|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-11-2017, 20:58 | #221 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
11-11-2017, 09:15 | #222 |
Reputacja: 1 | Schodzenie z gór nie należało do czynności łatwych. Było męczące tym bardziej, że im niżej się zeszło tym wyższa była temperatura. Góry Szare będą jednak kojarzyły się czeladnikowi nie z trudem wędrówki, a z pięknymi widokami jak wschód słońca, którego był świadkiem. Jego ostatnia warta była pełna czujności oraz przemyśleń. Moritz zastanawiał się nad tym co powie alchemikowi. Towarzysze chcieliby aby nie ujawniać zbyt wiele, ale już nie raz kłamstwa doprowadziły ich do tragedii. Tym razem chodziło o ludzkie życie i nie mogli sobie zostawić wiele miejsca na margines błędu. Moritz miał plan na alchemika, ale nie taki aby mu nawciskać kitu tylko aby podejść go szczerością i otwartością. Uczony nie mógł mieć cienia podejrzeń co do prawdziwości jego słów chociaż... Chyba każdy miałby wątpliwości gdyby usłyszał o smoku z krwią w postaci żrącego kwasu. Detlef oraz Aldric mieli się dobrze. Moritz wiedział, że ta dwójka sobie poradzi, ale w czasach kiedy ludzie skakali sobie do gardeł nie było to już tak oczywiste jak niegdyś. Przyjaciele mieli swoje pomysły i zapytania co do sprawy smoka i zatrucia rzeki. Aldric był bardziej sceptyczny i zastanawiał się komu można powierzyć taką tajemnicę. Morryta zastanawiał się nad zaufaniem swojemu czyli kapłanowi Morra Markusowi. - Póki co najlepszym wyjściem będzie powiadomienie alchemika i jego pomocnika. - odparł Wagner przyjacielowi. - Oni będą w stanie pomóc, a jak się zagubią lepszym wyjściem byłoby powiadomienie kapłana Bogini Miłosierdzia. Może znając substancję która wywołała zarazę kapłan stworzyłby lek. Ze względu na trudny charakter duchownego najpierw jednak poprośmy o pomoc alchemika... Okazało się, że w Heisenbergu na Stirlandczyków czekało nieznane. Ludzie nie skakali już sobie do gardeł, ale wielu zginęło we wcześniejszych walkach. Komendant straży przybyłej z Meissen postanowił odnaleźć podróżników, którzy jako pierwsi odkryli, że miasto jest podtruwane. Wyprawa straży w góry nie skończyłaby się jednak najlepiej. W najlepszym wypadku wszyscy skończyliby jak wypalona kwasem zupa, a w najgorszych obudziliby smoka, który zabiłby ich, podróżników i spalił kilka tuzinów najbliższych osad. Chyba, że ten smok byłby akurat pokojowo nastawiony i nie tylko nic im nie uczynił, ale też odszedł kilka kroków od źródła rzeki... W kolorowym namiocie alchemika Wagner przecierał oczy ze zdumienia. Spał tam sam Gotte! Ten sam pakujący się w kłopoty, kolorowy, światowy człek co niegdyś. Miller nie zmienił się w ogóle. Ta sama fryzura, ta sama szata i ten sam długi nos, po którym dojdzie do nich każdy łowcy głów w okolicy. Brecht Jugen zdawał się lepiej znieść wypitą beczułkę wina od Gotte, który zapewne będzie miał potężnego kaca kiedy tylko się obudzi. Nie było to w sumie takie złe, bo Stirlandczyk przez sen "piłował" jak mało kto. - No i jak tam polowanie na trolla? - dopytywał się alchemik Jan. - Nie widzę z wami dwóch przyjaciół. - dodał ostrożnie. - Czy wszystko z nimi dobrze? - Obaj zostali przy świątyni Morra - odparł Kaspar. - Pomagają kapłanowi przy grzebaniu zmarłych. Na tyle szczerości mogli sobie pozwolić. - Trola nie znaleźliśmy co prawda, ale mamy do ciebie, Herr, poważną sprawę - zaczął dyskretnie Wagner. - Otóż odkryliśmy, że za sprawą zatrucia miasta stoi śmiertelna trucizna w rzece. Ludzie pijący wodę z tej rzeki są chorzy i w szybkim tempie umierają. Rzeka natomiast jest zatruwana przez krew smoka, który leży ranny i w głębokim śnie w jaskini w górach. Krew bestii jest niczym żrący kwas i kiedy chciałem jej trochę dla Ciebie zabrać przepaliło mi bukłak i kapnęło na ubranie… - pokazał dokładnie miejsce Moritz. - O tutaj. Czy chciałbyś z nami pójść i na miejscu zbadać krew smoka? Może udałoby się sporządzić odtrutkę albo jakąś barierę aby krew nie wlewała się do rzeki… Alchemik patrzył na Berta rozszerzającymi się oczami i w końcu zaczął się śmiać. Klepnął ręką w kolano i otarł łzę w oku. - Między nim - kiwnął na Gotte - a tobą, to można wszystkie zmarszczki zgubić! - Ryknął znowu śmiechem do społu z asystentem, który aż na ziemi leżał trzymając się za brzuch. Gotte chrapnął głośno, jakby połknął haust powietrza. Mlasnął raz, mlasnął drugi raz, otworzył szeroko jedno oko, po chwili drugie. Głośny śmiech, go w końcu zbudził. - Bercik? - rzekł cichutko. – Jościk? – nieco głośniej. – Arno! – krzyknął . – Chłopaki me moje najlepsiejsze! Ja żem was łodnalazł w końcu – zerwał się na równe nogi z rozdziawioną w uśmiechu gębą. Jego ramiona były gotowe do uścisku, tylko spoglądał od jednego, do drugiego, który pierwszy. Wagner jako pierwszy rzucił się w uścisk przyjaciela. Trzymał go tak chwilę po czym rzekł szeptem: - Nie wymieniaj naszych nazwisk. Po chwili poklepał gawędziarza i dodał już głośniej: - Jak dobrze Cię znowu spotkać, stary bajarzu ty nasz! Gdzieś ty się podziewał? Kiedy Moritz wydostał się z objęć swojego pobratymca obrócił się w kierunku alchemika. - Wiem, że to brzmi jak żart, ale prawdę mówię. W grocie ogromnej, w górach leży ranny smok. Wielki jest, potężne ma skrzydła i łapy. Krew leci z jego naruszonego strupa. Bestia wygląda jakby leżała tam od lat. Nie żartuję. Krasnolud i Kaspar potwierdzą. Kaspar skinął głową. - Wielki taki, że i dziesięć koni by nie uciągnęło - potwierdził, po czym ruszył witać się z Gotte. - Ty się obijasz, a my się męczymy. To mi coś przypomina. - Mów do mnie Kaspar - dorzucił szeptem, wprost do ucha tamtego. - I śmiać się nie ma z czego - powiedział głośniej, spoglądając na alchemika i jego asystenta. - Jeśli nie wierzycie, to niech chociaż jeden z nami ruszy - dodał. - Jeno naczynie by musiał wziąć solidne, co by go smocza krew nie przeżarła. Macie do czynienia z różnymi substancjami, to pewnie i butle odpowiednie macie. Arno ostatnim był, który uścisnął starego druha i poklepał mocno po plecach. A bynajmniej ostatnim nie dlatego, że się nie kwapił! O nie! - Aaaa. To ja żem Archibaldus - rzekł do Jana Gotte mrużąc prawe oko. - I jak żech już wiesz jam był w takim landzie, że płomiennogłowe krasnoludziaki chadzały spośród płomiennych szczytów. No i tam też takie łogniowe wielkaśne smoki były. - Gotte starał dorównać poziomowi wyobraźni starych kompanów i dołączyć do ich wspólnej zabawy. - Tako było Arno bez nazwiska, tako było. Łopowiem ci więcej później. - Grimm teraz. Biega o co później wyjaśnim - mruknął cicho Arno. - A to spotkanie! - Jan uśmiechnął się widząc pojednanie przyjaciół. Usiadł przy rozpalonym ogniu i popatrzył na Stirlanczyków nadal rozbawiony. - Znawcą smoków nie jestem. W młodości o nich czytałem. - silił