|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-01-2018, 22:37 | #271 |
Reputacja: 1 | Albrecht nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dookoła niego dzieje. Jego umysł nie potrafił do siebie przyjąć śmierci brata. Nie był w stanie rzucić się z nienawiścią - nie wiedział zresztą, na kim miałby się zemścić - ale też nie był w stanie upaść na ziemię i zanieść się szlochem. Po prostu wisiał nad ciałem brata, którego mógłby uratować, gdyby nie sekundy, gdyby nie ciągła potrzeba Josefa, by zostać bohaterem. A teraz obaj z Wiktorem leżeli tam bez ducha. "Wiktorem?", Schutz odzyskał skrawek przytomności. Nie było go... tutaj przynajmniej. Niezgrabnie wziął do ręki miecz brata, jakby wykuty wprost dla niego. Zawsze się różnili, ale byli braćmi. Zbyt wiele ich łączyło. "Tu spoczywa Sigmar Unberogen". A teraz także Josef i Wiktor. Albrecht obiecał sobie, że spocznie obok nich, ale najpierw spróbuje zapewnić temu miejscu spokój, nareszcie. I w przebłysku świadomości wyczuł istotę zrodzonej z tej samej materii, do której on sam sięgał tak często. Ale wypaczonej, morderczej. Ujął mocniej miecz brata i rzucił się biegiem. Tylko pozornie w nieznane. Odbierze demonowi jego wypaczone życie... a jeśli zginie sam, to będzie to dobra śmierć. |
17-01-2018, 19:50 | #272 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Kilka metrów za plecami konającego Wiktora Albrecht podniósł z ziemi miecz swojego brata, od którego zawsze czuł tę ciepłą, magiczną energię. Przepłynęła ona sprawnie jego ciało własnymi żyłami i dodała mu odwagi. Z resztą, nie tylko jemu. Zachariasz co sił popędził w las w poszukiwaniu czegokolwiek, szczęśliwie nie wywracając się po ciemku o sterczące z ziemi korzenie. Dotarł do objuczonego wierzchowca gdy usłyszał nieludzko wysoki pisk i odwrócił się na pięcie by nie zostać zaskoczonym. Serce zabiło mu mocniej. Zza kilku gałązek obserwował demona stojącego w płomieniach! Co prawda Albrecht pojedynkował się z krwiopuszczem, lecz z powodu jego miernych umiejętności szermierczych trzeba przyznać, że przed śmiercią ratowało go jedynie szczęście. Odskoczył w porę, gdy Emmerich podpalił bukłak z oliwą i z całej siły grzmotnął nim w demona. Następnie zabójca bardzo przytomnie się wycofał, bowiem oliwa objęła lewą stronę ciała ofiary sycząc i spalając tkanki w asyście czarnego dymu. Dla żywego ognia nie było i nigdy nie będzie rzeczy niepalnych! Zdezorientowanego i zaskoczonego przeciwnika Albrecht porąbał za pomocą Furchtschwerta jakby była to najprostsza z rzeczy, jakie robił w życiu. Czyn popełnił nieco w amoku i dopiero gdy zarówno ciało jak i oręż demona rozwiał nagły powiew zimnego wiatru zauważył zdziwioną minę powziętego przez nich jeńca. Stał on przyparty do muru dokładnie za krwiopuszczem w dłoniach dzierżąc dwuręczny topór Wiktora. Cała piątka zatrzymała się na chwilę oddychając głęboko, zupełnie niepewna czy to już koniec niespodzianek. * * * Przyznajcie, byliście pewni, że zginą wszyscy. Niespodzianka! Przynajmniej niektórym nie spieszyło się do ogrodów Morra. Niemniej sami już chyba się spodziewacie, który naiwniak jest kolejny do odstrzału, hę? Jak to mówią w dalekich krajach: fortuna kołem się toczy, więc praktyczny niziołek nie czekając na cud czmychnął w las. Ciekawski strzelec wpadłszy w niezłe tarapaty wyciągnął poprawne wnioski i później trzymał się od kłopotów na dystans. Dobrze zmotywowany zabójca odkrył w sobie żyłkę bohatera, ale taką tyci-tyci... I tylko najmłodszemu w grupie człowiekowi w głowie aż wyło od ścierających się ze sobą w kółko myśli pobudzających ego i tych o poniesionej stracie. Nikt do końca nie domyślał się, co też może on zrobić następnym razem. * * * Nieco okrojona grupa chwatów trwała w milczeniu, aż noc zupełnie wzięła ich w swoje objęcia. W okolicy zaległa cisza a stojąc przed kurhanem czuli w powietrzu charakterystyczną woń przelanej krwi. Jakby ktoś zamierzał ugotować czerniny, ale niosąc wiadro wypieprzył się na ryj a wiadro na glebę przed domem. Dom. Daleka mara. Wydawał się nieosiągalny. Wszyscy – poza Albim – poranieni, a zupełnie wszyscy zdyszani, zszokowani i zasmuceni powoli dochodzili do siebie. |
17-01-2018, 20:41 | #273 |
Administrator Reputacja: 1 | Gerhart nieprędko odzyskał oddech i zdolność mówienia. Przez długi czas wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał demon, równocześnie dziękując wszystkim bogom, o jakich słyszał, za wyratowanie go z poważnych opresji. Gdy wreszcie odzyskał głos i siłę w nogach ruszył w stronę Emmericha. - Świetny pomysł i wykonanie - powiedział. Klepnąłby go po ramieniu, ale nie wiedział, jak ten zareaguje. A nuż w tamtym nie do końca opadł duch walki i miast odpowiedzieć podobnym gestem użyje pięści czy noża? - Albrechcie, wspaniale dokończyłeś dzieła - dodał, po czym spojrzał na tych, co przeżyli. - Co robimy dalej? Macie zamiar spędzić tu noc? Z kurhanu pewnie nic więcej nie wyjdzie, ale miejsce jest mało atrakcyjne - stwierdził. Powinni pochować tych, co stracili życie. Spalić rycerzy, żeby czasem nie powstali jako truposze. Wrócić do psiarza i poinformować go o losie Czempiona. Zgarnąć nagrodę za wilcze uszy. I pewnie jeszcze kilka rzeczy, które na razie nie przyszły mu do głowy. Ale może inni coś wymyślą... |
17-01-2018, 22:27 | #274 |
Reputacja: 1 | Kiedy nie ma się innej broni, chwyta się czegokolwiek. Miło, jeśli zadziała, tak jak tym razem. Tylko sieci szkoda... |
17-01-2018, 23:32 | #275 |
Reputacja: 1 | Jeszcze przez długą chwilę niziołek gapił się zaskoczony na to co się stało. Demona czy dżaberłoka czy cokolwiek innego to było, już nie było. Kurhan się nie zawalił, jak się zapowiadało, a z wnętrza wyszli tylko dwaj jego towarzysze. Zachariasz podrapał się po podbródku, a potem spojrzał na konia Wiktora. - Nie wiem jak Witia cię wołał, ale od teraz jesteś Szkarada. - Toż to normalnie Pyrrusowe zwycięstwo - powiedział, gdy zdecydował się na podejście bliżej kurhanu. - No cóż się gapicie? A! Nie wiecie kto to Pyrrus. Otóż wyjaśnię Wam. Pyrrus Jedno Oko zwany też Pyrrusem Wielką Pytą był hobgoblinim królem, gdzieś daleko na wschodzie. Opowiadał mi o nim mój wielki przyjaciel Marcel. Tenże Pyrrus prowadził wojny z innymi goblinimi władykami, a że kunszt wojenny miał spory, to zwyciężał. Ale do czasu. W bitwie pod Wężową Skórką wygrał, ale z jego armii zostało zaledwie trzynastu stojących na nogach wojowników. Miał wtedy powiedzieć "Hakba hakba ragalaggaa mana abiba rasana mam kalakatarak", co znaczy mniej więcej "Jeszcze jedno takie zwycięstwo i jesteśmy zgubieni". A potem wydał rozkaz i wszyscy wrócili do domu... - I ja przychylam się do słów Jednookiej Pyty. Dość już tych leśnych przygód. Czas nam w drogę... |
