Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-02-2020, 17:58   #21
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Mogę liczyć na czołg? - zapytała Roxi. - A nie miało być bez zbędnego naparzania… W takim razie przyda się kwota o którą poprosili porywacze w oznakowanych banknotach, lub jakiś nadajnik… w sumie mogę taki zrobić, jak dostanę części, przygotuję listę. Będę potrzebować też walizkę do rozprucia, albo z podwójnym dnem. Jeśli Ethan nie ma samochodu kuloodpornego, to taki się przyda. I ja też będę potrzebować broni, ale czegoś większego, ale bardziej dyskretnego, sztuk dwie, chyba że mam być bardziej subtelna i powinnam wziąć broń biała - powiedziała w końcu.

-Mam kuloodporny wóz. Chyba…- zastanowił się po chwili.

- Musimy wiedzieć na pewno, bo wbrew temu co pokazują w filmach, jak schowasz się za drzwiami zwykłego samochodu to nie unikniesz kul - powiedziała poważnie dziewczyna. - Chyba, że chcesz zostać serem szwajcarskim - dodała wzruszając ramionami.

-Nie no stać mnie na taki wóz. Po prostu nie pamiętam. - powiedział masując sobie skronie jakby to miało pomóc. W końcu strzelił ponownie palcami.

-Wiem. Zadzwonię do sekretarki, żeby skołowała kasę. Porwali Nocrum, to wiem, że ja muszę zapłacić. I… Wiem, że wszyscy zakładacie że siedzę na pieniądzach jak wielki zły smok. Ale większość mam ulokowane w akcje. I…Inne dochodowe inwestycje. Powinienem dać jej czas... - powiedział wyjmując telefon i wybierając numer Elizabeth. Zastanawiając się czy pamięta o tym że miała mu załatwić psa.

Roxi jęknęła.
- Nikt nie mówi, że cię nie stać. A pieniądze nie powinny być prawdziwe. Najlepiej żeby to było dobre podróbki. Mamy takie środki, czy gwiazda disco będzie musiał się wykosztować? - zapytała patrząc na księcia i w międzyczasie szukając na mapie miasta miejsca które mogłoby być dobrą kryjówką, zawężając poszukiwania do miejsc w których pojawili się podejrzani. Niestety bez dodatkowych informacji było to szukanie konkretnej igły w stogu innych igieł.

- Oczywiście, mogę zapewnić to o czym mówicie, jeśli chcecie skorzystać z moich zasobów - Książę zaczął zapisywać sobie listę na kartce papieru. - Rewolwer to pomniejsza przysługa, samochód kuloodporny byłby już średnią, podobnie walizka z odpowiednią kwotą w podrobionych banknotach, a moje podróbki, nie chwaląc się, są jednymi z najlepszych… - uśmiechnął się lekko. - Nadajnik oraz każda sztuka broni to pomniejsza przysługa, chyba że chcesz coś specyficznego i trudniej dostępnego - spojrzał na dziewczynę - wtedy średnia. Oczywiście ostateczna decyzja należy do was, ale potrzebowałbym deklaracji teraz, jeśli wszystko ma być przygotowane na jutrzejszą noc.

- No to świetnie! Dzięki wielkie! Dobry plan. - Marlo ucieszył się i pochwalił Roksi. Perspektywa tego że nie zbiednieje była równie krzepiąca jak to że może jednak przeżyje jutrzejsze spotkanie.

- Wystarczy mi coś nie rzucającego się w oczy… i może snajperka. Trzeba też założyć podsłuch i namierzanie rozmówcy, może da się go zmierzyć po numerze… i plany stadionu - zaczęła myśleć na głos. - Strasznie mało czasu na przygotowanie do takiej imprezy - stwierdziła patrzą na księcia krytycznie. W końcu on ją wyznaczył do pomocy, więc mu się należało. - Chcę się upewnić. Mamy udawać że współpracujemy i grzecznie oddać im pieniądze, żeby czekać co będzie dalej? Czy może jeśli się da wyeliminować tą grupę, biorąc jednego delikwenta na spytki, żeby się dowiedzieć kim są i po co się nam do miasta sprowadzili? - zapytała szukając w PANtopie planów stadionu, jak najdokładniejszych.

-Dobra to już ustalcie szczegóły - Powiedział Marlo zerkając na zegarek i wstał by rozmówić się z Elizabeth i przejść w bardziej dyskretne miejsce. Ciekawiło go to co załatwiła i… Czy miała dla niego psa. Może to głupie ale pies i gnat i czuł się najbezpieczniejszym wampirem w okolicy.

- Tak, macie podjąć grę i korzystając z okazji zebrać jak najwięcej informacji. Jeśli uda nam się zidentyfikować albo namierzyć grupę, osiągniemy sukces. Oczywiście, jeśli nadarzy się okazja do nawet większego zwycięstwa, możecie wykazać inicjatywę, ale robicie to na własne ryzyko. Nie będzie nikogo, kto by wam przyszedł na ratunek, rozumiemy się? - upewnił się Książę.
Malkavianka tymczasem odnalazła plany Stadionu Hymana. Nie były tak dokładne, na jakie liczyła, ale w połączeniu z rozbudowaną galerią zdjęć, powinny wystarczyć.

- Pokrzepiające - stwierdziła Roxi. - W takim razie poproszę jeszcze tą snajperkę. Lepiej będzie jak nikt mnie nie będzie widział z Grimem. Przyda się też jakiś transport, który podrzuci mnie tam przed nim - powiedział. - Ej, Ethan, zostajemy, chyba że rozstaniesz się z telefonem na jeden dzień. Muszę zaaplikować ci pluskwę i sprawdzić numer - rzuciła przez ramię. - Przyda mi się jakiś kąt do pracy. Ma książę lodówkę? - zapytała.
---
Marlo tymczasem odszedł za akwarium. Maxwell odebrała wreszcie, ale widać było, że dopiero co się obudziła. Potwierdziła, że pies został zamówiony w trybie pośpiesznym i że po załatwieniu ostatnich formalności zostanie Ethanowi dostarczony.

Hmn… Marlo nie lubił takich informacji. Wolał konkretne terminy. Zwłaszcza że nie był pewien tego czy jutro będzie jego ostatni dzień w życiu. No ale… Miał serce. Podziękował i powiedział żeby dzwoniła jak tylko psiak będzie po czym wyłączył się. Wrócił do reszty.
-To jak zostajemy tu? Bo jak tak to powinienem zadzwonić po dziewczyny. Wiecie… Pomagają mi się uspokoić i opanować. Czuje się z nimi bezpieczniej...

- Przyślę ci samochód z kierowcą, to drobna przysługa. Powiedz tylko skąd ma cię odebrać. W bagażniku będzie miał snajperkę - zapewnił Roksanę. - Lodówkę mam, ale nie udostępniam - odpowiedział Książę rozbawionym nieco tonem. - Poza tym niedobrze by było, gdybyście zostali tu zbyt długo, informacja może się rozejść. Póki co lepiej by było, gdyby wszyscy myśleli, że nie macie mojego poparcia i działacie na własną rękę
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 25-02-2020, 19:15   #22
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
-Chcesz nocować u mnie ślicznotko? - zapyta DJ.

Roksi westchnęła. Potrzebował też narzędzi, kilku drobiazgów, o które bardziej podejrzewała księcia (albo któregoś z jego obecnych w posiadłości pomocników), niż Marlo. Nie mówiąc już o tym, że to byłaby świetna okazja, żeby zobaczyć jakie cuda techniki ma najważniejszy wampir w mieście. A potem naciągnąć na takie Marlo.
Westchnęła. Chyba nie miała wyboru.
- Muszę zabrać z biblioteki kilka rzeczy, choć jeśli już poddajemy się paranoi to lepiej byłoby żeby nikt nie widział, że po zmierzchu wychodzę od ciebie… spróbuję coś wymyślić w miedzy czasie. - zwróciła się do Marlo. - Zacznij się do mnie zwracać normalnie, bo Vincent policzy ci za moją pomoc nie średnią przysługę, a dużą. I tak zaciągasz spory dług u księcia - znów westchnęła, spoglądając na rzeczonego księcia. Zawsze jak na niego spoglądała, przypominała sobie, że jest on zupełnie różny od jej wyobrażnień księcie, wampira i w ogóle… zresztą jak większość wampirów które znała. Vincent jakotako trzymała fason, ale to dlatego że był starej daty.
- Jak zawsze miło było szefa, szefa widzieć, dziękujemy za skorzystanie z naszych usług - powiedziała kłaniając się dwornie. - Rachunek prosze wystawić Ethanowi. I spokojnej nocy - dodała, po czym spojrzała wyczekująco na Marlo, skoro mieli jechać razem, gdziekolwiek.]

Marlo uśmiechnął się szeroko słysząc ‘groźbę’.
-Dzięki Tobie mnie stać… Roksan. - powiedział przenosząc wzrok na księdza.
-Dziękuję za pomoc jak wyjdę z tego wszystkiego cało odwdzięczę się z nawiązką. Jak przystało na Grima. - powiedział podając rękę by pożegnać się z księciem jak chyba należało. Nagle przypomniał sobie o tym szoferze.
-To szofer nie będzie potrzebny. Ale snajperkę zabrałbym przed wyjściem. - przeniósł wzrok na Roksi.
-Chodźmy już nad ranem koncentracja mi spada i nie lubię wtedy prowadzić.

- Pozostaje jeszcze kwestia walizki z podróbkami, przydałoby się mieć ją skoro zmierzch, muszę założyć nadajnik - mruknęła Roxi.
Jeśli książe nic więcej nie miał do dodania to odwróciła się i poszła. (i jeśli po drodze nie czekają ich żadne rewelacje, to pojechali do biblioteki, skąd wzięła komputer, narzędzia i części. Potem ruszyli do Marlo, gdzie zajęła się zakładaniem mu podsłuch w telefonie, tak żeby rozmowy były nagrywane i przekazywane bezpośrednio na jej mini serwer w piwnicy biblioteki - niedawno ufundowany klanowi Malkavian przez “roztargnienie” pewnego bogatego DJa, do wyłącznej dyspozycji Roxi. Potem jeszcze konstrukcja nadajnika, który w zamierzeniu ma być ukryty w podszewce walizki z kasą i wmiędzy czasie namierzanie gości po numerze z którego dzwonili do Marlo. Może jeszcze zdąży się położyć.

Książę życzył wychodzącym powodzenia. Bobby odprowadził ich do drzwi, a inny podwładny przyniósł walizę.
- Zabierzcie swoje graty i nie zawracajcie już Księciu głowy! - powiedział głośno i wyraźnie, niemal teatralnie, ale na koniec mrugnął do Marlo.
Ethan zapakował walizę ze snajperką do bagażnika, zaprosił Roksi na przednie siedzenie i zawiózł ją do biblioteki. Nie czekało tam na nich nic niespodziewanego, więc zabrali co było potrzebne i wrócili do siedziby Toreadora. Tam Malkavianka zdziałała swoją technologiczną magię, a Ethan się zrelaksował. Następnie oboje udali się na spoczynek.

Kiedy obudzili się następnej nocy, przesyłka od Księcia już czekała. Góra gotówki wciąż jeszcze pachnącej świeżością. Na automatycznej sekretarce czekała wiadomość od Elizabeth Maxwell - formalności zostały załatwione i pies jest gotowy do odbioru. Prosiła też o wyznaczenie terminu spotkania z świeżą zrekrutowanymi nabytkami - grupą Login Restrictions. Na koniec poinformowała, że Aleksandra Arihri odmówiła popisania kontraktu jeśli najpierw nie spotka się z osobą, którą ma ochraniać. Ethan mgliście sobie przypominał, że Eli mówiła mówiła mu wcześniej coś o złych doświadczeniach najemniczki z poprzednim pracodawcą.

