Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2019, 09:41   #91
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Wściekła jak osa Mervi chodziła po pokoju, w którym była zamknięta z ojcem Adamem i Firesonem. Nie mogła sobie wyraźnie znaleźć miejsca, a brak wiadomości z zewnątrz doprowadzał ją do szewskiej pasji.
- Długo jeszcze mamy tu być? - fuknęła w stronę ojca Adama, sama w końcu siadając na łóżku obok Firesona.
- Cierpliwość jest cnotą - Adam mruknął pod nosem jakby nie do końca zgadzając się z własnymi słowami.
- Bzdura. - położyła się obok Firesona i ułożyła głowę na jego ramieniu.
- Mam przetrącony bark - Fireson powiedział spokojnie, leniwie, nie otwierając oczu - mogłabyś zająć drugie łóżko?
- Drugi też masz? - zdjęła głowę z ramienia Adepta - Myślałam, że faceci lubią jak kobieta tak robi…
- Nie - powiedział zdenerwowany.
Ojciec Adam schylił głowę kryjąc śmiech.
- Może coś pomieszałam... - usiadła trochę podłamana - Nie znalazłam nic o poprzednim związku więc... Sądzę, że nie mam dobrych informacji. - poczochrała włosy - Chciałam tylko podziękować, rany... - mruknęła patrząc na Firesona.
- Elita zawsze trzyma się razem. Chyba, że akurat ma inne interesy - dodał ironicznie, spokojniej.
- I to tak serio działa? - zapytała niepewnie.
- Wiadomo, wszyscy się kochają i pokonują Technokrację mocą przyjaźni… - parsknął.
- Weź nie mów tak, jakbym jeszcze w to miała uwierzyć. - mruknęła niepocieszona - Ale sam koncept... - machnęła ręką po chwili zastanowienia - No, ale chciałam powiedzieć "dzięki". Znaczy... Mogłeś olać sprawę, zostawić mnie, a postanowiłeś pomóc. - spojrzała uważnie - Czemu?
Fireson nic nie odpowiedział.
Mervi spojrzała na Wirtualnego z pewnym wyrazem niezrozumienia sytuacji. Westchnęła.
jedynie poddając się, aby przenieść się na drugie łóżko.
- Już cię widzę włażącego do szpitala.
- Zawsze sobie tak radziłem. Tutaj są lepsze szpitale niż w Afryce, co Adam?
Duchowny lekko przekrzywił głowę lecz nic nie powiedział.
- Mówię o całym monitoringu i tak dalej... Jesteś paranoikiem... chociaż może mają jakieś proszki na to, pewnie jest tam oddział psychiatryczny. - odparła wpatrzona w sufit - Może cię włożą w tą prostą białą koszulę do kolan zawiązywaną na plecach... - ciężko było powiedzieć czy Mervi jakkolwiek dalej wyobrażała sobie dalsze koleje losu - I tam położą na oddziale ortopedii czy coś…
- Dramatyzujesz, przerabiałem to wiele razy - Fireson nie otwierał oczu - raz mnie nawet pogryzł wilkołak.
- To akurat ty dramatyzujesz zwykle. Paranoik. - odparła ironicznie - Co powiesz w szpitalu? Ze schodów spadłeś, co?
- Że ktoś mi truł dupę i musiałem uciekać przez okno, Mervi.
- No, to akurat mogę dobrze potwierdzić na miejscu. - uśmiechnęła się z delikatnym rozbawieniem - Ale i tak będzie trzeba później się opiekować, co?
- Gdybyś lepiej opiekowała się samą sobą, nie doszłoby do tego - parsknął.
Ojciec Adam skrzyżował dłonie w nadgarstkach, chwytając jedną za drugą, na wysokości pasa. Wyglądał na zainteresowanego… oraz chyba zmęczonego.
- Ech tam. - położyła się na boku, aby lepiej obserwować Firesona - Co się stało to się stało, teraz czuję się w obowiązku zaopiekować biednym i połamanym Legionistą.
Wirtualny adept milczał.
Mervi wyglądała na zadowoloną z obrotu spraw, jedynie z satysfakcją układając się ponownie na plecach, oczekując na wypuszczenie z pokoju.

***
Patrick był… rozczarowany nieco rozwojem sytuacji. Spodziewał się ciężkie magyicznej batalii i wytężania swojego sprytu. Po tym całym robieniu z Einara strasznego i niebezpiecznego nephandysty, bitwa która zakończyła się jednym puff ze strony Iwana zakończył cały konflikt. Było to bardzo anty-klimatyczne, choć Healy musiał przyznać że odetchnął z ulgą. Nikt nie zginął, więc… na razie szło im nieźle.
A gdy padła propozycja, to…
- Ja mogę. -stwierdził Healy. - Sfera umysłu nie jest mi obca.
Jak i wchodzenie w głąb jaźni, choć zazwyczaj własnej.
- Ciekawe czy mu wszystkie trybiki poprzestawiali, na modłę jego panów. Taki trochę zepsuty bóg, mimo, że zepsuty, jest Prawdą - - stwierdził mentorskim tonem stary gnom siedzący na ramieniu Irlandczyka. Aczkolwiek Healy nigdy nie był pewien czy Mechanicles wie o czym mówi.

Klaus wyglądał na zmieszanego. Myśli, które szargały nim przed pojawieniem się Einara trochę go nabuzowały, a teraz...teraz odczuwał typowe blue balls. Propozycja na wkroczeniu do cudzej jaźni, do tego istoty tak wypaczonej wydawała się kusząca. Tylko jeden kłopot…
- A ja nie znam się na sferze umysłu. Nie chciałbym być przeszkodą.
- Jesteś jednak magiem silnej woli - zaczął Jonathan - poza tym nie mamy nikogo innego. Hannah się nie nadaje, Waleria chce wrócić do siebie, ja pilnuję okolicy, mistrz Iwan będzie wam asystował…
- ...nie nalegam, Klausie - nagle wtrącił chłodno Tomas - jest to bardzo niebezpieczne. Wolę to robić w kilka osób, przewaga w ilości jaźni jest znacząca. Gdybym tylko nie zniszczył jego umysłu, to jeden po drugim wypuszczałbym tam hordę rakaszów.
- Nie staram się wymigać od tego. - powiedział szczerze Klaus - Przyda się jednak, abyście mi powiedzieli czego się spodziewać i jak zachować.
- Sądzę, że potrzebna będzie rozmowa z Mervi czego i ona chce… Potem pomyślimy, jest kilka sposobów na dostanie się i kilka taktyk postępowania - eutanatos mówił monotonnym głosem - możesz porównać umysł do oceanu, im głębiej tym mniej siebie przypomina. Naprawdę wiele zależy od obszaru w którym zaczniemy i mentalnych zabezpieczeń.-
Tomas spuścił wzrok na podłogę. Wyglądał na smutnego.

- Zwykle umysł ma jakąś strukturę, opartą na jakiejś wewnętrznej logice. Oczywiście im bardziej jest szalony tym cała struktura i jej sens jest wypaczona.- dodał Healy.
- Osobiście wolę aby jednak Einar był szalony - Tomas dalej patrzył w ziemię - nie wszystkie drzwi w takich miejscach trzeba otwierać… - westchnął - ...bym zapomniał. Wiele zależy też od nas. Nasza bytność kształtuje otoczenie.
- Tak - Iwan włączył się do rozmowy - temu lepiej podróżować w kilkoro. Łatwiej o wykrycie lecz otoczenie jest stabilniejsze, a przynajmniej mniej złowrogie w promieniu kilku metrów. Będę was asystował, w razie problemu powinienem był pomóc wam w ucieczce.
- I spalić świat - wtrącił gnom-wynalazca do Irlandczyka.

Healy nic odpowiedział Mechaniclesowi, woląc nie komentować na głos inklinacji batiuszki do ognia i pożarów.
- Podróż do umysłu czyjegoś bezpieczna nie jest, acz…- wtrącił Patrick. - … zamiast problemu z paradoksem jest tylko reakcja na nasze działania. Jak w filmie Incepcja, tylko wiesz… mniej ograniczona budżetem i niekoniecznie oparta na zasadach świata rzeczywistego.
- I ze wsparciem z centralą - Jonathan uśmiechnął się krzywo.
- Pytanie.- zaczął Klaus - Każdy z nas rozumuje magyę na własne sposoby. Jedni są bardziej plastyczni, inni mniej. Nie będzie to miało wpływu na nasze bytowanie w jaźni Einara?
- Jeśli w centrum średniowiecznej osady wywołasz armię robotów, to nie tylko jaźń ale i sam Einar zrozumie co się dzieje, zbyt duży dysonans - Tomas wyjaśnił - nie nastawiałbym się szczerze na dużo magyi.
- Jasne, nic wulgarnego.
- To misja bardziej wywiadowcza.- ocenił Healy. - Raczej nie będziemy mu robić rewolty w mózgu.
- Trzeba założyć - Jonathan pociągnął dziwnie pozbawiony pewności siebie - że mistrz Einar jest niewinny. Podjęliśmy niezbędne środki ostrożności - spojrzał na Iwana z wyrzutem - lecz nie powinniśmy uszkadzać jego jaźni.
Iwan zachował niewzruszone oblicze. Tomas kiwnął głową chociaż również u niego trudno było określić co chodzi mu po głowie.
- Tomas, proszę - hermetyk wtrącił - dobrze wiem co robiłeś.
- I nie jestem z tego dumny - eutanatos odpowiedział chłodno - teraz jestem lekarzem, nie zapominaj.
- I tego się obawiam, że chyba zawsze nim byłeś - Jonathan pokręcił głową.
- Więc… jak do tego podchodzimy? - zaczął niemiec - Mamy łyknąć środki nasenne i się wygodnie ułożyć?
- Najpierw porozmawiajmy z Mervi - zaczął Iwan - przed planem działania warto dokładnie sprecyzować cele.
- Nie musimy wszyscy. Wystarczy jedna osoba. Przywódca grupy… wszak pozostali robią za wsparcie.- stwierdził po krótkim namyśle Healy.
Iwan kiwnął głową jakby w geście swego małego tryumfu.

***

Ojciec Iwan wszedł do pokoju w którym siedziała Mervi. Bez słowa podszedł do dziewczyny z pewnym współczuciem w spojrzeniu.
- Musimy porozmawiać o kilku sprawach, adeptko. Jeśli chcesz, może być to na osobności - podał jej rękę w razie gdyby chodzenie sprawiało jej trudności.
Mervi przez chwilę zdawała się rozważać, ale wpierw zdecydowała zapytać wprost:
- Zabiliście Einara?
- Nie - Iwan odpowiedział spokojnie - został pochwycony. Mamy zamiar zbadać jego świadomość, a jak mi wiadomo, miałaś z tym związane pewne nadzieje.
- Mogę i przy innych mówić, cholera z tym. - wzruszyła ramionami.
- Dobrze - duchowny usiadł na brzegu łóżka, wyraźnie pomagając sobie dłonią - jakby miał problemy z kolanami.

Technomantka spojrzała na ruch Iwana.
- Zaraziłeś się od Patricka?
- Starość ma swoje minusy - powiedział pogodniej.
- Pewno tak... w końcu wystarczy spojrzeć na J. - pokiwała głową sama do siebie - Więc... Ustalmy jedno. Ile wedle was czasu uleciało mi z pamięci?
- Nie zwykłem drążyć tego typu spraw, Mervi.
Iwan odpowiedział dyplomatycznie. Fireson tradycyjnie udawał sen.

- Cóż... Jakby to dobrze ująć... - spojrzała w sufit - ...wiadomości o sobie zdobywałam z innych źródeł niż moja pamięć. Z całego życia pamiętam ostatnie kilka miesięcy.
Iwan zmarszczył brwi.
- Kompletnie nic? Czy może coś… bardziej specyficznego?
- No, nie zapomniałam, że mistycy to banda suczysynów. - uśmiechnęła się słodko - I jakieś proste nazwy folderów są... Choć zero emocji z nimi związanych.
Iwan pokiwał głową.
- Rozjaśnisz mi co z tym wspólnego miał… - zawahał się jakby chcąc znaleźć dobre słowo - ...Einar?
- Rozpoznał mnie, jak pojawiliśmy się w Wieży, zachowywał się jakby go moja obecność rozradowała. Później mi powiedział, że leczył... odnawiał moja jaźń, wraz z... - zastanowiła się - mistrzem... Urielem? Long story short, ostre Przepalenie w Sieci, na którego torze byłam wyprało mnie at all. Zabrano mnie do Wieży, skołowano tego drugiego, leczyć zaczęli. Glitch dał info o mnie... choć nie dał wspomnień. To może być bullshit wszystko, sama szukam informacji o kwestii Sieci. Niby mieli mnie naprawić... zaimplementować wspomnienia przy pomocy magyi czasu i umysłu, nic teraz i tak nie wiem. Einar się zasmucił tym, chciał mi... pomóc... - Mervi skrzywiła się lekko - Muszę wiedzieć co się działo wtedy ze mną w Wieży, ile prawdy mówił.
- Rozumiem - Iwan spojrzał na nią badawczo - sprawdzimy umysł Einara.
Duchowny zamilkł.

Mervi odwzajemniła spojrzenie Iwana.
- Myślisz teraz czy robię cię w konia, co? Lub jak bardzo Nephandi jestem?
- Nie - odpowiedział spokojnie - nie możesz być nieświadomym upadłym, wyczułbym każdego upadłego który nie kryje swej natury. Po prostu… - duchowny wstał - ...zrobimy co w naszej mocy.
- Czyli sądzisz, że w konia robię. - odpowiedziała gorzko - Jakie to zaskakujące.
- Na moich barkach leży bezpieczeństwo fundacji - Iwan spojrzał na nią poważnie - nie mogę niczego wykluczać. Wiedz jednak, iż nie rozmawiałem z tobą aby cię oskarżać, a tylko wiedzieć co konkretnie chcesz się dowiedzieć, prywatnie, poza naszym śledztwem, Mervi. Łatwo jest patrzeć na nas jak na dobrego i złego glinę - uśmiechnął się gorzko wspominając o Jonathanie.
- Złego i gorszego. - poprawiła Iwana.
- Miło mi, że uważasz mnie za lepszego - uśmiechnął się w żarcie - odpoczywacie - zwrócił się do technomantów - my mamy pracowitą noc.
Skłonił się głową i skierował do wyjścia.

- Jesteśmy aresztowani?
- Nie, oczywiście - wyglądał na zaskoczonego - ojciec Adam zapewnia wam ochronę oraz dba abyście nie przeszkadzali nam podczas śledztwa. Oczywiście, możecie pojechać gdzie chcecie, acz wolałbym abyście jednak byli tutaj, dla bezpieczństwa waszego i waszej ochrony.
- Jakie to technokratyczne... - mruknęła ironicznie, udając ton Firesona.
- I kto to mówi - Fireson mruknął ze zmęczoniem w głosie.
- Cii, zaraz będę technonephandi, nie psuj przebrania.
- Najgorszym jakiego widziałem - szepnął wracając do odpoczynku.

***

Mistrz Iwan wrócił do magów z wyraźnym zastanowieniem na twarzy. Ciężko usiadł na plastikowym krześle które jakimś cudem skrzypiało jak stary, drewniany mebel. Rozejrzał się po zgromadzonych, nie poświęcając nikomu więcej czasu.
- Jest to dość delikatna kwestia - zaczął - adeptka Mervi przed laty odniosła poważne obrażenia mentalne, głównie w zakresie pamięci. Einar twierdzi, iż była pod jego opieką i w Wieży leczył jej umysł.
Jonathan zmrużył oczy. Iwan przerwał czekając na słowa hermetyka.

- Zatem - kontynuował widząc, iż kaleka milczy - należałoby zweryfikować czy do podobnej procedury faktycznie doszło, a jeśli tak, co tak właściwie Mervi zrobił. I jeszcze jedno, dobrze wiem co każdemu przyszło na myśli w kontekście nephandusa mogącego modyfikować wspomnienia członkini fundacji. Dobrze wiem i nie ma potrzeby mówić tego na głos.
Jonathan pokręcił głową zrezygnowany.
- Domniemanie niewinności - westchnął - chyba już umarło.

- A co z jego uczniami, co z podopiecznymi? Co… z Wieżą? - zapytał Irlandczyk retorycznie. - Teraz co prawda w rękach Technoludków, ale co się działo, gdy on w niej był przywódcą?
- To jest temat dla śledztwa w obrębie Piramidy - Jonathan odpowiedział - sądzę, że nas powinny interesować wyłącznie sprawy obecnej chwili. Porządek zadba aby odszukać zaginionego adepta. Uczniowie… został jeden. Wydaje się mi, iż jego szaleństwo może być albo… - Hermetyk ugryzł się w język.
- Taaaa…- odparł ironicznie Healy wzruszając ramionami.- Jeśli mieszał w głowie Mervi to logicznym jest założyć, że mieszał w głowach swoich podwładnych… może bardziej subtelnie, ale jednak.
- Albo jego avatar zareagował nazbyt silnie - Iwan zaczął poważnie - wszak hobgobliny chłopaka głownie atakowały Einara, czyż nie?
Jonathan bez słowa kiwnął głową jakby zmuszony przegryźć coś kwaśnego.

- Klaus - Tomas zaczął nagle, jakby chcąc zdjąć z ostrzału hermetyka - zdecydowałeś się?
Eteryta kiwnął głową.
- Oczywiście, że pomogę. Mam nadzieję, że świadomośc Einara nie będzie tak… obca, abyśmy się w niej nie połapali.
- Im więcej obserwatorów, tym bardziej umysł się strukturyzuje. Zakładam do tego, iż Einar się zabezpieczył, zatem, będą to też obszary względnie uporządkowane. Pierwszą warstwę ochrony rozbijamy - Tomas spojrzał poważnie na Iwana - wraz z mistrzem, tak?
- Tak - duchowny powiedział poważnie - znam Umysł na tyle dobrze, aby wspierać was z zewnątrz.
- Skoro rozmówiłeś się z Mervi to… może powiesz nam czego mamy szukać w umyśle Einara? Gdzie podążyć? Mógłbym stworzyć tropiciela w środku… który byłby naszym przewodnikiem do takiego celu… chyba mógłbym, z pomocą.- zadumał się Healy rozważając opcje.

- Trzeba szukać Mervi i Wieży. Sama adeptka nie pamięta leczenia, zatem wie tylko to co powiedział jej Einar - duchowny wyjaśnił.
- Ktoś ma uczulenie na opioidy?
Nagle odezwał się Tomas.
- Od biedy możemy się upić, jednak tego nie polecam - uśmiechnął się zimno - chyba, że potraficie sami wprowadzić się w odpowiedni trans. Z tego co zauważyłem, Kaus może mieć problemy, a ty Patricku? Nie chcę was traktować protekcjonalnie - lekko się zakłopotał - po prostu technomanci bez jakiś hełmów przenoszących mózgi czy innych wynalazków zwykle mają z tym problemy…ww
- Używam pozytywki do medytacji, aczkolwiek kiepsko mi to wychodzi, ale mogę ją przerobić by użyć do autohipnozy.- zastanowił się Patrick.
- Powinno wystarczyć - eutanatos ocenił - styl który preferuję stanowi raczej wyprawę. Skradanie. Wolałbym aby Einar się nie zorientował w pełnym sensie.
Klaus westchnął. Nie był dumny z tego co miał zamiar powiedzieć.
- Jeżeli chcecie mnie wprowadzić w trans… po prostu poświećcie mi kolorowymi światełkami…

***

Technomantka nie odzywała się początkowo odkąd Iwan wyszedł. Dopiero po dłuższym czasie zwróciła się do Adama.
- Słuchaj... mógłbyś dać mi i Firesonowi trochę... prywatności? - spojrzała z dziwnym zafascynowaniem na Adepta - No wiesz... - wróciła uwagą do Ojca, najwyraźniej trochę zażenowana tym, że musi tłumaczyć.
- Nie ze mną takie numery - Adam spojrzał na nią poważnie.
- Ze mną też nie - Fireson powiedział cicho.
- Bo myślisz, że co niby zrobię? - parsknęła do Adama - Jasna cholera, to zaczyna serio wyglądać jak jakieś uwięzienie, izolatka!
- Jeśli chcesz zrobić coś, możesz to zawsze. Jeśli masz ochotę, możesz nawet jechać do siedziby Sabatu, podwiozę was do pól kilometra - duchowny brzmiał na znudzonego.
- Wybacz, ale nie jestem chętna robić czegoś intymnego na oczach innej osoby, nie kręci mnie to.
- Mervi - wirtualny adept otworzył oczy - skończ pieprzyć i daj odpocząć.
- Nawet nie zaczęłam. - prychnęła, po czym padła na plecy i nakryła się kołdrą na głowę, z całej siły nie chcąc teraz myśleć o wydarzeniach tego dnia... a niestety zamknięcie w milczeniu nie pomagało zaduszaniu swoich jedynych wspomnień.

***

Healy musiał udać się do swojego samochodu po pozytywkę. Owinięty w tkaniny skarb wniósł z czułością i delikatnością do hotelu. Powrócił z pozytywką do towarzyszy i postawił ją na podłodze. Odwinął z tkanin i zaczął przygotowywać. Zwykle używał ją jako focus do swoich medytacji… punkt na którym mógł skupić wiecznie pędzące do przodu myśli. Teraz… zamierzał ją użyć do autohipnozy. Owinął drutem pozytywkę, montując na niej malutką lampę próżniową połączoną ze szkiełkiem.
- W sumie… przygotowałem mojego autohipnotyzera. Ze szkiełkiem migoczącym. - zakomunikował głośno reszcie.
Tomas ostentacyjnie westchnął. Patrick nie do końca wiedział czy to w komentarzu na jego obwieszczenie czy też reaguję na to co właśnie wyczyniał mistrz Jonathan znosząc miedziane pieczęcie ze swego pokoju i ustawiając je na poturbowanym ciele Einara. Sam Enar oddychał płytko.
- Sądzę, że jakoś dograłem się z mistrzem Iwanem - eutanatos spojrzał lekko niechętnie na zadowolonego duchownego - będzie naszą kotwicą. Postaramy się wylądować na początek pomiędzy dziedzinami marzeń, dopiero z poziomu may będziemy wchodzić do jego umysłu. Pozwoli nam się dograć… Poza tym robiłem tak zawsze, to moja sprawdzona metoda.
Mag śmierci uśmiechnął się zadowolony, chociaż nie dodał nic, widać było, iż z tej jednej magycznej sztuki był akurat dumny.
- Weźcie sobie fotele. Ja dam nura pierwszy - dokończył.
Jonathan spojrzał na nich nieufnie, zagryzł wargi.

- To ja będę drugi - zaproponował Healy z uśmiechem.
- Klaus - Tomaj spojrzał na eteryka - poradzisz sobie z ojcem? Złapiemy cię. Nurkowałeś kiedyś? To podobne uczucie.
- Najwyżej rzygnę na świadomość Einara… - spróbował zażartować Klaus - O mnie się nie martwcie.
- Raczej na nas - Tomas wzruszył ramionami - nie ty pierwszy. Na miejscu nie oddalamy się, głównie obserwujemy. Ja dowodzę, po mnie Patrick. W razie dużych problemów możecie zawołać mistrz Iwana. Po prostu krzyczcie sobą. Po takim ratunku raczej nie będzie drogi powrotu oraz skrzywdzimy umysł Einara, lecz da to gwarancję powrotu niezależnie od okoliczności.
Iwan podszedł do Klausa i uśmiechnął się lekko.
- Siadaj chłopie. Lubisz muzykę?
- Kilka gatunków owszem. Country wywołuje u mnie konwulsje, a hip-hop nudności. Resztę raczej toleruje. - Klaus spokojnie usiadł na miejscu wskazanym przez Iwana.
- Ok. - stwierdził krótko Healy zerkając na obu. - Nie ma co przedłużać.
- Człowiek czynu - Jonathan powiedział kwaśno - uważajcie.

Tomas bez słowa usiadł na podłodze zaplatając nogi w znaną z filmów i ogólnej kultury pozycję medytacyjną. Wyglądał na dość poważnego. Oddychał miarowo.
Healy usiadł w kucki przed pozytywką. Nakręcił ją i zaczył wpatrywać się w lampkę próżniową. Nucił nieco inną melodię niż ta grana przez mechanizm, ale harmonicznie splatającą się z melodią pozytywki. Po przedmiocie przechodziły małe wyładowania, a lampka próżniowa zaczęła migotać nieregularnie jakby nadawała coś kodem morsa. A konkretnie przekaz podprogowy mający zahipnotyzować Patricka. I inne przyglądające się tej zabawce osoby.

***

Patrick widział jeden blask wszystkich barw. Chciałby powiedzieć, iż kolory obejmowały całe wizualne spektrum lecz byłoby to kłamstwo. Barw było więcej, Patrick widział ultrafiolet oraz podczerwień i ich kolor był… Cóż, jako pragmatykowi pozostało mu nazwać widziane barwy jako po prostu nadfiolet i nie zagłębiać się w szczegóły.
Klaus począł jakby zanurkował w zimną toń… Który nie była zimna. Lekkość, ciepło. Barwy, wszystkie barwy. Widział więcej niż Patrick, widział kolory promieniowania mikrofalowego i tła długich, promieniowanie gamma… Gdyby się wytężył, widziałby barwy fal materii.
Początkowe oszołomienie zeszło dość szybko. Gdy ciało (umysł) przyzwyczaiło się do tych warunków, synowie eteru zauważyli, iż główną barwą jest biel, a oni unoszą się swobodnie w białej pustce. Źródłami innych kolorów były wielkie sfery dryfujące swobodnie w próżni marzeń. Jedne posiadały ostre obrysy, inne wydawały się rozmyte niczym puchate chmury lub wata cukrowa.
Tuż przed nimi rozciągała się czerń. Czerń szeroka, o śnieżno białych, niemal palących oczach. Czerń w płaszczu barwy granatowego nieba, białych rękawiczkach, czarnej koszulki której srebrne spinki wyglądały jak zamrożony odcień księżyca. Czerń o twarzy bladej, pozbawionej rysów, barwy im nieznanej, trochę jak księżyc, a trochę jak skóra gada.
Czerń która miała przyjazne zamiary, czuli to.

Bo czerń koniec końców była humanoidem o imieniu Tomas.

- Jesteśmy pomiędzy dziedzinami marzeń. Byłem przekonany, że trafimy do bardzo koszmarnych zakątków may. Widać Einar musi mieć bardzo przyjemne i pogodne sny. Nie wiem czy to mnie cieszy - Tomas uśmiechnął się lekko, a jego oblicze przypominało wykrzywiony fresk.
- Nie narzekajmy na to, że jest lepiej niż się spodziewaliśmy. - stwierdził Patrick sprawdzając czy jego poświadomość “zmaterializowała” jego broń, którą miał przy sobie. - Bądźmy za to czujni. Tu może kryć się pułapka.
- Tutaj jesteśmy bezpieczni - eutanatos stwierdził spokojnie - tutaj - wskazał dłonią różowo-ultrafioletową puchatą sferę - skupiają się sny dzieci w łonie matki, te pogodne. Szkoda, że Zielona Zakątek już nie jest z nami - mag śmierci zamyślił się z nami - tak, to była prawda - powiedział jakby potwierdzając jakiś fakt który umykał innym przebudzonym.
Klaus rozejrzał się po "okolicy" rozważając wszelkie barwy i ich możliwe znaczenie. Jeżeli róż oznaczał dziecięce radosne wspomnienia… miłość? Teoria do sprawdzenia.
- Więc barwy poszczególnych sfer reprezentują wspomnienia i związane z nimi emocje? - zauważając wygląd Tomasa, Klaus spojrzał na swoje dłonie. Obecnie wyglądał jak normalnie, tylko wydawał delikatne białe światło.
- A ty widzisz kolory - Tomas zapytał bardziej jakby potwierdzając - zasadniczo tak. Nie jestem z natury badaczem więc nie udzielę ci encyklopedycznych definicji. Zresztą, pewnie o połowie szczegółów zapomniałbym ucząc kogoś.

- Tooo… podążamy jakąś trasą czy liczymy na lady Fortunę?- zapytał Irlandczyk spoglądając na ich lidera.
- Tam - Tomas wskazał na zwartą, turkusową sferę - znajduje się indywidualna dziedzina śnienia Einara. Poprzez nią wejdziemy do jego umysłu. Pierwszy etap powinien być spacerkiem, postarajmy się w nic nie ingerować, po prostu przejść.
- Idziemy gęsiego?- zaproponował Healy spokojny i zrelaksowany. Jakby to był spacerek po parku.
- Turkus… - zamyślił się Klaus - Tomas, to bardziej twoje podwórko. Lepiej prowadź… ja mogę was zacząć ciągnąć w pogoni za ładnymi światełkami.

Lot był tutaj specyficzny. Normalnie szybko poruszający się człowiek spodziewa się wyraźnego oporu powietrza, wiatru na trzy i włosach, przyjemnego chłodu. Natomiast tutaj podróż nie dostarczała tego typu doznań.
Tomas rozpostarł ramiona, czerń wylała się się spomiędzy jego dłoni niczym tabuny czarnych much. Osiadły na sferze snów Einara wybierając przejście.
Wewnątrz panował niezdrowy, zielonkawy blask. Wokół krążyły mniejsze sfery. Eutanatos zamyślił się chwilę, zatrzymał przyglądając nim. Ostatecznie bez słowa wskazał aby za nim podążać.
Całą operację powtórzył na niedużej, biało błękitnej kuli. Wkroczyli w sny.

***
Deszcz. Znajdowali się w wykrzywionej wersji parkingu przed hotelem Magnum Opus. Dosłownie wykrzywionej, wszystkie kontury były bardzo miękkie, jakby jakiś żar nadtopił twarde granice geometrii. Zbyt długie linie proste wykrzywiały się w zawiasach, kąty ostre przemieniały w łagodne łuki, a obłe kształty stały się ostrymi, szorstkimi, kanciastymi bryłami. Wszędzie pachniało ozonem. Grzmoty burzy zagłuszały myśli. Sen przypominał twórczość przećpanego malarza.
- Długo czekałem na ten pojedynek, Czaropętaczu.
Einar warknął do wystraszonego Jonathana. Białe płomienie spływały po dłoniach i twarzy Proroka Kości kumulując się na końcu jego różdżki.
Tomas przyglądał się temu zaciekawiony.

- Jeśli dobrze czuję, a bardziej zgaduję - wyszeptał do magów - do jaźni będzie się najłatwiej dostać poprzez wdarcie się do hotelu. Przy okazji trafimy do dość chronionych obszarów - eutanatos ocenił chłodno.
Kula białych płomieni pomknęła w stronę głównego wejścia i zatrzymała się w stazie wywołanej magyą czasu. Jonathan błagał, iż już dłużej nie może wytrzymać potęgi Einara.
- Proponuję użyć tylnego wejścia. Einar mieszkał tutaj, musi istnieć tylne wyjście. Chyba, że… Nie - pokręcił głową - tylne wyjście to dobra droga. Jakieś obiekcje?
- Można by przez któreś z okien. - ocenił Healy zerkając na hotel. I dodał do pozostałych dwóch magów.- Nie lubię wchodzić przez oczywiste wejścia. Zawsze mogą tam być pułapki. A tu… hotel ma wiele okien. Może lepiej by było do któregoś się wspiąć. Oczywiście z dala od Einara i jego marzeń o triumfie.
- Nie wiem czy Klaus sądzi, iż dobrze się wspina - Tomas spojrzał na technomantę - oraz czy ma lęk wysokości - mrugnął.
- W tym miejscu takie detale nie mają aż takiego znaczenia.- odparł Patrick zerkając na epicki łomot sprawiany wicemistrzowi J. - Lepiej stąd zniknąć, zanim powerfantasy Einara skończy walkę.
- Wspinałeś się kiedyś z kimś to chociaż trochę bał się wysokości?
Tomas zapytał z dziwnym chłodem.
- Chodźmy na tyły.

Kula płomieni powstrzymywana przez Jonathana rozbryzgała się dotkliwie raniąc hermetyka (lecz zgodnie z prawidłami snów nie zrzucając go z wózka) oraz podpalając beton parkingu. Einar uczynił kolejny gest różdżką i dłonią wypisując w powietrzu niezidentyfikowane, koślawe symbole.
- Takiś wielki, taki wielki - zakpił z Jonathana - a z bliska mały człowieczek. Najgorszy student na roku, ktoś kogo nie chciano nawet na Sędziego miałby się ze mną równać? Czaropętacz… I to przed tobą niby ostrzegano?
- Proszę… - hermetykowi zaszkliły się oczy - ...ocal chociaż Hannah.
- Lęki są po to by nad nimi zapanować. Inaczej nigdy nie wyzwolisz się z formy narzuconej przez rzeczywistość.- brzmiało to bardziej wyuczona… albo wbita przez kogoś do głowy formułka. Niemniej Healy wypowiedział ją bez zająknięcia. Po czym westchnął i dodał.- Jeśli wam zależy, to możemy na tyły ruszyć.
- Wysokość nie stanowi dla mnie problemu, ale ciemność… - zaczął Klaus patrząc na spektakl -no ale nie jest tu tak źle. Lepiej idźmy zanim marzenia nad dominowaniem Mistrza J przerodzą się w coś bardziej…. osobliwego.

Koślawe, fantazyjne łuki magy (czy raczej jakiejś energii mającej być karykaturalnym uosobieniem Pierwszej) ścierały się pomiędzy dwoma hermetykami z wyraźną przewagą Einara.
Tymczasem Tomas zaprowadził ich na tyły hotelu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami nie znaleźli ani drzwi, ani nawet okien na parterze. Cała ściana tyłu budynku utworzona była z szarej, brudnej cegły o obowiązkowych wykrzywionych konturach. Na samej górze, na szczycie dumnie prezentowało się otwarte okno przyozdobione białą zasłoną. Jasny blask światła dobiegał ze środka.

Klaus przyglądał się światłu z zainteresowaniem.
- Pytanie nowego. Jakie są nasze ograniczenia tutaj? To sen więc, nic nie jest "rzeczywiste". Możemy po prostu wymarzyć sobie schody, czy czeka nas jednak wspinaczka?
- To nie jest nasz sen - Tomas wyjaśnił - poza tym, im łatwiej będzie tym rezultat może być gorszy. Chyba, że dany sen rządzi się innymi prawidłami - westchnął - dużo w tym intuicji i własnego nastawienia.
- Więc wspinaczka… - westchnął Klaus.
Okno wydawało się coraz wyżej. Po drugiej stronie budynku krzyki tryumfu przerodziły się w okrzyk zdziwienia.
- Ale jak to? To co w afryce? Niedoczekanie Jonathanie!
- Głupi trik ze zmianą perspektywy.- mruknął Patrick przyglądając się najpierw oknu, a potem swoim dłoniom. A nuż mu się paznokcie wydłużyły w szpony? Wpatrywał się w nie wyobrażając jak się wydłużają, jak czernieją stając się twarde niczym obsydian. Idealne do takiej wspinaczki i potrafiące rozrywać metal niczym papier. Jak u gargulca.
- Kogoś jednak ciekawi jak się zakończy ta potyczka? - rzucił Klaus - Pamiętaj, sen. Może po prostu faktycznie się oddala.
- Wolałbym tutaj nie być - Tomas spojrzał na oko po czym zrobił krok w stronę ściany… Wchodząc na nią spacerowym krokiem. Kucnął i podał rękę Klausowi.
- To nie jest proste, ostrzegam.
- Gdyby było, każdy by to robił. - przyjął rękę Tomasa i podążał za jego przykładem.
Klausowi zakręciło się w głowie. Teraz miał wrażenie, że ściana to murowany, drżący grunt. Okno wydawało się bardziej zejściem do jasnej piwnicy.
- Komu w drogę temu czas - eutanatos ruszył do przodu prowadząc za dłoń Klausa, zerkając jak radzi sobie Patrick.
Patrick rzucił się na ścianę jak bestia. Szponiaste dłonie wbiły się w kamień jak w masło, a on sam podpierając się nogami zaczął wspinać zaskakująco szybko i sprawnie. Bądź co bądź parkour był jego mocną stroną i pokonywanie takich przeszkód nie było dla niego niemożliwe, nawet gdy nie uciekał się do naginania rzeczywistości.
- Więc jednak mamy trochę swobody. - spojrzał na Tomasa - Jaki jest następny ruch?

Słyszeli po drugiej stronie błagania Jonathana którego fortel nie wypalił. Einar po raz kolejny mówił zwycięskim tonem.
- Ciebie nigdy nie chciałem ocalić, zbyt krótkowzroczny jesteś. Ale dobrze wiesz, że to to… wszystko jest nie do uniknięcia. Ocalę co tylko da się ocalić.
-Tak - gorzko przyznał Jonathan.
Tomas spojrzał na Patricka i wskazał okno… które oddało się im.
- Radzę się pośpieszyć.
Eutanatos warknął w złości, poczuł, iż coś nadchodzi. Również Patrick poczuł, iż zaraz senna rzeczywistość może się gwałtownie zmienić. Tylko biedny Klaus mógł się cieszyć, iż powoli opanowywał równowagę.

***

Mervi wyraźnie nie umiała sobie znaleźć miejsca. Od dłuższego czasu wierciła się pod kołdrą, aż w końcu zrzuciła ją na podłogę. Spojrzała na ojca Adama.
- Długo jeszcze? - zapytała z wyraźną irytacją, wręcz nieadekwatnie silną.
- Do czego? - zakonnik odparł oschle.
- Aż skończą. - prychnęła - Chcę spotkać się z Tomasem. Teraz.
- Nie wiem ile im to zajmie.
Mervi wstała z łóżka i ruszyła do drzwi.
- To ja już idę.
- Chcesz zabić Tomasa, Patricka i Klausa? Mistrza Iwana i Jonathana? Bóg jeden wie kto oberwie gdy przerwiesz ich działania.
Zakonnik nie wstawał z fotela, wyglądał na wyluzowanego, jednakże wirtualna adeptka była przekonana, iż doskoczy do niej w mgnieniu oka. Zresztą, przy takim wzroście musiał mieć potężny zasięg ramion.
- Potrzebuje... Wyjść... - mruknęła Mervi docierając do drzwi.
- Verbena powinna ci dać zioła na sen - duchowny pokręcił głową - nie zachowujesz się normalnie. Zrób kilka głębokich wdechów i mów o co chodzi.
- Nie twoja sprawa. - warknęła, kładąc dłoń na klamce, aby opuścić pomieszczenie.
Poczuła ciężką dłoń duchownego na ramieniu.
- Mervi - głos miał poważny - nikt nie jest u ci wrogiem. Siadaj i po prostu mów, jestem prostym człowiekiem, jeśli mi nie powiesz to nie będę wiedział co mogę zrobić.
- Wypuścić mnie. - z niechęcią spojrzała na dłoń duchownego - Boli mnie, nie rozumiesz? Potrzebuję leków.
- Mamy Verbenę - odpowiedział spokojnie - a ty nie jesteś szczera. Mam pomysł.
Jego głos zrobił się jakby cieplejszy.
- Normalnie proponowałbym rozbieranego pokera, ale gra o informacje też jest dobra. Te, panie Fireson, wiem, że nie śpisz, i słuchasz. Grasz z nami? Tylko bez liczenia kart.
- To, że umiem teorię nie znaczy, że mam dobrą pamięć - wirtualny adept mruknął sennie.
- Na co komu gra? - Mervi spojrzała w stronę drzwi - Potrzebuję leków, nie Verbeny i nie gry. Fireson też nie chciał leku od Tomasa, ja za to nie chcę więcej leczenia od Verbeny. - technomantka ponownie spojrzała na drzwi.
- Bo widzę, że fizycznie ci nic nie jest - wielkolud odparł dziwnie pogodnie - co znaczy, że kręcisz.
- Oczywiście, że mi jest! - uniosła głos - Potrzebuję tego... - jęknęła z bólem w głosie.
- Prochy czy wóda?
Duchowny zapytał szczerze wchodząc między kobietę a drzwi.
- Widziałem wiele takich przypadków - wyjaśnił z lekkim zakłopotaniem.
- Co ty pierdolisz? O co niby oskarżasz? - spojrzała na Firesona i podeszła do Wirtualnego chwytając go za barki - Powiedz mu! Muszę wyjść!
Firesonowi zaszkliły się oczy, zawył w niespodziewanym ataku bólu. Mervi poczuła tylko ciepło spływające przez ciało oraz nadchodzący sen. Ojciec Adam chwycił ją w ramiona, trzymając różaniec.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 26-08-2019, 21:35   #92
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poruszający się na czworakach niczym dzikie zwierzę Healy podążył pospiesznie w kierunku okna. Trudno było określić czy już mu się zmienił kierunek grawitacji, czy też tak dobrze sobie radził ze wspinaczką… zostawiając za sobą szlak głębokich rys w kamieniu.
Dźwięki zmieniły częstotliwość na wyższą, ściana rozpękła się na boki, sięgając aż po horyzont. Patrick-gargulec stał u boku koszmarnego Tomasa oraz zupełnie zwyczajnego Klausa.
Na tle wejścia do oświetlonej piwnicy stał Einar.
- Ha! Adept Klaus… To będzie miła pogawędka. Po tym jak przedarłem się do hotelu, nie masz po co zaglądać do… tej piwnicy. Dość już przeżyłeś z mej ręki, odwołaj swe mściwe duchy - Einar zamyślił się - ciebie ocalę.
Świetnie… pozostali najwyraźniej wkleili się w realia snu. Klaus musiał zagrać najlepiej jak potrafił.
- Nie myl mnie z naczyniem. Tyś jest Einar, tak?
- Jam jest Einar, Prorok Kości, Wybawca stojący po prawicy Tronu - hermetyk krzepko rozłożył dłonie.
Tomas unosił się nad gruntem przy Klausie. Wyglądał na strapionego, czy raczej wyglądał jak zwykle - poza byciem mrokiem i koszmarem.
- Jestem Luminus. Klaus, to larwa, która oczekuje przepoczwarzenia. Wybacz me… wtargnięcie. Dureń dał się wciągnąć w ten bezsensowny konflikt.
Klaus poczuł silny ból w klatce piersiowej, przenoszący się ku splotowi sþłonecznemu, przez wątrobę, rozciągając się na cały brzuch. Czuł jak kończyny drżą mu w febrze, a mięśnie podbrzusza drętwieją.
- Odejdź zatem mały duchu - Einar zaintonował donośnie - zabierz swych kamratów i raduj się z czasu który został.
- Oczywiście, proroku. - Klaus starał się nie zwymiotować - Nie będziemy cię niepokoić.
- Proponuję pójść za radą nephandusa. No chyba że naszym celem jest tłuc się z jego podświadomością?- zasugerował cicho Healy zerkając na ich przywódcę.
- Luminus musi iść do światła - Tomas szepnął do Kausa.
Klaus spojrzał na Einar.
- Wybacz mi proszę Proroku Kości, Wybawco stojący po prawicy Tronu, ale jestem istotą zrodzoną z pierwszej iskry światła i do światła muszę zmierzać. - wskazał na wejście do piwnicy - Za twym łaskawym przyzwoleniem.
Gargulec Patrick… z którego głowy już wyrastały rogi zwinął się kłębek niczym bestia gotowa do skoku. Choć tak naprawdę był to blef, w końcu miał w kaburach dwa pistolety napełnione najmocniejszą amunicją świata. Ślepą wiarą Irlandczyka w jego szczęśliwą gwiazdę.
Klaus poczuł jak ból w piersi narasta. W momencie gdy Einar niechętnie zgodził się na jego prośbę, nie oszczędzając sobie pochwał własnej wspaniałomyślności, w krzyku agonii syna eteru, jago klatka piersiowa pękła, jak i po chwili całe ciało buchnęło krwią gdy on, jak kokon, rozwarł się, z poczwarki-kokonu Klausa wyleciał świetlisty motyl-duch Luminus. Czyli, technicznie rzecz biorąc, Klaus.
Przekroczyli wejście do hotelu.
Czy raczej, peryferiów świadomości Einara, między własnym ja a senem. Znajdowali się w czarnej pustce gwieździstego kosmosu.
Klaus w nowej formie czuł się najwyraźniej trochę… nieswojo. Wewnątrz hotelu świetlany motyl zmniejszył się do mniej więcej rozmiarów kapelusza i wylądował Tomasowi na głowie. Składając i rozkładając skrzydła co chwilę.
- Mogło być gorzej…
Tomas spojrzał jak czerń gwiazd formuje się w ściany hotelu. Tylko, że nie był to hotel Magnum Opus.
- Zechciało ci się gadać o larwach…
- Zadziałało co nie? - skrzydła motyla ciągle zmieniały pozycję - Motyle tak robią co nie? Tak czy inaczej, przepuścił nas i już raczej nie będzie robił problemów.
- I to mnie napawa obawą - eutanatos spojrzał w kierunku nienaturalnie długiego korytarza - jesteśmy na peryferiach świadomości. Normalni hermetycy mają tutaj dużo pułapek i zabezpieczeń. Co prawda Einar nas wpuścił, więc powinno być względnie bezpiecznie…
- Albo na odwrót. Wpuścił nas, bo uznał, że i tak nie wyjdziemy stąd żywi.- stwierdził dość sceptycznie Healy.
- Nie - Tomas zaprotestował - sądzę, że udało się nam. Jakieś propozycje w sprawie kierunku?
- Co dokładnie chcemy znaleźć?- zapytał Patrick grzebiąc po kieszeniach.
- Do przodu to równie dobry kierunek jak każdy. Szczególnie jeżeli nie mamy pojęcia gdzie iść. - Klausotyl trochę odfrunął a jego skrzydła zaczęły się mienić różnymi barwami - Woah… - z powrotem wylądował na głowie Tomasa, i obserwował swoje nowe kończyny.
- Odpowiedzi - Tomas wzruszył ramionami - zatem w głąb. Na przykład tamtymi schodami.

Faktycznie, jeden z korytarzy schodził w głąb. Nie był jednak typowymi schodami, a raczej korytarzem który posiadał wszystkie trybuty korytarza, łącznie z ustawionymi po bokach drzwiami z numerkami, a tylko miast być prostą powierzchnią po której mogli spacerować, schodził się w dół.
Wędrowali w dół kilka długich chwil gdy… Zza jednych drzwi usłyszeli dźwięk.
- Czy to ty Panie? Przybyłeś mnie uwolnić? Czekam tutaj tyle zim, stulecia mijają mi jak milenia… Obyś to był ty panie… Zrozumiałem ten błąd. Proszę, odezwij się… Już milion pięćset tysięcy dwadzieścia osiem razy odzywam się…
Głos był nienaturalnie ostry i bulgotliwy, z pewnością nie mógł należeć do istoty ludzkiej.
- Chodziło mi o jakąś emocję… jakieś wspomnienie, symbol. Coś konkretnego do czego mógłbym zbudować kompas emocjonalny.- wyjaśnił Healy ignorując na razie ów głos. Uznał bowiem, że to spaczone odbicie kogoś kogo Einar znał.
- Więź sympatyczna z Mervi - Tomas odpowiedział zwięźle i po cicho, przypatrując się drzwiom w jakimś napięciu.
A Healy zabrał się za składanie latającego węża ze śrubek i innych części które wyjmował z kieszeni, jak magik z kapelusza.
- Mam to sprawdzić? Wyglądam chyba teraz jak tubylec.- Klausotyl obecnie świecił w kolorze niebieskim.
- Nie - Tomas odpowiedział cicho - chodźmy dalej.
Przeszli kilka kroków od pokoju z którego teraz dobiegał tylko nieartykułowany szloch tylko po to aby przejść obok kolejnych drzwi. Zza nimi słyszeli podobny, nieludzki głos, bardziej piszczący.
- Teeeen duuureń zawsze tak ujada. Ja wiem, że wrócisz. Jak wtedy… Ja już wszystko rozumiem, jestem jak wierny pies, wskaż mi swoich wrogów…
Głos przypominał drobnego cwaniaczka. Eutanatos spojrzał na drzwi i Patricka. Przyłożył do ust palec w geście milczenia.

Złożona konstrukcja Healy’ego nie bardzo przypominała pierwotny zamysł i zupełnie nie miała sensu. Bo czegoś takiego nie dało się zbudować z byle złomu. A jednak… “latający wąż” był gotowy. I unosił się wokół Healy’ego. - Jest nastawiony na wzorzec Mervi. Powinien wyczuć takie myśli jeśli są tu gdzieś.
Wąż zawinął się i wykręcił w nienaturalnej pozycji, syknął mechanicznie na Klausa-motyla. Korytarz wykręcił się regularnie do skrętów węża. Ten unosząc się w powietrzu wykręcał się pełznąć do przodu, a z jego ruchami falowały ściany. Tomas bez słowa podążył za mechanizmem.
Wąż zatrzymał się przed brązowymi drzwiami o numerze 7… Nie. 8. 9. Nie. Numer był nieskończony. Wiało od nich chłodem. Patrick wyczuł, iż pobliskie pokoju musiały być puste jakby wszystko bało się tutejszych wspomnień.
Klaus natomiast słyszał każdy foton padający na jego tęczowe skrzydła.
- Idziemy w spryt czy wdzieramy się na chama?- zapytał Healy Tomasa.
- A masz sprytny pomysł? Bo mój brzmi tak, iż albo ja wejdę albo przywiążę Klausowi do nogi nitkę i on wleci - trudno było stwierdzić czy eutanatos żartuje.
- Jakiego koloru będzie nitka? - zapytał poważnie Klaus.
- Utkana z tysięcy przerażeń, Klausie - Tomas odpowiedział tak bardzo poważnie, iż jego słowa zatoczyły koło i brzmiały zupełnie niepoważnie.
- Więc żółty do sześcianu? Ok, jestem za. Nie szarp tylko za mocno bo jeszcze mi urwiesz jedną z nóżek.
- Jak chcesz mogę zrobić ci zbroję. - zaproponował Healy.
- Nie naginajmy surrealizmu za bardzo.
- Zbroja byłaby na miejscu - Tomas ocenił - jednak ty wlecisz jako szpieg, nie wojownik. Zbroja znaczyłaby co innego, a forma określa wydarzenia.
Mówiąc to eutanatos wyczarował między palcami cienkie nitki barwy, jak uprzedził, przerażenia. Delikatnie uwiązał ją do nogi Klausa. Syn eteru (motyl eteru?) dostrzegł w tej chwili wielką dziurkę od klucza.
Światło Klausa delikatnie się przytłumiło i ruszył do dziurki. Opatulając się skrzydełkami zaczął się przez nią przeciskać. Wleciał do wielkiego, ciemnego pokoju. Jedynie środek pomieszczenia nie był zaciemniony, a raczej przypominał wyrwany fragment rzeczywistości. Jakieś drzewa, wielkie głazy, ciężko padający deszcz. Na głazie siedział ubrany na sportowo, młody chłopiec, nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat, może mniej. Uśmiechnięty kołysał nogami. Oczy miał barwy szalejącego sztormu.
Naprzeciw niego stał wypięty na baczność Einar, czujny, lekko strapiony, lecz nie nastawiony wrogo.
- Powiedz mi - chłopiec zaczął wesoło - dlaczego tak właściwie służysz w naszej sprawie? Pomiń wszystko co wiem, zaskocz mnie chociaż raz.
Starzec zacisnął usta. Klaus widział światło w jego głowie.
Motyl Eteru przysiadł na jednym z głazów starając się jakoś uchować przed deszczem. Jednocześnie przyjrzał się światłu Einara, starał się coś wyczytać z barwy, jasności jak i z rozmowy dwójki. Światło gotowało się, kotłowało, zmieniało barwy i przeplatało promienie tak jak kleiły się sprzeczne myśli i emocje Einara.Klaus zerknął na postać chłopca, z którym rozmawiał Hermetyk. Zakładał, że to nie chłopiec, a pewnie jedna z istot, którym służą Nephandi. Spodziewał się większej ilości macek.
- Ja… - Einar zaczął powoli, ostrożnie - ...jeśli ten świat ma się skończyć, to wezmę ten krótki odcinek czasu który nam został i urządzę go po swojemu.
- To brzmi jak niechęć przyznania się, że z chęcią byś nas powstrzymał - chłopiec wyszczerzył zęby - spokojnie. Jesteś na to zbyt wielkim egoistą. Poza tym, lubię cię.
Światło w głowie Einara lekko przygasło. Chłopiec i mag zastygli w bezruchu.
Klaus kilka razy otworzył i zamknął skrzydełka oczekując co się zaraz stanie, chociaż był gotowy na ucieczkę. Krople wody również zastygły, Klaus również zastygł.

Ciemność ogarnęła pomieszczenie, z ciemności wyłoniła się kolejna scena, pogrążona w kompletnym bezruchu. Tym razem Einar siedział w taniej restauracji, a przy nim młoda, rudowłosa nastolatka o błękitnych oczach. Mieli przed sobą talerze pełne wegetariańskiego jedzenia. Klaus rozejrzał się po dekoracjach, może jakiś roślinach. Potrzebował miejsca, żeby się wtopić. Nic takiego nie znajdowało się w otoczeniu.

Tymczasem Tomas spoglądał smutnym wzrokiem na drzwi. Był skupiony.
- Nie sądziłem, iż Klaus sobie tak dobrze poradzi jak na świeżaka. Albo ma talent albo jest kompletnie rąbnięty - zagaił do Patricka.
- Jest Synem Eteru. Marzenia to nasza natura.- wyjaśnił Healy.- Cała nasza Tradycja zbudowana jest z marzeń o lepszym świecie.
- Jakbym słyszał każda inną Tradycje - Tomas odparł chłodno.
- Ale nasza dosłownie. - wyjaśnił Healy.- Z tych szalonych snów, w których to naszymi maszynami pomagamy ludziom się rozwinąć. Z Verne’a i mu podobnych
- Zupełnie podobny mit założycielski słyszałem kiedyś od znajomego Progenitora - Tomas odpowiedział spokojnie - nie chciałem głośno tego mówić przy Klausie. W tych pokojach były demony. Einar trzyma w głowie jebane demony…
- Uff… a ja myślałem, że sobie zboczuch fantazjował na temat członkiń drużyny i tworzył z nich wykrzywione wersje. Z demonami przynajmniej wiem na czym stoję. - odparł z realną ulgą Patrick.
Tomas wyszczerzył zęby w uśmiechu. Chyba podobała się mu reakcja Patricka.

Zważając, że scena najwyraźniej była "fotografią" Klaus trochę się po niej po przemieszczał.
Jak tylko Klaus wzbił się w powietrze, czas ruszył z miejsca. Einar jadł zielsko spokojnymi kęsami, nastolatka głównie grzebała w talerzu.
- Dam ci wiedzę - nie odrywała wzroku od talerza - o tym co zostało zapomniane lub o tym, o czym chcą zapomnieć. Wraz z twym kunsztem, powinno wystarczyć.
- Kiedy? Jutro muszę wracać do dziedziny.
- Wystarczy, że się tutaj prześpisz. Resztę ci opowiem - wzruszyła obojętnie ramionami - oby to wszystko się skończyło.
- Myślałem, że cię to bawi - Einar spojrzał z zastanowieniem - chociaż bardziej to nuda, prawda?
Klaus przycupnął na ścianie i przyjrzał się dziewczynie. Starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Było to jednak trudne, poza oczami Klaus zyskiwał pewność, iż Einar nie przejmował się wizerunkiem burzy, jakby zmieniała jako jako skarpetki.
- Boli. Jesteśmy najbardziej pokrzywdzeni przez to co zwiecie Początkiem.
Świat zastygł w ruchu.
Klaus pofrunął z powrotem w stronę drzwi i dziurki. Lepiej powiedzieć reszcie co znalazł. Przecisnął się przez dziurkę i wyleciał do Tomasa i Patricka.
- W środku są wspomnienia Einara. To chyba jego interakcje z Burzową Istotą.
- Coś ważnego na tyle, iż musimy wiedzieć teraz czy ruszamy dalej? Wolałbym nie robić teraz narady - Tomas zapytał.
- Jak na razie widziałem dwie sceny. Dywagowali czemu Einar chce im pomóc, najwyraźniej chciał sobie umilić życie przed końcem świata. Później, najwyraźniej dała mu wiedzę o "tym co zostało zapomniane, lub o tym o czym chcą zapomnieć.
- Mity nordyckie i to co się za nimi kryje? Prawda za sytuacją w Lilehammer?- dywagował Healy.
Klaus się chwilę zastanowił.
- Mervi. Czy Einar nie leczył jej w zakresie utraty pamięci?
- Tak twierdził - ocenił Tomas - Klausie, sądzisz, iż coś jeszcze wyciągniesz z tego pokoju czy szukamy innych drzwi?
- Idźmy dalej. Nie po to tu jesteśmy.Patrick, twoje dzieło nie wskazuje tych drzwi jako kontakt z Mervi prawda?
- Z pewnością znajdzie inne naznaczone wzorcem Mervi.- wyjaśnił Irlandczyk i pogłaskał metalowy twór po pyszczku.
Mechaniczny wąż zakręcił się wokół własnej osi, jeszcze raz spojrzał na drzwi które badał Klaus, pokręcił się przy nich, po czym ruszył korytarzem skręcając w jedną z odnóg.

Tym razem pomieszczenia nie falowały, a hotelowe wnętrze przeistoczyło się w ciemną piwnicę. Pachniało stęchlizną, było też zimno. Korytarz miał nisko osadzony sufit, lecz wciąż po jednej stronie znajdowały się drzwi. Zza niektórych dobiegało skrobanie pazurów, wycie, jakieś niezidentyfikowane jęki. Przy jednych z takich drzwi zatrzymał się wąż. Po drugiej stronie coś dużego szurało łapami.
- To nie brzmi dobrze - Tomas szepnął.
- A co brzmi dobrze w głowie nephandysty? Przecież wiedzieliśmy, że gładko nie pójdzie. - zapytał Healy przezornie wyciągając zza pazuchy duży rewolwer.
- To brzmi jak strażnik - Tomas wyjaśnił - dość aktywny. Czy raczej… Włóż cenne rzeczy do klatki z wściekłym psem.
- Czyli dobrze trafiliśmy.- mruknął Healy głaszcząc wężyka po głowie w nagrodę. - Mamy jakiś plan, czy kupą panowie?
- Mogę odwrócić jego uwagę, a w tym czasie zajmiecie się przeszukaniem.
- Mamy szansę go po prostu zniszczyć? - Klaus wylądował na plecach Patricka.
- To jest demon - Tomas wyglądał poważniej niż zwykle - ich zniszczenie bywa trudne. Zazwyczaj takie istoty się wypędza lub zamyka. Tylko, że wypędzenie go z umysłu Einara nie jest ani mądre ani też raczej nie mieści się w zakresie moich umiejętności. Podobnie jak jego destrukcja.
- Zwykle odwracanie uwagi to ja biorę na siebie. - zamyślił się Patrick rozglądając dookoła.- A może użyć… któregoś z innych miejsc jako klatę, lub taką wykreować?
- To jest już klatka, wystarczy tylko zamknąć za sobą drzwi.
- Dobra dobra… więc… ty odwracasz uwagę, tak?- Healy uznał, że nie ma co bawić się w jałowe rozmowy. Tomas tu dowodził, argumenty i sugestie posłyszał, niech decyduje.
- Tak, pierwszy wejdę. Możecie odczekać chwilę i ruszyć na przeszpiegi. Potem wyjdźcie, będę miał was na oku, tylko nie zamykajcie za sobą drzwi.
- Możemy zrobić podpórkę blokującą drzwi przed zamknięciem.- zaproponował Healy.- Którą będzie łatwo usunąć, gdy będziemy się wynosili.
- Twoja w tym głowa. Dajcie mi chwilę.
Czarna sylwetka Tomasa napęczniała na boki, sprawiając, iż eutanatos przypominał bardziej jakieś ciemne, ulotne widmo swymi ramionami ogarniające rzeczywistość, płachtę czarnej materii, wyrwę w kosmosie czy ludzką czarną dziurę. Nie było w tym światła, miłości, ciepła, czy - jak po raz drugi musiał zauważyć Klaus - światła.
- To stara gra - uśmiechnął się chociaż tylko to poczuli, nie widzieli.
Healy już majstrował długi drążek za zatrzaskami wyjmując kolejne części z kieszeni. Tym razem nie było w tym żadnej magyi. No bo po co magya do tak prostych zadań. Od drążek wetknięty w poprzek i unieruchamiający drzwi nie pozwalając im się zamknąć. Żadna filozofia.
- Masz się trzymać blisko mnie.- mruknął Irlandczyk do swojego węża.
Klausotyl zmienił barwę swego światła na podczerwony.
- Jeżeli coś znajdę zmienię barwę na ultrafiolet. Nie ma sensu zwracać uwagi na siebie.
Tomas otworzył drzwi. Przywitała ich zimna ciemność. Eutanatos wleciał do środka, a po chwili zniknął w mrokach.
Tylko, że ta ciemność nie była ciemnością. Motyl-Klaus doskonale widział blady blask mikrofalowego promieniowania tła oraz promienie odległych galaktyk, daleko poza widzialnym spektrum.
- Prowadź nas wężyku. - mruknął Healy i stuknął konstrukt przesyłając mu palcem mały impuls energetyczny. Ten przeskakiwał w postaci “łuku elektrycznego” po zdobieniach zapalając je światłem koloru wnętrza czarnej dziury. Który jednak był widoczny dla obu magów.
- Piękne. - westchnął Klaus Odkleił się od pleców Patricka i ruszył za wężykiem, przy okazji rozglądając się po wnętrzu pokoju.
Wężyk zakręcił się przy wejściu w miejscu, chyba na chwilę spojrzał na Patricka i… nawet nie “myślał” wlatywać do środka.
- Przeklęta rzeczywistość snu.- burknął pod nosem Irlandczyk i zwrócił się do motylka.- Dostrzegasz coś ciekawego?
- Nie żeby zabrzmieć cliché… widzę nieskończoność.
- Znajdź w niej punkt odniesienia. A jeśli go nie ma to… stwórz go. Ewentualnie potem drugi i trzeci, czwarty. I zrób z nich prostokąt. Potem klamkę, a potem drzwi.. skrót do informacji związanych z Mervi.- zaproponował Irlandczyk.
Świetlny motyl zostawił za sobą małą niebieską kulkę światła. - Może być?
- Na początek.- stwierdził z uśmiechem Healy.
- Będę zostawiał co jakiś czas. Powoli będę przechodził do czerwonego. - Motyl ruszył dalej, rozglądając się za wspomnieniami, jednocześnie szukając wzrokiem Tomasa.
A Patrick podążył za nim, zostawiając wężyka jako czujkę przy otwartych drzwiach, zablokowanych zbudowanym ad hoc metalowym drążkiem wstawionym w nie.

