Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2017, 18:41   #161
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Zmordowany i niewyspany Svein wytruchtał poza lecznicę, pochwyciwszy przed opuszczeniem budynku trochę jedzenia. Śniadanie razem z Krokiem zjedli na szczycie schodów prowadzących do domu handlowego Shmidta. Na ziemi walały się ciała więc tym przyjemniej było wspiąć się choć trochę wyżej by zaczerpnąć w płuca świeżego powietrza. „A co będzie, jeśli Shmidt nas wygoni?” zdawał się pytać swojego opiekuna Krok kręcąc głową z klapniętym uchem.
- Pewnie już nie żyje, spokojnie - odparł Svein.

Godzinę później szczurołap krążył po uliczkach tłukąc gryzonie procą na prawo i lewo. Krok sumiennie przynosił trafione futrzaki a Svein każdego z nich pozbawiał głowy nożem. Tak właśnie spotkał Roela pochylającego się z kolejnymi zwłokami na ulicy.
- Nie masz aby kolegów? - zapytał na powitanie. - Trzeba zacząć palić trupy, bo nas żywcem te szczury wpie... Zjedzą. I, ja wiem, może głupio... Myślisz, że mogę się przespać w domu Josefa?
 
Avitto jest offline  
Stary 10-11-2017, 20:35   #162
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Oskar nie spał tej nocy. Czuł się coraz gorzej. Dostał dreszczy, widocznie gorączka się nasilała, znowu zaczął wymiotować. A na dodatek pod kolanem pojawiła mu się wybroczyna. Z godziny na godzinę czuł się coraz bardziej osłabiony. Pił duże ilości wody, lecz nic nie jadł.
~Ja pierdolę, ale się wpakowałem.- pomyślał.
Nie mógł lekceważyć swojego stanu. Czuł, że jeśli nie zajmie się nim medyk, to wkrótce odwiedzi Ogrody Morra. Postanowił ruszyć do świątyni Shallyi. Po poprzedniej wizycie czuł głęboką niechęć do tamtejszej kapłanki, ale to była mu jedyna znana osoba, która mogła mu pomóc. W związku z tym rano spróbował przywrócić siebie do w miarę schludnego porządku. Następnie wyszedł na miasto.
Szedł powoli, ale majestatycznie. Nawet będąc w tak złym stanie nie mógł okazywać słabości nielicznym, widocznym prostaczkom na ulicy.
Po dłuższym okresie czasu doszedł na miejsce. Wszedł do środka, gdzie już leżało i siedziało wielu chorych. Rozejrzał się krótko, starając się znaleźć kapłankę. Następnie podszedł do niej i poprosił o pomoc. Miał nadzieję, że dostanie od niej jakiś lek i że nie będzie musiał leżeć z tymi zdychającymi chamami na podłodze.
 
Ismerus jest offline  
Stary 11-11-2017, 22:47   #163
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień.

Świt powitał Ericha pieczeniem karku przy każdym gwałtowniejszym ruchu szyją. Na szczęście wyglądało na to, że rana jest czysta, bowiem miejsce wokół rozcięcia było tylko odrobinę spuchnięte, a on sam nie przejawiał gorączki wywołanej zakażeniem. Jak dotąd nie dostrzegał również u siebie żadnych objawów, które mogłyby świadczyć o chorobie mającej źródło w zarazie.

Von Kurst zdawał sobie jednak sprawę, że jego szczęście nie może trwać wiecznie.

Posilił się z zakupionych wcześniej zapasów. Nie miał pojęcia, czy choroba brała się z nieświeżej żywności, zatrutej wody, czy może przebywania blisko innych zarażonych. A może i wszystkie te rzeczy naraz. Ostrożność w każdym razie nie mogła zaszkodzić, a ostatnie lata przyzwyczaiły go do posiłków złożonych z paczki sucharów, pasków suszonego mięsa oraz suszonych owoców i orzechów. Jeśli dodać do tego niewielką ilość piwa i lekkiego wina, to nie był to najgorszy wikt, jaki mógł sobie wyobrazić.

Z alkoholem nie przesadzał. Pił tyle, żeby nie cierpieć pragnienia uważając przy tym, by nie upić się nieopatrznie. Upojenie moglo skończyć się tragicznie, zważywszy na dwóch zainteresowanych nimi łowcow oraz zamieszkami, jakie wybuchały co chwila w mieście. Na obie te okoliczności zamierzał być przygotowany i nie rozstawać się z bronią i pancerzem. Nadwyczajna sytuacja wymagała nadzwyczajnych środków.

