Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2019, 20:47   #111
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
- Jak na potężne istoty nie bojące się niczego! - zakrzyknął wściekle Healy zaciskając dłoń na broni tak, że pobielały kłykcie. - Stosujecie tchórzliwą taktykę…. tak wam kolana drżą przed nami, że musicie się uciekać do szantażu wy zawszone parodie niedorobionych jeźdźców apokalipsy?!
Ojciec Adam trzymał broń podniesioną do poziomu oczu, celując w stwora, lecz nie odzywał się. Nie wydać było po zakonniku zbędnych emocji, czekał na rozkaz. Iwan zacisnął usta, wziął wdech. Chyba chciał się odezwać.
- Nie zrozumiecie - burzokoki facet powiedział cicho.
Po czym zamachnął się dłonią i z impetem rzucił dziewczynę Patricka do przodu, wprost na pole minowe.

Mervi konfigurowała ustawienia satelitów, podczas gdy Patrick wymierzył swój sprzęt w stronę lecącej dziewczyny. Seledynowa struga energii strzeliła w jej kierunku obejmując poświatą. Irlandczyk ledwo ją utrzymał, zawisła kilka centymetrów nad ziemią, dopiero po chwili wyprowadził ją na większą wysokość. Iwan wyglądał jakby się modlił.

I wtedy burzooki zrobił pierwszy krok w stronę pola minowego. Jeszcze na nie nie wszedł, ale wyglądało to tak, że się nie bał.
- Daruj sobie tą gadkę zerżniętą z komiksowych złoczyńców. - odparł Healy zajęty pochwyconą dziewczyną. - Wierz mi, słyszałem już lepsze w filmach o Hitlerze.

Jonathan przeciągnął po popiołach palcem, łącząc dwa bazgroły. Przestrzeń pofalowała, wygięła się dziwnie, odczyty na komputerze Mervi zwariowały. Koordynaty czasoprzestrzenne rozjechały się kompletnie z rzeczywistością, z tym co obserwowała.

Dziewczyna Irlandczyka zniknęła im z widoku. Nagle, bez dymu i efektów specjalnych. To była magya, lecz jakby… zwietrzała. Hermetykowi drżała dłoń.
- Szach - szepnął nie odrywając palca od popiołów.

Healy wyciągnął rewolwer, lewy oczodół maski-hełmu zabłysnął zielenią. Wiedział, że nie zdoła siłą odebrać mu zakładnika. Nie teraz przynajmniej. Wycelował w dolne kończyny, tak by Ćwikła nie mogła uszkodzić Firesona. Posłał mu wraz z kulą klątwę pecha. Jeśli zdoła go powalić, może uda się wtedy ocalić zakładnika.
Technomanta wiedziała, że teraz ważna jest precyzja. tak, jak w planach architektonicznych nie mogła popełnić błędów konstrukcyjnych, tak teraz nie mogła go popełnić. Ceną było życie Firesona, a jeżeli osobnik także przejdzie...
- Jonathan, wpuść nas i zamknij drzwi za Firesonem.
Burzooki wyglądał na spokojnego, nieszczególnie przejętego tym, iż właśnie kobieta której chciał sprawić nieprzyjemną śmierć zniknęła na jego oczach. Pewnie postąpił kroku, ramionem obejmując niesionego na barku Firesona.
Wtedy Patrick strzelił. Pocisk idealnie dosięgnął nóg stwora. Pierwsza kula trafiła w lewe kolano, druga w ziemię, trzecia w lewą stopę, tylko, iż już na etapie lotu nie była kulą, a stadem motyli. Z entropii przyczepionej do pocisków nie zostało nic, co z tego, gdy niestabilne, paradoksalne pociski zaczęły wyżerać nogi burzookiego. Tęczowe motyle trawiły jego stopę, a z rany w kolanie tryskało mleko i żetony. NIe było śladu krwi.
Tym gorzej, że na obcym nie robiło to wrażenia. Krwiste mięso wydawało się zbudowane z setek obłych robaków, macek i śluzu, gdy tylko zostało trawione, odbudowywało się, a nawet porastało ludzką skórą.
Mężczyzna zrobił krok na miny. Minął minę, na drugą nastąpił. Nastąpiła seria kwasowych wybuchów.

Mervi… zdążyła. Tak, była pewna, idealnie w wybuchu… Chyba. W pokoju Jonathana, na jego łóżku spoczęło coś ciężkiego. Ich nosy wypełnił zapach kwasu siarkowego, spalenizny i krwi. Chyba Adam oberwał bardziej niż sądzili.
- Mat - Jonathan nakreślił kolejną linię.

***


Teraz magowie na polanie mogli obserwować przedziwne zjawisko. Patrick dalej strzelał, Iwan warknął coś po rosyjsku do Adama, ten zaczął serię z karabinu. Miny wybuchały, a burzooki maszerował w ich stronę w dalszym ciągu.
Najpierw pękło niebo. Poczuli w ustach nieopisany smak, deszcz zatrzymał się w miejscu, miny wybuchały i wybuchały w miejscu w wiecznej pętli odnowy i destrukcji, coraz bardziej dewastując nieruchome ciało stwora. Ten nie mógł się poruszyć, schwytany w temporalną pułapkę, był jak owad uwięziony w bursztynie.
Tylko, że do owadów nie strzela się seriami.

I wtedy do symfonii zniszczenia wtrącił się duchowny. Coś szykował, a teraz Iwanowi dane było odpalić główny atak. Poczuli znajome uczucie gdy rzeczywistość jest za bardzo rozciągana i chce ze wszystkich sił oddać. W samochodzie Patricka szyby rozpłynęły po drzwiach jak stopione. Karabin Adama się zaciął.
Świetliste smugi wprost z węzła, ten niemal unikalny moment, gdy kanalizuje się tyle kwintesencji, że widać ją fizycznie, uderzyły wprost na burzokokiego zgodnie z kierunkiem dłoni Iwana. Na moment nim wszystko ogarnęła przerażająca jasność, dostrzegali, iż nie było w nim nic ludzkiego, kłębowisko czarnej mazi, macek, ciszy, smrodu oraz dziwnych, nienazwanych kształtów których organiczne splątanie przeczyło geometrii.

Healy nie miał zamiaru zmarnować okazji Płyty pancerza na udzie rozchyliły się, Patrick sięgnął między gestem dłoni przypominającym zabawiającego tłumek iluzjonistę. I voila, wyciągnął dwa granaty odłamkowe, kciukiem odbpezpieczył jeden po drugim posyłając je wprost w centrum mazistego. Eksplodowały jeden po drugim z ogłuszającą siłą.
Po chwili czasowa pułapka skończyła się. Gdy kurz opadł, jakąś w miarę człekokształtna papka zmutowanej materii przeklękiwała na jedno kolano. Powoli macki oplatały czarne psedo-kości i formowały skórę. Łeb stwora stanowił rozerwaną plątaninę drżących spazmatycznie wici.
Jakby nie zrobiło to na nim wrażenia, ruszył dalej. Patrick poczuł, iż Iwan i chyba Adam szykują jakąś barierę.

Patrick znów pochwycił za swój oręż, który upuścił podczas ciskania granatów. Na szczęście wisiał na kablu. Pochwycił za rączkę i strzelił. Energia w kształcie błyskawicy pomknęła z szybkością światła. Healy liczył że trafi, liczył że idiota jakim był zadufany w siebie potworek nawet nie próbował będzie unikać. Bo nic go nie zrani. Nie weźmie pod uwagę, że nie o ranienie będzie tu chodziło. Irlandczyk miał zamiar trafić bestię i unieść w górę. I… trzymać tak w powietrzu. Może nie był go w stanie trwale uszkodzić, ale zatrzymanie… to inna para kaloszy.
Stwór ruszył ku nim, kierując się w stronę ojca Adama i Iwana. Już miał zrobić zamach ręką gdy najpierw cios spowolnił o barierę, a po chwili istota uniosła się w górę.

Dalszy ciąg nie wyglądał komicznie. Gdy burzooki był tak blisko, niemal nie słyszeli nic. Kompletna cisza. Dźwięki zaczęły wracać gdy jego bezkształtne ciało zaczęło się rozpadać w powietrzu, tak jakby utrzymywał je ostatkami sił.
Najpierw szum krwi, potem oddech, dźwięk deszczu, szum drzew. Po istocie nie pozostał ani ślad. Wszystko wyparowało.
Iwan zgiął się wpół w bolesnych torsjach. Wymiotował na ziemię robakami, soczystymi, białymi larwami. Na początku na stojąco, po chwili, mimo podtrzymywania przez Adama, klęczał na ziemi we własnych wymiocinach szarpany spazmami.

- Eeee… jaka jest nasza… sytuacja? - zapytał Healy nie bardzo wiedząc co się dzieje.
- Chyba go nie zabiliśmy - usłyszał głos Jonathana w słuchawce - raczej stracił stabilność. Na dobrego boga, po czymś takim… Fireson i dziewczyna żyją, są u nas. Są u was ranni?
- Nie miał okazji nas… mnie zranić. Nie wiem jak z pozostałymi. Iwan wymiotuje, ale może to efekt wywrócenia tego pyszałka na drugą stronę.- raportował Irlandczyk.
- P… - Iwan chlusnął robakami - paradoks - zakonnik powiedział ledwo, tym razem plując jeszcze robakami i krwią.
- Dostał paradoksem.- przekazał Irlandczyk, na wypadek gdyby wicek J. nie dosłyszał.

***


Mervi natychmiast wstała od komputera, którego monitor zaszedł światłem, aby rzucić się do łóżka, na które teleportowała Firesona. nie chciała w tym momencie odrywać uwagi Jonathana od walki, ale...
...sama zadzwoniła po eutanatosa, jednocześnie oceniając stan Legionisty.
Tomas odebrał telefon.
- Cześć Mervi, możemy pogadać za chwilę, mam ważną sprawę - wyrzucił od razu niemal na jednym wdechu, ciągle ze swym spokojem grabarza.
- Szybko przyjedź do hotelu, mamy rannego, może dwóch. Czekam. - po tych słowach rozłączyła się, rzucając tylko do Jonathana - Masz gdzieś opatrunki, bandaże?
- Hannah ma, właśnie powinna się zajmować dziewczyną.
- Więc improwizorka... - Mervi rozdarła rękawy koszuli, aby móc zatamować najgorsze krwawienie, sama kładąc obok na głośnomówiącym telefon z wybranym numerem do Hannah.
Mervi po chwili bez sukcesu, włączyła telefon i zajęła się dalej prowizorką, nie przejmując się krwią na sobie.
- Tomas niedługo przyjdzie. - odezwała się do Adama - Pójdę tylko po opatrunki do Hannah... Tu nic nie ma. - zerknęła na Jonathana - Żyją?
- Tak, Iwana uderzyło wyładowanie.
- Zaraz wrócę, miej oko na to. - po tych słowach Mervi puściła się pędem do Hannah.

***


Deszcz ciągle padał. Po chwili zorientowali się, iż z lasu przygląda się temu pies. Teraz był blisko, tuż na granicy min. I jak na psa przypominał bardziej bardzo wyrośniętego wilka. Wilka który ma półtora metra w kłębie.
- Wilkołak? - rzekł bardziej do siebie Healy spogladając na zwierzołaka. Po czym machnął mu ręką. - Chcesz pogadać, czy tylko obserwujesz?
Wilk nie zbliżył się do nich, a po kilku chwilach odbiegł w las.
- Likantropy.- sarknął z frustracją Healy i skupił się na obserwacji otoczenia. Następnie przeładował Ćwikłę mówiąc jej.
- Dobrze się spisałaś.
- Masz za swoje ty glutoparchu robalami chędożony. Będziesz miał nauczkę, że prawdziwych Irlandczyków nie warto zaczepiać, ty żałosna protomaso ohydy! - a awatar dołożył parę własnych obelg.
Iwan w dalszym ciągu klęczał, teraz dyszał powoli. Łapał stopniowo oddech.
- Trzeba będzie dokończyć - powiedział z bólem w głosie.
- Mam nadzieję, że długo to nie zajmie. Jeśli typek przeżył, to już drugi raz nie nabierze się na tą samą sztuczkę.- stwierdził Irlandczyk.
- Skończyłem... jakoś… jedna trzecia, może ćwiartka…

***


Mervi zastała w pokoju Hannah spanikowaną hermetyczkę opatrującą dziewczynę w asyście do tej pory katatonicznego ucznia. Ubrany w ciemne barwy chłopak właśnie podawał wodę dziewczynie. Ta wyglądała jakby nie kojarzyła co się dzieje.
- Kolejna naćpała się pyłu... - mruknęła podchodząc bliżej - Niedługo Tomas przyjdzie. Spokojnie, wszyscy żyją. Przyszłam po bandaże... I opatrunki, rzeczy do odkażenia, maść na oparzenia czy coś... I przeciwbólowe. Silne. Masz to?
- Mam, cholera - Hannah parsknęła - co się stało? Siedzę u siebie, a tu nagle na łóżku ląduje mi zmaltretowana śpiąca…
- Poszli sprawdzać Węzeł, przylazł Ktulu. Bitwa była, on ją i Firesona przywlókł na miejsce. Ją chciał w miny Patricka wrzucić, Jonathan uratował. Później pojeb sam wlazł w te miny, kwas z nich poparzył Firesona, którego Ktulu trzymał, ja Adama teleportowałam do nas. Jest w strasznym stanie. Dużo nasi nukowali, na szczęście obyło się bez śmierci. A, i to nie śpioszek. - wskazała na Kari - Mam nadzieję.
Mervi nie domknęła drzwi. Po plecach przeszedł ją dziwny dreszcz. Usłyszała dźwięk windy zatrzymującej się na ich piętrze. Hannah zmarszczyła brwi patrząc na jej reakcje. Uczeń próbował recytować jakieś zaklęcia, chyba leczące lub stabilizujące stan zdrowia.
- Jeżeli to kolejny ktulu... - mruknęła Mervi i podłączyła się poprzez komórkę z wifi, aby móc na jej ekranie zobaczyć obraz z okolic windy.
Wirtualna adeptka najpierw zobaczyła blond czerep zwizualizowany przez przesadnie skomplikowaną teorię transmisji fal wifi na obraz. Tylko po tym aby zobaczyć uśmiechniętą buźkę o błękitnych oczach w drzwiach pokoju Hannah. Hermetyczka cofnęła się do ściany. Uczeń wykazał więcej spokoju (może nie spojrzał dziewczynie w oczy?).
- Hay - burzooka zmrużyła oczy uśmiechając się szeroko, z głową przekrzywioną na bok i dłonią wyciągniętą do góry w nastoletnim geście przywitania.

Mervi poczuła jak żołądek jej się wywraca.
- Czego chcesz? - sapnęła, a dzięki wciąż włączonemu bluetoothowi Jonathan i grupa na polu pobitewnym mogli to usłyszeć - Nie wystarczy ci, że twój mackowaty chłopak miał zabawę? Chcesz też dla siebie?
- Bardzo miło, że się podzieliliście - burzooka podeszła bliżej - ułatwi to trochę spraw.
- Czyli co? Przyszłaś nas pozabijać? Zgwałcić? - warknęła słabo Mervi stając przed resztą. Ku całej ironii sytuacji była najwyżej "rangą" przy tych hermetykach. Dzieciarnia...
I musiała coś wymyślić. Szybko.

***


- Duchopogramiacz nadal sprawny, ale powinniśmy zaplanować coś bardziej skutecznego na drugą rundę.- odparł Patrick.- Coś niszczącego sam jego wzorzec, a nie tylko powłokę.
- Pierwsza powinna - Iwan dalej klęczał, lecz teraz już nie pochylony - jest chyba wolniejszy od tamtej suki.
- Oby. - stwierdził cicho Irlandczyk.
W słuchawkach usłyszeli głos Mervi. Iwan pobladł jeszcze bardziej - o ile było to możliwe.

***


- Zgwałcić? Kalekę, grubą świnię, ćpunkę i.. - zawiesiła wzrok na uczniu, ten też ją obserwował - ...wariata? Nisko mnie cenisz.
Niby zwykłym ruchem poprawiła włosy.
- Zabijam wszystkich i zabieram jedno z was albo jedno się poświęca, obiecujecie mnie nie śledzić i grzecznie odchodzę. Ja naprawdę nie lubię niepotrzebnej przemocy.
Coś w jej głosie było… jakby szczerość? Piekący zapach ozonu roznosił się po pokoju.
Technomantka nawet nie próbowała udawać niewzruszonej czy butnej. Nie miało to sensu. Wiedziała, iż nie ma szans. Nie była do walki...
- ...straciliście Einara... - zaczęła mówić ze ściśniętym gardłem - ...co on wam oferował, że otrzymał szansę na życie...?
- Kto powiedział, że zabicie kogokolwiek jest moim celem - prychnęła pogardliwie - Einar był użyteczny. Biznes. A teraz decydujcie.
- Co by czekało osobę, która by poszła z tobą...? - zapytała cicho.
Burzooka uśmiechnęła się szeroko, lecz dalej w dziwnie ludzki sposób. Nie odpowiedziała jednak.

***


- Dziewczyny mają kłopoty.- krzyknął Patrick i… tak nieco oklapł. Dziewczyny miały kłopoty, a on niewiele mógł zrobić. Korespondencja nie była sferą, którą władał.
Ojciec Adam wyglądał na równie zrezygnowanego co Patrick. Nerwowo otwierał i zaciskał pięść patrząc w las. Deszcz siąpił w dalszym ciągu, tworzać wielką kałużę w miejscu wgłębień i kraterów po minach i bombardowaniu nephandycznej istoty.
Iwan powstał na chwiejących się nogach, mając za oparcie Adama. Wyglądał jakby znowu miał zwymiotować, lecz to nie nastąpiło. Wyciągnął z kieszeni mały krzyżyk.

***

Burzooka zbliżyła się do Mervi… i zastygła w miejscu, jakby uderzając o szybę. Hannah uśmiechnęła się jadowicie. Dokładnie w połowie wąskiego korytarza (czy raczej zwężania pokoju z wejściem na zewnątrz i do łazienki) na bokach ściany mieniły się dwie runy. Nie z mocy czy jakiegokolwiek mistycznego światła, po prostu mimo niewielkich rozmiarów, wymalowano je wściekle błyszczącym, zielonym lakierem.
- Jak na taką leniwą sukę dużo czasu poświęciłaś na studiowanie starych symboli.
Burzooka powiedziała dziwnie chłodno odsuwając się od bariery. Chwilę przyglądała się symbolowi.
- Piękna runa Visa. Tylko, że nie on ją stworzył - burzooka dalej wpatrywała się w symbol - stworzyła go jego uczennica, jeszcze żyje, obecnie wasza mistrzyni. Vis już dawno odszedł, wasze śmieszne opowieści mówią, iż został Wyrocznią albo prawdziwym Arcymagiem… Może po prostu zasiekli go daleko poza ziemią. Runę stworzyła jego uczennica - burzooka dotknęła symbolu - do tej pory nie może spać się spokojnie. Boi się, że Vis nie zginął, że jest potężny. Fiona jest już stara i pomarszczona, mierzy swój wiek w pokoleniach, a dalej boi się, ma koszmary o jego potędze. Wtedy jest dalej tą samą uczennicą, która może oddałaby się po dobroci, za każdym razem… Ale on nie lubił po dobroci, lubił kiedy bolało.
Burzowa dziewczyna wbiła paznokcie w tapetę i nonszalancko skreśliła runę, a bariera sił pękła jak szkło.
- To zabawne, że wybrałaś akurat ten symbol.
Hannah zaszkliły się oczy.
- Porozmawiałyśmy Mervi, a teraz musicie podjąć decyzję.

