|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-11-2017, 13:43 | #11 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Vitaliy przyglądał się całej sytuacji między młodzikiem a wielkim, jednookim typem bezemocjonalnie. Póki nikt mu nie przeszkadzał w jedzeniu kaszy i piciu lokalnej wódki, Ungoł nie zamierzał wtrącać się w nie swoje sprawy. Zresztą, przy okazji przypomniało mu się, że takie akcje odchodziły w Kislevie nagminnie. Nie bez kozery mówiono o jego rodakach, że to chłopy dobre i do bitki i do wypitki. We własnym gronie również.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] Ostatnio edytowane przez Kenshi : 11-11-2017 o 13:45. |
13-11-2017, 00:18 | #12 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2017, 21:02 | #13 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2017, 23:36 | #14 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 14-11-2017 o 09:30. |
14-11-2017, 10:14 | #15 |
Reputacja: 1 | Ustaliwszy niemal jednogłośnie, że warto przyjąć zaproszenie jednookiego Bertranda, dokończyli posiłek a następnie każdy zajął się swoimi sprawami, ruszając na spoczynek jeszcze zanim mrok otulił swym całunem całe miasteczko. Co prawda do północy z dołu dochodziły jeszcze odgłosy rozmów, wznoszonych toastów i salwy śmiechu, jednak w końcu i gospoda pogrążyła się w spokojnym śnie. |
14-11-2017, 11:35 | #16 |
Administrator Reputacja: 1 | Czy wyglądali na tak zdesperowanych, biednych, czy żadnych pieniędzy? A może pracodawca łysola był bardzo zdesperowany? Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-11-2017 o 11:52. |
14-11-2017, 12:57 | #17 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Głośny dźwięk dzwonka roznoszący się po korytarzu sprawił, że kozak jedynie uśmiechnął się delikatnie pod wąsiskami, bo na nogach był już od bladego rana. Służba w starym oddziale nauczyła go wstawania skoro świt, a ciało już dawno się do tego przyzwyczaiło. Nim zszedł na dół porozciągał się, zrobił kilka pompek i pobiegał w miejscu. Trzeba było się rozruszać przed kolejnym dniem. * Twoje zdrowie, gospodarzu.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] Ostatnio edytowane przez Kenshi : 14-11-2017 o 12:59. |
15-11-2017, 02:07 | #18 |
Reputacja: 1 | Żar świt przywitał porannymi modłami. Odprawiał je z twarzą zwróconą w kierunku wschodzącego słońca, trzymając w jednym ręku mały symbol wojennego młota. Wschód bowiem symbolizuje miejsce gdzie Sigmar został koronowany na boga i każdy prawy obywatel Imperium powinien zaczynać dzień od oddania mu czci. Wizyta u bogatego szlachcica nie była dla biczownika przyjemna. Te wszystkie rzeczy... Pieniądze. Przepych. Drogie materiały na obicia drogich mebli. Obrazy. Finezyjne kieliszki i drogie wina. - Vanitas vanitatum, et omnia vanitas* - westchnął Żar. Nic dziwnego, że takie nieszczęście trafiło na tego człowieka. Gdzie w jego życiu była wiara? Gdzie męstwo? Gdzie pokora, wstrzemięźliwość i skromność? Z rzeczy miłych Sigmarowi tylko hojność się pojawiła, a i to wyłącznie dlatego, że został doświadczony działaniem Chaosu na własnej skórze. Niemniej, może zrozumie swoje błędy. Zwłaszcza jeśli za sprawą Sigmara odzyska swoją córkę. Żar prawą zaciśniętą pięścią uczynił znak młota na piersi. - Jeśli taka będzie wola Sigmara, odzyskacie ją. I zrozumie, że sprzeciwianie się ojcu łamie porządek ustalony przez Boga. A Ci, których zwiecie banitami zginą lub się poddadzą. Oby i oni zrozumieli, że jedności Imperium należy bronić nawet za cenę wolności osobistej, a łamiąc prawo wzmacniają Chaos. A jeśli nie, umrą. - dokończył. Wina nawet nie ruszył. *„marność nad marnościami i wszystko marność" |
15-11-2017, 11:53 | #19 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 20-11-2017 o 11:26. Powód: ortografia :-( |
17-11-2017, 19:53 | #20 |
Reputacja: 1 | Max słuchał uważnie tego, co mówili towarzysze. Że też wcześniej na to nie wpadł! Przecież teraz to wydaje się oczywiste. -Koronami nie pogardzę, ale wiadomo, lepiej przeżyć jakąś ciekawą przygodę!- skomentował i zabrał się do przerwanego, już zimnego posiłku. Następnego dnia wstał wcześnie rano, by pomóc Gorzałkom w kuchni. Ci podziękowali jednak za nią, mówiąc, że bardziej przyda się ona wieczorem, kiedy do gospody zejdą się miejscowi ludzie. Tym samym niziołek poszedł do swojego pokoju, a po kilkudziesięciu minutach dołączył do schodzących na dół towarzyszy. -Juhu!- wykrzyknął i klasnął w ręce, kiedy zasiedli do stołu.-No to zapowiada nam się przygoda! Kiedy w końcu uwinęli się ze śniadaniem, wyruszyli za Bertrandem. Miasto budziło się do życia, a niziołek z zaciekawieniem obserwował krzątających się ludzi, tak jakby pierwszy raz był w mieście. Przy tym cały czas gaworzył: -No, no. To nie jest takie małe miasto. Co prawda widziałem już większe, ale widziałem też mniejsze. To ma nawet duży targ. O, na tamtym straganie sprzedają jabłka. O, zjadłbym jabłecznik. Najlepiej taki z dużą ilością kruszonki, na kruchym, bretońskim cieście... Pychota, aż zgłodniałem! O... a czy wy czujecie zapach tego chleba?! - powiedział, przechodząc koło piekarni-Ta świeża, pachnąca skórka! O Esmeraldo, jakbym był w Czarnym Stawie! Rezydencja zrobiła wrażenie na niziołku. Co prawda pracował już w bogatych domach kupieckich, ale żaden z nich nie był urządzony z takim przepychem, a jednocześnie gustem. Max zajął miejsce na siedzeniu (nogi mu zwisały, widocznie sługa nie pomyślał o nim) i wziął od szlachcica kielich. Upił łyk i z gardła wyrwały mu się mimowolnie słowa: -Słodkie wissenlandzkie! Historia szlachcica przejęła niziołka, a jednocześnie jeszcze bardziej wzmocniła w nim rządzę przygód. Kiedy towarzysze skończyli mówić, on powiedział radośnie: -Niech pan się nie martwi, my już dopilnujemy by pańska córka dotarła żywa i zdrowa! |