Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2017, 15:53   #71
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post wspólny



Awanturnicy w ciszy wysłuchali dostarczonych przez Bertholda wieści. Ich miny nie były zbyt wesołe, ale pocieszającym był fakt, że krasnoludy Mordinssona mogą być skore do przejścia na ich stronę.
Między zebranymi doszło do dłuższej chwili ciszy, którą jako pierwszy przerwał zwiadowca.

- Ja bym od razu zaczął od ugięcia głowy żmii- jeżeli siły Cassiniego się rozdzieliły, wyeliminujmy go najpierw wraz z Diderichem.- zaproponował Berthold

Lexa stała gdzieś dalej przysłuchując się wszystkiemu. Wpatrzona w bezkres jasnych i krystalicznych wód, zastanawiała się nad wieloma sprawami, a trzeba było przyznać, że miała o czym myśleć. Sam Cassini był istotny tylko z jednego powodu - ukradł statek jej siostrze, więc musiał za to zapłacić głową i go oddać. Jednak czy teraz był to taki dobry pomysł? A może by tak…

- Płyńmy do Skeggi - odezwała się w końcu, skupiając na sobie zdziwione spojrzenia. Chwilę musiała przetrawić fakt, że jest w centrum uwagi, bo wcale do tego nie przywykła. Zazwyczaj to ona tylko lała po mordzie, a nie przemawiała… Nie potrafiła mówić, a i inni zazwyczaj nie mieli zamiaru jej słuchać. W dodatku nie chciała, by inni domyślili się prawdziwego powodu, jaki nią kierował gdy rzucała propozycję. A prawda była taka, że nie myślała o zemście, a po prostu miała nadzieję, że w Skeggi spotka ojca. Wszystkie te wizje i sny sprawiły, że się go tam spodziewała i właśnie z tego powodu chciała tam zajrzeć… Chociaż na chwilę. Nie pisnęła jednak nawet słowem udając, że zależy jej na tym samym co innym; tylko tak mogła spróbować namówić ich by byli przychylni jej sprawie.

- Skoro mamy statek, to nas już nie nagli odbicie żaglowca Thory. On nie ucieknie… Być może ten czas wpłynie na naszą korzyść. Teraz szykują się do pójścia w głąb dżungli, tak? Jest duża szansa, że większość z nich nie wróci, bo po prostu zdechną, coś ich wpierdoli na pewno. No i jak ich nie będzie, to mniejsza ochrona statków, prawda? Poza tym, nawet jeśli wrócą, to w takim stanie, że większość wyrżnę w pojedynkę… - Lexa na chwilę zatrzymała swój wywód. Była niemal pewna, że mało kto ją słucha. Może Thora co najwyżej. - … Norsmeni mogą nie być nam potrzebni, ale i może się przydać chociażby ich garstka. Oddajmy im statek Cassiniego i skarby, które znajdą na brzegu. Potrzebujemy zapasów jedzenia, też… Wielu z nas też zginęło nie tak dawno, Orrgar… Pamiętajcie, że najwięcej to właśnie z nim udawało mi się wybić, nim reszta z was w ogóle choćby zdążyła o tym pomyśleć - dodała zuchwale z niezwykłą pewnością siebie i powagą. Po chwili jednak odwróciła spojrzenie z powrotem patrząc na fale. Zdawało się, że chce powiedzieć znacznie więcej, ale sposępniała i w ostateczności wzruszyła ramionami, choć nie było to wcale szczere - Zresztą, róbcie jak chcecie…

Sylvain odchrząknął głośno i poprawił skórznię, którą niedawno zabrał ze zbrojowni Harkona.
- Nie wątpię, że twój lud zna się na walce i znajduje się tam wielu doświadczonych wojowników, którzy lubują się w zabijaniu i plądrowaniu, jednak dlaczego mieliby wesprzeć naszą sprawę? Dlaczego mieliby nie pozabijać najpierw nas, a potem przypłynąć tu po łatwe łupy? Zależy mi na śmierci tego skurwiela, ale nic nam po zemście jeśli sami skończymy z odrąbanymi głowami… - Wzruszył tylko ramionami.

- No właśnie… “nic nam po zemście jeśli sami skończymy z odrąbanymi głowami” - powtórzyła po nim Lexa, ale nie zaszczyciła go spojrzeniem - Poważnie jesteś tak głupi by uważać mój lud za bandę dzikusów, czy tylko udajesz, Sylv? Jeszcze do niedawna miałam cię za kogoś lepszego - parsknęła krótko.

- Norsmeni nie zabiją nas i nie przypłyną tu po “łatwe łupy”. Nie jesteśmy tego rodzaju ludźmi, za to mam już namacalny dowód, jakie głąby wypluwa Imperium - tutaj spojrzenie Lexy powędrowało w kierunku Sylvaina.

- Powiedziałam, zrobicie jak uważacie za słuszne, moje zdanie już znacie. Bez wsparcia Norsmenów, może skończyć się tym, co ta tępa fujara powiedziała, a czego rzekomo chce uniknąć - zakończyła machnąwszy głową na rewolwerowca, aby nie było wątpliwości, kogo ma na myśli. ~ Boi się odrąbania głowy, a chce iść na ponad setkę uzbrojonych po zęby chłopów. Bęcwał. ~

- Cassini ma ponad osiem tuzinów marynarzy, a nas ilu jest? Wiem, że możemy po prostu zaatakować ich przywódcę i objąć przewodnictwo, ale to niekoniecznie musi się udać… Bez głowy wyprawy, oni znajdą sobie inną wśród swoich. Ja bym tak zrobiła, nie ugięłabym się przed najeźdźcą. Silny i pewny siebie najeźdźca, to gwarancja, że większość bogactw weźmie on, a nie ludzie wokół niego. - rzuciła oschle czekając, aż ktoś bystrzejszy to przemyśli.

Sylvain nawet nie zareagował na uwagi norsmenki.
- Pomimo tego wszystkiego co mówisz dalej nie powiedziałaś co zaproponujemy w zamian - Rzucił tylko - Ludzie zawsze o coś walczą: o przekonanie, o pieniądze, dla honoru, dla zemsty… To daje nam siłę, aby przeć dalej - Skierował wzrok na chwilę w drugą stronę - Dopóki nie wiedzą o naszej obecności mamy mnóstwo rozwiązań, ta wyspa stoi teraz po naszej stronie. Już raz prawie wszyscy zginęliśmy i to, że tutaj stoję zawdzięczam waszej pomysłowości - Skłonił lekko głowę w geście szacunku, kiedy obrócił się do reszty - Jednak musimy rozważyć wszystkie możliwości - z taką siłą na pewno mielibyśmy duże szansę na zwycięstwo, jednak powiedz mi - jaka będzie ich cena za pomoc?

- A co ja, kurwa, jestem?! Opiekun wycieczki? - zagrzmiała Lexa wyraźnie podkurwiona zachowaniem mężczyzny. No tak, bo najlepiej to negować jej rozmyślenia pod płaszczem “ale nie powiedziałaś jeszcze tego i srego”...
- Sam rusz tym gównem co ci na szyi siedzi, potrząśnij, może coś zadzwoni w środku, o ile nie jest pusty. Naprawdę wymagasz wszystkiego ode mnie po tym, jak drwisz z mojego ludu i kpisz z moich słów? - kopnęła ze wściekłością w stojącą obok skrzynię, przesuwając ją nieznacznie dzięki swojej sile. Zdecydowanie miała już dosyć. I właśnie dlatego, nigdy nie będzie dowódcą.

- Jeb się na ryj, kutasie. Z chujem na łby żeś się pozamieniał.
Odeszła aby przekopać skrzynię jeszcze kawałek dalej, tworząc większą odległość od grupy. Chciała ich słyszeć, ale nie chciała już się wkurwiać bezmyślnością. Usiadła na drewnianym kwadracie i wyciągnęła miecz Harkona. Nawet on zasługiwał na odrobinę zadbania.

Mężczyzna nawet nie zareagował, to były ciężkie dni dla każdego, więc tylko westchnął cicho.
- Nie mówię, że to zły pomysł, ale nie możemy tak po prostu popłynąć do czyjegoś obozu i zażądać pomocy, a niestety nie przychodzi mi do głowy za bardzo nic co posiadamy czego oni nie mogą zdobyć sami - Oparł się swobodnie plecami o ścianę łajby. Lexa jednak już nie słuchała, a przynajmniej udawała, że ma to głęboko.
- Te skurwiele boją się tej wyspy jeszcze bardziej od nas, nie wiedzą co ich tam czeka i możemy to wykorzystać. Eliminować ich małymi oddziałami, wzbudzić w nich strach i powoli zaciskać pętle na ich szyjach.
Nie miał nic więcej do dodania, czekał co zaproponuje reszta załogi.

- Jest jeszcze jedna siła, a jej “pomoc” możemy mieć za darmo. Mówiąc za co ludzie walczą zapomniałeś o jednej przyczynie: w obronie domu. Ostrzeżeni Jaszczuroludzie z przyjemnością wytłuką grupę Cassiniego. Nawet jeśli on i kilku ludzi uniknie zagłady, wracając będą łatwym łupem dla nas - dodał medyk.

-Jeżeli Lexa i Thora - Berthold zaakcentował to drugie imię, jeżeli zdecydowali się na czyjeś przywództwo, to jej zdanie powinno być decydujące - tak uważają, to spróbujmy zdobyć wsparcie Norsmenów. Oni są jako towarzysze broni bardziej godni zaufania niż jakieś “cywilizowane” dupki z Tilei czy Imperium. - Berthold prychnął z pogardą i przeniósł spojrzenie na Sylvaina, a potem na medyka, który wystąpił z inną propozycją.

-Jeżeli chodzi o jaszczuroludzi, to przecież nawet z nami gadać nie chcieli, nie? Chyba że komuś się lepiej powiodło?

- Przecież gadali - zdziwił się medyk - jak ich ostrzegliśmy przed armią nieumarłych to odwdzięczyli się bezpieczną trasą ucieczki z wyspy. A i później pomogli mi uzdrowić Lexę z wampiryzmu. - kiedy Lexa usłyszała te słowa aż podniosła wzrok na Aureolusa. Chwilę na niego patrzyła zaciskając mocno szczęki, ale nic nie powiedziała.

- Norsmeni mogą być nie tak złym pomysłem. - Wolfgang skinął głową w kierunku Lexy. - A czemu, Sylvainie nie zaatakują i nas? - Spojrzał w oczy towarzyszowi. - Bo opłacimy ich skarbami z Miasta Umarłych i może podziałem w łupach. W końcu najemnik to najemnik, a na silny oddział czy trzy zaprawionych w bojach sukinsynów, powinno nam wystarczyć, tak Lexo?

- Zapytał, nie będąc do końca pewnym jak dużo jej pobratymcy sobie liczą za swoje usługi.
- Cassini nie wie że przetrwaliśmy, a gdy już ściągniemy posiłki powinniśmy zaatakować i przejąć statki, kiedy większość wyprawy będzie w głębi lądu. Mając w garści jedyną drogę wydostania się stąd, marynarze tego popaprańca sami nam go wydadzą związanego jak wieprza w zamian za bilet do domu. I tak większość idzie za nim ze strachu. - Spojrzał po wszystkich zgromadzonych, jakby szukając poparcia dla swoich słów.

- Zdobyczny statek, Zemstę, można by przehandlować albo Norsmenom za pomoc, albo naszym z tej zapadłej kolonii. Jednostką Thory wrócimy my, a Ladacznicą reszta załogi. Co myślicie? Thoro? - Przemawiając, Wolfgang wystąpił dwa kroki przed siebie, aby był dobrze widziany i słyszany przez wszystkich. W koszmarnie pobliźnionej, lewej ręce trzymał swój kostur, niedbale podpierając się na nim i mimowolnie gładząc kciukiem bazę złotej, smoczej głowy wieńczącej ozdobny kij.

Zamyślona Thora siedziała z boku bawiąc się niewielkim przedmiotem, który po bliższym przyjrzeniu się można było rozpoznać. Była to karta Eomunda. Dziewczyna wyglądała na rozkojarzoną i była dziwnie wyciszona. Dopiero na dźwięk swego imienia podniosła oczy na Wolfganga.

Inaczej wyobrażała sobie powrót do Norsmanów. Zacisnęła ciasno usta.

Nie tak miał wyglądać jej wjazd na rodzinne ziemie. Przesunęła kartą między dłońmi. Teraz jednak nie chodzilo jedynie o nią samą. Nie wiedziała, czy słowo o jej powrocie - jej i Lexy - wywołała reakcję jakiej się obawiała. Czy może ojciec… westchnęłą w duchu.
Spojrzała na Ulfira.

- Ruszymy po pomoc Norsmanów. - skinęła głową i podnosząc się. Wsunęła kartę do kieszeni - Gadać z nimi będziemy z Lexą, domówim się. Mamy co zaoferować, z pustymi rękoma nie idziemy. - wyciągnęła dłoń do Ulfira, który podał jej zwinięty kawał papieru. - Możemy pokazać i dokładne miejsce skądeśmy przypłynęłi, by jakiekolwiek wątpliwości wymazać. - rozwinęła rulon i pokazała na świeżo przygotowaną mapę - Ale to już na kolejny etap rozmów.

- Z Cassiniego trzeba zrobić przykład, albo nie będzie to niczym więcej, niż pirackim rajdem Norsmenów na imperialną kolonię. - Rzekł milczący dotąd Dorgundsson. - Po jakimś czasie do Starego Świata dotrą wieści o dziwnej bandzie przewodzącej atakiem i rody kupieckie Marienburga zapłacą dużo za nasze głowy. Zatem albo kolonia dowie się o naszych racjach albo muszą zginąć wszyscy - mężczyźni, kobiety i dzieci. Jesteście gotowi mordować dzieci? - Zapytał, choć ton głosu wskazywał, że nie oczekuje odpowiedzi. - Dopadnijmy Cassiniego poza kolonią. Z pomocą Norsmenów lub bez niej.

Thora przykucnęła obok krasnoluda przyglądając się mu bokiem.
- Nie zamierzamy atakować kolonii, lecz z pomocą Norsmenów wywabić Cassiniego i … - uśmiechnęła się - … rozwiązać sprawę.

- Znowu walka, może nawet w dżungli, będzie ciężko i szanse na przeżycie niewielkie… - Borriddim zaczął wyliczać. - Na co czekamy? - Wyszczerzył się, a Thora walnęła go z uśmiechem w plecy aż echo poszło.

- Aż się, kurwa, zdecydujecie! - wypaliła Lexa bez zastanowienia - Już od początku mówię, ale nie, najlepiej się burzyć - fuknęła jeszcze na koniec, rzucając nienawistne spojrzenie Sylvainowi, który miał do niej największy problem.

- No już, już siostrzyczko - roześmiała się na to młodsza Norsmenka - wszystko ustalone. Płyniemy do domu. - spojrzała na Lexę z uśmiechem lecz w oczach wojowniczka dostrzec mogła iskierkę niepewności.
- Skeggi to żaden dom - prychnęła Lexa bardziej pod nosem, niż do kogokolwiek. Thora szybko oderwała spojrzenie od wojowniczki i odwróciła ku Ulfirowi.

- Czyli mamy decyzję - podsumował Berthold, gotowy do działania… - jeszcze jedna rzecz… w Mieście Umarłych znaleźliśmy z Wolfgangiem pewien artefakt powiązany ze Slannami, Kulę Geomantyczną, jest to ryzykowne, ale za jego pomocą można przenosić się w inne miejsca

Erwin siedział na skrzyni w której zgromadził niemały arsenał broni prochowej. Słuchał wywodów towarzyszy nie wtrącając się. Norsmenki chciały udać się po pomoc. Inni chcieli już działać i zemstę sprowadzić na Cassiniego czym prędzej. Inżynier po słowach Aureolusa o wampiryźmie zaczął bacznie przyglądać się zebranym. Sprawdził czy piękny rapier z równie kunsztownym lewakiem są przy jego pasie.

- Racja to. - Przytaknął Wolfgang. - Wydaje mi się że mógłbym dzięki niemu otworzyć portal do dowolnego miasta jaszczuroludzi, w tym do celu podróży Cassiniego i znaleźć się tam w mgnieniu oka. - Zamilkł na chwilę pozwalając informacji dobrze wsiąknąć w słuchaczy. - Jednak nie jest to pozbawione ryzyka. Poza zwykłym błędem jaki może się przytrafić każdemu, sieć tą obserwują inne istoty. Jeśli nie połącze się z komnatą maga - kapłana, żaden nie powinien zauważyć, jednak zawsze jest szansa, a wtedy biada nam.

Pokręcił przy tym głową, chcąc nadać powagi swym słowom.
- Siedziałem cicho, bo nie dość że to niebezpieczne, to ciągle brakuje nam sił i ludzi żeby zastawić na Cassiniego taką pułapkę, a teraz wątpię żeby jaszczuroludzie pozwolili nam się zbliżyć choćby na milę do ich miasta. W tym wypadku wątpię aby jakikolwiek mag - kapłan dał się przekonać. Chyba że… - Urwał, jednak szybko otrząsnął się z zamyślenia.

- Przynajmniej dzięki mnie i Thorze zdobyliśmy dokładną mapę kontynentu. Znacznie przewyższającą czymkolwiek dysponuje Cassini. Z nią możemy łatwiej ocenić odległości i choć nie zaznaczono na niej normalnych szlaków i tak powinna być pomocna w wyznaczeniu ścieżki, o ile jaszczury i nas po drodze nie wytracą jak kuna pisklęta. Myślicie że można by ich przekonać, aby nas wsparli?

Kowal Run był blady, choroba morska nawet na tak krótkim i spokojnym odcinku jaki mieli do przepłynięcia dawała się mu mocno we znaki. Brokk był krasnoludem wychowanym w górskiej twierdzy, przez co nie lubią pływać statkami. Z pewnością rzygałby nawet na spokojnym jeziorze jeśli tylko musiałby nań wypłynąć łodzią. Medykamenty medyka trochę pomagały, powstrzymały wymioty i pozwoliły zabrać głos w dyskusji.

- Zgadzam się z Wami, jednak jeśli udamy się do pobratymców Lexy i Thory z pewnością przeciwko nam wystąpi cała faktoria, ludzie Lorenzo oraz Bardin Mordinsson z swoją drużyną. Nie będzie szans na żadne rozmowy z nim i pozostałymi krasnoludami. Honor mu nie pozwoli odstąpić od mocodawcy jeśli zagrożeniem będą obcy najemnicy, czy łupieżcy.

- A honor pozwolił im odwrócić się od Barona? - spytała oschle Lexa, chowając miecz Harkona i wstając na równe nogi, pokazując swoją dumną postawę - Czy tak postępują honorowe krasnoludy, Brokku? W pewnym sensie przyczynili się do śmierci Barona i stali się współwinni zdrady jak i kradzieży. Naprawdę uważasz, że większym dyshonorem będzie współpraca z Norsmenami, niż to co się już wydarzyło? - jej poważny ton głosu przepełniony był siłą i pewnością siebie. Jej dłoń oparła się o rękojeść miecza, ale nie zaciskała się na niej - Jeśli uważasz, że zaskoczeni mogą nie być pewni co uczynić, niech Berthold na kruczym zwiadzie poleci, stanie tylko i wyłącznie przed nimi, aby uszy i oczy innych tego nie widziały i przekaże im co uczynili swą bezczynnością i co my dalej planujemy z tym zrobić. Nie zareagowali przedtem, może więc powinni zareagowac teraz. Być może nawet uda im się wzniecić wewnętrzny bunt, gdy nas jeszcze nie będzie… Uważam wręcz, że byłoby to słuszne. Na pewno są wśród załogi marynarze, którzy czują wstyd za to, co się stało i równie mocno jak my gardzą Cassinim. Ale przyznam, że bardziej znam się na zwyczajach zwierzoludzi, niż krasnoludów, więc nie wiem, co trzeba robić i jak się zachowają. Uważam jednak, że czują wstręt po tym, co się stało, a na co nie zareagowali - Norsmenka dała zaledwie dwa kroki w kierunku innych, nie mówiąc chwilowo nic więcej. Póki co czuła się spokojniejsza, choć ciężko było stwierdzić kiedy i jak szybko coś znowu wyprowadzi ją z równowagi.

- Źle mnie zrozumiałaś, nie uważam współpracy z Twoimi rodakami za dyshonor, będzie to dla mnie zaszczyt wojowniczko. – Brokk mówił z powagą w głosie.

- Mówię tylko o konsekwencjach. Bardin zapewne związał się jakąś przysięgą z Lorenzo, musiał wykonać jego rozkaz. – Khazad starał się spokojnie wytłumaczyć swoje rozumowanie. - Miażdżąca większość moich pobratymców wolałaby zginąć, niż zdradzić, użyć podstępu czy zhańbić się w inny sposób. Tego samego wymagamy od innych. Lorenzo zdradził i spiskował. Jest człowiekiem pozbawionym czci i honoru. Jeśli to my wystąpimy przeciwko niemu jest spora szansa, że Bardin zachowa neutralność, lub nas poprze. Z pewnością wraz z towarzyszami żywi urazę do tego człowieka.

- Więc sugerujesz żebyśmy otwarcie wystąpili przeciw dobrze ponad setce ludzi w ilu? Mniej niż dwudziestu, aby być może zyskać poparcie oddziału czy dwóch khazadów? Coś te liczby mi się tu nie dodają.

- To samo mówiłam - wtrąciła Lexa przerywając na moment Wolfgangowi. Ten zmarszczył czoło na to wtrącenie, ale w ostateczności tylko skinął jej głową.

- Bardin Mordinsson przewodzi oddziałem strzelców, dobrze żeby był po naszej stronie, a koloniści się nie wtrącali. Tylko o to mi chodzi. - Khazad wytarł czoło i sięgnął po gąsior aby przepłukać usta i gardło.

- W zupełności cię rozumiem. - Przytaknął mu Wolfgang. - Też chciałbym żeby Bardin był z nami, a koloniści siedzieli na dupach gdzie ich miejsce, ale my sami musimy być siłą z którą trzeba się liczyć. Inaczej zostaniemy zgnieceni jak robaki. Dlatego potrzebujemy wojowników, choć atak na kolonię to ostatnie czego pragnę. Nie możemy do tego dopuścić. - Ostatnie zdanie zaakcentował mocniej.

- Ustaliliśmy, że ruszamy po Northmanów. Nic nie staje na przeszkodzie prowadzić dyskusje, jak te tutaj - parsknęła podminowana nagle Thora - gdy będziemy mieć wsparcie. Z Kuli… nie chcę korzystać. Jeśli taka wasza wola, droga wolna. Ja ruszę ze swoimi ludźmi normalną drogą. Nie będę ryzykować mojej załogi na niesprawdzone eksperymenty, Bertholdzie magu, Wolfie - zwróciła się do magów.

- Mądra decyzja. - Pochwalił Wolfgang.

- Co zostało nam do zrobienia tutaj? - rozejrzała się Thora. - Jeśli nic ważnego, czas nam w drogę. Czasu nie mitrężyć czczym gadaniem.

- Z mojej strony już nic. - Wolfgang postąpił dwa kroki w tył, jakby potwierdzając swoje słowa.

-W pełni zgadzam się z Wolfem. - Berthold dodał zmęczony rozmową.

 
corax jest offline  
Stary 20-09-2017, 16:00   #72
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post wspólny




Thora rzuciła Wolfgangowi jakieś dziwne spojrzenie. I wyszczerzyła ponownie, wesoło mrugnąwszy. Pogroziła palcem.
- Ruszajmy zatem! - zakomenderowała mocnym głosem po czym, upewniwszy się, że marynarze zaczynają się zbierać, pochyliła w stronę Wolfa:
- Tylko sobie tego nie odliczaj! - prychnęła cicho.

- Nie śmiałbym! - Wolfgang odpowiedział z udawaną powagą. - Czy kiedykolwiek zrobiłem coś takiego? - Zapytał, teatralnie kładąc rękę na sercu.

Thora z oburzeniem prychnęła i wyminęła Wolfa, przy okazji wypłacając mu mocny klaps w pośladek po którym Wolfgang mimowolnie się wyprostował i uśmiechnął, podążając za nią wzrokiem.

- Chyba coś przegapiłem - uśmiechnął się medyk. A po chwili uśmiechnął się jeszcze szerzej do swoich myśli.

Dziewczyna za to stanęła pewnie za sterem i pewnym, spokojnym głosem wydawała rozkazy. Jedynie pierwsze słowo - imię jej pierwszego - było zrozumiałe dla większości towarzystwa. Reszta utonęła w szybko padających po sobie, twardych głoskach.
- Ulfir! Każ żagle napiąć, sprawdzić olinowanie, bo ta pożal się Malorze łupina gotowa nam w drzazgi się rozpaść! Ludzi goń. - sama zaś z niepokojem spojrzała na szerokie wody, które nie tak dawno przyniosły im sztorm.

W tym czasie Wolfgang leniwym krokiem zajął miejsce za Thorą na rufie. Gdy ta już skończyła wykrzykiwać polecenia w swym twardym języku, Wolfgang na jej podobieństwo krzyknął w klasycznym imperialnym do drugiego maga. Dla większości rozpoznawalne było jedynie imię, za którym podążyły obce, jednak znacznie miększe dla ucha słowa.
- “Bertholdzie! Niezła ta nasza nowa kapitan, nie?”

Thora pochłonięta była wyznaczaniem kursu i nie zdawała się zwracać uwagi na Wolfa. Stepan, podkręcając wąsa, wskoczył by jej pomóc. Przejął ster od młodziutkiej blondynki i ta pochylić się mogła by wyznaczyć dokładne namiary:
- Trzy… dwa… osiem! - krzyknęła pewnie do chudego sternika.
- Trzy, dwa, osiem - odkrzyknął - Jest trzy, dwa, osiem!
Żaglowiec płynął z wolna rozcinając fale.



W końcu Thora dosiadła się do maga, szturchając go ramieniem:
- “Jeśli taki mag mówi, że niezłam, znaczy się jestem wspaniała, co?” - spytała w klasycznym z niewinną miną, oglądając paznokcie.

Wolfgang spojrzał na nią zdziwiony i odpowiedział w klasycznym. - “Toś mnie zaskoczyła.” - Uśmiechnął się.- “Gdzie nauczyłaś się kalsycznego? To język zakurzonych ksiąg i starych uczonych.”

- “Mam szczęście do zakurzonych ksiąg i starych uczonych” - zaśmiała się w głos widząc nieco otumaniony wyraz twarzy Wolfa.

- "Thora dba o wykształcenie, nie tylko zajmuje się zabijaniem jak jej siostra" - dodał z grymasem Berthold.

- “Aż taki stary nie jestem!” - Mag zachmurzył się na chwilę, po czym szczerze roześmiał.

- “A jaki jesteś?” - dziewczyna zamajtała nogami.

- “Czarujący!” - Wolfgang odpowiedział wstając i ukłonił się teatralnie.
- “Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy, tym pospolicie mówią, ogon jego twardszy” - Wyrecytował w klasycznym.

Dziewczyna założyła nogę na nogę po męsku i oparła dłoń o kolano:
- "Mmmmmm czarujący ..."- zakręciła ściągniętymi ustami - "Musiałabym sprawdzić." - rzuciła niewinnie, nieprzekonanym tonem. Nieszczególnie kryła błysk lekkiego wyzwania w brązowych oczach. - "Policzysz to jako przysługę?"

- “Nie śmiał bym.” - Odparł wolfgang ponownie siadając obok. - “Ile jeszcze przyjdzie nam się tu nudzić na pokładzie?” Zrobił krótką pauzę, patrząc w oczy Thory. - “W sensie jak długa podróż nas czeka.” Doprecyzował nieśpiesznie.
- “Kilka dni” - odparła lekko obracając się w miejscu by zwrócić się twarzą ku Wolfowi - “Spieszno…” - przesunęła wzrokiem po ramieniu maga, z wolna kierując spojrzenie ku jego twarzy - “..Ci dokądś?” - lekki uśmiech rozciągnął jej pełne usta.

- “I tak i nie.” - Odpowiedział Wolfgang. - “Ale kilka dni powinny wystarczyć.”

Thora pochyliła się ku magowi, niby to sprawdzając widok przed nimi. Gdy się obróciła, jej twarz znalazła się całkiem blisko twarzy Wolfa:
- “To sprawdzanie” - kusiła szeptem - “to” - uśmiech stał się bardziej rozmarzony - “rozpoczniemy na Skidnadblirze? Mam tam parę rzeczy, którym przydałoby się czarowanie” - dodała, odsuwając się i mówiąc całkiem trzeźwo - “Potrzebuję maga z Twymi zdolnościami by je ulepszyć. Wiesz, jak Lunetę.” - obserwowała reakcję mężczyzny z zadowoloną miną.

Wolfgang zmrużył oczy, przyglądając się Thorze:
- Skąd pomysł że to ja zakląłem lunetę? Z tego co pamiętam, powiedziałem: “Tak, to magia.” i “Zaklinaniem zajmują się Złoci Magistrzy. Ja nadaje się głównie do podsycania ognia”. - Przywołał z pamięci niedawną sytuację. - Choć nie przeczę że jest to niemożliwe, to nigdy tego nie próbowałem.

Norsmanka omiotła Wolfganga spojrzeniem.
Przez chwilę ważyła jego wypowiedź po czym klepnęła go w udo i cmoknęła lekko w pobliżdżony policzek:
- "Nie bądź krzyw." - nie skomentowała skąd pojawił się jej pomysł o jego umiejętnościach. Ruszyła się by wstać.

- "Choooć technicznie rzecz ujmując mogłem skłamać." - A Thora wstrzymała ruch patrząc na niego bokiem spod opadających włosów - "Znam jedno zaklecie, ale jest ono czasowe i jedyne co robi, to pozwala broni ranić istoty magiczne takie jak zjawy czy inne popaprane duchy." - Wzruszył ramionami.

- Aha - dziewczyna rzuciła zachęcająco zakładając ręce na piersi i krzyżując nogi. Balansowała na piętach opierając się siedzeniem o drewnianą krawędź. - "Więęęęęęc…dołączysz do Skidnadblira?" - rzuciła wystawiając twarz na wiatr. - "By sprawdzić możliwości?" - otworzyła oczy i zerknęła na Wolfa.

- "To propozycja, czy rozkaz?" - Zapytał mag.

- "A które wolisz?" - wyszczerzyła się dziewczyna.

- "Wszystkie." - Wyszczerzył się. - "Na jakiś czas z pewnością, lecz dalej mam obowiązki wobec kolegium. Szczęściem wystarczy że raz na jakiś czas będę dawał im znaki życia."

- "Na przykład posłańcem z portu, do którego zawinie statek?" - Thora dopytywała z korsarskim uśmiechem, zakładając pasmo włosów za ucho.

- "W ostateczności. Albo przez kontakt z jednym z agentów kolegium. Wbrew pozorom mają ich całkiem sporo tu czy tam." - Skinął głową. - "Raz w roku powinienem się jednak stawić osobiście."

Thora wzruszyła ramionami:
- "Jeśli obiecasz wrócić." - zaśmiała się cicho.

- "Myślę że można to zaaranżować." - Uśmiechnął się Wolf.

Norsmanka wyciągnęła dłoń do maga:
- "Dogadaliśmy są zatem?"

- "Nie tak dawno związałaś mnie umową." - Uścisnął dłoń. - "Ale może zacznijmy już gadać w bardziej zrozumiałym języku, bo zaczynają dziwnie patrzeć. " - Zażartował.

- Nie martwcie się o to.- Usłyszeli głos inżyniera stojącego przy burcie. - Nikomu do tego o czym gaworzycie.

Thora wypłaciła Wolfiemu kuksańca wskazując głową arystokratę. Na twarzy miała porozumiewawczy uśmiech:
- Jak komu piśniesz, to wylądujesz za burtą! - burknęła groźnie chociaż oczy jej się śmiały.
Erwin spojrzał w kierunku Thory beznamiętnie.
- Ja nie Cassini. Wasza sprawa co robicie. W końcu komu mam donosić? Ty jesteś Kapitanem.- Uśmiechnął się do dziewczyny, lecz ta widziała, że oczy mu się nie zmieniły.

- To Cię martwi? Złyś, że nie przywódca z Ciebie? - szczeknęła Thora, która nagle stanęła wyprostowana, tyłem do Wolfa, zasłaniając mu sobą widok na inżyniera. Spięła się lekko. Oczy zaś zmrużyła gotując się jakby na atak.
Tymi słowami widać było rozbawiła szlachcica. Oczy mu poweselały i zaczął się dyskretnie uśmiechać.

- Gdybym pragnął przywództwa to bym już wtedy kombinował by je zdobyć. Nie zależy mi na braniu odpowiedzialności za to wszystko.- Mówił już uspokojony.
- Ty od dawna na wodza rosłaś a ja staram się na dobrego w swoim fachu specjalistę. Jednak co do dowodzenia przy działach zostaw mi.- Tu mrugnął do niej i złapał powietrze.

- Nie będę Wam już przeszkadzał.- Odsunął się od barierki. - Idę sprawdzić czy moje graty nie przemokły.- Tu odwrócił się do nich i skłonił lekko w pożegnaniu. Kiedy spojrzał na nich widzieli, że wrócił do stanu z początku spotkania.

- Zachowaj siły na potem. - Wolfgang powiedział cicho, spokojnie kładąc dłoń na ramieniu Thory i lekko ją zacisnął.

Thora nie odpowiedziała Erwinowi ale pod wpływem Wolfa nieco się rozluźniła. Usta zacięte jednak miała. Odprowadziła arystokratę chmurnym spojrzeniem.
- Niejedną walkę z takimi jak on stoczyłam - mruknęła cicho i chrapliwie do maga - Każdy uważa, że może traktować mnie z góry i śmiać w twarz, bom młoda... - warknęła i poklepała się po torsie jakby czegoś szukając.

- Chyba trochę nadinterpretujesz. - Mag powiedział powoli. - Erwin po prostu trzyma się tego co zna i w czym jest dobry. Reszta to po prostu styl bycia.

Thora odwróciła się przodem do Wolfa i łypnęła na niego gniewnie. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć jakimś przekleństwem. Postąpiła nawet kroczek do przodu, skracając dystans między nimi

- Po co nam kolejne konflikty? Erwinowi wystarczy że cała Lustria chce go zabić, więc nie bruździł by sobie tutaj… - Wolfgang przerwał na chwilę, gdy Thora do niego podchodziła. - … przynajmniej świadomie. - Dokończył patrząc jej w oczy.

To wstrzymało dziewczynę.
- Może i racja - skrzywiła się niechętnie.

- Oczywiście, że racja. - Uśmiechnął się.

- To, żeś stary, nie znaczy, żeś wszystkie rozumy pozjadał - rzuciła ale tylko tak by oboje usłyszeli. Uniosła dumnie głowę. - Więc sobie nie myśl, że możesz mną manipulować, Wolfie. - próbowała ratować twarz i wyjść z sytuacji górą.

- Ehh… młoda to porywcza. - Wolfgang zaczął teatralnym westchnieniem. - Ale spokojnie, to minie. - Odgryzł się.

- Jeśli minąć ma jak u starców, to wolę zdechnąć w bitwie. - fuknęła Thora i odwróciła się szybko na pięcie. Splecione warkoczyki i ściągnięte pasma włosów zawirowały równie gwałtownie. Zsunęła z ramion kurtę i zaczęła wspinać się na maszt, czując, że musi przewietrzyć rozpaloną gniewem i wspomnieniami głowę.

 
corax jest offline  
Stary 21-09-2017, 10:12   #73
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Erwin & Lexa

Erwin kiedy statek zaczynał odpływać podszedł do Lexy i usiadł przy niej.
- Widzę, że odzyskałaś już pełnię sił.- Mówił wpatrując się w nią smutnym wzrokiem.

- Najwyższa pora. Zbyt długo to trwało. - Lexa patrzyła gdzieś przed siebie jakby zamyślona.

- Myślisz, że dorwiemy Cassiniego?- Spróbował zagaić.

- Tak. Wiem co robię - odpowiedziała chcąc chyba bardziej przekonać samą siebie, że pomysł ze Skeggi był dobrym pomysłem. Siedziała pochylona z łokciami opartymi o kolana. Nie mając co obracać w dłoniach, bawiła się palcami.

- Denerwujesz się czymś?- Zwrócił uwagę na zabawę palcami.

- Tak, trochę tak - przyznała cicho jak osobie, której ufa - Ale lepiej by tylko jedna osoba miała wątpliwości, niech inni myślą, że wszystko dobrze i mogą na nas liczyć.

Inżynier zmarszczył brwi.
- Jakie wątpliwości? Tu trzeba wojowniczej pewności siebie jak Twoja.- Próbował podnieść na duchu norsmenkę.

- Mam ją - westchnęła ciężko, wciąż gładząc palce - Słuchaj, to że jesteśmy Norsmenkami, wcale nie daje nam gwarancji sukcesu w Skeggi… Równie dobrze mogą nas wyśmiać. Niech inni myślą, że wszystko jest pewne, że ja i Thora dogadamy się z nimi, ale… Tak naprawdę nie wiadomo czy tak będzie. Być może będę musiała z którymś z nich walczyć, by nas obdarzyli choć nikłym szacunkiem. Pod warunkiem, że bym wygrała. I że w ogóle będą chcieli słuchać kobiety - zakończyła mrużąc oczy, ale wciąż na niego nie spojrzała

- No ja jestem Imperialczykiem i też takiej gwarancji nie ma, że dogadam się chociażby z sąsiadem. Rozumiem i myślę, że pozostali też o tym wiedzą.

- Jesteś mężczyzną - wtrąciła Lexa prostując plecy i spojrzała na niego - Sam dostrzegłeś tę różnicę, czyż nie? Wojownik i wojowniczka? - spytała jakby sprawdzając kolejną sytuację, o której nie wiedziała czy była snem czy prawdą.
- Jak zobaczą mnie, to mogą ryknąć śmiechem. Kobiety w Norsce są inaczej traktowane, dlatego to co robię jest dla mnie ważne. Nie znoszę tych skurwieli - syknęła blondynka przez zaciśnięte zęby i odwróciła głowę ponownie patrząc w podłogę.- Z ojca często drwili, że brat jego jarlem i syn mu w drodze, a mój to tylko córki same i co mu z tego. Gdy uczył mnie walki mówili, że “dobrze, Vidarze, będzie miał kto od garów najeźdźców odganiać” …

- Rozumiem o co Tobie chodzi.- kiwnął głową na znak zrozumienia.
- Od mnie ojciec oczekiwał, że będę władyką na ziemiach ewentualnie karierę wojskową robił. Nie chciał słyszeć o innych opcjach. Jak widzisz nie po myśli mu i ja poszedłem. No ale wracając do Ciebie.- Westchnął z czułością.
- Dla mnie jesteś wspaniałą wojowniczką. Z Tobą przygody chce się mieć i podróżować po świecie walcząc o sławę i chwałę. To, że nie będą Cię uważać za godną to pewne. W Imperium tak samo jest. Wiem, że naklepiesz kilka mord i zobaczą, że to Ty jesteś wodzem. Nie kobietą ale już tylko wodzem i bohaterem przy którym złoto będzie się sypało workami. - Mówił z pewnością siebie i Lexa czuła, że mówi szczerze lub jest dobrym łgarzem.

- Nie zależy mi na złocie - wzruszyła ramionami wyraźnie zamyślona - I ciężko mi uwierzyć w to co mówisz. Może tak sądzisz, ale ja mam wątpliwości. - spojrzała na rozprzestrzeniające się wody - Mój ojciec… Raczej nie jest zawiedziony, jak twój. Po prostu innym Norsmenom należy się wpierdol. Nie mogę się doczekać aż wrócę do Norski i najadę na wiochę, zajebie jarla i przejmę wszystko co miał. - kącik jej ust uniósł się w nieprzyjemnym uśmieszku.

- Tobie nie zależy, ale w tej koloni tym wojownikom zależy.- Poprawił ją bo chyba nie zrozumiała jego wywodu. Mimo to uśmiechnął się na myśl o braniem siłą co Lexa chciała.
- Z chęcią dołączę do takiej zabawy jeśli pozwolisz. Jakby który za bardzo się rzucał to granat w gacie się mu wsadzi.- Dorzucił półżartem półserio. Norsmenka zarżała głośno wyraźnie rozbawiona.
- Z resztą patrząc na Kislev. Tam rządzi Caryca a i jednym z cesarzy była kobieta i rządziły nie bacząc, że są kobietami. Poddani widzą w nich siłę i potęgę a mimo to one mają przewagę nad facetami. Bo nimi nie są.- Dodał patrząc na mostek.
Po chwili ciszy lekko zmienił temat.
- Wiesz. Tak sobie myślałem ostatnimi dniami i uzmysłowiłem sobie, że chciałbym zestarzeć się przy Tobie na takich wyprawach, przygodach i wojnach.- Erwin strzelił prosto z mostu. Wcześniej jakoś nie wiedział jak się za to zabrać a coś mu ostatnio mówiło, że trzeba prosto.
- Może wydaje się to niewykonalne, co pokazała nam ostatnia walka i zdrada Cassiniego, ale mimo to chcę w to brnąć. Jak zapewne większość jak i Ty sądzi.- Mówił z przekonaniem.

- Zestarzeć? - powtórzyła i ryknęła krótkim śmiechem - Wątpię, byśmy tak długo żyli, ale warto próbować - stłumiła śmiech pozostawiając na twarzy jedynie szeroki uśmiech - Jeśli byś miał ochotę, możesz płynąć z nami do Norski, gdy to wszystko się już skończy, choć nie gwarantuję, że tamtejszy lud się ucieszy - rozłożyła bezradnie ręce - Ale, jak chyba wspominałam, lubię cię. Nie przeszkadzasz mi… Póki nie mówisz dziwnych i głupich rzeczy… Co ci się zdarza często - spojrzała na niego posyłając mu miły uśmiech. Samo w sobie to już było nietypowe.

- A jakie to według Ciebie głupie i dziwne rzeczy?- Zapytał odwzajemniając uśmiech tylko mimiką. Lexa trochę dziwnie się zachowywała, ale Erwin uznał, że to zbawienny wiatr z morza i bycie na morzu ją udobruchało.

- Nooo wieeesz - mruknęła przeciągle prostując plecy i wyciągając ciało w górę, aby rozprostować kości. Napięła sylwetkę biorąc głęboki wdech, po czym powróciła do poprzedniej pozycji. - Umizgi masz dziwne - przyznała po chwili namysłu nad słowami. Ciężko było jej określić to po reiklandzku - No i jak coś palniesz to … A, no i się mnie nie słuchasz, jesteś głuchy gdy mówię, że czegoś nie chcę. Uparty jesteś jak osioł. Hm - potarła dłonią rękojeść miecza, zastanawiając się czy mówić dalej. Bała się, że palnie jakąś głupotę, że w głowie jej się poprzestawiało i zaraz wspomni sytuację ze snu, a nie jawy - No i w ogóle za dużo myślisz o tych sprawach, wiesz… co żołądek ściska.- uśmiechnęła się niemal niezauważalnie i odwróciła wzrok w drugą stronę, aby tego nie widział. - I mnie nimi atakujesz - dodała na koniec. Jej wzrok spoczął na pracujących marynarzach. Siostra dobrze ich wyszkoliła, gdyby tylko Lexa tak potrafiła… Ale to było dla niej zbyt trudne, przecież by ich pozabijała już po drugim słowie. Była zbyt agresywna i nerwowa.

Erwin wsłuchał się w słowa norsmenki. Starał się zrozumieć o co chodzi i przychodziło mu to nader łatwo. Lexa próbowała wcześniej ostrzej to dać do zrozumienia a teraz zmieniła taktykę na dobrotliwą.
- No fakt. Upierdliwy ze mnie reiklandzki chujociąg.- Palnął inżynier. Zwrócił wzrok w tym samym kierunku co dziewczyna i wpatrywał się w tych ludzi w ukropie roboty.
- Wydaje mi się, że chyba pora na obiecaną naukę.- Spojrzał na Lexę. - Chcesz Ty się wyżyć podczas walki czy ja mam młotkiem wbijać Tobie literki?- Zapytał z uśmiechem. Miał nadzieję, że jedno lub drugie poprawi mu humor.

- Hm - mruknęła przenosząc spojrzenie na Erwina. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że siedzą dość blisko siebie, bo ta skrzynia wcale taka szeroka nie była. Nie przeszkadzało jej to jednak - Walka teraz byłaby nierozsądna. I przeszkadzająca innym w pracy - stwierdziła z powagą - A jak masz zamiar mnie nauczyć tego? Nie chcę na pamięć jednej książki i z niej słów znać, tylko znać różne.

- Wiem czego oczekujesz.- Odparł i dodał po chwili. - A raczej czego nie chcesz.- Wstał i wskazał na schody ku kajutom.
- W suchym miejscu proponuję zacząć. Mam trochę pergaminów i coś do pisania się znajdzie.- Oznajmił zastanawiając się od czego by zacząć. - Co powiesz na początek na nauczenie się Twego imienia?

- To umiem, jest proste - oznajmiła wstając i rozglądając się w poszukiwaniu kogoś - Choć robię to machinalnie, wiesz… Tak samo jak mogę rzucić twoją kulobuchą, ale nie będę wiedziała, kiedy jebutnie - dodała idąc w kierunku kajut, wciąż poszukując kogoś wzrokiem.

- To od czego byś chciała zacząć?- Zapytał przepuszczając wojowniczkę by prowadziła do wybranego przez siebie miejsca.

Lexa wzruszyła ramionami, stając obok i również przepuszczając go w drzwiach. Najwyraźniej dla niej była to jakaś ujma, że miałaby iść pierwsza
- Prowadź, ja nie wiem gdzie masz te potrzebne duperele do nauk. Nie znam się. Tym razem ty porządzisz trochę. - spojrzała na niego twardo i tylko jedno brew drgnęła ku górze

- Zatem chodź.- Erwin zszedł pod pokład i poprowadził ich do swojej kajuty.


***


Otworzył drzwi i już chciał Lexę przodem wpuścić gdy z uśmiechem wszedł sam.
- Rozgość się.- Wskazał krzesło przy stole na którym stały małe woreczki i kilka mniejszych skrzynek.

Lexa podeszła do siedziska zdejmując z niego rzeczy i odkładając na podłogę. Normalnie by nimi pierdolnęła, no ale… W końcu miał ją uczyć, nie chciała być niewdzięcznicą. Potem usiadła niepewnie, kładąc ręce na kolanach i nie wiedząc, co z nimi zrobić. Jeszcze nic nie zaczął mówić, a ona już zaczynała się irytować.

Inżynier podszedł do stołu i przeniósł skrzynki pod ścianę a woreczki poukładał na pryczy. Następnie sięgnął do plecaka, który był w kufrze i wydobył kilka kartek i zestaw do pisania. Na koniec sięgnął po książkę i podsunął drugie krzesło stojące do tej pory przy drzwiach. Postawił je obok krzesła Lexy i zasiadł.
- Więc skoro umiesz swoje imię to pokaż.- Wskazał jej papier i pióro z atramentem.

Kobieta spojrzała na niego mrużąc oczy. Było widać, że już jest zła, choć pewnie nie na niego, a na samą siebie. Była chora z dumy i ciężko przełykała cokolwiek sugerujące, że może być nieudolna. Chwyciła pióro w taki sposób, że wyglądało to na akt agresji. Zacisnęła jakby właśnie dobyła oręża.

- Stój.- Powiedział spokojnie Erwin widząc jak zabiera się dziewczyna za pisanie.
- Wstań i wyjdź.- Mówił ze spokojem. - Za drzwiami zostaw swoją dumę i wróć z powrotem. Jestem Twoim nauczycielem i jak sama chciałaś musisz mnie słuchać.- Erwin przybrał postawę nie znaną dotąd Lexie. - Do nauki trzeba otwartego umysłu a nie chęci mordu i strachu przed poniżeniem się.- Mężczyzna wstał i sięgnął po butelkę wina i kubek. Usiadł i zaczął nalewać.
- Ty jeszcze tu?- Spytał z podniesioną brwią.

Norsmenka uniosła brwi ze zdziwienia, a potem gniewnie zmarszczyła nos. Wpatrywała się w niego zielonymi oczami zupełnie tak, jakby chciała go zabić. Chwilę tak siedziała, po czym rzuciła pióro na stół i wstała w milczeniu opierając się zaciśniętymi pięściami o blat stołu. Jej serce przyspieszyło ze złości.
Nic nie powiedziała. Odwiązała od pasa miecz Harkona i rzuciła go na stół. Patrzyła na inżyniera z zadartym nosem, a później odwróciła się i odeszła... Choć nie tak daleko, jak tego chciał. Podeszła do pryczy i stanęła tyłem do Erwina, po czym zaczęła się rozbierać. Ze zwinnością wojownika odpięła pancerz i odrzuciła go na łóżko. Ściągnęła pozostałe bronie, bo miała ich jeszcze parę. Cały swój arsenał odrzuciła, pozostając jedynie w swej skórzanej przepasce, która nie zasłaniała więcej niż piersi i pośladki. W takich strojach walczyli często gladiatorzy.
- Do naga się nie rozbiorę, musisz zaakceptować, że jestem wojownikiem. Takim czy innym, ale jestem i zawsze będę - powiedziała twardo po czym spojrzała na niego przez ramię.
- Może tak być?

Erwin patrzył na dziewczynę przez chwilę, gdy odeszła dokończył lanie wina i podniósł wzrok ku prawie już nagiej kobiecie.
Patrzył prosto w jej oczy beznamiętnie. Nie widać było w nich ni krzty emocji.
- Po pierwsze.- zrzucił niedbale miecz ze stołu.- Jak chcesz się czegoś nauczyć niszcząc przybory do pisania.- Tu podniósł pióro przyglądając się jemu pod światło dochodzące z bujającej się latarni zamontowanej na haku nad stołem. Lexa zacisnęła szczękę widząc, jak potraktował jej miecz. Zniosła to mimo wszystko, naprawdę się starała.
- Po drugie.- Dodał wymieniając pióro.- Jeśli uważasz, że tak będzie Tobie wygodniej to nie widzę problemu. Dla mnie możesz być i w zbroję zakuta jak nasz Khazad.- Wrócił wzrokiem do blondynki stojącej i kipiącej ze wściekłości.
- Po trzecie.- Tu spojrzał na drzwi. - Nie zrobiłaś tego o co prosiłem. Nadal masz swoją dumę i butę.- Wrócił na koniec wzrokiem spokojnym i chłodnym na Lexe. Ona jednak zdawała się go nie rozumieć. Lepiej wiedziała, kiedy i jak się zachowuje, a on po prostu chciał mieć nad nią głupią władzę i to wszystko. Miała robić to co rozkaże bez choćby piśnięcia słówkiem. Umawiała się na nauki, a nie na tresowanie. Zachowała jednak spokój, być może on tylko tak dziwacznie żartuje. W końcu byli przyjaciółmi, prawda? Przyjaciółmi, którzy sobie ufają i się lubią, szanują swoje zachowania.

- Nie chcę nic niszczyć, taki mam chwyt. Zawsze tak się podpisywałam - wzruszyła ramionami i podeszła z powrotem do stołu, siadając niedbale na krześle, nie jak kobieta, po prostu twardo przysiadła. Nie posłuchała go, bo uważała, że to zwykłe znęcanie się, a ona się nie da poniżać.
- Wystarczyło powiedzieć, że źle i pokazać. Taki z ciebie nauczyciel, co? Pognębię ją trochę, niech wie gdzie jej miejsce - uśmiechnęła się półgębkiem - Też cię będę gnębić, zapamiętam sobie. - wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku i wzrok skierowała na pióro - Pokaż jak, skoro ci się nie podoba jak ja to robię. - rzuciła mu wyzwanie rozbawionym spojrzeniem.

Erwin patrzył jej w oczy nieczułym wzrokiem przez kilka chwil.
- Nie masz do mnie szacunku a chcesz bym ja miał. Mam szanować Ciebie jako wojownika a Ty możesz mnie z gównem porównywać.- Mówił tak nieczule i brak mu było nawet krztyny ciepła. Na twarzy Lexy pojawił się grymas zniesmaczenia. ~ Jebnięty jakiś? - pomyślała.
- Nauka jest moją dziedziną i masz ją z szacunkiem traktować. Na Twoje zaczepki nie zareaguje bo tu jest moja domena. Więc wstań i zrób o co prosiłem.- Podniósł kubek z winem i napił się kilka łyków.

Lexa prychnęła. Wstała od stołu przerywając mu wywód, albo i nie, bo nie wiedziała, czy skończył.
- Przeginasz, Erwin. - powiedziała lodowato unosząc jasne brwi i patrzyła na niego z góry.
- Nie wiem co żeś sobie ujebał, ale nie jest tak, jak mówisz. Poniżasz mnie, a na to sobie nie pozwolę. Jeśli tak chcesz, to proszę bardzo - odwróciła się od niego i wyminęła, aby podnieść miecz Harkona, który zrzucił ze stołu w podły sposób. - Lius też umie pisać… I nie traktuje mnie tak dziwacznie jak ty - stwierdziła z obojętnością w głosie podchodząc do pryczy i zbierając swoje rzeczy.

Niedoszły nauczyciel norsmenki tylko patrzył co ona robi.
- I to jest postawa wojownika? Czmychać kiedy wyzwanie czeka? Do Aureolusa najlepiej.- Teraz to Erwin prychnął i przekręcił się na krześle. Lexa nie rozumiała. Aureolusa znała kilka lat, a Erwina? Parę miesięcy. Jego zachowanie było obrzydliwe, zważywszy na słowa jakie między nimi padały przy wcześniejszych rozmowach. Sprawił, że nawet szkoda jej było podnosić na niego rękę i miecz. Nie był tego warty.

- Nie uciekam. Po prostu musiałabym cię skrzywdzić. Więc się wycofam. - w jej głosie rozbrzmiewał spokój, kiedy układała swoje rzeczy na przedramieniu. - To chyba na tyle. - spojrzała na niego przez ramię i podeszła do drzwi, aby opuścić kajutę.

- Twój ojciec jak Ciebie uczył machać mieczem też odpuszczał jak jakiejś babie?- Powiedział do pleców dziewczyny.
- Wydaje mi się, że twardym trzeba być. A jeśli przez to przebrniesz będziesz miała większą satysfakcję niż nauczenie się od ciepłych kluch.- Mówił potokiem. - Czy Ty ucząc mnie machać mieczem byś traktowała mnie ulgowo? Czy to miałoby sens? Trzeba zwalczyć swoje przywary by coś nowego w sobie odkryć. Co będzie jak złamiesz pióro? Rozpierdolisz pół kwartału w mieście?- Swoją przemowę zaczynał kończyć. - Zrobisz jak chcesz. Myśleć też sobie możesz co chcesz. Nie rajcuje mnie poniżanie i znęcanie się. Po prostu wierzę w tę metodę. To uczy czegoś takiego co zowią “cierpliwością”.- Ostatnie słowo zaakcentował. - A tego brak Tobie i chcę w gratisie Ciebie jego nauczyć.

- Mój ojciec nie pozbawiał mnie dumy i honoru... I ja ciebie też bym nie pozbawiła. Ale to co ty robisz, nie nazywa się "twardą lekcją", wierz mi - Lexa wciąż była łagodna, co naprawdę budziło niepokój. Chyba większy niż gdyby teraz się na niego rzuciła, bo tego przynajmniej było można się spodziewać.
- Jesteś durniem, Erwinie - zaśmiała się głucho. Nie był to śmiech rozbawienia, nie chciała też z niego kpić. Po prostu coraz bardziej niedowierzała w jego słowa. On naprawdę w nie wierzył?
- Po przekroczeniu progu tego pokoju coś ci się wyraźnie popierdoliło, ale to już nie mój problem… Żegnaj - uśmiechnęła się pocieszająco. Nie przyszła tutaj na naukę charakteru, tylko czytania i pisania. Jeśli tak to miało wyglądać, to cóż... Widocznie musiała zwrócić się do kogoś innego. Właściwie, to dał jej pretekst, by ponownie zobaczyć się z medykiem. Lexa wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.

Erwin patrzył na zamknięte drzwi przez Lexę jakiś czas. Smakował się winem przez jakiś czas.
~Chrzanię to!~ Miał dość zawracania głowy pierdołami. W końcu nie po to przybył do Lustrii by uganiać się za jakąś wyrośniętą dziewką, która i tak nie odwzajemni jego uczuć. Nigdy nie potrafił zbudować głębszej relacji z kobietą. Zawsze w jego otoczeniu traktowało się kobiety jak kobietę lub zdzirę. By tego nie doświadczać wstąpił do Imperialnej Szkoły Artyleria a później został inżynierem.
erwin odstawił kubek na mały stolik przy pryczy i podszedł do drzwi. Zamknął je na klucz i ruszył do swoich maneli. Wyciągnął jedną z ksiąg gdzie prowadził zapiski swych pomysłów.
- No to pora wziąć się za robotę. Jakoś pomścić Barona trzeba i przetrzepać skórę Cassiniego!- Powiedział motywując sam siebie.
Oczyścił stół i jego okolicę i zaczął wyciągać różne narzędzia jak i kilkanaście rusznic i innych przedmiotów.
 
Hakon jest offline  
Stary 21-09-2017, 21:15   #74
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Brokk & Wolfgang

RETROSPEKCJA
WYKUWANIE RUN

Brokk dzięki medykowi był w doskonałej kondycji. Tak więc gdy ranni odpoczywali, plądrowali lub pracowali w laboratorium Kowal Run postanowił odnaleźć kuźnię oraz rozejrzeć się za stopem z którego wykonano bramę do budowli. Zarówno jaszczury jak i nieumarli musieli się liczyć z koniecznością stałej konserwacji sprzętu. Dlatego też zbrojownia była w doskonałym stanie, tak samo większość mechanizmów, zawiasów czy innych drobiazgów. Na jednym z poziomów starożytnej budowli znajdował się wspaniały warsztat. Może nie tak okazały jak w Karak Hirn, ale znajdowało się w nim wszystko co potrzebne. Pośrodku warsztatu stał pień z kowadłem. Niedaleko było palenisko z cegły wylepionej gliną oraz połączony z nim miech kowalski. Pod ścianami na regalikach znajdowały się narzędzia: młotki, kleszcze, przebijaki, kształtowniki, podcinaki, gwoździownice. Widać było, że narzędzia były rozmieszczone według zasady, że najczęściej używane znajdują się pod ręką. Mistrz Run zabrał się do pracy. Odgłosy uderzeń jego młota rozchodziły się po starożytnej budowli. Nic więc dziwnego, że dźwięki mogły przyciągnąć do kuźni zwiedzających.

I tak też się stało. Niemal parę chwil po tym jak kowal run zaczął hałasować, przyciągnęło to niemogącego usiedzieć w miejscu Wolfganga.
- Widzę że znalazłeś coś dla siebie. I to nie byle co. - pochwalił, rozglądając się po kuźni. - Jakaś konkretna praca, czy zabijanie czasu?
Niewielu kowali run osiąga poziom mistrzowski, Brokk Varda był jednym z nich. Chęć pomszczenia zmarłych towarzyszy, znalezienia źródła kruszcu z którego wykonana została brama napędzała kowala do jeszcze lepszej pracy.
- Owszem znalazłem, doskonale się w sztuce magii runicznej. Na tym rzeźbionym rogu powstaje Mistrzowska Runa, znak który pozwoli mi osłabić moc dowolnego maga.
Khazad był pełen dumy, wykuwanie run wymaga niezłomnej woli i długotrwałych badań. Tego dnia Gronrhun, Krasnoludzki Bóg Ognia, Stali, Kamienia i Mistrzostwa Rzemiosła prowadził jego ręce i dbał o bystrość umysłu. Inskrypcja była idealna, przedmiot wręcz emanował wtłoczoną energią, jednak zamknięcie było trwałe jak nigdy dotąd. Brokk po raz pierwszy w swym życiu wykuł mistrzowską runę i choć była ona tylko tymczasowa był zadowolony z efektu.
- Inaczej korzystacie z mocy eteru, prawda? Zmuszacie go do wywołania jakiegoś efektu, naginacie swoją siła woli. Mój Ród wybrał inną drogę i nauki, jeśli jednak zechcecie stworzę dla Was Runę. Pokażcie proszę Was kostur.
Khazad ważył w rękach i oglądał dokładnie mosiężny kostur stylizowany na prostą głowę smoka.
- Dobra, solidna robota. Możecie zostać i się przyglądać lub wróćcie do mnie za jakiś czas.
Mistrz Run zabrał się ponownie do pracy. Nie ważne czy znak był prosty czy złożony, w każdy pracę wkładał cząstkę swej duszy. Dbał o każdy detal, wystarczy jedna niedoskonałość, a przedmiotu nie będzie można nasycić mocą eteru.
- Osłabianie magów… - Powtórzył Wolfgang. - Wydaje się użyteczne. - Pokiwał głową w uznaniu. - Zostanę popatrzeć jak pracujesz jeśli to nie problem. Nie jestem rzemieślnikiem z Kolegium Złota, więc nawet jeśli zobaczyłbym jakiś sekret to pewnie nawet go nie rozpoznam. - Zaśmiał się.
- Co do eteru to faktycznie różnimy się jak to tylko możliwe. Nasza magia jest bardziej bezpośrednia, dziksza, trudniejsza do okiełznania. - Wyciągnął swoją pobliźnioną rękę i obejrzał ją w żółtym świetle kuźni. - Nasza siła i przekleństwo.
- Bez urazy Mistrzu Ognia, jak dla mnie Was sposób rzucania zaklęć jest zbyt obarczony ryzykiem wypaczenia przez energię Chaosu. – Brokk przyjrzał się blizną po pocałunku ognia, widział podobne nieostrożnych pobratymców pracujących w hucie, czy przy piecu. Nie świadczyły one jednak źle o ich posiadaczu, było wręcz odwrotnie. Dla Kowala Run był to dowód ciężkiej i wytrwałej pracy.
- A tam zaraz urazy. - Wolfgang machnął ręką. - Wszak prawda to. Jednak uczymy się minimalizować ryzyko. No i nasze splatanie eteru ma nieco bardziej bezpośrednie przełożenie na… - Przez krótką chwilę szukał odpowiedniego słowa. - ...cel. Cena elastyczności? - Zapytał jakby sam siebie.
- Niezależnie też od kolegiów z jakiś się wywodzicie sądzę, że nie bylibyście w stanie pojąć naszych sekretów. Życia by wam na to brakło. Bractwo kowali run to kilka klanów o tradycjach liczących wiele stuleci. Nawet znajomość naszego języka nie na wiele by się Wam zdała, gdyż runy to nie tylko zwykły symbol czy znak, a starożytna odmiana khazalidu. Języka praktycznie już zapomnianego, nie wielu moich rodaków potrafi się nim posługiwać. Dlatego też inkantacje i gesty jakie będę przy Was wykonywał mogą być dla Was niezrozumiałe. Tak samo jak dla mnie opowieści o wiatrach magii, których zapewne nigdy nie dostrzegę.- Zakończył dość poważnie.
- Proszę o to Wasz kostur, a wraz z nim Runa Ochrony. Czasem warto wzmocnić bariery swojego umysłu. Aktywuje się, gdy tylko tego zapragniesz. Pamiętajcie jednak, że to tylko prosta runa, po jednym użyciu zniknie i trzeba będzie ją wykuć ponownie. Trwałe nasycanie wymaga tygodni, a czasem i miesięcy pracy.

Nim skończył się pierwszy dzień Khazad ukończył jeszcze Runę Ochrony na prostym jelcu sztyletu Thory oraz Runę Żywotności. Brokk czuł się nareszcie dobrze. Długa podróż statkiem i pierwsze dni w nowym świecie nie pozwalały na wykazanie pełni swoich umiejętności. Lexa zamknęła się wraz z Aureolusem, był to doskonały moment na obejrzenia pozostawionego przez nią miecza. Była to wspaniała broń, która idealnie nadawała się do wykucia starożytnej Runy Furii. Norsmenka uwielbia rzucać się w wir walki, teraz będzie jeszcze bardziej zabójcza. Gdy kobieta w końcu opuścił laboratorium Khazad oddał jej naostrzony i wypolerowany oręż. Z dumą zaprezentował jej runę i wyjaśnił pokrótce jej działanie.
- Dzięki temu jeśli zapragniesz Twoje ataki staną się jeszcze szybsze. Przynajmniej przez jakiś czas wojowniczo.
Miał też prezent dla medyka. Runa Żywotności, inskrypcja która potrafiła podtrzymać przy życiu. Khazad był pewien, że Aureolus doceni ten prezent. Jego solidny prosty hełm po paru godzinach zyskał nowe magiczne właściwości. Nawet jeśli jego kształt nie sprzyjał wykonaniu inskrypcji nie stanowiło to większej trudności. Nie bez powodu Brokk zyskał tytuł Mistrza Run, nie był już zwykłym czeladnikiem czy kowalem run, mistrzostwo zobowiązywało.
Kolejne dni były równie pracowite. Dla swego rodaka przygotował specjalną Mistrzowska Runa Złośliwości, na jednym z przedmiotów swojego ekwipunku. Khazad zasłużył na okazanie mu szacunku, nie mógł otrzymać zwykłej runy. Berthold Czarny Kieł jak każdy mistrz magii nie dbał o pancerz, czy oręż. Ten by go tylko ograniczał. Dlatego Mistrz Run poprosił o pokaźny naszyjnik maga. Tym razem zamiast nowego zęba do kolekcji na jednym z nich wykuł Runę Ochrony. Zasłona umysłu to coś czego potrzebują magowie. Na zbroi Erwina i Sylvaina wykuł runa żelaza. Magiczna moc osłabiająca wszystkie ataki wymierzone w osobą noszącą pancerz z aktywnym starożytnym znakiem.
Brokk Varda był zadowolony, dawno nie miał czasu na pracę w solidnym warsztacie. Efekt był więcej niż zadowalający, miał nadzieję, że towarzysze będą z dumą nosić przedmioty nasycone runiczną magią.





***


Mistrz Run przebywał pod pokładem, widok bezkresnej wody za bardzo przyprawiał go o mdłości. Przez cała drogę do Skeggi pracował nad swoim hełmem, koncentracja i skupienie na pracy pomagały zwalczyć dolegliwości ze strony żołądka. Runa kamienia, należała do jednych z prostszych do wykonania. Teoretycznie mógł ja wykonać nawet czeladnik run, a już na pewno kowal run. Na pokładzie statku poziom trudności jednak wzrastał. Brokk pracował dłużej niż zwykle, nie spieszył się. Nie ważne było, że działanie znaku miało być tylko tymczasowe.

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 27-09-2017 o 22:24.
pi0t jest offline  
Stary 22-09-2017, 12:43   #75
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Stos się dopalał, jednak Borriddim wciąż przy nim trwał wpatrzony w płomienie chciwie pożerające szczątki tych, którzy polegli w wampirzym gnieździe.

Wśród nich spoczął Orrgar zwany Białobrodym. Krasnolud był przekonany, że w tych okolicznościach nie przeszkadzało mu towarzystwo Kratenborga, Hoefera i nawet elfa Weddiena, którego nazwiska Borriddim nie potrafił spamiętać. Jednak to właśnie Białobrodemu Dorgundsson obiecał pomstę w postaci dwóch tuzinów wrogów, którzy mieli zginąć z jego ręki ku radości Zabójcy. Pomsta miała być wykonana za pomocą broni Orrgara - jego dwuręcznego młota. Khazad przesunął dłonią wzdłuż pozornie zwyczajnego, aczkolwiek kunsztownie zdobionego styliska, a pod jego dłonią rozbłysły się runiczne symbole blednąc i gasnąc w końcu, gdy przesunął dłoń w inne miejsce. Spojrzał na głownię, a ta rozjarzyła się błękitną poświatą w odpowiedzi. Broń zabójcy była złakniona krwi, a khazad przeczuwał, że już wkrótce jej nie zabraknie.

* * *

Następne dni spędzili na odpoczynku i leczeniu ran po ostrzach i pazurach krwiopijców. Nie wszyscy, gdyż w tym czasie łapiduch próbował nie dopuścić do śmierci Norsmenki, a przy tym nie postradać własnego, gdyby ta przeobraziła się w wampirzycę. Nie chcąc słuchać nieludzkiego wycia umierającej krasnolud pomagał kowalowi run pieczołowicie wykuwającemu symbole mocy na ekwipunku należącym do różnych osób. Zapas drew do paleniska, obsługa miechów, przynoszenie zimnej wody do hartowania rozgrzanej stali - to wszystko znał ze swojej praktyki kowalskiej, choć już dawno sam niczego nie stworzył.

Na koniec otrzymał od Brokka rzemień z nanizanymi nań łuską i szponem smoka, którego dosiadał Harkon. Tymi samymi, które Borriddim zabrał na pamiątkę po tamtej walce. Teraz jednak na łusce znajdował się wyczuwalny pod palcami symbol, który aktywowany w odpowiednim momencie miał zapewnić pewien stopień ochrony noszącej go osoby przed różnego rodzaju obrażeniami. Hojny dar, za który Dorgundsson podziękował pełnym szacunku skinieniem głowy i manierką krasnoludzkiego spirytusu, którą trzymał na specjalne okazje.

W międzyczasie rozeszła się wieść, że Norsmenka przeżyła, a co dziwniejsze jej lekarz także. Borriddim przyjął tę informację milcząco, jak to miał w zwyczaju, jednak zastanawiał się jak to mogło się tak skończyć. Nie słyszał o żadnym zarażonym, którego udałoby się odratować, a który nie stałby się potworem łaknącym krwi żyjących. Czyżby umgi znali lekarstwo na taką przypadłość? Dlaczego zatem nie ratują swoich pobratymców nękanych przez sylvańskie potwory? W przypadku synów Grungniego na szczęście wydawali się być oni odporni na jad wampirów, chociaż Borriddim nie zdziwiłby się, gdyby zawczasu uśmiercano każdego ukąszonego dawi zanim ten zdąży się przemienić w bestię. Takie sprawy zwykle skrzętnie ukrywano przed publiczną wiadomością, żeby nie psuć morale khazadów.

A co do Lexy... cóż, Borriddim miał nadzieję, że ta rzeczywiście została wyleczona z wampirzej choroby. Jeśli nie, to czeka ich przykry obowiązek wygnania jej lub unicestwienia - stawką w końcu było życie ich wszystkich. Przez jakiś czas dobrze będzie mieć baczenie na jej poczynania, żeby nie dać się zaskoczyć bestii, która mogła w niej siedzieć.

* * *

Wkrótce mieli wyruszyć dalej, pod przywództwem młodszej z Norsmenek, wybranej przez kilkoro z nich i przy braku sprzeciwu pozostałych. Według krasnoluda na przywódcę najbardziej nadawałby się kowal run, jednak on sam nie zgłosił się do takiej roli, więc dyskusja na ten temat byłaby bezzasadna.

Thora wydawała się rozważniejsza, niż jej w gorącej wodzie kąpana siostra. Czy zdoła oprzeć się naciskowi starszej siostry, która najwyraźniej chętnie rzuciłaby się na wielokrotnie liczniejszego wroga bez względu na szanse na zwycięstwo? Albo wkurzyła ognistego smoka wyzywając go od samczych niedojebków i chujociągów. - Khazad mimowolnie uśmiechnął się wyobrażając sobie Lexę w takiej sytuacji. Tak, z pewnością jednej rzeczy ta dziewka nigdy się nie nauczy - powstrzymania swojego ciętego języka, gdy sytuacja tego wymaga.

Pozostawiając pewną dozę wrodzonej krasnoludom nieufności wobec innych ras Dorgundsson miał zamiar pomagać Thorze w sprawach dotyczących ustalania kierunku marszruty. Jak i sprawdzać, czy się jej trzymają. Zabłądzenie w dżungli było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył.

Pozostawało poszperać w rozległej zbrojowni Harkona, który najwyraźniej lubował się w kolekcjonowaniu rozmaitych pancerzy i oręża. I tu trzeba było przyznać krwiopijcy, że miał oko do naprawdę dobrze wykonanych egzemplarzy.

Spośród dóbr zgromadzonych w wielkej sali krasnolud wybrał kompletny pancerz płytowy wraz ze zbroją kolczą i skórznią. Hełm pozostawił swój, bowiem chyba jako jedyny nie ucierpiał w starciu z wąpierzami. Do kompletu ze zbroją dobrał okrągłą stalową tarczę, którą dostosował do przewieszenia przez plecy lub przymocowania do plecaka.

Nadszedł czas na oręż. Dorgundsson wybrał solidny młot jednoręczny o głowni z jednej strony zwężającej się w szpic ułatwiający rozrywanie ogniw kolczych pancerzy. Do pary dobrał dobrze wyważony topór wykonany z solidnej stali. Przez chwilę szukał mocnego sztyletu, który zastąpił jego własny, aż natknął się na stertę broni miotającej.

Wśród różnej budowy łuków i zwykłych kusz znalazł również kilka egzemplarzy kusz powtarzalnych, spośród których wybrał jedną z metalowymi okuciami i świetnie działającym mechanizmem spustowym oraz sprężyną magazynka. Gdy już miał wyjść jego wzrok padł na wiszącą na ścianie broń prochową. Szczególnie wpadł mu w oko krótki samopał o rozszerzającej się lufie ozdobionej ornamentem przedstawiającym paszczę smoka. Nie znał się na obsłudze takiej broni, ale wiedział, że broń prochowa nie wystrzeli bez ładunku prochu i kul, dlatego zgarnął też pokaźny worek jednego i drugiego. Kiedyś stacjonował w garnizonie z oddziałem gromowładnych, dlatego pamiętał, że dla szybszego przeładowania broni korzystali oni z przygotowanych wcześniej ładunków prochowych zawiniętych w papier. Drapnął więc całe naręcze nieco pożółkłych, jednak co najważniejsze suchych kartuszy i opuścił zbrojownię, by przymierzyć i dopasować pancerz.

* * *

W czasie rejsu do osady Norsmenów podszedł do stojącego przy burcie Sylvaina, którego wprawę w posługiwaniu się pistoletami zauważył już wcześniej.
- Znalazłem coś takiego u Harkona. - Rozwinął kawał nieprzemakalnej pałatki, w którą miał zawinięty garłacz, proch i papier. - Pokaż mi, proszę, jak z tego strzelać. - Walnął prosto z mostu.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 24-09-2017, 22:50   #76
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Wolfgang & Aureolus

Kajuta Aureolusa. Dzień po opuszczeniu wyspy.

Aureolus uzupełniał notatki, gdy usłyszał pukanie.
- Zajęty? - Po chwili Wolfgang stanął w drzwiach, opierając się o ościeżnicę.
- Wejdź. Coś się stało? - zapytał medyk.
- Nie. Przynajmniej jeszcze. - Mag oparł kostur obok drzwi i rozsiadł się na pryczy. - Chciałem pogadać. - Zmierzył medyka trudnym do odgadnięcia spojrzeniem.
- Pogadać, powiadasz. Trochę mnie zaskoczyłeś. Mało kto przychodzi do mnie zwyczajnie porozmawiać. - Aureolus wyjął butelkę wina i dwie menzurki służące za kubki.
- Napijesz się? - zapytał.
- Modlitw i alkoholu nie odmawiam. - Mag ze skinieniem głowy przyjął kubek.
- Chodzą mi po głowie dwie sprawy, poniekąd pokrewne. - Zaczął i upił łyk wina. - Nie rzekłeś nic o... przypadłości Lexy. A gdyby ci się nie powiodło? Gdyby przemieniona urwała ci łeb i zaatakowała kogoś jeszcze? Nieprzygotowanego? Nie uważasz że było to nieodpowiedzialne? - Przyjął nieco oskarżycielski ton.

- Zapytał ktoś rzucający czary mogące jego i wszystkich wokół wysłać wprost do domeny Chaosu - uśmiechnął się medyk, a Wolfgang parsknął jakby rozbawiony przytykiem. - Ale cóż, masz trochę racji. Nie rzekłem nic o jej przypadłości, bo bałem się, że nie dacie mi nawet spróbować jej wyleczyć. A gdyby mi się nie powiodło… Dlatego byłem z nią sam w osobnej komnacie. Instrukcja była taka, że jeśli Lexa wyjdzie przez drzwi pierwsza, to znaczy że jest wampirem. Ryzykowałem tylko swoim życiem. A druga rzecz? - spytał.

- Dobrze słyszeć że jednak się zabezpieczyłeś. - Ton Wolfganga wyraźnie złagodniał. - Choć czasem więcej wiary w innych niekoniecznie musi zaszkodzić. Fakt, moja propozycja rozwiązania problemu jest jasna do przewidzenia, ale nie zrobiłbym nic pochopnie, jeśli byłaby jakaś szansa. - Szybko wychylił resztę kubka i głośno odstawił go na stół.
- A druga to ciekawość, jak dzięki jaszczurom udało ci się ją uzdrowić. Ostatnio nie wydawały się zbyt rozmowne.

- I nie były -
zaczął Aureolus - zaraz za bramą Miasta Umarłych natknąłem się na ich patrol. Ichni... kapłan? - tak mi wyglądał przynajmniej, zapytał mnie jak udało nam się wygrać z przeciwnikiem, któremu ich armie nie dały rady. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - że jesteśmy grupą najpotężniejszych magów i najlepszych wojowników z naszego kontynentu. I dodałem, że ja, zwykły medyk, zabiłem “ledwie” dwa wampiry. Może zrobiło wrażenie, może nie - ale nie chciałem by nas zaatakowały, bo wtedy chyba tylko cud mógłby nas uratować. Połowa z nas nie nadawała się do walki. Wracając do pytania - gdy poprosiłem ich o pomoc w wyleczeniu Lexy, padło imię: Lord Quex. Podobno to z jego woli zostaliśmy oszczędzeni. I teraz są nam wdzięczni i być może ów Quex będzie w stanie pomóc. A może po prostu nie chcieli mieć z powrotem wampira na swojej wyspie...

- Jednak samo imie jej nie wyleczyło…
- przerwał Wolfgang i zmrużył oczy.

- Nie. Kapłan zaproponował, bym się udał z nią do tego Lorda Quexa. O slannach wiesz pewnie więcej niż ja. Lord Quex jest jednym z nich. To przedziwna, groteskowo wręcz wyglądająca istota, która przypominała przerośniętą ropuchę. Ale gdybyś tylko spojrzał… nawet ja wyczułem, że jest ona najpotężniejszym bytem z jakim kiedykolwiek się spotkałem. Podczas wizyty… On potrafił porozumiewać się telepatycznie. Wiem jak to brzmi, ale jego wypowiedzi pojawiały się w mojej głowie choć nic nie mówił. Może nazwiesz to paranoją… gdybym tego nie przeżył ja bym to tak nazwał… ale miałem wrażenie że to działa w dwie strony. Tak jakby też czytał w moich myślach. Powiedział, że nas obserwował. I “nas”, ludzi, i “nas” - naszą grupę. Wiedział, że będziemy szukać zemsty. Odradzał. I przepowiedział mi przyszłość. Wielką. O ile zdołam wrócić do domu. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że on wszystko wie, nawet jeśli nie wszystko mówi. A nasza mała wyprawa i jej cel są mu doskonale znane. I być może przyszłość. Powtórzył to co już słyszeliśmy - że Lustria nie jest dla ludzi. Tu znajdujemy wyłącznie śmierć. I że mamy już dość bogactw Harkona, by móc wrócić do siebie.
Nie wiem czy i do Lexy coś mówił. W jakiś sposób dodał jej sił… Powiedział też, jak ją uratować. I o tym, że najpierw musi umrzeć...
- medyk przerwał, niepewny ile może powiedzieć.

Wolfgang otworzył szerzej oczy, słuchając medyka. - Kurwa, no nie. - Mag wstał ze swojego miejsca. - No po prostu, kurwa, no nie! - Zrobił pare nerwowych kroków w stronę drzwi i spowrotem.

Aurelus uniósł nieco brew, widząc takie zachowanie maga, ale widywał już dziwniejsze reakcje na niepomyślne wieści. A że te okazały się niepomyślne zaczynał się domyślać.

- Paranoją?! - Powtórzył za medykiem i nalał sobie pełen kubek wina, po czym natychmiast go opróżnił. - Rozmawiałeś ze slaanem. Przyjął cię i dodatkowo ci pomógł? No chyba cię kurwa zaraz uduszę… - Pomimo słów w jego głosie nie było słychać groźby.
- Wiesz… nawet nie wiem co powiedzieć. Co bym oddał za taką szansę. Za choć cień porozumienia. - Usiadł ponownie i sapnął. - Nalej mi bo jeszcze przemyśle to duszenie.

Medyk dopił swoją porcję i rozlał do kubków kolejną porcję.
- I kto Ci wtedy powie, którego antidotum użyć? - zapytał. Mina nie sugerowała, by rzeczywiście wcześniej zatruł wino, ale kto go tam wiedział.
- Przyjął mnie i pomógł. I przekonał, że Lustria nie jest dla nas. On naprawdę mógłby nas wszystkich skazać na śmierć. Kapłan powiedział mi, że to decyzją Lorda Quexa zostaliśmy oszczędzeni. Jaszczuroludzie znają teren, mogliby nam uniemożliwić wydostanie się z wyspy, gdyby tylko chcieli. A, jeśli to będzie jakieś pocieszenie - choć pozwolono nam zostać na noc w obozie, to nikt już nie chciał ze mną gadać. Eh, wybacz, w trasie pomyślałem, żeby zaprosić i Ciebie na wyprawę, ale już za późno było. Zresztą, znalazłeś chyba coś ciekawego i tutaj?

- Taka okazja przeszła mi koło nosa! Skazać na śmierć? On mógłby nas wszystkich zabić choćby myślą.
- Odpowiedział Wolfgang. - Tak, znalazłem. Węzeł sieci geomantycznej, ale inny niż wszystko co do tej pory badałem. Artefakt pozwala się komunikować z innymi podobnymi. Otwierać portale do innych mu podobnych. Połączyłem się z zatopionym miastem na dnie oceanu. Z komnata maga - kapłana. Gdybym się wtedy nie wycofał to jego moc by mnie wypaliła. Zgniótłby mnie jak robaka. - Opowiedział i po chwili się zamyślił.
- Wiesz jaka to była szansa? Gdybyśmy tylko umieli osiągnąć cząstke takiego zrozumienia sieci, można by skuteczniej oczyszczać imperium z magii. Mogibyśmy… - Przerwał, patrząc się na kubek wina. - Choć jaka jest szansa żeby mi coś wyjawił? Z drugiej strony wam pomógł. - W ostatnich słowach dało się wyczuć nutę czegoś nowego u Wolfganga. Żalu? Rozczarowania?

- Pomógł. I dał kilka dni na opuszczenie wyspy. Oni nie tylko nie wyglądają jak my. Oni mają inne emocje. O ile jakieś mają w ogóle. Poszedłem tam tylko dlatego, że to było jedyne wyjście.
- Ehh… Nic to. Znowu sam z badaniami. Może trafimy jeszcze coś, co rzuci więcej światła na moje badania? -
Zapytał jakby sam siebie. - Ale następnym razem chce być przy jakichkolwiek kontaktach z gadami, albo nawet Lexa ci nie pomoże. - Przestrzegł półżartem.

- Zgoda. Zawsze to lepiej być jednym z wielu celów niż jedynym.

- Nie inaczej.
- Zgodził się Wolfgang, popijając.

- Właściwie… Mam coś dla ciebie. Jeszcze tego nie wypróbowywałem - medyk wyjął jedną z fiolek wypełnionych płynem i podał ją magowi - To słabsza wersja tego co podałem Lexie. Przyznam, że nie wiem jeszcze dokładnie jak działa, ale powinno leczyć lepiej niż te standardowe mikstury leczące. Nie zaszkodzi też, jeśli się przyjrzysz swoim magicznym okiem.

- Hmm…
- Wolfgang odstawił kubek z winem i wziął do ręki miksturę, otwierając na nią swój zmysł magii. - Mam nadzieję że nie chcesz porobić we mnie dziur sztyletem dla testu swojego specyfiku? - Zaśmiał się. Medyk również się uśmiechnął.
- Tak jak myślałem. Nic niezwykłego. W końcu nie jesteś zaklinaczem. - Wzruszył ramionami. - Czego tam dodałeś, że spodziewałeś się magicznych właściwości? Coś co dostałeś od slaana, tak?

- Nie spodziewałem. Ale nie zaszkodziło zapytać - medyk zdał sobie sprawę, że powiedział za wiele. Ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć i B.
- Alchemia zawsze była po trosze magiczna. A ja chciałem wiedzieć czy osiągnięty efekt będzie magiczny czy fizyko-chemiczny. Dla powtarzalności wyników lepiej jeśli to drugie. Prezent od Slanna był na pojedynczy strzał - więcej nie ma i już nigdy nie będzie. Pradawna magia czy coś, teraz jest za słaba i nigdy już nic takiego nie zrobią. Pewnie znasz się na tym lepiej. Tylko nie mów o Slannie i jego prezentach publicznie, bo zaraz się zwalą poszukiwacze, pojawią się oszuści sprzedający Lustriańskie Panaceum i dopiero się narobi. A wracając: magia podobno słabnie. Ale technika nie. Na tyle na ile mogłem, używając narzędzi i składników ze skarbnicy i laboratorium Harkona skopiowałem co mogłem, bazę eliksiru. Może kiedyś ulepszę swoją wersję do podobnego poziomu. Ale jeśli okazałby się magiczny to wolałem to wiedzieć. Nie do końca pamiętam w sumie jak to zrobiłem, wtedy miałem co innego na głowie i co innego chciałem osiągnąć, ale przekopuję się właśnie przez notatki na ten temat jakie robiłem.
No, zdradziłem tajemnicę. Mam nadzieję, że już się mniej będziesz boczył na mnie.

- Boczył! -
Powtórzył Wolfgang. - Sam nie wiem jak powstrzymałem się od rękoczynów, jednak gdybym odcisnął swoje dłonie na twojej szyi to Lexa nie byłaby zachwycona, czyż nie? - Rozbawiony rzucił medykowi uśmieszek, jednak szybko spoważniał.
- Miejscami magia słabnie, miejscami wzbiera jak strumień na wiosnę. Jedyne co można o niej powiedzieć, to że jest nieprzewidywalna. Jednak wątpię żeby kiedykolwiek miała zniknąć z naszego świata. Demony przecież tak po prostu nie machną ręką i nie odejdą w cholerę. Z drugiej strony technika zdaje się być znacznie bezpieczniejsza i równie użyteczna. - Mag pokiwał głową.
- Za taki lek wielu zapłaciło by fortunę. Z pewnością będziesz mógł się na tym dorobić.

Medyk zastanawiał się, co mag miał na myśli, gdy mówił dwa ostatnie zdania. O naturze ludzkiej nie był wysokiego mniemania, ale może czarodzieje byli ponad to. Może.
- Owszem. - odparł ostrożnie - Choć bardziej mi zależy, by moje imię zapisali złotymi zgłoskami w historii medycyny. Pewni ludzie będą mieli fajne miny musząc o mnie uczyć. Ty na teleportacji też możesz nieźle się obłowić. Nigdy nawet nie słyszałem o czymś takim. Sam Imperator dałby pół prowincji za coś takiego.

- Może i tak. O ile udałoby mi się odtworzyć coś takiego jak napotkany artefakt w Imperium. Po tutejszej sieci mógłbym skakać z umiarkowanym niebezpieczeństwem, ale u nas sieć jest znacznie prostsza. Nie tak rozwinięta. Lata niebezpiecznych badań, ale kto wie? Może kiedyś. Może nawet tego dożyję.
- Wolfgang zamyślił się.

- No i nie ma u nas Slannów, mogących zdmuchnąć nas samą myślą - dodał Aureolus i zapytał:
- Wygląda na to, że obu nas czekają lata badań. Dobrze byłoby dożyć. Co sądzisz o szansach na wydostanie się stąd żywymi?

- Jeśli ruszylibyśmy teraz w stronę Imperium, to całkiem spore.
- Wolfgang zręcznie uniknął odpowiedzi.

- Tak właśnie myślałem. Przyznam, że po tym co widziałem nie uśmiecha się mi ruszenie w głąb Lustrii. Straciliśmy jedną trzecią składu jeszcze przed dotarciem do niej.

- Najpierw zdobądźmy pomoc i odbijmy statki. Potem zobaczymy czy będzie trzeba gdziekolwiek wchodzić.
- Odpowiedział Wolfgang.

- W to się chętnie zaangażuję. Inaczej Lexa… uznajmy, że nie byłaby zadowolona, gdybym nie - uśmiechnął się Aureolus mimiką łagodząc słowa.

Wolfgang spojrzał na medyka unosząc jedna brew. - Wiesz. Nie przyszedłem tu wysłuchiwać o twoich podbojach. - Dopił wino i wstał, sięgając po kostur. - Oby ci łba nie ukręciła tymi udami. - Zażartował.

- Dzięki - odparł medyk kończąc i swoją porcję.

***

Aureolus & Lexa


Kajuta Aureolusa. Trochę później.


Lexa opuściła kajutę Erwina mając cały swój rynsztunek w rękach, ubrana będąc tylko w swoje skórzane przepaski, które nie zasłaniały więcej niż kobiecie było potrzeba. Drzwi zamknęła cicho i rozejrzała się po korytarzu patrząc to w prawo to w lewo. Wzięła głęboki wdech, a kąciki jej ust lekko się uniosły. Stąpając twardo z zadartym nosem, skierowała się w stronę kajuty medyka. Kiedy przystanęła przed drzwiami uniosła niepewnie zaciśniętą w pięść dłoń i odczekała moment. Potrzebowała chyba małej chwili na to, by odrzucić od siebie nietypowe myśli, stłamsić je, zgnębić i zepchnąć w kąt głowy. Po niedługim czasie zapukała trzy razy. Ponownie poczekała jakiś czas, nasłuchując i przekręciła gałkę, napierając na drzwi.

Norsmenka weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Jej dzikie spojrzenie spoczęło na Aureolusie, który niedawno pożegnał Wolfganga. Wypuściła nosem nabrane powietrze i szybkim krokiem podeszła do stolika. Odłożyła na podłogę cały swój rynsztunek, układając go z szacunkiem, po czym usiadła na wolnym krześle nie czekając na pozwolenie. Położyła ręce na stole, splatając ze sobą palce dłoni i zawiesiła wzrok na mężczyźnie.
- Naucz mnie czytać… - powiedziała poważnie - ...i pisać - Lexa czuła jak przyspiesza jej rytm serca. Była zdenerwowana tym, że musi o to prosić, więc jej ton nie brzmiał tak do końca. Nie był to też ton rozkazujący, a raczej zawieszony między prośbą i przymuszaniem. Póki co nie wspominała o tym, że właśnie to miało należeć do obowiązku Erwina, który potraktował ją jak swoją zabawkę. Jak osobę, którą może rozporządzać, bo jest od niego zależna. Może wypłynie to przy okazji rozmów, o ile wcześniej o nim nie zapomni.
- Zrewanżuję się czymś. Coś co ja mogę ci dać za coś, co ty możesz mi. - wtrąciła kiedy ten miał już zamiar coś odpowiedzieć. Nie spuszczała z niego spojrzenia.

Medyk patrzył uważnie. I milczał, dopóki się nie odezwała. Widział, że coś się stało. I że nadal coś się dzieje w Lexie. Ale nie pytał. Miała prawo sama wybrać miejsce i czas rozmowy o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Słowem nie skomentował stroju. Wyjął za to butelkę i dwa kubki. Tym razem było to wino. Bez pytania rozlał je do naczyń.
Prośba jaka padła zaskoczyła go. Nieco. Lexa była w końcu znacznie inteligentniejsza niż ktoś mógłby pomyśleć biorąc pod uwagę wyłącznie jej “zawód”, a poza tym… A poza tym sam od pewnego czasu zastanawiał się, czy by jej tego nie zaproponować. Córce jarla taka wiedza mogłaby się przydać, a gdyby się zgodziła, mógłby ją codziennie widywać. Bał się jedynie, że może taką propozycję źle odebrać. A teraz sama z nią wyszła.
- Nauczę Cię czytać i pisać - odparł. I podał cenę:
- A w zamian… w zamian Ty pozwolisz mi nauczyć Cię czytać i pisać.

Lexa prychnęła krótkim śmiechem. Opadła plecami na oparcie siedzenia i skrzyżowała ręce pod biustem. Patrzyła na niego co najmniej zaskoczona, a już na pewno niepewna.
- Co to za pomysł w ogóle - mruknęła zmieszana, jej nos się poruszył - Nowe wyzwanie po tym, jak znalazłeś lek na wampiryzm? - na zmartwionym obliczu Lexy zabłąkał się uśmiech.
- Coś w tym stylu - uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Cieszę się, że przyszłaś z tym do mnie. Tylko nie znam norskiego ani waszych run, więc ograniczymy się do reiku. Przynajmniej na początek. - zaproponował.

Blondynka w odpowiedzi kiwnęła głową na znak zgody. Wcale nie spodziewała się po nim, że nauczy ją tego w jej rodzimym języku, wiedziała przecież, że ni w ząb go nie zna. Ona po prostu chciała być jeszcze lepsza, a nauka czytania i pisania, wydała jej się czymś, co nadałoby jej autorytetu i ważności.
- Teraz? - dopytała wyciągając otwartą dłoń w jego kierunku, jakby liczyła na to, że będzie chciał podać jej pióro. Zupełnie jakby już wiedziała, że tak to może wyglądać - Mam napisać swoje imię? - zasugerowała, choć skąd to jej przyszło do głowy, ciężko było stwierdzić. - Czy teraz mnie nie chcesz?
- Teraz - potwierdził - póki się nie rozmyśliłaś. Umiesz się już podpisać? Co prawda do czytania mam raczej mało ciekawe książki… - przerwał, jakby o czymś sobie przypomniał i sięgnął po worek z rzeczami zabranymi z fortecy Harkona. ~Czy tam się nie zaplątała jakaś książka?
Od razu wyciagnął też swoje przybory pisarkie, uzupełnione “zdobycznymi”.
- Coś nie tak? Moja postawa cię odraża? - dopytała mrużąc oczy z niewyjaśnioną podejrzliwością , wciąż mając wyciągnięta rękę. - Znam tylko cztery litery, więc każda książka, która ma ich więcej będzie ciekawa.
- Przepisy na maść na czyraki interesujące? - uśmiechnął się - z takim nastawieniem uczenie Cię będzie przyjemnością. - Lexa słabo odwzajemniła uśmiech, zwężając usta w kreseczkę.
- I mam coś dla Ciebie. - podał jej pióro. Ale nie to które używał. Wampir miał, trzeba przyznać, gust. I najlepsze narzędzia. Szklane pióro medyk widział już w życiu. Raz. A teraz trzymał je w ręku i podał Lexie.
- Tego nie trzeba tak często maczać w kałamarzu.


Kobieta przeniosła wzrok na przedmiot, który spoczął na jej dłoni, jakoś… Bez większego przekonania. Wydęła usta przypominając tym samym częstą mimikę młodszej siostry.
- Nawet nie wiesz jaki mam chwyt, nie boisz się, że ci zniszczę? - spytała od razu, wciąż mając otwartą dłoń, tak w razie jakby jednak miał zamiar się rozmyślić. Bo może powinien.
- Cieszę się, że o tym wspomniałaś - korzystając z pretekstu podszedł do niej i ułożył jej palce na piórze - Dobre ułożenie pióra w dłoni jest dla pisania tak samo ważne, jak dobre ułożenie rękojeści miecza dla walki. Spróbuj pisać pod takim kątem - polecił i podał jej arkusz papieru.
Cieszył się, że wziął w podróż większy zapas.
- Najpierw imię, skoro potrafisz. A później poćwiczymy inne litery.

Lexa była zdziwiona. I to nie tak, że jego ruch był dla niej wielkim zaskoczeniem, ale po prostu diametralnie różnił się od tego, co robił jej Erwin. Bliskość Aureolusa niosła ze sobą woń przeróżnych ziół i mieszanek leków, ale nie drażniła jej nozdrzy. Blondynka uniosła spojrzenie na niego, jego wyraz twarzy był spokojny i przyjemny. Inżyniera zaś niemiły i odstraszający. Potem z powrotem wzrokiem powiodła do dłoni, w której trzymała pióro. Starannie stawiała kreski, gdyż jej imię właśnie z nich się składało. Duże "L" miało dwie proste, jedną pionową dłuższą i poziomą nieco krótszą. Później "E", składające się tak jak "L", z tej długiej stojącej kreski i tym razem prócz dolnej poziomej były jeszcze dwie. Następnie "X", które to namazała już bardziej zamaszyście i pewnie, co sugerowało, że kiedyś pewnie tylko tej literki używała. W sumie osoby nie umiejące się podpisywać, często stawiały po prostu krzyżyki. Ostatnią literą było wielkie "A", równy, strzelisty dach i pośrodku pozioma kreska łącząca. Patrząc na swoje dzieło uśmiechnęła się dumnie. Nie były to byle jakie bohomazy, a ładnie złączone kreski.
- Lexa - niby przeczytała, choć tak naprawdę po prostu znała swoje imię - Najznamienitszy fechtmistrz stąpający po Starym Świecie
- Do tego będziemy potrzebować kilku więcej liter. Ale i do tego dojdziemy - uśmiechnął się Aureolus. - Na razie poznamy litery. A już umiesz. B to kreseczka jak przy L i dwa brzuszki. C to… - mówił, jednocześnie prowadząc jej dłoń.
- Wiem, że potrafiłabyś sama. Ale ja nie potrafię wystarczająco dobrze wytłumaczyć, byśmy się obyli bez nieporozumień.
Zapowietrzona kiwnęła sztywno głową. Dla Lexy był to miły dotyk, taki, którego rzadko zaznawała. W dodatku przy Aureolusie mogła naburmuszyć policzki czy też robić dziwne grymasy i ten się na nią nie złościł, że go nie szanuje, bo robi wszystko ze złością. Fakt, irytowała się, denerwowało ją to, że prowadzi ją jakby była niedojdą, ale on po prostu ignorował jej kaprysy. Gdy napisali wspólnie wszystkie litery alfabetu jedna pod drugą, poprosił:
- A teraz spróbuj sama. Przepisz je obok wzorów, które napisaliśmy. Jedna obok drugiej. Aż do brzegu kartki. - a sam w tym czasie zajął się szukaniem książki, z której nauczy ją czytać.
- Dużo tych liter - stwierdziła patrząc ile będzie musiała mazać. Cieszyła się, że była oburęczna i gdy prawa ręka już nie dawała rady, mogłaby przełożyć pióro do lewej i pisać dalej. Przetestowała to raz, biorąc na chwilę w lewą dłoń pióro. Co prawda litery różniły się wtedy od siebie wyglądem, co spostrzegła z badawczym zainteresowaniem, ale że wciąż miały podobny kształt, to nie przyznała się do tego manewru. Uśmiechnęła się na swoje spostrzeżenie. Pomyślała, że nawet to miłe, tak sobie pisać.
- A twoje imię? - rzuciła mimochodem nie przerywając czynności i kreśląc jeszcze kilka literek. Zauważyła, że ubabrala sobie atramentem lewą dłoń, kiedy chwilowo próbowała nią pisać - Które to litery z twojego imienia? - wskazała piórem na niezapełniony jeszcze pergamin, błądząc jego końcówką od dołu do góry aż w końcu zatrzymała się na literze “L” i podniosła pytająco spojrzenie.

- Poczekaj - powiedział. Wyjął pojemnik z bardzo drobnoziarnistym piaskiem i posypał nim arkusz papieru.
- Wchłonie nadmiar tuszu. Dzięki temu litery się nie rozmażą - wyjaśnił. Po chwili zdmuchnął piasek. - Dobrze jest też pisać prawą ręką. Dzięki temu nie rozmażesz ich sobie niechcący dłonią albo rękawem. No i pamięć mięśni szybciej będzie. A teraz moje imię? Hmm… Aureolus czy całe? Tylko że całe zajmuje tyle ile Lexa - Najznamienitszy fechtmistrz stąpający po Starym Świecie. - na to porównanie Norsmenka parsknęła śmiechem, po raz pierwszy szczerze odkąd tutaj przyszła.
- Masz rację, coś krótszego - przyszło mu do głowy, by coś sprawdzić - wskazałaś na L. - Lus? - zapytał.
- Lius. - odpowiedziała i przekrzywiła głowę na bok, zerkając to na literkę, to na medyka - Nie podoba ci się? Głupie? Często skracałam imiona innych, trochę były… - ucięła, nie chcąc używać słowa “trudne”, bo przecież dla niej nic nie było takie - ... długie. - kąciki ust kobiety uniosły się w rozbawieniu.
- Lius. Podoba mi się. Mogłabyś je powtórzyć?
Głowa blondynki pochyliła się jeszcze bardziej na bok. Ściągnęła brwi i zmarszczyła nos patrząc na niego z niezrozumieniem. Wydęła usta, jakby chcąc się poprawić w mowie, bo być może coś źle wymówiła.
- Lius
- Dobrze. Trafnie wybrałaś L na początek. Później miękkie I. Później U. I na koniec syczące S, co wygląda jak wąż.
- medyk potrzebował chwili by się otrząsnąć. Niby zwykłe słowo, zmiękczenie jego imienia, a w jej ustach zabrzmiało tak… Co więcej - druga myśl zajęła miejsce pierwszej - on to słowo już chyba słyszał. Ale jeśli tak, to…
Zauważył, że Lexa napisała już “LIUS” na kartce. Uśmiechnął się, żeby pokryć zmieszanie.
- Jeśli chcesz, je także możesz poćwiczyć...

Kobieta najwyraźniej była z siebie dumna, bo aż wyprostowała pochylone dotąd plecy i wypięła ubogo odzianą pierś. Jej twarz rozpromienił uśmiech zadowolenia, głównie z siebie, oczywiście. W końcu coś jej się udawało i zdążyła już zapomnieć o tym jak potraktował ją Erwin. Nauka z Aureolusem nie była pozbawiająca ją dumy czy honoru, bynajmniej. Czuła, jak te dwa uczucia jedynie w niej narastają i puchną. Norsmenka wzięła czysty pergamin, a ten z literkami położyła trochę wyżej naprzeciwko swojej twarzy. Niespiesznie kreśląc słowa z pomocą wspólnie napisanych literek, na czystym arkuszu starannie napisała “LEXA LIUS”. Nie wiedziała jak się łączy ze sobą słowa, więc powstały dwa oddzielne choć napisane obok siebie. Blondynka zdawała się być pochłonięta tą czynnością, ale kiedy uważała, że zrobiła to wystarczająco ładnie, odłożyła pióro, chwyciła pergamin i wstała z krzesła. Odwróciła się do stojącego obok medyka i podała mu kartkę z ich imionami.
- Zrewanżowałam się - powiedziała zadowolona z siebie, a duma wręcz wylewała się z jej wyprostowanej i pewnej siebie, wojowniczej postawy - Coś co ja mogę ci dać za coś, co ty możesz mi… Ty mnie nauczyłeś, a ja ci daję - spojrzała mu w oczy z rozbawieniem. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jego bliskość nie jest zwykłą obecnością, choć do tej pory tak to traktowała. Zajęcie jakie jej dał skupiło całą uwagę Lexy, która odrzuciła wszelkie tlące się w niej emocje i skoncentrowała się na zadaniu. Podobnie zachowywała się w walce. W końcu nie bez powodu była jedną z najlepszych osób władających orężem.
Teraz jednak, kiedy nie dzieliła ich odległość większa niż długość przedramienia, blondynka nie potrafiła powstrzymać unoszących się w uśmiechu kącików ust, ani błądzącego po jego twarzy wzroku. Ścisk w żołądku był tym miłym uczuciem, a głośno bijące serce czuła drganiami aż na szyi. Nie miała jednak odwagi, by wykonać większy gest, niż ten który już poczyniła. Właściwie, to zrobiło jej się słabo i najchętniej usiadłaby z powrotem. Z braku laku i nie chcąc robić zbyt wielkiego zamieszania wstawaniem i siadaniem, oparła się tyłkiem o kant stołu.

Żaden lekarz nie ma wiedzy medycznej obejmującej wszystkie możliwe stany i choroby. Ale nie rozpoznać pierwszych symptomów omdlenia mógłby tylko bardzo słaby medyk.
A celem Aureolusa było nie stać się kimś takim. Co nie znaczyło, że nie mógł czasem diagnozować nieco nadmiarowo...
Odruchowo wyciągnął ręce by podtrzymać Lexę, która zaskoczona tym nagłym dotykiem i zbliżeniem ze strony mężczyzny, uniosła trzymany w jednej ręce pergamin nad głowę, chroniąc go przed zgnieceniem, zaś wolną dłonią zamachnęła się i zdzieliła Aureolusa w twarz.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-09-2017 o 19:34.
hen_cerbin jest offline  
Stary 25-09-2017, 00:11   #77
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Muzyka


Skeggi, Lustria
Geheimnisnacht, 2528 K.I.
Wieczór

Mroczny księżyc Morrslieb w pełni bywa tylko dwa razy w ciągu roku, a jedną z tych wyjątkowych chwil jest Geheimnisnacht, zwana Nocą Tajemnic. O zachodzie słońca, kiedy wszyscy o umysłach wystarczająco wrażliwych zaczęli wyczuwać subtelną zmianę w oplatających świat wiatrach magii, Zemsta Barona wpłynęła do zatoki, u brzegu której położona była największa kolonia w Nowym Świecie. Skeggi było norą zbójców, awanturników i żądnych podbojów norsmenów, dla których nie było na tym świecie takiej rzeczy, której nie dałoby się odebrać siłą. Było to wyjątkowe miejsce, gdzie bezprawie szło w parze z niepisanymi regułami, których złamanie groziło śmiercią w katuszach; gdzie miód lał się strumieniami; gdzie honor był ważniejszy od życia, a do wypowiadanych słów przykładało się ogromną wagę.
Zbliżającym się do portu awanturnikom ukazała się spora, otoczona palisadą osada, którą oświetlały liczne, jarzące się w oddali pochodnie, zaś po górujących nad okolicą wieżyczkach i fortyfikacjach przechadzali się uzbrojeni po zęby strażnicy. Skeggi była największą oraz jednocześnie najstarszą kolonią Nowego Świata. Było to widoczne już na pierwszy rzut oka, albowiem mimo wybuchowej i chaotycznej natury norsmenów, Skeggi przetrwało setki lat oraz dziesiątki krwawych konfliktów, w tym czasie rozrastając się do rozmiarów imperialnego miasteczka. Kolonia miała też zapewnione stałe dostawy ze Starego Świata i przewijały się przez nią całe wagony złota oraz innych drogocennych metali z samego serca kontynentu, a w zamian trafiały tu towary luksusowe, których próżno było szukać nawet w najbogatszych dzielnicach Altdorfu. Powiadało się, że w Skeggi dało się kupić dosłownie wszystko, trzeba tylko było mieć przy sobie wystarczająco złota i klejnotów, albowiem pobrzękujący mieszek bardziej tu przemawiał do twardych głów norsmenów niż dworskie maniery i piękne słowa.


Zawijającej do portu załodze Zemsty Barona rzuciły się w oczy osławione okręty norsmenów, były ich tu dziesiątki, a może nawet setki! Najbliżej doków ulokowane były karczmy, burdele oraz magazyny, a dalej, na otoczonych palisadami wzgórzach, wznosiły się wielkie hale norsmeńskich klanów. Skeggi była dla norsmenów ziemią neutralną, choć miała swojego jarla, którego wszyscy darzyli wielkim szacunkiem. Przebywały tu klany będące formalnie w stanie wojny między sobą, a mimo to panował tu względny porządek i burdy rzadko przeradzały się w krwawe rzezie, gdyż wszystkich sprowadzała tu obietnica ogromnych bogactw. Nie mniej jednak łatwo było tu stracić zęby czy skończyć z połamanymi kończynami, albowiem przeciętnego norsmena nie trzeba było długo prosić o łomot. Czasem wystarczyło samo krzywe spojrzenie, aby w ciągu jednej nocy przestać podobać się płci przeciwnej. Powszechne były tu poniżające okaleczenia i tortury, a najgorsze kary czekały tych, którzy łamali skomplikowane prawa norsmenów lub obrażali ich bogów. Wtedy śmierć wydawała się być błogosławieństwem…

Po zejściu na stały ląd i postawieniu stóp na belkach skrzypiącego pomostu, najemnikom ukazał się zbliżający się w ich stronę szybkim tempem oddział norsmeńskich wojowników. Maszerowali w równym szyku, uzbrojeni w miecze, tarcze i topory. Za naramienniki i hełmy służyły im czaszki prehistorycznych bestii, ‘smoków Lustrii’, zaś na sięgających ziemi płaszczach namalowane zostały barwne symbole klanowe, do których przynależeli. Wyglądali na niezwykle doświadczonych wojowników; pogromców jaszczuroludzi i zabójców wielkich potworów. Na ich oświetlonych przez pochodnie twarzach widać było powagę oraz gotowość do walki, która była dla nich największą w życiu pasją. Z dobytym orężem zatrzymali się zaledwie kilka metrów od stojącej na pomoście załogi Zemsty Barona.

- Co zawszone tileańskie szczury robią tu, w Skeggi?! - Rzucił w stronę zgromadzonych przed nim awanturników przywódca norsmeńskiego oddziału, po czym wymownie wskazał toporem powiewającą na okręcie banderę.
- Pojebało się wam we łbach, gogusie? Wasza pierdolona nora jest na północ stąd, tu was czeka tylko śmierć! - Kontynuował sędziwy, brodaty wojownik, a na jego twarzy pojawił się przebłysk chytrości, tak bardzo charakterystyczny dla jego ludu.
- No, chyba, że macie czym zapłacić za swoje życie… Ten okręt na dobry początek powinien wystarczyć, ale podbiję cenę, wy zniewieściałe kundle, jeśli zobaczę choć jedno durne spojrzenie! - Powiedział z obleśnym uśmiechem na twarzy, który ukazywał liczne braki w uzębieniu. Nieliczne zęby, które mu zostały, opiłował w taki sposób, że przypominały teraz paszczę gada. Najwyraźniej w walce nie oszczędzał środków, walcząc brudno i skutecznie. Tymczasem stojący za jego plecami wojownicy zaczęli mocno walić mieczami i toporami o tarcze, wydając przy tym donośne odgłosy, które ściągały uwagę wszystkich przebywających w porcie norsmenów i zagłuszały ciche pomruki wśród członków załogi Zemsty Barona. W oka mgnieniu zbiegły się głodne krwawego widowiska tłumy.
- To jak będzie? Okręt czy życie? Decydujcie szybko czym płacicie, bo nie mam całej wieczności!

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 25-09-2017 o 11:47.
Warlock jest offline  
Stary 25-09-2017, 11:08   #78
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Erwin całą podróż spędził pod pokładem. Nie wychodził prawie w ogóle. Parę razy zauważono tylko jak po jadło lub za potrzebą szedł po najmniejszym kątem do celu. W jego kajucie tylko słychać było jak pracuje. Przeklęcia, uderzenia młotka i temu podobne dźwięki wydobywały się gdy ktoś podchodził pod drzwi.
Von Geissbach maił ideę. Miał wszystkie potrzebne mu przedmioty do stworzenia tego cacka. Śmiercionośnego cacka i zamierzał wreszcie zrealizować swój plan, który jeszcze nakreślał w notatkach w Imperium. Zastanawiał się czy uda się wykorzystać potęgę tej broni na ich wyprawie. No i czy nie eksploduje jak rusznica sprzed parudziesięciu dni.

Teraz gdy statek dopływał do Skeggi inżynier wyszedł na pokład. Po tych kilku dniach nie przypominał zbytnio siebie. Zarost pojawił się na jego twarzy. Ubranie w kilku miejscach porwane i wszechobecny czarny brud. Na twarzy, ubraniu, czy rękach. Tak właśnie wyglądał szlachetnie urodzony Erwin von Geissbach.
- Spore miejsce jak na kolonię. Okrętów także mnogo.- Zwrócił uwagę na coś oczywistego na co by chyba ślepiec nie zwrócił uwagi.
- Wyprawę szykują?- Zapytał Thory. Ich przywódczyni.

Gdy okręt przybijał inżynier udał się do siebie by ogarnąć się trochę. Zrzucił z siebie zniszczone i brudne ubranie i przywdział bardziej wyjściowe. Nie chodziło o to by wyglądać jak magnat, ale czysto. Wiedział, że norsmeni to wojowniczy naród to i zbroje przywdział i rapier z lewakiem. Przez ramię przewiesił pas z dziwnymi ładunkami a na końcu w pałatce, którą wcześniej odpowiednio skroił pistolet po Baronie.
Przed wyjściem przykrył narzutą swoje nowe dzieło i z uśmiechem wyszedł z pomieszczenia.
Poczuł jak statek dobija do brzegu przez lekkie szarpnięcie.
~ Coś tam umie nasza Pani Kapitan.~ Uśmiechnął się pod nosem i zamknął drzwi i udał się na pokład.

Stanął przy balustradzie i zobaczył na pomoście do którego przybyli kilku z załogi i część ich grupy. Z naprzeciwka marszowym krokiem szło kilkudziesięciu miejscowych zbrojnych. Ci zatrzymali się o kilka metrów jego towarzyszy i zaczęli przemowę.
Erwin spojrzał ku górze w miejsce gdzie wskazywał przywódca norsmenów.
~ No pięknie. Nikt nie pomyślał. Przecież wiedziały gdzie płyniemy.~ Skrzywił się Geissbach i wrócił by obserwować sytuację gotowy przyjść z pomocą kompanom.
 
Hakon jest offline  
Stary 27-09-2017, 00:00   #79
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rozmowa Thory z Bertholdem podczas podróży do Skagii

Thora siedziała na wysokościach czas jakiś póki krakanie krążącego blisko statku kruka Eomunda nie przywiodło jej na powrót do rzeczywistości. Spojrzała raz i drugi na fruwaja i zaczęła zsuwać się po maszcie w dół. Przy okazji wypatrywała i Bertholda.
Lekko zdyszana podeszła do niego.

-W czymś możemy pomóc naszej dzielnej Kapitan? - Zapytał Berthold.

- Bertholdzie magu, Ty ze zwierzyną za pan brat. Po Eomundzie ptaszydło zostało. Pomożesz go przekonać do mnie? No chyba, że zatrzymać go sam chcesz. Eomund … doceniłby to.

-Faktycznie, ptaszysko samo zostało, a ja go nie potrzebuje, muszę i tak pilnować by moje jastrzębie go nie pożarły…-Skitował Berthold, którego akurat opinia zmarłego Eomunda szczególnie nie obchodziła.
-Jest chyba trochę zagubiony, weź jakiś chleb do ręki, ja go zawołam, ty nakarmisz. Zrobimy tak parę razy to się do ciebie przekona. Kruki to wierne stworzenia, wiesz, że w pary łączą się na stałe?

- Nie wiedziałam - mruknęła dziewczyna - chociaż u nas kruki ważne ptaki.
Thora gestem przywołała jednego z marynarzy nakazując chleba z zapasów podać.
- pamiętasz jak go Eomund nazywał?
-”Hyos” - odparł Berthold, przywołując ptaka przypominającym kraczenie odgłosem.
- Hyos, chodż tu - Thora zacmokała jak na psa i wystawiła kawał żytniego chleba.
-Hyos to skrót od Hyoscyamus niger - wtrącił dotąd milczący medyk - inaczej Lulek czarny.
- Lulek czarny? To coś znaczy? - kapitan najwyraźniej nie była obeznana z naukami naturalnymi.
- Skoro Eomund już nie żyje tę tajemnicą mogę chyba zdradzić. Lulek czarny to roślina używana w dwóch dziedzinach. Leczeniu i truciu. Eomund medykiem nie był. Być może to bez znaczenia, ale może i jego kruk ma jakieś tajemnice.

Kruk, który znał Berthold podleciał do niego dość szybko, zadowolony jakby, że może zakończyć smętne snucie się po pokładzie. Najwyraźniej źle zniósł śmierć swojego Pana, pierwszego dnia podróży cały dzień latał po pokładzie jakby go szukał. Kiedy zobaczył Thorę, zawahał się i popatrzył na nią z ukosa, ale po chwili ostrożnie podleciał.
- No, Hyos, Hyosiiiik - cmokała wesoło dziewczyna machając kawałkiem pieczywa - Czemu nie podchodzisz? Nic Ci nie zrobię. Hyos…. nooo…. masz? - Thora ukucnęła. Spojrzała na Bertholda niepewna, czy robi dobrze, czy źle.
- Tak? - szepnęła kącikiem ust.

- Dobrze, nie rób gwałtownych ruchów.- Lekko rozbawiony Berthold kiwnął głową. - Połóż jedzenie przed sobą.

Kawałek chleba wylądował w połowie drogi między Thorą a kruczym skrzydalczem. Dziewczyna przekrzywiła głowę jak ptasior, zerkający koralikowym okiem na jedzenie. Podskoczył i capnął chleb mocnym dziobem.
Thora poczuła piknięcie radości.
- Chesz jeszcze? - spytała odrywając powoli kolejny kawałek. - Co jadają kruki? - spytała Bertholda choć spojrzeniem przyklejona była to pierzastego towarzysza. Ten otworzył dziób z krwistoczerwonym wnętrzem.

-Właściwie wszystko - owoce, zboże, padlinę. Odparł spokojnie Berthold, opierając się leniwie o burtę statku.- Ten tutaj był już raz “oswojony”, nakarm go jeszcze parę raz i będzie twój, wy Norsmeni cenicie kruki, pojawiają się w waszej mitologii prawda? - dziewczyna pokiwała głową- To mądre ptaki, wyczulone nawet nieco na przepływy magii, może dlatego magowie bursztynu są nauczani przemiany właśnie w kruki, spośród wszystkich skrzydlatych stworzeń.

-Jak to jest być ptakiem? - Thora podała kawał chleba raz jeszcze krukowi i podeszła do Bertholda. Oparła się o burtę łokciami stojąc do niej tyłem. Obserwowała Hyosa czyszczącego pióra.

-Berthold podrapał się brodzie, zastanawiając nad odpowiedzią.
-Nie wiem czy to da się opisać nie doświadczając, ale najwspanialsze jest to uczucie wolności - wznosisz się wysoko na skrzydłach i możesz lecieć przed siebie, widzieć świat w dole, a wiatr cię prowadzi. Magowie przybierający postać zwierzęcą muszą się strzec, niekiedy tak długo pozostają w swoich postaciach że zatracają się w nich…

Blondynka, co z początku wyglądała na rozmarzoną, przesunęła się po balustradzie ku magowi i szturchnęła go porozumiewawczo:
- Przyznaj się, z którego zwierzęcia w Tobie najwięcej zostało? - uśmiechała prowokująco kącikiem ust. - Hm?

-A co jakbym powiedział że z…. niedźwiedzia? -Mag zaśmiał się basowo, wyrwany z zamyślenia.

- Hmm… to ...to by się zgadzało - Thora zawtórowała - Pasujesz do tego miśka coś w tunelu pokazał.
-Tak… to była wspaniała walka, godna chyba pieśni waszych skaldów, poczułaś jak przebudziłem w waszych sercach pierwotny szał?
- Mhm - mruknęła blondynka jakoś rozkojarzenie - Robiłeś wspaniałe wrażenie - dodała miękko.

- No, nie mogliśmy pozwolić by jakieś wampirze sługusy pożywiły się naszą krwią po tym jak zniszczyliśmy ich Pana. Zresztą co do robienia wrażenia, to nigdy nie walczyłem u boku takich wspaniałych wojowników jak Orrgar czy twoja siostra….dobrze że nasz Doktor ją uratował.- Odpowiedział Berthold, poważniejąc.

- To bardzo dobrze - zgodziła się Thora. Odwróciła się tym razem i zapatrzyła w horyzont przed nimi - Nie wiem co bym zrobiła gdyby - machnęła dłonią - Z resztą to nie jest ważne. Ważne, że wyleczona i że my żyjemy.

Spojrzała na “Niedźwiedzia” z uśmiechem.

- Co myślisz o Wolfgangu?

-No, mój kumpel jeszcze z dawnych lat w Altdorfie. Bardziej siedzi w księgach niż ja, ma wielką wiedzę jak widziałaś gdy badaliśmy Sieć Geomantyczną w piramidzie. No, ale jak trzeba wampirowi tyłek usmażyć to też służy pomocą, jak na Maga Ognia przystało, nie boi się rąk ubrudzić, czy może “osmalić”. Nie to co wielu z tych mędrków co siedzą na tyłku w Kolegiach i tylko gadają albo meczą uczniów, dzisiaj już bym długo ich towarzystwa nie zdzierżył. - Odparł Berthold, wzruszając ramionami.

Thora przysłuchiwała się wypowiedzi Bertholda z poważną miną. Raz czy drugi strzeliła okiem w bok niby to spoglądając na Hyosa a tak naprawdę sprawdzając czy Wolfganga nie ma przypadkiem w zasięgu głosu. Nie zauważyła go jednak i skupiła ponownie na Bertholdzie.
- A… długo razem podróżujecie? - wyciągnęła w końcu zza pazuchy prostą fajkę, której wcześniej szukała. Ostatniego wieczora odebrała ją Ulrikowi wraz ze skrywanym skrzętnie tytoniem. Nie miała dotąd okazji zapalić. Oparła się biodrem o burtę i zaczęła nabijać drewnianą, zużytą fajkę przyglądając się magowi.

Berthold z przelotnym zainteresowaniem spojrzał na zapalaną przez Thorę fajkę.
-Studiowalismy razem w Kolegiach, potem wpadaliśmy na siebie od czasu do czasu, nie zapomnę jak dorwaliśmy tego nekromantę Kemmlera….- drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Bertholda na te wspomnienia.-Ale to nasza pierwsza od dawna taka wyprawa.

- A nie chciałbyś kontynuować takich podróży? - Thora pyknęła w końcu fajkę z przyjemnością i podała ją po chwili Bertholdowi.

-Właśnie to chyba robimy, prawda? -Odparł Berthold, po tym jak powoli się zaciągnął i wypuścił dym z fajki. Zastanawiał się do czego zmierza Thora.

- Mhm - przytaknęła - A co po Cassinim? I co po Lustrii? Bo o tym mówię, Niedźwiedziu. - stanęła znowu bokiem obok maga, ramię w ramię. - Myślałeś o tym? Czy wolisz nie wybiegać tak daleko na przód? - spojrzała na Bertholda kasztanowym spojrzeniem bystrych oczu.

-Hm, z Lustrii tak szybko nie wrócimy, jeśli w ogóle….a ty tak daleko naprzód wybiegasz? - Odpowiedział badawczym i nieco rozbawionym spojrzeniem spod krzaczastych brwi. Ta dziewczyna chciała zrobić z niego swojego maga...

- Inaczej nigdy nie osiągnęłabym tego co osiagnęłam - dziewczyna nie spuszczała z maga spojrzenia - Co Cię
bawi?

-Wyzwania, poznawanie nowych nieznanych mi stworzeń i miejsc, polowanie na godną zwierzynę - Berthold nie opuścił wzroku.

- A może by ich szukać z osobami sprawdzonymi? Takimi, co się poznaje w ogniu walki i zapachu miodu? - Spojrzenie dziewczyny nabrało wyrazu hardości i wyzwania, ognia.

-Przeznaczeniem Mistrzów Kolegium Bursztynu jest samotność niestety, ale kto wie, może mi uda się uniknąć takiego losu...na razie Baron nie żyje, a ja podążam za tobą, co będzie po tym jak rozprawimy się z Cassinim, zobaczymy...
- Podążasz za mną, Niedźwiedziu - wyszczerzyła się Norsmanka - Dobrze. Mimo, że tymczasowo. - skinęła głową i wyciągnęła rękę po fajkę - Pomówimy po Cassinim zatem - uśmiech młódki się poszerzył choć we wzroku była jakaś nieustępliwość czy upór.

-Tak, pomówimy, muszę się moimi zwierzętami zająć. Kruk jest twój. - Nagle w głosie Bertholda zabrzmiała nuta znużenia, oddalił się. Musiał pobyć trochę w samotności, za dużo ludzi było wciąż wokół niego.

Thora odprowadziła go spojrzeniem.

 
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-09-2017, 21:27   #80
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
R E T R O S P E K C J A


Trzeba tak dawać, żeby bolało
Aureolus & Lexa
część 2


Żaden lekarz nie ma wiedzy medycznej obejmującej wszystkie możliwe stany i choroby. Ale nie rozpoznać pierwszych symptomów omdlenia mógłby tylko bardzo słaby medyk.
A celem Aureolusa było nie stać się kimś takim. Co nie znaczyło, że nie mógł czasem diagnozować nieco nadmiarowo...
Odruchowo wyciągnął ręce by podtrzymać Lexę, która zaskoczona tym nagłym dotykiem i zbliżeniem ze strony mężczyzny, uniosła trzymany w jednej ręce pergamin nad głowę, chroniąc go przed zgnieceniem, zaś wolną dłonią zamachnęła się i zdzieliła Aureolusa w twarz.

Po tym jak medyka odrzuciło lekko w bok i złapał się za prawą żuchwę, Norsmenka rozwarła szeroko usta w przestrachu.
- Osz kurwa! - przeklęła będąc tak samo zdziwiona co jej ofiara. Odłożyła zapisaną kartkę i szybko podeszła do mężczyzny, nachylając się i wyciągając ręce w kierunku jego twarzy, chcąc zobaczyć co mu zrobiła
- To odruch był, w porządku? - Lexa się przejęła, bo nie chciała krzywdzić kogoś, kto właśnie jej pomagał. Poza tym nie zrobił nic złego, prawda? Blondynka zagryzła dolną wargę i zmarszczyła nos, próbując odsunąć jego dłoń od twarzy, aby zobaczyć jak mocno go uderzyła.

Medyk odjął rękę od twarzy. Dotyk dłoni Lexy odsuwającej ją był nadspodziewanie przyjemny. Spróbował poruszyć żuchwą. Skrzywił się z bólu, co spowodowało, że skrzywił się z bólu jeszcze bardziej. Zwichnięcie, jak nic - pomyślał.
Chciał napisać do Lexy, żeby się nie martwiła, ale zdał sobie sprawę, że jeszcze nie nauczył jej czytać.
- Huwa - spróbował przekląć - hyho dobe. - uspokoił ją szybko - Y tah chałem wyhuohah ehyhyr - zaczął szukać słabszej wersji eliksiru, który stworzył na bazie eliksiru Slanna. Kretyńskie eksperymenty na sobie zarzucił lata temu ale teraz jednak potrzebował szybkiego efektu… Zobaczymy czy pomaga na ból, pomyślał, i nastawił sobie szczękę. Zabolało. Na szczęście eliksir zadziałał.
Kobieta patrzyła na jego próby i poszukiwania zdenerwowana. To że nie potrafił do niej normalnie przemówić było… Przecież ona była od tego by go chronić, a nie krzywdzić. Narosła w niej złość, przez którą zacisnęła pięści. Jej dłonie zadrżały, ale tylko stała jak słup i patrzyła na niego oniemiale.

Podobno nawet gobliny się uczą na błędach, medyk też potrafił powiązać swoje czyny z ich konsekwencjami…
- Nie łapać za ręce. Chwalić za postępy w nauce. Zapamiętam. O czymś jeszcze powinienem wiedzieć? - uśmiechnął się, nieco krzywo ze względu na ból. Lexa zastanawiała się. Przyglądała się sfatygowanej twarzy medyka z pewnej odległości. W końcu jednak podeszła, że swoją poważną miną i ujęła w dłoń jego podbródek. Przechyliła to w prawo to w lewo, przyglądając się ze zmarszczonym nosem.
- Nic ci nie jest - ni to stwierdziła, ni spytała. Ot słowa wypłynęły z jej ust - I nie chciałam cię uderzyć. Jakbym chciala to… w inny sposób.
- Wierzę. Żyję w końcu. Przyznam, że trochę boję się spytać, ale co w takim razie chciałaś, jeśli nie uderzyć?
- zapytał, żywiąc pewne nadzieje.

Lexa zmrużyła oczy. Zafrasowala się i odwróciła w kierunku stołu, tyłem do medyka, chcąc tym samym ukryć wachlarz emocji, jaki pojawił się na jej twarzy. Zachowała swoją agresywną postawę.
- Nie wiem - fuknęła zeźlona - Mówiłam, że to odruch.
- A jeśli teraz podejdę to dostanę potylicą w nos, czy łokciem w brzuch?
- zażartował, by wiedziała, że się nie gniewa. Blondynka zaśmiała się krótko. Wizja ponownego zostania zaskoczoną i podobnej swojej reakcji ją rozbawiła. Aureolus wiedział jak sprawić, by nie czuła się zmieszana. Odwróciła z powrotem przodem do medyka i rozchmurzyła się.

- Lexa… Właściwie co jest między Tobą a Erwinem? - zapytał poważniejąc.
Norsmenka uniosła brew patrząc na niego początkowo z powagą, stopniowo jednak kąciki jej ust uniosły się ku górze. Aż w końcu parsknęła śmiechem.
- Przepaść - palnęła rozbawiona - Mówiłam, że masz dziwnego przyjaciela, tak? Chyba tak… Zaczynałam go lubić, ale teraz? Idiota! Poniżył mnie, oby mu nabrzmiałe kutasy usta wyorały - skrzyżowała ręce na piersiach i naburmuszyła gniewnie policzki. Widać, że była wściekła na same myśli i wspomnienia.

- Ale przeżył? - medyk wolał się upewnić. Było nie było, przyjaciel.
- Tylko nie pomyśl, że jest ważniejszy od Ciebie - dodał szybko - Bo nie jest. Nikt nie… nieważne. - zamilkł. Ale wiedział, że ona gardzi tchórzami i choć sam był jednym z nich to wiedział, że za dużo kolejnych szans może nie dostać.
Lexa kiwnela głową.
- Przeżył. Nietknięty jak białogłowa dziewica - parsknela arogancko. Aureolus dalej mówił.
- A między nami? - zapytał zanim zdążył się rozmyślić. Wiedział, że jeśli się teraz powstrzyma, a ona wyjdzie, może już nigdy tego pytania nie zadać.
- I nie chodzi mi o ulżenie lędźwiom. - przełknął ślinę - Choć Twój strój bardzo do tego zachęca. Jesteś… najbardziej prawdziwą osobą jaką znam. I będę Cię uczył niezależnie od odpowiedzi - dodał, plącząc się jeszcze bardziej.

Lexa zacisnęła gniewnie szczękę, a jej wzrok błądził po pomieszczeniu. Zaczęła szybciej oddychać, przez co jej klatka piersiowa nerwowo się unosiła i opadała w płytkich wdechach. Nawet przełkana ślina ciężko przechodziła. Kobieta stała w milczeniu dłuższa chwilę myśląc co powiedzieć. W ostateczności stwierdziła, że nie potrafi odpowiedzieć mu nic. Nawet jeśli znała odpowiedź, wypowiedzenie jej było dla niej zbyt trudne. Choć tak naprawdę kwitnące w niej uczucie było nowym i nieznanym. Nie wiedziała jak je wyrazić czy opisać. Postąpiła gwałtownie w jego stronę, chwytając za materiał koszuli i zakręciła mężczyzna przybijając go do najbliższej ściany. Uderzenie wybiło mu powietrze z płuc, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Lexa napierając na niego swoim ciałem wpiła się gwałtownie ciepłymi wargami w jego usta, rozchylając je i chcąc pogłębić pocałunek.
Dostał odpowiedź. I udzielił własnej. Bo już jakiś czas temu rozpoznał objawy. Le maladie - “choroba”, jak to nazywają Bretończycy. Był chory na Lexę. I na to żaden eliksir nie mógł pomóc. Tylko ona mogła wyleczyć go z tej choroby...
~Jasna cholera, ale mnie trafiło - pomyślał, póki jeszcze był w stanie myśleć. Potem Lexa szarpnęła go mocniej i pchnęła stanowczo na pryczę, która zaskrzypiała pod nagłym upadkiem ciała medyka, a ze starego materaca wystrzelił pył kurzu. Norsmenka z niewielkiego rozbiegu wskoczyła na łóżko dosiadając mężczyzny i wykorzystując swoją siłę, rozerwała brutalnie jego koszulę. Gdy wpiła się nienasyconymi wargami w jego usta, zabrała mu resztki tchu.




Następnego dnia Lexa znów siedziała w kajucie Aureolusa. Powtarzała ciągle znane już wyrazy, a dopiero co poznała dwa - ich imiona. Każdy więc wolny fragment pergaminu popisany był nimi i tylko nimi, a z każdym kolejnym słowem, literki były coraz ładniejsze. Po paru godzinach pracy Lexa napisała ich imiona piękną kaligrafią, o którą nawet by siebie nie podejrzewała. Miała coraz bardziej wyćwiczoną dłoń i choć Aureolus chciał już posunąć naukę do przodu, Norsmenka się uparła, że najpierw nauczy się ich wspólnych imion. W końcu wstała gwałtownie odsuwając krzesło z hukiem i odwróciła się chcąc pochwalić się najlepszą pracą jaką wykonała. Nie spodziewała się tylko, że medyk stał nad nią i obserwował jak pisze już od jakiegoś czasu, przez co niespodziewanie niemal na niego wpadła.
Blondynkę wcięło, a jej głowa cofnęła się o milimetr z zaskoczenia.
- Co ty robisz? - spytała nieco spanikowana, ściągając gniewnie brwi i unosząc pergamin w górę, aby go nie zgniótł swoim ciałem. W końcu to było dzieło jej życia, być może nic lepszego nigdy w całej swej egzystencji już nie napisze, to szkoda by było, żeby się zniszczyło. Patrzyła na niego pytająco, ale nie odsuwała się. Raczej ją zastanawiało, skąd i jak długo stoi tak blisko. Lexa poczuła jak robi jej się gorąco, szczególnie na twarzy. No i w pasie, w miejscu, gdzie dłonie mężczyzny spoczęły na części jej nieodzianego, chłodnego ciała, w chwili, gdy próbował ją przytrzymać, aby na niego nie wpadła.

- Teraz już nic, wybacz. Pokaż jeszcze raz ten co napisałaś, nie zdążyłem się mu dobrze wczoraj przyjrzeć - nadal cieszył się widząc ich imiona napisane obok siebie. Jakoś mu się to podobało.
- Oprócz liter są jeszcze inne symbole. Cyfry i… i na przykład takie coś - narysował znak przypominający nieco ósemkę pomiędzy ich imionami: & - nazywa się to “et”, a znaczy…

- Co znaczy?
- zniecierpliwiła się Norsmenka. Wciąż czuła się przy nim dziwnie nieswojo i nie potrafiła tego określić. Poprzedniego dnia tak szybko wyszła, nie zaszczycając go nawet słowem pożegnania. Dziś wróciła na dalsze nauki, zachowując się jakby nic się nie wydarzyło. Bała się tego, co w niej siedziało, lękała się nagłych uczuć, jakie w niej narosły. Nie umiała o tym mówić, nie potrafiła też wykonać w stosunku do mężczyzny jakiegokolwiek czułego gestu. W chwili krótkiej ciszy jaka zapadła między nimi, dało się słyszeć jej nerwowy oddech.

- Znaczy… że nie chcę się Tobą dzielić. Że… - przerwał, widząc jej rozszerzone oczy - A, o znak pytałaś. On oznacza że to co przed tym znakiem i po tym znaku występuje razem…
- A jeśli nie o znak, Lius… To co to wszystko oznacza?
- westchnęła poważniejąc i nawet na jej twarzy wymalowało się coś na pograniczu smutku i niezrozumienia. Jej nos się zmarszczył, jakby sama próbowała dojść do jakiegoś wniosku, ale nie potrafiła.
Medyk wziął głęboki oddech.
- Chcę byś była ze mną nie tylko jako mój ochroniarz czy kochanka, ale jako towarzyszka życia. I sam oferuję Ci to samo. Nigdy nie każę Ci rezygnować z tego kim jesteś. To nie tak, że nie mógłbym bez Ciebie żyć, czy że Ty miałabyś umrzeć beze mnie. Mam swoje życie i swoje cele, tak jak Ty masz swoje. Ale jesteś inna niż wszystkie kobiety, które poznałem do tej pory, fascynujesz mnie jak nikt inny i poszłaś ze mną do tych cholernych Jaszczuroludzi, mimo że zachowałem się jak totalny kutas.
- Chcę z Tobą być, Lexo. I dać Ci siebie i cały świat choćby po to, żeby zobaczyć co z nim zrobisz.


Teoretycznie przekaz był jasny, a przynajmniej taki być powinien. Norsmenka objęła się za brzuch a jej mina zamiast przerodzić się w radość, stężała w grymasie lęku i niepewności. Mógł dojrzeć drżenie ciała, choć nie trwało to dłużej niż sekundę. Pospiesznie mrugające powieki, rozwarte usta nie wiedzące czy i co powiedzieć. Patrzyła oniemiale, czując ucisk w żołądku i ból w gardle.
- Nie rozumiem… - mruknęła słabo patrząc na niego jakby mniej odważnie i butnie niż zazwyczaj. Objęła mocniej swój brzuch i nie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić.

- Dobrze mi przy Tobie. Z Tobą. Gdy jesteś w pobliżu. Chcę by tak było. Zadbać, byś też tak się czuła. Pewnie u was to się inaczej załatwia… - medyk czuł, że totalnie zrujnował szansę.
~A, bardziej już nie spieprzę.
Zbliżył się do niej i przytulił, powoli i delikatnie gładząc jej włosy i je całując.
- Albo po prostu tego.

Początkowo Lexa stała w bezruchu. Nie szarpnęła się, nie wyrwała, ale też nie odwzajemniła, ani słów ani gestów. Milczała i pozwoliła na to, co robił. Być może potrzebowała czasu by do niej dotarło, a może nie nauczono jej, jak się powinna zachować. Dopiero po dłuższej chwili jej sztywne ciało się rozluźniło, a twarz wtuliła w jego szyję. Długie, jasne włosy dotykały ramion mężczyzny, łagodnie po nich spływając oraz łaskotały policzek. Mógł poczuć jej oddech na odsłoniętej skórze szyi, stopniowo oceniając jak się uspokaja i zwalnia do normalnego tempa. Inaczej było z sercem, którego rytm czuł wyraźnie, trzymając kobietę w objęciach. Jego dotyk był przyjemny i poczuła, że to co robi jej nie krzywdzi. W żadnym razie nie poczuła się gorzej, bynajmniej. W końcu pomału poruszyła rękami, przestając obejmować swój brzuch, zamiast tego wysunęła dłonie w kierunku jego pleców, przyciskając się mocniej do niego swoim chłodnym ciałem.
Po głowie chodziło jej mnóstwo słów i odpowiedzi, ale nic nie chciało przejść jej przez gardło. Nie potrafiła wypowiedzieć tych uczuć, ale doszła do wniosku, że gdyby wtedy w krypcie, nie stanęła na drodze wampirowi, który bez wątpienia chciał go zabić, nie mogłaby teraz czuć się tak, jak w tej chwili - a przyznać musiała, że nigdy nie czuła się tak dobrze i spokojnie.
- Cieszę się, że cię obroniłam. - szepnęła tuż koło jego ucha. Aureolusowi zabrakło słów.


Przez kolejne pięć dni podróży do Skeggi, Lexa codziennie wracała do jego kajuty. Naprzemiennie się uczyli i kochali, choć Norsmenka wolała nazywać to pieprzeniem, pukaniem, ruchaniem, a nawet oraniem - byle unikać słowa, które wprawiało ją w lęk. Aureolus mógł uczyć się jej zachowania i psychiki, ponownie zbadać każdą bliznę na ciele, ujarzmić władcze i wojownicze zapędy. Ona zaś chłonęła wiedzę z książek, głównie słowa i litery, z czasem składając już poprawne, choć niedługie zdanie. Spędzili w swoim towarzystwie więcej czasu, niż przez wszystkie lata znajomości - i było im z tym dobrze. Przed innymi jednak ukrywali to, co między nimi się wydarzyło, a zważywszy na charakter Lexy, niewiele osób nawet mogłoby podejrzewać, że za drzwiami medycznej kajuty, dzieje się o wiele więcej, niż lekcje pisania i czytania.


Z wizytą u Norsmenów
Skeggi

Kiedy w końcu udało im się zakotwiczyć przy porcie w Skeggi, na przeciw im wystąpiła grupa Norskich chłopów, uzbrojonych i gotowych do pogonienia intruzów. W powodu późnej już pory i niewystarczającego oświetlenia, a może i ignorancji mężczyzn, nie spostrzegli oni grupy Norsmenów wśród załogi. Siostry Bølleiskyer musiały działać.

Thora i Ulfir przepchnęli się przez linię towarzyszy na przód, pozostawiając statek pod komendą Stepana i pozostałej części załogi.
- Czekajcie na mój znak - mruknęła do mijanych Erwina, Bertholda, Wolfa i Borridima.
Młoda Norsmanka kątem oka obserwowała również poczynania swojej siostry, lekko skinęła też głową ku niej.
Pewna była, że wojowniczka nie przepuści okazji udowodnienia tym cepom, że właśnie nadeszła chwila na utratę ich ostatnich zębów. Napięcie jej ciała było ledwo widoczne, bo Thora nawykła była do zaczepek Norsmanów. Niemniej i ona poczuła szum krwi w uszach.

- Zawrzyj gębę i prowadź do jarla Skeggi - rzuciła szczekliwie wyprostowana dumnie. - Interes do niego mamy. - zaczęła polubownie chociaż pewna była, że dyplomacją tutaj niewiele wskórają. Nie teraz.
Ulfir stanął z jej lewej strony, trzymając dystans na tyle na ile było koniecznym by broni dobyć. Thora czekała na Lexę, by ta dołączyła do nich.

- O jaki ja, kurwa, groźny Norsmen jestem - prychnęła sarkastycznie Lexa, zanosząc się złośliwym śmiechem i stając po prawej stronie swojej siostry. Oparła leniwie dłoń o miecz przymocowany przy pasie i przystanęła dumnie. Na plecach miała jeszcze dwie inne bronie, skrzyżowane mocowaniami, ubrana zaś była w pełną zbroję najlepszej jakości, a jej zadarty nos i pełne pogardy spojrzenie utkwione było w mężczyźnie, który gadał najwięcej.
- Już robimy pod siebie. Nie będziemy ubijać interesów z kimś, kto jest na tyle ważny, że robi za gówniany komitet powitalny, taka twoja rola w tej wiosce? Gratuluję, może za dwa dni będziesz mógł obciągnąć jarlowi i wylizać świeżo wytrzepany ser spod kutasa - zarżała głośno postawna blondynka. - Jak nasza Kapitan mówi, przestań pierdolić i prowadź do jarla. On na pewno ma więcej w głowie by się domyśleć, że bandera nie świadczy o przynależności grupy, tylko o ich sile. Nie oczekuję, że zrozumiesz - parsknęła wyniośle.

Na słowa norsmeńskich wojowniczek postawny wojownik wyraźnie zwątpił. Wyrwał z rąk innego zbrojnego pochodnię i zbliżył się z nią, aby lepiej się przyjrzeć kobietom, które dotąd skrywały ciemności. Na jego twarzy pojawiło się wielkie zaskoczenie, kiedy zobaczył rodaków, bo wśród załogi Zemsty Barona byli też marynarze Thory, których zwerbowała w odległej Norsce.
- Kobiety z bronią? Czyżbym spotkał pierdolone walkirie? - Zdumił się wojownik, ciągnąć się za długą brodę. - Ten okręt i te wyuzdane gogusie to wasz łup wojenny? - Zapytał wskazując toporem Erwina i Aureolusa.

- Kto? - Thora zdumiała się jakby dopiero teraz rejestrowała obecność dwóch wskazanych mężczyzn - Ci tam? - machnęła wolną ręką - Taaa… własność mojej siostry. Wielkiej i sławetnej wojowniczki, której samo imię sieje przerażenie w sercach Imperium. Jak nie słyszałeś o Harpii z Norskii toś widać zęby pozjadał na życie z tyłu chałupy swej matki. - prychnęła dziewczyna.

Berthod pozwolił norskim siostrom przemawiać, stojąc pewnie u boku Thory i obrzucając starego norsmena grożnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że walki uda się uniknąć, ale wiedział że ci ludzie respektują tylko siłę….

Szlachcic opierający się o balustradę aż się wyprostował słysząc o własności.
- Słyszysz to Aureolus? - z podniesioną lewą brwią zwrócił się do przyjaciela. Chciał coś powiedzieć, ale wcześniej była komenda o trzymaniu języka za zębami więc usłuchał.
- Nigdy nie słyszałeś, że jak jedno rządzi na zewnątrz, to drugie w łożnicy? - uśmiechnął się medyk cicho, który zdziwił się, że Erwin nie pomyślał, że Norsmeńska dyplomacja różni się od Imperialnej. Metoda porównywania długości kutasów jak by to Lexa nazwała. A jako kobiety mają nieco trudniej, to i eksponują metaforyczne “jaja” bardziej.
Szlachcic popatrzył zdziwiony na medyka.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytał ze spokojem i dość cicho by nie usłyszano go w najbliższej okolicy.
- Muszą tak się zachowywać. Być butniejsze, brutalniejsze, bardziej poniżać innych - tak budują pozycję. Są kobietami i mają trudniej - dodał - A ja mam nauczkę, by uważać z niezrozumiałymi żartami.
- Oj tam przesadzasz. Akurat trafiłeś w kiepski temat
- odszepnął Erwin lekko odprężył się i dalej obserwował co zajdzie.

- Jeszcze dwadzieścia lat temu kazałbym wam spierdalać do swoich nor, grzać łoża mężom, ale czasy szybko się zmieniają. Coraz więcej bab myśli, że ma jajca między nogami i ściąga tu do Skeggi, aby móc to udowodnić nam, facetom. Zapolować na Smoki Lustrii, dobrze popić i poruchać… - Odparł norsmen odkładając broń. Wojownicy za jego plecami również to uczynili, chociaż niechętnie.
- O żadnej Harpii z Norskii żem nie słyszał, ale każdy rodak jest tu mile widziany. Tak stanowi dekret Jarla Vidara…

Thora zachowała kamienną minę chociaż w środku reakcja była zupełnie inna. Dziewczyna zaczęła nieco panikować.
- Że kurwa kogo? - wyskoczyła Lexa w przód mierząc wszystkich spojrzeniem, a Thora wyciągnęła ramię by powstrzymać ją - Bølleiskyer? Ten Vidar?
- Tak, słynnego Bølleiskyera. Tego co mu córy uciekły i oszalał z rozpaczy. Odtąd nawet kobiety mają tu wstęp, niestety. Starzec wciąż łudzi się, że córy do niego wrócą, a skoro już raz nie mógł ich przy nodze utrzymać, to jest to bardzo wątpliwe.


Inżynier wybałuszał oczy słysząc co przywódca mówi do norsmenek i odwrócił się do kompana i ze śmiechem cicho rzekł.
- Jaja jak berety. Szkoda, że ich min nie widzę - dodał i opanowując się dalej obserwował.
Medyk po usłyszeniu wieści spoważniał. Dotknął ramienia przyjaciela i lekko pokręcił głową. Nie czas na żarty. Dla Lexy, a pewnie i dla Thory to wcale nie były jaja. Zapewne wolałyby stawić czoła całej populacji Skeggi niż temu jednemu człowiekowi. Chciał jakoś wesprzeć Lexę, ale dla jej wizerunku musiała zmierzyć się z tym sama. A właściwie z siostrą. Wierzył, że dadzą radę.

- Prowadź do jarla!!! - ryknęła Thora czerwieniejąc na twarzy. Czuła, że ją zaraz szlag trafi.
- Nikt mu, kurwa, nie uciekł! W dupie byłeś gówno widziałeś! Już dosyć pierdolenia, prowadź do niego. Przestań nam pieprzyć opowieści na dobranoc. - Lexa się wnerwiła. Miała ochotę przepchnąć się przez tłum i jeśli się Norsmeni by nie ruszyli, to właśnie to miała zamiar poczynić. Ulfir rzucił ludziom na statku by go pilnować i ruszył za siostrami, co same drogę przez tłum torować sobie zaczęły.

Wojownik w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, nie rozumiejąc o co chodzi tym narwanym kobietom.
- Dobra, to mogę dla was zrobić, ale lepiej dobrze pilnujcie tych swoich pięknych gogusiów, bo ktoś może zrobić im krzywdę - z tymi słowami obrócił się na pięcie i ruszył pomostem w stronę brzegu.
- Żebym ja ci, kurwa, krzywdy nie zrobiła - wymamrotała Lexa pod nosem, nie chcąc ciągnąć jałowej dyskusji.

Erwin chrząknął dość donośnie widząc jak cała zebrana gromada udaje się na ląd i dał znać medykowi by się też ruszył. Zszedł po trapie i dość szybkim krokiem i z dumną postawą poszedł do kobiet. Na wszelki wypadek miał luźno ręce by pochwycić broń.

Medyk tym razem uśmiechnął się. Wewnętrznie, ma się rozumieć. Raz, że został nazwany pięknym gogusiem, dwa, na reakcję Erwina na te słowa. W sumie mógł go zrozumieć. Jemu samemu trudno było przyjąć tę rolę a co dopiero Erwinowi, było nie było, szlachetnie urodzonemu. Choć trochę się też dziwił. Tak czy inaczej szedł nie zawracając sobie głowy bronią - w razie ataku i tak wrogowie by ich zadeptali samą przewagą liczebną. Patrzył na Norsmenów okiem medyka - sądząc po Lexie i Thorze, profesja “bycia Norsmenem” wiązała się z dużą urazowością.

Borriddim nie mógł się doczekać, aż będzie mógł zejść na stały ląd. Krasnoludy zdecydowanie nie przepadają za kołysaniem pokładu i smakiem słonej wody w ustach. Gdy tylko Norsmeni zdecydowali się pogadać w innym miejscu, kurzący dotąd swoją starą i pakudnie obgryzioną fajkę Dorgundsson zabrał klamoty i zszedł na przystań. W pełnym rynsztunku i z runicznym młotem na ramieniu niczym pika, jedynie hełm trzymał w drugiej ręce, bo przeszkadzał w kurzeniu tytoniu. Szedł bez obaw, bo niewiele rzeczy może przerazić kogoś, kto walczył z nieumarłym smokiem, władcą wampirów i bandą jego ożywionych sług. Był najzwyczajniej w świecie ciekawy, bowiem dotąd nie zawitał do osady ludu północy.

Brokk z radością przywitał wiadomość o przybyciu do przystani norsmenów. Khazad najchętniej ucałowałby twardą ziemie zaraz po zejściu z pokładu tej łajby, jednak po pierwsze był krasnoludem po drugie Mistrzem Run. Z tego też powodu bez słowa zeskoczył z pokładu statku. Sytuacja z początku dążyła do konfrontacji, jednak jak się okazało stek wyzwisk jest tutaj pewną formą przywitania. Ale skoro nikt nie poczuł się urażony i nie doszło do rękoczynów to khazad podążył za resztą.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172