Wkroczyli w mrok. Przywitała ich ciemność w sposób zupełnie dosłowny. Przywitała chłodem międzygwiezdnej pustki, promieniowaniem tła, przywitała wiatrem słonecznym oraz ciemnością. Ciemność. Gdy tylko przekroczyli próg drzwi… Drzwi nie było. Czuli, że są za nimi lecz nie widzieli ich. Nie dostrzegali też Tomasa.
- Erm… twoja ekspertyza? - Klausotyl zaczął latać wokół Patricka.
- Ktoś próbuje ukryć prawdę w niepamięci. Musimy szukać szczelin, pęknięć, nieścisłości. Bo to czego nie chcemy pamiętać tkwi w nas jak cierń.- stwierdził zadumany mag.
- Ok… a Tomas?
- Odciąga uwagę, więc raczej… nie ma co go szukać.- wyjaśnił Healy rozglądając się dookoła i rysując palcem świetliste linie tworzące zębatki i śruby. Na szczęście umysł podchodził liberalnie do kwestii materiałów. Sam Healy zamierzał stworzyć zębatkowy wzorzec czaru, który pozwoli mu zauważyć owe niezgodności w tym miejscu.
Zębatki zwinęły się do środka w nieskończonym uporządkowaniu. Magowie odskoczyli gdy śruby zwinęły się z zębatkami w błyszczącą bryłę młodej mikro-gwiazdy. Ta po kilku chwilach odrzuciła swój świetlisty płaszcz w wybuchu małej supernowej.
W próżni unosiła się miniaturowa gwiazda neutronowa.
- Nooo.. światło to chyba twoje hobby? Przeanalizuj je… znajdź w nim odpowiedź.- odezwał się Patrick do motylka.
Klaus patrzył na idealną sferę światła. Patrick mógł dodać "śliniącego się świetlistego motyla" do osobliwych rzeczy, które widział.
- Jasne. Każ motylowi gapić się w punkt świetlny. Zaraz pewnie usłyszysz *BZZT*. - Mimo wszystko Klausotyl zaczął orbitować gwiazdę, a podczas całego orbitowania do uszu Patricka dochodziło przenikliwe BZZZZZZZT!
- Ty tu jesteś specjalistą od światła. Ja tu jestem od robienia dziur w brzuchach niemilców.- przypomniał mu gargulco-Patrick.
Dźwięk nasilił się, wraz z chwilami gdy do Klasotyla dołączały kolejne obłoki protoplanet, gazowe olbrzymy, planety skaliste tworząc rozrastający się do monstrualnych rozmiarów układ gwiezdny. Na jednej ze skalistych planet Patrick widział ławkę.
- Chyba mamy już gdzie…- stwierdził Irlandczyk ruszając w kierunku planetki. Kierunek dobry jak każdy inny.-... iść.
Klaus podążył za Patrickiem chociaż ewidentnie chciał jeszcze pooglądać gwiazdę. Gdy tylko Klausotyl zszedł ze swej orbity, cały układ zaczął się destabilizować, trajektorie innych ciał odchyliły się. Układ zaczął pogrążać się w chaosie i destrukcji. Zauważając pierwsze oznaki odchyłek Klausotyl wrócił do swej pierwotnej orbity, stabilizując przy tym cały układ na nowo.
- Chyba będziesz musiał sam się tym zająć.
Healy tylko przytaknął podążając ku swojemu celowi. Patrick znalazł się na skalistej planecie. Pośród rozległych ruin widział prostą ławeczkę na której w idealnym bezruchu siedziała Mervi i Einar. W głowie Einara błyszczało.
Patrick ruszył z rewolwer w dłoni w ich kierunku korzystając z ruin jako osłony, by dotrzeć jak najbliżej niezauważonym. I to mu się udało bez problemu, gdyż zarówno Einar jak i Mervi byli nieruchomi niczym posągi, zawieszeni w jakimś beczasowym trwaniu, tylko światło z wnętrza głowy Einara kołysało się i migotało.
Z kieszeni wyjął mag swoje gogle z wieloma soczewkami, każdą reagującą na inną sferę magyi, by móc przy ich pomocy zdefiniować, co to właściwie za światło.
- Tomas tu powinien być nie ja. Albo Klaus… nie od badania jest, tylko od lania.- warknął pod nosem.
Światło było… światłem. Po prostu źródłem o dużej mocy, swego rodzaju białą dziurą - emitowało energię i wysokoenergetyczną materię w pełnym, idealnym spektrum, a jego masa wydawała się zerowa.
- Cudnie. I co ja mam z tym zrobić? - zadumał się mag przyglądając temu. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej swoją magiczną rękawicę. Założył na dłoń, a w gniazdach umieścił bateryjki. Może być tak ściągnąć energię do niej? Healy miał mocną instynktowną więź z mocą i energią. Może nie potrafił manipulować nią tak dobrze jak materią, ale nie potrzebował symbolu mającego ją skupić. Tylko… tym razem mocy mogło być zbyt wiele. A Healy… w sumie nie wiedział po co to robi. Po prostu nie miał innego pomysłu. Ostrożnie sięgnął do źródła i począł zasysać energię. To było… Zbyt łatwe. Po chwili Patrick trzymał w dłoni źródło światła, a scena na ławeczce poczęła się rozmywać.
- Może Klaus potrafi coś z niego odczytać.- westchnął Syn Eteru. Dla niego światło było energią, siłą… mógł nią manipulować z dużą łatwością, ale nie potrafił go analizować.

Rozejrzał się dookoła szukając Klausotyla. A znalazłszy go oderwał się od planetki i pofrunął w jego kierunku.Klaus spokojnie orbitował swoją nową gwiazdę, starając się utrzymać odpowiedni pęd i kierunek, aby nie zachwiać planety Patricka.
- Hej.- czarownik doleciał ze swoją świetlistą kulką do Syna Eteru i pokazał mu ją .- Możesz to odczytać. Przypuszczam, że jest to jakiś zapis fotonami. Może w kodzie dwójkowym?
Motyl Eteru szybko przechwycił kulkę od Patricka i zaczął ją obserwować, szybko obracając ją w nóżkach starając się na razie poznać jej naturę. Światło pociągało Klausotyla do środka. Z zewnątrz nie dostrzegał nic interesującego. Musiał odskoczyć gdy czuł, iż jego własna świetlistość zlewa się z tym światłem.
Klaus gwizdnął i zaczął orbitować to nowe światło, bardziej niż zwykłe eliptyczną orbitę, Klaus zaczął oblatywać kulkę z każdej strony. - To coś silnego, sęk w tym, że nie znam się za bardzo na wspomnieniach i innych elementach ze Sfery Umysłu.
- No to masz szczęście, bo w tym jest rezonans Sił, a nie Umysłu.- stwierdził przyglądający się temu Patrick.
- Skąd to wziąłeś w sumie?
- Z głowy Einara… dosłownie. Tkwiło w głowie Einara siedzącego z Mervi na ławeczce. Coś jak obraz 3D zawieszony w czasie i przestrzeni.- wyjaśnił drugi z Synów Eteru.
- Spotkałem takie, mnie wystarczyło że zacząłem się ruszać wokół tej sceny, a zaczęła się odgrywać. Może z powodu mojego wyglądu umysł Einara uważał mnie za część wspomnienia. - Klaus spojrzał na schemat kulki, szukając jakie informacje w sobie kryje.
- Tomas może by wiedział więcej, ale go tu nie ma.- wzruszył ramionami Healy uznając że co się stało, to się już nie odstanie.
- Tak czy inaczej…. - Klaus postanowił coś spróbować. Z jego pyszczka wystrzeliła struga świetlistego lepkiego jedwabiu, która przykleiła się do kulki. Klaus zaczął ją obtaczać w kokonie. - Zabierzmy to ze sobą i szukajmy dalej.
- Ok.- odparł gargulec Patrick.
Gdy tylko Klausotyl opuścił układ, ten uległ zniszczeniu. Problem było… Iż w sumie nie wiedzieli gdzie Tomasa szukać. Lewitując w nieskończonym, zimnym kosmosie określenie “wszędzie” wydawało się być jeszcze bardziej przytłaczające.
Na szczęście nie musieli Tomasa szukać. Eutanatos w nieco bardziej humanoidalnej postaci powitał ich zdejmując kapelusz.
- Zatem panowie Healy i Krugger, czas nam do domu?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-08-2019 o 21:51.
abishai jest offline  
Stary 26-08-2019, 21:38   #93
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Znalazłeś czego szukałeś? - zapytał Patrick.
- I co z demonem? - Klausotyl obracał w łapkach kulkę jedwabiu.
- Niestety nie. Najchętniej wróciłbym już do domu.
- To znaczy… że łaziliśmy tu i narażali nasz zdrowym rozum nadaremno? -westchnął Healy i zwrócił się do swojego kompana.- Pokaż mu łup Klaus.
Klaus spojrzał podejrzliwie na fakt, że Tomas zignorował jego pytanie. Do tego "Haely i Krugger"? Kiedy on niby tak do nich mówił. Mimo wszystko dumnie pokazał zawiniątko.
- I jak sądzisz, pomoże nam to z burzową?
- Wątpię - Tomas rozejrzał się po pustce zaniepokojony - powinniśmy odejść w spokojniejsze miejsce. Nie spętałem tego parszywca na długo, panowie.
Klaus spojrzał na Patricka, miał nadzieję, że Eteryta wyczytał jego fortel.
- A gdzie jest to spokojniejsze miejsce? - zapytał Irlandczyk.
- Poza tą przechowalnią, a potem w domu - eutanatos wykrzywił się - nie sądzę abyśmy znaleźli więcej wartościowych informacji. Chyba, że macie jakiś pomysł?
- Ja mam. - podfrunął radośnie Klausotyl - Zapytajmy tego demona, co go spętałeś.
- Dobry pomysł. On pewnie zna drogę do domu.- odparł Healy popierając Klausotyla i ostrożnie opierając dłoń na rękojeści rewolweru w kaburze… nonszalancko i niby całkiem przypadkowo. - A ty ją znasz Tomas?
- To nie kwestia drogi, tylko otworzenia jej. Jestem dość zmęczony po walce.
- Tia, ale widzisz…. nalegamy - w tym momencie z pyszczka Klausotyla ponownie wystrzeliła strużka świetlistego jedwabiu, którą zaczął oplątywać Tomasa.
- Ale my nie jesteśmy zmęczeni poszukiwaniami i nic nie znaleźliśmy. Więc wrócimy do domu, jak będziemy mieli z czym wrócić. Choćby z tamtym demonem.- naciskał Healy biorąc na siebie odwracanie uwagi.- Czegoś się udało ci dowiedzieć?
Humanoidalna postać “Tomasa” momentalnie wybuchła w strugach neutrin unikając klausowego jedwabiu światła. Stał się czarną kulą dziwnej materii.
- Nawet nie sądziłem, że mi się uda - odpowiedział bez stresu.
- Ej super, będę miał do kolekcji. - rzucił Klaus - Więc spętałeś Tomasa, co?
- Walczy dalej - odpowiedział szybko - nie jestem takim idiotą jak reszta. Jak tylko się na niego rzucili, starałem się mu umknąć, potem postarałem się przybrać jego personę… Ale panowie, nie trzeba tak wrogo. Możemy się dogadać.
Kula mroku zdeformowała się w uśmiech o zębach stworzonych ze zmrożonego metanu.
- Możemy, ale zasady są proste.- Na pyszczku Klausotyla pojawiły się ogromne, komiczne ludzkie usta w przesadnym wyszczerzonym uśmiechu - Pomożesz nam z uwolnieniem Tomasa od twoich kumpli, a my spróbujemy go przekonać, aby wygnał cię skąd przybyłeś. Brzmi jak układ?
- Wasz przyjaciel nie wygląda na kogoś kto potrzebuje pomocy - demon przyznał z rozbrajającą szczerością - ale możemy pójść na inny układ. Siedzimy tu długo, zamknięci w tajemnicach… Co gdybym wam pokazał? Co, gdzie tutaj jest, jak przeczytać. W zamian wypuścicie mnie na ziemi. Wejdę do pobliskiego Cienia i więcej mnie nie zobaczycie.
- Nie. Natomiast możemy cię do niej wypuścić. Do tego czasu będziesz spętany i nie będziesz robił żadnych numerów. Bo skończyłoby się to dla ciebie gorzej, niż tylko uwięzieniem.- sarknął gniewnie Healy.
- Jeżeli będziesz współpracował to będzie lepiej dla ciebie. Chwila niewygody w zamian za wolność? - Klausotyl obleciał istotę - Do tego, mógłbyś nam pomóc z czymś, ale to dopiero jak znajdziemy Tomasa.
- Mnie nie da się spętać, a tylko zamknąć jak tutaj - demon wyglądał na dumnego - nie wiem czy to mądre teraz go szukać. Znajdując go, znajdziecie stado moich… nieco mniej elokwentnych kuzynów.
- On sobie z nimi poradzi.- stwierdził Healy i dodał.- A ty pomóż nam znaleźć wspomnienia związane z Mervi…
Po czym spojrzał na Klausotyla.- Zrób jej hologram.
- Chcemy wiedzieć co jej zrobił.- dodał mag.
- Bez wzywania tego waszego Tomasa - twardo powiedział demon - chcę się stąd wyrwać, a jak zwrócicie uwagę na siebie hordy to ostatnie o czym myśleć będziecie to umowy i uzgodnienia.
- Dobra, zrobimy co możemy. - Klausotyl zamach kilka razy skrzydełkami, wypuszczając świetlisty pyłek, który uformował się w podobiznę Wirtualnej Adeptki - To Mervi,jest Magiem zajmującym się Wirtualną Rzeczywistością. Z tego co wiemy Einar zrobił coś z jej wspomnieniami, chcemy wiedzieć co.
- Nic jej nie zrobił, stary zdrajca - demon fuknął w nienawiści - kłamca i łgarz.
- To samo mówią o was. Minus “stary”... choć nie zawsze. Chcesz naszej pomocy to daj coś więcej niż swoją opinię.- odparł zmęczonym głosem Healy.- Zacznij mówić co tu się właściwie dzieje. Doprowadź do wartościowych informacji… albo gnij dalej tu.
- Dajcie mi to - demon wskazał świetlistą kulę wyciągniętą z głowy Einara - rozwinę ją. Zobaczycie - zaśmiał się okrutnie.
Klaus rozwinął zawiniętą kulkę światła i podał kulce ciemności.
- Ostrzegam, byłem integralną częścią układu planetarnego. Jeżeli to zepsujesz zobaczysz co potrafi kosmiczny motyl.
Kula czerni pochłonęła świetlistą kulę. Chwilę nic się nie dało. Po chwili ciemność rozlała się po czerni kosmosu w dziwnym wybuchu.

Mała, czarna kula lewitowała pośród nich i… setek Einarow. Każdy mówił coś pod nosem w przekrzykującym się tłumie. Do Klausa dotarło, iż to musiały być myśli, myśli które już raz miał szansę przebadać, w innym pomieszczeniu.
“Szkoda dziewczyny”
“Panowie Zapomnienia sowicie mnie wynagrodzą”
“Strasznie naiwna ta technomantka, ledwo okruchy wiedzy o tym co zapomniane wystarczyły aby ją nabrać…”
“Mervi bardzo chce mieć przyjaciela”
“Mam nadzieję, że nie będzie ją boleć”
“Ocalę co tylko da się ocalić”
“Młodość, siła… Jak raz to poczułem… Oni mogą wszystko…”
“W gruncie rzeczy w ich historii to jestem bohaterem”
“Zimno tutaj”
“Dziwnie jest znać zapomniane sekrety i wstydy”
“To będzie czwarty… nie, piąty, ale jeden odszedł. Czyli da się ich pokonać?”
“Nie, nie da są. Są antytezą”
“Mervi jest głupia… Oby Jonathan nie dostrzegł nic w czasie, ani Tomas”
“Głupio się czuję, a nie powinienem”
“Trzeba będzie uważać na paradoks, ostatnio jest agresywniejszy”
“Jej avatar jest głupi jak but”
“Nawet ładna…”
“Leczenie w Wieży? Nie dałbym tam rady złamanego palca poskładać! Dobre sobie zbyt silny entropijny rezonans okolicy, to jest blisko zaświatów. Głupcy…”
- Zapewne nie będziesz w stanie nadać kontekstu tym myślom? - Klaus przelatywał między Einarami.
- Wy chyba wiecie więcej.
- Gdybyśmy wiedzieli, nie szukalibyśmy odpowiedzi w ten sposób. - zatrzymał się przy Einarze mówiącym o "dostrzeżeniu przez Tomasa i Jonathana" - Na przykład ten, żeby nie dostrzegli czego?
- On chyba zrobił waszej pysznej Mervi krzywdę - demon oblizał się - a raczej wtedy planował. Wygląda na to, że wasi przyjaciele patrzą przez czas. Mylę się?
Demon przybrał protekcjonalny głos.
- Dobry Boże.. no dobra. - Klaus wrócił do latania między Einarami -Więc teraz pytanie, nie z wspomnień. Czym jest istota o burzy w oczach?
Demon zamilkł. Wyglądał na speszonego, na tyle, na ile speszona może być kula ciemności.
- Są… poza. Nie są duchami, nie są tym czym nazywacie demonami, nie są śmiertelnymi… Nie - głos demona zaskrzypiał - wiecie, że ostatecznie całe stworzenie woli istnieć niż nie istnieć?
- Istoty spoza Umbry? Jasne rozumiem. Czytałem kilka raportów Inżynierów Pustki.
- Ja też wolę istnieć - demon ciągnął - możemy tylko się nie zgadzać co do sposobu dekorowania świata - zarechotał groźnie - a widzicie, a oni nie chcą istnieć.
- Znajdziesz nam pierwszy kontakt Einara z nimi? - zapytał Healy dotąd milczący. Bo przetrawiał właśnie uzyskane informacje o Mervi i… wahał się rozmyślając o tym co wypadałoby dziewczynie powiedzieć. A co przemilczeć. Był to ciężki dylemat.
- Tutaj tego nie ma - demon odpowiedział spokojniej - chyba, że skryte jest i przed mieszkańcami tego więzienia.
- Gdzie skryte?- zapytał Patrick.
- Siedzę tutaj z gromadą kretynów od kilku stuleci, nie zwiedzałem innych obszarów tego wspaniałego przybytku - demon ironizował - może dlatego, że jestem tutaj ZAMKNIĘTY?
- No ale teraz możesz z nami wyjść z tego miejsca i razem poszukamy dalej w głowie Einara.- odparł niezrażony fukaniami demona Healy.
- Abyście zamknęli mnie w kolejnym więzieniu?
Demon wyglądał na podejrzliwego.
- Nie wbijam noża w plecy moim sojusznikom. Nawet tymczasowym. I nawet demonicznym. Nie lubię łamać słowa.- wzruszył ramionami Patrick.- Poza tym i tak musisz nam zaufać, bo najpierw poszukamy tego po co tu przyszliśmy. Z tobą lub bez ciebie jeśli chcesz zostać w tym więzieniu.
- Wyjdę i poczekam na was w przestrzeni pomiędzy przestrzeniami - demon zamilkł na chwilę - chyba, iż uznam dane miejsce za bezpieczne. To dobry układ.
- Klaus? - zapytał Healy sam nie mając najwyraźniej obiekcji przeciw takiej sytuacji.
- W którą stronę znajdziemy Tomasa? - zapytał spokojnie Eterotyl - Równie dobrze, możesz poczekać tu, aż nie wrócimy,
- Wychodzę z wami albo nakieruję na was resztę demonów - warknął.
- Zaraz… przecież Tomas jest TUTAJ prawda? Weszliśmy do tego samego pomieszczenia co on. Więc, najpierw musimy znaleźć jego.
- To się może dla ciebie skończyć źle. Takie grożenie… mamy sojusznika z zewnątrz. Jak i nie zostawiamy sojuszników tutaj. - odparł Patrick.- Żadnych… nie chcesz chyba stracić statusu sojusznika?
- Podobno nie łamiesz słowa - demon syknął - wymyślcie, aby dyskretnie dać swojemu przyjacielowi, że wychodzimy. Nie chcę aby… coś się wam stało.
- Poszukam go - Klaus spojrzał na kulkę ciemności -. Więc, w którą stronę był ostatnio? Patrick z tobą zostanie, abyś miał pewność, że cię nie zostawimy.
- Okolica tamtego kwazara - kula wskazała czarną macę punkt w przestrzeni - jakieś dwa miliony lat świetlnych od tego miejsca.
- Hm…. trochę zajmie… Patrick, znasz się na sferze Umysłu. co nie? Nie możesz mu wysłać mentalnej wiadomości?
- Mogę spróbować.- stwierdził Healy przykładając osłoniętą żelazem rękawicę do czoła. Przedmioty w gniazdach zmieniły kształt, gdy Patrick nadawał do Tomasa skrócony raport z tego co się dowiedzieli i zrobili. O dziwo… Patrickowi udało się przesłać wiadomość. Problemem był tylko fakt, iż Tomas nie odpowiadał. Wyglądał na zajętego walką.

- Tomas walczy…- westchnął Healy zwracając się do Klausa.- Ale posłyszał.
- Ok, popilnuj naszego kolegi.- Klaus zwrócił się w stronę wskazanego kwazara. Jego forma się zaczęła zmieniać. Puchaty świetlisty korpus wyszczuplał, skrzydła przestały być tak opływowe, przybrały bardziej energiczną formę i wyrosła ich dodatkowa para. Jego łapki skurczyły się niemal do zaniku a łepek stał się bardziej rozciągnięty.
- Nie znam się na magyi korespondencji, więc muszę zastosować co znam. - Zaczął lecieć w kierunku kwazara. Jego czułki delikatnie zaświeciły, struga światła od kwazara, która dolatywała do jego oczek się rozjaśniła. Klausotyl dotknął ją pyszczkiem i zaczął.. zjadać. Wciągać niczym nitkę spagetti i lecieć po fali fotonów, przyspieszając ciągle.
- Więęęc… czekamy.- stwierdził stanowczo gargulec Patrick, dryfując w próżni.
Gdy Klausotyl zmierzał w stronę Tomasa, Patrick usłyszał bardzo oddalony głos eutanatos proszący aby przygotował mu sygnał gdzie ma się znaleźć oraz aby otworzył drzwi.

Klausotyl ignorując relatywistyczne paradoksy dostrzegł… Walkę. Czy raczej dziwny balet myśli. Chciałby powiedzieć, że Tomas walczył z bezkształtną hordą, lecz to właśnie jej kształt był najgorszy - obłe, niby owadzie korpusy, humanoidalne torsy, głowy, paszcze, ręce, macki, pazury, skrzydła, prawdziwa galeria osobliwości stłoczona w jedną hordę, jednego zbiorowego aktora opętanego szaleństwem mordu i zemsty, partnera w tańcu dla eutamatosa.
Tomas tańczył, jako postać o kilku parach rąk, o włosach w kształcie węży, jako smukła kobieta, jako czas i śmierć, z każdym rokiem tańca odrzucał od siebie demony i zmieniał postacie.
Bo oto tańczyła Kali.
Klaus gwizdnął. Musiał jakoś zwrócić uwagę eutanatosa. Odfrunął trochę ustawiając się i zaczął latać w określonych wzorach, zostawiając za sobą świetlisty pyłek. I tak w pustce kosmosu, złotym błyszczącym pyłkiem było istniał wielki znak:

MAMY POSZLAKĘ. MUSIMY SIĘ ZEBRAĆ!

Gargulec obejrzał się dookoła w poszukiwaniu drzwi, które nadal powinny być półotwarte z uwagi na tkwiący w nich kij i kręcące się przy nich przedłużenie woli Patricka. Mechaniczny
latający wąż. Jednak drzwi nie dostrzegł.

Tymczasem Klausotyl stwierdził, iż napis zwrócił uwaŋe Tomasa… I demonów. Po chwili już Klaus pędził uciekając przed hordą bestii, a Tomas próþbując dotrzymać mu kroku, odpędzał potwory od niego.
- Gdzie idziemy?
- Zależy jak szybki jesteś. Patrick jest z naszym nowym przewodnikiem jakieś dwa miliony lat świetlnych stąd. - wskazał kierunek, z którego przybył - A właśnie mamy przewodnika, jeden z twoich nowych kolegów. Poprowadzi nas do wspomnień o Mervi w zamian za to, że wyrzucimy go do Umbry.
- I macie zamiar go wypuścić?
Głos Tomasa zabrzmiał jak dzwon.
- Ja nie potrafię. Zakładam, że Patrick też nie. To zależy od ciebie.Chyba lepiej, żeby go wypuścić, niż żeby siedział zamknięty w głowie Einara.
- Lepiej aby to wszystko siedziało w tej celi zamiast wypełznąć na korytarze umysłu i opętać starca - Tomas warknął - jak otworzymy drzwi to być może sam wyjdzie.
- Erm jasne… sęk w tym, że nie dowiedzieliśmy się dużo. Einar najwyraźniej NIC nie zrobił z pamięcią Mervi. Ten demon miał nas zaprowadzić do odpowiednich wspomnień.
- Chcesz mieć szalejącego demona w fundacji?
- Zważając, że ta burzooka istota jest najwyraźniej czymś spoza Umbry? Wiesz, C'thulhu. Sądzę, że jeden demon uwięziony przez Einara nie jest, aż tak dużym problemem. Do tego…. Patrick obiecał… a on "nie zrywa umów".
- Ale ja nie obiecywałem. Tylko Faust nie zrywał umów - Tomas mówił dość poirytowany - wybacz, ta forma się mi udziela. Za ile Patrick otworzy drzwi? Wolałbym nie zrzucać mu teraz tej gromadki za nami.
- Hm… szczerze nie wiem. Zakładam, że jak je znajdzie. - Klausotyl spojrzał do tyłu, aby zoabczyć jak idzie demonom - Hipotetyczne pytanie… czy zbyt długie przebywanie w formie motyla wewnątrz umysłu Nephandi wpływa na psychikę?
- Tak, zaczniesz zapylać młode hermetyczki - Tomas odpowiedział spokojnie z lekkim żartem przybierając drogę po łuku, aby jeszcze do Patricka nie dolecieć. Demony mieli ciągle na ogonie.
- To daj mu znać, będę cię osłaniał przed tą hordą.
Klaus trochę podleciał do góry.
- Osłoń oczy. - jego jasność zaczęła wzrastać, aż w końcu eksplodował luminescencją, następnie rozpoczął serię długich i krótkich eksplozji wysyłając informację "Otwórz Drzwi Nie Wypuszczaj Demona" alfabetem morsa - To chyba da mu znać.

Healy był… niezadowolony z tego, że jego poprzeczka blokująca drzwi zawiodła.
Zaczął więc składać pospiesznie kolejną zabawkę wyciągając różnorakie części i tworząc broń.


Czarną klarnetofuzję… łączącą szaloną fantazję Syna Eteru z wiedzą na temat różnych aspektów rzeczywistości. Sfera Ducha miała nadać Sile możliwość oddziaływania w Umyśle, a Entropia w celowniku pozwolić wykryć słaby punkt w który należało uderzyć.
Broń mimo swojej wielkości miała siłę bazooki i powstała po to by zrobić dziurę w tym pomieszczeniu. Skoro Patrick nie mógł znaleźć drzwi, to logicznym dla niego rozwiązaniem, było je zrobić.
Irlandczyk nacisnął na spust. Demon u jego boku - wydawało się mu, iż wytrzeszczył oczy których nie miał. Klaus wyczuł skoncentrowane Siły - nie siły, lecz Siły - czyste ujęcie wzorca, manifestację mocy. Klausotyl nigdy nie widział certámentu, lecz mógł podejrzewać, iż właśnie tak wygląda manifestacja Sfer w kręgu pojedynku - czy właściwie zjawiska ją poprzedzające.
Bo sama manifestacja była grzmotem w próżni który ugiął fale materii, kilotonami woli, miliardem słońc zamkniętych na małej powierzchni.
Rzeczywistość rozdarła się pod falą uderzeniową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-08-2019 o 21:54.
abishai jest offline  
Stary 26-08-2019, 21:42   #94
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Na ułamek sekundy czerń wymyślonego przez Einara kosmosu i próżni przybrała barwę bolesnej bieli. Wszystko było gorące, promieniujące niezdrowo oraz… Chyba galaktyki zwiększyły szybkość swej ucieczki.
W następnej sekundzie Irlandczyk miał przed sobą wyrwane wrota prowadzące w głębszą czerń.
Tomas z Klausem ruszyli w kierunku drzwi, przyspieszając.
- Zatrzymam demony gdy będziecie zamykać drzwi - powiedział do Klausotyla Tomas zwalniając w stosunku do niego.
Tymczasem czarna kulka będące sprytym demonem pomknęłą w stronę drzwi nie zważając na Patricka.
- Ok.- odparł gargulec gnając do wyjścia. W końcu czas na rozmowy przyjdzie później.
Patrick wpadł do czarnego… Innej pustki. Nie gwiezdnej, lecz jakby Otchłani. Chłodno, pusto… Powietrze wypełniały silne wibracje niepokoju.
- Gdzieśmy się dostali… Klaus zbadaj obszar, ja zajmę się remontem.- stwierdził Healy wyciągając z kieszeni części pancernych drzwi, którymi chciał zatkać dziurę.
Po chwili Klausotyl przeleciał przez drzwi, a tuż przed nimi zatrzymał się Tomas - rozpostarł ramiona blokując sobą wejście.
A Healy zabrał się za pospieszny remont umysłu nephandi budując z metalowych części solidną blokadę dziury, którą sam zrobił. Klausotyl wzleciał w górę zwiększając swój blask, starając się dojrzeć cokolwiek w ciemnościach. Światło utonęło w mroku jaźni nie padając dalej niż na kilka centymetrów od świetlistego motyla.
Metalowe drzwi niestety na nic się zdały, tak jakby nie chciały pasować do tej dziwnej narracji. Dopiero Tomas odpychając bezkształtną masę demonów, wypuścił z ust dławiący dym który zalepił dziurę między poziomami psychiki. Wrzaski bestii schwytanych w umysł Einara ucichły. Ciągle jednak czuli silne wibracje powietrza, swych ciał i wszystkiego, niespokojmne drgania.
Tomas przybrał przy nich bardziej zwyczajną postać czarnego humanoida w płaczu, o białych oczach i gustownym kapeluszu. Trudno było powiedzieć coś więcej o jego mimice. Natomiast głos zdradzał wszystko, mimo iż zimny, czuć było, iż mag śmierci jest wzburzony.
- Co za skończony pojeb nawkładał sobie do głowy prawie sto demonów…
Eutnatos westchnął nad czymś rozmyślając.
- Dwie wiadomości, dobra i zła. Zacznę od złej. Świadomość Einara chyba nas wyczuła,na bardzo pierwotnym poziomie. Kto może wpaść na pomysł aby manifestować czystą sferę w czyimś umyśle? Dziękować tylko losowi, że nie wpadłeś na przykład zamanifestować jeszcze pozostałych sfer. Paradoksem w czyimś umyśle jeszcze nie oberwałem i niech tak zostanie. Dobra wiadomośc taka, że przebiłeś się bardzo głęboko. Tutaj już demonów nie spotkamy, ale musimy być bardzo ostrożni. Żaden demon nie czmychnął tutaj, mam mam nadzieję?
- Erm, a nasz "przewodnik"? Tak czy inaczej gówno widzę. - rzucił Klausotyl - Moje światło nie sięga dalej niż kilka metrów. Jakiś pomysł gdzie jesteśmy?
- Jak mówiłem - Tomas zaczął - niższe poziomy psyche. To raczej coś na zasadzie tarczy-przedpola, standardowy konstrukt. Czy raczej głębszego przedpola… Jaki przewodnik?
Eutanatos zamierzył gargulca i motyla srogo.
-Ten demon, o którym ci mówiłem? Co miał nas zaprowadzić do wspomnień o...
- Błagam… - Tomas rzucił cicho - ...powiedz, że go tutaj nie ma.
- Patrick miał go pilnować. A tak…. trudno powiedzieć wyglądał jak kula ciemności. W tym miejscu… trochę trudno go by było odróżnić.
- Raczej jest… w tym całym zamieszaniu.- odparł potulnie Healy i wzruszył ramionami.- Wydawał się słaby… i taki z którym można przynajmniej się dogadać, zresztą… zakładam że i tak nie pozwolisz żyć nephandyście z demonami w głowie, co?
- Jeśli demon będzie miał szczęście, to zanim wrócimy albo przebudzi Einara swoim nieudanym szturmem albo go opęta. Albo niechcący skieruje jego uwagą na nas.

Tomas skrzywił się.

- Postarajcie się go poszukać tutaj, może się nie przebił. Zna się ktoś z was na Czasie lub chociaż się nie pogubi tutaj? Dajcie mi kwadrans zwiadu głębiej, potem wracam i wyskakujemy stąd.
Healy od razu zabrał się za kolejnego latającego węża, którego składał z części wyciąganych z płaszcza. Tym razem latający automaton miał posłużyć do tropienia demona. Co nie było takie trudne, gdyż Patrick pamiętał stworka i mógł jego zapamiętany przekazać wężykowi jako trop.
- Nie mam bladego pojęcia o Magyi czasu… chyba będę musiał to zmienić. Postaram się go znaleźć. - Klaus ruszył w głąb otchłani upewniając się, że ciągle ma przynajmniej Patricka w zasięgu wzroku.
- A o jakich sferach masz blade pojęcie? Szukaj wzorca powiązanego z demonem. Takie stwory to siła entropii, chaosu, zniszczenia rozpadu… to takie myśli takie wątki wpisane w płótno rzeczywistości. Tej rzeczywistości. Demon tutaj to plamka na czystej tkaninie… aberracja, zmarszczka na gładkim jeziorze. - odpowiadał Healy zajęty kolejną konstrukcją.
- Jesteś pewny? Jesteśmy w umyśle Nephandusa. Podejrzewam, że Entropia to główny element krajobrazu. - Na oczkach Klausotyla pojawiły się jego etergogle, które wykorzystywał do spoglądania w przyczynowo-skutkowość rzeczywistości. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu… nieprawidłowości.
Jeśli powiedzieć, że technomantom nie udało się - to byłoby powiedzieć kłamstwo. Oni odnieśli porażkę w swych koncepcjach. Mechaniczny wąż jak tylko zrozumiał istotę swego bytu zakręcił się kilka razy wokół własnego ogona, zaklikał szczękami i w repertuarze kliknięć trybów odleciał w czarną pustkę. Inny słowy, twór Patricka po prostu oszalał.
Nie inaczej miała się sprawa z działaniami KLausa, motyl w goglach dojrzał czerń chaosu, rozpadu i smutku pokrywającą wszystko smolistymi barwami. Niebywale trudno było mu dostrzec w tym jakiś kształt czy cokolwiek, czego mógłby się zaczepić. Jednakże zmarnował na swoją porażkę zdecydowanie mniej czasu od irlandczyka.
- No cóż dziś się nauczyłem, że czerń ma najwyraźniej odcienie… - Klaus wrócił do Patricka- Jak u ciebie?
- Nie za dobrze… - zadumał się Healy szukając innego rozwiązania tego problemu. Był lekko sfrustrowany porażką i tym… że ich lider ciągle gdzieś odlatywał pozostawiając ich samych. Po co w ogóle ich tu zabierał, skoro ciągle gdzieś znikał. W ogóle nie byli mu potrzebni.
- Spróbujmy najprostszego podejścia. Wyobraźmy sobie żółtą ceglaną drogę prowadzącą nas do celu.- zaproponował w końcu Irlandczyk.
- To który z nas chce mózgu, a który serca? - zażartował Klaus i skupił się. Starał się wyobrazić sobie żółtą drogę prowadzącą prosto do Demona.
- Ty bierz oba, ja zatrzymam dla siebie Szmaragdowy Gród. - odparł z uśmiechem Healy czyniąc podobnie. Zaś poważnym tonem dodał.- Chodzi o wzorzec. Łatwiej jest skupić i wyobrazić sobie coś, co tkwi w pamięci zbiorowej ludzkości. Archetyp wizualny zapisany poprzez media takie jak film… na przykład.
W tym samym momencie stali już na żółtej, ceglanej drodze stanowiącej idealny obraz zbiegania się perspektywy w nieskończoną dal.
- Ruszajmy więc.- Patrick-gargulec tanecznym krokiem pognał po żółto-ceglanej drodze. Tanecznym, bo “konwencja miejsca” zobowiązuje do pewnych zachowań.
- Follow the yellow brick road, follow the yellow brick road, follow the, follow the, follow the, follow the, follow the yellow brick road. - nucił sobie Klausotyl.
Wędrówka żółtym traktem zdawała się nie mieć końca. Po raz kolejny pozbawieni wsparcia lidera wyprawy (który chyba nie nawykł do roli przywódczej) zdani zostali na samych siebie. Wyczuwali coraz bardziej nasilające się drgania psyche Einara tak jakby był czymś zaniepokojony, czy to ich obecnością czy też sposobem w jaki Patrick zniszczył mury bastionu najbardziej prywatnego psyche - trudno było stwierdzić. Irlandczyk mógł podejrzewać, iż są to grzmoty poprzedzające zbliżającą się burzę.
Tak zatem wędrowali szukając demona. I zapewne długo by tak kroczyli bez większego sukcesu gdyby nie powrót zmęczonego Tomasa. Eutanatos przystanął na trakcie.
- Wracamy.
Wydał polecenie nie wchodząc w zbędne wyjaśnienia. Odczekał kilka chwil na wyraźny sprzeciw magów. Może i Patrick miałby czas zareagować, bo Klausotyl nie. Po chwili Tomas stał się kopułą ciemności która ich ogarnęła.


Klaus obudził się z lekkim bólem głowy. Przytomność odzyskiwał powoli, najpierw dostrzegł płytko oddychającego, wciąż śpiącego Einara, po chwili poirytowana Iwana, spokojnego Tomasa oraz przesłuchanego w ich rozmowę Patricka. Jonathan wyglądał jakby przełykał coś kwaśnego.
Po chwili do syna eteru zaczęły dobiegać dźwięki, początkowo tylko czyste, pozbawione znaczenia. Minęły sekundy im oprzytomniał na tyle aby rozróżniać sylaby, je związać w słowa, ze słów zrozumieć zdania, a zestawiając ze sobą zdania - sens wypowiedzi. Akurat w chwili, gdy mówił Tomas.
- ...na koniec uciekł nam demon z więzienia. Podejrzewam, iż w najbliższym czasie może zaryzykować próbę opętania. Chociaż w świetle tego co widzieliśmy, to co trzeba zrobić jest oczywiste.
- A to co widział Klaus? Chyba już nie śpi.
Jonathan rzucił na naukowca zmęczone, pytające spojrzenie.
- Bądźmy szczerzy. I tak nie możemy zostawić nephandysty przy życiu. Chyba że usuniemy zagrożenie w bardziej… humanitarny sposób. Co jest przynajmniej poza moimi możliwościami. - wtrącił Healy.
Klaus potrząsnął głową starając się pozbyć ostatnich fal senności.
- Einar… najwyraźniej wie o końcu. Chciał sobie umilić ostatnie chwile świata. - przez chwilę siedział w miejscu najwyraźniej próbując podlecieć do Jonathana. Kiedy uświadomił sobie, że nie ma już skrzydeł wydał z siebie rozczarowane westchnięcie - Byłem motylem… - rzucił do Hermetyka - Przy okazji najwyraźniej nie zrobił nic z Mervi, aby przywrócić jej pamięć.
- Jak miło z jego strony. To nie zmienia faktu, że jest niebezpiecznym magiem i potencjalnym kandydatem do opętania, jeśli nie przez demona który nam uciekł, to przez sto innych które jeszcze nie zwiały.- westchnął Syn Eteru zamyślony.
- Do tego ma dość…. specyficzne fantazje co do ciebie, mistrzu. - Klaus spojrzał na Jonathana - Jak z bardzo kiepskiej noweli, o dominacji, błaganiu itp..
Jonathan uśmiechnął się szeroko. Wyglądał na rozbawionego.
- Widzisz Iwan - zaczął swobodnie - wedle Einara to ja mam większego - zaśmiał się.
Duchowny uśmiechnął się lekko, widać, iż humor został mu poprawiony, a resztki gniewu powoli zastygły.
- Ciekawe - zaczął powoli - czyli rozumiem, iż wcześniej Einar Mervi nie znał?
- Erm… - Klaus poczuł się odrobinę nieswojo - Nie jestem pewny, uważał ją za ładną kiedy ją najwyraźniej zobaczył i nie chciał oraz nie mógł przeprowadzać tego procesu w wieży. "Za dużo Entropii".
- Czyli bujda - podsumował Tomas - mam jeszcze coś. Sięgnąłem głębiej i chyba coś zrozumiałem. Tylko - mag śmierci lekko się powstrzymał - mamy przerąbane jak stąd na Marsa.
- Nic nowego. - rzucił Klaus - Patron Einara to najwyraźniej jakiś Lord Zapomnienia czy coś takiego. Ogólnie C'thulhu.
- Tak czy siak. Mamy za duży problem na głowie. Za duże zagroże..- zaczął Healy.
- Czekajcie - Tomas wtrącił krzywiąc się lekko - nie skończyłem - wypuścił powietrze ciężko powietrze - właśnie Panowie Zapomnienia. Einar się obawiał nie tylko siły tych istot. Jest ich czworo, była piątka. Z tego co zrozumiałem, nie mieli imion. Dwa z nich… Tak jakby dobrałem się co Einar o nich myślał. Jednego nazywał Rojem, drugiego, Iluzją. To są tylko symbole, nawet nie do końca werbalne. Ten drugi często zabiera ciała młodych dziewczyn, czasem chłopców. Wygląda tak jakby ani jeden nie miał stałej postaci jakby zawsze musieli się wcielać w coś. Widziałem też… Nie konkretne wydarzenie, było zbyt obwarowane murami, lecz mam emocje gdy Iluzja manifestowała swą siłę. To było…

Eutanatos pokręcił głową.

- Einar był bliski przekonania, iż jest to poziom mocy Wyroczni. Dobra… To chciałem, ze spraw przyziemnych - spojrzał na śpiącego maga - nikt chyba nie ma złudzeń, prawda? Zajmę się tym - spojrzał na Jonathana.
Hermetyk powoli kiwnął głową.
- Mam ci w tym asystować? Nie żebym nie wierzył w twój profesjonalizm, ale nie chcemy chyba tu niemiłych niespodzianek. A Einar słabeuszem nie jest.- stwierdził krótko Patrick.
- Staruszek śpi - Tomas zaczął powoli - zatrzymam jego serce. Bez magyi - dodał po chwili.
- Nie zamierzam się wtrącać w twoje metody. Uważam po prostu, że jesteśmy w sytuacji takiej że lepiej dmuchać na zimne. Ty zrobisz swoje, a ja… będę na wypadek, gdyby gówno uderzyło w wentylator. - Healy najwyraźniej się uparł.
- Dobrze.
Eutanatos kiwnął głową, spokojnie, w stronę Irlandczyka. Mistrz Iwan spoglądał na Einara z pewnym zastanowieniem w spojrzeniu i wyrysowanym na jego obliczu.
- Rój… - zaczął cicho - ...może choroba?
- Albo świadomość rozczepiona między wiele istot, jak Borg.- wtrącił Patrick posiłkując się podszeptem gnoma, który namiętnie oglądał wszelkie seriale Sci Fi, w tym znienawidzone przez Irlandczyka show: “Doctor Who”.
- Infekująca świadomośc - hermetyk dodał cicho, lecz pewnie.
- W takim razie, może przejmować wiele ciał na raz? - Klaus obawiał się kłopotu jakie może taka sytuacja sprawić.
- Jeśli przyjmiemy, że dziewczyna jest jedną istotą, Iluzją może, to ten drugi, o wielu ciałach może być w każdym słabszy.
- Jeśli chodzi o rój to… można wykorzystać jego zdolność przeciw niemu. Jeśli obmyślimy jakieś… antyciało, to może ono niszcząc kolejne więzi z ciałami przeskakiwać do kolejnych. Taki antywirus.- zamyślił się Patrick podrzucając pomysł innym. Jemu samemu brakowało wiedzy w sferach, które byłyby użyteczne przy takim projekcie.
- Do tego potrzeba nam informacji - Jonathan zamyślił się - lecz pomysł jest bardzo dobry.
- Naradę proponuję przeprowadzić o normalniejszej godzinie, albo chociaż nie tutaj. Będę potrzebował samochodu - powiedział Tomas w kontekście końca Einara.
- Creep. - rzucił Klaus - Ta… obecność, z którą kontaktowała się Mervi. Myślicie, że to Rój?
- Tak - powiedział Tomas.
- Możliwe - Iwan dodał ostrożniej.
- Pierwsze Primo: Czy jest szansa, że to… zainfekowało Mervi? Drugie Primo: Czy ona czasem nie chciała tego powtórzyć?
- Wątpię - Tomas zaczął powoli - miałem okazję przyjrzeć się ciało Mervi bardzo dogłębnie.
Jonathan spojrzał na Eutnatosa dziwnym wzrokiem. Pozostali magowie mogli być pewni, iż hermetyk doczeka się zakwasów mięśni twarzy aby nie zaśmiać się.
- Oooook. Co robisz w swoim wolnym czasie to twoja sprawa. Mam nadzieję, że miałeś jej przyzwolenie. - Klaus oparł się, masując skronie - Powinniśmy ją chyba jednak ostrzec.
- Leczyłem ją - Tomas wyjaśnił zimno - tak, powinniśmy. Idę po leki.
Mówiąc to wstał powoli wychodząc z pokoju krokiem kogoś, kto mówiąc leki idzie po środki mające zabić śpiącego starca.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 26-08-2019 o 21:51.
Seachmall jest offline  
Stary 31-08-2019, 22:15   #95
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Późno poranek zaczął się dla Mervi od lekkiego bólu głowy. Wszystkie wydarzenia ostatniej nocy i wieczoru dały o sobie znać w postaci fizycznego oraz psychicznego zmęczenia. Sprawy nie ułatwiał fakt, iż Mervi nie spała zbyt dobrze.
Za to całkiem dobrze spał chyba Fireson sądząc po tym jak nic nie robił sobie z dotychczas śpiącej technomantki i na cały głos wykłócał się z ojcem Adamem czemu nie może pojechać do szpitala aby usztywnili mu złamaną nogę. Duchowny pozostał niewzruszoną, trzydrzwiową szafą.
Do czasu gdy do dyskusji włączył się zmęczony Tomas. Eutanatos wszedł do pokoju powoli, kiwnięciem głowy przywitał się z Mervi i podszedł do Firesona.
- Dalej się upierasz?
- Myślisz, że nie wiem co wy…
- Dobra – eutanatos przerwał mu ostentacyjnie – zabiorę cię do znajomego lekarza. To lekarz pogotowia. Jeśli mu się uda, wygrałeś, zero magy, jeśli nie resztę kończę.
- To dalej słaby układ.
- Słuchaj cowboyu – mag śmierci mówił cichym, zimnym głosem – doceniam to co zrobiłeś, naprawdę. Jeśli uważasz, że każdy mag może grzebać ci we wzorcu, a ty tego nie dostrzeżesz…
- Dostrzegę – wirtualny adept prychnął – daj mi pół godziny, do godziny, muszę jeszcze z Mervi pogadać Ty też - spojrzał na Adama.
Duchowny kiwnął głową odchodząc w milczeniu.

***

Gdy tylko Klaus trochę się wyspał i wypoczął z samego rana, Hannah poprosiła go o popilnowanie ucznia. Jako, że Einar nie żył, została jedną odpowiedzialną za chłopaka. Syn eteru od razu poznał, iż młoda hermetyczka nie spała całą noc – chociaż nie było to tak bardzo widoczne. Do pewnego stopnia zastanawiał się jak bardzo szeroką kolekcję rot zapobiegających snowi posiada Porządek Hermesa, jeszcze z czasów gdy fundacje akademickie pękały w szwach od studentów, a domy mogły pozwolić sobie na drakońskie czesne zamiast jego współczesnej namiastki stawiącej bardziej test przedsiębiorczości danego maga.
Czasy się zmieniają.
Hermetyczka oprowadziła go po pokoju w którym uczeń siedział luźnym, rozciągniętym dresie., na krześle. Wyglądał jak katatonik, bujając się lekko i miarowo. Hannah beznamiętnie poinstruowała technomantę aby jej nie zmazywał wymalowanych kredą pieczęci gdyż używała ich do kontramagy, pokazując kilka punktów – stolik na kawę, miejsca za obrazem oraz pod łóżkiem (Klaus mógł tylko domniemywać czy Hannah nurkowała pod łóżko w celu rysowania czy też przenosiła ja – nie mogło to wyglądać jednak jak misterium wysokiej sztuki hermetycznej), kogę krzesła oraz dwie miedziane pieczęci, jedną w łazience, a drugą w aneksie kuchennym.
- Poza tym – westchnęła – nie powinien stwarzać ci problemów. W razie czego stosuj standardową kontamagye, Pierwsza jest dość skuteczna i wołaj mnie lub mistrza Jonathana. Będę w pokoju obok. Nie musisz go aktywnie pilnować, równie dobrze możesz zająć się swoimi sprawami, byle tutaj być. Skręcać śrubki czy inne takie.
Grubaska uśmiechnęła się lekko i sympatycznie z lekceważeniem do Nauki bardziej sympatycznym niż wyniosłym – chociaż nuty wyższości w jej wypowiedzi także się znajdowały.
***

Zanim Fireson zaczął z Mervi rozmawiać, jej telefon zabrzęczał komunikując zmiany w matrycach informacyjnych w okolicy zwiastując manipulacje Sił i Korespondencji, słabe lecz wystaczające do aktywacji alarmu.
Wirtualny adept leżał bez ruchu. Skubany czynił magye… jak, pfu, mistycy?
- Teraz możemy rozmawiać, mam nadzieję, że się uspokoiłaś – Adam nawet nie zakpił – strasznie się dokoksowałem, z nieci bardziej spektakularnymi akcjami będę musiał się trochę wstrzymać. Będziesz mi chyba potrzebna. Pamiętasz jak mówiłem o węźle? No to mam jeden plus kandydata na drugi…

***

Jonathan dał Patrickowi kilka chwil na ogarnięcie się po odespaniu nocy. Irlandczyk mógł wspominać beznamiętnego Tomasa zabijającego Einara oraz wspólną podróż autem, w milczeniu gdzie zakopywali zwłoki, a Tomas rzucił na nie urok rozpadu.
Widać entropia przydawała się do usuwania śladów morderstwa.
Hermetyk podjął Irlandczyka w sposób do jakiego mógł uprzednio przywyknąć Klaus – mały stolik na uboczu pokoju, postawiony przy ścianie, krzesło oraz propozycja alkoholu. Mistyk nie wyglądał na szczególnie przemęczonego, chociaż musiał być na swój sposób zapracowany – bałagan w pokoju hermetyka z dnia na dzień przybierał coraz większą skalę. Nad drzwiami pokoju wisiał wysuszony nietoperz.
- Powinienem zacząć teraz ponurym głosem, iż zastanawiasz się po co cię wezwałem…
Jonathan mrugnął wesoło. Tak jakby dobrze krył się po śmierci Einara lub też ta nie zrobiła na nim wrażenia. Hermetyk przyglądał się chwilę Irlandczykowi z silnym zastanowieniem.
- Nie chcę rozmawiać o Einarze. To moja porażka… Pocieszałem nephandusa – skrzywił się – i nie przewidziałem tego co mogło spotkać Mervi. Coraz bardziej mi nie wychodzi bycie Mistrzem.
Pokręcił głową.
- Ale konkrety. Wiem, że masz dość dobre reacje z Mervi. Nieźle nas urządzili z tym węzłem…

***

Klaus drgnął zaskoczony gdy uświadomi sobie, iż miarowe skrzypienie krzesła na którym siedział uczeń. Ten przyglądał się mu z szeroko otwartymi oczami. Nie mrugał, szczerzył zęby w nienaturalnym, chyba nawet bolesnym grymasie.
Powietrze stężało.
- Możemy mieć sekret, Luminus?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 31-08-2019 o 22:30.
Johan Watherman jest offline  
Stary 06-09-2019, 20:54   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Patrick westchnął ciężko słysząc słowa wicemistrza J. . Irlandczyk nie czuł się dobrze w roli w jakiej go chciał członek Zakonu Hermesa postawić. Healy nie był dyplomatą… nie uważał też, by Mervi go szczególnie lubiła. Czasami miał wrażenie że wirtualna adeptka uznała go za swój worek treningowy.
- To bezpodstawna plotka z tymi… dobrymi relacjami. - odparł więc Syn Eteru i zmienił temat pytając.- A co z rewelacjami na temat jej pochodzenia. Powiemy jej ? W sumie w tej sytuacji powinniśmy nacisnąć jej Tradycję, by powiedzieli co wiedzą o jej przeszłości. I czy ktoś z nich znał Mervi osobiście.
- Ironią jest, iż Tradycja biorąca na swą maksymę uwolnienie informacji sama nie chce szczególnie z nikim rozmawiać - Jonathan pokręcił głową - do tego możemy zaszkodzić jej reputacji. Jeśli będzie chciała, sama podejmie kroki, a my jej pomożemy. Nieprawdaż?-
Hermetyk pytająco spojrzał na Irlandczyka, ten dopiero po chwili zauważył, iż pyta o dolewkę trunku.
Patrick nalał trunku rozmówcy dodając.
- Nie wiadomo czy dożyjemy końca miesiąca z tymi potworkami kryjącymi się w uliczkach miasta. Reputacja to nasz najmniejszy problem. Zresztą… nie lepiej próbować się układać z miejscowymi Opustoszałymi? Mogą być bardziej rozsądni niż nasi wirtualni sojusznicy.
- Mogą też chcieć nas zabić - hermetyk dolał też Irlandczykowi jakby w myśl zasady, że samemu sobie się-nie polewa - chociaż masz rację, warto będzie wiedzieć o nich więcej. Jednakże uważam, iż masz możliwości ułożenia się z wirtualnymi.
- Gdyby chcieli nas zabić, to z pewnością zrobili coś więcej poza ignorowaniem naszej obecności. Poza tym… - wzruszył ramionami Healy.-... uważasz że burzoocy zostawią ich w spokoju? Uważasz że tutejsi magowie nie mają pojęcia o zagrożeniu?
- Nie każdy mag jest tak odważny jak Ty - Jonathan chyba nawet nie ironizował - wielu liczy, iż po prostu przeżyje burzę chowając głowę w piach lub kolaborując. Z podobnych powodów nie szukali szczególnej zwady z nami. Mimo wszystko jesteśmy wobec nich stroną może nie w lepszej pozycji, wszak nie znamy miasta, lecz zdecydowanie silniejszą.
- No to czas nimi wstrząsnąć. Nie można przeżyć ukrywając się. Nie muszą iść na pierwszą linię razem z nami. Ale mogą na pomoc na zapleczu. Mają wszak węzeł. - ocenił sytuację Healy.
- O ile mają - Jonathan zamyślił się - jest różnica sporadycznie zyskiwać kwintesencję, nawet w dużych ilościach, a mieć węzeł. Omijasz temat wirtualnych adeptów - spojrzał na maga badawczo.
- Ponieważ Mervi nieszczególnie mnie lubi i nie jestem pewien czy wie gdzie jest tutejszy węzeł. Jeśli nasz drugi wirtualny adept nie zechce objawić nam tego sekretu, to nasza przyjaciółka też nam może nie pomóc. I co wtedy? - zapytał
- To wtedy po prostu nam się nie uda, nie wszystko musi. Chciałbym jednak spróbować, to dla nas ważne - skrzywił się - nie przepadam za polityką fundacyjną.
- Mam wrażenie, że to dla ciebie obsesja. - ocenił Healy. Ten upór wicemistrza był nieco niepokojący. - Ale to nie jest chyba tak ważne, jak to co dowiedzieliśmy się w głowie nephandusa. Co i jak powinniśmy Mervi przekazać? Co powiedzieć jej o jej własnej przeszłości?
- Sądzę, że powinieneś powiedzieć wszystko - Jonathan założył dłonie w piramidkę - i przy okazji zbliżyć się. Możesz zapytać mistrza Iwana, pewnie będzie za nieco mniej drastycznym rozwiązaniem. Może ja w was trochę bardziej wierzę.
- No nie wiem. - zadumał się Healy drapiąc się po karku. - Jak dla mnie to liczysz, że po oberwaniu obuchem, będzie się beztrosko uśmiechać. W końcu całe jej życie jakie pamięta, może być kłamstwem.
- Mervi ma obsesję informacji. Nawet jeśli powiesz jej wszystko, założy, iż coś ukrywasz. Jeśli dowiedziałaby o zatajeniu rzeczy, stracimy ją na zawsze, a bardzo możliwe, że się dowie.
- Dobrze. Dobrze… ale przyjmując że to nie nasz nephandus meblował jej w głowie, należy się zastanowić nad kolejnym podejrzanym. I chyba wiesz kogo mam na myśli. - odparł ponuro Irlandczyk wpatrując się w wicka J.
- Oświeć mnie - uśmiechnął się jakby żałując, że nie może tego powiedzieć do Klausa.
- Fireson i jego klika. Jeśli była Technoludkiem, to prawdopodobnie oni ją przymusowo przekonwertowali. - wzruszył ramionami Healy waląc prosto z mostu.
- Wątpię - zamyślił się - za bardzo za nią ręczyli inni wirtualni. Nawet nie powiem jacy - uśmiechnął się pod nosem - wątpię, aby aż tak dobrze referowano technokratkę. Tym bardziej ludzie którzy ją znali. Dodatkowo…
Jonathan wyglądał jakby trochę bardziej przekonywał siebie niż Patricka.
- Masz jakieś doświadczenia z Czasem? Wierzysz w badania na jego podstawie? -
- Obawiam się, że czas to sfera której nie miałem okazji poznać. - odparł Patrick drapiąc się po karku.- Niemniej badanie przeszłości za pomocą niej, uważam za przydatne.
- I dokładnie to robiłem podczas, nazwijmy to, rekrutacji. Nie badałem faktów, raczej szukałem gwałtownych zawirowań i rzeczy wyjątkowo niepokojących na osi czasu. Trudno to wyjaśnić komuś kto nie tylko nie zna czasu, ale również nie zna się na wyższej magyi - powiedział tradycyjnie określając sztukę hermetyczną (i nad wyraz) - lecz na tej podstawie jestem niemal pewny, iż Mervi nie była w Unii.
- Więc… co właściwie dowiedział się Einar? Była agentką adeptów w Unii? Ich kretem? - zadumał się Patrick.
- Sądzę, iż Einar po prostu dowiedział się o problemach z pamięcią i zagrał dobrego dziadka. Być może znał pewne detale które mu pomogły, mógł też bardzo ubarwić swą opowieść. Człowiek który bardzo pragnie odpowiedzi, sam je podsuwa.
- Czyli wiemy, że nadal nic nie wiemy. - uśmiechnął się kwaśno Healy drapiąc się po głowie.- No cóż… opowiem Mervi co widziałem. Słowo w słowo. Obraz w obraz. Niech sama wyciągnie wnioski.
- Dobra decyzja.
- A co poza tym mamy w planach? Skoro problem Einara rozwiązany, to chyba nie musimy się chować razem w jednym miejscu czy… zbudujemy twierdzę na plebanii? Czy to co uzyskaliśmy z wyprawy do głowy nephandusa pozwala na… wędrówki w czasie by dowiedzieć się coś więcej o burzookich? - Healy zasypał wicka J. pytaniami.
- Nie widzę potrzeby kumulowania się tutaj, myślałem, iż to naturalne. Co do kwestii planów, sądzę, iż ustalenia z ostatniej narady nie powinny ulec zmianie.
- Cudnie… to teraz… zbierzemy się razem przy browarku i poświętujemy zwycięstwo? Przyda się podkreślenie tego triumfu, by podnieść morale.- zaproponował Patrick.
- Wątpię aby w tej chwili był to dobry pomysł. W wygranej nad Einarem nie było nic pięknego. Widziałeś co stało się na parkingu. Potem zabójstwo… Sam wiesz jak ludzie reagują, umysł i logika mówią im jedno, zgadzają się, ale serce czuje się nieswojo.
- Skoro tak twierdzisz.- wzruszył ramionami Healy i podrapał się po karku.- Cóż… nie znałem na tyle Einara, by się przejąć jego śmiercią. Tym bardziej, że okazał się przeklętym nephandusem z pokręconym i wypełnionym demoniszczami umysłem, który miałem okazję zwiedzić. Jakoś nie potrafię go żałować. No cóż… może następny sukces będzie warty świętowania?
- Może się nie znam - hermetyk spojrzał na park za oknem - ostatnio ciągle pracuję. Mam wrażenie, że brakuje mi… nam… czasu.
Westchnął ciężko.
- Daj fundacji ochłonąć i to przetrawić. A jakie ty masz plany?
- Bo brak nam czasu. Większość planów dotyczących rozwoju fundacji możemy wrzucić do kosza. - odparł Syn Eteru i podrapał się po policzku.- Odsapnąć między śpiącymi. Może pozaczepiać Opustoszałych? Wiem że czekają na jakieś propozycje od nas. Tylko że żadnych nie mamy dla nich. Żadnych sensownych.
- Brzmisz jakbyś miał jakąś.
- Raczej standardowy sojusz. My dajemy siłę i wsparcie, oni informacje i rozpoznanie terenu. - wzruszył ramionami Healy.- Powinniśmy ich potraktować jako sąsiadującą z nami Fundację, a nie jako owieczki do nawrócenia. Intencje padre są może szczere i dobre, ale… intencjami są wszystkie piekła wybrukowane. A my nie mamy ni czasu ni środków na wyprawę misyjną. To może akurat poczekać na spokojne czasy.
- Zgadzam się z tobą - Jonathan kiwnął głową - uważam, iż możesz tak postępować. Jeśli oczywiście nie boisz się wyjść przeciw wielkiej, niezmąconej wizji naszego chórzysty.
- Mamy czas wojny. Jego wizja niech poczeka na czas pokoju. - stwierdził Healy pocierając czoło.- Skoro się z pijawkami układamy, to… stać nas na mniej kontrowersyjne kompromisy.
- Gdyby był tu mentor Hannah to wywołałby nas na pojedynki za sojusz z wampirami, jednego po drugim - Jonathan zaśmiał się lekko unosząc szkło z alkoholem do małego toastu - za spokojniejsze czasy?
- Za sukcesy warte świętowania.- odparł z uśmiechem Irlandczyk.- A co ty planujesz robić? Mogę pomóc w razie czego.
- Czas… Mam też spotkanie z jednym przemysłowcem. Poza tym wampiry zaprzątają mi myśli. Mam trochę inne metody pracy, bliższe Mervi. Zamiast laptopa mam nietoperze - spojrzał na wysuszonego zwierzaka podwieszonego pod drzwiami.
- Nie zapytam więc czego używasz zamiast myszki.- zaśmiał się Healy przyglądając martwemu ssakowi. - No dobra, to idę męczyć Mervi. Powodzenia.
- Pomyślności - hermetyk kiwnął głową zamyślony.


Mervi zdążyła wyjść z pokoju i od razu po rozmowie z Firesonem udała się na poszukiwania Tomasa. Co jak co... ale prócz Firesona to on wydawał się jej... najbardziej przyjacielski. W jej spaczonym spojrzeniu.
Przyjacielski Eutanatos.
Wychodzący z pokoju wicka J. Healy złapał kontakt wzrokowy z przechodzącą obok Mervi.
Lekko się uśmiechnął do niej i zaczął od przyjaznego gestu dłonią.
- Hej. Dokąd się tak spieszysz? - zapytał.
Mervi po lekkim wahaniu przystanęła.
- Sprawy. - odpowiedziała chłodno.
Patrick westchnął ciężko w duchu. Przewidywał taki rozwój sytuacji.
- Masz czas chwilę pogadać, czy od razu zmrozisz mnie wzrokiem?- zażartował.
- Byłeś we łbie Einara. - stwierdziła wprost - Znaleźliście to, czego oczekiwałam?
- Coś znaleźliśmy. Nie chcę o tym gadać na korytarzu.- Irlandczyk wzruszył ramionami i wskazał najbliższe drzwi.- Chcesz bym opowiedział teraz?
- To chyba jasne... - spojrzała na drzwi - Tylko nie miej nadziei na nic.
Irlandczyk wzruszył ramionami nie mając pojęcia o czym myślała dziewczyna. Niemniej marzenia wicka J. o węźle wirtualnych adeptów… cóż… on sam widział w strzępach.
Gdy weszli do środka Healy wskazał dziewczynie krzesło i zaczął opowiadać punkt po punkcie to co widzieli w głowie Einara, każde jego wspomnienie dotyczące Mervi.
Dziewczyna słuchała w milczeniu, początkowo zachowując chłodną minę. Dopiero, gdy Patrick zaczął mówić o myślach Einara, na twarz Mervi wdarł się grymas bólu i złości.
- Mhm... - mruknęła, nie chcąc mówić przez gardło ściśnięte z gorzkiego żalu.
Healy przyglądał się z troską dziewczynie opowiadając każde słowo i każdy gest jaki zobaczył we wspomnieniach. Unikał interpretacji i własnego osądu. Wyraźnie go niepokoiło zachowanie Finki.
- Czyli... nic. - stwierdziła wprost - Jebane nic! - wzięła głębszy oddech - Prócz tego, że Einar był zwykłym załamanym skurwielem, a ja się dałam jak dziecko.
- Miał głowę zaśmieconą demonami… trudno było wyciągnąć cokolwiek z jego głowy.- zadumał się Patrick drapiąc po czuprynie.- A my nie byliśmy wystarczająco doświadczonym zespołem.
Mervi milczała dłuższą chwilę trawiąc to, co usłyszała.
- Coś jeszcze? - zapytała w końcu.
- Nie… w sumie nie. Próbowaliśmy jeszcze dowiedzieć się o burzookich od demonów, poznać więcej informacji… ale nie wyszło za dobrze.- westchnął Healy i opowiedział co się dowiedział od demonów.
- Powiedziałeś, że nawiał wam jeden? - mruknęła - Piękne uwieńczenie całej wyprawy.
- Nie nawiał. Zginął wraz nephandusem. - obruszył Patrick na tą sugestię.
- Byłabym ostrożna ze stwierdzeniem, że demon "zginął". - spojrzała pobłażliwie na Patricka - Chcesz jeszcze czegoś ode mnie?
- Einar nie żyje… a co się stało z demonami w jego głowie. - Patrick wzruszył ramionami. - Zakładam, że Eutek wie co robi.
Podrapał się po karku dodając.- Ja… nic… ale wiesz… naszej małej grupce potrzebny jest dostęp do węzła. A wiemy tylko o jednym… wirtualnych adeptów.
- Mhm... - mruknęła Mervi oczekując na dalsze słowa.
- Wicek J. prosi o dostęp do niego dla naszej grupy.- rzekł wprost Healy.
- JMS? - rozejrzała się - To gdzie on jest? Czy może woli się wysłużyć tobą, co?
- Kilka pokoi dalej. - mruknął Patrick splatając ramiona razem. - Uważa, że lepiej jeśli ja przedstawię ci sytuację, bo…się dobrze dogadujemy. Nie wiem skąd mu to przyszło do głowy. Pewnie Klaus byłby lepszy… ale cóż… ja jestem.
Mervi całkiem przyjacielsko poklepała Patricka po ramieniu.
- Nie obwiniaj siebie o fiasko, cieszę się, że byłeś szczery. Pozwól, że teraz rozmówię się z J., a ty... mógłbyś poczatować, aby mi Tomas nie uciekł z Firesonem nim z tym Eutanatosem porozmawiam? Dziękuję, jesteś kochany. - po tych słowach dała krótki całus w policzek eterycie i sama poszła do pokoju Jonathana z uśmiechem na twarzy.
- Wolałbym pójść z tobą. - odparł Patrick przeczuwając kłopoty.
- A mnie naprawdę zależy na rozmowie z Tomasem, proszę. Jestem dużą dziewczynką, nie boję się mistrzów. Muszę z nim w cztery oczy porozmawiać... o węźle. Będę grzeczna.
- Wiesz że nie o ciebie się teraz martwię.- odparł równie szczerze Patrick. Spojrzał w oczy Mervi nachylając się i mówiąc groźnie. - Bądź grzeczna, to inwalida i nasz sojusznik. A tych akurat nam potrzeba jak najwięcej.
- Wiem, wiem, przecież nie mam nic złego na myśli, rany. - machnęła ręką i cmoknęła Patricka w czubek nosa - Dzięki za pomoc. Zapamiętam. - po czym odwróciła się, aby dalej kontynuować zmierzanie do tego sukinsyna na wózku.


