lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Wewnętrzny Wróg (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/16711-warhammer-wewnetrzny-wrog.html)

xeper 03-04-2020 19:56

Wolfgang Techler

Smak podanego mu napoju był paskudny. Czarodziej powstrzymał odruch wymiotny i przełknął płyn, który rozlał mu się ciepłem po gardle, przełyku i żołądku. Podejrzewał, że jest w nim alkohol. I z pewnością magia, tego był pewien. Buteleczka, w której pozostały resztki mikstury oglądana dodatkowym magicznym zmysłem jarzyła się wielobarwną poświatą. Nie minęła nawet minuta, a mag poczuł się lepiej, jakby w jego ciało wstąpiła nowa, świeża energia. Mimo, że rany nadal doskwierały, to ból stał się przyćmiony, a jasność umysłu powróciła. Wstał, otrzepał szatę i ruszył szybkim krokiem na most, tam gdzie zniknęli jego towarzysze.

Axel Mayer, Bernhardt Zingger, Lothar von Essing, Leonard Geldmann

Pozszywana, na wpół ożywiona pokraka lazła prosto w kierunku najbliższego wskazanego jej przez baronównę celu. A był nim Leonard, w wyzywającej postawie czekający na potwora. Trzy bełty pomknęły ku celowi, a tymczasem Lothar szybko obiegł zakratowaną, tajemniczą dziurę w podwórcu, aby czekać na Franka po drugiej stronie. Tuż pod nim, w zagłębieniu falowała i burzyła się mgła, skrywająca coś, co znajdowało się w dziurze. Szlachcic aż się wzdrygnął, gdy usłyszał z dołu przeciągły jęk.

Zobaczył też coś innego. Pozostali skupieni na strzelaniu do elektro-potwora spuścili z oczu młodą arystokratkę. A teraz Essing widział jak ta, wymachując w powietrzu wykonaną z czarnego minerału różdżką o żelaznym zakończeniu wypowiada jakieś zaklęcie. Powietrze przed nią falowało, ale na efekt czaru trzeba było jeszcze chwilę poczekać.

Tylko Berni nie trafił w potwora Wittgensteinów. Pozostałe dwa bełty wbiły się w ciało stwora aż po lotki. Nie było jednak krwi, ani okrzyków bólu. Po prostu potworem dwa razy zarzuciło i parł dalej w kierunku Geldmanna. Ten odwrócił się i zaczął uciekać naokoło dziury, tak żeby ta znalazła się miedzy nim a stworem.

Wolfgang Techler

Mag przeszedł przez nadwyrężony most. Słyszał już huk płomieni trawiących zamek i widział w otwartej bramie poblask ognia. Gdy się zbliżył, zobaczył strzelających do jakiejś maszkary Axela i Berniego. Gdzieś z przodu wyczuwał plugawą magię. Jej zapach był wyraźny, podobnie jak ślad rysujący się niczym czarna chmura spowijająca jakąś stojącą tuż przy drzwiach postać. Dhar. I było jeszcze coś znacznie bliżej. Za murkiem okalającym zarośnięty ogród. Wolfgang nie widział, ale czuł to. Coś co mogło lada chwila stamtąd wyjść i zaatakować jego zajętych strzelaniem towarzyszy z flanki.

kymil 04-04-2020 07:17

Berni spudłował haniebnie.

- Co za pech! Pudło, z takiej odległości. W takiego kolosa - pomstował głośno kleryk Ranalda. Stracił na chwilę z oczy baronównę, co było niewybaczalnym błędem, który postanowił naprawić. Dostrzegł kobietę splatającą zaklęcia, co nie wróżyło dobrze.

- A to wywłoka! Trzeba będzie się nią zająć, Axelu - zarepetował ponownie kuszę i wycelował. Uznał, że Lothar i Leonard skuteczniej zajmą się Frankiem niż on Axelem. Jakby strzał ponownie był niecelny, pozostawała Berniemu stara, dobra stal.

Kątem oka dostrzegł wymizerowanego Wolfganga, który zbliżał się w ich kierunku.

- Panie Techler! - zapiał radośnie na widok towarzysza niedoli. - Kopę lat! Cieszę się, że dołączyłeś. Wybierz sobie przeciwnika. Baronówna, ta chędożona markietanka, nie może się nam wymknąć!

hen_cerbin 04-04-2020 08:17

- Leonard! Nie stój w miejscu, nie ułatwiaj baronównie i jej słudze roboty! - zawołał Lothar.
- W czarownicę! Strzelajcie w czarownicę! - krzyknął do reszty pokazując Margrittę. Stwór i tak sie nie przejmował bełtami, a szlachcic szedł o zakład, że z przebitym płucem czaruje się jakby gorzej. Wolfgang świadkiem. O wilku mowa zresztą... Nie było jednak czasu na powitania. Lothar kontynuował bieg zamierzając schować się w drzwiach do części gospodarczej i zajść kobietę od tyłu, jeśli będzie taka możliwość. Albo choć poczekać aż będzie patrzyła w drugą stronę i wtedy ruszyć sprintem, jeśli się nie da wejść dalej.

Kerm 04-04-2020 10:12

Pozszywaniec, zapewne produkt plugawej magii, okazał się niewrażliwy na bełty. Ku wielkiemu żalowi Axela, który nieco się obawiał bezpośredniego z nim starcia. A ognia pod ręką nie było...

Ludowe opowieści głosiły, że jeśli zabije się wiedźmę, to i jej zaklęcia przestaną działać.
Dlatego też Axel posłuchał Lothara. Przeładował kuszę i ponownie strzelił, tym razem za cel biorąc baronównę.

Pojawienie się Wolfganga Axel przyjął z radością, chwilowo nie okazywaną jednak. Ważniejszą sprawą było pozbycie się czarownicy i jej maszkary, potem można było witać się z przyjacielem.

Hakon 04-04-2020 14:14

Wolfgang kiwnął głową towarzyszom po czym dodał.
- Tu za murkiem coś się czai i może być niebezpieczne.- Wskazał na murek.
- Odsuńcie się od niego i uważajcie.- Dodał a sam szybko zabrał się za rzucenie błyskawicy w wiedźmę. Potwór zszyty z wielu części był magicznie podtrzymywany i zapewne jak jego pani przestanie żyć i on może się rozpaść.

Po rzuceniu czaru Techler sięgnął po pergamin z kulą ognia. Coś mu mówiło, że jego magia oparta na piorunach może takiemu stworowi nic nie zrobić. Mimo wszystko mag uważał na to coś za murkiem ukrytym i na wiedźmę, którą chciał jako pierwszą unicestwić.

Phil 06-04-2020 15:14

Potwór, zwany Frankiem, nie zważał na pociski wystrzelone z kuszy. Czy było to możliwe, że jest całkiem niewrażliwy na zwykłą broń? A może był tak wytrzymały, że potrzeba było dwudziestu, nie dwóch bełtów, by go powalić. Leonard wolał nie sprawdzać tego z bliska, miał ciągle nadzieję, że olbrzym wpadnie do jamy lub chociaż noga ugrzęźnie mu jakoś między prętami kraty.

Drużyna rozbiegała się po całym dziedzińcu, przez co gospodarze zamku musieli wybrać jakiś cel, a nie atakować ich wszystkich jednocześnie. Skoro Essing jednak ruszył w stronę drzwi służby, Geldmann pobiegł do wieży, której jeszcze nie odwiedzili. Okna były zamurowane, ale drzwi nie, a drzwi wież zazwyczaj były solidne i miały jakieś zamknięcia od wewnątrz. Oby tylko drzwi można było otworzyć od strony podwórza, a potem zamknąć grubą sztabą, która uniemożliwi bestii wejście do środka.

xeper 06-04-2020 20:32

Axel uniósł do policzka kolbę naładowanej naprędce kuszy. Nie celował w potwora tylko w stojącą w drzwiach kobietę. Jej magia zaczęła się już materializować jako otaczająca ją ciemnobura powłoka. Axel nie zastanawiał się co to za czar, tylko nacisnął spust. Łuczysko brzęknęło i bełt ze świstem pomknął do celu. Kiedy strzelec odejmował od twarzy broń, pocisk już wbijał się w młodą arystokratkę. Szarpnęło nią, ale nie przestała czarować. Brudna aura zgromadzona wokół niej nabrała wyrazistości i przylgnęła do jej bladego ciała. Moment później czarodziejka znów rozpoczęła inkantację pomagając sobie trzymaną w dłoni różdżką.

Niekontrolowany przez nikogo potwór wolno stąpał w kierunku Lothara. Wlazł na kratę i zatrzymał się, rozglądając w koło. Gdzieś w pobliżu uderzyła jakaś zabłąkana błyskawica, rozświetlając jego wyblakłe, pozbawione wyrazu oblicze. Bezradnie popatrzył na baronównę i podjął marsz w kierunku biegnącego, oddalającego się od niego Lothara. Chodzenie po prętach nie należało do łatwych, zwłaszcza dla tak niezdarnego kolosa jak Frank. Niemal co krok stopy wpadały mu w oczka stalowej kraty i spędzał dużo czasu by się wygrzebać i iść dalej, co praktycznie wyłączało go z dalszej walki. Pod nim kłąb dziwnej mgły falował i wybrzuszał się, jakby w oczekiwaniu na to, co miało spaść z góry…

Berni, nieco wolniejszy od Axela jeszcze nie zdążył załadować kuszy by strzelić do kobiety, kiedy obok siebie usłyszał znajomy wizg. Stojący w bramie Techler, blady jak ściana ale z miną świadczącą o determinacji odpalił błyskawicę. Z jego rąk w kierunku Margritte von Wittgenstein poleciała oślepiająco biała wiązka elektryczności, która objęła ciało kobiety i cisnęła nim do wnętrza płonącego zamku, niwecząc równocześnie przygotowywany przez nią czar.

Leonard dopadł w tym samym czasie do drzwi niezbadanej jak do tej pory wieży i z nadzieją popchnął wykonane z czarnego drewna drzwi. Były otwarte! Wszedł do wnętrza, całkowicie ciemnego dziwnie pachnącego pomieszczenia. Otoczyły go dźwięki. Jakby bzyczenie, stukot niezliczonej ilości drobniutkich nóżek, szelest ocierających o siebie chitynowych płytek. Poczuł jak coś pełznie mu po nogawce w górę nogi. Czuł ciężar czegoś co oplata mu niczym puszysty dywan stopy. Z góry spadł na niego kawałek sufitu… Kolejny. Poczuł łaskotanie na karku. Chwycił w dłoń to coś co spadło z góry. To nie był okruch tynku. Patrzył na błyszczącego, smoliście czarnego karalucha!

Lothar mniej więcej w tym samym momencie, w którym wystrzelona z palców Techlera błyskawica uderzyła w baronównę dopadł do drzwi wiodących do części gospodarczej zamku. Wpadł do środka ciężko dysząc. Znalazł się w znajomym już korytarzu z portretami. Było pusto. Jednak poczuł coś. Zamek drgał. Znowu to samo uczucie, jakby ktoś delikatnie potrząsał skałą, na której posadowiono posępną budowlę.

Zwabione krzykami i zamieszaniem na dziedzińcu, z ogródka wylazło coś. Coś co dołożyło kolejną cegiełkę do gmachu rozgardiaszu panującego na Wittgensteinie. To coś było nawet większe od Franka, który chyba na dobre ugrzązł w kracie. Olbrzymi, wykoślawiony humanoid o płaskiej, wydłużonej głowie, z szeroką paszczą pełną kołkowatych zębów. Długie, ale niezwykle masywne ramiona opadały mu do samej ziemi. W jednej z rąk wielkości dużego wiadra trzymał potężną, z grubsza ociosaną pałę, a drugą ręką wciskał sobie do gęby jakieś purpurowe owoce, z kształtu kojarzące się z dynią, ale kolczaste. Jego korpus i wielkie, opasłe brzuszysko opinała zbyt mała skórzana kamizela nabijana stalowymi guzami. A na łepetynę wciśnięty miał skórzany czepiec wykonany chyba z kowalskiego fartucha. Przez moment obserwował sytuację, przenosząc wzrok z płonącego zamku na awanturników i z powrotem. Najwidoczniej jednak podjął szybko jakąś decyzję, bo ryknął coś niezrozumiale dając wszystkim wokoło znać o swojej obecności i ujął w obie łapska pałę, kierując się ku znajdującemu się najbliżej niego Berniemu.

Hakon 06-04-2020 21:44

Wolfgang uśmiechnął się sam do siebie gdy Czarownica zniknęła w płonącym budynku ciśnięta błyskawicą a fakt, że pozszywane monstrum ugrzęzło dawało otuchę i czas dla nich wszystkich.
Niestety ryk kolejnego potwora odwrócił uwagę maga od dziedzińca. Potwór ruszył na Bernhardta z zajadłością. Techler musiał szybko reagować i postanowił rzucić czar niezdarności na monstrum licząc, że da to chwilę przyjacielowi na działanie.

Wykorzystując to, że zszywaniec był tymczasowo unieszkodliwiony zamierzał także potraktować przeciwnika Berniego kolejną błyskawicą i przygotować się na kolejne niespodzianki.

kymil 09-04-2020 07:05

Berni z uśmiechem obserwował jak plan Lothara w ciuciubabkę z pozszywanym Frankiem udaje się całkowicie. Potwór wykluczony z walki przestał być wyzwaniem. Awanturnik schował kuszę, wyciągnął mieć. W samo porę, albowiem pojawił się kolejny ogrowaty kolos pragnący zabrać biednego imć Zinggera do Ogrodów Morra. Jak zwykle zresztą przedwcześnie.


- Na trefne kości Ranalda. Ktoś tam w niebiesiech mi same jedynki wyrzuca!
- zaklął zmęczony kleryk. Nie miał sił na walkę mano a mano z ogrem. Kusza nie na wiele się by zdała. Trzeba było powtórzyć koncept paniczyka Essinga. - Panie Techler, pryskamy do zamku.

Zwrócił się następnie do ogra.

- Te kartofel! Chodź za mną! Twoja Pani jest w potrzebie! - zakrzyknął Zingger, wskazując w kierunku Margritty i pędem pobiegł w stronę kraty. Chciał obiec Franka i kratę w bezpiecznej odległości licząc po cichu, że tępawy ogr polezie na przełaj. "Dwie pieczenie na jednym ogniu, jeśli krata pęknie".

Kerm 09-04-2020 09:35

Jeden sukces, drugi...
Co prawda żaden z nich nie był dziełem Axela, ale i tak cieszyły jego serce.
Miał cichą nadzieję, że zanim pozszywaniec się uwolni, ani będą daleko, na moście, a ten z kolei był w takim stanie, że rozwalenie go nie powinno stanowić problemu, a z kolei brak mostu powinien stanowić przeszkodę nie do przebycia dla potworka, chwilowo powstrzymywanego przez coś, co siedziało pod kratą.

Radość Axela została przytłumiona przez pojawienie się kolejnej poczwary, zbrojnej w pokaźnych rozmiarów maczugę.
Najlepszym wyjściem zdał się Axelowi błyskawiczny odwrót i opuszczenie zamku przez wspomniany most, ale... raczej nie wypadało zostawić kompanów w potrzebie.
Może faktycznie warto by zwabić potwora z maczugą w objęcia pozszywańca?

Axel przebiegł kawałek podwórza i stanął tak, by krata oddzielała go ogrowatego stwora.

- Te, duży! Chodź tu! - wsparł Berniego okrzykiem. A potem poparł słowa wysłanym z kuszy bełtem. Starał się trafić w twarz przeciwnika.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172