się pytająco w Czarnego.
- Dobra, najpierw pokaż co tam masz w tym plecaczku. Zobaczymy co nam z Łodzi za pamiątki przywiozłaś.- powiedział mężczyzna zmieniając temat.

- Niewiele. Broń, niedziałający telefon i niedziałający już laptop - przy ostatnim słowie uparcie unikała spojrzenia Zapalniczki - wejściówkę, lewe dokumenty,
Ona oparła się ramieniem o framugę drzwi.
- Nie wiem jakie znaczenie ma ten zestaw. - wzruszyła ramionami. - A najmniej to…
Zanim podała plecak Czarnemu wyciągnęła raz jeszcze teczkę z papierami. Przestudiowała je ze zmarszczonymi brwiami by ostatecznie przekazać je Zaarowi.

Czarny układał wszystkie przedmioty z niemal namaszczeniem na blacie ławy. Zaar zabrał stamtąd talerzyki, które miały być pod kawami. W sumie pomysł się nie sprawdził, bo każdy miał swoją kawę ze sobą. Tylko Czarnego stała na parapecie.

Zaar przejrzał dokumenty. Minę miał nieodgadnioną, aż w końcu położył teczkę na blacie i rzucił tylko:
- Kompletnie nic mi to nie mówi.

Tymczasem Czarny z dużą wprawą rozebrał pistolet. Odkręcił tłumik, wyjął magazynek, wyłuskał kolejne naboje. W sumie czternaście nabojów. Pociągnął coś i z komory wypadł piętnasty.

Obejrzał rękawiczki i oddał Zaarowi.

Zapalniczka lustrowała z każdej strony legitymację Pentexu.

Czarny w końcu wyjął nóż. Oglądał go bardzo dokładnie. Aż w końcu schował chusteczkę do kieszeni spodni, przetarł zaschniętą krew pod nosem i spojrzał z podziwem na dziewczynę opartą o framugę.

- Zaiste, duchy się co do ciebie nie myliły.

Mina Onej zrzedła, gdy wpatrywała się w Czarnego. Jej chwilowe poczucie bezpieczeństwa szlag trafił. Duchy… kolejna frakcja, w którą była uwikłana?

W tym czasie Zapalniczka znalazła swój telefon, uruchomiła i sprawdziła, czy przypadkiem Żenia jej czegoś nie pousuwała.

- Ładnie się obłowiłaś powiem ci - powiedział Zaar trzymając rękawiczki przed sobą - to jest warte roczną pensję.

- Te “Duchy” to jakieś ugrupowanie ekoterrorystów? - spytała Ona chcąc ładunkiem siły woli zawartym w tym pytaniu zmusić obecną trójkę do potwierdzenia. Zrobiła niezdecydowaną minę w reakcji na stwierdzenie Zaara. Nawet jeśli, to Ona i tak nie miała pojęcia co ma niby robić z tym cudem. *

- Eh młoda - powiedziała milcząca dotąd Zapalniczka, która najwyraźniej pragnęła się dowartościować. Nie była przecież dużo starsza - to jest coś co ciężko wyjaśnić ot tak. Komuś z ulicy. Dlatego tak ciężko zrekrutować kogoś nowego.

Zaar wykonał gest dłonią jakby chcąc uciszyć rozłożoną na kanapie zapalniczkę. Sam siedział na brzegu pochylając się nad rozłożonymi znaleziskami.
- Widzisz, ci Garou o których wspominałem… to coś czego do końca się nie wybiera. - brwi dziewczyny zsunęły się na te słowa. Rozumiała coraz mniej - No i twój ojciec był właśnie jednym z nas. To jest jakby genetyczne. Krew z krwi i takie tam. W każdym razie znałaś naszą kulturę od dziecka. Znalazłaś mnie w necie i jakoś to poszło.
- Jakoś poszło co dokładnie? - Ona wpadła Zaarowi w słowo.
- No dołączyłaś do nas. Normalnie ciężko krewniaka przekonać - temat ewidentnie nie leżał wygadanemu Zaarowi.
- Jesteśmy spokrewnieni? - oczy Onej rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Nie. Znaczy tak. Znaczy…. cholera - Zaar coraz bardziej gubił się w tym co chciał przekazać dziewczynie.

Tymczasem Czarny odsunął się od ławy, na którą położył trzy części komputera. Zdjął swoją dżinsową koszulę rozpinając ją szybko. W czasie gdy to robił coś się w nim zmieniało. Jego mięśnie rosły. On sam robił się większy. Ledwie zdążył zrzucić koszulę padł na ręce. Ale one już nie przypominały dłoni mężczyzny. Były to ogromne łapy zakończone potężnymi szponami. Na środku salonu stała na czterech łapach ogromna czarna bestia, która patrzyła na nią oczami bez wyrazu. Tymi samymi, które zmierzyły ją w McDonaldzie.
- No, tego ten… wiesz co to wilkołak, prawda? - próbował kontynuować Zaar.

Ona stała wysztywniona w drzwiach wejściowych do salonu, który nagle stał się rozmiarów znaczka pocztowego.
Widziała. Wyraźnie widziała jak Czarnego zastąpiło to… monstrualne… coś.
Jakim cudem nie straciła przytomności, nie miała pojęcia.

Nawet nie zarejestrowała pytania Zaara. Odwróciła się na pięcie, nie dbając o nic. Ani o zawartość plecaka, ani o bestię rozsadzającą sobą pomieszczenie ani o to, że znowu jest boso.

Jej mina mówiła jedno.

NOPE!

Zmrożona do szpiku kości, z pustym umysłem i wyprana z uczuć szła w jednym tylko celu: wyjść z tego mieszkania. Teraz!
Lodowatymi palcami sięgnęła do zamka drzwi wejściowych i klamki.

- Czekaj! - z salonu dobiegł głos Zaara. Krzyk w zasadzie. Zabarwiony nutą desperacji? Nie była pewna. Nie myślała o tym teraz. Chciała być daleko.
- Proszę cię, nie wychodź. Dokąd pójdziesz? - próbował ją zatrzymać. Nawet już dotarł na korytarz. Tuż przy nim wystawał wielki czarny łeb bestii, a Ona szarpała się z drzwiami antywłamaniowymi.

Nie była w stanie nic powiedzieć. Czuła się jak w klatce: swojego umysłu i rzeczywistej klatce mieszkania.

- Jak… się… to… otwiera?! - nie zdawała sobie sprawy, że dyszy z braku tchu. Kręciła zamkami i ciągnęła za klamkę. Głowa wciśnięta między ramionami i sztywne ruchy nie ułatwiały działań.

Czarny warknął. I miało to chyba dać jakiś efekt. Jednak była głucha na owo warknięcie tak jak na słowa Zaara.
- Nie zrobimy ci krzywdy. Żenia. Jesteśmy wilkołakami. Twój ojciec też był. Dlatego nas szukałaś. Dlatego nas znalazłaś.

Podchodził powoli do dziewczyny, aż w końcu stał przy niej. Otworzył zamek. Czarny zaś wrócił do pokoju. Nie był już bestią. Był wielkości owczarka niemieckiego. Zwinął się w kulkę pod oknem balkonowym.

- Nie zatrzymam cię na siłę. Ale w domu czeka na ciebie policja. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Też chcemy się dowiedzieć co się stało. Ktoś zrobił ci krzywdę. Zabrał wspomnienia. Pozwól sobie pomóc.

Jego słowa sprawiły, że Ona osunęła się po drzwiach na kolana, opierając czoło i dłonie o chłodne odrzwia. Poczuła ciepłe strużki płynące jej po policzkach. Ramiona zatrzęsły się od szlochu, a z gardła dobył się spazmatyczny jęk udręki.

Zaar położył jej dłonie na ramionach. Spróbował delikatnie unieść i objąć. Ta dziewczyna w ciągu całego swojego dotychczasowego życia wycierpiała tak wiele… a teraz to wszystko zwaliło się na nią jeszcze raz. Ale nie w przeciągu kilku lat, tylko w przeciągu kilku godzin.

- Wszystko będzie dobrze - powiedział jej do ucha.
- Nie możesz tego wiedzieć … - odwróciła zapłakaną twarz ku niemu… ku wilkołakowi. - Nie obiecuj tak - poprosiła napiętym szeptem Ona dając się objąć i podnieść. Odwróciła się instynktownie szukając w Zaarze schronienia i ukojenia.

Tulił ją długo i w milczeniu. W tym czasie czarny wilk leżał sobie w salonie patrząc na poczynania Zapalniczki. Dziewczyna z uwagą oglądała broń. Czas biegł, ale Zaar nie naciskał już. Bez wątpienia nie tylko wiedział kiedy i jak mówić. Wiedział też kiedy najlepiej milczeć. Czekał na jej ruch.
 
corax jest offline  
Stary 06-11-2017, 15:00   #12
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po długiej chwili Ona uspokoiła się o tyle o ile.
Palącym problemem stał się teraz zapchany nos i zapuchnięte oczy. Śmieszne jak przyziemne trudności przysłaniają te bardziej skomplikowane.

Chlipiąc, otarła nos wierzchem dłoni i odsunęła się od Zaara nie patrząc na niego. Podreptała do łazienki by obmyć twarz zimną wodą i doprowadzić się do porządku. Znowu.
Miała kompletną pustkę w głowie, wzrok zdawał się tępy.

W końcu wychynęła z toalety i wróciła do salonu.

Spojrzała na Zapalniczkę i Zaara:
- Wy też… - głos się jej urwał - … też tak potraficie? Mój mąż też?
Jej wzrok jakoś samoistnie omijał Czarnego.

- Twój mąż jest zwykłym człowiekiem. On o nas nie wie - odpowiedział Zaar kompletnie omijając część pierwszą zadanego pytania. Zamiast tego pochylał się nad blatem ławy pełnym rzeczy z jej plecaka. - Te rękawiczki pozwalają wyświetlić na opuszkach i wewnętrznej stronie dłoni linie papilarne. To jest wytrych do otwierania zamków cyfrowych. Takich do których trzeba przyłożyć palec, albo całą dłoń. Programuje się je z telefonu, tableta, albo z komputera.
Dał dziewczynie chwilę na przetrawienie informacji.

Ona czy tam Żenia wściekła się dla odmiany.
- Zaar! - wrzasnęła z bezsilności i aż zacisnęła pięści - Nie możesz najpierw na mnie zwalać tony gówna, żeby potem odpowiadać na to co Ci akurat wygodniejsze!

- Przepraszam - odpowiedział podnosząc się i opierając wygodnie na kanapie.
- Usiądź proszę - wskazał miejsce obok wyciągniętej Anieli. Brunetka pokręciła przecząco. Nie chciała siadać. Nie wiedziała czy będzie w stanie usiedzieć w jednym miejscu na dłużej.
- My obydwoje też tak potrafimy. Choć nie jesteśmy tak czarni jak Czarny - próbował marnym żartem rozładować napięcie.

- Tomek też? - po jej pytaniu rozległ się lekki chrupot gdy brunetka wyłamała sobie palce w stawach. To był odruch, zupełnie nieświadomy gest. - Jest was więcej? Ci od Pentexu to też wil… Ga… tacy jak wy? Mówiłeś, że jesteśmy spokrewnieni. Mój ojciec był taki jak wy. Jak… to znaczy… ja też jestem jak Wy? - Ona wypluwała z siebie pytania jak mini- karabin maszynowy. - PAN eksperymentuje na ludziach czy na was...nas? Ilu jest takich jak wy? Tylko w Polsce? - drobne włoski na karku stanęły, gdy Ona zdała sobie sprawę, że Garou może być dużo, dużo więcej.

- Tak. Tomek też jest garou. Sami między sobą tak siebie nazywamy. Jest nas więcej. Na całym świecie kilkanaście tysięcy. Głównie ameryka północna. Sporo jest nas też w Rosji. W zasadzie jesteśmy wszędzie tam, gdzie w naturalnym środowisku występują wilki.
Mężczyzna skupiał się nad doborem słów. Nie chciał też omijać żadnego z zadanych pytań.
- W Polsce jest nas niewiele. W Wielkopolsce tylko nasza wataha. Tak określamy najmniejsze grupy w naszym społeczeństwie. Wataha zawsze ma swojego alfę. Przywódcę. Jak u wilków. Nim jest u nas Tomek.
W tym czasie czarny wilk znów zaczął się zmieniać, rosnąć.
- Potrafimy przyjmować formę wilka, chodź wszyscy z nas rodzili się jako ludzie. Dlatego przyjmujemy też formy pomiędzy wilkiem a człowiekiem. Między innymi ta potworna forma, którą pokazał ci Czarny chwilę temu. Ty zaś miałaś ojca garou. Bardzo rzadko dziecko garou samo jest garou. Częściej jest krewniakiem. Niesiesz dalej nasz gen. Twoje dzieci mogą być wilkołakami. A że jest nas coraz mniej, to krewniacy są dla nas bardzo cenni. Jako krewniaczka przypadłaś w udziałowi naszemu Alfie.

W tym momencie czarny już sięgał po swoją koszulę.
- To już nie jest aktualne.

Zaar spojrzał na niego zdziwiony. Zdawało się, że i on mógł być zaskoczony. Czarny powoli zapinał koszulę i powiedział wtrącajac się do monologu właściciela mieszkania.

- Ona jest Garou.

Zapalniczka wypluła z ust kawę, którą właśnie zaczęła pić. Po czym powiedziała:
- Że jak kurwa?
Zaar pobladł i tylko z niedowierzaniem powiedział do Czarnego:
- Jesteś pewny?
- Tak - odpowiedział lakonicznie Czarny, po czym dodał zapinając ostatni guzik koszuli:
- I Kojot też jest pewny.

Ona patrzyła to na jedno to na drugie to na trzecie nierozumiejącym spojrzeniem.
- Kto to jest Kojot? Przypadłam w udziale? - powtórzyła kilkukrotnie z naciskiem.

- Jak mogłeś tego nie zauważyć!? - Niemal wykrzyczał Zaar w twarz Czarnemu. Ten jednak tylko wzruszył ramionami. Żenia miała przeświadczenie, że coś podobnego zaszło na balkonie.
- To nie jest ważne w tym momencie. Myślę, że przy przemianie straciła pamięć. Chcę ją zabrać do Kojota i przeprowadzić inicjację.
- Teraz? Przecież ona nic nie wie - mężczyźni zdawali się przestać ją zauważać. Za to Aniela wstała z kanapy i podeszła do skołowanej dziewczyny.
- Chodź - delikatnie łapiąc ją za przedramię pociągnęła w stronę pokoju z kamerą. Ona nie oponowała. Nie miała siły na nic. No może na kolejnego pawia. Czuła zbierający się kwaśny smak w ustach. Jest wilkoła… gar… ojciec… ci tutaj… wydarzenia poranka…

- To sen? To jakiś koszmar? - mamrotała pod nosem, gdy umysł bronił się z całych sił - To nie dzieje się naprawdę… obudzę się zaraz…

- To dzieje się za szybko. Wiem. - Dziewczyna zdawała się nie żywić urazy za wcześniejsze wydarzenia.
- Chłopcy mają swoje zabawy. Skaczą sobie do oczu. Niestety. Jest nas coraz mniej. Słyszałam, że Zaar powiedział coś o ekoterroryźmie - dziewczyna przysunęła sobie stolik barowy i podsunęła drugi Żenii.
- Ekoterroryzm to ogólne uproszczenie. Pentex jest emanacją pewnych sił, które nienawidzą wilkołaków i chcą doprowadzić do upadku ludzkości. My musimy się temu przeciwstawić. Bronimy ludzkości. Wiem, że to popieprzone. Sporej części nie ma jak zrozumieć od razu. Widzisz, to że jesteśmy tacy jacy jesteśmy wynika z naszej więzi ze światem duchów. Myślę, że łatwo uwierzyć w to, że jakieś duchy istnieją. Zwłaszcza jak się przed chwilą widziało potwora w salonie. W każdym razie duchy są w tym całym biznesie dość ważne. Zobacz.
Aniela podała jej GPSa, którego wcześniej miała na motocyklu.
- Dzięki temu cię znalazłam. Czarny jest czymś jakby szamanem. On odprawia swoje czary mary nad różnymi rzeczami i ułatwia nam tę walkę z Pentexem. Czy to sen? Hmm, nie. Snem było to o czym myślałaś jako o normalnym życiu. Teraz się budzisz.

Zapalniczka mówiła dość chaotycznie. Brakowało jej obycia jakie miał Zaar. Brakowało jej tego uspokajającego tonu głosu. No i w przeciwieństwie do Zaara Zapalniczka nie lubiła owijać w bawełnę.
- Burak chciał cię bzyknąć i zapłodnić. Po to są głównie krewniaczki. Niosą gen, dają szansę na wilkołacze potomstwo. A tu dupa. Okazało się, że nasz Szaman się pomylił. Że jesteś pełnoprawną Garou. Więc nie może cię zapłodnić. Bo to byłoby jakby bzyknąć siostrę. Nie mam pojęcia, czemu Czarny się walnął. Ale zasłużył na dostanie w mordę. Szamani nie powinni się mylić w takich rzeczach. To grozi złamaniem li… - przerwała nagle - pewnych zasad. Zasad, które nigdy nie powinny być łamane.

- Aha. No tak - Ona kiwała głową jak automat - Bzyknąć i zapłodnić. Ale ja mam męża. - zdziwiła się uprzejmie wpatrując się w GPS - Krewniacy to takie krowy rozpłodowe? Jak tak to czemu się zgodził na ten cały PAN? Macie tu jakiś alkohol? - nagle poczuła, że zdecydowanie musi się napić. - A ten Kojot to co? Jakiś kolejny Garou? I przepraszam. - Ona zeskoczyła ze stołka i ruszyła do kuchni. Zaczęła gwałtownie przeglądać szafki w poszukiwaniu jakiegokolwiek alkoholu. Kolejne szafki odsłaniały garnki, talerze, szklanki. Zajrzała też do lodówki, gdzie były cztery piwa. Nie, piwo nie było tym na co miała ochotę. Sprawdziła jeszcze szafkę niżej, pod blatem. Ale też bezowocnie. Wtedy do kuchni weszła Aniela. W dłoni trzymała butelkę Johnego Walkera.
- Zaar trzyma je w salonie. Podaj też szklankę dla mnie.

Ona nalała sporą porcję dla Anieli. Podała jej szklankę.
Sama nie bawiła się w nalewanie w kolejne naczynie. Przystawiła butelkę do ust i na wdechu pociągnęła kilka głębokich łyków. Rozkaszlała się pryskając alkoholem wokół. Oczy załzawiły na nowo. Z zacięciem przystawiła Wędrowniczka ponownie do ust i golnęła kolejną porcję, krzywiąc się i zaciskając powieki.

Dysząc ciężko jak po biegu, zgięła się w pół z butelką już przy kolanie.

- I co ja mam teraz do kurwy nędzy zrobić?! - gniew w niej się kotłował do spółki z alkoholem. Ten szalony rollercoaster nie tylko przybierał na szybkości ale na coraz bardziej szaleńczych zakrętasach - Ja pierdolę!

Aniela usiadła na blacie kuchennym i beztrosko zwiesiła nogi na szafce.
- Młoda, na moje to masz kompletnie przesrane.
Napiła się ze szklanki i skrzywiła nieco.
- Jak ja widzę, co tu zaszło. Miałaś jakiś swój cel. Cholera wie. Znaleźć ojca? Załatwić kogoś? Nie wiem. Nigdy o tym nie gadałaś. Znalazłaś Zaara. Przyszłaś. Skumplowałaś się z nami. I ok. Polubiłam cię. Fajnie mieć jakąś laskę, a nie męczyć się z tymi tam - podbródkiem wskazała wyjście z kuchni - bo oni umieją się tylko na piąchy dogadać. Nie wiem skąd tak naprawdę cię przywiało. Ale pomagałaś nam. A my pomagaliśmy tobie. Cholera wie na co natrafiłaś w akademi nakuk. Nie wiem, czy pracowałaś tam jako obiekt badawczy, czy chodziłaś sprzątać. W każdym razie coś znalazłaś. Wtedy się zmieniłaś. Stałaś się skryta. Zaar załatwiał ci fałszywe dokumenty. Nawet w zeszłym tygodniu była imprezka pożegnalna. Burak to olał, bo mu się jego klacz rozpłodowa zmywała. On naprawdę ma nawalone na tym punkcie. Cała jego rodzina miała.
Pociągnęła kolejny łyk.
- Z jakiegoś powodu Czarny się pomylił. Nie poznał, że jesteś jedną z nas. Może za dużo pije? Każdy z nas ma swoje wady - patrzyła na dno szklanki w jakimś zamyśleniu.
- W Łodzi coś poszło nie tak. Zniknęłaś. Straciłaś pamięć. Przeszłaś przemianę. Przemiany nie da się cofnąć. Ale pamięć warto byłoby odzyskać. Bez sensu przez te zaskoczenia przechodzić drugi raz.

Ona za cel postawiła sobie obecnie upicie się.
Biorąc pod uwagę, że jedyny posiłek tego dnia zwróciła kilka godzin wcześniej, szło jej dość skutecznie.
- Może to Burak ma coś wspólnego z tym całym - szepnęła i zrobiła kółko obok skroni czując przyjemny stan lekkiego otępienia rozlewający się po ciele wraz z alkoholem. - Jak wam pomagałam? - Ona lekko czknęła. - i kto ten Kojot, hm?

- Burak? Wątpię. Wiesz, on nie jest specjalnie rozgarnięty. Zaar mógłby nam przewodzić. I w zasadzie to robi. Ale Tomek jest alfą. Lubi sobie warknąć. Podkreślić co to nie on. Ale nie wpadłby jak wyprać ci mózg.
Aniela przechyliła się i otworzyła zamrażalnik. Wrzuciła do szklanki dwie kostki lodu. Sięgnęła po butelkę z trunkiem, zanim Żenia opróżniła całość. Wlała sobie obfitą porcję.
- Jesteś złodziejką. Dobrze radzisz sobie z zamkami. Kieszonkowiec z ciebie nieco gorszy, ale umiesz się wyłgać. Przynajmniej raz ci się udało.
Napiła się ze szklanki. Tym razem nie skwasiła się tak jak za pierwszym razem.
- A Kojot? Cóż, jak się obcuje z duchami, to warto mieć ducha opiekuńczego.

Podciągnęła rękaw kurtki odsłaniając przedramię. Oczom Żenii ukazał się tatuaż.

Głowa kojota.

- Kojot opiekuje się nami. A my opiekujemy się nim.
- Za Kojota! - osiągająca skrupulatnie swój cel brunetka wzniosła flaszkę i potrząsnęła nią w toaście według niej sarkastycznym - Szkoda, że jak taki opiekuńczy to zabrał mi wspomnienia. - parsknęła, podciągając opadające krótkie spodenki Zaara. Nieważne, że to niekoniecznie Kojot był odpowiedzialny. Żenia czy tam Ona zamajtała butelką przyglądając się końcówce alkoholu. - Ale to by wyjaśniało jakim cudem spierdoliłam policjantom. - zmrużyła jedno oko i dmuchnęła w grzywkę, po czym z uporem pijaka na twarzy ruszyła ku salonowi pociągając ostro z butelki.