Mervi wyglądała na bliską omdlenia ze stresu. Czy ktokolwiek pomoże...? Mogłaby spróbować uciec. Mogłaby nawet z nimi spróbować... ale burzowa mogła też za nimi podążyć, albo po prostu zająć się Firesonem i Jonathanem.
- ...pójdę z tobą... a ty też odejdziesz nie czyniąc nikomu krzywdy.
Choć próbowała utrzymać siłę głosu, to nie było to tak pewne.
- Żartowałam słonko. Zabiję was wszystkich… na początek.

Drzwi zaskrzypiały. Mistrz kaleka odsunął je patrząc z poziomu wózka na burzooką.
- Wyszedłeś ze swego zamku? Odważne - dziewczyna przekręciła głowę - chcesz się targować? Myślisz, że to kolejna partia tej twojej układanki - widać było, iż jej trochę puszczają nerwy - widzę wszystko, ty…
Jonathanowi drżały ręce gdy wystawiał dłoń. Na palcu błyszczał pierścień, zielony klejnot oprawiony w tej cennej biżuterii, znanej pośród hermetyków. Większośc przedstawicieli tej tradycji posiadała tego typu unikalne rewizyty.
Mervi poczuła jak telefon drga jej w kieszeni. Chyba wykrył magyę, tylko nie widząc ekranu, nie mogła ocenić co to za sztuka. Trzeba będzie pomyśleć o jakiejś sygnalizacji haptycznej.
Jak przeżyją. Jak będą sobą.
Nie było świateł, dźwięków, fanfar, pieśni, krzyków czy zamieszania. Dziewczyna zrobiła się blada, niemal półprzezroczysta, aby zniknąć. Kompletnie.

Jonathan dyszał jak po biegu.
- Wysłałem ją do przodu, nie więcej niż trzy godziny. Nie liczcie, że powtórzę ten numer, trzeba się nam ewakuować… Iwan - powiedział do słuchawki - Patrick, Adam - dokończcie, proszę was.
- Niech nas bóg prowadzi - Adam powiedział pod nosem na polanie, chociaż bardziej brzmiało to tak jakby chciał powiedzieć ”ma w opiece”.
Mervi ciężko oparła się o ścianę drżąc na całym ciele z nerwów. Obok niej na tapecie rozświetliły się kolorowe piksele, tworzące obraz uśmiechniętej wyszczerzonej buźki. Technomantka rozumiała znaczenie.
Glitch się cieszył na swój sposób, choć to była radość poprzez ogromną ulgę.
Mervi natomiast było niedobrze.
- Potrzebujemy miejsca, ukryć się... - skryła na chwilę twarz w drżących dłoniach.
Hannah podeszła do niej i po prostu objęła ramieniem po ludzku.
Technomantka spojrzała zaskoczona, ale jedynie sekundę zajęło jej uśmiechnięcie się blado do Tytaluski.
- Fireson na pewno zna miejsce, dobry w tym jest... Muszę iść do niego, opatrzyć co się da...
- Zajmę się dziewczyną, trochę magy życia jeszcze znam, ustabilizuje ją. Adamowi też na tyle pomogłem, ale będzie problem z przeniesieniem go - Jonathan wyglądał na zestresowanego - szybko musimy…

***

Merv wróciła do Firesona z całym zapasem medycznym od Hannah. Była bardzo blada, lekko jeszcze wstrząśnięta, ale gdy zabrała się za opatrywanie ran Firesona i przemywanie ich, zachowywała się jakby zupełnie pozbawiono ją nerwowej reakcji.
- Adam, podaj namiary na najbezpieczniejszą miejscówkę, jaką znasz. Musimy się ewakuować.
- Horyzont - wirtualny adept syknął z bólu, ale widać humor go nie opuszczał - z najbezpieczniejszej meliny… to właśnie byłem…
- Wyciągnął cię z twojej kryjówki?
- Tak.
- Mówiłam ci, że sam nie jesteś bezpieczniejszy, wręcz na odwrót... - odparła bez śladu złośliwości czy pretensji w głosie - Nie możemy się rozdzielać, potrzeba nam miejsca... zabezpieczymy je, jak stąd uciekniemy. Może i inne znajdziemy, może sami w nim nasze sztuczki zrobimy, ale... Trzeba nam teraz odejść. - głos zadrżał technomantce.
- Sądzę, że… wszystko co moje jest spalone…
Technomanta wyglądał na półprzytomnego.
Dziewczyna spojrzała na przeciwbólowe otrzymane od Hannah. Westchnęła.
- Jesteś uczulony na Ketonal?
- Nie dawaj mi nic, już mnie czarodziej na kółkach… zmulił.
- Lepiej tak, niż gdybyś wrzeszczał z bólu... chociażby w milczeniu. - opasała bandażem ramię wirtualnego - Jeżeli by ból stał się większy... a Tomas się nie pojawiał... powiedz. Dam ci na ból.
Mervi zaczęła przemywać ranę na klatce piersiowej Adama.
- Einherjarl... Oni mogliby pomóc...
Mervi spróbowała ponownie połączyć się z Tomasem, ale bezskutecznie. Jedynie wysłała mu wiadomość.

"Nie wracaj do hotelu"
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 04-12-2019, 22:31   #112
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
- Ojczulku Adamie, dzwoń do Klausa i Tomasa. Czas się przegrupować. - Healy pobiegł do samochodu, otworzył drzwi i otworzył schowek pakując do niego rękę z rękawicą i modyfikując wóz. Naprawił szyby i zaczął go zmieniać. Morfować w nowy pojazd. Czyniąc z niego prawdziwego terenowego potwora, co by poruszać się szybciej zarówno na drodze i w terenie. I w razie czego móc zarówno zepchnąć zawalidrogów z drogi jak i staranować drzewo… małe drzewo.
Wtedy też do magów nadeszła nadana wypowiedź Mervi:
- Grupa. - odezwała się przez Bluetootha - Ostrzegłam Tomasa, aby nie wracał do hotelu, za jakiś czas ona wróci do tego momentu temporalnego. Iwan jest w stanie mówić?
- Na razie nie. Proponuję zebrać całą naszą grupkę naszą tam, gdzie negocjowaliśmy z pijawkami. Na pewno to ich lokal i mają tam swoje ghule, więc w razie czego zostaną wplątani w tą drakę. Kari… ta dziewczyna, co ją wplątałem. Co z nią? - odezwał Healy.
- Ale gdzie negocjowaliście? Co do tej Kari - zajmuje się nią Jonathan, Hannah i uczeń, z którym już lepiej. Z nią też chyba nienajgorzej. Ja się zajmuję Firesonem... zarwał też od tych twoich min.
- Trzeba będzie ją zabrać. - odparł niechętnie Irlandczyk. I pewnie wtajemniczyć choć odrobinę. Niech to szlag. Po czym podał adres przybytku w którym odbyło się spotkanie. Dodając na koniec.- Tam się spotkamy i przegrupujemy. Zakładam, że skoro wdarła się w do hotelu, to nie ma co bawić w ustawianie magyicznych zabezpieczeń? Kryjówka Firesona pewnie była nimi naszpikowana.
- Na razie to nie wiem jak my Firesona przetransportujemy. Ma połamane nogi, jest ciężko ranny. Co najwyżej... będę musiała przekłamać odległość i tak go się przeniesie... - zamilkła na chwilę - Najlepiej byłoby każdemu dać taką opcję, ale boję się, że jeszcze oni zdołają podążyć…
- Jak batiuszka się szybko pozbiera, to podjedziemy do was. Jeśli do tego czasu się nie przeniesiecie do nowej lokacji.- odparł Healy nadal się zastanawiając.- Potrzebujecie karetki?
- Patrick, ona za maksymalnie trzy godziny pojawi się znowu, nie mamy dużo czasu. To, co potrzebujemy to Tomasa czy kogokolwiek, kto szybciej postawi rannych na nogi. Chyba, że chcesz po prostu zrobić za naszą karetkę.
- W tym nie pomogę. Sorki. Gdybym potrafił, to nie miał problemów z kolanem.- odparł Healy i westchnął. - A co właściwie Tomas planował robić rano?
- Pewnie szedł do hospicjum... a później nie wiem. Gdy wcześniej dzwoniłam to był zajęty, miał ważną sprawę. - odpowiedziała słabym głosem.
- Spróbujemy go zgarnąć po drodze. - odparł Patrick i zerknął za siebie.- Jak tylko batiuszka skończy.
- Jak nazywały się te wampiry, z którymi rozmawialiście?
- Olaf, Sigrud i Leif - Iwan chrząknął.
- Dobra, dzięki. Nie zapominajcie o Klausie.
- Ojciec Adam z nim gada. - odparł Healy.

***


Zmierzając do klasy, Klaus zastanawiał się, czy Burzooka zasadziła się na fundację zanim się tu nawet zjawili. Wtedy przypomniał sobie o Einarze i wszelkie wątpliwości były rozwiane.
Będzie musiał się dowiedzieć nieco więcej o poprzednim nauczycielu, zarówno od uczniów jak i od reszty personelu.
Spokojnie.wszedł do sali gdzie czekała go pierwsza próba tego dnia. Doszedł do biurka i spojrzał na swoich uczniów.
- Dzień dobry, nazywam się Klaus Krugger. Będziemy mieli przyjemność spędzić razem resztę semestru, a może i dłużej…. "dobry Boże, ale to sztucznie brzmi…" - spojrzał na uczniów z trochę przegranym uśmiechem - Załatwimy to w trakcie na razie, formalności. - sięgnął po dziennik…
Tak oto Klaus zaczął karierę skandynawskiego nauczyciela, w tle wrzaski, ignorancja oraz… smutku. Dziwna mieszanka. Co prawda Klaus nie miał jawnych problemów, to jednak czuł, iż w przyszłości ta mieszanka grzecznych, norweskich dzieci i napływowych łobuzów (lub po prostu innych kulturowo) sprawi problem, mimo tego, iż wiele arabskich dzieci była grzeczna, sporo piątkowych. Tylko, iż miał wrażenie, iż w tym miejscu ten eksperyment społeczny szwankuje.
Eteryta postanowił się nie mieszać, sprawy etyczno-kulturowo-przyzwoite zostawi Chórzystom i Ekstatykom, oprócz dzielenia się wiedzą i prób zainteresowania uczniów Nauką, Klaus spróbował zasięgnąć języka na temat swojego poprzednika. Zaczął od tego co z nimi przerobił, jaki był jego tryb nauczania, sprawy, które interesowałyby nowego nauczyciela. Był chyba lepszy w tym niż sądził, albo jego definicja "sukcesu" wymaga rekalibracji.Poprzedni nauczyciel zaginął, wydawało się, że uciekł z kochanką. Klaus szczerze wątpił. Do tego szkoła żyła trzema rzeczami obecnie, gangami, zmarłymi dziewczynami i ostatnim incydentem z bronią i uczniem. Zadziwiające, że pomimo takich problemów szkoła cieszyła się wysoką renomą. Może stres lepiej wpływa na rozwój niż sądził…
W trakcie kolejnej lekcji która nie była tak pasjonująca jak mogła być (powtarzanie trzeci raz tego samego nudziło, a Klaus mógł przeklinać, iż trafił po kolei akurat na grupy zsynchronizowane co do tematów) zadzwonił telefon. Ojciec Adam.
- Jesteś bezpieczny? - Zakonnik uderzył od razu do rzeczy.
- Chwileczkę. Przepraszam, zaraz będę, to istotne.. - Klaus wyszedł z sali - Jestem otoczony przez armię nabuzowanych hormonami nastolatków… nigdy nie czułem się bezpieczniej.
- Mamy dwoje rannych, a w zasadzie to troje. Hotel jest spalony, mam poważne przypuszczenia, iż Burza od początku miała nas na oku.
Klausowi podniosła się brew. Einar. Mogła wiedzieć to co on?
- Potrzebujesz bezpiecznego miejsca i zgubić trop.
- Nie mogę opuścić teraz szkoły, jeżeli przyjdzie tu to wszystkie te dzieciaki będą zagrożone. Już zabiła dwójkę i najpewniej nauczyciela. Gdzie się spotkamy?
- Nie rozumiesz - zakonnik warknął - w jednego uderzyliśmy… boże, nigdy nie widziałem takiej siły. A on po wszystkim jeszcze chciał nas zajebać. Ledwo go przepędziliśmy. Burzę Jonathan wyrzucił na kilka godzin w przód. Nie masz samemu szans, spadaj z tamtąd. Narobisz większego problemu.
- Dopiero co dostałem tą robotę, nie mam zamiaru jej od tak stracić. - Klaus westchnął - Nic mi nie będzie, jak chcecie to zrabujcie mój dom. A właśnie, chyba wiem jak Burzooka dobrała się do Gerarda.
- Jak?
- Przejęła mojego poprzednika, którego znał Gerard. Przynajmniej jedna z nich. Jeżeli to są jej tereny łowne…
- To co nas zaatakowało i dopadło Firesona to był facet, ten którego spotkał Gerard… Klaus, musisz spieprzać.
- Skończę tą lekcję i coś wymyślę… jak człowiek niby ma udawać normalnego... Gdzie?
- Dam ci znać, dzwoń potem do Mervi, my tutaj mamy robotę. Bez odbioru.
- Bez...odbioru? - Klaus spojrzał na telefon, czyżby duchowny szedł na wojnę… chyba istnieje na to słowo…
Eteryta wrócił na zajęcia, postanowił przeprowadzić je jak najprofesjonalniej. Po lekcji zadzwonił do Wirtualnej Adeptki, która oprócz powtórzenia mu informacji od Adama poleciła udać się do miejsca spotkania z pijawkami. Poprosił ją o wysłanie wiadomości podając się za policję, że włamano mu się do domu, czy coś takiego. Z wiadomością udał się do dyrektora i przeprosił, ale musiał wracać zobaczyć szkody.
Klausowi udało się wydostać ze szkoły po następnej lekcji. Udał się niezwłocznie do domu i zabrał tyle swojego sprzętu i ubrań ile zmieściło się w samochodzi. Po czym ruszył na miejsce spotkania.

***


Opatrzywszy rany Firesona, technomantka zostawiła go na chwilę, aby wrócić do reszty magów.
- Przygotuję nam hermetycki portal. - zaczęła od razu wchodząc do pokoju, rozmyślnie mówiąc o "hermetyckości". Morale boosting.
- Portal hermesa - Hannah nie mogła się powstrzymać gdy z uczniem konstruowali prowizoryczne nosze.
- Tak... - spojrzała na Jonathana nie odpowiadając dalej Hannah - Ustaliliśmy z grupą, że zwalimy się Camie na głowy. Cieszcie się - zobaczycie się z tym Failmere, co to o Unii Europejskiej mówił. To w końcu mag, taki jak my. - parsknęła z rozbawieniem - Korzystasz z koszul nocnych? Bym w coś włożyła Firesona, nie dotykając tych nóg.
- Nogi nie będą teraz aż takim problemem - Jonathan wtrącił się związując kawałki materiału - metabolizm naszego bohatera działa od 1% do 60%. Czas - hermetyk powiedział z pewną dumą - podjadę po hausty Klausa, chyba ich zbyt głęboko nie schował. Muszę też sprzątnąć u siebie i rozmówić się z właścicielami.
- Rzeczy mam u siebie w torbie, jeżeli byście mogli to na amen rozprawcie się z tym martwym już komputerem u mnie. Szkoda biedaka tak zostawiać...

***
Mervi ubrała Firesona w to, co znalazła u Jonathana. Nie było czasu wybrzydzać...
Wolała nie bawić się teraz w wulgarne użycie magii, ale i na to nie było czasu. Czas, czas, czas... a ponoć mieli mistrza od niego...
Technomantka usiadła na poduszce, którą ułożyła na podłodze, a obok klawiatury laptopa położyła koniczynkę otrzymaną od Patricka. Gdzieś w duchu miała nadzieję, iż ta rzecz ją uchroni przed nagłym wyładowaniem... teraz.
Upewniwszy się co do miejsca, wybrała na docelowy punkt wyjścia tyły restauracji, w której magowie ostatnio spotkali się z wampirami. Wejście było usytuowane w pokoju Jonathana. Wzięła głęboki oddech nim zabrała się do pracy.

Komputer posłusznie, bez większych zakłóceń wyliczał dane, które były potrzebne do ustalenia odpowiednich punktów w przestrzeni. Na ekranie, gdzie wyświetlona została mapa Lilliehammer zaczęły pojawiać się linie określające drogę pomiędzy jednym miejscem a drugim, a drogę tworzyły wszechobecne sygnały wifi. Dopiero po ich zwizualizowaniu, komputer zaczął skracać i upraszczać potrzebną przestrzeń do przebycia.
Upraszczać działania, które logicznie nie powinny móc być uproszczone.
Była zbyt zajęta tym co działo się na ekranie, aby zauważyć, jak szybko (w porównaniu do spodziewanego czasu) ustabilizowało się połączenie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 04-12-2019 o 23:05.
Seachmall jest offline  
Stary 08-12-2019, 20:35   #113
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Magowie uwijali się jak w ukropie aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie zostawić nic ważnego, oraz, co chyba najważniejsze, nie zostawić zbędnych śladów. I tak już półprzytomna Kari została uśpiona przez Hannah. Na sam koniec Jonathan rozmówił się z właścicielem miejsca polecaj mu się ukryć.
Mervi mogła obserwować zdenerwowaną Hannah oraz dziwnie zachowującego się ucznia, raz wesołego, a innym razem kompletnie przygnębionego. Niepokoił ją też trochę Jonathan. Mimo tego, iż hermetyk zdawał się być zdenerwowany, trzymając jednak fachową maskę hermetyckiego profesjonalizmu. Być może właśnie przez te pozory, wirtualna adeptka nie mogła wyzbyć się wrażenia, iż Jonathan jest w jakiś pokrętny sposób zadowolony z przebiegu wypadków.
W tym czasie Mervi walczyła z przestrzenią. Niestety, zwykły komputer nie posiadał na tyle dobrej mocy obliczeniowej aby poradzić sobie z potrzebnymi zestawami obliczeń w czasie do jakiego Mervi przywykła. Trochę pomogło uproszczenie wzorów oraz delegowanie możliwych do rozproszenia obliczeń na botnety do których miała dostęp.
Ostatecznie informacje zostały zapisane, a rzeczywistość dostała nowego patcha. Ile wynosi dystans między dwoma punkami?
Zero – tak brzmiała wypowiedź Mervi.

