11-05-2020, 21:10 | #131 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
23-05-2020, 23:48 | #132 |
Moderator Reputacja: 1 | Mistrz Iwan w ciszy i milczeniu czuwał nad poszkodowaną dziewczyną. Niektórzy nawet przeoczyli jego obecność w fundacji. Gdy Patrick spojrzał na jego zamyślone, pełne współczucia oblicze, widział nad łóżkiem dziewiczy nie bezwzględnego starca który ściągał pioruny z nieba, nie wojownika wypalającego ogniem ciała wampirów, lecz pasterza warującego przy członkini stada. Domini canis. Pies pański. - Zaraz się budzi – szepnął do Patricka wstając z krzesła z lekkim wyrazem bólu na twarzy. Stare stawy lekko chrząkały gdy mnich się prostował. Powolnym krokiem minął Patricka, kładąc mu dłoń na ramieniu, przekazał porozumiewawcze skinienie głowy i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wkrótce potem Alicja obudziła się. Najpierw strach malował się jej w szeroko otwartych oczach. Dopiero gdy napotkała wzrokiem twarz Irlandczyka, ulga wymalowała się na jej twarzy. Nie pytała o nic, gdzie jest, co się stało. Po prostu wtuliła się w niego jak w przytulankę, nie puszczając długo, w milczeniu jakby łapiąc się czegoś realnego. Po polikach ciekły jej łzy. *** Mervi musiała przyznać, iż jedna rzecz jej się dziś kompletnie nie udała – upić się. Zastanawiała się przez chwilę, czy to Jonathan nie pokrzyżował jej planów swoim piwem o smaku nietoperza oraz przybyciem. W końcu był hermetykiem, i to prawnikiem, musiał znać się na oszustwach. Chociaż tą jedną intrygę mogła mu wybaczyć. Dane były lepsze niż każdy alkohol (o dragach pomyślała dopiero nad ranem). Informacja była jej prawdziwym uzależnieniem, jak każdego wirtualnego adepta z krwi i kości. Po stracie komputera tridalnego odczytywanie danych zajmowało trochę czasu. Mógł chociaż zaszyfrować to strumieniowo, czytałaby na bieżąco… ...zamiast bezmyślnie wpatrywać się w pasek postępu zabrała się za wertowanie notatek sporządzonych przez J. Notek zapisano drobnym równym pismem, litery były równe, regularne, od linii do linii. Nie spodziewała się po Jonathanie takiego charakteru pisma. Poza tekstowymi wyjaśnieniami, znalazła kilka schematów. Nie były to jakieś glify mistyków czy runy, raczej proste diagramy stosowane w nauce od lat. Treść była dość mętna, niektóre elementy były naprawdę na mistrzowskim poziomie i Mervi obawiała się, że minie dużo czasu zanim będzie w stanie przygotować „warunki wstępne” wymagane przez właściwą rotę. Mimo wszystko wskazówki były cenne, kilka zależności wystarczy przepisać na równania (J. nie wiedział, że słownie opisuje matematykę?) i był gotowe do użytku. Tylko… to była najprawdziwsza pętla czasowa. Nie mogła trać wiecznie gdyż z każdym przebiegiem część energii była tracona na kontakt z fizycznością. W zasadzie to tracona buła prawie cała energia zjawiska, a przy następnej pętli… jeśli dobrze rozumiała, resza energii zasysa była z przeszłości. Trudno było w ten sposób zamknąć w pętli zwyczajną energię, raczej tylko efekty sił… ale to było dziwne. Niemożliwe. Kobieta rzuciła notatnik na łóżku gdy tylko deszyfrowanie dobiegło końca wraz z szybką, automatyczną analizą. Po pierwsze, jak się spodziewała, porównanie wzorców nephandycznych na magów fundacji było szerze niż się spodziewała. Poza profilem magy Walerii Fireson nie oszędził Tomasa, Iwana, ojca Adama oraz Hannah oraz ucznia Adama. Najsilniejszą korelację miał Tomas, lecz komentarz Firesona sugerował, iż „eutnatosi już tak mają, nie jest dość zgodne, nephandus eutek miałby z 10x to co na wykresie” natomiast Mervi zaniepokoiło co innego. Mimo kompletnego braku zgodności, uczeń Adam miał trochę za wysoki rezonans entropiczny, tym bardziej na potencjalnego marudera. Fireson też pracował nad książką, rozgrzebał nawet kilka programów konwertujących ją do postaci cyfrowej, lecz nic co mogłaby odpalić od zaraz. Będzie musiała nad tym kiedyś popracować, jak będą spokojniejsze czasy. Wyglądało na to, iż te programy powinny się w zamierzeniu same modyfikować. Czyżby zalążek AI? No i wisienka na torcie, lokalizacje które Fireson odkrył. Pierwsza znajdowała się stosunkowo blisko centrum miasta, na placu wypiska śmieci. Wedle informacji wysypisko miało być zlikwidowane już dwa lata temu ze względu na uciążliwość dla mieszkańców. Niedawno doszło tam do pożaru. Miał się znajdować tam węzeł, dość silny, Większość kwintesencji jednak nie wydostawała się na zewnątrz, uwięziona we wzorcu jakiegoś symbolu. Fireson był pewny, iż to forma statycznej magii. Drugie miejsca znajdowało się na jednym cmentarzu. Silny rezonans entropii, burzy oraz mistycyzmu. Dokładnego