29-07-2018, 17:36 | #31 |
Moderator Reputacja: 1 | Parafia w której zorganizowano pierwsze zebranie nowo tworzonej się fundacji zajmowała sporą przestrzeń, stanowi półotwarty kompleks ładnych, zadbanych budynków. Wydawały się pozbawione charakterystycznego dla wielu kościelnych własności przepychu pomieszanego z lekką nutą kiczu. Z drugiej strony, okolica była naprawdę bogata i utrzymana w czystości, zatem parafia po prostu nie odstawała nadmiernie od otoczenia. Przybywających magów witał zakonnik w potężnej, umięśnionej osobie ojca Adama. Wielkolud zdobył się nawet na lekko wymuszony uśmiechi. Nie wyglądał jak ktoś wrogo nastawiony czy nawet nieżyczliwy. Zrazu dało się poznać, iż jest osobą dość zamkniętą i niełatwo okazującą emocje, a w oczach miał spokój i ból. Zanim nie zebrali się wszyscy przebudzeni, rozmową zajmował magów tamtejszy proboszcz. Anemiczny, starszy jegomość wymieniał kilka uprzejmości, raczej ogólnie dopytywał o podróż oraz… wyrażał jakąś formę podziwu do magów. Co prawda trudno było stwierdzić ile tak naprawdę wie i ile z tej wiedzy jest prawdziwymi faktami – a nie jak to często bywało w przypadku akolitów i sojuszników magów, mieszaniną kłamstw, przesądów oraz silnych uproszczeń. Gdy proboszcz ich opuścił, Jonathan zdobył się na nikły, gorzki uśmiech: - Wygląda na to, iż mistrz Iwan zapewnił nam opinię lepszych ludzi niż w rzeczywistości jesteśmy. Postarajmy się zbyt szybko nie zniszczyć tego obrazu. *** Leif powinien bardziej zaufać własnym instynktom. Nawet jeśli było to odległe echo szczurzego strachu, pierwotny lęk gryzonia, ten niski instynkt który nie przystoi prawdziwemu drapieżnikowi nocy – nie powinien go ignorować. Nie powinien zapuszczać się na wysypisko. Nie spotkał na nim ludzi. Mówiąc ściślej – nie znalazł żywych ludzi. W złogach śmieci znalazł zwłoki. Niektóre ledwo nadgniłe, inne całkiem świeże lecz poranione i poćwiartowane, czasem znajdował pojedyncze kawałki ciała. Wiele zwłok pozbawionych było krwi. Wampir dostrzegł, iż niektóre ciała należą do spokrewniony. Co ciekawe, nie wszystkie były kompletnie zmasakrowane. Tliła się w nich uśpiona iska ducha. Letarg. Zatem tutaj Sabat praktykował przeistoczenie. Zamiast zakopywać rekrutów ziemi, wrzucał ich w śmieci, grzebał pod tonami odpadków. Biorąc pod uwagę, iż zima nadciągała, a nocą grunt potrafił być ścięty zimnem mimo pozornego ciepła nad powierzchnią, wydawało się to rozsądne. W upiorny, potworny sposób. Czuł też delikatną nutę magii. To oczywiste – w jakiś sposób zabezpieczali to miejsce. Wtedy wydawało się to takie oczywiste. Oczywiste, bo znał tą magię. Nie docierało to do rozumu spokrewnionego. Tylko na poziomie intuicji. I znana magia uśpiła jego czujność. Przedzierał się przez tunel w odpadach ku centrum wysypiska gdy dotarło doń dokładnie co czuje. Wielka runa. Runa Hajmdala. Potężny glif strażniczy wpuszczający na swój obszar każdego, jak pułapka. Powoli, leniwie zbierający moc, a następnie obezwładniający intruza. Zwana zgubą Lokiego, runa Hajmdala przywracała wszystkiemu pierwotny kształt, rozdzierając tymczasowe formy przebrań, przekształceń czy iluzji. W dawnych czasach Leif wykonał samodzielnie dwa takie. Teraz nie sądził, iz ta magia ma prawo działać. Mógł sobie przypomnieć swe śmieszny próby wywołania ognia, magie która umarła oraz TO – potężną, niezaprzeczalną siłę. Fale bólu ogarnęły jego ciało, szczurze ścięgna i kości pękały pod naporem krwi. Wymuszony powrót do ludzkiej postaci okupiony był pękającymi organami, skórą nie nadarzającą porosnąć wielkiego ciała, nagimi, drżącymi włókami mięśni umarłego, kapiącymi od krwi. Szczurze zęby wypadały mu aby uczynic miejsce dla wampirzych. Ogłuszającą agonię przerwał sen. *** Właściwym miejscem zebrania została parafialna świetlica – wniesiono do niej zsunięte razem stoły, krzesła oraz zastawę. Organizacja przestrzeni naznaczona była pewnym chaosem, a blaty zestawionych mebli tworzyły wielką literę L jakby gospodarz celowo nie chciał tworzyć bardziej uprzywilejowanych i znaczących miejsc. Na miejscu znajdowało się także proste jadło. Chleb, masło, zupa jarzynowa, kawałki usmażonej ryby. Przybyli wszyscy magowie poza ocalałym uczniem. Einar prezentował się podobnie jak na ostatnim spotkaniu z Klausem – jak człowiek który stracił niemal wszystko, a teraz traci i zdrowie. Niezdrowo blada karnacja kontraktowała z lekko przekrwionymi odbarwieniami na skórze. Ręce mu lekko drżały. Silny, entropiczny rezonans spowijał hermetycznego mistrza swym dławiącym smrodem śmierci, straty, rozpaczy, depresji oraz osobistego upadku. Mimo to, był tu, a harde, smutne spojrzenie kazało wierzyć, iż rzeczywistość i paradoks jeszcze nie całkiem stępiły wolę mistyka, wolę zdolną złamać świat. Przybył na ostatnią chwilę, tuż przed przejściem do tymczasowej sali obrad, wraz z pozostałymi hermetykami. Pozostali hermetycy, w osobie Hannah oraz Jonathan siedzieli nieopodal Einara. Jak tylko przybili, Jonathan zajął Tomasa rozmową. Chłodny, zawodowy profesjonalizm eutanatosa w dość ciekawy sposób kontraktował ze spokojnym humorem hermetyka. Tym ciekawiej było ich obserwować gdy okazało się, iż rozmawiają dość serdecznie jak ludzie którzy znają się już od pewnego czasu, na tyle aby zdążyć zjeść ze sobą sporą cytrynę. Iwan zasiadł na przypadkowym, niczym nie wyróżniającym się miejscu przy krawędzi przodu, mając u boku ojca Adama. Iwan prezentował się w sposób budzący skojarzenia ze srogim starcem, pozbawionym pewnego złowieszczego pierwiastka charakterystycznego dla takich skojarzeń, lecz mimo to przytłaczającego doświadczeniem, latami pracy oraz pewnością swych racji. Zdawała się o tym mówić każda z wielu zmarszczek na jego obliczu, pewność spojrzenia czy lekki, dobrotliwy (pobłażliwy jak do dzieci) uśmiech jakby na stałe wytrawiony w pomniku jego twarzy. Spokojnym, lekko monotonnym, acz w gruncie rzeczy ciepłym głosem rozpoczął zebranie. - Bardzo miło mi powitać wszystkich zgromadzonych. Jak nietrudno zauważyć, brakuje wśród nas jednej osoby, Adam Fireson najprawdopodobniej zjawi się jutro, wedle moich informacji. Iwan spauzował na kilka chwil. Wyglądał jak człowiek który się nad czymś zastanawia. Lub udaje, że się zastanawia. - Gdy planowałem to spotkanie, chciałem je rozpocząć całkowicie formalnie, od przedstawienia planu, celów, wymiany informacji. Postanowiłem jednak przesunąć część formalną na później. Teraz proponuję uraczyć się strawą, przedstawić się wzajemnie oraz po prostu porozmawiać w nieco bardziej niezobowiązujący sposób. Rozumiem, iż część obecnych miała okazję poznać się na terenie Polski, jednakże nie wszyscy mieli taką sposobność. Chórzysta wziął do ręki kromkę chleba. - Nie mam zamiaru nikogo nakłaniać do patyk religijnych, zatem nie będzie dziś modlitwy przed posiłkiem. Proszę tylko aby każdy przełamał się kromką chleba z osobą przed nim – mówiąc to, uczynił jak powiedział względem Patricka. Po tym rozpęczniała się obiadokolacja. - Skoro już jestem przy głosie, skorzystam z tego przywileju i powiem kilka słów o mnie – rzekł Iwan krojąc kawałek ryby. - Jak wszyscy wiedzą, Tradycje ustanowiły mnie dowodzącym tą wyprawą. Wiele jadowitych języków szepcze o mnie, zarzuca zbytni konserwatyzm, surowość czy nadmierne korzystanie z mocy. Nie mam zamiaru skupiać się kłamstwach - przerwał, spojrzał na Tomasa pytająco. - Przepraszam, post - odparł chłodno eutnatos nie raczący się strawą - w tej materii być może jesteśmy podobni. Czystość ciała ułatwia czystość