Wystrzelony bełt wbił się z plaśnięciem w stwora. Pod ściekającą warstwą brudu kryło się niemal przeźroczyste, pozbawione jakichkolwiek szczegółów, jednorodne, szarawe, galaretowate cielsko. Maximilian widział swój bełt, który wbijając się, wyraźnie zwolnił i zatrzymał wewnątrz stworzenia. Lothar rozciął wysuniętą niby-kończynę. Miecz przeszedł przez galaretę niemal nie napotykając oporu, a ta po prostu znów zlała się w całość. Potwór był już niemal na chodniku, a odór przyprawiał szlachcica stojącego najbliżej o niekontrolowane torsje. Nogi Essinga powoli zagłębiały się w szarej masie. Magiczny pocisk z wizgiem pokonał kilka metrów, dzielących Wolfganga od stworzenia. Eter z jakiego był utworzony rozlał się po śluzowatej powierzchni, znacząc ją błękitnymi wyładowaniami. Stwór znieruchomiał i po chwili drgnął, cofając się. W tym momencie Axel chlusnął na potwora olejem z butli, ale nim ktokolwiek zdążył podpalić łatwopalną ciecz, dziwaczne stworzenie skurczyło się i z chlupotem zniknęło w ścieku. Pozostało po nim tylko trochę cuchnącego śluzu na trotuarze i pykające bąble w kanale. Zbliżali się do kolejnego rozgałęzienia, a ślad jaki pozostawiał goblin stawał się mniej wyraźny. Najwidoczniej skaleczenia jakie spowodowało przeciskanie się przez kraty, już przestawały krwawić. Podążanie tropem stawało trudniejsze, ale dopóki nie natrafili na rozgałęzienia, nie było problemu... Światło lamp i pochodni, które nieśli ze sobą wyłowiło z mroku sklepienie nad łączącymi się tunelami, bulgoczące ścieki i coś, co unosiło się na powierzchni szamba. Przedmiot najwyraźniej zahaczył o coś i teraz kręcił się i wirował, targany powolnym nurtem. Już z odległości kilku kroków widać było, że jest to ciało, sądząc po wielkości, należące do jakiegoś dziecka. Na plecach trupa siedziały dwa szczury, których paciorkowate, czarne oczy przez chwilę wpatrywały się w awanturników, jakby oceniając szanse. Potem oba szczury z piskiem przebiegły na chodnik i umknęły w ciemność. |
Paradoksalnie szczury sprawiły, że Szkiełko się uspokoił - wszak nie ucztowałyby na czymś niebezpiecznym. Mimo to, zbliżył się ostrożnie do ciała i natężył wszystkie zmysły, badając zarówno truchło, jak i najbliższą okolicę. Dał przy tym znak kamratom, by zachowali ciszę. Jeżeli nic nie wzbudziło jego podejrzeń, postarał się wyciągnąć ciało na boczny chodnik. Sprawdził, czy nie ma w nim gazów gnilnych, zanim poprosił towarzyszy o lampę, by przyjrzeć się martwej postaci dokładniej. |
Mam nadzieję, że nie zżarło naszego goblina, pomyślał Axel, gdy galaretowate 'coś' z powrotem zanurkowało w kanałach. To, że na chodniczku pozostały ślady zielonej krwi, nie znaczyło, że nie dopadła go kilkaset metrów wcześniej. - Za to faktycznie nie dostalibyśmy nawet złamanego miedziaka - skomentował słowa Wolfganga. - Pewnie nam nawet nie uwierzą, że coś takiego mieszka w ich kanałach. Aż dziw, że ten kanalarz jeszcze się nie spotkał z tym miłym stworkiem. Spojrzał raz jeszcze w 'wody' kanału, chcąc sprawdzić, czy potwór czasem nie zmienił zdania i nie chce ponownie zapolować na tych, co nierozsądnie wleźli na jego teren. - Chodźmy dalej - powiedział. * * * Były miejsca, w których dzieci nie powinny bywać. Takim miejscem były, na przykład, miejskie kanały. Gdy Leopold zaczął wyciągać ciało, Axel podszedł bliżej. Chciał się przekonać, jak dziecko było ubrane i, gdyby się udało, w jaki sposób zginęło. |
|
Zingger trzymał się z tyłu. Nie miał ochoty spoglądać na trupka. - Kurwa mać. Nie cierpię takich klimatów - miał ochotę splunąć, ale się powstrzymał. Ponuro oglądał Leopolda przy pracy. |
|
|
Szybko okazało się, że trup wcale nie należał do dziecka. Już pobieżne oględziny, przy korzystym świetle i z bliska ujawniły wystarczająco wiele szczegółów, aby być pewnym, że ciało należało do krasnoluda. Gdy Szkiełko wyciągnął je z szlamu i złożył na chodniku, można było rozpoznać nawet twarz. Był to ten sam khazad, za którego Zingger zapłacił kilka godzin wcześniej grzywnę i potem pozbył się w niewybredny sposób. Trup nosił ślady ciosów nożem - ran było kilkanaście, zarówno głębokich, kłutych, jak i płytkich nacięć, sięgających zaledwie na kilka milimetrów wgłąb ciała. Trupowi brakowało jednego ramienia. To nie zostało odcięte, a raczej urwane od ciała. Najgorsza była jednak dziura w klatce piersiowej, z której wystawały resztki połamanych i powyginanych żeber, które ktoś rozszarpał, aby dostać się do serca. Niemal dokładnie nad rozwidleniem kanałów znajdowała się klapa wejściowa, identyczna jak ta, którą awanturnicy weszli do tuneli. Aby się jednak do niej dostać, należało najpierw odhaczyć ruchomą część drabiny, wiszącą pod sklepieniem. Ślady goblina, które wypatrzył Maximilian, na rozwidleniu zakręcały w lewo. |
- Z pewnością nie zrobiła tego nasza niedawno poznana galareta - powiedział Axel, odwracając wzrok od utrupionego krasnoluda. - Ciekawe, skąd przypłynął - dodał. - Mam nadzieję, że nasz goblin pobiegł w innym kierunku. Z pewnością galaretowaty stwór nie był jedynym niebezpiecznym mieszkańcem kanałów. Sądząc po obrażeniach, jakie odniósł krasnolud, spotkanie z jego zabójcą mogło być bardzo niebezpieczne. I warte więcej niż pięć sztuk złota... - Doktorek zrobiłby majątek, pokazując stwory, jakie mieszkają w tych kanałach - zażartował. |
- Masz rację, Axel. Złoty interes - poparł kompana Zingger. - Żal mi khazada, moczymordy. Nikt nie powinien tak sczeznąć. Musimy wzmóc czujność. Ktoś tu grasuje. Lub coś... o niebywałej sile. Chodźmy za śladami zielonoskórego. Nie mogę się doczekać, aż opuścimy te kanały raz na zawsze. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:18. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0