Marlo nie przespał dnia sam. Otoczył się swoimi funkami ale najpierw przypilnował tego że Roksi ma wszystko czego jej potrzeba do pracy, odpoczynku i czy nie jest głodna. Dopiero potem poszedł się „zrelaksować” i napić. Zresztą nie musiał się o nie martwić. Było ich 15-ście. Dość żeby mógł się najeść do syta jeden znacznych gabarytów wampir bez ryzyka że zrobi im krzywdę. Dziewczyna zapaliły przy nim jak poprosił i wkrótce w jego podziemnym pokoju było gęsto od dymu. Marlo ucztował dzisiaj pomału, delikatnie. Najpierw srebrnym nożem kalecząc szyje każdej z dziewczyn by potem zlizać bezcenny płyn zasklepiające ranę. Przy piętnastej był już równie nagrzany jak one i pozwolił sobie ugryź kilka z nich ciesząc się każdą chwilą jakby miała być ostatnia w jego życiu. Ale... kiedy poczuł że gdzieś na zewnątrz wstało to cholerne słońce. Po Prostu z miejsca go zamroczyło i urwał mu się film. Ocknął się niemal natychmiast jak zaszło słońce. W głowie jeszcze trochę mu się kręciło. Jego dziewczyny spały wszędzie gdzie było jakiekolwiek miejsce. Z nim w łóżku na podłodze. Pomyślał że chyba musi kupić drugie żeby jakoś je pomieścić. Wziął swoją manierkę opukał ja z resztek krwi i wypełnił nowa nacinając nadgarstki kilku dziewczyn i zasklepiając ich rany. W końcu wykąpał się biorąc zimny prysznic by troszkę zamroczenie puściło. Wtedy przypomniał sobie w jakim jest obecnie gównie i że jeszcze wciągnął w to wszystko Roksi. Zaczął się zastanawiać czy jest dobrym człowiekiem za jakiego zawsze chciał się uważać. Kiedy nagle jego uwagę przykuł strumień wody z słuchawki... To że składa się z setek małych kropli które razem tworzą kształt. Czy ludzie i ich krew tętniąca w mieście też tworzy taki kształt? Wyobraził sobie że z prysznica kapie krew ludzi i tworzy kształt. Kształt który zajmował coraz większa przestrzeń i tętnił życiem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł go znajomy dreszcz a chwile później wszystkie zmysły zalała ekstaza. Odchylił głowę nie potrafiąc, nie chcąc siebie kontrolować. Nie wiedział kiedy odzyskał na powrót zmysły. Wyszedł z pod prysznica jeszcze skołowany. W końcu ubrał się. Elegancko jak należało. Jak miał zginąć to chociaż z klasą. Garnitur w kolorze kości słoniowe na czarnym obcisłym bezramiennik i gruby złoty łańcuch ze słowem Marlo. Podobny do tych co miały jego funki. Całość wieńczyły złote adidasy. Tak ubrany opuścił pokój w którym jeszcze zalegała masa dymu i poszedł szukać Roksi. Znalazł ją przy walizce z podrobionymi banknotami która leżała w podziemnym salonie.
-Spałaś chodź trochę śliczna? - zapytał odsłuchują przy niej automatyczna sekretarkę. Ponownie przeniósł wzrok na Roksi.
-Nająłem ludzi żeby mnie chronili myślisz że to dobry pomysł? No i… będę miał psiaka fajnie nie? - zapytał odchylając głowę i śmiejąc się radośnie. W końcu spojrzał na złotego roleksa sprawdzając ile czasu ma do spotkania z porywaczami. Czuł się w tej chwili dziwnie jakby to wszystko w ogóle nie dotyczyło jego tylko kogoś zupełnie innego. Potrząsnął głową mając nadzieję że to pomoże mu wszystko w niej na nowo poukładać.
- Pies ci się przyda, pod warunkiem, że bierzesz szczeniaka, powinien przyzwyczaić się że pachniesz inaczej niż ludzie - stwierdziła, wiedząc, że niektóre zwierzęta źle reagują na wampiry, ale jeśli się przyzwyczają… może pies to dobre rozwiązanie na poczucie samotności Marli, jego potrzebę bycia potrzebnym i dziwaczne instynkty opiekuńcze. - Ochrona też nie zaszkodzi. Nikogo też nie powinno zdziwić, w końcu jesteś bogaty, już samo to robi ci wielu wrogów - stwierdziła zamykając snajperkę w pokrowcu na gitarę. Dołożyła tam też katanę, którą dostała od Vincenta, kiedy skończył ją szkolić. Nie wiedziała dlaczego podarował jej właśnie taką broń, ani skąd ją miał, ale była dobrą ładna i skuteczna, zwłaszcza gdy trzeba było załatwić coś po cichu. Osobiście wolałbym schować się w bagażniku i w dogodnym momencie wyskoczyć i wszystkich posiekać, no ale Książę kazała im to załatwić dyskretnie.
Otworzyła na PAntopie plany stadionu i podeszła do Marlo.
- Będę cię ubezpieczać. Plan jest taki, że udajesz przestraszonego i grzecznie oddajesz im pieniądze, ale jeśli zrobi się gorąco, pamietaj, żeby ni stawać mi na linii strzału - wskazała miejsce, które upatrzyła już wczoraj. Powinna mieć stamtąd widok na niemal cały stadion, a to co się będzie znajdowało bezpośrednią pod nią planowała obserwować przez monitoring stadionu. - Mam też nasłuch rozmów z twojego telefonu i to - powiedziała pokazując niewielki, okrągły dysk. -To podsłuch. Jeśli przykleisz go blisko ucha, powinieneś mnie słyszeć, a będę słyszała wszystko co się dzieje jakieś pięć metrów wokół ciebie, ale zasięg jest niewielki, więc dopiero jak znajdziesz się na stadionie będziemy mieli kontakt - wyjaśniła. - Jeśli nie masz żadnych pytań, pojadę już na miejsce spotkania, przygotować wszystko - dodała wkładając słuchawki do ucha, która była podpięta do jej małego centrum szpiegowskiego, jakie zrobiła z PANtopa przez ten czas.
-To chyba nie spałaś. - powiedział starając sobie poukładać w głowie wszystko co mu powiedziała. Zawczasu zamontował sobie też podsłuch żeby pamiętać.
-Pamiętaj Roksi żeby coś zjeść. Głodna możesz nie dać rady używać dyscyplin. A może być tak że będziesz musiała. - Sam dzisiaj nie planował już jeść. Najadł się do syta w nocy i wierzył że mu wystarczy. Przyklęknął przy dziewczynie żeby nie patrzeć na nią z góry.
-I naprawdę dziękuję Roksi że to wszystko dla mnie robisz. Jestem teraz Twoim dłużnikiem. - wstał.
-Dobra to idę spotkać się z Elizabeth i może na akcję zabiorę tego psa. Dozobaczenia.
 
Rot jest offline  
Stary 25-02-2020, 23:22   #23
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo zadzwonił do Elizabeth i umówili się na spotkanie w miejscu, gdzie będzie mógł zobaczyć swojego nowego zwierzaka. Kiedy przyjechał do zwierzęcego hotelu, Maxwell już na niego czekała.
- Przyjechał pan sam? - zapytała, po przywitaniu. - Myślałam, że po tym incydencie, weźmie pan ze sobą chociaż trzech członków ochrony, do czasu gdy ich rolę przejmą Login Restrictions. Mam nadzieję, że nie zmienił pan zdania co do ich zatrudnienia, bo umowa została podpisana i nie możemy jej bez kosztów rozwiązać.
Ethan pomyślał, że zawsze była taka rozsądna i troskliwa…
- Jeśli zaś chodzi o psa, to jest to wspaniały okaz. Silny, zdrowy i posłuszny. Trzeba go jednak trzymać krótko, inaczej się zbiesi, a wtedy może być niebezpieczny nawet dla właściciela. Czy ma pan życzenie opiekować się nim osobiście, czy powinnam zatrudnić do tego celu osobę z odpowiednim doświadczeniem?

Marlo przywitał się z Elizabeth obejmując ją. Nie stać go dzisiaj było na zachowanie profesjonalizmu. Naprawdę była dla niego cenna. Zwłaszcza teraz jak stracił Nocrum i nie był pewien czy ją w ogóle odzyska. W końcu wypuścił ją z uścisku.
-Ta nie pomyślałem. - Zastanawiając się jednocześnie czy brać jakiś ludzi na dzisiejsza akcje i dochodząc do wniosku że może jednak nie. Bo jak im wytłumaczy użycie dyscyplin? Zresztą była jeszcze Roksi i czuł przez skórę że to też by się jej nie podobało.
-Nie zmieniłem zdania co do ochrony wszystko jest okey. - poklepał kobietę uspokajająco po ramieniu.
-Dobra. Pokaż tego psiaka. - powiedział zastanawiać się co zrobi jak pies się na niego rzuci. Na wszelki wypadek podwoił wysiłki by być tak „ludzki” jak tylko potrafił.
-Jeśli psiak mnie nie rozszarpie przyda się osoba która zajmie się nim. Zwłaszcza w czasie dnia. Zazwyczaj wtedy pracuje i nie lubię jak coś mnie rozprasza. Zresztą sama wiesz… Idziemy?- zapytał puszczając ją przodem bo w sumie nie wiedział gdzie ma iść. Zresztą pomyślał że jak psiak się na niego rzuci to i tak będzie potrafił go poskromić. Psy chcąc nie chcąc słuchają silniejszego.

- Elizabeth ruszyła przodem a Marlo podążył za nią. Po kilku słowach zamienionych z opiekunem hotelu, otrzymali dostęp do "psiego skrzydła". Tam zaczęły się problemy, bo wystarczyło, by Ethan przestąpił próg, a wszystkie zwierzaki zaczęły reagować. Mniejsze lub bardziej tchórzliwe psiaki zaczynały piszczeć i kulić się w najdalszych kątach swoich "pokoi". Pozostałe zaczynały biegać w kółko, szczekając wniebogłosy, albo też jeżyły się całe i warczały groźnie. Pies, którego wskazała Eli, nie był wyjątkiem.
- Zwierzęta zdają się pana nie lubić - zauważyła lekko zaniepokojonym tonem.

-Nonsens. - stwierdził spokojnie Ethan. Przyglądając się psu z ciekawością. Skupił się na psiaku i na sobie poczuł dreszcz gdy zużył krew na prezencję. Zawsze był ciekaw czy zwierzęta też na nią reagują.
-Dalej się mnie boisz? - zapytał podchodząc do krat za którymi był pies.

Eksperyment zakończył się niepowodzeniem - nie przyniósł żadnego widocznego efektu. Pies rzucił się na kraty, gotów rozszarpać Marlo, gdyby tylko dano mu tę możliwość.
- Jest pan odważny - powiedziała drżącym głosem Elizabeth - ale to chyba do niczego nie prowadzi…
Opiekun hotelu wkroczył do psiego skrzydła, zwabiony hałasem.
- Co tu się dzieje?! - krzyknął, bezsilny wobec wzburzenia swoich podopiecznych. - Co zrobiliście? Nigdy nie widziałem, żeby się tak zachowywały!

Marlo westchnął. Popatrzył na psa z żalem. Widać nie może mieć psa. A przynajmniej nie tego psa. Jak to się mówi. „Nie dla psa kiełbasa?” Pomyślał i... ten tekst tak go rozbawił w kontekście całej sytuacji że zaśmiał się szczerze rozbawiony. Odwrócił się do zdyszanego opiekuna.
-To trawa przyjacielu. Widać zwierzaki jej po prostu nie lubią.. A jak się nad tym zastanowić to w sumie bardzo szkoda bo ja nie przestanę palić. - Przypomniał sobie o tym co mu powiedziała Roksi, że powinien spróbować z małym psem.
-A może ma pan jakiegoś grzecznego szczeniaka doga niemieckiego? Taki typowy dog co muchy by nie skrzywdził i boi się własnego cienia. U mnie krzywda żadna też go nie spotka a do zapachu przywyknie co? - zapytał podchodząc bliżej do opiekuna z przyjaznym uśmiechem. Może na psy nie zadziałała prezencja ale na człowieka powinna. A on cholera chciał mieć tego psa nawet jakby był elementem dekoracyjnym. Zreszta... jak pies mimo wszystko go nie zaakceptuje to da go w prezencie którejś z funek i po problemie.

- Szczeniaka? Ale przecież to jest pański pies… - wymamrotał skonfundowany opiekun.
Elizabeth odchrząknęła.
- Pan wybaczy, chyba miało miejsce drobne nieporozumienie… - powiedziała, po czym zwróciła się do Marlo. - Proszę pana, to jest hotel dla zwierząt, nie hodowla czy sklep zoologiczny. Każde z tych zwierząt ma już właściciela - wyjaśniła ostrożnie.

Marlo popatrzył na psa gotowego go rozszarpać.
-No dobra… - popatrzył na Elizabeth.
-Spróbuj to odkręcić. A jak się nie uda sprezentuje tego psiaka komuś odpowiedniemu do tego czasu opłacając mu opiekuna który o niego zadba. A mi poszukaj grzecznego małego szczeniaka to chyba proste zadanie myślę że zdążysz spokojnie na jutro - Podrapał się po głowie. Spojrzał na gościa.
-To może chwilę czasu zająć ale spokojnie zapłacimy jeszcze za pobyt tego psa w hotelu ile tam będzie potrzeba.- klasnął w dłonie,
-Dobra. To chyba skończyliśmy na dzisiaj… Mam teraz coś do załatwienia. - powiedział zerkając na Roleksa.
-Gdyby coś to dzwoń. - powiedział oddalając się do swojego samochodu. Chcąc nie chcąc powinien pojechać na ten stadion czy mu się to podoba czy nie…

---
Roksana wynajęła taksówkę należącą do firmy Kaufman Cabs, ponieważ wiedziała, że firma ta należy do interesów Księcia i kierowcy są poinstruowani, żeby nie zadawać pytań.
Stadion Hymana był ten nocy ciemny i cichy, zamknięty na cztery spusty. Na terenie obiektu powinno się znajdować dwóch ochroniarzy. Pewnie siedzieli w klatce z monitoringiem.
Rozejrzała się jeszcze po najbliższej okolicy. Było dość spokojnie. Widziała przejeżdżającą opancerzoną furgonetkę prywatnej firmy ochroniarskiej DBP Security. Wiedziała, że firma ta należy do Szeryfa i często jest wykorzystywana przez niego do "pacyfikowania niepokornych elementów społecznych" czy jakoś tak. Spostrzegła też solidnej budowy brodatego mężczyznę, który - podpierając się o ścianę stadionu - palił leniwie trawkę.]
Roxi wysiadła przecznicę przed stadionem, z dala od strefy parkowania. Musiała jeszcze coś zjeść, na szczęście w jej przypadku nie trzeba było czekać aż ktoś zainteresuje się samotną nastolatką w środku nocy. Nie zamierzając robić dodatkowego, niepotrzebnego zamieszania, uważała by ofiara nie straciła za dużo krwi. Zamierzała jednak najeść się do syta, mogła czekać ją ciężka noc. Później używając niewidzialności włamała się na stadion i odszukała panel sterowania całym budynkiem. Podłączyła się pod system kamer, nagrała krótki filmik jak jest na nim względny spokój, po czym zapętla obraz dla ochrony. Nie potrzebowała dodatkowej publiczności. Zostawiając swoją małą pluskwę, która przesłała jej obraz z PANtopa, ruszyła na wybrane miejsce, starając się trzymać bocznych przejść i zacienionych ścian. Po drodze włożyła do ucha słuchawkę zsynchronizowaną z nadajnikiem który dała Marlo i przechwytującą jego rozmowy przez telefon. Pozostało tylko dotrzeć na upatrzone miejsce, rozłożyć sprzęt i czekać.

Marlo w drodze wypił dobrą połowę krwi z bukłaka. Powtarzał sobie, że to dlatego że w schronisku użył dyscypliny. Ale.. Prawda była taka, że chciał się jakoś uspokoić. Pomału dochodziło do niego, że to wszystko dzieje się naprawdę, a nie ogląda kiepski film sensacyjny. Pomogło...Może nawet za bardzo...

Kiedy Marlo znalazł się pod stadionem, jego komórka zadzwoniła. Wyświetlał się numer Noctrum. Odebrał szybko.
- Weź pieniądze i idź na płytę stadionu. Na sam środek - rozkazał męski głos, po czym od razu się rozłączył.

-No to zaczęło się. - powiedział. Nie wiedział czy Roksi go słyszy czy nie, ale chyba nie miało to większego znaczenia. Trawa uspokajała go. Był nawet trochę senny. Właściwie ma im tylko zanieść tą cholerną walizkę i będzie po sprawie. Przeciągnął ręką po głowie chwycił walizkę i wstał. Szeroki uśmiech wyszedł mu właściwie naturalnie. Na miękkich od grassu kolanach poszedł w stronę stadionu zrobić co mu kazano. Pogratulował sobie nawet w duchu, że całkiem dobrze to znosi. Jego lekarz byłby z niego dumny. Drzwi wyglądały na zamknięte więc użył trochę większej siły, żeby dostać się do środka.

Mrozow widziała na kamerach przybycie swego towarzysza. Widziała jak wysiada z auta, jak odbiera telefon. Słyszała krótką rozmowę. Zbyt krótką, by próbować namierzania…
Widziała jak Ethan wyjmuje walizkę z pieniędzmi i idzie w kierunku głównego wejścia. Jak bez ceregieli wyważa jedne z drzwi kopniakiem. "Jak się nie ma w głowie, trzeba mieć w nogach" jak to mówią…
Kiedy Marlo wchodził na murawę, zauważyła na zewnętrznej kamerze zbliżającą się parę - mężczyznę w czarnej bluzie z kapturem oraz kobietę, blondynkę w krótkiej, imprezowej sukience. Po krótkiej rozmowie, kobieta ruszyła w stronę budynku, podczas gdy mężczyzna ruszył leniwym krokiem w stronę samochodu Grina.
Toreador zatrzymał się pośrodku murawy. Komórka znów zadzwoniła.
- Oddasz pieniądze kobiecie, która do ciebie podejdzie - padł rozkaz.
-Taa.. Was też kocham. - powiedział zirytowany traktowaniem jak tresowana kukiełka Marlo. Czekając aż kobieta podejdzie do niego starając się jej dokładnie przyjrzeć, Zerknął przy okazji na złotego Roleksa. Ot by rozładować nerwy.

Roxi widząc rozdzielająca się parę skupiła się na obserwowaniu mężczyzny. Kobieta prawdopodobnie była tylko nic nieznaczącym łącznikiem i nie zagrażała Marlo. Może nawet nie była spokrewniona.
- Spróbuj zapamiętać jak najwięcej szczegółów jej wyglądu, zagadaj, nawiąż więź, ustal czy jest spokrwniona - rzuciła do komunikatora na tyle cicho by nikt poza nim jej nie usłyszał.
Sama starała się przyjrzeć mężczyźnie i odgadnąć jego zamiary. W najgorszym wypadku Marlo będzie wracał taksówką do domu. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Blondynka zbliżała się o Marlo powoli, ostrożnie. Przypominała jedną z jego funek - była młoda, ładna i nieźle ubrana, ale baczne spojrzenie wampira wychwytywało nieprzyjemne szczegóły: ślady rozmazanego od łez makijażu, naddarta sukienka, drobinki zaschniętej krwi na szyi, świeży siniak na nadgarstku i obtarte kolana. Niebieskie oczy, pełne strachu, skierowane miała ku ziemi - unikała spoglądania na twarz Grina. Wyciągnęła rękę po walizkę - niepewnie, jakby się bała, że jej ją odgryzie.

Tymczasem mężczyzna przykucnął przy samochodzie Marlo i wsunął pod niego rękę. Cokolwiek robił, nie zajęło mu to dużo czasu. Szybko podniósł się i otrzepał, rozglądając się dookoła.
Roksi zauważyła też, że otworzyły się drzwi do pokoju ochrony. Wyszedł z nich ubrany na czarno mężczyzna, którego twarz zasłaniał nie tylko kaptur, ale i maska przestawiająca szczerzącego kły tygrysa.

‘Człowiek’... Pomyślał Marlo. ‘Kobieta która zaraz zginie, jak tylko nie będzie potrzebna.’ Zrobiło mu się jej żal. Ale… Mimo wszystko mógł się od niej czegoś dowiedzieć.
-Spokojnie pomogę ci… Ilu ich jest… Wiesz gdzie są...- Skłamał ale chciał znać odpowiedź. Podał jej walizkę.

- Zanim wrócisz do samochodu trzeba będzie go sprawdzi.Zapytaj ją o imię, to wzbudza zaufanie i używaj go - powiedziała, gdy jej uwagę przykuł ruch w okolicy stróżówki. Sprawdziła dokąd udał się facet od samochodu i obserwowała nietypowego ochroniarza. Starała się określić dokąd może iść.
-Jeśli nie dostaniesz zaraz jakiś wskazówek i nie uznasz, że dziewczyna ci zagraża wyprowadź ją ostrożnie ze stadionu - poleciła.

Marlo słyszał Roksi ale wiedział, że nie może odpowiedzieć. Ta dziewczyna musi spełnić swoją rolę. Bez jej wkładu nie znajdzie Nocrum, porywacze muszą dostać od niej walizkę, po to w gruncie rzeczy tu był.
-Jak masz na imię… - zapytał i zdecydował się powtórnie użyć prezencji powinno teraz pójść lepiej niż psem.
 
Shinju jest offline  
Stary 26-02-2020, 10:20   #24
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Mężczyzna w masce szybkim krokiem przemierzał korytarz. Wyglądało na to, że kieruje się do najbliższego wyjścia na trybuny.

Blondynka pokręciła tylko lekko głową. Nie odezwała się. Nie podniosła wzroku.

Gość od samochodu zaczął się spokojnie oddalać, aż zniknął z widoku kamery.

Kobieta wzięła walizkę i zaczęła z nią powoli iść w kierunku wyjścia.
Zadzwoniła komórka.
- Hej, psie, pozwoliłem ci z nią rozmawiać? - warknął rozmówca. - No, może ty się po prostu do każdej łasisz… ale poza tym jesteś grzecznym chłopcem, prawda? Posłusznym! Tylko czy na pewno...?

-O co ci chodzi dostaliście kasę. Co z Noctrum. - Warknął Marlo wiedział że jest obserwowany i rozejrzał się instynktownie dookoła starając się przypomnieć sobie czy słyszał ten głos w muzeum. Po użyciu prezencji trochę przetrzeźwiał i zrozumiał że jest wściekły i… się boi.

- Jeśli nic więcej od ciebie nie chcą to się zwijaj, chyba podejrzewają że tu jestem, muszę się zwijać - powiedziała chowając błyskawicznie snajperkę do futerału, przypadając miecz do paska od spodni i zarzucając futerał na plecy. W skupieniu znów weszła w niewidzialność i najciszej jak potrafiła ruszyła w stronę wyjścia, przeciwną do tej z której spodziewała się nadejścia faceta w masce. Jednocześnie starała się monitorować jego trasę i mieć Marlo na oku. Chwilę rozważała czy da radę zabrać swoją pluskwę. Ostatecznie jakby zarzucali Marlo, że nie był sam bo je znaleźli, może wrzucić coś do sieci, albo podrzucić im bezpośrednio co zasugeruje atak hakerski. Na razie jak ważniejsze było usunięcie najważniejszego dowodu w postaci jej osoby.
-Jakby cię zatrzymali i znaleźli nadajnik, powiedz że to prototyp słuchawki bezprzewodowej - dodała.

Roksi spakowała się i wzięła nogi za pas. Koleś w masce nie zmienił swojej trasy, więc ominęła go szerokim łukiem.

Marlo nie mógł być pewien, ale wydawało mu się, że za każdym razem gdy miał do czynienia z porywaczami słyszał inny głos.
- Dostaliśmy? Jeszcze jej w swoich rękach nie mam. Mam za to twoją jędzę. Wciąż całą, zgodnie z umową. Tylko czy naprawdę się o nią troszczysz, skoro ty naszą umowę złamałeś, wynajmując kogoś do zhakowania kamer, co? Miałeś być sam!

-A jak bym tu wszedł. - Marlo nie wytrzymał.
-Miałem wierzyć że pomyślicie o odcięciu kamer i wyłączeniu alarmu. W muzeum jakość nie poszło wam najlepiej. - Zarzucił kręcąc się dookoła i rozglądając.
-Macie już moje pieniądze, kiedy zobaczę Nocrum. - Naciskał.

Roxi westchnęła. Nie było sensu już iść po sprzęt, skoro nawet Marlo nie udawał, że go tam nie ma. Zerknęła na aplikacje namierzającą? Wiedziała, że dwie minuty to bujda Hollywood, ale wiedział też że swoje musi potrwać. Może chociaż to uda się ustalić. Ruszyła do najbliższego wyjścia ze stadionu, a potem martwego punktu na parkingu.

Malkavianka widziała, że kobieta z walizką opuszcza stadion frontowym wejściem. Ona sama skorzystała z jednego z bocznych. Przyczaiła się na parkingu. Blondyna szła powoli deptakiem na południe, w stronę Downtown Beach.

- Masz chyba słabą pamięć, więc przypomnę: walizeczka jest tylko prezentem powitalnym od ciebie dla nas i ceną za to, że jeszcze nie sprzątnęliśmy ci głowy z karku. Jędzę zobaczysz, jak za nią zapłacisz. Chcesz wiedzieć czym? Jedź na tyły Tacoapokalipsy i zajrzyj pod śmietnik z wgnieceniem w kształcie pięści - rozmówca zaśmiał się i rozłączył.

Marlo dłuższą chwile patrzył na „martwy” telefon. Naprawdę nie chciał wiedzieć co jest w tym cholernym śmietniku. Chciał jechać do domu do swoich funek. W końcu przeklął i ruszył w stronę wyjścia. Do własnego wozu bał się podejść i zdecydował że zadzwoni po taksówkę.
Odezwał się do słuchawki.
-Roksi ja już nie mogę. Nie wiem czego oni ode mnie chcą. Nie wiem czy zaraz mój samochód nie wybuchnie, czy ten cholerny śmietnik nie wybuchnie. Jadę do siebie po ludzi którzy się na tym znają, to oni sprawdzają mój wóz i sprawdza ten cholerny śmietnik ja już nie mam siły. - w końcu usiadł na drodze ukrył twarzą w dłoniach i czekał aż ktoś go odbierze.

- Łyknij sobie z piersiówki i się uspokój. Jak na razie świetnie ci idzie - powiedziała do komunikatora upewniając się, że nie ma w pobliżu nikogo kto mógłby ją usłyszeć. - Pojadę z tobą. Ale najpierw podejrzewasz pod boczne wejście A i weźmiesz ode mnie futerał na gitarę. Jak będziesz go chował do bagażnika, ja też się schowam. Na miejscu pomyślimy jak otworzyć twoją niespodziankę, żeby cię nie zabiła, jeśli jest niebezpieczna. - wyjaśniła sprawdzając Tacoapokalipsy najdokładniej jak się da. - Nie martw się o Nocturn, nic jej nie zrobią. Dobrze wiedzą, że jeśli stracą kartę przetargową to ich po prostu zabijesz. A teraz skup się i powiedz co o Tacoapokalipsy - powiedziała chcąc go czymś zająć i trochę licząc na jakieś informację, których sama nie wyszuka.

Marlo trochę się uspokoił słysząc głos Roksi. Na tyle że mógł pomyśleć.
-Roksi przepraszam… Ja… Ja sobie jakoś poradzę. - powiedział odkręcając piersiówkę i łapczywie pijąc. Skończył dopiero gdy była pusta. Nagle w głowie zaświtała mu pewna myśl. A jeśli w samochodzie był podsłuch nie bomba?
-Wiesz... Jeśli robisz teraz coś ważnego to nie przerywaj. - Powiedział wstając i oddalając się od samochodu jeszcze bardziej.
-Pojadę do domu taksówką. Nie czuje się na siłach teraz by prowadzić. Ręce mi się trzęsą. Jak skończysz podeśle po ciebie mojego zaufanego szofera. To człowiek, ale dobry człowiek. - chwile zastanawiał się o co jeszcze pytała Roksi.
-A Tacoapokalipsy to chyba jakaś knajpa z meksykański żarciem. Raczej nic niezwykłego.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 26-02-2020, 16:31   #25
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi była pewna, że cokolwiek Marlo miał znaleźć w tym śmietniku, nie będzie tam na niego czekało wiecznie. A to jej zdaniem mogło oznaczać, że więcej nie zobaczy swoje Nokturn. W sumie to nie była jej strawa. Nie dostała zlecenia odbicia wampirzycy, to była osobista sprawa Marlo, a skoro on się do tego nie palił jej także nie zależało. Skupiła się na zadaniu od księcia. Sprawdziła co pokazuje nadajnik z walizki, czy i jak szybko się przemieszcza.
- Wystarczy, że wejdę między pobliskie budynki i resztę będę mogła zrobić zdanie. Zobaczę dokąd zaprowadzi mnie ta kobieta… - powiedziała w końcu i nie czekając na odpowiedź Marlo ruszyła w stronę w którą poszła zastraszona przez ich przeciwników ofiara z walizką. - Jak prześlesz kogoś po samochód, możesz spróbować odzyskać mój nadajnik. Jest w skrzynce rozdzielczej w piwnicy pod wejście bocznym D. Ale jak się nie uda to trudno - dodała wchodząc między pobliskie budynki i upewniając się że nie ma niepotrzebnych gapiów znów stała się widzialna.Wyłączyła zakłócanie kamer, schowała miecz bardziej za futerał na gitarę i ruszyła za swoim tropem.

Marlo obejrzał się na budynek. Chciał odzyskać ten nadajnik, ale miał dość stadionu na dzisiaj. Doszedł do wniosku że przyśle kogoś po niego i po samochód a sam zadzwonił po taksówkę. Chciał teraz zgarnąć ludzi wynajętych przez przez Eli i pojechać z nimi szukać tego baru. Jedyne czego teraz pragnął to być w większej grupie ludzi. Jego ludzi.

Nadajnik w walizce nadal przemieszczał się nieśpiesznie, co sugerowało, że wciąż jest niesiony przez blondynkę ze stadionu. Sygnał niezmiennie kierował się na Downtown Beach, gdzie ostatecznie się zatrzymał.
Kiedy Roksana dotarła na plażę, wzmożyła ostrożność. Tu nie było się jak łatwo ukryć. Działało to jednak w obie strony. Z daleka widziała jak mężczyzna, który majstrował wcześniej przy samochodzie Marlo, teraz zabiera od blondynki walizkę. Chwilę potem szczupły, młody blondyn ubrany w wytarte dżinsy i niebieski bezrękawnik, zaatakował kobietę, szybko pozbawiając ją przytomności. Następnie przerzucił ją sobie przez ramię i skierował się w stronę motorówki unoszącej się na wodzie nieopodal.]

Zbliżając się do coraz bardziej odsłoniętych miejsc Roxi schowała topornego PANtopa i za pomocą kabla przeniosła obraz na wyświetlacz telefonu. Może obraz nie był idealny, ale przynajmniej był mniej widoczny. Nie chcąc się rzucać w oczy prawie natychmiast skręciła na wydmy. Trochę żałowała, że schowała lunetkę od snajperki, łatwiej byłoby jej dostrzec jakiś szczegół, po którym mogłaby dalej rozpoznać przeciwników. Z drugiej jednak strony nastolatka z “gitarą” i lunetkę snajperską na wydmach, mogłaby być podejrzana. Tak zawsze mogła próbować się wyłgać, udawać gówniarę na gigancie.
Próbowała jednak coś dostrzec. Szczegóły twarzy blondyna lub numer motorówki, będzie jej można później poszukać. A że miała fotograficzną pamięć, nie martwiła się zapisywaniem. Pilnowała też żeby drugi mężczyzna z walizką za bardzo się nie oddalił. Tym razem wolała zachować większy dystans. Podejrzewała, że może być wampirem, więc szanse że ją usłyszy albo dostrzeże były większe przy takiej odległości jaką zachowała w przypadku ludzkiej kobiety. Zachowała czujność.

Przyglądając się blondynowi spostrzegła czarną bandanę ze stylizowaną czaszką oraz dwa kolczyki na lewej brwi. Bezceremonialnie wrzucił on kobietę na pokład motorówki, po czym sam wskoczył do środka i odpalił silnik. Motorówka była dość stara, pomalowana na niebiesko, ale w kilku miejscach łuszcząca się lub nawet rdzewiejąca. Nie miała żadnego oficjalnego oznakowania czy numerów.
Tymczasem mężczyzna z walizką ruszył dalej, deptakiem na południe. Poruszał się szybkim, jednostajnym krokiem, wyraźnie przyzwyczajony do długich marszów. Nie wydawał się zaniepokojony czy nawet przesadnie ostrożny. Raz czy dwa rozejrzał się, ale nie zwrócił uwagi na Malkaviankę. Mniej więcej w połowie plaży skręcił w lewo, w stronę przeciwną do morza i ruszył w kierunku całodobowej pizzerii.

Roxi szła za nim w bezpiecznej odległości w między czasie wysyłając zebranie informacje na swój mały serwer. Gdyby coś jej się stało, ktoś na pewno będzie w stanie odczytać te wiadomości i być może zrobić z nim coś sensownego. Gdy mężczyzna wszedł do lokalu, śledziła jego ruch wewnątrz. To mogło być miejsce spotkania i przekazania walizki. Być może kryjówka oprychów. (Jeśli usiadł sam to sprawdziła czy lokal ma tylne wyjście i czy zaułek w którym ono jest to droga jednokierunkowa. Następnie poszukała dobrego miejsca na obserwację).

Pizzeria miała trzy wejścia - od strony plaży, od strony ulicy i tylne, dla pracowników. Mężczyzna usiadł przy jednym z wolnych stolików i ściągnął kaptur. Łysą głowę zdobił czarny tatuaż (przedstawiający chińskiego smoka) oraz szereg blizn. Cerę miał ogorzałą a oczy brązowe. Wyraziste, czarne brwi. Starannie, krótko przycięty zarost.
Złożył zamówienie i zaczął przeglądać wiadomości na telefonie. Zadowolony, rozluźnił się nieco. Obserwował drzwi prowadzące w stronę ulicy. Wydawał się na kogoś czekać.

Roxi usadowiła się na pobliskiej ławeczce tak, żeby dobrze widzieć swojego podejrzanego a także wejście od ulicy. A najlepiej by widzieć twarz tego kto przyjdzie i usiądzie na przeciw faceta z tatuażem. Zebrała wszystkie pozyskane o nim do tej pory informacje do kupy, przesłała na serwer i do informatora księcia (bo podejrzewam, że książę nie daje swojego numeru wszystkim od tego innych). Pisząc wiadomości zastanawiała się czy ten symbol smoka może mieć jakieś konkretne znaczenie, poza walorami estetycznymi. Przestudiowała też siatkę blizn, zastanawiając się co mogło je zostawić.

Blizny były wąskie i długie, ewidentnie zostawione jakimś ostrzem. Chiński smok był częstym motywem tatuaży - mógł symbolizować siłę, mądrość, odwagę, bogactwo, szczęście i charyzmę. Wiedziała, że był lubiany przez członków yakuzy, ale japońska mafia nigdy nie działała w Vice City. Chińska zresztą też tylko raz próbowała przeniknąć do miasta, ale szybko została rozgromiona przez sojusz gangów południowoamerykańskich.
Obsługa zaserwowała podejrzanemu zamówioną pizzę, lecz ten nawet jej nie tknął. Kilka minut później do lokalu wszedł przystojny mężczyzna. Po krótkim przywitaniu się, zabrał się do jedzenia. Rozmowa trwała dobre dwadzieścia minut i odbywała się w przyjaznej atmosferze. Na jej zakończenie, przystojniak uścisnął rękę rozmówcy, zabrał walizkę i ruszył do wyjścia od strony ulicy. Tymczasem gość z tatuażem skierował się do wyjścia wychodzącego na plażę.

Roxi szybko zrobiła kalkulację. Skoro “przystojniaczek” mógł jeść znaczy że był albo człowiekiem, albo słabej krwi. Tak czy inaczej stanowił mniejsze zagrożenie niż pan blizna, który prawdopodobnie był wampirem, może nieco gorszej krwi niż ona, ale tego akurat Roxi nie zamierzała sprawdzać - mogła mieć zwyczajne szczęście, że jej nie zauważył. Poza tym chciała się dowiedzieć gdzie trafią pieniądze. To dawało potencjalnie więcej trupów niż śledzenie pierwszego łącznika.
Po chwili, by nie stracić go z oczu, ruszyła za brodatym przystojniakiem. Upewniła się też, że sama nie jest śledzona. Sprawdziła też godzinę, na wszelkie wypadek, żeby wiedzieć ile do świtu.

Do świtu pozostały niecałe cztery godziny. Nie widziała nikogo, kto by ją śledził.
Natomiast brodaty przystojniak wrzucił walizkę na siedzenie pasażera sportowego samochodu, sam zasiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon.

Widząc, że mężczyzna zbliża się do samochodu, Roxi starała się zapamiętać numery rejestracyjne, markę i kolor samochodu, a tek że to gdzie stał (jeśli zdążyła to zrobić też zdjęcie). Dane przesłała na swój mini serwer, po czym nie mając więcej tropów ruszyła w drogę powrotną do biblioteki. Miała kilka rzeczy do sprawdzenia - od sporządzenie portretów pamięciowych, na podstawie których chciała się dowiedzieć czegoś o podejrzanych, po sprawdzenie samochodu, a być może znalezienie go i prześledzenie jego dalszej trasy poprzez sieć miejskich kamer.

Już w bibliotece Roksi zdołała ustalić, że niebieskie cacko, którym odjechał przystojniak, to podrasowany model Banshee, warty przynajmniej pół miliona. Tablice nie były trudne do zapamiętania ponieważ były spersonalizowane i litery tworzyły słowo "mustang". Do monitoringu jednakże nie udało się Malkaviance włamać. Przypomniała sobie, że któryś z jej współklanowców ostrzegał ją jakiś czas temu, że system miejski ma otrzymać nowe zabezpieczania. Nie spodziewała się tylko, że będą tak skuteczne…

Roxi wiedziała, że lepiej byłoby złapać jednego i przesłuchać. Przynajmniej by nie uciekł, ale książę nie pozwolił. Postanowiła sprawdzić jeszcze czy właściciel “mustanga” jest tym samym przystojniakiem, który nim odjechał. Jeśli nie to kim jest i jakie może mieć powiązania z przystojniakiem. Szukała też obu swoich podejrzanych na podstawie portretów pamięciowych, które zrobiła. Potrzebowała nazwisk, albo chociaż ksywek,czegokolwiek co pozwoli jej ustalić ich tożsamość i to skąd się wzięli. Sprawdzała media społecznościowe (jeśli jest po 4 lutego 2004 roku przeszukuje facebooka pod kątem otagowania miejsca i jak będzie jakieś nazwisko to po nim) i policyjne bazy danych.

Tym razem poszukiwania przyniosły pewne efekty. Przystojniak rzeczywiście okazał się być właścicielem samochodu, którym odjechał. Nazywał się Ahmed Jawad i nosił ksywkę "Mustang". Ewidentnie dysponował sporymi pieniędzmi, ale nie znalazła żadnych informacji na temat jego oficjalnej pracy. Natomiast w kartotece, pod długą listą wykroczeń drogowych, wyczytała o jego udziale w nielegalnych, miejskich wyścigach, które niekiedy toczyły się o wysokie stawki. Był typem gościa, który nie stroni od imprez i przygód z kobietami, ale dba też bardzo o prywatność. Jego życie publiczne przycichło nieco w ciągu ostatnich trzech lat w związku z nasileniem się nieprzychylnych nastrojów po jedenastym września.
 
Shinju jest offline  
Stary 26-02-2020, 21:39   #26
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
---

Tymczasem Marlo zadzwonił do Elizabeth Maxwell i dowiedział się, że swoją nową grupę może zgarnąć z kafejki "Pod Drzewem" znajdującej się w Małym Haiti. Kazał więc taksówkarzowi się tam zawieźć. Lokal był jednym z najlepiej utrzymanych budynków w dzielnicy. Otwarty 24h na dobę, miła obsługa, niskie ceny. Musiał być pod ochroną kogoś wpływowego, bo zawsze było tu spokojnie, nawet gdy w dzielnicy trwała wojna gangów.
Ethan czym prędzej wszedł do środka i rozejrzał się, w poszukiwaniu grupy pięciu białych mężczyzn. Nie było trudno ją wypatrzeć wśród głównie ciemnoskórych klientów. Podszedł więc. Nie musiał się przedstawiać. Wiedzieli kim jest.
- To na czym polega nasze zadanie, szefie? - padło pytanie.

Ethan pozbierał się zadziwiająco szybko. Kiedy miał świadomość że jest z ludźmi uspokajał się i przechodzi na ‘tryb pracy’ zadziwiająco szybko. Toreadorzą prezencje miał we krwi bez wzgledu na to czy używał jej czy nie. Świadomość tego że na niego patrzą sprawiała że potrafił szybko być tym ‘kim powinien’. Po przybyciu kierując się instrukcjami Elizabeth szybko wyłowił ‘swoich ludzi’.Uścisnął dłoń każdemu z nich i szybko przeszedł do rzeczy.
-Dziękuję że zgodziliście się na współpracę. Wierzę że jesteście zadowoleni z wynagrodzenia. Dziś macie szansę się wykazać i przekonać mnie że to była dobra inwestycja. Jedziemy pod Tacoapokalipse Sprawdźcie czy cel jest czysty, Czy nie ma min, podsłuchów, czy materiałów wybuchowych. Głównie zaplecze, śmietniki. Jest tam przesyłka wyłącznie do mojego wglądu. Czas nagli pytania zadacie mi w drodze, - powiedział ruszając w stronę wyjścia. Musiał działać szybko jeśli sprawę miał załatwić dziś w nocy.

Najemnicy wysłuchali Marlo uważnie. "Nie ma problemu" - zapewnili. Zapłaciwszy, wyszli z kawiarni i ruszyli do swojego samochodu. Była to furgonetka z reklamą "mobilnej firmy informatycznej Login Restrictions". Z zewnątrz wyglądała zwyczajnie i dopiero od środka można było się przekonać, że została niemal w całości przerobiona tak, aby spełniać potrzeby związane ze specyfiką pracy grupy.
- Jedzie szef z nami, czy spotykamy się na miejscu?
Ethan nie miał swojego samochodu, postanowił więc skorzystać z podwózki.
- Chciałbym powiedzieć, że miło pana poznać, szefie - drobny, krótko przystrzyżony blonyn ze złotym kolczykiem w prawym uchu, w czarnym, nieco obcisłym dresie zabrał głos. - Nazywam się Gold i jestem, nazwijmy to, medialną twarzą naszego przedsięwzięcia. To mój numer telefonu będzie nam służył do kontaktu. Moją specjalizacją podczas akcji jest infiltracja. Po mojej prawej siedzi White…
Był to wysoki mężczyzna o długich, platynowej barwy włosach. Wokół prawego oka miał wytatuowany finezyjny niebieski wzór. Nosił spodnie khaki i wojskową kurtkę z symbolem gwiazy dawida na ramieniu.
- White jest małomówny. Jego specjalnością jest walka na krótkim dystansie. Zajmuje się też przesłuchaniami. Po mojej lewej, oto Red...
Ten najemnik był nieco niższy od poprzedniego. Miał rozczochrane, lekko rudawe włosy i rysy wskazujące na azjatę gdzieś w drzewie genealogicznym. Nosił dżinsy i ciemnozieloną koszulkę.
- Red jest naszym magikiem elektroniki i specem od walki na długie dystanse. Obok pana natomiast siedzi Black…
Najniższy z najemników z ciemnymi włosami o rdzawym połysku. Jako jedyny w grupie miał lekki zarost. Miał na sobie krótkie, brązowe spodnie i zielony bezrękawnik.
- Black jest mechanikiem z zamiłowania, z zawodu zaś saperem. Za kółkiem zaś siedzi Blue, nasz kierowca i wsparcie ogniowe, gdy zachodzi taka potrzeba.
Mężczyzna o nieco ciemniejszym odcieniu skóry z niebieskim irokezem na głowie machnął ręką, nie spuszczająć jednak oczu z ulicy.
- Wszyscy liczymy na owocną współpracę, zwłaszcza że pańska oferta była więcej niż hojna. Czy możemy teraz usłyszeć jakieś szczegóły? Mamy chwilę zanim dojedziemy do celu…

Marlo uśmiechnął się szeroko. Była szansa że ich pokojarzy przynajmniej niektórych, a to już było nie lada osiągnięcie. Ale kiedy zapytali o szczegóły umilkł. Zastanawiając się co może a czego nie może im powiedzieć. W końcu spróbował odpowiedzieć.
-Zostałem zaatakowany w Muzeum podczas wystawy mumii i wtedy to porwano moją przyjaciółkę. Jestem teraz szantażowany przez porywaczy którzy zabronili mi mieszać w to osoby trzecie, ale... że ja nie wierzę że oddadzą mi porwaną całą i zdrową wynająłem was. I… Cóż… Myślę nawet że oni zabiją ją jeśli jeszcze tego nie zrobili, a potem przyjdą po mnie. Wy na dzień dzisiejszy macie chronić mnie i wykonywać dla mnie drobne zadania, jak to dzisiaj, aż nie wykombinuje co właściwie powinienem zrobić. - Zastanowił się chwilę.
-I jeśli ktoś nas zaatakuje to nie bawicie się w ostrzał. To nic nie da. Większość z nich ma kamizelki kuloodporne i jest to zwykła stratą czasu. Do ataku macie używać granatów, miotaczy ognia, dynamitu, a jeśli już zdecydujecie się strzelać to taką serią która nie zrobi dziury w ciele a oderwie kończynę. - Spojrzał na zegarek. Musiał kontrolować czas do świtu. Nagle przypomniał sobie o niewidzialności…
-I… Hmn… Ci ludzie… Porywacze mają dostęp do pewnej… nowoczesnej technologii. Pewnie militarnej. Tajnej. Mają jakieś kombinezony które odbijają otoczenie i czynią ich jakby niewidzialnymi one też obniżają temperaturę ciała więc termowizja może przekłamywać obraz.. - Pomasował skroń, zaraz wezmą go za bogatego ćpuna z paranoją. Ale musza wiedziec takie rzeczy ta wiedza może uratować im i jemu życie.
-I… Serio. Nie myślcie nawet o walce z bliska, przewaga to utrzymywanie dystansu i nie dopuszczanie ich do siebie. - Uśmiechnął się lekko.
-Ale nie martwcie się teraz o to. Teraz jeździmy tylko po ‘moja przesyłkę’ i macie tylko sprawdzić teren. Wyciągnął trawę.
-Lubicie. - zapytał orientacyjnie. Lubił wiedzieć takie rzeczy na wszelki wypadek
 
Rot jest offline  
Stary 27-02-2020, 10:23   #27
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Gold podziękował gestem.
- To wszystko dość specyficzne wskazania. Nie są nie do zrealizowania, ale budzą zdziwienie… Rozumiem teraz, że hojność przy zawieraniu umowy nie była przypadkowa. Dobrze, na razie nie będziemy się tym martwić. Ale kiedy dojdzie do momentu, w którym martwienie się jest zasadne, wtedy będziemy musieli ponownie przedyskutować warunki, na jakich nasza relacja się będzie opierać.

Marlo pokiwał głową.
- Rozumiem. Mam również wpływowych przyjaciół możliwe że przeniosę się pod ich opiekę i wspólnie z nimi rozwiąże ten problem. - uśmiechnął się lekko.
- Więc na razie sprawdzacie teren. - uśmiechnął się bez entuzjazmu.
- I… jest jeszcze coś co musicie wiedzieć. Ja jestem tylko jednym z pierwszych na ich liście. Jak zlikwidują ludzi podobnych do mnie rzucą się na resztę. Bo uwierzcie mi to są potwory.

Kiedy furgonetka dojechała do Downtown i zatrzymała się przy uliczce prowadzącej na tyły Tacoapokalipsy, członkowie Login Restrictions zaczęli działać szybko i sprawnie. Blue został przy samochodzie. White udał się na drugi koniec uliczki. Red i Black zaczęli przeczesywać okolice tylnego wejścia do lokalu. Gold natomiast do tych drzwi zapukał, zdziwionemu kucharzowi przedstawił się jako inspektor sanitarny i wszedł do środka. Po kilkunastu minutach Red podszedł do Ethana z otwartą kopertą w dłoni.
- Znaleźliśmy ją przyklejoną pod jednym ze śmietników. Zawierała dyskietkę z napisem "za czarną damę" na etykiecie.

Marlo podniósł dyskietkę. Zauważył że ręka mu drży.
- Dobra robota, dziękuję. - Podał Goldowi kluczyki od swojego samochodu.
- Zabierzcie mnie teraz pod Sześcian, a potem odbierzcie mój wóz. Jest pod stadionem. Nie Sposób pomylić złote litery na rejestracji „Marlo”. Coś mi pod niego podłożono. Sprawdźcie co. Jeśli nie jest to bomba a nadajnik to zostawcie go i zaparkujcie na całodobowym centrum handlowym. Opłacając postój za kilka dni z góry. - potarł skroń zastanawiając się czy o niczym nie zapomniał.
- A niech jeden z Was podjedzie pod Miejską bibliotekę i zapyta o… Roksan… Mrozonow… - Marlo zastanowił się chwile.
- Mam nadzieje że nie pomyliłem nazwiska. Jakieś obcobrzmiące. To moja przyjaciółka pomaga mi przy sprawie. - Marlo wyciągnął komórkę by powiadomić Roksi że kogoś do niej wysłał pisząc krótka wiadomość tekstową.

Gold oddał kluczyki Marlo Redowi i Blackowi, którzy udali się w stronę stadionu. Blue odwiózł Ethana do Sześcianu (White jechał z nimi na wszelki wypadek). Tymczasem Gold zamówił taksówkę i kazał się zawieźć w okolice miejskiej biblioteki.

Roxi odebrała wiadomość od Marlo niemal natychmiast. Nie była już zajęta obserwowaniem podejrzanych, więc znów miała włączony dźwięk w telefonie. Zaraz zapytała jak rozpozna wysłannika, choć było mało prawdopodobne, żeby ktoś inwigilował ich telefony i chciał postawić swojego człowieka. Gdy tylko dostała wiadomośc zwrotną, z dość (jak podejrzewam) oszczędnym opisem gościa, zaczęła pakować rzeczy, które uznała, że przydadzą się na miejscu - w tym szczoteczkę do zębów. Po chwili, z dwoma wielkimi torbami na ramionach wyszła przed bibliotekę, wpasowując się w przerwę obchodu ochroniarza. Tam poczekała na wysłannika.

Gold przyszedł pod bibliotekę, rozmawiając przez telefon komórkowy. Widząc malkaviankę, zakończył rozmowę i podszedł z uśmiechem.
- Roksana Mrozow, jak rozumiem? Jestem Gold. Pracuję obecnie dla Ethana Grina. Kazał mi o ciebie pytać w bibliotece w środku nocy, co samo w sobie jest dość nietypowe, ale najwidoczniej zapomniał wspomnieć, że mam cię gdzieś zabrać. Jednak to żaden problem, taksówek jest w tym mieście dostatek. - Zaczął wybijać numer.

Roxi wzruszyła ramionami słysząc o nietypowych zachowaniach Marlo. Jeszcze wiele nietypowych rzeczy zobaczy pracując z nim.
- Taki już jest, ale idzie się przyzwyczaić - stwierdziła podając mu jedną z toreb wyładowanych sprzętem, po chwili namysłu podała także drugą, samej biorąc tylko futerał na gitarę, w której była nie użyta ku jej rozczarowaniu snajperka i szczoteczka do zębów w bocznej kieszonce. - Mów mi po imieniu, ewentualnie Roxi… dziwnie się czuję słysząc to nazwisko - powiedziała.

Zamówiwszy przejazd, Gold zabrał bagaże, ale zamiast trzymać je, odłożył je delikatnie na ziemię.
- No dobrze, niech będzie "Roxi". Miło mi poznać. Przyznam się, że twoja powierzchowność by mnie zaskoczyła, gdybym nie został uprzedzony. Szef mówił, że pomagasz mu przy sprawie, którą obecnie się zajmujemy… - zawiesił głos, licząc na to, że dziewczyna pociągnie wątek.

- Powiedział “niska, ładna blondynka”? -zapytała Roxi uśmiechając się lekko.- Mam parę talentów, które mogą się przydać. Jak gra na gitarze i takie tam. Więcej zdradzę na miejsce. Najlepiej będzie udać się tam gdzie on, może ma jakiś plan… - stwierdziła bez większej wiary w ten plan. - Jaką masz grupę krwi, jeśli mogę wiedzieć? - dodała po krótkiej pauzie.

- Opis był nieco bardziej… nazwijmy to, poetycki - Gold zaśmiał się. - To zlecenie jest takie tajemnicze. Nie tajne, z tajnym miałem nie raz do czynienia. Tu natomiast nie sposób dostrzec przynajmniej kilku powiązanych tajemnic. Ale dobrze, nie ma pośpiechu… - zaczął zbierać bagaże, widząc nadjeżdżającą taksówkę. - Grupę krwi? Zero rh plus. Sądzisz, że będę potrzebował transfuzji czy może potrzebujesz konkretnej do jakiegoś rytuału? - znów się zaśmiał.

- Wyglądam na kogoś kto składa ofiary z ludzi? - zapytała Roxi nieco zaskoczona. - Zapytałam z ciekawości. W Japonii do grupy krwi przypisuje się konkretne cechy charakteru. Nawet czasem piszę się grupę krwi z CV dla przyszłego pracodawcy, żeby wykazać że ma się pożądane przez niego cechy. To jak prosty test psychologiczny. Jeśli mamy współpracować prawdopodobnie będe mogła zweryfikować tą wiedzę - wyjaśniła.

- Nie myślałem o niczym takim - zaprzeczył od razu. - Po prostu raz pracowaliśmy dla takiego rockowego zespołu i oni mieli… cóż, ciekawe zainteresowania. Co się zaś tyczy tego japońskiego zwyczaju, to chyba Red, jeden z moich współpracowników, mi o tym wspominał. Interesujesz się krajami dalekiego wschodu? Co mówi o człowieku posiadanie mojej grupy krwi? - zapytał, gdy już zapakował rzeczy Roksi do bagażnika.

- W zasadzie czytam wszystko co mi wpadnie w ręce, ale już nie pamiętam, gdzie to wyczytałam. Ogólnie to najstarsza grupa krwi jaka się wykształciła, jeszcze w epoce zlodowacania. Jesteś genetycznie przystosowany jedzenia mięsa i pewnie nie wyobrażasz sobie życie bez niego. Ponadto jako 0 masz pewnie silny instynkt przetrwania. Co sprawie, że przejawiasz cechy przywódcze i o ile nie jesteś dowódcą grupy, którą wynajął Ethan, to pewnie często go zastępujesz, albo masz takie aspiracje. Jesteś nastawiony na cel i można na tobie polegać. Do tego lubisz aktywny tryb życia, ale to logiczne przez sam zawód jaki uprawiasz. Możesz mieć też skłonności do arogancji, próżności czy bezwzględności. I tak dalej. Nic z mojego eksperymentu, teraz się będziesz sugerował… - stwierdziła jakby z żalem wsiadając do taksówki.

- Najstarsza? Nie wiedziałem tego - pokiwał głową. - Mięso jest w porządku, ale chyba dałbym radę żyć bez niego… no może poza smażonym kurczakiem, tego nie potrafiłbym sobie odmówić. Co do instynktu przetrwania i cech przywódczych, to by się zgadzało. Można też chyba powiedzieć, że jestem zdeterminowany i godny zaufania. Chociaż może nie powinienem tak o sobie mówić… czy to już próżność? - zaśmiał się.
Taksówka pędziła po mieście, korzystając ze stosunkowo niewielkiego o tej godzinie ruchu.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 27-02-2020, 13:54   #28
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo po przyjeździe do Sześcianu zaprosił gości do środka. Weszli do zamkniętej jeszcze sali klubowej.
-Napijecie się czegoś? - zapytał wchodząc za bar.

- Szklaneczki whisky nie odmówię - ucieszył się Black, siadając przy barze.
- Ja zostałbym przy czymś lżejszym. Jakieś wino może? - odpowiedział Red, ciekawie rozglądając się po pomieszczeniu. - Ciekawe miejsce. Czy będę mógł później otrzymać schematy budynku, dostęp do monitoringu i rozkład patroli ochrony? Przydadzą się, jeśli mamy zapewnić panu bezpieczeństwo w razie nieprzewidzianego zajścia.

Marlo wyciągn Jacka Danielsa I nalał do odpowiedniej szklanki z grubego szkła wypełniając jedna trzecia jak należało. Jak każdy alkohol w tym lokalu miał on niewielka domieszkę jego krwi ale nigdy nie zaobserwował by było to szkodliwe. Ot prezencja działała łatwiej i mocniej. Po chwili znalazł też wino. Wybrał droższe i wlał do kieliszka.
-Oczywiście zaraz skontaktuje się z moja prawa ręka i by dopięła wszystkie szczegóły. Znacie ją to Elizabeth. - Podał gościom zamówione napoje.
-W środku powinny znajdować się moje funki. 15 młodych dziewczyn. One swobodnie wchodzą i wychodzą ale trzeba będzie to zmienić. Pójdę po nie. A wy się rozgościł. - powiedział wyjmując telefon i zadzwonił do Elizabeth z pytaniem na kiedy mogłaby umówić spotkanie z szefem jego ochrony… i… czy załatwiła mu szczeniaka? Bo... Marlo o rzeczach naprawdę ważnych nigdy nie zapominał. Tak jak o… Trzymanej w ręce dyskietce… W swojej sypialni powinien mieć trochę więcej prywatności.

- Pie… piętnaście?! - zdumiał się Red, a Black tylko się roześmiał, widząc jego reakcję.
Ethan już tymczasem dzwonił do Elizabeth. Odebrała po dłuższej chwili.
- Z szefem ochrony? Obecnym? Uhm, teoretycznie w każdej chwili, proszę pana. Chociaż jeśli nie zależy panu na czasie, mogę to załatwić w ciągu dnia i umówić spotkanie na jutrzejszy wieczór, na spokojnie - zasugerowała. - Szczeniak to natomiast rzecz wymagająca trochę więcej czasu. Trzeba znaleźć odpowiedniego. I najlepiej by było, gdyby takiego zobaczyć osobiście jeszcze przed sfinalizowaniem transakcji, nie uważa pan? Zwłaszcza biorąc pod uwagę reakcje, których świadkami byliśmy w zwierzęcym hotelu.

-Elizabeth ci najemnicy których wynajęłaś dobrze się dzisiaj spisali i zostają ze mną na noc. Umów ich z szefem ochrony jak najszybciej. Nie muszę być przy tym obecny. Chcę być najlepiej chroniony najszybciej jak się da i tak… To była ciężka noc i muszę to odreagować. Możesz wystąpić w moim imieniu sprawdzając czy robią to co do nich należy. A co do szczeniaka to nie przejmuj się tak bardzo. Byle pies nie był agresywny i póki co zbyt wyrośnięty i tak pewnie więcej czasu będzie spędzał z moimi przyjaciółkami niż ze mną.- w końcu Marlo wszedł do swojego pokoju wyganiając zalegające w nim dziewczyny by zajęły się gośćmi. W końcu kiedy został sam mógł się zabrać za to co powinien.

Grin odpalił komputer i nieco nerwowo włożył dyskietkę do napędu. Kilka kliknięć i mógł przyjrzeć się jej zawartości. Pierwszym plikiem było zdjęcie urodziwej, na oko trzydziestoletniej kobiety o włoskiej urodzie. Nosiła suknię od jednego ze sławnych projektantów, nie pamiętał którego. Jej twarz szpeciły cztery wąskie, równoległe blizny ciągnące się od kącika ust aż do skroni, które próbowała częściowo zakryć falami długich włosów. Nazwa pliku brzmiała "Candice Giovanni". Drugi plik, opisany po prostu jako "wiadomość", zawierał krótki tekst: "Masz cztery noce do kolejnego kontaktu. Jeśli do tego czasu nie zrobisz niczego głupiego i zdobędziesz towar, otrzymasz szczegóły wymiany."

Marlo gapił się w ekran komputerami przyzwyczajenia zaczął mówić do siebie.
-Ale że co? Mam znaleźć tą kobietę? Ona ma ten towar czy co? Taa… - Mruknął wyciągając dyskietkę i chowając do koperty.
-Tiaa... - powtórzył i dodał w myślach „a jak odkryjecie że forsa jest lewa oderwiecie mi głowę i to dosłownie”. Pomyślał ale nie odważył się tego powiedzieć na głos. Na pewno miał już jakąś paranoje. W końcu postanowił zejść na dół i sprawdzić czy może Roksi już przyjechała.

Roxi była nieco zawiedziona gdy zatrzymali się pod Sześcianem. Nie przepadała za klubami nocnymi, było w nich za głośno. Ale najwyraźniej Marlo czył się tu bezpiecznie. Lepsze to niż by zaczął panikować, ale jego dług rósł. Wampirzyca wyciągnęła futerał na gitarę, torby zostawiając najemnikowi torby ze sprzętem i ruszyła do tylnego wejścia.
Widząc w środku piętnaście fanek Marlo i grupkę mężczyzn westchnęła głęboko. Jeśli ich stąd nie wygoni, to na pewno nie będzie mogła pracować. Nie mówiąc o tym że dziewczyny mogą zacząć paplać, w końcu są tylko ludźmi, tak jak najemnicy.

Kiedy na sali pojawił się Gold, pozostali najemnicy skupili na nim swoją uwagę. On zaś uprzejmie, ale stanowczo odesłał wszystkie funki do domów. Upewniwszy się, że wszystkie odeszły i że nie ma nikogo innego w pobliżu, wrócił do Ethana i Roksany i powiedział:
- Czas omówić plany. Chyba że jeszcze na kogoś czekamy?

Kiedy dziewczyny przyzwyczajone do słuchania rozkazów ruszyły w stronę wyjścia Marlo chwycił najbliższą.
-Ty zostajesz. - powiedział patrząc na dziewczynę. Leć do mojej sypialni i nie przeszkadzaj. - Przeniósł wzrok na Golda.
-Nie lubię sypiać sam. - postanowił się jako wytłumaczyć i powiedział to co w sumie po części było prawda. Spojrzał na Roksi.
-Czego udało Ci się dowiedzieć?

- Same poszlaki. Kilku podejrzanych. Numery rejestracyjne do sprawdzenia i nieoznakowaną motorówkę - zaczęła po czym zdała relację ze swojego śledztwa, ze wszystkimi szczegółami jakie zapamiętała. - Będę musiała tu zostać, nie lubię nocować poza domem - powiedział krzywiąc się lekko. - Przygotowałbyś też jakieś centrum dowodzenia, musze gdzie sprzęt rozłożyć. Nie mówiąc o tym, że prawie nie spałam ostatniego dnia. W ogóle co z tą knajpą, sprawdziłeś ją, no i samochód, co ci zostawili? I co to ma być że nie mówisz mi wcześniej, że masz jakąś ekipę do pomocy- zapytała z pretensją w głosie. - wszystko można było zorganizować inaczej - dodała krzyżując ręce na piersi i robią minę obrażonej nastolatki.

-Mogłem dać Ci wóz. - Marlo potarł skroń.
Ale pewnie ta walizka będzie przechodzić z rąk do rąk przez całą dzisiejszą noc. I serio noclegiem się nie przejmuj jesteś tu bezpieczna i tak… wiem że jesteś zmęczona. Możesz spać u mnie mam twardy sen. No chyba że chcesz trochę prywatności to jest jeszcze zaplecze i schowek na graty. Uprzątnę je dla ciebie. A to centrum dowodzenia. To… Cóż...- Rozejrzał się dookoła.
-Klubu nie otworzę nie mam teraz do tego głowy możesz rozłożyć się tu w sali tanecznej odepnę konsole i mikser. Powinnaś mieć dość gniazdek. A knajpom się zająłem tak jak i wozem. Pomogli mi Ci ludzie i… Nie mogliśmy ich jeszcze wtedy zabrać ze sobą Roksi, bo mimo mojej niewątpliwej sławy i wpływów nie pracują oni dla mnie za darmo i Elizabeth musiała dopiąć z nimi kwestie umowy. Ja nie mogłem być w dwóch miejscach na raz, a musiałem być pod stadionem.

- Też nie pracuję dla ciebie za darmo. Vincent cię ze wszystkiego rozliczy - stwierdziła jakby dalej urażona. Nadal nie podobała jej się praca w klubie. - Poza tym, że ładnie wyglądają a Gold jest uroczy, do czego przydadzą mi się ci ludzie? I w ogóle zamierzasz mi powiedzieć po cię pod tą knajpę wysyłali i co było pod samochodem, czy tego też mam się sama dowiadywać? - fuknęła.

-Roksi słońce nie denerwuj się. Wiem że jesteś zmęczona i pewnie głodna. Generalnie jak chcesz wiedzieć to dostałem kolejna wiadomość od porywaczy i jak skończymy rozmawiać z wynajem ekipą obejrzysz ją na spokojnie u mnie w pokoju. - podrapał się po głowie.
-A co było pod moim samochodem to nie wiem wysłałem jednego z ludzi Golda żeby to sprawdził i zaparkował wóz w centrum handlowym dopóki nie wymyślę co z tym zrobić. - uśmiechnął się lekko.
-A od czego są to może lepiej panowie opowiedzą. Na razie chronią mnie i cały klub.

- Klub tylko przy okazji - stwierdził żartobliwie Gold. - Zostaliśmy zakontraktowani aby ochronić Ethana Grina przed tajemniczymi napastnikami, którzy czyhają na jego życie. Obawiam się jednak, proszę pana, że aby wykonać to zadanie należycie, będziemy potrzebować informacji. Wszelkich informacji. A póki co dostajemy jedynie tajemnicę za tajemnicą. Rozumiem, że to ci porywacze zaatakowali pana wcześniej, a porwaną jest "przyjaciółka", o której wspominała pani Maxwell? Czy zamierza pan podjąć działania ofensywne czy jedynie spełniać zachcianki porywaczy? Co znajduje się we wiadomości od porywaczy? To jest ważne, więc nie damy się zbyć. Rozumiem, że sprawa jest delikatna, ale znani jesteśmy z tego, że tajemnice klientów zatrzymujemy dla siebie.
Zamilkł na moment, zbierając myśli i oddech po tej przemowie, po czym zwrócił się do Malkavianki:
- A ty, Roxi, obiecałaś opowiedzieć więcej o sobie, gdy dotrzemy na miejsce. Bo to, że nie jesteś zwykłą dziewczyną jest więcej niż oczywiste…

Ethan westchnął.
-Gold nie zrozum mnie źle. Ale ja też chronię Was. Są ludzie którzy zabili by Was i mnie gdyby wiedzieli że powiedziałem wam za dużo. I… To nie są porywacze. To moim „przyjacielem” którym jestem winny lojalności… I tak nie wiem czy nie powiedziałem Wam za dużo. W każdym razie pilnujcie na monitoringu czy nikt obcy nie przedostał się do budynku. Obserwujcie zwłaszcza czujniki ruchu. Rano rozmówicie się z Elizabeth i ona skontaktuje was z szefem mojej ochrony. Wolałbym żebyście uzgodnili szczegół między sobą i dali mi odpocząć zanim ze skrajnego wyczerpania w ogóle przestaje kontaktować. - potarł skroń.
-I tak… Chodzi o porwana przyjaciółkę. Razem z Roksi próbuje ustalić gdzie ją trzymają. Są „przyjaciele” którzy jeśli tylko podam lokalizacje odbija ją jeśli jeszcze żyje lub zniszczą porywaczy nawet jakby mieli spalić to miejsce do gołej ziemi. I cóż Gold… Jeśli chcesz wiedzieć to wolałabym nie musieć spełniać ich „następnej zachcianki” bo nie wiem czy po ostatnich wydarzeniach wyjdę z tego”żywy”. Ale… Gdy masz takich „przyjaciół” jak ja nie bardzo masz wybór. - Ethan odkrył że teraz naprawdę chciałby się napić. A nie mógł. Sfrustrowany zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu mając nadzieje że „jakoś to puści”.

Roxi westchnęła. Marlo jak zawsze krążył słownie, a teraz zaczął jeszcze przestrzennie.
- To co powinniście wiedzieć o Ethanie, to że poza tożsamością bogatego DJa z misją, ma on także drugą twarz. Wielu ludzi w tym mieście ma taką drugą twarz. To coś jak tajne bractwo masońskie, albo illuminati, tylko dużo bardziej bezwzględne. I faktycznie lepiej dla was, żebyście o tym bractwie wiedzieli jak najmniej. Ale to są tak zwani przez Ethana przyjaciele. Ja też do nich należę i zostałam przez nich wyszkolona do różnych zadań. Do tej pory zbierałam głownie informacje. Mam też kilka innych użytecznych umiejętności. - powiedziała pokazując broń w futerale. - Podejrzewam, że mamy do czynienia z podobną do naszej grupą. Są bardzo niebezpieczni, jak bardzo to się przekonamy. Wszystko zależy czy to mała grupa wolnych strzelców, czy jednak coś grubszego. Zdobyłam kilka informacji, które mogą pomóc nam w ustaleniu ich tożsamości, albo chociaż tożsamości tych którzy im pomagają. Wszystko co udało mi się ustalić wrzuciłam na swój serwer - sięgnęła po serwetkę i nakreśliła na niej długi ciąg znaków. - To dostęp do niego. Poza tym lokalizator powinien wciąż działać, można sprawdzić gdzie jest nasza walizka i być może kryjówka porywaczy, albo jakaś część siły decyzyjnej. No chyba, że wleźli gdzieś gdzie nie ma zasięgu, wtedy będzie tylko ostatnie lokalizacje - wyjaśniła. - Teraz twoja kolej Ethan, ja też chcę wiedzieć czym masz zapłacić za Czarną Damę, może z wiadomości uda się wyciągnąć dodatkowe informacje. Zanim będzie światło - stwierdziła.

Etan zatrzymał się wpół kroku. Im szybciej to załatwią tym szybciej będzie mógł się na napic a na tym teraz mu szalenie zależało.
-Dobrze. - Przeniósł wzrok na grupę.
-Spróbujcie ustalić gdzie jest lokalizator który śledziła Roksi na swoim komputerze. - przeniósł wzrok na Roksi.
-Chodź obejrzysz tą dyskietkę i pomożesz mi zadecydować co dalej. - powiedział ruszając do swojego sypialni.

Roxi zostawiła serwetką na barze i poszła za Marlo.

Marlo szedł tak szybko, że praktycznie musiała biec jednak… Otworzył przed nią drzwi by mogła wejść pierwsza do jego sypialni. W której teraz dominowało neonowe różowe oświetlenie padające od podłogi. Na łóżku w czarnej pościeli siedziała funka Marlo ubrana w gustowną białą, koronkową bieliznę. Dziewczyna była trochę zaskoczona widząc Roksi jednak nic nie powiedziała. Pewnie jakby Marlo zażyczył sobie ‘trójkącika’ z nastolatką przyjęłaby to bez słowa skargi.
Marlo rzucił funce trzymany w kieszeni trawę.
-Wejdź w nastrój śliczna. - powiedział i na powrót skupił się na pracy. Podszedł do włączonego komputera i ponownie włożył dyskietkę pokazując Roksi nagranie na które już patrzył.
- Co o tym myślisz. - zapytał gdy w pokoju już zaczęła unosić się woń palonej trawy.

- Myślę, że warto nawiązać kontakt z panią Giovani, może się okazać sojusznikiem, albo źródłem informacji, a póki co można poszukać czy dyskietka zapisała numer IP na którym ją nagrała, może da się później go namierzyć… mamy cztery dni, więc nie jest tak źle, chyba że będzie ją trzeba sprowadzić z włoch - stwierdziła. - Dałabym to szwadronowi tęczy, niech się chłopaki wykażą, ja i tak muszę się przespać. Masz tu piwnice, jakoś mnie TO miejsce nie przekonuje.

Marlo śledził jak zahipnotyzowany palącą funkę. Jednak zmusił się do tego by zająć się Roksi.
-Dobra. Spróbuj sobie przypomnieć przez noc co wiesz o tych Giovanich. - powiedział podając jej dyskietkę.- i uśmiechnął się lekko.
-Roksi nie wiem czy zauwazyles ale całe to miejsce jest pod ziemią. A jednym z najniżej położonych pomieszczeń jest moja sypialnia i zaplecze gdzie trzymam alkohole na bar. Jest tam też składzik na materiały czyszczące zamknięte w metalowej szafie. No i jest kilka pokoi dla gości i vipów, ale one są nieco powyżej sali klubowej. No i… - Zastanowił sie chwile. - Chyba są też tam jakieś szafy, a na pewno lodówki. Chociaż musiałbym je podłączyć. Nie wiem co ci pasuje. Powiedz a dam ci klucze.

- Wystarczy mi szafa w składziku, o ile jest tam tyle miejsca żeby ją położyć. Wolę stare zatęchłe miejsca, gdzie pachnie lekko wilgotnym papierem i starym drukiem, ale zadowolę się schowkiem na miotły. Klucze do pokoju Vip możesz dać dla chłopaków, niech się rozlokują, nie dobrze, jeśli cała twoja ochrona siedzi w jednym miejscu. Nie mówiąc już o pracy intelektualnej w takiej kupie. Dobrze by było żeby zadbać też o jakieś normalne posiłki dla nich i miejsce na sen, oni tego potrzebują bardziej niż my, choć jako najemcy pewnie zaprzeczają. Przekaże im instrukcje i spróbuję przypomnieć sobie coś o Giovanich, jak nic nie znajdę w pamięci puści się wici… - Roxi chwile się zastanawiała i ściszyła głos - Te blizny wyglądają jak po spotkaniu z czyjąś ręką, albo łapą, choć jeśli to byłby lykan to raczej nic by z niej nie zostało… sam zdecyduj czy chcesz ich jeszcze bardziej wpuszczać do naszego świata. Póki pracują dla ciebie i trzymają gęby na kłódkę nie ma się co martwić… -stwierdziła.

Marlo nie spuszczał oczu z funki. Coraz trudniej było mu się kontrolować. Podał Roksi kluczę. Ręka mu trochę przy tym drżała. Ale cierpliwie wytłumaczył który jest od składziki, a które są pokojami vip.
-Jasne zadbam o wszystko. - odpowiedział Roksi która była niemal pewna, że w tej chwili obiecał by jej wszystko.
-Idź do chłopaków. Ja zaraz do was przyjdę. - powiedział siadając na łóżku za dziewczyną i odgarniając włosy z jej szyi.

- Każde miasto w którym byliśmy miało jakąś kabałę iluminati, masonów, kosmitów w przebraniu albo szczuroludzi w kanałach. Teraz też damy radę - odpowiedział pewny siebie najemnik.
Póżniej grupa zebrała się. Odpoczywali turami. Ci, którzy trzymali wartę, zapoznawali się z Sześcianem, układem budynku i jego systemami. Oraz z informacjami zebranymi przez Mrozow.
 
Shinju jest offline  
Stary 27-02-2020, 15:05   #29
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
---
Następnej nocy.
Marlo wiedział, że Roksi wstaje nieco później od niego, więc poszedł zobaczyć co tam u najemników. W sali klubowej natrafił na White'a, który w siadzie skrzyżnym zdawał się medytować, oraz na Reda, który rozmawiał właśnie przez telefon komórkowy w jakimś dalekowschodnim języku.
Zabrzęczał telefon. To Elizabeth Maxwell przypominała o konieczności umówienie spotkania z kandydatką na nowego szefa ochrony.
- I jak panowie dzień w Sześcianie minął? – zagadał chociaż nie liczył na odpowiedź. Czuł się… Dobrze chociaż uważał, żeby nie zrobić dziewczynie krzywdy miał wrażenie że napił się do syta. Chociaż na jego prośbę paliła niewiele… Przynajmniej. Teraz.
Odebrał telefon.
- Cześć śliczna. - powiedział dalej w dobrym humorze. -Wstałem możemy zabrać się za interesy. - Chwilę się zastanowił. -Masz dla mnie szczeniaka? - zapytał uśmiechając się szeroko jak trzylatek.
- Sądzę, że pierwszeństwo powinna mieć kwestia pańskiego osobistego bezpieczeństwa. Jej zaniedbanie może doprowadzić do przedwczesnego osierocenia ewentualnego szczenięcia. A obawiam się, że pan nie traktuje tej sytuacji wystarczająco poważnie - zganiła go delikatnie.

- Nie no czemu. Po prostu reaguje na stres inaczej niż inni ludzie. - zaśmiał się rozbawiony.
-To… Gdzie mam spotkać się z tą dziewczyną. Przyjedzie tutaj? - zapytał.

- Mogę do niej zadzwonić i zaproponować jej wizytę w Sześcianie, jeśli takie jest pańskie życzenie. Osobiście zdecydowałabym się na bardziej neutralne miejsce, ale w obecnej sytuacji może tak będzie bezpieczniej… Czy ma pan jeszcze jakieś życzenia co do dzisiejszej nocy? Bo na chwilę obecną udało mi się oczyścić grafik. Podałam do oficjalnej wiadomości, że jest pan chory i skutkuje to koniecznością przełożenia wszelkich spotkań. Chociaż pod tym względem może pan odetchnąć z ulgą…

Marlo uderzył się ręką w czoło z głośnym klaśnięciem.
- Eli trzeba ogłosić, że klub zamknięty bo tu się zaraz tłumy zlecą. Zupełnie o tym zapomniałem. I tak powiedz tej dziewczynie, że ze względu na moją trudną sytuację wolę nie opuszczać Sześcianu. Wiesz no… ubierz to jakoś ładnie w słówka, wierzę w ciebie. - powiedział uśmiechając się szeroko.
- A w wolnej chwili… Wiesz… Szukaj szczeniaka. - Marlo uśmiechnął się jeszcze szerzej niż poprzednio co wydawało się niemożliwe… A jednak....Mu się udało.

- Pozwoliłam sobie zamieścić już taką informację. Teraz pozostaje tylko rozpowszechnić potwierdzenie. Potem zadzwonię do pani Arihri. I wrócę do oglądania zdjęć szczeniaczków - dodała, a jej głos na moment się ocieplił. - Miłej nocy panu życzę.

- Dziękuje Elizabeth. Jesteś niezastąpiona. - powiedział Marlo i wyłączył się… Chwilę patrzył na telefon Powinien zadzwonić do księcia. Zdać relację z tego jak poszło. Właśnie… Jak poszło. Marlo podszedł do Whita.
- Ej… Wiadomo coś? - zapytał trącając go by wybić go mantry.

Kiedy Ethan zbliżył dłoń, aby potrząsnąć White'a, poczuł w koniuszkach palców przeszywający ból, jakby przyłożył je do rozgrzanej patelni, więc odruchowo cofnął się.
Tymczasem Red skończył rozmowę telefoniczną i odpowiedział Marlo:
- Trochę wiadomo. O Giovanni i o walizce… Ustaliliśmy, że… - przerwał. - Może powinniśmy zaczekać na pannę Mrozow?

Marlo masował kłykcie patrząc zaskoczony na Whita. Za cholerę nie wiedział co się stało. Powinien o to zapytać. A może nie mógł o to pytać… Z kłopotliwej sytuacji wybawił go Red.
- Tak. Pewnie tak. Może ją obudzę. - zadeklarował się szybko.

Roxi obudziła się jeszcze bardziej senna niż kiedy się kładła. Tak było zawsze gdy nie nastawiła budzika. Westchnęła i wygramoliła się z szafy, nieco zaskoczona, która to już godzina. Zgadywała, że Marlo już wstał, ale jeśli sytuacja nie zagrażała życiu(i nieżyciu) Roxi miała swoje wieczorne rytuały. JEdnym z nich było umycie twarzy, zwłaszcza kiedy budziła się sama i miała wrażenie, że gdyby obróciła się na bok, zasnąłby z powrotem. Może to było placebo, ale zawsze działało. Po drugie trzeba było umyć zęby.
Szorując je dokładnie, weszła do sali klubowej, akurat gdy była mowa o niej.
- Nef spe - wymamrotała ze szczoteczką w ustach. - Co mamy? - dodała wyciągając ją na chwilę i rozglądając się za jakimś kranem w którym mogłaby opłukać usta.

Marlo gapił się na Roksi z dosłownie opadniętą szczęką. Chyba właśnie w tej chwili dotarło do niego że to w sumie ciągle jest dziecko….
- Za barem jest toaleta dla personelu. - wykrztusił w końcu dalej pocierając machinalnie rękę. Przypomniał sobie o tym co młoda wampirzyca mówiła o najemnikach.
- Jesteście głodni? Zamówić Wam pizzę? - zapytał.

- Dziękujemy, ale nie trzeba, jedliśmy niecałą godzinę temu - odpowiedział Red. - Pani Maxwell była nawet taka miła, żeby zaopatrzyć nas w dodatkowe fundusze na "drobne wydatki". Rozumiemy, że uczyniła to z pańskiego polecenia, chociaż sama tego nie potwierdziła. Dlatego jeszcze raz chciałbym powiedzieć, że doceniamy pańską hojność… Co zaś się tyczy efektów naszej pracy, to ustaliliśmy, że walizka ostatecznie wylądowała w salonie samochodowym Sunshine Autos. Znajduje się on na południu Małej Havany i stanowi przykrywkę dla grupy zajmującej się kradzieżą samochodów oraz nielegalnymi modyfikacjami i wyścigami. Podejrzany, który tam walizkę dostarczył, Ahmed Jawad alias Mustang, jest powiązany ze wspomnianą wcześniej grupą, ale wydaje się działać bardziej jako wolny strzelec. Podejrzewamy, że zarówno on jak i grupa z Sunshine Autos ma powiązania z lokalnymi gangami, wśród których dominują Kubańczycy.
Przerwał na moment, żeby nabrać oddech i zebrać myśli.
- Jeśli zaś chodzi o kobietę z dyskietki, to ustaliliśmy, że przebywa w mieście. Mamy nawet adres. Apartamentowce Star View Heights, budynek C. Nie wiemy, które dokładnie mieszkanie zajmuje, ale na pewno na najwyższym, jedenastym piętrze. Podobno przyjechała do Vice City, żeby wziąć udział w aukcji kolekcji pereł Yvonne Sterling. Zgadza się to z nielicznymi informacjami, które znaleźliśmy na jej temat, a według których jest koneserką wina i miłośniczką perłowej biżuterii. I o ile na temat samej Candice znaleźliśmy niewiele, to jej nazwisko to zupełnie inna historia. Rodzina Giovanni to najbogatsza rodzina we Włoszech. Zyski czerpią zarówno z legalnych jak i nielegalnych źródeł. Tradycja handlowa sięgająca jakieś siedemset, osiemset lat. Jak nie więcej, jeśli wierzyć przechwałkom niektórych członków rodziny, którzy wywodzą swój rodowód od kupieckiej familii jeszcze z czasów Imperium Rzymskiego. Do tego banki. I udziały w najróżniejszych biznesach na całym świecie…
Red otarł skroń, po czym kontynuował:
- W świecie przestępczym są powiązani z pół tuzinem mafijnych familii, od Szkocji po Afrykę, od Dalekiego Wschodu po Amerykę. I to nie licząc wpływów w samych Włoszech. Bardzo zamknięci, bardzo lojalni. Równie przebiegli co bezwzględni. Mieliśmy raz do czynienia z bandziorami z powiązanej familii Putanesca. Twarde sukinsyny… przepraszam za wyrażenie. Innym razem pracowaliśmy dla amerykańskiej rodziny Millinerów, która też jest powiązana z rodziną Giovanni... Zaczynać konflikt z nimi mógłby tylko ktoś bardzo odważny, bardzo zdesperowany albo bardzo głupi, no, ale pewnie dlatego chcą pana w to wrobić…
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 27-02-2020, 16:52   #30
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi skorzystała ze wskazanej toalety, na wpół słysząc jak Red dziękuję za opiekę panny Maxwell. Wróciła zakładając na główkę szczoteczki niewielką osłonę i chowając swój cenny przyrząd do higieny jamy ustnej w kieszeni spodni. Słuchając najemnika zaczęła nerwowo bębnić długimi paznokciami o blat baru, o który się oparła.Starannie zapisywała wszystkie informacje w pamięci.

Marlo słuchał uważnie. Starając się zapamiętać tak wiele jak mógł.
-Z tego co zrozumiałem Ci Giovani już są w to zamieszani, No chyba, że naprawdę chcą żebym pojawił się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ale na serio co by im z tego przyszło. Nie jestem kimś aż tak ważnym w hierarchii żeby zawracać sobie mną głowę.
- No chyba… - podrapał się po głowie.
-.... że chcą kasy i spróbują postawić mnie przed jeszcze ciekawszym szantażem. - westchnął.
-Ech... Serio. Pomału zaczynam się już do tego przyzwyczajać. - Przeniósł wzrok na Roksi.
-To co zabieramy dane i przejedziemy się do ‘naszego przyjaciela’. - Zapytał dziewczynę.
-A… - Przypomniał sobie o jeszcze czymś. - Co w końcu było pod moim wozem.

Roxi westchnęła ze złością.
- Raczej nie mamy wyboru. Po za tym Księciunio i tak musi się dowiedzieć, czego się dowiedzieliśmy. Zorganizuj sobie też spotkanie ze swoim promogenem, może będzie zainteresowany sprowadzeniem Black Lady do domu. Jak teraz powie że mamy sobie radzić sami to chyba go zastrzelę. Jestem geniuszem i w ogóle, ale z prehistoryczną rzymską mafią w pojedynkę sobie nie poradze -stwierdziła spoglądając na chwilę na swoje paznokcie. - Wrzuciliście to na mój serwer? - zapytała Reda.