umysłu, czystość umysłu, ducha, czystość ducha... - ...zestrojenie - Iwan dokończył tak samo łagodnym głosem. Lecz nie powiedział z czym, z cyklem, jedynym, światem, czymkolwiek. - Żałuj, Tomas, zupa jest wyborna - uśmiechnął się porozumiewawczo w jakiś taki swojski sposób – wracając. Nie mam zamiaru skupiać się na na plotkach. Po prostu opowiem coś o sobie, na jakich podstawach wyrosła ma wiara, osądy i postawa. Mistrz podniósł do ust kawałek ryby. Flegmatycznie, nie śpieszyło się mu, niczym nie niecierpliwił. Nie stresował. - Urodziłem się w carskiej Rosji, tam dorastałem, przebudziłem się oraz odebrałem nauki. Jednakże, ze względów politycznych, dość szybko zmuszony byłem wyemigrować z ojczyzny. Stąd większość życia spędziłem związany z krajami zachodniej Europy. Jestem dość silnie związany z Kościołem Katolickim. Dużą część życia spędziłem również w Afryce, tam poznałem obecnego tutaj ojca Adama. Staraliśmy się łagodzić lokalne konflikty, odrobinę leczyć ranę nieustannej wojny w tym rejonie. Nie nawracaliśmy. Nie lubię tego – w jego głosie brzmiała szczerość – aby móc odbijać światło twórcy należy przynajmniej lekko zetrzeć kurz z wierciadła swej duszy. Wiara sama z siebie, bez odpowiedniej percepcji, charakteru i moralności, nic nie działa. Tylko nie mówcie głośno mej Tradycji, iż mówię takie herezje – żażartował tym samym, spokojnym, monotonnym głosem. *** Leif obudził się w stercie śmieci, następnej nocy. Ranny, zmęczony, przetrwał dzień pod stertą odpadów. Powiew ciepłego, nocnego powietrze uderzył Leifa w twarzy gdy wygrzebał się ze śmieci. Czuł wokół ruch. Wiele ruchu. Drgały sterty odpadów. Drgało powietrze wzbudzane czyimś nerwowymi, odrobinę bezładnymi krokami. Ze śmieci wydobywali się spokrewnieni. Było ledwo po zachodzie słońca, Sabat raczej nie był w stanie tak szybko przeistoczyć nowych wampirów. Kiedy Leif dojrzał wygrzebującego się ze śmieci, nagiego, potwornie poranionego mężczyznę, był pewny, iż po prostu nakarmiono krwią. Dużą ilością krwi. Blisko bramy wysypiska majaczył cień niskiego jegomościa przyglądającego się teatrowi śmierci. Nie czas było pytać jak. Czuł unoszący się w powietrzu głód. I czuł niebezpieczeństwo. Młode wampiry wyglądały na kompletnie szalone. Trochę jak zagubione zwierzęta, trochę jak drapieżniki żujące zdobyczy. Gdzieś w roku właśnie dwóch rozrywało jakiegoś nieszczęśnika na kawałki pijąc zeń krew w ten mało wydajny sposób tylko po to aby po chwili rzucić się mu do gardła.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 24-11-2018 o 21:12. |
09-08-2018, 01:50 | #32 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 09-08-2018 o 02:16. |
19-08-2018, 13:58 | #33 |
Reputacja: 1 | Narada magów część 1 Patrick zgodnie z zaleceniem ich nowego szefa, podzielił się z ich nowym szefem rozglądając się ciekawsko po zebranych. Jego spojrzenie szczególnie przyciągała rudowłosa drobniutka dziewczyna. “- Czuć od niej naturą. Ani chybi wiedźma od Verben.”- stwierdził Mechanicles, który jako wcielenie technologii gardził przyrodą. Sam Healy na razie milczał, w ciszy znosząc kose spojrzenia Mervi, która ostentacyjnie go ignorowała, odkąd zobaczyła jak wysiada z toyoty. Planował porozmawiać z Finką od chwili otrzymania od niej SMSa, ale dotąd nie było okazji na pogaduszki w cztery oczy. Sam Irlandczyk nie czuł się na tyle ważny, by opowiadać o sobie zaraz po dominikaninie, więc czekał odezwą się ważniejsze od niego osoby. Waleria była zadowolona, że wcześniej zajęła strategiczne miejsce pod ścianą, z dwoma potencjalnymi drogami ucieczki w zasięgu spojrzenia. Nie żeby planowała uciekać, ale nie przepadała za spotkaniami z obcymi ludźmi. Siedziała w milczeniu, nie czuła potrzeby żeby się odzywać, ale rozsądek nakazywał jej podjęcie próby dowiedzenia się jak najwięcej o pozostałych obecnych na sali. Gdy poczuła, że ktoś ją obserwuje dyskretnie podniosła oczy i rozejrzała się po sali. Gerard sięgnął po kawałek chleba, którym przełamał się z siedzącym naprzeciw Klausem. Obdarzył go miłym i szczerym uśmiechem. Po czym przez chwilę przysłuchiwał się słowom o Herezji exarchy Iwana. - Nazywam się Gerard Guivre. Jestem Inkwizytorem Niebiańskiego Chóru - zamilkł na moment, żeby zebrani mogli przetrawić tę informację, po czym dodał: - Z ramienia Oficjum na mnie spoczywa obowiązek tępienia heretyków - powiedział to z uśmiechem zerkając na Mistrza Iwana. Gerard miał nadzieję, że zebrani obrócą to w żart. Inkwizytorzy w fundacji rzadko byli lubiani. Mistrz Iwan lekko skinął głową. Wyglądało na to, iż w jego mniemaniu oznacza to sygnał zrozumienia żartu. Klaus od momentu przybycia przyglądał się światłu, które padało na zgromadzenie, mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak matma. Początkowo nie zauważył gestu Gerarda dopóki Mervi nie zasadziła mu solidnego kopniaka w piszczel. Nagły przypływ bólu wyrwał go z zamyślenia. Skoczył na siedzeniu odruchowo gładząc nogę i zerknął na Wirtualną Adeptkę. Zrozumiawszy o co chodzi spojrzał na Chórzystę i z kiwnięciem głową przyjął chleb. - Wybacz… poczułem przypływ inspiracji. Klaus Krugger, Syn Eteru. - najwyraźniej musiał walczyć ze sobą, aby znowu nie zacząć gapić się w światło. Healy uśmiechnął się przyjaźnie, gdy oczy rudej magiczki i jego się spotkały. Wydawała się wszak wystraszona i potrzebująca otuchy. Poza tym, kto by pomyślał, że na tej stypie najbardziej wygadany i sympatyczny okaże się stary mnich? Bo póki co to Patrick czuł się jak na protestanckim pogrzebie. - Patrick Healy, Syn Eteru z wiecznie zielonej Irlandii. Tej części okupowanej przez Brytoli i Technokrację. Zajmowałem się tam...wykonywaniem poleceń i rozwiązaniami siłowymi, bo tam się niezły pieprzn… - poprawił się od razu z uwagi na duchownych i kobiety. - … Jest tam regularna sekretna wojna z okazyjnymi rozejmami. Właściwie to moja pierwsza wyprawa poza Zieloną Wyspę. Ma i Pa byliby dumni. - uronił teatralnie łezkę. - Oprócz tego, robię gadżety, mechanizmy do widowisk teatralno-filmowych, oraz efekty pirotechniczne, więc jakby ktoś potrzebował to walić do mnie jak w dym. Poza tym uważam, że Klaus winien być tu przedstawicielem Eterytów bo, ja… nie mam doświadczenia w roli lidera i nie jestem sławny w magycznych kręgach. Klaus spojrzał na Patricka jak na zdrajcę. - O nie, nie wkręcisz mnie w rolę "lidera" Eterytów. - prychnął delikatnie - Jeżeli już dzielimy się talentami, dla śniących jestem jednym z przodujących specjalistów optyki w Europie. Dla fundacji jestem w stanie stworzyć całkiem sporo przy pomocy spektrum elektromagnetycznego. W sumie mam kilka planów na systemy obronno/logistyczno/estetyczne, ale to będzie mogło poczekać na później. Mervi zajęła miejsce obok Klausa, zadowolona że nie musi mieć większej interakcji z Patrickiem. Ten eteryta ją po prostu irytował od... zawsze...? A przynajmniej od ich pierwszej... wymiany... grzeczności...? Przez całość przemowy Iwana oraz Gerarda nie wydawała się szczególnie podekscytowana ich słowami, chętniej omiatając wzrokiem pomieszczenie niż zdając się wsłuchiwać w słowa. Sama nie wyglądała na najbardziej chętną jednostkę do nawiązania relacji, raczej woląc obserwować i słuchać niż wchodzić w interakcje. Mervi nie prezentowała się w tym momencie jak ktoś, kto ma siłę na cokolwiek, a jej wygląd (choć ubrana była jakby właśnie urwała się z biurowego spotkania) nie sugerował jakoby adeptka miała dobrą pobudkę... jak i ostatnie dni. Niemniej kiedy eteryci zaczęli mówić... ...wzrok Finki