26-08-2019, 09:41 | #91 |
Edgelord Reputacja: 1 | Wściekła jak osa Mervi chodziła po pokoju, w którym była zamknięta z ojcem Adamem i Firesonem. Nie mogła sobie wyraźnie znaleźć miejsca, a brak wiadomości z zewnątrz doprowadzał ją do szewskiej pasji.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
26-08-2019, 21:35 | #92 |
Reputacja: 1 | Poruszający się na czworakach niczym dzikie zwierzę Healy podążył pospiesznie w kierunku okna. Trudno było określić czy już mu się zmienił kierunek grawitacji, czy też tak dobrze sobie radził ze wspinaczką… zostawiając za sobą szlak głębokich rys w kamieniu. Dźwięki zmieniły częstotliwość na wyższą, ściana rozpękła się na boki, sięgając aż po horyzont. Patrick-gargulec stał u boku koszmarnego Tomasa oraz zupełnie zwyczajnego Klausa. Na tle wejścia do oświetlonej piwnicy stał Einar. - Ha! Adept Klaus… To będzie miła pogawędka. Po tym jak przedarłem się do hotelu, nie masz po co zaglądać do… tej piwnicy. Dość już przeżyłeś z mej ręki, odwołaj swe mściwe duchy - Einar zamyślił się - ciebie ocalę. Świetnie… pozostali najwyraźniej wkleili się w realia snu. Klaus musiał zagrać najlepiej jak potrafił. - Nie myl mnie z naczyniem. Tyś jest Einar, tak? - Jam jest Einar, Prorok Kości, Wybawca stojący po prawicy Tronu - hermetyk krzepko rozłożył dłonie. Tomas unosił się nad gruntem przy Klausie. Wyglądał na strapionego, czy raczej wyglądał jak zwykle - poza byciem mrokiem i koszmarem. - Jestem Luminus. Klaus, to larwa, która oczekuje przepoczwarzenia. Wybacz me… wtargnięcie. Dureń dał się wciągnąć w ten bezsensowny konflikt. Klaus poczuł silny ból w klatce piersiowej, przenoszący się ku splotowi sþłonecznemu, przez wątrobę, rozciągając się na cały brzuch. Czuł jak kończyny drżą mu w febrze, a mięśnie podbrzusza drętwieją. - Odejdź zatem mały duchu - Einar zaintonował donośnie - zabierz swych kamratów i raduj się z czasu który został. - Oczywiście, proroku. - Klaus starał się nie zwymiotować - Nie będziemy cię niepokoić. - Proponuję pójść za radą nephandusa. No chyba że naszym celem jest tłuc się z jego podświadomością?- zasugerował cicho Healy zerkając na ich przywódcę. - Luminus musi iść do światła - Tomas szepnął do Kausa. Klaus spojrzał na Einar. - Wybacz mi proszę Proroku Kości, Wybawco stojący po prawicy Tronu, ale jestem istotą zrodzoną z pierwszej iskry światła i do światła muszę zmierzać. - wskazał na wejście do piwnicy - Za twym łaskawym przyzwoleniem. Gargulec Patrick… z którego głowy już wyrastały rogi zwinął się kłębek niczym bestia gotowa do skoku. Choć tak naprawdę był to blef, w końcu miał w kaburach dwa pistolety napełnione najmocniejszą amunicją świata. Ślepą wiarą Irlandczyka w jego szczęśliwą gwiazdę. Klaus poczuł jak ból w piersi narasta. W momencie gdy Einar niechętnie zgodził się na jego prośbę, nie oszczędzając sobie pochwał własnej wspaniałomyślności, w krzyku agonii syna eteru, jago klatka piersiowa pękła, jak i po chwili całe ciało buchnęło krwią gdy on, jak kokon, rozwarł się, z poczwarki-kokonu Klausa wyleciał świetlisty motyl-duch Luminus. Czyli, technicznie rzecz biorąc, Klaus. Przekroczyli wejście do hotelu. Czy raczej, peryferiów świadomości Einara, między własnym ja a senem. Znajdowali się w czarnej pustce gwieździstego kosmosu. Klaus w nowej formie czuł się najwyraźniej trochę… nieswojo. Wewnątrz hotelu świetlany motyl zmniejszył się do mniej więcej rozmiarów kapelusza i wylądował Tomasowi na głowie. Składając i rozkładając skrzydła co chwilę. - Mogło być gorzej… Tomas spojrzał jak czerń gwiazd formuje się w ściany hotelu. Tylko, że nie był to hotel Magnum Opus. - Zechciało ci się gadać o larwach… - Zadziałało co nie? - skrzydła motyla ciągle zmieniały pozycję - Motyle tak robią co nie? Tak czy inaczej, przepuścił nas i już raczej nie będzie robił problemów. - I to mnie napawa obawą - eutanatos spojrzał w kierunku nienaturalnie długiego korytarza - jesteśmy na peryferiach świadomości. Normalni hermetycy mają tutaj dużo pułapek i zabezpieczeń. Co prawda Einar nas wpuścił, więc powinno być względnie bezpiecznie… - Albo na odwrót. Wpuścił nas, bo uznał, że i tak nie wyjdziemy stąd żywi.- stwierdził dość sceptycznie Healy. - Nie - Tomas zaprotestował - sądzę, że udało się nam. Jakieś propozycje w sprawie kierunku? - Co dokładnie chcemy znaleźć?- zapytał Patrick grzebiąc po kieszeniach. - Do przodu to równie dobry kierunek jak każdy. Szczególnie jeżeli nie mamy pojęcia gdzie iść. - Klausotyl trochę odfrunął a jego skrzydła zaczęły się mienić różnymi barwami - Woah… - z powrotem wylądował na głowie Tomasa, i obserwował swoje nowe kończyny. - Odpowiedzi - Tomas wzruszył ramionami - zatem w głąb. Na przykład tamtymi schodami. Faktycznie, jeden z korytarzy schodził w głąb. Nie był jednak typowymi schodami, a raczej korytarzem który posiadał wszystkie trybuty korytarza, łącznie z ustawionymi po bokach drzwiami z numerkami, a tylko miast być prostą powierzchnią po której mogli spacerować, schodził się w dół. Wędrowali w dół kilka długich chwil gdy… Zza jednych drzwi usłyszeli dźwięk. - Czy to ty Panie? Przybyłeś mnie uwolnić? Czekam tutaj tyle zim, stulecia mijają mi jak milenia… Obyś to był ty panie… Zrozumiałem ten błąd. Proszę, odezwij się… Już milion pięćset tysięcy dwadzieścia osiem razy odzywam się… Głos był nienaturalnie ostry i bulgotliwy, z pewnością nie mógł należeć do istoty ludzkiej. - Chodziło mi o jakąś emocję… jakieś wspomnienie, symbol. Coś konkretnego do czego mógłbym zbudować kompas emocjonalny.- wyjaśnił Healy ignorując na razie ów głos. Uznał bowiem, że to spaczone odbicie kogoś kogo Einar znał. - Więź sympatyczna z Mervi - Tomas odpowiedział zwięźle i po cicho, przypatrując się drzwiom w jakimś napięciu. A Healy zabrał się za składanie latającego węża ze śrubek i innych części które wyjmował z kieszeni, jak magik z kapelusza. - Mam to sprawdzić? Wyglądam chyba teraz jak tubylec.- Klausotyl obecnie świecił w kolorze niebieskim. - Nie - Tomas odpowiedział cicho - chodźmy dalej. Przeszli kilka kroków od pokoju z którego teraz dobiegał tylko nieartykułowany szloch tylko po to aby przejść obok kolejnych drzwi. Zza nimi słyszeli podobny, nieludzki głos, bardziej piszczący. - Teeeen duuureń zawsze tak ujada. Ja wiem, że wrócisz. Jak wtedy… Ja już wszystko rozumiem, jestem jak wierny pies, wskaż mi swoich wrogów… Głos przypominał drobnego cwaniaczka. Eutanatos spojrzał na drzwi i Patricka. Przyłożył do ust palec w geście milczenia. Złożona konstrukcja Healy’ego nie bardzo przypominała pierwotny zamysł i zupełnie nie miała sensu. Bo czegoś takiego nie dało się zbudować z byle złomu. A jednak… “latający wąż” był gotowy. I unosił się wokół Healy’ego. - Jest nastawiony na wzorzec Mervi. Powinien wyczuć takie myśli jeśli są tu gdzieś. Wąż zawinął się i wykręcił w nienaturalnej pozycji, syknął mechanicznie na Klausa-motyla. Korytarz wykręcił się regularnie do skrętów węża. Ten unosząc się w powietrzu wykręcał się pełznąć do przodu, a z jego ruchami falowały ściany. Tomas bez słowa podążył za mechanizmem. Wąż zatrzymał się przed brązowymi drzwiami o numerze 7… Nie. 8. 9. Nie. Numer był nieskończony. Wiało od nich chłodem. Patrick wyczuł, iż pobliskie pokoju musiały być puste jakby wszystko bało się tutejszych wspomnień. Klaus natomiast słyszał każdy foton padający na jego tęczowe skrzydła. - Idziemy w spryt czy wdzieramy się na chama?