Po krótkim śniadaniu dołączył w sali biesiadnej do Lennarta i Oskara. Przywitał ich skinieniem głowy, a gestem odmówił gospodarzowi chcącemu zaproponować któreś z dań przygotowanych przez gospodę. Przy stole panowała ponura atmosfera i nic dziwnego - u obu mężczyzn dało się poznać dolegliwości wywołane zarazą. Erich nie skomentował jednak ich stanu.
- Wczorajszego wieczora napadło na nas dwóch, jak twierdzili, łowców nagród. - Rzekł do Oskara. - Jeden z nich nazwał drugiego Feliaxem, jak nazywał się ten pierwszy- nie wiem.

- Twierdzili, że szukają Oskarta von Hofenburg na zlecenie Leitdorfów. - Powiedział bez ogródek. - Ale to chyba już wiesz. - Stwierdził. - Gorzej, że chyba nie bardzo wiedzą, jak wyglądasz i próbują dopaść kogokolwiek, kto może być poszukiwaną osobą. Wczoraj ostrzelali nas z kusz jak pospolici zbójcy. - Zamilkł na chwilę, dając von Hohenbergowi czas na przetrawienie sprawy.

- Trzeba ostrzec pozostałych, bo ich też mogą spróbować podejść. A skoro odważyli się napaść na szlachetnie urodzonego wiedząc, że grozi im za to stryczek, to nie będą przebierać w środkach, by dopaść ciebie. - Mówił dalej. - Radzę nie poruszać się po mieście w pojedynkę. - Dodał.

- Chciałbym odwiedzić garnizon, upewnić się, że szukają opryszków, a przy tym wypytać o pielgrzymów. - Odpowiedział na pytanie Lennarta. - Gdzieś przecież muszą siedzieć. - Dodał, nie precyzując o kogo z wymienionych mu dokładnie chodzi.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 12-11-2017, 21:51   #164
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień trzeci, południe.


Lennart Schatz i Erich von Kurst pozostali w karczmie naradzając się co czynić. Rana szlachcica choć bolesna to nie wymagała szycia. Nikt jej jednak uważniej nie oglądał i nie opatrzył. Tego dni niewielu gości zeszło na śniadanie do wspólnej izby. Gospodarz również był jakiś apatyczny, jego wzrok gdzieś błądził po ścianach. Nie wydawał się chory, raczej zaniedbany i nieobecny. Nawet jego odzież pozostawiała wiele do życzenia. Wcześniej było by to nie do pomyślenia, ale dziś na jego spodniach wyraźne były jakieś krwawe ślady. Jakby wycierał w nie ręce, po pozbawieniu kury głowy, czy zarzynaniu świniaka. Sam nie zagadywał, nie proponował wyszukanych dań, ani napitków. Oskar von Hohenberg był wyraźnie blady i nie miał ochoty na śniadanie, ani tym bardziej rozmowy. Momentami słaniał się na nogach, ale starał się stwarzać odpowiednie pozory. Kwestie poruszone przez Ericha pozostawił bez odpowiedzi. Czy to przez chorobę, czy też inne sprawy mogliście się tylko domyślać. Oskar wyszedł z gospody nie jedząc śniadania i udał się w stronę przytułku. Po drodze minął bandę uzbrojonych złodziejaszków, szukającą łatwego łupu. Na jego szczęście nie zauważyli, lub zignorowali go.


W lazarecie panował ścisk. Dwóch strażników wynosiło na zewnątrz ciała tych osób które zmarły w nocy. Młoda akolitka, z nielicznymi kobietami, które zdecydowały się jej pomagać, słaniała się już ze zmęczenia na nogach. O dziwo chyba tylko dzięki łasce swojej bogini pozostawała zdrowa. Postać Otto Widdensteina wyróżniała się w tłumie, tak więc Oskar von Hohenberg z łatwością go dostrzegł. Obydwaj zwrócili się do akolitki z podobnym problemem. Ta jednak wyraźnie zrezygnowana nie była im w stanie wiele obiecać, ani pomóc.
- Lekarstwa pomagają, czasem wydaje się, że choroba ustąpiła. Ale kilka godzin później objawy powracają ze zdwojoną siłą. Wszystko to wskazuje na jej nienaturalne pochodzenie, nie wiem co czynić.- Dopytywana nie miała siły kłamać i dawać nadziei.
Polecała modlitwę do Shally, leżenie w łóżku, lub pozostanie w przytułku. Oferowała koc, wodę i napary z ziół. Mikstura którą przyrządziła dla najbardziej chorych pomagała im usnąć. Inni którzy zwracali się po pomoc otrzymywali napar łagodzący objawy. Przynajmniej na jakiś czas, gorączka ustępowała, awymioty czy biegunki zdarzały się rzadziej.

Następnie wędrowny czarodziej udał się do ratusza. Był to piętrowy budynek, z wysokim podpiwniczeniem. Portyk wejściowy był ozdobiony dwoma kolumienkami. Na środku czterospadowego dachu znajdowała się niewielka wieżyczka. Z pewnością jest to jeden z najbardziej okazałych budynków w całym mieście. Mimo iż urząd był pilnowany przez grupkę strażników miejskich udało mu się wejść do środka bez problemów. Strażnicy zapewne mieli uchronić włodarzy przed rozgniewanym tłumem, gdyby ten wpadł na pomysł, że zaraza to ich wina. A tak na widok członka kolegium dwóch z nich splunęło przez ramię i czyniło znaki mające odegnać zło.
Można by się spodziewać, że po takiej niespokojnej nocy w ratuszu będzie wrzało. Otto jednak miał problem ze znalezieniem kogoś do pomoc. Zdaje się, że większość urzędników nie przyszła do pracy. Mogło to zwiastować kłopoty, jednak Widdenstein miał dziś szczęście. Nie dość, że szybko odnalazł archiwistę, to ten nie był uprzedzony do maga. Zaprowadził do pokoju i pomógł wyszukać plany miasta i świątyni. Choć dzięki rzuconemu czarowi, nie potrzebował nawet zbytnio pomocy mężczyzny. Wędrowny Czarodziej ponownie uświadomił sobie, że nie studiował architektury, ani inżynierii. Nie był budowniczym i zwyczajnie nie rozumiał wszystkich oznaczeń zawartych na mapie/planach. Samodzielnie nie jest w stanie poradzić sobie z takim zagadnieniem.



Svein dość wcześnie opuścił przytułek. Siedząc na schodach przed jednym z budynków mógł obserwować jak miasto zamarło. Nawet po największych świętach, gdy ludzie byli zmęczeni i przypici nie panowała taka cisza. Po opustoszałym mieście głównie włóczą się szczury, których nie powinno być tak wiele.
W międzyczasie Roel Frietz targany własnymi przemyśleniami wyszedł na miasto. Akolita Morra nie bał się śmierci, był przyzwyczajony do jej zapachu i wyglądu. Mało kto zdecydował by się z własnej woli podejść do ciał zmarłych. Roel czynił jednak to co do niego należało. Gdy odganiał szczury, te pierzchały na boki. Jednak gdy tylko mężczyzna przeszedł do kolejnego ciała, wracały do tego wcześniejszego. Akolita przymykając powieki zmarłym dostrzegł, że praktycznie wszyscy oni byli chorzy. W bardzo różnym stadium choroby, ale praktycznie każdego z nich dotknęła zaraza. Normą były pęcherze i wybroczyny. Nagły pisk szczura nakazał odwrócić głowę akolicie, dostrzegł wtedy, że idzie ku niemu szczurołap. Ten z pomocą swojego psa i procy dziesiątkował rozbestwione gryzonie. Czyżby przyciągnął go myślami?


Tak czy inaczej dopiero koło południa na wąskich ulicach pojawili się pierwsi ludzie. Były to kilkuosobowe oddziały gwardzistów. Żołnierze zatrzymywali się przy każdych zwłokach, a następnie ładowali je na drewniane wozy, które ciągnęli ich koledzy. Wszyscy zmarli byli zapewne zawożeni na plac, gdzie po odmówieniu modlitwy przez kapłana Herberta, paleni. Najprawdopodobniej kapłan Ulryka nie chciał prosić o pomoc akolity Morra. Z wielkich płonących stosów unosił się ku niebu czarny, śmierdzący palonym mięsem dym.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 14-11-2017, 08:17   #165
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Hierofant w nocy budził się przez nienaturalne dolegliwości. Napady kaszlu i torsje uniemożliwiały mu porządny wypoczynek, którego potrzebował w kolejnych dniach. Musiał rozwiązać problem miasta i tej plagi, ale teraz gdy choroba i jego złapała nie wyglądało, że będzie łatwiej.