wyraźnie stał się bardziej bystry. Ona po prostu zaczęła z jakiegoś powodu bardziej interesować się budującą relacją między dwoma naukowcami, zapewne z ekscytacją oczekując aż zaczną się przerzucać "eterycznymi obelgami". I ku jej rozczarowaniu Patrick zamilkł z miną zbolałego pieska wpatrując się w Klausa. Najwyraźniej uznał bowiem, że nie czas na dalsze dysputy w tej kwestii. Klaus zerknął na minę Patricka. Wątpił, aby Irlandczyk miał AŻ tak wysokie mniemanie o Niemcu. Bardziej pewnie chciał zrzucić na niego całą odpowiedzialność. To mu w sumie przypomniało, że znalazł kilka Norweskich Koron. Może odmowa Klausa co do pożyczki pieniężnej naprawdę zabolała pirotechnika. Waleria powoli podniosła się z miejsca, to był właściwy moment aby zająć głos i tym samym uciszyć kiełkujący w powietrzu zatarg przynajmniej na razie. Delikatnie skinęła głową w geście przywitania - Waleria z tradycji Verbena, przyleciałam z Polski, niektórzy z tu obecnych mogą mnie znać - rozejrzała się po sali z nieśmiałym uśmiechem. - Specjalizuje się w początku i końcu. Gdybym była potrzebna mieszkamy w hycie pod miastem. - gdy skończyła niezwłocznie ponownie usiadła i spożyła odłamany kawałek chleba. Nie widziała powodu by mówić coś więcej. Mistrz Einar przyglądał się zebranym z pewną nutą nostalgii. W zasadzie musiało to być dla niego trudne. Ledwo stracił własną fundację, uczniów, przyjaciół, dom aby zaraz po tym obserwować jak nowy twór tego typu wykluwa się. Tomas rozejrzał się po zgromadzonych. - Tomas, nazwiska Larsen. Poniekąd to z powodu moich wysiłków znajdujemy się w tym miejscu, zatem zapewne każdy, kto zapoznał się z jakimikolwiek dokumentami, ma pojęcie kim w zasadzie jestem. Wybaczcie, iż nie dodam nic więcej, nie jestem zbyt dobry w takich rozmowach - zakończył z ponurą miną. Tymczasem ojciec Adam, zajadający się zupą, zagryzający ją chlebem, oderwał się od talerza. - No taaak… Wypada mi coś powiedzieć. Podróżuję z ojcem Iwanem od lat. Chciałbym powiedzieć, że stanowię jego ochronę, ale w zasadzie zastanawiam się kto kogo tak naprawdę chroni… No ale z taką posturą, pozwolę sobie nieskromnie, przynajmniej odstraszam podrzędnych oprychów. O przeszłości gadać nie będę bo ino nie ma o czym.- Mervi nie odezwała się ni słowem. Słuchała jak inni się przedstawiają, choć mogło się wydawać, że Finkę bardziej interesuje jedzenie (kiedy jadła ostatnio?). Także po poznaniu pomieszczenia starała się powściągać ciekawość, która niechybnie prowadziłaby także do skupiania uwagi na obliczach obecnych. Ku rozpaczy Mervi nie wychodziło jej to jednak najlepiej. - Rozumiem, że milczenie jest cnotą. Jednakże, mowa to srebro - lekko skomentował zaistniałą sytuację mistrz Jonathan. Chyba sam długo zbierał się z powiedzeniem o sobie. Lekko zmieszanym, a jednak silnym i dumnym wzrokiem spojrzał na zgromadzonych. - Pozwolę sobie skorzystać ze skrócone, dość nieformalnego jak na standardy Porządku, ceremoniału. Zatem… Mistrz Jonathan Marcus Schwarzvogel bani Quaestor, Malachitowy Czaropętacz, Strażnik Kolumny Łaski. Ufff, nikt nie zemdlał, nie potrzebuje odtrutki - hermetyk lekko się zaśmiał. - Jak zapewne wiedzą państwo, bo z większością obecnych miałem już przyjemność, jestem zastępcą Mistrza Iwana. Tak się złożyło, iż również część finansowego aspektu padła na me barki. Tak jakby ktoś potrzebował bezzwrotnej pożyczki - rzucił od niechcenia nie kierując słów do kogokolwiek. Hannah poczekał kilka sekund zanim nikt nie przemówi. Szczególnie wyczekiwała na Einara który wciśnięty w krzesło, grzebał w talerzu zupy niechętnie. - Hannah Alice Riis bani Tytalus, w randze studenta - zakończyła lakonicznie. Patrick zrobił minę jakby te tytuły robiły na nim duże wrażenie, choć po prawdzie brzmiały dla niego jak napuszony bełkot. Ale jeśli ktoś włożył tyle wysiłku w ich wymyślenie i ułożenie w jakąś piramidkę zależności, to z grzeczności wypadało się tym zachwycić. Tymczasem Iwan zagaił dość swobodnie, głównie w kierunku Jonathana, acz nie tylko. - Słyszałem od szanownego mistrza, iż podróż z Polski przyniosła fatalne skutki. Doszły mnie też słuchy, że i Waleria nie miała łatwo. Z całego serca współczuję mistrzowi Einarowi, rozmawialiśmy długo… Ale czy wśród was nie wystąpiły jakieś straty? Tomas zrobił jeszcze bardziej kamienną minę niż poprzednio. Hannah chyba chciała coś powiedzieć gdyby nie zgromiło ją poważne spojrzenie Schwarzvogela. Po minie Mervi można było wnioskować, że adeptka nie miała wielkich chęci angażowania się w cokolwiek, ale po wypowiedzi Iwana najwyraźniej w pewien sposób... zaangażowała się...? - Fatalne skutki... - mruknęła, nawiązując do początku, a później w końcu uniosła spojrzenie na twarz Iwana oraz wyrzuciła z siebie proste: - No shit Sherlock. Ojciec Iwan spojrzał na nią surowo. Prawdę mówiąc, chyba wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, była niemal pewna, iż szczególnie te należące do Jonathana. Jednakże nie przemówił ani Jonathan, ani chórzysta, chociaż jego ołowiane spojrzenie niemal wgniatało w ziemię. Odezwał się inny głos, słaby, powolny, należący do Einara. - Moja mała Mervi… złość niczego nie rozwiąże. Pamiętasz? Uśmiechnął się lekko. Dobrotliwie. Trochę jak dziadek. Czy raczej miły pradziadek. Czy kimś takim był Einar dla uczniów w wieży? Mistrzem, nauczycielem, pradziadkiem? Przy jego wieku i odczuwalnej aurze starości nawet ludzie po czterdziestce musieli się czuć w jakimś stopniu jak jego wnuki. A i może miał starszych uczniów - przebudzenie nie wybierało. Klaus oderwał się od spoglądania w światło pomieszczenia. Mentor mu mówił, że kiedyś straci z tego powodu straci wzrok. Głos Mervi wyciągnął go z rozmyślań niczym kolejne kopnięcie w piszczel. Przez chwilę starał się sobie przypomnieć tor rozmowy, która się działa na zgromadzeniu… i napotkał głównie biały szum. Postanowił więc na razie zamilknąć, ale też przykuł uwagę do dialogu. Najwyraźniej działo się coś ciekawego. Myśli Mervi były w tym momencie skąpane we wściekłości, która de facto nie miała konkretnego wyjścia. Do tego coraz bardziej żałowała, że zażyła tylko połowę dawki morfiny. Po całości była spokojniejsza. A co najważniejsze - teraz ledwo powstrzymała się przed zadaniem Einarowi pytania przy wszystkich, ograniczając się do prostego acz niekoniecznie zrozumiałego słowa. - Nie. Na twarzy starego hermetyka pojawiło się coś dziwnego. Zaskoczenie pomieszane ze smutkiem, delikatnym zdziwieniem i… zrozumieniem. Niemal nie brakowało aby nie powiedział “ohhh”. Lecz te słowa wirtualna adeptka odczytała z jego oczu, tą jedną chwilę przed tym jak odwrócił wzrok i wbił go w talerz z zupą. Niewerbalna reakcja Einara spowodowała również i na twarzy Mervi oddźwięk. Adeptka była w tym momencie po prostu zdezorientowana, ale dzięki temu złość została trochę zagaszona. Tak jak Einar wbił wzrok w talerz z zupą, tak Mervi po prostu spojrzała w ścianę za Jonathanem i Einarem, najwyraźniej nie skupiając się na nikim... prócz na przestrzeni między sobą a ową ścianą. - Może nie skupiajmy się na przeszłości, tragediach w niej zawartych i błędach. Z historii można jedynie wyciągać nauki. Z błędów, co czynić by ich uniknąć w przyszłości. Nie można iść do przodu będąc zapatrzonym w siebie. Bo wtedy się człowiek wpie... wpakuje na ścianę kolejnych błędów przed sobą.- Patrick łagodnym tonem wyłożył nauki swojego mentora… cóż… mocno je parafrazując, bo szkocki dziadyga był wredny niczym stary borsuk. I niewybredny w kwestii określeń. Waleria jadła zupę w milczeniu, z trudem przełykała przez zaciśnięte gardło. Od samego początku miała złe przeczucia co do tego przyjazdu i miała rację. Atmosfera była niezbyt sprzyjająca mówiąc eufemistycznie, a ona utknęła w roju napuszonych szerszeni na sterydach. Nia miała miała chęci nawet udawać, że jest zadowolona… ale robiła to dla dobra fundacji. Zmusiła się więc do zachowania neutralnego wyrazu twarzy. Nie rozumiała dlaczego inni ludzie nie potrafią zachować swych uczuć dla siebie. - Zgadzam się z przedmówcą. Musimy patrzeć w przyszłość ucząc się na błędach - Gerard wyprostował się w krześle odsuwając od siebie rybę. Czas posiłku dla inkwizytora się skończył. Nadchodził czas działań. - Wraz z Walerią udało nam się nawiązać pewne kontakty z lokalnymi wampirami. Jest ich nieco więcej, niż mogłoby to wynikać z wielkości miasta. Jestem przekonany, że czują zagrożenie z naszej strony. Myślę, że moja towarzyszka powie więcej w tym zakresie, jak również pochwali się tym, co udało jej się osiągnąć. Ja zaś chciałbym wiedzieć, czy atak Technokracji, który spadł na was w drodze tutaj może być powiązany z naszą misją, czy raczej zostaliśmy przypadkowymi ofiarami? - Inkwizytor miał dłonie położone na stole i splecione przed sobą. Patrzył przede wszystkim w stronę mistrzów, ale ciekaw był też reakcji Verbeny. Klaus zamrugał kilka razy, trawiąc nowo pozyskane informacje. W końcu spojrzał na Gerarda i Walerię. - Skontaktowaliście się z pijawkami? Po co? - Eteryta pokręcił głową - Jeszcze brakuje nam wciągnięcia w ich politykowanie. Co do Technoli… trudno powiedzieć. Francuz spojrzał naprzeciwko na eterytę spokojnie tłumacząc niedomówienie: - To raczej oni skontaktowali się z nami uprowadzając Walerię z lotniska. A stara maksyma mówi, żeby poznać swego wroga. Zwłaszcza jeżeli przyjdzie nam walczyć o ziemię. Waleria wstała powoli - Dokładnie tak jak już wspomniał mój przedmówca - zrobiła pauzę dla lepszego efektu - zostałam porwana przez lokalne Wampiry z Sabatu, nie wiem o co im chodziło, mogę co najwyżej się domyślać. Na szczęście udało mi się ich przekonać, że nie jest dobrym pomysłem porywanie magów - zaśmiała się nerwowo - W związku z powyższym skontaktowałam się z jednym z lokalnych wampirów - uznałam, że samotny wilk na terytorium dwóch innych stad będzie wiedział o nich najwięcej niż ktokolwiek inny. Nie uważam jednak ażeby udało mi się coś osiągnąć, ot usłyszałam tylko kilka niepokojących pogłosek. - wzruszyła ramionami, po czym ponownie usiadła. Nie zamierzała Gerardowi niczego ułatwiać. Inkwizytor powiódł spojrzeniem po Mistrzach, a później wrócił do Walerii. - Myśle, że jesteśmy na etapie na którym każdy strzępek informacji może mieć znaczenie. Tak jak choćby obecność w mieście dziwnych istot, które wnoszą dysonans do pieśni magii. Spotkałem wczoraj człowieka, który wzbudził mój niepokój, a jednocześnie jego obecność przytłaczała potęgą. W jego oczach widziałem burzę i jestem pewien, że on sam nie rozpoznał we mnie maga. Samotny wilk, z którym skontaktowała mnie Waleria również zetknął się z taką istotą. Ta na którą trafił miała postać małej dziewczynki. Chciałbym zbadać miejsce, w którym doszło do tego spotkania, ale nie chcę wyruszać tam sam. Nie planuję konfrontacji, ale chętnie przyjmę pomoc ochotnika do zbadania śladów bytności tejże istoty. Co zaś do wampirów, jeżeli macie jakieś pytania, to moja towarzyszka - przechylił głowę w stronę rudowłosej - z pewnością chętnie na nie odpowie. - Może to jakiś duch nie mający własnej formy i przybierający taką, która mu pasuje w danej chwili lub do danego rozmówcy? - zasugerował uprzejmie Patrick. - Albo projekcja mentalna poprzez Umbrę za pomocą Korespondencji. Ja ze swej strony napotkałem jednego z miejscowych Opustoszałych i mam pewne podejrzenia co do ich siedziby. Niestety miejscowy “Salon Odrzuconych” jakoś nie przyjął entuzjastycznie faktu, że nowy mag pojawił się w ich mieście. Choć nie są też otwarcie wrodzy nam.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 19-08-2018 o 14:01. |
21-08-2018, 15:43 | #34 |
Reputacja: 1 | - Sądziłem, że najpierw porozmawiamy o tematach przyjemniejszych - powoli, leniwie wtrącił Iwan z ledwo dostrzegalnym uśmiechem, jednocześnie smarując chleb masłem - jednakże są wśród nas pracoholicy. Cóż, siłą wyższa - lekko westchnął, tylko siedzący najbliżej to dostrzegli.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
26-08-2018, 22:49 | #35 |
Reputacja: 1 | - Cóż… martwi mnie, że...- zaczął Irlandczyk, ale mu przerwano. - Dość - cichy, zdecydowanie zbyt cichy głos Iwana jak na potęgę która za nim drzemała, rozległ się po sali. Dominikanin odsunął od siebie talerz. - Jeśli będziemy się tak zachowywać… - westchnął - ...skończymy jak Rada. Trochę zakłopotany Jonathan spojrzał na Einara. Chyba było mu wstyd. - Proponuję… - zaczął hermetyk dość niepewnie biorąc pod uwagę jego poprzednią stanowczość - wymienić się pozostałymi informacjami. Tylko proszę, bez dyskusji. Każdy kto ma cenne wieści, niech mówi. Dyskutować będziemy potem. -Coś w jego spojrzeniu dodawało, iż chyba chciał mruknąć pod nosem jakąś kąśliwą uwagę. Co oznaczało, iż albo nie opanował znanej u hermetyków sztuki krycia się z emocjami albo chciał im to przekazać. Waleria mogła wyraźnie wyczuć jak Mervi przeszyła ją spojrzeniem przymrużonych oczu, jednak nie uczyniła innego ruchu. Jedynie w pewnym momencie uśmiechnęła się nieprzyjemnie, po czym spojrzała w sufit oparłszy się o oparcie krzesła. Przed uniesieniem spojrzenia, na ledwo moment zerknęła na Jonathana, ale nie zabrała już głosu. - Są… Opustoszali w mieście. Nie są przyjaźnie nastawieni do innych magów. Chyba wolą by ich zostawić w spokoju. Zbierają się co jakiś czas w jednym z klubów w mieście. - zaczął Patrick.- To jedyne co ja wiem na chwilę obecną. Klaus chrząknął, nie był do końca dumny z informacji, którą miał zamiar się teraz podzielić. - Zostałem zaatakowany we śnie przez jakiegoś ducha. Jednorazowo na razie, ale zawsze. - Pozwoliłem sobie na systematyczną, małą peregrynacje po tutejszym zaświecie - powoli, nużąco wręcz zaczął Iwan. - Tutejsi duchowi mieszkańcy traktują mnie z mniejszymi oporami. Chociaż duża część duchów wydaje się dość apatyczna oraz… jakby wystraszona. Napotkałem też trzy prawdziwe demony, infernalne, nie proste odbicia idei - spauzował aby dać wszystkim przetrawić tą informacje - zaatakowały mnie na drugi dzień mego pobytu. Zostały zgładzone. Nie stanowi to silnej przesłani za naturą tego miejsca, jedna zalecam ostrożność. Wyjaśniając, jestem tutaj trochę jak latarnia w ciemności. Wiele istot widząc światło traktuje to jako wyzwanie zgaszenia go. Szczególnie te mniej rozgarnięte. Dodatkowo w mieście istnieją bardzo duże problemy z przestępczością. Rozmawiałem o tym z Tomasem, podejrzewa, iż część walk pomiędzy Sabatem a Camarillą może być w ten sposób maskowana. Co oznacza, iż albo policja, władze miejskie, mafia lub media, a być może wszystko znajduje się pod silnym wpływem spokrewnionych. Tomas sugerował policję lub media, prawda? Eutanatos w milczeniu skinął głową. - Będzie trzeba to zbadać. Lecz zanim przejdziemy do tak szczegółowych planów… Mistrz zechce poprowadzić dalszą część? Wywołany Jonathan z ociąganiem się kiwnął głową. Miał lekko skwaszoną minę od kiedy Iwan wspomniał o pokonaniu duchów. Ojciec Adam ciągle kończył posiłek. - Każda fundacja potrzebuje zasobów, czasu, miejsca, informacji, organizacji i nazwy. Każdy z tych elementów jest nieodzowny. Zacznijmy zatem w kolejności, w jakiej wymieniłem. Porządek Hermesa oferuje wsparcie finansowe, jak wspominałem. Posiadamy do dyspozycji hotel, a w razie potrzeby jestem w stanie pobudzić nasze uśpione aktywa. Jak zapewne wiecie, Mistrz Iwan - hermetyk wzbraniał się przed określeniem chórzysty jako ojca - posiada spore wpływy w strukturach kościelnych. Kościół jest tutaj silny, tym lepiej dla nas - podsumował. - Prosiłbym aby każdy wymienił zasoby, które może zapewnić fundacji. Dodatkowo, musimy zabezpieczyć wspomnianą już sprawę kwintesencji. W mieście prawdopodobnie znajduje się kilka węzłów. Będzie trzeba je zlokalizować. Tomas spoglądał na magów chłodno. Wyglądał na bardzo zamyślonego. - Dopiero co tu przyjechaliśmy. Jeszcze nawet nie zdążyliśmy się zadomowić, więc ciężko tu mówić o zasobach.