Ledwie przekroczyła próg salonu i już poczuła jak nagle sufit zmienia kąt. Robił to bardzo szybko. Zaskakująco w tym samym czasie podłoga ruszyła wprost na nią, żeby ją zaatakować. Wyciągnęła przed siebie dłoń, by odeprzeć szarżę szalonego parkietu. Po chwili zapadła w ciemność.
 
corax jest offline  
Stary 06-11-2017, 21:51   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Czas i jakiekolwiek zależności przyczynowo skutkowe się rozmyły. Widziała pochylających się nad nią Czarnego i Zaara. Później wymiotowała. Chyba pod siebie. Potem ktoś położył ją na łóżku. Znowu wymiotowała. Tym razem na pewno pod siebie. Potem ktoś ją z łóżka przeniósł gdzie indziej. Wymiotowała do miski. Ktoś podsunął jej wodę. Miała pić. Piła. Woda się oblała ją prawie całą. I znów miała czym wymiotować. Tylko gdzieś jakaś absurdalna myśl między torsjami uświadomiła jej, że dużo by dała, żeby wypity alkohol był głównym problemem. W między czasie ktoś ją rozebrał i wrzucił do wanny. Przytrzymywał jej głowę ponad wodą.

Padła bez przytomności.

Później przyszły wizje. Leżała na podłodze. Czuła, że była bez ubrania, ale ktoś pofatygował się, żeby przykryć ją prześcieradłem. Nie miała siły zaprotestować. Wokół niej krążył Czarny. Śpiewał coś w nieznanym jej języku. Chyba nie znanym. Wokół jej ciała wąską strużką rozsypywał piasek. W idealny okrąg. Dalej śpiewał coś pod nosem. Chodził wokół niej. Cały czas w jednym kierunku. Jej umysł odlatywał.

Zmrużyła oczy, żeby cokolwiek dojrzeć. Czarny miał w dłoni wierzbowe gałązki, które moczył w naczyniu. Po chwili zwitkami tych gałązek kropił jej ciało. Odwróciła się twarzą w przeciwną stronę. I zasnęła.


Obudziła się w wygodnym łóżku. Pod cieplutką pościelą. Miała na sobie dwuczęściową piżamę z podobizną wielkiego czarnego kota na białej bluzeczce.

Komenda główna policji w Poznaniu.
Sierżant Tomaszewski był zdenerwowany. Zwłaszcza, że szedł do pokoju przesłuchań. I nie miał być tym, który zadaje pytania. Wręcz przeciwnie. Wszedł i usiadł spokojnie za biurkiem.
- Dzień dobry - powiedział do niego wysoki mężczyzna w idealnie skrojonym czarnym garniturze. Tomaszewski szybko ocenił go jako gryzipiórka. W takim garniaku nikt nie pracowałby w terenie - Nazywam się Marek Mazut. Miło pana poznać panie Tomaszewski.
Sierżant skinął głową:
- Dobrze, że chociaż komuś z nas jest miło - odpowiedział Tomaszewski. Jak każdy glina nie znosił tych z wewnętrznego.
- Prowadzimy dochodzenie w sprawie tej kobiety - Mazut postukał palcem w zdjęcie biegnącej ulicą św. Marcin kobiety w luźnej bluzie. Potrzebuje pańskiego wsparcia.
- Wszystko jest w raportach - odpowiedział Tomaszewski.
- Wiem. Czytałem je. Dlaczego nie ustaliliście jeszcze miejsca pobytu tej kobiety? - tym razem wyjął kolejne zdjęcie. Fotografia fioletowego Forda Ka, do którego wsiadała kobieta z poprzedniego zdjęcia. I zbliżenie na kierowcę. Uroczą blondynkę.
- Nazywa się Tamara Zamenhoff i na stałe jest zameldowana w Pile. Dlaczego nie ustalono jej tożsamości i nie wysłano patrolu, żeby ją przesłuchać?
Zasypany pytaniami Tomaszewski wzruszył ramionami.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-11-2017, 16:08   #14
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przeciągnęła się i odsunęła na wpół sennym gestem grzywkę z oczu. Uniosła się na łokciach i rozejrzała próbując zajarzyć gdzie jest, skąd wzięła się w miękkim łóżku. Chyba była też głodna.
Ciemne pościele, kremowe ściany. Wielki rysunek wilka na przeciw łóżka przypomniał jej o przygodach poprzedniego dnia. W rogu pomieszczenia wisiał głośnik. Uchylone drzwi odsłaniały fragment korytarza. Tak, z całą pewnością była w tym mieszkaniu do którego przyjechała z “wilkołakami”. Chyba była w sypialni Zaara.

Wysunęła się cicho spod kołdry i podniosła poprawiając rozczochrane włosy. Nie chciały współpracować, zbijając się w puszystą, lekko sterczącą chmurę wokół jej twarzy.
Wzorek na koszulce uznała za ironiczny żart. Zapewne Czarnego. Zaburczało jej w brzuchu. Ruszyła w głąb mieszkania. Rozważała jak bardzo narozrabiała po pijaku.

Nie znalazła żadnych śladów. Albo ktoś posprzątał, albo wszystko było snem. Na komodzie były ułożone damskie ubrania. Kilka kompletów. Wygodne leginsy, dżinsy lub krótkie spodenki. T-Shirt z cekinami, gładki czarny, lub zwiewna bluzeczka z bufiastymi rękawkami. Ktoś się postarał. Do tego dwie pary butów. Jak na ironię lakierki, ale w kolorze czarnym. Drugą parą były wygodne buty sportowe.

Do tego kilka kompletów bielizny. Naliczyła siedem par majtek i cztery staniki.

W kuchni ktoś się poruszał. Żołądek zdawał się powoli owijać wokół kręgosłupa i kwestią minut było kiedy odetnie jej rdzeń kręgowy i pozbawi zdolności chodzenia. Spodziewała się zastać Zaara przy jajecznicy.

Ale nad patelnią walczył Czarny. Właśnie rozkładał sadzone jajka na tostach. Kończył też parzyć herbatę.
- O - powiedział tylko. Żadnego “dzień dobry”, “jak dobrze, że żyjesz” czy nawet “ufajdałaś mi wczoraj buty”... zamiast tego zwykłe pojedyncze “o”. Nie bardzo wiedziała jak odczytać to powitanie.

Przez chwilę kminiła kilka opcji: żarcik o wkurwionym Kojocie i jego zemście, poklepanie Czarnego po plecach i rzucenie „dobra robota”, albo „wiem już czemu pachniesz alkoholem”...
Zamiast tego nie powiedziała nic.
Sięgnęła po dwa kubki i pogrzebała za sztućcami.
Czekała aż Czarny sam zacznie. Najwyraźniej miał z nią do pogadania na osobności skoro pozostała część ….wa...grupy zniknęła.

Poczuła ślinotok.

Wgryzła się łapczywie w tosta starając się nie uronić nic z rozlewającego się leniwą strużką żółtka.

- Chodź - zabrał dwa talerze i dwa kubki z herbatą. Najwyraźniej nie dla niej, bo jej porcja i herbata nadal stały w kuchni. Nie wahając się ruszyła do salonu.

Tam czekał Zaar. Nieco zaspany czytał coś na tablecie.
- Wstałaś! Jak się czujesz? - na jego twarzy pojawił się entuzjazm.
Ona zaś musiała przyznać, że czuje się bardzo dobrze. Nie czuła niczego co możnaby nazwać kacem. Wspólnie usiedli do stołu.

- Dobszzzz - odparła z pełną buzią. Nim usiedli jej porcja prawie zniknęła choć ona ledwo uspokoiła rozpaczliwe ssanie w żołądku - Przepraszam za wykopanie z łóżka. Dzięki za ciuchy. - Żenia wbijała pozostałe na talerzu okruszki w opuszek palca wskazującego i schrupywała. Podciągnęła kolana pod brodę i trzymajac kubek z herbatą oburącz popijała ciepły napar. - Wy jak?

- Ciuchy skołowała Zapalniczka. Nie jest to szczyt marzeń, ot kupiła w całodobowym Tesco to w czym nie byłoby jej samej wstyd wyjść. Potem pojechała do siebie - powiedział Zaar. Czarny w milczeniu kiwał głową. Toteż drugi mężczyzna kontynuował:
- Ja przez noc sprawdzałem co da się z tego odzyskać i w sumie nie mam dobrych wieści. Telefon jest kompletnie bezużyteczny. Z komputerem ciut lepiej. Prosi o podanie hasła. Grzebałem też w necie na temat tej szlachty, ale nic nie mogę znaleźć.
W tym momencie zadzwonił toster w kuchni. Kolejne dwa kawałki pieczywa wyskoczyły z urządzenia.
- Idź, dołóż sobie - powiedział Czarny.

Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Zniknęła w kuchni zanim skończył mówić.
- Czosz wam pszyneszzz? - krzyknęła parząc sobie język i palce parującym tostem. Wrzuciła kolejne dwa kawałki. Na wszelki wypadek.

Wróciła do mężczyzn.
Żuła tosty a na jej twarzy rósł uśmiech.
W końcu zaczęła chichotać ze skórką chleba przy ustach.
Je śniadanie z dwójką wilkołaków.
Myśl ją rozbawiła.

- Nie udało się? - spytała nie Zaara lecz Czarnego.
Czarny pokiwał przecząco głową.
- Czuję w tobie jakąś mroczną energię. Nie było tego wcześniej. To pojawiło się razem z zapachem wilkołaka. Być może dlatego straciłaś pamięć. Rytuał oczyszczenia odprawiony o świcie nie zmył tego z ciebie. Dlatego chciałbym z tobą jak najszybciej odprawić rytuał przejścia. Wtedy Kojot weźmie cię w opiekę. Do tego czasu jesteś podatna na złe moce.
Chyba jeszcze nigdy Czarny w jej obecności nie powiedział tylu, tak długich, zdań.

Żenia skrzywiła się.
- skąd pewność, że weźmie? Jakie znowu złe moce? - dziewczyna westchnęła - I co to z rytuał to przejście?

Czarny spojrzał błagalnym wzrokiem na Zaara. Ewidentnie mówienie nie było jego dobrą stroną. Tymczasem Zaar nie był z pewnością specjalistą od sfery duchowej, toteż starał się wszystko wyjaśnić tak jak umiał.
- Rytuał przejścia jest czymś w rodzaju próby sił, w czasie której młody wilkołak musi udowodnić swoją przydatność. Wtedy duch plemienia, lub duch watahy bierze go w opiekę. A zło? Cóż, legendy mówią, że za całe zło na świecie jest odpowiedzialny byt zwany Żmijem. A Garou zostały powołane właśnie do walki ze Żmijem. Oczywiście samego Żmija nikt nigdy nie spotkał. To trochę jak z koncepcją Antykreatora w religiach monoteistycznych. Wcielenie zła. Bla bla bla.
Czarny się aż poruszył i zagryzł zęby. Żenia czuła, że Zaar spłaszczył coś o czym Czarny mógłby opowiadać długo… gdyby mówienie nie przychodziło mu z trudem. Tymczasem Zaar kontynuował:
- Żmij emanuje się w różnych formach. Na przykład megakorporacji kontrolujących życie ludzi. Monitorujących naszą aktywność w internecie. Dobierających podprogowe reklamy pod kątem tego na co wydajemy pieniądze kartami kredytowymi.

