|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-06-2017, 11:37 | #201 |
Reputacja: 1 | Heisenberg teraźniejszość Rzeka do czystych pływów nie należała, tym bardziej należy docenić wytrwałość Strilandczyków, którzy przez bity kwadrans wpatrywali się w jej nurt, próbując wypatrzyć coś przypominającego opisane przez Aldrica zjawisko.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
25-06-2017, 21:45 | #202 |
Reputacja: 1 | Od razu po wejściu do jaskini Moritz poczuł całkiem przyjemny chłód. Był on miłą odmianą dla człowieka przyzwyczajonego do gorączki na zewnątrz pomieszczenia. Wagner niemal nie rozejrzał się zanim nie przywitał z należytą czcią kapłana Boga Umarłych. Ten akurat zajmował się ciałem położonym na potężnym kamiennym blacie. Jedna część czeladnika chciała się odwrócić kiedy Morryta zaczął kroić skórę i mięśnie, natomiast druga... była bardzo ciekawa wnętrzności, które widywało się tak rzadko. Wagner jako osoba obeznana jedynie z podstawami pierwszej pomocy w klasztorze Bogini Miłosierdzia uważał, że może się czegoś nauczyć kiedy będzie uważnie słuchał starszego, doświadczonego kapłana. Markus Volkmarson oglądał i eksponował wnętrzności truposza zauważając bezbłędnie, że zniszczona została jego wątroba. Ponoć wszyscy, których sekcje robił ostatnio Morryta mieli podobne wątroby co nie tylko martwiło, ale też przerażało Wagnera. Nie chciał on nawet myśleć, że za całą sprawą nie stała klątwa tylko jakaś nieuleczalna choroba czy rozprowadzona wszędzie trucizna... Dziwnym trafem myśli Moritza zaczęły krążyć wokół jego przypadłości, którą nie tak dawno oszukał i będzie leczył do końca swych dni. Aby znowu nie popaść w alkoholizm czeladnik musiał być czujny, nieustępliwy i twardy. Mężczyzna zaczął się zastanawiać jak mocno w czasie jego często wielodniowych libacji oberwała jego własna wątroba. A co jak do takiego stanu jak u tego trupa brakowało mu zaledwie kilku miesięcy? Nie. On pił chyba na to za krótko. Zapytałby kapłana, ale było mu zwyczajnie wstyd. Herr Markus nie wierzył w klątwę, którą za powód całego zajścia uważał obecny w mieście kapłan Shallyi. Zmarła kilka tygodni wcześniej siostra kapłana Bogini Miłosierdzia o imieniu Adela powinna zostać sprawdzona przez Volkmarsona, ale jej brat nie chciał się na to zgodzić. Był człowiekiem upartym i nie uważał nawet za wystarczający dokumentu z Nuln wystawionego przez własnych zwierzchników. Wagner postanowił, że najpierw uda się wraz z kompanami, a później porozmawia z kapłanem Shallyi. Miał nadzieję, że uda się mu z nim porozumieć i być może ustalić wersję drugiej ze stron. Może miał on jakieś mocne argumenty na potwierdzenie, że za wszystkim stoi klątwa, a nie choroba czy trucizna… |
26-06-2017, 06:41 | #203 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-07-2017 o 22:56. |
02-07-2017, 23:54 | #204 |
Reputacja: 1 | Miejsce kultu Pani Miłosierdzia było mało okazałe, ale jego klimat oraz właśnie brak przepychu pasował do samej Shallyi. Niski budyneczek z małym ogródkiem nie pasował Wagnerowi do opisu miejsca, w którym mógł rezydować prawdziwy "demon" nie słuchający dobrych rad, próśb oraz nakazów własnych przełożonych. Łóżka ustawione niemal w całej nawie przypomniały Moritzowi czas kiedy sam terminował w świątyni Bogini Miłosierdzia. Starsza, doświadczona kapłanka poiła chorych kiedy podróżnicy weszli do środka przybytku. Wagner skinął jej głową z szacunkiem nie chcąc przerywać posługi. Kapłan Schulmann okazał się zmęczonym, smutnym człowiekiem w podeszłym wieku. Oczom Wagnera przyzwyczajonym do notowania każdego najmniejszego gestu rozmówcy nie umknęła reakcja kapłana na widok nowicjusza Morra. Mężczyzna w szarej szacie wysłuchał Moritza spokojnie po czym odpowiedział. Odpowiedź jego była jednak pełna jadu skierowanego w osobę Markusa Volkmarsona. Nie wiadomo dlaczego praktyki Morryty zostały uznane przez Schulmanna za odrażające i ściągające na miasto uwagę złych mocy. - O truciźnie nie powiedział nam Herr Volkmarson Panie. - powiedział Moritz spokojnie. - Jeden z nas zauważył na okolicznej wodzie dziwne przebarwienia mogące świadczyć o tym, że została ona zatruta. Wiemy, że do tego strumienia nieczystości wylewa kilku barwiarzy oraz wpada do niego wiele rynsztoków. Zatruć taki strumień można by całkiem łatwo, bo dostępność do niego jest prosta. Czy zna Herr sposób na całkowite wykluczenie tezy o zatrutym strumieniu, z którego wszyscy w osadzie mają wodę? - Trucizna w rzece… przyznaję taka alternatywa nie przyszła mi do głowy. Ludzie chorują i w górnym biegu nim wpadnie do miasta… Ktoś nieustannie musiałby to czynić… niewykluczone - westchnął. - ...acz trudne do uwierzenia. Świątynia Morra w górnym biegu rzeki jest, ale nie wierzę że Volkmarson jest zwyczajnym mordercą… Szaleniec to tak… wszak to by znaczyło, że całkiem bogowie Chaosu mają nad nim władzę… - Ja nie mówiłem o kapłanie Morra tylko o jakiś siłach, które nie tylko trują wodę, ale też kłócą ze sobą największe świątynie w okolicy. - powiedział Moritz. - Jak już mówiłem. - kapłan załamał ręce. - Działalność Morryty przystęp Chaosowi dać mogła… będziemy obserwować rzekę, jeśli tam jest to o czym mówicie, miasto skazane jest na zagładę jeśli źródło powodu nie będzie powstrzymane… - Ja widziałem te ślady na wodzie, do niczego niepodobne. - powiedział Kaspar. - Znaczy, trochę po świecie wędruje i nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jestem jednak pewien, że parę osób o bystrych oczach też by to dostrzegło, szczególnie rybaków, gdyby jaki się znalazł. A druga sprawa... Czy który z chorych na wypadek trucizny jakowejś był leczony? - spytał. - Gdy pierwsze choroby się pojawiły? Może do Shallyi modły o ratunek przed trucizną właśnie warto by skierować? - Nie, przeciw truciźnie nikt nie był leczony, ale warto spróbować. Magia lecznicza nie zaszkodzi chorym. - Czemuż ciało siostry Adeli nadal jest w tym przybytku, miast pochowane zgodnie z bożym przykazaniem? - Detlef wypalił korzystając z chwili ciszy. - Herr Markus zawzięcie wierzy w Pańskie uparcie w tejże sprawie, a uzupełnić mój raport o odpowiednie notatki będę musiał. Prosiłbym o szczegóły, jeśli można. - Detlef użył jak najbardziej bezbarwnego tonu głosu jaki tylko posiadał. - Pod nóż na zaspokajanie niezdrowych fascynacji tego kapłana siostry nie oddam. - rzekł stanowczo. - Bezcześcić ciała pośmiertnie nie pozwolę. - Zrozumiałe. Historie o metodach Markusa Volkmarsona dotarły również do Nuln i dlatego przybyłem zdobyć jak najwięcej informacji o jego postaci. Chciałbym zapewnić cię panie, iż dokumenty od kapłanów Morra, jak i Shallyi, są poprawnie opieczętowane, opisane i wszystko wygląda na to, iż mówi prawdę. Rozumiem też, że siostra Adela zmarła od choroby, czy też trucizny, bądź domniemanej klątwy, która nęka te okolice? Czy posługiwała się jakimś nazwiskiem? Żyła tutaj w przybytku czy może gdzieś w mieście? - Detlef nadal używał oficjalnego tonu. - Byłem w Nuln w tej sprawie i doskonale wiem, że zezwolenie od obu kultów otrzymał. Podejrzewać jedynie mogę w jaki sposób to osiągnął… dlaczego jednak nowicjusza wysyła do mnie jako gwaranta decyzji nulneńskich dziwi mnie jeszcze bardziej… - odrzekł chłodno. - Proszę opuścić teren świątynny natychmiast! - Jak sobie życzycie. Raport będzie posiadał stosowne adnotacje. Sprawa jest załatwiana swoim tokiem, więc czy to nowicjusz czy łowca czarownic to nie pańska decyzja. Żegnamy. - odrzekł Detlef. - Czy gdyby kapłan Morra obiecał, że jej ciało nietkniętym zostawił - Kaspar raz jeszcze tę kwestię spróbował załatwić polubownie - wydalibyście ciało siostry Adeli na pochówek? - spytał. - Jeśli zaprzestanie dalszych pośmiertnych badań na wszystkich zmarłych to tak. Wtedy tak. - odparł zdecydowanie. - Ale tylko wtedy. |
04-07-2017, 18:16 | #205 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-07-2017 o 04:47. |
05-07-2017, 09:58 | #206 |
Administrator Reputacja: 1 | Zdawać się mogło, że coś prawdy tkwiło w pomyśle, że to trucizna ma zgubny wpływ na zdrowie mieszkańców miasteczka. Czy gdyby kuracja została podjęta wcześniej, to Helga, bez względu na tuszę, by przeżyła? Na dwoje babka wróżyła, ale Kaspar postanowił, że jeśli jego klątwa-nieklątwa dopadnie, do doczołga się do świątyni i w głos będzie wołać, że został otruty. * * * Każdy dobry uczynek musi zostać ukarany. Kaspar z przerażeniem oglądał sceny, jakie zaczęły się rozgrywać na ulicach Heisenbergu. Chciał ocalić tych mieszkańców, którzy jeszcze byli zdrowi, a osiągnął cel wprost przeciwny. Tchnął w mieszkańców nowe życie, ale nie sądził, że ta energia zostanie tak ukierunkowana... - Wyjeżdżamy stąd, zanim mieszkańcy zakończą wewnętrzne porachunki i zwrócą się przeciwko nam, czy macie jakieś pomysły na to, jak uspokoić całą sytuację? Miał nieco wyrzutów sumienia, ale i tak wyżej cenił własną skórę, niż cudzą. |
10-07-2017, 22:31 | #207 |
Reputacja: 1 | Ucho wyglądało na ludzkie chociaż było sporych rozmiarów. Sama jego obecność w słoju była czymś dziwnym i niecodziennym. Wagner chciał się pozbyć ucha jakby to miało zatrzymać pomór wśród mieszkańców. Nic jednak na to nie wskazywało. Dawno po spaleniu narządu słuchu ludzie ginęli dalej. Jedną z takich osób była Bardzo Gruba Helga, która wzbudziła w czeladniku olbrzymią empatię. Nie żeby mężczyzna był niej wcześniej pozbawiony, ale taka otyła, nie mająca nikogo do opieki kobieta, pozostawiona zupełnie sama sobie spowodowała, że nawet człowiek, który widział dziesiątki śmierci zatrzymał się na chwilę, odetchnął i zastanowił nad ludzką egzystencją. Młoda, całkiem sympatyczna siostra Emma została poinstruowana przez przełożonego aby leczyć przeciwko truciznom. Kiedy ta zaczęła się modlić i magicznie leczyć Helgę czeladnik miał wielkie nadzieję, że to pomoże. Początkowo kobieta nabrała barw na twarzy, oddychała zdecydowanie pewniej i bardziej miarowo. Trucizna jednak musiała być w organizmie na tyle długo, że zwyciężyła i zabiła Helgę. Równie dobrze jednak mogła to nie być trucizna tylko klątwa czy choroba... Wagner nie mógł uwierzyć w to co się stało. Mieszkańcy posłuchali podejrzeń podróżnych i rzeczywiście uwierzyli w to, że byli truci. Ich wiara jednak była na tyle silna, że zaczęli na siłę szukać winnych. Wszędzie ktoś się bił, uciekał, groził czy był ofiarą szykan. Moritz był pewien, że jeżeli ludzi nie wybije zaraza, choroba czy trucizna zrobią to oni sami. Na ulicach nie brakowało ofiar, a strażnicy wobec takiej eskalacji byli bezsilni. Jedyne co mogli zrobić to liczyć, że ktoś skutecznie pozbędzie się źródła problemu. Wagner - pewnie podobnie jak reszta - zaczął podejrzewać, że to podróżni mogą stać się niedługo celem ataków dlatego... musieli zaradzić sytuacji czym prędzej! Nie było czasu do stracenia. Z takimi właśnie myślami ekipa ruszała w góry. Mieli ze sobą spirytus, trochę jadła i postanowienie, że za wszystkim może stać gigant, którego trzeba usiec. |
14-07-2017, 23:48 | #208 |
Reputacja: 1 | Wyglądało na to, iż informowanie ludzi o czymkolwiek było zazwyczaj złym pomysłem. Kolejne to już miejsce, w którym wybuchła panika. Khazad z niesmakiem patrzył na rozróby. Ludziom to się nie dogodzi. Chcieliby wszystko wiedzieć, a jak już wiedzą, to zachowują się jak banda rozwydrzonych dzieciaków z zapałkami w magazynie ze spirytusem. - Panowie ja bym zebrał co mieliśmy w planach i ruszył na tego giganta. Trzeba ten trop szybko sprawdzić, a jak to nie będzie gigant za tym stał to szukać rozwiązania. - powiedział Wagner. - Zanim nam się ludzie pozabijają do cna. - I zostawimy hałastrę całą tak, coby powybijali sami miast zarazy się? - zapytał Arno nieprzekonany. - Grimie kochany a jak będziesz chciał ich powstrzymać to jeszcze wina za trucie spadnie na podróżnych. Pamiętaj, że to zawsze obcy są źli i nikczemni. - powiedział z uśmiechem Wagner. - Lepiej szybko pozbyć się zarazy i mieć nadzieję, że samosądy zostaną wstrzymane. - Naprawdę niechętnie to mówię, ale nie zdołamy nad nimi zapanować - przyznał gawędziarzowi Aldric, na którego twarzy malowały się smutek i przerażenie. - Oni nawet nie starają się myśleć, po prostu… Jedyne co może ich powstrzymać to chyba widok głowy olbrzyma. Jak go usieczemy, to może dadzą się przekonać, że to on stał za całym nieszczęściem. Musimy się spieszyć. - Co racja, to racja - przytaknął Kaspar. - Musielibyśmy mieć ze trzydziestu sprawnych ludzi, aby opanować sytuację w mieście. Inaczej albo nas zlekceważą, albo spróbują pozabijać. Musimy ruszać w góry. Arno musiał przyznać, iż jego towarzysze mieli nieco racji. Czym prędzej zatem wyruszyli w drogę za towarzystwo mając beczkę spirytusu na furmance zaprzężonej w Śmierdziulę. Pierwsza decyzja czekała ich niedaleko, bo zaledwie godzinę drogi od miasta. Dotarli do miejsca, w którym droga oddalała się od rzeki. Obie trasy zdawały się prowadzić do, z grubsza, podobnego celu, ale trakt zapewniał szybsze poruszanie się oraz pasował do pozorów przypadkowego podążania traktem. Wkrótce wszyscy poczuli, że znajdują się w górach. Temperatura spadła, a wiatr wzmógł się. Trasa stała się trudniejsza do pokonania, zaś nastrojów nie poprawiały wiszące na ścianach skalnych klatki. Ich mieszkańcami były szkielety oraz gnijące zwłoki. Stopień rozkładu był tak zaawansowany, iż dało się zidentyfikować jedynie przynależność do którejś z ras humanoidalnych oraz płeć. Khazad zainteresowany tabliczkami, jakimi opatrzone były niektóre klatki, podszedł bliżej. Natychmiast rozpoznał pismo swojej rasy. Nieco dalej, nieopodal twierdzy Karak Norn strzegącej Granitowej Przełęczy pojawiła się odnoga prowadząca na północny-zachód. Czas nie był ich sprzymierzeńcem. Została zaledwie godzina do zmroku. Po krótkiej naradzie wybrali kontynuację odnogą. Choć Hammerfista korciło, by zawitać do samej twierdzy, to nie w tym celu wyruszyli w góry. Mieli zadanie w postaci giganta. Jost ruszył jako pierwszy jako najbieglejszy z nich wszystkich w tropieniu. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, stanęli na krawędzi obozu wyglądającego na ludzki. Porzucone narzędzia górnicze wraz z przyrządami do odsiewania złota wskazywały jednoznacznie na charakter przebywających tu osób. Niedaleko znajdowało się kilkanaście kurhanów z ludzkimi "mieszkańcami". Same groby mogły mieć od kilku do kilkunastu tygodni. Z grubsza zgadzało się to z czasem, w którym odbyła się walka z gigantem. Nie było jednak żadnych śladów giganta ani walki. To zastanowiło khazada. Niewykluczone, że po tylu sprawach rozwiązanych i nierozwiązanych stał się nieco przewrażliwiony i wszędzie widział spiski, niemniej... coś mu śmierdziało. Arno zadał sobie jedno pytanie: czy on, widząc jak gigant pozabijał mu kolegów, beztrosko chowałby każdego po kolei? Jeśli walczyli tutaj i pogoda zmiotła wszelkie ślady, to z całą pewnością wolałby w pojedynkę nie mierzyć się z gigantem. A skoro raz przyszedł, to co powstrzymywało go przed ponowną wizytą? Jeśli walczyli nieopodal, to nie wracałby po każde ciało po kolei. Chyba, że do starcia doszło w znacznej odległości, a oni mieli wóz. Wtedy na miejscu ocalałego Arno również mógłby się pokusić o załadowanie wszystkich i odjechanie. Sądził jednak, bez fałszywej skromności, iż był osobnikiem odważniejszym od górnika. Choć mógł się mylić. Niemniej nie wyjaśniało to ucha giganta w domu wskazanym przez Abstinenzlera. Czyżby jedyny ocalały nie był wcale taki jedyny? Pozostali na noc w obozie, ale nie zaryzykowali rozpalania ognia. Ich sprzymierzeńcem były strome i nieprzystępne dla większości osób skały oraz tylko dwie drogi prowadzące do miejsca ich pobytu. Ponadto wystawili warty po dwie osoby. Pierwszą miał Eryk z Edmundem, a kolejną Bert oraz Arno. Krasnolud koniecznie chciał pilnować wtedy, gdy ciemności są najgłębsze, by móc w pełni wykorzystać wzrok przebijający się przez mroki. Ostatnia, nad ranem, przypadła bystrookiemu Jostowi. Noc była jednak spokojna, więc rankiem podjęli wędrówkę. Nie odeszli daleko, ponieważ kwadrans później natknęli się na wejście do starej kopalni. Wypływał z niej górski potok. Grimm przyjrzał się wejściu. Było zbyt małe na giganta, zaś w potok żaden z nich nie dostrzegł czarnych plamek zauważonych przez Josta w rzece. - Myślicie, że rzeka nasza być to może? - zapytał starając się samemu ocenić, spoglądając na trasę, która obiera. - Wiecie... Podejrzeń nabrałem, że ocalały jedyny, jedynym być nie musi. Dlatego na ludzi baczenie także mieć by warto było - powiedział dobywając młota i tarczy. Mogło być mało miejsca na użycie broni oburęcznej. Gdy tylko przestał przyglądać się potokowi, ostrożnie ruszył jako pierwszy w głąb jaskini.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
18-07-2017, 05:23 | #209 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
28-07-2017, 22:48 | #210 |
Reputacja: 1 | Khazad zatrzymał się nagle i wzniósł rękę, by jego towarzysze zatrzymali się. Znaleźli go. Gigant leżał nieruchomo na boku zwrócony plecami do nich. Wyglądało na to, że szczęście uśmiechnęło się do nich. Pozostało podejść do śpiącego monstra i zabić go. Ale czy rzeczywiście? Arno czuł w twardych, krasnoludzkich kościach, że coś jest nie w porządku. Poczucie to towarzyszyło mu od chwili, gdy ujrzał kurhany. To nie pasuje począwszy od rozmiarów giganta. Wprawdzie nie widział żadnego, lecz ten wydawał mu się bardzo mały, choć i tak bardzo rosły. Grotę wypełniał odór gnijącego mięsa. Czyżby nie żył? - Żyje? - zapytał szeptem Wagner zastanawiając się czy nie za cicho aby usłyszał to ktoś poza nim samym. - Tak, pewnie śpi - równie cicho odparł Kaspar. - Głowa drgnęła. - To nasza szansa. Zróbmy to - wyszeptał Aldric do towarzyszy, szukając wzrokiem poparcia. - Jestem za. - powiedział Moritz po chwili namysłu. - Podejdę z pochodnią, ale nie za blisko aby go nie zbudzić. Wy zajmijcie się maszkarą... Krótka narada zaowocowała powolnym marszem w kierunku stwora z zamiarem ataku. Arno zbliżał się od strony głowy wciąż nieprzekonany do słuszności postępowania. Czy słusznym było bezczeszczenie zwłok, jeśli gigant wyzionął ducha? Nie wydawało mu się, lecz względy bezpieczeństwa przeważyły. Jedyne, co mógł zrobić, to obrać drogę okrążającą głowę. Wielka postać zbliżała się z każdym krokiem. Mniejsza, brodata w skupieniu wypatrywała najlżejszych drgnięć, lecz nic takiego nie nastąpiło. Smród nasilał się od miejsca, w którym leżała postać. Arno był prawie pewien swego. Musiał jeszcze tylko to potwierdzić. Gdy obszedł głowę dostrzegł, iż śmierdzące przypuszczenia okazały się trafne. Wiek giganta mógł odpowiadać najwyżej dziewięcioletniej dziewczynce. Kałuża krwi pod nią sięgała ściany i zdążyła wyschnąć. Grimm bardzo paskudnie skrzywił się na jej widok zastanawiając się kto był rzeczywistym potworem. Dziecko trzymało rękami zakrwawiony brzuch gęsty od śladów po broni kłutej i siecznej. Miała również liczne zadrapania. Twarz wyglądała jednak jeszcze gorzej. Pokrwawiona równie mocno jak niższe partie nie miała jednego oka, zaś drugie zwisało wypchnięte z oczodołu. A może wydłubane. Splunął z irytacją widząc ślady łez na brudnych policzkach. Musiała umrzeć w takiej właśnie pozycji. Skulona, opuszczona i samotna. Truchło wielkiego jak góra mężczyzny niewiele by go ruszyło. Ale małą dziewczynkę? Nawet jeśli była gigantem. To mu się w pale nie mieściło. Może dlatego, że był synem pasterza ze wsi. Dziecko to dziecko. Nie ważne czy zwierze, czy człowiek, czy gigant. Takich rzeczy się, kurwa, nie robi. Musiała rozkładać się od dawna, choć nie był w stanie powiedzieć od kiedy. Z pewnością robaki w oczodołach i ustach już od dłuższego czasu ucztują. Nagle! Z oczodołu wyskoczył wielki szczur i pobiegł szybko wzdłuż ściany ku nogom, byle dalej od krasnoluda. Głowa poruszyła się po skoku szczura, lok włosów opadł na czoło odsłaniając gnijącą dziurę w miejscu gdzie było ucho. Khazad gwałtownie cofnął się o krok przed szczurem. - Teraz już wiem, czemu mi się zdawało, że głowa jej się porusza - mruknął Kaspar na widok biegnącego szczura. Hammerfist stwierdził, iż jest to czas najwyższy, by podzielić się swymi obawami z towarzyszami. - Właścicielkę znaleźliśmy ucha. Dzieckiem gigantów zaledwie jest i bez życia leży od czasu dłuższego. Może Jost więcej powiedzieć umiał będzie. Sprawa cała śmierdzi niemożebnie mi od dnia wczorajszego. Dlatego młota uderzeniem chyży nie byłem taki. Na sprawę oczami ocalałego zerknąć raczcie. Chował podobnież się, kiedy kolegów jego Morr spotkał. W to uwierzyć w stanie jestem. Ale w grasowania giganta miejsce wracał, coby ciała wszystkie do obozu przenieść? Albo ocalałym nie był jedynym, albo z palca historyjka wyssaną została. Po mojemu nie gigant zarażenia winnym jest, a górnicy - pokręcił głową z niezadowoleniem. - A jeśli gigantów robotą zarażenie było, to w odwecie za dziecka utrupienie. Synom kurwim jaj zabrakło, aby na fest chłopa lecieć, to dziewczynkę tę zaatakowali. Co rzeklibyście na sprawdzenie czy w kurhanach ludzie rzeczywiście leżą? - zapytał Arno i splunął ponownie. Szybko wydarzenia okazały się wystarczająco sprzyjające, by poznać zawartość grobów. Edmund nocą własnoręcznie musiał przygotować ich do przejścia do Ogrodów Morra, zatem musiał odsłonić ich zawartość. Nader ludzką, jak się okazało. I zmasakrowaną, co pasowało do roboty giganta. Niedługa wymiana spostrzeżeń dotyczących wydarzeń kryjących się za zwłokami ludzkimi i giganta nie rozwiała zbyt wiele wątpliwości, lecz przynajmniej wykluczyła kilka możliwości. Zwieńczyło ją przeszukanie jaskini. Towarzysze krasnoluda wskazali na ślady krwi nieopodal wejścia oraz obtarcia na łokciach i kolanach. Niewykluczonym było, iż sama wczołgała się tutaj, wybierając sobie własny grobowiec. Bardziej lub mniej świadomie. Splunął jeszcze raz, przyglądając się uważnie jeszcze raz. W tym czasie powstał pomysł pochowania dziewczynki. Hammerfist nieszczególnie był przekonany do tego pomysłu ze względów praktycznych. Wywlekanie takiego ciężaru i tworzenie sztucznego pagórka z kamieni było czasochłonne. Nie mówiąc już o nieznajomości zwyczajów pogrzebowych gigantów. Na szczęście Edmund wiedział nieco więcej na tenże temat. Niewiele, ale jednak. Doradził też spalenie, co Arno znacznie bardziej przypadło do gustu. Nim jednak jaskinia wypełni się duszącym dymem palonego ciała, chciał przeszukać to miejsce dokładnie. Nie ulegało wątpliwości, iż była to kopalnia. Przypominało mu to wyprawy do jego kuzynów żyjących w tunelach. To były czasy. - Okiem jakbyś rzucić mógł fachowym - zwrócił się krasnolud do Josta - Czasu ile od zgonu minąć mogło? Następnie ruszył badać dalsze rejony kopalni. Nie wiedział jak są rozległe i czy pozostali zdecydują się ruszyć z nim na poszukiwania ukrytych sekretów. Był jednak zdeterminowany poznać każdy jej kąt w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania zadane i niezadane.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |