lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Wewnętrzny Wróg (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/16711-warhammer-wewnetrzny-wrog.html)

Kerm 30-06-2020 11:19

Interesy interesami, a niekiedy odpocząć trzeba.
Axel pozostawił w rękach Lothara dopięcie interesu, sprawę garłacza w dłoniach rusznikarza, a sam wrócił na barkę.
W sam raz by móc poczęstować się kawałkiem wędzonego węgorza.
Wyglądało na to, że zapasy jedzenia na podróż prezentują się całkiem nieźle...
Zjadł jeszcze jeden kawałek ryby, a potem poszedł do miasta, by przegryźć coś bardziej konkretnego.
Później miał w planach odbiór naprawionej broni. Miał jednak zamiar skłonić rusznikarza, by tenże sam osobiście sprawdził działanie garłacza.

Hakon 01-07-2020 12:00

Wolfgang rozumiał obawy Lothara chociaż sam nie wpadł na takie. Jednak dotychczasowe podróże ich po Imperium i ich przygody mogły nadwątlić psychikę każdego poszukiwacza przygód.

Gdy rozeszli się po mieście w różnych celach mag udał się w poszukiwaniu ksiąg do nauki języka Kislevskiego a następnie udać się do medyka by sprawdził czy z jego raną wszystko jest już dobrze.
Na barkę udał się na koniec by zagłębić się w lekturze nowo nabytej książki i by szykować się do dalszej drogi. Techler nie ukrywał, że już by ruszył do Altdorfu i zdał raport w Kolegium i udał się dalej by dorwać ostatniego z Witgensteinów.

xeper 01-07-2020 21:35

Do wieczora wszystko było załatwione. Umowa została ostatecznie podpisana i Lothar miał teraz oczekiwać na rozładunek i załadunek barki. Nie miało to nastąpić wcześniej, niż kolejnego dnia. Ponoć towar, który miał trafić do Marienburga, jeszcze nie trafił do składów. Lothar dowiedział się, że ów towar to porcelana.

Medyk nie krył zachwytu, kiedy w jego podwoje zawitała grupa pokiereszowanych awanturników. Natychmiast przystąpił do obdukcji i wypisywania zaleceń. Jako, że równocześnie był aptekarzem, przed awanturnikami rósł stos buteleczek i słoiczków pełnych driakwi, pastylek, proszków, maści i balsamów. Koszt całej wizyty u medicusa okazał się niebagatelny. Wyniósł całe 15 złotych karli. Ale czegóż się nie robi dla zdrowia… Od samego patrzenia na ilość przepisanych specyfików śmiałkom wracały siły.


***

Wieczorem ekipa podzieliła się. Część zdecydowała się pozostać na barce i wraz z byłymi już banitami z Wittgendorfu pilnować dobytku, reszta natomiast udała się do gospody. Lothar zabrał ze sobą czterech wywołańców jako eskortę i wszyscy skierowali swoje kroki do „Starego Młyna” prowadzonego przez rodzinę Tuków, w którym zatrzymali się podczas poprzedniej wizyty w Grissenwaldzie. Ceny ich wówczas nie odstraszyły, a z poziomu usług byli bardzo zadowoleni.

I tym razem było podobnie. Osobna loża, kąpiel w ciepłej wodzie, miła obsługa, czysta pościel, smaczne jedzenie i doskonałe wino. Nie było tanio, ale Lothar miał gest. A przy okazji można było posłuchać plotek i pogadać, bo wśród gości znalazło się kilku ciekawych klientów.

Oczywiście głównym tematem był upadek zamku Wittgenstein. Wieść o zawaleniu się posępnej warowni i wielkiej burzy nad baronią już dotarła do miasta i wszyscy spekulowali na temat przyczyn katastrofy. Jakiś mocno podchmielony kupiec starał się przekonać wszystkich, że to krasnoludy podkopały zamek. Argumentował to tym, że kilka miesięcy wcześniej widział kilku krasnoludów z łopatami w pobliżu mola w Wittgendorfie. Ktoś inny, całkiem trzeźwo twierdził, iż katastrofa to kara boża, zesłana przez Sigmara na heretyckich Wittgensteinów. Jeszcze ktoś inny mówił o ataku zwierzoludzi. Pojawiła się też plotka, że to trzęsienie ziemi, podobne do tego, jakie kilkanaście lat temu nawiedziło Sibersdorf, a podczas którego zginęły dwie osoby i osiem krów, bo w dziurze w ziemi zniknęła cała obora.

