|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-08-2019, 20:59 | #661 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 28-08-2019 o 22:49. |
28-08-2019, 22:36 | #662 |
Reputacja: 1 | Mag trochę się gubił, padało zbyt wiele propozycji, ale ostatecznie Khazadzi w towarzystwie niziołka wyruszyli w stronę niewielkiej osady. Reszta miała czekać. Loftus ten czas wykorzystał na obserwacji i oswajaniu kruka, czy krótką rozmowę na boku. Gdy reszta towarzystwa była zajęta swoimi sprawami.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
29-08-2019, 07:40 | #663 |
Reputacja: 1 | No cóż. Oleg miał tak, że po pierwsze lubił się przebiec, a po drugie jak ktoś uciekał to on go gonił. Taki odruch oparty najpewniej na poczuciu przewagi nad uciekającym, która łechtała nieco rozbuchane ego. Bez chwili wahania zerwał się dobiegu jakby go ktoś pogonił rzemieniem. Zwolnił gwałtownie dopiero gdy przebiegł niespodziewanie blisko Loftusa niemal na niego wpadając. Zaklął, odłożył broń o której nie zapomniał, wywinął jedną rękę z ramiączka plecaka i przerzucił go na przód. Na pamięć wymacał w nim pochodnię, przy okazji dochodząc do wniosku, że jest niepokojąco pusty i musiałby przy okazji uzupełnić ekwipunek, przerzucił plecak na miejsce utykając drewno między udami, a w kieszeni płaszcza odnalazł zapałki. Kiedy mrok uciekł przed tańczącymi płomieniami podniósł broń, znieruchomiał na moment by materiały przestały szeleścić i wytężył słuch. Dźwięki nieprzyjemnie odbijały się od wilgotnych, skalnych ścian, ale dzięki temu niosły się daleko i nabierały na sile. Miał też chwilę by przyzwyczaić oczy do światła pochodni. - Raczysz sobie nie błaznować głupia babo?! - odezwał się w końcu w wyraźnie słyszalną nutą irytacji. - Nie po to cię wycuciłem z letargu, żeby sobie teraz kostki pokręcić ratując cię z zapadliska! Znów znieruchomiał. Wstrzymał nawet oddech. Słuchał. - Loftus prawdę mówi. Nie oddamy cię temu bufonowi. Chodź tu na ten tychmiast! Nie każ mi się kurwa gonić! - Oleg zreflektował się, że to jednak szlachcianka i może nie wypada tak jej wyzywać. - Zacna panienko! - dodał lekko zmieszany łypiąc z ukradka na reakcję Loftusa. Zakładał jednak, że po tych słowach dziewczyna albo przemyśli swoją ucieczkę i przyjdzie do światła, albo weźmie nogi za pas. Wtedy narobi hałasu, a nie mogłaby prześcignąć go nawet na warunkach, a teraz on widzi ziemię pod stopami a ona błądzi po omacku. On jest silnym mężczyzną, a ona wymęczoną kobietką. On ma w plecaku dwa sążnie liny a ona pochodzi z wyższych sfer. `Łatwizna - pomyślał Ostatnio edytowane przez Morel : 29-08-2019 o 07:44. |
29-08-2019, 19:43 | #664 |
Reputacja: 1 | Oczekując na to, aż graniczni wyniosą się z miasta, Detlef na zmianę to łypał na wrogi patrol nieprzychylnym okiem, to poprawiał uzbrojenie, sprzączki pancerza, nagle niewygodny kolczy kaptur, który źle się ułożył pod hełmem. Czy jakoś tak... W każdym razie nudził się i mało brakowało, żeby wsadził palucha w swoją prywatną kopalnię cudów wszelakich, by pogrzebać choć chwilę, a później z zainteresowaniem obserwować efekt tych wykopalisk. Powstrzymał się jednak, choć trzeba przyznać, że nie było łatwo... Wreszcie ruszyli do osady, co niezmiernie ucieszyło brodacza. Wkroczył bez obaw, niemalże jak do siebie. W końcu gdzie ma się dobrze czuć dawi, jeśli nie wśród swoich kuzynów? Na miejscu jego entuzjazm co nieco opadł - wojenna zawierucha nie dotknęła mieszkańców bezpośrednio, ale był pewien, że każdy dawi tutaj często zerka w kierunku, z którego mogli pojawić się najemnicy z południa, albo zwykłe w takich sytuacjach bandy maruderów. Starszy wioski zapewne codziennie rozważał przy piwie, zachowując wyniki tych rozważań dla siebie, czy tan zdąży wysłać pomoc z karaku, albo czy twierdza w ogóle podejmie interwencję, jeśli na jednej szali będzie tylko ta jedna osada, a na drugiej wplątanie się w wojnę z najwyraźniej mocnym w tych okolicach przeciwnikiem... A przecież graniczni potrafili knuć i stosować fortele, zatem pewnie okazałoby się, że to tutejsi dawi pierwsi chwycili za broń, albo że to był jedynie wybryk jakiegoś zbuntowanego oficera i więcej się to nie powtórzy. Tak - człeczyny potrafili kłamać, niczym nie ustępując w tej materii plugawym grobim. Starszy wyszedł powitać Kowala Run, zatem Detlef zatrzymał się kilka kroków za Galvinsonem. Na tyle blisko, żeby słyszeć normalną rozmowę, a na tyle przy tym daleko, by ta dwójka mogła zachować treść tejże wyłącznie dla siebie, jeśli tylko zechcą. Miał przy tym na uwadze, by chwycić za kołnierz Truskawę, gdyby wyrywał się do przodu, albo próbował tamtym przeszkadzać. Nic by oczywiście nie zrozumiał, ale nietaktowne zachowanie zostałoby odnotowane i mogłoby utrudnić wszelkie próby uzyskania pomocy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
30-08-2019, 01:10 | #665 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
30-08-2019, 18:11 | #666 |
Reputacja: 1 | W Khazid Nauk. Trójka "zwiadowców" weszła do krasnoludzkiej osady. Początkowo witano ich życzliwie. W czas wojny dobrze widzieć swoich. Nawet sam Starszy do nich wyszedł. W końcu wizyta kowala run to ważne wydarzenie... Galeb kiwał głową na przywitanie każdego kto patrzył się na nich albo wychodził by ich pozdrowić. Kiedy stanął przed Starszym skłonił się głęboko tak jak nakazywał obyczaj, kiedy witało się z kimś dużo starszym, komu należało okazać głęboki szacunek. Dobrze było być znów pośród krasnoludów. Tyle już minęło od Meissen. Ale to było inne miejsce. Tu była osada krasnoludów z prawdziwego zdarzenia można by powiedzieć. Tych dla których tradycja, słowo i honor były ponad złoto. Galeb czuł się niepewnie. Imperialne krasnoludy były w niego wpatrzone jak w obrazek. Pośród górskich ziomków także się cieszył szacunkiem, jednak mistyczna otoczka była innego rodzaju. Jak kiedyś powiedział Detlef: “Kowal Run jest jak szaman u prymitywnych plemion. Mądry, jego rad musisz wysłuchać, ale i tak zrobisz co uważasz.” Runiarza przytłoczyło nagle wspomnienie jego przemarszu o kulach przez Karak Azul do świątyni Grimnira. Pamiętał te spojrzenia pełne litowania się i niewypowiedzianego “lepiej byś został w domu”, “będziesz tylko przeszkadzać”, “szkoda ciebie”. Galeb opanował swoje myśli. Od kiedy zaczął nosić bandaże miewał problemy z utrzymaniem gniewu na wodzy i wychodziło to w sposobie jego mowy. Był pośród swoich. Nic im nie groziło. Pramatka zapewniła go że ich misja jest słuszna, chociaż może się taka nie wydawać. - Niech Bogowie Przodkowie zawsze patrzą przychylnie na wasze domostwa i rodziny. - przywitał się jedną z tradycyjnych formuł - Jestem Galeb syn Galvina, uczeń Tharteka Pustelnika, a to moi towarzysze Detlef syn Thorvalda oraz Bert Redfoot. Czy nie będzie dla was problemem jeżeli zatrzymamy się u was na krótki odpoczynek przed wyruszeniem w dalszą drogę? Dla krasnoludów z Khazid Nauk zaszczytem było goszczenie Kowala Run i tak też się zachowywali. - Każdy prawy krasnolud może skorzystać z prawa gościny. Skąd i dokąd droga prowadzi? - padło pytanie. - Idziemy z Meissen, a zmierzamy do Karak Hirn z wieściami. - odpowiedział Galeb. - Zatem musicie uważać. W pobliżu kręci się czarnoksieznik ze świtą. Zaatakował oddział granicznych za pomocą czarnej magii i wezwanego demona. Może udawać, ale zdradzi go demon pod postacią kruka. Nie chce mi się wierzyć, ale podobno to Imperialni. - Wielu złych ludzi i istot korzysta z panującej wojennej zawieruchy. W tym korzystające z nieczystych mocy. Galeba zastanowiło czemu graniczni powiedzieli krasnoludom o demonie pod postacią kruka. Wtedy gdy powóz spadł, nikt nic takiego nie gadał. Kowal szybko doszedł do wniosku, że przecież zdarzenie było tak dziwne, że przypisanie tego demonowi i dobrze to opisywało i dawało efekt grozy. Gdyby miał brodę to plułby sobie że nie przymusił czarodzieja do zajęcia się krukiem wcześniej. - Słyszałem już o paru partyzanckich grupach w pobliżu gór. Graniczni powiedzieli gdzie ten czarownik ich zaatakował? - Niedaleko, mniej niż pół dnia drogi stąd, przed rozstajami. Chcieli, żebyśmy pomogli ich złapać. Zastanawiałem się nad tym, czy bardziej honorowo byłoby ruszyć z nieprzyjaciółmi sojusznika przeciwko sojusznikom demona czy odmówić, ale wtedy stwierdził, że powinniśmy im pomóc, bo w oddziale były dwa albo trzy krasnoludy. W to już trudno uwierzyć. Skoro szedłeś z Meissen to może ich spotkałeś? Oni też podobno z tamtego kierunku szli. Wiesz coś o tym? Kowalu, czy to możliwe, by jakikolwiek krasnolud sprzymierzył się z kimś kto paktuje z demonami? By w ogóle go tolerował? Co powinniśmy zrobić? Galeb zastanowił się poważnie, bo jednocześnie chciał być szczery i udzielić Starszemu dobrej rady, a z drugiej słowa starego krasnoluda były jak szpile. Ale jeżeli się popełniło błąd, należy go naprawić, tak Runiarz interpretował to co mu powiedziała Pramatka. Muszą to zrobić zanim dotrą do Karaku. - Powinniście zachować czujność i się pilnować, bo nie wiadomo czy to co mówią jest prawdą czy chcą was wciągnąć we własne polowanie na imperialnych partyzantów. Jeżeli rzeczywiście pojawił się czarownik to ptaka odstrzelić od razu bez pytań. Co do krasnoludów i tolerowania takich rzeczy… nikt głośno nie wypowiada odpowiedzi na to pytanie. - to ostatnie powiedział grobowym głosem, bowiem krasnoludy chaosu były tematem taboo w społeczeństwie khazadów. - W drodze z ziem Imperium tutaj widziałem wiele i słyszałem niepokojące rzeczy, o Starszy. O tym że Imperialni nie mają pojęcia o liście Elektorki do Króla Alrika i uważają, że nie wywiązujemy się z obowiązku pomocy im. O tym że ktoś ich armii sprzedał zepsute zboże. O tym że Graniczni mordowali po wsiach starców, kobiety i dzieci i to historia usłyszana od naszym kuzynów, którzy byli świadkami tych okropieństw. W całej tej wojnie jest tyle chciwości, kłamstw i okropieństw… idziemy do Karaku opowiedzieć o tym wszystkim by mądrzejsi od nas mogli to rozważyć. - Ale wybacz mi ten wywód, bo bym mógł wam doradzić musicie zrozumieć skąd rada wynika. Obie strony są zdesperowane i mogą się odwołać do kłamstw, podstępów i prowokacji. Ponadto Imperium ma swoich magów, a oni pochopnymi czarami mogą robić rzeczy, które ludzi przerażają. - Imperialny czarownik ze świtą, krasnoludami i krukiem. - Galeb pokręcił głową - Przychodzi mi jedna grupa na myśl, ale w niej kruka miała fanatyczka ludzkiej bogini Myrmidii, a dowodzący nie był czarownikiem, tylko zawszonym oszustem i krętaczem. Choć krasnolud kluczył wokół prawdy niczym elf (a może właśnie dlatego) Starszy robił się coraz bardziej i bardziej podejrzliwy. Ale Galeb miał szczęście tego dnia. Krasnolud pokiwał głową - Rozumiem Kowalu Run, że myślisz w sposób, którego inni pojąć nie potrafią. Widzę jednak, że dużo wiesz o tej grupie. Podaj mi proszę imiona krasnoludów i ludzi, którzy służą z tą fanatyczką Myrmidii i zawszonym oszustem, byśmy mogli się ich strzec. Albo choć opisz ich tak byśmy mogli każdego z nich rozpoznać. O ile oczywiście znasz imiona i widziałeś ich. Galeb miał kolejny zgryz. Wymijające odpowiedzi już wystarczająco nadwrężyły jego nerwy. Miał zamiar znów mówić wymijająco ale przypomniał sobie słowa pramatki. Galeb miał kolejny zgryz. Wymijające odpowiedzi już wystarczająco nadwrężyły jego nerwy. Miał zamiar znów mówić wymijająco ale przypomniał sobie słowa Pramatki. “Mów prawdę [...] Od ciebie zależy jak to zadanie wykonasz". - Do kroćset. - warknął cicho i gniewnie - Tak nie przystoi krasnoludowi. Oczy Galeb zamknęły się, a ciało wstrząsnęło parę razy. Towarzysze mogli zobaczyć jak Kowal Run toczy ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu znów przemówił, ale bez patosu, ani powagi jaka przemawiała przez niego na początku. Po prostu nie mógł tego dłużej znieść. - Przepraszam. Przepraszam was. Jesteśmy z bratem Detlefem w pułapce honoru. Między zasadami, a lojalnością wobec oddziału.- powiedział - Misja jaką mamy do wypełnienia jest szczytna, ale musimy tolerować zachowania naszych towarzyszy dla dobra i ludzi i dawi. By ukrócić plądrowanie Imperium, kiedy to stawia czoło Chaosowi. Tylko to już nie do zniesienia... już dłużej tego nie zniosę. Wziął głęboki oddech patrząc w oczy Starszego. Był wburzony, ale zrzucał z siebie to wszystko co się gromadziło. O dziwo powiedzenie tego komuś obcemu, komuś kto nie dzielił tych trudów wydawało się bardziej… otrzeźwiające… zrzucające ciężar. - Jeżeli chcecie opowiem wam szczegóły. Ale nie ma czarnoksiężnika. Jest durna myrmidianka z Estalii, która pozwoliła by demon opętał zwierze którym się opiekuje. Na pierwszy rzut oka to zwykły kruk. Dopiero wczorajsze wydarzenia potwierdziły naturę tego stworzenia. Dziewczyna coś zrobiła i kruk poleciał do wozu, zdołał przerazić ludzi i zwierzęta tak że jeden z wozów wypadł z drogi.- Galeb potarł twarz okrytą bandażami - Wszyscy byli w szoku i wyglądało na to że sprawa skończy się walką. Wtedy zainterweniował idący z nami Magister. Stworzył widziadło, które zaskoczyło i przeraziło Granicznych. Była okazja by zadziałać, a jak się okazało konwój wiózł jeńców. Poinformował mnie że widział jakie plugawe czary otaczają i ptaka i dziewczynę. Lecz na miejscu nie mieliśmy się jak tym zająć, nie było czasu, mieliśmy jeńców, bo kto się poddał został oszczędzony. Przez dłuższą chwilę Galeb milczał, bo zdał sobie sprawę, że nie wie co dalej powiedzieć. Tak zajęła go radość ze zwycięstwa, to że zdołał uratować jeńców, to że nie złamał danego słowa, że o kruku w ogóle nie myślał. Trzeba było to naprawić. W końcu się odezwał. - O Starszy. Chcieliśmy dowiedzieć o wydarzeniach w okolicy, o ścieżkach górskich i podziemnych, bo też naszym zadaniem jest zaszkodzić transportom Granicznych... ale po prostu nie mogę. Prosiłbym tylko byście wysłuchali rzeczy, których się dowiedziałem w Imperium, a w razie gdybyśmy zginęli czy to rozprawiając się z tym demonem czy w starciu z Granicznymi... Byście te informacje przekazali do Karak Hirn, by dotarły do uszu Króla Alrika, by mógł rozsądzić co krasnoludy z Gór Czarnych mają dalej czynić. Nawet żelazną wolę Galeba musiało złamać ciągłe udawanie że “nic takiego się nie dzieje”, byciem ignorowanym przez ludzi i stawanie się coraz bardziej podobnym do nich. Mówiąc o tych rzeczach wystawiał siebie i Detlefa na publiczny ostracyzm. Było tyle rzeczy do naprawienia, tyle rzeczy do naprostowania… tyle rzeczy za które było po prostu wstyd. I akurat towarzyszący Leo demon był sprawą którą mogli rozwiązać. Trwoga padła na Galeba że skupił się na misji pomijając taką rzecz. Z drugiej strony… dopiero krasnoludzka osada dawała jakikolwiek gwarant, że informacje jakie zebrał z resztą dotrą do Króla obojętnie co by się nie wydarzyło. Teraz już nie trzeba było się tak bardzo martwić o własne życie - można było działać z poczuciem pewności. O ile Starszy wybaczy początkowe zachowanie Galeba... *** Gustav był wściekły. Trochę na siebie, a trochę na resztę. Nie miał jak wyciągnąć z oficera więcej informacji tylko poprzez próbę przeproszenia i nawiązania współpracy. Ba. Może nawet zdołałby złapać go na jakimś kłamstweku lub nieścisłości i zdemaskować całą intrygę. Potem mógł po prostu wbić mu miecz, a przed sądem powiedzieć, że von Rudger umarł bohaterską śmiercią ratując córkę szefa wywiadu. Ale kurwa nie. O ile rozumiał reakcję dziewczyny (choć głupia była skoro zwiała w głąb tunelu) to za gadkę Leo miał ochotę wstać i zdzielić ją w pysk. Jego wina była w tym że nikomu nie powiedział co zamierza, a więc nikt nie wiedział na co się szykować i wyglądali jakby naprawdę uwierzyli, że Gustav pozwoli von Rudgerowi zapanować nad sytuacją. Wzruszył ramionami. - Estalijczycy to jednak pospolite chamy. - skomentował odzywkę Leo i spojrzał na von Rudgera uważnie obserwując jego reakcję na to co się dzieje. - Znajdą ją. - powiedział z pewnością. Chciał jeszcze dowiedzieć się skąd Kristoff zna Parszywca i o zdradę Toppenheimer. Gdyby jednak von Rudger się wkurzył i chciał biec za dziewczyną to Gustav miał zamiar podążyć za nim, a w przypadku konfrontacji stanąć po stronie dziewczyny z wyraźnym stanowiskiem: Ona zdecydowała się iść z nimi a jeżeli von Rudger chce ją doprowadzić do Nuln niech zacznie od ochraniana jej. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 01-09-2019 o 08:37. |
01-09-2019, 11:28 | #667 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-09-2019 o 20:07. |
03-09-2019, 14:11 | #668 |
Reputacja: 1 | Oleg zatrzymał silę gdy tylko dojrzał co stało się pod jego nie obecność. Choć sam miał ochotę to zrobić to zaskoczenie było niemałe. Wręczył więzy Loftusowi. Dziewczyna nie musiała tego oglądać. Sam zagasił pochodnię i podszedł do Gustawa. - Nie oceniam, nie krytykuję, a wręcz popieram, ale wiesz, że nie wszystkim się to spodoba. - schylił się i zaczął rozbierać stygnącego Rudgera. - Zatargam do go rzeki i napcham portki kamieniami. Za tydzień będzie nie do rozpoznania. Wezmę Leo do pomocy, a ty sobie pogadaj z tą dziewuszką. Choć sam jestem ciekaw w jaki sposób cię do tego nakłonił. - Lepiej, żeby to było coś przekonującego bo Khazadzi ci żyć nie dadzą. Leo! Szarpnij no za kostki, bo sam go nie będę ciągnąć. Poopowiadasz mi po drodze. - dodał z wścibskim uśmieszkiem. - Zostawiam plecak i dzidę. Nie ważcie się mi tego posiać. - Frietz nigdy nie przykładał wagi do przedmiotów, ale z rohatyną się zżył. Była jak wymarzona zabawka z dzieciństwa, na którą nigdy nie było go stać. Ostatnio edytowane przez Morel : 03-09-2019 o 14:24. |
06-09-2019, 01:24 | #669 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
06-09-2019, 19:56 | #670 |
Reputacja: 1 | Loftus z Olegiem przyprowadzili Kadetkę z powrotem, mag coraz bardziej dostrzegał i doceniał przemianę zwiadowcy. Natomiast widok martwego von Rudgera go zaskoczył. Ritter nie odezwał się na ten temat, nie był bezpośrednim świadkiem wydarzeń, ale swoje się domyślał.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |