Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2017, 23:17   #31
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Las dookoła Schwarzensumpf
25. Sigmarzeit 2522 K. I.
Backertag
Poranek


Ponowne spotkanie Zweufalteńczyków nie przebiegło tak, jak można by się tego spodziewać. Po niezrozumiałym dla Siga zachowaniu Elsie atmosfera nieco się zagęściła. Wszyscy byli jednak świadomi, że idąc liczniejszą grupą, mają większe szanse na przetrwanie. A droga, którą podążali, miała się wkrótce znacząco wydłużyć. Bohaterowie postanowili pierwotnie udać się do pobliskiego Wilheimsdorf, lecz nie przewidzieli, jak szybko skończą się ich skromne zapasy żywności. Dwie tłuste gąski były świetnym posiłkiem, ale po pierwszym dniu zostały z nich już tylko błyszczące, skrupulatnie oblizane kostki.

Dwudziestego pierwszego Sigmarzeit wydostali się już z bagien, wciąż jednak musieli przejść gęsty las je okalający. Jedyną zaletą nowego terenu był brak trzęsawisk, które wcześniej musieli ciągle omijać, nadrabiając drogi. Jakby zwiastując lepszą przyszłość, w końcu przestała padać mżawka, a gruba warstwa chmur rozstąpiła się, ukazując od wielu, wielu dni niewidziane słońce. Wieczorem jednak zrzedły im miny. Po posiłku zorientowali się, że ich skromne zapasy uszczupliły się jeszcze bardziej. Na kolejny dzień podróży mieli tylko kilka chlebów i garść orzechów Heikego. Jakby tego było mało zimna, nieprzyjazna pogoda postanowiła pozostawić po sobie prezent w postaci przeziębienia. Naprzemiennie kichali Will, Elsie i Heike, przy czym ten ostatni zdecydowanie najtrudniej przechodził chorobę. Trzeba było jednak iść dalej, do cywilizacji. Gdziekolwiek, gdzie było jedzenie.

Dwudziesty drugi po raz pierwszy sprawił, że poczuli głód. Dzięki płynącemu obok Delbowi nie brakowało im przynajmniej wody, ale ryby jak na złość nie chciały brać, mimo wielu prób Taffy i Heikego. Niektórzy musieli położyć się więc głodni, a cała drużyna rozsądnie postanowiła kolejny dzień poświęcić na zdobycie jedzenia.

Dwudziestego trzeciego życie zweryfikowało ich plany i dało dobitnie znać o tym, że będą musieli przyzwyczaić się do pustego żołądka. Rozczarowani całym dniem prób zdobycia pożywienia, usiedli wieczorem wokół ogniska, gotując zupę z ryb, jakie udało się złowić Taffy. Ryb było jednak o wiele za mało, by starczyło im na zapasy, ba, wykarmić całą kompanię. Wtedy to podjęli brzemienną w skutkach decyzję – trzeba iść do Birkenstein, miasta położonego poza ziemiami księcia, a więc i pewnie niedotkniętego wojną. Trzeba iść szybko i zdecydowanie, nie zatrzymując się i nie zwalniając kroku, bo zapasy całkiem się skończyły, a dwoje młodych rybaków, mimo najszczerszych chęci, nie mogło wyżywić ich wszystkich. Leniwe ryby z Delbu wyjątkowo niechętnie połykały haczyk, a zwierzyna wprawnie uciekała sprzed łuku Elsie.

Dwudziestego czwartego przekroczyli rzekę. Zajęło im to nieco czasu, ale na całe szczęście nurt, choć głęboki, był wolny i pozbawiony na tym odcinku wirów czy nagłych uskoków. Wtedy rozstali się z rzeką, ze strachem, bo teraz należało dbać także o wodę, a tej wcale nie było wiele. Coraz bardziej oddalali się od podmokłych, znanych terenów. Po całodniowym marszu padli wycieńczeni, nie rozmawiając nawet. Nogi bolały strasznie, a brzuchy burczały, przypominając o swoich potrzebach, których przecież tak dobrze byli świadomi. Tego dnia nie jedli niczego. Nie mieli niczego.

Podnieśli się dnia kolejnego o świcie, w Backertag, piątego dnia swojej wędrówki. Musieli wstać jak najszybciej, bo droga wciąż była daleka, a szanse na przetrwanie malały z każdą straconą chwilą. Właśnie składali obóż, dogaszali ognisko, gdy z zarośli nagle dobiegł ich niski, donośny głos.

- Ręce w górę, gacie w dół, kurważ wasza mać!

Zza drzew celował do nich z kuszy krasnolud w starym, partacko poszywanym kubraku. Uśmiechał się złośliwie szczerbatym uśmiechem, gdzieś pomiędzy zepsutymi zębami błysnęło złoto. Miał długą, skołtunioną brodę i dziki wzrok. Na głowie czapkę z wełny. Wydawał się wyjątkowo zadowolony ich widokiem.

- Stać kurważ, bo zastrzelę! Strzałka, hej, Strzałka, jacyś gołdupcy tu są!

Kilka metrów nad nim zaszmerało coś w koronie drzewa. Spomiędzy liści wyłoniła się śliczna, delikatna twarzyczka młodej dziewczyny. Mimo całej swej urody, czarnowłosa dziewczyna zapewne w ich wieku, miała poważny wyraz twarzy i ostre spojrzenie.

- Widzę, nie drzyj się. Znowu nam się nie poszczęściło, szlag by to – głośno zaharczała i splunęła na ziemie. – Coście za jedni? Skąd żeście? – Dopiero po chwili zauważyli, że celuje do nich z łuku.

 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 04-12-2017 o 22:34.
MrKroffin jest offline  
Stary 30-11-2017, 13:07   #32
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- W mordę… - Heike chwycił się za twarz, jakby w niedowierzaniu - Czy to nie poczciwy Kasztaniak i jego leśna przyjaciółka Strzałka? Matka mówiła, że jak orzechy im się rzuci, to drogę do domu wskażą… - poklepał chwilę po kieszeniach, udając zakłopotanie - Najwyraźniej wszystkie zjedliśmy…
Chłopak zmyślał, a jakże. Nigdy o żadnym Kasztaniaku nie słyszał, ale jako pierwsze przyszło mu to do głowy. Bredził, może jak będą wyglądali na pomylonych, to puszczą ich wolno? Może ktoś inny wpadnie na lepszy pomysł, to przynajmniej kupi mu się trochę czasu. Nie przejmował się przy tym za bardzo wycelowaną bronią, było mu to zaskakująco obojętne, jakby z oczu patrzył mu wzrok mówiący „jak chcesz, to strzelaj, albo daj mi spokój”. Był zbyt zmęczony, głodny i do tego chyba chory, taka sytuacja potrafiła przestawić perspektywę nawet u najbardziej wytrwałych.
Heindel był wyraźnie zlękniony. Wykonał krok w bok próbując schować się za Heike. Jakby mógł to skurczył by się do wzrostu jaki miała Troć.
Słysząc słowa Heikego, Strzałka zaśmiała się głośno.
- Kasztaniak! Haha! Kasztaniak! Słyszałeś go? - śmiała się dalej, nie zważając na tężejącą twarz swojego towarzysza
- Słyszał żem - mruknął po chwili, rozdrażniony już jej śmiechem. - My nie są dwie świnie, co z jednego żarły koryta, więc ci sie chyba co przyśniło, wypierdku. Złoto oddawać, bo dupy wam przedziurawim!
Strzałka skrupulatnie potwierdziła, kiwając głową i wciąż śmiejąc się.
- Zabiją nas, zabiją nas, zabiją nas... - powtarzał w krótko Graperz. Oczy jego były zamknięte, bał się patrzeć na celującą w nich kuszę.
Elsie starała się nie ruszać, zeby nie prowokować napastników. Trzęsły się jej kolana. Cała reszta też, jak się po chwili zorientowała.
- Nie mam złota - powiedziała w końcu, siegając do sakwy - [/i] Tylko miedziaki. [/i]
Heike spojrzał na Elsie. Faktycznie, nie mieli przy sobie prawie nic. Najcenniejsze zdawały mu się jej łuk i haczyki Taffy.
- Jeżeli przedziurawisz nam dupy, to nie wyleci z nich nagle złoto. Miałeś rację twierdząc, żeśmy gołodupcy, bo nie mamy prawie nic, nawet jedzenia… - zaciągnął nosem, żeby móc dalej mówić - Dziwne miejsce na grabienie, między Zweufalten a Birkenstein nie ma dużego ruchu - powiedział już do Strzałki, która wydawała mu się bardziej sympatyczna. Może dlatego, że była dziewczyną, może dlatego, że nie była krasnoludem.
- Gówno w dupie - stwierdził nieprzejednanie krasnolud - dawej swoją miedź, dziewczyno, ino żywo!
Heike spojrzał na Strzałkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
- Każden orze jak może - powiedziała beznamiętnie. - Ziarko do ziarka i zbierze się korzec. Czy jakoś tak matka gadała. A reszta co tak stoi jak słupy? Wyskakiwać z majętności, bo Kasztaniaczek sam się do nich dobierze.
- Nie jestem kurważ żaden Kasztaniak! - ryknął Kasztaniak - zamknij mordę, Strzałka!
Strzałka tylko zachichotała na drzewie.
- Kurwa no! Zaraz mu rozjebię mu ten niewyparzony ryj!
-[i] No, on nie żartuje. Tylko brzenk monet pohamuje szybkie paluchy tego krasnoluda[i/] - zachichotała znowu.
Struchlała Taffy skryta była za wielkimi plecami Willa. Bała się jak cholera i pewnie mogłaby wymknął się cichcem i skryć w jakichś zaroślach. Tylko nie chciała opuszczać pozostałych. Nie wiedziała za bardzo co zrobić, więc nie robiła nic. Niech inni mówią. Ona nie miała pieniędzy, nie miała jedzenia. Miała nóż, procę i haczyk na ryby. A tego oddać nie mogła, bo zginęłaby potem z głodu.
Koło niej dygotał Heindel.
- Ino ubrania mam. Brzęku nici - z ledwością, cichy, drżący głos wydobył się z jego gardła.
Sig starał się myśleć trzeźwo, ale atmosfera była tak gęsta, że i mu lekko ciemniało przed oczami… za cholerę i w trzy dupy nie był sobie w stanie przypomnieć tego co wiedział o krasnoludach, a tych się trochę w życiu naoglądał… jedno było pewne, to nie był zwykły krasnolud… może jakiś stuknięty i bez honoru? Honoru? Coś krasnoludy miały z tym całym honorem… ale co? Psiakrew! Nie pamiętał…
- Jesteśmy z Zweufalten - powiedział smutnym głosem i słabym uśmiechem - Uchodźcy bez domu i nadziei, przed wojną uciekający - tu odpiął sakiewkę i z wyraźnym wahaniem cisnął w stronę khazada po czym westchnął ciężko - Skoro już nas oskubaliście do cna to może sypniecie czymś do jedzenia i picia? Od dni o pustym jesteśmy...
- Zara się posram ze współczucia - stwierdził krasnolud, podnosząc sakiewkę. Rzucił ją swojej towarzyszce. - Sprawdź no, Strzałeczka, co tam mają gołodupcy. Bo jak kamyszków nasypali, to niech mie pierun jebnie, jak im bełta w rzyć nie wsadzę.
Dziewczyna zwinnie chwyciła podrzuconą sakwę. Odłożyła łuk i wyciągnęła z cholewy wysokiego buta długi, poszczerbiony sztylet. Z trudem rozcięła sakiewkę i przyjrzała się jej zawartości.
- Tacyście biedni, ale jak bełt w rzyci zagraża, to i srebro się znajdzie - powiedziała, uśmiechając się ładnie, a khazad fuknął gniewnie. - Ja prosta jestem dziewucha, ja tam nie wiem, kim żeście są. Czy wy uchodźce, czy inna zaraza. Ale słyszeli my, że na południu zawierucha jakaś, ciągną tędy uchodźce raz po raz. Umówmy się więc: panienka o krasnym licku swoją miedź oddaje i pozwolicie memu kompanowi przeszukać was, coby sprawdził, czy wam łgać na myśl nie przyszło. Potem - droga wolna, nam o waszą krew nie idzie, tylko o monety. A jak broń zostawicie, to nawet do naszego kociołka zaprosimy. Króliczki żesmy niedawno ustrzelili - ponowiła uśmiech.
- Ty pojebana jesteś, co? - spytał ze złością “Kasztaniak” - Chcesz tych pierdzieli do naszego kociołka zapraszać? Patrz, jak się smarka ten cherlawy, o - skinął na Heikego - jeszcze nas syfem jakimś zakażą.
- Jak ich nie wyruchasz, to cię nie zakażą. Haha!
- A zamknij mordę. Zresztą naszych króliczków na nich nie starczy, mamy tylko trzy. Niech lezą swoją drogą.
Strzałka wzruszyła ramionami. Zwróciła się do nich znowu.
- Wasz wybór. Możemy też wam dupy strzałami naładować, jak się przeszukać nie dacie.
- Temu trefnisiowi pierwszemu, ot co! - krasnolud spojrzał bykiem na Heikego.
“No cóż…” pomyślał Sig “...skoro współczucie nie działa…”
Uśmiechnął się tutaj delikatnie i niedbale wzruszył ramionami.
- W końcu ja syn handlarza, nie? - zapytał luźno - Jak trzeba coś sprzedać, kupić, utargować, lub wycenić… to jestem odpowiednim człowiekiem do tego. Z tatkiem się dużo pływało w dół Delbu. Pieniądz rodzi pieniądz, nie? To oni się uparli iść tu, hen. Ja chciałem pod nos do Gemunden, bo pod latarnią najciemniej, ale...
Chwila przerwy dla namysłu po czym młody handlarz uśmiechnął się delikatnie, acz przyjemnie spoglądając najpierw na czarnowłosą, a następnie na khazada. Pora była odegrać to co podglądnął u brata Elsie… ale z własnym dotykiem.
- ...gdyby nie oni nie spotkałbym tak czarującej Strzałki i Krasnoluda o jakże mi znajomym zmyśle do pieniędzy… tak więc ja, Sigfried, nie żałuję.
Heike wzdrygał sporadycznie, słysząc jad toczony ze strony krasnoluda. Chłopak samemu był sobie winny, jednak być pierwszym do odstrzału, to nie radosna nowina. Co gorsza, również Sig zaczął bredzić.
- Mogłeś iść sam… - bąknął na słowa kupczyka - Z głodu majaczy - zwrócił się już do bandytów - Chcemy się przeprawić na drugą stronę lasu, może drogę wskażecie chociaż w zamian, że tak ładnie współpracujemy i nie trzeba było bełtami ciskać? A jak chcecie, to droga wolna - uniósł nieznacznie ręce - nic cennego nie ukrywam.
Will zrozumiał, że opór jest bezcelowy. Nie mieliby szans w bezpośrednim starciu z krasnouldem i łuczniczką. Zacisnął bezsilnie wielkie jak bochny pięści przez zaciśnięte zęby wycedził: - Możecie mnie też przeszukać… nie mam nic, co warto byłoby Wam zabierać…
Elsie potrząsnęła głową, rzucając miedziaki pod nogi kobiety.
-Nie mam złota - powtórzyła. - Nie mam żadnego pieprzonego złota! Nie mamy złota! Czy to tak trudno zrozumieć?!
Sig prychnął poirytowany na słowa Heike. Młody szkutnik z natury lubił wszystkich… jednych bardziej, a drugich mniej.
- Majaczę, tak? - warknął w stronę chłopaka ściskając mocno swój kij, aż ręka mu się trzęsła - A kto najgłośniej majaczył o tym by iść do miejsca które jedynie Will zna, hę? Mówiłem, idźmy do Wilheimsdorf, zobaczmy jak się sprawy mają, pomyślimy… ale nie. Lepiej iść na pałę, dziczą, trasą której nikt nie zna, zgubić drogę można i co lepsze nikt ryb nie połowi, a jedynym źródłem żywności to łuk Elsie… o wodzie nie wspomnę! Co lepsze, teraz dowiadujemy się, że tam tabuny uchodźców idą… wiesz co to znaczy? Że rynek przesycony. Skończymy na ulicy, a przy dużej dawce szczęścia przeżyjemy wywożąc odpady i gówno. Ale nie… nie… nie słuchajce Siga, bo on najmłodszy i się nie zna… a w Gemunden do którego proponowałem iść w dalszą trasę? Wojna, ludzie uciekają, do wojska siłą biorą, miejsca pracy się zwalniają... tylko trza by było uważać, by jęzorem co głupiego nie chlapnąć!
Prychnął po raz drugi.
- I nie bredź mi o samotnej przeprawie! W dwójkę bym jeszcze poszedł, ale w jedynkę to, aż o kłopoty i śmierć się prosi. Chcąc nie chcąc, nie miałem wyboru!
- Przestać trajkotać! - poirytował sie krasnolud i podszedł, by ich przeszukać.
Był bardzo skrupulatny. Przetrząsywał wszystkie mieszki, sakiewki, worki i pasy, nie oszczędzał butów ani kieszeni. Za każdym razem, gdy nie znajdował niczego cennego, klął parszywie. Siga skontrolował szczególnie dokładnie, jakby coś podejrzewał.
Rzut na Przeszukiwanie (kransolud): 74 (nieudany)