Z jakiegoś powodu doszła do wniosku, że ów Żmij był Wielkim Złym już w czasach biblijnych. Średnio do tego pasował Zaar opowiadający o kartach kredytowych. Ale cóż, siedziała przy stole z dwoma wilkołakami. Podobno sama była trzecim. Za chwile zacznie biegać po lesie i lizać się w kroczu, a później będzie karmić młode z sześciu par sutków. Czy urodzi sześć młodych w jednym miocie? Jej myśli kompletnie uciekły od zmagań ze Żmijem.

A może stanie się też obiektem polowań łowczych wanna be.

Jej wilczy łeb zawiśnie na ścianie i będzie spoglądał paciorkowatymi oczami gdzieś w kosmiczną pustkę.
Ciekawe jak to jest wyć do księżyca - tak wielu ludzi na YouTube wycie wilków fascynowało.
Skąd będzie wiedziała jak się porozumiewać? Te wszystkie znaki ogonem i szczerzeniem się. Ciekawe jakiego ona jest koloru i czy też jest taka paskudna.
Dla obserwujących ją Zaara i Czarnego dziewczyna zaczęłą oglądać swoje dłonie. Jakoś odruchowo Żenia akurat wtedy przyglądała się swoim szczupłym palcom porównując je do łap i pazurów monstrum.

- Mhmm - potakiwała Zaarowi odruchowo wygłuszając nieco jego słowotok. W zasadzie też byli w siedlisku Złego, z tą całą technologią wypychającą mieszkanie Zaara. - Każdy musi przechodzić ten proces? Co z takimi co już są przydatni? No i co tej Kojot niby chce?

- Każdy. Jeżeli nie przejdziesz rytuału to nie przyjmą cię do żadnego plemienia. Żaden duch nie będzie ci sprzyjać. Znajdą cię Tancerze i będą chcieli włączyć w swoje szeregi.

Coś drgnęło.
Tancerze. To słowo przyniosło ładunek strachu. Zupełnie irracjonalny. Teraz. Przy śniadaniu. W bezpiecznym mieszkaniu. Z dwoma doświadczonymi w wilkołaczym świecie mężczyznami. A jednak. Strach się wdzierał do jej umysłu. Wspomnienie nie niosło żadnych obrazów, żadnych skojarzeń poza zimnym przeszywającym strachem. Musiała przejść rytuał, żeby nie przyszli po nią Tancerze.

Żenia najpierw drgnęła oblewając się resztką herbaty. Potem mrugnęła zagapiona w Zaara. Nie wiedziała, że pobladła jak prześcieradło.
- Tancerze - szepnęła - Tancerze.
Brunetka jakby zmalała.
- Kto to?! - spojrzała oczami przerażonej łani po dwójce towarzyszy.

- To Garou, którzy służą Żmijowi. Ich celem jest zagłada nas i wszystkiego co dobre - wyjaśnił Zaar.
- Są naszym zaprzeczeniem - dodał Czarny spokojnie popijając herbatkę.
- W czasie gdy rodzi się coraz mniej wilkołaków każdy Garou, który jest przez nich rekrutowany jest dla nas wielką stratą. Poza tym część z nich pracuje dla Pentexu. Najczęściej na stanowiskach “Specjalisty” albo “Wolnego Konsultanta”. Polują na nas w legalny sposób. - Doprecyzowywał Zaar, jak zwykle swoim zwyczajem naginając mityczne treści do otaczających ich realiów.

- To pierwsze co… - Żenia spojrzała po obu mężczyznach. Jej wzrok nadal wyrażał strach. - … nie pamiętam nic, tylko strach. - dokończyła ostatecznie. - Kiedy ten rytuał? Ja nawet nie wiem jak się zmieniać. - dorzuciła nagle zdając sobie i z tego sprawę.

- Rytuał chciałbym przeprowadzić dziś o wschodzie księżyca - powiedział rzeczowo Czarny.
- Pierwsze co sobie przypomniałaś? Spotkałaś Tancerzy Czarnej Spirali? A coś więcej? - Zwęszył trop Zaar i zaczął kuć żelazo póki gorące.*

- Tylko uczucie - pokręciła głową Żenia. Poczuła się głupio. - Nic więcej.
Spojrzała na Czarnego:
- Ty będziesz ze mną?
Pokiwał potakująco głową. Zaś Zaar wystąpił w charakterze tłumacza.
- Czarny jest szamanem naszej watahy. To on ma najlepszy kontakt z duchami. On odprawia większość rytuałów. W zasadzie dobrze byłoby gdybyś się czegoś o nas dowiedziała. W sumie każdy Garou jest inny.
Czarny wziął się za sprzątanie ze stołu, tymczasem Zaar kontynuował swoją opowieść.
- Każdy z nas rodził się pod innym księżycem. W innej jego fazie. Księżyc determinuje nasze życie. Tomek dla przykładu rodził się w czasie pełni. Dlatego przepełnia go gniew. Jest wojownikiem. Jest też naszym przywódcą. Ja jestem kronikarzem. Dbam o to, żeby wszyscy wiedzieli o tym co robimy dobrego. Czarny jest szamanem… ale to mówiłem. Zapalniczka jest sędzią. Rozstrzyga spory. Nie da się jej okłamać - na twarzy Zaara pojawił się pewien grymas, jakby Zapalniczka wiedziała coś, czego wiedzieć nie powinna. Coś kompromitującego ich “kronikarza”?
- I ma na Ciebie haka - mruknęła Żenia ironicznie przechodząc od stołu na sofę. Pochyliła się przy tym nad ramieniem Zaara.
Zmieszał się, po czym szybko ruszył dalej z tematem:
- Tak czy inaczej Czarny powiedział, że ty rodziłaś się w nowiu. Wolisz działanie w cieniu. Twój patronat prowadził cię całe życie. Ukrywałaś się. Zostałaś złodziejką. To nie przypadek.
Brunetka usiadła w rogu sofy i podciągnęła kolana pod brodę przysłuchując się wykładowi.
- Ja nie wiem kim jestem, Zaar. Złodziejka czy nie - dziewczyna rozłożyła ręce - teraz nie wiem. Możesz mi powiedzieć, że byłam indyjską królową. - głupim żartem pokrywała trapiącą ją niepewność.

- W każdym razie w czasie przejścia Czarny będzie ci wszystko objaśniać. Sam rytuał to próby. Próby sprawdzenia się. Będziesz udowadniać swą wartość.
Na koniec westchnął ciężko.
- W skrajnych wypadkach rytuał może trwać kilka miesięcy. Aż wykonasz to czego chcą duchy.
- A miał być tylko Kojot. To ile tych duchów?
Wzruszył ramionami.
- Tego nigdy nie wiadomo. Każdy rytuał przejścia jest inny.
- A jaki był Twój?
- Opowiedzieć stu tysiącom osób o wyczynach naszej watahy - uśmiechnął się szelmowsko puchnąc z dumy.
- No tak… osoba publiczna, kamery… - wyliczała dziewczyna dodając dwa do dwóch - chyba te duchy dość tradycyjne, co?
Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Chyba tak. Zobaczysz. Zresztą po wszystkim musisz mi opowiedzieć o rytuale. Ja zapiszę go w kronice.
Żenia rzuciła w niego poduchą:
- No już… bo mi oczy wypali ten żar od dumy - rzuciła ze śmiechem. Pierwszym od wydarzeń z poprzedniego dnia. - O co chodziło, że duchy się nie myliły? - przypomniała sobie komentarz Czarnego na widok noża.
Zaar zdawał się chwilę myśleć czego dotyczyło pytanie, po chwili zmarszczył brwi i kiwnął głową. Przytakując samemu sobie. Wstał od stołu i usiadł na brzegu kanapy. Na ławie nadal były ułożone rzeczy które miała ze sobą.
- Kiedyś we śnie duch wiatru powiedział Czarnemu, że najmłodsze szczenię w stadzie odnajdzie silny fetysz plemienia Panów Cienia. Wtedy myślał, że to chodzi o Zapalniczkę. Ale nic takiego nie miały miejsca. Później pojawiłaś się ty. Zresztą Czarny ma swoisty kryzys. Normalnie - ściszył głos do konspiracyjnego szeptu i przechylił się w stronę Żenii - pije non stop. Tygodniami nie wychodzi z cugu. Aż do wczoraj. Rano musiałem go cucić, żeby zabrać go do King Crossa, ale później… gdy zobaczył nóż… zmienił się. Chociaż…
Zastanowił się chwilę.
- Nie, to było wcześniej. Gdy cię wyczuł w centrum handlowym. Coś w nim się zmieniło. Ale przy nożu kompletnie wytrzeźwiał.
Kiwanie palca zachęciło Zaara by się przysunął bliżej.
- Wiesz, że mi nic nie mówi połowa tego co powiedziałeś? - spytała równie konspiracyjnym tonem. - Co to jest fetysz? Jakieś seksualne mambo jambo chyba nie, co?
Zaśmiał się przez szept. Z jakiegoś powodu pomyślała, że już to słyszała. Już kiedyś ukrywali przed kimś swoją radość. Przed Czarnym? To był kolejny przebłysk. Jak z Tancerzami. Ale ten był przyjemny. Drugi przebłysk na przestrzeni kwadransa. To dobrze wróżyło. Powoli może wreszcie zacznie odzyskiwać tę pamięć. Tymczasem Zaar zaczął tłumaczenie.
- Niektórzy szamani umieją nakłonić duchy do tego, żeby nawiedziły jakiś przedmiot. Na przykład nóż. Wtedy taki duch służy właścicielowi noża. Różne duchy, różne właściwości zaklętych przedmiotów. Fetyszy. Także przyniosłaś nam czarodziejski nóż.
Ostatnie zdanie powiedział już głośno.
Przedrałowała na czworakach po sofie ku stolikowi i wzięła nóż do ręki.
Obejrzała go na wszystkie strony.
- Jak to niby służy? Jak dżin w bajkach? Trzeba potrzeć i zadziała? Czy jakieś inne magiczne słówko? - ważyła zdobycz w dłoni.
Broń była idealnie wyważona. Świetnie leżała w dłoni. Rękojeść była wyprofilowana do palców. Łuki w różnych kolorach na ostrzu świadczyły o wykonaniu metodą skuwania ze sobą warstw stali o różnym składzie. Na przemian elastycznej i twardej. Wszystko w celu zwiększenia wytrzymałości. Kiedyś tylko najwięksi mistrzowie kowalstwa znali tę metodę. Legendarna damasceńska stal. Choć broń była relatywnie nowa. Albo nigdy nie używana, albo jej właściciel przesadnie dbał o jej stan. I choć Żenię zaskoczyło jak wiele była w stanie wyczytać z noża, to nie wyczuwała żadnego ducha.

Zaar patrzył na nią z uwagą.
- Gdy już połączysz się ze światem duchów sama będziesz wiedziała jak potrzeć tę broń. Albo jakiego słówka użyć. Trudno mi to teraz wyjaśnić. Wiesz, to stanie się naturalne. Jakbym cię zapytał jak to jest pić i jak to robić? Żeby opisać to komuś, kto nigdy niczego nie pił straciłabyś cały dzień. Podczas gdy to takie oczywiste. Wziąć łyk wody i ugasić pragnienie.
- Twoim kolejnym zadaniem od duchów powinno być “nauczanie nowicjuszy” - prychnęła z lekkim fochem zmieszanym z rozbawieniem - A co to Panowie Cienia? - siedząc na podwiniętych nogach bawiła się dla odmiany rękawiczkami.

- Garou od wieków tworzą pewne plemiona. Plemiona mają swoje duchy opiekuńcze. Panowie Cienia to - wahał się szukając słów.
- Cóż, wiele lat liczyła się dla nich przede wszystkim władza. Brali udział w wielu walkach. Nie wahają się przed różnymi zagraniami, żeby osiągnąć swoje cele. Wiesz, myślę, że akurat Czarny by ci coś więcej powiedział. Panów cienia rozpoznasz po tym, że zmienieni w wilka są wielcy i czarni.
Jego mina wyglądała dość głupio, ale chyba chciał zasugerować coś w stylu: “domyśl się z jakiego plemienia jest Czarny”.

- pokaż mi - zażądała zakładając ramiona na piersi - jak wyglądasz - jakoś nie mogła sobie siebie wyobrazić jako kobiecej wersji Czarnego.

Zaar wstał. Ściągnął najpierw koszulkę. Nie był zbytnio umięśniony. Później ściągnął spodnie od piżamy. Stanął tyłem do dziewczyny, więc miała okazję obejrzeć jego pośladki. Stwierdziła, że są dużo ciekawsze niż plecy. Były całkiem zgrabne.

Po chwili jego ciało zaczęło się zmieniać. Włosy zaczęły porastać je coraz gęsciej. Aż musiał się rzucić na ręce, a w zasadzie na łapy. Jego futro było skołtuniałe. Szarordzawe. Aż w końcu zaczął sie kurczyć. Odwrócił się patrząc na nią swoimi oczyma. Wywalił język i dyszał cięzko. Było w nim więcej z psa niż z wilka. I był dużo mniejszy od Czarnego. Choć w ludzkich postaciach różnili się może o dwa centymetry... Jako wilk Zaar nie robił dobrego wrażenia.

Żenia podczołgała się bliżej i usiadła na piętach na przeciwko zipiącego Zaara.
- Trzeba by Cię wyczesać - zagryzła dolną wargę, powstrzymując droczenie się. Wyciągnęła powoli dłoń by pogładzić wilka i podrapać za uchem - No ok. Nie jesteś Panem Cienia.

Z radością zaczął się łasić i nadstawiać ucho do drapania. Nawet polizał wysuniętą rękę. Tymczasem do pokoju wrócił Czarny. Spojrzał na scenę. Uniósł brew, po czym przysiadł przy stole i sięgnął po tableta bez słowa.

Czochrają i drapiąc Zaara, Żenia przyjrzała się się jego oczom. Wyglądały na całkiem… psie. Zaintrygowana zwróciła się do Czarnego:
- Ja też tak mogę? Czy muszę najpierw to przejście załatwić?

Czarny wstał od stołu. Niósł do niej tableta. Na ekranie był otwarty jakiś lokalny portal informacyjny:
“Strzelanina na Sołaczu” - głosił tytuł. Jakże wymowny i przyciągający uwagę. Zwłaszcza, że padł jeden strzał. Później krótka historia o pościgu ukraińskiej imigrantki. Strzałach i nieudolności policji.

W tym czasie Zaar wrócił do ludzkiej postaci. Wciągnął spodnie i czytał wiadomości przez ramię.
- Słowem nie napisali, że masz podwójne obywatelstwo. Dom w Polsce. No ale tak, to zniszczyłoby wizję niebezpiecznej imigrantki. Manipulacja mediami jest straszna. Chodź, ubierz się. Pojedziemy gdzieś, gdzie będziesz mogła odnaleźć swojego wilka.

Dobry humor dziewczyny prysnął. Bezsilność i poczucie zagubienia powróciło. Westchnęła próbując odgonić złość.

Czarny sięgnął po “magiczny nóż” i podał go Żeni.
- Opiekuj się nim, a może się odwdzięczy.
Sam nóż był bardzo nieporęczny. Nie miał żadnej pochwy do której mogłaby schować ostrze.

-Ja?! - zdziwiła się szczerze - Przecież to Ty jesteś szamanem od duchów. Trzymała nóż w dłoni nie wiedząc co z nim w zasadzie zrobić.

- “Szaman od duchów” - powtórzył jakby napawając się brzmieniem. Jednak nie odpowiedział na jej pytanie. Zamiast tego poszedł zakładać płaszcz. W końcu już z korytarza odezwał się:
- Może ty będziesz “złodziejką od noży”?

Wskakująca w legginsy Żenia zatoczyła się lekko, łapiąc równowagę. Czarny miał poczucie humoru? Zachichotała pod nosem.
- Na to, że jestem złodziejką mam wasze słowo. Na to, że jesteś specem od duchów - wciskana przez głowę podkoszulka stłumiła ostatnie słowa - mam słowo noża i Kojota!

Przed dłuższą chwilę kombinowała co zrobić z nożem. W końcu wrzuciła go do plecaka.

- Do zmiany trzeba być gołym? - przypomniała sobie wgapiając się w zgrabny tyłeczek Zaara.

- Nie. Ale mało co wytrzyma przyrost masy mięśniowej - powiedział przebierajacy się Zaar.

Wspomnienie bluzy. Luźniej. Prawie do kolan. Szerokie rękawy. To co miała na sobie gdy się obudziła nie było przypadkiem….

- Ubierz coś, w czym będziesz się dobrze czuć. Postaramy się coś zrobić z ubraniami, żebyś nie biegała nago po lesie - powiedział Czarny.

- W filmach wilkołaki zawsze biegają po lesie przy pełni. I wygląda to boleśnie. Was boli?

- Nie. Na szczęście do pełni daleko.
 
corax jest offline  
Stary 08-11-2017, 19:06   #15
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po chwili byli już na parkingu. Kolejna Hybrydowa Toyota. Tym razem Auris. Zaar już miał siadać na miejsce kierowcy, gdy po Czarny mu powiedział:
- A może pokaż jej Hondę? Może sobie coś przypomni?
Zaar się skrzywił, zamknął auto i ruszyli spacerem wzdłuż sąsiedniego bloku. W końcu podszedł do starych garaży. Trzydzieści lat temu gdy projektowano to osiedle twórcy założyli, że na każde cztery rodziny będzie przypadać samochód. Teraz na jedno mieszkania często przypadały dwa auta. O miejsca parkingowe było trudno. Tymczasem Zaar nie trzymał swojego samochodu w garażu. Po chwili okazało się dlaczego. Garaż był pełen różnego rodzaju sprzętu, a miejsce samochodu zajmowały dwa motocykle. Jednym z nich była Honda, którą wyprowadził.


- Jest twoja. Parkujesz u mnie. Czasem potrzebowałaś jej na akcje. Jest zarejestrowana na jakiegoś inwalidę w Toruniu. W razie gdyby było potrzebne alibi.
“Panie władzo, jestem od sześciu lat przykuty do wózka, naprawdę myśli pan, że na tym zdjęciu właśnie ja jadę dwieście na godzinę w terenie zabudowanym?” - powiedział parodiując jakiś głos. Jedź za nami. Powoli. W samochodzie jest kurtka. Zaraz ci ją oddam.

“Jakim cudem ich … nas jeszcze nie namierzyli?” - zadziwiona Kowalska obchodziła motocykl dokoła. - “Widoczni są jak jaja psa w ciemnej ulicy”
Czemu jej umysł podsyła te wszystkie skojarzenia? Wzruszyła ramionami. Nie chciała już więcej się nad tym zastanawiać.

Wsiadła na motor, pieszczotliwie przesuwając po nim dłońmi.
Odpalenie silnika było odruchowe. Przyjemne wibracje przeniknęły jej ciało, gdy czekała na kurtkę od Zaara.

Czarny tymczasem wziął drugi motocykl. Gdy Żenia podjechała do białej Toyoty Zaar podał jej kurtkę pilotkę ozdobioną futerkiem przy kołnierzu.

- Dobrze, Zaar, pojadę wolno za wami - przyjęła ją i grzecznym tonem przeczącym błyskowi w jej oczach powtórzyła słowa kronikarza. Wyszczerzyła się na koniec. Po chwili ruszyli. Kierowali się na zachód. Żenia została za autem Zaara jakieś trzydzieści sekund. Czarny też znał trasę, a radził sobie na swoim motocyklu nieporównywalnie lepiej z mijanymi korkami. Po chwili byli już na trasie 92 wylatując z Poznania. Gdy zjeżdżali na drogę S5 w lusterku nie było już widać białej Toyoty.

Utknąwszy między Czarnym a Zaarem zaginionym w korku, Żenia czuła się nieco rozdarta.
Zamrugała światłami Szamanowi i skręciła na najbliższy zjazd z drogi szybkiego ruchu.
“Bez sensu… Zaar tłucze się tym wielkim gratem. Mógł jechać z którymś z nas. Byłoby o wiele szybciej.”

Czarny zobaczył sygnał w lusterku. Dojeżdżali do zjazdu, toteż zwolnił znacząco. Po chwili zjeżdżał. Powitały ich drewniane zabudowania MOPu Wagowo.

- Tak podróżować to się pokichać można - zaburczała Żenia marudnie do podjeżdżającego Szamana od duchów.

Spojrzał na nią zaskoczony przez uniesioną szybkę kasku.
- Za szybko?
- Nie - roześmiała się na widok jego miny - Ty dobrze. To Zaar się wlecze. Ja nie wiem którego się trzymać.
- Wolałaś stać w korku? On wie dokąd jechać, a my i tak na miejscu musimy coś jeszcze zrobić. - Powiedział enigmatycznie jak na szamana przystało.
- Nie wolałam. Miałam jechać za wami. - westchnęła i machnęła dłonią - Jak Zaar wie dokąd jechać to ruszajmy. Zrobić to coś.

Czarny opuścił szybkę i ruszył. Jechali może jeszcze 10 minut. Na kolejnym zjeździe pokonali małe rondo i dużo gorszą trasą jechali przez las. W końcu Czarny skręcił na jeden z parkingów. Zdjął kask, zablokował motocykl i czekał aż to samo zrobi dziewczyna.

- Gotowa na spacer? - zapytał w końcu.
- Z Tobą zawsze - zażartowała nieco speszona brunetka, poprawiając szeleczki plecaka. Trzymała się blisko Czarnego.
Chwilę szli wąską ścieżką. Miejscami prawie niewidoczną. W końcu dotarli na polanę. W zasadzie polana nie wyróżniała się niczym, poza sporym kamieniem na środku.

- Masz dziś dużo szczęścia. Mamy nów. Powinniśmy czekać do zachodu słońca, ale po zachodzie będziemy prowadzić kolejny rytuał.
Odwrócił się do niej plecami i spod płaszcza wyciągnął jakieś zawiniątko. Rozwinął je i chwilę wybierał jakieś rzeczy z dużą uwagą. Żenia zerkała mu przez ramię. Zawiniątko skrywało pęki ziół i inne przedmioty. Kolorowe pióra. Jakieś kostki. Kamyki z wyrytymi symbolami. Czyżby przenośny zestaw szamana?

Czarny zwinął kilka pęków ziół i sięgnął po zapalniczkę. Podpalił zwitek, po czym natychmiast zgasił. Odwrócił się z dymiącymi ziołami. Zapach był bardzo intensywny. Wżerał się do jej nozdrzy.
- Uklęknij, proszę.

Chociaż poprosił, to czuła, że było w tym coś z rozkazu.
Rozejrzała się szybko w prawo i w lewo. Głupio czuła się w środku lasu, z Czarnym palącym jakieś śmierdzące zielsko. Marszcząc nos i krzywiąc się lekko posłuchała go niechętnie. Poczuła się zdecydowanie bardziej głupio. Mruknęła coś pod nosem i zakręciła w miejscu strzelając oczyma na boki.
Czarny zaczął szybko szeptać pod nosem niezrozumiałe słowa. Po czym zaczął chodzić wokół niej w kółko. Tym razem miała na sobie chociaż coś więcej niż samo prześcieradło, co nieco zmniejszało uczucie zażenowania. W końcu po kilku cyklach “okadzania” dziewczyny dymiącymi ziołami zatrzymał się i przyklęknął na przeciwko niej. Uniósł zwitek do ust i dmuchnął mocno. Żenia poczuła jak spowija ją fala gorąca, po czym padła na plecy. Kręciło jej się w głowie.

- Możesz wstać. Teraz wezwiemy twojego wilka.
Powiedział zwijając swoje skarby i ponownie upychając je pod płaszcz.
- Pewnie proszą Cię o to na imprezach - wymamrotała dziewczyna zbierając się z leśnej polany powolnymi ruchami. Czemu jej głowa stała się centrum jej wszechświata przez ostatnie dwa dni? - Wilka… aha… a jak? - zamrugała ponownie by skupić wzrok na jej opiekunie.
- Zamknij oczy. Pomyśl o tym gdzie jesteś. Pomyśl o tym, że jesteś wilkiem. Pomyśl jak czerpać z tego siłę.

Po chwili wstał i odsunął się od niej. Czyżby robił miejsce na to, żeby przyjęła formę bestii?
- Każdy Garou posiada pięć form. Pierwsza to ta w jakiej się urodziłaś. Nazywamy ją Homid. Jeżeli stracisz przytomność, to właśnie do niej wrócisz. Jeżeli przywołasz do siebie siłę wilka, to możesz zwiększyć możliwości swojego ciała. Możesz stać się Glabro. Będziesz większa niż w ludzkiej formie. Pomyśl o tym. Skup się na czerpaniu siły ze swojego wilka.

Powiedział to i czekał.

Nie wiedziała czy Żenia była cierpliwa. Ona sama nie czuła w sobie grama spokoju jakim emanował Czarny.

“Skup się na czerpaniu siły ze swojego wilka”.
Jak?
Westchnęła jakby jej kazał robić coś niesamowicie trudnego.
Zamknęła oczy.
Skupiła się choć tak naprawdę przez jej myśli przebiegało stado mrówek, każda z nich niosąca inny kawałek jej zmartwień i obaw.
“Siła wilka”
“Siła wilka”
“Siła wilka”
“A może Czarny i ten Kojot się pomylili?” - zadumała się nie czując żadnych zmian - “ Może wcale nie jestem wilkołakiem. Rany jak to brzmi. Już wiem, czemu wolą Garou”.

Westchnęła znowu.

“Siła wilka, siła wilka”

- To chyba nie działa - mruknęła odmykając jedno, zaciśnięte oko.

Czarny najwidoczniej zrobił się niższy, bo dorównywała mu wzrostem. Choć nie… przewyższała odrobinkę. Ale jak? Spojrzała na swoje dłonie i ręce. Z jednej strony wydawało się jej, że są większe. Z drugiej zaś rękawy kurtki sięgały do nadgarstków. Legginsy wcale nie opinały się jakoś bardziej.
- Dobrze. Glabro nie myśli tak jak człowiek. Choć może to złe słowo. Myśli może i tak samo, ale przypomina bardziej neandertalczyka. Możesz mieć problemy z dogadaniem się z innymi ludźmi. Nie jest to jakieś problematyczne mocno, bo zazwyczaj nie będziesz w tej formie dyskutować z ludźmi.

Czarny wyjął nóż. Krótki sprężynowiec przywodzący na myśl filmy gangsterskie.
- Wołaj swojego wilka. Jest już blisko. Znacznie bliżej niż przed chwilą. Pomyśl jak wyjesz w lesie.

Zamiast wycia i wołania z ust dziewczyny dobiegł chichocik. Zrazu zduszony, potem nieco głośniejszy.
“Jeśli jest, to musi się zwijać ze śmiechu”.

- Ty też myślisz o wyciu w lesie za każdym razem? - poprzez rozbawienie zdołała zapytać Czarnego.
- Nie. - Odpowiedział szczerze zimnym głosem.
- Mhm.
- O rozszarpywaniu gardeł. Myślę jak to będzie rozszarpać komuś gardło. - Powiedział w końcu, a Żenii wydał się bardziej przerażający niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet bardziej niż wtedy gdy będąc bestią warczał na nią w salonie.
- Hm. - skrzywiła się dziewczyna cofając się kilka kroków po to by przesunąć się do szamana na nowo - Dużo rozszarpałeś? - spytała z iskrą ciekawości.
- Tyle, ile musiałem. Wilka możesz wezwać też gniewem.

Bez ostrzeżenia zamachnął się szeroko sprężynowcem.
Nóż przeleciał ostrzem po gardle dziewczyny. Wyraźnie poczuła to. Poczuła jak próbuje podciąć jej gardło. Dotyk zimnej stali ustąpił równie szybko jak się pojawił.

Próbował ją zabić? Po tym wszystkim? Zabrali jej pamięć, ścigała ją policja, a teraz wywieźli do lasu i chcieli zamordować. Poczuła jak gniew napływa do jej ciała.

Wyszczerzone białe kły wystające spomiędzy czarnych warg uchyliły się jedynie na tyle by pozwolić uciec gardłowemu warkotowi. Płasko położone uszy, nastroszone futro wielkiej jak cielę wadery, wściekłość zmieszana ze strachem i zwierzęcym brakiem zaufania widoczna w ślepiach…



Ciemna smuga rzuciła się błyskawicznie na atakującego szamana. Zatopiła kły w gardle Czarnego. Zaczęła rzucać głową wkoło, zaciskając szczękę aż do bólu. Bezwładne ciało mniejszego od niej mężczyzny latało w różnych kierunkach. Głowa nie wytrzymała odrywając się od ciała...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 09-11-2017 o 11:11.
corax jest offline  
Stary 09-11-2017, 10:15   #16
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
W koło rozległo się głośne, powolne klaskanie. Skołowana wilczyca rozglądała się. Na kamieniu za nią siedział Czarny. Poły jego płaszcza zwisały swobodnie na monolicie.
- Brawo. Odkryłaś w sobie wilka. Czujesz to prawda? Czujesz w sobie ten dziki instynkt?
Czuła. Niby nadal miała świadomość człowieka, ale teraz świat był bogatszy. Mimo tego, że mieli kilka metrów przestrzeni między sobą, to czuła, że Czarny pachnie ziołami i alkoholem. Ten tak pachnie. Tamten którego rozszarpała nie pachniał. Iluzja?

- Nie musisz się zmieniać cała. Możesz wziąć z wilka to co akurat potrzebujesz - Czarny odwrócił się profilem a jego ucho urosło, pokryło się futrem i zrobiło się szpiczaste.
- Zaar się zbliża. Jest głośny jak słoń.

Rzeczywiście. Słyszała, że nadchodził. Czuła zapach mieszkania, w którym spała. Czuła tosty i sadzone jajka. Czuła zapach jego skóry. Znajomy. Tak bardzo znajomy. W pierwszej chwili jej to nie zdziwiło, przecież byli przyjaciółmi. Dopiero po sekundzie uderzył ją fakt, że w obecności Zaara nie zmieniała się w wilczycę. Nie wiedziała nawet, że może. W takim razie przy jakiej okazji poznała jego zapach tak dokładnie?

- Zmień się w ostatnią formę. Wilka. Poznaj swoje ciało. Poznaj okolicę. I uważaj na plecak.

Faktycznie wilczyca miała swój plecak. Szelki dopasowały się do nowego ciała. Czyli nie musiała być kompletnie naga. Czy o to chodziło z paleniem trawy przez Czarnego? Na swoich tylnych łapach dojrzała dwa pasy białej sierści. Czyżby wzór z jej butów? Wszystko się stopiło. Połączyło z jej skórą i sierścią. A plecak został. Ciekawe czy Czarny myślał, że plecak Wilkowi może się przydać, czy raczej chciał ją ośmieszyć? Choć ciężko jest posądzać go o posiadanie poczucia humoru.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-11-2017, 14:56   #17
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Gdy skończyła szaleńczą bieganinę po lesie, w czasie której kilkukrotnie zdarzało jej się potknąć, było już południe. Chodzenie na czterech łapach nie było dla niej naturalne. Potrzebowała nieco czasu, żeby przywyknąć.

Przy kamieniu siedzieli Zaar i Czarny. Pierwszy wpatrzony w tableta, w ciemnych okularach ze słuchawką bluetooth w uchu. Ten drugi ze skrzyżowanymi nogami. Miał przymknięte oczy. Medytował?

Żenię zastanawiało jak zrobił to, że nagle zniknął i pojawił się za nią bez śladów po jej zębach. Jak oszukał ją fantomem? Znał magię, to nie ulegało wątpliwości.

Przyczłapała się do nich z wywalonym językiem i przysiadła przekrzywiając łeb.
- Gdy wzejdzie księżyc rozpoczniemy rytuał przejścia. Zostały jeszcze niecałe dwie godziny. - powiedział Czarny nie otwierając oczy. Jego towarzysz zaś nie oderwał wzroku od tabletu. Minę miał skupioną.

Uwaliła się obok niego wciskając mu łeb pod łokieć domagając się uwagi. Szczeknęła cienko przekrzywiając czarną łepetynę.

Zaar poczochrał ją między uszami i położył dłoń na głowie, gdy kładła mu pysk na udzie. Cały czas drapał, trzymając w drugiej dłoni tablet. Czytał maila. Długiego. Rzuciła okiem na wiadomość. Blok tekstu z adresu leo24. Wyłapywała pojedyncze słowa. Chyba chodziło informatora.
Przymknęła ślepia i poddała się pieszczocie. Burczenie w brzuchu jednak przerwało sielankę. Parsknęła i podeszła do Czarnego trącając go pyskiem. Zębami pociągnęła za rękaw płaszcza.

Gdy nie zareagował wspięła się łapami na ramiona i skubnęła ucho. Nudziła się i była głodna. Tosty z jajkiem były od dawna wspomnieniem.

- Cierpliwość jest cnotą. Wróć do ludzkiej postaci, bo nie mogę się skupić jak merdasz mi tym plecakiem. - Czarny nie okazał tyle czułości co Zaar. Role przyjaciela i nauczyciela zdawały się być obsadzone i nie pokrywały się ze sobą.
- Za chwilę przyjdzie Tomek. Zobaczymy jak pójdzie ci walka. Ciekawi mnie też jak strzelasz i kto dostał dwie brakujące kulki z glocka. - wtrącił Zaar chowając tablet do pokrowca.

Nie chciała wracać do ludzkiej postaci. Było jej dobrze w skórze wilka. Wszystkie problemy stały się jakby mniej ważne i nie dotyczyły jej aż tak bardzo.
Prychnęła ostentacyjnie i szurnęła w las. Niech się sami bawią z Tomkiem na głodniaka.
Słuchanie podstawowych instynktów było o wiele zabawniejsze niż jakieś walki i strzelaniny.
Wadera gnała przed siebie co jakiś czas przystając nadsłuchując i węsząc.

Z łatwością wyczuła małego zagubionego zająca. Był niedaleko.

Gnana instynktem i głodem ruszyła na polowanie. Skradała się i podchodziła zwierzę ostrożnie choć z mocno bijącym sercem. Pozwoliła swemu wilkowi prowadzić się i zaspokoić podstawową potrzebę: polowania i zaspokojenia głodu.

Surowe mięso było tak naturalnym posiłkiem. Gdyby o tym rozmyślała, nie mogłaby się temu nadziwić. Ale nie rozmyślała. Zaspokajała głód. Nie miała ochoty na jakieś durne bójki. Toteż krążyła po lesie jeszcze chwilę. Wyczuła Tomka. Naładowany testosteronem małomówny brutal. Nie mogła się nadziwić dlaczego to Zaar nie jest ich przywódcą. A jednak.

