Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2017, 21:49   #211
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Pierwsze na co zwrócił uwagę Wagner to smród zgnilizny. Był on na tyle obrzydliwy, że czeladnik dopiero po pewnej chwili zdał sobie sprawę z kojącego chłodu panującego w jaskini. Moritz szedł z pochodnią niedaleko za krasnoludem. W pomieszczeniu będącym składzikiem drewna, taczek, skrzyń i narzędzi wzrok mężczyzny zaczął szukać źródła smrodu. Uwagę towarzyszy zwrócił Khazad pokazując wymownie w kąt groty. Dopiero kiedy Moritz zbliżył się z pochodnią okazało się, że spoczywał tam olbrzym. Nie był on raczej największym przedstawicielem swojej rasy, ale i tak był zdecydowanie większy od człowieka.

Wagner nie miał pewności czy stwór był żywy, ale Kaspar rozwiał jego początkowe wątpliwości. Głowa giganta poruszyła się, a zatem musiał spać. Być może bestia, która stała za całym okolicznym złem drzemała sobie smacznie nieopodal stóp bohaterów. Czeladnik postąpił kilka kroków naprzód trzymając się za swoim brodatym przyjacielem. Czeladnik był czujnym niemal wstrzymując oddech. Jego czujność rozchwiał jednak Grimm, a raczej jego grymas kiedy zobaczył twarz bestii. Ta okazała się gigancim dzieckiem. Jak na standardy gigantów małym, kruchym i bezbronnym... Wagner nie mógł rozpłakać się nad losem potwora, ale jeżeli to jego rodzicie mścili się na ludziach za zabicie ich pociechy to w pełni ich rozumiał. Ba. Sam będąc na ich miejscu z chęcią pomściłby śmierć swojej pierworodnej, nadal filigranowej i niewinnej.

W kurhanach kryli się zatem ludzie, a raczej to co z nich zostało. Grimm przypuszczał, że historia z gigantem, który przeklął całą okolicę mogła być wyssana z palca do czego Wagner zaczął powoli przystawać. Brodacz chciał zwiedzić resztę kompleksu, a na pewno jego najbliższą część. Moritz chciał natomiast pochować ciało olbrzymiego dziecka. Ono nie zasłużyło na koniec, który gotowały mu robale i szczury. Z pomysłu wyciągnięcia ciała drużyna zrezygnowała postanawiając spalić ciało. Wagner nie mógł postąpić inaczej niż ułożyć kopiec z drewna i dla lepszego ognia podlać go odrobiną oliwy…

Po spaleniu zwłok i odprawieniu krótkiej modlitwy Wagner miał w planach kontynuować śledztwo. Nie żyli ludzie, nie żyło gigantyczne dziecko, ale problem Heisenbergu pozostawał żywym. Drużyna nadal musiała powiązać panującą zarazę z ostatnio zdobytymi informacjami. Wagner miał w planach zaproponować drogę w górę rzeki i sprawdzenie czy wysoko w górach - przy jej źródle - nikt nie truje wody. Być może to był dobry pomysł.
 
Lechu jest offline  
Stary 31-07-2017, 15:18   #212
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Śmierdziało. Przeokropnie.Kaspar wiele w swym życiu widział (i wąchał) ale z czymś takim jeszcze się nie spotkał.
Jak on może spać w tym smrodzie, pomyślał.
Po chwili jednak przekonał się o swojej pomyłce. Ruch głowy bynajmniej nie oznaczał tego, że gigant śpi. No i, nie da się ukryć, nie do końca można było mówić o gigancie, skoro to było dziecko. Dziecko zabite w okrutny sposób, które przed śmiercią wczołgało się do jaskini.
Czy to ona natknęła się na obóz górników i zmasakrowała część z nich, z zamiłowania do rozlewania krwi, lub w samoobronie? A może to oni napadli na nią, a potem zostali pozabijani przez kogoś... starszego i większego niż to dziecko? Ale kto ich pochował, co wymagało mnóstwo pracy? I dlaczego nikt ich nie zjadł (jeśli plotki o specyficznej diecie olbrzymów były prawdziwe)?
No i kiedy zginęła? Z pewnością dość dawno. Parę tygodni, nie, więcej nawet. Wszak górnik, co wrócił z gór z uchem i informacją o pogromie, wrócił do miasteczka po Mitterfruhl, a wszak żywej tego ucha nie uciął. A nawet jeśli to przeżyła, to odcięcie, to najwyżej o parę godzin.
A potem przyszła zaraza.
Czy ma to jakiś związek? Czy górnik od ucha przywlókł ze sobą jakąś chorobę, czy też może rozwiązanie tajemnicy znajduje się w górze rzeki? Czas pokaże. Taką przynajmniej Kaspar miał nadzieję.

Pomysł z wykopaniem grobu lub usypaniem nad ciałem dziewczynki stosu kamieni nie ostał się w obliczu trudności, z jakimi trzeba by się zmierzyć. Dziewczynka, choć niby dziecko, ważyła, tak na oko, więcej niż Śmierdziuszka. Wyciągnięcie jej, nawet gdyby wszyscy zgodnie się za to zabrali, byłoby ponad ich siły. Kaspar, chociaż syn rzeźnika, nie chciał nawet myśleć o ćwiartowaniu dziewczynki. Oczywiście mogłoby się okazać, że nadwyrężone przez gnicie i zęby szkodników ciało by się samo rozpadło...
Kaspar aż się wzdrygnął na samą myśl. I z radością przystał na pomysł, by ciało spalić. Zaczął pomagać w gromadzeniu opału, gdy jednak Grimm zapragnął zwiedzić kopalnię, Kaspar postanowił ruszyć wraz z nim.
- Nikt nie powinien sam chodzić po tych chodnikach - powiedział, zaopatrując się w linę i zapas pochodni.
- Tylko nie podpalajcie, aż nie wrócimy - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2017, 08:22   #213
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare

Zrobili tak jak postanowili. Ruszyli bez cienia wahania w głąb czarnych czeluści mrocznej kopalni, gdzie nieprzenikniona czerń gnieździła się poza migotliwym blaskiem pełzających po ścianach poświat kopcących pochodni.

Krasnolud prowadził w głąb towarzyszy stąpając rozważnie jak tylko umiał zdając się na instynkt natury i dziedzictwa przodków wyssany z mlekiem matki i piwa posmaku zapamiętanych opowieści pobratymców, gdyż doświadczenia pracy w sztolniach Imperium nie równały się temu opuszczonemu, milczącemu miejscu.

Nie było ich na powierzchni długo, jak się okazało dwa dni i dwie noce, co przeczuwali, a potwierdził Morryta Edmund nieustraszenie i uparcie czuwający przy grobach umarłych.

Czy to szczęściem, czy nieszczęściem, nie znaleźli w starej kopalni niczego i nic nie wyszło im na spotkanie, więc dokonawszy płonącego pogrzebu dla giganciego dziewczęcia, usiedli wszyscy przy obozowym górskim ognisku radząc co czynić dalej z Klątwą Giganta i umierającym miastem zatrutej rzeki.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 14-10-2017, 17:53   #214
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Krasnolud wyszedł z podziemi jako pierwszy wyprowadzając towarzyszy na powierzchnię. Pomimo niepowodzenia w odnalezieniu czegokolwiek trwał wyszczerzony od ucha do ucha.

Imperialne dołki na odchody nie mogły się z tym równać. Nie wspominając już o khazadzkich miastach wydrążonych w górach. Nawet całkiem niedaleko. Dla niego była to miła, choć bezproduktywna wycieczka. Wrócili zatem do punktu wyjścia.

- Co dalej przyjaciele? - zapytał Wagner ciekawsko. - Ja mam jeszcze pomysł aby jeszcze raz odwiedzić kapłana Morra. Wiem, że pewnie to prowadzi donikąd, ale jeżeli inny kapłan uważa, że może być wokół Morryty coś podejrzanego może to sprawdzimy? Wiem, że to brzmi niezbyt racjonalnie, ale nie mamy wielu alternatyw a świątynia Morra leży w górze rzeki.

- Wygląda na to, że nie mamy jak na razie innej możliwości - odparł Kaspar, nieco zmęczony po bezowocnym przeszukiwaniu kopalni. - Myślę, że gdzieś w górze rzeki powinno kryć się rozwiązanie zarazy, jaka spadła na miasteczko - dodał.

- Sprawdziłbym ja najsampierw czy wyżej niźli Morra świątynia w rzece plamy nie zjawiają się. Może rzeki źródło zatrutym jest. Choć spokoju nie daje wciąż mi sprawa cała z górnikami pomordowanymi. Kupy historia z tym, co widzimy nie trzyma mi się. Zauważył czas jakiś temu Eryk, że postać zakapturzona niewielka obserwowała nas. Może niezwiązanym jest to, ale wie ko? A gigantki ucho? Dlaczego z cieczy dziwnej wyciągnięte spłonęło natychmiast? Alchemika o to zapytać byśmy mogli. Ale zacząć od zbadania gdzie czarne plamki źródło mają możemy - rzekł khazad.

- Znalezienie źródła plam jest faktycznie dobrym pomysłem. - przyznał Moritz - Ruszajmy zanim ludzie w mieście do cna się pozabijają…

Kaspar nieco wątpił w to, że zdążą rozwiązać zagadkę zarazy, nim z miasteczka nie zostanie kamień na kamieniu, ale lepiej było coś robić, niż nie robić nic.
- Chodźmy - powiedział. Im szybciej, tym lepiej.

Droga powrotna była znacznie szybsza i już wkrótce ponownie spotkali się z rzecznym nurtem. Zaobserwowane wcześniej plamki płynęły niezmiennie, co było zarówno dobrą, jak i złą wiadomością. Przynajmniej wiedzieli w którym kierunku się udać.

Wyglądało na to, iż szło im wyjątkowo dobrze. Substancja pojawiała się coraz częściej, co zaobserwowali następnego dnia wędrówki. Spotkali również strumień wpadający do głównego cieku, lecz po chwili obserwacji nie spotkali żadnych oznak występowania plamek w odnodze, zatem nie mieli powodu do zmiany trasy. Nim zapadł zmierzch trafili na trzy trupy, najprawdopodobniej górników.

Smród świadczył, że umarli jakiś czas temu. Jeden z nich leżał z głową w wodzie. Odciągnęli go uważając, by nie zetknąć się z jakimikolwiek wydzielinami ciała. Nawet przez rękawice. Na zimne należało dmuchać. Khazadowi nie uśmiechało się sczeznąć przez jakąś zarazę. Odsunął się na krok, gdy okazało się, iż czaszka jest pusta w środku. Mężczyzna nie miał nawet twarzy.

Pół dnia drogi dalej, z uwzględnieniem przystawania przy każdej nowej odnogi w celu jej sprawdzenia, Kaspar nachylił się do nich i wyszeptał ostrzeżenie.
Ktoś ich obserwował.

Arno z Bertem natychmiast urządzili rozmowę dywersyjną, zaś Jost zniknął. Pojawił się po jakimś czasie ze złymi wieściami. Obserwatorem był ork, ale zniknął.

Dzień zbliżał się ku końcowi. Należało znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Najlepiej jaskinię lub łatwe do obrony miejsce. Hammerfist pomyślał, że obozowisko przy kurhanach nie było złą lokalizacją.
Również tym razem zamierzał wziąć swoją wartę w najciemniejszą noc, by wykorzystać łatwość jego oczu do przebijania się przez ciemności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 14-10-2017, 18:02   #215
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Grimm prowadził swoich towarzyszy przez mroczne i nieprzyjazne tunele. Krasnolud czuł się zapewne w takim klimacie o wiele lepiej niż jego ludzcy przyjaciele. Wagner nie miał najlepszych wspomnień jeżeli chodzi o tunele czy umierających hurtowo ludzi. Sytuacja w mieście kojarzyła mu się z finałem Święta kiełbasy, po którym został okrzyknięty bandytą, oszustem i zbiegiem. Moritz nie miał pojęcia czy kiedykolwiek przyjdzie mu oczyścić swoje nazwisko. Dla bezpieczeństwa nie używał go od dnia po tamtych wydarzeniach. Bert Winkel brzmiało dla niego teraz obco i gdyby usłyszał te dwa słowa z ust łowcy nagród nie musiałby nawet udawać zobojętnienia. Poza nazwiskiem zmienił się też jego wygląd oraz przyzwyczajenia. Były gawędziarz początkowo z dużym oporem wchodził do karczmy nie opowiadając kilku dobrych gawęd. Z czasem jednak milczenie przychodziło mu coraz lepiej. Jeżeli nie chciał zostać złapany zanim oczyści swe imię musiał udawać kogoś kim nie był...

Na zewnątrz jaskini czekał na grupę wierny Edmund, który chyba jeszcze nie do końca odzyskał w oczach krasnoluda. Między tą dwójką dochodziło w przeszłości do zatargów, a nawet rękoczynów. O ile człowiek mógł już zapomnieć i wybaczyć to u brodaczy honor i pamięć były o niebo silniejsze. Tym bardziej, że to nie krasnolud wyszedł z tamtego starcia obronną ręką. Wojownicy krasnoludzcy pamiętali porażki przez bardzo długi czas dążąc nieustannie do doskonałości w wojennym fachu.

W czeluściach tamtych jaskiń traciło się poczucie czasu. Grupa wędrowała na pewno bardzo długo, ale czy były to dwa czy cztery dni ciężko było powiedzieć. Jedynie Edmund mógł ich uświadomić ile stracili, bo widział on wschody i zachody słońca poza wnętrznościami góry. Czeladnik naprawdę wierzył, że uda im się znaleźć przyczynę zanim w mieście nie ostanie się żywa dusza. Jako człowiek niegdyś pełniący posługę w klasztorze Bogini Miłosierdzia nie mógł myśleć inaczej. W nich była nadzieja i siła.


Po wyjściu z wnętrza góry grupa zdecydowała się dokonać spalenia ciała małego giganta. Wagner modlił się przez chwilę, a później wraz z towarzyszami zebrał się przy obozowym ognisku. Narada nie należała do tych długi i męczących. Towarzysze ustalili, że muszą iść do rzeki, a następnie w jej górę, do miejsca gdzie pojawiają się na lustrze wody niepokojące plamy. W ten sposób drużyna chciała znaleźć źródło zatrucia i eliminując je uratować mieszkańców.
 
Lechu jest offline  
Stary 14-10-2017, 20:12   #216
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Penetrowanie kopalni zakończyło się sukcesem - wrócili cało i zdrowo. Nikt nic sobie nie złamał, nikt się nie zgubił. I tylko tyle było z tego dobrego. Stracili jedynie czas. A potem trzeba było jeszcze spalić dziewczynkę-gigantkę.
Żeby więc nadrobić ów czas, postanowili się rozdzielić...

* * *

Po nitce do kłębka...
Skąd się takie powiedzenie wzięło, tudzież kto był jego autorem, tego Kaspar nie wiedział, za to sens rozumiał całkiem dokładnie. I dość dobrze odpowiadało temu, co chcą zrobić - jeśli odpowiednio długo i wytrwale będą szli wzdłuż niosącej czarne plamki wody, to wreszcie dotrą do miejsca, gdzie znajdowało się źródło tej zarazy.
Bo w klątwę Kaspar jakoś nie wierzył.

Wnet okazało się, że sama wytrwałość i spostrzegawczość to może być za mało. Ich działalność zainteresowała jakiegoś orka, a przecież każdy wiedział, że gdzie jest jeden, tam może być ich o wiele więcej. Niestety podglądacza nie udało się złapać, co Kaspara wcale nie ucieszyło. Wszak mógł wrócić, i to na dodatek nie sam. I trudno było sądzić, że jeśli tu przyjdą to po to, by się napić zatrutej wody.
Co prawda krasnolud miał bardzo zadowoloną minę, gdy zapoznał się z przewidywaniami Kaspara, ale ten ostatni wcale nie tęsknił do bójki z przeważającymi siłami zielonoskórych. Dlatego też bez chwili namysłu poparł pomysł znalezienia jakiejś jaskini, bądź miejsca, gdzie ewentualni napastnicy nie mogliby zaatakować ze wszystkich stron.

- W takim razie wezmę ostatnią wartę - zadeklarował.

Arno-Grimm, chociaż krasnoludy były twardą rasą, nie mógł przecież czuwać przez całą noc.
Teraz trzeba było tylko znaleźć odpowiednie miejsce.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-10-2017, 06:45   #217
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare


Czerwona łuna na zachodzie malała znikając na horyzoncie, kiedy Chłopcy ze Strilandu spoglądali na Wissenland z góry. Znaleźli płytką grotę bardziej wnękę, niszę w stromej ścianie, niźli jaskinię. Nie miała jednak łatwego dostępu i lina Kaspara przydała się kolejny raz tego dnia. Najpierw wdrapał się syn rzeźnika, potem na górę trafiły plecaki i toboły. Następnie asekurowany liną wspiął się kaligraf, a gdy był już na górze w pocie czoła we dwójkę wciągnęli krasnoluda, który bez młotów i na czczo ważył nieco mniej niż zwykle.

Bez ognia, aby nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi, długo siedzieli z nogami spuszczonymi z klifu. Nie mieli do tej pory wątpliwej przyjemności zbyt wielu spotkań z orkami. Zielonoskórzy rzadko zapuszczali się aż pod Wurtbad. Z dzieciństwa jednak pamiętali rajd goblinów, który Biberhof odparł odkupując utratą wielu obrońców. Niemal każda rodzina straciła bliskiego, lub rany odniósł domownik. Tak zginął między innymi ojciec Bauerów i rodzony brat Millera. Goliny jednak mniejsze były i nie tak straszne na opowieści niegrzecznym dziatkom na dobranoc, kiedy do orków przyrównać.

Kaspar ledwie zerknął na chowającego się zielonoskórego, lecz z miejsca dostrzegł różnicę. Nie był to wyjątkowo wielki okaz, lecz wzrostem równał się lub przewyższał człowieka. Długie ramiona sięgały niemal ziemi, krzywe nogi i szkaradna czaszka z przerośniętymi skroniami, w cieniu oczodołów gnieździły się wciśnięte, złośliwe, tryskające nienawiścią ślepia. Ciemnawa skóra pokryta była strupem kurzajek, brudu i blizn.

Zapadła noc. Minęły wszystkie nerwowe warty i niebo szarzało, a orków, ni widu, ni słychu. Przyczyn mogło być kilka i tylko ta jedna, w której samotny zielonoskóry przestraszył się ludzi dając dyla, aby nigdy nie wrócić, była dla nich optymistyczna. Przy śniadaniu z wędzonego mięsa heisenbergskiej Dziury w Ścianie zapijanego warzonym przez karczmarza piwskiem, Chłopcy ze Stirlandu radzili co dalej. Dzień cały był przed nimi i wykorzystać go mogli dwojako. Tyle czasu zająłby powrót do obozu na rozstajach rzeki z traktem, gdzie czekali druhowie ze Śmierdziulą, lub zapuszczać się dalej i głębiej w Szare Góry, do źródła potoku, który zwężał się przypominając coraz bardziej strumień.




- Co teraz przyjaciele? - zapytał przygryzając kiełbasę Wagner. - Dalej w górę rzeki czy może do pozostałej dwójki? Ja bym sprawdził źródło skoro już tyle czasu na to poświęciliśmy…

- Źródło - Kaspar poparł przedmówcę. Tak daleko doszliśmy, że nie warto się cofać.

- I tak koniecznym jego sprawdzenie będzie. Po cóż dwukrotnie drogę przebywać tę samą? Do źródła - poparł przedmówców Arno.

Spakowali tobołki i kwadrans później szli dalej w górę strumienia. Teren nie był łatwy. Miejscami musieli obchodzić zbyt strome podejścia, gdy woda lała się wodospadem, lub przejście zbyt wąskie było, aby się w nie zmieścić. Gęsty, ciemnozielony las porastający zbocza zaczynał zmieniać swą barwę na białą. Kiedy słońce w najlepsze prażyło w zenicie, a mokry śnieg lśnił obijając promienie, Chłopcy ze Stirlandu zauważyli, że strumień kończy się niemal pionowym urwiskiem. Czarna woda wypływała z dziury niewiele większej od nory lisa.

Arno obszedł okolicę i niebawem wychylony zza głazu, rękoma zawołał przyjaciół. W cieniu rumowiska był niewielki otwór miedzy kamieniami i połamanymi skałami wiodący w głąb góry. Krasnolud wszedł pierwszy, później ludzie. Po kilku zakrętach między wielkimi bryłami bloków skalnych, wyszli na wielką pieczarę, w której zmieściłby się pawilonik gościnny ich barona z rodzinnych stron.

Czarna wstążka migotała odbijając blask pochodni i wiła się leniwie przez skalne podłoże w płytkim, drążonym setkami, jeśli nie tysiącami lat korytem. Chłopcy z Biberhof stali z opuszczonymi japami mrugając oczyma, przed którymi malował się niewiarygodny obraz.
Na środku groty leżał wielki, przeogromny gad. Pokryty żółtymi, lśniącymi złotem łuskami spoczywał na brzuchu z łapami pod rogatym łbem przykryty skrzydłami.

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, który obudzi w ich sercach lęk, którego do tej pory jeszcze nie znali, zauważyli, że potwór leży tuż przy strumieniu, a nieopodal spoczywały cztery trupy. Smok, bo wygląd stwora wyśmienicie pasował do legend i obrazów, miał wbity pod łopatkę czarny drzewiec, który ugodził miedzy łuski i sterczał zakotwiczony w wielkim strupie. Z popękanej rany sączyła się ciemna krew spływając wprost do przepływającego strumienia.

Martwe ciała należały do ludzi i wnioskując z odzienia i oręża byli zbrojnymi awanturnikami, banitami lub najemnikami. Wszyscy mieli wypalone rany, a dziury prześwitywały przez zbroję, przeżarte odzienie, mięso i kości. Ten największy oberwał centralnie w twarz, piersi i ramiona i leżał na wznak, a kompani mieli wypalone dziury na plecach i spoczywali obok niego powaleni na bokach i brzuchach.

Smok oddychał, więc był żywy! Zdawał się spać lub być nieprzytomnym…



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 21-10-2017 o 06:31.
Campo Viejo jest offline  
Stary 27-10-2017, 18:34   #218
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie taki ork straszny, jak go malują...
Ten akurat, którego spotkali (czy też raczej ich spotkał), miast przywołac stado kompanów i urozmaicić wędrówkę w poszukiwaniu źródła zarazy, wziął dupę w troki i poooszedł...

* * *

No i okazało się, że pozbawiony odwagi bądź woli walki ork nie był największą atrakcją tych dni. Były też kolejne trupy i coś, czego Kaspar nie spodziewałby się w najgorszych nawet snach.

- Oooo... - wydusił z siebie, któremu przerażenie odebrało głos, a nie uciekł tylko dlatego, że nogi wrosły mu w ziemię.
A więc nie klątwa, a krew smoka narobiła takiego zamieszania.
Łeb smoka jest chyba więcej wart, niż głowa olbrzyma, pomyślał, gdy owa zdolność do niego wróciła. Ktoś już zrobił większość roboty, może by się udało załatwić gada, kontynuował rozważania...
Wagner zaproponował sprowadzenie pomocników, co by się przyczynili do utrupienia gada, ale Kaspar był pełen sceptycyzmu, któremu dał natychmiast wyraz.
- A kto się zdecyduje, gdy słowo SMOK usłyszy? - wyraził wątpliwość. Co prawda dla wielu smok oznaczał również smoczy skarb, ale co innego okraść smoczy skarbiec, którego właściciela ktoś ubił, a co innego spróbować zabić smoka, większego niż chałupa.
Pewnie musiałbym kilka dni go rzezać, pomyślał. Ale ciekawe, czy dałoby się pysk mu liną obwiązać, by kwasem nie mógł plunąć.

Gdy Moritz podsunął pomysł, by smoka od rzeki odciągnąć, Kaspar spojrzał na niego z zaskoczeniem. Pomysł sam z siebie był sensowny, ale jego wykonanie mogło nastręczyć nieco trudności.
- Odciągnąć zwłoki gada? - Kaspar nie chciał uwierzyć, że Moritz wymyślił coś takiego. - Masz siłę kilkunastu koni?
Pomysł upadł, powstał za to projekt znalezienia bądź stworzenia odtrutki na zatrutą smoczą krew. Pewnie wystarczyłoby dostarczyć alchemikowi kilka próbek...
Ten pomysł jednak spalił na panewce, a raczej wyciekł na ziemię, gdy krew smoczyska przeżarła skórę bukłaka i omal nie wygryzła dziury w nodze Wagnera, który z odwagą graniczącą z głupotą wybrał się po próbkę owej krwi.
Kaspar zaklął pod nosem widząc, jak zakończyła się próba z bukłakiem. Z drugiej strony - mogli się tego spodziewać. Pewnie smoczysko miało kwas nie tylko w pysku, ale i we krwi. Kwas albo coś jeszcze gorszego...
- Ma który z was szkło? Flaszkę jakąś? - zapytał.
Wobec braku takowego naczynia w wyposażeniu pozostawało tylko jedno - ruszyć w stronę miasta i porozmawiać z alchemikiem, o ile, oczywiście, ktoś w międzyczasie nie wyprawił go w objęcia Morra.

Nocleg (bo nie zamierzali wędrować po zmroku) zaplanowali spędzić w tej samej podróbce jaskini, w której nocowali idąc na spotkanie ze smokiem.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-10-2017, 16:01   #219
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Postanowili nie wracać. Każdy z nich zdecydowany był podążać w górę czarnego już strumienia. Zejście było bezcelowe nawet biorąc pod uwagę obecność orków.

Teren natomiast z czasem stawiał coraz to nowe wyzwania w postaci stromizn z wodospadami lub wąskimi przejściami. Wysokość, na jakiej się znaleźli sprawiła, że las zaczynał się bielić w południe oślepiając ich promieniami słonecznymi.

W końcu jednak dotarli do źródła czerni w rzece - otwór przypominający nieco lisią norę. Wewnątrz musiało być źródło dziwnej substancji. Khazad natychmiast ruszył w poszukiwaniu wejścia. Musiało gdzieś jakieś być, ale czy rzeczywiście w okolicy? Jeśli będą mieli szczęście, pod nimi nie znajduje się zakończenie ciągnącego się kilometrami tunelu.

Nagle dostrzegł to, czego szukał. Nieopodal rumowiska znalazł niewielkie wejście między kamieniami i skałami. Zajrzał do środka na tyle, na ile mógł, nie chcąc wejść orkom prosto pod miecz. Wewnątrz było jednak pusto. Przynajmniej na tyle, na ile mógł się zorientować z tego miejsca. Wszedł zatem do środka. Ruszył przodem zakręcając między ogromnymi blokami skalnymi i... przystanął z otwartymi szeroko oczami.

Pieczara, w jakiej się znaleźli była tak olbrzymia, że pomieściłaby się w niej cała rezydencja z przyległościami, zaś strużka wylatująca z norki płynęła wydrążonym przez niezliczony czas korytkiem prowadząc do... smoka. Olbrzymiego, żółtołuskiego, rogatego, skrzydlatego smoka leżącego na brzuchu pod własnymi skrzydłami.

Leżące niedaleko trupy nie dodawały otuchy. Ludzie, którzy przyszli zapolować na bestię, zaś skończyli z powypalanymi smoczą krwią dziurami. Cztery ciała najwyraźniej za czasów swojej świetności, kiedy były jeszcze trochę mniej martwe, wbiły pod łopatkę smoka czarne drzewce. Rana częściowo się zasklepiła, ale nie całkowicie. To ona była źródłem czarnych plamek. To była smocza krew.

Gad tymczasem spał sobie w najlepsze.

Arno spojrzał na własną broń i na stwora. Skrzywił się paskudnie. Przeniósł wzrok na towarzyszy.
Khazad zastanawiał się jak walczyć z czymś, co ma jedną łapę o wysokości porównywalnej do jego wysokości. Młot jednoręczny czy dwuręczny... co za różnica? Smok i tak tego nie odczuje tak jak tego, co ma wbite w bok. Pewnie spojrzał, pomyślał sobie: "Wykałaczkę wbili, drzazgę pieruńską... Później wyjmę, bo mi się teraz nie chce".

Bert odciągnął ich na bok, by przedstawić swój pomysł. Hammerfist potarł brodę z niepewną miną. Zatrucie gada, którego krew przeżerała metal wydawało mu się dość mało skutecznym pomysłem, ale nie protestował. Lepszego nie miał. Skinął w końcu głową.

- Wrócić możemy, ale żeby podobał mi pomysł się ze zdradzaniem wszystkiego alchemikowi, to nie powiem. Nie raz żeśmy już w wierze dobrej powiedzieli co, a potem obróciło to przeciw nam się. Jako ludzie zwiedzą się, że gadzina leży tu, to na wyprzódki zlecą tu się głupki, co zabić będą chcieli go. A gad chuchnie wtedy, dmuchnie wtedy i po chłopach. Lepiej jakoby nie tykać go wiele zbyt. Śpi? To śpi niechaj sobie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 31-10-2017, 10:28   #220
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wciąganie krasnoluda na półkę skalną nie należało do czynności ani łatwych, ani przyjemnych. Było jednak to znośne ze względu na brak broni, pancerza oraz tobołków brodacza, które Kaspar z Moritzem wciągnęli chwilę wcześniej. Nie żeby Wagner podróżował bez słusznej ilości przedmiotów, ale Khazad miał ich nieco więcej.

Kiedy kaligraf złapał oddech po kilku minutach wysiłku nie zapomniał napić się wody i zapytać towarzyszy co wiedzą na temat orków. Sam nie widział nigdy takiego stwora, ale jako były gawędziarz potrafił sobie wyobrazić niemal wszystko. Kiedy wraz z przyjaciółmi usiadł i na spokojnie zaczął myśleć przypomniały mu się rodzinne strony. Moritz miał nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mógł odwiedzić swoją ojczyznę i zobaczyć swoich rodaków. Do tego czasu jednak musiał oczyścić siebie i swych ziomków z zarzutów, które na opak zostały im przyznane.

Warta Moritza minęła bardzo spokojnie i nawet wybujała chwilami wyobraźnia Wagnera nie stwarzała mu iluzorycznych przeciwników. Nie było ani żądnego wycia zwierząt, ani przerażającego gwizdu wiatru, ani nic co budziłoby jakiekolwiek podejrzenia, że zbliżało się coś niepokojącego. Przy śniadaniu ekipa miała zdecydować co dalej. Czy ruszyć wyżej do źródła zatrucia rzeki czy cofnąć się i zadbać o swoje bezpieczeństwo. Wagner był za tym aby ruszyć dalej i znaleźć źródło problemu. Tak też zdecydowali wspólnie z Grimmem i Kasparem. Teraz tylko musieli uważać na zielonoskórych...


Wspinaczka nie była najmocniejszą stroną czeladnika. Jego kondycja pozostawiała wiele do życzenia, ale Wagner wiedział, że nie mógł się poddać. Musiał znaleźć źródło zarazy, bo z każdą chwilą padały kolejne ofiary. Zdeterminowany mężczyzna wraz z kompanami dotarł do miejsca skąd woda lała się wąskim strumieniem. Krasnolud obszedł okolicę aby po chwili wprowadzić kompanów wgląd góry, ku olbrzymiej pieczarze.

Grota robiła wrażenie i byłaby najbardziej zapadającym w pamięć widokiem tamtego dnia gdyby nie... Smok! Potężna bestia, cała w złotych łuskach, z wielkim łbem, skrzydłami i łapami. Wagner oniemiał na chwilę aby w końcu zapanował nad nim strach tak wielki jak sam spoczywający przed nim gad. Potwór był ranny, a z jego strupa płynęła - wprost do strumienia - czarna, zapewne toksyczna, posoka. Moritz domyślał się, że to ona mogła być źródłem zatrucia wody. Musiał jednak najpierw zapanować nad strachem co nie było wcale takie łatwe...

Po pierwszych głupich pomysłach jak zabicie bestii czy wyciągnięcie jej z groty Wagner stwierdził, że musi zabrać krew gada do alchemika. Może na jej podstawie uczony byłby w stanie stworzyć odtrutkę dla mieszkańców miasteczka. Wziął zatem swój skórzany bukłak i złapał do niego kilka czarnych kropel. Po chwili usłyszał syk i jedna kropla uderzyła o skałę przy jego bucie. Naczynie zostało przepalone, a jego zawartość po chwili chlusnęła brakującym dnem.

Kilka kropel spadło na spodnie Wagnera. Zaczął widzieć jak na jego oczach materiał zaczyna się wyżerać, a przy skórze nogi robi mu się coraz bardziej gorąco! Mężczyzna jak szybko tylko się dało zaczął ściągać spodnie. Nie martwił się teraz materiałem tylko własną nogą! Musiał szybko się pozbyć odzienia. Mimo iż czeladnik starał się jak mógł na nodze i tak została mu mała ranka. Rana ze smoczej krwi byłaby niesamowitym tematem do rozmów... gdyby nadal był gawędziarzem.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172