Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2017, 11:37   #201
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Heisenberg
teraźniejszość
Rzeka do czystych pływów nie należała, tym bardziej należy docenić wytrwałość Strilandczyków, którzy przez bity kwadrans wpatrywali się w jej nurt, próbując wypatrzyć coś przypominającego opisane przez Aldrica zjawisko.
Kaspar zobaczył jak nagle zebrała się z malutkich kropelek, jakby przyciągających się, ciemna gęsta ale jakby szybsza niż rzeczny nurt plama, pokręciła się moment zwiększając-zmniejszając objętość, swe kontury i rozpłynęła, rozpuściła całkiem nim zdołał dojrzeć ją ktoś inny, nawet zanim Schlatcher zdołał wydać z siebie choćby dźwięk. Aldricowi wyraźnie ulżyło, gdy przepatrywacz opisał dokładnie to, co on sam widział przed godziną. Innym też wystarczyło to za dowód i zgodnie uznali, że coś z wodą jest ewidentnie nie tak. Problem był taki, że nie mieli pojęcia, co to może być, i czy ma jakiś związek z zarazą.

W tym miejscu postanowili się rozdzielić - Mortiz z Detlefem mieli udać się do kapłanek Shallyi, porozmawiać z nimi o ewentualnej zarazie, zaś Aldric w towarzystwie Kaspara i Grimma miał wrócić do kapitana straży, zameldować wykonanie zadania, jak i zapytać o zeznania górnika, pierwszej ofiary klątwy.

- Zrobiliśmy, o coś prosił. Bracia nie żyli, jeden w łożu padł, a drugi…- Aldric zawiesił głos na chwilę - … powiesił się. Kapłan Morra się nimi zajął.
- A i pytanie mam. Pamęta Herr może coś jeszcze z przesłuchania górnika, tego co wieści o klątwie przyniósł? Może nam to pomóc w ustaleniu, co się dzieje.
- Dziękuje za pomoc - rzekł Abstinatzer. - Tylu dobrych ludzi odeszło. - mruknął i otarł pot z czoła. - Niewiele on mówił. Przeżył bo schował się dobrze i przeczekał furię ataku olbrzyma. Niechętnie o tym gadał zdarzeniu. Zginęło wtedy kilku jego towarzyszy. On więcej nie wrócił, kiedy zbrojni czas jakiś potem prosili go o wskazanie miejsca. Chory już był wtedy i odmawiał. Nie wiem w czym to pomóc może, ale adres jego gdzieś mam. Może bliscy wiedzieć więcej będą.
- Poprosimy o ten adres, nie zaszkodzi popytać - odparł Aldric, nie mając jednak wielkich nadziei.
- W rzece coś jest - dodał Kaspar. - Czasem widać, jak tworzą się jakieś czarne plamki. Niczego takiego w życiu nie widzieliśmy, pewno ma to jakiś związek z chorobą.
- Plamki widać? Mnie przed oczami czarne komety zasuwają za każdym razem kiedy wstaję z krzesła
- odrzekł sceptycznie. - Jak tak dalej będzie, to i ja odwiedzę Królestwo Morra… Co brudy w rzece mieć z zaraza mogą? - zapytał poważnie. - Na tym się znacie?
- No może nie znamy się, ale to nie wygląda na nic dobrego... - zaczął tłumaczyć Sigmaryta. - Do rzeki ponoć ścieki wpływają, a i barwiarze z niej korzystają. Nawet jeśli to nie zaraza, to dobrze człekowi taka woda nie zrobi.
- A może być i tak, że coś z góry rzeki spływa, coś co zarazę powoduje, albo wzmacnia jej skutki
- dodał poważnie Kaspar i skrzyżował ręce na piersi, chcąc podkreślić powagę tej teorii.
- Postaramy się dowiedzieć, co stoi za tą całą klątwą. A do tego czasu, lepiej wodę czerpcie ze studni, nawet dla zwierząt - zakończył przestrogą Aldric.

Kolejnym przystankiem miał być dom Bardzo Grubej Helgi, może drugiej grupie uda się przekonać jedną z kapłanek, aby przyszły z pomocą kobiecie... Ale jeszcze przed spotkaniem z towarzyszami, Aldric, Kaspar i Grimm postanowili odwiedzić dom górnika i dowiedzieć się, czy aby bliskim nie zwierzył się z czegoś ważnego. Na przykład, czym rozwścieczyli olbrzyma?
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 25-06-2017, 21:45   #202
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Od razu po wejściu do jaskini Moritz poczuł całkiem przyjemny chłód. Był on miłą odmianą dla człowieka przyzwyczajonego do gorączki na zewnątrz pomieszczenia. Wagner niemal nie rozejrzał się zanim nie przywitał z należytą czcią kapłana Boga Umarłych. Ten akurat zajmował się ciałem położonym na potężnym kamiennym blacie. Jedna część czeladnika chciała się odwrócić kiedy Morryta zaczął kroić skórę i mięśnie, natomiast druga... była bardzo ciekawa wnętrzności, które widywało się tak rzadko.

Wagner jako osoba obeznana jedynie z podstawami pierwszej pomocy w klasztorze Bogini Miłosierdzia uważał, że może się czegoś nauczyć kiedy będzie uważnie słuchał starszego, doświadczonego kapłana. Markus Volkmarson oglądał i eksponował wnętrzności truposza zauważając bezbłędnie, że zniszczona została jego wątroba. Ponoć wszyscy, których sekcje robił ostatnio Morryta mieli podobne wątroby co nie tylko martwiło, ale też przerażało Wagnera. Nie chciał on nawet myśleć, że za całą sprawą nie stała klątwa tylko jakaś nieuleczalna choroba czy rozprowadzona wszędzie trucizna...

Dziwnym trafem myśli Moritza zaczęły krążyć wokół jego przypadłości, którą nie tak dawno oszukał i będzie leczył do końca swych dni. Aby znowu nie popaść w alkoholizm czeladnik musiał być czujny, nieustępliwy i twardy. Mężczyzna zaczął się zastanawiać jak mocno w czasie jego często wielodniowych libacji oberwała jego własna wątroba. A co jak do takiego stanu jak u tego trupa brakowało mu zaledwie kilku miesięcy? Nie. On pił chyba na to za krótko. Zapytałby kapłana, ale było mu zwyczajnie wstyd.

Herr Markus nie wierzył w klątwę, którą za powód całego zajścia uważał obecny w mieście kapłan Shallyi. Zmarła kilka tygodni wcześniej siostra kapłana Bogini Miłosierdzia o imieniu Adela powinna zostać sprawdzona przez Volkmarsona, ale jej brat nie chciał się na to zgodzić. Był człowiekiem upartym i nie uważał nawet za wystarczający dokumentu z Nuln wystawionego przez własnych zwierzchników.

Wagner postanowił, że najpierw uda się wraz z kompanami, a później porozmawia z kapłanem Shallyi. Miał nadzieję, że uda się mu z nim porozumieć i być może ustalić wersję drugiej ze stron. Może miał on jakieś mocne argumenty na potwierdzenie, że za wszystkim stoi klątwa, a nie choroba czy trucizna…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-06-2017, 06:41   #203
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Heisenberg, Świątynia Shallya

Miejska Świątynia Pani Miłosierdzia, w porównaniu z peryferyjnym Domem Pana Umarłych, była skromna i niepozorna. Niski, szary, jednopiętrowy budynek siedział wtulony między wyższe od siebie, stare drzewa rzucające cień na święty przybytek wraz z jego małym ogródkiem okolonym murkiem z wiekowych głazów.

Wnętrze nawy głównej, w całości bielone, niemal zaadaptowano na potrzeby chorych. Łóżka ciągnęły rzędami od ściany do ściany zostawiając wąskie korytarze pomiędzy w większości nieruchomymi ciałami. Przez dach, którego centralną cześć zajmował sporych rozmiarów witraż, wpadały słońce upalnego lata kolorami rozświetlając wnętrze szpitala wypełnionego ciszą przerywaną okazjonalnym jękiem lub głosem nagłego i agresywnego wymiotowania.

Biały rozświetlony gołąb z rozpostartymi skrzydłami trwał zwieszony na błękicie, czerwieni i zieleni tła ponad śmiertelnymi. Miedzy chorymi posługiwała stara kapłanka z dzbanem wody czule pochylając się nad cierpiącymi.

Naprzeciw Strilandczykom wyszedł duchowny z szarej szacie. Podeszły wiek postrzał jeszcze bardziej cień pod smutnymi oczami i zapadnięte poliki umęczonej twarzy. Kapłan Schulmann wysłuchał Moritza uważnie. Obecność Detlefa w kleryckich szatach Pana Umarłych nie uszła uwadze starszego mężczyzny, który z wielką rezerwą i wręcz podejrzliwością wodził bladobłękitnymi oczami po pucułowatym obliczu nowicjusza.

- Trucizna? Niech zgadnę. - pokiwał głową. – Powiedział wam o tym Markus Volkmarson. - ciężko westchnął. - Co za tupet. - szepnął pod nosem siląc się na spokój. - Powiedzcie temu człowiekowi, że ciało mej biednej siostry po moim trupie wpadnie w jego bezbożne ręce… - zacisnął suche wargi nie mogąc powstrzymać trzęsącego się podbródka. - Czy wy wiecie, że on śmie bezcześcić zwłoki dokonując pośmiertnych eksperymentów na ich ciałach?! - staruszek zapowietrzył się czerwieniejąc, aż mu wyskoczyła żyłka na czole. - Jak Pani Shallya mi kochana, jeżeli to nie jest zaraza wywołana niemiłosiernym upałem suszy, to Volkmarson sprowadził swymi praktykami gniew boży na nasze miasto, klątwę, czarna magię lub rozpuścił korupcyjne moce bóstw chaosu! Oto com zastał po powrocie z Nuln! Rację niestety miałem... Oto dowody przeciw niemu. - bezradnie rozłożył ręce okalając rzesze podopiecznych. - Niestety nasze modły i magia nie odnosi sutku w tej nierównej walce z czasem. Pani nasza przez nieskończony żal, który zapewne ściska jej serce nad tym łez padole, może nas nie słyszeć jeszcze, gdyż milczy z odpowiedziami na zanoszone ku niej nieustannie modlitwy...



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Heisenberg, Meinestrasse 5


Pod adresem, który przekazał kapitan Abstinenzler, Chłopcy ze Strirlandu zastali zabite deskami drzwi i okna z wymalowanymi białą farbą oznaczeniami „X”. Widzieli wcześnie po drodze kilka podobnych znaków na drzwiach i ścianach budynków. Drewniany domek był opuszczony i nie wyglądało na to, że ktokolwiek w nim mieszkał obecnie, lecz zabezpieczenie terenu nie stanowiło żadnej przeszkody dla kilku uderzeń krasnoludzkiego młota i Lutzenowej siekiery.

Wewnątrz przywitał ich zaduch niewietrzonych od dawna pomieszczeń i smród zgnilizny, którego źródłem okazał się zdechły na zapiecku wyleniały kocur.

Biberhofianie zauważyli puste skrzynie na ubrania i szafy, brak kuchennych utensyliów oraz czegokolwiek, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. W piwnicy panował chłód, lecz i tam jedyne, co zastali to nie do końca wyzbierane ziemniaki oraz drewno na opał tudzież stare klamoty i domowe rupiecie.
Mieli wspiąć się po drabinie przez klapę z powrotem do kuchni, gdy Sigmaryta dojrzał zawekowany słój schowany w cieniu między beczkami. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie światło lampy obijające się w grubym, szklanym naczyniu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby w środku nie pływało wielkie jak dłoń, wglądające na ludzkie, ucho.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-07-2017 o 22:56.
Campo Viejo jest offline  
Stary 02-07-2017, 23:54   #204
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Miejsce kultu Pani Miłosierdzia było mało okazałe, ale jego klimat oraz właśnie brak przepychu pasował do samej Shallyi. Niski budyneczek z małym ogródkiem nie pasował Wagnerowi do opisu miejsca, w którym mógł rezydować prawdziwy "demon" nie słuchający dobrych rad, próśb oraz nakazów własnych przełożonych.

Łóżka ustawione niemal w całej nawie przypomniały Moritzowi czas kiedy sam terminował w świątyni Bogini Miłosierdzia. Starsza, doświadczona kapłanka poiła chorych kiedy podróżnicy weszli do środka przybytku. Wagner skinął jej głową z szacunkiem nie chcąc przerywać posługi.

Kapłan Schulmann okazał się zmęczonym, smutnym człowiekiem w podeszłym wieku. Oczom Wagnera przyzwyczajonym do notowania każdego najmniejszego gestu rozmówcy nie umknęła reakcja kapłana na widok nowicjusza Morra. Mężczyzna w szarej szacie wysłuchał Moritza spokojnie po czym odpowiedział. Odpowiedź jego była jednak pełna jadu skierowanego w osobę Markusa Volkmarsona. Nie wiadomo dlaczego praktyki Morryty zostały uznane przez Schulmanna za odrażające i ściągające na miasto uwagę złych mocy.

- O truciźnie nie powiedział nam Herr Volkmarson Panie. - powiedział Moritz spokojnie. - Jeden z nas zauważył na okolicznej wodzie dziwne przebarwienia mogące świadczyć o tym, że została ona zatruta. Wiemy, że do tego strumienia nieczystości wylewa kilku barwiarzy oraz wpada do niego wiele rynsztoków. Zatruć taki strumień można by całkiem łatwo, bo dostępność do niego jest prosta. Czy zna Herr sposób na całkowite wykluczenie tezy o zatrutym strumieniu, z którego wszyscy w osadzie mają wodę?

- Trucizna w rzece… przyznaję taka alternatywa nie przyszła mi do głowy. Ludzie chorują i w górnym biegu nim wpadnie do miasta… Ktoś nieustannie musiałby to czynić… niewykluczone - westchnął. - ...acz trudne do uwierzenia. Świątynia Morra w górnym biegu rzeki jest, ale nie wierzę że Volkmarson jest zwyczajnym mordercą… Szaleniec to tak… wszak to by znaczyło, że całkiem bogowie Chaosu mają nad nim władzę…

- Ja nie mówiłem o kapłanie Morra tylko o jakiś siłach, które nie tylko trują wodę, ale też kłócą ze sobą największe świątynie w okolicy. - powiedział Moritz.

- Jak już mówiłem. - kapłan załamał ręce. - Działalność Morryty przystęp Chaosowi dać mogła… będziemy obserwować rzekę, jeśli tam jest to o czym mówicie, miasto skazane jest na zagładę jeśli źródło powodu nie będzie powstrzymane…

- Ja widziałem te ślady na wodzie, do niczego niepodobne. - powiedział Kaspar. - Znaczy, trochę po świecie wędruje i nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jestem jednak pewien, że parę osób o bystrych oczach też by to dostrzegło, szczególnie rybaków, gdyby jaki się znalazł. A druga sprawa... Czy który z chorych na wypadek trucizny jakowejś był leczony? - spytał. - Gdy pierwsze choroby się pojawiły? Może do Shallyi modły o ratunek przed trucizną właśnie warto by skierować?

- Nie, przeciw truciźnie nikt nie był leczony, ale warto spróbować. Magia lecznicza nie zaszkodzi chorym.

- Czemuż ciało siostry Adeli nadal jest w tym przybytku, miast pochowane zgodnie z bożym przykazaniem? - Detlef wypalił korzystając z chwili ciszy. - Herr Markus zawzięcie wierzy w Pańskie uparcie w tejże sprawie, a uzupełnić mój raport o odpowiednie notatki będę musiał. Prosiłbym o szczegóły, jeśli można. - Detlef użył jak najbardziej bezbarwnego tonu głosu jaki tylko posiadał.

- Pod nóż na zaspokajanie niezdrowych fascynacji tego kapłana siostry nie oddam. - rzekł stanowczo. - Bezcześcić ciała pośmiertnie nie pozwolę.

- Zrozumiałe. Historie o metodach Markusa Volkmarsona dotarły również do Nuln i dlatego przybyłem zdobyć jak najwięcej informacji o jego postaci. Chciałbym zapewnić cię panie, iż dokumenty od kapłanów Morra, jak i Shallyi, są poprawnie opieczętowane, opisane i wszystko wygląda na to, iż mówi prawdę. Rozumiem też, że siostra Adela zmarła od choroby, czy też trucizny, bądź domniemanej klątwy, która nęka te okolice? Czy posługiwała się jakimś nazwiskiem? Żyła tutaj w przybytku czy może gdzieś w mieście? - Detlef nadal używał oficjalnego tonu.

- Byłem w Nuln w tej sprawie i doskonale wiem, że zezwolenie od obu kultów otrzymał. Podejrzewać jedynie mogę w jaki sposób to osiągnął… dlaczego jednak nowicjusza wysyła do mnie jako gwaranta decyzji nulneńskich dziwi mnie jeszcze bardziej… - odrzekł chłodno. - Proszę opuścić teren świątynny natychmiast!

- Jak sobie życzycie. Raport będzie posiadał stosowne adnotacje. Sprawa jest załatwiana swoim tokiem, więc czy to nowicjusz czy łowca czarownic to nie pańska decyzja. Żegnamy. - odrzekł Detlef.

- Czy gdyby kapłan Morra obiecał, że jej ciało nietkniętym zostawił - Kaspar raz jeszcze tę kwestię spróbował załatwić polubownie - wydalibyście ciało siostry Adeli na pochówek? - spytał.

- Jeśli zaprzestanie dalszych pośmiertnych badań na wszystkich zmarłych to tak. Wtedy tak. - odparł zdecydowanie. - Ale tylko wtedy.
 
Lechu jest offline  
Stary 04-07-2017, 18:16   #205
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Heisenberg

Wylana zawartość pojemnika, czyli olbrzymie ucho w kałuży jasno żółtawej cieczy zalatującej mocnym alkoholem, stanęła w żywych płomieniach. Ciecz wypaliła się szybko zostawiając na kamiennym bruku czarne, osmalone ślady. Ucho zaś, zaczerniało i skwierczało dymiąc jeszcze długo nim spopieliło się całkiem. Znajomy smród palonego ciała unosił się w bezwietrznym powietrzu, być może skłaniając nawet kilku mieszkańców do otwarcia okiennic i ostrożnego wyściubienia ciekawskich głów.




Stirlandczycy i młoda służebnica Shallya, którą przełożony Schulmann poinstruował leczyć przeciw truciznom oddelegowując z nimi, nawiedzili razem dom Bardzo Grubej Helgi. Chora leżała nieprzytomna i nie trzeba było być mądrym lekarzem by wiedzieć, że umiera. Siostra Emma błogosławiąc nałożyła ręce na Bardzo Grubą i modliła się do Bogini Miłosierdzia, choć zarówno Wagner jak i Aldric i Detlef od razu rozpoznali w tym zaklęcia magii leczniczej. Po kilku minutach kobieta nabrała nieco koloru na bladym niczym kreda obliczu a pot, który zalewał jej tłuste ciało przestał formować się jak dotychczas obfitymi kroplami.

Nim Chłopcy ze Strirlandu opuścili poddasze Helgi, oddech chorej stał się silniejszy i miarowy, nim odeszła do Ogrodów Morra.

- Było troszkę lepiej. - kapłanka uśmiechała się z oczami wezbranymi łzami i z troską gładziła pulchną buzię zaniedbanej, cuchnącej kobiety, która w chwili śmierci otworzyła powieki przez chwilę wpatrując się w Emmę po czym postawiła oczy w słup bezwładnie obracając twarz wprost na Morrytę.




Chłopcy ze Strilandu zrobili tak jak uradzili. Wkrótce z Dziury w Ścianie wybiegło wielu zwianych bywalców głośno nawołując po ulicach Heisenbergu we wszystkich kierunkach.

- Ludzie! Trucizna w rzece!
- Nie klątwa! Nie zaraza! Trucizna!
- Nie pijecie wody ludzie! Trucizna w wodzie!
- Jesteśmy zgubieni! Jesteśmy truci!

I tak dalej.

Z początku nad miastem zapanowała jeszcze większa cisza o ile było to możliwym. Wkrótce jednak mieszkańcy zaczęli wychodzić na ulice, stawać w otwartych drzwiach i oknach budynków. Wielu pochwyciło wieści nawołując.

- Zdrada! Truciciele!
- Trucizna w mieście!

Rychło Heisenberg niejako wstał z martwych i zarówno zdrowiej wyglądający, jak i wyraźnie cierpiący, formowali się grupki pęczniejące w przestraszone i rozeźlone tłumy na ulicach. Gdzieś w oddali dało się przez wrzawę i krzyki zaczął dobiegać dotąd jeszcze nie słyszalny wrzask bólu z cierpienia, jak gdyby, kto kogo, ze skóry żywcem obdzierał. Dym unosić się zaczął ku niebu cienkimi prostymi strużkami z kilku dzielnic. Kilku strażników miejskich, zauważalnie osłabionych, pojedynczo biegło truchtem bez hełmów i niejeden bez halabardy, zapewne zbyt ciężkiej.

Chłopcy ze Strilandu widzieli jak kilka domów dalej z drugiego piętra ktoś wyleciał przez okno wraz z kotarami głucho rozbijając się o ulicę i już nie wstając. Naprzeciw Dziury w Ścianie dwóch mężczyzn okładało pięściami trzeciego, a dwóch innych szykowało powróz przerzucając go przez belkę szyldu zakładu rzeźnickiego.

- Kurwi synu zapłacisz ty za trucie! - syczał rzemieślnik zarzucając pętlę na szyję obitego bliźniego.

To tu, to tam, ktoś kogoś gonił. Ktoś przed kimś uciekał. Ktoś z kimś się bił. Ulice zaczynały wyludniać się wraz z rozpowszechniającą się w amoku paniką i agresją, zostawiając na zewnątrz tylko najbardziej zapalczywie rozjuszonych mieszkańców z kijami, widłami i siekierami, gotowych do samosądów szukania zemsty na każdym podejrzanym, prawdziwym lub urojonym wrogu.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-07-2017 o 04:47.
Campo Viejo jest offline  
Stary 05-07-2017, 09:58   #206
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zdawać się mogło, że coś prawdy tkwiło w pomyśle, że to trucizna ma zgubny wpływ na zdrowie mieszkańców miasteczka.
Czy gdyby kuracja została podjęta wcześniej, to Helga, bez względu na tuszę, by przeżyła? Na dwoje babka wróżyła, ale Kaspar postanowił, że jeśli jego klątwa-nieklątwa dopadnie, do doczołga się do świątyni i w głos będzie wołać, że został otruty.

* * *

Każdy dobry uczynek musi zostać ukarany.
Kaspar z przerażeniem oglądał sceny, jakie zaczęły się rozgrywać na ulicach Heisenbergu.
Chciał ocalić tych mieszkańców, którzy jeszcze byli zdrowi, a osiągnął cel wprost przeciwny. Tchnął w mieszkańców nowe życie, ale nie sądził, że ta energia zostanie tak ukierunkowana...
- Wyjeżdżamy stąd, zanim mieszkańcy zakończą wewnętrzne porachunki i zwrócą się przeciwko nam, czy macie jakieś pomysły na to, jak uspokoić całą sytuację?
Miał nieco wyrzutów sumienia, ale i tak wyżej cenił własną skórę, niż cudzą.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-07-2017, 22:31   #207
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ucho wyglądało na ludzkie chociaż było sporych rozmiarów. Sama jego obecność w słoju była czymś dziwnym i niecodziennym. Wagner chciał się pozbyć ucha jakby to miało zatrzymać pomór wśród mieszkańców. Nic jednak na to nie wskazywało. Dawno po spaleniu narządu słuchu ludzie ginęli dalej. Jedną z takich osób była Bardzo Gruba Helga, która wzbudziła w czeladniku olbrzymią empatię. Nie żeby mężczyzna był niej wcześniej pozbawiony, ale taka otyła, nie mająca nikogo do opieki kobieta, pozostawiona zupełnie sama sobie spowodowała, że nawet człowiek, który widział dziesiątki śmierci zatrzymał się na chwilę, odetchnął i zastanowił nad ludzką egzystencją.

Młoda, całkiem sympatyczna siostra Emma została poinstruowana przez przełożonego aby leczyć przeciwko truciznom. Kiedy ta zaczęła się modlić i magicznie leczyć Helgę czeladnik miał wielkie nadzieję, że to pomoże. Początkowo kobieta nabrała barw na twarzy, oddychała zdecydowanie pewniej i bardziej miarowo. Trucizna jednak musiała być w organizmie na tyle długo, że zwyciężyła i zabiła Helgę. Równie dobrze jednak mogła to nie być trucizna tylko klątwa czy choroba...


Wagner nie mógł uwierzyć w to co się stało. Mieszkańcy posłuchali podejrzeń podróżnych i rzeczywiście uwierzyli w to, że byli truci. Ich wiara jednak była na tyle silna, że zaczęli na siłę szukać winnych. Wszędzie ktoś się bił, uciekał, groził czy był ofiarą szykan. Moritz był pewien, że jeżeli ludzi nie wybije zaraza, choroba czy trucizna zrobią to oni sami. Na ulicach nie brakowało ofiar, a strażnicy wobec takiej eskalacji byli bezsilni. Jedyne co mogli zrobić to liczyć, że ktoś skutecznie pozbędzie się źródła problemu.

Wagner - pewnie podobnie jak reszta - zaczął podejrzewać, że to podróżni mogą stać się niedługo celem ataków dlatego... musieli zaradzić sytuacji czym prędzej! Nie było czasu do stracenia. Z takimi właśnie myślami ekipa ruszała w góry. Mieli ze sobą spirytus, trochę jadła i postanowienie, że za wszystkim może stać gigant, którego trzeba usiec.
 
Lechu jest offline  
Stary 14-07-2017, 23:48   #208
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, iż informowanie ludzi o czymkolwiek było zazwyczaj złym pomysłem. Kolejne to już miejsce, w którym wybuchła panika. Khazad z niesmakiem patrzył na rozróby. Ludziom to się nie dogodzi. Chcieliby wszystko wiedzieć, a jak już wiedzą, to zachowują się jak banda rozwydrzonych dzieciaków z zapałkami w magazynie ze spirytusem.

- Panowie ja bym zebrał co mieliśmy w planach i ruszył na tego giganta. Trzeba ten trop szybko sprawdzić, a jak to nie będzie gigant za tym stał to szukać rozwiązania. - powiedział Wagner. - Zanim nam się ludzie pozabijają do cna.

- I zostawimy hałastrę całą tak, coby powybijali sami miast zarazy się? - zapytał Arno nieprzekonany.

- Grimie kochany a jak będziesz chciał ich powstrzymać to jeszcze wina za trucie spadnie na podróżnych. Pamiętaj, że to zawsze obcy są źli i nikczemni. - powiedział z uśmiechem Wagner. - Lepiej szybko pozbyć się zarazy i mieć nadzieję, że samosądy zostaną wstrzymane.

- Naprawdę niechętnie to mówię, ale nie zdołamy nad nimi zapanować - przyznał gawędziarzowi Aldric, na którego twarzy malowały się smutek i przerażenie. - Oni nawet nie starają się myśleć, po prostu… Jedyne co może ich powstrzymać to chyba widok głowy olbrzyma. Jak go usieczemy, to może dadzą się przekonać, że to on stał za całym nieszczęściem. Musimy się spieszyć.

- Co racja, to racja - przytaknął Kaspar. - Musielibyśmy mieć ze trzydziestu sprawnych ludzi, aby opanować sytuację w mieście. Inaczej albo nas zlekceważą, albo spróbują pozabijać. Musimy ruszać w góry.

Arno musiał przyznać, iż jego towarzysze mieli nieco racji. Czym prędzej zatem wyruszyli w drogę za towarzystwo mając beczkę spirytusu na furmance zaprzężonej w Śmierdziulę. Pierwsza decyzja czekała ich niedaleko, bo zaledwie godzinę drogi od miasta. Dotarli do miejsca, w którym droga oddalała się od rzeki. Obie trasy zdawały się prowadzić do, z grubsza, podobnego celu, ale trakt zapewniał szybsze poruszanie się oraz pasował do pozorów przypadkowego podążania traktem.

Wkrótce wszyscy poczuli, że znajdują się w górach. Temperatura spadła, a wiatr wzmógł się. Trasa stała się trudniejsza do pokonania, zaś nastrojów nie poprawiały wiszące na ścianach skalnych klatki. Ich mieszkańcami były szkielety oraz gnijące zwłoki. Stopień rozkładu był tak zaawansowany, iż dało się zidentyfikować jedynie przynależność do którejś z ras humanoidalnych oraz płeć.

Khazad zainteresowany tabliczkami, jakimi opatrzone były niektóre klatki, podszedł bliżej. Natychmiast rozpoznał pismo swojej rasy.
Nieco dalej, nieopodal twierdzy Karak Norn strzegącej Granitowej Przełęczy pojawiła się odnoga prowadząca na północny-zachód. Czas nie był ich sprzymierzeńcem. Została zaledwie godzina do zmroku.

Po krótkiej naradzie wybrali kontynuację odnogą. Choć Hammerfista korciło, by zawitać do samej twierdzy, to nie w tym celu wyruszyli w góry. Mieli zadanie w postaci giganta.
Jost ruszył jako pierwszy jako najbieglejszy z nich wszystkich w tropieniu.

Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, stanęli na krawędzi obozu wyglądającego na ludzki. Porzucone narzędzia górnicze wraz z przyrządami do odsiewania złota wskazywały jednoznacznie na charakter przebywających tu osób. Niedaleko znajdowało się kilkanaście kurhanów z ludzkimi "mieszkańcami". Same groby mogły mieć od kilku do kilkunastu tygodni. Z grubsza zgadzało się to z czasem, w którym odbyła się walka z gigantem.

Nie było jednak żadnych śladów giganta ani walki. To zastanowiło khazada. Niewykluczone, że po tylu sprawach rozwiązanych i nierozwiązanych stał się nieco przewrażliwiony i wszędzie widział spiski, niemniej... coś mu śmierdziało.

Arno zadał sobie jedno pytanie: czy on, widząc jak gigant pozabijał mu kolegów, beztrosko chowałby każdego po kolei?

Jeśli walczyli tutaj i pogoda zmiotła wszelkie ślady, to z całą pewnością wolałby w pojedynkę nie mierzyć się z gigantem. A skoro raz przyszedł, to co powstrzymywało go przed ponowną wizytą?
Jeśli walczyli nieopodal, to nie wracałby po każde ciało po kolei.

Chyba, że do starcia doszło w znacznej odległości, a oni mieli wóz. Wtedy na miejscu ocalałego Arno również mógłby się pokusić o załadowanie wszystkich i odjechanie. Sądził jednak, bez fałszywej skromności, iż był osobnikiem odważniejszym od górnika. Choć mógł się mylić.

Niemniej nie wyjaśniało to ucha giganta w domu wskazanym przez Abstinenzlera. Czyżby jedyny ocalały nie był wcale taki jedyny?

Pozostali na noc w obozie, ale nie zaryzykowali rozpalania ognia. Ich sprzymierzeńcem były strome i nieprzystępne dla większości osób skały oraz tylko dwie drogi prowadzące do miejsca ich pobytu. Ponadto wystawili warty po dwie osoby. Pierwszą miał Eryk z Edmundem, a kolejną Bert oraz Arno. Krasnolud koniecznie chciał pilnować wtedy, gdy ciemności są najgłębsze, by móc w pełni wykorzystać wzrok przebijający się przez mroki. Ostatnia, nad ranem, przypadła bystrookiemu Jostowi.

Noc była jednak spokojna, więc rankiem podjęli wędrówkę. Nie odeszli daleko, ponieważ kwadrans później natknęli się na wejście do starej kopalni. Wypływał z niej górski potok. Grimm przyjrzał się wejściu. Było zbyt małe na giganta, zaś w potok żaden z nich nie dostrzegł czarnych plamek zauważonych przez Josta w rzece.

- Myślicie, że rzeka nasza być to może? - zapytał starając się samemu ocenić, spoglądając na trasę, która obiera.

- Wiecie... Podejrzeń nabrałem, że ocalały jedyny, jedynym być nie musi. Dlatego na ludzi baczenie także mieć by warto było - powiedział dobywając młota i tarczy. Mogło być mało miejsca na użycie broni oburęcznej.

Gdy tylko przestał przyglądać się potokowi, ostrożnie ruszył jako pierwszy w głąb jaskini.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-07-2017, 05:23   #209
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare

Hammerfist z tarczą i młotem w rękach i porannym słońcem na plecach, wkroczył pierwszy do czarnego wejścia do kopalni. Przywitała go ciemność, lecz po chwili wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku, a nawet patrząc w tunel wiodący w głąb góry, widział do pewnego momentu zwężający się otwór korytarza wspartego drewnianymi podporami. Przedsionek był naturalną jaskinią wzmocnioną słupami przy powiększonym wejściu. W środku jaskinia otwierała się po kilkudziesięciu krokach ku niemal owalnej grocie o średnicy trzydziestu stóp, w której ścianie naprzeciw otworu wejścia wykuto kopalniany szyb. Panował tu przyjemny chłód, ale niepokoi i obrzydzał zmysły stojący w powietrzu smród zgnilizny. W pomieszczeniu o niskim sklepieniu, gdzie nawet Arno mógłby uderzyć młotem o sufit, gdyby tylko miał dłuższe kulasy i mniejszy bęben zwisający znad żołnierskiego pasa, był skład narzędzi, pochodni, drewna na słupy, taczek, małych wózków górniczych oraz beczek i skrzyń. Wtem zaś stanął jak wryty i odruchowo wstrzymał oddech.

Pod ścianą w kącie krasnolud dojrzał wielka bryłę olbrzyma. Wielkolud leżał na brzuchu z głową obróconą do skały. Nie był wcale aż taki wielki, jakim go ludzie malowali, przyszło do głowy imperialnemu krasnoludowi. Na oko mógł mierzyć raptem nie więcej niż tuzin stóp. Bosy, odziany w krótkie, sięgające kolan spodnie z brązowych niedźwiedzich i szarych wilczych skór na grubych szelkach grubych lin. Za zniszczoną, niegdyś kolorową koszulę robiło żółto-czerwono-bure płótno, połatane do kupy być może z namiotów, plandek wozów cyrkowych lub żagli okrętowych. Gęsta, przetłuszczona czupryna w nieładzie spadała na plecy stercząc na wszystkie strony.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 28-07-2017, 22:48   #210
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Khazad zatrzymał się nagle i wzniósł rękę, by jego towarzysze zatrzymali się. Znaleźli go. Gigant leżał nieruchomo na boku zwrócony plecami do nich. Wyglądało na to, że szczęście uśmiechnęło się do nich. Pozostało podejść do śpiącego monstra i zabić go.

Ale czy rzeczywiście?

Arno czuł w twardych, krasnoludzkich kościach, że coś jest nie w porządku. Poczucie to towarzyszyło mu od chwili, gdy ujrzał kurhany. To nie pasuje począwszy od rozmiarów giganta. Wprawdzie nie widział żadnego, lecz ten wydawał mu się bardzo mały, choć i tak bardzo rosły. Grotę wypełniał odór gnijącego mięsa.

Czyżby nie żył?

- Żyje? - zapytał szeptem Wagner zastanawiając się czy nie za cicho aby usłyszał to ktoś poza nim samym.

- Tak, pewnie śpi - równie cicho odparł Kaspar. - Głowa drgnęła.

- To nasza szansa. Zróbmy to - wyszeptał Aldric do towarzyszy, szukając wzrokiem poparcia.

- Jestem za. - powiedział Moritz po chwili namysłu. - Podejdę z pochodnią, ale nie za blisko aby go nie zbudzić. Wy zajmijcie się maszkarą...

Krótka narada zaowocowała powolnym marszem w kierunku stwora z zamiarem ataku. Arno zbliżał się od strony głowy wciąż nieprzekonany do słuszności postępowania. Czy słusznym było bezczeszczenie zwłok, jeśli gigant wyzionął ducha? Nie wydawało mu się, lecz względy bezpieczeństwa przeważyły. Jedyne, co mógł zrobić, to obrać drogę okrążającą głowę.

Wielka postać zbliżała się z każdym krokiem. Mniejsza, brodata w skupieniu wypatrywała najlżejszych drgnięć, lecz nic takiego nie nastąpiło. Smród nasilał się od miejsca, w którym leżała postać. Arno był prawie pewien swego. Musiał jeszcze tylko to potwierdzić.

Gdy obszedł głowę dostrzegł, iż śmierdzące przypuszczenia okazały się trafne. Wiek giganta mógł odpowiadać najwyżej dziewięcioletniej dziewczynce. Kałuża krwi pod nią sięgała ściany i zdążyła wyschnąć. Grimm bardzo paskudnie skrzywił się na jej widok zastanawiając się kto był rzeczywistym potworem.
Dziecko trzymało rękami zakrwawiony brzuch gęsty od śladów po broni kłutej i siecznej. Miała również liczne zadrapania. Twarz wyglądała jednak jeszcze gorzej. Pokrwawiona równie mocno jak niższe partie nie miała jednego oka, zaś drugie zwisało wypchnięte z oczodołu. A może wydłubane.

Splunął z irytacją widząc ślady łez na brudnych policzkach. Musiała umrzeć w takiej właśnie pozycji. Skulona, opuszczona i samotna. Truchło wielkiego jak góra mężczyzny niewiele by go ruszyło. Ale małą dziewczynkę? Nawet jeśli była gigantem. To mu się w pale nie mieściło. Może dlatego, że był synem pasterza ze wsi. Dziecko to dziecko. Nie ważne czy zwierze, czy człowiek, czy gigant. Takich rzeczy się, kurwa, nie robi.

Musiała rozkładać się od dawna, choć nie był w stanie powiedzieć od kiedy. Z pewnością robaki w oczodołach i ustach już od dłuższego czasu ucztują.

Nagle! Z oczodołu wyskoczył wielki szczur i pobiegł szybko wzdłuż ściany ku nogom, byle dalej od krasnoluda.

Głowa poruszyła się po skoku szczura, lok włosów opadł na czoło odsłaniając gnijącą dziurę w miejscu gdzie było ucho. Khazad gwałtownie cofnął się o krok przed szczurem.

- Teraz już wiem, czemu mi się zdawało, że głowa jej się porusza - mruknął Kaspar na widok biegnącego szczura.

Hammerfist stwierdził, iż jest to czas najwyższy, by podzielić się swymi obawami z towarzyszami.

- Właścicielkę znaleźliśmy ucha. Dzieckiem gigantów zaledwie jest i bez życia leży od czasu dłuższego. Może Jost więcej powiedzieć umiał będzie. Sprawa cała śmierdzi niemożebnie mi od dnia wczorajszego. Dlatego młota uderzeniem chyży nie byłem taki. Na sprawę oczami ocalałego zerknąć raczcie. Chował podobnież się, kiedy kolegów jego Morr spotkał. W to uwierzyć w stanie jestem. Ale w grasowania giganta miejsce wracał, coby ciała wszystkie do obozu przenieść? Albo ocalałym nie był jedynym, albo z palca historyjka wyssaną została. Po mojemu nie gigant zarażenia winnym jest, a górnicy - pokręcił głową z niezadowoleniem.

- A jeśli gigantów robotą zarażenie było, to w odwecie za dziecka utrupienie. Synom kurwim jaj zabrakło, aby na fest chłopa lecieć, to dziewczynkę tę zaatakowali. Co rzeklibyście na sprawdzenie czy w kurhanach ludzie rzeczywiście leżą? - zapytał Arno i splunął ponownie.

Szybko wydarzenia okazały się wystarczająco sprzyjające, by poznać zawartość grobów. Edmund nocą własnoręcznie musiał przygotować ich do przejścia do Ogrodów Morra, zatem musiał odsłonić ich zawartość. Nader ludzką, jak się okazało. I zmasakrowaną, co pasowało do roboty giganta.

Niedługa wymiana spostrzeżeń dotyczących wydarzeń kryjących się za zwłokami ludzkimi i giganta nie rozwiała zbyt wiele wątpliwości, lecz przynajmniej wykluczyła kilka możliwości. Zwieńczyło ją przeszukanie jaskini. Towarzysze krasnoluda wskazali na ślady krwi nieopodal wejścia oraz obtarcia na łokciach i kolanach.

Niewykluczonym było, iż sama wczołgała się tutaj, wybierając sobie własny grobowiec. Bardziej lub mniej świadomie. Splunął jeszcze raz, przyglądając się uważnie jeszcze raz. W tym czasie powstał pomysł pochowania dziewczynki. Hammerfist nieszczególnie był przekonany do tego pomysłu ze względów praktycznych. Wywlekanie takiego ciężaru i tworzenie sztucznego pagórka z kamieni było czasochłonne. Nie mówiąc już o nieznajomości zwyczajów pogrzebowych gigantów. Na szczęście Edmund wiedział nieco więcej na tenże temat. Niewiele, ale jednak. Doradził też spalenie, co Arno znacznie bardziej przypadło do gustu.

Nim jednak jaskinia wypełni się duszącym dymem palonego ciała, chciał przeszukać to miejsce dokładnie. Nie ulegało wątpliwości, iż była to kopalnia. Przypominało mu to wyprawy do jego kuzynów żyjących w tunelach. To były czasy.

- Okiem jakbyś rzucić mógł fachowym - zwrócił się krasnolud do Josta - Czasu ile od zgonu minąć mogło?

Następnie ruszył badać dalsze rejony kopalni. Nie wiedział jak są rozległe i czy pozostali zdecydują się ruszyć z nim na poszukiwania ukrytych sekretów. Był jednak zdeterminowany poznać każdy jej kąt w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania zadane i niezadane.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172