***

Pracę opóźnił paradoks który trapił mistrz Iwana. Duchowny chwilę przysiadł w samochodzie, napił się herbaty, odświeżył, chwilę porozmawiał… I przez następny kwadrans wymiotował na przemian białymi robalami oraz krwią. Sądząc po konsystencji wymiocin krew nie pochodziła wyłącznie z żołądka (ta wygląda jak fusy po kawie) lecz równie z z ust i przełyku, w postaci dorodnych, ciemnych plam czerwieni.
- Dawno nie czułem się tak gównianie – Iwan łapał oddech na koniec drugiego napadu – ostatnio chyba jak miałem malarię.
Adam uśmiechnął się lekko przytrzymując druha w pionie.
- Chociaż cieplej było w okolicy – Adam skrzywił się – i wrogowie jakby bardziej swojscy.

***

Gdy Klaus kierował samochodem, pośród medialnej papki emitowanej w radiu, kto z kim kogo zdradza, kursy walut, prognoza pogody (jakoś rozbawiło go, iż nie zapowiadali burz), usłyszał o fałszywym alarmie bombowym w hotelu Magnum Opus który doprowadził do ewakuacji gości.
Co oznaczało, iż poza własną ewakuacją, fundacja zapewniła względne bezpieczeństwo śpiących. Był to pewien kamień z serca syna eteru. Raczej jeden, mniejszy, gdyż główne obawy dalej nie zostały rozwiane.

***

Magowie z hotelu przenieśli się wprost do pustej sali restauracji w której miejsce miało spotkanie z lokalną Camarillą. Przenoszenie rannych i sprzętu nie zajęło zbyt długo czasu, tak, iż Mervi mogła po dwóch minutach zamknąć bramę. Jonathan uczynił ją tą grzeczność, iż wzmocnił bariery przestrzenne, sprzątając ślady po bramie. I przy okazji nabrudził rozsypując po ziemi kolejną porcję popiołu.
Niemal równocześnie do Mervi zadzwonił Tomasa, a Jonathan wykorzystał numer kontaktowy do wampirów (czyżby Iwan schował w tym aspekcie wrogość i podzielił się z nim po spotkaniu?). Początkowo eutanatos chciał mimo wszystko pojechać do hotelu i zaczekać na burzokoką w celu śledzenia jej. Pierwsze próby perswazji Mervi skierowane w jego stronę były jak grochem o ścianę. Dopiero dokładne stanu rannych skłoniło Tomasa do zmiany decyzji w sposób iście błyskawiczny – zimnym głosem przyznał, iż potrzebują uzdrowiciela. Gdy Meervi skończyła rozmawiać z eutnatosem, Jonathan jeszcze kończył swój telefon, a uczeń i Hannah kładli nosze z rannymi na stołach.
- Nasi przyjaciele z plemienia stałocieplnych komarów wykazali się życzliwością dalece wykraczającą ponadto czego spodziewałbym się po tych z natury podłych istotach…
Jonathan powoli, flegmatycznie podsumował telefon uśmiechając się pod nosem.
- ...wampirzy sługa błyskawicznie zarefował na hasło, i z tego co zrozumiałem, ma nam w dzień zapewnić wszelaką pomoc. Gust do pomocników mają dobry, nie przedstawiłem naszej ogólnej sytuacji, a pytał czy potrzebujemy zaufanych lekarzy lub obstawy policyjnej. Oczywiście, odmówiłem. Nie chcemy dać się ani usidlić ani też popadać w spiralę długów. Restauracja zostanie dziś zamknięta, przyjdzie jeden zaufany człowiek. Po zmroku przybędzie jeden wampir, sprawa jest pilna.

***

Przysłanym przez wampiry człowiekiem był około pięćdziesięcioletni, brodaty norweg pracujący tutaj jako kucharz. Dość dobrze zbudowany, z tą specyficzną rzeźbą powstałą gdy prawdziwe masy mięśni skryje wierzchnia warstwa tłuszczu. Początkowy wyglądał na dość wystraszonego dziwnością tej sytuacji, lecz dość szybko ogarnął się, oprowadzając magów, przynosząc coś do zjedzenia oraz pomagając im przenieść się z rannymi do mniejszej, bocznej sali.
Szybko Mervi rozstawiła się z laptopem ponownie kontrolując akcję przy węźle. Niebawem przybył Tomas z medykamentami. Trudno było stwierdzić w którym momencie mag śmierci używał magy, a w którym fachowych opatrunków, szycia ran czy leków. Faktem było, iż wszystkie większe rany Firesona zostały przykryte bandażami, a pod nimi widać było, iż wyraźnie maleją pod opatrunkiem. Nogi też wyglądały lepiej.
- Kto by powiedział, że z wirtualnego jest taki twardy skurwysyn – Tomas powiedział z uznaniem o Adamie.
- A kto by powiedział, że eutek nie zaserwuje mi eutanazji – Adam ogryzł się słabo, widać, iż wciąż miał za mało sił aby aktywnie sprzeciwiać się leczeniu.
- Suka chyba wie o naszym węźle – wirtualny wychrypiał zasypiając.
Wkrótce do magów dołączył i Klaus. Tomas wciąż zajmował się Kari, zadziwiająco długo, biorąc pod uwagę, iż obrażenia dziewczyny nie były a tak poważne jak wirtualnego. Mervi ciągle śledziła ekipę w węźle, a Jonathan notował coś w dzienniku.
Gdy eutanatos skończył, wziął na bok Mervi i Hannah, z dala od reszty. Szeptał.
- Sprawa jest delikatna, kobieca. Zajmujcie się dziewczyną, i na razie nie mówcie Patrickowi. Ma obrażenia okolic intymnych.

***

Było tuż przed zmierzchem gdy Iwan kończył swój magyczny wyczyn. Chórzysta wyglądał na skrajnie wyczerpanego, ale jednocześnie piekielnie zadowolonego z siebie. Wkrótce po tym cała trójka magów siedziała w naprawionym i lekko zmodyfikowanym pojeździe Patricka (w samym rdzeniu tego przedmiotu trudno było mówić wyłącznie o samochodzie, po prostu teraz był samochodem, a za chwilę mógł być samolotem) i wracała do miejsca zbiórki.
Można powiedzieć, iż drogę umilał im dziwnie rozgadany Iwan opowiadając anegdoty o Mówcach Marzeń który nie wiedzieli, że mają przedstawiciela w Radzie, ale za to pamiętali krzywdy ze strony chóru do pół tysiąca kat w tył. Można by tak powiedzieć, gdyby nie to, iż Iwan nawet nie zdążył więcej mówić, a oni ujechać dalej, gdy trafili na blokadę drogową. Nieoznakowane samochody, ludzie wyposażeni w broń długą, wyglądali jak najemnicy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 28-12-2019, 16:34   #114
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



- Sukinsyny. - warknęła Mervi i przesunęła dłonią po włosach. Na całe szczęście pragnienie narkotykowe na razie odeszło w zapomnienie...
- Nie mam konkretnych doświadczeń socjalnych... także z własną płcią... a w Pajęczynie ciężko rozróżnić... - spojrzała na Hannah zakłopotana - Jak z tobą w tym?
- Teraz chyba lepiej trzymać ją we śnie - Hannah głośno przełknęła ślinę - po co? Jak… Albo nie chcę wiedzieć.
- Chcą nas zastraszyć - Tomas wyjaśnił ponuro - rozmawiałem z Jonathanem, po to cała ta szopka z rzucaniem na miny.
- To co osiągnęli... to w moim wypadku wkurwili mnie. - mruknęła Mervi, z której już zdążył zejść stres po spotkaniu z burzową i chęci poświęcenia się - A ty już nie myśl o odstawianiu Patricka. - zwróciła się do Tomasa.
- Wolałbym aby dowiedział się na spokojnie - eutanatos wyjaśnił - tutaj, na miejscu, nie przez telefon. Jest też opcja wymazania wspomnień. Znam się na tym, ale… Nie wiem, wymaga to dyskusji. Nie zawsze jest to takie proste, szczególnie przy głębokich traumach. Nie jestem w stanie dotknąć tego co zeszło do podświadomości. Poza tym - ukradkiem zerknął na ucznia - rozmawiałem z Adamem. Byłby z niego dobry eutanatos - Tomas uśmiechnął się krzywo - nic nie zauważyliście?
- Masz na myśli - Hannah zagryzła wargi.
- Ech? - Mervi mruknęła - A co z nim?
- Cisza albo marauder - Tomas powiedział chłodno.
Technomantka zakryła oczy dłonią.
- No zajebiście. Po prostu doświadczenia do pozazdroszczenia, co tu jeszcze się przydarzy?
- Mam szczerą nadzieję, że nic - Hannah pokręciła głową.

***

Mervi była mimo wszystko znerwicowana dzięki wydarzeniom tego dnia, dzięki brakowi narkotyku, dzięki wizji ktulu gwałcącego tę dziewczynę... i dzięki...
- Jonathan. - warknęła nagle, gdy tylko znalazła się w pobliżu hermetyka - Chciałeś, abyśmy poginęli? Zlagowałeś jak mistrz czasu? W sumie MIAŁEŚ CZAS?! - przysunęła się bliżej opierając dłonie na oparciach wózka - Czemu zareagowałeś dopiero na sam koniec, gdy ta dziwka chciała nas powybijać?!
- Nie mam silników rakietowych w moim pojeździe przyszłości - hermetyk odciął się z grymasem - dojechanie do połowy korytarza trochę trwa.
- Nie pierdol, humor ci nie wychodzi. - parsknęła technomantka - Nie wmówisz mi, że hermetycki mistrz czasu nie może gdzieś dostać się z większą prędkością niż pół kilometra na godzinę.
- Wszyscy zawsze lepiej wiedzą co potrafię - pokręcił głową - do tego stosunkowo późno zorientowałem się, iż jest u nas. Mój pokój był dość dobrze zabezpieczony, ale to niestety oznaczało również wygłuszanie zewnątrz. Nie miałem ani czasu, ani chyba ochoty robić w tym wizjerów, niestety.

- Zauważayłam, że u nas nawet kamer nie było na korytarzu. - prychnęła - Musiałam z wifi obraz pobierać, a nie dość, że to nie działa genialnie, to jeszcze jakość jest tragiczna. Jak mogliście nie zamontować tego?
- Zdjęliśmy dla bezpieczeństwa - hermetyk powiedział cicho - wtedy jeszcze nie mieszkałaś w hotelu.
- No jasne. - wzięła głębszy oddech - A co z waszymi mistycznymi zabezpieczeniami? Pies zjadł, że ktulu weszła od sobie?
- Każdy zabezpieczał pokój, główne zabezpieczenia hotelu były dość skromne. Sądzę, że zostały przełamane. Widziałem jak poradziła sobie z zabezpieczeniami Hannah, a ona głównie rysowała znaki - hermetyk powiedział hardo.
- Świetnie... - Mervi puściła wózek Jonathana i spojrzała w sufit - A teraz boję się czynić jakąkolwiek magyę... akurat w momencie, gdy zrozumiałam paranoję Firesona, który mnie NIE POSŁUCHAŁ i sam poszedł się kryć.
- Wszyscy w tym zawiniliśmy - Jonathan powiedział ze smutkiem - z przewidywaniem wydarzeń.
- Teraz też nie jestem taka pewna czy dobrze zrobiłam rzucając w cholerę nałóg z pomocą Tomasa... - spojrzała smutno na hermetyka - W tej chwili rozterki odwykowe nie są w cenie. - jęknęła - Przez nie mogłam mieć spóźnioną reakcję przy ratowaniu Firesona.
- Lepsze to niż leżeć na łóżku w haju - Jonathan powiedział dziwnie chłodno.
- Miałam nad tym kontrolę, jedynie brałam przed snem. - wyraziła sprzeciw.
- Gdybyś miała kontrolę ekstatyków, nie musiałbyś rzucać - hermetyk wyraził się z żelazną logiką - Ale nie ma co o tym rozprawiać. To co zobaczyłem na polanie mnie przeraziło. Załadowaliśmy w niego wszystko co się da…
- Może jakoś to tego Ktulu osłabiło, choć trochę... - powiedziała z nikłą nadzieją - Jak w sumie to zrobiłeś? - zapytała precyzując po chwili - To z perma wybuchającymi minami, nie z zatrzymaniem go w miejscu.
- Magyą - powiedział z udawaną powagą - pytasz o szczegóły?
- Oczywiście, że o szczegóły, Sherlocku. - mruknęła opierając się na pobliskiej ścianie.
- Najważniejszy jest dobrej jakości pył - wyjaśnił dziwnie poważnie - powinny się w nim znajdować zamarynowane wcześniej pazury kota, najlepiej czarnego. Marynować powinny się w spirytusie przynajmniej trzy nowie. Potem mieszasz to z całym nietoperzem. Może być wysuszony, ale powinien być jak najbardziej świeży. To spalasz razem tworząc pierwszą porcję mieszanki. Tradycja nakazuje użycie ceramicznego pieca z odpowiednią temperaturą, magya też da radę, kluczem jest ogień, żadnych magycznych rozkładów…
- A może być ten nietoperz żywy? Lubię jak piszczą, choć to chyba doda entropicznego aromatu. - wtrąciła Mervi - ale świeży będzie…
- Jak nie chcesz wiedzieć to nie - hermetyk pokręcił głową - twoja strata.
- Przestań po prostu gadać bzdury. Jeżeli wy serio tak przygotowujecie się do magyi, to tragedia. Powiedz mi po co ty mazałeś w tym pyle i jaki to związek miało z zawieszeniem w ciągłej pętli wybuchów?
- To mnie odstresowuje, jestem dzięki temu bardziej skupiony - wyjaśnił z zawadiackim uśmiechem - potem łatwiej czarować.
- Wiesz, że mogę twój wózek pchnąć na ścianę? Nawet podładuję siłę pchnięcia.
- Tylko najpierw napiszesz odpowiedni skrypt? Masakra jak tak można czynić magyę - Jonathan szczerze się zaśmiał - po prostu wysłałem go w przyszłość. Wiesz, że można potem ściągać z przyszłości rzeczy wcześniej. Jeśli to zapętlić… Cała sztuczka, mój as w rękawie.
- Nie mogłeś tak od razu powiedzieć? Rany, J. Nie mam nerwów teraz na twoje żarty. - obejrzała go uważnie - Ile ty w sumie masz lat?
- A co, zastanawiasz się czy lubisz tatuśków - Jonathan uśmiechnął i puścił jej oczko - nie jestem stary, tylko trochę się odmłodziłem.
- Więc do dziadka ci blisko... -uśmiechnęła się w końcu - Wziąłeś hausty?
- Nie mam jeszcze sześćdziesiątki - powiedział naturalnie - tak, mamy je tutaj.
- Będę ich potrzebowała... no, ich części. Chyba widzisz co sobie zrobiłam, już po tej akcji tym bardziej?
- Tak, przejęłaś rolę fundacyjnej verbeny - stwierdził poważnie - będziemy musieli to skonsultować z Klausem. Najlepiej od razu z nim pomów.
- Dobrze... Jeszcze jedna sprawa... Czy jest może jakiś cwany sposób na "wyładowanie się"?
- Rozumiem, że pisemka dla panów nie wchodzą w grę? Znam jeden klub…
Mervi westchnęła ciężko.
- Jasne, nie ma. Po co pytałam…
- Gdyby był, życie maga wyglądałoby inaczej - dodał rozbawiony.
- I niektórzy chodziliby, jak zgaduję…
- Owszem, trafna diagnoza - przyznał jej rację.
- Znasz się z nią? - zapytała nagle - Z Ktulu.
- Niech Bóg broni - hermetyk wzdrygnął się - co to za absurdalny pomysł.
- Mówiła, jakby cię znała. - wytłumaczyła.
- Sądzę, że ona może dużo mówić, byle tylko nas złamać.
- Przez to, że dużo mówi, mogłam grać na czas... czekając na ciebie. - poskarżyła się Mervi.
- I na co jej to przyszło - Jonathan uśmiechnął się - jeśli tak, to zagrała przeciw sobie.
- Zastanawiałam się czy czekałeś, abym jej się dała i tym uratowała dzieciarnię. - prychnęła.
- Masz szczęście, że trudno mnie obrazić… ale jesteś blisko - Jonathan powiedział cierpko.
- To chyba byłby achievement? - uśmiechnęła się - Nie bądź zeźlony. Powiem ci, że podobało mi się jak ją załatwiłeś, a zapętlenie min było super. Akurat tu przyznam, że pokazałeś mistrza. Nawet zrobiłeś to w sposób efektowny z pętlą temporalną.
- Nie wyszło do końca to co chciałem - przyznał szczerze.

***


Kiedy Merv zobaczyła Klausa, natychmiast do niego dopadła i zaczęła oglądać jak matka dziecko.
- Nic ci nie jest? - odwracała jego twarz obserwując z każdej strony.
- Erm...nie? Możesz puścić moją twarz? - wysmyknął się z molestujących rąk adeptki - Miałem tylko pierwszy dzień w szkole… który musiałem przerwać.
Mervi przytuliła Klausa.
- Dobrze, że przerwałeś. Ktulu na nas polują...
Odwzajemnił uścisk.
- Więc.. co u was się stało? Też mieliście ducha srającego po stołach?
Iwan, Adam i Patrick badali węzeł. Przyszedł drugi ktulu z Firesonem ledwo żywym i babką od Patricka... Ledwo nasi po masie nuków go przegonili. Później do mnie, rannych, J. i przedszkola przyszła burzowa... Zajęłam ją gadką... chciała jednego z nas, a resztę zabić... J. przyszedł i ją w przyszłość wysłał na trochę.
Klaus gwizdnął słysząc o wyczynie Jonathana.
- Nieźle… ja jedynie zdołałem znaleźc gdzie burzowa najwyraźniej znajduje nowe… ofiary. Dwie dziewczyny w mojej szkole umarły jakiś czas temu.. tydzień,dwa. Do teog mój poprzednik był koniem trojańskim dla Gerarda…
- I może stał się tym Ktulu co z nim nasi walczyli... - zamilkła na chwilę - Co do kwestii haustów... Potrzebuję kilka.
- Erm… zostawiłem je w hotelu… więc powinniście…
- Zabraliśmy. - wtrąciła.
- Aha… to dobrze. No to trzeba je wyekstraktować. Pewnie po to do mnie przyszłaś? - uśmiechnął się - No to oddaj mój wynalazek i się za to zabiore…
- Jaki twój wynalazek? - zapytała zdziwiona.
Klaus wydał z siebie nerwowy śmiech.
- No wiesz.. ten co ci dałem, żebyś mnie mogła szpiegować?
- Zachipować. - poprawiła.
- Szczegóły… więc, oddaj go proszę?
- Mówiłam hermetykom, aby zniszczyli mój martwy komputer... chyba tam też był wynalazek... Przepraszam...
Oczy Klausa rozszerzyły się i oklapł jak dętka.
- Nie… - Mervi wydawało się, że łzy zaczęły się zbierać w oczach eteryty.
Merv spojrzała łagodnie na Klausa.
- Żart. Nic mu nie jest, nie płacz. - cmoknęła kilka razy Klausa w policzki i czoło.
Klaus pozbierał się.
- Nie najlepszy..- uśmiechnął się mimo wszystko - On był podstawą do mojego zrozumienia magyi. Dobra dawaj go to zabiorę się za te hausty.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 09-01-2020, 11:24   #115
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Patrick pędził samochodem wyciskając z silnika, ile fabryka dała. Podrasowany mechanizm ryczał niczym stalowy smok. Opony trzymały się mocno nawierzchni nawet na zakrętach. Przerobiony pojazd był bowiem oparty na terenówkach ścigających się w rajdach samochodowych. Healy się spieszył i nie zamierzał zatrzymywać się dla nikogo.