-Dzwoniłem do nich kilka razy. I tuż po porwaniu. Nie odebrali ani razu. Ale może powinienem się pokazać. Może coś to da.. Gorzej już nie będzie. Podjedziemy do nich w drugiej kolejności.

- Ja z tobą do nich nie jadę - obruszyła się dziewczyna. - Przynajmniej bez wyraźnego rozkazu Vincenta, albo Księciunia - dodała.

-Dobrze Roksi. - Marlo naprawde nie miał siły na kłótnie. Napisał tylko do funki. By jak odpocznie poszła do domu albo do szpitala. I żeby kazała przyjść pięciu innym dziewczyną, tylko dyskretnie. Musiał zadbać o zapasy na następną noc.

Red przysłuchiwał się rozmowie z nieco zmieszanym wyrazem twarzy. Zapytany, odpowiedział:
- Pod samochodem znaleźliśmy lokalizator. Nadajnik na tyle silny, że jego sygnał powinien być wykrywalny z każdego punktu miasta. To i pozostałe informacje umieściłem na serwerze. Zaraz poinformuję pozostałych, że wyjeżdżamy… - sięgnął po telefon.

Marlo zamrugała zaskoczony. W sumie nie zamierzał zabierać z sobą najemników. Ale z drugiej strony po to ich chyba miał. Poskrobać się po głowie.
-Dobrze zabezpieczcie teren. Ale na rozmowie będę tylko ja i Roksi. Jak mówiłem wy chronicie mnie a ja was.

- Jak pan sobie życzy. Szanujemy pańską prywatność - odpowiedział Red.
Przekazął informację pozostałym, po czym podszedł do medytującego White'a i położył mu dłoń na ramieniu. Minęła prawie minuta nim tamten otworzył oczy.
- Czas ruszać - oznajmił mu Red a tamten tylko skinął w milczeniu głową.
Nie minęło dziesięć minut, a najemnicy byli zwarci i gotowi do wyjazdu. Czekali na Marlo i Roksi w swojej skrycie pancernej furgonetce.
- No dobrze, to gdzie jedziemy? - zapytał Blue siedzący za kółkiem.

Marlo w ciszy obserwował jak Red „budzi” Whita. Czym on sam do cholery był że go to tak wyraźnie zabolało. Zawsze uważał się za dobrego gościa. Ale chyba teraz nie do końca nim już był co było dość przykre. No ale miał ważniejsze sprawy na głowie.
Wsiadł do furgonetki, wyjmując telefon. Wypadało ksiecia uprzedzić że zamierza przyjechać i to z ludźmi.
-Starfish Island numer jeden. - odpowiedział.

Roxi w tym czasie przygotować plik z danymi które zebrali. Zdjęcia, numery, dokumenty. Wszystko przygotowane na tablecie, dla księcia. Wątpiła by Marlo potrafił zwięźle wyjaśnić czego się dowiedzieli. Weszła do furgonetki i wcisnęła się na wolne miejsce.

- Starfish? Jedziemy w odwiedziny do bogatych przyjaciół? Może powie pan o nas dobre słowo, w razie gdyby potrzebowali w przyszłości naszych usług - odpowiedział wesoło Blue.

Książę odebrał po czwartym sygnale.
- Coś się stało? - zapytał bezpośrednio.

Marlo uśmiechnął się szeroko jak miał w zwyczaju gdy prowadził interesy, nawet te telefoniczne.
-Dobrze poszło. Żyję. Chcemy z Roksi spotkać się jak najszybciej i przekazać co udało nam się dowiedzieć o sprawie.

- Nie wątpiłem ani przez chwilę, że wyjdziesz z tego cało. I jeszcze zdobyłeś użyteczne informacje! Powiem strażnikom, żeby cię oczekiwali, ale ostrzegam, że najpóźniej za pół godziny będę się musiał zająć pewnymi sprawami. Więc mam nadzieję, że jesteś już w drodze - powiedział na wpół żartobliwie.

-Jedziemy razem z Roksi i będziemy najszybciej jak się da. - powiedział wyłączając się. Spojrzał na kierowcę.
-Dasz radę dojechać w pół godziny nie..- stwierdził bardziej niż zapytał.
-I oczywiście powiem dobre słowo. - uśmiechnął się nawet dość beztrosko.

- Będę za niecałe dzisięć minut - odparł Blue i docisnął gaz.
I rzeczywiście, po ośmiu minutach stał już przed bramą do posiadłości Księcia. Strażnik w hawajskiej koszuli podszedł i posłał kierowcy wrogie spojrzenie, ale widok Marlo sprawił, że nieco się rozchmurzył.
- Zostajecie w samochodzie, zrozumiano? - rzucił w stronę najemników. - Jak któryś z was wystawi nogę, dostanie kulkę - ostrzegł.
- Pan Marlo i Pani Mrozow są proszeni do gabinetu - dodał, patrząc w stronę wampirów, ale unikając ich spojrzenia.
Marlo i Roksi nie marnując czasu ruszyli za strażnikiem. W przeciwieństwie do Bobbiego nie był rozmowny. Ani wyluzowany.
W gabinecie, za biurkiem czekał Książę, przeglądając plik zdjęć. Kiedy weszli, schował je do szuflady i uśmiechnął się na powitanie.
- Zapraszam, zapraszam - wskazał na fotele. - Siadajcie i mówcie, co mamy na tych porywaczy.

Marlo uśmiechnął się uśmiechem odpowiadając na uśmiech gospodarza. To było coś co znał. Jakaś ‘normalność’ w jego życiu.
-Generalnie wzięli walizkę i podłożyli pod mój wóz nadajnik. Udało nam się ustalić gdzie teraz jest ta walizka i kto ją przejął. Wszystko jest na dyskach… I... chcą żebym spotkał się z jakąś Giovani. - potarł się po karku.
-Chcą w sumie żebym zabrał od niej towar. Cokolwiek by to mogło być.]
Roxi westchnęła i wywróciła oczami słysząc co mówi Marlo. Ale pozwoliła mu przedstawić swoją wersję i domysły. Osobiście wolałaby książę sam wyciągnął swoje wnioski. Mimo tego jak zdarzało jej się o nim mówić wierzyła w jego intelekt. Bez słowa podała mu tablet z otwartym plikiem z danymi, które zebrali.
-Nie jadłam śniadanie, dało by się coś załatwić? Na koszt Ethana oczywiście - powiedziała uśmiechając się lekko.

Marlo uśmiechnął się lekko.
-Na mój koszt, - potwierdził.

- Mój dom to nie stołówka czy restauracja - odparł spokojnie Vercetti. - Jeśli jesteś głodna, udaj się na tereny swojego klanu i się tam pożyw - upomniał ją, po czym skupił się na Ethanie.
- Lepiej że podłożyli nadajnik a nie bombę. Rozumiem, że przyjechałeś innym samochodem? Dobrze. Nie chcemy, żeby od razu wiedzieli, że mnie odwiedzasz…
- Mówisz, że chcą abyś spotkał się z Giovanni? Dziwne. W mieście jest tylko jeden przedstawiciel tego klanu. Candice Giovanni. Mimo że osobiście nie żywię pozytywnych udczuć wobec Giovannich, którzy zakulisowo kontrolowali Forellich, mafijną rodzinę dla której jako śmiertelnik pracowałem, to zasady Camarilli zobowiązują mnie, abym pozwolił jej na wizytę. A jej działalność do tej pory nie dała mi powodu, by ją tego prawa pozbawić. Jeśli jednak spiskuje z Sabbatem, będzie to wystarczający powód, by nie tylko pozbawić ją praw, ale i głowy. Potrzebowałbym jednak dowodów. Czy macie tutaj coś takiego, czy tylko poszlaki? - zapytał, pobieżnie przebiegając wzrokiem plik z danymi.

Marlo spojrzał na Roksi.
-Znajdę ci coś jak wyjdziemy. - przeniósł wzrok na księcia.
-Dali mi tą dyskietkę. - położył ją na stole.
-W niej fotografię kobiety o oznaczonej szramami twarzy. - potarł się po karku.
-Nie wiem czy to faktycznie łącznik, czy planują zrobić coś jej. Ani do czego potrzebują mnie. Ale… To stara wampirzyca nie? Jeśli postanowi mnie zaatakować będę mógł się jakoś obronić? - zapytał i potarł się po głowie.
-Oczywiście jeśli myślisz że to dobry pomysł żebym tam poszedł. Jeśli wiedzą że dostali lewą kasę mogę tego nie przeżyć.

- Rzeczywiście, Candice ma pewną przewagę wieku nad większością Spokrewnionych w Vice City, czego nie omieszkała mi wytknąć… Jeśli postanowi cię zaatakować, prawdopodobnie nie będziesz miał w tym starciu szans. Ale twoja śmierć byłaby twardym dowodem i pozwoliłaby mi ją unicestwić. Nie sądzę więc, by się na coś takiego zdecydowała. Bez urazy, nie jesteś tego warty. Zwłaszcza jeśli chcą cię nadal wykorzystać. Jedź do niej i ustal jak sytuacja wygląda. Tylko bądź ostrożny w słowie i czynie. Nie daj jej pretekstu. Ja w wolnej chwili dokładniej zapoznam się z zebranymi przez was danymi.

Marlo uśmiechnął się niewesoło.
-A jak to zemsta za lewą kasę… Jak to taka stara wampirzyca bez wysiłku zrobi mi z mózgu papkę i potem zrobię dokładnie to co będą chcieli. Nie patrzenie jej w oczy pomoże. A może jak użyje prezencji to ona nie spojrzy na mnie. Chciałbym się jakoś zabezpieczyć. Możesz mi coś doradzić. - zapytał.

- Czy nie od tego masz swoją towarzyszkę? - zapytał z lekkim uśmiechem Książę. - Nie obawiaj się zanadto, na obecnym etapie nic ci nie grozi - powiedział z taką pewnością, że tchnął w Ethana nową odwagę.

Marlo uśmiechnął się niepewnie.
-Dziwnie się czuje z tym wszystkim. Chciałbym to już zakończyć. Nawet nie wiem czy Noctrum żyje. Ale. - spojrzał na przyniesione rzeczy.
-Dzięki temu może znajdziesz lokalizację i będzie po sprawie. - wstał by uścisnąć dłoń księcia….
-A miałem powiedzieć dobre słowo o Login Restrictions. To grupa najemnik których wynająłem. Dobrzy są. Cholera… - Marlo uderzył się w czoło.
-Mam spotkanie z nowym szefem ochrony Sześcianie. - Marlo wypadł nagle jak oparzony z pokoju księcia dzwoniąc do Elizabeth żeby dowiedzieć się przypadkiem czy dziewczyna nie czeka.

Roxi westchnęła. Ciężko pracowało się przy Marlo.
- Prześlę Księciu dostęp do serwera. Będziemy wrzucać tam na bieżąco czego nowe informacje - powiedziała ustawiając coś na tablecie. - Pójdę już, zanim ten oszołom wpadnie w nowe tarapaty - dodała kłaniając się lekko i idąc za Marlo.

- Dziękuję, będzie to wygodniejsze, niż gdybyście mieli co noc do mnie przyjeżdżać… Pilnuj go, nie chcielibyśmy przecież, żeby bezsensownie zginął. A z jego roztrzepaniem i sposobem wyrażania się… nie będzie mu łatwo odnaleźć się wśród Spokrewnionych.

- Ethan świetnie by się odnalazł wśród Malkavian - rzuciła uśmiechając się szeroko. - Spokojnej nocy! - rzuciła, ruszając za Marlo biegiem, bo jednak różnica wzrostu pomagała mu zrobić dystans, a znając jego jeszcze by ją zostawił.

Elizabeth tymczasem odebrała telefon, kiedy Ethan śpieszył korytarzem willi.
- Tak, umówiłam z nią spotkanie. Miała być o dwudziestej drugiej w Sześcianie, więc ma pan jeszcze czas wrócić… Na przyszłość radziłabym, żeby w takiej sytuacji, gdy dla bezpieczeństwa umawia pan spotkanie na miejscu, nie wybierać się na niezapowiedziane wycieczki - dodała, starając się zachować profesjonalny ton, ale dało się wychwycić ślady irytacji.

-Tak Eli wiem. Ale teraz się tak dużo dzieje. Naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło. - powiedział szczersze skruszony.
-Będę tak szybko jak się da. - powiedział rozliczając się.

Najemnicy nie skomentowali pośpiesznej wizyty w willi Vercettiego. Blue znów pokazał swoje umiejętności i wykręcił doskonały czas.

Marlo pochwalił Blue za dobry czas i ruszył w stronę klubu.

Po powrocie do Sześcianu Gold zapytał:
- Kim jest tak kobieta, z którą chce się pan spotkać? Czy powinniśmy podjąć szczególne środki ostrożności?

- No właśnie? - zapytała Roxi, która też nie znała wszystkich planów Marlo. - Może powinnam podłączyć się pod telefon tej twojej sekretarki. Swoją drogą jak przy niej jesteśmy, bez niej nie przeżyłbyś pięciu minut. Dobrze jej płacisz? Fajnie było by ją poznać, ale w jakiś spokojniejszych okolicznościach… - stwierdziła z zamyśleniem.

Marlo rozglądał się nerwowo cały czas. Ale chyba zdążyli. Chyba. Przeniósł wzrok na Golda.
-To pracownica osobistej ochrony, ponoć dobra. Miała problem z poprzednim szefem którego chyba zabiła. Dlatego chce się spotkać zanim weźmie pracę. Gość molestował ją czy coś. W każdym razie muszę ją przekonać że jestem „normalny”. Raczej nie musicie się nią przejmować, co najwyżej możecie ją sprawdzić to… - chwile siłował się z pamięcią wreszcie przeklął i dał za wygrana.
-Nie ważne. Przedstawi się jak przyjdzie. - Marlo spojrzał na Roksi.
-Dalej jesteś głodna. Jak tak to możesz sprawdzić czy są dziewczyny na pewno Cię czymś poczęstują jak będziesz miła. No i… - zamyślił się chwile.
-Tak dobrze płacę Elizabeth, to moja prawa ręka i prawdziwa przyjaciółka. A spotkasz ją na pewno. Ma mi przynieść szczeniaka jak znajdzie odpowiedniego.
 
Shinju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172