Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2018, 20:10   #11
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację


Tomi popatrzył na drzwi do windy krytycznie. Próbował je lekko szarpnąć niestety bezskutecznie. Solidne zbrojone drzwi nadal zachowały swoje właściwości. Indianin korzystając z dziwnego okularu przywołał mechanicznego orła. Luna bo tak przemawiał do SI wysunęła z siebie złączkę i podłączyła się do panelu windy. Następnie Tomi wydał dyspozycję ponownego uruchomienia windy.
- Przewidywany czas realizacji zadania sześćdziesiąt minut - głos tym razem dochodził już od SI. Zapewne z jakiegoś syntezatora głosu. - Czas realizacji może ulec wydłużeniu. - najwidoczniej system windy lub bazy wojskowej miał adekwatny poziom zabezpieczeń.
Tomi natomiast usiadł odwinął kawałek suszonego mięsa i zaczął konsumować. Co jakiś czas popijając wodą z bidonu.
- Głodny?
- Nie dzięki. Trochę zbyt dużo emocji po niedawnym pościgu i prawie-zejściu. Skoro mamy godzinę to wyjdziemy na zewnątrz? Widziałem fajny punkt widokowy.
- Luna gdyby jakiś obiekt się do ciebie zaczął zbliżać nadaj komunikat. - zawiadomił SI Tomi. - Jasne chodźmy - zwrócił się Malakaia. Odpowiedz mi też co to za awantura.
- Nic wyjątkowego. Mój wóz jest świetny, ale zwraca na siebie uwagę. No i tym razem także zwrócił. Jadąc tu wynająłem dwóch najemników do pomocy, ale obaj padli.Też bym padł, ale my lepiej znosimy kule na pierś. Jak tutaj dotarłeś? Chyba nie przelazłeś tych pustkowi z buta, nie?
- Oczywiście, że tak - zaśmiał się Indianin. - Pojazdy są wygodne ale bywają zawodne. Nogi natomiast odwrotnie. Ojciec rzekł mi, że mapa na płaskowyż może tu być. Jestem ciekaw przodków co chcą nam rzec? Jak chcą…. Zacząć naprawiać świat.
Malakai uśmiechnął się smutno
- Polecam podejść do tego trochę... sceptyczniej. Najpewniej i tak się nie uda - zaproponował nagi wilkołak wychodząc z kompleksu
- To tam - wskazał palcem na wpół zawalony mur po którym można było wejść na dach jednego z niższych budynków.
- Oh nie ważne czy się uda. Samo wydarzenie jest niezwykłe i warte przeżycia. - Tomi doszedł do muru i zaczął się wspinać.
- Takich przepowiedni jest dużo - podjął Malakai gdy już się usadowili - sam z ekipą swego czasu trzy kolejne wypełniłem i wszystkie okazały się bajdurzeniami szaleńców… teraz też mamy tylko sny za przewodników…
- Przepowiednie pijanych czy szalonych wieszczy to jedno. Wizja to co innego. W dodatku ta sama u…. No właśnie ciekawe jak wielu? - wszedł już na górę i zaczął się rozglądać po okolicy.
- I to jest właśnie powód dla którego po raz kolejny się czegoś takiego podjąłem. Po trzeciej porażce, okupionej krwią przyjaciół, wycofałem się z interesu. A ty co robiłeś przed dniem dzisiejszym i wezwaniem do ratowania świata? - zaśmiał się Malakai rozsiadając się możliwie wygodnie na dachu i grzejąc na słońcu
- Wykuwałem siebie pod okiem ojca. Sprawdzałem umiejętności ... sprawdzając świat do około. Hartowałem ducha, by być wilkiem na pustkowiach. Móc decydować o sobie. Nie być tylko kolejną kroplą w nurcie rzeki która ma już ustalony bieg.

Kolejna godzina upłynęła im na rozmowach o życiu. Doświadczeniach, odczuciach i spostrzeżeniach. Gdy okazało się, że Luna nadała sygnał o o resecie siebie i postępów jakich dokonała. Tomi nakazał jej kolejną próbę. Nie nudzili się i wtedy opowiadając o przygodach i swych losach nim zostali wezwani przez przodków.
 
Icarius jest offline  
Stary 08-02-2018, 22:34   #12
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Jana spięła się słysząc słowa zbliżającego się do niej obszarpańca, był wyjątkowo niemiły lub głupi, jeśli myślał sobie, że wyjdzie i da mu się zabić podczas gdy on nawet nie był łaskawy odpowiedzieć na jej słowa przywitania lub choć również się przedstawić. Przyglądała się mu więc z uwagą, gładząc z uczuciem kolbę dwururki. Przez gogle oraz omotane wokół jego głowy szmaty nie mogła stwierdzić czy rozmawiał z nią człowiek stary czy młody. Głos wskazywał na człowieka w sile wieku, jednak w sposobie jego poruszania było coś nie tak… albo przynajmniej jej się tak wydawało. Jedynym co mogła powiedzieć z całą pewnością było to, że rozmawiała z niewychowanym bucem. Siedziała więc dalej w cieniu nadal pozornie zrelaksowana tyle tylko, że uśmiech zszedł z jej twarzy a palce zaczęły gładzić broń z nieco większą intensywnością. Czekała…

Ferad chwile po przedstawieniu się obcego, przyjrzał się jej i spojrzał jeszcze raz na jej broń. Milczał jeszcze przez chwilę, po czym odezwał się do niej.

-Nie jestem bezimiennym, chociaż z psem już bym mniej polemizował... Zwe się Ferad, syn mego kochającego ojca. Mam gdzieś twoją broń i najchętniej bym ją stopił tu na miejscu, ale jak widać, tobie się to nie spodobałoby. Rozmawiać nie musimy, po pierwsze nie podobasz mi się, po drugie nie ja tu przylazłem i czmychnąłem do cienia z bronią palną. Prędzej w twoim interesie jest rozmowa, niż w moim. Więc albo przestaniesz mi grozisz tą gównianą rurką, albo nici z jakiejkolwiek rozmowy.

