Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-09-2008, 19:58   #21
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Bursztynowy płyn łagodnie wirował siejąc złociste blaski wzmacniane przez ścianki z grubo rżniętego szkła. Mocny aromat, nieco dębowy, z delikatnymi nutkami dymu mile łechtał nozdrza, a sam trunek o szlachetnym smaku zdawał się spływać ognistą ścieżka wzdłuż przełyku.
Było to doznanie którego wszelkimi aspektami, chłonąc je całą sobą delektowała się Suria.
Według Viv koniak Remy Martin nie pasował idealnie do pełnej różnorodnych smaków i aromatów chińszczyzny, ale Suria była odrębnego zdania.

Siedziały teraz na wysokim tarasie jednego z bardziej ekskluzywnych pubów mieszczącym się na ostatnim piętrze okazałego drapacza chmur.
Sharped Rose było ciekawym miejscem, lubili je zwłaszcza artyści, aktorzy teatralni, ten zbiorek ciekawych indywiduów jacy uwielbiają być zauważani dzięki swej barwności, a czasem również i krzykliwości.
Ale pokazywali sami sobą, jak bardzo można cieszyć się z życia.
Viv siedziała na tarasie widokowym sącząc koniak, mocny destylat sprawiał wrażenie, jakoby jej wzrok się wyostrzał, barwy i światła nocnego Miasta Aniołów wręcz zapierały dech…
Jednak Suria bardziej skupiała się na odczuciach, swych doświadczeniach i wiedzy Viv.
Skoro ktoś, o kogo zamiarach nie mogła przypuszczać niczego dobrego tak szybko był w stanie odnaleźć ją w szpitalu, to żadnym problemem nie będzie zaczajenie się na nią w jej domu. Dzisiejsza wycieczka tam jest wykluczona.
Nie sądziła, by był w stanie zablokować jej…źródła majętności, wspomnienia Viv podsunęły jej zestaw obrazów i skojarzeń, tak, finanse elektroniczne, ale mimo wszystko sporo z owych finansów podjęła.
Znalezienie noclegu w mieście, gdzie za odpowiednią sumę nie trzeba oferować żadnych dokumentów potwierdzających tożsamość też nie będzie żadnym problemem…
Ale to później…

Nocne miasto kusi jak egzotyczny kwiat, a z takiego zaproszenia nie można nie skorzystać…
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 24-09-2008, 22:47   #22
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Ernest, który znów skierował swój wzrok na dno kieliszka w poszukiwaniu wyższego stadium egzystencji, nie mógł dzisiejszego dnia narzekać na nudę. Wpierw pojawili się ci nietypowi ludzie, z propozycją nie do odrzucenia, zupełnie jakby obejrzeli o „Ojca Chrzestnego” o jeden raz za dużo. Patrząc w przeszłość, może przytyk w stronę tego „niewolnika” nie był zbyt mądrą rzeczą. Patrząc na jego reakcję, a także na darmowy bilet lotniczy jaki zdobył od niego pijaczek…chłopak, kimkolwiek był, miał poważne problemy nie tylko z samym sobą, ale także z całym światem jaki go otaczał. I zapewne niezwykle irytował. Doprowadzał do szewskiej pasji. Ci którzy przyszli z nim, zdecydowanie nie byli ludźmi. Rezonans jaki od nich bił, bez trudu pozwalał sklasyfikować zarówno Dextera, jak i tą…piękną Gabrielę, jako istoty upadłe. Oczywiście rozpoznanie ich stronnictwa, czy światopoglądu nie wchodziło zbytnio w grę. Takich rzeczy nawet demon nie był w stanie ustalić „na czuja”. Swoją drogą, ten dziwaczny typek…który kilka chwil temu wbił tu niczym przedstawiciel obozu partyzanckiego i podprowadził ostatnią, pozostawioną przez młodego, gniewnego człowieka broszę, też nie sprawiał wrażenia zwykłego szaraczka jakich pełno dookoła. A teraz go nie było. Ech, mógł to rozegrać inaczej. Zdecydowanie. I jeszcze to całe napomknięcie o jakichś łowcach, czy innych psychopatach. Czy to oznaczało, że po mieście biegali sobie jak gdyby nigdy nic kiczowaci fanatycy, który przedawkowali seanse „Egzorcysty” i teraz uznali odsyłanie upadłych w niebyt za swój święty obowiązek? Jeśli tak, to w istocie mogło być nadzwyczaj nieciekawie. Choć Ernest chyba byłby w stanie uciec, gdyby sytuacja nie rozwinęła się po jego myśli. Miejmy taką nadzieję. Minęło już dobre pół godziny od całego zajścia. O dziwo, nikt jeszcze nie wywarzył drzwi z rozgrzanym do czerwoności krucyfiksem, wrzeszcząc w niebogłosy odnośnie wypędzania Szatana. Na szczęście. A może niestety? Kto jak kto, ale Ernest zdawał się czuć dzisiejszej nocy niedosyt. Co było iście niezwykłym zjawiskiem. Kątem oka zobaczył coś ciekawego. Za oknem migały czerwone i niebieskie barwy policyjnych kogutów. Po dokładniejszych oględzinach sprawy zobaczył trzy radiowozy z wdzięczną grafiką LAPD na przedniej masce.
Dwóch gliniarzy stało na czatach przed wyjściem, podczas gdy czterech innych wyprowadzało z biurowca obok jakichś dziwnych mężczyzn. Odziani w prochowce, okute buty, z twarzami, które widziały wszystko, co świat miał do zaoferowania. Zostali przepięknie zaobrączkowani. Jeden posiadał rozwaloną wargę i podbite oko, pozostała dwójka trzęsła się lekko z nieznanego powodu. Może dostali jakimś paralizatorem, kto wie. Tak, czy inaczej ktoś urządził ich przepięknie, kimkolwiek owi złoczyńcy byli. Zapowiadał się wieczór pełen wyjaśnień, kawy i pączków. Oczywiście część z tych przyjemności była zarezerwowana jedynie dla jednej z grup zaangażowanych w zajście. Czarno-niebieskiej.
[…]
Genevieve, wraz ze swoją nową towarzyszką, nie mogły narzekać dzisiejszego wieczora na brak szczęścia. To zdawało się być dobrą przyjaciółką obydwu pań zamieszkujących dopiero co odbudowane ciało. Jednak, jak wiadomo, niewielu „przyjaciół” pozostaje przy człowieku w biedzie. Kiedy zaczynają się prawdziwe problemy, można liczyć tylko na siebie. A upadły anioł mógł nie być wyjątkiem od tego powiedzenia. Niedawna rezydentka szpitala musiała więc pozostawać cały czas czujna. Zwłaszcza, że nie trzeba było mieć anielskich zmysłów i doktoratu z medycyny, aby stwierdzić, że w najbliższej przyszłości zanosiło się na dość poważne kłopoty. Podobne myśli przebijały się przez zakamarki połączonego umysłu, kiedy to oba byty delektowały się zarówno aromatem podanego dania, jak i (nie do końca) współgrającego z nim trunku. Pozostawała oczywiście alternatywa. Zawsze jest jakaś alternatywa. Wybór. Choć czasem, obie perspektywy są zbyt negatywne i niekorzystne aby zostały zauważone na czas. Genevieve była jednak wyjątkowo spostrzegawczą kobietą. Zamiast, po wspaniałym posiłku, wracać do domu, mogła bez przeszkód udać się w miasto, na poszukiwanie bliżej nieokreślonego celu. To właśnie ten brak jakiegokolwiek sprecyzowania powodował, że jak zapalniczka pośród nocy tliła się w jej umyśle ciekawość. Ciekawość, która miała zostać zaspokojona. Złudzenia, których rozwianie okazało się konieczne? Być może. Znalezienie noclegu w mieście rzeczywiście nie mogło być zbyt dużym problemem, jednak to postanowiła zostawić sobie na później. Kiedy będzie już zbyt zmęczona aby kontynuować nocne wojaże. Ruszyła więc, w bliżej nieokreślonym kierunku. Trochę jak ołowiana kula z pistoletu, wystrzelona na oślep przez napastnika, bądź zabłąkany na wietrze, jesienny liść w kolorze krwi. Miasto Aniołów było jednym z tych miejsc, które nigdy nie zasypiały. Zawsze istniało tu coś do roboty. Miejsca do odwiedzenia, jak i widoki do…hm, pochłonięcia? Choć czasem mogły nie wyjść na zdrowie.
Genevieve wpatrywała się mętnym wzrokiem w neony i światła tańczące przed jej oczyma. W plątaninę barw, zagadkę światła, której nikt nie mógł by rozwikłać. Sporadyczna czerwień, jaskrawy błękit, zarazem piękny jak i rażący oczy. Oraz tysiące zwykłych świateł, które migotały pośród betonowych bloków, jak i tych utkanych z dykty, szkła i stali. Śmiechy, okrzyki radości. Przekleństwa, wrzaski zdenerwowania. Rzadkie sygnały syren policyjnych i pogotowia, czy po prostu zwykła rozmowa. Suria czuła się jak gąbka, która mogła…nie, która chciała pochłonąć cały ten ocean bezużytecznych informacji. Pragnęła wiedzieć więcej. Poznać więcej. Wszystko zdawało się ucztą dla jej zmysłów. Trudno się jednak dziwić, kiedy ktoś spędza kilka tysięcy lat w otchłani, zawieszony pośród bezkresu, gdzie jedynym towarzyszem są maniakalne śmiechy oszalałych braci i sióstr, lub ciche kwilenie tych, którzy nie postradali jeszcze rozumu. Przynajmniej nie w pełni. Zabawna była ta…tendencja ludzi do…odzyskiwania rzeczy, które im zabrano. Obecne miasta oczywiście nijak nie mogły równać się z dawnymi cudami anielskiej architektury, nie mniej jednak, namiastka tej cudowności pozostała. Zapieczętowana gdzieś głęboko. Choć oczywiście…dało się dostrzec też wiele…mniej pozytywnych aspektów betonowej dżungli. A raczej otwarcie negatywnych w swoim bestialstwie, beznadziejności i potworności. Obślizgłe, śmierdzące zaułki, których jedyną ozdobę stanowił odpadający tynk, czy nieudolnie nabazgrane grafiki ulicznych „artystów”. Bezdomni, śpiący w kartonowych pudełkach, lub ogrzewający się przy dziurawych, przerdzewiałych niemal na wylot, beczkach. Czarnoskórzy młodzieńcy, nie stroniący od wymuszeń, kradzieży i przemocy fizycznej. Zawsze chodzący w grupach, jak parodia stad wilków. Lub hien. Tak, hieny stanowiły zdecydowanie lepsze porównanie. To miasto, podobnie jak każde inne, zdawało się pełne kontrastów nie tylko w poziomie, ale i w nastawieniu do życia. Postrzeganie drugiego człowieka podlegało podobnym prawom. Dwójka dziewczyn, które wyszły z domu zbyt późno, najwyraźniej trafiła w gusta i upodobania trójki odzianych w przyduże bluzy i spodnie mężczyzn, które to zbyt wygórowane nie były. Pozostawało pytanie, czy powinna się angażować w ich obronę?
[…]
Zupełnie jakby o czymś zapomniał. No przecież! Jakże głupio się zachował.
- O, gdzie moje maniery. Gregory Trekk. Miło mi poznać.
Barman uśmiechnął się nieznacznie, po czym ujął broszę w ręce, ostrożnie choć bez jakiejś przesadnej, czy zabobonnej czci, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, z którym miała przyjemność reszta grupy. Przyjrzał się złotej „zgubie” dokładnie, jakby szukając wad, po czym schował błyskotkę pod ladę. Zaraz potem uścisnął dłoń Johnny’ego.
- Więc…polać coś konkretnego? Jakieś preferencje, co do trunku? Wyglądacie moi mili na dosyć zmęczonych. Niech mój lokal będzie waszą bezpieczną przystanią.
Jego uśmiech był rozbrajający, należał do człowieka, który mógł dziesięć razy sprzedać świat. Jedynie dla sportu i dobrej rozrywki. Niczego więcej.
- już mam. Dziękuję - Johis podniósł szklaneczkę w toaście i ponownie spojrzał na resztę zgromadzonych... wcale nie zamierzał zaczynać o wyłożenia swoich kart. Co było w pełni logicznym i względnie bezpiecznym posunięciem z jego strony. Obsługujący go mężczyzna może i nieco się zdziwił faktem, że nowy gość pojawił się ze szklaneczką w ręce, ale nawet jeśli tak było, nie dał tego po sobie w żaden sposób poznać. Ludzie po pewnym czasie przyzwyczajali się do wielu nienaturalnych rzeczy. Zwłaszcza jeśli pracowali w takim miejscu jak to tutaj. Które pozornie wydawało się normalnie, jednak…
Na Boga Pana Wszechmocnego acz Niekoniecznie Istniejącego. Czy ktoś przypadkiem nie dosypał mu czegoś do czekolady? Czuł się mniej więcej tak, jak wtedy gdy...właściwie to nigdy się tak nie czul. Do tej pory. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Gorzej, ze miał dziwne wrażenie ze również ostatni raz z razów wszystkich, nie tylko tego typu...nie żeby myśli Dextera były bardzo uporządkowane w tym momencie. Ale wiedział, wiedział! Babranie się w okultystycznym bagnie nie przynosi nic pożytecznego. Spokojnie, spokojnie...
Lilly spokojna nie była. Była raczej zaprzeczeniem takiego stanu ducha, a osoby postronne mogły odnieść wrażenie, ze mimo jak najlepszych chęci, to ona będzie powodem zgonu naszego dzielnego detektywa, a nie przetrwany...atak.
-...Gregory. Kolejny juz dzisiaj. A Ty przestań mną trząść.
Asystentka poszkodowanego westchnęła z wyraźną ulga, przetarła czoło i uśmiechnęła się do reszty. Diabelsko. Jak małe dziecko które wpadło na arcy zły plan dobrania się do słodyczy schowanych przez rodziców. Obsługujący przyglądał się jej z niejaką fascynacją.
- Mu czekoladę pewnie, a mnie...mnie wasza specjalność. Co polecacie, hm hm hm hm?
Gabriela nie zamierzała znowu bawić się w uprzejmości i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, była zmęczona i zła i zastanawiała się, jak po tym wszystkim i czy w ogóle, będzie mogła pójść jutro do pracy.
- Gabriela de Valois - rzuciła ni to do barmana, ni do uśmiechającego się czarująco, acz jakby nieco sztucznie mężczyzny. Na przekomarzanie się detektywa i jego asystentki nie zwróciła uwagi, bo to była rzecz drażniąca, do której raczej powinna się przyzwyczaić.
Miała za to ochotę wziąć długą kąpiel, z kieliszkiem wina w dłoni, a potem wysmarować się swoim ulubionym olejkiem. Ale wszystko to, co lubiła zostało gdzieś za nią, w mieszkaniu, które musiała opuścić.
- Chianti Classico. - chociaż tyle dobrego mogło zrobić dla siebie. Uniosła kieliszek w stronę Johanna i upiła łyk trunku. Atmosfera zdawała się być rozgrzana do czerwoności, jednak bynajmniej nie niosła żadnych pozytywnych podtekstów, owego sformułowania. Pracownik hotelu wzruszył tylko nieznacznie ramionami, przytaknął i wziął się za tworzenie wspaniałości o wysokiej zawartości procentów. Gabriela została obsłużona pierwsza, szklane naczynie przesunęło się gładko po śliskiej powierzchni i zatrzymało przed nią, nie uroniwszy nawet pojedynczej kropelki. Nie trudno było się spodziewać jaka była „specjalność” tego miejsca. Whisky w nietypowej karafce pojawiła się na stole. Ozdobny pojemnik musiał mieć już sporo lat na karku, podobnie jak jego zawartość. Lud odbił się głuchym pogłosem od dna, następnie został zalany. Czekolada sprawiła najwięcej problemów. Widać, ze tego typu trunków raczej tu nie podawano, a lekka konsternacja na twarzy mistrza alkoholi była niemal namacalna. Szybko jednak się opanował. Z kamienną twarzą udał się na moment na zaplecze, po czym wrócił z czekoladą. W proszku. Zalał ją gorącą wodą i wymieszał tak starannie jak tylko mógł. Kiedy wszyscy otrzymali już swoje zamówienia, usiadł wygodnie za stanowiskiem, gotowy na pytania. Bo wiedział, że takie się posypią.
'Intrygujące"; "co? To, że się nie znają?"; "tak..."; "wyczułem to... od piątego roku życia rozpracowuję ludzi... Ludzi mi zostaw, ty masz Demony..."
Po raz kolejny przyjrzał się wnętrzu tym razem bardziej pod kątem funkcjonalności - zarejestrował z uznaniem, że projektant nie skupił się tylko na topieniu kolejnych tysięcy... Słowa brunetki wyrwały go z obserwacji... Grzeczny, acz delikatny, może trochę nie licujący z ubiorem ukłon był odpowiedzią na jej toast. Lekki uśmiech przeleciał po twarzy i upił kolejny łyk zupełnie naturalnie przechodząc do pytania:
- To wspaniałe miejsce to? Nie jestem przyzwyczajony do skoków w przestrzeni...
Ekscentryczna asystentka detektywa skrzywiła się tylko w niezadowoleniu, ale zaniechała zamiaru wyrażenia rozczarowania z faktu, iż jej biedny, karmiony przez ostatnie miesiące tylko zupkami chińskimi żołądek został całkowicie zignorowany. Powodem tego był uchwycony przez jej oczka wyraz twarzy Dextera, który dobrze znała. Kombinował chłopak!
I kombinował mocno. Doszedł do bardzo odkrywczego wniosku na temat ludzi, z którymi musiał tutaj siedzieć. Barmana nie pomijając. Z podejrzliwością przyjrzał się temu, co mu się dostało. Wedel...nieźle, nieźle. Niczym dzikie zwierzątko wypił odrobinę, zaczął medytować nad smakiem i w końcu łaskawie zaczął pic. Nie było takie złe. Chociaż za to, ze to, to z proszku było, wywoływała w nim ochotę do strzelenia ogromnego focha.
-Nie jesteś przyzwyczajony, powiadasz. Ile razy Ty skakałeś, ze możesz takie rzeczy mówić?...a pan, panie Gregory, to mi się kojarzy z takim barmanem, co w jednej z gierek internetowych był. Bez obrazy. To bardzo wytrzymały byt był, trzeba mu to przyznać.
Johann uśmiechnął się ni to szelmowsko, ni to współczująco patrząc gdzieś obok kobiety:
-Wystarczająco, aby stwierdzić, ze nie jestem przyzwyczajony... Niestety jestem dość ograniczony i liczę tylko do trzech... To sprawia pewne problemy w odpowiedzenia to pytanie...
Znowu gadka o niczym. Dodać do tego fakt, że barman niezbyt wiedział o czym właściwie mówi do niego Dexter wraz ze swoją uroczą asystentką i już otrzymywało się pełen obraz.
- Spotkamy się z właścicielką tego przybytku kiedy? Jak wypijemy? Jutro? Za godzinę? Dwie? Chce wiedzieć o co tu chodzi. Lista wymagań może gwałtownie wzrastać wraz z przetrzymywaniem mnie tutaj .
Jeśli ktoś chciałby się zabawić, była gotowa i spokojna o siebie. Wciąż czuła, że ma z tyłu, pod bluzką schowany pistolet. Również krew pulsowała jakby szybciej, gwałtowniej.
Gabriela zaczynała się denerwować marnotrawionym czasem. Nie wszystkie jej sprawy zostały jeszcze wyjaśnione, więc jak mogła przejmować się jeszcze problemami jakiejś obcej kobiety? Trekk otworzył oczy szerzej. Widocznie najbardziej ze wszystkich zdań które padły przed chwilą, zdziwiła go wypowiedź Gabrieli. Upewnił się czy jego usta są zamknięte, aby nie wyglądać na idiotę. W końcu jednak przełamał się i odpowiedział:
- Przepraszam…„przetrzymywaniem”?
Smakował to słowo. Nie podobało mu się. Było lekko słonawe.
- Z tego co rozumiem, przybyliście tu państwo z własnej, nieprzymuszonej woli. Może pani odejść, kiedy tylko pani zapragnie, mogę natychmiast zadzwonić po taksówkę.
W jego tonie nie było agresji, czy wzburzenia. Słowa nie nosiły pokrycia jadu, po prostu zdawał się być uczynny. W głowie mu się nie mieściło, że ktoś mógłby być tutaj przetrzymywany wbrew swej woli. Dopowiedział pośpiesznie:
- Oczywiście, jeśli chce pani zostać, będzie pani traktowana jak rodzina. Erm. Natomiast z właścicielką możecie się państwo spotkać natychmiast, jeśli tylko chcecie. Zaraz zadzwonię po jedną z służek, aby zaprowadziła was do tych kwater. Sądziłem po prostu, że jesteście państwo zmęczeni i macie…chęć odpoczynku. Er…
Wydawał się nieco zapętlony. Jakby nie wiedział co ma teraz zrobić.
Piłka została odbita... i popita kolejnym łykiem... „Ciekawie”– pomyślał panienka koniecznie chce sobie zrobić wroga w pierwszym strzale… jej, przez długą chwilę szukał słowa odpowiadającego myślom – wybrał neutralne, partner (założył to po tym, że zamówiła dla niego… czekoladę?!?) był czymś mocno zaabsorbowany lub bardzo dobrze grał… Dobry glina i zły glina – chyba był za stary na tę grę… Gabriela była typem niezależnej i przyzwyczajonej do luksusu kobiety – prawnik, lekarz, polityk, artystka. Praktycznie natychmiast odrzucił polityka i kiedy skończyła mówić – artystkę. Interesujące – nikt nie wiedział także poco tu są… Wszyscy zatem grali jednymi kartami… i to na dodatek nie rozdanymi przez żadne z nich. Pytania Gabrieli wyczerpały znaczny zasób jego aktualnych zainteresowań i był naprawdę zainteresowany odpowiedziami… nie miał w zasadzie nic do roboty –uznał więc, że niezależnie od wszystkiego może poświęcić trochę czasu… nagłe napięcia jakie zbudowało się przy barze wymagało szybkiego rozładowania zanim ktoś wybuchnie, albo team gliniarzy włączy się do akcji…
[i]- Ależ, drodzy państwo – uśmiech i życzliwe zainteresowanie –myślę, że wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni i, przynajmniej ja, wstrząśnięci wydarzeniami jakie miały miejsce dzisiejszego popołudnia… Proponuję więc w pierwszej kolejności zając się najważniejszymi i najbardziej oczywistymi kwestami – gdzie jesteśmy i do kogo należy to wspaniałe miejsce? Co spowodowało, ze zostaliśmy tu… zaproszeni i w czym możemy sobie wzajemnie oraz gospodyni pomóc… Do pozostałych spraw możemy wrócić jutro podczas śniadania, mam nadzieję, ze wspólnego. Jeżeli moja pomoc może się przydać chętnie będę towarzyszył w drodze do domu… Miasto… [i/]
Zawiesił głos pozwalając każdemu dopowiedzieć jego własną końcówkę…
- Słowo "przetrzymywany", może mieć różny oddźwięk. I widzę, że niewiele pan wie, skoro uważa, że możemy spokojnie wyjść na miasto - prychnęła brunetka.
Spojrzała uważnie na Johanna Augustusa.
- Miasto? Miasto to nie jest dobry pomysł chyba dla nikogo z nas, a już na pewno samotnie. Ja zostaję tu i tak nie mam gdzie i po co wracać. Opcja przespania się ze wszystkim byłaby idealna. O ile wiedziałabym z czym i kim mam do czynienia. Więc chociaż wstępna rozmowa z właścicielką byłaby rzeczą pożądaną. - dziewczyna umilkła i skupiła się na swoim kieliszku z Chianti.
-Ehhh.
I to by było tyle odnośnie milej atmosfery.
-A ja jeszcze zostanę. Jeszcze jedna czekoladę.
-I cos do jedzenia! To jedzenie jest za darmo, prawda?
-Śnij póki możesz, dziwno księżniczko. Ale tez się poczęstuję...
Dexter spojrzał w sufit, po czym przekierował spojrzenie na barmana.
-My zostajemy. Teraz i tak w naszym biurze prawdopodobnie trwa mini Wietnam. Mi się nie spieszy. Poza tym, podobno ja jestem chamem i gburem, ale nie pomyśleliście ze panu Gregoremu może być przykro? W końcu to on jest za nas odpowiedzialny teraz...ba. Może nawet jeśli jego szefowa zobaczy, ze jesteśmy niezadowoleni, nie najedliśmy się i nie napiliśmy się to uzna, ze to jego wina? Ech, wy egoiści, wy egoiści...
Pokręcił z zażenowaniem głową.
- Może jakieś rady, drogi kolego nam podrzucisz? Wołałbym nie popełnić gafy, jeśli może pozbawić mnie to darmowego jedzenia.
-Dobrze mówi, dobrze mówi! Wedla mu dać.
-I kim jest Alex, o którym wspominał Kapturnik?
Przedstawiciel hotelowej obsługi także zamilkł. Bez słowa wyszedł na zaplecze, po czym zajął się przygotowaniem posiłku dla Dextera. Widać było, że zdawał się nie do końca pewny swego. Wolał więc się nie wychylać. Przemówienie detektywa trochę upewniło go co do własnej wartości i rozwiało ponury cień, jaki zdawała się rzucać Gabriela.
- Panie Dexter, pani tego przybytku jest bardzo wyrozumiała, przynajmniej względem innych skrzydlatych. Choć nie radziłbym jej denerwować. Duma potrafi przyćmić czasami jej lepsze strony, podobnie jak gniew. Ale w porównaniu do innych upadłych posiadających tą samą…przypadłość co ona, właścicielka jest niczym do rany przyłóż.
Uśmiechnął się. Przynajmniej na ten moment. Słowa były dwuznaczne, a wyżej wspomniana demoniczna przedstawicielka musiała być zlepkiem skrajności. Zlepkiem, którego nikt o zdrowych zmysłach i instynkcie samozachowawczym zbyt mocno by nie szturchał, pragnąc zachować swoje jestestwo w obecnym stanie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież miał wykonać telefon. Ujął w dłoń słuchawkę czarnego, klasycznego aparatu, wciąż posiadającego kabel i wykręcił numer wewnętrzny na tarczy.
- Alicjo? Nie obudziłem Cię mam nadzieję? Bądź tak miła i zejdź proszę na dół, żeby zaprowadzić gości do naszej kierowniczki, dobrze? Dziękuję i przepraszam.
Głos który mu odpowiedział dało się opisać jako lekko piskliwy i nadzwyczaj…pełen energii. Aż trudno było sobie wyobrazić, żeby jego posiadaczka w ogóle była w stanie zasnąć.
Po chwili, przed nosami Dextera i jego uroczej asystentki znajdowały się dwa steki, przystrojone owocami i warzywami, oraz sosem czosnkowym. Mięso było dobrze wypieczone, widać, że na talerzu nie pełniło jedynie funkcji. Choć zapewne zostało odgrzane z obiadu. Nie można jednak mieć wszystkiego, prawda? Gdy się nie ma co się lubi…
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 24-09-2008 o 22:51.
Highlander jest offline  
Stary 29-09-2008, 20:27   #23
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Pokojówka, czy kimkolwiek była, zjawiła się dość szybko. Zaprowadziła trójkę gości po schodach, do windy, gdzie w towarzystwie stereotypowej, oklepanej do bólu muzyczki, dojechali na najwyższe piętro. Marmurowe podłogi, kolumny, dębowe, dwuskrzydłe drzwi, świeczniki, oraz mnogość złotych ozdób. Nie było jednak czasu podziwiać tego wszystkiego. Weszli do środka. Było to pomieszanie prywatnej biblioteczki, pokoju spotkań, oraz gabinetu. Wystrojone wyjątkowo artystycznie z dbałością o najmniejsze szczegóły, sięgając pamięcią do XVIII wieku. Dwa krzesła, oraz fotel, ogromne regały zastawione książkami, kominek. Biurko w rogu pokoju, oraz wielkie, przeszklone okna z czarnymi zasłonami, gwarantujące doskonałe oświetlenie przy lekturze jakiegokolwiek gatunku.
Stojąc tyłem, równocześnie patrząc na morskie fale roztrzaskujące się o brzeg, pojedyncza sylwetka, niemal zlewająca się z kotarami nicości, po raz pierwszy przemówiła.
- Alicjo, przygotuj proszę herbaty. Dla trzech osób.
- Oczywiście pani. Natychmiast się tym zajmę.

Głos, mimo, że lekki dla ucha, oraz przyjemny, sugerował słuchającemu coś na kształt długiego pobytu w więzieniu, bez możliwości odwołania się od wyroku. Służka, najwyraźniej znając go aż za dobrze, zgięła się w pół, zaś jej przełożona nie kwapiła się aby chociażby przytaknąć. Jeśli już przy tym byliśmy, nie kwapiła się także aby zapytać swoich „gości” czy mają jakąkolwiek ochotę na wyżej wspomniany napój. Ten miał zostać podany, równie pewnie jak to, że słońce wzejdzie za kilka godzin i obdarzy wszystkich swymi złotymi promieniami. Bez sprzeciwów, bez chociażby myśli o rezygnacji ze złożonej oferty. Ot, taki był odgórny stan rzeczy. Każdy musiał się dostosować. A skoro w ten sposób załatwiano tutaj sprawy spóźnionego podwieczorku, lepiej było nie myśleć w jak przebiegają inne. Te…bardziej poważne. Kobieta odwróciła się powoli. Sprawiała wrażenie wyjątkowo młodej. Zbyt młodej jak na piastowane stanowisko. Rude włosy sięgające za kark, zdawały się być jak pożar i tworzyć kontrast z przenikliwymi oczyma koloru skrzącej zieleni, oraz nieco bladą karnacją, zupełnie jakby właścicielka zbyt wiele czasu spędzała wewnątrz. Na przykład jego całość. Prosta, czarna suknia dopełniała obcego, nadnaturalnego uroku.
- Witajcie, możecie mówić mi Beatrice Schneider. Proszę, rozgośćcie się.
Na jej licach wciąż gościł piękny, choć delikatny uśmiech, jednak reszta twarzy chciała jakby znaleźć się w innym miejscu czasoprzestrzeni. Zupełnie, jakby ten aspekt jej jestestwa był tylko elementem jakiejś wyjątkowo zagmatwanej umowy prawniczej. Nie oznaczało to jednak, że nie robił wrażenia. Że nie komponował się z resztą jestestwa. Wręcz przeciwnie.
Jednak tutaj pozytywy wystroju wnętrz, jak i przyjmującej ich osoby, się kończyły, a zaczynało się coś gorszego… coś co sprawiło, że Johnny-boy szybko odnalazł się w roli głównego bohatera filmów grozy z lat sześćdziesiątych. Zauważalny jedynie kątem oka ruch, szmery. Nierealni agresorzy. Inaczej mówiąc, fala paranoi, która zalała jego umysł. Przez krótką chwilę podejrzliwość i nieufność były jak fale przypływu, które zalały spokojne miasteczko rozsądku. Jednak potem…wszystko ustało. Oczywiście kierowca rajdowy był jedynym widzem tego spektaklu. Wszyscy inni musieli się zadowolić jego nieświadomie wykonanym krokiem do tyłu, oraz kurczowym złapaniem za głowę. Zapewne szybko powstałaby teza odnośnie jego niestabilności psychicznej, jednak w towarzystwie fanatyka czekolady, pseudo-okultystycznej ninja pełniącej funkcję ochroniarza, oraz anielskiej miłośniczki winogron, takie skojarzenia nie miały prawa bytu, prawda?
Nawet mając na względzie tabun tak przyjemnych efektów wizualnych, Gabriela nijak, mimo wszelkich starań, nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia. Lekkiego, niewyraźnego i…metalicznego dzwonienia w uszach. Zupełnie, jakby w jej głowie rozbrzmiewał szelest żelaznych łańcuchów, istniejący jednak jedynie na granicy słyszalności. W jej imaginacji. W prywatnym świecie bujnej wyobraźni. Bo przecież gdy się rozglądała, nie dostrzegała niczego niepokojącego. Podobnie gdy nasłuchiwała, dźwięk zdawał się być niczym więcej jak tylko iluzją. Choć…owa iluzja pozostawiła trwałe piętno. Butna, pewna siebie anielica, czuła się teraz nieco jak kot z przydługim ogonem w fabryce bujanych foteli. Coś zalewało jej zmysły, mówiąc, że jest ona w tym miejscu niczym więcej jak zwierzyną łowną, ofiarą. Jednak bestia, która była władcą tych terenów łowieckich…posiadała brzydki nawyk bawienia się jedzeniem. A czasem nawet…rozmawiania z nim, zupełnie tak jak teraz.
Dexter już się dzisiaj wycierpiał. Prawdę mówiąc to wycierpiał się za kilka następnych wcieleń i zamierzał na ten temat zostawić jakieś notatki w testamencie. Ku jego uldze jednak, nie czuł nic wyjątkowego. Ot piękny pokój, urocza atmosfera, niemal idealna kobieta. Zupełnie jakby od zmor nękających towarzyszy osłaniała go gruba, mięciutka warstwa ludzkiej ignorancji. Dominacja ludzkiej jaźni nad demonicznymi energiami miała w pewnych momentach swoje plusy. Jako, że Johnny-boy najbardziej obrazowo przedstawiał światu swoje złe samopoczucie, toteż większość ślepi w gabinecie została skierowana w jego stronę. Choć nie wszystkie. Te należące do właścicielki gabinetu wciąż drążyły detektywa niczym dopiero co zakupiony zestaw wierteł, który wpadł w posiadanie budowlańca.
- Och…dominująca jaźń…człowieka…
Wydawało się, że nie omieszka wyrazić swoich kondolencji. Zupełnie jakby śledczy w mgnieniu oka stał się przedstawicielem gorszego gatunku. Stylowo odziana postać pozwoliła sobie przerwać w tym miejscu, aby nie dokończyć komentarza. Co nadałoby mu zdecydowanie bardziej negatywny oddźwięk, jednak…może w jej zamyśle celem było uzupełnienie króciutkiego monologu przez adresata? W końcu istniało tyle sposobów aby skończyć zdanie. Co z tego, że niemal każdy z nich posiadał zdecydowanie negatywny, przesycony pobłażliwą litością oddźwięk. Ten został jednak szybko zatopiony. Zmianą tonu i przejściem w stan zaawansowanej komunikacji interpersonalnej. Kobieta wskazała dłonią pięknie zdobione, dębowe krzesła. Nie trzeba było się domyślać o co chodzi. Kiedy te zostały już zajęte, zaś herbata niemal magicznie znalazła się przed upadłymi aniołami (jedynie Dexter zdołał dostrzec rąbek skrzętnie wymykającej się z pokoju służki), kobieta przeszła do konkretów. Zdawała się być ich uosobieniem.
- Panie…Dexter.
Dlaczego on poszedł na pierwszy ogień, pozostawało zagadką, której nie były w stanie rozwiązać nawet najbardziej napęczniałe od wiedzy i filozofii umysły tejże epoki. W tym miejscu nastąpiła chwilowa pauza, która sprawiała, że rozmówca żałował wypowiedzenia swojego własnego imienia.
- Doszły mnie słuchy jakoby miał pan pewne…problemy w swoim biurze. Chodzi oczywiście o problemy z tajemniczym stowarzyszeniem, które pragnie pozbawić pańską głowę kontaktu z resztą ciała. Choć o…finansowych też słyszałam.
Pozostawało oczywiście pytanie, skąd właściwie się o tym dowiedziała, bo detektyw i jego urocza asystentka raczej nie były osobami światowej sławy. Raczej na pewno. Zmiana pozycji strzeleckiej, jak i celu. Wytoczenie większych dział.
- Natomiast obecna tu Belit-Sheri…
Skąd ona, do stu piekieł, znała jej anielskie imię?! I dlaczego ujawniła je publicznie, przed innymi!? Nie wróżyło to dobrze, ba, wróżyło tragicznie, zakrawało na katastrofę, wiele bowiem słyszało się w Otchłani o upadłych, którzy znajomością tego typu informacji potrafili ugiąć innych, mniej szczęśliwych pobratymców do swej woli, niczym więcej jak pstryknięciem metaforycznego palca. Teraz nie było jednak czasu poznać odpowiedzi.
- Wraz ze swoją żywicielką…miała niefortunny wypadek, z który ściga ją pół, postawionego dzisiejszej nocy wymiaru sprawiedliwości. I w którym wina dość…jasno spada na nią. Prawie jak grom z jasnego nieba. Ironiczne, czyż nie?
Wzrok padł na ostatniego w pomieszczeniu. A Johnny-boy mógł zauważyć ślady malującego się na twarzy wyrazu…czegoś, co kilka tysięcy lat temu mogło uchodzić za sfatygowane szczątki zdziwienia. Obecnie, ewolucja pchnęła ekspresję raczej w stronę zaciekawienia.
- Oraz ktoś…kogo obecność nie jest dla mnie…w pełni zaplanowana wizytą. Jednak z góry zapewniam, że jest mi niezwykle miło i nie mam nic przeciwko. Naprawdę.
Ton głosu sugerował, że gdyby miała, ten oto rajdowiec podziwiał by świat w odmiennym stanie skupienia od jakichś dwudziestu minut.
- Moi drodzy, odkąd wydostałam się z Otchłani…lubię magiczne sztuczki. Oszukiwanie nie wyćwiczonego oka. Iluzje. Ludzie stwierdziliby zapewne, że…to moje hobby. Mogę sprawić, że…te problemy znikną. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozsypią się w proch, jakby nigdy ich nie było. Odejdą w niepamięć. Oczywiście wszystko ma swoją cenę…wykonacie dla mnie kilka dość…nietypowych zadań. Każde z was…na nieco odmiennych warunkach. Zaś pan, panie…John, jeśli dobrze pamiętam…cóż, z pewnością jest coś na czym panu zależy, zaś cena…zawsze jest do uzgodnienia, prawda?
Powiedziała jak jeden specjalista od spraw pieniężnych do drugiego. Jak poznała jego imię? Nie przedstawiał się. Od przybycia tutaj, jedynie raz wymówił swoje imię. Bodajże do barmana. Czyżby on jej powiedział? Może w barze był jakiś cholerny podsłuch?
- Jest także druga strona medalu. Nasi dzielni stróże prawa z pewnością ucieszą się na wieść o zatrzymaniu na przedmieściach miasta osoby, która jest odpowiedzialna za śmierć dwóch, dość znanych person światka przestępczego, zaś tajemnicze sylwetki w płaszczach…tu pozwolę sobie przerwać, aby nie wzbudzać zniesmacznienia. Proszę, pijcie zanim wystygnie. Z tego co słyszałam, jest wyborna. Radzę spróbować.
Zapadła cisza, a zebrana trójka jakoś nie miała apetytu na cokolwiek. Pozostał pełen siebie, spokojny uśmiech, osoby, która jest właścicielką całego świata. Prawdopodobnie posiada też kilka wykupionych akcji w innych planach egzystencji.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 30-09-2008 o 02:39.
Highlander jest offline  
Stary 29-09-2008, 21:58   #24
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Wizje były tak realne, że przez chwilę Johis stracił kontrolę nad swoją jażnią i ciałem. "Ja..."; "Rozsypujesz się i ciągniesz mnie z sobą..."; "Ja..."; "My..." Jaźń demonicznej części przygasła jeszcze bardziej starając się potradzic sobie z istną nawałnicą wizji, czy może raczej wspomnień... Teraz kiedy uświadomił sobie, że kolejne obrazy to tylko, albo aż, spotęgowane i zwielokrotnione wspomnienia... Nie, nie było prościej, było tylko logiczniej...
Johann zwolna wyprostował się i zdawkowo uśmiechnął:
- Oszałamiające wnętrze, XVIII wiek? - powiedział raczej niż zapytał głosem z lekkim odcieniem zblazowania - Bardzo dziękuję, z przyjemnością się napiję... te bóle migrenowe - dorzucił tonem po którym każdy zorientowałby sie, że kłamie. Nawet jako człowiek był w stanie określic jej dominację. Nie oznaczało to bynajmniej, że zamierza oddawac pole bez walki. Gdyby nie byli jej potrzebni - nie byłoby tej całej gadki. Dziewczątko, zamierzało więc negocjowac z pozycji siły - przestraszyc, a potem... Cóż - jakbyś mnie nie potrzebowała to by mnie tu nie było, a skoro mnie potrzebujesz to... "generałowie są niczym bez żołnierzy"... A ty nie masz zbyt wielu żołnierzy. Prawda? Zresztą, masz mały problem - nie przewidziałaś, że tu będę - czyżby to cię denerwowało, że nie w pełni kontrolujesz sytuację? Jestem gorszy w pewne klocki, ale nie licz na to, że będę chłopcem do bicia... - myśli przeleciały przez głowę i mięsnie bezwiednie rozluźniły się, ciało wyprostowało, a głowa podniosła.
Koncentrując się znacznie bardziej niż zwykle (zarówno na kontrolowaniu ruchów, jak i etykiecie, dotyczących formalnych spotkań domów panujących) podszedł do stołu i przedstawił krótką, aczkolwiek pełną uroku scenke: "Książe popija herbatkę".
- Wyborna, zaiste. - demoniczna jaźń opanowała się na tyle, aby nie dekoncentrowac człowieka, ale dalej nie była w stanie konstruktywnie myślec - Jestem niemcem, więc pełne imię brzmi Johann, ale wielu bliskich mi przyjaciół mówi mi Johis; będę bardzo rad, jeżeli i Pani będzie łaskawa zwracac się do mnie w ten sposób... Myśląc kategoriami finansowymi, każde dobro, niezależnie czy towar czy usługa ma swoją cenę zależną od popytu i podazy. Niektórzy twierdzą nawet, że nie ma ludzi nieprzekupnych, chociaż niektórzy są bardzo kosztowni... Zgadzam się z tobą, Beatrice, że wszystko jest kwestią negocjacji ceny...
Po raz kolejny umoczył wargi w herbacie i wyraźny, do bólu naturalny, wyraz błogości ozdobił jego twarz. "Drapieżnik rzuca się na zwierzynę kiedy ta zaczyna uciekac..." - jego mięśnie i mózg zachowywały się jak podczas walki na macie, ale twarz i głos - jak podczas niezobowiązującej rozmowy o czymś zupełnie nieistotnym...
 
Aschaar jest offline  
Stary 30-09-2008, 15:53   #25
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Noc ma to do siebie, że okrywa miękkim płaszczem cienia to co często razi tak jaskrawie w promieniach słońca.
Nocą też ci, którzy uważają się za drapieżników wychylają się z swych dziennych schronień i wyruszają na żer, stając się zarazem tak podobni, i tak niepodobni do zwierząt.
Największa różnica jest oczywista.
Zwierzęta polują i zabijają, bo kieruje nimi instynkt i wola przetrwania.
Ludzie polują i zabijają bo mogą i chcą.

I podobno ta różnica pomiędzy ludźmi a zwierzętami nazywana jest inteligencją.
Interesujące.

Gdy ludziom wydaje się, że są panami świata, zaczynają zatracać samych siebie.
Wychodzą na jaw mroczne pragnienia, ukryte zachcianki, krwawe instynkty.
Gdy wydaje im się, że poznali otaczającą ich rzeczywistość na wskroś, i nic i nikt nie jest w stanie im zagrozić zmieniają się w bestie.
Bo czują, że tylko drugi człowiek jest dla nich jakimkolwiek wyzwaniem.
Bo gdyby wiedzieli, ze nie są sami w owej ciemności, w jakiej zdają się czuć tak dobrze, na powrót staliby się ponownie bandą zapłakanych dzieci w nieznanej ciemności.
I może to ponownie nauczyłoby ich szacunku dla niezwykłego fenomenu jakim jest dar życia.

Suria z uwagą obserwowała ludzi zarówno w tych ekskluzywnych na miarę obecnych czasów miejscach, w tych średnich, jak i w tych gdzie Viv sama by się nigdy nie zapuściła.
Zdecydowanie najbardziej prawdziwi ludzie byli w tych tak zwanych miejscach życia klasy średniej.
Nie musieli ciągle udawać i grać, jak tam na półce establishmentu, ani sprowadzać się do poziomu życia z dnia na dzień jak w slumsach.

Ale tak samo jak wszędzie, tam też pojawiają się wyjątki.
Trzech mężczyzn, może nawet chłopców, którzy dodawali sobie animuszu i odwagi alkoholem i używkami właśnie za pomocą mocno niewybrednych epitetów i coraz bardziej nachalnych gestów próbowało zwrócić na siebie uwagę dwójki dziewcząt, jakie najwyraźniej znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze.

A może to raczej złe miejsce i czas dla trzech chodzących dowodów, na to, że inteligencja czasem podlega znacznemu uwstecznieniu.
Jakby jedyna możliwość zwrócenia na siebie uwagi płci przeciwnej sprowadzało się do obrażenia jej, odarcia z godności, a nawet przemocy fizycznej.
Ludzkość w niektórych przypadkach upadła niżej, niż stoją zwierzęta…

A reakcje innych ludzi?
Jakby nic się nie działo, jakby do nikogo nie docierało, ze zaraz może tu się rozegrać coś, co może na zawsze zmienić życie tej piątki młodych ludzi.
Dla dziewczyn może skończyć się to fatalnie, lecz konsekwencje czynów zezwierzęconych młodych mężczyzn dla nich mogą okazać się równie nieprzyjemne.
Nic nie widzę, nic nie mówię, nic nie słyszę…

Jej obserwację przerwało pojawienie się kolejnej osób na deskach tego swoistego teatru.
Najwyraźniej jednak ktoś z okolicznych mieszkańców stwierdził, ze na owa sytuacje trzeba jakoś zareagować. Może okrzyki i wulgaryzmy chłopaków nie pozwalały komuś w spokoju obejrzeć kolejnego teleturnieju ofiarującego plastikowe marzenia, albo serialu o wiecznie młodych, cudownych ludziach…
A może odruch sumienia spowodował, ze ktoś zadzwonił po policję…
Odrapany, nie pierwszej młodości charakterystyczny w ubarwieniu radiowóz wtoczył się powoli w uliczkę. Mężczyźni jeszcze tak przed chwilą pewni siebie, będący panami sytuacji jak na zawołanie wolniej lub szybciej ewakuowali się na z góry upatrzone pozycje, najwyraźniej mieli już coś na sumieniu, a dodatkowy wpis w kartotece policyjnej najwyraźniej ich nie pociągał.
Radiowóz zatrzymał się przy powoli uspokajających się dziewczynach.
Policjanci kierowani może odruchem litości czy obowiązku poczekali aż niedawne ofiary napaści słownych wsiądą spokojnie do autobusu i odjadą ku swemu przeznaczeniu.

Suria ponowni e ruszyła przed siebie wracając w tą nieco lepszą cześć miasta.
Zamierzała jeszcze trochę pokrążyć, trzymając się tych bezpieczniejszych miejsc, nie chciała w pierwszą noc swej wolności dać się wciągnąć w kłopoty…
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 30-09-2008, 21:43   #26
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Tak naprawdę tylko jedno przestępstwo z szerokiego kanonu moralnego dzisiejszych ludzi interesowało Erniego a jedyną osobą podpadającą prawdopodobnie pod tą wąską kategorię był niewolnik nienazwanej matrony. I o dziwo nie chodziło tu o obrażanie Transfa co oczywiście było poważnym wykroczeniem ale w określonych sytuacjach mogło przejść komuś płazem. Niestety uciekł. Menele będące obiektem atencji tutejszych władz też prawdopodobnie nie rysowali się zbyt ciekawie. Może kiedyś TO zrobili, choć prędzej z naturalnego musu niż pobudek interesujących Upadłego. Byli nieistotni. Dlatego skrzydlaty o budzącej zaufanie inaczej aparycji pozwolił sobie poświęcić kilka myśli swym poprzednim gościom. Wyglądało na to, że straszne ilości mieszkańców Abyss postanowiło jednocześnie opuścić swój lukrowany kurort. Zastanawiało jaka była skala globalna skoro w dzielnicy tego pseudo miasta zebrała się ich ilość pozwalająca rozegrać partyjkę pokera. Do tego dała się uwieść pierwszej napotkanej propozycji na jaką trafiła. Erni nie wiedział jak było możliwym, żeby po tym w co wpakował świat Lucyfer przeceniając ludzi jakikolwiek Niebianin był skłonny zaufać innemu dyktującemu warunki z pozycji autorytetu i siły. Zaiste dziura w Abyss musiał być ogromna skoro pozwoliła wycieknąć zawartości swego dna. Pełnego ideałów kultywowanych zapewne jak czyraki jeszcze od czasu Sądu Michasia. Że też Piekło w swej przewrotności pozwoliło temu elementowi wypłynąć na powierzchnię. Dziki dramat. Transf był świadom, że być może w przyszłości będzie zmuszony pogodzić się z koegzystencją z jednym lub innymi Upadłymi ale tylko na zasadzie Status Quo. Słuchanie rozkazów już go nie interesowało. Nasłuchał się ich zarówno od Michasia jak i od Lucka i w obu przypadkach ich wypełnianie przyniosło jedynie ból i destrukcję. Nigdy więcej.
Dopiero gdy całe zamieszanie na ulicy uciekło i zostało zredukowane do zaledwie złego wspomnienia wśród mieszkańców i bywalców okolicy Erni zdecydował wypełznąć z nory i ruszyć trawersem w nocny, skrzący się neonami reklam, świat miasta Upadłych Aniołów. Może jednak trafi na swych fanatyków z płonącym krzyżem i bełkotem na ustach? Jeśli nie reszta upadłych wdepnęła po uszy i to z otwartymi ustami. W końcu czy nie oznaczało to, że "zagrożenia" miały miejsce jedynie po to by zmusić skrzydlate cielątka do nieświadomego przekroczenia bram rzeźni? Łotewer. Skoro nienazwana matrona nasłała swego trutnia na niego raz, zapewne ma metody by zrobić to ponownie. Brak "zagrożeń" jak i trutni był podyktowany zapewne tym, że chwilowo nienazwana dostała swe zabawki a miejsce Erniego zajął jakiś nadgorliwy nieszczęśnik. Niech mu Abyss lekkim będzie. Ale znając naturę Wszechrzeczy niemal pewnym było, że zachłanna domniemana ratowniczka upomni się po Transfa po raz kolejny. W końcu mimo, że dostała swoją garść pionków, zawsze może mieć więcej.
Opuściwszy lokal zaczesał resztki tłustych włosów do tyłu i wytrzepał płaszcz, by ten budził mniejsze zgorszenie wśród zadufanej w swej porządności ludzkości. Taaak. Sunąc powolutku ulicami oglądał jak teraz wygląda "życie". Przemieszczał się od sklepowej witryny do witryny oglądając sztuczny i plastikowy "dobrobyt". Wszechobecną religię konsumpcji i towarzyszący jej kanon dyktowany przez reklamę. Oczywiście nie był nachalny. Stawał kawałek od szyby by żaden nad ambitny sprzedawca, ochroniarz czy inne ustrojstwo nie próbowało go przegonić. Nigdzie nie stał też długo. W końcu jedyne co mógł zobaczyć to ludzi pozamykanych w klatkach swych ograniczeń oddających przed samymi sobą, że są szczęśliwi i co najciekawsze wierzącymi w to usilnie. Po prostu gromadził wiedzę jak bardzo może ta ułuda być różnorodna...
 
carn jest offline  
Stary 30-09-2008, 22:55   #27
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Ogólnie, było miło. Poza faktem, iż Dexter nie lubił herbaty. I czuł się jak ciśnięty pomiędzy hardkorowych, elytarnych rpgowców, którzy raz to bełkoczą zupełnie bez sensu dla osoby z zewnątrz, to raz mówią całkowicie jasno (znaczy, zaczynają się kłócić o mechanikę). I obiecywał sobie że skrzywdzi swoją asystentkę na osobności za to, że podczas mowy o pozbawieniu go głowy nagle i po diable zacisnęła mu dłonie na szyi, prawie wywołując atak serca. Długo można byłoby o tym mówić, naprawdę.
W końcu jednak po serii przemyśleń, spostrzeżeń, gagów i różnych działań tu nie ujętych, bo mających jedynie mizerną wartość kosmetyczną, nastąpiła jego pora na zabranie głosu.
-Perspektywa pozbycia się kłopotów wszelkich i szelkich jest naprawdę kusząca. Tylko czy nie traci ona na...em...bliżej nieokreślonym "czymś"? Konkretniej, z tym całym wykładem o iluzji. Bo mam nieprzyjemne wrażenie, że my zapłacimy twardą walutą, a dostaniemy tylko cień licytowanego przedmiotu. A nie lubię, gdy zamiast dobrej czekolady dostaję wyrób czekoladopodobny. Sherry Sherry Lady i J-Man chyba także. A właśnie... Zgryźliwy czokoholik zwrócił się do fana herbatki i finansów. Ta teoria jest ładna, znana i ogólnie lubiana. I bardzo szczera. W tym konkretnym przypadku. Szczególnie umiejscowienie nas od razu w polu z opisem "TOWAR". Ja wiem, że my jesteśmy tutaj stroną przegrywającą i taką, która musi grać jak jej zagrają, ale...no. Zanim to podkreśliłeś, mogliśmy uzgodnić nieco lepsze warunki. Gra wstępna. Ja bym się nie obraził, gdyby moja towarzyszka przestała być traktowana jak powietrze. Byłbym znacznie bardziej kompatybilny i mniej marudny wtedy, z pewnością. I wybaczcie, że jestem marudny...i bezczelny. Ja szanuje panią, pani Schneider. I chętnie posłucham warunków umowy. Ale nie lubię herbaty...
Oj, balansował ten Dexter, balansował. Na linii pomiędzy kłopotami, a kłopotami większymi niż mniejszymi.
 
Nemo jest offline  
Stary 30-09-2008, 23:40   #28
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Johann obserwował gospodynię strając się wyłapac każdy najdrobniejszy nawet ruch jej samej czy nawet pojedyńczych mięsni jej twarzy. "Negocjuję pakt z diabłem, ale jak nie będę negocjował - skończę w piekle" - kolejna błyskawiczna myśl przelciała przez głowę. Głos detektywa zabrzmiał dziwnie... Kiedy zaczął mówic bezpośrednio do niego nie zmienił kąta patrzenia - "parę gliniarzy" zostawił na później - naważniejszym przeciwnikiem była... ONA. Kiedy Dexter zakończył swój wywód zupełnie nie patrząc na niego powiedział:
- Wydaje mi się, że nie dosłyszałeś kilku znaczących słów w mojej wypowiedzi... Powtórzę więc: usługa oraz kosztowny. I chyba najważniejszego: negocjacji ceny. Uważam, że nie ma sensu, abyśmy zabawiali się w nieszczere rozmowy. Może, jak twierdzisz, jesteśmy na straconej pozycji. Może nie... Cechą prawdziwych wojowników jest to, że można ich pokonac, ale nie można ich złamac... Doceniam możliwości naszej gospodyni, ale jestem również przekonany, że jako dobry strateg rozumie, ze są zadania do których lepiej wysłac kota niż tygrysa... Co je różni? Tylko siła - oba są równie dumne i równie niezależne... - jego mięśnie delikatnie się napięły kiedy ponownie maczał wargę w filiżance herbaty. - Może trzecia filiżanka herbaty jest dla twojej asystentki? Beatrice zapewne docenia Twój gust, a barmanowi z baru zajęło sporo czasu znalezienie czegoś w proszku... - dodał zupełnie zmieniając ton głosu, że chyba wszyscy usłyszeli podtekst: "Taki Ą Ę bar, a czekolada w proszku..." Może grał ostro, ale... on już żył na kredyt, a demoniczna jaźń ciągle usiłowała podzwignąc się ze wspomnień... Nie chciał istniec bez demona. A demon nie mógł istniec bez niego...
 
Aschaar jest offline  
Stary 30-09-2008, 23:50   #29
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Detektyw uśmiechnął się leciutko, podejmując temat dalej.
-Wiesz, na czym polega nasz problem? Nie mamy zielonego pojęcia o sytuacji rynkowej. Aktualnie, jesteśmy na łasce monopolisty. A przynajmniej tak można zakładać. Czyż nie? Dlatego negocjowanie cen już teraz jest wątpliwie opłacalne. Nie lepiej najpierw posłuchać, o co w tym wszystkim chodzi? Kto...i dlaczego...wywołuje potrzebę nabycia towaru pt. Ja i Jeszcze Trochę? Brodzenie w ciemności jest złem, naprawdę. I specjalizacją iluzji. Kto, co, dlaczego?
Detektyw potarł brodę dłonią, jednocześnie kątem oka spoglądając na herbatę. Kto ją tam wie? Może jakieś wredne i złośliwe cuda niewidy do niej dosypali.
 
Nemo jest offline  
Stary 01-10-2008, 01:48   #30
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Nagłą suchość w ustach poprzedziło dzwonienie w uszach. Odrealniony dźwięk, którego źrodła nijak nie umiała zlokalizować. Sięgnęła szybko po filiżankę z herbatą, z lubością zauważając, że to porcelana znakomitego pochodzenia i chowając niemal pół twarzy w środku tejże. Chłopaczek, szumnie zwący się prywatnym detektywem, wyglądał zupełnie normalnie i takoż się zachowywał, co zdecydowanie świadczyło o tym, że dźwięk był dostępny tylko zmysłom Gabrieli. Za to mogła przypuszać, że Johanna spotkało coś równie „przyjemnego”. Tylko przez mgnienie, całkiem przystojną twarz mężczyzny, wykrzywił lekki grymas. Opanował się momentalnie i ponownie zaczął rozdawać uśmiechy i intensywnie BYĆ w towarzystwie, demonstracyjnie okazując pewność siebie, nie wiadomo czy udawaną, czy rzeczywiście odczuwaną. Dexter tymczasem podręcznikowo dał się wyprowadzić z równowagi. Temu zdecydowanie wydawało się, że mogli coś ugrać z właścicielką przybytku, która zdycydowanie nie przypadła Gabrieli do gustu. Nie tylko tym, że potraktowała co najmniej dwójkę z nich swoją mocą, ale również użyciem prawdziwego imienia oraz zdecydowanie zbyt dużą wiedzą o tym, co wydarzyło się niedawno.
- Dex, jesteś ostatnią osobą w tym towarzystwie, która wie co to znaczy gra wstępna, w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. - uśmiechnęła się delikatnie, rzucając spojrzenie spod rzęs na gospodynię. W końcu do cholery urok, który ZAWSZE roztaczała i niewątpliwie posiadała Gabriela mógł pomóc, a na pewno nie zaszkodzić. Im głupszą, naiwniejszą i nieświadomą sytuacji udawała, tym więcej mogła zyskać. Uległość też by się przydała...
Za to pani, może i nie wygląda, ale jest chyba najbardziej świadoma. Kuszenie, zachęcanie, pobudzanie naszych zmysłów. Uwodziecielka. - odstawiła wdzięcznym ruchem delikatną filiżankę na stolik i rozsiadła w fotelu. Miała nadzieję, że wygląda na tak bardzo rozluźnioną, jak w rzeczywistości była spięta... czyli BARDZO.
- Nie wiem dlaczego miałabym być oskarżana o skrzywdzenie kogokolwiek, myślałam, że funkcjonowałabym raczej jako świadek. Jednak w tych okolicznościach, to pani na pewno posiada lepsze informacje od moich. – nie, oczywiście, że nie dała poznać po sobie, że wiadomość o tym, że Ryan nie żył, zrobiła na niej jakiekolwiek wrażenie. Nie miała złudzeń, że Betrice mogła się pomylić. Dwie zabite osoby ze światka przestępczego, to dwie osoby. Portier nie był wliczany w ranking.
Dyskusja, która wywiązała się między Johisem a Dexterem była iście imponującą. Gabriela przysłuchiwała się jej z narastającym rozbawieniem, zupełnie nieadekwatnym do sytuacji, w jakiej się we trójkę znaleźli. Jednakowoż nie zamierzała się wtrącać. Obaj celnie podkreślali problemy, które nurtowały ją samą oraz dodatkowym atutem było to, że teraz to oni byli na świeczniku, oni podnosili ważkie kwestie i oni zaczynali się targować...
 
Crys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172