się na powagę. - Ale żeby kwas jako krew w nich płynął, to pierwsze słyszę… Smok to istota, w której konstytucję wpisana jest pradawna magia niektórzy powiadają. W ostatnim tysiącleciu odnotowano tylko kilka młodych. Jeżeli to co zobaczyliście nie jest iluzją, to musi to być stary gad, który pamięta czasy gdy elfy i krasnoludy władali tymi ziemiami, a może nawet wieki wcześniejsze… Alchemik wsadził patyk w ogień i grzebał w żarze. - Jeśli to prawdziwy smok, to żeby wam do głowy przyszło, że chcę mieć coś wspólnego z odbieraniem mu życia… Niedorzeczności… To nie byle bydle lecz rozumna istota. Czytałem, że nawet ogień magiczny ich łatwo nie bierze. A jeśli to nawet dobry, mądry i szlachetny smok to nie zemści się na ludziach za takie próby tak samo jakoby był na wskroś złym i nienawistnym innym istotom? Alchemik musiał lubić teoretyczne dysputy, bo zaczynał jego ton głosu zmieniać się na poważny nieobojętny. - Nie iluzja to - powiedział Kaspar. - Cztery trupy obok niego leżą, smoczą krwią czy kwasem spalone. Wygląda, jakby twardo spał, a z rany jucha leci, do strumienia, który do rzeki wpada. To by trzeba powstrzymać, bo smok dobry czy zły, świadomie czy nie, ale wodę zatruwa. - Po prawdzie to gada ja w spokoju zostawiłbym chętnie. Cosik by przydało jednak się aby przed juchą ochronić i krwawienie zatamować szybko całkiem. No i po mojemu nie mówić nikomu dobrze by było, bo zlecą zaraz do smoka się jak do gówna muchy. Gotowe wtedy nieszczęście - dodał Khazad. - Jak dla mnie to nie trzeba zabijać smoka tylko jakoś zatamować jego krwawienie aby posoka nie zatruwała dalej rzeki. No i trzeba znaleźć antidotum na zarazę z tej jego krwi, bo ludzie do cna w mieście wymrą. - Wagner zastanowił się chwilę. - Może byłbyś w stanie nam pomóc i zagrodzić drogę krwi smoka? Lekarstwo jedynie ty albo jakiś inny potężny alchemik mógłby przygotować… Alchemik zastanowił się chwilę po czym ruszył ze swym asystentem na naradę. Wagner miał nadzieję, że postąpią mądrze i wyruszą wraz z nimi do groty smoka… |
11-11-2017, 13:09 | #223 |
Administrator Reputacja: 1 | Droga powrotna usiana różami nie była, lecz też nie sprawiała żadnych kłopotów (prócz tych, jakie zwykle się trafiają przy schodzeniu - niby łatwiej iść w dół, a nogi, dziwnym trafem, mocniej bolą). * * * W światyni Morra nic się nie zmieniło. Detlef oraz Aldric pilnie pracowali, pomagając przy przygotowywaniu ciał do pochówku i grzebaniu truposzy. Zbierali też wieści, a te nie były najlepsze - w miasteczku zaraza i bratobójcze walki zebrały spore zniwo (zapewniając dużo pracy kapłanowi Morra i jego pomocnikom), miasto jest pilnowane przez straż przybyą z Meissen, a oni sami są poszukiwani. Trudno było orzec, czy jako odkrywcy i świadkowie, czy może jako winni. Chociaż to, że wojacy wybierali się w górę rzeki mogło stanowić ciekawą odmianę losu miasteczka. Pytanie tylko, czy na dobre... * * * Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem - tak. Tak powiadano, a przed Kasparem chrapał żywy dowód na prawdziwość tego powiedzenia. Z tym jednak, że Kaspar nie bardzo wiedział, czy to znak, że bogowie im sprzyjają, czy też wprost przeciwnie. Trudno było zapomnieć, w jakie tarapaty pakował się (i ich) Gotte. Poza tym w ich życiu zaszły pewne zmiany, a imiona, te prawdziwe, nie da się ukryć, powinny pozostawać w ukryciu. Lepiej by więc było, gdyby Gotte otworzył oczęta gdy alchemika i jego pomagiera nie będzie w pobliżu. Niektóre rzeczy powinny pozostać w ukryciu... * * * Gotte w smoka nie uwierzył, w przeciwieństwie do alchemika, który w końcu zdecydował się na wyprawę do źródła zarazy, czyli do smoka. Ale za to udział Moritza w tej wyprawie stanął pod znakiem zapytania. Rana na nodze nie wyglądała zbyt dobrze i widać było, że rannemu przyda się fachowa pomoc. - Może warto by uprzedzić dowódcę straży, z czym będą mieli do czynienia - zasugerował, gdy Moritz zaczął przebąkiwać o wizycie w miasteczku, u kapłanki. - A nuż się okaże, że to jakiś mądry człowiek, a nie jakiś zakuty łeb. |
11-11-2017, 20:25 | #224 |
Reputacja: 1 | - Gotte Millerze… - zaczął idąc do przyjaciela Wagner. - Uprzejmie oznajmiam Ci, że najlepiej abyś zmienił imię, nazwisko, a może i sam wygląd. Mówię o tym, ponieważ Bert Winkel i jego przyjaciele, których imion i nazwisk nie wymienię są poszukiwanymi przestępcami. Nikt nie kwapił się na tyle aby odkryć, że zostali wrobieni i nie są winni rzezi, którą im się zarzuca. Tak poza tym nazywam się Moritz Wagner, a to moi przyjaciele Kaspar Heiner oraz brodaty wojownik o imieniu Grimm. Z chęcią przedstawiłbym Ciebie jeszcze dwóm osobom, ale do tego czasu najlepiej pomyśl nad tym imieniem i nowym stylem... - Ale Bercik, ale - głos Gottego stał się bardziej poważny. - Ja żem właśnie twą facjatę przy sobie parę lat taszczył, niemało. Patrzaj na to! - Miller wyciągnął wymiętolony i wyblakły skrawek papieru, po którym było znać część posiłków Gottego. To przecia ty! - zauważył. Kaspar przeniósł wzrok z papieru na Moritza i z powrotem i pokręcił głową. Nijak podobieństwa dopatrzyć się nie potrafił. - Ten mężczyzna nic a nic nie przypomina obecnego mnie. - powiedział z uśmiechem Wagner. - 250 Koron to sporo… - zastanowił się. - Jak widać łowcy biorą swoją robotę na poważnie. A u ciebie co się działo w wielkim świecie? Ja jestem nie praktykującym alkoholikiem. - Wypisz, wymaluj - wyszczerzył się Hammerfist spoglądając to na obrazek, to na Berta. - Ja chyba też. Nic nie pijem, a nic. A żem kiedyś pił. - Odparł patrząc w oczy Berta, mimo iż całe ciało Gotte parowało gorzałą. - A co ja żem tam robił? Długo by opowiadać przyjacielu. Łoj długo - podkreślił Gotte. - Góry, morza, mosty, truposze i burdele. - Jak zwykle gaworzył z sensem znanym tylko jemu. Chyba to ostatnie przede wszystkim, pomyślał Kaspar. - Toś wiele przygód przeżył - powiedział. - Będzie co opowiadać w długie wieczory. Bo chyba nas nie zostawisz samych w obliczu problemów. Ze smokiem na czele? - Ady ja nigdy przecie. Ja do was pędził co sił w moich nogach. Jam tęsknił i ja z wami bym chciał być. - Gęba Gotte znowu zaczęła się cieszyć, a ramiona się rozpostarły zamierzając uściskać Heinera. - Smoki nie takie straszne, tuziny żem ich widział przecie. *** To właśnie były pierwsze jedne z pierwszych chwil, gdzie radość dla długonosego Millera w końcu nadeszła. Tyle dni, tyle miesięcy, tyle lat szukał swych kompanów i w końcu znalazł… Chociaż szczerze rzecz ujmując, nie szukał ich latami, nie szukał ich miesiącami, ale szczęściem ich znalazł. I cieszył się z tego niezmiernie, bo ponownie był tarapatach. A kto mógłby go z nich wyciągnąć, jak nie Jościk, Bercik i Arno? No kto? Tamci jeszcze tego nie byli świadomi, widać mieli jakieś inne wyimaginowane problemy na głowie. Ale z dużą dozą prawdopodobieństwa, te od Gotte mogły na nich wkrótce spaść… A te dla Millera były bardzo realne Poczuł się Gotte jednak od razu bezpieczniej. Dla niego niestraszny był wymyślony smok, z chęcią i z samym Kasparem mógł się do niego udać. Ważne by znów być wśród osób, wśród których mógł czuć się bezpiecznie. Pierwej jednak zaproponował alchemikom i Heinerowi parę łyków ognistej wody, wszak problemy alkoholowe już za nim, więc mógł. Kolejną propozycją była wizyta w miejscu gdzie mógł zaspokoić swe seksualne potrzeby. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Smok wszak nie zając, nie ucieknę. |
12-11-2017, 22:51 | #225 |
Reputacja: 1 | Zadziwiającym był fakt, że nie spotkali już ani jednego orka, choć khazad wyraźnie na to liczył. Najprawdopodobniej w przeciwieństwie do swoich kompanów. Co by jednak nie mówić, było dziwnym, iż spotykają taką kreaturę samą w górach. Musiał być przecież jakąś czujką albo coś. Z pewnością nie wybrał się na zwiedzanie. Co zatem tu robił? Być może powinni być tym faktem zaniepokojeni bardziej niż obecnością większej ich liczby? Fakt jednak był taki, że zarówno do poprzedniego obozowiska jak również i do samego zejścia nie napotkali żadnych przeszkód. Spotkali również alchemika, który na całe szczęście nie ruszył jeszcze w dalszą podróż, a wraz z nim Gotte Millera! Spotkanie starego druha na krańcu świata było tak bardzo zakrawające na cud, że Arno pajdy chleba by na to nie postawił, a jednak. Kolejną szczęśliwą nowiną był fakt, iż Gotte zamierzał dołączyć do nich w ponownej wędrówce ku smokowi, choć nie bardzo wierzył w opowieść w niego. Sam zaś alchemik okazał się chłopem całkiem kumatym jak na to, co spodziewał się zobaczyć Hammerfist. Krasnolud sądził, że prędzej mężczyźnie zaświecą się oczy w chęci zdobycia rzadkich składników alchemicznych. Zamiast tego dowiedzieli się, że smoki to... gady inteligentne, a nie bezrozumne bestie. To całkowicie zmieniło sytuację. Zabicie przestało wchodzić w grę, jeśli kiedykolwiek wchodziło i należało całkowicie ukryć obecność złotołuskiego. Rozgadanie skończyłoby się śmiercią wielu poszukiwaczy przygód, ale w końcu i samego smoka by któryś dorwał. Jan Vahn wrócił do Stirlandczyków po naradzie ze swoim asystentem. - Wyruszymy o świcie - zakomunikował, zaś Grimm skinął głową. - Może warto by uprzedzić dowódcę straży, z czym będą mieli do czynienia - zaproponował Jost. - Pewien nie jestem. Że przeciw truciznom leczyć trzeba wiedzą. Po mojemu wszystko to, co wiedzieć powinni, bo dopytywać jeszcze zaczną się. Strażą dowodzący pomóc nijak nie może nam, a zaszkodzić owszem. Nic bym nie mówił nikomu, kto wiedzieć nie musi - wzruszył ramionami krasnolud. - Pokaż panie Wagner tę ranę. Kiedyś byłem i aptekarzem i lekarzem - rzekł alchemik. Bert po podwinięciu nogawic zobaczył, że rana ropieje. Mięso i skóra były nieco zaczernione dookoła. - Ajajaj. - pokręci głowa. - Jak rano się powiększy czerń, to przed wyruszeniem biec będziesz musiał do Shallaitów błagać o lecznicze czary przeciw truciznom… Wkrótce rozbili obóz i każdy przygotował się do snu. Mieli za sobą długą, męczącą podróż. Nic zatem dziwnego, że khazad zasnął natychmiast. Obudził go Bert. - Co? Moja warta? Już wstaję - wyburczał pod nosem, lecz nie o to chodziło. Rana po smoczej krwi zrobiła się kapkę paskudniejsza. Były gawędziarz poprosił aby Arno mu towarzyszył, więc Hammerfist zebrał się najszybciej jak mógł i ruszył z przyjacielem po pomoc dla niego. A jak tylko ponownie dotrą do smoka ponownie, podejdzie do gada cichutko jak skrytobójca na zleceniu i obejrzy sobie z bliska zarówno śpiącej bestii jak również ciałom uważając, by w żadnym wypadku nie dotknąć smoczej krwi. Na miejscu zamierzał również zapytać alchemika czy zna jakiś sposób na ochronę przed żrącą juchą i czy ma pomysł na zatamowanie krwawienia. Jeśli tak, to zamierzał podjąć się wyciągnięcia drzewca. Oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
19-11-2017, 17:45 | #226 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 19-11-2017 o 17:52. |
21-11-2017, 10:17 | #227 |
Reputacja: 1 | Gotte dumnie uniósł głowę, gdy strażnik bez żadnych problemów wpuścił ich do miasta. |
22-11-2017, 19:31 | #228 |
Administrator Reputacja: 1 | Jak się pokazało, Gotte nie zmienił się nie tylko pod względem wyglądu. Jego zainteresowania również pozostały bez zmian. A że najwyraźniej nie wierzył w smoka, ani nie pałał chęcią zmiany losu mieszkańców miasteczka, w głowie mu było tylko jedno - kobiety, zajmujące się specyficznym zawodem, zaliczanym ponoć do najstarszych na świecie. |
25-11-2017, 10:43 | #229 |
Reputacja: 1 | Wagner był niezmiernie rad kiedy okazało się, że Gotte znał strażnika wpuszczającego ich do miasta. Jak się bowiem okazało czasem przydaje się pić i gaworzyć w takim a nie innym towarzystwie. Moritz nie musiał zdawać żadnej broni, ponieważ posiadał jedynie niewielki, niepozorny sztylet. Przy jego pomocy raczej ratował życie aniżeli je odbierał. Zaatakował nim może raz w życiu? Czeladnik stwierdził, że ich odkrycia musiały odbić się sporym echem, ponieważ strażnicy nie tylko zalecili aby podróżnicy nie pili wody pitnej, ale też poprosili aby udali się do siedziby Straży. Pewnie dowódca chciał rozmawiać z każdym przewijającym się Stirlandczykiem... Fałszywe dane Moritza i reszty ekipy zostały zanotowane, a najbardziej rzucał się w oczy Grimm, bo o ile może się zdarzyć druga grupa podróżnych ze Stirlandu to jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że też będą mieli za kompana krępego brodacza? Wagner był zaskoczony widząc jak zmieniła się atmosfera w mieście. Wcześniej panował chaos, a ludzie skakli sobie do gardeł. Teraz okolica wyglądała na raczej ospałą, aby nie powiedzieć upojoną w słodkim alkoholowym transie. Czeladnik musiał pamiętać aby nie pić niczego wcześniej nie sprawdzonego przez krasnoluda. Nie obawiał się trucizny tylko alkoholu którego kropla wystarczyła aby kaligraf znowu popadł w nałóg... Kapłan rozpoznając Wagnera rozpromienił się i zaczął pytać o owocność wyprawy w góry. Moritz wiedział, że nie mógł go zbyć, ale nie chciał też ujawnić całej prawdy, aby czasem nie zostać posądzonym o postradanie zmysłów. Czeladnik już dość się natrudził aby przekonać alchemika do uwierzenia w istnienie smoka. Bogobojny do granic mężczyzna wyleczył podróżnika, a czar działał bardzo szybko. Stirlandczyk od razu poczuł ulgę wiedząc, że jego życiu już nic nie zagrażało. - Dziękuję bardzo za pomoc. - powiedział Wagner uszczęśliwiony. - Wyprawa nasza owocną była na tyle, że mamy pewność iż problemem jest zatruta rzeka. Im wyżej się idzie w jej górę z tym mocniejszym zatruciem ma się do czynienia. To właśnie płyn z góry rzeki spowodował ranę na mojej nodze. - wyjaśnił Moritz. - Czy gdybyśmy znaleźli źródło problemu to potrafiłby Pan z tej mieszaniny wykonać odtrutkę dla chorych? Może jakoś odtruć rzekę? - zapytał pełen nadziei czeladnik. - To niezwykle dziwna i nieznana mi trucizna. Dlatego jedynie magia pomaga. Nawet gdybym był uczonym dwakroć zdolnym aniżeli jestem to zbadanie onej substancji zajęłoby miesiące jeśli nie lata, a praca nad antidotum mogłaby trwać o wiele dłużej, jeżeli takowa istnieć może. Moritz zbladł właśnie pojmując, że nawet alchemik może nie mieć szans na opracowanie antidotum na krew smoka w rzece. Szkoda mu było wszystkich chorych, umierających ludzi. Wiedział jak wielu już trafiło do ogrodów Morra. - Czyli, że Ci wszyscy ludzie umrą? Nie ma dla nich nadziei? Czy magia jednak ich wszystkich wyleczy? - zapytał czeladnik. - Zależy to od spustoszeń, które w ciałach dokonała trucizna. Przynajmniej nikt nowy do tego stanu się nie doprowadzi. - I to dobre - burknął Khazad ze skwaszoną miną. - Niezmiernie mnie to raduje. - powiedział Wagner. - Nie pozostaje nam zatem nic innego jak pozbyć się tej trucizny. - dodał z uśmiechem. - Ruszajmy przyjaciele. Dziękuję za uratowanie życia. Gdybym mógł jakoś Panu w przyszłości pomóc proszę mówić śmiało. Jestem dozgonnie wdzięczny. - Shalayi dziękuj synu. Jej złóż ofiarę godną. Oczywiście Wagner chciał złożyć ofiarę Bogini, której zawdzięczał życie. Chwilę się zastanawiał po czym wyciągnął kilka sztuk złota. Nie miał wiele, ale jego wdzięczność nie zmaleje nawet kiedy majętność wzrośnie. Ekipa zebrała się jakieś cztery godziny później. Okazało się, że wyprawa Gotte oraz Kaspara do domu uciech była nad wyraz owocna. Jeden podotykał sobie za odpowiednią opłatą, a drugi przegrał nieco złota bawiąc się w hazard. Wagner nie omieszkał wspomnieć, że nigdy nie musiał płacić za uciechy ciała... - Przepustki pokażcie. - powiedział strażnik przy bramie obejrzawszy dokumenty Stirlandczyków. - Już, już… - powiedział Wagner szukając między połami ubrań. - Gdzieś tu je miałem. Nie wierzę! Zgubiłem nasze przepustki! - powiedział do kompanów Moritz nadal szukając z niedowierzaniem. - Panowie spieszy się nam… Może uda nam się jakoś dogadać? - zapytał Moritz patrząc błagalnie na strażników. - Nieodpowiedzialne takie gubienie dokumentów. - powiedział strażnik. - Jak ostatnia fleja. - pokręcił głową drugi. - Możeta albo o nowe papiry rankiem wnieść… - popatrzył na kompana. - albo korone od nóżki nam za to od ręki uiścić. Wagner stwierdził, że lepiej zapłacić strażnikom niż dać się zatrzymać, a później puścić ich na samobójczą misję zabicia smoka… Żeby komuś płacić za ratowanie jego własnego życia. - Oczywista sprawa, że trza opłatę uiszczać. - Gotte wyłonił się zza pleców roślejszych kompanów. - Trza, bo trza. Ino mi tam szanownemu mojemy przyjaciołowi Ulfmanowi prosita podajcie troszkem. By z Gottuśkiem znowu się mógł spotkać wkrótce. - Jak to miał w swoim zwyczaju rozdziawił paszczę w szerokim uśmiechu. - Ino jedno, malusieńkie, cipiuteńkie pytanie, rzeczywiśta to calusietka, duża, wielkuśinka korona na nogala? - Aye… - mruknął strażnik. - To niech bedzie korona od głowy. Gotte sięgnął do swojej sakwy. - Człek żeś dobryżeś - rzekł. - Aye, aye. - mruczał licząc tuziny monet. Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-11-2017 o 12:32. |
27-11-2017, 05:55 | #230 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |