Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2017, 20:42   #211
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Walter pozornie strzelając z uwagą, zwracał dokładnie uwagę na otoczenie. Słuchaj poleceń dowódcy: tam gdzie on kazał posyłać strzały, cyrkowiec robił to z zadziwiającą szybkością. Toteż akrobata szybko zauważył, że coś złego zaczyna dziać się w jego oddziale. Umilkły wykrzykiwane rozkazy oficera, w zamian podniosły się okrzyki żołnierzy. Wybuchła panika, ludzie zaczęli się tratować i przepychać. Krzyczeli: "wrogowie tu są!", "uciekać, porażka!". Kilku uciekinierów potrąciło Waltera, który cudem tylko nie upadł i nie został zmiażdzony. Utrzymał się na nogach i długo się nie namyślając, ruszył za innymi. Po krótkim czasie plątaniny w namiotach i zgubionych przedmiotach, skręcił.
~Nie będę uciekał razem z nimi. Nawet jeśli nie zabiją mnie ci bandyci, to zrobi to wojsko za dezercję~
Pragmatyczny akrobata ruszył w stronę sztabu. Na szczęście dla niego, wrogowie skupili swoją uwagę na łucznikach i przynajmniej na razie nie zaatakowali dowództwa.
Szybkim biegiem dotarł na miejsce. Zdumionemu oficerowi zdołał wydusić: -Oddział IX uciekł!
Po bardzo krótkim odpoczynku Walter dołączył do oddziału IV, złożonego z łuczników. Razem z nim rozpoczął następny etap bitwy pod Witten.
 
Ismerus jest offline  
Stary 12-11-2017, 22:08   #212
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Leonor Teodora Batista Mendoza y Lasso de la Vega akolitka Myrmidii w służbie Imperium mogła w przeciągu jednej klepsydry w trybie przyśpieszonym odrobić wszystkie punkty każdej szanującej się bitwy. Szarża, niemal samobójczy atak w celu uzyskania ogólnego celu bitwy, panika oddziałów, jeszcze więcej paniki i chaos. Leo musiała przyznać, że chaos był najlepszy. Jeśli w twojej konstrukcji psychicznej Bogini przez niedopatrzenie zapomniała dorzucić coś takiego jak strach przed śmiercią, to zamiast machać rękami, jęczeć w panice, płakać albo biegać na oślep możesz sobie pooglądać co się dzieje. Początkowo akolitka podejrzewała, że zaraz zginie. Oddział po lewej rozsypał się w mgnieniu oka, a żołnierze trzymali w rękach broń, bo nie było jej gdzie rzucić. Oddział po prawej zrobił to samo chwilę później. Cofali się nieskładnie potykając o własne nogi. Kobieta cofała się razem z nimi, a życie zawdzięczała temu, że również przeciwnicy wymagali przegrupowania, bo oddziały lądujące napierały z musu na tych, którzy walczyli już dłużej. W pewnym momencie jednak przekonanie o rychłej śmierci wydało się już absolutnie pewne. Na ich zupełnie nieosłonięty tył rozpoczynała się szarża wroga. Wyraźnie słychać było wrzaski, a w mroku kątem oka widać było nadbiegające cienie.

Jak umrzeć z godnością? Leo zrozumiała, że w bitwie się nie da. Największa szansa to proste nadzianie na halabardę lub włócznię. Inne opcje to zdeptanie przez konia lub cięcie od miecza. Najgorsze to chyba utrata głowy, którą potem ktoś nadzieje na pikę i będzie obnosił jako trofeum. Leo postanowiła więc nie stracić głowy.

- Do mnie barany! - ryknęła – Trzymać kurwa szyk! - zupełnie na wyrost, bo formacja miała dziury większe niż ser bretoński - Dzięki temu uratujecie dupy! - Albo przynajmniej umrzecie z godnością pomyślała równocześnie i gotowała się na klasyczny kocioł i włócznię w plecy.

Wtedy to nastąpił kolejny już cud i ów wspomniany na początku chaos, który przyniósł chwilę oddechu. Szarża na tyły nie okazała się żadną szarżą tylko trzema panikarzami z oddziału, który chwilę wcześniej rozbił Gruber. Jednak w mroku, nikt nie widział zbyt wiele. Wszyscy wrzeszczeli, a atakujący od plaży zatrzymali się na ułamek sekundy nie rozumiejąc co się dzieje.

- Posiłki!! - ryknęła Leo zupełnie mijając się ze stanem faktycznym – Do Porucznika! Rozkaz wykonany. Do Porucznika! Zewrzeć szyk. - Wrzeszczała tak bez przerwy, zupełnie nie przejmując się, że ani szyku, ani zwarcia, ani rozkazu wykonać się nie dało. Jeśli jednak uda się dociągnąć choćby kilku do Grubera, ten już będzie wiedział jak przywrócić porządek.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 12-11-2017 o 22:10.
druidh jest offline  
Stary 12-11-2017, 23:18   #213
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, poranek,
Bitwa nad Witten
Próba przebicia się przez pozycje nad rzeką Soll i oskrzydlenia sił Imperialnych
Dwadzieścia minut po desancie wroga


Walter i Leo dotarli do sztabu zanim wrogowie, bijący dotąd w centrum głową w mur zdali sobie sprawę, że ów właśnie się zawalił. Resztki Drugiej Drużyny właśnie uciekały, mimo wysiłków akolitki Myrmydii. Choć dzięki nim bardziej w kierunku sztabu i swoich niż w losowym. Gruber już szykował się, by pięścią przywrócić porządek, ale uprzedził go Baron, którego krzyki o wrogiej jeździe, jeśli w ogóle wśród bitewnego hałasu dotarły do łuczników z IX i X drużyny, zamiast przekonać do zatrzymania się, zmotywowały ich do przyspieszenia biegu. Przynajmniej tak się wydawało. Jednak gdy w dźwiękach bitwy zaczęły dominować nowe nuty i okrzyki zwycięstwa ze skrzydła dowodzonego przez Gustawa, większość uciekinierów zatrzymała się. Dodatkowy opierdol ze strony porucznika nie zrobił na nich wrażenia, więc zorganizowanie się na powrót zajmie im chwilę. Ich morale nadal jest w najlepszym razie chwiejne, ale przynajmniej zostali na polu walki.

Było to możliwe wyłącznie dzięki temu, że nikt ich nie ścigał. Ani, co ciekawe, nie atakował. Centrum wroga zastygło nerwowo i nieco się przemieszało. Loftus nie miał pojęcia, jaki rozkaz wydał wrogim oddziałom naśladując ich gwizdki, ale wyglądało na to, że oni też nie wiedzieli. A zanim zrozumieli, że znów zostali wystrychnięci na dudka, spadł im na głowy szalony khazad, biegnący na czele dwóch dziesiątek Imperialnych żołnierzy.


Detlef prowadząc do boju nowo sformowaną dziesiątkę ponownie stał się uosobieniem Grimnira, krasnoludzkiego boga wojowników. Choć ten pewnie obraziłby się, gdyby przedstawiono go jako brodatego szaleńca, strzelającego z garłacza w plecy uciekających wrogów. Za to kolejny atak, tym razem halabardą, był wyczynem wartym uwagi, nawet dla boga. Przyznać jednak należy, że atak udał się tak dobrze, gdyż wróg był zdezorientowany dziwacznymi rozkazami wydawanymi za pomocą gwizdków.

Na drugim skrzydle także się poprawiało - wycofujące się oddziały Trzeciej Drużyny odpierały ataki, a Baron i Diuk groźnie kontratakowali, zabijając, kalecząc i zmuszając wrogów do ucieczki. Odnosili jednak przy tym poważne rany. Gustaw wypiwszy swoje trzy mikstury leczenia niemal jednym ciągiem, aż się zatoczył od wrażenia nagłego gorąca i nagłego przypływu sił, ale krwawiący z kilku cięć Karl nie wyglądał zbyt dobrze.

Żaden, nawet najlepiej zorganizowany lazaret nie może przyjąć ani obsłużyć wszystkich rannych. A nawet drobna ich część okazuje sie być często ponad siły personelu. Tam za płachtą namiotu ponad pół tysiąca ludzi kaleczyło się nawzajem z uporem godnym lepszej sprawy. Po drugiej stronie zaś był jeden cyrulik z trójką pomocników.
Choć sam się obwiniał i udział w tej bitwie przypłaci pewnie zdrowiem, to inni widzieli to inaczej. Pomoc dla ponad trzydziestu ludzi w mniej niż dwadzieścia minut była nie lada osiągnięciem. A dwudziestu z nich mogło od razu wrócić do walki. Wyglądało na to jednak, że to nie wystarcza. Abelard musiał podejmować wiele trudnych decyzji w swoim życiu, ale chyba nigdy aż tak...
Od tego momentu zajął się w pierwszej kolejności tymi, którzy mogli walczyć zaraz po udzieleniu im pomocy.

Ten sam czas
Na rzece Soll


N
a rzece działy się tymczasem rzeczy nadzwyczaj ciekawe. Mosto-barki hamowały i próbowały ustawić się prostopadle do nurtu rzeki, na której jednym brzegu wrzała walka, a na drugim ustawiała się lekka konnica granicznych. Dziwnie szeroko się ustawiała...
Oleg, na tym pierwszym brzegu (i to dosłownie na brzegu), ukrywał się wśród łodzi, którymi przypłynęli ludzie z Księstw Granicznych. Choć wokół kręciło się trochę wrogów, to dosyć zajętych uciekaniem i zapewne dlatego żaden nie zwrócił uwagi na jeszcze jednego mokrego żołnierza w poplamionym mundurze. Kryjąc się pomyślał, że najlepszą rzeczą do zatapiania łodzi są podwodne skały, ale jak na złość żadnych w okolicy nie było, musiał więc sam czegoś poszukać. Z szukaniem czegoś co mogłoby posłużyć do niszczenia łodzi szło mu gorzej niż z udawaniem, że tu go nie ma, ale dopisało mu szczęście. Znalazł rozliczne narzędzia, w tym bosaki, piłę, siekierę i świder, a nawet kolejną lampę z olejem skalnym. A obijająca się o jego nogi pochwa z mieczem przypomniała mu, że niemal każde ostrze może przeciąć liny łączące barki.

Tymczasem na wzgórzach:

Czterdzieści do jednego. Na taki stosunek sił Bert zdecydowanie nie był przygotowany. Powinna o tym powstać jakaś piosenka. Mogłaby iść na przykład tak:


A może już kiedyś powstała i niziołek ją słyszał? W końcu dokładnie to zaplanował dla wroga. Hubka, krzesiwo, kilka stron wydartych z notesu zmarłego kwatermistrza, suche krzaki na wzgórzach, brak deszczu i słoneczna pogoda od ponad dwóch tygodni... Rozpaliło się aż miło.

Co prawda ogień szybko zdradził jego pozycję, ale jedynym, który zdążył do niego dobiec był jego dobry znajomy z oddziału, Karl. Ten "przekradł się" przez oddziały wroga metodą "na bezczelnego" i zanim zorientowali się, co właściwie się stało, zniknął wśród wzgórz niczym sen złoty.

Ogień szerzył się szybko - co prawda krzaki nie będą palić się długo, ale czasu wystarczyło na wycofanie się do własnych pozycji. I to szybkie, bo ogień i ich w każdej chwili mógł ogarnąć, jeśli tylko kierunek wiatru by się zmienił.

Już, już mieli gratulować sobie udanego powrotu, gdy odkryli, że od własnych oddziałów oddzielają ich siły wroga - co najmniej sześćdziesięciu ludzi, schodzących w kierunku umocnień obozu. Bert i Karl mieli jednak na tyle szczęścia, że póki co nikt ich nie zauważył, są bowiem za plecami tychże ludzi. Wiedzieli jednak, że gdy tylko ogień podejdzie bliżej, sami także będą musieli zejść ze wzgórz. Zresztą ogarniając wzrokiem sytuację na polu bitwy widzieli, że ich pomoc by się przydała.

Obecna sytuacja:
Czwarta Kompania: 38/100 (piechota) + 40/50 łuczników + 10 Ostatnich
Siły Południowców: 104/360 (piechota) + 80/100 (łucznicy na rzece) + 18/20 (byli łucznicy) + 42 uciekających + 14 jeńców

Stany zdrowia:
Baron 11
Detlef 9
Loftus 12
Oleg 13
Walter 14
Abelard 13
Leo 6
Diuk 1
Bert 13
Karl 15



Mapa:


 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-11-2017 o 00:51.
hen_cerbin jest offline  
Stary 13-11-2017, 17:16   #214
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Sierżant Gustaw rzucił się wraz z podkomendnymi na wroga by pokazać wahającym się łucznikom, że przy nich zwycięstwo. machał mieczem z okrzykiem na ustach. Krew tryskała na lewo i prawo. wrogowie padali w rosnących kałużach krwi. Część ranna ale znaczna martwa z odciętymi kończynami lub trzewiami na wierzchu.
Łucznicy się zatrzymali a natomiast przeciwnik zaczął uciekać spod miecza rozwścieczonego sierżanta i jego ludzi.

Ostatkiem rozsądku Baron zatrzymał swoich ludzi widząc zbliżające się nowe i do tego świeże zagrożenie. Najemnicy z granicznych księstw schodzili ze wzgórz.

Sierżant wypił kilka pod rząd mikstur leczenia i rozkazał.
- Wymieszać szyk i trzymać się na posterunku!- Rozkaz trochę zdziwił żołnierzy, ale chodziło Gustawowi by łucznicy sami nie musieli bronić części linii. Wymieszani mogli razić strzałami między walczącymi lub nad. a jak nie to dołączą do walki między halabardami.
- Wy dwaj! odprowadzić jeńców do porucznika i wracać z rozkazami i z posiłkami.- Rozkazał dwóm łucznikom i Diukowi, któremu wskazał lazaret. Nie chciał mieć jednego z lepszych wojowników martwego w głupi sposób.
 
Hakon jest offline  
Stary 13-11-2017, 20:00   #215
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Natarcie dwóch dziesiątek z brodatym kapralem na czele przyniosło skutek. Kolejne zagony wroga poszły w rozsypkę lub prosto do piachu. Skupiony na wciąż licznym wrogu przed sobą krasnolud przegapił moment, gdy jedna ze strzał ugodziła go w pierś.

Musiał oberwać w czasie pogoni za oddającym pola przeciwnikiem, jednak tkwiący między ogniwami kolczugi pocisk zauważył, gdy wsuwał dymiącą lufę garłacza za pas. Nie była to powierzchowna rana, ale też nie śmiertelna, bowiem wciąż stał na nogach. Warknął rozeźlony i chwycił za promień strzały, zapobiegając przemieszczaniu grotu w ranie, po czym go złamał mniej więcej w jednej trzeciej długości. Ważne, by pióra nie dyndały mu przed oczami i nie rozpraszały go jak będzie szlachtował kolejnych wrogów.

Ostatnie kilka kroków pokonał biegiem i wyskakując w górę spadł pośród przeciwników rąbiąc ostrzem halabardy z jednej i uderzajac drzewcem z drugiej strony. Kopnięcie w zgięcie kolana, uderzenie na odlew puklerzem w twarz, markowane pchnięcie halabardą zakończone szerokim cięciem w prawo, po którym podkuty krasnoludzki but zmiażdzył klejnoty nieszczęśnika, a cios czołem złamał nos zalewając twarz mężczyzny krwią.

Wtedy właśnie wraz z kolejnym zarąbanym bez litości wrogiem ten wreszcie pękł i podał tyły. Mimo ran kapral Thorvaldsson wiedział, że jeśli teraz odpuszczą choć na chwilę, to już nie dadzą rady przejąć inicjatywy i Graniczni wyrżną ich jeden po drugim. Na kolejny atak nie starczy już sił i zdolnych do walki ludzi, których zbyt szybko ubywało. I choć na każdego wyłączonego z walki przypadało kilku wyeliminowanych przeciwników, to stosunek sił wciąż pozostawał bardzo niekorzystny.

- Naprzód! Bogowie są z nami! Za Imperium! Za Wissenland! - Zaryczał raz jeszcze, choć zmęczenie sprawiało, że oddech łapał z coraz większym trudem. Zmuszając się do jeszcze większego wysiłku natarł znowu, na powrót stając się maszyną do siekania, kłucia i miażdżenia.

W pewnej chwili trafił w taki ścisk, że nie mógł zamachnąć się halabardą, a przecownicy niemal nakryli krasnoluda swoimi ciałami. Wtedy w ruch poszły łokcie i kolana kaprala, któryś z żołnierzy wrzasnął przeraźliwie, gdy najwyraźniej obłąkany khazad wgryzł się w jego krtań szarpiąc i rwąc ciało wroga zębami. Gdy w fontannie krwi z przegryzionej tętnicy żołdak Księstw Granicznych osunął się na ziemię nad nim stał czerwony od krwi demon
dyszący żądzą mordu i łypiący okrutnym spojrzeniem wokoło.

Khazad wciąż zaciskający szczęki na krwawym ochłapie wyrwanym z gardła umierającego wypluł strzęp ciała na ziemię i uśmiechnął się szeroko do zdumionych żołnierzy naprzeciwko.
- Przyszedłem po was! Zginiecie tu i teraz, a ja będę tańczył na waszych bezgłowych trupach! - Zagrzmiał dudniącym głosem.

Dwa uderzenia serca później skoczył naprzód wprost w ciżbę wrogów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 14-11-2017, 00:53   #216
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Tyle się działo. Diuk starał sobie przypomnieć jak spokojnie siedział sobie w celi czekając na państwo żarło. Teraz minęło ile? Kilka dni? Tygodni? Może miesięcy od kiedy wcieli go siłą do armii. Armia nie była zła, była jak gang. Dobrze zorganizowany, wyposażony i szanowany gang, ale jednak miała ona swoje minusy. Wojnę.

Wojna na ulicach miast, dachach domów czy kanałach miała się nijak do prawdziwej wojny. Diuk widział jak gangi przychodzą i odchodzą, ale starcie nad rzeką było czymś zupełnie innym. Nie było tu przejmowania dzielnic, zastraszania frajerów czy przekupowania stróżów. Nie, tu była tylko wojna. Mord na mordzie i bicie po mordzie. Mimo wszystko Diuk był w tym dobry. Bardzo dobry, bo razem z Baronem niemalże we dwóch rozpędzili wroga, niestety na ich miejsce ciągle pchali się następni. W końcu Diuk nie mogąc już dłużej machać halabardą, zdyszany i ciężko ranny wycofał się za Baronem.
- Nie. Nie mogę już dłużej.- Karl powiedział dowódcy pokryty krwią swoją jak i wrogów ciężka dysząc.- Nie mogę dalej walczyć.
Baron chyba rozumiał. Wysłał Diuka do lazaretu, a ten ruszył wedle rozkazu.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 14-11-2017, 21:51   #217
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Loftus może nie zabijał i nie mordował wrogów bezpośrednio w walce. Miał jednak wrażenie, że zdawało by się proste czary potrafią sporo namieszać w szykach, planach i działaniach wroga. Nie uczyli tego w kolegium, nie mówili o tym na zajęciach i nudnych wykładach. I choć serce łomotało szybciej to uczeń czarodzieja nie chował się po namiotach, nie próbował zbiegać z pola bitwy. A improwizował, splatał wiatry magii i korzystał z mocy eteru jak tylko potrafił. Czy to jego działanie było decydujące na losy bitwy, raczej nie. Ale może dzięki nim uda się odrzucić wroga, zachować swoje życie i uzyskać upragnioną licencję.

- Procidat deceptionem audiunt canetis.

Jeśli dowództwo poszczególnych oddziałów granicznych nadal próbowało wydawać komendy sygnałami gwizdka, to mag czarem odgłos starał się te poczynania sabotować (podobnie jak ostatnio).

W przeciwnym wypadku postanowił namieszać trochę na drugim brzegu rzeki. Konni ustawiali się szeroko jakby mieli próbować przepłynąć na drugi brzeg na grzbietach koni. Był ciekawy na ile będą w stanie zapanować nad szykiem, przy ogłuszających odgłosach, huku działa, potwornym ryku dzikiej bestii, czy gromie burzy, wybrzmiewających pomiędzy nimi.
Może desant dostrzeże zamieszanie wśród lekkiej konnicy i całkiem upadnie jego morale?

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 15-11-2017 o 11:50.
pi0t jest offline  
Stary 15-11-2017, 11:39   #218
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Pochwa z mieczem błyskawicznie powędrowała na plecy tak, by nie utrudniała pływania. Ostre narzędzie zawsze może się przydać, jeśli uda się dostać do lin łączących łodzie.
Lampa z olejem wylądowała w drewnianej skrzyneczce, która wyglądała na szczelną. Wtedy do głowy wpadł mu kolejny pomysł. Gdyby tak ułatwić pracę ogniowi i dać mu pożywkę by przybrał na sile zanim zajmie się się deskami na burcie? Oleg przygotował więc pęk długich na łokieć skrawków postrzępionej sztyletem liny i przywiązał go do głowicy swojego toporka. Skropiona olejem skalnym podpałka wylądowała w skrzynce obok palącej się lampy.
Zdjął płaszcz, kurtę i koszulę, którą to owinął pakunek z płonącą lampą. Miało to nie tylko osłonić ogień od przypadkowych chlapnięć, ale także ułatwić utrzymanie skrzynki w wodzie. Koszula była całkowicie mokra, więc nie powinna tak od razu spłonąć, a dodatkowo podziurawił ją sztyletem by ogień nie zgasł z braku powietrza.

Niosąc pod pachą łatwopalną niespodziankę owiniętą niegdyś białym, teraz szaro zielonym materiałem chwycił jeszcze bosak, bo to bardzo uniwersalne narzędzie, a drewniany trzonek nie powinien ciążyć w wodzie, a ułatwi dostanie się na pokład.

Pozostało już tylko liczyć na przychylność bogów i przy tej odrobinie szczęścia uda mu się podpłynąć do łodzi - mostu podtrzymując skrzynkę na powierzchni wody. Wtedy wbije toporek w kadłub i podpali nasączoną olejem linę. Sama lampa wrzucona na pokład również może wzniecić pożar. On sam dostałby się na pokład od innej strony i zajął się linami, a jeśli będzie trzeba dopilnował, by ogień nie został ugaszony, a liny zastąpione. Nie zamierzał wybić całej załogi, a jedynie zyskać na czasie. Miał bosak, więc przez jakiś moment dał by radę utrzymać wrogów na dystans.

Kiedy wbiegł do wody, zatknął hak bosaka za pas i ciągnąc drzewcem po wilgotnym piasku puścił przed sobą owiniętą skrzynkę, dotarło do niego, że będzie potrzebował więcej niż trochę szczęścia.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 15-11-2017 o 14:13.
Morel jest offline  
Stary 20-11-2017, 17:56   #219
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, poranek,
Bitwa nad Witten
Próba przebicia się przez pozycje nad rzeką Soll i oskrzydlenia sił Imperialnych
Dwadzieścia pięć minut po desancie wroga


Olegowi do tej pory szło świetnie. Nawet kiedy fala spowodowana przez którąś z manewrujących barek niemal wyrwała zawiniątko z rąk wędrowca, a następna prawie je by zalała, zdołał jakimś cudem obrócić się i osłonić je przed wodą. Pływanie pod wodą może być dobrym sposobem na unikanie wykrycia. Płynięcie z zawiniątkiem też może przejść - mało to uciekających żołnierzy Granicznych rzucało się w nurt Soll by uciec przed rzezią? Ale wspinanie się na burtę ze źródłem ognia w rękach... To już jakby gorzej. Osłona barek zrobiła sobie ćwiczenia strzeleckie i mimo natychmiastowego zanurkowania i tak oberwał strzałą a woda wokół niego niemal się zakotłowała od kolejnych.
No cóż, co prawda nie udało mu się wrzucić lampy na pokład, ale z drugiej strony przeżył tę próbę, więc można powiedzieć, że w tej rundzie zagrał na remis.

Walka trwała. Mimo zaciętych kontrataków, Czwarta Kompania spychana była krok za krokiem coraz dalej od brzegu. I traciła coraz więcej ludzi, których, mimo wysiłków Abelarda i personelu paramedycznego, nie było jak zastąpić. Czterech ostatnich przywróconych do służby Gruber wcielił do łuczników i wszystkim strzelcom jakich tylko przy sobie miał kazał skupić ogień na barkach próbujących ustawić się w most. Większość płonących strzał spadła do rzeki, nie czyniąc nikomu większej krzywdy, ale kilka wbiło się w pokłady powodując niegroźne, szybko ugaszone pożary. Być może gdy barki będą nieruchome, a strzelcy się, nomen omen, wstrzelą, ostrzał będzie celniejszy.

Trzeba też przyznać, że celność ostrzału nie była tego dnia mocną stroną żadnej ze stron - wcześniejszy ostrzał pozycji Grubera zakończył się niemal kompromitacją, kiedy jeden z łuczników z Księstw dostał "przypadkowo" w plecy. Być może ktoś wykorzystał bitwę do wyrównania swoich osobistych porachunków.

Nie wszędzie jednak szło tak gładko. Zmęczony Detlef mimo ogniowego wsparcia ze strony Waltera ugrzązł w ciżbie wrogów odnosząc kolejne płytkie rany, Leo dotarła do wykrwawiających się w obronie sił Barona, a Diuk z dwoma łucznikami i jeńcy dotarli do "sztabu" i lazaretu, gdzie otrzymał pomoc. Przeraził się, gdy unurzany po łokcie w krwi Abelard nawet go nie poznał i spojrzawszy tylko na zawiązany na ramieniu biały kawałek materiału, zszył jego rany i wysłał z powrotem do boju.

Loftus zarabiał na tytuł maga bojowego. Choć nie użył żadnego czaru ofensywnego, jego wprowadzające zamieszanie w szeregach wroga zaklęcia robiły nie mniej szkód niż gdyby co minutę posyłał kulę ognia. Choć konie okazały się dość dobrze wyszkolone i jedynie na pierwszy hałas zareagowały niepokojem, rzucając się, wierzgając i gryząc wędzidła, a przy kolejnych zaczęły to ignorować, uspokajane przez swoich jeźdźców, to dowódca konnicy słał niespokojne spojrzenia na wysokiego mężczyznę w starej, lecz świetnie utrzymanej i wypolerowanej na błysk zbroi. Ten zastanawiał się, ale gdy usłyszał sygnał rogu i zobaczył pierwsze sylwetki żołnierzy Trzeciej Kompanii idące na odsiecz kamratom, podniósł rękę i wykonał dłonią jakiś gest. Było za daleko by można było zobaczyć jaki, ale po chwili trąby zagrały także na drugim brzegu i każdy mógł zgadnąć, jaki rozkaz wydał.

Wróg rozpoczął odwrót! Zbrojny odwrót. Widać było, że zaatakowani, będą się bronić, ale nie było wątpliwości, że wycofują się w kierunku rzeki i wzgórz. Barki przestały ustawiać się prostopadle do nurtu. A i na drugim brzegu, odgłosy głównej bitwy zaczynały powoli słabnąć. Najwyraźniej głównodowodzący miał dość. Jedna barka wbita w brzeg, druga w każdej chwili może zacząć się palić, jak nie od strzał to od kamikaze z płonącym olejem w dłoniach, a jakby jeszcze temu cholernemu magowi udało się spowodować panikę na moście to straty szłyby w dziesiątki i setki bez gwarancji sukcesu. I jeszcze te ognie i zamieszanie na wzgórzach...
A Otto von Wernicky, stary, sprytny lis, gdyż to on był tym mężczyzną w zbroi, pamiętał, że przybył tu nie po walkę, a po łupy. Żołnierze Wissenlandu bili się z różnych powodów, ale jego podwładni - głównie dla pieniędzy. A generalna zasada mówi, że nie możesz ich wydać, jeśli jesteś martwy. Zbyt duże straty przy wygranej bitwie albo sam lęk przed stratami mogą pozbawić go ludzi skuteczniej niż porażka bez nich.


W tym samym czasie.
Umocnienia i wzgórza.


Baron z przemieszanymi resztkami swoich ludzi bronił umocnionych pozycji. Ponosił straty, odniósł kolejną płytką ranę, ale nie pozwolił posiłkom wroga na dotarcie do miejsca budowy mostu. Nie wiedział, że w sukurs idą mu przyjaciele...
Dwaj żołnierze Ostatnich ukrywający się do tej pory na wzgórzach, gdy ogień zbliżył się z jednej strony, a z drugiej trwała walka, A Karl podzielił się zdobytymi informacjami, Bert wpadł na pewien plan. Zauważył, że poza umundurowaniem niewiele różnili się od swoich wrogów. Zerwali więc oznaczenia i wybrudzili mundury ziemią. Gdy wrzeszcząc o magu na wzgórzach zbiegali w kierunku umocnień, byli wystarczająco osmaleni i brudni, by nikt nie zauważył, że są z innej armii. Karl zresztą i tak wyglądał na rasowego najemnika, a nie regularnego żołnierza, a niziołki można było spotkać wszędzie. Co prawda nikt nie uwierzył panikarzom, wszak ludzie, którym to mówili, sami te wzgórza sprawdzali, ale za to wysłano "tchórzy" na pierwszą linię, gdzie pewnie czekałoby ich trudne zadanie zmiany stron, ale zanim do tego doszło, rozległy się gwizdki i nacierający zaczęli się wycofywać. "Poddali" się więc Gustawowi i tak epopeja zwiadowców zakończyła się pełnym sukcesem. Nie licząc kilku siniaków, otarć i innych niegroźnych skutków przebywania w ogniu walki.


W Czwartej Kompanii pozostało ledwo siedemdziesięciu trzech ludzi, mniej niż połowa stanu. Wielu było rannych, a każdy zmęczony. Łucznikom krwawiły opuszki palców, zbrojnym omdlewały ręce od trzymania mieczy, tarcz, halabard... Ale przetrwali tę bitwę. A dzięki Abelardowi za jakiś czas wróci do walki jedenastka szczęśliwców, których rany były poważniejsze. A kto wie, może i więcej - choć walka się skończyła, ranni nadal leżeli na polu bitwy.

Przeciwnik - prawie półtorej setki ludzi wycofywał się do łodzi i na wzgórza. Ponad setka zachowała szyk i widać było, że zaatakowani będą się bronić. Ostrzał z łuków z obu stron nie ustawał - łucznikom Grubera udało się w końcu podpalić jedną z barek, a osłaniający odwrót łucznicy z barek ostrzelali Pierwszą, Szesnastą i Siedemnastą Dziesiątkę, zmniejszając liczbę sprawnych żołnierzy do sześćdziesięciu, z czego dwie trzecie stanowili łucznicy.

***


Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, wieczór po bitwie
Wschodni brzeg rzeki Soll.


Licząc zabitych i rannych ustalono, że Czwarta Kompania utraciła ponad połowę stanu, zabijając jednocześnie ponad dwustu żołnierzy wroga i nie pozwalając mu na zdobycie przyczółka, z którego jego kawaleria mogłaby zacząć manewr oskrzydlający.
W nagrodę przeniesiono ich "na tyły", o ile można tak było określić byłe obozowisko Trzeciej Kompanii, która przejęła dawny posterunek Czwartej.
Tam mieli lizać rany i czekać na rozkazy. Z informacji wymienianych za pomocą gońców dowiedzieli się, że wróg w ciągu dnia podejmował jeszcze kilka prób przebicia się przez ich byłe pozycje, ale robił to bez przekonania i wycofywał się na pierwsze sygnały oporu. Działania te, jak każdy z podstawową wiedzą o sztuce wojennej się domyślił były obliczone raczej na zmęczenie Imperialnych niż ich pokonanie. Podobno znowu złapano kilku jeńców, nawet jakiegoś wyższego rangą.

Doszły ich także słuchy o wynikach głównej bitwy - podobno podczas obrony przeprawy na Witten zabito ponad tysiąc wrogów, tracąc zaledwie czterystu własnych żołnierzy. Zapewne były to wieści nieco przesadzone, ale kurier zarzekał się, że tamci naprawę tracili po dwóch ludzi na każdego zabitego Wissenlandczyka.
- Szło tak dobrze, że Najemnicy Harkina Brocka nawet nie musieli wejść do walki - dodał.

W międzyczasie odwołano z ich oddziału Abelarda Nossenkrapa - główny medyk zażyczył sobie pomocy przy rannych. Cyrulik (z coraz większymi widokami na promocję do medyka polowego) zdążył jeszcze zająć się ich ranami, wyglądało jednak na to, że przez jakiś czas będą sobie musieli radzić bez niego.

A późnym wieczorem Gruber został zaproszony przez dowódcę Trzeciej Kompanii na naradę i przekazał dowodzenie Gustawowi, jedynemu sierżantowi, jaki mu jeszcze pozostał.


Stany zdrowia:
Baron 13
Detlef 11
Loftus 12
Oleg 12
Walter 14
Abelard 13
Leo 9
Diuk 6
Bert 12
Karl 15



 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 20-11-2017, 21:16   #220
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Rzeczywiście był to dzień świąteczny. Bitwa zdaje się zakończona, a co ważniejsze wygrana. Co zabawniejsze, on sam wyszedł z tej potyczki bez draśnięcia. Wróg się wycofywał, co trochę dziwiło maga. Nie znał się na taktyce, strategii ani dowodzeniu, ale obrona trzymała się na resztkach sił. Mocniej dmuchnąć, a ich ogień by zgasł. Siły Imperium nie naciskały na wycofujących się granicznych. Zdaje się, że brakowało ludzi i sił. Loftus nigdy wcześniej nie brał udziału w potyczce na taką skalę czuł się z tym wszystkim dziwnie. Gdy opadła wrzawa, bitewny pył oraz ucichł szczęk mieczy, zrobiło się jakoś groteskowo cicho. Co prawda po polu bitwy niosły się jeszcze krzyki, jęki rannych i konających. Ale zdawały się one jakoś stłumione. Uczeń czarodzieja poniekąd był związany ze sztabem. Został adiutantem, trębaczem, czekał więc na przyzwolenie przeszukania najbliższych zwłok (granicznych, którzy próbowali zaatakować sztab). Miał nadzieję na jakieś pierścienie, wisiorki, amulety, czy choćby trochę monet. Widział już trupy i nie spodziewał się, że będzie miał z tym problem. I chyba dopiero, gdy podszedł do ciał wtedy uświadomił sobie przerażający obraz walki. Krew i rany. Ran wszelkiego rodzaju: cięte, tłuczone, amputacje, miażdżone, drążące, przeszywające. I choć uczeń czarodzieja nie był zbytnio religijny, to w tym momencie w myślach dziękował wszystkim bogom Imperium za ochronę, opiekę i siłę. Nie miał jednak zamiaru ograbiać wszystkich możliwych zwłok. Nawet jest był to przywilej wygranego…
Przy zluzowaniu przez Trzecią Kompanie i wycofaniu na tyły mag był gotów pomóc w przenosinach lazaretu. Starał się pomóc przy lżej rannych, podpatrzyć co nieco z opatrywania ran, a także uśpić magicznie niektórych pacjentów, jeśli wymagała tego sytuacja.


To co dla Rittera wydawało się sporą bitwą, było dopiero potyczką. Bitwa nie została jeszcze rozstrzygnięta, a wróg nie został pokonany. Dopiero chyba wieczorem tak do końca adrenalina przestała krążyć w żyłach przyszłego wędrownego czarodzieja. Jednak w jego miejsce pojawił się lekki niepokój i strach. Mag nie był pewien, czy to efekt przeżycia bitwy, czy odzywała się jego intuicja. Przez to uczcie nie mógł spać. W przeciwieństwie do części żołdaków nie pił na umór, a jedynie chwilę wypoczął i się lekko posilił. Nie miał więc problemu, aby skoncentrować się i spokojnie splatać otaczające go wiatry magii. Gdy był już gotowy, rzucił prosty czar.
- Vult sentire periculum. –Miał on wzmocnić naturalną intuicję Maga, pozwolić rozróżnić realne zagrożenie od zwykłego lęku i strachu. Następnie czynności powtórzył, powoli bez pośpiechu. Starał się utrzymać koncentrację i równy oddech.
- Questus est divinos, ac sensus acuunt. – Jeśli eter był posłuszny, to przez jakiś czas jego zmysł wzroku się wyostrzył.
Rozglądał się podejrzliwie, trochę paranoicznie. Czyżby rzucaniem czarów przysporzył sobie wrogów wśród Czwartej Kompanii?, a może wróg ominął siły Trzeciej Kompanii i zaraz na nich uderzy. O ile obawy nie opuściły Loftus, to udał się on wprost do namiotu Gustawa. Baron był teraz ważny, dowodził. Ostatnio obecność przy sztabie zapewniła mu spokój i bezpieczeństwo. Miał nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Nie chciał jednak wtargnąć na bezczelnego. Wyczekał więc chwilę, tak aby dać szansę sierżantowi na dostrzeżenie swojego podkomendnego. Niepokoił się i chyba było to widoczne. Tak więc, gdy tylko Gustaw go przyjął, to od razu podzielił się swoimi obawami.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172