Healy spełnił to co obiecał Mervi. Znalazł i zatrzymał Tomasa, zajmując go rozmową aż do przybycia wirtualnej adeptki. Nie była to jakaś pogłębiona dyskusja. Na to Patrick nie miał ochoty w tej chwili rozważać to co się zdarzyło w głowie nephandusa, jak i wyciągać wniosków z ich krótkiej współpracy. To można by było zrobić na kolejnym zebraniu. Irlandczyk miał ochotę na drzemkę w swoim własnym łóżku, a że nie musieli się już kisić w grupie, to mógł wsiąść do samochodu i w końcu udać się do domu, by wypocząć. Poza tym, należało korzystać z okazji do relaksu, gdy ta się nadarzała. Kolejna mogła się nie zjawić za szybko.
Wsiadając do samochodu Healy był jednocześnie zadowolony i rozczarowany. Zadowolony bo udało im się rozwiązać problem gładko i w miarę bezboleśnie. Rozczarowany... z tego samego powodu. Mistrz Einar kreowany na potężnego maga o olbrzymim doświadczeniu i potędze, uległ zaskakująco łatwo i szybko. Sława chyba przerosła realia... Nie żeby Patrick się tym akurat martwił, acz... Einar nie odszedł z hukiem, tylko z piśnięciem.
No cóż... przed ich małą Fundacją czekały kolejne wyzwania i coś mówiło Synowi Eteru, że nie pójdzie już tak łatwo. Niemniej co będzie to będzie.
Teraz zaś, Healy wracał w domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 11:33.
abishai jest offline  
Stary 26-09-2019, 22:00   #97
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Eteryta się uśmiechnął i trochę udawał, że się rozluzował.

- Jak najbardziej. - zastanawiało go, czy to demon, z którym gadali, czy może Einar…

- Czas spadł.

- Jest go mniej? - Klaus naprawdę, naprawdę żałował, że nigdy nie poznał tajników telepatii, ani innych metod. Musiał być kreatywny, rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu wtyczki od prądu.

- Bezmięsne olbrzymy zjadły buraki. Buraki są dobre.

- Faktycznie. - trochę się uspokoił. Najwyraźniej nazwanie go Luminus było przypadkowe. Usiadł spokojnie w fotelu - Może uda mi się jakieś sprowadzić, buraki nie olbrzymy,.

Uczeń powoli sięgnął dłonią do głowy, włożył palec wskazujący do ucha i zaczął energicznie potrząsać drapiąc się.

- Coś w głowie gryzie?

Przestał. Powoli przesunął głowę nakierowując centrum spojrzenia na Klausa. W karku mu strzyknęło. Jeszcze wolniej położył dłoń na kolano, powracając do szerokiego uśmiechu.

Odwzajemnił uśmiech.

- Opowiedzieć ci jaką przygodę miałem?

Pokiwał głową entuzjastycznie, szybko.W powietrzu roztaczał się zapach lawendy. Dosłownie - z każdym ruchem Klaus czuł jak woń słabnie lub nasila się tak jakby koncentrował gaz w pomieszczeniu.

- Razem z Patrickiem i Tomasem odwiedziliśmy sferę snu. Byłem świetlistym motylem! - błogi uśmiech się pojawił na twarzy eteryty - Każdy widzi sny i marzenia inaczej. Ja widziałem barwy, kolory i światła… było tak pięknie... wiesz, że czerń ma odcienie?

- Widziałem jej wszystkie barwy. Mieszkały ze mną. Smakowały burakami.

- Dobrze wiedzieć. Przyznam zjadłem trochę światła… smakowało bardziej jak rodzynki. Zaraz, wszystkie barwy smakowały burakami, czy były jakieś.. odmiany?

- Nie.

- Szkoda. - Klaus westchnął - Więc, skąd pomysł, aby nazwać mnie Luminus?

- Śpiewał mi kwadrat podczas naszej gry w bierki…

Spojrzał w sufit.

- Jakie piękne niebo. Mam pomysł.

Klaus pochylił się do przodu opierając łokciami o kolana.

- Jestem zainteresowany. Jaki to pomysł?

- Przyjdź do mnie jutro o godzinie mięsa. Bez buraków. Zobaczysz.

Twarz ucznia stężała, zszedł z niej uśmiech, a ten powrócił do powolnego kiwania się na krześle.

- Jasne. Do zobaczenia wtedy. - Klaus postanowił pilnować dalej uczniaka. Wyjął notesik i zaczął w nim zapisywać obliczenia, coś żeby zająć umysł. Upewniając się, że uczniak już raczej się nie ruszy, zajął się swoimi sprawami, czekając na pojawienie się Hannah.

Hermetyczka zjawiła się po godzinie. Klaus przekazał jej informacje o "godzinie mięsa" oraz że uczeń znał jakoś jego alias z incepcji Einara.

Upewniając się, że już się nic dziś nie stanie Eteryta ruszył do domu. Coś mu wpadło do głowy, kiedy siedział patrząc w biednego akolitę. Zaczął przeszukiwać internet w poszukiwaniu lokalnych legend oraz raportów dotyczących osób z utraconą pamięcią. Musiał być powód dla którego benefaktorzy Einara wybrali to miejsce.

***
Jego pierwszy instynkt zawiódł. Niestety nie znalazł powiązania między sytuacją Mervi a tym miastem. Postanowił więc zaczerpnąć wiedzy z innego źródła. Tomas miał dobry pomysł, bezdomnych nikt nie widzi, a oni widzą wszystko. Ruszył w kierunku alejek gdzie ostatnio był z Eutanatosem. Po drodzę zakupił w barze mlecznym wycieczkowy termosy zupy i herbaty.
Technomanta nawet zapomniał o nieco zaniepokojonej minie Hannah gdy jej streścił zachowanie szalonego ucznia gdy zobaczył… Prostą radość. Nie było to nic silnego, nie widział szerokich uśmiechów, okrzyków radości, nawet nie dostał więcej podziękowań niż dwa (a większośc zdawała się traktować jedzenie jak co im się należy) to jednak dyskretne, miłe skrzywienia, swobodniejsze rozmowy pośród lumpów czy po prostu lepsza atmosfera uświadomiła mu, że pod płaszczem smrodu i gburstwa ci ludzie cieszą się.
Nieco mniej pomyślnie wyszło wypytywanie ich. Chyba zdawali sobie sprawę, że muszą mu coś powiedzieć, będąc winnymi, temu uzyskał masę nieprawdziwych lub zbędnych informacji. Poza dwoma.
Tomas często ich odwiedzał, już od kilku miesięcy. Głównie gadał z Alice. Druga wiadomość za to była dużo ciekawsza. Dużo bezdomnych ginęło. Kalus mógł to powiązać z walką z Sabatem i wampirzymi polowaniami.
I wtedy zaświtał pomysł - jak podać szczepionkę lub badać domniemaną infekcję u Sabatu. Pozostawało pytanie czy Sabat polował na lumpów sam z siebie czy przy okazji odciął od wsparcia innego wampira zajmującego się nizinami społecznymi, kogoś z lokalnych.
Klaus podziękował bezdomnym za te informacje, którymi mogli się podzielić. Zapytał przy okazji gdzie może znaleźć Alice, jeżeli jest gdzieś w okolicy. Dowiedział się, że Alice chodzi własnymi ścieżkami i raczej trudno ustalić gdzie jest chociaż na pewno będzie tam alkohol.
Pomocne, pomyślał Eteryta. Podziękował im jeszcze raz, już miał zamiar się zbierać kiedy coś mu zaświtało w głowie.
- Właśnie. Słuchajcie razem z przyjaciółmi planujemy otworzyć instytucję, która w zamyśle ma pomóc ludziom jak wy. Chcemy nauczyć was kilku rzeczy, które pomogą wam znaleźc pracę. Czy ktoś byłby tu zainteresowany czymś takim?
Eteryta dostąl w odpowiedzi dziwne uśmiechy, zignorowanie go, szczyptę niezrozumienia i głośne siorbnięcie zupą.Westchnął tylko, upewnił się, że wydał całą zupę i herbatę jaką miał i ruszył z powrotem do domu. Po drodze wysłał sms do reszty fundacji.

PIJAWY MASOWO ZABIJAJĄ BEZDOMNYCH. MOŻLIWOŚĆ APLIKACJI SZCZEPIONKI?




W drodze do domu postanowił jednak dalej podążyć za sytuacją z wampirami. Zadzwonił do ojca Iwana z pytaniem, czy ma czas na chwilę rozmowy. Duchowny zaprosił syna eteru na parafię, w późnych godzinach wieczornych - widać, że wcześniej duchowny albo był zajęty albo chciał sprawiać takie wrażenie.

***
Ojciec Iwan przywitał Klausa serdecznym uściskiem zimnej dłoni, poklepaniem po plecach oraz zaprosinami do swojego pokoju aby nie niepokoić innych mieszkańców parafii. Naukowiec musiał przyznać, iż duchowny naprawdę zadbał o spokój, czekał na niego odpowiednio wcześnie tak aby nie wyrwał z odpoczynku innych lokatorów parafii.
Chórzysta mieszkał w skromnym pokoju. Chociaż nowoczesnym (gdyż wnętrze parafii się tak prezentowało) we wnętrzu poza standardowymi meblami Klaus dostrzegł tylko egzemplarz pisma świętego, dwie świece, butelki plastikowej wody, wiekowy laptop oraz… obraz. Chyba ikonę Matki Boskiej.
- Na kolację już późno, ale jeśli jesteś głodny, to zejdę i coś zrobię – mistrz zaoferował mu dwie rzeczy, dwie rzeczy godne zapamiętania. Nie dość, że nie widział problemu w usłużeniu innemu magowi to jeszcze chciał zostawić go samego w pokoju.
- Nie, dziękuję nie trzeba. - zapewnił Klaus - Chciałem, pomówić o lokalnej społeczności nocnej. Rozumiem, że po Walerii, ty jesteś następnym ekspertem.
- Bardziej punktem kontaktowym z lokalną Rodziną - duchowny wyjaśnił.
- Tak czy inaczej rozumiesz, mechanikę ich społeczeństwa bardziej niż ja. Spotkałem się dzisiaj z lokalnymi bezdomnymi. Najwyraźniej duża ich część umiera, większa niż zwykle, jeżeli zauważyli. Zapewne to oznacza krwiopijców i w takim razie pomyślałem. Jeżeli Burzooka istota, ten "Rój" jakoś wpływa na pijawy z Sabatu, a one atakują bezdomnych… w ten sposób możemy, jakoś się do niej dobrać.
- Ciągle myślisz o lekarstwie - duchowny zaczął - też mnie to zastanawiało. Widzę tylko inny problem. Potrzebowalibyśmy wampirów do testów.
- Watpie, aby nasi "sojusznicy" byli skorzy do tego, nawet jeśli chodzi o ich wrogów. - zastanowił się chwilę - Mervi… mówiła, że miała kontakt z tym czymś. Może połączenie ciągle tam jest?
- Nawet jeśli, chociaż wątpię, Mervi jednak kontaktowała się z umysłem wampira, to byłoby to nie tylko zdradzenie mu naszego zainteresowania co nie rozwiązuje problemu głównego. Na czymś musimy opracować lekarstwo. Chociaż wydaje się mi, iż lepszym określeniem byłaby selektywna trucizna - duchowny powiedział bez smutku.
-Klas zastanowił się chwilę. Wyjął notatnik przerysowując różne punkty, i prowadząc linie między nimi.
- Burzooka wpływa na wampiry z Sabatu, lub na ich część, musi wiedzieć o naszym istnieniu z powodu Einara. Jednak zamiast nas zniszczyć masowo atakuje bezdomnych… czemu?
- Wydaje się mi, iż Burzooka jest tym co Tomas nazwał Iluzją. Rój jest chorobą w Sabacie. Być może to po prostu taktyka Sabatu, chcą tutejszych odciąć od informacji, może i krwi. Albo po prostu przeistaczają masowo, o ile wiem, to rutyna u Sabatu. Młode wampiry zbyt dobrze nie polują, biorą łatwe cele.
- Sądziłbyś, że ci z Cammarilli wspomnieliby o tym na naszym ostatnim spotkaniu.
- Mogli potraktować to jako albo rzecz oczywistą lub nieistotne kulisy tej wojny.
- Ma to sens, ale nie pomaga naszej sytuacji… a jeżeli by... potraktować to od tyłu? Zamiast łapać wampira, który może być pod wpływem Roju… może zaszczepimy miernik, przyszłemu wampirowi? - Klaus skrzywił się trochę obrzydzony swoimi słowami.
- Sumienie by mi nie pozwoliło nie ratować takiego człowieka. I mam nadzieję, że wszyscy w fundacji czują podobnie.
- Wiem, moje również. Staram się znaleźć jakieś dojście do tego. Coś co by nas nie ujawniło od razu.- spojrzał na swój notatnik - Zaraz…. a gdyby…. Urządzenie Patricka…. - Klaus spojrzał na Iwana - Patrick razem z Mervi mieli stworzyć system, który miałby mierzyć przypływ kwintesencji w okolicy, coś co by pomogła nam ustalić miejsce na węzeł. Będę się musiał z nim skontaktować, ale… gdyby udało nam się zmienić parametry pomiarowe, zmienić wzorzec na życie i entropię… wziąć zwykłą śmiertelną krew jako bazę i wyszukiwać anomalii… może udałoby się nam znaleźć gdzie znajdują się dokładnie oba ugrupowania wampirów, ale też może udałoby się nam wykryć różnicę między "zdrowymi" wampirami z Camarilli, a chorymi z Sabatu.
- Jeśli infekcja będzie na takim stadium jak te spotkane przez Mervi, sądzę, że to będzie łatwe. Schody zaczynają się w przypadku osobników z przebiegiem bardziej utajonym - duchowny zamyślił się - nie powinno to zająć dużo czasu, warto sprawdzić.
Chórzysta spojrzał na Klausa.
- Ten duch, który was nękał. Chyba nie wspominałem - zaczął powoli - już wtedy miałem poszlaki, iż to Einar. I chyba chciał wrobić mistrza Jonathana.
- Zakładałem to już jakiś czas temu, pewnie coś co wyskoczyło Einarowi z głowy. Właśnie, rozmawiałem dzisiaj z tym uczniakiem, który przetrwał nalot na wieżę. Chyba przyda się, abyś na niego spojrzał Ojcze. Powiedział dzisiaj kilka niepokojących rzeczy, Martwię się, że coś mogło uciec z Einara i zagnieździć się w nim.
- Wszyscy maruderzy mówią niepokojące rzeczy jeśli ich posłuchać… Pojadę tam jutro rano. Wracając do wampirów, rozmawiałem dziś z Tomasem. Gerard przed śmiercią wspominał mi, iż miał akta seryjnego mordercy. Dziś nad ranem zabito dziewczynkę. Domyślasz się kto to mógł być - duchowny bardziej stwierdził niż zapytał.
Klaus westchnął.
- Czy muszę zgadywać? Mamy jak złapać drania?
- Sądzę, że była to Burzooka.
- Miała jakiś cel w tej dziewczynce?
- Oszczędzę ci drastycznych szczegółów, jeśli pozwolisz. Lecz wydaje się, że Iluzja, Burzooka lub jak zwać to coś, w taki sposób zmienia lub reperuje swój kształt. Dziwnym wypadkiem morderstwo nastąpiło po walce z nią wirtualnych gdzie jednak ją zranili. Ogólnie sposób poprzednich zbrodni wygląda tak jakby był to albo skończony psychopata albo demon który zmienia postacie, to drugie dodaję z mojego doświadczenia. Z tym też się to eutanatosowi skojarzyło.
- Hm… trochę dziwne… o ile nie znam się na demonach, wydawało mi się, że jako stworzenia Umbry nie są, aż tak przywiązane do… materii. Istnieją jakieś demony bardziej powiązane ze światem żyjących?
- To skomplikowane - duchowny zaczął powoli - jeśli masz wieczór i nie ma pilniejszych spraw, mogę ci zrobić małe wprowadzenie do kosmologii, przyda się, tym bardziej, iż planuję wyprawę do Umbry. Ogólnie… nie można mówić, iż Umbra jest w jakiś sposób światem nie-żyjących. Owszem, pewna jej część to prawdziwe zaświaty, lecz pozostała wydaje się bardziej żywa niż cokolwiek na ziemi. Nawet to co określasz duchem… Trzeba być ostrożnym, całe gatunki żyły kiedyś wyłącznie na ziemi, gryfy, jednorożce, nasi przyjaciele yeti, lecz w całości lub prawie całości wyemigrowały do Ubry, często z pomocą Tradycji. Czy to są duchy czy po prostu tam mieszkają? Do tego zauważ, iż wyjście z umbry związane jest z aktem materializacji, stworzenia powłoki. Jakakolwiek powłoka musi istnieć, nawet jeśli jest tylko splotem przestrzennego umiejscowienia i złej aury. Jeśli natura danego ducha nie pozwala mu tworzyć ciała, musi opętywać ludzi, zwierzęta, tworzyć ciało z pobliskiej materii, a w przypadku zniszczenia, ponownie przebijać Rękawice. To są bardzo złożone tematy, sety ksiąg i badań poświęcono klasyfikacji różnych grup istot, naprawdę trudno mi generalizować. Snuję przypuszczenia na podstawie doświadczeń i staram się dopasować pewne cechy z niemal nieskończonej puli.
- Więc jak to się ma, do naszej iluzji i jej potrzeby na…. surowiec, aby się naprawić?
- Albo kolejne ciało - Iwan podsumował.
Klaus pokręcił głową.
- Ponad mój prosty umysł do zrozumienia. Więc jeżeli to Burzooka… to co robimy?
- Można próbować ją wytropić, na naszych warunkach, w większej ilości magów. Do tej pory wszystkie z nią spotkania były przypadkiem z naszej perspektywy.

Reszta rozmowy Klausa i Iwana nie przyniosła większych odkryć czy pomysłów. Eteryta pożegnał się z duchownym i opuścił jego parafię. Pośpiesznie ruszył do samochodu i zaczął zmierzać do domu, musi po sprawdzać kilka rzeczy. W między czasie wysłał SMS do Mervi.

Mam plan na znalezienie zarazy w wampirach. Musimy się spoktać i to obgadać.



Po chwili dostał odpowiedź, aby przybyć do hotelu. W domu przeszukał internet w poszukiwaniu schematów na spektroskop. Następnie ruszył do hotelu.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 29-09-2019, 01:18   #98
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Technomantka spojrzała jeszcze raz na telefon, który ostrzegł ją przed magyą. Westchnęła ciężko.
- Mówisz o ołtarzu? - mruknęła i zaraz dodała - I sorry, ale czasami zastanawiam się czy ty aby na pewno jesteś technomantą…
- To mamy trzy, jeśli chodzi ci o to miejsce gdzie byłaś z tym dziadem. To był jakiś ołtarz?
- W tym kręgu, gdzie mnie zamknięto... Chyba był pod ziemią. - odparła ostrożnie - To musiało być ważne miejsce, może i temu Einar tam zrobił rytuał? Wyglądało na to, że Lokiemu w smak była miejscówka... - zamyśliła się.
- Lokiemu?
- No... Nie muszę ci mitologii nordyckiej tłumaczyć, co?
- Wyluzuj. Zastanawiam się czemu nagle zaczęłaś o mitach myśleć.
- Glitch chyba spanikował na widok macek, to i zrobił swoje. Większego Glitcha zawołał. - spojrzała w sufit - A mówiłeś, że coś widziałeś jak macka pokazała macki. Co?
- Prawdziwą naturę. Wcześniej ta dziewczyna… Kurcze, wziąłbym ją za zwykłego człowieka. Dopiero gdy zaczęła otwierać paszczę, wzorce drgnęły. Może to kwestia węzła i na jego tle trudno było mi zaobserwować, przecież wcześniej Iwan, Patrick i Gerard zidentyfikowali te istoty. Ale i tak nieźle się maskują.
Wirtualny adept zamyślił się.
- Jeśli uważasz, że to jest ważne miejsce, to mam pomysł. Na pewno będą chcieli dostać nasz węzeł. To powiemy, że ten był nasz. Skoro nephandi o nim wiedzą to i tak jest zbyt niebezpieczny dla nas dwojga. Trzeba tylko tak ich wkręcić aby uwierzyli, że to ten.
- Oni chyba już by nas, a szczególnie ciebie, pożarli żywcem za ten Węzeł. - wyszczerzyła się.
- Nie mogą, bo mam węzeł - zaśmiał się.
- A ten drugi, o którym mówiłeś?
- Potem podam ci koordynaty, szczerze, to nie znam ich teraz. Wyczyściłem sobie pamięć i całość zaszyfrowałem. Zostawiłem tylko ogólniki.
- Mam nadzieję, że tylko pamięć o informacjach, jakie zdobyłeś, a nie, bo ja wiem... Całe życie.

Fireson chyba chciał na nią spojrzeć, ostatecznie rozłożył się wygodniej spoglądając w sufit w milczeniu.

Mervi spojrzała zirytowana.
- Zaczniesz gadać ze mną normalnie czy mam znowu tobą potrząsnąć?
- Chyba nie jestem dobrym kandydatem na spowiednika, Mervi. Wiem, że chcesz się wygadać.
- Co? - założyła ręce - Chyba cię powaliło. Nie mam z czego się spowiadać, ale chcę wiedzieć co tu się kurwa odprawia. - parsknęła - Tak, jestem wściekła, bo straciłam informacje, które posiadać powinnam... czy ty też takie straciłeś o sobie na własne życzenie? Czy przeszedłeś proces amnezji, żeby zaspokoić swoją paranoję?
- Nie byłem w aż tak podbramkowej sytuacji aby wymazywać pamięć. Zresztą - westchnął - w większości wypadków lepiej się zabić niż dostać w łapy Unii. Mniej bólu. No i nie mam paranoi, Mervi. Ja po prostu ciągle żyję.
Zamyślił się.
- Dzięki ostrożności nie musiałem sobie wymazywać pamięci - nie powstrzymał się przed kąśliwą uwagą.
- A skąd pewność, że ja musiałam? - prychnęła - To do tego byłoby bez sensu, zapomnieć co się jadło wczoraj na śniadanie, ale nie zapomnieć faktów dotyczących Tradycji. Come on…

- Skupmy się może na tym co teraz jest ważne. Kiedy będziesz w pełni operacyjna?
- A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Słyszałaś rozmowę, fizycznie w miarę dziś. Gorzej paradoks. Trochę się naładowałem wczoraj.
- Ja z siebie trochę wyrwałam... - zamyśliła się - Co w ogóle chcesz zrobić, że mnie potrzebujesz?
- Węzeł trzeba przykryć aby przypadkiem go nie wykryli. Drugie miejsce będzie trzeba zbadać. Też się tym będę zajmował lecz w mniejszym stopniu, chcę zminimalizować ewentualny paradoks.
- Dobra... Tylko warunek. - spojrzała uważnie na wirtualnego - Potrzebuję innej miejscówki. Ty jesteś miłośnikiem zabezpieczania wszystkiego, więc i swoje miejsce zabezpieczyłeś. Chcę się skitrać u ciebie. - odparła lekko.
- Daj mi kilka dni to znajdę sobie inną miejscówkę.

Spojrzenie Mervi okazywało, że jest ona gotowa zacząć bić Firesona.
- Chyba się nie rozumiemy... lub ty udajesz większego idiotę niż jesteś. - usiadła na łóżku technomanty i przysunęła się bliżej - Chcę mieszkać z tobą.
- Wiem - odpowiedział lekko zmieszany - ale… kurcze, Mervi. Nie bierz tego do siebie. Jestem samotnym strzelcem, nie bez przyczyn tak działam.
- A dla mnie teraz pozostanie samą jest... Widziałeś co działo się tutaj. Gdyby ojczulek nie zagradzał mi drogi byłam chętna pójść w tym momencie... aby doprowadzić do własnej śmierci. Nie będę już mieszkać z Tomasem, a od ledwo dnia za cenę życia muszę się powstrzymywać. Nie zostawiaj mnie.
- To i tak lepiej abyś została tutaj lub na Parafii - zamyślił się - tutaj jest zawsze jakiś mag, a tam pewnie Iwan ma dobre relacje z duchownymi. Trudno abyś oczekiwała, że będę cały czas za niańkę robił.
- Taa... Bo zaufam mistykom, świetny pomysł.
- Po prostu ich wykorzystasz.
- Okręcasz kota ogonem. - mruknęła - I może ty nie kochasz kompów, ale ja bym raczej chciała mieć miejsce, gdzie w spokoju mogę z niego korzystać. Czasem muszę wejść do Sieci, a chyba musiałabym być szalona, aby przy mistykach się podłączać.
- Wypraszam sobie, korzystam z komputera - skrzywił się lekko urażony - jestem po prostu poziom wyżej. U mnie nie zostaniesz.
Mervi przez ledwie sekundę wydawała się jakby została uderzona boleśnie.
- Jasne. Poszukam sama. - otworzyła pustą torbę po laptopie, w której znajdowała się karta pamięci, której zawartość miała pokazać Firesonowi - Gdzie jest księga?
- U mnie, a gdzie ma być?
- A co z niej wyczytałeś?
- Sam jestem ciekaw - zaśmiał się - puściłem kilka heurystyk, głównie nieco bardziej wyrafinowane brute force. Na nic więcej nie miałem czasu, pewnie jeszcze liczy.

- Czyli tak w sumie... nie masz nic. - mruknęła wyciągając kartę pamięci.
- Zobaczymy co mam jak wrócę do siebie.
- I pewnie teraz będziesz chciał i kartę pamięci zabrać, co? Oczywiście, żeby samemu to przejrzeć.
- Teraz jestem tutaj, więc nie. Ale jak będę jechał do siebie, to raczej tak. Zresztą - pokręcił głową - taki był plan?
- Mieliśmy to razem porównać. Nie jestem automatem, do którego wrzucisz żeton, aby ci informacje dał.
- To właśnie robimy, ty masz połowę danych, a ja drugą połowę. Mogę ci dać dane jeśli będziesz umiała się połapać.
- Wiesz, że jeden z moich komputerów rozpadł się na części, a drugi znajduje się w spalonej miejscówce Tomasa, czyli nim dobrałabym się do danych i mogła je porównać... ty już byś pewnie miał to za sobą.
- Czyli ja zabieram. I po co ta histeria?
- Czemu mam ci zaufać? - schowała kartę w dłoni - Skąd mam mieć pewność, że dostanę wynik jak tylko się go dowiesz? Ty najwyraźniej nie ufasz nikomu.
- To nie. Nie mam ochoty udowadniać dziś niczego na siłę. Widać mało ci, że wyciągnąłem cię z gówna.
- Nawet nie chciałeś mi powiedzieć czemu to zrobiłeś.
- Bo byłaś w potrzebie, to takie trudne? I to niby ja nie ufam nikomu - parsknął - a sama szukasz wszędzie kolejnego dna.
- Widziałeś co otrzymałam za zaufanie. - położyła kartę pamięci na pościeli obok Firesona - Wylecz się jak trzeba. I daj mi te dane, i koordynaty na węzeł do zabezpieczenia.
- Wiem - powiedział spokojnie.

Mervi skierowała się do wyjścia, mając zamiar odszukać Tomasa, z którym tak drastycznie chciała się spotkać wczoraj. Nim jednak opuściła pomieszczenie spojrzała jeszcze na Firesona i skrzywiła się.
- Nie wiem czemu mi się podobasz.
- Bo mnie nie znasz - burknął głosem człowieka który ma na dziś już po dziurki w nosie rzeczywistości.
- I może to mnie kręci. - odparła niedbale, po czym po prostu wyszła z pokoju.


Mervi nie umiała bezczynnie usiedzieć na miejscu... Nie mogła po prostu czekać! Chciała JUŻ wiedzieć!
Wybrała numer do Tomasa...
Eutanatos przywitał ją zimnym, pewnym głosem.
- Cześć Mervi.
- Hej, kiedy się tu zjawisz?
- Nie wiem… Mam bardzo dużo roboty, praktycznie od rana chodzę z miejsca na miejsce.
- Nie no, jasne, ale... Miałbyś coś przeciw, żebym wpadła do tej miejscówki? Bardzo potrzebuję sprzętu.
- Nie - Tomas wtrącił się szybko - myślałem, że domyśliłaś się, że miejsce jest spalone. Byłem tam, cyrk na kółkach. Ale będę miał twój sprzęt.
- Przecież wiem, że spalone.
- Był tam chyba Sabat - Eutanatos powiedział chłodno - zrobili straszny bajzel ale nic ważnego nie zabrali. Potem wpadła policja.
- No, ale... - jęknęła zbolało - To ważne... a bez kompa i reszty nie dam rady!
- Wiem, mówiłem, odzyskam sprzęt. Wracam właśnie ze spotkania ze znajomym. Załatwi to nam. Mam wrażenie, że w policji miesza się Camarilla, ale staram się to załatwić poza nimi.
- ...jasne... Czyli mam... czekać...?
- Tak będzie najlepiej.
- To poczekam... - Tomas usłyszał jeszcze przed rozłączeniem się litanię żalu do Wszechświata.


Technomantka znudzona bezczynnością, postanowiła załatwić sprawę z Hannah, dla której miała już gotowy prezent...
Udała się do pokoju, w którym spodziewała się znaleźć hermetyczkę i zapukała do drzwi.
- Wejść - usłyszała znudzony głos hermetyczki zajmującej się uczniem Einara.
Mervi od razu przyjęła zaproszenie. Od razu ciekawsko zaczęła rozglądać się po pokoju, ale zobaczywszy Hannah jedzącą późniejsze, bardzo późniejsze, śniadanie, oderwała się od obserwacji i podeszła bliżej hermetyczki.
- Chciałam pogadać, Hannah.
Kobieta łapczywie chryząc chałkę przyjaźnie zaprosiła ją do wolnego krzesła. Uczeń siedział w rogu pokoju kołysząc się powoli.
Technomantka usiadła przed Hannah.
- Raczej ostatnio dobrze nie wyszło. Tak... głupio się stało.
- Po tym wszystkim - hermetyczka nie poczęstowała jej - uznaję, że to mógł być Einar. Co?
- Sama już nie wiem. - zamyśliła się - Ale na pewno on, nie czynniki inne, poradziły mi... prezent w przeprosinach. - poczochrała włosy - Bo chciałam przeprosinowo coś dać... zapytałam Einara o radę... Poradził. - skrzywiła się - Choć miałam podejrzenia, że to zły pomysł...
- Po owocach czynów poznacie ich - mruknęła.