- przypomniał Irlandczyk zerkając wicemistrza J.. Odetchnął głośno dodając.- Zapewne przywódcy naszej małej fundacji dostali moje dossier z rąk Kari, ale ogólnie to ja zajmuję się rozwiązywaniem problemów… najczęściej tych wymagających rozwiązań siłowych, ale nie tylko. Poza tym tworzę gadżety i czasem… robię talizmany. Ale nie jestem specjalistą w nich. Więc raczej masowo ich produkować nie będę. Klaus spojrzał na Patricka zastanawiając się chwilę nad czymś. - Tak jak mówiłem, mam kilka planów które można zaimplementować w nowej siedzibie. Stanowiska na przyzywanie stacjonarnych wyrzutni pocisków wysokoenergetycznych, ukryte przejścia, mosty ciekłoświetlne, teleportarium… oczywiście wszystko do ustalenia czego sobie życzą członkowie fundacji. Wydaję mi się, że w przeciągu miesiącu udałoby mi się też nas uniezależnić od miejskich ognisk elektryczno-cieplnych przy pomocy wielofasadowych komór półprzepuszczalnych. Jestem pewny, że Patrick i Mervi będą w stanie mi pomóc z tym wszystkim. Patrick nie odpowiedział, za to zerknął z zaciekawieniem na przywódców ich jeszcze nienazwanej fundacji. Zaintrygowany tym, czy pozwolą Niemcowi rozgrzebać ich budynki i rozpirzyć w pył magyczne zabezpieczenia, tylko po to by Klaus zrealizował swoją wizję świetlanego budynku fundacji. Mistrz Jonathan zaśmiał się lekko. Propozycja Klausa widać go nawet ucieszyła lub ucieszyła i rozbawiła zarazem. - Nie wiem czy na początek chcemy budować tu prawdziwy bunkier. Poza tym... Mam jednak trochę inne podejście w materii siedziby fundacji. Niekoniecznie musi być to jedna, centralna twierdza. Niekiedy bardzo dobrze spełnia tą rolę ruchome miejsce spotkań lub wydarzenie, a budynki pozostawia się do innych celów. Sądzę, że kwestię organizacji miejsca zajmiemy się za kilka chwil. Hermetyk wypatrywał odpowiedzi innych w materii ewentualnych zasobów i przydatności. Klaus wydał się odrobinę posmutnieć na odmowę. Nie były to przecież nawet najbardziej ekstremalne z jego pomysłów. - Tak to mam ciągle te hausty. Na pewno się przydadzą. - ciągle uważał, to za mniej istotne. W momencie, gdy Iwan wspominał o duchach, Mervi jakby odruchowo położyła dłoń na uczepionym paska Tamagotchi, w geście typowo obronnym. Mistrz nie mistrz - nikt nie będzie stresował jej duszka. - Wiem, że w sumie to nie moja sprawa - odezwała się lekko, odnosząc się do niedawnego stwierdzenia Walerii - ale może bylibyście zainteresowani posiadaniem niezależnej sieci komunikacyjnej? Może i niektóre opcje operatorów komórkowych są naprawdę interesujące, ale nie wiem czy opłaca się dodawać informacji Technokracji oraz oczywiście funduszy z abonamentów. Ojciec Iwan uśmiechnął się łagodnie. I wyjątkowo pojednawczo jak na opinię którą posiadał w środowisku przebudzonych. - I to jest właśnie zaleta posiadania wirtualnego adepta w fundacji. Sądzę, że odporna na podsłuch komunikacja jest jak najbardziej na miejscu. Nie tylko w obawie przed Technokracja,ale i innymi nieżyczliwymi osobami. Waleria z uznaniem skinęła głową, komunikacja to dobra rzecz. Na głos powiedziała jednak - Verbena tradycyjnie zapewnia wsparcie w zakresie życia i entropii oraz ma oddaną łączniczkę ze światem wampirów. Inkwizytor rozejrzał się po zebranych i dotarło do niego, że również powinien coś powiedzieć. - Wiele lat służyłem w szeregach Templariuszy. Nadal mam tam oddanych przyjaciół, których będę mógł poprosić o pomoc w przypadku gdyby łączność ze światem wampirów zawiodła. Jeżeli zaś podejrzewamy, że policja maskuje działania tych istot, to mogę rzucić na to okiem. Oficjalnie jestem inspektorem Interpolu. Iwan kiwnął głową wyrażając zrozumienie. Hannah dość badawczo przyglądała się Inkwizytorowi, acz nie natrętnie. Była bardziej zaintrygowana. Jonathan podjął temat. - Wróćmy do kwestii miejsca oraz zebrań. Na obecną chwilę dysponujemy jednym piętrem hotelu. Parafia też jest dobrym przybytkiem jednakże… Hermetyk przekazał głos Iwanowi. - Wolałbym nie generować tutaj zbytniego tłoku. Oczywiście jestem w stanie przyjąć tu wszystkich, a wspólne spotkania w tym miejscu są nawet oczekiwane i… upragnione. Jednak parafia to nie jest dobre miejsce dla fundacji. Kościół posiada jedną nieruchomość bliżej centrum jeśli zdecydujemy ją wykorzystać. Chociaż miałem zupełnie inne plany co do niej, bardziej przydatne niż miejsce spotkań przebudzonych - wyjaśnił uprzejmie. - A co z węzłem? - powiedział cicho inkwizytor. - Może warto byłoby pomyśleć nad stworzeniem węzła, a potem można by zbudować siedzibę wokół niego. Kwintesencja faluje nad miastem, ale są miejsca, w których kształtowanie jej jest łatwiejsze niż gdzie indziej. Łatwiej będzie nam wybrać miejsce na nowy węzeł, a później możliwie blisko założyć siedzibę. Gerard w końcu spojrzał wprost na egzarchę. - Ojcze, jeśli nie byłoby to kłopotem, to chciałbym wybrać się z wami w podróż za zasłonę i omówić potencjalne lokalizacje. - Bez konsultacji z resztą fundacji? - rzucił Klaus, a Patrick potakiwał stojąc murem za przywódcą ich frakcji. - Poza tym przyda się jakieś miejsce spotkań do czasu wybudowania miejsca nad węzłem. Chociaż sądzę, że łatwiej byłoby zrobić węzeł w już gotowej lokacji. Mniej pierniczenia się ze zgodą na budowę, eksploatację itp. - Zatem wybierzmy kilka miejsc, a potem podejmijmy głosowanie nad nimi - Inkwizytor rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć: “przecież nie chciałem wam namieszać”. - Może będziemy mieć szczęście i znajdziemy miejsce, w którym jest jakiś stary budynek do odkupienia niewielkim kosztem, a na terenie posesji od kwintesencji aż kipi? - Na razie… odszukajmy te miejsca pełne kwintesencji, a potem… potem się zobaczy.