|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-11-2017, 20:42 | #211 |
Reputacja: 1 | Walter pozornie strzelając z uwagą, zwracał dokładnie uwagę na otoczenie. Słuchaj poleceń dowódcy: tam gdzie on kazał posyłać strzały, cyrkowiec robił to z zadziwiającą szybkością. Toteż akrobata szybko zauważył, że coś złego zaczyna dziać się w jego oddziale. Umilkły wykrzykiwane rozkazy oficera, w zamian podniosły się okrzyki żołnierzy. Wybuchła panika, ludzie zaczęli się tratować i przepychać. Krzyczeli: "wrogowie tu są!", "uciekać, porażka!". Kilku uciekinierów potrąciło Waltera, który cudem tylko nie upadł i nie został zmiażdzony. Utrzymał się na nogach i długo się nie namyślając, ruszył za innymi. Po krótkim czasie plątaniny w namiotach i zgubionych przedmiotach, skręcił. ~Nie będę uciekał razem z nimi. Nawet jeśli nie zabiją mnie ci bandyci, to zrobi to wojsko za dezercję~ Pragmatyczny akrobata ruszył w stronę sztabu. Na szczęście dla niego, wrogowie skupili swoją uwagę na łucznikach i przynajmniej na razie nie zaatakowali dowództwa. Szybkim biegiem dotarł na miejsce. Zdumionemu oficerowi zdołał wydusić: -Oddział IX uciekł! Po bardzo krótkim odpoczynku Walter dołączył do oddziału IV, złożonego z łuczników. Razem z nim rozpoczął następny etap bitwy pod Witten. |
12-11-2017, 22:08 | #212 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 12-11-2017 o 22:10. |
12-11-2017, 23:18 | #213 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2017, 17:16 | #214 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2017, 20:00 | #215 |
Reputacja: 1 | Natarcie dwóch dziesiątek z brodatym kapralem na czele przyniosło skutek. Kolejne zagony wroga poszły w rozsypkę lub prosto do piachu. Skupiony na wciąż licznym wrogu przed sobą krasnolud przegapił moment, gdy jedna ze strzał ugodziła go w pierś. Musiał oberwać w czasie pogoni za oddającym pola przeciwnikiem, jednak tkwiący między ogniwami kolczugi pocisk zauważył, gdy wsuwał dymiącą lufę garłacza za pas. Nie była to powierzchowna rana, ale też nie śmiertelna, bowiem wciąż stał na nogach. Warknął rozeźlony i chwycił za promień strzały, zapobiegając przemieszczaniu grotu w ranie, po czym go złamał mniej więcej w jednej trzeciej długości. Ważne, by pióra nie dyndały mu przed oczami i nie rozpraszały go jak będzie szlachtował kolejnych wrogów. Ostatnie kilka kroków pokonał biegiem i wyskakując w górę spadł pośród przeciwników rąbiąc ostrzem halabardy z jednej i uderzajac drzewcem z drugiej strony. Kopnięcie w zgięcie kolana, uderzenie na odlew puklerzem w twarz, markowane pchnięcie halabardą zakończone szerokim cięciem w prawo, po którym podkuty krasnoludzki but zmiażdzył klejnoty nieszczęśnika, a cios czołem złamał nos zalewając twarz mężczyzny krwią. Wtedy właśnie wraz z kolejnym zarąbanym bez litości wrogiem ten wreszcie pękł i podał tyły. Mimo ran kapral Thorvaldsson wiedział, że jeśli teraz odpuszczą choć na chwilę, to już nie dadzą rady przejąć inicjatywy i Graniczni wyrżną ich jeden po drugim. Na kolejny atak nie starczy już sił i zdolnych do walki ludzi, których zbyt szybko ubywało. I choć na każdego wyłączonego z walki przypadało kilku wyeliminowanych przeciwników, to stosunek sił wciąż pozostawał bardzo niekorzystny. - Naprzód! Bogowie są z nami! Za Imperium! Za Wissenland! - Zaryczał raz jeszcze, choć zmęczenie sprawiało, że oddech łapał z coraz większym trudem. Zmuszając się do jeszcze większego wysiłku natarł znowu, na powrót stając się maszyną do siekania, kłucia i miażdżenia. W pewnej chwili trafił w taki ścisk, że nie mógł zamachnąć się halabardą, a przecownicy niemal nakryli krasnoluda swoimi ciałami. Wtedy w ruch poszły łokcie i kolana kaprala, któryś z żołnierzy wrzasnął przeraźliwie, gdy najwyraźniej obłąkany khazad wgryzł się w jego krtań szarpiąc i rwąc ciało wroga zębami. Gdy w fontannie krwi z przegryzionej tętnicy żołdak Księstw Granicznych osunął się na ziemię nad nim stał czerwony od krwi demon dyszący żądzą mordu i łypiący okrutnym spojrzeniem wokoło. Khazad wciąż zaciskający szczęki na krwawym ochłapie wyrwanym z gardła umierającego wypluł strzęp ciała na ziemię i uśmiechnął się szeroko do zdumionych żołnierzy naprzeciwko. - Przyszedłem po was! Zginiecie tu i teraz, a ja będę tańczył na waszych bezgłowych trupach! - Zagrzmiał dudniącym głosem. Dwa uderzenia serca później skoczył naprzód wprost w ciżbę wrogów.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-11-2017, 00:53 | #216 |
Reputacja: 1 | Tyle się działo. Diuk starał sobie przypomnieć jak spokojnie siedział sobie w celi czekając na państwo żarło. Teraz minęło ile? Kilka dni? Tygodni? Może miesięcy od kiedy wcieli go siłą do armii. Armia nie była zła, była jak gang. Dobrze zorganizowany, wyposażony i szanowany gang, ale jednak miała ona swoje minusy. Wojnę. Wojna na ulicach miast, dachach domów czy kanałach miała się nijak do prawdziwej wojny. Diuk widział jak gangi przychodzą i odchodzą, ale starcie nad rzeką było czymś zupełnie innym. Nie było tu przejmowania dzielnic, zastraszania frajerów czy przekupowania stróżów. Nie, tu była tylko wojna. Mord na mordzie i bicie po mordzie. Mimo wszystko Diuk był w tym dobry. Bardzo dobry, bo razem z Baronem niemalże we dwóch rozpędzili wroga, niestety na ich miejsce ciągle pchali się następni. W końcu Diuk nie mogąc już dłużej machać halabardą, zdyszany i ciężko ranny wycofał się za Baronem. - Nie. Nie mogę już dłużej.- Karl powiedział dowódcy pokryty krwią swoją jak i wrogów ciężka dysząc.- Nie mogę dalej walczyć. Baron chyba rozumiał. Wysłał Diuka do lazaretu, a ten ruszył wedle rozkazu.
__________________ Man-o'-War Część I |
14-11-2017, 21:51 | #217 |
Reputacja: 1 | Loftus może nie zabijał i nie mordował wrogów bezpośrednio w walce. Miał jednak wrażenie, że zdawało by się proste czary potrafią sporo namieszać w szykach, planach i działaniach wroga. Nie uczyli tego w kolegium, nie mówili o tym na zajęciach i nudnych wykładach. I choć serce łomotało szybciej to uczeń czarodzieja nie chował się po namiotach, nie próbował zbiegać z pola bitwy. A improwizował, splatał wiatry magii i korzystał z mocy eteru jak tylko potrafił. Czy to jego działanie było decydujące na losy bitwy, raczej nie. Ale może dzięki nim uda się odrzucić wroga, zachować swoje życie i uzyskać upragnioną licencję.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 15-11-2017 o 11:50. |
15-11-2017, 11:39 | #218 |
Reputacja: 1 | Pochwa z mieczem błyskawicznie powędrowała na plecy tak, by nie utrudniała pływania. Ostre narzędzie zawsze może się przydać, jeśli uda się dostać do lin łączących łodzie. Lampa z olejem wylądowała w drewnianej skrzyneczce, która wyglądała na szczelną. Wtedy do głowy wpadł mu kolejny pomysł. Gdyby tak ułatwić pracę ogniowi i dać mu pożywkę by przybrał na sile zanim zajmie się się deskami na burcie? Oleg przygotował więc pęk długich na łokieć skrawków postrzępionej sztyletem liny i przywiązał go do głowicy swojego toporka. Skropiona olejem skalnym podpałka wylądowała w skrzynce obok palącej się lampy. Zdjął płaszcz, kurtę i koszulę, którą to owinął pakunek z płonącą lampą. Miało to nie tylko osłonić ogień od przypadkowych chlapnięć, ale także ułatwić utrzymanie skrzynki w wodzie. Koszula była całkowicie mokra, więc nie powinna tak od razu spłonąć, a dodatkowo podziurawił ją sztyletem by ogień nie zgasł z braku powietrza. Niosąc pod pachą łatwopalną niespodziankę owiniętą niegdyś białym, teraz szaro zielonym materiałem chwycił jeszcze bosak, bo to bardzo uniwersalne narzędzie, a drewniany trzonek nie powinien ciążyć w wodzie, a ułatwi dostanie się na pokład. Pozostało już tylko liczyć na przychylność bogów i przy tej odrobinie szczęścia uda mu się podpłynąć do łodzi - mostu podtrzymując skrzynkę na powierzchni wody. Wtedy wbije toporek w kadłub i podpali nasączoną olejem linę. Sama lampa wrzucona na pokład również może wzniecić pożar. On sam dostałby się na pokład od innej strony i zajął się linami, a jeśli będzie trzeba dopilnował, by ogień nie został ugaszony, a liny zastąpione. Nie zamierzał wybić całej załogi, a jedynie zyskać na czasie. Miał bosak, więc przez jakiś moment dał by radę utrzymać wrogów na dystans. Kiedy wbiegł do wody, zatknął hak bosaka za pas i ciągnąc drzewcem po wilgotnym piasku puścił przed sobą owiniętą skrzynkę, dotarło do niego, że będzie potrzebował więcej niż trochę szczęścia. Ostatnio edytowane przez Morel : 15-11-2017 o 14:13. |
20-11-2017, 17:56 | #219 |
Reputacja: 1 |
|
20-11-2017, 21:16 | #220 |
Reputacja: 1 | Rzeczywiście był to dzień świąteczny. Bitwa zdaje się zakończona, a co ważniejsze wygrana. Co zabawniejsze, on sam wyszedł z tej potyczki bez draśnięcia. Wróg się wycofywał, co trochę dziwiło maga. Nie znał się na taktyce, strategii ani dowodzeniu, ale obrona trzymała się na resztkach sił. Mocniej dmuchnąć, a ich ogień by zgasł. Siły Imperium nie naciskały na wycofujących się granicznych. Zdaje się, że brakowało ludzi i sił. Loftus nigdy wcześniej nie brał udziału w potyczce na taką skalę czuł się z tym wszystkim dziwnie. Gdy opadła wrzawa, bitewny pył oraz ucichł szczęk mieczy, zrobiło się jakoś groteskowo cicho. Co prawda po polu bitwy niosły się jeszcze krzyki, jęki rannych i konających. Ale zdawały się one jakoś stłumione. Uczeń czarodzieja poniekąd był związany ze sztabem. Został adiutantem, trębaczem, czekał więc na przyzwolenie przeszukania najbliższych zwłok (granicznych, którzy próbowali zaatakować sztab). Miał nadzieję na jakieś pierścienie, wisiorki, amulety, czy choćby trochę monet. Widział już trupy i nie spodziewał się, że będzie miał z tym problem. I chyba dopiero, gdy podszedł do ciał wtedy uświadomił sobie przerażający obraz walki. Krew i rany. Ran wszelkiego rodzaju: cięte, tłuczone, amputacje, miażdżone, drążące, przeszywające. I choć uczeń czarodzieja nie był zbytnio religijny, to w tym momencie w myślach dziękował wszystkim bogom Imperium za ochronę, opiekę i siłę. Nie miał jednak zamiaru ograbiać wszystkich możliwych zwłok. Nawet jest był to przywilej wygranego…
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
| |