Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2018, 18:54   #131
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Benedykta, Coruja i Eryastyr - Tawerna

- Coruja z Wielkiego Lasu, z klanu Białych Sów. - Przywitała się również w eltharin. - Trafiłam tutaj za dwójką kłusowników uciekających za małą grupą ożywionych zwłok - wyjaśniła i wskazała na miejsce przy stole, w zapraszającym geście.
Eryastyr skorzystał z zaproszenia.
- Napijesz się czegoś? - spytał, widząc pusty stół.
- Właściwie przychodząc tu liczyłam na ciepły posiłek, ale nie odmówię porcji ich ludzkiego wina zwłaszcza jeśli będzie ono dodatkiem do rozmowy. Zbyt dawno słyszałam by ktoś inny mówił do mnie w eltharin.
- To będziesz miała jeszcze więcej okazji do porozmawiania, gdy wróci Faeranduil - odparł. - No i jeśli się natkniesz na jaśnie wielmożnego von Höcherko - dodał - to pewnie i ciebie zaszczyci naszym - westchnął - powitaniem.
Skinął na służkę i zamówił wino i coś do przegryzienia.
Odchodząca posługaczka mijała ludzi, którzy rzucali w stronę Eryastyra niepewne spojrzenia. Ci, którzy od razu uwierzyli słowom elfa w pośpiechu opuszczali karczmę. Robili to zwłaszcza mężczyźni, widocznie nie skłonni do pójścia przymusem na niskie mury miasteczka. W ślad za nimi inni zgromadzili się przy wejściu, wyglądając zapowiedzianych stróży prawa, karczmarz nawoływał o spokój a podróżnym odpoczywającym na ławie w rogu nagle zaczęło spieszyć się do wyjazdu. Dwóch niedawno przybyłych do Siegfriedhofu kapłanów Taala kłóciło się, lecz ich słowa ginęły w gąszczu innych wypowiadanych w emocjach.
Elfka popatrzyła na szarą myszkę która do nich dołączyła.
- Ożywieńcy już nie żyją, ale udało mi się paru unieruchomić na stałe - odpowiedziała we wspólnym na jej pytanie.
Dziewczyna, która w obliczu dwóch elfów wydawała się dzieckiem, popatrzyła na elfkę z zainteresowaniem.
- Nasi żyją - najwyraźniej brała je za swoją własność - znaczy, ruszają się. Widziałaś ich w lesie? Szli, czy co robili… - zmrużyła oczy - zabiłaś ich sama? - dodała z podziwem.
- Jeśli żyją to nie są to nieumarli, prawda? - broniła swojej logiki blondynka. - Nie sama. Było tam troje innych martwych. Zjawy bez ciał one zabiły zdecydowaną większość.
- Jak zwał, tak zwał - wtrącił się Eryastyr. - Ruszające się trupy, z tym się spotkaliśmy. A tam, powiadasz, zjawy bez ciał zaatakowały truposzy? - Spojrzał na elfkę.
- Benedykta, Coruja - przedstawił sobie obie panie.
- Benedykto. - Skłoniła się lekko elfka na oficjalne przedstawienie towarzyszki pobratymca. - Owszem pojawiły się znikąd, a po wszystkim uniosły się w niebo i zniknęły.
Sierota skłoniła się wyraźnie zmieszana i zawstydzona.
- Corujo - powiedziała niepewnie.
- Słuchajcie, tu za chwilę nie da się rozmawiać, Weźmy nasze jedzenie - Eryastyr spojrzał na Coruję - i przenieśmy się do mojego pokoju - zaproponował. - I porozmawiamy dalej.
Benedykta z wielkim zaangażowaniem zabrała się za składanie wszystkiego co było do jedzenia i uważnie obejrzała stół, czy nie zostały jakieś okruszki. Te wyzbierała poślinionym palcem i zjadła. Potem wróciła do rozmowy.
Elfka zabrała swoje rzeczy i podążyła za tą dwójką - w końcu co złego może się jej z nimi stać.
 
Obca jest offline  
Stary 10-12-2018, 08:04   #132
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Benedykta, Coruja i Eryastyr

- Proszę. - Eryastyr otworzył drzwi swego pokoju i przepuścił obie dziewczyny.
Izba w zasadzie nie nadawała się do przyjmowania zbyt wielkiej liczby gości, którzy mogli bądź zająć jedyne krzesło, bądź usiąść na brzegu dość wygodnego i w miarę szerokiego łóżka.
- Rozgośćcie się.
Coruja weszła rozglądając się, oceniając co tawerna ma do zaoferowania. Znalazła suchy nie przeszkadzający kąt i odstawiła tam swój dobytek. Z wielkim szacunkiem postawiła swój łuk, zdjęła pas z doczepionym mieczem i też znalazła dla niego miejsce. Spojrzała po reszcie patrząc jakie miejsce do siedzenia jej zostało.
- Zjawy zabijające nieumarłych? Nie słyszałam o czymś takim. - Benedykta zdawała się być rozczarowana, że to nie Druga ich wszystkich zabiła. Zabiła ponownie.
- Ten las, kiedy w nim jestem, mam złe przeczucie, jakby wszechotaczającej śmierci... - powiedziała Mała Sowa, po jej plecach przeszły ciarki na samo wspomnienie aury, jaka, wydawało jej się, że otaczała ją wśród kniei. Potem spojrzała na Benedyktę swoimi fioletowymi oczami i dodała. - Nie słyszałam o czymś takim, ale jeśli nawet zjawy walczą z ‘waszymi’ umarlakami, to też zostanę i wam pomogę, chociaż będę potrzebowała strzał. Duża część moich stała się bezużyteczna.
- Dobrze, że zjawy były po naszej stronie
- powiedział Eryastyr - chociaż tak na wszelki wypadek bym nie liczył, że zrobią to po raz drugi. A co do strzał, to z pewnością da się coś załatwić.
To co mówiła Druga nie wydało się Benedykcie zbyt logiczne, ale chciała pomagać za darmo. To zwiększało szansę jej oraz Grobowca na przeżycie. Poza tym nawet jeśli nie pokonała dwóch tuzinów zjaw, to było nie było przeżyła atak. Zastanowiła się jak, poniszczyła strzały, a na koniec uznała, że elfy są bardzo miłe i lubią pomagać za darmo. Dlaczego więc nikt ich nie lubił?
- Mam tylko bełty - wytłumaczyła się. - Ogólnie broń miotająca nie jest zbyt skuteczna przeciwko zombim - westchnęła. - Powinniśmy wybadać, co dzieje się w lesie. Jeśli damy się zaskoczyć będziemy w dużo gorszej sytuacji.
- Zdajesz się dużo wiedzieć w temacie, czyżbyś miała już z nimi do czynienia?
- spytała Coruja sięgając po miskę z ciepłym jedzeniem.
Eryastyr poszedł w jej ślady i zabrał się za jedzenie. Nic jednak nie mówił, czekając na to, co odpowie Benedykta.
Dziewczyna wybałuszyła na nich oczy jakby chcieli jej zrobić coś złego. Potem zamrugała mocno oczami i odezwała się jakby recytowała z pamięci ogłoszenie.
- Czytałam dzieło Gunthera von Katafalka “Tajna wiedza o istotach ożywionych i sposobach radzenia sobie z onymi przy bezpośrednim spotkaniu. Bestiariusz doświadczeniem własnym pisany.” Rozmawiałam też o tym z ludźmi, którzy widzieli nieumarłych na własne oczy. Potwierdzali jego słowa. To logiczne. Jak utniesz nogę mieczem to nie da się na niej iść. Na tej drugiej też nie bardzo. Jak przebijesz je strzałami to efekt jest niewielki. Zombie i tak nic nie czuje. Jest tylko głodny.
- Mhm, to ma sens Ale trzeba by go całego rozczłonkować żeby też nie mógł się czołgać
- zadumała się elfka, po czym uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, a następnie do elfa - Twój człowiek jest naprawdę mądry. - Stwierdziła i zwróciła się powrotem do Benedykty. - Znasz jeszcze inne sposoby? Albo co ci nieumarli mogą zrobić?
Benedykta zmrużyła oczy.
- To proste. Jedyne co ich motywuje to głód. Tak długo jak mają możliwość starają się go zaspokoić zjadając to co żywe. Ponieważ nie są tworami natury, ale czarów różnice ich zachowania mogą wynikać z zaklęcia i mocy maga. W najprostszej formie to po prostu stado wiecznie głodnych istot - przyłożyła palec do ust. - Tu jednak zaklęcie jest dużo mocniejsze. Mag kontroluje ich głód i wprowadził ich w stan letargu. Musi być to niezwykła rzadkość, bo sama księga o tym nie wspomina. Czar jest zawieszeniem praw natury, ale tu jakby ktoś zawiesił prawo samych czarów. Nie da się więc powiedzieć, co jest w stanie jeszcze z nimi zrobić. Możemy się jedynie domyślać, że je gromadzi w jakimś celu. To jednak co usłyszałam sugeruje, że giną tak samo jak wszystkie inne zombie. Rozczłonkowanie lub ogień powodują rozpad zarówno materii jak i samej mocy czaru. Najprostszą metodą jest uszkodzenie mózgu. Von Katafalk twierdzi, że nawet te istoty potrzebują głowy, żeby można je było kontrolować. - Cmoknęła na zakończenie.
- Dużo wiesz - z pewnym uznaniem powiedział Eryastyr. - Ale z tego wynika, że dobry strzał w głowę załatwi sprawę.
- Więc są powolne, nieinteligentne i można je zabić rozczłonkowując, paląc lub trafiajac w głowę. Jedyne co widzę działa po ich stronie to ewentualna liczba, ale jeśli ludzi wyposażyłoby się w dzidy mogliby spokojnie trzymać ożywieńców na dystans i się ich pozbywać
- zauważyła Coruja.
- To też zależy od liczby jednych i drugich - stwierdził elf. - Ale solidne mury powinny je powstrzymać. Jeśli kapitan zmobilizuje tutejszych mężczyzn do działania.
- Wy planujecie zostać?
- spytała elfka, upewniając się, że mimo ataku będzie jej dane jeszcze pobyć trochę ze współbratymcem.
- Nie wypada zostawić tych biedaków samych - odpowiedział. - Przyda im się pomoc.

Tymczasem zza okna dobiegały odgłosy gromadzącego się tłumu. Mały lufcik w pokoju na piętrze mieścił się w wąskiej lukarence i wpadało przezeń niewiele światła. Dźwięk natomiast dochodził znakomicie.
- Zostaw! Puść, żesz, no!
- Idziemy.
- Pomocy, biją!

Rozpoczął się przymusowy werbunek. Co sprytniejsi zdążyli zbiec i się zaszyć. Strażnicy wchodzili do domostw i wyciągali chłopców i mężczyzn na ulicę. Bardziej zdecydowane lub zwyczajnie bezdzietne kobiety dołączały do nich bez przemocy.

Coruja wstała z łóżka i przeszła wyjrzeć przez lufcik.
- Mobilizują się - powiedziała oczywistą oczywistość.
- Ciekawe, kiedy nas poproszą o pomoc... Pójdziemy zaoferować swe usługi? - Eryastyr spojrzał najpierw na Coruję, potem na Benedyktę.
- Miałam taki zamiar - odpowiedziała elfka, po czym mało elegancko szybko wsunęła w siebie resztę posiłku i popiła trunkiem. Następnie jednym uchem słuchając co mówią tamci zaczęła się zbroić.
Dziewczyna skrzywiła się.
- Po pierwsze, nie wiadomo czy przebicie mózgu wystarczy. Ich mózgi nie funkcjonują tak jak nasze.
- Po drugie, musimy brać pod uwagę nasz brak wiedzy. Jeśli ktoś jest w stanie gromadzić zombie grupami, to może mieć też plan co zrobić z murem. Może miasto go nie interesuje.
- Po trzecie, bandyci z tego miasta wpierw mnie okradli, a teraz dalej na mnie polują. Nie wiem czemu miałabym im pomagać i to do tego za darmo.

Elfka popatrzyła ze zdziwieniem na dziewczynę.
- Ach tak…- oświeciła się. - Przepraszam, zapominam że większość ludzi nie uznaje bezinteresownej pomocy. - Coruja nie brzmiała złośliwie czy ironicznie, raczej tak wypowiadała wiedzę oczywistą. Pozbierała tylko potrzebne do walki rzeczy i zwróciła się do elfa przechodząc na elficki. - Zamierzam zostać i pomóc tej mieścinie. Jeśli twój człowiek i ty zdecydujecie się przyłączyć będę zaszczycona stając z wami po jednej stronie. Jeśli zdecydujecie się wyruszyć w bezpieczne strony pozostaje mi wam życzyć bezpiecznej podróży. Chcę zostawić część moich rzeczy tutaj, a jeśli wyruszycie chętnie przejmę po was pokój. - Fioletowooka była gotowa do wyjścia czekała jedynie na pożegnanie z drugim efem i zamierzała iść i zgłosić się do pomocy podczas gdy ta dwójka rozmówi się jeszcze ze sobą.
- Już idę. - Eryastyr wstał i zabrał swoją broń. - Rzeczy na ciebie poczekają, pokój stoi dla ciebie otworem - powiedział w tym samym języku. Potem przeszedł na wspólny. - A z tymi bandytami policzymy się przy okazji. - Spojrzał na Benedyktę. - Są rzeczy ważne i ważniejsze - dodał, gestem sugerując, że powinna też opuścić pokój. - Jeśli się okaże, że kapitan nie zechce zapłacić za pomoc, to poczekasz na nasz powrót w jakimś zacisznym miejscu.
Benedykta na pewno nie zamierzała zostawać sama.
- Kolczugę mam przy Gro… ośle. Lepiej ją założę. - Nie bardzo rozumiała, dlaczego te elfy są takie altruistyczne, ale lepiej było nie zostawać samej w obliczu nadciągającego chaosu. Chaosu, który rozpęta się, zanim jeszcze do miasta dotrą nieumarli. To nie przeszkodziło jej jednak w ocenie, czy pozostałości posiłku nie zawierają resztek nadających się do zjedzenia na szybko lub zabrania ze sobą.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-12-2018, 22:39   #133
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Klasztor Boga Snów

- Czy szukaliśmy? - Uniósł się nieco Olgierd.
- To zaczęło się znienacka, rozumiesz? Gość jest jak wiatr, zdaniem opata. Pojawia się tu, znika, pojawia tam, budzi trupy, znika i tak w kółko. Nie śpi. Nie zatrzymuje się. I to go zgubi. Nasz przeciwnik dąży do konfrontacji - dowódca zmienił ton głosu na spokojny i rzeczowy.
- Skupiliśmy się na osłabianiu oddziałów, jakie na nas szykuje. Nie będzie mu łatwo nas zgryźć. Mamy jeszcze kilka asów - dodał złośliwie wskazując brodą na zbliżającego się do Elsy przeora.

Podnoszący ją na duchu elf odstąpił na krok. Nils pochylił się nad kapłanką, obok niej położył garść grzybów i nóż.
- Ta odmiana rośnie tylko w dwóch miejscach na świecie. Z jej pomocą możesz ukoić ból po trudach wyczerpujących umysł.
- Czemu więc nikt jeszcze się o to nie pokusił? -
Zapytała kapłanka przytomnie.
- Temu - odpowiedział przeor z ociąganiem odsłoniwszy skraj swej szaty. Grzyby porastały jego łydkę i roztaczały świeżą, pełną wilgoci woń.
- Trzeba je zasadzić na sobie i karmić własną krwią. Pijawek się pozbędziesz, ale tych... -
Nils nie dokończył, wziął w dłoń jeden z grzybów i ścisnął w palcach. Budową przypominał nos, nie tylko nie pękł ale po odłożeniu wrócił do pierwotnego kształtu.

Następnie przeor skinął na Olgierda i Haralda by podeszli.
- Kapitan straży to kompetentny człowiek ale musimy zadbać by kapłanom, gdy już zejdą na dół, niczego nie brakowało. Razem tu weszliście - zwrócił się do elfa oraz rycerza - i razem wyjdziecie. Pomożecie, jeśli bez afiszowania się ukryjecie na murach potrzebne rzeczy. Osikowe kołki czy krucze pióra zwykle się tam nie walają, a szkoda. Tylko nimi kapłani będą w stanie faktycznie pomóc. Wykonacie także polecenia Olgierda, żeby mógł lepiej przygotować do wyjścia oddział chroniący kapłanów.
- Skoro przeciwnik idzie od zachodu na tym odcinku się skupimy -
przeor przemieścił się ku mapie i gestem zaprosił resztę ze sobą.
- Przygotowaliśmy trzy pakunki, dwa ustawicie na murze lub tuż obok a trzeci na ewentualnej drodze odwrotu do rozpadliny. Musicie znaleźć najkorzystniejszą.
- Dodatkowo odwiedzicie lokal z nierządem na przystani. Właścicielowi, Dzikiemu Bez, przekażecie, że mają wytoczyć wozy i zorganizować transport rannych do cyrulika -
dodał treściwie wojownik.
- Pójdziesz z nimi, kapłanko, tylko jeśli czujesz się na siłach - rzucił do Elsy przeor na koniec rozmowy.


Uśmiech Morra

Po zejściu z piętra karczmy werbowników nie trzeba było długo szukać. Zwołali oni grupę ludzi, głównie mężczyzn w każdym wieku, przed knajpą. Zebrało się kilkanaście osób. Na ich widok Benedykta przypomniała sobie, że jej podopieczny zapewne nie jadł od dłuższego czasu.

Droga do strażnicy zmieniła się diametralnie w ciągu ostatnich trzech kwadransów. Mieszkańcy szykowali się a ich miny wyrażały strach i niepewność. Kobiety ukrywały dzieci, mężczyźni zbierali się w grupy i zbroili w to, co było pod ręką. Wszyscy poruszali się pieszo, konno, wozami i wózkami, taczkami nawet przenosząc potrzebny sprzęt. Wobec zagrożenia nawet dwójka elfów maszerująca środkiem ulicy nie robiła takiego wrażenia jak zazwyczaj. Jaka potęga nie bała się stanąć przed zakonnikami Morra i rzucić im wyzwanie prosto w twarz?

W strażnicy panował zorganizowany pośpiech. Kapitan wyraźnie znał się na swojej robocie: utrzymując dyscyplinę zorganizował siatkę posłańców i za jej pomocą organizował obrońców. Pana von Höcherko nie było na horyzoncie.
Nieco zaskoczony nagłym rozmnożeniem elfów w okolicy dowódca z zadowoleniem powitał propozycję pomocy. W zamian zaoferował półtorej żołdu oraz wyszynk. Nie zadawał zbędnych pytań lecz nie trzeba było być miejscowym by z grubsza określić liczebność strażników jako niewystarczającą do obrony miasteczka przed czymś większym od dorocznego, jesiennego festiwalu. Zamierzał najemnymi rękoma zwiększyć skromny stan osobowy obrońców.

- Dużo się dzieje, wiecie? Wasze przybycie jakiś czas temu było tu głośnym wydarzeniem, ale od wczoraj... Nie mogę tego poukładać. A coś może łączyć te osoby i zdarzenia. Zaczniecie od wypytania i obserwacji – dowiedzcie się jak najwięcej o jaśnie panie von Höcherko oraz o łodzi niziołków, która przed południem odpłynęła z przystani. Ten pierwszy, choć mówi do rzeczy, nie raczył zdradzić powodu swego przybycia. Drudzy brali udział w burdzie, po której opuścili miasto.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 13-12-2018 o 15:25.
Avitto jest offline  
Stary 13-12-2018, 18:29   #134
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Półtora stawki żołdu było czymś znacznie lepszym, niż przymusowe wcielenie do wojska. Z drugiej strony - kapitan wiedział równie dobrze jak Eryastyr, że wcielić siłą elfa do oddziałów broniących miasta za nic by się nie dało.
- Kapitanie, zrobimy co się da - obiecał Eryastyr. - Panna Benedykta wywie się czegoś na temat tych niziołków a my, z panną Corują, porozmawiamy z tym szlachcicem.
Wywołana, elfka spojrzała na kapitana i przedstawiła się.
- Witam, zwą mnie Coruja z klanu Białych Sów z Wielkiego Lasu. Pomogę wam na tyle, na ile zdołam.
- Dobry wieczór - kiwnął głową kapitan.
- Posiłki wydajemy zwykle trzy, ale obecnie może się to zmienić. Za strażnicą jest przybudówka z kuchnią… Szlag, zapomniałbym. Posłaniec! - Krzyknął dowódca za drzwi a następnie Benedyktę i elfy poprosił o opuszczenie pomieszczenia.

Nie pozostało nic innego jak posłuchać.
Gdy tylko znaleźli się za drzwiami Coruja popatrzyła na dwójkę i zwróciła się we wspólnym.
- Jestem tu nowa więc będziesz mnie musiał poprowadzić Eryastyrze, rozumiem że masz jakiś plan.
- Tak - odpowiedział elf. - Proponowałbym, żebyś, Benedykto, zajęła się tymi niziołkami, podczas gdy my porozmawiamy z tym szlachcicem. Gdybyś, na przykład, zajęła panem von Höcherko, na przykład rozmawiając o nieumarłych, duchach czy co ci wpadnie do głowy, ja bym wyciągnął na piwo jego służącego. On z pewnością wie co nieco na temat swego pana. A nuż uchyli rąbka tajemnicy. Co wy na to? - zwrócił się do obu kobiet.
Coruja chwilę się zamyśliła w ciszy po czym spojrzała na pobratymca.
- Mogę dla ciebie rozproszyć uwagę pana von Höcherko.
 
Obca jest offline  
Stary 17-12-2018, 01:24   #135
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kapitan mówił do rzeczy, a do tego o pieniądzach. Benedykta zdecydowała się więc słuchać. Miała też nadzieję, że nie została pominięta jako zatrudniona. Może nie chciała się dobrowolnie zgłaszać, ale skoro już się przydarzyło to czemu nie. Przed wyjściem ze strażnicy podeszła więc do dowódcy i zdała rzeczowy raport.
- Ktoś na mnie poluje w tym mieście. Ktoś z okolicy nawiedzonego domu. Przyprowadzę tu zaraz Gro… mojego osła i złożę u Pana kuszę i kolczugę. Nie chcę kolejnych napaści. W zamian proszę o łuk i strzały. Raport o postępach rozpoznania będzie przed nocą.
Wzrok na dłuższą chwilę zawisł na oczach żołnierza w oczekiwaniu na krótką i rzeczową odpowiedź.
- Umiem się tym posługiwać - wskazała na plecy - nie jestem dzieckiem.
Bo była nim, tylko wtedy, gdy jej na tym zależało.

Gdy wyszli i Biały skończył mówić, kiwnęła tylko głową i pobiegła po muła, lnianą sukienkę i wianek, który zostawiła gdzieś w gospodzie. Zamierzała odstawić wszystko zgodnie z rozmową z kapitanem i ruszyć do przystani w poszukiwaniu informacji o niziołkach.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 17-12-2018, 10:28   #136
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plany były, jakie były. A skoro istniały, to trzeba było przystąpić do ich realizacji.
Jako że Benadykta poszła wywiedzieć się w sprawie niziołków, można było spróbować spróbować wyciągnąć trochę informacji od Ulliego, służącego szlachcica.
Eryastyr był pewien, że znalezienie von Höcherki nie będzie trudne - w tak małym miasteczku zarozumiały szlachetka powinie się rzucać i w oczy, i w uszy. A potem to już była kwestia rozdzielenia obu panów, co się Coruji powinno udać. Von Höcherko będzie z pewnością wniebowzięty zainteresowaniem, jakim obdarzy go elfka i z pewnością nie będzie potrzebować świadków, by się przechwalać swymi osiągnięciami i zdolnościami językowymi.
A wtedy Ulli powinien stać się łatwym łupem... i ofiarą wlewanego mu w gardło piwa.
Gdyby jednak nie uległ trunkowi... Może ponownie trzeba by sięgnąć po kobiecą broń, lecz tym razem użyć Benedykty? A nuż wobec kobiety (a tą Benedykta bez wątpienia była) Ulli stanie się bardziej otwarty?
Najpierw jednak należało wypróbować pierwszy pomysł.

- Chodź, znajdźmy pana von Höcherko - powiedział do elfki.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-12-2018, 10:55   #137
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Nami + Phil + Asmodian

Zakładający ponownie elementy zbroi rycerz miał krótką chwilkę na zadumę. Coraz więcej rzeczy przestawało mu się podobać w tym zamku, i wcale nie chodziło o zbliżające się siły nieumarłych. Magiczna transformacja ludzi w zjawy, jakieś dziwne grzyby rosnące na ciele przeora i upodabniające go bardziej do wyznawcy sił chaosu, niż poważanego zakonnika boga śmierci, czy wreszcie dowódca nie przejmujący się zbytnio stratą w krótkim czasie dwóch trzecich swoich sił. Nie tak wyobrażał sobie Harald swoją pierwszą wizytę w tym miejscu. Z pomocą jednego z zakonników założył cały pancerz i tak już podszedł do Elsy Mars, klękając obok niej na jednym kolanie.

- Pani, te grzyby, czymkolwiek są… Czy jesteś pewna?

Kobieta zbłądziła zmęczonym spojrzeniem na twarz rycerza. Blask ciemnych, ciekawskich oczu był przygaszony, a same tęczówki po części zasłonięte przez przymrużone, opadające powieki. W ciszy przyglądała mu się dłuższy czas jakby myślała nad odpowiedzią. W rzeczywistości jednak badała rysy jego twarzy. Tak często natarczywie na niego spoglądała, jednak nigdy nie zapamiętywała szczegółów. Uśmiechnęła się słabo i wyciągnęła dłoń w kierunku jego lica. Opuszki palców musnęły policzek rycerza i nic poza tym. Bezsilna ręka szybko opadła.

- Martwisz się, że stanę się bardziej zgrzybiała? Czy że przestanę wyglądać przyzwoicie? - Elsa uniosła brew nie odrywając od niego spojrzenia. A przecież mogła po prostu odpowiedzieć - to chyba jednak nigdy nie było w jej stylu.

Harald westchnął tylko. Do sposobu bycia kapłanki przywykł, a jej długie, przeszywające spojrzenia już prawie go nie peszyły.

- Udamy się z panem Faeranduilem do miasta, musimy - zerknął na elfa i poprawił się - chcemy pomóc w przygotowaniu obrony. Nie wiem czy czujesz się na siłach, a tu będziesz bezpieczna.

Popatrzył znów na grzyby.

- Chyba…

Elsa zaśmiała się krótko śledząc jego spojrzenie.

- Nie martw się o mnie. - powiedziała przechylając głowę lekko w bok. Czuła jak jej ciąży na karku, który zaczynał pobolewać - Nigdy nie przepadałam za grzybami. Za bardzo cuchną glebą, z którą mam do czynienia wręcz od narodzin. Kojarzą mi się z grobami, zmarłymi i niczym, co dawałoby energię, więc… - wzruszyła słabo ramieniem - ...nie chcę ich. Po prostu odpocznę tutaj, a gdy będę znów na siłach, pomogę stąd. Czuję, że moje miejsce jest właśnie tutaj. Ty jesteś silnym mężczyzną, pełnym zapału i pewności siebie. Cieszę się, że udasz się do miasta wesprzeć innych. Twoja obecność tam pomoże nam wszystkim. Jesteś bardzo ważny, Haraldzie. Pamiętaj o tym. Zawsze. - Posłała mu jeszcze ostatni uśmiech i przymknęła oczy odchylając głowę w tył, by oprzeć się o chłodną ścianę. Jeśli tylko chciał, mógł wciąż mówić bądź pytać. Wiedział o tym. To, że przestała obserwować nie oznaczało, że zamknęła się na otoczenie.

Gdy zamknęła oczy, to on zawiesił na dłużej swoje spojrzenie na jej twarzy. Westchnął ponownie i wstał. Zakładając rękawice, zwrócił twarz w stronę elfiego maga.

Ten kiwnął głową, gotowy do wyjścia ze świątyni. Chwilę tylko patrzył na cierpiącą kobietę, rozejrzał się ostatni raz po ścianach klasztoru, jakby chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

- Chodźmy - powiedział na koniec do Haralda.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 27-12-2018 o 10:40.
Phil jest offline  
Stary 21-12-2018, 22:58   #138
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Benedykta Vesper

Kapitan westchnął. Nie znał miejsca w Imperium, w którym nie polowano by na młodą kobietę. Nie znał również takiego, w którym nie narzekano by na coraz wcześniejszy wiek inicjacji seksualnej dziewcząt. Oba te fakty zestawione razem wywoływały w głowie Rodericka wzburzenie. Zwykł wtedy narzekać na upadek obyczajów. Tym razem jednak rzekł krótko.
- Zgoda, dyżurny na dole się tym zajmie. Zawołaj go do mnie jak będziesz wychodzić.

Być może była to już paranoja? Znów widziała tego koślawca, pomocnika reketera, zbira. Benedykta prowadziła Grobowca pustoszejącymi uliczkami a ten człowiek rozmawiał z innym na jednym z ganków. Kim on w ogóle mógł być? Wcześniej pilnował nawiedzonego domu, choć do niego nie wszedł.
W napadzie na Benedyktę brało udział więcej osób, a nikt nie wszedł do budynku. Ze względu na natłok wydarzeń sprawa niziołków miała kłopoty w zajęciem pierwszego miejsca wśród myśli dziewczyny. A do końca dnia zostało jeszcze kilka godzin.

Zmianą wyposażenia dziewczyny zajął się Waldi, jeden ze strażników. Pełnił on obecnie dyżur w strażnicy i z powodu piastowanej funkcji dyżurnego posiadał klucze do zbrojowni. Ta nie wyglądała wcale jak komórka na miotły – bardziej jak wystawa w kramie fuszera. Grube ramiona długich łuków były ledwie ociosane, miejscami drewno nosiło ślady łyka a sama broń nie napełniała nadzieją na dynamiczne strzały. Patrząc jednak z drugiej strony takie łuki niemal nie miały szansy się zepsuć od suchego strzału niewprawnego łucznika a od biedy przeciwnika można było dźgnąć tępo zakończonym gryfem.
Wojskowe łuki były robione z myślą o jej przeciętnych użytkownikach, czyli mężczyznach z łapanki. Znalezienie egzemplarza na wzrost i możliwości Benedykty było czasochłonne. Na dobór strzał brakowało czasu i cierpliwości Waldiego, wręczył więc dziewczynie tuzin pocisków z pospiesznej produkcji i przyjął kolejnych ochotników, których należało uzbroić i wysłać pod odpowiednią komendę.
Na zewnątrz zerwał się wiatr. Gdy tylko udało mu się zrobić szczelinę w chmurach wyglądało zza nich słońce o wielu jaskrawych kolorach. Było coraz bliżej zachodu. Pośpiech był wskazany. Dotarcie na niedaleką przystań zajęło Benedykcie mgnienie oka.


Jedynym wyższym budynkiem na przystani była knajpa, sądząc po ozdobach na elewacji zamtuz. Parterowa zabudowa wokół ułatwiała rozejrzenie się po okolicy. Prostopadły do brzegu, drewniany pirs pozwalał na cumowanie mniejszych łodzi a dwie dalby służyły za postój dla barek. Za jednym z domów stała duża, drewniana konstrukcja z wieżą bez podestu. Wyglądała jak jedna z machin oblężniczych. Tuż przy pirsie na budynku widniał napis „bosman”. Nieoczekiwanie do Benedykty podeszła mała dziewczynka.
- Widziałaś moją mamę? Gdzieś pobiegła - zagadnęło zagubione dziecko, a potem zaczęło trajkotać wyliczankę.

Zagadnięty o niziołki przez pannę Vesper pakujący dobytek na wiosłową łódkę kramarz zeznał tylko, że te miały lepkie ręce i przyłapał jednego na kradzieży grotów do bełtów. Było to jednak w trakcie awantury a własność została odzyskana nie widział więc powodu by donosić.
- Te niziołki - wtrąciła mała Zuzia - śmiesznie gadały.
Nie była w stanie dodać od siebie więcej. Gdy Benedykta ruszyła pytać ku następnej łodzi dziewczynka gdzieś się zagubiła.
- Daj pokój dziewucho, nie mamy miejsca - powitała dziewczynę dojrzała kobieta. Jednak gdy dowiedziała się z czym przybywa nieznajoma stała się bardziej otwarta.
- Handelek drobny szedł jak co dzień, ze starym przyszliśmy na przystań po olej i sznur. I włóczkę. No. Patrzę a facet, zwyczajnie ubrany ale nietutejszy z gęby chyba, chociaż niekoniecznie, na pokład niziołkom wchodzi bo krypę zacumowały na końcu pomostu prawie to chyba ciężko było zabłądzić, musi coś go tam ściągnęło. Raban się podniósł jak to kurduple zoczyły, na kułaki go wzięli i powrozem skrępili. Potem to mnie stary odciągnął, i dobrze zrobił chop bo nie wiada co za draka mogła z tego być.

Ktoś tu musiał wiedzieć, co było dalej. Swoje kroki Benedykta skierowała do bosmanatu.
- Pech chciał, żem akurat ruchał. A w „Dzikim Bzie” nie ma okien w pokoikach - odpowiedział bosman rubasznie i szczerze.
- Ale jak ich nad ranem cumowaliśmy to postój opłacili. Grzeczni byli. W głowę zachodzę, bo z prądem przypłynęli, co też robili w Sylvanii? Po prawdzie strach było zapytać.
Po wyjściu z bosmanatu dziewczyna spostrzegła kogoś, kto mógł być świadkiem. Na werandzie przed burdelem stał rosły mężczyzna pod bronią. Rozglądał się czujnie. Okazał się szorstki w obejściu, ale uprzejmy.
- Bili się na pokładzie, aż deski trzeszczały. Łajbą tak trzęsło, że jeden z kurdupli kapcie umoczył. Obcy był ten facet to nikt z łapami się nie rzucał. Tym bardziej, karzełki mówiły, że on swój tylko pijany z „Uśmiechu Morra” wrócił i porutę robi. Tośmy zostawili. A chwilę później odpłynęli, chłopa zabrali.
- Ła strażniki we dupiu łażom, nie było nikogo, bo tu Dziki Bez pan -
wychrypiał jakiś głos spod schodów.
Zaskoczony ochroniarz spojrzał na Benedyktę, na schody i jednym susem był na ziemi. Pod stopniami ukrywał się łachmaniarz w średnim wieku. Brudny i cuchnący dorobił się za swój kawał lima pod okiem a następnie został brutalnie odepchnięty.

- Wredne, wredne karzełki, tak wszyscy mówita - złorzeczył nędzarz krzątającym się ludziom choć nie było ich na widoku wielu. Ci zaś, którzy byli ignorowali brudasa. Ten odwrócił się do Benedykty ufny w słabość dziewczęcego charakteru.
- A on jeden nie pożałował, słyszysz, dziewko? Złotą koronę mi dał, jak południową bramą wychodził! Wredny karzełek, tak właśnie! I co teraz?

Coruja i Eryastyr

Po wyjściu ze strażnicy elfowie udali się z Benedyktą w kierunku „Uśmiechu Morra”. W karczmie nie było jednak ani śladu po von Höcherko, parobku Ullim ani dziczyźnie, po którą udali się do lasu. We dwoje wyszli z powrotem na ulicę i rozejrzeli się dokładnie. Popołudnie dojrzewało pojedynczymi, pomarańczowymi akcentami na pochmurnym niebie.
Nieopodal, na podwórzu przed siedzibą kompanii przewozowej spostrzegli wóz, którym szlachcic przybył do miasteczka. Kołatanie do drzwi nic nie dało, w budynku chyba nikogo nie było lub uparcie ignorował pukających.

Wtedy do wyczulonych elfich uszu dotarły pokrzykiwania od strony placu. Z jednej strony trwała mobilizacja i okrzyki nie były niczym niezwykłym, z drugiej jednak prawdopodobieństwo zamieszania bezczelnego szlachcica w kolejną awanturę było duże. Para postanowiła to sprawdzić. Plac znajdował się raptem kilkadziesiąt metrów dalej.
Gdy wyszli zza piętrowego budynku na zakurzony areał w oczy rzuciły się szafot i pręgierz. Dookoła kilkanaście osób czyniło przygotowania do obrony, nie bo tu jednak nikogo z mundurowych. Był też Ulli, siedzący na drewnianym schodku naprzeciw nawiedzonego domu i nerwowo zerkający w jego stronę. Był także pewien krzykacz, który stanąwszy na szafocie nawoływał do udania się na przystań, zwłaszcza kobiety z dziećmi, by miały szansę na ucieczkę nim nieumarli zniszczą miasto.
- A zrobią to niewątpliwie! Jak długo żyję, a całe życie tu właśnie żem spędził nie widziałem, by klasztor dopuścił trupiaki tak blisko. Pomyślcie ino, jaka siła potężna musi ich wiedzie ku nam. Ku naszej zagładzie! I za co? Ano za to, że kapłanów wspieramy i w nich pokładamy nadzieję! Dość tego, pora uciekać!
Słowa wichrzyciela były gniewnie ignorowane lub zbywane krótkimi okrzykami. Niekiedy jednak padały na podatny grunt w postaci wątpiącego, słabego charakteru. Jakieś przeczucie nie dawało elfom spokoju. Coś tu było nie tak. Nie wiedzieli jednak co. Tak czy inaczej ich plan mógł wymagać zrewidowania.


Faeranduil i Harald von Grossheim

Razem z Olgierdem dwaj mężczyźni ruszyli w drogę powrotną do miasteczka u podstaw zamkowej wyżyny. Zakonnik z grubsza wyjaśnił im działanie mechanizmu, jaki częściowo aktywowali podczas wędrówki do siedziby zakonu. Na dole przepaści znajdował się kołowrót, który pozwalał na ruch platformy w pionie. Winda służyła za środek transportu zakonnikom i wtajemniczonym gościom znacznie przyspieszając osiągnięcie zamku. O ile znalazł by się ktoś skłonny do wysiłku w całkowitej ciemności. Odprowadzając rycerza i elfa aż do wrót oddzielających kręte schody od jaskini dowódca zbrojnych zakonu zdążył również przestawić swój plan na obronę Siegfriedhofu.
- Zachodni mur to dłuższy i gorzej nadający do obrony odcinek. Zaczyna się przy rzece na północy a kończy na pionowej ścianie wyżyny na południu. Kolejno znajdują się na nim baszta, nieduża zachodnia brama, następnie bariera zakręca łagodnie na wschód, tam brama południowa... I tyle. Długi mur, a nas niewielu. Straż zajmie się utrzymaniem pozycji ale to my, zakon, musimy sobie poradzić z przełamaniem wroga. Hark, tfu!
Większość kapłanów potrafi unicestwić ożywieńca. Dlatego ukryjecie nasze zapasy, gdyby komuś zabrakło składników. W walce będziemy się skupiać na osłanianiu kapłanów by ci mogli robić rozpierduchę. Z tą od was mamy dziewiątkę kapłanów z czego opat nie weźmie udziału w walce a troje nie dostąpiło wtajemniczenia w modlitwy zdatne w naszej walce. Mamy więc pięciu do ochrony, jest nas dwunastu, czternastu licząc was dwóch. Zrobimy więc trójki, rozstawimy się w zasięgu wzroku na murze i tylko jedna drużyna będzie w odwodzie patrolować miasto. Rozproszymy uwagę przeciwnika i zrobimy wypad, gdy czarownik się ujawni.


W końcu pożegnali się, Olgierd ruszył głębiej w jaskinie a człowiek i elf zbiegli na dół krętymi schodami. Mężczyźni nie mieli złudzeń, że tylko odpowiednie ukrycie paczki i odpowiednie oznakowanie kryjówki zapewni, by została ona podjęta przez adresata, nim zrobi to ktoś inny. Pierwszy pakunek pozostawili przy mechanizmie windy ukrywając go pod stertą kamieni. Kłopot pojawił się dopiero w momencie, gdy postanowili oznaczyć skrytkę, Nie mieli ze sobą kredy ani nawet węgla, którego i tak na czarnej skale nie byłoby widać. Znak wykonany mydłem Faeranduila szybko spłynął ze skały wraz z wilgocią. W takiej sytuacji nie pozostało im nic innego jak zabrać paczkę z powrotem i wrócić, gdy zdobędą kredę.

Po opuszczeniu rozpadliny skierowali się do karczmy „Uśmiech Morra”. Powolny marsz opłacił się – nie tylko rycerz podjął swego wierzchowca, ale również udało się nabyć za kilka miedziaków kawałek kredy. W ogarniającym miasto bałaganie i ogniu przygotowań było to miłe zrządzenie losu. Ulicami przechodzili z pośpiechem ludzie niosący rozmaite towary. Minęli rynek, gdzie strażnik musztrował dziesiątkę ochotników i dotarli do bramy zachodniej. Tam, między bramą a basztą rycerz ukrył jedną z paczek pod belką drewnianego ganku dla strażników na murach a kredą na ścianie baszty nakreślił literę „M”. Przy okazji ocenił stan fortyfikacji jako niezły. Korona muru, szeroka na około metr, umożliwiała komunikację oraz swobodę ruchu. Murowana barierka chroniła przed niezamierzonym wypadnięciem obrońcy na zewnątrz. Brak blanek uniemożliwiał co prawda ukrywanie się obrońców jednak mężczyzna nie spodziewał się by ten czynnik miał duże znaczenie w walce z nieumarłymi. Z jego dotychczasowych doświadczeń nie byli oni zorganizowani ani też dobrze wyposażeni. Byli za to nieustępliwi, a obwałowanie niewysokie. Faeranduil zdołałby wdrapać się na mur stojąc na barkach Haralda bez najmniejszego problemu.

Podążyli wzdłuż muru na południe. Znaleźli tam niewielki park, w centrum którego znajdował się pomnik cesarza Luitpolda. Układ rąk złożonych do modlitwy okazał w sam raz, żeby włożyć w nie paczkę. Litera „M” na niskim postumencie dopełniła dzieła. Otrzepawszy szaty z kurzu mężczyźni ruszyli załatwić zleconą sprawę z Dzikim Bez. Dotarłszy na przystań wzdłuż zachodniego muru spostrzegli nędzarza, Benedyktę i ochroniarza stojących na ich drodze do zamtuza.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 28-12-2018 o 00:29.
Avitto jest offline  
Stary 28-12-2018, 19:50   #139
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wypyszczający się na podwyższeniu krzykacz za grosz nie spodobał się Eryastyrowi. Bo co to za pomysł, by - miast zagrzewać wszystkich do walki w obronie kobiet - straszyć wszystkich i nawoływać do czynów, zdaniem elfa przynajmniej, nierozsądnych.
- Gada, jakby mu kto płacił za straszenie tych biedaków - powiedział cicho do swej towarzyszki.
- Na pewno nie pomaga tylko szerzy niepokój - przyznała mu rację Coruja - Chcesz ingerować?
- Za chwilę... Kto to jest? - Elf zwrócił się do stojącego obok człowieka.
- Dajcie mi spokój, nie mam pieniędzy - burknął zaczepiony człowiek i odszedł w swoją stronę. Widocznie nawet nie usłyszał pytania.
- Coś są głuche te mieszczuchy - mruknął elf, po czym ruszył w stronę szafotu. Elfka podążyła za nim, rozglądając się bacznie po okolicy.
- Te, czarnowidz... - odezwał się Eryastyr, gdy znalazł się niedaleko krzykacza. - Kto ci płaci za opowiadanie tych bzdur?
- Nie twój, zasrany zresztą, interes. Tej paniusi też, zresztą. Na przystani powinna kursować łajba, zabierze was na drugi brzeg rzeki. Ratować dupsko, źle? Ginąć tu też zresztą źle! - Odpowiedział podżegacz kończąc wypowiedź głośnym zwrotem ku wszystkim zgromadzonym. Ludzie mimo wszystko rozchodzili się, zostawało ich na placu coraz mniej i pewne było, że za chwilę również krzykacz gdzieś się zmyje. Coruję aż dreszcz przeszedł, gdy mówiąc o niej wskazał ją palcem w znany tylko osobom z przestępczego półświatka sposób. Wskazał ją jak cel.
Coruja podeszła do towarzysza po cichu w elfickim:
-To przestępcy i właśnie zrobili ze mnie cel. Chyba najwyższy czas zamienić się miejscami. Nie zgub mnie i nie daj się zauważyć. - To powiedziawszy ruszyła rozejść się z tłumem wchodząc nonszalancko w jedną z uliczek. potem kolejną i kolejną. Przyjęła rolę przynęty, a przynajmniej chciała by te podstępny psy “widziały w niej przynętę”.
Eryastyr nie poszedł bezpośrednio za nią, ale najpierw ruszył w bok, całkiem jakby przestał się interesować swą towarzyszką. Dopiero po chwili poszedł tam, gdzie udała się elfka. Miał też nadzieję, że uda mu się zauważyć osoby, które podążą w ślad za Corują.

Elfka nie widziała już momentu, w którym podżegacz zniknął z placu. Słyszała, że skończył swe popisy oratorskie. Zniknęła za rogiem. Jej towarzysz za to widział - mężczyzna udał się na rynek.
Eryastyr dobrze zagrał swą rolę i bez trudu wychwycił stojącego na ganku domu mężczyznę, który chwyciwszy worek upchnął go sobie za pas i ruszył za Corują. Nie przejmował się tym, że mógł zostać zauważony. Szedł pewnym, zdecydowanym krokiem a jego twarzy nie zdobiły emocje.
Niskie domy rzucały długie i niekompletne cienie. Wiatr utrudniał nasłuchiwanie. Elfowie, choć znajdowali się kilka metrów od siebie nie widzieli się zaplątani w gąszcz ścian, przybudówek i ogrodzeń. Zbirów było trzech. Pierwszy, skryty w drzwiach budynku zręcznie pochwycił elfkę oplatając ją mocnymi ramionami. Choć spodziewała się napadu, zupełnie ją zaskoczył. Tak jak drugi napastnik. Trafił ją mocno pięścią w głowę i wrodzonej wytrzymałości i spięciu mięśni elfka zawdzięczała zachowanie przytomności. Wojowniczka wykorzystała trzymającego ją dryblasa jako podporę i wierzgnęła nogami w górę celując w głowę drugiego przeciwnika. Uderzyła jednak w powietrze.
Przeklęła pod nosem i z całej siły uderzyła tyłem głowy w twarz tego co ją trzymał. Rzucała się jak wyciągnięta na brzeg ryba. Porywacze widocznie niedoszacowali swej ofiary i mocowali się z nią zajadle. W końcu zarzucili jej worek na głowę.

Eryastyr zobaczył, jak śledzony mężczyzna wszedł do jakiegoś domu a następnie pozostając w ukryciu zorientował się, że tamten opuścił budynek drugimi drzwiami. Musiał dostrzec, że ktoś za nim podążał.
Elf doskoczył do rogu by nie zgubić łotra z oczu. Ten jednak wziął z podwórka taczkę i wyszedł z powrotem na uliczkę. Spojrzał na elfa ze spokojem. Nagle zza przeciwległego domu dobiegły stłumione dźwięki szamotaniny. Facet z taczką niekontrolowanie, w zaskoczeniu, spojrzał raz jeszcze na Eryastyra.
A Eryastyr ruszył biegiem w jego stronę, po drodze sięgając po miecz.
Gdyby tamten był niewinny, to raczej nie chowałby się gdzieś po kątach. A jeśli był bez winy... to pewnie Morr przyjmie go z otwartymi ramionami. Dlatego też elf nie zadawał żadnych pytań tylko zadał mieczem cios, który miał tamtego wyeliminować z walki na długie godziny... Albo i do bliskiego końca życia.
Choć musiał się przy tym nieźle namachać dopiął swego. Zaskoczony zbir unikał kolejnych sztychów i cięć zdradzając niemałe doświadczenie w walce. W końcu jednak z odrąbanej na dwa razy nogi trysnęła na elfa fontanna krwi. Przeciwnik legł na ziemi bez ducha.

Eryastyr pobiegł dalej w stronę zamieszania. Nie tracił czasu na oczyszczenie miecza z posoki. Odgłosy walki dobiegały z jednego z budynków. Chwilę wcześniej napastnicy wciągnęli tam szamoczącą się elfkę. W dalszym ciągu jeden utrzymywał Coruję w stalowym uścisku a drugi miotał się dookoła próbując ją uciszyć. Obaj mieli umorusane węglem twarze. Niskie pomieszczenie było spowite półmrokiem. Wystrój wnętrza był ascetyczny nawet jak na mieszczańskie standardy, jeden stół, dwie ławy i brak ozdób.
Elf natarł na bliższego z mężczyzn i już kilkoma ciosami zepchnął go do defensywy. Wyraźnie nienadążający za tempem walki człowiek ograniczył się do parowania a i tak regularnie co rusz otrzymywał kolejne draśnięcia. Jego koszula cała poznaczyła się czerwonymi liniami.
W końcu jednak Eryastyr popełnił błąd. Zrobił jeden krok do przodu za dużo, wolną ręką zahaczył o sterczący ze ściany gwóźdź i na moment stracił równowagę. Jego przeciwnik odciął się niegroźnie dźgając elfa w tułów. Wąskie ostrze sięgnęło ciała przerywając kilka kółek w kolczudze.
Obserwujący walkę zbir nagle puścił elfkę. Postanowił wykorzystać okazję i rzucił się z łapami na Eryastyra, skutecznie odpychając go pod ścianę. Obaj napastnicy bez słowa rzucili się do wyjścia z izby.
Coruja czując że nie jest w uścisku ściągnęła z siebie worek. Następnie dobyła własny miecz by zaatakować. Nie było już jednak kogo bić.
Odsłoniła swój wzrok w porę by zobaczyć jak jej towarzysz patroszy poranionego przeciwnika rozcinając mu głęboko brzuch nieco powyżej biodra. Napastnik był martwy jeszcze zanim doleciał do ziemi by plasnąć w kałuży własnej krwi i jelit.
- Gdzie reszta? - zwróciła się w ojczystym, nadal gotowa do ataku jeśli była taka potrzeba ale po chwili trochę się rozluźniła się choć serce nadal waliło w jej piersi.
Elf wybiegł na ulicę i rozejrzał się, lecz ostatniego napastnika nie było.
- Uciekł - powiedział, wracając do izby. - Ale jeszcze jeden gdzieś tam leży - dodał, machnąwszy ręką w stronę wyjścia.
- Mhmm - zamruczałą patrząc na jego dzieło, ruszajac za nim we wskazanym kierunku - Nie zostawiasz w nich wiele życia. - zauważyła przechodząc przez drzwi.
- Pech... - Eryastyr pokręcił głową. - Jeden mógłby przeżyć. Pewnie powiedziałby coś ciekawego. Pomóż mi wnieść tego drugiego. Potem sprawdzimy, co mają w kieszeniach, no i poinformujemy kapitana o kolejnych niespodziankach.
- Grupa zamierzała uprowadzić kobiety i dzieci, chyba nie trzeba być geniuszem gdzie można szukać reszty. - Powiedziała elfka idąc za nim gotowa mu pomóc.
Po chwili oba truposze leżały grzecznie obok siebie, a elfy szukały śladów i wskazówek gdzie szukać reszty choć Coruja była prawie że pewna by rozejrzeć się koło domu publicznego albo jakiegoś większego magazynu w porcie. Eryastyr nalegał by najpierw znowu spotkać się z kapitanem, elfka nie oponowała.
 
Obca jest offline  
Stary 29-12-2018, 17:20   #140
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Coruja i Eryastyr

Dwoje elfów przeszukało dokładnie kieszenie martwych napastników. Znalezione w nich przedmioty: pojedyncze monety, chustka do nosa czy zastrugany patyk mogły należeć dosłownie do każdego. Inaczej sprawa miała się z ościeniem, który Coruja wyciągnęła z klapy zakrwawionej i pociętej kamizelki. Ostro zakończony stalowy drapak mógł być własnością wyłącznie kogoś zajmującego się poławianiem ryb.

Gdy po przeszukaniu opuścili budynek Eryastyr dostrzegł błysk przerażenia w uchylonych drzwiach jednego z domów. Oczy mrugnęły a ich właściciel ruszył biegiem głębiej.
Jak długo był z nimi obserwator? Kim był i gdzie zmierzał? Elfowie nie zostawili tych pytań bez odpowiedzi. Po krwawym rozpoczęciu śledztwa ruszyli w pościg.
We dwoje szybko doszli ofiarę w ogródku za jej domem. Młoda dziewczyna na ich widok krzyknęła w panice, zmieniła kierunek biegu i skoczyła przez plecione ogrodzenie. Po drugiej stronie zatrzymała ją zaczepiona o patyk spódnica. Sekundę później Coruja i Eryatyr byli przy niej. Dziewczyna dyszała głęboko mocno przestraszona. Gdy jednak okazało się, że wobec niej elfowie nie mają morderczych zamiarów zdobyła się na oszczędną rozmowę.

Otwierała drzwi w chwili, gdy dwie postaci niosły trzecią, z odciętą nogą, do domu naprzeciwko. Ze strachu nie mogła się ruszyć i chwilę stała w milczeniu oddychając płytko. Gdy została wykryta nie myśląc wcale podjęła próbę ucieczki.
W międzyczasie w zasięgu wzroku pojawił się pilnujący porządku oddział. Dowodzący czterema milicjantami strażnik z daleka zawołał elfów, widocznie powiadomiony o ich współpracy.
- Wszystko gra? To ona krzyczała?
 
Avitto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172