Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2020, 11:22   #11
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Wprowadzony do drugiego pomieszczenia nawet nie zwrócił uwagę na to, że jest nagi. Starał się chłonąć wszystkie szczegóły nie tylko zrujnowanego pomieszczenia, ale przedewszystkim zebranych tu dla nich ludzi. To jak byli ubrani mogło zdradzić wiele szczegółów. Już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby zosrientować się Castellemu, że musiało minąć trochę czasu od zapadnięcia w letarg. Wtedy w latach czterdziestych noszono się innaczej, mniej wyzywająco, nawet robocze drelichy dokerów nie były tak futurystyczne, nie wspominając o butach. Na więcej nie miał czasu. Bestia widząc Williama wgryzjącego się brutalnie w szyję kobiety domagała się zwojego coraz bardziej natarczywie. Piekny, apetyczny zapach vitae tylko rozbudzał apetyt wygłodzonego wampira.

Sam nie wiedział czemu podszedł do ludzi, gdzie już pożywiał się Yusuf i wgryzł się w szyję drugiego mężczyzny. Zaczął pić łąpczywie, fala orgazmicznej przyjemności rozlała się po ciele Brujaha, ale im dłużej zaspokajał głód i im bardziej jego Bestia była syta, tym bardziej zaczynał mieć wątpliwości do tego co właśnie czynił.


Fucking hell... Przecież to żywy człowiek. Dlaczego mu to robisz? nie jesteś potworem... - Krzyk kobiety, z której pożywiał się William ustał nagle i Tony przestał się równie nagle pożywiać. Zlizał ranę i szepnął tylko:

- I am really soz my china plate...*

Facet patrzył na niego przymglonymi oczyma. Tony wiedział, że nic mu nie będzie, ale samemu, czuł się bardzo źle, choć fizycznie czuł jeszcze wciąż ekstazę pocałunku i życia rozchodzącego się swoim ciepłem po członkach.

O ile do tej pory Tonemu wydawało się, że wszystko jest w porządku i wybudzenie z letargu obyło się dla niego pięknie i gładko, tak patrząc na zachwalaną przez kapłana kolację zaczynał mieć co do tego coraz większe wątpliwości. Coś nie pasowało mu w tej całej mało wykwintnej kolacji, ale nie mógł sobie przypomnieć co. Napewno nie zwykł się pożywiać w ten sposób. Czyżby był miał w jadłospisie zwierzęta? W ogóle zaczynał sobie zdawa sprawę, że w istocie nie pmaięta bardzo wielu szczegółów i świadomość ta gryzła go bardzo z tyły głowy. Odrwócił się i grożąc palcem wskazał na kapłana:

- Lepiej żeby im się potem krzywda nie stała, ok?

Ale już widział, że jego słowa są idiotycznie pozbawione sensu. Ofiara Spoona była już martwa, a wampir najwyraźniej zadowolony wychodził do kolejnego pomieszczenia.
Tony miał ruszyć za nim, ale uznał, że zostanie na miejscu i dopilnuje, aby kobieta była jedyną ofiarą tej nocy.

Coś innego przykuło jego uwagę. Spojrzał jeszcze na wciąż trzymaną w dłoniach lewą rękę mężczyzny, dostrzegając coś co przypominało zegarek, ale nie miało wskazówek. Na szklanym cyferblacie zmieniały się tylko liczby, zapewne podając godzinę. Ale w rogu znajdował się mały napis DATE. Tony odruchowo zagwizdał i pomyślał.

Ładnie żeśmy pospali...

Uzywam trochę tzw londyńskiego Cockney slangu. W tym znaczeniu Tony powiedział: Bardzo przepraszam przyjacielu (kolego)

Castelli zostanie w pomieszczeniu i upewni się, że nikomu innemu nie dzieje się krzywda. tzn, nawet ryzykując przerwie czyjeś posilanie, jesli miałoby to doprowadzić do śmierci żywiciela. W przypadku Williama było juz za późno i fixer będzie pewnie cierpiał z tego powodu wyrzuty sumienia, ale pewnie wypomni to Williamowi.

 

Ostatnio edytowane przez 8art : 30-09-2020 o 11:52.
8art jest offline  
Stary 30-09-2020, 22:50   #12
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Catherine wstała z gracją ze stołu i poszła za kapłanem. Brak stroju wydawał się jej nie peszyć – szła wyprostowana, pewna siebie, tak jakby nagość otulała ją równie szczelnie, jak elegancka suknia z najlepszego jedwabiu. Była przekonana, że nigdy nie nosiła innych.

Posiłek.. przejechała spojrzeniem po zgormadzonych ludziach. Bestia w jej wnętrzu szarpnęła się i chciała skoczyć do przodu, ale po sekundzie przywarowała, jakby silna dłoń złapała ją za kark i przycisnęła do ziemi. Maniery przede wszystkim.

Powąchała posiłek. Brud, spocone ciała, strach… Nie taki brud jak po polowaniu na bażanty, lub gonitwie na koniach, świeży, nasycony testosteronem, owijający ciało jak delikatne perfumy. Ten brud był stary, wżarty, stanowił część mężczyzn. Skrzywiła się, z wyraźnym wstrętem. Mężczyźni w niebieskich strojach, najniższa klasa, pracowali fizycznie, byli niewarci jej uwagi. Nikt dobrze urodzony nie para się pracą, Mężczyźni w brązowych płaszczach wyglądali na bezdomnych. Dreszcz obrzydzenia wstrząsnął jej ciałem. Samo patrzenie na nich było jak fizyczna tortura.

Podobno płeć posiłku nie ma znaczenia, ale ona zawsze wolała pić z mężczyzn. Może dlatego, że zwykle bywali łatwiej dostępni? Łatwiej było się do nich zbliżyć, i jakoś tak układało się przez wieki, że status zwykle wiązał się z płcią. Męską. Oczywiście, postrzegała to jako jawną niesprawiedliwość.

Przeniosła swoją uwagę na kobiety. Skupiła się na szczegółach ubioru, szukała ręcznych szwów, zwracała uwagę na strukturę materiału. Szczególnie ważne były buty – właściwie ten jeden, który się ostał. Skóra, dobrze wyprawiona, elegancki obcas… tak. Bransoletka na nadgarstku , złoto, wskazywało na jej stan. Druga dziewczyna, choć też pozornie elegancka, nie była warta jej uwagi. Sukienka wyglądała dobrze, ale uszyto ją z bardzo marnego materiału. Dodatkowo.. czy Catherine dobrze widziała? – dziewczyna miała w uszach kolczyki z jakiegoś.. tworzywa? Nie złota, platyny tylko czegoś innego? To było obrzydliwe.

Uczyniła krok w stronę blondynki, ale Spoon – Whiliam – uświadomiła sobie, ze pamięta jego imię.. imiona ich wszystkich - był szybszy. Pił z dziewczyny, napawając się jej strachem i krzykiem. Zycie uciekło już z jej oczu.
- Egoista – stwierdziła zimno. – Zapamiętam ci to.

Głód jednak wymagał zaspokojenia… Przełamując się, uklękła obok rudej dziewczyny. Ta drżała, z jej ust wydobywały się przerażone piski. Wyglądała obrzydliwie, ale Catherine wiedziała, że musi się złamać.
- Cii – przesunęła dłonią po policzku tamtej. Gest ten kosztował ją wiele, ale jedzenie nie powinno być zestresowane. To źle wpływa na smak krwi, Catherine zawsze dbała o miłą atmosferę w czasie posiłku. Zwykle samo dbanie o atmosferę było częścią posiłku, ale była zbyt głodna i zbyt obrzydzona swoim posiłkiem, aby zdobyć się na coś więcej. – Cii spójrz na mnie, kochanie. Zaszła pomyłka. Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie będzie.

Nadzieja zaświtała w oczach rudej dziewczyny.

Catherine uśmiechnęła się uroczo a potem szybko wbiła kły w tętnicę tamtej. Dziewczyna nawet się nie zorientowała. Jęknęła cicho. Catherine piła, spokojnie delektując się posiłkiem. Czuła, jak krew dziewczyny zaczyna krążyć w jej ciele, nadając blask włosom i jędrność ciału. Przerwała dość szybko, jak tylko poczuła, że Bestia przymyka, nasycona, oczy. Umiar jest ważną cechą. Ruda jej nie smakowała, ale czasem trzeba przełożyć przeżycie jako takie nad upodobania kulinarne. Przesunęła językiem po rankach na szyi dziewczyny, zaleczając je. Delikatnie opuściła jej ciało na ziemię, pilnując, żeby głowa nie uderzyła w zimną podsadzkę.
- Dziękuję kochanie – powiedziała.

A potem ściągnęła bransoletkę z przegubu drugiej dziewczyny. Lubiła ładne rzeczy a blondynka... już nie będzie jej potrzebować.

Podniosła się powoli, z gracją, przesunęła kciukiem po wargach, niezamierzenie zmysłowym gestem, pilnując żeby nie został na nich żaden ślad krwi.
- Mam nadzieję, że znajdę coś do odziania się – powiedziała, przechodząc do kolejnego pomieszczenia.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-10-2020, 05:23   #13
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Gdy pasy które krępowały jego ciało zostały w końcu rozepnięte, Navaho podniósł się pomału. Siedząc jeszcze na metalowym blacie, zamachał rękoma, rozciągając je. Zacisnął palce u rąk w pięści, z całej siły, po czym na nowo rozprostował je, cały czas przypatrując się swoim dłoniom. Następnie stanął na nogach, podskoczył kilka razy w miejscu, zrobił parę wykroków wprzód, niczym na rozgrzewce przed wizytą na siłowni. Pokręcił kilka razy głową i wyprężył się jak kot do tyłu, czemu towarzyszył dźwięk strzelania poszczególnych kręgów. Na koniec strzepał ze swoich kónczyn zmęczenie i napięcie, co było o tyle śmieszne, że przecież dopiero co wstał z kilkudziesięcioletniego letargu i czym miał się niby przez ten czas zmęczyć? Cały ten proces dla postronnego obserwatora wyglądał, jakby Utamukeeus sprawdzał, czy każdy element jego ciała funkcjonuje jak należy. Zupełnie jakby to nie było jego ciało, ale zaledwie narzędzie o które trzeba dbać i regularnie konserwować.

Rozglądnął się po sali, gdy oczy zdążyły się już przyzwyczaić do światła olbrzymiego reflektora. Zdążył się już domyśleć, że nie jest w sali sam, ale dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się bliżej swoim przebudzonym towarzyszom. Na początku miał zaledwie wrażenie, że skądś ich kojarzy, ale gdy tylko zaczęły się pierwsze rozmowy, padły pierwsze głosy, twarze kilku z nich od razu otrzymały "imiona".

Pierwszy był ten, którego zwali Yusuf. Né'éshjaa'. Sowa w języku białych ludzi, wciąż obcym mimo tylu lat angielskim.
Mędrzec. Prawdopodobnie najmądrzejszy z nich wszystkich. Głęboko uduchowiony, aczkolwiek jego wiara wydawała się zbyt abstrakcyjna dla indianina. Dawca prawa i sprawiedliwości.

Drugą osobą była Catherine. Biali często poprzedzali jej imię słowem "Lady", którego znaczenia nie rozumiał. Náshdó-tsoh. Puma.
Jako jedyna kobieta w grupie pełnej mężczyzn powinna być onieśmielona, osaczona niczym ofiara na polowaniu, tymczasem było wręcz przeciwnie - ona zdawała się być drapieżnikiem. Niczym wspomniany kot, pełna gracji, intuicyjnie kręciła biodrami przy poruszaniu się, gotowa jednak w jednej chwili wyciągnąć kły i pazury by zdobyć pożywienie.

Trzeci, i ostatni którego Utamukeeus pamiętał. Whilliam. Tééh łééchąąʼ-. Hiena.
Nie trzeba było indiańskich korzeni, by odnotować korelacje pomiędzy nim, a wspomnianym zwierzęciem. Samą swoją obecnością w pobliżu był już najgłośniejszy z nich wszystkich, a co dopiero w momencie gdy otwierał swój pysk. Podobnie też jak hieny, potrafił zabić dla samego faktu zabijania, a niekoniecznie z potrzeby. Navaho nie szanował takich osób, ale wierzył, że Matka Natura w swojej mądrości nawet dla takich zwierząt znajdzie jakiś użytek na swoim łonie. Zastanawiał się również, czy jeszcze jedna cecha tego zwierzęcia nie jest przypadkiem powiązana z tym mężczyzną. Otóż równie jak hieny, tak ten zdawał się być alphą, silnym, tylko w obecności innych osobników. Co się stanie, gdy stada zabraknie? Czy będzie tak samo piszczał i szczekał o pomoc, jak jeszcze parę chwil temu, gdy byli unieruchomieni i przypięci pasami? Pytanie pozostawało bez odpowiedzi jak na razie.

Pozostała dwójka na razie pozostawała bezimienna. Mimo tego, że pamiętał ich angielskie "imiona", póki nie dopasował do nich odpowiedniego zwierzęcia, ducha opiekuńczego, wydawali się oni dla niego zaledwie pustymi skorupami, wprawionymi w ruch przez cudowną moc vitae.

Ruszył za resztą do "jadalni", tak jak wszyscy inni, całkowicie nagi. Jego ciało było dobrze zbudowane i naznaczone bliznami. Bliznami, które wydawało się można było nabyć prędzej w lesie czy innym buszu, niż współczesnym, wielkomiejskim i wielkowojennym świecie. Nie odezwał się wciąż ani słowem. Atmosfera wśród wszystkich może nie była napięta, niczym na polowaniu, ale coś podpowiadało indianinowi, że lepiej w tym towarzystwie nie okazywać słabości. A nic w jego mniemaniu nie robiło tego lepiej, niż brak zbędnego gadania, poważna aparycja i wyprostowana sylwetka.

Każdy z nich był wygłodzony, zrozumiałe więc było, że niemalże rzucili się na podanych im ludzi. Utamukeeus zawachał się jednak przez chwilę. Teraz był już pewien - nie tak zaspokajał swój głód i Bestię. Używał innych metod, innych "naczyń", tych błogosławionych przez samą Matkę Ziemię, których na sali w ogóle nie było. Nie było jednak wyboru, alternatywą było... Lepiej w ogóle było na ten temat nie myśleć. Niczym rasowy padlinożerca, jak niedźwiedź grizzly wędrujący jesienią po lasach w poszukiwaniu resztek jedzenia, tak i on posilił się na jednym z dwóch roboli, których nikt inny nie chciał tknąć. Kontrolował się. Starał się. Wypił tylko tyle, ile potrzebował, zwłaszcza, że smak ludzkiej krwi tak bardzo odbiegał od jego przyzwyczajeń.

Po posiłku ruszył dalej za czarnoskórym. Polowanie zakończone. Każdy łowca najedzony. Teraz pora na zadbanie o higienę.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 01-10-2020, 12:57   #14
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty zerkał na dwóch mężczyzn związanych plecami, którzy znajdowali się na środku pomieszczenia. Podszedł do tego, który siedział twarzą do drzwi. Miał szeroko rozwarte oczy. Na pewno zdziwił go widok sześciorga nagich osób. Uiop nie miał faworytów. Ruszył prosto w jego stronę. Oczy mężczyzny hipnotyzowały Qwerty’ego. Czy zaraz wpadnie w panikę? A może się rozpłacze? Uiop lubił emocje. Emocje były ciekawe.

Przykucnął i uśmiechnął się szeroko do mężczyzny. Nie pasowało to kompletnie do okoliczności, bo Spoon właśnie mordował obok kobietę, co Qwerty dostrzegł kątem oka. Robotnik jednak zdawał się tego nieświadomy. No cóż, Uiop na pewno starał się go dość mocno rozproszyć.
- Nie wydajesz mi się zbyt szczęśliwy, czyż nie? – zapytał. – Na pewno miałeś inne plany na tę noc. Ale zdradzę ci tajemnicę – rzekł. Nachylił się i zaczął szeptać mu do ucha. – Czasami można znaleźć światełko nawet w największej ciemności. Wystarczy się postarać. A ja tu jestem ogniskiem. Przyjemność. Ekstaza. Euforia. Frenezja... - kusił. - Mogę dać ci je wszystkie… - mruknął i przesunął paznokciem wzdłuż szyi mężczyzny. – Wystarczy chcieć… - pocałował go delikatnie w policzek. - Wystarczy znaleźć w sobie odwagę...

Liczył na to, że mężczyzna poczuje się niekomfortowo, jako że większość mężczyzn wolała być uwodzona, ale przez płeć piękną. Niekoniecznie swoją własną. Ale Qwerty chciał jedynie skupić na sobie uwagę. W międzyczasie wsunął delikatnie palce do kieszeni mężczyzny i wyjął jej zawartość. Ukradkiem zerknął na zapalniczkę.
SUKCES! Zapalniczka! SUKCES!
Ale było tam też nieco więcej rzeczy. Klucze i brelok z tajemniczym symbolem. Trapez połączony z dwoma okręgami. Skandynawskie runy? Magia? Talizman? Jednak brelok nie wydawał się magiczny, choć wykonano go z niespotykaną precyzją.
Czy coś takiego normalnie posiadali zwykli robotnicy? Uiop zacisnął pięść ze zdobyczami. Pewnie niedługo dostaną ubrania i wtedy będzie mógł je schować.

Wpierw jednak… nachylił się, nie mogąc się już dłużej kontrolować.
- I co? Jak będzie? Zaufasz mi?
Mężczyzna jednak nie pokiwał głową. Nie mógł niczego powiedzieć, bo miał knebel, poza tym to nie były dobre warunki do prawdziwej rozmowy.
- Nie? – Qwerty szepnął zasmucony. – Przykro mi – westchnął. - Jednak nie oszukujmy się. Ja i tak nigdy nie prosiłem o pozwolenie...

Wbił się kłami w tętnicę szyjną. Zazwyczaj pożywiał się ze śpiących ofiar, przywołując im przyjemne sny. Mała odmiana była jednak rozkoszna. Odmieniała nieco rutynę, w którą można było czasem wpaść, będąc Kainitą. A jeśli ostatni wiek spędziłeś kompletnie nieruchomo w torporze, to ta rutyna była nawet więcej niż tylko zaznaczona.

Krew wlewała się strumieniem w gardło wampira. Przypominała wiązkę światła przechodzącą przez pryzmat, jakim był Głód. Rozszczepiała się w głowie Qwerty’ego na tysiąc różnych kolorów. Tęcza nie była wystarczająco barwna, żeby opisać je wszystkie. W głowie Malkaviana znajdowała się znacznie bogatsza paleta, z której powstawały kolejne obrazy. Najróżniejsze, pozornie przypadkowe.
- Błękitne niebo z białymi gwiazdkami
- Różowe pole z żółtym niebem
- Postać w czarnym golfie, zabawnych pantalonach i czarnych butach. Tańczyła, a na jej ciele podskakiwały trzy uśmiechnięte buzie. Głowa postaci była Słońcem. Czyżby Qwerty spoglądał właśnie na Mitrę? Może. Albo i nie. Któż to wiedział. Któż o to dbał.
- Postać w białym golfie z niebieskim wzorkiem. Miała dwie głowy w kształcie serc. Pomiędzy jej rękami znajdowała się różowa substancja, która momentami przypominała pismo arabskie.
- Żółty wazon o zielonym wykończeniu z motywem fioletowych okręgów. Znajdowały się w nim różowe orchidee.
- Ręka z wyciągniętym kciukiem. Promieniowała POZYTYWNYMI EMOCJAMI. Dlatego Qwerty nie miał już wątpliwości, że WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.


No ale nie było.

Wyprostował się po chwili, oblizując wargi z krwi. Spojrzał na Katherine. Dotarło do niego to, co powiedziała do Whiliama. Podniósł dłoń i odruchowo poprawił koronę na głowie, ale tej tak właściwie nie było. A pragnął w tym momencie zaznaczyć, że on też się liczył i że też miał w sobie szlachecką krew, nawet jeśli jej nie miał.
- To, że należysz do jednego z Wysokich Klanów nie znaczy, że masz prawo spoglądać z góry na innych – powiedział do damy. – Typowa Ventrue – prychnął. – I to wypominająca innym egoizm – żachnął się, kręcąc głową
Sam nie był zwolennikiem mordowania, ale wyniosłość Wysokich Klanów była w jego oczach jeszcze większym grzechem. Jedynie Mitrze był w stanie to wybaczyć. Ale on był wyjątkiem.
W każdym możliwym sensie był wyjątkiem.

Czuł się szczęśliwy, że nasycił się krwią. A na dodatek jeszcze utarł nosa Ventrue! Ha! Taki był dobry! Pawim krokiem ruszył w stronę następnego pomieszczenia, nawet nie oczekując na jakąkolwiek odpowiedź ze strony wampirzycy. Dlaczego miałyby liczyć się dla niego jej słowa, skoro jego własne dla nich nigdy nie miały znaczenia…?!
 
Ombrose jest offline  
Stary 01-10-2020, 14:16   #15
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Spoon wszedł pierwszy do pomieszczenia otwierając mocno drzwi. Klamka uderzyła o rząd metalowych szafek.
Wszystkie wydawały się otwarte, I puste w środku. Czarnoskóry kapłan właśnie poprawiał mankiety koszuli. W czasie gdy wampiry delektowały się krwią swych ofiar on zdążył się przebrać z czerwono złotej szaty. Teraz stał w eleganckich butach, spodniach na kant i koszuli. Odmieniony. Uśmiechnięty.


W żyłach Spoon czuł krew blondynki. Pełną adrenaliny. Udało się ją zastraszyć. Chciała uciekać. Szarpała się przerażona chcąc wyrwać się z klatki. Czuł to teraz w sobie. Czuł jej rezonas. Czuł kompletne nasycenie. Jak zawsze wtedy, gdy zabierał życie innym. Nie było przyjemniejszego uczucia dla wampira jak pełne nasycenie. Te noce nieskończonej przyjemności zawsze gdy posiadł czyjeś życie. Lepsze niż jakiekolwiek narkotyki. Lepsze niż jakikolwiek alkohol. I nic z tego co widział wokół, albo co słyszał nie mogło mu teraz popsuć humoru.

Pomieszczenie było wypełnione czarnymi workami z jakiegoś dziwnego tworzywa. Zdawały się błyszczeć jakby były ze skóry, jednak nikt z nich nie spotkał tak cienkiej skóry. Zresztą wyprawianie jej tak bardzo nie miałoby sensu. Wszystkie worki były wypchane po brzegi i zajmowały większą część podłogi.
Drugi do pomieszczenia wszedł Yusuf. Zbliżył się do Spoona i położył mu dłoń na ramieniu.
- Obżarstwo jest grzechem, niszczenie upraw gospodarza jest nieuprzejme, a brak kontroli nad swoimi impulsami jest żałosny. Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, nie zabijaj niewinnych tylko po to by zaspokoić swój głód. Bądź czymś więcej niż głodnym zwierzęciem.

Whiliam Spoon nie rozumiał tego co się stało. Nie miał pojęcia jak do tego doszło… ale czuł to wyraźnie, jak zawsze gdy do tego dochodziło. Bestia wypełzła ze swojej jamy domagać się krwi. Znowu był głodny.
Po chwili do pomieszczenia wchodziły kolejne wampiry. Posilone mniej lub bardziej. Przynajmniej częściowo zadowolone tak jak można być zadowolonym gdy znienawidzona teściowa spada w przepaść twoim nowiutkim samochodem. Dla dwójki z nich radość z picia krwi przyćmił fakt, że musieli się zniżyć do picia z tak nielubianych przez siebie naczyń.
Yufus czuł w swej krwi wyraźnie alkohol. Bardzo wyraźnie. Jednak jego ciało radziło sobie z tym i nie dawał po sobie poznać, żeby smak krwi go zaskoczył.

Tony’ego z kolei rozpierała energia. Bezdomny z którego pił najwyraźniej był pod wpływem jakichś środków odurzających. Albo raczej pobudzających, bo Włoch czuł się jak po wyjątkowo apetycznym potrójnym espresso.

Lady Montague czuła posmak w ustach, który najchętniej wyszorowała natychmiast. Rudowłosa nie dość, że była z niższych sfer, to jeszcze piła alkohol niskiej jakości. Jeżeli to było wino, to na pewno nie z dobrego rocznika. Niesmak był podwójny ale nie był w stanie przyćmić radości płynącej z wypicia krwi.

Podobnie rzecz miała się z Utamukeesem, który niemal zapomniał smaku ludzkiej krwi.

Qwerty zaspokoił w dużej mierze głód, ale jego umysł krążył myślami przy tajemniczym glifie oraz przy kielichu, którego magia powoli przygasała. Teraz leżał on w torbie na złożonej szacie kapłana. Jakby czekając na kolejny rytuał.
- Cieszę się, że żadne z was nie jest całe zbryzgane krwią. Oszczędzimy czas na prysznicu. Tutaj są ubrania. Jak widzicie jest tego sporo. Myślę, że każde z Was znajdzie coś dla siebie. Gdy już będziecie gotowi, to czekam na was na górze.
Zabrał ze sobą torbę i wyszedł przez drzwi na korytarz.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-10-2020, 15:50   #16
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
No i posiłek z blondynki pomógł. Na tyle że wspomnienia wróciły. To była... naprawdę dobra krew.

Był po niej szczęśliwy i doładowany na maksa. Pamiętał już towarzyszy i Mitre. No i powód dlaczego tu był. Uśmiechnął się do siebie. Tak… Musiał przyznać, że to w sumie był "cholernie dobry powód".

Nowa krew krążyła szybko… Uderzała przyjemnie do głowy. Zalały go wspomnienia, jego wspomnienia, cudownej kobiety. Kobiety która całowała jego szyje. A potem… Potem wgryzała się w nią. Pachniała… Pachniała opium. To był jej zapach.

I... Nawet nie poczuł ręki sędziego na ramieniu tylko nagłe przeszywające go do samych kości zimno. Spoon spojrzał na Yusufa wzrokiem całkowicie wyrwany z kontekstu. Miał bardzo wyraźne wrażenie, że mu coś zabrano. Coś bardzo cennego. I…. Po chwili chwycił go nagły chłód i ból głodu.

-Dlaczego? – zapytał skołowany i przestraszony. Starał się połapać w tych krótkich słowach jakie usłyszał… I momentalnie jak błyskawica uderzył w niego gniew, aż poczuł że cały zapłonął. „KARA?! ZA CO?!”. No nie zdzierży.

-Słucha sędzio! – ryknął na cały budynek czując jak ogrzewa go własny gniew.

-Ja przeważnie zabijam nie-win-nych! Już taką mam naturę taki już jestem. Od ZA-WSZE! - Ostatnie wywrzeszczał jeśli to możliwe jeszcze głośniej niż całą resztę. Trzęsł się ze złości, ale zapanował nad sobą i przywołał na twarz uśmiech, albo raczej… jego karykaturę.

-Ale serio… możesz sobie pogratulować „mędrcze" przez Ciebie śmierć tej dziewczyny poszła na marne a dziś zginie jeszcze jedna „niewinna niewiasta”, a może nawet więcej bo to był naprawdę parszywy dzień. Serio punkt dla ciebie masz cholerne zwycięstwo w walce ze złem tego świata. – chwycił worek jakby rozrywał człowieka.

Ubrania wysypały się na podłogę i na nich Spoon skupił swój gniew.

Ręce mu drżały i ze złości i z zimna. Ale goły stąd przecież nie wyjdzie.

Instynktownie szukał czarnych ubrań bo na nich nie było widać krwi. Najpierw wcisnął na siebie przetarte czarne dżinsy. Potem ciężkie glanopodobne buty i prosty czarny t-shirt.
No i wygrzebał jeszcze jakiś znoszony płaszcz. Bo było mu cholernie zimno. Nie to że płaszcz mógłby mu teraz pomóc, ale może jakimś cudem pomoże poczuć się chociaż odrobinę lepiej.

Ruszył wściekle na góry im szybciej odbębni to co ma tu zrobić tym szybciej coś zabije i znowu poczuje się względnie dobrze. No i do cholery gdzie była Brusilla powinna tu być?!!
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 04-10-2020 o 20:25.
Rot jest offline  
Stary 01-10-2020, 15:52   #17
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty spoglądał na torbę. Wyczuwał w niej magiczny kielich. Czuł się nim podekscytowany, choć magia naczynia przygasała. Ale i tak miał ochotę go ukraść. Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich chwil, zamieniał się w prawdziwego kleptomana. Był zaciekawiony. Jaka dokładnie magia ich wskrzesiła? Tak czysto teoretycznie, co by się stało, gdyby wlano im krew do przełyków bez tego całego rytuału? Czy nie powstaliby? Nie zbudziliby się? Takie pytania cisnęły się Uiopowi do głowy. Z natury bywał paranoikiem, więc miał ochotę zabrać kielich do jakiegoś znanego mu i zaufanego Tremera. Choć takich Qwerty nie pamiętał i wszyscy jego przyjaciele pewnie i tak już nie żyli.
„Psiakrew”, pomyślał, kiedy czarnoskóry zabrał swoją torbę, zanim zdołał się do niej zakraść. Spojrzenie Uiopa jasno zdradzało, że naprawdę nie był zachwycony. Ciężko westchnął i ruszył w stronę worków z ubraniami.

Wpierw założył bieliznę, bo normalni ludzie ją nosili, a on był kompletnie zwyczajny. Po czym zaczął przeglądać kolejne ubrania. W jego głowie pojawiła się myśl, że czuł się jak zawodnik jakiegoś konkursu telewizyjnego, który miał za zadanie ubrać się najlepiej przed wyjściem na wybieg. Dopiero po chwili zaczął się zastanawiać, skąd taka myśl pojawiła się w jego głowie, skoro nawet nie wiedział, czym była telewizja.

Miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Był szczupły i nieziemsko przystojny. Nie tylko w swoich własnych oczach. Posiadał nieco dłuższe, brązowe włosy. Przeszywające spojrzenie piwnych oczu. Przywiązywał dużą wagę do ubrań - chciał się dobrze prezentować. Zerknął na Katherine, która również przeglądała dostępną odzież. Wzrokiem rzucił jej wyzwanie. „Będę wyglądał lepiej od ciebie”, zdawał się chcieć przekazać. „Dostojniej. Bardziej majestatycznie. Jak prawdziwy książę. Przyćmię cię. To znaczy jeszcze bardziej niż dotychczas.” Wydął usta.

Błyskawicznie przejrzał wszystkie spodnie, aż znalazł te z najlepszego materiału. Były czarne, eleganckie. Następnie wybrał białą koszulę. Miała ładny, kwiatowy wzór pod mankietami, choć to nie było na pierwszy rzut widoczne. Wreszcie znalazł białą marynarkę pokrytą czarnym wzorem. Założył ją i od razu wiedział, że to dobry wybór. Z butami miał mały problem, bo posiadał dość dużą stopę, ale wnet znalazł odpowiednie.


Ale… wciąż czegoś brakowało.
Myślał i myślał.
Zaczął coraz szybciej i żwawiej wyrzucać ubrania na podłogę. Uśmiechnął się z podziękowaniem do Spoona, kiedy ten chciał mu pomóc i również zaczął rozrzucać ubrania i rozdzierać worki.
Wiedział, że pod spodem znajdzie się Ta Właśnie Rzecz. Musiała tu być. Przyzywała go. Nie mógł pozwolić, aby Ventrue pierwsza się do niej dobrała.
Wreszcie dostrzegł nieśmiały błysk sztucznych brylancików...

Eureka.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CZFScP4B4Q4&feature=youtu.be&ab_channel=Wa lleranaq[/media]

To był ładny, uroczy diadem. Na pewno nie ze złota i bez wątpienia nie kosztował zbyt wiele. Qwerty jednak czuł zachwyt. Wzór zdawał się dość filigranowy i może nawet misterny. Na pewno każda dziewczynka marzyłaby o czymś takim, ale wśród tych dziewczynek był również Uiop. Podniósł dłoń i nałożył go na czubek głowy.
Tak, to było to. Czuł, jak na wskroś przenika go elektryczny prąd. Qwerty potrzebował tego parszywego diademu prawie równie mocno co krwi. Na ten moment musiał wystarczyć. Potem zmieni go na lepszy model. Lecz do tej pory… będzie go nosił z dumą. Uśmiechnął się z wyższością do Katherine.
- A gdzie jest twoja korona? – zapytał.
Następnie obrócił się na pięcie zachwycony, że kompletnie ją zagiął. Ruszył na górę. Wahał się przez moment, ale doszedł do wniosku, że jeszcze nie pokaże breloka czarnoskóremu, dopóki nie będzie miał większej pewności, że może mu ufać. Na razie mało co do nich powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 01-10-2020 o 15:55.
Ombrose jest offline  
Stary 01-10-2020, 16:06   #18
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Dziecię Hakima spojrzało Spoonowi ostatni raz w oczy, gdy ten miotał w niego przekleństwami, po czym obrócił się bez słowa i zaczął przetrząsać fascynujące worki. Ich ścianki były tak niewyobrażalnie cienkie, a jednocześnie wytrzymałe... Na próbę spróbował się przez nie przebić, nie wymagało to większego wysiłku, ale zauważył że były o wiele oporniejsze na rozciąganie, niż na kłucie. Gdyby nie delikatne alkoholowe upojenie poświęciłby więcej czasu na przeglądanie ubrań, ale ostatecznie zdecydował się na prosty, utylitarny komplet.

Gdy wybierał swoje ubrania mieliście czas by mu się przyjrzeć. Jego ciało pokryte było bliznami, od prostych, przez poszarpane, po okrągłe. Wszystkich musiał nabawić się za życia, podobnie jak tatuażu na ramieniu. Przedstawiał łuk z muszkietem zamiast strzały. Był prosto wykonany i mocno starty. Burza siwiejących włosów okalała jego czaszkę, podobnie jak krótko przystrzyżona broda. Ta ostatnia miała w sobie pojedyncze śnieżnobiałe pasma.

Długie i grube bawełniane spodnie w kolorze ciemno oliwkowym leżały na nim dobrze, choć musiał wspomóc się paskiem by utrzymać je na miejscu. Wyglądało na to że współcześni ludzie byli nieco.. grubsi niż za jego czasów. Zastanawiał się czy jest to norma, czy też krawiec uszył je na zamówienie. Z zaciekawieniem obejrzał ich wnętrze przed założeniem. "H&M". Czyli dwóch krawców. Musiał przyznać że były wykonane solidnie, choć bez polotu. Ale też nie wymagał niczego więcej.

Do tego dobrał prostą, czarną koszulę bez stójki z długim rękawem, również spod ręki państwa "H&M", zapinaną na białe, plastikowe guziki. W wampirzym świecie mody tak naprawdę tylko dwa kolory miały większe znaczenie. Czarny, ponieważ nie było na jego tle widać krwi, w każdym razie nie z odległości i biały z wręcz przeciwnego powodu. Biel oznaczała że właściciel był tak pewien swych umiejętności i kontroli nad sytuacją że nie uroni nawet kropli życiodajnego płynu, lub też że ktoś zwyczajnie tą krew zaoferuje. W pewnym sensie był to wyraz statusu.

Zestaw uzupełnił prostą wojskową kurtką, z dwoma kieszeniami na piersi i dwoma na wysokości bioder w stylu tych noszonych przez oficerów w trakcie drugiej wojny światowej. Zieleń minimalnie odbiegała od tej na jego spodniach. Na ramionach nie miał żadnych oznaczeń oznajmiających posiadany stopień wojskowy. Na sam koniec dobrał ciemną czapkę, udającą turban i sięgające połowy łydki czarne oficerki.

Gdy w końcu wszystko założył wyprostował się, niemal jakby nabrał nowych sił. Nie był wysokim mężczyzną, ale w tym ubiorze zdawał się być wyższym. Wyglądał w tym profesjonalnie i naturalnie. Jakby noszenie munduru było dla niego normą.

Potoczył wzorkiem po wciąż ubierających się wampirach, a jego wzrok nabrał stali. Mieli zadanie do wykonania. Nie wiedział jeszcze jakie, ale z całą pewnością ich przebudzenie miało znaczenie. Jeśli nie życie go czegoś nauczyło to tego że nie było przypadków.

- Będę na was czekał u gospodarza. - oznajmił krótko i przeszedł przez kolejne drzwi, skupiając się na tym by alkohol w wypitej krwi nie wpłynął na jego kroki. Musiał go spłukać czymś innym.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 04-10-2020, 16:51   #19
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Gorsety – nazywane tutaj „stanikami” – urzekły ją kompletnie.

Oszalała na ich punkcie. Przymierzała coraz to kolejne modele, od prostych bawełnianych – noszonych, jak rozumiała, przez plebs - do coraz bardziej wymyślnych (jeden składał się wyłącznie z pasków koronki zaplątanych, losowo, jak się jej zdawało) wokół piersi. Ubrana wyłącznie w bransoletkę zabraną blondynce zakładała coraz to nowe cudeńka, jedno piękniejsze od drugiego.

Była właśnie przy modelu z pasków czarnej skóry (lubiła skórę), nabijanej metalem i połączonej łańcuszkami z czymś na kształt obroży (??) kiedy Qwerty przyszedł chwalić się swoim odpustowym diademem. Wyglądał.. hmm.. jak to Qwerty w diademie. Powstrzymała chęć zapięcia mu obroży, która właśnie trzymała w dłoni.

- Wyglądasz uroczo – zapewniła go. A potem zasłoniła twarz przedramieniem, gestem, który kiedyś podpatrzyła u aktorki w teatrze, odgięła głowę lekko do tyłu i dodała dramatycznym głosem: – Ach jakże żałuję, ze nie dane mi było przymierzyć tego cuda!

Potem oparła się o jego ramię, wspięła na place, aby dosięgnąć ustami do jego ucha. Była równie smukła jak Qwerty, zaokrąglona w miejscach, gdzie kobieta powinna być zaokrąglona, ale sporo niższa. Poczuła na swoich sutkach (nie wiedzieć czemu ten model stanika odsłaniał je kompletnie) szorstkość jego marynarki.
- Zdradzę ci tajemnicę – szepnęła. – Ta ruda dziewczyna miała w uszach kolczyki, które idealnie pasują do tego diademu. Myślę, że to komplet. Wyglądałabyś jeszcze bardziej uroczo. Majestatyczne.

Zostawiła go i wróciła do rzeczy na prawdę istotnej – przeglądania bielizny. Jedna rzecz ja niepokoiła – staniki wykonane były z jakiegoś dziwnego materiału. Nie znalazła ani jedwabiu, ani nawet satyny… Nawet koronki - było kilka modeli z koronkami – też były oszukane. Misternie wykonane, leciutkie , cieniusieńkie, ale nieprawdziwe. Jak sukienka dziewczyny, z której piła. Skrzywiła się na to wspomnienie.

Gdzieś jednak musiał być sklep, musiała być osoba, gorseciarka, która wykona jej takie cudo z prawdziwej koronki. Uśmiechnęła się, zadowolona. Choć jej biust nie potrzebował stanika, to w końcu wybrała jeden – mocno wycięty, a jednocześnie… zdziwiło ja to... piersi nie poruszały się zbytnio, kiedy się w niego ubrała!. Cóż za doskonały wynalazek! Od dziś będzie tylko tego używała do jazdy konnej.

Przegrzebała resztę worków. Dobrała pasujące majtki (pasujące, w kwestii koloru, do stanika). Nie była z nich zbytnio zadowolona, miały dziwny krój, który – to musiała przyznać – ładnie eksponował jej pośladki, nie zostawiał jednak ani krztyny pola do działania wyobraźni. I jak pod takie obcisłe majtki kochanek miał wsunąć delikatnie dłoń, aby dotknąć jej biodra? Spróbowała, były dość elastyczne, ale to jednak nie było to, co jedwabne, luźne dessous wykończone koronką.

Nie było też ani pończoch, ani pasa do pończoch, ani halki.
- Znakomicie – mruknęła sama do siebie, niezadowolona.

Odrzuciła wszystkie spodnie, choć spora część z wyglądały jak projektowane dla kobiet. Pamiętała, że niektóre kobiety lubiły nosić spodnie – ale ona postrzegała to jako prostackie i nieeleganckie.
Znalazła za to wysokie, czarne buty z miękkiej skóry, które sięgały jej do połowy uda. Skóra to szlachetny materiał. Do nich dobrała krótką , dopasowaną skórzaną kurtkę. Przymierzyła wszystko, pasowało doskonale, miała jednak wrażenie, że czegoś jej jeszcze brakuje…

Suknia!

W kolorze burgunda, długa, rozkloszowana, u góry obcisła, potem nieco szersza, wysoko rozcięta, na wąskich ramiączkach.

Tak. Teraz była gotowa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 04-10-2020 o 17:00.
kanna jest offline  
Stary 05-10-2020, 10:41   #20
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Czuł się zajebiście! Nawet bestia zwykle cisnąca boleśnie potylicę Brujaha, zdawała się niemal schować do swojej nory i Tony lubił myśleć, że ta nora jest głeboko w dupie. Perfekcyjne miejsce dla niej. Podgwizdując Binga Crosbieggo (tak to był niezły hicior w Londynie w czterdziestym) wszedł do pomieszczenia pełnego worków z mocnym postanowieniem, że skopie dupę Spoonowi, ale widząc już, że Yusuf ogarnia sprawę, ograniczył się do wymownego, karcącego spojrzenia mówiacego wyraźnie:

What a hell was that you bell end?!*


To było kretyńskie, bez wątpienia i barbarzyńskie. Coś czym Castelli się brzydził, ale z drugiej strony nie był od tego żeby matkować Whillowi. Głupich wampirów przecież nie siano zbyt często, zresztą Mitra z jakiegoś sobie dobrze znanego powodu wybrał Spoona, tak jak i resztę. Szkoda mu było bardzo tej niewinnej dziewczynny, ale życia jej mu jego żal nie zwróci. A skopanie dupy odpuścił, uzmysłowiwszy sobie, że jest o ponad głowę niższy od Spoona. Matka natura poskąpiła mu nie tylko wzrostu, ale i uczyniła go szczupłym i mikrym i zasadniczo, gdyby wskoczył w kobiece ciuchy mógłby śmiało uchodzić za niezgorszą pannę. Nawet zarostu nie miał porządnego. Nie to żeby panna nie mogła komuś dać po pysku. Co to to nie, ale pannom po prostu nie wypadało prać się po mordach jak dokerom w pubie. Ewentualne lanie zostawi turasowi i indiańcowi. Tak będzie lepiej i bezpieczniej, tym bardziej, że Spoon wydawało się zaraz wyjdzie z siebie i Yusuf będzie musiał mu sprzedać ostrzegawczą lepę. Do tego nie doszło na szczęście. Spoon wziął się energiczne przetrząsanie ubrań. W pewnym względzie zachowaywał się podobnie jak Tony, tyle, że Whilliama rozpierał gniew, a Tonego energia. Normalnie jakby wciągnął esspresso jakie serwował ktoś, kogo nie do końca pamiętał. Pomyślał:

Fuck! Nieźle to popieprzone. Nie pamiętam kto robił kawę, a pamiętam singiel Crosbieggo...

Nie było się nad czym zastanawiać. Trzeba się było jakoś ogarnąć w przyzwoite ciuchy. Tony zaczął przebierać w ubraniach. Pierwsza została mu w dłoniach brązowa, gruba wełniana marynarka z metką Marks i Spencer. To był już dobry punkt zaczepienia. Pamaiętał że Marks & Spencer mieli flagowy sklep przy Marble Arch i ucieszył się, że biznes dwóch panów przetrwał próbę czasu. Zawsze to była jakaś znajoma zahaczka. Zaraz potem wpadły mu czerwone kraciaste spodnie. Oliwkowa koszula w delikatny wzorek i brązowe półbuty za kostkę, idealne na deszczową londyńską pogodę uzupełniły garderobę. Ma się rozumieć wpadły do tego jeszcze jakieś skarpetki i gacie z dziwną gumką z napisem SuperDry (nie to żeby Tony się bał, że coś popuści, w koncu był martwy, ale takie zapewnienie na gumce od spodenek zdawały się byc gwarancją jakości). Sznytu dopełnił fido flat cap nadający Tonemu zawadiackiego, gangsterskiego looku.

Ubrał się energicznie. Spojrzał na siebie, wciąż mając przeczucie jakby to nie był do końca jego wygląd. Coś podpowiadało mu, że zwykł ubierać się nie tylko tak, ale też bardzo elegancko, tak, że mógłby stanąć przed samym królem Jerzym (choć zważywszy na rok, to już mu się pewnie dawno zmarło... God save the king) i nie zostać posądzony o niewłaściwy ubiór. Nie zaprzątał tym sobie teraz głowy. Stanął przed innymi i zawadiackim usmiechem powiedział do Katherine z najbardziej londyńskim akcentem:

- You look stunning treacle tart. - potem podpierając się pod boki dumnie spytał: - Not to bad geezahs, innit?**
* Bellend to po angielsku fiut. Co ciekawe np w USA nie kumają tego zwrotu.

**Treacle tart - znowu cockney = sweetheart. Taki zwrot nie jest obraźliwy, wręcz odwrotnie. Na ulicy często zwraca się nawet do nieznajomych i określa się ich np "love" lub "sweetheart". Także pani zwracająca się do mnie w sklepie "anything else honey?" jest czymś normalnym. Uzyłem jeszcze zwrotu innit, tutaj skrótu "is it not", ale także "isn't he/she", "aren't they" itp. Technicznie Tony nie powinien go uzyć, bo to dośc nowy zwrot slangowy, mający ciekawe pochodzenie, nie tylko jako skrót sam w sobie ale też wywodzący się równocześnie z hybrydy angielskiego i języków południowoazjatyckich. Uznałem jednak, że będzie brzmiało ciekawiej.

 

Ostatnio edytowane przez 8art : 05-10-2020 o 10:48.
8art jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172