Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2018, 23:01   #21
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Może powinniśmy najpierw ją związać? - zaszemrał Assamita nieśmiało. - Nie wiemy, co to…
Zaś to, gdy tylko Anina krew spłynęła jej w gardło, otworzyła oczy. Wpierw czarne, połyskliwe ziarenka owadzich ślepek rozsianych po twarzy. Palce porośnięte czarnymi włoskami zacisnęły się na Aninym nadgarstku i rozwarły się ludzkie oczy. Te też były czarne i lśniące.
Anna spróbowała oglądnąć umysł pajęczycy. „Uwolnię cię jeśli będziesz mi służyć” - wysłała jej mocną myśl, jak komendę rzuconą zwierzęciu i zabrała rękę od jej ust. Drobna twarzyczka skurczyła się w wyrazie wściekłości. Była krew i nie ma, co do diabła. Czemu tak śmierdzi. Gdzie jest pan. Co to za Cygan, nienawidzę Cyganów. Gdzie ta krew.
Pajęczyca oblizała wargi, przekrzywiła główkę wdzięcznie i zamaskowała gniew słodkim jak miód uśmieszkiem. Mrugnęła naraz wszystkimi oczami.
„Kto był twoim panem? Rahman z Kapadocjan?” - zapytała Anna i podniosła się zalizując ranę. - „A ten tu, to nie Cygan, to Saracen.”
Sarijah został zaszczycony kolejnym błyskawicznym spojrzeniem, a w Annę uderzyła fala skojarzeń. Saracen, wschód, jedwabie, kwieciste wzory, arabeski.
- Jesteś nieumarła. On też - zauważyła istota najczystszą polszczyzną. A potem powtórzyła to samo po niemiecku, zakołysała się w przód i w tył na bosych stopach. Ludzkie oczy oszacowały szybko sufit, a owadzie spoglądały nieruchomo w twarz Anny.
- Kto był twoim panem? - powtórzyła Anna po polsku i na głos.
- Brunon Carsten - pajęczyca zadarła spiczasty podbródek. - Mistrz tkacki i doradca księcia Gdańska.
I to, w jej mniemaniu, powinno ich właściwie rzucić na kolana.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie - ciągnęła Anna tonem godnym monarchy. - Jeśli chcesz żyć, będziesz miała nową panią, Annę Złodziejkę. Jeśli zaś ci to nie odpowiada uszanuje twoją decyzje i zginiesz. Brunon Carsten jest być może wart twej lojalności i poświęcenia.
- Och - pajęczyca ułożyła maleńkie usta w O okrągłe jak moneta. Anna zdążyła dostrzec, że spręża mięśnie, usłyszeć ostrzegawczy krzyk Sarijaha.
Anna krew spaliła by wzmocnić możliwie siłę i złapała pajeczyce za gardło by przyjrzeć ją do ściany. Palce Anny zacisnęły się na wiotkim gardziołku, a nim grzmotnęła istotą o pobliską ścianę, zdążyła jeszcze odnotować, że pajęczycę złapała w locie. Jednak ta nie na nią skakała, a pionowo w górę. Stworzenie westchnęło i uśmiechnęło się przymilnie. Palce Anny nagle zacisnęły się na powietrzu. Istota rozpadła się jej w dłoniach na setki pająków, które falą spłynęły po wampirzycy na posadzkę.
- Zostaw ją, Sarijah - poleciła Anna niemal obojętnie. - Jeśli krew jej zaśpiewa to sama wróci. A jeśli nie… Łatwo przyszło, łatwo poszło.
Wskazała na drabinę.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego - mruknął zmieszany, wspinając się po szczeblach. - Choć, zdaje się, ona czegoś takiego jak ja również. Dużo tu takich macie?
Zatrzymał się, rękoma badał coś nad swoją głową.
- Płyta, kamienna. Ciężka jak diabli.
- Pierwszy raz coś takiego widziałam. Moze takie w Gdańsku mają? - otaksowała płytę. - Pchnijmy razem.
Pchnęli. Wpierw płyta jeno podskoczyła niemrawo. Za drugim razem poleciała jak skowronek.

Wyszli na zieloną trawę labiryntu, a przedstawiali sobą obraz nędzy i rozpaczy. Anna w sukni oberwanej przy kolanach, oblepiona juchą i kurzem, zlany krwią Assamita… oby nikt ich nie zobaczył. Na razie nikt nie miał szans. Wyszli na ziemię w labiryncie. Korytarz otwierał się w okrągły plac, w którego centrum stał posąg smoka. Przed nim zaś podest w kształcie prostopadłościanu, z wgłębieniem na szczycie. Boki podestu zdobiły płaskorzeźby o obcym rycie.

-I co teraz? Czy jesteśmy w centrum labiryntu? - Anna zbliżyła się do podestu i poczęła go cal po calu oglądać. Szukała dźwigni, zapadki, wskazówek.
- Raczej nie. To jedna z siedmiu figur… Widziałem takie - wskazał palcem na płaskorzeźby. - W ruinach na pustyni. W Babilonie. To fałszywy bożek.
Anna stężała. Misę na szczycie podestu obmyły niezliczone deszcze, ale w załamaniach kamienia nadal dostrzegała resztki krwi. Starej, bardziej przypominającej brud.
- Krew - dotknęła starych rdzawych smug sięgając do swych zdolności czytania rzeczy. - Składano tu ofiarę?
Kamień przesiąkł cierpieniem i krzykiem zarzynanych ludzi. Jęki i przedśmiertne rzężenia kolejnych ofiar zlewały się w jeden wizg. Widziała i twarz Ronovica, wznoszącego oburącz sztylet nad głowę. Sztylet, który teraz był jej własnością.
- Sama nie wiem - Widzę sztylet Ronovica. Nie mam go przy sobie... On tu składał ofiary tym ostrzem, czy powinniśmy i my? Właściwie to sądziłam, że trzeba dojść do centrum labiryntu. - Byłam pewna, że tam doprowadzi nas skrót…
Zdławiła przekleństwo i dotknęła ramienia Sarijaha.
- Wejdę ci na barki. Rozejrzę się z góry czy daleko do budynku w centrum.
Po wstępnym rozeznaniu zaproponowała by wrócić jednak pod ziemię i kierować się dalej korytarzem. Żywiła nadzieję, że on doprowadzi ich do celu.
Kamienną płytę ułożyli z powrotem na miejscu a drabinę zamaskowali zasypując kośćmi by nic nie ułatwiać kolejnym zwiedzającym, jeśli takowi będą.
- Dlaczego pierścień Assamitów przedstawiała anioła? - zapytała gdy wyszli z trupiej sali z powrotem do tunelu. Obejrzała się za siebie tęsknię. Oh, szkoda takich pięknych pokoi, że puste stoją i się kurzą.
- Gdyż to istota, która z poruczenia Boga podać ci może pomocną dłoń - objaśnił. - Oczywiście, może i ukarać, jeśli taka będzie wola Pana. Starzy Assamici mówią, że przyjaciel jest jak djinni związany słowem. Pomaga ci, idzie przy tobie, przybywa na wezwanie… lecz jest potężną istotą o wolnej woli, nie możesz nigdy o tym zapomnieć. Twierdzą też, że na owych pierścieniach właśnie twarz pustynnego dżina wyobrażono. I że zanim narodził się Prorok i przyjęliśmy jego nauki, paktowaliśmy z duchami wiatru i piasku.
Znać było, że powoduje to w nim jakiś rozdźwięk i preferuje jednak owego anioła.
Tunel zaczął zakręcać lekko w prawo.
Anna ujęła Sarijaha za rękę i narzuciła dość szybkie tempo.
- A czy anioł upadły o czarnych skrzydłach to też istota, której zawierzacie swój klan? Bo to właściwie demon już? - Nie chciała przesadzić ale martwiła się czy po drodze nie spotkają czegoś, co uwolni natchnioną naturę Assamity i sprowadzi na nich kłopoty.
- Jest powiedziane, że Azrael, anioł śmierci służacy Bogu, ten który zabrał życie pierworodnych synów Egiptu, a oszczędził żydowskich chłopców, ma skrzydła czarne jak noc i twarz niby z hebanu. Do niego wznosimy modły, by użyczał nam siły… i by pozwolił spojrzeć na tablice, na których ma zapisane ludzkie czyny. Upadłe anioły są obrzydliwstwem, Anno. Plugawymi istotami, którym swe losy zawierzają jeno Baali.
- Hmmm - Anna tarła czubek nosa myśląc intensywnie. - To jak odróżnić od nich Azraela? Ronovic, do którego krypty zmierzamy był okrutny i sprzymierzony z demonami.
- Nie wiem tego. Widziałem tańczące dżiny i różne inne dziwy. Lecz nigdy nie widziałem anioła.
- Naszyjnik żony Ronovica… - Anna pogładziła czerwone kamienie. - Trzy z kamieni zawierają krew. Może demona. A moze twojego Azraela? Widziałam czarne pióra i brak płci. Dam ci jeden z nich ale muszę mieć pewność, że to krew twojego anioła a nie jakaś plugawa posoka z piekła. Myślę że do końca naszej wizyty we Frydlancie to się wyjaśni.
Na to zainteresował się bardziej niż ochotnie. Za rękę ją pochwycił i zatrzymał, wpierw tknął jeden z kamieni palcem, a potem nachylił się, by je powąchać.
Anna mu pozwoliła.
- Poliż jeszcze - zasugerowała w przypływie wisielczego humoru. - Czujesz coś?
- Coś słodkiego. Lilie. I gorzkiego. Granaty - mruknął. - Ciebie.
Żart zaś wziął za zaproszenie, przemknął językiem po czerwonym klejnocie i stężał cały, wysunięte kły drapnęły po Aninym dekolcie.
Anna opuściła oczy na rankę i strużkę własnej krwi.
-Tośmy się naczekali - szepnęła i zamarła w oczekiwaniu bo i nie miała pewności czy to przypadek a Sarijah podekscytował się z powodu naszyjnika.
Rozgryzany klejnot brzęknął jak tłuczone szkło i w nozdrza Anny uderzyła intensywna, słodko gorzka woń lilii i granatów. Sarijah nagle ją objął, ciasno jak imadło i usta zbliżył do jej ust.
- Miałeś… nie ruszać klejnotu dopóki… - Anna uchyliła aż usta, tak była zawiedziona. Sarijah z urzeczoną miną i szkłem chrzęszczącym w zębach objął ją mocno i usta zbliżał jak do pocałunku. Co na języku rozlało mu się czerwienią, licho jedno wie ale Annę nastroiła ta chwila jakoś tak romantycznie, że się wyrywać nie zamierzała. Byli wszak partnerami w tej podziemnej eskapadzie. W zbrodni, diablerii. A niech i się dzieje wola boża, najwyżej tu sczezną albo zmysły potracą. Za dużą pokusę i ciekawość Anna odczuwała by teraz zawrócić. Przez moment zdało się jej, że wszystkie zagadki życia i śmierci, nad którymi głowiła się długie lata, proste są i łatwe. Przez moment ogarnęła je rozumem, zbyt szybko, by zasiedliły pamięć, a jednak miała je. Przez chwilę miała w ręku wszystkie rozwiązania.
Była ziarnkiem piasku w smagłej dłoni, którą anioł wysuwał w stronę jasności w rozległym ogrodzie.
A potem usłyszała głos, donośny jak spadająca płyta nagrobna.
- Słuchaj.
Zastanawiała się kto do niej przemawia, Sarijah czy sam Jahwe? Ale nie, Sarijah klęczał i twarz zasłaniał za to Anna rozglądała się dookoła. Głos dobiegał zewsząd i znikąd.
- Słucham - odparła ni to zalękniona ni podniecona.
- Bądź posłuszna - nakazał głos.
Sarijah zaś powstał, z sykiem wysunął szablę z pochwy.
- Posłuszna? Komu? - Anna stała pewnie na nogach lecz gotowa była do uniku gdyby Assamita zaatakował ją. Jego zamiary zdawały się Annie niejasne jak i cała sytuacja. Czy umarli?
Skurczyła się znowu do rozmiarów ziarnka piasku, spoczywała wśród innych na smagłej ręce, a nad nią pochylała się otoczona gwiazdami twarz tak ciemna jak noc. I nagle z twarzy i dłoni obłazić zaczęła skóra, mięso odpadało płatami. Ciągle malutka jak drobinka Anna leżała na szkieletowej ręce i patrzyła w puste oczodoły białego czerepu.
- Azrael - jęknęła Anna pełna zachwytu. - Słucham… Słucham, przemów do mnie.
Rozrosła się znów, i w jednej chwili padła na kolana, przygiął ją do ziemi koszmarny ciężar, co się nagle zrodził w jej dłoniach. Zaciskała palce na kamiennych tablicach, co się przewracały lekko jak najdelikatniejszy pergamin i łomotały jak walące się góry. Wreszcie zamarły.
- Czytaj - nakazał anioł, a ogniste litery splotły na powierzchni tablicy imię dawnego pana Frydlantu.
 
liliel jest offline  
Stary 03-04-2018, 13:25   #22
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Oczy Anny przebiegły po ognistych szlakach obcych liter.

Czciciel demonów. Winien!
Morderca dzieci. Winien!
Piekłu składał ofiary z ludzi. Winien!
Plugawił imię proroka Jezusa. Winien!
Składał fałszywe świadectwo przeciwko swym bliźnim. Winien!
Oszust i kłamca o języku wężowym. Winien!


Księga ciążyła jej coraz bardziej i bardziej w ramionach, jakby utrzymywała Anna nie kamienne stronice przytrzymywała, a wagę wszelkich złych uczynków, które Ronovic popełnił za życia. Złożyła wolumin na podłodze, by choć nieco sobie ulżyć. Posadzka poczęła pękać, pokryła się siecią szpar gęstą jak pajęczyna.

W imieniu Pana aniołów, dżinów i ludzi, skazuję cię Ronovicu z zamku Frydlant, na wieczne potępienie.

Księga runęła w dół, w ciemną otchłań, co się otworzyła u Anny stóp. I zdało się jej, że gdzieś na jej dnie goreją wielkie ognie, że do jej twarzy dociera ciepły podmuch i woń siarki.

- Wiesz, co masz uczynić! - zwrócił się do niej Azrael spiżowym, dudniącym tysiącem ech głosem. I Annie się zdało, że prócz słów anioła słyszy coś jeszcze. Odległy, pogardliwy chichot, jakim obdarza pokonanych ten, kto zwyciężył. I zaległy ciemności, tak czarne i gęste jak te, w których Bóg zakrzyknął "I niech stanie się światło", żeby po ciemku nie stworzyć jakiej fuszerki. Co zresztą, jak lubił podkreślać Aniny rodzic, i tak mu się nie udało i za dużo spartolił jak na Wszechmogącego.

*

- Powiedz: aaaaaaa – nadpłynęło z ciemności polecenie i Anna machinalnie otworzyła usta i powiedziała, o co ją proszono. I słowo stało się ciałem między jej kłami. Ciepłym ciałem i ciepłą krwią. Ciałem włochatym i krwią cienką jak rozwodnione wino.
- No no, nie plujemy – pouczyły ją ciemności. - To niegrzeczne.
- Azrael? - wydukała Anna, próbując dociec, czemu anioł nagle zaczął przemawiać kobiecym głosikiem... a tak. No przecież. Hermafrodyta.
- Azrael? - zachichotał głosik. - Mów mi: Jadwiniu.
I Jadwinia wepchnęła jej w usta kolejnego szczura.
- Ładnie się bawisz, ładnie... nie oszczędzasz sobie niczego, szwendasz się z Cyganem, napruta jak stado lupinów w święto księżyca, dobierasz się do cudzej własności... może jeszcze rozważę tę służbę.
Anna może i by odpowiedziała, ale gębę miała pełną szczura, szczurzej krwi i szczurzej sierści. Za to zaczęła lepiej widzieć, choć pole widzenia po bokach nadal otaczały ciemności. Jednak w centrum siedziała w kucki pajęcza dziewczyna z trumny wyzwolona, lekko odmieniona. Tym razem miała tylko jedną parę oczu, jak należy. Anna przekręciła głowę, by wąskie pole widzenia objęło obszarem kolejne kawałki okolicy. Żadnych śladów dziur do serca piekła, kamiennych ksiąg czy aniołów. Ani widu, ani słychu ogrodu Edenu. I Sarijaha też tak jakoś nie było.
- A tak – Jadwinia wsparła drobną główkę na szczupłej rączce – porwałam twego towarzysza. Ukradłam Cygana złodziejce, czy to nie paradne?
 
Asenat jest offline  
Stary 03-04-2018, 20:25   #23
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
-Mówiłam, to nie Cygan. To Saracen - stęknęła Anna łapiąc się za głowę. Wszystko ją bolało. - Coś z nim zrobiła?
- Jeden pies - oceniła Jadwinia bez szacunku. - Opatuliłam i schowałam, byś nie była taka wyrywna, jak dojdzie do negocjacji - złożyła usteczka w ciup. - Jeszcze szczura? Dużo mam.
Anna pokręciła głową i spróbowała usiąść.
-Długo tak leżeliśmy? - roztarła skroń plując szCzurzą sierścią. - I przedstaw swoje warunki, skoro masz zastaw. Słucham.
- Tak się składa - Jadwiga starła z twarzy jakieś paskudztwo i przyjrzała się swojej dłoni z jakimś nerwowym zaciekawieniem - że nie wiem gdzie jestem, poza tym, że na jakiejś balandze pijawek, w jakich pijawki gustują. Mamy dwie godziny po północy. Ostatnio zaś byłam w Wiedniu, z Brunonem. Na balandze pijawek. Budzę się i nie ma Brunona… za to leżę w trumnie i gdzieś mnie wiozą, mniemam że w końcu dowieźli. Tu. Nie podoba mi się tu, chcę do Brunona, gdziekolwiek jest. Nie jest może tak zabawny jak ty, ale jest mój. Zacznijmy jednak od tego, co jest w twoim zasięgu. Głowa tej łajzy, co mnie tak niecnie urządziła.
-Pokaż kto cie tak niecnie urządził - i postukała sie w skroń zaglądając do jadwiniowych myśli. - Wyobraź sobie. Co do umowy, proponuje tobie służbę do czasu, aż dojedziemy do Wiednia. Tak się składa, ze się tam rychło po balu wybieram. Mąż mi sie tam zgubił, możemy poszukać i twego Brunona.
- Ooo - usta Jadwini utworzyły kółko piękne jak księżyc w pełni. - Umiesz to co Bruno. Powinnaś go zapoznać i z nim się poszwendać. Może by się rozruszał.
Gniew skrył się gdzieś głębiej. Po wierzchu Jadwiniowych myśli pływała jak kożuch na mleku fascynacja nowym, wspaniałym pomysłem na życie i przeznaczenie Anny.
Dogrzebała się w końcu i do twarzy, co się pochylała nad trumną. I chciałaby być zaskoczona, lecz jakoś nie była.

-Odpada - Anna machnęła białą rączką jakby odganiała woń mocnej perfumy. - Zresztą, nie on jest winny ale jego pani. On jest tylko sztyletem, który dzierży ręka. A rękę, uwierz mi, ukręcę jeśli mnie ktoś szybko nie uprzedzi.
Anna podniosła się, otrzepała szmatę w jaką obróciła się porwana spódnica.
-Bierzesz ofertę czy nie? Bo ja się bardzo spieszę. Za dwie godziny zaczyna się bal a ja nawet nie wiem jak daleko do grobowca. - I niewiele myśląc ruszyła korytarzem przed siebie. - I… właściwie to nie musi być służba. Przez chwilę myślałam, że jesteś mniej ludzka. A potem zapragnęłam się poczuć jak Bożywoj Skrzyński. Ale chyba mi to nie pasuje.
- Znamy się i ze Skrzyńskimi - Jadwinia pokiwała głową. - A któż to winną ręką, i czemu sztyletu nie zawiązać w krakowski precel, by nim kłuć nie mogła?
Anna nie zatrzymała się.
-Bo mi potrzebny - odparła wymijająco Anna. - A bez pani wariatki, znaczy księżnej pani, będzie całkiem sensownym kamratem. Popaplalabyn dłużej o twoim Brunonie i Skrzynskich ale naprawdę muszę iść. Uwolnij Sarijaha i mnie dogońcie, dobrze Jadwiniu? Postaram się do tego czasu nie wdepnąć w żadne gówno.
- Wdepniesz, będziesz czyścić obcasy sama. Dobrze, co oferujesz. Tak konkretnie.
-Trzymasz się mnie dopóki nie odnajdziesz swojego Brunona. Ty będziesz pomagać mnie, w sprawach powiedzmy bieżących, jeśli zajdzie potrzeba. A ja przyłożę starań by ci znaleźć Brunona w Wiedniu. Nie działasz samowolnie, konsultujesz swoje decyzje. Szeryfa zostawiasz w spokoju. - wyłożyła ofertę jak najjaśniej. - A teraz przeprowadzasz tu Sarijaha i idziemy szukać skarbu. Rozrywka gwarantowana.
- Skarbu? - Jadwinia stanęła na baczność jak wartownik na odprawie. O szeryfie zapomniała, przynajmniej na chwilę - Ile wynosi mój udział?
-Obawiam się, że to nie będzie skarb w dosłownym znaczeniu. Możliwe, że będzie miał wartość tylko dla kogoś specyficznego a ja nie chce mu go dać. - Anna westchnęła teatralnie. - Nie mogę ci teraz wszystkiego wyjaśniać. Jeśli jednak przy okazji znajdzie się tam jakaś dodatkowa błyskotka albo monety to dostaniesz swoją dole. Może być?
- A co z księżną wariatka?
-Najpierw to co najpierw. Skarb. Sarijah. Goni nas czas. - Wskazała na ciemny korytarz. - Jeśli Sarijah jest daleko to go uwolnij, wybudź i mnie dogonicie.
- Wszystko zgoda, lecz ja dogłębnie Cyganów nie znoszę - stanęła okoniem Jadwinia i Ania zrozumiała, że nie o rzekoma czy rzeczywistą niechęć idzie. Szło o jakiś profit, który z Anny w potrzebie mógł zostać wyciśnięty.
-Czego chcesz w zamian za… - Anna podrapała się po czole rozmyślając co właściwie negocjuje - wypuszczenie mego kompana? Wiesz, to nie tak, że nie znalazłabym go sama więc niech twe zadania będą rozsądne.
- Sądzę, że taki naszyjnik to zbyt wiele - wskazała na Anny pierś - ale jeden z tych kamuszkow, po których padliście na kolana… to rozsądna cena.
-Wiesz co to jest czy chcesz się zwyczajnie naćpać? Bo jeśli to drugie to załatwię ci worek haszyszu od Sarijaha. Kamienie mogą mi być potrzebne w grobowcu. I tak kretyn Assamita już jeden zmarnował.
- Nie mam pojęcia. Ale wyglądało dobrze.
Jadwiga obnazyla zęby. A te zupełnie nie wyglądały na wampirze… nie wyglądając przy tym mniej groźnie.
-Dostaniesz worek haszyszu - oświadczyła Anna. - Wypalisz cześć i ocenisz czy takie wrażenia cię zadowalają. A teraz, czy możemy już iść? Proooszę - Anna zrobiła minę niemal zrozpaczoną. Jeśli ta konwersacja potrwa jeszcze chwile to napewno na żaden bal nie zdąży a to mogłoby być podstawą do zadawania pytań, tym bardziej ze zbiegnie sie to ze zniknięciem zawartości trumien księżnej pani.
Jadwiga uniosła palec. Na górze, pod sufitem kolysalo się białe zawiniatko, jak noworodek w powijakach. Tylko że sporo większy.

Jadwinia odmotała Assamitę z nici a ten był wciąż w stanie ekstatycznego olśnienia. Anna wydawała się na tą chwilę odpowiedzialna za jego objawienie więc warta jego miłości i wdzięczności. Najpierw się trochę na niego boczyła ale w końcu machnęła ręką i całe towarzystwo pogoniła w głąb korytarza. Chciała dotrzeć jak najszybciej do grobowca nie zbaczając możliwie do sal bocznych, które jak sobie wydedukowała, prowadzą do poszczególnych posągów labiryntu.
Zapytała jeszcze Sarijaha.
- Tobie tez rzekł "wiesz co robić"? Bo... ja właściwie nie wiem. Co on mógł mieć na myśli?
 
liliel jest offline  
Stary 11-04-2018, 20:23   #24
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ona miała wątpliwości, a Sarijah nie miał ich nawet cienia. Pobożny muzułmanin, czy pasza nie naśmiewał się z jego naiwności pędzonej wiarą w takim samym stopniu jak haszyszem?
- Zostaliśmy wybrani! Musimy tego podłego człeka wepchnąć do piekieł, tam gdzie przynależy boskimi wyrokami. Czy nie mówiłaś, że się śmiał, że piekło go nie dopadnie? Naszym zadaniem, misją daną przez anioła jest by przestał się śmiać i odpowiedział za swe czyny.
Jadwinia drepcząca przodem zamamrotała jakowyś niewyraźny, acz rozbawiony komentarz do tej przemowy. Sarijahowi oczy świeciły się jak u wilka…
- Tu jest jakieś wejście – wyszeptała po chwili podniecona pajęczyca.
Anna mimo wszystko zerknęła. W poprzednich dwóch salach tak jak w pierwszej znaleźli kości, przy czym w ostatniej były to tylko kości zwierząt. Ta zaś była pusta… jeśli nie liczyć dziwnego stożka pośrodku. Jakby stalaktytu w podziemnej jaskini, lub narośli z lodu. Jakby coś kapało z góry i tężało na posadzce.
-Moze masz racje. Może w istocie zostaliśmy wybrani - układała sobie w głowie Anna. Widziała anioła, to się działo naprawdę.
Anna weszła głębiej do pustej sali, tknęła dziwny szpikulec palcem by go przebadać wąierskimi mocami. Ten odparł jej metalicznym brzękiem, pod powiekami Anny wykwitł obraz ognia.
-Sprawdźmy czy, tak jak w poprzednich jest wyjście do labiryntu i czy aby nie wiedzie do grobowca.
- Ooo… oooo… - zaśpiewała melodycyjnie i tęsknie Jadwiga, opukując narośl z drugiej strony. Nagle ją ugryzła, czemu Sarijah przyglądał się z pogodną tolerancją dla dziwaków i ich obyczajów.
- Tooo złotoooo - zachwyciła się Jadwinia. Assamita mruknął z kąta, że jest i drabina.
-Złoto? - Anna prawie się zachłysnęła. - Ale… jakby skądś skapywało. Sprawdźmy skąd. - Zachęciła Sarijaha by szedł pierwszy a ona podaży drabiną tuż za nim. Dodatkowo spróbowała bryłą poruszyć ciekawa czy przy wzmocnionej do maksimum sile dałaby radę oderwać choć cześć.
Wypchnęli kolejną płytę, przytrzymywaną przez korzenie krzewów tworzących żywopłoty. Anna zerknęła ostrożnie. Tu nie było posągu, a tylko kamienna stalla. Wizerunki na niej przedstawione budziły w niej dreszcz podobny temu, jaki towarzysz jej w dziedzinie upiora z wieży.

Złoto musiało skapywać z bezpośredniego pobliża stalli, ale czy to ona złotem płakała, czy złoto wytapiano przed nią, Anna nie była w stanie stwierdzić, bo wszelkie ślady tego usunięto.

- Nawiedzone - zawyrokowała Anna choć nie powstrzymało to jej przez owinięciem potężnej bryłki złota w halkę i przywiązanie do paska. Zbliżyła pierścionek z oczkiem do stalli by zobaczyć jak zareaguje ochronny duszek.
- Myślę, że to demoniczny przedmiot i rozmnaża złoto. Jakby symbol ludzkiej chciwości. Swoją drogą… czy posągów nie jest siedem, tak jak grzechów głównych? Minęliśmy krwawą misę, mogła być gniewem, teraz jest chciwość… Choć nie wiem jakby to miało pomóc dostać się do grobowca.
- Może nie dopomóc ma, a przeszkadzać właśnie? - wysunął ostrożnie Assamita. - Wszak wokół posągów plączą się drogi.
- Ja to uczona w piśmie nie jestem - stwierdziła beztrosko Jadwiga. - Ale to i tamto słyszałam. Mnichy dotąd się wykłócają, ile jest tych grzechów, i jakie one są. Jak to mnichy… To i według jakiego porządku niby owe siedem, i czy aby na pewno właściwego, a nie heretyckiego, co wyrósł w jakimś wysłanym zeschłym gównem eremickim umyśle?
- Zatem ten satyr, co cię gonił - dumał sobie Sarijah - byłżeby rozpustą?
-Toby sie zgadzało - pokiwala głową.
Anna ułożyła dłoń na stalli i użyła ponownie wampirzych mocy aby wyczytać przeznaczenie przedmiotu i jego historię.

Z ciemności wyszedł ku niej byk, i mrok od jego potęznej postury zabarwił się krwawo. Kołysała się szeroka pierś, na grubym karku grały mięśnie, zwierzę zwiesiło nad nią ukoronowany mocarnymi rogami łeb. Przez mgnienie oka wydało się jej, że jednak nie byk to, a mąż o długich, sumiastych wąsach i przenikliwym spojrzeniu czarnych oczu. I że obraca ku niej po kolei każdą ze swych trzech twarzy.
- Czy to na pewno złoto jest tym, czego pragniesz?
Anna potrząsnęła głową by strząsnąć z powiek wizję krwawego byka.
-Siły nieczyste - warknęła. - Wracamy pod ziemię i dalej w centrum labiryntu. Nie potrzeba mi pokus oferowanych przez demony. Niczego od was nie chce, słyszycie? Niczego - wyjaśniła diabelskiej stalli i wróciła pod na drabinę.
- Zostawiłbym to złoto - rzekł Sarijah, gdy schodzili po drabinie. - Jest nieczyste…
- Mówisz tak bo opływacie z paszą w bogactwa. Ja mam wielką rodzinę, że tak powiem, do wykarmienia - odparła Anna ruszając dalej w głąb korytarza. - Sama nie przywiązuję wagi do pieniądza ale muszę niebawem dojechać do Wiednia, męża znaleźć. Potrzebne mi konie i wozy, gdzieś tam spać trzeba bo raczej nie po lasach, może i na łapówki mieć.
- Mówię, bo mi twój los i dusza nieobojetne - zaoponowal.
Anna odwiązała od pasa tobołek z bryłą kruszcu i cisnęła w kąt korytarza.
- Zadowolony? - bąknęła nie bez żalu. - Będę wciąż biedna jak mysz kościelna. I spać po lasach. A łapówki dawać w naturze.
Została nagrodzona pełnym uznania spojrzeniem.
- Po ścieżce wyznaczonej przez boskiego posłańca trzeba kroczyć z godnością - pouczył ją Sarijah. - Wierzę w ciebie, znajdziesz jakiś sposób.
Jadwinia nie rzekła nic… ona swej bryłki nie wyrzuciła. Do kolejnej komnaty zajrzała ciekawie, ale cofnęła się zaraz z zawodem na twarzy.
- Pusto. Nic tam nie ma.
A jednak gdy ruszyli, Annę dobiegł stamtąd znajomy szelest piór, chrzęst skórzanego kaftana, kroki o znanym rytmie. Zatrzymała się, odnotowała jeszcze że Jadwinia wraca już pędem do sali, a Sarijah odwraca się z konsternacją i radością w oczach.
- Zatrzymaj się - rzuciła Anna rozkazującym tonem za Jadwinią. - Mary i pokuszenia. Słyszysz swojego Brunona. A ty brata krwi - spojrzała na Sarijaha. - Nie ma ich tutaj. Idziemy dalej, do celu. Czas biegnie. Tymczasem opowiedz mi czemu właściwie nie jesteś ze swym przyjacielem a z paszą, tu, na drugim krańcu świata.
- Kiedy… ale… - zaoponowała Jadwiga, a z sali dobiegł Annę smutny głos małżonka.
- Nie odbierasz moich wiadomości. Zapomniałaś o mnie. Co innego teraz się liczy. I inni…
Sarijah, o dziwo, otrząsnął się szybko. Znać wieloletnią wprawę w odsączaniu ułudy od rzeczywistości.
- Pobieram nauki - wyjaśnił oględnie. - O was.
- Nie bardzo rozumiem - Anna ponagliła Jadwinię, za siebie się nie obejrzała. - Chcesz poznać europejskich Kainitów? Po co? Mam nadzieje, ze to jednak nie jest prawda, ze sułtan szykuje na nas inwazję. Nie chciałabym być z tobą w stanie wojny.
- O planach sułtana lepiej rozmawiać z paszą - wykręcil się Sarijah. - Ja tutaj jestem dla siebie.
Jadwiga stała jak kołek.
Anna doszła do pajęczycy, ujęła jej dłoń i poprowadziła dalej korytarzem.
- To nie Bruno, uwierz.Choćbyś nie wiem jak bardzo tego pragnęła to coś w sali obok nigdy Brunonem nie będzie ale nie martw się. Niebawem opuścimy zamek Ronovica i ruszymy do Wiednia. Obiecałam ci pomóc i pomogę. - Poklepała dłoń Jadwini a jednocześnie odezwała się w głowie Sarijaha.
“A nie jesteś tu aby wykonać kontrakt? Powiedz mi, kto cię najął i czy masz wyeliminować księżną?”
“A nie pójdzie ta wiedza dalej?”
“Nie pójdzie.”
“Więc, opłaca mnie hospodar. W granicach mego pobytu tutaj, oczywiście.
“Czyli jednak księżna. To ona jest celem?”
Nie odparł nic, tylko głową kiwnął.
“Kiedy to zrobisz? Zrób jak najszybciej zanim zorientuje się, że zniknęły jej atrakcje z lochów i będzie wszczynać śledztwo.”
“Na wszystko jest czas. I miejsce “
“Powiedz chociaż kiedy. Czy to się stanie podczas balu, czy chcesz ją ucapić na osobności? Mogłabym pomóc. Osłabić na ten dzień szeryfa aby nie mógł ci zagrozić. A ty nie musiałbyś go w zamian uszkodzić.”
“Podczas balu. Z wdzięcznością przyjmę usunięcie przeszkód… “
„To nastąpi już dziś? Osłabię szeryfa, będzie się czuł jak schorowany starzec. A co do opłat hospodara, dotyczą tylko księżnej czy będziecie mu pomagać we wszystkich jego praskich zamiarach?”
“To by oznaczało bycie sojusznikiem. Nie jesteśmy sojusznikami. Choć pasza spodziewa się, że będzie próbował go przekabacić na swą stronę. “
„Skrzyńscy byliby nie gorszym sojusznikiem. Nie będziesz brał na nich kontraktu gdyby hospodar chciał złożyć ci następną ofertę? Proszę, nie bierz.”
“To są rzeczy, które także można opłacić “
Jadwiga ostatecznie porzuciła chęć pedzenia do pustej sali, ukradkiem i gniewnie wytarła łzy.
„Skrzyńscy zapłacą, Skrzyńskich stać.” - podsumowała Anna. - „Umówię dyskretne spotkanie Bożywoja i paszy.”
Anna pogładziła rączkę pajeczycy by dodać jej otuchy.
-Kochasz ty swego Brunona, co? Jakiego on klanu? I coście zmalowali, że skończyliście w wąpierskim więzieniu?”
- Toreador. A oberwaliśmy albo za politykę, albo za złodziejstwo.
-A jak w Wiedniu was wtrącili do więzienia nie widziałaś tam gdzieś Gangrela? - ukazała Jadwini w głowie oblicze mężowskie.
- Widziałam. Przelotem, jak zbiec próbowałam raz.
-W jakim był stanie? Co robił? - dopytała Anna z troską w głosie. Narzucała przy tym dalsze tempo. - Wiesz coś więcej o nim? Ponoć z więzienia zniknął.
- W jakim stanie? W jednym kawałku. Stał przy kracie celi i się gapił. Ładne miał ślepka. Czego chcesz więcej, tylko przebiegłam obok…
Anna i tak wydała z siebie westchnienie ulgi. W jednym kawałku to już coś. Choć sporo czasu minęło od tamtej chwili i ten fakt mógł się zdezaktualizować.
-Pośpieszmy się - ponagliła dwójkę towarzyszy. - Grobowiec winien być juz blisko.
 
liliel jest offline  
Stary 13-04-2018, 07:29   #25
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Assamita wysunął podejrzenie, iż w rzeczy samej, muszą być już blisko, i nie przejmowałby się tym, że siedmiu posągów jeszcze nie widzieli...
- Może do nich prowadzić osobna podziemna droga. Z wyjściem z dala od zamku, ja bym tak uczynił.
Jadwinia piastująca w załamaniu łokcia podprowadzoną bryłkę drogocennego kruszcu mruknęła cicho, iż jeśli tak jest w istocie, zbadać trzeba tak ową drogą... jak i rzeczy, które łatwo i warto wynieść z zamku.
- Ooo... jej – zakrzyknęła nagle i stanęła jak wryta, palcem wskazując przed siebie, w korytarz, którym pewnie i szparko kroczył Sarijah.
- Zniknął! Wszedł w ścianę!
Anna ściany nie widziała. Nie wyczuwała dłonią, gdy Jadwinia pokazała jej palcem, gdzie jest. Ale gdy próbowała pociągnąć pajęczycę za sobą, coś Jadwigę wstrzymywało. Dla Anny – niewidzialna i niewyczuwalna bariera. Dla Jadwini zaś...
- Ściana, z cegieł ściana, no!
Poirytowana pajęczyca wodziła dłońmi wokół, a za Anną cicho stanął Sarijah.
- Kawałek dalej... Jakby mastaba. Nie sięga do sklepienia. Jest i drabina, na górze jest krypta.
 
Asenat jest offline  
Stary 15-05-2018, 21:15   #26
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna wróciła kroczek do Jadwini i pewnie według tamtej percepcji musiała się do połowy wyłonić z ceglanego muru.
-Złoto musisz wyrzucić, to ono cię trzyma - wyjaśniła pajęczycy tonem duchowego mędrca. - Sarijah na racje, to demoniczny kruszec, jeno na zgubę i zatracenie. Odrzuć to zanim cię czymś opęta.
Wróciła do Sarijaha i nie czekając na decyzje Jadwini ruszyła w stronę grobowca. W kieszeni sukni wymagała klucz od Sokola, on powinien pomóc sforsować choć pierwszą barierę - drzwi do grobowca .
Usłyszała wymamrotane, że położy pod ścianą, w końcu i tak tutaj nikt tego nie ukradnie… i po chwili zaaferowana Jadwinia dołączyła do niej. Deptała wampirzycy po piętach i próbowała łapać za rękę jak dziecko.
Sarijah stał przed, jak to określił, mastabą. Czworobok z gładzonych kamieni miał pochyłe ściany i gdyby nie płaski dach, przypominałby piramidy, o których opowiadał Annie ojciec, grobowce królów w odległych krajach, gdzie nocami polowali Assamici i Węże boga Seta.
Drzwi były niewielkie, i Anna musiałaby się schylić, by nie zaryć głową w futrynę. Głęboko osadzone w murze, wykonane z dębu wzmocnionego żelaznymi okuciami i ozdobione rzeźbionym wizerunkiem konia.
Dziurki od klucza nigdzie nie było widać. Tak samo klamki ani uchwytu. Anna opadała palcami dokładnie drzwi, szczególnie rzeźbę konia.
-Moze to atrapa. Rozejrzyj się za czymś co ma zarys drzwi ale jak owe nie wygląda - poleciła Sarijahowi.
W zagłębieniu pod kiełznem wyczuła Anna mały otwór. Wzmocnione krwią zmysły wychwyciły wewnątrz delikatny ruch.
-Coś tam jest. Coś żywego - dała znać towarzyszom by byli gotowi za wszystko, szczególni Assamita który jako jedyny był szkolony do walki.
Anna wetknęła w dziurkę klucz od Sokola, przekręciła i naparla na drzwi całym ciałem.
Zgrzyt. Zgrzyt drzwi po kamieniach. Sarijah usunął się w bok, schował za krawędzią mastaby. Jadwinia niemal siedziała Annie na plecach, a wyczulone zmysły wampirzycy elektryzował każdy jej oddech. W przyspieszonym tempie, z każdym poruszeniem piersi Jadwiga wyrzucała z ust słodką woń kogoś, kto pija krew.
Z wnętrza mastaby buchnął zaduch dawno nie wietrzonych pomieszczeń. I zapach fiołków.
- Kwiecie czuję - poinformowała Jadwinia podekscytowanym szepcikiem, a Anna pomyślała, że woń fiołków i róż przypisywano truchłom świętych. Chwilę potem poczuła ruch za sobą, ciepło o dreszcz, a potem chłodny dotyk kamieni posadzki na twarzy i podmuch pożogi nad sobą. Jadwiga obaliła ją na ziemię, a teraz stała pomiędzy nią a diabelskim ogierem, wznosząc dłonie jakby paktowała o zawieszenie broni.
Najpierw przyszedł strach przed ogniem. Później żal, że nie zabrała z sobą Laurentina. Anna przeturlała się wartko do wnętrza grobowca i znalazła zasłonę za grubym kamiennym murem.
-Szybko, za mną! - krzyknęła gotując się by zamknąć drzwi z powrotem gdy tylko pajęczyca i Assamita przemkną do grobowca.
Lepiej się od potwora odciąć niż z nim walczyć. Igranie z ogniem było zbyt niebezpieczne.
Istota w końskie kształty obleczona była wcieleniem piekna i mocy… i zapewne Laurentin nie tylko potrafiłby sobie z nią poradzić, ale i docenić odpowiednio. Jego jednak nie było…
Była Jadwinia. I Jadwinia pisnęła cienko i wysoko jak dziewczynka, skoczyła jak na sprężynie, gdy koń dmuchnął pożogą w jej stronę, odbiła się od zwierzęcego karku i wylądowała na dachu mastaby, by się zaraz złapać za nadproże i z cyrkowym przewrotem schronić za Anną we wnętrzu. Zdezorientowany ogier tupnął przednimi kopytami, a Sarijah zmienił się w rozmazaną smugę. Wpadł do środka i rzucił się na ziemię, tarzając się zawzięcie i gorączkowo, by zdusić płomienie, co przylgnęły do luźnych szat.
Anna złapała za krawędź drzwi i pociągnęła ku sobie. Szpara malała, a gdy nie dałoby się w nią wetknąć już choćby i palca, znów to poczuła.
Nie byli tutaj sami.
-Ktoś tu jest - poinformowała resztę i od razu zaczęła węszyć i się rozglądać po ciemnym dusznym wnętrzu. Nadstawiła tez uszu by nadwrażliwym zmysłami wychwycić choć najmniejszy szelest, dostrzec aurę istoty lub choć wyczuć czający się w mroku umysł.
Ogier krążył i tłukł się wokół mastaby, lecz Anna nie mogła pozbyć się wrażenia, że prawdziwe niebezpieczeństwo jest tuż obok. I nie oddziela go od niej żaden mur.
Wnętrze mastaby było prostokątne i puste, jeśli nie liczyć schodów wiodących w dół, w dziurze pośrodku podłogi. Wszystko w niej się wzdragało przed tymi schodami. Czuła i istotę przyczajoną na którymś z niższych stopni. Zapewne przekonaną, że skrywają ją przed oczami intruzów ciemności… Im dłużej na nią patrzyła, tym bardziej była przekonana, że to nie od niej ją odrzuca. Istota w aurze nie miała niczego prócz determinacji. Nie mąciły jej myśli żadne inne emocje. Anna nie czuła od niej zła. Czuła glinę.
-Golem - powiedziała Anna szeptem bo przeczuwała, ze tylko ona widzi cokolwiek w tych ciemnościach. - Na schodach w dół. Myślę, ze ma strzec przejścia.
Nic dziwnego, że nie czuła by istota była zła lub dobra. To tylko narzędzie, stworzone w konkretnym celu.
-Przydałoby się trochę światła. Sarijah? Jadwinia? Widzicie cokolwiek?
- Powiedzmy, że nie muszę. Póki się będzie ruszał - odszeptała Jadwiga. Od strony Assamity dobiegło ciche zaprzeczenie. Zaś z dołu nieludzki, dudniący i wyprany z emocji głos.
- Powiedz imię, przybyszu!
- To gada - zdziwiła się Jadwinia.
- … ale nie umie liczyć - dodał cicho Sarijah.
Anna wystąpiła dwa kroki naprzód.
-Anna Złodziejka - przedstawiła się uprzejmie. -To grobowiec Ronovica, prawda?
- Odejdź - zakomunikował głos, i na wypadek gdyby nie dotarło, powtórzył: - Odejdź.
A słowo za drugim razem zabrzmiało dokładnie tak samo jak za pierwszym.
-Eufrozyna. Nazywam sie Eufrozyna Ronovic - Anna zmieniła nagle zdanie licząc na, bóg jeden wie co.
Łupnął krok za krokiem, aż posadzka zadrżała. Golem wynurzył się, by stanąć na ostatnim stopniu. Jego twarz prócz rozwartej jamy ust była całkowicie gładka, pozbawiona rysów, nosa i oczu. Gładkie i pozbawione szczegółów było także mocarne, ceglane ciało. Stwór wyciągnął prawą rękę wnętrzem do góry.
Anna zdjęła z szyi naszyjnik z rubinami i ułożyła na dłoni Golema słuchając intuicji.
Ceglana pięść zacisnęła się, gruchocząc oprawę. Naszyjnik opadł na ziemię, a golem wsadził jeden z kamieni do ust.
Anna spróbowała wyminąć strażnika i zagłębić się w korytarz. Dotknęła go przy tym ramieniem a on
zaczął się sypać jak lawina. Po chwili u stóp Anny leżała góra ceglanego pyłu z wystającą karteczką, niewielkim zwitkiem pergaminu.
Anna go podniosła i zobaczyła, że jest czysty, nic nie ma po jednej ani po drugiej stronie. Papierek wcisnęła za stanik i poszła dalej.
Niżej jest kwadratowe pomieszczenie z czymś na kształt sarkofagu. Na płycie wyrzeźbiona postać śpiącego rycerza z mieczem na piersi, wzdłuż ciała. Brak jakichkolwiek znaków religijnych. Intensywnie czuć róże i fiołki. I Anna czuje intensywną niechęć i strach do zbliżania się do sarkofagu. Jest w nim cos złego, co jej jeży włos na karku.


Sarijah postąpił za nią, ale zatrzymał się wpół drogi, przełknął nieistniejącą ślinę. Zaszeptał modlitwę w swym języku, ale czuła w jego głosie, że silniejszy od żaru wiary jest strach. O dziwo, Jadwiga wyminęła go i stanęła obok, nachyliła się, by powąchać płytę.
- Pachnie ładnie… ale ładniejsze twarze u świątków w przydrożnych kapliczkach widywałam.
Zerknęła Anna raz jeszcze… może zasugerowała się słowami towarzyszki, a może faktycznie coś w tych słowach było. Wyrzeźbione prosto oblicze rycerza zdało się jej nad wyraz szpetne. Naparły razem, od strony stóp nieboszczyka… jeśli leżał lustrzanie jak rzeźba na płycie. Jadwinia stęknęła ciężko, Anna parła z całych, wzmocnionych krwią sił, lecz płyta ani drgnęła, jakby coś ją spajało na sztywno z resztą sarkofagu.
-Szlag to - zaklęła Anna i miast pchać dalej zaczęła szukać innego dostępu do sarkofagu. Zeszła na kucki i obeszła go dookoła próbując wyszukać oparcia dla palców, ruchomych części, zapadek. Kamienne tęczówki oczu posągowego rycerzyka są wgłębione. Po drugie, klamra pasa jest luźna i ruchoma. Anna ściaga pasek, wciska gałki, próbuje, kombinuje. Gałek nie da się wcisnąć ale klamrę przekręca.
Po przekręceniu i przytrzymaniu klamry potrójnym wysiłkiem ekipa ruszyła płytę. Kwietny aromat wzmogl na sile bardzo intensywnie. Szpara jest taka, że można wsunąć dłoń.
-Jak pięknie pachnie - zachwyciła się Jadwiga egzaltowanym szeptem.
- Skoro on umarł - ozwał się nagle Sarijah i przestał pchać płytę - i tu leżą jego zwłoki, a dusza nie poszła w zaświaty… to gdzie ta dusza jest?
- Nie wiem, Sarijah, ty tu ponoć jesteś ekspertem duchowym - Anna zerknęła na niego to na Jadwinie, która nagle zamilkła. Odwołała się do wampirzych mocy by dostrzec aurę i umysły, bo czy dusza nie powinna być dla niej w takiej formie odczuwalna?
Drgnęła. Spod płyty z grobowca sączyły się półprzezroczyste pasma, jak smugi dymu z dogasającego pożarowiska. Wiły się pod sufitem, pełzały po posadzce, oplatały i muskały ją i nieruchomego jak pomnik Assamitę, sączyły się w nozdrza Jadwigi.
- Jadwinia, wszystko w porządku? - zapytała zaglądając w myśli pajęczycy. - A tę płytę trzeba pchnąć dalej.
- Tak, mniemam, iż tak. Zajrzymy do środka? - spytała Jadwiga po chwili.
Anna skinęła bez przekonania ale zaparla się rękami o płytę i pchnęła by poszerzyć otwór.
-Jego dusza... - szepnęła przy tym. - Ona jest w powietrzu. Wszędzie dookoła. Gdybyście odczuwali jej wpływ to od razu mówcie. To był zły człowiek, parkujący z demonami.
- Allach jest wielki! - zakrzyknął z przestrachu Sarijah, który posłuszny słowom Anny naparł na płytę, a że uczynił to od wezgłowia, pierwszy zobaczył oblicze nieboszczyka.
Ronovic z Frydlantu nie wyglądał jak nieboszczyk. Spoczywał wewnątrz kamiennego sarkofagu i gdyby nie zetlała tunika, wyglądałby, jakby spał. Twarz miał zaróżowioną i gładką, powieki niezapadnięte, jego oblicza nie tknął rozkład, jakby śmierć ledwie go musnęła i postanowiła oszczędzić ciało.
Anna popatrzyła na aurę Ronovica, przy okazji dotknela jego nadgarstka by wyczuć puls.
-Dlaczego hospodar chciał sie do niego dostać? Chodzi o samego Ronovica czy o coś w jego posiadaniu? - i zaczęła obszukiwac trupa nie-trupa.
Pulsu nie wyczuła, lecz skóra była jędrna w dotyku, lekko chłodnawa… jak u wampirów iinych niż z jej rodu. Postanowiła zerknać na aurę… lecz ciało jej nie miało.
Tylko pasma sączące się, jak się okazało, z ust nieboszczyka, nie były już półprzezroczyste i mętnawe jak mleko. Miały kolor głębokiej czerwieni.
Anna nie mogła wydedukować innego powodu dlaczego Botskay miałby pragnąc dostać się do grobowca jak po duszę Ronovica. Może jeszcze jakiś artefakt ale nic takiego przy trupie nie znalazła.
Niewiele myśląc wbiła kły w gardło rycerza. Czy zabije go w ten sposób? Czy coś zyska jak by to było w wysączeniu wampira? Ostatecznie hospodar nie zyska sojusznika jeśli o to mu chodzi…
Krew była płynna i gorąca, a nie powinna. Wszak serce Ronovica przestało ją pompować dobre trzy wieki temu… ciało nie miało jak otumanieć od mocy pocałunku, bezwładne było, jak to zwłokom przystało. Dusza za to, przez chwilę jeno uległa, jak nie poczęła wierzgać!
Przyjemny, słodki i ciepły napitek, co zalewał Annie język, nagle stanął jej w gardle. Z góry słyszała, że demoniczny koń tłucze kopytami w ściany i odrzwia, a na jej głowę spadł nagle cios, silny, choć szczupłą rączką wymierzony.
Anna nie zamierzała odpuszczać. Nie teraz gdy juz była w połowie drogi i czuła smak duszy Ronovica na języku. Wzmocniła cielesną wytrzymałość i piła dalej by jak najszybciej wchłonąć duszę rycerza.
Poczuła dartą skórę, własną skórę, i coś ostrego zagłębiającego się w ciele pod lewą łopatką. Od rany począł rozlewać się paraliż, jakieś przemożne tężenie mięśni. Ścisnęła mocniej trupa, zęby wbiła głębiej. Posłyszała wysoki pisk Jadwigi i łomot cegieł gdzieś z góry, jakby obaliła się ściana. Assamity nie słyszała, ten był cichy i bezszelestny jak sama śmierć.
Anna wyciągnęła zęby z ciała Ronovica, krew zużyła by zneutralizować Jadwiniową truciznę. Skoro on nie bronił się przed spiciem, znaczy żadnym mu to było zagrożeniem. Sądząc nawet po jego rozmyślaniach “Baba? Pff, przez babę?” zaczęła Anna mniemać, że może ją przejmie, miast ona jego. Tak, jak najwyraźniej zrobił już z Jadwinią.
Anna szybko zmieniła strategię. Z bucika wyszarpnela sztylet i wbiła go w pierś Ronovica. Była ciekawa jak to przyjmie. W końcu miała go odesłać do piekła a tam chyba trafia się po śmierci? W tym problem, że Ronovic ciągle w jakiś dziwaczny sposób żył.
Cały czas słuchała myśli wszystkich obecnych w krypcie.
Sztylet po rękojeść zagłębił się w piersi zmarłego, ten zaś równie gwałtownie jak padł cios, powieki rozwarł. Spojrzały na Annę oczy jak pieprz czarne i pełne nienawiści niewysłowionej. Niematerialne pasma zawirowały. Słyszała i czuła koncentrację Assamity zmagającego się z Jadwigą, ból i osaczenie tej drugiej. I nienawiść, wszechobecną, tak wyraźną, że czuła na języku jej gorzki posmak.
Anna nie do końca pojmowała czego jest świadkiem. Ronovic niby żył ale więcej miał w sobie z demona niźli z człowieka. Sztylet nie uczynił mu krzywdy a Jadwinia, opętana ewidentnie, nastawała na przyjaciół (czy też chwilowych kompanów).
Anna w panice próbowała znaleźć wyjście z obecnej sytuacji. Zabicie Ronovica może nie było niewykonalne ale z pewnością bardzo trudne. W pewien sposób i ona i Sarijah poczuwali się do obowiązku by odesłać go do piekła, gdzie jego miejsce. Ale jak tego dokonać? Gdyby mógł się pojawić tu ten anioł… on by wiedział co zrobić. W głowie Anny wykwitł spontaniczny pomysł. Błyskawicznym ruchem zdarła z naszyjnika ostatni z kamieni, skruszyła go w dłoni i wepchnęła do ust przebudzającego się rycerza. Pytanie brzmi - czy to doprawdy anielska krew, która sprowadzi tu czarnoskrzydłego czy przeciwnie, sprawi że Ronovic odleci lepiej niż po opium.
Dobiegł ją jęk bólu Sarijaha. Krew ze zmiażdżonego kamienia pachniała czarownie, połyskiwała kusząco na ustach przeklętego rycerza… trochę za późno Anna zaczęła się zastanawiać, jak coś, co w sumie nie jest cielesne, może dostać się pod wpływ substancji, którą należy spożyć… ale odgłosy walki przycichły, zastąpione chlipaniem Jadwigi i zduszonym pojękiwaniem Assamity.
Na twarzy zmarłego wystąpiły szare plamy. Skóra złuszczyła się, odsłaniając wpierw mięśnie, a potem zęby. Na oczach Anny Ronovic z Frydlantu rozpadał się w pył, śmierć go dopędziła i wzięła w ramiona. Cicho się zrobiło, ciszą przynależną królestwu zmarłych. W sarkofagu spoczywał szkielet, z którego odpadały ostatnie skrawki mięsa.
I tylko na górze wciąż słychać było łomot potężnych kopyt.
Anna westchnęła i pozwoliła swoim plecom spłynąć po płycie sarkofagu, klapnęła na zimną podłogę grobowca. Wyglądało na to, że wykonała misję, anioł powinien być rad. Przypomniała tez sobie Cygankę, którą spotkała po drodze do Frydlandu. Pytała czy Anna ocali swoją duszę. Ocaliła? Miała wrażenie, że ta nigdy nie była zagrożona.
-Odesłaliśmy go do piekła - skomentowała na głos z nutą ulgi i wyciągnęła dłoń w stronę Jadwini by dziewczynę przytulić bo to, cokolwiek przeszła musiało nią wstrząsnąć. Ta przywarła jej do ramienia, mokra od potu i drżąca jak osika
-Tylko co teraz? - mówiła z kolei do Sarijaha. - Dlaczego Botskay tak bardzo chciał dostać się do krypty? Jeśli po sprzymierzeńca, to go nie dostanie. A jeśli po coś innego? Trzeba się rozejrzeć.
- Jeśli hospodar chciał paktować ze sługami piekła, to za to jeden jest wyrok. Tak u nas, jak i u was - rzekł Sarijah surowo.
- Czyli co sugerujesz? Że go mamy zabić tak jakeśmy odesłali do piekła Ronovica? - Anna spojrzała na Assamitę przenikliwie. Właściwie to by jej to było na rękę. A właściwie Skrzyńskim ale są niby po jednej i tej samej stronie. - Trzeba to dobrze przygotować. Bez pośpiechu. Najpierw wykończ księżną ażeby nic nie podejrzewał i sądził, że wszystko idzie po jego myśli. Niech się rozluźni i świętuje.
Anna zaś, wyzwoliwszy się z objęć Jadwigi, na powrót zajrzała do sarkofagu. Choć nie ukryto w nim specjalnie niczego ponad ciało, Ronovic położył się do grobu jakby szedł na bal. Na szkielotowych palcach nadal tkwiły pierścienie, między żebrami plątał się łańcuch ze złotym medialonem’, pas był nabijany srebrem, a broń kapała od klejnotów.
Przedmioty skrupulatnie zebrała i sobie przywłaszczyła. Obejrzała okiem magicznym, wampirzym czy nie przeklęte, szczególnie medalion. Tego nie dotknęła rękami tylko oderwałla rękaw sukni i w niego owinęła i schowała za pończochą.
- Dajcie mi chwilę, muszę się poradzić co dalej - rzekła kompanom i usiadła oparłszy się o sarkofag. Najpierw postanowiła pomówić z Bożywojem, z którym wszak paktowała i weszła w układ.
 
liliel jest offline  
Stary 15-05-2018, 21:19   #27
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Starszy Skrzyński siedział przy stole, brodę wsparł na palcach złączonych dłoni. Nawet w idiotycznej, wydekoltowanej tunice wyglądał dostojnie, zapewne wyglądałby tak w każdym stroju i każdym towarzystwie.Tymczasowo towarzystwem była Gertruda, skrząca sie od klejnotów i szczebiotliwa, oraz Gerhard Czarny, nadal w grubej, niebieskiej wełnie.
“Gdzie jesteś?”, spytał nagląco Diabeł, gdy tylko się odezwała. Wyraz jego twarzy - lekkie znudzenie opowieścią Patrycjusza, nie uległ zmianie.
„W krypcie Ronica. Udało mi się tu w końcu dotrzeć. Pierwszej” - musiał odczuć cień jej dumy z ów osiągnięcia. - „Miałam trochę kłopotów i wyglądam jak nieboskie stworzenie ale odesłałam Ronovica do piekła, gdzie jego miejsce. Utknęłam w kamiennej mastabie, za wrotami wścieka się ognisty rumak a ja zachodzę w głowę czego chciał stąd Botskay. Jeśli sprzymierzeńca bądź kontraktu z demonem to tego już nie dostanie. Chyba, że chodziło mu o coś więcej? Niewiele tu jest w krypcie rzeczy. Trochę osobistych przedmiotów Ronovica. Biżuteria, broń, cuchnący czarną magią amulet. - zrobiła krótką pauzę. - Widzę, że wy zaś badacie Czarnego. I jak? Zostanie księciem czy zastąpi go któraś z pań Skrzyńskich? Niebrzydki, prawda? Swoją drogą, czy nie wspominałam byś tak bezkrytycznie nie ufał gustowi Gertrudy względem ubiorów?” - Aniny słowotok mógł i Bożywoja zaskoczyć bo zwykle nie była taka wylewna. Albo chciała przykryć gadulstwem zdenerwowanie albo ciągle była pod zgubnym wpływem anielskiej krwii. Lub krwi zdiableryzowanych pobratymców. Prawda była taka, że Anna Złodziejka czuła się silniejsza niż kiedykolwiek. Zdolna zdobyć wszystko czego by zapragnęła. Bądź kogo. - “Może następnym razem ja ci wyszykuję przyodziewę?”
“To zawoalowana propozycja zrzucenia przyodziewy, jakiejkolwiek, czy tylko tej?” Uśmiechnął się kącikiem ust. “Przegapilas skandal obyczajowy. Gerharda nie przepytuje, a chronie przed gwałtowna emanacja jego przekonań, za wcześnie na to. I owszem, sklamalbym, mówiąc, że przykry mi jego widok. Musimy pomówić w cztery oczy. Po pierwsze, o mym bratanku. Po drugie, o hospodarskich fascynacjach demonami. A po trzecie… nie tylko błyskotki umarlaka zmieniły dziś dzierżce, prawda?“
“Co innego niby zmieniło właściciela?” - zapytała niemal niewinnie. - I sądząc po tonie myślisz, że ja za tym stoję co niby ma proste wyjaśnienie wszak jestem Anną Złodziejką - jej ton oscylował pomiędzy humorem a prowokacyjną zmysłowością. - Dziś ukradłam tylko sztylet Tycho Brache. Demonicznego sojusznika Botskayowi. Ach, i jeszcze atrakcje księżnej… O co jest afera?
“Skandal na razie dotyczy wyszynku… tych atrakcji nikt nie ukradł. Te ukradzione księżna rozpaczliwie trzyma w tajemnicy”
„Ktoś uwolnił ludzi z klatek?” - Anna straciła naraz flirtujący ton. - Szlag, to mógł być ktoś z moich. Clotilde albo Otokar. Szeryf mocno zaangażował się w śledztwo?
“Wyszynk został obczyszczony z grubsza, upozowany i podany. Reakcję Katarzyny, gdy niewinnym oczom mojego bratanka zostało zaprezentowane, co trzech mężczyzn wyposażonych dodatkowo w drewniane i żelazne zabawki jest władnych zrobić niewieście… możesz sobie wyobrazić. Potem pomnóż przez dziesięć. Byli i inni oburzeni… A zdaje się, klatki są pełne kolejnych aktorów do marnych scenek. Zdaje się, że księżnej ktoś ukradł coś o wiele bardziej cennego niż ładna włościanka. I tak, szeryf mocno zaangażował się w śledztwo. Gołym okiem widzę ślady ostróg Drahomiry na jego tyłku.
“Suka. Już niedługo” - wysyczała Anna nie bez satysfakcji. - “Najważniejsze, że bal ma się odbyć według planu. Co do zgubionych atrakcji… opowiem ci w cztery oczy. Teraz potrzeba mi się stąd wydostać ale nie wiem czy znalazłam i zrobiłam wszystko co się tu zrobić dało. Co chciał zrobić czy też zdobyć Botskay. Nie zapytałeś o to Lasombrę, prawda? To by wiele ułatwiło bo gdy stąd teraz wyjdę i zakładając, że nie zeżre mnie ognisty koń, to już wrócić będzie ciężko dlatego chcę dopiąć tu wszystko na ostatni guzik. Może poradź się Włodka? Niech tu do mnie duchem spłynie i sam obaczy na własne oczy.”
“Teofano twierdzi, że hospodarowi zależy na czymś, co Ronovic ukrył. Podejrzewał, że w grobowcu, choć ja wcale nie jestem pewien, czy to najlepsze miejsce… jest przecież najoczywistsze. I zależało mu też na samym Ronovicu. Podkreślał jej kilkakrotnie, by nie uszkodziła ciała”.
Nachylił się do zdobnego w perły i złote topazy ucha Gryfitki, objął ją w talii i bliżej się przysunął. To, co było przekazaniem polecenia, wyglądało tak perfekcyjnie jak spontaniczna czułość bliskich sobie osób, że Anna aż zaczęła się zastanawiać, czy wszystko między nimi jest wyrachowaną grą. Getruda z uśmiechem wsparła czoło o Bozywojowy policzek i przykryła powiekami oczy, z których uciekła świadomość, gdy dusza pomknęła z dala od ciała.
„Po co ci to?” - zapytała nagle Anna. - Wszyscy i tak gadają, że twój związek z Gertrudą to farsa. Nie kochasz jej. Kochasz tylko Krzesimira. Nie starczy, że weszliście z Gryfitką w sojusz? Musicie udawać kochającą parę?”
“To przedstawienie dla jednej osoby, nie dla całego świata. Świat niech myśli i gada, co chce”, myśl zawibrowała rozbawieniem i nutką sympatii. “Poza tym, Gryfitka u mojego boku tak samo buduje mój prestiż, jak moje towarzystwo jej splendor”, dodał już chłodniej. “Powinnaś już iść, Włodek niebawem cię odnajdzie. Posłać ci sługi z czystą przyodziewą? Gdzie mają czekać?”
„Poproś tylko Matoza by czekał na mnie tam gdzie się zasadziliśmy na Tycho” - poprosiła. - „Teraz poczekam na Włodka. A my pomówimy na balu.”
“Nie moja to sprawa, bo nie mój prestiż budujesz swoją urodą… ale wyglądasz podobno jak nieboskie stworzenie, i chyba lepiej nie narażać się na bycie zobaczoną w tak żałosnym stanie. Tym bardziej, że szeryf węszy intensywnie za winowajcą, a taki wygląd przemówi przeciw tobie. Sokolowi wiele nie trzeba, bliski już jest oskarżenia kogokolwiek. Ty jesteś chwilowo bezpieczna, pasza cię broni jak lew. Podobno pozostajesz wraz z agą w ich komnatach, co jest alibi tak kiepskim, że aż prawdopodobnym. Turek dobrze kłamie, z nonszalancją i swobodą. Zresztą, nic dziwnego, wy niewiasty jesteście w tym o wiele bardziej utalentowane. Nie zmarnuj tego.”
„Jestem z agą tyle ze tutaj. A co do paszy mysle ze powinieneś rozważyć z nim sojusz. Bardzo zabiega o takowy hospodar ale jestem z Sarijahem dość - szukała właściwego słowa by nie zostało opatrznie zrozumiane - blisko. Moge ci pomoc w tej kwestii, umówić spotkanie. A co do mego wyglądu to Matoz wystarczy.*
“Do Matoza też musisz dotrzeć… ale,nie będę cię pouczał. To w końcu ty jesteś Złodziejką. Nie dziwisz się. Wiedziałaś o paszy? Zatem wiesz i to, że jej klan i mój nie żyją w zgodzie.”
„Co wiedziałam o paszy? Wiem że jest… dziwny. Nie wiem jaki to klan ale kiedyś czytałam w księgach ojcach o wampirach wschodu. Żeście wrogo nastawieni nie pomnam. Ale politycznie mógłbyś zrobić wyjątek, dla dobra sytuacji. Przemysł to. Pomówimy na balu” - Anna wreszcie ucięła i wróciła do ciała bojąc się, że Włodek już tam czeka.
Żachnął się z gorzkim rozbawieniem i coś jeszcze rzec chciał, ale nie posłyszała, mknąc już do ciała.

- Tuż za tobą - rozległ się w jej umyśle uprzejmy głos młodszego Skrzyńskiego, gdy tylko rozwarła powieki. - Ciekawe miejsce - przyznał, a w głosie miał upudrowaną manierami fascynację.
- Było ciekawsze gdy ocknął się w nim Ronovic, bez dwóch zdań demonicznie przemieniony. Ani żyw, ani martwy, z czarnymi oczami. Ale to już zaszłość. Doradź co mam teraz zrobić. Grzebać głębiej czy opuścić to miejsce. Nie wspominałam chyba, że przed wejściem do mastaby szaleje koń utkany z płomieni? - Anna ubrala słowa w dość swawolny ton i zastanawiała się teraz czy to za sprawą połkniętej wampirzej krwi dzięki której czuła się mocniejsz, mądrzejsza i urodziwsza niż zwykle.
- Widziałem. Bez obaw, wyciągnę cię stąd… - obiecał solennie. - Skoro koń nie zniknął, to nie do duszy rycerza był przywiązany. Rozkaz musiał być wpleciony w przedmiot, coś osobistego i nierzucającego się w oczy, co rycerz móg nosić na co dzień i nie wzbudzać sensacji… bo mniemam, że się z czymś, co dawało mu władzę nad demoniczną bestią, raczej nie rozstawał.
- Pierścienie, szabla, demoniczny, cuchnący czarną magią amulet… tyle miał przy sobie - Anna eksponowała po kolei rzeczy, które zdążyła w większości na siebie założyć. Po amulet sięgnęła za pończochę a suknię zadarła nieskromnie wysoko nim go wydobyła i odwinęła z materiału. Zaraz jednak przypomniała sobie jaka jest brudna i poszarpana i że jej uwodzicielskie pozy są dość bezsensowne. Zachichotała do siebie pod nosem. - Czyli mając go przy sobie będę miała władanie nad bestią? Interesujące. Ale ważniejszy jest chyba Botskay. Czego tu szukał, poza samym Ronovicem, panie świeć nad jego duszą… Nie chcę stąd wyjść jeśli zostawimy Lasombrze poszukiwany przez hospodara skarb.
- Sam Ronovic byłby godną zdobyczą. Jego wiedza była bezcenna - westchnął Włodek. Fakt, skąd ta wiedza płynęła, jakoś nie mącił mu spokoju ducha. - Cóż, przepadło, trudno… Teraz najważniejsze jest wyprowadzić cię stąd… i zabrać, co się da. Załóż pierścienie, przypasz szablę i załóż medalion. Nie wiemy, który to przedmiot… ale to któryś z nich. Wyjdź i rozkaż rumakowi być posłusznym. Będę cię osłaniał, w razie czego. Jeśli coś pójdzie nie tak, cofnij się do mastaby. To bydlę mnie widzi, ale niewiele może mi krzywdy uczynić.
- Nie jestem pewna, szczególnie amuletu… Cuchnie mroczną magią, taką która może człowieka zmienić a ja nie jestem zła z natury. Wiem, że ty masz już ten etap dawno za sobą, że liczy się dla ciebie wiedza i cel, mały Kordian i Katarzyna… ale ja mam ledwie dwadzieścia lat, wiedziałeś? Tyle temu przemienił mnie mój ojciec i jeszcze nie zgorzkniałam choć mam może tendencje do melancholii… Raz przez pół roku nie wstałam z łoża, to było po waszej braterskiej walce w twierdzy kiedy odwiodłam was od powyrzynania się wzajemnie. Wiele przez to straciłam, przede wszystkim pana, którego darzyłam ogromną estymą... Aureliusa… - Anna mówiła na głos patrząc na zjawę i obecni Sarijah i pajęczyca musieli się domyślać, że kogoś z ciemności dostrzega, przyzwała bądź jest po prostu szalona. Przypięła do pasa broń, wsuwała na palce pierścienie Ronovica. - Nadal za nim tęsknię… Nieważne. Nie wiem po co ci to wszystko mówię. - Odwinęła z materii amulet i wahając się chwilę włożyła go na szyję. - Jadąc tu napotkałam cygankę. Przepowiedziała mi przyszłość i zaleciła zadbać o swoją duszę. Nie chcę stracić duszy bo to zdaje się ważne, szczególnie w naszym położeniu. Obiecaj, że przypilnujesz bym tę duszę zachowała. I zwykłą ludzką przyzwoitość.
Szybciej padją słowa, potem nadgania mózg. Anna zdała sobie sprawę, że Włodek włada tymi samymi coona mocami i już widzi. Żyłki diablerysty. Czarny strumień okalający jej aure. Musi mu sie jawić hipokrytą. Przygryzła wargę zawstydzona.
“Oczywiście. Ludzka przyzwoitość to mimikra, konieczna do przetrwania w naszych czasach. A nadejdą jeszcze gorsze.” , skomentował poważnie Włodek. “Powinnaś przetłumaczyć to ojcu, mnie podejrzewa o krotochwilne dworowanie ze swojej osoby, a ciebie usłucha… nawet jeśli powie co innego.”
„I co niby miałabym mu poradzić? By zaakceptował moja rodzine i do niej dołączył? By sie nie obnosił tak ze swoim klanem? By cenił ludzi ponad księgi?”
“By przyjął do wiadomości, że czasy, które go zrodziły, to martwa przeszłość. Jeśli uparcie stoisz w grobie, to jesteś trupem.”
„Ojciec jest uparty…” - pomyślała zmęczona ale wzięła sobie rady Włodka do serca.
Skinęła na towarzyszy i wspinała się schodami w górę mastaby aż do wyjścia. Odsunęła kamienne drzwi spodziewając się widoku ognistego konia krzyknęla z mocą:
- Stój!
To nie był koń. Może już nie. Może nigdy. Może końskie kształty były tylko mimikrą, konieczną do przetrwania w czasach, w których żył przeklęty Ronovic. Demon obrócił się ku Annie, ni mąż, ni niewiasta, o skórze pulsującej jak płonący pergamin.

http://3.bp.blogspot.com/-24miy2b80L...-wallpaper.jpg

- Albowiem co, w twym mniemaniu, zrobisz, martwa dziewuszko?
Annę zamurowało na ten widok. Nagle przeciwnik w postaci Ronovica wydał jej się błahostką. Zaklęła w myślach i mimowolnie podejrzałam sie na Skrzynskiego jakby w nim upatrywała ratunku.
-Nie muszę nic robić. Po prostu rozejdzmy sie, każdy w swoją stronę. Ja na swoje pokoje, ty do piekła? - żart zabrzmią sucho w jej ustach. Odnalazła pod strzępami sukienki amulet i wyciągnęła na wierzch by demon go ujrzał. Tak też i się stało, błyskotka przekletnika została muśnięta ognistym spojrzeniem. Demon się zastanawiał. Lub udawał, że się zastanawia.
- To byłoby niesatysfakcjonujące.
“Spokojnie”, zaszemrał Włodek w tyle jej głowy. “Nie wychodź za próg. Szturmował drzwi, ale nie wszedł. Zapewne grobowiec jest w jakiś sposób chroniony. Nie daj mu się wywabić. Spróbuj go skłonić, żeby podał imię. I powód, dla którego nie odszedł.”
„Łatwo ci powiedzieć” - pomyślała Anna ale trzymała się za progiem mastaby.
-Ronovica już nie ma - mówiła dalej. - Twoja obecność jest już więc niepotrzebna. Marnujesz swą demoniczna obecnosc na ogrodowy labirynt, choć muszę przyznać jest dość ładny to nie na tyle by się w nim błąkać na zawsze więc… albo musisz tu być i coś cię tu trzyma albo nie możesz znaleźć wyjścia, pani… masz jakieś imię?
- Ciało mnie nie pęta. W odróżnieniu od ciebie… od was - opuścił wzrok na odsłonięte przez poszarpaną suknię kolana Anny - Nie urodziłem się ze śmiertelnej niewiasty. Nigdy nie byłem człowiekiem.
“Za dużo gada. Kłamie”, ocenił zimno Włodek.”Czepia się drobnostki, omija uwięzienie”.
- A imion mam wiele.
-Liczy się tylko jedno, prawda? Jakie nadał ci stwórca? - Anna spróbowała użyć wampirzych mocy by musnąć aurę i umysł demona ciekawa czy może w nim coś wyczytać. Dowiedziała się, że kolana, ramiona i piersi ma jak hetera Fryne. Kimkolwiek była, zostawiła ślad w umyśle demona, blady cień zgrabnej głowy ozdobionej wysoko upiętymi włosami. Drugim odczuciem, nie ubranym w słowa, było zimno. Na tej cholernej ziemi było straszliwie zimno, wilgotno i deszczowo.
- Jakaś ty uprzejma… liczy się to, czego pragniesz, i czy ja jestem w stanie ci to dać. Imiona tego nie zmienią. Piękna niewiasta nazwana inaczej dalej jest piękną niewiastą, prawda?
-Piękno jest kwestią umowną. I mało kto nazywa mnie uprzejmą - Anna uśmiechnęła się niemal serdecznie i usiadła na ziemi dość nieobyczajnie na skrzyżowanych nogach na modłę arabską. - Czyli zgubiłeś się czy jesteś uwięziony? Skoro mówimy o moich zachciankach to chce znać odpowiedź panie… jak cię właściwie nazywać?
- O umowności możemy mówić, gdy część jest zakryta - wskazał palcem na jej nogi. - Prawda ma to do siebie, że jest naga - palec przewędrował wyżej. Może pokazywał piersi. A może to, co kryło się na Aninych plecach, przykryte suknią. - Uwierz mi, akurat w temacie piękna i jego defektów jestem nadzwyczaj wyedukowany. Studiowałem temat przez tysiąclecia.
“Uważaj. Coś wyknuł, do czegoś pije, acz nie wiem do czego”, ostrzegł ją Włodek, jakby nie wiedziała.
- Niechże będzie Seere. Miło cię poznać. Złodziejko. Czy wiesz, że jeśli idzie o kradzież, również jestem wybitnie doświadczony?
“Jeśli mówi prawdę… to mogło być gorzej.”, skomentował Włodek z pewną ulgą.
-Mam teraz czuć do ciebie sympatię? Bo robimy we wspólnym fachu? - Anna starała się nie tracić rezonu i bynajmniej nie okazywać strachu. - To nie wyjdzie, Seere. Nie masz nic co mógłbyś mi dać. Z moim problemem poradzę sobie sama.
- Gdybym chciał twej sympatii, opiewałbym twą twarz - wskazał sucho. - Aż sympatia i morze komplementów utopiłyby nasz konsensus jak Jahwe zbuntowanych nefilim. I mylisz się. Mogę ci dać więcej niż ci się zdaje.
Przymknął oczy, jakby się ciemniej zrobiło i mniej strasznie. A potem coś brzeknęło metalicznie, potoczyło się po posadzce. Seere rozwarł powieki i miedź pochwyciła odblask ognia.
W szparze między kamieniami, tuż za zasięgiem Aninej ręki, spoczywała obrączka. Tania, miedziana obrączka, jaką lata temu Anna wsunęła na palec kata.
“Jeśli powiedział prawdę, to jeden z tych, których zło nie spotworzyło. Bardziej buntownik niż potwór. Ma dobry charakter i chętnie spełnia życzenia… ale może też kłamać.
Anna pochwyciła wzrokiem obrączkę, wyciągnęła rękę by ja chwycić ale zatrzymała się przed progiem.
-Mojego męża uratuje sama - syknęła zła ze wyciąga ten temat.
- Zapewne brak mu będzie przedmiotu, który hołubił w swej niedoli. Kto wie, co sobie pomyśli, gdy go stracił. Nie ma symbolu waszej więzi, więc i ciebie nie było. Nie było nigdy was. Uwięzienie rodzi złe myśli. Takie, którym daleko do rozumu.
Westchnął, oddech opuścił jego usta płomiennym obłoczkiem.
- Tak, w tym także jestem doświadczony.
-W straconej miłości? Czy w szydzeniu z ludzkiego przywiązania? - Anna się wzburzyła wbrew planom. - mój mąż jest silny, nie znasz go. Nie złamie go fakt, ześ mu ukradł błyskotkę. A teraz jeśli nie masz nic więcej do zaoferowania to się wynoś, rozumiesz?
“Nie mów mu więcej niż sam zobaczył. Nie potwierdzaj domysłów”, warknął Włodek. “Stracisz zimną krew, to przegrasz.”
- W służbie wbrew woli i wbrew własnej naturze. W latach uwięzienia, gdy trwasz, licząc chwile, a szaleństwo zniekształca to, co jest, i to, co będzie. A nade wszystko to, co było. Wpierw wyolbrzymia się lub maleje, potem traci kształty. Potem zwierciadło wspomnień pęka i nawet demon musi je składać na powrót. Twierdzisz, że twój wybranek jest silny? Też się za takiego uważałem. Czas i niewola łamie najtęższe charaktery.
“Nie współczuj mu, do diabła. Nie wikłaj się w to, zmień temat”, zirytował się Włodek.
Ale Anna zignorowała głos Skrzynskiego.
-Tyle, ze ty jestes tu bardzo bardzo długo. On tyle wytrzymać nie bedzie musiał, wiesz dlaczego? Bo go uratuje. Bo go kocham. Taki jest problem z wami demonami, nikt was nie kocha. I nikogo nie kochacie wy. Jesteście tylko bandą oszustów i zdrajców których Bóg wyrzucił za próg swojego królestwa. Żal mi was po prawdzie.
- To bardzo szlachetny żal. I bardzo szlachetny plan. Po prawdzie, pochwalam. Wiele mam wyrozumiałości dla zakochanych, zwłaszcza prawdziwie.
Obrączka zniknęła z cichym brzękiem.
- Dlatego nie urwę ci tej ślicznej główki. Chociaż nie tylko dlatego… to byłoby niewysłowione bluźnierstwo, jak spalenie biblioteki w Aleksandrii. Są rzeczy tak doskonałe, że powinny trwać.
Odstąpił o krok, i kolejny, i przez moment wydawało się jej, że daje jej wolną drogę.
- Dam ci czas, byś trwała i zrozumiała, o czym mówiłem. Lata. dziesięciolecia. Wieki, jeśli tyle będziesz potrzebować. Chcesz, żebym cię karmił w twej niewoli, czy pożresz towarzyszy?
Odwrócił się plecami i ruszył do ciemnego prostokąta drzwi.
- Tak więc widzisz… tymczasem nie uratujesz nikogo.
-Czekaj, stój! - krzyknęła za nim Anna. - O czym mówisz? Jak to nie uratuje? Co mam zrozumieć?
- Dla dusz prawdziwie wolnych nie ma gorszej katorgi niż uwięzienie i służba. To zostawia ślady. Defekty, jak wolisz. Ja taki jestem, i twój małżonek także. Każdy rok, który spędzisz tutaj, bo cię nie wypuszczę, przyniesie mu kolejne… defekty. Po prawdzie, to mi go żal. Teraz cię zostawię. Wystarczy, że zawołasz. I, na twoim miejscu, nie słuchałbym podpowiedzi tego, co ci szepcze do ucha. On chce wziąć mnie na postronek i kiełzno wsadzić w zęby. Dorobiłem się już defektów i jeszcze cię ukrzywdzę, jak będziesz powolna takim radom. A uwierz mi, dotąd nie skrzywdziłem żadnej niewiasty.
-Jaka jest cena? - zapytała Anna bardziej spolegliwie. - Za moje życzenie? Co chcesz w zamian?
- Zależy od życzenia. Powiedz, a podam cenę.
“Próbuje nas skłócić i bierze cię pod włos. Cokolwiek obiecasz, nie przysięgaj na krew”, wsączył jej Włodek prosto w głowę. “I mierz wysoko. Żądaj wiele. To prawda, że może cię tu uwięzić… ale sam też nie może wyjść, jak się zdaje. Nie jest w tak dobrej pozycji do żądań, jak to próbuje odmalować.”
-Jesteś czymś jak… dżin z tych arabskich bajek? Spełnisz każde życzenie? - dopytywała sie Anna. - Kwestie ceny… W porządku. Ile za Oldrzycha? To pierwsze życzenie. Będę miała trzy jak w bajedach?
- Jest martwy, lecz nie jest przedmiotem. Jeśli go tu ściągnę, to samo ciało. Dusza zostanie w tamtym miejscu i będzie się błąkać jako upiór - objaśnił rzeczowo demon. - To zły pomysł… acz, jeśli chcesz…?
- Nie - weszła mu w słowo. - Nie tak. Czyli… mogę żądać tylko rzeczy? - na jej twarzy odmalował się zawód. - Ale ja niczego nie chce.
- Wampiry. Zdaje się wam, że wszystko opiera się na posiadaniu. Nie. Rzeczy to narzędzia. Gdy znajdują się w odpowiednich rekach, we właściwym momencie… mogą zmienić koleje losu. Mogę wsunąć mu w dłonie klucze do krat, które go więżą. Kołek. Miecz. Butelkę krwi. Pełną sakiewkę. Lecz co z nimi uczyni, zależy od niego.
-Wręczysz mu klucze od krat. Broń. List ode mnie i butelkę z ma krwią. Dopilnujesz żeby uciekł - powiedziała nie do końca przekonana. Miała sporo wątpliwości. - Co chcesz w zamian?
- Mogę manipulować przedmiotami. Ale by dopilnować czegokolwiek, muszę być tam na miejscu, własną personą. W byciu naraz w dwóch miejscach nie jestem doświadczony. Nie mogę być tam, skoro jestem tu.
-Chcesz wolności, to oczywiste. Jak można cię uwolnić? - zapytała Anna wprost. - Wiesz, właściwie powinieneś od tego zacząć. Zgadzam sie ze nikogo nie powinno się więzić, szczególnie jeśli nie jest sługa zła. Nie jesteś sługą zła, prawda? - skupiła sie na prawdomówności rozmówcy.
- Nie zgadzam się z niebem w tyluż licznych kwestiach, co z piekłem. Acz mam swoje miejsce w hierarchii piekielnej. Wysoce je sobie cenię. Jak i tych pośród czarnych książąt, którzy są rozsądni w swym upadku. Są tacy, Anno. Niewielu, ale są. Większość upadając, pokiereszowała sobie poważnie głowy, niestety.
Zabrzmiał prawdziwie i gorzko, bez wielkiego żalu, ale i bez pogardy.
- Ronovic miał harap, bicz trzyrzemienny na żelaznej rączce. Jeśli zostanie zniszczony, moje więzy znikną. Acz… nie widzę go. Nie potrafię go sięgnąć, jak sięgam po każdy przedmiot na świecie.
Wyciągnął dłonie ku niej, na palcach z delikatnym szelestem spoczęła suknia z jedwabi o różnych odcieniach czerwieni.
- I rzecz jasna, muszę stąd odejść bezpiecznie. A jestem w mej słabości obiektem wielkiego zainteresowania. Twój duchowy doradca to tylko jeden z wielu. Jest jeszcze stary wąpierz, śle w labirynt sługę za sługą. Jest i ktoś jeszcze, ktoś piekielną skazą naznaczony. Dwóch, zapewne mistrz i uczeń. Są sprytni, podchodzą ostrożnie. Ale widzę skrawki rozkazów dwóch odmiennych dusz w umysłach zwierząt w labiryncie.
-Pomogę ci - odparła Anna spokojnie. - Postaram sie ciebie Uwolnić. Znaleźć ten bicz i go zniszczyć ale złożysz mi dwie obietnice. Po pierwsze, nigdy nie skrzywdzisz nikogo spośród bliskich mi osób. Po drugie, pomożesz mi jeśli będę w dużej potrzebie i wezwę twe imię. Na zasadzie pomocy, nie służby.
Anna przekroczyła próg bezpiecznego wnętrza mastaby i sięgnęła po jedwabną suknię.
-Nie skrzywdzisz mnie - mówiła i zaczęła sie przebierać stając plecami do ściany by ukryć swój szpetny stygmat. - Masz co do jednego racje, każdy chce cię zniewolić. Każdy poza mną.
- Oczywiście. I są tego powody.
Ognie bijące z oczu przygasly i demon wyglądał niemal ludzko… jeśli nie liczyć braku płci.
-Przysiegne, jeśli i ty przysiegniesz. Na swą krew. Ani nie użyjesz harapu, ani nie dopuscisz, by kto inny to zrobił. Bo jeśli tak się stanie, twoja dusza będzie należeć do mnie.
Podszedł krok bliżej i rękę wyciągnął do uścisku.
-A na dowód tego, że twój rozsądek cenię tak samo jak piękno lica, i poważnie podchodzę do obietnic, Dorzucę coś jeszcze… Widzę statki płynące ku nieznanym brzegom. Wyplynie ich sześć, lecz dotrą trzy. Jeden zagubi się w mgle. Jeden zatonie w siedmiodniowym sztormie. Jeden pociągnie w głębię morska bestia, plugawy pomiot Lewiatana. Gdy będę wolny i będziemy sami, rzekne ci, jaki galion będzie zdobil dziób okrętu, który jako pierwszy dobije bezpiecznie do brzegu. Byś mogła umieścić na pokładzie tych, co są ci drodzy.
Anna wyczuła, jak Włodek, choć niematerialny, zesztywnial jak słup i aż zamilkł, wreszcie, bo dotąd niepowstrzymabie nakazywal jej nie przysiegac.
Demon się uśmiechał ponad wyciagnieta do przybicia targu dłonią.
Anna również zesztywniała i spojrzała wprost na Włodka.
-Skąd pomysł, że ci co będą płynąć na nowy ląd są mi drodzy? - zrzuciła suknie i w samej skąpej halce zaczęła przywdziewać wielobarwne jedwabie. - Wiele ongiś straciłam przez braci Skrzynskich, myślisz że powinnam kupczyć własną duszą by wyciągać ich z ich kłopotów?
-Gdyż może zechcesz płynąć sama?
W myślach zaś zapytała diabła.
„Ktoś z was sprzedał Oldrzycha w niewolę. Jeśli nie ty, jak twierdzisz, to najpewniej Katarzyna. Dlaczego mam wciąż ratować waszą rodzinę sama wychodząc z tego poturbowana, jak było po Barwaldzie? Przekonaj mnie.”
Mogła tylko podziwiać szybkość, z jaką Diabeł odzyskał rezon.
“Gdyż ludzka przyzwoitość, którą pragnęłas zachować, nakazuje ci chronić Bożywoja, twego seniora, Pężyrkę, dawną towarzyszkę broni, i Kordiana, niewinne pachole. A instynkt samozachowawczy nakazuje nie podawać w wątpliwość świeżego paktu tuż po tym, jak przyjęłaś dary i otarłaś z ust krew mego brata. Że względu na ten pakt z Bożywojem nie będę szukał artefaktu, co daje władzę nad demonem na własną rękę. Jeśli nie będziesz honorowac umowy, to co mnie przed tym powstrzyma? I na koniec… oboje wiemy, że mój brat żywi do ciebie bliżej nieokreśloną słabość. Naprawdę chcesz testować, jak daleko sięga jego pobłażanie i drugi raz napluć mu na rękę, gdy cię obdarzył zaufaniem? “
“Hm, no proszę. Czyli to była Katarzyna - myśli Anny przekuł cierń żalu. Wcześniej miała domysły a słowotok Włodka nagle je potwierdził. - Tylko ukochanej można bronić z takim entuzjazmem. I, drogi Włodku, nie widzisz aby różnicy między spluwaniem w rękę Bożywoja a tym, że chciałabym zachować dla siebie moją nieśmiertelną duszę? Twój brat ma do mnie słabość i ja mam słabość do niego - dziwnie się poczuła wyrażając to krępujące uczucie na głos - ale jeśli mi się nie uda dopełnić takiej przysięgi będę na smyczy demona po kraniec świata. Naprawdę myślisz, że to uczciwe żądać tego ode mnie?
“Wchodzisz w ten układ dla Oldrzycha, nie dla mojego brata. “, przypomniał Włodek sucho. “Przepowiednia o statkach była nieoczekiwanym dodatkiem, miała mnie odsunąć i nas skłócić. Udało się? “
“Niekoniecznie. To nie jest kłótnia tylko rozmowa. Skoro już jesteśmy wobec siebie szczerzy i nie obrażamy się na siebie z powodu różnicy statusów, chciałabym wyjaśnić nieporozumienia. Po pierwsze rozumiem Katarzynę, zrobiła to dla syna. Z miłości. Boli mnie, że akurat cierpi na tym Ołdrzych ale jestem w stanie o tym zapomnieć. Ale to się nie może powtórzyć. Ty chronisz swoją rodzinę, ja swoją. Po drugie, jeśli przystanę na ten pakt nie wystarczy, że nie będziesz szukał artefaktu by moja dusza wpadła w łapy demona. Będziesz go szukał ze mną, by w jego łapy nie wpadła. I będziesz moim dłużnikiem. Spłacisz dług kiedyś, kiedy przyjdzie czas. Bo mylisz się, nie wchodzę w ten układ dla Ołdrzycha. Ołdrzych sobie poradzi a ja go znajdę w Wiedniu bez pomocy demona. Jeśli wejdę w ten układ to dla was. I dla waszych marzeń o nowym świecie.”
-Szukanie artefaktu w obecnej chwili to już przysługa. I to zrobię w imię naszej współpracy… i za nazwę galionu statku. Na dalsze przyslugi będziesz musiała niestety zapracować. Dobrym początkiem byłoby zaprzestanie rzucania czczych oskarżeń. Po raz kolejny tej nocy. Ja jestem pewien, że Katarzyna nie przełożyła do zniknięcie Oldrzycha ręki. Raz, że mówi mi wszystko. A dwa… zwykła takie sprawy załatwiać osobiście, a nie opuściła mnie na dość długo.
Anna zastanowiła się mocno. Włodek był bez dwóch zdań świetnym kłamcą. Nie miała pewności czy chce ją zwieść czy mówi prawdę. Pocieszeniem wydawało się, że kiedyś się tego dowie ale nie teraz, kiedy musi zachować silną wolę na inne bitwy.
- W porządku. Znajdę twój bicz i go zniszczę, a w każdym razie się postaram. Nie zasługujesz na przetrzymywanie cię w więzieniu. Ani wieczną służbę. Naprawdę nie możemy sobie darować przysięgi krwi i mojej duszy jako stawki w tej grze? Bo stawki mają zwykle gry a gry nie kojarzą mi się już z niczym szlachetnym. Mówisz o wolności, o tym jak niewola cię zmieniła a sam chcesz mi zafundować to samo. Zastanów się czy to ma sens. Nie wystarczy ci sam fakt, że chcę ci pomóc i przyłożę do tego starań? Jestem jedyną życzliwą ci osobą a ty chcesz mnie zniszczyć, to niehonorowe.
- Zabezpieczam się, przed nagłą woltą przekonań - demon nie wygladał na przejetego. - Dzięki temu będę pewny, że puścisz mnie wolno, miast zatrzymać jak psa na smyczy, gdy pochwycisz coś, co ci da nade mną władzę. Dzięki temu rozstaniemy się jak przyjaciele, by zejść się ponownie… gdy będę dotrzymywał części umowy, co wymaga mej obecności przy twym małzonku.
- A jeśli pomimo starań i dobrej woli mi się nie uda i ktoś odnajdzie te rzecz przede mną? To niesprawiedliwe bym płaciła za to duszą, że nie byłam najlepsza i najszybsza. Inni mają pomoc, zaplecze, są starzy i potężni.
- Zdaje się, że twoje zaplecze też jest stare i potężne. I, uściślijmy, duszą zapłacisz za złą wolę i złamanie słowa mi danego, używając zabawki Ronovica lub przekazując ją komuś do użycia. Nie za pecha. Choć wolałbym, by ten pech się nie wydarzył.
Mimo wszystko w ostatnim zdaniu wybrzmiał cień groźby.
- Tak, ja również. I przystaję na taki układ - wyciągnęła dłoń kończąc dopinać haftki sukni. - Przydałoby mi się jednak trochę informacji, w końcu byłeś z Ronovicem od dawna. Jeśli bicza nie ma w grobowcu musiał go ukryć gdzieś indziej, w miejscu które miało dla niego znaczenie lub przynajmniej do którego miał dostęp. Poza zamkiem coś przychodzi ci do głowy?
- Gnida wiedziała, że kradnę… ukrył go w takim miejscu, o którym nic nie wiem. Toć gdybym wiedział, sięgnąłbym po niego sam i moglibyśmy pić sobie z ust komplementy, miast się targować jak przekupki.
Skóra demona była ciepła, ale nie boleśnie, czego się Anna spodziewała. Nie było bólu oparzenia, raczej przyjemne ciepło sięgające aż do kości. I szybki ukłucie, gdy drasnął ją paznokciem i między ich palce spłynęła jej krew.
- I ja przysięgam - obiecał.
A potem w jej głowie rozległ się szept.
“A teraz, gdy już jesteśmy po słowie… zawsze się zastanawiałem: smaczna moja krew, czy nie bardzo?”
Anna zamrugała bez zrozumienia. Spojrzała na demona to na swoją zranioną rękę.
- Smaczna? - zdziwiła się. - Przecież nie skosztowałam.
“Ależ owszem. Ty i syn Assama… jak on pogodzi prawdy swej wiary z dogłębną niechęcią do uczynienia mi krzywdy, zaiste nie wiem. Wspomóż nieszczęśnika, zdaje się dobrym mężem i sprawiedliwym”.
“Och... “ - Anna nakryła usta dłonią, tego się po prawdzie nie spodziewała. - ”W takim razie… to było mistyczne przeżycie. Prawdę mówiąc po nim postanowiliśmy, że Ronovica trzeba zgładzić i odesłać do piekła. Czy ty go tam zabrałeś?”
“Nie. Ale moja krew otworzyła przejścia, które pozamykał. Bez obaw. Żeby tam trafić, musisz się dużo bardziej zasłużyć niż dotąd”, strzelił ostatnią rozbawioną myślą, by odwrócić się i odejść z wolna.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172