Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2019, 19:40   #31
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Rysiek potrzebował czasu. Zanim zadzwonił do Córki Ognistej Wrony było już wpół do czwartej. Brak snu zaczynał się dawać jej we znaki. Spotkali się poza miastem. W strefie przemysłowej Gądki wielka ciężarówka spotkała się z czarnym busem i trzema autami osobowymi. Marek poświęcił czas na tworzenie legendy. Poszukiwania rzekomo przenosiły się do umbry. Mobilna baza miała zostać odcięta na trzy tygodnie, lub do wykonania zadania. Rychu dał Córce Ognistej Wrony kluczyki od granatowego Passata.

- W bagażniku jest ciało typa z trzygłowym smokiem na klacie. Obrany ze skóry.
- Dzięki. Pogadamy chwilę? - Zenia zrobiła zapraszający gest w kierunku siedzenia pasażera Passata - jest trochę do omówienia.
Ostentacyjnie spojrzał na zegarek.
- W zasadzie co innego miałbym robić? Spać? Chodźmy - wszedł do auta.
- Widzę nowe ciuchy. Wybacz, za tamte. Nie miałem nic innego na szybko z takim rozstrzałem numerowym.
- Spoko. Myślę, ze można to wykorzystać w tym co mam do przekazania.
Sonia odwróciła się twarzą ku Alfie i zaczęła opowiadać tę samą wersję co Czarnemu i Zaarowi.

- I tu wchodzi kwestia ortalionów. Możemy się o nie pokłócić…- Zakończyła krzywo. Obserwowała Rycha.
Słuchał i kiwał głową.

- Zrobiliśmy wypad na Słowację. Dzikie Serce szukała tam krewniaków. No. Znaleźliśmy jakieś szczeniaki, które próbowały zająć niszę po ślepym i jego bandzie. Z waszymi mamy dziesięć skór. - powiedział ignorując wcześniejsza wstawkę o ortalionach.

Nie od dziś wiadomym było, że Wrona i ahrouni nie dzielili wspólnego poczucia humoru.
- No to masz Magdę i Renię. Zbieraj krewniaków i innych tancerzy przy pomocy szamanek.
Nie szalej za bardzo z rytuałami, bo zwrócisz uwagę Spiral. Teraz gdy Minotaur przepadł jest to szczególnie ważne. Pentex nie może dostać w łapy rytuału, Rychu. Ok?
- Spokojnie. Może nie wyglądam, ale umiem zarządzać zasobami. Powiedz mi tylko… skoro Smok jest po stronie Żmija… i Minotaur… to co my robimy w sepcie Gajan?
- Trzymacie rękę na pulsie - uśmiechnęła się Żenia - a Smok jest po stronie Smoka. Nie zapominaj o tym. Nie zapominaj, że ani dla jednych ani dla drugich nie jesteśmy wygodni. Ucz się ile się da i ucz innych. Jeśli wszystko pójdzie jak planuję ze Spiralami, to wataha Smoka będzie trzecią siłą na szachownicy. - Żeńka zajrzała w oczy finansisty.
- Czy ty czasem nie zapominasz kim jestem? Handlowałem kiedy ty miałaś dziesięć lat. Spokojnie. Naprawdę nie spierdolę raz danej szansy. Choćby po to, żeby Harada trafił szlag.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie zapominam. Ale inni mogą. A zostajesz sam. Będą próbować wykorzystać “ zdradę” przeciwko wataże. Jeśli dasz się sprowokować to zostanie Dzikie serce i dwie szamanki. Nie utrzymają fortu, nie są od planowania. Poza tym, to ty jesteś ogniwem spajającym. Czarny cię lubi. No i zostaje Wojtek. Ktoś musi się nim zaopiekować.
- Wojtek przeżyje nas wszystkich. A Czarny… - zmierzył wzrokiem dziewczynę w za dużym mundurze na miejscu kierowcy. - Odnoszę wrażenie, że Czarny szanuje tylko tych, którzy mieli odwagę mu się postawić. I na przykład nie pomagać w przewrocie w Irlandii.

Sonia wyszczerzyła się.
- Mało kto podskakuje Alfom, a jeszcze mniej Alfie Alf. - puściła znacząco oko.
- Z kim przestajesz, takim się stajesz - również on mrugnął.
- No to będzie z ciebie świetlisty rycerz Gai - Żeńka klepnęła lekko ramię Alfy. - zostawię Ci kleiva. Będziesz wiedział co i jak.
- Dobra, dobra - przerwał jej - powiedz lepiej po jakim sygnale wyrwać cię stamtąd.
- Stawiam, że po tym gdy ubije Grashoka, Marek obróci się przeciw mnie. Umówiliśmy się, że da mi wybór dołączyć lub odejść. W rzeczywistości opcja odejścia jest zerowa, albo bliska zeru. Dlatego potrzebuję Ciebie i armii tancerzy. Łatwo jest się pozbyć jednej osoby. Gorzej gdy za nią stoi licząca się siła. Szczególnie, gdy ta osoba to córka Yurija Konietzko. - Żenia końcową część mówiła niemal szeptem.
- Coś mi mówi, że wymyśliłaś największy trik Ragabasza w historii. Co? - wygiął lekko głowę. Nie potraktował poważnie wzmianki o córce Konietzki.

- Możliwe. - uśmiechnęła się dziewczyna - Ale gdy zrobi się głośno na Ukrainie, możesz ruszać nad Prypeć. Aha, Czarny nie wie o planach dla watahy. Lepiej… trzymać go z dala do czasu gdy będziesz gotów.
- Jasne. Wszystko wiem. To co? Konflikt? Ciężarówkę zostawiacie? Czy zabieracie na Ukrainę?
- Zabieramy. Teraz jedziemy na Okinawę, brat leci do Stanów. Potem na wschód. Konflikt. Chociaż nie wiem o co. W końcu nie ma mniej konfliktowej osoby niż ja. Spytaj Harada.
*- To co, ja wychodzę. Wy zwijacie się ciężarówką, ty wbijasz mi jakiś srebrny sztylet w nerkę, my do ciebie strzelamy i potem spotykamy się na Ukrainie. Tak? - tym razem on patrzył wyczekująco, czy na pewno go zrozumiała.
- Taaa. Tylko trzaśnij drzwiami i ryknij Alfowsko. Passata zostawię przy drodze jakieś sto kilometrów. Ok?
- Jasne. Jeśli masz w nim zostawić zwłoki, to weź go spal.
- Ok. Do zobaczenia zatem. - Żeńka uśmiechnęła się tym razem normalnie, zwyczajnie, po dziewczęcemu.

I sięgnęła po plecak by wyciągnąć kleiv. Tymczasem Rychu otworzył drzwi i ruszył. Po kilku krokach odwrócił się, wymierzył w drzwi palcem wskazującym i krzyknął:
- To kurwa ostatni raz gdy sprzątam twoje brudy! Przeginasz! - Ruszył dalej w stronę stojących w kółku krewniaków. Jeden z nich poczęstował go papierosem.

Tymczasem Żenia puknęła w słuchawkę bluetootha i warknęła jedynie:
- Ruszajcie. Już!

Sama odpaliła silnik Passata i poturlała się niewielki kawałek w stronę ciężarówki.
Zatrzymała się z uruchomionym silnikiem i wysiadła, sztylet chowając w rękawie.
- Rychu… - krzyknęła ugodowo próbując zwrócić uwagę i niby odciągnąć go od reszty - … przemyślałam…

Wrona Zbliżyła się kilka kroków podświetlana od tyłu lampami auta.
- No kurwa - powiedział równie ugodowo i ruszył powolnym krokiem w stronę Żeni wyrzucając peta.
Ciężarówka zniknęła za wjazdem na parking. Pozostali krewniacy stali w kole i dopalali swoje papierosy.

- Przemyślałam i doszłam do wniosku, że cię kurwa posrało - warknęła Żenia dopadając susem mężczyzny i waląc w twarz by się odwrócił w miejscu. Najtrudniejsze było wyhamować pięść i zadać cios niecelnie na tyle by wyglądało na pecha. I na tyle celnie by wyglądało wiarygodnie. Kilkanaście centymetrów na ciele ruchomego celu to nie urwanie łba z kręgosłupem.
Ostrze wysunięte jednym ruchem nadgarstka, instynktowne obliczenie miejsca tuż nad nerką i smoczy kleiv błyskający w świetle reflektorów:
- Jesteś kurwa wart Harada.

- O ty kurwa - powiedział i zaczął zmieniać się w wielką bestię. Dokładnie tak, jak kilka godzin wcześniej próbował Mike Smoczy Gniew. Tyle, że wtedy nie miała w dłoni kleiva.
- Taaaa...
Sonia wbiła fetysz. Od długiego czasu nie walczyła bronią inną niż Nahajka. To było dziwne jak łatwo jej to przychodziło. Nie czekają na reakcję odskoczyła i rzuciła się do samochodu.
Zrobiła to z nadludzką szybkością. W lusterku obserwowała jak bestia padła, a mężczyźni natychmiast rzucali się, żeby mu pomóc. Jeden wyciągnął pistolet i strzelił w Passata, ale był już zbyt daleko.

“Mam nadzieje, ze przezyje. Szkoda by było tracić plan B już na starcie…”

Wcisnęła gaz, by pogonić ciężarówkę.
- Spotkamy się za godzinę. Upewnię się, że nie mamy ogona i dołączę. - nadała Maksimowi przez słuchawkę.

Na to co planowała dalej, nie chciała mieć świadków. Nie wiedziała czy się odważy, zatrzymując auto w przydrożnym lasku i wygaszając światła auta.

Rozejrzała się uważnie otwierając bagażnik. Zmieniła formę rosnąć i nabierając masy. Większa kobieta wciągnęła kilka razy głęboko powietrze upewniając się, że w okolicy nie ma nikogo. Po czym rozebrała się do naga i otworzyła bagażnik. Zanim zdążyła spojrzeć do środka zmieniła formę i pozwoliła czarnej waderze przejąć stery. Wspięła się na tylne łapy i zajrzała odsłaniając kły.

„Myślisz, że fakt, że zmieniłaś się w wilka powoduje, że zjadając go jesteś bardziej ludzka?”

“Nie wiem. Ale nie wyobrażam sobie zjadać go inaczej. Nic z tego nie jest ludzkie. On nie jest człowiekiem. Ja nie byłam człowiekiem dla niego. Ani Maks.”

W bagażniku leżała sylwetka, którą trudno było uznać za ludzką. Bez skóry, bez głowy, w pozycji embrionalnej…

Smak mięsa wilkołaka był dziwny. Z jednej strony smaczny. Z drugiej cały czas miała pewien opór. Opór, którego nie podzielała jej prywatna Zmora.

„W móżdżku jest dużo składników odżywczych”

Tym razem była świadoma cały czas. Nie jak wtedy przy żarptaku. Albo jak przy rozdymce. Teraz wciągała kawałek po kawałku, a Zmora próbowała z dużym trudem wyciągać informacje.

„No proszę. Pamiętasz jeszcze jak chciałaś świecić jak Wałach?”

Z trudem radziła sobie z powstrzymaniem odruchu wymiotnego.

„Cienie… więcej cieni…”
Wypełniały ją i wchłaniały się niczym Zmora i tatuaż. I wtedy się zaczęło. Zawroty głowy.

„Trzymaj się Sonia! Będziesz się teraz leczyć jak ta lala”

Faktycznie na moment poczuła się lepiej. W bagażniku zostały prawie same kości.

„Jesteś tym co jesz? Tak? Czy nie?”

Do dziewczyny dotarło w jaką spiralę wpadła. Zyskiwała coraz więcej mocy. Ale czy były tego warte?

“ Bktho, weź niepierdol…”
Żenia wciągała wdech za wdechem.
“... to nie ma nic wspólnego z istnieniem.”
To co zrobiła było zemstą ostateczną. Unicestwieniem. Wrzuceniem w niepamięć i wymazaniem z kart historii.
Karą.
Dla siebie bo pozwoliła sobie na błąd.
Dla Mike’a bo zrobił to samo, próbując ją wykiwać.
Żenia zdała sobie sprawę, że nawet dla Nahajki jest zagadką.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 15-04-2019 o 07:50.
corax jest offline  
Stary 25-04-2019, 11:17   #32
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
W końcu dotarła do Marka i Maksima. Spóźniona. Ale obaj mężczyźni na nią czekali i nie zadawali zbędnych pytań. Marek wymienił się z Żenią numerami, żeby mogli tym razem odnaleźć się łatwiej. Ciężarówkę zaparkowali w lesie. Chłopaki wyciągnęli z niej jakąś formę kamuflażu przeciwlotniczego i okryli całość. Po około godzinie ciężarówka wyglądała jak kępa krzaków. Zapas broni i sprzętu po który mieli wrócić przed wyprawą na Ukrainę.

Potem się rozstali. Marek wziął Volkswagena i podwiózł ich nad jakąś rzeczkę. Pożegnali się. Oboje mieli nadzieję się jeszcze spotkać. Wysłał też siostrze zdjęcie poszukiwanego. Teraz nikt z nich nie miał już dostępu do niuchacza. Zdjęcie mogło nie być aktualne, bo nie widzieli się od kilku lat, ale dawało pewne wyobrażenie kolegi z wojska brata.


Piętnaście minut później w świetle zachodzącego słońca Maksim wiosłował ich małą łódką wewnątrz portu w Naha, na wyspie Okinawa.

Mieli zamiar jeszcze tej samej nocy zameldować się w hotelu, w którym podobno Niuchacz zlokalizował poprzedniej nocy Volkova.

Kwestia dokumentów zaczynała być jednak paląca.
Trzeba było załatwić je szybko.

Tymczasem trzeba było namierzyć i Olega. W tym samym hotelu Żenia dokonała kilku zakupów ciuchowych i namierzyła samotnego mężczyznę by zamiast meldowania się użyć pionka i … zamieszkać w jego pokoju. Rozdzielili się z Maksem by z hallu hotelowego poobserwować przewijających się głości.

Hotel okazał się nastawiony na klienta europejskiego. Nawet obsługa zdecydowanie częściej miała kaukaskie rysy twarzy zamiast charakterystycznych azjatyckich skosów.

Większość hotelowych gości było w podróżach biznesowych. Sonia dość szybko znalazła jednego Niemca, do którego dołączyła w trakcie kolacji.
Dała się zaprosić do pokoju. Tam ze swoją zmorą ogłuszyła go i zaprosiła Maksima. Mężczyzna został związany. Nazywał się Heinrich Gruber. Maksim pożyczył jego dokumenty i twarz z pomocą kamienia kameleona. Mając już legalną tożsamość wynajęli sobie Mercedesa. Obserwacje Hallu prowadzili na przemian. Zmieniając również twarze. Choć poniedziałek nie przyniósł żadnego efektu, to nie tracili nadziei. Marek wysłał tylko jedną wiadomość o treści „lecę”. Cóż, zdolności Maksima pozwalały im podróżować nieporównywalnie szybciej niż dreamlinery.

Wtorek też nie przyniósł efektów. Przynajmniej nie do południa.

Żenia korzystając z okazji i “wolnego czasu” czyniła dalsze plany. Przed ruszeniem na Rosję i Ukrainę, musiała rozmówić się z Hakakenem i Minotaurem. Dwoma sprzymierzeńcami Smoka. Gdyby wprowadzić zamieszanie w Malfeasie między incarna a tym trio, to czy byłoby to korzystne czy nie. Czy korzyści przeważyłyby minusy? Tancerze Spiral nie mogli wpaść w łapy Spiral. Nie na zasadach dowolności. To musiało być zaplanowane, a sami Tancerze Skór mieć silną pozycję. Dlatego chciała pomówić z Minotaurem. Z Hakakenem chciała dogadać się w kwestii przymierza. Skoro Hakaken wciąż siedział w Toruniu to na czymś mu zależało. Gdyby chciał stare miejsce mocy to coś by nakazywał szczurom. Tymczasem wygladało to raczej jakby to nie sam stary caern był celem incarny...

Monitorowała gazety i wiadomości z Watykanu. Sprawdzała dark net w poszukiwaniu śladów Shinzou. Obmyślała jak ugryźć Olega...i czy da radę być spiralą?

W poniedziałek wieczorem Żenia poprosiła Maksima by sprawdził umbrę i jesli da radę ustawił i tam czujki. Sama dziewczyna zdecydowała się na znalezienie dostępu do pomieszczeń ochrony i sprawdzenia monitoringu. Chciała sprawdzić, kiedy ostatnio pojawił się Oleg i w którym pokoju się meldował. Kamień Czarnego był używany niczym gorące bułeczki.

Doświadczona włamywaczka nie miała żadnego problemu z dostaniem się do pomieszczeń ochrony. Oleg Volkov nie meldował się nigdy w hotelu. Nawet przez chwilę nie zakładała, że go znajdzie. Przeglądała natomiast nagrania z monitoringu z niedzieli w nocy, to znaczy z poniedziałkowego ranka. I znalazła. Zdała sobie sprawę, że mogliby mieć problem z rozpoznaniem go.



Wyglądał jak bezdomny, a nie jak oficer armii Rosyjskiej. Nagrania monitoringu pokazywały jak spotykał się z jakąś kobietą. Azjatka, bardzo wysoka jak na tę nację. Ubrana w nienaganną białą koszulę i kremową garsonkę. Wspólnie jedli śniadanie. Choć Żenia jak na wybitną specjalistkę w sprawie jedzenia przystało zauważyła, że korpoazjatka nie zjadła ani kęsa. Zamiast tego pokazywała coś na tablecie Volkovowi. Zbliżenie kamery nie pozwalało dokładnie wczytać się w treść tego, co wyświetlała. Wyglądało to jak jakaś aplikacja z wykresami. Konto bankowe? Wyniki badań nad GLS? Sonia Konietzko mogła się tylko domyślać. Samo spotkanie trwało od 8:39 do 9:41. Zakończył je Volkov wstając od stołu, kłaniając się azjatycką modą i wychodząc z hotelu. Kobieta zaś wstała i ruszyła do windy.

Była zakwaterowana w pokoju 726 na 7 piętrze. Dwójka do samodzielnego zamieszkania. Klasa biznes. Wpisana w rejestr gości jako Suzuka Kobayashi. Płatnik faktury: Shinzou.

“Robi się gęsto.”

Nie przejmując się ogłuszonym strażnikiem ruszyła w stronę ich pokoju i Maksima. Ledwie nacisnęła klamkę a on zerwał się i stanął tuż przy niej.
- Duchy chcą, żebyśmy udali się do Fukushūen. Tam możemy znaleźć ślad po Olegu. Są dość niespokojne. Ale musielibyśmy ruszać natychmiast.

“Eee… myślisz, że Shinzou może się zmyć zanim wrócimy?”
- Hmmm…. - Żenia zadarła głowę by spojrzeć na Maksima - jesteś pewien, że nie jest to pułapka? Ta azjatka wyglądała jak wampir. Czemu duchy są niespokojne?

Żeńka chciała wierzyć Smokowi. Jedyną przeszkodą było… zaufanie. Czy ufała Maksimowi w “akcji”? On sam niedawno przyznał, że jej nie dowierza. Wydawał się być zgrany z Markiem. Czy był zgrany i z nią?
Pokiwał głową nie rozumiejąc.
- Jaka azjatka? Są niespokojne przez nas i przez Olega. Wszyscy zostawiamy za sobą specyficzny ślad. I nie. Nie mam pewności, że to nie pułapka.
Wpatrywał się w dziewczynę.

- Oleg spotkał się z azjatką, jakaś korpodżaga z Shinzou. Ma tutaj pokój. Spotkała się z Volkovem.
Żenia sięgnęła po telefon i wrzuciła w mapy podane przez Maksa miejsce.
Był to najwyraźniej jakiś rodzaj parku otwarty dla zwiedzających od 9 do 18. I znajdował się półtorej godziny od ich hotelu. Pewnie mniej, gdyby nie było korków.
- No to chodźmy ją wyciągnąć i przesłuchać. Duchy nie mają aż takiego znaczenia - powiedział jej prywatny szaman.
- Smoku, rozwalasz mnie - Wrona ściągnęła brwi uśmiechając się - Kto jak kto ale szamanem jesteś ty. Duchy chyba powinny być dość istotne? Chodźmy…

Żenia ruszyła ku wyjściu zgarniając plecak i swoje graty.

Po drodze do Mercedesa zahaczyła kilka sklepów hotelowych i zrobiła kilka zamówień z dostawą do różnych pokoi. Wszystko na imię i numer pokoju azjatki.
Wszystko było usprawnione dzięki elektronice i każdorazowo proszono ją o przyłożenie zbliżeniowo klucza od pokoju 726… jak się okazało w tym hotelu nie było opcji zdobycia dostępu do klucza zapasowego czy klucza pozwalającego obsłudze na dostęp do pomieszczeń zajętych przez gości. Żenia zrezygnowała zatem ze straty czasu i deaktywując działanie fetysza ruszyła na parking.
Ruszyła do parku z piskiem opon…, wyjechała na główną ulicę i… stanęła w korku. Maksim zaczął przerzucać stacje radiowe. W końcu zatrzymał się na jakiejś elektronicznej muzyce. Nie było to coś przyjemnego, ale nie zawierało w sobie japońskich wokalistów i na swój sposób dawało odpocząć.

Do parku dotarli po dwóch godzinach. Była siedemnasta.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 25-04-2019 o 11:20.
corax jest offline  
Stary 26-04-2019, 10:41   #33
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację





- I co teraz mówią duchy? - Żenia uruchomiła wyczuwanie Żmija, w próbie namierzenia Volkova.
- Chodź tam - wskazał daszek na wzniesieniu i ruszył nie czekając na dziewczynę.
Na szczycie była grupa ludzi. W sumie siedmioro. Azjaci. Ubrani w kimona. Siedzieli równo i medytowali. Nikt nie zareagował na przybycie dwójki europejczyków. Maksim w swoich okularach rozejrzał się spokojnie.
- Duchy tutaj są silne. Niespokojne. I chyba też nieprzyjazne wobec nas.
“To się wykazał. Nieźle stary. Idź odpocznij.” podsumowała Zmora w głowie Żenii, po czym zaczęła mówić dalej.
“To jest jakieś miejsce mocy. Coś jak Caern. Ale większe, dlatego rezonuje inaczej niż ten pod Poznaniem. I też ma swoich strażników. Strażników, którzy czują mnie… ale… dziwne… Oni zdają się bardziej nie tolerować jego niż nas.”
“Rany. Po raz pierwszy jesteś tolerowanym dodatkiem?” Zakpiła Wrona “ myślisz, ze to te jego wszczepy i urok robocopa? Zastanawiam się, jak się rozpoznaje strażników. Te medytujące ludki to strażnicy? Tak o, w szczerym polu? Warto by się może jakoś przedstawić tylko komu.
Maksim ją wyprzedził. Z urokiem lodołamacza ruszył przełamywać lody. Odchrząknął przerywając skutecznie medytację.
- Sempai - powiedział w stronę mężczyzny siedzącego twarzą w stronę pozostałych. Ten dziwny człowiek pozbawiony włosów na głowie, ale obdarzony dwoma sumiastymi wąsami otworzył oczy. Coś wymruczał pod nosem, a wtedy wszyscy jakby się rozbudzili. Rozejrzeli się i zaczęli wstawać. Maksim postąpił krok do przodu, a medytujący zaczęli formować koło wokół nich. Wielkolud rozłożył ręce i zdjął okulary.
- Przychodzimy w pokoju - powiedział po angielsku.
- Czego chcesz? I czym jesteś? -Odpowiedział pytaniami przewodzący medytacji.
- Jestem wędrowcem bez swojego klucza - powiedział jedynie Maksim..
- Tak się składa, że klucz trzyma się dość blisko - Żenia przepchnęła się nieco do przodu by stanąć zaledwie o ramię przed Szklanym Smokiem w dość jednoznacznie opiekuńczo- ochronnym geście.
- Zatem skłamałeś by tu wejść, a twój klucz jest poświęcony ciemności - powiedział mnich i westchnął.
- Nie unikniesz kary. Jak brzmią wasze imiona?
- Maksim Dragan Bondar - wypalił bez wahania.
- Nie to. To prawdziwe. Smocze - ciągnął mnich.
- Eee… - wielkolud podrapał się po głowie.
- Nikt niczemu nie jest poświęcony to raz. Dwa nie chcemy naruszać spokoju tego caernu. Jestem Córka Ognistej Wrony, ragabash z plemienia Panów Cienia, uczennica Szpona Cieni, szamana Septu Słońca w Polsce. A to mój towarzysz, Szklany Smok, Zarad, Złotołuski. Szukamy kogoś i duchy skierowały nas tutaj.
- Człowiek wilk musi mówić w twoim imieniu. Żałosne. Zatem Zarad. Makara. Strumień powietrza.
Ciężko było powiedzieć, czy mnich mówi do siebie, czy nadal do nich.
- Od obojga z was czuję śmierć i zniszczenie. Dlatego sądzę, że jesteście poświęceni ciemności. Tak jak ten wilkołak, który tutaj był dwa dni temu. Ty, Szklany Smoku bez imienia… nie powinieneś wiązać się z człowiekiem-wilkiem. Ale wszystko wskazuje, że ma ona więcej rozsądku niż ty.
“A to nowość. “ skwitowała do zmory Wrona. “ Z drugiej strony, nikt jeszcze nie wrzeszczy “ Żenia, kurwa! Może to ma jakiś związek?”
- Imiona to rzecz nabyta i złudna. Można je tracić, zdobywać i zmieniać. Lub nie podawać gdy się tego nie chce. - Żenia mruknęła do mnichów - To właśnie tego wilkołaka szukamy. Czy pomożecie nam, szanowni bezimienni? - dodała z pytającym uśmieszkiem na twarzy i chochlikami rozbawienia w oczach Wrona.
Wtedy mnich wyprowadził cios. Na odlew lewą dłonią. Wprost w twarz dziewczyny. Ale nie był dośc szybki, żeby zaskoczyć wilkołaczkę. Dłoń przeleciała przed jej twarzą gdy zrobiła unik. Zobaczyła tylko jak zaciska pięść. I zęby.
Po czym zza zaciśniętej szczęki dobiegło.
- Każdy ma tylko jedno imię. A Makara powinni mieć smocze imię. Tak jak Zhong Lung. Jeśli on nie ma imienia, nie jest jednym z nich. Jego obecność tutaj jest obrazą. Dlatego opuścicie jeszcze dziś Okinawę. Macie czas do zachodu słońca.
Odwrócił się plecami do wilkołaczki. Jakby ignorował fakt, że urażona duma może teraz wbić mu nóż w plecy.
- Tamten wilkołak wypłynął dziś rano statkiem na morze. Jeśli się postaracie, to go dogonicie. Wraca do siebie. Do Rosji. Choć najpierw chce coś dograć ze sługami Architekta. Ale tak jest złożony świat. Zło i dobro ściera się ze sobą. A najważniejsza jest równowaga. Dlatego daje wam te informacje, choć myślę, że stoicie po stronie zła.

- Dziękuję za informację. Za całą resztę? Może kiedyś. Dla mnie obrazą dla świętych miejsc mocy jest próba pobicia gości, których się wpuściło na własne zaproszenie. I nie przedstawienie się choć wymagają tego zwyczaje. Ale skoro wymieniamy się informacjami i lekcjami w duchu pokojowych uprzejmości to i ja udzielę i jednej i drugiej. Nie należy oceniać książki po okładce. A skoro służycie równowadze, to warto poszukać sprzymierzeńców, nawet jeśli nietypowych. Mój nauczyciel z pewnością byłby skłonny do nawiązania współpracy w celu połączenia sił w celu zachowania równowagi. Sam przewodzi wielu plemionom z największego caernu w Europie.

Żenia rozejrzała się po otaczających ich mnichach czekając aż ich wypuszczą z kręgu.

Mnisi i mniszki, bo wśród łysych postaci były też dwie kobiety, rozzstąpili się wypuszczając parę z kręgu.

- Wilkołaki z zachodu pokazały co potrafią. Nie weźmiemy udziału w kolejnej Wojnie Gniewu. Ja nazywam się Li, ale jeszcze nie zrodził się wilkołak godzien znać me smocze imię. Statek nazywa się Gwiazda Północy. W porcie powinniście znaleźć informacje na temat jego kursu.

- Wojna Gniewu… - Żenia pokręciła głową -... była wieki temu. Teraz zaś równowaga jest zachwiana. Wiesz to, czujesz. Ostatnio nawet bardziej niż dotąd. Jesteś pamięcią Gai, Li. Ale żyjąc jedynie jej wspomnieniami, nie pomagasz równowadze. - Żenia posmutniała wyraźnie przy kwestii wspomnień i położyła dłoń na wielkim ramieniu Maksima - wilkołaki zachodu staną do walki o przywrócenie balansu. Może nasze ścieżki skrzyżują się raz jeszcze kiedyś. I wspólnie stworzymy nowe wspomnienia.

- Tak działa koło dziejów. Ruszycie do walki. Ziemia spłonie. A ze zgliszczy odrodzą się dawni królowie. Wszystko ma swój cel. Tak jak twoja zmora, która niesie śmierć. Ale to nie cel się liczy, ale droga jaką do niego zmierzamy. - Powiedział mnich tonem nauczyciela.

- Dla mnie nadal brzmi jak cel. - Żeńka mrugnęła w kierunku strażników - Poczekacie, aż się świat wybije i znowu będziecie na szczycie. No chyba, że wcześniej Architekt zdigitalizuje i was i wasze dzieci i wasze DNA. Bo to jest obecna droga Shinzou, szukającego sposobu na kontrolę i nas i was. No ale to wasz wybór. Dzięki za rozmowę. - Żenia straciła zainteresowanie i cierpliwość. Gwiazda Północy czekała na przechwycenie. - Jakbyś jednak zmienił zdanie to mój numer jest tutaj.
Na skrawku papieru naskrobała numer obecnego telefonu i położyła na kamieniu.
- Idziemy, Smoku. - mruknęła do Dragana.
Podał jej rękę i ruszyli do wyjścia z ogrodu. On ewidentnie odczuwał ulgę, że opuszcza to miejsce. Nikt nie ruszył za nimi. Nikt nawet nie odprowadzał ich spojrzeniem. Gdy wychodzili to ogród był już zamykany dla zwiedzających. Słońce niedługo miało zajść. GPS wskazywał już niecałą godzinę do hotelu. Nieco ponad półtorej do portu.

***


- Moje wspomnienia też mnie nie akceptują. Czują, że jestem inny. Jak te jaszczurołaki tutaj. Mówił, że jestem Makara. Strumień powietrza. Ale ja mam je wszystkie. Mam w sobie cztery strumienie. Cztery wodospady. Myślałem, że uwierzy, że jestem Wędrowcem. Tak określamy… określają - poprawił się wsiadając do Mercedesa - kogoś, kto wędruje między kluczami i wymienia się wspomnieniami. Eh, takie dni przypominają mi jak bardzo jestem nieludzki.
Po tych słowach Dragan zawiesił się i patrzył w lusterko.

- Dlaczego musisz być „ludzki”? I co to znaczy dla Ciebie być ludzkim? Tamten był bardziej ludzki i był dupkiem. Może zamiast tego poszukamy Ci Smoczego imienia? A ja pomogę ci trochę z dyplomacją? - dłoń Żeni uspokająco gładziła potężne męskie udo.
Położył dłoń na jej dłoni, ale nic nie powiedział.

***


Kierowali się wprost do portu. Nie mieli czasu na zatarcie śladów w hotelu do którego mieli już nie wrócić. Nie pierwszy raz działali pod wpływem chwili. Na szczęście ona jak zwykle miała swój plecaczek z całym dobytkiem. On niczego nie potrzebował, bo miał ją.

W porcie Maksim przejął inicjatywę. Jakby chciał się zrekompensować za spotkanie z innymi smokami. Tym razem szybko znalazł biuro oficera portowego i wyciągnął z mężczyzny potrzebne informacje. Na mapę naniósł kurs poszukiwanego statku. Faktycznie płynął do Rosji, choć nie najprostszą drogą.

Potem, jak zwykle wybrał się ukraść łódź. Niestety coś dostatecznie szybkiego mogło zwrócić zbyt dużą uwagę. W końcu padło na jacht żaglowy. Zdecydowanie za wolny jak na ich potrzeby, ale dawał szansę dopłynięcia do celu niewiele później niż statek Olega.

Gdy wychodzili z portu było już ciemno. Maksim ustalił stosowny kurs. Zablokował ster i wszedł pod pokład gdzie w zasadzie mieściła się niewielka kuchnia połączona z jadalnią i cztery koje.

- Dziękuję, że stanęłaś w mojej obronie.
- Zawsze - Żenia wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się ciepło zadzierając zwyczajowo głowę. - stanę. Nawet jeśli ktoś będzie mnie próbował za to lać po gębie.
Odgarnął jej włosy prawą dłonią i tym samym ruchem przyciągnął ją do swoich ust. Mieli kilka intensywnych dni za sobą i faktycznie już dawno się nie całowali. Dlatego teraz gdy ich usta się zetknęły świat zdawał się zafalować. Albo co najmniej ich kradziony jacht.

Żeńka odruchowo wtuliła się i oparła całym ciężarem o monumentalne ciało Maksima. To było jak sprzężenie zwrotne, jakiś łańcuch przyczynowo-skutkowy. Jeden dotyk, przeskok iskry i zatapiali się w sobie mając w nosie czas i świat.

- Choćby po takie podziękowania - sapnęła gardłowo odrywając się na chwilę dla złapania oddechu. Dłonie wilkołaczki błądziły po bicepsach Dragana. - Wiesz czemu miałbyś się nie wiązać z człowiekiem-wilkiem? - dopytała rozpinając pierwsze guziki koszuli Maksa.
-Pewnie dlatego, ze zagryzie mnie we śnie - odpowiedział, po czym zszedł ze swoimi pieszczotami na jej szyje. Lewa dłoń wsunął jej bezceremonialnie w spodnie ściskając jej pośladek. Ustami wędrował w dół po szyi na obojczyk, gdzie przystanął na chwilę, żeby drugą ręką zdjąć jej bluzkę. Niestety musial sobie pomóc również tą, którą zaabsorbował pośladek Żenii. Ale zrobił to szybko i lewa dłoń wróciła na pupę dziewczyny z cichym klaśnięciem. Zaczął rozpinać jej pasek, gdy ustami całował ramiona i schodził w stronę okrytych stanikiem piersi.

-Jej. Skąd on wiedział, że lubisz ostre zabawy, co? - Żenia odwdzięczała się uwalnianiem jego ciała z okowów ubrania. Z westchnieniem przyjemności odchyliła głowę po czym naparła na Dragana by popchnąć go w stronę siedziska. Z mocą Nahajki było ciut łatwiej a ona czuła pod skórą, że jej Smok potrzebuje teraz opieki.

Pod pokładem było naprawdę ciasno. Toteż następne zdarzenia zdawały się odbiegać od fizycznego postrzegania przestrzeni. Blisko dwumetrowemu mężczyźnie nie przeszkadzała ławka, która miała ledwie metr pięćdziesiąt i pozwolił się „przygnieść” dziewczynie. Uwolnił jej piersi i teraz półsiedząc to im poświęcał całą swoją uwagę . Nie był gadatliwym typem, toteż nie podjął tematu starszyzny „swego” ludu i ich poglądów na jego fetysze. On był teraz dokładnie tam, gdzie chciał być. Jego duże dłonie wodziły po jej ciele, aż w końcu uniósł ją lekko za pasek, po to, żeby mogła zdjąć spodnie. Ona mogła pod pokładem stać prosto. On już nie dawał rady.

Nakręcona pieszczotami Wrona przestała komentować. Jego pragnienie wypełniało i ją a czubki piersi aż mrowiły na samą myśl o jego ustach i języku. Gdy się odsunęła skopała buty. Półnaga odwróciła się tyłem do Maksima i rozpięła szybko spodnie by dla odmiany zsuwać je z bioder powolnymi ruchami. Obejrzała się przez ramię i zakręciła szczupłymi pośladkami odkrywanymi centymetr po centymetrze.
Pochyliła się nieco by zsunąć spodnie a w ciasnym pomieszczeniu oznaczało to niemal otarcie się o Maksima. Odwróciła się wystawiając ciało na pokaz i szarpnęła za pasek męskich spodni. Ciało samo reagowało sprawiając, że sutki stwardniały a podbrzusze skurczyło przesyłając iskry wzdłuż kręgosłupa. Odpakowywała najlepszą zabawkę jaką znała. Łapczywie zaatakowała Dragana ustami.

Nawet na chwilę nie starał się ukryć przyjemności. Jego twarz się rozpromieniła. Dłoń mimowolnie wsunęła się w jej włosy i gładziła je palcami. Po chwili nawet zagryzł wargę. Czuła jak nabrzmiewa. W końcu nagle, jakby coś się stało, pochwycił obiema dłońmi jej biodra. Uniósł ją i niemal rzucił na stół. O ile tak można było określać na łodzi ten kawałek tworzywa, na którym prawdopodobnie spożywano posiłki. Tworzywo miało tę niewątpliwą zaletę, że nie wiązało się z dyskomfortem zimnej stali. Choć sam „stół” mieścił przy sobie czwórkę azjatów, to w przypadku drobnej wilkołaczki mieściły się tam ledwie plecy. Jej głowa zwisała bezwładnie już za jego obrzeżem. Pupa też zwisałaby, gdyby nie Maksim. On zdawał sie podchodzić bardzo pragmatycznie do mebli na statku. Skoro podano do stołu, to przystąpił do posiłku. Najpierw całował ją po wewnętrznych stronach ud rozszerzając je nieco. Przemieszczał sie z pocałunkami coraz bardziej do sedna, a w powietrzu narastające napięcie stało się niemal namacalne. W końcu zaczął pracować swym językiem, a wilkołaczka w głowie usłyszała cichy jęk zadowolenia Zmory.

Zawtórowała na głos sięgając jedną dłonią ku krótkim siwym włosom. Drugą wodziła po własnym brzuchu i piersiach.
Jęknęła zachęcająco smocze imię i rozchyliła uda jak mogła najszerzej. Nie czuła skrępowania a jedynie ogromne pragnienie, które tylko on mógł ugasić. Włosy opadły aż na podłogę. Niedawne podejrzliwe myśli zastąpiło radosne poczucie przynależności, co z kolei sprawił, że wypchnęła biodra wyżej ku ustom Maksa. Wilgoć i gotowość narastała.

Nie „pastwił się” nad nią długo. Kilkukrotnie ścisnąć jej nabrzmiałą kobiecość swoimi ustami. Wiele razy musnął ją językiem. Fale rozkoszy uderzały do głowy, niemal z tą samą intensywnością co te na zewnątrz. W końcu ponownie bez żadnego ostrzeżenia uniósł się zasłaniając jej jedyne źródło światła w pomieszczeniu. Teraz jego ciało unosiło się nad nią. Wspierał się rękami o stolik i bez udziału rąk wsuwał się w dziewczynę. Wcześniejsze przygotowanie z pewnością pomogło, ale gabaryt z jakim musiała sobie poradzić łatwy nie był. Jednak to nie był ich pierwszy raz. Wiedzieli czego się spodziewać. On z gracją morskich fal wpływał i wypływał. Za każdym razem wpływając ciut głębiej. Poprawił dłonie, tak, żeby móc dotykać jej ciało choćby nadgarstkami, ale jednocześnie mieć punkt podparcia.

A potem ruszył do szarży coraz szybciej i szybciej poruszając biodrami.
Żenia przy pierwszym natarciu uniosła głowę by przyjrzeć się twarzy Maksa. Uchwyciła się kurczowo jego przedramion gdy zaczął przyspieszać. Jego wielkość wyrywała z jej ust niekontrolowane jęki i okrzyki za każdym razem gdy się kochali. Ten raz nie był wyjątkiem. Wypełniał ją i cały jej świat w takich momentach. Czuła gorączkowe napięcie własnego
Ciała gdy wbijał się głębiej i nieustępliwie.
Raz jeszcze uniosła głowę i zamglonym spojrzeniem omiotła napięta twarz kochanka. Uśmiechał się z satysfakcją. Spojrzała między ich złączone ciała z czystym zachwytem. Chciałaby wyczytał to z jej twarzy.
- Mocniej mój Smoku - wydyszała prosząco - Wytrzymam. Nie bój się…
Jak zwykle spełnił jej żądanie bez zbędnych pytań. Byli na pełnym morzu. Nikt nie mógł słyszeć jęków rozkoszy, czy bólu. Caly ten teatr trwał i trwał, a każdy z jego uczestników zdawał się być ekstremalnie wręcz zadowolonym. W końcu gdy poczuł, że jej podniecenie osiąga szczyt sam również nie wytrzymał. Poczuła jak rozlał się w niej gorącym wulkanem nasienia. Jakby zbierał je od tygodnia na tę okazję. A potem opadł na nią i się wtulił. Mocno. Po chwili leżeli ściśnięci na jednej koji, a ich ciała przeplatały się ze sobą na tyle możliwych sposobów, że nikt postronny nie uwierzyłby w to, że aż tyle miejsca znaleźli na jednym miejscu do spania. Schował jej dłoń w swoją dłoń i przymknął oczy.
Wtulona Wrona przesuwała stopą po łydce Dragana w górę i w dół w leniwym i ospałym geście. Pozwalała Smokowi się relaksować bo nieprzyjemnym spotkaniu w Okinawie. Wiedziała ile kosztuje brak akceptacji i zdawała sobie sprawę jaką cenę płaci się zazwyczaj.
Zastanawiała się czy uda się im z dzieckiem i jakoś odruchowo pomyślała o swoich rodzicach. Czy matka była szczęśliwa żyjąc obok Yurija? Czy może była traktowana jak córka a na koniec zaszlachtowana? Czy Yurij poniósł jakąkolwiek karę? Czy może pomszczenie matki motywowało Sonię? Po czym jej myśli stały się nieco bardziej pragmatyczne.
„Czy udałoby się wydębnić informacje na temat jego kontaktów i wiedzy ze wspomnienia o ojcu?”
Postanowiła poprosić Maksima o pomoc z rytuałem. To była ostatnia myśl zanim zasnęła.
 
corax jest offline  
Stary 26-04-2019, 11:30   #34
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Nie tego spodziewali się gdy opuszczali Okinawę. Jakoś tak żadne z nich nie pomyślało, że Gwiazda Północy może być okrętem wojennym. Tymczasem czekał na nich wielki statek z pustym lądowiskiem dla helikopterów. Nie było nigdzie żadnych widocznych dział, czy karabinów, ale i tak porównanie stalowego giganta z ich żaglówką wzbudzało pewną dozę poczucia bezsilności.

Z daleka w oczy rzucała się też niewielka łódź podwodna podwieszona na burcie stalowego okrętu. Swoją jaskrawą barwą odcinała się od paramilitarnego charakteru statku. Kojarzyła się raczej z National Geographic niż z marynarką wojenną.

- Widzisz tamte kule? To radary. Widzieli nas dużo wcześniej niż my ich.


Wrona była bardziej zdziwiona faktem, że w logach portowych w Naha brakowało informacji tak podstawowych jak choćby wielkość lub rodzaj jednostki pływającej. Sprawdzali dokumentację, śledzili trasę Olega ale brakowało jakiejkolwiek fsnej na temat tego, że płynie on morską krową. Doprawdy z super elektronicznym hotelem, w którym klucze mastery były jedynie w posiadaniu ekipy sprzątającej tworzyło to obraz wręcz kuriozalny w głowie ragabash. A to nie był łatwa rzecz do osiągnięcia. Rozejrzała się by dostrzec kule wspomniane przez Maksima.
- No to co? Nikt nie powiedział, że nie można płynąć do Rosji, nie? - dziewczyna wzruszyła ramionami spoglądając pytająco na partnera - Coś mi umyka? Bo nie wiem w czym problem. Wyjaśnia się za to po cholerę mu kontakty z Shinzou. Budują drugą Atlantydę? Czy zbierają na podwodne, szklane, superlojalne wilkołaki nie do pokonania, które przy okazji tańczą, stepują i myją zęby?

Dragan wzruszył ramionami.
- To były Rosyjski pułkownik. Może kupił łódź na jakiejś akcji prywatyzacji? Cóż, z jakiegoś powodu dogadują się z Shinzou. Może kupił też jakieś rakiety i chce kupić oprogramowanie do namierzania? Która strona twoim zdaniem skorzystałaby bardziej? Roboty? Czy Mroczne Wilkołaki?

To w jaki sposób to powiedział przypomniało jej jak bardzo są oderwani od rzeczywistości. Byli jak w jakimś anime, czy innym science fiction. Fakt. Od wielu tygodni Żenia operowała na zupełnie innych płaszczyznach. Nawet teraz działania koncentrowała na ‘uwalnianiu Żmija’.

- Musiałbym wywołać ich w radio, że chcemy wejść do nich na pokład. Ten okręt nie ma żadnych oznaczeń narodowych. Czyli nie musiał być rejestrowany jako wojskowy. A w porównaniu z kontenerowcami przepływającymi przez port w Naha, to raczej niewielki statek. No ale fakt, my mamy łupinkę - podsumował i podał jeszcze raz lornetkę dziewczynie.

- Nie musiał być rejestrowany jako wojskowy - Żenia machnęła ręką na tłumaczenia rzeczy jakie dla niej zdawały się oczywiste - Wywołasz ich przez radio i co? Powiesz ‘hej Oleg, szukamy cie i chcemy pogadać?

- A nie szukamy? Nie chcemy pogadać? - zapytał zaskoczony.
- Szukamy. Chcemy. Ale nie sądzisz, że to trochę… bezpośrednie? Nie wiem czy Oleg funkcjonuje nadal jako Oleg. Nie wiem czy na pokładzie tego statku funkcjonuje jako Oleg czy inny Jan.
“Ta łódź jest pełna śmierci”
Rozmyślanie wilkołaczki przerwał wewnętrzny głos Zmory.
“ Ja pierdziele. Bktho. Nie chcesz przypadkiem dołączyć do jakiegoś szamana, co?” ostatnie kryptologiczne wstawki Zmory zaczynały być nieco irytujące.
“Eh…” - jęknęła w jej głowie.
“Gdy byłysmy na cmentarzu to czułam tam trupy. Wtedy w Warszawie. Kilkadziesiąt bytów ocierających się o nas. To typowe dla cmentarzy. A tam? Na tej pieprzonej łodzi jest ich kilkasetek.
- No a jaki masz plan z dostaniem się na pokład? Pewnie jest tam cała wataha Olega.
- Zmora mówi, że jest tam kilkasetek trupów czy duchów. Średnio ciekawa perspektywa na radosne machanie. Fomory? Jakieś inne cuda? Tak czy siak. Kilka setek nie brzmi zachęcająco.
- Ja niczego nie czuję - wzruszył ramionami Dragan.

“Szaman od siedmiu boleści…”

- Ale energia Żmija jest dość wyczuwalna - dodał.
- Można podejść z Umbry i sprawdzić co to wszystko jest. Albo zamiast włazić do niego zaprosić go tutaj. Potrzebny jest nam tylko Scotty…
- No dobrze, czyli umbra - założył swoje przyciemniane okulary.
- Niech Zmora pokaże na co ją stać.
“Bo szaman odpadł w przedbiegach?”

Dragan ruszył pod pokład. Tam było lustro.
- Czy po drugiej stronie przypadkiem nie utoniemy?
- Umiesz pływać? Jeżeli nie, to możemy utonąć. Może się zdarzyć, że oni nas spróbują utopić.

“Albo ich zmory. To Spirale. Poprzednie sześć miało swoje zmory w umbrze.”

- Nie wiem czy umiem. To Ty pamiętasz czy umiem pływać - Żenia uśmiechnęła się lekko - Nie wiem czy Bkhto umie...
- Umiesz - uciął. - A Bkhto umiała latać zdaje się, prawda?
- Mam inny pomysł. Oboje umiemy latać. Może polecimy i stamtąd hmmm… zawyję zachęcająco? - Żenia poruszała brwiami w górę i w dół znacząco.
Dragan podrapał się po podbródku.
- No dobra. Jak Oleg usłyszy to z tego świata? Bo w umbrze nie ma nie tylko naszej łupiny, ale tej ich pewnie też nie. Więc raczej tam nie siedzi.
- Mówię o tej stronie. Skoro statek jest pełen umarlaków, to nie będzie łamanie litanii. Ale jeżeli zawycie zaowocuje atakiem, to latanie wydaje się być przydatną opcją. Okej? - Ragabash spojrzała na Szklanego Smoka.
- A jeżeli Oleg otacza się najemnikami, to na otwartym niebie zestrzelą nas zanim się zbliżymy. No bo w żaden sposób się nie zapowiemy. Każda opcja ma tyle samo plusów, co minusów.
“Matematyk… ja pierdolę”
- Najemne trupy watahą Olega? - Żenia zaczynała się zakręcać pod wpływem logiki Maksima i komentarzy Zmory. - No chciałeś wzywać go przez radio…
- No i poprosić o możliwość wejścia na pokład. Nie chcemy robić sobie wrogów, prawda?
- No to prawie to samo. Można zawyć przez radio jakby co.

“Ja pierdolę… czemu nagle wszystko stało się tak skomplikowane?”

- Wywołaj go przez radio ale zaproś tutaj. I szykuj się do odlotu.

Żenia straciła kolejną porcję cierpliwości. Czy to był wpływ Mike’a? Czy może to, że do tej pory działała solo a nagle ma kogoś dodatkowego?
- Nie chcę się kłócić. Tylko wskazuję, że przybyliśmy po jego wsparcie. Okazało się, że koleś ma okręt wojenny. A wszystko co ty proponujesz mógłby odebrać jako atak. Wydaje mi się to zbyt wielkim ryzykiem.

Dragan sięgnął po radio.
- Żaglowiec Wschód Słońca do Gwiazdy Północy. Czy mnie słyszycie? - powiedział do radio. Po chwili powtórzył po japońsku i po rosyjsku. Przy trzecim wywołaniu usłyszał odpowiedź:
- Odbiór.
- Chcemy się spotkać z Olegiem Volkovem. Jest tu siostra Marka Mazuta - powiedział spokojnie. Tym razem odpowiedziała mu cisza. Spojrzał pytająco na Żenię. Ta odpowiedziała spokojnym spojrzeniem ale w duchu szykowała się do odlotu…

Nie wiedziała na ile imię jej brata otwiera drzwi do armii martwych najemników - watahy Volkova i łodzi śmierci. Wcale nie podobała jej się idea spotykania truposzy.
- Volkov do was przypłynie - powiedział głos w radio.
- Widzisz? - podsumował Dragan z wyraźną satysfakcją.
- Zbieraj się - Żenia nadal była nieufna - On nie będzie sam. I zakładam, że właśnie kombinują jak sprawdzić nas.
Żenia wyszła z kokpitu machając na Smoka ponaglająco.

Rzeczywiście trwało to. Kilka minut zanim ktoś na pokładzie pojawił się przy stanowisku szalup. Żenia obserwowała pięć sylwetek. Chwilę stały nad szalupą, a potem trzy osoby wsiadły do czegoś wyglądającego jak ponton z silnikiem motorowym. Obok mini łodzi podwodnej. Łódź wylądowała na powierzchni i ruszyła pełnym pędem w ich stronę.
Córka Ognistej Wrony z uwagą obserwowała pokład Gwiazdy Północy przez lornetkę. W trzech miejscach rozstawili się snajperzy. Starali się ukryć, ale nie dali rady. Jej bystre oko okazało się skuteczniejsze. Dzieliły ich jakieś dwa kilometry, więc teoretycznie strzał był niemożliwy. Ale teoretycznie wilkołaki nie istniały, a piędziesięcio kilogramowe dziewczyny nie urywały łbów gołymi rękami. Faktem było, że trzech snajperów rozstawiło się na burcie okrętu. Poza tym dojrzała też jednego faceta zajmującego pozycję na otwartej przestrzeni. Miał ze sobą coś ciężkiego. Coś w umyśle dziewczyny podsuwało dziwnie obce słowo: moździerz. O tyle o ile precyzyjny atak z karabinu był mało prawdopodobny, o tyle bombardowanie mogło już skutecznie posłać ich łupinę na dno. Pięćset kilometrów od brzegu?

- Chodzące trupy atakują. Trzech snajperów plus koleś z moździerzem. - relacjonowała Draganowi przenosząc wzrok na łódź płynącą w ich stronę. Chciała upewnić się, że długowłosy Oleg jest wśród płynących.

Był. Siedział przy sterze. Wyglądał dokładnie jak na nagraniu z hotelu. Nawet kurtka była ta sama. Miał ze sobą dwóch ludzi. Obaj byli ubrani w wojskowe ciuchy, choć nie zauważyła żadnych flag czy stopni. Obydwaj mieli też ze sobą broń automatyczną. Wprawdzie krótką, no ale na ich łódce specjalnie nie było gdzie za daleko biegać. Przy Olegu też leżała jakaś broń. Ale byli jeszcze za daleko, żeby mogła rozpoznać, czy to też półautomat, czy zwykła spluwa. Nie był to kleiv, co było pocieszające. Siostra Mazuta była krewniaczką przecież.

- Dwóch typów z krótkimi automatami. Oleg też uzbrojony. No. To teraz wyciągnijmy chleb i sól i wódkę. - Żenia mrugnęła do Smoka - Dam radę być wzięta za krewniaczkę?

„Dwie zmory. Jedna slabiuteńka. Druga pewnie Olega, ale też szału nie robi. Trzeci nie ma niczego ze sobą”
Raport „duchowy” szybko uzupełnił damski głosik w głowie dziewczyny.

Ponton dobił do burty ich łódki. Pierwszy wszedł jeden z żołdaków.
„To ten nie ma zmory”
Potem drugi. Volkov wchodził jako ostatni. Cała trójka miała półautomaty. Przewieszone luźno przez ramiona. Nie był to napad. Raczej pokazanie kto rządzi.

- Witajcie na pokładzie naszej łupiny - powiedział Dragan z szeroko rozłożonymi ramionami szykując się do „misia” z Olegiem.

Żenia pociągnęła go lekko z tyłu za koszulę nieco stopując smocze czułości. Cholera wie jak odebrać mogliby je snajperzy skoro nie były inicjowane przez długowłosego bezdomnego. Zza Maksima obserwowała samego Olega.

Tym razem jej wrodzona spostrzegawczość nie powiedziała jej wiele. Oleg z pewnością cieszył się wielkim szacunkiem u swojej obstawy. On sam był raczej zaciekawiony przygotowanym przedstawieniem. Ciężko było jej wyczuć coś więcej. Za to Dragan zatrzymał się w pół kroku.

Jeden z żołnierzy pochylił się do swojego dowódcy i powiedział:
- Ona to wilkołak. Jego zapach jest jakiś dziwny, ale to nie jest człowiek.
- To nowy Old Spice - skontrował Maksim - żałuj, że nie widziałeś jak siedzę na koniu tyłem - i obdarzył żołnierza uśmiechem.

- Powołujecie się na dość ryzykowne nazwisko - zaczął Oleg. Po rosyjsku, a jakże. Jego głos był mocny. Donośny. Nawykły do wydawania rozkazów. - Znany terrorysta. Jego siostra też. Zabić was, to jak wyświadczyć przysługę dla świata.

- No to faktycznie by była duża pomyłka szukać Cię na otwartym morzu, gdybyś siedział w biznesie robienia przysług światu, Olegu Volkovie.
Żeńka rzuciła ironicznie używając standardowo dla rosyjskiej kultury pełnego imienia i nazwiska rozmówcy.
„Są tutaj. Chyba z dziesięć osób. Czuję ich obecność… niespokojne dusze… cierpiące… spętane przez nich… one chcą odejść w zaświaty, ale nie mogą.”
- Ale cieszę się, że zdołaliśmy Cię znaleźć i zdecydowałeś się z nami spotkać. Nawet jeśli w tak przeważającym gronie. Mamy ważne rzeczy do omówienia. A ty będziesz musiał podjąć istotną decyzję. - Żeńka zrobiła niewielki krok w bok wychodząc nieco zza Maksima choć nadal trzymając się za nim.

Oleg zaśmiał się głośno.
- Masz rację, świat jeszcze niczym sobie na moją pomoc nie zasłużył. A robienie przysług bez wcześniejszych ustaleń nie leży w moim zwyczaju. Nie wiedziałem, że Marek miał siostrę wilkołaczkę. Wiedziałem o krewniaczce i o bracie wilkołaku. Czy ten skubaniec ma się dobrze? - słowa kierował do Sonii. Już wiedział, że Maksim, czymkolwiek był, nie stanowił mózgu zespołu.

- To była niespodzianka nie tylko dla Ciebie. Z chęcią opowiem Ci o bracie. Ale… snajperzy to jedna z moich fobii - kiwnęła głową w stronę, z której przypłynął Oleg. - Chyba masz dość pomocników na miejscu. Usiądźmy. Pomówmy. - zachęcający uśmiech pojawił się w kąciku ust chuchra na pokładzie.

- No cóż. Dostaną karę za to, że nie ukryli się dość dobrze - uśmiechnął się szelmowsko w stronę Sonii, choć coś jej mówiło, że naprawdę miał zamiar ukarać snajperów. Uniósł rękę wysoko, odwrócił się w stronę swojego okrętu i wykonał trzy machnięcia ręką. Ostatnie wyglądało jakby chciał zakreślić jakiś eliptyczny symbol nad swoją głową. Po tym odwrócił się znów twarzą do zebranych.
- Odwołani. Mam nadzieję, że nie wywołuję zadnych innych fobii - jego szeroki uśmiech wydawał się na moment niemal lubieżny.

„Ja nadal mam ciary przez te duchy”
„Ehh nie mogę mu kazać ich zwolnić. Jeszcze nie.”
„Wiem, wiem”

- Dziękuję. O fobiach pomówimy… na deser. - Coś gdzieś głęboko drgnęło w Żenii.
„Harad nr 2?”
Drgnęła jej wadera, która postawiła uszy i uniosła lekko wargi w odpowiedzi na na niewypowiedziane wyzwanie starszego spirali.

- Chodźmy. - Żenia zaprosiła Olega na dół. Maksima wstrzymała spojrzeniem. Chciała pomówic z Volkovem sam na sam.
- Ja zajmę się resztą szanownych gości - powiedział Maksim z uśmiechem patrząc na ponure miny dwóch Rosjan.

Oleg zszedł pod pokład i od razu poczuł zapach ich przygód z ostatniej nocy. Tym razem uśmiechnął się jedynie kącikiem ust. Przeniósł karabin na plecy, gdyż utrudniał on poruszanie się w wąskiej przestrzeni. W końcu usiadł przy stole, na którym nie tak znów dawno leżała ona. Broń położył na blacie, choć dziewczyna zauważyła, że jest zabezpieczona. Ot położył ją tak, żeby nie uwierala w ciasnym pomieszczeniu. Gdyby nagle obydwoje zmienili się w formy bojowe, to tak małe pomieszczenie rozleciałoby się w drobny mak. Prawdopodobnie też uszkodzili by konstrukcje kadłuba i w efekcie zatopili łódź.

Żenia bez trudu wsunęła się za stół i przez krótką chwilę studiowała Olega.
- Potrzebuję twojej pomocy. I nie w związku z tym chłamem w mediach - Żenia machnęła dłonią - Ale w związku z czymś dużo poważniejszym. Marek wskazał Cię jako godnego zaufania.

Drobne palce dziewczyny lekko zabębniły o blat stołu.
- Potrzebuję pomocy. Twojej. Niezależnie od łodzi, duchów, i ekipy snajperów. Choć to wszystko może być miłym dodatkiem. Chcę zjednoczyć Spirale i dokonać kilku zmian. Wystarczająco wiele by na koniec przejąć blok wschodni.

Żenia skończyła mówić ale pozwoliła na to by rozmówca dojrzał, że to nie koniec tematu.

- Gdy w tym świecie uznajesz kogoś za „godnego zaufania” to najprawdopodobniej czeka cię nóż w plecy od tej osoby. Tancerze Czarnej Spirali to nie drużyna skautów - pokręcił głową - gdy chcesz nimi rządzić, to najpierw będą chcieli urwać ci głowę.

„Od urywania głów, to jesteśmy my!”.

- Musisz im dać cel. Tak działają dyktatury. Łowcy Dusz zawsze działali w cieniu i nic się w tej kwestii nie zmieni. Większość Tancerzy Czarnej Spirali nawet nie wie, że istniejemy. Więc nie licz, że nagle stanę na jakimś wiecu i będę przemawiał dla czyjegokolwiek poparcia.

„Łowcy Dusz to ich wataha? W sumie nazwa pasuje.”

- Mam kilka celów. Od urywania głów jesteśmy my - Żenia dostosowała sposób mówienia do odbiorcy i chyba po raz pierwszy powtórzyła wypowiedź Bkhto głośno - Jestem Zhyzhak, wybranka Szmaragdowego Smoka i to ja jestem od przemawiania na wiecach. Zbieram armię by zmieść do końca Pentex, oczyścić Rosję z wampirów i ostatecznie uwolnić Żmija.

Na temat Shinzou postanowiła na razie pomilczeć.

- Wydaje mi się też, że kwestia Żmija interesuje Łowców Dusz mniej niż realne przejęcie wpływów i umacnianie swojej pozycji. Skoro jesteś w akcji tyle czasu to dla mnie znaczy, że wiesz jak dożyć swoich lat. A to nie jest nigdy proste. Proponuję sojusz. Ty poprzesz mnie, ja poprę twoje działania. Pod dwoma warunkami. Wiesz jak działa mafia. - Żenia uśmiechnęła się dziewczęco - Chcę pełnej lojalności i w zamian też ją dam. Po drugie chcę żebyś mnie uczył.

Przez pewien czas Oleg siedział z kamienną twarzą. Miała rację. Ustawił się ze swoimi zasobami.
- Nie lubię fanatycznych gadek o Żmiju. Nigdy nie dogadywałem się z islamistami, katolami, czy innym tałatajstwem. Więc proszę, daruj sobie kwestie światopoglądowe. Świętojebliwy Jaksa też ciągnie na fanatyzmie i choćby dlatego nie mam zamiaru się z nim układać. Zhyzhak zginęła. Ale podoba mi się sam pomysł. Mów dalej.

- Gadka o Żmiju jest dla tych, których to kręci. To żaden fanatyzm. Odbieraj to raczej jako pragmatyzm. Potrzebuję dojść do tych spiral, które dogadały się z Tatarką. Dojść do weteranów Spiral na Bałkanach. Wiem, że albo masz takie kontakty albo możesz je odkurzyć. Obecnie posiadam dojścia, które mogę zaoferować w zamian. A Zhyzhak… cóż… odrodziła się niczym feniks z popiołów. I nawet dla niedowiarków jest symbolem.

“Jeżu kolczasty… feniks z popiołów…”
Żeńka starała się nie roześmiać w głos ale wspomnienie awantury po żar ptaku nagle odżyło bardzo wyraźnie.

“ Pokaż mu się, co?”

Wrona poruszyła ramieniem by ukazać legendarną broń wroga swojego ojca.
Tatuaż z wyobrażeniem Anioła w kapturze zaczął się zmieniać. Zwijać. Najpierw wyglądał jak ekstrawagancki tribal, a potem powoli pełznącym ruchem przeszedł w owinięty wkoło przedramienia bicz.

„Tylko nie dawaj mu mnie do ręki”
“To nie ten etap znajomości by dać mu cię obłapiać”

- Czegoś potrzebujesz skoro dobijasz targu z konkurencją Pentexu. Skoro jesteś z nimi w kontakcie to wiesz o ich ekspansji i osłabieniu pozycji firmy w Europie środkowej. Zapewne słyszałeś o zmianach w Polsce i Słowacji. - Wrona uśmiechnęła się sugestywnie - Chętnie usłyszę coś więcej od Ciebie i twoich potrzebach natychmiastowych bądź długoplanowych.

Dziewczyna powoli wypuszczała myszy. Oleg miał przewagę i powinien być przekonany o tym cały czas. Jednocześnie ustawiała się na pozycji takiej by go zaciekawić jako zasób do wykorzystania i zapewnienia

- Pentex jest spalony. Korupcja i paranoja nie pozwoli im dalej rosnąć. Japończycy zjedzą ich bez popijania. Ale nie, daleko mi do zostania bezwolnym robotem strażniczym. Ot mają pewne zasoby, których mnie brakuje. Albo oni, albo Pentex, albo Grashok. Z kimś muszę się dogadać. A z twojej wypowiedzi wnioskuje, że wybór był dobry.

Oleg skrzyżował ręce i oparł się na łokciach.
- A czego chcesz się uczyć ode mnie? Bo z batem mi nie idzie.

- To jedynie świadczy o tym, że byłam dobrym wyborem na Zhyzhak. - Żenia uśmiechnęła się lekko
- Strategii. Byłeś wysoko w GRU. Wiesz jak tam myślą. Jesteś Tancerzem Spirali, który przeżył ile? Sześćdziesiąt lat? - Żenia specjalnie zwiększyła wiek mężczyzny obdarzając Volkova oceniającym spojrzeniem - Z pewnością wiesz jak planować i utrzymywać się na fali. Tego chcę się nauczyć.

Zmrużyła oczy na chwilę.
- Załóżmy przez chwilę, że Rosja zostanie przejęta z Twoim wsparciem. Jako kolejny cel co byś obrał? - spytała z dziecięcą ciekawością. Faktycznie była ciekawa.

- Rosja nie zostanie przejęta. Rosja to nie tylko Pentex. Rosja to Bratva. Rosja to Bożogrobcy. Rosja to Grashok i jego ludzie radośnie bawiący się w swoim ukraińskim zakątku. Między tymi siłami równowaga budowała się przez dekady. I to jest Rosja. Mozaika. Nie wielka płyta, którą usuwasz i wstawiasz wielką Zhyzhak. Chcąc zastąpić Grashoka musisz ułożyć się z resztą. Sama przeciw wszystkim zginiesz zanim zorientujesz się co się dzieje.
Wsunął ręce w kieszenie kurtki.
- Wiesz jak przeżyłem? Nie wychylałem się. A co ty proponujesz? Proponujesz stanięcie między bronią a tarczą strzelniczą i krzyknięcie “tutaj jestem”.

„On chyba nie słucha co mówię tylko kombinuje jak zabrać Ciebie? Albo to co go fascynuje hm?”

- Dlatego mówię o kontaktach z mafią i tamtejszymi Spiralami. Dlatego mówię o czyszczeniu wampirów. Rosja to Rosja. Ukraina to Ukraina. I kto powiedział, że jestem sama? - Żenia spojrzała na Volkova kątem oka. Czyżby ocena Marka była przestarzała?

- Będziesz mieć coś dla Bratvy? Bo wampirów chcesz się pozbyć. Może to jest plan? Może podzielić wpływy wampirów między mafię i Spirale? Młoda jesteś. Mam wrażenie, że chcesz wszystko na raz. Ja za ciebie tego nie zrobię, bo Łowcy Dusz są czymś w rodzaju Miejskiej Legendy. Nawet ty po dzisiejszym spotkaniu nie będziesz pewna, czy istniejemy. Czy może nie gadałaś z szalonym pułkownikiem wywiadu.

“Nie wiem. Jęki tych umarłych mnie blokują.”
„Może to celowe? I to właśnie to ma mi mieszać w głowie?”

Wziął głęboki oddech.
- Mówisz, że ofiarujesz mi swoją lojalność. A jakie konkrety? Chcesz się pozbyć Grashoka? Wojny nie wywołam. Ale mogę się rozejrzeć. Czy w ogóle jakąś strategię masz?

- Mówię, że ofiaruję lojalność za lojalność. Skoro poszukujesz u azjatów konkretnych zasobów, mogę sprawdzić swoje dojścia by pomóc Ci je Zdobyć niezależnie od nich. Układów z Shinzou unikałabym na Twoim miejscu ale zrobisz jak zechcesz.

- Chcę wykorzystać to co mogę do wbicia kija w mrowisko. Czyli w Rosję. Dotrzeć do starszych tancerzy i dogadać i z nimi. Potem pozbyć się Grashoka i przejąć Ukrainę. Kwestia znalezienia odpowiednich punktów nacisku. Byłeś w GRU. Nie mów mi, że nie wiesz jak wprowadzać destabilizację…

Żenia zaczęła dostrzegać problem. Błędem będzie sięganie do starszych Spiral. Oni skostnieli w pewnych ramach. Będą bać się ryzyka utraty tego co udało się im dochrapać. Do tego planu potrzebować będzie takich, którzy są zdeterminowani bo nie mają nic. A chcą wszystko. Młodych. Jak ona. Stwierdzenie przyjęła z lekkim zaskoczeniem. Nie tego spodziewała się po Spiralach.

- Dobrze więc. Przysługa za przysługę. Zobaczymy czy będziesz w stanie zrobić dla mnie to, o co prosiłem Shinzou. Chcę wzbogacić 1760 kilogramów uranu.

Patrzył na nią uważnie. Pierwszy raz od początku tej rozmowy naprawdę sondował jej przydatność. Jednym pytaniem miał potwierdzić jej determinację i rzeczywiste możliwości jej potencjalnych sojuszników. Jego twarz była kompletnie bez wyrazu, ale oczy… oczy zdawały się wbijać w nią i oceniać każde nawet drgnięcie powieki.

Żenia za to przestawiała klocki w swoim planie. Przestawiała elementy układanki podobnie jak niedawno Czarny.

Z jednej strony były Spirale jak Pieśń Udręki, z drugiej skalcyfikowana wierchuszka jak Oleg, który “przeżył bo się nie wychylał”. Albo Łowcy Dusz - miejska legenda - odpowiednicy Niosących Światło.
Ona zaś nie miała jednego. Czasu. Okno bycia na szczycie Pentexu było wąskie. Nie chciała i nie mogła narażać Marka. Pertraktacje z każdym pomniejszym alfą Spiral zajmą ten czas. Nawet załatwienie wzbogaconego uranu dla Olega zajmie czas, którego nie ma. Nie skreślała go kompletnie z listy sprzymierzeńców ale przesuwała go już w okno sprzymierzeńców a la Pazur w Mroku czy inne Raje. Ruszą dopiero wtedy gdy zobaczą, że jest w tym interes dla nich, lub jeśli poczują krew lub ktoś lub coś ich do tego zmusi. Sami jednak nie ruszą na początek.

Trzeba jednak załatwić Spirale ze Stanów. Tych brykających i nie bojących się “Rosji”. Którzy byliby też przeciwwagą dla mafii. Mafia włoska? Czeczeńska?

W końcu skinęła lekko głową:
- Masz jakiś termin w planach? - spojrzała gdy nowy plan zaczął utwardzać się w jej głowie.

Oleg wyciągnął lewą rękę. Na nadgarstku błysnął złoty zegarek.
- O 13:30 czasu lokalnego Shinzou ma mi dostarczyć baterię ekstraktorów wirówkowych do wzbogacenia uranu. Oni jako duża firma są prześwietlani z każdej strony. Nie mogą tak o kupić sobie uranu i wzbogacać. Dlatego w zamian dostaną ode mnie ponad tonę uranu. Skoro nie mieliby go oficjalnie, to nie musieliby się spowiadać ze wzbogacania. Proste? Obopólna korzyść, ręka rękę myje i takie tam.
Wredny uśmiech nie znikał z twarzy pułkownika.

- No ale może się okazać, że starego Volkova przechytrzyli. Uprowadzili mu statek, żeby zrobić skok na Shinzou. Helikopter przyleciał w umówione miejsce z umówionym towarem, a tam w zasadzce ktoś zabił wszystkich ludzi Shinzou. Bateria ekstraktorów przepadła bez wieści. Helikopter przepadł bez wieści. Obiecany uran przepadł bez wieści. Wchodzisz w to?

“No proszę. Chce cię wrobić w wojnę z Shinzou. Cwane.”

Żeńka uśmiechnęła się pod nosem zdając sobie sprawę z tego jak blisko była do rozwalenia Olegowi transakcji z Shinzou. Wyszczerzyła zęby i gdyby miała ogon pewnie by nim machała.

- Wojnę z Shinzou nazywasz nie wychylaniem się? - Sonia uniosła brew - Pomogę Ci w tym, ale jeśli mam nadstawiać kark za parę godzin, to ustaw tobie i nam spotkania ze Spiralami i Bratvą na jutro.

- Bo ja się nie wychylam. Ja jestem w tym wszystkim ofiarą. Pokonany zgłoszę się do Shinzou za kilka dni. Poproszę o pomoc w odzyskaniu sprzętu i uranu. Poproszę o broń, amunicję, zasoby. Przecież mi pomogą, no bo mną kieruje zemsta. Nimi chęć zysku. Kto lepiej wytropi ich zgubiony sprzęt?

Uniósł brwi. Przez moment mierzył spojrzeniem dziewczynę.
- Nie mam w kalendarzu wolnych terminów na jutro. Jakich Tancerzy Czarnej Spirali chciałabyś zobaczyć? I jak niby chcesz dostać się do jutra do Moskwy?
- Myślę sobie, że opcja zachowania prawie dwóch ton uranu, zyskania helikoptera, sprzętu, uzbrojenia, łodzi, ludzi i przede wszystkim ujścia z życiem z okrutnej zasadzki motywuje do znalezienia terminu w trybie przyspieszonym, hm? - Żenia uśmiechnęła się ciepło niczym do dobrego wujka.
Kiwnął głową.
- Czyli za atakiem na moją Gwiazdę Północy stoi Zhyzhak? Powracająca buntowniczka? Odegrasz przedstawienie przed Shinzou, a ja cię zaanonsuję. Powiedzmy na piątek. Ja naprawdę nie mam kiedy wybrać się do Bratvy. Pasuje?
- Nie masz kiedy czy nie chcesz bo nie wychylałeś się? Dzisiaj jest środa, co będziesz robić na pełnym morzu do piątku bez łodzi, Oleg?
- Dlaczego bez łodzi? - odpowiedział zaskoczony. - Plan w żadnej opcji nie zakłada realnej straty Gwiazdy.
- Hm czyli dostaniesz zabawki od ręki, ja nadstawię głowę żebyś dostał więcej zabawek a wypłatę dostanę po 48 godz bez gwaranta w postaci Twojego towarzystwa, “bo nie masz czasu”. Mogę zaakceptować termin 48 godz pod zastaw. Tylko pytanie co będziesz robił do tej pory no bo pozory przechytrzenia starego Volkova trzeba zachować.
- Będę robił wzbogacony uran. Niecałe dwie tony - podsumował.

“Chyba na drutach”

Żenia nie odpowiedziała, przyglądając się spokojnie Spirali. Czasem mniej słów brzmiało lepiej.
- Czyli piątek wieczór pasuje? Chcesz czekać na tej krypie, czy płyniemy do mnie?
Volkov wstał powoli. Musiał się chylić będąc pod pokładem.

- Chyba mnie nie słuchałeś. Pomogę jeśli spotkanie ustawisz dla Ciebie i mnie na jutro. Piątek, bez twojego udziału jest do zaakceptowania pod zastaw zabawek. Spotkanie się odbędzie, dostaniesz cacka z powrotem. Wiesz to ta lojalność i pamięć, że tancerze spirali to nie drużyna skautów.

- Jesteś cholernie twarda jak na tak młoda osóbkę. Płyniemy na Gwiazdę. Umówię spotkanie. Mamy jeszcze czas do trzynastej. Przy okazji nie wiem czy kojarzysz historię o twardym drzewie i trzcinie?
Stał i czekał w małym wyjściu.

“Myślisz, że Dragan zabił tamtych dwóch?”

“Tak. Swoją dyplomacją.”
- Nie znam. Ale chętnie posłucham i nauczę się czegoś na temat botaniki. - Żenia podniosła się zza stolika.

- Panie przodem - powiedział wskazując jej wyjście i poprawiając swoją broń. - Było sobie twarde i nieustępliwe drzewo i giętka trzcina. I przyszedł huragan. Drzewo było tak twarde i tak nieustępliwe, że huragan wyrwał je z korzeniami. A trzcina ugięła się pod wiatrem i trwała następnego dnia bez zmian. Pomoge ci, bo w tej historii o Zhyzhak i w bacie jest coś… ale pamiętaj, że Bratva jest huraganem.

- Dobrze, wujku Olegu - mruknęła Żenia potulnie odgrywając niewinną minę Nahajki. Odwróciła się do Volkova tyłem łypiąc na niego przez ramię z krzywym uśmieszkiem - Zobacz jak trzcinuję. Idę przodem…
Lekko złośliwy chichot był mało co słyszalny.

***


Na pokładzie trzej mężczyźni siedzieli spokojnie. To znaczy takie można było odnieść wrażenie. Dragan miał szeroko rozłożone ręce i uśmiechał się. Dwaj faceci z obstawy Olega siedzieli spięci z bronią w zasięgu ręki. Żaden się nie uśmiechał.

- Coście mu zrobili? - Żenia dla odmiany ściągnęła brwi i zjeżyła się. Maksim znał ją lepiej niż ktokolwiek inny i mógł dostrzec zduszony błysk w oku. Dziewczyna robiła sobie jaja z nastroszonej dwójki.

Napięci strażnicy spojrzeli po sobie zaskoczeni, a Dragan wtrącił:
- Graliśmy w kto pierwszy mrugnie. Przegrałem.

- Dobra - odezwał się władczo Oleg - Bierzemy ich ze sobą na Gwiazdę. Tę łajbę puścimy z dymem. Macie coś przeciwko?
Ostatnie pytanie zadał niemal z troską, ale jednocześnie niby przypadkiem położył dłoń na swoim automacie.

Sonia wiedziała, że jest zadowolony z tego co udało mu się osiągnąć. Był jak ktoś, kto dostał nagle prezent od losu. Jednocześnie musiał utrzymać swoich ludzi w ryzach i pokazać kto rządzi. Raczej, żeby to oni nie wpadali na jakieś głupie pomysły niż Maksim i ona.

- Nieee - odparła z wahaniem ale spojrzała bystro choć prosząco na Olega - tylko… nie strzelałam nigdy z moździerza… Pozwolisz?

- Tak. Jasne - powiedział niby lekko. W praktyce napiął się, a jego oczy się zmniejszyły. Nie spodziewał się, że zauważyła moździerz. Nie należał do osób nie doceniających przeciwnika, jednak dziewczyna zdawała się robić na nim coraz lepsze wrażenie.
 
corax jest offline  
Stary 22-05-2019, 22:34   #35
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Pontonem dopłynęli do Gwiazdy Północy.
Sonia z jej plecaczkiem. Dragan w swoich okularach.
I trójka wojskowych.

Na statku powitał ich mężczyzna o twarzy zmęczonej życiem.


- To Zhyzhak, weźmie udział w transakcji wymiany. Pokieruje twoimi ludźmi - wypalił na start Oleg.
- To jest Sean. Sean Brown. Prawdopodobnie najlepszy marynarz na tej łajbie. Zanim się pojawiłaś, to on miał być “tym złym”. Skoczymy na mostek, tam zadzwonię do kolegów z Moskwy. Potem możecie z Seanem dogadać szczegóły.

- Cześć Sean. Wyciągnąłeś najkrótszą słomkę? - Żenia uśmiechnęła się do ważnej figury.
“Krewniak, co?”
“Nie.. nie wiem…”
Sean uśmiechnął się krzywo. Być może w historii o słomce było więcej prawdy niż przypuszczała.

Podreptała za Olegiem rozglądając się bezczelnie i otwarcie. Wyczucie “swoich” zdawało się być interesująco ważne gdy maszerowała przed Maksimem.

Wszyscy na statku nosili piętno Żmija. Co do jednego. Czuła kilkadziesiąt osób. Na kilku pokładach.

“Rany to musi być nuda. Siedzieć w dryfującej puszce.” Żenia toćnęła zmorę.
„To musi być straszne żyć wśród tylu trupów” odpowiedziała Zmora grobowym tonem.
“Niektórzy łowią dusze, inni skóry. Co się robi ze skórami wiem. Co się robi z duszami?”
„Biorąc pod uwagę ile ich tu jest, to chyba tylko się zbiera”
„No ale zbiera się też z jakiegoś powodu. Chyba”

Sonia po drodze nastukała smsa do Marka informując go o przebiegu wydarzeń.
„Facet zbiera też uran. Może chce mieć broń masowej zagłady w umbrze? Nie wiem. Szamana zapytaj!”
Tymczasem telefon odmówił wysłania wiadomości. Do dziewczyny dotarło, że od ponad doby nie miała też wiadomości od Marka. Kompletny brak zasięgu mógł być spowodowany brakiem anten sieci komórkowych rozstawianych na morzu. Mógł też wiązać się z obecnością wojskowej aparatury na statku Olega. Wiadomość zapisała się w roboczych.
Odruchowo usunęła wiadomość i schowała komórkę.

Faktycznie nie tylko ona miała problem z telefonem. Na mostku korzystali z połączenia satelitarnego. Oleg zdawał się być w przednim humorze. Wywołał przez telefon faceta imieniem Igor. Jak się okazało tamten dopiero wstawał. Moskwa jednak była kilka stref czasowych od nich. Potem padło wiele nieznaczących słów, które były stałą formą załatwiania interesów w Rosji. W końcu po około trzech minutach pytań o kuzynki i restauracje Oleg przeszedł do tematu swojej pasierbicy, która bardzo chciałaby dołączyć do „interesu”. Proponował wspólne spotkanie w najbliższy piątek w jednej z restauracji Igora. Rosjanin zgodził się. Wilkołaczka wyczuła dużą sympatię jaką darzyli się obaj mężczyźni. Albo jaką doskonale udawali.

Potem Alfa Łowców Dusz przeprosił Zhyzhak. Musiał się przygotować. Dragan i ona zostali przekazani pod opiekę Sean’owi. Wcześniej jednak Volkov poinstruował swojego człowieka w temacie moździerza. Toteż omawianie szczegółów akcji odbywało się na lądowisku dla helikopterów, gdzie dziewczyna mogła zmierzyć się z wyrzutnią.

- Z grubsza sprawa wygląda tak, na dolny pokład i do maszynowni idzie dwudziestu ludzi. Oni nie istnieją. Oficjalnie załoga Gwiazdy ma trzydzieści cztery osoby. To za mało na taki statek, ale Shinzou ma być przekonane o przewadze. Przygotowujemy uran. Będzie czekał na lądowisku. Wyładujemy ekstraktory. Wtedy z drugiej łodzi robimy desant. Dostaniesz automat ze ślepakami i możesz strzelać po naszych. Drugi magazynek dostaniesz z ostrą amunicją. Myślę, że Shinzou będzie mieć jakieś jedenaście osób maksymalnie. W tym dwóch pilotów, którzy nie powinni wyjść z kokpitu.
My mamy dziesięciu ludzi tutaj i dwudziestu z drugiej łodzi.

Żenia Bondar tymczasem regulowała ustawienia moździerza. To nie był jej pierwszy raz. Robiła to odruchowo. Profesjonalnie. Znała tę broń. Brała poprawkę na wiatr. Na fakt, że ich łódka pozostawiona sama sobie odpływała.

- To będzie czysta akcja - zakończył Sean.
- To rzadko kiedy bywa czysta akcja jeśli do czynienia się ma z Pentexem lub Shinzou. - Żenia skupiona była na broni i celu i zdawaćby się mogło, że mówi do siebie. *
Maks pokiwał głową. W końcu wspólnie już raz atakowali placówkę Shinzou.

- Sean, mamy problem - odezwał się Oleg w krótkofalówce marynarza przypiętej do wojskowej kurtki. - Z Okinawy w naszą stronę lecą trzy helikoptery. Shinzou zabrało obstawę.
- No.., to byłoby na tyle jeśli chodzi o czystą akcję - powiedział Maksim.

- Lepiej nie można było tego ująć - Syk wystrzału zagłuszył ostatnie słowa Zhyzhak.

Z hukiem wybuchu w tle dziewczyna wcisnęła przycisk na krótkofalówce:
- Masz coś na cyborgi albo inne roboty? - z jakiegoś powodu Żenia zaczynała być w dobrym humorze. Zachichotała odpuszczając komunikator. A mimo to spojrzała na Maksima wzdychając.


***



Ustalili nowy plan. Z pokładu Gwiazdy nie miał prawa paść żaden strzał. Przykrywka to przykrywka. Dlatego właśnie po wylądowaniu helikoptera i otwarciu jego ładowni miała zapaść ciemność. Oleg uświadomił wilkołaczkę, że przecież wezwanie ciemności to jedno z najbardziej podstawowych zagrań Tancerzy Czarnej Spirali.

Wkrótce na niebie pojawił się Chinook i dwa Belle. Wszystko przebiegało zupełnie normalnie. Chinook kołował. Belle zawisły. W końcu transportowiec odwrócił się i zaczął podchodzić do lądowania.

- Potrzebne ci te dwie Belle? - mruknęła Żenia do Olega - Bo to chyba dobry moment na ich zdjęcie. Na co nam dwa ruchome cele?
- Sean je zdejmie. Daj chwilę jego ludziom. Chodźmy obejrzeć te ekstraktory.

Jak powiedział tak zrobił. Na lądowisku stała jedynie mała paleta, na której były ułożone szare sztaby. Było tego niewiele. Na pewno nie wyglądało jak blisko dwie tony uranu.

W końcu Chinook zakończył manewr lądowania. Na powierzchni wody po prawej stronie Gwiazdy Północy coś zabulgotało. Wilkołaczka dojrzała wielki czarny kształt.

- Teraz - powiedział Sean i ogłuszył Olega.

Z łodzi podwodnej jaka nagle się pojawiła ktoś odpalił rakietę w jeden z helikopterów. I wtedy zaczęła zapadać ciemność.

“Albo mu bardzo ufa albo Sean coś kombinuje na boku.”

Żenia ostrożnie podchodziła do szykującej się rozwałki.
Zarzuciła i swoją porcją ciemności, kierując się w stronę Maksima i Chinooka.

Również wilkołaczkę i jej smoczego towarzysza pochłonęła ciemność. W ułamku sekundy cała blisko siedemdziesięcio metrowa jednostka była spowita mrokiem. A obok niej łódź podwodna usiłowała zestrzelić drugi z helikopterów. Jednak tam pilot był ostrożniejszy. Wykonał zwrot, a na pokład łodzi już na linach zjeżdzały kolejne uzbrojone sylwetki. Żenia naliczyła sześć osób bez strachu wpadajacych w ciemność.

- Maksim, Chinook. Ja lecę po Bellę - nim skończyła mówić Żenia machnęła już cienistymi skrzydłami i wzbiła się w powietrze. W locie zmieniła formę na glabro. Zignorowała póki co zjeżdżających ochroniarzy Shinzou i skupiła na uziemieniu drugiej jednostki latającej.

‘Bkhto pomoż z modulacją głosu” - dziewczyna parsknęła dopadając boku czopera. Wzięła zamach i walnęła pięścią w pancerną szybę.

- Zhyzhak nie lubi konkurencji! - wrzasnęła chociaż i tak była pewna, że nikt jej nie usłyszy. Złapała pilota i szarpnęła nim odbijając się od helikoptera nogami jak pływak od brzegu. Unieruchomić trzeba było i pilota. Szybki ruch pozbawił go przytomności, a Żenia pozbyła się balastu nurkując w ten obszar gdzie sama zarzucała ciemnością.

Maksim zamienił okulary na noktowizor i teraz wodził po wychodzących z Chinooka celownikiem karabinu. Również z tego helikoptera wychodzili przeciwnicy. Zdawać się mogło, że ciemność w żaden sposób im nie przeszkadzała.

Szóstka prowadząca desant spadła z hukiem, nieco wcześniej niż helikopter pozbawiony pilota. Ten zdawał się spadać wręcz wyjątkowo wolno. Na lądowisku trwała regularna strzelanina. Było to o tyle niepokojące, że lądowisko ze względu na swój charakter nie posiadało wielu osłon. Dwaj ludzie Seana padli. On sam wraz z Maksimem ukrywali się za paletą z uranem. Z osłony helikoptera korzystali zbrojni Shinzou. I właśnie na to nadlatywała ona, niczym anioł zagłady na skrzydłach z cienia.

Zbliżając się zobaczyła jak dziwnie ubrani są ludzie z Shinzou



Latająca wilkołaczka przyjęła formę bojową. Wykorzystała przewagę wysokości. Wylądowała i skorzystała ze smoczego daru. Ciemność rozświetlił zielonkawy płomień. Zajęło się czterech.
Natychmiast wykorzystali to Sean i Dragan, którzy w swoich półludzkich formach teraz zaczęli szyć seriami w przeciwników. Tymczasem Żenia oberwała od jednego z przeciwników, których nie widziała wcześniej. Poczuła dotkliwy ból, gdy srebro rozcinało jej skórę.

I wtedy uwolniła swój gniew. I siłę Nahajki.

Dwóch z przeciwników poleciało za burtę. Trzeciego cisnęła w głąb pustego śmigłowca, tak, że wbił się z drzwiami do kabiny pilotów. Właśnie… pustego helikoptera.
To nie Oleg rozgrywał Shinzou w tej wymianie. To oni wykorzystali okazję, żeby załatwić watahę spirali. Teraz była tego pewna, co przepełniło ją jeszcze większym gniewem.

Wpadła jak burza do helikoptera i zobaczyła jedną osobę. Kobietę. Z bronią szyjącą srebrnymi nabojami. Obecna scena przypomniała jej walkę sprzed kilku miesięcy. Tam też była kobieta, tam też był przeciwnik oko w oko. Nim którakolwiek z nich zdążyła mrugnąć, wadera Żenii przejęła inicjatywę i wyprowadziła cios. Tym razem nie przez gardło ale wprost w skroń. Ogłuszyć, przesłuchać, zebrać informacje…

- Pułapka - Wrona warknęła do słuchawki. - Dobić ich…

Wielka czarna pięść uderzyła w głowę kobiety z wielką precyzją. Brzdęknięcie pękających kości. Chrupnięcie kręgosłupa. W tym co stało się z ciałem kobiety było jakieś perwersyjne skojarzenie z grzechotką i Fedirem. Szaman też grzechotał. Jej ciało bezwładnie osunęło się po ścianie transportowca.

Poszło im niezwykle dobrze. Ale mieli na pokładzie Gwiazdy drugą grupę, która zdawała się radzić sobie dużo lepiej.
W kilku susach Żeni ruszyła by dobić ostatki z ekipy Chinooka.

W szybie helikoptera była wielka dziura. Żołnierz uciekł. Pilotów zabiła zanim zdążyli zareagować.

Na ostatek zdarła z twarzy zabitego żołnierza dziwną maskę.
Odsłoniła coś dziwnego. Twarz mężczyzny miała pod skórą dziwnie proste żyły. Kojarzyły się z nadrukiem na płytkach drukowanych. Oczy też wyglądały jakby należały do robota. Sama zaś maska zdawała się nie mieć żadnych nadludzkich właściwości, mimo, że Żenia przyłożyła ją sobie do twarzy.

“To roboty. Jakaś robokalipsa. Czy roboty umieją pływać?”
“Mam nadzieję, że nie. Szkoda byłoby gdyby odpłynęły łodzią podwodną.”

Żenia zmieniła formę i nadała wiadomość do Maksima:
- Upewnij się, że nie przejęli łodzi podwodnej. To jakieś roboty. Ludzie Olega niech ruszą zady. Jeden stąd nawiał. Nie puszczać żywych.

Wygrzebywała się z helikoptera by wbić się w powietrze i sprawdzić stan obecny. Zabrała ze sobą automat jednego z robotów.


Sean i Dragan przegrupowali się i ruszyli pomóc ludziom Olega. Żenia z powietrza widziała ciemność nad całym okrętem. Strzały dochodziły wyłącznie z prawej burty. Słyszała też jęki przyprawiające o gęsią skórkę.

“Umarli”
“Póki nic nie robią tylko jęczą to są mi zbędni.” - warknęła Żenia zajęta zwiadem.

I wtedy zauważyła ich wszystkich. Z szóstki przetrwała czwórka. Wyskakiwali z pokładu, żeby wpław płynąc do łodzi podwodnej. Za to od strony rufy całkiem sprawnie płynął kolejny żołnierz. Ten, który uciekł z helikoptera przed Wilkołaczką. Nie wyglądał na rannego…

- Maksim… moździerz. Spróbuję zdjąć uciekającą piątkę. Jak nie to zestrzelimy łódź podwodną. - Żenia spikowała niżej i odbezpieczyła opcję full auto - Gdzie ten cholerny Oleg? Ile można spać?

Po raz pierwszy od czasu nauki tego daru, sięgnęła po podarunek ducha przodka.
Jeśli mogła ułatwić sobie zadanie to czemu tego nie zrobić? Skoncentrowała się i poczuła mrowienie pod palcem. Jakiś mistyczny duch broni stał się z nią jednością.
Pociągnęła pieszczotliwie spust niczym amorek z piekła rodem. Srebrne kule zaczęły pruć wodę wbijając się w ciała uciekających żołnierzy.

Draganowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Dopadł moździerza i zawahał się. Otaczała go ciemność. Nie miał jak wycelować w łódź. Załadował granat i zaczął rozciągać wielkie błoniaste skrzydła.
Sonia zaś przyłożyła się szczególnie do zdjęcia robota który uciekł z helikoptera. Równie dużą uwagą otoczyła dwójkę jego kumpli. Pozostała dwójka jakoś zarobiła mniej pieszczot.

“Czy wszystkie alfy tak mają? Nie wiem czy chcę być alfą jak dorosnę…”

- Dragan… to chyba działa. Zgarnij kolejny riffle - Żenia wrzasnęła w słuchawkę próbując przebić się przez kakofonię wystrzałów.

Pociągnięcie serią opróźniło magazynek ze srebrnych kul. Dziewczyna poczuła ulgę. Wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak. Rzadko miała do czynienia z czystym srebrem.

Uciekinier w którego wilkołaczka celowała z wyjątkową zawziętością zakończył już szalony taniec na wodzie. Jego ciało szarpane kolejnymi pociskami podrygiwało. Wokół rosła plama krwi… czy oleju jak przypuszczała dziewczyna. Kolejny cel podzielił jego los, natomiast ostatnia trójka miała sporo szczęścia w tym, że amunicja już się skończyła. Każdy dostał kilka kul, ale nawet ich to nie spowolniło.

„Zdajesz sobie sprawę w jak wielkie gówno wdepnęłyśmy.”

Teraz z powietrza było bardzo dobrze widać obraz bitwy. Łódź podwodna, o której wilkołaczka myślała, że to jakiś mały oddział dywersyjny, była pełnoprawnym atomowym okrętem podwodnym. Długością przewyższała Gwiazdę Północy o dobre dwadzieścia metrów. Cóż, w tym momencie opcja strzału z moździerza żeby ją zatopić była równie skuteczna co próba zatrzymania rozpędzonego autobusy łapką na muchy.

Oleg utrzymał to w tajemnicy. Co jeszcze? Miał okręt podwodny. Ba, miał flotę. Handlował uranem. Czy był w stanie uzbroić swój okręt w głowice nuklearne? Newykrywalna dla radarów wyrzutnia głowic kierowana przez sługę Żmija.

I nagle nikt na świecie nie może być pewnym, że nie zginie w zagładzie atomowej.

„Sojuszników też umie sobie dobierać”
Wtrąciła Zmora w umyśle dziewczyny.

Cienie nad statkiem Olega znikały ukazując wynik walki. Górny pokład był usłany ciałami. Ciemność musiała nie służyć wilkołakom Olega tak dobrze jak zakładali. Nie spodziewali się też robotów ze srebrną amunicją. Co ciekawe z pokładów rzucali się do wody kolejni ludzie. Ci, których Sean pokazał im jako „drużynę zdrajców”. Wskakiwali do wody i… zmieniali się w rekiny!

Ale nie takie rekiny, jakie widywało się na National Geographic. Te rekiny wyglądały jak potwory ze szczęk. Zwłaszcza Sean Brown. Zmienił się w ogromną bestię. Wilkołaczce ciężko było operować wymiarami, bo lot, wielki okręt i jeszcze większa łódź podwodna były czymś, czego nie oglądała na co dzień. Ale wydawało jej się, że Sean Brown był teraz większy od jachtu, który zatopiła strzałem z moździerza. Był wielki jak…. Maksim w swojej formie smoka.

Nie mogła skupiać się na wszystkim. Gdy z zapamiętaniem przekonywała ducha z karabinu do pomocy to uciekający żołnierze Shinzou już dopadli kadłub łodzi. Jedna z nich dotknęła stali i nagle uformował się tam właz. Przyjęła na ramię kulę posłaną w całej serii przez latającą wilkołaczkę. W tym czasie jeden z jej towarzyszy już przeskakiwał do wnętrza łodzi podwodnej. On dostał w plecy zanim zniknął we wnętrzu okrętu.

Ten który ich osłaniał stał i również samemu kierował ostrzał w stronę statku z ludźmi Olega. Mierzył spokojnie, jakby był na strzelnicy, a nie na morzu w czasie otwartej walki z kilkumetrowymi rekinami. Opróżnił magazynek tak samo jak Sonia. No może nie tak samo. Spokojnie i jednostajnie. W jeden konkretny punkt.

Na Gwieździe Północy stał opierając się o burtę wielki Crinos, którego uszy sterczały na boki, a oczy płonęły zielonkawym płomieniem. Długa i postrzępiona grzywą przesiana była pasmami siwej sierści. Poza tym istota była kompletnie czarna. Pomimo rozwianej już ciemności nadal zbierały się wokół niej jakieś dziwne cienie. Jakby wilkołacza skóra parowała ciemnością.

Srebrny nabój trafiał w czoło potwora. Raz za razem. W czasie gdy Sonia trafiła strzelca ledwie dwiema kulami, ten wpakował ich ponad dwadzieścia w łeb Olega Volkowa. Po kilku sekundach pysk Olega wyglądał jak poduszka naszpikowana igłami. Łapa uzbrojona w szpony wyglądające jak sztylety z obsydianu zgarnęła srebro z twarzy. Oleg zrobił krok i wbił się pazurami w poręcz na burcie, wyginając ją, a potem ryknął.

Chyba pierwszy raz wywołał zaskoczenie wśród żołnierzy Shinzou. Ten, któremu właśnie skończyła się amunicja stał jak wryty. Nie zdążył nawet zareagować jak dwudziestopięcio metrowy rekin wyskoczył z wody i pożarł go w całości jednym kłapnięciem szczęki.

Nagle nie było już widać nikogo z Shinzou. Ludzie Olega kontrolowali statek. Rekiny panowały we wodzie, a w powietrzu do Sonii doleciał Maksim na błoniastych skrzydłach dzierżący moździerz w jednej ręce, a zdobyczny karabin mając przewieszony przez ramiona.

- To w co strzelać?
- Już w nic. - Żenia utrzymywała się na cienistych skrzydłach w powietrzu oglądając się kilka razy - Była jeszcze dwójka, którą wyrzuciłam przez burtę.
Liczyła w myślach…

Podleciała w zasięg głosu do wielkiego crinosa odpornego na srebro.
“Ej weź poszukaj co to. Czemu on jest odporny na srebro? Ja też chcę!”
„To jego umarli…. przyjmowali za niego kule….”

W głosie Zmory było coś takiego… taki dziki strach… że Sonię aż zmroziło.
- Oleg! Każ przeszukać trupy i helikopter. Mogą mieć system naprowadzający. Albo zabezpieczenia samoniszczące, bomby…

Żeńka pamiętała sztuczki Pentexu.
- Łódź! - Crinos warknął tylko wskazując na okręt podwodny. Rekiny zmieniały się w formy z rękami i nogami. Wbiegały na właz na szczycie wieży. Niestety właz był jeden, a rekinoludzie wielcy… i powolni po wyjściu z wody. A łódź zaczynała się zanurzać.

- Dobrze by było się stąd wynieść bo te roboty pewnie przekazywały przebieg na żywo… Możemy mieć towarzystwo wkrótce.
Dodało wronie chuchro na czarnych skrzydłach.

- Szefie, są w maszynowni. Statek tonie. - Mówił jeden z marynarzy z karabinem. Wyraźnie był w formie Glabro

Oleg zmienił formę, choć nadal przypominał neandertalczyka, to teraz mógł już spokojnie ruszyć w wąskie korytarze statku.
- Daj mi broń! - wrzasnął do podwładnego, który niemal natychmiast oddał Alfie swój karabin.

- Mają srebrne noże - krzyknęła za nim Żenia, robiąc piruet w miejscu. Frunęłą ku łodzi podwodnej.
- Zhyzhak! - wrzasnął Oleg z wnętrza statku - sprawdź te helikoptery!

- Hej! Wy trzej - wrzasnęła do najdalej stojących rekinołaków - Spróbujcie dopchać się od strony wody i powstrzymać roboty. Wciągnięcie ich w głębinę albo co… mają srebro ze sobą.

Żenia machnęła na Maksima i pofrunęła do helikoptera stojącego na pokładzie.
Pierwsze co ją uderzyło gdy tylko spojrzała na lądowisko, to brak zwłok dwóch żołnierzy załatwionych przez Maksa i Seana.

- Maksim, nie da się ich zabić normalnie. Trzeba ich znaleźć i wrzucić w umbrę. Inaczej ciągle będą się reaktywować. Albo załatwić ich elektrycznością.

Maks kiwnął głową, na znak tego, że rozumie. Wylądował na pokładzie i przyklęknął w miejscu w którym leżał wcześniej typ, przez którego wizjer spoglądała jego towarzyszka. W pokładzie były nadszarpnięcia. Jakby powierzchnię wycięto precyzyjnym narzędziem.
- To możliwe, żeby facet naprawił się blachą z pokładu i uciekł? - powiedział w przestrzeń gdzie przed chwilą unosiła się dziewczyna.

“Skoro tamta laska zmieniła blachę we właz, to może ten zmienił blachę w nową zbroję”

Wilkołaczka widziała do tej pory tylko dwie kobiety w ekipie Shinzou. Tę zmieniającą strukturę łodzi podwodnej i tę, którą ogłuszyła w helikopterze…

- chyba są dwa modele. Kobiety kształtują blachy. Faceci nie wiem co. W helikopterze...
Maksim przerwał jej słowa unosząc broń.
- Nie ma. Helikopter pusty. Twoja pieszczoszka dała nogę.
- no to możliwe… spróbujmy zobaczyć czy da się coś z tym helikopterem zrobić. Ten zestrzelony chyba nie wypłynie nagle? - spytała retorycznie.
- Zobacze, czy w tym który wysadzili są jakieś zwłoki. - Maks poderwał się szybko i tylko rzucił w locie magazynek w stronę Sonii.
- Przeładuj i nie daj się zabić.

Helikopter wydawał się w miarę sprawny. Nie było śladu po ogłuszonej dziewczynie. Ale na przykład obaj piloci leżeli na pulpitach. Żenia nie umiała latać taką bestią… ale Mike znał na to sposób.

“Chcesz zjeść pilota?”
“Waham się czy ich ratować.”
“Oni dla ciebie nie zrobiliby nic.”

Poza uszkodzoną szybą nie było widać żadnych zniszczeń. Większość wskaźników było wyłączonych. Dziura w szybie też nie była ułatwieniem, ale z wilkołaczą regeneracją powinni sobie poradzić.

- Hej! Wy! - Żenia wynurzyła się z helikoptera i wrzasnęła na kilku ludzi Olega - Ładować biegiem ten uran i wszystko co można uratować z Gwiazdy. - Ruszać się. Ty leć po Olega. Ewakuacja.

Sonia użyła całego swojego autorytetu.
Trafiła na jednego z mężczyzn biegnących między pokładami. Nie musiała się specjalnie starać. Od razu wziął krótkofalówkę i przekazał informacje. Z grubsza przekazał to co mówiła, po czym ruszył w stronę palety z uranem. Nie miał jej jak ruszyć, więc zaczął rozglądać się za pomocą. W końcu złapał pierwszą z szarych sztab w dłonie i ruszył biegiem do helikoptera.

Tymczasem Żenia zmieniła się w wielką, czarną waderę pozwalając Nahajce wydłużyć kły i nadać groźniejszy wygląd. W kilku kłapnięciach pożarła truchło jednego z pilotów i nim zdążyła przełknąć ostatni kawałek zawyła. Wzywała wszystkie Spirale do siebie.

Czuła jak mięso nie tylko niesie ze sobą wspaniały smak. Ono niosło ze sobą wiedzę. Akademia wojskowa. Strzelanie. Pilotowanie. Setki godzin za sterami helikopterów. Dziesiątki godzin na poznawanie ich mechaniki. Cała ta wiedza wypełniała jej umysł, gdy tylko mięso zjadanego człowieka wypełniało jej brzuch. W tym czasie kolejni Tancerze Czarnej Spirali zbierali się na lądowisku. Olega nigdzie nie było.

Maksim wylądował obok niej. Rzucił spojrzenie na rozszarpane zwłoki i wilczycę o czarnych niczym obsydian kłach spływających ludzka krwią.
- W wysadzonym helikopterze były tylko ciała pilotów. Żadnej załogi. Jeżeli masz rację, to ich jest w sumie osiemnaścioro - mówił do niej po ukraińsku, toteż niewielu z zebranych coś zrozumiało. Zresztą i tak byli zajęci mocowaniem uranu wewnątrz helikoptera.

- Poleć do Seana i powiedz o ewakuacji i uzgodnij miejsce spotkania. Potem każ poszukać Olega. Jeśli jest gdzieś w maszynowni to rekin lepszy. I wracaj. Zbieramy się stąd. - wycharczała zmieniając formę. Zaczęła wydawać rozkazy Łowcom Dusz do załadunku i ekstrakcji w ciągu następnych minut. Sama siadła za sterami i wyrzuciła ciało drugiego pilota.


***



Została sama z maszyną. Nie widziała startującego Maksima, ale była pewna, że wykona wszystkie jej “rozkazy”. Sprawdziła poziom paliwa. Bez problemu dolecą do wybrzeży Japonii. Uruchomiła wirniki. Najpierw przedni, potem tylny. Nie miała czasu na normalną procedurę startową, więc od razu wrzuciła większe obroty. Jedyny alarm jaki mrugał to otwarta klapa ładowni. Silnik zaczynał być na tyle głośny, że przestała słyszeć pozostałe wilkołaki na pokładzie.

Obserwowała z uwagą zegar. Sekundy leciały. W końcu pojawił się Oleg. Razem z nim jeszcze dwa inne wilkołaki. Nie trzeba było ich namawiać.Wskoczyli na pokład śmigłowca. Mogła spokojnie startować. Wszyscy w ładowni byli niespokojni. Żółte pasy spinały upchany w kącie uran. Dziewczyna bardzo wyraźnie czuła nierówny rozkład ciężaru w maszynie. Ale szybko się dostosowała. Wzniosła się lekko bokiem. Po prawej stronie zobaczyła kołującego Maksima. Nadal miała otwartą ładownię, więc nie spodziewała się problemu z jego lądowaniem. Nie pomyliła się zbytnio.

Odruchowo kontrolowała wysokościomierz. Pamiętała jak szybko Oleg zauważył nadlatujące helikoptery na radarze. Teraz z nie swoją wiedzą domyśliła się, że wynikało to ze wzniesienia się w zasięg radarów. Ona nie mogła sobie na to pozwolić. Leciała niżej niż wznosił się ostatni poziom Gwiazdy Północy. Jeżeli tonęła to tonęła bardzo powoli. Oleg rzucił na środek ładowni dwie głowy. Maksim po lądowaniu uruchomił zamykanie ładowni. Na pokładzie helikoptera było sześć wilkołaków poza Olegiem. Została ich siódemka z kilkudziesięcioosobowej załogi. Miała tylko nadzieję, że lepiej poszło rekinom.

I wtedy przyszedł największy problem. Podmuch wiatru wprost do kabiny. Zimny wiatr, który smagał jej ciało utrudniał pilotowanie. Powinni lecieć ponad 300km/h… ale to oznaczało, że wiatr z taką prędkością miał hulać po kabinie pilotów. Poczuła już też, że w jej udzie nadal tkwią kule. Zupełnie o nich zapomniała.

- Dragan, znajdz coś na dziurę - wrzasnęła do słuchawki - Nie dam rady inaczej utrzymać prędkości!
Bondar widział, że dziewczyna krzyczy. Dlatego właśnie ruszył w stronę kabiny i założył słuchawki na uszy.
- Hej - odezwał się jego miły głos w jej słuchawkach. - Za cholerę nie wiem co próbowałaś wykrzyczeć. Strasznie tu wieje.

- Nosz job twoju mać - Żenia rozbawiona roześmiała się wesoło, odwracając twarz do ukochanego. Dla Spiral jej radośnie ubawiony profil musiał dolewać oliwy do ognia - Akurat teraz nauczyłeś się poczucia humoru? Piździ tu. Bez załatania dziury nie dam rady utrzymać prędkości. A potrzebne to nam by dolecieć na ląd. I trochę boli mnie udo. - tym razem poskarżyła się niczym dziecko.
Zaczął od ostatniego. Dotknął jej nogi dłonią i przymknął na moment oczy. Po chwili podniósł rękę i pokazał jej trzy srebrne kule w otwartej dłoni. Noga zagoiła się momentalnie.
- Dobra, muszę pomyśleć.
Ruszył z powrotem do ładowni i zaczął przeglądać to co znajdowało się na wyposażeniu helikoptera. Tymczasem wilkołaczka za sterami walczyła ze zmiennym prądem powietrznym, źle zamocowanym ładunkiem i zastraszającym poziomem wilgotności z nad morza. Czuła jak krople ze wzburzanych wirnikiem fal wpadają do kabiny. Stała przed wyborem dać się zobaczyć na radarze, czy zalać aparaturę i ryzykować katastrofę.

Z drugiej strony Chinook miał możliwość lądowania na wodzie. Wiedziała to. Wyssała tę wiedzę ze szpikiem kostnym. Zwinęła przy tym podwozie.

Maksim otworzył właz, co zaowocowało alarmem na konsolecie. Wyfrunął z jakimś ładunkiem. Po chwili przestała widzieć cokolwiek. Zdaje się, że otworzył na zewnątrz jakiś spadochron?

- Wybacz… źle mi się lata koło tych twoich śmigieł - powiedział w słuchawkach.
- Najważniejsze, żebyś latał w pobliżu, Dragan - Żeńka stwierdziła czule tonem pełnym podtekstu. - inna opcja to użyć helikoptera jako łodzi. Mogę posadzić to bydle na wodzie. Pytanie czy te roboty nas dościgną gdybyśmy skorzystali z linii Ra?

- Nie zabiorę wszystkich… nie dam rady więcej niż pięcioro. A i wtedy prawdopodobne, że zgubię kilka osób. - Powiedział bez cienia ironii.

W tym samym czasie poprawił spadochron odsłaniając część horyzontu dziewczynie. Siedział na przedniej szybie, a ciąg silników przyciskał jego błoniaste skrzydła do kadłuba.

- No dobra. Spróbujmy zatem polecieć. Gdybyś mógł wybrać jedną supermoc to co by to było? - zażartowała. - I gdzie umówiłeś się z Seanem?

- Sterowanie maszynami - powiedział bez wahania.

„Jak Wojtek tą ciężarówką? Ciekawe czy mógłby pilotować helikopter? Albo łódź podwodną… ciekawe czy mógłby wyłączać te roboty? I ciekawe czy one mają takie możliwości.”

- Taka wyspa… - dodał po chwili szarpiąc się z jakąś liną, po czym nagle wrzasnął i zniknął z pola widzenia. Żenia wrzasnęła pół uderzenia serca później mając przed oczami podsunięty przez wyobraźnię obraz befsztyku ze Smoka. Minęły około trzy sekundy zanim odezwał się znowu.
- Jestem, nic mi nie jest. Lecisz ciut szybciej niż moje skrzydła dają radę.

Faktycznie leciała już przeszło trzysta na godzinę.
- Zwolnię - stwierdziła skruszonym tonem. Po chwili dopytała:
- Jaka wyspa, Maksim?
- Taka Ra i Ma? Mówi ci to coś? - zapytał i dodał: - Wracam. Zimno tutaj!
- Ogrzeję cię przy pierwszej możliwej okazji!

Takarajima mówiło za to coś Sonii. Czy też poprzedniemu pilotowi. Nie było tam lotniska. Był mały port turystyczny. I w zasadzie nie latało się tam wojskowo tylko widokowo. Mało lokalnych mieszkańców, ale za to gęsto od turystów. Przynajmniej w miesiącach cieplejszych niż październik.

„To była hekatomba wiesz?”

Rozległo się w jej głowie gdy spadochron się naciągnął, a Maksim faktycznie ruszył do ładowni pełnej zmarzniętych wilkołaków.

„Co? Ta akcja?” - Żenia była nieco skołowana bezkontekstowym pytaniem Nahajki. - „no dość ciężko znaleźć pozytywy. Zimno mi wiesz? Nie pomożesz ze sztucznym ogrzewaniem?”

„Umarli. Odeszli. Większości już nie ma. Nawet ci przy Olegu. Zniszczeni. Przepadli w niebyt. Zostało z nimi tylko kilku.” Zabrzmiało to dziwnie nostalgicznie jak na mrocznego ducha zaklętego w broni, który większość czasu spędzał pod skórą dziewczyny.
„Mogę wyłączyć ci czucie, ale to sprawi, że nie będziesz wiedzieć kiedy twoje cialo przestaje dawać radę”
„ Nic nie rozumiem.” - przyznała się Sonia - „Jak najazd robotów pozbawił ich dusz? Co? Oddawali za nich siebie? Jak ci ze srebrem? Trzeba będzie poprosić Wojtka o nauczenie tej sztuczki.

„Oleg… on ma nad nimi władzę. On zmuszał je, żeby go broniły. Ich tam zniszczono setki. A Oleg przytaszczył ledwie dwie głowy. Osiemnastu żołnierzy i niezliczeni polegli z naszej strony. Jeżeli to zapowiedź wojny, to zaczyna się nieciekawie. A co do Wojtka… zaryzykujemy spalenie przykrywki? Uciekliśmy, żeby związać się ze Spiralami”

„ Niekoniecznie teraz. A co wojny… to wojna trwa od kilkunastu pierdyliardów lat. Roboty, nieroboty, fomory i inne. Nie mam odpowiedzi na wszystko. Mogę robić tylko jedno na raz. Może wcale się nie uda? Wtedy planeta zostanie planetą robotów królujących na dziedzinie zniszczenia.”

„Jeszcze jedno. Atakujący przypominali mi bardzo mocno twojego chłopaka. Rzekłabym bliźniaczo podobni. Uważaj”

W tym momencie Maksim wszedł do kabiny rozcierając zmarznięte ramiona. Pozostał w formie człowieka-jaszczura, bo prowizoryczna naprawa nie dawała jakichś bardzo dobrych efektów.

„On przynajmniej ma twarz i nie grzechocze. Jak się go walnie, to zostaje ślad. Ale skoro jest bliźniaczo podobny to znaczy, że tamci też muszą mieć jakieś zdolności. Jak łaki. Za chwilę Umbra i Malfeas będą najbezpieczniejszymi z opcji. Może dlatego Shinzou chce GLS…”

„Nie zostaje żaden ślad! Regeneruje się jak ty! Czy jak inne wilkołaki. Jedyna różnica, to że jego pająki są spętane, a tam wyglądało mi to tak, jakby pająki wzorca spętały ciała. A powiedz mi jeszcze czy czasem przebudowywanie ścian okrętów podwodnych nie wyglądało ci na „jakieś zdolności”?

“Niekoniecznie muszą to być zdolności. Obecnie technika jest dość zaawansowana jak widać. Lasery, szmery, bajery. A każdy z nas jak się go walnie dostatecznie mocno to zostaje ślad. Pamiętasz poskładanego Wojtka z wstrząśnieniem mózgu? No… więc Wojtek się nie poskładał z powrotem po kilku sekundach po ogłuszeniu, nie wyciął dziury, ani nie naprawił kumpla i nie poleciał przejmować statku. Tą laskę walnęłam dostatecznie mocno…”

Wtedy odszedł cały ból i zimno. Zmora zrobiła to o co ją poprosiła. I trudno powiedzieć czy ktoś przetrwałby ten szalony lot, gdyby tego nie zrobiła.

Żenia olała kwestię dyskretnego lądowania. W zasadzie nie zakładała opcji dyskrecji przy wyspie wielkości naparstka bo inaczej nie wyobrażała sobie lądu o powierzchni 7 km kwadratowych.

Lądując rozwalonym Chinookiem na niewielkim lotnisku przez chwilę pomyślała o Pasikoniku. Tak musiał się czuć lądując na stoliku kawowym w mieszkaniu krewniaczki Zaara.

Ciekawa była co na to wszystko Oleg…
 
corax jest offline  
Stary 29-05-2019, 11:42   #36
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Tancerze Czarnej Spirali szybko zabezpieczyli teren. Oznaczało to ni mniej ni więcej jak zastrzelenie dwóch osób z obsługi. Nie było innych świadków lądowania. Przynajmniej nie w najbliższej okolicy.

- Co za skurwysyny! - powiedział Oleg ciskając jedną ze zdobytych głów
- Uspokój się - Maksim odpowiedział mu po rosyjsku. - Nikomu życia nie wrócisz, a możesz nam kłopotu narobić.
Oleg zmierzył Mokola wzrokiem. Po czym podniósł broń i wycelował wprost w niego.
- A skąd mam wiedzieć, że to nie wy zdradziliście? - powiedział pułkownik GRU.

Sonia wsunęła się między Maksima a broń Olega, łapiąc za lufę karabinu i zginając ją gołą dłonią ku górze.

- Bo nie jesteś całkowitym idiotą i dlatego, że to nam zawdzięczacie fakt, że wasze tyłki są w całości na suchym lądzie.

Przysunęła się krok bliżej spoglądając na Olega:
- Ostrzegałam Cię przed Shinzou. Słyszałeś o Żniwiarzu? Słyszałeś o genie GLS? - Żeńka szeptała teatralnie. - Zobaczyłeś gówniarę i postanowiłeś wykorzystać mnie w swoich ‘niewychylaniach się’. A może to Ty jesteś na liście płac Azjatów i oddałeś im swoją łódź atomową? Hm? Żeby dobrać się do mnie?

W końcu odepchnęła Alfę:
- Myśl. Stać cię na to. To nie my jesteśmy wrogiem. To Shinzou. Pytanie co z tym teraz zrobisz i ile więcej o tobie wiedzą.

Oleg warknął odrzucając półautomat z wygiętą lufą.
- Niech wam będzie.
Odsunął się i splunął pod nogi.
- Masz jak wzbogacić ten uran? Zrobię bombę i wsadzę ją Shinzou głęboko w dupę przed odpaleniem.

- Mam. Przejąć zasoby Grashoka. Zanim zaczniesz ładować się od zadniej strony Shinzou może warto przysiąść i odbudować zasoby? Duchów już nie masz. Ludzi została Ci garstka. Nie wiadomo co z Seanem i jego ekipą. A ludzi Shinzou było ledwo osiemnastu.

Żenia obróciła się spoglądając na Maksima przez ramię.

Po czym kontynuowała:

- Może warto pomóc mnie i Markowi w zjednoczeniu Tancerzy? Stać się liczącą siłą by zmusić Grashoka do ruchu. Rozpuścić wici Bratvy, bo Shinzou i ich wykosi. Z Japonii do Rosji niedaleka droga a dla mnie logicznym jest założenie, ze Shinzou dogada się jakoś z wampirami. Niejaki Zettler z Pentexu, jest ich głównym ośrodkiem zainteresowania. Ważna figura. Sam mówiłeś, że Pentex upadnie. Myślę, że Zettler dobije targu z Shinzou. Japonia dobije targu z Putinem, bo historycznie bliżej im do siebie niż Japonii do Stanów. A wtedy eksperymenty Pentexu prowadzone na wilkołakach będą zdawały się jedynie zabawą dzieci w piaskownicy.

Łagodniejszy ton i spokojniejszy wyraz twarzy ‘pasierbicy’ pasował do kolejnych słów:
- Uspokój się i przegrupujmy się. - Żeńka przemawiała już jako ‘my’ na końcowym etapie. Rzuciła okiem na otaczających ich ludzi Olega. - Wyleczmy się. Odpocznijmy chwilę nim dopłynie Sean i jego ludzie. Ja zadzwonię do Marka. Trzeba ogarnąć kwestię odlotu z tego zadupia. Twoi ludzie niech naprawią szybę w Chinooku i zatankują go. Zbierzemy siły i dobierzemy się do Shinzou, ok?
Oleg uspokajał się z każdą chwilą. Sonia dojrzał jedynie lekki grymas na jego twarzy gdy zaczęła mówić co ma rozkazać swoim ludziom.jak każdy alfa był czuły w tym zakresie.

Przez chwilę milczał wpatrując się w ziemię. Ale czuła, że to nie jest wyraz pokory. On obmyślał zemstę. Za szybko. W końcu podniósł twarz na Maksima i Zhyzhak.
- Jutro wieczorem mamy spotkanie w Moskwie. Bratva nam pomoże. Ciebie proszę, żebyś jak najszybciej zorganizowała wzbogacenie uranu. Idę pogadać z moimi ludźmi. Zasługują na wyjaśnienia.

„Wow… ciekawe ile razy Czarny mówi, że jego ludzie zasługują na wyjaśnienia?”

Tymczasem wilkołaczka poczuła wibrację w plecaku. Wyjęła telefon i zobaczyła wiadomość od Marka

Cytat:
Spuściłem Pierwszą Drużynę ze smyczy. U Ciebie OK?
Wiadomość wysłano jakiś czas temu, ale dopiero co złapała zasięg. Odklikała czekając na dalsze poczynania Łowców Dusz.

Cytat:
“O tyle o ile. Shinzou wyjumało Olega, chce zemsty już. Ma uran, chce uzbroić. Jutro spotkanie z bratvą. Temat trzeba rozwinąć w Stanach.“
Przy okazji bez skrupułów podsłuchiwała “wyjaśnienia” Olega, oparta wygodnie o Maksima. Zastanawiała się przez chwilę jak odbiera jej opiekę. W ciągu 24 godzin to ona chroniła bardziej jego niż on ją. Wiedziala, że Haradowi by to przeszkadzało.
Maksim nie był typowym alfą z urodzenia. Objął opiekuńczo Sonię odsuwając jednocześnie karabin zabrany Shinzou. W jego magazynku było sporo srebra, co powodowało, że Nahaja aż drżała.

Oleg z kolei był typowym alfą. Tam gdzie zaufanie w jego dowodzenie mogło być podważone nie wahał się warknąć i zastraszyć swoich ludzi. Wypracował autorytet i utrata statku nie mogła go pogrzebać. Zwłaszcza, że wiedzieli jak reagował na srebro.

Obserwacje jego watahy też dało wiele do myślenia. Tylko jeden z Tancerzy Czarnych Spiral miał Kleiva. Reszta preferowała broń automatyczną. Nie było też żadnych lupusów.

Samo zebranie trwało kilka minut, po czym ruszyli do swoich zajęć. Czyli rozeszli się niewiadomo dokąd.

- Jak myślisz, skąd załatwią szybę do helikoptera wojskowego na turystycznej wyspie? - zapytał Maksim zasłaniając twarz lustrzankami.

- Nie wiem. Może z jakiegoś wozu strażackiego? To nie musi być szyba. Ważne żeby nie wiało. Ciekawa jestem reakcji rekinów. Myślisz, że dojdzie do przepychanki?

- Być może. Choć sytuacja zaskoczyła wszystkich. Zauważyłaś, że wilkołaków było blisko sześćdziesiąt. Zostało ich siedem. Rekinów widziałem nie więcej niż dwadzieścia. Mam nadzieje, że przeżyli. - Podrapał się po brodzie. Nie dało się ukryć, że jakiś czas już ją zaniedbywał.
- Nie wiem za wiele o Rekinołakach. W zasadzie Pentex chyba nie wiedział o ich istnieniu.

- Myślisz że Shinzou wie? Zastanawiam się ilu tancerzy zostało na łodzi. - odpędziła mroczne myśli. Gdyby czekała dłużej, sama byłaby pokarmem dla rybek.
- Teraz już wie na pewno. A tam niczym się nie przejmuj. Alfa poszedł z tobą. Dlatego raczej nikt nie przeżył. Albo Oleg spisał go na straty - maksim uspokajał ją swoją logiką.

- Trzeba by się dowiedzieć czy Rekiny nie mają dojść do innych. Może by dołączyli do nas. Mam wrażenie, że ta akcja to kiepska inwestycja…
- Myślisz, że są jakieś Płaszczkołaki, albo Delfinołaki? Może Murenołaki? A ryby słodkowodne? Karpiołak? Szczupakołak? Cholera, sporo tego może być. Wiem, że żółwie należą do mojego rodzaju. Ale tu raczej się nie uda. Średnio im pasuję ja jako osoba. Zresztą widziałaś w Japonii.

Chwilę milczał zastanawiając się nad resztą.
- Jest jeszcze kwestia tego, że mamy dwie strony, a my jesteśmy po tej ciemnej.

Wtedy przyszedł do nich Oleg. Rzucił im pod nogi dwie głowy, które zabrał ze sobą z Gwiazdy Północy.

- Widzieliście coś takiego wcześniej?
Żenia pochyliła się by porównać głowy z obserwacjami na statku.
Odruchowo chciała pokręcić głową ale zastanawiała się.
- Nieee - odparła wolno - ten ogłuszony na statku miał żyły krzyżujące się pod kątem prostym. A laska dziwnie grzechotała.

Żeńka przykucnęła nad głowami i przyjrzała oczom. Obydwie głowy były męskie i pozbawione włosów, ale z brwiami. Blade, więc nie ma efektu żył przecinających się pod prostymi kątami. Oczy jakieś takie świecące, jakby nienaturalne dla człowieka. Gdy przyglądała się w tęczówce dostrzegła coś jakby dodatkowy bardzo cienki drucik.

- Mam wrażenie, że to maszyna udająca człowieka niż odwrotnie.

- Ja widziałem coś takiego. Tylko gorsze. Wiesz czym są Fomory, prawda? - Zaczął Maksim nawet nie patrząc na głowy leżące u ich stóp.
- Shinzou jest jak Pentex w kilku kwestiach. Pentex od lat pracuje nad opętaniem ludzi przez Zmory. Shinzou nie posunęło się tak daleko. Choć nie wiem czy to dobrze. Oni wiążą Pająki Wzorca. Człowiek, wilkołak czy cokolwiek może zostać zespolone z takim Pająkiem. Kilka lat temu infiltrowałem jedno z ich laboratorium. Walczyłem z Crino tak związanym. Oni określają to mianem Drona. - powiedział w końcu Dragan. Powoli i spokojnie.
Oleg długo mierzył go wzrokiem.

- Po jakiego hugona Shinzou GLS zatem? Lepsze wyniki z wilkołakami? Czy może zagrożenie dla tych dronów.
- A po jakiego Pentexowi? Fomory są drogie w produkcji. Niestabilne. Niebezpieczne. A Żniwiarz to rozwiązanie ostateczne problemu nacji wilkołaków. Jeden przycisk i pozamiatane. - Odpowiedział Dragan.
- A dlaczego ci nie byli w crino? Byliby jeszcze bardziej niebezpieczni - wyraził swoją wątpliwość były wojskowy.
- Może dlatego? - Dragan rzucił mu magazynek wymontowany ze zdobytego karabinu. Oleg skrzywił się.
- Widzisz, jest tego tyle, że będąc w ludzkiej formie jest ci niedobrze. Pomyśl co byłoby w crino.*
- A może to wcale nie wilkołaki? Nie każdy fomor to zmiennokształtny. A jeśli Shinzou zależy na wybiciu wilkołaków to czemu po prostu nie przejąć Żniwiarza? To gotowy produkt. Można ew. modyfikować jego kod. Skoro Shinzou przejmuje wrogo Pentex, to znaczy, że nie jest zainteresowany utrzymywaniem fomorów, pierwszej drużyny itd. Inaczej byliby zainteresowani kimś więcej niż Zetlerem…*
- Żniwiarz to mrzonka - mówił Oleg. - Mam czlowieka w zespole badawczym Zetlera. Od sześciu lat nie zrobili postępów. Wirus ma średni czas życia na poziomie 12 godzin. Owszem, zabija. Ale nie nadąża zarażać.

- Ale przy takim ataku jak dziś mogli strzelać strzykawkami zamiast srebrem.
- I narazili by się, że urwiemy im osiemnaście głów? Zanim zacząłby nas męczyć kaszel i krwotoki minęłoby kilka godzin. Srebrna kula w łeb jest szybsza i tańsza. - Podsumował pułkownik.
- Działali w grupie po sześć osób. Kobieta. Chyba medyk. Ona przekształcać materię. Czterech szturmowców. Z tym - odrzucił Draganowi magazynek. - W każdej grupie był facet z bronią krótką. Chyba dowódca. Nie słyszałem żadnych rozkazów. Jakby czytali sobie w myślach.

- Mentalność roju? Tak czy siak. Planowali tę akcję. Ta laska z hotelu. Jak ją znalazłeś? Co może o tobie wiedzieć? Zastanawiam się czy ci z watahy, którzy przeżyli zostali zabrani do przemiany w drona? - Żenia wbiła igłę - I co z rekinami? Mogą być dronami?
Żenia otrząsnęła się. - Skoro bieługi można szkolić… wyobrażacie sobie co z opcje przy rekinołakach…

- Zeg, mój szaman ma sprawdzić czy ktoś przeżył. Mam nadzieję, że nie. Nie chciałbym, żeby któregoś z chłopaków zdronowali - powiedział Oleg. - Sean przetrwa. Przetrwał setki lat, to nie zabije go kilka dronów. Co myślisz o nasłaniu Grashoka na Shinzou?
Volkov stał z rękami w kieszeni.

Telefon wilkołaczki zawibrował. Czekał na nią sms od brata.

Cytat:
Nie wychylaj się przy Bratvie. Są jednym z celów.
- Można spróbować. Dlatego mówiłam o przejęciu zasobów Grashoka. Wtedy będziesz mógł zbroić uran. Ale stawiam, że to zajmie nieco dłużej niż jeden wieczór.

- A ja myślę o tym, żeby go wpuścić w maliny, a później przejąć jego zasoby. Chyba, że masz lepszy plan?

- Znasz go dobrze? Wiesz jak działa? - Żenia zrobiła zachęcający gest - Jeśli masz plan to się podziel.

Cytat:
Musimy skoordynować wsparcie. Daj znać kiedy i gdzie ma dołączyć.

- Wiem jak działa, ale daleko mi, żeby powiedzieć, że go znam. Najpierw muszę wiedzieć jakie mam plecy. Muszę wiedzieć co z Seanem i jego łodzią. Widzisz Żółtki mi mocno pokomplikowały sprawy. Szkoda, że Zhyzhak pojawiła się akurat w tym momencie. Myślę, że jeżeli za szybko się wychylimy, to dostaniemy jeszcze bardziej po łapach niż dostaliśmy. - Pułkownik bardzo starannie składał coś w swojej głowie. Wiedział coś, o czym nie wiedziała wilkołaczka. Całe swoje mentalne zasoby poświęcał na obmyślenie zemsty.

- Mocno pokomplikowały plany? I czemu szkoda? - Żenia przekrzywiła głowę. - No cóż wydaje się, przynajmniej teraz, że mamy zbieżne cele. A co do pleców to zdecydowanie trzeba zaczekać na Seana. - zgodziła się na koniec brunetka.
- No nie zakłada się straty większości ludzi na kilka tygodni przed założeniem nowej siedziby, prawda? Tobie nie byłoby szkoda? Cóż, Fukushimę podrzucę Grashokowi. I dyskretnie doniosę Shinzou. I wtedy zajmiesz Czarnobyl. Co myślisz? - wypalił w końcu, jakby chcąc zamaskować to, że powiedział więcej niż chciał. Nawet jego mina zdawała się wskazywać, że powiedział to co chciał powiedzieć.

Żenia jęknęła w duchu.
Dlatego Shinzou go dojechało.
- A co ty z tego będziesz miał? Oprócz uzbrojonego uranu? Zbombardujesz Fukushimę?

- Czyżbyś po helikopterze miała mi załatwić bombowiec? - Roześmiał się szeroko.

- Mogę. Ale zamiast bombardowania Fukushimy skupiłabym się na bombardowaniu siedziby Shinzou i odłowie ich głównych ludzi. Mając jako wsparcie Zhyzhak i armię jaką chce zbudować.

- Jest takie powiedzenie…. “Nie dziel skóry na niedźwiedziu”. Najpierw spotkanie w Moskwie.Idę się przejść. - Jak powiedział tak zrobił. Odwrócił się i ruszył w stronę lasu. W zasadzie zostali sami z Draganem.

- Ehhh - westchnęła Żeńka. - Faceci… No nic. Zobaczymy. Za dużo zmiennych. Za dużo.

Cytat:
Nie pisałaś, że potrzebujesz wsparcia. Zadzwoń w wolnej chwili.
Wiadomość przyszła na jej telefon.

Żenia zadzwoniła z westchnieniem.
- Hej. - mruknęła wtulając się w Maksima. Po części by się po prostu wtulić, po części by schować fakt dzwonienia i by wytłumić dźwięki.
- Czy ty wybierasz się do Moskwy? - wypalił jej brat bez zwyczajowego powitania. - Miałaś być w Japonii. Za chwilę będę tam mieć strefę wojenną, a ty pytasz o wsparcie? Przypomnij mi, jak się umawialiśmy? - dało się wyczuć, że pokrzyżowała jakieś jego plany.
Lekki uśmieszek wykwitł na twarzy dziewczyny.
- Wsparcie dla Ciebie - ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem.
- Nie wiem ile dam radę ciągnąć tę szopkę, dlatego ruszyłem do akcji. Pierwsza drużyna od rana jest już w Rosji. Mają zinfiltrować i sabotować struktury cywilnego wsparcia Putina. A ja lecę do Berlina. - Ostatnie zdanie wypowiedział wyraźnie wolniej.
- Ok. Za ile tam będziesz?
- Za jakieś piętnaście godzin - powiedział.
- Na coś zwracać szczególną uwagę w okolicach Berlina?

Żenia główkowała co było w Berlinie.
- Jak z Olegiem poszło? - płynnie zmienił temat.
- Jak pisałam. Niepewnie. Za dużo kombinacji w za krótkim okresie.
- Cóż, za wiele czasu nie mamy. Myślę, że w Berlinie będzie koniec mojej zabawy w Mike’a. - Marek zdawał się nie przejmować treścią tego co mówił. Jakby w głowie miał plan ucieczki.
- Gdzie się spotkamy?
- Żaba, a gdzie teraz jesteś? - zapytał w końcu.
- W Japonii Na wyspie o pow 7,4 km2 i czekam na rekiny.
- Dobra, to ja po Berlinie ruszę na Ukrainę. Zdzwonimy się gdy będę bliżej Czarnobyla.
- Jest opcja wywalenia G. stamtąd w zamian za pomoc Olegowi. Słuchaj… ostrożnie w tym Berlinie. Obiecaj. - dodała Żenia nakazująco.
- A ty uważaj z Olegiem. On zawsze zadawał się z bezwzględnymi ludźmi. Mam podejrzenie, że Bratva jest powiązana z Putinem bardziej niż myślałem. A Oleg jest trochę jak zepsuty granat. Niby daje ci przewagę, ale jak wywali w ręce, to nie tylko palce urwie. - po tych słowach w słuchawce zapadła cisza.
- Mogłeś się tym podzielić przed faktem. - Żeńka stwierdziła kąśliwie. - Wyślę pomoc do Berlina.
- Żeby tylko mi to nie spaliło przedwcześnie przykrywki.
- Co najwyżej odwróci uwagę.

Po skończonej rozmowie z bratem, Żenia ruszyła na poszukiwania jednorazowego telefonu. Powoli dochodziła do wniosku, że trzeba się pozbyć starej komórki od Zośki. Albo co najmniej ją ukryć jednak wolała tego nie robić na Takaraimie.

Na koniec Sonia wysłała wiadomość do Czarnego na temat Moskwy i Berlina.

***


Słońce zaszło a rekinów nie było widać. Wstał księżyc i nadal nic. Pojawił się nawet jakiś lokalny funkcjonariusz, który zainteresował się helikopterem, ale jeden z ludzi Olega zrobił mu pranie mózgu w stylu Jedi i odesłał z powrotem.

Około pierwszej w nocy pojawił się jeden ze zwiadowców pułkownika.
- Są na plaży. Troje. Sean jest ciężko ranny.

- Jak kurwa troje? A reszta? - Oleg powiedział na głos to, co wszyscy pomyśleli.

Na plaży faktycznie była ich trójka. Jeden niski i krępy mężczyzna. Jedna półnaga kobieta o twarzy neandertalki i między nimi Sean leżący na piasku i obmywany morską wodą z każdą falą.

- I co? - Volkov zaczął po angielsku w stronę leżącego mężczyzny. Sean miał rozległą ranę brzucha.
- Zatopiłem cholerny okręt podwodny.

- Możesz mu pomóc? - Wrona spytała Dragana półgębkiem.
- Spróbuję - powiedział, po czym przyklęknął na mokrym piasku obok Seana.

- A roboty z nim? - dopytała Rekina przyglądając się jego ranie.

Potężna rana szarpana wyglądała jakby coś rozerwało rekinołaka od środka. Czyżby pożarty robot Shinzou?

- Tak. Chyba żaden nie ucieknie. Uszkodziłem reaktor, promieniowanie ich dobije - powiedział z dumą leżący Brown.
Tymczasem Dragan dotknął dłonią rany. Niewiele się zmieniła, o ile w ogóle zaszła w niej jakaś zmiana. Sam Maksim pomachał przecząco głową i odsunął się.

„Nosz kuwa…”
żenia zaczynała składać całą tą wyprawę na wolno rosnącą kupkę „porażek”.
Zero statku, zero łodzi, zero bomby, wataha przetrzebiona, sprzymierzeńcy zdziesiątkowani - w zasadzie akcja Shinzou była udana, Olega akcja wcale, a Żeniowa zdecydowanie mniej.

„Wyciągnijmy z tego naukę na przyszłość” powiedziała głosem nastolatki Zmora.
„Następnym razem trzeba będzie ich umbrą spróbować… chociaż nie, tam byłoby gorzej… cholera, nie mam pomysłu”

„Coś wykminię. Na przykład działania bez technologii na stepach albo pustynii”
Czy to był powód na przeniesienie się Pentexu do Afryki? Hmmm.

Żenia tymczasem obserwowała rekiny i Olega.
Pułkownik trzymał się dość dobrze jak na kogoś, komu zniszczono statek. Do tego jego sojusznik leżał ciężko ranny. A Oleg stał z rękami w kieszeni. W końcu włożył ręce do kieszeni i ruszył do swoich. Z kręgu Tancerzy Czarnej Spirali wyłonił się wytatuowany mężczyzna. Czyżby osławiony Zeg? Szaman Łowców Dusz? Wszystko na to wskazywało. Stanął nad cierpiącym rekinem. Popatrzył z ukosa na ranę.
- Będziesz żył - powiedział w końcu.
- Przecież wiem - Sean niemal warknął.
Zeg wstał i zapalił papierosa. Po czym włożył ręce do kieszeni kurtki i ruszył w stronę swoich. Zupełnie jak szczuplejsza i lepiej ubrana kopia Olega.

Mówiło to dużo więcej o sojuszu Olega i Seana niż o samej przydatności “szamana”.

- Zaczekaj chwilę - brunetka przyklęknęła przy rekinie - Znajdę alkohol i coś do opatrunku.
Każ swoim ludziom przenieść cię do helikoptera.

Oleg i szamański szaman nie musieli się przejmować. Wrona też nie musiała. Ale tam gdzie inni machali ręką ona dostrzegała możliwości. Tutaj dostrzegła możliwość nawiązania relacji… bezpośrednich z Seanem i jego ludźmi.

- Nie potrzebuję pomocy - warknął i ruszył w stronę morza na czworakach. Mężczyzna i kobieta, patrzyli na wilkołaczkę z zaciekawieniem. Dreptali w miejscu, jakby się denerwowali, albo chcieli już iść.

- A twoi ludzie? - Żenia nie ruszyła się z miejsca. Za to popatrzyła w górę na faceta i kobietę z przyjacielskim uśmiechem.*

Sean stanął wyprostowany, ale na tyle daleko od brzegu, że woda obmywała go aż do wysokości przepony.
- Nie spotkałaś nas wcześniej, prawda? Nie rozumiesz. - powiedział i kiwnął głową na parkę. Ci natychmiast ruszyli do morza, momentalnie zmieniając się w rekiny.
- Słona woda leczy nas dużo lepiej niż wasze opatrunki i alkohol. Ale dziękuję za propozycję - woda faktycznie zdawała się go uspokajać. Już na nią nie warczał.

Wrona skinęła głową:
- Nie ma sprawy. - podniosła się i stanęła obok Maksima.
Momentalnie poczuła silne ramię, które ją objęło. Co wywołało wyszczerzenie zębów na twarzy Seana. I jedna i druga reakcja zaskoczyła Żenię. Po pierwsze nadal nie przywykła do jawnego okazywania relacji nawet ze Smokiem. Dlaczego ciągle coś jej szeptało, że to może być postrzegane jako słabość? Spojrzała na rekina z nieskrywanym zaskoczeniem.

- To co? Widzimy się w Moskwie? - Żenia uniosła brew przy pytaniu Seana i w końcu obróciła twarz ku Draganowi, opierając się o jego bok i zapadając w objęciu.

Sean pokręcił przecząco głową.
- Za zimno tam dla mnie. Zabezpieczę nasze interesy tutaj. Potem pewnie popłyniemy do Australii.
Po tych słowach zanurzył się i ruszył wpław w stronę morza. Po chwili nad wodą dziewczyna dojrzała wielką trójkątną płetwę i za nią drugą, mniejszą. Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale każdy z rekinów miał jakiś defekt.

Oleg przedstawił plan. Helikopter miał lecieć na Okinawę, a później samolotem mieli lecieć do Szanghaju, skąd już normalnym transportem lotniczym wprost do Moskwy. Brunetka kiwała głową z uwagą, gdy opisywał swój plan. Na koniec przytaknęła i dodała:
- Tak zrób. Spotkamy się w Moskwie.
Oleg był wyraźnie zdziwiony.

Zostali sami na maleńkiej wyspie, gdy ludzie Olega odlecieli zdobycznym helikopterem. Do rana zostało im kilka godzin. Włamali się do jednego z nieużywanych domków letniskowych. Dragan najpierw zrobił jej relaksujący masaż, a potem kochali się namiętnie przez kilka kwadransów. Zasnęli wciśnięci w swoje objęcia.
 
corax jest offline  
Stary 29-05-2019, 22:52   #37
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Ranek zbudził ich ciepłymi promieniami słońca. Niestety nie mieli nic do jedzenia a i na samej wyspie nie było zbyt wielu możliwości. Za to głodniejąca Zmora upomniała się o wewnętrzne zasoby wilkołaczki. Wspólnie zapolowali na duchy wyspy, co nasyciło Sonię. Choć nadal czuła nieprzyjemne ssanie w żołądku tej cielesnej formy. Około południa Maksim wrócił z dwoma wiosłami. Wręczył jedno z nich dziewczynie. Wspólnie przespacerowali się do małej łodzi wiosłowej. Sonia zaczęła się przyzwyczajać do podróży słoneczną łodzią.

W Moskwie był zimny poranek. Oleg pewnie był jeszcze w samolocie lecącym z Szanghaju. A oni mogli się spokojnie przygotować. Nadal mieli gotówkę z konta Mike’a. Wprawdzie w japońskiej walucie, ale dla chcącego wydawać pieniądze miasto takie jak Moskwa oferowało szereg możliwości.

Po kantorze następnym punktem podróży był lokal z jedzeniem. Spędzili tam godzinę. W tym czasie na telefonie pojawiła się wiadomość od Czarnego.

Cytat:
“Marek się ze mną skontaktował. Wysłałem watahę Kobry do Berlina.”
Cóż, cokolwiek działo się na strategicznej mapie wilkołaczej europy, to Czarny zdawał się poważnie traktować plany Córki Ognistej Wrony i jej brata. Kolejny mail to potwierdzał.

Cytat:
Pojutrze o 21, na fontannie przy teatrze Bolszoi będzie na Ciebie czekać mój kontakt. Będzie mieć czerwony bezrękawnik. Zapewni wsparcie.
SMS był wysłany z Polski w nocy. Po prawie dobie od jej wiadomości. Być może potrzebował czasu na odświeżenie kontaktów. W każdym razie “pojutrze” oznaczało najprawdopodobniej 26 października. Choć nie była pewna. Poczucie czasu rozmywało się w ciągłym i szalonym biegu połączonymi z przeskokami między strefami czasowymi to w jedną, to w drugą stronę.
I kolejny sms:

Cytat:
Musisz powiedzieć, że Szpon Cienia przysyła Cię po APROWIZACJĘ.
Ostatnie słowo było napisane cyrylicą. Najwyraźniej stanowiło hasło. Kolejny SMS był formalnością, ale najwyraźniej w Czarnym przebudził się nauczyciel.

Cytat:
Uważaj na siebie i usuń te wiadomości
Sonia posłuchała kręcąc głową i wystawiając język.

***


Słońce zachodziło nad Moskwą, gdy Maksim w jasnoszarym garniturze i czerwonym krawacie pojawił się wraz z Sonią w jednej z luksusowych restauracji. Dziewczyna dobrała sukienkę pod kolor jego krawata. W przedsionku czekali na Olega. Pojawił się ubrany dużo luźniej niż Maksim. Choć i tak był po metamorfozie, która usunęła w jego wizerunku ślady “menela z brodą”


- O nim nic nie mówiłem - wskazał palcem na Maksima.
Przez moment Szklany Smok napiał się, a dziewczyna oczami wyobraźni widziała jak łamie palce Tancerza i wpycha mu go w oko. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Bondar ukłonił się lekko i powiedział:
- Mogę poczekać.

Oleg podsunął ramię dziewczynie, po czym ruszyli w stronę kelnera.

Przy stoliku było dwóch siwiejących mężczyzn. Jeden o szerokich ramionach, w którego ruchach i żelaznej dyscyplinie Sonia bez pudła zauważyła długoletnie doświadczenie wojskowe.

Drugi mniejszy i chudszy zdawał się dużo bardziej wyluzowany. To właśnie ten mniejszy wstał jako pierwszy i podszedł do Volkova. Co ciekawe obu mężczyznom towarzyszyły kobiety. Jedna blondynka, w srebrzystej sukience towarzyszyła wojskowemu. Druga o kasztanowych włosach, w zielonej sukni. Siedziała przy tym chudym, choć wilkołaczka odniosła wrażenie, że była jego wzrostu, lub nawet ciut wyższa. Jeżeli któraś była starsza od Sonii, to nie dawała tego po sobie poznać.

- Oleg - powiedział niski i szeroko rozłożył ramiona.
- Igor - Tancerz Czarnej Spirali odpowiedział tym samym gestem, po czym mężczyźni wymienili się serdecznymi uściskami i pocałunkami. Wojskowy wstał w tym czasie poprawiając zapięcie marynarki. Przez moment z Olegiem mierzyli się spojrzeniami.
- Ciebie się nie spodziewałem Dima.
- Nic o nas, bez nas - odpowiedział “Dima”, po czym oni również się wyciskali.

Potem nastąpił moment oficjalnego przedstawienia. Oleg wskazał Sonii niższego jako Igora Bogdanowa, właściciela restauracji. To wyjaśniało dlaczego byli całkiem sami na sali gdzie było sześć tak wielkich stołów jak ten przy którym zasiadali i osiem mniejszych.Drugi został przedstawiony jako Dimitrij Patroszkin, co zaowocowało mimowolnym drgnięciem nie tylko Sonii, ale i jej prywatnej Zmory.

Potem Oleg przedstawił ją. Zhyzhak. I to zrobiło wrażenie. Przynajmniej na Dimie. Igor patrzył na obu mężczyzn bez zrozumienia przez chwilę. Zasiedli do stołu, gdzie Igor dokończył prezentacji partnerek. Zielona sukienka miała na imię Katia, a blondynka towarzysząca Patroszkinowi nosiła imię Nadia. Co ciekawe smród Żmija rozchodził się głównie od Sonii, Olega i Dimy. Kobiety i mafiozo pachniały normalnie.

Chwila obserwacji wystarczyła wilkołaczce, żeby stwierdzić, że obie dziewczyny choć udają śmiejące się idiotki, to mogą być niebezpieczne. Katia uważnie obserwowała każdy jej ruch, a jej spojrzenie miało specyficzny błysk. Nadia zaś obserwowała całe otoczenie. Przypominała w tym Maksima. Choć była zbyt wyluzowana jak na wojskową. Choć jej brat też nie pokazywał zbytniej więzi z mundurem. Czyżby blondynka też należała do GRU?

“Dima ma dwie zmory w umbrze. Czuję je. Poza tym pusto w okolicy. Nie licząc osobistego cmentarza Volkova”

“Odnowił się? Czy to wersja limitowana?”

- Tak, samolot będzie w porządku. Nie mam wielu ludzi. Mam za to trochę broni. Dogadamy się - Oleg w specyficzny sposób omawiał interesy z Igorem. Sonia szybko wychwyciła, że Igor nie jest głową Bratvy, ale był figurą dość liczącą się. Być może był drugim, albo trzecim do władzy. W początkowej części rozmów milczała. Kelnerzy wnosili kolejne posiłki na stół. Na oko wyglądało to jak obiad dla dwunastu osób. Nikt nie pozwolił zamówić posiłków. Zamiast tego utalentowany kucharz przygotował ucztę. Przed każdym z gości znalazł się też kieliszek z wódką. Żenia jednak nie piła. Wyobraziła sobie siedzącą czwórkę bez głów gdyby straciła kontrolę nad zmorą. Zabawne. Normalnie ludzie wyobrażają sobie innych bez bielizny gdy mają tremę….

Gdzieś tak w połowie zjadania masy posiłków ze stołu Dmitrij zapytał w końcu:
- To jak jest z tą Zhyzhak?
- Odsuwamy Grashoka od władzy - odpowiedział Oleg z kieliszkiem w dłoni.
- Tak? - Patroszkin wyraźnie się zainteresował.
- Może niech sama opowie coś w tym temacie, ja jej tylko pomagam - mrugnął okiem do obu mężczyzn, po czym wszyscy spojrzeli wyczekująco na brunetkę.

- Ona zaś docenia tę pomoc - brunetka otarła usta serwetką i odłożyła ją na stół.

Przez chwilę milczała jakby zbierając myśli. W zasadzie będąc tutaj grała na czasie. Dla Marka i Pierwszej Drużyny. No i Czarnego.

- Sytuacja jest dynamiczna od kilku tygodni. Nie tylko w Europie. W Malfeasie też. Obecnie dochodzi do punktu kulminacyjnego. - Żenia zaczęła w wolnym tempie jakby zasłuchana w siebie - Dzięki wstawiennictwu Olega chciałam porozmawiać na temat nadchodzących zmian z wami jako pierwszymi.

Żenia upiła łyk wody i spojrzała po kobietach. Miała dziwne wrażenie, że sama ich obecność przy stole przeważa szalę, o której mówiła wcześniej Czarnemu.

- Zbieram chętnych do przejęcia Czernobyla od Greshoka. To na początek. Dalej chcę zjednoczyć wszystkich “nas” by ostatecznie przejąć kontrolę na wschodzie, zmieść Firmę i przejść do etapu finalnego. - obserwowała twarze kobiet i Igora. - Mówiąc przejąć kontrolę mam na myśli czystkę terenu z jakichkolwiek wpływów tatarskich. Pomagając mnie, zwiększycie nie tylko zakres swoich wpływów ale macie realne szanse na przejęcie obszarów do tej pory kontrolowanych przez firmę. Stawiając sprawę bezpośrednio: Niezależnie od waszej decyzji wisi nad wami, nad każdym z nas miecz. Z nowozdobytymi zasobami jest spora szansa na ogarnięcie burdelu nim się zacznie na dobre.

Żenia czuła się jak cholerna Przepowiednia. Mówiła spokojnie i poważnie.

- Ten miecz nazywa się Shinzou i już agresywnie działa w kwestii przejęcia Firmy.

Pierwszy odezwał się Patroszkin:
- Mamy trwały sojusz z pijawami. Po tym jaką czystkę zrobili na ukrainie głupotą byłoby zwracanie się przeciwko nim.

Igor złożył dłonie w piramidkę i zdawał się coś głęboko analizować.
- To Shinzou… miałeś się z nimi ułożyć, prawda? - słowa kierował do Olega.
- Cóż, przeliczyłem się. Przejrzeli mnie. Załatwili część moich ludzi. - wilkołak wyraźnie nie chciał odkryć wszystkich kart. Czy gdyby siedzący przy stole wiedzieli, że stracił dwa okręty i kilkudziesięciu ludzi, to wykluczyliby go? Jednak rozmawiała z mafią i Tancerzami Czarnej Spirali.

Dziewczyny zdawały się nie reagować. Uśmiechały się naiwnie dbając o swoje przykrywki.

- Shinzou niecałe dwa tygodnie temu wysłało sporą część zarządy firmy na emeryturę po wydarzeniach w Polsce. Jedynym, którym było zainteresowane był niejaki Zettler. Naukowiec, filantrop, wampir. Cel: badania nad GLS. Jesteście tak pewni sojuszu z wampirami, żeby machnąć na to ręką? Mike Smoczy Gniew nie był tak optymistycznie nastawiony.

Żenia spojrzała z kolei na Igora:
- Shinzou agresywnie przejmuje obecnie firmy związane z konkretnymi obszarami: IT i farmą. Dokładając ich Rozwiązania technologiczne szybko wejdą na szczyt w zakresie zbrojeniowym. To jak się mogę jedynie domyślać obszar nieco bliższy wam. Z Azji na zachód jest wiele dróg. Jaki ich procent wiedzie przez Rosję i teren cesarstwa?

Wrona uśmiechnęła się lekko.

- Smoczy Gniew i Zettler są siebie warci. Mike siedzi w kieszeni u starego niczym potulny piesek na smyczy. Wcale nie zdziwiłbym się, jakby właśnie dymali się w dupę w berlińskiej posiadłości pijawy. - podsumował Dima.

- Załóżmy, że Shinzou jest tak niebezpieczne jak mówisz, to czy nie byłoby rozsądnie się z nimi zbratać? - jak się okazało przedstawiciel Bratvy był niezwykle pragmatyczny.

Sonia wyczuwała jakąś niewidzialną barierę, która dzieliła ją i jej rozmówców. Jej próby sterowania rozmową zdawały się odbijać się od nich niczym przysłowiowy groch od ściany. Może chcieli ją jakoś przetrzymać? Może próbowali wyciągnąć więcej informacji. Oleg napił się wódki i bezceremonialnie dolał sobie i przemówił:
- Ciężko będzie się z nimi ułożyć. Zdaje się Shinzou ma już wszystko zaplanowane.

- I naprawdę myślicie, że ruszą na Carat? - odpowiedział Patroszkin również opróżniając kieliszek. Sięgnął do kieszeni marynarki po cygaro, które obciął eleganckim nożem.

- Myślę, że zrobią co będą chcieli bo działają jak doskonale zsynchronizowany mechanizm. Próby dogadania albo nie - skończą się tak samo bez wspólnego frontu.

- Dobrze - zaczął Igor - Firma pozbędzie się Shinzou i zyska pole do inwestycji. I cały ten wasz Pentex zajmie Czarnobyl. Jedno i drugie mam w dupie. A jaki kawałek tortu przewidujesz w tym dla nas? Dla Bratvy.

Żenia już wiedziała czemu Igor był jednym z niżej postawionych w wierchuszce. Nie słuchał co mówiła. Wrona za to obrzuciła spojrzeniem spod przedłużonych rzęs reakcję Nadii i Katii.

- Co Bratva chciałaby jeszcze po podziale działki wampirzej i usunięciu Firmy? EndronOil z tego co się orientuję przynosi znaczne wpływy Pentexowi. Z pewnością znajdziemy wspólny mianownik.

Dima odpalił cygaro i pykał powoli. On już miał jakiś plan w głowie. Faktycznie Córka Ognistej Wrony przedstawiła sporo argumentów. Pewnie jeszcze chwilę poudaje niedostępnego, ale siła rzeczy w końcu będzie mieć go w kieszeni.

- A jak chcecie się pozbyć Grashoka? - zapytał wypuszczając dym.

Wrona czuła się jak w krzyżowym ogniu pytań.

- Plan jest dość prosty. To plan kija i marchewki. - Żenia spojrzała na Olega i oparła się o oparcie krzesła.

Wtedy Oleg przejął inicjatywę. Zaczął opowiadać o planie wedle którego spróbuje wcisnąć Grashoka w Fukushimę. Co rozjuszy Japończyków. Przy temperamencie Grashoka powinno to wywołać małą wojnę. Wtedy też on planuje przy użyciu zasobów Bratvy i swoich własnych przejąć Czarnobyl. Same szczegóły, których nie szczędził między kolejnymi kieliszkami zajęły blisko pół godziny.

W końcu pojawiło się sześciu kelnerów, którzy wynieśli ze stołu resztki jedzenia po to tylko, żeby po chwili wnieść kolejne tace pełne deserów i owoców. Przynieśli też kolejne cztery butelki wódki.

- I dlaczego chcemy wmieszać w to wampiry? - zapytał w końcu Dima. - Bo to, że czarna gówno wie, jest bardziej niż oczywiste. Łżesz mała - tym razem spojrzał w oczy Córce ognistej wrony.

Pierwszy raz odkąd pamiętała wyjście ze śmietnika ktoś zarzucił jej kłamstwo. Idea, że jakiś koleś próbuje jej wmówić łgarstwo w pierwszej chwili zaskoczyła Żenię. Potem przez ułamek sekundy zjeżyła brunetkę. Ale ostatecznie ją jednak rozbawiła. Do tego stopnia, że dziewczyna roześmiała się w głos wpatrzona w rozmówcę.

- Zabawne. - otarła kąciki oczu serwetką - Ciekawe co Smoczy Gniew mówi o tobie i twoich preferencjach seksualnych.

Żenia pociągnęła nosem przyglądając się Patroshkinowi z kpiącym uśmiechem ragabasha.

Nie odwrócił wzroku. Wręcz przeciwnie. Wyszczerzył zęby. Warknął. Oleg jako pierwszy zorientował się w sytuacji i wstał od stołu. W końcu złapał Patroszkina i odwrócił jego głowę.
- Ogarnij się. Chciałeś się wyrwać z firmy? Tu masz okazję. Pierwszą od lat. A być może ostatnią, bo młody nie jesteś.
W odpowiedzi dawny wojskowy jedynie warknął.

- No dobrze - Igor odsunął się nieco przechylając do tyłu w krześle. Obierał pomarańczę eleganckim zdobionym nożem.
- Grashokowi wy przekażecie tę wiadomość. A co z resztą? Jak widzisz tę wojnę z wampirami? Żebyśmy nie skończyli jak Gajanie na Ukrainie. To co tam zrobili, było eksterminacją. Załatwili nawet tego całego Konietzko.
- Pentex załatwił. - wtrącił Dimitrij. - Zgarnęli go i zamknęli gdzieś na końcu świata. Teraz pewnie już pocięli go na plasterki, albo oddali Zettlerowi
Żenia zignorowała kwestię wspominków ojca.
- To nie ma być żadna wojna z wampirami. Odciąć koneksje, rozwalić sieć wpływów i przeprowadzić noc długich noży. Skoordynowany atak. Coś kiedyś mi ktoś wspominał o jakichś spiralach współpracujących z krwiopijcami. - Żenia w udawanym zamyśleniu stukała palcami o stół. - Ale ja gówno wiem. O. Może macie ciekawe pomysły? W ramach potencjalnej współpracy chętnie posłucham.

Dimitrij odpalił kolejne cygaro i wstał. Stał chwilę w zamyśleniu. W tym czasie Oleg wrócił na miejsce i dogadywał z Igorem szczególy wsparcia w “sprawie Grashoka”. W końcu Petroszkin skończył palić i odezwał się do wilkołaczki.

- Nie mamy dojścia do wewnętrznego kręgu Bożogrobców. Nie mamy dojścia do Tatarki. Ale mam namiar na leża kilku pomniejszych wampirów. Podeślę jako wyraz dobrej woli. Tymczasem muszę się zbierać.

Żenia skinęła krótko głową.
Wyciągnął dłoń w stronę swojej towarzyszki, po czym ruszył ściskać się z towarzyszami.
Dziewczyna nie ruszyła się jednak z krzesła i Dimitrij miał dwie opcje: albo podejść do niej albo zignorować pożegnanie z nią. W obu nakreślałby jasno układ między nim a Sonią.

Nie pomyliła się. Zignorował ją po pożegnaniu z Olegiem jedynie skinął jej głową i wyszedł.

We czworo rozmowa biegła już szybciej. Więcej konkretów w sprawie działań. Mniej czegokolwiek co interesowałoby wilkołaczkę.


Kolacja przeciągnęła się do północy.
Oleg wyjaśnił powoli Igorowi czym jest Zhyzhak. Symbolizm stojący za zabójczynią “ostatniego króla Gajan”. Przy czym cały czas przedstawiał to jako “sprytne oszustwo” z wykorzystaniem Sonii. Sonii, której prawdziwego imienia przecież nie znał.

Igor przyznał co najbardziej martwi go w kwestii wampirów. Otóż ponoć na ich czele stał krzyżowiec. Taki prawdziwy rycerz w ciężkiej zbroi, który walczył pod Jerozolimą 800 lat temu. To on był panem Putina.

Kolejną stroną w konflikcie byli Bożogrobcy. Zakon który urósł do rangi tajnej policji. W jego strukturach było wiele wampirów. I to oni, a nie wojska Tatarki były zagrożeniem. Tatarka miała siły uderzeniowe. Głównie na Ukrainie. Ale nie zajmowała się obroną porządku wewnątrz Caratu. Chociaż jeden problem mniej.

Igor przyznał, że nie udało im się umieścić wtyczki ani u Tatarki, ani u Bożogrobców. Natomiast fakt, że za wszystkim stali fanatycy religijni powodował, że Igor był bardzo niezadowolony z aktualnego sojuszu.

Pentex praktycznie nie działał na terenie Rosji. Poza Edronem, który dogadał się z Carem Putinem nikt inny nie otrzymał pozwolenia na działalność. Shinzou też nie dostanie. Chwilowo Rosja, czy też Carat Radziecki była oazą dla Tancerzy Czarnej Spirali.
 
corax jest offline  
Stary 10-06-2019, 20:34   #38
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po południu Żenia otrzymała krótką wiadomość od Czarnego:

Cytat:
Przejąłem Marka. Wysyłam go do Szwecji
SMS przyniósł Wronie ulgę bo dotychczasowe próby kontaktu z bratem spełzały na niczym.
Zaniepokojona wysłała prośbę o kontakt do brata ale Szaman od duchów odpisał krótko.

Cytat:
Teraz nie da rady. Odezwie się, gdy się wyliże
‘Co z Z.? Mam info na temat azji. Przekażę kontaktowi?”
“Uciekł. Cole nie żyje. Hatim ranny. Tak.”

Wrona była zaniepokojona wiadomościami. Z ciężkim sercem czekała na spotkanie pod teatrem.

***


O 20:58 z jednej z ulic wyszła chuda i niewysoka sylwetka w rozsznurowanych wysokich butach, ciemnych spodniach, czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na głowę i w czerwonym bezrękawniku. Minutę po tym jak pojawiła się na placu przed teatrem usiadła na skraju fontanny i zastygła w bezruchu. Siedziała w rozkroku z łokciami opartymi na kolanach i spuszczoną głową.

“Całkiem jak w filmach szpiegowskich. Za chwile padnie snajperski strzał i będzie tyle z akredytacji”
Żeńka skomentowała radośnie w myślach obserwując okolicę.

“Z jakiej odległości wyczujesz snajpera?”
“Ależ ty jesteś czarnowidzem. Poczuję kulę. Zazwyczaj boli.”

Rozmawiając wdzięcznie z osobistą zmorą, Żenia podreptała w kierunku czarnomrocznej kuleczki mroku. Z kieszeni wyciągnęła paczkę fajek i zaczęła przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu ognia.
Klepnęła się nawet w tyłek to jest tylną kieszeń ale nic to nie pomogło. W końcu rozglądnąwszy się podreptała dwa kroki w stronę zakapturzonej postaci.
- Nie masz zapalniczki? - gdzieś w okolicach coś piknęło na dźwięk ostatniego słowa - Wszystko niby mam ale i tak załatwić muszę aprowizację. Może Czarny dorzuci i zapalniczkę w końcu.
- Siadaj - powiedział dźwięczny kobiecy głos. Kaptur nieco się uniósł. Zerkała spod niego młoda i dość ładna dziewczyna, ale strasznie blada. Jej pomalowane na czerwono usta odcinały się mocno.
- Podobno jesteś tu żeby namieszać. Czego ci trzeba?

“Rany. Moja prywatna złota rybka. Widzisz? Widzisz jak się to powinno robić? A nie. Foszki, straszki i dziwne koszmary.”

Żenia droczyła się z Nahajką, dziwnie w dobrym humorze.

- Ja nigdy nie mieszam. - Żenia bawiła się papierosem przekręcając go pomiędzy palcami. - Ale potrzebuję głównie informacji na temat podziału miasta. Kto gdzie i jakie dzielnice?
“Twoja Złota Rybka jest martwa…”

- Moskwy? Poza Sołcewskim przedmieściem wszytko rządowe. Godzina policyjna zaczyna się o północy. Nikt nie kombinuje. Nie wychyla się - mówiła kobieta spokojnie wykonując jedynie nieznaczny ruch.

“W odróżnieniu do żywej Bktho?”
- Wszystko rządowe znaczy co?
Blada kobieta zmierzyła spojrzeniem wilkołaczkę. Miała zielone oczy.
- Nie rozumiesz słowa “wszystko” czy “rządowe”? - zapytała.
- Nie rozumiem słowa wszystko ani rządowe. Godzina policyjna. Na czyje zlecenie? Zakonu? Kontrolują całe miasto? Nie wierzę.
-Większość. Każdy lokal który pozostaje otwarty po 20:00 odprowadza dodatkowy podatek na utrzymanie Zakonu. Legalny haracz. No bo gdyby nie płacił, to przychodzi policja, zamyka lokal a delikwenta wysyła do więzienia. Na ulicach poza patrolami policji masz patrole Zakonu. Więc jeżeli widzisz wkoło coś co jest otwarte, to musisz przyjąć, że pozostaje w rękach Zakonu. To oznacza “Wszystko” - Blada dziewczyna obserwowała reakcję wilkołaczki, jakby chcąc się upewnić, że zrozumiała.
- Aha. A to więzienie to gdzie? - Żenia zmieniła raptownie temat jakby znudzona kwestią wszędobylskiego zakonu.
- Najpierw na posterunku policji. A później zależy. Czasem ślą na Sybir.
- Czyli nie ma jednej miejscówki kontrolowanej przez Zakon? Ślą na Sybir. W dwudziestym pierwszym wieku? Czy de facto przemielają na części pierwsze: organy, krew…? - Żenia zmrużyła oczy obserwując kobietę.*
- Nie. Nie ma JEDNEJ miejscówki kontrolowanej przez Zakon. Wszystkie areszty i więzienia są kontrolowane przez policję. A zakon jest nad nią. Więc de facto WSZYSTKIE placówki są kontrolowane przez Zakon. Mniej lub bardziej. A na Sybirze powstał kompleks zaawansowanych technologicznie więzień dla wyjątkowo trudnego elementu. *
- Ile tych placówek wokół Moskwy? Gdzie konkretnie? Ilu najwięcej z Zakonu przypisanych ludzi do posterunków? Do głównego posterunku czy jakichś pomniejszych? Co ze strukturami cerkiewnymi? Sobór Wasyla nadal główny na miasto? Bywają tam regularnie ci z zakonu? Masz jakieś dojścia do nich albo wiesz o kimś kto ma?
- Struktury kościelne są nadal bardzo silne. Ale siedzą w kieszeni jednego z generałów zakonu. Generałów jest dwunastu. W Moskwie na stałe siedzi czterech. Wszystko pijawy. Poza nimi jest tu więcej Zakonników. Placówek więziennych w obrębie miasta mamy dwie. Plus dwanaście aresztów na posterunkach w każdej dzielnicy. Pod miastem jest jeszcze jedno więzienie. Jakieś czterdzieści kilometrów na południe. Tam naczelnik jest z Zakonu.

“Dziwne. Tylu ich jest, a Igor ich nie był w stanie zinfiltrować? To przecież tyle potencjalnie słabych punktów”
“Mógł kłamać. I siedzieć w ich kieszeni”

- Co zaś do dojść… tak, wiem o kimś, kto je ma.
Dziewczyna rozsunęła bezrękawnik i rozpięła bluzę. Pod spodem miała nagą skórę, a pomiędzy jej piersiami wisiał sporej wielkości krzyż. Na pole bluzy wpięta była brosza z herbem zakonnym.

- Myślę, że powinnaś poprosić o delegację. Gdzieś w ciepłe i dalekie miejsce. - Żenia spojrzała na twarz dziewczyny po chwilowym zaskoczeniu - W miarę szybko.

Przez chwilę Wrona rozważała opcje.
Jeśli Pierwsza Drużyna wjedzie do Moskwy i zacznie rozwałkę od zewnątrz, dobrze by było dołożyć cegiełkę i zrobić rozróbę od wewnątrz. Nie planowała niczego zbyt trudnego. Jedynie tyle by rozbić domek z kart. Oj… nie, nie domek z kart. „Kompleks technologicznie zaawansowanych więzień”.
Założyła też, że Igor zdradzi Olega. Nie była w stanie uwierzyć, że siedząc na miejscu, będąc lokalem otwartym po 20:00 nie ma kontaktów z Zakonem. Na własną rękę. Niezależnie od Bratvy.

- Jak dobre układy macie z Bratvą? - spytała dziewczyny w zamyśleniu.
- Nie mamy - ta odpowiedziała natychmiast. - Sołcew. Sołcewska Brać. To tam Zakon nie potrafi wejść i zaprowadzić kontroli. Bratva nigdy w swojej historii nie współpracowała z rządem. Do swoich szeregów przyjmują jedynie byłych więźniów, albo tych, którzy są ścigani wyrokami. Ale najzabawniejsze jest to - dziewczyna autentycznie zaczęła się śmiać - że ci najbardziej godni zaufania tytułują się “worami zakonu”. Choć nie maja nic wspólnego z Bożogrobcami.

- Stawiam birki do miliona, że sami Bożogrobcy mają jeszcze mniej wspólnego z religią. - Żenia wzruszyła ramionami - a zwalać na ‘boga’ i jego wolę jest tak łatwo. A zakon to też porządek. Ten krzyż i brosza nic mi nie mówią. Jak wysoko w rankach jesteś?

- Coś na poziomie majora. Mam w teorii pod sobą setkę ludzi. W teorii, bo nawet ich nie znam. Dwunastu kapitanów, z których dwóch jest wampirami. Nade mną jest jeszcze jeden kumpel Czarnego. A nad nim już generałowie Zakonu - powiedziała spokojnie dziewczyna.

- Ok. Rozumiem, że dostęp do podziemnego więzienia trzeba załatwiać jakoś specjalnym przydziałem tam? A co z dostępem do Putina. Jaki odsetek zakonu go chroni?

- Podziemne więzienie to które? - uniosła brwi wysoko nad swoje zielone oczy. Było w nich coś hipnotyzującego.

- To podmiejskie - Żenia westchnęła lekko porównując w myślach zielone oczy z oczami Czerwonej.

- Aaa… no tak. Dostęp trzeba załatwić. Ale z moim statusem myślę, że na jutrzejszą noc mogłabym zorganizować ci wejście na teren placówki. Tylko potrzebuję ruszyć kilka sznurków. Cóż, wracając do Putina, to cały czas jest z nim co najmniej jeden człowiek z Zakonu. Zazwyczaj czwórka, ale nie zawsze. Zależy od tego gdzie jedzie i po co. Żeby mieć do niego dojście trzeba mieć wyższy status.

Była spokojna. Tak jakby zaczynała rozpracowywać przyszłe plany wilkołaczki. Zmieniła postawę. Odchyliła się nieco, a ręce przeniosła za plecy. Ułożyła je za sobą opierając o fontannę. Tak wygięte ciało eksponowało jeszcze bardziej jej krągłe piersi i wiszący między nimi krzyż. Definitywnie Zakon nie miał wiele wspólnego z religią. Wprawdzie część piersi nadal zakrywała bluza, ale sama pozycja zdawała się być bardzo wyzywająca.

“Dobrze, że Maksima nie wzięłyśmy”
“A może właśnie szkoda? To byłby prawdziwy test!”
Żenia odwróciła nieco wzrok niby od wystawionych na widok piersi. W rzeczywistości chowała niejakie rozbawienie całą sytuacją.

- Ma jakiegoś ulubionego zakonnika? Czy ciągną słomki do jego ochrony? Masz możliwość załatwienia jego harmonogramu na najbliższe kilka dni?

- Nie. Na razie nie zaszliśmy tak wysoko w strukturach. Vania, jeden z generałów, nazywany Stalową Dłonią zajmuje się doborem strażników i on tworzy harmonogramy. Nawet nie wiemy na jakiej zasadzie wybierają strażników.

Żenia uśmiechnęła się szeroko.
“Stalowa Dłoń. No Chuck Norris pewnie już mu się znudziło”.
- A jakie układy macie ze Spiralami? I Shinzou?
- Kilku Tancerzy należy do Zakonu. Słyszałam o dwóch. Podobno jest ich cała drużyna, czyli dwunastu. Podobno. Ale nie ma ich w Moskwie. Być może są na Syberii. Z Pentexem mamy porozumienie handlowe więc się nie tykamy. A inne spirale… cóż… od tego jest Tatarka. Tropi i morduje wilkołaki. Jeżeli ktoś chce dołączyć, to dołączy. A jeżeli nie chce, a jest wilkołakiem, to go zabija. Nie ważne, czy Gajan, czy Tancerz Czarnej Spirali.
Zielonooka zamyśliła się.
- Nie wiem nic o Shinzou. Pierwszy raz słyszę tę nazwę.

- To japoński Pentex. Przejmuje obecnie wiele zachodnich firm i przy okazji wygryza Pentex. Niebezpieczni o tyle, że nikt o nich nie słyszał. Działają podobnie jak i firma. Prowadzą doświadczenia na ludziach i nie tylko. Ostatnio oddział ich dronów wybił kilkadziesiąt wilkołaków i rekinołaków. Drony to przejęte przez pająki wzorca obiekty: ludzie, wilkołaki, stawiam ze wampiry też. Maczają palce w broni nuklearnej, przemyśle it i farmie. Oprócz zwyczajowo kojarzącej się elektroniki. Podejrzewam, że niedługo pojawią się i tutaj.

- To cenna informacja. Musimy się zastanowić jak ją wykorzystać.
Zielonooka pochyliła się. Zapięła bluzę, a potem bezrękawnik.
- Mamy sporo broni atomowej. Ostatnio Zakon nawet ruszył ze zwiększaniem produkcji. Raczej nie chcą zajac całego świata, ale coś mi mówi, że będą chcieć, żeby Carat Rosyjski został jedynym krajem na planecie. - Zamilkła na moment, po czym rzuciła przekrzywiajac głowę - Rekinołaki naprawdę istnieją?
- Istnieją. Chociaż jest ich już mniej. Czyli Zakon dogada się z Shinzou. Przynajmniej w początkowej fazie. Ok czyli wjazd do więzienia na jutro tak?
- Tak. Możemy spotkać się w tym samym miejscu. - Dziewczyna wstała. Była wzrostu Sonii. Choć nie tak szczupła.
- O której?
- Tak jak dziś jest dobrze.
- Ok. To do zobaczenia jutro.

Blada, zielonooka dziewczyna, z intensywnie czerwonymi ustami rozłożyła ręce i przytuliła Sonię. Pocałowała ją w policzek, tak jak wcześniej żegnali się Igor, Oleg, czy Dima. Potem odsunęła się.
- Mam na imię Weronika. - Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku z którego przyszła na spotkanie.
Żenia wsunęła niewypalonego papierosa do paczki. Zaczekała aż zielonooka odejdzie nim ruszyła na spotkanie z Maksimem. Niepotrzebne było jej imię bladej. Nie potrzebowała, nie chciała drugiej Zapalniczki w życiu.

Odwróciła się na pięcie.
Czas był rozmówić się z kilkoma osobami. I tak musiała czekać jeszcze jeden wieczór.

Po drodze rozważała dostępne opcje. Jasnym stało się, że wampirów obecnie nie wykurzy. Wataha Kobry dostała po tyłku. Marek był ranny.
Mogła zrobić kilka rzeczy.
Pomówić z ojcem.
Lub totemami.

***


W umówionej knajpce siedział Oleg i Maksim. Tancerz Czarnej Spirali często im towarzyszył w ciągu ostatniej doby. Jego Wataha jeszcze nie dotarła do Moskwy. On sam też w coś pogrywał, ale nie dało się jeszcze wyczuć w co.
Maksim wstał i uściskał dziewczynę.
- Jak poszło?
Momentalnie wyczytała z jego miny, że nie udało mu się spławić Olega mimo szczerych chęci.
- Średnio - Żenia wpadła w uścisku między smocze ramiona. - A wam? - uśmiechnęła się do pułkownika nieco złośliwie. - Jak idzie randka?

- Czy masz kontakty w Chińskiej Republice Ludowej? - Nie dał się sprowokować Oleg. - Widzisz, oni są najszybciej rosnącą potęgą technologiczną. Można byłoby posiłkować się nimi w wojnie z Shinzou. - po tych słowach Oleg uniósł małą filiżankę i napił się spokojnie.

- Nie mam - odparła z całą pewnością Czarna. - Ale zanim zaczniemy wojnę z Shinzou może jednak warto zebrać ludzi?
- Tak tylko pytam. A co do zbierania ludzi, to z kim się spotykałaś? - drążył były oficer.
- Starą znajomą. Trzeba było odkurzyć znajomość bo mchem porasta - kolejny uśmiech pofrunął do Olega. - Masz kogoś w moskiewskim więzieniu?
- Kiedyś miałem. Teraz nie wiem czy żyją. Po czystkach Bożogrobców może już być po nich. A czemu pytasz?
- Bo wybieram się do tego pod miastem. Mogłabym zabrać im ciastko. Albo zabrać ze sobą przy wyjściu
- Grigorij Borysow i Iwan Iwanow. Dwaj moi dawni ludzie. Mieli wyroki po kilkanaście lat. Nie wiem czy nadal je odsiadują.

- Dobra. Sprawdzę jakby co. Chcesz ich na zewnątrz?
- Nie zaszkodzą. Nie cierpię ostatnio na nadmiar ludzi. - Oleg mówił to z lekkością. Cały czas budując w Sonii wrażenie, że dysponuje nadal sporym zapasem zasobów ludzkich, mimo strat poniesionych na Gwieździe Północy.

- Dima się kontaktował? Miał podesłać namiary.
- Tak. Podesłał dwa adresy. Podobno leża wampirów. Możemy skoczyć tam rano.

- Możemy. Tylko to pewnie jakieś płotki i w sumie pewnie niewiele się zmieni. Ale by zrobić reklamę może starczą.

Sonia postukała palcami o stół.
- Oleg - zaczęła miękko i jakby łasząco. Obserwowała Reakcję Spirali:
- Jakbyś miał ubić Putina to od czego byś zaczął?

- Od kontaktu z CIA. Chyba im najbardziej zachodził za skórę. I chyba oni mają najwięcej nieudanych prób zabójstwa na koncie.
- Masz tam kontakt? - Wtrącił pytanie Maksim. Oleg w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął.
- W takim razie załatw spotkanie - przez moment ich spojrzenia się spotkały. Alfa nie nawykł do przyjmowania rozkazów. Jednak odpuścił.
- Spotkamy się rano. Spróbuję wyciągnąć z łóżka jakiegoś lokalnego agenta pod przykrywką.

Pomaszerował w stronę drzwi, odprowadzany spojrzeniem Sonii. Miał na sobie elegancki płaszcz, który powiewał miotany przez jesienny wiatr gdy tylko wyszedł z restauracji.

***


Dragan zamówił wino. Na stoliku leżała teczka. Zaczął wprowadzać Sonię w szczegóły:
- To są informacje od Patroszkina. Oba wampiry należą do Zakonu Bożogrobców. Odniosłem wrażenie, że w Moskwie wampiry albo są w strukturach Zakonu, albo sam Zakon ich wyeliminował. Ten - postukał palcem w zdjęcie blondyna z kręconą brodą - jest kapitanem. Ten drugi to kompletna płotka. Rekrut w szeregach Zakonu. Pewnie nie ma więcej niż kilka lat. Myślę, że możemy nawet w nocy ich zaatakować. A ty powiedz mi lepiej jak Marek. Miałaś się dowiedzieć od kontaktu Czarnego co z nim.

- Miałam? - zdziwiła się Żenia - Nie rozmawiałam o tym. Obecnie plan zrobienia rozpierdowy i cichego uderzenia odpada, szczególnie, że Kobrze wyrwano ząb. Więc chcę ugrać choć część i pozwolić pierwszej drużynie zrobić resztę.

Żenia streściła Maksimowi rozmowę z Weroniką.

- Myślę o zrobieniu siwego dymu i prowokacji. Zwolnieniu więźniów, zamachu na Putina albo zamachu i podszyciu się pod niego i wydaniu oświadczenia. Wywołanie cyfrowej rewolucji. Sama już nie wiem. - Żenia pociągnęła łyk wina.

- Myślałem, że to pośrednik w obie strony. Wiesz, ty mówisz mu na czym stoimy, a on nam mówi co z Czarnym i Markiem. Musialem to źle zrozumieć. Tak czy inaczej… - westchnął ciężko i kontynuował:

- Dużo tego. Cholernie dużo jak na jedną dziewczynę - Szklany smok obracał kieliszkiem i patrzył jak wino spływa po ściankach.
- Jeżeli Marek ma problemy, to pewnie został zdemaskowany. Pewnie wycofają pierwszą drużynę z Rosji.

Napił się powoli z kieliszka.
- Myślę, że zamach na głowę państwa jest jak najbardziej w naszym zasięgu, ale tysiącletni wampir za plecami tego prezydenta może być dla nas problemem. A więzienie? Chcesz ogłosić amnestię? Czy co?
Jego słowa były jakby przytykiem, tak jak większość rozmów z Czarnym, który co krok pokazywał jak mało wiedziała. Ale Dragan mówił to jakoś tak inaczej… Nie umiała tego zdefiniować, ale wiedziała, że jak szalonego planu by mu nie przedstawiła to on pójdzie za nią bez wahania.

- Myślałam raczej o jakimś orędziu do świata. O ogłoszeniu wojny z USA lub Japonią. Coś w tym stylu.

Żenia westchnęła.
- porywam się na zbyt wiele? - spojrzała na Dragana poważnym i nieco zmęczonym spojrzeniem. - Szczególnie teraz gdy plan się rozpada?

- Może gdyby udało nam się odciąć Putina od środków komunikacji, to Marek mógłby wygłosić takie oświadczenie z jego twarzą. Zaar mógłby zorganizować przejęcie sieci TV. Chyba. - Powiedział spokojnie.

- Tak. Tylko co nam to naprawdę daje. ..
- No to może pożyczymy tę tonę uranu i przeprowadzimy zamach. Na tyle blisko Moskwy, żeby zakon poczuł zagrożenie. I sfabrykujemy dowody przeciwko Shinzou. Załóżmy ich mundury. Weźmy ich broń. Może ich pojazdy? Gdy wampiry ruszą na Japonię to zwolni nam się przestrzeń na Ukrainie. Nie wiemy jeszcze co zorganizował Marek. - Mówił spokojnie po czym opróżnił swój kieliszek.

Żenia uśmiechnęła się.
- Pożyczmy tonę uranu - dziewczyna zachichotała - Brzmi jak „pożyczmy dyszkę”. Serio myślisz, że zakon ruszy tyłki i zwolni Rosję?

Maksim wzruszył ramionami.
Żenia pominęła kwestię mundurów i reszty.
- Nie wiem. Nie przypominam sobie ataku terrorystycznego z wykorzystaniem broni nuklearnej. Być może faktycznie zignorowali by to.

- No. Powiem ci, że liczyłam na Marka i jego dłuższą karierę jako Smoczy Gniew. - Żenia wyglądała na zmartwioną. - Olegowi nie ufam. Z bratvą układy średnio mnie interesują. O tyle by zrobić tu miszmasz. Ale teraz nie ma za bardzo co robić bo na dobrą sprawę jesteśmy we dwójkę.

Przez kolejną długą chwilę Wrona milczała.

- A może skoczyć do piekła?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mamy coś na przebłaganie Smoka? - uniósł dłoń wskazując kelnerowi kieliszki. Zamawiał jeszcze jedną kolejkę.
Wrona podsunęła mu swój niedopity kieliszek.
- Nie. Ostatnio też nie miałam. Ale została tam masa rzeczy nie? Zasoby mogłyby się przydać. Szczególnie teraz.
- Tylko jeden szkopuł. - Dragan nie skorzystał z propozycji dziewczyny, poczekał aż kelner mu napełnił kieliszek. - Smok nie przepada za uciekinierami. A nie wydaje mi się, żeby inaczej interpretował ratowanie ludzi Olega. Myślę, że powinien nieco ochłonąć, a my powinniśmy poszukać jakiegoś daru dla niego. Może zabicie jakichś Shinzou? - Mówił spokojnie szaman.

- Dziwne - Żenia wydęła usta - Pieśń uciekał z pola bitwy i Smok był raczej mało gniewny. Mimo że stracił tam ludzi. Odwrót taktyczny to nie to samo co strata własnej watahy. No ale co ja tam wiem. To ty jesteś szamanem.

- Możemy spróbować - po przytyku o szamanie Dragan opróżnił kieliszek tak, jakby chciał natychmiast wyjść z lokalu - ale jeżeli sądzisz, że Pieśń Udręki jest dobrym wzorem do naśladowania, to nie zapominaj gdzie teraz jest.

Maksim wstał i poszedł do kelnera zapłacić. Typowo rosyjskim sposobem, przekazując banknoty ze zwiniętego pliku prosto w dłonie kelnera.
Po chwili wrócił i szarmanckim gestem podsunął ramię, tak, by być wsparciem dla brunetki.
- Chodźmy na jakiś spacer.

„Chyba wlazłam mu na ambicję”
Skomentowała Żenia w myślach.
„Nie wiem. Czasem czytam z niego jak z otwartej książki, a czasami kompletnie nie rozumiem.” Skomentowała Zmora, która ostatnio niepytana milczała.
- Chodźmy. - zgodziła się Żenia, obserwująca Maksima jakby poznała go dopiero co.

Komentarz jaki nasuwał się jej automatycznie to to, że Pieśń stracił dla Czarnego głowę. I nie miało to wiele z uciekaniem.

- Myślałam też by pomówić ze wspomnieniem Yurija - odezwała się dopiero gdy ich ciała automatycznie zrównały kroku.
- Chodzi ci o jakieś konkretne wspomnienie? Bo się go dość mocno bałaś. Nie wiem… to znaczy jeśli jesteś zdecydowana to możemy spróbować. Co chcesz osiągnąć? - pytał powoli, badając plany dziewczyny.

- No to rytuał musiał być wyjątkowo skuteczny bo zupełnie strachu nie pamiętam. Ale w sumie ma to sens. Krewniaczka to w końcu nie wilkolak. Chce wyciągnąć informację na temat Grashoka. Może innych panów cienia. Czegokolwiek co mogłoby dać nam przewagę.

- On nigdy nie wdrażał cię w cały ten wilkołaczy świat. Nigdy w rozmowie z tobą nie padło imię Grashok, ani żadne inne z watahy Zhyzhak. Jedno co wiesz, to gdy pewnej nocy wpadla do was w odwiedziny jakaś ruda kobieta, to rozmawiali o Zhyzak i uprowadzeniu Idealnego Metysa. Wtedy padło imię Grashok. Jeden jedyny raz. W kontekście jej wsparcia. - Dragan postukał się w palcem wskazującym w skroń:
- Zapominasz, że to ja mam twoje wspomnienia. A nie umiem wywoływać duchów. Nie umiałbym zorganizować spotkania z Twoim ojcem. Przynajmniej nie takiego, na którym wiedziałby choćby o włos więcej niż ty zapamiętałaś.

- To o Olegu i Dimie wiedziałam?
- Tak. Od Marka. Pisał o nich do ciebie gdy był w trakcie szkoleń. Wilkołaki, z woja. I co ważne, o Olegu wiedziałaś jeszcze zanim Marek został Tancerzem. Bo Dima to nieco nowsza znajomość. Projekcja myśli nie powie ci niczego, czego sama nie wiedziałaś. Czasem może się okazać, że przypomni coś, co pominęłaś. Na zasadzie przebłysku pamięci na temat zostawionych gdzieś kluczy, czy coś w tym rodzaju. Ale to zawsze będzie wiedza, którą sama już miałaś.

Dragan szedł spokojnie. Jego ciepło było wyjątkowo miłe w czasie październikowego wieczoru.
- Myślisz, że Marek rzucił się na Zettlera specjalnie? Wiedząc, że nic nie ugra? Wciągając ludzi Czarnego? Myślisz, że po czymś takim Czarny zająłby się Markiem? Jaki miałby w tym interes? Może tego nie zaakceptujesz, ale myślę, że Antek zostawiłby go na śmierć i nie zaryzykował życia Gajan, gdyby Markowi nic nie wyszło.
Zamilkł w końcu dając dziewczynie czas na przemyślenie wszystkiego.

- Nie wiem. Może i nie. Co nie zmienia obecnej sytuacji. Nie mamy więcej dojść do Pentexu. Marek jest spalony. Pierwsza Drużyna raczej nie zagrzeje miejsca na miejscu. I tak dalej i tak dalej. A mnie nie zależy na pięciu się w hierarchii spiral. W ogóle nie zależy mi na pięciu się gdziekolwiek. A co ty byś chciał, Maksim?

- Ja mam wszystko. Mam ciebie. Co mi więcej trzeba? Shinzou? Moglibyśmy wyrwać mu serce. Przejąć całą technologię. Upchać w tym ciele kolejne pająki wzorca. Ale to nic takiego, co chciałbym od razu realizować - odpowiedział spokojnie.

Wilkołaczka wyczuła, że tylko dwa pierwsze zdania były szczere. Resztę wymyślił. Czyżby po to, żeby się jej przypodobać? To ona cały czas szukała coraz to nowych celów.

- Nie musisz się silić na coś. Nie musisz mieć ambicji jak stąd po Tadżykistan. Ale o jedno Cię proszę. Nie oszukuj i nie zmyślaj. Powiedz jak jest naprawdę. - Sonia spojrzała w górę na zarys szczęki i kość policzkową Maksima.

- Jesteś jedyną osobą, przy której chce być. Ty jedna mnie akceptujesz. Czuję, że będzie się wokół Ciebie dziać coś wielkiego. Chcę w tym uczestniczyć. Chcę to zapamiętać. Dla innych.

„Zaskakujące. Koleś szuka akceptacji u Smoków z Japonii?” Przemówiła Zmora.

„Smoków kropka. Jest samotny.”
„Nie jest. Ma nas.”
„Wiesz, my nie jesteśmy jego ludźmi. Ja nie jestem twoim ludziem ani ty moją zmorą.”

Żenia odwróciła się twarzą do Dragana i oparła dłonie na jego piersi:
- Chcesz znaleźć swoich, tak? Takich, którzy będą chcieli wymienić się wspomnieniami i Cię przyjęli?
Pokiwał przecząco głową.
- Ja jestem wynaturzeniem. Nie zaakceptują mnie. Nigdy. Mi nie są potrzebne żadne więcej wspomnienia. Mówiłem ci, że płyną we mnie cztery strumienie.
Westchnął ciężko.
- Chcesz przerwać akcje? Wrócić do Antka i przyznać się do porażki? Może Rychu obsika cie i wrócisz na łono watahy? - zapytał spokojnie.

- Sikanie dotyczy alf spadających na omegę - Żenia roześmiała się cicho i wtuliła do boku Maksima pod jego potężnym ramieniem. - Nie. Nie chcę. Wciąż chcę przerwać ten durny cykl. Tyle, że chwilowo nie mam pomysłu na nowy pomysł. - brunetka przyznała się otwarcie. - Wiem, wiem. Ragabash bez pomysłu… cóż… bywa. A jak wygląda tutaj Umbra?

- Nie czuję tu żadnych toruńskich demonów. W ogóle niczym nie wyróżnia się od miejskiej umbry w innych miastach. - Z kieszeni płaszcza wyjął ciemne okulary i założył na twarz. - Chcesz sama zobaczyć?

- Tak. Chodźmy, Smoku. Zobaczmy co po drugiej stronie tutaj istnieje.

Żenia pokiwała głową.
“Myślisz, że coś go gryzie?”

„Myślę, że tak. Ale pojęcia nie mam co.”

***


Skok w bok był błyskawiczny. Ulica prawie się nie różniła. Była tylko bardziej deszczowa. Właśnie przestało padać i na ulicy stały kałuże wody.

- A nie chcesz puścić wszystkiego swoją drogą. Odkąd odprawiłaś rytuał cały czas jesteś w biegu. W centrum wydarzeń. Załatw kwestię więzienia, tak jak ustaliłaś, a potem poczekaj. Sprawdź jak wampiry zareagują. Ile czasu kontakt Czarnego jest w Moskwie? - Maksim stał naprzeciw niej w postrzępionym płaszczu okrywającym jego nagą skórę. Ona sama zdała sobie sprawę, że Biktho rozpływa się po jej ciele i pęcznieje. Czuła śliski dotyk w każdym zakątku ciała. Choć tym razem nie wyglądała jak lateksowa domina. Raczej jak średniowieczna wojowniczka z gry fantasy. Długie kolce sterczały z naramiennika z lewej strony. Stamtąd też łypało wielkie, żółte oko.

- Kontakt Czarnego jest w Moskwie raczej permanentnie. W Moskwie raczej nie zostaniemy. Trzeba ruszyć na Ukrainę. Jakoś. Oleg aż się rwie. A jego trzeba trzymać na wodzy albo na lasso. Ale może na Ukrainie odwiedzimy Michaiła? Zapraszał do siebie w końcu. - Żenia rozglądała się po drugiej stronie zasłony.

Było kilka sylwetek. Ciemnych. Snuły się bez celu. Wyglądały podobnie do zmor wzywanych przez jąkającego się szamana. Choć wyraźnie nie były nimi zainteresowane.
Maksim zdawał się zauważyć to zainteresowanie dziewczyny i podjął temat:
- Moskwę podzieliły między siebie wampiry i szczurołaki. Nikt nie jest zainteresowany tym co jest za zasłoną. Tu odbicie znajdują jedynie ludzkie emocje. Codzienne zmęczenie pracą. Haj narkotykowy. Depresje. Ale i radość. To takie specyficzne „naturalne środowisko” dla różnej maści duchów. Myślę, że Michaił jest dobrym pomysłem. Coś mi mówi, że facet żyje w pustelni.

- Spotkałeś go? - Żenia nie kryła zdziwienia - Niedźwiedzia?
- Tak. Jako więzień Czarnego. Zanim spotkałem ciebie. Choć samo spotkanie nie miało miejsca w cielesnym świecie. Raczej w jakiejś dziedzinie do której mieli wstęp tylko on i Czarny. Cóż, nie będzie zaskoczeniem, że mnie nie polubił, prawda?

- Czarny ściągał pomoc do rozeznania co z ciebie za gagatek, co? - Żenia ruszyła z wolna przed siebie. - Jeżeli umbra nie jest centrum zainteresowań, to myślisz, że więzienia czy taka na przykład rezydencja putina nie jest obstawiana z tej strony?

- Jeśli stoi za nim kilkuset letni wampir, to pewnie są tam kręgi ochrony. Nic, czego nie szłoby złamać.

„Albo zmyć śliną”

Żenia parsknęła śmiechem na komentarz Zmory.

- Ale to wymaga czasu i najpewniej kilku szamanów. Możemy się przejść. Albo przelecieć.

- Chodźmy. - wsunęła dłoń w dłoń Dragana - Po drodze opowiem Ci o magicznym kręgu ochronnym szamana Srebrnych Kłów.

***


Dragan częściowo się przemienił. Rozpiął ogromne błoniaste skrzydła, które odbijały promienie słoneczne od złotej łuski. Wyglądał bardziej niż demonicznie. Przytulił mocno wilkołaczkę i wzbił się w powietrze. Skrzydła były ogromne. Ale Córka Ognistej Wrony pamiętała, że Złoty Smok był wielki jak autobus. Lecieli dość szybko, a ona czuła się jak bohaterka filmu o superbohaterach. Niczym Lois Lane w dłoniach supermana. W jego lustrzankach widziała odbicie ulic Moskwy.

Dragan śmiał się z historii szamana. Choć przyznał, że większe znaczenie ma zaklinanie duchów niż fizyczne wykonanie ochrony.
W mieście krąg ochrony był jedynie przy budynku rządu. Dawny parlament, teraz był główną siedzibą Zakonu. Wokół budynku powietrze drżało, a gdy Dragan dotknął niewidocznej granicy, to nagłe wyładowanie elektryczne trafiło go w dłoń. Dziewczyna w jego rękach poczuła jak włosy stają jej dęba, a Zmora jęknęła.
- Nie jest to specjalnie silna bariera. Gdybym miał jeszcze ze dwóch szamanów, to w kilka godzin ją zrzucimy. Samemu też mogę spróbować, ale zejdzie mi z dobę. Może półtorej.

Potem lecieli nad kompleksem więziennym. Nie było tam żadnej bariery. Wylądowali na dachu i natychmiast zainteresowały się nimi zmory. Więzienie zbierało na małym obszarze złych ludzi. Ich gniew. Ich cierpienie. Wszystko to było pożywką dla zmor wszelkiej maści. Dragan mówił, że to całkiem naturalne.

Nie walczyli z nimi. Dragan strącił dwie z dachu gdy odlatywali i tyle. Więzienie było wolne od barier.
- Problemem jest sam Putin. Podobno ma kilkanaście rezydencji i nikt nie wie gdzie jest.

Wylądowali w hotelu, a do rzeczywistości przeszli w pokoju. Rozwiązało to problem ich nagości.
Córka Ognistej Wrony właśnie kończyła się ubierać, gdy zadzwonił Oleg.
 
corax jest offline  
Stary 10-06-2019, 22:39   #39
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Mamy niepowtarzalną okazję przekabacić Dimę - Głos pułkownika sugerował, że śmieje się całą szerokością twarzy.
- Podobno w Pentexie jest jakiś przewrót. Dima wiele nie wiedział, ale podobno Zettler próbował zabić Mike’a Smoczy Gniew. Dwie osoby z zarządu rzuciły się sobie do gardeł. A to oznacza zadymę i wolne stołki. Podobno Zettler szykował zasadzkę na Mike’a w swojej rezydencji pod Berlinem. Ale Mike podejrzewał zdradę i zorganizował najemników spoza firmy. Żeby dyrektor Zettler nie mógł wyśledzić, że coś jest nie tak. W efekcie rozpętała się walka. Podobno rezydencję gasili dwa dni. Zettler uciekł i się ukrył. Z Mike’m nie ma kontaktu. Nikt nie wie gdzie jest. Firma odcina się od wampirów. Największy przypał jest w bankach Giovannich. Ale słuchaj dalej - wtrącił sam sobie, bo nie dopuścił dziewczyny do głosu - Podobno Mike wysłał Pierwszą Drużynę do Rosji. A to oznacza, że prowadzi wewnętrzne śledztwo przeciwko Zettlerowi i wampirom. A widzisz nasz Dimka dogadał się z ludźmi Putina. Słuchając jego reakcji mam dziwne przeczucie, że nie do końca zachował wszelkie wymagane formalności - Oleg zaśmiał się w głos.
- Chłopak od rana sra pod siebie i jest dużo bardziej skłonny do współpracy niż był przedwczoraj.

Żenia odczekała moment:
- Już mogę? - w głosie brzmiało jej rozbawienie. Jednak sprawy nie wyglądały tak źle jak sądziła. Chociaż nadal nie miała pełnej informacji to humor zdecydowanie się jej poprawił - Może dobrze, że jeszcze nie dupnęłam tej dwójki co nam ją podrzucił. Słuchaj Oleg. Trzeba tutaj dojechać ile się da i wykorzystać sytuację. Załatwiłeś ten kontakt? Wywołamy rewolucję przeciw zakonowi. Piszesz się?
- Nie. My się nie wychylamy - powiedział nagle poważnym tonem. Zbyt poważnym po wcześniejszym rozbawieniu. - Opowiedz o szczegółach.
- Hmm. Boisz się tatarki? - Żenia sondowała klapnąwszy na hotelowej kanapie - Sprawdzałam umbrę. Można uderzyć z tej strony i zrobić zamieszki w więzieniach. Uzbroić i wypuścić ludzi z cel. Z pewnością znajdzie się dla wielu miejsce w szeregach bratvy. Zajmiemy cywilne zasoby zakonu. Ułatwimy wjazd Pentexowi na wampiry. Niech pierwsza drużyna się bawi. Bratva niech się ustawia. My przeczekamy burdel. Ten kontakt z CIA. co z nim?

- Wiesz, w więzieniach jest wielu złych ludzi. Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Zapytał parodiując dziecięcą niewinność. Podpuścić dała się Zmora.

„On ten uran chciał wzbogacać, żeby babcie przez ulice przeprowadzać?”

W odpowiedzi Oleg usłyszał cichy chichocik w słuchawce.
- Nie wiem, wujku Olegu - Żenia nagle stwierdziła głosikiem małej dziewczynki - Ale wiem, że mnie przed nimi obronisz swoją wielką bombą, prawda?

Wypowiedź była pełna ufności i przekonania w to co dziewczyna mówiła. Oleg gdyby widział brunetkę na żywo dojrzał by trzepoczące rzęsy i wydęte słodko usteczka.
Przez chwilę w głowie pojawił się Wronie wielki czerwony neon z napisem “wariatka”.

- Kontakt może zobaczyć się z tobą jutro około południa. Wie, że interesuje cię polowanie na grubego zwierza. Ale to ziemniak. W całej okazałości. Nie mówię, że cała agencja to idioci, ale akurat do takich mam dojście. Z tymi więzieniami, to żeby miało efekt trzeba by uderzyć w kilka placówek na raz. Za dwa, może trzy dni w Moskwie będzie reszta Łowców Dusz.

- No to dlatego się pytam czy się piszesz - Żenia uśmiechnęła się normalnie. Dla odmiany. - Możemy poczekać i w między czasie wyprosić więcej informacji od Dimy. - to ostatnie dodała na zasadzie łaskawości.

-Piszę się. W Halloween.
“Ja pierdzielę. Będzie łapać dusze?”
- A za co się przebierzeeeeeesz? - spytała ciekawsko Wrona.
- Za Zhyzak. - odciął się bez cienia uśmiechu.
- Nieeeee… przebierz się za Złego Wilka. Ja się przebiorę za Czerwonego Kapturka. Hm? - droczyła się Sonia - Daj namiary na tego ziemniaka.
- Wyślę ci miejsce spotkania. Koleś jest tu pod przykrywką inwestora budowlanego. I nie przebieraj się za nic. - skoki nastrojów Olega zaczynały przypominać zachowanie pacjentów klinik psychiatrycznych.
- Czemu jesteś taki złośliwy dla mnie? Co ja ci zrobiłam, że nie mogę się przebrać? Co?

“Rany. Myśllisz, że z Haradem też tak było?bleh”
- To czekam. Popołudniu możemy się spotkać z Dimą. Pasuje?
- Nikt nie mówił, że będzie lekko. A z Dimą, tak… nawet przeciągnąłbym go nieco. Sam będzie skamlał o spotkanie. Tutaj czas działa na naszą korzyść. No chyba, że Pierwsza Drużyna na niego coś znajdzie. Wtedy może się okazać, że straci głowę.

- Meh - mruknęła Sonia - przebiorę się aż ci oko zbieleje. O. Wolę, żeby chwilowo nie tracił. Potrzebujemy go.

“Wszyscy wokół zaczynają tracić głowy. To robi się zaraźliwe”.
„Ciekawe. Może roznosimy jakiegoś wirusa.”

-To jeszcze zostaje jedna kwestia ale to możemy omówić jak już dotrą twoi ludzie.
Przez moment dziewczyna w telefonie słyszała dziwne nosowe brzęczenie. Po chwili zdała sobie sprawę, że Oleg pokazuje język po drugiej stronie słuchawki.
- No - po czym się rozłączył.

“Chyba za długo był na morzu. Jest doskonałym dowodem na to co sól morska robi z komórkami mózgowymi.”
Stwierdziła autorytatywnie Sonia do Nahajki po czym ruszyła by znienacka wskoczyć Maksimowi na plecy.
- Jest dobrze - mruknęła mu bezpośrednio do ucha.

On zaś rzucił się na łóżko. W nietypowych zapasach próbował ją z siebie zdjąć po to tylko, żeby rzucić ją pod siebie. Było to kłopotliwe, bo drobna dziewczyna była na tyle ruchliwa, że mięśniak jedynie machał rękami w powietrzu.

- No już, już. Bo się zasapiesz, Dragan kochanie - chichotała Wrona odsuwając się to w jedną to drugą stronę wijąc się na smoczych plecach by w końcu dać mu wygrać. Wtuliła się w smocze ramiona niemal jak dziecko, szukając ochrony i opieki. Jego dotyk niósł spokój i poczucie bezpieczeństwa. I rozpalał w niej ogień.
Gdzieś głęboko wiedziała, że kiedyś ten ogień ją spali.
Teraz jednak buchał coraz mocniej gdy obserwowała Szklanego Smoka z góry i prowadziła jego dłonie z bioder wzdłuż swoich boków ku piersiom...


***


Podróż do więzienia wniosła więcej niż sama wizyta. Zhyzhak wsiadała do limuzyny Zakonu. Charakterystyczne insygnia pod lusterkami. Przyciemniane szyby. Jeżeli ktokolwiek ją obserwował, to mogło mu to dać do myślenia. W limuzynie ta sama kobieta, co poprzedniej nocy zapytała ją o postępy.
- Nie musisz mnie wdrażać w szczegóły. Musisz mi tylko powiedzieć coś, co będzie zrozumiałe dla Szpona Cieni. On cieszy się, że jesteś cała. Marek dochodzi do siebie. Podobno odwalił kawał dobrej roboty.

- Przekaż mu info na temat Shinzou proszę. To dość istotne. Za jakiś tydzień będziemy przejeżdżać na miejsce docelowe i chcę odwiedzić Miśka. - Żenia stwierdziła w duchu, że mogłaby się przyzwyczaić do takiego sposobu podróżowania. - Zapamiętasz? - podroczyła się z krzywym uśmieszkiem.

- Dobrze - odpowiedziała, po czym sięgnęła do małej lodówki, która leżała między nimi. Wyjęła z niej sporej wielkości butelkę wódki i dwa kieliszki.
- Palisz? - wyjęła też paczkę papierosów. Wilkołaczka zauważyła, że dziewczyna ma dziś dużo bardziej różową cerę.

- Nie. Piłaś dziś krew? - pytanie było podszyte ciekawością i smutkiem jakiego Żeńce nie udało się ujarzmić.

Kobieta zaśmiała się głośno, po czym odpaliła zapalniczkę i odpaliła papierosa. Chwilę trwało zanim wydmuchała dym i nieprzyjemna woń wypełniła wnętrze limuzyny. Polała do obydwu kieliszków. Niesamowite było to jak dobrze auto tłumiło wszelkie wyboje. Kierowca musiał być doświadczony, a samo auto musiało być wysokiej klasy.

- Czyli jestem w tym lepsza niż myślałam - wzięła jeden z kieliszków i wychyliła jego zawartość.
- Mam cichą nadzieję, że żaden z informatorów Czarnego nie jest wampirem. To zabierze nam pracę. Słyszałaś o Nosicielach Światła? - słowo to dziwnie brzmiało w tłumaczeniu na rosyjski i chwilę zajęło skojarzenie go z Czarnym i ich pierwszymi rozmowami po jej utracie pamięci.

- Nie. - Żenia przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy. - I dlaczego nie mogą być to wampiry?
- Cóż, ciężko się z nimi współpracuje - podsumowała.

Do więzienia jechały blisko godzinę. Sonia dostała od towarzyszki czarną kurtkę z insygniami Zakonu, po czym we dwie ruszyły na spotkanie z naczelnikiem. Człowiek zarządzający placówką wyraźnie spinał się w obecności przedstawicielek Zakonu i raportował ze szczegółami o stanie placówki.

Żenia bez wyrzutów sumienia wyciągała potrzebne jej informacje na temat ilości więźniów, zabezpieczeniach, ostatnio przebytym audycie, udaremnionych ucieczkach, ilości zgonów, kosztach utrzymania. To co normalnie sprawdzanoby przy typowym audycie zewnętrznym. Przy okazji obadała strażników i ich uzbrojenie oraz systemy alarmowe.
Bunt w więzieniach nie wydawał się być większym problemem...


***


Była dokładnie 11:45 gdy dziewczyna została poproszona przez wysoką blondynkę do pana Kozłowa. Borys Kozłow był inwestorem budowlanym. Spotkanie odbywało się w trzydziestopiętrowym wysokościowcu, a jego gabinet miał powierzchnię boiska do koszykówki.

Stał w jasnym garniturze i wpatrywał się w okno. Aż w końcu spojrzał na dziewczynę. I wtedy to się stało. Jego spojrzenie. Jego mina. Nagła zmiana powiedziała dziewczynie wszystko. Japońskie hotele, japońskie Smoki, wypaczone rekiny, czy dawny pułkownik GRU na banicji… nikomu jej twarz nic nie powiedziała. Ale zawodowy agent CIA musiał być na bieżąco w światowej sytuacji. On bez wątpienia rozpoznał Eugenie Bondar. Terrorystkę poszukiwaną międzynarodowym listem gończym za zamachy bombowe w Polsce. Jego postawa z wyluzowanej momentalnie zmieniła się w niezwykle spiętą.
- Miło panią poznać - zaczął. - Teraz rozumiem dlaczego nasz wspólny znajomy zachowywał w tajemnicy pani tożsamość.

Żenia niemal się roześmiała. Do tej pory jej status terrorystki zupełnie ją omijał dopiero teraz, w tej sytuacji miał on jakiekolwiek znaczenie. Przeoczyła ten element zupełnie. Dorzuciła cegiełkę do listy rzeczy do zapamiętania w kontaktach z niełakami.
- Nasz wspólny znajomy jest bardzo opiekuńczy. - Żenia podsumowała rozglądając się po pomieszczeniu - Mamy o czym rozmawiać czy woli pan, żebym sobie poszła? - walnęła z grubej rury Wrona spoglądając prosto w oczy inwestora.

- Podobno jest pani zainteresowana polowaniem na bardzo grubego zwierza. I szuka pani pomocy. Wie pani z pewnością, że jest to w naszym wspólnym interesie, dlatego chętnie posłucham jak możemy sobie wzajemnie pomóc.
Kozłow mówiąc to podszedł do eleganckiego barku i sięgnął po butelkę wódki. Wyjął też dwa kieliszki o pojemności jakichś 100ml przypominając w jakim kraju prowadzą rozmowy.

“Nic dziwnego, że tym krajem rządzi bubek taki jak Putin. Zalewają ostatnie szare komórki tą ziemniaczaną wodą”.
“A może zalewają nią szare komórki dlatego, że to on rządzi?”
“My byśmy lepiej rządziły co nie?” Żeńka podpuściła Nahajkę.

- Szukam informacji. Pańska firma ma podobno kilka nieudanych wypraw na koncie. Co oferujecie w zamian za zakończenie polowania? - Sonia pokręciła przecząco głową na sam widok alkoholu. - Piję jedynie po udanym dobiciu interesów.
Ziemniak taktownie pozostawił alkohol na niewielkim stoliczku, po czym wskazał miejsce przy stole. Miał w biurze duży stół, niczym w sali konferencyjnej. Stało przy nim osiem krzeseł. Na biurku leżała teczka. Czarna z czerwoną gumką, która ją spinała. Wewnątrz było co najmniej kilkadziesiąt kartek.
- Zgadza się, mamy kilka nieudanych polowań na koncie. Jednak z tego co o pani słyszałem nie jest pani raczej najemnikiem na wynajem. Zatem to kwestia światopoglądowa. Jeżeli zależy pani na pozbyciu się grubego zwierza, to sam fakt dokonania tego wydaje się słuszną zapłatą. Prawda?
Kozłow uśmiechnął się drapieżnie.

“Nie chce nam nic dać za odwalenie za niego czarnej roboty. Hmm. Myślałam, że cwaniactwo jest domeną zmiennokształtnych”

Sonia podeszła blisko do Kozłowa obserwując jego drapieżny uśmiech z kamienną miną.
Zatrzymała się dopiero gdy między mężczyzną a jej szczupła sylwetką pozostało zaledwie kilka centymetrów.
Obawiał się jej a teraz próbował manipulować.
Żenia wciągnęła zapach ‘inwestora’ jak wadera przymykając oczy. Gdy je otworzyła spojrzała w górę na ziemniaka.

- A co dokładnie o mnie pan słyszał? - mruknęła nie dotykając go w żaden sposób a jednocześnie brutalnie przekraczając strefę prywatności.
- Same superlatywy. Choć wieści o pani urodzie z pewnością jej nie doceniają. Przysłaniają wzmianki o niepotwierdzony szkoleniu wojskowym przebytym w ukraińskich służbach specjalnych. Kartoteka z pewnością jest długa. Niepotwierdzony talent do języków. Langley podejrzewało panią o kontakty z włoską mafią, ale nikomu nie udało się tego potwierdzić. Co zaś do samego zamachu, to podejrzewamy, że służył on przykryciu jakiegoś przekrętu, a wydźwięk międzynarodowej walki o wolność był dograny przez jakieś zewnętrzne siły pani Bondar. I pani brat. Fakt, że osadzili go tak blisko rządu dowodzi, że cały ten zamach miał drugie dno.

- Mhm - mruknęła Żenia, która nie spuszczała Kozłowa z oka podczas całej tyrady - Pani Kowalska. Na pewno ta informacja też znajduje się w tej długiej kartotece. A skoro podejrzewacie drugie dno to nie uważa pan, że granie kartą światopoglądową jest dość ryzykowne? Czy może to kwestia wyczerpanych środków na zleceniobiorców? - Żenia uniosła brew.
Kozłow miał skwaszoną minę. Jakby miał sobie za złe, że powiedział zbyt wiele.
- Nie ja prowadziłem pani sprawę. Nie znam wszystkich szczegółów. Powiem tak - wyciągnął dłoń i palec wskazujący wbił w leżącą obok teczkę:
- Tutaj są plany siedemnastu z dziewiętnastu rezydencji celu. Uwzględnione systemy alarmowe i monitoring. Możemy to zaoferować. Powinienem zapytać ile to dla pani warte?

On się nie przestraszył na początku spotkania. On dał się na moment zaskoczyć powagą jej osoby. Spodziewał się podrzędnego zabójcy, a nie międzynarodowej terrorystki. Ale jego postawa wskazywała, że po zaskoczeniu nie pozostał już nawet ślad. Nie była pierwszym terrorystą z jakim rozmawiał Kozłow.

- Nie wiem ile to wszystko jest warte skoro do tej pory żadna próba nie była skuteczna. - Żenia zbiła argument rozmówcy - Przydatne okazałyby się analizy ostatnich polowań i post mortem. Prócz informacji potrzebuję konkretnego wyposażenia.
Żenia przedstawiła Kozłowowi opis broni i munduru ludzi Shinzou.

- Spotkajmy się jutro. Przyznaję, dziś nie jestem przygotowany na rozmowy na tym poziomie.
Powiedział szczerze. Rozmawiali ponad półtorej godziny o szczegółach uzbrojenia. Kozłow trzykrotnie odwoływał kolejne zaplanowane spotkania. Teraz siedzieli naprzeciw siebie. On zamknął czarny notes w którym spisywał informacje i oczekiwania Żenii. Potem podsunął jej teczkę, którą pokazał.

- Proszę zabrać to ze sobą. Jako przejaw mojej dobrej woli.
Sonia sięgnęła po teczkę zgarniając ją ze stołu.
Wstając z fotela uniosła palec do góry:
- Ah… liczę jednak na gest wdzięczności. - odwróciła się do Kozłowa z dziewczęcym uśmiechem - I załatwienie papierów oraz pobytu stałego na terenie Stanów. Myślę, że za pomoc w polowaniu to niewielkie życzenie. Wolę to niż bombonierkę. - mruknęła z lekkim wyszczerzem.
Kozłow nie skomentował. Skinął głową i odprowadził dziewczynę wzrokiem.


***


Dwie i pół minuty później wskakiwała do wynajętego auta w którym czekał na nią Maksim.
- Jak poszło? - zapytał nonszalancko.
- Chyba dobrze. - Żenia przekazała Draganowi teczkę “dobrej woli” - jestem umówiona ponownie na jutro. Mają załatwić sprzęt i umundurowanie wedle sugestii Szklanego Smoka,
Dziewczyna wyszczerzyła się wilczo.
Dragan ruszył dość szybko spod wieżowca.
- Dobrze. Świetnie się wszystko układa. Nie wydaje ci się, że trochę za dobrze?
- Zakładam, że CIA będzie chciało się wykazać. złapać mnie, groźną terrorystkę, na gorącym uczynku. Ale dopiero gdy ubiję tuptusia. Bo tego im się do tej pory nie udało dokonać. Jutro będę mieć słuchawkę. Pójdę pogadam, a ty posłuchasz. Zobaczymy co mi dadzą jako post mortem z nieudanych akcji.
- Pewnie masz rację. Zastanawia mnie czy uda im się zorganizować sprzęt Shinzou. Jeżeli tak, to znaczy, że też się nimi interesują. - Zagryzł zęby. Próbował coś rozgryźć związanego z japońską korporacją, ale ciężko było dojść do tego o co konkretnie mu chodzi.
- To dokąd teraz? Oleg i jego ludzie?
- Maksim o co chodzi? Od kilku dni jesteś nieswój. Co cię gnębi? - Żenia pokiwała lekko na zgodę.
- Mam dziwne przeczucie, że czeka nas niewyobrażalne pierdolnięcie. I tyle. Nie wiem z której strony, ale siedzi mi to pod skórą. Otaczamy się coraz to nowymi potencjalnymi wrogami i w końcu któreś z nas dostanie nożem w plecy. To mnie gnębi. - Na moment podniósł głos. Jak nie on. Faktycznie rosnące ciśnienie znalazło ujście.
- Nie musimy robić zamachu z CIA. Dali nam teczkę. - uśmiech dziewczyny nie znikał z jej twarzy - Większość reconu już zrobiona. Nawet jeśli nie obejmuje on kwestii wampirów.

Po chwili milczenia podjęła na nowo:
- To co chcesz robić? Przenieść się na Ukrainę?

Pokiwał przecząco głową.
- Nie. To nie o to chodzi. Widzisz, wiem, że coś nadejdzie. Wolałbym, żeby to było już. Wtedy mógłbym działać. A tak? Większość się układa. Poza Shinzou. Kusi mnie, żeby władować się właśnie do Shinzou.

- No rozumiesz… wsadzić kij w mrowisko. Wysadzić ich siedzibę, czy coś... - wyraźnie adrenalina w nim buzowała, bo wyprzedzał kolejne auta niebezpiecznie przeciskając się między nimi.

- Rozumiem. To zróbmy to mrowisko tutaj. A potem skoczymy zrobić mrowisko w Shinzou. Może dałoby się to zrobić zdalnie? Co myślisz? Jakieś bombardowanie?
- Mhm - odpowiedział lakonicznie i nie mówił już więcej.


***


Byli w jakiejś podrzędnej dzielnicy Moskwy. Dragan zatrzymał ich auto pod wiaduktem ozdobionym graffiti. O ile można było użyć tego słowa w odniesieniu do wykazu zwrotów pejoratywnych na ścianie.
Na miejscu czekały dwie osoby. Oleg i Zeg. Obydwaj w czarnych płaszczach, niczym z gangsterskiego filmu.

- A gdzie czarna wołga? - Żenia pisnęła radośnie na powitanie.
- Póki co, Wołgami jeździ Zakon. Za bardzo zwracałaby uwagę. Opowiadaj cóż udało się załatwić i jak chcesz rozegrać sprawy z Bratvą i Pentexem. - zaczął Oleg. Zeg stał z papierosem i jedynym znakiem, że ich zauważył był delikatny ruch podbródkiem, który mógł znaczyć “witajcie”. Ale Sonia wiedziała, że taki Gustaw odebrał by go raczej jak wyzwanie do walki.
- Zed, skarbeńku, nie prowokuj. - Wesoły ton Sonii towarzyszył ściągniętym lekko brwiom - Nie lubię. - fochnęła się wyrośnięta nastolatka.

- Jadę jutro na kolejne spotkanie. Kozłow ma załatwić stroje Shinzou albo podobne na tyle by odwrócić uwagę wampirów - dopiero pod koniec wypowiedzi Sonia odwróciła wzrok od szamana.

Zeg zaciągnął się papierosem gdy zaczynała mówić. A gdy skończyła wypuścił dym i powiedział tylko:
- Zeg. Jestem Zeg.
- Dobra - wtrącił Oleg. - A co robimy z Dimą?
- Niech zrobi zwiad na Ukrainie. Co nie?
- Zwiad? Chcesz wpuścić słonia do składu porcelany? Zwariowałaś? - powiedział Oleg wyraźnie poirytowany. Nawet w pewnym momencie Zeg położył mu dłoń na klatce piersiowej. Wszystkim dawala sie we znaki nadchodzaca pełnia.

- Co chcesz wiedzieć o Ukrainie? - powiedział tym razem Szaman.
- Chcę zaskoczyć Grashoka i wyciągnąć go z nory. Jeśli Dima może odwrócić uwagę jego czujek to tym lepiej, hm? Nie każdy zwiad musi mieć na celu zwiad.

“Za dużo informacji, obwody się przepalą…”

- Najlepiej, jeśli Dima by ruszył tuż w czas zamieszek, które wywołamy tu.
- Grashoka nie wyciagniesz z jego nory - zaczął Zeg - on tam znalazł sobie mały raj. Duchy atomowego ognia. Szponiaki promieniowania. I inne tego pokroju istoty mają dom w raju Grashoka. A Dima tam zginie jak tylko wbije im się na teren. Daj mi jedna noc, a zbiore ci informacje o zasobach Grashoka, a grubasa poślij gdzie indziej. Do Niemiec?

Nawet Oleg zaniemówił. Nie wiedział co było powodem takiego wyskoku jego szamana.

- Zamiast Niemiec lepiej Słowacja. - Żenia pokiwała przyzwalająco na ‘petycję’ Zega - A potem chciałabym, żebyś razem z Maksimem rzucił okiem na jeden taki krąg tu na miejscu. Może uda się wam go dziabnąć.

Tamta rozmowa przebiegła szybko. Kilka ustaleń i działania w kierunku, jaki Sonia znała już od dawna. I w zasadzie jedynie ona była w stanie wszystko to zebrać do kupy.
 
corax jest offline  
Stary 10-06-2019, 22:40   #40
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Połączone siły szamanów dały radę. Zeg i Dragan zerwali krąg wokół parlamentu otwierając drogę drużynom zwiadowczym. Ekipa Olega podróżowała po umbrze sprawdzając zakamarki. Co ciekawe parlament łączył się z siecią podziemnych tuneli, które łączyły się z różnymi bunkrami i…. Osiedlami mieszkalnymi. Znaleźli miasto pod miastem. A co najciekawsze, to gdy decydowali się na wyskoczenie z umbry pod ziemią, okazywało się, że tunele istnieją też po tej stronie lustra. Moskwa miała swoją mroczną, podziemną stronę. Jednak tydzień, to stanowczo za mało, żeby móc sporządzić mapę tych terenów przy ograniczonych zasobach. Skupili się na parlamencie, który z pomocą Sonii wyrysowali bardzo dokładnie.

Na początku mieli też plan prowadzenia bardzo dokładnej obserwacji budynku z umbry. Jednak plany szybko się zmieniły, gdy zerwanie kręgu otworzyło dostęp do tajemniczych podziemi. Jedna pozostawiona osoba nie zaobserwowała niczego podejrzanego. No może poza faktem, że szponiaki z siedziby Zakonu nie natrafiając na barierę zaczęły rozlewać się po okolicy i polować na inne duchy. Ale zdaniem Zega było to zupełnie normalne. Otworzyli im w końcu nowe żerowisko.

Dragan bardzo aktywnie działał w tej części planu, co wyraźnie poprawiło mu humor. Zajęcie pomogło mu odnaleźć równowagę.

Sonia zaś skupiła się na CIA. Kozłow nie był w stanie załatwić mundurów Shinzou. Załatwił coś co w teorii miało być podobne. Nie było. Dziewczyna zbyła go, proponując, że wróci za kilka dni. Karabiny zaś były niemal identyczne. Ale Eugenia Bondar oczekiwała kompletu.

A potem zaczęła się gra. Śledziła agenta. W zasadzie poświęcała mu tyle uwagi, co ludzie Olega podziemnemu miastu. Niestety, miał on około sześciu spotkań dziennie. Każdy był podejrzany. A nie miała zasobów, żeby sprawdzić ich wszystkich. Samo śledzenie go nie posuwało sprawy do przodu.

Postanowiła poprosić o pomoc Olega i Weroniki. I to był strzał w dziesiątkę. Oleg powiedział, że może zorganizować pluskwy, ale starym zwyczajem potrzebował na to czasu. Czyli najtrudniejszego do pozyskania zasobu. Za to Weronika… wampirzyca-niewampirzyca sypała odpowiedziami niemal z rękawa. Jej zdaniem Kozłow był starym podwójnym, a nawet potrójnym agentem. Podobno z ramienia CIA zrekrutowali go w 2005 roku. Potem grupa GRU zajęła się przeciągnięciem go na stronę rosyjską. W związku z czym od 2011 roku podawał CIA tylko takie informacje, jakie GRU przepuszczało przez swoje szeregi. Był więc narzędziem rosyjskiego wywiadu. I najlepsza rewelacja ze strony Weroniki: od 2018 podobno dołączył do wielce zakonspirowanej komórki CIA. A wchodząc tam wyspowiadał się z całej swojej współpracy z GRU. GRU nadal myśli, że ma go w kieszeni. CIA pozwala im tak myśleć i samo podsyła dezinformację. Cóż, czyniło to wszystko Kozłowa najbardziej niepewnym ogniwem planu.

Oleg poruszył też struny w Bratvie. Otrzymał kontakty do ludzi w więzieniach. W kilku więzieniach. Do zaufanych worów. Ludzie ci byli zdolni poprowadzić bunt. Relatywnie rzecz biorąc byli w stanie dzięki pomocy Bratvy rozszerzyć plan i to znacznie. Więzienia nie były chronione tajemniczymi kręgami, więc w zasadzie jeden człowiek Olega mógł inicjować zamęt w jednym więzieniu.

Poza tym Bratva stała się głównym dostawcą amunicji dla broni kaliber 5.56. Okazało się, że z dnia na dzień w ręce wilkołaków wpadła praktycznie ciężarówka amunicji.

W końcu ustalili datę.
6 listopada.
Trudno było o lepszy termin. Święto narodowe. Przemówienie Cara Putina. Siły porządkowe zebrane w Moskwie. Obstawa parad. Idealny moment na wywołanie globalnego chaosu. I to wszystko z ramienia Shinzou.

Do tego czasu wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik.

Żenia planowała postawienie Moskwy w stan gotowości. Rozwalenie leniwego status quo. Wywrócenie do góry nogami stagnacji.

Przede wszystkim zamieszki w więzieniach. Skoordynowane bunty w otaczających Moskwę placówkach koodrynowane przez ludzi bratvy od wewnątrz i ludzi Olega z zewnątrz.

Po drugie uderzenie w oligarchię - warstwę najbliżej Putina. W głowie Żenii nawoływanie do rewolucji wiązało się z dokopaniem warstwie rządzącej z bezpiecznych norek. No to w tej norki należało uderzyć. Tym razem zdalnie. Uzbrojone drony mogły być wysyłane przez zwykłych szeregowców bratvy. To dałoby im nie tylko opcję wykazania się ale i zwrócenia uwagi Pierwszej Drużyny. Wronie nie zależało na tej części za bardzo. Miała tylko być zadymą i wywołać panikę i paranoję wśród atakowanych.

Kolejno Żenia rozkminiała symbol. Ludzie lubują się w symbolach. Symbolem Moskwy był sobór. Trzeba byłoby go wykorzystać. Wrona wahała się między mega happeningiem a przekupieniem obsługi cerkwi do bicia w dzwony. Z jakiegoś powodu happening przemawiał do niej nieco mocniej.

Najwięcej planowania związane było jednak z samym uderzeniem na cara. Wrona wraz z Maksimem i Olegiem rozpatrywali wszystkie opcje. Zasilanie gmachu przez cztery niezależne generatory uruchamiające się w kilkadziesiąt sekund po odcięciu zasilania sprawiły, że brunetka skrzywiła się nieco kwaśno.
Pożar również odpadał bo zbrojony system przeciwpożarowy odcinał poszczególne sekcje na jakie podzielony był budynek. Po pierwsze Żeńka nie chciała ryzykować uwięzienia a poza tym chciała zrobić show. Odcięty pokój wypełniony płomieniami nie był spektakularny.

Cała trójka analizowała opcję przewrotu na oczach świata. Kamer. Obecnych ludzi.
Przemówienie miało odbyć się w głównej sali obrad, która mieściła jakieś czterysta osób. Fakt, że każda z osób była weryfikowana nie był dla Żenii i ekipy Olega problemem. Problemem była obstawa cara. Przy publicznych wystąpieniach towarzyszyło mu zawsze co najmniej sześciu ochroniarzy w odległości dziesięciu metrów i kolejnych dwóch bliżej. To dawało osiem osób. Prawdopodobnie ghuli, jak i sam Putin. Jednak tę informację zweryfikowała Weronika. Jedynie co trzeci ochroniarz cara był ghulem, reszta to zwykli ludzie.
“Zwykli ludzie”
Ciekawe ilu z nich zdawało sobie sprawę, jak bardzo ich zwyczajność może ulec zmianie gdyby tylko dopuszczono ich do pewnej wiedzy.

A może wykorzystać okazję i ujawnić prawdę? O wampirach, wilkołakach… oddać ludziom władzę?
Wrona mogłaby porwać Putina i go udawać…

Wrona wróciła myślami do zaplecza i sali plenarnej i jej kontroli przez szkolone psy na kwadrans przed przemówieniem.

Ostatecznie ustalenia zapadły proste:
Wnieść broń i zbroje do gmachu przed zaplanowaną mową i ukryć je.
W garniakach wmieszać się w tłum po przejściu z umbry i tuż przed akcją założyć stroje Shinzou.
Atak ma być bezczelny, szybki i skuteczny przeprowadzony wprost z trzech wejść na górze audytorium.
Odbywać się ma kilka sekund po rozpoczęciu przemowy by nie można było przerwać transmisji.

Akcję przeprowadzać miał oddział sześciu osób z czego jedna miała odciąć drogę ucieczki cara obstawiając korytarza do windy znajdujący się na dole sali za podium Putina. Reszta miała robić show i naganiać Putina w pułapkę.

Niejasne przeświadczenie Żenii brzdękało podejrzeniem związanym z Kozłowem i jego dupochronem. Coś cicho nuciło o rozłamie w samym zakonie…

Po udanym zamachu, ekipa miała wyjechać na wyższy poziom windą, którą dojeżdżał Putin. Z pewnością będzi ona obstawiana, ale tym miał zająć się Dragan. Jak i przekierowaniem systemu podglądu tak, by ktokolwiek będzi potem analizował nagrania był w stanie dokonać zbliżeń na broń i zbroje. Po wyjściu z windy cała szóstka miała wejść w ślepy punkt na ostatnim piętrze i przejść do Umbry.

Na koniec szamani mieli postawić kręgi przeciw wampirom, ghulom i wilkołakom.

Ufff….

***


5 listopada na spotkaniu Kozłow miał wreszcie sześć mundurów, których jakość zaakceptowała Żenia. Miał też broń. Stał wyprostowany z rękami z tyłu. Dumny z siebie. Z perfidnym uśmiechem.
- To jutro? - zapytał widząc, że wreszcie jakość ubioru spełniła oczekiwania terrorystki.

- Nie. - odparła Żenia spokojnie - Za tydzień. Jutro jedynie jazda próbna. Miasto w końcu będzie bez korków.

Złożyła wszystko na kupę i już miała zgarnąć cały pakiet, gdy przypomniała sobie, że ma do czynienia z człowiekiem. Pięćdziesięcio kilogramowa dziewczyna nie podniosłaby sześciu mundurów i reszty ekwipunku, nie mówiąc o niespoceniu się przy tym.

- Proszę to przetransportować do recepcji na dole. Zabiorę to stamtąd.
- Pozwolę sobie zasugerować podziemny parking pod biurowcem. Recepcja jest przeszklona. Rozumie pani, że w obliczu nadchodzących wydarzeń nie chciałbym, żeby ktokolwiek powiązał tę przesyłkę z moją osobą. - Cały czas starał się zachować zimny profesjonalizm, choć zęby szczerzy niczym w reklamie pasty wybielającej.

- Sądziłam, że pana tu nie będzie w obliczu nadchodzących wydarzeń. Awans? Wycieczka? Czy może też przyjęcie inaugurujące nową ścieżkę kariery?
- Panno Bondar, dla nas wszystkich bezpieczniej, żebyśmy się już nie widzieli. A dla pani najlepiej, żeby nic Pani nie wiedziała o moim wyjeździe do Kazachstanu - powiedział, po czym skrzywił się, jakby nagle powiedział więcej niż zamierzał.

- Pozostaje jeszcze kwestia dokumentów. - Żenia spojrzała wyczekująco.

“Co u kaduka jest teraz w Kazachstanie? Brzmi prawie jak środowisko naturalne tatarki. Ciekawe czy to znaczy, że przez GRU dogadał się z Zakonem?”
“Cholera go wie. Może gdybyś zjadła jego mózg…..” ton zmory stał się lekko rozmarzony.
Tymczasem Kozłow kiwnął głową przytakująco.
- Są w skrytce na lotnisku. Proszę zostawić swój numer telefonu. Zadzwonimy do pani gdy wszystko potwierdzimy. A paczka za godzinę będzie do odebrania na parkingu, na poziomie minus trzy.

- Kto ‘my’? - Żenia puknęła dyskretnie w słuchawkę poprawiając włosy.
- My. Instytucja, która zaufała pani na tyle, żeby finansować zabawy w przebieranki. Jeżeli liczy Pani, że w tak trywialnej rozmowie padną konkretne nazwy, to chyba nie miała pani wielu doświadczeń w działalności naszej Firmy. Widzi pani, przemysł budowlany rządzi się swoimi prawami - uśmiech zniknął mu z twarzy. Nagle Kozłow spoważniał:
- To wszystko. Życzę powodzenia.
- Do zobaczenia.

“Może i rządzi się swoimi prawami ale ja lubię te prawa łamać, panie Kozłow” podsumowała Żenia w myślach. I to ona wychodziła z gabinetu szpiega z uśmiechem na ustach.

***


Po godzinie faktycznie 6 skrzynek spakowanych, drewnianych, bez żadnych oznaczeń czekało w umówionym miejscu na parkingu podziemnym. W środku znajdowały się mundury i broń. Krótka inspekcja Szklanego Smoka wykazała 18 pluskiew po trzy w każdym mundurze.

Transport mundurów na smyczy odbywał się w ciszy. Żeńka wraz ze Smokiem i ludźmi Olega wyjechała poza miasto w okolice najbliższego lasu by tam rozbroić założone pluskwy. Poprosiła Smoka o takie rozbrojenie by ktokolwiek ich obserwował nadal miał wrażenie, że działają. Każdy z karabinków sprawdziła kilkukrotnie, rozkładając i składając czy nie zacinają się przypadkiem lub nie posiadają innych dobrodziejstw. Okazało się, że kolby karabinów miały zamontowane w sobie kolejne urządzonko. Prawdopodobnie kolejny nadajnik GPS. Dragan również te sześć sztuk przyjął i dołączył do kolekcji. Niestety, nie znalazł możliwości, żeby je wyciszyć tak jak chciała dziewczyna. Zasugerował ich pozostawienie w lesie. Bez mechanicznej ingerencji. “Uwolnione’ mundury wrzuciła na tył samochodu, który po powrocie w obręb miasta porzuciła. Razem z pluskwami i skrzyniami.


Po rozmowie z Olegiem nabrała kolejnej porcji podejrzeń co do pułkownika, który ewidentnie szukał wymówek, aby nie zdejmować Kozłowa. Nawet informacja, że jego kontakt nie działa z ramienia CIA lecz z GRU nie zmieniła zdania Tancerza Spirali. Za to szaman postanowił wyjść przed szereg. Ewidentnie wizja oczipowanych mundurów nie dawała mu spokoju. Zasugerował, że na Kozłowa może nasłać Zmorę. Nie dawało to stu procent szansy zabicia agenta, ale nie angażowało też ich własnych sił tuż przed zamachem. Oleg spojrzał krzywo na Zega widząc w tym wystąpieniu próbę podkopania autorytetu, ale nie sprzeciwił się. Decyzja należała do głównej organizatorki. Żenia skinęła głową z jednej strony. Z drugiej poprosiła o pomoc kontakt Czarnego by Weronika go przejęła jeśli zdąży i zapytała na okoliczność zamachu. I Kazachstanu. Ostrzegła też wampirzycę o upiornej przylepie.

Przygotowania trwały.

Przemówienie miało się zacząć za mniej niż 24 godziny a czasu zaczynało brakować.

Oleg, Zeg i dwójka ludzi Olega przymierzać miała mundury.
Alfa Łowców Dusz wybrał do tej roli Antona i Stiepana. Stiepan był typem łysego mięśniaka. Anton wręcz przeciwnie. Niski, czarnowłosy. Podobno miał gruzińskie pochodzenie, stąd też ksywa Gruz jakiej się dorobił w wataże.

Zamieszki miały wybuchnąć na kilka minut przed przemówieniem tak by transmisja przemówienia została przerwana albo musiała ostro konkurować z informacjami na temat zamieszek. Wcześniej ludzie bratvy mieli zacząć bombardować linie telefoniczne policji, szpitali, sił porządkowych i samą telewizję z informacjami na temat wydarzeń w więzieniach. Ludzie bratvy to miałyby być żony, kochanki, córki, kuzynki odsiadujących wyrok. Anonimowo. Chodziło o wywołanie dezinformacji.
Żenia nie po raz pierwszy zatęskniła za Wojtkiem. Ronin na pewno przydałby się jak mało kto. Właśnie tu i teraz. Farmy fake news i Tomek, stary znajomy, dziennikarz z Warszawy, dostać mieli informację od anonimowych przyjaciół i generować temat poza rosyjską kurtyną. Otrzymali informację na dzień przed akcją z jednorazowego numeru.


Cytat:
Prowadź wodzu – Ty naszym wybawcą,
Prowadź wodzu – mądre Twoje słowa,
Niech Romanow nie będzie już władcą!
Niechaj spadnie carska z tronu głowa!
***


Bratva przygotowała zdalne ładunki wybuchowe w kilku miejscach w okolicach posiadłości rosyjskich oligarchów.
Żenia dopadła jeszcze Zega z pytaniem czy jest w stanie zrobić coś widowiskowego w Soborze Wasyla. Symbol Moskwy i Rosji był ważnym punktem. Żenia kombinowała jak go wykorzystać. Wytatuowany teurg dmuchnął dymem papierosowym w jej twarz i dopytał cóż ma na myśli? Bo jeżeli śmierć wielu ludzi, to tak. Może zrobić coś widowiskowego.

“Szkoda, że nie da się nas sklonować”
“Coś mi mówi, że jeśliby się dało, to pierwsze zrobiłoby to Shinzou. A to nie napawa mnie optymizmem”

Wilkołaczka wyjaśniła, że miała na myśli raczej bardziej motywującego masy do rewolucji. Śmierć raczej mało którego ze śmiertelników pociąga. No chyba, że myśli, że po drugiej stronie odbiorą go dziesiątki dziewic. Nie, chodziło jej raczej o obłok pary i takie tam efekty specjalne.
Szaman tym razem wydmuchując dym uformował z niego kółka.
- Obłok pary. I jesteś pewna, że nie miałby zabijać? - zapytał unosząc brew.
Żenia westchnęła. Obłok pary, który zabijał sama potrafiła wyczarować. Dmuchając przez dziurkę od nosa nawet.
- Tak. Wiesz chodzi o efekt psychologiczny ‘wow’ a nie o kurwa mać’. - tłumaczyła jak mogła najprościej.
Pokiwał głową, że rozumie. Po czym powiedział spokojnie.
- Nie. Ale jakbyś zmieniła zdanie i chciała “o kurwa mać” to bym coś znalazł.

O 21:00 Weronika zadzwoniła do dziewczyny. Nie sprawiała wrażenia zadowolonej. Między wieloma przekleństwami wylewała żal na SMSa jako formę kontaktu. Żenia ryzykowała spalenie jej przykrywki. W imię jakiegoś Kozłowa. Nie dopuściła wilkołaczki do słowa i się rozłączyła.

“Hm… wampiry nie dostaja smsow w ciągu dnia?”
“Może ma okres i straciła dużo krwi. Cholera ją wie. To znajoma Czarnego. Myślałam, że samo to wystarczy, żeby zakwalifikować ją do psychopatek.”

Po półtorej godziny zadzwoniłą znowu. Jej głos był cichy. Spokojny. I niemal grobowy.

- Kozłow jest nie do ruszenia. Nie dla mnie. Ktoś od nas ma go pod parasolem.
- A co jest w Kazachstanie?
- Nie wiem - odpowiedziała wilkołaczka incognito - góry Ural? Kozy? Nigdy nie byłam.

Wszystko zdawało się być spięte poza Kozłowem i soborem.

Ostatecznie Żenia odpuściła Kozłowa. Chwilowo.
Zabrakło jej czasu.
Razem z Maksimem w nocy z piątego na szóstego listopada przetransportowała zakupioną na ostatnią chwilę Alexę i podłączyła ją do systemu dźwiękowego w soborze i zlinkowała ze swoją tymczasową komórką. W komórce na Spotify ustawiła playlistę. Przetestowała na pełnym wyciszeniu…

… i wraz z Draganem wróciła do hotelu.


***


6 listopada był wspaniałym dniem. Poza faktem, że od rana temperatura była na minusie. Koło piętnastej miał przemawiać Car.

Zeg był wyraźnie podminowany. Gdy Dragan zapytał go o co chodzi, to okazało się, że nie tylko Zmora zawiodła, ale też zdradziła, że to on ją nasłał na Kozłowa. W efekcie wytatuowany szaman palił więcej niż zwykle.

Żenia zirytowała się tym.
Nie potrzebne były jej obecnie małe przeszkody. I tak mieli sporo na głowie.

Nie miała czasu teraz martwić się komu też zdradziła cokolwiek zmora, która w teorii działała za zasłoną.
Wrona skoncentrowała się na wydawaniu rozkazów.
Pakowanie garniturów, by wtopić się w tłum ochroniarzy.
Mundury stylizowane na stroje Shinzou wraz z bronią i amunicją wniesione zostały dnia poprzedniego. Czekały ukryte w klimatyzacji, tuż przy schowku na miotły na 2 piętrze budynku. Nie zaryzykowali trzeciego piętra, gdyż tam miał przemawiać Car i wszystko było dokładniej sprawdzane niż na drugim. A samo przejście między piętrami nie powinno im zająć więcej niż 60 sekund. Przynajmniej wedle planów które przygotowali.


Zaczęło się.

Żenia kliknęła playlistę nucąc w myślach słowa pierwszego kawałka na liście.



Przed oczami odbijała się jej martwa twarz Grzesia...
Ona była jego Sosenką...

Wilkołaki szybko ruszyły do akcji. Oleg prowadził swoich ludzi. Do czasu wbicia do sali w której rozpoczęło się wystapienie używał pistoletu z tłumikiem. Czterech ochroniarzy zastrzelił, zanim ktoś zorientował się, że coś jest nie tak. Dragan oddzielił się od zespołu już piętro niżej. On miał zabezpieczyć ewentualna trasę ucieczki Cara.


Калинка, калинка, калинка моя!
В саду ягода малинка, малинка моя!


Gdy tylko sforsowali drzwi do sali parlamentu natychmiast rozległy się głośne strzały z karabinów 5.56. Stroje Shinzou nie były wygodne, ale Łowcy Dusz wiedzieli co mają zrobić. Tylko Zeg zdjął maskę i… zapalił papierosa. Jedno co zrobił, żeby go nie zauważono, to schował się za ostatnim rzędem siedzeń.

Ochroniarze Cara zareagowali natychmiast. Rzucili się w jego kierunku, żeby zasłonić go dokładnie tak jak byli szkoleni. W stronę Olega i Antona ktoś odpowiedział ogniem z broni automatycznej. Ludzie zaczęli wpadać w panikę. Ekipy telewizyjne nie wiedziały co najpierw kręcić. Czy atakujących terrorystów, czy uciekających ludzi Cara osłaniających go własnym ciałem.

Сосенушка ты зелёная
Не шуми ты надо мной
Ааааааааай!
Ай люли, люли, ай, люли, люли,
Не шуми ты надо мной

Wilkołaczka zatrzymała się na moment. Tak jak wcześniej walcząc z Shinzou tak teraz zdecydowała się przemówić do ducha swojej broni. Gruz w tym czasie zdjął strzelającego z automatu ochroniarza. Żenia wzniosła broń gotowa do strzału. Wciągnęła powietrze i poczuła drażniący dym. Pod jej stopami po całym pomieszczeniu tuż przy podłodze pełzł gaz przypominający dym papierosowy. Nie miała teraz czasu zajmować się wymysłami ich szamana. W głowie i tak obmyśliła już ochrzan za przerwę na papierosa.


Калинка, калинка, калинка моя!
В саду ягода малинка, малинка моя!


Broń zaklekotała ze śmiertelna precyzją. Dwóm najbliżej stojącym ochroniarzom serja zmieniła twarze w krwawe miazgi. Kolejny dostał w tętnicę szyjną wywołując efekt niczym z filmów Johna Woo.

Калинка, калинка, калинка моя!
В саду ягода малинка, малинка моя!

Kolejny oberwał kilka kul w klatkę piersiową. Rozrywana koszula odsłoniła kamizelkę kuloodporną, jednak seria była na tyle silna, że zaczął pluć krwią. Ochroniarze byli doskonale przećwiczeni. Nie przejmowali się śmiercią kolegów. Każdy doskonale wiedział co ma robić. Każdy doskonale wiedział gdzie skierować swoje kroki.

Ale żaden z nich nie spodziewał się, że owe kroki wprowadzą ich pod grad kul z karabinu wilkołaczki. Jeden przyjął pięć kul w rękę i nogę, pomagając Carowi przesunąć się o kilka metrów.


Красавица, душа-девица,
Полюби же ты меня,
Ай, люли, люли, aй, люли, люли,
Полюби же ты меня!


Gdy nagle karabin dziewczyny przestał klekotać Putin stał metr od drzwi. Sam. U jego stóp leżeli dwaj ochroniarze. Obaj żywi, ale żaden nie był w stanie trzymać broni. Choć, może to złe określenie… oni po prostu woleli trzymać swoje tętnice, i mieć jakąś nadzieję na przeżycie. Stalowo szary garnitur prezydenta był teraz pokryty smugami krwi. Choć on sam zdawał się nie oberwać. Z nadludzką szybkością doskoczył do drzwi, które otworzył, po to, żeby zobaczyć stojącego w nich Maksima. Ten strzelał niemal z przyłożenia. To co zobaczyła Żenia zaskoczyło ją w pierwszej chwili. Wyglądało to jak kadr żywcem wyjęty z Matrixa. Prezydent uchylił się przed kulą. Pierwszą, drugą… jednak pozostałe 28 trafiło bez pudła zmieniając twarz i korpus prezydenta w kotlet mielony.

Wszystko to trwało mniej niż trzydzieści sekund. Gdy strzały ucichły, cisza zdawała się być nieludzka. Aż do momentu gdy ludzie zaczęli kaszleć dusząc się od gęstego dymu, którego było coraz więcej, a playlista Żenii przeskoczyła do następnego kawałka zalewając plac cerkiewny łacińskim tenorem:




Cała szóstka przekroczyła ciało Putina i ruszyła w stronę windy zgodnie z planem.

Sonia Konietzko, były zwykły człowiek, córka Yurija Konietzko, Ragabash Panów Cienia z wyboru, była o kolejny krok bliżej do pomszczenia brata i przyjaciela.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172