Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2017, 20:58   #221
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare


Im niżej schodzili z góry, tym cieplej było. Krajobraz się zmieniał i pod urwiskiem ze skalną półką, gdzie kolejny raz przyszło im nocować, Chłopcy ze Stirlandu byli zmęczeni trudami górskich wspinaczek. Kolejna krótka, letnia noc w Górach Szarych zakończyła się pięknym wschodem słońca, którego świadkiem był ten, któremu przypadła ostatnia warta.



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
okolica Heisenbergu

Po obozowisku ich przyjaciół przy rozstaju drógi z rzeką, została wypalona w miejscu niegdysiejszego namiotu traw oraz zwęglone gałęzie w stercie popiołu paleniska. Aldric i Detlef ze Śmierdziulą, zatrzymywali się w przydrożnej Świątyni Morra, gdzie obydwaj pomagali kapłanowi - nowicjusz Pana Umarłych przy rytach pogrzebowych i kopaniu grobów, zaś Sigmaryta przy tym ostatnim. Wiece się ucieszyli z pojednania drużyny, jako że lata wspólnych przygód na dobre i na złe tworzyło więzi przyjaźni równie mocnych, co krwi.

- Uważać trzeba komu i jak o tym wszystkim powiemy. - zauważył Aldric zanurzając palce w kędzierzawej brodzie.

- Myślicie, że warto powiadomić Herr Markusa Volkarsona? - zapytał Detlef kompanów o kapłana Morra.

Powracający z gór dowiedzieli się od przyjaciół, że w Heisenbergu nie jest dobrze. Choć zamieszki ustały, to wcale bezpiecznie nie jest, a ludzie przestali skakać sobie do gardeł głównie dlatego, że nie mają siły. Wielu mieszczan zginęło w panice i bratobójczych walkach. Do miasteczka przybył oddział straży z garnizonu Meissen i ustaliwszy, że źródłem trucizny jest rzeka, planują górską ekspedycję poszukując miejscowych przewodników. Pełniący obowiązki komendanta straży wydał zarządzenie odnalezienia i podprowadzenia Striladczyków, którzy w Dziurze w Ścianie pierwsi przynieśli wieści o truciu miasta.


Na wszelki wypadek, Bert, Jost i Arno obeszli miasto łukiem, a widząc kolorowy namiot alchemika stojący w tym samym miejscu co niegdyś, dotarli do jego obozu zaraz po zapadnięciu zmroku.

Oprócz chudego uczonego z binoklem w oku i jego brodatego asystentam który aparycją przypominal cyrkowego siłacza, w namiocie spał nikt inny jak Gotte Miller.

- A to wy go znacie? - Jan Vahn ucieszył się. - Światowy to człek, wielce umilił nam opowieściami zeszłą noc. Z miasta uciekł, jako, że Strildczykiem lepiej nie być dzisiaj w Heisenbergu. Odsypia beczułkę wina, którą opróżnił z Brechtem.

Brecht Jugen siedział na kamieniu z uśmiechem od ucha do ucha okolonym bujną brodą.

- Dobry to kompan do picia. Gada ciekawie, pije bez dna w trzewiach, ino łeb do trunków nieco słabszy od mego. - asystent alchemika jak gdyby nigdy nic dmuchał na upieczoną nad ogniem kolbę kukurydzy.

A Gotte nic się nie zmienił przez tych kilka lat. Nadal nosił bujną tapirowaną czuprynę, tylko nos zdawał mu się nieco wydłużyć, ale to być może przez to, że Miller nieco schudł na imperialnych szlakach. Chrapał w najlepsze spowijając wnętrze namiotu zawiesiną kwaśnego aromatu. A ubierał się po swojemu, iż nawet najmodniejsze trendy odważnej mody krzyczały z przerażenia, albo zachwytu!

- No i jak tam polowanie na trolla? - dopytywał się alchemik Jan. - Nie widzę z wami dwóch przyjaciół. - dodał ostrożnie. - Czy wszystko z nimi dobrze?




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 11-11-2017, 09:15   #222
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Schodzenie z gór nie należało do czynności łatwych. Było męczące tym bardziej, że im niżej się zeszło tym wyższa była temperatura. Góry Szare będą jednak kojarzyły się czeladnikowi nie z trudem wędrówki, a z pięknymi widokami jak wschód słońca, którego był świadkiem. Jego ostatnia warta była pełna czujności oraz przemyśleń. Moritz zastanawiał się nad tym co powie alchemikowi. Towarzysze chcieliby aby nie ujawniać zbyt wiele, ale już nie raz kłamstwa doprowadziły ich do tragedii. Tym razem chodziło o ludzkie życie i nie mogli sobie zostawić wiele miejsca na margines błędu.

Moritz miał plan na alchemika, ale nie taki aby mu nawciskać kitu tylko aby podejść go szczerością i otwartością. Uczony nie mógł mieć cienia podejrzeń co do prawdziwości jego słów chociaż... Chyba każdy miałby wątpliwości gdyby usłyszał o smoku z krwią w postaci żrącego kwasu.


Detlef oraz Aldric mieli się dobrze. Moritz wiedział, że ta dwójka sobie poradzi, ale w czasach kiedy ludzie skakali sobie do gardeł nie było to już tak oczywiste jak niegdyś. Przyjaciele mieli swoje pomysły i zapytania co do sprawy smoka i zatrucia rzeki. Aldric był bardziej sceptyczny i zastanawiał się komu można powierzyć taką tajemnicę. Morryta zastanawiał się nad zaufaniem swojemu czyli kapłanowi Morra Markusowi.

- Póki co najlepszym wyjściem będzie powiadomienie alchemika i jego pomocnika. - odparł Wagner przyjacielowi. - Oni będą w stanie pomóc, a jak się zagubią lepszym wyjściem byłoby powiadomienie kapłana Bogini Miłosierdzia. Może znając substancję która wywołała zarazę kapłan stworzyłby lek. Ze względu na trudny charakter duchownego najpierw jednak poprośmy o pomoc alchemika...

Okazało się, że w Heisenbergu na Stirlandczyków czekało nieznane. Ludzie nie skakali już sobie do gardeł, ale wielu zginęło we wcześniejszych walkach. Komendant straży przybyłej z Meissen postanowił odnaleźć podróżników, którzy jako pierwsi odkryli, że miasto jest podtruwane. Wyprawa straży w góry nie skończyłaby się jednak najlepiej. W najlepszym wypadku wszyscy skończyliby jak wypalona kwasem zupa, a w najgorszych obudziliby smoka, który zabiłby ich, podróżników i spalił kilka tuzinów najbliższych osad. Chyba, że ten smok byłby akurat pokojowo nastawiony i nie tylko nic im nie uczynił, ale też odszedł kilka kroków od źródła rzeki...


W kolorowym namiocie alchemika Wagner przecierał oczy ze zdumienia. Spał tam sam Gotte! Ten sam pakujący się w kłopoty, kolorowy, światowy człek co niegdyś. Miller nie zmienił się w ogóle. Ta sama fryzura, ta sama szata i ten sam długi nos, po którym dojdzie do nich każdy łowcy głów w okolicy. Brecht Jugen zdawał się lepiej znieść wypitą beczułkę wina od Gotte, który zapewne będzie miał potężnego kaca kiedy tylko się obudzi. Nie było to w sumie takie złe, bo Stirlandczyk przez sen "piłował" jak mało kto.

- No i jak tam polowanie na trolla? - dopytywał się alchemik Jan. - Nie widzę z wami dwóch przyjaciół. - dodał ostrożnie. - Czy wszystko z nimi dobrze?

- Obaj zostali przy świątyni Morra - odparł Kaspar. - Pomagają kapłanowi przy grzebaniu zmarłych.
Na tyle szczerości mogli sobie pozwolić.

- Trola nie znaleźliśmy co prawda, ale mamy do ciebie, Herr, poważną sprawę - zaczął dyskretnie Wagner. - Otóż odkryliśmy, że za sprawą zatrucia miasta stoi śmiertelna trucizna w rzece. Ludzie pijący wodę z tej rzeki są chorzy i w szybkim tempie umierają. Rzeka natomiast jest zatruwana przez krew smoka, który leży ranny i w głębokim śnie w jaskini w górach. Krew bestii jest niczym żrący kwas i kiedy chciałem jej trochę dla Ciebie zabrać przepaliło mi bukłak i kapnęło na ubranie… - pokazał dokładnie miejsce Moritz. - O tutaj. Czy chciałbyś z nami pójść i na miejscu zbadać krew smoka? Może udałoby się sporządzić odtrutkę albo jakąś barierę aby krew nie wlewała się do rzeki…

Alchemik patrzył na Berta rozszerzającymi się oczami i w końcu zaczął się śmiać. Klepnął ręką w kolano i otarł łzę w oku.

- Między nim - kiwnął na Gotte - a tobą, to można wszystkie zmarszczki zgubić! - Ryknął znowu śmiechem do społu z asystentem, który aż na ziemi leżał trzymając się za brzuch.

Gotte chrapnął głośno, jakby połknął haust powietrza. Mlasnął raz, mlasnął drugi raz, otworzył szeroko jedno oko, po chwili drugie. Głośny śmiech, go w końcu zbudził.

- Bercik? - rzekł cichutko. – Jościk? – nieco głośniej. – Arno! – krzyknął . – Chłopaki me moje najlepsiejsze! Ja żem was łodnalazł w końcu – zerwał się na równe nogi z rozdziawioną w uśmiechu gębą. Jego ramiona były gotowe do uścisku, tylko spoglądał od jednego, do drugiego, który pierwszy.

Wagner jako pierwszy rzucił się w uścisk przyjaciela. Trzymał go tak chwilę po czym rzekł szeptem:
- Nie wymieniaj naszych nazwisk.

Po chwili poklepał gawędziarza i dodał już głośniej:
- Jak dobrze Cię znowu spotkać, stary bajarzu ty nasz! Gdzieś ty się podziewał?

Kiedy Moritz wydostał się z objęć swojego pobratymca obrócił się w kierunku alchemika.
- Wiem, że to brzmi jak żart, ale prawdę mówię. W grocie ogromnej, w górach leży ranny smok. Wielki jest, potężne ma skrzydła i łapy. Krew leci z jego naruszonego strupa. Bestia wygląda jakby leżała tam od lat. Nie żartuję. Krasnolud i Kaspar potwierdzą.

Kaspar skinął głową.
- Wielki taki, że i dziesięć koni by nie uciągnęło - potwierdził, po czym ruszył witać się z Gotte. - Ty się obijasz, a my się męczymy. To mi coś przypomina.

- Mów do mnie Kaspar - dorzucił szeptem, wprost do ucha tamtego.

- I śmiać się nie ma z czego - powiedział głośniej, spoglądając na alchemika i jego asystenta. - Jeśli nie wierzycie, to niech chociaż jeden z nami ruszy - dodał. - Jeno naczynie by musiał wziąć solidne, co by go smocza krew nie przeżarła. Macie do czynienia z różnymi substancjami, to pewnie i butle odpowiednie macie.

Arno ostatnim był, który uścisnął starego druha i poklepał mocno po plecach. A bynajmniej ostatnim nie dlatego, że się nie kwapił! O nie!

- Aaaa. To ja żem Archibaldus - rzekł do Jana Gotte mrużąc prawe oko. - I jak żech już wiesz jam był w takim landzie, że płomiennogłowe krasnoludziaki chadzały spośród płomiennych szczytów. No i tam też takie łogniowe wielkaśne smoki były. - Gotte starał dorównać poziomowi wyobraźni starych kompanów i dołączyć do ich wspólnej zabawy. - Tako było Arno bez nazwiska, tako było. Łopowiem ci więcej później.

- Grimm teraz. Biega o co później wyjaśnim - mruknął cicho Arno.

- A to spotkanie! - Jan uśmiechnął się widząc pojednanie przyjaciół.
Usiadł przy rozpalonym ogniu i popatrzył na Stirlanczyków nadal rozbawiony.

- Znawcą smoków nie jestem. W młodości o nich czytałem. - silił się na powagę. - Ale żeby kwas jako krew w nich płynął, to pierwsze słyszę… Smok to istota, w której konstytucję wpisana jest pradawna magia niektórzy powiadają. W ostatnim tysiącleciu odnotowano tylko kilka młodych. Jeżeli to co zobaczyliście nie jest iluzją, to musi to być stary gad, który pamięta czasy gdy elfy i krasnoludy władali tymi ziemiami, a może nawet wieki wcześniejsze…

Alchemik wsadził patyk w ogień i grzebał w żarze.

- Jeśli to prawdziwy smok, to żeby wam do głowy przyszło, że chcę mieć coś wspólnego z odbieraniem mu życia… Niedorzeczności… To nie byle bydle lecz rozumna istota. Czytałem, że nawet ogień magiczny ich łatwo nie bierze. A jeśli to nawet dobry, mądry i szlachetny smok to nie zemści się na ludziach za takie próby tak samo jakoby był na wskroś złym i nienawistnym innym istotom?

Alchemik musiał lubić teoretyczne dysputy, bo zaczynał jego ton głosu zmieniać się na poważny nieobojętny.

- Nie iluzja to - powiedział Kaspar. - Cztery trupy obok niego leżą, smoczą krwią czy kwasem spalone. Wygląda, jakby twardo spał, a z rany jucha leci, do strumienia, który do rzeki wpada. To by trzeba powstrzymać, bo smok dobry czy zły, świadomie czy nie, ale wodę zatruwa.

- Po prawdzie to gada ja w spokoju zostawiłbym chętnie. Cosik by przydało jednak się aby przed juchą ochronić i krwawienie zatamować szybko całkiem. No i po mojemu nie mówić nikomu dobrze by było, bo zlecą zaraz do smoka się jak do gówna muchy. Gotowe wtedy nieszczęście - dodał Khazad.

- Jak dla mnie to nie trzeba zabijać smoka tylko jakoś zatamować jego krwawienie aby posoka nie zatruwała dalej rzeki. No i trzeba znaleźć antidotum na zarazę z tej jego krwi, bo ludzie do cna w mieście wymrą. - Wagner zastanowił się chwilę. - Może byłbyś w stanie nam pomóc i zagrodzić drogę krwi smoka? Lekarstwo jedynie ty albo jakiś inny potężny alchemik mógłby przygotować…

Alchemik zastanowił się chwilę po czym ruszył ze swym asystentem na naradę. Wagner miał nadzieję, że postąpią mądrze i wyruszą wraz z nimi do groty smoka…
 
Lechu jest offline  
Stary 11-11-2017, 13:09   #223
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Droga powrotna usiana różami nie była, lecz też nie sprawiała żadnych kłopotów (prócz tych, jakie zwykle się trafiają przy schodzeniu - niby łatwiej iść w dół, a nogi, dziwnym trafem, mocniej bolą).

* * *

W światyni Morra nic się nie zmieniło. Detlef oraz Aldric pilnie pracowali, pomagając przy przygotowywaniu ciał do pochówku i grzebaniu truposzy. Zbierali też wieści, a te nie były najlepsze - w miasteczku zaraza i bratobójcze walki zebrały spore zniwo (zapewniając dużo pracy kapłanowi Morra i jego pomocnikom), miasto jest pilnowane przez straż przybyą z Meissen, a oni sami są poszukiwani. Trudno było orzec, czy jako odkrywcy i świadkowie, czy może jako winni.
Chociaż to, że wojacy wybierali się w górę rzeki mogło stanowić ciekawą odmianę losu miasteczka. Pytanie tylko, czy na dobre...

* * *

Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem - tak.
Tak powiadano, a przed Kasparem chrapał żywy dowód na prawdziwość tego powiedzenia. Z tym jednak, że Kaspar nie bardzo wiedział, czy to znak, że bogowie im sprzyjają, czy też wprost przeciwnie. Trudno było zapomnieć, w jakie tarapaty pakował się (i ich) Gotte. Poza tym w ich życiu zaszły pewne zmiany, a imiona, te prawdziwe, nie da się ukryć, powinny pozostawać w ukryciu. Lepiej by więc było, gdyby Gotte otworzył oczęta gdy alchemika i jego pomagiera nie będzie w pobliżu. Niektóre rzeczy powinny pozostać w ukryciu...

* * *

Gotte w smoka nie uwierzył, w przeciwieństwie do alchemika, który w końcu zdecydował się na wyprawę do źródła zarazy, czyli do smoka. Ale za to udział Moritza w tej wyprawie stanął pod znakiem zapytania. Rana na nodze nie wyglądała zbyt dobrze i widać było, że rannemu przyda się fachowa pomoc.

- Może warto by uprzedzić dowódcę straży, z czym będą mieli do czynienia - zasugerował, gdy Moritz zaczął przebąkiwać o wizycie w miasteczku, u kapłanki. - A nuż się okaże, że to jakiś mądry człowiek, a nie jakiś zakuty łeb.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-11-2017, 20:25   #224
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Gotte Millerze… - zaczął idąc do przyjaciela Wagner. - Uprzejmie oznajmiam Ci, że najlepiej abyś zmienił imię, nazwisko, a może i sam wygląd. Mówię o tym, ponieważ Bert Winkel i jego przyjaciele, których imion i nazwisk nie wymienię są poszukiwanymi przestępcami. Nikt nie kwapił się na tyle aby odkryć, że zostali wrobieni i nie są winni rzezi, którą im się zarzuca. Tak poza tym nazywam się Moritz Wagner, a to moi przyjaciele Kaspar Heiner oraz brodaty wojownik o imieniu Grimm. Z chęcią przedstawiłbym Ciebie jeszcze dwóm osobom, ale do tego czasu najlepiej pomyśl nad tym imieniem i nowym stylem...
- Ale Bercik, ale - głos Gottego stał się bardziej poważny. - Ja żem właśnie twą facjatę przy sobie parę lat taszczył, niemało. Patrzaj na to! - Miller wyciągnął wymiętolony i wyblakły skrawek papieru, po którym było znać część posiłków Gottego.


To przecia ty! - zauważył.
Kaspar przeniósł wzrok z papieru na Moritza i z powrotem i pokręcił głową. Nijak podobieństwa dopatrzyć się nie potrafił.
- Ten mężczyzna nic a nic nie przypomina obecnego mnie. - powiedział z uśmiechem Wagner. - 250 Koron to sporo… - zastanowił się. - Jak widać łowcy biorą swoją robotę na poważnie. A u ciebie co się działo w wielkim świecie? Ja jestem nie praktykującym alkoholikiem.
- Wypisz, wymaluj - wyszczerzył się Hammerfist spoglądając to na obrazek, to na Berta.
- Ja chyba też. Nic nie pijem, a nic. A żem kiedyś pił. - Odparł patrząc w oczy Berta, mimo iż całe ciało Gotte parowało gorzałą.
- A co ja żem tam robił? Długo by opowiadać przyjacielu. Łoj długo - podkreślił Gotte. - Góry, morza, mosty, truposze i burdele. - Jak zwykle gaworzył z sensem znanym tylko jemu.
Chyba to ostatnie przede wszystkim, pomyślał Kaspar.
- Toś wiele przygód przeżył - powiedział. - Będzie co opowiadać w długie wieczory. Bo chyba nas nie zostawisz samych w obliczu problemów. Ze smokiem na czele?
- Ady ja nigdy przecie. Ja do was pędził co sił w moich nogach. Jam tęsknił i ja z wami bym chciał być. - Gęba Gotte znowu zaczęła się cieszyć, a ramiona się rozpostarły zamierzając uściskać Heinera. - Smoki nie takie straszne, tuziny żem ich widział przecie.

***

To właśnie były pierwsze jedne z pierwszych chwil, gdzie radość dla długonosego Millera w końcu nadeszła. Tyle dni, tyle miesięcy, tyle lat szukał swych kompanów i w końcu znalazł… Chociaż szczerze rzecz ujmując, nie szukał ich latami, nie szukał ich miesiącami, ale szczęściem ich znalazł. I cieszył się z tego niezmiernie, bo ponownie był tarapatach. A kto mógłby go z nich wyciągnąć, jak nie Jościk, Bercik i Arno? No kto? Tamci jeszcze tego nie byli świadomi, widać mieli jakieś inne wyimaginowane problemy na głowie. Ale z dużą dozą prawdopodobieństwa, te od Gotte mogły na nich wkrótce spaść… A te dla Millera były bardzo realne

Poczuł się Gotte jednak od razu bezpieczniej. Dla niego niestraszny był wymyślony smok, z chęcią i z samym Kasparem mógł się do niego udać. Ważne by znów być wśród osób, wśród których mógł czuć się bezpiecznie. Pierwej jednak zaproponował alchemikom i Heinerowi parę łyków ognistej wody, wszak problemy alkoholowe już za nim, więc mógł. Kolejną propozycją była wizyta w miejscu gdzie mógł zaspokoić swe seksualne potrzeby. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Smok wszak nie zając, nie ucieknę.
 
AJT jest offline  
Stary 12-11-2017, 22:51   #225
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Zadziwiającym był fakt, że nie spotkali już ani jednego orka, choć khazad wyraźnie na to liczył. Najprawdopodobniej w przeciwieństwie do swoich kompanów. Co by jednak nie mówić, było dziwnym, iż spotykają taką kreaturę samą w górach. Musiał być przecież jakąś czujką albo coś. Z pewnością nie wybrał się na zwiedzanie. Co zatem tu robił?

Być może powinni być tym faktem zaniepokojeni bardziej niż obecnością większej ich liczby?

Fakt jednak był taki, że zarówno do poprzedniego obozowiska jak również i do samego zejścia nie napotkali żadnych przeszkód. Spotkali również alchemika, który na całe szczęście nie ruszył jeszcze w dalszą podróż, a wraz z nim Gotte Millera! Spotkanie starego druha na krańcu świata było tak bardzo zakrawające na cud, że Arno pajdy chleba by na to nie postawił, a jednak.

Kolejną szczęśliwą nowiną był fakt, iż Gotte zamierzał dołączyć do nich w ponownej wędrówce ku smokowi, choć nie bardzo wierzył w opowieść w niego. Sam zaś alchemik okazał się chłopem całkiem kumatym jak na to, co spodziewał się zobaczyć Hammerfist. Krasnolud sądził, że prędzej mężczyźnie zaświecą się oczy w chęci zdobycia rzadkich składników alchemicznych.

Zamiast tego dowiedzieli się, że smoki to... gady inteligentne, a nie bezrozumne bestie. To całkowicie zmieniło sytuację. Zabicie przestało wchodzić w grę, jeśli kiedykolwiek wchodziło i należało całkowicie ukryć obecność złotołuskiego. Rozgadanie skończyłoby się śmiercią wielu poszukiwaczy przygód, ale w końcu i samego smoka by któryś dorwał.

Jan Vahn wrócił do Stirlandczyków po naradzie ze swoim asystentem.
- Wyruszymy o świcie - zakomunikował, zaś Grimm skinął głową.

- Może warto by uprzedzić dowódcę straży, z czym będą mieli do czynienia - zaproponował Jost.

- Pewien nie jestem. Że przeciw truciznom leczyć trzeba wiedzą. Po mojemu wszystko to, co wiedzieć powinni, bo dopytywać jeszcze zaczną się. Strażą dowodzący pomóc nijak nie może nam, a zaszkodzić owszem. Nic bym nie mówił nikomu, kto wiedzieć nie musi - wzruszył ramionami krasnolud.

- Pokaż panie Wagner tę ranę. Kiedyś byłem i aptekarzem i lekarzem - rzekł alchemik. Bert po podwinięciu nogawic zobaczył, że rana ropieje. Mięso i skóra były nieco zaczernione dookoła.

- Ajajaj. - pokręci głowa. - Jak rano się powiększy czerń, to przed wyruszeniem biec będziesz musiał do Shallaitów błagać o lecznicze czary przeciw truciznom…

Wkrótce rozbili obóz i każdy przygotował się do snu. Mieli za sobą długą, męczącą podróż. Nic zatem dziwnego, że khazad zasnął natychmiast. Obudził go Bert.
- Co? Moja warta? Już wstaję - wyburczał pod nosem, lecz nie o to chodziło. Rana po smoczej krwi zrobiła się kapkę paskudniejsza.
Były gawędziarz poprosił aby Arno mu towarzyszył, więc Hammerfist zebrał się najszybciej jak mógł i ruszył z przyjacielem po pomoc dla niego.

A jak tylko ponownie dotrą do smoka ponownie, podejdzie do gada cichutko jak skrytobójca na zleceniu i obejrzy sobie z bliska zarówno śpiącej bestii jak również ciałom uważając, by w żadnym wypadku nie dotknąć smoczej krwi.

Na miejscu zamierzał również zapytać alchemika czy zna jakiś sposób na ochronę przed żrącą juchą i czy ma pomysł na zatamowanie krwawienia. Jeśli tak, to zamierzał podjąć się wyciągnięcia drzewca. Oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-11-2017, 17:45   #226
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Heisenberg


W bramy Heisenbergu drzwiach dla piechurów stanął przed Stirlandczykami strażnik, który widząc Millera bez ociągania wpuścił wszystkich, upewniwszy się, że zdali broń dłuższą od sztyletu i strzelecką.

Czy to dlatego, że zawitali w mieście od przeciwnej górom strony, czy to obecność Gotte, z którym zbrojny z Meissen po służbie grał dwa dni wcześniej w kości, Biberhofianie zostali tylko poinstruowani, aby nie pić wody rzecznej oraz zgłosić się w siedzibie Miejskiej Straży. Ich dokumenty, choć fałszywe, widniały na osoby ze Stirlandu, a obecność z nimi imperialnego krasnoluda, choć może przypadkowa, uniosła brew stróża prawa, który ich imiona i nazwiska skrzętnie i powoli przepisał do swojego zeszytu.

Moritz i Hammerfist skierowali swe kroki ku świątyni Shallaya, zaś Kaspar towarzyszył Millerowi do przybytku Ranalda, którym niewątpliwie była piętrowa karczma, ku której drogę rychło niczym pies myśliwski wywęszył Gotte.

Ku niemałym zaskoczeniu wszystkich, panująca atmosfera w mieście daleka była od tej, którą zostawili w chaosie swego wymarszu ku górom. Mijani na ulicach ludzie, choć wciąż nieliczni na opustoszałych ulicach, to w znakomitej większości, choć zdecydowanie dalecy od wesołości, byli w mniejszym lub większym stopniu upojenia alkoholowego. Co dziwne dotyczyło to zarówno kobiet, jak i mężczyzn, starych i młodych, a czasem nawet i niespełna dziesięciolatków.

Jak się okazało oficer z Meisen wywar nacisk na zarządcy miasta, aby miejscowym kupcom z Heisenberdzkiego skarbca opłacił otworzenie do konsumpcji publicznej zasobów importowanych win. Każdemu mieszkańcowi przypadała dzienna racja jako dodatek do wody, która miała być również od tego dnia dostarczana beczkowozami ze Świątyni Morra. Prywatne studnie już w pierwszym dniu zamieszek zostały w większości zapaskudzone przez zawistnych mieszkańców miasta, czy to z chęci zemsty na niewidzialnym wrogu, czy może raczej dlatego, że wielu z właścicieli zapragnęło w dzień obrócić się bogaczami żądając od bliźnich niebotycznych sum za kubek czystej wody.




Kapłan Shallaya rozpoznał w Winkelu Wagnera i żywo zainteresował się efektami ich górskiej wyprawy zadając w tym celu grad pytań.

- Znaleźliście źródło problemu?

- Gigant wspólnego co z tym ma?

- Skąd to niesamowita rana na nodze pana?

I tak dalej.

Czar leczniczy zdawał się działać od ręki, jak zresztą na chorych w szpitalu, których było trzy kwarty mniej niż wcześniej. Zasługą tego było leczenie wobec trucizny, jak również odejście do Ogrodów Morra tych, którym pomoc przyszła zbyt późno.




W „Różanym Domu” główna sala zajęta była stołami do przeróżnych gier hazardowych. Na małej scenie w rytmy piszczały wyginały się w tańcu dwie, bardzo skąpo ubrane tancerki przy drewnianych słupach alkowy.

Zawiesina dymu z fajek i opary alkoholu mieszały się z parą z dymiących pieczeni, której kłęby buchały z widocznego przejścia do kuchni za szynkwasem. Za barem usługiwała nastoletnia dziewka Jenny świetnie radząca sobie z klientelą wszelakiej maści. Byli pośród patronów spoceni rzemieślnicy i górnicy, na równi z pachnącymi różaną wodą bogatszymi przedstawicielami mieszczaństwa. Znalazłoby się też tam i typów mniej oczywistych profesji, których na ogół lepiej nie spotykać w zaułkach żadnej pory dnia, czy nocy. Pomiędzy gośćmi krążyły z usiłującymi wyskoczyć z ciasnych sukni piersiami, upudrowane i do przesady wymalowane kobiety.

Gotte i Kaspar rychło zostali ucapiani w delikatne sieć długich, odkrytych, chudych ramion należących do składających usta w dziubek dziewek o mętnym spojrzeniu.

Na piętrze, oferowane pokoje były do wynajęcia na godziny, jak również stawki dobowe, choć ceny zdecydowanie zachęcały do drzemek, aniżeli snów całonocnych. Z odgłosów rytmicznego stukania dochodzących z sufitu, nikt nie śmiał sądzić, iż ktokolwiek tam mruży oczy do poduszek.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 19-11-2017 o 17:52.
Campo Viejo jest offline  
Stary 21-11-2017, 10:17   #227
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Gotte dumnie uniósł głowę, gdy strażnik bez żadnych problemów wpuścił ich do miasta.
- Widzita ło pany, widzita? – w głosie dało się czuć zachwyt nad sobą. - Gotte nie musi mieć innego imienia, drugiego imienia, czy nazwiska, bądź gęby. Bo Gotte to fajny jest

***

Następnie gęba Millera rozdziawiła się ze szczęścia jeszcze bardziej. Obserwował wszystkich chwiejnie chodzących mieszkańców. [i]- Toś to piękne miasto jest. Niczego tu ratować nie trzeba. Lud szczęśliwy, lud radosny. A ja już wiem, czemu wyta smoki widziały, co – szturchnął Kaspara. Ja też widuję, też, ty bestyjo skrycie niewyzwolona – szczerze uśmiechnął się do kompana.

***

Ale dopiero, gdy trafili do „Różanego domu” nastała pełnia szczęścia. W głowie długonosego już wizualizowały się wijące, półnagie i nagie, panie. Z resztą niedługo musiały się one wizualizować w łepetynie, gdyż od razu spostrzegł dwie tancerki. Chwilę potrwało nim potrafił od nich oderwać wzrok. Nowego obiektu zainteresowań nie musiał długo czekać, gdyż raz po raz nowa para rąk nie przypadkiem go dotykała. Gotte był zachwycony. Znowu czuł się jak w domu. Bezpiecznie. Jedną z nich chwycił i poddał się, obserwując krągłą pupę udał się za nią schodami na górę.
- Wróce Kasparku. Ja wrócem za minutkę – rzucił do kompana.
- Żartowałżem, żartował. Godzinkę, dwie, trzy – wyszczerzył zęby do prowadzącej go kobietki. Rudowłosa była piękna. Wszystkie krągłości solidnie wypełnione i wyeksponowane. Poza zębem na przedzie, nic jej nie brakowało.
 
AJT jest offline  
Stary 22-11-2017, 19:31   #228
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się pokazało, Gotte nie zmienił się nie tylko pod względem wyglądu. Jego zainteresowania również pozostały bez zmian. A że najwyraźniej nie wierzył w smoka, ani nie pałał chęcią zmiany losu mieszkańców miasteczka, w głowie mu było tylko jedno - kobiety, zajmujące się specyficznym zawodem, zaliczanym ponoć do najstarszych na świecie.

Tragedia, jaka dotknęła Heisenberg, nie wpłynęła negatywnie na stan interesów "Różanego Domu". Wprost przeciwnie - można by rzec, iż wiara w rychłą śmierć od zarazy skłoniła większą część dorosłej męskiej populacji miasteczka do zawędrowania pod dach gościnnego, acz drogiego przybytku.

Gotte wnet zniknął w ramionach jakiejś umalowanej panienki, a mając w perspektywie dwie lub trzy godziny czekania na kompana postanowił również jakoś urozmaicić sobie ten czas. Jednak albo był zbyt trzeźwy, albo też za bardzo wybredny i za mało spragniony nie tyle kobiecych wdzięków, co kobiecego ciała.
Jakimś dziwnym trafem żadna ze spacerujących po sali i mizdrzących się panienek nie przypadła Kasparowi do gustu (szczególnie że trzeba było za taką przyjemność sięgnąć do sakiewki, i to głęboko), Kaspar więc zasiadł do jednego ze stołu, by spróbować swego szczęścia. No a potem przeniósł się w pobliże baru.
Tak prawdę mówiąc Jenny wyglądała najlepiej ze wszystkich i gdyby była dostępna...
 
Kerm jest offline  
Stary 25-11-2017, 10:43   #229
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner był niezmiernie rad kiedy okazało się, że Gotte znał strażnika wpuszczającego ich do miasta. Jak się bowiem okazało czasem przydaje się pić i gaworzyć w takim a nie innym towarzystwie. Moritz nie musiał zdawać żadnej broni, ponieważ posiadał jedynie niewielki, niepozorny sztylet. Przy jego pomocy raczej ratował życie aniżeli je odbierał. Zaatakował nim może raz w życiu?

Czeladnik stwierdził, że ich odkrycia musiały odbić się sporym echem, ponieważ strażnicy nie tylko zalecili aby podróżnicy nie pili wody pitnej, ale też poprosili aby udali się do siedziby Straży. Pewnie dowódca chciał rozmawiać z każdym przewijającym się Stirlandczykiem... Fałszywe dane Moritza i reszty ekipy zostały zanotowane, a najbardziej rzucał się w oczy Grimm, bo o ile może się zdarzyć druga grupa podróżnych ze Stirlandu to jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że też będą mieli za kompana krępego brodacza?

Wagner był zaskoczony widząc jak zmieniła się atmosfera w mieście. Wcześniej panował chaos, a ludzie skakli sobie do gardeł. Teraz okolica wyglądała na raczej ospałą, aby nie powiedzieć upojoną w słodkim alkoholowym transie. Czeladnik musiał pamiętać aby nie pić niczego wcześniej nie sprawdzonego przez krasnoluda. Nie obawiał się trucizny tylko alkoholu którego kropla wystarczyła aby kaligraf znowu popadł w nałóg...


Kapłan rozpoznając Wagnera rozpromienił się i zaczął pytać o owocność wyprawy w góry. Moritz wiedział, że nie mógł go zbyć, ale nie chciał też ujawnić całej prawdy, aby czasem nie zostać posądzonym o postradanie zmysłów. Czeladnik już dość się natrudził aby przekonać alchemika do uwierzenia w istnienie smoka. Bogobojny do granic mężczyzna wyleczył podróżnika, a czar działał bardzo szybko. Stirlandczyk od razu poczuł ulgę wiedząc, że jego życiu już nic nie zagrażało.

- Dziękuję bardzo za pomoc. - powiedział Wagner uszczęśliwiony. - Wyprawa nasza owocną była na tyle, że mamy pewność iż problemem jest zatruta rzeka. Im wyżej się idzie w jej górę z tym mocniejszym zatruciem ma się do czynienia. To właśnie płyn z góry rzeki spowodował ranę na mojej nodze. - wyjaśnił Moritz. - Czy gdybyśmy znaleźli źródło problemu to potrafiłby Pan z tej mieszaniny wykonać odtrutkę dla chorych? Może jakoś odtruć rzekę? - zapytał pełen nadziei czeladnik.

- To niezwykle dziwna i nieznana mi trucizna. Dlatego jedynie magia pomaga. Nawet gdybym był uczonym dwakroć zdolnym aniżeli jestem to zbadanie onej substancji zajęłoby miesiące jeśli nie lata, a praca nad antidotum mogłaby trwać o wiele dłużej, jeżeli takowa istnieć może.

Moritz zbladł właśnie pojmując, że nawet alchemik może nie mieć szans na opracowanie antidotum na krew smoka w rzece. Szkoda mu było wszystkich chorych, umierających ludzi. Wiedział jak wielu już trafiło do ogrodów Morra.

- Czyli, że Ci wszyscy ludzie umrą? Nie ma dla nich nadziei? Czy magia jednak ich wszystkich wyleczy? - zapytał czeladnik.

- Zależy to od spustoszeń, które w ciałach dokonała trucizna. Przynajmniej nikt nowy do tego stanu się nie doprowadzi.

- I to dobre - burknął Khazad ze skwaszoną miną.

- Niezmiernie mnie to raduje. - powiedział Wagner. - Nie pozostaje nam zatem nic innego jak pozbyć się tej trucizny. - dodał z uśmiechem. - Ruszajmy przyjaciele. Dziękuję za uratowanie życia. Gdybym mógł jakoś Panu w przyszłości pomóc proszę mówić śmiało. Jestem dozgonnie wdzięczny.

- Shalayi dziękuj synu. Jej złóż ofiarę godną.

Oczywiście Wagner chciał złożyć ofiarę Bogini, której zawdzięczał życie. Chwilę się zastanawiał po czym wyciągnął kilka sztuk złota. Nie miał wiele, ale jego wdzięczność nie zmaleje nawet kiedy majętność wzrośnie.


Ekipa zebrała się jakieś cztery godziny później. Okazało się, że wyprawa Gotte oraz Kaspara do domu uciech była nad wyraz owocna. Jeden podotykał sobie za odpowiednią opłatą, a drugi przegrał nieco złota bawiąc się w hazard. Wagner nie omieszkał wspomnieć, że nigdy nie musiał płacić za uciechy ciała...

- Przepustki pokażcie. - powiedział strażnik przy bramie obejrzawszy dokumenty Stirlandczyków.

- Już, już… - powiedział Wagner szukając między połami ubrań. - Gdzieś tu je miałem. Nie wierzę! Zgubiłem nasze przepustki! - powiedział do kompanów Moritz nadal szukając z niedowierzaniem.

- Panowie spieszy się nam… Może uda nam się jakoś dogadać? - zapytał Moritz patrząc błagalnie na strażników.

- Nieodpowiedzialne takie gubienie dokumentów. - powiedział strażnik.

- Jak ostatnia fleja. - pokręcił głową drugi.

- Możeta albo o nowe papiry rankiem wnieść… - popatrzył na kompana. - albo korone od nóżki nam za to od ręki uiścić.

Wagner stwierdził, że lepiej zapłacić strażnikom niż dać się zatrzymać, a później puścić ich na samobójczą misję zabicia smoka… Żeby komuś płacić za ratowanie jego własnego życia.

- Oczywista sprawa, że trza opłatę uiszczać. - Gotte wyłonił się zza pleców roślejszych kompanów. - Trza, bo trza. Ino mi tam szanownemu mojemy przyjaciołowi Ulfmanowi prosita podajcie troszkem. By z Gottuśkiem znowu się mógł spotkać wkrótce. - Jak to miał w swoim zwyczaju rozdziawił paszczę w szerokim uśmiechu. - Ino jedno, malusieńkie, cipiuteńkie pytanie, rzeczywiśta to calusietka, duża, wielkuśinka korona na nogala?

- Aye… - mruknął strażnik. - To niech bedzie korona od głowy.

Gotte sięgnął do swojej sakwy. - Człek żeś dobryżeś - rzekł.

- Aye, aye. - mruczał licząc tuziny monet.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-11-2017 o 12:32.
Lechu jest offline  
Stary 27-11-2017, 05:55   #230
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Świątynia Morra, okolica Heisenbergu


Pierwsze promienie wschodzącego słońca odprowadzały oddalających się od Heisenbergu podróżnych na trakcie rzucając przed nimi długie cienie. Wóz alchemika toczył się po trakcie leniwie i z takim samym tempem przetoczył się przez otwór mu murku służący za bramę dziedzińca Świątyni Morra.

Bauer zdziwił się równie co ucieszył na widok sąsiada z wioski. Chwaląc Sigmara za jego niezbadane ścieżki uściskał Gotte, że aż w krzyżu zatrzeszczało.

Nowicjusz Morra, w którym z opowieści przyjaciół Miller poznał krajana z sąsiedniej wioski Oberwill, przyznał się, że nic kapłanowi Markusowi nie powiedział o znalezisku w górach, lecz jeśli za tydzień nie wrócą to opowie, jakkolwiek nieprawdopodobnie to zabrzmi.

Herr Volkmarsson zbyt zajętym był na długie pogawędki ze Stirlandczykami. Wyraził zgodę na przetrzymanie wozu i konia Herr Vahna, to z nim wdając się w zwięzła rozmowę o medycznej stronie przypadłości wywołanej plagą trucizny.

Uzupełnili zapasy wody z podziemnego źródła. Prowiant podróżny miał Herr Jan w ilościach zupełnie wystarczających na podróż z obie strony.



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare


Pierwszy dzień minął bez niespodzianek. Poruszali się znacznie wolniej niźli by sobie tego życzyli. Alchemik miał już swoje lata i nie nadawał się do karkołomnych wycieczek w górskim terenie. Trójka przewodników pewnie prowadziła pozostałą trójkę w znajomym już im terenie. Rzeka coraz ciemniejszą była zmieniając się w rwący górski potok.

Było blisko zmierzchu drugiego dnia podróży, gdy krasnolud zatrzymał się i zwrócił uwagę wszystkich na ciemną, zakrzepłą krew na głazach. Idąc tym śladem, całkiem niedaleko w cieniu skałki leżało orcze truchło. Był to wieki ork, mierzył ponad siedem stóp i zginął od licznych ciosów w plecy krótkim ostrzem. Nie miał przy sobie nic prócz ubrania i naszyjnika z żółtych kłów, choć po bliznach i tatuażach zdawał się być wojownikiem i to takim dobrze zaprawionym w walce okrutnikiem.

Alchemik przyjrzał się zastygłej w nienawiści gębie orka, którego małe, przekrwione świńskie oczka patrzyły w przestrzeń.

- Patrzcie. - rzekł Jan. - Ma wyrwane zęby. - ręką odchylił wargę trupa. - Wystają im wielkie, nie mieszczą się w gębie.

W dolnej szczęce orka widniały dwie krwawe dziury, gdzie musiały był całkiem niedawno kły.

- Jeszcze ciepły. - szepnął, co spowodowało, że wszyscy zaczęli lustrować okolicę.

Szare góry stały nieruchomo. Czarny potok szumiał wartkim nurtem. Czerwona łuna na zachodzie łączyła z ciemniejącym niebem. Byli niedaleko skalnej półki, która dwukrotnie już służyła dla Grima, Kaspara i Wagnera za schronienie.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172