Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2018, 22:18   #31
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Depnęła mocniej gaz i jednocześnie sięgnęła po broń.
cały czas myślała o tym, że to mógłabybyć jej karawana, tak jak wtedy gdy mały Jimy dostał kulkę, nie miał jeszcze 10 lat, gdy wpadli w zasadzkę.
To wtedy pierwszy raz się przemieniła, gdy leżał na jej kolanach i uchodziło z niego życie. Nie pamiętała zbyt wiele z tego co nastąpiło później poza tym, że była cała zbryzgana we krwi. W tej karawanie też mogły być dzieci...

- uważaj - warknęła tylko do Kartografa po czym przyspieszyła jeszcze bardziej.


Instynkt samozachowawczy nie pozwolił jej jednak jechać na oślep. Podjedzie i zobaczy co się tam naprawdę wyrabia, a potem zdecyduje..
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 13-03-2018 o 06:37.
Wisienki jest offline  
Stary 14-03-2018, 09:03   #32
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Victor oznajmił, że zostanie przy ciężarówce. Musiał przygotować grubą Bertę, jak ją potocznie zwali, do dalszej drogi.
- Lucy, skarbie, zobacz, czy w tej zapyziałej dziurze jest może jakiś burdelik, albo chętna, byle czysta, panienka, która miała by ochotę pobrykać z takim ogierem jak ja. - Victor zdawał się być w świetnym humorze, jego oczy lśniły łobuzersko.
- Stary zbok. - parsknęła Lucy. Zgrabnym, niesamowicie szybkim ruchem nachyliła się do przodu, pochwyciła kamień i cisnęła w mężczyznę. - Sam zadbaj o dziwkę.
Kamień trzasnął Victora w pierś. Mężczyzna skulił się przesadnie, szczerząc z rozbawienia zęby. Lucy posłała mu jeszcze jedno, pochmurne spojrzenie, potem oddaliła się od ciężarówki. Pir dostrzegł jak się uśmiecha rozbawiona. - Choć młody, zwiedzimy tą dziurę. - rzuciła mu przechodząc obok. Vanessa wzruszyła ramionami i już chciała podążyć za koleżanką, gdy dojrzała błagalne spojrzenie Victora. - O nie Victor. Ja nie bawię się w stręczycielstwo, nie patrz tak na mnie. - Vanessa roześmiała się perliście, gdy Victor starał się zastosować na niej spojrzenie jamnika, które w jego wydaniu wyglądało, jakby dostał zatwardzenia. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pobiegła za Lucy.
- Tak idźcie sobie. Przyjaciół poznaje się w biedzie, nonie?! Ha, Tylko nie przychodźcie potem do mnie z jakąś prośbą! Nich was pustynny jaszczur oszcza! Parszywe niewdzięczne zdziry! - rzucił Victor za nimi, starając się, by jego słowa brzmiały groźnie, lecz po chwili musiał się obrócić, by nie pokazać jak się śmieje.

Podczas gdy Pir bratał się z lokalną społecznością, Victor przeglądał ciężarówkę. Sprawdzał podwozie, upewnił się, że płyty zabezpieczające hydraulikę są nienaruszone. Sprawdził opony. Potężne szeroko rozstawione terenowe koła były oblepione pyłem i zaschniętym błotem. Lecz nie szkodziło to ich konstrukcji. Samo prężna pianka zamiast wypełnienia powietrzem pozwalała podróżować nie martwiąc się o przysłowiowego kapcia. zadowolony Victor odłożył zestaw naprawczy, tym razem nie potrzebował nic kleić ani wypełniać nową pianką. Oskrobał nieco brudu tu i tam. Ośmiokołowa ciężarówka w brudno szarych maskujących kolorach z napędem na wszystkie koła stała dumnie w prażącym słońcu.
Gruba Berta mogła pochwalić się zastosowaniem zwolnic w piastach kół i blokadą mechanizmu różnicowego, która poprawiała nie tylko nośność, ale także wytrzymałość tych elementów i właściwości terenowe CF-a. Tylna oś wyposażona była w osiem drążków reakcyjnych, dzięki czemu w terenie monstrum miało zdecydowanie większą stateczność boczną.
Pomyślano również o drobiazgach. Zabudowa wentylatora zapobiegała wzbijaniu kurzu. Było to szczególnie ważne, jeżeli pojazd pracował, tak jak obecnie, stojąc w suchym i piaszczystym terenie. Dodano również cyklonowy filtr powietrza. Dzięki ruchowi wirowemu największe zanieczyszczenia były w 95% wyłapywane przed właściwym filtrem. A ten był stworzony z nano włókien, i hepa filtra, co pozwalało na wyłapanie najmniejszych drobinek. Victor przetarł hepa filtr, uwalniając go od nagromadzonego brudu.
Victor kontynuował przegląd pojazdu. System chłodzenia był sprawny. Podobnie jak pneumatyka i hydraulika. Victor opuścił kabinę na miejsce. Przez chwilę wpatrywał się w groźnie wyglądający front potężnej ciężarówki. Szyby były zabezpieczone czymś na rodzaj stalowej żaluzji. Szerokie na dobre 20 cm wzmocnione osłony wisiały niczym gęsty regał przed frontową szybą. Pozwalały na widok do przodu, lecz strzelić było trudno, tor lotu pocisku musiał by być równoległy do ułożenia opierzenia. A to szło zatrzasnąć, pozostawiając jedynie wąską szparę dla obserwacji. Dodatkowo przód wieńczył prowizoryczny taran ukształtowany w klin, tak by łatwiej było spychać przeszkody na bok. Rząd chronionych kratą reflektorów ciągnął się wzdłuż górnej części kabiny. Taran można było unosić i opuszczać, podobnie jak z łyżką spychacza.
Gruba Berta osiągała kąt natarcia o wysokości 35 stopni. To dzięki zmodyfikowanemu kształtowi zderzaka i brakowi przedniej belki przeciw najazdowej. Prześwit pod podwoziem wynosił w zależności od uniesienia osi 340 do 710 mm. Samo podbrzusze bestii było opancerzone na tyle, by mogła się prześlizgnąć po ostrych głazach nie ponosząc większych szkód niż zerwany lakier. Dodatkowo wyciągarka z przodu i z tyłu pozwalała pokonać jeszcze większe przeszkody, aczkolwiek nie z marszu.
Skrętne tylne koła pozwalały na osiągnięcie średnicy zawracania koło 12m, co przy tak wielkim pojeździe było niesamowicie niewiele.
Victor wdrapał się za szoferkę. sprawdził połączenie z naczepą. Ciężarówka była przystosowana do ciężkich terenów, długa naczepa została umocowana na specjalnym pół sztywnym siodle. Victor sprawdził wał przenoszący w razie potrzeby napęd na tylne koła naczepy. Sprawdził okablowanie w opancerzonych prowadnicach oraz rękaw osłaniający przejście pomiędzy szoferką a tyłem ciężarówki. Wszystko było jak należy.
Mężczyzna wdrapał się na dach kontenera. Przejrzał włazy, zarówno prowadzące do szoferki jak i do naczepy. Sprawdził i oczyścił baterie słoneczne. Wystawił leżak. Gdy skończy, zamierzał rozsiąść się tu z piwem w ręku i obserwować okolicę. Teatrzyk. Tak, trochę to było przedstawienie dla tubylców. Victor odgrywał rolę paskudnego najemnika, szczającego napalmem i gryzącego gwoździe na śniadanie, podczas gdy dziewczęta, głównie Vanessa, uśmiechając się słodko i prezentując trochę krągłego ciała napędzała interes. Trochę handelku, trochę zleceń. Zwykle działało to dość dobrze, a Vanessa była świetna w owijaniu sobie zarówno kobiet jak i mężczyzn dookoła palca.
Victor rzucił spojrzenie Pir 'owi. Ten stał w pewnej odległości i rozmawiał z kimś z tubylców. Victor wyprostował się. Nie umknęły mu spojrzenia, jakie posyłali w jego stronę tutejsi ludzie. Wilkołak zrobił groźną minę i wyprostował się na swoją całą wysokość, rozpościerając potężne ramiona, jakby się rozciągał. Uśmiechnął się kwaśno, gdy z głośnym hukiem zatrzasnęły się niektóre okiennice.
Zeskoczył w dół, wzbijając tuman kurzu. Musiał jeszcze sprawdzić włazy w podwoziu.
- Vanessa, Lucy, melduj.- warknął mało przyjaźnie do krótkofalówki. Byli w obcym miejscu. Zbieranie raportów co kilka minut było rutynowym działaniem. A mimo swego szorstkiego tonu, Victor martwił się o dziewczyny. Tak, potrafiły o siebie zadbać. Najczęściej... lecz nie pomagało to jego wewnętrznemu kundlowi warczeć na każdego przechodzącego obok.
Dziewczyny szybko odpowiedziały. Użyły słów kluczy, znaczących, że wszystko ok. Byli zgraną bandą. Mieli ustalone słowa klucze na różne okoliczności. W tym i takie, mówiące na przykład - ktoś przyciska mi lufę do głowy i każe potwierdzić, że wszystko w jak najlepszym porządku. Ach i jest ich trzech i nie są ludźmi.
Podczas podróży, Vanessa zaczęła szkolić i Pir 'a w używaniu kodów pozwalających przesłać proste ostrzeżenia używając pozornie niewinnych słów. Victor potem chętnie przepytywał młodego.
Dwa czy trzy razy, zatrzymali się również, by przećwiczyć taktyczne poruszanie się w napotkanych ruinach. Victor był stanowczy. Jeśli mieli razem działać, musieli się dotrzeć, poznać swoje style walki, nauczyć się działać jak jeden organizm, jak dobrze naoliwiona maszyna do zabijania. Za często widział, jak niedopasowanie zabija pozornie silnych wojowników. Widział jak współpraca pozwala dużo słabszym, lecz dobrze zgranym wojownikom pokonać i powalić najniebezpieczniejszego przeciwnika. Walcząc wspólnie, trzeba było wiedzieć, jak zareaguje partner. Trzeba było mieć pewność, że zrozumie przesłane znaki, że będzie cię krył podczas twojego podejścia, że odetnie drogę ucieczki wrogowi, gdy ty go płoszysz. By zwyciężać, trzeba było działać jak wataha, razem.
W takich manewrach Pir i Victor zawsze obierali szpicę, a dziewczyny ubezpieczały ich z pewnej odległości. Karabinki dam dawały im sporą przewagę zasięgu. Podwieszony granatnik zaś zapewniał znaczną siłę rażenia, gdyby było to konieczne. Wiszące wysoko na niebie, prawie niewidoczne z ziemi ustrojstwo stale karmiło panie strumieniem danych o bliższym i dalszym otoczeniu.

Vanessa wróciła po jakimś czasie. Zastała Victora rozwalonego w leżaku na dachu szoferki. Na oparciu stała szklanka, zapewne z gorzałką. Victor samemu pędził bimber w ciężarówce. Na tyle mocny, że od biedy można było używać go jako rozpuszczalnika. Mężczyzna zajmował się obecnie przeglądem broni. Rozebrał na kawałki szturmową śrutówkę, obecnie naoliwiał i polerował jej poszczególne części.
- Załatwiłam nam zapas paliwa. - zawołała. Victor zmarszczył brwi. Rozejrzał się dookoła, jakby chciał powiedzieć, gdzie?
- Jest tylko jeden problem... - zaczęła dziewczyna. A Victor westchnął teatralnie. - Zawsze jest... - mruknął, odłożył broń na bok i zeskoczył z kabiny, lądując miękko na ugiętych nogach. Jego liczny ekwipunek nawet nie zaszeleścił. Victor bardzo dbał o to, by wszystko było porządnie zabezpieczone, czasem od umiejętności cichego poruszania się, mogło zależeć czyjeś życie. Jego... albo jego przeciwnika.
Victor uniósł brew.
- Jest w tamtej szopie, i... nie ma cysterny... - oznajmiła Vanessa.
Victor spojrzał w kierunku, wskazywanym przez dziewczynę. Szopa znajdowała się w głębi podwórza, otoczonego niskim, lecz solidnie wyglądającym murkiem. Na domiar złego, na końcu wąskiej uliczki, za wąskiej dla Berty. - Spoko, zwalę budynki po .. - Nie. - przerwała mu Vanessa. - Żadnego burzenia. Sory. Ale poczekaj. - rzekła po czym zniknęła na chwilę w naczepie. Gdy wyłoniła się z mroku, a słońce rozpaliło jej rude włosy, miała w rękach dwa metalowe kanistry. Cisnęła je w Victora, który złapał je zręcznie. Vanessa kocim ruchem zeskoczyła na dół. Z triumfalnym uśmiechem rzekła - trochę ruchu ci dobrze zrobi.
- Niech cię licho. - warknął Victor. - Co ja ci takiego zrobiłem? Mówiłem ci już, twoja matka sama do mnie przyszła wtedy uhm... - Drobny łokieć wbił się mężczyźnie pod żebra, wyciskając powietrze z płuc. Victor stęknął i zgiął się nieco. Trzymane w rękach kanistry zaszurały o piasek. - Kobieto, będziesz moim grobem. - syknął przez zęby. Vanessa pochyliła się do niego. Poczuł jej słodki zapach. Jej twarz zbliżyła się do niego, ich policzki musnęły się. Poczuł jej oddech na swoim uchu.
- Trzeba było wtedy przyjść do mnie, może miał byś wtedy matkę i córkę równocześnie, a tak, zadowoliłeś się tylko starszą panią. - wyszeptała Vanessa przepełnionym niewypowiedzianą obietnicą głosem.
Victor przełknął łakomo ślinę. Jednak Vanessa już się wyprostowała i ruszyła w stronę jednego z budynków, nęcącego cienistym chłodem. Wpatrywał się w jej kołyszące biodra, prawie zapomniawszy, iż miał coś ponosić. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy wciągał w nie kobiecy zapach, jakiego Vanessa pozostawiła po sobie. Warknął coś niezrozumiale, splunął na piasek i ruszył w stronę szopy.
Targanie paliwa zajęło mu sporo czasu. Ale sprytnej ladacznicy udało się wydębić od prostych chłopów tyle, że nie dość, że udało się uzupełnić potężny bak Grubej Berty, ale i dodatkowy zbiornik w naczepie. A teraz napełniał już jeden z ostatnich kanistrów. Victor był zmęczony, ale i zadowolony.
Wyprostował się i otarł pot z czoła. Praca była ciężka, szybko pozbył się koszulki i prezentował tutejszym dziewczętom nagi tors. Jego potężne mięśnie grały tuż pod ogorzałą i mokrą od potu skórą. Liczne blizny, kilka tatuaży i piękna rzeźba sprawiały, że wpasowywał się znakomicie w rolę niegrzecznego, śmiertelnie niebezpiecznego samca alfy. Może nie był zbytnio urodziwy, ale roztaczał dookoła siebie intensywną aurę pewności siebie, seksapilu i jeszcze czegoś mrocznego, drapieżnego. Posłał raz oczko starej kwoce, która odciągnęła od okna swą córkę. Nastolatka obserwowała go z otwartą buzią od dłuższego czasu. Victor chętnie odgrywał dla niej swą małą szopkę. uśmiechając się w duchu, gdy dziewczyna kuliła się lub drżała pod jego okazjonalnymi spojrzeniami. Już miał nadzieję, że może spotka ją nocą... a wtedy pojawiła się ta gruba stara kwoka. no może nie aż taka gruba, Victor lubił jak było za co chwycić. I może nie znów tak stara. dojrzałe kobiety znały kilka fajnych sztuczek, których brakowało niedoświadczonym małolatom. Victor puścił jej więc jednoznaczne oczko. Matrona zaczerwieniła się, z udawanym oburzeniem, a Victor uśmiechnął pod nosem. A może by tak matkę i córkę tej nocy? Victor nie mógł powstrzymać kosmatych myśli, było to głęboko osadzone w jego naturze

Wtedy podeszła do niego mała dziewczynka. Victor przechylił głowę na bok. Z wszystkich panien na tym zadupiu trafiła mu się akurat nieletnia mutantka? Poważnie? Co za parszywy los...
Victor podrapał się po zarośniętym twardą szczeciną policzku. Nawet on miał swoje granice. Szybko przepędził z głowy widok odciąganej z przed okna nastolatki. Tamta była w odpowiednim wieku. Miała już miłe dla oka krągłości tam, gdzie młoda dziewczyna powinna je posiadać. Ta tu... cóż.. była jeszcze dzieckiem. A to była dla niego nieprzekraczalna granica. Pozbył się zatem szybko kosmatych myśli.
Przez chwilę spoglądał w jej ślepe oczy. By wreszcie skupić się na jej widzącym środkowym oku. Nie czuł odrazy, jaką często widział u zwykłych ludzi, gdy przyszło im obcować z zniekształconymi mutantami.
Zniżył się do jej poziomu. Przykucnął kładąc dłonie na szerokich udach.
- Syn Jaszczura! - wskazywała na niego palcem, a jej piskliwy dziecięcy głosik był bardzo kontrastujący z poważną treścią - Tyś jest synem jaszczura! Nie skryjesz łusek. Twą matką była wilkołaczka. Ciebie nie powinno tu być. Tacy jak ty nie chodzą pośród ludzi. Tacy jak ty nie przekraczają zasłony.

- Tak. - rzekł krótko. - Jam jest. Jaszczura i owszem. Lecz i więcej niż to, mała księżniczko. Znacznie więcej niż to. - potwierdził. - I chodzę gdzie mi się podoba. Przekraczam każdą barierę, jaką zapragnę pokonać. I nikt, ni człowiek, ni zwierze, ni mutant, nie będzie mi mówił, co ja powinienem a czego nie. - jego głos był spokojny. Wyjątkowo nie czuć było w nim złości. Mówił powoli i wyraźnie, jakby chciał się upewnić, że wiadomość dotrze do odbiorcy.
- Po co podeszłaś do mnie? Czego chcesz mała księżniczko? Nie boisz się bestii, którą wyraźnie we mnie widzisz? - Victor nie poruszył się. Nie zrobił najmniejszego ruchu by wystraszyć czy skrzywdzić kruchą dziewuszkę. Jedynie jego lewa powieka drgała nerwowo, a nozdrza rozszerzały się, chłonąc zapach mutantki. Nawet jego głos zdradzał zaciekawienie, wyjątkowo pozbawiony swej zwyczajnej szorstkości.
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 14-03-2018 o 16:39.
Ehran jest offline  
Stary 14-03-2018, 14:36   #33
 
ShrekLich's Avatar
 
Reputacja: 1 ShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputacjęShrekLich ma wspaniałą reputację

Przez pierwsze kilka sekund, Ferad wpatrywał się tylko w tumany kurzu, które było widać z samochodu. Z początku zastanawiał się, co to może być, ale w końcu doszedł do wniosku, że to nie jest burza piaskowa, czy inne naturalne zjawiska. Gdy usłyszał w oddali huk wystrzałów, stracił już wszystkie wątpliwości i wiedział z całą pewnością, że ktoś tam jedzie. Domyślał się, że ktoś zaatakował kogoś innego oraz że jest to karawana. Wpatrywał się tak w tuman kurzu, gdy usłyszał głos Jany “Uważaj”. Wtedy przestał gapić się na napaść i dotarło do niego, że Jana mocno przyspieszyła. Pomijając już taką kwestie, że przy większej prędkości mogli sobie coś urwać, to zobaczył, w jakim kierunku jedzie.
- Co ty do cholery robisz? Omiń ich!

- A jakby to ciebie ktoś zaatakował? Też byś chciał, żeby wszyscy patrzyli w drugą stronę? - warknęła.

- Jakby mnie ktoś zaatakował, to bym się pogodził ze śmiercią i dziękował tym na górze, że dali mi żyć tyle lat. Co ty chcesz tam zdziałać? Tam pewnie jest cała banda, a my mamy nadpobudliwą kobietę z karabinkiem i kreślarza, który nawet nie ma tego syfu, tylko włócznie.

- To nie gadaj tylko wyciągaj dwururkę, leży za twoim siedzeniem, a jeżeli zaiste jesteś gotowy na śmierć, to nie widzę problemu, żebyś przed tą śmiercią zrobił dobry uczynek. - westchnęła głęboko - Zresztą nie martw się, podjedziemy na odległość wzroku i jeśli będzie ich zbyt dużo to zdążymy uciec, tz powinniśmy zdążyć. - powiedziała już ciszej, nie zwolniła jednak. Fakt, że nie planowała umierać nie zmieniał faktu, że w miarę możliwości nie chciała aby na jej oczach umierali inni, a już napewno nie tak bezsensownie jak wtedy młody …

Westchnął tylko w odpowiedzi i sięgnął po broń za siedzeniem. Zaczął powoli się uspokajać, ale nadal nie ufał osądowi tej kobiety. Był prawie pewny, że z łatwością wpędziła by ich do grobu, przy najbliższej okazji. Po chwili natrafił na metalową lufę i wyciągnął broń na kolana, oglądając ją przy okazji.
- Nienawidzę tego syfu. - Mruknął do siebie i położył ją koło siedzenia. - Nie rób nic głupiego, bo wbrew zapewnieniom, nie tak śpieszno mi do śmierci.
Znów przeniósł wzrok na kłąb kurzu i powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niej.
- Miejmy nadzieje, że umiesz tym jeździć w ekstremalnych warunkach.

Jana, chociaż znów zagotowała się w środku, nic mu jednak nie odpowiedziała, jeśli przeżyją jeszcze zdąży, jeśli nie to nie ma to znaczenia...

 
ShrekLich jest offline  
Stary 17-03-2018, 20:15   #34
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Malakai przypilnuj wejścia z sejfem będzie trzeba zadziałać subtelnie. - Tomi się skrzywił liczył, że sejf ustąpi brutalnej sile.... łatwiej. Lubił swoją siłę i lubił jej używać. Nie znaczyło to, że nie potrafił działać subtelniej. Zwłaszcza mając Lunę i nowoczesny sprzęt bojowy jaki posiadał. Tomi posadził Lunę na sejfie.
- Nasłuchuj. Ja będę kręcił kombinację. Jak wskoczy mówisz i szukam kolejnej cyfry. Jeśli doradzasz inne rozwiązanie to twój moment moja droga.

Spojrzał też na Malakaia który pilnował drzwi.
- Wkurwiają mnie już te maluchy. Szkoda mi na nie granatów czy serii z karabinów. To cenne zapasy w dzisiejszym świecie. Jak skończę z sejfem uchylasz drzwi. Walę pojedyńczym trybem do nich. Jakby mieli cię przesunąć z drzwiami masą to przejdę na serię, trudno trzeba ich zniechęcić. - wzruszył ramionami jakby miał odganiać się od irytujących komarów, mając zajęte ręce.

- Luna jak skończymy z sejfem analiza tego zawału przed nami. Czy da się go łatwo odgruzować. To jedyna alternatywa by minąć te małe paskudy. To baza wojskowa, chciałbym tu pomyszkować nim się stąd zabierzemy. Znaleziona amunicja i miecz najwyraźniej go do tego zachęciły.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 17-03-2018 o 20:23.
Icarius jest offline  
Stary 17-03-2018, 23:44   #35
 
noboto's Avatar
 
Reputacja: 1 noboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputację
Pir ruszył w miasto z Lucy, wyraźnie go to cieszyło że oddalił się od Victora i może porozmawiać na spokojnie, jego motywacje były jasne jak słońce, ot chłopaczek idzie obok niezłej dupeczki sam bez jej opiekuna, nie może odpuścić takiej okazji.

Gdy zniknęli już za ruderami odezwał się.
-Poszukamy jakiegoś baru?- Bez nadzoru Viktora mógł być trochę mniej skrępowany i łatwo było wyczuć że jest napalony, patrzył na Lucy jakby chciał ją zjeść.

- Jasne. - odrzekła Lucy. Odgarnęła lśniące długie czarne włosy na bok i posłała wilkołakowi łobuzerski uśmiech. Nie zdjęła jednak ręki z swojego karabinku, który wisiał na jej ramieniu. Jej wzrok skrycie badał otoczenie, mimo, iż dziewczyna wyglądała na rozluźnioną, w rzeczywistości była spięta i gotowa na wszystko.*

Pir szybko wyczuł że Lucy jest spięta, rozejrzał się i zaciągnął się powietrzem, zobaczył kilku miejscowych którzy się im przyglądali, wbił w nich swoje oczy, nawiązał się pojedynek na spojrzenia w którym wygrał dość łatwo
-Nikt raczej nie ma ochoty robić nic głupiego, zwłaszcza przy mnie- Pir uśmiechnął się

- Zawsze jest ktoś, kto chce zrobić coś głupiego. - odparła filozoficznie dziewczyna. - Choćby ja. - zaśmiała się srebrzyście. Jej śmiech był uroczy. Kojarzył się młodemu z blaskiem słońca przebijającym się przez zielone sklepienie w kwitnącym wiosną lesie. Lub z szumem górskiego potoku i zapachem konwalii. Pir jednak wiedział, że Lucy nie była delikatnym kwiatem. Czarnowłosa była twarda, bywała zadziorna i czasem nawet złośliwa. Między innymi to odróżniało ją od rudo włosej Vanessy, która wydawała się być uosobieniem kobiecej łagodności i powabu.

-O tam jest bar jeśli można tak to nazwać- weszli do budynku który swoją funkcję wskazywał wyłącznie za pomocą brzydko namalowanego napisu nad wejściem “Bar”.
W środku panowała luźna atmosfera, kilka stołów i krzeseł zrobionych z czego się dało lub zagrabionych z okolicy, nawet jedno plastikowe ukradzione z jakiegoś ogrodu się znalazło.
Było kilku miejscowych którzy nie zwracali szczególnej uwagi na nowo przybyłych, ot kolejni przyjezdni, jedynie kundel spod stołu się ożywił i zaczął obserwować Pira, gdy zasiedli niedaleko baru pies się zmył, pewnie wyczuł zagrożenie.
Pir podniósł rękę braman ich zauważył -Dwa piwa- spojrzał na Lucy -Chyba że chcesz coś innego-
- Piwo będzie super. - rzekła z nieskrywanym entuzjazmem. W ciężarówce mieli do wyboru wodę lub bimber... a dziewczyny wyraźnie unikały tego ostatniego. Lucy tylko raz sięgnęła po owo paskudztwo i to tylko, by użyć go w charakterze rozpuszczalnika.

Pir zaczął -Nie mieliśmy okazji pogadać po drodze, czułem lekka presję ze strony Viktora bym się wami za bardzo nie zajmował- uśmiechnął się pod nosem -Zadam pytanko, trochę to wścibskie ale chciałbym wiedzieć, kim jesteś dla Viktora? jak nie chcesz mówić to nie a i oczywiście mi też możesz zadawać pytania-

- Nie przejmuj się za bardzo Victorem, - rzekła wesoło. Lecz szybko się zreflektowała. Przez chwilę pobladła. - to jest... nie bierz tego czasem dosłownie... nie wkurzaj go na poważnie, bo oderwie ci głowę, wypróżni się do niej i wyśle twojej mamie z pozdrowieniami... Poważnie.- wyjaśniła. - Lecz zwykle, jest w porządku. Nawet bardzo. Lubi po marudzić, powarczeć, no jak to wilk. Ale chyba cię polubił. - wyjaśniła biorąc łyk piwa. Skrzywiła się. - Co za paskudztwo. - mimo to, na przekór swym słowom, wzięła następny łyk. Smukłym palcem zebrała pianę pozostałą na ustach, po czym zmysłowo zlizała ją z niego.
- Powiem ci szczerze, że nie wiem, kim jestem dla Victora... to trochę skomplikowane. Obie z Vanessą zawdzięczamy mu swoje życie i więcej. Mamy dług krwi wobec niego. Można by powiedzieć, że jesteśmy mu zaprzysiężone, należymy do niego, ciałem i duszą. Kiedyś byliśmy kochankami, Victor i ja, ale to dawne dzieje. Myślę... że byłam z nim z wdzięczności, nie z miłości. On to wyczuł. Cóż... po prawdzie, to nigdy nie żądał miłości, tylko lojalności... nie wiem nawet, czy potrafi kochać, jest zbyt porywczy, zbyt hmm... jurny. Myślę, że on widzi się jako samca alfę w stadzie, a nas jako swe podopieczne. Coś w tym rodzaju. Czy... czy to ma dla ciebie sens?*
-Cóż odziwo tak- wtedy do stołu podszedł pewien mężczyzna w kowbojskim kapeluszu

Pir usłyszał cichy szelest. To Lucy zmieniła położenie karabinka. Leżąca na jej kolanach broń kierowała obecnie pod stołem w kierunku intruza. Znów Lucy zdradziła swoją paranoję, a może tylko zwyczajny profesjonalny rozsądek. Na jej twarzy nadal królował przyjazny uśmiech, jaki cieszył oko Pir'a podczas ich rozmowy. Wilkołak jednak wyraźnie wyczuwał, że ciało dziewczyny napięte jest niczym struna, gotowe do walki na najmniejszy oznak zagrożenia.*

-Można się przysiąść chłopcze?- zapytał nieznajomy
-Cóż chyba tak... ale o co chodzi?- Odparł pir
-Bezpośredni, cóż jestem bill i chcę zaoferować wam małą robótkę na trasie co wy na to?- zapytał Bil
-A jaką?- Spytał Pir
-Szukamy ludzi, którzy pomogą nam konwojować karawanę. Mamy broń. I ludzi. Ale czeka nas droga na zachodnie wybrzeże. To daleko. Nie każdy da radę. Szukam twardzieli - Wyjaśnił Bill
-Cóż powinniśmy się zapytać największego twardziela Alfa co nie Lucy?- Zapytał Pir

Dziewczyna o mały włos nie parsknęła śmiechem. - A no. Trzeba połechtać nieco jego ego. - przytaknęła.*

-To dokończymy piwo i chodźmy do niego- Pirow się to nie podobało, zaczął nawiązywać dialekt z Lucy, ale dobr hmm… Watahy? było ważniejsze? Nie to nie była wataha, za krótko się znali no i połowa to byli ludzie, to nie wataha, zmarszczył na chwilę czoło gdy o tym pomyślał i szybkim łykiem opróżnił kufel, wstał i ruszył bez słowa.

A jeśli jest to wataha?

Lucy chyba wyczuła irytację Pir 'a. Nim wstał od stolika, poczuł, jak dziewczyna kładzie mu swą dłoń na grzbiecie jego własnej. Jej palce musnęły delikatnie jego skórę. W porównaniu z jego potężną ręką, dłoń dziewczyny wydawała się tak niedorzecznie mała i krucha. Dotyk jej skóry był przyjemnie chłodny i rozkosznie miękki. Na chwilę ich spojrzenia spotkały się. Jej ciemne, sarnie oczy wydawały się obiecywać, ~ wrócimy do tej rozmowy. ~ Trwało to zaledwie moment. I skończyło się nieprzyjemnie nagle. Dziewczyna cofnęła rękę, by również wstać. Lucy nie mogła dorównać wilkołakowi w wyścigach na pochłanianie piwa jednym haustem. Nie dopiła go zatem, zabrała je najzwyczajniej ze sobą. Gdy wyszli na zewnątrz, zmrużyła oczy, na moment oślepiona blaskiem słońca.*

Dość szybko dotarli do Victora, w sumie dłużej zajeło im znalezienie baru.
Zauważyli go gdy rozmawiał z jakąś dziewczynką.
-Co to za jedna?- zapytał Pir Lucy, nie zbliżał się bo nie chciał im przeszkadzać ale wytężał słuch

- Nie wiem. - szepnęła Lucy. - Chyba tutejsza sierota.*

Pir obserwował co Viktor zrobi z mutantem
 
noboto jest offline  
Stary 18-03-2018, 23:27   #36
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Baza Wojskowa.

Malakai nasłuchiwał. Bojowa forma albinosa zdawała się nie być do tego stworzona, lecz szło mu całkiem sprawnie. Istoty zdawały się wycofywać. W tym czasie Malakai zważył w dłoni broń. Bez wątpienia był to dwuręczny miecz. Nieco krótszy niż ten do jakiego przywykł. Ale dobrze wyważony. W formie bestii bez problemu mógł nim walczyc z użyciem jednej tylko dłoni, co też było wygodne. Niestety jego ciało w ludzkiej formie było zbyt słabe, żeby sobie poradzić z tą bronią. Ale po cóż mu ludzka forma?

Przeniesienie sondy w okolice sejfu pozbawiło Malakaia jakiegokolwiek źródła światła. Musiał polegać wyłącznie na słuchu i węchu.

Po kilku minutach stwory wysłały “zwiad”. Jeden powoli człapał się w stronę drzwi.

***


Indianin trzymał w łapach sejf. Na sejfie siedziała Luna. Dron zdawał się nasłuchiwać czegoś. Jednak nie było to jego jedyne zadanie. Prowadził wstępną analizę otoczenia. Co jakiś czas diodka informacyjna wskazywała, że należy zmienić kierunek łamania szyfru.

Szło to bardzo powoli, bo Tomy nie miał do czynienia z takimi zamkami i mimo słusznych wskazań sondy musieli kilkukrotnie zaczynać od początku. Jak się okazało analize otoczenia udało się zakończyć nieco szybciej.
- Wykryłam szereg pochodnych azotanów i amoniaku w zwale ponad nami. Jest tam też spore stężenie 1,3,5-trinitro-1,3,5-triazacykloheksanu. Zalecam ostrożność.

W tym momencie zamek puścił. Z wnętrza wypadła mapa. W nikłym świetle latarki Tomy mógł ją zobaczyć jako pierwszy siłowe rozwiązanie zakończone sukcesem. Ani to, ani triazocyklocośtam nie poprawiły mu humoru.

***


Atak na karawanę

Jechali jeszcze dobre cztery minuty zanim dojrzeli dokładnie co się dzieje. Wielka ciężarówka uciekała przed grupą pięciu lub sześciu buggich.
Gdzieś z tyłu paliło się coś gęstym, kopcącym dymem. Ktoś już zginął. Atak trwał w najlepsze. Jana rozpoznała broń w jaką byli uzbrojeni napastnicy. Pioruny. Prymitywne oszczepy zakończone ładunkiem wybuchowym. Niby broń biała, ale była w stanie unieruchomić auto. Z tyłu ciężarówki ktoś oddawał pojedyncze strzały do napastników. Nie miał broni automatycznej, co nie wróżyło mu dużych szans.

Ferad zaś widział już kim byli napstnicy. Wprawdzie nigdy nie spotkał ich na swojej drodze, ale słyszał sporo. Plemię północy. Łuskoskórzy. Synowie Smoków. Czy też pieszczotliwie: Jaszczurołaki. Były to dziwne mutanty, czczące Boga Smoka, które mieszkały na północy. Podobno żywiły się ludzkim mięsem. Zanim zdążyli zareagować i wymienić się informacjami to obydwoje spostrzegli, że od pościgu oderwały się dwa buggy i kierowały w ich stronę.

***

Rozdroża.

Mutantka patrzyła na Victora swoim trzecim okiem świdrując go. W końcu je zamknęła i zamrugała pozostałymi dwoma.
- Co się dzieje? Co ja tu robię? - powiedziała swym dziecięcym głosikiem.
Zanim Victor zdążył jej odpowiedzieć pojawił się obok jakiś inny facet.
Victor bezbłędnie ocenił, że on również dbał o swój sprzęt. Koleś nie skrzypiał. Nie szeleścił. I nie tracił czasu na zabawę. Od razu miał w dłoniach dwa noże.
- Dobra mała, świetnie się spisałaś. Teraz spierdalaj. Mam do pogadania z kolegą.
Mutantka do końca nie świadoma otoczenia nagle błyskawicznie się pozbierała i ruszyła biegiem w stronę zabudowań.
- Nazywam się Grit - powiedział przybysz - i nie uwierzysz co tutaj robię.
Ręce zacisnęły się nerwowo na nożach. Oczy powiodły po otoczeniu. Victor znał ten typ, koleś szykował się do walki.
- Kilka nocy temu miałem sen. Śniła mi się babka. Taka czyściuchna, jak laski najwyższego sortu z przylądka. Wiesz, te co to za ich całonocną stawkę miałbyś setkę dup jak szczerbata Jessie - chwilę popatrzył na Victora. Oczywistym było, że nie znał lokalnej legendy, szczerbatej Jessie. Grit postanowił więc nie kontynuować tego wątku.
- No i ta czychciuchna mówiła mi, żebym do niej przybył. Na płaskowyż. Tylko, że ja nie wiem dzie jest ten płaskowyż… No ale przyszła kolejnego dnia. I wtedy mi poradziła. Powiedziała - w tym momencie Grit odchylił się i niemal patetycznie zmienionym głosem rzekł:
- “Idź z nim. On zna drogę”. I pokazała mi cienistą sylwetkę z łuskami na plecach, która ruchała jakiegoś trupa wykopanego z grobu - kontynuował już normalnym głosem Grit.
Grit chodził po łuku zbliżając się do Victora.
- Gdym już przebrnął przez poranne wymioty wywoływane wspomnieniem snu zacząłem o tym myśleć. No i wpadłem na pomysł, że mały jasnowidz mi cię znajdzie. Zaćpałem ją i proszę. Przyprowadziła mnie prosto do kolesia z łuskami na plecach. Jaszczur we własnej osobie. Ta czyściuchna mówiła, że niechętnie współpracujesz - Grit rozstawił nogi i pochylił się wznosząc noże.
- To co? Mogę się zabrać na płaskowyż? Czy najpierw będziesz próbował dać mi w mordę?

Grit zdawał się zdeterminowany. Nie dojrzał Lucy i Pira stojących kilka kroków za nim. Vanessa trzymała się z boku i w zasadzie również miała czyste pole do strzału. Jednak Victor już ustalił kto jest alfą w tym stadzie. Bez jego znaku nikt sam nie okaleczy Grita. Jaszczur mógł zrobić to sam. Lub mógł porozmawiać, co nie szło mu najlepiej.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-03-2018, 09:15   #37
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Gdy tylko zobaczyła tak znaczną przewagę przeciwnika, poczuła kamień w klatce piersiowej i zaklęła cicho pod nosem. Pioruny też nie nastrajały jej optymistycznie, nie myśląc więc wiele zawróciła. Głupia śmierć nie jest chwalebna, chwalebne jest przeżycie kolejnego dnia by toczyć kolejne bitwy. Nie myślała, jej ciało rozpoczęło gwałtowny zakręt automatycznie, tak że w chwili gdy pościg dzielił się na dwie grupy była już w połowie manewru. Widząc to przyspieszyła...

- kurtwa - mruknęła, całą uwagę skupiając na otoczeniu szukając jak najlepszej trasy ucieczki. Na szczęście nie była sama i ten tam miał dwie ręce i broń, miała tylko nadzieję, że potrafił strzelać - Nie marnuj kul - krzyknęła profilaktycznie - strzelaj gdy będą w zasięgu, najlepiej albo tak żeby uszkodzić samochód albo tak żeby zabić

Skupiła się na trasie, starając się zachować balans szybkości pomiędzy sprawną ucieczką a wyszukanym samobójstwem w wypadku lub w wyniku uszkodzenia samochodu rzez bandytów. Jej celem było utrzymanie się w zasięgu strzału i jednocześnie poza zasięgiem pioruna. Szczęśliwie Walkiria miała wysokie zawieszenie więc udawało jej się utrzymać sensowna prędkość, nawet na tych wertepach. Była pewna, że staruszka i tym razem da sobie radę. Przez jej głowę przelatywały jednak stada myśli. Gdyby tylko udało im się uciec, albo chociaż dotrzeć do jakiegoś miejsca dobrego na zasadzkę o te kilkanaście minut szybciej. Cały czas zastanawiała się nad tym czy widziała na mapie dobre miejsce...

-ej ty tutejszy gdzie tu będzie dobre miejsce na zasadzkę?

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 19-03-2018 o 10:23.
Wisienki jest offline  
Stary 19-03-2018, 22:13   #38
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Victor pochwycił dziewczynkę, nie pozwalając się oddalić. - Nie oddalaj się. - rzekł Victor rozkazująco do dziewczynki. - poczekaj tam. - Victor wskazał na obdrapaną drewnianą ławeczkę stojącą w cieniu pobliskiego budynku.
Victor był zaintrygowany zdolnościami małej. Może mogły by im się przydać. Dobrze było mieć osobistego jasnowidza.

Dopiero potem skupił swą uwagę na irytującym przybyszu. Powoli, nieśpiesznie wstał z kucków. Przeciągnął się naprężając kark. Obrócił głowę raz w lewo, raz w prawo. Coś nieprzyjemnie chrupnęło w kręgosłupie. Potem Victor ostentacyjnie wysmarkał się w dłoń. Bardzo paskudnie i niesmacznie. Strzepnął rękę, a gęsta maź mlasnęła o piasek.
Stojące nieopodal dziewczęta czekały na rozwój wydarzeń, gotowe w każdej chwili otworzyć ogień do nieznajomego. Obecnie jednak nie celowały do niego.
- Grit? Tak? - rzekł znudzonym głosem Victor. Stał pozornie spokojny przed agresywnym mężczyzną. Jego nagi i wilgotny od potu tors lśnił w prażącym słońcu.
- Po pierwsze. Nie jestem twoim kolegom. - rzekł surowo, jakby karcił niesfornego ucznia. Jego umięśnione ramiona zwisały niby to spokojnie wzdłuż ciała, pod skórą pracowały jednak mięśnie, napinając się niczym stalowe postronki by za chwilę się rozluźnić.
- Po drugie. Nie odpowiadam za twój słaby żołądek, idź do jakiejś babki, to ci melisy zaparzy. - kontynuował, pozostawał w miejscu, jakby się niewiele przejmował przeciwnikiem.
- Po trzecie, i owszem, niechętnie współpracuję. Wiesz, mam taką przypadłość, która utrudnia przyjacielską współpracę, reaguję alergicznie gdy ktoś macha mi scyzorykami przed gębą. Wtedy mam ochotę zabrać mu te zabaweczki i wepchnąć głęboko w dupę. To jak cukiereczku , schowasz je, czy mam ten twój gejowski taniec rozumieć jak zaproszenie do czułych igraszek? - Victor uniósł nieco brodę, odsłaniając gardło w jawnym wyzwaniu. Ugiął nieco kolana, prawie niewidocznie, szykując się do walki. Ramiona zaś rozpostarł na boki, odkrywając nagi tors. Pokazując, że jest całkiem bezbronny i nieopancerzony. To była oczywiście tylko częściowo prawda. Owszem, nie miał przy sobie broni białej, śrutówka szturmowa również została w ciężarówce, ale miał przy sobie jeden pistolet przy biodrze. Drugi wraz z kamizelką i koszulką był zamknięty w ciężarówce.
Victor otwarte dłonie ułożył tak, że mały palec nie dotykał pozostałych i kierował się nieco w dół. Co było ustalonym sygnałem dla dziewcząt.

Nie spuszczając nieznajomego z oczu Lucy odchyliła się nieco do Pir 'a. - Victor się chce pobawić, ale gdyby co, zdejmujemy gnojka. - wyjaśniła, na wypadek, gdyby Pir nie pamiętał haseł i znaków. Ten oznaczał mniej więcej tyle, co, owszem zatańczę, ale nie zamierzam umierać z powodu źle pojętej dumy czy uporu. Grit był przybłędą. Victor nie traktował jego wyzwania poważnie. Nie była to walka o przywództwo ani o łup... w sumie Victor nie wiedział o co chodzi nieznajomemu. Traktował go jak każde inne zagrożenie. W szczególności, że ten był uzbrojony i palił się do walki.
Lucy zmustrowała otoczenie, podobnie Vanessa. Zachowanie nieznajomego było nieracjonalne. sugerowało, że ma jakieś wsparcie.
 
Ehran jest offline  
Stary 19-03-2018, 22:40   #39
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ferad czekał. Czekał aż cel się zbliży. Jana zagryzała zęby. Dlaczego kartograf nie strzelał? Już mógł. Widziała auta coraz bliżej. Już prawie na odległość rzutu oszczepem. Jej nerwy puściły pierwszej. Wcisnęła hamulec, a kierowca jednego z samochodów odbił szybko w prawo. Gdy między pasażerem Walkirii a kierowcą drugiego auta było mniej niż dwa metry to Kartograf wcisnął spust.

Pocisk poszatkował twarz celu. Auto niesione siła rozpędu jechało dalej jeszcze kilkanaście metrów, po czym przekoziołkowało.

Jana zmieniła bieg i ruszyła. Stojący cel był martwym celem. Zostało drugie auto, a Metrazin najwyraźniej nie był dobrym strzelcem. Z odległości jakiej strzelał trudno było spudłować.

Zbliżali się do wąwozu, który mógł posłużyć za zasadzkę. Jednak żeby ją wykorzystać musieli najpierw pozbyć się swojego ogona.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-03-2018, 07:58   #40
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Przyspieszyła chcąc się oderwać od nieprzyjaciela na większą odległość, aby kupić sobie te kilka sekund więcej na rozważania. W jej głowie kiełkował plan, a raczej dwa alternatywne plany, wszystko teraz zależało do tego czy ten tam prowadzi lepiej niż strzela... W sumie powinna oddać mu sprawiedliwość, że sprawnie wykończył wroga, jednak definitywnie powinien zacząć ostrzał zanim weszli w zasięg piorunów. To było byt ryzykowne, jej zdaniem. Zaklęła pod nosem, na myśl o tym że mogli uszkodzić Walkirię.

- Słuchaj widzę to tak, jedziemy tam - wskazała kierunek - i robimy zasadzkę, albo jeśli prowadzisz lepiej niż strzelasz przesiadamy się i ja z nimi zatańczę...?, decyduj...
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172