- Niemniej... Mam wciąż ten prezent. Miałam dać go, tego dnia, co on... Zrobił swoje. - skrzywiła się lekko - Jest w sumie piękny, szkoda by się zmarnował... - sięgnęła do torby - Nie chciałam urazić nim! Tylko... - westchnęła wyjmując zawinięty w miękką tkaninę kryształ od Klausa.
- Co to? - Hannah spojrzała badawczo.
- Prezent przeprosinowy... Wybacz za wtedy i za to, że zaufałam Einarowi w jego sprawie... choć czułam, że to może być zły pomysł... Nie chcę by się zmarnował. - z lekkim wahaniem rozwinęła zawiniątko.
Hannah wzięła kryształ do ręki oglądając go z zaciekawieniem.
- Ładny. Te stereotypy - uśmiechnęła się - falujące kryształy, co? Mniej zdystansowany mag obraziłby się. Na szczęście ja taka nie jestem - chyba było jej głupio - dziękuję.

Mervi uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że prezent przypadł. - spojrzała na jedzenie tytaluski - Dopiero wstałaś?
- Odsypiałam, Klaus był na tyle dobry aby pilnować ucznia gdy regenerowałam siły. Normalnie z Jonathanem na zmianę mamy go na oku… Mistrzem Jonathanem - poprawiła się szybko gryząc bułkę, aż prawie pół jej nie wypadło z ust - po ostatnich ekscesach nie chcę go zostawiać.
- A co on w sumie zrobił?
- Hobgobilny.
- Więc nie można tu na nudę narzekać... - uśmiechnęła się ironicznie - W sumie... Czy to prawda, że nakopałaś swojemu mistrzowi? - zapytała szczerze zaciekawiona.
- Kto rozsiewa takie plotki?
Hannah ściągnęła brwi.
- To chyba był Einar... więc i pytam. Ale masz zamiar kiedyś? - zapytała z wyraźną ciekawością - To byłoby super.
- Nic nie wiesz o Tylaus, tylko coś tam słyszałaś - odpowiedziała bez zbędnej wyżości, raczej stwierdzała fakt - walka ma wymiar nie tylko fizyczny.
- No, nakopanie nie musi być tylko fizyczne. Ty nie wiesz jak wyglądają pojedynki Elity, co?
- Wiem - wzruszyła ramionami.
- Anyway... Będę z wami od dziś tutaj mieszkała, w hotelu. - westchnęła lekko - Prócz możliwych hobgoblinów macie coś jeszcze ciekawego i zajmującego?
- Mistrz dużo pracuje, ale chyba woli sam. Ja bym chętnie zdała na kogoś obowiązki z uczniem…
- Teraz jesteś tylko ty? - zmarszczyła brwi - Ja podróżuję, więc jestem bardzo poza zasięgiem w tamtych chwilach... Mój laptop wyleciał w kosmos obijając się o drzewo, a stacjonarki targać nie mogę. Oczywiście gdyby mi eteryci załatwili szybko trinarkę przenośną... mogłabym trochę pomagać z młodym. Zdalna robota jest zdalna. - zerknęła na ucznia - Jakoś próbujecie mu pomóc?
- Łagodzić objawy, człowiek sam musi uporać się ze Zmierzchem.
- No tak... Chyba. - stwierdziła bez pewności. A Glitch chciał ją w pernamentny... - Więc, trzeba się z Klausem ugadać. W Patrickowy stuff nie dam wiary…
- Wątpię aby ktoś z nich był w stanie zbudować komputer tridalny, ty też nie pomożesz odparła powoli- z całym szacunkiem adeptko - dodała ostrożniej.
- Że niby ja nie potrafię? - obruszyła się - Po prostu mówię, że wolę komputer ze światła niż z czegokolwiek co Patrick będzie miał pod ręką! Naprawdę, hermetycy... - mruknęła.
- Tak trudno przyznać, że się czegoś nie umie - odparła z lekkim, chyba sympatycznym uśmiechem - w Tylaus pierwsza lekcja to zrozumienie swoich ograniczeń. Po to aby je pokonywać, człowiek który uważa, że coś umie nie ma celu w nauczeniu się tego.
- Muszę umieć. Najwyżej zapomniałam... ale robiąc sobie przypomniałabym, na pewno. Tak musi być. - założyła ręce - To kwestia pamięci... Z tego co akurat dobrze pamiętam... Nie wolno popełniać błędów. - wyglądało na to, że ostatnie z nich ją bolą - Nigdy... Tego nie uczą w Tytalus?
- Ten się nie myli kto nic nie robi - odparła spokojnie kończąc śniadanie.
Mervi przewróciła oczami.
- Twoja opinia. - wstała od stołu - Nie będę zawracać dalej głowy, idę przygotować pokój dla swoich potrzeb... - chciała już się odwrócić, ale zatrzymała się w pół kroku - Nie macie tu gdzieś numerów do knajp, skąd można zamówić jedzenie? Musicie czymś się żywić... a nie tylko hotelowym żarciem.
- Podeślę ci na e-mail - hermetyczka uśmiechnęła się sympatycznie - jak dorzucisz się do zakupów to mogę czasem coś ugotować.
Mervi uśmiechnęła się na wiadomość.
- Jasne, daj znać jakby co. Kurde, ty umiesz gotować... Nie doceniłam chyba hermetyckiej edukacji. - wyszczerzyła się radośnie.
- To akurat własny zakres - odparła miło lekko zamyślona.

- Może kiedyś pokażę ci Sieć... bo w niej nie byłaś nigdy?
Hannah zaśmiała się. Początkowo lekko, aby po chwili śmiać się trochę głośniej (i w sposób niepiękny, mało kobiecy) jednocześnie oddychając tak aby się uspokoić.
- Przepraszam adeptko - westchnęła wciąż wesoła - byłam, tak - uśmiechnęła się.
- O, super. - oparła się o stół - Podobało się?
Hermetyczka przekrzywiła lekko głowę.
- Tak.
- Och, radości rozbudowanych opisów doświadczeń, czemu nas opuściłaś! - technomantka uniosła wzrok ku sufitowi na chwilę - Ale tak szczerze. Trafiłaś do porno zakątka śpiącej Sieci, co?
Hannah lekko zaczerwieniła się.
- I właśnie temu przegrywacie, tylko wam rozrywki w głowie - odpowiedziała pośpiesznie.
- Mam nadzieję, że twój mistrz też tam zabłądził czy jakieś trolle piwnicowe was pokierowały. - zaśmiała się - Obiecuję nie rozpowiadać, słowo! - odparła zanosząc się śmiechem - Ach, jeżeli nie będzie otwierać pokoju, nie próbuj wchodzić. Tak mówię na wszelki wypadek. Wstydzę się jak mnie ktoś podgląda przy pracy. - dodała - Pójdę już.
- Dobrze.



Od razu po dowiedzeniu się od Patricka, czego chciał Jonathan od Wirtualnej, ta ruszyła do pokoju hermetyka.
Rozległo się całkiem grzeczne pukanie do drzwi, a gdy doszły przez nie słowa "Proszę, Mervi", technomantka bez wahania weszła do środka i zamykając drzwi uraczyła gospodarza powitalnymi słowami:
- JMS, nie podejrzewałam, że wstydzisz się sam do mnie przyjść i musisz posłańca wysłać.
- Sądzę, iż po ostatnich wydarzeniach z Einarem możesz mieć żal za mą postawę - wyjaśnił spokojnie - usiądziesz?
Technomantka bez wahania przyjęła propozycję.
- Zastanawiam się... czy was w tych hermetyckich szkółkach nie uczą podstaw dyplomacji, jakiej można spodziewać się po innych? Chociażby po eterytach.
Hermetyk z trudem powstrzymał lekki uśmiech… Mervi nie wiedziała co mógł oznaczać.
- Tych których uczą, wolałabyś nie poznać - powiedział bez przekonania.

- Jeżeli miałabym żal - kontynuowała poprzednie słowa Jonathana - to tym bardziej zasłanianie się kimś innym nie byłoby dobrze przyjęte.
- Tylko, że to nie jest wyłącznie interes mój - hermetyk stwierdził rzeczowo - Patrick nie zrobiłby niczego z czym nie zgadzałby się dogłębnie, znasz go. To jest po prostu interes fundacji.
Kaleka odjechał trochę wózkiem do tyłu, wzdychając ciężko.
- Zaczynają ginąć ludzie, Mervi. Ty sama byłaś blisko, to już nie są zabawy w politykę.
- Tak, byłam blisko, ale dzięki Firesonowi wyszłam z tego cało. - wzruszyła ramionami - Zastanawiam się jednak czemu do tej pory nikt z was nie zechciał z nami o tym porozmawiać, w dyskusję wejść. Nie chcecie się tak zniżyć, co? Za bardzo wam metalem cuchniemy?
- Rany, Mervi. Jaką dyskusję, kiedy? Kiedy mieliśmy śpiącego nephandusa przy którym czas spędzało pięcioro magów? W nocy i nad ranem gdy wszyscy byli zmęczeni i po prostu odsypiają? Nie przesadzaj - pokręcił głową - jestem chyba ostatnią osobą tutaj które może mieć jakieś ideologiczne ale do innych Tradycji.
- Wybacz moje zirytowanie, ale doświadczeń z Hermetykami... mam po uszy. Jeżeli rozumiesz. - spojrzała w sufit - Chcecie nasz - dała nacisk na słowo - Węzeł, co?
- Ja dla siebie nic nie chcę - skrzywił się - mamy problem. Pamiętasz co przekazał Iwan po śmierci Gerarda? Co właściwie było jego orężem przeciw burzookiej?
- Fireson też używał Pierwszej, ale to nie dało wielkiego skutku.
- Ale jakiś dało - Jonathan odparł dynamicznie - poza tym nie wszyscy tutaj są mistrzami Pierwszej jak Gerard, a nawet adeptami. Mając dodatkowe hausty nawet student pierwszej mógłby próbować, nie wspominając o tym, iż kwintesencja po prostu wzmocni nasz potencjał obronny. Dobrze o tym wiesz…
- I mam podać teraz miejsce Węzła w imieniu swoim i nieświadomego Firesona?
- Sądzę, że masz lepszy pomysł.
- Dlaczego nie zapytasz Firesona, a tylko do mnie ta sprawa?
- Fireson to znany złodziej węzłów, co prawda sądziłem, że to tyczy tylko Unii. Sama wiesz jaką ma opinie o Radzie.
- Fatalną, jak większość Wirtualnych.
- Tak… I jednocześnie zasiada w radzie - wzruszył ramionami.
- Więc nie masz jak ugryźć sprawy z nim, co? Po co więc jego wybrałeś?
- Bo jest skurczybyk dobry. Mierny ale wierny nie jest moją maksymą.

Mervi zastanawiała się długo nim odpowiedziała.
- Podam wam miejsce... jeżeli zyskamy coś w zamian. - splotła palce przed sobą - Czy ten sposób nie jest ci miły?
- Na przykład informacje które wyciągnęliśmy z Einara? Wsparcie fundacji? Tomasa z Klausem którzy gnali do ciebie w nocy podczas spotkania ze zabłąkanymi wampirami? Forma wsparcia i ochrony? No tak - hermetyk lekko ironizował - to wszystko już macie i uważacie, że wam się należy, bo jesteście. Chcecie więcej?
Mervi uśmiechnęła się pod nosem.
- Chcę miejsca dla siebie. - odparła - Chcę Einherjar.
- Einherjar?
- Waleria już odeszła sobie, prawda? - wychyliła się trochę w stronę Jonathana.
- Tak, dziś nad ranem miała samolot.
- Ona mówiła o jednym z nich... Potrzebuję takich.
Jonathan wyglądał na zamyślonego, jakby chwilę zajęło mu skojarzenie faktów.
- Wampir? Na co potrzebujesz wampira, poganina jak mniemam?
- Potrzebuję go, bo jest Einherjar, a tacy właśnie mogą pomóc z tym całym zbliżającym się Ragnarökiem. - wyjaśniła wprost, nieprzejęta.
Hermetyk podniósł brew zaciekawiony.
- Wyjaśnisz mi potem? W kwestii miejsca, chcesz zostać tutaj? Czy wolisz nieco bardziej religijne klimaty - zaśmiał się lekko - jest opcja organizacji mieszkania, ale szczerze odradzam w twym stanie.
- Ojczulek już nakablował czy Tomas?
- Jesteś u mnie w pokoju, trochę go przygotowałem. Sądzę, iż nawet bez tego zauważyłbym co ci jest. Może nie przyczyny, ale skutki, to jak się czujesz.
- Nie ma to jak mieć pierdolniętego Avatara. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Każdy jest szalony na swój sposób - uśmiechnął się.
- Dla mojego chyba rzeczywistość jest za mało szalona.
- Dynamiczny - hermetyk spojrzał badawczo - nie przypuszczałbym.
Mervi spojrzała zaintrygowana.
- A co byś przypuszczał?
- Statyczny lub bardzo stonowany poszukujący, biorąc pod uwagę twe zamiłowanie do danych.
- A tu niespodzianka. Chyba się ze sobą zbyt często rozbiegamy w oczekiwaniach. - uśmiechnęła się.
- Aktywny avatar to takie same błogosławieństwo jak i przekleństwo - ocenił mistrz.

- Mervi, jak się… czujesz po tym wszystkim z Einarem? Trzeba ci czegoś? To było - zacisnął usta - przepraszam. Powinienem go wykryć. Nawet jeśli nie na miejscu, to powinienem wykryć co zamierza, wtedy.
- Czuję się... - zamyśliła się nad słowem - Zdradzona. Ale chyba zasłużyłam. Zaufanie... - urwała krzywiąc się - Einar nauczył mnie czegoś, a może przypomniał mi, odnośnie zaufania. Pedagog…
- Mój opiekun podczas nauk, mentor powiedział kiedyś w sposób mądry, jak to zwykle starzy hermetycy - skrzywił się ironicznie - iż zaufanie jest walutą którą płacimy za różne przysługi. Ten kto go nie ma, jest biedniejszy o jeden rodzaj monet.
- Mnie mój przypomniał, że my mamy tylko siebie. Potwierdza się. - dodała - Kto za mnie poręczał?
- Proszono o anonimowość - Jonathan powiedział to z trudem - i nie było to poręczenie, raczej wskazanie obiecującej wirtualnej adeptki. Nawet pomimo twych przygód z poprzednią fundacją.
- A więc zrobiłeś rozeznanie. - rozparła się w fotelu - Opowiedz mi o tym.
- Nie afiszuj się, że możesz się wygodnie rozsiąść - zażartował.
- Zazdrość bierze, co? - lekko poprawiła się w siedzisku - Więc opowiedz mi o tym, co znalazłeś o mnie. Najlepiej przy czymś mocniejszym.
- Wybierz sobie coś - pokręcił głową - szafka koło szafy, w szafie na dole jest zaczęte wino, reszta w tej szafce.
Mervi bez wahania podeszła do wskazanej szafki, żeby wyjąć zaraz z niej wysokogatunkową wódkę wraz z dwoma kryształowymi kieliszkami.
- Zamieniam się w słuch. - postawiła jeden z kieliszków przed Jonathanem i nalała mu solidnej porcji wódki.

Hermetyk nalał trunku Mervi i zgodnie ze zwyczajem wyciągnął dłoń do bruderszafta.
Mervi odwzajemniła ten akt obalając jednocześnie z Jonathanem swój kieliszek wódki, a przy okazji z niecierpliwością oczekując na opowieść. Hermetyk wychylił swoją porcję bez ani kszty grymasu.

- Głównie z Tomasem się tym zajmowałem. W pierwszej fazie po prostu rozesłałem listy do kilku fundacji, dostałem też polecenie z rady. Jak możesz się domyślić, odzew był raczej mizerny. Trzeba było ruszyć innymi kontaktami. W twojej sprawie odezwał się do mnie inny wirtualny adept, nie wiem czy po listach czy też po moich ruchach. Okazało się, że nawet miałem twoją teczkę, lecz rzuciłem ją do drugiej sterty - skrzywił się - jeśli stertą można nazwać dwie teczki. Nie mogliśmy za bardzo narzekać na tłum kandydatów.
- Och? Czemu już miałeś moją teczkę? - zaciekawiła się, polewając ponownie Jonathanowi.
- Dostałem z Horyzontu, nie pamiętam dokładnie czy z jakimś dodatkowym komentarzem.
- A sprawdzałeś czy kandydat miał na sumieniu jakieś nieładne sprawki?
- Do pewnego stopnia, zazwyczaj dość dużo było w teczkach. Sprawdzałem w pierwszej kolejności czy niczego nie zatajono lub wymazano. O tobie było całkiem dużo - mrugnął.
- Co tam się znajdowało? - zapytała wyraźnie ożywiona.
- Wkopanie starej fundacji - uśmiechnął się - oraz długie zniknięcie z radarów tradycji. Wirtualni powiedzieli, że to ich wewnętrzne sprawy i ręczą - wzruszył ramionami.
- Miałam sprawę za fundację? - zapytała zaciekawiona - I jak to dokładnie wyglądało? - wychyliła szybko kieliszek wódki.
- Ciekawość, sprowadzenie uwagi Technokracji. Ostatecznie trochę rozeszło się po kościach…

Hermetyk uśmiechnął się.
- Jak powiesz mi o co ci chodzi z tym einherjarl, to może przymknę oko na pewne obietnice i powiem kto mógł cię polecać.
- Muszę ich odnaleźć... a przynajmniej to, co da się odszukać. Pomogą... w sprawie z mackowymi gwałcicielami. Są w sumie... winni mi swoją wolność. - zamyśliła się - Mają dług wobec mnie... a to tak jakby by proxy.
- Wykręcasz się od powiedzenia wprost o co chodzi - zauważył hermetyk.
- Bo to w sumie brzmi... osobliwie. - zamyśliła się - Kiedy wpychano mi macki do gardła... Glitch zaczął wariować z przerażenia i zawołał... dużego Glitcha. Od niego wiem o Einherjarl... o tym jak Odyn ich zniewolił, a Avatar mojego Avatara ich uwolnił... - westchnęła - Tak jakby mam pokrewieństwo z nim.
- Czysty?
Hermetyk wyglądał na bardzo zaintrygowanego.
- Rozmawiałam z nim. - uśmiechnęła się lekko - A to był Loki.
- Loki Kłamca? Tutejszy odpowiednik antychrysta? To sobie wybrałaś - pokręcił głową.
- Ja nic nie wybierałam!
- Tak, a gdzie teorie o podświadomych projekcjach umysłu i wewnętrznym geniuszu ludzkości? Robisz się mistyczna, Mervi - zakpił sympatycznie - to był wasz Primus.
- Co? Mylisz mnie z technokratką.
- Technomantką - wyjaśnił - zresztą, niektóre małe domy mają podobne teorie.
- Ciężko uważać tak walniętego Avatara za projekcję umysłu czy geniusza. - mruknęła - On mnie chciał maruderować, jasna cholera! - dodała z pretensją w głosie - I co "to był wasz Primus?"
- Obiecałem powiedzieć kto w głównej mierze polecał cię, czy raczej odezwał się - uśmiechnął się delikatnie.
Mervi milczała dłuższy czas nim odezwała się prosto.
- Co tu się kurwa odprawia…
- Co masz na myśli?
Hermetyk był spokojny, nawet nie bardzo zaskoczony.
- Nie wiem czemu ktokolwiek miałby mnie polecać... - mruknęła - Kurwa. - spojrzała na kieliszek Jonathana - Pij swoje, nie zostawaj w tyle.
- Może się sama nie doceniasz - Jonathan odparł nie dotykając alkoholu - bardzo trudno jest trzeźwo oceniać samego siebie, większość ludzi przesada w jedną lub drugą stronę.

- Tomas mówił, że poręczał za mnie jakiś Joshua czy coś na J. - stwierdziła bawiąc się swoim pustym kieliszkiem.
- I nie tylko on - Jonathan odparł płynnie - ale to jeden z tych o kim można mówić. Może tylko słup, nie znam się dobrze z waszą Tradycją.
- A nie przyszło ci do głowy, że może chcą podrzucić wam świnię? - spojrzała w sufit - Czy może ten na J. nazywał się, bo ja wiem, Joel?
- Joel - hermetyk był zamyślony - nie. Joe był jeden ale to tylko e-mail dostałem, że słyszał o naszych poszukiwaniach i zaproponował odezwać się do ciebie, już wtedy miałem twoją teczkę.
- A jak wpadliście na to, aby Firesona kopać, żeby mnie znalazł?
- Sam się zgłosił… Na pewnym etapie. Mam wrażenie, że bardziej potraktował tutejszą misję jak plac badawczy. Skoro już mieliśmy kontakt z jednym wirtualnym to logiczne było aby on skaptował drugiego.

Technomantka milczała rozważając coś wyraźnie.
- Hej, J. Pamiętam, że mówiłeś kiedyś o... hmm... dawnych swoich chwilach wolnych, dających doświadczenie z... kobietami. Dobrze kojarzę? - zapytała nagle zmieniając temat.
Hermetyk zmierzył ją wesołym spojrzeniem, zaśmiał się.
- Sądzisz, że opanowałem leczenie traum psychicznych orgazmem? Takie rzeczy dopiero na LXIX kręgu wtajemniczenia - mrugnął.
- Powiedz mi po prostu - co bym musiała zrobić, aby cię poderwać? - zapytała serio.
Hermetyk spojrzał na kieliszek i wypił resztę duszkiem.
- Na przykład upić.

- Też mi pomocne... - mruknęła - Myślisz, że o tym nie myślałam? Pytam o socjalne sztuczki.
- Pijaństwo to jest sztuczka społeczna, Mervi. Co ty kombinujesz znowu?
- Chcę zwiększyć swoje doświadczenie w sferze bliskości i socjalnej.
- Paradoks - Jonathan podsumował krótko - przez to, że ich nie masz próbujesz iść drogą która nic nie da, a skoro idziesz tą drogą, niczego się nie nauczysz.
- Znowu twój mistrz ci sprzedał takie mądrości z ciasteczek? - zapytała naburmuszona.
- Znałem jednego maga z Ex Miscellanea który prowadził wyrób tego typu ciastek w Kanadzie. Nawet dobre robił.
- A cholera by z tobą, jak i z Hermetykami w całości.
- Cóż - Jonathan zaśmiał się lekko - zawsze mi mówili, że trochę mi brak taktu. Może mieli rację. Chcesz porady?
- Tak. - spojrzała uważnie na Jonathana - Nie wiem jak okazać zainteresowanie... prócz powiedzenia tego wprost, ale chyba nie zadziałało.
- Jedno słowo - wirtualna adeptka chyba coś poczuła, jakieś zawirowanie w kieszeni, czyżby alarm z telefonu… nie, gdzieś jakby świat zadrżał - Loki. To powinno wystarczyć.

Mervi westchnęła ciężko.
- Jasne, jasne. Pójdę już poszukać Tomasa, z nim łatwiej się dogadać. - wstała z fotela - Ach... ciekawi mnie jedno. - omiotła wzrokiem Hermetyka - Nie masz czucia tylko w nogach, czy też... - uniosła brew.
- Jak postanowisz wbić mi widelec w nogę to zrobię to samo - hermetyk odpowiedział poważnie - mam czucie w nogach. Nie, to nie jest zerwany kręgosłup.
- Och. Dobrze wiedzieć, że nie odebrano ci całości możliwych radości życia.
Gdy powiedziała słowo “odebrano” Jonathan skrzywił się autoironicznie.
Mervi najwyraźniej nie do końca rozumiała problem, bo już kierowała się do drzwi, gdy zatrzymała się nagle.
- Węzeł. - spojrzała na Jonathana - I miejscówka dla mnie. Wolę być tu, niż na Parafii.
- Pogadaj z właścicielem, jest swój człowiek. Możesz brać dowolny, wolny pokój - stwierdził beznamiętnie.
- A miejsce Węzła? Nie chcę byście mnie wyeksmitowali za szybko.
Hermetyk wyglądał na chcącego bić głową o blat.
- Mervi, zaraz po przybyciu tutaj hotel był od początku jedną z opcji, nikt cię nie wyrzuci.
- Chyba, że zleję warunki układu z Węzłem? - spojrzała rozbawiona.
- Wtedy stracisz moje zaufanie, czy też honor w moich oczach. Pamiętasz jak mówiłem o walucie?
- Jasne. jasne, nie irytuj się tak, rany. - przewróciła oczami - Einar skorzystał z mocy tego miejsca, cholera, ale nas nie ograbił. Szukajcie tam, gdzie on mnie dał na gwałt. Gdzieś tam jest... chyba że mam zaznaczyć na mapie?
Hermetyk spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem.
- Przemyśl sobie wszystko i jeszcze lokalizację węzła podasz nam, dobrze?
- Jak obiecałam. - odparła krótko - Wyślę ci info. - po tym opuściła pokój.



Od razu po wyjściu od Jonathana, Mervi ruszyła na poszukiwania Eutanatosa. Miała tylko nadzieję, że Patrick zrobił za grzecznego posłańca i spełnił swoje zadanie. Tomas czekał na parterze budynku, chyba jeszcze Fireson nie pojawił się.
Mervi podeszła do Tomasa od razu.
- Jeszcze Fireson nie ruszył tu tyłka? - spojrzała w korytarz - Ja bym uważała czy nie nawieje.
- Ludzie z przetrąconą nogą uciekają wolniej - Tomas zauważył chłodno.
- Ludzie zmotywowani na ucieczkę uciekają nawet z przetrąconymi nogami. - uśmiechnęła się lekko - Słuchaj... będę potrzebowała twojej pomocy... w wampirzej kwestii. Poszukuję jednego. Einherjara.
- Szkoda, że Waleria odjechała, wiedziałaby więcej - odpowiedział bez żalu.
- To był ten wampir, o którym mówiła. Może jest takich jak on więcej... Te konkretne mogą być istotne w walce z mackowymi. Pomógłbyś się skontaktować z Camarillą?
- Sądzę, że lepiej to załatwić przez Iwana. Zresztą, poczekaj z tym, sam to załatwię z mistrzem, ja też coś do wampirów mam.
- Dobra... - spojrzała znowu w korytarz - Jeszcze sprawa z tym, że przeniosę się tu... i trzeba mi zabrać rzeczy od ciebie.
- Po załatwieniu Adama ogarnę mieszkanie. To spalona miejscówka, zajmę się tym.
- Ej, nie zabijaj go jeszcze. Nie zrobił chyba nic godnego tego. - zachichotała.
- Muszę uważać na słowa - pokręcił głową.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? - Mervi patrzyła poważnie.
- Zawsze, najwyżej nie odpowiem.
- Miałeś kiedyś dziewczynę? - zapytała, a zaraz doprecyzowała - Serio pytam, bez żadnych śmiechów.
- Nie umawiam się z pacjentkami, przepraszam Mervi - powiedział zakłopotany z rumieńcem na twarzy trochę kontrastującym z umiarkowaną bladością jego oblicza.
- A więc... - Mervi spojrzała zaskoczona - ...gdybym nie była twoją pacjentką... To umówiłbyś się ze mną?
Mag śmierci wyglądał na człowieka któremu jest trochę niezręcznie.
- Tak. To jest moja terapia - nikły, kwaśny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Wow.... - technomantka wyglądała na zakłopotaną - Znaczy... Podobam ci się?
Mężczyzna spojrzał na nią poważnie.
- Staram się czerpać z życia, tyle. Co to za rozterki cię naszły po tej całej sprawie z Einarem?
- No bo... o Firesona chodzi... Em... - poczochrała włosy - Ale chyba nie wiem jak do kwestii podejść... Chociaż... Serio dzięki za komplement... - odparła dość niepewnie - Ty też jesteś... fajny.
- Nie jestem, wierz mi - wzruszył ramionami - twój książe specjalnie pewnie nie śpieszy się aby pokazać jak to plebs musi czekać na elitę.
- Ty to tam wiesz czy jesteś, czy nie. - odparła - I to nie jest mój książę, to tylko... no... podoba mi się. - stwierdziła niezręcznie - Dopilnowałbyś, aby tu wrócił?
- Zrobi co zechce.
Mervi westchnęła przeciągle.
- Jasne. Słyszałeś co wyprawiałam w nocy, nie?
- Tak.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 29-09-2019, 01:19   #99
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

W końcu Tomas powrócił z... tym co było jej komputerem,
- Policjanci wzięli zestaw VR za te śpiące zabawki. Komputer jest w trochę słabym stanie, może uda ci się go odpalić…
Tomas wyraził nadzieję gdy obracał drugi raz z samochodu nosząc rzeczy - najważniejsze ubrania, sprzęt Mervi, własne rzeczy. Jak jej wytłumaczył, co ciekawsze znaleziska zarekwirowała policja. Mag śmierci wyglądał na dziwnie spokojnego i chłodnego.
I to Mervi mogło niepokoić. Tomas wchodził w tryb zimnego profesjonalisty wtedy gdy czuł kłopoty.
- Coś... stało się? - zapytała podłączając komputer, jednocześnie oglądając z bólem stan wizualny - Od ciebie bije ten chłód, który zmroziłby HitMarka.
- Zawsze coś się dzieje - eutanatos odpowiedział enigmatycznie - będziesz mnie jeszcze potrzebować?
- Czekaj, czekaj. Możliwe, daj mi tylko sprawdzić sprzęt...
Nagle zaniemówiła. Raz spróbowała ponownie uruchomić, gdy nie dało rady od razu. Pozwoliła się ogrzać częściom. Nic. Później już wyglądały próby jak objaw rozpaczy.
- CO ONI ZROBILI Z MOIM KOMPEM?!
- To chyba ty podczas teleportacji z Adamem - Tomas ocenił - sprzęt już wtedy wyglądał strasznie.
- Ale teleportowałam nas przy pomocy zasobów zbudzonych lapem i... - urwała - Nie mogłam wspomóc się tym... prawda?! - skryła twarz w dłoniach.
- Nie było mnie przy tym. Ale z tego co Adam mówił, to nieźle się działo, chyba jak ładowaliście to przelecieliście kilka metrów, wtedy on się połamał. Adam, nie laptop. Chociaż może i laptop?
- Laptop umarł w częściach, gdy o drzewo przywalił. - jęknęła technomantka - A teraz TEN tez nie działa!
- Nie wiem który sprzęt jest cenniejszy - Tomas powiedział spokojnie - modyfikowałaś go? To specjalna konstrukcja?
- My nie używamy zwykłych binarek z supermarketu... chyba że ktoś za bardzo lubi retro... i jest nubem... - Mervi wyglądała jakby świat jej się walił - To komputer tridalny, tego nie naprawią w serwisie!

Tomas uśmiechnął się krzywo.
- Bardzo powstrzymuję się teraz od komentarza - powiedział lekko.
Mervi podniosła głowę żeby spojrzeć na Tomasa.
- Och, tak. Pewnie chciałbyś śmiać się z mojego nieszczęścia.
- Po prostu… jesteś bardzo zależna od narzędzi. Prawie jak hermetycy. To trochę zabawne, nie sądzisz? Uzdolniona wirtualna, z głową pełna matematyki i teorii bez kawałka tworzyw sztucznych jest jak bez ręki.
Eutanatos powiedział to spójnie.
- Jonathan jest u siebie?
- Ten "kawałek tworzywa sztucznego" jest jak najlepszy przyjaciel zawsze gotowy pomóc. - parsknęła - A J. nie ma. Nie wiem gdzie się zawiózł.
Coś dziwnego przeszło przez twarz Tomasa gdy dowiedział, się, że hermetyka nie ma w hotelu. Jakby powstrzymany uśmiech? Nie, może jej się tylko wydawało.
- A ty wiesz gdzie jest i kiedy wróci? On ma lapa, zakładam, że mocnego. Potrzebuję go...
- Nie wiem. Wątpię aby ci pożyczył, to hermetyk. Tak szczerze, to chyba nikt nie da laptopa wirtualnemu adeptowi. W przypadku innych tradycji nie ma co się bać. Nie możesz kupić nowego? Jeśli problemem jest kasa, coś wykombinujemy.
- Zanim bym dostała odpowiedniego to by minęło... Nie mogę dłużej czekać! Potrzebuję kompa, a eterboysy na pewno się nie pospieszą! - spojrzała na Tomasa - Ale... przecież ty masz laptopa.
- Nie dość, że złom to trochę zabezpieczony złom - Tomas wyjaśnił bez skrępowania.
- Ale ja chcę tylko do Pajęczyny wejść...
- Wątpię abyś dała na moim komputerze zrobić coś więcej niż zakupy na ali, plus szyfrowania Mervi. Przykro mi.
- Pierdolę, a J. mówił takie wielkie słowa o Fundacji i tak dalej... Hannah też mi nie da...
- Przyniosę ci i sama zobaczysz - Tomas skrzywił się - ja mówię szczerze. Dbam o bezpieczeństwo, lata temu znajomy syn eteru trochę bawił się moim sprzętem, temu jeszcze go nie wymieniałem.
- Niech zgadnę. Ty to nawet byś i tak miał lepsze rzeczy do roboty, więc nie pilnowałbyś mnie jakbym do Pajęczyny się logowała, co?
- Zależy kiedy, na dziś już skończyłem. Jeśli nie przewidujesz wybuchów paradoksu to podgrzeje sobie coś w mikrofali u ciebie i mogę posiedzieć, trochę zgłodniałem.