- Nic nie macie, psie syny - rzucił zrezygnowany. - Jużem myślał, czy ci kubraka nie chapnąć, ale srał to pies. Lepszy se znajdę, nie wyżarty przez mole.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 02-12-2017, 14:15   #33
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Ostatnia do sprawdzenia była Elsie. Tutaj krasnolud też sprawdzał dokładnie, szczególnie w miejsach, które nijak nie mogły skrywać niczego cennego. Elsie zacisnęła zęby, hamując swoja złość. Kiedy juz była bliska odwinięcia sie, coś trzasnęło krasnoluda w potylicę.Dziewczyna wypuściła ze świstem wstrzymywane od dłuższej chwili powietrze.
- Zostaw ją, ty świnio! - Strzałka rzuciła go z góry kasztanem. - Miałeś ich przepatrzeć, a nie dziewki macać!
Jej towarzysz burknął coś pod nosem niewyraźnie.
Sig uniósł brew do góry, podparł się jedną ręką na kiju, a kciuk drugiej dłoni włożył za pasek przy spodniach. Uśmiechnął zawadiacko…
- Oh? Czy dobrze słyszę, że znowu każesz nam ściągnąć gacie jak na początku? Nie szkodzi, mogę ściągnąć, ale jej więcej nie tykaj. Słyszałem od starego flisaka, że tak właśnie krasnoludy ustalają hierarchię za młodu… - wzruszył tutaj lekko i niedbale ramionami - ...ile w tym prawdy, tego nie wiem.
Co tu dużo mówić, starał się odciągnąć uwagę krasnala od Elsie, bo kij w mrowisko wie czy kasztan Strzałki wystarczy.
Zdziwił się niepomiernie, że ta taki mały, krępy osobnik jest w stanie obrócić się tak szybko i równie dynamicznie wyprowadzić cios. Wielka, krasnoludzka pięść śmignęła przed oczami Siga i tylko dzięki pomocy Randala młodemu handlarzowi udało się jej jakoś uniknąć. Kasztaniak zachwiał się na nogach.

Rzut na WW (krasnolud): 88 (nieudany)

- Ty się prosisz, żeby w ryja dostać! - krzyknął teraz już całkiem rozeźlony towarzysz Strzałki.
- Właściwie, to odciągam pana uwagę mości krasnoludzie od Elsie. - powiedział Sig - Źle znosi kontakt fizyczny.
- A ja źle znoszę wkurwianie mnie! Przyjebię ci, to mi przejdzie!

Zamachnął się znowu. I tym razem jednak Randal widać czuwał nad Sigiem. Równocześnie dał mu wyraźny znak, że kolejny atak może być skuteczny. Lewa pięść krasnoluda zmierzwiła w locie grzywkę chłopaka.

Rzut na WW: 49 (nieudany)

Uśmiech zszedł z twarzy Siga. Lepiej nie było już więcej kusić losu… to znaczy, trzeba było jakoś załagodzić sprawę.
- Przepraszam, naprawdę, ale bronię tych którzy ze mną podróżuję tak jak umiem. - powiedział kojąco handlarzyk - Mogę jakoś wynagrodzić ten uraz honoru?
- Ja ci, chuju, wynagrodzę! - Przygotował się do kolejnego ciosu.
Wtrącenie się do bitki było problematyczne. Zaczynając od tego, że Sig sam sobie na to zasłużył. Potem był fakt, że Strzałka nadal miała ich na dystansie i z łukiem pod ręką. Nawet z przewagą liczebną, którą pewnie przytłoczyliby krasnoluda, nikt strzałą oberwać raczej nie chciał. Ostatecznie, sam Heike wiele zrobić nie mógł, ponieważ to jemu wcześniej Kasztaniak chciał przygrzmocić i dałby mu tylko pretekst spełnienia gróźb, gdyby zechciał się wtrącić, nawet jedynie po to, żeby rozdzielić dwójkę.
Tak więc Heike czekał na naturalny rozwój wydarzeń. Zerkał na Strzałkę, zasłaniając w pierwszej kolejności Taffy. W drugiej zaś zasłaniał innym drogę ręką, gdyby chcieli się dołączyć, co w jego mniemaniu, mogłoby mieć skutek fatalny.
Niziołka i tak była w złym stanie psychicznym, a teraz jeszcze wynikła bitka. Pisnęła cicho, modląc się do zmyślonych naprędce bogów, żeby nikomu nic się nie stało. Wyjrzała zza Heikego i złożyła łapki w geście błagania, patrząc na Strzałkę. Niech się nie wtrąca, niech się nie wtrąca, niech się nie wtrąca z tym swoim łukiem. Lepiej, żeby Sig oberwał po pysku i już, niż żeby ktoś miał zginąć od strzały.
Przez drugie ramię zerkał za to Heindel. Choć gdzieś dwa razy większy od Troci, to lękał się podobnie. I choć miał nadzieję, że młodemu kompanowi nic się nie stanie, to większą miał nadzieję, że po tym, jak oberwie w gębę, groźnie wyglądający krasnolud sobie odejdzie. W myślach prosił, by wszystko się na zwaśnionej dwójce skończyło.

Sigfried rzucił kątem oka na bok, na swoich towarzyszy. Stali tam… stali i nic nie robili… patrzyli kiedy on miał przed sobą krasnoluda który chciał mu pogruchotać kości! Miliony myśli przemknęły mu w głowie w jedym uderzeniu serca. Zawsze to on rozdzielał dzieciaki, zawsze był najspokojniejszym, najbardziej zrównoważonym. Zawsze starał się myśleć z korzyścią dla wszystkich, a oni? Mieli go gdzieś. Nawet nie brali pod uwagę jego rad i propozycji. Niweczyli wszystkie jego zamysły które mogłyby poprawić ich nędzny los… a Heike najbardziej!
“Sam… tak sam… i taki słaby…” drwiący, kpiący i cichy głos odezwał się gdzieś w czeluściach jego umysłu.
Sig zaczął się rozkręcać we wkurwieniu. Nozdrza pracowały rozchylając się szeroko. Zrobił krok, dwa w tył mocno chwytając kij w dłonie i wtedy stała się rzecz niebywała… młody handlarz… przeklął.
- Odpuść, albo tak ci przypierdolę, że kometę o dwóch ogonach zobaczysz! - warknął głośno i gniewnie, a płonący ogień furii na wszystkie niesprawiedliwości świata rozpalał się w nim coraz goręcej. Był sam, bez nadziei na pomoc. Był sam… i wiedział, że Sigmar go nie wspomoże. Bóg-Imperator lubił krasnoludy więc to stracona modlitwa. Ulryk? Jasne, już Sig wiedział jak pomógł Zweufalten! Ale! ...ale był ktoś jeszcze... Ktoś potężniejszy. Ktoś kto nie wybrzydzał, a przynajmniej miał taką nadzieję, bo potrzebował każdej pomocy…
“Panie Krwi…” pomyślał w gniewie, a następne słowa cicho opuściły jego usta niczym chłodna stal.
- ...dodaj mi sił.
Sig wiedział, że żołnierz z niego słaby, ale był pełen gniewu, a on… dość skutecznie zaburzał myślenie, lecz wyostrzał zmysły. Wiedział, że bez pomocy sił wyższych Kasztaniak go dorwie. Jednak jeśli… jeśli przysadzisty kurdupel by spudłował… to nie miał zamiaru się ograniczać i wszystko postawi na jedną kartę. Chciał mu przypierdolić. Nawet jeśli krasnolud był bogu ducha winnym, przewrażliwionym i gniewnym pokurczem!

Patrzył na rozszalałego Kasztaniaka jakby w zwolnionym tempie. Jego broda powiewała nieznacznie, gdy szarżował prosto na niego, w oczach miał furię. Zbliżał się powoli, wszystko działo się powoli. Jego wielka ręka powoli zmierzała, by rozbić nos Siga.

Powoli.

Za wolno. To, co stało się później, sprawiło, że wszystkim nagle serce podskoczyło do gardeł. Pięść w jednej chwili zmieniła tor lotu, wygięła się z przeszywającym chrupnięciem. Krasnolud zawył, ale nie wył długo. Upadł na ziemię i gdy wszystko dookoła Siga powoli zaczęło wracać do normalnego tempa, krasnoludzka czaszka oderwała się gwałtownie od reszty ciała i poszybowała w górę, tworząc fontannę krwi i oblewając ich wszystkich ciepłą, czerwoną cieczą. Bezgłowy korpus upadł na ziemię jak worek z mąką. Czaszka zaś zatrzymała się w powietrzu, okręciła przodem do Siga i opadła powoli prosto w jego ręce. Martwe oczy Kasztaniaka wpatrywały się pusto w Siga, a twarz wciąż była stężała od gniewu. Ciepła krew popłynęła między palce, grzejąc przyjemnie zziębnięte dłonie.

Rzut na SW: 98 (nieudany)
Sig otrzymuje 4 PO

Młody handlarz nie spodziewał się tego. Gniew ustąpił miejsca niedowierzaniu, a następnie strachu. Kiedy martwa czaszka znalazła się na jego dłoniach, jego oczy i usta rozszerzyły się w przerażeniu, lecz nie był w stanie krzyknąć. Czuł się jak ryba wyjęta z wody, a serce biło szaleńczo Głowa krasnoluda wypadła mu z rąk tocząc się leniwie na bok i poczuł jak uginają mu się nogi… na chwilę przed upadkiem na kolana. Objął się ramionami i trzęsąc się jak na przeraźliwym zimnie chylił się nieznacznie, to w przód, to w tył. Oczy wpatrywały się daleko przed siebie.

Heindel padł na kolana i trzymając się obiema rękoma za głowę zaczął wrzeszczeć w niebogłosy. Czuł jakby głowa miała mu zaraz eksplodować. Nie było w niej miejsca na żadne myśli, jedynie ogromny, nie do wytrzymania pisk. Stan ten nie mijał przez dłuższą chwilę.
Troć przez chwilę gapiła się na miejsce, gdzie wcześniej stała Strzałka, na głowę, na Siga, a potem raz jeszcze na głowę. Wszystko było tak abstrakcyjne, tak straszne i śmieszne równocześnie, że wydała z siebie głośne: “Ha”, a potem zapragnęła zemdleć. I zemdlała.
Heike zaś zawiesił się na chwilę, nie mogąc przetworzyć tego, co przed chwilą się stało. Jeszcze zanim ocknął się, zanim był w stanie pomyśleć, odwrócił się cały roztrzęsiony i objął niziołkę. Nie był nawet pewien, skąd dochodził wrzask, chociaż zdawał się być tak bardzo blisko. Przerażony, rozejrzał się za Strzałką, której nie mógł teraz znaleźć. Obawiał się, że zaraz zacznie pruć do nich z łuku, ale dziewczyna po prostu zniknęła. Ledwie poczuł, jak Taffy osuwała mu się w ramionach, tracąc przytomność, ścisnął ją tylko mocniej i zamarł w bezruchu, czekając na jakiś sygnał, znak, że koszmarna sytuacja dobiegła końca.
Elsie przyglądała się całej scenie rozszerzonymi z przerażenia oczami. Czuła, że się dusi. Jej mózg odmawiał przyjęcia tego, co widziała. Stała jak zamrożona, niezdolna wykonać żadnego ruchu. Jeszcze nie zeszły z niej emocje po tym, jak krasnolud ją obmacywał, a teraz jego głowa.. to nie miało sie prawa dziać. Może się nie dzieje? Uczepiła się tej myśli , pozwalała jej złapać oddech. Nie obudziła się po nocy, śni, to wszystko nie jest realne.. nie mogło być. Nigdy by przecież nie pozwoliłaby się nikomu przeszukać. tak, musiała jeszcze śnić. Może coś było w ziołach, albo wodzie, która piła? Może przeziębienie wróciło i dostała gorączki?
Chciała spojrzeć na swoją dłoń - bo w śnie nigdy nie widać pięciu palców , wszyscy to wiedza - ale nie mogła podnieść ręki. Nic nie mogła, ciało jej nie słuchało.
- Co… - głos z trudem przechodził jej przez zaciśnięte gardło - Co ty zrobiłeś, Sig? Nie wolno urywać innym głów… - pouczyła go.
Sig usłyszał Elsie jakby z oddali, ale nadal na tyle wyraźnie by zrozumieć sens jej słów.
- Ja… ja nie… nie chciałem! - wydukał z trudem przybitym głosem - Nie chciałem go zabić! To nie tak miało być! Chciałem tylko żyć! On to zrobił!
Spojrzał na dziewczynę i na całą ich małą grupę z cierpieńczym wyrazem twarzy, a kolejne słowa jakie opuściły jego usta były pełne bólu.
- To wasza wina! Opuściliście mnie! Zostawiliście mnie samego!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 02-12-2017, 20:06   #34
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rybak ścisnął niziołkę tak mocno, że aż musiało zabraknąć jej tchu. Gotowało się w nim, słysząc słowa Siga. Wypuścił dziewczynę z rąk, drżał ze wściekłości, której nie potrafił teraz powstrzymać. Albo nie chciał.
- Nasza wina? My Ciebie opuściliśmy? - Wstał, cały czerwony na twarzy - Ty pierwszy nas zostawiłeś z Heindelem! A potem miałeś szczęście, że was znaleźliśmy! Teraz miałeś tylko dostać w mordę, ale musiałeś to spieprzyć! - wyciągnął oskarżycielsko palec w stronę kupczyka i zaczął iść w jego stronę - Ty samolubny skurwielu! Nie mogłeś oberwać za nas wszystkich! Co mieliśmy niby zrobić? Dać się zastrzelić, bo Ty nie mogłeś wytrzymać jednego razu!?

Przekleństwa nie opuszczały ust Heike praktycznie nigdy, ale od ojca nauczył się ich wielu, po prostu nigdy nie chciał być taki jak on, jednak puściły mu teraz nerwy. Od ojca również nauczył się przyjmować baty, za wszystko, nawet przewinienia, których nie popełnił. Obrzydzało go, jak teraz Sig próbował schować się za winą innych, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Byli jak bezpańskie kundle, które powinny trzymać się razem, ale on jeden, Sigfried Holzmann, musiał wszystko psuć od samego początku.
- Posłuchaj sam siebie Heike! - powiedział Sigfried nadal będąc mocno przybitym - Wtedy mieliście większość, nie zostałeś sam! Zresztą od początku wszystko pierdolisz! Próbowałem się z nimi zgadać, ale ty wszystko rozpierdoliłeś! Broniłem Elsie, ale ty wszystkich zatrzymałeś! Zostawiliście mnie! Odpuść Heike! Nie chcę by Krwawy Pan i Ciebie ukarał! On zrobił coś czego ty nigdy byś nie zrobił! Podał mi dłoń! Na swój krwawy sposób, ale stanął po mojej stronie!
- Czy tobie zupełnie padło na głowę!? - wykrzyczał w odpowiedzi Heike, zaciskając pięści tak mocno, że aż strzeliły mu stawy - Zgadać ze złodziejami czy może nawet mordercami? Co jeszcze? Może chciałeś do nich dołączyć? Teraz to w zasadzie nie jesteś lepszy od nich! Broniłeś Elsie, nie myśląc w ogóle, co się stanie, jak tamta dziewczyna zacznie szyć w nas strzałami! Teraz masz jeszcze czelność wspominać tego, przez kogo podobno zniszczyli Zweufalten!? Że niby Ci pomógł!? I grozisz mi!? Może urwiesz mi głowę tak samo, jak temu krasnoludowi!? Na co czekasz, boisz się teraz!?
Stanął, wciąż kipiąc. Buchnął powietrzem kilka razy. Wykrzyczał się, mógł chociaż trochę przez to ochłonąć, ale nie zamierzał odpuszczać.
- Odejdź. Tylko dlatego, że się wychowywaliśmy w jednej dziurze… Po prostu odejdź. Nie chcę na Ciebie patrzeć, nie będę trzymał z obłąkanym mordercą.

Elsie cofnęła się o krok. Potem kolejny, i jeszcze jeden, aż dotknęła plecami drzewa za sobą.
- Chciałabym wrócić do domu - powiedziała.- Wiem, że tam wszyscy.. i mama.. i wogóle.. ale nie chcę iść nigdzie dalej. Chcę wrócić. Tamci juz poszli. Wracajmy.
- Elsie… - powiedział smutno handlarz - Jeśli wrócimy… to do czego? Tylko rozdrapiemy świeże rany. Tam już nie ma nic, tylko wspomnienie i ból… ale… wiesz o tym, prawda?
- Nie podchodź! - w głosie dziewczyny zaczęły przebijać nuty paniki. Za dużo się działo, przestawała się kontrolować. - Zostaw mnie!
Elsie bała sie, jak nigdy przedtem. Wojny, żołnierzy, Siga, Strzałki… Racjonalne myslenie przytłoczone panika wyłączyło się. Na ten moment jedynym rozwiązaniem wydawał się jej powrót do wsi. Do zgliszczy, Do tego, co znała.
- Musimy się trzymać razem - rzekł cicho, jednak tak by go wszyscy słyszeli, Heindel. - Razem - jeszcze raz dodał i opuścił głowę. - Osobno po nas... - Mimo, że to Graperz był według nich odludkiem, to właśnie on to rozumiał. Może dlatego, że nie doświadczał tych emocji, jakie targają pozostałymi. Po nim normalnie to co przed chwilą zobaczył by “spływało”. Gdyby nie ten przeraźliwy dźwięk w jego głowie pewnie stałby niewzruszony patrząc na tą przerażającą sytuację. Jedynie co, to lękał się obecnie rozstania. Bał się, że zostanie sam, bo wiedział że długo już wtedy po tym świecie chadzał nie będzie
- Chodźmy stąd. - powiedział Sigfried - I lepiej nikomu nie mówmy o Krwawym Panu. Nigdy o nim nie słyszałem, a świat zwiedziłem, wiedziałbym, więc pewnie… pewnie… to jakieś obce bóstwo. Lepiej to przemilczeć.

Troć powoli podniosła się z ziemi, przypominając sobie wszystko, co właśnie się wydarzyło. Ogarnęła ją potworna groza. Sig urwał głowę bandycie. Jej kolega. Urwał głowę. Nie potrafiła sobie wyobrazić siły, która mogłaby to uczynić. A teraz wszyscy się kłócili, jeżeli dobrze rozumiała sytuację. To nie było dobre. Bardzo niedobre. Chciała coś powiedzieć, jednak nie wiedziała co. Cofnęła się kilka metrów i zerkała nerwowo przez ramię, wypatrując innych zagrożeń. Co, jeżeli Strzałka postanowi się zemścić? Taffy mocno w to wątpiła, sama najchętniej uciekłaby od… od potwornie silnego Siga.

Heike chwycił się za głowę, pełen frustracji.
- Nie próbuj mówić, jakby nic się nie wydarzyło! - rzucił do Siga - Przestań! Przestań mówić o tym swoim panu! Przestań chrzanić! Zamknij się! - stąpał nerwowo wokoło i chociaż było oczywistym, do kogo mówi, słowa roznosiły się w każdą stronę - Nie mam zamiaru znosić tego chwili dłużej! Nie dotykaj Elsie, nie zbliżaj się nawet do Taffy! Idźmy stąd, jak najdalej od niego!
Wskazał na końcu jeszcze raz w stronę Holzmanna. Unosił się, chociaż wiedział, że nie ma to już większego znaczenia, co powiedzieć chciał, powiedział. Podszedł do Troci, po czym machnął ręką do Elsie. Wolał się do niej nie zbliżać. gdy była roztrzęsiona.
- Jeszcze kilka dni… Chodź, damy radę…

Sigfriedowi było przykro, bardzo przykro. Chciał tylko dobrze, ale widać wszystkie dobre uczynki zostaną należycie ukarane, prawda? Nie chcieli go, nie liczył się jego los, ich wspólna przeszłość. To, że tak naprawdę mają siebie i tylko siebie. Wykluczyli go i zostawili. Tak jak wcześniej, a Heike dobitnie pokazywał co o nim myślą. Może Graperz… on zdawał się rozumieć, ale młody Holzmann wiedział, że raczej nikogo nie przekona. Zabawne jak bardzo byli do siebie podobni…
Czuł, że powoli gorzkie łzy napływają mu do oczu które mimowolnie wodziły po jego niedawnych kompanach, niedawnych ocaleńców z Zweufalten. Zweufalten… rozumiał ból Elsie. Sam z chęcią by wrócił, ale to stracone nadzieje. Nic nie miało sensu, nawet jego życie. Po prostu… zawsze mu zależało na wszystkich, ale widać kiedy przyszła pora na niego nikomu na nim nie zależało. To było przykre…
Pierwsza łza opuściła jego oko i zaczęła spływać po policzku. To nie miało sensu. Nic nie miało sensu. Wszystko co znał i kochał znikło, a ci którym ufał wbili mu nóż w plecy. Dwa razy w tak krótkim czasie...Może lepiej będzie jak sobie pójdzie? Tylko nogi nie chciały go słuchać…

Elsie niemrawo potrząsnęła głową. Chciała jeszcze kawałek się cofnąć, ale było tam drzewo. Kolana jej drżały więc dobrze, że było się o co oprzeć. Usiadła na ziemi, a raczej pozwoliła ciału opaść, szorując plecami po korze. Przyciągnęła kolana pod brodę.
- Odpocznę chwilę a potem wracam. Tam wszędzie.. nie jest bezpieczne.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 04-12-2017, 21:51   #35
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację

- Ja też wracam - powiedział Will patrząc nieobecnym wzrokiem. Nie podobało mu się to wszystko co zobaczył. Sam akt śmierci krasnoluda go zaskoczył i przyprawił o drżenie rąk. cokowlwiek zrobił Sig… nie był osobą godną zaufania. Przynajmniej nie na tyle by z nim razem podróżować. - Tamci na pewno już odeszli… a może ktoś ocalał… to też wrócił zapewne do wioski….

Wszystko się psuło. Byli już w jednej trzeciej drogi, może nalej dalej, a może dopiero? Dopiero w jednej trzeciej, kiedy cała grupa podzieliła się na dwie czy nawet trzy części. Heike wierzył w pomysł, by iść do Birkenstein. Szczerze w to wierzył, widział tam pierwszy punkt dłuższej wędrówki, ale nie dzielił się tym z nikim, na razie skupił się na prostszych celach - po prostu przeżyć drogę do Birkenstein. Rozłam wszystko psuł. Czy da radę samemu przeprawić się przez las? Wątpił w to. Czy dałby radę we dwójkę? Również w to wątpił. Mając takie opcje, załamywały mu się ręce.
- Wracajmy więc… Rzućmy w cholerę całą drogę i nadróbmy dodatkowe dni, tylko po to, żeby zobaczyć zgliszcza.

Zanim jednak ruszył ktokolwiek i w jakąkolwiek sobie stronę obrał, Heike zastąpił drogę Holzmannowi.
- Odejdź. Tak będzie lepiej. Jakoś sobie poradzisz… - powiedział z nutą obrzydzenia na wspomnienie, jak Sig powoływał się na Pana Krwi - Nie idź za nami. Nie obchodzi mnie, co się z Tobą stanie, ale ja nie mam zamiaru Ci zaufać. Nigdy Ci nie ufałem, zawsze byłeś podejrzanym typem, ale to… Po prostu odejdź.
Bił od młodego rybaka chłód, chociaż był również zdenerwowany, wciąż roztrzęsiony po tym, co się stało. Musiał jednak odzyskać rezon, po prostu musiał, bo inaczej całe ich cudowne ujście spod miecza wojska grafa poszłoby w diabły. Zanim jednak podejmą decyzję, co dalej, chciał mieć Sigfrieda jak najdalej od nich.

Sigfried miał dość czasu by dojść do siebie. Dość czasu by wszystko przemyśleć. Dość czasu by… by coś w nim pękło i coś w nim umarło. Choć była to tylko chwila to zrozumiał co miał zrozumieć. Nadal gdzieś jednak był w nim ten cały ból i rozpacz, ale usilnie starał się nie dopuścić tego do głosu.
Zabrał jednak czapkę z głowy khazada i założył sobie. Podobnie przywłaszczył sobie kuszę i pas z zasobnikiem na bełty. Jakoś… nie miał ochoty go przeszukiwać.
Teraz jednak patrzał ze spokojem na twarzy na Heike i uśmiechnął się uroczo.
- Skoro masz ze mną problem, to sam się usuń. Dasz radę. Nie zgubisz się w lesie. Nie umrzesz z głodu. Wierzę w Ciebie. Masz też drugą opcję. Stulisz pysk i przebolejesz.
Młody Holzmann się uśmiechał, tak jak dawniej… tylko te oczy… zimne martwe oczy wpatrywały się w chłopaka beznamiętnie.
- Chyba, że chcesz się bić, ale Pan Krwi już raz mnie obronił, więc zrobisz to na własne ryzyko. To Jego Moc i Jego Łaska mnie ocaliła. Może ci się poszczęści i nie stracisz głowy jak ten krasnolud.

Elsie podniosła głowę. działo się coś niedobrego, Wyczuwała takie rzeczy. Za chwilę przejdą granice, zza której nie będzie powrotu… Nie mogli wystepowac przeciwko sobie. Wstała i podeszła do Heike. Złapała go za ramię. Na Siga nie zwracała uwagi.
- Odpuść. - powiedziała. - Zostaw go, niech robi, co chce, niech idzie gdzie chce. Zignoruj. Nie chcę, zeby stała ci się krzywda. Ani nikomu innemu. Za duzo juz straciliśmy.Odpuść. - poprosiła.

Heike stracił jednak cierpliwość po słowach Siga. Groził mu drugi raz, zagrażał równie mocno całej grupie. Zagrażał Taffy. Powoływał się na Pana Krwi, również drugi raz. Chłopak nie rozumiał, po co Holzmann chciał nadal z nimi iść. Nie potrafił znaleźć w tym innego celu, jak wyłącznie skrzywdzenie ich, najpewniej w imieniu jego nowego “Pana”.
Heike nie czekał dłużej. Przeszedł wreszcie do czynów. Mając nadzieję zaskoczyć Siga, palnął go przez łeb kijem. Młodemu handlarzowi pociemniało lekko przed oczami, ale na całe szczęście cios był zbyt słaby, by wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę poza guzem. Szybko odpłacił pięknym za nadobne, ale chybił, odczuwając widać skutki uderzenia.

Kiedy tylko Elsie poczuła, jak mięśnie Heike się napinają, natychmiast go puściła i odskoczyła w bok. Dość już żyła na tym świecie, aby wiedzieć, że jak chłopaki postanowią się naparzać to nic ich od pomysłu nie odwiedzie. Trzeba się usunąć, żeby w zamieszaniu ktoś człowieka nie zahaczył.

Niziołka rzuciła się pomiędzy walczących, nie bacząc na to, że sama mogła skończyć z rozbitą głową.
- Przestańcie! - krzyknęła. - Chcesz być taki jak on, Heike?!

“Nie Taffy…” pomyślał Sig opuszczając kij “...on jest gorszy.”
- Chciej czy nie, ale idę z wami do miasta, co potem mnie nie interesuje. - powiedział nie spuszczając z oczu kija w rękach Heike.

- Może w Twoich snach. Z drogi Taffy, nie dam mu szansy skrzywdzić któregoś z nas. Niech odejdzie teraz, albo będziemy wszyscy tego żałowali.
Heike nie odpuścił, ponownie zamachując się na Siga. I odpuścić nie miał zamiaru. Kij świsnął nad niziołką, obijając się z echem o drugi kij. Sigfried wykorzystał moment i drugim końcem przygrzmocił boleśnie w ramię rybaka. Oboje zeszli w bok, jednak zanim Sig postawił drugą nogę, Heike wyprowadzał już cios prosto w piszczel. Holzmann przewrócił się, a Heinrich zawahał na chwilę. Wystarczająco długo, że gdy próbował ponownie uderzyć, Will i Heindel już przy nim byli, powalając na ziemię i wytrącając kij z rąk. Heike był tak wściekły na Siga, że nawet nie zauważył, kiedy Taffy zasłoniła leżącego.

- Coś ty mu zrobił Heinrich?! - Heindel chłodno skomentował, nie podnosząc, ani trochę głosu. - Opanujcie się! - dodał nie patrząc żadnemu z nich w oczy. Już miał kucnąć przy młodym Holzmanie, ale widząc, że Elsie pierwsza to zrobiła, ustąpił jej miejsca. Sam postarał się zlokalizować kij, na którym Sig mógł się wspierać w dalszej podróży. Chciał też zrobić prowizoryczne nosze. Miał skóry z bobrów, które mógł w tym celu wykorzystać.
 
Avdima jest offline  
Stary 05-12-2017, 19:37   #36
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Las dookoła Schwarzensumpf
26. Sigmarzeit 2522 K. I.
Bezahltag
Południe


Nikt z nich nie mógł przewidzieć, że przypadkowe spotkanie w lesie zbójców zakończy się wzajemnym okładaniem kijami. I to nie ze zbójcami, a między sobą. Dziwnie zaczął się ten dzień, ale gdy Heike złamał Sigowi nogę, słońce nie było nawet w zenicie. Musieli iść dalej i nie marnować więcej czasu. Gdy Heindel sprawiał z zabranych z chaty Babki skór bobrowych, dwóch długich patyków i własnego paska nosze dla rannego towarzysza, Elsie jako jedyna zaznajomiona z podstawami lecznictwa, postanowiła opatrzeć nieco skołowanego Siga.

Rzut na Leczenie (Elsie): 67 (nieudany)


Niestety niewiele z tego wyszło. Dziewczyna spróbowała unieruchomić kończynę Siga i obandażować ją kawałkami płótna, które miała przy sobie. Przestała, gdy usłyszała jego krzyk. Przestraszona i nieco niepewna postanowiła przewiązać nogę bandażem i zostawić ją w spokoju. Potrzeba tu było jakiegoś cyrulika, a najlepiej jej matki….

Odrzuciła natrętne wspomnienie, która złośliwie ukłuło ją w głowie niczym szpilka. Przełknęła ślinę i rzuciła okiem na Heindela, który skończył montować nosze. Patrząc na nie, pomyślała, że dobrze będzie, jeśli w ogóle wytrzymają do wieczora. Nie mieli jednak wyboru. Will wciąż bacznie zezował na Heikego, a Taffy, skulona, siedziała cichutko. Elsie westchnęła i poprosiła chłopaków, by delikatnie podnieśli Siga, gdy Heindel włoży pod niego nosze. Teraz Will, Heindel, Elsie i niezbyt zadowolony z tego faktu Heike musieli nieść rannego, zaś Taffy bacznie rozglądała się na boki podczas marszu, wypatrując niebezpieczeństwa.

Marsz z rannym był dużo wolniejszy. Z tego powodu, po krótkiej naradzie, musieli zmienić kierunek podróży. Na dojście do Birkenstein nie starczyłoby im ani sił, ani tym bardziej jedzenia i wody. Zawrócili do Wilheimsdorf. Może i była tam wojna, ale też jedyna szansa dla nich, a przede wszystkim dla biednego Siga, który choć nie przysporzył sobie popularności wezwaniem Pana Kości, to wciąż był jednym z nich, a wspólne pochodzenie potrafiło teraz łączyć znacznie bardziej niż jakieś niejasne sprawy kultowe. Rzecz jasna Heike miał nieco inne zdanie.

Słońce nagle jakby przypomniało sobie, że jest lato, a nie przedzimie. Szkoda tylko, że właśnie teraz, gdy musieli wkładać w marsz dwa razy więcej wysiłku. Przyjemne ciepło szybko zmieniło się w żar, który wydatnie utrudniał wędrówkę. Na czoła wystąpił pot, ręce omdlewały od bólu, choć zmieniali je co chwila. Najciężej było Elsie, ale nie narzekała. W ogóle nie rozmawiali wiele. Nie było o czym. Szczególnie, gdy zapadł zmrok i nie mieli z czego zrobić nawet prowizorycznej kolacji.

I tak upłynął poranek i wieczór – dzień dwudziesty piąty.

W Bezahltag zebrali się prędko i ruszyli dalej. Mieli nadzieję szybko dojść do Delbu, bo obok głodu zaczęło się pojawiać pragnienie. Zeszłego dnia Elsie pociągnęła kilka łyków z jedynego bukłaka, jaki mieli, a drugą część wody dano rannemu Sigowi. Gdy więc tylko doszli do rzeki, odłożyli nosze i pobiegli wypić brudną, mulistą wodę. Dopiero po chwili poczuli w niej wyraźny smak krwi.

Smak, a potem kolor. Coś obok krwawiło, lecz nie wiedzieli co, bo szuwary gęsto pokrywały Delb. Musiało być to jednak niedaleko, bo czerwona smuga mącąca nurt była wyraźna i szeroka. Jak na zawołanie za kępą pobliskich, wyjątkowo wysokich oczeretów coś plusnęło wyraźnie. Raz, drugi, potem przeciągle zarżał koń. To bynajmniej nie było rżenie zadowolonego z możliwości pohasania konika. Ten koń umierał.

Zamarli w jednej pozycji niby posągi. Ktoś krzyczał, mężczyzna i kobieta, może dziecko. Odgłosy szarpania, przekleństwa, plusk wody. Nagle usłyszeli donośne łup! i kropelki wody poleciały tak wysoko, że aż spadły na nich. Potem cisza. Kroki, na szczęście w innym kierunku. W kierunku lasu. Wciąż czekali, nie chcąc zdradzać swoich pozycji. Wtem zdarzyło się coś dziwnego.

Z nurtem rzeki, tuż przed ich nosami, leniwie przepłynął kawał żółtego sera.

 
MrKroffin jest offline  
Stary 06-12-2017, 00:19   #37
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Długie godziny zeszły, zanim Heike przestał być wściekły. Nie miał ochoty pomagać Sigowi, żałował nawet trochę, że nie uderzył go mocniej, może przetrąciłby mu nogę zupełnie. Inni mogli myśleć, że ta bitka wybiła Hozlmannowi wszystkie zło z głowy, ale Heike wiedział swoje. Nie spuszczał z oka kupczyka, bacznie obserwując, czy nie odstawia niczego podłego. Nawet gdy przemógł się i poniósł trochę nosze, głównie po to, żeby nie spowalniać i tak już mozolnego marszu, przyglądał się Sigowi. Nie zależało mu nawet, żeby inni nie wiedzieli - nawet lepiej, jeżeli spostrzegli, może zrozumieją wreszcie, jaką zakałą okazał się ich ziomek.
 
Avdima jest offline  
Stary 06-12-2017, 10:54   #38
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Heindel krótką chwilę się zastanowił, czy wskoczyć do wody po kawał sera. Przez tą krótką chwilę przeszło mu przez myśl, że może lepiej nie ryzykować zdradzeniem swojej pozycji. Uczucie głodu jednak zwyciężyło i nie ryzykował dłuższego zawahania, które mogło skutkować przegapieniem, jakże wyczekiwanego posiłku, który właśnie zaczął ich mijać. Kilka większych susów i znalazł się w rzece. Chwycił ser, który był najlepszą rzeczą, jaka go dzisiaj spotkała, i po chwili zatapiał już w nim swe zęby. Jadł łapczywie, tym razem nawet nie zważając na resztę. Już w trakcie drogi kilkukrotnie, samolubnie, myślał, że lepiej było nie dzielić się gęsią, którą u Babki upolował. Złość go wtedy ogarniała i dopiero po chwili sobie uświadamiał, że to przez przeraźliwy głód, ale że ten przeraźliwy głód odczuwają też i pozostali.

***

Po zaspokojeniu pierwszego głodu wrócił do reszty. Co do sytuacji w której się znaleźli i dźwięków, jakie słyszeli, był zdanie, żeby odczekać dłuższą chwilę i dopiero później iść zobaczyć, co było źródłem walki. Jeśli ktoś zdecyduje zareagować od razu, to nie zmieni swego zdania, pozostanie w ukryciu. Dopiero, gdy poczuje się bezpiecznie wyjdzie z niekrytą nadzieją, że po serze uczęstuje dziś swój żołądek pieczoną koniną. Krzyczących ludzi, jakby wyparł z głowy, mając jedynie obraz zjadanego konia.
 
AJT jest offline  
Stary 08-12-2017, 22:19   #39
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Taffy była rozdarta. Krzyczący ludzie, oznaczali cierpiących ludzi. Jednak ich grupa była w tak kiepskim stanie, że nie mogła pozwolić sobie na pomaganie innym. Mogłaby tym samym zaszkodzić Heikemu. I Elsie. I całej reszcie. A to oni byli obecnie najważniejsi. Byli odpowiednikiem jej rodziny.

Więc zamiast zajmować się rycerskością i niesieniem pomocy, siedziała cicho. A potem Heindel wskoczył po ser. Wtedy to Taffy postanowiła zakraść się w kierunku umierającego konia. Wszak taki koń był wielkim kawałkiem mięsa. A wielki kawałek mięsa, to zaspokojenie ich głodu. I szansa na szybsze ozdrowienie Siga.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 12-12-2017, 19:01   #40
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Całą drogę, nazwijmy to powrotną, bo w sumie taka była... Sigfried przemilczał na noszach i nie był skory do rozmów. W gruncie rzeczy leżał i rozmyślał, a głowił się nad absurdem. Tak, absurdem, bo to, że go zabrali logiczne nie było. Znaczy się mogło być, ale to tylko pokazywało ich głupotę i brak determinacji, oraz brak solidnego poglądu na życie. Nie mniej, niewiele, ale był za to wdzięczny.

Wychodziło na to, że Heike był bliższy Panu Krwi niż mu mogło się wydawać, choć młody Holzmann podejrzewał, że "dziewuszka" nigdy do tego się nie przyzna, a reszta? Nie miał odpowiedniego słowa na nich. Ignorowali jego rady, ha! Nawet nie chcieli go słuchać. Ignorowali i opuścili go przy domku Babki, przy krasnoludzie i przy tym jak młody gniewny zdecydował go zaatakować. Co więcej, ich "interwencja" ograniczyła się o troskę o awanturnika, a teraz co? Był na noszach, bo oni nie chcieli ryzykować!

Te myśli przywiodły mu inne, zgoła bardziej mroczne. Sig dobrze wiedział, że nigdy nie słyszał o Panu Krwi, ale ten okazał się Prawdziwym Bogiem. Nigdy nie okazywał mu czci, nigdy nie składał ofiar, nigdy się do niego nie modlił, a on... go wspomógł. Lecz jeśli istniał On, to może i istnieją inni równie zapomniani Bogowie którzy mogliby podać mu rękę? I z tą myślą się modlił. Nie adresował za wyjątkiem stwierdzenia "Prawdziwi Bogowie", a modlił się o uśmiech losu i przychylność przeznaczenia. Modlił się o pełny żołądek i zdrowie. Modlił się, w niemej ciszy w umyśle.

I jego modlitwy zostały wysłuchane. Dotarli do rzeki, a przy niej krew w strumieniu, krzyki, rżenie konającego konia... Mało go to obchodziło prawdę mówiąc, ale gdzie koń tam mięso. Tam szansa na ciepły posiłek i za to był wdzięczny. Trzeba było czekać. Pośpiech zawsze był złym doradcą, a poza tym nie chciał wychodzić przed szereg. W końcu był kulawy, niech gawiedź się tym zajmie.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172