Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2018, 22:36   #81
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Łódź, Bionanopark.

Żenia się nie denerwowała. Najgorsze z czym będzie musiała walczyć to sen. Całą noc spędziłą na przepytywaniu Anny Gawlik. Wypytywała o wszystko. O procedury, przejścia, klucze. Dostępy. Jak się okazałao była szeregowym ochroniarzem, więc nie bardzo wpasowywała się w wymogi stanowiska.

Minęła Żanetę. Dziewczynę z portierni. Podeszła do małych bocznych drzwi z cyfrowym panelem. Przyłożyła do niego kartę dostępową, a potem wpisała czterocyfrowy kod. Wstrzymała oddech czekając aż kontrolka zmieni się z błękitnej na zieloną. W zasadzie Gawlik mogła ją wystawić i podać zły kod. Choć Zapalniczka nie wykryła kłamstwa.

Kontrolka zmieniła się. Drzwi stanęły otworem. Teraz już tylko korytarzem do trzecich drzwi. Damskiej szatni. Tam będzie musiała zostawić wszystkie swoje rzeczy.

***


Nitra, Foxconn


W firmie panowała nerwowa atmosfera. Do biurowca wszedł wysoki mężczyzna. Marek Walach. Sekretarka go poznała. Często odwiedzał szefa. Teraz sprawiał wrażenie niezwykle zadowolonego. Bardzo niezwykłe, jak na zaistniałą sytuację.

Gdy Walach wszedł do biura Harada ten przepuszczał jakąś żółtą teczkę przez niszczarkę. Co ciekawe sterta konfetti z niszczarki już zalegała pod szafą, a na biurku walały się otwarte segregatory.

- Jak poszło w Polsce? - powiedział mężczyzna w garniturze nawet nie odwracając się w stronę Walacha. Wielki szacunek należał się osobistemu krawcowi Harada. Było to widać zwłaszcza teraz, gdy na ogromnych plecach pochylonego wilkołaka opinała się marynarka.

- Ta Bondar, ona ma kilka ciekawych teorii nad którymi warto się pochylić - zaczął Marek.
- Znaleźliście Tancerza Skór? - uciął mu Harad wrzucając jakąś płytę do niszczarki.
- Eee, nie. W zasadzie nie szukaliśmy go za wiele…
- Jak to “nie szukaliście”? To co robiliście?
- Znaczy, szukaliśmy, no ale trop się urywa. Ale ogólnie to chodzi o kilka kwestii związanych z naszymi problemami…
- Marek, kurwa… mieliście znaleźć zabójcę, a co ty mi przynosisz? Rady jak zarządzać plemieniem? Noż kurwa. Niech się jej Czarny słucha.
- A nie sądzisz, że coś w niej może być? Zobacz, czarny wciągnął ją do plemienia kiedy? Miesiąc temu? I już postawili nowy caern. Sept pewnie niedługo. Jeszcze się okaże, że do Czarnego będziemy jeździć prosić o fetysze.
- Weź mnie nie wkurwiaj już! -
Słowa Harada w jednym zdaniu przeszły z gniewu, przez krzyk w potężny ryk.
- Kurwa… - krzyknął.

Wtedy do firmy weszło dwóch mężczyzn w eleganckich marynarkach na które były naciągnięte kamizelki z oznaczeniami słowackiej agencji rządowej. Za nimi szło dziesięciu mężczyzn ubranych w hełmy i kamizelki kuloodporne. Wszyscy nieśli długa bronią automatyczną. Drzwi do gabinetu Harada zostały wyważone ciężkim taranem.

Padło kilka strzałów. Policjanci uciekali przerażeni. Nie byli w stanie stawić czoła dwóm wielkim srebrzysto-szarym potworom.

Poznań. Tymczasowa kwatera Zaara


Zacierał ślady. Koordynował akcję swoich krewniaków. W tym momencie dwanaście komputerów położonych w europie środkowej zajmowało się przerzucaniem baz danych i zapasów gotówki. Harad miał przesrane. Stał się ofiarą nagonki. Jakby potwierdzając myśli galiarda w TV rozbrzmiał komunikat:

“Słowacki biznesmen zaangażowany w ataki terorystyczne w Poznaniu”
A potem szereg zdjęć Harada. I Żenii. Jakieś spotkanie w kawiarni. Wyglądali na nich jak bliscy znajomi. To nie pomagało ani jej, ani jemu.

Jarek wyłączył telewizor i skupił się na swojej pracy. Póki jeszcze było co ratować.

Łódź, Bionanopark

Dzień był stracony. Miała wartę na poziomie zero i na poziomie -1. W trzech miejscach. W zasadzie nie widziała niczego poza sterylnymi korytarzami i kilkoma ludźmi w białych kitlach. Nie odzywała się do swojego towarzysza. Polecenie podsunięte przez Annę. Podobno Przemek z którym dziś miała być w parze przegrał zakład o stówę i nigdy nie oddał kasy. Wystarczający powód, żeby się do kogoś nie odzywać. Chyba się sprawdzało, bo Przemek też się nie odezwał.

W końcu na jakieś dwie godziny przed końcem pracy pojawiła się wysoka kobieta ubrana w czerwoną garsonkę. Gdy tylko przekroczyła drzwi, Żenia czuła, że idzie właśnie do niej. No i pech chciał, że przeczucia wilkołaczki się sprawdziły.

- Anna Gawlik? - zapytała i oceniła dziewczynę. - Za mną. Mamy do pogadania.
- Z całym szacunkiem proszę Pani, regulamin nakazuje nam pełnić wartę we dwójkę. Kapral Gawlik może opuścić stanowisko dopiero gdy przyjdzie jej zmiennik.
- Krawczyk tak? Znam regulamin. Sama go zatwierdzałam. Spocznij. Siedzicie na zerze. Tu nic się nie dzieje. Posiedzisz chwilę sam. Dasz radę prawda?

Przemysław Krawczyk zdawał się tak skołowany, że nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
Kobieta ruszyła przed siebie.
- Anno, zapraszam!
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 22-06-2018, 10:31   #82
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Żenia znana w Pentexie jako Anna Gawlik ruszyła z wolna za ubraną na czerwono kobietą. Była zaniepokojona. Czego Gawlik jej nie powiedziała?

Szła z wolna, lekko rozglądając się. Skoro szła gdzieś, warto było rozejrzeć się po drodze. Obserwowała kątek oka w poszukiwaniu kamer, obserwowała zamki i układ korytarzy. Nie zaczynała rozmowy co jakiś czas wpatrując się w plecy kobiety.

Korytarz znała doskonale. Laboratoria. Naukowcy. Stała w korytarzu już dwie godziny. Znała każdą fugę w tym korytarzu.

Weszli do windy. Tam konieta w czerwieni wcisnęła jakiś kluczyk w zamek windy i przekręciła go. Nagle zapaliło się więcej lampek niż cztery standardowe. Jakieś czterdzieści. Kobieta wybrała przycisk z numerem 32.

Zjechali do kolejnego identycznego korytarza, jednak tutaj drzwi nie były przeszkolone. Czerwona Garsonka ruszyła przodem i weszła do pierwszego pomieszczenia po lewej. Na krześle przed wielkim biurkiem siedział jakiś mężczyzna. Był krótko obcięty i miał nienagannie przystrzyżoną brodę. Gdy kobiety weszły, ten natychmiast wstał i stanął na baczność. Czerwona usiadła za biurkiem w wielkim fotelu.
- Siadajcie - powiedziała. Obok mężczyzny bylo jeszcze jedno krzesło.
- Anno Gawlik, z radością informuję, że udało ci się przejść nie tylko testy sprawnościowe, ale i badania genetyczne. W związku z czym możesz dołączyć do grupy 0. Informacje o uzależnieniu koleżanki pomogły w podjęciu przez nas decyzji.
Uśmiechała się patrząc w iluzoryczną twarz Gawlik.

Żeńka podniosła spojrzenie jak Anna gdy wybudzała się w piwnicy.
Kobieta wtedy pozowała na twardzielkę. W tej sytuacji nie było większej różnicy.
Skinęła krótko głową.
Spojrzała kątem oka na faceta obok. Zakładała, że to jej konkurencja...albo “opiekun”.
- Rozumiem. - mruknęła pod nosem, pamiętając ostrzeżenia Czarnego co do głosu. - Kiedy kolejny etap?

- Normalnie teraz odbyłoby się miesięczne szkolenie w Kanadzie, albo innej placówce firmy. Niestety, ze względu na ostatnie zdarzenia przeprowadzimy tygodniowy, przyspieszony kurs.
Kobieta spojrzała w notatki na tablecie.
- Wybacz moje maniery. Nazywam się Sylwia Mróz. Zarządzam ochroną placówki. Całej placówki. Nie tylko tych górnych pięter. Otrzymasz do codziennej pracy broń automatyczną i nieco lepszy sprzęt. W piątki zamiast służby masz trzygodzinny trening taktyczny i walki wręcz. Przez ten tydzień będziesz parą kapitana Dawida Mostowiaka - wskazała dłonią na mężczyznę siedzącego obok.
- Twoja umowa zostanie zmieniona. Będziesz otrzymywać wynagrodzenie w wysokości stu tysięcy złotych rocznie. Otrzymasz służbowe zakwaterowanie, które musisz zająć w ciągu najbliższych dwóch dni. Twoje pozwolenie na broń zostanie rozszerzone. Będziesz mogła zabierać broń do domu. Poza tym przechodzisz na wyższy pakiet medyczny.
Sylwia wykonała ruch palcem po tablecie, a z drukarki wyjechało kilka kartek. Nowa umowa.
- Mamy dwóch głównych klientów. Megadon i DNA. Megadon zajmuje poziomy od 2 do 10. Od 11 do 35 znajdują się laboratoria DNA. W resztę obowiązków wprowadzi cię kapitan Mostowiak.

“Anna” skinęła głową.
W oczach błysnęło jej zadowolenie.
Spojrzała na Mostowiaka już bardziej otwarcie. Oceniająco choć z narzuconym spokojem.
Z całej przemowy zaciekawiło ją najbardziej … jaki był dzień tygodnia.
Mostowiak przypominał jej Czarnego. Nie z wyglądu. Ale postawa. Skupienie. Jakiś taki spokój. Były wojskowy? Oficer? A może alkoholik?

Przynajmniej był czysto ogolony.

Piątek był kolejnym dniem.
Pociągnęła lekko nosem i zmarszczyła lekko brwi jak robiła to Anna.
- Wszystko jasne. Zaczynam od jutra?
- W zasadzie tak - Sylwia podała dziewczynie umowę i eleganckie pióro.
- Ale dziś reszta dnia to sprawy organizacyjne, więc nie musisz już wracać na posterunek. Podeślemy zastępstwo. Aa, jeszcze jedno. - Twarz pani Mróz miała w sobie coś groźnego. Coś drapieżnego. Jakby nagle zaczęła wwiercać sie w duszę Żenii.

- W tej sekcji naprawdę są zabronione związki między pracownikami. Wiemy o twoim romansie. To jest moment w którym musisz go zakończyć.
- Nie będzie z tym problemu - Gawlik odpowiedziała głucho - Liczę na szkolenia w ramach nowej umowy. - po tych słowach ochroniarka sięgnęła po podsuwane pióro i lekko pochyliła się nad umową. Złożyła krótki bazgrołek jako podpis. Napięty i spięty jak sama Gawlik.

Sylwia odwróciła kartkę, spojrzała przelotnie na podpis, po czym schowała go do żółtej teczki. Żenia zauważyła w niej zdjęcie Gawlik i jakieś notatki. Widocznie jej teczka osobowa. Umowa wylądowała w niej, po czy. Teczka została zamknięta. Nikt nie zwrócił uwagi na zupełnie inny podpis. Pewnie poprzednia umowa leżała dużo głębiej.
- Masz - kobieta w czerwieni podała kolejną umowę - drugi egzemplarz dla ciebie. A teraz starczy. Mam jeszcze sześć osób awansować. Dawid pokażesz jej szafkę i pobierzecie sprzęt. Anno - Sylwia obeszła biurko i stanęła z wyciągniętą dłonią.
- Cieszę się, że będziesz z nami pracować.
- Ja również - Gawlik uścisnęła dłoń - Dziękuję.
Sztywne skinienie głową dopełniało surowości reakcji “twardzielki”

David wstał i wskazał dziewczynie drogę do wyjścia. Szli bez słowa w stronę windy. Kapitan przyłożył swoją kartę, a następnie ruszył na poziom 33.
Reszta dnia przebiegła spokojnie. Kwatermistrz pobrania wymiary dziewczyny, w celu przygotowania munduru. Kapitan dał jej kartę identyfikującą z jej zdjęciem. Podał też kody dostępu do drzwi i szafki. Te dwa musiała znać i zmienić sobie wedle uznania. Była za nie odpowiedzialna. Rzeczy z poprzedniej szafki miała przenieść następnego dnia. Zwiedziła też kantynę, do której miała prawo udać się na przerwę pięć razy w ciągu dnia. Raz dwadzieścia minut, i czterokrotnie po dziesięć minut. Mogła zamawiać co chciała bez żadnych dodatkowych kosztów. Po spojrzeniu jakim obdarowa ją Dawid po tych słowach domyśliła się, że kantyna na górze, dla „zwykłych cieciów” jak ich określił musiała być bogata w dodatkowe opłaty.
W końcu została zapytana o preferowaną broń biała oraz broń przyboczną.
- Glock 19, i baton. - mruknęła Anna w odpowiedzi - Te piątkowe szkolenia to też z Tobą?
- Między innymi pani kapral. Zostałem waszą niańką. I nie przeszliśmy na „ty”. Zrozumiano? - Jego głos podniósł się mimowolnie.
Całkiem inaczej niż Ogórek. Może to kwestia zbyt małej ilości alkoholu we krwi?
- Zrozumiano - odparła Anna, chowają spojrzenie pod przykrywką powiek - panie kapitanie.
- Odpowiadacie: „Tak jest, panie kapitanie” zrozumiano? - znów głośniej rzucił Mostowiak, a pobliscy bezimienni strażnicy zaczęli rzucać im ciekawskie spojrzenia.
- Tak jest, panie kapitanie. - odpowiedziała Anna. Żeńka starała się nie złapać głupawki. Gawlik wyprostowała się nieco i zacięła usta.
- Jutro rano przychodzicie, otwieracie drzwi nową kartą. Idziecie opróżnić starą szafkę, potem zanosicie rzeczy do nowej szafki, potem idziecie do kwatermistrza i na tę samą kartę pobieracie mundur, mundur treningowy, osprzęt oraz broń. Idziecie do szatni, zakładacie mundur treningowy, zakładacie osprzęt, sprawdzacie broń i maszerujecie do sali treningowej. Jest na poziomie 35. Czekam na was o 6:00. Zrozumiano?
- Tak jest, panie kapitanie.
Żenia zaczynała się na nowo dobrze bawić, a przy tym obserwowała pokrzykującego Mostowiaka.
- Jakieś pytania? - powiedział już spokojniej kapitan.

Żenia chciała spytać o rekomendacje niańki, Gawlik spytała o jedno:
- Tak, panie kapitanie. Co z zakwaterowaniem? Kiedy będzie udostępnione?
- Ile potrzebujecie czasu, żeby się spakować? - tym razem Dawid wydawał się bardziej ludzki.
- Do jutra - Żenia szybko przeliczyła w myślach - panie kapitanie.
- No to się spakuj. Jutro po pracy podstawimy ciężarówkę po twoje rzeczy. To wszystko?
- Tak jest, panie kapitanie. - Przez myśl dziewczyny przeszło, że powinna zasalutować. Odpuściła jednak.
Rozejrzała się raz jeszcze po kantynie przesuwając wzrokiem po obecnych i wróciła spojrzeniem do Mostowiaka.
- Czy to wszystko kapralu? - drążył kapitan.
- Tak jest, panie kapitanie. Kapral Anna Gawlik prosi o zgodę na odmeldowanie, panie kapitanie. - Gawlik nieco się wyprężyła służbiście.
- Jesteście wolni.

***


You’re in the army now oooh ohhh you’re in the army now” brzmiało w głowie Żenii przez całą drogę powrotną. Nucąc piosenkę zmieniła jedynie wujka Sama na ciocię Sylwię.

To i ciągła myśl, że po takim awansie ona samą by śledziła. Szczególnie biorąc pod uwagę stopień kontrolowania pracowników przez Pentex.

Gawlik z pewnością ucieszy się z faktu „zerwania” z Krzychem. Żenię ciekawiło co takiego było w ofercie Pentexu, że była policjantka zdecydowała się na denuncjację „ przyjaciółki”. Musiała być ciekawą osobą do współpracy.

Nim wróciła do wynajętego mieszkania upewniła się kilkukrotnie czy nikt jej nie śledzi.
Nie widziała nikogo.

- Hej - przywitała się z Gutkiem.
- Cześć. Mamy pizzę, zjedz coś zanim będziesz opowiadać co dalej - był jakiś taki przygaszony, jak nie Gutek.
- Wysypała się ekipa Harada. W wiadomościach trąbią o tym, że jego firma finansowała ataki terrorystyczne. Podobno gdzieś przepadło dwadzieścia sześć milionów euro.
- Dwadzieścia dwa z nich Zaar od dwóch dni przerzuca po świecie i zaciera ślady - w drzwiach pojawiła się Zapalniczka z kubkiem kawy.
- Dlatego nie miał czasu zająć się nami. Ale to wszystko nie ma znaczenia. W ekspresie jest kawa, nalej sobie. Gustaw podgrzeje pizzę i możesz opowiadać co tam widziałaś.

Żenia relacjonowała nowe odkrycia przeżuwając pizzę.
- No i trochę skucha, bo jak przyjdzie mi trenować to jest spora szansa na to, że zaczną coś podejrzewać. - brunetka łypnęła na Gustawa - Nie jestem wojowniczką. Ochroniarka raczej tak. I pewnie dlatego ją tak szybko łyknęli. Tak samo jak kolejnych rekrutantów.

Wrona zadumała się na chwilę.
- Czekajcie. Zniknęło dwadzieścia sześć milionów euro. A jakby tak tych terrorystów i wybuch w Poznaniu i wszystko połączyć z Pentexem? Mamy nazwisko, dane można sfałszować. Zanim się ktokolwiek ogarnie, Pentex będzie na świeczniku. Jego kontakty rządowe mogą też być spalone…

Palce Żenii już stukały smsa do Zaara i Czarnego.
- Jestem. Dzwonię.
Dwa puknięcia w czarną słuchawkę i chwila oczekiwania na połączenie z Zaarem wypełniona przeżuwaniem ciągnącego się sera.

- Tak Żeniu? Wszystko dobrze? Jak tam sobie radzisz jako wilk w owczej skórze? - zapytał radosnym tonem. Zdecydowanie cieszył się, że się z nim kontaktuje. W tle wyraźnie było słychac klikanie w klawiaturę komputera. Radość radością, ale pracy nie przerwał..


- Cześć. Mała sugestia. Może by przeroutować powiązania Harada z terrorystami i połączyć terrorystów z Pentexem? Gdyby połączyć kasę, którą niby Harad wywalił na działania terrorystyczne z kimś wewnątrz Pentexu, można by ich ujajić nie? Zobacz. Szefem ochrony placówki jest Sylwia Mróz, jakaś wielka szycha. Może można stworzyć ślady kasy i “przypadkiem” zrobić wyciek do mediów? Wyjdzie na to, że fundusze, które Harad dawał na szczytne cele, zostały wykorzystane przez Pentex na nieetyczne doświadczenia. I że ataki szły właściwie z Pentexu. Można ich rozrobić tą samą metodą jak oni Harada. I przy okazji oczyścić mnie jako whistleblowera i może zaoszczędzić frontalnego ataku na siedzibę tutaj, albo co najmniej zyskać wsparcie policji? Co myślicie z Czarnym?

Stukanie w klawiaturę ucichło. Dziewczyna usłyszała mlaśnięcie. Zaar zastanawiał się co jej odpowiedzieć. I faktycznie po dłuższej chwili milczenia przemówił:
- Brzmi jak plan. Muszę to ustalić z Haradem i z Czarnym. Widzisz… żeby to zadziałało to pieniądze muszą się znaleźć. A to oznacza, że Harad musi je stracić. I pewnie nie skończy się na głupim milionie czy dwóch. Jeżeli chcemy, żeby to wyglądało realnie, to musiałaby być co najmniej połowa. Pytanie, czy wsparcie polsko-słowackiej policji jest warte trzynaście milionów euro. Powiem tak: z mojej perspektywy pomysł super. Jest do zrealizowania, tylko trochę potrwa. Więcej niż samo tuszowanie wypływu kasy. Pytanie, czy ci ważniejsi ode mnie na to pójdą.
- Uderz nie tylko do tych ważniejszych. Skontaktuj się z Wałachem z tą sugestią ode mnie. On może pomóc przepchnąć parę rzeczy u Harada, ok?
Żenia przyglądała się Gutkowi. Wytarła usta.
Przygaszony Gucio to nie był właściwy układ. Ze słuchawki dobiegło znów stukanie w klawiaturę.
- Z ciekawości zobaczę kto to ta Mróz. Nie miałem tego nazwiska na ich liście płac. Musi siedzieć w tym bardzo głęboko. Na jutro będę coś mieć.
- Dobrze - Żenia zgodziła się i podeszła do przypakowanego kolegi. Pogładziła go lekko po głowie i policzku, spojrzeniem pytając co się dzieje. Uśmiechnęła się pocieszająco. - Nie mam za wiele czasu. Jak zwykle - dorzuciła dziewczyna ze śmiechem.
Po chwili klikanie znowu ustało. Zaar westchnał.
- A ty jak się czujesz biegając po twierdzy wroga z nieswoją twarzą?
- Wstąpiłam do armii - Żenia pokrótce opowiedziała Galiardowi o wyprawie i jej skutkach - Kontakt może się urwać bo nie bardzo widzę mieszkania służbowego z codziennymi kontaktami. Trzeba podziałać dość szybko bo z całą pewnością będę obserwowana, a po drugie rekrutują dużo ochrony i robią przyspieszony trening. Może szykują się do jakiejś akcji przeciw nam skoro dobrali się do Harada?

Żenia mówiła to wszystko niby do Zaara ale w zasadzie i Zapalniczka i Gustaw również otrzymywali pakiet informacji.

- No dobra, spróbuję z tymi pieniędzmi przez Wałacha. Raczej nie uda się ciebie zdjąć z widelca. Odezwę się rano i zobaczymy jakie decyzje podejmie wataha Sokoła. Cieszę się, że się odezwałaś. Trochę się o ciebie boję. A fakt, że Czarny mi nic nie chce powiedzieć o tym zadaniu wcale nie poprawia mojego samopoczucia. - głos galiarda posmutniał nieco.

- ja martwię się o Ciebie. Też mam mało informacji - Żenia usiadła znowu do resztek pizzy i wgryzła się w kawałek ciastowego brzegu. - A jak u Ciebie? Wszystko ok?

- Z grubsza tak. Choć ostatnia aktywność Pentexu mocno daje się nam we znaki. Pogadamy więcej w cztery oczy, bo jest kilka spraw nie na telefon. Ale spokojnie. Nie pozwól sobie teraz na stratę koncentracji. Wiesz, sporo teraz od was zależy. - powiedział, a ona wyczuła uśmiech na jego twarzy.

- Ok.- Żenia nie wytknęła mu, że w cztery oczy raczej nie pogadają już nigdy. - Ja działam nad Pentexem. Ty postaraj się przekonać wierchuszkę. Wałach jest wałachem ale zdawał się dość elastyczny. Ah. Przekażesz jeszcze jedno Haradowi? Że ciało wywalili z mercedesa.
- Ty mnie nigdy nie przestaniesz zaskakiwać tym jak pozyskujesz informacje i zjednujesz sobie ludzi. Przekażę. Dzięki. I powodzenia.
Po tych słowach słuchawka ucichła.
 
corax jest offline  
Stary 04-07-2018, 13:01   #83
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Nie podoba mi się ten twój awans - powiedział Gustaw. - Wytrącają nam z rąk kontrolę nad sytuacją. Osiedle mają z pewnością monitorowane. Nie damy rady się z tobą przenieść. Nie damy rady zaprowadzić tam Gawlik.

Zapalniczka pokiwała głową. Awans Gawlik dawał im niepowtarzalną szansę wejścia głębiej w struktury Pentexu. Ale wiązał się z wielkim ryzykiem. Wszystko nagle stawało się trudniejsze.
- Myślę, że jutro powinniśmy wykorzystać dzień na maksa i zawijać manele z powrotem do Poznania. Nie ma sensu się tak narażać.

- Ok. Spróbujmy w ten sposób. Chyba, że… podłożyć im coś? Pluskwę? Bombę?
- No tak, to pasuje do wizerunku Eugenii Bondar, zamachowca terrorysty.
Żeńka się wyszczerzyła:
- W każdym kłamstwie jest szczypta prawdy. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Zakładam, że nikt z Pentexu nie wahałby się przed takim rozwiązaniem.
- Masz rację. Ale w takim razie co nas będzie od nich odróżniać? - powiedziała Zapalniczka smutnym głosem.
- Ale popatrz, jakbyśmy ich tak wysadzili, to ale byłby czad! - dodał Gustaw.
- Do tej pory odróżnia nas jedynie poziom desperacji. Myślisz, że oni nie walczą dla sprawy jak my? - Wrona uśmiechnęła się do Gutka. Tak. Temat trafił na podatny grunt. - Gdyby się udało, wtedy zostaje jedynie placówka w Poznaniu. Myślę, że gra warta świeczki.
- Nie tylko - powiedziała Zapalniczka - Poznań to PAN i instytut genetyki. Ale też Polfa z udziałami Megadonu. Cholera wie co jeszcze mają. Nie możemy ot tak chodzić i wysadzać kolejnych budynków - Zapalniczka mówiła spokojnie, choć bez przekonania. Żenii argumenty zdawały się trafiać i do niej, jednak czuła się w obowiązku zaznaczyć swoją opinię.
- Czemu nie? Za mało ładunków wybuchowych? - zapytał zdziwiony Gustaw - moglibyśmy organizować jakieś wybuchy gazu, albo podpalenia.
- NIkt nie będzie wiedział, że to my. To Anna Gawlik, nowa członkini zaawansowanej ekipy, wypadek, paskudny wypadek. - Żenia rozłożyła dłonie. - Teraz albo nigdy. Taka okazja nie powtórzy się szybko. Można tutaj rozwalić jednostkę, a środki Harada połączyć z Poznaniem.
- Zadzwonię do Czarnego. Pogadam z nim - powiedziała Zapalniczka.*
Żenia otworzyła usta do odpowiedzi. Po czym je zamknęła.
Skinęła jedynie głową i spojrzała z wyczekiwaniem na Sędzię.
Zapalniczka najwyraźniej nie miała zamiaru robić tego natychmiast. Jednak spojrzenie Żenii wymuszało reakcję. Sięgnęła po telefon i przeszła do innego pomieszczenia.
- Na treningu sprawdzą czy umiesz wykonywać polecenia. Zawsze tak jest. Nie interesują ich umiejętności, tylko posłuszeństwo. Oni są jak wojsko - powiedział Gustaw w dziwnie filozoficznym tonie. Czyżby wspominał wojsko?
- Gucio, co Ci? - Żenia podeszła do blondyna i przytuliła się do jego pleców, otaczając jego szyję. Poczochrała krótką fryzurę z uśmiechem.
- Ja.. no, tego… cholera.. no nie chciałbym, żebyś wpadła tam na dole. Wiesz, tam jest masa cholernie złych typów, a ty nie naparzasz się aż tak dobrze. No i głupio byłoby tu siedzieć i czekać, gdy ty tam obrywasz. I nic nie wiedzieć… - Gustaw mówił dziwnie, jakby był zbyt twardy, żeby powiedzieć „boję się o ciebie”
- Nie martw się, Gutek. Złego diabli nie biorą. A pamiętasz, że ja jestem zła nie? - Żeńka żartowała i kpiła, żeby podnieść wielkiego ahrouna na duchu - Śmierdze Żmijem, jestem Tancerzem Skór, terrorystka. No zło wcielone. Czyli sukces gwarantowany.
- Tam pierdolisz - wstał i ruszył do lodówki. Chwile popatrzył w jej wnętrze jakby zastanawiając się, czy pojawiające się światło zesłał sam Bóg. Po chwili jednak wyjął butelkę piwa i otworzył je uderzając o kant stołu.
- Przypominasz mi Grzecha. Też żartował non stop. Nie szło z nim poważnie porozmawiać - uwaga ta brzmiała dość dziwnie z ust kogoś o tak wielkiej elokwencji jak Gustaw - ale był dobrym chłopakiem. I też nic go nie mogło zatrzymać.*
- No ok. To co mam Ci powiedzieć? - Żenia założyła nogę na nogę siadając na taborecie - Że najchętniej spuściłabym bombę na jedną i drugą placówkę i miała z bańki podchody i zabawy? Że to całe skradanie się na palcach wokół góry mnie irytuje, bo to tylko strata czasu gdy gra idzie o każdy włosek? Jeśli tak jest, to pomoże Ci to w czymś?
- Nie. Ale coś mi musisz obiecać, ok? - Jednak nie zaczekał na odpowiedź, tylko kontynuował: - Nie dasz się tam zabić, ani wykasować tego co masz w głowie!
- Jestem więcej niż pewna, że jakby mi wykasowali głowę to będziesz pierwszy, który mi przypomni co zapomniałam. - Żenia roześmiała się ponownie - Postaram się zrobić wszystko by temu zapobiec, Guciu.


***



Nim Żenia zeszła do więźnia opróżniła magazynek pozostawiając jeden nabój. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka pozostawiając Gustawa na zewnątrz.

Anna Gawlik nie była już przywiązana do krzesła. W zasadzie poruszała się swobodnie po niewielkim składziku zaadaptowanym na tymczasową celę.

Jedynie kajdanki znajdujące się na jej nadgarstkach przypominały, że została porwana. Tymczasem kamuflaż Żenii rozmył się. Poza wzrostem już w niczym nie przypominała drugiej kobiety. No może poza buntowniczą postawą.

- Cześć - Żenia bez zmrużenia oka i wyciągnęła broń celując nią w Gawlik. - Dobrze się spało? Czego mi nie powiedziałaś? - zapytała z ciepłym uśmiechem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Albo przywykła do straszenia bronią, albo pogodziła się ze swoim losem.
- Cześć. Wielu rzeczy ci nie powiedziałam. Tego, że 26 lipca mam imieniny? - spojrzała w oczy Żenii. To nie była odwaga. To była skrajna rezygnacja. Anna Gawlik nie wierzyła, że ją wypuszczą.
- Powiedziałam ci wszystko, zgodnie ze szczegółami jakie pamiętałam. Myślisz, że co? Że nikt nie zna mojej twarzy? Czego się spodziewałaś?

- Nie spodziewałam się, że zdenuncjujesz swoją koleżankę za ćpanie, żeby dostać awans. Warto było sprzedać dziewczynę za sto tysięcy rocznie i wypasiony kontrakt? Jakie testy na tobie przeprowadzano? Pobrali Ci krew tylko? Co wiesz o Mostowiaku? I Mróz? - Żeńka wzięła Gawlik w krzyżowy ogień pytań.
- Wiesz, jakiś czas temu coś z tych laboratoriów się wyrwało. Coś dużego. Nikt nie powiedział tego wprost, ale kilku na pewno zginęło. Czy zaryzykowałabyś walkę z nieznaną istotą wiedząc, że obok masz koleżankę, która poprzedniej nocy ćpała, a teraz ledwie wie z której strony trzyma się broń? A może powinnam pozwolić jej się stoczyć? To, że na nią doniosłam może wyjść jej tylko na dobre.
Butna Gawlik przemawiała z zadartym podbródkiem. Jednak po chwili zmieniła ton i usiadła na podłogę. Było tam jej posłanie z kocy.
- Pobrano mi krew, mocz, próbkę skóry, śliny i włosów. Testy DNA na obecność GLS-H1. I tak, złożyłam aplikację, żeby poprawić jakość swojego życia. To źle?

- Coś dużego, nieznana istota… ale żadnych doświadczeń nie przeprowadzaCIE, hm? - Żeńka uśmiechnęła się kącikiem ust. - To, że na nią doniosłaś oznacza tyle, że wlazłaś po jej jakże niepewnym grzbiecie, żeby sobie uwić milusie gniazdko. Oby Ci się dobrze w nim siedziało, najważniejsze, że masz dobre wytłumaczenie, że robiłaś to dla jej dobra. Dla dobra Krzycha z nimi sypiasz? A może jemu też chciałaś pomóc skoro relacje między pracownikami są zakazane? - Żenia przyglądała się kobiecie i powtórzyła pytanie:
- Co wiesz o Mostowiaku i Mróz? I kiedy to coś się wyrwało?

- Dawid Mostowiak zdaje się mieć jakieś osiągnięcia z “pracy w terenie”. Choć w końcu trafił do Bionanoparku. Teraz ma swoich ludzi i prowadzi coś w rodzaju wewnętrznej policji. Szczegółów nie znam. Nie pracowałam pod nim. Nie wiem nic o Sylwii Mróz. To któraś z tych szyszek na szczycie?
Gawlik pominęła pytanie o Krzycha.

- Tak. Taka w czerwonej garsonce. Opowiedz mi, o treningach tej ekipy? Co o nich wiesz?
Anna patrzyła na stojącą nad nią Żenię. Mierzyła spluwę w jej dłoni, po czym spojrzała na jej buty.
- Jakby to powiedzieć… my i oni to trochę tak jakbyś porównywała ochroniarzy z Tesco do Gromu. Niby jedni i drudzy kogośtam chronią, no ale przyznasz, że wyszkolenie zgoła inne. Nie wiem na czym polegają szkolenia, bo są za granicą. Trwają miesiąc. Mogę jedynie się domyślać, że są podobne do jednostek specjalnych. Wiesz, bieg siedemdziesiąt kilometrów, spanie trzy godziny i dalszy bieg. Jednostki specjalne są jak dobre noże. Najpierw się stapia stal, a potem wykuwa. Trening ma cię złamać, zabić w tobie to co ludzkie i zmienić w maszynę do zabijania.

- Na co taka jednostka w ośrodku badawczym, Anno? Co takiego chronicie? - Żenia naciskała - I czemu chciałabyś być nieludzką maszyną do zabijania? Zabijesz wszystko i co pozostanie?
Anna wstała szybko. Zbliżyła się do Żenii.
- Widzisz, w 98 przypadkach na sto jeżeli ofiara porwania potrafi zidentyfikować porywaczy, to ci ją zabijają. A tak mogłabym cię rozbroić, ogłuszyć i uciec. Niestety - podniosła na wysokość oczu kajdanki ukazując ich szczelne zapięcie na nadgarstkach - rozmawiasz z ochroniarzem z Tesco. I tego samego ochroniarza pytasz o tajne akcje Gromu. Nie wiem. To raczej miejskie legendy. Ale ciekawi mnie czego tam chronią. Może prywatnej fabryki broni? Albo innej technologii przyszłości? Pewna miejska legenda mówi, że hodują tam wilkołaki. Nawet GLS tłumaczą jako Genetic Lycanthrope Syndrom. Choć w zasadzie cholera wie co to jest ten GLS.

Żenia zaczęła się śmiać.
- Wilkołaki technologią przyszłości? - Wronę faktycznie rozbawiła ta myśl. Szczególnie w porównaniu z jej własnymi przemyśleniami o nasłaniu jednych na drugich. - I to wilkołak uciekł z labu? - uniesiona brew podkreślała lekką drwinę w głosie.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami Anna. - Wilkołak, Smok, zbuntowany Robocop. Cholera ich wie. Może to ja powinnam zapytać? Zdajesz się wiedzieć sporo o moim pracodawcy. Zresztą… jutro już nie wejdziesz do placówki. Z pewnością moje zaginięcie zostanie odnotowane. Zmienią moje kody i cofną autoryzację.
- Z pewnością tak się stanie. - mina Żeńki nieco skwaśniała na hasło o smoku. Cholerny Pasikonik. - Ta drużyna avengersów ma dostęp do wszystkich poziomów? Kogo znasz z personelu medycznego?
- Nie ma czegoś takiego jak personel medyczny. W każdej drużynie jest ktoś z przeszkoleniem PP. Owszem, jest tam od cholery lekarzy… ale nie ma przychodni, czy szpitala. Oni fajnie wstrzykują coś tymi małymi urządzeniami do tych szklanych rurek, a potem gapią się pół dnia na to pod mikroskopem. Niby na identyfikatorze Lek. Med, a pewnie krwotok doprowadzilby typa do omdlenia. W moim zespole przeszkolenie PP ma Adam Nawrot, Tomek Dziegdź i taka jedna laska z ostatniego naboru. Z takim beznadziejnym imieniem. Samanta czy jakoś tak. Normalnie jak z telenoweli. Na danej zmianie jedno z nich ma apteczkę.

- I co? Jak ulegniesz uszkodzeniu, oni naprawiają? Czy zabierają do jakiegoś labu, szpitala podziemnego czy co?
- Uszkodzeniu? No po to są apteczki. Co mocniejszego możesz sobie zrobić? Moja praca polegała na sprawdzaniu czy ci w białych kitlach nie wynoszą czegoś na pendrivach. Jak się przy tym zacięlam, to plasterek i do roboty.
- A jakbyś złamała rękę albo nogę? Walnęła głową kogoś i miała wstrząs mózgu?
- Protokół wypadku w pracy i przejazd dyskoteką do szpitala. A potem L4 100% płatne.
- Mhm. - Żenia pokiwała głową - No dobrze. Jutro przeprowadzisz się do nowego mieszkania więc będziemy musiały ustalić sposób kontaktowania się.
W zasadzie ciekawa była reakcji Gawlik a obecnie zaczynała pleść potężną świnię. Zakładała, że Czarny pójdzie na plan. - A gdy przejmie Cię Pentex, powiesz im wszystko. A potem zaraportujesz ich reakcję mi.
- Czy ty proponujesz mi rolę podwójnego agenta? I naprawdę wierzysz, że ten jak go nazywasz Pentex się nie zorientuje? - patrzyła na nią z ukosa podchodząc nieco bliżej i ściszając głos.
- Mam dziwne przeświadczenie, że jeżeli mnie złapią, to śmierć wydawałoby się dziwnie miła perspektywą.
Żenia spotkała się w pół drogi z Gawlik. Jak Dawid i Goliad. Jak Leonidas z Xerxsesem. Od poetycznego nastroju dziewczyna była jedynie o włos. Cholerny Grześ pewnie by się składał ze śmiechu.

Mierzyła ochroniarkę chwilę spojrzeniem, niczym Czarny spoglądający nad przemrożonego hamburgera i przesolonych frytek.
- Jestem przekonana, że ta oferta wyjdzie Ci tylko na dobre. - stwierdziła bez większych skrupułów zastanawiając się czemu Gawlik jakoś niespecjalnie protestuje - Pracujesz dla nich, znasz ich na wylot. Jesteś policjantką coś tam chyba wiesz o ludzkiej psychologii, nie? Poradzisz sobie. W razie czego zawsze możesz uciec.
- Mhm - mruknęła policjantka wyprowadzając błyskawiczny cios i próbując założyć dźwignię na ramieniu dziewczyny. Jednak coś poszło nie tak. Czy zastane mięśnie, czy może skute ręce. Manewr który miał pozbawić Żenię broni nie udał się. Zamiast tego cios prześlizgnął się po ręce dziewczyny.
Coś tam Gutek nauczył Żenię.
Coś tam piknęło w dziewczynie. Wilkołaczka gardłowo warknęła lecz powstrzymała cios w brzuch Gawlik. Zamiast tego naparła z całych sił na kobietę, popychając ją na najbliższą ścianę i przedramieniem naciskając na jej szyję.
- Co próbujesz osiągnąć? Zabić się?
Cios wilkołaczki był za to o wiele skuteczniejszy. Dziewczyna uderzyła z hukiem o ścianę, co przypomniało im obu, że była to kiepska struktura z karton gipsu. Jednak gdy Gawlik została przyciśnięta do niej to szybko straciła powietrze. Dodatkowo dociśnięty łokieć praktycznie uniemożliwił jej oddychanie. Żenia z bliska widziała, że w jej oczach pojawiły się łzy z bólu. Jednak ochroniarka zagryzła zęby i nic nie odpowiedziała.
- Gdy zrobi się gorąco, uciekniesz i skontaktujesz się ze mną. - Żenia szepnęła pochylając się blisko twarzy Gawlik - Pomogę Ci.

Młoda dziewczyna odsunęła się od byłej policjantki.

***


Gdy wróciła do kuchni Zapalniczka patrzyła na nią ze smutną miną.
- Czarny uważa, że powinniśmy się wycofać. Nie mamy jak zrobić porządnego sabotażu w ciągu kilku godzin, a szkoda ryzykować dla załatwienia kilku szaraczków.
Dziwne, bo Zapalniczka powinna być zadowolona z takiego obrotu sprawy. A jednak się smuciła. Wyraz twarzy Gutka zaś nie był zaskoczeniem. Wkurzenie o to, że nie będzie mógł zrobić bum rozlewało się wręcz na całą przestrzeń dookoła.
Nie trzeba było więcej by Żenia zaparła się w swojej przekorze. Nie byli jeszcze gotowi na wycofanie się.

***


Żenia podjechała na miejsce na motocyklu. Nie wiedziała skąd, ale Zapalniczka go zorganizowała. Niewielkie enduro nie było może szybką bestią jaka stała u Zaara, ale sprawdzało się dobrze. Żenia przeszła przez lustro kilka ulic dalej… i od razu poczuła się nieswojo. Powietrze po drugiej stronie przypominało Bliznę. Było duszno. Po ulicy poruszały się cieniste sylwetki. Na niebie wisiał ogromny księżyc. Żenia nie potrzebowała dużo czasu, żeby zobaczyć iż cieniste bestie chowają się przed światłem księżyca. Ruszyła spokojnie w stronę budynku Bionanoparku. Budynku nie było. Zamiast tego stała tam wielka płonąca bryła. Płonęła dziwnym, czarnym i nie gasnącym płomieniem. Wyglądał on trochę jak kłębowisko cieni. W każdym razie nie zachęcał do podejścia.

Żenia obeszła bryłę dokoła.
Bryła była mniejsza niż sam budynek. Choć po budynku nie było śladu w umbrze. Prawdopodobnie blisko ściany z czarnego płomienia mogłaby przejści i znaleźć się wewnątrz budynku. Choć po pierwszym dniu pracy już wiedziała, że znalazłaby się w części z której w żaden sposób nie mogłaby niepostrzeżenie wejść głębiej.

Mimo tego, że Żenia czuła rosnącą desperację, ta opcja jej nie przekonała. Musiała dostać się głębiej. Niżej.
Poziom 0 był zbyt wysoko.
Wrona rozmyślała o przejęciu większej ilości ludzi. Może naukowcy? Miałaby dostęp do labu i materiałów potencjalnie wybuchowych. Ale brakowało jej informacji na temat ważniejszych postaci na planszy.

Wentylacja...

Dziewczyna wyszła zza Zasłony i ukryła swą obecność by znowu dokonać zwiadu. Tym razem wokół miejsc mogących naprowadzić ją na szyby.

Teren nie przypominał strzeżonej twierdzy. Na nocnej zmianie była czwórka strażników. Ale wewnątrz budynku. Zewnątrz było czysto. Obserwowała budynek przez kilka dni. Znała rozstaw kamer. Wiedziała jak ich unikać. Dookoła budynku nie było wyjścia wentylacji. Co było dziwne przy tak dużej ilości pięter. Z drugiej strony budynek miał uchodzić za proste laboratoria. Standardem dla dwu i trzypiętrowych budynków były klimatyzatory rozstawione na dachu.

Ukryta przed kamerami dziewczyna uniosła wzrok. Wyciągnęła komórkę i wybrała numer Zapalniczki.
- Wiem jak to zrobić. Wentylacja. Idę sprawdzić i się odezwę. Spróbuj dostać dyspensę od Czarnego na plan alternatywny. - zaszemrała szeptem.
- Słuchaj, podeślę ci tam Gustawa. Nie ryzykuj! - powiedziała szybko, po czym dodała:
- I już dzwonię do Czarnego.
W głosie jej “dowódcy” słychać było entuzjazm. Czyżby bardziej chciała doprowadzić akcję “do końca” niż wydawało się na pierwszy rzut oka?
A może chciała pozyskać wyższy status. Cholera wie. Z Żeńką straciły nić porozumienia jakiś czas temu. Co nie znaczyło, że na akcji Żenia może by i na nią liczyła. Może, bo to było nieznane jej uczucie. Polegać na kimś innym.

Żenia zaczekała na pojawienie się Gutka i przejęła go w pewnej odległości od siedziby Pentexu.
- Guciu, wejdę tam wentylacją. Jak znajdę wejścia. Wokół budynku nic nie ma. Mogą być na dachu. Muszę się tam wspiąć. Ty byś obczajał mi tyły zeby nie było zaskoczenia. Gdyby coś to masz spierdzielać. Wracać do Czarnego i watahy, przegrupować i wtedy mi pomóc, ok?. Nie chcę, żebyśmy wtopili we dwójkę a Pentex położył łapy na najsilniejszym z nas. Dobrze?
Żeńka w tej chwili miała w nosie hierarchię.
Blond Pomiot Fenrisa kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał. Mimo ciepłego wieczoru miał na sobie skórzaną kurtkę. Co więcej Żenia była prawie pewna, że pod spodem założył kamizelkę kuloodporną.
- Nie ryzykuj bez potrzeby - powiedział tylko, po czym ruszył na powolny spacer po okolicy budynku. Starał się nie wzbudzać podejrzeń i omijał rejony wskazane przez Żenię jako monitorowane.

***


Budynek poza główną bramą miał dwa wyjścia pożarowe na parterze. Standardowe, zbrojone, otwierane jedynie od wewnątrz. Połączone z systemem alarmującym straż pożarną. Na zewnątrz nie było też miejsc pozwalających się łatwo wspiąć na dach.

W cieniu Żenia spoglądała na swoje dłonie. Potrzebowała teraz swoich wielkich szponów. Szponów bestii. Skupiła się na przemianie części swojego ciała. I już myślała, że nic z tego nie będzie, gdy nagle końcówki jej palców zaczęły się przekształcać. Po kilku chwilach jej delikatne damskie dłonie były uzbrojone w ostre jak brzytwa szpony. Nie tracąc czasu wzięła rozbieg i skoczyła możliwie wysoko wbijając się szponami w ścianę.

Początek był trudny. Szpony wbijały się w tynk i strukturę budynku, jednak nie znajdowała oparcia dla nóg. Musiała się podciągać siłą swoich mięśni. Przez moment myślała, że nie da rady i zerkała w stronę ukrytego gdzieś w cieniu Gustawa. Jednak po pierwszym kryzysie załapała o co w tym chodzi. Zapierając się o zewnętrzną roletę wbiła szpony ostatnie kilka razy w strukturę budynku i już po chwili opadła zmęczona na plecy na dachu budynku.


Szum i ciepło. Te dwie rzeczy dominowały na dachu. Praktycznie cały dach był pokryty pracującymi klimatyzatorami. Ich wiatraki kręciły się bez ustanku wypompowując ciepłe powietrze. Były upchane bardzo gęsto w baterie po sześć. Między nimi przebiegały tylko drogi dla techników zajmujących się utrzymaniem sprawności klimatyzatorów.

Nieco dalej znajdowały się wystające mechanizmy szybów windy. Układy dźwigów były wyższe niż klimatyzatory, toteż łatwo było je zlokalizować.

Żenia jednak wiedziała, że windy dostępne na standardowych poziomach nie zjeżdżały do tajnej części kompleksu

Najpierw rozejrzała się za zagrożeniem. Nic nie wiedziała o ewentualnych patrolach na dachu. Ani ona, ani nikt z jej zespołu nie miał takiego przydziału. Monitoring wydawał się oczywisty… ale jedyne kamery, które były na dachu celowały w parking i teren przed budynkiem. Z dachu miały świetny widok, ale zdawać się mogło, że nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu dachu.
Z drugiej strony nie istniało wejście na dach od zewnętrznej strony budynku.

Gdy wilkołaczka upewniła się, że nic jej nie zaskoczy zaczęła analizę potencjalnych wejść. Każdy blok klimatyzatorów łączył się z układem szybów. Czyli na każde sześć klimatyzatorów przypadało jedno potencjalne wejście do budynku. A klimatyzatorów było powyżej setki. Dużo powyżej setki.

Dużo za dużo na zgadywanie.
Żenia westchnęła z frustracją i wybrała numer do Zapalniczki:
- Hej. I jak? Czarny dał zielone światło?

Wolała się upewnić zanim zacznie absorbować Zaara.
Szczególnie, że to on ryzykował przez pozostałymi alfami stawiając na Żenię.
- Czarny kazał się wycofać - słyszała zdecydowany głos Anieli - i właśnie dlatego nie możesz dać się złapać!
Żenia zamarła na chwilę
Czyżby zapalniczka grała przeciwko niej?
- Jak osądzisz nieposłuszeństwo w stosunku do Alfy? - mruknęła ostrożnie.
- Żenia, obie wiemy, że jeżeli coś tam ma się udać, to tylko dzięki tobie. Pomogę jak umiem. Ale jeżeli nie masz teraz pomysłu to spróbujmy się wycofać i rozegrać to jak planowaliśmy na początku. Jutro. - Głos dziewczyny zdawał się wzbudzać zaufanie.
- Mam. Tyle, że jest tu sporo opcji. Ponad 100 klimatyzatorów. Potrzebuje coś wyeliminować. Możesz sprawdzić na mapach? Powinny być tam klimy do oficjalnych części budynku.
- Ok, daj mi chwilę.

Chwila się rozciągała. Zapalniczka rozłączyła się dając dziewczynie czas na zostanie samej z wątpliwościami.

Minęło sporo czasu zanim przyszło zdjęcie. Zdjęcie mapy w wysokiej rozdzielczości. Z uwzględnieniem klimatyzacji. Były to oficjalne plany budynku wyciągnięte z Urzędu Miasta. Polskie prawo w zakresie warunków zabudowy było bardzo pomocne Zaarowi i jego ludziom. Żenia analizowała je na szybko. Żałowała, że nie wzięła tableta, bo mały ekran telefonu utrudniał zadanie. Ale mapa była dość oczywista. Według niej na dachu znajdowało się trzydzieści klimatyzatorów zgrupowanych w sześciu agregatach. To dawało jej równo 150 klimatyzatorów nie uwzględnionych na mapie. Było to dwadzieścia pięć agregatów, które zgodnie ze wskazaniami mapy powinny odpowiadać za wentylowanie “nieoficjalnych” pięter.

Cóż, mogła się tego spodziewać, skoro oficjalnie budynek miał dwa podziemne poziomy. W praktyce miał ich czterdzieści. Nic lepszego nie miała w tym momencie.

- Zapalniczka, czy w okolicach Łodzi są jakieś prywatne lotniska? Placówki wojskowe? Opuszczone bazy? Tych klimatyzatorów jest ponad 200. Nie ma szans, żeby obsługiwały jedynie ten kompleks. Wydaje mi się, że pod ziemią z czymś jeszcze się łączy ta placówka. Sprawdź. A ja spróbuję sprawdzić jeden z szybów.

Nie musiała czekać długo na odpowiedź:
- Na końcu ulicy jest Wojskowy Zakład Lotniczy. Mają swoje lotnisko. Drugie jest niecałe dwa kilometry od ciebie, na południe. Ale chyba nie myślisz, że przysłali helikoptery aż stąd do ataku na caern? Co?

Szyby oznaczone na mapie w całosci powinny znajdować się przy jednej krawędzi budynku. Co oznaczało, że pozostałe potencjalne wejścia stały przed nią. Ułożone symetrycznie z dwoma wyłomami na maszynerię obsługującą windy. W zasadzie niczym się nie wyróżniały i gdyby nie fakt, że urządzenia za jej plecami prowadziły do ogólnodostępnej części, to sama by na to nie wpadła.
- A skąd?
- Z Poznania?
- Mają ekipę a la wojsko, tutaj przeprowadzają badania. Myślisz, że taka placówka nie ma opcji lataczy? 2 kilometry i 175 klimatyzatorów… - Żeńka zadumała się. - Dobra. To pewnie ten zakład.
Włażę zatem zobaczyć co się da zrobić.

Po krótkiej wyliczance Żeńka wybrała jeden przypadkowy klimatyzator z grupki sześciu w środkowym klasterze. Skupiła się chwilę i zaczęła z fascynacją i niejakim przerażeniem obserwować zmiany swego ciała…

***


Trochę hałasu było przy zerwaniu pokrywy klimatyzatora. Bez tego nie dało się wejść. Odsłoniła kanał o średnicy dwudziestu centymetrów. Jednak tym razem nie był to dla niej problem. Sunęła wewnątrz kanału mając przed sobą wyciągniętą rękę z długimi szponami. Druga ciągnęła się z tyłu. Nie szło jej sterowanie, wewnątrz kanałów. Poruszała się kompletnie na ślepo. Ominęła kilka wewnętrznych wiatraków, aż w końcu dotarła do poziomego tunelu, który był nieco większy. Jej ciało natychmiast wróciło do swoich kształtów. Była pod sufitem w jednym z pomieszczeń. Widziała wygaszone komputery i smugę światła w oddali. W Bionanoparku powszechne było, że ktoś pracował po nocach, jednak była to może jedna dziesiąta całego personelu naukowego. Pomieszczenie nad którym była nie wyglądało jak laboratorium. Raczej jak rozbudowany dział administracji.

Niestety przez małą kratkę nie widziała wiele. A chcąc ruszać dalej kanałami musiałaby znów skorzystać z daru od ducha-szczura. Mogła też zejść i zobaczyć któż pracuje do późna. Miała przecież ze sobą kamień od Czarnego.

Żenia chwilę nasłuchiwała dźwięków dochodzących z pomieszczenia. Gdy zdawało się jej, że panuje cisza przejechała pazurem po kratce. Chciała przeciąć by móc ją wypchnąć jednocześnie łapiąc drugą dłonią.

Udało jej się bez trudu. W pomieszczeniu panowała cisza, poza odległym stukaniem w klawiaturę.
Zerknęła w tamtą stronę i dojrzała wysokiego chudego mężczyznę w okularach. Przekładał jakieś próbki i co jakiś czas wklepywał coś do komputera. Pomieszczenie nie było administracją. Miało część badawczą, choć komputery ewidentnie służyły kilku pracownikom w ich codziennej pracy.
Brunetka ucieszyła się nieco. Po dniu chaotycznego
Miotania się, nagle coś się jej lapło.
Lab.
Rozejrzała się w drugą stronę. Sprawdzała jak daleko jest do wyjścia z labu. Po chwili zaczęła się z wolna wysuwać z wentylacji. Żałowała ze nie ma sobą wężowego noża. Przydałaby się jej cisza. Zamiast tego skorzystała z daru ukrywania się.
Dar wydawał się niepotrzebny. Wylądowała bezszelestnie na miękkim dywanie. Cóż za poprawa komfortu pracy. Cóż za ułatwienie skradania. Naukowiec zdawał się nie oderwać od pracy. Obserwował z uwagą odczyty jakiegoś urządzenia.
Nim Żenia uniosła ramię by ogłuszyć chudzielca rozejrzała się za kamerami.
Nad drzwiami wejściowymi zauważyła migającą diodę, która faktycznie po dokładnym spojrzeniu okazała się kamerą. Chyba jej nie widziała. Dziewczyna nie miała pewności jak szeroki kąt widzenia miało urządzenie.
Na wszelki wypadek postarała się działać szybko. Wyprowadziła cios kłykciami palców wprost w bok szyi naukowca. Nie chciała go zabijać. Tylko wysłać w ramiona Orfeusza.

Mężczyzna w długim białym kitlu padł na ziemię z szelestem. Trzy trzymane przez niego fiolki potoczyły się po dywanowej wykładzinie. Jedna uderzyła o biurko i rozbiła się.
Przekleństwo wyrwało się Żenii z ust.
Ułożyła chuderlaka w kącie zwijając go by nie złapała go kamera. Skorzystała z kamienia Czarnego i z kwaśną miną obserwowala zmianę. Sięgnęła po fiolki. Ostatnią, rozbitą już już chciała zebrać gdy skojarzyła sobie coś. Tu na pewno mają jakieś specjalne procedury. Chwilowo zostawiła i fiolke i zawartość. Spojrzała w komputerowy ekran. Szukała nazwiska i jakiejś karty dostępu.
Kolorowy identyfikator z imieniem, nazwiskiem i kodem kreskowym był wpięty w kieszeń po lewej stronie klatki piersiowej mężczyzny. Gregor, Bartosz.

Ekran komputera ukazywał kilka kolorowych kolumn ze starannie wpisywanymi czterocyfrowymi wartościami.
Z czystej przekory dziewczyna zmienila kilka z nich. Całkowicie randomowo. Zabrała też kitelek Bartosza i ruszyła do wyjścia z labu.


Gdy zbliżyła się do drzwi, te natychmiast się otworzyły. Dioda na “kamerze” zamrugała porozumiewawczo. Czyżby było to urządzenie do czytania identyfikatorów?

Korytarz był identyczny jak te wyżej i niżej. Prowadził do kilkunastu pomieszczeń z centralnie umieszczoną windą.
Bartosz-Wrona ruszył ku windzie nasłuchując dźwięków dochodzących zza pozostałych drzwi.
Gdy zatrzymała się przy kolejnych drzwiach te otworzyły się ukazując kompletnie ciemne pomieszczenie. Jednak zaczęło się ono rozświetlać kolejnymi jarzeniówkami, gdy czujnik wykrył jej obecność.
„Babciu, czemu masz tak ciemno w domku?
„Żeby Cię wystraszyć!”
Dywagacje prowadzone dwoma różnymi głosami wypełniły umysł Żenii.
Pewność ruchów nie współgrała z duszą uciekającą na ramię. Wrona weszła w głąb pomieszczenia rozglądając się jakby przyszła tu w konkretnym celu.
To pomieszczenie było zupełnie inne. Miało dużo więcej przestrzeni. Tylko kilka komputerów. Jakieś dziwne pojemniki. Na końcu pomieszczenia znajdowało się przeszklone pomieszczenie.
Ciekawość wilkołaczki została poruszona. Szła w stronę akwarium. Czy to możliwe, że trafiła na „kochanka”?
Z drugiej strony jakoś szkło nie zdawało się być najtrudniejszym z okowów. Podeszła nieco bliżej zatrzymując siè przed taflą.
Pomieszczenie jednak nie było pomieszczeniem. Dopiero gdy stanęła bliżej zorientowała się czym było. Znajdowała się na tarasie widokowym. Coś jak pomieszczenie, w którym stoją studenci obserwujący przebieg operacji. Serce zabiło jej mocniej gdy spojrzała w dół. W głowie miała kilka wspomnień. Kilka całkiem nowych wspomnień.


To było przegwizdane. Najpierw bycie eksperymentem, potem paćką drobinek mięcha po rozerwaniu granatem. Zdecydowanie niefajny los czerwonej suki. A Może Bondar sama też była takim eksperymentem?!

Mimo świateł w pomieszczeniu w którym się znajdowała nikt z obecnych piętro niżej zdawał się jej nie widzieć.

Dzięki darowi? Nie była pewna.
Ale skoro jest tu … czy to znaczy, ze trafiła dobrze?
Czy piętro niżej znajdzie coś jeszcze?
Żenia zagryzła dolną wargę. Przyglądała się procedurze by za chwilę ruszyć szybko w dół. Jeśli je robią, będzie więcej przeciwników do pokonania. A poprzednia czerwona suka była szybka i upierdliwa.

Bartoszowi nic nie zagrodziło drogi do windy. Byli na poziomie 33. Chwilę zastanawiała się czy powinna wybrać poziom 32, czy 34. W końcu wybrała 34 i poczuła jak winda ruszyła w dół.

Tam ujrzała kolejny identyczny korytarz z kolejnymi drzwiami. Ten był nieco dłuższy. Czerwona znajdowała się za drugimi drzwiami z lewej.

Dużo opcji do wybrania. Żenia ruszyła w głąb nadsłuchując i niemal modląc się o choćby piśnięcie.
Ostatecznie jednak dziewczyna postanowiła sprawdzić pomieszczenie tuż obok labu, w którym trwała przepychanka z wampirzycą.

Ponownie najpierw otworzyły się drzwi, a po chwili zaczęły zapalać światła. Odsłaniały wielkie pomieszczenie z kilkoma dużymi strukturami. Były one koliste i przeszklone. Od góry podłączono do nich szereg przewodów. U dołu każda ze struktur miała konsole komputerowe. Do tego w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna duża konsola z co najmniej sześcioma monitorami.

Zaciekawiona, Wrona weszła głębiej by przyjrzeć się komorom. Podeszła do konsoli głównej i przez chwilę rozważając opcję uruchomienia przesuwała plakietką Bartosza między palcami.

Konsola znajdowała się dokładnie w środku między czterema “słojami”. Jeden był uszkodzony. Opróżniono go z płynu, a jego powłoka nosiła liczne ślady pęknięć. W jednym miejscu szyba miała nawet dziurę. Pozostałe wypełniał niebiesko srebrzysty płyn. Gdy Żenia zbliżyła się do konsoli ta natychmiast się podświetliła uruchamiając komputery. Poza tym w słojach zapaliło się jakieś podświetlenie, tak, żeby stojąca w tym miejscu osoba mogła spokojnie i dokładnie oglądać zamknięte “okazy”. Choć tym razem okaz był jeden. Łysa sylwetka z charakterystycznymi tatuażami na całym ciele unosiła się bezwładnie. Jej stopy i dłonie zamknięte były w dużych strukturach połączonych przewodami. Na twarzy znajdowała się maska połączona z szeroką rurą przywodzącą na myśl odkurzacz. Jednak mimo całego oprzyrządowania Żenia rozpoznała Złośliwość.

Tego się nie spodziewała.
Co wilkołaczka tu robiła?
Smok ją wysłał? Musiał. Jak inaczej dziewucha z lasu dostałaby się na 34 piętro Pentexu. Jaki to miało związek z wydarzeniami na Słowacji?

Żenia vel Bartosz rozpoczęła poszukiwanie opcji wydostania ragabash Spiral ze słoja.
Konsola przy której stała żądała hasła dostępu. Konsola bezpośrednio pod szklanym więzieniem miała więcej opcji, chodź żadna nie kojarzyła się z „otwórz zbiornik”.

Ostatecznym sposobem było otwarcie z buta. Najwyraźniej się dawało zrobić to bez problemu. Żenia żałowała przez chwilę, że nie ma tu z nią Gucia.
Spróbowała kombinacje przycisków przygl�-dając się też okablowaniu słoja. Skoro podtrzymywał życie, musiał mieć jakiś mechanizm na wypadek trudności. Pentexowi zależało na obiektach. Ciekawa była czy to coś o czym mówiła Gawlik było zamknięte w rozwalonej megatubie.

Wciśnięcie przycisków zaowocowało kilkoma komunikatami ostrzegawczymi na ekranie. Po chwili dopiero dotarło do dziewczyny, ze ustawiła grzanie. Temperatura rosła. W zasadzie za kwadrans Złośliwość miała zacząć się gotować.
- Ups - mruknęła do siebie Bartosz. Próbowała na nowo kombinację klawiszy szukając jakiegoś minusa.
Tym razem chyba zadziałało. Poziom cieczy zaczął spadać w gwałtowny sposób. Ciało Złośliwości już nie było zawieszone w cieczy. Zamiast tego jej ciało opadło bezwładnie. Zaczepy na rękach ciągnęły ją w dół, podczas gdy rura w ustach napięła się i utrzymywała jej sylwetkę w pionowej pozycji z dziwnie odchyloną głową. Tancerka Czarnej Spirali była nieprzytomna.
- Noooo ciupkę lepiej - była krok dalej od gotowania wilkołaczki żywcem. Przydałaby się jakaś adrenalina albo chociaż wiaderko kawy. Nieprzytomna Złośliwość była gorszą wersją. Żenia kminiła jedną jedyną opcję na wydostanie się z wytatuowaną. I nie miała pojęcia czy zadziała. Umbra. Jak wygląda Umbra pod ziemią? Palce dziewczyny śmigały po klawiaturze szukają sposobu na wyciągnięcie odkurzacza z ust Spirali.

W końcu znalazła odpowiednią opcję. Jak się okazało obecność płynu w słoju blokowała otwarcie słoja. Teraz była tam po prostu opcja: “otwórz”. Jednak po wybraniu jej została poproszona o autoryzację. Siatkówka i hasło. Kamera uniosła się do wysokości oka Bartosza i rozbłysnęła zapraszającym błękitnym światełkiem.
- Szlag - mruknięcie wymsknęło się z ust labszczura. Żenia ruszyła kurcgalopkiem ku pokojowi z czerwonoskórą. Skoro tam byli na pewno mieli dostęp do różnych różności. Mogli akurat się skusić i pomóc Bartoszowi wydostać nieprzytomną wilkołaczkę z konserwy.

Ruszyła wprost na samoczynnie otwierane drzwi i pewnym krokiem wkroczyła do sali dr Mendele. Jednego z dwóch obecnych tam medyków chciała pozbawić przytomności. Drugiego poprosić o pomoc.

Jeden mężczyzna z obsługi gdy zobaczył zbliżającego się naukowca odwrócił się w jego stronę i zaczął machać. Byli w wyizolowanym pomieszczeniu za szybami. Żenia w swoim kamuflażu przysunęła się do drzwi, które otworzyły się bez protestów. Obaj mężczyźni mieli na sobie szczelne kombinezony. Ten machający podbiegł natychmiast. Ten drugi nie przerywał pracy.

Szybki cios i nic się nie stało. Szczelny gruby kombinezon pozwolił technikowi utrzymać się na nogach. Jednak za drugim razem przebiła się swoimi długimi szponami przez osłonę twarzy. Zerwała ja bez problemu i sprawnym ciosem, którego nie powstydziłby się Gustaw ogłuszyła człowieka. Co ciekawe drugi zdawał się tego nie widzieć. Stał tyłem wpatrzony w jedną z konsol, stukał w nią nerwowo, a kombinezon ograniczał mu pole widzenia.

Czerwonoskóra kobieta szarpała się nerwowo w dziwnej zawiesinie, a gdy Żenia przechodziła obok odniosła wrażenie, że ciało kobiety jest oplatane przez dziwaczne czarne węże.

Wilkołaczka zabrała tableta z rąk nieprzytomnego mężczyzny i poświęciła kilka sekund na szybką ocenę biegnącego programu. Puknęła w przycisk ‘Anuluj’ i podeszła do drugiego mężczyzny wpatrzonego w konsolę. Wbiła mu pazury w plecy, nadziewając jak stwór z Umbry Zapalniczkę i chwytając z szyję i spróbowała odciągnąć od konsoli. Zamierzała odciągnąć go od przycisków koniecznych do wzbudzenia potencjalnego alarmu oraz “przekonać do pomocy” ze Złośliwością.
Coś zaczęło się dziać w komorze z wampirzycą. Ale nie było to jej zmartwienie. Odrzucony tablet pękł przy upadku na sterylną podłogę. Cóż, tu nie mieli wykładziny dywanowej. Strasznie kiepsko zmywałaby się z niej krew. A tej było sporo. Zwłaszcza na konsoli, na którą chlapnęła z przebitego technika. Mężczyzna cośtam charczał gdy wilkołaczka w stroju laboranta wyciągała go z pomieszczenia.

Chwilowo Wrona ni sluchała. Pociągnęła mężczyznę wykorzystując fakt, że jego ciało przepełniały fale bólu. Pociagnęła go w stronę pomieszczenia z Zazdrością. Dopiero tam planowała ściągnąć mu maskę z twarzy.

Po drodze nie natrafiła na żadne przeszkody. Drzwi otworzyły się normalnie wpuszczając ja i rannego człowieka. Gdy dotarła do konsoli przy zamkniętej wilkołaczce zauważyła, że większość przycisków jest uszkodzona. Wcześniej była tak zaaferowana zmianą opcji, że nie zauważyła śladów zostawianych przez jej szpony. Charczenie człowieka jakby ustało.

- No nie rób mi tego. - mruknął naburmuszonym tonem Bartosz sprawdzając stan technika. Sprawdziła stan faceta zrywając mu maskę z twarzy.
Mężczyzna walczył z zamknięciem powiek. Z ust ściekała mu stróżka krwi.

- Hasło. Jakie jest hasło?
Rozglądał się chwilę, nie wiedząc co się dzieje. W końcu rzucił:
- 612BJPandora - powiedział w końcu, po czym się rozkaszlał.

- Otwórz to - Bartosz vel Żenia przysunął technika ku kamerce do skanowania siatkówki. - Jak ją wybudzić?

Błękitne światło przejechało po oku technika, po czym na ekranie pojawiła się zielona ikonka wskazująca ukończenie połowy procesu autoryzacji. On zaś odpowiedział na pytanie:
- Procedura… możesz ją wybudzić wewnątrz inkubatora.

- Chodź pomożesz mi… - Żenia miała ochotę wyciągnąć szpony z ciała mężczyzny ale miała wrażenie, że zrobi mu tym więcej krzywdy. Krwotok i te sprawy… Wklepała hasło dostępu. Zanim wcisnęła ‘Enter’ warknęła:
- Jesteś pewien, że to właściwe hasło?
Podciągnęła mężczyznę by zmniejszyć obciążenie jego ciała na pazurach.
Mężczyzna coś odchrząknął. Ciężko było zrozumieć co powiedział.
- Powtórz. Im dłużej zwlekasz, tym trudniej będzie Ci pomóc. A pomóc Ci mogę…
Tym razem pokiwał głową twierdząco i nic nie powiedział.
Żenia klepnęła Enter w tym samym czasie prowadząc technika do pojemnika ze Złośliwością
Na ekranie otworzyło się nowe menu z opcjami dotychczas niedostepnymi. Między innymi podświetlono “otwórz zbiornik”. Obok znajdowało się też “wybudź”.
Gdy podeszli do konsoli bezpośrednio pod słoikiem dostępne były dokładnie te same opcje.
Żenia kliknęła kolejno “Wybudź” i ‘Otwórz zbiornik’.

Z wolna odsunęła się od maszynerii i szybkim gestem wyciągnęła pazury z technika i walnęła go tak by stracił całkiem przytomność.

Czekała na Spiralę aż ta się obudzi, schowana nieco. Szukała czegoś, w czym mogłaby zobaczyć swoje odbicie.
 
corax jest offline  
Stary 04-07-2018, 22:12   #84
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Bionanopark, Łódź.

Czerwonoskóra wynurzyła się z głośnym pluskiem. Wkoło leżała cała masa potłuczonego zbrojonego szkła. Czuła głód. I czuła krew.

Zgrabnym susem wyskoczyła z dziwnego zbiornika i pochwyciła caiło nieprzytomnego mężczyzny. Chwilę trwało zanim wyszarpała szyję delikwenta z kombineconu ochronnego. Zatopiła w niej długie kły delektując się życiodajnym płynem.

***


Była zaspana gdy odebrała telefon. Głos jakiegoś sierżanta poinformował ją o krytycznym przełamaniu procedur bezpieczeństwa na poziomie 34. Sylwia szybko w głowie poszukała cóż tam mogło być. Aż w końcu zdała sobie sprawę, że to felerna trzydziestka czwórka. Znowu. To źle wpływało na morale. Miała inne plany. Miała ją spętać i dołączyć do składu. Za Golema i Bashrę. A tu się wszystko pieprzyło.
- Dobra, odciąć piętro. Wprowadzić ekipę. Ściągnąć rezerwy.
Rozłączyła się. Wstała i ruszyła do szafy po swoją kurtkę. A tak miała nadzieję wypocząć przed szkoleniami nowych rekrutów.

***


Próbowała się otrząsnąć. Początek nie był najprzyjemniejszy. Przy wyjmowaniu jakiejś rury z ust zwymiotowała. Zapach żygowin był okropny. Ale miło było coś poczuć po tym taplaniu się w roztworze srebra.

Czuła gniew. Ktoś ją trzymał w zamknięciu. A ona tego bardzo nie lubiła. Próbowała się rozejrzeć. Jej wzrok nadal był miał problem ze złapaniem ostrości. Widziała jakieś ciało w białym stroju wiszące na konsoli i tuż obok jakiegoś łysego faceta w kitlu i damskich spodniach.
- Co do kurwy nędzy?

***


Sierżant Straszewski osobiście dowodził jednym z trzech oddziałów uderzeniowych. Drzwi windy otworzyły się. Ruszył razem z pozostałą piątką. Odbezpieczył broń. Drzwi były już zablokowane. Standardowa procedura na czas alarmu. Zamknęli zagrożenie i wszelkie drogi ucieczki.
- Panowie, za tymi drzwiami mamy do rozwalenia turbo-wampira. Nie ma czasu na wahanie. Wchodzić i napierdalać.
Po tych słowach drzwi otworzyły się, a żołnierz po prawej od sierżanta wystrzelił granat hukowo-błyskowy.

***


Żenia poczuła jak ciężar technika rośnie. Pozór wynikający ze zwiotczenia mięśni. Prawdopodobnie stracił przytomność z powodu utraty krwi. Cóż, teraz nie był już potrzebny. Patrzyła na swoje odbicie w wypolerowanej poręczy. Była brzydkim łysym facetem. Dodatkowo owal poręczy przy konsolecie powodował, że jej czoło wydawało się dużo szersze niż reszta twarzy.

Złośliwość urosła. Z furią uderzała o podłogę swymi nietypowymi kajdanami. W końcu udało jej się uwolnić jedną dłoń. Momentalnie pojawiły się tam pazury. Dalej szło szybciej. Ostrza wielkości noży rozszarpywały pozostałe więzy, a Złośliwość przyjmowała swoja bojową formę. Wtedy Żenia przypomniała sobie jak szalona to dziewczyna. Futro Crinosa było w wielu miejscach wygolone po to tylko, żeby szereg tatuaży był widoczny.

I wtedy zainteresowała się łysym naukowcem. Nie chciała zostawiać świadków, co oczywiste. Jednak dochodzące huki i seria wystrzałów z broni automatycznej spowodowała, że na moment wszyscy zamarli w bezruchu. Coś było nie tak w pomieszczeniu obok. Żenia miała pewne podejrzenie, że może mieć to związek z tabletem, który wpadł jej w ręce kilka chwil wcześniej.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-07-2018, 21:04   #85
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
- Cześć Złośliwość - szepnął Bartosz z wielkim czołem - Pieśń też wpadł z wizytą do słoika?
Wielki wilkołak z wygolonymi fragmentami futra przekrzywił głowę. Żenia dałaby głowę, że w jej wielkich zielonych ślepiach widziała zdziwienie.
- idziesz ze mna czy zostajesz? Pieśń też tu jest? Wystarczy jeden warkot na tak, dwa warknięcia na nie - Żeńko-Bartosz rzucił dowcipem na rozluźnienia.
Bestia warknęła. Warknęła i rzuciła się na łysego mężczyznę w kitlu. Przygniotła go do ziemi. Jej ciepła ślina skapywała z pyska wprost na iluzję, gdy potwór wycharczał:
- Kto ty?
„ukrainka mała” błysnęło w głowie Żenii. Bez dalszych wyjaśnień wyciągnęła szyję by spróbować dojrzeć cholerny wypolerowany kawał. Był tam. Nieco w górze.
- przyjaciel. Smok by się złościł widząc nas w kłótni, Złośliwość. Mamy mało czasu. Ten wampir obok może na długo nie starczyć. Spadajmy stąd, mała.
Trzymetrowa bestia zdawała się nie dostrzegać ironii w określeniu jej per mała. W zasadzie nie specjalnie też wyglądała jakby zastanawiała się na temat smoka i tego co by chciał, a czegóż nie. Ścisnęła ciało przygniatane do podłogi. Żenia poczuła jak jej szpony delikatnie zagłębiają się i rozcinają jej skórę. Po chwili wilkołaczka szarpnęła łapą, a ciało dziewczyny noszącej iluzję poleciało bezwładnie.

Żenia była lekka. Bestia cisnęła nią niczym poduszką na łóżku. Przez moment Ukrainka czuła jak jej plecy suną po wypolerowanej podłodze, aż się oderwały. Leciała wprost na jedną z konsol. Napięła się i uderzyła w nią z niezwykłą gracją. Odbiła się barkiem i wystrzeliła w powietrze. Niemal otarła się o sufit, po czym upadła na jedną nogę i kolano. Czuła promieniujący ból w barku. Na kitlu pojawiły się plany krwi. Jednak gdyby była człowiekiem, to pewnie miałaby już skręcony kark. Tymczasem jej ciało pamiętało więcej niż jej umysł. Jak widać nie tylko dobrze skakała ale i dobrze upadała.

Bestia zaś zdawała się być tak pewna, że wyeliminowała naukowca, że ruszyła w stronę drzwi do pomieszczenia.

Wrona ruszyła za nią bardzo nie chcąc być dostrzeżona. Zastanawiała się co kombinuje Złośliwość. Przy tym wszystkim rozpatrywała samotną opcję ucieczki.
Wytatuowana bestia dotarła biegnąc na czterech łapach do jedynych drzwi. Uderzyła w nie kilkakrotnie zostawiając wgniecenia. Wtedy zobaczyła panel na ścianie i odwróciła się w stronę Żenii. Dziewczyna w odruchu przyparła do jednego z pustych słojów, co zdawało się wystarczyć. Złośliwość jej nie dostrzegła, ale zrobiła to samo, co zrobiłaby Żenia. Ruszyła po naukowca, żeby użyć jego „klucza”.

- Nie wyjdziesz stąd sama. Musimy przejść na drugą stronę. - Żenia rzuciła przemykając między jednym a drugim słoikiem. - Chodź. Mogę Ci pomóc. Fedir by się przydał.
Bestia rozejrzała się za źródłem głosu. Warknęła w pustkę:
- Ktoś ty?
Pociągnęła nosem szukając zapachu naukowca, aż w końcu ruszyła do drugiego z ciał leżącego przy konsolecie. Człowieka w kombinezonie z przebitym na wylot brzuchem. Pochyliła się patrząc na ciało. Żenii szpony były niewidzialne, ale rany nimi pozostawione były równie materialne co ślady zostawione wcześniej na klawiaturze.
- Nasze pierwsze spotkanie było niedawno. Fedir mnie przyprowadził. Podobno mnie lubisz. Idziemy? Umbra?
Kilka głośnych sapnięć wydobyło się z ciała wielkiej bestii.
- Nie przejdziemy. Próbowałam. - pełne gniewu warczenie ustąpiło miejsca nieludzko brzmiącym pomrukowi refleksji.
- Sama tu jesteś? - Żenia zirytowała nagła przeszkoda.
Potwór potoczył pyskiem po pustych słojach.
- Nie. Ale małosolne wyszły na jakąś imprezę, czy coś.

Żenia zauważyła, że Złośliwość się zmieniała. Teraz była wysoką dobrze zbudowaną kobietą. Choć łatwo było ją pomylić z mężczyzną przez łysą głowę. Jej ciało było tak wytatuowane, że w pierwszej chwili nawet nie wydawała się naga.
- Ilu oprócz ciebie? Ktoś w innych pomieszczeniach? Jak długo tu jesteś?
Żenia wyszła zza słoika:
- Moze skafander? - wskazała na ubranko technika.
- Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem? - w końcu spojrzała na biały skafander zalewany krwią.
- Co to za iluzja? Dlaczego wyglądasz jak jeden z nich? Nie możesz mnie wyprowadzić?
- nie słyszysz wystrzałów? Spróbujmy zobaczyć czy są jacyś inni obok póki są zajęci wampirem. Załóż skafander. Na wszelki wypadek.
Złośliwość zrobiła jak zaproponował damski głos w ciele łysego naukowca w okrwawionym kitlu. Musiała ponownie zmienić formę, żeby zmieścić się do skafandra. Po chwili stały naprzeciw siebie. Obie z plamami krwi na ubraniach.
- I? Chcesz do wampira?
Strzały ucichły. Cokolwiek miało miejsce za ścianą, teraz było skończone.
- udawajmy rannych, chodź zobaczymy co tam się dzieje. Jeśli wampir żyje może odwrócić uwagę. Jeśli nie, zrobią z nas mielone napchane fomorami. To tutaj robią.
- A co z tym? - Złośliwość doczłapała się do panelu kontrolnego przy drzwiach. Miejsce komunikatów zastępował napis „alarm”
- Zobaczmy czy to to podziała - Żenia podeszła do drzwi. - jak masz jakieś cwane zdolności to czas na nie. Żenia „padła w ramiona „ technika.”
Gdy znaleźli się przy panelu napis Alarm został zastąpiony napisem: uwaga, ze względu na alarm uprasza się o pozostanie na stanowiskach, przejście niedostępne”. Poza irytującym piknięciem gdy komunikat się zmieniał na wyświetlaczu nie było słychać żadnych dźwięków.
- Ok - Żenia oderwała się od Złośliwości i zamachnęła by wyciąć im wyjście na zewnątrz.
Dziewczyna poczuła ból gdy pazury zagłębiły się w drzwi. Nie widziała ich, bo okrywała je iluzja, ale czuła, że prawie je połamała trafiając w litą blachę.
- No nie poszło, co? - skomentowała złośliwie Tancerka Czarnej Spirali.

W rzeczywistości poszło lepiej niż spodziewała się Ukrainka. Jednym ciosem zrobiła w drzwiach wycięcie na blisko trzydzieści centymetrów. Jednak na ich potrzeby to nadal było zbyt mało.
- Ja wycięłam, ty powiększ cwaniaro. Udziel się w tej ucieczce - Żeńka zachichotała.
Złośliwość nie dała się podpuszczać zbyt długo. Napięła się, a szwy kombinezonu zaczęły puszczać. Po chwili wielkie czarne i owłosione ramię wystrzeliło obok ubranej w kitel dziewczyny. Czarny Crinos o zielonych oczach wbił pazury w nacięcie wykonane przez Żenię. Pochwycił obydwie strony otworu i zaczął szarpać. Ciągnęło się to blisko minutę, aż w końcu drzwi stały przed nimi rozdarte niczym kartka papieru.

Korytarz spływał krwią. Wkoło leżeli żołnierze, czy też elitarna ochrona. Nic dziwnego, że rekrutowali…
- Gwiazdka w sierpniu! - wyrwało się wilkołakowi gdy mijał kolejne karabiny i granaty.

Wtedy usłyszały głośne syknięcie. Znad jednego z ciał podnosiła się czerwonoskóra kobieta. Na jej ciele była masa krwi, jednak prawie nie wyróżniała się od naturalnego koloru wampirzycy.
- Ups - mruknął Bartosz.

Żenia skupiła się wyłącznie na czerwonoskórej suce. Jakoś szufladki w głowie dziewczyny nie chciały się otworzyć by umożliwić inna klasyfikację.
- Powinni dawać instrukcje „jak obezwładnić wampira” - mruknęła pod nosem i przesunęła się w stronę wyjscia - Zlośliwość, trzeba ja zwabić do windy. - Żenia stawiała krok za krokiem w tył biorąc na siebie rolę przynęty. Biały kitel - liczyła - będzie dostateczną zachętą dla czerwonoskórej.

Wampirzyca szła z przekrzywioną głową szła w stronę Bartosza. Ewidentnie ciekawiła ją postać naukowca.
- Podłogę… grrr… zamieść...rrr… nią? - powarkiwała Złośliwość pod nosem nie ruszając się z miejsca.
- Dlaczego tak dziwnie pachniecie? - powiedziała czerwonoskóra, co nie wpasowywało się do szufladki z poprzednią wampirzycą. Tamta praktycznie nie mówiła.

- O! - ucieszyła się Bartosz jednocześnie unosząc dłoń ku wielkiej bestii. Nie ma to jak byc miedzy mlotem a kowadlem: wampirem i niezrównoważoną Spiralą w crinosie - Pachniemy jak wolność. Chcemy się stąd wydostać. Idziesz z nami?

Dziewczyna o czerwonej skórze i żółtych oczach patrzyła na dziwnego, okrwawionego, łysego naukowca i ogromnego wilkołaka z ogolonym miejscami futrem ukazującym tatuaże.
- Prowadźcie jak tak.
Pochyliła się w delikatnym ukłonie.
- Eeee…. Nie rozrywać? Serio? - warknięcie w tonie zdziwienia brzmiało niezwykle dziwnie.
- Nie ją. Ona rozerwala tych tu. Sama.
- Jak Ci na imię? - zwróciła się do wampirzycy - Ona to Złośliwość a ja to - Żenia na chwile wykręciła się wewnętrznie z rozbawienia - Czarna.

- Czarna i Złośliwość. Hmm - zamyśliła się - ja nie wiem jak mam na imię, ale przynajmniej wiem, że was rodzice nie kochali. Idziemy? Czy co robimy? - powiedziała nie przejmując się swoją nagością.
- Brakuje nam siwej. Byłyby trzy kolory Kieślowskiego. Idziemy, Czerwona. Całość już postawiona na nogi. Wejściówka nie działa. Trzeba się będzie przebijać. Windy są podzielone.
Żenia tłumaczyła w międzyczasie ładując granaty i zabierając broń z dłoni martwych strażników.
- Czerwona, nie wiesz kogo tu jeszcze trzymają? - oprócz broni Bartosz szukał też kolejnych przepustek, wejściówek czy sekretnych kluczy.

Gdy już w lewej dłoni miała długi karabin, w prawej krótki, a kieszenie kitla rozciągały się pod ciężarem granatów hukowych i kilku pistoletów doszła do wniosku, że nie znajdzie kolejnych przepustek. Czy Gawlik coś mówiła o protokołach bezpieczeństwa? Co jeśli sobie nie poradzą z powstrzymaniem wilkołaków? Odcinają je i czekają na ekipę, która sobie poradzi. Dlatego żołnierze nie mogli wejść z kluczami i przepustkami na teren operacji. Dlatego przepustki naukowców zostały unieważnione. Cóż, cokolwiek miało przyjść, mieli jak się na to przygotować.

- Ok Czerwona i Złośliwość. Wy weźmiecie szyb, ja pojde sprawdzic wyższe piętra inna droga. Spotkamy się na piętrze 32. Ok? Na 32 robimy błyskawiczną rozpierdówę i lecimy dalej. Bierzcie trochę broni. Bo wyślą na nas coś wielkiego i upierdliwego. Potrzeba będzie dużo opcji na obronę. Ruszamy.

Złośliwość ruszyła biegiem na czterech łapach do windy. Po chwili zaczęła uderzać z ogromną siłą w drzwi. Czerwona zaś spojrzała na Żenię. Pomachała jej na pożegnanie i powoli ruszyła w stronę Złośliwości. Szła tak powoli, że Żenia aż zaczęła się zastanawiać jak mogła powalić tych wszystkich żołnierzy ruszając się tak powoli?
W każdym razie nie miała czasu na długie rozmyślania. Wbiła się w najbliższy szyb. Kierowała się do góry. Zajęło jej to nieco czasu, ale w końcu omijając kratę, której nie pamiętała dotarła na piętro 32.

Chyba w samą porę bo wkoło rozległ się hałas rozrywanej blachy.

Żenia rozejrzała się po 32 piętrze przybytku Pentexu.
To tu były pomieszczenia naukowców, może warto by poszukać nieco dalej?
Pomieszczenia na piętrze wydawały się opustoszałe. Cóż, widocznie jakiś cichy alarm został uruchomiony i przeprowadzono protokół ewakuacji. W końcu wysłano żołnierzy z ostrą amunicją. Wkoło były powygaszane komputery i inne sprzęty. Na tym piętrze nie było słojów z dziwnymi istotami. Może to i dobrze, no bo ile ich mogło uciekać? Piętro było kompletnie puste. Drzwi pozamykane. W szybach też były postawiane kraty. Widocznie część protokołu bezpieczeństwa, żeby nic nie wyszło.

Zbliżyła się do windy i dzięki swojemu refleksowi ominęła lecące w ścianę drzwi.

- Jesteście - mruknęła - tutaj są biura naukowców. Zróbcie rozróbę. Musimy umożliwić im badania. I zamienianie ludzi w fomory. A przynajmniej na jakis czas przystopowac.

Złośliwości nie trzeba było powtarzać. Rzuciła się wprost na najbliższe drzwi które okładała szponami.

- To bez sensu. Winda jest zablokowana do 20 piętra. Tam jest coś jakby pozioma brama. Pewnie do tego miejsca wszystko wyczyścili. Możesz zobaczyć co jest na 19? I jak się mieścisz w tych szybach? - Czerwonoskóra pokazała na kratkę wlotową pod sufitem. Miała może 15cm wysokości.

- Moge sprobowac. Ale to oznacza, że czekają na nas na 20 piętrze. A ty co będziesz robić?

Wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Jakbyś mi otworzyła to coś na dwudziestym piętrze, to będę tam za chwilkę. Wspinam się lepiej niż ta twoja kumpela.
W głowie Żenii pojawiła się wizja poprzedniej czerwonoskórej chodzącej praktycznie po ścianach.
- A tak, no to co? Mogę rozwalać komputery, choć wątpię czy w XXI wieku nadal mają dane na dyskach, a nie w chmurach.
- Na cholerę się zgadzałaś na zostanie opętaną? - Żenii coś tu ostro nie grało - bo chyba spod choinki cię nie wyciągnęli, co?
- Opętaną? - chwilę myślała jakby usłyszała to słowo pierwszy raz w życiu.
- Nie jestem opętana. Wiedziałabym gdyby było inaczej. Prawda?
- Nie jesteś bo anulowalam proces. Ale wiązali cię ze zmorą.
- Dlaczego mieliby wiązać mnie ze zmorą? Przecież jestem dość szybka i silna - powiedziała czerwona wampirzyca. Była też nieludzka. Zdawało się, że nie ma mimiki, a ruchy ogranicza do minimum. A może to fakt, że jej spora skądinąd klatka piersiowa nie poruszała się pod wpływem oddychania?

- Może żeby cię mieć na smyczy. Lubią mieć smycze i postronki. Długo z nimi pracowałaś? - Zenia przysłuchiwała się demolce by Złośliwość z zadowoleniem.

- Eee z nimi? Nie. Od niedawna. Miesiąc? Chyba nawet nie. Cztery tygodnie.
Rozmowę przerwał wypadający przez drzwi monitor. Po chwili kolejny.
Po czwartym lecącym na korytarz wyskoczyła Złośliwość, żeby dopaść kolejne drzwi. Nabierała wprawy, bo przy rozerwaniu ich prawie nie wytraciła rozpędu.

***


To nie był dobry czas na przesłuchiwanie wampirzycy. Trzeba było działać. Żenia ruszyła w górę. W końcu dotarła na piętro 20. Było puste, tak jak piętro 32. Cóż, fakt, że była noc działał na korzyść Pentexu. Na tym piętrze była jakaś mini linia produkcyjna. Maszyna do tabletkowania i jakaś aparatura pomiarowa.

Żenia poświęciła chwilę na to, żeby się rozejrzeć. Przy aparaturze znalazła kilka butli z gazem. Oznaczenia wskazywały azot i tlen. Bez zastanowienie zerwała zawory uwalniając ciśnienie z butli. Żenia odbiegła z domniemanego promienia wybuchu, po drodze rozbijając dwa czy trzy komputery. Liczyła, że spięcie zrobi swoje.

Nie zrobiło. Twarz Bartosza zagryzła zęby i wróciła do pomieszczenia z gazem. Wyrwała jeden z paneli do sterowania drzwiami i spięła na krótko kabelki. Co jakiś czas przeskakiwał między nimi maleńka iskra. Musiało wystarczyć. Zakamuflowana wilkołaczka odbiegła kawałek. Potem był huk i wstrząs. Widziała jak na korytarz wypada fala ognia, jednak jeszcze zanim się rozprzestrzeniła w korytarzu opadła wielka stalowa gródź przeciwpożarowa. Dalsza zadyma była bezcelowa, więc Żenia w końcu weszła do kolejnego szybu. A tam natknęła się na stalowe grodzie bliźniaczo podobne do tych przeciwpożarowych, tylko mniejsze, odcinające wyższe poziomy. W kilku miejscach. Mijał czas, aż w końcu wyszła z szybu. Stalowe grodzie były w siedmiu miejscach. Nie znalazła innych przejść.

Żenia zaczęła wycinać pazurami przejścia. Zastanawiała się przed pierwszym drapnięciem ilu ludzi uciekało im systemami wentylacji.

Bolało. Cholernie bolało. Jej szpony nie były ze stali. Drapanie trwało. Ale nie przerywała. Miała wrażenie, że minęło kilka godzin od momentu gdy weszła do siedziby Pentexu.


***


W końcu grodź puściła. Żenia rozgięła blachę w obie strony i przecisnęła się wyżej. Była na upragnionym 19. Teraz musiała się tylko rozejrzeć i otworzyć przejście dla nowych przyjaciółek. Albo myśleć tylko o sobie i mieć nadzieje, że opętany wampir i Tancerka Czarnej Spirali zajmą grupę poszukiwawczą na tyle, żeby ona mogła uciec.
Nim wychylila się z szybu by zaobserwowac ewentualnych obecnych, użyła daru ducha kameleona. Na wszelki wypadek.

Na piętrze panowało poruszenie. Mundury ochrony. Tak dobrze poznane po jednym dniu pracy. Ludzie z drużyny Gawlik. Skoro ściągnęli ich na 19 piętro to sprawa była poważna. I naprawdę brakowało im ludzi. Żenię nieco uspokoił fakt, że jeszcze nikt z tych naprawde wrednych nie dotarł na miejsce. Mieli przed sobą uzbrojonych ludzi, ale nie byli to komandosi. Gawlik była wcześniej ochroniarzem w Tesco. Zdecydowanie większa ich grupa zbierała się przy otwartym szybie windy, przy którym coś z wielką siłą waliło w stalową blokadę. Dziewczyny też dotarły na miejsce.

Żenia poczekała aż grupa uderzeniowa skupi się całkowicie na windzie, której drzwi z chwili na chwilę odkształcały się malowniczo. Liczyła na dar kameleona. Z wolna wysunęła się z szybu i krok za krokiem zbliżyła się do ustawionych na tyłach ludzi by zgodnie ze szkołą Gucia rozwalić ich nim oni rozwalą ją. Ewidentnie czekała na pojawienie się dwójki z cyrku dla dziwolągów by rzucić na korytarz ciemność, w której tylko ona umiała widzieć.
Kameleon świetnie sobie radził. Pomagał jej. Cały tydzień nie miała problemu z ukrywaniem się na tyłach autobusy, czy na przystanku. Tymczasem teraz weszła między tłum ochroniarzy w białym okrwawionym kitlu obwieszona bronią niczym Stalone w Rambo II.

- Ty, łysy! - odezwał się jakiś głos z jednego z odchodzących w bok korytarzy.
- Nie ruszaj się, słyszysz?

I wtedy pękły drzwi szybu. Pierwsza wypadła czerwona smuga.. Poruszała się nadludzko szybko.

Żenia stała przed wyborem, czy skryć je w ciemności, czy ratować siebie, przed nagłym patrolem.
Przez ułamek sekundy dziewczyna zastawiała się, czy to może Krzychu tak czule przemawia do naukowca. Zgodnie z poleceniem zamarła w pozornym bezruchu.
No bo co? Polecenie to polecenie.

Usłyszała szczęk broni i odbezpieczanie zamka.
- Odwróć się powoli i trzymając za pasek odłóż broń - facet mówił zdecydowanie.
Łysy zatrząsł się widocznie, pisnął cienko i zaczął po raz kolejny posłusznie wykonywać polecenie. Przy okazji jednak Żenia nie omieszkała jednak tym razem po umiejętność przekonywania. Założyła się sama z sobą, że przekonać kolesia do swojej niewinności w tej sytuacji to byłby spory wyczyn.
- Ja się na to nie pisałem!!!- cienki i piskliwy głos wpadającego w histerię Bartosza oceniała Żenia na chłodno - To nie tak miało być! - dorzuciła smarknięcie by móc zebrać się do skoku. - Zabierz mnie stąd!

- Na kolana - odezwał się drugi głos, tym razem damski. Rozpoznała go. Milena? Widziała ich całkiem wyraźnie. Za to z okolicy szybu słyszała strzały i odgłosy walki. A po chwili ryk. Złośliwość dołączała do Czerwonej.
Poczuła szarpnięcia za kitel.
- Już, tędy - mężczyzna wyraźnie zignorował Milenę. Dał się przekonać w niewinność choinki z bronią piszczącej damskim głosem?

- Masz! Masz! - choinka zaczęła wyciągać szybciej broń do mężczyzny. Panika w głosie słyszalna coraz bardziej, by w końcu gdy zyskała większą widoczność tego co działo się za jej plecami, móc zaatakować. Szybko, brutalnie, Gutkowo.

Teraz w zasadzie była przodem do patrolu. Trzech mężczyzn i Milena. Uzbrojeni w broń krótką, automatyczną. Na prawo od niej około dwudziestu osób. Kilka w ciężkich pancerzach z tarczami. Większość uzbrojona w broń długą. Kilka ciał latających pod sufit i warcząca Złośliwość, gdzieś tam daleko. Jakby oddalająca się od Żenii.

Tymczasem ochroniarz przejął jej karabin i sięgał po SMG.
Żeńka wykorzystała fakt, że jego ręce były zajęte. Machnęła wolną dłonią z pazurami tak jak mówił Gutek. Oczy. Stanowiły jakiś powtarzalny motyw. Chciała pchnąć strażnika potem na Milenę i naprzeć na ich dwójkę by wykorzystać broń krótką.

Krzyk rozległ się niespodziewanie. Pod brwiami mężczyzny pojawiła się szeroka rana. Szponami nie było łatwo celować gdy się ich nie widziało, ale skutecznie rozcięła obie jego gałki oczne. Pchnięcie też nie było problemem. Facet poleciał na swoich towarzyszy, a Żenia spokojnie poprawiła w dłoniach swój SMG. Poczuła opór szponów gdy chwyciła broń. Przeciwnicy zdawali się zaskoczeni obrotem spraw. Jedynie Milena zdążyła podnieść swoją broń i oddać strzał. Trafiła. Lewe ramię Bartosza pokryło się krwią. A Żenia poczuła ból.

Bartosz wykrzyknął, a jego krzyk przemienił się w warkot gdy wadera Wrony rwała się na wierzch.
Ciemność jednak musiała być sojusznikiem Bondar.

Wyglądało to trochę tak, jakby Bartoszowi nagle wyrosły gęste czarne włosy. Włosy, zachowujące się wbrew grawitacji. Rozpływały się wprost z jego ciała oplatając zebranych. Minęły sekundy, a Żenia już widziała blisko cztery metry korytarza spowite w ciemności. Kolejne pięć metrów za nią również otaczała ciemność. Właśnie za siebie spojrzała i widziała Czerwoną.Ssiedziała na klatce jakiegoś strażnika w hełmie i wpatrywała się w ciemność. Żenia miała wrażenie, że wampirzyca ją widziała… choć to raczej nie było możliwe.

Wtedy rozległy się kolejne strzały. Jej oprawcy strzelali w ciemność. Strzelali praktycznie na ślepo.
Poczuła kulę trafiającą ją w udo i drugą, która otarła się o głowę. Ukłucie dało jej do zrozumienia, że przestrzelili jej ucho… miała coś do niego pecha.

Oni strzelali na wysokości człowieka zatem Żenia skuliła się by móc zmienić. Bartosz stracił swą przydatność. Teraz potrzebna była Córka Ognistej Wrony.
Chciała ryczeć gdy wilkołacza natura przejmowała kontrolę nad ciałem dziewczyny.

Żenia ruszyła do ataku nim jej ciało rozrosło się w pełni. Potężna czarna bestia nie bawiła się. Cała złość, frustracja, brak wspomnień i przelewająca się wręcz chęć zrównania tego miejsca z powierzchni ziemi nagle znalazła ujście. Kłapnęła paszczą by odgryźć najbliższą rękę, machnęła łapą by odciąć pazurami następne ramię. Doskoczyć, ciąć by zabić, zniszczyć… Powstrzymywała warkot chociaż chciała wyć i warczeć.

Poczuła w pysku smak krwi. Ciepły i dziwnie przyjemny. Poczuła ból pod pazurami, które teraz były widoczne. Ból wywołała ściana, na której zatrzymały się, tuż po nabiciu na nie Mileny. Poczuła trafienie na odlew kolbą karabinu w szczękę. I chciało jej się śmiać. Facet po drugiej stronie nadal myślał, że uderza wysokiego chudego faceta. To był jego ostatni błąd. Przegryzła mu szyję z taką siłą, że głowa wystrzeliła w sufit niczym korek od szampana na noworocznej imprezie.

Ostatecznie jednak Żenia wydała ryk zastraszania. Z głębi trzewi, tak by wywołać wśród ogarniętych ciemnością ludzi odruch całkowitej paniki. Złapała najbliższego stojącego obok i wyskoczyła z ciemności by wydostać i siebie i pozostałe dwie kobiety. Potrzebowała przepustki ochroniarza…

Przypominała demona, gdy wyskoczyła między wrogów. Rany na niej goiły się w oczach. A ochroniarze byli zbyt przerażeni żeby coś zrobić. W zasadzie uciekali i wpadali wprost na Czerwoną, która skądś zdobyła nóż i w efektowny sposób podrzynała gardła uciekajacym.

Żenia wiedziała, że liczy się czas. Byli ochroniarze z Tesco. Byli ochroniarze za sto tysięcy rocznie. Za chwilę będzie ekipa a la Golem. Tego nawet z dwójką dziewczyn nie ogarnie solo.
Złapała Czerwoną i pociągnęła za sobą rzucając pozostałe granaty błyskowe za siebie. Gnała do wyjścia, rykiem nawołując Złośliwość.

Tancerka Czarnej Spirali wyła potępieńczo. Czuła się jak w domu w ciasnych korytarzach głęboko pod ziemią. Biegła, a za nią smuga zielonego światła z jej oczu unosiła się niczym wstążeczka rozświetlająca częściowo ogoloną głowę i ukazująca swoistego irokeza na łbie wilkołaczki.

W końcu dotarli do windy, która akurat zjeżdżała na dół. Czerwona z wielką gracją podrzucała nożem.
- Myślicie, że jedzie więcej krwi? - rzuciła nonszalancko.
- Dużo - Wrona wycharczała przykucając na ugietych nogach. Gotowała się do zionięcia ogniem Pasikonika. Czuła pulsujące uderzenie adrenaliny.

***


Winda zjechała. Po drugiej stronie coś działało, jakby wirnik, czy stara pralka. W końcu drzwi windy się otworzyły, a Żenia zionęła dziwnym zielonym oparem.

Wtedy rozległy się też strzały. Facet ubrany w ciężki kombinezon z ciężkim karabinem maszynowym. Za nim inni żołnierze. I jakaś kobieta. Bez broni… Żenia nie rozpoznała sylwetki spowitej zielonym oparem. Nie czekając dmuchnęła ponownie. W ciasnej windzie rozległy się krzyki. Wilkołaczka uśmiechała się nie zważając na serię z karabinu jaką przyjęła na klatę.

Kule rozrywały jej ciało, jedna po drugiej. Odrywały kawałki mięsa z klatki żebrowej. Zadawały ból choć nie były srebrne.

Czerwona poderżnęła dwa gardła zanim “płomień zielonego smoka” opadł. Złośliwość urwała rękę operatorowi ciężkiego karabinu przerywając potężną serię. I wtedy zza spowitych zielonymi kłębami dymu żołnierzy wyszła kobieta.

Sylwia Mróz.

Zenia była pewna, że na nią potrzebować będzie wszystkie swoje siły. Przez chwilę leżała nieruchomo, lecząc swoje rany.
Tymczasem kierowniczka Pentexu spojrzała na wytatułowaną wilkołaczkę. Zmierzyła ją wzrokiem.
- Ty…

I wtedy ze Złośliwością zaczęło dziać się coś dziwnego. Jej ciało nie zmieniło się w żaden sposób. Nie pojawiła się żadna rana. A jednak trzy i pół metrowa bestia upadła do tyłu wierzgając nogami i łapami. Jakby się topiła i próbowała złapać powietrze.

Czerwona spojrzała na ten popis. Oceniła na nowo przeciwniczkę. I ruszyła do ataku. Jej nóż rozmazywał się w czasie kolejnych ciosów.

Nadpalona sukienka była rozcinana w kolejnych atakach. A pod sukienką skóra. Raz, drugi, trzeci. A jednak na Sylwii zdawało się to nie robić wielkiego wrażenia. Rany nie krwawiły. Wyglądały raczej jak zadrapania paznokciami niż trafienia nożem.

Żenia odnotowała, że jej klatka nie ziała już wielkim otworem. Kości się zrosły, choć ból nadal był okropny. Gdzieś zza czerwonej mgły widziała Wampirzycę szykującą się do kolejnego ataku.

Kobieta w czerwieni spojrzała tym razem na wampirzycę. Wyciągnęła przed siebie dłoń, niczym lord Vader w gwiezdnych wojnach. Czerwona zmrużyła oczy przerzucając nóż z jednej dłoni do drugiej. Nie złapała. Broń upadła z brzękiem o podłogę, a zaraz za nią osunęło się czerwone ciało wampirzycy. Sylwia Mróz w swojej podartej i wypalonej sukience patrzyła na Żenię i przekrzywiła kark szykując się na atak.

A Żenia nie zawiodła.
Zaatakowała...
...niczym pełna podziwu, klasnęła w dłonie.

Połączenie ze światem duchów było nikłe w Pentexie. Żenia szarpnęła tą wątłą nić by użyć podarunku Burzowej Wrony. Chciała ogłuszyć przeciwniczkę i pozbyć się byle szybciej. Wiedziała, że im dłużej się bawią, tym większa będzie przewagę Mróz. A urwanej głowy nie leczy się łatwo… tak samo jak utraconego oka. Z jakiegoś powodu Żeńce przed oczami mignął Zaar.

Powietrze wypełnił huk niczym uderzenie pioruna niosące ze sobą gniew burzy i spowodował wzbicie się kurzu z posadzki. A jednak Sylwia stała czekając. Nie zrobiło to na niej wrażenia. Cóż, być może kilkuset kilogramowy Crinos szarżujący do ciasnej windy odniesie lepszy skutek. Na to liczyła czarna wilkołaczka.

Starły się. Choć w zasadzie Żenia odniosła wrażenie, że starła ją… kobieta była niemal jak piórko gdy wtoczyły się do windy. Urwanie jej głowy mogło być takie proste…. A jednak coś zawiodło. Może zły uchwyt. Może osłabienie ranami. Ciężko powiedzieć. Trzymała kobietę w klinczu. Teoretycznie miała w ręku jej życie, a w praktyce ta mała, blada szyja stawiała większy opór niż betonowy słup.

Wilczyca poczuła frustrację i chyba to przez to puslująca w jej żyłach adrenalina przyspieszyła jej ruchy. Nim spalona sukienka zdążyła wykonać swój brudny chwyt, na brudno zareagowała Ukrainka.
Nauka Gustawa nie poszła w las. Docisnęła kobietę do ściany windy i nim zdążyła pomyśleć wgryzła się w betonową szyję. Zacisnęła szczęki niczym imadła i szarpnęła.

Poczuła jak zagłębia się w miękkie mięso szyi kobiety. Żadnej zbroi. Żadnego pancerza. Żadnej łuski, czy trupiego mięsa wampira. Zwykła szyja… Z jednym wyjątkiem… Normalny człowiek nie miał szans przeżyć czegoś takiego. A ta wredna suka wsunęła palce w bujną grzywę czarnego Crinosa i szepnęła:
- Żenia.. Wróciłaś.

W głowie Żenii wybuchła nowa fala czerwonej wściekłości. W normalnej sytuacji dziewczyna zastanowiłaby się co takiego wywołuje taką reakcję. Zapewne doszłaby do wniosku, że cokolwiek to nie było, miało związek ze wspomnieniami.

A może po prostu nie lubiła czerwonej kiecki? Tak zwyczajnie i po ludzku?

Teraz jednak nie miała takiej opcji, bo kontrolę przejęła wadera. Ludzka część słabła. Wiedziała. Ale jak wiele razy mówiła, nie podda się bez walki.

Nigdy.

Zamiast błysku rozpoznania, w oczach bestii błysnęła złość, nienawiść i żądza mordu.
To nie była Żenia.

To była Córka Ognistej Wrony.
Dziecko Szmaragdowego Smoka.
Uczennica Szpona Cieni.

Będąca na skraju szału bestia naparła chcąc zmieść kobietę. Gdy Mróz wtulała dłonie w czarne pasma, Żenia wbiła w nią pazury i pociągnęła zaciskając dłoń. Jednocześnie poprawiła zacisk szczęk na szyi i miotnęła głową. Krew dudniła jej w uszach i wściekły warkot wypełniał gardło na równi z krwią Sylwii.

Z pyska bestii dobiegło charczenie. Sylwia zaczęła się rzucać. Jednak szpony przebiły ją na wylot na wysokości brzucha i przysiskały do ściany. Żenia kątem oka widziała strużkę krwi wypływającą z ust kobiety.

I wtedy znów przyszło dziwne uczucie. Ból rozdzierający jej ciało. Wbijał się drobnymi igiełkami wprost do czaszki. Czuła przez moment jakby płomienie trawiły jej wspomnienia. W jakiś sposób Czerwona Sukienka będąc w tej niemożliwej do przetrwania sytuacji zabierała jej duszę? Chciała oddzielić świadomość Żenii od ciała? Czy to właśnie spotkało wampirzycę i Złośliwość? Czarna bestia poczuła jak jej ciało słabnie.

Nie…

Tyle tylko zostało ze świadomości Bondar, gdy poddała się swej waderze. Oddała swojej wilczycy lejce w próbie uratowania ich obu.
Wadera z radością przejęła kontrolę, o którą walczyła każdego dnia.
Walczyła o życie, lubując się bólem ofiary, zapachem krwi i strachu wypełniającym małe pomieszczenie windy.
Wbiła kolejny raz pazury w ciało Sylwii i pociągnęła obiema łapami w przeciwnych kierunkach chcąc dosłownie rozedrzeć przeciwniczkę na strzępy. Oderwać głowę jak przywódczyni ataku na mieszkanie Czarnego.
Walczyła o to by udowodnić swą siłę jako najsilniejszej samicy w okolicy.
Walczyła pompowana strachem, złością, poczuciem zaszczucia. A źródło tego wszystkiego było nabite na potężne pazury Wrony.

I gdy krzyk bólu Sylwii zabrzmiał w uszach bestii, znów poczuła ból. Wadera jednak nie myślała. Kierowała się instynktem. Zabić.
Mimo utraty sił ta jedna myśl przebijała się nad wszystko inne.
Zabić i przeżyć.
Kolejne sekundy mignęły niczym krwawy ciąg.
Ciało przeciwniczki w końcu nie wytrzymało wściekłego ataku pazurów, brutalnej siły i zaciętości Bondar.
Oderwana ręka poleciała w głąb korytarza, w którym zginęła Złośliwość.
Kręgosłup nie wytrzymał szarpnięcia i pękł z głuchym trzaskiem. Szpony wadery cięły jednak dalej, kły odgryzały kawałki ciała.

Wiedziała, że zwyciężyła a prymitywne instynkty nakazywały jej doszczętne unicestwienie wroga.

Gdy skończyła, ociekająca krwią wadera obejrzała się w poszukiwaniu innych przeciwników. Gdy objęty szałem umysł nie znalazł nikogo, dysząca żądzą mordu wilczyca poszatkowała ciała leżących wojskowych. Winda i korytarz spłynęły posoką. Powietrze duszne było od zapachu juchy, a podłoga lepka od wnętrzności ochroniarzy.

Ciężko dysząc i warcząc wadera padła na ziemię zmęczona i oszołomiona.
 
corax jest offline  
Stary 26-07-2018, 21:59   #86
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Niczym w tanich horrorach Żenia ocknęła się w korytarzu ociekającym krwią, gdy Córka Ognistej Wrony w końcu zadowoliła się. Młoda kobieta przez chwilę siedziała trzęsąc się i na gorąco rozważając swoje opcje. Była pewna, że całość jest pod baczną obserwacją kamer. Ciało Sylwii nie nadawało się do niczego, a najmniej do udawania jej przez Żenię.

- Trzeba poszukać innej windy - dobiegł ją głos z tyłu. Gdy się odwróciła to ledwie ją dojrzała. Krwistoczerwona skóra znikała pod plamami krwi Sylwii Mróz. Wampirzyca żyła… hmm, wyjątkowo nieodpowiednia gra słów. Była martwa od jakiegoś czasu. Nie oddychała. Serce nie biło. Śmierdziała trupem. A jednak przetrwała walkę z kierowniczka Pentexu. Udając martwą.

- Czy ty coś wiesz na temat tego, dlaczego krew mnie nie leczy? - opierała się o drzwi windy zablokowane kawałkami kości. Zgięła się wpół, pod ciężarem ran… których nie było widać.

- Wróćmy się. Jest jeszcze jedna winda po drugiej stronie. - Żenia zebrała się po ścianie. Czuła dziwne osłabienie - Nie wiem. - ucieła. Jakoś nie miała ochoty na rozmowę na temat Mróz. - Może potrzebujesz czasu. - mruknęła idąc z powrotem ku plamie ciemności. Na chwilę wstrzymała kroku:
- Nadążysz? Nie mamy za dużo czasu.
Wciąż obawiała się wjazdu ekipy. Teraz dużo bardziej. Nie zostało jej wiele pary.
Czerwona ewidentnie potrzebowała trzech kończyn do poruszania się. Nogi powłóczyła dłoń opierała się o ścianę w niewielkich odstępach. Zostawiając krwawe ślady na ścianie i podłodze.
- Wiesz… no chyba nie pobiegam za bardzo. - zagryzła zęby.
Żenia przez chwilę rozważała czy zostawić ją czy zabierać ze sobą. Wilkołaczka też nie była w pełni sił. Doszła do wniosku, że w razie czego Czerwona może służyć za odwrócenie uwagi. Dziewczyna wróciła i poddźwignęła czerwonoskórą.
- Chodźmy. - nie czekała i podniosła wampirzycę pomagając jej powłóczyć. Kierowała się do południowej windy. Chciała już stąd wyjść. Podziemia nie były jej ulubionym miejscem.

***


Po chwili dotarły na miejsce masakry. Czerwonoskóra wyślizgnęła się Żenii i upadła wprost w grupę martwych żołnierzy. Po chwili Wilkołaczka usłyszała chłeptanie krwi. Trwało to moment. Wampirzyca pociągnęła nogę Żenii i odwróciła się na plecy.
- Noż kurwa… no nie pomaga ta krew - po czym zaczęła się śmiać.
- No to co ja mam ci poradzić? - Żenia warknęła rozdrażniona - Musimy stąd wyjść. Może odpocząć. Nie mam odpowiedzi. Nikt z twoich nie zna się na leczeniu? - dodała olśniona.
Spojrzała na kilkadziesiąt trupów leżących na podłodze w różnej konfiguracji korpusów i kończyn.
- Jakich “moich” masz na myśli? Tych tutaj? Dobra. Nie ważne. Pomóż mi i idziemy dalej.

***


Cisza panująca dookoła była wręcz nieznośna. Fakt, że Wampirzyca nie oddychała i praktycznie się nie ruszała stawał się denerwujący. I wtedy usłyszały windę. Jakby deja vu. Winda zatrzymała się, a dziewczyny były dużo dalej niż poprzednio. Choć w zasadzie Żenia mogła spróbować w gniewie spalić zawartość i tej windy.

I wtedy zaczęły gasnąć kolejne jarzeniówki pod sufitem.

- Kuźwa…- wymsknęło się Żeńce. - Noktowizory?
Niedoczekanie.

Wampirzyca pociągnęła nosem dwa razy.
- Czuję, że tym razem idą prawdziwe skurwysyny.

- To bardzo pocieszające. - Żeńka się skrzywiła sięgając po własny odcień cieni. Taki w którym i noktowizory nie będą pomocne. Przynajmniej miała taką nadzieję. - Nic Ci pary nie zostało? Oprócz machania nożem coś potrafisz? - szepnęła gdy ciemność zaczęła konkurować z wygaszonym oświetleniem. Żeńka niemal podskórnie oczekiwała, że przypodłogowe oświetlenie wyjścia bezpieczeństwa zapalą się. Tak się nie stało. Opatulona mrokiem Ukrainka pociągnęła wampirzycę pod ścianę i pozwoliła jej się osunąć. Sama ukucnęła nieco obok. Czekała na otwarcie się windy.

Drzwi rozchylali ręcznie. Czyli nie wyłączyli światła, a odcięli całe zasilanie. Ważna informacja znalazła swoje miejsce w umyśle Żenii. Mieli bardzo nikłe oświetlenie. Naliczyła w nim sześć postaci. Słyszała też wyraźnie warkot silnika jakiegoś drona. W pierwszej chwili wydawać się mogło, że dron nie będzie mieć zastosowania w wąskim korytarzu… ale korytarze na tym piętrze były spore.

https://i.imgur.com/nB79WY7.jpg

Komandosi byli zamaskowani i każdy z nich zdawał się mieć ponad dwa metry. Dwaj z nich mieli wygaszone czerwone wizjery.

Czujnik ruchu na dronie?
Czujnik ciepła?

Żeńka przez chwilę obserwowała zachowanie komandosów, którzy wedle jej oczekiwań powinni być ślepi w chmurze ciemności. Czekała zmieniając formę.
Zakładała, że ci mieli już srebrne kule.
Ona by takie wzięła.

Dwa wygaszone cienie ruszyły w stronę Żenii i Czerwonej. Jakby coś zauważyli. Mieli przed sobą kilkanaście metrów. Żenia całkowicie straciła ich z oczu, gdy minęli oświetlone na czerwono hełmy pozostałych czterech. Jeden z nich zdawał się przyklęknąć. Panel na przedramieniu rozświetlił się, a on zaczął wykonywać jakieś gesty palcami. Dron poruszył się i jakby odleciał.

Sześciu przeciwko dwóm.
Wilkołaczka zastanawiała się, czy to ostatnia fala czy jeszcze jest coś w zapasie. Możliwe, że to już resztki skoro poprzednie grupy składały się głównie z ochroniarzy z Tesco.
Jednak musiało być to związane albo z placówką wojska - na to wskazywały te całe machania i wyliczanka na palcach - albo to może ludzie Mostowiaka. Ciekawe, czy jednym z tutaj był sam kapitan?

Żenia czekała przyczajona w cieniach.
Wilkołaczka poczuła dłoń Czerwonej na swojej nodze. Wampirzyca ewidentnie chciała coś przekazać. Tymczasem Żenia zobaczyła lufę broni wsuwaną w ciemność. Jej ciemność. Tę, która miała być jej bronią.
Skupiła się raz jeszcze by wysłać ciemność dalej w stronę windy, szykując się do ataku na bliższego z napastników.
Ciemność ogarnęła obu komandosów. Teraz Żenia widziała ich dokładnie. Byli kompletnie czarnii. Ich ciała były szczelnie okryte nie odsłaniając ani kawałka skóry. Ich wizjery były ewidentnie wygaszone. Byli też dokładnie identyczni. Obaj. Ten sam wzrost. Ta sama broń. Tak samo ułożone granaty przy pasku. Ten sam chód.
Wampirzyca ścisnęła mocniej nogę Wilkołaczki.*
Pierwsza myśl Wrony była co najmniej niecenzuralna.
Druga było “Klony?”, “Bliźniaki?”, “Roboty?”
Kolejno chciała sapnąć z irytacji.
“Muszą nauczyć się sygnałów jak to ma dłużej potrwać”.
Wstrzymała ruch choć spięte mięśnie zaprotestowały. Czekała bez ruchu dalej.

Komandosi najwyraźniej nic nie widzieli. Przyparli do przeciwległych ścian i powolnymi krokami kierowali się w stronę dziewczyn. Wampirzyca nie wytrzymała i odtoczyła się od ściany. Niestety prawdopodobnie potyczka z Sylwią pozbawiła ją sporo z jej zgrabności. W pierwszej chwili Żenia myślała, że żołnierze ją rozstrzelają. Wtedy zobaczyła to co usiłowała jej przekazać wampirzyca. Bezgłośnie ruszała ustami:
“Kurwa iluzje!”
O dziwo wampirzyca nie wydała przy tym zbyt wiele dźwięku.

Żenia porównała “iluzje” z komandosami stojącymi pod windą, wciągnęła z wolna powietrze i zapach dwójki w ciemnościach. Nie mieli żadnego. Teraz w tej ciszy dotarło do niej że nie wydawali też dźwięków. Ich mundury nie skrzypiały. Broń nie gruchotała. Stopy nie wydawały dźwięku w kontakcie z podłogą. Miała ochotę rzucić w jednego kamykiem aż świerzbiły ją palce.

Spojrzała na wampirzycę chcąc upewnić się, że ta nie próbuje po raz kolejny jej czegoś przekazać.
Jednak jej usta cały czas bezgłośnie układały się w słowa “kurwa iluzje”
Skoro iluzje to ktoś je musiał tworzyć.

Pytanie czy ten ktoś był tu?

Jeśli nie, to gdzie był?

Ciszę przerwał nadlatujący dron. Musiał oblecieć całe piętro i zbliżał się teraz z przeciwnej strony.

Żenia odczekała aż dron wleci w ciemność.
Chciała wyjść w przeciwnym kierunku i zajść komandosów przy windzie z drugiej strony. Albo po prostu ruszyć w drogę powrotną i wyjść szybem windy, w której rozmazała Sylwię na czerwoną plamę.

Podsunęła się w kierunku wampirzycy i puknęła ją lekko w ramię. Chwyciła za ramię kobiety i poddźwignęła. Czerwona była lekka co Żenia przywitała z ulgą.

Dron wyleciał zza rogu i jeszcze zanim doleciał do ściany ciemności zatrzymał się. Wydawał jakiś dźwięk. Dość nieprzyjemny. W tym samym czasie czterej żołnierze przed windą poruszyli się wyraźnie. Dron prawdopodobnie był wyposażony w jakiś sonar. Potwierdzały to zielone promienie lasera penetrujące ciemność.

Trójka celujących w ciemność komandosów i jeden- ten najinteligentniejszy - grzebiący w padzie z tyłu.
Czerwona na plecach. Dron tuż przed nosem jak dyndająca psu przed pyskiem kiełbasa.
Żenia odłożyła wampirzycę na powrót na podłogę. Spięła się do skoku. Chciała złapać badziewie i wrzucić w ciemność.

Tymczasem komandosi puścili się biegiem w jej stronę. Coś mówiło jej, że biegną ciut szybciej niż ludzie. Ale byli też ciut więksi. I pracowali dla firmy która zasłynęła programem ulepszania żołnierzy, więc nie powinno to nikogo dziwić.

Złapała drona w szpony uszkadzajac jeden z jego czterech silników i cisnęła za siebie, gdzieś między iluzje, a przed komandosów. Dało jej to moment, żeby zobaczyć trójkę w ciemności. Ten biegnący w środku wyglądał jak iluzje. Ale w przeciwieństwie do nich nie był pozbawiony kolorów. Tymczasem iluzje też ruszyły do ataku.

Żeńka capnęła wampirzycę i przykucnęła by się odbić. Chciała wbić się pazurami i podciągnąć by zawisnąć ponad szarżującymi komandosami. Spaść tuż za tym w środku, zagarnąć broń. Zabić pozostałą dwójkę. Taki był plan.
Tymczasem skoczyła…*

Iluzja próbowała zaatakować, jednak w ciemności rzuciła się i nie trafiła w podskakujacą wilkołaczkę. Druga sięgnęła po iluzoryczny nóż. Wielki Crinos wbił się pazurami w podwieszany sufit placówki. Projektujący go z pewnością nie zakładali czterystu kilogramowego Crinosa wiszącego sobie na nim jak gdyby nigdy nic.

Konstrukcja zatrzeszczała, Wampirzyca jęknęła. Żołnierze spowolnili. Ten skrajnie z lewej uzbrojony w strzelbę powiedział coś, a hełm zniekształcał jego głos.

- Żenia, kurwa, jak ty to robisz, że śmierdzisz jeszcze bardziej?
Tymczasem ten w środku zdjął hełm osłaniający twarz.
- Złaź stamtąd. Nie mamy czasu na twoje popisowe skoki - Czarny miał naprawdę wredną twarz w tym dziwnym mundurze i formie glabro.

Wielka czarna bestia wyglądała przedziwnie gdy opadała na ziemię z miną mówiącą “fuck” i wyrażającą skruchę. Liczyła w duchu, że tej miny nikt nie widzi w ciemnościach.

- Yyyym, Czarny? Chłopaki… co wy tu robicie? Przeszkadzacie mi w ucieczce. - mruknęła scenicznym szeptem, próbując żartować.

- Mhm - mruknął Czarny - a nie miałaś czasem tu za głęboko nie włazić?
- Dobra, mamy robotę do zrobienia. Później sobie pogawędzimy - powiedział jeden z tych uzbrojonych w shotgun. I dopiero gdy drugi podniósł swoją maskę Zenia zorientowała się, że to Michał ich pogania.

Tymczasem zza uniesionej przyłbicy wyzierała wesoła twarz Gucia.
- Ej, a to tam? Co żeś złapała? - wskazał lufą na wampirzycę.
- I odwołaj tę ciemność - powiedział w końcu Zaar, który trzymał się z tyłu. Po tym jak się się kręcił i usiłował rozglądać Żenia doszła do wniosku, że brak oka w aktualnej sytuacji szczególnie dawał mu się we znaki.
- To jest Czerwona Strzała - Żeńka dokonała prezentacji - Chcieli z niej zrobić drugą Czerwoną Sukę. Czerwona Garsonka ją nieco poszarpała, ale laska jest dobra z nożami.
- Dużo u ciebie czerwonego dziś - wtrącił Michał.
- Noooo - odpowiedź była całkiem w stylu Gucia. Kto z kim przestaje, takim się staje? Żenia unikała wzroku Czarnego, co w ciemnościach nie było zbyt trudne.
- Idziemy na dół? - dorzuciła radośnie.
Chłopaki popatrzyli po sobie, jakby Żenia ich czymś zaskoczyła.
- Musimy wrócić po bombę. - powiedział Zaar zbierając po omacku części drona.
- Ty, ej - Gucio uniósł strzelbę wprost do twarzy Czerwonej Strzały - wyleziesz stąd sama?
Czerwona mierzyła wzrokiem Gustawa.
- W dupę sobie wsadź tę rurkę.
Michał i Czarny zaśmiali się cicho.
- Dobra, zostawiamy ją. Musimy załatwić to szybko - podsumował Gustaw, po czym ni stąd ni zowąd objął Żenię. Jakoś wprawił tym Wronę w dobry humor.
- Dobra, dobra. Na czułości przyjdzie czas - powiedział Czarny po czym wcisnął się obok czarnej bestii nim ta zdążyła zaregować na tulasa od blondyna.

- Zrobiłaś rozpoznanie, prowadź do windy. Zaar, zabieraj zabawki i dalej. Chłopaki, weźcie Czerwoną Strzałę do windy, a zabierzcie paczkę.

***


Alfa watahy ruszył, zostając na osobności z Córką Ognistej Wrony.
- Co to kurwa miało być? Dlaczego się nie wycofałaś?
“Cwaniak” - pomyślała z niechętnym uznaniem Żenia.
- Ale jak nie? Robiłam rozeznanie. Inna metoda. Większe szanse na wydobycie info. Właśnie się wycofuję - charczała i powarkiwała młoda wilkołaczka.
- Bez wątpienia - powiedział, po czym opuścił maskę.
- A ta wampirzyca? Dlaczego jej nie zabiłaś?
- Tymczasowy sojusznik. - prychnęła Żenia - Tak jak Czarna Spirala. - kiwnęła łbem w stronę windy z resztkami ekipy Mróz. Odruchowo ukazała ostre kły. Łypnęła w stronę Czarnego i nieco przygarbiła, by nie rzucać mu przypadkiem wyzwania. Kły były reakcją na wspomnienie “Żenia...wróciłaś.”
- A ta Czerwona Garsonka? - zapytał alfa.
- Dziwna. - Żenia rozłożyła mocarne łapy - Martwa.
Pokiwał głową z aprobatą. Dotarli do szybu windy z rozerwaną stalową barierą. Czarny podszedł do niego i spojrzał w dół. W końcu zapalił latarkę umieszczona pod lufą karabinu.
- Żeniu?
- No tam. W dół.
- Żenia, głupolu. Dobrze, że nic ci nie jest.
Dwumetrowy facet w stroju komandosa objął ramię trzy i pół metrowej czarnej wilkołaczki.
Bestia wyszerzyła kły, położyła uszy po sobie i wydała prychnięcia, które w ludzkiej formie byłyby złośliwym chichotem.
Pociągnęła nosem po twarzy Alfy w niemej formie podzięki i pieszczoty.
- Tam myślę łącze z armia - twarde głoski brzmiały jak warkot. Mówienie w tej postaci było utrudnione. - Obok jest miejsce. - mruknęła. - Tu może dane? Teraz Poznań? - uszy bestii podniosły się odruchowo w radosnym oczekiwaniu.
- Pogadamy po wyjściu - powiedział i rozstawił jakiś trójnóg - jak twoja szczęka będzie mieć mniej zębów. Najpierw ich zdmuchniemy.

Dosłownie chwilę później pojawiła się grupa pozostałych trzech “komandosów”.
- Zjeżdżamy? - zapytał Michał.
- Ile pięter w dół? - zapytał Czarny Żenię.

Zamiast bawić się w bełkot, Wrona użyła palców.
Czterdzieści.
Czarny kiwnął głową i skoczył dół. Po chwili za nim skoczył Michał. Gustaw podał Żenii jakieś pasy, po czym rzucił przed sobą czarną torbę podobną do tych z jakimi ludzie jego pokroju kierują się na najbliższe siłownie.
- Kurwa, Gutek! Tam jest bomba! - wrzasnął Zaar.

Gustaw spojrzał najpierw na niego, potem na Żenię, po czym rzucił szybkie
- Aa, rzeczywiście - i rzucił się na głowę do otworu w stalowej grodzi.

Zaar kiwał głową z niedowierzaniem. Po chwili podszedł i zabrał od Wilkołaczki uprząż.
- Daj, z tymi szponami to ty nic nie zrobisz - powiedział haker nie mając pojęcia jak sprawnie radziła sobie z klawiaturami.
Oddała mu uprząż bez wahania. Trąciła przy tym nosem w zagłębienie szyi z cichym warknięciem.
Nie wiedziała czemu tak się usilnie łasiła i do Galiarda i do Alfy.
Nie czuła się przecież winna…
Objął ją i zaczął głaskać po karku. W międzyczasie zakładał jej uprząż.

- Dobrze, że nic ci nie jest. Baliśmy się, że coś tu cię dopadnie. Potem organizowałem bombę. Czarny postawił wszystkich na nogi. Ma do nas dojechać kilka osób od Harada. Wiem, że Dalemir. Nie wiem co planuje Czarny z Poznaniem. Widzisz, on boi się, że ktoś może puścić parę na boku.

Zaar sprawdził uprzęże. Po czym podpiął linkę do trójnogu rozstawionego przez Czarnego.
- Plan jest, taki że podkładamy bombę i spieprzamy w umbrę.
- Nie! - Żenia warknęła - Umbra nie. Czarrny blok wokół. Nie da rady. - warczała już bez zahamowania. - Dlatego ja tutaj!!! - ostatnie słowa już brzmiały jak wycie.

Zaar położył dłoń na ramieniu wilkołaczki. Podsunął się i oparł swoją maskę o jej twarz.
- Czarny widział ten sześcian. Słuchaj, jeżeli ktoś ma dać radę, to on. A teraz skacz, lecimy na dół.
Jednooki sprawdził jeszcze naciąg liny przy uprzęży.
Ciche skomlenie i położone po sobie uszy były lepszą reakcją niż słowa.
Na chwilę przymknęła oczy, a potem posłuchała Zaara.
Wdepną w gówno.
No ale jest ich dość, by się może wygrzebać?

***


Uczucie spadania było podobne do lotu. Bardzo przyjemne. Lina w uprzęży rozwijała się całkiem szybko. A jednak kontrolowała ich upadanie. Gdy w końcu uderzyłą z hukiem o kabinę windy to hamulce puściły. Zaczęli wszyscy spadać za rozpędzona windą. Aż w końcu odpaliły się hamulce zapasowe. Winda się zatrzymała, a przy lądowaniu żenia poczuła ból w nogach. Czarny tylko pokazał jej, żeby przycisnęła się do ściany. Tak zrobiła i po chwili tuż przed nią spadł Zaar.

Michał jakos otworzył drzwi za którymi pojawił się biały napis 43. Czarny kiwnął głową.
- Czyli dość głęboko? No to lecimy!
Rozentuzjazmowany Gustaw wyskoczył i pobiegł przed siebie korytarzem.
- Antek, serio to jemu dałeś bombę? - zapytał Zaar.
Czarny kiwnął głową bez słowa, po czym dodał:
- Ruszamy.

- Spirala też tak robiła. - mruknęła Wrona do Czarnego.
- Jak? - zapytał zaciekawiony alfa.
- Biegała w dół. - zakończony pazurem palec bestii zatoczył kilka kółek w okolicy głowy. - Chodź. Wiesz, Ronin, mi mówił też Czarna. - Żenia kroczyła nieco wolniej niż idący obok i niższy Szpon Cieni.

Czarny przyjął do wiadomości, co potwierdził kiwając głową.
- Ta Spirala… znałaś ją? - mijali kolejne identyczne korytarze, a Żenia czuła dziwny dreszcz na plecach.
- Mhm - przytaknęła.
- Zasadzka Harada? - zapytał, jakby chcąc ułatwić porozumiewanie się wilkołaczce.
- Mhm. Byli tu. Czemu? - rozłożyła łapy.
- To ona odpowiadała za tę masakrę do góry? Czy ty? - zapytał wspominając ciała i luźne kończyny leżące na dwudziestym piętrze.
- Mmmmm zmienię, hm? - mruknęła do Alfy. Była zmęczona ograniczeniami mowy. Zaczęła zmieniać formę i już za chwilę była jedynie nieco niższa od Ogórka. - Ona i Czerwona Strzała. Przebijały drogę do wyjścia.
- Wysłużyłaś się nimi? Nieźle. Tutaj wysadzimy bombę. Uważaj na siebie, bo nie mam dodatkowych kamizelek. Stać tam z przodu! - powiedział w końcu.
Na piętrze 43 działały wszystkie światła. Pewnie działały też kamery. Ale jakoś nikt się tym nie przejmował. A może Zaar jakoś to załatwił.

Dreszczy stał się jeszcze mocniejszy. Żenia czuła, że coś jest za drzwiami. Coś… coś z jej przeszłości. Czuła dziwny dreszcz.

- Czekaj - wstrzymała Czarnego nie zwracając uwagi na to, że nakazuje Alfie - Tu coś jest.
Większa niż normalnie twarz dziewczyny spięła się. - Tu coś jest… - powtórzyła niepewnie - odwracając się ku drzwiom wywołującym ciarki. Obrzuciła je wzrokiem w poszukiwaniu zamka kodowego. - Muszę...sprawdzić. - podeszła bliżej do panelu.
Czarny tylko zwinął dłoń w pięść i uniósł. Wszyscy się zatrzymali. Potem wykonał jakiś gest palcami, pomachał i chłopaki szybko ustawili się w formacji gotowej do szarżowania do wnętrza. To byli prawdziwi żołnierze.

Zaar wykonał gest otwartą dłonią, a na panelu pojawił się napis “open”.

Czarny wbił pierwszy. Za nim Michał. Omietli czarne i puste pomieszczenie światłem latarek. Pomieszczenie było bardzo nie-laboratoryjne. Czarne ściany, podłoga i sufit nie były sterylne. Na podłodze były pozostałości po wosku i świecach. Gdzieniegdzie były jakieś piktogramy wyrysowane kredą. Na podłodze były też nie wyczyszczone ślady krwi.

W głowie Żenii pulsował wewnętrzny alarm.
“To tutaj!”
To słowo krążyło nie dając jej spokoju. Czuła jak przepełnia ją gniew. Jak wtedy. Niemal czuła jak stają jej włosy na rękach na wspomnienie pierwszej wielkiej fali złości.

Wtedy postanowiła to skończyć. Pierwszy raz czuła w sobie kły. Pierwszy raz jej dłonie miały pazury. I wykorzystywała to. Tutaj właśnie. Szał zabijania. I atakowała… przyjaciół… rodzinę… watahę… swój… Klucz? Dlaczego to słowo przyszło jej do głowy?

Nagle z zamyślenia wyrwał ją Zaar, który położył dłoń na jej nagim ramieniu.
- Wszystko w porządku? - powiedział.

- Nie - odparła ledwo słyszalnie. Ruszyła w głąb pomieszczenia by nie stchórzyć i nie odwrócić się od tego co przebijało przez mur niepamięci. Krok po kroku bliżej kredowych śladów. Cierpła jej skóra a mięśnie pulsowały pod skórą. - Idźcie stąd. - warknęła głośno chcąc przegonić i Gutka i Michała i Zaara.
Spojrzała na Czarnego z mieszanką rosnącego gniewu i jakiejś prośby.
- Już - wyrwało się jej znowu.

Czarny nic nie powiedział. Wykonał dłonią gest, który kojarzył się ze strzepywaniem okruszków po śniadaniu, a chłopacy zaczęli się wycofywać. Zaar tylko na odchodne odczepił latarkę od swojej broni i potoczył po podłodze w stronę Żenii.

Czarny zatrzymał się w drzwiach jako ostatni. Podniósł przyłbicę swojego hełmu i powiedział:
- Uważaj tutaj na siebie. Czekamy pięć minut.
- Czarny - Żenia szepnęła wstrzymując Alfę. Czuła się potwornie zagubiona i niepewna. - Zostań.
Szaman odwiesił broń na pasie przecinającym klatkę. Teraz zwisała swobodnie na jego plecach. Wrócił bliżej dziewczyny i sięgnął latarkę zostawioną przez Zaara.
- Wiesz co to? - światło omiotło symbole. Żenia miała niejasne wizje. Jakby wpatrywała się w światła stroboskopu. Błysk pełen krwi. Wnętrzności. Błysk. I kolejny obraz przemocy.
- Wygląda jak pozostałość po rytuale. Nie znam. To coś mrocznego. Myślisz, że przywołują tutaj demony? Wyciągają coś z umbry?
Żenia była pewna, że nie. Że nie oni wyciągali cokolwiek w tym miejscu. Czuła, że to ona brała udział w rytuale.
- Nie - wydusiła z siebie przez ściśnięte niebotycznie gardło. Chciała mu powiedzieć. Tak bardzo. A potem przypomniała sobie o kami. Słowa ugrzęzły na dobre. Przykucnęła przy ciemnej plamie na podłodze i wciągnęła głębiej zapach.
Poczuła krew. I wilkołaka. Nie. Wilkołaki. I coś jeszcze. Krewniacy? Ilu ich tam było? Z zamyślenia wyrwał ją Czarny.
- Zobacz tam - poświecił latarką w kąt. - to też jakiś rytuał. Kolejny.

- Ile rytuałów można przeprowadzić jednocześnie?
Cierpła jej skóra aż do szaleństwa. Lodowate kropelki potu spływały po kręgosłupie.

Podniosła się by podejść do wskazanego miejsca.
Zastanawiała się czy to dlatego chciała zmieść Pentex? Aby zatrzeć ślady?
- Nie ma ograniczeń. Pamiętasz polowanie? Przygotowanie przed nim było zbiorem rytuałów. Może tutaj też trzeba było się przygotować. Choć znaki wyglądają jakby kreśliły je różne osoby. Zresztą… tam - wskazał miejsce w rogu pomieszczenia - nie rozpoznaje żadnego znaku. Tutaj kilka pojedynczych.

Żenia obeszła całe pomieszczenie z wolna sprawdzając symbole. Odcięła się od Czarnego. Odcięła od przerażonej i gniewnej siebie. Obserwowała by pamiętać.
Przy małym kręgu zamarła na moment. Widziała skórę o połyskującym odcieniu. Schowaną pod kapturem. Nie widziała twarzy. Tylko fragment ciała. Przy pasie miał szeroki miecz. Anachronizm. Zupełnie nie pasujący do współczesnej broni. Zupełnie nieużytkowy. Zdobiony. Złoty.

Chciała go zabić. Chciała wszystkich zabić! Rzuciła się na niego ze swoimi szponami. Bolały. Jak wtedy gdy cięła metal. Złapał ją z siła imadła i odwrócił do siebie plecami.
- Wiem, że cierpisz. Pomogę ci.

Pamiętała to… pamiętała ciągły szał, w którym nie mogła jasno myśleć. I pamiętała jego… ale nic więcej.
Po dłuższej chwili mruknęła:
- Chodźmy.
Nie chciała zostawać dłużej w tym miejscu.
Coś błysnęło dwa razy. Czarny dokumentował symbole.
- Dobrze. Spalmy to miejsce, żeby nie został kamień na kamieniu. Albo może wnieśmy bombę tutaj. Co myślisz?

Skinęła jedynie głową.
Złoty.
Smok mówił Złoty.
Połyskująca skóra jakoś odruchowo skojarzyła się jej z tym określeniem.

Chciała pogrzebać te wspomnienia pod gruzami.
Czarny zwołał chłopaków. Gustaw rzucił torbę na czarną podłogę rozmazujac symbole z kredy.
- W środku jest bomba gutek! Bomba! - ewidentnie zdenerwował się Zaar widząc jak Pomiot obchodził się z torbą i urządzeniem.
Po chwili wyjęli z wnętrza małe urządzenie wygladające jak tablet przytwierdzony do kilku termosów. Zaar przykląkł przy nim i zaczął wprowadzać jakieś sekwencje. W końcu doszedł do regulacji czasu.
- Dwie minuty? - Zapytał.
- Daj piętnaście - powiedział Czarny.
- Czemu tak długo? - zwątpił Michał.
- Bo tu umbra jest skażona. Wylądowalibyśmy w otchłaniach, albo innym paskudztwie. - tłumaczył cierpliwie Czarny.

Żeńka trzymała się nieco z boku. Wciąż była zaszokowana odkryciem.
- Na pewno zadziała? Mała się zdaje.

- Zadziała. Spokojna twoja rozczochrana. Nie chcemy, żeby nad Łodzią pojawił się grzyb atomowy, prawda?

Zaar dał znak, że gotowe.
- Dobra, biegiem do windy! - powiedział Czarny, po czym sam ruszył w stronę szybu w którym zostały ich liny.
Biegła i Wrona chociaż oglądnęła się kilka razy przez ramię. Jeśli do tej pory bała się odzyskać wspomnienia to teraz była przerażona. Widziała przed sobą biegnące sylwetki chłopaków z watahy a pod powiekami błyskały jej urywki wspomnień.

***


Po chwili Zaar pokazał Żenii, w którym miejscu przy uprzęży, którą jej zakładał ma silniczek z układem bloczków do wciągania. W górę jechali dużo wolniej niż wcześniej w dół. Pokonanie szybu zajęło im blisko dwie minuty. Wrócili na piętro z którym Żenia miała niemiła wspomnienia. Nadal gdzieś tu leżała martwa Złośliwość. Gdzieś wkoło niej powinny leżeć różne części ciała Sylwii Mróz. No i była też cała masa innych trupów. Wcześniej widoki nie były tak dobitne. Teraz jednak nie było śladu po ciemności Żenii. Wróciło też zasilanie wyłączone przez Zaara..

- Co masz zamiar zrobić z Pijawką? Jeśli mogę coś doradzić, to zabij ją szybko i chodź z nami przez Umbrę - mówił Michał. Ciągły trucht z bronią zdawał się nie męczyć żadnego z chłopaków. Żenia pewnie też nie czułaby się zmęczona, gdyby tamta suka z niej czegoś nie wyssała.

Czarny wyjął lusterko wielkości telefonu komórkowego i powiedział w stronę Córki Ognistej Wrony:
- Dobra, doszłaś tutaj, to na zewnątrz też wyjdziesz. Wybuch powinien sięgać gdzieś do dziesiątego piętra. Może nieco wyżej. Na pewno nie idziesz z nami?

- Lećcie. Szkoda czasu. - klepnęła Gutka w ramię i nieco kurczowo uśmiechnęła się do Zaara - Uważajcie na siebie w tej umbrze. Macie być w całości jak się spotkamy. - przykazała Michałowi i pognała. Trochę przed siebie a trochę na przekór sobie. Rzuciła się w stronę resztek Mróz i Spirali. Nie sądziła by ta ostatnia miała wiele przy sobie. Ale nie sprawdziła tego wcześniej. Winda była zablokowana, w zasadzie nie wiedziała czego szuka.

Po chwili grupa wilkołaczych komandosów rozpłynęła się w powietrzu.


Złośliwość nie miała przy sobie kompletnie nic. Wkoło leżała cała masa broni. Wśród czerwonych smug krwi dojrzała małą czerwoną kopertówkę.
Złapała ją i zajrzała szybko do środka. Nie wiedziala co brać: broń czy torebeczkę. Ta czerwień będzie ją prześladować czy co? Zielony, Złoty, Czerwony. Popieprzony Kieślowki…
W torebce były kluczyki do samochodu z logo Volkswagena, plik kart, który na pierwszy rzut oka mógł być kluczami cyfrowymi, kartami kredytowymi, albo kartami lojalnościowymi do butików. Poza tym kopertówka niewiele mieściła. Telefon komórkowy. Żenia zabrała całość. Torebeczkę wcisnęła za pasek uprzęży na piersi. Może Zaar uda coś z tego wyczytać.
Gdzie Czerwona Strzała? Zostawiłą ja przy windzie którą zjechali chłopacy. Cóż, oni też musieli sobie jakoś wyczyścić drogę.
Żeńka podreptała kurcgalopkiem w stronę windy z niespodzianką.
- Czerwona? Czerwona! - zwracała na siebie uwagę podniesionym głosem.
- Tutaj - usłyszała syknięcie. Z drzwi najbliżej windy wyłoniła się ledwie stojąca wampirzyca.
- Proszę, powiedz, że dalej jedziemy windą - powiedziała w stronę Zenii.
- Mam taką nadzieję. Nie mamy za wiele czasu. - Żenia weszła do windy i spojrzała na panel. Prztyknęła przycisk najwyzszego piętra. - Co dalej? Jak stad wyjdziesz?
Czerwona ni to weszła ni się wtoczyła do windy. Szybko zajeła pozycję pod ścianą, która była dla niej oparciem. Na pytanie wilkołaczki odpowiedziała wzruszeniem ramion, po czym dodała:
- Nie wiem. Wolność?
- hmm wolność nago, bez kasy i znajomości? Nie masz dokąd pójść co?
- To najgłupszy podryw jaki słyszałam. Ale spoko, możemy iść do ciebie.
Winda ruszyła, co zaowocowało jęknęłam zaskoczonej wampirzycy. Jechała dość szybko, co było konieczne przy tylu piętrach w budynku.
- Hmmm wiesz ludzie może już nie reagują idiotycznie na czarnych. Na czerwone laski mogą nieco się dziwić. Będzie cie latwo znalezc.
- Czekaj, czekaj - odkaszlneła, spojrzała na Żenię wyzywająco. - Bodypainting kurwa. Co się gapisz? Nie widziałeś jak kręcą reklamę piwa?

Po chwili zaczęła kaszleć mocniej.
- Nie wiem. Będę improwizować.
- Aha - pokiwała głową Żenia - No jak wolisz improwizacje to ok. Chyba, ze moze wolisz mieszkanie? I spokoj na kilka dni?

Uśmiechnęła się krzywo, co w połączeniu z blond włosami i nieludzko czerwoną skórą wyglądało dość groteskowo.
- No dobra, namówiłaś mnie.
- Dzięki wasza wysokość. Nie wiem czy czegoś jeszcze nie spotkamy. Trzeba ogarnąć jakieś ciuchy.
Umysł Żeni skakał w stronę szatni i ciuchów personelu. Mieszkanie które wynajęła Zapalniczka powinno dać kilka dni oddechu Czerwonej Strzale. Żeńka miała resztke kasy Gawlik i dwie stowy zarobione od Wałacha. Na początek powinno styknąć.

- Może jednak unikaj Pentexu. Mysle, ze moga miec pewne pretensje.
- Serio? A już myślałam, że skoczę do jednej z tych ich wanien na SPA.

Winda otworzyła się ukazując znany Żenii korytarz. Tutaj była już jak w domu. To na tych piętrach miała pełnić wartę. W zasadzie w kilka minut mogła dostać się do szatni, a w kolejną minutę czy dwie mogła trafić do wyjścia.

Wkoło migało czerwone światło alarmowe. Nie było widać żadnych pracowników.

- No to chodź fanko piwa i spa - Żeńka pociągnęła Czerwoną Strzałę w stronę szatni. - Spieprzamy stąd.
Po drodze nadal nie było nikogo. Na końcu korytarza powitały ich ciężkie stalowe drzwi zamknięte na klucz dostępny pracownikom.
- Nosz kurde blaszka - sapnela Wrona - Jeszcze cos?!
W zasadzie bomba mogłaby pochłonąć i to piętro.
Rozejrzała się za wejściem na klucz. Panelem.
- Brakuje mi oka - zamarudziła.

Zastanawiała się czy któraś z super kart nie otworzyłaby tego cholernego Sezamu
Żadna nie zadziałała. Natomiast budynkiem wstrząsnęło. Na moment obie wylądowały na glebie. Nie było huku, tylko fala uderzeniowa kojarząca się z trzęsieniem ziemi. Lampy migające czerwonym światłem zgasły. Na ścianach i na podłodze zostały jedynie fosforyzujące znaki wskazujące kierunek ewakuacji. Po chwili pojawił się dźwięk jakiegoś mechanizmu i syknięcie wywołane różnicą ciśnień. Wszystkie drzwi się otwierały. Widocznie procedura bezpieczeństwa dla… trzęsień ziemi? Mogły wejść do szatni.
Tutaj Wrona się nie patyczkowała. Rozwalała kolejne szafki by wygrzebać ciuchy dla siebie i wampirzycy.
Personelowi było i tak już wszystko jedno więc zabierała jak leciało.
- Masz! Ubieraj się. Czy trzeba Ci pomóc? No skoro już podrywam to będę chocia oryginalna.

Czerwona pomachała głową przecząco i zaczęła wciągać na siebie jakąś koszulę. Stękała i jęczała przy tym tak, że upewniła wilkołaczkę co do niezbędności pomocy.*

Żenia nie pamiętała zakupów ciuchowych. Odkąd pamiętała ciuchy kupował jej Zaar albo Zapalniczka.
Tutaj poczuła się jakby kupowała ciuchy na wyprzedaży. Rozmiary, kroje się różniły. Kolory raczej nie utrzymując się w tonacji szaroburopopielatej. Może to dlatego Mróz lubiła czerwień? Wyróżniała się.

Bez dalszego pytania wyciągnęła koszulkę one size i jakiejś spodnie treningowe na siebie. Naciągnęła wielgachny sweter na Czerwoną i pomogła jej wbić się w jeansy rurki. Zgarnęła przy tym torbę i zaladowala w nią ciuchy i pozostałe buty. Zabrała też trzy różne portfele, choć nie miała czasu przejrzeć ich zawartości.

Porwała i torbę i zapakowana wampirzycę i ruszyła ku wyjściu. Ile można siedzieć w robocie?!

Wyszły do sporego atrium i Czerwona stanęła jak wryta. Żenia w pierwszej chwili podziwiała migające błękitne koguty. Obserwowała ludzi krzątających się w odległości kilkunastu metrów od budynku. Jakaś kobitka w kitlu rozmawiała z facetem w kombinezonie strażackim. W koło stało też kilka wozów strażackich. W zasadzie nie widziała nikogo z ochrony. Nie widziała też żadnej broni. Cywilów zauważyła może czterech czy pięciu.

- Kurwa mać - powiedziała Czerwona - No to zdaje się koniec spaceru. Miło było cię poznać.

Żenia zastanawiała się nad tymi słowami. W końcu nie stała przed czołgami i oddziałem wojska… więc dlaczego….

Olśnienie przyszło po chwili….
Na zewnątrz było jasno...
Spędziła w siedzibie Pentexu całą noc i kawałek ranka. Cóż, spóźniła się na trening z mostowiakiem, więc musiała szukać nowej pracy.

- Hmmm - mruknęła Żeńka - jest opcja taka: włazimy za zasłonę. Może przeżyjesz. Zostajesz tutaj - zabiorą cię i zginiesz. To jak?
- Za jaką kurwa zasłonę? Teraz ci się firanek zachciewa? Widzisz? Przecież tu w koło same rolety. - powiedziała czerwonoskóra.

-Zasłonę między światami. Takie tam. Stad cie nie zobacza.

- Aha… opętanie przez demona… zasłona między światami… no spoko. Gdyby nie fakt, że jesteś trochę łysym facetem, trochę włochatą bestią, a trochę laską która wydaje się spoko stwierdziłbym, żeś zwariowała. ALbo może przećpałaś się. Ale spoko, niech będzie ta roleta. - Czerwona usiłowała nadać sobie swobodny ton głosu, jednak ewidentnie cierpiała na skutek odniesionych ran.

- Kuzwa czekaj chwile. - Żenia zdała sobie sprawę z jednego.
Telefon, karty i ciuchy przepadną gdy tylko wskoczy do Umbry.
- Daj mi chwilę. - Żenia pomacala za sluchawka Zaara. Jesli ktos mogl pomoc to Jarek.

Słuchawka pozostawała głucha. Zaar był po drugiej stronie i najwyraźniej nie miał jak odebrać.
- Pewnie nie znasz kodu do tej komórki co? - mruknęła pod nosem - Problem w tym, ze za zasłoną zniknie wszystko co zabierzemy ze sobą. W tym i komórka.
Czerwona pokiwała głową ze zrozumieniem.
- No tak. To oczywiste przecież. Mhm. A kod? Próbowałaś cztery jedynki? Albo może jeden, dwa trzy, cztery?
- Mhm, tak. Szefowa ochrony Pentexu ma kod komórki jeden jeden jeden jeden. - sarknela Wrona.
- Nie chcesz moich rad, to o nie nie proś… - odpowiedziała Czerwona kończąc wypowiedź wywaleniem długiego języka w stronę Żenii.
- Nie wystawiaj języka bo Ci krowa nasika - Zenia odruchowo pukla ekran sześcioma jedynkami. Nie liczyła na cud. - Szybko się palisz na skwarek? Bo mogłabym udać ze jesteś poparzona. Albo martwa.

Kod został odrzucony. Czerwona zaś zerkała z ciekawością.
- Eee… mogłabym udawać, że jestem martwa? Znaczy że moje serducho nie bije i nie oddycham? Niby jak? - uniosła groteskowo brew - spróbuj jeden dwa trzy cztery.
Gdyby mina mogla mowic „jestem z głupkiem”
To właśnie mówiłaby uniesiona brew i skwaśniała miną Ragabash gdy wstukiwala kod.
- A potem twój rok urodzenia?
- A skąd znasz? - zapytała blondynka. W tym czasie telefon kolejny raz odmówił odblokowania.
- Zgaduje. Jakies 200 lat. No moze 202.
- Muszę zmienić krem pod oczy na dzień… mam trzydzieści sześć lat. Wampirem jestem od dziewięciu lat. Cóż, może któryś z nich zna kod?

Spomiędzy strażaków wyszło sześć osób ubranych podobnie do Czarnego i jego ludzi. Chociaż ci nie mieli tyle broni. I mieli odsłonięte twarze. Mostowiak na czele ludzi z drugiej zmiany. Maszerował w stronę budynku.

Czerwona zaczęła naciągać rękawy swetra na dłonie i powiedziała do wilkołaczki zamyślonej nad telefonem.
- Tego ten, no… to też twoi znajomi?

- Tak. Szczególnie ten pierwszy. Ulubieniec Czerwonej Sylwii więc myślę, że będzie bardzo skłonny do współpracy. Cholera…

Żenia popatrzyła na Czerwoną.

- Uskwierczysz się w takim wdzianku komandosa? Czy wytrzymasz? Można by capnąć jednego takiego i wyjść niepostrzeżenie w ten sposób. To jak?

- Wampirzowilkołaczy “Leon zawodowiec”? Jasne. Przecież ktoś mógł nie widzieć tego filmu. Gdzieś…. - powiedziała wciskając ręce w kieszenie spodni.

***


Ochrona zbliżała się powoli. Miała opuszczoną broń. Mogła nie widzieć dziewczyn w hallu przez przyciemniane szyby, ale zaraz miało się to zmienić.
- Tylko nie zachlap wszystkiego krwią.
- Dobrze - odparła poważnie Żenia rozglądając się by złapać coś ciężkiego.
Najlepiej do ręki pasowała szklana rzeźba z logo klastra technologicznego i bionanolabu.

Schowała się za zaułek by odczekać aż ochroniarze wejdą do środka i zarzuciła falą ciemności.
Planowała działać szybko i ogłuszyć wszystkich brudnymi chwytami Gutka nim zdążą załadować broń. Mostowiak mógł się jeszcze przydać - na przykład do otwarcia drzwi. Chciała by przeżył ich dzisiejszy trening i mógł podzielić się informacjami. Na przykład w mieszkaniu wynajętym przez Zapalniczkę.


Gdy dotarli do drzwi zatrzymali się na moment. Jak się okazało zasilanie nie pozwoliło na automatyczne otwarcie drzwi. W końcu je sforsowali i momentalnie nastąpiła zmiana wyglądu ochroniarzy. Z rozluźnionych panów ruszających na spacer zmienili się w czujnych żołnierzy. Cóż, na pewno z czegoś to wynikało.

Drzwi za nimi stały otworem...
Gdy tylko ostatni z ochroniarzy przestąpił próg zaatakowała.
Momentalnie otoczyła ich ciemność, na co wszyscy wyuczonym ruchem sięgnęli po noktowizory.
I wtedy dopadła ich córka ognistej wrony uzbrojona w szklane logo firmy. Atakowała z dziką furią. A logo wytrzymywało kolejne ciosy wyprowadzane w żołnierzy. W pierwszego trafiła powoli i celnie. Jednak celność nie zrekompensowała niewielkiej siły ciosu. Ochroniarz został wytrącony z równowagi, jednak nic ponadto mu się nie stało. Przy drugim ciosie była już mądrzejsza. Trafienie w potylicę posłało delikwenta na marmurową posadzkę kompletnie bez przytomności. Przed oczami Wilkołaczki zagościł zdziwiony wyraz twarzy kapitana Mostowiaka. Szybki cios w bok głowy zerwał jego hełm i noktowizor. Nie miała czasu poprawiać ciosu. Zamiast tego czwartemu żołnierzowi posłała blok szkła wprost w czoło. Jego hełm uderzył z łoskotem o marmur. Dwaj mężczyźni których wilkołaczka nie zdążyła zaatakować wznosili broń do strzału, ale jeden z nich jęknął tylko.

Żenia zobaczyła jak Czerwona łapie jego rękę z bronią i wyłamuje ją do tyłu. Drugiemu puściły nerwy i pociągnął za spust. Naboje przeleciały daleko od obu dziewczyn i zmasakrowały jedną ze ścian hallu.

Żenia oceniała odległość do Mostowiaka. Niecałe trzy metry.
Przydałby się im do zdobycia dalszych informacji.
Przydałby. Może nawet jako żołnierz pogadał z Czarnym? No i dał przekonać do współpracy?

Wrona skuliła się by uniknąć ewentualnego ognia i rzuciła się w kierunku Dawida bo go walnąć i odciągnąć na bok. Popchnęła przy tym jednego z komandosów w kierunku drugiego by wywołać dodatkowe zamieszanie.

Mężczyźni ewidentnie nie byli przygotowani na walkę już w hallu. Pchnięty spadł na tego z bronią, co zaowocowało kolejną krótką serią. Tym razem spękaniu pod naporem kul uległa podłoga. Mostowiak zaś oberwał kolanem w podbródek. Powinien po tym paść. A jednak nie padł. Wypluł zęba i sięgnął po nóż.

Czerwona ruszała się ślamazarnie. Opadła na strzelającego żołnierza i w czasie tego opadania skręciła mu kark. W zasadzie radziła sobie bardzo dobrze w kompletnej ciemności.


 
corax jest offline  
Stary 26-07-2018, 22:00   #87
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia zaś, planowała zostawić pozostałych dwóch w ciemności, zabrać nieprzytomną dwójkę i wcisnąć się w ich ciuchy i przyjąć formę Mostowiaka. A potem w końcu wyjść z Pentexu w cholerę.
Póki co w ciemności byli wszyscy. Nieprzytomni. Połamany. Martwy. I uzbrojony w nóż Dawid. Był też jeden którego od początku popychała w różne strony i który w końcu też sięgał po broń. Ewidentnie nie był gotów na starcie w magicznej ciemności z wilkołakiem i wampirem. Ale taką cenę ponosił Pentex za szybkie rekrutowanie ochroniarzy z Tesco.

Wrona przypomniała sobie lekcję Gutka ‘każdy boi się ostrza i ucieka, a można przecież rozegrać inaczej”. Znowu zrobiła krok w bok by zdezorientować Dawida jeszcze bardziej, popchnęła sięgającego po broń przedostatniego. Mostowiak na pewno mógł wyczuć zawirowania powietrza. Był żołnierzem.

Wyczekała moment gdy nie widząc próbował się bronić i zamachnęła się by walnąć w głowę, chroniąc się przedramieniem przed ciosem ostrzem ochroniarza. Co za uparta cholera z tego krzykacza!

Człowiek. Żolnierz. Weteran. Ktoś mógłby pomyśleć, że nie miał szans w starciu z wilkołaczką w kompletnej ciemności. A jednak. Zamknął oczy, odcinając w swojej głowie kurczliwe pragnienie dojrzenia czegokolwiek. Gdy usłyszał wyraźnie kroki próbującej wykonać zwód dziewczyny odskoczył i zaczął się wycofywać. Nie machał bronią na ślepo jak spodziewała się dziewczyna.


Tymczasem Czerwona dokończyła dzieło zniszczenia. Złapała leżąc na podłodze nogę ostatniego z ochroniarzy i pociągnęła powalając go. Gdy upadł wbiła się zębami w jego krtań.

Tymczasem Żenia skoczyła tuż za Dawidem gdy ten odskakiwał i tuż obok szepnęła:
- Dawidzie. Dość. - szykowała się mentalnie na cios w żołądek. Jej miejsce obrywu nr 1.
Zawahał się. Na ulamek sekundy. Jeden ułamek sekundy zbyt wiele….
Żenia jednak się nie wahała. Wyprowadziła cios w twarz jak pokazywał Gustaw. Tuż przy skroni by wyłączyć świadomość żołnierza na jakiś czas.
Trafiony żołnierz osunął się bezwładnie na podłogę.

- Czerwona, rozbieraj jednego i zabieraj wdzianko.

Żenia pomacała twarz nieprzytomnego Mostowiaka i skupiła się na moment by móc przyjąć jego postać.
Teraz znowu działała na przyspieszonych obrotach. Przeszukać ciało, zgarnać kewlarowy kostium z innego komandosa, znaleźć helm Mostowiaka i nałożyć go nieprzytomnemu. Dłonie dziewczyny nabrały jakby własnego życia.

- Gotowa? - pomogła Czerwonej ubrać się w kewlar. - Czerwona musisz wziąć go pod pachę. Trzymaj się go, pociągnę was.

Siedząca na podłodze wampirzyca patrzyła z niedowierzaniem na wilkołaczkę.
- Tak. Jasne. Pomogę go nieść. Jakiś krem do opalania przewidujesz?

Żenia nie przerwała poszukiwań. Choć Mostowiak ewidentnie na akcję nie zabrał przedmiotów osobistych.

- Helm kewlarowy nie styknie? - mruknęła do wampirzycy. - Dasz radę czy nie? Dwójki nieprzytomnych nie wyciągnę.
Na chwilę Żenia zamyśliła się próbując sobie przypomnieć ustawienia wozów przed wejściem.
Policja, straż pożarna ani kawałka pogotowia. Ukrasc wóz strażacki? Mostowiak musiał mieć jakiś wóz podstawiony. Spróbowała raz jeszcze czarna słuchawkę Zaara.

Podpowiedzi z zaświatów milczały.
Wampirzyca milczała. Nieprzytomny Mostowiak milczał. Znikąd żadnych podpowiedzi. Jednak w głowie nie miała żadnych radiowozów. Dookoła budynków były tylko wozy straży.

- Ja pierdziele Czerwona serio? Teraz ci się na milczenie zebralo? Bierz go pod pachę. - Żeńka warknęła gardłowo zdenerwowana kwestia chłopaków inUmbry - i podciągnij go do wyjścia. Ide zajebac woz strazacki. Wjade tutaj i lepiej zebys byla gotowa.

Pociągnęła i wampirzyce i Mostowiaka ku skrajowi wywołanej ciemności. Naciągnęła przyłbicę hełmu na twarz i skorzystała z daru odwracania uwagi. Nie zwracając na siebie uwagi kogokolwiek, ruszyła ku najbliższemu wozowi by wsiąść do środka i zajumać czerwony (!) pojazd. Faktycznie dużo wokół niej czerwieni.

Sytuacja na zewnątrz wydawała się dużo spokojniejsza niż mogła przypuszczać. Właśnie zastęp straży szykował się do „szturmu” na budynek. Większość wozów była otwarta, ale nie było w nich kluczyków.*

Zenii to niespecjalnie przeszkadzało. Odczekała chwilę by strażacy rozpoczęli swój szturm i wsiadła do jednego z wozów. Szukała takiego, który był w miarę dogodnie ustawiony by ona sama nie musiała szturmować pozostałej floty.

Siegnela po dar którego wcześniej nie używała. Wóz to wóz ale wolała upewnić się, ze nie ma specjalnych zabezpieczeń. A jeśli ma, wolała je poznać.
Siegnela poniżej kierownicy by spiąć kable.

Nie wiedziała do końca, czy to zasługa duchów, czy uzyskane w poprzednim życiu doświadczenie w kradzieży wozów strażackich, ale odpaliła na krótko bez problemu jeden z pojazdów. Taki, który już był ustawiony tyłem do siedziby Pentexu. Nie musiała nim później zawracać.

Sprawdziła widok we wstecznym lusterku i ruszyła.
Akcja z golemem, wjazd wozem strażackim do Pentexu… zaczynała nabierać „signature moves”.
Zachichotała i wcisnęła gaz szykując się na tąpnięcie przy wjeżdżaniu w główne wejście Pentexu.

Jechała wprost na szyby otaczające hall. Dwa, czy trzy stalowe słupy nie powinny być problemem dla rozpędzonej ciężarówki. A jednak… uderzenie poczuła bardzo wyraźnie odbijając się o kierownicę. Szyby były zbrojone, a stalowe wsporniki spowodowały spore wgięcie w karoserii. W głowie kotłowało się „jak?”. Potoczyła po twarzach zdziwionych ludzi. Część strażaków odruchowo ruszyła jej na pomoc.

Szybka ocena stanu pojazdu pozwoliła stwierdzić, że wbiła sie do środka, a same stalowe wsporniki jednak puściły. Choć w zasadzie tył wozu strażackiego wymagał serwisowania.

Postać ubrana w strój komandosa, z zaciągniętą na głowe kominiarką, w ciemnych okularach, na które miała naciągnięty hełm z przyłbicą, taszczyła kuśtykając większego od siebie ochroniarza. W końcu upchała go na rzędzie siedzeń za plecami Żenii.
Potem bez słowa i z gracją umierającego świątecznego karpia przerzuciła swoje ciało na prawo od wilkołaczki-strażaczki o twarzy Mostowiaka i jęknęła głośno.

- Trzymaj się, laska! - syknela Żenia i dla odmiany rozgrzała silnik by nagle wdepnąć gaz do dechy. - Jedziemy stąd.

Ci, którzy przed chwilą tak ochoczo biegli z pomocą teraz uciekali spod kół ciężarówki. Dwieście koni mechanicznych pod maską ruszało do wyścigu. Potężna moc… ledwie radziła sobie z kilkunasto tonową ciężarówką. Jednak Żenia ruszając uderzyła w jakiegoś busa, który odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni siłą uderzenia. Gdy z wozu spadły wreszcie fragmenty stalowo szklanej konstrukcji odkryła jakby nowe pokłady energii. W lusterku widziała jedynie kobietę w białym kitlu, która na moment ruszyła za nimi w pogoń, jednak po przebiegnięciu kilku metrów sięgnęła jedynie po telefon komórkowy zaczęła gdzieś dzwonić.

- E laska… co ci powiem, to ci powiem - zaczęła wampirzyca ledwie słyszalna spod sterty ubrań - ale dobrze, że zrobiliśmy to po cichu.

- No nie? A ty co miałas robić po cichu? Przeciez przez przypadek wyszłaś z wanny?
Mostowiak spojrzał kątem oka na kupę betów sluzaca za schron dla wampirzycy.
Pruła przez miasto na sygnale. Za chwile spodziewała się mieć ogon. Sprawdziła schowek mruczac pod nosem. Dlaczego nagle wszyscy korzystają z kodów i blokad na telefonach? Odkąd prywatność jest tak ceniona? Puknęła w słuchawkę zmartwiona też brakiem odzewu od Zaara.

Spodziewała się, że po opuszczeniu dziwnej blokady nałożonej w umbrze na budynek fetysz będzie działać normalnie. Jednak nikt nie odpowiedział jej po drugiej stronie.

Za to w lusterku zobaczyła znajomą sylwetkę motocyklistki. Cóż, podobno Zapalniczka zabezpieczała ich odwrót. Nie był to taki ogon, jakiego się spodziewała.

- Musimy zmienić transport. Za bardzo rzucamy się w oczy - Żenia mruknęła prowadząc wóz w stronę większego centrum handlowego. - Musimy znalezc inna taryfę.

Centrum Łodzi wczesnym rankiem zdało się podobne do wszelkich innych centrów miast. Fakt prowadzenia kilkumetrowej ciężarówki na sygnale nie ułatwiał mamewrowania we wszechogarniających korkach. Zapalniczka z łatwością dogoniła wóz. Spojrzała w twarz kapitana Dawida Mostowiaka. Po chwili zawróciła i pojechała gdzieś znikając Żenii z oczu.

Minęły może ze trzy minuty, gdy przejeżdżając pod kolejnym wiaduktem Żenia usłyszała ryk motocykla, a potem głośne uderzenie.

Filodoks „zaparkowała” na dachu radiowozu, po czym pojawiła się w oknie po stronie pasażera wisząc głową w dół z wyciągniętą bronią.

Dwa krótkie pociągnięcia za spust i wizg kuli przechodzącej przez tłumik. Czerownoskóra oberwała w klatkę.

- Żenia?! - krzyknęła pytająco starając się przekrzyczeć szum wiatru i odgłos syren.

- Zapalniczka! Przestań!! Wszystko ok!!! Gdzie chłopaki?! - Żenia zamachała dłonią Dawida - Wyszli?!

Zapalniczka z wprawą kaskaderki wsunęła się przez przestrzelone okno obok sterty ubrań okrywających czerwone zwłoki.
- Mieli wejść , wysadzić co się da i spadać przez umbrę. A ja miałam kurwa sprawdzić, czy jak ty wyjdziesz, to czasem nie stanie się nic podejrzanego. Co by sprawa nie trafiła na pierwszą stronę Onetu. I kurwa znowu zgarnę zjebę od Czarnego.

- Sorry no. Pierwszy raz ratuję tylek wampirowi. Na tyle jest zastępca szefa ochrony. Musze znalezc kryjowke. Mieszkanie jeszcze jest najete co? - Wrona blyskawicznie zmienila temat- Jak jeszcze nie wyszli to kurwa mac spore szanse, ze utkneli. Zabierzesz ich do mieszkania?

Zapalniczka mierzyła wzrokiem wampira i oficera Pentexu. Żenia ich ratowała. Pewne logiczne implikacje wynikające z owego faktu umykały Anieli, jednak inne zdawały się być całkiem oczywiste. Postanowiła zagłębić się w argumentację Córki Ognistej Wrony stawiając kluczowe pytanie:
- Żenia, kurwa, co ty odpierdalasz?
- ochroniarz moze miec info. Trzeba go przesluchac. Mam telefon szefowej placówki. Trzeba sprawdzic. Wampirzyca byla wiezniem i miala byc opetana fomorem. Pomogla mi w ucieczce. Splacam dlug. - brunetka wzruszyla męskimi ramionami - to chyba jakis tam kodeks honorowy- dodala pokątnie jakvy zdrradzala tajemnice.

Brak zrozumienia Zapalniczki zamanifestował się odwróceniem oczu w stronę podklejonej podsufitki wozu strażackiego. Jakby chciała wyrazić swój żal do samego pana…

- Ochroniarz może mieć nadajnik, zwłaszcza, jeżeli zgarnęłaś go gdy szedł do walki. Namierzają się, żeby nie znikali zabici przez wilkołaki wyskakujące z umbry. Wampirzyca opętana przez zjawę zyskuje niezwykły apetyt i ma czerwoną skórę. Więc myślę, że nie powiedziała ci wszystkiego. A telefon… eh, myślałam, że Zaar ci wyjaśnił, że po nim najszybciej można kogoś zlokalizować.


Nagle rozmowę przerwał im jakiś hałas, trudny do zignorowania nawet mimo wyjącej syreny. Jakiś silnik pracował w pobliżu z dużą mocą. Jakby… nad nimi.

- Wszystko to dobre wskazówki. Dlatego Zaar przydałby się teraz. Ale jest w Umbrze. A teraz mamy gości.

- Czerwona jak tam? Muszę Cię chyba tutaj wysadzić. - Zenia rozglądała się po okolicy w poszukiwaniu miejsca w którym wampirzyca mogłaby się ukryć.

- Najlepiej ją wysadzić granatem - powiedziała Zapalniczka - Skaczemy do umbry. Nie bardzo mamy szanse w walce. Szybko!
Aniela wyciągnęła lewą dłoń ponad wampirzycą, którem przyłbica z plexi podniosła się odsłaniając pusty wzrok i czerwoną skórę.
- Czerwona znowu zgrywasz martwa? - Zenia potrzasnela dość brutalnie kobietą zanim podjęła ostateczną decyzję. Lecz nim zdążyła Zapalniczka rozpłynęła się, a jedyne co po niej pozostało, to ciężki pistolet z tłumikiem.


Wampirzyca zaś poruszyła oczami, a po jej twarzy spływała krew.
- Strzeliła do mnie suka. Musisz zmienić znajomych.
- Muszę wracać. Moi mnie potrzebują. - Zenka zdębiała na to stwierdzenie. Moi. No nie. - Bierz broń. Ciuchy masz na tyłach. Wsiadaj za kierownice.

Glośna seria z karabinu przestrzeliła opony z lewej strony wozu strażackiego w połowie zdania. Auto na moment straciło sterowność, ale refleks wilkołaczki uchronił ich od przekoziołkowania.

- Schowaj się do schowka z narzędziami na boku. Żeby się tu dostać muszą gdzieś wylądować. Tutaj nie mają szans. Unieruchomić auto i wrócą. Wtedy spróbuj zwiać. Przykro mi. Powodzenia, Czerwona.

Żenia spojrzała w lusterko wsteczne i zaczęła przechodzić przez zasłonę.

Wilkołaczka poczuła jak zaczyna się rozmywać. Ruszała za zasłonę, jednak nie było to łatwe. Wiedziała, że czekać będzie długo. Jak wtedy w Warszawie. Czy wystarczy jej czasu?

Wampirzyca uniosła pistolet. Jej dłoń w rękawiczce drżała. Była wrakiem, a dwie kule jakimi na dzień dobry potraktowała ją zapalniczka nie pomogły.

Mostowiak leżał bez przytomności, a jego ciało rzucało się na tylnej kanapie wraz z szarpnięciami kierownicy.

Wóz strażacki bez sterowności pruł przed siebie dobre dwadzieścia kilometrów na godzinę. Guma z kół powoli odpadała, gdy przestrzelone opony nie wytrzymywały przeciążeń. Aż w końcu dalsza jazda okazała się niemożliwa.

***


Przez przejście między światami wszystko dla Żenii wyglądało jak film z dziwnym filtrem.

Najpierw spadły granaty gazowe. Dziwna czerwona smuga zaczęła się roznosić w korku, spowijając powoli otaczające ich samochody. Wirniki helikoptera zdawały się ją rozwiewać, toteż dość szybko maszyna musiała zwiększyć pułap.

Żenia zaś zaczynała widzieć powoli to, co skrywała zasłona. Brudne i stare ulice miasta i sunące po nich czarne sylwetki.

I Zapalniczkę skaczącą po elewacji pobliskiego budynku.

Gdy wóz się zatrzymał, Żenia ukryła swoją obecność kolejny raz w ciągu niecałej doby i wysunęła się z pojazdu przez wybite przez Zapalniczkę okno.
Miała do wyboru iść pomóc Czarnemu i chłopakom lub pomóc ratować wampirzycę, której i tak nie mogła pomóc.

Wcisnęła przełącznik otwieranego pojemnika na sprzęt strażacki i zaczęła wybijać gaśnice na pobliskie auta by zwiększyć panikę wśród otaczających drogę samochodów. Chciała zwiększyć panikę i ogólny rozgardiasz.

W obliczy spadających z nieba granatów gazwoych i helikoptera który ostrzelał wóz strażacki z ciężkiego karabinu gaśnice były naprawdę niewielkim czynnikiem wpływającym na panikę zebranych. Część siedziała w samochodach kurczowo trzymajac się kierownic i siedzeń, jakby mieli nadzieję, ze cienka blacha karoserii powstrzyma serię z karabinu. Inni zaś wysiadali i próbowali odbiegać między autami. Gęsty gaz utrudniał im jednak poruszanie się.

Widok zapalniczki za zasłoną rozmywał się. Budynku po którym wchodziła nie było w tym świecie. Zmysły Żenii nieco wariowały. Gdy sięgała po jedną z gaśnic jej dłoń przeleciała przez nią jakby była niematerialna, by po drugiej próbie pochwycić ją pewnie. Zawieszenie między światami nie było dobre w obliczu zbliżającej się walki.

Żenia jednak nie planowała zostawać za długo na miejscu. W zamieszaniu zerwała z głowy kewlarowy hełm i schowała się za kolejnym autem. Odsuwała się z wolna od wozu, pozbywając się części kombinezonu, by znaleźć kogoś za kogo mogłaby się podszyć ponownie.

Tym razem wybrała nastolatkę o zielonych włosach biegnącą za chudym chłopakiem. Znów schowana za kolejnym audi poczekała aż transformacja dobiegnie końca. Na szczęście ubranie zgarnięte w Pentexie mogło być uznane za normalny strój. Wbiła w tłum co jakiś czas odwracając się by sprawdzić stan spraw za sobą. Gnała nie ze strachu o siebie lecz o Czarnego i resztę watahy.*

Nagle wszystko zniknęło Poczuła szarpnięcie w bok. Jej żołądek zdawał się wywinąć na lewą stronę. Przelała resztę swej więzi duchowej w kamień kameleona. Straciła połączenie ze światem duchów. Czuła się taka… pusta… Pierwszy raz odkąd zmieniła się w czarną wilczycę.

Nie widziała już Zapalniczki. Nie wiedziała co kombinowała. Widziała zaś helikopter z którego na linach zjeżdżali żołnierze. Pięciu. Wyglądali jak klony w tych samych mundurach w stylu urban camo i z identycznymi karabinami. Kierowali się w stronę wozu strażackiego.

Ruszyła przed siebie w drogę powrotną w okolice Pentexu, po drodze zabierając jedno z opuszczonych aut stojących na końcu kolejki. Spoglądając w lusterko, puknęła czarną słuchawkę.
Czuła się całkowicie wypruta. Wyprawa do Pentexu kosztowała ją prawie wszystko co miała.
Zaklinała w myślach Zaara by się w końcu odezwał a wyobraźnia podsuwała jej dziwne wizje z okolic czarnego sześciościanu z Umbry.

Im bliżej końca korka, tym mniej samochodów stało. Ludzie widząc co się dzieje korzystali z możliwości i zawracali pod prąd, żeby tylko odjechać od wojskowej akcji. Wystarczyło poczekać i nagle koniec korku znalazł się przy już opuszczonych samochodach, które wcześniej nie mogły wyjechać. Tym sposobem zielonowłosa dziewczyna wsiadła do całkiem nowego Opla Corsy, którym w ślad za innymi ruszyła pod prąd.

Wkrótce zjechała z głównej drogi i mijając patrole policji jeżdżące na sygnale w tę i z powrotem. Faktycznie akcja tych z helikoptera była niezłym burdelem.

A słuchawka nieprzerwanie milczała.

***


Im bliżej Pentexu, tym gęściej było od służb porządkowych. Przy wjeździe na ulicę De Boisa jeden z policjantów poinformował ją, że ulica została zablokowana i dojazd jest możliwy jedynie do posesji.

“Przydałaby się teraz stówa od Ronina” pierwsza myśl Żeńki błysnęła gdy dziewczyna zawracała auto by odjechać zgodnie z nakazem policji.
“A mówiłam im, mówiłam, żeby nie szli w Umbrę” - kolejne wyrzuty do nie wiadomo kogo rozświetlały umysł brunetki.Czuła się zmęczona i wypruta. Chciała zasnąć i jednoczęśnie wiedziała, że nie zaśnie. Rozmyślała nad dostępnymi opcjami. Wrócić do mieszania w Łodzi? Wracać do Poznania? Miał przyjechać Dalemir. Harad pewnie uzna jej powrót a brak ekipy za pułapkę i dowód na to, że jest częścią Pentexu. Żeńka westchnęła ciężko. Tymczasem kręciła się w okolicy Pentexu wśród gapiów i plotkujących mieszkańców okolicznych bloków.

Bezpośrednie sąsiedztwo budynku było całkowicie otoczone kordonem policji. Natomiast ludzie plotkowali. Oczywistym było, że to nie te “rosyjskie laboratoria”, tylko coś w pobliskim Wojskowym Zakładzie Lotniczym nawaliło. Tylko trzymano to przed ludźmi w tajemnicy. Plotki trafiały na podatny grunt zwłaszcza wśród ludzi, którzy przeżyli spiski pokroju awarii reaktora w Czarnobylu. Młodzież nie specjalnie się tym interesowała. Zamiast tego robiła fotografie i wrzucała na kolejne apki. Póki co był tylko jeden samochód z logo TV, ale to miało się zmienić.

Słuchawka milczała.

Cóż, gdy Żenia wylądowała w głębokiej umbrze, to nastąpiło zakrzywienie czasu. Może nie wyszli do penumbry, tylko głębiej? Może dla nich minęło kilka sekund od skoku? Nie miała jak im pomóc. Nie miała broni. Nie miała siły do walki. Nie poszła z zapalniczką, bo chciała wyciągnąć wampirzycę i Mostowiaka. Ale tego nie udało się osiągnąć i Żenia skończyła z pustymi rękoma. Myśl o wampirzycy też nie pomagała, nie miała opcji jak uciec i ratując własną skórę, spróbować pomóc wataże. Ale tu była bezsilna. Dawno nie była tak zagubiona.

Zamiast tego dołączyła się do szerzenia dezinformacji. Nakierowując uwagę na te ostatnie raporty o badaniach wojskowych. Przecież obok była placówka wojskowa. Na pewno tam byli ci robieni żołnierze. Kto wie czy jakiś gaz szkodliwy nie wybuchł? Ostatnio w Poznaniu też wybuch był. A tam też placówka firmy i wojska niedaleko. Może to robią doświadczenia na ludziach niewinnych? Kto wie czy nie będzie miało to wpływu na mieszkańców? A może i tu pobliskie osiedle wybuchnie? A rząd tylko neguje i nic nie robi. Albo rząd tuszuje działania Pentexu bo to grube miliony kosztuje. Policja na pewno też w to wplątana i tak dalej i tak dalej. Mówiła szczególnie do starszych, rzucając słówkami i tematami pozwalając paranoi ludzi pleść się samej.

Jej słowa trafiały na podatny grunt. Sama ewolucja plotki wydawała się wręcz niesamowita. I wtedy zobaczyła spokojnie idącego ulicą mężczyznę o pociągłej twarzy. Dalemir. Był jakby bardziej zmęczony. I zarośnięty. Sprawa Harada musiała go trafić. Pewnie mało spał. Był poszukiwany. A jednak przybył na wezwanie Czarnego.

Wrona odczekała aż szaman doszedł w okolice tłumu. Jednak ludzi ominął sporym łukiem i zatrzymał się pod starym betonowym płotem. Żenia przesmyknęła się w jego kierunku, resztą woli nakazując sobie spokój chociaż z radości niemal fiknęła koziołka.

- Dalemir… - mruknęła przechodząc i nagle się wtulając jakby w dawno niewidzianego dobrego znajomego czy też randkującej ze starszym mężczyzną po cichu przed rodzicami dziewczyna. Niby nieśmiało ale nie pozwalając na wiele opcji odepchnięcia - Czarny jest w Umbrze. - mruknęła otaczając szyję Dalemira ramionami i wtulając twarz w zagłębienie. Wciągnęła powietrze i posłuchała paranoi korzystając z daru wyczuwania żmija. Nie była w stanie walczyć, więc jeśli Dalemir nie był Dalemirem a podstawionym facetem jak jej były mąż… wolała wiedzieć.

Emanacja Żmija była spora. Czuła ją nie tylko w nosie. Czuła niemal pod skórą. Całą sobą. Jednak całe to uczucie dochodziło z budynku za nimi. Dalemir zdawał się być czysty. Choć powitanie było przepełnione szokiem. Nie rozpoznał zielonowłosej dziewczyny. Spróbował się odsunąć, jednak udało mu się jedynie odchylić, żeby spojrzeć na nastolatkę z większego dystansu. Pociągnął nosem i też zdawał się poczuć to co ona wcześniej.
- Żenia? - powiedział dziwiąc się samemu sobie.*
“Nie, święty mikołaj” sarknęła w duchu Ukrainka.
- Mhm. Wyszli jakieś godzinę-dwie temu. Nie mam z nimi kontaktu. - mimo, że szaman Harada nie był jej bliskim przyjacielem, stała oparta o niego czerpiąc pociechę. - Zapalniczka jest w Umbrze też. Tam jest wielki czarny blok otacza placówkę. Nie wiem co Czarny kombinował by go ominąć. Sam jesteś? Od dawna tu jesteś?
- Dopiero przyjechałem. Czarny ściągał mnie w nocy. Widziałem, że mają tutaj ten krąg. Znaczy, blok jak mówisz. Rozmawiałem z Zapalniczką. Bała się o ciebie. Bała się, że planujesz coś głupiego. Ale cóż… wy w Poznaniu jesteście siebie warci - zakończył tajemniczo.
- Kiedy rozmawiałeś z Zapalniczką? Jesteśmy siebie warci? To znaczy, że co? - Żenia odsunęła się nieco zjeżona od szamana.
- Kilka minut temu. Po tym jak strąciła helikopter w centrum Łodzi. Zawsze uważałem ją za utajoną wariatkę. Tak jak ciebie i Zaara. W każdym razie jest w drodze.

- Hmm… - Żenia podsumowała wypowiedź Dalemira zaskoczona - Wariaci, którzy zdają się przydatni, co? Taki Zaar na przykład pomaga aż świszczy… - oklapnięta Wrona wbiła stępioną szpilkę. - Jeśli jest w drodze to dobrze - nawiązała do ekwilibrystyki Zapalniczki.
- No. Przydatności nie można wam odmówić. Jak tu dotrze, to się zmywamy. Sam nie przedrę się przez barierę, a chyba nie ma szans wejści do środka. Musimy czekać. - powiedział tonem wykładowcy, po czym dodał: - Co z twoją twarzą? I Włosami?

- Nie podobają Ci się? - nastolatka wykrzywiła minę w podkówkę i spojrzała na wilkołaka z rozdzierającym serce rozczarowaniem. - Zmywamy dokąd? Poznania? - dopytywała podejrzliwie. Zastanawiała się też czy wszyscy szamani mają ciągoty nauczycielskie.
- Podejrzewam, że musimy po tym wszystkim od początku rozplanować działania. Spodziewam się odwetu na wasz Caern. Albo większego ataku na naszych terytoriach. O Czarnego się nie martwię. Jest cholernie trudny do zabicia. Swoje już przeszedł. A i chłopaki, które z nim szły to nie w kij dmuchał.

- Przegrupujemy się. - Żenia nie miała obecnie energii na wykłócanie się. Atak na Poznań był najlogiczniejszym krokiem w obecnej sytuacji. I to szybciej niż później. Zastanawiała się, czy Czarny właśnie teraz kibluje w Poznaniu i rozwala tamtejszą placówkę. Westchnęła. Warto pomarzyć - A jak Harad?

- Skitrany w Katowicach. Pentex przejął Słowację. I to dość spektakularnie. Zaar miał nam zlegalizować fundusze. Cóż… przyjdzie nam poczekać.

- Co to znaczy przejął Słowację? I to znaczy, że odwet może się odbić na NASZYM caernie skoro jesteście w Polsce?

- W zasadzie wszystkie wilkołaki spieprzyły do innych krajów. Skasowano nasze legalne działalności. Nas ogłoszono terrorystami. Musimy się ukrywać, lub uciekać. Zabrali nam dom. Nasz Caern jest ukryty w górach, ale to kwestia czasu zanim go znajdą. Wasz powstał niedawno. Są blisko. I wyeliminowanie watahy poznańskiej przybliży ich do przejęcia Polski.

- Wiem co czujesz. Ja też straciłam dom choć jakiś czas temu. No ale w naszej historii zawsze była wpisana walka o tereny.Teraz tylko wróg się zmienił. Co do reszty - Żenia wzruszyła ramionami czując obojętność - wszystko musi mieć swoją równowagę.
 
corax jest offline  
Stary 03-08-2018, 14:30   #88
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przy ognisku, pod starym zniszczonym wiaduktem siedzieli trzej mężczyźni. Jakby każdy był z innej bajki. Jeden na skórzanej kurtce miał przewieszoną pochwę z wielkim mieczem. Wsłuchiwał się w trzaskające płomienie. Nie mógł się wpatrywać, bo oczy miał zakryte krwisto czerwoną opaską.

Drugi na czarnym T-Shircie miał zawieszony szereg kościanych paciorków, które z każdym ruchem pobrzękiwały o siebie i o ozdobne łańcuszki. Jego wychudzone oblicze kojarzyło się z jakimś padlinożercą.

Trzeci zaś miał na sobie luźne dresowe spodnie i biały podkoszulek opinający się ciasno na potężnych mięśniach. Jego włosy srebrzyły się w płomieniach, przez co zdawał się najstarszym z zebranych. Teraz obgryzał paznokieć na kciuku i grzebał przed sobą długim patykiem w piasku.

- No dobra, musimy wyciągnąć tę waszą Złośliwość - powiedział w końcu siwy.
- Nie powinniśmy poczekać, aż twój przyjaciel odzyska siły? - odpowiedział wibrującym głosem Pieśń Udręki przechylając głowę, tak, jakby chciał spojrzeć gdzieś za plecy siwego mięśniaka.
Daleko od ognia, pod pęknięta ścianą wiaduktu siedział ostatni mężczyzna. Chudy i niewysoki. Blady i wyraźnie osłabiony.

- Nie - zaprzeczył mięśniak. - Powinniśmy uderzyć szybko, gdy się nas nie spodziewają.
- A ty myślisz, że już odzyskałeś siły? Czy jesteś w stanie odpracować swoje uwolnienie?
- Jedyne czego mi brakuje, to mojej broni. Ma ją Sylwia Mróz, albo Marek Mazut. Mówią wam coś te nazwiska?
- Zatem bez broni jesteś nieprzydatny, tak? -
Pieśń udręki wstał i ruszył w stronę leżącego pod ścianą chorego.
- Odszczekaj to Spiralo! - Mięśniak zerwał się zachodząc drogę niewidomemu.
Pieśń Udręki przechylił głowę “patrząc” w twarz mężczyzny i zapytał:
- Jak cię nazywają?
- Przyjaciele nazywali mnie Złoty.
Pieśń poruszył się od głębokiego gardłowego śmiechu jaki wydobywał się z jego ust.
- Słuchaj, to ścierwo które wyciągnąłeś do niczego się nie nada. Będzie nas spowalniać. Jeżeli poważnie myślisz o ratowaniu Złośliwości, to musimy się go pozbyć. Udowodnij swoją wartość. Załatw go. Potem przysięgnij wierność Zielonemu Smokowi, a zwiększysz swoją wartość. Może był złoty, a będzie dyszka.
Z gardła mięśniaka wyrwało się warknięcie, jednak Złoty opanował emocje. Odwrócił się i ze spuszczona głową ruszył do siedzącego i patrzącego w dal chudzielca. Przyklęknął na jednej nodze i pomachał mu przed oczami niczym ślepcowi.
- Ślepy mówi, że trzeba się ciebie pozbyć - powiedział cicho. Mężczyzna zdawał się go nie słyszeć. Patrzył nieprzerwanie w jakiś punkt na piasku.
- Jak się nazywasz? - próbował zainicjować rozmowę siwy mięśniak. - Może mógłbyś pokazać im, że jednak coś umiesz?
Usta cherlaka składały się w jakieś słowa, jednak nie dochodził z nich żaden dźwięk. Złoty pochylił się do niego.
- Zabrali… zabrali mi wszystko… przeklęli… ja… jak mogli… - po chwili odsunął się nie chcąc słuchać bełkotu. Mógł złamać tę istotę i wykuć na nowo. Mógł, ale nie miał w tym żadnego interesu. Wziął wymachach i uderzył bełkoczącego chudzielca w twarz. Chrupnęły kości pękającego karku.
Po chwili jednak głowa chudzielca wróciła na miejsce.Podniósł wzrok na mięśniaka.
- Ostatni raz podniosłeś na mnie rękę bestio. - Patrzył w przestrzeń swoimi czerwonymi oczyma. Złoty wytrzymał spojrzenie. Powiedział tylko:
- Tam jest ten, któremu musisz się pokazać.
- Cóż… czas udowodnić swoją przydatność - chudzielec wstał i ruszył w stronę Pieśni Udręki.

***


Piekło… ludzie wyobrażali je sobie na różne sposoby przez wieki. Być może gdzieś było jakieś inne piekło, które odpowiadało tym wizją. Ale nie tutaj. Nie w miejscu w którym wyszli Czarny i jego ludzie. Broń związana z ich ciałami miała sięokazać nieprzydatna na pobliskie demony, ale wilkołaki jej tak naprawdę nie potrzebowali.

Ich zapach niósł się na setki metrów. Wyróżniał się w stęchliźnie i zepsuciu. Dlatego też dziesiątki stworów Żmija natychmiast zwróciły na nich uwagę.

Czarny przewiesił karabin przez plecy.
- Oszczędzajcie siły. To będzie długa droga do domu.

***


Siedzieli w mieszkaniu wynajmowanym przez Zapalniczkę. Dziewczyna unikała kontaktu z Żenią. Ciężko było sobie wyobrazić co działoby się, gdyby nie było z nimi Dalemira.

- To co było wokół siedziby Pentexu to coś określanego przez szamanów mianem Czarnego Strażnika. Bariera dwustronna. Zazwyczaj strażnicy są jednostronni. W pierwszej chwili myślałem, że był to zwykły Strażnik przeciw Zmiennokształtnym. Standardowa inkantacja, którą można złamać bez większych problemów. Tyle tylko, że potrzeba na to czasu. A Czarny Strażnik nie tylko broni ich przed naszym wejściem. On też broni nas, przed tym, żeby coś wypełzło stamtąd.
- Czyli co? Blokuje Czarnego i chłopaków przed wyjściem? -
wtrąciła Zapalniczka z nad kubka z kawą.
- Nie. Sądzę, że wewnątrz placówki była “Piekielna dziura”. Widzieliście tam coś takiego? - spojrzał pytająco na Żenię. Zanim usłyszał uszczypliwy komentarz dodał:
- Jakieś miejsce rytuałów? Inkantacji? Droga mogąca służyć wezwaniu demonów?
Wilkołaczka pobladła, a Dalemir kiwnął głową ze zrozumieniem.
- W placówce musiało nastąpić zakrzywienie penumbry i stopienie światów. Bardzo potężne byty mogą dokonać takich rzeczy. To coś zbliżonego do działania Caernu, ale w bardzo wypaczony sposób. Myślę, że Czarny i reszta przechodząc na drugą stronę władowali się wprost do domeny Żmija. I na wszystkie duchy, chciałbym się mylić w tej teorii.

***


Kiro Yamazaki patrzył z ciekawością na swojego tableta. Przerzucał kolejne raporty z Polski. Poważny atak na placówkę w Łodzi. Raporty o naukowcach którzy zginęli. Kiro pomijała raporty o zmarłych żołnierzach. Siły zbrojne były towarem nabytym. Dzięki badaniom, które prowadziła mogli tworzyć żołnierzy na pęczki z bandy bezdomnych, czy też uprowadzonej wycieczki szkolnej. Mogli w każdej chwili wprowadzić setkę zmor do ciał nosicieli i po tygodniowym szkoleniu z zakresu posłuszeństwa wypuścić je do kontrataku. Dużo gorsze były straty wśród naukowców. Na szczęście na nocnej zmianie pracowali nieliczni, a i tak większość z nich udało się ewakuować.

- Czy przeprowadzamy akcję odwetową? -
zapytał wysoki łysy asystent kojarzący się z ogromnym gorylem upchanym w garniturze.
- Nie. Wycofujemy się z tej placówki. Personel naukowy proszę przenieść do Hiszpanii i Gwinei. Proszę też zadbać o stosowne zmiany warunków zatrudnienia. Przygotujcie projekt zakwaterowania dla ich rodzin.
- Rozumiem. Co z pozostałymi placówkami w Polsce? Zginęła Sylwia Mróz. Ona zarządzała placówką i tymczasowo działaniami na terenie kraju.
- Co oznacza tymczasowo? -
uniósł brew zza okularów Yamazaki.
- Od kilku miesięcy mamy tam przetasowania na stanowiskach kierowniczych. Najpierw po buncie eksperymentalnego Klucza. Potem pojawił się problem z wyciekiem danych do mediów i zdyskredytowaniem Tancerza Czarnej Spirali, który z nami pracował. Później nastąpiła ucieczka obiektu ZU-010 oraz obiektu H973.
- To ta sama placówka? -
przerwał nagle Yamazaki i znów zerknął w tablet przerzucając kolejne pliki.
- Tak. Myślę, że chodzi o jakąś zmasowaną akcję. Być może odwet za działania na Słowacji.
- Rozumiem. Czy możemy zatem posłać do Polski Mike’a?
- Dyrektor Mike Smoczy-Gniew przebywa obecnie na Słowacji i osobiście kieruje działaniami mającymi na celu zabezpieczenie naszej pozycji w tamtym kraju.

Kiro zdjął okulary i wsunął do ust zausznik wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Czy pana pomysł na zaangażowanie Smoczego-Gniewu oznacza jednak podjęcie akcji odwetowej?
- Nie -
Kiro wstał znad biurka i podszedł do okna. Nad Osaką kilka godzin temu zaszło słońce. Teraz miasto rozświetlały neony i światła w oknach wieżowców.
- Muszę mieć te dwa obiekty. Wiesz, że to największe przełomy w swoich kategoriach? Nie mieliśmy takich sukcesów od czasu rozpoczęcia projektów Odyseja i Eneida. Żadnego z nich nie mieliśmy wcześniej. Chcę ich mieć w laboratorium za wszelką cenę.
- Czy życzy pan sobie posłać jakiś oddział pierwszej drużyny do Polski?
- Tak. Słuchaj, był taki specjalista od odnajdywania zaginionych. Kiedyś z nim pracowaliśmy. Rosjanin, czy Ukrainiec. Tancerz Czarnej Spirali. Koleś, który znalazł dla nas tamtego ghula Yagi.

Gorylowaty asystent pokiwał głową.
- Tak, jest w tej chwili w Polsce, choć próbujemy go zlokalizować.
- Podeślij mu doświadczone Spirale z Pierwszej. Ale takie, które umieją działać cicho i subtelnie. I przypomnij mi, jak nazywał się tamten facet?
- Mazut panie Yamazaki. Marek Mazut.
- Tak, rzeczywiście. Zawsze zastanawiałem się dlaczego Spirale wybierają tak dobitne nazwiska, jakby od razu chcieli zasugerować, że nie są ludźmi. Jeszcze coś?
- Tak. Badamy pewne poszlaki, ale na kilka godzin przed atakiem na placówkę Sylwia Mróz otrzymała na swoje konto transfer na kilka dwa miliony euro.
- A to ciekawe.
- Prześledziliśmy drogę gotówki. W tej chwili mamy dostateczne dowody, żeby przypuszczać, że pochodziły one od przywódcy Srebrnych Kłów ze Słowacji. To dość dobitnie pokazuje, że sprawy były powiązane. Wydaje się to istotne w kontekście tego, że panna Mróz była nosicielem GLS.
- Rozumiem. Czy jej zwłoki zostały odzyskane? Sprowadźcie Giovanniego. Musimy ją przesłuchać. Czy jeszcze jakieś rewelacje?
- Tak. Odzyskaliśmy wampira, obiekt SNV-1141. Wykorzystała zamieszanie z zamachem do próby ucieczki. Widziała napastników. Właśnie jest przesłuchiwana.

Kiro kiwał głową. SNV, jeden z jego koronnych projektów. Już prawie wycofany. SNifer Vampire. Jedne z pierwszych projektów łączących Zmory z Wampirami.
- Dobrze. Informujcie mnie na bieżąco.

***


Niebo było fioletowe i przecinały je błyskawice. Wkraczali do miasta położonego pod górą Śmierci. Było ich czterech. Zmory pierzchały na ich widok z jękiem.
- Nie podoba mi się to miejsce - powiedział siwy twardziel, na którego plecach pojawiła się twarda ciemnozłota łuska. "Znamię Smoka" jak je określił tłumacząc się Fedirowi. Zresztą, łuska szybko została zapomniana, gdy do Umbry wszedł chudzielec. Teraz miał postać wielkiego półeterycznego Crinosa z częściowo rozkładającym się ciałem pod warstwami eterycznego futra. Fedir nigdy niczego podobnego nie widział. Pieśń Udręki jedynie czuł, że coś z chudzielcem jest mocno nie tak.

Złoty uśmiechał się. Sam też był zaskoczony umbralną postacią swego towarzysza, ale widział już wiele tworów Pentexu. Równie przerażających.

Crino-Zjawa rozglądała się nostalgicznie. Zapytany o imię rzekł jedynie, że jego imię umarło.
- To jak mamy cię nazywać? Ten-którego-imię-umarło? - zapytał Pieśń Udręki jeszcze przy ognisku.
- Rotogar, Krocząca Śmierć.
Złoty pokiwał głową, po czym podrapał się po siwej czuprynie. Ewidentnie w towarzystwie tej grupy powinien postarać się o lepszy przydomek.

- Brrararama jejejest tam - wskazał Fedir Kościana Koszula.
- A tam ewidentnie są jakieś wilkołaki - Pieśń udręki wskazał na jeden z wysokich budynków na którym toczyła się walka. Cztery Crinosy przeskakiwały tam między całymi grupami Zmor. - Jeśli ich złapiemy, to możemy liczyć na nagrodę od pana na zamku Cthonus.
Złoty nie bardzo miał ochotę brać udział w polowaniu na wilkołaki. Jednak nie miał okazji podważyć autorytetu Alfy, a zrobienie tego w otchłaniach piekielnych mogło być kiepskim pomysłem.
- Nie - przebrzmiało głośne i basowe stwierdzenie Kroczącej Śmierci. Wizja słabego chudzielca zniknęła. Zdawać się mogło, że jest on potężnym duchem. Albo może istotą, która związała się z potężnym duchem i stała z nim jednością. Złoty słyszał kiedyś o takich istotach, ale szczerze wątpił, żeby Pentex nauczył się tworzyć Kami. Albo raczej miał szczerą nadzieję, że się nie nauczył.
- Dlaczego nie? - Zainteresował się Pieśń.
- Czas nie jest z gumy. Chodźmy po Złośliwość. - zagrzmiał bas.
Złoty zwęził oczy. Krocząca Śmierć coś ukrywał.

***


Anna Gawlik została zatrzymana przez prywatną agencję detektywistyczną chwilę po godzinie 16:00. Trzymała się wersji o porwaniu przez międzynarodową terrorystkę Eugenię Bondar. Prosiła o prawników i możliwość wykonania telefonu. Przy czym prywatnych agencji nie interesowały standardy postępowania jakimi związana byłaby policja. Około 16:30 czarna limuzyna z Gawlik opuszczała Łódź, a w środku dziewczyna zastanawiała się jak mogła wyjaśnić transfer gotówki na swoje konto. Zwłaszcza, że nic o nim nie wiedziała.

***


- Czyli mieliście tutaj żołdaka Pentexu i przy użyciu jej twarzy infiltrowaliście placówkę?
- Tak. Ale dostała środki usypiające i odstawiliśmy ją do jej mieszkania. Zaar zorganizował transfer gotówki na jej konto.

Powiedziała Zapalniczka co najmniej tak, jakby była matką takiego pomysłu.
- I zapewne użył do tego pieniędzy Harada - w głosie szamana nie było złości - cóż, z pewnością Czarny namieszał swoim wyskokiem. Teraz trzeba zabezpieczyć poznański Caern. Postarajcie się przygotować lokum dla naszych wojowników. Oni muszą się gdzieś ukryć. Wy potrzebujecie każdej pary rąk do walki.
- A ty? -
zapytała Zapalniczka.
- Ja z Haradem ruszamy w tournee po Europie. Musimy pogadać z innymi rodami Srebrnych Kłów. Zostało nas niewielu po czystce w Rosji. Większość siedzi w ukryciu, jak Panowie Cienie - spojrzał wymownie na brunetkę.
- Rosja i Ukraina są kompletnie wyczyszczone z wilkołaków. Część wyłapali do swoich eksperymentów. Część wypaczyli w Labiryncie, żeby stworzyć więcej Tancerzy Czarnej Spirali. Nadal spore grupy ukrywają się w okolicy Uralu, Kazachstanie, Uzbekistanie. Związali się w nietrwałym sojuszu z Czerwonymi Szponami. Sporo Panów Cieni ukrywa się w kotle bałkańskim. Czeczenia. Bośnia. I dalej na południe w Grecji - Na moment przerwał popijając zawartość kubka. Potem wziął głęboki oddech.
- Potem pojedziemy na zachód do Hiszpanii. Tam nie ma za wielu Srebrnych Kłów, ale od jakiegoś czasu to kraj zdominowany przez Panów Cienia. Może zechcą pomóc. Później Poszukamy kogoś w Wielkiej Brytanii i dalej w Skandynawii.W sumie znana mi Europa ma teraz jakieś dziesięć setek wilkołaków.

***


Stali przed czarną matową ścianą. Dookoła nich leżały sterty trupów. Pozostałości po bitwie.
- Czyli to tędy wyszły nasze wilkołaki - podsumował Złoty. - A dlaczego przejście jest zamknięte? - Rzucił pytanie w powietrze.
- Du du duch prze prze przejścia uciekł.
- Dlaczego?
- Drążył Złoty.
- Sza sza szaman - odpowiedział Fedir.
- a a a aha - sparodiował go Złoty - wszystko wiem.
- Prawdopodobnie jakiś szaman chciał ugiąć ducha do swojej woli, żeby otworzył przejście w inne miejsce. Duch bardziej niż szamana bał się lokalnego Księcia, więc zamiast tego uciekł. Widywałem takie rzeczy często - wyjaśnił powoli Pieśń Udręki.
- W takim razie jednak zapolujemy na wilkołaki i od nich wyciągniemy informacje co z Pentexem i Złośliwością - podsumował.

***


Czerwona była rozkrzyżowana i przykuta wielkimi stalowymi pierścieniami do ściany. Jeden ze stalowych kręgów zaciskał się wokół szyi.Patrzyła na dwójkę ludzi. Mężczyzna w źle skrojonym garniturze i kobieta w białym kitlu z dużym tabletem.
- Przesłuchanie obiektu SNV - 1141 część czwarta. Prowadzący przesłuchanie Zenon Kiślewski. Protokolant i astystent Justyna Rzepczyńska. 23:11 czasu Warszawa-Skopie - powiedział mężczyzna ewidentnie rozpoczynając rejestrację.
Czerwona nie widziała żadnej kamery, ani mikrofonu. Choć zakładała ich istnienie.
- Jeszcze raz powtórz: na poziomie 20 dołączyła czwórka wilkołaków. Ciężko uzbrojona. Znali obiekt, który wcześniej określiłaś jako “Czarna”. Jak się do siebie zwracali?
- Do Czarnej mówili per Żenia. Ich przywódca miał ksywkę Czarny. Był jeszcze facet o ksywie Zaar - powiedziała wampirzyca przykuta do ściany.
- Dobrze. Skąd wiesz, że byli wilkołakami? - pytał Zenon.
- Szkolenie. Znam blisko siedem tysięcy zapachów i potrafię je przypisywać do konkretnych istot.
- Rozumiem. Czy potrafiłabyś ich odnaleźć? Tę Żenię, Czarnego i Zaara?
- Do tego mnie szkolono.
- A jednak zbuntowałaś się.

Wampirzyca milczała. Ten argument zdawał się być koronny i przekreślał jej szanse na wolność.
- Ale widzisz, mamy metody pozwalające na kontrolę takich jak ty. Nawet infekowanych przez tak inteligentne Zmory. Wiesz, że większość obiektów SNV ulega zezwierzęceniu? Jesteś ewenementem. Dotychczas tresura załatwiała kwestię lojalności. Teraz sięgamy po nieco inne środki.
Zenon sięgnął do stojącego w rogu pomieszczenia nesesera i wyjął ze środka dużą niczym szklanka fiolkę zamkniętą wielkim korkiem. Wewnątrz znajdował się gęsty ciemnoczerwony płyn.

Czerwona przełknęła głośno ślinę.

- Wiesz co to jest prawda? Projekty eksperymentalne Likaon i Iliada okazały się dość skuteczne. A ostatnio na seriach H przetestowano implementację wirtualnego treningu. Razem z tym otrzymasz nowe zdolności i odnajdziesz dla nas Czarnego.
Czerwona zmrużyła oczy, oblizała chętnie wargi i pokiwała głową na tyle na ile stalowa obroża jej pozwalała. Oni nie czuli tego przyjemnego zapachu rozlewającego się z fiolki po całym pomieszczeniu. Tej maleńkiej obietnicy boskości...

***


Ranek był nieprzyjemny. Do Żenii docierało, że nie mogła pomóc chłopakom. Została sama z Zapalniczka, która była chyba najgorszym możliwym towarzystwem. Wataha Harada miała się podzielić i im pomóc. W zamian oni mieli pomóc Haradowi. Kwestia załatwiania mieszkań, kryjówek i tożsamości wydawała się bardzo kiepskim pomysłem na spędzanie czasu. Zapalniczka przyniosła nowy telefon dla Żenii. Położyła go na nocnym stoliku. Nie wymieniły spojrzeń. Przez zaciśnięte zęby Zapalniczka powiedziała:
- Zaar zostawił go dla ciebie. Jest bezpieczny. Przekierowania idą z poprzedniego numeru. Ci, którzy mogli do Ciebie zadzwonić na tamten telefon mogą też na ten. Ale numer jest zduplikowany i upchnięty na Wyspach Kanaryjskich. Namierzenie ciebie to jakieś 6-7 minut połączenia. Staraj się nie dopuszczać do tak długich rozmów. Gdy ty dzwonisz, to z tego numeru bez przekierowań. Jakieś 40-60 sekund do namierzenia. Gdy spałaś to kontaktowała się ze mną Szrama. Nadzieja nie żyje. Znaleźli ją bez skóry przy drodze. Pytała, czy ktoś od nas przyjedzie na jej pogrzeb. Do ciebie też dzwonił jakiś facet, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Numer masz w ostatnich przychodzących.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-09-2018, 20:04   #89
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Żeńka dryfowała w półśnie wycieńczona i wymordowana po niedawnych wydarzeniach.
Śniły się jej jakieś krwawe strzępy, krzyki i migawki z dna Pentexowej pułapki. Niepokój o czwórkę wilkołaków nie zmniejszał się z upływem czasu.
Niepokój o dalsze postępowania i niepewność tego “co dalej” wybijały ją ze snu.
Czuła się bardziej zmęczona niż przed pójściem spać.

I jeszcze na to Zapalniczka.

Gdyby miała siłę, to z pewnością przycedziłaby blondynce. Tym razem z pięści, nie laptopem.

Stała teraz nad nią jak kat nad grzeszną duszą i zgrywała sfochowaną.
Brunetka zgrzytnęła zębami w duchu. A potem jej gniew oblała chłodna, wykalkulowana logika.
Filodoks była jej potrzebna. Jeszcze.

- Dzięki. - Żenia wysłuchała raportu wilkołaczki zbierając się niemrawo z łóżka. Chciała spać chociaż wiedziała, że nie zmruży już oka.
Aniela skinęła głową i ruszyła do drzwi.
- Potrzebuję Twojej pomocy. - zaczęła gdy blondynka ucichła - Znasz kontakty Zaara i znasz okolicę. Możesz zająć się organizacją zaplecza dla ludzi Harada? We dwójkę nie obstawimy całego caernu. Potrzebujemy ich. - Żeńka sączyła słowa powoli - Po drugie potrzebujemy zaplecza zbrojeniowego.
- Tak. Wiem. Spokojna twoja rozczochrana. W ekspresie jest kawa. Jak się ogarniesz pomóż mi zanieść rzeczy Gutka do auta. Postaram się skołować dla ciebie jakiś motor, czy coś…- powiedziała Zapalniczka stojąc już w drzwiach sypialni.
- Zajmę się tym logistycznie, tak - powiedziała jakby gubiąc wątek. Na nią spadło równie wiele rzeczy.
- Szkoda, że nie mogę jechać do Szramy..

- Ja pojadę. Przywiozę Szramę tutaj. Nie będzie siedzieć sama. A może ten nasz moloch caernowy pomoże jej się ogarnąć po stracie watahy.

Żenia wstała i sięgnęła po komórkę.

- W telefonie masz wpisany numer do Zośki Stankiewicz. To krewniaczka Zaara. Nie wiem gdzie jest w realu, ale ogarnia komputery dość sprawnie. Póki nie ma Zaara, ona może nam pomóc - ton Zapalniczki stał się jakiś taki nieobecny.

- Ok. Słuchaj chłopaki wyjdą stamtąd. Nie daj się marazmowi Dalemira. Urabia nas i próbuje nakręcać negatywnie. Czarny i reszta będą tu wkrótce. A póki co jesteś najstarsza z watahy. To nasze terytorium. - Żenia nie wierzyła sama sobie gdy peplała tę mowę wsparcia. - Musimy być gotowe na ich powrót. Muszę znaleźć wsparcie dla nas. - zbliżyła się do Zapalniczki by ściszyć głos - nie sądzę by kły działały altruistycznie w tym tournee po europie. Musimy zabezpieczyć poparcie dla Czarnego. Zajmę się tym. Zgadzasz się?
- Eh… - Aniela westchnęła - dobra, słuchaj zajmę się ludźmi Harada i Caernem. Ty jedź do Szramy. Jutro będziemy się zdzwaniać co dalej. Czarny wróci za dwa, trzy dni.

Zapalniczka wyszła z sypialni Żeni, a ta zaczęła się ubierać, nasłuchując dźwięków połączenia telefonicznego między jednym rękawkiem koszulki a drugim.
Nie znała - nie, wróć - nie pamiętała zbyt wielu „jakichś facetów”. Stawiała, że to Ronin jej szukał. Czyżby miał info na temat Nadziei?

Kilkanaście różnych planów na to co dalej przemknęło Żenii przy wtórze przeciągłego dryyyyyyyń.

Ostatnia pojawiła się myśl czy spotkać się z Markiem. I że potrzebuje Wałaha i Bartka.


***



W słuchawce odezwało się długie i przeciągłe:
- Taaaak?
Przeczucie jej nie myliło. Odebrał Bury Kieł.
- Cześć! - Wrona wykrzesała z siebie resztki entuzjazmu - Podobno bardzo się stęskniłeś i chciałeś ze mną rozmawiać? Już wróciłam. - dodała z uśmiechem w głosie.
- Odniosłem wrażenie, że łatwiej się do mnie dodzwonić niż do ciebie. A wiesz, że nie mam telefonu? Dzwonię z dworca w Toruniu.
- To mylne wrażenie. Ja jestem niezwykle dostępna i chętna do kontaktów. To po prostu był niesprzyjający moment. Ot i tyle. W Toruniu? A długo tam będziesz?
- Na razie nigdzie się nie wybieram. Jest tu dość… ciekawie. Zwłaszcza w kwestii duchów.
- Słuchaj. Dasz się zaprosić na kawę i muffinkę? Ewentualnie hotdoga i piwo? Jutro? No bo ja się stęskniłam. I chciałabym nadrobić zaległości w naszej znajomości. Dorzucę nawet to, że się uczeszę i umaluję żeby nie było że się nie staram dla Ciebie.
- Dobra. Zobaczymy się na toruńskim rynku. Po dwudziestej. Na ten numer możesz nie dzwonić. To budka na dworcu. A ja wreszcie mogę iść zwiedzać miasto. Do jutra - po tych słowach ronina w słuchawce zapadła cisza.

***



Kolejny numer wybrany na telefonie należał do Stankiewicz. Żenia miała długą listę potrzeb do zrealizowania. O śnie i odpoczynku starała się nie myśleć. Kojarzył się jej za bardzo z ciemną komnatą na dnie Pentexu.

- Jezu, Chrystus cię opuścił? Czego chcecie o tak nieludzkiej porze? - zabrzmiał w słuchawce zmęczony damski głos. Tymczasem zegar na ścianie pokazywał, że dochodzi ósma rano.
- Hmmm nieee chyba niee. Nie przypominam sobie bym była z nim w bliższej komitywie. Sprawdzę i dam znać - Żeńka zachowała kamienną minę. - cześć. Potrzebuję paru rzeczy a Aniela mówiła, że jesteś prawą ręką Zaara. Dasz radę mi pomóc?

Po drugiej stronie słuchawki nastąpiło poruszenie. Żenia niemal widziała jak dziewczyna prostuje się na łóżku i wypina dumnie piersi na wzmiankę o „prawej ręce”.
- Tak, jasne. Ty jesteś…? - pytanie zawisło w powietrzu, podczas gdy w tle było słychać poruszenie, jakby odgarnianie pościeli.
- Żenia. Miło mi. Potrzebuję drukarki 3d, i tego śmiesznego plastiku czy czego tam do druku. Potrzebowałabym też kilku info: jak wygląda kwestia podróży na Bałkany. Zaar załatwiał zwykle info tego rodzaju. Naprawdę liczę na Ciebie - dodała cukierka - jakiś lokalny kontakt krewniaków tam jest? Potrzebuję się dopchać do kogoś z naszych. Aha i jeszcze potrzebuję jakiegoś sprawdzonego reportera. Z cyklu tych bardziej zaangażowanych i ogarniętych. Dasz radę?

- Żenia… - dziewczyna zdawała się smakować imię, po chwili w słuchawce rozległy się trzaski i siarczyste przekleństwo. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, aż nagle odezwała się Zośka.
- Sorry. Upuściłam telefon. Co do drukarki, to jakiej rozdzielczości ci potrzeba? Wiesz, że nie ma jednego „śmiesznego plastiku”, nie? - w tle rozległ się dźwięk uruchamianego systemu chłodzącego. Najwidoczniej cukierki rozdawane przez Żenię zachęcały do natychmiastowej pracy.
- Bałkany… coś konkretnie? Ciężko będzie cię upchać na samolot. Musiałabym zorganizować porządne papiery dla ciebie. Pewnie z tydzień, jak nie dłużej, ale mogłabyś lecieć samolotem. Albo coś prostszego i przejazd autem. Znajdę tam kogoś. Daj mi pół godziny. A dziennikarza? Zjem śniadanie i za trzy minuty dostaniesz numer.
W tle słychać było odwijanje papierka z jakiegoś batonika. Śniadanie Zofii Stankiewicz nie zapowiadało się wyjątkowo imponująco.

Żeńka gwizdnęła przez zęby z nutą podziwu.
- Zajebiście. - mruknęła - Drukarka potrzebna do zaopatrzenia w broń. Tak samo materiały. Teraz na pewno będa monitorować ruch na rynku broni. A ja i Aniela potrzebujemy ogarnąć ochronę caernu. Wolę mieć element zaskoczenia po swojej stronie. Papiery mam jeszcze od Zaara. Na podróz autem powinny styknąć. Muszę wiedzieć, gdzie jechać i z kim pogadać. Aha, a jak wygląda sprawa większego kalibru? Nie do końca praworządna sprawa? Bawisz się w takie rzeczy?

- Wiesz, że wydrukowanie pistoletu na drukarce średniej klasy zajmie nam jakieś 48, może pięćdziesiąt kilka godzin? Karabiny pójdą w tygodnie. Za drukarkę lepszej klasy zapłacimy tak wiele, że w to miejsce możnaby przekupić paru wojskowych, którzy „zgubiliby” czołg… ale rozejrzę się. W zasadzie nie jestem w temacie druku 3D. Możemy coś ogarnąć. Choć z tego co wiem broń nie jest problemem - zmieszała się nieco. Jakby wychowano ją w przekonaniu, że nie należy się sprzeczać z wilkołakiem. Za to wzmianka o czołgu, łapówkach i broni załatwiała kwestie „nie do końca praworządnych spraw” z udziałem Stankiewicz. Stukanie w klawiaturę po drugiej stronie sugerowało, że Zośka wzięła się do pracy bez zwłoki.

- Meler - powiedziała mieląc coś w ustach, tak, że ledwo można było zrozumieć. - Tomasz Meler, krewniak Pomiotów. Pracuje jako dziennikarz śledczy w Polsacie. Miałabym jeszcze kilka osób, ale ktoś robi nagonkę na ludzi Zaara i musieliśmy się pochować na jakiś czas.
Telefon zawibrował przy uchu wilkołaczki.
- Wysłałam ci jego numer.

- Ok. Dzięki. - Żeńka nie brzmiała na przekonaną. To co mówiła Zośka jakoś nie zdawało się brunetce realistyczne - A z tym drukiem 3d sprawdź. Może się przydać. Z innej mańki. Możesz poszukać dojść do grup haktywistycznych, które byłyby zainteresowane działaniami przeciw rządowymi, przeciw istniejącemu status quo? Mam pewien pomysł. Póki co jedynie zbierz informacje. Kolejna kwestia jest nieco bardziej delikatna. Potrzebuję zebrać info na temat szyszek w P. Główni naukowcy, szefowie R&D na całym świecie, CEO, VP. Skoncentruj się głównie na DNA i Magadonie. Nie musisz grzebać za głęboko bo chodzi mi o ludzkie zasoby. Kto, jak duża rodzina i np w przypadku lekarzy grono znajomych z podobnych dziedzin, najbliższe powiązania. Kiefy myślisz miałabyś to info? I tak żebyś nie stała się sama celem?

- Megadon i DNA w Polsce powinnam ogarnąć do wieczora. Najwyżej odpuszczę drzemkę. Haktywistów… przydałoby się więcej info. Oni zawsze lubią dużo wiedzieć. Ale jak dasz jakiś wabik, to może się sami nakręcą. Nie wiem, przeciwko czemu się mają zebrać? Gwałty? Aborcje? Testy na zwierzętach? Jak rozumiem pomoc za friko, więc zajawka musi być dobra. Ale tak, mogę popytać. Co zaś do celów na świecie? Nie wiem. Każdy kraj najpierw wiązałby się z próbnikowaniem systemów zabezpieczeń w różnych organizacjach. Jeżeli skupisz się na jednej firmie, to myślę, że kilkanaście tygodni. Przy założeniu, że nie chcę sforsować ich bram i wyrwać listy płac bezpośrednio z księgowości… wtedy w trzy dni masz na stole wyniki, ale jestem prawie pewna, że czarne garnitury zapukają mi do drzwi czwartego dnia. Dużo tego jak na jedną szaloną Zochę. Mogę sobie dokoptować kilku kumpli do pomocy? Czy jak Zaarowe tajne przez poufne? - do dźwięku szeleszczącego papierka dołączyło krótkie pssst otwieranego napoju w puszce

- Co do haktywistów doświadczenia na ludziach powinny być dość dobrą zajawką. Udział wojska i prywatnych firm ochroniarskich, dostawców broni itd. Chodzi mi o zorganizowanie wjazdu do DNA i Megadonu w konkretnym, danym dniu, tej samej godzinie niezależnie od strefy. Co do zbierania danych - Żenia cieszyła się, że mimo zmęczenia jeszcze ogarnia wielowątkowość rozmowy z Zośką. - Dobierz sobie znajomych nawet spoza nas to znaczy wtajemniczonych. Im dalej od garou tym lepiej. Czaisz o co mi chodzi? Chcę przenieść to na sferę poza nami. Nie potrzebuję na tym etapie włamów do zebrania danych ani głębokiej inwigilacji. Oficjalne warstwy starczą. Ah jeszcze jakbyś mnie skontaktowała z hmm nie wiem jak to nazwać. - Żenia na chwilę umilkła nasłuchując odgłosów z drugiej strony.

A było czego słuchać. Zosia nie przejmując się niczym piła napój i kolejnym zdaniom wilkołaczki z drugiej strony towarzyszyło głośne gulp, gulp, gulp. W końcu umilkły, gdy rozmówczyni zorientowała się, że po drugiej stronie czekano na jej odpowiedź.
- Eee… nie wiem? - padło ni to pytanie ni stwierdzenie.
- Kimś kto za zapłatę w różnej formie potrafi załatwiać problemy. Bez wyjątku… - Wrona zawiesiła głos znacząco.

Tym razem w słuchawce zapadła cisza. Żadnych papierków, czy gnieconych puszek po napojach. Tylko monotonny ruch wiatraczka w oddali. Żenia patrzyła na zegar w pokoju i sekundnik przebiegł połowę tarczy, zanim doczekała się reakcji.

- Tak. Mogę dać ci kontakt do dwóch takich w kraju. Ale jeżeli sprawa jest naprawdę gruba, to Zaar ma zaległą przysługę u jakiegoś Włocha. Możnaby poprosić, ale to już nie w kij dmuchał. Mówił mi, że gdyby kiedyś było trzeba, to mam kontakt. Ale… Czy z nim wszystko ok? Z Zaarem - chyba dopiero teraz do dziewczyny dobiegła powaga sytuacji.
- Z Zaarem jest kilku naszych. Nie jest sam. Będzie dobrze. Na chwilę obecną musimy ogarnąć sytuację do czasu, kiedy wrócą. Powinni być za dzień czy dwa. Na miejscu jest Zapalniczka. Ja będę w ruchu. Na chwilę obecną kontakty lokalne. Nie czas na przysługi. Zwykłe zlecenia.
- Dobra. Namiary na tych dwóch ci podesłać? Czy skontaktować się z nimi w twoim imieniu? - dziewczyna rozluźniła się. W końcu ze słów Żenii wynikało, że nie było tak źle jak myślała.
- Skontaktuj i ustaw mi spotkanie tylko nie na jutro. No chyba, że wola kontakty niebezpośrednie.
- Tylko połączenia telefoniczne. Zawsze dwie trzecie gotówki z góry. Tak zazwyczaj działali.
- Ok. Spytaj o polecenia w stanach też. Cele dostaną jak już będą dane z DNA i Metadonu. Muszę kończyć. Cokolwiek robisz, uważaj na siebie. Nie możemy sobie pozwolić na stratę nikogo z naszych obecnie. Szczególnie Ciebie, Zośka. Jeśli coś wywęszysz nie tak, zbierasz cztery litery i się bunkrujesz nawet w polowie roboty. Jasne?
- Jasne. Ten numer jest czysty. Za chwilę wyślę ci wizytówkę z moim drugim numerem. Jeżeli z niego zadzwonię, to prawdopodobnie rozmowa jest na nasłuchu.
- Ok. I Zośka? Dzięki z góry.

Żenia rozłączyła się. W telefonie były dwie wizytówki. Jedna zapisana jako Filo, a druga z imienia i nazwiska Tomasz Meler.
Westchnęła ciężko.
Nie była pewna tego planu i stąpała po grząskim gruncie.

***


Zgarnęła graty Gucia i poszła do Zapalniczki i Dalemira.

- Dalemir. Słuchaj jak wygląda Bartek i Walach? Możesz ich wypożyczyć na dzień- dwa? Nadal szukacie śladów mordercy chłopaka nie? Nadzieja nie żyje. Brzmi jak wzorzec. No i w sumie dobrze byłoby, żeby była jakaś reprezentacja Kłów chociaż na jednym obrządku. Wypadałoby okazać szacunek waderze, która pomogła wam walczyć z Pieśnią Udręki. Jak myślisz?

- Nie wiem czy Harad kogoś posłał. Nie wiem też co zaplanował dla Marka. Bartek chyba wolny. - Twarz szamana po tych słowach stała się napięta. Sobie nie miał nic do zarzucenia, ale wyczuł prztyczek w nos swojego Alfy. Westchnął, wziął solidny łyk kawy i położył przed sobą tablet.
- Oficjalna wiadomość w sprawie Megadonu. W nocy nastąpiło rozszczelnienie butli gazowej na jednym z poziomów, przez co włączył się alarm o skażeniach. Kilka zastępów straży pożarnej na miejscu zażegnało sytuację. Ani słowa o helikopterze i strzelaninie.

Postukał coś w tablecie. Zmienił zakładkę:
- Tutaj dla odmiany awaria w czasie ćwiczeń w pobliskiej jednostce wojskowej. Pilot nie opanował maszyny, która rozbiła się w pobliżu ruchliwej ulicy. Trzech zabitych. Sześciu ciężko rannych. Ani słowa o strzelaninie, zrzucie granatów dymnych, czy wozie strażackim.
Znów postukał w ekran.
- Tylko w brukowcu artykuł: „Rosjanie ostrzelali z helikoptera mój samochód”. Jakiś facet się żali, a dalej brną w tezę, że był to atak wrogiego państwa. Cóż, trza przyznać, że PR Pentexu odwalił niezłą robotę.

Żenia wzruszyła ramionami.
- PR srirar. W sieci zapewne znajdą się filmiki z youtube i innych. Kwestia kto głośniej pisze i kto więcej płaci. Wszystkich kanałów nie kontrolują. Wiesz, wolność internetu i te sprawy.

- To jak? - spytała Dalemira zachęcająco - kiedy będę wiedzieć w kwestii Marka i Bartka? Aha i jeszcze jedno. Jak czekamy na Czarnego jakie są szanse, żebyś pomógł w ogarze duchów?
- Mogę zadzwonić i zapytać. Nie monitoruję wszystkich z watahy. Co do, jak to uroczo określiłaś, „ogaru duchów”, to nie ma szans. Jutro wyjeżdżam z Haradem - powiedział.

- Będzie z wami jakiś kontakt? - dociekliwość Wrony sięgnęła nowego poziomu upierdliwości. Oparła twarz na dłoni wpatrując się w szamana. Wyraźnie było widocznym, że nie zamierzała się ruszyć póki nie dostanie swojej łapówki w postaci Walacha i Bartka.
- Tak. Zostawię numer Zapalniczce - zaczął zerkać podejrzliwie Dalemir.
- Aha. Dobrze. - Żenia zapatrzyła się z uśmiechem w twarz szamana - To jak? Dzwonisz? - uśmiech dziewczyny poszerzył się zachęcająco.

- Nie. Najpierw muszę się spotkać z Haradem. - szaman spokojnie dopił kawę.
- Mhm. - Żenia uniosła jedną brew - Nie możesz do niego zadzwonić? Nie będzie szybciej?
- Mogę. Udało się coś ustalić w sprawie zgubionej skóry? To od razu przekażę mu informację o postępach - uśmiechnął się szeroko, a w jego uśmiechu było coś z wyszczerzenia kłów.
- Udało. Nie przekazali wam informacji? - Żenia zrobiła zdziwioną minę świętego oburzenia. - Musieli być zajęci pomaganiem wam - dodała jakby właśnie zdała sobie sprawę z popełnionego faux pas. Uśmiechnęła się słodko.

Dalemir pokiwał głową na znak zrozumienia.
- Tak, masz rację. Z pewnością nadal są zajęci.
- No. Z pewnością. I zapewne masz rację. Lepiej poczekać niż zadzwonić. W końcu to waszego człowieka oskórowano i wywalono na śmietnisko. Dzień w te czy we w tę, co za różnica. - Żenia wzruszyła ramionami. - Przekażę Szramie, żeby poczekała z pogrzebem Nadziei aż się spotkasz z Haradem. - Żenia peplała niewinnym tonem zbierając rzeczy Gustawa i swoje. - No a potem poczekamy, żebyś się skontaktował z Zapalniczką a ta mnie namierzyła. No ma to ręce i nogi.

Faktycznie.
Miało.
W świecie na opak.

Wrona nie miała jednak za wiele czasu. Zapoczątkowała działania, których Alfa mógł nie zaaprobować. Musiała się spieszyć.

Obładowana Żenia ruszyła do drzwi mieszkania.
- No to będę czekać na znak i miejsce spotkania z Markiem i Bartkiem.
Zapalniczka pomogła jej z rzeczami, które zanosili do samochodu.

- Ogarniesz go? - Żenia dopytała Sędzi.
Zapalniczka kiwnęła głową.
- Nie mam wyboru. Muszę ogarnąć to wszystko. Ale spokojnie. Wysadziliśmy Pentex. Chłopaki wrócą i będą prężyć klaty. Jak zwykle - zakończyła uśmiechem, ale Żenia wyczuła, że miał on dodać otuchy nie tyle jej, co samej sędzi.
 
corax jest offline  
Stary 17-09-2018, 12:51   #90
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Droga do Białowieży minęła niczym jeden wielki rozmazany moment.
Żeńka nie wiedziała, że zgrzyta zębami dopóki nie zaczęły boleć ją szczęki. Martwiła się. Nie pamiętała takiego zmartwienia od czasów śmietnika.

Czarny, Tucholaki-przytulaki, no i Zaar.
Mówiła im, żeby tam nie leźli.
Teraz są nie wiadomo w jak ciemnej dupie.
Znowu zgrzytnęła zębami i skrzywiła się z bólu.


Tankując zadzwoniła do podanego jej przez Zośkę namiaru na dziennikarza.
- Meler, słucham - przemówił głos, który przywodził na myśl bas prezentera radiowego.
- Dostałam numer od Zośki. - Żenia przewróciła oczami na ten wstęp. Po nim powinno paść „ czy jest suchy chleb dla konia?” albo „ Czy jest tu jakiś cwaniak?” - Chciałabym pomówić w sprawie niedawnych wiadomości dotyczących badań na ludziach.
- Rzuć mi jakimś konkretem, to możemy się spotkać. Ewentualnie możesz wysłać maila - odparował sucho. Widocznie “Zośka” nie zrobiła na nim wrażenia.
- Łódź, gen GLS, DNA - Żenia wyliczała - terroryści w Poznaniu i wybuch który zabił 250 osób.
- Wiadomości. Fakty. Panorama. Wiele już było powiedziane - odbił piłeczkę - więcej o tym GLS powiesz? - jednak złapał haczyk.
- Powiem. - zgodziła się Wrona - Gdzie i kiedy?
- Starbucks na centralnym jutro przed południem? - powiedział Meler.
- Pijam latte z syropem czereśniowym. Mają taki w Wawie?
Żenię kusiła randka w muzeum narodowym…
- Powinni mieć. W takim razie do jutra.
- Cześć pracy.
Najbliższe dni zapowiadały się podobnie do pól walki: megakilometrówka...



***





Szrama stała skupiona. Jej włosy jak zwykle były zaczesane tak, że zakrywały wyłupione oko i bliznę na twarzy. “Narzeczona dla Zaara” możnaby pomyśleć. Stała w czarnej podkoszulce, dżinsach i wysokich wojskowych butach. Cóż, i tak sporym postępem dla lupusa był fakt powitania w ludzkiej formie i ubraniu. Na miejscu był też Bartek, krewniak Harada. Poza tym była też jakaś wysoka blondynka, której Żenia nie znała. Miała krótkie spodenki, białego T-shirta i czapkę z daszkiem, która kryła część jej twarzy. Na obu nadgarstkach miała tanie bransoletki z tworzywa. Wizerunku dopełniały długie różowe paznokcie.
Był też wilk. Czarny i skołtuniony. Wyglądał jak wychudzone skrzyżowanie Czarnego z kudłami Zaara. Biegał sobie swobodnie niczym pies-towarzysz.

Wszyscy stali na polanie, przy znanej już Żenii ciężarówce z chłodnią. Wszyscy przywitali się z przybyła wilkołaczką samymi tylko skinieniami głową. Atmosfera żałoby w powietrzu aż przygniatała, ale widok chromowanych zderzaków zaparkowanej na polanie ciężarówki pasował do tego wszystkiego jak pięść do nosa.
Żenia nie zwracając uwagi na sztywne kwinięcia głowami, podeszła do Szramy i przytuliła mocno jej muskularne ciało.
Nie mówiła nic bo słowa nie przekazałyby wilkołaczce nic poza tym co przekazała Alfie mową ciała.

Ścisnęła też bezceremonialnie ramię Szramy i powoli odsunęła:
- Kiedy? - szepnęła zaglądając w okaleczone oblicze kobiety
- Dwie noce temu. Jakiś skuriwel ją okaleczył i wyrzucił do rowu przy drodze. Jak pierdolonego psa.- Żenia czuła jak Szrama cała się napina i ledwie panuje nad swoim głosem. Drżała ze złości, co u Ahrounów było stosunkowo niebezpieczne. Zwłaszcza, że w tym towarzystwie nie miała na kogo wyładować swojej agresji.

- Szrama. Coś oprócz ciała wokół było? Kto znalazł ciało? W jakich okolicznościach? - Żeńka przejęła pozostałości logicznego myślenia u wojowniczki i skierowała na właściwe tory. - Znalazłabyś trop? Ktoś coś widział?

Szrama warknęła i odsunęła się. Przemaszerowała kilka kroków w stronę pobliskiego konaru drzewa i wymierzyła w niego cios pięścią. Zawyła głośno z bólu i złości. W tym czasie bliżej Żenii podszedł Bartek.
- Cześć - powiedział cicho i podał Żenii tableta. Była tam otwarta przeglądarka, a w niej artykuł:
“W rowie przy trasie 689 znaleziono oskórowanego psa”
- Znaleźli ją ludzie, jeszcze nie byliśmy sprawdzić miejsca. W nocy wykradliśmy zwłoki od okolicznego weterynarza.

- Cześć - dziewczyna odruchowo wyciągnęła szyję zerkając na wyświetlacz zanim krewniak Harada zdążył jej podać tableta.

- Co to jest trasa 689? Skąd dokąd? Na jakimś konkretnym odcinku? - brunetka spojrzała również na portal podający artykuł. - Oglądałeś zwłoki? - nie patrząc na Bartka rzuciła niedbale.

- 689 to droga wojewódzka. Prowadzi od granicy z Białorusią, przez Białowieżę do Bielska Podlaskiego. Znaleźli ją niedaleko Białowieży. Tak, oglądałem je. Są w środku - Bartek wskazał na ciężarówkę.

Portal był jakimś lokalnym tworem. Poza informacją o skatowanym psie były tam informacje dla turystów, czy news o zbliżających się dwa miesiące wcześniej dożynkach. Jednak aktualności policyjne były całkiem świeże.

- Jakieś punkty wspólne? Podobieństwa? Oprócz braku wiadomej powłoki…- zakończyła koślawo.
- Oboje są wilkołakami. - dodał Bartek.
- Nic więcej? - pytaniu towarzyszyło ciężkie westchnienie - Trzeba się tam wybrać na miejsce chociaż pewnie niewiele znajdziemy. - odruchowo narzuciła krewniakowi ‘my’.
Kiwnął głową.
- Moje auto jest zaparkowane kawałek stąd. Weźmy Szramę i wilka - powiedział wskazując na czarne, kudłate stworzenie.
- Ok. Kto załatwiał lodówkę? - ciekawość podsunęła dziewczynie kolejne pytanie.
- Prezent od Zaara. Przyjechała razem z Kasią. W zasadzie, to ona nią jeździ.
Bartek wskazał na blondynkę w czapce z daszkiem. Jej tipsy ewidentnie nie pasowały do kierowcy ciężarówki. A jednak w dobrze krewniaków Zaara Żenia zaczynała dostrzegać pewną prawidłowość.

Może to dlatego poleciał na Wronę tak bardzo?
Pełen zadowolenia chichocik wypełnił myśli brunetki, która pomachała długopaznokciowej lasce z przyjacielskim uśmiechem.

Wilczyca w środku zaś zawyła z radości i triumfu.
Zaar był jej.
I już.

- Ok - Żeńka starała się ukryć zwycięski błysk w oku odwracając się do krewniaka Kłów. - Jedziemy zaraz jak obejrzę zwłoki.

Czy to przez świadomość posiadania Jarka czy przez instynktowną potrzebę bycia na górze, Żenia podreptała do lodówki kręcąc biodrami nieco mocniej.

Kasia skłoniła się wilkołaczce, która ją mijała. W całej jej postawie było widać uległość. Ciężko powiedzieć, czy było to wyuczone przez Zaara wobec wilkołaków, czy też wywołała to naturalna aura przywódcy jaka roznosiła się wokół brunetki.

Drzwi naczepy otworzyły się i Żenia poczuła uderzenie chłodu.
Temperatura wewnątrz faktycznie przypominała lodówkę. W naczepie znajdowało się kilka dziwnych rzeczy poza dwoma stalowymi stołami jakie były przykręcone do podłogi było w nich też trochę elektroniki. Na pierwszy rzut oka jakieś diodki i panele, ale po chwili okazało się, że można tam było znaleźć pełną klawiaturę w folii chroniącej ją przed kondensacją pary

Na jednym stole leżał czarny worek z tworzywa. W środku były prawdopodobnie zwłoki Nadziei.

Mimo, że przez ten krótki odcinek do wnętrza wozu, Żeńka próbowała się przygotować na widok zmasakrowanego wilkołaczego ciała, to jednak nic nie powstrzymywało jej żołądka przed fikaniem koziołków. Wyobraźnia podsuwała jej brutalne wizje niedawnej jatki, która sama urządziła w Pentexie. To pomogło jednak tylko trochę.

Nabrała głęboki wdech i otworzyła opakowanie.

To, co zobaczyła nie przypominało dumnej wilczycy, która obdarzyła brunetkę ciepłym słowem w czasie rytuału wyniesienia. To nie przypominało nawet wilka. Faktycznie odsłonięte kły i mała głowa kojarzyły się z psem. Wcale nie dziwiła się, że ktoś się pomylił.

Zdarta skóra i futro odsłaniały mięśnie i kości na plecach. Mięśnie karku były uszkodzone. Kość skręcona. Ktoś skręcił kark Nadziei. Pod brodą była rana. Szeroka i otwarta. Ostrze średniej długości. Za krótkie na kleiv. Choć już pasujące do czegoś wielkości noża Żenii. Porwane pazury, z ziemią pod nimi mogły nic nie znaczyć, ale też były rzucające się w oczy. Oczy odsłonięte z powiek wpatrywały się błagalnie w brunetkę, jakby prosiły o zemstę.

- Z magazynu dowodów wyciągnęliśmy jeszcze to. - Bartek podał żenii wielki worek strunowy, a w jego wnętrzu znajdowało się coś przypominającego zakrwawione prześcieradło.
- Marcin też był w takie zawinięty gdy znaleźli go w śmieciach. Myślę, ze zostawili ją na widoku, żeby rzucić nam wyzwanie.

- Nam to komuś konkretnie? - spytała cicho Wrona pochylona nad ciałem. Zastygła w dziwnym półskłonie z workiem w ręce. - Bo obszarowo to ni z gruszki ni z pietruszki… - dodała jakby gwoli wyjaśnienia.
- Nam, czyli wilkołakom. Znaczy… wam - poprawił się Bartek. - Wyjmij prześcieradło i powąchaj. To formalina. Może ma związek z… z czymkolwiek. Nie wiem, nie mam pomysłu.
- Ale to znaczy, że po pierwsze wiedzą gdzie szukać a po drugie kogo.
- To Samuel. - odezwała się Kasia z kąta naczepy. Mówię wam, on wrócił. Zbiera skóry.
- Tak nie do końca… Żenia, powiedz, słyszałaś o rytuale Świętego Odrodzenia? - zapytał Bartek.

Na moment Żenię uderzyło gorąco. Wspomnienie wlało się do jej czaszki z siłą huraganu. Znała rytuał. Znała szczegóły. Potrzebowała pięć skór od pięciu wilkołaków, zebranych w nocy, przy pięciu tych samych fazach księżyca. I wtedy… wtedy krewniak mógł stać się wilkołakiem. Z jakiegoś powodu pod Żenią ugięły się nogi od tej wiedzy.

Przytrzymała się stołu lodowatego stołu i wciągnęła głęboko powietrze.
Czy to ten rytuał odbył się w podziemiach Pentexu?
Potrząsnęła głową by pozbyć się przebłysków mrocznych wspomnień.

- Coś kojarzę - mruknęła - ale nie do końca - dodała przypominając sobie rozmowę Bartka z Wałachem. Nie chciała wywołać dalszych podejrzeń.

- Kojarzysz, że skóry muszą być zebrane pod tym samym patronatem? A te były zebrane pod innymi.
- No właśnie - wtrąciła się Kasia - a Samuel nie potrzebuje już skór do rytuału. On je kolekcjonuje!
Z jakiegoś powodu słowa Kasi w tej dziwnej chłodni przywodziły na myśl tanie amerykańskie horrory.

- Trochę bezsensowne hobby. - Żenia jakoś nie dopuszczała tej opcji - Już bardziej pasuje mi tu teoria Bartka o zwracaniu uwagi
Krewniak jakby urósł słysząc poparcie dla swojej teorii i pokiwał głową. Po chwili spojrzał jeszcze raz w ufne oczy wilka pozbawionego skóry, a następnie zapiął worek.
- Chodźmy.

***



- Szrama… - zaczęła po długim milczeniu Żenia wciśnięta na miejsce obok Bartka. - … nie chcę, żebyś tu została sama.
Wrona wykminiła, że nie może nakazywać Alfie, a już napewno nie Szramie. Musiała ją podejść z innej strony:
- A caern potrzebuje wsparcia, póki Czarnego nie ma. Zgodzisz się pojechać do Poznania?
Spojrzenie wilkołaczki było nieobecne. Na perfekcyjnie wygojonej dłoni zaschła stróżka krwi. W końcu pokiwała głową.
- Tak. Myślę, że zmiana miejsca dobrze mi zrobi. Chcę ją tylko godnie pożegnać dziś w nocy i jutro o świcie ruszamy do waszego Caernu.
- Tak zrobimy, Szrama. Tak zrobimy.
Szrama pokiwała głową i postukała w dach auta, po czym obeszła je i wsiadła niechętnie zostawiając Kasię samą. Po chwili na tylne siedzenie wskoczył wychudzony wilk.
- Myślisz, że go znajdziemy? Tego Łowcę skór? - zapytała głaszcząc wilka, który ułożył łeb na jej kolanach.
- Tak. - Żenia skinęła krótko głową. - I będzie tego żałował.
Nie wiedziała skąd ta pewność ale Grzesia zdołała pomścić. Pomści i Nadzieję.

- Bartek na ile jesteś oddelegowany do nas? Musisz jechać do Marka? - specjalnie nie użyła nazwiska sugerując bliższą relację.
- Na razie Harad dał mi wolną rękę w tej sprawie. Marek jest przepchnięty gdzie indziej. Dziś mieli się spotkać. Nie wiem co planują. Widzisz… ja jestem tylko krewniakiem.
- Dla nich. Dla mnie jesteś Bartek, facet z dobrymi pomysłami. - Żenia uśmiechnęła się kącikiem ust i spojrzała na kierowcę spod rzęs. - Potrzebuję takich.
- A jednak tylko „facet”. Nie zmieniam się w trzy metrową bestię, nie wskakuję do świata duchów. Nie sądzicie, że legenda o Samuelu Hight’cie trafia na podatny grunt. Ktoś, kto nie wie jaką cenę płacicie za bycie wilkołakami łatwo może pragnąć takiej potęgi. I wilkołaki się tego boją, prawda? - spojrzał w lusterko na zamyśloną jednooką. Nie doczekał się reakcji.
- W każdym razie u ludzi Harada aż kipi podejrzeniami gdzie tym razem uderzy Łowca Skór. Bo pojedyncze zwłoki to przypadek. Ale dwójka, to już wzór.
- A co obstawiają? Jakie opcje?- Żenia sondowała delikatnie swoje nowe źródło informacji. I to nie byle jakiej informacji. Informacji wprost z watahy Harada. - Może można by zapobiec kolejnemu morderstwu.
- Też o tym myślałem. Tylko widzisz, realnie rozpatrują dwie opcje. Pierwszą jest powrót Samuela.
- Nie żyje - odezwała się z tyłu Szrama.
- No właśnie… wszystkie starsze wilkołaki to wiedzą. I sądzą, że stary dobry Sam znalazł naśladowcę. Krewniaka, który się na nich zasadzi. Czy w obliczu tych informacji domyślasz się już jak wiele mi, krewniakowi, mówią o swoich planach?
- Myślę, że ciut za bardzo skupiasz się na byciu “wyłączne” krewniakiem. - Żenia odwróciła się całym ciałem ku Bartkowi.
- Nie, ja nie. Zresztą… mam fajne życie i bez wilkołaczenia. Chciałem tylko, żebyś poznała jakie nastroje panują wśród wilkołaków. O tym moim byciu krewniakiem to tak z przymrużeniem oka mówiłem.

“Przymrużenie oka u Srebrnych Kłów”. Koncept niósł ze sobą tak wiele opcji do kpiny, że Żeńka chwilowo “zwisła” zapatrzona w profil mężczyzny.

- A ta druga opcja?
Bartek się zmieszał.
- Tak naprawdę nie mamy żadnej poszlaki. No i jak często bywa w takich wypadkach sprawa obrasta „miejską legendą”. Mówią, że podobno Samuel wrócił z dna piekła i w zemście szuka wilkołaków i zbiera ich skóry.

***


Po chwili dojechali na miejsce.
- To gdzieś tutaj - powiedział zatrzymując się na poboczu drogi oddzielającej las od pól.
- Taa, Nadzieja lubiła się tu kręcić. Nie znosiła ludzi, ale ją ciekawili. Zakradała się blisko dróg, pól, wiosek… i patrzyła na nich - powiedziała ze smutkiem Szrama. Przyklękła i pogłaskała wilka.
- Gnatożer może złapie jakiś trop.



Żenia z łatwością składała części układanki. Wilczyca nie miała kontaktu z ludźmi. Czyli jeżeli została zaskoczona, to przez kogoś kto trafił na nią przypadkiem, albo kto znał jej nawyki. Zapach napastników zniknął. Żenia go w ogóle nie czuła. Nawet po przyjęciu postaci wilczycy, którą wręcz powaliło bogactwo zapachów.

Na miejscu spędzili kilkanaście minut, aż Żenia zauważyła zagrzebane ślady. Ktoś postarał się, żeby je usunąć. Blisko dwie godziny wędrowali po lesie szukając kolejnych śladów. Wszystko wskazywało na to, że Nadzieję goniły wilki lub wilkołaki w formie lupusów. W końcu ją dogoniły.

Ciało zabrano z lasu, zapakowano do samochodu parkującego kilometr dalej. Skóra nie została zdjęta na miejscu. Ciało mogło zostać wyrzucone z samochodu w miejscu w którym napastnicy zauważyli Nadzieję.

Cała wyprawa utwierdziła Żenię w jednym. To nie był przypadek. Ktoś wiedział, gdzie znaleźć Nadzieję. Tak jak i młodego górala w sercu nigdziebądź.
Ktoś, kto znał oboje? Ktoś kto ma dostęp do informacji o zwyczajach i planach garou.

„Ktoś, kto nie wie jaką cenę płacicie łatwo może zapragnąć takiej potęgi” słowa Bartka odegrały się na replayu w głowie brunetki.
Krewniacy?
W ostatniej bitwie z Pieśnią tylu ich zginęło.
Również ze strony Spiral.
Żenia jęknęła w duchu.
Harad nie posłucha. Z resztą nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Czarnego nie ma.
Jedyną opcją jaką miała był… Bartek. I Wałach.
I co?
Ma wystawić wszystkich krewniaków?
Musiała to załatwić inaczej.

- Jedźmy ją pochować. - mruknęła Wrona powróciwszy do ludzkiej postaci.

W drodze do auta szepnęła do Bartka:
- Musimy pogadać. Na osobności. Proszę.


***


Ciężarówka wraz z wozem Bartka i motocyklem Żenii wbijały się w las. Niestety nie dość głęboko, żeby uniknąć nieprzyjemnego pochodu.

Szrama zwiększyła swoje mięśnie i przypominając neandertalkę wzięła zawinięte w płutno ciało Nadzieji. Maszerowali w milczącej procesji prawie godzinę. W końcu znaleźli wzniesienie. Szrama ułożyła ciało na mchu. Zdjęła płótno odsłaniając powoli rozkładające się ciało bez skóry.

- Nie chciałaby, żeby zawijali ją w ludzkie szmaty - powiedziała Szrama, po czym zmieniła się w wielkiego szarego wilka z wyłupanym okiem i szeroką szramą na pysku. Zawyła przeciągle, a w jej wyciu była wiadomość. Wezwanie duchów. Wezwanie przodków. Oto oddawała im ostatnią członkinię swego plemienia. Żenia czuła ból Szramy. To wycie niosło się w lesie, a jego odbicie wracało do nich i powodowało gęsią skórkę. Córka Ognistej Wrony zauważyła, że krewniacy reagują podobnie jak ona. W tym wyciu musiało być coś magicznego.

Po chwili Żenia czuła obecność duchów. Zebrały się wokół. Silne. Jak wtedy gdy stworzono Caern. Wycie nagle ucichło. Szrama siedziała bez ruchu. Obserwowała duchy.

W końcu skinęła pyskiem, a obecność wyczuwalna pod skórą przez Żenię zdawała się rozmywać. Aż w końcu jak gdyby nigdy nic Szrama odwróciła się i ruszyła w las. Zostawiając martwe ciało leżące na runie.

Po przejściu kilkunastu metrów nie wytrzymał Bartek i zapytał Szramę:
- Nawet jej nie zakopiemy?
Szrama zatrzymała się. Zmieniła w wielką bestię, której futro stopniowo zmieniało się w ciemniejące rude włosy.
- To tylko ciało. Jej już tam nie ma. Odeszła z duchami. A ciało stanie się pożywieniem dla istot lasu. Taniec życia i śmierci trwa. Nie czeka na nikogo. Nie można przestać tańczyć.

Słowa te przywodziły na myśl Tancerzy. Tancerzy Czarnej Spirali. Tancerzy Skór. Żenia też czuła się Tancerzem. Nie Spirali i nie Skór. A jednak tańczyła do nieznanej sobie melodii. Nie miała pojęcia dokąd ją to zaprowadzi. Śmierdziała Żmijem. Smok był jej totemem. Była samotna wśród wilkołaków. Tancerze Spirali na nią polowali. W tym jej brat. Samotna w tłumie.

Patrzyła na Szramę w nienaturalnej dla niej ludzkiej formie.
Była sama. Dołączała do watahy Zaara, którego nadal obwiniała, za doprowadzenie do śmierci jej brata.


***



Zapalniczka okazała się geniuszem logistycznym. Wataha Harada składała się z czterech mężczyzn. Dziewczyna rozlokowała ich po bezpiecznych placówkach w okolicznych wioskach dookoła miasta. Krewniacy póki co byli bezpieczni, przynajmniej według posiadanej przez nich wiedzy. Żenia darowała sobie spotkanie z kimkolwiek z nich. Była zajęta innymi kwestiami.

Aniela zorganizowała jej kawalerkę na osiedlu Przyjaźni. Z jednej strony mniej niż kilometr od mieszkania Zaara, po którym nadal szwędały się służby nasłane na Marka. Z drugiej strony wewnątrz osiedla, które było jednym z kilku osiedli wysokościowców. Dzielnica Winogrady. Blisko 70 000 mieszkańców na niecałych pięciu kilometrach kwadratowych. Ktokolwiek szukałby Żenii Bondar z pewnością nie miał by łatwo.

Mieszkanie znów pokazało geniusz logistyczny Zapalniczki, co zaskoczyło nieco Żenię, która do tej pory nie była pod wrażeniem przydatności Anieli.
Na blacie ławy stał nowy laptop. Obok tablet i komputer. Przy tablecie na żółtej fiszce widniał napis: “bezpieczny”. Pod tabletem był telefon. Na nim karteczka sugerowała zgoła co innego: “awaryjny- jednorazowy”.

Na kanapie znajdował się pistolet. Jakby wilkołaczce było mało broni.

Mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze, przez co temperatura wewnątrz była dość nieprzyjemna, ale była to jedyna niedogodność. Nawet lodówka była pełna i pozwalałaby przeżyć kilka dni bez wychodzenia z mieszkania.

Tymczasem telefon rozpychał się od esemesów. Wszystkie od Zośki.
Zanim Wrona zabrała się za ich czytanie, wysłała smsa do Zapalniczki:
“Świetna robota. Jestem pod wrażeniem”.

Sama zastanawiała się skąd u niej zdolności zarządzaniem zasobami ludzkimi…

Pierwszy sms Zośki wzbudził nadzieję:
Cytat:
“Mam do wyrwania 3 drukarki za 10k i jedną do druku w metalu za 50k. Mogą być na środę”
Był poniedziałek. Wyglądało to obiecująco. Zwłaszcza druk w metalu, którego Żenia nie brała pod uwagę.

Cytat:
“DNA: Adam Wirs, Anna Kalaty, Tomasz Buk, Mike Spector”
Nazwiska głównie polskie, czyli jak obiecała zajęła się przede wszystkim zagrożeniem krajowym.

Cytat:
“Megadon: Jason Brenan, Agata Kirdź, Beata Kępa, Mirosław Hoszcz”
Podobna sytuacja jak wcześniej. Jednak z treścią tych wiadomości łączyła się kolejna.

Cytat:
“Dwaj panowie, których chcesz zatrudnić podali oczekiwania finansowe. 50k euro za standardową pracę. 100k za czystą.”
Cóż, tu trzeba było pomyśleć.
Następny sms wyglądał nieco jak plan podróży:

Cytat:
“B&H-Zenica > Ryk Gromu”
“Serbia>Park Goliya>Pazur-w-mroku”
“Bulgaria>Rodopy>Raja Iwanow”
W kolejnej wiadomości wyjaśnienia:

Cytat:
“To lokalne alfy, do rana będę mieć kontakt na tych, którzy cię wprowadzą.”
Cytat:
“Zośka, dajesz czadu. Co znaczy standardowa vs. czysta? Od kiedy dostępni? Lokacje blisko siebie? Czy rozrzuceni? Da się zgrać czasowo z haktywistami? Dobra, potrzebuje jakiś 72 godzin na spotkanie z B&H i kolejno co 24h. “
Odpowiedzi znów przyszły w kolejnych wiadomościach. W krótkim odstępie czasu. Żenia zastanawiała się jak szybko dziewczyna pisała na klawiaturze.

Cytat:
“Czysta=wypadek”
“Każda praca rozpatrywana indywidualnie’
“Haktywisci czekają na spuszczenie ze smyczy’
“Czy 72h oznacza, ze dojedziesz tam w czwartek?”
Zanim Żenia skończyła czytać ostatnią wiadomość telefon zadzwonił wskazując hakerkę, jako nadawcę połączenia.
- Wiesz, esemesować to ja mogę z chłopakiem, a tak chyba lepiej pogadać. Zwłaszcza, że z tego co sprawdziłam twój numer, to jest szyfrowany - głos dziewczyny po drugiej stronie był pełen euforii.
- Ok jak nie przeszkadza Ci, że się będę w miedzy czasie kąpać… Tak postaram się tam być w czwartek. Jutro muszę być w Toruniu, ruszę stamtąd. Co to znaczy rozpatrywana indywidualnie? Otwierają sobie drogę do negocjacji czy o co chodzi?
- Jasne, szoruj się tam - do Żenii dobiegł dźwięk szeleszczącej folii. - Wiesz, Zaar ich brał do ściągania jakichś Kowalskich i Nowaków. Wypadek posła kosztował go przeszło 200 kafli.
- Mhm, a jak zamawiamy czteropak to dadzą jakąś zniżkę? - Żenia zachichotała raptownie wciągając powietrze gdy wlazła do wanny z gorącą wodą - Słuchaj chcę to ogarnąć tak, żeby oni zrobili te wypadki jednocześniem z działaniami netnapaleńców… kochane ludzie…
Wrona faktycznie radośnie pluskała się jak dziecko, machając palcami u stóp i rozchlapując wodę.
Z drugiej strony było słychać chrupanie. Czyli szeleszcząca folia okazała się paczką chipsów.
- Nie wiem czy wezmą się za czteropak, wiesz? Bo te szyszki są rozrzucone po kraju. Ich jest tylko dwóch. Ty chcesz to zgrać w czasie… nie wiem czy nie będziemy musieli gadać z Włochem. On by ogarnął, tych dwóch - zapadło milczenie, po czym dodała - wątpię.
- Jak jedna osoba może ogarnąć cztery, a dwie nie mogą? - Żenia zanurzyła się z głową wcześniej przełączając fonię na głośnik.
- Bo widzisz… ten Włoch… - Zośce zdawało się brakować słów - oglądałaś Ojca Chrzestnego? To taki typ jest. Wiesz, wrzuci ci łeb konia do łóżka we śnie… ale nie ruszy się z tej swojej sycylii. Włoch ma ludzi. A Zaar mu się mocno przysłużył. Mocno mocno.
- Zaar - prychnięcie wydobywającej się spod wody brunetki przerwało chwilowo wypowiedź - mnie ubije jak wykorzystam Ojca Chrzestnego. To jeszcze nie ten poziom. - Żeńka nie brzmiała na przekonaną.
- Ok, no to działamy z tym co mamy. Jak będziesz mieć konkret, to dam im znać. - zakończyła chrupnięcie.

- Czekaj. Daj pomyśleć - myślenie Wrony objawiało się wesołym robieniem piany. Jakoś ciepła kąpiel umniejszała troski i obawa o chłopaków nieco opadła.
- Dobra - Żenia machnęła ręką na poprawność. Trzeba było wbić klin a nie certolić się. Przypomniała sobie kapsuły w jakich zamknięte były Czerwona i Złośliwość.

Nie.

Odraza i gniew, nagły i potężny wybuch gniewu wyrwały warkot z gardła Bondar. Lata upokorzeń przez ojca i obcych? Wściekłość zasłaniająca oczy. Nieco opadła, dająca myśleć ale wciąż pełgająca pod skórą, wciąż napędzająca chęć zniesienia z powierzchni ziemi. Trzeba położyć temu koniec. W dowolnej formie.

- Jedziemy z Włochem - twardo i krótko rzuciła do słuchawki. - Zorganizuj kontakt. Chcę całą ósemkę na raz. Jak coś, to ustaw mi rozmowę z Włochem. Nie wiem ile zabiorą mu przygotowania i daj znać e-ludziom, żeby byli gotowi. Jak wygląda kwestia zasobów? Jeśli Włoch nie da rady ósemki, próbuj szóstkę. Pozostałą dwójkę oddeleguje się cichociemnym. Pamiętaj, że to ma wszystko wyglądać jak kompletnie nie związane z nami.

Żenia podniosła się z wanny i ociekając wodą, przeszła do kuchni.
Była głodna.
- No to pozamiatamy. Która godzina może być teraz we Włoszech? - zapytała Zośka oderwana nieco od rzeczywistości. Będę musiała zadzwonić. Pogadać. Ale tak, z Włochem jest szansa.

W głosie hakerki słychać było uśmiech. Szeroki uśmiech:
- Do rana dostaniesz namiary na tych z Bałkanów. Wybacz, ale miałam też zlecenie dla Zapalniczki, a reszta naszych się zamelinowała po tym jak Mazut załatwił trójkę.
- Nie masz za co przepraszać. Jesteś dobra, masz pełne ręce roboty. Godzina chyba ta sama co tu? - odpowiedziała Żenia w odwrotnej kolejności. - Uważaj na siebie.
- Zawsze. Od Włocha przekieruję połączenie bezpośrednio do Ciebie. Wprowadzę go w sprawę. Ale wiesz… on jest z tych, którzy lubią załatwiać sprawy po dżentelmeńsku. Ehh - na moment Zośka zdawała się odlecieć do krainy marzeń - dziś już takich nie robią. Dobra, kąp się tam. A potem się prześpij. Ktoś nie może spać, żeby mógł spać ktoś.
- Brzmi jakbyś miała ochotę na coś więcej niż połączenie jedynie telefoniczne. - Żenia władowała skrzydełko kurczaka z grilla do ust i kontynuowała inwestygowanie zawartości lodówki.

Żałowała, że nie ma z nią Zaara.

- Wiesz, jak każda dziewczyna mam swoje potrzeby - zachichotała cicho, gdy Żenia sprawdzała idealnie poukładane i zrównoważone porcje posiłków gotowych do odgrzania i długoterminowych racji żywnościowych. Wszystko do przygotowania w mniej niż 10 minut. I żadnego prawdziwego jedzenia… Cóż, logistycznie miało to uzasadnienie, bo być może musiałaby zajmować tę kryjówkę tygodniami, a jednak… przyjemnie byłoby ugotować sobie spaghetti… czy cokolwiek poza gorącą wodą do zalania puree instant….
Chrupanie chipsów po drugiej stronie słuchawki przypomniało jej o nadal wiszącym połączeniu.

- Powiedz, że powstrzymuje Cię jedynie odległość - Żenia skrzywiła się i zamknęła lodówkę, zabierając pieczone kurczę i puszkę piwa . już wiedziała, ze jadać będzie tu w ostateczności. odstręczało ją żarcie z proszku. Placając bosymi stopami, przeszła do sypialni ubrać się. - Dobra, Zocha. Jesteśmy w kontakcie. Jak coś to dzwoń.
- Ok - powiedziała, po czym połączenie zostało przerwane.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172