Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2021, 21:24   #211
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Próba intelektu. Tura 0

Nie było nic złego w wygrywaniu, czy też byciu na czele w konkurencji. Na tym właśnie polegało współzawodnictwo. Mimo to Qwerty poczuł się po prostu źle, biorąc udział w tym wszystkim. Nawet nie ze względu na to, że przegrali w dziedzinie sztuki. Czuł smutek z powodu lady Moorhampton. Było mu jej naprawdę szkoda. Najpierw Whiliam rozorał jej paskudnie gardło, po czym ta przegrała z kretesem na polu, w którym powinna była dominować. No i nic dziwnego. Nawet wampir nie był w stanie tak po prostu oddać się sztuce w momencie, kiedy tak straszliwe rany kaleczyły jego ciało. Co więcej wszyscy wokół zdawali się kompletnie odcięci od tego okropnego spektaklu przemocy, którego doświadczyła Kainitka. Najbardziej dziwił się Annie, która przecież była człowiekiem. Czyż była świadkiem takich przerażających obrazów każdego dnia i nie robiły już na niej żadnego wrażenia? Qwerty poczuł mdłości, kiedy zaczęła wiwatować i śpiewać szanty z Cardozą. Jak gdyby nigdy nic.

Zadrżał. Żyli w świecie, w którym elegancka gra na instrumencie, taniec, recytacja poematów… to wszystko nie miało znaczenia. Wystarczyło zaśpiewać kilka pijackich, marynarskich piosenek, aby naprawdę chwycić ludzi za serca. Najwyraźniej im niższa i mniej wyrafinowana sztuka, tym bardziej popularna. Qwerty na pewno nie byłby tak negatywnie nastawiony, a może nawet zaklaskałby do rytmu… gdyby nie to, że wciąż było mu szkoda lady Moorhampton. I nawet nie wiedział czemu.

Zastanawiał się i w końcu zrozumiał. Utożsamiał się z nią. Choć nie powinien. Toreadorowie należeli do wyższych klanów. Jeżeli dostawali w kość, to pewnie im się należało. A jednak w sposób w jaki Brujah Whiliam… czy może Ventrue Valerius brutalnie potraktował ją w pojedynku… to sugerowało duży brak szacunku. Niegdyś ludzie pojedynkowali się na stępione miecze. Często pokrywali je kredą, aby jej ślad pozostawał widoczny na ciele uderzonego przeciwnika. A tutaj miała miejsce naprawdę widowiskowa, ale przede wszystkim brutalna scena, która została mocno przesadzona. W następnej kolejności kazano lady grać na pianinie, po czym Anna nie poświęciła jej ani słowa uznania. W jej mniemaniu nie zasłużyła sobie nawet na honorową wzmiankę. Krew zaczęła gotować się w ciele Uiopa. Tak nie należało postępować. Nie było w tym najmniejszej przyzwoitości.

Następnie czekała ich piętnastominutowa przerwa. Qwerty wyszedł na korytarz i zaczął przechadzać się tam i z powrotem. Poświęcał wiele myśli lady Moorhampton, jednak prawda wyglądała tak, że może należało zacząć martwić się o swoją własną drużynę. Wcale nie byli na prowadzeniu po poprzednim konkurencjach i Uiop zrozumiał, że nadszedł Test Intelektu. Poczuł tremę. Nie uważał się wcale za głupią osobę, jednak konkurencja zdawała się na wysokim poziomie. Porażki w poprzednich turach wcale nie wspomagały morale. Nie chciał zawieść. W pierwszej chwili zmagał się z dylematem moralnym, prędko jednak doszedł do konsensusu. To był konkurs, mający wyłonić najlepszy klan. Nie było więc powodu, aby się powstrzymywać i nie wykorzystywać dostępnych sobie Dyscyplin. Czy to naprawdę było oszustwo? Jeśli tak, to w teście walki Spokrewnieni również nie powinni byli z nich korzystać. A rzecz jasna posługiwali się nimi.

Qwerty znalazł miejsce za jakże gustowną dekoracyjną zbroją rycerza. Oparł się o ścianę i skoncentrował. Kazał Vitae prędzej krążyć w swoim ciele. Wnet coraz większa ilość czerwonego składnika zaczęła zbierać się w białkach jego oczu. Musiał zobaczyć przyszłość. Musiał poznać przebieg konkurencji. Skoncentrował się.


Wnet znalazł się w innym miejscu. Przypominało bibliotekę. Ten pierwszy test intelektu zdany. Choć znaczna liczba książek na półkach nieco ułatwiała wyciągnięcie wniosku. Anna przechadzała się pomiędzy przypadkowymi regałami i w pewnym momencie chwyciła jeden z woluminów. Przez chwilę wczytywała się w niego, aż wreszcie zadała pytanie.
- Pytanie z kategorii Nauka - powiedziała Anna. - Jego przedmiotem będzie zwierciadlany teleskop Newtona. Co jest powszechnie uznaną wadą jego konstrukcji i z czym się wiąże?

Qwerty nie miał pojęcia. Co więcej, to pytanie było bez wątpienia wzięte prosto z tekstu i mogłaby odpowiedzieć na nie jedynie osoba, która zapamiętała cały fragment od deski do deski. Wizja zakończyła się, a Uiop prędko przemknął korytarzem w stronę biblioteki. Była niestrzeżona i pusta, jako że Anna jeszcze nie zapowiedziała, gdzie dokładnie będzie miała miejsce konkurencja. Nikomu nie powinno przyjść do głowy, aby tutaj przyjść. Uiop odnalazł wolumin i przeczytał gotowe zdanie.

Cytat:
Wadą konstrukcji jest spora długość tubusu, odpowiadająca ogniskowej zwierciadła głównego. Dlatego też najczęściej stosuje się ją w przypadku małej lub średniej wielkości przyrządu.
Uiop nauczył się tych dwóch zdań tak, jak małe dziecko uczyło się wierszyka. W całości na pamięć. Następnie wymknął się z biblioteki. Ruszył w stronę pozostałych Spokrewnionych. Pech chciał, że natknął się na lady Moorhampton. Qwerty już chciał przejść obok, ale przystanął w pół kroku. Czuł się źle. Miał wrażenie, że cokolwiek nie zrobi… jakkolwiek nie postąpi… i tak będzie potępiony.

Z jednej strony czuł smutek oraz chęć zadośćuczynienia. Honor kazał mu porozmawiać z Toreadorką i przynajmniej przeprosić za rozoranie jej gardła. Malkaviana nie obchodziło to, że z perspektywy wampirzycy to wszystko zrobił Valerius. Ważne było to, jak fatalnie sama się czuła i już bez znaczenia, kto dokładnie ten stan wywołał. Qwerty’ego nawiedziło poczucie odpowiedzialności zbiorowej za zachowanie Spoona.

Jednak z drugiej strony nie mógł podkopać starań innych Heroldów oraz swoich własnych, próbą pomocy Toreadorce. Podejście do niej smakowałoby niczym zdrada sprzymierzeńców Qwerty’ego. Najwyraźniej czasami nie udało uniknąć się wyrzutów sumienia. Można jednak było zdecydować, co dokładnie je wywoła.

Uiop westchnął i podszedł do Kainitki.
- Miło mi, że udało nam się spotkać pomiędzy Próbami, lady Moorhampton - rzekł. - Trzeba przyznać, że rywalizacja jest prawdziwie zacięta, czyż nie? - zawiesił głos.
Czuł się bardzo niezręcznie. Teraz, kiedy klanowe szaleństwo nie wrzało w jego żyłach, nie miał pojęcia, jakich słów powinien użyć.
- Przykro mi z powodu ran, które pani odniosła. Jak wiadomo, niekiedy Bestia sprawia, że Spokrewnionego poniesie wściekłość, nad którą ciężko zapanować. Oczywiście to żadne usprawiedliwienie. Kainici od wieków postępują w sposób niegodny, po czym obwiniają tego niewidzialnego potwora znajdującego się w naszych sercach. Przykro mi, że i dzisiaj przejął kontrolę, doszedł do głosu - mówił Qwerty. - Zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby nie to niegodne zachowanie, druga próba mogłaby przebiec zupełnie inaczej. Poniekąd czuję się odpowiedzialny za niepomyślność pani wystąpienia. Proszę mi to wybaczyć - dodał.

Już zamierzał odejść, ale uznał, że to były tylko puste słowa, które nic nie znaczyły dla Toreadorki. W żaden sposób nie mogły jej pomóc. Westchnął i pozostał jeszcze przez moment.
- Wydaje mi się, że rozsądne będzie z pani strony, jeśli zaskarży pani formułę konkursu. Test walki nie powinien mieć miejsce przed testami umysłowymi, gdyż faworyzuje to Kainitów obdarzonych w sposób fizyczny. Ciężko jest spodziewać się, że dana osoba będzie pięknie oddawała się sztuce lub wejdzie na wyżyny intelektu, jeżeli wcześniej została poddana brutalnej agresji. Myślę, że ciężko będzie spierać się z tym argumentem - rzekł Qwerty. - Co więcej…
Nachylił się i wyszeptał wprost do jej ucha odpowiedź na pytanie dotyczące teleskopu Newtona. Następnie odsunął się i uśmiechnął blado do Moorhampton.
- Mam nadzieję, że to nieco złagodzi niesmak, jaki odczuwa pani po poprzednich konkurencjach. Oczywiście, to niewiele… ale przynajmniej już coś. Jakiś początek. Podzieliłem się tym z panią w dobrej wierze.
Malkavian odchrząknął, skłonił się, pożegnał i odszedł.

Miał nadzieję, że rzeczywiście chodziło mu o honorowe postępowanie, a nie fakt, że Qwerty tracił głowę dla co drugiej napotkanej Kainitki. Westchnął ciężko. Wcale nie czuł się lepiej, jednak nie mógł inaczej postąpić. Przed chwilą wygłosił na balu przemowę dotyczącą tego, że Spokrewnieni powinni się nawzajem wspierać i odnosić się do siebie z większym szacunkiem. Oczywiście, był wtedy na haju, jednak w gruncie rzeczy zgadzał się z przesłaniem. Po prostu chciał być w zgodzie z sobą. Choć kiedy wrócił do pozostałych Heroldów, i tak poczuł nieznośne gniecenie w żołądku…
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 14-04-2021 o 00:31.
Ombrose jest offline  
Stary 14-04-2021, 13:52   #212
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wnet nadszedł czas konkurencji i wszyscy zebrali się w bibliotece. Qwerty zastanawiał się, czy kiedykolwiek wcześniej znalazł się w podobnej sytuacji. Oczywiście nie wiedział. Nie miał dostępu do swoich wspomnień. Dlatego też rozmyślał. Kim był jako śmiertelnik i w początkowych latach swojego nieżycia? Czy prowadził naukowe dyskusje? Zaczytywał się w starych, zakurzonych księgach? Nie miał pojęcia. Wcale nie czuł się osobą obdarzoną wielką wiedzą. Spojrzał na pozostałych Heroldów. Miał nadzieję, że mu pomogą. Większość z nich była wykończona po poprzednich konkurencjach, jednak Malkavian liczył na to, że będą uważać. Przeniósł wzrok na Annę, która rozpoczęła swoją przemowę. Wnet dokończyła wstęp i nadszedł czas pierwszego pytania.

Qwerty’ego nawiedziło uczucie deja vu. Już wcześniej widział, jak Bowsley przechadzała się nonszalancko po pomieszczeniu. Jak spoglądała na kolejne regały, zastanawiając się, którą książkę wybrać. Budowała napięcie. Uiop nienawidziłby jej za ten dramatyzm, gdyby nie był tak bardzo w jego stylu. Wnet Anna znudziła się kluczeniem między starymi tomami i zdecydowała się na jeden z nich. Uiop westchnął, powtarzając w myślach dwa zdania, których nauczył się na temat teleskopu. Miał nadzieję, że Bowsley zadowoli, jeżeli po prostu je wypowie i nie będzie dopytywać o szczegóły. I broń Boże niech nie każe mu niczego wyjaśniać.

Wnet szlachcianka przemówiła.
- Co jest najczęstszą przyczyną melancholii? Podam cztery możliwości. Proszę wybrać jedną. Nadmierna ilość czarnej żółci. Nadmierna ilość flegmy. Ciężki grzech na sumieniu i brak stanu łaski uświęcającej. A może zły duch?

Malkavian zamrugał powoli. Z jakiegoś powodu był pewny, że wizja, której doświadczył w korytarzu, będzie dotyczyć początku Próby. Wyrzuci z siebie zapamiętane zdanie i będzie po wszystkich. Poczuł się jak głupiec, że nie przygotował się na pytanie z innej konkurencji.
“Musisz dobrze odpowiedzieć”, pomyślał. Ale tym jedynie bardziej się zdekoncentrował. Czuł powoli narastający stres. Spojrzał na pozostałych Heroldów, zastanawiając się, czy może znali odpowiedź.

Yusuf zauważył brak zdecydowania jego współtowarzysza. Z odrobiną niepokoju obserwował jak pozostali “uczestnicy” turnieju zapisywali swoje odpowiedzi na kartkach, które pieczołowicie składali wpół. Lady Anne czekała już tylko na nich. Wziął krótki wdech i wydech w ludzkim odruchu.

- Czarna żółć - wyszeptał do Qwertego - To pytanie z pogranicza medycyny i wiedzy sekretnej, krew osób smutnych, z depresją ma rezonans melancholiczny, a to wiąże się z nadmiarem czarnej żółci.

Uiop w pierwszej chwili zastygł z piórem umieszczonym tuż nad kartką. Kiedy jednak Cetin odezwał się, odpowiedź wydała się mu oczywista. Oczywiście musiało chodzić o jedną z substancji, natomiast flegma dotyczyła flegmatyków. Z wdzięcznością skinął głową, zapisał prędko dwa słowa, po czym oddał kartkę Annie. Na koniec uśmiechnął się do niej neutralnie.

Wnet księżna odeszła i zaczęła sprawdzać odpowiedzi. Wszyscy odpowiedzieli prawidłowo, nie licząc Cardozy. Najwyraźniej melancholia gryzła się z marynarskimi szantami. Żeglarz rzecz jasna nie mógł wiedzieć nic na jej temat. Qwerty uśmiechnął się z przekąsem. Wciąż nie wybaczył mu zwycięstwa w poprzedniej dyscyplinie. Potem jednak skoncentrował się na słowach Anny. Wszystko wskazywało na to, że zła odpowiedź wiązała się z automatyczną przegraną. Nie chodziło o zebranie jak największej liczby punktów. Każde kolejne pytanie było na wagę złota i decydowało o być, albo nie być.

Anna znów zaczęła spacerować wśród regałów, aż jej uwagę spoczęła na jednym z woluminów. Uiop odetchnął z ulgą. Tym razem nie mógł się pomylić. Bowsley zapyta o teleskop. Nie było wątpliwości. Zaczął powtarzać w myślach dwa zdania wyjęte żywcem z tekstu.

- Pozwolisz? - wyszeptał Yusuf, kładąc rękę na ramieniu Uiopa. - Musimy wyeliminować Nafeesę, mam na to sposób. - dodał przejmując “kierownicę”. To pytanie było ewidentnie o wiele trudniejsze, ponieważ większośc wampirów wciąż głowiła się nad odpowiedzią. Sędzia wyczuł moment gdy uwaga wszystkich była skupiona na kartach w ich dłoniach i wsłuchał się w rytm Vitae, podobnie jak zrobił to na balu u Anne.

Natychmiast wyczuł unikalne aury, unikalne zapachy i charakterystyki otaczających go wampirów, ale celował tylko w jedną z nich. W Nafeesę. Skupił swoją Vitae i wzbudził w niej swego rodzaju rezonans, “sparował” ją z tą płynącą w żyłach Nafeesy i tytanicznym wysiłkiem woli zmusił ją do nagłej, ale i bezużytecznej eksplozji energii. Krótko mówiąc zwiększył jej Głód i pobudził jej Bestię.

Nafeesa warknęła, pióro pękło w jej dłoniach, a kły wysunęły się z słyszalnym dla wszystkich trzaskiem.

- To wszystko. - wyszeptał Yusuf, oddając prowadzenie Malkavianinowi.

Qwerty skinął mu głową. Zaskoczyło go to, jak ładnie razem współpracowali. Wcześniej obawiał się, że będzie musiał sam zmierzyć się z szalonymi pytaniami Anny, która spodziewała się, że każdy wampir posiadał z tyłu głowy zapisaną całą jej bibliotekę. Doszedł do wniosku, że ta Próba dotyczyła chyba bardziej sprytu, niż faktycznego intelektu. Nie było nic inteligentnego w memoryzowaniu niezliczonej liczby ksiąg. Nafeesa jednak mogła wiedzieć nieco więcej o teleskopach, jeśli tylko interesowała się astronomią. W tych czasach to musiała być jedna z głównych nauk. Cetin mądrze postąpił, atakując ją. Z boku wyglądało to tak, jak gdyby Kainitka wściekła się z powodu swojej niewiedzy. Jej kałamarz wywrócił się, zalewając kartkę atramentem. Anna podeszła i spojrzała na nią. Brwi Bowsley ruszyły w górę.
- Obawiam się, że to niewłaściwa odpowiedź na pytanie - mruknęła, szydząc z ogromnego kleksu.

Uiop w tym czasie zapisał wszystkie słowa, po czym oddał odpowiedź. Cieszyło go to, że nie musiał już pamiętać tych dwóch niezrozumiałych zdań. Wnet w konkurencji pozostał już tylko on oraz lady Moorhampton. Qwerty uśmiechnął się do niej lekko, po czym przeniósł wzrok z powrotem na Annę. Chciał, aby Toreadorka poczuła się nieco lepiej, ale nie kosztem ich zwycięstwa. Musieli raz jeszcze prawidłowo odpowiedzieć.

Anna zainteresowała się w tym momencie dziedziną Okultyzmu. Chwilę szukała odpowiednich książek, po czym otworzyła jedną z nich na losowej stronie.

- Mamy tylko dwójkę uczestników, więc zmienimy formę konkursu. Odpowiedź ustna, różne pytania do momentu aż wyeliminujemy jedno z państwa. - oznajmiła Anna - Lady Morhampton. Proszę mi powiedzieć jakie znaczenie ma pierścień atlantów i jakie przypisuje się mu moce?

Yusuf nie skupiał się na tym pytaniu, ani na odpowiedzi jakiej udzielała druga wampirzyca. Zamiast tego zbliżył się do Qwertego
- To moja dziedzina, zrelaksuj się. Gładko nam pójdzie. - rzucił, a Morhampton skończyła odpowiadać.
Uiop skinął głową i faktycznie uspokoił się. Pewność siebie Cetina dodawały otuchy. Co więcej, Qwerty również posiadał nieco wiedzy w tym zakresie. Nie powinni mieć problemu.

- Tak, wyśmienicie, wspaniała odpowiedź. Lordzie Valeriuse… - zaczęła Anne, kartkując księgę - Proszę wymienić z imienia bezpośrednich potomków Kaina i pokrótce ich opisać.

- Trywialne pytanie, Lady Anne. - rzucił Yusuf ustami Valeriusa - Jego pierwszym potomkiem był naturalnie Enoch, zwany również jako Mądry, władca Pierwszego Miasta. Stał się drugim spokrewnionym chodzącym po obliczu ziemi. Początkowo był władcą miasta, które oddawało cześć Kainowi jak bogowi. Pożądający mocy i władzy jaką posiadał Kain wybłagał u niego prawo spokrewnienia. Lecz bycie jedynym nowym wampirem nie było dla niego satysfakcjonujące. Minęły setki lat, a Enoch był sam, jego rodzina i przyjaciele umierali, podczas gdy on wciąż władał Pierwszym Miastem w imieniu naszego Ojca. Wtedy wybłagał drugą przysługę. Brata. Przyjaciela. Kogoś kto wspomógłby go w wielkim dziele i służył za filar na którym Miasto mogłoby stać. - Yusuf mówił spokojnie i gładko, był pewien swojej wiedzy.

- Drugim dzieciem Kaina był Irad, zwany Silnym. Odziedził po naszym Ojcu siłę i władzę, dając początek takim klanom jak Ventrue, do którego chcę byś dołączyła Lady. Stał się generałem i pierwszym wojownikiem Kaina, prowadząc armie Pierwszego Miasta przeciw wszystkim którzy zagroziliby utopii która tam panowała. Stał się lordem i władcą wszystkiego na co padał jego wzrok.

- Lecz nie było to ostanie dziecie Kaina. Była jeszcze… jeszcze… -
nagle Yusuf zdał sobie sprawę z tego że nia pamięta imienia żony Kaina. Cóż za błąd! Z odrobiną paniki w oczach złapał wzrokiem oczy Qwertego i bezgłośnie powiedział “Pomocy!”

- Była jeszcze kobieta, która stała się pierwszą żoną, a równocześnie żeńskim potomkiem Kaina. Jeszcze za czasu gdy była śmiertelniczką miała nadnaturalną władzę na jego sercem. Kain pokochał ją prawdziwie, lecz przy tym ona sama była odporna na czar naszego Ojca. Po wprowadzeniu jej w szeregi wampirów stała się potężną wyrocznią. W Pierwszym Mieście istniało podobno krystalicznie czyste źródło noszące jej imię. Każdy kto spojrzał w jego wody mógł zobaczyć wizje przyszłości… Jeśli tylko jego umysł miał w sobie dość siły by ją unieść. Stała się progenitorką trzech klanów… Seta, który zapoczątkował klan Setytów, Łowcy który zapoczątkował Banu Haqim i… Absimilarda który zapoczątkował Nosferatu.

- Gra pan na czas Lordzie Valeriusie. - Anne przerwała wypowiedź Yusufa - Imię trzeciego potomka. Teraz. - dodała z naciskiem i spojrzała do księgi.

Cetin raz jeszcze zerknął na Qwerty’ego. Malkavian natomiast poczuł, że zaschło w przełyku. Wydawało mu się, że ta konkurencja była bardziej stresująca niż dwie poprzednie razem wzięte. Może to dlatego, bo brał w niej czynny udział. Jednak było coś naprawdę przerażającego w sylwetce Anny. Jej mimice. Nadawała się na świetną starą, oschłą i niesympatyczną guwernantkę. Kiedy Yusuf opowiadał o pierwszych dwóch potomkach Kaina, uśmiechała się łaskawie i kiwała głową. Ale kiedy zaczął mówić o żonie pierwszego wampira, nie przedstawiając jej w pierwszej chwili, na jej czole pojawiła się krzywa zmarszczka. Z każdym kolejnym zdaniem Cetina sprawiała wrażenie coraz bardziej zniecierpliwionej. Kainita miał dużą wiedzę na temat prastarej wampirzycy, Bowsley nie była nią jednak zainteresowana. Jej imię liczyło się dla niej najbardziej.

Co gorsze, Uiop również go nie pamiętał. To była ta dziedzina historii Spokrewnionych, którą nie interesował się za bardzo. Z tego, co pamiętał, śmierć trzeciego dziecka Kaina miała miejsce więcej niż dwa tysiące lat przed naszą erą. To były prastare szczegóły i w czasach obecnych nie miały żadnego znaczenia.

A jednak, jak się okazało… miały.

Qwerty przegryzł wargę. Nie mogli przegrać. Jeżeli teraz nie odpowiedzą prawidłowo, bez wątpienia przegrają całe zawody. Potrzebowali tej konkurencji, aby wybić się wzwyż. Dwóch najzacieklejszych przeciwników było obecnie wyeliminowanych. Cardoza i Nafeesa nie poradzili sobie w tej Próbie. To była okazja dla nich na przejęcie prowadzenia. Lady Moorhampton i tak była na dnie i to zwycięstwo w rzeczywistości nie miało dla niej większego znaczenia. Jednakże dla Valeriusa liczyło się jak najbardziej.

Malkavian wbił wzrok w Annę. Dokładnie w jej czoło. Próbował się przedostać przez czaszkę wgłąb jej mózgu. To była bardziej skomplikowana dziedzina Nadwrażliwości, z której nieczęsto korzystał. Natomiast teraz musiał po nią sięgnąć błyskawicznie. Bowsley niecierpliwiła się, spoglądając z uporem w jedno słowo w tej swojej księdze. Jej stopa zaczęła podrygiwać, wybijając pospieszny, nerwowy rytm. To nie pomagało Qwerty’emu. Spróbował mocniej. Ostatkiem siły woli otworzył umysł Bowsley. A przynajmniej pewne jego fragmenty…


Wnet zmysły Anny zostały przez niego przejęte. Słyszał to, co ona. Czuł to, co ona. Smakował tego, co ona. A co najważniejsze… widział to samo, co ona.
- Zillah! - krzyknął. Może nieco zbyt głośno. - Nazywała się Zillah! Zillah zwana piękną!
Następnie Qwerty opadł z powrotem na siedzenie, wyczerpany nagłym i niespodziewanym wysiłkiem. Pytanie z Okultyzmu miało być dla nich najłatwiejsze. Co więc poszło nie tak?

Anna pokiwała głową, akceptując odpowiedź. Zdawała się po części zaskoczona tym, że była prawidłowa. Poniekąd czuła pewność, że Valerius je nie znał.
- Zaiste, miała na imię Zillah - rzekła. - Widzę, lordzie Valuriusie, że ma lord smykałkę do teatralności - powiedziała. - Zdaje się, że mamy remis. Czas więc przejść do ostatniej dziedziny. Wiedza akademicka. W tej rundzie nikt nie odpadł. Coś jednak czuję, że następna będzie decydująca.

Bowsley przeszła w stronę kolejnego regału.
- Upadek Konstantynopola - powiedziała. - Pytanie otwarte. Lady Moorhampton. Co pani wie na ten temat?
Toreadorka z natury była blada - zresztą jak wszyscy w tej sali. W tej chwili zdawała się jednak jeszcze bielsza niż wcześniej. Tak daleko przeszła. Tak długo walczyła w Próbie Intelektu. Czyż miała polec na Konstantynopolu? Tak samo, jak i Konstantynopol niegdyś poległ?
- Nic? - ton Anny podniósł się wraz z jej tonem. - Lady Moorhampton, jest pani pewna?
- Imperium Osmańskie… -
wydukała Toreadorka. - To było… wtedy...
- Ja pytam o Konstantynopol, nie Imperium Osmańskie -
Bowsley spojrzała na nią surowo. - Lordzie Valeriusie?

Qwerty odchrząknął i mówił. Czytał z tekstu równolegle z samą Anną.
- Miał miejsce we wtorek 29. maja 1453 roku. Wtedy wojska, rzeczywiście Imperium Osmańskiego, zajęły Konstantynopol, jak zapewne wszyscy już do tej pory wydedukowaliśmy. Zdobycie miasta oraz śmierć ostatniego cesarza bizantyjskiego Konstantyna XI pociągnęły ze sobą ostateczny upadek Cesarstwa wschodniorzymskiego. Zwycięstwo to dało Turkom panowanie nad wschodnim basenem Morza Śródziemnego i otworzyło drogę do podboju Europy powstrzymanego dopiero przez Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w roku 1683. Zdobyte miasto stało się sto…
- Myślę, że wystarczy, lordzie Valeriusie -
powiedziała Anna, odkładając książkę na półkę. - Zdaje się, że mamy zwycięzcę konkurencji - uśmiechnęła się i zaczęła klaskać.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 14-04-2021, 14:33   #213
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Uiop wypuścił powietrze i zamknął oczy. Wszystkie jakie miał. Zerwał kontakt z umysłem Bowsley, wycofując się wgłąb własnego. To było po prostu wykańczające. Mimo to jednak znalazł siłę, aby obrócić się w stronę Cetina. Wyciągnął w jego stronę rękę.
- Dziękuję za współpracę - mruknął. - Nie wiem jak to zrobiliśmy… ale daliśmy radę - uśmiechnął się lekko.
Yusuf uścisnął podaną dłoń.
- To był kawał dobrej roboty. Musisz mnie kiedyś nauczyć patrzenia… Twoimi oczami. Masz unikalne, ale jakże fascynujące spojrzenie na rzeczywistość. Wiele tego co widzisz jest ukryte przede mną. - powiedział, mając nadzieję że jego słowa zostaną odebrane jako pochwała. Czym były.

- Dziękuję. Myślę, że wiele możemy się nawzajem od siebie nauczyć - odparł Qwerty. - Ale co do patrzenia na świat moimi oczami… Wszyscy posiadamy swoje klątwy i krzyże, które musimy nieść. Wystarczy, jak ten jeden będę niósł ja sam - powiedział. - Nie ma czego żałować. W rzeczywistości chwile oświecenia są dużo rzadsze, niż mogłoby się wydawać, patrząc na to z boku. Natomiast udręka, stałe wypaczenie, przekleństwo Malkava… to wszystko jest niezmiennie stałe. I nie ma znaczenia gdzie pójdę, kogo nie zobaczę lub ile czasu nie przeminie. Wciąż to jedno pozostaje - rzekł. - Na krótki moment spoglądanie na świat oczami Malkaviana mogłoby być niezłą rozrywką. Jednak perspektywa spędzenia w ten sposób całej wieczności przeraża. Może wręcz doprowadzić do… no cóż, szaleństwa - Uiop uśmiechnął się lekko na ten drobny żart. - Fascynuje mnie to, co zrobiłeś Nafeesie. Magia krwi jest straszna. Obiecasz mi, że nigdy tego na mnie nie użyjesz? - westchnął Qwerty, przesuwając wzrok w stronę al-Niazi. Jej dłonie wciąż były poplamione czarnym atramentem.

Yusuf zamilkł na moment ważąc słowa.
- Rozumiem. A równocześnie nie. Jak sam powiedziałeś, każdy klan ma swoje krzyże, ja nie chcę nieść twojego, tak jak nikomu nie życzyłbym by nosił mój. Musimy się z tym zmierzyć sami, ale zrozumienie naszych… towarzyszy, braci i sióstr, ich problemów daje siłę nam samym. Nie mogę obiecać że nigdy nie użyję na tobie mocy Vitae. Moją rolą, moim krzyżem jest utrzymanie porządku, ponad wszystko. Nawet jeśli oznacza to konflikt z najbliższymi mi osobami. Ale obiecuję tobie że nigdy nie użyję jej przeciw tobie bez ostrzeżenia i bez prawa do interpelacji wyroku.

Uiop pokiwał głową.
- Zdaje się, że to sprawiedliwe - rzekł. - Jeśli jednak deklarujesz chęć zrozumienia mojego sposobu patrzenia na świat… i załóżmy, że ci się uda… - Qwerty zawiesił głos. - To czy nie sprawi to, że nie będziesz chciał nakładać na mnie złego wyroku? Nie zostanę od razu usprawiedliwiony? - uśmiechnął się lekko. - Zrozumienie Malkaviana oznacza oszalenie razem z nim. Nie wszyscy są na to gotowi. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale jesteś człowiekiem prawa, Yusufie. Natomiast ja z samej definicji agentem, pierwiastkiem chaosu. Czy to się z sobą nie kłóci?

- Prawo… Jest ulotne. Samo w sobie podlega ciągłym zmianom, jest labilne jak społeczeństwo o które jest oparte. Jeszcze nie tak dawno temu homoseksualistów kamieniowano i palono na stosie. A w nowych nocach… Widziałem mężczyzn noszących ślubne obrączki. Czy to że kiedyś było to zabronione musi oznaczać że i dziś trzeba ich karać? Nie. Ważna jest sama idea, duch prawa, ważne jest by było sprawiedliwe. Chaos pozwalu prawu ewoluować, zmieniać się, dostosowywać do nowych wymagań. Bez chaosu prawo nie ma sensu istnieć. Od nas zależy tylko gdzie postawimy granicę.

Qwerty zaśmiał się wesoło.
- Bez chaosu prawo nie ma sensu istnieć? Jeśli ja jestem chaosem, a ty prawem, to zdaje się, że mnie lubisz - Uiop zażartował. - Chciałbym lepiej zrozumieć. Mówisz, że kierujesz się prawem. Ale czyim dokładnie? Swojego własnego sumienia? Czy członkowie twojego klanu mają jakiś wewnętrzny, ukryty kodeks, z którego duchem pragną żyć? Czy twoje osobiste poglądy zmieniają się wraz ze zmianami w prawie? Byłeś kiedyś postawiony przed taką sytuacją, że jako Yusuf nie widziałeś winy, natomiast prawnie doszło do wykroczenia, któremu należało zadośćuczynić?

- To trudne pytanie...
- Zdaje się, że ktoś musiał przejąć pałeczkę po Annie - Qwerty skrzywił się lekko. - Kto by pomyślał, że pójdę w jej ślady w temacie trudnych pytań - westchnął. - Już za to masz prawo mnie osądzić.
- Nasz… Progenitor stał się strażnikiem prawa Drugiego Miasta, ta rola została nadana mu przez Saulota i dostał wolną rękę w tym jak prawo będzie egzekwował. Do dnia dzisiejszego w swojej krwi słyszę ten śpiew, tą potrzebę. Niektórzy z nas są tym mniej obciążeni. Inni bardziej. Ja jestem tym obciążony najciężej. Wszędzie gdzie idę inni Spokrewnieni czują tą pieśń. Wiem też że czujesz ją i ty. Staram się być sprawiedliwy wedle mego własnego kodeksu, ale staram się ewoluować. Nie chcę twierdzić że zawsze jestem uczciwy. Z pewnością tak nie jest. Ale staram się taki być. - Yusuf zamilkł na moment.
- Tak kiedyś doszło do takiej sytuacji. Byłem jeszcze śmiertelnikiem, służyłem w wojsku. Młodzieniec na okupowanych terenach zakradł się do naszych wozów z zaopatrzeniem żeby ukraść odrobinę jedzenia dla siebie i swojego rodzeństwa. Został złapany, jego jedynymi grzechami były głód, samotność i brak opieki. Dowódca obciął mu obie dłonie. Trzymałem jego ramiona. Potem poderżnąłem mu gardło i zdobyłem tyle jedzenia ile mogłem dla jego młodszego rodzeństwa.

- No to podobna historia miała miejsce dzisiaj - powiedział Qwerty. - Poderżnęliśmy gardło Moorhampton, a że nie miałem przy sobie chleba, to zdradziłem jej informację na temat tych przeklętych teleskopów - rzekł. - Może nie jesteśmy aż tak odmienni, Yusufie. Być może też zrozumienie się nawzajem nie będzie aż tak trudne, jak mogłoby się z początku wydawać - Uiop uśmiechnął się lekko. - Pomyślałem, że moje działanie było manifestacją szaleństwa Malkava. Pomoc przeciwnikowi? Ale to właśnie zrobiłem. Być może kierowanie się jakimś kodeksem i etyką w dzisiejszych czasach jest właśnie przejawem odejścia od zmysłów - mruknął pod nosem. - Może i ty jesteś Malkavianem, ale o tym nie wiesz - zerknął na Cetina. - Należenie do mojego klanu do ciągłe kwestionowanie siebie i swoich decyzji. Większość Spokrewnionych może zaufać chociażby samym sobie. My nie mamy takiego luksusu.

- A czy ja mogę zawsze ufać swojemu osądowi? Często wracam do wydanych przeze mnie decyzji. Nigdy nie wiem czy były prawdziwie słuszne. Mam obowiązek sądzenia, obowiązek pilnowania porządku, ale nigdy nie wiem czy się z niego dobrze wywiązuje. - Yusuf uśmiechnął się gorzko - Dla mnie największym przekleństwem jest wieczny głód. Nie taki jaki odczuwa większość spokrewnionych. Dla mnie… Ludzka krew jest rzadka. Jak sok, rozcieńczony po tysiokrąc zanim spragnionemu podanie zostanie jedna kropla. Tylko Vitae innych wampirów prawdziwie mnie syci. I zawsze, zawsze boję się że kiedyś… Komuś zrobię krzywdę, myśląc że postępuję prawo.

Qwerty nie spodziewał się tych słów.
- To tylko twoja przypadłość? - zapytał. - Czy wszyscy twoi współklanowcy na nią cierpią?
Pomyślał, że to byłaby cudowna ironia losu, gdyby Yusuf okazał się diablerystą, będąc wcieleniem prawa. Uiop poczuł się nieco niepewnie, choć ufał, że Cetin nie zaatakuje go dla jego Vitae.
- Może dlatego tak bardzo trzymasz się prawa i zasad - rzekł Malkavian. - Boisz się, że jeśli od nich odstąpisz to popadniesz ze skrajności w drugą skrajność. Sądzisz czyny, bo skrycie boisz się, że mógłbyś sam się ich dopuścić.
Zamilkł. Uznał, że może powiedział nieco zbyt dużo. Yusuf nie prosił go o psychoanalizę, a nie chciał rozwścieczyć Sędziego.

- Wszyscy pożądamy wampirzej Vitae. I jest tak od czasu zanim sam stałem się wampirem, ale nie zawsze tak było. Mój klan został po dwakroć przeklęty, najpierw przez demonicznych wyznawców, potem przez Tremere. Pierwsza klątwa wzbudza w nas głód. Druga czyni Vitae toksyczną, chyba że zostanie specjalnie spreparowana przez Maga. - Yusuf mówił spokojnie, choć gdy wymienił nazwę klanu uzurpatorów w jego głosie pojawiła się stal - Ale większość z nas jest wstanie… Zaspokoić się krwią śmiertelników. We mnie klątwa jest gęstsza. Piłem krew innych wampirów i nienawidziłem każdej sekundy. A równocześnie kochałem ją jak nic innego. Ale jeszcze nikogo… Nie zakończyłem. Nie w ten sposób.

Qwerty skinął głową.
- W porządku - rzekł. - Szczerze mówiąc sam czuję narastający Głód. Zdaje się, że możemy znajdować się w wizji, jednak użycie przez mnie mocy było naprawdę. Po powrocie do teraźniejszości będę musiał się posilić. Na szczęście mi wystarczą zwykli śmiertelnicy - dodał.
Zamilkł na moment, zastanawiając się. Wreszcie odezwał się niepewnie.
- Może w geście dobrej odstąpię ci po posiłku część własnej Vitae - rzekł. - Jeśli jesteś pewien, że możesz się kontrolować. I nie boisz się Więzów Krwi. Bez urazy, ale scena w magazynie oraz Próba Walki mogły pójść nieco lepiej. Jeśli wina leży w tym, że od przebudzenia jesteś wciąż nienasycony, to na to akurat będę mógł poradzić - wzruszył lekko ramionami. - Choć weź pod uwagę, że to krew szaleńca. Może będziesz wolał znaleźć nieco czystszą odmianę Vitae - mruknął.
Qwerty odniósł wrażenie, że jego zachowanie niebezpiecznie graniczyło z głupotą. Mimo to mieli dość wrogów. Nie mógł ich jeszcze widzieć w Cetinie. Zresztą ostatnia Próba poniekąd dowiodła, że faktycznie był jego sprzymierzeńcem. Nie zmieniało to faktu, że czuł się niepewnie z tą propozycją.

- Nie. - uciął krótko temat Yusuf nie chciał krwi swoich pobratymców, a w szczególności innych Heroldów. - W magazynie nie doceniłem możliwości śmiertelników. Tutaj… Wina leży całkowicie po mojej stronie i w moim braku umiejętności. Jestem wiecznie głodny, ale nie skrajnie. Krew śmiertelników, czy zwierząt wciąż mnie w pewnym stopniu syci, ale nigdy w pełni.
- To nie tak jak nas wszystkich? - zapytał Uiop. - Głód jest obecny w każdym momencie naszego istnienia. Możemy próbować go zignorować. Często okoliczności nas dodatkowo rozpraszają. Nie myślimy o nim bez przerwy… ale tam jest. Tli się. Chyba że zabijemy. W całości wyssiemy z krwi. To rzadka… mam nadzieję, że dla większości rzadka… chwila, w której możemy poczuć choć chwilę wytchnienia od naszego niekończącego się przekleństwa. W jaki sposób twój Głód się różni od mojego Głodu?

- Mógłbym zabić tysiące młodszych braci, wyssać ich do cna, pożreć ich organy jak robią to… Niektórzy. I wciąż nie czułbym nawet tej ulotnej chwili spokoju którą może poczuć większość wampirów. Mnie zaspokoi tylko krew innego wampira… Albo przeklętego przez Księżyc. Ale nie czuję się na siłach by na nich polować. Zresztą nie mam ku temu powodu.

W pierwszej chwili Qwerty nie rozumiał, o kogo chodzi. Przeklęci przez Księżyc? Lunatycy? Miał na myśli Malkavian? Ale już wspomniał o wampirach. Kolejne zdanie natomiast przysunęło mu na myśl wilkołaków. Ich istnienie wydawało się w tej chwili tak abstrakcyjne. Uiop zazwyczaj nie poświęcał im ani jednej myśli. Miał nadzieję, że nie pojawią się nagle w Londynie, próbując zamieszać w już i tak skomplikowanej sytuacji.
- Ty mówisz, że to twoje przekleństwo. Ja powiem, że błogosławieństwo - powiedział Qwerty. - Jeśli zabicie człowieka nie daje ci wytchnienia, to nie nęci cię tak bardzo, aby to życie odebrać. Nie masz ku temu powodu. Większość pewnie chciałaby cierpieć na twoją niedogodność. Z drugiej strony pragnienie Vitae innych Spokrewnionych może narodzić wiele potencjalnie dużo groźniejszych problemów. Jeśli w pewnym momencie przestaniesz się kontrolować i zaatakujesz niewłaściwą osobę - rzekł. - Tym lepiej, że posiadasz zbiór zasad, których się trzymasz. Może dzięki nim jest ci trochę łatwiej nie zatracić się w swoim pragnieniu - mruknął.

Yusuf wykrzywiał wargi w gorzkim uśmiechu.
- Nie. To nie sprawia że nie chcę zabijać. Tylko tyle że gdy się zatracę nie mam nawet… Tej chwili wytchnienia. Dlatego staram się pić z worków. Dzięki temu nawet jeśli stracę kontrolę… Nie stanie się nic poważnego. Zakładając że w pobliżu nie będzie nikogo komu mógłbym ją zrobić… - powiedział Yusuf przypominając sobie sytuację z dzisiejszego wieczoru - Ale to historia na inny czas. Wciąż mamy dwie dyscypliny do przebycia.

Qwerty skinął głową i wstał. Zostali sami w bibliotece i reszta zdążyła już ją opuścić. Ruszył za ostatnimi wychodzącymi. Ich rozmowa trwała długo, ale wcześniej pozostali Kainici również rozmawiali między sobą na temat Próby Intelektu, która właśnie się skończyła. Mogli sobie pozwolić na zamianę kilku słów przed kolejną stacją drogi krzyżowej, przyszykowanej przez Bowsley.
- Dwóch Kainitów, którzy spotkało się i narzekają na bolączki swojego przeklętego życia - Uiop zaśmiał się. - Opowieść stara jak świat. No cóż, pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że kiedyś mnie zatrzymasz. Póki mam jasno postawione cele, to mam się na czym koncentrować. Jestem bardziej stabilny, niż kiedykolwiek wcześniej. Ale kiedy to się skończy, mój stan najpewniej się pogłębi. Fascynacja ogniem, którą odziedziczyłem po moich Matkach… ich wrogowie, ich szaleństwo. Grzechy przodkiń, które ciążą na mnie również w Vitae, która płynie w moich żyłach… Jeśli przekroczę granicę, to liczę na to, że tam będziesz. I zamiast osądzić mnie po fakcie, to mu zapobiegniesz - Uiop rzucił.

Mówił lekkim tonem, wskazującym na to, że nie oczekiwał żadnych prawdziwych deklaracji. Zdawało się, że nie brał na poważnie swoich słów, a jedynie konkludował rozmowę. Nie oczekiwał od nikogo, że będzie jego opiekunką, a tym bardziej od Cetina. Nieco zachmurzył się na myśl, że najpewniej chwila wytchnienia się skończyła i zaraz będą musieli przystąpić do kolejnej dyscypliny.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-04-2021, 15:58   #214
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Tony nie mógł w żaden sposób pomóc heroldom. Zadawane pytania były nie dość, że trudne, lub z dziedzin wiedzy o których Castelli nie miał pojecia, to wymagały także w pewnych momentach archaicznych, dla kogoś narodzonego w dwudziestym wieku, idiotycznych odpowiedzi.

- Fucking hell! Ci goście mają łby jak dzbany i jeńców nie biorą! - pomyślał, słuchając uszami Valeriusa jak sir Uiop i Yusuf rozbijają bank trafnymi odpowiedziami zdał sobie sprawę z tego jak mało wie i jaka dzieli otchłań wiedzy młodego kainitę od kogoś bytujacego na świecie przez kilkaset lat. Zdał sobie sprawę, że jako herold jest w swych możliwościach daleko za innymi. Poczuł się trochę zbyteczny jak piąte koło u wozu. Nie pasował do tego otoczenia, do tych czasów. Nie mógł się w żaden sposób wykazać. Ale jednak z jakiegoś powodu Mitra go wybrał. Może dlatego że tkwił mentalnie w dwudziestym wieku, pozbawiony tych archaizmów starych wampirów, a może z jakiegoś innego sobie tylko znanego powodu. Wiedział, że Mithras musiał przewidzieć w jakiś sposób miejsce dla Tonego w tej niesamowitej koterii. Nie mógł być pośród nich z czystego przypadku. Mimo chwilowego poczucia bycia niepotrzebnym wiedział, że jest heroldom tak samo niezbędny jak oni jemu.

Przekalkulował szybko. Valerius wysunął się na prowadzenie po tej konkurencji. Przed nimi zostało jeszcze strzelectwo, w którym Lasombra mógł się okazać czarnym koniem, choć i Brujah nie była na straconej pozycji. A Tony znów nie mógł zbytnio pomóc.

- Umiem strzelać, ale do pieprzonego Robin Hooda mi brakuje dużo. - pomyślał, zastanawiając się czy nie lepiej było pozostać zaasekurowanym i przemienić Anne dla Mitry niehonorowym sposobem. W końcu był Brujahem z ulicy i brudne sztuczki nie były mu obce. Pewnie lepiej i bezpieczniej. A co do sztuczek, to Tony zaczynał mieć wątpliwości czy Mithras aby naprawdę chciał Lady Anne w swoich szeregach. Może to był tylko taki mental trick? Przecież nie mogli cofnąć się w czasie. To potrafili tylko podobno najpotężniejsi z True Brujah, ale nawet Tony powątpiewał, żeby potrafili robić aż takie przekręty. Coraz bardziej skłaniał się ku myśli, że to tylko pułapka księżnej, zbiorowa hpnoza potężnej wampirzycy. Ale po co?

Na to jeszcze nie znał odpowiedzi.
 
8art jest offline  
Stary 14-04-2021, 16:50   #215
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon kiedy sędzia zastąpił go w ciele Valeriusa chwilę rozglądał się niepewnie jak człowiek budzący się ze snu aż wreszcie osunął się na podłogę, kompletnie wyczerpany. Nogi mu drżały jak młodemu źrebakowi. Nogi których w sumie nie miał, jak był czymś w rodzaju ducha.

Przeklęte, stare wampiry i ich moc kontroli umysłu. Nigdy, nigdy nie stawał by z nimi do otwartej konfrontacji. Wyspecjalizował się w szybkim i cichym zabijaniu i w tym był mistrzem.

Patrzył jak sędzia walczy z Nefesą. Widział jej szybkie ruchy i podejrzewał że nawet lepiej od Yusufa. Ale co z tego jak potrzebował czasu by wziąć się w garść. Zamknął oczy i pomyślał o Brusilli. O jej ciemnych włosach, jasnych oczach. Ona była jak spokojny port na morzu jego życia. Usłyszał jak Cardoze śpiewa szantę. I... szlak go na miejscu trafił! Zacisnął zęby.

Sukinsyn... Ciekawe jak poradził by sobie walcząc uczciwie? Spoon wstał. Czuł się już trochę lepiej. Podszedł do Tonego. W końcu obaj byli Bruhja a to zobowiązywało.

-Musimy wygrać. Jeśli nie będziemy prowadzić w przedostatniej konkurencji to trzeba to załatwić inaczej. - Spoon myślał chwilę.

-Wolałbym to zrobić po cichu, ale jeśli się nie da zabiorę stąd Annę i pozwolę wam zrobić swoje. Chcę żebyś był gotowy.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 14-04-2021 o 19:08.
Rot jest offline  
Stary 16-04-2021, 03:04   #216
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Utamukeeus cierpliwie czekał na swoją kolej, gdy Anna przyklasnęła strzeleckiej, ostatniej próbie tej nocy. W ten sposób mógł najbardziej pomóc Wodzu Słońcu Mitrze i reszcie Heroldom. I chociaż na początku był bardzo pewny siebie i wygranej w tej konkurencji, tak wraz z rozwojem wypadków ta rezolutność zaczynała go opuszczać. Spoon, niewątpliwy faworyt próby walki zdobył zaledwie trzecie miejsce. Korsarz wygrywający pokaz artystyczny marynarskimi, sprośnymi przyśpiewkami, gdy na scenie pojawiały się takie cuda jak taniec Catherine. Konkurs wiedzy również zdany o włos, dzięki szerokim horyzontom i zainteresowaniom Uiopa i Yusufa... Jakie są szanse, że któryś z zebranych ukrywa, że jest równie dobrym strzelcem co Navaho, jeśli nie lepszym?

Traper cały czas obserwował Annę. W całym tym spektaklu sprawiała wrażenie, jakby świetnie się bawiła. Jakby fakt, że za chwilę nie tylko ma świadomie skazać się na wieczne nieżycie, ale i związać je z klanem wybranym wskutek osobliwych igrzysk, zupełnie nie robiło na niej wrażenia. Utamukeeus nie miał żadnych dowodów na swoją hipotezę, ale coś mu podpowiadało, że Anna wybrała klan już dawno temu, a krwawe zawody są jak polowanie białych na bawoły - dla bezsensownej rozrywki.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 16-04-2021, 10:57   #217
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wszyscy wrócili do sali balowej. Anna nie była gotowa na sugerowaną wcześniej prezentację “potęgi krwi”. Nie wiedziała co wampiry będą chciały zaprezentować. I było widać jej zmieszanie przy tym.

- Szanowni goście - zaczęła - zbliżamy się powoli do zakończenia tej jakże owocnej nocy. Zostały nam ostatnie dwie konkurencje. Teraz konkurencja określona mianem “Potęgi Krwi”. Mym życzeniem jest, aby każdy z uczestników pokazał jakież błogosławieństwo daje mu krew klanu, do którego mam dołączyć.

Choć księgi posiadane przez Annę w bibliotece świadczyły, że interesował ją okultyzm, to do końca nie rozumiała propozycji złożonej przez Yusufa na początku tej nocy.

- Proszę więc, lady Elizabeth, zostawiam pani pole.

Anna odeszła zostawiając wampirzycę na środku pod ciężarem spojrzeń pozostałych. Ta pochyliła twarz i zamknęła oczy.


- Atmosfera konspiracji - mówiła z zamkniętymi oczami. - Bali się gdy przechodzili przez to pomieszczenie. Niesamowite. - Moorhampton odwróciła głowę, jakby wsłuchiwała się w jakieś niesłyszalne dla nikogo dźwięki.
- Bali się, ale czuli też dumę. Powinność. Determinacja w ich sercach rozpalona niedaleko stąd. Zmiana.

Szlachcianka wyglądała raczej jak cyganka rozczytująca tarota niż jak wampirzyca sięgająca po moc swej krwi.

- Henry Kampton… przepełniony uczuciem boskiej powinności. Thomas Osborn… Henry Compton. Wszyscy tutaj. W tym roku. W maju.

Elizabeth otworzyła oczy.

- Wiedziałąm Pani, żeś ty ich zebrała i tyś doprowadziłą do wysłania zaproszenia. Jednak nie myślałam, żeś miała taki autorytet, żeby to oni przybyli do ciebie tutaj. Byli tu dokładnie pół roku i dwa tygodnie temu.
Anna zaklaskała. Był to z pewnością pokaz mocy krwi, jaki ją zainteresował.

Po chwili Nafeesa zastąpiła Moorhampton na centralnym miejscu. Rozejrzała się po zebranych. Reprezentowała klan intelektualistów i akademików. Cóż mogła zaprezentować? Z głośnym okrzykiem odbiła się od posadzki i skoczyła na sufit. Tam dwukrotnie jęknęła wbijając palce w jego strukturę. Podciągnęła się i już po chwili wisiała prawie trzy metry ponad głowami zebranych i patrzyła na nich z zadziornym uśmiechem. Po chwili puściła się i wykonując zgrabne salto wylądowała znów na posadzce. Z sufitu poleciało nieco tynku. W świetle kandelabrów widać było ślady palców kobiety wyżłobione w miejscu w którym wisiała.

- Brawo. Brawo. - zaklaskała Anna, po czym spojrzała na kapitana Cardozę. - Ponieważ lord Valerius jest liderem klasyfikacji, teraz proszę by waść pokazał moc swej krwi.

Cardoza wszedł spokojnym krokiem na środek sali.
Cienie w pomieszczeniu zakołysały się złowieszczo. Po chwili cień Elizabeth, Nafesy i Waleriusa zaczął ich oplatać. Sięgać do rąk. Do szyi. Nagle Heroldzi też zorientowali się, że nie mogą się ruszyć i również ich cienie krępowały ich.

Nafesa zaczęła się szarpać panicznie. Warknęła i odskoczyła szykując się do walki z uniesioną pięścią.
- Pani - rzekł Cardoza z perfidnym uśmiechem - jak Pani chcesz skrzywdzić cień?

Jakby w drwinie wielka cienista macka kołysała się przed Brujah. Kobieta warknęła.

- Pokój - kapitan uniósł lewą dłoń, a cienie spłynęły na podłogę i wróciły do swoich właścicieli.

Tym razem Anna nie klaskała. Zamurowało ją. Dla szlachcianki urodzonej w XVII wieku fakt, że własny cień może kogoś pochwycić i unieruchomić, to już zbyt wiele. Przełknęła ślinę.

- Dziękujemy kapitanie za imponujący pokaz. Teraz proszę, niech lord Valerius zaprezentuje nam swoje możliwości.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-04-2021, 15:59   #218
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Zapadła cisza i Spoon zorientował się, że jeśli mają pokazać coś spektakularnego i szybkiego to w zasadzie zostaje tylko on.

Zastanowił się chwilę czy nie wcielać swojego szalonego planu o którym rozmawiał z Tonym w życie, ale przecież prowadzili… W końcu zdecydował, że ucieczka w tej chwili bardziej im przeszkodzi niż pomoże.

Zajął ciało Valeriusa i poczuł głód… Naprawdę dotkliwy głód. Nie było to przyjemne, ale odkąd obudził się po letargu jakoś zaczynał się do tego przystosowywać.

Był świadom tego że wszystkie wampiry na niego patrzą zdecydował się więc na krótki wstęp. Uśmiechnął się szeroko, ale ten uśmiech nie sięgnął jego oczu, które były zimne, skupione.

-Można krew spożytkować na wiele sposobów. Na wróżenie z fusów, na zwisanie z sufitu czy zabawę z cieniem. – powiedział po kolei skacząc spojrzeniem po każdym wampirze o którym wspomniał. Kiedy zatrzymał wzrok na Cardozie to w jego oczach była tylko głęboka nienawiść.

- Ale… - zaczepny uśmiech nie schodził z ust Spoona.

-To wszystko to są tylko sztuczki kiedy ma się możliwość w pierwszym ruchu zniszczyć rywala. – powiedział i teraz skupił się na samej Annie. Rzeczywistość zawęziła się tylko do postaci księżnej.

Spoon w ciszy zbierał siłę. Jeśli miało to dobrze wypaść nie powinien zdradzać się ze zbyt szybkim, niepotrzebnym ruchem. Cierpliwość, musiał być cierpliwy…

W końcu… Poczuł to i był gotów. Ruszył. To było mniej niż mgnienie oka kiedy znalazł się dokładnie za plecami Anny. Idealnie zatrzymał swój ruch. Człowiek nie byłby wstanie wykonać takiego manewru ale Spoon był zwinny i zrobił to perfekcyjnie, żadnego zbędnego gestu.

-Bu… - szepnął księżnej do ucha niemal czule by zwrócić na siebie jej uwagę. I…

Teraz stanie w bezruchu okazało się najtrudniejsze w całej sztuczce… Głód nagle się zaostrzył a ona była taka ciepła, taka żywa… Jej zapach… Spoon szybko wycofał się z ciała Valeriusa, zanim zrobi coś czego nie powinien.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 21-04-2021 o 18:15.
Rot jest offline  
Stary 22-04-2021, 10:30   #219
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Katherina postąpiła krok do przodu. Stanęła wyprostowana niczym struna przed Anną. Nadal nie mogła się przyzywczaić do samego wspomnienia. Była przecież podobnego wzrostu z Anną, podczas gdy zajmując miejsce Valerisua spoglądała na nią z góry.

- Anno, klęknij i ogłoś zwycięzcę tej konkurencji. I pamiętaj, że dostępując zaszczytu dołączenia do naszego klanu nigdy żaden śmiertelnik nie oprze się twemu głosowi.

Gdy Catherina przemówiął jej głos był zupełnie zmieniony. Była w nim jakaś moc. Brzmiał niczym dzwon i odbijał się echem od wszystkich ścian.

Anna jednak stała hardo mierząc się wzrokiem z Catheriną. Stała… może nawet dwie sekundy. Upadła na kolana i ucałowała dłoń Valeriusa.

- Tak panie, tyś jest zwycięzcą.

Nie spowodowało to entuzjastycznej reakcji przedstawicieli pozostałych klanów. Przeciwnicy Heroldów Słońca zaczęłi się miedzy sobą dogadywać.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 23-04-2021, 22:23   #220
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty uśmiechnął się szeroko. Z biegiem czasu wkręcił się w cały konkurs. Z początku uważał go za przejaw wielkiego zadufania Anny i braku jakiejkolwiek skromności. To się akurat nie zmieniło i nadal uważał za bardzo prawdziwe stwierdzenie. Nie spodziewał się jednak, że rywalizacja sama w sobie poniekąd mu się spodoba. Choć to może dlatego, bo udało im się wyjść na prowadzenie i na dodatek je utrzymać. To napawało optymizmem.

Z tego, co rozumiał, to pozostała konkurencja strzelecka. Uśmiechnął się lekko do Utamukeeusa.
- Im Kainita dziwniej się nazywa, tym ma więcej szans na sukces - rzucił do Gangrela. - To najprawdziwsza prawda. Spójrz chociażby na to, jak roznieśliśmy tę konkurencję. No i poprzednią. Whiliam nie bez powodu dał sobie to "h" do imienia i usunął "l". On też to wie. Wszyscy to wiemy. Z imieniem takim jak twoje bez problemu wygramy ostatnią dyscyplinę, Uta.

Qwerty podzielił się tą odrobinką malkaviańskiej mądrości, po czym spojrzał w bok i zamyślił. Co stanie się potem? Czy wrócą do gabinetu Anny? A może to była jakaś okropna klątwa i teraz spędzą resztę wieczności zamknięci w ciele Valeriusa? Istniała taka możliwość. Zresztą sam Uiop czasami miał wrażenie, że w rzeczywistości nie istniał, a był kierowany przez szóstkę innych osób działających z ukrycia. Czy to znaczyło, że nad Valeriusem panowało tak naprawdę jedenastu Kainitów, a nie sześciu? Choć może nad pozostałymi Heroldami również czuwała kolejna szóstka. To by znaczyło, że Valeriusem kierowało trzydziestu sześciu Spokrewnionych. Jeśli oni posiadali swoich zwierzchników, to dwustu szesnastu.

Razy sześć to tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt sześć
Razy sześć to siedem tysięcy siedemset siedemdziesiąt sześć.
Razy sześć to czterdzieści sześć tysięcy sześćset pięćdziesiąt sześć.
Qwerty mnożył.
I mnożył.
I mnożył.

- Biorąc pod uwagę, że tylu nas jest w pokoju, to jesteśmy stosunkowo zgodni - rzekł pogodnym tonem.

Nie chciał świętować przed ostateczną wygraną, ale i tak się rozluźnił. Uważał, że zwycięstwo mieli w kieszeni. Choć rzecz jasna poprzednim razem przed konkurencją z dziedziny okultyzmu również tak sądził. Pomylił się raz. Miał nadzieję, że to jednak się nie powtórzy.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172