Samochód podskakiwał na wybojach i to mimo solidnych resorów. Drzewa mijały szybko za szybą samochodu. Dopiero za kolejnym zakrętem Patrick musiał dać mocno po hamulcach by zwolnić. Zobaczył bowiem, że zbliżają się do drogowej blokady.
- Szlag…- Healy’ego kusiło, by usprawnić bojowo autko. Wjechać między samochody i przerobić tych… typków w krwawą masę. Nie mieli jednak czasu na takie zabawy, no i nie mieli powodu ryzykować własnej skóry. Rękawicę wsunął do schowka i uaktywnił tkwiące w niej elementy. Pojazd zaczął się zmieniać, choć trudno było spostrzec te zmiany. Ot karoseria się pogrubiła. Szyby zmieniły na pancerne, a opony na trudne do przebicia… zderzak lekko zmodyfikował się w taran, a na dachu pojawiły się policyjne światła i syrena.
Ta ostatnia miała być powiązana z kolejnym efektem, który zamierzał zamontować Irlandczyk. Jej wycie miało wpływać na zwierzęcą część mózgu śmiertelników i nie tylko. Potępieńcze wycie przywodzące na myśl wilki, miało budzić instynktowną reakcję porzucenia wszystkiego by ratować siebie. Syrena wyła wysyłając jeden, acz prosty sygnał do mózgu ludzkiego;

“Uciekaj!”

Magya Patricka osiągnęła o wiele lepszy rezultat niż się spodziewał, lecz zaskoczenie było tylko chwilowe. Kiedy śmiertelnie przerażeni najemnicy uciekali w las, jeden z nich oddał kilka strzałów w powietrze, a jeszcze inny krzyczał ze strachu tak głośno, iż przebijał się przez dźwięk syren, syn eteru uświadomił sobie, iż w jego sztuce pomógł mu Iwan. Ich połączone wysiłki były wystarczające.
Samochód wjechał z impetem w blokadę, rozsuwając samochody - Patrick zauważył, iż nie była ona zbyt fachowa, powinna być tworzona z co najmniej trzech, zazębiających się aut. Po chwili wstrząsów jechali dalej. Irlandczyk był pewny, że o ile pod względem funkcjonalnym samochód nie ucierpiał ani trochę, to jednak karoseria będzie wymagała dużej ilości napraw aby przywrócić mu pełnię walorów estetycznych.
Kilka skrętów w las, potem znowu na drogę, aż wkrótce wyjechali na miasto zupełnie nie niepokojeni kolejnymi problemami. Albo mieli szczęście, albo Patrick zgubił pościg, zresztą niespecjalnie się starając. Po drodze nastąpiła zmiana w samym pojeździe, kolor czarny ustąpił czerwonemu, szyby zrobiły się przyciemniane. Ten efekt powstał w mgnieniu oka i przez śmiertelnych mógł być uznany za przywidzenie. Patrick uznał, że to wystarczy… jeśli ścigający kierują się rysopisem wozu, to z pewnością oprą się przede wszystkim na kolorze.
No i… była jeszcze anonimowość samych magów jadących nim. To powinno wystarczyć.


Pojazd z magami w końcu dotarł na miejsce bez większych przeszkód. Patrick zaś przez resztę podróży był bardzo milczący. I spokojny co mogło wydawać się dziwne. Choć z drugiej strony… Irlandczyk był w swoim żywiole. Ci którzy słyszeli plotki o Belfaście, mogli wiedzieć o tym, że miasto zmieniło się w Strefę Magyicznej Wojny i dopiero od niedawna panował tam rozejm, co nie czyniło bynajmniej miasta bezpiecznym dla Przebudzonych. Healy stamtąd pochodził i może dlatego, widok miss storm i jej braciszka nie wstrząsneły nim. A podczas walki nie tracił głowy. Dlatego też łatwo przejechali przez blokadę. Dla Patricka to była codzienność. Trudno jednak było stwierdzić, czy to była zła czy dobra wiadomość…

W każdym razie dojechali i Healy zaparkował swój pojazd blisko drzwi wejściowych. Po wysiądnięciu wraz z dwójką magów, zabrał się wpierw za oględziny swojego skarbu. A gdy zjawił się właściciel przybytku, Irlandczyk od razu poprosił o dostęp do składziku i narzędzi. I szklanek.
A potem… ktoś do Healy’ego podbiegł, ktoś rzucił się na szyję. Miękkie ciało, długie włosy, brak perfum.
- Cześć Mervi, ja też się cieszę że cię widzę całą i zdrową.- odparł mężczyzna odruchowo obejmując Finkę.
- Martwiłam się o ciebie. - zaczęła z wyraźną pretensją w głosie, jakby to Healy zaprosił burzowego - Nic ci nie jest?
Szybko obejrzała Patricka, po czym... uderzyła pięścią w jego piersi.
- Twoje cholerne miny zraniły Firesona!
W tak zwanym międzyczasie (Mervi jako adeptka czasu doskonale wiedziała, iż nic takiego nie istnieje) przeszedł obok nich ojciec Iwan prowadzony nawet nie pod ramię, a wręcz opierający się na muskulaturze ojca Adama. Zatrzymali się na chwilę, widząc rozmowę, nie chcąc im przeszkadzać, tylko szepnął.
- Bogu dzięki, iż jesteście wszyscy cali.
Iwan szepnął do Mervi powoli i dalej, ze wsparciem ruszył w kierunku Jonathana.
- A ja cieszę się nawet, że ty wróciłeś... jakoś. - Mervi odezwała się jeszcze do Iwana, nie puszczając Patricka - Może to oblejemy wódką mszalną?
- Muszę porozmawiać z mistrzem Jonathanem - duchowny wyjaśnił przystając - preferuję herbatę. Chociaż czymś będę musiał przepłukać usta po tych robakach - uśmiechnął się krzywo odchodząc.
- Przepraszam Mervi. - westchnął bezradnie Healy. - Po prostu nie przepuszczałem że ten kandydat na jeźdźca apokalipsy okaże się takim tchórzliwym dupkiem. Biblia mówi o wyższych standardach, no ale nam się trafili kandydaci z puli odrzuconych.
Nie gniew, nie strach dominowały jego głosu, a… pogarda wobec ich przeciwników. Przy całej swojej “potędze” owe potwory okazały się rozczarowująco małostkowe i złośliwością dorównujące gremlinom.
- Zraniły go... Poparzyły... - pretensja w głosie była aż wyczuwalna - A do tego nie oberwałeś za ostatni raz. - znowu uderzyła go w pierś - Byłam w szoku... - ponowne uderzenie - To za ten zboczony pseudo pocałunek, świnio!
- To tym razem mam całować na poważnie, co? - zapytał żartobliwie Irlandczyk. Po czym zmienił temat. - To jak się Fireson trzyma, co z resztą naszej małej Fundacji?
Mervi spojrzała speszona w pierwszym momencie, gdy Patrick wspomniał o ponownym pocałunku, ale zaraz odzyskała rezon.
- Powoli leczy rany. Jest twardy, co nawet z podziwem sam Tomas przyznał - odparła z dumą - Śpi, Kari też. To im dobrze zrobi. Hermetycy mają się dobrze, nie dałam Ktulu dobrać się do przedszkola. J. wysłał ją w przyszłość na trochę.
- To dobrze. - Healy przycisnął do siebie dziewczynę, bezczelnie chwytając ją za pośladki. Spojrzał jej prosto w oczy. - To jest wojna Mervi. Bezkompromisowy konflikt w którym nie bierze się jeńców. Możliwe że będą kolejni ranni, a nawet zgony. Lepiej jeśli od razu weźmiesz takie opcje pod uwagę teraz, niż żebyś potem czuła się zaskoczona. To wojna i dopiero się zaczyna.- na koniec uśmiechnął się bezczelnie. - Którą zamierzam wygrać i zarazem nie żałować każdej chwili swojego istnienia.
- Nie będę zakładać zgonów. Wolę nie dopuszczać do nich. - odparła twardo - Nawet nie myśl o takiej opcji, że ktokolwiek zginie.
- Nie myślę. Mam nawet już kolejny plan.- mruknął Irlandczyk uśmiechając się łobuzersko, gdy rozkoszował się krągłościami, które to obejmował dłońmi.
- Dobrze się bawisz? - mruknęła poirytowana technomantka.
- Skłamałbym, gdybym zaprzeczył.- zaśmiał się Healy i wzruszył ramionami pytając bezczelnie.- A ty?
- Wolałabym, abyś trzymał łapy przy sobie. - prychnęła.
- Migasz się przed odpowiedzią.- odparł Patrick spoglądając w oczy Mervi.
- Oczywiście, że nie! - warknęła - Puszczaj. - rozkazała.
Healy grzecznie puścił Finkę odsuwając dłonie od jej ciała i unosząc je w geście poddania.
- Nie masz w sobie tego czegoś, co Fireson, więc wybacz, ale nie kręcisz mnie. - prychnęła otrzepując się.
- Wybaczam…w końcu to twoja strata. - odparł z uśmiechem Irlandczyk.- Zresztą o gustach się nie dyskutuje.
- Strata czego niby? - założyła rękę na rękę.
- Fireson ci wytłumaczy… albo pokaże, jak się już ocknie. - zażartował Patrick i zerknął na lewą dłoń okrytą rękawicą pytając.- Ustalono już jakiś plan działania, czy czekaliście na nas?
- Czekamy aż wampir się w nocy pojawi. - stwierdziła wprost i spojrzała na lewą dłoń Patricka wskazując ją - A twoja kochanka może pewnie wiele o tobie powiedzieć jako o partnerze seksualnym.
- To nie jest kochanka… to najbardziej wszechstronna broń jaką posiadam. - uśmiechnął się do siebie Healy.- Wiele razy uratowała mi życie.
Do technomantów dotarły stłumione odgłosy bardzo ożywionej dyskusji między Iwanem oraz Jonathanem. Mistrzowie wyglądali jakby się o coś mocno sprzeczali, nie szczędząc emocji oraz wzajemnych pretensji.
Healy ruszył więc w ich kierunku zaczynając od głośnego.- Panowie nie czas na swary. Tylko na ustalenie planów. Bądź co bądź kolejne odwiedziny nas czekają.
- Tak - Jonathan syknął skrzywiony - bo komuś nie pasuje ewentualna pomoc pijawek. Gdy nie ma się sojuszników, trzeba chwytać…
Iwan pokręcił głowa w milczeniu.
- Iwan. - Merv podeszła do zgromadzonych - Będę upierdliwa, ale wciąż obstaję przy pomocy Einherjarl, a oni mają więcej niż dużo wspólnego z pijawkami. Ktulu zaraz znowu zabije, bo... forma uległa zniszczeniu. Potrzebuje nowej. Formy pani Ktulu mogą się zużywać szybko, cholera wie, ale będzie kolejne morderstwo, czy zechcemy pomocy Camarilli, czy się na nich fochniemy i olejemy... ale przy przyjęciu pomocy zwiększymy szanse swoje i niczego nie winnych Śpiących. Do tego Einar chyba wiedział, że tych Ksenomorphów jest więcej…
- Nie o to chodzi - duchowny powiedział poważnym, zimnym głosem - w tej chwili jesteśmy na talerzu przeklętych. Mistrz Jonathan chce zaciągać kolejne długi u nich. Wpatrujemy się w coś, co najpewniej nas pogrąży. Nie wspominając o tym, iż ważnym wampirem tutaj jest Tremere. Może zachowywać się jak idiota, ale przez to jest jeszcze bardziej niebezpieczny, nie przemyśli konsekwencji. A gdy dowie się, że mamy tutaj Tylaus… A nawet jeśli nie - duchowny powiedział głośniej - to jednym z ich zwyczajów jest przemiana magów, podobno to najlepszy narybek. Ba - fuknął - ten idiota może nawet myśleć to to przysługa która nas wzmocni.
Jonathan nie pozostał dłużny.
- Niektórzy musieli się zajmować rannymi, gdy budowaliście w lesie katedrę - fuknął jadowicie - nowa krucjata?
- Jesteście uroczy, jak się kłócicie. - odparła Mervi - Hannah nie powie o swoim domu, Jonathan jest chyba lepszy od Failmere w sztuczkach hermetyckich. Wyrolujmy to długokłe towarzystwo. - wzruszyła ramionami.
- Może warto pijawkom przypomnieć, że celem tych potworków jest całkowita anihilacja ich terenów łowieckich razem z nimi. Więc pomaganie nam jest w ich zasranym interesie.- wtrącił Healy i wzruszył ramionami.- Jeśli sądzą, że sami uratują swoje tyłki, to chętnie zobaczę ich na pierwszej linii. Niech się wykażą.
Iwan zakaszlał i w milczeniu po prostu odszedł. Zresztą, wyglądał tak jakby potrzebował czasu na przemyślenia.
- Ej, J. - Mervi spojrzała na hermetyka - Czy wszyscy mistyczni mistrzowie to takie zrzędy bez poczucia humoru?
- Nie byłaś nigdy na sympozjum eteryków - hermetyk uśmiechnął się pod nosem - kiedyś zapytałem… no nie ważne, to jakby zasugerować naszemu drogiemu Klausowi, iż arche świata stanowi dźwięk - wyszczerzył się.
- Fajnie fajnie….- Healy podrapał się po karku.- Mamy jakieś plany na następną wizytę? Bo ja rozważam wykorzystanie patentu siedmiu krasnoludków i załatwienie im kryształowych trumien wzmocnionych pierwszą, które uwięzią ich zamiast niszczyć.
- Wątpię aby na długo to zdało egzamin. Ostatecznie po zniszczeniu cielesnej powłoki, ostatni agresor uleciał w postaci niematerialnej. Nie wiem czy w ten sposób nie wydostaliby się… Oraz, z całym szacunkiem Patricku, nie wiem czy stworzymy coś aż tak wytrzymałego.
- Pracuję nad tym.- puknął się w brew palcem dłoni.- .. tutaj. Generalnie oni nie potrzebują pewnie ani jeść, ani oddychać. Więc jeśli zamkniemy ich w takiej powłoce, to ich własne ciała nie ulegną zniszczeniu. I być może to jest rozwiązanie tymczasowe, ale lepszego chyba nie mamy… przynajmniej dopóki nie odkryjemy sposobu na ich ostateczną destrukcję.
- O ile sami nie mogą zniszczyć ciała - hermetyk powiedział smutnie - większych nadziei oczekiwałbym w związku z czasem i przestrzenią. Będzie czas o tym pomyśleć. Mervi, będziemy chcieli abyś była na spotkaniu z wampirem, poza mną i mistrzem Iwanem. Przydałby się też drugi adept - spojrzał na Patricka - uzgodnij to z Klausem. Tomas potrzebny jest do rannych, poza tym… ma raczej gorące stosunki ze spokrewnionymi.
- Poszukam go i pogadam.- uśmiechnął się Healy potakując.
- Świetnie, poznam Terefere od Unii Europejskiej. - uśmiechnęła się wrednie - I zobaczę cię kontra Failmere. - zwróciła się do J. - Udawaj mistrza.
- Zachowuj się Mervi - Jonathan powiedział spokojnie - jesteśmy u nich gośćmi, nie chcę negatywnego afektu. Podobno ma być tylko jeden wampir… Nie nastawiałbym się, że będzie to Tremere.
- Ja się zawsze zachowuję. To inni nie zawsze to rozumieją.
- To postaraj się aby zrozumieli - powiedział chłodno.
- Tak jest. - odparła potulnie - Miej wiarę.


Klaus siedział w oddzielnym pomieszczeniu, z haustami rozłożonymi na stole. Obecnie przyglądał się im poprzez Etergogle nałożoną jaką nasadką. Upewniał się, że hausty nie straciły swego potencjału.
- Hej!- Patrick wpadł do pokoju jak burza i uśmiechnął się mówiąc.- Ponoć mieliśmy pogadać, co robisz?
- Merv potrzebuje aby wyekstraktować kwintesencję z haustów… więc mam zamiar to zrobić. - odwzajemnił uśmiech Klaus - Jak tam u ciebie? Słyszałem, że mieliście Lovecraftową przygodę.
- Widziałem gorsze.- odparł Healy wzruszając ramionami. - Naprawdę.
Po czym spytał.- Nad czym pracujesz?
Rozłożył ręce nad haustami.
- Sprawdzałem, czy nie straciły potencjału. Teraz mam zamiar bawić się w ekstrakcję. Chcesz pomóc?
- Niespecjalnie się nad tym znam. To znaczy trochę majstrowałem przy przepływach kwintesencji, ale jej nie ekstraktowałem. Co właściwie chcesz zrobić? I jak mogę pomóc?- zapytał Irlandczyk.
- Przyda się je podzielić. Ja mogę wykryć ich potencjał, ale nie znam się na rezonansach.. a wiem, że to może być kłopot. Znasz się na Noetyce?
- Trochę… na tyle, by wywołać proste emocje i wpływać na działania istot.- wyjaśnił Healy.
- Nie szkodzi… chodzi o wyczucie rezonansu. Chyba nie chciałbyś pobierać Kwintesencję przepełniona Eterem Przyległym? - Klaus zrobił miejsce dla Patrick i sam zaczął segregować hausty względem potencjału.
- To wygląda jak zabawę dla alchemika. Skąd je wziąłeś? Mój mistrz swoją magazynował w miedzianych bateriach.- odparł Healy przyglądając się kolekcji gałązek, kosteczek, płynów w butelka… i suszonemu nietoperzowi. - Te nie wyglądają na nasze.
- To wkład naszej tradycji w fundację. Zapewne pozbierali… lub po prostu naszych jest tu najwięcej.
- Dobra…. masz jakąś własną procedurę jak to będziesz przerabiał? Ja bym poddał je rozkładowi materialnych powłok w kwasie solnym i za pomocą przewodów przeniósł kwintę do baterii. Taka odwrócona elektroliza. Rozkładasz prądem jony kwasu, a w miejsce po elektronach wchodzi kwinta. Baterie to doskonałe nośniki haustów. - przedstawił swoją propozycję Irlandczyk.
- Część może, ale nie wszyscy w naszej ekipie dobrze obchodzą się z technomagyja… skleję kilka kryształów. Powinny też być dobrym nośnikiem.
- Ok. Proponuję że ty robisz za mistrza, a ja za czeladnika. Ty decydujesz, a ja pomagam.- zaproponował Healy z uśmiechem.
- Oczywiście. Skołuj nam kwas, kable i kontenery… czeladniku.
- Sie robi szefie.- zaśmiał się Healy i ruszył do kuchni całego, po kable i garki i chemię gospodarczą. Wszystko co mu było potrzebne mógł skombinować za pomocą szkolnej wiedzy na temat chemii… oraz odrobiną magyi powiązaną z Materią.
Klaus w tym czasie oddzielił hausty, które wydawały mu się oczywiście powiązane z bardziej… statycznym rezonansem od pozostałych i pozwolił Patrickowi na przygotowanie stanowiska "alchemicznego".
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2020, 20:32   #116
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Klaus przygotował środowisko do elektrolizy.
- Zacznijmy do entropicznych. Przygotuj baterię.
- Oki doki.- odparł Healy zabierając się do roboty. Zróżnicowanie haustów wymagało różnego podejścia do każdego z nich. Tak jak przekazał Jacek, sumaryczna ilość kwintesencji zgromadzonej w haustach wynosiła równe dwadzieścia cztery jednostki. Każdy z haustów opatrzony był krótką notką, która zwierała minimum zawartą w nim ilość kwintesencji. Zazwyczaj również informacje czy potrzebuje on dodatkowego przetwarzania oraz jakiego typu. Nie zawsze były to pełne dane. Częściej wskazówki, luźne przypuszczenia lub porady związane z historią przedmiotu. Zdecydowana większa część adnotacji wykonana została na prawdziwym pergaminie, co kontrastowało z opisem w języku angielskim, zwięzłością przekazu oraz naukową precyzją. Inny słowy, wskazywało na bezpośrednia robotę Jacka Czaczeckiego.

Pierwszym haustem do przetworzenia, był nietoperz... suszony. O dziwo, ów eksponat był „nasz” w ujęciu Synów Eteru. Pochodził z eksperymentalnej hodowli badawczej mającej na celu odtworzenie „prawdziwych nietoperzy wampirów” - zapewne któryś eteryk uznał, iż obecnie żyjące gatunki to tylko popłuczyny po dawnej wspaniałości. Dobrze, że o nie pomyślał o tym samym w kontekście jaszczurek i dinozaurów. Wedle notatki, nietoperz miał posiadać w sobie aż trzy jednostki kwintesencji, zgromadzone głównie w szpiku kostnym, kościach oraz szacowane 10% w pozostałej suchej masie. Patrick odczytał głównie rezonans krwawy i drapieżny, lecz w zasadzie nie entropiczny, nie bardziej niż komar lub tygrys. Nietoperz wymagał przetworzenia oczywiście. Healy uznał, że najlepiej będzie zwierzaka sproszkować i przetworzyć do stanu organicznej tabaki. Klaus nie miał nic przeciwko temu. Wymagało to dość brutalnego zmiażdżenia i starcia okazu, aż do poziomu mąki. Niemniej udało się. Po chwili nietoperz stał szarym proszkiem zapakowanym do małej tabakiery.

Nie wszystkie były jednak tak łatwe do przerobienia. Niektóre były w płynie. Takich fiolek z płynami było w sumie dziesięć dając sumaryczną ilość dwunastu jednostek kwintesencji. Większość była już przetworzona i nadawała się do użycia z marszu. Ale nie wszystko. Było całkiem sporo cieczy wymagających przerobienia.
Na przykład... Gęsty, ciężki, metaliczny płyn barwy złotej, z wyraźnym ostrzeżeniem o toksyczności i dopiskiem „płynne złoto” w ilości sztuk dwóch, każda po miarce kwintesencji. Haust był już przetworzony, sprawdzenie rezonansu potwierdziło adnotacje przy nim – ciężki rezonans materii, szczęścia oraz zastoju.
Co jednak nie zmieniał faktu, że nadal nie nadawał się do użycia. Więc dodali do niego ołowiu, by przetopić go na „szczęśliwe” monety.

Z kolei zestaw humorów, po jednym na każdy: krew, żółć, śluz, czarna żółć. Każda z fiolek mieściła jeden rodzaj płynu i jedną jednostkę kwintesencji, płyny były organiczne, z lekkim, trudnym do zidentyfikowania wzorcem ducha związanymi z nimi, nie wyglądał na szkodliwy, raczej na silny, Umbralny blask danej barwy. Rezonans tych haustów był bardzo bogaty, acz ukierunkowany. Zgrubne pomiary wykazały, iż zgadzał się z starożytną teorią humoralną. Były gotowe do użycia. Dla ułatwienia w użyciu Healy zmieszał je ze spirytusem i zrobił z nich alkoholowe „małpeczki”.
Z dwiema dużymi fiolkami fluorescencyjnego żelu, opisanymi jako grobowa ektoplazma było trochę więcej roboty. Był to silny i nieprzetworzony, entropiczny rezonans śmierci. W każdej fiolce, po jednej miarce kwintesencji, nieprzetworzone. Healy był ciekaw gdzie i jak ją zdobyto. Niemniej ważniejsza od tego pytania, była kwestia ich przetworzenia. Zmieszano żel z prochem i zrobiono z nich prochowe race, które... powinny dobrze rezonować z kwintesencją zawartą w nich.

Kolejny pojemnik był tajemnicą. Fiolka była wypełniona niezidentyfikowanym proszkiem, haust zaś wymagał przetworzenia. Rezonans jej był prawie obojętny, na fiolce brak podpisu. Zawierał jedną jednostkę soczku. Pierwszą propozycją Irlandczyka była tabaka, acz.. po przemyśleniu. Proszek wymieszano z kredą i innymi barwnikami, by zrobić magyiczną kredę. Użyteczną dla każdego rodzaju maga. Kolejnym haustem był podłużny, szklany, zakręcany pojemnik wypełniony żywymi larwami. Zawierał słaby rezonans… leczniczy? Jedna jednostka kwintesencji, wedle adnotacji były już przetworzone, ale obaj magowie mieli co do tego poważne wątpliwości.
To są chyba pijawki, albo coś w tym rodzaju.- stwierdził Healy.- Lekarskie zapewne.
Niemniej nikt jakoś nie chciałby używać żywych larw w magyi, może poza Werbeną. Pozostało więc zabić je alkoholem wysoko procentowym, wysuszyć w piecu i przerobić haust na smaczną przekąskę. Potem zajęli się dwiema fiolkami z ostrzeżeniem o silnej toksyczności, zawierające przetworzony haust do postaci opisanej jako „żywe srebro” - chociaż chemicznie odpowiadało nieco bardziej połyskliwej rtęci. Właściwości podobne do płynnego złota, tylko ciężkie cechy zastąpione zostały szybkimi. Jedna jednostka kwintesencji na fiolkę. Tak toksyczny materiał nadawał się tylko na coś można było podarować wrogowi. Więc przetopili je na „szczęśliwe” kule. Dodatkowo w zestawie haustów znajdowały się dwie stare monety opisane jako bliźniacze z Litwy i Korony – musiało to chyba pochodzić z prywatnych zbiorów Jacka. Naznaczone silnym rezonansem korespondencji, wymagały przetworzenia, zdawały się mieścić trzy jednostki kwintesencji, przy czym tylko wspólnie, traktowane osobno miały ledwo jedną miarkę vis.
Korespondencja była dziedziną Mervi i Healy z ciężkim sercem (bo monety były śliczne i cennym zabytkiem zapewne) postanowił je przetopić na dwa serduszka które można nosić na wisiorku.

Potem znaleźli kolejnego nietoperza zanurzonego w formalinie i zamkniętego w osobnej, metalowej kasetce. Pochodził z tej samej hodowli (sekcji B jeśli miał im to cokolwiek powiedzieć), śmierdział, rezonował podobnie oraz zawierał tylko dwie jednostki kwintesencji. I skończył tak samo jako pierwszy... przerobiony na tabakę, po oczywiście termicznej obróbce. A potem pojawiła się... niespodzianka. W papier zawinięto dwa owoce, przypominające kształtem wykrzywione gruszki. Pachniały gorącym powietrzem lamp grzewczych oraz gorącym metalem. Dotykając ich wyczuwało się silne drgania (które potwierdziła aparatura). Każdy owoc był nieprzetworzonym haustem ognia siły jeden, w pełnym spektrum, od żaru do wybuchu. Wedle tym razem wydrukowanej notatki, pochodziły z Marsa.
- Ciekawe...- mruknął do siebie Irlandczyk naprawdę zaintrygowany informacjami w notatce. I implikacjami jakimi z nich wynikają. Niemniej nie mieli czasu nawet na takie dywagacje. Z owoców, zrobili sok i zamknęli w termosie dodając dodatkowe substancje, takie jak cukier.
Kolejny nieprzetworzony haust był w postaci ostrego, grubo owiniętego w papier, nieregularnego kryształu czarnej barwy. Podczas pomiarów Patrick miał problemy z identyfikacją wskazówek przechodzących przez całe spektrum emocji, fizyki oraz całego uniwersum. Klaus jednak wiedział – światło. Gdzieś, jakiś węzeł mroził światło. To nie był kryształ, lecz lód. Bryła zamrożonego światła, gdzieś w odległej pustce kosmosu, zawiera dwie jednostki vis.
Nic dziwnego że niemiecki Syn Eteru był przesadnie podekscytowany. Healy znacznie mniej. Ten przeklęty kryształ okazał się być ciężki w obróbce. Niemniej w końcu się udało zrobić soczewkę zamontowaną monoklu.


Na końcu zaś były trzy wstępnie wyekstrahowane hausty (acz notatka sugerowała jeszcze chwilę pracy z nimi) w postaci wytopionych, małych sztabek rdzawo-błękitnego minerału. Fizycznie był czymś w rodzaju stopu żelaza ze swymi tlenkami oraz związanym cyjankiem – dziwnie, iż adnotacja nie informowała w jakich warunkach trucizna może przejść w postać aktywną. Każda mała sztabka (wielkości pół tabliczki czekolady) niosła jedną porcję soczku.
I Healy postanowił przekuć je na trzy sztylety do rzucania, o rękojeści owiniętej skórą i może... w odpowiednich dłoniach kogoś ze znajomością życia lub materii, dało by się tu truciznę w nich wzmocnić. Choć z drugiej strony, czy warto by było? Przeciwnik raczej nie przejmuje się truciznami. Niemniej Irlandczyk pracując nad haustami na Klausem w głowie już planował kolejny sposób na zepsucie krwi potworom, choć niestety tylko metaforycznie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-02-2020 o 20:51.
abishai jest offline  
Stary 14-01-2020, 22:27   #117
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Klaus przygotował środowisko do elektrolizy.
- Zacznijmy do entropicznych. Przygotuj baterię.
- Oki doki.- odparł Healy zabierając się do roboty.
- Ponoć dzisiaj jest spotkanie z wampirami. Jeden z nas ma się na nim pojawić. Wolisz tam pójść, czy może ja się mam wybrać?- zapytał Irlandczyk podczas pracy przy kwintesencji.
- Ostatnim razem jak ich spotkaliśmy, pasywnie obraziłem ich nadwornego maga… sądzisz, że to dobry pomysł, abym ja tam szedł? - Klaus chwilę się zastanowił - Jak tam twoje zdolności dyplomatyczne?
- Jestem raczej wojownikiem niż kochankiem.- odparł Healy drapiąc się po karku. - Ale może będzie lepiej jak ja pójdę. Bądź co bądź obrażanie gospodarzy nie jest najlepszym zakończeniem tego dnia.
- Dobra, ja skończę tu… może wymyślę jakąś pułapkę na Lovecrafta…
- A masz jakieś pomysły? Bo ja rozmyślałem nad kryształową trumną. Pociski z kwarcowym grotem, który porasta błyskawicznie wroga i zamyka go w takim pudełku. Bo skoro skurczybyków nie możemy zabić, to uwięzienie jest kolejną logiczną opcją.- Healy wyłuszczył swój pomysł.

Obok magów przechodziła Hannah. Przystanęła chwilę przyglądając się ich pracy, czyli, po prostu, zapuszczając żurawia. Słysząc wzmiankę o Lovecrafcie, uśmiechnęła się odsłaniając niezbyt równe zęby.
- Lovecraft był naszym akolitą. I nie był aż takim rasistą - uśmiechnęła się szczerze i podreptała dalej z zestawem pędzli, puszek i jakiś proszków w stronę drzwi.
- Kto od nich nie był? Frankenstein był nasz… tyle co do mojej wiedzy o popkulturze. - Klaus zastanowił się chwilę - Ja operuję światłem, więc myślałem bardziej o skrzynce czystej luminescencji. Zawsze też zrobić mogę duży "pierdol się" laser i wycelować nim w gościa. Podziałało na komandosa technokracji.
-No… jak go wyparujesz, nie będzie miał z czego się regenerować.- podrapał się po karku Healy.- Choć… gdybyśmy znali nieco naturę wroga, to moglibyśmy uderzyć w jego rdzeń.. rozrzucić jego wzorzec po kilku wymiarach… zapomnij… zagalopowałem się.- zaśmiał Healy i dodał cicho.- A ja raczej przypuszczam, że Lov był takim rasistą… ale teraz jest moda na wybielanie historii. Zamiast po prostu pogodzić się z tym, że wielcy ludzie też mieli swoje wady.
Wzruszył ramionami dodając. - Ja zresztą myślałem że był kokainowym Kultystą Ekstazy który za daleko pognał swoim umysłem w Umbrę. I zobaczył rzeczy, które rzuciły mu się na mózg. To się zdarza… nawet czasem przy nadmiarze bimbru w żyłach.
- Mówisz z doświadczenia? Rdzeń takiej bestyjki jest chyba Umbralny… więc, taki laser musiałby walić nie tylko w rzeczywistości, ale też po drugiej stronie.

- Mogę pomóc z przebiciem Rękawicy, ale szczerze powiedziawszy przydałaby się też kartka z modlitewnika batiuszki, taka przyczepiona pieczęcią z laku do magazynku jak na modelach space marines. Tych z 40stki. Jeśli połączymy siłę lasera, z entropią przypadku, do tego kapkę ducha i pierwszej to powinno wywalić typka na drugą stronę wraz z kawałkiem rzeczywistości. I tak… mówię z doświadczenia. Są w Belfaście knajpki których absynt przekręca percepcję o sto osiemdziesiąt… tylko dla silnych głów i mocnych żołądków.- Healy przeskakiwał z tematu na temat nie przejmując się spójnością całej wypowiedzi.
- Wymagałoby to jednak nie lada źródła energii nie tylko mystycznej. Do tego coś o takiej sile może zrobić wyrwę w rzeczywistości… i wywołamy to co chcemy powstrzymać. Nie jestem typem co pije… za mało stresu i niebezpieczeństwa w życiu. - niemiec się chwilę zastanowił - Kompresująca się klatka? Wiesz, zamknąć go w sześcianie i powoli go zmniejszać?
- Raczej żywy rosnący kryształ, który będzie jego trumną. Uniemożliwiający mu ruchy. Nie możemy wroga zabić, bo wtedy ucieknie. Zaś z głodu czy braku powietrza nie zdechnie. Nie mogąc się poruszać nie będzie mógł nic zrobić, a jeśli kryształ będzie rósł lub nakładane będą kolejne warstwy, to jego moc do korodowania i wypaczania wszystkiego na niewiele mu się zda. W najgorszym wypadku da nam to trochę czasu.- wyjaśnił swój pomysł Irlandczyk.

- On nie… ale jego nosiciel? Będzie to trzeba rozważyć z resztą fundacji. Mam już kilka pomysłów, jak to można by zrobić. Potrzebowałbym jednak czasu.
- Nosiciel nie ma znaczenia. Możesz go porozrywać, a i tak to zignoruje… bo się zrośnie. A gdy zostanie zniszczony to potworek zniknie. Ale potem pewnie wróci w nowym ciele.- wzruszył ramionami Irlandczyk.- Dlatego wolę uwięzić niż zabić.
- O to mi chodzi. Ciało nosiciela może uschnąć, zanim zrobimy coś permanentnego. Szczerze, gdyby mnie złapano i miałbym taki łatwy system ucieczki… - Klaus westchnął - Trochę przykro mi ignorować tych biedaków… są tam ciągle? Czy ich świadomość została wyssana?
- Nawet jeśli świadomość tam została, to pewnie mocno wypaczona jak samo ciało. Śmierć będzie dla nich ulgą w cierpieniu.- stwierdził Irlandczyk pilnując reakcji chemicznej.
- Pewnie masz rację… człowiek nadziei ze mnie… chciałbym uratować wszystkich.
- To… właściwie godne pochwały i zrozumiałe.- odparł Irlandczyk i wzruszył ramionami. - Acz tym razem… chyba nic z tego nie będzie. To jakie masz plany ofensywne? Może mógłbym pomóc?
Klaus wyjął kilka latarek.
- Wzmocnię ich pobór i zwiększę wydajność. Jeżeli obezwładnimy gada, będzie można bezpieczniej się z nim obchodzić. Do tego porozmieszczam przynajmniej w bazie, kilka strategicznych świateł. Coś, aby wykorzystać jeżeli znajdziemy się w potrzasku.
- Jak dokładnie chcesz obezwładnić ich? Bo nie bardzo rozumiem…- poprosił o wyjaśnienie Irlandczyk.
- Zakładając jaką siłę potrafię z tego czasami wyciągnąć… demon nie potrzebuje kończyn, abyśmy go zamknęli.
- Regenerują się dość szybko…- zamyślił się Healy.- A co jeśli zregeneruje się z kończyny którą właśnie stracił?
- Zawsze sądziłem, że przypalanie ran załatwia tego typu sprawy. - Klaus zerknął na swe narzędzia zagłady - Alternatywnie można bestyjkę oślepić. Nagły szok może dać nam chwilę.
- To dobry pomysł. Z pewnością się przygotują na sztuczki, które użyłem na nich ostatnio, więc trzeba pomyśleć nad następnymi.- zadumał Irlandczyk drapiąc po podbródku.

- Nadmierna stymulacja zmysłów może nam unieruchomić C'tulhu dostatecznie długo, aby rozpocząć… jakiś rytuał wiążący. Tu musielibyśmy się poradzić z Iwanem.
- Mamy dwóch przeciwników do pokonania. A rytuały wymagają czasu i skupienia. - zadumał się Healy.
- Więc jesteśmy w kropce. Nie możemy ich zamknąć bo się zabiją i tak zwieją, nie możemy ich zniszczyć bo to tylko ich powłoki. Jedyne co myślę, to temporalna pętla, ale czas nie jest moją domeną.
- Nie ma istot niezniszczalnych.- odparł optymistycznie Irlandczyk. - Trzeba tylko znaleźć sposób i znaleźć ich słabość. Może wampiry w swoich legendach wiedzą o nich coś więcej.
- No to wypytajcie o to dziś. Ja postaram się, ulepić jakieś klatki świetlne, żeby przynajmniej ich zatrzymać na chwilę. - Klaus się chwilę zastanowił - Czy mistrz J z wami jedzie?
- Na spotkanie z wampirami? - zadumał się Irlandczyk i podrapał po karku.
- Typowe pytanie w konwersacji." Czy wasze pradawne legendy zainspiriwałyby Lovecrafta?" - zażartował Niemiec - Mam nadzieję, że nie wyślą tego ich maga..
- J. się obawia, że wyślą… i dlatego chyba. Ich Tradycja i tamci mają jakieś.. zatargi z czasów średniowiecza. Choć… mi się wydaje, że ten tutejszy jest taki chłopaczek w krótkich spodenkach, któremu się wydaje że jest prawdziwym magiem. Pozer.- ocenił Healy wzruszając ramionami.
- Czy mamy prawo oceniać, skoro toczymy tą samą wojnę z Technokracją od czasów kiedy jednoręczna piła była wynalazkiem stulecia?
- Z tego co wiem to bardziej osobiste przepychanki. Ale wątpię by tutejsze wampiry brały je pod uwagę. Są… dziwne.- ocenił Patrick po namyśle.
- Jesteś specjalistą? Nie miałem kontaktów z wampirami. Nic ponad notki innych kolegów z tradycji. - Klaus przyjrzał się Patrickowi - Jak wielkie gówno jest w twych rodzinnych stronach?
- Całkiem spore… z tego co wiem. Tym większe, że myśmy się ostatnio wyrzynali między sobą. My i technoludki. Są też bardziej dzikie… bo wiesz… wojna, nawet ta w ukryciu generuje entropię. A entropia przyciąga różne kreatury.- westchnął ciężko Healy.- Takie jak te tutaj, tylko w większych ilościach, słabsze i mniej subtelne. Zazwyczaj.
- Aż się boję zapytać… Co miałeś na myśli przez dziwne? W sensie bardziej kulturalne?
- Takie jakieś rozmiękłe, zblazowane… w końcu toczą ciągły bój z Sabatem i mają wysączonego przedtopowca w piwnicy. A zdają sie zachowywać jak klub literacki.- Healy’emu ciężko było zdefiniować co właściwie było nie tak w tych pijawkach.- Zresztą byłeś na ostatnim spotkaniu, więc sam wiesz… co o nich sądzić.
- Banda arystokratycznych dupków, która uważa, że ich piardy nie śmierdzą. Zapewne "nieśmiertelność" daje inną perspektywę.
- Możliwe… prapradziadek w piwniczce to jednak poważna sprawa. A i… nie dam sobie głowy urwać za prawdziwość tej teorii, ale wysuszenie wampira ze krwi nie jest metodą na jego zabicie. Więc ten praojciec pewnie żyje jeszcze.- wzruszył ramionami Healy.
- Nie nasz problem, przynajmniej na dziś. Najpierw Azathoth później Hrabia Von Superstary.
- Tak. Zresztą… rodzina niech się zajmuje swoimi starymi.- zaśmiał się w odpowiedzi Healy.- A skoro tamten śpi, to jeden problem z głowy… może jednak te… kreatury to jakiś magyiczny rezonans rzeczywiści na zbrodnie popełnione na tej wampirzej pijawce? Jakaś podświadoma samokreacja przez śpiącego pradawnego? - Irlandczyk zadumał się snując szalone teorie, mające małe podwaliny (o ile jakiekolwiek były) w znanych mu faktach.
- Mielibyśmy wtedy częstsze takie sytuacje. Pijawy są w dużych miastach, narzucając na to gówno które robi technokacjra i śpiący… Manhatan powinien pływać w mackach. - Klaus pokręcił głową - Po prostu popytajmy, czy istota o burzowych oczach nie pojawia się w ich folklorze.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 18-01-2020, 18:51   #118
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Wkrótce Klaus został sam z haustami, gdy Patrick ruszył razem z Mervi na krótką odprawę przed spotkaniem z przedstawicielstwem lokalnej Rodziny. Nie nacieszył się długo samotnością. Szkoda, gdyż spokój przydałby się mu. Syn Eteru nie tylko pracował wydajniej pozostawiony własnym myślom (i własnemu głowi w głowie teraz nerwowo podpowiadającemu mu kolejno czynności podczas ekstrakcji, większości była dla Naukowca oczywista) lecz również potrzebował skupienia. Niektóre przypadki były naprawdę trudne, na przemian zbierał pomiary, regulował stężenia i notował rozwiązania równań.
Przysiadł się do niego uczeń. Początkowo osiadł tylko przy stole i przyglądał się pracy maga, lecz po chwili wiercił się coraz bardziej nerwowo (widać już nasiedział się w bezruchu wystarczająco podczas katatonii) oraz uśmiechał w dziwnie niezręczny sposób przypominając Klausowi wypowiedź o „godzinie mięsa” jaką go ostatnio uraczył.
- Profesorze Krugger…
Zaczął powoli, cicho, niemal nachylając się do Klausa w bardzo niezręczny sposób. Adept czuł jego oddech muskający płatki ucha.
- ...ja wiem o wampirach, ja słyszałem o tej chorobie…
Odsunął się od Klausa, uśmiechnął w dziwnym grymasie odsłaniając jedynie przednie siekacze. Jakieś podniecone iskierki tańczyły w oczach chłopaka, kontrastując z bardzo niepewną miną. Młody hermetyk wyciągnął mały, kuchenny nożyk, nadający się do krojenia chleba (pod warunkiem, iż bochenek nie byłby zbyt duży) i rozciął sobie jednym, szybkim cięciem opuszki trzech środkowych palców lewej dłoni.
Tego twarz przeszył dobrze opanowany ból. Krew zaczęła kapać silnym strumieniem na stół. PO chwili mikro-kałuża rozlała się na stole. Uczeń rzucił na nią okiem, jakby się upewniając do czegoś, a po tym zwrócił się do Klausa, łamiącym się głosem, jakby długo walczył nad tym wyznaniem.
- Pan to widzi, prawda? Ja jestem lekarstwem.

***

Odprawa przed spotkaniem należała raczej do krótszych. Iwan wyglądał gorzej niż zwykle, chociaż do pozornej (lub nie?) słabości Einara było mu daleko. Chórzysta był blady, chodził powoli, często przystawał i brał kilka wdechów. Zdawało się, iż tyko wrodzona stanowczość trzymały go na nogach. Iwan był jak czołg prący do celu po linii prostej, i teraz było widać, że stało się to jego naturą.
Duchowny poprosił o uważanie na słowa, słusznie ostrzegając ich przed wampirzym lubowaniem się w szermierce słownej oraz wykorzystywaniu wszystkiego co się powie Powiedział też, iż te istoty lubią zachowywać pozory honoru, którym maskują swoje dość wysublimowane intrygi.
Temu wszystkiemu przysłuchiwał się Tomas, który chociaż nie wybierał się na spotkanie, znalazł chwilę spokoju od pacjentów. Jonathan uśmiechał się lekko pod nosem.
Na koniec Iwan zapewnił, iż utrzymuje stałą barierę mentalną, zatem mogą być pewni, iz tai wpływ pozostanie obojętny. Oddał głos Jonathanowi.
Hermetyk streścił się. Uprzedził, iż pracuje nad nowym miejscem dla Fundacji. Zarysował też ogólny cel spotkania, sojusz w walce burzowymi istotami, a w szczególności pozostawanie dostępu do większej ilości informacji. Nie wyglądał na szczególnie przekonanego do tego pomysłu, chociaż widocznie humor mu poprawiała niezadowolona mina rosyjskiego dochowanego.
Pozostało im tylko czekać.

***

Drugie spotkanie z wampirami zaczęło się zdecydowanie mniej wystwanie. Nie było propozycji wina i posiłków, wszystko zorganizowano na szybko. Ledwie dwie sale dalej, w tej samej restauracji gdzie magowie lizali rany, przyszło im rozmawiać oko w oko z przedstawicielem lokalnych wampirów.
Pierwszy do sali wszedł Olaf, spokrewniony którego już mieli okazję poznać na pierwszym spotkaniu. Szczupły, wysoki blond szedł powoli, śmiało patrząc przed siebie. Czarne spodnie w kant oraz gruby, brązowy sweter dodawały odrobiny ciepła do jego poważnego oblicza, chociaż nawet bez tych dodatków, raczej miłego w odbiorze. Widząc magów zanim jeszcze do nich odarł, skinął głowa z uśmiechem, na powitanie.
U jego boku kroczyła kobieta. Była śmiertelna, byli tego pewni. Chociaż jej karnacja była blada nawet jak na norweskie standardy, wynikało to raczej z małej ilości słońca. Silne, rumiane przebarwienia na policzkach, szyi czy ustach świadczyły, iż jest po prostu zdenerwowaną, śmiertelną kobietą. Nie wystraszoną, ani nie wściekłą, Była niewysoką brunetką, nie miała więcej niż trzydzieści wiosen, może mniej. Wyglądała młody, gdyby nie zmarszczki pojawiające się na twarzy, kogoś kto się dużo śmieje… lub martwi. Chociaż ubrana była bardzo swobodnie, włączając przetarte dżinsy, tpp i kolorową kurtę odwieszoną przy wejściu, wydawało się im, iż bardziej pasowałaby do niej nieco bardziej staromodne szaty.
Olaf przywitał każdego pewnym, dziwnie serdecznym uściskiem dłoni.
- Olaf, reprezentant Księcia Lillehammer - przedstawił się Jonathanowi i Mervi – wybaczcie moi mili obecność osoby nieskonsultowanej z wami – wskazał wzrokiem nas kobietę – lecz niektóre urocze osoby są nie do zatrzymania gdy coś postanowią. Marta bani Verbena – skłonił się lekko kobiecie.
- Dobrze, że znowu nie nazwałeś mnie Matką – Marta pokręciła głową.
Mervi oraz Patrick wyczuli od niej coś. Jakby stygmat i ostrzeżenie. Piętno, które miała nosić.
Usiedli przy stole, Iwan przedstawił wszystkim stronę magów, raczej zdawkowo. Olaf słuchał z wyuczoną uwagą, niemal nierozróżnialną od rzeczywistej. Verbena przyglądała się Iwanowi z zastanowieniem. I pierwsza zabrała głos.
- Ciąży na mnie ostracyzm, cenzura oraz piętno – zaczęła dziwnie spokojnie – mam szczerą nadzieję, że nikt z was teraz, ani tym bardziej po tym nie okaże się służbistą.
- Nie ma co się obawiać – Iwan zaczął powoli – fundacje wojenne rządzą się swoimi prawami.
- Miło mi to słyszeć – Olaf wtrącił się z uśmiechem – już bałem się, że naraziłem szanowną na nieprzyjemności…
- Sama chciałam – Marta rzuciła niechętnie – za dużo tu się dzieje. Dostaliście mocno, prawda?
- Poniekąd – Jonathan powiedział patrząc gdzieś w dal - zaatakowały nas istoty… Jakby tu ująć…
- Demoniczne z natury – Olaf wtrącił się bez czekania na hermetyka – hotel Magnum Opus? Byli tam moi ludzie. Mało zostało z tego miejsca. Do tego, ile mi wiadomo, baliście pewne miejsce – zaczął ostrożnie – nie śledzimy was – dodał usprawiedliwiając – lecz mieliśmy baczenie na najemników najętych na Sabat. Resztę dopowiedzieli nam lupni.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 26-01-2020, 14:38   #119
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


- A co w tym wszystkim robią lupini? One przecież nie lubią miasta i tego co w nim mieszka, nieważne czy żywe czy nieżywe?- Healy miał… sporadyczne kontakty z wilkołakami (a dokładnie Dziećmi Gai, o czym sam nie wiedział) w Belfaście. I nie uważał zmiennokształtnych za agresywne bestie zahipnotyzowane pełnią księżyca. Tylko za zarośniętą Werbenę… taką bardziej hardkorową proeko niż ustawa przewiduje. W każdym razie, te wilkołaki nie żyły z wampirami w bliskich stosunkach… ani z kimkolwiek miastowym.
- To dość skomplikowana rzecz - Marta zaczęła ostrożnie, patrząc na Olafa, zrobiło się jej raźniej gdy nie reagował - tutejsi lupini to ledwo chore, wymierające kundle. Po prostu czasem Książe ma od nich informacje, zazwyczaj za pośrednictwem Oprawcy. Z tego co mi wiadomo, zwykle po spotkaniu z lupinami wraca mocno obity, ale czegoś się dowie.
Przebudzona wzruszyła ramionami.
- Prawda - Olaf dokończył - nie wojują z nami, utrzymujemy pewne smutne porozumienie. Nie wymieszają się do walk.
- To dzika północ. Lasy aż po horyzont. Gdzie jak gdzie, ale tu wilkołaki powinny czuć się jak w domu i mieć bicepsy jak koło młyńskie.- zdziwił się szczerze Irlandczyk.- Przecież one lubią naturę, a tu jest jeszcze mało skażona.

Jonathan przysłuchiwał się wszystkiemu z dziwną uwagą. Iwan natomiast podjął temat.
- Zgadzam się z Patrickiem - duchowny powiedział lekko - jeśli nie jest to dla was kłopot, wdzięczny byłbym za przybliżenie tej sprawy. Nie będziemy jednak naciskać.
Olaf milczał kilka, może kilkanaście sekund. Gdyby był człowiekiem, zapewne westchnął ciężko, tak się zdawało. Zamiast tego zrobił dziwną minę i rozsiadł się wygodniej na krześle, lekko odchylając do tyłu.
- To nie jest tajemnica, nie w tym gronie. Lupini silni są dalej na północ. To wymierająca rasa, a ci którzy tutaj osiedli to po prostu najsłabsze osobniki. Większość zostałaby prędzej czy później zabita przez własną rasę, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Wiele nocy temu Książe udzielił im azylu. Ceną są wyłącznie informacje. Tak sobie wegetują, głównie na skraju miasta już długi czas. Gdybyśmy chcieli, wybiliśmy ich… Tyko po co? Niech sobie żyją, krzywdy nikomu nie robią, czasem ostrzegą nas w porę, a eliminacja potencjalnych wrogów na zapas - Olaf skrzywił się z obrzydzeniem - to byłaby potworność. Proszę, to krótka historia. Czujesz się usatysfakcjonowany, ojcze?
Iwan przytaknął analizując słowa wampira.
Healy zaś niewiele z tego zrozumiał. Czyż wilkołaki przypadkiem nie rozmnażały przecież przez zarażanie? Tak jak wampiry? Irlandczyk podrapał się po karku.- Może na początek wymienimy się informacjami. Trochę się poczochraliśmy z demoniszczami i dzięki temu, trochę się dowiedzieliśmy.

Mervi natomiast była dość cicha jak na siebie. Pojawienie się Marty i jej słowa o karach najwyraźniej jednak bardziej rozbudziły zainteresowanie technomantki niż spotkanie z wampirem per se...
- Marto... - odezwała się nagle do kobiety i zapytała z niepowstrzymaną ciekawością - ...a co zrobiłaś, że cię tak pokarali?
- Zadawanie się z wrogami Wstąpienia, działanie wbrew Regule Cienia oraz nie poprzestanie tych niecnych praktyk - wymieniła ze znużeniem jakby cytowała dawny wyrok, uśmiechając się przy tym lekko.
- Brzmi ciekawie. - wsparła brodę na dłoniach - Ale z kim się przytulałaś za mocno dla Rady? Nie mów, że z Technolami…
- Rada takimi płotkami się nie zajmuje - stwierdziła rozbawiona - to nie jest ważne. Chyba wszyscy wiemy, czemu to spotkanie jest tak ważne. Te istoty, Sabat, ten cały chaos…
Verbena jakby szukała słów. Wyręczył ją Olaf.
- Mam silne przypuszczenia, iż Sabat działa z tymi stworzeniami. Jest to jakiegoś rodzaju sojusz.

- Ktoś nieco bardziej cyniczny - Iwan podjął w mig - uznałby, iż to zręczna metoda na zaangażowanie nas do waszej wojny.
- Nie chcę tego - Olaf powiedział dziwnie ciepłym głosem - uważam, iż po zlikwidowaniu tych istot, Sabat osłabnie na tyle, iż sami sobie z nimi poradzimy. Chciałem zarysować skalę zagrożenia. Spotkaliście oboje, faceta i dziewczynę?
Magowie przytaknęli.
- Zmieniają postacie, zwykle kogoś mordując. Do tej pory mieliśmy kontakt głównie z facetem. Mało mówił, zaatakował naszych kilka razy. Dziewczyna, mam wrażenie, że wspiera ich swoją mocą. Na szczęście zabiliśmy głównego czarownika Sabatu.
- Udało się nam to zabić - Iwan wtrącił się - tylko, że… To dalej żyje. Jakby kompletnie zniszczenie fizycznej powłoki nie dawało skutków. Powiem więcej, podjąłem środki które byłyby w stanie spalić duszę każdego z obecnych.
Marta przyglądała się chórzyście z zaciekawieniem. Jonathan milczał, a Olaf uśmiechał się lekko.
- Potrzebują jednak ciała… najlepiej obdarzonego talentem, by móc je zasiedlić. Po to próbowali nam porwać towarzyszkę. Tak przypuszczam. Więc to nie jest tak, że strata ciała ich całkiem nie boli.- wtrącił Irlandczyk przedstawiając swoje przypuszczenia.
- Mam pewne hipotezy… - Marta wtrąciła lekko - ...co do natury tych istot. Jak zapewne wiecie, to miast stoi w prawdziwym węźle mocy. Przed wiekami można było stąd sterować pogodą całej Skandynawii. Dziś wydaje się to dość błaha władza, lecz dawniej była to straszna potęga. Niestety, rozregulowało to okoliczną pogodę.
- Taaa… kontrola nad pogodą na skalę kilku państw. Sprowadzanie olbrzymich śnieżyc na tak duży obszar. Rzeczywiście błahe.- zażartował Irlandczyk i dodał poważnie. - To nawet teraz olbrzymia potęga. Kogoś to musiało skusić, kogoś kto… nie zapanował nad takim węzłem. Kogoś kto mi pasuje do wampira, który śpi pod miastem.

- Czy macie tu wiele miejsc dawnego kultu i tak przypadkiem są Węzłami? - zapytała Merv.
- Odyn nie śpi - Olaf wtrącił spokojnie, lecz z wyjątkową mocą w głosie - pradziad linii Książąt Liliehammer diabolizował go wieki temu. To co obecnie znajduje się pod miastem, to ledwo wspomnienie.
- Poniekąd - verbena dodała z pewnym sceptycyzmem - pogoda jest zasadniczo bezpieczna. Opiekę nad nią sprawuje inna przebudzona, której imienia wam nie podam. Nie jestem to jednak ja. I nie wszystkie węzły to miejsca kultu - wyjaśniła - proszę, nie rozpowiadajcie tego. Powiedziałam wam to, gdyż i tak dużo się dowiedzieliście, poprzednim razem mówiłam o tym biorąc informowanego na honor - coś smutnego pojawiło się na jej twarzy.
- Zapieczętowałem jeden z węzłów - Iwan powiedział ostrożnie - mam nadzieję, że to nie wywrze negatywnych skutków. Wydaje się mi, iż te istoty, aby z powodzeniem się… rozmnażać, potrzebują dużo kwintesencji. Najlepiej w węźle. Temu trzeba było sprowadzić jedną z naszych na jego teren, a raz im się nie udało.

- Przydałby się nasz Tremere do tej rozmowy - Olaf wtrącił robiąc minę jakby bolała go głowa - będę to wszystko chyba dwa dni referował naszemu Księciu.
- Pocieszające jest, że mamy możliwą pomoc. Gdzie w sumie podziewa się ten wasz znajomy wampir, co miał z nami się kontaktować? Leif?
- Nie żyje - Olaf powiedział cierpko - nasz Szeryf wbił mu nóż w serce i spalił ciało Starszego. Smutna historia.
- Taaak - Marta przytaknęła błądząc po czymś myślami, po chwili jakby chcąc zmienić temat strzeliła - tutejsza pogoda, to jakby echo pierwszej burzy która nawiedziła świat. Ścierają się tu pierwotne mocne, chaos który był u zarania dziejów. Pogoda to tylko najbardziej spektakularny skutek - dokończyła na jednym wdechu jakby chcąc ominąć temat Leifa.
Mervi skryła twarz w dłoniach.
- Że co ten Szeryf zrobił? Czy was naprawdę... - westchnęła ciężko.
-Mervi bardzo liczyła na pomoc Leifa - Jonathan powiedział chcąc wytłumaczyć wirtualną.
- Nie szkodzi - verbena powiedziała smutno - też na niego liczyłam. Okazał się kimś o wiele mniejszym niż sądziłam. Poprosił tutejszą rodzinę o odwiedzenie grobu pierwszego Księcia, a także spoczywającego w tym miejscu truchła Odyna. Chciał wykraść zwłoki, być może próbując napoić je krwią. Nic by to nie dało, jak sądzę - głos jej się zawahał - lecz podczas sprzeczki ranił dotkliwie jednego z tutejszych. Gdy go schwytano odmówił zaniechania tych czynów. Przed wyrokiem śmierci uchroniła go osobista interwencja Szeryfa. Marek chciał spętać go krwią i umożliwić mu to czego pragnął, walczyć z tymi burzowymi pokrakami. Ostatecznie, odmówił i tego. Nie można było trzymać za plecami wroga.
Verbena miała lekko podniesiony głos. Olaf położył jej dłoń na ramieniu.
- Spokojnie - zaczął cicho - to wyłącznie nasza wina. Nie porozmawialiśmy z nim, wydano wyrok…
- Nie - verbena rzuciła twardo - ale to nie miejsce o tym rozmawiać. Leif nie żyje.
- Tak więc kończy się rozdział o wielkiej pomocy Einherjarl... - westchnęła z bólem technomantka.

- Myślicie, że ktoś.. mógł wpływać na umysł Leifa? Manipulować nim… zarazić jakoś? Strasznie dużo sojuszników się udało tym burzowym istotkom zebrać mimo ich szalonego planu apokalipsy.- sam Healy naliczył już troje. Miejscowy mag “nie gej”, zdrajca i mistrz wieży w jednym, orazi sabatnicy (potraktowani jako jeden byt).
- Ktoś mógł z nim rozmawiać - Olaf lekko przeciągnął się na krześle - lecz wątpię aby cokolwiek siłą zmusiło go do służby.
- Prawda - Verbena zawtórowała - ani ja, ani tutejsi Tremere nic nie wykryli. Zresztą… nawet ja miałabym problemu zmusić go do poddaństwa, a miałam ku temu szczególne predyspozycje. To był po prostu stary pierdziel. Kościół to najeźdźcy, dobry tatko Odyn wróci, i będziemy wszyscy razem opijać krwawy miód, a reszta niech wypierdala i zostawi ziemi rodowitym synom, najlepiej pięć pokoleń w tył mieszającym tutaj - verbena skomentowała gorzko.

- Prawdę mówiąc - Jonathan podjął wątek - przydałby się jednak taki wojownik.
- Wojowników u nas pod dostatek - Olaf rzucił bardziej z przymusu.
- Tak… - verbena znowu się zamyśliła - po co wam był Einherjal?
- Gdy mnie chciała Ktulu zapłodnić gadałam z Lokim w time stop. On mi powiedział, że Einherjarl, których uwolnił pomogliby z burzowymi... ale patrząc na to, że Leif był fanboyem Odyna... to słabo z nadzieją...
Verbena nagle zakrztusiła się ze śmiechu. Śmiała się pod nosem, dość cicho kilka chwil.
- Oczadzieć można z wami wszystkimi - powiedziała dziwnie wesoło - to wszystko wygląda mi na jakąś grupę rekonstrukcyjną. Gdy dwadzieścia lat temu Krąg przywracał Leifa światu, prosiła o to Freja. Wszyscy gadają o Einherjarl, w Sabacie jeden wampir gania z młotem, posługuje się starymi runami i wołają na niego Tor, a w gruncie rzeczy szczeniak z niego. Te istoty też ciągną do burzy. Ale dobrze, potwierdzasz moją teorię. Pieczęcie nad węzłami padają, Sabat interesuje się tym wszystkim, istoty celowo osłabiają ochronę węzłów… Mówiliście, że chcą magów. Na pewno kradną ciała.
Zawahała się.
- Co jeśli oni muszą być grupą rekonstrukcyjną? Jeśli nie chcieli wybrać mitów albo nie mogli, nie do końca, lecz wybrali tutejszą Burzę. Muszą mieć ciało jako maskę, tak samo muszą mieć wierzenia aby katalizowały ich moc. Cholery są tak entropiczne, iż wątpię czy mają cokolwiek, co możemy nazwać postacią w naszym tego rozumieniu.
- Czyli - Iwan rozpoczął delikatnie - jakby posiedli, na przykład ciało Odyna.
Verbena pacnęła się w czoło.
- Niech Bogini strzeże, to oczywiste. Ale to też ich słabość. Einherjarl mogą… nie. Nie ma tematu.

Olaf milczał dając się przebudzonej wygadać.
- To jest ich więcej? - zainteresowała się Merv.
- Dwójka - Olaf zaczął delikatnie.
- Dwójkę widzieliśmy, z naszych źródeł wiemy o czterech. Przesłuchany zdrajca nazywał… Piątka - chórzysta zasępił się - Iluzja, ta dziewczyna najpewniej. Drugie Rój. Reszty nie znam. Piąty miał umrzeć, ale biorąc pod uwagę przeżywalność tych stworów, to wątpię.
- Zakładam, że z jednym gadałam i ochrzciłam go Creep. Ale ja nie o Ktulu Gang pytam. Czy jest więcej Einherjarl?
- Toooo może być kluczowe. Bo rój składał swoje ciało z wielu istot. - mruknął Healy wspominając.- Rój je budował. Iluzja więc pewnie też dotyczy jej formy… jakoś.
- Możesz opowiedzieć o tym “creepie” - Olaf spojrzał na Mervi z lekkim uśmiechem - proszę.
- Głupi i głupszy z Sabatu przyszli do mnie. Jeden wszedł, byłam śpiąca i zła, oberwał sonicznie, a później przejrzałam mu umysł z nudów. Gods, puuuustka. Dosłownie i w przenośni. Była tam linia do Creepa. Z takim nieokreślonym czymś gadałam przez kompa, trochę obrażał, wyśmiewał, bulgotał i pachniał burzą.
- Ci sabatnicy nie wyglądali też… normalnie. Bardziej jak potwory - Jonathan dopowiedział.
- Przepraszam za wtrącenie - Olaf nie wyglądał na skruszonego - wszyscy młodzi magowie tak mówią?
- Tylko Wirtualni Adepci - Jonathan uśmiechnął się szeroko - magia danych i kart kredytowych.

Wampir przytaknął jakby średnio wiedząc co powiedzieć. Może tylko pozornie udał zainteresowanego? Zamiast tego wrócił do wątku.
- Ostatnio doszliśmy z Ojcem - spojrzał na Iwana - do konkluzji, iż Sabat choruje. Sądzę, iż chyba wiemy w takim przypadku jak ta choroba się nazywa. Rój.
- Czy można wysłać jakieś ploteczki, do zdrowych grup Sabatu, że ich ziomkowie są kontrolowani przez obcą siłę? I czy to coś by dało nam?- spytał Irlandczyk zamyślony i szukający dodatkowych możliwości wzmocnienia ich wątłych sił.
- Będziemy iść w tym kierunku - Olaf powiedział naturalnie - ten cały Tor wydaje się być przedstawicielem starszego Sabatu, a przynajmniej tego nie angażującego się w konflikt. Może przekazać wieści mocodawcom.
Mervi dopiero teraz zauważyła, iż ciągle przygląda się jej Marta. Zbyt natarczywie.
Mervi odwzajemniła spojrzenie, nieznacznie przechylając z zaciekawieniem głowę.

- Po co ci tak naprawdę Einherjarl? - Verbena zapytała nagle.
- Żeby pomogli z mackowymi istotami. - odparła zdziwiona - Jak powiedziałam.
- Ale czemu właśnie oni? Nie wystarcza wam inna pomoc?
- Avatar mojego Avatara ich poradził. - wzruszyła ramionami.
- Przyda się nam każda pomoc i każdy plan i każda nowa sztuczka. Bo mam wrażenie, że podobnie jak szczury laboratoryjne burzowe istotki nie nabiorą się dwa razy na ten sam numer.- zaczął pojednawczo Healy i spytał.- Jak sądzicie, gdzie teraz mogliby uderzyć?
- Einherjarl są z tego samego mitu - Jonathan podsumował - co znaczy, iż operują z tym samym modus operandi. Jeśli wasza teoria, Marto, jest prawdziwa, a brzmi wiarygodnie, wszystko co pochodzi od tego, w co się aktualnie wcielają, musi być dla nich bardziej namacalne, być może śmiertelne. Patrick ma rację. Osobiście sądzę, że Iluzja będzie nas szukać. Nie wiem jak szybko się regenerują, pewnie ten facet… nazwijmy go Wojna, będzie musiał poszukać nowego ciała.
Marta przełknęła ślinę.
- Tor jest Einherjarl, ale to sabatnik. Zobaczymy czy się z nim skontaktujemy. Mamy też jednego w mieście - Olaf spojrzał przelotnie pytająco na Martę - pełni urząd naszego Oprawcy.
- Nie słodź mi Olaf - verbena skrzywiła się - to potomek Leifa, ale już dziesiąta woda po kisielu. Młody jest. Nie odmawiam mu umiejętności, ale sam wiesz do czego to zmierza. Drugi Einherjarl dawno temu wyłączył się z wojny krwi. I jest moim mężem - rzuciła do Mervi zaczepnie - już wiesz za co mnie ukarano.

- A mnie chcieli tylko za niezrozumienie priorytetów przez innych... - uśmiechnęła się do Marty - Czy ma, no... Rigor Mortis gdy i gdzie trzeba?
- Waruj na słowa piesku Unii - Marta skrzywiła się - męża wam na bój nie wydam. Jest pod ochroną księcia.
- Spokój - Iwan rzucił mocarnie - odsuńmy ten temat. Patrick wspominał o przypuszczeniach na następne uderzenie. Olafie?
- W sprawie burzowych macie aktualniejsze informacje. Być może pojawią się na spalonym wysypisku, lub w okolicy innych, tych waszych miejsc mocy. Sabat teraz chwilę będzie lizał rany po ostatnich starciach. Na pewno damy wam znać jak czegokolwiek się dowiemy. Mam nadzieję, że nie wystraszy was Kościtrzask, to nasz mistrz szpiegów. Wygląda…
- ...jak gówno - Marta rzuciła ostrzej - nosferatu to taki klan wampirów, potworki straszne.
Mervi wyglądała na niesprawiedliwie urażoną. To było szczere pytanie!
- Ja cię nie chciałam urazić... Wtedy... Nekrofilu.
- Certamen - verbena powiedziała chłodno - masz tydzień.

- Nikt nie będzie zabawiał się w pojedynki podczas wojny.
Iwan rzucił ostro. Olaf przytaknął z przekonaniem, bazując chyba na słowach chórzysty.
- To niech wasza wirtualna przeprosi - Marta spojrzała na magów poważnie - sądzę, że obrażenie przyjaciół Księcia w jego gościnie jest wyjątkowo podłe, nie sądzisz Olafie?
- Sądzę, że magyiczne pojedynki możemy sobie zostawić na chwile, gdy poradzimy sobie ze śmiertelnym zagrożeniem. - westchnął rozdzierająco Irlandczyk i spojrzał po wszystkich.- Nie czas teraz na dziecięce niesnaski. Po wszystkim… o ile przetrwamy, możecie się popisywać.
- Przeprosić? Przecież to ty zaczęłaś! - fuknęła do Marty.
Marta fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Olaf wydawał się zachowywać neutralność.
- Możemy chyba przejść do następnego punktu, mam na myśli bardziej materialną pomoc - wampir zmienił temat - macie miejsce pobytu?
- Tak - Iwan powiedział szybko, jakby chcąc wyprzedzić Jonathana - w tej chwili najważniejsze są dla nas informacje, szybki do nich dostęp. Jak rozumiem, nie znacie lokalizacji węzłów, Marto?
- Z grubsza, i tak trzeba szukać - verbena powiedziała wciąż ziejąc wrogością do Mervi - wysypisko znam i tą kaplicę w okolicy której widzieli was lupini. Ta kaplica, to znałam obszar, ale wątpię aby były tam aż dwa węzły.
- O ilu z nich burzowe istoty mogą wiedzieć? Może dałoby się zastawić tam na nich pułapkę. I uwięzić?- zadumał się Healy myśląc głośno.
- Muszą szukać w podobny sposób co my - verbena stwierdziła naturalnie - dokładne ich miejsce zna tylko opiekunka. Ale skoro doszliśmy do lokalizacji dwóch, nie jest to trudną sztuką, więc mogą zrobić coś podobnego.
Merv wybrała milczenie teraz. Nie było co jeszcze bardziej zaogniać, choć Marta pewnie już płonęła. Sama wirtualna nie patrzyła na nią z nienawiścią czy wrogością, raczej z irytacją oraz poczuciem niesprawiedliwości. Zakładała, że J. i Iwan rzucą się na nią po spotkaniu... ale co było nowego w nierównym traktowaniu wirtualnych?

Healy zaś zamyślił się przez chwilę skupiony na najważniejszych, według jego problemach.
- Co mówią o naszych przeciwnikach miejscowe legendy, historie? Może wspominają coś o jakichś ich słabościach? Albo o silnych stronach? - zapytał w końcu.
- Nie są stąd - Marta powiedziała z pewnością w głosie - jestem co do tego przekonana.
- Zatem wybrali Liliehammer tylko z powodu tutejszych mocy? - Iwan bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak - verbena wzruszyła ramionami, chyba się uspokoiła - osobiście wolałabym aby było inaczej, mielibyśmy jakiś punkt zaczepienia.
- Wiadomo kiedy się pojawili?- zapytał Irlandczyk.
- Dokładnego czasu… ale sądzę, że… - verbena myślała.
- Ponad pół roku temu, lecz nie w mieście. Wtedy byli dyskretniejsi. Wnioskuję to po tym, iż mam częsciowy dostęp do ich ofiar, znaczy - Olaf posmutniał - akt sprawy. Seryjne zabójstwa zaczęły się wcześniej, poza granicami miasta, dużo wcześniej. Tutaj są nie dłużej niż dwa tygodnie, licząc od ostatniej sprawy kryminalnej, chociaż mogli przybyć nawet i miesiąc temu, nikogo nie mordując.
- Skórozdzierca - Iwan zapyta.
- Widzę, że wiecie tyle co ja - Olaf odpowiedział.
- Nie do końca - duchowny pokręcił bladym obliczem - słyszałem tylko kilka faktów.
- Można zgadnąć skąd przybyli, z której strony? Bo być może… właśnie tam można by było znaleźć.- naiwnie stwierdził Healy.
- Mogę wam dać mapę zabójstw. Nie widzę w niej porządku ani czegokolwiek co można nazwać stroną przybycia - Olaf przetarł dłonie - chociaż bardziej z południa. W opozycji do Sabatu, uderzającego z północy.
Irlandczyk tak jakby oklapł słysząc to. Bo wszak potrzebowali wszelkiej pomocy i wszelkich informacji. A gdyby poznali źródło pojawienia się wroga, to mogli by znaleźć ich słabe punkty.
- Jak oceniacie siłę Sabatu? - Hermetyk zaczął nagle - Są dla nas zagrożeniem?
Wampir analizował chwilę jego słowa.
- Mają śmiertelnych najemników, chociaż została już ledwo jedna, dwie grupy. Stracili głównego czarownika, stary Sabat odmówił wsparcia ich w walce. W centrum miasta mieli przyczółek który został zniszczony, poza tym wiadomo mi głównie o posiadłościach na zewnątrz i takich bazach wypadkowych. Ostatnio zaatakowali dzielnicę muzułmańską, razem z tą burzową dziewczyną. Nasz zaufany Assamita…
Widząc niezrozumienie na ich twarzach, wytłumaczył.
- ...jeden z naszych Klanów. Nie należą do nas, są najemnikami… w każdym razie, został ciężko ranny. Obronił się jednak.
- Byliśmy tam z Patrickiem - stwierdził Iwan.
- Rzeczywiście to była jatka, ale ci Sabatnicy nie wyglądali na szczególnie groźnych.- potwierdził Healy.
- Bo chyba trafiliśmy na niedobitki - Iwan uśmiechnął się lekko.
- Może jesteście potężni - Olaf dyskretnie ich komplementował - i to co nam wydaje się wielkim bojem, jest dla was ledwo igraszką. My pamiętamy to jako trudne chwile.

- Ostatnie boje z potworkami nauczyły nas jednego. Musimy zewrzeć szeregi i atakować kupą. Jak na zadufane w sobie nieśmiertelne bestie nie mają dość odwagi, by walczyć honorowo. Lub boją się nas bardziej, niż otwarcie przyznają.- stwierdził Irlandczyk.- Przydałoby się zorganizować jakąś twierdzę, dopóki inicjatywa nie będzie po naszej stronie.
- Ostatnie walne boje nie skończyły się dla nas najlepiej - raczył wspomnieć Jonathan - będziemy potrzebować kontaktu na szczeblu miejskim.
- Załatwione - wampir uśmiechnął się jak akwizytor.

- Wasza wirtualna jest w stanie ogarnąć co z Technokracją się dzieje? - Podjęła Marta - Jak zwalą się nam na głowę, to nikt nie wyjdzie z tego cało.
- Affirmative. - odezwała się w końcu Mervi patrząc w sufit.
- Część moich wpływów zablokowała Unię - Jonathan dodał - nie zaszkodzi jednak sprawdzić.
- Tych samych wpływów, które miały odsunąć Unię od bycia fe? - zapytała Mervi - Co nawaliły z Wieżą?
Olaf spojrzał na na nich zaciekawiony, podejmując temat.
- Sądzę, że nie chcecie rozgrywać swoich wewnętrznych spraw przy naszej obecności. Sam nie życzyłbym sobie również tego w drugą stronę - wampir uśmiechnął się polubownie.
- Ja tylko głośno rozważam. - Mervi odparła niewinnie uśmiechając się słodko do Jonathana.
- A potem będziesz szukać sekundanta - hermetyk zaśmiał się bardziej rozbawiony niż obrażony - zostało nam coś jeszcze, Olafie?
- Miałbym do was jedną prośbę. Następnym razem nie omieszkacie poznać naszego wspaniałego Księcia.
Na twarzy Marty pojawiło się coś dziwnego, jakby powstrzymywała uśmiech. Ostatecznie tylko przytaknęła jaki to władca miasta jest kochany i wspaniały.
Na koniec rozmowy, Olaf wymienił się z magami dodatkowym kontaktem do swego kolejnego sługi. Prawa ręka Księcia w postaci tego gładkiego w obyciu wampira pożegnał się serdecznie, a nawet przeprosił zarówno Martę jak i… Mervi, za to, iż dopuścił do przepychanek na spotkaniu, które sam zorganizował.

***


Gdy wampir i czarownica odeszli, przy stoliku przez moment panowała cisza. Iwan i Jonathan wymienili się zakłopotanymi spojrzeniami. Ostatecznie pierwszy głos podjął Iwan.
- Mervi - zaczął delikatnie, nie wiadomo czy ze względu na podejście czy zmęczenie.
- Cokolwiek nie powiem, będzie źle, o ile nie zacznę się kajać, prawda? - odezwała się Mervi.
- Na początek wystarczy wyjaśnienie - Iwan odparł naturalnie.
- Wszyscy widzieli. Pierwsza mnie obraziła. - wzruszyła ramionami.
- Sądzę, że ona mogła to odebrać inaczej - duchowny pokręcił głową - zachowałaś się Mervi jak najbardziej stereotypowy hermetyk - Iwan nie mógł omieszkać wytknąć czegoś Jonathanowi.
- Och, czyli awansowałam społecznie! - zakpiła.
- Kosztem fundacji. Nie trzeba nam dodatkowych wrogów - Iwan rzucił niechętnie.
- Więc powinnam dać się bić komuś, kto jest gorszym typem ćpuna, ma na sobie wyrok ostracyzmu i całej reszty, a do tego przepraszać, że jestem wirtualnym adeptem? - parsknęła.
- Nazywamy to sztuką dyplomacji - Jonathan wtrącił z krzywym uśmiechem.
- Chyba sztuką obłudy. - Mervi oparła się, jakby znudzona aferą.
- Tak, dokładnie - Jonathan zaśmiał się - czyli wiesz co to, ale nie potrafisz.
Iwan milczał. Mętne spojrzenie mistrza wyglądało jak zasmucone.
- Nie czuję potrzeby. - mruknęła - Nie moja wina, że ten ghul jest tak wrażliwy.
- Tak samo Mervi powiesz jak ktoś odstrzeli kolejnego z naszych?
Jonathan lekko podniósł głos.
- To nie są szkolne gierki kto ma rację lecz wredna polityka, liczy się skutek - hermetyk rzucił z goryczą - idę do Hannah, może już obdzwoniła co
jej kazałem - mówiąc to nie spełnił obietnicy, gdyż, jak to zwykle, pojechał na wózku.
- Przynajmniej się w czymś zgadzacie. - rzuciła za Jonathanem, przelotnie patrząc na Iwana.
- Nie uważam, że powinniśmy się ze sobą kłócić - duchowny powiedział poważnie - należało jednak zaznaczyć, iż takie zachowanie jest nieakceptowalne. Przemyśl sobie to Mervi.
- Ale jej zachowanie już było akceptowalne?
- W tej chwili chcemy jej pomocy. Jeśli będzie nam niechętna, za dużo z tego nam nie przyjdzie. Tak niestety działa świat. Do tego - duchowny zawahał się - nie wiem jak długo pije krew, nie wykryłem nic, musi się świetnie maskować. Lecz nie mam co do tego wątpliwości. Wampirza krew uzależnia mocniej niż cokolwiek na ziemi. Wrażliwość z temacie wampira od którego pochodzi krew i dziwne zachowania są spodziewane. Ty Mervi powinnaś wiedzieć najlepiej jak destruktywne są nałogi.
- Wampirza krew daje takiego kopa, smaczna jest? - parsknęła.
- Trzy razy wypijesz - Iwan zaczął poważnie - i stajesz się niewolnikiem. Tylko, że z własnej woli pragniesz dobra pana. Jest to niesamowicie silna więź, nawet ja po prostu nie wiem jak można ją zerwać. Jeśli pije się krew regularnie, człowiek nie tylko uzależnia się od dawcy, lecz od samego uczucia krwi. I zapewne od mocy. Wampiry moc krwi nazywają więzami. To o tym dokładnie mówił Olaf w sprawie Leifa. Na ile znam wampiry, a nie jestem specjalistą, nawet do końca nie dziwię się, że Leif odmówił.
- Więc oczekujecie, że teraz ją będę błagać o wybaczenie?
- Mleko się rozlało - Iwan skrzywił się ze smutkiem - po prostu za często nie pokazuj się tej verbenie na oczy, to wystarczy. Wspomniałem o tym bardziej filozoficznie. Może na to nie wyglądam, ale bardzo cenię u ludzi empatię.
- Cholera by z mistykami, entitled pricks. - fuknęła - Idę do Firesona, najwyżej po prostu przy nim posiedzę. - Mervi wstała gwałtownie i ruszyła do wyjścia z sali.

***


Technomantka zrobiła tak, jak powiedziała (w przeciwieństwie do Jonathana). Od razu skierowała się do wciąż śpiącego Firesona, przy którym zajęła miejsce na krześle. Przez chwilę po prostu obserwowała jak śpi zastanawiając się czy Legionista ratowałby ją wtedy, gdyby wiedział do czego może to doprowadzić. W końcu odsłonił swoje istnienie przed Ktulu...

Może go zapyta jak ten się w końcu obudzi.

Słyszała, że jakąś miejscówkę skołowali dla nich, więc jak się w niej zamelinują miała zamiar spotkać się w Pajęczynie ze swoim kocim zbyt wyrozumiałym mentorem, do którego wysłała już wiadomość z informacją o potrzebie spotkania. Miała przesłać później szczegóły.

Ciekawe czy Joel już próbuje zgadnąć co przeskrobała TYM razem...


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 26-01-2020, 16:26   #120
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Patrick czuł się zmęczony pod każdym względem. Walki wyczerpały go fizycznie i duchowo, przerabianie wielu haustów i praca nad planami nowych broni i strategii mentalnie wymęczyły. I jeszcze gadanie z pijawkami… zdołowało. Wypadało jednak zajrzeć do dziewczyny którą wciągnął całkowicie przypadkowo w ten cały bajzel. I udać się do łóżeczka na krótki sen.
Problemem był oczywiście brak łóżek w restauracji, lecz przechodząc przez salę Irlandczykowi obiło się już u uszy, że będą mieli jeszcze tej nocy gotowe nowe miejsce, w postaci starego budynku przemysłowego oraz małego biurowca. Co zrodziło w Patricku pytanie co z jego własnym domostwem, Burzoooka wiedziała gdzie mieszka.
Z drugiej strony, cały użyteczny swój sprzęt miał przy sobie. W tym całą broń, a reszta… cóż… Healy nie przywiązywał się do rzeczy. Więc nie było to wielkim zmartwieniem.
Dziewczyna jeszcze spała. Krew i brud na tej twarzy zostały zmyte przez Tomasa. Wokół roztaczał się lekko szczypiący aromat ziół. Dziewczyna leżała na stole, opatulona w kilka kocy. Siedział przy niej Tomas, wyglądając jeszcze bardziej ponuro niż zwykle.
- Jak spotkanie?
Zapytał spokojnie, nie odrywając wzroku od obserwacji tempa oddychania dziewczyny.
- Umiarkowanie optymistyczne…- westchnął Healy.- Wampiry przybyły z miejscową renegatką Verbeny. Z którą to Mervi weszła w konflikt… i może się to zakończyć magyicznym pojedynkiem. Poza tym nasi gospodarze zadeklarowali pomoc, ale żadnych kluczowych informacji nie mają.
- Nie byłem za tak szybkim organizowaniem tego spotkania - Tomas rzucił bez przekonania - ale się uparli. Dobrze, że większe szkody się nie wyrządziły przez to. Mervi umie o siebie dbać…
Mag śmierci uśmiechnął się niemrawo.
- A Ty jak się trzymasz? To twoja dziewczyna… - bardziej zapytał niż stwierdził.
- Wspomnieli, że siedzimy na węźle pierwotnej burzy…- wzruszył ramionami Irlandczyk.- sterującym pogodą w całej Skandywanii. Wtryniliśmy się im na chatę, ścigani przez potwory. Wypadałoby chociaż parę spraw wyjaśnić.-
Spojrzał na Kari i westchnął.- Koleżanka. Przykro mi że ją w to wciągnąłem. Ale cóż poradzić. Mieliśmy szkolić Śpiących, a nie prowadzić wojnę z wypierdkami apokalipsy.
- Trzymam ją w śpiące, nie jest to łatwe. Najpoważniejsze obrażenia już zagoiłem, ale będę miał jeszcze wiele pracy - Tomas zbladł (o ile to możliwe w jego przypadku) na myśl o czymś nieprzyjemnym - czekałem na rozmowę z tobą do spotkania.
- Jakaś szansa na magyiczne przebudzenie? Bo w innym przypadku, trzeba zmienić jej wspomnienia.- westchnął ciężko Healy. Jemu samemu nie podobały się słowa które wypowiedział.
- Wątpię czy się może przebudzić, ale prawdę mówiąc nie znam się na tym, może Iwan byłby w stanie wydać jakiś wyrok. Chociaż często w takich wypadach wiele kabał zostawia śpiącym wspomnienia, tam gdzie pracowałem. Ludzie albo sami to wyprą z pamięci, albo zostaną akolitami z dość solidnym wglądem w rzeczywistość. O ile ktoś się nadaje, nie każdego chce się narażać. Ale teraz będę próbował zrobić coś z pamięcią dziewczyny, niestety najlepszy byłby mistrz umysłu. Nie jestem w stanie dotknąć wystarczająco mocno jej podświadomości, a trauma była tak silna, iż musiała tam odcisnąć potworne piętno.
Eutanatos mówił suchym, beznamiętnym głosem, lecz z wyczuwalnym smutkiem gdzieś na skraju wypowiadanych głosek. Ledwo wyczuwalną nutą zwątpienia.
- Dziewczyna została zgwałcona, Patrick. W środku miała… będę to długo składał w całość, a jak dotknąłem jej wspomnień, szkoda gadać - eutanatos westchnął bardzo ciężko - jedna z mocniejszych rzeczy jaką widziałem w życiu.

Patrick zbladł, jego usta zacisnęły się… potem dłonie w pięści. Oddech zrobił się ciężki. Jeśli Thomas nie widział nigdy zimnokrwistego mordercy to teraz miał okazję. Healy… jego cała aura sympatycznego i spolegliwego kobieciarza, gdzieś znikła zastąpiona przez coś… mrocznego.
- Snajdę skurwiela, znajdę sposób żeby go bolało. I będę zabijał raz po raz, za każdym razem boleśniej… rozrywał go drobinka po drobince.- były to puste słowa, ale pozwalały przekuć furię na coś co nie skończyłoby się zdemolowaniem pokoju.- Będę go obdzierał z poszczególnych powłok jedna po drugiej… jak cebulę, aż nie zostanie nawet jeden parszywy atom tego Thanos-wannabe.
Po tej gniewnej recytacji uspokoił się nieco i dodał ciszej.- Tym bardziej trzeba będzie jej przerobić pamięć. Po czymś takim nie ląduje się jako akolita, czy kończy z wyparciem wspomnień. Tylko w psychiatryku z poważnym załamaniem. Coś… podobnego zdarzało się w Bristolu, a wtedy szefowa Kultystów Ekstazy robiła swoje hokus pokus z umysłem zostawiając w głowie przyjemne wspomnienia. Była w tym całkiem dobra.
Eutanatos ze spokojem poczekał na pierwsze fale gniewu które wypuściły technomantę. Ze zrozumieniem go wysłuchał.
- Jak wspomniałem, zrobię co w mojej mocy. Niestety, przy moich umiejętnościach, to będzie do niej wracać. Sny, skojarzenia, lęk. Nie jestem w stanie nurkować aż tak głęboko w świadomość. Mogę zmienić wspomnienia, lecz wszystko co stało się z podświadomością, a niestety stało się dużo, leży poza naszym zasięgiem. Po prostu - cień emocji przeszedł przez oblicze Tomasa, najbardziej widać było to w jego oczach - nie potrafię. Dziewczyna może i tak skończyć w psychiatryku.
- Cóż… mamy wampiry za sojuszników i one też potrafią mieszać w głowie. Może coś poradzą.- westchnął ciężko Patrick opierając się framugę drzwi.- Normalnie nie dopuściłbym pijawek do niej, ale… nie mamy za wiele opcji, prawda?
- Wątpię - eutanatos powiedział chłodno - może jedynie magia Tremere. To co wampiry robią z umysłem samo w sobie podobne jest do gwałtu. To tak jakbyś chciał naprawiać telewizor wklepując jego obudowę młotkiem.
- Czasami młotek pomaga… zwłaszcza gdy brak skalpela.- Patrick potarł dłonią czoło i dodał.- Nie mamy luksusu wybrzydzania, prawda?
- Nie rozumiesz, a i chyba nie czas dziś na wykład. To co oni nazywają Bestią, jest właśnie najbardziej realne przy ich mocach umysłu. To nie jest ćwiczona latami, delikatna manipulacja, to co zazwyczaj potrafią opiera się na przewadze ich wewnętrznego drapieżnika nad niewinnymi umysłami, bezpośredniej sile dzikości. Z tego budują fascynację, więź ze zwierzętami czy czyszczą pamięć, ale to ostatnie i ja zrobię, dużo lepiej w tym wypadku. Chyba, że któryś rozwinął jakieś szczególne zdolności… Nie prosiłbym Rodziny o pomoc. To leczenie dżumy cholerą. Będę przez pewien czas wykluczony z działań, z jej ciałem mam też dużo pracy - Tomas zamyślił się - rozsiądźcie z Klausem czy chcemy wydać na to kwintesencję. Szczerze mówiąc, przydałaby się mi i w jej leczeniu, i Firesona. Leczenie tego dupka może być całkiem wulgarne, z dziewczyną może też, ale liczę, że się uda bardziej delikatnie. Będzie jednak trudno.
- Ja będę za poświęceniem odrobiny kwinty.- odparł z uśmiechem… bladym i nieco wymuszonym. Zasępił się dodając.- To nie na moją głowę. Ja tu jestem od strzelania. Trzeba będzie całą kupą zdecydować co zrobić z dziewczyną.
- Ja uważam, że to twoja śpiąca - głos eutanatosa stał się bardziej stanowczy - ja pomogę w czym dam radę. Proś innych o pomoc, rozmawiaj, lecz nie rzucaj na nich decyzji. Nie warto - Tomas spojrzał na Iwana siedzącego przy stole nad szklanką wody.
- Nie zrzucam. Tylko rady szukam wszędzie, pomysłu… -westchnął Healy uśmiechając się ironicznie.- Przynajmniej teraz, gdy nam się nie uda będzie jakiś plus z tej sytuacji. Bo zginie wraz z nami.
- Gdyby śmierć była taka prosta…
- Niech zgadnę. Jesteś rozchwytywany na każdym przyjęciu, co?- spróbował zażartować Patrick siadając na pobliskim krześle i zakrywając dłońmi twarz.- Że też ze wszystkich nephandi, demonów i piewców końca świata nam się trafili ci najbardziej tandetni.
- W towarzystwie przyjaciół nie maskuję tego jaki jestem - uśmiechnął się lekko, krzywo. - Są sprytni, mam wrażenie, iż ciągle się z nami bawią. Lub wręcz jakby igrają z nami, licząc na odwet… Nie wiem czemu tak robią. Jedno jest pewne, musimy bardziej chronić Iwana. Jeśli faktycznie zniszczenie ich wychodzi poza nasze możliwości, zostaje albo zamknięcie, albo co najlepsze, wygnanie ich do głębokiej umbry, ale to już rzeczy w której najlepszy jest mistrz ducha.
Coś dziwnego pojawiło się na twarzy Tomasa. Jakby… uśmiech. Jakaś nadzieja? Milczał chwilę ważąc słowa.
- Co do dziewczyny… jestem idiotą. Znam mistrza umysłu, nawet chciałem aby nam pomógł w fundacji. Znajduje się obecnie w mieście. Nie rób sobie wielkich nadziei - mag śmierci ponownie spoważniał - najpewniej nam odmówi, ale spróbujemy.
- Pójdę z tobą pogadać z nim. Razem pójdzie nam łatwiej… może.- to trochę poprawiło humor Healy’ego. Nie był wszak od planowania tutaj, tylko od realizacji planów.
Po czym dodał jeszcze.- Nie zabijają nas, bo nie zabija się świniaków jeśli nie jest się głodnym. Myślę, że zasiedlają ciała Przebudzonych lub potencjalnych Przebudzonych.
- Myślałem o tym, dodałbym do tego jedno ale. To, że coś robią, nie musi oznaczać, że muszą. Mogą wybierać najkorzystniejszą opcją, co nie znaczy, że jedyną.
- Może… ale nie ma co martwić się o tym. Teraz przynajmniej. - odparł Healy uśmiechając się lekko. - Odrobina nadziei czyni cuda.
- Mam wrażenie, że to jednak nasza robota - eutanatos niezręcznie zażartował - czynić cuda.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172