Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2017, 15:28   #11
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- Volker na pewno w domu siedzi. Odkąd gospodę zamknęli, a lasy stały się niebezpieczne, to chyba tylko tam spędza czas - odparł starzec drwalowi. - Anna pewnie gdzieś się kręci po wiosce. Słyszałem, że Jens ma u niej jakieś długi, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, że właśnie próbuje go oskubać ze swoimi “odsetkami”. Mieszkańcy na ulicy na pewno wskażą wam drogę.

Następnie starzec miał już odpowiedzieć coś Julienowi, kiedy nagle kolejna osoba z zebranych zaskoczyła go swoją wypowiedzą… A raczej charakterem. Wprawdzie starzec zdawał się nie zrozumieć do końca chaotycznej wypowiedzi Rose, jednak główny przekaz trafił do niego bez dwóch zdań. Spojrzał na kobietę z ukosa, jednak na tym skończyła się jego odpowiedź. Najpewniej stwierdził, że nie warto strzępić na nią języka. Ale już z pewnością wiedział, dlaczego ta kobieta podróżuje w towarzystwie takim jak to.

- A jeżeli chodzi o kwestię zapłaty, to już wysłałem kogoś po Barona. Wątpię by ten opasły głupiec zechciał tu przyjść osobiście, ale powinien przysłać tu kogoś, kto potrafi dodawać. Wieczorem powinni tu dotrzeć.
 
Hazard jest offline  
Stary 30-08-2017, 16:35   #12
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- To w takim razie niechaj chłopak skoczy po kobiecinę od strawy, a jak się poje, odpocznie nieco i co ważniejsze zachęta do roboty przyjedzie, to zaczniemy od jutra. - rzekł do sołtysa Blasius, wyraźnie dając do zrozumienia, że przynajmniej on charytatywnie do 'bohaterskich' czynów brał się nie będzie.

Następnie z zadziornym uśmiechem, wziął butelkę gorzałki od Rózi i zasięgnął sporego łyka. A po tym, jak nieco nim przetrzepało, podał ją dalej do Juliena.
- Pij młody! - niemal krzyknął do Bretończyka.

Co do pokoju, to Blasius nie miał zamiaru szczególnie wybierać. Uda się w wolne miejsce, no chyba że Czarna go sama zaciągnie do siebie. Sam nic jednak nie proponował, nie poruszając tego tematu.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 30-08-2017 o 18:46.
AJT jest offline  
Stary 30-08-2017, 16:54   #13
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Rózia przez chwilę oceniała reakcję starca i jego spojrzenie. Krzywe ponad wszelką wątpliwość.
- Szanownemu Panu się kultury zachciało - parsknęła śmiechem. - Honor to może mieć Pan Baron, a nie ty, albo ja. Tobie podobno jakaś banda porwała syna, a nabzdyczasz się jak indyk przed obiadem. Nie masz kasy i wojska i jak na mój gust jesteś w czarnej dupie. Chcesz nas wysłać do lasu, żebyśmy po omacku szukali twoich rycerzy widmo. Zbrojnych którzy porywają chłopów akurat z twojej wioski, tak po prostu, bo ich, kurwa, fantazja o poranku dopadła. A jak ktoś cię uprzejmie prosi, żebyś przestał opowiadać dyrdymały i podał więcej szczegółów, to zachowujesz się jak panienka z dobrego domu wypytywana, kto jej zrobił dzieciaka. Prędzej uwierzę, że te chłopy wgapiają się w moje cyce, bo im się kolor mojej sukienki podoba, niż w to, że ty nic nie wiesz. Siedź tu dalej, gap się krzywo i czekaj, aż ci resztę rodziny wywiozą, Morr jeden wie gdzie. Idę ziół nazbierać, bo będzie kogo leczyć po takiej robocie.

Po czym trzasnęła drzwiami wychodząc żeby zająć się końmi.
- Jeszcze nam konie zwiną, zanim skończymy to pierdolenie - mruknęła stojąc na zewnątrz.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 31-08-2017 o 10:05.
druidh jest offline  
Stary 30-08-2017, 17:17   #14
 
lShadowl's Avatar
 
Reputacja: 1 lShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputację
Edgar wyczuł w całej tej sytuacji sposobność do lepszego zapoznania jedynej kobiety ze swojej grupy. Gdy tylko poznał ostry język Rózi od razu w jego głowie narodziło się kilka pomysłów na plan jak z jej pomocą pozbyć się utrapienia swego życia. Tym bardziej, że był już pewien jej popularności... "Żaden facet nie oprze się jej ciału, a więc on zapewne również nie... Może się udać... może się udać... ale jakoś będzie trzeba wytrzymać jej ostre słowa i przebić się przez jej twardą zasłonę." Młodzieniec wstał od stołu. - Blasiusie czekam na twą decyzję odnośnie naszych wspólnych poszukiwań. Zrobisz jak zechcesz. Powiedział i ruszył przed siebie machając obojętnie ręką. - Ja już swoje powiedziałem. Idę odcedzić kartofelki. Był to jednak jedynie pretekst, by opuścić pomieszczenie. Po chwili również zniknął za drzwiami i stał teraz za Rózią. - Kobieto twój język potrafi zaleźć za skórę. Powiedział i ruszył na róg gospody. W końcu mógł pozbyć się uryny. -Ooo tak...
 

Ostatnio edytowane przez lShadowl : 30-08-2017 o 17:22.
lShadowl jest offline  
Stary 30-08-2017, 19:17   #15
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Początek. Kwestia ceny


Trzydzieści złotych koron. - pomyślał Emmerich Venden, łowca nagród. Mężczyzna, niedawno przekroczył próg dorosłości. Raczej wysoki. Włosy brązowe. Sypiący się zarost. Twarz i postawa nieprzyciągające uwagi. Oczy czarne, uważnie studiujące otoczenie i twarze. Ten jego odruch każdy to spędził z nim więcej niż kilka dni nauczył się już zauważać. Ubrany zwyczajnie, w ciemne kolory - czerń, ciemną zieleń. U jednego boku z pasa zwisała pochwa z mieczem. Z drugiego - kusza, sieć i kajdany.

Trzydzieści koron to dokładnie tyle ile wynosiła nagroda za robotę, przy której Emmerich Venden i jego przyszły mentor się spotkali. Gdy tylko Krętacz wymienił tę kwotę, młody łowca nagród wiedział już, że weźmie tę robotę.

Trzydzieści koron to więcej niż Emmerich kiedykolwiek miał w dłoniach. To niemal jedna trzecia sumy potrzebnej by kupić samopowtarzalną kuszę, taką jaką miał jego nauczyciel. Marzył o takiej od dnia, gdy zobaczył, jak wystrzelony z niej bełt wbija się, z satysfakcjonującym mlaśnięciem, w brzuch faceta odpowiedzialnego za śmierć jego rodziny.
A przecież bandyci też będą mieć coś przy sobie. Emmerich do tej pory zdołał oszczędzić zaledwie sześć, z których i tak niemal wszystko wydał na przygotowania do wyprawy.

Nie żeby gardził bronią, którą miał przy sobie - łatwość obsługi, wytrzymałość, możliwość wielogodzinnego trwania w gotowości, siła naciągu, która pozwalała pociskowi przebijać się przez zbroję celu - to wszystko sprawiało, że kusza była idealną bronią dla łowcy nagród. W końcu jak długo łucznik mógł trzymać napięty łuk? Minutę? Dwie? I to z takim zmęczeniem ręki że strzała leciała nie wiadomo gdzie. A z kuszą można było leżeć w zasadzce godzinami. Tak, Emmerich chętnie wymienił łuk na kuszę. Poza nią miał jeszcze sieć i miecz, ale tego ostatniego rzadko używał.
Mało kto postrzelony z kuszy i oplątany siecią miał jeszcze ochotę walczyć. A nawet jeśli - w unieruchomiony cel naprawdę nie było trudno trafić.


Podróż. Świst i stuk.


Emmerich odzywał się rzadko. A prawie nigdy o sobie. Przy ognisku słuchał i obserwował. Twarz, gesty, słowa, ton głosu, zachowanie… To wszystko mogło dać cenne informacje. A w jego fachu informacje i tajemnice bywały walutą cenniejszą od złota.
Najwięcej uwagi poświęcał Julienowi. Mentor łowcy nagród, choć nigdy nie mówił o swojej przeszłości i powodach, dla których stał się kim się stał, wysławiał się jak człowiek wykształcony, często cytował księgi i mądrych ludzi, o których Emmerich nigdy nie słyszał. Julien wyrażał się w podobny sposób. ~Warto byłoby bliżej go poznać - pomyślał.

Jego zainteresowanie wzbudził też dziwny człowiek na jeszcze dziwniejszym koniu. Ungoł, jak się okazało. Emmerich chętnie nauczyłby się dodatkowych technik tropienia, a i w dbaniu o wierzchowca Czanbars zdawał się być ekspertem. Starał się więc go podpatrywać i podobnie zająć się swoim.
Nigdy nie miał też problemu by narąbać drewna na ognisko, przynieść wody, rozłożyć potrzaski, ustrzelić lub złowić coś na kolację, jeśli akurat obozowali blisko wody. Tylko swój namiot stawiał nieco dalej od innych i często znikał, a zamiast jego pojawiały się dźwięki.

Świst i stuk. Krótka przerwa i znów: świst i stuk. Po dziesięciu powtórzeniach dłuższa przerwa. I od nowa: Świst, a po chwili głuchy stuk. Każdy zainteresowany hałasami znalazłby ich źródło bez problemu - stojącego, leżącego lub klęczącego łowcę nagród, strzelającego w narysowany kredą na drzewie ludzki kształt. Uważny obserwator zauważyłby, że zwykle celem były kończyny, rzadko korpus i nigdy głowa.
- Bez dowodu nie płacą było jedynym wyjaśnieniem jakie otrzymałby pytający.


Przed wioską będącą ich celem wstrzymał konia i z czoła grupy przesunął się do tyłu, ale nie na sam koniec. Ostatniego jeźdźca ludzie zapamiętają tak samo jak pierwszego, albo i lepiej. A on nie chciał być zauważony i zapamiętany. Naciągnął też mocniej kapelusz na głowę, pozwalając by szerokie rondo dostarczyło cienia skrywającego jego twarz. Dotknął odruchowo kuszy, której zimny dotyk zawsze go uspokajał i wjechał między zabudowania.

Obserwował tłum, który wyszedł ich powitać. Starał się zapamiętać, by później móc sobie przypomnieć tych, którzy tu dziś byli i móc później rozpoznać tych, których nie było. Zauważyć, kto się cieszy na ich widok, a kto się złości lub lęka.
Z niesmakiem zauważył, że część mieszkańców wita ich jak bohaterów. Widział już bohaterów. Byli zwykle bardzo pewni siebie i bardzo odważni. I ostatecznie bardzo, bardzo martwi. To ostatnie Emmerich mógłby im jeszcze wybaczyć, ale przez nich ginęli też inni. Tacy jak on. Wykonujący swoją robotę, za którą im zapłacono. Miał nadzieję, że w ich grupie zbyt wielu bohaterów się nie znalazło.


Karczma. Opowieść wójta.


Emmerich usiadł tyłem do ściany, a przodem do drzwi. Nie lubił mieć ludzi i okien za plecami. Zresztą, samych ludzi też nie lubił. Mistrz powtarzał, że w tym fachu paranoja jest chorobą zawodową, a jeśli Emmerich kiedyś siądzie tyłem do drzwi lub okna i dostanie w plecy to wszyscy uznają to za samobójstwo. Emmerich słuchał.

Staruszek gadał. I gadał. I gadał. Rózię to zirytowało, ale łowca nagród się ucieszył. Dobrze, jeśli ktoś gada. Nawet jeśli kłamie, dostarcza informacji. Można je porównać, sprawdzić, zobaczyć co w wypowiedzi omija… Spodobało mu się podejście Juliena. Zwłaszcza w kontraście do słów Rózi. Wypytanie o świadków i w drugiej kolejności - wypytanie samych świadków to podstawa. Może ten umysł od książek przyda się i w innych sprawach. Kto wie, może nawet i pisać umie. Każdy łowca nagród musi mieć dobrą pamięć, ale nawet najlepsza nie jest tak pewna jak papier.
- Warto byłoby zapisać co ważniejsze rzeczy - zasugerował.
- A o Frau Gersten nie ma się co martwić na zapas. Nawet podczas misji ratunkowych zdarzają się ofiary. A nam płacą za wybicie bandytów, o ratowaniu kogokolwiek nikt nic nie mówił. - dodał.

Niektórzy, czując się pewnie w gębie, zaczęli już wypytywać wójta. Dołączył do nich w końcu.
- A nie przyszło Wam do głowy, że mogą mieć sojuszników w wiosce? - zapytał.

Z dotychczasowych słów starca wynikało, że napastnicy zostawili śladów od cholery. I świadków. Miał nadzieję, że tych pierwszych jeszcze chłopi nie zadeptali, a tym drugim nie pozwolono nagle wyjechać.
- Chcę obejrzeć miejsca ataku, przynajmniej te w wiosce, jeszcze dziś. - stwierdził. Inni mogą czekać do jutra, ale w tym fachu mitrężenie nigdy nie popłacało. Oczywiście, zgadzał się z Blasiusem, że za darmo ryzykować życiem i zdrowiem nie należy. Ale sprawdzenie śladów dziś oszczędzi roboty jutro, a zapłatę za umówioną usługę zawsze można było wydębić. Tym czy innym sposobem... Odkąd pewnego niesolidnego faceta znaleziono martwego, z uciętym jęzorem i prawą dłonią, kolejni zleceniodawcy pilnowali, by mentorowi Emmericha płacić zawsze na czas i w nieoberżniętych monetach.
 
hen_cerbin jest offline  
Stary 31-08-2017, 17:26   #16
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
MAGIA LICZB


- Sojuszników? - Daan odpowiedział pytaniem na pytanie Emmericha grzebiąc w swym podróżnym worku. Chciał odpowiedzieć Julienowi w kwestii jego noclegu z Rózią oraz jej teoretycznego ochroniarza, ale zainteresowała go wypowiedź Vendena. Była trzeźwa, ni to co babskie awantury.
- Raczej nie. Pierwszy atak mógłby na to wskazywać... ale drugi? Wyważanie bram? To ciche z pewnością nie było, niepotrzebny alarm, jak ktoś mógłby im po prostu otworzyć. Śpiącą wioskę mogliby zrobić jak chcieli. No... ale może? - Na jego twarzy wykwitł brak pewności.

Cyrulik spojrzał na staruszka i rozłożył na stole pergamin. Lubił zapisywać wszelkie notatki nie dlatego ż zapomniałby jakieś ważne rzeczy, ale dlatego że w słowach i liczbach była magia. Te same fakty wyglądały czasem inaczej rojąc się w głowie, a postrzegane wzrokiem, zapisane.
Pergamin tani nie był, toteż na arkuszu przed de Vriesem leżał popisany wszedzie gdzie się dało, będąc dowodem na być może dziesiątki takich 'notatek' robionych drobniutkim (dla oszczędności miejsca) pismem. Gdyby ktoś miał odcyfrowywać ten szalony chaos, mógłby uznać, że zapisujący to jest chory psychicznie... Szczególnie, że przedstawiało się to malowniczo... nie wszystko pisane było piórem i inkaustem.
- Też miałbym kilka pytań. - Wziął do ręki zaostrzony węgielek wyciągnięty z sakiewki. Zapomniał kupić inkaust w Nuln zanim wyruszali i teraz musiał radzić sobie inaczej. - Ilu było mieszkańców wioski, zanim zaczęły się ataki?
staruszek podrapał sie w głowę.
- A będzie z półtorej setki. Więcej nawet, ale nie dużo. My się tam chłopcze nie liczym.
- A górników w kopalni?
- Z półtora tuzina.
- Mhm... - Daan zapisywał co Hasso mówił i wciąż intensywnie nad czymś myślał. - A ile mieszkańców wsi zostało porwanych, wszystkich łącznie?
- No tak to nie wiem... będzie już z trzecia część wsi... może mniej.
- Cztery tuziny - odezwał się chłopak, co im o pokojach mówił.
- A kogo wśród porwanych najwięcej?
- No mężczyzn uprowadzili dużo, po nich to kobiet chyba najwięcej uprowadzono, mniej dzieci, starców najmniej.
- A przed atakami najwięcej było...
- Mężczyzn, dalej kobiet... - Hasso wzruszył ramionami. - Tak samo.
- Mhm... - Daan wciąż coś zapisywał. - A ilu było napastników? Toć górnicy mogli coś rzec, tu dwa razy napadali, a i mówiliście żeście widzieli jak podróżnych opadają. Najwięcej to ilu ich było?
- Z tym to różnie. - Feig machnął dłonią. - Nie dość, że z oddali widzielim mniejsze grupki niźli tu nas opadli, to jeszcze chaos... każdy inaczej mówi. Znalazł by się taki co by rzekł, że setki. Ale nikt nie rzekł że mniej niż dwa tuziny, a wielu mówi, że więcej.

De Vries skinął głową i popatrzył na zapiski, jakby coś liczył.
- Dziwne to - rzekł w końcu spoglądając na Emmericha, Czanbarsa, Blasiusa a w końcu Juliena. - Jak żaden nie mówi, że ich mniej niż dwa tuziny, a wielu iże więcej, to mniej niż trzy dziesiątki zbrojnych raczej ich nie ma. Że kopalnie rozgromili gdzie niecałe dwie dziesiątki górników spało, to nie dziwota. Tu zaś, w wiosce... - Podrapał się w brodę. - Z lekko ponad półtorej setki mieszkańców, przy czym mężczyzn najwięcej, to ilu mężczyzn zdolnych broń unieść? Pięć tuzinów? Więcej raczej nie. I jaką broń jak to wieś. Siekiery do drew, cepy, kto może by zdążył po kosę do stodoły pobiec. Ale nawet.. to przecież ludzie z roli żyjący. Nienawykli do wojaczki. Atak znienacka, chaos, każden o rodzinę dba w pierwszej kolejce. Przecież jak oni za pierwszym, czy i drugim razem tu wpadli znienacka, to z tych co chcieliby bronić, żywa noga by nie uszła... A w pęta nie poszedłby ten jeno co zdążyłby ze wsi uciec. - Cyrulik rozłożył ręce. - A oni wpadają, robią rozgardiasz, chwytają część ludzi i nawet do walki większej nie stają: odchodzą. Myślałem, że może łowcy niewolników, co panom z Granicznych Księstw przez Przełęcz Czarnego Ognia przymusowych chłopów na tamte nieludne ziemie sprzedają. Ale to by właśnie wszystkich na raz pojmali mając taką siłę. I po cóż im wtedy starcy? Na to mi wychodzi, że oni atakują jeno wtedy gdy im ludzi potrzeba w danym momencie. Na ofiary mrocznym bogom jakim? Wszak jak Julien mówił, toż to ludzie byc nie muszą... - Znów spojrzał na każdego z towarzyszy.
Pochyliwszy się do żaka szepnął wymownie wskazując głową na wyjściowe drzwi:
- Z tego jak się zachowuje, to prędzej ona zeżre ich. Jak i to nie jej, a przed nią chyba trzeba chronić.
- W takim razie zajmij nam dwójkę, bo wątpię, by ktoś ją chciał. Chyba nikt prócz nas się nie znał wcześniej - Julien odpowiedział najciszej jak mógł, potem spojrzenie niebieskich oczu chłopca przeniosło się na Emmera, który na niego spoglądał. Choć może tylko mu się wydawało?

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 02-09-2017 o 12:29.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-09-2017, 17:35   #17
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Emmerich & Julien. Ku bramie.


- Warto byłoby zapisać co ważniejsze rzeczy - zasugerował Emmerich.
Julien wzdrygnął się kiedy dostrzegł spojrzenie tego mężczyzny, co wzbudzał w nim swoisty niepokój. Wolał się nie odzywać już zbyt wiele, bo obawiał się, że uznają go za przemądrzalca i w ostateczności odstrzelą. Mówił co myślał, ale może jednak powinien sobie darować. Na szczęście po chwili za notowanie wziął się Daan i choć może nie zapisywał tego, co Emmer by mu dyktował, to Julien poczuł się bezpieczniej. Przynajmniej przez pewien czas, choć może dla dodatkowego bezpieczeństwa powinien wstać i wyjść.
- Młoda godzina, szkoda czasu na analizę - podniósł się z miejsca pełen werwy, jakby wstąpił w jego ciało nowy duch.
- Rozejrzyjmy się choć trochę, nam to nie zaszkodzi, nogi się rozprostują, a z tą zapłatą… Kobieta trochę przesadziła. Nie przejmuj się nią - zwrócił się do starca z lekkim, przepraszającym uśmiechem i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
Julien zignorował sugestię. Emmericha to nie zaskoczyło. Zwykle lepiej wychodziło mu zastraszanie niż przekonywanie. ~Może trzeba jakoś inaczej podejść do tego? - pomyślał.
- To gdzie te ataki prócz kopalni były? - zatrzymał się nagle zapominając dokąd dokładnie powinien się udać.
- Chodź. I tak się wybieram je obejrzeć. - złapał Juliena za ramię. Chłopak momentalnie się spiął z przerażenia i spojrzał przez ramię na siedzącego przy stole Daana. Być może jego spojrzenie błagało o pomoc, ale ciężko było to stwierdzić, kiedy w dość szybkim czasie znalazł się wraz z mężczyzną na zewnątrz karczmy.
- Ej spokojnie, pójdę dobrowolnie! - Julien zaczął bronić się słownie, kiedy stwierdził, że uścisk jest zbyt silny. Emmerich puścił ramię, zaskoczony, że delikatny w jego mniemaniu dotyk okazał się bolesny dla żaka
- Chcę obejrzeć miejsca ataku, przynajmniej te w wiosce, jeszcze dziś. - stwierdził.
- Koło bramy, tak? - dopytał jakby już bardziej odważnie i stanowczo, patrząc na Emmericha błękitnymi, dużymi oczami.
- Też. Ślady są pewnie w całej wiosce, ale większość już pewnie zadeptali. - na te słowa Julien wzruszył ramionami i otrzepał rękaw swojego drogiego ubioru, w miejscu w którym dotknął go mężczyzna - No wiadomo. Sami żeśmy je podeptali końskimi kopytami - odpowiedział w tonie największej oczywistości i westchnął ostentacyjnie.
- To… w drogę - zachęcił dając pierwszy niespieszny krok w stronę bramy.
- Nie w tę stronę. Bramy są trzy. I tylko jedna jest "podeptana" przez nas - warknął łowca nagród.
- Okej - odparł naprędce Julien, odwracając się szybko na pięcie i krocząc w drugą stronę. Wyglądał jakby połknął kij od szczoty, szedł sztywno i był cały spięty. Jego spojrzenie błądziło gdzieś po okolicy, aby tylko uniknąć spojrzenia mężczyzny.
Emmerich zastanawiał się czy popełnił błąd wybierając żaka zamiast cyrulika. Gdy byli sami nachylił się do niego.
- Prośbę mam. Chciałbym nauczyć się czytać i pisać.
- Emm…
- Julien lekko się zmieszał. Przełknął nerwowo ślinę i zerkał co chwila w bok, jakby upewniając się, że mężczyzna nie robi sobie z niego żartów, albo go nie sprawdza. A może po prostu chce zaciągnąć w odosobnione miejsce i odstrzelić? Potem powie, że go porwano!
- Noo… W porządku? Ale to nie jest takie proste i szybkie - odchrząknął cicho, splatając ręce za plecami.
~I już? - zdziwił się łowca nagród. Nawet nie musiał niczym zagrozić. Kiwnął głową dając znać, że rozumie, że nie będzie to proste ani szybkie.
- Dzięki - dodał po chwili.
- Jeszcze nie ma za co, nawet jednej literki ci nie pokazałem - stwierdził chłopak energicznym i pełnym dumy głosem. W sumie, to miło mu było, że ktoś go tutaj docenił i zauważył, że nie jest zwykłym przygłupim chłystkiem, który by tylko mordę zachliwał i w karty rżnął… No, albo po prostu źle odebrał prośbę Łowcy, może ten po prostu go chciał wykorzystać! Julien momentalnie pobladł na samą myśl.

Jakąś chwilę szli w milczeniu. Chłopiec wzrokiem dostrzegł bramę do której się zbliżali. Zmrużył oczy z zamyślenia, aż w końcu poważnym i sugestywnym tonem głosu zaczął opowiadać, akcentując słowa tak aby dać coś do zrozumienia.
- Moi rodzice zawsze wynajmowali mi jakiegoś ochroniarza. Koleś łaził za mną wszędzie, ale dobrze pilnował i osłaniał przed zagrożeniami. Kiedy z pewnych znanych tylko sobie powodów przyjąłem to zlecenie, nie pojawił się na miejscu odprawy. Chyba zrezygnował - rozłożył bezradnie ręce i westchnął teatralnie. Poczekał parę sekund i w końcu doszedł do konkluzji, tak w razie gdyby Emmerich nie załapał.
- Zamiast płacić za naukę monetami, mógłbym przyjąć ochronę. Jak sam zauważyłeś, brak mi krzepy, a za broń służyć mi ma krótki łuk. To wszystko chyba wiele wyjaśnia - zakończył z subtelnym uśmiechem na ustach.
- Zawsze tyle gadasz? - jęknął Emmerich. Ale zgodził się. Propozycja wydawała się uczciwa, a poza tym ciekawie będzie obserwować świat od drugiej strony - celu, a nie łowcy.
- Gadam tyle ile potrzeba, to było adekwatne do sytuacji - odparł stanowczo młodzik. Ciężko było nadążyć za mieszanką jego strachu i odwagi.
- Gdy dojdzie co do czego, będziesz robić to co mówię bez pytań i marudzenia - Emmerich postanowił od razu ustalić warunki współpracy.
- Eee… jeśli co? Do czego ma dojść? To zakrawa o jakąś przemoc. Lubisz dzieci szarpać? - zlękł się Julien zatrzymując nagle w miejscu i wgapiając się w plecy łowcy jak żaba w sadzawkę. Co on, czyżby chciał mu coś zrobić?!
Łowca nagród ze smutkiem skonstatował, że jedynie zasób wiedzy i słownictwa oraz, być może, żywy umysł Juliena pokrywają się z tym na co liczył. Jeśli chodzi o resztę… jak baba. Jak rozpieszczona panna z dobrego domu, która się urwała opiekunom. Nigdy nie był mistrzem w tłumaczeniu co ma na myśli, mimo to spróbował:
- Jeśli dojdzie do walki. Lub kiedy zauważę niebezpieczeństwo. Prościej - jeśli każę Ci się kryć albo uciekać, zrobisz to od razu i bez pytań dlaczego i po co.
- Aaaa. No raczej, wiadomo. Po to jesteś. Oczywiste
- ruszył dalej ku bramie, kiwając głową ze zrozumieniem. Za dużo po świecie łaziło bandziorów i dziwaków, by nie mieć takich myśli i czarnowidzeniem nie świecić. Mimo iż nie ufał jeszcze do końca Łowcy, to był na dobrej ku temu drodze. Trzeba po prostu sprawdzić, jak zareaguje w chwili zagrożenia i wszystko się wyjaśni. Julien uśmiechnął się pod nosem. Był z siebie zadowolony.

Śledztwo. Badanie śladów.


W końcu skończyli dochodzić i gadać i zajęli się robotą. Emmerich skupił się na śladach - starał się ocenić ilość napastników, ciężar i wielkość ich ciał, ocenić ślady, które zostawili na bramie. Potrafił rozpoznać istoty po ich śladach - przy odrobinie szczęścia będzie wiedział, czy to ludzie udający nieludzi czy może odwrotnie. A jeśli szczęścia będzie więcej - miał szansę dowiedzieć się także o cechach tych istot - czy działały bardziej rozumowo czy instynktownie, czy były szaleńczo odważne, czy raczej unikały walki z przeważającymi siłami, itp. Starał się też dostrzec inne szczegóły przegapione przez chłopów, nie tylko w okolicy bramy, ale i po drodze. A i kawałek drogi za bramę obejrzał. Czy zbliżając się wrogowie mieliby gdzie się ukryć przed wartownikami, jak blisko bram i ostrokołu są krzaki i drzewa, jak wygląda pole ostrzału, itp.

Julien wcale nie próżnował, od razu zakasując rękawy i biorąc się do roboty. Analizował wysokość muru i jego słabe punkty, no bo jakoś ci bandyci przeszli przez niego, aby bramę od wewnątrz otworzyć. Zbadać miał też w zamiarze ciężar bramy poprzez próbę otworzenia jej w pojedynkę. Dzięki samodzielnemu kręceniu mechanizmem otwierania wrót, mógł ustalić liczebność napastników, w jakiej musieli przejść przez mur by otworzyć bramę od wewnątrz. Prócz tego należało przeanalizować jakikolwiek ślad buta, pod względem oceny wielkości, aby móc stwierdzić, czy to ludzkie wielkości czy zdecydowanie innej istoty. Młodzik nie omieszkał naturalnie podzielić się swoimi spostrzeżeniami z towarzyszącym mu łowcą. Wręcz informował go na bieżąco, nieustannie coś gadając. Być może faktycznie mówił zbyt wiele. Tymczasem łowca nagród nie mówił niemal nic, dopiero na sam koniec krótko podzielił się wnioskami do jakich doszedł. Był ciekaw czy drugi tropiciel w ich grupie dojdzie do podobnych.
Kiedy skończyli z tą, powtórzyli procedurę przy kolejnej i jeśli czas pozwolił, to raz jeszcze przy ostatniej, tej którą wjechali.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-09-2017 o 22:39.
hen_cerbin jest offline  
Stary 01-09-2017, 18:07   #18
 
lShadowl's Avatar
 
Reputacja: 1 lShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputacjęlShadowl ma wspaniałą reputację

POBYT NA ŚWIEŻYM POWIETRZU

ROZMOWA EDGAR + RÓZIA

Rózia była ewidentnie zdenerwowana i raczej skupiona na fachowej pielęgnacji zmęczonych wierzchowców. Te najwyraźniej były z tego faktu zadowolone. Jeden po drugim przechodziły sprawnie wykonywane proste zabiegi. W tym czasie kobieta jednym okiem oglądała okolicę szukając kogoś interesującego do rozmowy. W końcu rzekła do mężczyzny:
- Przydał byś się na coś, bo twój koń też tu stoi. Załatw dla nich jakieś żarcie. Przydadzą się jak trzeba będzie stąd spier… - omotła Edgara dłuższym spojrzeniem - uciekać.

Edgar podszedł bliżej koni i poklepał swojego po nosie. - Masz rację, bez tych zwierzaków będziemy w czarnej dupie, kiedy będzie trzeba kogoś ścigać lub uciekać. - Edgar przez chwilę wpatrywał się w swojego konia, po czym przeniósł wzrok na Rózię. - Dla ludzi jesteś bardzo ostra, ale widzę że gdzieś w głębi ciebie jest dobroć i troska… ale narazie tylko zwierzętom udaje się ją z ciebie wyciągnąć. - Edgar podszedł do drzwi karczmy i rzucił z uśmiechem spoglądając na kobietę - Może i mi uda się kiedyś odsłonić w tobie tę naturę. - Oparł się obok wejścia i dodał. - Zdecyduj, chcesz kontynuować rozmowę teraz czy może kontynuować ją w bardziej dogodnych warunkach którejś z nocy? W końcu konie są głodne.

Rózia wzruszyła ramionami nie obracając się w kierunku Edgara:
- Gówno o mnie wiesz. Nie lubię, jak ktoś próbuje zrobić mnie na szaro i tyle... bez obrazy. Potrafię też być miła, jeśli ktoś traktuje mnie uczciwie.

Edgar przemyślał przez chwilę słowa które usłyszał. Wyszczerzył się teraz jeszcze bardziej i powiedział - Podoba mi się to co teraz powiedziałaś. Więc potwierdziłaś to co powiedziałem. Więc uwierz, że nie chce robić cie na szaro i chętnie zapracuje sobie na twoje miłe słowa. - Edgar podszedł do drzwi i złapał za klamkę. - Teraz idę po jedzenie dla koni, a ciebie nawet nie chce widzieć dziś w tym samym pokoju co ja, widzę masz do zaoferowania o wiele więcej niż ostry język więc nie będę patrzył na ciebie jedynie z pożądaniem i nie waż się tego odbierać jako akt łaski. - Edgar odwrócił się jeszcze na chwile aby spojrzeć na Rózie i wszedł do środka.

Kobieta nie lubiła się powtarzać więc drugiego wzruszenia ramion Edgar nie zobaczył. Nie potrafiła sobie zaprzątać głowy rzeczami, których nie bardzo rozumiała. Będzie, co będzie.
 

Ostatnio edytowane przez lShadowl : 01-09-2017 o 19:29.
lShadowl jest offline  
Stary 01-09-2017, 22:53   #19
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Dziad i baba.


Rózia, kilka razy wchodziła do gospody wnosząc co cięższy ekwipunek zdjęty z koni drużyny. Musiała jakoś rozładować poziom agresji i wysiłek fizyczny nadawał się do tego doskonale. Starzec dalej siedział w środku i z każdym wejściem kobieta wyglądała jakby miała się do niego odezwać. W końcu, już lekko dysząc wskazała na niego palcem:
- Wiesz co? - obrzuciła go wzrokiem, jakby chciała się upewnić, że starzec nie śpi. - Wiesz? Widziałam w swoim życiu różne rzeczy... Rannego z wnętrznościami rozciągniętymi na pół polany, który jeszcze żył... dziewkę, którą znudzeni żołnierze zostawili bykowi do zabawy... z pół tuzina ludzi nadzianych na pal i matkę, która z głodu zjadła własne dziecko... ale opowieści o ludziach z czaszkami jeleni na głowie słyszałam tylko po pijaku w karczmach. Zawsze znajdzie się jakiś wesołek co opowiada takie brednie, ku uciesze napranych żołnierzy.
Jesteśmy nikim. Ty, ja, cała ta wioska i ta zbieranina, co tu przyjechała was ratować. Szczur się za nami nie obejrzy jak nas wymordują tutaj lub w okolicznych lasach...
Straciłeś syna, więc musi ci zależeć i choć jesteś stary pewnie jeszcze nie wszystko jest ci obojętne. Ludzie czasem przestają dbać o własne życie, ale patrzeć na śmierć własnych dzieci to jedna z najgorszych rzeczy na świecie. Jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz i banda wojaków w... w czymś tam dybie na was, to tych kilku chłopa niewiele ci pomoże. Kto wie coś, co może dać nam szansę na przeżycie? To sprawa życia lub śmierci. Twojego syna i całej twojej rodziny, a czasu pozostało niewiele.


Starzec westchnął i spojrzał na nią nieprzychylnym wzrokiem. Rose miała wrażenie, że ponownie ją zignoruje, jednak ten po chwili odezwał się.
- Wszystko co powiedziałem to prawda. Jeżeli nie wierzysz mnie, starcowi, to popytaj się wszystkich ludzi w wiosce - powiedział, po czym wstał i powoli ruszył w stronę drzwi. Rose już miała wrócić do poprzedniego zajęcia, kiedy starzec stanął w drzwiach i odezwał się ponownie. - Pogadaj z Kislevitami. Ich domy znajdują się we wschodniej części wioski. Od czasu ataku na kopalnie siedzą dziwnie cicho. Może oni coś wiedzą.
To powiedziawszy, wyszedł.

Kobieta wniosła do sali ostatnie kilka przedmiotów. Sapnęła i rozejrzała się. Potem kolejny raz chciała wskazać coś paluchem, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Potem spojrzała na Ungoła i wykrzywiła usta w uśmiechu:
- To co? Będziesz tak siedział, czy idziesz? Przecież ja nie umiem po kislevsku... No i pasujemy do siebie. Mną wszyscy gardzą, tobie też pewnie nie jest łatwo - zabrała ze stołu pozostawioną wódkę, wrzuciła ją do plecaka z pozostałymi butelkami i wyszła z zamiarem przepytania przypadkowych ludzi o drogę do Kislevitów. Jeśli Ungoł pójdzie z nią to dobrze. Jeśli nie, to trudno. Z doświadczenia wiedziała, że Kislevici rozmawiają chętnie, jeśli użyje się odpowiednich argumentów. A argumenty przynajmniej na razie miała. Potem zamierzała porozpytywać ludzi z wioski, chyba, że wcześniej dowie się coś ciekawego.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 03-09-2017, 17:59   #20
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Rozmowa ze starcem była całkiem ciekawa i przyniosła sporo informacji o obecnej sytuacji w wiosce - sporo bardzo niefajnych informacji - jednak ile można gadać... Najemnicy byli przecież ludźmi czynu! Po krótkiej gadce wyszli z karczmy (a przynajmniej większość z nich), w poszukiwaniu poszlak i informacji. I oto w ten sposób, po raz pierwszy odkąd wyruszenia z Nuln, drużyna rozdzieliła się.



Julien i Emmerich

Zachodnia brama - bo do niej w pierwszej kolejności wybrała się dwójka domorosłych detekrywów - przypominałą tą, którą przyjechali do wioski, z tą różnicą, że ta wyglądała jak niedorozwinięty krewny tamtej. Nie trzeba było być doświadczonym wojskowym, by z łatwością stwierdzić, że ktoś niedawno mocno przypierdolił w nią. I to tak przynajmniej z trzydzieści razy czymś całkiem twardym. Julien i Emmerich mogli z łatwością dostrzec co znajdowało się po drugiej stronie, korzystając z wyrąbanych dziur. Co prawda, było widać, że brama ktoś ją próbował nieco naprawić, jednak nawet najlepszy Imperialny cieśla nie byłby w stanie przywrócić jej do pierwotnego stanu.

Dwójka najemników nie miała już wątpliwości, co do prawdomówności starca w kwestii ostatniego ataku na wioskę. Po stwierdzeniu tego ciężkiego do ukrycia faktu, obydwoje wzięli się do roboty, czując na swoich barkach wzrok dwójki wartowników, którzy nie postanowili uraczyć ich choćby jednym słowem. Prędko bowiem ponownie zaczęli wypatrywać potencjalnych zagrożeń.

Odcisków na ziemi było od groma, jednak Julien nie dostrzegł ani jednego wyróżniającego się jakkolwiek. Wszystkie wyglądały na obute i ludzkich rozmiarów. Ewentualnie ślady kopyt, jednak należących zapewne do porwanych koni. Bo w końcu nawet gdyby to byli zwierzoludzie, to raczej nie sraliby podczas napadu na środku drogi. Chociaż z drugiej strony, kto wie… Julieni był żakiem, a nie specjalistą od zwyczajów zwierzoludzi.

Natomiast po szybkim przebadaniu bramy, zauważył, że nie ma ona żadnego mechanizmu otwarcia. Jedynie miejsce na na rygiel. Praktycznie każdy byłby w stanie otworzyć to w pojedynkę. Mury również nie przypominały wcale tych w Nuln. Prosta palisada, po której każdy mógłby się wspiąć za pomocą liny. A bardziej zwinna osoba mogłaby sobie poradzić nawet bez niej. Bandyci raczej nie potrzebowali wybitnego stratega, by wedrzeć się do środka.

Łowca doszedł mniej więcej do tych samych wniosków. Po tylu dniach od ataku ciężko mu było wywnioskować jednak poziom zorganizowania wrogów. A przyglądając się okolicy wokół wioski, po swojej lewej stronie mógł dostrzec w odległości może mili od wioski, opadające dosyć spokojnie wzgórza porośnięte dosyć rzadko drzewami. A tym dalej na zachód, tym więcej było drzew, a mniej pagórków. A praktycznie od granicy lasu aż ku wiosce rozpościerały się pola uprawne. Gdzieniegdzie znajdowała się jakaś mniejsza stodoła lub chatka.

Jakiś czas później, przy drugiej bramie najemnicy dostrzegli dokładnie to samo, co przy poprzedniej. Z tą różnicą, że tym razem, po prawej stronie wioski rozpościerały się wzgórza i ciągnęły się one aż po horyzont.

Oboje mieli już wracać, kiedy nagle czujne oczy Emmericha dostrzegły coś ciekawego. Schylił się przy wysokiej trawie, która obrosła palisadę i podniósł swoje znalezisko - jelenią czaszkę, której kształt był o dziwo przystosowany do głowy człowieka…




Blasius i Edgar

W tym samym czasie, kiedy reszta drużyny rozeszła się po wiosce w poszukiwaniu informacji, Blasius i Edgar postanowili… zjeść coś. Każdy orze jak może. A ta dwójka w ogóle nie orze, jeżeli ktoś nie płaci. Proste? Proste.

Dlatego siedzieli… I gadali… I czekali aż ta kucharka w końcu się zjawi… Na szczęście, to ostatnie nie trwało zbyt długo. Wkrótce drzwi gospody otworzyły się powoli, a do środka wkroczyła niska, jasnowłosa dziewczyna, zapewne w podobnym wieku do Juliena i Daana. Była całkiem ładna. W skali ocenie Blasiusa dostałaby przynajmniej siedem na dziesięć.

Szkoda tylko, że zaraz po nawiązaniu pierwszego kontaktu wzrokowego, dziewczyna niczym szlachcic goniony ciężką sraczką, przemknęła na zaplecze gospody, nie odzywając się nawet słowem.

Kilkadziesiąt minut później, dwójka najemników poczuła zapach jedzenia dochodzący stamtąd.



Daan

Kiedy wszyscy inni mieli sprecyzowany cel (nawet, jeżeli cel ten polegał na zjedzeniu domowego żarcia), to Daan postawił na bardziej spontaniczne działanie. Przechadzając się po wiosce wypytywał co chwilę napotkanych ludzi o różne informację odnośnie zaistniałej sytuacji. To zagadywał do przechodniów - którzy okazywali się mieć “pilną do załatwienia sprawę, niecierpiącą zwłoki” - to pukał do drzwi domostw - które rzadko kiedy się przed nim otwierały, a jak już się otwierały, to Daan słyszał najczęściej coś w stylu “pytaj gdzie indziej”, “idź se”, “spierdalaj”, czy “niczego nie kupuję”.

Chłopak jednak się nie poddawał. Niestrudzenie krążył po wsi, aż w końcu napatoczyła się przed nim czteroosobowa grupka mężczyzn, dyskutująca żywo przed drzwiami jednego z domów. Kiedy się do nich zbliżył, rozmowa od razu ucicha. Wszystkie spojrzenia padły na chłopaka.

- Spierd… - zaczął już jegomość o końskiej mordzie, kiedy nagle przerwał mu drugi.

- Sam spierdalaj. Niech młody chociaż wyjaśni, czego chce - powiedział wąsacz o gęstych brwiach. - No to… Czego chcesz?



Rózia

Rose mogła być lekko wkurwiona. Nie dość, że nikt jej nawet nie podziękował, za zajęcie się końmi, to jeszcze teraz sama musiała iść do jakichś Kislevitów. A nawet nie miała pojęcia po jaką cholerę tam idzie. W końcu dziadek mógł ją zrobić w przysłowiowego chuja, za to, że wcześniej zwyzywałą go w gospodzie. Ale w końcu nie miała nic do stracenia…

Chaty kislevitów znalazła bez większego problemu. Co prawda musiała podpytać kogoś o dokładne wskazanie jej drogi, jednak w tym przypadku mieszkańcy okazali się całkiem użyteczni. Zaś kiedy dotarła w pobliże wschodniej bramy, szybko zlokalizowała swój cel. Chaty te bowiem wyróżniały się nieco na tle reszty wioski. Wyglądały z pewnością bardziej solidnie. W przeciwieństwie do pozostałych chat te z pewnością nie ruszyłby mocny wiatr, zamieć śnieżna czy inny kataklizm.

Rose już miała zapukać do drzwi pierwszego z domów, kiedy te w jednej chwili otworzyły się. Przed kobietą stanął sporych rozmiarów mężczyzna o niesympatycznym wyrazie twarzy. Miał zmierzwione brązowe włosy i lekko zakręconego wąsa. Ale mimo to rysy jego twarzy mogły świadczyć o tym, że nie jest on pełnokrwistym Kislevitą.

- Czego tu? - zapytał, spoglądając na kobietę z pogardą.



Czanbars


W czasie kiedy najemnicy zbierali informację (lub też nie) w wiosce, Czanbars postanowił spróbować tego samego poza nią. Niedługo opuszczeniu gospody przez starca, ungoł dosiadł swojego wierzchowca i pogalopował w stronę bramy.

Okolica wioski wyglądała na całkiem spokojną i nawet ktoś, o duszy bardziej artystycznej niż jego, mógłby nadać jej określenie “malowniczej”. Dookoła wioski rozpościerały się różne pola uprawne, bądź też łąki na których nie pasły się jednak żadne zwierzęta. Wszystkie one rozdzielone były dróżkami, wystarczająco szerokimi by mógł przez nie przejechać wóz. Tu i ówdzie znajdowały się pojedyncze stodoły lub szopy. Mimo to nie sposób było nie zauważyć dziwnej pustki w okolicy. Całe życie zdawało się zatrzymać w tym miejscu. Pola uprawne widocznie zarosły chwastami. Trawa na łąkach sięgała już po uda. Nawet na dróżkach nie było widać już śladów kopyt ani kół wozów. Sołtys prawdę mówił, że mieszkańcy przez ostatni czas nie opuszczali murów wioski. Ungoł domyślał się, że jeżeli prędko problem bandytów nie zniknie, to zima dla chłopów nie będzie należała do przyjemnych.

Wędrował tak samotnie przez ten opustoszały krajobraz, bacznie obserwując okolicę. Jego wzrok praktycznie co chwilę wędrował ku rozciągającemu się na południowym-zachodzie lasowi oraz rozpościerającym się wzgórzom na południowym-wschodzie. Ungoł mógł przysiądz, że kilka razy dostrzegł jakieś postacie przemykające pomiędzy drzewami, niczym leśne duchy. Na wzgórzach też niekiedy widział jakiś ruch. Z odległości ciężko było mu się przyjrzeć, zwłaszcza, że nie pozostawali oni nigdy na długo widoczni, ale w oczy rzuciły mu się całkiem białe i jakby zniekształcone głowy owych postaci.

Byli na szczęście daleko. A przynajmniej wystarczająco daleko, by Czanbars mógł bez większego problemu spierdolić im na swoim rumaku. Nie był tu by toczyć samotne boje. Jego celem było odnalezienie jakiegoś dogodnego punktu do obserwacji.

Przeszył właśnie północy szlak prowadzący do wioski, ten sam którym niedawno przywędrowali do niej, kiedy dostrzegł wyróżniający się na tle wszystkich tych stodół i szop budynek. Młyn. I to całkiem wysoki. Lepszego miejsca ungoł nie mógł sobie wymarzyć. Nie dość, że z jego szczytu z pewnością mógłby widzieć całą okolicę, to równocześnie znajdował się on na tyle daleko od granicy lasu i wzgórz, by bandyci nie mieli łatwo się do niego podkraść. Co prawda w nocy mogliby próbować przekraść się wysoką trawą, jednak czujny wartownik powinien być w stanie ich wyłapać.

Czanbars “zaparkował” konia blisko młyna, po czym ostrożnie ruszył w jego stronę. Nie umknął jego uwadze fakt, że drzwi do środka są lekko uchylone.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 03-09-2017 o 21:22.
Hazard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172