-Do cholery jasnej, akurat musiał ktoś przyleźć, gdy gdzieś wychodzę...4 tygodnie NIC i teraz nagle ktoś chce mapy! - zaczął przeklinać swój los w głowie i stanął w gotowości czekając na odpowiedź ogniową, bądź słowną kobiety naprzeciwko niego.

- Ja nie grożę nikomu, ot przyjechałam w sprawach interesów do niejakiego Kartografa. Dochowałam wszelkich zasad kurtuazji - podjechałam od frontu, zatrąbiłam zapukałam do drzwi. Ponieważ nikt mi nie otworzył pozwoliłam sobie spocząć w cieniu w oczekiwaniu na gospodarza. Kto przy zdrowych zmysłach zostałby na słońcu, albo co gorsza w rozgrzanej puszce, przy takiej pogodzie - roześmiała się - gdy pojawiłeś się przedstawiłam się podając swe miano i ród podczas gdy ty nie podając swojego miana dążyłeś bym stanęła bez broni naprzeciw Ciebie uzbrojonego. Miło mi Feradzie, że w końcu przedstawiłeś mi się, lecz broni swej nie odłożę przynajmniej póki ty nie odłożysz swojej. Nie jestem samobójcą, nie wiem kim jesteś a nawet bez broni jako silniejszy ode mnie możesz mi zrobić krzywdę. Pozwól więc, że poczekam tu na gospodarza - to mówiąc przymknęła oczy opierając wygodnie plecy o ścianę.

-Jak sobie chcesz.- po krótkiej przerwie jeszcze dodał - Gdybym rozbrajał się przed każdym, kto mi grozi z karabinu, czy co ty tam masz, to już dawno nie spacerowałbym po tej ziemi.

Doszedł w końcu do wniosku, że Jana miała całą masę okazji, by go zastrzelić (włączając ten moment) więc nie stwarza zagrożenia. Poza tym zdarzało się, że ktoś tu przychodził po mapy, więc po prostu odłożył broń na plecy i obrócił się plecami do strzelca. Podszedł do drzwi i wyciągnął klucz z kieszeni.

Chwycił za torbę z antybiotykami i otworzył drzwi do domu.

-Przykro mi, ale kartograf jest nieosiągalny w tym momencie. - powiedział tylko i wszedł do puszki, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Jana sięgnęła po manierkę, napiła się łyka wody po czym ponownie zamknęła oczy. Skoro kartograf w tym momencie jest nie osiągalny nie pozostało jej nic innego jak poczekać na gospodarza lub lepszy moment, nie zamierzała się spierać, z tym dziwnym facetem który wszędzie widział wymierzoną w siebie broń.

Zapalił światło w domu i rzucił torbę z antybiotykami na stół. Oparł włócznie o ścianę i odpiął kilka rzeczy z pasa, po czym również odłożył je na stół. Spojrzał przez otwarte drzwi i zobaczył, że samochód nadal stoi na swoim miejscu. Podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Na dworze się już ściemniało, więc spojrzał jeszcze raz na siedzącą w cieniu kobietę i krzyknął do niej.

-Wchodź, jeszcze gdzieś tym ugrzęźniesz i tyle ci będzie z odwiedzin. Tylko nie próbuj tym czymś pruć do mnie.

Jana wstała, otrzepała spodnie z pustynnego pyłu. Następnie leniwie się przeciągnęła i zarzucając broń na plecy skierowała do drzwi. Poruszała się powoli, trzymała ręce otwarte dłonie wysoko tak aby jeszcze bardziej nie straszyć i tak już zastraszonego gospodarza.
Ferad w środku już zaczął gotować wodę i pobiegł na tyły domu, by sprawdzić ukryty sprzęt. Po chwili wrócił zadowolony i zgarnął ze stołu wszystkie rzeczy, które leżały na nim. Wyciągnął dwa kubki z metalowej szafki i postawił je na blacie, po czym wysypał do nich jakieś pokruszone zielsko. Sam w sumie nie wiedział, co to jest, ale smakowało dobrze i nie otruło go dotąd. Usiadł przy stole i spojrzał na wejście do domu. Gdy zobaczył trzymającą w górze ręce, Jane, to parsknął pod nosem i krzyknął do niej.

-Nie jestem debilem, opuść te ręce.

Opuściła ręce zadowolona, że przynajmniej uspokoiła gospodarza. Gdy mijała Walkirię, zatrzymała się na chwilę, otworzyła bagażnik i wyciągnęła z niej torbę, którą zarzuciła na drugie ramię po czym pewnym krokiem skierowała się do budynku. Zbliżając się do drzwi z uwagą przyglądała się wnętrzu, wydawało się jej skromne. Gdy przeszła przez próg jej wyczulone zmysły uderzył ostry zapach, który wydawał się jej być w pewnym sensie znajomy, a w pewnym zupełnie obcym. Przyjrzała się uważnie gospodarzowi, teraz bez chusty wokół głowy wdawał się jej młodszy niż jej się to wydawało wcześniej, był jej rówieśnikiem był szczupły miał czarne rozwalone włosy na głowie i smutne zielone oczy jednak najbardziej rzucał jej się w oczy brak nogi a konkretnie jej metalowa proteza. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi.

- Dzień dobry - przywitała się grzecznie - czy Kartograf jest już może dostępny, przychodzę w interesach.

W tym momencie z kuchni doszedł gwizd zagotowanej wody i Ferad wyszedł na chwile z pomieszczenia. Wrócił z dwoma kubkami parującej cieczy i jeden z nich podał Janie.

-Na zdrowie, nie wiem z czego to, ale jeszcze się tym nie otrułem, więc chyba dobre… - odstawił kubek na stół i spojrzał na kobietę. Westchnął zrezygnowany i spytał ją.

-To jakie chcesz mapy?

Jana wzięła kubek w rękę i przytknęła do niego usta udając że pije, niepewna co tak naprawdę znajduje się w tym kubku.

- Szukam drogi na płaskowyż - po czym opisała mu szczegóły dotyczące tego miejsca które zapamiętała ze snu.

Gdy ta zaczęła mówić, on zaczął pić już trochę ostudzony napar. Słysząc jej zamówienie, odstawił kubek i przez chwilę patrzył ze zdziwieniem, ale zaraz się opanował.

-Przykro mi, ale tej mapy nie mogę ci dać. - po chwili dodał jeszcze - A właściwie czego tam szukasz?

- Nie chce nic za darmo, zapłacę ile będzie trzeba, muszę tam pilnie pojechać, w interesach.

-Źle się wysłowiłem… Nie mogę ci jej sprzedać.

- Dlaczego? - zapytała zdziwiona - jeśli musisz zrobić kopię poczekam… chyba, że jej nie masz?

-Mam mapy większości terenów, do których jesteśmy w stanie dotrzeć. Co prawda niektóre wciąż niedokładne, ale nie to chodzi. Jeżeli nie chcesz, bym ci przez pośpiech pominął jakąś jamę, do której wpadniesz, to przykro mi, ale nie narysuje ci mapy. Nie narysuje ci dokładnej mapy, w takim krótkim czasie, a oryginału nie mogę ci akurat teraz oddać.

- Ale dlaczego, ja muszę tam jechać - w jej głosie brzmiała prawdziwa desperacja - Pojadę tam z mapą czy bez mapy, więc jeśli nie możesz mi jej sprzedać, wskaż mi chociaż kierunek w którym mam się udać…

Ferad przez chwilę milczał, wpatrzony w kubek, ale w końcu, po krótkiej chwili się odezwał.
-Dzisiaj przenocujesz u mnie, a jutro z rana wyjeżdżam. - zrobił krótką pauzę i się zawachał, ale ostatecznie dokończył wypowiedź - Nie oddam ci mapy, bo sam jej potrzebuje.
Wiedział, jaką głupotę teraz zrobił, ale miał już dosyć skakania wokół prawdy.

- Czy mogę Ci towarzyszyć?, zapłacę, będę strzegła Twoich pleców, jeśli chcesz zawiozę Cię tam nawet ale muszę dotrzeć na płaskowyż …

-Możesz mi towarzyszyć, o ile będziesz tą rurką pruć nie do mnie. - po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnął się - Poza tym, nie zostawiłbym cię tutaj, zaraz po moim wyjeździe. Jak mówiłem, nie jestem głupi.Niektóre z tych śmieci są sporo warte. Płacić mi nie musisz, wystarczy, że będzie miał kto za mnie strzelać podczas drogi, bo ja się tego nie tknę.
Z ulgą usiadła na krześle i pociągnęłą łyk naparu, smakował niespodziewanie dobrze.

- w takim razie może jakieś siły wyższe postawiły nas na swojej drodze abyśmy razem łatwiej dotarli do celu…

-Może i to siły wyższe. - wzruszył ramionami i dodał - W końcu nawet nie wiem, po co miałbym tam jechać, poza dokończeniem paru map.

- Może poprostu znudziło Ci się spokojne życie i chcesz poszukać przygód, - roześmiała, nie chciała się przyznać obcemu do dręczących ją snów, nie znał jej, nie był z jej stada mógł więc uznać ją za nawiedzoną i odjechać pozostawiając ją za sobą bez mapy.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 08-02-2018 o 22:50.
Wisienki jest offline  
Stary 12-02-2018, 08:48   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Baza Wojskowa.

Czekali. Zastanawiali się, czy zejść szybem, czy raczej wezwać windę. Zerkali na siebie niepewnie. Wtedy to usłyszeli. Coś podążało szybem w górę. Coś mniejszego niż człowiek. W końcu wyskoczył wprost między nich.


Statek.

Sprzedaż sprzętu zajęła im prawie dwa dni. Wymienili na amunicję kaliber 12mm. W sumie tylko rusznikarz chciał z nimi handlować. Większość ludzi zmieniała pomieszczenia na statku, gdy pojawiali się w pobliżu. Mowy nie było o jakimkolwiek handlu. Toteż po absurdalnie przesadzonych cenach zakupili sto czterdzieści cztery sztuki amunicji. Cena wygórowana. Choć nie było wątpliwości, że dobrze użyte mogły zmienić się w sto czterdzieści cztery trupy. A to już czyniło cenę akceptowalną.

W garażu był jeszcze pojazd, którego postanowili nie sprzedawać. Część niewolnic wymienili na paliwo. Pozostawało pytanie kto i dokąd pojedzie nową zdobyczą.

Victor miał to po co przybył, łącznie z amunicją do swoich ulubionych pistoletów. Pir został bez hirdu. Za to ze strzelbą i worem amunicji. Obydwaj wiedzieli gdzie znajdą płaskowyż. Musieli przejechać prawie cały kontynent ze wschodu na zachód. Ale żaden z nich nie wspomniał temu drugiemu, że właśnie tam stara się dotrzeć. W ogóle nie specjalnie rozmawiali.

Dom w kontenerze.

Popijali herbatę, czy też jakąś jej zmutowaną pochodną. Na moment obydwoje pozwolili sobie na rozluźnienie. I wtedy pojawił się ten nieprzyjemny dźwięk. Obydwoje wiedzieli na co się zanosi, toteż musieli poczynić przygotowania. I choć żadne z nich nie musiało tego mówić, to obojgu wyrwało się w tym samym momencie
- Burza piaskowa.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-02-2018, 23:55   #14
 
ShrekLich's Avatar
 
Reputacja: 1 ShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputację

Jana chcąc zdążyć przed kataklizmem błyskawicznie poderwała się na nogi kierując się do drzwi nie patrząc nawet w kierunku gospodarza krzyknęła,
-Zabezpiecz okna, muszę zabezpieczyć wóz… masz jakiś garaż? - nie czekając na odpowiedź pobiegła do Walkiri. Już wiało, z oddali zbliżała się chmura cienia… Kutwa jego mać pomyślała, żeteż musiała ta burza przyjść właśnie dzisiaj.

-Nie mam okien. - powiedział Ferad już sam do siebie i zerwał się na równe nogi.
Pobiegł w ślad za Janą na zewnątrz,a następnie gdzieś na tyły bunkra. Wrócił do środka obładowany różnego rodzaju sprzętem optycznym i rzucił go na stół szybko, ale nie na tyle, by coś uszkodzić. Potem znów wyszedł na zewnątrz i krzyknął do niej poprzez wiatr.
-Na lewo od wejścia mam mały schowek na samochód, powinno tam być miejsce jeszcze na twój! - po czym wrócił do środka.

Jana nie czekając na odpowiedź popędziła do samochodu. burza zbliżała się od zachodu, szybciej niż myślała gdy usłyszała ten huk, nie miała zbyt wiele czasu. Wiatr utrudniał jej otwarcie drzwiczek ale w końcu dała radę je otworzyć. Weszła do środka, zatrzasneła drzwiczki, przekręciła kluczyki. Silnik zapalił, niby zawsze palił ale i tak odetchnęła i widoczną ulgą. Ruszyła, powoli objechała budynek po czym zaparkowała po jego drugiej stronie mając nadzieję, że ściana zapewni przynajmniej częściową ochronę pojazdowi. Wyłączyła silnik. Wybiegła. Otworzyłą tylne drzwi i wyciągnęła z pod przedniego siedzenia kanister z wodą, był ciężki. Odłożyła go więc na chwilę wyciągnąć z pod siedzenia sztywną gruby koc oraz brezentową płachtę z której rogów wystawały metalowe haczyki na zmianę z ponaszywanymi magnesami. Następnie zamknęła samochód. Nie miała złudzeń, że to dużo pomoże, ale może jednak więc narzuciłą ją na auto i zaczęła przyczepiać korzystając z dospawanych do dołu karoserii metalowych nakrętek. Miała nadzieję, że może tym razem się uda. Burza dalej się zbliżała, wzięła więc w prawą kanister w lewą zaś koc i pobiegła do wnętrza budynku. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Następnie rozejrzała się po wnętrzu szukając czegoś ciężkiego do zabezpieczenia drzwi.
-Masz gwoździe? - zapytała.

-Wjedź do garażu, jeżeli będzie burza piaskowa, to niewiele ci da chowanie go na zewnątrz. - po chwili jeszcze dodał - Gwoździe mam gdzieś w domu.

-Obawiam się, że mogę nie zdążyć, spójrz burza jest już blisko…

-Jeżeli samochód zasypie, to nie pojedziemy. Mój wóz nie jest przygotowany do wyprawy. Miałem iść jutro po paliwo, ale przez tą burzę piaskową wszelkie ślady po ścieżkach szlag trafi.

-Nie martw się na zapas. - powiedziała Jana próbując uszczelnić drzwi - Burza idzie od zachodu, zaparkowałam pod wschodnią ścianą, więc nie powinno być źle, zresztą jakby coś to może uda mi się ją naprawić, bo jedno jest pewne: nie zostawię tu mojej Walkirii. Zresztą poczekamy, zobaczymy. Ostatnia burza piaskowa z jaką miałam nieprzyjemność trwała cztery dni, może ta okaże się bardziej miłosierna.

-Nie możemy zwlekać z wyjazdem. -powiedział już z lekką wściekłością w głosie.
Jeżeli mieli zdążyć na czas, to wolał nie przeciągać wyjazdu. Jego przeznaczenie nie będzie czekało.
-Burze piaskowe nigdy nie są miłosierne, mogą być tylko nieco bardziej złośliwe od reszty.- chwile odczekał i dodał jeszcze - Mam iść po te gwoździe?

-Według uznania Jaśnie Pana - powiedziała powstrzymując furię - chyba, że Wasza wielmożność ma lepszy pomysł na zabezpieczenie drzwi przed pyłem…

-Nie jaśnie panuj, tylko skup się na zabezpieczeniu tego. -dodał jeszcze pod nosem - Ostatecznie sobie mogę pojechać swoim samochodem. -powiedział już głośniej, by go słyszała - Mieszkam tu chyba jednak troszkę dłużej i wiem, co potrafią zdziałać burzę. Teraz i tak już nie schowamy go do garażu, więc mów, czy mam iść po te cholerne gwoździe.

Jana całą siłą woli powstrzymywała się aby nie zawyć ze wściekłości, kutwa jego mać, kto tu ma wiedzieć jak gruby jest tynk na ścianach i czy utrzyma on gwoździe, gość czy gospodarz…., inteligent że cię mogę…. Już teraz wiedziała, że czekają ją ciężkie godziny….
-Rób co uważasz. - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby, po czym poszła w głąb bunkru, próbując sobie znaleźć jakiś zaciszny kącik.

-Cholerna baba. - mruknął pod nosem, otworzył drzwi od domu i wybiegł jeszcze na chwile z budynku przed wejście.
Wspiął się na palcach i pozamykał parę otworów wentylacyjnych, po czym rozejrzał się jeszcze raz na dworze, czy nic nie zostało. Po ostatnich oględzinach wszedł do domostwa i zatrzasnął metalowe drzwi, które zabezpieczył jeszcze paroma zasuwami na wypadek, gdyby zapragnęły samoistnie się otworzyć. Po zamknięciu drzwi otrzepał się jeszcze z piasku, który już mu naleciał do wielu miejsc i walnął się na jednym z siedzeń koło stołu, wpatrując się we drzwi. Nie zamierzał szukać w tej chwili tej humorzastej kobiety.

Jana patrzyła na to wszystko moszcząc się wygodnie w rogu, cały czas zastanawiała jak taki życiowy nie ogar mógł przeżyć sam na pustyni, po co on teraz wyłazi, i niby dlaczego 20 kilometrowy spacer to powód do rozpaczy, za jakie grzech ona jest tu z nim uwięziona.... Tym razem nie dała rady powstrzymać fali zalewającej ją frustracji i zawyła, jej głos był nieludzki, przypominał bardziej przepełnione ni to bólem ni wściekłością wycie wilka na pustyni niż głos który mógłby wydać z siebie człowiek.

-Czego się drzesz? -odwrócił głowę w jej stronę i po chwili kontynuował. - Przeszedłem dzisiaj ponad 20 kilometrów przez istną pustynie, musiałem z tobą się wykłócać na zewnątrz i biegałem po przedsionku burzy piaskowej, więc pozwól mi teraz trochę odpocząć.
Mówiąc to oparł ręce na stole i schował w nich twarz.

Całą siłą woli powstrzymywała przemianę, nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś ją aż tak zirytował. Sam prowokował, potem zadawał dziwne pytania w końcu wybiegł na burzę po tym jak drzwi były zamknięte i teraz się skarży, że ma ciężki dzień, może go jeszcze paluszek boli kutwa. Zebrała wszystkie swoje klamoty. Prawdę mówiąc było jej ciężko albo w sumie nie wygodnie: broń, troba, kanister i koc, to trochę dużo gdy ma się tylko dwie ręce… po czym skierowała się w głąb budowli. Zatrzymała się jednak, odwracając do gospodarza
-Potrzebuję naczynia na urynę i wskazania miejsca w którym będę mogła się cieszyć samotnością, wskażesz mi takie czy mam sobie wybrać sama?

Podniósł głowę i spojrzał na nią, po czym westchnął i powiedział.
-Obróć się w lewo i tamte drzwi są do łazienki, tylko nie rozwal niczego, bo trochę zajęło mi budowanie tego… - zrobił przerwę i nagle jakby sobie o czymś przypomniał, po czym dokończył swój wywód. - Siedzieć możesz albo w kuchni, albo tutaj. Niezależnie od tego gdzie, to i tak najpewniej nie pozwolisz mi przebywać w tym samym pomieszczeniu, więc polezę do tego drugiego.
Wstał powoli i poszedł wolnym krokiem w stronę Jany, a w zasadzie do drzwi za nią.

Jana z ulgą skierowała się do tego rogu pomieszczenia z którego mogła widzieć zarówno drzwi prowadzące na zewnątrz jak i wewnętrzne. W duchu pomyślała sobie, że jednak z tego kartografa jest całkiem sprytna, gdyż zostawił ją w pomieszczeniu najbardziej narażonym na skutki burzy… Usiadła wyciągnęła, z torby pasek suszonego mięsa i zaczęła go powoli żuć, zawsze to jakieś zajęcie …

Ferad podszedł do drzwi za Janą i otworzył je, po czym wszedł szybko do pokoju. Na zewnątrz można było słyszeć różne łoskoty i szuranie pergaminów. Wyszedł z jednym rulonem, który wsadził do pochwy koło pasa i spojrzał na Jane, która usadowiła się już w głównym pokoju.
-Skoro chcesz tutaj, to twoja wola. -mruknął, oraz lekko i złośliwie się uśmiechnął pod nosem.
Potem podszedł do materacy, oraz kocy w rogu i chwycił po jednym z nich, po czym poszedł do kuchni, gdzie spędzi noc.
-Słodkich snów. - krzyknął jeszcze z pokoju i położył się na podłodze.
 

Ostatnio edytowane przez ShrekLich : 14-02-2018 o 00:02.
ShrekLich jest offline  
Stary 16-02-2018, 11:51   #15
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, wiatr ukołysał ją do snu. Gdy obudziła się wiatr wył dalej. Jedynie od czasu do czasu słychać było jakieś stuki, puki - być może jakiś przedmiotów porwanych przez gorące powietrze i uderzających o zewnętrzne drzwi. W środku było jednak całkiem sympatycznie. Wyciągnęła z torby manierkę z wodą i pociągnęła jednego łyka, potem drugiego. Czego by nie mówić o gospodarzu to całkiem nieźle się tu urządził... może więc nie był takim nie ogarem na jakiego wyglądał, no i podobno ma łazienkę. Na samą myśl o płynącej wodzie poczuła parcie pęcherza.

Widziała kiedyś prawdziwą łazienkę, raz w osadzie w górach. Miejscowy spec użył starych rur i poprowadził wodę ze strumienia na górze prosto do starej cysterny. Ludzie codziennie przychodzili tam napełniać wiadra świeżą wodą. Stara zaś woda była kierowana do pomieszczenia w środku wsi, gdzie była raz na jakiś czas podgrzewana i kierowana do takich dziur z betonu i każdy mieszkaniec raz na jakiś czas przychodził się tam kąpać. Potem ta woda szła też rurami na pola, tyle tylko że te dalsze rury były dziurawe i gdy w okresie suchym wyciągało się z nich korki woda kierowała się do rowów i nawadniała ziemię. Gdzie szła reszta wody nie wiedziała. Łazienka to był szczyt luksusu, ale nie wyjaśniała dlaczego nie potrzebuje nocnika. Napór na pęcherz narastał. Wstała starając się nie obudzić gospodarza i skierowała się do łazienki. Gdy otworzyła drzwi zdziwiła się. Ta łazienka wyglądała zupełnie inaczej...

W centralnym jej punkcie stało podwyższenie a na nim stał dziwny drewniany mebel. Gdy przyjrzała mu się z bliska zobaczyła, że od góry ma dziurę. Dziwną dziurę bo w środku wypełnioną metalową rurą...do która gwałtownie się kończyła. Czyżby to tu miała się załatwiać? Obejrzała mebel od zewnątrz. z przodu miał szufladkę gdy spróbowała ją otworzyć coś zazgrzytało. W pierwszej chwili wystraszyła się że coś zepsuła więc gwałtownie ją zatrzasnęła. Również zgrzytnęło cicho ale nic się nie stało. Otworzyła więc ponownie, zastanawiając się czy to do tej szufladki mają wpadać odchody, ale nie, była ona wmontowana na stałe. Zajrzała znów od góry, dziura zdawała się nie mieć końca. Pomyślała, że pewnie gdzieś na dole znajduje się kupa nawozu, a ta szuflada działa jak szyber w kominie. To wydawał się rozsądne. Wobec czego zrobiła co trzeba i zasunęła szufladkę.
Po czym rozejrzała się gdzie mogłaby umyć ręce. Na ścianie wisiało metalowe koryto. Podeszła do niego i zobaczyła, że nad nim znajduje się metalowa z z takim czerwonym czymś co się przesuwa obok. Przyjrzała się bliżej rura dalej przechodziła w plastikowy wąż który kierował się aż do sufitu do metalowego około trzydziesto litrowego baniaka. Z jego drugiej strony wychodziła zaś inny wąż prowadził do drugiej ściany, gdzie znów przechodził w rurę rozszerzającą się na końcu z czerwonym czymś z boku. A wiec tak do działa pomyślała. Notując sobie w pamięci patent. Po czym ruszyła czerwony wihajster nad korytem. Popłynęła z niego woda. Nie spodziewała się takiej cywilizacji w takim miejscu. Umyła szybko ręce aby nie marnować ani jej kropli.

Po czym wróciła do swojego gniazda. Otuliła się kocem i błyskawicznie zasnęła. Śniło jej się że w łazience jest nieograniczona ilość wody, że woda jest ciepła, że może się wykąpać... zmarnować dowolną ilość wody i mimo to na pewno jej nie zabraknie. To był piękny sen.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 16-02-2018 o 13:32.
Wisienki jest offline  
Stary 17-02-2018, 21:15   #16
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Dom w kontenerze.

Burze piaskowe występowały w kilku odmianach. Długie utrzymywały się przez kilkanaście dni. Zbierały spore żniwo wśród nieprzygotowanych. Złom świetnie radził sobie z burzami. Całe miasto znajdowało się pod powierzchnią ziemi. Ale te burze nie były najgorsze. Dużo gorsze były te krótkie. Intensywne. Nazywali je szkwałami. Szkwały trwały kilkanaście minut. Nigdy nie dłużej niż godzinę. Wewnątrz szkwału pojawiały się wyładowania elektryczne o niesamowitej sile. Jedno trafienie takim piorunem praktycznie niszczyło cel. Rozregulowywało cały sprzęt elektroniczny. Wysysało energię z ogniw. Na ich szczęście to nie był szkwał. Choć kilka razy coś huknęło budząc ich w nocy.

Przed południem burza piaskowa ustała. Musieli poradzić sobie z odepchnięciem drzwi zasypanych piaskiem. Walkiria mimo sprytnego ustawienia też oberwała. Jana wiedziała, że przy użyciu saperki znajdującej się w samochodzie odkopanie zasypanych kół zajmie kilkadziesiąt minut. No i zostawała kwestia tego, czy miała dokąd jechać o odkopaniu wozu.

Ferad miał inny dylemat. Potrzebował wyruszyć na płaskowyż. Sześćset sześciesiąt kilometrów w lini prostej. Przeszło osiemset omijając pasma gór.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-02-2018, 22:22   #17
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Gdy tylko burza się uspokoiła nie czekając na nic przystąpiła do walki z drzwiami. Z jednej strony dobrze, bo otwierały się do środka, z drugiej to źle gdyż masa piasku od razu wpadła do wewnątrz. Nie obeszło jej to jednak. Najważniejsze było wydostanie się z bunkra. Musiała sprawdzić, czy Walkiria jest bezpieczna. Całe szczęście, że znalazła w bunkrze sprzęt nadający się do wykopania sobie drogi na zewnątrz. Pracowała cicho w zupełnym milczeniu. Tak bardzo nielubiła piachu zgrzytającego w zębach. Zaciągnęła chustę na twarz. Nie dbała o estetykę pracy, a jedynie o to aby jak najszybciej się wydostać... W pewnym momencie poczuła głęboka ulgę i dodatkowy przypływ sił. Zobaczyła, że jej ręce zgrubiały, było jej teraz łatwiej. Na zewnątrz w powietrzu nadal unosił się pył. Zignorowała to, jedyne co w tej chwili ją obchodziło to samochód.

Wakiria była zasypana. Spodziewała się tego. W sumie mogło to skończyć się gorzej. Nie roczulała się jednak nad sobą tylko znów przystąpiła do roboty. Raz dwa, raz dwa, raz dwa. Pracowała równo i miarowo. Raz dwa, raz raz dwa mechaniczne, bez słowa. Zatrzymała się dopiero gdy robota była już ukończona. Otarła pot z czoła, pociągnęła solidny łyk z manierki. Samochód wyglądał nie najgorzej. Pokrowiec trzymał się na słowo honoru. W zasadzie jego większość zwisała żałośnie. W karoserii pojawiło się nowe wgniecenie, i parę rys. Swoją drogą trzeba będzie się kiedyś tym zająć. Odczepiła kilka pozostałych haczyków. Plandeka mimo wszystko spełniła swą rolę, a przynajmniej nie zaszkodziła.

Spojrzała na niebo. Sądząc po pozycji słońca musiała już minąć godzina lub dwie. Zatrzymała się na chwilę. Już teraz nie potrzebowała być silna. Wzięła głęboki wdech, następnie wydech. Po chwili poczuła się tak bardzo słaba. Otworzyła bagażnik i wyciągnęła skrzynkę z narzędziami. Następnie zajrzała do silnika. Pobieżny przegląd nadawał optymizmem. Zamknęła więc klapę po czym udała się do bunkra. Musiała zjeść coś zanim przystąpi do przeglądu wozu.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 19-02-2018 o 14:00.
Wisienki jest offline  
Stary 21-02-2018, 10:55   #18
 
ShrekLich's Avatar
 
Reputacja: 1 ShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputację

Wróciła do bunkra, w pierwszej chwili panująca w środku ciemność ją oślepiła. Na zewnątrz było tak strasznie jasno, że potrzebowała dłuższej chwili by dojść do siebie

Z pracowni można było usłyszeć krótki łoskot, po czym wyszedł z niej Ferad, wpychając sobie przy okazji do kieszeni, zapisany świstek papieru. W drugiej ręce niósł rulon papieru, który wsadził sobie do pokrowca przy pasie. Gdy zobaczył Jane, spojrzał tylko przez chwilę na nią i rzucił w jej stronę.
- Zmyj ten piach z siebie, albo otrzep się.
Następnie obrócił się w stronę wejścia do kuchni i ruszył w tamtym kierunku. Zatrzymał się tuż przed nim i powiedział jeszcze do niej krótko.
- Ja zrobię coś do jedzenia. - Mówiąc to wszedł do kuchni.

Jana, bez słowa poszła do łazienki i umyła twarz, oraz ręce. Zaczęła odrobinę szanować gospodarza. W całej jego dziwności, całkiem nieźle się tu urządził. Zresztą możliwość umycia się i śniadanie brzmiało kusząco. Zimna woda była rozkoszą po zewnętrznym upale. Dlatego myła się odrobinę dłużej niż było to konieczne. Gdy skończyła, jak to mawiała jej matka absosucje, bez zbędnego pośpiechu skierowała się do kuchni. Zajęła miejsce przy stole, po czym nie nawiązując kontaktu wzrokowego powiedziała.

- Mój samochód wygląda na sprawny, dla pewności że nic w nim nie siedzi, potrzebuje jeszcze trochę czasu by zajrzeć Walkiri w bebechy i sprawdzić czy burza nie zostawiła jakiejś niespodzianki w środku. - uśmiechnęła się - A potem możemy jechać, mam paliwo. Tak jak mówiłam, poprowadzisz mnie na płaskowyż, zawiozę Cię tam.

Gdy weszła do kuchni i zajęła miejsce, ten akurat kończył coś smażyć na zdezelowanej patelni. Zrzucił jedzenie na talerz, gdzie już leżała jakaś dziwna kapusto-podobna roślina i to wszystko położył przed Janą, kładąc jeszcze powyginany widelczyk przy tym.
-Mięso jest z jakiegoś szczura, czy innego tałatajstwa. Na pewno nie jest to mięso człowieka, ufam swojemu dostawcy. No i ludzkie raczej tak nie wygląda. - Wskazał na kapustę i jeszcze dodał. - A to jakieś świństwo z czyjejś piwnicy. Podobno przypomina w smaku kapustę, ale ja tam jej nigdy nie jadłem. - Zrobił krótką pauzę. - To tak, jak byś zastanawiała się, czym próbuje cię otruć.
Gdy skończył swój swój wywód, podszedł do szafek i zaczął z nich wszystko wyciągać na blat. Zebrało się tego całkiem sporo, a gdy skończył to tylko zwrócił się jeszcze do Jany.
- Generalnie możesz wszystko tutaj zjeść. Jedzenie się zepsuje, a ja nie lubię marnotrawstwa. Pamiętaj tylko, że czeka nas około 800 kilometrów drogi przez pustynię, więc coś musimy zabrać. - Po tych słowach wyszedł z kuchni.

Jana zjadła z apetytem ciepłe śniadanie, szczęśliwie smakowało lepiej niż wyglądało. Dopiero gdy skończyła zainteresowała się zapasowi na stole, zastanawiając się co można byłoby przerobić na racje podróżne.
- Mąka, co prawda mielona w domu, ale się nada, sadło, jakaś zielenina - mruczałą do siebie po czym korzystając z tego, że blacha była wciąż rozgrzana, zaczęła piec podpłomyki.

Wchodząc do pracowni, zostawił za sobą otwarte drzwi i rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia. Wyciągnął tylko jeszcze mapę, z pokrowca przy pasie i rozwinął ją na stole, po czym jeszcze raz przyjrzał się jej. Potem wyciągnął z kieszeni stary kompas i coś zapisał sobie na świstku papieru, który wyciągnął z kieszeni. Następne chwycił mapę, kompas i jeszcze parę innych urządzeń, po czym wyszedł z pracowni kierując się w stronę kuchni. Zatrzymał się w wejściu i spojrzał na Jane, pieczącą podpłomyki na patelni i bez słowa zaczął przeglądać pozostałe jedzenie, które leżało na stole.

Gdy upiekła ostatniego podpłomyka, wytarła ręce o kuchenną szmatę.

- Sugerowałabym zabrać zapas wody, te okolice nie wyglądają mi na gościnne, zaś mój karnister nie wystarczy dla nas obojga. Teraz idę zobaczyć co z wozem. - Tym razem całkiem dokładnie przejrzała bebechy Walkirii. Szczęśliwie nie dostrzegła nic niepokojącego. Wróciła więc do budynku i zapytała - Potrafisz prowadzić?

- Nie trzymałbym samochodu w przeciwnym wypadku. - Skończył przeglądać jedzenie i odwrócił się do Jany. - Parę rzeczy z tego możemy zabrać, także o jedzenie chyba nie trzeba się martwić. Wodę możesz wziąć z łazienki, to deszczówka, więc jest czysta.
 
ShrekLich jest offline  
Stary 21-02-2018, 12:25   #19
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Jana zaczęła zastanawiać się co to za facet. Niby gdzie miała wziąć tą wodę, w kieszeń jej sobie nie naleje. Jako gospodarz sam powinien się tym zająć. Ona od rana zrobiła tyle rzeczy… królewicz kurtwa jasna.
- Ok, to w takim razie pozwól, że chwilę sobie odpocznę, przed nami daleka droga, a ty ogarnij wodę i inne rzeczy, których będziesz potrzebował do wyjazdu. - To mówiąc, poszła do łazienki. Umyła ręce i położyła się w swoim kąciku. - Odezwij się jak skończysz.

- Ja mam parę baniaków w pracowni, także to raczej ty potrzebujesz wody. - Powiedział do leżącej Jany i podszedł do jednej z półek, w głównym pokoju. Zdjął z niej połatany plecak, do którego wpakował od razu kompas, mapę i parę innych urządzeń optycznych, które wcześniej owinął w szmaty. Potem podszedł z nim do stołu i wyjął z plecaka jedną ze szmat. Owinął w nią antybiotyki, które leżały tam od pamiętnego spotkania, po czym również je wpakował do plecaka. Następnie poszedł do kuchni, gdzie zaczął pakować do plecaka tę część jedzenia, która nadawała się do podróży. Potem zrzucił plecak w kuchni i poszedł do “salonu”, gdzie wyjrzał przez drzwi na dwór. Rozejrzał się po dworze, po czym wrócił z powrotem do kuchni, gdzie usiadł przy stole, wpatrując się przy tym bezmyślnie w leżące na nim jedzenie.

Powinna się już przyzwyczaić do jego sposobu mówienia, ale mimo to dalej ją irytował nie współmiernie. Brawo, że ma parę baniaków, no ale one przecież same się nie zaniosą do samochodu. Mimo irytacji, nic jednak nie odpowiedziała, wzruszyła jedynie ramionami. Ona o swoją wodę zadbała.
- Obmyśliłeś już trasę, gdzie teraz będziemy jechać? - zapytała, chcąc rozładować atmosferę - Ile godzin powinna nam zająć podróż do końca pierwszego etapu?

- Osiemset kilometrów, objedziemy góry. Czas w jaki to przejedziemy, jest czystą loterią. - Krzyknął z kuchni i nic więcej nie dodał.

- Loteria, sreria. - mruknęła pod nosem. - Dlaczego on musi to robić? - Przecież oczywiste jest, że on zna te okolice, więc wie, czy będziemy przejeżdżać przez jakieś ludzkie sadyby, jaka jest odległość do najbliższej bo to najlepiej wyjaśni czy jest jeszcze sens by ruszać dziś w drogę, czy trzeba nam czekać do jutra. Ma mapy, powinien więc mieć przemyślaną trasę, chociaż ogólnie. Jaśnie Pan Krtograf, a wszystko mu trzeba tłumaczyć, jak dziecku. Po chwili przyszła jej do głowy nowa myśl. On to robi specjalnie, specjalnie trzyma ją w ciemności, aby była zupełnie od niego zależna. Ta myśl nie podobała się jej, musi na niego uważać. Poszła za nim do kuchni i zapytała
- To jak dużo czasu mamy do końca pierwszego etapu trasy, słońce zajdzie za jakieś 5 godzin zdążymy dojechać do jakiejś osady aby tam przenocować, czy czekamy do jutra?

- Nie zdążymy, zakopiemy się tylko gdzieś i tyle będzie z wycieczki. Jak chcesz dojechać w jednym kawałku, to nie będziemy pędzić na łeb, na szyje przez pustynie.

- W takim razie, jeśli mamy czas, możesz mi pokazać pokazać mapę. Będę czuła się pewniej jeśli przed podróżą…

Ferad nie powiedział z początku, ani słowa, jednak sięgnął do leżącego na ziemi plecaka i położył go na stole. otworzył klapę i zaczął w nim chwilę gmerać, po czym wyciągnął pokrowiec. Otworzył go i położył na stole rulon, który w nim leżał. Potem zgarnął jedzenie na bok i rozłożył go na stole. Rulon okazał się mapą, którą ten docisnął tym, co leżało na stole. Potem spojrzał przez chwilę na mapę, w milczeniu i w końcu odezwał się do Jany.
- Pojedziemy tędy i potem okrążymy góry, bo byśmy tydzień przez nie jechali. Dojedziemy tam w 3-4 dni, jeżeli utrzymamy szybkie tępo. Problem w tym, że po drodzę może się przytrafić od cholery jakiś nieszczęśliwych wypadków; ataki, wpadnięcie w dziurę, zła pogoda, coś może w samochodzie strzelić, ugrzęźniemy gdzieś, przedziurawi się opona, czy jeszcze co innego.

W milczeniu skinęła głową, nie odezwała się jednak pomimo faktu, że stwierdzenie wpadnięcie w dziurę nie wydawało jej się na tyle odkrywcze aby uznać je za warte wzmianki. Postanowiła całą resztę dnia poświęcić na relaks i odpoczynek i przed podróżą i nie pozwoli nikomu jej w tym przeszkodzić.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 25-02-2018, 20:37   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Dom w kontenerze.
Słońce wzeszło kolejny raz. Upłynęły już dwa dni, w czasie których karawana Jany wymieniała zaopatrzenie. Teraz jej ojciec ruszał wraz z resztą w tak zwany Mały Krąg. Blisko sześćset kilometrowe koło, w czasie którego rozwoził leki i wytwory Złomu. Wróci z kilka tygodni, po to, żeby ruszyć w Wielki Krąg. Tysiąc dwieście kilometrów trasy w czasie których zakupi szereg płodów rolnych, które ze sporą przebitką sprzeda w Złomie. Jana poznała kawał świata. Jednak płaskowyż do niego nie należał.

Zebrali zapasy. Czas im było wyruszać.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172