Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2021, 19:38   #21
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Mervi zbiegła za Patrickiem po schodach na dół, gdy ten jeszcze nie znalazł się na zewnątrz. Bez słowa wyminęła Irlandczyka na dole tuż za schodami i stanęła przed nim taksując go wzrokiem.
- Co to miało być? - odezwała się twardo do Patricka.
- Cokolwiek sobie wymyślisz.- odparł Healy spoglądając na magiczkę nieco z góry. - Wy załatwiajcie nocleg, mnie wszystko jedno gdzie zaparkujemy.
- Czyli co? - patrzyła bez zawahania - Strzelasz focha, bo nie popieramy twojej chęci przebicia się przez przeciwnika nie patrząc na straty?
- Nigdy nie powiedziałem, że chcę się przebijać do środka na rympał. Widzisz jak mnie słuchacie? - odparł Irlandczyk spoglądając w oczy Mervi. - Po prostu miałem dość tego hamletyzowania. Tak… wojna to zło, tak… nasze przybycie może zaognić konflikt i tak dalej i tak dalej. A moje propozycje, by jakoś złagodzić tę sytuację przeszły na filozoficznie gadki o tym że zawsze może być gorzej. Rozumiem że tutejszy ojczulek martwi się o ludność cywilną, że tu jest naprawdę ciężko miejscowym… może nawet lepiej niż wasza cała trójka. Ale na litość boską… przydałyby się konkrety zamiast biadolenia. Faktem jest to, że cóż… armia ma szamana na swoich usługach i Jurija pod kluczem. I co zrobi mądry dowódca w takiej sytuacji? Przejedzie się po rebeliantach jak po łysej kobyle i to jest kwestia dni. Więc rozlew krwi i tak będzie.
Splótł ramiona i spojrzał badawczo na Mervi.- Chlubisz się swoim intelektem, więc powiedz mi co oznacza fakt, że zatrzymamy się właśnie tutaj?
-Jest sens w tym, że możemy tak szkodę zrobić, jeżeli nie spróbujemy choć zakryć naszej obecności. Czemu cię nie słuchamy? Bo twoje argumenty i propozycje są oblane sztywnym pragmatyzmem technokratycznym. Rachunkiem, zysków i strat… z czego wyłączasz główny zysk… oparty na empatii. - zmarszczyła brwi - Nic cię nie nauczyło Lillehammer? Mówisz o potrzebie planu, jak to źle, że go nie mamy, a czy w takim razie uważasz za sukces walkę przy grobowcu Odyna, skoro i tak wygraliśmy z jednym dzięki temu? Czy niewielką ceną, całkowicie zrozumiałą była śmierć ojca Adama?
- Wojna to ostatecznie rachunek zysków i strat. A co do serca to nie wiem... Swoje chyba straciłem. - uśmiechnął się gorzko Patrick i pokręcił głową.- To nie tylko kwestia schowania się przed innymi. Jeśli zabierzemy stąd Jurija i potem ktoś się dowie że Russo nam pomagał, to on i obóz ten później będą na celowniku miejscowej armii. Nie powinniśmy tu zostać ze względu na nich. A co do ojca Adama, to tak, ta walka była sukcesem. Natomiast śmierć ojczulka Adama to moja osobista porażka. To ja wtedy zawiodłem i popełniłem błąd za któryś ktoś inny zapłacił. To była moja wina…
Spojrzał w bok i dodał.- Namierz ten obóz z satelit, zrób zdjęcia, filmy. Z kosmosu może tutejszy szaman nie zauważy, że go szpiegujemy. Czy zdajecie się na negocjacje, czy na atak… wiedza o przeciwniku zawsze się może przydać.
- Masz rację mówiąc o sercu i udowodniłeś to dziś wszystkim. - przesunęła się tak, aby Patrick spojrzał na nią - Mówiłeś jak ktoś bez serca.
Irlandczyk nieszczególnie przejął się jej słowami, wyraźnie nad czymś zamyślony.
- Przypuszczam, że… Russo zawiadomił Tradycję dopiero jak Jurij wpadł w ręce armii. Bo wtedy równowaga sił została zaburzona. Nie sądzę by Jurij chciał wracać po wszystkim między partyzantów, a jeśli wróci to i tak pewnie walki rozgorzeją. Na jego miejscu pragnąłbym zemsty. - westchnął Healy i uśmiechnął blado. - Myśl sobie co chcesz. Ja na razie muszę pomyśleć nad tym jak nas stąd ewakuować. W razie gdybyście nie wybrali negocjacji, lub co gorsza negocjacje poszłyby źle. Tak siak, wtedy ziemia będzie nam się palić pod nogami.
Technomantka przymknęła oczy.
-Sądzisz, że byłoby lepiej, abyśmy tworzyli oddział szturmowy, co?
- Sądzę że przydałaby się teraz latający VTOL, ale niestety ten został w Europie.- odparł Irlandczyk i wyjaśnił. - Jedyna w miarę bezpieczna metoda, to uderzyć szybko i wywołać chaos, złapać Jurija i dać dyla jak najszybciej… zanim ów szaman zorientuje się co się stało i wyprowadzi kontratak. Na oddział szturmowy jest nas za mało. Niby mamy przewagę w postaci liczby magów, ale on ma więcej karabinów i wiesz dobrze jak duży paradoks kopnie nas przy tylu Śpiących.
- I co by Złomolot miał dać? Do tego… Czy naprawdę Paradoks w walce to w tym momencie największy problem takiego podejścia?
- Paradoks, węzeł na którym potencjalnie siedzi, duchy które skaptował, żołnierze uzbrojeni po zęby… tych problemów jest kilka. - przyznał Healy zamyślony. - Tak czy siak… najpierw trzeba zrobić rozeznanie. Możliwe że dojdą kolejne problemy. A i… armia walcząca z rebeliantami wiesz czego nie ma? Obrony przeciwlotniczej. Bo rebelianci nie mają samolotów. I taki atak zaskoczył by ich z opuszczonymi gaciami. No i… bezpieczniej jest odlecieć niż odjechać.
Podrapał się po karku dodając.- Ale nie ma co rozważać nierealnych scenariuszy.
Mervi przetarła oczy.
- Ty naprawdę najchętniej byś zrobił równy teren masą wybuchów, za kudły wytaszczył Jurija z pożogi i odleciał z nim na tle zachodzącego czerwienią słońca na tle grzyba nuklearnego zostawiając całe gówno do sprzątnięcia innym. - pokręciła głową - Już rozumiem czemu Rada wybrała nas zamiast takiego oddziału - nie chcieli tu więcej do tej wojny dorzucać robiąc swoją.
- Nie. Nic nie zrozumiałaś. Po pierwsze… nie byłoby żadnego równania z ziemią. Po drugie… tak, zrobiłbym w ten sposób. A wiesz czemu? Bo to jedyny plan jaki przychodzi mi do głowy, dający sporą gwarancję że wszyscy wyjdziemy z niego żywi. Jeśli masz lepszy… jeśli wymyśliłaś sprytniejszy sposób na uratowanie Jurija to ci przyklasnę. Jeśli jednak chcesz się wplątać w tutejsze sprawy, to nie słuchałaś wyraźnie Russo. Oni się tu tłuką od lat, to narastający strup nienawiści. Ty nazwałaś mnie terrorystą… cóż… zarówno ci od Jurija, jak tamta armia to to samo co ja. W twoim podręczniku wszyscy jesteśmy terrorystami. -
Healy potarł czoło dodając. - Dogadanie się katolików i protestantów w Irlandii Północnej zajęło lata ludziom mądrzejszym od ciebie. Nie łudź się że rozwiążesz tutejsze problemy w ciągi dni, czy miesięcy. To robota na pokolenia.
-Tylko ty uważasz, że jak już jest źle to można dołożyć więcej krzywdy. W tym wypadku to, co zrobiono Alice nie miało znaczenia w twojej logice… a może miało, bo ją znałeś? Jak zamordują dziecko przy matce, bo nie spróbowałeś nawet działać bez wzniecania ognia, to jaki to problem, tak? W końcu to wojna, jak nie dziś z twojego powodu to jutro z innego.
- Tu już mordują dzieci, tu już je odbierają od rodziców. I to z nie naszego powodu. Tu już jest strefa wojny. Niemniej… powtórzę się znów, skoro muszę. Masz lepszy plan od mojego? Masz jakikolwiek plan? Bo mój w zasadzie jest nie do zrealizowania, więc i tak nie ma znaczenia. - odparł Healy spokojnie.
- Patrick… Najpierw zbierzemy informacje, nie będziemy ich zbierać, aby potwierdziły nasze domysły, tylko by z nich ułożyć plan. Najpierw intel, później plan działania. - odparła.
- Jakikolwiek on będzie… to wybór i tak sprowadza się do trzech możliwości. Konfrontacji, negocjacji lub kradzieży. - westchnął Healy i wzruszył ramionami.- Wzmocnię obóz, wywiad to nie moja specjalność. Ponaprawiam tu co nieco…
- Jeżeli mamy stąd odejść, co nie znaczy porzucenia tej roboty z naprawą, to rusz dupę teraz na górę i uzgodnij to bez antagonizowania wszystkich w pokoju. - zamilkła na chwilę - Proszę.
- Niech ci będzie. Choć nie wiem po co mam tam iść. - burknął Irlandczyk gniewnie.


Japonka wypuściła głośno powietrze ustami kiedy finka wyszła.
- To… który pokój możesz dla nas przeznaczyć? - spojrzała na Russo.
- Obok mojego gabinetu. Są tam łóżka i parę materacy. Zwykle zatrzymują się tam z konwojów, ale następny będzie za trochę ponad trzy tygodnie - duchowny stwierdził rzeczowo - luksusów nie ma ale jest czysto.
Akane spojrzała pytająco na Samuela.
- To… może chodźmy - mruknęła nie chcąc gonić za technomatami.
- Jeszcze chciałbym - Samuel zaczął powoli - trochę informacji - uśmiechnął się pod nosem.
Akane uderzyła się wnętrzem dłoni w czoło.
- Tak, oczywiście… przepraszam - mruknęła tylko szybko.
Druid zaśmiał się krótko.
Podczas nieobecności Mervi i Patricka, Akane wraz z Samuelem uzyskali całkiem sporo użytecznych informacji, niektóre wprost, inne pośrednio. Wyglądało na to, iż Jurij wyposażył rebeliantów w jakiś rodzaj narkotyków bojowych oraz trochę ekscentrycznej broni. Raczej wątpili czy były to talizmany, ale być może strach przed tą bronią był powodem stojącym za długim zawieszeniem broni. Nawet pomimo złapania syna eteru, nie doszło do generalnych zmian w konflikcie.
Jurij starał się pogodzić obie strony, dając jednocześnie narzędzia do obrony jednej z nich. Duchowny oceniał te działania na raczej mało skuteczne i nie wybielał stron, acz zauważył, iż to poplecznicy Aluna są w ciągu obecnych miesięcy inicjatorami większości starć.
Magowie zrozumieli też, że Russo generalnie nic nie wiedział o celu ich przybycia, poza tym, co się domyślił, a Tradycje poinformował nawet nie wiedząc, iż Jurij jest poszukiwany, a dopiero po fakcie, gdy go schwytano.
Dowiedzieli się też o statusie prowadzonego przez Russo ośrodka. Generalnie wspierał go Międzynarodowy Czerwony Krzyż oraz ONZ. Między innymi z powodu niechęci zaogniania stosunków międzynarodowych jego osada cieszyła się spokojem i pewna estymą. Często występował jako trzecia strona, zaufana dla obu stron. Kilka razy i przywódcy rebeliantów i Alun potrafili być u niego na mszy.
Albertowi z białych pomagała jedna zakonnica oraz lekarz. Ten drugi nie był tu regularnie, przejrzał z tego samego miasta, z którego przyjechali magowie. Russo z pewnym uśmiechem powiedział, iż mimo braku formalnego wykształcenia, jest również całkiem dobrym medykiem. Brzmiało to trochę jak wspierany magyą trening.
W obozie znajdowali się głównie chorzy, kobiety oraz osoby wyklęte ze społeczności. Niektórzy tu po prostu zostali, ale dla większości był to tylko przystanek w drodze osiedlenia się w innym kraju, mieście lub podróży dalej do obozów przesiedleńczych ONZ. Często też Russo ściągał osoby z większych miast, żony które uciekły od męża, córki, synów, dochodzi do siebie w miejscu odleglejszym od opraców, aby potem często ruszyć dalej, lub - przed wybuchem wojny domowej - otrzymać pomoc prawną nie będąc narażonym na bardziej “siłowe” argumenty drugiej strony.
Gdy o tym opowiadał, Mervi i Patrick wrócili.


- I nie fochaj już. - usłyszeli, gdy Mervi z niepocieszonym Patrickiem wchodzili do środka - Dobra, ferajna. - technomantka odezwała się podchodząc bliżej magów - musimy się stąd ewakuować, żeby nie robić problemów gospodarzom. Jakieś pomysły czy robimy amerykański road trip w Afryce? Nie, nie mówcie, tajemnica. - uśmiechnęła się do Russo - Zanim odejdziemy naprawimy to i owo, znaczy, Patrick naprawi, bo się zaoferował. - powiedziała prawie na jednym wdechu - Dużo nas ominęło?
- Dosyć - Samuel stwierdził szczerze - potem opowiem. Chociaż jeden nocleg za dużo nie zmieni, skoro tu już się pojawiliśmy.
- Ty po prostu chcesz się z nami pomiziać w nocy, co? Czy się nie pomyliłeś mówiąc o Tradycji, do jakiej przynależysz? - Mervi oparła się o ścianę.
Druid zbył ją szerokim, drapieżnym, lekko rozbawionym uśmiechem numer pięć.
- Naradźmy się w pokoju i zdecydujmy czy zostaniemy tu dłużej czy nie. Proszę - japonka spojrzała na każdego z osobna. - Potem pan Healy zrobi naprawy.
- Dobrze. - Mervi odepchnęła się od ściany - To chodźmy na tą orgię, znaczy, do przytulnego pokoju, bo Aki już się niecierpliwi do tego. - słodko uśmiechnęła się do japonki.
- Zdrabniając moje imię na dobrą sprawę zupełnie inaczej mnie nazywasz. Aki znaczy jasny albo nadzieja. Inaczej zapisane oznacza jesień lub po prostu Azję - japonka westchnęła - chociaż już mów mi po imieniu.
- Aki to popularne imię fińskie i brzmi uroczo. - technomantka odparła niezrażona.
Akane jęknęła.
- A więc orgia - powiedziała wstając.
Russo spojrzał na nich z delikatnym, skrywanym zażenowaniem, a następnie zaprowadził do izby. Wystarczyło, że w drodze od gabinetu duchownego do użyczonej im izby minęli trzy drzwi, aby czwarte, na klucz, prowadziły do surowego pomieszczenia, z dwoma wolnymi łóżkami, metalową, zardzewiałą szafą, czajnikiem elektrycznym oraz miejscem na kilka śpiworów.
- Pruderia widzę wciąż żywa. - na moment zerknęła na Akane - Ona jest pełnoletnia, słowo! - rzuciła do Russo - Przynajmniej tak sądzę. - uśmiechnęła się półgębkiem. Na co japonka wywróciła oczami robiąc do tego kwaśna minę.
Russo spojrzał na Mervi spokojnie.
- Większośc tutaj nie musi znać angielskiego, ale pewne słowa-klucze bardzo łatwo wyłapać, szczególnie, gdy się kogoś widzi. Uszanujcie spokój tutejszych lokatorów, zamiast drzeć się na taki tematy.
- Będziemy grzeczni. - technomantka odparła ugodowo - Tak naprawdę tu sama czystość duchowa. - zastanowiła się - Czy czegoś więcej trzeba wam prócz napraw?
- Większość sprzętu naprawił nasz przyjaciel rosjanin - Russo uśmiechnął się - potem się przejdziemy. Wy zastanówcie się, naradźcie, ja idę do obowiązków - kiwnął im głową.
Akane się ukłoniła jak Russo odchodził.
- Poużywaj sobie na temat mojego wieku jak już sobie stąd pojedziemy - rzuciła do Merv. - No i w sumie mam jeszcze jeden pomysł. Co wy na to aby zrobić z naszego samochodu bazę wypadową? - zapytałą od razu nie dając fince odpowiedzieć.
- To zaraz - Samuel podniósł palec do góry i spokojnym, nieco monotonnym głosem streścił Mervi i Patrickowi to, czego dowiedzieli się podczas ich nieobecności.
- Też Jurij znalazł sobie towarzystwo do kieliszka... - finka westchnęła.
- Hmm… co masz na myśli?- zapytał Healy japonkę zamyślając się.
- No aby zrobić z niego naszą bazę. Zamiast pokoju. Aby nie narażać tutejszych jak wspomniałeś. Z foteli łóżka, z obudowy ochronę od słońca i takie tam. Zabezpieczyć przed podglądaczami od strony koresu i duchów a do tego zakamuflować roślinnością. Dzięki temu jak pójdę na zwiad będę miała gdzie wrócić bez ściągania ciekawskich spojrzeń. Merv by mogła sobie tam siedzieć i bezpiecznie szperać w satelitach czy coś.. khm.. no generalnie to o czymś takim myślałam - dziewczyna speszyła się nieco na koniec.
- Nie pracuję z życiem… więc ty byś musiała go pokryć roślinnością i … cóż.. przerobienie samochodu na pełnoprawny kamper to jest trochę roboty.- zadumał się Healy rozplanowując już wszystko w głowie.- I czasu… wymaga… lub paradoksu. Nie zrobię drugiej cud maszyny za pomocą pstryknięcia palcami.
- Zależy ile czasu mamy tutaj spędzić - Samuel podsumował wygodniej przesiadając się na łóżku - warunki tutaj też.. Jakby tu ująć, wolałbym aby ślepy nosorożec nie zechciał nadziać się na nasz dom - druid uśmiechnął się mrugając okiem - wszystkie nosorożce są krótkowidzami. Ale - podniósł palec jakby prosząc o uwagę - Akane ma i tak dobry pomysł. Kto wie ile będziemy musieli jeździć, w jakich warunkach, kiedy uciekać. Coś bardziej terenowego i być może pancernego i tak przydałoby się, nawet, gdybyśmy mieli szybko odlecieć. Ostatecznie, jeśli nie masz nic przeciwko - druid spojrzał na Irlandczyka - potem można to zostawić Russo. Wydaje się nie tylko ogarniętym akolitą, ale też kimś, kto robi dobry użytek z rzeczy.
- Odlecieć to już nie odlecimy… potencjalny samolot został daleko stąd.- odparł Healy wzruszając ramionami.- Zaczynam przypuszczać, że chyba mogę zostać prorokiem. Bo to akurat przewidziałem.
- Patrick, przestań już bóldupczyć za tym samolotem, rany. - Mervi usiadła na łóżku obok Samuela.
- Więc… lepiej zacznij szykować teleportację jako awaryjny środek transportu, bo bez względu na to jaki samochód zbuduję, nie pomoże nam uciec przed całą bazą wojskową. - Healy uśmiechnął się cierpko. - Ostatecznie przy najgorszym rozwoju sytuacji pozostanie ucieczka w Umbrę lub wulgarne użycie korespondencji. Tak jak w Lilehammer.
- Nie poznaję cię. - technomantka odparła z westchnieniem - Chyba opyliłeś na pchlim targu całe pokłady swojego optymizmu zamieniając nie na pesymizm, ale fatalizm.
- Mervi moja droga. Mam olbrzymią nadzieję, że da się tą całą sprawę załatwić polubownie. Że da się dogadać jakoś, wymienić maga na coś i wyciągnąć go z bazy bez wystrzału czy konfrontacji z tym całym szamanem. Bez rozlewu krwi. Szczerze na to liczę… ale…- podniósł palec w górę. - Mieć nadzieję na najlepszy, a być przygotowanym na najgorszy rozwój sytuacji to podstawa przetrwanie w strefie wojny. I ja chcę mieć gotowy ten wariant awaryjny… ot, tak na wszelki wypadek.
Mervi tylko machnęła ręką wyraźnie poirytowana już irlandczykiem i zatopiła wzrok w ekranie laptopa. Samuel,nachylając się aby znowu podglądać jej pracę, mruknął do niej iż Patrick kradnie mu gesty.
- Trochę wiary w siebie panie Healy - Akane spróbowała zagrać na innej strunie. Nie znając jednak Patrica więcej póki co nie mogła zrobić… dlatego też usiadła po drugiej stronie Merv i tym razem ona jej zapuściła żurawia na laptop.
Finka spojrzała po obojgu.
- Czy ja wam przeszkadzam?
- Trochę za szybko piszesz hasła - druid powiedział z lekkim żartem.
Japonka mu przytaknęła wydając typowo dla japończyków pokazujące dźwięki.
- Nie masz żadnego pomocnika? Potrafią być bardzo fajni - dziewczyna wyjęła swój oryginalny telefon i pokazała jak na ekranie siedzi sobie animowana maskotka 2D.
- Mam trochę zaczętego przepisywania ksiąg hermetyków, które może być AI, ale to gruby temat, który powoli rozwiązuję. Na razie nie jest to skończone, więc... To musi ucieszyć. - Mervi przesunęła palcem po touch-padzie sprawiając, że kursor zaczął spazmatycznie skakać po rogu ekranu... i wtedy z dołu wyskoczył na niego puszysty biały kotek z długą kitą. Pikselowy zwierzak uwiesił się na kursorze nie chcąc za nic puścić zdobyczy.
Japonka najpierw wciągnęła powietrze raptownie ustami i patrzyła na zwierzaka bez słowa. Opór był jednak bezcelowy. Dziewczyna pisnęła z zachwytu potem chowając twarz w dłoniach.
- Kawai! - powiedziała podglądając zwierzątko z pomiędzy palcy.
Mervi uśmiechnęła się dość słabo, ale zaraz odezwała spokojnie.
- Jeżeli chcesz mogę jakiegoś ci napisać w wolnej chwili i wysłać na komórkę. Mojego nie mam na wierzchu jak pracuję. - spojrzała na Samuela z zastanowieniem, jednak nic nie powiedziała.
Druid spojrzał na kota i uśmiechnął się pod nosem.
- Zobaczę jak stan zdrowia tutejszych mieszkańców, ciała i ducha - stwierdził nagle patrząc ciągle na kota, na ekranie - nazwałaś go? - zapytał Mervi.
- Nie. - spojrzała zaskoczona na Samuela - To przecież tylko zbiór pikseli i kodu, bez AI. - kotek na ekranie zaczął biegać za "uciekającym" kursorem sterowanym przez kobietę - Czemu pytasz?
- Twórcy lubią nazywać swoje dzieła - Samuel powiedział z uśmiechem - dobra, to dla mnie będzie to Jerry, tak przewrotnie do kota Toma - mruknął rozciągając kostki za głową - postaram się wypytać niektóre duchy o tego szamana. Wbrew temu co się myśli, nie wszystkie kochają mówców, za to całkiem sporo kocha Verbenę.
- To zabrzmiało jak rywalizacja - zauważyła Akane.
- Ćpunów przy ognisku z ćpunami przy kociołku? - Mervi parsknęła i zwróciła się do Samuela - Pozdrów jakieś duchy ode mnie. - wystawiła język.
- Nie, wywiad - Samuel stwierdził poprawiając binokle - narkotyki to tylko narzędzie, którego osobiście nie praktykuję. To my z Patrickiem rozejrzymy się tu bardziej, Akane jak chcesz, a Ty Mervi - zamyślił się - pewnie patchowanie im komputera na wiele się nie przyda, to może będziesz miała czas przemyśleć sprawy na spokojnie czy przygotować co tam wirtualni zwykle przygotowują…
- Trenujemy swój sarkazm i cynizm. - technomantka przewróciła oczami.
- Lepiej zamontuj filtry przeciwkurzowe - mruknął wstając - ten pył źle działa na moją cerę, a co dopiero na komputer - powiedział poważnie idąc w kierunku drzwi, ale jeszcze nie wychodził.
- Cieszyłbyś się z tego naturalnego peelingu z piasku… masz dużo martwego naskórka. - obejrzała go z daleka - A nie, jest jeszcze żywy… No, po tym peelingu już nie będzie.
Japonka w międzyczasie tej kąśliwej wymiany zdań wyjęła z walizki kosmetyczkę, a z niej kilka różnych tubek w pastelowych kolorach. Jedną podała Samuelowi, jedną Mervi i jedną Patrickowi.
- To jest do oczyszczania, to do nawilżania, a to do hm… odświeżania - Akane sceptycznie popatrzyła się jeszcze na tubkę która podawała irlandczykowi. NIe była pewna czy w jakikolwiek sposób pomoże.
- Dzięki.- odparł krótko Irlandczyk biorąc tubki w dłoń i chowając do kieszeni.
Druid uśmiechnął się pod nosem.
- Mam własne, nie bój się o mnie. Nawet kilka w bardziej cywilizowanych rejonach sam robiłem. Mydło też, jak będziemy gdzieś w cywilizacji, mogę ci parę kostek zrobić w ramach relaksu - Samuel powiedział z dziwnym, diabolicznym akcentem.
Dziewczyna zabrała tubkę.
- Ale nie masz takich - powiedziała pokazując mu język. - I nie strasz mnie mydłem. Wiem z czego je się robi.
- Tak, z małych azjatek - Samuel stwierdził poważnie.
- A ja zawsze sądziłam, że z przemądrzałych europejczyków - dziewczyna mu odpowiedziała wymownie spoglądając na każdego po kolei.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-04-2021, 13:52   #22
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Magowie mieli okazję bliżej poznać ośrodek prowadzony przez duchownego, a w szczególności Patrick i Samuel. Jak przypuszczali, mniejsza drewniana szopa stanowiła połączenie budynku technicznego z warsztatem, a druga, większa – ołtarz. Biały namiot, będący doczepiony do głównego budynku, był skrzydłem medycznym,
Faktycznie, większość mieszkańców stanowiły kobiety, zwykle młode – nie byli nawet pewni czy niektóre z nich na europejskie standardy można byłoby nazwać dojrzałymi. Niektóre miały dzieci. Mężczyzn mieszkało ledwo kilku, poza postawnym albinosem, spotkali próbującego do nich zagadać najpierw słabym angielskim, a potem niemieckim, starego mężczyznę bez nogi.
W skrzydle medycznym nie uświadczyli wielkiego obciążenia, a i sam namiot wyglądał raczej jako stanowisko pomocy doraźnej. Byli w stanie zaszyć rany, podać leki, przetrzymać kogoś z malarią, założyć gips, ale o długotrwałej kuracji mowy być nie mogło.
Gdy mieszkańcy ośrodka zauważyli, że Russo odnosi się do magów serdecznie, to nawet bez jego specjalnych wyjaśnień – chociaż tych nie szczędził w języku im nieznanym – powoli powychodzili z kwater i miejsc, gdzie spędzali zwyczajne ludzkie obowiązki takie jak pranie, pomoc w posiłkach, zajmowanie się dziećmi czy pospolite naprawy. Każdy miał jakąś historię, o którą nawet często nie trzeba było pytać, można było domyślać się po twarzach, ciałach, minach, oczach. Chudy mężczyzna z zaawansowanym rakiem wodnym, dziewczyna z z poparzoną kwasem twarzą, razem z matka. Starsza kobieta, zdrowa, zadomowiona na dobre. Kobieta z plemienną skaryfikacją wraz z dzieckiem. Chora dziewczyna, chuda, o zapadłej twarzy i oczach. Może pożyje parę lat – stwierdziła Akane czując problemy genetyczne.
Podczas wędrówki Patricka i Samuela, syn eteru szybko zgubił druida. Co prawda nie był to teraz problem, to sposób w jaki verbena się ulotnił z pola widzenia podczas zwykłego spaceru sugerował, iż eskortowanie dyplomaty musiałoby być bardzo frustrujące jeśli robiłby tak ciągle z zamiarem myszkowania.
Dalej rozmyślać o tym Patrick nie miał czasu, gdy porwał go Russo w celu pomniejszych napraw. A to wbijający korek, grzejące się przewody, zalewający się bezpiecznik i inne typowo elektryczne usterki. Widać było, że duchowny chciał spędzić z Irlandczykiem trochę chwil.
Ich rozmowa zaczęła się gdy poprosił Patricka o przegląd agregatu prądotwórczego, który mimo nowe stanu, notorycznie się psuł. Albert ustawił sobie niski taboret oznajmiając, że dotrzyma gościowi towarzystwa.

***

Czas dla Mervi był łaskawy – wszak była jego dobrą znajomą jako adeptka tej sfery – czego niestety nie mogła powiedzieć o obiektywnej rzeczywistości. Na skutkiem tego zderzenia przychylności i nieprzychylności, Mervi otrzymała klasyczną syntezę wprost z dialektyki Karla Marksa z jego najlepszych czasów współpracy z Porządkiem Rozumu, czyli rozwiązanie tylke szybkie i oczywiste, co bezużyteczne.
Przez c ekspresowo uporała się z zapewnieniem sobie stabilnego łącza oraz ewentualnych satelitów – potrzebna byłaby osobna antena na dachu – tylko, że to co nazywała stabilną siecią było ledwie zadowalającą, wolną i daleką od norm komfortowej pracy.
Może jednak coś było w tych marksistowskich pomysłach – pomyślała frywolnie Mervi, sama nie wiedząc czy to ona, czy może Glitch, może udzielało się jej specyficzne poczucie humoru jej avatara. Wszak właśnie dyskusja z Akanem na zasadzie zderzenia różnych koncepcji, okazała się najbardziej owocna.
Plan szpiegowania pod postacią zwierzęcia wymyślony przez Japonkę był pod wieloma względami dobry, nie powodował jakichkolwiek zaburzeń w przestrzeni, które mogłaby doprowadzić na ich trop. Więź oparta na umyśle wydawała się obu dziewczynom oczywista. Raz zawiązana, była trudna do wykrycia i mogła trwać niezależnie od dystansu, dopóki pierwotna magya się nie rozplecie pod wpływem statycznej rzeczywistości.
Wpadły też na jeszcze jedno, perspektywiczne rozwiązanie. Mogły wykorzystać pogodę do odwrócenia uwagi.

***

Podczas pracy przy agregacie, Russo opowiadał Patrickowi jakie były jego początki. Jak starał się o fundusze, a ile wybudowano to, gdzie teraz są, oraz jakie były pierwotne, oficjalne cele. Irlandczyk dowiedział się, że pierwotny cel był zupełnie chybiony i nierealny gdyż to miejsce miało być darmową przychodnią i szpitalem. Russo krytycznie wypowiadał się o tym pomyśle od początku. Ludzi z poważnymi problemami i tak trzeba było przewodzić do miasta tam była już odpowiednia placówka. Natomiast w przypadku lżejszych przypadków, transport stawał się kłopotem. Pomiędzy rozsianymi wioskami i miasteczkami, głównym sposobem komunikacji są własne nogi, samochód jest zarezerwowany dla towarów i bydła, nikt nie będzie marnował drogiego paliwa dla chorej nogi. To lekarz musiałby jeździć po wioskach.
Tylko, że oni nie mieli lekarza, a tylko dwie zakonnice, z przeszkoleniem pielęgniarskim, oraz samego Russo, który jasno dał do zrozumienia, iż sporo potrafi, lecz dyplomowanym lekarzem nie jest, i nie chce szerzyć guseł oraz zaufania do ludzi bez papierów.
Duchowny informując Tradycje nie wiedział czy Jurij się ukrywa czy nie – chociaż to podejrzewał. Nie miał pojęcia o sprawie z Białym Domem, nakazem ujęcia i czymkolwiek związanych z tym zamieszaniem. Po prostu pomógł, i otrzymał pomoc, od maga Tradycji który zatrzymał się w pobliżu, a dopiero, gdy Rosjanin został schwytany, poinformował Tradycje, iż jeden z ich magów jest w opałach.
Russo opowiadał też o swoich nadziejach z Jurijem. Magowie mogą przewodzić ludziom, kierować ich, tworzyć coś nowego. Jurij skupił się na obronie, ale tak naprawdę pokazywał, że można żyć inaczej. Nie byle jako. Był tu krótko, ale pod jego inspiracją - lecz bez jego pomocy – przebudowano dwa domy na bardziej stabilne konstrukcje. Nawet mimo wojny, atmosfery niepewności, gdzie zabłąkana rakieta może zburzyć to co mamy, Jurij im pokazywał, iż od podstaw buduje się coś, c będzie żal stracić. Patrick wyzuwał, że Russo popierał tą postawę.
Ksiądz nie krył się z tym, że zna dobrze obie struny konflikt. Wprost powiedział, że gościł obu, i zna nawet poglądy Aluna. Uważał on eksterminację za gwaranta pokoju. Martwi nie wszczynają wojen. Chociaż Russo podważał, czy to są jego własne słowa, brzmiało to jak rozwiązanie jego szamana. Alun, mimo że inteligenty, za bardzo lubił poklask, władzę i uwielbienie wielkiego wojownika jakim się cieszył.
Patrickowi ciągle nie pasowało w coś w agregacie. Dopiero po rozmowie Russo i naprawach, przechodząc obok urządzenia, tknęło go aby sprawdzić przedmiot magyą. W tym duchem.
I tutaj kryło się rozwiązanie częstych awarii wszystkich agregatów oraz pobliskich sprzętów. W penumbrze siedział tam gremlin. Nie byle jaki, wielki, tłusty, ważący chyba z dwieście kilo, rozlany gremlin o dostających, poszarpanych uszach, wielkich, złośliwych oczach zakrytych fałdami tłuszczu, niezdrowej, ropiejącej skórze. W całe ciało powtykane miał kawałki metalu, jakby odłamki po eksplozji – tryby, ostre blachy, śruby, gwoździe 0 lub jako część dziwnego zdobnictwa. Wokół, w Umbre, walało się sporo metalowego złomu, pośpiesznie poskręcanego, jakby pułapek.
Była to z całą pewnością zmora, może nie najpotężniejsza, ale wystarczająco silna aby zapolować na jednego, może dwóch średnio doświadczonych magów. Raczej dla nikogo z ich drużyny w starciu bezpośrednim nie stanowił potwornego zagrożenia, acz rany w starciu były wysoce prawdopodobne. Z tego co Patrick orientował się w tego typu duchach żmija, lubią pułapki, okaleczenia oraz długo gojące się obrażenia u zaatakowanych. Nawet z miażdżącą przewagą nietrudno było o złapanie jakiejś wyjątkowo frustrującej i nieprzyjemnej klątwy.
Trzeba będzie zaatakować go jutro, najlepiej z kimś.

***

Wieczór Mervi, jak i dzień, spędzony był na odkodowywaniu zawartości swego umysłu. Była naprawdę blisko. Ciekawość paliła ją od środka, ciekawość tym bardziej frustrująca, iż odkodowanie działało tutaj na zasadzie wszystko albo nic. Albo nie wiesz nic, albo wiesz już wszystko. Nie ma stanów pośrednich.
Wirtualna Adeptka skrzywiła się w myślach na tą myśl w momencie, w którym zrozumiała skąd pochodzi. Notatki Jonathana. „Wyższa sztuka Czasu, najpierw nie wiesz ni, po odkryciu przedziału - zamazany tekst – wiesz już wszystko.”
Dobijające było to, iż spokojnie będzie mogła poświęcić jeszcze jeden wieczór, może dwa, trzy na rozkuwanie tego. Coraz mocniej uświadamiała sobie, iż sprytne ataki na szyfr, mając nawet częściowy klucz, nie wystarczą. Do tej pory pracowała nad programami i algorytmami w nich do właściwego rozkuwania zbierała dane, przerabiała Glitcha na klucz deszyfrujący. Niestety aby to uruchomić, poza kończeniu tej fazy, będzie potrzebowała godzin, może dni pracy naprawdę dużej mocy obliczeniowej.
Będzie trzeba pożyczyć czyjeś centrum danych, może superkomputer. Ukraś jakiś śpiący, włamać się do Unii albo uśmiechnąć się do Synów Eteru lub własnej tradycji.

***

Tej nocy Patrick miał koszmar. Widział siebie na metalowy, ruchomym tronie, w centrum Miasta. Nie był jednak identyczny ze swym zwykłym wyglądem. Prawe oko zastępował układ soczewek i kryształów. Prawa dłoń i cała ledwa noga były sztuczne, ze stali, drewna, miedzi, żelaza, kół zębatych pasków klinowych, przewodów elektrycznych, cewek, zwojów i silników. Półmechaniczny Patrick siedział tronie niczym król bez korony, martwym, spokojnym wzrokiem ogarniając idealnie symetryczne Miasto. Huk parujących fabryk zagłuszał myśli Patricka. Mechaniczny Patrick rzucił mu martwe spojrzenie.
- Chcesz się przejść?
Syn eteru wyrwał się ze snu w trakcie nocy, drżąc jak w febrze. Bolała go głowa, cały był spocony i słaby. Podświadomie czuł, że wcale nie chciał widzieć tego, co znalazłby w fabrykach.

***

Poranne ćwiczenia kata Akane nie przyciągało większej uwagi ludzi, zresztą kogo uwagę miałaby przykuć gdy ledwo wstało słońce, panowała szarówka, a powietrze wypełniała wilgoć zwiastująca rychłe przeistoczenie się pierwszych kropel spadającego właśnie deszczu w silną ulewę. Lecz inaczej reagowały zwierzęta. Dwa pająki, wąż, ciekawski gryzoń , parę mrówek – te wszystkie stworzenia w czasie jej medytacji zbliżyły się. Lecz uczyniły to ostrożnie, a po chwili uciekły jak oparzone. Lisica była niepozorna, lecz niektóre zwierzęta wyczuwały zagrożenie lepiej od ludzi, a po gładką taflą spokoju skrywała się powstrzymana siła.
Zmysły Azjatki rozpościerały się na okoliczną naturę. Europejczycy powiedzieliby, że była umierającą jaszczurką, była zderzeniem chmur, była deszczem, była pyłem niesionym po drogich, była jednocześnie liśćmi jak i targającymi nim wiatrem. Lecz Akane nie była europejką, wyrastałaz innej tradycji mistycznej. Ona nie była sobą, ani czym innym. Nie była jaszczurką, nie była chmurami, burza, deszczem, pyłem wichrem czy drzewem. Po prostu jej nie było.
Jak pusty bóg.
Jak jeden umysł.
Lecz właśnie osiągając niebyt, można było osiągnąć zrozumienie. Zrozumienie lokalnej fauny, kształt wzorców życia, ogólny pogląd na stada zwierząt, fronty atmosferyczne. Brakowało dziewczynie Korespondencji do naprawdę wielkoskalowej ekscerpcji otaczającej ją rzeczywistości, lecz to co miała, było pomocną wiedzą. Zrozumieniem podstaw tutejszego biotopu.
I zrozumieniem deszczów i wichrów. Wydawało się jej nawet, że gdzieś na granicy umysłu, wra z kolejnym wyprowadzanym w powietrzu ciosem zaczyna rozumieć imiona wiatrów które miejscowi szamani dawali im przez wieki. Imię gorącego, suchego powietrza z pustyni, morskiej bryzy, imię wiatrów monsunowych, imię chmur przynoszących.
Wykrok prawą nogą, odbicie lewą, cios otwartą dłonią. Coraz większe krople deszczu spadały z nieba. Ziemia nie była w stanie przyjąć wody, nie tak prędko. Kałuże rozlewały się mioędzy kamieniami.
W ciemnych chmurach dostrzegała ledwo widoczny, długi, wężowaty kształt. Łuski smoka wtapiały się w ołowianą barwę nieba. Grzmot był tak silny, że dziewczyna niemal zatoczyła się podczas kata. Nie wiedziała czy to prawdziwy grzmot burzy wzmocniony magyczną percepcją, czy też jej avatar dał o sobie znać. Może oba.
Smok odezwał się ochryple, serią gromów.
- Były kiedyś dwa klany które się nienawidziły. Mądry poeta, mądry wojownik, mądry człowiek stwierdził, iż kolejne wieki nienawiści sumarycznie sprowadzą więcej złej karmy niż ucięcie tego. Stwierdził, że będzie wspierał pierwszy klan, gdyż uznał, izw tej spirali przemocy, ma on lepsze intencje. Doprowadził do zagłady obu klanów. Gdzie popełnił błąd?

***

Russo nalegał aby magowie zjedli śniadanie razem ze wszystkimi. Posiłek nie był przesadnie obfity, ot zwyczajne, wspólne jedzenie z odrobiną kolorytu. Russo poprosił przed jedzeniem o chwilę modlitwy. Nie wymawiał jej na głos, nikogo nie zmuszał do wspólnego odmawiania, a tylko zapewnił ciszę. Wyglądało na to, że modliła się zdecydowana większość lokatorów, lecz nie wszyscy. Samuel też się pomodlił. Farba do włosów na irokezie francuza powoli już schodziła, chociaż nie przeszkadzało mu to nosić równie nie pasującego stroju. Marynkę wymienił na lekki płaszcz, odwieszony teraz na krześle, pod spodem nosząc ciemnogranatową koszulę z czarnym wzorem w skandynawskie runy.
Za oknami trwała ulewa zacinającego pod silnym wiatrem deszczu. Najpierw myśleli, że to grzmoty, za wyjątkiem Patricka, który od razu poznał serie z karabinów maszynowych. W tej okropnej pogodzie pod ośrodek podjechały dwa pickupy oraz brudny dostawczak. Autorem wystrzałów był murzyn w mundurze, strzelając na wiwat – była to chyba tutejsza forma zatrąbienia klaksonem sądząc po braku większego wrażenia jakie zrobiło to na Russo i pozostałych.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 21-04-2021, 19:41   #23
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
KOLACJA we czworo

Kolacja zebrała razem całą czwórkę magów. Healy obecnie zamknął już laptop na którym pracował pół dnia planując i notując sobie różne rzeczy. Rozejrzał się po swoich towarzyszach i pomiędzy kęsami zaczął relacjonować to co mu wspomniał Russo o miejscowej sytuacji, o historii tego miejsca, o jego pracownikach, wreszcie… o tym co miejscowy przedstawiciel Chóru miał do powiedzenia na temat obu magów.
Po zrelacjonowaniu tego wszystkiego spojrzał milcząco acz wymownie na druida.
Samuel nie odpowiedział, acz posłał Patrickowi swój najlepszy uśmiech podnosząc brwi ponad binokle, wywołując brak reakcji ze strony Syna Eteru.
Japonka popatrzyła pomiędzy jednym, a drugim.
- Po co go prowokujesz? - dziewczyna palnęła patrząc na Samuela z niezadowoloną miną.
- Czekam na resztę informacji - druid powiedział beztrosko - wy coś z Mervi macie?
- Kijowe połączenie do Netu, jakbym o 50 lat się cofnęła. - prychnęła technomantka - To powinno być zabronione, zbrodnia przeciw ludzkości!
- Dogadałyśmy pomysł z przemianą w lisa. Jutro rano zacznę przygotowania - dodała Akane patrząc na Samuela. - A ty, czegoś się dowiedziałeś?
- Głównie to pomagałem w skrzydle medycznym - druid przyznał bez dumy - czy raczej zrobiłem fiku-miku-czary-mary aby parę osób troszkę szybciej wróciło na nogi. Zauważyłem też tutaj dwie zmory - rozejrzał się wokół jakby czemuś się przysłuchiwał - jedna psuje tutaj urządzenia. Druga siedzi w studni i chyba nic szczególnego nie robi, ale od razu rzuciła mi się w oczy gdy się trochę rozejrzałem.Tutejsze duchy… Nie powiem abym jakoś więcej porozmawiał, raczej kilka razy się przedstawiłem, raz bym prawie oberwał…
W tym momencie Akane skojarzyła. Jako adeptka życia dostrzegała z łatwością stan wzorców, lecz nie zawsze zwracała na to uwagę, tak jak nie zawsze patrzymy na wszystkie detale wyglądu znajomych. Samuel nie okazywał tego, lecz był miejscami, pod ubraniem, dość mocno posiniaczony.
- ...trochę też spojrzałem na ich wygląd i zachowanie. Wygląda jakby kiedyś duchy podlegały tutaj pewnej hierarchii, która została zniszczona. Zapewne stało się wiele wieków temu, znamy przypadki zniszczenia totemów i tak dalej. Ale jedno mnie zaciekawiło, większość jest dość usłużna do ludzi. Co znaczy, że ten szaman ma łatwą robotę, ale też znaczy, że kiedyś siła która tworzyła tutejsze struktury musiała być bliska ludzkości lub krewnym jakimś zmiennokształtnych - westchnął jakby w smutku.
- Nie możesz ich pogonić? - mruknęła znad laptopa, który musiała wyciągnąć w trakcie przemowy Samuela - Mają masę innego miejsca. I po co psują? Nudzą się? - spojrzała na swój sprzęt - Niech nawet żaden nie myśli mojej elektroniki dotykać... - fuknęła - Niech psują u tych terrorystów jak muszą...
- Przychodzenie w nowe miejsce i zaczynanie od stawiania do pionu tutejszych mieszkańców, nawet jeśli są diablimi skurwielami - Samuel zapatrzył się na ścianę, przerywając na chwilę, potem wrócił do rozmowy - jest co najmniej w złym guście. Chociaż generalnie, w perspektywie, można coś z tym zrobić.
- W złym guście... Serio, Samuel? Tyle wiem, że Zmory to skurwiele, czy cackasz się z osiedlowym bully? - pokręciła głową w niedowierzaniu.
- To jest odrobinę bardziej skomplikowane niż myślisz Mervi - druid powiedział bez wyższości w głosie - ale to chyba nie czas na wykład o Żmiju i tych, którzy mu służą.
- A kiedy będzie ten czas? - mruknęła znad laptopa - Bo na razie mnie nie przekonałeś.
- Mogę ci przed snem opowiedzieć parę bajek - Samuel stwierdził z uśmiechem.
Akane przyłożyła dłonie do oczu i z jękiem irytacji upadła na łóżko.
‘Co za dzieci” pomyślała.
- Deal. - Mervi spojrzała na Akane - A tej co? Za dużo hiperwentylacji?
- Jesteście dziwni. Wszyscy - japonka skwitowała nie spoglądając nawet na nikogo.
- My jesteśmy dziwni? - Mervi odparła złośliwie - Spójrz na siebie, mistyku od kungfu.
Mervi znów się spotkała z wulgarnym gestem ze strony Akane.
- Pax - Samuel westchnął - pax… Każdy mag jest dziwny. Jesteśmy wszak drzazgami na tyłku normalności…
Mervi uśmiechnęła się złośliwie.
- To nie ja potrzebuję słownika wulgarnych gestów, aby wiedzieć jakie użyć.
- Tak czy siak tę zmorę z generatora albo trzeba przegonić albo ubić. - odparł Healy obojętnie wzruszając ramionami.- Przypuszczam, że negocjacje z nią nie mają sensu dopóki nie zostanie przynajmniej pokonana. A najłatwiej będzie poprzez… wyrwanie ją z jej królestwa. Pomyślę nad wyrzutnią szpona, który przeszedłby przez Umbrę pochwycił ją i przyciągnął do nas. W drugą stronę… wolałbym się nie ruszać. Te gremliny mają ciągotki do pułapek, a ten tutaj…siedzi tu już na tyle długo, by zbudować wokół siebie pole minowe.
- Chcesz tam wejść - Samuel zapytał rzeczowo - bo chyba nie myślisz o zmaterializowaniu go tutaj.
- Właśnie o tym myślę.- odparł Irlandczyk spokojnym tonem.- Głupotą by było walczyć z wrogiem na jego terytorium… nie słyszałeś co mówiłem o pułapkach?
- Na pewno wszyscy się ucieszą z widoku potwora po tej stronie rękawicy - druid powiedział rzeczowo i na chwilę zamyślił się - wiesz też, że musiałbyś naprawdę solidnie rozerwać rękawicę? Już lepiej go sponiewierać po jego stronie, atakując z naszej. Chociaż, szczerze, to najpierw bym porozmawiał. Tak czy owak na tym się to skończy, nawet jak go pokonamy, a jest możliwość, że odpuści wcześniej. Jeśli nie, no to sprawi się mu pewne nieprzyjemności.
- Jestem otwarty na wszelkie opcje. Chcesz z nim wpierw negocjować? Proszę bardzo.- odparł Healy i spojrzał na Akane. - Gdyby jednak te negocjacje nic nie dały to… jakie są twoje opcje jeśli chodzi o walkę zasięgową? Lepiej się bowiem do tego potworka nie zbliżać.
Druid zamyślił się.
- Możemy podejść do niego po naszej stronie. Tutaj nie ma pułapek, rękawicę będziemy kontrolować. Jakby to powiedzieć po twojemu - potarł palce w powietrzu szukając słów - możemy z naszej strony rękawicy wrzucić mu kilka granatów nie wchodząc do umbry, a robiąc tylko miejsce na wrzucenie ładunków. Rozumiesz już? To jest generalnie standardowe postępowanie ze stworami w penumbrze - wyjaśnił poważnie - zwykle się dobrze spisuje. Jeśli będzie głupi i sam zechce się zmaterializować, może mieć problem - uśmiechnął się diabelsko. Akane chyba domyślała się, że druidowi chodzi o więzienną rękawicę, widać lubił tą sztuczkę.
Syn Eteru nie odpowiedział na słowa Samuela i tylko kiwnął głową leniwie. Najwyraźniej uznał, że ostatecznie… na wszelkie opcje wszak był otwarty. Na wszelkie, w tym i na czczą gadaninę zapewne. Było widać, że Irlandczyk nie wierzy w negocjacje ze zmorą. Wszak, co mogli jej zaoferować w zamian? Na piękne oczy pewnie stąd nie pójdzie.
- No dobrze, to pomysł z granatami jest. Teraz co z tymi negocjacjami? Co on może chcieć? Co by go mogło zainteresować? - Akane usiadła z powrotem na łóżku krzyżując nogi.
- Albo będzie współpracował albo będzie następne kilkadziesiąt lat dbał o stan techniczny agregatu jako mała bateryjka - Samuel dał znać głosem, iż jest to stwierdzenie tylko w połowie na poważnie - albo zakopie się go w jakimś dzbanie w ziemi, klasyka. Jakbym się uparł, mogę jego dalsze bytowanie czynić prawie dowolnie nieprzyjemnym. Zmory tego kalibru są złośliwe, ale nie lubią bezpośredniej walki. To tchórze, żerują na osłabionych i tych, którzy ich nie widzą. Z tego powodu niektórzy… bardziej moralnie swobodni magowie - druid ważył słowa - czasem decydują się na ich usługi.
- Jestem pewien, że przestraszy słysząc twoje groźby. - odparł ironicznie Healy wzruszając ramionami.
- Widziałeś mnie w umbrze? - Samuel pochylił głowę aby spojrzeć na Patricka własnym oczami, bezpośrednio, ponad ciemnym szkłem binokli.
- Taa taa taa… potężny mag. Widziałem potężnych magów Ducha. Widziałem jak umierają, byłem przy takiej śmierci… zapłaciłem winą za uratowanie go od tego losu. - stwierdził sceptycznie Healy i wzruszył ramionami.- Ten gremlin to tłusta gadzina, dobrze się tu urządziła, długo pasożytuje. Jeśli go przekonasz, to fajnie… nie będziemy potrzebowali sobie brudzić rączek. Ale chełpienie się swoją mocą zachowaj na Zmorę. Przede mną nie musisz się popisywać, bo i tak nie zrobi to na mnie wrażenia. Może natomiast zrobi na tutejszym szamanie… jeśli… zdołasz go odwiedzić w snach?
Akane aż wybałuszyła oczy.
- Nie sam.
Mervi zerknęła na Patricka.
- Ty serio bywasz taki głuptasek. - wróciła wzrokiem do komputera - Co widzą w Umbrze? - zapytała Samuela.
- Wybaczcie - druid podrapał się po brodzie - czasem zapominam, nie wszyscy muszą wiedzieć. Rezonans, jestem adeptem ducha. Generalnie jak z każdą sferą, zmieniamy się, możemy ukrywać zmiany, ale im dalej w nią brniemy, tym ona rezonuje z nami… Albo wydobywa nasze skłonności - uśmiechnął się - mistrzowie i adepci ducha, niektórzy mówią, że lśnią. Pulsują mocą. Nie zawsze jest rozsądne reklamować się w ten sposób, szczególnie gdy ma się złą prasę, ale generalnie bardzo to ułatwia wszystkie przedstawianie się gadki: co mogę tobie zrobić, nie ruszaj mnie i pozwól zająć się poważniejszymi sprawami. A co do snów - druid zamyślił się - nie jestem na tyle dobry z umysłem, a do May wolałbym nie robić wycieczek, to jak szukanie igły w stogu siana.
- Mówi się trudno. Nie ma co ryzykować, zwłaszcza na tym etapie.- odparł beznamiętnie Irlandczyk.
- Podsumowując, nasze negocjacje polegają na zastraszaniu? - Akane wydawała się jakoś nieprzekonana.
- Dlatego ja właśnie myślałem o spraniu go najpierw. To powinno być przekonujące. Zwłaszcza jeśli zostanie wyrwany z własnego gniazda. To odbiera pewność siebie.- wyjaśnił Irlandczyk.
- Nie, od propozycji układu się zaczną - druid wyjaśnił.
- Patrick... - technomantka oderwała się od komputera - Zauważyłeś, że ciągle traktujesz ducha jak śmiertelnika, działającego w znanych ci ramach? Jego twoje wyciąganie może... nie przejąć na tyle, na ile byś chciał. To nie ryba, co zdechnie na lądzie. Będzie niemiło, ale co dla takiej istoty? Zawsze wróci w końcu. - wzruszyła ramionami.
- Będzie bestią wyciągniętą z leża, wyrwaną ze swojego bezpiecznego miejsca… Zmora to nie poteżny byt. Nie jest myślicielem czy też niezrozumiałą dla człowieka nadistotą.- wzruszył ramionami Irlandczyk i spojrzał na druida.- A jakiż to układ proponujesz z nią zawrzeć?
- Nawet jak ją wyciągniesz z leża, potem i tak będziesz musiał się układać - Samuel wzruszył ramionami - nie są to na tyle potężne duchy aby na tyle dyskutować na temat metod, najpewniej każde podejście uda się mniej lub bardziej. Ale - podniósł palec w górę - co do układu. Niech opowie o tym ośrodku i odwiedzających go, z boku. O Russo, o pertraktacjach, o tych co przybywają, jak tu wygląda. A potem niech idzie sobie gdzieś precz, całe zła świata nie pokonamy, zmory to bardziej skutek tego co się dzieje, a nie przyczyna. Ostatecznie też można jej zaproponować nowy dom w furach nielubianego przywódcy wojskowego czy nawet ucztę w jego organach, gdyby doszło do takiej konieczności.
- Jesteś bardzo pewny tego, że ją twoja świetlista postać nastraszy. Ok… niech tak będzie. - wzruszył ramionami Healy.
Druid zaśmiał się.
- Nie słuchasz irlandzki przyjacielu - gdy nie zechce z nami rozmawiać będziesz miał okazję na zrobienie bum-bum. Tylko gdy zrobisz za mocne bum, to będę musiał ją albo fetyszować, albo będziemy czekać godziny, dni, może miesiące aż wyjdzie z regeneracji aby wrócić do rozmów.
- Wbrew temu co sobie wmówiła Mervi nie mam specjalnego uwielbienia dla przemocy. - wzruszył ramionami Irlandczyk i potarł podstawę nosa.- I osobiście uważam, że… jeśli już mamy brać jakiegoś ducha na spytki, to… nie ma w okolicy jakichś sług natury czy innych duchów, które byłyby bardziej wiarygodne niż tłusty gremlin?
- Dywersyfikacja informacji - Samuel wyjaśnił - poza tym on tu mieszka i obchodzą go ludzie najpewniej, bo lubi gdy im się nie udaje. O co ważne, jest inteligentny. To jest oczywiście złośliwy spryt niż prawdziwa mądrość, ale trudno znaleźć kogoś zainteresowanego ludźmi, inteligentnego, przebywającego w jednej okolicy, i jeszcze w miarę słabego aby nie rozpytywać perceptonów.
- Pójdę z tobą na wszelki wypadek - japonka powiedziała jakby mieli iść gdzieś bardzo daleko.
- Miłej zabawy. - stwierdziła krótko wirtualna.
- A ja pewnie zza Umbry…- odparł spokojnie Irlandczyk. - Choć nie z granatem, raczej z bronią na amunicję wzmocnioną Pierwszą.
- No to będzie o rano robić - druid stwierdził po chwili patrzenia w ścianę i jakby przysłuchiwania się czemuś - mamy inne tematy?
- Potrzebuję anteny. - Mervi powiedziała wprost zupełnie bez wyjaśnień.
- Da się zrobić. Jakieś konkretne życzenia co do niej?- zapytał Patrick.
- Chcę dzięki niej wzmocnić sygnał, najlepiej by to nie był patyk wielkości anteny telewizyjnej na dachu i... - spojrzała na Patricka - REALNIE sensowny, czyli działający na naukowych zasadach. Nie eteryckiej wyobraźni.
- Realnie sensowny może mieć problemy z działaniem w tym miejscu. Wilgoć, zasilanie, wysokość… to problemy które REALNIE mogą być dużym płotem do przeskoczenia.- zadumał się Healy i spojrzał na Mervi dodając. - ALE… jeśli masz coś konkretnego na myśli, to zobaczę co da się zrobić w tej kwestii, jeśli podrzucisz mi schematy.
- Rozrysuję, dam wyliczenia. - stwierdziła lekko - Jutro dostaniesz.
- Ok… nie mogę dać ci gwarancji że mi się uda. Acz…- wzruszył ramionami Healy.- … się postaram.
- Też mi geniusz... - technomantka prychnęła pod nosem do siebie, wracając do laptopa.
- Z pustego i Salomon nie naleje. - odparł Irlandczyk wzruszając ramionami i dodał z wrednym uśmieszkiem.- Ale ja przynajmniej wziąłem pod uwagę miejscowe warunki najwyraźniej. Ty zaś nie.
Mervi spojrzała na eterytę ze złością.
- Ja miałam nadzieję, że nasz genialny eteryta zdoła wpaść na pomysł, który zaspokoi wymogi bez zabawy w "make-believe naukę", ale kogo ja proszę.
- Oczekujesz cudu jednocześnie związując mi dłonie za plecami. Albo masz o mnie zbyt duże mniemanie, albo… naprawdę nic nie dało moje marudzenie w Edynburgu o tym czym jest Afryka. - Healy westchnął ciężko i spojrzał po dziewczynach i druidzie. - Dla was może i opowieści Russo wydały się szokujące, ale nie dla mnie. On nie jest jedynym misjonarzem w okolicy. Takich miejsc… jest tu setki, takich osad, tragedii i głodu. Najgorsze jest to że ten ośrodek Russo to nie wyjątek, a norma. Ja wiedziałem co tu nas czeka…
Mervi wstała z miejsca, chowając laptop do torby.
- Wracam do pokoju, nie chcę zamordować innego Przebudzonego. - spojrzała na Patricka - Twój Avatar powinien się wstydzić, że ma takiego maga jak ty.
- Mój awatar…- Irlandczyk uśmiechnął jednocześnie melancholijnie i szyderczo zarazem.
Technomantka pokręciła głową i bez słowa wyszła z pokoju.

***

Kiedy opadły emocje Akane przysiadła obok Samuela. Zrobiła to z pewnym ociąganiem jakby miała opory.
- Em, wspomniałeś wcześniej, że chromantą. Miałbyś coś przeciwko jakbym cię o to jeszcze popytała?
- Chyba nie - druid stwierdził bez nadmiaru entuzjazmu.
- Jestem ciekawa jak je interpretujesz. Zielony był dla sił i życia… ty nosisz niebieski więc pewnie on jest od życia, a żółty od sił? - dziewczyna zapytała dalej nie zrażając się.
- Rozumiem, że w azji - druid zaczął powoli, delikatnie, patrząc ponad dziewczyną - tacy czarownicy z Wu Lung bardzo chętnie rozpowiadają kiedy używać sproszkowanej jaszczurki, a jakie pieczęci na papierze? Albo czy w Bractwie zdradzacie sekretne kopniaki - spojrzał na nią z uśmiechem - to nie jest kwestia zaufania, zaufaniem jest to, że dzielimy się tym, jak czynimy sztukę co do zasady. Uważam jednak, że wiedza o wszystkich szczegółach, z podziałem na sfery, jest niebezpieczna w przypadku podwinięcia się nam nogi. Albo moi mistrzowie wpoili mi trochę niezdrowej paranoi i tajemniczości w tym zakresie, tak też może być - zaśmiał się krótko, sam do siebie - kto powiedział, że zawsze używam kolorów?
- Trochę paranoi jest przydatne. Nie wiem czy w aż takim stopniuan Healy i Panna - dziewczyna uśmiechnęła się. - A ja to ci mogę opowiedzieć o swoich ukrytych zdradzieckich kopniakach. Mogę ci je nawet pokazać. Dużo to nie zmieni, bo Do to nie są po prostu kopniaki. To coś więcej. Mimo to jednak będziecie wiedzieli kiedy zaczynam na poważnie podchodzić do sytuacji, lub zwyczajnie kiedy zejść mi z drogi bo przyjmę odpowiednią postawę. Już podzieliłeś się z nami, że używasz po części kolorów. Wiesz, że Panna Laajarinne i Pan Healy potrzebują swoich narzędzi do praktykowania magyi. To, że poznam który kolor kojarzysz z jaką sferą może nam co najwyżej pomóc. Bo będę miała tę możliwość żeby ewentualnie ułatwić ci robotę przy jakiejś okazji.
- Wiem czym jest Do - druid powiedział poważnie - no, z grubsza - odpowiedział po chwili - na tyle, na ile można widzieć z boku. Ale dla mnie to wciąż głównie kopanie tyłków z dobrą opowieścią - mruknął trochę zbaczając z tematu.
- Mhm, to jak? Nie chcesz się dzielić swoimi sposobami na magye? Nawet odrobinę? - dziewczyna wróciła do swojego pytania.
- Kolory to zestaw zapasowy - druid wyjaśnił - chromomancja sięga przez barwy jako przekaźniki. Ot pierwszy błąd, założyłaś żółty do sił. Nie, biały - uśmiechnął się chytrze - ale do sił nie używałem koloru w tym przypadku. Okoliczności były wystarczające.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- W mojej części świata biały kojarzy się ze światem spirytualnym.
- Magiya jest personalna i to bardzo. To jak czarujesz zależy głównie od twojego podejścia, a ono jest zwykle różnorakie. I mało… kompatybilne między magami. Jego styl niekoniecznie musi pasować tobie i na odwrót. Pewnie dlatego Mervi ma takie dąsy co do moich maszyn. - wtrącił pomiędzy kęsami Irlandczyk.
Samuel pokiwał głową potwierdzając co do joty słowa technomanty. Nie wyglądał nawet na zaskoczonego, iż tego typu tezę głosi technomanta, a nie mistyk. Może już dość poznał Patricka, coś o nim słyszał, albo założył, że tak doświadczony adept musi mieć wystarczająco szerokie spojrzenie, nawet nie będąc mistykiem.
- Pff oczywiście, że tak. Dlatego to takie ciekawe. Szczególnie te różnice w podejściu. Nawet jakbym cokolwiek wyznawała się na materii to by wyglądało inaczej niż u ciebie - Akane oparła się na rękach odchylając się na łóżku spojrzała w sufit. W jej oczach czaiła się żywa ciekawość.
- Jakbyście siedzieli większość swojego czasu w odosobnionej świątyni to też byście byli aż tak ciekawi. Nie miałam za dużo kontaktu z magami spoza swojej tradycji. A do tego większość z nich raczej patrzyła na mnie z góry z oczywistych powodów.
- Nie wyglądasz na młodą mniszkę - Samuel rzucił w eter jakby szukając wyświetlonych odpowiedzi gdzieś w dali, za oknami, lecz nie mogąc ich odszukać.
Akane zaśmiała się.
- Cóż inna rola mi przypadła. Do tego mimo wszystko ciągnęło mnie do świata.
- Magowie są jak wszyscy ludzie. Niektórzy przyjaźni… inni karierowicze. Zwłaszcza ci u Alchemików od Hermesa.- wtrącił Irlandczyk melancholijnie.- Niektórzy dupki i szuje. Ale wszyscy bardzo ludzcy mimo całego tego Oświecenia. Jedzą, piją… boją się jak każdy inny Śpiący.
- Poznałeś członków domu Solificati? - Samuel zapytał Patricka zaciekawiony.
- Nie wiem, może… jakoś nigdy nieszczególnie mnie interesowała ich hierarchia na tyle by zapamiętać te ich wydumane tytuły. Wszystko to za sztywne dla mnie. - machnął ręką Irlandczyk.
- Ich zwykle nazywają alchemikami - Samuel powiedział szczerze - i mają okropną prasę.
Akane podniosła spojrzenie przysłuchując się rozmowie.
- Poznałem różnych ludzi od Hermesa… jedni byli warci przyjaźni, inni przynajmniej szacunku… inni nic nie warci.- odparł Healy melancholijnie.
- A pracy magyicznej nie czytam, więc nie wiem co tam o nich piszą…- zakończył żartem.
- Nie przepadam generalnie za hermetykami - Samuel powiedział ostrożnie - ale to nie osobista uraza. Po prostu nie lubię bać się obrócić przez długi czas w obawie przed tym, że ktoś niecnie mi się do tyłka dobierze.
Akane wypuściła powietrze nosem.
- Drapieżnik i ofiara - podsumowała z jakąś złością. - Ale może ja nie powinnam się wypowiadać. Moja tradycja ma swoje za uszami.
- Wszystkie coś mają. - machnął Irlandczyk ręką.- Nie należy oceniać ludzi po Tradycjach, skoro magyia jaką władasz i tak jest twoja ledwo tylko naznaczona wpływem mentora.
- Tradycje to coś więcej - druid stwierdził dziwnie akademickim tonem - przekazują wiedzę, sekrety, do tradycji ciągną określeni ludzie. Aby obracać się wokół hermetyków trzeba mieć dość intelektu, ale też sprytu w ich gierkach i zdolności gięcia karku. Bez tego szybko wylecisz albo odejdziesz… lub skończysz badając stan prawny śniegu - rzucił wyświechtanym żartem - o ile uczniów bym nie oceniał, to znajomość tradycji i jej frakcji wiele mówi o adeptach i mistrzach. Ostatecznie to właśnie oni sprawiają, że tradycje są takie, a nie inne, nie odwrotnie.
- Ale oni też kiedyś byli uczniami. Cykl będzie wieczny jeśli ktoś się z niego nie wyłamie. Bo im dłużej się jest pośród tych który są twoimi autorytetami tym bardziej się do nich upodabnia. Bo komuś zależy na tradycji i chce ją kultywować. Niezależnie od wszystkiego - słowa japonki zabrzmiały bardziej jakby je cytowała niż mówiła z własnej inicjatywy.
- Czasy się zmieniają - Samuel podsumował lekko.
- To też. Heee - dziewczyna westchnęła - A chciałam tylko o kolorach pogadać - dodała z rozbawieniem.
- Mnie mistrz wykopał właśnie z tego powodu, bym nie stał się jego kopią. Opróżnienie prywatnej piwniczki z 600-letniej brandy pod jego nieobecność… też mogło na to wpłynąć.- zadumał się Irlandczyk. - Ale tylko trochę.
Tym razem dziewczyna zaśmiała się mocniej.
- Lis z piwniczki kurę ukradł. Mi ciężko być odbiciem swojego mistrza, mimo że na pewno wiele we mnie wtłoczył wiedzy.
- Kiedyś może poznacie mojego mistrza - Samuel uśmiechnął się diabelsko - a nawet kilka osób które mnie uczyły.
Akane przyłożyła palec do ust marszcząc brwi zamyślając się chwilę.
- Sabat? - zapytała szczerząc się.
- Nie - druid powiedział spokojnie - trochę znajomków mistrza. I przez pewien czas jego żona - zaśmiał się lekko.
- A. Przepraszam. To nie było potrzebne - zreflektowała się dziewczyna.
- Nie ma co przepraszać - Samuel powiedział już mniej zaskoczony niż ostatnio, chyba przyzwyczaił się do postawy azjatki w takich rozmowach - sabaty i kręgi są jedną z powszechniejszych form organizacji Verbeny.
- Mogą i być, ale to wciąż stereotyp który można w przykry sposób obrócić. Ot pierwsze skojarzenie jakie mi przyszło do głowy - dziewczyna dalej się tłumaczyła jakby wcale nie usłyszała co mówił verbena. - Sprawiedliwie będzie jak mnie teraz popytasz o co chcesz.
- Sabaty to najprawdziwsza prawda - Samuel powiedział poważnie kiwając głową - wszystko co o nas mówią. O TYM też - uśmiechnął się kątem ust - uważam, że dużo ciekawsze jest to, o czym ludzie nie mówią i to co pokazują. To co leży na stole jest dość nudne… Ale, skoro zaczęłaś. To mieszkałaś w klasztorze? Jak długo?
- Och, nie, źle się wysłowiłam. Nie mieszkałam w klasztorze. Codziennie po szkole jeździłam do świątyni… jak już mi rodzice pozwolili. Wcześniej co weekend. Wiesz jak wyglądają świątynie shinto? Jinja, chram shintoistyczny. Nawet mam jeszcze szatę miko - Akane uśmiechnęła się do swoich wspomnień.
- Mniej-więcej - druid przyznał szczerze - przebudziłaś się jako dziecko - raczej podsumował fakt.
- Ano. Nie mniej to nie była duża świątynia. Nie przebywa tam się cały czas. Pół dnia jako uczeń pół dnia jako pomoc i uczeń maga. Nędzne resztki na cokolwiek innego - azjatka skończyła ze smutkiem.
- Ciężka praca - druid stwierdził zamyślony, patrząc w sufit. Przez chwile zastygł w bezruchu.
Akane ściągnęła brwi.
- Wszystko w porządku?
- Oczywiście - francuz wyrwał się z przemyśleń i uśmiechnął - powiedziałem, że twój trening musiał być ciężką pracą.
- Tak, nie o to chodzi… bo… hm… czasami wygląda jakbyś dość szybko odpływał myślami… czy też może no… słuchał kogoś jeszcze - dziewczyna w końcu zapytała o to co ją do tej pory intrygowało i martwiło.
Samuel zbył pytanie uśmiechem numer pięć.
- W porządku - dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Dobra… na mnie już czas. Idę się kimnąć. Jutro czeka mnie ciężka robota w postaci przepraszania Mervi… i prace nad różnymi dynksami.- Healy wstał i przeciągnął się, po czym ruszył do łóżka. - Do jutra.
 
Asderuki jest offline  
Stary 23-04-2021, 06:08   #24
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Opowiastki na dobranoc


Trzeba było przyznać, iż Samuel w swojej nieco bardziej domowej wersji nie tracił specyficznego szyku, nawet jeśli miał na sobie akurat piżamę, czy może dres w roli idżamy - trudno było stwierdzić. Bo kto inny nosi pidżamę z głębokim, sznurowanym wycięciem przy szyi i również sznurowanych rękawach, od nadgarstków po łokcie. W tym stroju dominował ciemny, wpadający w czerń granat z lekkimi, ciemno-bordowymi akcentami.
Druid zaatakował Mervi znienacka, siadając na rogu łóżka akurat gdy się wygodnie na nim położyła.

W bardzo profesjonalny sposób ubrał trzymane w dłoni binokle, dodając sobie szyku pogładził zarost i lekko cmoknął.
- Obiecałem opowiedzieć bajkę na dobranoc - mistyk powiedział z pewną flegmą kontrastującą z wychodzącym wieczorem z niego francuskim akcentem - zatem jestem - powiedział z krzywym uśmiechem.
- No proszę, jednak pamiętałeś. - położyła się na boku opierając głowę o dłoń - A będzie to fajna bajka?
- Dość brutalna, jak to bajki - druid odwołał się do pierwotnych wersji baśni - ale nie wiem czy fajna. Niemal każdy mistyk i technomanta słyszał o metafizycznej trójcy. Wszyscy znamy wyświechtane mówienie o cyklu, kierunku przemian, potrzebnej entropii i tak dalej. Niektórzy mistycy mają bardziej naturalistyczne podejście do tego tematu. Jednak to zmiennokształtni opowiadają coś najciekawszego - druid zapatrzył się w dal - widziałaś kiedyś wilkołaka?
- Uhm... - technomantka zamyśliła się - Może... Załóżmy, że nie.

- No… dobrze - Samuel powiedział nie będąc szczególnie zaskoczonym - nie polecam oglądać z bliska, tak na przyszłość. Dobrze, zatem oni opowiadają o trójcy jako o trzech potężnych duchach, Dzikunie, Tkaczu i Żmijowi. Dzikun jest twórcą, szalonym twórcą czy może… Głupim? Jest jak wybuchający lawą wulkan, jest tam dość energii i materii aby coś stworzyć, ale wszystko takie gorące, rozcapciane i ogólnie nudne, nie nadające się do niczego szczególnego. Swoją drogą, Dzikuna najłatwiej jest spotkać w Umbrze. Jeśli słyszałaś o Flux, to właśnie to potężne źródło kwintesencji zmiennokształtni identyfikują bezpośrednio z Dzikunem. Dobrze, to mamy ten chaos, co dalej? Tkacz, pająk. To pewnie kojarzyłaś, stąd pająki wzorca i pajęczyna wzorca, większość to kojarzy. Tkacz to pieprzony neurotyk, chce wszystko skatalogować, uformować, zatrzymać w jednej postaci. Lecz to właśnie dzięki niemu mamy mamy i podstawowe formy życia, i dalsze, i społeczeństwo i tak dalej. Tylko, że Tkacz, uzyskawszy swoją doskonałą pajęczynę, nie pozostawiał miejsca na zmianę, na jakiekolwiek życie. Swoją drogą - Samuel uśmiechnął się dziwnie - Tkacz ma adoptowane dzieci. Wiesz kim one są?
- Ehm, chodzi ci o... nas? Ludzi? - Mervi zaryzykowała.

- Tak - pokiwał głową - wiesz więcej niż ujawniasz - stwierdził zadowolony. - Jesteśmy adoptowanymi dziećmi Tkacza, co by się nie działo. To jest stara więź, mówienie o tym, chwalenie się raczej nie przysparza przyjaciół, ale to jest fakt. To Tkacz dał nam naukę, narzędzia i umysł który podobnie jak jego, może katalogować, usystematyzować i formować rzeczy. Chociaż kiedyś pewien stary duch Tkacza uratował mnie i całej misji dyplomatycznej skórę z tego, jak twierdził, powodu. Widać byliśmy dość statyczni - zaśmiał się cicho - ale dobrze. Żmij to taki stereotypowy eutanatos. Skurwiel który by tylko zabijał… Niszczył. Aby pajęczyna wzorca nie była zbyt ciasna, i aby zrobić miejsce dla nowej energii Dzikuna, musi niszczyć. Rozbijać, anihilować. Zniszczenie to nie jest przyjemny proces. Nawet rozbicie kamienia powoduje huk, pył, kurz i sporo bałaganu. A jak kończą istoty żywe? Rozkład, fetor, zgniłe ciało. Kompost z roślin. Jak niszczone są coraz bardziej skomplikowane pajęczyny wzorca organizacji? Wojny, zdrady, cierpienie ludzi, kryzysy ekonomiczne i społeczne, depresja, lęk… To jest bardzo brudna robota. Jednak Żmij miał do niej serce, działał tam, gdzie był faktycznie potrzebny. Niszczył to co powinno być zniszczone, sprowadzał zagładę aby gleba mogła odżyć, a ciężka zima była wyzwaniem aby plemiona się jednoczyły, nie chciał niszczy dla samego niszczenia. To wielki ogrodnik przycinający pędy.
Druid na chwilę zamilkł i poprawił binokle na oczach.
- Wilkołaki mówią, że wszystko się popsuło. Opowieści jest wiele, ich mnogość sugeruje, że chyba wszystkie są prawdziwe… A jeśli tak, to znaczy, że wszystkie te duchy są rąbnięte. Dzikun zawsze był szalony, taki jego urok. Powiada się, że Tkacz próbował spętać pajęczyną samego Dzikuna i przez to popadł w obłęd. Inna wersja mówi, iż to samo chciał zrobić ze Żmijem, i też oszalał. Lez spętany Żmij też dostał kręćka. Jeszcze jedna wersja mówi, że Żmij stał się agresywniejszy właśnie z powodu szaleństwa Tkacza, iż postanowił zniszczyć całe stworzenie aby mogło powstać na nowo. Osobiście w to wątpię, sądzę,że też dostał świra i jest w naszych kategoriach jak nephandi. I teraz dochodzimy do meritum tej bajki. Zmory… Są duchami służebnymi Żmija. Tylko, że nie wszystkie zmieniły się od czasu jego szaleństwa. Niektóre są wciąż wierne pierwotnej misji, a inne zawsze były wrednymi skurwielami. Inne zaś stworzono po jego szaleństwie i generalnie uczciwy mag nie powinien widzieć w nich niczego innego jak wrogów, moim skromnym zdaniem. Ale patrząc z tego, z perspektywy, iż Żmij i jego duchy nie zawsze takie były, natychmiastowe osądzanie zmor jest błędem. Oczywiście, że odczuwamy obrzydzenie, oczywiście, że są naszymi wrogami, jak każda siła destrukcji, oczywiście, że trzeba się ich wystrzegać. Ale tak samo jak unikamy karaluchów, tak uznajemy, że mają swoje miejsce i mogą być użyteczne, są i będą zawsze. Niestety obecnie większośc to nie karaluchy, lecz obrzydlistwa które powinny zniknąć z powierzchni ziemi… Taki duchowy odpowiednik AIDS. Czyli tak jakby dziewięćdziesiąt procent naszych eutanatosów było barabusami, a z pozostałej dziesiątki, połowa jeszcze nawet nie miała pojęcia o misji, nie przesadzałaby, ale z natury byliby potworami ze złych snów.
Mervi słuchała opowieści uważnie, zafascynowana otrzymywana informacją. Nagle zaśmiała się cicho pod nosem.

- Chyba zyskałeś wroga w Glitchu. - westchnęła lekko - Mój pieprznięty Avatar fochnął się na ciebie za słowa o Dzikunie.
- Jeśli focha się tak jak ty to nic poważnego mi nie grozi - druid mrugnął.
- I gdy opisywałeś Flux... Pamiętam to miejsce... uczuciem? - zamyśliła się - Jeden z moich sprawił, że mój umysł... jskby... tam się znalazł, gdzie Avka ściąga. Myslalam, że zwariuję, serio. Ból... tego nie zapomnę... i... wszystko na raz? Oraz Glitch w pełni radości.
- Asystowało nam dwóch mistrzów pierwszej i trzech adeptów w tej przeprawie… Nieprzyjemne. Będąc tak blisko nie ma mowy o jakimś subtelnym uczuciu. Wystarczyłaby kropla aby spalić ciało, umysł i duszę w samej Pierwszej - wyjaśnił patrząc w sufit.
- W sumie nie wiem co o tym myśleć powinnam, bo po opuszczeniu Fluxa... czułam się jak w euforii. Może to Glitchowa radość była?
- Nie badałem spraw avatarów - druid wyjaśnił - nie bardziej niż podstawowa wiedza.
- Zakładam, że Glitch nie będzie pocieszony z moich słów, ale część założeń jakimi kieruje się Tkacz, naprawdę do mnie przemawia. Zakładam, że widziałeś Pająki Wzorca z Weba? - uśmiechnęła się - Są piękne w tej perfekcji geometrii.
- W Pajęczynie byłem może kilka, kilkanaście razy - druid wyjaśnił - ale widziałem te wasze, to jest - uśmiechnął się.
- Bajka była super, będą kolejne? - Mervi uniosła się na rękach i bez ostrzeżenia złożyła Samuelowi krótki pocałunek w policzek - Dzięki, braciszku.
Samuel uśmiechnął się krzywo, nie wyglądał na speszonego.

- Mogę ci podrzucić skany kilku książek - zaoferował - parę nawet osobiście skanowałem. Co oznacza, że albo nikt ich nie czytał, albo same konserwy.
Mervi wyglądała na zaaferowaną.
- Jasne, chętnie! O czym są?
- O seksie - druid powiedział patrząc na reakcję Mervi.
- Czy to sugestia, opis magyi czy opis od strony biologicznej lub socjologicznej? - zmarszczyła brwi w zastanowieniu.
- O wszystkim - druid powiedział szczerze - trochę sobie żarty stroję, ale faktem jest, że trochę wielce uczonych mędrców debatowało czy w ceremonii magycznej dziewice są wskazane czy przeciwnie. Taka pogańska wersja rozwazań ile diabłów mieści się na czubku noża. Trochę mam też heraldyki domów umbralnych, ale to jest bardzo zdezaktualizowane, acz naprawdę dobrze się czyta jeśli znasz łacinę.
- Znać osobiście nie znam, ale to nie problem. - wyszczerzyła się - Chętnie poczytam wszystko, ty przynajmniej nie trzymasz pod kluczem całej swojej wiedzy jak hermetycy, skoro dajesz książki.
- Pierwsza działka jest za darmo - mistyk powiedział przeciągając głoski.
- Kolejne działki za ile Bitconiów? - zapytała poważnie.
- Wystarczy trochę wiedzy wirtualnych, przy których jest mały druczek, że ta informacja jednak nie musi być wolna - mruknął odwołując się do żartu który Mervi znała ze środowiska wirtualnych w autoironiczny sposób pokazujący pewną hipokryzję lub pragmatyzm (zależnie kto pytał) byłych technokratów.
Technomantka usiadła i skrzyżowała ręce na piersi.
- A jednak idziesz trochę po hermetycku i po trialu od razu chcesz obciążać kartę za abonament.
- Gdybym był stereotypowym hermetykiem, kupczyłbym się o każdą wiedzę. Wszystko o nam jest potrzebne macie za darmo, a nawet więcej. A reszta, cóż, ja też lubię różnych rzeczy dowiadywać - stwierdził lekko prostując plecy i zdejmując binokle - pora spać, nie sądzisz?
Mervi znowu padła na swoje miejsce.
- Powiedz mi tylko... Ty potrzebujesz serio tych binokli czy to część pozerstwa?
- Trik - przebudzony powiedział tajemniczo - o rany, zbiłeś moje okulary, jestem ślepy jak kret… NIe jestem zbyt dobrym aktorem, więc trzeba być i tak debilem aby się na moje udawanie nabrać, więc nie skojarzy, że raczej przyciemnionych, korekcyjnych nie nosiłbym, a takie bardzo lubię - powiedział z uśmiechem - ale kilka razy podziałało. No i mówiłem ci, jestem chromomantą. Trochę ciemnych odcieni mam przez to pod ręką, ale - przyłożył palec do ust - to tajemnica - mrugnął.
- I tak pozer. - Mervi wbiła twarz w poduszkę zamykając oczy.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online  
Stary 28-04-2021, 20:01   #25
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Pogadanka ze smokiem


Przemoknięta do suchej nitki Akane spojrzała sceptycznie na smoka. Nie przepadała za tak złożonymi pytaniami, bo to oznaczało, że będzie musiała się zastanowić. Westchnęła i kontynuując ćwiczenia zaczęła myśleć i odpowiadać.
- Wtrącił się w nie swoją sprawę - rzuciła niepewnie i cicho. Mogła w zasadzie tylko w myślach odpowiadać ale zawsze wolała wypowiadać się na głos jeśli mogła. Mogła od razu usłyszeć czy to co mówi brzmi właściwie.
- Zatem powinnaś zostać w Japonii - warkotliwe stwierdzenie smoka było w istocie pytaniem - i nie wtrącać się?
Akane uśmiechnęła się do siebie. Otwartą dłoń poprowadziła od torsu przed siebie, w stronę świata.
- To byłoby zbyt proste - stwierdziła. - Jeśli wspierał tych co mieli lepsze intencje jednocześnie mógł wspierać słabszą stronę. Wchodząc w konflikt osłabił ich jeszcze bardziej, bo zaczęli na nim polegać zapominając o swojej własnej sile. Z drugiej strony przeciwnicy stali się bardziej krwiożerczy widząc, że tamci mają wsparcie kogoś potężniejszego… - Akane skończyła mówić i skrzywiła się do siebie. Nie była przekonana własnej odpowiedzi.
- Czyli doprowadzić do równowagi sił - śmiech smoka brzmiał jak trzaskające pod uderzeniem gromu skały - jak jaszczurka połykają ogon. Wracasz do punktu wyjścia.
- Mam być mądra względem świata, a ja nawet nie potrafię być mądra względem siebie - Akane jęknęła. Usiadła z plaskiem na ziemi i zaczęła palcem rysować w ziemi spływającej wodą próbując sobie jeszcze raz przemyśleć całe pytanie
- Nie przyznał, że nie potrafi być mądry - smok chyba żartował korzystając ze słów dziewczyny - odpowiedź jest prosta. Niszcząc, nie budował. Trzeba niszczyć, lecz nie zostawiać po sobie zgliszczy, lecz coś nowego.
Akane przestała rysować zawiedziona, że nie zdążyła podać smokowi poprawnej odpowiedzi. A może jego odpowiedzi? Spojrzała w chmury wyszukując jego sylwetki.
- Ty to zawsze… - urwała i opuściła wzrok.
- Co gdyby ich nastraszyć..? Nie nawet nie to - obawiając się własnych myśli wymalowała niezdarnie podobiznę oni. Przekrzywiła głowę i mimowolnie spojrzała na swoją dłoń. Odrzuciła wspomnienie.
- Russo się to nie spodoba. Nikomu to się nie spodoba. Dlaczego ty mi takie pomysły podsuwasz? - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Nowy las nie może być zduszony przez stare drzewa - smok zagrzmiał - przesuwając koryto rzeki, dalej to jest ta sama rzeka, ale jednocześnie niszczysz starą rzekę. Ponieważ zmiana boli.
Cisza, chwila ciszy była bolesna, gdyż Akane wiedziała, że zaraz ryk smoka będzie gorszy, głośniejszy.
- Jest jeszcze jeden błąd. Wiesz dlaczego Kali tańczy?
- Bo jest...
- Nie tańczy - avatar podpowiedział młodej przebudzonej.
- Hmpf - dziewczyna się naburmuszyłą.
- To co robi?
- Powinnaś wiedzieć - smok powiedział surowo - tak samo wyglądają twoje uniki. Kali unika dotknięcia czegokolwiek poza swoim celem. Największy błąd, gdy niszczysz aby zbudować, to porażka. To złe niszczenie, to złe budowanie, to słabość i głupota.
Ostatnie słowa smoka przebiegły echem, dojrzała wielkie oko przewijające się w chmurach, patrzące na nią. No tak, dziewięciogłowy zawsze był wymagający. Wymagał trudnych rzeczy w których porażka była katastrofalna.
Albo dawał do zrozumienia, że sytuacja jest trudna.
Kane wstała i wróciła do ćwiczeń.
- Jednak oni sami też są odpowiedzialni za swoje życie - zaczęła od uderzenia w powietrze. Nie nie tak. Zmieniła postawę na niższą, ruchy na bardziej miękkie. Zaczęłą pływać wraz z deszczem.
- Próbując wejść w tę sytuację i ją zmienić musiałabym przyjąć na siebie wszystkie konsekwencje jak mi się nie uda. Jednak takie wchodzenie w ich życie i nienawiść z przekonaniem, że mogę coś zmienić jest zadufane i pyszne. Jeśli ktoś tu faktycznie mógłby coś zmienić to Russo.
Nie dostając odpowiedzi japonka powróciła do ćwiczeń męcząc się z myślami. W końcu uznała, że przesadziłą z siedzeniem w deszczu i powróciła do budynku. Będąc już pod dachem uznała, że nim wejdzie do pokoju to koniecznie musi się wysuszyć. Otrzepując się jak pies wytrąciła całą wodę z ubrań i włosów. Po tem pospiesznie poszukałą czegoś co mogłoby jej posłużyć za mop i posprzątała.


Nocne koszmary


Irlandczyk szarpał się i wił na łóżku. Zaciskał zęby w gniewie, a może bólu. Cokolwiek mu się śniło… przyjemne być nie było. Zerwał się nagle, spocony i z przerażonym spojrzeniem, zaciskając palce dłoni w okolicy serca.
- Panie Healy? - dobiegł go cichy głos azjatki, którą musiał obudzić. - Coś się stało?
Nie otrzymała odpowiedzi. Ba, oddychający łapczywie niczym suchotnik Irlandczyk wydawał się nie widzieć niczego, ni nie słyszeć niczego dookoła. Nie dostrzegł też że dziewczyna była w postawie bojowej i dopiero po chwili się rozluźniła kiedy pierwszy skan magyą nie przyniósł rezultatów. Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Panie Healy? - padło ponownie pytanie.
Pochwycił ją nagle w pasie, mocno i desperacko zarazem. A przynajmniej chciał, bo Akane już tam nie było. Zareagowała wręcz istynktownie. W ciemnościach nawet nie było widać, że wykonała prosty, oszczędny, ale płynny ruch do tyłu wykraczając jednocześnie z zasięgu objęcia irlandczyka.
Który wypadł z łóżka na ziemię i upadł zwijając się z bólu. Powoli zaczął wracać do rzeczywistości chyba, ale.. nie podnosił się z ziemi, ani nie odzywał.
- Przepraszam - dziewczyna zaczęła mu pomagać się podnieść… a w zasadzie po prostu go podniosła i posadziła na łóżku uważnie się przyglądając co się z nim działo.
- Co?- Healy tylko machnął ręką na słowa Akane i pokręcił głową. Chyba nie zauważył owej napaści czy też obrony z jej strony. Miał chyba też zapewne inne sprawy na głowie.
Dobiegł ich przytłumiony, zaspany głos Samuela.
- Uprawiajcie seks ciszej - powiedział milknącym głosem i obrócił się na bok pogrążając się w śnie.
Akane przetarła dłońmi twarz.
- Panie Healy chyba mieliście koszmar. Wszystko w porządku? - wyszeptała do niego.
- Nie. Nie jest… to znaczy… tak… - odparł cicho mężczyzna oddychając ciężko.
Od strony Mervi dało się usłyszeć zirytowane fuknięcie, bardzo zaspane. Technomantka narzuciła koc na głowę zasypiając ponownie.
Akane zacisnęła usta w kreskę.
- Spróbujcie zasnąć na nowo panie Healy - dziewczyna szepnęła tylko nie chcąc budzić pozostałych.
Irlandczyk pokręcił przecząco głową i wstał podszedł do ściany, przy której stały jego rzeczy. Delikatnie przesunął po niej palcem cicho nucąc i wywołując fluorescencyjny efekt delikatnej poświaty. Po czym zaczął wyjmować przedmioty ze swoich pakunków i coś montować.
Akane skrzywiła się i usiadła na swoim łóżku. Czekała chwilę dając szansę irlandczykowi skonstruować cokolwiek tam robił. Prostym gestem wyciszyła tylko jego pracę aby nie obudził pozostałych. Po pewnym czasie zrezygnowała i położyła się spać.

Szczelają!


Najpierw spojrzenie japonki się wyostrzyło gdy tylko dotarło do niej co słyszała. Nim jednak podjęła jakąś akcje spojrzała pytająco na Russo.
- Powinniśmy zareagować? - mówiąc to miała ewidentnie na myśli swoją kabałę.
Russo powoli zakładał płaszcz przeciwdeszczowy.
- Jak zwykle chcą zapasów, jesteśmy świeżo po dostawie to nie wykręcę się, że mam mało - powiedział dając do zrozumienia, że najwidoczniej nie zabierano wszystkiego.
Technomantka spojrzała na Akane i Samuela.
- Możecie coś zrobić? - zapytała ich cicho - Znaczy, nie aby tym kretynom nie dać zapasów, bo to byłoby debilne, ale wiecie... Po ich odejściu możecie naszym od Russo skombinować dodatkowe rzeczy? Aby nie byli stratni.
- Oczywiście, ale myślę, że to pan Healy by miał tu więcej roboty - Akane odpowiedziała cicho. - Ja bandaży i leków nie będę umiała zrobić. Spróbuję czegoś nim trzeba będzie się tego podjąć.
Dziewczyna wstała za Russo. Chciała sięgnąć po swoją parasolkę ale po chwili namysłu zostawiła ją zakładając tylko kaptur od swojej bluzy.
- Pójdę z wami - powiedziała cicho.
- Dla waszej dwójki to myślałam bardziej o zrobieniu żarcia. - wyjaśniła cicho, gdy Akane już wstała - Ja może zostanę, bo się jeszcze podniecą fińską urodą. Mogę z odległości kontrolować w końcu. - wzruszyła ramionami.
- Zostańcie - Russo bardziej polecił niż poprosił - prawie wszyscy wyglądacie jakbyście nie pasowali - duchowny ruszył ku wyjściu.
Akane zatrzymała się. Skoro Russo nie chciał aby ktoś za nim szedł to zamiast tego podeszła do okna tak aby nie było jej widać z zewnątrz. Pozwoliła naturalnej aurze tajemniczości działać i obserwowała bez słowa jednocześnie przysłuchując się rozmowie.
Russo wyszedł do mężczyzn, już w tym czasie Akane, dotykając ich magyą umysłu, wyliczyła, że przybyszy jest łącznie po dwóch na samochód. Russo rozmawiał z tym samym jegomościem, który wystrzelił salwę w ramach obwieszczenia, iż przyjechali. Wkrótce wszyscy obecni magowie słyszeli w swych głowach treść rozmowy, prowadzonej w jakiejś odmianie niemieckiego, którym jak widać, również Russo władał.
Rozmowa przebiegała krótko. Przybysz stwierdził z całą pewnością, iż są już po dostawach i zapytał wprost, bezczelnie, lecz bez nadmiernych żądań, ile Russo może im dać. Duchowny chwilę myślał, wymienił jakieś liczby medykamentów, magowie nie wiedzieli, czy to dużo, czy mało nie znając proporcji dostawy. Co ciekawe, wojskowy nie protestował, powiedział, że dobrze i polecił swoim ludziom aby słuchali Russo podczas przeładunku, co nastąpiło chwilę potem.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2021, 21:51   #26
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Russo, po oddaniu części zapasów, wrócił tylko na chwilę do śniadania. Wkrótce po tym, nikt nie niepokoił magów. Wyglądało na to, że padać będzie cały dzień, z czego doskonale zdawali sobie sprawę wszyscy magowie, przebieg pory deszczowej był oczywisty nawet dla ucznia sfery Sił.
Życie w ośrodku przebiegało swoją rutyną, ignorując przybyszy. Nikt nie przeszkadzał Patrickowi pracować w ogarniętym miejscu, z którego urządził sobie tymczasowy warsztat, nikt nie niepokoił Mervi pracującej przy komputerze. Nikogo też nie zaczepiał Russo, zajęty swoją pracą. Niestety, duchowny nie mógł liczyć na to samo ze strony przebudzonych, gdyż wkrótce zajął go Samuel wraz z Alane. Zastali go przy papierkowej robocie - jak okazało się po fakcie, co wyjaśnił japonce Samuel, pisał wnioski o azyl dla dwóch kobiet i jednego mężczyzny - ale spokojnie odpowiedział na ich pytania.
W kwestii lokalnych wierzeń, duchowny nie znał tutejszej mitologii i nie był przekonany, czy coś takiego jeszcze istnieje. Tutejsze wierzenia były, na płaszczyźnie opowieści, silnie schrystianizowane. Dawne zwyczaje przejawiały się w tradycji, zabobonach i magii. Już nie wypędzano duchów tylko robiono egzorcyzmy na diabła, już nie tylko uderzano w bęben, lecz również śpiewano chrześcijańskie modlitwy przy tym, co nie przeszkadzało po wszystkim zabić kurczaka w którego rzekomo miał wcielić zły duch. Gustaw, szaman u boku Aluna, praktykował bardziej pierwotną formę magii, ale o szczegółach ksiądz za dużo nie wiedział.
W kwestii zapasów oraz przybyszy, Russo wypowiedział się jasno i zdecydowanie. Twierdził, że gdyby znaleźli przypadkiem u niego dużo więcej zasobów niż twierdził, kolejne wizyty nie odbywałyby się tak pokojowo, a i dalsza współpraca byłaby gorsza. Dodatkowo, twierdził, że tak narawdę lekarstw akurat dostaje za dużo na swoje potrzeby. To są leki, nie broń, nie pieniądze, nie żywność odbierana z ust, to są lekarstwa, których Alun zabrania sprzedawać, a tylko używa ich. Oczywiście, głównie dostają je żołnierze, w tym ranni w walkach, ale biorąc pod uwagę możliwości logistyczne, jeśli tylko pomaga to ludziom, jest to dobre. “Za darmo dostaliście, za darmo dawajcie” - dodał ksiądz wyjaśniając tutajsząsytuaję.
Samuel notował wszystko, szczególnie intensywnie, na osobnej kartce - aby najpewniej móc ją przekazać w razie czego - miejsce gdzie odjechali i położenie dalszych osad. Opis był na zasadzie gdzie skręcić, kiedy jechać prosto i tak dalej, ale generalnie był bardziej użyteczny niż pokazanie na mapie, na której nie było większości dróg dojazdowych w stanie aktualnym.

Kiedy zostawili Russo swoim sprawom i nim się zjawili u któregokolwiek z pozostałych magów japonka zatrzymała Samuela.
- Nim staniemy z tym duchem twarzą w twarz, masz dla mnie jakieś rady? Poprzednio udało się przy wymianie myśli, ale nie wiem czy będzie tutaj na to czas.
- Zależy - druid zaczął powoli - co chcemy osiągnąć. Tak naprawdę to liczyłem, iż będziesz asekurować nas po tej stronie rękawicy.
- Och. No dobrze, skoro czujesz, że tak będzie lepiej. Aczkolwiek pan Healy też nie wyglądał jakby się szykował do przejścia na druga stronę. Będziesz tam sam - to mogło zabrzmieć jak obraza dla kogoś kto jest adeptem ducha, ale Akane wyrażała szczerą troskę.
- A kto powiedział, że mam zamiar przechodzić przez rękawicę - Samuel spojrzał na nią nie kryjąc zaskoczenia.
Japonka nie kryła zmieszania.
- A, em.. cóż… jakoś tak jak się wspomniałeś o tym, że jaśniejesz w penumbrze to myślałam, że się wybierzesz na drugą stronę. Zagalopowałam się. No to skoro wszyscy jesteśmy po tej stronie to chyba warto zorganizować sobie nieco spokoju dookoła aby nikt nam nie przeszkadzał.
- Tak - verbena przyznał szczerze - najlepiej byłoby w nocy. To moja ulubiona pora - wyszczerzył się diablo - ale dzień też jest dobry. Jeśli pójdzie dobrze, to nawet przy walce, nic oczywistego po tej stronie nie zajdzie - stwierdził idąc niespiesznym krokiem - pchanie się tam osobiście to proszenie się o problemy. Generalnie większośc duchów wyczuwa nas i z tej strony. Trochę działa to jak latarnia na muchy, każdy ma rezonans, lecz do nas się garną zwykle. Czasem jest to dość… kłopotliwe.
- Ta… jak miałam trening kiedyś się uczepił mnie mały duszek. Mistrz pomógł mi się go pozbyć - japonka wspomniałą swoje mało udolne interakcje z druga stroną. Potem na chwilę zamilkła. Niedługo potem jęknęła.
- W sumie mam jeszcze jedno pytanie. Niezwiązane z duchem i całą resztą - dziewczyna wyglądała na speszoną ale czekała na to czy mężczyzna będzie chętny jej wysłuchać.
- Tak?
- Czy.. - nastąpiła chwila ciszy - Mervi ci się podoba?
Druid zaśmiał się płytko lecz szczerze.
- Kocham wszystkie kobiey równie mocno - powiedział szczerze - no dobra, chórzystki trochę mniej, bo czasem to zakonnice - wyszczerzył się.
- Hm - dostał w odpowiedzi. Potem japonka ponownie westchnęła. - W sumie nie wiem czego się spodziewałam. Dziękuję za szczerą odpowiedź. W sumie chyba mi lepiej z tego powodu nawet - odwzajemniła tę dozę szczerości.
- W sumie to pytanie mówi więcej o tobie - stwierdził dając do zrozumienia moa ciała, iż nie będzie drążył.
Akane zaśmiała się krótko.
- Tak. Nie jest mnie trudno rozgryźć. Muszę jednak dbać o swoje emocje, a to mi ciążyło - powiedziała zadowolona. - Zobaczę, jak idzie Healy’emu. Może nie zdążyli się na nowo pogryźć z panną Laajarinne.
Posyłając Samuelowi szeroki uśmiech japonka ruszyła szybciej przeskakując z nogi na nogę w kierunku “pracowni” irlandczyka. Ta znajdowała się przy samochodzie. Tam Healy zrobił sobie mały daszek i grzebał przy sprzęcie obecnie całkowicie zdemontowanym. To co rzucało się w oczy do rękawica założona na lewą dłoń Patricka. Metalowa, z jakimiś kablami pod płytkami i kilkoma zagłębienia na powierzchni, w które to Syn Eteru powtykał jakieś drobiazgi. Healy powoli składał nieduży cylinder dopasowując wnętrze do zewnętrznej osłony i montując dziwne łożyska. Akane dostrzegła że od czasu do czasu wykonuje gesty dłonią z rękawicą i powizduje a wtedy… materiał w jego dłoni odkształca się i zmienia sam z siebie dopasowując do życzeń maga. Nie były to duże zmiany, ot drobne poprawki… większość konstrukcji była składana w całkiem tradycyjny sposób.
- Jak się czujesz? - dziewczyna zapytała zatrzymując się obok stołu. - Spałeś cokolwiek jeszcze?
- Trochę…- odparł Healy i otarł spocone czoło dodając.- Bywało lepiej ze mną, ale jeszcze się trzymam w kupie.
Dziewczyna przyjrzała się temu jak Patric pracuje.
- Czy… chcesz porozmawiać o tym co ci się śniło?
- Nie bardzo…- przyznał Healy i spojrzał na Akane.- Aczkolwiek takiego pytania spodziewałbym się po Mówczyni Marzeń. Ty też analizujesz sny?
- Zależy, przede wszystkim zajmuję się emocjami. Jeśli twoje sny są w stanie wzbudzić w tobie tak silne wstrząśnięcie jakie widziałam w nocy to być może będę umiała pomóc - dziewczyna powiedziała łagodnym tonem.
- Nie wiem… czy analiza emocji pomoże… czy też… - odparł Healy zajęty pracą.- … same emocje mają w tym znaczenie. Sen to obrazy, symbolika… znaczenia… nie emocje. Te zresztą widziałaś w nocy.
- Sny to też wynik obaw i trosk panie Healy. Jedno z drugim jest nierozerwalnie połączone. Nasze myśli i emocje wraz z obrazami jaki mieliśmy okazję zobaczyć mieszają się tworząc sen. Szczególnie jeśli przeżyło się traumatyczne przeżycia - japonka urwała na moment. - Do tego jeszcze są oczywiście wizje. Te mogą ale nie muszą być bezpośrednio ze śniącym powiązane. To jednak też można rozszyfrować jeśli ma się do tego klucz. Czy potrzebujesz właśnie czegoś takiego?
-Twoje sny… innych sny… w moim przypadku kwestia jest deczka bardziej skomplikowana.- odparł Healy i nie przerywając pracy dodał. - Moje sny to… inna para kaloszy. Ale skoro chcesz, to równie dobrze mogę ci opowiedzieć. Jeśli zachowasz to dla siebie.
- Wysłucham i zachowam dla siebie - dziewczyna przyłożyła dłoń do swojego serca w geście przyrzeczenia.
Healy zaczął więc beznamiętnym i monotonnym tonie mówić o mieście, o labiryncie uliczek i zaułków gdzie emocje i myśli materializowały się w mieszkańców. O mieście - mapie umysłu. O sali tronowej, o martwocie miasta, o drugim Patricku będącym w połowie maszyną, o jego słowach. Była to nieco chaotyczna i nieskładna opowieść przecząca niezwykle “mechanicznym” i pozbawionym emocji tonie wypowiedzi.
Akane słuchała uważnie nie przerywając. Potem ukłoniła się głęboko.
- Dziękuję, że się ze mną tym podzieliłeś - wyprostowała się - Khm, jeśl dobrze rozumiem ten półmechaniczny ty był bez emocji? Miasto było puste? To brzmi jakbyś był odseparowany od swoich emocji. Uczuć. Ten mechaniczny ty, się znaczy. Przez co zrobił coś czego ty się obawiasz. Ale musiałabym dłużej nad tym pomyśleć aby to lepiej zrozumieć i powiedzieć coś pewniejszego.
- Nie poganiam. - odparł Irlandczyk uśmiechając się blado.- Możesz nad tym rozmyślać ile dusza zapragnie. Zawsze to jakaś rozrywka w tym miejscu.
- A wolisz bardziej mistyczną odpowiedź czy mam spróbować jakoś to przekuć na coś bliższe naukowemu żargonowi?
- Jak ci będzie wygodniej.- stwierdził Healy po chwili namysłu.- Mimo że jestem technomantą jak Mervi nieobca mi jest mistyczna gadka.
- Huff to dobrze. Bo coś czuję że więcej czasu by mi zajęło przetłumaczenie - dziewczyna wysiliła się na żart.
- Jest jeszcze jedno o czym chciałam porozmawiać. Wtedy w nocy, khm, przestraszyłam się. Dlatego wylądowałeś na podłodze.
- Acha… nie masz co się tłumaczyć. Zrobiłaś co zrobiłaś. Ja zrobiłem… co zrobiłem.- wzruszył ramionami Irlandczyk. Uniósł tłumik sprawdzając czy łożyska w nim poruszają gładko.
Dziewczyna na moment stała cicho z zaciśniętymi ustami. W końcu się ukłoniła i zostawiła Patricka robocie.
- Na razie. - odparł ciepło Irlandczyk i zerknął na odchodzącą Akane. Następnie rzekł za nią.- No i... nie martw się tym co się stało w nocy. To był drobiazg bez znaczenia. Mamy wszak i tak dużo na głowie.
- Postaram się - dostał w odpowiedzi.

***

Mervi miała szczęście… Ale też czas. Nie chcąc zajmować się mało ciekawymi dla niej sprawami natury duchowej - nawet jeśli te sprawy mają ostre kły, pazury i duchowa walka może przerodzić się w całkiem emocjonującą walkę - wybierając to, w czym czuła się najlepiej. Buszowaniu w poszukiwania za informacjami. Nie stresując się za bardzo, robiąc to niemal rozrywkowo, wirtualna adeptka wyszperała całkiem ciekawe informaje o Juriju, bazując głównie na Paradigmie. Pierwotnie pominęła większość jego pracy, z bardzo prozaicznego powodu, na którym musiał się wyłożyć i Edynburg - czasopismo redagowane było po angielsku i francusku, natomiast Jurij nalegał, aby informacje autorskie o nim pisać cyrylicą po rosyjsku. Synowie Eteru znani byli ze swych dziwactw i już nie takie zachcianki realizowali w swoim czasopiśmie.
Jurij specjalizował się w chemii. Opublikował kilka raz z produkcji gazów bojowych, przeznaczonych do walki z cyborgami które zakłócały działanie elektroniki, działały żrąco na każdą nieorganiczną tkankę czy wyłączały konkretne, znane modele interface mózg-maszyna stosowane przez Iterację X czy NWO. Szczególnie wyżeranie tkanek nieorganicznych musiało być zabawne, gdyż jak Mervi przypuszczała, czytając działanie, gaz był w stanie przerobić większość współczesnych ubrań z tworzyw sztucznych na kolorową papę która spływała z ciała. Musiał być to zapewne przedni widok, grupa nagich magów ucieka przed cyborgiem któremu topią się metalowe nogi…
Dodatkowo Jurij opisywał teorie gazów wywołująych halucynację oraz o działaniu narkotycznym. To już się mniej podobało wirtualnej. Rosjanin jak to rosjanin zasłynął też magyczną metodą destylacji wódki z… podeszw butów. Ciekawe ilu eteryków korzysta z takiej roty.

Podczas tych jej poszukiwań zjawił się Healy z niedużą paczką obwiązaną wstążeczką. Postawił ten prezent przed dziewczyną z uśmiechem na obliczu i czekał aż otworzy go.
Mervi spojrzała wpierw na Healy'ego, później na ekran laptopa, przeniosła wzrok na paczuszkę, znowu na ekran i po chwili na eterytę. Wyglądała na zdezorientowaną.
- Zakładam, że to dla mnie? - zapytała.
- Tak. Dla ciebie.- Healy rozpakował prezent. W środku był dron i kabel światłowodowy, dość długi zresztą. - Uruchamiasz, podczepiasz kabel do drona i swojego laptopa. Wysyłasz w górę i masz poprzez niego mocną antenę do wzmocnienia sygnału. Zamontowałem dwa głośniczki w nim, co byś mogła opracować jakiś podprogowy sygnał dźwiękowy o odpowiedniej częstotliwości by odwracać od niego uwagę każdego kto go zobaczy. No i mam program do jego obsługi. Taki prosty, ale łatwy do przerabiania.
Mervi już w trakcie wyjaśnień Patricka, wzięła z pudełka drona i kładąc na łóżku oglądała go z każdej strony... kabel światłowodowy też. Im dłużej zajmowała się obserwacją, tym szerzej uśmiechała się. Spojrzała na mężczyznę i odstawiwszy dalej komputer (wręcz z nabożną delikatnością), po prostu wstała do eteryty i przytuliła go mocno wieszając mu się na szyi.
- Cieszy mnie, że ci się podoba. Poszło w to dużo roboty i morfowania i sporo zasobów.- westchnął Healy głaszcząc ją po głowie.- I tu jest mały problem… Pewnie zabrzmię jak stara płyta, ale tu jest Afryka. Im dłużej będziemy tu siedzieć, tym więcej będę musiał ciągnąć od epoki kamienia łupanego w górę, więc… może da się tak odrobinę nagiąć twoje wymagania przy kolejnych projektach? Bo im dalej w las tym trudniej będzie mi załatwić coś hi-tech z samych beczek po ropie i kamieni.
Technomantka westchnęła ciężko.
- Wiesz, że to dla mnie trudne? - puściła Patricka, aby móc spojrzeć na niego - Nie jestem Glitchem, dla mnie nie pójdzie "na wiarę" urządzenie... - skrzywiła się - Jakoś to robicie, jasne, ale dla mnie... potrzeba sensu w ustalonych prawach, choćby i używać wszystkich możliwych kruczków prawnych, ale nie tworzyć nowych praw oderwanych od starych, jednak... - odwróciła głowę w bok - ...spróbuję się nagiąć…
- Hej. Ja to rozumiem. I też wolę trzymać się logiki. Czasem to logika filmowa co prawda, ale zawsze logika którą Śpiący mogą przyjąć. - odparł Irlandczyk i pogłaskał po głowie adeptkę. - Eeemm… postaram się w zabawkach dla ciebie jak najmniej stosować mojej magyi, ale… estetyka to już nie problem? Łatwiej mi zrobić dobry komp, który działa na zasadach takich jak zwyczajny laptop, ale wygląda jak maszyna do pisania z monitorem ciekłokrystalicznym.
- Po prostu... - ponownie zwróciła głowę w stronę technomanty - ...nie szalej za mocno z tą estetyką, dobrze? Steampunkowa nie jest zła, ale jeżeli nagle komputer będzie w ramach tej estetyki wydmuchiwał parę z każdym naciśnięciem klawisza... - rozłożyła ręce - Chyba rozumiesz.
- Rozumiem… postaram się. A teraz zapłata. Buziak. O tu. - Irlandczyk wskazał swój policzek żartując.
Mervi bez narzekania złożyła szybki pocałunek na policzku irlandczyka, a po chwili namysłu pocałowała też w drugi policzek.
- Premia. - usiadła znowu przy laptopie, przysuwając go bliżej siebie.
- Można zapytać co już znalazłaś?- Healy przysiadł się do dziewczyny zerkając jej przez ramię.
- Że twój kolega lubi nagich magów, wódkę z buta i plastelinę z robotów. - odparła całkiem poważnie.
- Brzmi jak typowy Ekstatyk. - zadumał się Irlandczyk i podrapał po podbródku.- I nie pasuje ani na mesjasza za jakiego ma go Russo, ani na rewolucjonistę siedzącego w dżungli, brudnej i śmierdzącej wilgocią. Albo się pomyliliśmy i to nie nasz gość… albo cokolwiek go tu wygnało, musiało nieźle nastraszyć przy okazji, skoro znosi takie niewygody.
- Czasem brakuje ci wyobraźni, gdy mówimy o eterytach. - Mervi wyraźnie to rozbawiło - Jurij pisał do Paradigmy, chemik co bawi się mniej grzecznie. Lubuje się w gazach bojowych, tych co potrafią stapiać materię nieorganiczną, psują elektronikę i tak dalej, a co za tym idzie i magom ubrania zniszczą, nie tylko kończyny technola. Też inne... bardziej narkotyczne gazy. - mruknęła mało radośnie - Wiesz, jak te co ci mózg orzą w jakimś celu. A wódka z buta... cóż... rusek. Umie destylować ją metodą "z podeszw butów". Tak, jak chciałabym z nim popić wódkę to nie wiem, czy akurat taką…
- Aaa… bo chyba wybrałaś nieodpowiednie przykłady. Widziałem jak kilku magów piło szampana z buta. Co prawda była to szpilka Kari… ale jednak. - wspomniał Irlandczyk zamyślając się.
- Wolę zwykłe sposoby, dziękuję. - pokręciła głową uśmiechając się lekko - Poszukam jeszcze więcej informacji, a ty... Czy nie miałeś teraz być Ghostbusterem?
- Miałem, ale mamy jeszcze czas. Poza tym muszę popracować nad detalami i… zrobiłem sobie krótką przerwę. Ciągła robota z czasem działa negatywnie na skuteczność. Od czasu do czasu, trzeba odprężyć umysł.- odparł ciepło Irlandczyk i sprecyzował.- I oni naprawdę pili z buta. I nie było w tym magyi… ot zwykłe zboczenia ekstatyków.
- Yh... To za dużo dla mnie. - wzdrygnęła się - Ja za to lubię pracować... długo... A szukanie informacji jest relaksujące i odstresowuje, bo zajmuje myśli.
- Powinnaś sobie zainstalować jakiegoś staroszkolnego FPSa i podmienić wszystkich wrogów na awatary nielubianych magów. To dopiero odstresowanie.- zażartował Healy wstając.- Strzelanie do nich. Dobra… to ja się zbieram. Owocnych łowów życzę.
Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej USB.
- Tu masz programik do drona… myślę że ulepszanie go będzie lepszą rozrywką dla ciebie niż pisanie go przeze mnie.
- Podejrzewam, że za mało wybuchów oferowało to pisanie. - wzięła USB - Miłego PacMana.
- Raz mi eksplodował dużym crashem jeśli to masz na myśli.- zaśmiał się Healy.

***

Mervi jeszcze dłuższą chwilę oglądała swój prezent, ale to nie on w tym momencie, a monitor, na którym wciąż wyświetlone były ostatnie wyniki poszukiwań, tak bardzo ją przyciągało. Na razie położyła obok wzmacniacz sygnału, aby ponownie móc zatopić się w wyszukiwaniu kąsków informacji, jakich łaknęła... jakiekolwiek by one być nie miały.
Paradigma dała trochę wskazówek, ale wskazówki to było dla technomantki za mało. Potrzebowała faktów, nie możliwości, które przyszłyby magom do głowy.
Postanowiła wgryźć się w temat gazów bojowych, o których pisał rosjanin. Chciała wiedzieć czy zostały takie już gdzieś użyte, czy może on sam z nich robił użytek. Teorie narkotycznych gazów wystarczająco fascynowały eterytę, aby i ich tropem poszła. Chciała dowiedzieć się gdzie Jurij buszował w swojej eteryckiej fiksacji. Szukała także czy pozostały jego oficjalne chemiczne opracowania, kiedy ostatnio bardziej "na widoku" je publikował. Może uczelnianie?

Niestety, trop publikacji naukowych był ślepy, ale to nie dziwiło. Wkopanie się w system uczelni wyższych wyjawiło, że Jurij nigdy nie pracował naukowo. Skończył chemię w Petersburgu, a potem kręcił się po różnych, mniejszych firmach. Miał bardzo dobre noty, ciekawe było to, czemu nie poszedł jednak w stronę nauki. Raczej pieniądze nie były aż tak ważne, jeśli się już przebudził na tym etapiem, a jeśli nie - to mogło wyjaśniać drogę komercyjną.
Mervi nie była zadowolona. Yurij nawet nie robił dla zbrojeniówki, żeby jego historia była ciekawsza na tym etapie. Gazy bojowe przeciwko metalokształtnym musiały bardziej zainteresować magyczne towarzystwo, nawet i technokrację chcącą się przed tym bronić. Yurij o tym pisał w Paradigmie, więc mógł nie taką uwagę na siebie sprowadzić... ale to były tylko domysły. A Merv nie lubiła domysłów.
Gdzie są fakty?
Chciała poznać eterytę jak najlepiej mogła, ale wpierw potrzebowała punktu zaczepienia w poszukiwaniach. Gdy odnajdzie ślad Yurija, będzie miała większą szansę także na uzyskanie informacji o jego porywaczu. Czy może i o samym Domu?
Zaczęła przeszukiwać dostępne jej bazy informacji przy pomocy swoich programów szpiegujących, które zostały nastawione na wyciągnięcie danych odnośnie rosjanina opisanego przez wyrwane już informacje o nim samym. Pokusiła się nawet zajrzeć w dane przebudzonych (jak by chciała hermetykom przeczesać wiedzę!), na tyle, na ile była w stanie zerknąć w to, co wrzucono tutaj. Może ktoś z eteryckiej braci zostawił ślad kontaktu.
W tym momencie braki w sferze socjalnej mogły utrudniać...

W tym momencie technomantka była po prostu rozeźlona. NIC! Co za typ! Tylko kontakt face-to-face? Jak go spotka, to mu chyba w twarz to da za bycie dziadem, co się kompów boi...
 
Asderuki jest offline  
Stary 15-05-2021, 19:33   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Zgodnie z ustaleniami, magowie postanowili zacząć “egzorcyzmy” nocą. Do Akane i Patricka dołączył lekko spóźniony Samuel, po krótkiej rozmowie z Russo uprzedzając go, co mają właściwie robić. Druid kiwnął im głową na przywitanie i milczeniu zaczął obchodzić feralną szopę z agregatem jakby obserwując sytuacje.
Healy kucnął przy szopie uzbrojony w ak-47 i swój rewolwer. Ćwikła zdawała się lekko drżeć z podescytowania. Wszak miała okazję znów się wykazać. A może to tylko tak mu się zdawało? Irlandczyk nałożył na celownik na kałacha i zabrał się do zaklinania pierwszą amunicji do karabinka i naboi do rewolwera. Co prawda w tym drugim przypadku nie był pewien czy musi. Natura Ćwikły sama czyniła kule potężną bronią. Następnie zamontował tłumik na karabinku. Instalacja obu rekwizytów nie stanowiła dla Healy’ego problemu. Zrobił je tak, by mógł swobodnie i szybko instalować zarówno na karabinku jak i na rewolwerze.
Samuel na koniec rundy stanął jak wryty i spojrzał na rewolwer w posiadaniu Patricka. Zamrugał kilka razy.
- Patrick… - druid zaczął delikatnie - ...nie chciałbym cię obrazić, ale ty wiesz co siedzi w tym fetyszu?
- Tak.- odparł krótko Irlandczyk i obojętnie.
- A co, jeśli można wiedzieć? - Druid zapytał delikatnie.
- Duszek Dzikuna… kompatybilny ze mną. Mniej z moim awatarem, ale on prostu lubi zrzędzić.- wzruszył ramionami Irlandczyk. - Sojusznik wierny, choć podlegający zarówno losowości jak i paradoksowi. Ale… od kiedy to wy staliście się ostrożni? Wydaje mi się że rolę drużynowego pesymisty objąłem ja.
- Tak, dzikuna - Samuel potarł skroń nadgarstkiem - jak w pysk strzelił. To jest duch paradoksu. I nie patrz na mnie jak na wariata, wiem, że prawie wszyscy uważają, że to niemożliwe. To kto to zrobił to jest jedno ciekawe, ja widziałem takie dwa u posiadaniu wilkołaków, tak bym wziął go za ducha dzikuna, jak ty… - Samuel powiedział poważnie.
- To Ćwikła. Dar dla mnie i mój przyjaciel. Nawet jeśli jest duchem paradoksu.- odparł poważnie Healy. - I mój atut, mój as w rękawie na naszego szamana.
Druid przyglądał się broni dobrą chwilę.
- Jak to wszystko skończymy, chciałbym poznać tego, kto to zrobił.
- Zobaczymy. Na razie mamy Stajnię Augiasza do uprzątnięcia.- odparł Irlandczyk.
Milcząca do tej pory Akane tylko przysłuchiwała się rozmowie. Miała przy sobie kilka własnych rekwizytów w tym woreczek z igłami do akupunktury. Chyba też poszła po rozum, bo zamiast swoich czarnych ubrań miała tradycyjne szaty Akashic… i trampki. Na szyi wisiał metalowy krzyż z nefrytem a przy pasie miała kocią czaszkę.
- Czyli czego możemy się spodziewać? Od razu mam postawić tarczę czy czekać aż on zrobi pierwszy ruch? - mówiąc to zacisnęła pięści powoli prostując ręce jakby walczyła z jakąś niewidzialną siłą. Jej dłonie pokryły się energią pierwszej.
- On chciał zastraszyć gremlina.- Healy kciukiem wskazał na Samuela. - Lepiej to zrobić zanim spróbujemy przerobić go na miazgę.
- Reagujemy na bieżąco - druid stwierdził flegmatycznie - najpierw tam zajrzyjmy.
Healy zerknął przez celownik dostrojony do obszaru za Rękawicą, tam gdzie skryła się zmora. Namierzył ją bez problemu.
Akane delikatnie dotknęła nefrytu i jej spojrzenie rozszerzyło się na penumbrę jakby ktoś rozsunął zasłonę z wody na boki.
Siedziba zmory wyglądała dokładnie tak samo, jak widział ją Patrick za pierwszym razem. Penumbralne odbicie szopy zagracone było plątaniną metalu, drutów, gwoździ, złomu, i innych śmieci zmontowanych miejscami w bardziej oczywiste pułapki, a w innych miejscach po prostu rzuconych (lub dobrze zamaskowanych). Pośrodku, w rozerwanym na kształt gniazda-tronu siedziała zmora, tak samo tłusta, poraniona i paskudna jak poprzednio, w tłustych łapskach owijał drutem metalową rurę i podsunął ją do akumulatora. Ktoś tu chyba tworzył umbralne działo gaussa na gwoździe.
- Nadal chcesz z nią gadać?- zapytał Healy przyglądając się temu i analizując sytuację.
- Oczywiście - Samuel powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Działaj, ja się przygotowuję do obrony jeśli trzeba będzie - dziewczyna powiedziała krótko. - Chociaż… - dziewczyna spoglącając w oczy każdemu z mężczyzn zaprosiła ich do dzielenia myśli.
“Tak będzie bezpieczniej.”
Druid z pewną nonszalancją wykonał zdecydowanych ruch w powietrzu, jakby chwytając ciemność nocy i lekko ją odsuwając. Patrick i Akane doskonali zdawali sobie sprawę, iż delikatnie poluźnił on rękawicę, aby przebiły się przez nią głos, i być może inne, pośledniejsze rzeczy.
- Samuel de Balzac z Verbeny, przybyłem paktować…
Powiedział cicho, po tej stronie rzeczywistości ledwo go słyszeli, lecz Akane doskonale czuła wibracje rezonującej rękawicy. Głos druida w penumbrze był silny i wyraźny. Zmora obruszyła się w zaskoczeniu rzucając eksperyment w dół swego legowiska. Rozglądała się pociągają nosem.
- Czego chce drzewojeb?
Usłyszeli po tej stronie wyjątkowo słabo. Patrick musiał zanotować sobie pomysłowe określenie na druida. Samuel chrząknął z diabelskim uśmiechem.
- Po pierwsze, grzeczniej mały duchu, nie mam czasu na…
- Nie słyszę cię, musisz przyjść tu i przedstawić propozycję - zmora fuknęła dławiąc się flegmą podczas wybuchu bulgoczącego śmiechu jakby dumna ze swej “pułapki”. Druid nie pozostał jej dłużny. To była naprawdę subtelna magya, pchnięcie sił po drugiej stronie, w kilku miejscach. Rumor odpalanych pułapek, chociaż przytłumiony, był niepokojący. Strzelały prowizoryczne kusze, pękały żyłki, wystrzeliwały gwoździe. Druid po prostu obruszył delikatne mechanizmy aktywizujące.
Zmora patrzyła gdzieś pusto w przestrzeń jakby licząc, ile arsenału jej jeszcze zostało.
- Patricku - Samuel szepnął do Irlandczyka spokojnie - będziesz w stanie odstrzelić mu dłoń? Możesz obie - zaproponował przed dalszą fazą negocjacji.
- Zobaczymy…- Healy wycelował, wyregulował tłumik. I rozpoczął ostrzał cicho pogwizdując. Kule przechodziły poprzez portal utworzony w tłumiku przebijający punktowo Rękawice. Przebicia były miniaturowe, krótkotrwałe. Kule naładowane kwintą pojawiały się “znikąd” po drugiej stronie.
Krótka, cicha seria przecięła powietrze. Nie zaszło nic takiego, nie po tej stronie, poza upiornym krzykiem, który śpiący wziąłby za mary własnego umysłu, lub złe duchy. I w tym drugim przypadku by się nie pomylił. Jedna dłoń zmory może nie została gładko odstrzelona, lecz przerobiona na krwawą papkę.
- To była jedna z moich propozycji - druid powiedział pewnie - możemy tak bardzo długo. I wracać. Możesz też się wynieść i nie wracać.
- Wyniosę się - zmora przemiła między przekleństwami, jednak bez przekonania.
- Jako gwarancje dasz mi pół swego Imienia - druid powiedział pewnie.
- Drzewo… - duch zawahał się i zabulgotał jakby nie wiedząc, co powiedzieć - ...gdzie mam iść potem? Tutaj jest dobrze…
- Mogę cię przenieść - Samuel powiedział szczerze - tak się składa, że mam akurat w kieszeni kość z dzisiejszego obiadu. Mogę cię w niej przemycić do większego miasta. W zamian za pół imienia.
- Daleko od tego? - Zmora gdzieś gestykulowała rękami, chyba w stronę Patricka. Samuel kiwnął mu głową, aby wypowiedział się.
- Jeśli nie będziesz sprawiała kłopotów i dasz się grzecznie przenieść, to ja nie będę z ciebie robił tarczy strzeleckiej. - przyznał Irlandczyk krótko i beznamiętnie.
Zmora zabulgotała mieszaniną jakiś zniekształconych, pierwotnych słów oraz wulgaryzmów. Samuel uśmiechnął się kątem ust czekając chwilę. Po chwili Zmora znowu coś zabulgotała, chyba słowa, jakby… Imię? Druid to usłyszawszy, ostrożnie podszedł, po tej stronie rękawicy, w stronę agregatu. Przyłożył kostkę do metalowej obudowy urządzenia.
- Zapraszamy na pokład.


Poczuli słodki smród zgnilizny wraz z powiewem ciepłego powietrza. Po tym… druga zmo, to już nie zmora opętująca kolejne lokum, lecz druid. Akane i Patrick dostrzegli po chwili, Samuel wyskrobał, może namalował - trudno było teraz dostrzec - na kości drobne symbole. Coś się jakby obiło wewnątrz kostki. Tak jakby zmora zrozumiała swój błąd.
- Jak zwykle - verbena powiedział ocierając drobne strużki potu z czoła - leniwemu grubasowi nawet nie chciało się samemu wyprowadzić. Inteligencją też nie grzeszył. Idę gdzieś dalej na przesłuchanie. To będzie mniej przyjemna część. Nie musicie mi towarzyszyć, chyba tutaj nie zeżrą mnie lwy - powiedział luźno.
- Niewiele miałam tu do roboty, ale w sumie to bym się z chęcią przyjrzała… no, chyba że to miało być “nie idźcie za mną” stwierdzenie - japonka zerwała połączenie umysłów. Nie było potrzebne.
- Brudna robota - Samuel stwierdził szczerze - jeśli ostatnim razem ci się spodobało…
- Nie, ale to nic nie zmienia. To doświadczenie. Może nawet nauka, przynajmniej dla mnie... - dziewczyna urwała, jakby się zastanawiała czy coś powiedzieć. Porzuciła myśl i wybrała inną.
- A nawet jak nie, to ubezpieczenie warto mieć.
- Patrick? - Samuel zapytał Irlandczyka.
Healy dość długo się namyślał nim rzekł.
- Na dziś już się dość namajsterkowałem… mogę popatrzyć.
Druid zaprowadził ich trochę dalej od zabudowań. Przykucnął na ziemi, kładąc kość na ziemi. Rękami w mokrej od deszczu ziemi wykopał płytki dołek w którym umieścił kostkę. Następnie wokół dołu wykopał wgłębnie w kształcie okręgu, napełniając je wodą z pobliskiej kałuży. A potem kciukiem zrobił cztery dołki, w które włożył trochę żwiru i kamyczków. Wyglądał na skupionego.
Akane coś kojarzyła, jako mistyczka, na dalekim wschodzie niektórzy stosowali podobne rzeczy. Kręgi wody, krąg natury, krąg ognia, krąg drewna, metody więzienia, torturowania, zmuszania i wymuszania własnej woli na duchach przy pomocy innych, prostych duchów. Tutaj był to chyba krąg wody połączony z kręgiem ziemi? Skały? Tego nie kojarzyła. Oczywiście, była to prawdziwa miniaturka, dostosowana rozmiarami do kostki, w której zamknięto zmorę.
Samuel powiedział całe imię zmory, mimo że ta dała mu tylko pół. Kostka zadrżała. W pobliskiej penumbrze zapanowało delikatne poruszenie.
- Mam tłumaczyć? Lepiej w takim przypadku darować sobie telepatię - druid stwierdził patrząc na kostkę w skupieniu.
Akane westchnęła delikatnie. Spojrzała na Patricka, a potem podeszła do Samuela na moment łowiąc i jego spojrzenie.
“Prosze bardzo.”
Druid pokręcił głową udostępniając to co on sam czuł i widział. Pierwsze co ich zalało, to poczucie bólu obcej istoty przelatane z wyzwiskami co ma zamiar zrobić Patrickowi, ze szczególnym naciskiem jakie nowe otwory w jego ciele zrobi oraz co w nie włoży.

Potem dotarła do nich pełna wizja. Projekcja umysłu, nie z umbry, raczej z miniaturowego świat fetysz-krąg. Zmora siedziała w gnieździe nie z metalu, lecz ze sterty kości. Wokół była błotnista ziemia, wszędzie było ciemno. Krąg wytwarzał płynący żwawym nurtem, nie mający początku ni końca, głęboki i szeroki strumień. W strumieniu pływały tabuny małych ryb, przypominających bardziej owady bez kończyn. Dalej, na czterech biegunach stały głazy, ciężko ociosane, a na głazach spoczywały wielkie, szare ptaszyska o krwawych oczach i piórach w kształcie węży. Co raz jeden z ptaków podrywał się do lotu i twardym, krzemiennym dziobem wyszarpywał kawałki mięsa zmory, a jak z piór-węży wyżerał na skórze ducha palące rany.
Nagle przestały.
- Mały duchu - z ciemności dobiegał głos Samuela - kto jest tutaj największym duchem.
Zmora dyszała. Ledwo wytoczyła się z gniazda, rozrzucając kości. Wpełzła w stronę bariery płynącej wody. Gdy chciała ją przekroczyć, strumienie buchnęły wysoko w górę. Stwór upadł.
- Ja… nie… nie wiem, ja sam…
- Kto jest najwyższym duchem - spokojny, trochę upiorny głos powtórzył się.
- Ja… nie moja rzecz, ja nie z tego…
- Masz to w kości, we krwi, we flegmie, w śluzie i w swoim plugawym jeziorze, czuję to. Jeśli będzie trzeba, to rozłożę to i zrobię z twych ścięgien i kości łódź, którą popłynę w rzece krwi.
- Wielkie Drzewo… Nie mające teraźniejszości… Drzewo, którego owoce zabiły królów… - zmora dyszała.
Akane miała skrzywioną minę oglądając ten pokaz siły. Nie dlatego, że ją aż tak bardzo mierził, tylko dlatego, że miała rację. To było zwykłe zastraszanie. Jak i wcześniej. Kuzuryu pewnie lubił taki pokaz siły.
Healy cóż… Healy był skupiony. Jakby jego umysł zwijał się w małą żelazną kulkę. Cokolwiek o tym sądził, nie wypływało to na jego oblicze.
- Czy ono rządzi? - Samuel zapytał.
- Nie, nie, nie… Ono nie żyje… Nasze kości są martwe.
- Zatem kto rządzi.
- Człowiek… Ma bęben swego mistrza, zna nuty, gra nie dla pociechy, nie idąc ścieżkami… gra abyśmy tańczyli. Widziałem go… To przed nim się broniłem - zmora ewidentnie kłamała, pułapki najpewniej zastanawiałby i tak.
- Czy on zabił drzewo?
Zmora zabulgotał w bolesnym śmiechu.
- Taki młody? Nie, to jest młode nasiono ze starego drzewa. Przeminie.
Samuel na chwilę przerwał, myśląc. Patricka naszła pewna myśl. Najwidoczniej… Zmora kiedyś nie była tak bezmyślnym, bezcelowym duchem. Nie, nie pasowało mu to, zmory zwykle mało obchodzi, a tym bardziej takie gnuśne. Coś mu tu nie grało.
Być może ta zmora… nie była zmorą. Niemniej Irlandczyk niewiele mógł w tej chwili uczynić. To było przedstawienie Samuela. A skoro stwór zgrabnie współpracował, to tym bardziej nie było potrzeby się wtrącać.
- Zatem komu służysz? - Druid zapytał po chwili wahania.
- Temu, kto podgryza nasiona - zmora przewróciła oczami - a ty umrzesz. Pochłonie cię morze pod skałami - duch wyszczerzył ostre kły.
- Gdzie znajdę drzewo?
- Jakie drzewo? - Zmora nie zdążyła odprawić kolejnych złośliwości gdy ponownie zaatakowały ją kamienne ptaki.
- Nie byłem… Nie ma… Szaman, król.. - duchowi plątał się język.
Samuel spojrzał na towarzyszy jakby pytają wzrokiem czy mają coś do dodania, tak jakby stwierdzając, iż on nic interesującego, na obecną chwilę, nie wyciśnie.
Akane nieco wbrew sobie postanowiła dołączyć do tego przedstawienia.
'Spróbuję.'
Skoncentrowała się na duchu, na jego esencji, jaki miał rezonans i zaczęła na niego wpływać nucąc mantrę którą zamierzała go wpierw zahipnotyzować. Szukając jego zbolałych oczu zaczęła wlewać do jego umysłu sugestie używając magy. O ile magya użyta przez Lisicę była wykonana wysoce sprawnie, to już o użyciu całkiem ziemskich technik przygody nie można było tego stwierdzić. Efekt był taki, że w pierwszych chwilach Zmora zupełnie zbaraniała, aby zaraz odzyskując rezon obrzucić Akane wyzwiskami najgorszego sortu które przerwał jej w trakcie wiązanii kamienny ptak.
Tymczasem w świecie w pełni rzeczywistym Patrick poczuł, jak wibruje mu w kieszeni cewka entropii. Dotknął mimowolnie palcem… nie, była nieruchoma.


Złe przeczucie. Tego samego doświadczył Samuel, wymieniając z technomantą pytające spojrzenie.
Irlandczyk zacisnął dłoń na karabinie. Ruchem dłoni z rękawicą sprawił że celownik delikatnie się zmienił. Po czym spojrzał przez niego po okolicy wypatrując zagrożeń zarówno na tym jak i na duchowym planie.
Tymczasem japonka westchnęła niezadowolona że jej się nie udało. Patrick ledwo zdążył podnieść lunetę aby dostrzec, iż lz ciemności leci na nich, a konkretnie w stronę Japonki, prosto w jej kark… Coś dużego. Futrzastego. Lew? Pantera? Inny duży kot? Pędził w powietrzu szybko, skoczności mogły mu pozazdrościć kreskówkowe kangury.
Cóż… Irlandczyk odrucho przycelował i posłał tyle “pokojowo nastawionych “ pocisków ile był w stanie. I liczył że zapewnią temu czemuś pokój… wieczny pokój. Przytłumiony ogień wylotowy rozświetlił oblicze Patrika. Salwa przecięła powietrze, a potem ciało stworzenia, tego Patrick był pewny. Odgłos trafiających w miękkie ciało pocisków był mu znany, ale ostatecznym dowodem była krew która trysnęła miejscami ze stwora. W trakcie salwy Patrick dokładniej dojrzał… zwierzę było opętane. Zmora? Nie tak… No tak, Samuel wspominał o drugiej Zmorze. Ani druid, ani syn eteru nie pomyśleli, że może nie być bezczynna w takiej sytuacji.
Trudno było Irlandczykowi ocenić na ile rany były groźne, chociaż z doświadczenia wiedział, że nawet opętane zwierzęta prędzej czy później się wykrwawiają. Niestety, moc obalająca pocisków była za słaba aby zmienić trajektorię futrzastej furii kłów i pazurów która sięgała Akane. Ta zareagowała instynktownie. Zwierz już miał spaść na jej plecy kiedy ona ugięła kolana i go złapała za łapę. Potem było widać tylko jak ta czarna smuga z gruchotem uderzyła w ziemię pod nogami dziewczyny tworząc tumany mokrego pyłu. Teraz mieli okazję przyjrzeć się jak lew - a raczej to co nim kiedyś było, zmienione przez liczne rany postrzałowe, rakowate narośla oraz sączące ropą rany (Patrick miał nadzieję, że wtedy obryzgała ich krew, a nie ropa) oraz dziwne plamy w pigmentacji futra. Teraz i Akane dostrzegała, że zwierzę jest opętane. Ledwo trzymało się na nogach, zmora chyba chciała uciekać.
Do momentu gdy do stworzenia doskoczył Samuel. Lew już nie miał sił się bronić - albo braku gracji w ruchach druida, gdyby było inaczej, pięknie poszarpałby piękna buźkę francuza - i tuż przed padnięciem stwora odciął mu pazur.
Widać było, iż trzęsą się mu ręce gdy lew padał w kałuży krwi po serii Patricka, doprawiony uderzeniem o ziemię. Echa magyi ducha rozeszły się wokół jak kręgi na wodzie.
- Mamy drugiego - druid pokazał zdobyty pazur. Kolejna zmora.
- Szkoda, że takim kosztem - powiedziała smutno Akane kucając przy ciele lwa. Pogłaskała kawałki jego zdrowego futra. Złożyła dłonie do modlitwy i wypowiedziała kilka słów oddając cześć zmarłemu drapieżnikowi. Po japońsku oczywiście.
- Ciekawe czy przybył tu z własnej woli, przyzwany przez więźnia czy może… szaman poczuł nasze hokus pokus.- ocenił spokojnie Irlandczyk i zwrócił się do Akane.- Może go spalić w ramach pogrzebowych czynności? Ogień chyba w twoje kulturze oczyszcza?
- To jest ta druga zmora, ze studni - druid stwierdził rzeczowo - dałem dupy, powinienem założyć, że ta ruszy dupsko do kumpla.
- Póki co nic się nie stało. Jest dobrze. Ogień może zwrócić uwagę - dziewczyna zaczęła badać wzorzec lwa sprawdzając czy zmiany jakie przeszedł nie zaburzają naturalnego cyklu natury.
- Natura sama się nim zajmie. Nie trzeba mu pomagać. Z resztą prędzej entropia by tu była bardziej przydatna, a to jest poza moimi możliwościami - dziewczyna uśmiechnęła się smutno i podniosła się na nogi.
- Coraz mniej lubię tego szamana.
- Nie wiem, czy to jego wina - Samuel powiedział zamyślony - trzeba poinformować Russo, że trochę się nabałaganiło. Pewnie teraz, w trakcie wojny nie działają służby ochrony środowiska, jedno zmartwienie z głowy. Normalnie byłby protokół z odstrzału, nawet tu. Czy może, głównie tu.
- Mogę spróbować zachęcić naturę, aby zajęła się tym lwem szybciej...
Healy kucnął przy zwłokach, nachylił dłoń w rękawicy, niektóre z gniazd się poruszyły. Coś zaiskrzyło i Irlandczyk użył efektu swojego rekwizytu by ziemia pochłonęła abominację, by rozłożyć ją w swoich trzewiach. Zaciskając lekko zęby z wysiłku pozwolił swojej rękawicy na mały ruch rekwizytów w gniazdach by zapewnić szybszy rozpad na pierwotną materię tego czegoś.
- … można i tak - skończyła japonka.
- Smród rozkładającego mięsa może przyciągnąć padlinożerców. Większość z nich jest przy okazji… drapieżnikami. Zresztą…- tu spojrzał na Samuela dodając.- … nie jestem ekspertem, ale pożywianie się przez zwierzęta takim truchłem zatrutym przez wypaczony wpływ zmory, nie jest dobrym pomysłem.
Po czym spojrzał na Akane dodając.- Jeśli… wszedłem ci w paradę moimi działaniami to przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru.
Dziewczyna pomachała otwartymi dłońmi, wywołując ciepły uśmiech na twarzy Irlandczyka.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Czy przesłuchujemy tę druga zmorę? - spojrzała pytająco na Samuela.
Druid obrócił w palcach kieł.
- Nie chcę się tłumaczyć, ale zignorowałem ją właśnie z powodu na brak wyższego intelektu. Wątpię czy nawet z nią pogadamy. Chyba to tyle na dziś - westchnął ciężko.
Healy sprawdził zawartość magazynka w karabinie, zerknął na Akane i spytał.
- A jak ty się czujesz? Chyba wyszłaś z tego bez szwanku?
- Trochę mi tylko piszczy w uszach od twoich strzałów, ale to mogę naprawić później - japonka przyłożyła palec do ust zamyślając się.
- Jeśli zmora nie jest zbyt inteligentna to i tak wciąż mogę spróbować przeszukać jej wspomnienia. To może jak już wrócimy do pokoju. Razem moglibyśmy to zrobić sprawniej.
- Robiłaś to kiedyś? - Samuel zapytał badawczo japonkę badawczo powoli demontując krąg w którym umieścił pierwszy fetysz - bo nie jest to coś, co się chce robić od tak.
- Pytasz czy robiłam to ze zmorami, czy w ogóle magyą zmuszałam kogoś do przeżycia jego wspomnień? - Akane dopytała.
- Czy nurkowałaś w szambie - druid powiedział prosto z mostu - bo jeśli nie, i nie przepadasz za nurzaniem się w syfie, to zanotuję sobie, że jesteś pierwsza chętna gdy będzie jakiś duch żmija naprawdę warty tego typu interrogacji.
Akane chwile myślała patrząc w niebo.
- No to możesz sobie w takim razie zanotować - w końcu odpowiedziała.
Samuel uśmiechnął się pod nosem, i w drodze powrotnej zwrócił się do Patricka.
- Dzięki za celne oko - powiedział kiwając głową w uznaniu.
- Drobiazg… - wzruszył ramionami Healy i dodał.- … w końcu jestem drużynowym strzelcem i Q. Muszę znać na swoim poletku.
- Szkoda tylko, że dałem dupy i nie przewidziałem tego - Samuel westchnął mówiąc bardziej chyba do siebie niż do Patricka wyprzedzając go lekko.
- Cóż… to drobiazg, skoro to tylko miejscowa zmora. Gorzej jeśli byłby to szpieg konkurencji.- ocenił Patrick i podrapał się po karku.- Może dałoby się znaleźć miejscowe duchy skłonne do sojuszu z nami? Mogłoby się to przydać. Obecnie jesteśmy w niekorzystnej sytuacji, bo on ma przewagę liczebną.
- Pracuje nad tym - druid odpowiedział pewnie - to dość powolny proces. Zwykle co rano sprawdzam jak wyglądają moje “wiadomości”. Jest też kilka rodzajów duchów oraz nazwanych person które powinny być przychylne Verbenie jak i mnie osobiście. Na razie się tylko im przedstawiłem i czekam na odpowiedź. Pewnie nie wszyscy zaregują, ale to jest też cenne. Jeśli perceptorzy czy lordowie nie odpowiadają, zwykle znaczy to, że nie wkurwią się na nas gdy zrobimy zamieszanie, dając wolną rękę.
- Ech… wiedziałem, że to tak gładko nie pójdzie. - dodał Irlandczyk i uniósł palec mówiąc. - Żadnych narzekań. Drużyna musi mieć swojego pesymistę. A skoro nikt z was się tego nie podjął, ciężar spada na mnie.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-05-2021, 20:15   #28
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Kiedy trójka magów weszła do zajmowanego przez nich pokoju, Mervi w milczeniu pracowała przy laptopie. Początkowo ignorowała magów, aby zaraz wstać powoli, zamykając klapę od komputera.
- Dłużej się nie dało? - zapytała tym bezemocjonalnym tonem, biorąc do ręki zapisane odręcznie kartki z dużego zeszytu, bez linii.
- Zmarnowaliście czas czy czegoś się dowiedzieliście?
Healy zerknął na Samuela nie podejmując się tłumaczenia verbenowego mumbo-jumbo na ludzki. Akane również zostawiła mu tłumaczenie samiej zbierając swoje rzeczy aby się przebrać. Samuel westchnął ciężko.
- Nic specjalnego. Wygląda na to, że tym obszarem zawiadywał kiedyś potężniejszy duch który jest niedysponowany. Nic nadzwyczajnego, typowa sytuacja, stare wierzenia umierają, świat się zmienia. Zmora bała się też Gustawa, wygląda na to, że facet dobrze ustawia duchy po kątach.
- Czyli nic ciekawego się nie dowiedzieliście? - westchnęła ciężko - Shame. - spojrzała na trochę krwi na barku Akane i znowu spojrzała na Samuela - No wiesz? Nie umiesz nawet magyi używać bez zachlapywania innych swoją krwią?
- Zawsze jest to jakiś argument za wspólnym prysznicem - Samuel odparł w podobnym tonie co Mervi.
- Wolna droga. - wzruszyła ramionami - Akane na pewno jest za. - wskazała kierunek - Tam macie łazienkę.
Słysząc swoje imię japonka podniosła spojrzenie i zerknęła na szatę.
- Jesteś pewna, że chcesz mu na to pozwolić? Wczoraj się do niego tak kleiłaś - powiedziała wystawiając język i odsuwając palcem dolną powiekę. Z tym gestem ruszyła do wyjścia z pokoju.
- Nie zadław się tylko zazdrością, dziecinko. - Mervi przewróciła oczami.
Akane uśmiechnęłą się zaskakująco łagodnie stając przy drzwiach.
- Nah - wzruszyła ramionami. - Działaj, ale mnie w zwoje złośliwości nie wciągaj.

Mervi spojrzała na Patricka i Samuela.
- A tej o co chodzi? - zapytała zdziwiona.
Druid zaczął powoli rozpakowywać “magiczne” narzędzia oraz zdjął marynarkę przewidzianą na chłodną noc.
- Moje zdolności profetyczne nie są rozwinięte - stwierdził bez zainteresowania.
- Przecież jedyne co w tobie może podniecać to informacje jakie posiadasz. - rzuciła na łóżko Samuela i Patricka pliczek kartek.
- Cóż… gdybym ja potrafił zrozumieć kobiety to… cóż, byłbym najpotężniejszym mistrzem Umysłu na Ziemi. Niestety nie będę udawał, że was rozumiem.- dodał Irlandczyk zwracając się do Mervi i chwycił za kartki powoli przeglądając je. - Coś ciekawego udało ci się odkryć? Przydadzą nam się solidne dobre wieści. Samuel stanął za Patrickiem na palcach puszczając mu zza ramienia żurawia w kartki.
- Tylko tyle, że nasz chemik jest aspołecznym typem akomputerowca i wkurzył mnie. - parsknęła - Śmiał ukryć przede mną informacje o sobie! Tylko podstawy mam... trochę jego fiksacji z paradigmy... Jak on śmiał! - Mervi zaczęła chodzić po pokoju porzucając sztywną nutę - A i do pisemka eterytów dużo nie pisał. Co on, Fireson? O nie, tego mu płazem nie puszczę.
Na kartkach Mervi zapisała wszystkie informacje, jakie znalazła o Juriju, w tym i cytaty z Paradigmy. Cyrilicą. Dodatkowo kartki były zarysowane szkicami geometrycznymi... i obrazkami przedstawiającymi HitMarka topiącego się od spodu.
- Też nie mam Facebooka - Samuel wzruszył ramionami - uroczy - skomentował grafikę.
- Ale chyba twoja edukacja nie jest ukryta, co? - zamyśliła się - Muszę poszukać, bo w sumie nie sprawdziłam... - spojrzała na grafikę - Przyszło mi to do głowy, jak czytałam w Paradigmie o gazach bojowych robiących breję z robota.

- Ci z Białego Domku najwyraźniej nie lubili opuszczać swojej małej domeny. Z pewnością też większość odkryć zatrzymywali dla siebie. Nic dziwnego więc, że nie ma zbyt wiele ich śladów w sieci.- ocenił Patrick drapiąc się po karku.
Mervi zatrzymała się na słowa eteryty.
- Te cholery rzucają mi wyzwanie. - zacisnęła dłoń - Ukrywają informacje!
Akane wróciła przebrana w swoją prostą piżamę. Zerknęła w stronę pozostałych magów i usiadła na swoim łóżku słuchając ich wymiany zdań.
- Zupełnie jak wirtualni, hermetycy i wszyscy inni - Samuel stwierdził zajmując łazienkę po Akane.
- VA MOGĄ! - Mervi uniosła za nim głos - Nic nie rozumie, drzewojad jeden, Wirtualni SĄ informacją!

- Ten… no… Joseph Febuu Antonio… trzeci jak mu tam… Ten od Hermesa. - Healy ignorując ten cały spór zwrócił się do Mervi. - On może być nitką, którą sprujesz ten gobelin sekretów. Pozostali może i zostawili niewiele śladów, ale Hermes lubi porządną dokumentację swoich członków, nieprawdaż?
- Przynajmniej w tym są dobrzy. - mruknęła technomantka - Może spróbuję pogadać z innym... Może... - zamyśliła się - Tytalus może mieć dodatkowe info.
- Na razie nigdzie się nam nie spieszy. Trzeba się dobrze przygotować. A ja jeszcze nie zabrałem się za wóz ucieczkowy. - przyznał Patrick.
- A no właśnie… - Akane się odezwała w końcu - Miałam nadzieję jutro zmienić się w lisa i podążyć do obozu gdzie może być Juri. Wolałabym to zrobić spoza tego miejsca aby w razie czego nie sprowadzić tutaj ich z powrotem.

Mervi milczała początkowo, ale nagle wypaliła po Akane, wpatrując się w japonkę z niepokojącym olśnieniem.
- Zachipujemy cię!
- Nie.
Mervi wyraźnie nie zwracała uwagi na protesty.
- Mam już połączenie, ale chip będzie nawet lepszy! I rzeczywisty! Nie tylko będzie dawał lokalizację, ale też... O, drugi wszczep do mózgu! Dzięki temu bardzo realnie dostaniemy tu podgląd i podsłuch oraz możemy dobrze kontrolować twoje funkcje życiowe!
Akane patrzyła sceptycznie na VA.
- Jeśli dobrze pamiętam nie wspominałaś o tym, że wyznajesz sferę życia.
- Ja bym jednak odradzał. Nie wiemy jakie pułapki i zabezpieczenia przygotował szaman. A co jeśli cię w nie złapie. Nie dość że będziemy musieli odzyskać dwójkę magów, to jeszcze się o nas dowie. - wtrącił Patrick.
- Chip nie będzie magyą. - dodała z dumą - Nie nakieruje na nas. A Sfera Życia to twoja i Samuela robota, nie? - spojrzała na Patricka - Bo ty nic poza naklejeniem plasterka nie umiesz?
- Potrafię robić masaż, bardzo dobry.- odgryzł się Irlandczyk żartobliwie.
- I tak się nie dam zaczipować - powiedziała stanowczo japonka.
Mervi zmarszczyła brwi
- ...czemu...? - zapytała Akane z bólem.
- Bo mierzi mnie na samą myśl o tym aby mieć wewnątrz swojego ciała jakąkolwiek mechaniczną część - ta odpowiedziała szczerze. - Poza tym wydaje mi się, że żadne niemagyczne urządzenie nie będzie w stanie ci przesyłać aż tyłu specyfikacji po ledwo istniejącym połączeniu internetowym. Póki co “prawdziwa” technologia jest zbyt duża do takich zabaw.
Technomantka wyglądała na dogłębnie skrzywdzoną odmową i słowami.
- Ignorant... - odwróciła głowę siadając na łóżku - Typowy mistyk... - parsknęła pod nosem, a słowo "mistyk" zabrzmiało w jej ustach jak "gówno".

Irlandczyk machnął ręką dodając.- Eeem… to akurat mogę zminiaturyzować i dołączyć do jakiejś obroży. Wciąż jednak martwi mnie ten plan… może wpierw jakiś skan umbry nad bazą co by mieć pewność, że nie ma tam żadnych pułapek na nadnaturali?
Samuel wrócił akurat z kąpieli, w czarnej pidżamie.
- Już brakuje mi tu peelingu - stwierdził z rozrzewnieniem.
Japonka uśmiechnęła się pod nosem na te słowa jakby miała rozwiązanie na jego problemy.
- Jestem w stanie ukrywać swoją obecność panie Healy. Do tego wiem jak oddać zachowanie zwierząt. Plus… nawet bez swoich rekwizytów będę w stanie się tam bronić. No i wciąż będziemy z naszą obrażoną VA mieć połączenie myślowe.
- Nawet przed duchami? Jeśli to szaman ze sferą Ducha to… ja bym na jego miejscu zrobił z nich kilka psów podwórzowych.- wyjaśnił swoje wątpliwości Healy. - Śpiący to akurat nie problem czy zagrożenie. Tylko duchy właśnie.
- Zawsze mogę uciec, ale tak przeciw duchom też - japonka wyjaśniła. - Nie zamierzam niepotrzebnie ryzykować, to ma być zwiad, nie misja odbicia Juriego.
- Cóż… ktoś musi robić za drużynowego pesymistę. - Patrick przypomniał jej wcześniejszą swoją wypowiedź.

- Widzę planowanie - druid usiadł na brzegu łóżka i słuchał.
- Tak - Akane krótko przytoczyła druidowi ich wymianę zdań. - Czy zwiad duchowy od twojej strony mógłby zostać łatwo wykryty, albo czy raczej mógłby jakoś zaalarmować szamana?
Mervi wybrała milczenie, jednocześnie wlepiając wzrok w komputer i najwyraźniej ignorując resztę.
- Mój? - Samuel zapytał.
- Tak - odpowiedziała Akane.
- Mam przez umbrę podróżować? Średni pomysł. Aktualnie też nie mam przyjaznego ducha który by się jakoś lepiej nadawał. Niby trochę Korespondencję znam ale mamy tutaj lepszych w tym.
- Czyli zostaje zwiad jako lis. Już poczyniłam pewne przygotowania, wolę też nie nadużywać gościnności Russo i zabrać się za wyciąganie Juriego z tego wszystkiego szybciej niż później - japonka dodała jeszcze patrząc na Patricka.
- Pośpiech raczej nam nie służy, ale rozumiem twoją motywację. - odparł Irlandczyk.
- Też wolałbym nie przebywać tu długo - Samuel poparł japonkę - ale też nie chciałbym nic schrzanić pośpiechem. Może przed zwiadem spróbujemy zagrać w otwarte karty? Spotkanie z nim, rozmowa czego oczekuje? Wydaje się mi, że ryzyko z tym związane jest mniejsze nawet jak zaostrzy po spotkaniu nas zabezpieczenia, niż ryzyko, iż zorientuje się o nas przed spotkaniem i nabierze podejrzeń.
- I pozbawić nas największego atutu? Że my o nim wiemy, a on o nas nie? Zresztą… co możemy mu dać na wymianę za schwytanego wroga? Jaką mamy dla niego ofertę? Nie odda go nam na piękne oczy.- stwierdził Irlandczyk i wzruszył ramionami. - Zresztą… czego on może oczekiwać od grupki magów, która mu wlazła na podwórko?
- Jeszcze kilka dni i będą o nas plotki - Samuel powiedział przeciągając się.
- Mógłby chcieć zniszczenia opozycji - japonka powiedziała nieco cicho wahając się przed wypowiedzeniem tych słów.
- Machać magyą po polu maga... Jakie to... mistyczne... - Mervi parsknęła wciąż patrząc w ekran - Ale jasne, przecież to nie tak, że BEZ MAGYI da się zrobić zwiad. Nie ma innej opcji. W ogóle. - spojrzała na Samuela - Twój pomysł to świetne odwrócenie uwagi, byłabym za.
- Może chcieć zniszczenia swoich wrogów, ale bez Jurija jakim zagrożeniem dla potężnego maga z dostępem wojskowych minionków jest komunistyczna banda rebeliantów siedząca w dżungli.- wzruszył ramionami Healy i zerknął na Mervi. - No… nadal na talerzu jest opcja zwiadu satelitarnego o której wspomniałem. Najmniej inwazyjna.

- Może ktoś umiałby nawet im NIEMAGYCZNIE do bazy wleźć... Może, taka szokująca idea, zrobić tam nawet miejsce dla lisa, aby bezpiecznie powęszył i w razie czego zrobić chaos, aby nawiał. - spojrzała na Akane - Szkoda, że to niemożliwe, co?
- Robienie chaosu wyrzuci całkiem opcje pokojowe z menu. Nawet jeśli ten chaos miałby tylko lisa ochronić przed wykryciem. No i nie wiem czy duchy strażnicze niemagycznych szpiegów też nie wykryją. - wzruszył ramionami Irlandczyk. - Po prostu, na miejscu szamana, zabepieczyłbym siedlisko przed magami. Pewnie mu te zabezpieczenia zostały z czasów, gdy nasz rusek hasał wolny.
Akane westchnęła ciężko.
- Jedyny powód dla którego chciałam pójść jako lis, bo się nie będzie rzucał w oczy. Równie dobrze, mogę być człowiekiem o innym wyglądzie albo po prostu po nocy tam pójść. Nie jestem mistrzem skradania, ale potrafię unikać spojrzeń. Czasem się przydaje jak masz psychofanów - skończyła opierając głowę na ręce. - Proponuję skorzystać z opcji rozmów jeśli się okaże że bez takiego odwrócenia uwagi nie będę mogła się przedrzeć lub w ogóle zbliżyć.
- Mnie tylko te możliwe pułapki i duchy martwią. Śpiący… nie są dla nas problemem.- ocenił Irlandczyk i wzruszył ramionami proponując.- Może wpierw obejrzymy bazę z bezpiecznej odległości nim spróbujemy się do niej zakraść?
- Śpiący są problemem - Samuel odpowiedział - nie tylko ogień, a może najmniej. Trudno używa się naszego największego atutu na ich oczach. Szczególnie gdy mogą wierzyć w atut przeciwnika.
- Taaak. Śpiący są problemem… w przypadku walki. Natomiast podczas szpiegowania, Śpiących najłatwiej zmylić.- doprecyzował Irlandczyk. - Wątpię więc by szaman polegał na ich zmysłach chroniąc swój tyłek i magicznego więźnia.

Mervi podniosła głowę.
- Samuel zrobi nam za dywersję, a Patrick z nim zostanie. - odezwała się pewnie - Potrzebujemy zająć szamana, skierować jego uwagę na coś innego. A Samuel umie gadać i nie antagonizować. - spojrzała na irlandczyka - Nie chcemy walki, ale na wszelki wypadek będziesz tam... choć szaman może nie lubić eterytów.
- Jeśli to wolny elektron to pewnie nie lubi każdego maga. Tyrani źle znoszą konkurencję.- odparł ironicznie Healy któremu ten pomysł w ogóle się nie podobał. Ale skoro się uparli… znów.
Druid spojrzał na Mervi szerokimi oczami jakby nie wiedząc czy może się zaśmiać.
- Chyba mnie nie znasz - odpowiedział.
- Nie zantagonizujesz jak Patrick by mógł. - wzruszyła ramionami.
- Uwierz mi, w tym możemy być może konkurować. Ja przygotowuję do występów innych - podkreślił słowa - samemu zwykle palnę kilka słów za dużo.
- To nie mów za dużo... ale mów długo. Zajmiecie szamana, ja z Akane tam poszukamy Jurija. Nie możemy się rozdrobnić, musimy od razu go uwolnić.
- To najgłupszy plan jaki wymyśliłaś. - stwierdził sceptycznie Irlandczyk. - No tak… ruszajmy na rympał. A nuż się uda. A nuż szaman będzie chciał bawić w elokwentne rozmowy przez płotek podczas gdy dwie inne magiczki będą mu buszować w ogródku bez rozpoznania terenu. Może wróćmy najpierw do przygotowań i badania terenu… nim rzucimy mu wyzwanie?
- Jeśli nas przyłapie na buszowaniu mu w ogródku, zobaczy ślady naszych działań, to potraktuje to jako wypowiedzenie wojny - Samuel zawiesił wzrok w powietrzu, gdzieś ponad nimi, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, lecz ostatecznie zastygł wpatrując się w ścianę.
Akane powiodła za nim spojrzeniem i rozszerzyła swoje spojrzenie na umbrę dotykając swojego amuletu leżącego obok łóżka. Nie dostrzegła nic co mogło ją zainteresować.
- Jeśli mamy uwolnić ruska to mamy na to jedną szansę. Potem… to będzie wojna pozycyjna. Więc… lepiej dobrze przygotujmy ten jeden raz i drogę ucieczki. - stwierdził Healy stanowczo. - Jeśli chcemy negocjować jego uwolnienie i załatwić to drogą dyplomatyczną, to … trzeba jakieś karty przetargowe mieć. Tak czy siak, choć wiem że ci się nie podoba w tej dżungli Mervi, to chwilę tu musimy siedzieć, by przygotować wszystko na ostatni guzik.
- Nie podoba mi się, że zbyt ciężko ci zrozumieć i przyjąć do wiadomości podejście pozbawione walki. I nie, nie mamy naprawdę iść w dyplomację. Dyplomacja to tylko dla zatarcia prawdziwego obrazu, dym i lustra. - mruknęła technomantka.
- W takim razie… wpierw bezinwazyjne rozpoznanie terenu, by całe to wykradzenie Jurija odbyło się bez wzbudzania alarmów.- rzekł Patrick wzruszając ramionami. - Stanowczo zbyt lekko traktujesz przeciwnika. On uwięził maga… więc zapewne zabezpieczył jego celę i fizycznie i magyicznie. Ja bym tak zrobił na jego miejscu, a on nie wygląda na amatora.
Następnie dodał wzdychając ciężko.- A potem zwiewamy tak szybko jak się da. Bo pewnie szybko doda dwa do dwóch.
- I przeprowadzi akcję odwetową lub po prostu wyładuje swoją złość na pierwszej rzeczy, na jakiej może, a my będziemy odlatywać w kierunku zachodzącego słońca - Samuel pokręcił głową - wolałbym nie zostawiać za nami takie wrażenia.
- Jakie rozwiązanie więc proponujesz? - zapytał retorycznie Patrick. - Bo ja liczę, że zamiast szukać winnych wśród miejscowych pogoni za nami. I może to mu wystarczy… nas przepłoszyć? Ostatecznie przecież i tak będzie nadal władał tą okolicą.

- Jeśli poszedłby na taką ugodę, byłoby to zacne - druid zamyślił się - ale aby to ocenić, trzeba nam wiedzieć więcej. Jeśli nie… - zawiesił na chwilę głos - ...widzę dość brutalne rozwiązanie. Jeśli szaman nie należy ani do Cechu ani Tradycji…
- Po prostu go zabijemy. - Mervi bezczelnie wcięła się Samuelowi w zdanie.
- Nie po prostu - druid pokręcił głową - ale wykonamy wyrok w imieniu Tradycji. Dodatkowo, od tego momentu dopiero zacznie się prawdziwa praca. Będzie trzeba po sobie posprzątać, może podstawić figurantów. Nic co byłoby łatwe ani nic, na co miałbym czas i ochotę.
- Patrick przekaże, że Rada ma dupę ruszyć i to połatać. - Technomantka powiedziała wprost - Wysłali zbieraninę przypadkowych magów, powinni się spodziewać, że też będą musieli choć kogoś innego kopnąć, jak napaskudzimy.
- Może nie dzielmy jeszcze skóry na niedźwiedziu którego nie upolowaliśmy, co? - odparł Healy pocierając czoło.- Dobrze że mam plany karabinu elektromagnetycznego w głowie. Przyda nam się sensowna snajperka.
I spojrzał na Samuela dodając. - Wierzysz w skłonność miejscowego do jakiejkolwiek ugody?
- Tak - druid powiedział pewnie - czy może precyzyjniej, wierzę, że nie jest idiotą. A to znaczy, że nawet jeśli nam odmówi, to nie będzie odmowa na zasadzie nie, lecz wystawi nam warunki nie do spełnienia twierdząc, iż jest to rekompensata. Jeśli jest z Tradycji lub orbitował wokół, musi wiedzieć jak załatwia się tego typu polityczne sprawy. Może nawet być niechętny do ataku z zaskoczenia bez uprzedniej prowokacji. Patrzcie - druid gestykulował - ja się tylko broniłem. Tak podejrzewam. Chyba, że jest idiotą, a wtedy albo jest łatwym przeciwnikiem, albo prędzej czy później zjedzą go swoi lub zespół szturmowy Tradycji.

- To co robimy? - Mervi zapytała niecierpliwie.
- Akcje gdzie wysyłamy dwójkę niedyplomatów do rozmowy kiedy my myszkujemy za plecami szamana - japonka powiedziała a na jej twarzy malowała się wątpliwość. - I chcemy to zrobić w ten sposób, bo umie się bronić przed spojrzeniem korespondencji, lub mógłby je wyczuć. Do tego nie chcecie mnie posłać samej bo jego duchy mogłyby mnie dostrzec i zaatakować lub go zaalarmować. Powiem wam, że albo mamy do czynienia z bardzo potężnym magiem przynajmniej na naszym poziomie, ale brakuje nam informacji. Bo póki co wygląda na to, że potrafi zarządzać duchami, spowodować silną burzę, chronić się skutecznie przed spojrzeniem korespondencji i do tego jeszcze jest jakiegoś rodzaju wieszczem. To się może ze sobą mieszać, ale brzmi jakby nasz mag był bardzo wszechstronny i do tego bardzo mocny w tej swojej wszechstronności. Jak bardzo cieszę się, że chcecie mnie pilnować i zadbać o moje bezpieczeństwo nie wydaje mi się aby to było specjalnie rozsądne abyśmy niemal wszyscy się wepchali do obozu pełnego uzbrojonych w broń maszynową ludzi. Pozwólcie mi jutro sprawdzić ten obóz samej z zachowaniem maksimum ostrożności. Przeskanuję go od strony patrolujących go duchów, ewentualnych pułapek, magy i wart jakie tam trzymają. Wszystko ograniczę do poziomu magyi obserwacyjnej. Jeśli będzie taka możliwość to spróbuję sprawdzić środek, jak nie odpuszczę i będziemy mogli zastanowić się co dalej.
Po tych słowach Akane odwróciła się do Mervi i powiedziała jedno.
- Google Earth.

Od pierwszych słów Akane, wzrok technomantki stężał, a przy ostatnich przeszyła dziewczynę lodowatym spojrzeniem.
- Google. Earth. Jak mogłam zapomnieć! Teraz już bez problemu, każdy z nas sobie spojrzy do środka obozu. Silly me. - sarknęła i spojrzała na Samuela - Jest coraz lepsza w obrażaniu nas, co?
Samuel jednak nie skomentował, chociaż gdy Akane wspomniała o Google Earth coś dziwnego pojawiło się na jego twarzy.
Japonka przetarła skronie.
- Przepraszam, nie chciałam aby to tak zabrzmiało. Mówiłam poważnie. Nie jest to najdokładniejsze narzędzie, ale jeśli było wykonane śpiącymi metodami, to jeśli obóz jest wystarczająco duży i nie ruszany od pewnego czasu to jest możliwe, że będzie tam rzut z góry, z którego można skorzystać. No i nic nas nie kosztuje sprawdzić - dziewczyna spojrzała ponownie na Mervi smutno.
- Naprawdę nie chcę ci zachodzić za skórę wszystkim co robię, ale podobnie jak ty nie cierpisz mistycznej magii, ja nie mogę znieść myśli o jakiejkolwiek maszynie w swoim ciele. No i nie znam się na technologii na tyle dobrze aby znać uśpione majstersztyki chowane przed masami. Znam tylko to co jest dostępne na co dzień.
- Zwykły Śpiący rozumie więcej z tych uśpionych "majstersztyków" niż ty, najwyraźniej. - Mervi odparła zimno - Zrozumiałam, masz fobię technologii w ciele i może też typową nieufność do VA, nic szokującego czy nowego, więc i dalej nie nalegam na taką pomoc. Zazwyczaj jednak mistycy nie podważają naszych zdolności i wiedzy w używaniu tego nikomu niepotrzebnego substytutu magyi... chyba że intencjonalnie chcą nam pokazać, jak nisko o nas sądzą. - wykrzywiła usta - Zastanawiam się teraz: czy Samuela masz zamiar przeprosić?
- Nie podważyłam twoich zdolności. Wyraziłam wątpliwość czy to zadziała, tak samo jak pan Healy wyraził swoje wątpliwości względem tego abym szpiegowała jako lis - Akane powiedziała poważnie. - Wystarczyło mi podać przykład, że się mylę.
Po tych słowach spojrzała na druida.
- Panie de Balzac, czy moje słowa były dla ciebie krzywdzące?
Druid zamrugał oczami.
- Jakie słowa? Przepraszam, ale się wyłączyłem na czas waszych pyskówek. Coś konstruktywnego mnie ominęło?
Uśmiechnął się krzywo na koniec.
- To co powiedziałam kiedy się panna Laajarinne pytała co robimy - odpowiedziała krótko Akane.
W spojrzeniu, jakim Mervi obdarzyła Samuela, był widoczny zawód i poczucie zdrady. Technomantka nie odezwała się jednak do żadnego z magów.

- A no tak, co robimy - Samuel udał pacnięcie się w czoło - jeśli przyjąć poważne kryteria oceny, pierwsze opinie należą do Patricka, jeśli on chce zajmować się bezpieczeństwem. Ale wtedy - druid podniósł palec podkreślając - ma on tylko kompetencje negatywne. Mówi co odpada, ale nie co ma być. Stara metoda z organizacji wypraw, korpus bezpieczeństwa zwykle skreśla złote pomysły reszty, ale sami nie proponują bo najchętniej to wystrzelaliby sobie drogę.
Mimo, że słowa były kierowane do irlandczyka Akane z każdym zdaniem miała bardziej skarconą minę. W końcu odezwała się z dużą trudnością jakby musiała wywalczyć każde słowo z swojego gardła.
- Spróbujmy z tymi czipami.
- To już zostało ustalone. - Mervi odparła bez emocji - Jest to kontrproduktywne, skoro osoba z tym w sobie jest szczerze niechętna. Nie tym razem. Inne propozycje. - Mervi wsparła brodę na razem złożonych dłoniach wyraźnie nie biorąc już pod uwagę chipów dla Akane w tej akcji.
- Zawsze możesz ją zakolczykować - Samuel zaśmiał się - nie wiem czemu uparłaś się akurat na wszczepy skórne.

Mervi nic nie mówiła, ale nie zaprzeczyła też pomysłowi. Czekała na decyzję magów. Sama już swoje powiedziała.
- Wspomniałem już raz kiedyś… od czego trzeba było zacząć. Tylko że zamiast google earth zaproponowałem wojskowe satelity. - odparł ironicznie Healy i wzruszył ramionami dodając retorycznie. - Ale kto tu mnie słucha?
- Satelity wojskowe, jeśli Mervi nie ma jakiś zachomikowanych backdoordów, pewnie potrwają tygodnie? - Samuel zapytał spostrzegawczo.
- Nie ma na tym świecie satelity, komputera, bazy danych do których Mervi nie mogłaby wejść. I myślę że nie zajęłoby to jej więcej niż parę godzin. - odparł Healy z pełnym zaufaniem w możliwości przyjaciółki.
Mervi spojrzała na Patricka z wyraźną wdzięcznością.
- Nie wiem co ty chcesz zrobić przez tygodnie. - odezwała się do Samuela - Satelity niemilitarne już obadałam, a militarne to tylko kwestia wyboru najlepszego połączenia i najmniejszej szansy, że tosterogłowi będą akurat na linii. Jeżeli miałabym użyć bardziej... magycznych sztuczek, to byłoby to w chwilę. Bez tego, bo i nie mam zamiaru ryzykować, że szaman coś wywęszy, zajmie to... Uważając na przeszkody... - przymknęła oczy - Dzień. Ale zrobię szybciej. - stwierdziła z silnym naciskiem.
- Jestem w takim razie za - japonka powiedziała bez wahania.
- A następny dzień drużynowy wirtualny odsypia? - Samuel zaśmiał się z sympatią - Dla mnie jest w porządku.

- Przez ten czas zrobię drukarkę, tak więc gdy już ruszysz na zwiad do obozu wroga nie będziesz szła na oślep.- dodał z uśmiechem Irlandczyk zwracając się do japonki.
- Ale co ma do tego drukarka? - Mervi przytuliła Patricka szepcząc - Dzięki.
- No… żeby wydrukować zdjęcie całego obozu. Dobrze by Akane miała je przy sobie. - odparł Syn Eteru. - Ułatwi to jej zadanie.
Samuel uśmiechnął się pod nosem.
- Nie trzeba, dostanie ode mnie minimapę przed oczami. Z pingami i błyskającymi znaczkami. - pocałowała Patricka w policzek - Ale i tak chcę drukarkę. Kompaktową.
Akane nie skomentowała ale wyglądała na nieco zaskoczoną. Samuel lekko rozciągnął się i zaczął szukać czegoś w swych rzeczach.
- To jutro Mervi robi zwiad, my się jeszcze przygotowujemy. Mamy coś jeszcze do obgadania? Chciałbym nie stracić całej nocy, a mam jeszcze coś do roboty - druid wyjął z bagaży małe, drewniane pudełeczko na zatrzask, odłożył je i poszukał mniejszego. Było puste.
- Ja chyba nie mam już nic do dodania - powiedziała japonka.
- Ja też nie.- potwierdził Healy. - Kto z nas powiadomi Russo o tym że rozwiązaliśmy jego problemy?
- Mogę z nim pogadać jutro - Samuel stwierdził wyjmując małą lupę - ale ostatnio tak długo z tobą gawędził, że chyba cię polubił - zwrócił się do Patricka.

***

Mervi zaczęła składać swój laptop. Samuel powoli przygotował sobie w rogu pokoju stanowisko pracy. Na razie założył małą lupę na oko i zaczął pracować z mikroskopijnymi pędzelkami i małym zestawem farb na lwim pazurze.
A Mervi... bezczelnie stanęła za nim, zaglądając mu przez ramię.
- Co to? - zapytała zaciekawiona.
- Praca.
Druid burknął pod nosem skupiony. Symbole, patrząc na nie z góry nie układały się w całość, a raczej w wielobarwny, jednolity malunek. Najpewniej po to była Samuelowi lupa, aby na tak małej powierzchni zmieścić docelową treść.
- Więcej szarego by było fajne, przy tym, co wygląda jak pantofelek. - Mervi także najwyraźniej się w to wtopiła uwagą.
- Daj mi dokończyć, to jest koronkowa robota - druid powiedział na chwilę pauzując pracę - możesz patrzeć w milczeniu. Potem muszę zrobić pudełko, to jak będziesz grzeczna to możesz nawet pomóc.
Akane pokręciłą głową schowała się pod kołdrę i wyciągnęła ze swojej torby zeszyt i długopis. Potem zaczęła w nim bazgrolić.
Healy zaś przeciągnął się i wstał, by się umyć przed snem. Po wczorajszej pobudce o północy, potrzebował się wyspać przed jutrzejszym dniem.
Technomantka już nie hałasowała, ale nie przestawała obserwować tego, co robił druid. Malowanie, chociaż precyzyjne, nie trwało zbyt długo. Wkrótce kieł pokrył się wielobarwną mieszaniną wzorów w układzie małych, kolorowych, wyglądając z daleka na brunatne, plam. Chwilę dmuchał na fetysz pozwalając wraz z farbami, zakrzepnąć magyi. Mervi wydawało się, że czuje pod skórą coś bliskiego znanemu jej dobrze aromatowi Korespondencji, ale nie była do końca pewna. Akane wyczuła szersze spektrum, od Pierwszej, przez Ducha i Umysł. Słabe efekty, acz o złożonej, zmyślnej strukturze.
Gdy farby przestały schodzić, położył kieł na czarnej chustce, obok pierwszego fetyszu w wyciętej kości. Następnie wyjął z aktówki multitool, garść narzędzi które było trudno zidentyfikować, spirytus, większe pędzle i pudełka dziwniejszych rzeczy. Zamyślony popukał w pudełko.
- Skoczysz do łazienki i umyjesz mi je?
Zapytał wirtualną o mniejsze pędzelki na chwilę przystając w myślach. Widać analizował.
- Ale nie zrobisz reszty beze mnie...
- Nie, nie - pokręcił głową - potrzebuję chwili aby przemyśleć plan.
- No dobra. - Mervi delikatnie wzięła pędzelki i bez zastanowienia po prostu weszła do łazienki.

Healy rozebrany od pasa w górę mył się, nie zwrócił wielkiej uwagi na fakt że ktoś otworzył drzwi. Bądź co bądź… wszyscy tu byli dorośli, a Irlandczyk nie wstydził się swojego ciała.
- Ja tylko na chwilę. - Mervi przepchnęła się przy Patricku, aby wejść do środka i umyć pędzelki - Nie przeszkadzaj sobie.
- Nie zamierzałem.- odparł Patrick nie przestając się myć.
Faktycznie, po dokładnym wymyciu pędzelków, Mervi jakby nigdy nic wyszła z łazienki zamykając drzwi za sobą i oddała Samuelowi przybory.
- Co teraz?

Samuel nie do końca dotrzymał słowa, gdyż już jak Mervi szła, zaczął nanosić na górę pudełka duży kleks czarnej farby. Nie malował nim, tylko lekko mieszał.
- Jeśli chcesz pomóc, trzeba kropli krwi. Obok masz igłę i gazik. Może być kropelka z opuszka na kleks. Mnie też możesz przekuć - uśmiechnął się kątem.
- Panna Laarjanne nie lubi igieł - odezwała się japonka spod kołdry dalej szaleńczo bazrgoląc w swoim zeszycie.
Mervi wyraźnie spięła się, ale Akane dała jej moment na odzyskanie rezonu.
- Nie, to nic. - spojrzała na igłę, ale po chwili wzdrygnęła się - Nie wolisz użyć czubka sztyletu?
- Jak chcesz - druid odpowiedział szczerze - po prostu nożem się dłużej goi i jest gorzej dla kogoś, kto nigdy krwi nie dawał. Temu kupuję te igiełki jak ze szpitala - wskazał wolną ręką jednorazowe opakowania - mają być też sterylne, więc wystarczy tylko okolice przetrzeć. Coś jak na testy alergiczne czy inne wymazy. Jest szybciej.
Zamyślił się.
Mervi znowu spojrzała na igły.
- To... W sumie lepsze.. Coś jak do glukometru, nie? - spróbowała się uśmiechnąć... ale było to nerwowe - A... mógłbyś ty tym... nakłuć mnie...?
- Dokładnie - uśmiechnął się i odłożył pędzel. Chwilę mocował się z otwarciem igły… Ale nie, Mervi przejrzała jego grę. Udawał aby szybko chwycić jej palec nad farbą i nakłuć fachowo, z precyzją i z zaskoczenia. Faktycznie, była to dobra metoda, gdyż wirtualna adeptka nie miała czasu stresować się igłą zbliżającą do skóry. Dwie szkarłatne krople leniwie spłynęły po palcu, zwisając na opuszku, aż skapały na pieczęczeć. Druid podał jej wacik. Po chwili sam zrobił to samo.
- Wirtualni znają się na Korespondencji, więc nie będę mówił ci czym jest więź sympatyczna. Ale tu chodzi nie tylko o nią - powiedział rozmazując prawą stronę kleksu we wzór. Były to czarne, jasne runy, chyba celtyckie? Mervi nie miała pojęcia jakie mają pochodzenie. Miejscami się zakrzywiały. Po środku była czarna plama, lewa strona wieka pudełka pozostawała wolna.
- Dzieło powinno być osobiste. Sztuka bez osobistego wkładu jest niczym innym jak powielaniem jej z matrycy. To nie tylko obelga, sprowadzając przebudzonego do roli rzemieślnika powtarzającego po bardziej uzdolnionych magach - Samuel kończył znaki - ale też z gruntu mniej skuteczne. Czy poznasz własną sztukę gdy będzie kopią? Czy w razie potrzeby tak samo łatwo wycofasz zmiany jak je uczyniłaś ty, czy może raczej będziesz rozplątać własne dzieło jak ktoś obcy? A ponad wszystko… Miło jest się podpisać.
Podał jej pędzel.
- Wzory pociągnij od plamy na środku, ciągłą linią. Potem nie muszą się łączyć. Nie próbuj rysować czegoś, po prostu namaluj proste i krzywe które kojarzą ci się z pojęciem uwięzienia lub ukrycia. Potem poprawię to jeszcze.

Technomantka chwilę rozpracowywała w głowie plan... ale kiedy zaczęła tworzyć swoją "pracę", nie wahała się. Wyliczała dokładnie potrzebne ruchy. Jej obraz był czysto geometryczny, jak najbardziej idealny, jak była go w stanie ukazać, jednak... Coś uległo zmianie?
Wyglądało to jak dość nieoczekiwane zaburzenie formy. Idealnie wyliczone wzory zachwiały się, ręka straciła sztywność. Im bliżej środka, tym więcej chaosu się wdawało tworzącego... wzór. Dopełniający zamknięcia środka poprzez dodanie labiryntów pnączy kresek.
Mervi przestała malować, jedynie wpatrując się w malunek. Widziała jak w środku przeskakują wielobarwne piksele, a same krzywe lśnią jak neony.

- Interesujące.
Samuel pokiwał głową i dopisał tylko na górze i na dole po jednej, prostej runie. Następnie wziął drugi, błękitny pędzel i zaczął nim oraz czarnym, na zmianę, domalowywać symbole na trzech bocznych ściankach, lecz nie na przedniej z zatrzaskiem.
- Mam nadzieję, że nie schrzaniłam. - odparła patrząc na neony.
- Nie dałbym ci nic, co mogłabyś schrzanić - druid odpowiedział dalej malując.
Akane znowu wyczuła Ducha i Umysł, może też Pierwszą? Tym razem i Mervi poczuła, że zaczyna się magya. Druid zaczął od przedniej ścianki. Zatrzask namalował w czarnym półkolu, wokół którego uczynił jakieś napisy, nie runy, barwy niebieskiej. Więcej run nie było. Odłożył narzędzia malarskie i zaczął szukać czegoś w małych pojemnikach, grzechocząc.
Mervi zainteresowała się poszukiwaniem.
- Za czym patrzysz?
- Najgorszy element - druid pokazał na dłoni dwie cienkie, płaskie blaszki. Jedna była barwy srebra, a druga czerwona, chyba jakiś stop miedzi.
- Nie mów, że będziesz je rozgrzewał na dłoni. - technomantka spojrzała uważnie.
- Nie, ale zapamiętam twoje fantazje - odparł delikatnie majstrując z blaszkami przy zamku - trzeba je dobrze zagiąć dłonią i sprasować metal do metalu aby się nie ruszyły. Najlepiej niech w mechanizmie siedzą - powiedział delikatnie grzebiąc w tym. Mervi poczuła wyraźnie prostą magyę Korespondencji, zmieszaną z innymi sztukami.
Mervi wiedziała, że mogłaby pomóc... gdyby wiedziała co dokładnie Samuel robi. Później go umęczy o wyjaśnienia.

- I gotowe - druid powiedział zadowolony - na jakiś czas wystarczy - powiedział wkładając do pudełka dwa fetysze - a i na przyszłość się może przyda, o ile tyle przetrwa.
- Co robiłeś na koniec? Z Korespondencją? - zapytała.
- Masz czip w głowie czy wyczułaś?
Zapytał z demonicznym uśmiechem.
- Mam komórkę. - wzruszyła ramionami - A co, boisz się, że jestem cyborgiem not environment friendly?
- Gorzej - druid zaśmiał się - boję się, że umiesz bez komputera.
- To byłoby tak straszne? - wyjęła komórkę i pokazała Samuelowi ustawiony alarm wibracyjny z opisami alarmów.
- Nie zaglądałaś w telefon - druid uśmiechnął się dając do zrozumienia, że nie będzie drążył tematu.
- Nie muszę. Wystarczy, że odpowiedni alarm zawibruje przy mnie. - włożyła telefon do kieszeni - Rozpoznajesz z doświadczeniem. Więc co robiłeś? Po co ci to było?
- Prosta pieczęć skorelowana z duchem - druid wyjaśnił niechętnie.
Mervi wyraźnie nie zauważyła niechęci druida.... albo ona ją nie obeszła?
- Wytłumaczysz mi to? - głos technomantki wyrażał pełnię jej zaciekawienia tematem - Co robiłeś, jak, dlaczego i tak dalej? - przybliżyła się do druida.
- Jeśli nie znasz sfery ducha, może być ciężko - Samuel stwierdził poważnie - a potem jeszcze przydałoby się się orientować w kilku bardziej ezoterycznych aspektach. Generalnie to pudełko jest awaryjnym fetyszem. Gdyby zmory częściowo lub całkowicie się wydostały, ma to ją powstrzymać na pewien czas i zaalarmować nas. Dodatkowo powinno to tłumić ich wpływ na ludzi, świadomy i nie, a także wykrycie cóż to w tym pudełku jest. Nie wiem jak wy, ale gdy któraś zmora spróbuje czegoś cięższego na pudełko… - zamyślił się - ...ja to słyszę jak tłuczące się szkło. Pierwsza warstwa, fałszywa blokada która z hukiem rozpada się na kawałki.
- Brzmi fajnie. - rzuciła zaaferowana Merv - Może bym w końcu była w stanie ustawić tak swoją technologię, aby też taki alarm mieć. - zamyśliła się - W sumie... Musisz się rozebrać z tej piżamy. - powiedziała poważnie.
- Nie robię striptizu za darmo i na trzeźwo - druid powiedział wzruszając ramionami i powoli ogarniając mistyczne narzędzia.

- To chcesz w tym wyjść na zewnątrz? - technomantka zapytała zdziwiona.
- Teraz to chcę spać - druid powiedział drapiąc się w tył głowy - godzina nie jest przyjemna, a ja mam rano obowiązki.
- Czyli rezygnujesz z transferu danych? - mruknęła z zawodem.
- Odraczam - Samuel uśmiechnął się w sposób, w jaki uśmiechają się ludzie którzy mają jakiś zabawny komentarz lecz powstrzymują się przed jego wygłoszeniem.
- Miałam nadzieję, że wynegocjujemy warunki... opłaty...
- Kupczysz się jak hermetyk - druid zaśmiał się - albo Syndykat, jeden pies.
- To ty pierwszy zechciałeś info za info. - przypomniała - Ja teraz chcę to usystematyzować.
- A musisz wszystko zamykać w pudełka?
- W ten sposób warunki są jasne, każdy wie co otrzyma i co ma dać. Bez miejsca na nadużycia. - wyjaśniła - To dla bezpieczeństwa interesów obu stron.
- Nie wpadłaś jeszcze na to, że są rzeczy których albo nie da się zamknąć w sztywne ramy albo nie powinno? - Samuel powiedział powoli przypatrując się uważnie Mervi, jakby na coś czekając.
Mervi spojrzała niepewnie.
- Znaczy... - czuła się oceniana - No... nie ustala się zasad dla nieważnych błahostek, które nie zagrożą nikomu, a umowa jest taką ochroną... Wiesz, żeby nie ucierpiał ktoś, jeżeli trafi na osobę fałszywą, o złych zamiarach.
- Nie słuchałaś bajki o błędzie Tkacza - uśmiechnął się diabolicznie - odwaliło mu bo chciał usystematyzować to co systematyzowane być nie powinno, bo chciał zawładnąć czymś co go przerastało. Moja Sztuka taka jest. I nie jest przedmiotem handlu, a przyjacielskiego układu.
- Twoje podejście jest... obarczone ryzykiem. - spojrzała z niepewnością co do jego podejścia - Może kiedyś zaboleć za mocno, a będzie za późno, gdy zorientujesz się, że przyjaciel przyjacielem nie jest... - dodała cicho.
- Życie to krew i ból, jak zaboli to znaczy, że się nie oszukujemy, i nie budujemy fałszywych ścian między nami a światem - druid odpowiedział w duchu Verbeny, co brzmiało trochę ironicznie biorąc pod uwagę jakich narzędzi używał - ale wiesz co. Ja jestem przyjacielem każdego. Ale nikt nie będzie moim. I z tą pogodną myślą zostawię cię do łóżka - powiedział z lekkim uśmiechem pakując ostatnie przybory i idąc ku posłaniu.
- Myślałam, że będziesz się czuł pewniej w takim wypadku... - odparła - W końcu mnie nie znasz.
- Może jestem dobry w te klocki - odpowiedział kładąc się - dobranoc.

***

Mervi pokręciła głową i podeszła do łóżka, gdzie pod kołdrą była Akane. Potrząsnęła skrytą Japonką.
- Aki, co rysujesz? - sama zaczęła szukać swojej piżamy w torbie.
Dziewczyna mruknęła.
- A nie będziesz się śmiać? - zapytała.
- Nie mam humoru do śmiechu. - odsunęła kołdrę z głowy Akane. Zobaczyła najpierw burzę czarnych włosów spod której wystawiony został zeszyt w którym były bazgroły. Z początku tylko takie było wrażenie. Były to narysowane ostrymi i grubymi krechami obrazki osób z zniekształconymi twarzami, gdzieś pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. Linie były agresywne, dynamiczne a postacie miały oczy bez tęczówek, a ich mimika wyrażała złość. Z wielu ust błyskały ostre zęby. Nie były źle narysowane, ale wyglądały bardzo groteskowo. Japonka zacisnęłą usta z niepewnościa patrząc na reakcję finki na to co narysowała.
- To... Jakieś bóstwa? Mityczne stworzenia z Azji? - Mervi oglądała obrazki.
- … nie - zaczęła niepewnie - To tylko moje emocje.
- To masz dużo agresji w sobie. - oddala Akane zeszyt.
- Tak. Także dużo innych. Bardzo dużo - dziewczyna wzięła zeszyt i przekartkowała go. Była tam narysowana osoba siedząca na ziemi w deszczu a z jej białych oczu spływały kaskady łez. - Z moim avatarem czasami ciężko je utrzymać we władaniu.
- Powiedziałabym ci co można zrobić, aby dał żyć, ale... - urwała - Nie, to może nie być dobre.
- Powiedzieć możesz, czy za tym podążę to już będzie mój wybór - dziewczyna się uśmiechnęła.
- Bo wiesz... - Mervi próbowała znaleźć słowa - Czasem... chcesz, aby on się przymknął...
Mervi zobaczyła na ścianie neonowy rozbłysk, jakby grożenie palcem. Nie było one jednak groźne ani srogie, raczej rozbawione, jak do przyjaciela po długich perypetiach.
- ...no i... W sumie pomyśl o nim jak o nieznośnym kumplu, co pod siebie chce wszystko. Możesz mu dorzucić środki nasenne do szklanki, ale się w końcu obudzi... Może lepiej mu wywalić wprost co ci nie leży i dojść do układu, jak macie to przeżyć? Nie do układu - zrobię wszystko co on każe, bo jest mądry i nieomylny. Chcieliby!
Akane zamrugała mocno zszokowana. Potem się zaśmiała cicho.
- Już sobie to wyobrażam. Huu… - odetchnęła z rozbawieniem. - Mam układ ze swoim avatarem. Akurat lubię go i raczej współpracujemy ze sobą. Droga do jedności jest jednak długa i trudna.
- Gdybym ja szła w dynamikę jak i Glitch... Dawno zostałabym Maruderem. - westchnęła - Mój Avek jest po prostu nie tyle co dynamiczny... on jest popierdolony.
- Kyōki ni wa hōhō ga arimasu - mruknęła japonka - W szaleństwie jest metoda - przetłumaczyła smutno.
- Przepraszam, ale chyba też pozwolę sobie jednak iść już spać.
Technomantka po prostu narzuciła na głowę Akane kołdrę i bez słowa poszła do łazienki.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online  
Stary 22-05-2021, 11:52   #29
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Mervi wstała rano, zdeterminowana i pewna tego, co ma zrobić. Było to miłe uczycie, gdy wirtualna adeptka wiedziała dokładnie co ma zrobić, ale też miała wystarczający ogląd aby wiedzieć dokładnie jak to zrobić. Zatem… to zrobiła. Nie miotała się na boki, nie szukała sposobów, nie próbowała innych opcji. Wstała, zjadła śniadanie – szybko, mechanicznie i precyzyjnie, aby tylko przyśpieszyć początek pracy.
A potem, gdy siedziała przed ekranem jednostki tridialnej, nie robiła nic. Długie minuty bezruchu, ze sporadycznymi mrugnięciami oczu podczas których układała dokładny plan działania nim przystąpiła do rzeczywistej pracy. Litery w czarnych oknach terminali lśniły niczym neony.
Wirtualna adeptka czuła się… potężna i kompletna, mimo działania bez ani krzty magy. Jej formalizm, sumienność, systematycznie wyuczone zdolności były jak miecz. Lecz czuła coś jeszcze, coś, co coraz częściej czuła po ostatnich poszukiwaniach – pasję. To szalone „zrobię to”, zuchwałe „dam radę” oraz niechętnie przyjmowane „raz się żyje”. I stała za tym pewność, że podoła.
I to uczucie, że gdy działa na innych, robi dokładnie to , co sama chce, bo ona tak chce, a nie wymaga tego ktoś inny. Sama nie wiedziała czemu ta myśl dawała jej satysfakcję.

***

Jak co dzień o świtaniu japonka wymknęła się po cichu z pokoju aby ćwiczyć. Mając w pamięci noc i polowaniem zmor, uznała że tym razem będzie nieco bliżej. Tradycyjnie zaczęła od rozgrzewki i rozciągania się nim przeszła do kata. Ze względu na odległość wyciszyła swój głos aby nie przeszkadzać śpiącym i zaczęła.
Podczas około połowy medytacji zauważyła jak z budynków wychodzi Samuel. Zadowolony z siebie druid (a może z pogody - znowu nie padało, chociaż Akane była przekonana, że po południu sytuacja się zmieni) zniknął za budynkiem idąc w zupełnie inną stronę, iż ona. Zauważyła, iż jego włosy znowu odzyskują pierwotną czerń.
W pierwszym odruchu dziewczyna uznała, że powinna pozwolić mu robić swoje rzeczy. Zdążyła przygotować tylko postawę i uznała, że nie potrafi. Rozwiewając ciszę podbiegłą do niego nazbyt entuzjastycznie.
- Dobry! - powiedziała doskajując obok niego trzymając jednocześnie ręce za plecami.
- Gdybym miał drzwi, miałbym dobry tekst na powitanie, ale drzwi nie mam - powiedział odrobinę zaspanym głosem kładąc na prymitywnej, zbitej z dwóch pieńków i deski ławce, aktówkę.
- Och. Będziesz zajęty? To nie będę przeszkadzać.
- Będę zajęty - powiedział szczerze - ale zajmie mi to chwilę.
- Ok, będę tam w takim razie gdybyś czegoś potrzebował. Jeszcze nie skończyłam ćwiczeń - japonka wskazała kciukiem za siebie.
- Dobrze, dobrze - druid pokiwał głową szperając w poszukiwaniu czegoś.
Akane uśmiechnęła się do siebie i zostawiła zamyślonego druida. Po drodze do drzewa koło któergoo ćwiczyła rozmasowałą sobie czoło i zmusiła się do przeprowadzenia kilku kontrolowanych wdechów i wydechów dla uspokojenia myśli. Wracając do skupienia zaczęła ponownie powtarzać ruchy wyuczone tak mocno, że po wyrwaniu ze snu by była w stanie je wszystkie powtóżyć… albo i nawet śpiąc.
Po krótkim czasie, nie więcej niż dwadzieścia minut, dojrzała znowu Samuela wracającego zza rogu po obrzędach. Chwilę zwrócił uwagę na jej ćwiczenia, maskując to poprawieniem binokli i ruszył dalej.
Dziewczyna uniosłą brwi mrużąc lekko oczy. Westchnęła.
- Panie de Balzac jak chcesz mogę ci opowiedzieć co robię! - powiedziała do niego głośniej.
Druid przystanął patrząc na Akane z lekkim zaskoczeniem.
- Słowo daję, to jest - zamyślił się patrząc gdzieś w dal - chyba piąta nadziwniejsza propozycja sesku jaką słyszałem w życiu.
- Oczywiście - mruknęłą japonka czerwieniąc się lekko. - Czy wszystko sprowadzasz do seksu? - zapytała z zażenowaniem wypływającym na twarz.
- Nie, są jeszcze Wielkie Tajemnice oraz Potwory, ich do seksu nie sprawdzam, chociaż czasem udaję że to robię - uśmiechnął się krzywo - ludzie wtedy tracą gardę. Jak na przykład ty - powiedział z sympatią podchodząc w pobliże japonki i odstawiając walizkę. Samemu oparł się o drewnniany wsponik szopy.
- No to opowiadaj jak to robisz - powiedział z uśmiechem i błyskiem w oku.
Dziewczyna chwilę zbierała się w sobie nim na nowo odnalazła słowa. Wyglądała na niezadowoloną z tego jak się zabawił jej emocjami.
- To co robię nazywa się kata. Są to ćwiczenia pomagające wyuczyć się ruchów których używam podczas walki... - zaczęła spoglądając na druida i szukając czy cokolwiek z jego obszernej wiedzy zahaczyło cokolwiek o sztuki walki.
Niespecjalnie dziewczyna wydobyła coś z miny Samuela, chociaż był to raczej pech niż problemy z jej empatią. Nie musiała jednak.
- Dobrze, że jesteś przy tym cicha. Miałem kiedyś przyjemność współpracować z dwoma braciszkami, to darli się jak skalpowane koty dwa razy na dzień.
Japonka otworzyła usta aby zaraz po tym je zamknąć. Oczy na moment również zamknęła procesując emocje.
- No tak. Skoro miałeś już okazję współpracować z osobami z mojej tradycji to czy jest coś co może cię wtedy interesowało a bracia nie chcieli ci powiedzieć?
- Sporo - powiedział nie ukrywając - miałem co prawda przyjemność też z innymi z twej tradycji, ale zbyt dużo okazji nie było na wymiany poglądów, a gdy czas był, jak z tymi braćmi, to za każdym razem chcieli mi… - drud ważył słowa, uśmiechnął się - ….no wpierdolić, po ludzku. Bo Do jest rozmową przez pięści więc mam rozmawiać tym językiem jak i oni - powiedział rozbawiony.
Japonka spojrzała gdzieś w niebo z irytacją. Skrzywiła się kręcąc głową.
- W sumie nie jestem zaskoczona - mruknęła wyraźnie pokazując jak się odnosi do takiego zachowania.
- Tak łatwiej jest wytłumaczyć coś z Do kiedy osoba słuchająca podąża za ruchami i próbuje się odnieść do filozofii… ale to nie jest konieczne. Z resztą brzmi trochę jakby ich styl był twardy, a mój jest miękki.
Dziewczyna momentalnie pokazała druidowi jak doskakuja do wyimaginowanego przeciwnika i używając jego niewidocznego środka ciężkości rzuca nim o ziemię. Potem się wyprostowała.
- Oboma można wykonać krzywdę ale ja staram się używać ciężaru, pędu i ruchu przeciwnika do poprowadzenia go ku… cóż zależy.
- Judo - Samuel podsumował odwołując się do śpiącej sztuki walki - albo aikido?
- Ta… powiedzmy - zupełnie jak w przypadku Patrica tutaj też dziewczyna nieco zniesmaczona porównaniem. - Bo oczywiście to jest znacznie więcej. To droga.
- Droga kopania tyłków?
- Robisz to specjalnie, prawda?
- Nieeee, taką mam naturę - powiedział wesoło - każdą rzecz można przedstawić jako ważniejszą mówiąc, że jest to sposób na życie.
- A co jeśli jest? W takim samym stopniu jak twoje podążanie drogą bycia przyjacielem dla wszystkich, ale samemu nie chcąc mieć przyjaciół? - dziewczyna zapytała mężczyznę patrząc na niego z ledwo widocznym zmartwieniem.
- Czy Do nakazuje także podsłuchiwać?
Francuz zaśmiał się grożąc Akane palcem.
- To nie jest droga, to jest postawa życiowa. Mam wrażenie, że jest to spora różnica.
- Byliśmy w jednym małym pokoju - zauważyła dziewczyna zakładając ręce na piersi posyłając sceptyczne spojrzenie druidowi.
- Nie mniej. Tak, Do to też postawa jaką się ma w życiu. Chciałabym ci powiedzieć, że to jest wszystko ale już widzę jak tego nie kupujesz więc powiem co innego...
Druid podniósł palec jakby prosząc o głos. Dziewczyna urwała pozwalając mu mówić.
- Gdy mówisz sprawiedliwość, pytam: ale jaka. Gdy mówisz droga, to pytam też, ale jaka. I dokąd.
Akane kiwnęła powoli głową już myśląc nad odpowiedzią. A może zbierając się do niej. W końcu niepewność i obawa ulotniły się i dziewczyna była w stanie spojrzeć na druida.
- Moja Do polega na tym, żeby chronić. Nie zaatakuje pierwsza i jeśli nie ma potrzeby nie będę zabijać, ani nawet krzywdzić.
- Brzmi jak postawa życiowa każdego, normalnego zjada hamburgerów - w głosie druida brzmiało pytanie.
- Nie każdy normalny zjadacz hamburgerów może kruszyć góry, zawracać rzeki i przywoływać sztormy. To jest droga samokontroli. Bez niej pewnie byśmy się nie mieli okazji poznać.
- Normalny zjadacz hamburgerów nie zrobi strzelaniny w szkole, nie zatłucze sąsiada młotkiem, nie zbije kijem psa który za głośno szczekał, nie podłoży bomby pod tamę. Mogą robić równie straszne rzeczy, tylko na mniejszą skalę, czy może mniej efektownie. I z jakiegoś powodu tego nie robią, bez Do.
- Myślę, że jest jednak pewna różnica między tym jak się to robi podświadomie bo dookoła inni robią to samo a kiedy całkowicie poświęca się takiej postawie - zauważyłą dziewczyna - ale jesli widzisz moją postawę, moją drogę jako podobną masom… w sumie nie przeszkadza mi to. Nawet się ciesze - dziewczyna uśmiechnęłą się do siebie, ale spojrzała na Samuela tym zadowolonym spojrzeniem.
- Bo daleko mi do normalności.
- Dalej nie widzę nic specjalnego w Do. Nic odkrywczego.
- Och, bo nie ma. Przynajmniej póki się tego samemu nie odnajdzie. Na siłę nie da się nią podążyć. Zrozumienie przychodzi od wewnątrz, nie z zewnątrz. To ty swoją myślą - dziewczyna wskazała palcem czoło druida - swoim duchem - dotknęła koszuli na torsie - i ciałem podążasz za ideałem do którego dążysz. Trzeba się poświęcić w całości aby dotrzeć do wiecznego szczęścia.
Dziewczyna odsunęła się o krok.
- Ale Do ma wiele ścieżek. Moja nie musi ci odpowiadać. Każda z nich często ma jednak wiele wyrzeczeń które zmuszają do spojrzenia na świat z innej perspektywy.
- Czyli wiele szumu o rzeczy, które są znane wszystkim od dawna - Samuel uśmiechnął się - myślisz, że Verbena mówi co innego?
- Zakładam, że nie? - dziewczyna zapytała niepewnie.
- Mniej-więcej, zależy kogo zapytasz. I wciąż nie rozumiem po co dodawać do tego kopanie tyłków - zaśmiał się.
- Ciało, twoje ciało jest tak samo ważną częścią przy duchowym wywyższeniu… plus to zdrowe - japonka zażartowała po czym wyciągnęła rękę do druida.
- Chciałbyś zobaczyć… poczuć w zasadzie do jakiego stopnia wyćwiczenia się doprowadziłam? Obiecuję, że nie skopię ci tyłka ani nie spuszczę wpierdolu - dodała szczerząc się.
- Typowe bractwo - druid pokręcił głową zrezygnowany - tylko patrzą jak tu komuś kilka kopniaków nawsadzać. Podziękuję jednak za demonstrację na moich czterech literach - powiedział szczerze.
- A więc boisz się, że dziewczyna cię skopie? - Akane spróbowała rzucić staroświeckie wyzwanie. - No nie daj się prosić, ty masz swoja wiedzę która się chwalisz daj sobie pokazać coś z czego ja jestem dumna.
- Nie boję się, bo mi to każdy skopie tyłek - powiedział chłodno - i nie chwalę się, Akane - powiedział z dziwnie poważną nutą - tylko daję. Dopóki razem pracujemy, mówię to, co może być dla nas istotne. Może jak oberwę mocniej komuś się przypomni.
Japonka zabrała dłoń i schowała ją za plecy.
- Przepraszam. Za dużo założyłam.
Samuel uśmiechnął się jakby dając znać, że “nic się nie stało”.
- To ja pójdę zająć się czymś pożytecznym.
Dziewczyna skłoniła się lekko i pozwoliła druidowi odejść.

***

Mało kto przeszkadzał Patrickowi w pracy, może poza Akane która postanowiła wziąć na siebie kwestie „prac domowych” i w tak zwanym międzyczasie donosiła mu, Samuelowi i Mervi jedzenie czy picie.
Było gorąco, sucho, a ziemie znowu pyliła się wchodząc do ozu, nosa, oblepiając ubrania, skórę, mieszając się z potem, smarem, wchodząc do pod nakrętki sprzętu i rysując metalowe obudowy. Mimo tych niedogodności, Irlandczykowi pracowało się dobrze i efektywnie.
Nawet Russo dał technomancie spokój.

***

Samuel wyglądał na zapracowanego, chociaż trudno było odpowiedzieć zwięźle na pytanie czym właściwie druid się zajmował. W jednej chwili pomagał w namiocie medycznym, by po tym zająć się chwilę szklarnią, notował coś, malować jakąś pieczęć, spacerować pozornie bez celu, pewnie myśląc lub rozmawiając z kolejnym duchem. Akane zauważyła, iż mimo pewnego „braku koncentracji” Samuel sprawiał wrażenie bardzo zajętego. Mistyczce trudno było ostatecznie oceni czy rzeczywiście tak jest i poprawnie ocenia sytuację czy po prostu Samuel do mistrzostwa opanował pozę „zalatanego profesjonalisty”.

***

Mervi patrzyła na przewijające się błyskawicznie logi. Serce podchodziło jej do gardła. Jeszcze kilka chwil temu zmęczenie dawało o sobie znać, lecz teraz przykrywane przez wyrzut adrenaliny. Kolejne minuty niepewności.
Endorfina. Weszła, była w ich systemach. Była w systemach wywiadu satelitarnego Armii Stanów Zjednoczonych i wiedziała co ma zrobić. Ostrożnie, aby nie zostawi za dużo śladów – im ich więcej tym łatwiej przeoczyć coś po sprzątaniu – zaczęła instalować szybsze backdoory, pozwalające jej ściągać dana na żądanie. Ze wszystkich satelitów US. Oczyścicie, była to dalej śpiąca technologia, orbit pozwalały czasem zrobić dokładniejsze zdjęcia obszaru raz na kilka, kilkanaście godzin, lecz wirtualna adeptka zrealizowała plan dwieście procent.
Przed padnięciem do snu, wyznaczyła nowy harmonogram zrzutu danych.

***

Patrick tej nocy spał dobrze. Oczywiście, rano czuł się jakby ktoś go przeżuł i wypluł, lecz było to te znajome uczucie do którego przez pewien czas będzie musiał się przyzwyczaić. Ne było tak źle jak ostatnio. Po przebudzeniu jeszcze w głowie majaczyły mu resztki snu, definitywnie nie koszmarku, w którym zwiedzał ciągnące się pod horyzont fabryki. Były to jednak chyba tylko odpryski zupełnie nieistotnych rzeczy.

***

Kolekcjonowanie zdjęć skończyło się około dziesiątej. W sam raz aby Mervi mogła odpocząć i dojść do siebie po całym dniu intensywnej pracy. Mogła zawołać resztę na oględziny materiałów, których było naprawdę dużo, wirtualna adeptka zebrała bez problemu dużo większy obszar niż było to potrzebne.
Dzięki temu mogli być pewni, że są stosunkowo daleko od głównych walk, ani nikomu nie chce się interweniować na tym terenie. Głownie siły wojskowe i rebeliancie kotłowały się wiele dni drogi od ich obszaru działań.
Jasne stało się też to, iż w przypadku podróży tego typu mapy są generalnie mało użyteczne, chociaż lepsze od komercyjnie dostępnych. Porównując zdjęcia satelitarne z tym, co oferowały systemy komercyjne, zauważyli, iż wielu dróg nie ma, inne wytyczone są zupełnie innymi trasami, a niektóre może nadają się do używania, lecz podczas pory deszczowej poruszanie się nimi jest dość ryzykownym przedsięwzięciem.
Mieli też mapy tutejszych miejscowości. Zauważyli w pobliżu dwie tradycyjne, plemienne wioski – co było w sumie zaskoczeniem, wbrew temu co widuje się w telewizji, mieszkańców Afryki wybierających taki styl życie nie ma zbyt wielu. Pod jedną stał samochód, chyba wojskowy.
Na mapie trudno było wyznaczyć mapy wpływów rebelianci-siły rządowe gdyż ze względu na stan dróg, granice nie przebiegały wedle geometrycznych odległości, lecz czasu i łatwości dojazdu z punktu A do B, co prowadziło do małego zamieszania.
Miasteczko, czy może raczej wieś w której stacjonowały główne siły Aluna prezentowało się zwyczajnie, jeśli nie liczyć barykad na drogach dojazdowych, kilku posterunków oraz wyrzutni rakiet ziemia-powietrze. Nie wiedzieli czy działa, ale było to całkiem możliwe. Być może na tym polegała „wojskowa współpraca” gdzie po prostu Alun zajmował się ochroną przed atakiem powietrznym z tej strony.
Tyle niewiadomych.
Osady rebelianckie wyglądały podobnie, o ile można było mówić o cywilach jako rebelii, chociaż wyglądało, że posiadali stary, odnowiony czołg. Pewnie robił bardziej za straszak – w tym rejonie świata ciągle broń przeciwpancerna była dość łatwo dostępna – ale to nie znaczyłó, że jako narzędzie strachu nie działał.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172