|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-04-2019, 22:24 | #491 |
Reputacja: 1 | Runiarz zrewanżował się niemniej solidnym uściskiem dłoni. Lager robił wrażenie sprawnego rzemieślnika i wziętego kupca. Rzemieślnika... Piwowara... - Zostaniemy do rana. - zadecydował bez konsultacji Galeb - Pierwsza beczka na mój koszt, jakby co. - dodał. Teraz kiedy Lager wyjaśnił na czym polegała cała sytuacja i że są poddanymi Króla Alrika z Karak Hirn, Runiarzowi zrobiło się lżej na duszy. Żywy pomnik, pokiwał głową ze zrozumieniem. W trakcie historii Lagera Galvinsonn rozglądał się po okolicy. Ten skrawek twarzy wystający mu spod bandaży wyglądał na... spokojny. Jakby powrócił do miejsca w którym dawno już nie był. Parę szybkich myśli przemknęło Galebowi przez głowę. To że Bugman rzeczywiście nie wyznaczył żadnych spadkobierców, a wedle obyczaju albo jego rzeczy przechodziły na skarb królewski... albo dziedziczyli najbliżsi krewni... albo gdy i tych nie było to uczniowie mogli się ubiegać o spadek. Tyle że nie wiadomo było czy Bugman żyje czy nie żyje. Zaś Galvin Migmarson miał browar w Barak Varr nadany mu w ramach podzięki przez Króla tejże twierdzy. Regularnie handlował z Przełęczą Czarnego Ognia uważając że Księstwa Graniczne są zbyt niespokojnym miejscem do transportu czegokolwiek bez silnej obstawy. Czy ojciec Galeba wiedząc o tym wszystkim chciałby się upomnieć o dziedzictwo Josefa Bugmana? Wszak sam Mistrz powiedział Galvinowi by ten ruszył własną drogą i nie przejmował się jego zemstą. Zemstą. Właśnie... a czy jeszcze któryś z czeladników Bugmana jeszcze żył? Były jednak inne sprawy które zaprzątały umysł Runiarza. Zwrócił się więc do Lagera. - Gormie Lagerze. - rzekł kiwając też do Detlefa - Z kuzynem Detlefem Thorvaldsonnem mieliśmy nadzieję w tym miejscu załatwić pewną ważną dla nas sprawę. Osobistą. Moglibyśmy pomówić z Tobą na osobności? Jesteś teraz opiekunem tego miejsca i osobą która powinna być w stanie nam pomóc. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-04-2019 o 22:28. |
18-04-2019, 23:29 | #492 |
Reputacja: 1 | Powstrzymanie rozlewu krwi było... sam nie wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony dobrze, że nikt z oddziału nie zginął, ale z drugiej - mieli szansę rozwiązać problem obecności najemników raz na zawsze. Zabrakło zdecydowanych działań - mieli przewagę liczebną i gdyby wykorzystali zaskoczenie mogliby rozprawić się z nimi przy niewielkich stratach własnych. Teraz tylko powiększyli wzajemną nieufność i sprawili, że odtąd każdy będzie spał z bronią w ręku... Gdy już sytuacja się uspokoiła, kapral przystąpił do opatrywania nowych ran... ile to już zdążył ich nałapać w trakcie służby dla imperialnych? Coś mu mówiło, że całkiem sporą kolekcję... Na szczęście postrzały okazały się bardziej bolesne, niż groźne. Pancerz wyłapał co mógł i kule nie uderzyły z pełną mocą. Gdy skończył, przyszła pora na oględziny i prowizoryczne połatanie pancerza, a także przeczyszczenie i nabicie garłacza. Na skutek umowy zawartej przez gaar stracił jeden ze zdobycznych pistoletów - oby ten kruchy rozejm z najemnikami okazał się tego warty. W czasie dalszej drogi zachowywał jeszcze większy dystans wobec najemników, niż przed strzelaniną. Uważnie się im przypatrywał i starał się ocenić, czy nie próbują zrobić tego, na co gaar zabrakło pomysłu i determinacji. Kolejność wart ustalał tak, aby na każdej czuwało dwóch Ostatnich, z czego przynajmniej jeden był wprawnym wojownikiem. Naprawdę nie miał zamiaru obudzić się z nożem w bebechach albo z poderżniętym gardłem. * * * Browar Bugmann'a. Ruiny tej słynnej manufaktury sprawiały przygnębiające wrażenie mimo krzątających się tam dawi. Przysłuchiwał się rozmowie Galeba z szefem ekipy naprawczej w milczeniu. Ciekawiło go, czy dawi mieli problemy z Granicznymi - przecież w czasie wojny grabieże nie omijały również tych, którzy nie chcieli mieć z nią nic wspólnego, a choć rzemieślnicy mogli dać odpór małemu oddziałowi najemników, to wkrótce większa ich grupa złupiłaby dawi, zapewne większość z nich zabijając. Ci tutaj wydawali się nie zauważać wojny i powody tej beztroski Thorvaldsson zamierzał poznać. Jednak nie od Stoutsona, a od jego pomagierów, którym kufel ale mógł rozwiązać języki... Odpoczynek w browarze należał im się tak, czy inaczej.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
19-04-2019, 07:44 | #493 |
Reputacja: 1 | Oleg słuchał z zaciekawieniem i wierzył w każde słowo. Przyklasnął z uznaniem, kiedy Lager zakończył swoją opowieść niby fanatyczny wierny kapłanowi po płomiennym kazaniu. Frietz próbował przypomnieć sobie smak słynnego XXXXX. Choć nie potrafił tego zrobić to był pewien, że było pyszne. Nie odważył się przyznać, że nie tak dawno trafił na egzemplarz, ale zapił innymi podłościami do nieprzytomności. Mógłby za to zostać ostro skarcony i należałoby mu się. Był pijakiem i pijał podłości, ale gust miał wyrafinowany. Znajdował wielce przyjemnymi zarówno miodowe nuty szlacheckiego wina podprowadzonego Gustawowi, jak i zbożowy dobrze przedestylowanej żytniówki, czy sosnowy finisz złocistego Ale. Pił wszystko, ale był smakoszem. Ugryzł się zatem w język. Kiedy Galeb oznajmił plany na najbliższy dzień i okrasił je beczką piwa w oczach Olega pojawiły łzy szczęścia. Nie zważając na konwenanse zacisnął dłoń na jego ramieniu, a w szklistych brązowych oczach wpatrzonych w krasnoluda zawisła niema groźba najszczerszego, przyjaznego wyściskania "na misia". - Trommaz... - łamiącym się głosem, z zaciśniętych chyba nawet drżących ust wydobyło się tylko to krótkie sformułowanie i albo harde spojrzenie rozmówcy, albo wielodniowa posucha powstrzymały Frietza od dalszych poufałości. Poprawił jedynie uścisk dłoni na ramieniu i ruszył w kierunku świeżo otwartej karczmy. Nie biegł, ale sprawiał nienaturalne wrażenie poruszającego się zbyt szybko, jakby jedynie muskał ziemię dla zachowania pozorów, a w rzeczywistości unosił się nad nią. Zapomniał nawet o swoim rumaku pozostawiając go wśród reszty towarzystwa. Ostatnio edytowane przez Morel : 25-04-2019 o 14:27. |
19-04-2019, 10:08 | #494 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
19-04-2019, 13:38 | #495 |
Reputacja: 1 | Bert miał ambiwalentne odczucia odnośnie najmitów. Co prawda udało się uniknąć konfliktu, ale niziołek stracił prawie połowę złota. Gdy do tego doliczyć ekwipunek, który utracił podczas spotkania z wyznawcami syreny, to był stratny ponad raz tyle. Szczęściem udało się dotrzeć bez przeszkód do zniszczonego browaru Bugmana, którego stratę opiewali nie tylko brodaci ale także niziołki. Bert także ruszył zaprzyjaźnić się z budowniczymi, których tam zastali. Raz że w przyszłości takie kontakty mogą się przydać, a dwa że warto dyskretnie wywiedzieć się od krasnoludów jak wiele patroli pilnuje dróg na przełęcz i czemu tak właściwie khazadzi są bierni, gdy wbija się nóż w plecy ich sojusznika. |
20-04-2019, 01:30 | #496 |
Reputacja: 1 |
|
20-04-2019, 02:12 | #497 |
Reputacja: 1 |
|
20-04-2019, 23:40 | #498 |
Reputacja: 1 | Po pierwszym kuflu i spełnieniu dzięki temu obowiązku gościnności, na prośbę Galeba i Detlefa Lager wyszedł z nimi do osobnej izby. Gdy zasiedli i napełnili kufle Lager spoważniał. Mistrz Browarnik potrafił rozpoznać Runiarza, nawet jeśli ten nie mówił wprost kim jest. Nie poganiał i nie pospieszał. Czekał. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 22-04-2019 o 16:07. |
22-04-2019, 22:05 | #499 |
Reputacja: 1 |
|
22-04-2019, 22:56 | #500 |
Reputacja: 1 | W drodze powrotnej Galeb rozmówił się z Lagerem mówiąc mu o odpowiedzi od Valayi oraz o tym dokąd zmierzają i że muszą przekonać Króla Alrika do zablokowania przełęczy przez którą Graniczni wywożą zrabowane dobra. Powiedział też o tym, że chciałby spróbować umieścić na progu Dziedzictwa Bugmana runę, jednak będzie potrzebować modlitwy do Pramatki i drobnej ofiary. I spokoju. Najlepiej, aby goście dobrze spali gdzieś w odległej części budynku, bo Runiarz nie wiedział jak długo zajmie mu ta praca, a z pewnością nie będzie cicho. Poza tym lepiej by ludzie nie patrzyli na runotworzenie (a już na pewno by nie robił tego zakichany czarodziej!) Zapytany przez Gustava Galeb choć nie spojrzał mu w oczy to kiwnął głową. Teraz po tym co mu powiedziała Pramatka wiedział, a raczej nie mógł negować tego, że pomaganie szlachcicowi jest konieczne dla dobra wszystkich. Chociażby dlatego że reszta grupy uważała Gustava za swojego przywódcę. Prędzej czy później będzie trzeba podjąć jakąkolwiek współpracę, chociażby po to aby uniknąć kolejnych opóźnień i nieprzyjemnych sytuacji. - Zapytam się o to. - mruknął i choć miał ochotę nic więcej nie mówić to dodał - Po prostu ochrona i już, a w razie czego machnięcie glejtem. Nie mówić więcej niż potrzeba. Ćwiczyć to trzeba bo krasnoludzkiego króla motanie i kluczenie tylko zirytuje. Von Grunnenberg wyszedł z niegłupim pomysłem. Runiarz sam zastanawiał się czy gospodarz by przystał na takie coś - wóz zaprzęgnięty w dobre konie mógł pokonać trasę szybciej niż oni na piechotę, a do tego, jakby nie patrzeć, mieli w razie czego glejty. Nie zmieniało to faktu, że Galvinson nawet nie tknął piwa przyniesionego przez gaar. Po tej krótkiej wymianie słów Galeb zabrał się za przygotowania do wykucia Runy Ogniska Domowego i gdy nadarzyła się okazja zapytał Browarmistrza, czy nie przystałby na pomysł, aby ich grupa eskortowała wóz z ładunkiem do Karak Hirn o ile Lager ma cokolwiek do wysłania. Wypytał się przy tym w jaki sposób Lager śle tam swoje karawany, czy w ogóle śle, jak się z Karakiem komunikuje oraz jaka by była najszybsza droga dotarcia do Karaku lub na przełęcz. Galeb miał zamiar też wypytać starego krasnoluda o górskie szlaki i tunele na wypadek opcji ostatecznej - samotnego biegu do Hirn jak przystało na gońca. Czasu było mało i może akurat starczyłoby go, aby w czas wsparcie od krasnoludów dotarło na przełęcz... ... o ile Galebowi udałoby się przekonać Króla do tego że list Elektorki to tak naprawdę jakaś wielka zasłona dymna wobec czegoś dużo gorszego. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 23-04-2019 o 22:56. |