Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-12-2017, 10:32   #31
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


I nie doczekała się mimo czekania aż do popołudnia dnia następnego.
Żołądek upominał się o jakiekolwiek pożywienie, a Żenia zaczęła się nieco irytować.
Choć nieco nie było właściwym określeniem.
Sosenka stała się osobistym wrogiem.
Rozczarowana dziewczyna wróciła do miejsca ukrycia motoru i odpaliwszy go obejrzała się raz jeszcze.
Nikt jednak nie pojawił się, nawet oszukańczy Grzegorz.

Brunetka pokręciła ze smutkiem głową.
Rozważała opcję, że Białowieża skontaktowała się z Tucholą - załatwili sprawę szybciej niż ona sama.
Albo, Białowieża zadzwoniła oburzona do Czarnego i ...wyszło na to samo.

Machnęła ręką i ruszyła.
Zjadłaby konia z kopytami po drodze jednak musiała zadowalać się batonikami energetycznymi.

Kilka godzin później dzwoniła do drzwi mieszkania Zaara, motor zaparkowawszy pod garażem. Szykowała się na ciężką awanturę.

*

Drzwi otworzył Zaar. Rozpromienił się na jej widok.
- Wejdź proszę. Cieszę się, że jesteś.
Odsunął się delikatnie od drzwi robiąc jej miejsce. Widać było, że chciał ją objąć, ale walczył ze sobą.

Ona też walczyła i w związku z tym nie zrobiła nic. Wsunęła się do mieszkania bez słowa i pierwsze kroki skierowała do toalety.

Dopiero gdy odhaczyła ten punkt z programu przeszła przez mieszkanie rozglądając się za gospodarzem.
- Masz coś do jedzenia? - ciche pytanie przecisnęło się wraz z burczeniem dochodzącym z pustego brzucha.

- Może zamówię pizzę? Bo tutaj mam co najwyżej kanapki. Zrobię też kakao. Opowiesz gdzie byłaś? - powiedział uciekając oczami przed jej spojrzeniem.

- W Warszawie, Białowieży i Tucholi. - kiwała głową na wszystko co zaproponował. - Szrama będzie dzień przed pełnią i pomoże z caernem.
- Super. Ciekawe jak się z nią dogadałaś? Jest dość oschła. - dziewczyna skwitowała pytanie lekkim wzruszeniem ramion. O obietnicy zabójstwa nie wspomniała - A co z obrazem, bo z caernem się nie pali tak naprawdę. Byłaś w muzeum?
Ruszył do kuchni i zaczął przygotowywać kakao. W tym samym czasie z telefonu otworzył portal do zamawiania pizzy i zamówił dwie duże z różnymi dodatkami.

Żenia była nieco zaskoczona jego reakcją. Po przemowie Tańczącej w deszczu spodziewała się wielkiego ochrzanu za samowolkę.
Wzruszyła ramionami.
- Nie byłam. Dojechałam, przyśniłeś się mi i prosiłeś bym wróciła. Wsiadłam na motor i ruszyłam zahaczając po drodze o te dwa miejsca. - nabrała jego nawyku odpowiadania na wybrane pytania. Był całkiem wygodny.

- Hmm… wiesz, że to nie po drodze? Uciekałaś ode mnie - powiedział smutnym głosem.
- U nas za to sporo zmian. Zapalniczka ma dla ciebie pomoc z muzeum. A Czarny… cóż… chyba wolałem go gdy pił. Zobaczymy co powie na wieści z Białowieży.

Zachowanie Zaara zaczynało działać Żeńce na nerwy.
- A co Ty byś zrobił? - stanęła naprzeciwko wilkołaka zmuszając go do spojrzenia na nią i pomijając ostatnie wiadomości na temat Zapalniczki i Czarnego - Gdy cztery osoby, które w teorii są Twymi przyjaciółmi ale z przekazywanych skrawków informacji okazuje się, że jednak nie do końca? Alfa i szaman manipulują Tobą i ustawiają w swych planach bez pytania o zdanie, bo nie jestem “jedną z was”. Sędzia, który wie o ich “tajnym” układzie nie robi nic, trzymając się z boku, a facet który Cię podobno kocha swoich krewniaków trzyma na bezpieczną odległość, ale nie Ciebie. A na dodatek dowiadujesz się ze strzępków wspomnień, że alfa zerżnął Cię jak przedmiot. Gdy idziesz do kogoś, kto w teorii ma być Twym nauczycielem ten poddaje w wątpliwość twe słowa i drwi z Ciebie?
Każde słowo Żeni mimo pozornego spokoju pełne było goryczy i smutku.
- Hmmm… co Ty byś zrobił? Zdradzisz mi swój mistrzowski plan?

Twarz Zaara stała się jeszcze bardziej przypominająca Labradora.
- Czarny wspominał o tym, że chciałaś nim manipulować. Cieszę się, że mogę poznać twoją wersję.
Westchnął ciężko i kontynuował zalewając kakao gorącym mlekiem.
- Nie mam pojęcia co bym zrobił. Nie wiem. Nie wytrzymałbym i rzuciłbym się komuś do gardła? Ten facet, który cię kocha teraz musi się wycofać ze wszystkiego, bo mogą polecieć głowy. Nauczyciel nie przyzna się do błędu. Zwłaszcza teraz, gdy ma otwierać caern. Filodoks… Cóż, nasz Filodoks chyba ma spore wyrzuty sumienia po tym gdy dowiedziała się jak urządził cię Tomek. Zresztą… jedno czego żałuję, to, że nie zatłukłem gnoja.
Kostki palców zaciskane na kubku mu pobielały.
- Proszę, twoje kakao - wyciągnął kubek w jej stronę.

Brunetka przyjęła kubek z napojem.
- Nie ma tutaj dla mnie miejsca, Zaar. - czuła, że mimo że zaczyna na nowo odkrywać siebie, rozdział z watahą poznańską zamknął się jakiś czas temu. - A jeśli ktoś nie potrafi się przyznać do błędu to cóż… wasz wybór by to tolerować. Nie prosiłam nikogo z was o załatwianie sprawy za mnie albo w moim imieniu. - dodała dumnie, chociaż gdzieś w gardle zbierał się smutek.
- Promień Księżyca popełnił przestępstwo. I musiał za nie ponieść karę. Chodź - ruszył do pokoju. - Nie będziemy rozmawiać na stojąco.

Gdy weszli do pokoju Żenia zobaczyła rozłożone na biurku rzeczy, które wcześniej oddała Zaarowi. Obok nich leżał jej komputer podłączony do większej jednostki. Pod oknem balkonu, tam gdzie pierwszy raz widziała Czarnego zwiniętego w kulkę, leżał a reszta rzeczy. Teczka z dokumentami, rękawiczki, legitymacja.
- To nie była wasza decyzja. Nikogo z was. A Czarny podjął decyzję ponownie za mnie. - Żeńka spojrzała na Zaara.
- Nie jestem dzieckiem, za które trzeba myśleć i decydować. Niezależnie czy robi to garou czy nie. - w oczach dziewczyny widać było wyraźne wyzwanie.
- Nie jesteś. Co więcej nie będąc Garou dokonałaś więcej niż niejeden z nas. Proszę - podał jej tableta. Tego samego, którego ona mu oddała dwa dni wcześniej.
- Dostałem się do twojego konta na iCloud. Nowe hasło to żenia20. Zmień je. Pozwoliłem sobie przejrzeć kontakty i inne rzeczy. Weszłaś całkiem głęboko do Pentexu. Legitymacja wprawdzie nie jest twoja, ale nie miałaś problemu jej zdobyć, bo ci ufali. Przeprowadziłaś jakiś sabotaż. W dokumentach masz plany placówki w Poznaniu i w Łodzi. A komputer… - wskazał na szczątki z których kable wychodziły teraz do jednej z jednostek Zaara - komputer to zapis eksperymentu naukowego oznaczonego jako KAS 91. Niestety nie znalazłem rozwinięcia skrótu, ale jest to projekt, który ma tworzyć Fomori. Ludzi spaczonych mocą Żmija, którzy dzięki nadludzkim umiejętnościom mają siać zniszczenie. Nikt z nas nie dokonał tego odkąd jest Garou. A Ty to zrobiłaś. Nie umiejąc wskoczyć do Umbry. Nie umiejąc zmienić się w wilka. Jesteś niesamowita. Przerastasz nas umiejętnościami - Zaar zakończył przydługa wypowiedź.

- Ci ludzie z ABW to mogą być te fomory? - Żenia zignorowała peany Zaara na swoją cześć - Czy raczej Tancerze? - ściągnięte brwi dziewczyny nadawały jej chmurnego wyglądu - Mówiłeś o jakimś kimś, kto machał legitymacją. Jest szansa go odnaleźć? I czego trzeba by zebrać wszystkie watahy na kupę?
- Tancerze Czarnej Spirali rzadko współpracują z Pentexem. Nie lubią się podporządkowywać. Choć czasem zdarza się pojedynczym osobnikom siedzieć w ich szeregach. Wtedy najczęściej zajmują się właśnie poszukiwaniami zaginionych. Więc tak… jest duże prawdopodobieństwo, że ten Mazut jest Tancerzem. I prawdopodobnie stoją za nim inni. Raczej Fomori. Tak, możemy go odnaleźć tak samo jak odnaleźliśmy ciebie. Niuchaczem.

Kakao poszło w odstawkę. Za to Zaar usiadł na krześle obrotowym i zaczął stukać w klawiaturę.
- Co do zebrania wszystkich… chyba zostali ci tylko chłopaki z Tucholi, co? Mówiłaś, że Szrama będzie niedługo.

- Tuchola mnie zlała. A co z pozostałą częścią Polski? Budowa caernu to nie dobra okazja na zebranie? A co do znalezienia tego Tancerza, to chętnie bym z nim pogadała. A i on pewnie ze mną, skoro tak macha legitką… - Żenia trybiła na przyspieszonych obrotach - … gdzie ta pizza… - po czym dotarło do niej jeszcze jedno - … i co z Burakiem?

Zaar uśmiechał się do monitora.
- Chcesz z nim tylko pogadać? Otwórz proszę tamtą witrynę - wskazał na pojedynczy przeszklony mebel w rogu pokoju. - Na dole leży czarny notatnik. Możesz mi go podać. Co do Caernu, to Czarny chciałby się popisać. Postawić ten Caern bez pomocy z zewnątrz. - Jarek nadal wpatrywał się w monitor, ale jego mina zrobiła się kwaśna. - Zginąć chwalebną śmiercią.
To ostatnie Żenia skwitowała prychnięciem pełnym lekceważenia.
- Zginąć jest prosto. - wzruszyła ramionami.

Na lewym monitorze pojawiło się zbliżenie z kamer na jedno ze skrzyżowań.
- Pizza będzie za jakieś osiem, może dziesięć minut - ciemnowłosy postukał w monitor i auto z logo pizzerii stojące na czerwonym świetle.
- A Burak… Obiecałem Zapalniczce, że to ona będzie mogła ci powiedzieć jako pierwsza.
- Ah, no jak obiecałeś Zapalniczce… - mruknęła ironicznie Żenia - … to kimże jestem by naruszać hierarchię.
Zaar wstał od komputera. Podszedł do Żenii. Spojrzał głęboko w jej oczy.
- Ta ironia jest niepotrzebna - spróbował ją objąć. Dziewczyna pozwoliła mu na to dopiero po dłuższej chwili. Sama zezłościła na siebie gdy poczuła przyjemność wciągając jego zapach.

- Burakowi została nadana pokuta za popełnione zbrodnie. Ma ją wypełnić w ciągu trzech pełnych miesięcy księżycowych. Jeżeli mu się nie uda odzyskać utraconego honoru to zginie. Poza tym Czarny odprawił na nim rytuał omegi. Strącił z piedestału, bo okazał się niegodnym piastowania przywództwa.
- Gdzie on jest? W Poznaniu?i I co to jest rytuał omegi?

Zaar słuchał jej pytań przyciskając ją do siebie. Napawał się jej dotykiem.
- Jest w Poznaniu. U Zapalniczki. Gdy Alfa jest niegodny, należy zabrać mu ten przywilej. Staje się omegą. Najgorszym w stadzie. Już nigdy nie będzie przywódcą. Traci honor i chwałę. A sam rytuał z grubsza polega na wyśmianiu go, oddaniu mu prześmiewczego hołdu, a na koniec cała wataha sika na niego - przy ostatnich słowach Zaar nie był w stanie powstrzymać uśmiech.

Zdziwienie sprawiło, że dziewczyna odgięła się w ramionach Jarka:
- Obsikuje?! - próbowała wyobrazić sobie Tomka w strumieniach moczu - I co? Zabijecie go tak o, jak się mu nie uda? Czarny umrze honorowo i co z Tobą i Zapalniczką? We dwójke zostaniecie? - Żenia była pełna podziwu dla długowzroczności tych planów.

- Zazwyczaj przy nieudanym otwarciu caernu nikomu nie udaje się przeżyć - powiedział spokojnym głosem.
- Żeniu, nasz świat nie jest światem ludzi. Mamy pewne powinności, które nie kierują się logiką. Widzisz… nasze życie to walka. Walka, którą przegrywamy. Tak jak przegraliśmy Białowieżę. - brunetka przed oczami miała martwy las i poczuła smutek - Tak jak przegraliśmy Kampinos. Czarny stawia na odbicie się od dna w spektakularnym stylu. Cieszę się, że udało ci się znaleźć wsparcie. Świetny pomysł. Widzisz, ja nie mogłem ich prosić, bo oznaczałoby to niesubordynację. A ty? Czarny się pogniewa, ale prawda jest taka, że będzie wdzięczny za wsparcie. Zdjęłaś z niego jarzmo proszenia innych o pomoc. Chcesz dzwonić do tego Mazuta? - zakończył zmieniając temat.

- Te powinności obejmują sikanie na innych, szczególnie gdy was...nas jest coraz mniej, Zaar? Wyznaczanie terminów z zagrożeniem zabicia? To nie ma sensu - jakoś odruchowo pogłaskała policzek Labradora - Chcę ale nie jadłam niczego normalnego od półtorej doby. Po pizzy, ok?

Pizza pojawiła się po chwili. Zaar w tym czasie powiedział, że Tomek musi ponieść karę. Bo to czego się dopuścił nawet nie nadaje się do opisania. Ale nie jest to wyrok śmierci. Kara jest sprawiedliwa i daje możliwość odkupienia.
Nie znalazła jednak uznania u dziewczyny, która przeżuwając gorące kawałki pizzy i parząc usta stwierdziła, że żadna kara, która nie daje zadośćuczynienia ofierze nie jest sprawiedliwa. Zaar pokręcił głową przecząco.
- Proszę, żebyś pomówiła o tym z Zapalniczką. Ja i tak powiedziałem ci zbyt dużo. - Po tych słowach Zaar nie chciał już wracać do tematu Buraka i ucinał rozmowę mlaskając głośno przeżuwaną pizzą.

Zaparł się i uparł i może przez to Żenia spojrzała na niego z mniejszą irytacją a za to z odrobiną jakiegoś uznania?

*

- Gotowa - mruknęła wycierając usta i dłonie. - Dzwonimy…
Jarek wyjął czarny notatnik. Poślinił palec i zaczął go kartkować.
- Mazut… Marek Mazut. Jest - Odwrócił notatnik i podał Żenii. Dziewczyny nawet już nie zastanawiało skąd w czarnym notatniku zamkniętym w szafie miał numer telefonu do agenta ABW. W każdym razie numer był. Miała wątpliwość, czy może dzwonić z numeru jaki dostała. Zaar zdawał się to zauważyć.
- Numer się zatrze. Spokojnie - skinął głową - możesz dzwonić bez obaw.
- Ok. - Żeńka przesunęła dłońmi po udach w nerwowym geście. Czuła szaleńcze bicie serca wybierając numer Tancerza i ustawiając telefon na głośnomówiący.

Wpatrzyła się w Zaara, zasłuchana w dźwięk nawiązywania połączenia...
 
corax jest offline  
Stary 18-12-2017, 15:05   #32
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Jeden sygnał. Drugi.
- Statystyki mówią, że jeżeli ktoś nie odbierze w pierwszych trzech sygnałach, to później jest mała szansa. A po szóstym sygnale odbiera tylko 1% ludzi. - powiedział Zaar.
Po trzecim sygnale w słuchawce rozległo się:
- Taak?

Żenia zamarła. Jej oczy się rozszerzyły. Znała ten głos. Pamiętała…

Była taka dumna. Mała dziewczynka. Wbiegała po białych drewnianych schodach. Otwierała ciężkie drzwi. Wołała swoim piskliwym głosikiem:
- Marek, Marek! - krzyczała swoim piskliwym głosem.
- Taak? - odezwał się ten sam głos. Siedział plecami do niej. Wpatrywał się w monitor. Słońce wpadało do pokoju przez duże okno.


Miała problem ze złapaniem oddechu. Zaar to zauważył. Wykonał gest dłonią z drugiego końca stołu i telefon się rozłączył. Natychmiast przysunął się do Żenii. Objął ją.
- Wszystko dobrze? - zapytał.

Nic nie było dobrze. Ci, którzy mienili się jej przyjaciółmi mieli w swoim gronie kogoś, kto ją zgwałcił i bronili jej zemsty. Ten, który miał być jej wrogiem okazał się znajomym z dzieciństwa? Agent ABW? Tancerz Czarnej Spirali? Nie miała pojęcia co o tym wszystkim myśleć.

Tymczasem telefon zawibrował. Numer z którym przed chwilą się rozłączyli właśnie oddzwaniał.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-12-2017 o 15:08.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-01-2018, 15:52   #33
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Żenia zapatrzona w Zaara poczuła łzy cieknące po policzkach gdy z bólem wciągnęła haust powietrza.

Trzęsła się niekontrolowanie gdy iskierki zrozumienia, niedowierzania, szoku przebiegały przez jej ciało jednocześnie.
Uścisnęła dłoń Labradora i patrząc na niego z przerażeniem podniosła telefon. Z początku nie utrzymała komórki, musiała chwycić ją powtórnie.

Nie wiedziała jak znalazła się na balkonie.
Nie wiedziała jak odebrała połączenie.
Usłyszała swoje ciche pytanie:

- Ma… Marek?

Zaciśnięta na balustradzie balkonu była biała.
- Żenia? Gdzie jesteś? - padło pytanie znajomego głosu. Ton… ton głosu był obojętny. Nie niósł ze sobą więcej wspomnień.

- Czemu - dziewczyna odchrząknęła pytając cicho - czemu mnie szukasz?
Szok nieco mijał, obojętność rozmówcy pomagała się ogarnąć.
- A jak myślisz? Po tym co zrobiłaś ściągnęli mnie, żebym cię znalazł. Właśnie mnie. Ironia, co? - w głosie Marka słychać było, że się uśmiechnął. Choć trudno było posądzić go o wesołość.

- Nie wiem - odparła Żenia mając pustkę w głowie - Chyba nie nazwałabym tego ironią. Raczej celowością.

Przez chwilę nic nie mówiła.

- Jeśli powiem, że nie wiem o co chodzi to mi nie uwierzysz? - spytała z jakimś napięciem w głosie.
- Masz rację. Nie uwierzę. Nie po tym wszystkim. Ile to planowałaś?
W szybie drzwi balkonowych rozległo się pukanie. Stal tam Zaar ze swoją labradorską miną.
- Mogą cię namierzać. Nie gadaj za długo - wtrącił do rozmowy. Tymczasem zachęcony pauzą Marek kontynuował. A Żenia pokiwała głową do Zaara na znak, że rozumie.
- Pewnie jeszcze na Ukrainie. Cztery lata? Pięć?

- Dasz mi tydzień? Sama wrócę.
- I co zamierzasz zrobić? Spaliłaś mosty. Tu czeka cię wyrok śmierci. Wiesz o tym, prawda? Wiesz, że nie ściągnęli mnie przypadkiem.

- Wiem. Sprawdzają Ciebie też - Żenia odparła odruchowo - Wrócę byś nie musiał wybierać. - dziewczyna dorzuciła całkowicie intuicyjnie.
- Słuchaj, Żabo. Tylko ze względu na to, że jesteś moją siostrą dostaniesz ode mnie cztery dni. Później przestanę ich spowalniać. Ba, sam cię znajdę i zatłukę.

Po tych słowach usłyszała w tle jakieś pikanie. Czyżby faktycznie ją namierzał?
Rozłączyła się bez słowa.

Żenia weszła do salonu czując się jak żywy trup.
Stąpała sztywno i spoglądała wokół niewidzącym wzrokiem.
- Zaar?

Wilkołak stał przy witrynie w której chował notes z numerami. Właśnie wyciągnął z niej karafkę z brunatnym napojem i dwie szklanki. Bez pytania postawił je na ławie i napełnił.
- Tak, zakładam, że coś sobie przypomniałaś. I że chcesz się tym ze mną podzielić. - Po tych słowach wziął jedną ze szklanek.
Tym razem nie słuchała jego głosu.

Podeszła i bez słowa wtuliła ciasno, rozpaczliwie zagarniając jego ramiona i wtulając gwałtownie szukając ciepła i otuchy. Mokre policzki wcisnęła w zagłębienie szyi Labradora.

Odstawił szklankę na parapet. Objął ją i przycisnął mocno. Zagłębił dłoń w jej włosach. Najpierw chwilę poczochrał, a później przycisnął jeszcze mocniej do siebie.

- Jestem tu, kochana. Przejdziemy przez to.
- Nie. - chlipnęła dziewczyna otępiale - Nie przejdziemy. Nie mam wiele czasu a wiele do załatwienia. Będziesz tu bezpieczny, Zaar? - spytała podnosząc zapłakaną twarz do Jarka.

- Tak. Jestem nie do ruszenia. No chyba, że by tu spadł meteoryt, ale to skrajnie mało prawdopodobne - kciukiem starł łzę z jej policzka - chcę iść z tobą. Pomóc ci, w czymkolwiek tam ugrzęzłaś.

- To zrób tak by te plany stały się jawne. Opowiedz o nich komu zdołasz na skalę światową. Mam cztery dni. Dał mi cztery dni. Muszę dokończyć rytuał. On chyba nie wie, że jestem garou. Może mu nie powiedzieli? - Żenia była nagle rozgorączkowana, gdy umysł jej wskoczył na over-drive. - Potem będę mieć go na karku i obiecał, że sam mnie zabije. Ale mam cztery dni. Jeśli dopełnię rytuału, może Iwan będzie mógł mi pomóc ze wspomnieniami? - odsunęła się nieco od Zaara.

- Dobrze - Jarek sięgnął po swój telefon. Zaczął intensywnie wybierać kolejne katalogi, rozsyłać wiadomości.
- Notki poszły w świat. Myślę, że za kilka godzin pojawi się coś w wiadomościach. Żeniu? - ścisnął jej dłoń - nie puszczę cię. Jeżeli gdzieś masz iść, to idę z tobą.
- Przecież Litania i tak dalej? Marek Mazut to mój brat, Zaar. To mój brat. - musiała powtórzyć bo sama miała trudności z uwierzeniem w to.

Jarek uniósł brwi.
- No, to ci powiem, że masz ciekawą rodzinę. W sumie to wyjaśnia, czemu występuje pod nazwą odpadu z produkcji ropy. Ludzie nie mają tak durnych nazwisk. Coś więcej pamiętasz? Wiesz… rodziny się nie wybiera. - po tych słowach znowu ją objął. I pocałował w mokry od łez policzek. Żenia wczepiła się w Zaara rozpaczliwie, odwracając twarz i całując go gwałtownie.

Napięcie zbierające się w niej od czasu przebudzenia na śmietniku, eksplodowało i brunetka puściła wodze kontroli. Szlochając i posapując na przemian całowała usta Jarka napastliwie, desperacko.

Nie odsunął się. Zamiast tego oddawał pocałunki. Delikatnie, ale oddawał. Obejmował ją. Czuła jego ciepło. Nie powiedział “musimy się rozstać”. Nie przyzywał autorytetu Litanii z uporem kaznodzieji. Nie protestował w żaden sposób. Z tego co Żenia wyczuła gdy ją do siebie przycisnął: jego ciało też nie protestowało.

*


Żenia odsunęła pasmo ciemnych włosów z twarzy i wcisnęła nos w pierś Jarka rozkoszując się zapachem i ciepłem jego ciała. Było jej dobrze w jego ramionach. Wciśnięta w jego bok z nogami zaplecionymi z jego nogami broniła się jeszcze przez chwilę przed powrotem do rzeczywistości.

- Nie chcę... - mruknęła mu buntowniczo gdzieś w ramię, dłonią bawiąc się płatkiem ucha i na oślep przesuwając po policzku bruneta. - Nie chcę tego przerywać.

Splótł swoją dłoń, z jej dłonią i przekładał palce. Muskał opuszkami palców o jej opuszki i patrzył na to zjawisko, jakby unikając jej wzroku.
- Wybacz, potrzebuję chwilę na regenerację sił - powiedział udając, że nie wie o co chodzi dziewczynie. Po chwili zaś wypuścił powietrze i dodał:
- Myślę, że możemy to jeszcze jakiś czas ukryć - dodał już poważniej, ściągając dziewczynę raptownie na ziemię.

- Trzeba będzie znaleźć Ci kobietę - odcięła się naburmuszona i rozczochrana.
Podniósł ją lekko i otarł nosem o jej nos, patrząc jej w oczy zapytał:
- Żeniu, o co chodzi?
- O nic - dziewczyna zajrzała Jarkowi w oczy - Jesteś potrzebny wataże.

Nie dodała, że jej też. Uciekła wzrokiem.
- Zadzwonię do Zapalniczki - mruknęła, tłumacząc się mu trochę - Mówiłeś, że mam z nią pogadać. - zanim zdążył coś powiedzieć zamknęła mu usta pocałunkiem.

Odwzajemnił go. W tym czasie dłonią wodził po jej plecach. Całował ją namiętnie i tylko na moment oderwał się i powiedział:
- Ty też jesteś moją watahą.
Przez chwilę nie chciała nic więcej niż by to było prawdą.

A potem przypomniała sobie Marka.

Niechętnie wysunęła się z ramion Zaara, zostawiając go leniwie rozwalonego na sofie.
- Ten czarny notesik będzie miał też namiary na Grześka z Tucholi? - spytała drepcząc nago w poszukiwaniu rzuconego gdzieś telefonu. Przerzucała stosik rzeczy zerkając raz czy dwa na Jarka.
- Ten czarny notesik ma numery telefonów do wszystkich… którzy mają telefony.

Żeńka zachichotała na wspomnienie rozmowy i telefonowania na buta, gdy Zaar przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej. Nie przejmując się brakiem jakiegokolwiek okrycia czy ubrania.
- Ale jak chcesz, to mam numer do Grzecha w swojej komórce. Będzie łatwiej.
- No. Czasem dobrze jak jest łatwiej. - uśmiech rozpromienił na chwilę twarz brunetki. - To chętnie. Poproszę - skinęła głową wybierając numer Zapalniczki.
Zaar wstał i kołysząc pośladkami podszedł do krzesła, na którym wisiały jego spodnie. Pochylił się, żeby znaleźć telefon w kieszeni. Z zamyślonego zapatrzenia, wyrwało Żenię pytanie dobiegające ze słuchawki.
- Młoda? Fajnie, że dzwonisz. Jak tam? Kiedy wracasz? - w głosie dziewczyny słychać było entuzjazm.
- Eeeee - myśli Żeni skoncentrowane na pośladkach Jarka nie chciały wrócić na właściwy tor - … tak… wróciłam już. Muszę z Tobą pomówić o Tomku. - stwierdziła odwracając się tak by nie mieć Zaara w zasięgu wzroku. Westchnęła bezgłośnie na nowo koncentrując się na rozmówczyni.
- To wleć do mnie. Coś musisz zobaczyć. Czekaj - przez chwilę w telefonie rozlegało się klikanie.
- Już - po tych słowach Żenia usłyszała piknięcie w swoim telefonie - wysłałam ci moją lokalizację. Jak będziesz na osiedlu, to dryndnij, otworzę drzwi na klatkę.
- Ok, do zobaczenia.

- Idziesz ze mną czy zostajesz? - odwróciła się ponownie do Jarka, klikając w telefonie by zaktualizować kontakt do Zapalniczki i dodać nowy kontakt do Grześka.
- Idę z Tobą - powiedział wciągając spodnie.

*



Po drodze do mieszkania Zapalniczki Żenia bawiła się wędrówką palcami w górę i dół po udzie Zaara. Jarek nie pozostawał dłużny. Jego Toyota z automatyczna skrzynią biegów dawała całkowitą wolność jego prawej ręce. I teraz wykorzystywał tę przewagę techniki. Żenia zaś przy uchu miała telefon i oczekiwała na połączenie z Dzióbkiem z plemienia Kruka. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Gdzieś w głowie zadudniło wspomnienie słów Zaara o statystykach odbierania połączeń. Czwarty sygnał. Piąty….

- Słucham - rzucił od niechcenia znajomy głos.
- No i widzę, że czyste stopy nie pomogły - brunetka rzuciła smętnym głosem do telefonu.
- Ooo. Sosenka. Dobrze, że dzwonisz. Wiesz, wróciłem do lasu i nie mogłem cię znaleźć. Szukałem tej sosny, szukałem i nic. A z kumplami wróciłem, więc wiesz… siara trochę - głos Grzegorza przepełniało rozbawienie.

- No siara jeśli każdą laskę tak traktujesz to kiepsko, Ci powiem. A co do szukania sosenki to może to już wiek starczy? Wiesz, zaniki pamięci. To co? Teraz wy wpadacie do Poznania? Na dzień przed pełnią? Głupio by tak chyba było jakbyście nie wpadli, wiesz?

- Nadal ni cholera nie wiem o co biega. Chcemy pogadać, ale do was daleko. Spiknijmy się w Gnieźnie może? To prawie połowa drogi między nami.

- Grzegorzu, Ragabashu, ja mam dość kiepską prognozę na przeżycie. Jakieś ktoś terminy wyznaczył i mam cztery dni. Ja pojadę do Gniezna, zleję dla Twojego seksownego dzióbka mój rytuał a Wy mnie pososenkujecie, hm?

- Ale się zrobiłaś oficjalna. Dobra, macie tam w lesie to swoje miejsce mocy. Jak weźmiesz Czarnego to moglibyśmy tam pogadać za trzydzieści minut. Co? - ślady śmiechu zniknęły z jego głosu.

- Errrrrrrrrm… - Żenia na chwilę zamilkła.
Gdy cisza się znacząco przedłużyła mruknęła:
- Czarny… hm… to skomplikowane, wiesz? Głupio mi chyba będzie rozkazywać alfie. - westchnęła teatralnie - Jak Ty randkujesz? Ze Szramą było łatwiej - rzuciła wesoło.

- O kurde. Czarny został alfą? Grubo. Co tam się u was dzieje?
- Byś wiedział jakbyś mnie nie zlał - Żenia wbiła słodką szpilkę.
- Eh Sosenka, Sosenka… tak to my nie będziemy gadać. Słuchaj, dziś o piętnastej w Gnieźnie. Wezmę chłopaków. Chcecie coś robić z nami, to przyjedź na spotkanie. Weź kogo chcesz. Wrócimy sami, więc nie potrzebujemy twojego alfy, żeby otwierał nam most.

Żeńce cisnęło się na usta „on nie jest moim alfą”, lecz zamiast tego wypluła z siebie:
- Mam wziąć CV?
Niewinność pytania można było kroić nożem, więc by wypaść nieco bardziej dodała:
- Ok. Będę. I to nawet z telefonem!
- To jest twój numer jak rozumiem? Czekaj na kominie przy Chemirolu. Znajdziesz łatwo. Takie bydle widoczne z galerii.

- Tak, Grzesiu, to mój numer. Mhm, na kominie. Ermmm… Grześ… mam taką prośbę po starej znajomości. Weź tam jakichś mądrych i odpornych chłopaków, co? - Żenia westchnęła ciężko - Mam całkiem sporą listę osób, co chcą mi urwać łeb przy samej dupce i wolę nie dodawać kolejnych. Ok?


Wszystko to dziewczyna mówiła tonem jakby opowiadała o tym co jadła na śniadanie. W między czasie jej spojrzenie pływało po profilu Zaara, który zaśmiał się pod nosem słysząc prośbę o “inteligentnych chłopaków”. Dłoń Żenii nie mogła się zdecydować, gdzie go napiętnować dotykiem.
“Naprawdę? Inteligentna Tuchola?” usta Jarka ułożyły się w te słowa, a jego dłoń ścisnęła mocniej udo dziewczyny, wywołując u niej dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.

- Wiesz - zaczął nieco skołowany Grzegorz - jeżeli nie będziesz ich denerwować, to powinno być ok. Wezmę im prochy na uspokojenie. To do zobaczenia, Sosenko.
- Pa, Grzesiu.

- Pojedziesz ze mną do Gniezna? - spytała Żenia Jarka rozłączając się i patrząc na towarzysza głodnym wzrokiem, prawie jak dziecko na eklerkę.
Jarek jedynie kiwnął głową i uśmiechnął się.
 
corax jest offline  
Stary 02-01-2018, 18:01   #34
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Chwilę później parkowali już pod blokowiskiem Zapalniczki. Czwarte piętro bez windy. Widać wilkołaki w Poznaniu upodobały sobie budownictwo z lat osiemdziesiątych. W bloku Anieli było diabelnie gorąco. Im bliżej dachu tym goręcej. Dach był nad mieszkaniem Zapalniczki. Zaar zaczął się pocić jeszcze zanim dziewczyna otworzyła drzwi. Dlatego nikogo nie dziwiło, że plemienny Filodoks otworzył drzwi w staniku i obcisłych dżinsowych szortach. Zmierzyła ich wzrokiem, a Żenia zaczęła zastanawiać się co ona jej wtedy przy tej kawie mówiła? “Mnie nie okłamiesz”? “Mnie nie oszukasz?” “Mnie nie da się oszukać?”. Czy przejrzy ją i Zaara? W końcu przerwała milczenie.

- Jarek, to są babskie sprawy. Przejdź się na spacer.

Wilkołak skinął głową, odwrócił się i ruszył schodami na dół. Tymczasem Zapalniczka pokiwała konspiracyjnie zapraszając dziewczynę do środka.

- Co jest? - pytanie wyprysnęło Żenii z ust bez udziału jej świadomości. Przekraczając próg Sędzi, czuła się na cenzurowanym. Dziwne, bo to ona miała do Zapalniczki pretensje.

Aniela objęła Żenię i trzymała ją tak przez chwilę, zanim cokolwiek powiedziała. Sytuacja była dość dziwna biorąc pod uwagę wysoką temperaturę i strój plemiennego półksiężyca. Po chwili dopiero się odezwała.

- Tak mi przykro. Coś takiego nie powinno się przytrafić. Żadna kobieta na to nie zasługuje. A już na pewno nie moja przyjaciółka.
Dziewczyna westchnęła głośno, po czym się odsunęła nieco.

“No żesz kurwa mać chyba se laska żarty stroi!” - wrzasnęło coś w głębi brunetki, która stała sztywno. Nie próbowała nawet udawać odwzajemnienia uścisku. Była cała spięta, a rosnący gniew potęgowały kolejne słowa Zapalniczki. Zatelepotało nią i nagle wcześniejszy żal do samej siebie o walnięcie blondynki laptopem minęł jak ręką odjął.
Chciała coś powiedzieć ale słowa ugrzęzły jej w gardle dławiąc i wywołując smak goryczy.
Spoglądała jedynie na zamykającą drzwi mieszkania Zapalniczkę zwężonymi i pociemniałymi z gniewu oczyma.

Dziewczyna przeszła do salonu, robiąc zapraszający gest. Patrzyła na Córkę Ognistej Wrony stojącą w korytarzu.
- Wiem, że chciałabyś sama wymierzyć sprawiedliwość. I chyba to masz mi za złe, prawda?

- Wiele rzeczy chciałam - parsknęła Żenia z gniewną pasją przeczącą zimnemu tonowi - i nic z tego nie wyszło. Gdzie jest Tomek?

- Czeka na balkonie. - Przy tych słowach wykonała ruch głową w lewo. Zapewne z salonu właśnie wychodziło się na balkon.

- Być może będziesz mieć szansę na własne wymierzenie sprawiedliwości. - dodała.

- Ani Ty ani Czarny nie wiecie czy to na waszej sprawiedliwości mi zależy. Jak zwykle zakładacie oboje, że wiecie wszystko lepiej. Szkoda, że żadno z was nie zdecydowało się najpierw pogadać ze mną. Ale cieszę się, że czujecie się spełnieni. - Żenia ruszyła sztywno we wskazanym przez blondynkę kierunku.

Na balkonie klęczał Tomek. Siedział na swoich piętach i jak gdyby medytował. Dłonie miał ułożone na kolanach. Głowę pochyloną. Miał na sobie jedynie bieliznę, której w pierwszej chwili Żenia nie zauważyła. Nie widziała też jego twarzy. Pochylał głowę.

- Bo w twoim świecie ofiara sama wydaje wyrok? Bo ty wiesz lepiej co trzeba zrobić? Cóż, będziesz mieć okazję się wykazać. Tomek, wstań.

Ahroun wstał. Trzeba było przyznać, że jego ciało wyglądało imponująco. Mięśnie mocno zarysowane pod skórą. Żadnych śladów tłuszczu.

- Widzisz, Córko Ognistej Wrony - Aniela położyła jej dłoń na lewym ramieniu. - Nasz Promień Księżyca otrzymał karę, jaką jest pozbawienie go tytułu przywódcy. Otrzymał też pokutę. W ramach pokuty musi odzyskać swój honor. Do tego czasu ma wykonywać twoje polecenia. Twoje i tylko twoje - powtórzyła dobitnie Zapalniczka. - Pod warunkiem, że nie będą uwłaczać litanii.

- Nie wiesz nic o moim świecie. - odrzekła cicho Żenia odsuwając się i strącając dłoń Anieli ze swego ramienia. Zignorowała całą dumną wypowiedź dotyczącą Tomka i spojrzała na blondynkę: - Za to ciekawa jestem jaką pokutę wydasz sobie? Jaką Czarnemu? Skoro Promień Księżyca jest wasz, to się nim zajmijcie. Ja, jak podkreślano to nie raz, wasza nie jestem, więc czemu miałabym się nim zajmować? I kto mówi o wydawaniu wyroku? Jesteście na wymarciu. Wszystko wokół się sypie. Mieszkacie w martwych lasach, ale z łatwością nasikacie na jednego ze swoich i pozbawicie go przydatności dla czegokolwiek prócz ganiania w gaciach. Albo będziecie dążyć do chwalebnej śmierci przy tworzeniu samodzielnie caernu. - Żenia prychnęła punktując idiotyzmy jakich była świadkiem - Jak Ty jako Sędzia możesz godzić się na to, a omijać inne kwestie zamiast im przeciwdziałać? Gdzie byłaś, gdy Czarny dobijał z Tomkiem targu o mój brzuch? Teraz się wykazujesz? Przed kim? Bo nie przede mną.

- Zawsze łatwiej jest krytykować niż zaproponować konstruktywne rozwiązanie - skomentowała tonem wykładowcy. - Przekazuje w twoje ręce narzędzie. Pozwól Tomkowi odzyskać honor. Pomóż zbudować caern.

- I to jest ta moja zemsta, tak? - Żenia niemal parsknęła śmiechem - Mam wspierać was gdy każde z was zdawało się mieć moje zdanie, moje zdrowie czy cokolwiek innego, za nic.
Pytam raz jeszcze: jaką karę przewidujesz Sędzio dla siebie za zaniechanie? Za brak obrony kogoś, kogo przed chwilą nazywałaś swoją przyjaciółką?

- Nie mówiłam, że pozwolę ci się mścić. Pozwolę ci wymierzyć sprawiedliwość. To różnica.

- O tak. Sprawiedliwością było obiskanie kogoś za popełnienie gwałtu. - Żenia uśmiechnęła się niezbyt radośnie. - Ale widzę, że bycie garou to zdolność unikania odpowiedz na konkretne pytania.

- Chcesz karać sędziego za to, że o niczym nie wiedział? Tak? Moją winą jest to, że mi…

- Sporej ilości rzeczy nie pamiętam. Ale dwa dni temu w kuchni Zaara to Ty mnie radośnie poinformowałaś o układzie między Czarnym a Tomkiem. Czyż nie?
- … że mi nie powiedziałaś o gwałcie?

Aniela zamilkła na chwilę.
- Żaden układ nie przewidywał, że cię ktoś zgwałci - powiedziała w końcu.

- No tak. Zatem skoro przyzwoliłaś na handel żywym towarem jesteś bez żadnej winy. Wygodnie. Mam nadzieje, że nigdy nie będziesz traktowana jak kawał ochłapu. Ale jeśli będziesz, to posłużę za ramię do wypłakania się. Ba, nawet kogoś obsikam. Dla Ciebie. Bo jesteś moją przyjaciółką.

Aniela opuściła głowę. Minęła Żenię i usiadła na kanapie.
- Żenka… gdybyś mi powiedziała… gdybyś mi powiedziała nawet na tej durnej kawie… ale nie. Ty jesteś samowystarczalna. Ty wiesz wszystko najlepiej. Ty rozstawiasz pionki. Jesteś jak dziecko, które myśli, że umie grać w szachy. A tak naprawdę rusza figurkami jak jej się podoba. A na koniec masz do wszystkich pretensje, bo mówią, że tak się nie da. - ton głosu Anieli był smutny.

- Szrama będzie na dzień przed pełnią. - Żeńka odwróciła się na pięcie, machnąwszy ręką na kolejne ‘nie da się’ i ruszyła do wyjścia.
Aniela nie zareagowała. Za to zareagował Tomek. Ruszył za nią.
- Czekaj. Proszę - stał w połowie korytarza, gdy Żenia była już poza mieszkaniem.

- Nie jestem jedną z was - rzuciła dziewczyna przez ramię po czym wróciła się na pięcie by stanąć twarzą z Burakiem - nigdy nie byłam i nie będę. Twój honor, ubranie i cokolwiek innego sobie wymyślicie zależy nie ode mnie. Nie będę odpowiedzialna za to teraz, skoro nigdy nie było mi udzielone ‘błogosławieństwo” waszej jedności czy opieki.

Nie wyszedł za nią na korytarz. Stali rozmawiając przez próg. Wtedy dojrzała w jego oczach strach. Strach o własne życie.

- Przepraszam. Nie powinienem. Rób jak uważasz. Ja będę czekać. Mam w końcu całe trzy miesiące księżycowe - silił się na ukrycie strachu, jednak był kiepskim aktorem. Żenia czytała jego emocje jak otwartą księgę.

- No to się pewnie nie doczekasz, bo ja mam cztery dni zanim dorwą mnie Czarne spirale pod przywództwem mojego brata. - Żenia uśmiechnęła się drwiąco.

W jego oczach błysnęła nadzieja.
- Pomogę ci. Umiem walczyć. Będę cię bronić. Zabierz mnie ze sobą.
- Aha. Pewnie, że umiesz. Umierać też chcesz dzielnie i walecznie jak Czarny, co?
- Jeżeli mam walczyć ze Spiralami na śmierć i życie, to jednak wolałbym, żeby to oni umierali dzielnie i walecznie niż ja - odpowiedział szczerze.

Żenia zbliżyła się do niego by szepnąć do ucha:
- Wiesz, że nie byłeś pierwszy? - spytała napiętym głosem - Wiesz?

Odsunęła się nieco by spojrzeć na niego z bliska tak, że ich nosy niemal się stykały:
- Było ich sześciu czy siedmiu. Nie pamiętam dokładnie ilu. - nadal szeptała - Ty byłeś ósmy. Pewnie tym razem miałam szczęście, że byłeś tylko jeden.

Po jego twarzy spływała kropla potu. Z czoła, wzdłuż nosa, aż w końcu zatrzymała się na krawędzi ust. Twarz Tomka nie drgnęła. Za to przełknął ślinę nerwowo. Nie wiedział co powiedzieć.

- Co byś zrobił gdybym była teraz w ciąży? - Żenia przekrzywiła lekko głowę hipnotyzując Tomka wzrokiem.
- Miałbym dodatkowy powód by walczyć o odzyskanie honoru. - Emocje w Tomku zaczynały opadać.
- Tak? Przecież to byłoby złamanie Litanii. Potomek dwójki garou.
- Litanię już złamałem. A tego potomka trzeba jakoś wprowadzić w życie, żeby nie robił głupich błędów.
- Wygodne.
Dziewczyna przysunęła się bliżej ahrouna ponownie:
- Ile masz dzieci? Ile krewniaczek potraktowałeś jak mnie? Czy może byłam ta specjalna?
- Nie mam dzieci. I pewnie już nie będę mieć. Ty byłaś pierwsza i ostatnia - odpowiadał spokojnie i rzeczowo. Czuł, że jest testowany.
- Coś we mnie mówiło, że chcę być zgwałcona? - Żenia zainteresowała się jakoś z masochistyczną ciekawością. - Czy może jednak ufałam Ci na tyle by dać Ci się zbliżyć?
Zacisnął usta. Zagryzł zęby. Jego szczęka zadrżała na moment. A potem odpowiedział z zaskakującą szczerością:
- Widziałem w tobie słabość. Strach. Byłaś złamana kiedyś przez kogoś. I manifestowałaś to całą sobą. A ja dobrze wiem, że to było jeszcze przed wojną.
- Skąd to wiesz? I uznałeś to za dość dobry powód do gwałtu? Ty? Alfa?
- Nazwij to przeczuciem. Tak. I nie jestem już alfą. Nie będę - na jego twarzy pojawiło się coś jeszcze. Złość?
- Wtedy byłeś. Miałeś być przykładem i tym najmocniejszym, najmądrzejszym. I działałeś na podstawie przeczucia. Dobrze Ci było? Spełniłeś to, co chciałeś? Złamać mnie raz jeszcze?
- Postąpiłem niegodnie. Alfa nie może tak postępować. Dlatego nie jestem już alfą. Jestem omegą. Ostatnim z watahy. To czy mi było dobrze nie ma już znaczenia. A Ty? - przechylił głowę i patrzył na nią teraz nieco ze skosa - Ty jesteś teraz silniejsza niż kiedykolwiek. Być może, żeby wykuć żelazo trzeba je najpierw cisnąć w ogień?

Wadera Żenii zawyła dziko i tym razem dziewczyna skorzystała z jej pomocy. Pozwoliła jej urosnąć i zwiększyć moc, siłę. Wilczyca chciała rozszarpać szydzącego z niej, za zniewagę, za dysponowanie nią wedle jego uznania. Żenia chciała zadać ból. Nie wiedziała jak i kiedy jej umysł szybko przekalkulował opcję uderzenia w splot słoneczny, pozbawienia energii i powietrza, spowolnienia, zamiast zwykłego rąbnięcia w szczękę.

Promień Księżyca nie był empatycznym mówcą. Nie był charyzmatycznym przywódcą. Nie był zamkniętym w sobie intelektualistą, który umiał odprawiać skomplikowane rytuały. Był za to urodzonym wojownikiem. Jego życiem była walka. Źrenice zwęziły się. Wieloletnie doświadczenie dawało mu przewagę nad kierowaną ślepą furią Córką Ognistej Wrony. Postąpił krok do tyłu i rozpędzona pięść minęła jego klatkę o kilka centymetrów. Kolejnego z ciosów uniknął wyginając się lekko w prawo. Pięść Żenii minęła go z prędkością rakiety. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Doświadczenie górowało nad gniewem i siłą dziewczyny. Jednak ona nadal napierała. Szybciej niż mógłby wyprowadzać ciosy jakikolwiek człowiek. Tymczasem Tomek wykonywał kolejny unik. Nawet nie uniósł rąk do gardy. Jego nadgarstki zwisały poniżej pasa. I wtedy stało się coś, czego nie przewidział. Potknął się o leżący w korytarzu kozak Zapalniczki. Wysoki, sznurowany, z zaskakująco długim obcasem. Leżał sobie bezczynnie jak to w zwyczaju mają kozaki w środku lata. Gdy Tomek opadał pozbawiony równowagi w jego głowie biegły myśli o tym jaką syfiarą jest Aniela. Oto przez jej bałagan walka miała się kończyć, jeszcze za nim się zaczęła.

Ale zanim padł wprost w jego klatkę piersiową trafił cios rozwścieczonej, umięśnionej wilkołaczki. Niezwykle celny. Z pewnością mógłby on nie jednego człowieka pozbawić przytomności. Prawie każdego posłać na deski. Tymczasem Tomek padał na podłogę wysłany tam przez kozak na szpilce. Praktycznie nie poczuł siły ciosu Żenii. Gdy już leżał dziewczyna dopadła go. Przygniotła swoim ciężarem i wymierzyła kolejny cios w klatkę. Tym razem obok splotu słonecznego. Leżący pod nią Tomek uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Jeżeli tak będziesz się bronić przed czarnymi spiralami, to naprawdę potrzebujesz mojej pomocy.

To zdenerwowało Żenię jeszcze bardziej ale i otrzeźwiło. Zmieniła taktykę.
Opadła na Tomka całym ciężarem i polizała szyję, linię szczęki aż po ucho w imitacji namiętności. Z ustami muskającymi płatek, zębami kąsającymi i podszczypującymi go mruknęła:
- A kto powiedział, że będę się bronić? - głos w jej zmienionej formie był niższy, chrapliwy, a biodra wykonały sugestywny ruch w przód i tył. Prowokowała Tomka z premedytacją.

Mięśnie pod skórą twarzy Tomka drżały w napięciu. Czuła to pod swoim językiem. Jednak Ahroun patrzył w sufit. Powiedział tylko:
- To już zależy od ciebie. Ja oferuję pomoc.

Całej scenie przyglądała się z ciekawością Zapalniczka, którą Żenia zignorowała.
Zamiast tego wsunęła dłoń między ciała, by sięgnąć krocza Tomka.
Bez pardonu ujęła w dłoń jego męskość:
- Pomoc w czym? Myślisz, że ktokolwiek z nich zwróci na Ciebie uwagę? Ani ty, ani ja, ani Czarny, ani nikt z waszej watahy się nie liczy. - przy każdym słowie dłoń Żeni bawiła się Tomkiem.

Czuła jak zaczyna twardnieć. On też to czuł. Już nie mówił. Patrzył jedynie w sufit i przełknął ślinę. Przez moment na jego szyji wyraźnie było widać grubą, stalową obrożę. Czyżby symbol pokuty? Pokuty, która zdawała się mu właśnie zaczynać ciążyć.

Żenia wróciła do swojej ludzkiej postaci i podniosła się dopiero wtedy gdy i on stał naprężony pod jej dotykiem.
- A Ty jesteś słabszy niż myślałam.

Dziewczyna spojrzała na Tomka, a potem na Zapalniczkę bez słowa.

Żadne się nie odezwało. Aniela uśmiechała się półgębkiem, Żenia spojrzała na nią z politowaniem i żałością. Tomek leżał z zawziętą miną. W końcu wstał, patrząc z wielką złością na czarne kozaki leżące pod ścianą.
- Ironią losu jest to, że nigdy nie planowałam i nie chciałam Cię zrzucać ze stołka. - Żenia stanęła tak by patrzeć na Buraka z bliska - Układ jaki był był słaby, ale stabilny. Czarny nie chciał słuchać. Ona - wskazała palcem na blondynkę - nie chce słuchać. Za to ci co poruszają figurami we dwójkę osłabili nie tylko ciebie, Twoją pozycję ale i przede wszystkim watahę. I to w czas gdy potrzebna jest siła. Ale to ja postępuję jak dziecko. - Żenia pokręciła głową - Zaar mówił, że coś wiesz o papierach?

- Zapowiada się dłuższa rozmowa - powiedział i spojrzał na Anielę. Dziewczyna przewróciła oczami i zniknęła na chwilę w salonie.
- Zdaje się, że cię to męczyło dość mocno. Pomagałem ci w tej sprawie na tyle, na ile mogłem.

Po chwili z salonu prosto w Tomka trafiły dzinsy. Złapał je bez problemu i zaczął wciągać na siebie. Dopiero gdy zapiął rozporek spojrzał z powrotem na Żenię.

- Miałaś notatki. Coś podobnego do tej teczki. Listę nazwisk. Różnych. Bednarz. Bednarek. Bondar. Ludzie z całej Europy. Jakieś dziewięćdziesiąt nazwisk. Chyba szukałaś swojej rodziny.

Aniela przyniosła Tomkowi koszulę z krótkim rękawem. I radosnym tonem oświadczyła:
- Zadzwoniłam po Zaara. Co ma się cieszyć klimatyzowanym samochodem? Niech tu się trochę spoci.

- I co? - Żenia zignorowała Anielę i skoncentrowała na Tomku - Coś znalazłam?
- Chyba tak. Pewnego dnia po prostu przestałaś mnie męczyć. Jeżeli chcesz, to mam gdzieś listę nazwisk i adresów.
- Przestałam Cię męczyć… ciekawe określenie. A jak myślisz? Chcę czy nie? - Żenia warknęła złośliwie - Hmmm pomyślmy… - dziewczyna udawała zasępienie - Gdzie je masz? - chłodny ton zastąpił wygłupy.

- W mieszkaniu. Jak zauważyłaś nie mam tu wielu rzeczy - powiedział równie zimnym tonem Tomek zapinając koszulę.

Żenia sprawdziła godzinę na komórce.
12:47
Przez chwilę dłubała w google maps sprawdzając czas dojazdu do Gniezna:
- Ile zajmie tam dotarcie? - spytała Tomka nie podnosząc głowy znad ekranu komórki. 45 minut jazdy…

- Maksymalnie kwadrans. Chyba, że będą ogromne korki. Wtedy pójdziemy na piechotę i będziemy tam… za kwadrans.

- Ok. To chodźmy. - zakomenderowała brunetka - Nie mam za wiele czasu. - rzuciła ponownie kierując się ku drzwiom. Była podminowana i spięta. Musiała jakoś pozbyć się nadmiaru energii. - Od razu chodźmy z buta.

*


Maszerowali szybko i bez słowa. Aniela, Zaar, przed nimi Żenia, a najbardziej z przodu Tomek. Faktycznie po niespełna dwunastu minutach już byli na dworcu autobusowym Rataje. A tuż za dworcem wznosiły się Tarasy Warty, w których mieszkał Tomek.

Ahroun zaprosił ich wszystkich do siebie. Mieszkanie miało regulowane rolety i klimatyzację, co było miłą odmianą po skwierczącym mieszkaniu Zapalniczki.
- Rozgoście się - rzucił wchodząc w butach do jednego z pomieszczeń. Bez zbędnej zwłoki zaczął przegrzebywać papiery.

Żenia posłuchała.
Stanęła obok Tomka zaglądając mu przez ramię i emanując niecierpliwością.
- Coś mówiłam jeszcze jak cię tak męczyłam o pomoc?



Pomieszczenie przypominało biuro bardziej niż pokój w mieszkaniu. Komputer na biurku, obrotowe krzesło i szafki na dokumenty. Mnóstwo szafek. W końcu Tomek wyciągnął teczkę z napisanym czarnym flamastrem:
“Krewni Żeńki”

Teczka była naprawdę sporej grubości.

- Że to rodzina. Że rodzina powinna trzymać się razem. Że chcesz z nimi pogadać. I tyle. Potem jak trafiłaś na tę szlachecką linię to się zmieniłaś. Jakaś obsesja. Ja znalazłem tylko dwójkę ludzi z tamtej linii. Ale ni cholerę nie wiem co z tą wiedzą zrobiłaś. Przestałaś do mnie przychodzić. No a potem - odwrócił wzrok.
- Potem dopadł cię w lesie i nie utrzymał ptaka w klatce - dodała oglądająca różne dokumenty Aniela. Żenii zaś wydawało się, że usłyszała zgrzyt zębów Zaara.

- Cieszę się, że przeszłaś do tego tak szybko do porządku dziennego, by rzucać sobie żarciki - warknęła Żenia na blondynkę mrożąc ją spojrzeniem.

Dziewczyna zaczęła przeglądać teczkę.

- Oprócz tego kto był w teczce, kto jeszcze? - przerzucała papier za papierem, klęknąwszy dla wygody na podłodze. Pochyliła się nad zawartością teczki.

- Tego w teczce nie ja znalazłem. Ale tak, w Polsce nikogo już nie było ze szlachetnych przodków. Jakaś dwunastolatka na Węgrzech i jej ojciec - odpowiedział bez wahania.

Aniela wyszła z pomieszczenia.

- Szlachetnych przodków? Znaczy chodzi o szlachtę czy o coś innego? - naciskała Żenia.
- Tak. Nadania tytułów szlacheckich. Ziem. Wiosek. Jeszcze przed pierwszą wojną światową. - Odpowiedział Tomek. - Mieli Herb. Mało ludzi ma herby. Jeszcze mniej się tym chwali w dzisiejszych czasach.
- Jaki herb? Mówiłam? - Żenia niemal na czworakach uniosła głowę raptownie znad papierów i spojrzała na Omegę.
- Jakieś zmienione trąby, czy coś. Ale to musiałbym zerknąć w notatki - stał i wpatrywał się z góry na grzebiącą w papierach dziewczynę.
Żenia sprawdziła ponownie czas.
- Sprawdzisz to? My się musimy zbierać. Będę wieczorem to wpadnę po szczegóły.
Pokiwał głową. W końcu miał realizować jej polecenia. Nie rozumiał dlaczego go o to pyta.
 
corax jest offline  
Stary 03-01-2018, 13:31   #35
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zaar nie wiedział dokąd ma jechać. Ale zgodnie z tym co powiedział Grzegorz komina nie szło nie zauważyć. Troche trudniej było z samym dostaniem się na jego szczyt. Zaar zaparkował niedaleko budynku ZUS.

Żenia w tym czasie rozejrzała się po okolicy. Wystarczyło przeskoczyć przez płot, przebiec jakieś piętnaście metrów i wspiąć się na komin. Strasznie wysoki komin. Przy bramie był jeden ochroniarz, który zgodnie z powszechną tendencją dbania o bezpieczeństwo był kilkudziesięcioletnim siwym dziadkiem dorabiającym do emerytury.

- Idę z tobą - powiedział Zaar łapiąc dziewczynę za rękę

- Co za przebrzydłe ptaszysko - mruknęła Żenia z zaskoczeniem czując chwyt Jarka - Chyba nie powinieneś mnie trzymać za rękę publicznie. Litania… - zaczęła z krzywym uśmiechem, lekko wpadając i ocierając się o Zaara - Trzeba zagadać dziadka. Albo go przekupić. Masz jakąś kasę wolną?

- Trzymanie za rękę nie łamie litanii. Zagadam go, ale kasy nie mam. Płacę kartą. Mamy jeszcze dobry kwadrans do spotkania. Jak myślisz, jak oni tam wlezą? - zapytał w końcu.

- Przylecą - Żenia stwierdziła złowrogim tonem. Zacisnęła dłoń na dłoni Jarka i pociągnęła go ku strażnikowi - Zagadaj go, Ty złotousty kronikarzu - mruknęła Zaarowi w ucho.

Wilkołak pewnym krokiem ruszył w stronę cieciówki. Ze swoim obłędnym uśmiechem opowiedział historyjkę o sesji fotograficznej z modelką na tle panoramy Gniezna. Rolę modelki objęła Żenia. Ochroniarz postanowił jedynie zadzwonić i potwierdzić ów fakt, jednak Zaar powiedział, że bardzo zależy im na dyskrecji. Emeryt nie był głupi. Zarabiał ledwie dwanaście złotych na godzinę, więc łatwo zwęszył zysk. Problemem był brak banknotów w portfelu wilkołaka.

Po chwili byli już pod kominem.
- Gdy będziemy wracać, to muszę wysłać panu Staszkowi kilka twoich nagich zdjęć zrobionych tam na górze - powiedział tonem, którym zazwyczaj mówi się oczywistości w stylu: “jak będziemy wracać muszę kupić mleko”.

Nim skończył mówić poczuł walnięcie w biceps.
- Pogięło Cię? - Żenia nie wiedziała czy śmiać się czy być oburzona. - Wyślij mu swoje. - fuknęła podciągając się na drabinkę. - Z pewnością będziesz wyglądać malowniczo, szczególnie w dumnej pozie jak dzisiaj rano.

Ruszyli na po drabinie na komin. Minęłi pierwszą i drugą platformę. W końcu dotarli na trzecią. Widok był przecudny. Po chwili usłyszeli krakanie. Trzy wielkie czarne ptaki wylądowały na poręczy. Pierwszy pomachał dziobem najmniejszy. Wyglądało jakby coś strzepywał z pyska i zasłonił się skrzydłem.
To był Grzegorz. Po chwili za nim pojawili się w podobny sposób dwaj jego koledzy. Jeden w białym podkoszulku, niebieskich dżinsach i z łańcuchem zwisającym do kolana. Na jego końcu było coś, co znajdowało się w kieszeni mężczyzny. Drugi z równie ciekawą aparycją dla odmiany miał szarą koszulkę. Przy jego pasku wisiał szeroki nóż.
- Poznajcie, to jest Sosenka. Sosenko, to jest Gustaw - Grzegorz wskazał typa z łańcuchem - a to Michał. Interesują się poezją antyczną i muzyką smyczkową. Sosenkę fascynuje przyroda. Trochę śmierdzi i dzwoni z buta. No i szuka ciepłych skrzydełek. Najlepiej kruka.
Zaar spojrzał na dziewczynę zaskoczony.

- A w życiu! - Żenia ostentacyjnie powąchała swoja pachę i wydęła usta - Pachnę palmolive fioletowym! Cześć, panowie. Cześć, Grześ. - przywitała się kurtuazyjnie - Zaara pewnie nie muszę przedstawiać, co?
Na widok miny tego ostatniego zrobiła swoją z cyklu ‘no co?”

- Nie musisz - powiedział Michał. - Do rzeczy, po co tu zlecieliśmy?

- Nie wiem co wam przekazał Grześ. Ale chcę Was prosić o pomoc z zakładaniem caernu w Poznaniu. Szrama obiecała pomóc no i chciałabym móc liczyć i na was. Grześ was mocno rekomendował. - dziewczyna błysnęła uśmiechem.

Michał i Gustaw spojrzeli na Grzegorza zaskoczeni nie mniej niż Zaar kilka chwil temu. Ten jednak jedynie wyjął ręce z kieszeni i rozłożył je niewinnie.
- Chłopaki, no rzadko spotyka się tak wybitne umysły jak wasze.
Osobnik zwany Gustawem warknął, a Zaar obrócił twarz, do której przyłożył dłoń starając się skryć uśmiech.
- Kiedy? - kontynuował serię pytań do Żenii Michał.

- Dzień przed pełnią? - uśmiechnęła się na to dziewczyna kiwając głową potakująco i zachęcająco zarazem - Podobno impreza życia. Jeśli ktoś lubi rosyjską ruletkę - uśmiech Córki Ognistej Wrony poszerzył się jakby faktycznie to była betka. - To jak? Wpadniecie?

- W tym pokoleniu nikt nie otwierał Caernu. Czarny poprowadzi ceremonię? - wypytywał Michał.
- Wpadniemy. Lubimy dobrą jatkę! - przemówił w końcu Gustaw.

Żenia zamarła z otwartymi ustami wpatrzona w Gustawa. Bała się spojrzeć na Grzesia.
Zamrugała.
Przeniosła spojrzenie na Michała:
- Aha. Szpon Cienia będzie szefem wieczoru. Załatwię alkohol, nie musicie się kłopotać. - ponownie pokiwała głową potakująco chociaż czuła się jak piesek-potakiwacz.

- A co z cefauką? Przyszłaś z PRowcem widzę, więc omówmy ten temat. Jarek, czemu nie chcecie Sosenki? Śmierdzi wam? - Rzucił Grześ.
Tymczasem oczy Zaara zwęziły się. Warga delikatnie drżała, jakby miała za chwilę odsłonić kły.
- Nikt nie mówił, że jej nie chcemy - powiedział przez zaciśnięte zęby Jarek.
- No to jak jest? Co? Młoda? - Grześ tym razem pytanie skierował do dziewczyny.

Ta wzruszyła ramionami:
- Chyba dla wszystkich będzie lepiej, jak się zmyję - poruszyła brwiami na zasadzie ‘see what I did there?’ - Z resztą, Grześ, temat i tak będzie nieważny za 4 dni, bo mój braciszek obiecał mnie rozszarpać na strzępy za takie tam wykradzenie jakichś zupełnie nieważnych planów z maluśkiej fabryczki Pentexu - wzruszyła ramionami lekceważąco, robiąc dobrą minę do złej gry. - A ja muszę jeszcze odbębnić rytuał i objechać parę miejsc. W zasadzie to chciałam nawet zapytać, czy byś nie poszedł ze mną w jedno z nich.

- Intrygujesz mnie. To od braciszka ten smrodek pewnie, co? Gadaj o co chodzi - powiedział Grzegorz.
- Ja z tobą pójdę - wyrwał się Zaar zaznaczając swoje, jak na samca przystało.

Żenia skrzywiła się:
- Grześ umie latać… - zwróciła się do Zaara - … żadno z nas nie.
Uśmiechnęła się do Jarka uspokajająco i zwróciła na powrót do Kruka:

- Nie mam zielonego pojęcia - uśmiechnęła się - Pamiętasz? Mówiłam, że nie pamiętam? Straciłam pamięć, podobno podczas pierwszej przemiany. Obudziłam się na śmietniku z lewymi papierami i paroma fajnymi fantami, a potem znaleźli mnie Zaar z…. eee…. no resztą. Miewam przebłyski, większość średnio fajna. Podobno mam męża, podobno byłam krewniaczką Czarnego, podobno szukałam rodziny i podobno jestem złodziejką a obecnie Ragabashem tych od Kumbaya. A zapaszek… cóż… dzięki za uspokajacze - uśmiechnęła się ponownie do Grzesia.

Michał i Gustaw niczym bracia skrzyżowali ręce na piersiach. Pięsci schowane pod bicepsami w bardzo widoczny sposób wpłynęły na zarysowanie tych drugich. Nie trzeba było być znawcą, żeby dojść do wniosku, że obydwaj częściej odwiedzali siłownie niż teatry. Wpatrywali się teraz z uwagą w dziewczynę.
- No to gdzie byś chciała, żebym wleciał? - powiedział jakoś tak dziwnie poważnie Grzegorz.

- Do mojego domu. Jest obserwowany przez ABW to znaczy ludzi mojego brata. Nie wiem czy czegoś tam nie zostawiłam. Nie wiem też, żadno z nas nie wie, czy mąż jest lewy czy nie. No i chciałam poprosić o pomoc w tej kwestii.

- Umbra? - rzucił pytająco Grześ.
- Tancerz Spirali - odpowiedział Zaar.
- To chodźmy wszyscy - powiedział Michał szybko.
- Taaaa - dodał entuzjastycznie Gustaw, a Żenia była pewna, że oczy mu błysnęły na dźwięk słów Zaara.

Brunetka spojrzała na Grzesia pytająco.
- Ale… chłopaki… - zaczęła powoli - … widzę dwa szkopuły. Jeden: jeśli zginiemy, to chujowizna bo nie powstanie caern i szlag trafi wszystko. Drugi: jeśli zginą obserwatorzy, to będzie dość jasny sygnał dla Marka, że jestem w pobliżu. Obydwu wolałabym uniknąć.

- Jeśli zginą obserwatorzy, to przyjdzie ten Marek. Wtedy go załatwimy. I po sprawie. - przedstawił swoją logikę Michał.
- Hm. Stawiam, że nie wpadnie solo. Tylko z pomocą i odsieczą.
Gustaw wyciągnął przed siebie ręce. Zaciśniętą pięść prawej wpasowywał w otwarta lewą dłoń. W powietrzu rozległ się dźwięk wyłamywanych palców.
- Dobrze. Będzie zabawa.

Żenia popatrzyła na Grzesia raz jeszcze.
- Aha. Dużo was tam w tej Tucholi? - spytała niewinnie.

- Jest nas trzech. Nie trzeba więcej - odpowiedział Michał zamiast kolegi.

Żenia otworzyła usta by coś powiedzieć ale zrezygnowała.
Zamknęła usta na powrót.

- No to jak macie czas… - stwierdziła niepewnie i rzuciła wzrokiem na Zaara. - Tylko chłopaki… - brunetka podeszła ciupkę bliżej Gustawa i Michała - … poczekacie na mój sygnał, co? Proszę… wiecie… chodzi o mojego męża… - Żenia wspięła się na wyżyny sztuki aktorskiej robiąc proszącą minę zbitej suczki.

- Możemy jechać od razu - rzucił Zaar, który prawdopodobnie postanowił odegrać odważnego bohatera.
Reszta przytaknęła. Nawet Grześ, który zrobił to nieco niechętnie.

Żenia tylko mruknęła cicho w jego kierunku:
- A mogliśmy to załatwić jeden na jeden - i odwróciła się do Zaara by zacząć jego przekonywać, by odpuścił ten jeden raz.

Zaar stawiał opór. Nie dawał się przekonywać. Stwierdził, że będzie koniecznie tuż przy Żenii. Ona jednak nie dawała za wygraną. W końcu on stwierdził, że zgadza się. Nie pojedzie z nią. Zostawił jej wolną drogę wraz z chłopakami z Tucholi.
I wtedy dotarło do niej, że tylko Zaar wie gdzie jest jej dom.

Zaplotła ręce na piersiach i spojrzała na Jarka z fochem na twarzy, kryjącym rozbawienie:
- Myślisz, że jesteś taki cwany, co? - fuknęła, tupiąc stopą ugiętej w kolanie nogi.

- Ja? Nie. Droga wolna. Jedź dokąd chcesz. - Uśmiechał się cwaniacko obserwując reakcje brunetki.

- A dasz adres? - uśmiechnęła się niewinnie i prosząco, ignorując obserwującą ich trójkę.
-Nie. Mogę was zawieźć. Pokazać. Adresu nie dam.

Wilkołaczka zgrzytnęła zębami i przysunęła się do “PR-owca”:
- Dobra. Jesteś starszy rankiem. Nie, żebym chciała się nie słuchać czy coś… - oczy błyszczały jej rozbawieniem i nawet nie kryła się z tym, że coś kombinuje. - … pokaż. Proszę. - dorzuciła na koniec jak wisienkę na tort.

- No to jedziemy.
Zaar skierował się pierwszy do drabiny, żeby zejść do auta. Bondar dreptała tuż za nim potulna jak nie ona.

 
corax jest offline  
Stary 03-01-2018, 14:00   #36
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Hybrydowa Toyota Auris była wspaniałym samochodem. Niskie spalanie. Bogate systemy bezpieczeństwa. Wielki dotykowy panel. Synchronizacja z telefonem. Aplikacje. Wielostrefowa klimatyzacja. Jedno czego hybrydowa Toyota nie miała to… miejsca.

Na tylnej kanapie ściskali się Michał i Gustaw. Między nimi siedział Grześ. Zaar nie potrzebował wiele miejsca do prowadzenia. Automatyczna skrzynia biegów radziła sobie bez sprzęgła. I chyba tylko dzięki temu i dzięki prostej trasie S5 z Gniezna do Poznania, a później S11 z Poznania na Jarocin Jarkowi udawało się prowadzić bezpiecznie z kolanami Michała wbitymi w plecy. Żenia była wciśnięta prawie w schowek na rękawiczki czując za sobą oddech Gustawa. Posapiwał lekko w narastającym podnieceniu na myśl o mordobiciu. Z głośników dolatywała cicha i uspokajająca muzyka klasyczna. Nikt się nie odzywał, więc było ją słychać całkiem wyraźnie.

Po zaledwie 45 minutach dojechali do uroczej miejscowości o nazwie Kamionki. Jedna z wielu sypialni Poznania. Siedlisko nowobogackich w małych domkach, bliźniakach i szeregowcach. Duże zagęszczenie ludzi w przestrzeni, która udaje dużą. Z własną szkołą, kilkoma sklepami i salonem kosmetycznym. No bo żony nowobogackich muszą coś robić gdy ich mężowie są w delegacji.

Kluczyli uliczkami mijając czarne Audi. Żenia odruchowo próbowała się schylić, żeby schować głowę. Wyszło to średnio w bogatym wnętrzu auta. W samochodzie siedzieli dwaj faceci w ciemnych okularach. Mistrzowie kamuflażu obserwowali parterowy duży dom na jednej z posesji w środku ulicy. Na podjeździe stał zaparkowany niebieski Ford Mustang GT.

Wspomnienie przyszło szybko. Nogi wsparte na tapicerce. Męskie ciało poruszające się rytmicznie i ocierające o jej ciało. Ciepły oddech na szyi. Skórzane fotele klejące się do nagiego ciała.

Wizja trwała mniej niż sekundę. Dziewczyna na moment pomyślała, że wszystkie przebłyski wspomnień wiązały się z seksem. Poczuła dziwną odrazę.

Sam dom nie przywoływał wspomnień. Nie potrafiła przypomnieć sobie twarzy męża.

Auris Zaara dojechał do końca ulicy i skręcił. Przejechali może jakieś dwieście metrów i samochód zatrzymał się.

- Przypomniałaś sobie coś? - powiedział Zaar patrząc na dziewczynę. W tym czasie z tyłu wysiadała wataha z Tucholi. Kilka przekleństw na temat japońskich konstrukcji nie ukoiło bólu spowodowanego niewygodą, ale poprawiło im samopoczucie.

Żenia myślała o domu. Chciała sobie coś przypomnieć. Jednak pustka w jej umyśle zaczynała ją przerażać. Nadchodził czas poćwiczyć włamania. W końcu zwykły domek, to nie jakieś tam muzeum.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-01-2018 o 14:23.
Mi Raaz jest offline  
Stary 05-01-2018, 21:40   #37
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia rzuciła spojrzeniem na Jarka.
Znanym mu zapewne.
Nie chciała o tym mówić.
Jeśli wspomnienia dotyczyły bardziej auta niż domu, dziewczyna instynktownie wybrała za cel właśnie niebieskiego forda.

- Zaar, Grześ. Michał i Gustaw niech zrobią zadymę z tymi tajniakami. Jeśli auto jest na podjeździe to on powinien być w domu. - Żenia tworzyła plan na biegu. - Zaar możesz coś zachachmęcić z autem? Pewnie ma alarm, wystarczy dobrze kopnąć. Jeśli ktoś jest w środku powinno to zwrócić uwagę.

Zaar patrzył na dziewczynę z uśmiechem.
- Tylko alarm? Ok. Myślałem, że chcesz, żeby gdzieś pojechało czy cuś. No to włączam alarm. Michał i Gustaw ogłuszają ABW. I co dalej?

Teraz to dziewczyna zapatrzyła się na Labradora:
- Możesz podpiąć się do komputera offline? No to niech jedzie w cholere. Nawet lepiej. A system alarmowy w domu też rozwalisz? - uśmiechnęła się lekko kryjąc zaskoczenie - Grześ, zostaniesz na zewnątrz na czujkę? Bo mam wrażenie, że ta dwójka cwaniaków to tylko czubek góry lodowej. - w zasadzie nie wiedziała czemu aż tak ufa nowopoznanemu. Czarna dziura w szufladzie ‘dom’ niepokoiła ją mocno. - Jakby coś to spierdalaj, tak? - poważna i spięta Żenia popatrzyła na Kruka z Tucholi.

Nikt nie musiał powtarzać dwa razy. Gustaw i Michał ruszyli wkładając ręce w kieszenie. Dwaj mężczyźni byli naprawdę tym, kogo nikt nie chciałby spotkać w ciemnej ulicy. Grześ spod bluzy wyjął niewielką maskę kruka, którą założył na twarz. Jego ciało pokryło się piórami i po chwili wzleciał już w postaci kruka i lądował na dachu domu. W sam raz, żeby zobaczyć jak brama otwiera się. Samochód odpalił wydając przyjemny pomruk silnika.
- Oho. Ma sportowy tłumik - powiedział Zaar.
Auto wyjechało na wstecznym i ruszyło z piskiem opon mijając czarne Audi. Ford ledwo zmieścił się w zakręt.
- Ale prowadzi się dobrze.

- Cieszę się, że się dobrze bawisz - Żenia roześmiała się cicho - Uważaj na siebie, dobrze?
Sama skoncentrowała się na domu obserwując wejście z garażu i wejście do piętrowej willi.
- Nigdzie nie idę, więc będziesz mogła ty na mnie uważać - odpowiedział Zaar. Dwie ulice dalej z piskiem opon zatrzymał się Ford. Rozległ się alarm. W końcu z Audi wyszedł facet siedzący na miejscu pasażera. Zarzucił na siebie marynarkę, pokonał może dystans trzech metrów, gdy zza drzewa wyskoczył na niego Gustaw trafiając go w szczękę.

Dom stał bez ruchu.

- Hmm… podpucha? - Żenia mruknęła do Zaara. Pierwsze skojarzenie jakie miała faktycznie podpowiadało, że męża zagarnął Marek, zostawiając auto pod domem jako wabik dla niej.
Zastanowiła się co w takim razie znajduje się w domu. Czy może ABW miało zgarnąć ją nim się tam dostanie? A może mąż i Marek współpracowali? Jakie wytłumaczenie byłoby na świeżutki domek i odjechaną furę? - Nie mówiłam kim był ten niby mąż, co?

Wykorzystując atak Gustawa na ABWowca, dziewczyna ruszyła by przemknąć na tyły domu.

Przy Audi tymczasem rozgorzała zadyma. Kierowca postanowił ratować kolegę. Spokojne osiedle nawiedził chyba pierwszy w historii huk wystrzału. Ale to nie wystarczyło, żeby przeszkodzić Michałowi. W czasie gdy Gustaw wiązał swój łańcuch wkoło pasażera, Michał uderzał głową kierowcy o krawędź dachu.

Żenia była już na tyłach domu gdy usłyszała, otwierające się drzwi z drugiej strony. Przez ogromne okno widziała salon i aneks kucheny. A w okienku kuchni widziała jakąś postać, która była właśnie po drugiej stronie domu. Jej mąż wyszedł zobaczyć co się dzieje. Musiał się srodze zdziwić widząc w jakim stanie jest jego “ogon”.

- Żeniu, rzadko opowiadałaś cokolwiek o swoim mężu. Może martwiłaś się jak kochanek to zniesie? - powiedział Zaar stojący tuż przy niej.

Gdy Jarek mówił, Żenia sprawdzała okno weneckie, sprawdzając sposób dostania się do środka. Wyglądało jednak na to, że musiałaby rozbić szybę.
Nie po to tworzyli całe zamieszanie z frontu domu by teraz zwracać na siebie uwagę.
Dziewczyna ruszyła dalej poszukując innych opcji wejścia.
- A jakbyś zniósł? - szepnęła przemykając na bok domu w kierunku garażu, z nadzieją dostrzegając ciemną plamę drzwi.

Jarek wzruszył ramionami.
- Wierzę, że nie chciałaś mnie ranić. Ciężko mi przywyknąć do wizji ciebie z innym facetem.
Żenia nie skomentowała więcej. To nie był czas ani miejsce.

Szybko omiotła spojrzeniem zamek - nic specjalnego, kilka chwil i będą w środku.
Ale…
...wolała te chwile spędzić myszkując po domu lub na rozmowie z mężem niż na rozpracowywaniu zamka.
- Możesz to otworzyć? Może będziesz szybszy? - spytała Zaara, którego ciepło czuła za sobą.
Zaar wziął głęboki oddech. Przymknął oczy. I nacisnął klamkę. Zamek ustąpił, zaś wilkołak wcisnął coś na swoim smartwatchu.
- Jeżeli masz jeszcze jakiś zamek, to lepiej się pośpiesz.

Weszli do środka garażu. Wewnątrz były dwie pary drzwi. Jedne z pewnością prowadziły do wnętrza will, drugie prawdopodobnie do kotłowni.
W garażu stało białe auto.


Nie przywoływało wspomnień.

- Tu - Żenia wskazała drzwi, które według niej prowadziły do wnętrza domu - Czemu? Co mierzysz? - zapytała z niepokojem
Stare auto schowane, nowe na oczach sąsiadów.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Niewiele z tego rozumiała.
- Czas. Mierzę czas. Możemy minąć każde drzwi, ale ważny jest czas.
Ruszył do drzwi obchodząc Skodę i otworzył je bez wahania. W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka.
Zaar rozszerzył oczy ze zdziwienia i wlepiał je w Żenię. Dziewczyna poczuła wibracje w kieszeni.

- Fuuuuuuck… - równie zaskoczona Żenia wyrwała komórkę z kieszeni wyciszając jej dźwięk. Była pewna, że telefon był całkowicie wyciszony. A jednak…
Spojrzała na wyświetlacz.
Coś ją tknęło. Zapisała wtedy ten numer. I teraz do niej dzwonił. W najgorszej możliwej chwili.

Marek Mazut.

Pokazała wyświetlacz Zaarowi.

Chwilę rozważała, czy odebrać czy nie.
W końcu przesunęła palcem po wyświetlaczu próbując opanować trzęsące się dłonie.
Odebrała lecz nie odezwała się nasłuchując.
Gestem wskazała Zaarowi bezruch.

- Mam nadzieję, że jesteś daleko od swojego domu - powiedział zimnym tonem jej brat.
- 4 dni. - mruknęła Żenia do słuchawki - Umówiliśmy się na 4 dni, braciszku.
- Cztery dni, żebyś mogła spierdalać. A nie, że dostaję czerwony alarm z Kamionek. Ja dotrzymam swojej obietnicy, ale za jakiś kwadrans będziesz tam mieć komandosów - mówił powoli i spokojnie, jakby ignorując jakąkolwiek powagę sytuacji.

Tymczasem Zaar zmieniał się. Ubrania na nim zaczynały pękać. Ciało pokrywało się futrem. Szykował się do walki.

- Potrzebuję odpowiedzi, Marek. Zadzwonię. - Żenia rozłączyła się i truchtem wpadła do mieszkania. - 8 minut. - rzuciła do Zaara skracając czas podany przez brata. Nie wierzyła mu w kwestii szczegółów.

Zaar ruszył przez drzwi na czterech łapach. Ledwo mieścił się w przejściu. Wypadł na korytarz łączący się z salonem. Żenia była tuż za nim. Salon uderzał zmysły przepychem. Wielki telewizor, kanapa na kilkanaście osób w kształcie litery U, szklany stolik. Ozdoby w surowym stylu i dużo przestrzeni. Crinos wyprostował się i pociągnął nosem. Warknął i wskazał pyskiem korytarz po lewej. Już nie tak otwarty jak salon. Mały. Ciemny. Ciasny. Z kilkoma parami drzwi. Biuro? Sypialnia? Łazienka? Schowek na szczotki? Nie wiedziala. Nie pamiętała co jest w jej własnym domu!

Nie czuła się tu u siebie. To wszystko zupełnie nie pasowało jej do niej. Nic dziwnego, że więcej czasu spędzała u Jarka.
Nie traciła czasu na kolejne rozważania
. Otwierała kolejne drzwi na oścież.

Pierwsze z lewej były najbliżej kuchni. Pomieszczenie za nimi było małe, ciasne i wyposażone w jedno okienko pod samym sufitem. Światła było w nim mało, ale wystarczyło żeby zobaczyć stojący w środku mop, odkurzacz, deskę do prasowania i szereg innych rzeczy mających nikłe znaczenie dla megakorporacji i spisku mającego na celu pozbawienie pamięci biednej wilkołaczki. Zaar nie kłopotał się nawet, żeby próbować wejść do pomieszczenia. Ruszył do kolejnych drzwi. Niemal wyrwał je z zawiasów gdy pociągnął je pazurzastą łapą. Wtedy Żenia usłyszała strzał.

Gdy wychyliła się na korytarz zobaczyła, że różnokolorowe futro Zaara jest spowite krwią. Jednak wilkołaka to nie powstrzymało, rzucił się do wnętrza pomieszczenia znikając z oczu dziewczynie.

Zaskoczona Żenia rozejrzała się po korytarzu, oczekując, że z kolejnych drzwi wysypią się wrogowie.

Pozornie nic się nie zmieniło, poza wielka plamą wykwitłą na drzwiach stojących na przeciw pomieszczenia, w którym był teraz wilkołak. Musiał mocno oberwać. Maleńkie kule powybijały otworki w drzwiach.

Wciąż wyczekując pułapki i napływu wrogów, Żenia skupiła się na wsłuchaniu w szepty.
Nic jednak nie usłyszała.
Oni mieli działać w ciszy, podczas gdy członkowie ABW, czy też stronnicy Marka działali Jawnie. Nie słyszała niczego… aż ciszy nie przerwał kolejny wystrzał i skamlenie.

Żenia poczuła przypływ adrenaliny i nim zaczęła zmieniać formę wyszarpała z plecaka nóż. Wężowy nóż.
Zacisnęła na nim dłoń i sięgnęła po czarną waderę i jej gniew.
Znowu do głosu dopuściła instynkt i siłę.
Ktoś robił krzywdę Zaarowi...
Ruszyła...

Poruszała się z nadludzką szybkością. Niemal wyrwała ze ściany ościerznice. Wpadła do pomieszczenia biurowego. Kątem oka jedynie dojrzała Zaara, który poza wielką czerwoną plamą na klatce piersiowej miał rozharatany pysk. Lewa strona jego głowy przypominała okrwawione drzwi z maleńkimi otworkami po śrucie. Ale wściekła Wadera nie miała czasu rozmyślać o tym. W pomieszczeniu był przeciwnik, który tak urządził jej kochanka.


Stał i mierzył w nią z broni. Jednak stał bez ruchu. Dopiero po chwili do Żenii dotarło, że to ona w formie bestii rusza się niespotykanie szybko. Wymierzyła szerokie cięcie w ciało Agenta. Nóż wszedł gładko. Tuż powyżej prawego ramienia. Wędrował rozcinając kamizelkę kuloodporną i wybijając mu strzelbę z dłoni aż po samo biodro. Choć rana nie była tak głęboka, jak chciałaby tego dziewczyna. Jakby nie wiedząc co się stało Agent naparł na nią swoim ciężarem.
Wadera czuła krew wroga i chciała jej więcej. Przypomniały jej się słowa węża i poczuła dumę i kolejny skok adrenaliny. Potrafiła zabić i nie bała się odebrać życia wrogom. Naparła swoim ciałem, nie wyciągając noża z ciała przeciwnika. Zaryczała wprost w twarz mężczyzny, siejąc wokół drobinkami śliny. Zamachnęła się wolną łapą by nadziać go na pazury i rozszarpać na strzępy.

On zaś złapał ją kurczowo za futro. Tuż nad brzuchem. Wtedy poczuła ten rozdzierający ból. Wkoło rozbłysło światło. Do nozdrzy wilkołaczki dotarł zapach palonej sierści. Przez jej ciało przechodziły wyładowania elektryczne o potężnej mocy. Ból zdawał się nie do zniesienia. Ale wadera była silna. Atak, który powaliłby większość ludzi ją jedynie spowolnił.

Rozczapierzony pazur opadł powoli na twarz mężczyzny. Bardzo celnie. Bardzo mocno. Szpony skruszyły czaszkę, rozdzierając okulary. Córka Ognistej Wrony czuła jak ciepły, okrwawiony mózg rozlewa jej się między palcami. Krew tryskała wkoło, gdy odrzucała oderwany czerep stronnika Marka. Nie miał szans przeżyć tego ciosu.
Zawyła choć słabiej niż przed chwilą, urągając wrogowi…

Niemal w momencie w którym jego truchło padło na podłogę spod ściany podniósł się Zaar. Warczał coś niezrozumiale i słaniał się na nogach.

Żeńka wróciła do ludzkiej postaci i ruszyła ile miała sił w nogach w jego kierunku:
- Zaar, Zaar! Zmień się! On nie żyje! Musimy spierdalać - tłumaczyła zdawało jej się głośno. - Chodź, wesprzyj się na mnie!

Jej futro zmieniło się w bluzkę. Miała wypalony ślad po dłoni zabitego żołnierza. Przez tę dziurę było widać poparzoną skórę, która miejsca i popękała. Z otwartych ran powoli sączyła się krew, by skapnąć na podłogę i mieszać się z krwią przeciwnika, pokruszonymi kośćmi czaszki i rozpływającym się mózgiem.

Coś ją bolało, mdliło ją i musiała często mrugać, ale nie zwracała na to uwagi. Zaar był w gorszym stanie, nie mogła teraz zwracać uwagi na siebie, musiała skupić się na nim. Czuła jak z każdym krokiem otwierają się nowe rany. A może rany, których wcześniej nie czuła przez zaaferowanie walką? Skóra na niej pękała odparzona.

Szła dziwnie wolno...

- Chodź, wesprzyj się. Zmień się! Kochanie! Zmień formę! Zaar!

Zaar zdawał się być otępiały. Dostał w głowę. W końcu pomachał pyskiem jakby strząsając z siebie skórę Crinosa. W ludzkiej postaci okazało się, że lewa strona jego twarzy wygląda jak ociekający krwią kotlet mielony. Miejscami wystawały białe kości żuchwy. Nos był strzępkiem. Lewego oka nie dało się zlokalizować. Na środku klatki piersiowej sytuacja wyglądała nieco lepiej, ale i tam broń Agenta zasiała spustoszenie.

Wyciągnęła ramię do swojego Labradora, wciskając nóż za pasek. Wyszarpała komórkę i wybrała numer Zapalniczki. Nie kłopotała się oczekiwaniem na odbiór połączenia.

- Zaar chodź, rusz się!

Złapała Jarka w pasie i pozwoliła mu się na sobie wesprzeć choć całe jej ciało zaprotestowało.

Uśmiechnął się szeroko obserwując jej wysiłki. W uśmiechu odpadł mu kawałek mięsa zwisający z policzka. Wyglądał przerażająco. Żenia była przerażona. Możliwością, że mógłby nie przeżyć.
- Razem - powiedział łapiąc jej dłoń, dziewczyna skinęła potakująco głową. W przeciwieństwie do dziewczyny Jarek zdawał sobie sprawę, że ona oberwała równie mocno.

Powlokła się ku głównemu wejściu, podtrzymując i ciągnąc Jarka. W czasie gdy on podtrzymywał i popychał ją. Z głośnika dobiegało powtarzane: „Halo. Słucham. Żenia odezwij się!”

Po drodze kombinowała dalej:
Komandosi zaraz tu będą.
Do auta daleko w tym stanie, dotarcie do niego zabierze całą wieczność.
Sprzęt agenta, komputer męża, kasa, mąż.

Okulary i płaszcz do niczego się nie nadawały. Na strzelbie nadal kurczowo zaciskała się dłoń agenta. Komputera nigdzie nie było widać. Pieniądze pewnie miał przy sobie mąż… mąż...
Na zewnątrz rozległy się odgłosy bójki. Czyżby mąż trafił na grupę uderzeniową “Tuchola”?
No i najważniejszy Zaar...
Może Umbra?

Zaar jakby wyczuwając jej obawy podniósł smartwatcha tak, żeby mogła odczytać czas. Odmierzał do zera. Jeszcze sześć i pół minuty.
- Żenia, co się dzieje? - dobiegało z telefonu.

Brunetka w końcu uniosła telefon do ucha:
- Zaar. Ciężko ranny. Kamionki. Tuchola pomaga. - Żenia wypluwała z siebie informacje. - Komandosi w drodze. Sześć minut. Jak wejść do Umbry do cholery?! - brak niewiedzy doprowadził zestresowaną do granic dziewczynę do białości. - Nie wiem gdzie zabrać Zaara? Lekarz, szpital?
- Czarny. Bierz go do Czarnego. Do wskoczenia do Umbry potrzebujesz lustro. Albo coś w czym możesz zobaczyć swoje odbicie. I… kurwa, mam ci to w sześć minut przez telefon wyjaśnić?
- Dasz rady szybciej? - zaciśnięte zęby dziewczyny pozwoliły na wydanie syku. - Nóż może być? - Żenia dopytywała Zapalniczkę.

Wlekli się oboje, ich ciała nie nadążały za umysłem dziewczyny.
- Tutaj! - wrzasnęła ile miała pary w płucach czując, że niewiele zostało im sił. Wbrew temu spojrzała na Jarka:
- Damy rady - wrzuciła ile miała przekonania w tę wypowiedź.
Zaar skupił się na moment, ale po chwili wypuścił powietrze. Nic się nie stało. Powłóczył dalej nogami.
- Idź do łazienki. Patrz w lustro i pomyśl, że chciałabyś być po drugiej stronie - powiedział Zaar plując krwią.
- Nie mów - Żenia poprosiła Jarka - Oszczędzaj siły, proszę. - dodała nieco łagodniej. - Zaraz tam pójdziemy.

Znowu wrzasnęła licząc, że bojówki Tucholi ją dosłyszą:
- Tutaj! Grześ! Michał!
Ciężkie drzwi antywłamaniowe otworzyły się. Stał w nich Michał. Za nim Gustaw wypuszczał z rąk bezwładne ciało osoby, która chyba była mężem Żenii.
- O kurwa - elokwentnie podsumował wojownik z Tucholi - co się wam stało?
- Fomor - wypluł z siebie Zaar - Żenia go załatwiła. Pentex w drodze.
Michał wyszczerzył kły.
- A więc wyzwanie.

- Michał, muszę zabrać Zaara do Czarnego. Spadamy stąd. Zabierz sprzęt agenta - jest w biurze. Gdzie Grześ? On żyje? - dziewczyna wskazała na zwisające ciało, którego nadal nie kojarzyła. - Mamy sześć minut, żeby się stąd zmyć. Obiecuję Ci, że powalczysz i powalczysz by wygrać, ale nie teraz. Proszę. - spojrzała pobladła na intelektualistę.

- Grzechu, chodź tu - krzyknął. Jego mięśnie pęczniały rozpychając koszulkę. Momentalnie stał się kilka centymetrów wyższy.
- Zabiorę was do auta - wszedł między nich obejmując w pasie oboje rannych i uniósł lekko.
- W tym Poznaniu was nie karmią?
Żenia stęknęła pod uściskiem Michała.
- Widać - zajęczała - nie tak dobrze jak w Tucholi.
Czarny kruk wylądował na podjeździe i spojrzał na pozostałych przekrzywiając łepek w bok.

Gustaw splunął.
- Żyje. To człowiek.
- Zabierzmy go.
Gustawowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podniósł faceta i zarzucił go na plecy.

- Grześ, weź spluwę tego gnoja. I wszystko ze sprzętu z niego co znajdziesz. Dwa strzały Zaara załatwiły. Strzelał ze shotguna. I strzelał prądem. Rozsmarowałam jego mózg po ścianie - dodała cicho ale z jakąś wściekłą, zawistną dumą. Zaświatała jej myśl, że brat wie o jej obecnym stanie więcej, dużo więcej.

Kruk zmienił się w człowieka i ruszył do wnętrza budynku. Pozostali członkowie “grupy tuchola” zajmowali się niesieniem zdobycznego męża i rannych towarzyszy. Czas biegł nieubłaganie.

Byli w połowie drogi do samochodu, gdy Grzegorz wybiegł z budynku ze strzelbą ściskaną w lewej dłoni. Biegł w ich stronę. Do samochodu zostało jeszcze kilkanaście metrów, gdy usłyszeli ciężki warkot. Nie zatrzymywali się. Już prawie dotarli do auta.

Żenia wybrała numer Marka poganiając Grzesia gestem.
Czekała na połączenie.
- Mąż do bagażnika, wy się ładujcie do środka. - mówiła szeptem.

Gustaw nie zastanawiał się długo. Złapał mężczyznę pod szyją, a drugą ręką w kroczu. Upchał go do bagażnika dopychając jego kolana. Potem próbował zamknąć bagażnik. Nie udało się za pierwszym razem. Więc w drugą próbę włożył więcej siły.
- Chyba nie chcesz prowadzić w takim stanie? - zapytał Grzegorz podając jej strzelbę lekko zdyszany.
- Może ja powinienem się tym zająć?

- Możesz jeśli chcesz - Żenia jakoś dziwnie jak na siebie nie oponowała. Sama siebie tą ugodowością zaskoczyła, ścinając nieodebrane połączenie - Tylko go nie zabij. - rzuciła do Gustawa, słysząc łupnięcie bagażnika.

Gustaw wsiadł do samochodu.
- Kurwa? Gdzie się kluczyk wkłada?
- Nie wkłada się. Wciśnij start. - powiedział Zaar radośnie rozplaszczając się na miejscu pasażera i okrwawiając fotel.
Żenia została wepchnięta między dwóch osiłków z tyłu. W końcu Grzegorz ruszył bezszelestnie. Kluczyli chwilę wąskimi uliczkami. Chyba byli bezpieczni. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

Żenia co i raz sprawdzała co z Zaarem i czy nie stracił przytomności albo czy ma puls.
Nie przestawała też dziękować trójce z Tucholi, którą wkopała w gówno większe niż oczekiwała.

- Grześ co ci się udało wyciągnąć z trupa?

Cierpła jej skóra na myśl o spotkaniu z Czarnym - pierwszym od ich ostatniej kłótni - i starała się zagadać ‘czarne’ myśli.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-01-2018 o 00:51.
corax jest offline  
Stary 07-01-2018, 00:33   #38
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś.

Telefon wibrował mu w ręce. Dobijała się. Pierwszy raz w historii łowcy zwierzyna dobijała się do niego sama. Pierwszy raz zwierzyną była siostra łowcy.
Marek sprawnym ruchem odrzucił połączenie.

- Widzisz przyjacielu, nie spodziewałem się. Wybrała męża zamiast ciebie. I po co było to poświęcenie? - Agent wyjął paczkę papierosów i sięgnął po jednego.
- Tu nie wolno palić - powiedziała kobieta w obcisłej ołówkowej sukience.
Marek schował paczkę do kieszeni i spojrzał przed siebie.

Sporą część pomieszczenia zajmowała tuba wypełniona bąbelkującą cieczą. Wewnątrz w skomplikowanym mechanizmie znajdował się zamknięty mężczyzna. Nie było widać jego twarzy, gdyż zasłaniał ją aparat do oddychania. Cieżko też było ocenić jego rozmiar, gdyż każda kończyna spowita była dziwną aparaturą.
- Wiesz, że on cię nie słyszy prawda? - powiedziała kobieta.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że kontrolujecie jego bestię? - zmienił temat Marek.
- Cóż, nie kontrolujemy. Wiesz, że bestii nie da się kontrolować. Gdyby się dało, to już dawno miałbyś obrożę.
Marek warknął cicho, a kobieta kontynuowała.
- W tubie z pleksiglasu nasz kolega, czy też przyjaciel jak go przed chwilą nazwałeś pływa w ponad kubiku wodnego, sześciesięcioośmioprocentowego roztworu azotanu srebra. Aparatura monitorująca jego fale mózgowe odpowiada również za podawanie leków zwiotczających i uspokajających. Nie wpadnie w gniew. Ba, zaciśnięcie zwieracza jest dla niego wysiłkiem, a co dopiero przemiana. Chociaż próbował już kilka razy. System wykrywając szybszą akcję serca wykonuje ogłuszenie impulsem elektrycznym. Wiesz, azotan srebra to jakby nie było elektrolit, więc można go pozbawić przytomności w jakieś dwie sekundy.
- Powinienem się bać, że mamy takie zabawki, prawda? - wysilił się na żartobliwe pytanie Marek.
- Nie wiem. Powinieneś? Do Kamionek wysłałeś czterech naszych ludzi i dwunastu komandosów. Tutaj jesteśmy tylko my, dwóch techników i czterech żołnierzy. Stwierdziłeś, że zaskoczyło cię, że wybrała męża. Czyżbyś pomagał siostrzyczce za naszymi plecami? - Kobieta w czerwieni uśmiechała się szeroko. Tak, żeby mógł obserwować jej wyszczerzone zęby.
- Myślę, że Ford naszego „słoika” - Marek wskazał na tubę z ciałem - miał nadajnik. Dlatego Elektryk pojechał nim do Kamionek.
- Rozumiem. Jednak myślę, że przyda ci się nieco odpoczynku. Ona nie wyjdzie żywa z Kamionek. Golem zmieni ją w krwawą plamę. Ty za to masz przydział do tego - podała mu tableta z danymi.
- Oo. Upubliczniła to? Czyli wie, że zginie. Ciekawe.
- Nie upubliczniła tego sama. Masz znaleźć jej pomocników. I zlikwidować. - Po tych słowach kobieta w czerwieni odwróciła się i zastukała obcasami do wyjścia.

Marek odpalił papierosa i ponownie zerkał w tubę. Właśnie jakaś długa igła zakończyła pobieranie próbek szpiku. Próbnik wsuwał się w obudowę. Nikt nawet nie musiał weryfikować czy ich więzień żyje. Pełna automatyzacja - pomyślał.

Mieszkanie Czarnego.

Michał wniósł Żenię. Dziewczyna spała w samochodzie. Kojący szum silnika w połączeniu z ranami spowodował, że praktycznie wyładowały się w niej baterie. Gdy się obudziła stał nad nią Czarny. Zaar siedział na kanapie przytrzymując na twarzy paczkę mrożonego groszku.

- Oo, Sosenka się budzi - usłyszała głos Grzegorza, ale go nigdzie nie widziała
- Dobrze. Czy moglibyście przejść się na spacer? Ja i Córka Ognistej Wrony musimy porozmawiać - powiedział Czarny.

Nie było żadnych protestów. Słyszała tylko kroki i dźwięk zamykanych drzwi.
- Nie udawaj, że śpisz. Ta rozmowa cię nie ominie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-01-2018, 21:20   #39
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia skrzywiła się w środku.
Wcale nie udawała. Budziła się dopiero co. I wcale nie unikała rozmowy, tylko chciała chwili spokoju zanim Czarny zacznie wrzeszczeć i wkurw poleci pod niebiosa.

Przekręciła się powoli, ostrożnie na bok jakby bojąc się nowej fali bólu.
- Nie udaję. - mruknęła niechętnie - Co z Zaarem? - zatoczyła spojrzeniem po pokoju dopiero na końcu ogniskując wzrok na nowym Alfie watahy poznańskiej.
Ale nie jej Alfie.
Bała się tej rozmowy bo nigdy w życiu nie przyznałaby się do tego, że boi się Szpona Cieni. Jeśli ta rozmowa pójdzie jak poprzednia, podejrzewała, że stanie się coś złego. Nie wiedziała co. Nie chciała zgadywać. Wiedziała jedynie, że to chwila przełomowa w jakichkolwiek dalszych relacjach.

Po dwóch krótkich wypowiedziach, usiadła w milczeniu czekając na wywód Ogórka.

- Zaar będzie nosić bitewne blizny - Antoni postawił krzesło naprzeciw kanapy na której siedziała dziewczyna.
- A ty jak się czujesz?

- Bitewne blizny? - Żenia była zmartwiona i stropiona. - On oberwał mocno - dodała cicho bo poczucie winy zżerało ją. Na cholere mu pozwoliła tam iść. Usiadła podciągając nogi pod brodę - Dobrze. Mnie nic nie jest.

- To dobrze. Jak twój rytuał przejścia? - odpowiedział ignorując kwestię Zaara i jego blizn.

- W trakcie - Żenia wzruszyła ramionami. Chciała mu powiedzieć sporo. Chciała się podzielić wszystkimi wątpliwościami i przypuszczeniami. Nowinkami o bracie i fomorze. Skrzywiła się lekko jednak i nic nie powiedziała.

Czarny wziął to za oczekiwanie na wyjaśnienie kwestii Zaara.
- Nasze ciała są niezwykle odporne. Potrafimy znieść rany, które zabiłyby większość ludzi. Zwykły strzał z pistoletu nie robi nam większej krzywdy niż kopnięcie. Ale ten, który na was czekał był uzbrojony w amunicję ze srebrnymi pociskami. Dlatego Zaar tak oberwał. Rany od srebra leczą się bardzo długo. Wiesz, srebro jest metalem zesłanym na ziemię przez Lunę. Stąd jego oddziaływanie na nas. A czasem - jego głos jakby posmutniał - czasem gdy rany są zbyt dotkliwe nawet jak na garou Luna zsyła nam dar gniewu. Gniewu, który pozwala praktycznie powrócić z martwych. Pozwala toczyć walkę dalej. Jednak Luna jest uczciwa. Zabiera co jej. Po takim zdarzeniu zostają blizny. Bitewne blizny. Coś, czego nasze ciało nigdy już nie zregeneruje. Ale bitewne blizny to też honor i chwała. Zaar będzie nosić je z dumą.

Brunetka słuchała z uwagą. Zaskoczona tym, że Czarny nie wrzeszczy ani nie drwi z niej.
- Nie powinien tam ze mną iść, ale się uparł. - mruknęła - Gnój odstrzelił mu pół twarzy. - Żenia zacisnęła dłonie na łydkach, wspominając wydarzenia: zaskoczenie, smutek, niedowierzanie. I słodki smak zemsty.

- Nie powinien. Nie jest wojownikiem. Ty też nie powinnaś. Pamiętam, że nie chciałaś trenować walki. A przeciwnik był przygotowany. Wiedział, że jesteś wilkołakiem. Grzegorz przyniósł jego broń. Miał tam zestaw srebrnych kul. Dobrze, że mieliście ze sobą dzieci Kruka. Chwilę po tym jak wyjechaliscie rozpętało się tam pewnie piekło - był spokojny. Zbyt spokojny. Jakby za chwilę miał wyprowadzić niespodziewane kopnięcie w brzuch.

- Wiem. Znaczy, że Pentex też wie.
Odpowiedź była cicha. Żenia zbierała siły na oczekiwany atak i kolejną kłótnię. Otworzyła lekko usta by coś dodać, że ma jedynie 3 dni, ale nie powiedziała tego w końcu. To nie miało większego znaczenia. - Poprosiłam Szarą i Tucholę o pomoc z caernem. Obiecali, że przyjadą na dzień przed pełnią.

Po obliczu Czarnego przebiegł jakiś cień. Napiął mięśnie.
- Dziękuję - powiedział, choć nie brzmiał szczerze. - Zaar nie mógł sobie znaleźć lepszego momentu na zdobycie blizn bitewnych. Szrama nadal ma mu za złe sprawę jej brata. Wszystko przez sprawę z wycinką drzew w puszczy białowieskiej. Chłopcy z Tucholi za to w ogóle nie chcą wracać do siebie. Mówią, że ściągasz zadymy, więc zostaną i poczekają na rozwój wypadków. Michał mówił mi też, że chcesz do nich dołączyć. Cóż, jeśli taka jest twoja wola, Kojot nie będzie nalegać.

Na usta Żeni cisnęło się pytanie czy gdyby nalegał to też by ją zgwałcił. Spuściła wzrok by ukryć złośliwy błysk.

- Tak będzie lepiej - stwierdziła krótko - Jeśli dożyję. O co poszło z bratem Szramy?

- Zginął. W walce jaka rozgorzała po tym gdy Zaar porwał tłumy. Szrama ma Zaara za kogoś, kto zasłania się innymi. Za tchórza. Choć prawda jest taka, że nikt nie zrobił tyle dla Białowieży, co nasz kronikarz - powiedział, po czym wrócił do poprzedniej kwestii.

- Dziś rozmawiałem z naszym Totemem. W wielu kwestiach otworzył mi oczy. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Przydałabyś się nam tutaj, ale jeżeli bliżej ci do Kruków, to przecież nie zatrzymam cię siłą. Ale musisz jak najszybciej ukończyć rytuał przejścia.

- Muszę. - zgodziła się jakoś potulnie Żenia nie komentując już czemu będzie lepiej z Tucholą. - To dobrze, że otworzył Ci oczy - zaczęła spoglądają bezczelnie na Czarnego. Przez chwilę przyglądała się mu z nutą wyzwania by ostatecznie dodać:
- Nie chcę, durniu, by coś ci się stało przy otwieraniu caernu - duma i przekora dźwięczały w jej głosie choć była ostrożna. Znowu wyciągała do niego dłoń, w duchu wyzywając się od naiwniaczek.

- Nie stanie się, ale żebyś mogła tam stać i osłaniać moje plecy, to musisz dokończyć ten pieprzony rytuał. A nie biegać od fomora do fomora pakując się w kolejne pułapki - odpowiedział zaciskając zęby.

- Nie biegam od fomora do fomora! - oburzyła się dziewczyna - Biegam za Zaarem, żeby mu skórę ratować! Uparł się, jest starszy rangą, - wykładała swoją pokrętną, ragabashową logikę Żenia - to co miałam go przez kolano przełożyć? A Szrama powinna połknąć ten kij co w sobie nosi. - westchnęła brunetka na koniec już ciszej - bo on też przekłada się na martwotę. - dodała ze smutkiem - Wygląda jak własny duch.

- No tak. Zapomniałem, że słowo “Autorytet” nie występuje w twoim słowniku. Powiem ci co teraz zrobimy. Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz protestować.
Czarny pochylił się na krześle i oparł łokcie o kolana.

- Teraz przypuszczam, że w ciągu kilku godzin znajdą cię i chcieliby cię zatłuc, albo zabrać. Dlatego będziemy na nich czekać. Zdejmiemy ci ten ogon. A potem ukończysz ten rytuał, postawimy ten cholerny caern i zaczniemy odzyskiwać pozycję należną wilkołakom w tej części Europy. Albo… albo możesz już teraz stąd iść. Jeździć po lasach, dogadywać się z innymi i sprowadzać na nich ten smród, który się za tobą ciągnie od dnia gdy wypełzłaś z kosza - szaman świdrował ją wzrokiem.

Żenia odruchowo pokazała mu język:
- Też Cię kocham, Szponie Cienia. - mruknęła ironicznie prychając głośno - Jakbyś ze mną od razu pogadał zamiast kpić to byś wiedział, że planowałam to samo. Minus obsikiwanie Buraka. - popatrzyła wprost w oczy Alfy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Szaman od duchów może to odczytać jako wyzwanie. Umknęła wzrokiem na ułamek sekundy.

-Chłopcy mówili, że mój brat to Spirala? - jej buzia napięła się bez udziału woli.
- A jednak. Nie zabrałaś ze sobą Promienia Księżyca. Nie dałaś mu szansy na zmycie skazy na honorze. Zaryzykowałaś zamiast tego życiem Zaara. To najlepszy dowód na to, że nie ty powinnaś decydować o karze dla Tomka. Tym samym utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że postąpiliśmy słusznie. Ale to już za nami. Nie możemy tego rozpatrywać w nieskończoność. Co zaś do brata..,
Zamilkł na chwilę. Po czym podjął:
- To najlepsza wiadomość jaką usłyszałem od twojego powrotu. Widzisz w umbrze i tutaj masz w sobie coś dziwnego. Obecność Żmija. W Twoim zapachu i aurze. Jakieś wypaczenie. Teraz, gdy znam pochodzenie twojego brata, to zaczynam myśleć, że spotkałaś się z nim w czasie twojego zniknięcia. Być może chciał cię zrekrutować? Może podał ci coś? Odprawił jakiś rytuał? Może…
Czarny zawahał się na moment.
- Przepraszam, że to ciągle wraca, ale może też chciał wykorzysta cię do rozmnażania Tancerzy Spirali?

- Nigdy nie twierdziłam, że chcę go karać. Mówiłam to kiedykolwiek? I nie moją odpowiedzialnością jest jego honor ani odpowiedzialność za niego przez kolejne miesiące. Myślisz, że to idealne rozwiązanie? Że nie widze tego co mi zrobił za każdym razem gdy na niego patrzę? Że nie chcę mu zrobić czegoś co sprawi, że by go zabolało i odarło go z poczucia godności? - Żenia patrzyła na Czarnego dygocząc i hamując łzy upokorzenia - Przed nim było siedmiu innych, takimi wspomnieniami żyję ostatnimi dniami, a wy z Zapalniczką uznaliście obarczenie mnie nim za najlepszą karę dla niego. A co ze mną, Czarny? To na mnie, nie na was, patrzycie jak na ofiarę. To Tomek uznał, że warto mnie zgwałcić bo byłam słaba wedle jego uznania. Jego. Wasze. TO nigdy nie będzie za NAMI. Za wami może. Ale nie mną. Nikt z was nie spytał o nic nigdy mnie. Czy to jest za mną. Albo co zrobić by tak było. Nigdy nie byłam i nie będę jedną z was właśnie przez to.

Nabrała oddechu, uspokajając się. A przynajmniej starając.

- Nie wiem co zrobił mój brat. Najwyraźniej ja zrobiłam coś również. Będę musiała z nim pomówić. Tak samo jak z mężem.

Czarny opuścił wzrok.
- Przykro mi. W wilkach zazwyczaj budzi się potrzeba jedności. Konieczność przynależności. Myślałem, że tak będzie również u ciebie. My… Aniela wymierza sprawiedliwość. Nie jest nieomylna. Nikt z nas nie jest. Ale to są moralne fundamenty na jakich zbudowany jest nasz świat. Przykro mi, że zostałaś skrzywdzona i uprzedmiotowiona.
Czarny położył dłoń na jej ramieniu.
- To moja wina. To ja powinienem poświęcać ci więcej czasu. Jesteś… byłaś krewniaczką Panów Cienia. A ja tego nie dopilnowałem. Tomek nie miał prawa robić tego co robił. Nawet jeżeli dogadywałem się z nim w kwestii waszego małżeństwa. Co innego obopólna zgoda, a co innego gwałt w lesie. Za to co zrobił powinien ponieść najwyższą karę. Ale jest nas zbyt mało. Jesteśmy coraz słabsi. Każda para rąk jest potrzebna. Twojej krzywdy nic nie cofnie. Ty musisz nauczyć się z tym żyć. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Ale jesteś cholernie twardą babą i jeżeli ktoś ma sobie z tym poradzić to ty.

Żenia ugryzła się w język słuchając wypowiedzi Czarnego.
Nie mówił nic czego ona sama by nie wiedziała. Czego nie chciała mu powiedzieć poprzednim razem, gdy chciała z nim omówić wspólny sposób na utrzymanie Tomka na miejscu Alfy dla dobra watahy.

Co do poczucia przynależności Czarny mylił się. Ciągnęło ją do ...Tucholi.
Biorąc pod uwagę jej układy z Burakiem, romans z Zaarem, niezbyt pewne układy z Czarnym i trudności ostatnio z Zapalniczką, wolała Grzesia i no-necków. Nie zadawali dziwnych pytań i nie znali jej przeszłości. Nie stanowiła ona dla nich pryzmatu przez który należało oglądać Żenię. Jeśli miała poradzić sobie z przeszłością to nie tam, gdzie traktuje się ją jak cudaka-ofiarę.

Zmieniła temat - czuła się zmęczona brudami:
- Myślałeś kiedyś, że mogłam rozgrywać na dwóch frontach? - walnęła prosto z mostu - Mam brata Spiralę, ściągnęli go specjalnie po to by mnie znalazł. Wychowywałam się z nim. Dlaczego miałabym występować przeciwko komuś kogo znam od dzieciństwa? Może używali mnie jako wtyki tutaj? - Żenia rozkminiała na bieżąco - Z drugiej strony z tego co mówił, grałam swoją grę. Podobno od czasu Ukrainy. Nic nie trzyma się kupy, Czarny, nic.

Starszy wilkołak mruknął i zamyślił się.
- Nie zawsze pachniałaś Żmijem. Gdy do nas przyszłaś byłaś całkiem normalna. No może trzymałaś się na uboczu, ale to miało pewne uzasadnienia. Uciekałaś ze strefy wojny. I byłaś jedynie krewniakiem. Kojot dość dobitnie na twoim przykładzie wytknął mi błędy w tym jak podchodzimy do naszych krewniaków. Szukałaś akceptacji. Szukałaś rodziny. Stąd ten wielki projekt z Tomkiem. On szukał twoich krewnych. Nie wiem co było między tobą i Zaarem, że nie prosiłaś o to właśnie jego. Chyba nigdy się zbytnio nie lubiliście. Czy mogłaś mieć jakąś swoją grę? Eh… miałem pewne podejrzenie, ale tego nie uzasadniałby nawet brat będący Tancerzem Czarnej Spirali. Jednak to wiąże się z dłuższą rozmową. A na to nie będziemy mieć czasu teraz. Myślę, że nas znajdą dużo szybciej niż gdy im uciekłaś za pierwszym razem. Zwłaszcza, że mają do pomocy twojego brata. Powinniśmy szykować się do walki.
Czarny wstał i sięgnął do barku z alkoholem. Wyjął z niego broń, którą kilka dni wcześniej dziewczyna miała ze sobą w plecaku. Ktoś musiał ją przywieźć z mieszkania Zaara. Czyżby Zapalniczka?

Wyjął magazynek i tuż obok położył drugi identyczny. Choć naboje w nim miały nieco większy połysk.
- Pewnie nie pamiętasz czym są Taleny. Potrafimy zaklinać duchy w przedmiotach. Tak jak duch węża jest w twoim Fetyszu. I tam pozostanie. Fetysze są bardzo potężne. Zaś w Talenie ducha zamyka się tylko na jakiś czas. Kilka dni, może tydzień lub dwa. Duchy takie pomagają w zamian za uwolnienie. W tym magazynku - podniósł bardziej połyskujące naboje - są tak zwane słoneczne groty. Naboje, które po trafieniu w cel uwalniają moc słońca. Kojot podejrzewa, że grupa, która cię ściga ma na swych usługach stworzenia nocy. Krwiopijców, czy też jak ich nazywa popkultura - wampiry. Masz tam trzy słoneczne groty, na wypadek gdyby ktoś taki się pojawił. Do reszty strzelaj zwykłą amunicją.

Po chwili wyjął z kieszeni kolejny przedmiot. Małe lusterko.

- Gdyby walka była przegrana, to uciekamy do umbry. Trzymaj to ze sobą. Spojrzysz i bardzo mocno będziesz chcieć znaleźć się po drugiej stronie tego lustra. Uciekamy do Zaara i tam przegrupowujemy się i leczymy rany. Rozumiesz?

Żenia wybałuszyła oczy.
- Wampiry?! - zakrztusiła się z szoku - Wampiry?!?! Mnie szukają?
Pominęła kwestię, że istnieją. W głowie miała karuzelę.
- Jak… jak je rozpoznam?
- Nie wiem, czy na pewno cię szukają. Ale mogą. Warto być gotowym. Wampiry zazwyczaj są kompletnie odczłowieczone. Zachowują się jak bestie, mają długie kły, są szybkie i niewiarygodnie szybko się leczą, jeżeli mają dostęp do krwi. Nie da się z nimi rozmawiać, bo to tępe, dzikie bestie. Zazwyczaj mają też czerwoną skórę. Ranią je nasze kły i pazury, ogień, i słońce.

- Ok. - Żenia pokiwała głową - Zaar idzie z nami czy ktoś z nim zostaje? I gdzie idziemy? Miejsce na pułapkę? Kamionki? Czy szturm na PAN?

- Jeżeli do rana nie wpadną tutaj, to my zaczniemy szukać. Zaar jest gotów do dalszej walki. Ty chyba też. PAN? Możesz nas tam wprowadzić? - Zainteresował się Czarny.

Żenia nie była pewna.
Może.

- Może. Nie sądzę, żeby mojej karty nie anulowano. Można zastawić pułapkę na Marka. I wykorzystać jego do wprowadzenia. - spojrzała na Czarnego - Co myślisz?

Kiwnął głową.
- To może być dobry pomysł

- Opcja druga to odciągnąć Marka gdzieś, nie ważne gdzie i zrobić wjazd do PANu przy użyciu moich rękawiczek i zdolności Zaara. Może teraz gdy mnie gonią PAN nie będzie ciężko obsadzony? Nie pamiętam systemu zabezpieczeń ani planów. Ale plany są na laptopie, z którego dane odzyskiwał Zaar. Jak długo spałam?

- Jest dwudziesta druga. Za kwadrans. Wymknijcie się stąd po cichu z Zaarem. Weź Grzegorza. Spróbujcie się włamać do PANu i… Cholera, nie. Nie puszczę was. Już za bardzo namieszaliście. Ale tak, jeżeli do rana nikt się nie pojawi, to spróbujemy w PANie. Na razie wypij jakąś kawę, czy coś. Ja zawołam resztę. Chyba, że chcesz mi jeszcze wyrzucić jakim jestem nierozważnym alfą i jak to ty zrobiłabyś lepiej - tym razem on patrzył na nią wyzywająco.

- Hm. - spojrzenie dziewczyny zakleszczyło się ze spojrzeniem starszego mężczyzny - Ja tam bym otworzyła most i ściągnęła Białowieżę jakbym była takim strasznie odpowiedzialnym i mądrym Alfą. - uniosła brew.

- W takim razie ja idę zrobić kawę, a ty postaw księżycowy most w moim salonie - wyszedł z pomieszczenia i skierował się do kuchni

- To nie ja jestem szamanem od duchów. Ja jestem złodziejką co śmierdzi i nie należy do watahy. - dreptała za nim docinając z lekka.

- Nie otworzę mostu w tak krótkim czasie. Nie w mieszkaniu. A nie puszczę naszego śladu do miejsca, gdzie za kilka dni chcemy otwierać Caern. Wyobrażasz sobie jakie wypaczenie byłoby jakby tam znalazły się wampiry? Albo Tancerze Czarnej Spirali? - Czarny nie patrzył na nią. Patrzył na czajnik stojący na gazie.

- A telefon? Mogliby wpaść z posiłkami skoro i tak czekamy. - Żenia oparła się biodrem o szafki i założyłą ręce na piersi. Nic sobie nie wyobrażała bo nie umiała. Brakowało jej wspomnień. - Jeśli jest tutaj moja broń to reszta rzeczy też? Czy mamy jechać do Zaara?

Zaśmiał się.
- Szrama boi się telefonów. Ale zadzwonię to tej ich dyplomatki. Po rzeczy pojedziesz do Zaara o wschodzie słońca - Czarny zalewał kawę.

- Coś jeszcze mam zrobić? - brunetka uniosła brwi z żartobliwą ironią na władczy ton Czarnego.

Głos Czarnego przypominał urywane warknięcia.
- Mogłaś ukończyć Rytuał. Miałabyś po swojej stronie duchy. Totem wziąłby cię pod swoje skrzydła. A bez tego… cóż. Coś tam pokazałaś, ale czy to wystarczy? - Szaman podał kawę dziewczynie.
- Broń noś ze sobą. Nie wypuszczaj jej z rąk. Widziałaś kiedyś jak działają komandosi? Nie zdążysz dobiec z kuchni do salonu.

Żenia odebrała kawę z rąk Czarnego.
- Nie robię tego, żeby coś pokazać - burknęła, kiwając głową a potem wyciągnęła dłoń by pogładzić szamana po plecach dodając łagodniej - Nie musisz się o mnie martwić. Nie zamierzam zgrywać bohaterki. Zadbaj o resztę. - pomyślała też sobie, że widziała pewnie wiele rzeczy w tym i komandosów w akcji. A potem pomyślała dalej, że dobrze, że tego nie pamięta. Nie wiedziała, czy udźwignęła by teraz powrót pamięci. I tak źle i tak niedobrze. Potem dotarło do niej, że Czarny odbierze to znowu jak wymądrzanie się. Westchnęła.

- No już, idź po resztę - powiedział szaman. Ciszej i spokojniej.

 
corax jest offline  
Stary 11-01-2018, 10:06   #40
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
TV

Cytat:
-Jak się pan odniesie do faktu, że zagraniczna korporacja prowadziła w Polsce badania nad modyfikacjami genetycznymi człowieka? Są one zakazane na mocy porozumienia z Genewy. Podobnie jak tortury. Czy pan dostrzega podobieństwo do sytuacji, gdy w polsce znajdowały się tajne więzienia CIA? Zaangażowano Państwową Akademię Nauk, a więc wykorzystano pieniądze z naszych podatków. Czy Ministerstwo przewiduje jakieś wpływy do budżetu wynikające ze współpracy z korporacją DNA? - pytała dociekliwa dziennikarka.
- Bez komentarza - odpowiadał facet w garniturze próbujący uciec przed dziennikarzami.
Transmisja wróciła do studia, gdzie elegancko ubrany prezenter zapowiadał kolejny materiał.
Cytat:
- Czy Ministerstwo Obrony Narodowej czerpało korzyści z badań nad ulepszonymi genetycznie żołnierzami? Czy w polskich siłach zbrojnych mamy już wyniki tego eksperymentu?
- MON wyda jutro stosowne oświadczenie.
- Czyli rozumiem, że tak. Jakie jednostki już korzystają z tego rozwiązania? Grom?

- MON wyda jutro stosowne oświadczenie - odpowiadał regularnie mężczyzna w mundurze z insygniami generalskimi.
Kamionki.

Wokół domu panowało poruszenie. Szybko pojawiły się patrole policji, a wieczorne niebo rozświetlał poblask błękitnych kogutów. Technicy zabezpieczyli zmasakrowane ciało Elektryka.
Kobieta w eleganckiej garsonce i krótko przyciętych włosach weszła do pomieszczenia. Machnęła legitymacją.
- Major Jankowska. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wypierdalać.
Dwaj mężczyźni w żółtych gumowych kombinezonach najpierw wymienili spojrzenia, po czym wstali i wyszli mijając kobietę. Major wykonała gest głową. Do środka weszła postać w długiej czarnej szacie. Na moment odchyliła kaptur.
- Szukaj! Ks, ks - rzuciła Jankowska.
Czerwonoskóra kobieta pochyliła się nad wielką plamą krwi. Wysunęła długi język i polizała podłogę zbierając stamtąd krew.
Chwilę się delektowała, po czym zerwała się nagle i wciągnęła głęboko powietrze. Szła jak po sznurku. Przez główne wyjście, wzdłuż ulicy, do miejsca w którym kilka godzin wcześniej stała zaparkowana Toyota. Na moment przystanęła, po czym puściła się truchtem dokładnie po asfalcie.
Pasażerowie Toyoty gdyby tylko mogli to zobaczyć byliby zdziwieni, że czerwonoskóra istota nie odbiega nawet o pół metra od trasy pokonywanej ich samochodem.

Gdzieś na Wildzie….

Marek nigdy nie uważał się za dobrego w komputerach. Dlatego z radością przyjął nowy pakiet umiejętności. Siedział teraz przed laptopem. Cel nie stawiał oporów. Po wyłamaniu obydwu stawów barkowych z płaczem udostępnił wszystkie hasła. Teraz Marek spokojnie sprawdzał historię korespondencji. Zaar zdawał się być osobą, której szukał. To on przesłał link do serwera z niewygodnymi dla korporacji plikami.
Krew z twarzy Marka powoli ściekała pod biurko w czasie, gdy lokalizował adres IP. Ten haker miał jakiś dziwny posmak. A może tak smakują ludzie otaczający się światłowodami i kościami RAM zamiast innymi ludźmi? Teraz to było bez znaczenia. Krewniak wilkołaka z poznańskiej watahy leżał w kałuży własnej krwi w maleńkim mieszkaniu. W zasadzie część krewniaka, której nie zjadł Marek.
Zaar też nie był najgorszym hakerem. Jego komputer łączył się przez kilka serwerów. W tej chwili Marek Mazut łamał zabezpieczenia jakiegoś sprzętu zlokalizowanego w Singapurze, żeby wyciągnąć z niego logi.
- Logi - powtórzył słowo, które wcześniej nie było mu znane. Zdawał się je smakować. Tak, jak wcześniej smakował serce tego chłopaka.
- Jesteś tym, co jesz- powiedział do siebie w ciszy mieszkania Tancerz Czarnej Spirali.

Mieszkanie Czarnego, Rataje.
Żenia przysłuchiwała się ustaleniom. Burak był obiektem kpin i żartów. Najbardziej ze strony Michała i Gustawa. Przysłuchiwał się im w pokorze i uciekał wzrokiem. Rytuał zdawał się obciąć mentalne jaja Promieniowi Księżyca.
Czarny z radością obwieścił, że za cztery do pięciu godzin będzie na miejscu ekipa z Białowieży. Cztery do pięciu godzin to przecież nie dużo. Ile trwała akcja w Kamionkach? 10 minut? Żenia nie przysłuchiwała się szczegółom ustaleń. Czarny rozdawał każdemu taleny. Opisywał co robią, tak, jak wcześniej opisał słoneczne naboje, czy słoneczne strzały… czy jeszcze jakąś inną amunicję na wampiry. Dziewczyna patrzyła na jedno jedyne zdjęcie stojące na meblach.
Fakt, że widział koszmar wojny od strony żołnierzy, którzy przetaczają się przez kraj nie zważając na ludność cywilną jakoś nie zwiększył jej sympatii wobec szamana.
Przyszedł czas podziału broni. Nie mieli jej wiele. Pistolet Żenii został z nią, wraz z dwoma magazynkami. Strzelba zdobyczna w Kamionkach przypadła w udziału Grzegorzowi, który również tu miał stać na czatach. Zapalniczka dostała od Czarnego pistolet. Mniejszy i lżejszy niż ten jakim dysponowała Córka Ognistej Wrony. Sam Szaman zostawił sobie rewolwer.
Ahrouni stwierdzili zgodnie, że nie potrzebują broni. Będą przeciwników rozszarpywać. Żenia odruchowo uśmiechnęła się. Czuła wielką sympatię do prostoty ich myślenia. Czarny rozrysował mapę działania. Zaar i Żenia mieli zostać w salonie jako przynęta. Pozostali mieli wyjść z budynku.

Rataje.

Na osiedle wjechały dwa czarne wany a za nimi ciężarówka z naczepą. Noc przeszyło krakanie kruka. Z pierwszego z wanów wysiadła zakapturzona postać. Zaraz za nią wybiegło z wnętrza sześciu żołnierzy. Zajmowali pozycje. Zaczynała się śmiercionośna gra. Gra pomiędzy Major Jankowską, a Czarnym. W ciągu najbliższych minut miało się okazać któż jest lepszym dowódcą.
Z kolejnego wana również wytoczyli się żołnierze. Pod osłoną nocy. Zdawali się być dobrze przygotowani. Nikt ich nie widział. No może poza menelem leżącym na ławce, który był na tyle wstawiony, że oddział go zignorował. Noc była gorąca. Major Jankowska we własnej osobie była w mobilnym centrum dowodzenia w naczepie ciężarówki.
Kruk obserwował wszystko z góry. Patrzył na dach, na którym rozlokują się snajperzy. I nie tylko snajperzy. Czterech żołnierzy wdrapywało się na dach bloku, w którym mieszkał Czarny. Wkrótce jeden ze snajperów zgłosił gotowość. Cel niczego się nie spodziewał.
W tym samym czasie czerwona łapa wampirzycy znalazła się na drzwiach mieszkania Szamana. Cała akcja nie miała zająć więcej niż dwie minuty. Wampirzyca cofnęła się robiąc miejsce dwóm komandosom z taranem.
- Już - rozległo się we wszystkich słuchawkach jednocześnie. Głos major Jankowskiej był twardy i pewny siebie. Tak, jakby wygrała tę partię szachów jeszcze przed poruszeniem pierwszego pionka.

Mieszkanie.

Najpierw zgasły światła. Opanowała ich ciemność i cisza.
Dźwięk tłuczonego szkła uświadomił im wszystkim w pokoju, że się zaczęło. Przez szybę salonu wpadł pocisk kaliber 70mm. Stosowany w podwieszanych wyrzutniach granatów. Wszystko wskazywało na to, że ich wróg wytoczył najcięższe działa. Jednak z granatu unosił się dym. Gaz Łzawiący?

Następne co usłyszeli to huk w korytarzu.
Improwizowana pułapka czekająca na wyważających drzwi. Jak się okazało stary granat i kawałek sznurka mogły sporo zdziałać. Prawie powaliło dwóch wdzierających się agentów.

Pod budynkiem tymczasem zdarzyło się coś dziwnego. Z cienia wyrwały się dwie wielki istoty. Ruszyły do wnętrza, za ostatnimi grupą uderzeniową. Biegły schodami w górę odcinając agentom drogę ucieczki. Ciemnowłosy Crinos wbił szczękę w ramię jednego z komandosów. Ten wypuścił broń i krzyknął, tylko po to, żeby Michał mógł szarpnąć jego truchłem i odrzucić na ścianę. Tym samym zrobił miejsce dla Gustawa, którego szara sierść połyskiwała w światłach latarek. Kolejny żołnierz został krwawą plamą zanim zdążył pociągnąć za spust.

Na zewnątrz żołnierz, który przed chwilą wystrzelił granat gazowy do budynku ruszał się przegrupować. Jedno co go zdziwiło, to fakt, że bezdomny z ławki był tak cholernie wysoki. Przestraszył się go. Uniósł broń. Z pyska Tomka zsunął się kaptur, gdy jego blisko trzystukilogramowe ciało spadało na ciało komandosa. Mężczyzna nie miał szans na jakąkolwiek obronę. Burak odrzucił rozerwaną na kawałki klatkę żebrową mężczyzny.

Z dachu rozległ się odgłos wystrzału. Snajper. Właśnie Grzegorz odstrzelił mu głowę i zabierał karabin snajperski, który miał mu posłużyć do dalszej walki. Może był najmniejszy i najsłabszy ze swojego plemienia, ale wcale nie znaczyło to, że da sobie dmuchać w kaszę. Zresztą, gdy już przyjął postać nazywaną przez wilkołaki jako Glabro, to nikt nie uznałby go za najsłabszego.

Tymczasem, Żenię już zaczynały szczypać oczy. Czarny zaś siedział w skupieniu. Jak gdyby medytując. Z cienia wyłaniały się jego sylwetki. Wilczyca miała w pamięci jak ciął ją nożem i to całkiem realnie, a zaraz po tym ona go rozszarpała… czy też jego cień. Szpon Cienia szykował się do walki najlepiej jak umiał.

Przez okno wpadli dwaj komandosi. I od razu rzuciły się na nich Czarny w formie Crino, a razem z nim jeszcze jeden Czarny. A na drugiego komandosa rzuciło się kolejnych dwóch Czarnych. Cienie rozszarpały żołnierzy zanim ci pewnie stanęli na nogach. Zaś Czarny… ten który medytował, nie żaden z cieni wstał i zaczął się przemieniać.

Do mieszkania wchodziła czerwona istota. Żenia i Zaar ją dojrzeli a zaraz po tym usłyszeli syk.

W ciężarówce.

- Dobra kapitanie. Wychodzisz. A on zaraz za tobą.
Major uruchomiła sekwencję inicjacji. Z ciężarówki wyszedł mężczyzna w ciężkim pancerzu, który dzierżył w dłoni potężne działko obrotowe. Tymczasem przy Jankowskiej otwierał się sarkofag golema. Kobieta musiała wyjść z naczepy, żeby zrobić miejsce dla bestii.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172