- zapytał Healy Tomasa. - A masz sprytny pomysł? Bo mój brzmi tak, iż albo ja wejdę albo przywiążę Klausowi do nogi nitkę i on wleci - trudno było stwierdzić czy eutanatos żartuje. - Jakiego koloru będzie nitka? - zapytał poważnie Klaus. - Utkana z tysięcy przerażeń, Klausie - Tomas odpowiedział tak bardzo poważnie, iż jego słowa zatoczyły koło i brzmiały zupełnie niepoważnie. - Więc żółty do sześcianu? Ok, jestem za. Nie szarp tylko za mocno bo jeszcze mi urwiesz jedną z nóżek. - Jak chcesz mogę zrobić ci zbroję. - zaproponował Healy. - Nie naginajmy surrealizmu za bardzo. - Zbroja byłaby na miejscu - Tomas ocenił - jednak ty wlecisz jako szpieg, nie wojownik. Zbroja znaczyłaby co innego, a forma określa wydarzenia. Mówiąc to eutanatos wyczarował między palcami cienkie nitki barwy, jak uprzedził, przerażenia. Delikatnie uwiązał ją do nogi Klausa. Syn eteru (motyl eteru?) dostrzegł w tej chwili wielką dziurkę od klucza. Światło Klausa delikatnie się przytłumiło i ruszył do dziurki. Opatulając się skrzydełkami zaczął się przez nią przeciskać. Wleciał do wielkiego, ciemnego pokoju. Jedynie środek pomieszczenia nie był zaciemniony, a raczej przypominał wyrwany fragment rzeczywistości. Jakieś drzewa, wielkie głazy, ciężko padający deszcz. Na głazie siedział ubrany na sportowo, młody chłopiec, nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat, może mniej. Uśmiechnięty kołysał nogami. Oczy miał barwy szalejącego sztormu. Naprzeciw niego stał wypięty na baczność Einar, czujny, lekko strapiony, lecz nie nastawiony wrogo. - Powiedz mi - chłopiec zaczął wesoło - dlaczego tak właściwie służysz w naszej sprawie? Pomiń wszystko co wiem, zaskocz mnie chociaż raz. Starzec zacisnął usta. Klaus widział światło w jego głowie. Motyl Eteru przysiadł na jednym z głazów starając się jakoś uchować przed deszczem. Jednocześnie przyjrzał się światłu Einara, starał się coś wyczytać z barwy, jasności jak i z rozmowy dwójki. Światło gotowało się, kotłowało, zmieniało barwy i przeplatało promienie tak jak kleiły się sprzeczne myśli i emocje Einara.Klaus zerknął na postać chłopca, z którym rozmawiał Hermetyk. Zakładał, że to nie chłopiec, a pewnie jedna z istot, którym służą Nephandi. Spodziewał się większej ilości macek. - Ja… - Einar zaczął powoli, ostrożnie - ...jeśli ten świat ma się skończyć, to wezmę ten krótki odcinek czasu który nam został i urządzę go po swojemu. - To brzmi jak niechęć przyznania się, że z chęcią byś nas powstrzymał - chłopiec wyszczerzył zęby - spokojnie. Jesteś na to zbyt wielkim egoistą. Poza tym, lubię cię. Światło w głowie Einara lekko przygasło. Chłopiec i mag zastygli w bezruchu. Klaus kilka razy otworzył i zamknął skrzydełka oczekując co się zaraz stanie, chociaż był gotowy na ucieczkę. Krople wody również zastygły, Klaus również zastygł. Ciemność ogarnęła pomieszczenie, z ciemności wyłoniła się kolejna scena, pogrążona w kompletnym bezruchu. Tym razem Einar siedział w taniej restauracji, a przy nim młoda, rudowłosa nastolatka o błękitnych oczach. Mieli przed sobą talerze pełne wegetariańskiego jedzenia. Klaus rozejrzał się po dekoracjach, może jakiś roślinach. Potrzebował miejsca, żeby się wtopić. Nic takiego nie znajdowało się w otoczeniu. Tymczasem Tomas spoglądał smutnym wzrokiem na drzwi. Był skupiony. - Nie sądziłem, iż Klaus sobie tak dobrze poradzi jak na świeżaka. Albo ma talent albo jest kompletnie rąbnięty - zagaił do Patricka. - Jest Synem Eteru. Marzenia to nasza natura.- wyjaśnił Healy.- Cała nasza Tradycja zbudowana jest z marzeń o lepszym świecie. - Jakbym słyszał każda inną Tradycje - Tomas odparł chłodno. - Ale nasza dosłownie. - wyjaśnił Healy.- Z tych szalonych snów, w których to naszymi maszynami pomagamy ludziom się rozwinąć. Z Verne’a i mu podobnych - Zupełnie podobny mit założycielski słyszałem kiedyś od znajomego Progenitora - Tomas odpowiedział spokojnie - nie chciałem głośno tego mówić przy Klausie. W tych pokojach były demony. Einar trzyma w głowie jebane demony… - Uff… a ja myślałem, że sobie zboczuch fantazjował na temat członkiń drużyny i tworzył z nich wykrzywione wersje. Z demonami przynajmniej wiem na czym stoję. - odparł z realną ulgą Patrick. Tomas wyszczerzył zęby w uśmiechu. Chyba podobała się mu reakcja Patricka. Zważając, że scena najwyraźniej była "fotografią" Klaus trochę się po niej po przemieszczał. Jak tylko Klaus wzbił się w powietrze, czas ruszył z miejsca. Einar jadł zielsko spokojnymi kęsami, nastolatka głównie grzebała w talerzu. - Dam ci wiedzę - nie odrywała wzroku od talerza - o tym co zostało zapomniane lub o tym, o czym chcą zapomnieć. Wraz z twym kunsztem, powinno wystarczyć. - Kiedy? Jutro muszę wracać do dziedziny. - Wystarczy, że się tutaj prześpisz. Resztę ci opowiem - wzruszyła obojętnie ramionami - oby to wszystko się skończyło. - Myślałem, że cię to bawi - Einar spojrzał z zastanowieniem - chociaż bardziej to nuda, prawda? Klaus przycupnął na ścianie i przyjrzał się dziewczynie. Starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Było to jednak trudne, poza oczami Klaus zyskiwał pewność, iż Einar nie przejmował się wizerunkiem burzy, jakby zmieniała jako jako skarpetki. - Boli. Jesteśmy najbardziej pokrzywdzeni przez to co zwiecie Początkiem. Świat zastygł w ruchu. Klaus pofrunął z powrotem w stronę drzwi i dziurki. Lepiej powiedzieć reszcie co znalazł. Przecisnął się przez dziurkę i wyleciał do Tomasa i Patricka. - W środku są wspomnienia Einara. To chyba jego interakcje z Burzową Istotą. - Coś ważnego na tyle, iż musimy wiedzieć teraz czy ruszamy dalej? Wolałbym nie robić teraz narady - Tomas zapytał. - Jak na razie widziałem dwie sceny. Dywagowali czemu Einar chce im pomóc, najwyraźniej chciał sobie umilić życie przed końcem świata. Później, najwyraźniej dała mu wiedzę o "tym co zostało zapomniane, lub o tym o czym chcą zapomnieć. - Mity nordyckie i to co się za nimi kryje? Prawda za sytuacją w Lilehammer?- dywagował Healy. Klaus się chwilę zastanowił. - Mervi. Czy Einar nie leczył jej w zakresie utraty pamięci? - Tak twierdził - ocenił Tomas - Klausie, sądzisz, iż coś jeszcze wyciągniesz z tego pokoju czy szukamy innych drzwi? - Idźmy dalej. Nie po to tu jesteśmy.Patrick, twoje dzieło nie wskazuje tych drzwi jako kontakt z Mervi prawda? - Z pewnością znajdzie inne naznaczone wzorcem Mervi.- wyjaśnił Irlandczyk i pogłaskał metalowy twór po pyszczku. Mechaniczny wąż zakręcił się wokół własnej osi, jeszcze raz spojrzał na drzwi które badał Klaus, pokręcił się przy nich, po czym ruszył korytarzem skręcając w jedną z odnóg. Tym razem pomieszczenia nie falowały, a hotelowe wnętrze przeistoczyło się w ciemną piwnicę. Pachniało stęchlizną, było też zimno. Korytarz miał nisko osadzony sufit, lecz wciąż po jednej stronie znajdowały się drzwi. Zza niektórych dobiegało skrobanie pazurów, wycie, jakieś niezidentyfikowane jęki. Przy jednych z takich drzwi zatrzymał się wąż. Po drugiej stronie coś dużego szurało łapami. - To nie brzmi dobrze - Tomas szepnął. - A co brzmi dobrze w głowie nephandysty? Przecież wiedzieliśmy, że gładko nie pójdzie. - zapytał Healy przezornie wyciągając zza pazuchy duży rewolwer. - To brzmi jak strażnik - Tomas wyjaśnił - dość aktywny. Czy raczej… Włóż cenne rzeczy do klatki z wściekłym psem. - Czyli dobrze trafiliśmy.- mruknął Healy głaszcząc wężyka po głowie w nagrodę. - Mamy jakiś plan, czy kupą panowie? - Mogę odwrócić jego uwagę, a w tym czasie zajmiecie się przeszukaniem. - Mamy szansę go po prostu zniszczyć? - Klaus wylądował na plecach Patricka. - To jest demon - Tomas wyglądał poważniej niż zwykle - ich zniszczenie bywa trudne. Zazwyczaj takie istoty się wypędza lub zamyka. Tylko, że wypędzenie go z umysłu Einara nie jest ani mądre ani też raczej nie mieści się w zakresie moich umiejętności. Podobnie jak jego destrukcja. - Zwykle odwracanie uwagi to ja biorę na siebie. - zamyślił się Patrick rozglądając dookoła.- A może użyć… któregoś z innych miejsc jako klatę, lub taką wykreować? - To jest już klatka, wystarczy tylko zamknąć za sobą drzwi. - Dobra dobra… więc… ty odwracasz uwagę, tak?- Healy uznał, że nie ma co bawić się w jałowe rozmowy. Tomas tu dowodził, argumenty i sugestie posłyszał, niech decyduje. - Tak, pierwszy wejdę. Możecie odczekać chwilę i ruszyć na przeszpiegi. Potem wyjdźcie, będę miał was na oku, tylko nie zamykajcie za sobą drzwi. - Możemy zrobić podpórkę blokującą drzwi przed zamknięciem.- zaproponował Healy.- Którą będzie łatwo usunąć, gdy będziemy się wynosili. - Twoja w tym głowa. Dajcie mi chwilę. Czarna sylwetka Tomasa napęczniała na boki, sprawiając, iż eutanatos przypominał bardziej jakieś ciemne, ulotne widmo swymi ramionami ogarniające rzeczywistość, płachtę czarnej materii, wyrwę w kosmosie czy ludzką czarną dziurę. Nie było w tym światła, miłości, ciepła, czy - jak po raz drugi musiał zauważyć Klaus - światła. - To stara gra - uśmiechnął się chociaż tylko to poczuli, nie widzieli. Healy już majstrował długi drążek za zatrzaskami wyjmując kolejne części z kieszeni. Tym razem nie było w tym żadnej magyi. No bo po co magya do tak prostych zadań. Od drążek wetknięty w poprzek i unieruchamiający drzwi nie pozwalając im się zamknąć. Żadna filozofia. - Masz się trzymać blisko mnie.