30-09-2020, 11:22 | #11 |
Reputacja: 1 | Wprowadzony do drugiego pomieszczenia nawet nie zwrócił uwagę na to, że jest nagi. Starał się chłonąć wszystkie szczegóły nie tylko zrujnowanego pomieszczenia, ale przedewszystkim zebranych tu dla nich ludzi. To jak byli ubrani mogło zdradzić wiele szczegółów. Już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby zosrientować się Castellemu, że musiało minąć trochę czasu od zapadnięcia w letarg. Wtedy w latach czterdziestych noszono się innaczej, mniej wyzywająco, nawet robocze drelichy dokerów nie były tak futurystyczne, nie wspominając o butach. Na więcej nie miał czasu. Bestia widząc Williama wgryzjącego się brutalnie w szyję kobiety domagała się zwojego coraz bardziej natarczywie. Piekny, apetyczny zapach vitae tylko rozbudzał apetyt wygłodzonego wampira. Sam nie wiedział czemu podszedł do ludzi, gdzie już pożywiał się Yusuf i wgryzł się w szyję drugiego mężczyzny. Zaczął pić łąpczywie, fala orgazmicznej przyjemności rozlała się po ciele Brujaha, ale im dłużej zaspokajał głód i im bardziej jego Bestia była syta, tym bardziej zaczynał mieć wątpliwości do tego co właśnie czynił. Fucking hell... Przecież to żywy człowiek. Dlaczego mu to robisz? nie jesteś potworem... - Krzyk kobiety, z której pożywiał się William ustał nagle i Tony przestał się równie nagle pożywiać. Zlizał ranę i szepnął tylko: - I am really soz my china plate...* Facet patrzył na niego przymglonymi oczyma. Tony wiedział, że nic mu nie będzie, ale samemu, czuł się bardzo źle, choć fizycznie czuł jeszcze wciąż ekstazę pocałunku i życia rozchodzącego się swoim ciepłem po członkach. O ile do tej pory Tonemu wydawało się, że wszystko jest w porządku i wybudzenie z letargu obyło się dla niego pięknie i gładko, tak patrząc na zachwalaną przez kapłana kolację zaczynał mieć co do tego coraz większe wątpliwości. Coś nie pasowało mu w tej całej mało wykwintnej kolacji, ale nie mógł sobie przypomnieć co. Napewno nie zwykł się pożywiać w ten sposób. Czyżby był miał w jadłospisie zwierzęta? W ogóle zaczynał sobie zdawa sprawę, że w istocie nie pmaięta bardzo wielu szczegółów i świadomość ta gryzła go bardzo z tyły głowy. Odrwócił się i grożąc palcem wskazał na kapłana: - Lepiej żeby im się potem krzywda nie stała, ok? Ale już widział, że jego słowa są idiotycznie pozbawione sensu. Ofiara Spoona była już martwa, a wampir najwyraźniej zadowolony wychodził do kolejnego pomieszczenia. Tony miał ruszyć za nim, ale uznał, że zostanie na miejscu i dopilnuje, aby kobieta była jedyną ofiarą tej nocy. Coś innego przykuło jego uwagę. Spojrzał jeszcze na wciąż trzymaną w dłoniach lewą rękę mężczyzny, dostrzegając coś co przypominało zegarek, ale nie miało wskazówek. Na szklanym cyferblacie zmieniały się tylko liczby, zapewne podając godzinę. Ale w rogu znajdował się mały napis DATE. Tony odruchowo zagwizdał i pomyślał. Ładnie żeśmy pospali... Ostatnio edytowane przez 8art : 30-09-2020 o 11:52. |
30-09-2020, 22:50 | #12 |
Reputacja: 1 | Catherine wstała z gracją ze stołu i poszła za kapłanem. Brak stroju wydawał się jej nie peszyć – szła wyprostowana, pewna siebie, tak jakby nagość otulała ją równie szczelnie, jak elegancka suknia z najlepszego jedwabiu. Była przekonana, że nigdy nie nosiła innych. Posiłek.. przejechała spojrzeniem po zgormadzonych ludziach. Bestia w jej wnętrzu szarpnęła się i chciała skoczyć do przodu, ale po sekundzie przywarowała, jakby silna dłoń złapała ją za kark i przycisnęła do ziemi. Maniery przede wszystkim. Powąchała posiłek. Brud, spocone ciała, strach… Nie taki brud jak po polowaniu na bażanty, lub gonitwie na koniach, świeży, nasycony testosteronem, owijający ciało jak delikatne perfumy. Ten brud był stary, wżarty, stanowił część mężczyzn. Skrzywiła się, z wyraźnym wstrętem. Mężczyźni w niebieskich strojach, najniższa klasa, pracowali fizycznie, byli niewarci jej uwagi. Nikt dobrze urodzony nie para się pracą, Mężczyźni w brązowych płaszczach wyglądali na bezdomnych. Dreszcz obrzydzenia wstrząsnął jej ciałem. Samo patrzenie na nich było jak fizyczna tortura. Podobno płeć posiłku nie ma znaczenia, ale ona zawsze wolała pić z mężczyzn. Może dlatego, że zwykle bywali łatwiej dostępni? Łatwiej było się do nich zbliżyć, i jakoś tak układało się przez wieki, że status zwykle wiązał się z płcią. Męską. Oczywiście, postrzegała to jako jawną niesprawiedliwość. Przeniosła swoją uwagę na kobiety. Skupiła się na szczegółach ubioru, szukała ręcznych szwów, zwracała uwagę na strukturę materiału. Szczególnie ważne były buty – właściwie ten jeden, który się ostał. Skóra, dobrze wyprawiona, elegancki obcas… tak. Bransoletka na nadgarstku , złoto, wskazywało na jej stan. Druga dziewczyna, choć też pozornie elegancka, nie była warta jej uwagi. Sukienka wyglądała dobrze, ale uszyto ją z bardzo marnego materiału. Dodatkowo.. czy Catherine dobrze widziała? – dziewczyna miała w uszach kolczyki z jakiegoś.. tworzywa? Nie złota, platyny tylko czegoś innego? To było obrzydliwe. Uczyniła krok w stronę blondynki, ale Spoon – Whiliam – uświadomiła sobie, ze pamięta jego imię.. imiona ich wszystkich - był szybszy. Pił z dziewczyny, napawając się jej strachem i krzykiem. Zycie uciekło już z jej oczu. - Egoista – stwierdziła zimno. – Zapamiętam ci to. Głód jednak wymagał zaspokojenia… Przełamując się, uklękła obok rudej dziewczyny. Ta drżała, z jej ust wydobywały się przerażone piski. Wyglądała obrzydliwie, ale Catherine wiedziała, że musi się złamać. - Cii – przesunęła dłonią po policzku tamtej. Gest ten kosztował ją wiele, ale jedzenie nie powinno być zestresowane. To źle wpływa na smak krwi, Catherine zawsze dbała o miłą atmosferę w czasie posiłku. Zwykle samo dbanie o atmosferę było częścią posiłku, ale była zbyt głodna i zbyt obrzydzona swoim posiłkiem, aby zdobyć się na coś więcej. – Cii – spójrz na mnie, kochanie. Zaszła pomyłka. Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie będzie. Nadzieja zaświtała w oczach rudej dziewczyny. Catherine uśmiechnęła się uroczo a potem szybko wbiła kły w tętnicę tamtej. Dziewczyna nawet się nie zorientowała. Jęknęła cicho. Catherine piła, spokojnie delektując się posiłkiem. Czuła, jak krew dziewczyny zaczyna krążyć w jej ciele, nadając blask włosom i jędrność ciału. Przerwała dość szybko, jak tylko poczuła, że Bestia przymyka, nasycona, oczy. Umiar jest ważną cechą. Ruda jej nie smakowała, ale czasem trzeba przełożyć przeżycie jako takie nad upodobania kulinarne. Przesunęła językiem po rankach na szyi dziewczyny, zaleczając je. Delikatnie opuściła jej ciało na ziemię, pilnując, żeby głowa nie uderzyła w zimną podsadzkę. - Dziękuję kochanie – powiedziała. A potem ściągnęła bransoletkę z przegubu drugiej dziewczyny. Lubiła ładne rzeczy a blondynka... już nie będzie jej potrzebować. Podniosła się powoli, z gracją, przesunęła kciukiem po wargach, niezamierzenie zmysłowym gestem, pilnując żeby nie został na nich żaden ślad krwi. - Mam nadzieję, że znajdę coś do odziania się – powiedziała, przechodząc do kolejnego pomieszczenia.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
01-10-2020, 05:23 | #13 |
Reputacja: 1 |
__________________ The cycle of life and death continues. We will live, they will die. |
01-10-2020, 12:57 | #14 |
Reputacja: 1 |
|
01-10-2020, 14:16 | #15 |
Reputacja: 1 | Spoon wszedł pierwszy do pomieszczenia otwierając mocno drzwi. Klamka uderzyła o rząd metalowych szafek.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
01-10-2020, 15:50 | #16 |
Reputacja: 1 | No i posiłek z blondynki pomógł. Na tyle że wspomnienia wróciły. To była... naprawdę dobra krew. Był po niej szczęśliwy i doładowany na maksa. Pamiętał już towarzyszy i Mitre. No i powód dlaczego tu był. Uśmiechnął się do siebie. Tak… Musiał przyznać, że to w sumie był "cholernie dobry powód". Nowa krew krążyła szybko… Uderzała przyjemnie do głowy. Zalały go wspomnienia, jego wspomnienia, cudownej kobiety. Kobiety która całowała jego szyje. A potem… Potem wgryzała się w nią. Pachniała… Pachniała opium. To był jej zapach. I... Nawet nie poczuł ręki sędziego na ramieniu tylko nagłe przeszywające go do samych kości zimno. Spoon spojrzał na Yusufa wzrokiem całkowicie wyrwany z kontekstu. Miał bardzo wyraźne wrażenie, że mu coś zabrano. Coś bardzo cennego. I…. Po chwili chwycił go nagły chłód i ból głodu. -Dlaczego? – zapytał skołowany i przestraszony. Starał się połapać w tych krótkich słowach jakie usłyszał… I momentalnie jak błyskawica uderzył w niego gniew, aż poczuł że cały zapłonął. „KARA?! ZA CO?!”. No nie zdzierży. -Słucha sędzio! – ryknął na cały budynek czując jak ogrzewa go własny gniew. -Ja przeważnie zabijam nie-win-nych! Już taką mam naturę taki już jestem. Od ZA-WSZE! - Ostatnie wywrzeszczał jeśli to możliwe jeszcze głośniej niż całą resztę. Trzęsł się ze złości, ale zapanował nad sobą i przywołał na twarz uśmiech, albo raczej… jego karykaturę. -Ale serio… możesz sobie pogratulować „mędrcze" przez Ciebie śmierć tej dziewczyny poszła na marne a dziś zginie jeszcze jedna „niewinna niewiasta”, a może nawet więcej bo to był naprawdę parszywy dzień. Serio punkt dla ciebie masz cholerne zwycięstwo w walce ze złem tego świata. – chwycił worek jakby rozrywał człowieka. Ubrania wysypały się na podłogę i na nich Spoon skupił swój gniew. Ręce mu drżały i ze złości i z zimna. Ale goły stąd przecież nie wyjdzie. Instynktownie szukał czarnych ubrań bo na nich nie było widać krwi. Najpierw wcisnął na siebie przetarte czarne dżinsy. Potem ciężkie glanopodobne buty i prosty czarny t-shirt. No i wygrzebał jeszcze jakiś znoszony płaszcz. Bo było mu cholernie zimno. Nie to że płaszcz mógłby mu teraz pomóc, ale może jakimś cudem pomoże poczuć się chociaż odrobinę lepiej. Ruszył wściekle na góry im szybciej odbębni to co ma tu zrobić tym szybciej coś zabije i znowu poczuje się względnie dobrze. No i do cholery gdzie była Brusilla powinna tu być?!! Ostatnio edytowane przez Rot : 04-10-2020 o 20:25. |
01-10-2020, 15:52 | #17 |
Reputacja: 1 | Qwerty spoglądał na torbę. Wyczuwał w niej magiczny kielich. Czuł się nim podekscytowany, choć magia naczynia przygasała. Ale i tak miał ochotę go ukraść. Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich chwil, zamieniał się w prawdziwego kleptomana. Był zaciekawiony. Jaka dokładnie magia ich wskrzesiła? Tak czysto teoretycznie, co by się stało, gdyby wlano im krew do przełyków bez tego całego rytuału? Czy nie powstaliby? Nie zbudziliby się? Takie pytania cisnęły się Uiopowi do głowy. Z natury bywał paranoikiem, więc miał ochotę zabrać kielich do jakiegoś znanego mu i zaufanego Tremera. Choć takich Qwerty nie pamiętał i wszyscy jego przyjaciele pewnie i tak już nie żyli. Ostatnio edytowane przez Ombrose : 01-10-2020 o 15:55. |
01-10-2020, 16:06 | #18 |
Reputacja: 1 | Dziecię Hakima spojrzało Spoonowi ostatni raz w oczy, gdy ten miotał w niego przekleństwami, po czym obrócił się bez słowa i zaczął przetrząsać fascynujące worki. Ich ścianki były tak niewyobrażalnie cienkie, a jednocześnie wytrzymałe... Na próbę spróbował się przez nie przebić, nie wymagało to większego wysiłku, ale zauważył że były o wiele oporniejsze na rozciąganie, niż na kłucie. Gdyby nie delikatne alkoholowe upojenie poświęciłby więcej czasu na przeglądanie ubrań, ale ostatecznie zdecydował się na prosty, utylitarny komplet. Gdy wybierał swoje ubrania mieliście czas by mu się przyjrzeć. Jego ciało pokryte było bliznami, od prostych, przez poszarpane, po okrągłe. Wszystkich musiał nabawić się za życia, podobnie jak tatuażu na ramieniu. Przedstawiał łuk z muszkietem zamiast strzały. Był prosto wykonany i mocno starty. Burza siwiejących włosów okalała jego czaszkę, podobnie jak krótko przystrzyżona broda. Ta ostatnia miała w sobie pojedyncze śnieżnobiałe pasma. Długie i grube bawełniane spodnie w kolorze ciemno oliwkowym leżały na nim dobrze, choć musiał wspomóc się paskiem by utrzymać je na miejscu. Wyglądało na to że współcześni ludzie byli nieco.. grubsi niż za jego czasów. Zastanawiał się czy jest to norma, czy też krawiec uszył je na zamówienie. Z zaciekawieniem obejrzał ich wnętrze przed założeniem. "H&M". Czyli dwóch krawców. Musiał przyznać że były wykonane solidnie, choć bez polotu. Ale też nie wymagał niczego więcej. Do tego dobrał prostą, czarną koszulę bez stójki z długim rękawem, również spod ręki państwa "H&M", zapinaną na białe, plastikowe guziki. W wampirzym świecie mody tak naprawdę tylko dwa kolory miały większe znaczenie. Czarny, ponieważ nie było na jego tle widać krwi, w każdym razie nie z odległości i biały z wręcz przeciwnego powodu. Biel oznaczała że właściciel był tak pewien swych umiejętności i kontroli nad sytuacją że nie uroni nawet kropli życiodajnego płynu, lub też że ktoś zwyczajnie tą krew zaoferuje. W pewnym sensie był to wyraz statusu. Zestaw uzupełnił prostą wojskową kurtką, z dwoma kieszeniami na piersi i dwoma na wysokości bioder w stylu tych noszonych przez oficerów w trakcie drugiej wojny światowej. Zieleń minimalnie odbiegała od tej na jego spodniach. Na ramionach nie miał żadnych oznaczeń oznajmiających posiadany stopień wojskowy. Na sam koniec dobrał ciemną czapkę, udającą turban i sięgające połowy łydki czarne oficerki. Gdy w końcu wszystko założył wyprostował się, niemal jakby nabrał nowych sił. Nie był wysokim mężczyzną, ale w tym ubiorze zdawał się być wyższym. Wyglądał w tym profesjonalnie i naturalnie. Jakby noszenie munduru było dla niego normą. Potoczył wzorkiem po wciąż ubierających się wampirach, a jego wzrok nabrał stali. Mieli zadanie do wykonania. Nie wiedział jeszcze jakie, ale z całą pewnością ich przebudzenie miało znaczenie. Jeśli nie życie go czegoś nauczyło to tego że nie było przypadków. - Będę na was czekał u gospodarza. - oznajmił krótko i przeszedł przez kolejne drzwi, skupiając się na tym by alkohol w wypitej krwi nie wpłynął na jego kroki. Musiał go spłukać czymś innym. |
04-10-2020, 16:51 | #19 |
Reputacja: 1 | Gorsety – nazywane tutaj „stanikami” – urzekły ją kompletnie. Oszalała na ich punkcie. Przymierzała coraz to kolejne modele, od prostych bawełnianych – noszonych, jak rozumiała, przez plebs - do coraz bardziej wymyślnych (jeden składał się wyłącznie z pasków koronki zaplątanych, losowo, jak się jej zdawało) wokół piersi. Ubrana wyłącznie w bransoletkę zabraną blondynce zakładała coraz to nowe cudeńka, jedno piękniejsze od drugiego. Była właśnie przy modelu z pasków czarnej skóry (lubiła skórę), nabijanej metalem i połączonej łańcuszkami z czymś na kształt obroży (??) kiedy Qwerty przyszedł chwalić się swoim odpustowym diademem. Wyglądał.. hmm.. jak to Qwerty w diademie. Powstrzymała chęć zapięcia mu obroży, która właśnie trzymała w dłoni. - Wyglądasz uroczo – zapewniła go. A potem zasłoniła twarz przedramieniem, gestem, który kiedyś podpatrzyła u aktorki w teatrze, odgięła głowę lekko do tyłu i dodała dramatycznym głosem: – Ach jakże żałuję, ze nie dane mi było przymierzyć tego cuda! Potem oparła się o jego ramię, wspięła na place, aby dosięgnąć ustami do jego ucha. Była równie smukła jak Qwerty, zaokrąglona w miejscach, gdzie kobieta powinna być zaokrąglona, ale sporo niższa. Poczuła na swoich sutkach (nie wiedzieć czemu ten model stanika odsłaniał je kompletnie) szorstkość jego marynarki. - Zdradzę ci tajemnicę – szepnęła. – Ta ruda dziewczyna miała w uszach kolczyki, które idealnie pasują do tego diademu. Myślę, że to komplet. Wyglądałabyś jeszcze bardziej uroczo. Majestatyczne. Zostawiła go i wróciła do rzeczy na prawdę istotnej – przeglądania bielizny. Jedna rzecz ja niepokoiła – staniki wykonane były z jakiegoś dziwnego materiału. Nie znalazła ani jedwabiu, ani nawet satyny… Nawet koronki - było kilka modeli z koronkami – też były oszukane. Misternie wykonane, leciutkie , cieniusieńkie, ale nieprawdziwe. Jak sukienka dziewczyny, z której piła. Skrzywiła się na to wspomnienie. Gdzieś jednak musiał być sklep, musiała być osoba, gorseciarka, która wykona jej takie cudo z prawdziwej koronki. Uśmiechnęła się, zadowolona. Choć jej biust nie potrzebował stanika, to w końcu wybrała jeden – mocno wycięty, a jednocześnie… zdziwiło ja to... piersi nie poruszały się zbytnio, kiedy się w niego ubrała!. Cóż za doskonały wynalazek! Od dziś będzie tylko tego używała do jazdy konnej. Przegrzebała resztę worków. Dobrała pasujące majtki (pasujące, w kwestii koloru, do stanika). Nie była z nich zbytnio zadowolona, miały dziwny krój, który – to musiała przyznać – ładnie eksponował jej pośladki, nie zostawiał jednak ani krztyny pola do działania wyobraźni. I jak pod takie obcisłe majtki kochanek miał wsunąć delikatnie dłoń, aby dotknąć jej biodra? Spróbowała, były dość elastyczne, ale to jednak nie było to, co jedwabne, luźne dessous wykończone koronką. Nie było też ani pończoch, ani pasa do pończoch, ani halki. - Znakomicie – mruknęła sama do siebie, niezadowolona. Odrzuciła wszystkie spodnie, choć spora część z wyglądały jak projektowane dla kobiet. Pamiętała, że niektóre kobiety lubiły nosić spodnie – ale ona postrzegała to jako prostackie i nieeleganckie. Znalazła za to wysokie, czarne buty z miękkiej skóry, które sięgały jej do połowy uda. Skóra to szlachetny materiał. Do nich dobrała krótką , dopasowaną skórzaną kurtkę. Przymierzyła wszystko, pasowało doskonale, miała jednak wrażenie, że czegoś jej jeszcze brakuje… Suknia! W kolorze burgunda, długa, rozkloszowana, u góry obcisła, potem nieco szersza, wysoko rozcięta, na wąskich ramiączkach. Tak. Teraz była gotowa.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 04-10-2020 o 17:00. |
05-10-2020, 10:41 | #20 |
Reputacja: 1 | Czuł się zajebiście! Nawet bestia zwykle cisnąca boleśnie potylicę Brujaha, zdawała się niemal schować do swojej nory i Tony lubił myśleć, że ta nora jest głeboko w dupie. Perfekcyjne miejsce dla niej. Podgwizdując Binga Crosbieggo (tak to był niezły hicior w Londynie w czterdziestym) wszedł do pomieszczenia pełnego worków z mocnym postanowieniem, że skopie dupę Spoonowi, ale widząc już, że Yusuf ogarnia sprawę, ograniczył się do wymownego, karcącego spojrzenia mówiacego wyraźnie: What a hell was that you bell end?!* To było kretyńskie, bez wątpienia i barbarzyńskie. Coś czym Castelli się brzydził, ale z drugiej strony nie był od tego żeby matkować Whillowi. Głupich wampirów przecież nie siano zbyt często, zresztą Mitra z jakiegoś sobie dobrze znanego powodu wybrał Spoona, tak jak i resztę. Szkoda mu było bardzo tej niewinnej dziewczynny, ale życia jej mu jego żal nie zwróci. A skopanie dupy odpuścił, uzmysłowiwszy sobie, że jest o ponad głowę niższy od Spoona. Matka natura poskąpiła mu nie tylko wzrostu, ale i uczyniła go szczupłym i mikrym i zasadniczo, gdyby wskoczył w kobiece ciuchy mógłby śmiało uchodzić za niezgorszą pannę. Nawet zarostu nie miał porządnego. Nie to żeby panna nie mogła komuś dać po pysku. Co to to nie, ale pannom po prostu nie wypadało prać się po mordach jak dokerom w pubie. Ewentualne lanie zostawi turasowi i indiańcowi. Tak będzie lepiej i bezpieczniej, tym bardziej, że Spoon wydawało się zaraz wyjdzie z siebie i Yusuf będzie musiał mu sprzedać ostrzegawczą lepę. Do tego nie doszło na szczęście. Spoon wziął się energiczne przetrząsanie ubrań. W pewnym względzie zachowaywał się podobnie jak Tony, tyle, że Whilliama rozpierał gniew, a Tonego energia. Normalnie jakby wciągnął esspresso jakie serwował ktoś, kogo nie do końca pamiętał. Pomyślał: Fuck! Nieźle to popieprzone. Nie pamiętam kto robił kawę, a pamiętam singiel Crosbieggo... Nie było się nad czym zastanawiać. Trzeba się było jakoś ogarnąć w przyzwoite ciuchy. Tony zaczął przebierać w ubraniach. Pierwsza została mu w dłoniach brązowa, gruba wełniana marynarka z metką Marks i Spencer. To był już dobry punkt zaczepienia. Pamaiętał że Marks & Spencer mieli flagowy sklep przy Marble Arch i ucieszył się, że biznes dwóch panów przetrwał próbę czasu. Zawsze to była jakaś znajoma zahaczka. Zaraz potem wpadły mu czerwone kraciaste spodnie. Oliwkowa koszula w delikatny wzorek i brązowe półbuty za kostkę, idealne na deszczową londyńską pogodę uzupełniły garderobę. Ma się rozumieć wpadły do tego jeszcze jakieś skarpetki i gacie z dziwną gumką z napisem SuperDry (nie to żeby Tony się bał, że coś popuści, w koncu był martwy, ale takie zapewnienie na gumce od spodenek zdawały się byc gwarancją jakości). Sznytu dopełnił fido flat cap nadający Tonemu zawadiackiego, gangsterskiego looku. Ubrał się energicznie. Spojrzał na siebie, wciąż mając przeczucie jakby to nie był do końca jego wygląd. Coś podpowiadało mu, że zwykł ubierać się nie tylko tak, ale też bardzo elegancko, tak, że mógłby stanąć przed samym królem Jerzym (choć zważywszy na rok, to już mu się pewnie dawno zmarło... God save the king) i nie zostać posądzony o niewłaściwy ubiór. Nie zaprzątał tym sobie teraz głowy. Stanął przed innymi i zawadiackim usmiechem powiedział do Katherine z najbardziej londyńskim akcentem: - You look stunning treacle tart. - potem podpierając się pod boki dumnie spytał: - Not to bad geezahs, innit?** Ostatnio edytowane przez 8art : 05-10-2020 o 10:48. |