- zaproponował polubownie Irlandczyk. Gdy magowie rozmawiali o kwintesencji i węzłach, które chcieliby mieć jako sąsiadów, Mervi bez oporów po prostu wysunęła z torby tablet, który sunęła po stole tak, aby zgromadzeni mogli widzieć jego ekran. Sama zaś odsunęła się od stołu ustawiając na kolanach laptop i nie czując najwyraźniej potrzeby w tym momencie wyjaśniać czegokolwiek, uruchomiła kilka jego funkcji, pracujących w tle. Na ekranie tabletu ukazał się obraz mapy Lillehammer... który po kilku sekundach stracił ostrość i rozpikselował się, aby w moment wrócić do poprzedniego stanu. Po minie Mervi dalekiej od zachwytu, można było wnioskować, że błąd nie był zamierzony. - Tak będzie łatwiej - najpierw określić rejon, później poszukać ciekawej lokalizacji. W razie chęci w 3D dam, ale na początek chyba niepotrzebne... To ma być w końcu tymczasowe, tak? Dane co do preferencji miejsca w cenie. Szybciej znajdziemy z taką prowizoryczną bazą. Iwan spojrzał na wyświetlacz z pewną mieszaniną pobłażliwości, wyższości i czegoś zupełnie nieuchwytnego. - Dobrze, zatem dopóki nie znajdziemy odpowiedniego miejsca na nasze spotkania, zarządzam zbiórki w każdą niedzielę o 18 w tym samym miejscu. Wypowiedział to tak samo spokojnie jak zawsze i tak samo bez krzty emocji. - Skoro już w temacie organizacji jesteśmy - wtrącił się lekko poirytowany Jonathan - należy wybrać nazwę oraz ustalić pewien łańcuch dowodzenia. O ile Rada narzuciła nam pewne pewniki, to jednak chciałbym aby zawsze było jasne do kogo się zwracać i kto komu może coś… zasugerować. Nie chcę tu wielkiego rygoru, po prostu uważam, że dobrym jest gdy dany przebudzony ma świadomość, że za jego decyzjami stoi murem cała fundacja. Propozycje prosiłbym składać teraz.Rzucił to tak silnym głosem jakby wprost prosił zbombardować nimi ojca Iwana. Mervi uśmiechnęła się pod nosem, ale nie przestawała pisać na swoim laptopie, wyraźnie czując się lepiej w jego bliskości. Z ekranu tabletu zniknęła prosta mapa 2D i w jej miejscu pojawiły się struktury geometryczne, które budowały się w przestrzeni 3D. Wyglądały bardziej na szkielety dla większych form niż gotowe formy, ale po ich ilości można było wnosić, że tworzy się coś większego, opierającego się właśnie na geometrycznych kształtach, gdzie głównym aktorem był sześcian. Sama Mervi uniosła wzrok znad laptopa, gdy hermetycki mistrz zakończył wypowiedź. - Głosuję na Jonathana Marcusa Schwarzvogela. - oddawszy głos, najwyraźniej wróciła uwagą do laptopa. - Sądzę, że Mistrz Jonathan nie miał na myśli głosowania nad przywództwem, lecz ustalenie dalszej hierarchii, po mej osobie i… swej - odpowiedział Iwan spokojnie. Hermetyk milczał. - Och, może i faktycznie. - odparła nie unosząc spojrzenia znad laptopa - Znaczy, kto będzie trzecim szefem? Licząc w pierwszej dwójce Mistrza Jonathana i twoją osobę? - odwróciła spojrzenie na Patricka uśmiechając się - Więc sądzę, że Patrick nada się doskonale. - Ja? Dlaczego ja? Mistrz Klaus powinien jeśli już. Nie może jednocześnie być przywódcą naszej tradycji i podlegać podwładnemu.- zaprotestował Irlandczyk.- Poza tym ja jestem kiepskim organizatorem. Klaus spojrzał na Patricka. - Po pierwsze: nie. Po drugie: nie. - pokręcił głową - "Przywódcą naszej tradycji"? Patrick… jest nas dwóch. - Od czegoś trzeba zacząć. - wzruszył ramionami Irlandczyk. - Jest nas dwóch… więc bardziej doświadczony powinien być mistrzem. Jakaś hierarchia musi być. - Jak wasza dwójka jest zbyt skromna, nie chcemy raczej kogoś kto nas w bagno wpakuje w pierwszej godzinie, więc Waleria odpada, a Inkwizytor ma swoje obowiązki... - spojrzała w stronę Tomasa - Och. W końcu mamy jeszcze do wyboru osobę Tomasa, który miał wkład w to wszystko, tak? - Po co zresztą wybierać trzeciego? Na razie nie jesteśmy aż tak liczni by dodawać szczebelki do drabinki.- zadumał się Irlandczyk. - Nigdy nie wiadomo co się w życiu zdarzyć może - sentencjonalnie westchnęła Waleria spoglądając na Irlandczyka - mam przeczucie, że Patrick jest odpowiednią osobą na trzeciego - skończyła już z uśmiechem na ustach. - Nie jestem dobry… w organizowaniu. Jestem bałaganiarzem…- Patrick bronił się jak mógł. Klaus spojrzał z politowaniem na młodszego eterytę. - Jeżeli mój młody kolega naprawdę, nie chce tej pozycji to nie zmuszajmy go. Osobiście się nie garnę to jakiejkolwiek odpowiedzialności, ale przyjmę ją jeżeli będzie trzeba. - zerknął jeszcze na Irlandczyka - Tylko daj spokój z tym "Mistrzem". - Sądzę, że w takim wypadku szanowny Gerard byłby kandydatem idealnym - wtrącił Iwan spokojnie, monotonnie lecz niebywale chytrze wykorzystując zaistniałą okazję - jako osoba pełniąca ważną rolę w Tradycjach oraz młody mistrz, o czym może nie wszyscy zebrani wiedzą, jest wedle mego osądu kandydatem idealnym. Ktoś wyraża sprzeciw? Co znamienne, chórzysta nie poprosił o głosowanie, nie poprosił o opinię, radę czy cokolwiek pozostawiającego pole manewru. Po prostu powiedział swoje i oczekiwał oporu… z którym mógłby sobie poradzić. Hannah drgnęły palce. Młoda hermetyczka spojrzała na Jonathana. Ten nie uczynił nic. Delikatnie uśmiechał się jak aktor w politycznej grze. Grze której nienawidził. Było to widać gdzieś w głębi jego oczu. - Sprzeciw - cicho, bez wielkiej siły ale i też bez wyczulonej słabości zakomunikował Tomas. - Potrzebna jest silna reprezentacja technomantycznych Tradycji. Wirtualni Adepci i Synowie Eteru stanowią dużą grupę w naszej fundacji. Świństwem byłoby ich w ten sposób nie uhonorować - nikły cień autoironii pojawił się na twarzy eutnatanotsa. Chyba słowa o uhonorowaniu zbyt gładko przeszły mu przez usta. Za dużo kontaktu z hermetykami. - Dodatkowo - kontynuował - wedle mej wiedzy Synowie Eteru przeznaczyli na naszą rzecz spore zasoby kwintesencji. Co pośrednio czyni ich fundatorami naszego zgromadzenia. Tylko okropna pomyłka doprowadziła do tego, iż nie domagali się odpowiedniej rangi na początku misji. - Nie sposób nie zgodzić się z ostatnimi słowami Tomasa - odpowiedział Jonathan. - Ja w sumie też się sprzeciwiam. Nie umniejszając wiedzy i wpływom i pozycji Gerarda… obecnie na przywódczych stanowiskach nie powinny zasiadać osoby mające… tak wyraziste poglądy.- wtrącił Patrick ostrożnie.- Które mogą negatywnie wpłynąć na osąd sytuacji. Nasza fundacja jest delikatną roślinką, wymaga raczej bardziej spokojnej i rozważnej osoby. Zwłaszcza teraz gdy wampiry toczą wojnę w którą chcą nas wciągnąć, pod miastem może leżeć jakiś stary wampir… a Technokracja tuż za płotem. - Też mam wyraziste poglądy, jak to zgrabnie określiłeś Patricku - odpowiedział Iwan wbijając wzrok w Irlandczyka. - Dlatego dobrze by było… wszystko zrównoważyć… także w zakresie liderów. - wyjaśnił swój pogląd Syn Eteru wzdychając ciężko.- Nie ma co ukrywać, że sytuacja w jakiej mamy zakładać naszą fundację wymaga stąpania bardzo delikatnie i ostrożnie. - Z tego powodu właśnie potrzeba kogoś, kto posiada łatwość nawiązywania pokojowych kontaktów, nie dąży do konfliktu, gdy nadchodzi taka opcja. - odparła Mervi ledwo unosząc wzrok na zgromadzonych - Kogoś, kogo decyzje nie będą stawały naprzeciw spojrzeniu i sumieniu reszty, bo i nie będą... hm... dość kontrowersyjne? Patrick natomiast dogada się z każdym w Fundacji. - określiła kandydata. - No cóż Patrick, obawiam się, że jednak spocznie na tobie ten obowiązek. Również popieram kandydaturę mojego młodszego kolegi. - Klaus się delikatnie uśmiechnął do Irlandczyka - Pomyśl o tym jako o… możliwości do pozyskania nowych umiejętności. Waleria nic nie mówiła jedynie, od czasy do czasu potakiwała w milczeniu. Podobała jej się kandydatura Patrica. Gerard przysłuchiwał się z kamienną twarzą. Cóż, nie znalazł wielkiego poparcia, ale go to nie dziwiło. Miał doskonałą świadomość tego jaki jest i nie dziwił się reakcjom. - Myślę, że podejmowanie tej decyzji na tym etapie może w dłuższej perspektywie odbić się negatywnie na organizacji. Sądzę, że mamy wiele zadań i najlepiej byłoby zająć się nimi od razu. Podzielmy się na mieszane grupy, tak, żeby mistycy mogli przyjrzeć się pracy naukowców i odwrotnie. Bo dzielenie nas na grupy, które potrzebują swoich reprezentantów już na początku buduje sztuczne mury. Ciężko będzie nam działać jako jedność, stojąc po różnych stronach muru. Inkwizytor nie był nigdy charyzmatycznym mówcą, jak mu to wypomniała Mervi. Zazwyczaj siedział cicho i obserwował.Tym razem zaś nie miał zamiaru nikogo przekonywać. Ot, podzielił się wnioskami z obserwacji. - Z całym szacunkiem - Mervi oderwała się od laptopa - ale musiałeś zauważyć, że jak na razie jest dwóch mistyków jako "szefów", prawda? Eteryci dali hausty, a i tak są w tym związku pieprzeni w tyłek. Odmowa i tego byłaby ciosem w nich... - celowo nie dodała swojej Tradycji, choć było jasne, że ją też miała na myśli. Uśmiechnęła się z jakąś słodką nutą - Więc mistycy już mają, jak to nazwałeś, "swoich przedstawicieli", gdy technomanci nie mają nikogo. Ale może i o to chodzi... - obserwowała uważnie zebranych. Klaus uniósł brew słuchając wypowiedzi Gerarda. - Czy to jest polityczne "Ja nie wygram, więc anulujmy wybory"? Poważnie ciekawi mnie, czy byłbyś taki za tymi mieszanymi grupami, gdybyśmy wszyscy przystali do twej kandydatury. Więc może postawię sprawę jasno. Moja Tradycja dużo zainwestowała w tą fundacje i moim obowiązkiem jest zapewnienie, że Synowie Eteru nie będą stratni. Więc, albo ja lub Patrick znajdziemy się w tej małej radzie, albo Hausty pozostaną z nami. - Jest nas trochę za mało na dzielenie się na grupy… przy tylu zadaniach przed nami.- wtrącił drugi z Synów Eteru. Podrapał się po karku.- Zresztą wampiry i jedne i drugie chyba akceptują Walerię jako swój kontakt z nami, więc niech ona sama wybierze który z magów ma ją wspierać swoją obecnością przy negocjacjach. Poza tym co to znowu pomysł z zaglądaniem przez ramię, co? Wiem jak pracują mistycy, widziałem szamańskie praktyki mówców marzeń, wiccańskie rytuały werben i… to co wyprawiają kultystki ekstazy. I nie pojąłem nic z tego… tak jak wątpię by ktoś inny dojrzał magyę w tańcu palców Mervi na klawiaturze, poza innym wirtualnym adeptem. A co do samych zadań jakie stoją przed nami, to… - tu spojrzenie Healy’ego spoczęło na batiuszce Iwanie i wicemistrzu J. - to może czas je zdefiniować? Jakie zadania mamy? Jakie są nasze priorytety? Jakie cele ma nasza nienazwana fundacja? Do tej pory wciśnięty w fotel Einar spojrzał na magów trochę smutno. Tak jakby… z lekką mieszaną wzgardy, zniesmaczenia oraz czegoś bardzo nieuchwytnego. Walerii i Klausowi wydawało się, że było to jeszcze gorsze uczucie. Złowrogie. Lub po prostu staruszek był zmęczony i dobity kolejnymi sporami pośród magów bo tak się prezentował. - Zatem szanowany Patrick Healy zostaje trzecią osobą w łańcuchu dowodzenia - beznamiętnie stwierdził Iwan. Mimo braku większych emocji, bez problemu dało się wyczuć, że po prostu chciał jak najszybciej zakończyć spektakl swej porażki. Hannah uśmiechnęła się kątem ust, maskując to wycieraniem twarzy po posiłku. Jonathan wyglądał jakby za chwilę miał nabawić się silnych zakwasów twarzy, gdy utrzymywał pogodą minę bez cienia satysfakcji. - Sądzę, że większość spraw natury organizacyjnej mamy zamkniętą na tą chwilę. Pozostają, jak słusznie zauważono, kwestie spraw aktualnych oraz nieszczęsna nazwa fundacji - zaczął Tomas z dziwna, delikatną pogodą ducha nie przystającą przedstawicielowi wszak tak mrocznej tradycji jaką byli eutanatosi. - Fundacja Nienazwana lub Fundacja Anonimowa brzmi dla mnie bardzo dobrze - eutnatos uśmiechnął szczerze - prawda ojcze Iwanie? Ojcze Adamie? Ad maiorem Dei gloriam? Jak to czyniono dawniej?- Iwan kiwnął głową. Na surowej twarzy trudno było wyczytać jakiś dodatkowy gest. Chyba dalej trawił porażkę. Patrick wzruszył ramionami, nie był mistykiem by nazwy i prawdziwe imiona miały dla niego znaczenie. Równie dobrze mogli się nazwać Fundacją Anonimowych Majtkomantów… Healy’ego obeszłoby to tyle co zeszłoroczny śnieg. Gerard milczał i ciężko było stwierdzić czy również on czuł się przegranym, czy raczej jego pochmurne oblicze związane było z błędnymi interpretacjami jego planu odsunięcia tych wyborów. - Fundacja Anonimowych Magów brzmi świetnie. - Mervi uśmiechnęła się ze skrytą satysfakcją. Patrick będzie 1/3 szefa, więc łatwiej zorganizuje się sobie wygodne gniazdko, którego w dupę kopany mistyk nie zburzy - Ale po prostu Anonimowa też da radę. - Arcanotech? - rzucił Klaus - Jesteśmy zdrową mieszanką technomantów i mistyków… Mistrz Jonathan westchnął. Ciężko, powoli zbierając się do wypowiedzi. - Pozwolę sobie coś na tej podstawie stworzyć w raporcie do Edynburga jeśli pozwolicie. Niestety ale musi to brzmieć również… Sztywno. Takie środowisko. Została nam kwestia podziału spraw. Proszę, wspomnijcie jeśli coś pominę. Mamy sprawy: lokalizacji siedziby, lokalizacji węzłów, kontaktu ze spokrewnionymi, kontaktu z Opustoszałymi, oceny możliwych punktów wpływu na miasto i - spauzował - wtrące prywatnie, co po prostu dobrego możemy zrobić dla ludzi mając pewne punkty zaczepienia. Dodatkowo kwestia niezidentyfikowanych istot prosi się o uwagę. Sądzę też, że każdy musi zapewnić sobie własną, godziwą egzystencję. - Potrzeba poznać bardziej szczegółowo cały tutejszy… ukryty świat - odpowiedział Iwan - duchy, demony, wampiry, oczy pełne burzy czy też wiatru śpiew, to jedno. Musimy to znać. Gdyby ktoś chciał pomóc mi w odnowie jadłodajni dla bezdomnych, przyjmę gest z otwartymi ramionami - dodał. - W kwestii wampirów - odezwał się Tomas - sądzę, że dogadam się z Walerią. Acz sądzę, że potrzebny nam dokładny przydział i plan. Z datami. Przebudzony sprawiał wrażenie człowieka który ma mało czasu. Albo oni wszyscy nie mają go za wiele. - W kwestii Opustoszałych… co prawda na razie są to tylko moje opuszczenia oparte na krótkim śledztwie i przesłankach, ale… Opustoszali są dość silni w tym mieście, a my weszliśmy na ich teren. Mają tu swoją organizację i siedzibę i być może rekrutują kolejnych członków. - Healy podrapał się po karku. - I nie są specjalnie zadowoleni z nowych magów innych Tradycji w ich mieście. Nie są może wrodzy, ale daleko im do entuzjazmu. Niemniej jeśli mamy w ogóle umocnić się Lillehammer to należy ich wcielić do naszej fundacji lub przynajmniej nawiązać jak najbardziej przyjazne stosunki z nimi. - "Innych Tradycji"? Wydawało mi się, że Opustoszali to banda Sierot, która się zjednoczyła. - rzucił Klaus - Tak czy inaczej, jeżeli są tu silni to trzeba będzie z nimi być na pozytywnej stopie… bardziej niż z "uniwersalnymi biorcami". - Kwestie bezpiecznej komunikacji wymagają także rozmówienia się w sprawach finansowych. - zerknęła na Jonathana - Chociażby nowe, przystosowane do określonych zadań telefony dla każdego, to już koszt, nawet zakładając sporo wkładu własnego w konstrukcję. - chciała chyba na tym zakończyć, gdy przypomniała sobie jeszcze o czymś - A skoro Inkwizytor ma łatwe dojście do służb miejskich... To będzie pomocne. Wypada w końcu także mieć przynajmniej jakiś wgląd w miasto... a kamer jest dostatek. - wzięła do rąk tablet i zaczęła przyglądać się krytycznie kreującemu się obrazowi geometrycznemu. Gerard skinął z uśmiechem Wirtualnej Adeptce. Tę kwestię mogli później omówić na osobności, ale sam pomysł przypadł mu bardzo do gustu. Hermetyk tylko kiwnął głową. Tymczasem ojciec Adam postanowił zabrać głos. - Kto zechce szukać węzłów? Mógłbym pomóc jeśli kandydatami byłyby nieco mniej przyjemne dzielnice. Pełnię tu rolę bardziej stracha na wróble niż maga - zażartował w dość sztywnym, słabym stylu. - Może najpierw zbudujemy tą sieć i zmapujemy przepływy wolnej kwintesencji? Powinno to ułatwić szukanie węzłów. W innym przypadku… ja nie bardzo mogę pomóc. Brak mi doświadczenia w badaniach… wszelakiego rodzaju.- ocenił Irlandczyk. Klaus uniósł brew kiedy Patrick określił ilość swego doświadczenia w badaniach. Po czym wyjął zza pasa parę gogli, przyglądając się im przez chwilę. - Mogę zająć się poszukiwaniem węzłów. Znam się dostatecznie na manipulacji Metaficznego Eteru… znaczy Kwintesencji, aby odnaleźć dla nas odpowiednie miejsce… - zerknął na siedzącą obok Mervi - I upewnię się, że w pobliżu są dobre pizzerie. Sądzę, jednak, że pomysł Patricka na wymapowanie przepływu kwintesencji przyśpieszy cały proces. - „Wymapowanie” brzmi dobrze. Skoro może to skrócić czas i dać nam stały podgląd na to co określacie jako „ruch Metafizycznego Eteru”. Jak wspomniałem wcześniej chciałbym obejrzeć odbicie okolicy w świecie duchów. Ruchy kwintesencji tam również znajdują swe odbicie. Jeżeli Mistrz Iwan nie będzie mieć nic przeciw memu towarzystwu. Być może zechciałbyś się tam udać z nami? - pytanie Gerard skierował do Klausa po czym dodał: - Może to być dobra okazja do badań. Klaus spojrzał na Chórzystę z drobną konsternacją. - Jeżeli będziecie w stanie mnie tam przetransportować. Niestety nie znam arcanów przebijania Rękawicy. Poza tym przypominam, że zaatakował mnie jakiś duch we śnie… kto wie, czy on tam ciągle nie jest. Mistrz Iwan delikatnie zmarszczył czoło. - Tego typu ekspedycja nie należy do najbezpieczniejszych działań. Jeśli miałaby dojść do skutku, potrzeba nam dobrych przygotowań. Dodatkowo wolałbym jednak otwierać portal w okolicy węzła, zatem odszukanie go do tego czasu byłoby wskazane. Jednakże ekspedycja nie może czekać - dominikanin zamyślił się - za dwa, trzy dni byłbym w stanie poczynić przygotowania z mej strony. - Walerio - nagle zaczął mistrz Jonathan - na ile miałaś kontakt z wilkołakami? Oraz na ile dobrze czujesz się w poszukiwaniach historycznych? Jeśli jesteśmy przy sprawach węzłów, dobrze byłoby zbadać bardziej dzikie okolice miasta. Sprawdzić miejsca dawnych bitew, budynków oraz upewnić się czy nie ma w okolicy zmiennokształtnych. Na wzmiankę o zmiennokształtnych Gerard odwrócił się gwałtownie i obserwował reakcję Walerii. - Po prawdzie nie miałam okazji jeszcze żadnego spotkać osobiście - odpowiedziała płynnie - wiem jednak o nich to i owo… Jeśli chodzi o poszukiwania historyczne - jej oczy aż rozbłysły - to jest coś w czym czuję się dobrze i co potrafię robić. Chętnie się tego podejmę. Mam szukać czegoś konkretnego w historii tych okolic to znaczy poza wampirami, wilkołakami, dawnymi bitwami i źródłami kwintesencji? - Sądzę, że wystarczą typowe stygmaty mogące być przesłankami do istnienia węzła - odpowiedział Jonathan - skrzyżowania traktów, miejsca kultu czy nawet szczególne warunki geologiczne, acz, o ile wiem, to kryterium jest bardziej owocne na wschodzie. Sądzę, że pomogę ci w tym zadaniu… - hermetyk zawahał się - wraz z Mervi? Waleria spojrzała na blondynkę spode łba , nie odezwała się jednak ani słowem. Mervi również spojrzała na Walerię... ale jej wzrok wyrażał raczej zasmucenie sytuacją. - Nie wiem czy to dobre połączenie. - odparła ze smutkiem do Jonathana - Wyczuwam jakiś butt-hurt resonance, odkąd wspomniane zostało moje imię. Verbena uśmiechnęła się w geście idealnie pokrywającym targające nią uczucia. - Ależ Mervi myślę, że powinniśmy współpracować dla dobra nowo zakładanej fundacji. Nie musimy się lubić, jeśli będziemy potrafiły efektywnie współpracować… chyba, że będziesz źle się z tym czuła, wtedy zrozumiem. - po czym skończyła w myślach “wszyscy zrozumieją że nie chcesz niczego poświęcić dla naszej fundacji”. Mervi spojrzała z wyraźnym rozbawieniem na Walerię. - Szczęśliwie już cię nie lubię. - uśmiechnęła się błogo - Jedna rzecz mniej. Tomas spojrzał na obie kobiety… jakoś dziwnie. Na jego w zasadzie beznamiętnym obliczu malowała się trudna do rozczytania emocja. Inkwizytorowi oraz Patrickowi wydawało się, że jest to jakiś rodzaj smutnego rozbawienia. Klaus był pewny, że jest w tym więcej smutku. - Idealne połączenie Jonathanie - eutanatos zwrócił się do hermetyka szczerze - nie sądziłem, że masz aż takie zapędy pedagogiczne. - Raczej treserskie… - hermetyk ugryzł się w język. Technomantka spojrzała na Jonathana. Obejrzała jego sylwetkę szybko, coś prawdopodobnie zaczęła wyliczać, spojrzała jeszcze raz na hermetyka i... uśmiechnęła się do niego. Po tym geście znowu zaczęła czegoś szukać w liczbach w komputerze, najwyraźniej mających przekład na bryły wyświetlone na tablecie. Klaus postanowił się dalej nie wtrącać do rozmowy. Wysłał tylko SMS do Mervi i Patricka, że chciałby z nimi jeszcze coś obmówić po zebraniu… po czym wrócił do stanu wejściowego, wpatrywania się w światło. Irlandczyk milczał skupiony na rozmowie jaka toczyła się przed nim. Nie zabierał głosu, ale skinął głową Klausowi, gdy już odebrał SMSa. Ojciec Iwan rozejrzał się po zebranych. Lekko westchnął. - Prosiłbym aby wszystkie omówione sprawy rozpocząć z jak najwyższym priorytetem i jak najprędzej przekazać reszcie fundacji informacje. Szczególnie ważna jest kwestia węzłów, a osobiście bardzo niepokoją mnie kwestie wampirze. Sądzę, że powinniśmy skontaktować się z tutejszym księciem… - Tytuł przywódcy jednego z wampirzych ugrupowań - odpowiedział Tomas. - ...chociaż w ramach chłodnej wymiany uprzejmości. Jak tylko Waleria zbliży się do tego celu, ustalimy delegację pod moim przywództwem. Ktoś chciałby coś dodać? - Tak. Słaby, świszczący głos należał do mistrz Einara. Hermetyk lekko rozprostował się na siedzisku. Oczy miał zmęczone. Trudno rzecz czy to kwestia obrad czy późnej pory, wszak narada trwała naprawdę długo. - Proszę o azyl - powiedział gorzko. Zabolała hermetycyka duma. Jasne było, iż w innych okolicznościach staruszek rościły by pretensje za to co się wydarzyło. Lecz co innego mógł uczynić? Mając na barkach ucznia w stanie ciszy, samemu niosąc na barkach ciężar tragedii oraz niewiele tylko lżejszy ładunek paradoksu wielu przeżytych lat, nie mógł pozwolić sobie na podróż konwencjonalną. Inne sposoby wymagały przygotowań. - Oczywiście, mistrzu - odpowiedział Iwan lekko kłaniając się, jakby starając się delikatnie - osłodzić gorycz starego człowieka. - Wiem że to może nie jest właściwy czas… zwłaszcza, że tak poważne sprawy żeśmy omówili. A i nastrój jest… taki bardzo… no wiecie...- Patrick wstał powoli i rozejrzawszy się po zgromadzonych przy stole magach.- Ale… wkrótce się skończę urządzać w moim nowym domu i wtedy… chciałbym urządzić parapetówkę. Nic specjalnie wyszukanego. Trochę przekąsek i piwo, muzyka klasyczna co by nie urazić niczyich gustów. Ot, takie przyjątko z klasą i bez spiny i… dobry czas na zwykłe rozmowy, co by się lepiej poznać i zrozumieć nawzajem. Żadnych poważnych tematów i polityki na tej imprezie nie przewiduję. I oczywiście wszyscy możecie czuć się zaproszeni. Termin wraz z adresem prześlę wkrótce. - Sądzę, że to właściwy czas - odpowiedział Iwan z łagodnym, w pewien sposób nawet sympatycznym uśmiechem - nie jesteśmy tutaj wszak w wojsku czy korporacji, a w gronie przyjaciół. I z taką myślą przewodnią chciałbym zakończyć naradę. Jeśli ktoś potrzebuje dziś tego miejsca lub po prostu chcecie miło spędzić czas, przyległości parafialne są do waszej dyspozycji.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |
27-08-2018, 02:36 | #36 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 28-08-2018 o 12:22. |
28-08-2018, 12:13 | #37 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mother always said: Don't lose! |
10-09-2018, 20:26 | #38 | |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 10-09-2018 o 20:28. | |
10-09-2018, 21:12 | #39 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |
11-09-2018, 12:14 | #40 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |