|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-02-2017, 11:44 | #11 |
Reputacja: 1 | - I trolle. Trolle też tam były. - Wtrącił swoje do opowieści Herr Wankera, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Zadanie ułatwiał gliniany kufel, którym mógł zasłonić usta. - Jeno chuderlawe takie i nieduże. Pewnikiem spółkują między sobą i stąd takie pokręcone paskudy się rodzą. - Dodał, a powagi dodawał mu wąs umaczany w piwnej pianie. - A może to były chochliki leśne? - zapytał sam siebie. Pierwotnie miarkował, by miejscowym opowiedzieć o upiorze, bo wszystko wskazywało na to, że ten w tamtej części lasu grasować będzie, ale zrezygnował z tego pomysłu. Jeśli wygadają się, że widmo widzieli, to gdy kto zaginie w tej okolicy wszyscy obwinią ich o rozgniewanie upiora, który za Drwalski Trakt rzekomo miałby pójść i się mścić. A przestraszonym ludziom niewiele trzeba, żeby winnych niewyjaśnionego znaleźć i słusznie, przynajmniej w ich mniemaniu, ukarać. Lepiej było język za zębami trzymać, coby lżej oddychać było. Swoje plany co do pobytu w Ropuchu miał takie, żeby gardło przepłukać czymś innym, aniżeli wodą ze strumienia. I zjeść coś gorącego, a tłustego odpowiednio. Byle dużo. A później spać, bez nasłuchiwania obecności dyniogłowego upiora.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
06-02-2017, 12:53 | #12 |
Reputacja: 1 | Ziółka okazały się nad wyraz pokrzepiające. Zadziwiające, że coś co nie miało w sobie ni krzty gorzały mogło tak rozgrzewać i jednocześnie uspokajać. Widać babcia Agatka znała się na swym wiedźmowym fachu. Nie zagościli jednak długo u życzliwej staruszki i podjęli dalszą drogę. Kolejna wiocha przywitała ich dość gościnnie. Piwem. Tak, tego było Berwinowi trzeba. Kufelek, fajeczka i krzesło na którym można usiąść i dać odpocząć nogom. Przepatrywać nie mógł dosiąść Kaszanka, a nie pamiętał kiedy ostatnio tak długo szedł na własnych kulasach. Pomny przestrogi jaką dał swoim towarzyszom, by dla własnego dobra nie paplali za wiele, sam trzymał gębę na kłódkę i nie udzielał się towarzysko udając, a z czasem i nie, że drzemie. Gdy dotarli do Eppiswaldu późnym wieczorem Berwin w końcu się odezwał: - No chłopaki ja idę do domu. Niedaleko moja rodzina ma gospodarstwo. Zostawię tam Kaszanka skoro i tak żaden z niego pożytek. Wilhelm ma rację. Spotkajmy się jutro rano „Pod Ropuchem” i ruszmy do Pfeildorfu po zapłatę. Nie ma potrzeby, a i niezbyt bezpiecznie będzie iść do klasztoru. Im mniej wiedzą sigmaryci o naszej wyprawie, tym zdrowiej dla nas. Pociągnął wierzchowca za uzdę: - Na razie. Bądźcie grzeczni. – rzucił na odchodne. |
06-02-2017, 20:58 | #13 |
Reputacja: 1 | Elmer podrapał się w głowę i mocno zastanowił się nad słowami Berwina. W sumie czemu sigmaryci mieliby się nimi interesować, przecież pracowali dla świątyni Vereny, która nie jest im nieprzychylna. Z drugiej strony, gdyby wyszedł jakiś smród, w związku z mrocznym odłamem kultu mogłoby się zrobić gorąco. Od tych rozważań zaczęła go boleć głowa, więc postanowił się napić. Noc i tak zamierzał spędzić w Królu Ropuchu, więc tam też się udał. Rankiem miał zamiar uzupełnić zapasy w tym surowej cebuli i z resztą kompani wyruszyć na umówione miejsce spotkania. |
06-02-2017, 21:49 | #14 |
Reputacja: 1 | Moritz poszedł do Króla Ropucha, żeby się napić. Kiedy miał już nieźle w czubie zaczął snuć opowieści i przechwałki niczym stary wilk morski. Opowiadał o upiorach czających się w mrocznych zakątkach Lasu, przerysowując nieźle każde wypowiedziane zdanie. Sam żeglarz stawiał się w jak najlepszym świetle. Dumnie prezentował zdobyte w walce z upiorem rany. Oczywiście nie zaatakował go żaden dyniogłowy. To nie brzmiało groźnie. -Smokogłowy! - Wrzasnął Moritz naśladując ryk bestii. -Smokogłowy przyparł nas do muru w ruinach zapomnianego miasta w sercu puszczy! - Żywiołowo gestykulując prezentował cięcia i pchnięcia, które wykonywał w walce z bestią. Tajemne grobowce, kurhany, paskudnie uśmierceni członkowie zaginionej ekspedycji. Moritz recytował jednym tchem, ku uciesze gawiedzi częstującej go napitkiem. |
06-02-2017, 23:12 | #15 |
Reputacja: 1 | O umówionej porze spotkali się w Królu Ropuchu. Hilda podała piwo i polewkę, którą wszyscy wcinali ze smakiem. Mniej więcej byli w połowie posiłku, gdy przed zajazdem załomotały kopyta. Chwilę potem do Ropucha wszedł Kapitan Weill w towarzystwie czterech strażników. Widząc awanturników przy stole natychmiast, z uśmiechem na ustach skierował się w ich stronę. - Chwalić Sigmara - zagadał, ściągając jeździeckie rękawice. - A więc to prawda o czym szumią wierzby. Udało się Wam wyjść żywymi z przeklętego lasu. Nie lada wyczyn. Godny zapisania w annałach opactwa. Brat Emil byłby bardzo rozczarowany, gdybyście nie spełnili jego życzenia i nie zdali sprawozdania z podróży. Przecież Was prosił... A okazja się nadarza, bo Opat zaprasza Was do klasztoru na odpoczynek i rekonwalescencję. Chyba nie odmówicie? |
06-02-2017, 23:24 | #16 |
Reputacja: 1 | Moritz uniesiony procentami oraz swoimi opowieściami uznał, że nie da się wychędożyć przez sigmaritów kolejny raz. Spojrzał smutnym wzrokiem na towarzyszy, gdyż wiedział, że są jak owieczki, które posłusznie spełnią prośbę i dadzą się wychędożyć po raz drugi. Niemniej żeglarz swój honor miał. -Ja odmówię. - Rzekł dobitnie i splunął pod nogi kapitana. |
06-02-2017, 23:49 | #17 |
Northman Reputacja: 1 | - Chcem, ale nie mogeeeeem. - Bodo rozłożył dobrotliwie ręce łagodząc szorstkość marynarza paskudnym beknięciem. - Oj, przepraszam... - zakrył dłonią żółte zęby. - Z Herr Kneflerem mam fuche do zrobienia przed obiadem. Zatem nie chcem, ale muszem odmówić za nas. Pozdrowienia szanownej ekscelencji i braciszkowi Emilowi zasyłam i odbiecujem odwiedzić niebawem, panie kapitanie, dobrom kolacjom nie pogardzim. Tymczasem nie teraz, nie zaraz. Dzień młody, las nie zając. Jak stał, tako i stać bedzie.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
07-02-2017, 11:33 | #18 |
Reputacja: 1 | Istnieją prośby, które mówiąc oględnie są nie do odrzucenia i Berwin odniósł właśnie wrażenie, że właśnie otrzymali taką propozycję. Z drugiej strony w sumie rozumiał kapitana. Zapewne Weill sam był ciekaw co dzieje się po drugiej stronie traktu, tuż pod jego nosem. Ze względów bezpieczeństwa gotów był ich aresztować i Berwin dałby uciąć Kneflerowi głowę i dorzucić części niesforne Wankera, że tak właśnie kapitan uczyni jeśli odmówią. Trzeba było wybrać mniejsze zło. Już lepiej było pójść do opactwa, jako wolny człowiek, niż jako więzień. Pociągnął zatem łyk piwa z kufla i zagadnął do kapitana: - Chwalić Sigmara kapitanie. Zechcesz pokrzepić się piwem razem z nami? A za zaproszenie wielebnego opata dziękujemy. Ja nie omieszkam złożyć mu swe ukłony. Choć nie taję, że śpieszno nam odebrać zapłatę za zlecenie. Bo też i wyprawa do łatwych nie należała. Obawiam się jednak, że nasza opowieść nie będzie dla brata Emila ciekawa. Niewiele się dowiedzieliśmy, bo tak między nami to Moritz nieco ubarwił swą opowieść. |
07-02-2017, 19:33 | #19 |
Reputacja: 1 | - Przyjaciel Berwin mądrze gada - wtrącił się Elmer - Kontrakt żeśmy podpisali ze świątynią Vereny i za jego niewypełnienie kara nas czeka, a konkretnie pięć karli. Dla waszmości kapitana to żaden grosz, a dla nas to cały majątek i nie możem go stracić. |
07-02-2017, 21:16 | #20 |
Administrator Reputacja: 1 | Są rzeczy, na które niekiedy nie ma się wpływu. Czymś takim było, zdaniem Wilhelma, zaproszenie, przekazane im przez wielce szanownego kapitana. Oczywiście można było powiedzieć Weillowi, by sobie zaproszenie schował tam, gdzie słońce nie zagląda, ale... Bez względu na to, jak kulturalnie ta odmowa byłaby wyrażona, wywołałaby co najmniej zdziwienie. Wszak nic takiej odmowy nie usprawiedliwiało. - Skoro sam opat nas zaprasza - powiedział - to nie wypada odmówić. W każdym razie mi nie wypada. Jednak, jak to pan Berwin powiedział, nie możemy zbyt wiele czasu poświęcić na opowieści, bowiem zobowiązania swe mamy i pilno nam dziś jeszcze ruszyć w drogę. |