miejsca Fireson nie znał, ale będąc tam, na miejscu, łatwo byłoby to ocenić i zmierzyć. *** Klaus musiał poczekać do przy przypadkowej rozmowie dowiedzieć się o co właściwe chodziło w szachowym pojedynku między Hannah i Adamem, poza wyłącznie, udanym zresztą, zablokowaniem założenia przez Adama „laboratorium”. Dziewczyna była coraz bardziej zaniepokojona zachowaniem Adama. Chłopak w jej ocenie wyglądał na wewnętrznie rozdartego, jakby spokój mieszał się z szaleństwem. Rozmawiała o tym z Jonathanem, lecz ten zawał się ignorować całą sprawę, natomiast Iwan… Hannah wyraźnie niepokoiła się reakcji chórzysty. Wciąż miała przed oczami jak potraktował Einara oraz, że to on asystował w podróży magów w głą” świadomości starego nephandusa. Jakby mało mieli problemów. *** Krótka narada, czy raczej szybka wymawiana informacji i celów zaczęła się od przemowy Tomasa. Pośród zgromadzonych brakowało Hannah i ucznia Adama, lecz mistrz Jonathan zapewnił, iż jest to zamierzone. Eutanatos wyglądał dziś inaczej. Trudno było zidentyfikować konkretną różnicę w jego aparycji, lecz gdyby każdy z obecnych na spotkaniu magów miałby określić jak to jest z nim teraz, to na usta cisnąłby się tylko jeden epitet: gorzej. Nawet mimo kamiennej twarzy, spokoju bijącego z twarzy Tomasa, profesjonalizmu, coś pękło. Gnom-wynalazca po boku Patricka zasępił się zwracając się do syna eteru: - I kto was wyleczy z dżumy, lekarze? Tylko śmierć… - pokręcił głową z dezaprobatą lecz nie chciał drążyć tego tematu. Eutnatos wstał po tym jak poproszono go do głosu, i zaczął dzielić się informacjami zimnym, ponurym głosem który powodował nieprzyjemne ciarki na skórze – lecz nie strach, bardziej jak chłodne powietrze. Z grobowca? - Niektórzy wiedzą, byłem wczoraj z Patrickiem na spotkaniu z Opustoszałymi. Przyniosło to dość nieoczekiwane skutki. Doszło do walki oraz wyjawienia nephandusa w ich szeregach. Erik, znany wam z ostatnich raportów. Gdy leczyłem Alicję, musiałem… - Tomas szukał słów - ...przyjąć cześć doświadczeń. Nie do końca ukształtowanych. W momencie gdy skończyłem ją leczyć, byłem niemal przekonany, iż to ten stwór… tak się z nią obszedł. Gdy zobaczyłem Erika, pamięć zadziałała, działali razem. Erik najpewniej chciał przy nas zabić drugiego Opustoszałego. Nie udało się to. Nephandusa schwytaliśmy i przesłuchałem go. Zanim powiem co się dowiedziałem, mam prośbę, niech każdy to rozważy po swojemu. Drugi Opustoszały, ten który złamał Walerii szczękę, nazywa się Jony. Bardzo mu zależy na młodym przebudzonym, a sam młody jest dość niestabilny. Może trgo nie widać, ale ich relaje wyglądały na pogmatwane. Więcej szkody niż pożytku będzie z angażowania ich, niech dzielą się informacjami i gdzieś kryją. Jony sprzeda nas bez mrugnięcia okiem jeśli to zapewni bezpieczeństwo chłopakowi. Mistrz Iwan delikatnie skinął głową. Surowa twarz starca wyrażała tylo fakt przyjęcia tego do wiadomości, brak było na niej śladu aprobaty. Jonathan milczał, z dłońmi uformowanymi w piramidę. - Dobrze – Tomas westchnął lekko – zacznę od opowieści. Wszyscy znają koncept początku. Osobowego czy nie, początku wszystkiego. Osobliwość która wybucha, chrześcijański bóg, trimurti… Nie kłóćmy się o to. Niektórzy opowiadają, iż część istnienia… Nie chciała istnieć, była predysponowana do niebytu. Akt stworzenia wrzechświata zmusił ją do trwania, ciągłe i nieustannego istnienia, czegoś do czego z góry są niezdolni, a mimo to zmuszeni większą siłą. Można to porównać do cierpienia, jeśli rozumowalibyśmy w ludzkich kategoriach. Istoty takie są tak stare jak to, co nazywa się Czystymi i od zawsze są zdesperowane aby zniżyć świat, nie dlatego, iż taka jest jest wola, lecz jako środek do celu – aby ponownie móc przestać istnieć. - Jestem bliski stuprocentowej pewności, iż właśnie z nimi mamy z nimi kontakt, iż ta burzowa dziwka i ten pozwów to są Panowanie Zapomnienia… Jedni z nich. Tomas wyglądał dużo spokojniej gdy pierwszy raz ogłaszał te informacje Patrickowi. Lekko przechadzał się po sali kontynuując wywód. - Jeśli przyjmiecie to co mówię za prawdę, wynika z tego kilka ważnych rzeczy. Ich nie można nie tylko zabić, kompletnie to się nie uda W uwięzieniu po tej stronie Horyzontu też bym nie pokładał zbytnich nadziei. Są to stworzy szalenie potężne… I tutaj pewnie każdy popuka się w głowę, skoro są tak potężne, to dlaczego po prostu nie prztykną palcami? To jest dobre pytanie, ale ich słabośc jest wyjaśnieniem. Cały pozostały świat woli raczej egzystować niż nie. Każdy kamień, każda Inkarna, każda dewa, każdy świerszcz, chmura, człowiek, każdy atom, wszystko chce żyć. Gdy znajdują się na