Po chwili przyjechała też Zapalniczka. Narobiła hałasu swoim Enduro, bo podjechała pod samą polanę. Czas uciekał i wszyscy szykowali się do rytuału. Czarny układał kępki ziół i podpalał. Jej wilczy nos wyczuwał je z daleka, a po podpaleniu zapach niemal wdzierał się do jej umysłu.

- Chodź. Już czas - usłyszała w swojej głowie Czarnego.

W umyśle wadery wybuchł lekki bunt. Nie lubiła się podporządkowywać. Wspomnienie Tancerzy jednak przekonało ją, że jednak warto posłuchać. Potruchtała ze zwieszonym łbem i podwiniętym ogonem w stronę ich obozowiska.

Gdy się zbliżyła Burak powitał ją wyraźnym wyrzutem na twarzy. Bardzo chciał sprawdzić jej wartość bojową. Zaśmiała się w duchu myśląc o tym, że nie spełnia jego zachcianek. Zamiast tego otarła się lekko o jego nogę, ni to znacząc go i zostawiając na nogawce swój zapach i nieco wilgoci zebranej z roślin, ni to popychając. Można było odczytać to dwojako.

Zapalniczka uśmiechnęła się do niej, a czarna wilczyca w odpowiedzi pomerdała lekko ogonem. Dziewczyna zdawała się być naprawdę sympatyczna. Żenia prawie pożałowała rozbicia jej na głowie laptopa.
Czarny na wyciągniętej dłoni trzymał jakieś mazidło o zapachu jagód, bzu i innych ziół.

Szaman pochylił się. Umoczył dwa palce w dziwnej substancji i przeciągnął po pysku wilczycy. Po chwili dwa pasy znaczyły jej pysk od czubka nosa aż pod oczy. Szaman przykląkł i szeptał nieustannie inkantacje. Wszyscy wkoło niej również to zrobili. Szybko zorientowała się, że zajmują miejsca zgodne z kierunkami świata. Zamknęli oczy.

Czarny już z zamkniętymi oczyma wymalował sobie podobny wzór przy użyciu palców na twarzy. Rozbawienie Żenii sięgało zenitu. Nie wytrzymała gdy dziwna “farba” dotarła do Buraka. Zamerdała radośnie ogonem i wyszczerzyła kły.

Nagle coś przewróciło się w jej żołądku. Czyżby królik? Była pewna, że zwymiotuje. Ale nic takiego nie miało miejsca. Wilczy żołądek okazał się silny. Z pewnością silniejszy niż jej ludzki, wtedy w McDonaldzie. Znów rozbawienie… surowe mięso z wnętrznościami i kawałkami futra musi być zdrowsze niż Big Mac.

Las wydawał się większy. Zapachy się rozlały. Zioła zdawały się słabnąć. Księżyc był dużo większy. Księżyc w nowiu. A ona jest wilkołakiem. Ktoś zabrał jej pamięć. Ktoś z jakiegoś powodu się nad nią pastwi. Przeszyła ja fala gniewu. Furii niemal, jak wtedy gdy Czarny wyciągnął nóż.

- Chodź - powiedział Czarny. Jego głos był inny. Nieludzki. I tak też wyglądął. Był ogromną bestią. Tą samą, którą widziała dwa dni temu w mieszkaniu Zaara. Ale tym razem miał na sobie płaszcz.

Ruszył w las ścieżką, która była lekko popruszona srebrem. Z jakiegoś powodu Żenia pomyślała, że ów srebrny pył spadł z księżyca.

Nagle doszli na kraj ścieżki ale nie było tam parkingu na którym stała Toyota i ich motocykle. Zamiast tego stała nad przepaścią, nad którą unosiły się w powietrzu skalne wyspy różnych rozmiarów. Szaman nie zatrzymywał się. Skakał po nich z gracją kozicy górskiej, a płaszcz unosił się i opadał.

Wadera znowu wydała z siebie cichy szczekot, który do złudzenia przypominał śmiech. Żenia mogłaby przysiąc, że całość wygląda jak jedna z przygód Mario Bros. W jej umyśle zatańczyły muchomory. Spojrzała w dół i zmieniła zdanie. To wcale nie wyglądało jak gierka. Może raczej jak Matrix…

Cofnęła się i nabrała rozpędu oddając kontrolę wilczemu ciału.

Skoczyła.
 
corax jest offline  
Stary 14-11-2017, 21:38   #18
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wilczyca skakała po kolejnych skałach. Z jednej strony czuła się zręczniejsza i szybsza w nowym ciele. Skoki były łatwiejsze.

Z drugiej strony nowe ciało było inaczej zbudowane. Cztery łapy… poruszanie się było inne.
Toteż kilkukrotnie wspaniałe skoki kończyła padając na pysk.

W końcu znalazła się na wielkiej płaskiej skale. Miała może sześć czy siedem metrów średnicy. Na środku sterczał cokół. A na cokole siedziała… wrona? Kruk?

Czarny coś mówił do zwierzęcia, jednak Żenia niczego nie rozumiała.
Ptak wygiął łeb i mierzył wilczycę wzrokiem. Zakrakał wzniośle.

- Mówi, żeś nieczysta. Masz w sobie nasienie zła. Jest poza czasem i nie wie czy już dokonałaś, czy dokonasz okropnych rzeczy, ale piętno jest silne.

Ptak zamachał skrzydłami, a wokół cokołu buchnęły płomienie. Ptak jednak nie płonął.
- Jednak czuje w tobie krew burzowych wron. I odmówić testu ci nie może. Zada ci jedno pytanie. Jako żeś Ragabash, to pytać będzie o oszusta i złodzieja.

Ptak zamilkł na moment, a czarny kontynuował. Ton mu się nieco zmienił. Coś dorzucał od siebie?
- Ragabash, to określenie wilkołaków urodzonych pod patronatem księżyca w nowiu. Wierzymy, że tacy jak ty żyją w cieniu, wykazują się sprytem i wolą podstęp od walki. Oszuści i złodzieje.
Wyszczerzył zęby, które choć miały być uśmiechem, to w paszczy ogromnego wilkołaka wywoływały strach.


Płomienna wrona znów zakrakała, a Czarny przełożył to na zrozumiały język.
- Ragabash został skazany przez Filodoksa na śmierć. Filodoks to sędzia, rozjemca. Filodoks rzekł: “Możesz rzec ostatnie zdanie, jeśli rzekniesz kłamstwo to zostaniesz powieszony. Jeśli rzekniesz prawdę, to zostaniesz ścięty.” Ragabash odpowiedział. Filodoks zaś, uwolnił go, gdyż nic innego zrobić nie mógł. Cóż powiedział Ragabash?

Czarny odrzucił płaszcz do tyłu, ukląkł i przysiadł na swoich piętach.
- Dobrze się zastanów nad odpowiedzią.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-11-2017, 09:07   #19
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Wilczyca nie była pewna jak mają się porozumiewać.
Miast zastanawiać się nad zagadką, rozkminiała kwestię powrotu do postaci pozwalającej na komunikację. Przekrzywiała łeb z prawa na lewo, nadstawiała uszu przenosiła ciężar z łapy na łapę by znaleźć rozwiązanie. W końcu wróciła do formy ludzkiej i klapnęła ciężko. Przez chwilę kręciła głową otrząsając się z natłoku wrażeń.
Mlasnęła i spojrzała raz jeszcze na wrono-kruka i kolejno na Czarnego:

- Jeśli powiesz prawdę to zostaniesz ścięty, jeśli kłamstwo zostaniesz powieszony. Hm hm hm… - przyglądała się swoim paznokciom i dłoniom tak różnym od łap wadery - No to ten Ragash powiedział “Zostanę powieszony.” - uśmiechnęła się jakoś nieśmiało przypatrując się czarnej bestii w płaszczu.

Czarny pokiwał z uznaniem. Po chwili szwaszczącą mową coś przekazał płonącej wronie. Ptak wzbił się w powietrze, a potem przysiadł na ramieniu Żeni. Zaskrzeczał wprost do ucha coś niezrozumiałego.
Dziewczyna wzdrygnęła się i pokręciła głową by pozbyć się dzwonienia w uchu.
- Ognista wrona powiedziała, że Twój umysł jest ostry jak brzytwa. Jesteś esencją księżyca w nowiu. Jesteś jej córką. I Żmij w tobie tkwi. Wrona tego jeszcze nie wie, ale dzisiejszy dzień będzie albo błogosławiony, albo przeklęty dla naszego plemienia.

Kolejny “okrzyk” wrony wdarł się płomieniami do wnętrza ciała dziewczyny. Otworzyła usta do krzyku ale na moment straciła oddech jakby dusząc się i padła na ziemię.

Gdy otworzyła na nowo oczy, dysząc jak po przebiegnięciu maratonu, nad nią stał śmiejący się Czarny. Przepełniał ją gorąc i żar, miała wrażenie, że płonie.
- Masz nowe imię, Córko Ognistej Wrony. Otrzymałaś też dar. Żeby wiedzieć jaki, musisz zagłębić się w siebie.

“Ile razy mam się tak zagłębiać” szamotnęła się, zipiąc ciężko. Czuła jak płomień w płucach łączy się z jej ciałem. O dziwo, wrażenie samopalenia ustępowało z wolna i Żenia czuła, że staje się silniejsza. Podskórnie wyczuwała, że umie już łapać szepty. Nie do końca rozumiała jak, ale wiedziała, że to umie.

-Wstawaj - powiedziała czarna bestia okryta płaszczem. - To dopiero początek naszej podróży - bez wysiłku podniósł ją z ziemi i ruszył pewnym krokiem ku krawędzi skały. Odbił się sprężyście i… rzucił w przepaść.

Żenia, czy też Córka Ognistej Wrony zaczęła machać rękami, a potem przylgnęła ciasno do wielkiego potwora przez którego leciała w dół. Skały oddalały się od niej coraz szybciej.
Niespodzianie spadanie ustało, a gdy Czarny wypuścił ją z ramion i postawił, zarobił walnięciem we włochatą klatę:
- Oszalałeś?!?! - nim skończyła go ochrzaniać dostrzegła, że wokół unosiła się dziwna mgła. Zakrywała wszystko poniżej kolan.

Przed nimi stała cienista postać. Jakiś szlachcic przy kości jak ze starych obrazów. Ubrany był w coś podobnego do zdobionej sukni, przewiązane zdobionym pasem. Przy pasie zwisał zakrzywiony miecz czy raczej szabla.

- O ile się nie pomyliłem, to jakiś twój przodek - powiedział Czarny.

O czym mogła rozmawiać z przodkiem? Przecież nie pamiętała zeszłego tygodnia, a co dopiero drzewo genealogiczne?

- Слава Україні! - Żenia spojrzała na Czarnego jak na świra, po czym zdecydowała, że bez sensu ochrzaniać wzrokiem kogoś kto zapewne takich spojrzeń doświadczał na pęczki. Miast tego przyglądała się szlachcicowi powtarzając powitanie jakby ten był głuchy - Слава Україні!!

Przodek splunął. Wsunął prawy kciuk za pas. Lewą dłoń położył na rękojeści szabli.
- Героям слава! - Odpowiedział w końcu.
- Яке ваше ім'я? - zapytał tonem pełnym pogardy.
- Женька - odparła bunetka marszcząc brwi i spoglądając na miejsce, gdzie szlachcic splunął - Żeńka Bondar. A Was jako wołają, hm?
- Iwan Wyhowski. Herbu Awdaniec. Jeśliś to prawda, zali tyś krew z krwi mego pra pra wnuka? - Mierzył uważnie swym spojrzeniem dziewczynę.
Ta zaś rozłożyła ręce:
- Nie wiem. Nie pamiętam nic ponad ostatni dzień. Gdy ten szaman mnie ze swym towarzyszem znalazł.
Wskazując na miejsce w jakim stał Czarny zauważyła, że nie ma śladu po bestii w płaszczu. Nikogo z nimi nie było.
- Co u diaska?! - odwróciła się gwałtownie - Gdzież on polazł? - wkurzona spojrzała bykiem na Iwana. - Świetnie! - westchnęła ciężko. - Ten co zniknął, to był właśnie on…- sposępniala.
- Żenia, Żenia… przeca ty już nie podlotek. Tedy nie możesz oglądać się za innymi wilczarzami. Przeto my szlachta. Dumni.
Dotknął jej podbródka i zadarł nieco do góry.
- Musisz być dumna. Pamiętać to co ludzkie. Pamiętać o swych przodkach. Tedy powiedz, co ty Żenia umiesz? Przodujesz w czym? Chwałę rodzinie przyniesiesz? - w jego tonie cały czas było jakieś oskarżenie. Wyrzut. Skryte oczekiwania… z jakiegoś powodu Żenia pomyślała o swoim ojcu. Choć nie pamiętała go ani trochę.
- Nie wiem, nie pamiętam. Podobno złodziejką jestem. A od wczoraj wiem, żem wilkołak. - wpatrywała się w oczy przodka, którego znać nie mogła - Złodziej raczej mało chwalebny fach. Możesz sprawdzić czy to prawda? Kto mi zabrał wspomnienia?
- Kurwie syny… z kimże się chędożyć musieli, że z krwi Awdańców taką wodę zrobili…
Wyraźnie nie zadowoliła go odpowiedź dziewczyny.
- Wilkołak… srołak. Szlachta Zaporska, tym byliśmy. A teraz co? Złodziejstwo - westchnął ciężko. - Tedy prawisz, złodziejkę okradli. Ze wspomnień. Może i prawda. Tedy ja już nie jestem częścią waszego świata, to i skąd mnie wiedzieć? Chyba, że tu ktoś wiesci przyniesie.
Zadarł brodę wysoko, odwrócił się na pięcie i maszerując spokojnym krokiem rzekł
- Tedy jakżeś złodziejka, to co byś była w stanie ukraść?
Żeńka roześmiała się:
- Białe buty i cześć policji - zachichotała pod nosem - motor…
- Buty powiadasz - zaczął gładzić swój wąs zawijając końcówkę wokół palca. Czynność tę powtórzył kilkakrotnie mlaskając przy tym od czasu do czasu. Myślał. I najwyraźniej go to męczyło.
- Tyle zabrałam wczoraj. - po czym jakby sobie przypomniawszy zdjęła plecak - O! I to. - rozsznurowała troki i wyciągnęła nóż, który wprawiał Czarnego w jakiś dziwny stan. - To podobno bardzo cenne. Fetysz. - rzuciła Iwanowi dumnie. W końcu coś pamiętała.
- Tedy jak buty kradniesz, to przynieś mi czerwone buty Tatara - zaśmiał się Iwan, jakby dowcip wybornie mu się udał. - Tak. Ukradnij i przynieś mi, tedy zobaczymy cożeś warta. Żebym ja tak mógł zobaczyć Tuhaj Beja na bosaka.
Śmiał się w głos.
- A on i tu z Wami? - zdziwiła się Żenia. To musiało być przekichane miejsce.
- Co? Nie… skądże mam wiedzieć gdzie on jest? Przeca jakbym wiedział, to bym mu w pysk zdzielił. Za tę niewolę. Hańba. Obraz mi przynieś. Matejki. Chmielnicki z Tuhaj Bejem. Idź już. Co byś przed pełnią zdążyła. Teraz idźij, czasu nie trwoń. A ja popytam o tę pamięć, co to ją skradli.
Iwan zaczął się rozpływać w powietrzu i stapiać z otaczającą ich mgłą.


*

Po jakichś piętnastu minutach poczuła coś ocierajace się o jej nogi. Z mgły wyłonił się czarny, który po chwili zmienił się w ogromnego wilka. Zaraz po tym stanął na tylnych łapach, a z jego gęstego futra wyłonił się płaszcz.
- Jak poszło z przodkiem?
- Gdzieś polazł? - burknęła zirytowana i pokichana z niepewności Żenia - Jak poszło, jak poszło. Nijak. Obrazek chce dostać. Co teraz? - mimo nabzdyczenia przysunęła się bliżej Czarnego. Nie chciała ryzykować, że znowu ją zostawi.
- To twoja wędrówka - powiedział warkliwym głosem. - Przodkowie bywają dziwni. Nie martw się. Masz mu ten obraz namalować?
- coś w tym stylu - Dziewczyna trzymała się blisko szamana - gdzie my w ogóle jesteśmy?
- To jeden z światów pomniejszych na granicy głębokiej Umbry i Świata Eterycznego - Czarny powiedział to tonem jakim mówi się: „na skrzyżowaniu Piątkowskiej i Wyłomu”. Jednak zauważył zdziwienie na twarzy dziewczyny.
- Eh. Wiesz, że wychowałaś się w rodzinie wilkołaków? - Żenia pokręciła przecząco głową z mrocznym wyrazem twarzy - Wiedziałaś to wszystko w wieku dwunastu, no może piętnastu lat. Teraz ja muszę ci powtarzać oczywistości.

Objął ją przyjacielskim gestem. Niemal ojcowskim. Zaskoczył tym dziewczynę całkowicie. Zerknęła w górę jakby oczekując odepchnięcia lecz Czarny ruszył powolnym krokiem… w zasadzie nie wiadomo dokąd, bo wszystko wokół wyglądało identycznie.

- Jesteśmy dwojakiej natury. Niby ludzie, a jednak wilki. Ale to nie wszystko. Widzisz Córko Ognistej Wrony, należymy do świata materialnego w równej części co do świata duchów. A świat duchów to w zasadzie taki Wieloświat. Jest tu nieskończona ilość miejsc, które są odbiciem różnych rzeczy. I tak najpierw przeszliśmy przez zasłonę w lesie. Ja nas przeprowadziłem. Dlatego, że rolą Teurga jest być mostem między plemieniem a światem duchów. Ten świat, który jest odbiciem rzeczywistości subtelnie się różni od niej samej. W tamtym lesie była moc. Gdy przekroczyliśmy zasłonę, moc ta ukazała się w formie większych drzew, czy księżyca o większej tarczy. Nazywamy ten świat Penumbrą. Wszyscy umiemy doń wejść. Będziemy to ćwiczyć za jakiś czas. Penumbra łączy się przez księżycowe ścieżki z innymi częściami wieloświata. Tą ścieżką poruszaliśmy się do świata Eterycznego. Tam rezydują duchy, które część uważa za bóstwa. Ty nie musisz wiedzieć o tym wszystkim. Nie jesteś szamanem.
Żenia nie przerywając wykładu starszego wilkołaka, pomyślała sobie, że to zdecydowanie lepiej. Nie czuła się tu pewnie. Dreptała potulnie obok gadającego jak katarynka Czarnego.

- Musisz zaś wiedzieć, że im głębiej wejdziesz do Wieloświata, tym trudniej wrócić. A niektóre miejsca są bardzo groźne. Tu jest ścieżka, chodź.

Żenia nie zauważyła żadnej zmiany. A jednak po chwili zaczęła zapadać się głębiej we mgłę. Jakby schodziła podjazdem do basenu…
Po chwili zobaczyła mgłę nad sobą, a ona sama schodziła w lesie po powalonym drzewie.
- Szkoda byłoby tracić czas na malowanie. Do twojego przodka wrócimy, teraz wyjmij sztylet.
- On nie był pod wrażeniem noża - brunetka dłubała w plecaku - I nie chce malowania. Chce obrazu Matejki. Skradzionego. Przed pełnią. - uśmiechnęła się do opiekuna jakby wygrała w totka.
 
corax jest offline  
Stary 21-11-2017, 09:31   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś…
W pomieszczeniu było duszno i ciemno. Nagle płomień zapalniczki rozświetlił twarz młodej i atrakcyjnej dziewczyny i stojącego przy niej wysokiego bruneta.
- Więc mówisz, że to jest ten cud inżynierii? - Powiedział Marek Mazut odpalając papierosa.
- Człowiek, który może unieść samochód? - kontynuował z niedowierzaniem.
- To już nie człowiek - sprostowała kobieta.
Zapalniczka zgasła. W pomieszczeniu jedynym źródłem światła zostały jasne diody okalające sporej wielkości pojemnik transportowy. Ów kontener był wyposażony w wyświetlacze na których monitorowano funkcje życiowe organizmu wewnątrz. Jednak szczelna obudowa nie pozwalała dojrzeć owej istoty. Gdy Mazut się zaciągał to końcówka papierosa rozżarzyła się mocnym światłem. Po dłuższej chwili milczenia w końcu wypuścił dym i powiedział.
- Trzeba ją jeszcze tylko znaleźć.
- To akurat twoja działka, prawda? - powiedziała cicho dziewczyna, a w ciemności słychać było dźwięk dłoni przeciąganej po marynarce na klatce piersiowej mężczyzny.

Penumbra.

Byli na polanie. Innej niż ta gdzie zaczynali podróż.
- To ci się trafił przodek, miłośnik Matejki - zaśmiał się Czarny. Wilkołacza bestia w płaszczu śmiała się w sposób, który wywoływał ciarki.
- Teraz czas przekonać ducha z ostrza, do pomocy. Mam nadzieję, że zna się na malarstwie.

Czarny położył wielkie łapy na ramionach dziewczyny.
- Stój nieruchomo przez chwilę.
Zaczął skakać wokół niej. Wielkimi pazurami wycinał w ziemi jakieś symbole. Intonował jakiś cichy zaśpiew, przypominający pomruki. Gdy tak skakał z miejsca na miejsce płaszcz unosił się i opadał odsłaniając gruby czarny ogon. Gdy po kilku chwilach Żenia stała już w kręgu z dziwnych piktogramów powiedział już stanowczym tonem:
- Wyjmij ostrze i daj mu posmakować swojej krwi.
- Ciebie nie dziabnę - odpowiedziała mając w głowie to, jak wyglądała jej reakcja na czarnego w ludzkiej formie który machał jej sprężynowcem przed nosem.
- Swojej krwi - rzekł bez cienia poczucia humoru w głosie szaman.

W końcu nacieła dłoń bez zbędnych komentarzy. Mimo wcześniejszych odruchów ojcowskich Czarny nadal wywoływał w niej strach. Gdy to zrobiła nóż zawibrował. Odruchowo wypuściła go z rąk, a ostrze wbiło się w glebę. Odsunęła się jakby bojąc się, że popsuła coś w rytuale. Tymczasem wokół noża zaczął się materializować czarny kształt.

Czarny warknął, a Żenia instynnktownie wiedziała, że było to przekleństwo. Coś poszło nie tak. Spojrzała na niego z niewypowiedzianym pytaniem.

- To jednak nie jest duch wiatru, tylko duch węża. Ale dasz radę. Nie masz wyboru.

Na ziemi przed dziewczyną był wielki czarny wąż.

- Więcssss chceszzz mnie uwolnić, czy chceszzzz bym ci ssssssłużył? Pytanie rozległo się w jej głowie.

- Ona chce podjąć próbę. Chce okazać się godna wstąpienia do kręgu Garou - powiedział stojący za wężem Czarny.

- Jessss godna. Czuję od niej świeżą krew. Zabiła. Całkiem niedawno. Zasłużyła na nagrodę.

Dziewaczyna miała nadzieję, że duchowi węża chodzi o zjedzonego zająca, a nie o dwie brakujące kule w pistolecie.

- Uwolnisssssz mnie?

- Jeżeli go wypuścisz, to broń będzie bez wartości - podpowiedział jej Czarny.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172