- Oczywiście, że dziś. - burknęła - Zobaczę co z tym zrobić mogę... podręczę Hannah może... podzwonię do eterytów, do Firesona jeśli muszę…
- Fireson tak spieprzał z fundacji jakbyśmy byli trędowaci - Tomas zaśmiał się.
Mervi wyglądała w tym momencie jakby Tomas ją uderzył pięścią w okutej rękawicy.
- Coś się stało, Mervi?
- To byłoby tyle z moich marzeń o związku...
- To paranoik, pewnie teraz zmywa obce zapachy - eutanatos uśmiechnął się lekko - pracowałem z takimi. Zwykle wykańczały ich nerwy.
Mervi dłuższą chwilę oceniała zniszczenia komputera.
- Sama nic nie poradzę... - jęknęła z namacalnym bólem w głosie - A Fireson... Raz znalazłam kogoś odpowiedniego to nie!
- Masz dziwną definicję słowa znalezione i odpowiedni. NIe oceniam - wzruszył ramionami.
- Chodź ze mną do Hannah... ona zna się na gotowaniu, dasz wiarę? I może lapa pożyczy...
- Hermetyk?
Tomas zapytał pod nosem lecz bez słowa poszli do Hannah.

O dziwo, hermetyczka była w swym pokoju, być może zdalnie pilnowała ucznia i po prostu potrzebowała prywatności, albo, co bardziej prawdopodobne, pilnowała go zdalnie znając rytm dobowy jego szaleństwa.
Otworzyła im drzwi w przyciasnej pidżamie w króliki. Teraz też okazało się, że używała makijażu - gdyż bez niego jej cera prezentowała się w złym stanie.
- Mam nadzieję, że macie ważny powód…
- Masz laptopa? Dobrego? - technomantka od razu zapytała.
- Tomas robi za egzekutora rekwizycji? - Mistyczka podniosła jedną brew.
- Tomas? Ze swoją niewinną aparycją? - postarała się chyba uśmiechnąć - Potrzebuję dostępu do kompa. Mój laptop wczoraj został zabity o drzewo... a to co z drugiego kompa zostało... eteryci muszą naprawić. Potrzebuję wejść do Pajęczyny, proszę...
- Tylko do Pajęczyny potrzebujesz?
Hermetyczka wyglądała na pełną podejrzeń.
- Tak, resztę jutro zrobię... Jeżeli mi kompa odratują. - skrzywiła się - Mogę niby bez, ale... To będzie złe samo w sobie. Magyą twoją binarkę przyspieszę, VR podłączę...
- Wirtualna która mówi o magy - Hannah uśmiechnęła się lekko, nawet wesoło - masz własny set VR?
- Tak, Tomas zabrał. Co jest zabawne w mówieniu o magyi?
- Bardziej spodziewałam się jakiejś nadtechnologii czy coś - powiedziała lekko - dobra. Tomas, możesz pilnować ucznia? Teraz nie będę miała na niego oko - hermetyczka bardziej rozkazała niż poprosiła z typową dla siebie manierą lekkiej wyższości - skoro tylko Pajęczyna to zapraszam do mnie. Sama cię podepnę.
-... co? - zdziwiła się Mervi - Znaczy... wiesz jak?
- Nie rób z tego wiedzy tajemnej. Sami publikujecie soft i schematy - uśmiechnęła się grzecznie.
- To ja pójdę do naszego nieszczęśnika - Tomas zniknął bezszelestnie zmierzając w kierunku pokoju szalonego ucznia.
- Chodzi o to, że... no... jesteś... hermetyczką... Rozumiesz? - odparła speszona.
Hannah weszła w głąb pokoju zapraszając Mervi. Po chwili przyjrzała się jej.
- A, jeszcze zestaw VR weź - wzruszyła ramionami - no tak. Hermetyk to znaczy lepszy, a nie zacofany.
-... jasne. - mruknęła Mervi i poszła na chwilę, aby wrócić ze swoim zestawem VR.

&&&

W ogólnym, małym bałaganie pośród którego dominowały opakowania po słodyczach, coli, talerze w zlewie oraz setki książek z zakładkami (jakby ktoś wszystkie zaczynał czytać i ani jednej nie skończył) Hannah postawiła laptop. Gogle i rękawice podłączyły się prawidłowo, a program wykrył je natychmiast…
...program używany przez większość wirtualnych adeptów. Po splashscreenie Mervi dostrzegła, iż nie jest to najnowsza, wersja stabilna ale też wyglądało na samodzielną kompilację, być może z patchami. Po wyglądzie opcji w graficznej nakładce i porównaniu tego z bajtowym potokiem komend stwierdziła, jest to jednak jakiś lekki fork programu, ciągle bliski głównej gałęzi.
- Długo masz zamiar tam być?
- Na pewno jedna sprawa mnie czeka... ale nie wiem czy cokolwiek więcej. - spojrzała na program - Masz więcej dziwnych talentów czy ktoś ci pomógł z tym programem?
- A co w tym miało być trudnego - spojrzała na nią zdziwiona - przestań gadać jak niektórzy Merlini, którzy najbanalniejszą klatwę uważają za wyzwanie na lata chyba tylko po to aby sprawiać wrażenie, że to co oni umieją jest poza zasięgiem innych.
- Myslalam, że może być... - Mervi założyła rękawiczki i gogle.
Uśmiechnęła się trochę jak podekscytowane dziecko.


- Myślałeś kiedyś, aby zmienić nick?
Mervi o formie steampunkowego mężczyzny zapytała od razu doktora Draculę, gdy tylko przywitała się z nim w jego zamczysku.
- Znowu? - Informatyczny wampir machnął szponiastą dłonią - Jeszcze poprzedni nie jest dobrze zapamiętany.
- A jaki był poprzedni?
- Etheromanta. Jeszcze nie było zajęte.
Doktor Drakula zaproponował jej herbatę siadając na stołku w kuchni swego zamczyska.
- Ja tam nazwałbym cię Infopirem. Chyba już tak o tobie myślę, tak czy inaczej. - odparła Mervi zgadzając się na propozycję... dla klimatu.
- Zacne - naukowiec skomentował pogodnie, kontrastując z jego aparycją - lecz nie jesteś tutaj z powodu chęci umilenia czasu.
- Na pewno nie to miałem na myśli tym razem. Wysłałeś mi PMkę...
- Wiem.
- Szukałeś. - Mervi trochę była zaskoczona, że Infopir się zainteresował - Czy znalazłeś coś ważnego?
- Tak - syn eteru spojrzał nań żółtymi ślepiami - początkowo zastanawiałem się czy nie rozłożyć twej osobowości na strumień prymitywów. Stwierdziłem jednak, że strata informacji będzie zbyt wielka…
Wyszczerzył wampirze kły.
- Sądzę, że inaczej się przydasz.
- Sounds kinky... - Mervi poczochrała grzywkę - A... jak miałbym się przydać...?
- Sądzę, że jak przepuszczę strumień danych przez twe matryce, rozkodujesz je w pełni. Żądam poglądu tych danych… Oraz dostępu do połowy danych które masz… w sobie.
- To raczej za dużo... Comeon, taka masa? W tym "nie wiadomo co zawierające dane? - Mervi wolała nie wspominać, że połowa jej danych to mało... i miała tylko nadzieję, że mówiąc o nich nie miał na myśli tego, z czego powłokę zbudowała w Pajęczynie.
- Tak wygląda moja oferta, umowę wdrukujemy w Pajęczynę, standardowy metablok w łańcuchu zobowiązań.
- A co powiesz na to, abym skołował ci dane dotyczące Pajęczyny? Podałbyś tylko temat...
- Gdyby dało się sklonować te dane które mnie interesują od razu, nie musielibyśmy rozmawiać. Oferta leży na stole i to o niej rozmawiajmy.
- Ale ta połowa danych... będzie tym, co uznam za odpowiednie do przekazania. - odparła.
- Losowy algorytm wyboru danych. Możemy wpisać w umowę schematy filtrów, jeśli jesteś w stanie je stworzyć. Jeśli zaakceptuje filtry, zgoda. Nie obchodzi mnie z kim żyjesz i gdzie.
- Off limit są dane dotyczące mojej Tradycji. - stwierdziła poważnie, jednocześnie zastanawiając się czy czegoś z tych danych nie zapomniała - Jeżeli to, co mi przekażesz okaże się niewarte tych danych... nie dam wszystkiego. To co mam dać, dostaniesz dopiero po spełnieniu swojej części. Moja cześć będzie czekała.
- Dane twej Tradycji również mają być obecne. Godzę się na 80% mniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia. Na finalizację twej części damy sobie rok.
Mervi miała w tym momencie ochotę Infopira rozłożyć na strumień prymitywów.
- Żadnych danych mojej Tradycji albo zapomnij o rozkodowaniu tych danych i poznaniu ich zawartości.
- Żadnych danych dotyczących wyłącznie twej Tradycji, inne powiązane z szansą 60% mniejszą.
- 80%.
- 65%.
- 70% i to ostatnia propozycja.
Doktor Drakula wyszczerzył się wilczo.
- Dobrze. Ile potrzebujesz na przygotowanie filtrów? Umowa się powoli tworzy, zajmują się nią inne moje procesy.
- Krótko, z kilkanaście minut.

&&&

Stopnień złożoności umowy umowy był ledwo do ogarnięcia przez Mervi. Zastanawiała się, czy po prostu bezcielesny syn eteru przecenił jej intelekt czy wręcz przeciwnie – dostosował umowę idealnie do jej możliwości mentalnych. Czy był w tym zupełnie naturalny czy też chciał ją poniżyć? Z żółtych ślepi i twarzy o ziemistej barwie nie mogła odczytać jego intencji. Coraz bardziej uświadamiała sobie, że Doktor Dracula nie jest już człowiekiem, a bardziej zgrupowaniem procesów, watów i zadań tworzących jeden byt. Był jednocześnie ponad ludźmi jak i pod nimi.
Otrzymała klucze szyfrujące blok umowy. I teraz miało się zacząć.
Gdy rozwijała swe matryce dekodujące i je parkeryzowała, w głębi serca budził się niepokój. W jakim stopniu Infopir wiedział co się tam działo, jeszcze przed rozkodowaniem? Coś musiał podejrzewać. Może to była pułapka.
Raz się żyje.

&&&
Dziwnie oglądało się samą sobie pośród cyfrowych ruin (w postaci padniętych pikseli, uszkodzonych bloków danych i szalejących informacji naprawczych) z kryształowym golemem będącym avatarem innego netrunnera.
Rozkodowanie było zupełniejsze niż się spodziewała.
- I co, masz coś? - Zapytała golema.
- Blokady na wszystkie porty, niby złożoność ataku O(n^2) ale z cholernie wysoką stałą. Mamy…
Mervi pokręciła głową, wyglądała na zamyśloną.
- Mówiłeś, że jesteś w stanie ich znukować.
- Dobrze wiesz, że mogę dać gwarancję jednej osobie. Druga oberwie i oberwą dane, nie po to cała ta akcja.
- Dante… - Mervi zaczęła smutno – zajmiesz się mną?
Kryształowy stwór chyba nie rozumiał.
- Nie myślałeś chyba, że oddam ci ten stuff – uśmiechnęła się zawadiacko – mam plan. Wkoduję te dane do mojej pamięci.
- Zabraknie ci miejsca.
- A P równa się NP – uśmiechnęła się kąśliwie – przecież wiem. Będę musiała resztę wymazać. Ale zakoduję je tak, że nikt poza mną tego nie rozkoduje.
Wypalone piksele przybrały kolorowe odcienie przeskakujące we wszystkie strony w plątaninie tworzącej zwariowaną, świetlną smugę. Mervi patrzyła na Glitcha z lekkim uśmiechem.
- Kodowanie moim avatarem jest nie do złamania. Udowodniłam to nawet kiedyś, odezwij się to dam ci wyliczenia.
Dante wahał się.
- Musi być inne wyjście.
- Słuchaj sztuczniaku – zażartowała, widać, iż niebezpieczeństwa zbliżają ludzi – wiem na co się piszę. To moje dane, ja je wykradłam Unii i ja będę je trzymać. Pierwsze pół roku mogę być trochę jak pijana, będzie to dla mnie zamazane…
- Augustin Jean Feugarde bani Tytalus, chociaż to zapamiętaj. Będzie miał cię na oku, z daleka, facet trochę surfuje. Pajęczynę traktuje bardziej jako chwilowe zainteresowanie, ale jest bardzo w porządku. Będzie na ciebie patrzył z daleka, lepiej aby ktoś z innej Tradycji – Dante powiedział zimno, ze smutkiem – potem się zobaczy. Co kodujesz?
- Jak znam ten twój nuke, to przepalisz tak wszystko, że chyba tylko mocne AI zdoła cokolwiek wnioskować – dziewczyna wyjaśniła – robię sobie backpoint. Odczytam z tych bzdur, coś co mi przypomni po co to wszystko.
Datne spojrzał na nią zaciekawiony. Poklepał po ramieniu.
&&&

Infopir przyglądał się jej szeroko otwartymi oczami. Zbyt szeroko. Oblizał szare wargi mięsistym, długim ozorem.
Mervi natomiast patrzyła w przestrzeń bez skupienia na czymkolwiek, a gdy w końcu spojrzała w oczy Infopira odezwała się do niego zimnym głosem.
- Jesteś już bardziej martwy niż sądzisz.
- Dziwnie wyrażasz wdzięczność.
- Kolejny, który dobrze się bawi moją sytuacją. - mruknęła - Cholera z wami wszystkimi.
- W zasadzie to mógłbym cię tutaj zatrzymać i czekać aż rozkodujesz moje dane… - zaczął zimno - ...ale nie jestem potworem.
- A tak mam rok.
- Będziesz musiała się pośpieszyć, ale w sumie tobie też zależy na dekodowaniu.
- Na razie obędziesz się ze smakiem, pijawko danych. - wstała z krzesła - Rok.
- Czas mija - Infopir wyszczerzył żółte, duże kły.


Mervi zdjęła gogle VR i zapatrzyła się w monitor komputera Hannah. Przetarła oczy nadgarstkami. Nic nie mówiła do hermetyczki, jedynie zdejmowała w ciszy rękawiczki. Wyglądała jakby ktoś (znowu) zrzucił jej na głowę worek kamieni.
- Coś się stało - hermetyczka bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Jak nazywa się twój mistrz? - zapytała ze skupionym wzrokiem na zdejmowaniu rękawic.
- Augustin… co to właściwie za pytanie?
- Jean Feugarde? - dopytała.
- Tak, co to ma do rzeczy?
Mervi złożyła cały zestaw VR.
- Coś sobie przypomniałam, to tyle.
- Najpierw wypytujesz mnie o mentora, a teraz tak się zachowujesz?
Hermetyczka burkneła wydymając usta.
- Wyglądasz całkiem uroczo, gdy wydymasz usta. - uśmiechnęła się lekko - Nie miało dla mnie większego sensu zainteresowanie twoje mentora... ale teraz już wiem więcej. - spojrzała na hermetyczkę - Czemu cię tu wysłano, Hannah?
- Nikt mnie tu nie wysłał, sama się wysłałam. Mistrz Schwarzvogel na pewno wspominał jeśli pytałaś…
- Jeżeli sama się wysłałaś... To czemu twój mistrz cię puścił? W szachy z nim wygrałaś?
- Jeszcze przed chwilą mnie przepraszałaś za zachowanie - hermetyczka zmroziła ją wzrokiem.
Technomantka spojrzała zaskoczona.
- Chwilę... co ja takiego zrobiłam? To było szczere pytanie... Myślałam, że jest taka zasada u Tytalus, że musisz jakoś mistrza pokonać, a ty przecież mówiłaś, iż nie musi to być fizyczne... To nie było żadne kpienie czy coś…
- Więc stwierdziłaś, że poważni magowie tylko grają w szachy. Albo ja nie jestem zdolna do fizycznej rywalizacji - Hannah pokręciła głową.
- Przecież wcześniej sama mówiłaś, że nie nakopałaś mistrzowi... A to ja ponoć jestem sztywna, dajcie spokój…
- Masz jeszcze jakieś złote myśli?
- W sumie dużo. - uśmiechnęła się przyjaźnie - Ale je zachowam dla przyszłych pokoleń. Wiesz w sumie gdzie Jonathan zniknął?
Hermetyczka spojrzała w sufit. Trochę się zaczerwieniła.
- Patrick robił imprezę, mnie też zapraszał.
- Czekaj, jaką imprezę? - zapytała zaskoczona.
- No tak - spojrzała trochę spokojniej, chyba złość na Mervi przeszła jej w ramach stwierdzenia “VA tak mają” - pewnie ciebie nie zaprosił abyś spokojnie się kurowała, i psychicznie i fizycznie. Jednak trochę was poobijała tamta ucieczka.
- Trochę... ale bez przesady. Gorzej było z komputerami... - westchnęła z bólem - Patrick coś mówił o imprezce gejowskiej... nie, chyba tego dziś nie było. Jakieś inne... - zamyśliła się - Swingers?
Hannah zamilkła wymownie.
- ...czy Jonathan i Patrick... - urwała na moment - czy oni są na imprezie swingersów...? - Mervi w tym momencie wyglądała jakby była bliska omdlenia.
- Jeśli to ta sama na którą mnie zapraszano - hermetyczka powiedziała dyplomatycznie.
Mervi zakryła oczy i westchnęła ciężko.
- Nawet koleś na wózku... - zamilkła na chwilę - Masz jakiś alkohol? Muszę się napić…
- Niestety, nie trzymam. Chciałam kupić ostatnio ale strasznie tutaj trudno dostać - pokręciła głową.
- Tomas chyba pomoże z uczniem dłużej... Chcesz pójść się napić ze mną?
- Nie, dzięki. Też nie powinnaś uciekać w alkohol - powiedziała ostrzej, z lekką naganą w głosie.
- Wybacz, ale czasem trzeba troszkę. Na lepszy sen. - wzruszyła ramionami.


Kiedy już Tomas został zwolniony z ponadprogramowego zajęcia, Mervi podeszła do niego z pytaniem.
- Chcesz się napić ze mną w pubie?
- Nie piję - Tomas odpowiedział z pewnym smutkiem - muszę zachować pełnię zdolności operacyjnych.
- Nawet coś słabego, drinka? Likier? - zapytała zasmucona.
- Post łączy mnie z Cyklem, Mervi.
- Ech, jasne. - machnęła ręką zdołowana - Gdzie nocujesz?
- Dziś tutaj.
- To odpoczywaj dobrze. Też spróbuję, może jutro ci eteryci mi z kompem pomogą. - wysiliła się na uśmiech - Dobranoc.


Mervi leżała na łóżku wpatrzona w sufit swojego nowego pokoju w hermetyckim hotelu. Była zmęczona, ale jednocześnie nie wiedziała czy będzie w stanie tak łatwo usnąć.
Tyle w końcu się dowiedziała...

Usiadła, aby oprzeć się plecami o równoległą ścianę. Czy te informacje dały jej cokolwiek? Tak, wiedzę, iż to ona sama wymazała sobie pamięć, ale nie jako ostateczne zabezpieczenie przed Technokracją. Usunęła te zbędniejsze dane, aby móc na ich miejsce wgrać... coś. Tylko co było tak ważnego?
Jak to wydobyć?
Kwestia na później...

Technomantka obserwowała załamania kołdry oplecionej zieloną poszewką... o ile na prawdę była ona zielona. Mervi wydawało się, iż ta zieleń zmienia odcienie i choć w półmroku ciężko jej było określić, to była przekonana, że tekstura kołdry jest niejednolitą kolorystycznie mozaiką pikseli.
Wbrew sobie Mervi uśmiechnęła się na ten obraz.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 30-09-2019, 22:45   #100
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Healy po powrocie do domu zabrał się za zbieranie informacji przez sieć. Nie było to szczególnie trudnym wyzwaniem, zważywszy że wyszukiwał powszechnie dostępne informacje i publiczne ogłoszenia. To co znalazł nieco zafrapowało go. Dzisiaj impreza w klubie miała być zwyczajna, tylko trwała krócej. Potem jednak sala miała być wynajęta dla jakiejś organizacji pozarządowej. Sądząc z opisu nie byli to pseudo-geje za jakich podawali się Opustoszali, a klub swingersów. Zabawa dla dorosłych… choć dziecinna w swojej naturze. Ale kto komu zabroni urozmaicać sobie życie łóżkowe, zwłaszcza w progresywnej Norwegii? Healy’ego kusiło by zaciągnąć Klausa na tą imprezkę udając wraz z nim bi-curious, ale… uznał że ekscentryczny Syn Eteru może nie uznać tego żartu za dobry. Zresztą jeśli już Patrick miałby się tam zjawić, to chyba… lepiej by było z kobietą, nieprawdaż?
Wpierw jednak obowiązki, a potem przyjemność. Healy zadzwonił do Mervi, by zaproponować jej parę pomysłów.
Telefon Mervi rozbrzmiał niespodziewanie podczas gdy leżała bez celu w pokoju. Healy dzwonił, co mogło być podejrzane, gdyż dawno się nie odzywał w ten sposób do Finki.
Dość szybko Mervi odebrała połączenie.
- Patrick? O co chodzi?
- Hej. Planowałem wpaść do pewnego klubu w związku z misją. Tyle że zamiast oczekiwanego przeze mnie spotkania, jest tam… imprezka swingersów. Potrzebna mi twoja pomoc.- Irlandczyk od razu przeszedł do rzeczy.
- Jaka pomoc? - zapytała podejrzliwie.
- W tym klubie wcześniej odbywało się spotkanie gejów. Przykrywka dla imprez Opustoszałych. Chciałbym, żebyś przez sieć wyśledziła, gdzie się spotkałyśmy przenieśli i kiedy zamierzają się spotkać. Dyskretnie i bez użycia magyi, co by ich nie spłoszyć. Ja raczej rzucam się w oczy.- wyjaśnił wprost Patrick. Po czym dodał żartem.- Zabrałbym cię na tą imprezkę swingersów, ale to nie jest zabawa dla grzecznych dziewczynek… więc… mam jeszcze inną propozycję, ale to za chwilę. Więc jak, możesz to zrobić? Dla naszej drużyny?
- Mogę powęszyć. - odparła po chwili - I mam nadzieję, że to o swingersach nie było na poważnie…
- Nie. Nie było. Jeszcze nie znam tu nikogo gotowego na takie przygody.- odparł żartobliwie Healy. Zamilkł na dłuższy moment.- Jak ty i twoje komputerki radzicie sobie z hackowaniem mózgu?
- Dobrze...?
- W takim razie wejdziemy do mojej głowy. Poszukamy mojego wspomnienia ze spotkania z Opustoszałym i ty zgrasz jego facjatę na jakiś nośnik, byśmy mieli jego fotki do rozdania na następnym zebraniu. Co ty na to? - zaproponował wprost Patrick.
- Wejść do twojej głowy. - powtórzyła powoli - To będzie trauma.
- Nie to nie… nie musimy zresztą wchodzić, tylko trzeba pokombinować jakby wydobyć z pamięci jeden obraz i wydrukować go. - obruszył się gniewnie Healy.
- Przecież nie powiedziałam, że nie... - mruknęła - Poirytowany jak J., really…
- Obrażasz wnętrze mojej głowy. Nie wszyscy mają ją wypchaną demonami. Niektórzy wolą waifu.- zażartował Patrick, po czym dodał.- Jutro, albo pojutrze bym wpadł do ciebie. Do tego czasu pewnie wszystko zdołasz przygotować na tą misję?
- Od dziś mieszkam w hotelu... - westchnęła - Przygotuję... ale to nie ten sam, co z Wal spotkałyśmy ?
- Nie wiem. Nie byłem wtedy z wami chyba. - zamyślił się Patrick wspominając.
- Nie, nie byłeś. Jeżeli to ten... to Verbena mu stracha napędziła... za co jej twarz zmasakrował. - opowiedziała dość lekko.
- Miejmy nadzieję że to nie on był. - odparł ze śmiechem Healy.
- Jak ten twój wyglądał?
- Bardzo brodaty.. długie włosy. Tym heavymetalowca z kowbojskimi wątkami. Lustrzanki na nosie.- przypominał sobie Healy.
- Och... - jedynie tak skomentowała z nerwowością.
- Czyli możliwe że to on? To… będzie kłopot.- zafrapował się Patrick.
- Tak... - cisza w słuchawce - Wpadnij jutro do hotelu, mam pomysł.
- To do jutra.- odparł Patrick kończąc rozmowę.


Rozmowa więc okazała się być owocna, choć krótka.
A kolejną zamierzał przeprowadzić Kari. Zadzwonił więc do niej. Dziewczyna odebrała telefon i zaczęła przeciągłym, sennym halo.
- Widzę że nie w porę. - odparł Healy i zamyślił.- Myślałem dziś o wspólnym wypadzie razem, acz jeśli nie masz czasu dziś, to… może daj mi znać później kiedy będziesz mogła, co?
- Oooo, cześć - rozentuzjowała się - raaany, przepraszam - było jej głupio - dziś kompletnie nie mam czasu, kuuurcze…
- Nie przejmuj się. Sam przecież dzwonię bez uprzedzenia.- odparł z uśmiechem Patrick.- Zresztą u mnie w robocie też napięta sytuacja. Terminy nas gonią.
- A co się dzieje?
- Projekt do którego mnie zaangażowano, natrafił na nieoczekiwane kłopoty.- zaczął wyjaśniać Irlandczyk nie podając jednak szczegółów. - Nagle się okazało, że musimy rozwiązać pewne problemy w krótszym terminie. Jeden z inżynierów się zwolnił i przeszedł do konkurencji zostawiając nas z tym bajzlem.
- Uuuuu - dziewczynie to chyba zaimponowało.
- Mamy więc teraz małą burzę do opanowania. A wycofać się nie ma jak. - ocenił Healy po namyśle. - I dlatego musiałem ostatnio tak szybko kończyć nasze spotkanie. A co u ciebie, też jesteś zawalona robotą?
- Nieeee - chyba było jej głupio - jutro możemy się spotkać… jeśli masz czas, co?
- Rano może? Przyjadę porwać cię na śniadanie do jakiejś restaruacyjki? Może to nie jest tak romantyczne jak śniadanie do łóżka, ale wiesz… wpadający w pośpiechu facet z pizzą zakupioną kilka minut wcześnie, to też mało romantyczny obrazek.- zażartował Syn Eteru.
- Dobrze - cmoknęła w słuchawkę.
- Drzemiesz teraz w łóżku? Mam ci nie przeszkadzać?- zapytał Healy zaciekawiony.
- Nieee, głuptasie.
- Nie drzemiesz w łóżku czy mam ci poprzeszkadzać?- droczył się Irlandczyk przygotowując grunt pod jutrzejszy flirt.
- Uruchom myślenie - zaczęła powoli.
- Moje myślenie napotyka problemy, bo schodzi niżej i niżej… - zażartował Syn Eteru lekko mrużąc oczy. - I zdecydowanie łatwo mi wyobrazić sobie czarną koszulkę nocną na tobie. Choć pewnie za wcześnie na to.
W słuchawce zapanowała cisza.
- Wybacz poniosło mnie. - odparł skruszonym głosem Patrick.
- Pogadamy jutro, strasznie senna dziś jestem. Straszna pogoda.
- Tak. - zgodził się z nią Healy.- Pogoda jest straszna, dlatego wybiorę zadaszoną restaurację jutro. Tooo… wpadnę koło dziewiątej… może być?
- Tak.
Następnie rozesłał do znajomych osób zapytanie dotyczące wieczora. Imprezka swingersów nie była może czymś “moralnie” odpowiednim po tym co przeszli, ale na pewno odstresowującym. No i Healy był ciekaw. A nuż jakiś Opustoszały pojawi? A nuż.. ta imprezka jest również ściemą przygotowaną dla Śpiących. W sumie to Healy niezbyt w to wierzył i raczej był po prostu ciekawy tej imprezy… i chciał zabić czas odwracając myśli od wszystkich kłopotów jakie tu napotkali. Rozesłał więc zapytanie do ewentualnych “towarzyszy” w przygodzie, czy byliby zainteresowani. Nie owijał niczego w bawełnę. Od razu wspomniał co to za rodzaj imprezy jest i gdzie organizowany… a także kto ewentualnie mógłby się pojawić. Szczerze uprzedził, że szansę na spotkanie Opustoszałych są małe, acz… niewykluczone. Ograniczył też ilość osób, do których rozesłał zaproszenia. Osoby duchowne odpadały oczywiście, Mervi też…. Klaus. Healy długo się zastanawiał, ale uznał że Klaus (jak to rzekł jego awatar) ma dość motylków na dziś. Pozostali więc… Hannah i Tomas. Trochę sztywni, ale większość mistyków była taka. Firesona w sumie Patrick nie znał, a Waleria była na wylocie… Wicemistrz J. ?Może?
Healy ostatecznie wysłał jeszcze członkowi zakonu Hermesa i wirtualnemu adeptowi… miał, ale uznał że po łomocie jaki on przeszedł, nie figle mu głowie.
SMS wysłane… Irlandczyk liczył więc na szybkie odpowiedzi. Zapewne odmowne. Bo niestety trafiło mu się pogrzebowe towarzystwo. Żadnych kultystów ekstazy.
Krótko po wszystkim Patrick dostał SMSa od Tomasa. Jego treść była dość niespodziewana. Eutanatos powiedział, iż prywatnie by się z nim zabrał i poprosił o pamiętanie o nim. Następnie przeszedł do konkretów bardziej zawodowych i poprosił o uważanie na wampiry, gdyż ma przeczucie, że mogą się pojawić. Zadeklarował też, w dość tajemniczych słowach, przekazanie rezonansu ghuli.
A po tym zadzwonił Jonathan.
- Tak?- zapytał Healy uprzejmie.
- Mam szczerą nadzieję, że nie napraszałeś całej fundacji.
- Eeeem… nie jesteśmy liczną Fundacją. - odparł na swoje usprawiedliwienie Healy.
- Czyli wszystkich? To był twój drugi błąd.
- No nie… batiuszce i chórzystom odpuściłem. Mervi i Firesonowi. Klausowi też… za dużo przeszedł, niech się relaksuje przed kalejdoskopem. Walerii też nie było sensu spraszać.- odparł Irlandczyk. - I tam zaraz błąd… ot, głupia imprezka z potencjałem na bycie tajnym spotkaniem Opustoszałych. Niewielka co prawda na to szansa. I raczej w to nie wierzę.- bronił się Healy.
- Chociaż tyle taktu - hermetyk westchnął - dobre i to. Wiesz jaki jest twój pierwszy błąd?
- Nie. I z pewnością mnie oświecisz… - odparł żartobliwie Patrick.- … Mamy XXI wiek i jest on mało pruderyjny.
- Pierwszym błędem było napisanie do mnie - Jonathan zaśmiał się w słuchawce - a ja miałem tyle szczęścia, że SMS przyszedł do mnie w porę. Jedziemy razem.
- A ty nie jesteś wiesz… tam trochę nieakty… a zresztą, każdemu wolno kochać.- odparł Patrick nie wnikając w szczegóły.
- Nie - hermetyk nie był skrępowany - dlaczego każdy widząc człowieka na wózku stawia na kręgosłup. Mięśnie i kości dolnych partii.
- Dlatego że mięśnie dają się zregenerować. Kości można zamienić na wiesz… albo metalowe pręty ze śrubami, albo wkładki z tworzywa sztucznego. Nerwy jest o wiele trudniej naprawić.- wyjaśnił Healy i zmienił temat.- Wpadamy i udajemy bi-curious. Nie wiem jak tam twoje preferencje, ale… poszukajmy raczej żeńskiej ciekawskiej parki, albo małżeństwa. Pełne “sausage party” raczej nie wchodzi w grę.
- Poradzimy sobie - hermetyk zapewnił - gdybym wiedział wcześniej, to wydestylowałbym eliksir. Nie na męskie sprawy - odpowiedział lekko, żartując - ale na kwestie ewentualnie dobierających się. Będzie trzeba pomyśleć, możemy być atrakcyjnie dla ewentualnych gustujący w homoerotyzmie i - zaśmiał się - bezpieczni. Nawet złapanie kontaktu da nam zaczepienie do Opustoszałych.
- Nie bardzo lubię magyą naginać pragnienia śpiących, ale mam tak na szybko przygotowane pierścienie do rzucania szybko uroków. Hipnoza to nie będzie, a raczej przyciągnięcie uwagi do nas.- wyjaśnił Healy.
- O tym myślałem - Jonathan wyjaśnił - uważam rezonans za najbardziej etyczną ze sztuk umysłu, w gruncie rzeczy jest to ekwiwalent dobrego ubioru czy lubianego przez kogoś zapachu.
- Cóż… przygotuję dwa pierścienie. A potem się zobaczy. Ciekawe jak to tu organizują. W Belfaście było to pod opieką Kari, więc… można było oczekiwać naprawdę intrygującej zabawy. Tu… mam wrażenie, że będzie bardzo… - zaczął mówić Healy, ale nagle przerwał.- … zobaczymy na miejscu. Wpaść do ciebie, czy spotkamy się na miejscu?
- Na pewno będzie trzeba postarać się aby wejść - hermetyk powiedział pewnie - ale to mały problem. Jak możesz, wpadnij po mnie. Nie ma sensu, abym brał taksówkę gdy jesteś zmotoryzowany, chyba, że ci to przeszkadza?
- Nie ma sprawy. Mój wóz jest w pełni konwertowalny. Jest przedłużeniem mnie.- odparł Patrick. - Bo trzeba każdą przewagę wykorzystać.
- To do zobaczenia.

Healy odpisał Tomasowi, że jeszcze zdarzy im się balować. I wsiadł do wozu ładując do torbę z gadżetami. Sprawdził czy rewolwer jest w tajnym schowku i rękawica w torbie. Bądź co bądź wolał być przygotowany. Nawet jeśli w sytuacjach podbramkowych mógł rzygnąć ogniem, to wolał unikać sytuacji podbramkowych. A to miasto już pokazało, że nie można w nim czuć się bezpiecznie. Wsiadł więc do wozu i wyruszył ku celowi. Kwaterze wicka J.


Jonathan wyglądał szykownie. Nie przesadnie elegancko, ot założył jasną, dość ekstrawagancką, granatową koszulę o dziwnym kroju którego Patrick nie mógł nazwać jednym, gładkim słowem. Do tego dobrał gustowny, czarny pasek (w kolorze butów). Nie zdejmował sygnetu. Prezentował się godnie, a pachniał mocnymi perfumami, jakby lekko alkoholowo - lecz nie jak pijak.
Healy zaś ubrany był stylowo, acz swobodnie. Marynarka, spodnie w kant, koszula. Żadnego krawatu. Dwa “sygnety” z miedzianych drucików z kolorowym szkiełkiem.
Jeden dla siebie, drugi dla Hermetyty. Dla zaznaczenia, że są razem… jak i do uaktywnienia odpowiedniej Roty w odpowiednim czasie. Tym razem Patrick nie mógł wypchać kieszeni złomem. Niemniej w ostateczności miał swój ostatni atut zawsze w sobie. Nawet jeśli wiązałoby się to z ryzykiem paradosku.
Jonathan przywitał się z Patrickiem z uśmiechem na ustach. Wyglądało, że hermetyk czuł się w tej sytuacji bardzo swobodnie. Z drugiej strony, może mistrzowie czasu tak mieli.
A może nie.
Drogę Jonathan umilił Patrickowi rozmową, nie ciągniętą na siłę i nie trzymającą się tematów zawodowych. Hermetyk wymienił z Irlandczykiem opinie na temat alkoholi, kobiet, podróży oraz… broni palnej. Okazało się, że hermetyk niespecjalnie zna się na niej lecz był kilka razy na strzelnicy i nawet miał w ręku karabin. Patrick zauważył, iż jego wiedza jest teoretyczna i trochę przeterminowana. Co nie miało jednak większego znaczenia dla Irlandczyka. Od strzelania był tutaj wszak Healy, a nie wicemistrz J.
Przybyli dość wcześnie, jak widać ludzie dopiero się zbierali. Pojedyncze osoby wchodziły do lokalu, częściej pary. Okazywali rosłemu, przyodziany w garnitur ochroniarzowi zaproszenia lub inną formę identyfikacji. Najwyraźniej ich nie czytał, chociaż Patrick znając takie miejsca przypuszczał, iż po prostu sprawdzał, aby byle lump nie wszedł do środka, a właściwa weryfikacja następuje w bardziej komfortowych okolicznościach wnętrza lokalu.
Zauważyli też coś jeszcze. Większośc wchodzących osób nosiła się raczej na ciemnneje barwy i dość pseudo-galowo. I wtedy zobaczyli jak facet wprowadza swą czterdziesto-kilkuletnią żonę na smyczy…
Cóż... nie należało się spodziewać niczego innego po takich miejscach. W końcu to nie było kółko różańcowe. Healy przyglądał się kobiecie oceniając jej wiek i urodę. A także strój… przypuszczał, że ta parka bywała już tu nie raz. Więc na nich można było oprzeć standardy tego spotkania.
Smycz bynajmniej nie szokowała Irlandczyka. Kari potrafiła urządzać dziksze i bardziej wyuzdane imprezy, acz zawsze wysmakowane.
- Zrobię na gorylu jedi mind trick, by nas wpuścił.- zaproponował Healy pchając wózek z wicemistrzem J. .- Chyba że masz lepszy pomysł. Poza tym twój niedowład działa na naszą korzyść. Nie wyrzucą przecież inwalidy… to niepoprawne politycznie.
- Pokręćmy się, może złapię zaproszenie, jego wygląd od okolicznych. Łatwiej tak niż wyciągać to ze wspomnień ochrony. Chyba, że po przepuszczeniu nas nie będzie kłopotów?
- Ok. Możemy się pokręcić. A potem wydrukować je w moich aucie. Bo nie mam przy sobie za dużo rekwizytów.- stwierdził pojednawczo Healy nie mając nic przeciwko takiej jeździe.
Nie musieli długo czekać, Jonathan wyglądał na kogoś kto nie potrzebuje dodatkowych narzędzi do sztuk umysłu. W zasadzie po kilku chwilach, gdy mieli szczęście i akurat pojawił się ruch, mogli zawrócić do auta.
Tam zdobycz Jonathan wylądowała w schowku auta, a Healy założył rękawicę. Następnie umieścił w jej gniazdach kolejne elementy. Te zaklekotały obracając się w nich… choć nie było żadnego elementu, który mógłby je poruszyć. Był to dobry znak… rzeczywistość okazywała uległość. Healy włożył dłoń w rękawicy do drugiego schowka, a po wnętrzu auta przeszły iskry… pojazd zmieniał się zgodnie z wolą maga przekształcając schowek z zaproszeniem, w kserokopiarkę z możliwością wprowadzenia w locie poprawek. Wystarczyła myśl Patricka.
I po chwili nowe papierowe prostokąciki wypadły ze schowka. Zgodne z zamówieniem wicka J.

Wrócili z gotowymi zaproszeniami na fałszywe nazwiska, zaproszeniami gustownymi - na lakierowanym papierze, składanymi w atrapę koperty. Pomiędzy przyklejonymi zakładkami kartonu wcisnęli również podrobione badania medyczne. Tak oto do klubu wchodził Bucky O’Hare oraz Jackob Schmit.
Pierwszy ochroniarz poinstruował ich, iż jeśli chcą wejść na salę to do przodu, szatnie i łazienka są na prawo. Faktycznie, wchodząc przed wejściem na salę czekał drugi goryl, nieco mniej zbudowany, za to strasznie owłosiony.
I wtedy poczuli za plecami delikatne, ledwo wyczuwalne drgnienie. Patrick nie do końca wiedział co to jest, informowało go przeczucie i ciało lecz trzymane zawsze po kieszeniach “czujniki” lub po prostu przypadkowo splątane kable, cewki, tryby i inne trudne do określania kawałki metalu nie dały o sobie znać.
Za nimi do przedsionka wszedł wysoki, groteskowo chudy jegomość. Miał chyba ponad dwa metry, nosił długie, lekko kręcone blond włosy, tak jasne, iż niemal wpadające w biel. Karnację mia równie bladą. Nosił dla odmiany bordową koszulę, czarną ramoneskę oraz skórzane spodnie z charakterystycznymi rozcięciami u dołu. Prowadził za tułów dziewczynę średniego wzrostu w rozkloszowanej, falbaniastej, białej sukience, beżowych rajstopach i spojrzeniu wbitym w podłogę. Brunetka miała włosy uplecione w długi warkocz.
Patrick przyjrzał się jej kontem oka, potem spojrzał na Jonathana. Chyba w jednym wniosku się zgadzali.
- Tylko on czy oboje? -zapytał Patrick swojego “partnera”.
- Dwójka, wyższy bardziej skryty.
Jonathan odpowiedział machinalnie. Para przeszła przez ochronę i zmierzała aby ich ominąć i wejść do sali.
- Nie wiemy do której bramki strzelają, a z jednym z klubów mamy rozejm.- zastanowił się Healy, a potem potarł sygnet na palcu nucąc pod nosem, by dać sobie mentalną osłonę przed wampirzymi urokami.
- To chyba klub pusty w środku - Jonathan sprostował - albo bezsenny po prostu.
- Czyli nie my jedni się w tym mieście układamy? To ma sens. Śledzimy naszą parkę?- zaproponował Healy nie przejmując się tym, że główny powód przybycia tutaj się zdezaktualizował.
Jonathan tylko dyskretnie kiwnął głową, gdyż para właśnie zbliżyła się do nich na zbyt mały dystans. Potem przeszła. Blondyn przyglądał się Patrickowi, zwolnili kroku. Uśmiechnął się.
- Państwo tutaj nowi?
Zagadał miłym głosem.
- Tak. Przybyliśmy niedawno, robimy sobie wycieczkę po Skandynawii. Szukamy mocnych wrażeń i miłych wspomnień. - Healy przeszedł na absurdalnie mocny Irlandzki akcent.
Jonathan kiwnął głową w potwierdzeniu, przyjmując postawę bardziej wycofanego.
- Jesteście fascynujący - blondyn trochę odpuścił sobie oficjalne formuły - o, bym zapomniał - teatralnie zasłonił dłonią usta - jestem Erik, a to Camilla. No, już, już, Camilla, przywitaj się.
Dziewczyna posłusznie dygnęła jak młoda dama.
- Dzień dobry - powiedziała cichym, usilnie uniżonym głosem młodego chłopaka.
- To samo można powiedzieć o was obojgu.- Irlandczyk wysilił się na uśmiech naiwniaka i skupiał spojrzenie na dziewczynie, jednak kątem oka obserwując jej partnera.*
- Możecie mi mówić J. - Jonathan uśmiechnął się delikatnie, wygladał na dość czujnego, chociaż może to wprawne oko Patricka dostrzega te objawy.
- Miło, a Pan? - Blondyn zwrócił się do Irlandczyka - sądzę, że możecie zrobić nam przyjemność przy jednym stoliku? Postawię się w roli przewodnika turystycznego - podał im dłoń na zgodę.
- Patrick… można mi mówić Patrick. To łatwiejsze z moich imion.- odparł Irlandczyk ściskając dłoń mężczyzny.
A gdy ruszyli odezwał się zaciekawiony. - Często tu bywacie… to znaczy na takich imprezach w tym mieście? Możecie polecić jakieś inne?
- Można powiedzieć, że jestem prawdziwą duszą towarzystwa - norweg zaśmiał się lekko - Camilla jest tutaj dopiero drugi raz.
Gdy weszli do środka, okazało się, że wnętrze lokalu zostało ładnie wysprzątane, a stoliki ułożone w okręgi, zostawiając pomiędzy nimi miejsce… na coś, coś czego można było się domyślać. Była też mała loża na podwyższeniu do której się kierowali.
Zauważyli, iż powoli zaczęły opadać pozory. Impreza trzymała jeszcze pozory klasy, gdy weszła na nią kobieta w skórzanej spódnicy będąc topless, ale gdy na salę, najpewniej po przebraniu, wpełzł przyodziany w lateks od stóp do głów jegomość (razem z kiczowatą maską) prowadzony przez swą panią i położył się u jej stop przy stoliku, Jonathan omal nie parsknął śmiechem.
- Przepraszam - wydukał ze słyszalnym niemieckim akcentem.
- Nie szkodzi, nawet to jest wskazane - blondyn odpowiedział szczerze.
- Dość dużo lateksu… trochę to… kiczowate. Ale co ja tam będę oceniał gusta innych w kwestii stroju. - podsumował widok Healy uśmiechając się pobłażliwie. - Więc… jest tu jakaś ustalona ceremonia… czy czysta improwizacja i samowolka?
- No, niektórzy to by się na samowolkę pogniewali. I trzeba byłoby ich ukarać.
Słowa bardziej pokierował do swej partnerki niż ich. Weszli na dwa stopnie podwyższenia loży.
- Mamy mistrzynię ceremonii, dziś będą prowadzone warsztaty z wiązania - wskazał na hak na łańcuchu w centrum sali - pozostałe są w nieco mniej publicznych pomieszczeniach. Impreza, cóż - wzruszył ramionami zajmując miejsce, gdy dziewczyna siadła do niego wskazał, aby ciasno się doń przysunęła - trochę samowolki, trochę zabawy dla uległych, a trochę zwykłego, miłego spędzenia czasu, wymiany doświadczeń czy okazji na umówienie się. Nic zdrożnego - uśmiechnął się do własnego żartu - zastanawia mnie jak zdobyliście zaproszenie.
- Warsztaty z wiązania, tak? -zainteresował się Healy zerkając na hak. To mogło być użyteczne… także poza sferą łóżkową. Po czym dodał z uśmiechem.- Trochę zwiedzamy i doświadczamy. Trochę w tym szukania… pokrewnych dusz… osób które patrzą na świat, przez soczewki podobne naszym.
Blondyn założył nogę na nogę.
- Dżej, tak? - Spojrzał na Jonathana - ciekawa ksywa. Niemiec i Szkot na północy starego kontynentu. Macie już jakieś doświadczenia czy może szukacie nowych?
- Szukamy - Jonathan poczuł się wywołany do odpowiedzi - chociaż nie jesteśmy zieloni. Potraktowaliśmy to wyjście bez większych nadziei, a raczej jako traf losu.
Blondyn zmrużył oczy.
- To zależy... o jakich doświadczenia chcemy pogadać?- uśmiechnął się enigmatycznie Healy.
- Męczą mnie tego typu rozmowy, przepraszam - blondyn uśmiechnął się pogodnie - najwyżej potem wyczyszczę wam pamięć. Jesteście z Tradycji?
Jonathan chyba trochę wyszedł z roli, bo zmierzył blondyna spojrzeniem rasowego wilka. Kaleka wyglądał na kogoś kogo blondyn irytował. Powoli pokiwał głową.
- Los czy cel? - Erik zapytał beztrosko.
- Po co od razu grozić? Po pierwsze ty zaprosiłeś nas do stolika, więc...
- Przepraszam - blondyn wszedł mu słowo swobodnym głosem - miałem na myśli przypadek gdybyście byli nieco ciekawszymi śpiochami. Wybacz mi brak taktu przez który mogłem być źle zrozumiany - pokiwał głową.
- Więc tak, jesteśmy z Tradycji. Jesteśmy z Fundacji, która właśnie utknęła w tym mieście.- Healy przejął część negocjacyjną.- I właśnie zapoznajemy się z jego specyfiką, problemami, oraz… wiszącym nad miastem damoklesowym mieczem. No i szukamy porozumienia z miejscowymi oświeconymi. Bądź co bądź kolejna wojna domowa to ostatnie czego to miasto potrzebuje.
- Ty - chłopak w sukience nieśmiało podniósł głowę - biłeś się z Jonym?
- Nie.- tym razem Irlandczyk wszedł w słowo prostując sytuację.- Jony mnie zaatakował próbując odgonić niczym muchę, a ja mu nie oddałem. Gdy się biję, to zwykle mój przeciwnik nie wychodzi bez szwanku.
Chłopak zachichotał zupełnie nie po męsku, po chwili spoważniał.
- A ta kobieta co go śledziła?
- Nieporozumienie - Jonathan wszedł w słowo - mam wrażenie, że wszyscy znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie.
- Twierdził że nie jest gejem, więc czemu narzekał że śliczna laska go śledzi? - Healy się wtrącił żartobliwie i dodał poważniej.- Zresztą czemu się dziwił temu śledzeniu? Jesteśmy zainteresowani wami, w końcu wy tu siedzicie. Wy na co dzień musicie się mierzyć z tym całym gównem , które my dopiero poznajemy.
- Camilla, nie odzywaj się nie pytana - Erik spojrzał na chłopaka poważnie - tym razem wybaczę ci bo wniosłaś wiele do dyskusji. Następnym razem poproś o pozwolenie, suczko.
Chłopak opuścił głowę. Blondyn wrócił do rozmowy z magami schodząc z poważnego tonu.
- Czyli jak zwykle Tradycje nic nie wiedzą - westchnął - prosiliśmy was o pomoc. Dostaliśmy wiadomość z pobliskiej Fundacji, iż to nas oskarżają o zabójstwo i przyślą sędziów, a i potencjalnych likwidatorów.
Jonathan zacisnął usta. Czyli Einar? Albo jego wpływy.
- Dlaczego prosiliście o pomoc?
- Zginęła jedna z nas. Wyglądało jakby coś, jakiś demon zeżarł ją - skrzywił się.
- My nie jesteśmy sędziami. Ja z pewnością nie jestem. - ocenił Healy i wzruszając ramionami dodał.- Ale nasza Fundacja może być pomocą. Trochę już odkryliśmy… na przykład to jaki to “demon” mógł ją zeżreć… i jak to mógł zrobić. Przekonaliśmy się na jednym z naszych. I z tego co się orientujemy… będzie tylko gorzej.
- To dlatego jeden z was był tak wrogi - skomentował Jonathan.
- Nie dogadujemy się zbyt dobrze z Jonym. Zresztą, co tu dużo mówić, gość cały czas wchodzi wkurwiony na cały świat, a jeszcze po tej akcji z dziewczyną i tradycjami - machnął ręką - ale mi zrobiliście psikusa. Liczyłem, że spędzę miły wieczór, a znowu dopadają mnie obowiązki.
- Przychodzimy z fajką pokoju. Cyrografy dogadać możemy przy innej okazji.- odparł Healy uśmiechając się. - W skrócie, chcemy współpracy… minimum to wymiana informacji, a maksimum pomaganie sobie w potrzebie.
- Zgadzam się na wszystko - Erik uśmiechnął się szeroko - moją maksymą jest miłość do świata, to czemu miałbym i was nie kochać?
- I wyruchać przy najbliżej okazji.
Chyba hermetykowi udzieliła się atmosfera biorąc pod uwagę słownictwo. Erik oma nie opluł się zanosząc śmiechem.
- Kultysta Ekstazy na wózku, tego jeszcze nie grali - zaśmiał się - nie możemy wybrzydzać, trudne mamy czasy. Ja staram się utrzymać wszystkich przy życiu.
- Z tym wyruchaniem to bym uważał. Dwa razy Sabat próbował tego z naszymi dziewczynami. I oberwali przy obu próbach. Wiecie może po co im magyiczki?- zapytał Healy zamyślony.
- Unikamy wampirów. Książę obiecał nam spokój, też za bardzo na nas nie naciskają. Nie przeczę, nie byliśmy skorzy do współpracy. Ja bym może i się zgodził za większą ochronę - zmierzył ich reakcje wzrokiem - ale Jony wszystko psuje.
- Niech zgadnę - Jonathan zaczął - zmarła dziewczyna chodzi teraz po mieście, prawda? Ma burzę w oczach?
Erik posmutniał, kiwnął głową.
- Tooo… może wiele tłumaczyć. Sabat jest na usługach naszych złych duszków. Świadomie lub nieświadomie. A Mervi i Waleria… miały być przeznaczone na naczynia na kolejne. Waleria wyjeżdża więc może będzie bezpieczna, ale Mervi trzeba będzie chronić.- stwierdził Healy wysnuwając wnioski.- Toooo… daje ciekawe implikacje. Może ducha zniszczyć się nie da, ale naczynie… to już inna bajka.
- Wiecie więcej niż ja.
- To bardziej spekulacje niż wiedza. Wnioski wysnuwane na podstawie tego co już wiem. Możliwe też ciało waszej przyjaciółki się zużywa i na gwałt potrzebne jest kolejne. Obecność tej istoty wypacza bowiem materię, mutuje…- wyjaśniał Patrick.- To dobra i zła wiadomość dla nas.
Chłopak w sukience patrzył w podłogę. Jonathan wyglądał na zamyślonego.
- Albo to się rozmnaża. Być może szuka kolejnych naczyń ale też i reprodukuje. I z jakiegoś powodu celuje w przebudzonych.
Z głębi sali dobiegał głośny jęk przerywany odgłosami klapsów.
- Wydaje się mi, iż jesteście w posiadaniu Węzła. Spokojnie. Chcę tylko wiedzieć czy uważacie, iż jest bezpieczny.
- Jest - Erik odpowiedział bez przekonania.
Healy spojrzał na wicemistrza J. acz nie odezwał się. Nie uważał, że poruszanie dostępu do Węzła na pierwszej rozmowie było… taktowne. Ale jeżdżący na wózku mag już parę razy pokazał, że bardzo mu na nim zależy.
- Wydaję się mi - Jonathan poczuł się zobowiązany do wyjaśnienia - iż te istoty najlepiej czują się w pobliżu miejsc mocy. Nie tak jak wszystkie duchy. Może potrzebują vis, a może tylko słabej rękawicy.
- Tak czy siak… na razie z przebudzonych wybierają kobiety, więc je należy chyba bronić przede wszystkim.- zadumał się Healy. -Tak czy siak z czasem te istoty pewnie staną się bardziej zdesperowane i agresywne wobec nas, gdy nie dostaną tego czego chcą.
- Macie jakieś plany? - Erik zaczął swobodnie, ignorując Jonathana.
- Plany tak… zainteresowania bardziej w kierunku… - tu Irlandczyk wymownie skinął ku przechodzącej obok dziewczyny w obcisłym lateksowym wdzianku.
Dziewczyna puściła oczko Irlandczykowi, a następnie uśmiechnęła się do Erika i jego partnera serdecznie, widać ich znała.
- Zanim wszystko się na dobre rozkręci, wymieńmy się telefonami - Erik zaproponował spokojnie - jeśli macie dobre zamiary, uważam, iż część biznesową możemy zamknąć i po prostu spędzimy razem miło czas.
Jonathan miał oczy wbite gdzieś w rogu sali. Serwowano drinki, lecz to chyba nie alkohol zaciekawił hermetyka (taką nadzieję mógł mieć Patrick, inaczej trafiłby się im straszny hermetyk pijaczyna) lecz coś innego. Technomanta nie potrafił ocenić czy to mała, seksualna scena dziejąca się w rogu sali pomiędzy spodem stolika, krzesłem oraz osobą na nim siedzącą (i skrytą partnerką) czy też gustowanie, niemal gotycko ubrana starsza kobieta zabawiająca jakąś ciekawą gawędą jeden stolik - sądząc po reakcji słuchających.
A może wzrok syna eteru przyciągały zupełnie inne kategorie niż Jonathana.
- Dobry pomysł.
Mistyk zawtórował Erikowi. Po wymianie numerów telefon, zapytał.
- Od dawna jesteście razem?
- Będzie trochę ponad rok - powiedział Erik swobodnie.
Hermetyk kiwnął głową. Patrickowi wydawało się, że z jakimś smutkiem. Może niezauważalnym dla innych, ale sam już miał okazję obserwować hermetyka na tyle aby rozpoznawać nieco subtelniejsze gesty.
- Możecie polecić jakieś interesujące osoby tutaj? Takie dla nowicjuszy?- zapytał Patrick rozglądając się, z dłonią w kieszeni by czuć wibracje małej śrubki trzymanej pod palcami, gdyby… spostrzegł coś nietypowego. Jako że nie miał nic przeciw starszym od siebie kobietom ( o ile miały urodę lub/i dobry gust), to gawędząca gotka była interesującym wyborem… na początek. Wszystko wydawało się typowe, na ile typowa może być rzeczywistość w miejscu gdzie przesiaduje czterech magów, w tym co najmniej jeden mistrz i adept.
Erik skrzywił się drapieżnie.
- Masz nas. Mógłbym ci udostępnić Camillę jako przypieczętowanie dobrych relacji - uszczypnął chłopaka w nogę, pod sukienką. Patrick wiedział, iż jest to gra bardziej skierowana w stronę partnera blondyna niż technomanty. Ten był lekko wystraszony.
Healy spojrzał na wicemistrza J. pytająco, bowiem sam syn eteru był w miarę konserwatywny. I do Camilli… cóż… musiałby wypić co najmniej galon tego miodu którym go w Polsce częstowano, a i światło musiało by być zgaszone. Jednakże nie wiedział jakie ma preferencje jego partner. Ba… nie posądzał wicemistrza J. o możliwość miłości innej niż platoniczna.
- Ja podziękuję - Jonathan powiedział gładko - nie kręci mnie uczestniczenie w tego typu relacjach, wolę raczej obejrzeć, posłuchać lub stać na równych prawach.
- Nie wiesz co tracisz, Camilla jest świetną oratorką.
Chłopak w sukience zaczerwienił się.
- Jaaa też niestety muszę odmówić. Może następnym razem.- wyłgał się Healy znów rozglądając się dookoła. - Na razie zacznę od czegoś… bardziej klasycznego, nawet jeśli z lateksem.
- Szkoda - Erik pokręcił głową lekko wzdychając - liczyłem oddać naszą małą dziwkę na początek komuś, komu można ufać. Będzie trzeba zdać się na obcych.
Jonathan podrapał się pod brodą.
- Ja się rozejrzę samodzielnie. Ostatnie lata uczyłem się podrywu na litość.
Uśmiechnął się wesoło i powoli odjechał wózkiem, bocznym zjazdem z podwyższonej loży, ewidentnie przygotowanym raczej dla pijanych gości niż wózków.
- Myślałem, że was trochę… więcej w te klimaty. Takie mi plotki podsunięto przy pierwszym spotkaniem z Jonym.- stwierdził Healy z nieco zafrasowaną miną. - Tooo… nie zbieracie się pod przykrywką spotkań LGBT?
Erik zaśmiał się jak na dobry żart.
- Nie, nie. Jony jest tak bardzo hetero, że musiało go robić dwóch facetów - odpowiedział zgryźliwie - poza nami była jeszcze Alma, świętej pamięci. I tyle nas, nie licząc nieoświeconych przyjaciół.
- Spodziewałem się więcej, zważywszy że poza jakimiś niedobitkami verben, które gdzieś tu ponoć są to dziewiczy teren. Technokracja unika go jak ognia… żadnych Fundacji chyba nie było.- zadumał się Irlandczyk, po czym uśmiechnął się.- No cóż… teraz jest nasz wszystkich więcej. Nas o dwóch trzech, was o całą naszą wyprawę. Bądź co bądź musimy się trzymać razem.
- O ile wiem Verbeny mają jakiś sabat w okolicy Jordet, szmat drogi. Z drugiej strony, magów też nie ma za dużo. Od nas ile? Może znajdzie się druga grupa w Norwegii. Szwecja to samotnicy bardziej, może nawet sieroty. Myślałem kiedyś, aby zbierać tutaj magów, ale za krótki na to jestem.
- Jeśli będziemy mieli szczęście i wyjdziemy z tej całej kabały żywi i zdrowi to… z pewnością technoludki wpadną z wizytą, by nas oświecać celownikami laserowymi, aaaleee o tym pomyślimy jak już przeżyjemy.- ocenił żartobliwym tonem Irlandczyk.
- Widać, że nie jesteś ze Skandynawii. Tutejsi są bardziej subtelni. Hipoteka na dom wzrośnie, nie dostaniesz się na studia, rodzina dowie się o każdym problemie, wpadniesz w długi, a na koniec przyjdzie miły pan w garniaku wyjaśnić ci przyczynę wszystkich niepowodzeń i zaproponować pracę w dynamicznym, młodym zespole korpo. A jak nie, cóż - posmutniał - zniszczą cię. Bez pół kulki.
- U nas… cóż… myśmy używali terroryzmu…- zaśmiał się zawstydzony Irlandczyk.- I miejscowych napięć między wyznaniami. Tradycja stoi za katolikami, a Technokracja za protestantami… u was chyba też tak jest? Słyszałem kobietach pastorach.
- Nie znam się na Tradycjach. Camilla?
- Też nie wiem. Ja mało wiem o polityce magów - chłopak powiedział cicho.
- Widzisz, ciemniaki z nas - Erik powiedział swobodnie.
- To bardziej lokalny Irlandzki koloryt niż polityka światowa. Też jestem miejscowym ciemniakiem, tyle że moje miejsce jest na zielonych polach koniczyny.- zaśmiał się Healy.
Na sali odziana w skórzaną sukienkę, gustownie umalowana rudowłosa, trochę pulchniejsza kobieta przywitała zgromadzonych i zaczęła powoli prowadzić warsztaty z związania, czy raczej mały wykład na temat bezpieczeństwa oraz anatomii. Sądząc po haku oraz sznurach, część praktyczna dopiero nadejdzie.
- Dużo was przybyło? W jakim właściwie celu? Nie wierzę, że kogoś zaciekawiły nasze problemy.
- Zakładamy tu Fundację. Brak Technoludków był dużym plusem tego miejsca. Jest batiuszka, ojczulek Adam, dwójka wirtualnych, Klaus z mojej tradycji, Tomas jest jeszcze. Chyba o nikim nie zapomniałem. Było nas więcej, ale… Lillehammer pokazało, że potrafi być groźne.- zamyślił się Healy licząc na palcach. - Chyba nikogo nie pominąłem.
- Trzech kultystów ekstazy? - Erik zmarszczył brwi - zawsze was lubiłem.
- Jesteśmy synami eteru, a wicem… J. jest hermetykiem.- odparł Healy wzruszając ramionami. - Na pocieszenie mogę dodać, że mnie polecała Kari Brundtland. Pewnie o niej słyszałeś, to znana w tych stronach Kultystka Ekstazy.
- Nie znam się na tradycjach - Erik przyznał szczerze - pamiętaj, że nie jesteśmy z wami zrzeszeni. Kilku z nas tuli się do was potwornie, ale reszta jest na uboczu. Zapewne gdybyśmy dołączyli do Tradycji to dowiedziałbym się o tym przypadkiem.
Erik wyglądał na zaskoczonego informacjami o tradycjach, że zamaskował swoje zmieszanie słowotokiem. Trochę nieskutecznie.
- Będę szczery. Mi to rybka… ta cała wielka polityka Tradycji mało mnie obchodzi. - zaśmiał się Healy i wzruszył ramionami.- Jestem tu, bo rzucił mnie los tu wraz z tymi ludźmi, którzy przybyli tu wraz ze mną i próbuję poukładać sobie życie. Nie przejmuję się Tradycjami i wam też nie radzę. Szkoda nerwów.
- Macie zaplecze - Erik ocenił - i znowu zeszło na tematy “zawodowe”. Parszywy los.
- Nie przesadzałbym z tym zapleczem.- zaśmiał się Healy.- Gdy pstryknę palcami to… nie pojawi się setka akolitów gotowych walczyć za sprawę niestety. No cóż…-
Irlandczyk wstał i dodał.- Jeszcze przyjdzie nam pogadać oooo… zainteresowaniach i polityce, a póki co… myślę że dobrze nam wszystkim zrobi zajęcie się przyjemnymi rzeczami.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-09-2019 o 22:50.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172