Mówiono też o zbliżającym się festiwalu w Middenheim. Ktoś z klientów nawet się tam wybierał. Ponoć była to największa i najwspanialsza impreza na ziemiach Imperium i grzechem było chociaż raz w życiu w niej nie uczestniczyć. Festiwal był równocześnie wielkim wydarzeniem handlowym, na którym można było nieźle zarobić, ale też zyskać cenne kontakty.

Uwagę Leonarda przyciągnął ponury, wolno sączący wino samotny, starszy mężczyzna. Co jakiś czas zerkał w kierunku loży zajmowanej przez awanturników, jakby na coś czekał. Kiedy zorientował się, że został zauważony, wstał i wolno podszedł.
- Otto Gerber – przedstawił się, uchylając czapki. Sądząc po akcencie pochodził z północy. – Widzę żeście Panowie nowi w mieście. Właśnie dla takich jak Wy tu jestem. Może zabrzmi to egzotycznie, ale jestem… – zawiesił głos. – konsultantem handlowym. Wiecie o co chodzi, prawda? Mógłbym służyć pomocą…

hen_cerbin 08-07-2020 21:26

Gorąca kąpiel. Czyste ubranie. Posiłek z mięsem, którego nie czuć
Bogowie, jak bardzo brakowało tego szlachcicowi. Lothar nie pamiętał już kiedy ostatni raz miał okazję poczuć się czystym. Nie żałował wydanych monet. Nie licząc tych zapłaconych medykusowi. Umiał poznać kiedy ktoś go próbuje orżnąć. Ale że nie wiedział, które leki są potrzebne a które nie, wolał nie ryzykować i zapłacił ile żądano.

Słuchając o upadku zamku Wittgenstein nie odzywał się. Im mniej wiedziano o ich udziale w upadku ustosunkowanego na dworze szlachetnego rodu tym lepiej. Raport dostanie rada czarodziejów czy komu to Wolfgang przekaże i starczy. Inni mogą nie uwierzyć... Albo co gorsza uwierzyć.
A by i jego "ochrona" nie gadali bez potrzeby rzucił uwagę, że kiedy przepływali wzdłuż brzegów ich ziem widział jedynie nędzne chaty i ruiny zamku, który rzeczywiście wyglądał jak po trzęsieniu ziemi.

Kiedy człowiek przedstawiający się jako Otto Gerber, konsultant handlowy, podszedł do nich, Lothar odniósł wrażenie, że niekoniecznie jest on tym za kogo się podaje. Północny akcent tak daleko na południu nie wskazywał na "tubylca". Tak daleko wędrowali tylko kupcy, poszukiwacze przygód i przestępcy. Oraz ci, którym nie wyszło. Von Essing był dziś w dobrym humorze, a samotny, starszy mężczyzna ewidentnie nie. Nawet jeśli chciał po prostu naciągnąć kogoś na kolejkę i kolację, niech będzie.
- Konsultant handlowy? Trochę szkoda, że dopiero teraz się spotykamy, właśnie podpisaliśmy kontrakt z Blucherami... - powiedział i zaklął w myślach - A to spryciarze. Właśnie uświadomiłem sobie, że to nie Wagner rządzi, ale ten młody, co go na nabrzeżu spotkaliśmy. Ale nieważne. Wypijcie z nami kolejkę, panie Gerber, chętnie dowiemy się czegoś od kogoś doświadczonego w handlu - powiedział.

Phil 10-07-2020 12:41

O tak, pomyślał Leonard, słuchając plotek o zamku Wittgenstein, to zemsta Sigmara, wywarta rękami jego sług.

Cieszył się, że szlachcic był na tyle roztropny, by nie zdradzać nazwisk tych sług bożych. Dał mu kolejny powód, by uznać decyzję o dołączeniu do nich za słuszną. Wiadomości o Middenheim przypomniały jednak Geldmannowi, że zemsta nie została zakończona, a ostatni przeklęty Wittgenstein krąży jeszcze po ziemi. Myśli te przerwał jednak nowy rozmówca, o którym Leonard już od pewnego czasu wiedział, że podejdzie. Zbyt wielu ludzi w Grissenwaldzie interesowało się nimi, a to nie wróżyło dobrze. Nie wiązał tego z niedawnymi wydarzeniami, więc pewnie ktoś chciał ich wmieszać w jakiej lokalne sprawy i konflikty, wykorzystać jako narzędzia, które potem można wyrzucić do gnojówki.

- Pójdę po wino, panie Essing.

Nie zależało mu na napitku, a na kolejnych rozmowach z karczmarzem i gośćmi. O Gerberze, Blucherach oraz miejscowych układach i tajemnicach

xeper 13-07-2020 10:20

Leonard przyniósł wino dla Lothara i konsultanta, po czym swoim zwyczajem zaczął nasłuchiwać, podpuszczać rozmówców, rzucać mimochodem jakieś pytania, a wszystko to w celu zdobycia kolejnych informacji. Ale nie było tego wiele. Dowiedział się między innymi, że 28 Sommerzeita, a więc w dniu jutrzejszym wypada pierwsza rocznica zaślubin Matthiasa Bluchera z Karoline de domo Ruggbroder. Z tej okazji organizowany był wielki bal, który miał odbyć się w posiadłości Blucherów pod miastem. Zaproszono wszystkie znaczące persony z miasta i okolic i to zarówno ze stanu szlacheckiego, jak i mieszczan. Służba Blucherów już od dwóch tygodni czyniła zakupy i przygotowania do balu. O Gerberze dowiedział się, że ów niegdyś był kupcem rzecznym, ale dwukrotnie miał do czynienia z piratami, co doprowadziło go do ubóstwa. Wówczas zmienił zawód i zajął się doradztwem, w czym był całkiem niezły i sporo handlarzy korzystało z jego pośrednictwa.

Geldmann przez dłuższą chwilę siedział z pociesznym z wyglądu kupcem, Franzem Bismarckiem. Franz od dawna pływał na trasie Nuln-Marienburg. Opowiedział Leonardowi o wojnie handlowej, jaką w Mieście Tysiąca Kanałów toczą tamtejsze rody kupieckie. Wpływało to znacząco na ceny towarów i popyt na nie. Jednym słowem: obecnie niezbyt opłacało się pływać do Jałowej Krainy. – A Wy dokąd pływacie? – spytał na koniec wskazując głową na siedzącego nieopodal Lothara, zajętego dyskusją z Otto Gerberem.

Lothar von Essing z uwagą słuchał wywodów konsultanta. Opłacił mu wystawny posiłek i niezłej jakości wino, a do tego dyskretnie wsunął mu w dłoń złotą koronę, co rozwiązało język Gerberowi. Miał całkiem sporo do powiedzenia o Blucherach, ale dużą część tych wiadomości Lothar już posiadał. Gerber przyznał, że zanim rzeczni piraci doprowadzili go do bankructwa, kilkukrotnie pracował na umowie dla Blucherów i to nie tylko tych z Grissenwaldu i nigdy nie został oszukany. Kupcy co do joty wypełniali zapisy umów, oczekując jednak tego samego od kontrahentów. Nie mógł się nachwalić żyłki handlowej młodego Matthiasa, co brzmiało nieco podejrzanie dla Lothara. Okazało się, że Blucher ma także licencję cesarską na broń. Według Gerbera Matthias Blucher zarabiał sporo na transporcie krasnoludzkiego oręża z kuźni w Górach Czarnych do Marienburga. Ten fakt nie był jednak rozgłaszany, gdyż mogłoby to źle wpłynąć na relacje Blucherów z… elfami.

hen_cerbin 13-07-2020 22:02

Lothar wiedział większość z tych rzeczy już wcześniej, ale nie uważał by zrobił zły interes. Raz, zawsze warto mieć mniej lub bardziej zaprzyjaźnionych informatorów (czy też "konsultantów") w miastach, do których mogą wracać. Dwa, w razie problemów z Maxem Blucherem miał na niego haka. Zadowolony podziękował za wspólną wieczerzę i wymówił się zmęczeniem przed kontynuacją rozmów z innymi bywalcami karczmy. A dalej postępował według planu - przebranie i powrót na barkę. Upewnił się najpierw, że "jego ludzie", byli banici, pamiętają, że zarobią dodatkową kasę za spokój, a w razie problemów nie dostaną nic ponad to co do tej pory. Nie żeby żałował im jadła, piwa czy kobiet - ale żadnej bitki i żadnego gadania o tym co było w zamku.

Phil 17-07-2020 10:49

Wszystko zdawało się być na miejscu. Żadnych pułapek, przykrych niespodzianek, same dobre informacje. To musiało budzić podejrzenia kogoś takiego, jak Geldmann, któremu często płacono za szukanie dziury w całym. Leonard miał tylko nadzieję, że znajdą tę dziurę zanim w nią wpadną.

- My? – Zerknął w kierunku, który wskazywał jego rozmówca. – Jakie tam my, dopiero co się nająłem u pana Essinga. Mnie takich informacji jeszcze nie zdradza, ale słyszałem, że ruszamy na północ. Mnie to obojętne, aby mieszek był odpowiednio wypełniony. Trochę szkoda, tu bezpieczna okolica, żadnych kłopotów czy konfliktów.

Zmienił szybko temat, im mniej o nich wiedziano, tym lepiej. Bismarck mógł zaś chlapnąć coś przypadkiem o tutejszych układach.

xeper 27-07-2020 12:02

28 Sommerzeit 2513, Grissenwald
 
Lothar von Essing zakończył spotkanie z konsultantem, odwzajemniając uprzejmy toast i w asyście swoich wittgendorfskich ochroniarzy udał się na spoczynek do wynajętej komnaty na piętrze zajazdu. Szybko przebrał się w ubranie jednego z banitów i w kapturze na głowie, w towarzystwie innego zszedł na dół.

Leonard pożegnał się uprzejmie z Bismarckiem, zastanawiając się nad przypadkowo zdobytą informacją. Otóż chwilę wcześniej Franz Bismarck, jak się okazało niezależny przewoźnik dysponujący tylko swoją barką narzekał na Blucherów, że mieli tym razem dla niego żadnego zlecenia.

Leonard i Lothar wrócili na Dumną Syrenkę, która nie niepokojona stała przycumowana do nabrzeża. Latarnia nad nadbudówką chybotała się w rytm fali, a siedzący pod nią wartownik udawał, że śpi. Axel, Wolfgang i Berni, już po kolacji szykowali się do snu.

*

Nazajutrz wczesnym rankiem wszystkich obudził straszny łomot dobiegający od strony nabrzeża. Łódź zatrzęsła się, ktoś coś krzyczał, słychać było ciężkie kroki…

Phil 27-07-2020 19:58

Jak to bywa w takich sytuacjach, kluczem okazała się cierpliwość. Ludzie pytani wprost wzbraniali się od zdradzania sekretów, ale w zwykłej rozmowie, szczególnie po kilku kielichach, często przekazywali więcej, niż sami by chcieli. Na pokładzie łajby Geldmann przekazał pozostałym zdobyte informacje.

- Śmierdzi mi to na odległość, a im bliżej źródła, tym mocniej. Ktoś chce was... nas wykorzystać. Pytanie tylko do czego, i czy możemy odwrócić tę sytuację. Trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte.

* * *


Poranne hałasy nie zaskoczyły mocno Leonarda. Ciekaw był jednak czy były one związane bezpośrednio z Blucherami i Dumną Syrenką. Jak zawsze trzymał się z tyłu, jak zawsze obserwował, oceniał sytuację i przygotował sobie kilka opcji działania.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172