ziemi, dosłownie większość swych sił pożytkują albo aktywnie operując się całej rzeczywistości, albo kryjąc się przed nią. Oznacza to też, iż będą bardzo wrażliwy na paradoks. Dawne kabały mojej tradycji stosowały jako ostateczną metodę walki ze stworami z zewnątrz wywoływanie duchów paradoksu. Nie muszę mówić, iż nie kończyło się to dla magów dobrze. Musimy to przemyśleć. Ale też, ich natura tłumaczy… kwestie ciał. Widzicie, oni nie są powołani do istnienia, nie mają formy, forma to o krok za dużo. Muszą tutaj przyjmować właśnie formę. Stąd ciała, być może pożeranie avatarów. Może to co czekałoby Mervi byłoby sprowadzeniem kolejnego stwora aby pożarł jej avatara i ją, i przyjął to jako… nazwijamy to roboczo bazowym hostem. Z tego co rozumiem, mogą przyjmować fragmenty różnych toposów. Tutejsza kwintesencja i burze… Wzięli to. Dalej będą moje spekulacje… Sądzę, że przyjmują również słabości formy. Stąd brak ich chęci do pełnego przywdziewania danych szat. Chyba, że korzyści będą wystarczające. - Ale… tyle o spekulacjach. Dowiedziałem się coś o Sabacie. Ta epidemia, te stwory które napadły Mervi, jak to określiła, creep – Tomas uśmiechnął się lekko – to też jeden z nich. Jest chorobą pośród Sabatu. Jak widać, mogą przyjmować wiele postaci. Sabat interesowały węzly, gdyż to w ich obecności mógł infekować w pełni kolejne wampiry, zwykle zaraz po spokrewnieniu… znaczy stworzeniu. Tylko, że nie wiem, czy tego samego problemu nie mają lokalne wampiry. Nie wiem na ile takie rozlanie świadomości na niego wpływa, nie jest to też pełna kontrola. Eutanatos usiadł ciężko na miejscu. - To tyle…. Wygląda na to, iż te stwory interesują się węzłami aby sprowadzać więcej swoich. Nie wiem tylko czy nie planują otworzyć bramy prosto w głęboką przestrzeń, aby zrobić to od razu. Mam szczerą nadzieję, iż jest to poza ich zasięgiem możliwości. Skończyłem – Tomas rzucił niechętnie. - Zanim przejdziemy do dyskusji… Chciałbym aby Klaus z Mervi podzielili się również swoimi odkryciami, a potem Jonathan oraz ja – Iwan spojrzał na hermetyka z dzienną wyższością.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
15-06-2020, 12:34 | #133 |
Edgelord Reputacja: 1 | - Jesteśmy ubożsi o jednego tchórza. - wtrąciła Mervi. - Cieszyłbym sie gdyby ktoś naświetlił mi sytuację - Iwan zapytał dociekliwie. - Fireson nawiał, bo mu w dupę dano i wystraszył się kobiety. A, teraz może roznosić zarazę. - powiedziała chyba bardziej zirytowana kwestią mizofobii. - To co Gerard? - Iwan zmrużył oczy. - Możliwe. - Mervi zamyśliła się - On chciał wszystkich wrobić, że popełnił samobójstwo. I zabić mnie by proxy. Duchowny westchnął ciężko, bardzo ciężko. - Zadzwonię w parę miejsc, nie stać nas teraz na pościg. - Jestem za tym. Chętnie sama odnajdę go. W końcu chciał żebym zabiła się drugami. - spojrzała na Tomasa - Jebaniec... - Spokojnie - Tomas powiedział dziwnym, nieobecnym głosem. Mervi spojrzała zatroskana na eutanatosa. - Załatwię ci później Happy Meala. - odwróciła wzrok na resztę - Do tego Fireson był stalkerem, każdego z was szpiegował. Pewnie miał też wasze foty... Niestety mnie ominął... Ojciec Adam, zwykle spokojny i małomówny, fuknął rozbawiony jakby patrząc na Jonathana “a nie mówiłem”. Hermetyk nie dał się zbić z tropu. - Tego można było się po nim spodziewać. - Przez takich jak on mamy złą renomę... - westchnęła. Tomas uśmiechnął się smętnie pod nosem, a Jonathan tylko wyszczerzył rozbawiony reakcją Mervi. - A jak z danymi, Mervi? Hermetyk zapytał zaciekawiony. - Danych nie spaprał... W większości. Mówiłam o szpiegowaniu, nie? Uważajcie na małego hermetyka. Maruder z silną entropią… - Tak, problem Adama - Jonathan zaczął powoli - przedyskutujemy potem. Coś jeszcze? - Zajumał książkę i nic z nią nie zrobił... - skrzywiła się - Ale znalazł dwa węzły. Chociaż to ze złodziejem węzłów to bujda, long con. - Ja jestem zainteresowany - Iwan uśmiechnął się lekko - zawsze lubiłem plotki. - Fireson nie zna się na sprawie węzłów. Przeoczyłby jeden nawet gdyby był oświetlony neonem. Tamte znalazł dzięki naszej technologii. Healy tylko się grzecznie przysłuchiwał czekając aż skończą. On sam nie miał tu nic do dodania. Ani żadnych pytań. Martwiło go to że Fireson zniknął, choć lepiej niż Mervi rozumiał tego powody. Martwiło że Jony i jego uczeń wylatują z równania, bo to oznaczało kolejne uszczuplenie ich sił.. ale co mógł na to poradzić? Nic. - Waszej technologii? - Jonathan tym razem zaintrygował się. - Och, tak. Nawet była u mnie w pokoju jak piliśmy. - wstała z krzesła - Pokażę wam cacuszko, zaraz wracam. - po tym wyszła z pokoju. Powróciła może po kilku minutach niosąc ciężki (zważając na jej reakcję) zakryty prześcieradłem przedmiot, wyraźnie nieporęczny i długi. - Znaleźliśmy to z Klausem w norze Firesona. - rzuciła przedmiot na stół, który zadźwięczał metalicznie - Fajne cacko. Chyba bezpieczne. - zdjęła z przedmiotu prześcieradło. Była to bomba lotnicza z czasów II Wojny Światowej. Moment ciszy można było kroić nożem. Chyba jedynie Tomas i ojciec Adam byli kompletnie spokojni. Iwan wyglądał nawet na odrobinę zafascynowanego, a Jonathan - w szoku. Klaus skoczył odsuwając się do stołu. - Co to potrafi - dominikanin zapytał szybko - coś poza wybuchaniem? - Głównie to. - stwierdziła z uśmiechem - Wywali kawał przestrzeni, zniszczy węzeł, przemieści go... a przynajmniej pomoże. - poklepała bombę - Ruscy SE z nią pomagali. Jest moja. - Zniszczyć węzeł - Iwan zamyślił się - Mervi, jesteś genialna - duchowny uśmiechnął się - wiesz o czym myśli teraz stary człowiek? - Wiem, że jestem. - stwierdziła z dumą - A myślisz o fajerwerkach z kwinty? - Chcemy ją użyć by wysłać miss storm i mister rape’a poza horyzont rzeczywistości?- zapytał Irlandczyk już w głowie kombinując jak zrobić z niej jeszcze większe bum. - Dokładnie, Patricku, Mervi - Iwan powiedział zadowolony - będziemy musieli nad tym popracować, w tym również ja… I sądzę, że to jest nasza opcja ostatnia, będzie straszny bałagan, a i siła tego typu działań jest trudna do kontroli. Niemniej mamy opcję… atomową. Jonathan natomiast pokręcił głową w milczeniu. - A, bardzo to wulgarny efekt, ale raz się żyje. - spojrzała na J. - Nie mów, że hermetycy są za grzeczni i nie robią w szkole bum dla funu. - Po ostatnim “bum” - hermetyk się skrzywił - nie chodzę. Z paradoksem trzeba ostrożnie. Ale przyznam, mimo wszystko cieszę się z ewentualnego asa w rękawie. - Ja to zrobię. Jako żołnierz jestem gotowy na śmierć. No i takiego wroga trzeba zniszcz… unieszkodliwić za każdą cenę.- odparł Healy wzruszając ramionami.- Mienimy się obrońcami i zbawcami ludzkości, w przeciwieństwie do Technoludków… i mamy okazję udowodnić to. - Chwila. - przerwała mu - To moja bomba, ja ją zdobyłam. - na sekundę zamilkła - Chyba podobnie mówiłam przed stratą pamięci... - mruknęła. - Jak ją zbadamy i zrozumiemy, to zdecydujemy razem - Iwan rozporządził pewnie - mamy coś jeszcze czy słuchamy wieści od mistrza Jonathana? - Chcecie wiedzieć gdzie są te węzły? - Merv trochę nadęła się na to, co powiedział Iwan. - Niby Fireson nam zwiał, ale czuję się jakbyśmy rozpakowywali prezenty - Jonathan uśmiechnął się do Mervi. - Prawdziwym prezentem będzie Fireson nabity na patyk. W pętli czasowej nabijania go. - mruknęła - Jeden na miejskim cmentarzu, entropia, burza, mistycyzm, takie klimaty. Drugi na tym wysypisku śmieci co płonęło. Jest tam runa, pieczęć czy co. Zakorkowuje kwintę. Zanim się podniecisz - spojrzała na J. - to statyczne jest. - Tym ciekawiej - Jonathan powiedział szczerze - będziemy musieli je zbadać. - Może wampiry jakoś pomogą z tymi węzłami? To ich teren.- przypomniał Patrick w zamyśleniu. - Część z nich ponoć zna magyę. - Magyę - Tomas wtrącił się - nie, sztuczki. Nigdy nie słyszałem o wampirze który miałby dostęp do magy. Przemiana zabija avatara, wyrywa go z cyklu. Są podwójnie nieumarli, bo i na duszy. - Wampiry pomogą tak czy inaczej - Jonathan stwierdził pewnie - dziś w nocy dzwonił do mnie Olaf. Mamy zaproszenie od księcia za dwie noce, nie tej, tylko następnej - dodał szczegół - dodatkowo powiedział o wysypisku. Sabat miał tam masowo spokrewniać ludzi, skoro mówisz, że to węzeł… To rysuje jakiś obraz. - A ten cały… jak mu tam, klan byłych magów? Nie zachował jakoś strzępów swojej magyi?- dopytywał się Healy. - Skoro miejscowi czarownicy odpadają, to nie możemy być wybredni w łataniu szeregów. - Tremere zachowali wiedzę - Tomas powiedział spokojnie ignorując dziwne spojrzenie Jonathana - ale obecnie spokrewniają zwykłych ludzi, ci którzy pamiętją tamte czasy to elita. Wiesz, tak jakbyś ty został ze swoją wiedzą o sferach, ale bez tej iskry. Dalej wiedziałbyś, ale nie czuł, nie rozumiał samym sobą… Temu są dość dobrymi, wiejskimi czarownikami. - Wystarczy chyba - Jonathan uciął wywód eutanatosa. - Nie no, Tomas użyteczny stuff wyjaśnia. Może się nam przydać w relacjach z pijawami. - wtrąciła adeptka. - Dobra próba - Jonathan uśmiechnął się krzywo. - Wiejscy czy nie… żebracy nie wybrzydzają.- ocenił Healy ironicznie.- Na razie zakopmy stare urazy z czasów, gdy nie byliśmy nawet komórkami rozrodczymi. - Jak ci zacznie wytykać przy nas sprawy RODZINNE - zwróciła się do Jonathana - to może być wstyd. - No już, już - wtrącił Klaus - Wszyscy wiemy, że hermetycy mają masę szkieletów w szafach, nie ma sensu teraz kilka z nich wyciągać. - Ale te szkielety akurat chodzą. - uśmiechnęła się do Jonathana. - Nie byli pierwsi - Tomas spojrzał dziwnym, smutno-zimnym wzrokiem na Mervi - zejść z Jonathana. Lepiej pomówmy kto odwiedzi węzły? Dobrze byłoby mieć asystę wampirów, ale to liczę, że Jonathan sprawi… - Niszczysz zabawę... - odparła Tomasowi - Ja idę do tej statycznej, wraz z J., bo on lubi mistyczne znaczki. - Ja mogę do drugiej.Może powinniśmy uderzyć w dwie grupy? Tak będzie bezpieczniej? Ostatnie doświadczenia wyraźnie ukazały, że lepiej gdy trzymamy się razem. I nie zostawiamy nikogo w nadziei że te potwory o nich zapomną.- zasugerował Healy. - Pójdę z Mervi i Mistrzem Jonathanem. Chętnie zobaczę, co tak kręci Technokrację w statyce. Co do podziału na grupy… lepiej tak. - Trzy grupy - Iwan zamyślił się - potrzebowałbym jednej osoby aby sprawdzić wynik mojego ostatniego dzieła. Pojadę z ojcem Adamem, może w tym samym czasie. Potem mogę dołączyć do reszty. - Jest jeszcze kwestia ucznia - hermetyk zignorował już swój “przydział" odnosząc się tylko do spraw naprawdę ważnych - to chyba faktycznie maruder. - Z masą entropii w sobie? - zapytała. - Cudnie… ale chce nas wesprzeć. To się liczy. - zawahał się Healy. Z jednej strony maruder, był w oczach Irlandczyka, bardzo potężnym bo nieskrępowanym zasadami, magiem. Z drugiej… bronią wielce obosieczną. - Nie wyczułem entropii, ale też jestem na nią dość mało czuły - Jonathan stwierdził - Hannah też nie, Klaus? Mistrz Iwan? - Nic - duchowny odparł zamyślony - ale miałem wyłącznie przelotny kontakt z chłopakiem, do tego dochodziłem do siebie po ostatniej walce. Może gdybym dłużej z nim rozmawiał, coś bym wyczuł. O ile faktycznie taki rezonans jest, nie wiem. - Mam dane pokazać? To, że hermetycy nie czują znaczy, że nie ma na pewno? Taki VA nie znajdzie? - prychnęła. - Jedno jest sprzeczne z drugim - Iwan wyjaśnił - pewien silny, dynamiczny rezonans poczułem. Nie można być maruderem i pachnieć diabłem. To jest elementarnie sprzeczne. - Nie wiem - Tomas wzruszył ramionami - można być maruderem i być diabłem. Bez powodu się ich nie zabija. - A może to rezonans czegoś jeszcze? Nie uciekł wam demon czy coś? - mruknęła. - Znam się trochę na entropii, ale czy gdyby chłopak nie byłby nią naładowany nie zachowywałby się… no entropicznie? - A czy ja zachowuję się entropicznie? - Tomas powiedział spokojnie - jest dobra entropia i zła. Dynamika i statyka mają wiele smaków, z entropią nie jest inaczej. Ale silna entropia u marudera, jeśli to faktycznie marauder, jest dla mnie dziwna. Klaus przemilczał pytanie Tomasa. - Zawsze zakładałem, że marauderzy zamiast być mistrzami magyi, stają się jej narzędziem. Więc jeśli byłby marauderem przepełnionym entropią, byłby entropiczny. Najwyraźniej się myliłem. - Nie - Iwan skorygował - ogólnie nie powinniśmy kojarzyć maruderów z potęgą. Skrajnie głęboka cisza potrafi sprawić, iż są w stanie wykonać niemal wszystko. Ale to nie jest częste… Marauder umie to co umiał przed zapadnięciem w szaleństwo. Potężni maruderzy zza rękawicy są tacy, gdyż tylko najlepsi - najpotężniejsi, najsprytniejsi i mający najwięcej szczęścia przetrwali dość długo. - A Glitch uznał, że to dobry deal ze mnie zrobić takiego... - mruknęła do siebie. - Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr…- podsumował Irlandczyk. - Awatary zawsze są po stronie swoich magów. Po prostu mają czasem… eee… niekonwencjolane podejścia do problemów. Zresztą dla Healy’ego bycie maruderem z pewnością nie było najgorszym z możliwych zakończeń kariery magyicznej. - Są po stronie maga? - parsknęła z wątpliwością - Ale wygląda na to, że Ktulu nie mogą gwałcić jak jesteś maruderem. - Nie wspominając mojego, który doprowadza mnie na skraj obłędu… tego drugiego też. - mruknął Klaus. - Biorę ucznia na siebie - podsumował Jonathan - Klaus, pomożesz mi? Chłopak nie wiedzieć czemu lubi cię. Irlandczyk wzruszył smętnie ramionami… nie bardzo rozumiejąc jak własna część duszy (“osobny byt i przewodnik” zamarudził Mechanicles) może działać przeciw magowi. Klaus spojrzał na mistrza Jonathana z bólem na słowa "nie wiedzieć czemu cię lubi". - Chętnie, chłopak miał dobre intencje. Może uda się go trochę ustabilizować. - No taaak, zostawcie mnie samą, za VA nikt nie zapłacze, jebani "prawdziwi" magowie. - prychnęła ze złością. - Czemu samą - Jonathan powiedział zaskoczony - to nie koliduje z węzłem, spokojnie Mervi. Na czas naszego badania jest zawsze Hannah. Mówiłem o długofalowej akcji. Mervi zmrużyła oczy podejrzliwie. Czy na pewno od początku tak myślał? Czy może teraz wychodzi jej dawna nieufność do innych Tradycji? - To lepiej. - Nieufni jak wirtualni - Jonathan uśmiechnął się w raczej przyjacielskim przytyku. - Zupełnie bez powodu. - Mervi wyraźnie odstawiła focha. - Wydaje się mi, iż chyba koniec - Iwan stwierdził pojednawczo. - Czyli zabierzesz mi mój talizman? - spojrzała na Iwana. - Nie - duchowny odparł smętnym głosem - nawet gdybym chciał, to potrzebuję pomocy jednego czy nawet dwóch technomantów aby zbadać ten przedmiot. To, że znam się na Pierwszej nie oznacza, iż rozumiem każde urządzenie z nią związane, a tym bardziej tak ekscentryczne i techniczne. - Jedziemy na jednym wózku Mervi… nie ma co szukać wrogów między nami. Bo krety już zostały usunięte.- dodał pojednawczo Irlandczyk. - Jesteś zbyt ufny... - mruknęła do Patricka - A co z zaginionym uczniem Einarphandi? - Do tego nie wiemy czy ta istota nie potrafiłaby przekonać do siebie innych. - Musimy działać w skali lokalnej - stwierdził Iwan. *** Gdy zebranie dobiegło końca, Mervi oczekiwała na Tomasa. Jak tylko wyszedł, podeszła do niego. - Możemy porozmawiać? - zapytała spokojnie. - Wolałbym nie - eutanatos powiedział z rozbrajającą szczerością. - Nie chodzi o drugi, tylko o ciebie. - spojrzała z równie szczerą troską - Niepokoję się o ciebie. - Wiem o co chodzi - zimny głos eutanatosa brzmial jakoś tak grobowo - niech nie zatruwa cię moja słabość. Jutro, maksymalnie pojutrze mi przejdzie. Teraz wybacz Mervi, ale w stanie w jakim jestem, jako uzdrowiciel wiem, iż jestem nieczysty, jestem trucizną - powiedział spokojnie i ruszył korytarzem. - Masz rację. Jesteś trucizną. - Mervi odparła, idąc kawałek za Tomasem, co było i tak w kierunku jej pokoju - Jesteś trucizną... dla siebie. Tomas lekko zwolnił kroku gdy mijał jej pokój, lecz nie zatrzymał się. - Tak los chakravanti, Mervi. Każdego z nas - stwierdził idąc dalej. - Mówiłeś, że cierpienie jest poświęceniem, ale nie jest to powód, aby z nim przesadzać. - przypomniała to, co jej kiedyś mówił - Uważam cię za przyjaciela Tomas. Nie chcę byś cierpiał nad wyraz... w samotności. - odparła smutno, sama zwalniając kroku, odchodząc kawałek od pokoju, ale z gotowością się zawrócić. Eutanatos wrócił do normalnego tempa marszu, w milczeniu odchodząc korytarzem. Mervi westchnęła cicho. Może i nie rozumiała tego, z czym boryka się Tomas, może lepiej było zostawić z tym Eutanatosa samego. Była tylko zła na siebie, że nie wie co zrobić innego. Zostało jej zająć się tym, co było jej miłe. Zobaczyć co porabiają w okolicy Tostery...
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 16-06-2020 o 21:22. |
15-06-2020, 19:29 | #134 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
21-06-2020, 13:55 | #135 |
Moderator Reputacja: 1 | Mervi, korzystając z resztek czasu pomiędzy wyprawą badawczą oraz zebraniem… nie znalazła zbyt dużo. Część starych kluczy kryptograficznych które posiadała wygasła ostatnio, a bez jednostki tridalnej było jej trudno uzyskać nowe w rozsądnym czasie. Aktualne dane nie wykazywały szczególnego poruszania Unii w tym rejonie. Mimo, iż nie wiedziała o czym agenci Unii rozmawiają, wiedziała często, że rozmawiają. Lillehammer było ciche. Zbyt ciche. *** Wszystko wskazywało, iż badać okolice potencjalnego węzła przyjdzie Patrickowi bez towarzystwa innych magów. Jeszcze przed zmrokiem ojciec Iwan oraz ojciec Adam udali się na inspekcję zapieczętowanego już węzła, deklarując, iż jak tylko skończą, przyjadą do Patricka. W głosie mistrza Iwana czuć było zaufanie jakim obdarzył Patricka. Iwan po prostu wierzył, że technomanta poradzi sobie. Na razie siedział w samochodzie na małym parkingu pod cmentarzem. Lampy dawały bardzo marne oświetlenie, widoczności nie poprawiał rzęsty, zimny deszcz. Nie grzmiało, wiatr był typowy na taką pluchę – nie mocny lecz wystarczający aby odczuwalne zimno było większe niż w rzeczywistości – aż nie chciało się myśleć, że będzie trzeba na siebie zarzucić płaszcz przeciwdeszczowy i chodzić po okolicznych grobach. Niestety z parkingu nic nie wyczuł, szybkie pomiary Pierwszej robiąc samochodem kółko wokół cmentarza również nic dały wyników. Co gorsza, nie cały sprzęt Patricka nadawał się do pracy w deszczu. Regularne moduły już dawno zabezpieczał przed wodą czy pyłem, natomiast na szybko zmontowane układy dostawały zwarć, zalane zębatki ślizgały się, a przyciski obsługujące sprzęt… po prostu niewygodnie naciska się net gumowy panel sterowania. Spojrzał jak gęste strugi deszczu spływały po szybie samochodu. Mistycy mieli podobne problemy. Jakoś nie wyobrażał Jonathana kreślącego kręgi w deszczu, jak Syzyf którego narzędzia magy zmywałby deszcz, lub Iwana którego gorące modlitwy zagłuszałby jeden wielki plusk. Ciekawe czy chórzysta wierzył w różnicę między wypowiedzianym słowem modlitwy a tylko pomyślnym? Kolejne dziwne myśli, tym razem o tym, iż Tomasowi na pewno spodobałoby się tu – jest zimn, mokro, nie przyjemnie oraz to cmentarz – przerwał odgłos pukania w oczną szybkę szybę kierowcy. Syn eteru nie zauważył nieznajomego do ostatniej chwili…. Chociaż to może lepiej. Gdy spojrzał na szeroko uśmiechniętą twarz, poczuł, iż pierścień na palce boleśnie parzy gdy mechanizmy sprzężenia eteru metapsychicznego reaguję z biologicznymi receptorami…. Czyli po prostu wspomagają umysł. Stwór który stał przed szybką nie wyglądał na człowieka. Paskudna, wykoślawiona gęba została wzbogacona o jedno, wielgachne oko wyglądające jak zarośnięte jakąś formą pleśni czy grzyba oraz drugie, małe i wyjątkowo rozbiegane. Krzywe, wystające zęby, częściowo połamane, niekompletne nie blokowały trochę zbyt długiego i nazbyt wijącego się krwistego jęzora przypominającego wystającą z ust pijawkę. Jego barwa kontrastowała z ziemistą cerą. Nie padał na niego deszcz, trzymał parasol, kontrastujący z jego aparycją równie mocno co ubiór. Barczysty humanoid nosił drogi, chyba uszyty na miarę garnitur. Gdy stwór cofał szponiastą, powykręcaną dłoń od szyby, Irlandczyk dostrzegł złoty zegarek oraz gustowne spinki do koszuli. - Domyślam się, że Patrick – stwór zaczął pewnym, neutralnym głosem – jeśli ojciec duchowny dobrze mi przekazał informacje. *** Proza życia dopadła i drugą grupę magów. Musieli opuścić wygodne wnętrze pojazdu, gdyż Rodzina nie zalecała parkowania przy samym wypisku, co zmuszało ich do pokonania pewnej odległości pieszo, na tym przeklętym deszczu. Musieli wyglądać żałośnie, wielcy magowie zaklinający rzeczywistość którym zaciął się wózek Jonathana podczas rozkładania go przed samochodem. Było to tak przyziemnie kontrastujące z wampirami, kosmicznymi zagrożeniami i całą tą wojną, że nawet poprawiło im to humor. Humor również poprawiała broń palna. Ojciec Adam, wraz z pewnym wsparciem Patricka jako przykrywki oraz Tomasa (w niewyjaśnionej roli, jak to bywa z eutanatosami) zaopatrzyli ich nawet dobrze. Każdy mógł odebrać w fundacji pistolet z lewymi papierami instruktora, a samochód fundacyjny posiadał podwójne dno bagażnika, docelowo aby przewozić nim karabin szturmowy. Aktualnie znajdowały się tam bardziej broniopodobne konstrukcje Klausa. Na miejscu przywitała ich delegacja złożona z dwóch osób. Niewysoka blondynka, białej, niemal kredowej cery kontrastującej z mocnym, wyrazistym makijażem (acz na swój sposób gustownym i nawet stonowanym) przywitała ich uśmiechem. Posiadała typowe norweskie rysy twarzy i przypominała trochę banią bizneswoman lub agentkę biura nieruchomości, przyodziana w grafitową garsonkę. Wyglądała na wczesne czterdzieści lat. Parasolką osłaniał ją… na bogów, jak on wyglądał! Mervi zawsze wolała specyficzny rys charteru u mężczyzn, lecz te rysy, włosy, uśmiech… Silne, kontynentalne rysy twarzy, pewnośc postawy, ogólna sympatia. Przyodziany w koszulę rozpiętą pod szyją i skórzaną kurtkę, wampir lustrował ich miłym wzrokiem, a Mervi ciągle zastanawiała się, czy po posiadaniu przyjaciela eutanatosa nasteþnym krokiem jest przyjaciel wampir. Musiała zrobić kilka głębszych oddechów przesiąkniętego deszczową zgnilizną powietrza aby ochłonąć. To nie była magia, nie, nie statyczne sztuczki. Czemu on tak wyglądał? Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić stworzenia takiego avatara w Pajęczynie. Klaus miał podobne odczucia, acz dużo mniej intensywne. Raczej fascynował go model psychowizualny, dlaczego odpowiednie krzywe, tekstury i barwy tak na nas działają. To mogłaby być specjalne Pierwszy przestawił się jegomość, chyba jako ważniejszy. Mówił miłym, ciepłym głosem. - Marek – uśmiechnął się podając im wszystkim chłodną (lecz nie trupio-zimną) dłoń do uścisku. - U mego boku Ingrid – przedstawił kobietę która również podała im rękę – niestety nasz główny Mistrz Sztuk Tajemnych zajęty jest innymi obowiązkami, lecz zapewniam, że nasza droga Ingrid nie ustępuje wiedzą i umiejętnościami, jak przystało na wieki klan Tremere. - To zaszczyt – Jonathan uśmiechnął się witając ich, chociaż przez moment wyglądał jakby musiał zjeść pół cytryny – u mego boku Klaus i Mervi. Ruszamy? - W drodze możemy omówić kilka kwestii – kobieta powiedziała sucho – w razie potrzeby zwiększyliśmy patrole policyjne w tym miejscu… z odpowiednio zaufanymi ludźmi.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
30-06-2020, 20:48 | #136 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
23-07-2020, 12:06 | #137 |
Edgelord Reputacja: 1 | Mervi zagapiła się na Marka... a zaraz jej do głowy wpadła jedna myśl.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
26-07-2020, 19:02 | #138 |
Moderator Reputacja: 1 | Dzieło Klausa… nie wyglądało do końca tak jakby mógł oczekiwać. Pomijając fakt, iż towarzyszący im Marek bardzo starał się nie zwrócić uwagę na czynienie magy przez Klausa godne bardziej zaawansowanego śmieciarza niż dumnego Syna Eteru, to i sam efekt wyglądał jak ze śmietnika. Wielokrotne przebarwienia polimerów, wymieszanie struktur tworzysz tucznych z łapiących rdzę metalem. Balista w wykonaniu Klausa zapewne użyta działałaby, ale nie budziła zaufania, a raczej wywoływała zdecydowanie większy niepokój o jej stan techniczny niż cała reszta wynalazków technomanty. Co gorsze, niepokoiła również twórcę broni. W czasie gdy Klaus majstrował, Jonathan wraz z wampirzycą oddalili się na dobre z ich pola widzenia, co Mervi zarejestrowała dopiero po chwili, konfigurując w locie program skanujący. Zajęło jej to trochę dłużej niż się spodziewała, nie wiedziała czy to kwestia deszczu w którym wszystko było zdecydowanie mniej wygodne, czy też była zbyt rozkojarzona. Gdy spojrzała na mapkę reprezentującą entropiczny obraz… w zasadzie nic nie mogła odczytać. Wysypisko śmieci, same w sobie entropiczne, w którym umierali (i czasem powstawali jako wampiry) przerażeni ludzie. Śmierć wielu wampirów w płomieniach… jedna, wielka, czarna plama entropii. Jakakolwiek nowy rezonans entropii nas tym obszarze byłby jak malowanie węglem na czarnej farbie. *** Przygotowania powzięte przez Patricka wypadły o klasę wyżej od tych wykonanych przez Klausa. Gnom-wynalazca z uznaniem patrzył jak mimo strug deszczu lejącego się z nieba, eteryk zręcznie montuje kolejne zapalniki. W montaż pomagał mu ojciec Adam, który przekazał instrukcje Iwana. Wyglądało na to, iż Mistrz Iwan chyba momentalnie zlokalizował centrum węzła, a co za tym idzie – grób Odyna. Tylko nie chwalił się tym w obecności Kościtrzaska. Gdy wrócili do Kościtrzaska i Iwana, ci rozmawiali o zostawianiu tutaj ewentualnych straży. Była z nim jeszcze jedna maszkara, chyba podkradła się podczas ich prac. I była to kobieta, znana wcześniej Leifowi, Monika. Gdy zobaczyła Patricka, wydała z siebie stłumiony, dziwny dźwięk. - Kolejne magołaki – chrząknęła w stronę Adama i Patricka – ja sem jestem Monika, Kościtrzask to mój kuzyk. Podała im w geście uścisku szarą, spuchniętą i śmierdząca czymś dziwnym dłoń o krzywych, długich paznokciach pomalowanych na różowo. Uśmiechnęła się półgębkiem kwartowych zębisk. - Wygląda na to, że szykują się do szturmu Elizjum – Kościtrzask streścił – oraz szukają waszej nowej siedziby. Sabat oczywiście – stary wampir dopowiedział po zastanowieniu – robi się u nich coraz goręcej. Wewnętrzne czystki. - Jak zwykle kuzyk owija w bawełnę – nosferata zaśmiała się nosowo poprawiając dziewcżecym gestem kępę rzadkich, tłustych włosów – zbierają się aby teraz na was uderzyć. Ja jestem spalona – powiedziała z żalem – ja sem myślę, że muszę uciekać. Dobrze, żem się spotkali. Podobno Tor miał przeszukać o miejsce… I też chciał z wami gadać - spojrzała na Iwana – będziecie czekać? Duchowny wyglądał na zamyślonego. Tylko odruchowo kiwnął głową. *** Grzmot. Jedna, potężna błyskawica sprawiła, iż na moment zrobiło się jasno jak za dnia, rozświetlając strugi deszczu jasnym błyskiem. Klaus poczuł zapach ozonu, Mervi – uciekającego gdzieś w głąb nieświadomości Glitcha. Towarzysząca im wampirzyca miała lepszy refleks, obróciła się wyciągając rękę w geście jakiegoś zaklęcia? I wtedy dostrzegli jak nieumarłe ciało podryguje w jakieś mieszaninie bólu, strachu i czegoś jeszcze, nieuchwytnego… Burzowa dziewczyna stała przed nimi, z dłonią po kołowacieć zasłużoną jamy ciała Indrig, chyba trzymając jej serce. Przekrzywiła głowę na bok i uśmiechnęła się bardzo serdecznie, gdy strugi deszczu kapały jej po twarzy. - Bonjour – powiedziała jakby witała się ze znajomymi – gdzie znajdę Jonathana?
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
20-08-2020, 15:07 | #139 |
Reputacja: 1 | - Chcesz zarezerwować pakiet wycieczek w jego biurze podróży - Powrót do przyszłości? - Mervi uśmiechnęła się, chociaż utrzymanie tego wyrazu nie było proste - Może da ci zniżkę za pozytywną opinię w necie.
__________________ Mother always said: Don't lose! |
25-08-2020, 18:46 | #140 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 25-08-2020 o 21:00. Powód: poprawka ostatniego akapitu ;) |