|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-12-2017, 22:26 | #311 |
Reputacja: 1 | - Zobaczy się, panie Jorgow - odparł lakonicznie Leonard. Niespecjalnie mu się chciało gadać, bo jednak wciąż był zmęczony, niewsypany i nienajedzony. Najchętniej, zamiast bujać się po zapomnianych kryptach ze skazanymi hienami cmentarnymi, zmarnowałby cały zarobiony grosz na popijawę w Pińsku. - To drzewo, znaczy demon - dodał po chwili z dumą w głosie. - To ja... ja go zabiłem. Odebrałem mu życie, jeśli to co się w nim tliło, jeśli można nazwać to życiem w przypadku demona. Pieprzonego stwora chaosu, znaczy się - dodał pewniejszym głosem. - Chcę więcej pieniędzy. Cztery dukaty za taką bestię, to za mało, o wiele za mało. Nie chcę roboty strażnika, tylko niezależnego kontraktu, jak Drozdow. Za zwierzoludzi, za zielonoskórych i inne poczwary też. Od głowy, skalpu, kuśki, wszystko mi za jedno. Do tego ustalona suma za sprawę kurhanu, trzecia część sumy jako zaliczka. - Zamilkł na chwilę i golnął sobie z piersiówki. - I wreszcie, te pieniądze za demona. Ta dodatkowa podwyżka... jeśli chciałeś wypłacać dodatkowe pieniądze ludziom Drozdowa, daj je mnie. Zasłużyłem, a nie lubię się dzielić. Niech sobie myślą co chcą. |
01-01-2018, 20:03 | #312 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Widząc postawę Leonarda Jorgow zmienił retorykę. - Tak, słyszałem co nieco. I wiesz co ci powiem? Dobrze mieć cię jako strażnika, Schumann. Cholernie dobrze. Dowodziłeś wieśniakami a nie rozbiegli się w pizdu tylko regularnie strzelali. Dlatego powiem ci, co zrobisz. Weźmiesz ode mnie te cztery korony i dalej będziesz się kwaterował na koszt bojara. Tu masz jeszcze cztery, podnoszę ci żołd o połowę. Teraz dopilnujesz spraw tych zielonych co to się kryją gdzieś tam... Na grobach. A gdy wrócisz zwerbujesz własną dziesiątkę. Z nimi ruszysz z oddziałami bojara na wojnę, za udział w łupach. To już nie będą marne złociaki tylko bite setki, poza żołdem i tym, co sam zdobędziesz - namawiał zarządca. - A jak to ci nie pasuje to czuj się wciąż na służbie. Karą za jej opuszczenie jest śmierć. Możesz się próbować dogadać z Drozdowem, nic mi do tego. Mi wystarczy jeden pyskaty najemnik. * * * Słuchając Wasyla Jorgow nieco poczerwieniał na twarzy. - Ja widzę sprawę tak: dwunastu zabitych zwierzoludzi i jeden demon, którego zabił strażnik Schumann. Ty i twoi ludzi byliście nie więcej jak połową sił ale znajcie moją dobrą wolę. Proponuję sześćdziesiąt koron. Abyście nie posądzali mnie o zła wolę, chętnie zmienię warunki umowy. Najemnicy są obecnie potrzebni do wielu zadań, nadchodzą wielkie wydarzeni i wszyscy musimy nad nimi pracować, tak! |
10-01-2018, 14:32 | #313 |
Reputacja: 1 |
|
14-01-2018, 20:22 | #314 |
Reputacja: 1 | Skinąłem głową, Adelmus zaskoczony był darami który otrzymał - księga i cenny tkany szal. Co jeszcze bardziej zaskoczyło młodego kapłan to wieści o fundacji kaplicy - był to szczodry i hojny dar z strony bojara, tak było z czego się cieszyć. -Proszę przekazać podziękowania bojarowi - to naprawdę hojny dar. Proszę przekazać Ojcu że mam się dobrze, a nasza wiara jest niezachwiana. Nie trzeba mi dziękować, to był mój obowiązek względem tych ludzi - potrzebowali czegoś co ich umocni ich w tych ciężkich czasach, a tym czymś jest wiara. Teraz wybaczcie czekają na mnie ranni, a wolał bym z tym nie czekać - zakażenia ran bywają śmiertelne.
__________________ ''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać'' |
24-01-2018, 20:18 | #315 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Wieś rybacka Isk, 4.10.2512 roku Choć czas w Isk biegł im leniwie nieuchronnie zbliżali się do ważnego momentu. Od rana mieszkańcy wsi nie mieli innego tematu na językach jak wyprawienie osądzonego Tankreda w podróż, która dowieść miała jego niewinności w oczach samego boga śmierci. Mężczyzna dźwigał na plecach cały swój dobytek i stawiając stopy na jedynej drodze do wsi odetchnął głęboko kilkakrotnie. Przed nim, według otrzymanych informacji, było około dwadzieścia kilometrów na południe do głównego traktu, potem na rogatkach skręt na wschód i kolejne dwadzieścia do zejścia z ubitego szlaku na zachód. Stamtąd do nekropolii powinno być raptem kilka kilometrów przedzierania się przez las. Była też alternatywa. Wystarczyło skierować się w górę rzeki wzdłuż jej koryta. Do pokonania miałby wtedy o ponad połowę mniejszą odległość jednak dużą niedogodnością mogła być konieczność marszu przez bagna. Inną wadą tego rozwiązania był fakt, że to właśnie od strony stojących mu na drodze bagien nie tak dawno temu wieś została napadnięta przez zwierzoludzi i tego drzewopodobnego demona. Wyruszyć za obwinionym mógł każdy, kto chciał zobaczyć na własne oczy jak dokonuje się sąd boży. Z oczywistych względów do drogi przygotował się pełniący rolę sędziego Adelmus, gdyż brak struktur świątynnych w okolicy uniemożliwiał mu wysłanie w zastępstwie jakiegoś nowicjusza. Niespodziewanie do kapłana dołączył syn sołtysa, Kudłaty Maciej. Zaoferował kapłanowi swoją pomoc i towarzystwo widząc, że nikt inny się do tego nie kwapił. Ze spakowanym plecakiem i uzbrojony w łuk oraz kij dołączył do morryty na drodze. Adelmus już jakiś czas miał wrażenie, że tutejsza społeczność jest nieco odmienna. Choć zazwyczaj wszyscy ludzie darzyli kapłanów Morra respektem pomieszanym z lękiem to tutejsi Gospodarowie zdawali się kryć w sobie dużo pogardy do obcych. Nawet mimo ich niepodważalnych zasług. Wasyl świętował w knajpie cały poprzedni wieczór razem z Iriną i Gustawem. Choć nie udało mu się przekonać Drozdowa, by zapłacił jakiekolwiek pieniądze za podążenie za Tankredem to obaj zgodnie doszli do wniosku, że wypłacanie należności "od łba" nieco się zdezaktualizowało. Umówili się wobec tego, że od tej pory będą rozliczać zlecenia niezależnie od ilości spacyfikowanych nieprzyjaciół kwotą ustaloną z góry. Pozostawało tylko pytanie, czy Drozdow podąży za głosem serca i dotrzyma morrycie towarzystwa czy też zacznie szukać dla siebie i swoich podwładnych jakiejś okazji do zarobku. Nad zupełnie inną kwestią zastanawiali się przebywający we wsi strażnicy. Dostali oni wyraźne polecenie by dopilnować dotarcia Tankreda do miejsca przeznaczenia. O ile dłubiący w nosie Frederick nie zgłaszał żadnego sprzeciwu o tyle Leonard zdawał się być w rozterce. Miał przed sobą szereg wyjść ale żadne z nich nie było tak zachęcające jak piwsko z dala od tej zapadłej wsi. Obserwował, w milczeniu opróżniając kufel porannego pszenicznego, jak Pioter gra z Arnim w trzy kubki. Za oknem gawiedź żegnała wyruszających groblą na południe. |
25-01-2018, 21:15 | #316 |
Reputacja: 1 | W pewnym momencie Frederick wstał od stołu i chwiejnym krokiem przemieścił się w kierunku wychodka. Na jego twarzy było odciśnięte drewno blatu, a nie szczał już od tak dawna. Ledwo dotelepał się do miejsca odosobnienia. Niestety nie zdołał już otworzyć drzwi, więc całe je zaszczał. Ktoś znajdujący się wewnątrz (Frederick nawet nie sprawdzał czy zajęte) powiedział: - Hej! Co jest kurwa? - ale Colonsky miał wyjebane i jak skończył to po prostu odszedł i zamówił sobie kolejne piwo. Po drodze coś tam bełkotał do siebie o kolejnej inwazji chaosu, demonach szkalujących porządnych obywateli i podejrzanych pomocnikach medyków. Jakiś chłop nawet słuchał go, bo nie bardzo miał co robić - stara wyrzuciła go z domu za pijaństwo i tułał się tak od jednego kufla do drugiego. Znajomi radzili mu, żeby "zapierdolił jej w ryj", ale straszny tchórz był z niego. Nazywał się Siggy i właściwie to taki był z niego chłop jak z miotły miecz. Tak naprawdę był zaprawionym w bojach imperialnym rycerzem, który na dnie butelki szukał ukojenia po niemalże dekadzie spędzonej w niewoli i ukrywaniu się w Sylwanii. Jego młodość, siła i zręczność już dawno upłynęły, a pozostała jedynie nadzwyczajna żywotność - żywotność ta jednak powodowała u niego więcej cierpień, bo nieważne ile pił to i tak nie upijał się do nieprzytomności. Teraz słuchał z przejęciem bredni wypowiadanych przez Colonskiego, a i dzielił się własnymi spostrzeżeniami na temat wampirzych sił czyhających na granicy cywilizacji toczących własne wojny żywych trupów. Colonsky rozejrzał się i zwrócił uwagę, że inna osoba nie wylewająca za kołnierz - to znaczy Leonard - siedział zasępiały nad kuflem piwa. Frederick podbił do niego pozostawiając swojego dotychczasowego słuchacza i zagaił dość bełkotliwie: - Niedługo ruszamy! Jakieś przeczucia przed drogą? Kurwy zwierzoludzie. - i po chwili krzyknął - Tankred, gdzie jesteś?! Chodźno tu! - mając nadzieję, że tym samym przywoła skazańca. Nie bardzo pamiętał, czy ten był już wolny czy nie. |
01-02-2018, 10:49 | #317 |
Reputacja: 1 |
|
03-02-2018, 01:08 | #318 |
Reputacja: 1 | - Przeczucie mam, żeśmy w dupie - odpowiedział markotliwym głosem Frederickowi. Wysmarkał się w rękaw. Spróbuje kupić przed odjazdem jakąś grubą kufajkę, z kożuchem baranim lub czymś w tym rodzaju. Jeszcze tego tylko brakowało, żeby na śmierć zmarzł. Lepszej alternatywy od włóczenia się z tym nieszczęsnym Tankred nie widział, więc przynajmniej cieszył się, że Drozdow i jego towarzysze ruszą z nimi. Zastanawiał się też, jak by tu w miarę bezpiecznie spierdolić w siną dal i dlaczego znalazł się tam, gdzie teraz przebywał. Dopił piwo i poklepał Colonsky'ego po ramieniu. - Jeszcze jedno piwko przed odjazdem? - |
04-02-2018, 18:44 | #319 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Zatrzymani na chwilę Adelmus i Tankred Ustalili, że ruszą dłuższą lecz pewniejszą drogą. śmiało należy stwierdzić, że to kapłan podjął decyzję przy głośnej aprobacie nie do końca wdzięcznego starca. Wasyl wraz z najemnikami sprawnie się uwinął przy zbieraniu oporządzenia i już po chwili ruszyli powozem w drogę na południe. Powoził Maciej. Musieli minąć Mniok, przejechać Pińsk a na rogatkach skręcić w lewo. Wóz po niedawnej kraksie na grobli okropnie skrzypiał i regularnie zarzucał na lewo, jakby miał ubytek w obręczy lub pochylone koło. Było wilgotno i wietrznie. Zdawało się, że tylko wola bogów powstrzymywała chmury przed spuszczeniem na podróżujących strug deszczu. Zresztą, po ostatnich opadach, droga i tak była w opłakanym stanie i utrudniała pracę pociągowych koni. Dwie godziny później zjechali z grobli a na rozstaju przy chlewach minęli maszerujący oddział wojska. Maciej zręcznie ominął wóz z zaopatrzeniem drużyny, a w tym czasie Wasyl naliczył dwudziestu jeden wojowników prowadzonych przez pojedynczego jeźdźca. Ten zdawał się - jak na Gospodara - słabo zorientowany w sytuacji, gdyż zagadnięty o cel podróży odpowiedział tylko: - Otrzymałem rozkaz od Jego Wysokości bojara Wołgi by zająć się bezpieczeństwem budowniczych nad rzeką. Wyruszyłem więc niezwłocznie z dwoma dziesiątkami do Isk. Tam rozłożymy obóz. Kolejną godzinę później mijając Mniok podróżujący byli świadkami jak wspomnieni przez wojskowego budowniczowie ładują na wozy swoje narzędzia. Wozy znajdowały się przed palisadą chroniącą osadę, zatem ich wyruszenie nad rzekę było kwestią kilkunastu minut. * * * - Za mać! - Wydarł japę wysoki i chudy Siggy, nieźle już porobiony mimo tego, że raptem dwie godziny temu świtało. Frederick dokończył swoje piwo i poszedł się spakować zaś niezaspokojony głód etanolu Leonarda kazał mu rąbnąć jeszcze kufelek. I jeszcze jeden. Siggy był jedynym kompanem o tej porze. Mało wytrzymałym, co warto dodać. W końcu pęcherz obu wyciągnął na podwórko. Colonski pozgarniał swoje rzeczy do plecaka i zapakował swoje dupsko na grzbiet siwka. Leonardowi średnio się spieszyło. Bumelował dłuższą chwilę czemu przyglądała się z okna wsparta na łokciach oberżystka Magda. Roześmiała się w głos jednak dopiero wtedy, gdy spróbował odkupić od Siggy'ego jego nowy, ocieplany kubrak za trzy karle. - Chłileczkę! Co ty mnie robisz - zaperzył się pijaczek. - Zapłać mi ze seść i bierz, ale nie szarpże, człeku! Gdy w końcu dwaj strażnicy wyruszyli z Iska minęli się z przybywającymi do wsi wojakami na grobli. Wśród pieszych Frederick dostrzegł wiele znajomych twarzy, ale ich dowódca był mu nieznany. Wozem z zaopatrzeniem powoził zaś Mały Johny z Krzywym Pyskiem. Adelmusa i resztę kompanii dogonili dopiero za Mniokiem, po drodze mijając się z taborem budowlańców popijających ciepłe napoje ze słoików w trakcie jazdy furgonami. Kompania w komplecie dotarła do Pińska po południu, bez przeszkód przejechała miasto z północy na południe i minęli Martwe Wzgórze. Gdy po kolejnych godzinach powolnej tułaczki połączonej z wyciąganiem furgonu z zalegajacej na drodze breji stanęli przed rogatkami mytnik zarządził opłatę w wysokości jednej korony od każdej nogi. |
05-02-2018, 14:33 | #320 |
Reputacja: 1 |
|