21-01-2018, 17:32 | #276 |
Reputacja: 1 | - Musimy... musimy zabrać stąd Wiktora i... Josefa - powiedział niewyraźnym głosem Albrecht. Czuł się zupełnie nie na miejscu, jakby nagle ktoś obudził go z głębokiego snu. Nie rozumiał i nie chciał się pogodzić ze śmiercią towarzyszy. Jeden był dla niego bratem, a z drugim - bez ujmowania czegokolwiek reszcie kamratów - najbliżej się chyba przyjaźnił z ich grupy. Stał więc w miejscu, z dłonią kurczowo zaciśnięto na braterskim mieczu. - Żadne to zwycięstwo, nawet pyrrusowe. Nie jesteśmy w armii, strata nawet jednego z nas jest bardziej dla mnie gorzka niż jakikolwiek... sukces - popatrzył na przeklęty kurhan. - Zabierzmy... zabierzmy Wiktora i Josefa, może zróbmy nosze. Zasługują na pochówek w lepszym miejscu. |
23-01-2018, 18:01 | #277 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Wiktor i Josef obserwowali uspokajających się towarzyszy z wysokości, ukryci na najwyższej gałęzi pobliskiego dębu. Domyślenie się, że ich dusze chwilowo mogą swobodnie pływać w powietrzu zajęło im raptem kilka chwil szybko więc zajęli się podglądaniem wciąż żyjących. W milczeniu. Każdy z nich chciał zagaić rozmowę ale przeważało uczucie skrępowania i niepewność. Do czasu, gdy tuż ponad kurhanem pojawiła się nieznajoma postać. Mimo iż półprzezroczysta i podświetlona białą poświatą na pierwszy rzut oka była dojrzałym, brodatym mężczyzną w bogato zdobionym pancerzu. Widmo wzleciało na wysokość zajętej, przez nowe dlań dusze dwójki chwatów, gałęzi i otworzyło usta. - Jestem Sigmar Unberogen. Dzielnieście sobie poczynali tam, w dole! Wasze przymioty, godne prawdziwych wojowników, na pewno niedługo zostaną docenione. Wkraczacie do innego królestwa niż to, które znaliście do tej pory. Widmo pozostało jeszcze przez chwilę w towarzystwie dwóch dusz, po czym zabrało się w drogę powrotną do kurhanu. Tuż przed zupełnym zniknięciem pod powierzchnią kopca rzucił krótko za plecy: - Śmierć godna bohatera, coś takiego, tutaj! Podmuch wiatru z północy rozwiał włosy Gerharta, który do spółki z Emmerichem zbierał opał w świetle jedynej pochodni – zabranej pospiesznie z wnętrza kurhanu by nie spędzać w jego wnętrzu ani jednej chwili więcej niż to konieczne. Przedmioty z tajemniczymi symbolami oraz ciało Hansa miały pozostać w jednej z komór na zawsze. Dokładnie tyle, ile rdzy i robactwu zajmie przerobienie wszystkiego na pył i nawóz. Albrecht nie poruszał się. Zapłakał. Powiało z południa, a z wiatrem do jego uszu dotarło coś jak westchnienie. - Śmierć godna bohatera... Nie zapytał reszty czy słyszeli. Nie chciał ich straszyć ponownie tego czarnego dnia. Prowizoryczne opatrunki ozdabiały trzech z czterech chwatów. Dwaj pozostali spoczywali niepochowani na trawie. Noc była pochmurna i przez to podwójnie ciemna, rozświetlało ją jedynie płonące ognisko. Na skraju widoczności spoczywał także wzięty jeniec. Był spokojny, obejmował ramionami własne kolana i wpatrywał się w żar. Zebrane wilcze uszy śmierdziały na kilka kroków dalej. Podobnie jak wszystkie pozostałe zwłoki, a tych wokół walało się niemało. Z czasem niektórzy zaczęli przysypiać owinięci w koce. Wiele czynności organizacyjnych po prostu zostawili sobie na rano. Albrecht ocknął się i rozejrzał wkoło. - Zachary? |
|
| |