20-01-2021, 14:55 | #121 |
Reputacja: 1 | Scarlet Churchil…
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
20-01-2021, 17:56 | #122 |
Reputacja: 1 | -Co? Bal jutro? Świetnie! – Spoon uśmiechnął się szeroko. -Zdążę pofarbować włosy. – pomyślał chwilę. -Dobra jadę pod Moraltake Theatre szukać Darii. Po drodze kupię nam nowe telefony tych się pozbędziemy. Więc proponuje żebyście pojechali ze mną i wzięli po nowym. I zmieńmy też miejscówkę nie powinniśmy dwóch nocy spać w tym samym miejscu musimy być w ruchu. – Myślał chwilę. -Od razu kupię też jakiś garniak i może Fedorę to się nie nadaje. Jest za tanie. I prezent… – zastanowił się chwile. -Zaraz… co można kupić królowej która lubi zabijać… Może jakieś wypchane zwierzątko? - uśmiechnął się szeroko, -Sokół to królewski ptak nie? - strzelił palcami. -A jak chcecie coś zabrać to wrzućcie do bagażnika. Ostatnio edytowane przez Rot : 20-01-2021 o 18:22. |
20-01-2021, 18:13 | #123 |
Reputacja: 1 | Sędzia skinął głową zebranym - Tak jak mówiłem, mam kilka spraw na mieście. Wrócę w przeciągu trzech, może czterech godzin. - stwierdził i skierował się ku drzwiom - Dajcie znać jak wygląda sytuacja za pomocą tych… Telefonów. - dodał i poklepał się po kieszeni w której trzymał swój, po czym nie czekając na odpowiedź opuścił pomieszczenie. *** Londyn zmienił się przez te lata niemal nie do poznania. Drogi nabrały zupełnie nowej jakości. Światło zmieniło się z ciepłego żółtego na bardziej białe, zimne, a równocześnie stało się absurdalnie wszędobylskie. Ciężko było znaleźć zacienione miejsce poza najciaśniejszymi uliczkami i zaułkami. Yusuf nie próbował się więc kryć. Szedł spokojnym krokiem, kogoś kto wie gdzie idzie, bo wiedział że właśnie podejrzane postępowanie może przyciągnąć do niego niepotrzebną uwagę, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego że pewnie ma już kogoś na ogonie. A nawet jeśli nie to z pewnością będzie miał następnej nocy. Do wszechobecnych zmian dołączył również gigantyczny ruch na ulicach. Mimo nocy co i rusz przejeżdżał obok niego samochód, zapewne każdy z nich z pasażerem wracającym właśnie z pracy. Albo jadącym zaznać nocnego życia. Wampir potrząsnął głową na tą myśl. Noc nie była wcale taka wspaniała. To co dla innych było namiastką ryzyka, dla niego było codziennością. Z zamyślenia wyrwał go widok Tower, która stała niezmieniona, dokładnie taka jaką ją pozostawił tyle lat temu. Gdyby był żywy w jego oczach pojawiłyby się łzy. Świat się zmieniał. Ale symbol prawa nie. Z trudem obrócił się plecami do szlachetnej wieży i ruszył na północ, w kierunku Liverpool Street Station. *** Stacja nie uniknęła zmian. Oczom sędziego rzucały się w oczy różnice między używanymi materiałami w poszczególnych fragmentach budowli. W końcu gdy zasypiał Londyn był bombardowany dzień i noc przez siły Nazistów. Zniszczono wystarczająco dużo by dawne znaki zostały zatarte. Przy głównym wejściu powinien być pierwszy symbol, ale nie mógł go nigdzie odnaleźć. Wyglądało na to że jego wizyta tutaj się przedłuży… O ile w ogóle będzie owocna. Może jego Bracia zmienili miejsce składowania broni? Co z jego prywatnym zbiorem? Zaczynał popadać w depresję gdy zauważył w szkle sufitu wydrapany nierówny krzyż, z czterema małymi kółkami na krańcach ramion. Natychmiast rozpoznał ten symbol. Krzyż południa. Gwiazdozbiór widoczny tylko i wyłącznie z południowej półkuli. To mógł być przypadek… Ale szczerze w to wątpił. Natychmiast skierował kroki ku południowej części terminala. Starał się nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, ale był pewien że jego obecność w tym miejscu została odnotowana. Choćby przez pracowników. Stracił niemal pół godziny nim zauważył kolejny krzyż, wyryty w dolnym rogu drzwi technicznych, a pod nim jeszcze mniejszy symbol Klanu. Teraz był absolutnie pewien że jest na dobrym tropie. Zamek nie sprawił mu najmniejszego problemu, momentalnie przeszedł przez drzwi i trafił do małego pomieszczenia, pełnego mioteł, jakichś worków, chyba wypełnionych piaskiem z solą i sterty ciuchów. Robotniczych ciuchów. W rogu pomieszczenia stały natomiast trzy stalowe szafki, zabezpieczone kodami. Dwie z nich miał zwykły mechaniczny zamek, trzecia, nieco większa prezentowała natomiast elektroniczny touchpad. Yusuf czuł również w powietrzu magię. Magię potężną i antyczną, magię która pachniała dla niego domem. Nie wiedział jaki mistrz uplótł to zaklęcie, ale wiedział że gdyby był tutaj niepożądany… Jego ciało już dawno zmieniłoby się w popiół. Z pewnością podszedł do szafki i wstukał pierwsze liczby które przyszły mu na myśl. “Access granted. Welcome back Brother.” Szafka otworzyła się z cichym sykiem. W środku czekały dwie walizki. Mniejsza, z bronią krótką, zapasowymi magazynkami, tłumikami i większa… Z czymś co umykało jego możliwościom zrozumienia. Wiedział co widział, ale broń która tam była… To mistrzostwo wykonania, ta precyzja, balans, trwałość, ostrość... Gdyby miał to cudo zamiast deski w magazynie, z pewnością walka przebiegłaby diametralnie inaczej. Z zadowoleniem wziął czekające na niego walizki, i zamknął szafkę. “Lock engaged. Happy hunting.” |
21-01-2021, 16:09 | #124 |
Reputacja: 1 | Catherine przewróciła oczami. - Graniaki – cokolwiek masz na myśli , Will - zdecydowanie się nie nadają na bal. Potrzebujemy strojów wieczorowych, dla was oznacza to fraki, w najgorszym razie smokingi. Ja potrzebuję suknię, oraz oczywiście bieliznę. Ciągle była pod urokiem bielizny z tych czasów. - Co do prezentu – kontynuowała. - To królowa. Wiec w grę wchodzi tylko coś rzadkiego i wykwintnego, wypchane zwierzątko zdecydowanie nie. Żywe tez nie. – dodała dla jasności. - Biżuteria będzie najlepsza. Coś niezobowiązującego.. broszka? Zapinka do włosów? Złoto i szlachetny kamień. Oczywiście, w eleganckim pudełku. - Co do telefonu… potrzebuję taki z ryśkiem. Rozmawiałam o tym z Julianem. Ma być rysiek i rozpoznawanie twarzy. Wam też takie polecam. Przez sekundę na jej twarzy zagościła konsternacja. Szybko jednak zastąpiła ją jej zwyczajowa maska pewności siebie. - Od razu dodam, że nie wiem, czym jest rysiek. Nie zdążyliśmy omówić tego tematu... Zakładam jednak, że nie chodzi o dzikiego kota. Ale sprzedawca na pewno będzie wiedział.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
22-01-2021, 15:23 | #125 | |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Ombrose : 22-01-2021 o 15:27. | |
22-01-2021, 19:41 | #126 |
Reputacja: 1 |
__________________ The cycle of life and death continues. We will live, they will die. Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 22-01-2021 o 19:50. |
22-01-2021, 22:42 | #127 |
Reputacja: 1 | Obciążony dwoma walizkami Yusuf opuścił stację i zastanowił się nad swoim kolejnym krokiem. Mógł wrócić do reszty Heroldów, ale mógł też odświeżyć nieco swoją wiedzę o dzisiejszym Londynie. Zdecydował się na drugą opcję. A rzecz która go najbardziej interesowała to jak zwykle to co śmiertelnicy zrobili z prawem przez lata jego snu. Oczywiście, reguły i zasady ludzi nie miały dobrego przełożenia na Kainitów, ale mimo wszystko stanowiły pewną bazę. Jeśli Spokrewnieni i ludzie mieli kiedyś przejść z stosunków bliższych pasożytnictwu na te podobne do symbiozy musieli się razem na jakiejś płaszczyźnie spotykać. A tą płaszczyzną było właśnie Prawo. Z tą myślą ruszył w kierunku wschodnim, gdzie wcześniej widział stację policyjną. Sam budynek niczym się nie wyróżniał, ale późna pora oznaczała zmianę z dziennej na nocną, a zmiana oznaczała jak zawsze czas wolny. A ulubioną czynnością policjantów po służbie było picie. Nie zmieniło się to w najmniejszym stopniu przez wcześniejsze lata i był pewien że nie uległo to zmianie i teraz. Nie mylił się. Szybko wyłapał trójkę policjantów po służbie, rozmawiających nieco zbyt głośno i nieco zbyt radośnie jak na powrót do domu. Już po kilku minutach śledzenia zaprowadzili go do uroczego baru, z fasadą wyrwaną z 18 wieku. Policjanci weszli do środka, Yusuf natomiast skupił się na Vitae w swoim ciele i rozesłał ją do najdaszalszych tkanek. Serce zaczęło powoli, choć miarowo bić, jego pierś zaczęła unosić się w spontanicznym oddechu, a skóra nabrała ciepła i różowego zabarwienia. Krótko mówiąc wyglądał jak człowiek. *** [media]https://s3-media0.fl.yelpcdn.com/bphoto/xJtl3pxB4a4GvE4tzFkU9A/o.jpg[/media] Bar przywitał go zapachem piwa, acetonu, jakiegoś środka do czyszczenia i ryby z frytkami. Krótko mówiąc pachniało dokładnie tak jak w każdym innym pubie w londynie, ale ten z jakiegoś powodu przyciągał do siebie policjantów i innych pracowników z powiązanymi zawodami. Szybko wyłapał trójkę którą wcześniej śledził, ale nie podążył do ich stolika. Wygladało na to że dołączyli do jeszcze większej grupy. Jego uwagę przykuł natomiast siedzący samotnie mężczyzna, o barach szerokich jak u profesjonalnego gracza rugby, z mięśniami nawet w spoczynku przywodzącymi na myśl siłę dzikiego lwa. Z jakiegoś powodu w okół niego powstała “bańka”. Niby był w pubie. Niby niektórzy z patronów podchodzili do niego na moment się przywitać, ale był sam. Yusuf skierował się do nieznajomego zdecydowanym krokiem i zajął miejsce obok niego. Uniósł dłoń by przywołać uwagę barmana. - To samo co dla kolegi obok. - złożył zamówienie i obrócił się do barczystego mężczyzny. - Yusuf. - przedstawił się. - Benjamin. - odparł obojętnym tonem mężczyzna. - Zawsze miło spotkać innego stróża prawa. - - Jak masz sprawę to spierdalaj, jestem na urlopie. - - Sprawa? Nie. Jestem nowy w mieście, pracowałem najpierw w wojsku, potem w sądownictwie w imperium osmań… W turcji. - Sędzia zamilkł na chwilę - Z cywilami nie da się nie raz normalnie rozmawiać. - Z tym się zgodzę. - mruknął Benjamin - Przestępczość zorganizowana, co cię przywiało do Londynu? - To samo co wszystkich, nowe możliwości. - mruknął Yusuf - Dorabiam jako kurier. - dodał i poklepał dwie walizki, pełne broni. - Dobrze płacą? Yusuf uśmiechnął się w odpowiedzi. - Absolutnie do dupy, ale ciężko znaleźć robotę imigrantowi. Mam dosyć by mieć dach nad głową. - Myślałeś nad wejściem do policji? Jak masz doświadczenie to pewnie chętnie by cię wzięli. Tak właściwie to w jakiej jednostce byłeś? - Jednostki od… zadań specjalnych. Wołali na mnie Cetin - Silny po angielsku. - Na mnie wołają Byk… Chcesz zobaczyć który z nas ma lepszego kopa w łapie? - Dawaj! - uśmiechnął się w odpowiedzi Yusuf. *** - Dycha na Byka! - E tam, Cetin go przetrzyma, zobaczysz! - Nie no kurwa, nie ma szansy, nikt nie wygrał z Bykiem! - Tak? To patrz kurwa, jest jak z betonu. Byku go napierdala, a ten się nawet nie skrzywi! Rozgrączkowaną rozmowę przerwało głuche uderzenie. To Yusuf wylądował na betonie w zaułku za pubem. Cetin poklepał ziemię, poddając się przy tym, co natychmiast wywołało falę jęków i radosnych okrzyków. Zwinięte banknoty szybko zmieniły właścicieli. Towarzystwo rozeszło się, Yusuf wstał, symulując ból, a Byk podszedł do niego z szerokim uśmiechem na twarzy. - No kurwa! Pod koniec myślałem że mnie dojedziesz. Jesteś cały? Nigdy się z nikim nie napierdalałem tak ostro. No chyba że na służbie. - spytał z odrobiną współczucia w głosie. - Spoko. Zagoi… Się. - odparł Yusuf, spluwając na ziemię Vitae i wciąż symulując ból - Która godzina? - Dochodzi pierwsza. - Klient czeka… Na przesyłkę. Muszę lecieć. - odparł wskazując dwie walizki które czekały grzecznie pod ścianą pubu. Kto by pomyślał że policja będzie pilnować jego nielegalnej broni? - A… No tak, robota nie czeka, odprowadzić cię kawałek? - - Jasne. *** - A tak serio… Dlaczego opuściłeś turcję? - spytał Byk niosąc większą walizkę. - Brak… Porozumienia z przełożonym. Powiedzmy że jego decyzje były… Nienajlepsze. Prawo to wspaniała rzecz, która odróżnia nas od zwierząt, ale w rękach głupca... Staje się najgorszym więzieniem i traci jakiekolwiek znaczenie. Nawet gorzej, Prawo może stać się najlepszym podłożem dla bezprawia. - Amen bracie. - Byk zamilkł na chwilę, nim podjął temat - Wiesz, ten urlop… To przymusowy jest. Złamałem chłopakowi rękę, sprzedawał dragi, trochę mnie poniosło. Teraz ma wyjść, a ja kurwa nic nie mogę z tym zrobić. Co ty byś zrobił? - Oficjalnie? Nic. - odparł Yusuf. - A tak szczerze? Jeśli przez jego czyny ktoś stracił życie, jeśli kogoś skrzywdził? Dopilnowałbym by nie mógł już zrobić krzywdy nikomu innemu. - powiedział szczerze i zatrzymał się - To moja stacja. - dodał wskazując schody do metra, po czym odebrał walizkę od Benjamina. - A no, spoko. Na pewno wszystko ok? - Tak, dam radę. - odparł Yusuf. - Cet? Jakbyś miał ochotę kiedyś wyskoczyć na jakieś piwo, czy się ponapierdalać dla spuszczenia pary to wal śmiało. - Jasne, daj mi swój numer. Chwilę potem Yusuf był już w metrze, z telefonem cięższym o jeden numer i sercem nieco bliższym człowieczeństwa. |
25-01-2021, 12:50 | #128 |
Reputacja: 1 | - Pokręce się po mieście, spróbuję odświeżyć dawne znajomości. Mam nadzieję, że jeszcze się do czegoś przydadzą. - Stwierdził Tony wychodząc niedługo po Yusufie. Prawda była taka, że nawet jeśliby z jego starych kontaktów pozostało jedynie zapomniane przez historię wspomnienie, to wiedza o półświatku dla kogoś takiego jak Tony była sama w sobie cenną. Mając choćby kilka nazwisk, można już było pociągnąc za kilka sznurków, albo przynajmniej wiedzieć czego unikać. Kilka funtów wydanych na gazety i przejrzenie kronik kryminalnych już dośc dobrze pozwoliło się zoorientować w zmianach jakie zaszły środowisku kryminalnym. Kiedyś City trzęśli rodzimi Brytyjczycy, Włosi, Irole i Cyganie. A teraz? Żółtki do spółki z ruskimi i ich słowiańskimi pobratymcami i o zgrozo nawet negros z Afryki i Ameryki Środkowej z krajów o jakich istnieniu dopiero się dowiedział Jamajki, Kamerunu czy jakiś innych. Jesus Christ... What the fuck has happened to Italians, Mickeys i fucking Gypsies? Ruskie, żółtki i czarnuchy trzęsą Londynem... Świat zszedł na psy! Jedno przynjamniej się nie zmieniło. Taksówkę w Londynie było nadal złapać równie prosto jak 80 lat temu. Wziął kurs na Mayflower i wszedł do jedengo ze starych pubów. Ludzi swojego pokroju Tony potrafił rozpoznać wszędzie. Cwaniak z mocnym wschodnim, szeleszczącym akcentem, siędzący w asyście gorylów, co jakiś czas przyjmujący interesantów w gęstej tytoniowej mgle, nawet pomimo wyraźnego zakazu palenia. Podszedł jak do swoich zamówiwszy butelkę wódki, jedynej waluty uznawanej na słowian. Ochroniarze uśmiechnęli się lekceważąco widząc mikrego Włocha, ale cwaniak usadził ich gestem. Coś tam pogadali swoim szeleszczącym językiem podśmiewając się. Pewnie wzięli go za pedała. Nic do czego Tony nie byłby przyzwyczajony. - Alright geeza? Need'a talk to you my friend. - Zagadał po angielsku, przemycając w słowie geeza zarówno przyjacielski, jak i agresywny ton, oraz nie kryjąc południowego akcentu. Chyba właśnie to spowodowało, że cwaniak odprawił swoich gorylów, którzy patrząc spode łba niechętnie odeszli i siedli przy barze. Czego chcesz? - pado agresywnie zadane pytanie, ale groźny ton słowianina został szybko spacyfikowany przez suto lany alkohol i oczywiście nienaturalny czar jaki potrafił rozpostrzeć młody Włoch. Pierwsze koty za płoty i Pollacco rozgadał się przed swoim nowym przyjacielem, a Tony skrzętnie notował w pamięci systematyzyjąc chaotycznie udzielane informacje. Działalność niekoniecznie legalna podzielona była obecnie między rywalizujące ze sobą frakcje: Brytyjczyków parających się rozbojami i haraczami przez tak zwanych kiboli, a jak wywnioskował Castelli gangi wywodzące się z dawnych gangów rbotniczych skupionych wokół klubów futbolowych. O dziwo na czele miejscowych stał ktoś związany z prokuraturą i środowiskami prawniczymi. Była ruska Bratva Dimitrija Kovaleva, za czasów Tonego to była marginalna struktura wspierana przez sowiecki wywiad, teraz wyższa liga w Londynie, choć skonfliktowana z Polakami, Jugosłowianami, a w zasadzie tymi co pozostało z Jugosławii, a także innymi mafiami. Były niezorganizowane struktry z krajów jak to określono post-komunistycznych parające się handlem ludźmi, miękkimi narkotykami, równocześnie współpracujące, jak i walczące z Bratvą. Prawdziwy słowiański burdel na kółkach. Oprócz tego japońska Yakuza, najważniejszy gracz na rynku, któremu podobno wszyscy musieli odpalać lafę z własnych działek, tak jak niegdyś Cosa Nostrze. Japończykami przeodził podobno niejaki Lee, ale Tony wiedział, że mogło to być zarówno imię jak i nazwisko. Była też mieszanka innych żółtków: Chińczyków, Koreańczyków, Witnamczyków i Bóg jeszcze sam wie kogo próujących coś zdziałać na boku Yakuzy. Byli czarni z Afryki i Jamajki. No i byli też Włosi, ale Polacco o wdzięcznym imieniu Carol (podobno na cześć papieża Polaka - Tony nic o tym nie wiedział, ale był to kolejny znak czasu, skoro papieżami nie zostawali już rodowici Włosi) nie potrafili akurat o nich powiedzieć zbyt wiele. No i tak było dużo więcej niż Tony przewidywał, że się dowie. Rozstając się, pijany w sztok Carol zapewniał już, że Tony jest jego najlepszym przyjacielem, przekazał swój numer telefonu i wciskając Castellemu woreczek z haszyszem obiecywał, że jeśli Tony miałby ochotę na jakąś młodą dziwkę, nieważne żeńską jak i męską, to ludzie Carola nakręcą mu co trzeba i będzie mógł z takim towarem zrobić co tylko zechce. Tony nie bardzo wiedział, czy Polak przechwalał się, czy tylko rozreklamowywał swoją działalność, bo Castelli napewno nie wyrażał w żaden sposób zainteresowania żywym towarem. Ale grzecznie podziękował za prezent, ofertę i wyszedł z baru. Miał zamiar już wracać do swoich, ale zmienił zdanie i poprosił o podwózkę do Savoy Hotel. Chciał coś sprawdzić. Rozmowa z Head Concierge w hotelowym foyer, sowity napiwek i dowiedział się że don Vaspuccio zmarł latach pięćdziesiątych w spokoju w swoim hotelowym apartamencie, ale zajmuje go teraz od wielu lat wiekowy don Harris. Informacja była dla Tonego istotna z dwóch powodów. A jednak są tu nadal i kręcą nadal nielegalnymi interesami Cosa Nostry. Dzięki Bogu. Mickey Harris... Goodness gracious me... musi być teraz dobrze po dziewięćdzisiątce. Piękna kariera... Pamiętam, że robił ze mną już po przemianie, ale co dokładnie? - przeszło przez myśl Castellego. Trzeba znów było zagrać vabank. Tony wziął elegancki hotelowy papier listowy i skreślił nań szybko kilka słów. Zapakowawszy korespondencje w kopertę, zamknął ją i skreślił numer pokoju, który bardzo dobrze znał. Uśmiechnął się do concierge: - Wyślij któregoś z bellboys proszę. Będę zoobowiązany. List zabrał młody chłopak - Lucas notabenne też z Polacco, i jak od razu zauważył mentorskim okiem Tony dobry materiał na concierge. Treść listu w środku została skreślona po włosku i zawierała zaowalowaną w mafijnej grypserze informację dla Don Harrissa o nadziei szybkiego spotkania i serdecznych, przyjacielskich pozdrowieniach od starego druha Tonego Castelli. Teraz mógł wracać. |
26-01-2021, 13:13 | #129 |
Reputacja: 1 | Z ust Malkava wypłynął prawdziwy potok słów. Scarlet była kobietą z klasą, dla której obcowanie z klanem Lunatyków nie było nowością. Pozwoliła spokojnie skończyć wypowiedź Qwertemu, po czym teatralnie westchnęła.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-01-2021 o 09:24. Powód: Szereg mniejszych i większych zmian związanych z wcześniejszym zignorowaniem deklaracji Ombrose. Zmiany dotyczą jego postaci. |
30-01-2021, 16:25 | #130 |
Reputacja: 1 | Qwerty wziął z sobą ubrania na zmianę. Był cały zabłocony i w nienajlepszym nastroju. Pozbycie się Kielicha nie napawało go optymizmem. Obawiał się, że popełnił właśnie błąd. Choć logicznie rzecz biorąc to był właściwy ruch. Nie chciał wejść na Bal z tak cennym przedmiotem. Mogli tam pojawić się dosłownie wszyscy Kainici. Niektórzy bardziej przychylni, inni mniej. Co, jeśli po prostu go zaatakują i odbiorą mu cenny artefakt? A nawet jeśli nie… bieganie po mieście z glinianym naczyniem zdawało się niebezpieczne. Uiop już i tak wyszczerbił je nieco podczas wcześniejszej ucieczki z magazynu. Nie chciał doprowadzić do jego kompletnego zniszczenia. |