- mruknął Irlandczyk do swojego węża. Klausotyl zmienił barwę swego światła na podczerwony. - Jeżeli coś znajdę zmienię barwę na ultrafiolet. Nie ma sensu zwracać uwagi na siebie. Tomas otworzył drzwi. Przywitała ich zimna ciemność. Eutanatos wleciał do środka, a po chwili zniknął w mrokach. Tylko, że ta ciemność nie była ciemnością. Motyl-Klaus doskonale widział blady blask mikrofalowego promieniowania tła oraz promienie odległych galaktyk, daleko poza widzialnym spektrum. - Prowadź nas wężyku. - mruknął Healy i stuknął konstrukt przesyłając mu palcem mały impuls energetyczny. Ten przeskakiwał w postaci “łuku elektrycznego” po zdobieniach zapalając je światłem koloru wnętrza czarnej dziury. Który jednak był widoczny dla obu magów. - Piękne. - westchnął Klaus Odkleił się od pleców Patricka i ruszył za wężykiem, przy okazji rozglądając się po wnętrzu pokoju. Wężyk zakręcił się przy wejściu w miejscu, chyba na chwilę spojrzał na Patricka i… nawet nie “myślał” wlatywać do środka. - Przeklęta rzeczywistość snu.- burknął pod nosem Irlandczyk i zwrócił się do motylka.- Dostrzegasz coś ciekawego? - Nie żeby zabrzmieć cliché… widzę nieskończoność. - Znajdź w niej punkt odniesienia. A jeśli go nie ma to… stwórz go. Ewentualnie potem drugi i trzeci, czwarty. I zrób z nich prostokąt. Potem klamkę, a potem drzwi.. skrót do informacji związanych z Mervi.- zaproponował Irlandczyk. Świetlny motyl zostawił za sobą małą niebieską kulkę światła. - Może być? - Na początek.- stwierdził z uśmiechem Healy. - Będę zostawiał co jakiś czas. Powoli będę przechodził do czerwonego. - Motyl ruszył dalej, rozglądając się za wspomnieniami, jednocześnie szukając wzrokiem Tomasa. A Patrick podążył za nim, zostawiając wężyka jako czujkę przy otwartych drzwiach, zablokowanych zbudowanym ad hoc metalowym drążkiem wstawionym w nie. Wkroczyli w mrok. Przywitała ich ciemność w sposób zupełnie dosłowny. Przywitała chłodem międzygwiezdnej pustki, promieniowaniem tła, przywitała wiatrem słonecznym oraz ciemnością. Ciemność. Gdy tylko przekroczyli próg drzwi… Drzwi nie było. Czuli, że są za nimi lecz nie widzieli ich. Nie dostrzegali też Tomasa. - Erm… twoja ekspertyza? - Klausotyl zaczął latać wokół Patricka. - Ktoś próbuje ukryć prawdę w niepamięci. Musimy szukać szczelin, pęknięć, nieścisłości. Bo to czego nie chcemy pamiętać tkwi w nas jak cierń.- stwierdził zadumany mag. - Ok… a Tomas? - Odciąga uwagę, więc raczej… nie ma co go szukać.- wyjaśnił Healy rozglądając się dookoła i rysując palcem świetliste linie tworzące zębatki i śruby. Na szczęście umysł podchodził liberalnie do kwestii materiałów. Sam Healy zamierzał stworzyć zębatkowy wzorzec czaru, który pozwoli mu zauważyć owe niezgodności w tym miejscu. Zębatki zwinęły się do środka w nieskończonym uporządkowaniu. Magowie odskoczyli gdy śruby zwinęły się z zębatkami w błyszczącą bryłę młodej mikro-gwiazdy. Ta po kilku chwilach odrzuciła swój świetlisty płaszcz w wybuchu małej supernowej. W próżni unosiła się miniaturowa gwiazda neutronowa. - Nooo.. światło to chyba twoje hobby? Przeanalizuj je… znajdź w nim odpowiedź.- odezwał się Patrick do motylka. Klaus patrzył na idealną sferę światła. Patrick mógł dodać "śliniącego się świetlistego motyla" do osobliwych rzeczy, które widział. - Jasne. Każ motylowi gapić się w punkt świetlny. Zaraz pewnie usłyszysz *BZZT*. - Mimo wszystko Klausotyl zaczął orbitować gwiazdę, a podczas całego orbitowania do uszu Patricka dochodziło przenikliwe BZZZZZZZT! - Ty tu jesteś specjalistą od światła. Ja tu jestem od robienia dziur w brzuchach niemilców.- przypomniał mu gargulco-Patrick. Dźwięk nasilił się, wraz z chwilami gdy do Klasotyla dołączały kolejne obłoki protoplanet, gazowe olbrzymy, planety skaliste tworząc rozrastający się do monstrualnych rozmiarów układ gwiezdny. Na jednej ze skalistych planet Patrick widział ławkę. - Chyba mamy już gdzie…- stwierdził Irlandczyk ruszając w kierunku planetki. Kierunek dobry jak każdy inny.-... iść. Klaus podążył za Patrickiem chociaż ewidentnie chciał jeszcze pooglądać gwiazdę. Gdy tylko Klausotyl zszedł ze swej orbity, cały układ zaczął się destabilizować, trajektorie innych ciał odchyliły się. Układ zaczął pogrążać się w chaosie i destrukcji. Zauważając pierwsze oznaki odchyłek Klausotyl wrócił do swej pierwotnej orbity, stabilizując przy tym cały układ na nowo. - Chyba będziesz musiał sam się tym zająć. Healy tylko przytaknął podążając ku swojemu celowi. Patrick znalazł się na skalistej planecie. Pośród rozległych ruin widział prostą ławeczkę na której w idealnym bezruchu siedziała Mervi i Einar. W głowie Einara błyszczało. Patrick ruszył z rewolwer w dłoni w ich kierunku korzystając z ruin jako osłony, by dotrzeć jak najbliżej niezauważonym. I to mu się udało bez problemu, gdyż zarówno Einar jak i Mervi byli nieruchomi niczym posągi, zawieszeni w jakimś beczasowym trwaniu, tylko światło z wnętrza głowy Einara kołysało się i migotało. Z kieszeni wyjął mag swoje gogle z wieloma soczewkami, każdą reagującą na inną sferę magyi, by móc przy ich pomocy zdefiniować, co to właściwie za światło. - Tomas tu powinien być nie ja. Albo Klaus… nie od badania jest, tylko od lania.- warknął pod nosem. Światło było… światłem. Po prostu źródłem o dużej mocy, swego rodzaju białą dziurą - emitowało energię i wysokoenergetyczną materię w pełnym, idealnym spektrum, a jego masa wydawała się zerowa. - Cudnie. I co ja mam z tym zrobić? - zadumał się mag przyglądając temu. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej swoją magiczną rękawicę. Założył na dłoń, a w gniazdach umieścił bateryjki. Może być tak ściągnąć energię do niej? Healy miał mocną instynktowną więź z mocą i energią. Może nie potrafił manipulować nią tak dobrze jak materią, ale nie potrzebował symbolu mającego ją skupić. Tylko… tym razem mocy mogło być zbyt wiele. A Healy… w sumie nie wiedział po co to robi. Po prostu nie miał innego pomysłu. Ostrożnie sięgnął do źródła i począł zasysać energię. To było… Zbyt łatwe. Po chwili Patrick trzymał w dłoni źródło światła, a scena na ławeczce poczęła się rozmywać. - Może Klaus potrafi coś z niego odczytać.- westchnął Syn Eteru. Dla niego światło było energią, siłą… mógł nią manipulować z dużą łatwością, ale nie potrafił go analizować. Rozejrzał się dookoła szukając Klausotyla. A znalazłszy go oderwał się od planetki i pofrunął w jego kierunku.Klaus spokojnie orbitował swoją nową gwiazdę, starając się utrzymać odpowiedni pęd i kierunek, aby nie zachwiać planety Patricka. - Hej.- czarownik doleciał ze swoją świetlistą kulką do Syna Eteru i pokazał mu ją .- Możesz to odczytać. Przypuszczam, że jest to jakiś zapis fotonami. Może w kodzie dwójkowym? Motyl Eteru szybko przechwycił kulkę od Patricka i zaczął ją obserwować, szybko obracając ją w nóżkach starając się na razie poznać jej naturę. Światło pociągało Klausotyla do środka. Z zewnątrz nie dostrzegał nic interesującego. Musiał odskoczyć gdy czuł, iż jego własna świetlistość zlewa się z tym światłem. Klaus gwizdnął i zaczął orbitować to nowe światło, bardziej niż zwykłe eliptyczną orbitę, Klaus zaczął oblatywać kulkę z każdej strony. - To coś silnego, sęk w tym, że nie znam się za bardzo na wspomnieniach i innych elementach ze Sfery Umysłu. - No to masz szczęście, bo w tym jest rezonans Sił, a nie Umysłu.- stwierdził przyglądający się temu Patrick. - Skąd to wziąłeś w sumie? - Z głowy Einara… dosłownie. Tkwiło w głowie Einara siedzącego z Mervi na ławeczce. Coś jak obraz 3D zawieszony w czasie i przestrzeni.- wyjaśnił drugi z Synów Eteru. - Spotkałem takie, mnie wystarczyło że zacząłem się ruszać wokół tej sceny, a zaczęła się odgrywać. Może z powodu mojego wyglądu umysł Einara uważał mnie za część wspomnienia. - Klaus spojrzał na schemat kulki, szukając jakie informacje w sobie kryje. - Tomas może by wiedział więcej, ale go tu nie ma.- wzruszył ramionami Healy uznając że co się stało, to się już nie odstanie. - Tak czy inaczej…. - Klaus postanowił coś spróbować. Z jego pyszczka wystrzeliła struga świetlistego lepkiego jedwabiu, która przykleiła się do kulki. Klaus zaczął ją obtaczać w kokonie. - Zabierzmy to ze sobą i szukajmy dalej. - Ok.- odparł gargulec Patrick. Gdy tylko Klausotyl opuścił układ, ten uległ zniszczeniu. Problem było… Iż w sumie nie wiedzieli gdzie Tomasa szukać. Lewitując w nieskończonym, zimnym kosmosie określenie “wszędzie” wydawało się być jeszcze bardziej przytłaczające. Na szczęście nie musieli Tomasa szukać. Eutanatos w nieco bardziej humanoidalnej postaci powitał ich zdejmując kapelusz. - Zatem panowie Healy i Krugger, czas nam do domu?
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 26-08-2019 o 21:51. |
26-08-2019, 21:38 | #93 |
Reputacja: 1 | - Znalazłeś czego szukałeś? - zapytał Patrick. - I co z demonem? - Klausotyl obracał w łapkach kulkę jedwabiu. - Niestety nie. Najchętniej wróciłbym już do domu. - To znaczy… że łaziliśmy tu i narażali nasz zdrowym rozum nadaremno? -westchnął Healy i zwrócił się do swojego kompana.- Pokaż mu łup Klaus. Klaus spojrzał podejrzliwie na fakt, że Tomas zignorował jego pytanie. Do tego "Haely i Krugger"? Kiedy on niby tak do nich mówił. Mimo wszystko dumnie pokazał zawiniątko. - I jak sądzisz, pomoże nam to z burzową? - Wątpię - Tomas rozejrzał się po pustce zaniepokojony - powinniśmy odejść w spokojniejsze miejsce. Nie spętałem tego parszywca na długo, panowie. Klaus spojrzał na Patricka, miał nadzieję, że Eteryta wyczytał jego fortel. - A gdzie jest to spokojniejsze miejsce? - zapytał Irlandczyk. - Poza tą przechowalnią, a potem w domu - eutanatos wykrzywił się - nie sądzę abyśmy znaleźli więcej wartościowych informacji. Chyba, że macie jakiś pomysł? - Ja mam. - podfrunął radośnie Klausotyl - Zapytajmy tego demona, co go spętałeś. - Dobry pomysł. On pewnie zna drogę do domu.- odparł Healy popierając Klausotyla i ostrożnie opierając dłoń na rękojeści rewolweru w kaburze… nonszalancko i niby całkiem przypadkowo. - A ty ją znasz Tomas? - To nie kwestia drogi, tylko otworzenia jej. Jestem dość zmęczony po walce. - Tia, ale widzisz…. nalegamy - w tym momencie z pyszczka Klausotyla ponownie wystrzeliła strużka świetlistego jedwabiu, którą zaczął oplątywać Tomasa. - Ale my nie jesteśmy zmęczeni poszukiwaniami i nic nie znaleźliśmy. Więc wrócimy do domu, jak będziemy mieli z czym wrócić. Choćby z tamtym demonem.- naciskał Healy biorąc na siebie odwracanie uwagi.- Czegoś się udało ci dowiedzieć? Humanoidalna postać “Tomasa” momentalnie wybuchła w strugach neutrin unikając klausowego jedwabiu światła. Stał się czarną kulą dziwnej materii. - Nawet nie sądziłem, że mi się uda - odpowiedział bez stresu. - Ej super, będę miał do kolekcji. - rzucił Klaus - Więc spętałeś Tomasa, co? - Walczy dalej - odpowiedział szybko - nie jestem takim idiotą jak reszta. Jak tylko się na niego rzucili, starałem się mu umknąć, potem postarałem się przybrać jego personę… Ale panowie, nie trzeba tak wrogo. Możemy się dogadać. Kula mroku zdeformowała się w uśmiech o zębach stworzonych ze zmrożonego metanu. - Możemy, ale zasady są proste.- Na pyszczku Klausotyla pojawiły się ogromne, komiczne ludzkie usta w przesadnym wyszczerzonym uśmiechu - Pomożesz nam z uwolnieniem Tomasa od twoich kumpli, a my spróbujemy go przekonać, aby wygnał cię skąd przybyłeś. Brzmi jak układ? - Wasz przyjaciel nie wygląda na kogoś kto potrzebuje pomocy - demon przyznał z rozbrajającą szczerością - ale możemy pójść na inny układ. Siedzimy tu długo, zamknięci w tajemnicach… Co gdybym wam pokazał? Co, gdzie tutaj jest, jak przeczytać. W zamian wypuścicie mnie na ziemi. Wejdę do pobliskiego Cienia i więcej mnie nie zobaczycie. - Nie. Natomiast możemy cię do niej wypuścić. Do tego czasu będziesz spętany i nie będziesz robił żadnych numerów. Bo skończyłoby się to dla ciebie gorzej, niż tylko uwięzieniem.- sarknął gniewnie Healy. - Jeżeli będziesz współpracował to będzie lepiej dla ciebie. Chwila niewygody w zamian za wolność? - Klausotyl obleciał istotę - Do tego, mógłbyś nam pomóc z czymś, ale to dopiero jak znajdziemy Tomasa. - Mnie nie da się spętać, a tylko zamknąć jak tutaj - demon wyglądał na dumnego - nie wiem czy to mądre teraz go szukać. Znajdując go, znajdziecie stado moich… nieco mniej elokwentnych kuzynów. - On sobie z nimi poradzi.- stwierdził Healy i dodał.- A ty pomóż nam znaleźć wspomnienia związane z Mervi… Po czym spojrzał na Klausotyla.- Zrób jej hologram. - Chcemy wiedzieć co jej zrobił.- dodał mag. - Bez wzywania tego waszego Tomasa - twardo powiedział demon - chcę się stąd wyrwać, a jak zwrócicie uwagę na siebie hordy to ostatnie o czym myśleć będziecie to umowy i uzgodnienia. - Dobra, zrobimy co możemy. - Klausotyl zamach kilka razy skrzydełkami, wypuszczając świetlisty pyłek, który uformował się w podobiznę Wirtualnej Adeptki - To Mervi,jest Magiem zajmującym się Wirtualną Rzeczywistością. Z tego co wiemy Einar zrobił coś z jej wspomnieniami, chcemy wiedzieć co. - Nic jej nie zrobił, stary zdrajca - demon fuknął w nienawiści - kłamca i łgarz. - To samo mówią o was. Minus “stary”... choć nie zawsze. Chcesz naszej pomocy to daj coś więcej niż swoją opinię.- odparł zmęczonym głosem Healy.- Zacznij mówić co tu się właściwie dzieje. Doprowadź do wartościowych informacji… albo gnij dalej tu. - Dajcie mi to - demon wskazał świetlistą kulę wyciągniętą z głowy Einara - rozwinę ją. Zobaczycie - zaśmiał się okrutnie. Klaus rozwinął zawiniętą kulkę światła i podał kulce ciemności. - Ostrzegam, byłem integralną częścią układu planetarnego. Jeżeli to zepsujesz zobaczysz co potrafi kosmiczny motyl. Kula czerni pochłonęła świetlistą kulę. Chwilę nic się nie dało. Po chwili ciemność rozlała się po czerni kosmosu w dziwnym wybuchu. Mała, czarna kula lewitowała pośród nich i… setek Einarow. Każdy mówił coś pod nosem w przekrzykującym się tłumie. Do Klausa dotarło, iż to musiały być myśli, myśli które już raz miał szansę przebadać, w innym pomieszczeniu. “Szkoda dziewczyny” “Panowie Zapomnienia sowicie mnie wynagrodzą” “Strasznie naiwna ta technomantka, ledwo okruchy wiedzy o tym co zapomniane wystarczyły aby ją nabrać…” “Mervi bardzo chce mieć przyjaciela” “Mam nadzieję, że nie będzie ją boleć” “Ocalę co tylko da się ocalić” “Młodość, siła… Jak raz to poczułem… Oni mogą wszystko…” “W gruncie rzeczy w ich historii to jestem bohaterem” “Zimno tutaj” “Dziwnie jest znać zapomniane sekrety i wstydy” “To będzie czwarty… nie, piąty, ale jeden odszedł. Czyli da się ich pokonać?” “Nie, nie da są. Są antytezą” “Mervi jest głupia… Oby Jonathan nie dostrzegł nic w czasie, ani Tomas” “Głupio się czuję, a nie powinienem” “Trzeba będzie uważać na paradoks, ostatnio jest agresywniejszy” “Jej avatar jest głupi jak but” “Nawet ładna…” “Leczenie w Wieży? Nie dałbym tam rady złamanego palca poskładać! Dobre sobie zbyt silny entropijny rezonans okolicy, to jest blisko zaświatów. Głupcy…” - Zapewne nie będziesz w stanie nadać kontekstu tym myślom? - Klaus przelatywał między Einarami. - Wy chyba wiecie więcej. - Gdybyśmy wiedzieli, nie szukalibyśmy odpowiedzi w ten sposób. - zatrzymał się przy Einarze mówiącym o "dostrzeżeniu przez Tomasa i Jonathana" - Na przykład ten, żeby nie dostrzegli czego? - On chyba zrobił waszej pysznej Mervi krzywdę - demon oblizał się - a raczej wtedy planował. Wygląda na to, że wasi przyjaciele patrzą przez czas. Mylę się? Demon przybrał protekcjonalny głos. - Dobry Boże.. no dobra. - Klaus wrócił do latania między Einarami -Więc teraz pytanie, nie z wspomnień. Czym jest istota o burzy w oczach? Demon zamilkł. Wyglądał na speszonego, na tyle, na ile speszona może być kula ciemności. - Są… poza. Nie są duchami, nie są tym czym nazywacie demonami, nie są śmiertelnymi… Nie - głos demona zaskrzypiał - wiecie, że ostatecznie całe stworzenie woli istnieć niż nie istnieć? - Istoty spoza Umbry? Jasne rozumiem. Czytałem kilka raportów Inżynierów Pustki. - Ja też wolę istnieć - demon ciągnął - możemy tylko się nie zgadzać co do sposobu dekorowania świata - zarechotał groźnie - a widzicie, a oni nie chcą istnieć. - Znajdziesz nam pierwszy kontakt Einara z nimi? - zapytał Healy dotąd milczący. Bo przetrawiał właśnie uzyskane informacje o Mervi i… wahał się rozmyślając o tym co wypadałoby dziewczynie powiedzieć. A co przemilczeć. Był to ciężki dylemat. - Tutaj tego nie ma - demon odpowiedział spokojniej - chyba, że skryte jest i przed mieszkańcami tego więzienia. - Gdzie skryte?