***

Czarodziej podziękował akolitce i nie chcąc jej dłużej przeszkadzać udał się do ratusza.
Piękny budynek a zarazem najładniejszy w mieście oznaczał, że to władza świecka była tu silniejszą niż kapłańska.
Przechodząc przez plac Otto starał się trzymać z dala od Urlicanina, który nakazywał robienie stosu z ciał zebranych w mieście i zamierzał spalić je. Wieddenstein nie miał nic przeciwko. Lepiej by kapłan był zajęty innymi sprawami niż drużyna Otta.

***

Otto przeszukiwał dokumenty miejskie. Ratusz był pełny ich, ale z pomocą bibliotekarza, który o dziwo przybył do pracy i czarów znalazł dokumenty i mapy.
Problem był taki, że mag uzmysłowił sobie, że nie ma pojęcia co połowa znaków na mapie może oznaczać.
- Czy te dokumenty mogę pożyczyć na jeden dzień?- Zwrócił się do krzątającego bibliotekarza. Otto chciał pokazać je towarzyszom. Może któryś będzie wiedział jak rozszyfrować mapy. Jak nie to może znajdzie się ktoś kto będzie potrafił i pomoże za garść srebrników.
 
Hakon jest offline  
Stary 16-11-2017, 20:34   #166
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Oskar wszedł do świątyni. Kiedy otworzył drzwi, owionął go zaduch i smród niemytych, gnijących za życia ciał. Pomieszczenie było pełne ludzi i szlachcic musiał rękami torować sobie drogę. Na szczęście dla niego, kapłanka znajdowała się blisko od wejścia, toteż szybko do niej dotarł.

-Widzę, że macie tutaj ścisk, dlatego za koc i wodę podziękuję. Szczególnie,
że w takim zagęszczeniu to inne choróbska mogą dopaść człowieka... Natomiast ten lek łagodzący objawy, o którym mówiłaś kapłanko... Mogłabyś mi go dać? Jakie jest jego dawkowanie? I czy jakiś aptekarz, albo zielarz, byłby w stanie je przyrządzi? Rozumiesz chyba, że nie uśmiecha mi się codzienne chodzenie tutaj.
- zadał pytania szlachcic, przestępując z nogi na nogę. Z jednej strony nie mógł wytrzymać zapachu śmierci, z drugiej musiał jak najszybciej wyzdrowieć, dlatego cierpliwie wysłuchiwał słów kapłanki.
 
Ismerus jest offline  
Stary 19-11-2017, 16:44   #167
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Choć wydawało się to niemożliwe, szczurów nie ubywało. W końcu szczurołap zaczął się zastanawiać, skąd ich taka ilość w mieście, skoro na bieżąco śledził i wyrównywał ich populację do znośnego poziomu?
- To nie jest normalne - zwrócił się szeptem do Roela. - Tylu szczurów i Middenheim by nie pomieściło. To wbrew naturze, kurwa!
Chwilę spędził dorzynając swe ofiary i sycząc powtarzał ostatnie słowo. Potem rzucił nożem o bruk i znów się odezwał, jeszcze ciszej i bardziej podekscytowany.
- Josef przed śmiercią wspominał, że w mieście panuje jakaś amonalia. Może to ta choroba? - Mówił wskazując na walające się zwłoki.

Przed samym sobą przyznał już dawno, że nie wie co o tym wszystkim myśleć. W końcu jednak uczepił się jedynej racjonalnej myśli, jaka przychodziła mu do głowy.
- Zjedzmy coś u Josefa. Zrobimy tam melinę, zostawię część tego całego majdanu bo mi już ciężko. A potem spróbuję dostać się do gniazda tego roju. Przydałoby się sporo żywego ognia, albo czegoś w podobie. Trzeba będzie poobserwować, którędy te gryzonie latają. A potem będę potrzebował asekuranta z liną, co by mnie wyciągł z dziury.
 
Avitto jest offline  
Stary 20-11-2017, 21:14   #168
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Roel był strasznie skonsternowany, nie wiedział czego się uczepić, ale wiedział, że trzeba było zacząć działać. Okazało się, że większość śmierci spowodowała choroba, a na taką skalę to już nawet można było używać takich słów, jak zaraza czy nawet plaga. Z pewnością jak słusznie zauważył Svein "to było wbrew naturze".
- Dobrze. Od czegoś trzeba zacząć, bo sytuacja wymyka się spod kontroli - akolita ożywił się kiedy szczurołap wspomniał o podejrzeniach zmarłego maga. Choć nie był to żaden pewnik, to w końcu mógł obrać jakiś cel i przerwać tę motaninę niepewności.
- Zbierzemy się wszyscy w domu maga, tak jak mówisz. Tam ustalimy plan działania. Ja pójdę z tobą, bo jako jedyny z naszej grupy mam jeszcze dość siły, żeby ci towarzyszyć - Roel spojrzał w górę w stronę słupa czarnego dymu. Mimo odległości w powietrzu dało się wyczuć woń płonących ciał.
- Zajmę się tymi, których jeszcze nie pochowano i dołączę do was. Postaraj się znaleźć resztę w drodze do siedziby maga. Najedz się, odpocznij i poczekaj na mnie.
Roel skierował kroki w stronę kolejnych zwłok. Nie mógł zaniedbać swoich obowiązków, mimo, że nie opuszczały go złe przeczucia. Coś w brzuchu mówiło mu, że w mieście dzieje się coś gorszego, niż mógłby się spodziewać. Chyba, że także i jego dopadła w końcu choroba i to tylko skręty kiszek. Sam nie wiedział co gosze.
 
Morel jest offline  
Stary 22-11-2017, 21:29   #169
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień trzeci, popołudnie.
Nad Fortenhaf zaczęły się zbierać ciężkie, burzowe chmury.



Otto Widdenstein zaskoczył swym pytaniem urzędnika. Dokumenty miejskie nie powinny opuszczać pomieszczenia,a co dopiero budynku, chyba że na wyraźną prośbę burmistrza. Z drugiej strony Hierofant wydawał się zdeterminowany i był przekonujący. Archiwista miał wrażenie, że może to być istotne dla losów całej społeczności.
- Nie powinienem Wam tego dawać Mistrzu. Szczególnie, że zaraz będę Was musiał wyprosić. Ale zaczekajcie chwilę. – Mężczyzna opuścił na chwilę pomieszczenie, aby po krótkim czasie wrócić z pismem. Rozłożył je przed magiem, podał kałamarz i pióro.
- Pokwitujcie Mistrzu pismo i zwróćcie plany jutro.

Magister magii już miał opuszczać ratusz, gdy z wieży budynku rozległ się dzwon. Już nie tylko z placu świątynnego unosił się dym. Drugie jego źródło znajdowało się gdzieś na północno, zachodnich obrzeżach miasta. Strażnicy, którzy stali jeszcze niedawno stali przed ratuszem, obecni napełniali wiadra w pobliskiej studni. Z ich gardeł rozlegał się krzyk
- Pożar!
Mieszkańcy osady jednak nie wybiegali z domostw. Może jedynie w co dziesiątym budynku otworzyła się wcześniej zatrzaśnięta okiennica i ktoś wyjrzał przez okno.




Oskar von Hohenberg został w prowizorycznym lazarecie. Przytułek był przepełniony, mimo szeroko rozwartych wrót panował w nim zaduch i smród. Mimo starań młodej akolitki i paru kobiet które jej pomagały sytuacja ulegała ciągłemu pogorszeniu. Szlachcic doskonale zdawał sobie sprawę, że pozostanie w takich warunkach jedynie pogorszy jego stan. Lazaret już niedługo przekształci ze szpitala się w cmentarz. Oskar widział to w oczach Erny. Ludzie powoli też to chyba zaczęli rozumieć, do przytułku przybywało coraz mniej osób. Krewni chorych zaprzestali odwiedzin.
- To prosty napar Panie, każdy aptekarz i zielarz go przygotuje. Dam Wam na teraz i mogę napełnić naczynie jeśli jakieś z sobą macie. Chodźcie, – kobieta zaprowadziła szlachcica do rogu sali, gdzie leżały zgromadzone drobne zapasy medykamentów, jadła, picia i parę koców. - Dawkowanie jest równie proste, pół kubka, na noc możecie i więcej. Jeśli będziecie mieli Panie krwawą biegunkę, możecie wdychać opary siarki. Ja by Wam tchu brakowało spróbujcie fajkowego ziela. Pomoże i flegmę łatwiej odplujecie. Ale dziś Szlachetny Panie może być już ciężko nawet wam te rzeczy zakupić. Reszta jest w rękach miłosiernej Bogini, żadna znana mi odtrutka nie zadziałała.
Szlachcic po wypiciu naparu odczuł delikatną ulgę. Ledwo opuścił przybytek, a w mieście rozległy się uderzenia dzwonów. Strażnicy rzucili się gdzieś biegiem, porzucając posterunek.



Svein Dahr i Roel Frietz ustalili, że najbliższą noc spędzą w siedzibie Josefa. Mieli zamiar wspólnie naradzić się co czynić dalej. Potrzebowali do tego najpierw znaleźć pozostałe osoby. I na tym zadaniu skupił się Szczurołap, natomiast Roel postanowił spróbować pomoc paru potrzebującym. Straszliwa zaraza zbiera coraz większe żniwo. Wielu chorych, których Svein znał przynajmniej z widzenia, chudło w oczach. Biegunki i wymioty do tego stopnia osłabiały ich organizmy, że już nie mogli poruszać się o własnych siłach. Akolita Morra zwracał szczególną uwagę na zmarłych. Szybko dostrzegł, że ciała osób, które brały udział w ostatnich zamieszkach (odniosło rany na placu, w nocy, bądź przy innej okazji) pokrywały się ropiejącymi guzami. Byli również świadkami jak rodziny i krewni pozbywali się chorych wyrzucając ich z swych domostw. Co jakiś czas ulicami Fortenhaf przemieszczały się kilkuosobowe grupy złodziejaszków okradających trupy, a czasem i chorych.
Szczury szybko nauczyły się unikać Mężczyzny z procą i psem. Cały czas jednak były obecne na ulicach osady. Co pewien czas na ulicach pojawiał się zaprzęgnięty w woły wóz, którym strażnicy wywozili umarłych. Spotkał ich Svein, gwardziści właśnie odcinali sznur na którym zawisł Rudi, niziołek. Pomocnik piekarza zakończył swój żywot. Możliwe, że popełnił samobójstwo, albo został powieszony przez bandę, która plądrowała jego dom w nocy. Gwardziści nim wrzucili go na wóz dokładnie przeszukali jego ciało. W mieście rozległy się uderzenia dzwonów. Svein wiedział, co one znaczyły. Gdzieś w mieście wybuchł pożar… Rozglądał się więc uważnie i szybko dostrzegł nowe źródło dymu. Było to na północ od niego, kilka ulic dalej. Najprawdopodobniej gdzieś w pobliżu gospody przy bramie. Mogła być to któraś z chałup znajdujących się przy samej palisadzie, stodoła, która czasem robiła za magazyn albo piekarnia.
Roel starał się odprawić i pomóc w przejściu do ogrodów Morra jak największej ilości osób. Od konających odganiał szczury wielkie jak koty. Te popiskiwały i odskakiwały, jednak gdy tylko akolita przechodził do kolejnego potrzebującego to te momentalnie wracały. Umierających było dużo. Ci którzy mieli jeszcze jakiekolwiek siły błagali nielicznych przechodniów o pomoc. Roel przechodził między nimi i był jedynym który się nad nimi pochylał i nie ładował na wóz, nie okradał. Dzieci łapały go za nogi, dorośli za ręce. Choroba postępowała zdecydowanie za szybko. Akolita pochylał się właśnie nad kolejnym chorym, gdy dostrzegł jak czwórka bandytów, z czego dwóch nosiła już początkowe ślady choroby, okłada z wściekłości kobietę, która nie miała nic, co można by jej zabrać. Nagle rozbrzmiał dzwon, mężczyźni nie zwrócili jednak na niego najmniejszej uwagi.




Erich von Kurst wraz z Lennartem Schatzem wybrali się do garnizonu. Mężczyźni po drodze widzieli jak wielu chorych rodziny wyrzucają z domów na ulicę. Rodzice pozbywali się zarażonych dzieci, a synowie umierających matek. Zdrowi nie mieli litości dla chorych, przez te trzy dni zaczęli zapominać o rodzinnych więzach, byle tylko uratować życie i zmniejszyć ryzyko zarażanie się… Były żołnierz szybko dostrzegł też pewną zmianę, tym razem żaden ze strażników go nie śledził, nie podążał za nim.
Mężczyźni przeszli do garnizonu bez problemów, nikt ich nie zatrzymywał ani nie zaczepiał. Czasem minęła ich jakaś grupka osób, najczęściej kilkuosobowa. Ale przeważnie przeskakiwali oni tylko przez główną ulicę miasta. W przeciwieństwie do szczurów, te biegały po bruku jak po swoim.
Rycerz i przepatrywacz, gdy dotarli w końcu do siedziby straży musieli chwilę poczekać. Oczywiście zostali wpuszczeniu do środka, podano im krzesła oraz zaproponowano wino. Szybko wyjaśniono również, że sierżant przed południem wyszedł na jakieś spotkanie, ale zaraz powinien wrócić. Rzeczywiście nie trwało to długo. Hannes Hebel wrócił do garnizonu zasępiony. I chyba najchętniej kazałby Was wywalić za drzwi, jednak z racji szlacheckiego pochodzenia Ericha zaniechał tego. Wysłuchał sprawy z jaką przyszli, jednak nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
- Zameldowano mi o tym, zrobili swoje, ale zostaną nagrodzeni. Co do tych typów to w tawernie gdzie przesiadywali się nie pojawili. Ale miasta nie opuszczą. Zapłacą za ten gwałt Panie. Dajcie moim ludziom czas, a ich doprowadzą pod sąd. – Dowódca straży nie mówił tego wprost, ale jasnym się stało, że ta sprawa nie jest dla niego priorytetowa.
W sprawie pielgrzymów też za wiele nie miał do powiedzenia.
- Pielgrzymi przybywali jeszcze na parę dni przed świętem. Problemów nie sprawiali, rozrób nie robili, skarg nie było. Część pewnie opuściła miasto. Na spanie po gospodach pewnie ich stać nie było. Przytułek pewnie sprawdziliście. Noce ciepłe były to nocowali na ulicach, za murami, albo gdzieś może w biedniejszej części Fortenhaf. Ale co wam Panie do nich? Jeśli wolno spytać i zechcecie oczywiście odpowiedzieć. – Posiwiały mężczyzna w kolczudze nie bardzo rozumiał dopytywania Ericha.
Mężczyźni po wyjściu z garnizonu udali się na pooszukiwania cyrulika. Rozpytali karczmarza, ten nadal zdawał się jakiś nie swój. Nigdzie nie było tez słychać jego żony. Pokierował ich jednak do akolitki. Młoda Kobieta nie odmówiła pomocy rannemu Erichowi. Kazała mu rozebrać się do pasa, przemyła ranne na szyje, sprawnie ją zaszyła i nałożyła jakąś szarawą maść. Za datek podziękowała i przeprosiła. Musiał wracać do chorych.
Przy tym wszystkim spotkali Oskara von Hohenberga, który wyglądał trochę lepiej niż z samego ranna. Chwilę później rozległo się bicie dzwonów…
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 25-11-2017, 23:36   #170
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Otto nie zważał na pozostawiane ślady. Gdyby ktoś chciał wiedzieć kto interesował się świątynią i jej kazamatami to nie miałby problemu ze zidentyfikowaniem człowieka za to odpowiedzialnym.
Teraz to jednak nie miało znaczenia. Całe miasto było zajęte plagą i jeśli nie znajdzie rozwiązania tej dziwnej zagadki nie będzie miał kto szukać Wieddensteina o ile też to przeżyje.
Niestety choroba jego też złapała. To nie ułatwiało działania a jedynie zmuszało do szybszych działań. Hierofant wiedział, że pośpiech jest zgubny,
ale nie miał wyjścia.

***

Wyszedł na ulice z mapami i dokumentami pomocnymi jak sądził w znalezieniu tajnego przejścia do podziemi świątyni.
Otto w Dziadydze widział jedyną szansę. Musiał go wyciągnąć. Miał nadzieję,
że kompani także podzielają jego zdanie.


Gdy szedł przez plac do gospody by znaleźć kompanów rozdzwonił się dzwon.- Pożar! Pożar!- Krzyczano na ulicach i placu. Mag westchnął i ruszył ku dymom wznoszącym się nad miastem.
Zastanawiał się co mogło się dziać. Czy to już wojsko zaczyna palenie miasta czy jednak jakiś przypadek.
 
Hakon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172