Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2017, 16:26   #21
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Burza. Najgorsze, co mogło im się przytrafić. Nie chcąc, żeby jakaś zabłąkana fala przypadkowo zgarnęła go z pokładu, Eomund grzecznie siedział w kajucie i czekał, aż te parszywe warunki w końcu się poprawią. Na jego przedramieniu siedział Hyoscyamus niger, tresowany kruk, którego kupił, gdy po talabheimskim podziemiu rozeszła się nowina o jego istnieniu. Kto by się spodziewał, że za kilka koron można zdobyć tak wiernego towarzysza?
- Wiem, że masz dość tego żarcia, Hyos - mówił spokojnie, karmiąc go suszonym mięsem. Odkąd zamieszkał w Tabalheim, nie miał na kogo liczyć. Jedynie ten czarnoskrzydły ptak dotrzymywał mu towarzystwa na co dzień. - Ale podobno niedługo będziemy na miejscu, zjesz sobie coś normalnego. A jak to przeklęte morze ucichnie, to cię wypuszczę, rozprostujesz skrzydła, co?
Hyos spojrzał na swojego właściciela i przekręcił lekko łebek. Hoefer zawsze miał wrażenie, że ten ptak jest inteligentniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Przez cały czas trwania sztormu zdążył ubrać swoją zbroję, przygotować przy wyjściu sajdak, dołożyć kilka bełtów do zasobnika, przypiąć do pasa miecz oraz ponabijać sobie masę siniaków, obijając się o wszystkie twarde i wystające elementy kajuty. Pomimo, że nigdy nie miał problemów z utrzymaniem równowagi, sztorm wykonywał swoje zadanie bardzo dobrze. Może gdyby spędził na morzu całe lata, a nie tylko kilkadziesiąt dni…?

Gdy tylko morze ucichło, ruszył w stronę pokładu. Było w tym coś niepokojącego, coś nawołującego “sprawdź, co się dzieje”. Faktycznie, działo tu się coś cholernie dziwnego. Fakt, nie znał się na statkach, ale to, co zobaczył, chyba nie miało prawa się dziać. A jednak! Jakimś cudem to się działo, jakaś przeklęta siła wyciągnęła okręt spod wody!
- Kurwa, no nie! No po prostu, kurwa, no nie! Morrze, czy ty to widzisz?! Co tu się odpierdala?
Nikt mu jednak nie odpowiedział. Wszyscy byli zajęci czymś pomiędzy ogarnianiem sytuacji a totalną paniką. Casini darł się na swoich podkomendnych, co nie było niczym niezwykłym, ale tym razem czuć było w tym coś innego. Eomund podświadomie czuł, że faktycznie tym razem mogą ucierpieć nie tylko ciała, ale wspomniane dusze.

* * *

Czas ciągnął się niczym ciura obozowa za wojskiem - powoli, acz nieubłaganie. Gdy starcie było już pewne, ruszył na kasztel. Gdyby przeciwnicy wdarli się na pokład i chcieli urżnąć kogoś z dowódców, pewnie zbyt długo by ich nie zatrzymał. Niemniej jednak miał stąd o wiele lepszy widok na zbliżającą się fregatę. Spokojnie sięgnął po strzałę zakończoną bladoczerwonymi piórami, nałożył na cięciwę i cierpliwie czekał, aż wrogowie znajdą się w zasięgu, a on, Eomund “Czarnoskrzydły” Hoefer, ponownie usłyszy śpiewaną przez jego łuk pieśń zwiastującą śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 03-08-2017 o 12:07. Powód: literówka
Aveane jest offline  
Stary 04-08-2017, 15:31   #22
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Gdy tylko okręty mniej więcej się zrównały z wrogiego statku rzucono liny abordażowe, których haki wbiły się w pokład i burtę Ladacznicy przyciągając ją do atakującej jednostki. Po drugiej stronie kotłowała się masa obrzydliwych sylwetek z grubsza tylko przypominających humanoidy, spośród których wyróżniała się potężna sylwetka bez wątpienia należąca do jakiegoś rodzaju demona. Im okręt był bliżej, tym bardziej dało się odczuć niemal namacalną aurę grozy bijącą z tego przeczącego boskim prawom statku.

Nie tracąc czasu pobiegł na dziobowe podwyższenie, by stłoczeni przy prawej burcie obrońcy nie zasłaniali mu celu. Gdy już był na miejscu jakieś okrzyki zwróciły jego uwagę na jeszcze jedną postać kryjącą się za szeregami demonicznego pomiotu. Borriddim nie znał się na tym, ale postawiłby kufel Bugmanna na to, że to jakiś parszywy czarownik zapewne naprowadzający to hałaśliwe tałatajstwo na konkretny cel.

Tym razem wybrał niewłaściwie.

Strzelił dwukrotnie, korzystając z zasobnika i ręcznej dźwigni, za pomocą której można było szybko naciągnąć cięciwę a kolejny pocisk lądował na łożu kuszy gotowy do wystrzelenia. Szybkość przeładowania została uzyskana kosztem mniejszej siły rażenia i zasięgu, ale w krótkim i średnim dystansie broń wciąż była groźna, a strzelec mógł po prostu wybierać kolejne cele zamiast mocować się z łuczyskiem kuszy normalnych rozmiarów.

Pierwszy pocisk chybił, jednak za drugim razem Dorgundsson wziął poprawkę na kołysanie pokładu i wpakował bełt w ramię czarownika. Zaraz po tym w ten sam cel z wizgiem trafiły ogniste pociski ciśnięte przez któregoś z magów na usługach Kratenborga. Ciepło rozgrzanego magicznym ogniem powietrza krasnolud poczuł nawet w miejscu, w którym stał.

W międzyczasie na Ladacznicę wpadły pierwsze zmutowane sylwetki jazgocząc i ujadając niczym wściekłe psy. Na ich czele z jękiem drewnianego pokładu skoczył górujący wzrostem demon. Ku niemu rzucili się norsmenka wraz z Zabójcą pospołem zadając potworowi potężne rany i w końcu powalając. Nieco zdziwiony łatwością, z jaką uległ stwór z zaświatów Borriddim odwiesił kuszę na służący do tego hak przy pasie i chwytając oburącz swój młot zbiegł po schodach na główny pokład wbijając się w ciżbę wrogów przed sobą. Pierwszego z nich przygwoździł potężnym uderzeniem znad głowy gruchocząc to, co u tego stwora było szkieletem. Drugi otrzymał mocarny cios na odlew zdejmując rogaty czerep z ramion po trafieniu głownią młota.

Demoniczne zastępy, mimo swej nadnaturalnej zaciekłości i pragnienia mordowania wszystkiego co żywe, nie dały rady przewadze liczebnej i determinacji obrońców. Dzieła dopełniły kolejne magiczne pociski, a także ładunek rzucony prosto w ostatnie skupisko przeciwników, których rozerwane wybuchem członki w fontannie piekielnej juchy rozbryzgnęły się wokoło.

Gdy w uszach przestało mu piszczeć okazało się, że walka dobiegła końca, a członkowie wyprawy zajmują się dobijaniem rzężących i charczących pomiotów Chaosu. Padło hasło, by wyrzucać je za burtę, na co Dorgundsson poradził, by przerzucić je na pokład wrogiego okrętu. Posoka i ciała zabitych stworów mogły przyciągnąć z głębin coś jeszcze groźniejszego.

Krótka walka okupiona niewielkiemi stratami sprawiła radość krasnoludzkiemu wojownikowi przygnębionemu przedłużającą się morską podróżą. Walka pozwoliła mu uwolnić frustrację spowodowaną nienaturalnymi warunkami, w jakich przyszło mu przebywać.

- Czas na świętowanie zwycięstwa! - zawołał gromko.

I tak też miał zamiar uczynić.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 05-08-2017, 00:45   #23
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


...Ulfir miał rację.
Stojąca tuż obok zaufanego sternika i wpatrzona w horyzont Thora z niechęcią przyznawała ten fakt nawet przed sobą.


Miał rację, bo Malor przyjął ofiarę i ostatecznie pokazał im drogę, umożliwił przepłynięcie. Pomylił się jeno w tym, że Malor niczym psotne chłopię postąpi jak mu humor da. Ehh... nie była jedną z wiedzących vitek. Daleko jej było do odczytywania woli bogów. A i cierpliwości jej czasem nie starczało.
- A testuj mnie ile sobie chcesz – Thora mruknęła pod nosem i zamrugała szybko, odganiając zmęczenie.

Odkąd Malor spuścił na nich zasłonę ciemności, czuła, że jej wytrzymałość jest sprawdzana a wyczucie kierunku wystawione na szczególnie trudną próbę. Gdyby nie słyszany w niewielkiej oddali głos Ulfira poganiający ludzi do naciągania żagli, sprawdzania załadunku, odliczenia ludzi myślałaby, że to sen we śnie. W rzeczywistości już po chwili miała pożałować wyzwania rzuconego bóstwu.

Frustracja Thory sięgała zenitu...

Tak blisko i tak daleko!!!

Palce dziewczyny zacisnęły się do białości na lunecie, gdy Skidbladnir parł całą na przód by wesprzeć Ladacznicę. Obserwowała z napięciem salwy wystrzelone we wroga, otoczone dymem wystrzałów zastępy demonów, próbujące przedostać się na pokład drugiego statku, ludzi barona broniących go, wielką kulę ogniową powalającą napastników. Z zapartym tchem przyglądała się walce rozgrywanej tuż przed jej oczami i klęła niczym ojciec, że sama nie może wziąć w niej udziału.

- Ulfir! Broń! Przygotować się do abordażu! – wyszczekała do pierwszego i zastygła niczym słup soli, bo pośród zamieszania dostrzegła dwie postacie co wbiły się we wroga jak klin. Lecz jeno na jedną z nich zwróciła uwagę.

Lexa...
Tyle lat minęło, ale poznała ją w mgnieniu oka.
Lexa...
Walcząca niczym sam... Walcząca tak, że Olric nie powstydziłby się mieć ją w swej valhalli!

Serce Thory rosło gdy oglądała rodzoną siostrę stającą do walki. A potem pijana dumą wrzasnęła przeciągle na znak zwycięstwa, gdy cios starszej norsmanki położył Krwiopijcę Khorne'a. Thora w podnieceniu uniosła topór w górę i krzyknęła raz jeszcze.

Wiedziała to!

Rozpłomieniona odwróciła się na chwilę, by sprawdzić czy Ulfir też to widział.

Wiedziała, że Lexa jest godną miana einherjar choć jej czas jeszcze nie nadszedł. Jeszcze nie tu i nie teraz. Jeszcze Olric i jego walkirie muszą się obyć bez niej.

Gdy Skidbladnir w końcu zrównał się ze Szkaradną Ladacznicą była pierwszą jaka wskoczyła na jej pokład. Z trójką zaufanych za sobą: Ulfirem, Reinhardem i Stepanem, przepchnęła się przez trwające na pokładzie drugiego statku zamieszanie. Stanęła dumnie wyprostowana i ze ściągniętą niczym w gniewie twarzą krzyknęła, by przebić się przez hałas:

- LEXA BØLLEISKYER!!! – szczekliwie wypowiedziane imię rzucone niczym wyzwanie, niczym wezwanie do samego holmgang, złagodziła zaraz - Heil ok sæl, søsteren min!!

 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-08-2017 o 21:26.
corax jest offline  
Stary 05-08-2017, 01:01   #24
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
- Co jest kurwa... - Tylko tyle był w stanie wypowiedzieć Sylvain widząc wyłaniający się się z wody okręt wroga - nie sądził, aby mógł to być normalny widok, nawet dla zaprawionych w rejsach marynarzy (a przynajmniej tak wnioskował po minach wszystkich towarzyszy wkoło).

Po chwili jednak westchnął i wyrwał się z zadumy - jeszcze parę minut temu sądził, że zginie wraz z innymi pod naporem porywistego wiatru i bezwzględnych fal oceanu, a teraz to. Bogowie byli dzisiaj w doskonałym humorze i wyraźnie drwili sobie ze wszystkich członków załogi. Musiał jednak przyznać, że z dwojga złego zdecydowanie wolał umrzeć z rapierem w dłoni, niż będąc ciągniętym w dół w stronę nieskończonej głębi wody.

Powolnym ruchem zdjął płaszcz, układając go starannie i niespiesznym ruchem w bezpiecznym miejscu, naciągnął chustę na twarz tak, że odsłaniała już tylko jego oczy i dobył obu rapierów kręcąc przy tym młynka, z satysfakcją słuchając jak jego ostrza przecinają powietrze. Założona skórznia nie będzie krępowała jego ruchów podczas całego chaosu, który miał wkrótce nastać, ale szczerze wątpił, żeby udało mu się skorzystać ze swoich pistoletów - ryzyko trafienia kamratów było zbyt wielkie.

- Chcę renegocjować kontrakt - Powiedział tylko zajmując miejsce i spokojnie obserwując nadpływający statek.

***

Z samej bitwy nie pamiętał za dużo, potyczka jakich wiele, chociaż na pewno sceneria była dosyć oryginalna.

Z początku trzymał się z tyłu szarży, licząc na to, że pozostali zwiążą i zajmą demony na tyle, aby on mógł powykańczać ich precyzyjnymi cięciami. Był dobrym pojedynkowiczem, jednak w takiej potyczce jego rapiery nie sprawdziłyby się zapewne zbyt dobrze, więc musiał polegać na swojej zwinności i wspierać pozostałych.

Udało mu sie kilku poważnie poranić i obezwładnić, pozwalając aby reszta załogi ich podobijała, a gdy wybuch ostatecznie zakończył starcie zakrył odruchowo twarz chroniąc się przed wybuchem.
- Uważaj z tym cholerstwem! - Krzyknął - Jeszcze kogoś pozabijasz!

- Już po wszystkim... - Powiedział stanowczo i spokojnie widząc szalejącą Lexę. Wiedział, że nie należało się zbliżać do niej bliżej, kiedy była w takim stanie.

Dłuższą chwilę uspokajał oddech wpatrując się w niebo, które stopniowo się rozpogadzało. Nie miał pojęcia co czeka ich na stałym lądzie, ale wiedział, że ta potyczka to dopiero początek ich kłopotów.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 05-08-2017, 01:29   #25
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Radość związana z przetrwaniem przez statek sztormu w stanie mniej więcej nienaruszonym ustąpiła wkrótce miejsca niepokojowi i zgrozie na widok zbliżającego się upiornego okrętu, koszmaru, którym straszyli żeglarze pijąc na umór. Berthold skinął głową swojemu towarzyszowi Wolfangowi i wraz z nim podążył na górny pokład, gdzie zaraz dołączyli do nich co odważniejsi z pozostałych.

Widząc zarysy nieludzkich sylwetek, Berthold z determinacją zacisnął do bólu pieść na swoim szponiastym kosturze, który pomagał mu ogniskować moc Ghur. Nienawidził demonów i podobnego plugastwa, wrogów naturalnego porządku.

Nie tracąc czasu wezwał swoje wierne ptaki, które z obawą zbliżyły się do upiornego okrętu i łomocząc skrzydłami wróciły z wieścią, że na statku znajdowały się dziesiątki demonicznego pomiotu, dowodził nimi potężny demon z piekielnym orężem, a z tyłu krył się jakiś czarownik. Czarodziej natychmiast przekazał te informacje innym członkom załogi.

Kiedy statek widmo podpływał niepowstrzymanie, łamiąc przy tym naturalne prawa, Berthold Czarny Kieł splatał zaklęcia. Na szczęście nieokiełznana, burzowa aura, którą pozostawił sztorm, sprzyjała przywoływaniu jego wiatru magii, najbardziej dzikiego z ośmiu, a gniew pomagał w kontrolowaniu jego pierwotnej mocy. Zaczął od zbroi eteru, która otoczyła jego ciało szmaragdowym poblaskiem.

Wkrótce okręty zderzyły się, a potwory ruszyły do ataku z mrożącym krew w żyłach wyciem. Cassini z pomocą tego szlachetki o ponurej twarzy zdołał sformować załogę do odparcia ataku, a pozostali też byli gotowi. Poczuł zawirowanie ognistej mocy, kiedy Wolfang przywoływał swoją magię. Po chwili rozległ się huk i swąd spalenizny gdy kula ognia obróciła w popiół wrogiego maga, a samo niebo wtedy przejaśniało.

On sam przywołał chmarę czarnych jak noc, żądnych krwi kruków o dziobach jak sztylety, które rzuciły się w sam środek jednego z demonicznych oddziałów, dziobiąc bezlitośnie, wydłubując oczy i powstrzymując natarcie. Koło niego kilku najdzielniejszych wojowników ruszyło do szarży w środek szeregów wroga, pośród nich Lexa (której posłał dziki uśmiech) i Orrgar, prawdziwi berserkerzy. Krzyk, który przeszył powietrze był czymś co nie mogło wydobyć się z gardła żadnego człowieka, gdy pod ciosami tej dwójki przewodzący napastnikom demon padł w posoce czarnej krwi.

Utrata dowódców przypieczętowała klęskę wroga, pod ostrzami i strzałami z kusz oraz muszkietów demoniczny zastęp został rozbity. Berthold przywołał dziką furię na otaczających go wojowników, którzy rąbali wroga na kawałki. Kiedy wrzawa ucichła i marynarze zajęli się sprzątaniem zwłok, czarodziej, czując jak uchodzi z niego adrenalina, podchwycił propozycję jednego z krasnoludów, dzielnie rozbijającego potworne czerepy Boriddima.

-Tak, chodźmy się napić za nasze zwycięstwo!
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 05-08-2017 o 01:52.
Lord Melkor jest offline  
Stary 05-08-2017, 19:28   #26
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy statki miały się w końcu złączyć burtami aby umożliwić abordaż, Wolfgang był przygotowany i czekał z niecierpliwością na walkę. Dzięki ptasim sługom Bertholda bardzo szybko zlokalizowali obcego maga. Stał na tyłach, będąc pogrążonym w bluźnierczej inkantacji. Może właśnie podtrzymywał nienaturalną burzę? Może szykował coś jeszcze gorszego?
Wolfgang zaczerpnął aqshy, korzystając z faktu przesycenia okolicy czystym eterem i uwolnił gorejącą pożogę na kultystę, którego momentalnie ogarnęły łapczywe płomienie. Wyglądało na to że suczy syn nie miał nawet czasu krzyknąć przed śmiercią. Po rozwianiu się magicznego ognia nie zostało po nim nic więcej jak kupa popiołu, kilka niedopalonych, czarnych kości i kostur odrzucony na bok siłą uderzenia. Magia zaiste była silna wewnątrz tej przeklętej burzy.

- Giń chuju brzydki. – Zaklął Deiter z uśmiechem i dostrzegł że magiczny sztorm momentalnie zaczął tracić na sile.

Gdy przeniósł swoją koncentrację na bitwę, obie strony zdążyły się już zetrzeć ze sobą. Demonie zastępy starały przedrzeć się na pokład Ladacznicy, lecz oddziały marynarzy dawały im zaciekły odpór. Jak było widać, nie bez wyraźnego wkładu Diedericha, który przejął dowodzenie nad grupą obrońców.
Naprzeciw tak zorganizowanej obrony, demony wyraźnie przegrywały. Jeśli nie magia Bertholda, to ostrzał krasnoludów, sparowane z szarżą na wielkiego krwiopijcę, przeprowadzoną przez Lexę i Orrgara, szybko zmusiły atakujących do panicznej obrony. Wolfgang wypuścił parę ognistych kul na jeden z regimentów wroga, poświęcając kolejne demonie łby żarłocznym płomieniom. Nim jednak mógł nacieszyć się spalaniem kolejnych przeciwników, walka niespodziewanie dobiegła końca za sprawą Erwina i jego granatu.
Gdy wiatr rozwiał dym po wybuchu, okazało się że żaden z napastników już nie jest zdolny do jakiejkolwiek dalszej potyczki. Wolfgang pokiwał z uznaniem głową na tak sprawną obronę i powoli zszedł na dolny pokład.

Dobył swego miecza o klindze falującej na kształt płomienia i ciągle utrzymując ognistą koronę nad głową, chodził między ciałami demonów, co jakiś czas dla pewności dobijając te wyglądające na półżywe. Czar nie był już konieczny, ale dużo koncentracji nie wymagał. Przynajmniej żaden marynarz nie będzie mu się pałętał pod nogami, a gdy sytuacja już się wyklaruje, rozproszenie zaklęcia nie zajmie więcej niż przelotną myśl.

- Za burte te ścierwa! - Krzyknął - Jeno spychać bosakami. Nie dotykać łapami bo upierdole! I niech nikt mi się nie waży leźć na wrogi statek, albo zostawiać sobie jakieś trofea bo osobiście chuja puszcze z dymem. To Chaos, a nie pierdolona zgraja piratów! - Przestrzegł i z poważną miną skupił się na magii w okolicy. Z chaosem nigdy nie można było być niczego pewnym.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 06-08-2017, 00:01   #27
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Blondynka czuła się znużona. Po tak długim rejsie, właśnie teraz to poczuła. Przez pierwsze tygodnie, bywała często zaczepiana, kilku mężczyzn próbowało ją posiąść, nawet grupowo. Wtedy to było mnóstwo zabawy i to nie dlatego, że pieprzenie jest przyjemne, bo do niego nawet nie doszło. Nie chodzi też o to, że byli śmieszni w tych swoich próbach. Lexa dobrze się bawiła, bo mogła walczyć, a wtedy czuła się najlepiej. Oczywiście w takim tłumie osób ciężko o ustronne miejsce do napaści, więc niestety nikomu z próbujących się nie poszczęściło. Nie dość, że norsmanka potrafiła się obronić, to jeszcze zawsze przytrafił się ktoś, komu całe to zajście nie pasowało i, wbrew woli kobiety, pomógł jej wyjść z tarapatów. Oczywiście miała pretensje do wybawcy, wyzywając go i wyklinając, jakby był gorszym ścierwem niż ci, którzy chcieli siłą ją przeruchać. Lexa była stworzeniem dziwnym, to też i dziw brał, że miała wśród załogi dobrych znajomych, którzy szczerze ją lubili. Ona sama uciekając z Norski, nie spodziewała się tego, a nastawiona była wyłącznie na nienawiść.

Tego dnia, stojąc na pokładzie i obserwując szalejący sztorm, Lexa żałowała, że nie urodziła się mężczyzną. Z tego miejsca miała po prostu ochotę naszczać na te fale z góry i słać okrzykiem ku niebiosom stos bluzgów. Brakowało jej jednak penisa, a dupy przez burtę nie wypnie, poza tym by po ściance mocz leciał, a to bez sensu, bo obsikać statku nie chciała, a nalać na fale. Parsknęła niezadowolona, jaki to los jest niesprawiedliwy, że też kobieta to taka narośl na mężczyźnie, co to powinna pod butem żyć i w ogóle jest gorsza, a brak możliwości szczania na stojąco jedynie potwierdzał, jak nędznie jest być po tej stronie barykady i nie mieć kutasa. Nie tak długo po tych myślach, spod wody wyłonił się obcy okręt, jakby widmo. Najpierw dupą do góry, a potem w prawidłowej pozie zaczął nacierać na Ladacznicę. W tym momencie Lexa była już zaślepionym dzikusem, który wycelował swoim okiem i wybrał pierwszą ofiarę. Ustawiła się na linii startowej razem z Orrgarem, z którym to przyszło jej walczyć w wyścigu o bycie najlepszym. Nie wiedziała na ile krasnoludowi zależy na zwycięstwie w tych wymyślonych zawodach, ale ona musiała wygrać. Bycie najlepszą w walce to jedyne, czym mogła się szczycić, to było jej życie. Walka, przelana krew, nowe rany, rekonwalescencja, ponowny powrót na pole bitwy i tak ciągle, póki nie umrze i nie trafi do valhalli. Innego celu nie miała, tylko dla takich chwil żyła, tylko to było ważne.


Nagle poczuła się sama. Wszystko wokół zamarło, dźwięki stały się tępe i były tylko pogłosem nie do zrozumienia. Stała tylko ona i przeciwnik na wprost niej. Mogłaby przysiąc, że czuje jego kwaśny oddech. Ciepłe powietrze z ust otaczało śmierdzącą mgłą jej twarz pełną blizn i świeżych cięć. Każda nowa rana zaczynała szczypać i pulsować, a on na nią patrzył. Twarz bez wyrazu, oczy bez emocji, popękane, lekko rozwarte usta, poruszające się w niemym szepcie. Ruszyła biegiem przed siebie, z bronią w każdej ręce. Gdyby miała ich cztery, to tyle też miałaby oręża. Dwa silne cięcia wymierzone z dzikością, gracją i jednocześnie precyzją. W walce była groźniejsza niż sztorm, którego wszyscy się bali. Jej nieokiełznana natura emanowała, dając pokaz siłą i zdolnością. Łeb Krwiopijca ledwo trzymał się na ścięgnach, kiedy Orrgar dokończył dzieła. Gorąca jucha trysnęła jej w twarz i dekolt. Niedbale starła posokę dłonią, rozmazując ją jedynie. Była gotowa obrócić się i rozgnieść wszystko, co tylko napotka na swojej drodze, ku jej zdziwieniu, kiedy szał nieco zelżał, nie było już wrogów. Furia tląca się w jej spojrzeniu wcale nie gasła, a wokół ścieliły się wyłącznie trupy. Pierwszy raz od dawna Lexa czuła się zmieszana, czuła się też zła. Zupełnie odruchowo rzuciła gniewne spojrzenie Sylvainowi, ten jednak nie wykazał w stosunku do niej żadnych emocji.
- Już po wszystkim... - powiedział stanowczo i spokojnie z bezpiecznej ogległości. Kobieta zazgrzytała zębami. Wyglądała trochę tak, jakby chciała pizdnąć swoimi broniami o glebę, tupnąć nogą i wycharczeć, że pieprzy taką robotę!
- Banda pojebów - skomentowała patrząc na niego, jakby chciała dokończyć dzieła zniszczenia z pomocą jego ciała. Nawet dobrze nie rozgrzała mięśni, a to się już skończyło. Przechodząc obok Aureolusa obrzuciła go kpiącym spojrzeniem.
- Żeś kurwa rozstawił ten swój majdan - zadrwiła prześmiewczo, chcąc ewidentnie poprawić sobie humor. Nie wiedziała, że medyk zdążył już ocalić paru słabeuszom życie, wydawało jej się, że nawet muchy nie zdążył tknąć. Potem jeszcze trochę sobie z nim, lub z niego, pośmiała się i poczuła, że emocje uchodzą. Prawdopodobnie to by było na tyle, gdyby nie niespodziewany gość, który pojawił się na statku.

Lexa od samego początku myślała, że ten żaglowiec, co to za nimi się wlecze, to pewnie jakiegoś pokurwiałego Norsmana. Parę razy zasadzała się, aby go ustrzelić i zatopić, ale to było na tyle dziecinne, że pozostało jedynie w sferze jej marzeń. Blondynka naprawdę nie lubiła Norsmanów, był to dla niej najgorszy rodzaj chłopa, jaki po ziemi łaził. Być może wynikało to przeświadczenie z doświadczenia, a może uprzedzeń. Kobieta bowiem gardziła swoją matką za to, ile dzieciaków wypluła, zamiast zająć się sobą i dążyć do bycia lepszą. Niegdyś była waleczną osobą, potem tylko workiem na spermę. Lexa tego nienawidziła.
Pojawienie się siostry było gorsze niż sztorm i atak pomiotów chaosu. Sprawiło, że Norsmanka po prostu zamilkła. Był to swego rodzaju kubeł zimnej wody, milion złych wspomnień połączonych wraz z pewnego rodzaju tęsknotą i zadumą. Thora była zbyt młoda, aby tutaj być, zbyt wiotka, żeby ładować się w takie niebezpieczeństwo. Lexa pomyślała, że siostra powinna być teraz w rodzinnym domu i zajmować się tym wszystkim, czym tak gardziła - tylko po to, żeby być bezpieczną. Kobieta nie uśmiechnęła się, nie podeszła, nic nie powiedziała. Stała w miejscu, z ręką opartą o rękojeść miecza zawieszonego przy boku. Patrzyła gniewnie zaciskając szczękę. Chciałaby móc się ucieszyć, chciałaby, by to spotkanie odbyło się w innym miejscu. Poczuła ukłucie bólu, wiedziała, że teraz nie będzie mogła skupić się na walce, bo będzie musiała o kogoś dbać i go pilnować. Wciąż do niej nie docierało, że ostatni raz widziały się sześć lat temu i być może przez tyle lat, Thora dorosła na tyle, by zadbać sama o siebie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 07-08-2017, 21:43   #28
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wybrzeże Lustrii, Wielki Ocean
18 Vorgeheim, 2528 K.I.
Południe

Nieprzyjacielski okręt znajdował się w zasięgu kilkunastu jardów, kiedy na jego pokład spadła wystrzelona z rąk Wolfganga kula skondensowanych płomieni. Ognisty pocisk zniknął w tłumie wrogów, ale mag wiedział, że dosięgnął swego celu, albowiem wyczuł subtelną zmianę w przepływie otaczającej go energii Dharr. Trafiony kultysta zginął na miejscu, obrócony w stertę popiołów, a wraz z jego śmiercią ocean zaczął stopniowo łagodnieć.
Było to mocno zastanawiające zjawisko - kimkolwiek nieprzyjacielski czaromiot był, nie mógł samodzielnie władać tak potężną magią, a zatem źródłem jego niebywałej potęgi, która ostatecznie nie uchroniła go przed gwałtowną śmiercią, musiał być trzymany przez niego kostur. Przez dłuższą chwilę Wolfgang walczył z pokusą pozyskania broni nieprzyjaciela, zdając sobie jednocześnie sprawę z wielkiego ryzyka jakie niosą ze sobą artefakty Chaosu, lecz jego rozważania przerwała niespodziewanie szarża wdzierających się na pokład demonów.

Dwa okręty zbliżyły się do siebie niebezpiecznie blisko, niemalże ocierając się burtami. Reling nieprzyjacielskiej fregaty był na tyle wysoki, że z poziomu Szkaradnej Ladacznicy początkowo nie dało się dostrzec tego, co działo się na pokładzie obok. Zanim jednak wyłoniły się pierwsze demony, w powietrze zostało wystrzelonych kilkanaście lin z kotwiczkami, które w zdecydowanej większości znalazły punkt zaczepienia na okręcie ekspedycji. Na kilka krótkich chwil zapadła przejmująca cisza, którą szybko przerwał mrożący krew w żyłach skowyt nacierających demonów.
Pierwsza linia nieprzyjacielskiego natarcia, która przeskoczyła przez niewielką przestrzeń dzielącą oba okręty, niemalże natychmiast cofnęła się pod gradem ołowiu z muszkietów krasnoludzkich strzelców, którym przewodził Bardin Mordinsson. Nie zatrzymało to jednak przeciwnika, albowiem na ich miejscu błyskawicznie pojawiła się kolejna fala demonów i w ruch musiały już pójść szable.
Diederich, sprawnie dowodzący regimentem żołnierzy okrętowych, wysunął się naprzód, gotów odeprzeć abordaż przerażających poczwar. Wraz ze swoimi ludźmi starał się utrzymać zajęte pozycje, lecz niebywała agresja i pogarda dla własnego życia tych szkaradnych istot, zmusiła ich do stopniowego wycofywania się w głąb pokładu. Na szczęście dla nich, obrońcy mieli znaczącą przewagę liczebną, dlatego udało się sprytnie przekuć ową chwilową słabość w decydujący dla wyniku starcia manewr taktyczny.
Diederich nakazał swym ludziom powoli wycofać się, zaś dowodzący flankami Borriddim oraz Weddien starali się zamknąć nieprzyjaciela w morderczym kotle. W międzyczasie, nie bacząca na ryzyko Lexa oraz Orrgar Arrgrinsson toporami wyrąbywali sobie drogę do wrogiego dowódcy. Był to górujący nad resztą poczwar Krwiopijca Khorne’a, którego krasnoludzki zabójca natychmiast rozpoznał po charakterystycznej, przypominającej rogatego diabła sylwetce. Orrgar rzucił się na demona z bojowym okrzykiem i ślepą furią w oczach, kładąc pokotem wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Towarzysząca mu norsmenka nie była wcale gorsza - wycinając w pień zastępy wrogów, dotarła do “khorniaka” i wspólnie z krasnoludem zasypała go lawiną ciosów, nie czując nawet cienia strachu. Ich pogarda dla własnego życia była równa demonom, które jeden po drugim padały od skąpanych we krwi toporów, zaś umiejętności walki stawiały ich w szeregu z najlepszymi wojownikami Starego Świata. Nie było więc zaskoczeniem, kiedy Krwiopijca Khorne'a legł na zbrukane juchą dechy pokładu, nie mając najmniejszych szans w starciu z barbarzyńskim szałem swoich przeciwników.

Tymczasem znajdujący się na kasztelu Berthold zdołał przyzwać chmarę widomych istot, które swym kształtem przypominały kruki. Ptactwo najpierw wzbiło się wysoko w powietrze, po czym z prędkością strzał pikowało w dół, dziurawiąc na wylot demony, by następnie zniknąć w drewnianym pokładzie statku, nie wyrządzając mu najmniejszych szkód.
Uwięzione w morderczym kotle poczwary, były stopniowo wybijane przez ogarniętych żądzą krwi marynarzy i żołnierzy, dowodzonych przez ludzi Barona. Przekonani o nieuniknionym zwycięstwie, nie cofali się już, ani nie odczuwali strachu. Wiedzieli bowiem, że tego dnia oczy wszystkich bogów zwrócone są ku brzegom Lustrii i to im dedykowali tę ofiarę.
Pozostała garstka najemników dawała z siebie wszystko, przybliżając i tak już nieuchronną victorię. Doktor Aureolus w pocie czoła opatrywał ciężko rannych, dobijając co bardziej beznadziejne przypadki. Eomund zasypywał gradem strzał przeciwników, Wolfgang z wypisanym na twarzy szaleństwem miotał kulami ognia, zaś Sylvain wycinał w pień złapane w kleszcze demony. Na koniec swoje pięć minut chwały miał też Erwin, który jednym celnym granatem zmiótł ostatnią ostałą przy życiu grupę przeciwników.

Całe starcie było krótkie, intensywne i niesamowicie brutalne. Po przeciwnikach została sterta bezwładnych, rozczłonkowanych ciał, zaś pokład Szkaradnej Ladacznicy był tak zbrukany juchą, że na samą myśl o sprzątaniu tego bałaganu, niejednemu marynarzowi robiło się niedobrze. Nie przeszkadzało to jednak we wznoszeniu radosnych okrzyków zwycięstwa, śpiewaniu marynarskich szantów i ostatecznym zatopieniu nieprzyjacielskiego okrętu, który z drobną pomocą widowiskowej magii Wolfganga rozleciał się na miliony drobnych kawałków. Tak pięknego pokazu “sztucznych ogni” nie oglądał dotąd nikt w Starym Świecie i ten widok na długo zapadł wszystkim w pamięć...


Nieznany ląd, Lustria
18 Vorgeheim, 2528 K.I.
Wieczór

Po zatopieniu wrogiego okrętu i przywitaniu się z załogą siostrzanego Skidbladnira, ekspedycja ruszyła w stronę nowo-odkrytej wyspy, przekonana o bliskości Lustrii. Nieznany ląd okazał się być częścią archipelagu - łańcucha połączonych ze sobą płytką mielizną wysp, które prowadziły w stronę kontynentu. Nie był on jednak opisany na mapach, które otrzymała przed wyprawą załoga, dlatego wprowadziło to dowództwo w jeszcze większą konsternację. Mimo lekkich uszkodzeń doznanych podczas sztormu oraz morskiej potyczki, postanowiono płynąć dalej, trzymając archipelag w zasięgu wzroku. W ten sposób po paru godzinach dopłynęli do wybrzeża Lustrii i po krótkiej obserwacji linii brzegowej, zdecydowano się wylądować na piaszczystej plaży zlokalizowanej w rozległej zatoce.

Skidbladnir zakotwiczył w pobliżu lądu, natomiast Szkaradną Ladacznicę planowano wyciągnąć na brzeg, w celu naprawy powstałych uszkodzeń. Był to jednak duży okręt, a teren niepewny, dlatego wpierw postanowiono wyciąć kilkanaście drzew, których pnie, po ułożeniu obok siebie, pozwoliłyby na szybkie przetransportowanie statku z powrotem do morza. Ze znalezieniem odpowiednich do tego materiałów nie było jednak problemu, albowiem przed sobą mieli rozległą dżunglę, nad którą w oddali górował aktywny wulkan, co można było łatwo wywnioskować z unoszących się znad krateru kłębów gęstego, szarego dymu.
Po wstępnym uzgodnieniu planów zrzucono szalupy i wysłano kilka grup ludzi w stronę lądu. W jednej łodzi płynęli najemnicy wraz z baronem, których celem była obrona reszty ekspedycji, a w pozostałych szalupach znajdowali się myśliwi, drwale oraz krasnoludzcy inżynierowie, kierowani przez Bardina Mordinssona, który w tamtej chwili stał na szpicy swojej łodzi i przez lunetę obserwował linię brzegową.

Kiedy już wylądowano na plaży i zabezpieczono teren, drwale wzięli się do roboty. Padły z hukiem pierwsze drzewa, które następnie pozbawiono gałęzi i skrzętnie ustawiono obok siebie, tworząc prowadzącą w stronę morza trasę z powalonych pni. Kiedy wszystko już było gotowe, a do zmroku pozostawało wciąż kilka godzin, do Albrechta Kratenborga podszedł z prośbą Bardin Mordinsson. Świadkami tej rozmowy byli też stojący obok najemnicy, którzy początkowo w milczeniu przysłuchiwali się konwersacji.
- Trza bydzie posłać ludzi na zwiad - zaczął Bardin z typowym dla krasnoludów gburowatym, niemalże prostackim głosem. - Twoi się chyba do tego nadajo, nie? Nie wimy gdzieśmy wylądowali, a ta góra wulkaniczna wygląda bardzo obiecująco. Wim, że wokół nas morze pierdolonych drzew, ale może stamtąd da radę coś wypatrzyć… - wypowiadając te słowa wcale nie patrzył na Albrechta, zupełnie tak jakby za wszelką cenę nie chciał utrzymać z nim kontaktu wzrokowego.
Słysząc zawartą w pytaniu krasnoluda sugestię, Baron skrzyżował ramiona na piersi i uniósł prawą brew w niekrytym zdumieniu. - Dotąd nie mieliśmy okazji zamienić więcej niż kilka słów i teraz przychodzisz do mnie z czymś co brzmi jak podszyty nieśmiałą grzecznością rozkaz? To nie są wyłącznie Twoje życzenia, prawda Bardinie?
- Eee… - Krasnolud podrapał się po łysiejącej głowie, po czym spojrzał spod łba na arystokratę, obdarzając go wzrokiem łgarza, którego kłamstwo wyszło właśnie na jaw. - Lorenzo mnie prosił, abym przekazał jego rozkazy.
- A kim on kurwa jest, że mi rozkazuje? - Odparł Albrecht, nerwowo przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - I do tego wysługuje się innymi... Sam nie mógł przyjść i mi to powiedzieć?
- Powiedział tysz, że on jest kapitanem i jeśli chceta wrócić na jego łajbie, to macie się go słuchać. Ja się tam nie bydę wtrącał w te wasze niesnaski, ale pamiętajta o umowie jaką żeśmy zawarli. On dowodzi, czy się to nam podoba, czy nie… - Mówił dalej krasnolud.
- Całe szczęście, że jeszcze mam swój statek - odpowiedział mu Baron, patrząc wymownie na stojącą nieopodal Thorę. - Ale niech mu będzie. Szanuję zawarte umowy, jakkolwiek bzdurne one by nie były - wypowiadając te słowa, zwrócony był już w stronę najemników. - Wdrapiecie się na tę pieprzoną górę, tak jak nakazali i stamtąd rozejrzyjcie się za czymkolwiek wartym uwagi. Na mapach Lustrii oznaczonych jest co najmniej kilka przybrzeżnych wulkanów, które pasowałyby do tego miejsca. Postarajcie się zwrócić uwagę na śródlądowe akweny oraz jakiekolwiek znajdujące się w zasięgu wzroku góry. To powinno mocno zawęzić nasze poszukiwania… Pamiętajcie, że to ma być szybka wycieczka, jeśli macie zamiar wrócić tu przed zapadnięciem zmierzchu.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-08-2017 o 23:49.
Warlock jest offline  
Stary 09-08-2017, 10:02   #29
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Erwin von Geissbach czekał na atak płynącego ku nim dziwnemu okrętowi. Był w pełnym rynsztunku bojowym i modlił się po cichu do Sigmara, Morra i innych bogów o zapewnienie opieki nad jego duszą.
Z początku chciał otworzyć ogień z odległości, ale gdy spostrzegł kim są atakujący wmurowało go w pokład. O demonach słyszał, ale nie miał sposobności ich na własne oczy zobaczyć a co dopiero walczyć. Otrząsnął się dopiero gdy ognista kula eksplodowała w głębi szeregów demonicznej załogi nieprzyjacielskiego okrętu.
Opanowany już Erwin wymierzył spokojnie do jednego z demonów przechodzącego z okrętu na okręt. Wystrzelił! Muszkietem szarpnęło a obraz na chwilę przesłoniła chmura po spalonym prochu strzelniczym. Muszkiet od razu kliknął i przekręciła się obrotownica podsuwając następną lufę do strzału. Kochał tą broń. Efektywna i efektowna. Jeden z cudów Imperialnych inżynierów. Zabójcza mimo swej zawodności.
Dość silny jeszcze wiatr rozwiał bardzo szybko chmurę i Inżynier zobaczył wpadającego do morza ustrzelonego przez siebie demona. Uśmiechnął się pod nosem i szukał następnego celu. Niestety teraz wszyscy byli w zwarciu i zbyt wielkie ryzyko było strzelać. Erwin wyprostował się i zobaczył jeszcze jedną grupę demonów, która próbowała uderzyć od boku.
- Chyba śnicie piekielne pomioty.- Zaśmiał się i odkładając muszkiet sięgnął po jeden z granatów z torby na ramieniu. Podpalił lont i odczekał chwilę wyliczając tak by granat spadł między bestie i eksplodował. Wyliczenia były trafne i eksplozja rozsadziła kilku w najbliższym otoczeniu a pozostałych zamiatając Zabijając lub wrzucając do morza.
- Dobranoc.- Z uśmiechem na ustach krzyknął w dół.

Wylądowali wreszcie na brzegu. Plaża i palmy były osobliwym widokiem dla nieznającego świata Erwina. Obozowisko powstawało. Wartownicy i zwiadowcy sprawdzali okolicę a żeglarze szykowali się do naprawy statku.
Do Barona podszedł przywódca krasnoludów i szlachcic jak i cała grupa najemników była świadkami rozmowy ich dwójki. Niezbyt uśmiechało się Erwinowi łażenie w pierwszym oddziale i do tego zwiadowczym, no ale po to się w końcu zaciągnął na tą wyprawę.
Kiedy wreszcie z szalupy dotachał z pomocą jednego z majtków swoją skrzynię i usiadł na niej z muszkietem na kolanach i dopinał pałatkę zabezpieczającą broń przed piaskiem i wodą.
 
Hakon jest offline  
Stary 09-08-2017, 17:21   #30
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
corax, hen_cerbin, Hakon <3


Na zakrwawionych deskach "Ladacznicy"
Thora & Lexa

Mimo iż dawno nie widziała swojej siostry, łatwo przyszło jej rozpoznanie. Lexa wyglądała na zagniewaną lub co najmniej nader poważną. Można było nawet odnieść wrażenie, że jej złość wymalowana jest na twarzy z powodu “nie rozpoznania” osoby, która coś tam na nią krzyczała. Norsmanka nie zrozumiała, mimo próby Thory przebicia się swoim głosem przez zgiełk na statku. Dlatego też wojowniczka wbiła swoje spojrzenie w kobietę i patrzyła gniewnie.
Thora zaś przeciwnie.
Uśmiech szczęśliwy miała, gdy ruszyła ku siostrze z przekonaniem. W duchu zaś dumała, że dobrze, że Ulfira siostrzyczce wiezie. Z pewnością tę chmurę wnet przegoni z jej oblicza.
- Lexa! siostro! - Thora z oczekiwaniem wyciągnęła ramiona ku starszej wojowniczce - Wieki Cię szukałam, ale Norny nici swe dla nas w końcu splotły!

Lexa patrzyła na szeroko rozkładane ręce, zerkała też na stojącego obok kobiety Norsmana. Miała ochotę splunąć mu pod nogi i kazać ze sobą walczyć, ale nie będzie odpierdalała tutaj cyrków. Jednakże przyznać trzeba było, że Harpia z Norski daleka od czułości była i coś ciężko jej szło, takie otwieranie się. Z drugiej strony, to jej siostra, w dodatku zawsze starała się o nią dbać jak tylko najlepiej potrafiła. Interesowało ją, co u niej, jak się trzyma, co robiła no i przede wszystkim
- Co żeś tu do chuja robisz? - spytała, acz jej usta rozpromieniły się w uśmiechu. Podeszła szybkim i twardym krokiem do blondynki, by objąć ją za szyję, naprzeć ciałem zniżając głowę i poczochrać pięścią po samym jej czubku, niszcząc i tak nieistniejącą fryzurę. Szybko wypuściła z uścisku, pozwalając kobiecie na godną postawę.
- Życie niemiłe ci jest czy handel cię przygnał? Czemuż mnie szukała? Winnam ci coś? - spytała unosząc brew i dumnie wypinając pierś. Tego blond przydupasa ignorowała najlepiej jak potrafiła.

Thora ze śmiechem szarpnęła się by jak w dzieciństwie nie pozwolić siostrze na niszczenie według niej wysublimowanej fryzury. Widać jednak było, że czyni to z sentymentem choć i sama odwzajemniła się starym docinkiem:
- Widać wielki świat Ci sprzyja bo co urosnąć nie chciało w Norsce - rzuciła znacząco na wypięte piersi Lexy - na urobku znacznie się powiększyło. - zakończyła siostrzany docinek z psotną miną. W odpowiedzi usłyszała jedynie parsknięcie. Akurat cycki nie były Harpi do niczego potrzebne, wadziły jedynie w walce, dlatego też czasami zdarzyło jej się prosić Aureolusa o obwiązanie bandażem. Częściej jednak starała się spłaszczyć je sama, mocno przyciskając skórznię do torsu. Czuła się zażenowana prosząc o to medyka, nawet jeśli w pewnym sensie byli “dobrymi znajomymi”.

- Z domu odeszłam, jak Ty. - rzekła dumnie - Na swoim jestem, jak Ty. Statek do mnie należy. - chwaliła się przed Lexą zaimponować jej chcąc jak małe pacholę. - Szukałam, bo razem raźniej może być. A i podarunek wiozę - pochyliła się ku Lexie z porozumiewawczym spojrzeniem jednocześnie kiwając głową w stronę Ulfira - żebyś nie myślała, ze z pustymi rękoma przychodzę. Rozweseli Cię… ma czym… - zachwalała z przekonaniem. - To mój pierwszy.

- Rad jestem, że ci się powodzi - oznajmiła na wieść o żaglowcu. Wojowniczka miała ochotę poradzić jej, że skoro ma statek na własność to niech zawróci. Niech płynie do Norski razem z załogą, przeprosi ojca i z nim zostanie. Nie powinno jej tutaj być, na wyprawie, gdzie łatwo o niechwalebną śmierć. Lexa obleciała wzrokiem siostrę i widziała, że jest chuchrem. Powinna trzymać się blisko medyka, aby łatwiej było ich obronić, bo gdy się rozpanoszą po polu walki, to Harpia nie zdoła się rozdwoić. Powstrzymała się jednak od takiego komentarza, nie chciała sprawić siostrze przykrości. Nie wtedy, kiedy ta tak się cieszyła. Przegięciem jednak było wożenie w podarku Norsmana. Lexa z ledwością powstrzymywała nieprzyjemne komentarze. Skrzywiła się z odrazą lustrując mężczyznę od góry w dół.
- Po co mi to? Mam go posiekać? - spytała szczerze i z powagą. To zdecydowanie by ją rozweseliło, gdyby mogła rozjebać mu ten norsmeński ryj - I jak to pierwszy twój? Mierzyliście się w zwarciu? Wygrał?

- Nie. Z tamtym się rozwiodłam. Ten jest pierwszy po mnie. Na statku
. - tłumaczyła Lexie po czym jakby dopiero teraz do niej dotarło, zrobiła zaskoczoną minę - Jak to po co? - rozejrzała się po Ladacznicy jakby szukając godnego siostry mężczyzny - Mężczyzn Ci nie brak wśród skór? - skrzywiła się na widok chucher je otaczających. Bølleiskyer w odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Gdybym potrzebowała kutasa, to bym sobie wzięła. Za kogo ty mnie masz, nieudacznika? - warknęła ochryple na sugestie siostry. Prawda była taka, że trapiło ją coś innego i to było powodem niechęci seksualnej, a nie brak kandydata. Bo, co jak co, ale gdyby chciała, to by jakiegoś sobie wzięła. Nie jeden chętny by się znalazł, a i co niektórzy byli niezgorsi. Musiała jednak się wstrzymać, a z siostrą rozmawiać o tym nie chciała. Jednak to przez Thorę Lexa stwierdziła, że będzie musiała pójść do Aureolusa.

- At zaraz - żachnęła się Thora - wiem, że prawdziwych mężczyzn mało. - całkowicie pomijała swój własny wybryk sprzed kilku miesięcy, z łatwością składając to na karby chwili zaćmienia - Ale skoro nie chcesz… - rozłożyła ręce - … to może choć miodem nie pogardzisz? Miejsca u mnie sporo. Rozmówić się będziem mogły, hm?

Lexa rozchmurzyła się. Tak jak do tej pory z jej postawy strzelały pioruny, tak teraz uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Chętnie bym przystała, lecz zostać muszę tutaj. Myślami jednak z tobą będę na twych deskach, a gdy dopłyniemy... Zdążymy czas stracony sobie zwrócisz. I tego byłego męża mi pokaż dokładniej, co bym go za kutasa powiesić do gałęzi mogła - zaszczekała gardłowo i wyniośle, będąc najbardziej pewną siebie osobą jaką świat widział. Chwyciła Thorę w krótkim, siostrzanym uścisku i ucałowała mocno w czoło. Miała tyle siły, że wargami mogłaby zostawiać ślady siniaków.
- Widzieć dobrze twoją piękną buzię, acz nie podobają mi się tegoż okoliczności - uśmiechnęła się delikatnie i, co dziwne, czule. Poklepała lekko blondynkę po policzku. Ten nieudany prezent olała w myślach ciepłym moczem. Młodsza siostra na chwilę wyglądała jak dzieciak jakim wszak wciąż jeszcze była. Słowa Lexy jakieś ukojenie jej najwyraźniej przyniosły. Oczy przymknęła pod szorstką pieszczotą wojowniczki choć z lekkim rozczarowaniem przyjęła odmowę do przejścia na Skidnablira. Utuliła siostrę z całych sił na pożegnanie.
- Jestem za Tobą, siostrzyczko - uśmiechnęła się szczęśliwa na odchodne.
Wracając na statek co i rusz napotykała spojrzenia nieświadomego do tej pory Ulfira.



Z wizytą w kajucie Doktora
Lexa & Aureolus
Bezceremonialnie wbiła się z hukiem do pomieszczenia, w którym znajdował się medyk. Zachowała się przy tym jak jakaś niewychowana locha, szukająca zemsty za śmierć swoich małych warchlaczków. Spojrzała na niego chłodno i natychmiast zmrużyła oczy. Jej mina nie była ani sympatyczna, ani ciepła, a kultura ewidentnie poszła w las, kiedy w końcu zechciała się odezwać.
- Musisz mnie zbadać - stwierdziła z niezwykłą powagą, czekając na jakiekolwiek zaproszenie, zgodę lub odmowę. Było jednak oczywiste, że tego ostatniego nawet nie bierze pod uwagę. Tak więc chyba po prostu czekała na instrukcje, co powinna zrobić by umożliwić “oględziny”.

Aureolus nawet nieszczególnie się zdziwił. Zawsze wyglądało to tak samo. Wpadała do lazaretu tuż po walce, cała zakrwawiona, niekoniecznie własną krwią i kazała mu robić swoje.
- Wiesz już co i jak - odpowiedział podsuwając jej zydel i sięgając po niezbędne instrumenty medyczne. Wyciągnął też swoje papiery - gdzieś tam powinien mieć zapisaną “historię medyczną pacjentki” jeszcze z czasów gdy walczyła na arenie. Nie widział by w czasie bitwy została ranna, nie pokazała nowej rany z dumą posiadacza, ubranie też nie było poprzecinane. Być może zatem uraz dotyczy czego innego. Gdy usiadła zajrzał jej w oczy, sprawdził, czy źrenice są równe, obejrzał uszy, obmacał głowę. Starannie zmierzył tętno, robiąc przy tym mądrą minę i starając się wyglądać na zamyślonego i poważnego. Kobieta przez jakiś czas dzielnie znosiła te głupoty, ale w końcu pacnęła jego rękę, jakby odganiała upierdliwą muchę. Rozgniewał ją, choć siedziała i znosiła wszystko w milczeniu, póki ponownie nie zaczął zaglądać jej do ucha. Sam dotyk małżowiny usznej, był nader czuły.

- Nie tam, baranie - huknęła tonem iście jak na nią spokojnym.
- Co się dzieje? - zapytał. Lexa jakby w sumie tylko na to czekała. Powinien tak właściwie z marszu zapytać, a nie dotykać jej w miejscach, na których łap nie powinien kłaść. W końcu blondynka wypięła dumnie pierś i westchnęła głęboko, przez co jej klatka uniosła się znacznie.
- Musisz zbadać tam na dole - oznajmiła z powagą wojownika, który nigdy w życiu by się żartem nie zhańbił. Zamyśliła się patrząc surowo na mężczyznę, w końcu powstała z miejsca siedzącego i stwierdziła, że trzeba się roznegliżować od pasa w dół. Zaczęła odpinać pas swojej przepaski. Mężczyzna akurat tego się nie spodziewał. Skoro nie pokazała mu rany od razu i zachowywała się jak wariatka spodziewał się urazu głowy. Ale może zajrzeć i na dół. Zwykle “kobiecymi sprawami” zajmowały się babki-zielarki, zwłaszcza na dalekiej prowincji. Zresztą, równie dobrze może mieć zwykłą ranę nogi i robić sobie żarty, starając się go zawstydzić. Tak jakby nie widział jej nagiej już wcześniej. Czekał, aż norsmenka powie mu o objawach. W razie czego miał środki by pomóc i na ciążę i na chorobę weneryczną.

- Skoro tego potrzebujesz, mogę zbadać i tam… - medyk miał już do czynienia z dziwniejszymi prośbami. Kiedyś pewien baron z pogranicza “usiadł” tak niefortunnie, że pewien przedmiot “sam” się wepchnął i zaklinował… Cóż, na dole właśnie. Z tyłu. Aureolus miał nadzieję, że aż tak drastycznie nie jest i czekał aż Lexa skończy się rozbierać i powie lub pokaże w końcu o co jej chodzi. Jej jednak niekoniecznie się spieszyło, robiła to wręcz z nienaganną starannością, z szacunkiem składając swoje ubrania. W sumie, nie mógł być pewien czy celowo przeciąga ten moment, czy może ona na poważnie tak długo się rozbiera. W sumie, to było dziwne, żeby Lexa kogokolwiek szanowała, a co dopiero cokolwiek! Przecież to tylko głupi pasek, na litość boską! A ta przepaska? Kobieto, po prostu ją zerwij, to stara szmata.

- Każdy kutas, który mnie orał, zdychał po jakimś czasie - zaczęła mało kulturalnie i niezbyt precyzyjnie. Szybko jednak dodała - W sensie, nie samo narzędzie, tylko jego właściciel. Zazwyczaj po jednym dniu, czasami paru, ale nie pamiętam, by ktoś przeżył - sprawa brzmiała poważnie, a przynajmniej dla blondynki. Może nie była zbyt bystra, ale podejrzewała tutaj coś niedobrego.

Aureolus zignorował striptiz. Po setnym to już była tylko praca… Przez moment chciał zapytać czy umierali na ostre zapalenie płuc, przebitych sztyletem, gdy ją wkurzyli, ale uznał, że żartowanie nie przystoi poważnemu medykowi.
- Od jak dawna się to dzieje? Zauważyłaś co się z nimi działo między stosunkiem… oraniem, a śmiercią? Skarżyli się na coś? I czy Ty masz jakieś dolegliwości? Boli, swędzi, piecze przy sikaniu? - dokładna anamneza to podstawa.

- Odkąd w Imperium nogę postawiłam - stwierdziła szczerze.
Ostatnimi dni Lexa miała bardzo dziwne myśli, a trzeba dodać, że czasu na nie miała całe mnóstwo. Otoczenie bowiem było monotonne, a zachowanie innych wobec niej często jednoznaczne, co nie dziwiło tak do końca, biorąc pod uwagę niedostatek w liczbie kobiet. Norsmanka przez to zaczęła myśleć o swoich seksualnych wyborach i w ostateczności doszła do wniosku, że chyba każdy kto ochoczo z nią obcował, teraz już nie żył. Wilhelm zginął z rąk zwierzoludzi, zarżnięty jak świnia idąca na ubój. Wcześniej Tyrion również nie miał szczęścia, gdyż dzień później leżał w rynsztoku ugodzony kilkakrotnie sztyletem, zmarł z wykrwawienia. Inni również już nie żyli, więc Lexa miała co do tego ogromne podejrzenia. Przez to w sumie też unikała bliższych kontaktów, bo to wręcz stało się oczywiste - każdy kto zamoczy w niej swojego nabrzmiałego kija, umrze w najbliższym czasie. Może powinna udać się do witka, a nie lekarza? Aż się zamyśliła patrząc z tą swoją powagą na Aureolusa i jego mimikę
- Krwawili, bo rozkwasiłam im ryj - wzruszyła ramionami, jakby to była norma - Ale byli raczej z tego zadowoleni - dodała z obojętnością i półnaga położyła się obok, jakby była w luksusowym pokoju na wypoczynku. Jej brzuch był płaski i niezwykle umięśniony, pokryty zaróżowiałymi bliznami, niektórymi płytkimi innymi głębokimi. Część z nich była znana i stara, inne nowe i widziane po raz pierwszy. Obdarzona była krągłymi biodrami, udami, które mogłyby zabić gdyby jakaś głowa znalazła się między ich uściskiem oraz naprawdę zgrabnymi łydkami. Łono kobiety pokryte było jasnymi włosami, lekko zasłaniając to, co zakryte być powinno.

- Czemu mi miałoby coś być? To oni zdechli - parsknęła pewna siebie po krótkim namyśle, nie rozumiejąc pytania. Powinna jednak kaznodzieja spotkać, wróżkę, witka jakiegoś, czy jak to tam nazywano. No ale musiała uwierzyć w Aureolusa, bo tylko jego miała. Zerknęła na mężczyznę patrząc, czy sobie z niej nie kpi. Na lewej ręce założony miała kastet, który nerwowo co chwila ściskała.
- Chcica mnie może swędzieć co najwyżej, ale szkoda by fajne chłopy się w piachu przekręcali, bo ktoś ich toporem posieka jak utuczoną świnię.

Pierwsza myśl jak zwykle okazała się najlepsza. Każdy kto sypiał z Lexą musiał mieć skłonności samobójcze, a przynajmniej ponadnormatywną tendencję do zachowań ryzykownych. Zachował jednak kamienną minę słuchając wyjaśnień blondynki i kiwając głową. Kogo innego podejrzewałby o głupie żarty, ale nie Lexę. Gdyby ona chciała zrobić mu na złość, urwałaby mu łeb i nasikała do środka, a nie robiła tak finezyjnego dowcipu.
Właściwie nie było już potrzeby, ale popatrzeć można. Zainteresowanie było, oczywiście, czysto profesjonalne. Kilka nowych, ciekawych blizn pojawiło się na skórze wojowniczki. Kilka starych kojarzył. Sam zaszywał.

- No tak, no tak - pokiwał Aureolus po badaniu okolic łona. Wzrokowym, dodajmy. Palce mu miłe, a Lexa mogłaby nie zrozumieć - To paskudny przypadek Peraeque certissimam necem*, jeden z najgorszych jakie widziałem. Na szczęście potrafię przygotować lekarstwo. Przyjdź po nie jutro, stworzenie go nie jest łatwe i potrwa dłuższą chwilę, muszę dokładnie wymierzyć i przygotować składniki, potrzebują też czasu by odpowiednio zadziałały.

- Czyli to jednak we mnie jest problem
- zasępiła się nieco Lexa. Skoro doktor powiedział, że to choroba to widocznie tak było. Czemu miałaby mu nie ufać?
- Miałam nadzieję, że zaprzeczysz - przyznała szczerze, dotychczas spokojnie, jednak niedługo po tym energicznie podniosła się do siadu i zaciśniętą pięścią z kastetem pacnęła w otwartą dłoń.
- Bogowie mnie karzą, za mało krwi przelałam, a za dużo nasienia! Trzeba rozpierdolić parę ryjów - powiedziała z zadowoleniem patrząc przed siebie, jakby medyk potrzebny był jedynie do potwierdzenia stanu rzeczy, a nie leczenia. Spojrzała na mężczyznę, który cały czas był tak śmiertelnie poważny, że nie dało się nic wyczytać z jego twarzy.
- Więcej zszywania będzie czekało, mam nadzieję, że tych nici w zapasie masz - stwierdziła kładąc dłoń na jego ramieniu. Tą wolną od broni, prawą. Lewą zostawiła, żeby w razie czego mu przygrzmocić.
Jeśli lekarz zaprzeczy dolegliwościom pacjenta, ten niemal zawsze szuka po prostu kolejnego lekarza. Czasem lepiej jest po prostu odwołać się do jego wiary w możliwość wyleczenia.

- Nie daj się zabić. Na wszystko inne coś poradzę - odparł zdziwiony dłonią na ramieniu. Zwykle nie bywała tak czuła. I cokolwiek przestraszony - równie dobrze mogła go przytrzymywać by tym łatwiej przywalić kastetem - I przez najbliższy czas grzmoć się z ludźmi, których nie lubisz. Minie chwila, zanim lekarstwo zacznie działać.
- Pieprzyć tych, których nie lubię.
- burknęła niezbyt adekwatnym do zagadnienia komentarzem, przez co sama siebie rozzłościła. Nakręcała się jak wściekły kundel za ogrodzeniem podwórza, którego irytuje ograniczenie paru desek, mimo iż mógłby z łatwością przez nie przeskoczyć. - Jeśli łżesz mi, to proś Bogów abym napruta była w trzy dupy, gdy się o tym dowiem i cię znajdę - rzuciła ostrzegawczo, podnosząc się na równe nogi i co z tego, że jej nagie biodra miał niemal na wprost swojej twarzy? - Albo by Sylvain był obok i mnie powstrzymał - Lexa zaczęła się ubierać. Chyba nie miała tutaj już nic więcej do załatwienia. Trochę łokieć sobie otarła, gdy Orrgara szturchnęła, bo przecież przy tym zwalistym jak pień chłopie, do wrogów trzeba się przepychać i walczyć o nich jak na straganie o świeże owoce.

- Lexa wygrała w tej bitwie - pochwaliła się mówiąc w starym stylu, czyli zaczynając zdanie od swojego imienia. Brzmiało to zabawnie, zważywszy na to, że od co najmniej roku mówiła już względnie poprawnie. Zapinając pas spojrzała na mężczyznę z szerokim uśmiechem. Powinien być z niej dumny, nic więcej nie wymagała.
- Lexa może być z siebie dumna - szczerze uśmiechnął się medyk - Jej gracja w bitwie była drugą najlepszą rzeczą, jaką dziś widziałem. - rzekł, a Norsmanka faktycznie była zadowolona. Tym bardziej, że ją pochwalił i się uśmiechnął. Nieważne, że była drugą najlepszą rzeczą i też mało ją obchodziło, co było pierwszą, ponieważ postara się, by…
- Następnym razem pierwszą będę ja - dodała triumfalnie, dumnie wypinając piersi. Po chwili ciszy, w której Aureolus nie zdradził, iż pierwszą również był jej widok, choć w innych okolicznościach, Lexa dodała:

- Możliwe, że bez twoich ziół dam sobie radę, skoroś potwierdził, to bogów przebłagać trzeba. Bo nawet jakbyś mi po szparze najlepszą maścią jeździł, to nic nie pomoże, wbrew ich woli. Takie już moje ka, najwidoczniej - zakończyła, tym samym skinęła mu głową w podzięce. Lepiej, żeby nie prosił jej o jakąś zapłatę. to, na pewno nie wyjdzie mu na dobre.
- Ale i nie zaszkodzą. Przyjdź po nie, gdybyś zmieniła zdanie - dodał na koniec.
* Statystycznie nieuniknionych zabójstw




Na plaży Lustrii
Erwin & Lexa

Erwin siedział na jednej ze swoich skrzyń kiedy odbywała się rozmowa Barona z khazadem a później najemników. Co chwile się uśmiechał pod nosem patrząc i słuchając prób nauczenia kultury Thory. Przez ten czas naładował muszkiet, wcześniej go czyszcząc szykując na ewentualną walkę.
W końcu kiedy grupa zbierała się do drogi Inżynier podszedł do Norsmenki i chrząknął.
- Lexa. Miłoby było byś przedstawiła nam swoją rodaczkę.- Erwin trochę specjalnie tak zagadał licząc na jakąś nową reakcję wojowniczki. Znał ją trochę, ale nie widział nigdy w podobnej sytuacji. Czy jest zazdrosna o nią lub nadopiekuńcza?

- Pierdol się - warknęła zupełnie odruchowo, jak zawsze gdy ktoś coś od niej chciał. Dopiero po chwili zastanowiła się nad słowami mężczyzny, w końcu dotarło do niej ich znaczenie. Niedługo po tym westchnęła głośno, a jej mięśnie się rozluźniły. Spuściła też z tonu
- Jak będzie chciała, to sama się przedstawi. Widocznie jej się nie podobasz - wykrzywiła twarz w złośliwym uśmieszku, patrząc na Erwina dzikością zielonych oczu.

- Jak zwykle północnym dziewczynom tylko o “jebanie” chodzi.- To przedostatnie słowo podkreślił i wypowiedział w sposób jak zazwyczaj mówiła Lexa.
- Możesz tylko o tym pomarzyć. - odpysknęła mu przez zaciśnięte zęby.

- Jeśli jebnięcie oznacza, że ruszysz zad ze skrzyni, to mogę pomóc. - zaoferowała się usłużnie Thora. -Czas ucieka, chuchro.
Inżynier odwrócił się zaskoczony ku młodszej z Norsmenek.
- Myślę, że skrzynię w obozie zostawię. Jest niepotrzebna a zabezpieczenie broni mam.- Poklepał muszkiet okryty wodoodpornym płótnem.
- Słyszę, że cięty język u was w rodzinie to hodowana i pieszczona perełka.- Uśmiechnął się przyjaźnie do obydwóch kobiet. Lexa odwzajemniła to sztucznym uśmiechem, z którego dało się jedynie wyczytać, że za parę chwil arystokrata straci zęby.
- Może i chuchro, ale cały oddział demonów ja sprzątnąłem.- Mrugnął okiem do młodszej. Erwin wiedział, że Lexa była wojowniczką i chciała zawsze być najlepsza. Podejrzewa Erwin, że i druga z nich też może taka być.
- Bogowie są przewrotni, nawet chuchra bywają przydatne. Dlatego idziesz z nami - Thora fuknęła odwracając się na pięcie i kierując się ku wskazanej wcześniej linii drzew.

- Jakieś gówno sprzątnąłeś i resztki po moim toporze! - zareagowała z agresją Lexa. No co za bezczelność! Śmiał się przechwalać, że zrobił większość? Takiego chuja!
- Dobrze, żeś na wyprawę zabrany, bo kto trupów nie miałby sprzątać i innych resztek jakie po sobie zostawiamy - parsknęła krzyżując ręce na klatce piersiowej wyraźnie oburzona.

- Lexa. Dajmy już temu spokój. Wiem, że dla Ciebie facet musi mieć jaja i być wojownikiem. No mi bogowie dali co innego z zalet jak wiesz. Nie chodziło mi o przechwałki czy denerwowanie Ciebie, ale o pokazanie Twojej siostrze, że nawet takie chuchra jak ja coś potrafią.- Trochę zmieszany tłumaczył się Erwin. Nie lubił kiedy Norsmenka dostawała kiepskiego humoru a do tego z jego winy. Gdyby Lexa była mądrzejsza, powiedziałaby, że ma ambiwalentne uczucia co do jego słów. Ponieważ jednak nie do końca taka była, jej wkurwienie przeminęło się jedynie w irytacje. Ciężko było stwierdzić, czy tą dyplomatyczną przemową jej zaimponował, czy jedynie się ośmieszył. Nie mniej jednak sprawił, że wojowniczka zamilkła na dłuższą chwilę, trawiąc jego słowa. Nie miała zamiaru przyznawać się do swojej opinii na cały ten temat.

- W dupie byłeś, gówno widziałeś - skomentowała w końcu z gniewem w głosie. W sumie, to jakim prawem się wypowiadał na temat jej gustu czy też jego braku? - Ale niech ci będzie. Jesteś stuknięty - dodała na koniec z typowym dla siebie warknięciem.

Erwin tylko się skrzywił i nic już nie powiedział odnośnie sprawy.
- No to ruszajmy.- Z cicha powiedział zbierając się do drogi. “Pizda”, pomyślała sobie Lexa na to nagłe ściszenie głosu i poddanie się. Powinien jej coś odpowiedzieć, a nie tak łatwo dawać za wygraną, kompletnie nie potrafiła zrozumieć czemu sobie odpuścił. Nie mniej jednak kiedy to go mijała, poklepała po przyjacielsku po łopatce. Nie obejrzała się za siebie, ani nie zatrzymała nawet na chwilę. Nie miała zamiaru pokazywać całej siebie. Nie potrzebowała by ktokolwiek ją poznawał, nie chciała żeby po swojej śmierci innym było jej żal.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 09-08-2017 o 17:26.
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172