- zapytał Patrick. - Siedzę tutaj z gromadą kretynów od kilku stuleci, nie zwiedzałem innych obszarów tego wspaniałego przybytku - demon ironizował - może dlatego, że jestem tutaj ZAMKNIĘTY? - No ale teraz możesz z nami wyjść z tego miejsca i razem poszukamy dalej w głowie Einara.- odparł niezrażony fukaniami demona Healy. - Abyście zamknęli mnie w kolejnym więzieniu? Demon wyglądał na podejrzliwego. - Nie wbijam noża w plecy moim sojusznikom. Nawet tymczasowym. I nawet demonicznym. Nie lubię łamać słowa.- wzruszył ramionami Patrick.- Poza tym i tak musisz nam zaufać, bo najpierw poszukamy tego po co tu przyszliśmy. Z tobą lub bez ciebie jeśli chcesz zostać w tym więzieniu. - Wyjdę i poczekam na was w przestrzeni pomiędzy przestrzeniami - demon zamilkł na chwilę - chyba, iż uznam dane miejsce za bezpieczne. To dobry układ. - Klaus? - zapytał Healy sam nie mając najwyraźniej obiekcji przeciw takiej sytuacji. - W którą stronę znajdziemy Tomasa? - zapytał spokojnie Eterotyl - Równie dobrze, możesz poczekać tu, aż nie wrócimy, - Wychodzę z wami albo nakieruję na was resztę demonów - warknął. - Zaraz… przecież Tomas jest TUTAJ prawda? Weszliśmy do tego samego pomieszczenia co on. Więc, najpierw musimy znaleźć jego. - To się może dla ciebie skończyć źle. Takie grożenie… mamy sojusznika z zewnątrz. Jak i nie zostawiamy sojuszników tutaj. - odparł Patrick.- Żadnych… nie chcesz chyba stracić statusu sojusznika? - Podobno nie łamiesz słowa - demon syknął - wymyślcie, aby dyskretnie dać swojemu przyjacielowi, że wychodzimy. Nie chcę aby… coś się wam stało. - Poszukam go - Klaus spojrzał na kulkę ciemności -. Więc, w którą stronę był ostatnio? Patrick z tobą zostanie, abyś miał pewność, że cię nie zostawimy. - Okolica tamtego kwazara - kula wskazała czarną macę punkt w przestrzeni - jakieś dwa miliony lat świetlnych od tego miejsca. - Hm…. trochę zajmie… Patrick, znasz się na sferze Umysłu. co nie? Nie możesz mu wysłać mentalnej wiadomości? - Mogę spróbować.- stwierdził Healy przykładając osłoniętą żelazem rękawicę do czoła. Przedmioty w gniazdach zmieniły kształt, gdy Patrick nadawał do Tomasa skrócony raport z tego co się dowiedzieli i zrobili. O dziwo… Patrickowi udało się przesłać wiadomość. Problemem był tylko fakt, iż Tomas nie odpowiadał. Wyglądał na zajętego walką. - Tomas walczy…- westchnął Healy zwracając się do Klausa.- Ale posłyszał. - Ok, popilnuj naszego kolegi.- Klaus zwrócił się w stronę wskazanego kwazara. Jego forma się zaczęła zmieniać. Puchaty świetlisty korpus wyszczuplał, skrzydła przestały być tak opływowe, przybrały bardziej energiczną formę i wyrosła ich dodatkowa para. Jego łapki skurczyły się niemal do zaniku a łepek stał się bardziej rozciągnięty. - Nie znam się na magyi korespondencji, więc muszę zastosować co znam. - Zaczął lecieć w kierunku kwazara. Jego czułki delikatnie zaświeciły, struga światła od kwazara, która dolatywała do jego oczek się rozjaśniła. Klausotyl dotknął ją pyszczkiem i zaczął.. zjadać. Wciągać niczym nitkę spagetti i lecieć po fali fotonów, przyspieszając ciągle. - Więęęc… czekamy.- stwierdził stanowczo gargulec Patrick, dryfując w próżni. Gdy Klausotyl zmierzał w stronę Tomasa, Patrick usłyszał bardzo oddalony głos eutanatos proszący aby przygotował mu sygnał gdzie ma się znaleźć oraz aby otworzył drzwi. Klausotyl ignorując relatywistyczne paradoksy dostrzegł… Walkę. Czy raczej dziwny balet myśli. Chciałby powiedzieć, że Tomas walczył z bezkształtną hordą, lecz to właśnie jej kształt był najgorszy - obłe, niby owadzie korpusy, humanoidalne torsy, głowy, paszcze, ręce, macki, pazury, skrzydła, prawdziwa galeria osobliwości stłoczona w jedną hordę, jednego zbiorowego aktora opętanego szaleństwem mordu i zemsty, partnera w tańcu dla eutamatosa. Tomas tańczył, jako postać o kilku parach rąk, o włosach w kształcie węży, jako smukła kobieta, jako czas i śmierć, z każdym rokiem tańca odrzucał od siebie demony i zmieniał postacie. Bo oto tańczyła Kali. Klaus gwizdnął. Musiał jakoś zwrócić uwagę eutanatosa. Odfrunął trochę ustawiając się i zaczął latać w określonych wzorach, zostawiając za sobą świetlisty pyłek. I tak w pustce kosmosu, złotym błyszczącym pyłkiem było istniał wielki znak: MAMY POSZLAKĘ. MUSIMY SIĘ ZEBRAĆ! Gargulec obejrzał się dookoła w poszukiwaniu drzwi, które nadal powinny być półotwarte z uwagi na tkwiący w nich kij i kręcące się przy nich przedłużenie woli Patricka. Mechaniczny latający wąż. Jednak drzwi nie dostrzegł. Tymczasem Klausotyl stwierdził, iż napis zwrócił uwaŋe Tomasa… I demonów. Po chwili już Klaus pędził uciekając przed hordą bestii, a Tomas próþbując dotrzymać mu kroku, odpędzał potwory od niego. - Gdzie idziemy? - Zależy jak szybki jesteś. Patrick jest z naszym nowym przewodnikiem jakieś dwa miliony lat świetlnych stąd. - wskazał kierunek, z którego przybył - A właśnie mamy przewodnika, jeden z twoich nowych kolegów. Poprowadzi nas do wspomnień o Mervi w zamian za to, że wyrzucimy go do Umbry. - I macie zamiar go wypuścić? Głos Tomasa zabrzmiał jak dzwon. - Ja nie potrafię. Zakładam, że Patrick też nie. To zależy od ciebie.Chyba lepiej, żeby go wypuścić, niż żeby siedział zamknięty w głowie Einara. - Lepiej aby to wszystko siedziało w tej celi zamiast wypełznąć na korytarze umysłu i opętać starca - Tomas warknął - jak otworzymy drzwi to być może sam wyjdzie. - Erm jasne… sęk w tym, że nie dowiedzieliśmy się dużo. Einar najwyraźniej NIC nie zrobił z pamięcią Mervi. Ten demon miał nas zaprowadzić do odpowiednich wspomnień. - Chcesz mieć szalejącego demona w fundacji? - Zważając, że ta burzooka istota jest najwyraźniej czymś spoza Umbry? Wiesz, C'thulhu. Sądzę, że jeden demon uwięziony przez Einara nie jest, aż tak dużym problemem. Do tego…. Patrick obiecał… a on "nie zrywa umów". - Ale ja nie obiecywałem. Tylko Faust nie zrywał umów - Tomas mówił dość poirytowany - wybacz, ta forma się mi udziela. Za ile Patrick otworzy drzwi? Wolałbym nie zrzucać mu teraz tej gromadki za nami. - Hm… szczerze nie wiem. Zakładam, że jak je znajdzie. - Klausotyl spojrzał do tyłu, aby zoabczyć jak idzie demonom - Hipotetyczne pytanie… czy zbyt długie przebywanie w formie motyla wewnątrz umysłu Nephandi wpływa na psychikę? - Tak, zaczniesz zapylać młode hermetyczki - Tomas odpowiedział spokojnie z lekkim żartem przybierając drogę po łuku, aby jeszcze do Patricka nie dolecieć. Demony mieli ciągle na ogonie. - To daj mu znać, będę cię osłaniał przed tą hordą. Klaus trochę podleciał do góry. - Osłoń oczy. - jego jasność zaczęła wzrastać, aż w końcu eksplodował luminescencją, następnie rozpoczął serię długich i krótkich eksplozji wysyłając informację "Otwórz Drzwi Nie Wypuszczaj Demona" alfabetem morsa - To chyba da mu znać. Healy był… niezadowolony z tego, że jego poprzeczka blokująca drzwi zawiodła. Zaczął więc składać pospiesznie kolejną zabawkę wyciągając różnorakie części i tworząc broń. Czarną klarnetofuzję… łączącą szaloną fantazję Syna Eteru z wiedzą na temat różnych aspektów rzeczywistości. Sfera Ducha miała nadać Sile możliwość oddziaływania w Umyśle, a Entropia w celowniku pozwolić wykryć słaby punkt w który należało uderzyć. Broń mimo swojej wielkości miała siłę bazooki i powstała po to by zrobić dziurę w tym pomieszczeniu. Skoro Patrick nie mógł znaleźć drzwi, to logicznym dla niego rozwiązaniem, było je zrobić. Irlandczyk nacisnął na spust. Demon u jego boku - wydawało się mu, iż wytrzeszczył oczy których nie miał. Klaus wyczuł skoncentrowane Siły - nie siły, lecz Siły - czyste ujęcie wzorca, manifestację mocy. Klausotyl nigdy nie widział certámentu, lecz mógł podejrzewać, iż właśnie tak wygląda manifestacja Sfer w kręgu pojedynku - czy właściwie zjawiska ją poprzedzające. Bo sama manifestacja była grzmotem w próżni który ugiął fale materii, kilotonami woli, miliardem słońc zamkniętych na małej powierzchni. Rzeczywistość rozdarła się pod falą uderzeniową.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 26-08-2019 o 21:54. |
26-08-2019, 21:42 | #94 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mother always said: Don't lose! Ostatnio edytowane przez Seachmall : 26-08-2019 o 21:51. |
31-08-2019, 22:15 | #95 |
Moderator Reputacja: 1 | Późno poranek zaczął się dla Mervi od lekkiego bólu głowy. Wszystkie wydarzenia ostatniej nocy i wieczoru dały o sobie znać w postaci fizycznego oraz psychicznego zmęczenia. Sprawy nie ułatwiał fakt, iż Mervi nie spała zbyt dobrze. Za to całkiem dobrze spał chyba Fireson sądząc po tym jak nic nie robił sobie z dotychczas śpiącej technomantki i na cały głos wykłócał się z ojcem Adamem czemu nie może pojechać do szpitala aby usztywnili mu złamaną nogę. Duchowny pozostał niewzruszoną, trzydrzwiową szafą. Do czasu gdy do dyskusji włączył się zmęczony Tomas. Eutanatos wszedł do pokoju powoli, kiwnięciem głowy przywitał się z Mervi i podszedł do Firesona. - Dalej się upierasz? - Myślisz, że nie wiem co wy… - Dobra – eutanatos przerwał mu ostentacyjnie – zabiorę cię do znajomego lekarza. To lekarz pogotowia. Jeśli mu się uda, wygrałeś, zero magy, jeśli nie resztę kończę. - To dalej słaby układ. - Słuchaj cowboyu – mag śmierci mówił cichym, zimnym głosem – doceniam to co zrobiłeś, naprawdę. Jeśli uważasz, że każdy mag może grzebać ci we wzorcu, a ty tego nie dostrzeżesz… - Dostrzegę – wirtualny adept prychnął – daj mi pół godziny, do godziny, muszę jeszcze z Mervi pogadać Ty też - spojrzał na Adama. Duchowny kiwnął głową odchodząc w milczeniu. *** Gdy tylko Klaus trochę się wyspał i wypoczął z samego rana, Hannah poprosiła go o popilnowanie ucznia. Jako, że Einar nie żył, została jedną odpowiedzialną za chłopaka. Syn eteru od razu poznał, iż młoda hermetyczka nie spała całą noc – chociaż nie było to tak bardzo widoczne. Do pewnego stopnia zastanawiał się jak bardzo szeroką kolekcję rot zapobiegających snowi posiada Porządek Hermesa, jeszcze z czasów gdy fundacje akademickie pękały w szwach od studentów, a domy mogły pozwolić sobie na drakońskie czesne zamiast jego współczesnej namiastki stawiącej bardziej test przedsiębiorczości danego maga. Czasy się zmieniają. Hermetyczka oprowadziła go po pokoju w którym uczeń siedział luźnym, rozciągniętym dresie., na krześle. Wyglądał jak katatonik, bujając się lekko i miarowo. Hannah beznamiętnie poinstruowała technomantę aby jej nie zmazywał wymalowanych kredą pieczęci gdyż używała ich do kontramagy, pokazując kilka punktów – stolik na kawę, miejsca za obrazem oraz pod łóżkiem (Klaus mógł tylko domniemywać czy Hannah nurkowała pod łóżko w celu rysowania czy też przenosiła ja – nie mogło to wyglądać jednak jak misterium wysokiej sztuki hermetycznej), kogę krzesła oraz dwie miedziane pieczęci, jedną w łazience, a drugą w aneksie kuchennym. - Poza tym – westchnęła – nie powinien stwarzać ci problemów. W razie czego stosuj standardową kontamagye, Pierwsza jest dość skuteczna i wołaj mnie lub mistrza Jonathana. Będę w pokoju obok. Nie musisz go aktywnie pilnować, równie dobrze możesz zająć się swoimi sprawami, byle tutaj być. Skręcać śrubki czy inne takie. Grubaska uśmiechnęła się lekko i sympatycznie z lekceważeniem do Nauki bardziej sympatycznym niż wyniosłym – chociaż nuty wyższości w jej wypowiedzi także się znajdowały. *** Zanim Fireson zaczął z Mervi rozmawiać, jej telefon zabrzęczał komunikując zmiany w matrycach informacyjnych w okolicy zwiastując manipulacje Sił i Korespondencji, słabe lecz wystaczające do aktywacji alarmu. Wirtualny adept leżał bez ruchu. Skubany czynił magye… jak, pfu, mistycy? - Teraz możemy rozmawiać, mam nadzieję, że się uspokoiłaś – Adam nawet nie zakpił – strasznie się dokoksowałem, z nieci bardziej spektakularnymi akcjami będę musiał się trochę wstrzymać. Będziesz mi chyba potrzebna. Pamiętasz jak mówiłem o węźle? No to mam jeden plus kandydata na drugi… *** Jonathan dał Patrickowi kilka chwil na ogarnięcie się po odespaniu nocy. Irlandczyk mógł wspominać beznamiętnego Tomasa zabijającego Einara oraz wspólną podróż autem, w milczeniu gdzie zakopywali zwłoki, a Tomas rzucił na nie urok rozpadu. Widać entropia przydawała się do usuwania śladów morderstwa. Hermetyk podjął Irlandczyka w sposób do jakiego mógł uprzednio przywyknąć Klaus – mały stolik na uboczu pokoju, postawiony przy ścianie, krzesło oraz propozycja alkoholu. Mistyk nie wyglądał na szczególnie przemęczonego, chociaż musiał być na swój sposób zapracowany – bałagan w pokoju hermetyka z dnia na dzień przybierał coraz większą skalę. Nad drzwiami pokoju wisiał wysuszony nietoperz. - Powinienem zacząć teraz ponurym głosem, iż zastanawiasz się po co cię wezwałem… Jonathan mrugnął wesoło. Tak jakby dobrze krył się po śmierci Einara lub też ta nie zrobiła na nim wrażenia. Hermetyk przyglądał się chwilę Irlandczykowi z silnym zastanowieniem. - Nie chcę rozmawiać o Einarze. To moja porażka… Pocieszałem nephandusa – skrzywił się – i nie przewidziałem tego co mogło spotkać Mervi. Coraz bardziej mi nie wychodzi bycie Mistrzem. Pokręcił głową. - Ale konkrety. Wiem, że masz dość dobre reacje z Mervi. Nieźle nas urządzili z tym węzłem… *** Klaus drgnął zaskoczony gdy uświadomi sobie, iż miarowe skrzypienie krzesła na którym siedział uczeń. Ten przyglądał się mu z szeroko otwartymi oczami. Nie mrugał, szczerzył zęby w nienaturalnym, chyba nawet bolesnym grymasie.Powietrze stężało. - Możemy mieć sekret, Luminus?
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 31-08-2019 o 22:30. |
06-09-2019, 20:54 | #96 |
Reputacja: 1 | Patrick westchnął ciężko słysząc słowa wicemistrza J. . Irlandczyk nie czuł się dobrze w roli w jakiej go chciał członek Zakonu Hermesa postawić. Healy nie był dyplomatą… nie uważał też, by Mervi go szczególnie lubiła. Czasami miał wrażenie że wirtualna adeptka uznała go za swój worek treningowy. - To bezpodstawna plotka z tymi… dobrymi relacjami. - odparł więc Syn Eteru i zmienił temat pytając.- A co z rewelacjami na temat jej pochodzenia. Powiemy jej ? W sumie w tej sytuacji powinniśmy nacisnąć jej Tradycję, by powiedzieli co wiedzą o jej przeszłości. I czy ktoś z nich znał Mervi osobiście. - Ironią jest, iż Tradycja biorąca na swą maksymę uwolnienie informacji sama nie chce szczególnie z nikim rozmawiać - Jonathan pokręcił głową - do tego możemy zaszkodzić jej reputacji. Jeśli będzie chciała, sama podejmie kroki, a my jej pomożemy. Nieprawdaż?- Hermetyk pytająco spojrzał na Irlandczyka, ten dopiero po chwili zauważył, iż pyta o dolewkę trunku. Patrick nalał trunku rozmówcy dodając. - Nie wiadomo czy dożyjemy końca miesiąca z tymi potworkami kryjącymi się w uliczkach miasta. Reputacja to nasz najmniejszy problem. Zresztą… nie lepiej próbować się układać z miejscowymi Opustoszałymi? Mogą być bardziej rozsądni niż nasi wirtualni sojusznicy. - Mogą też chcieć nas zabić - hermetyk dolał też Irlandczykowi jakby w myśl zasady, że samemu sobie się-nie polewa - chociaż masz rację, warto będzie wiedzieć o nich więcej. Jednakże uważam, iż masz możliwości ułożenia się z wirtualnymi. - Gdyby chcieli nas zabić, to z pewnością zrobili coś więcej poza ignorowaniem naszej obecności. Poza tym… - wzruszył ramionami Healy.-... uważasz że burzoocy zostawią ich w spokoju? Uważasz że tutejsi magowie nie mają pojęcia o zagrożeniu? - Nie każdy mag jest tak odważny jak Ty - Jonathan chyba nawet nie ironizował - wielu liczy, iż po prostu przeżyje burzę chowając głowę w piach lub kolaborując. Z podobnych powodów nie szukali szczególnej zwady z nami. Mimo wszystko jesteśmy wobec nich stroną może nie w lepszej pozycji, wszak nie znamy miasta, lecz zdecydowanie silniejszą. - No to czas nimi wstrząsnąć. Nie można przeżyć ukrywając się. Nie muszą iść na pierwszą linię razem z nami. Ale mogą na pomoc na zapleczu. Mają wszak węzeł. - ocenił sytuację Healy. - O ile mają - Jonathan zamyślił się - jest różnica sporadycznie zyskiwać kwintesencję, nawet w dużych ilościach, a mieć węzeł. Omijasz temat wirtualnych adeptów - spojrzał na maga badawczo. - Ponieważ Mervi nieszczególnie mnie lubi i nie jestem pewien czy wie gdzie jest tutejszy węzeł. Jeśli nasz drugi wirtualny adept nie zechce objawić nam tego sekretu, to nasza przyjaciółka też nam może nie pomóc. I co wtedy? - zapytał - To wtedy po prostu nam się nie uda, nie wszystko musi. Chciałbym jednak spróbować, to dla nas ważne - skrzywił się - nie przepadam za polityką fundacyjną. - Mam wrażenie, że to dla ciebie obsesja. - ocenił Healy. Ten upór wicemistrza był nieco niepokojący. - Ale to nie jest chyba tak ważne, jak to co dowiedzieliśmy się w głowie nephandusa. Co i jak powinniśmy Mervi przekazać? Co powiedzieć jej o jej własnej przeszłości? - Sądzę, że powinieneś powiedzieć wszystko - Jonathan założył dłonie w piramidkę - i przy okazji zbliżyć się. Możesz zapytać mistrza Iwana, pewnie będzie za nieco mniej drastycznym rozwiązaniem. Może ja w was trochę bardziej wierzę. - No nie wiem. - zadumał się Healy drapiąc się po karku. - Jak dla mnie to liczysz, że po oberwaniu obuchem, będzie się beztrosko uśmiechać. W końcu całe jej życie jakie pamięta, może być kłamstwem. - Mervi ma obsesję informacji. Nawet jeśli powiesz jej wszystko, założy, iż coś ukrywasz. Jeśli dowiedziałaby o zatajeniu rzeczy, stracimy ją na zawsze, a bardzo możliwe, że się dowie. - Dobrze. Dobrze… ale przyjmując że to nie nasz nephandus meblował jej w głowie, należy się zastanowić nad kolejnym podejrzanym. I chyba wiesz kogo mam na myśli. - odparł ponuro Irlandczyk wpatrując się w wicka J. - Oświeć mnie - uśmiechnął się jakby żałując, że nie może tego powiedzieć do Klausa. - Fireson i jego klika. Jeśli była Technoludkiem, to prawdopodobnie oni ją przymusowo przekonwertowali. - wzruszył ramionami Healy waląc prosto z mostu. - Wątpię - zamyślił się - za bardzo za nią ręczyli inni wirtualni. Nawet nie powiem jacy - uśmiechnął się pod nosem - wątpię, aby aż tak dobrze referowano technokratkę. Tym bardziej ludzie którzy ją znali. Dodatkowo… Jonathan wyglądał jakby trochę bardziej przekonywał siebie niż Patricka. - Masz jakieś doświadczenia z Czasem? Wierzysz w badania na jego podstawie? - - Obawiam się, że czas to sfera której nie miałem okazji poznać. - odparł Patrick drapiąc się po karku.- Niemniej badanie przeszłości za pomocą niej, uważam za przydatne. - I dokładnie to robiłem podczas, nazwijmy to, rekrutacji. Nie badałem faktów, raczej szukałem gwałtownych zawirowań i rzeczy wyjątkowo niepokojących na osi czasu. Trudno to wyjaśnić komuś kto nie tylko nie zna czasu, ale również nie zna się na wyższej magyi - powiedział tradycyjnie określając sztukę hermetyczną (i nad wyraz) - lecz na tej podstawie jestem niemal pewny, iż Mervi nie była w Unii. - Więc… co właściwie dowiedział się Einar? Była agentką adeptów w Unii? Ich kretem? - zadumał się Patrick. - Sądzę, iż Einar po prostu dowiedział się o problemach z pamięcią i zagrał dobrego dziadka. Być może znał pewne detale które mu pomogły, mógł też bardzo ubarwić swą opowieść. Człowiek który bardzo pragnie odpowiedzi, sam je podsuwa. - Czyli wiemy, że nadal nic nie wiemy. - uśmiechnął się kwaśno Healy drapiąc się po głowie.- No cóż… opowiem Mervi co widziałem. Słowo w słowo. Obraz w obraz. Niech sama wyciągnie wnioski. - Dobra decyzja. - A co poza tym mamy w planach? Skoro problem Einara rozwiązany, to chyba nie musimy się chować razem w jednym miejscu czy… zbudujemy twierdzę na plebanii? Czy to co uzyskaliśmy z wyprawy do głowy nephandusa pozwala na… wędrówki w czasie by dowiedzieć się coś więcej o burzookich? - Healy zasypał wicka J. pytaniami. - Nie widzę potrzeby kumulowania się tutaj, myślałem, iż to naturalne. Co do kwestii planów, sądzę, iż ustalenia z ostatniej narady nie powinny ulec zmianie. - Cudnie… to teraz… zbierzemy się razem przy browarku i poświętujemy zwycięstwo? Przyda się podkreślenie tego triumfu, by podnieść morale.- zaproponował Patrick. - Wątpię aby w tej chwili był to dobry pomysł. W wygranej nad Einarem nie było nic pięknego. Widziałeś co stało się na parkingu. Potem zabójstwo… Sam wiesz jak ludzie reagują, umysł i logika mówią im jedno, zgadzają się, ale serce czuje się nieswojo. - Skoro tak twierdzisz.- wzruszył ramionami Healy i podrapał się po karku.- Cóż… nie znałem na tyle Einara, by się przejąć jego śmiercią. Tym bardziej, że okazał się przeklętym nephandusem z pokręconym i wypełnionym demoniszczami umysłem, który miałem okazję zwiedzić. Jakoś nie potrafię go żałować. No cóż… może następny sukces będzie warty świętowania? - Może się nie znam - hermetyk spojrzał na park za oknem - ostatnio ciągle pracuję. Mam wrażenie, że brakuje mi… nam… czasu. Westchnął ciężko. - Daj fundacji ochłonąć i to przetrawić. A jakie ty masz plany? - Bo brak nam czasu. Większość planów dotyczących rozwoju fundacji możemy wrzucić do kosza. - odparł Syn Eteru i podrapał się po policzku.- Odsapnąć między śpiącymi. Może pozaczepiać Opustoszałych? Wiem że czekają na jakieś propozycje od nas. Tylko że żadnych nie mamy dla nich. Żadnych sensownych. - Brzmisz jakbyś miał jakąś. - Raczej standardowy sojusz. My dajemy siłę i wsparcie, oni informacje i rozpoznanie terenu. - wzruszył ramionami Healy.- Powinniśmy ich potraktować jako sąsiadującą z nami Fundację, a nie jako owieczki do nawrócenia. Intencje padre są może szczere i dobre, ale… intencjami są wszystkie piekła wybrukowane. A my nie mamy ni czasu ni środków na wyprawę misyjną. To może akurat poczekać na spokojne czasy. - Zgadzam się z tobą - Jonathan kiwnął głową - uważam, iż możesz tak postępować. Jeśli oczywiście nie boisz się wyjść przeciw wielkiej, niezmąconej wizji naszego chórzysty. - Mamy czas wojny. Jego wizja niech poczeka na czas pokoju. - stwierdził Healy pocierając czoło.- Skoro się z pijawkami układamy, to… stać nas na mniej kontrowersyjne kompromisy. - Gdyby był tu mentor Hannah to wywołałby nas na pojedynki za sojusz z wampirami, jednego po drugim - Jonathan zaśmiał się lekko unosząc szkło z alkoholem do małego toastu - za spokojniejsze czasy? - Za sukcesy warte świętowania.- odparł z uśmiechem Irlandczyk.- A co ty planujesz robić? Mogę pomóc w razie czego. - Czas… Mam też spotkanie z jednym przemysłowcem. Poza tym wampiry zaprzątają mi myśli. Mam trochę inne metody pracy, bliższe Mervi. Zamiast laptopa mam nietoperze - spojrzał na wysuszonego zwierzaka podwieszonego pod drzwiami. - Nie zapytam więc czego używasz zamiast myszki.- zaśmiał się Healy przyglądając martwemu ssakowi. - No dobra, to idę męczyć Mervi. Powodzenia. - Pomyślności - hermetyk kiwnął głową zamyślony. Mervi zdążyła wyjść z pokoju i od razu po rozmowie z Firesonem udała się na poszukiwania Tomasa. Co jak co... ale prócz Firesona to on wydawał się jej... najbardziej przyjacielski. W jej spaczonym spojrzeniu. Przyjacielski Eutanatos. Wychodzący z pokoju wicka J. Healy złapał kontakt wzrokowy z przechodzącą obok Mervi. Lekko się uśmiechnął do niej i zaczął od przyjaznego gestu dłonią. - Hej. Dokąd się tak spieszysz? - zapytał. Mervi po lekkim wahaniu przystanęła. - Sprawy. - odpowiedziała chłodno. Patrick westchnął ciężko w duchu. Przewidywał taki rozwój sytuacji. - Masz czas chwilę pogadać, czy od razu zmrozisz mnie wzrokiem?- zażartował. - Byłeś we łbie Einara. - stwierdziła wprost - Znaleźliście to, czego oczekiwałam? - Coś znaleźliśmy. Nie chcę o tym gadać na korytarzu.- Irlandczyk wzruszył ramionami i wskazał najbliższe drzwi.- Chcesz bym opowiedział teraz? - To chyba jasne... - spojrzała na drzwi - Tylko nie miej nadziei na nic. Irlandczyk wzruszył ramionami nie mając pojęcia o czym myślała dziewczyna. Niemniej marzenia wicka J. o węźle wirtualnych adeptów… cóż… on sam widział w strzępach. Gdy weszli do środka Healy wskazał dziewczynie krzesło i zaczął opowiadać punkt po punkcie to co widzieli w głowie Einara, każde jego wspomnienie dotyczące Mervi. Dziewczyna słuchała w milczeniu, początkowo zachowując chłodną minę. Dopiero, gdy Patrick zaczął mówić o myślach Einara, na twarz Mervi wdarł się grymas bólu i złości. - Mhm... - mruknęła, nie chcąc mówić przez gardło ściśnięte z gorzkiego żalu. Healy przyglądał się z troską dziewczynie opowiadając każde słowo i każdy gest jaki zobaczył we wspomnieniach. Unikał interpretacji i własnego osądu. Wyraźnie go niepokoiło zachowanie Finki. - Czyli... nic. - stwierdziła wprost - Jebane nic! - wzięła głębszy oddech - Prócz tego, że Einar był zwykłym załamanym skurwielem, a ja się dałam jak dziecko. - Miał głowę zaśmieconą demonami… trudno było wyciągnąć cokolwiek z jego głowy.- zadumał się Patrick drapiąc po czuprynie.- A my nie byliśmy wystarczająco doświadczonym zespołem. Mervi milczała dłuższą chwilę trawiąc to, co usłyszała. - Coś jeszcze? - zapytała w końcu. - Nie… w sumie nie. Próbowaliśmy jeszcze dowiedzieć się o burzookich od demonów, poznać więcej informacji… ale nie wyszło za dobrze.- westchnął Healy i opowiedział co się dowiedział od demonów. - Powiedziałeś, że nawiał wam jeden? - mruknęła - Piękne uwieńczenie całej wyprawy. - Nie nawiał. Zginął wraz nephandusem. - obruszył Patrick na tą sugestię. - Byłabym ostrożna ze stwierdzeniem, że demon "zginął". - spojrzała pobłażliwie na Patricka - Chcesz jeszcze czegoś ode mnie? - Einar nie żyje… a co się stało z demonami w jego głowie. - Patrick wzruszył ramionami. - Zakładam, że Eutek wie co robi. Podrapał się po karku dodając.- Ja… nic… ale wiesz… naszej małej grupce potrzebny jest dostęp do węzła. A wiemy tylko o jednym… wirtualnych adeptów. - Mhm... - mruknęła Mervi oczekując na dalsze słowa. - Wicek J. prosi o dostęp do niego dla naszej grupy.- rzekł wprost Healy. - JMS? - rozejrzała się - To gdzie on jest? Czy może woli się wysłużyć tobą, co? - Kilka pokoi dalej. - mruknął Patrick splatając ramiona razem. - Uważa, że lepiej jeśli ja przedstawię ci sytuację, bo…się dobrze dogadujemy. Nie wiem skąd mu to przyszło do głowy. Pewnie Klaus byłby lepszy… ale cóż… ja jestem. Mervi całkiem przyjacielsko poklepała Patricka po ramieniu. - Nie obwiniaj siebie o fiasko, cieszę się, że byłeś szczery. Pozwól, że teraz rozmówię się z J., a ty... mógłbyś poczatować, aby mi Tomas nie uciekł z Firesonem nim z tym Eutanatosem porozmawiam? Dziękuję, jesteś kochany. - po tych słowach dała krótki całus w policzek eterycie i sama poszła do pokoju Jonathana z uśmiechem na twarzy. - Wolałbym pójść z tobą. - odparł Patrick przeczuwając kłopoty. - A mnie naprawdę zależy na rozmowie z Tomasem, proszę. Jestem dużą dziewczynką, nie boję się mistrzów. Muszę z nim w cztery oczy porozmawiać... o węźle. Będę grzeczna. - Wiesz że nie o ciebie się teraz martwię.- odparł równie szczerze Patrick. Spojrzał w oczy Mervi nachylając się i mówiąc groźnie. - Bądź grzeczna, to inwalida i nasz sojusznik. A tych akurat nam potrzeba jak najwięcej. - Wiem, wiem, przecież nie mam nic złego na myśli, rany. - machnęła ręką i cmoknęła Patricka w czubek nosa - Dzięki za pomoc. Zapamiętam. - po czym odwróciła się, aby dalej kontynuować zmierzanie do tego sukinsyna na wózku. Healy spełnił to co obiecał Mervi. Znalazł i zatrzymał Tomasa, zajmując go rozmową aż do przybycia wirtualnej adeptki. Nie była to jakaś pogłębiona dyskusja. Na to Patrick nie miał ochoty w tej chwili rozważać to co się zdarzyło w głowie nephandusa, jak i wyciągać wniosków z ich krótkiej współpracy. To można by było zrobić na kolejnym zebraniu. Irlandczyk miał ochotę na drzemkę w swoim własnym łóżku, a że nie musieli się już kisić w grupie, to mógł wsiąść do samochodu i w końcu udać się do domu, by wypocząć. Poza tym, należało korzystać z okazji do relaksu, gdy ta się nadarzała. Kolejna mogła się nie zjawić za szybko. Wsiadając do samochodu Healy był jednocześnie zadowolony i rozczarowany. Zadowolony bo udało im się rozwiązać problem gładko i w miarę bezboleśnie. Rozczarowany... z tego samego powodu. Mistrz Einar kreowany na potężnego maga o olbrzymim doświadczeniu i potędze, uległ zaskakująco łatwo i szybko. Sława chyba przerosła realia... Nie żeby Patrick się tym akurat martwił, acz... Einar nie odszedł z hukiem, tylko z piśnięciem. No cóż... przed ich małą Fundacją czekały kolejne wyzwania i coś mówiło Synowi Eteru, że nie pójdzie już tak łatwo. Niemniej co będzie to będzie. Teraz zaś, Healy wracał w domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 11:33. |
26-09-2019, 22:00 | #97 |
Reputacja: 1 |
|
29-09-2019, 01:18 | #98 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
29-09-2019, 01:19 | #99 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
30-09-2019, 22:45 | #100 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 30-09-2019 o 22:50. |