Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2011, 16:52   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] W życiu w Stirlandzie udział wzięli – Cz. I

W życiu w Stirlandzie udział wzięli – Cz. I





- Jak to kurwa zniknął? – Buba Starszy spojrzał z mieszaniną zdumienia i niedowierzania na swego rozmówcę, który w ramionach dwóch osiłków skulił się jeszcze bardziej, jeśli w ogóle było to możliwe. Teraz przypominał sfilcowaną szmatę, co zważywszy na to co dane mu było w ostatnich chwilach przeżyć, nie powinno nikogo dziwić. Nikt z obecnych w komnacie mu nie zazdrościł.

- No… nie wiem jak…- wycharczał „Ciasny”, szef jednego z gangów robiących pod Bubą. Wiele więcej powiedzieć nie był w stanie bo staranne przesłuchiwanie uniemożliwiło mu już gadanie. Buba nie tracił nań już energii a jedynie skinął dłonią. Dwa olbrzymy o dębowych ramionach dźwignęły „Ciasnego” lekko, jakby nie był to mąż dorosły a dzieciak zaledwie. Kiedy wyrywającego się, szarpiącego i walczącego o życie wpychali pyskiem w żar bijący z kominka jego wycie zakłóciło wejście grupki jego ludzi. Ani przenikliwy w wejrzeniu Kasimir, ani Albjorn –budzący postrach albinos z Norski, ani mrukliwy „Rip”, ani wygadany zwykle Rendler, ani szpetny „Kupa” ani w końcu zwykle chojraczący Drake nie mrugnęli okiem spoglądając na dogorywający zewłok, który jeszcze przed kilkoma pacierzami był ich szefem. Banda Ciasnego nie wyglądała jak banda, ale też wobec sękatych drabów Buby niewielu było takich chojraków, którzy chcieli by wyzywająco prężyć muskuły. Może też nieco ciążyło im na sercu przeraźliwe wycie ich niedoszłego szefa. Wycie, którego za nic ludzkim nazwać było nie sposób.

- Uciszcie go! – rozkazał Buba nie podnosząc się ze swego zydla. To, akurat nie było dziwne, bo ważący więcej niż dwaj jego przerośnięci ochroniarze Buba z trudem nosił swój ciężar. A unosił go niechętnie. Było kilka innych rzeczy, które darzył równie silną niechęcią. Jedną z nich był brak profesjonalizmu i zawiedzenie zaufania. Ludzie Ciasnego wiedzieli, że spierdolili sprawę. Wiedzieli, że Buba nie będzie zadowolony. Jak bardzo nie jest zadowolony najszybciej przekonał się „Ciasny”. Który ze spalonym do mięsa obliczem dogorywał u wylotu kominka. Smród palonego mięsa i włosów nie wadził nikomu.

- Spierdoliliście robotę. Zgubiliście kurwa przesyłkę! – Buba faktycznie nie był zadowolony, ale nie osiągnął również stanu zimnej furii. Może „Ciasny” pomógł na odchodnym swoim ludziom. Zawsze był z niego koleżeński skurwiel. – Spierdoliliście tak prostą robotę jak przypilnowanie jakiegoś chuja i odstawienie go z punktu a do punktu b. Powinienem się was wszystkich pozbyć. – Buba nie uniósł się zbytnio. Gdyby faktycznie chciał się ich pozbyć, tego byli pewni, już zdążyli by się zapoznać z wnętrzem kominka, dołu z wapnem czy też dnem Stiru.

- Dam wam jednak jedną szansę. Nie upilnowaliście kuriera i zajebali go wam pod bokiem w karczmie w której jako jego ochrona żeście oddawali się chlaniu. Koniec z chlaniem! Bierzecie dupę w troki i jedziecie tam, gdzie mieliście odwieźć kuriera. Tak jakby nic się nie zmieniło. Gdzieś tam jest łącznik. On ma odebrać towar. Może ten chuj, który nam wywinął ten numer też się tam uda. Może będziecie mieć szczęście. Wtedy przejmiecie go i łącznika. I przywieziecie skradzioną figurkę do mnie. Już ja się zastanowię co z nią począć.

- A jak nie znajdą łącznika? Albo złodziej się tam nie pojawi?
– pytanie Hanusza, doradcy Buby dziwnie zabrzmiało w ciszy jaka zapanowała po słowach szefa wurtbadzkiego półświatka. Buba też nie odpowiedział od razu. Spojrzał na ludzi „Cichego” wzrokiem w którym świeże mogiły walczyły o lepsze z pustką. I odpowiedział dopiero wówczas, gdy zrozumieli, że owo miejsce czeka nie tylko na nich samych, ale i na ich najbliższe a może i dalsze, rodziny.

- A jak go nie znajdziecie… to ja was znajdę…


***

- Pojedziecie tam, do Lochen, bo tam ma dojść do przekazania przesyłki. – głos „Profesora” był cichy. Cicho więc stali wszyscy, by nie zakłócić zbędnym dźwiękiem, stukotem obcasa, smarknięciem czy chrzęstem pancerza głuchej ciszy panującej w loszku. „Profesor” nigdy nie podnosił głosu. Nie musiał. Nikt nie słyszał by szef światka przestępczego z Nuln; przynajmniej jeden z szefów; podnosił kiedykolwiek głos. To przy nim wszyscy cichli. Ci, którzy nie wiedzieli kiedy zamknąć mordę zwykle cichli na wieki. To pomagało w zachowaniu ciszy…

- Czemu my? – to było głupie pytanie. Raz, że pytający zakłócił ciszę. Dwa, że wyrwał się na świecznik a zejść z niego było stokrotnie ciężej niźli nań się wspiąć. Trzy, że pytający wykazał się prawdziwą głupotą. Szczęście w nieszczęściu było takie, że to „Mordeczka” pytał a khazad miał kilka cech wrodzonych. Brak instynktu samozachowawczego był jedną z nich. To pomagało mu w pracy, choć przeszkadzało w chwilach takich jak takie. Ktoś jednak, kto cenił krasnoluda za to nie mógł mu teraz zarzucać braku taktu. „Profesor” z całą pewnością to rozumiał, bo jedynie przeciągnął szczupłą, upstrzoną starczymi plamami dłonią przez twarz i westchnął. Odpowiedział dopiero po chwili…

- Bo to wy nie dopilnowaliście Merweda. Umarł bo mieliście gówno zamiast mózgu. Umarł, bo pokpiliście robotę. I teraz daję wam szansę to naprawić. Czy to dociera nawet do takiego durnia jak ty? – cóż, mało było takich, którzy khazadowi ewidentny brak intelektu zarzucali. „Profesor” jednak nie zwykł przebierać w słowach. Nie bał się. Jego ludzie wiedzieli, że mimo lichej postury ma wiele ukrytych zalet pozwalających mu stawać oko w oko ze znacznie poważniejszymi wyzwaniami niż grupa zbirów spod ciemnej gwiazdy. Byli tacy, którzy podejrzewali go o czarnoksięstwo, ale były to plotki niepotwierdzone. Irytowanie „Profesora” nie było w interesie kogokolwiek. Rozumiał to sprytny i robiący na boku swoje interesy Patio, rozumiał bitny Edwin, rozumiała to Ingrid czy to najmłodszy Martin. Jednak i tak najszybciej zareagował, jak zwykle, Tregardt.

- Wszyscy to rozumiemy i dziękujemy za drugą szansę. – słowa wypowiedziane przez najemnika dziwnie nie pasowały do powszechnie rozpowiadanej o nim plotki jakoby był zupełnie pozbawiony ogłady. Tyle, że tym razem to nie była kwestia ogłady a instynktu samozachowawczego a tego mu odmówić nie było można.

- To nie druga a ostatnia szansa. Mam nadzieję, że to jasne? – pytanie nie wymagało odpowiedzi, ale pokiwali głowami ze zrozumieniem. Nawet nieokrzesany „Mordeczka” zrobił mądrą mordę i udawał trusię. Wydatnie pomagały w tym idealnie przypominające ludzi kamienne płaskorzeźby, które zdobiły ściany lochu. Byli tacy, którzy opowiadali bajki, jakoby „Profesor” zamieniał w kamień swoich oponentów. To musiała być bajka, choć niektóre z rzeźb zdawały się stłoczonej grupce dziwnie znajoma. – Pojedziecie do Lochen. Tam znajdziecie kuriera i przejmiecie go. Tam miało nastąpić przekazanie więc z pewnością tam przyjedzie. Będzie miał tę figurkę. Jak będziecie mieli szczęście to może i ten co załatwił Marweda tam się zjawi. Wtedy weźmiecie go żywcem…

W głosie „Profesora” zawisła obietnica. Obietnica, której nie sposób było pominąć. Stłoczeni w loszku, który naraz zdał im się zbyt ciasny, nie byli do końca pewni, czy obietnica dotyczyła bardziej schwytanego mordercy, czy też ich…

- Po czym poznamy tę figurkę? – głos Patio nie zaskoczył nikogo, szczęśliwie przerwał ciszę, jaka zapanowała w lochu. Ku uldze większości.

- Macie tu jej rysunek. Marwed miał jej rysunek przy sobie a morderca go nie wziął. Albo więc wiedział czego szuka, albo też kompletnie nie wiedział. Oto on, przyda wam się. Podobnie jak szczęście. Ono również wam się przyda, bo lepiej by było, byście mnie nie zawiedli.


- Nie zawiedziemy szefie. – powiedział z przekonaniem, basowym głosem krasnolud. „Profesor” spojrzał nań i pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Wiem…

***



Droga z Wurtbadu zajęła im trochę czasu. Mieli możliwość zastanowienia się jak się zabrać do roboty, choć po prawdzie nie planowali nic. Nie było sensu. Nic nie dało się zaplanowac, kiedy nie wiedziało się, co zastanie się w Lochen. O osadzie wiedzieli tyle, że nie otacza jej żadna palisada a jedynie mieszanina płotków i murków. Podzielona licznymi, polnymi dróżkami. Wiedzieli również, że ziemie okoliczne należą do hrabiny Petry Harden, która siedziała na zamku położonym w Flensburgu, małym miasteczku ledwie dwadzieścia pięć mil od miejsca do którego zmierzali. W Lochen miała być karczma i rzeczywiście dostrzegali jeden z domów wyrastający swoim dachem ponad inne. Jednak tak po prawdzie ni o bliskim Lochen od którego dzieliła ich ledwie może godzina drogi, ni o otaczających je wzgórzach nie wiedzieli nic.


***

Spoglądali na osadę z pewnej odległości. Zapadał zmrok a na szlaku wiodącym do wsi widać było z oddali jakiś wóz, jakichś konnych. To mógł być ich kurier, bądź ktokolwiek inny. Gdzieś tam musiał być ten skurwiel, który zabił Marwela. I drugi, który miał się z nim spotkać. Musieli ich obu namierzyć i zdobyć figurkę. Tego chciał „Profesor” a w długiej drodze z Nuln zdążyli ustalić, że robienie go w chuja może im się na dłuższą metę nie opłacić. Na krótszą zresztą również. Minęli spokojnie otoczone wałem miasteczko Flensburg i górujący nad nim zamek pani tej ziemi, hrabiny Petry Harden znanej z zamiłowania do łowów. Na co hrabina raczy najczęściej polować nie było im dane się zwiedzieć, ale też i temat był im zupełnie obojętny. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do Lochen skupiali się tylko na tym co istotne. Teraz byli już ledwie o krok od wsi. Musieli tylko dostać się do niej i przejąć nad nią kontrolę. Bez względu na to kogo w niej przyjdzie im spotkać…




=========================================
Witamy Was serdecznie w Lochen, miejscowej rzeźni. Życzymy miłej zabawy i proszę mi tu nie płakać jakby co. Powodzenia!
.
 
Bielon jest offline  
Stary 24-10-2011, 18:45   #2
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid klęła w myślach, nie ujawniając jednak nikomu swoich ponurych myśli. Zamiast tego skrzywiła przeciętą blizną twarz. Wioska przed nimi była typową ulicówką z prostymi chatami, bez obwałowań nawet - jednym słowem, zadupie. Dlaczego akurat tu jakiś kurierzyna miałby zasuwać? Nie miała pojęcia i nawet jej to nie obchodziło.

Taką miała robotę, zbirować na zamówienie. Wojenki, ochrona, haracze czy zwykłe bandyctwo - cokolwiek przynosiło zysk i przygodę. Nawet, z bandą moczymord, którzy wszakże mimo nadmiaru gorzały we krwi byli jej bandą. Póki zlecenie nie było ukończone - lub przerwane zejściem zleceniodawcy - była lojalna aż do bólu.

- Panowie, mam pomysł. Trzeba by obejrzeć sobie tych konnych z bliska. Może cosik wiedzą. Albo chociaż raczą wspomóc współwędrowców w potrzebie. - uśmiechnęła się krzywo. - Co wy na to?
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 24-10-2011, 20:25   #3
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Kasimir był średniego wzrostu mężczyzną, wyglądającym na jakieś trzydzieści lat. Ciemne, gęste włosy tworzyły wielki nieład artystyczny, jednocześnie nie odbierając mu uroku osobistego. Duże ciemne oczy wzbudzały zaufanie, a kobiety często zatracały się w jego przenikliwym spojrzeniu. Mężczyzna poruszał się pewnie i z gracją. Twarz nie poznaczona bliznami, z delikatnym „trzydniowym zarostem” sprawiała iż wyglądał młodo, przystojnie a przede wszystkim pociągająco dla kobiet.
Mężczyzna nosił długi ciemny elegancki płaszcz, a na ramieniu miał przerzuconą torbę lekarską. Co jakiś czas, wyjmował swoją fajkę i ją pykał pogrążając się w zadumie.
Był dość rozmownym człowiekiem, kontaktowym aczkolwiek zawsze ważył swoje słowa i nie wiele mówiącym o swojej przeszłości. Wiadomo było tylko że musiał uciekać z Księstw Granicznych, po tym jak jeden z synów pewnego możnego wykitował na stole operacyjnym.
Tyle mniej więcej wiedzieli o nim jego towarzysze. A także to że lubił popić chociaż bardziej wolał kobiety, i to czasem kilka na raz. No ale cóż, każdy ma swoje potrzeby

Nowy szef, Buba nie należał do przyjemnych ludzi. Kasimir wiedział od początku o tym, a sytuacja w której obecnie on i jego towarzysze się znaleźli nie ułatwiała kontaktu z tym człowiekiem. Spierdolili prostą robotę i teraz poniosą konsekwencję, ale co by złego nie było … przynajmniej mają jakąś szansę wywinąć się z tego.

„Lochen, pieprzone zadupie. Ciekawe… Tak, sądzę że kurier.. co za idiota wymyślił na takim zadupiu spotkanie” – dziwne myśli zaczęły nachodzić Kasimira, który rozejrzał się po swoich towarzyszach. Splunął na ziemię i rzekł w końcu przerywając zapewne milczenie:

- Co za dziura.. chociaż może to i lepiej, zamiast chlać i dymać będzie można skupić się na pracy – uśmiechnął się w duchu sam do siebie, chociaż można było zauważyć jak dziwny uśmiech pojawia się na jego twarzy

- Wjeżdżamy razem, czy osobno panowie ? – wzruszył rękami czekając na odpowiedź …
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 24-10-2011, 20:40   #4
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Odchylony w kulbace, wychylający zarośniętą mordę do ostatnich, ciepłych promyków słonka Drake drzemał. Podróże po Imperium, a już zwłaszcza po stirlandzkim zadupiu stanowiły niezły hazard i mało, który turysta pozwalał sobie na relaks w czasie wędrówki. Ale rozwalony na grzbiecie siwej klaczy Drake miał na zwierzoludzi i innych borowych dziadów wyjebane. Podróżował w obstawie czterech zbirów, którzy mienili się jego kompanami, a jako dodatkowy druh dorabiał u niego załadowany za pasem pistolet. Z drzemki wybudził go szczęk miecza przy pasie, gdy któryś zawadiaka z drużyny sprzedał mu solidnego kuksańca pod bok. Rozbudzony zwadźca przejechał kosym spojrzeniem po jadących stępa kumplach i szybko złapał nieudolnie maskowany uśmieszek Williama.

"No i na chuj, żeś mnie..."
"Jesteśmy" – wyartykułował spokojnie Kasimir, który do tej pory sprawował pieczę nad mapami.
"Jest Lochen, czyli mamy pierwszy kawałek równania" – Drake wygrzebał z załadowanych żelastwem juk jakiś zestaw noży i mieczy, który widać uznał na piątkowy wieczór za najdopowiedniejszy i dał ostrogami po bokach Iskry – "Dość piasku w zębach panowie, koniec z traktem. Ruszamy!"

* * *


Żwawo zajechali pod jedyną w osadzie oberżę, od razu przechodząc do biznesu. Któryś z zakapiorów gwizdnął na stajennego, aby małolat zabrał się za oporządzenie koni, a reszta otrzepując płaszcze z kurzu władowała się do gospody. Było pustawo, ale to miało się szybko zmienić. Widać było po dziewkach latających dookoła budy z wiankami świeżego ziela i girlandami z kwiatów, że szykuje się jakaś solidniejsza biba. Coś musiało być na rzeczy, bo nikt nie ruszyłbym nawet palcem, by wiejskimi ozdóbkami umilić standardowe grzanie wódy przez okolicznych chamów.

"Serwus gospodarzu" – Drake wyłowił wątłą postać z grupki chłopów, którzy uwalili się przy kominku i zaczynali wieczór od walonej z kubków okowity – "Pozwól ku nam, powitać strudzonych wędrowców".
"Panowie..." – chuderlak zgiął się lekko w quasi-ukłonie, nie do końca świadom z kim ma do czynienia, jednak przekonany, że lepiej pochwalić się etykietą niż później pustkami w dolnej szczęce.
"Panowie, panowie. Słuchaj dobry człowieku, a słuchaj uważnie" – blondyn odsłonił poły płaszcza i poklepał pękaty trzosik – "Szukamy strawy i napitku. Szukamy wolnej alkowy, coby móc ową wieczerzę spożyć i szukamy izb na spoczynek na dziś wieczór".
"Tak, tak, ma się rozumieć..." – uśmiech szczupaczka świadczył, że utrata zębów jest rzeczywiście dopiero przed nim i stąd obawy o klawisze powinny być jego udziałem.
"Przede wszystkim szukamy jednak pewnego rudego dżentelmena ze szramą zdobiącą jego dostojne oblicze. Ów Marlo, bo tak się nasz przyjaciel nazywa, miał się tu dzisiaj zjawić. Był już?" – Drake zanurzył dłoń w sakiewce poruszając wypchanym po brzegi woreczkiem – "I do tego warto nam jeszcze wiedzieć, co to za harce tu dziś planujecie..."
"O, panie, mam nadzieję, że nie będzie to panom przeszkadzać, ale dziś będą tu świętować weselnicy. Mam jednak izby też poza..." – gospodarz mówił płynnie, ale teraz powstrzymany położoną mu na ramieniu, urękawiczoną dłonią przerwał w pół słowa.
"Dobrze. A co z Marlem, naszym ryżokudłym przyjacielem?" – w spoczywającej na barku gospodarza dłoni lśniła złota korona, a to był zwykle środek rozwiązujący języki lepiej od najlepszej gorzałki.
"Jak powiedzieliście, panie? Marlo, rude włosy, blizna?"
"Nie inaczej, gospodarzu, nie inaczej".
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 24-10-2011 o 21:27.
Panicz jest offline  
Stary 24-10-2011, 21:17   #5
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Martin nie pasował do tej grupy większość to już niezły wiek a on młokos jakich pełno po miastach hasa. Bujna czupryna, warkocz spięty z tyłu co jakiś czas ukazywały tatuaż idący wzdłuż kręgosłupa i kości barków. Jego piękna aparycja często przyciągała wzrok młódek i starszych pań też. Z dali widać że albo broń ma do pokazu albo nie wie jak się nią posługiwać bo miecz przypasany z prawej strony starał się dobywać też prawą dłonią. Kolejną oznaką młodości była ciągła zabawa drewnianym nożem który przelatywał mu między palcami.

Martinowi nie podobała się ta akcja ale cóż taka praca. Miał nadzieje że szybko ją skończą i będzie miał okazję pokazać swoje prawdziwe umiejętności. Choć kto wie co tu będzie.Miał swoje cele i dążył do niech jak było trzeba po trupach, a zlecenie „Profesora” mogło szybko je przyśpieszyć. Wiedział że banda musi trzymać się razem obojętnie jakie będą poglądy każdego różnice poglądów można zawsze rozwiązać po robocie.

"Można im coś zapodać" skierował roziskrzone oczy w kierunku Ingrid
"Ale może przemyślmy czy nie będzie lepiej wjechać osobno do wiochy, dwie mniejsze grupy nie wzbudza takiego zainteresowania jak jedna duża. A zawsze łatwiej wypytać jak kto sam będzie niż z bandą"
 
Iakovich jest offline  
Stary 24-10-2011, 22:03   #6
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
"Wreszcie koniec pieprzonych męczarni" - pomyślał Kupa gdy dojechali wreszcie na miejsce. Przez całą drogę jego dupsko więcej wycierpiało niż tyłek cycatej Herty w karnawałową noc. Nie dość, że żylasty Kupa był miastowym chłopakiem i pierwszy raz jechał na koniu to jeszcze ta "skurwysyńska chabeta" jak ją nazywał, ze trzy razy dziennie chciała go zrzucić z siodła, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jego żałosne próby utrzymania się na końskim grzbiecie, wywoływały u kumpli salwy śmiechu na co on sam odpowiadał stekiem wyzwisk i gróźb, powodując ogólne rozbawienie.

Inni włazili już do karczmy gdy Kupa dopiero dotoczył się na podwórze. Zlazł z "chabety", grożąc jej przy tym rzeźnikiem i przeróbką na tileańską kiełbasę. Zaraz pojawił się też chłopiec stajenny by zająć się wierzchowcem, więc Kupa postanowił skorzystać z okazji i zagadnął do niego.

-Te młody chcesz zarobić? - człowiek od Buby, sięgnął do kieszeni i wyciągnął złotą monetę. Młodzikowi zaświeciły się oczy, jakby zobaczył wypięty, goły tyłek rudej Cześki i tylko skinął głową, przełykając głośno ślinę.
-No to słuchaj młody, powiedz mi kto we wsi jest sołtysem? Kto jest największym twardzielem? Czy macie tu jaką milicję do pilnowania porządku? I najważniejsze, czy są we wsi jacyś obcy, nie licząc mnie i moich kompanów oczywiście? Powiesz mi to młody, a moneta jest twoja.
 
Komtur jest offline  
Stary 24-10-2011, 22:25   #7
 
Gniewny's Avatar
 
Reputacja: 1 Gniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodze
William „Rip” Robertson

- A co? Nie można? Jeszcze byś robotę przespał. – grymas na twarzy Williama można było od biedy wziąć za uśmiech. Ot taki z niego był figlarz-psotnik, z krzywą gębą. Poprawił kubrak i przeciągnął się w kulbace rozprostowując skostniałe, od trzymania uzdy palce. Chłodno się robiło, dupa bolała, czas popasu. Lochen, czyli ta wiocha, do której zmierzali, wyglądała, zgodnie z oczekiwaniami… jak ostatnia, zabita dechami dziura. Parę pieprzonych chat i karczma. „Doktorek” coś tam marudził pod nosem, czego się spodziewał? Perły Imperium? A może, że na wjeździe będzie czekać tuzin dziwek z rozdziawionymi paszczami? Rip uśmiechnął się do takiego wyobrażenia w myślach, całkiem ciekawy widoczek.
- Pierdolenie… Pewnie że razem. Przecież wyrżnięcie tej kołomyi w pień nie zajęłoby nam całego popołudnia. – mruknął i pogonił piętami konia szybko doganiając Drake’a.

***

Do gospody wparował zaraz za Drake’iem, pustawo było, tylko okoliczne chłopstwo chlało, przepijając ostatnie grosiwo. Kominek grzał aż miło, brakowało jeszcze dobrej gorzałki i ten dzień mógł się na dobre rozpocząć.
- Drake, tylko nie wydaj wszystkiego. Za co do domu wrócimy? – klepnął towarzysza w ramię i porywając flaszkę ze stołu spokojnie oddalił się w kąt, mając uważne baczenie na wszystkich, którzy wchodzili do karczmy. Pociągnął obfity łyk palącego w gardziel trunku, całkiem zresztą znośnego, chyba z ziemniaków, przynajmniej tak smakowała. Zerknął kątem oka w stronę właściciela przybytku, który z oczyma jak spodki gapił się na krążącą między palcami Drake’a monetę.
~~No to czas na mały rekonesans.~~
Pozostawił butelczynę na stole i nieśpiesznie ruszył na spacerek po tym, jakże wizualnie odstającym od reszty zabudowań, przybytku. Bez zbytniego skrępowania przeszedł za kontuar, działaj tak, jakbyś był u siebie. Pierwsza kurwa zasada, a jak ktoś ma z tym problem, to w skórzanym kubraku Rip miał jeszcze kilka innych zasad, żelaznych.
Zerknął przez drzwi, tak jak podejrzewał, prowadziły do małego składziku, bez okien, acz z beczkami i butelczynami pełnymi wódy i piwska. Tyle dobrze, nikt się tędy nie wpieprzy. Pozostało jeszcze przejście ze stajni, był rygiel, więc nie było źle, ale i tak, każdy przy odrobinie umiejętności by się prześlizgnął.

Zostało jeszcze pięterko, a potem będzie mógł w spokoju odsapnąć. Bez pośpiechu wdrapał się po dość stromych schodach na piętro. Większa izba, trzy mniejsze… Okno z większej wychodzące na dach stajni. Zanotować, zabezpieczyć. Jedna mniejsza izba była ślepa, wyglądała jak kolejny składzik, acz prócz kurzu aktualnie nic nie było składowane. Kolejne dwie wyglądały na pozornie niezajęte, ale Rip jakoś nie pytał o pozwolenie. Okno w jednej izbie wychodziło na wioskę, od strony wejścia do gospody, w drugiej izbie, dokładnie naprzeciwko, widok był znacznie przyjemniejszy. Trochę krzaków, trochę drzew. Bluszcz, aż do framugi. Kolejny newralgiczny punkt.
Koniec końców nie było tak źle. Jedno wejście do środka, drugie przez stajnię. Dwa potencjalne wejścia przez okna, z tego jedno od osłoniętej strony. To nie była taka zła melina, można by bez większego zaangażowania ładnie ją zabezpieczyć.

Gdy już zanotował w pamięci wszystkie szczegóły wrócił na dół do Drake’a, który właśnie chował monetę do sakwy, drugą ręką trzymając przy ustach flaszkę. Podszedł do delikwenta i odebrał butelkę, pociągnął i zbliżył się do kompana.
- No to Drake… Sytuacja wygląda następująco… Dwa wejścia na piętrze, dwa na parterze. Jedno łatwo dostępne, drugie w miarę. Wejście od stajni z ryglem, wejście od frontu zasuwa. Okno na drogę z izby po prawej, widać wjeżdżających od interesującej nas strony. Co dalej, możliwe zejście do piwnicy, nie miałem czasu buszować po składziku, pewnie tam gdzieś jest. Do tego zaryglowane wejście do piwnicy na zewnątrz, przynajmniej mi na takie wyglądało.

- A ty co wyniuchałeś na zanętę?
 
Gniewny jest offline  
Stary 24-10-2011, 23:07   #8
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Alexander Tregardt

Odcharknął i splunął soczyście miedzy uszami konia.
- Nie będziem się rozdzielać. - warknął - Chuj wie kogo i w jakiej liczbie tu spotkamy. A że nas dużo nie jest, to tym bardziej bez sensu.
Ingrid dobrze mówi. Sprawdźmy tych, co nadjeżdżają, a nuż to ci, o których nam chodzi. Proponuję rozegrać to tak: Ingrid niech się sponiewiera nieco i wyleci na gościniec, to się pewnie zatrzymają, jak nie na pomoc kobiecie w opałach, to żeby zgwałcić. Tak czy siak, zatrzymują się, a reszta z nas wyskakuje z dwóch stron i wyżynamy frajerów.
- załadował kuszę - To jak? - potoczył wzrokiem po kompanach.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 24-10-2011, 23:24   #9
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Patio Sofa

Starożytne przysłowie mówi: ’ Życie to najkorzystniejszy interes – dostajemy je za darmo’. Kiwając się w siodle swojego siwka, Patio Sofa rozgryzał tę mądrość jak gorzkiego orzecha, wcale nie tak dawno przekonany o jej kłamliwości.

-Aj waj- Westchnął, ni to do siebie, ni to do zmachanego konia. Zwierzę zastrzygło uszami i pierdnęło donośnie, rozpryskując brązowe drobiny niczym kometa ciągnąca za sobą złocisty warkocz. Patio zmarszczył nos i dotkliwie uszczypnął przeklętego pierdostwora w chudą szyję.

O czym on to? Aha. Tak, nie ma nic za darmo. Choćby człowiek spinał się i zginał, zawsze prędzej czy później stanie się komuś coś dłużny – Patio doskonale o tym wiedział, wszak żył z tej życiowej prawidłowości. W jakiś pokręcony sposób doszedł przez to do wniosku, że jego się ta zasada nie ima, i jak to zwykle bywa, przegniły los odwrócił się i ugryzł go w jego pejsowatą dupę pozbawiając go tym samym iluzji bezpiecznego, lichwiarskiego żywota na drodze do przejęcia władzy w Imperium.

Nie dane mu było jednak w spokoju snuć owych niewesołych myśli. Oto jego grupka zbliżała się do gloryfikowanej pipidówy jaką okazało się Lochen. Patio pokiwał mądrze głową, najwyraźniej spodziewając się takiego obrotu spraw.

Szczerze mówiąc, latające kutasy go obchodziło jak wjadą do miasteczka. Pejsęczy zmysł podpowiadał mu że oprócz szczekających dupą psów Lochen ma dla nich jeszcze inne niespodzianki, a on nawet jeśli nie musiał być pierwszym który położy rękę na figurce, musiał być jedynym który ją z Lochen wywiezie. Jaka szkoda, pomyślał, patrząc na wyprężoną w siodle Ingrid. Miał nadzieję że jego obszerna czarna szata ukryje jego instynktowną reakcję jaką była szalejąca erekcja na myśl o tych kilku złotych koronach które wojowniczka z pewnością ma w sakiewce… Mężczyzna odchrząknął i odsunął od siebie fantazje o połyskliwym żółtym metalu.

-Aleksander ma rację. Po jaką cholerę chcecie się rozdzielać? Wjedziemy kupą, kupy nikt nie ruszy. W takim miasteczku jak to zdziwienie wzbudzi każda żywa istota która nie jest lisem albo krową. Dużo sensowniej będzie rozdzielić się na dwie grupy by znaleźć tego całego kuriera, a i to może nie być koniecznie… do jasnej cholery, ta wioska jest mniejsza niż dupa węża. Jak ciężko będzie po prostu ją przeczesać? Szkoda czasu na kombinacje- Miał nadzieję że jego pośpiech nie wyda się reszcie podejrzany. Odkąd go poznali, Patio wydawał się czerpać dużą przyjemność z formułowania kunsztownych planów działania, teraz zaś pogania ich batem prosto w nieznane. Cóż mogło spowodować taką nagłą zmianę, ten nerwowy błysk w małym, świńskim, chciwym, ciemnym oczku Sofy?

W odpowiedzi na plan sformułowany przez Aleksandra wzruszył tylko ramionami. Miał zamiar trzymać się odrobinę z boku – wiadomo, że gdzie dwóch się bije, tam Patio korzysta.
 
K.D. jest offline  
Stary 25-10-2011, 00:27   #10
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Adam był mężczyzną w średnim wieku o dość pokaźnych rozmiarach, w szczególności w jednym - w pasie. Jego brzuch był duży, jak to na piwowara i karczmarza przystało. Degustowane piwa i potrawy musiały się gdzieś układać. Ubrany w dobrej jakości ubranie, zadbanym wąsem mieszczanin podróżował wraz z zgrają ludzi z różnych krain. A to jakiś norsmen, a to jakaś kobietka, w sumie raczej chłopczyca, młokos, taką kompanią go bogowie pokarali.

Od czasu do czasu sięgał po piersiówkę z dobrą wiśniówką. Był to jego ulubiony trunek. Lubił się dzielić nim z innymi, wszystko co było własnością Adama mogło służyć komuś innemu. Czasami nawet bez zgody karczmarza. Wiele razy padł ofiarą kradzieży, ale nie przejmował się tym zbytnio. Z pewnością ten ktoś zrobił to, bo musiał.

Adam krył się ze swoją przeszłością. Nie życzyłby nikomu tego przez co musiał przejść. Zawsze ile razy musiał iść za potrzebą chował się gdzieś głęboko w lesie aby ukryć... swój brak. Kiedyś został przez kogoś przyuważony. Nie wiedział dokładnie kto mógł zobaczyć jego ubytek. Wrócił jak gdyby nigdy nic do reszty. Nie zauważył niczego podejrzanego, a może ktoś chciał to wykorzystać później? Nie wiedział tego.

Adam przysłuchiwał się kolejnym wypowiedziom na temat wkraczania do wioski. Sam znał się na wojaczce jak gówno na poezji. Wolał się nie wtrącać. Jego zadaniem było tutaj zdobywanie pożywienia i utrzymywania drużyny w dobrej kondycji. Piwowar schował się za Alexandra. Wyglądał on na typa, którego niełatwo sprowadzić do parteru.
 
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172