Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2019, 20:29   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pogoda była, jak to niektórzy określają, w kratkę - trochę słońca, trochę deszczu - z tym jednak, że tego deszczu było nieco więcej. Zbyt dużo, jak na gust podróżnych, a nauczony wcześniejszym doświadczeniem Karl nie nalegał, by kontynuować podróż w strugach lecących z nieba wody. Jak by nie było, nikt ich nie poganiał, więc lepiej było nie ryzykować, że z powodu przeziębienia trzeba by przedłużyć jakiś z postojów o tydzień czy dłużej.
I tak na przykład w wiosce, do której na obiad zajechali, musieli się zatrzymać na dłużej. I to nie dlatego, że jadło w karczmie było wspaniałe, trunki pierwszej jakości czy służące nadobne i chętne. Po prostu wypadało się zatrzymać, by nie jechać dalej w strugach deszczu.


Powiadają, że jeśli podąża się stale w stronę celu, do w końcu, mimo przeszkód i postojów, dotrze się na miejsce.
Co prawda Ristedt tym celem nie było, ale miasto miało gospodę, w której można się było zatrzymać, nawet na noc, bo “Pod odyńcem” znaleźli i jedzenie, i pokoje.
Gości w gospodzie, takich interesujących, też było paru. Obu płci zresztą, lecz Karl nie po to tu przyjechał, by znajomości nowe zawierać. Zajął się jedzeniem, ale i tak okazało się, że okazja do zawarcia nowej znajomości sama do nich przyszła.

- Pozdrowiony - odparł, podnosząc się z miejsca. - Proszę usiąść. - Gestem poparł słowa. - W czym możemy pomóc?

Mógł wysłuchać, co kobieta ma do powiedzenia. Wszak w każdej chwili mógł przerwać rozmowę i odprawić kobietę z niczym.

- Dziękuję. - kobieta odparła kiwając głową i dosiadając się na ławę. Odgarnęła kosmyk włosów i chwilę chyba zastanawiała się jak zacząć. - Nazywam się Aldona Khelman. Jestem uczoną. Zajmuje się archeologią - zaczęła w końcu mówić patrząc na obydwu rozmówców. Karlowi coś się kojarzył ten termin chociaż nie mógł sobie przypomnieć z czym się to je. Chyba jakaś nauka. Tladinowi nie kojarzyło się to w ogóle. Może po prostu jakiś tubylczy, ludzki termin na coś co khazadowie nazywali po swojemu.

- To taka nowa nauka co się zajmuje starymi dziejami. Trochę jak historia. - Uczona chyba przywykła do takiej reakcji bo szybko coś wyjaśniła z czym to się je. - I właśnie chodzi o to, że prowadziłam pod miastem wykopaliska. Znaczy badania takie. Ale zostaliśmy napadnięci i uciekliśmy. Ale nie wszystkim się udało. Każdy uciekał jak tylko się dało więc nic nie zdążyłam zabrać. Wszystko zostało tam. Może nawet ktoś tam jest jeszcze żywy i trzeba mu pomóc. No ale sama to się boję tam iść. Potrzebuję kogoś kto by tam poszedł ze mną. - Kobieta przedstawiła jak się sprawy mają i gdy doszła do tych dramatycznych dla siebie wydarzeń na twarz wrócił jej strach jaki owe wydarzenia u niej wywoływały. Popatrzyła niepewnie na dwóch rozmówców jak zareagują na tą prośbę.

- Karl von Schatzberg. - Karl przedstawił najpierw siebie, potem pozostałych. - Ilu ich było, tych napastników? - spytał. - I co wykopaliście? Bo pewnie myśleli, żeście się do skarbu dokopali...

- Nie wiem ilu. To było w nocy. Tylko krzyki i bieganina. To było takie przerażające, że od razu uciekłam! - Kobieta przez chwilę wyglądała jakby się miała rozpłakać ale w końcu dała radę się opanować. Przełknęła ślinę i znów mogła mówić dalej. - I skarb? Jaki skarb? Nie było żadnego skarbu. Dopiero co zaczęliśmy tam szukać i kopać jeszcze nie zdołaliśmy znaleźć nic wartościowego. Przynajmniej dla przeciętnego ulicznika. - Uczona westchnęła rozgoryczona i rozżalona od niewłaściwego przeczytania jej intencji przez napastników.

- Zwykli ludzie niewiele o nauce wiedzą, a jak widzą, że kto kopać zaczyna, to od razu stosy złota sobie wyobrażają - powiedział Karl. - Dokończymy jedzenie i pójdziemy, chociaż jestem pewien, że niewiele ocalić się uda. Jaka uczelnia panią przysłała? I czego chce się pani dokopać?

- Oh, żadna uczelnia. Pracuję dla pewnego magnata który jest wielkim miłośnikiem sztuki i historii. Udało mi się go namówić na sponsorowanie tej wyprawy. A tam, w lesie, są jakieś ruiny. Budynek na planie prostokąta. Być może świątynia, być może jakiś magazyn, trudno powiedzieć bo dopiero zdążyliśmy odgrodzić teren i zdjąć wierzchnią warstwę.
- Uczona rozłożyła ramiona i zasępiła się nad poruszonym tematem. Wydawało się, że samą ją bardzo ciekawi co tam znaleźli w ziemi za miastem. - I bardzo się cieszę, że trafiłam na tak znamienitych kawalerów co zgodzili się pomóc kobiecie, nauce i archeologii w potrzebie. - Uśmiechnęła się promiennie do obydwu rozmówców aby im podziękować za chęć pomocy w tej sytuacji.

Tladin odciągnął Karla na bok.
- Ty to tak za darmochę chcesz kark narażać? Nikt nam za to nie płaci. Jak ona taka uczona w historii, to może by nam pomogła szukać bastionu chociaż?
- Właśnie o tym myślę
- odparł cicho Karl. - Skoro tyle wie, to może wie i więcej.
- Ale, jako znawczyni historii
- powiedział, wróciwszy do kobiety - może pani i nam pomóc. My też czegoś szukamy w okolicy...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 07-09-2019 o 10:50.
Kerm jest offline  
Stary 08-09-2019, 21:21   #92
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2519.VIII.05; zmierzch

Miejsce: Ostland; okolice Ristedt; skraj lasu
Czas: 2519.VIII.05 Marktag (3/8); zmierzch
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz pogodnie



Karl i Tladin



Starsza pani w nieco podartej sukni, bardzo się ucieszyła gdy jej rozmówcy zgodzili się jej pomóc. Zwłaszcza gdy okazało się, że mają wóz i można kawałek podjechać. Najwięcej czasu zeszło im na pokonanie pierwszego, najkrótszego, miejskiego odcinka drogi. Zaczynał się już wieczorny tumult gdy ludzie kończyli swoją pracę i wracali do domów albo zaczynali się gościć w tawernach. Dlatego gdy wyjechali z miasta poza mury je okalające na drodze zrobiło się puściej i jechali po niej prawie sami. Droga była tak samo kiepska jak i do Ristedt. Chociaż kierowani przez uczoną, wyjechali inną bramą niż wjechali. Następnie w zapadającym zmierzchu przemiarzali drogę wzdłuż rzeki aż w końcu droga odbiła od rzeki i skierowała się wprost ku ścianie lasu. Która w tym kończącym się świetle dnia nie wyglądała zbyt zachęcająco.

W międzyczasie mieli aż nadto okazji do porozmawiania z magister Khelman. Bastion. Bastion von Falkenhorstów. No to raczej w górach niż tutaj na nizinach. Niektórzy mówią, że to tylko legenda ale naprawdę kiedyś istniał taki ród i zamek. Niestety pani magister historii i archeologii raczej specjalizowała się w początkach państwa założonego przez czczcigodnego Sigmara i późniejsze wieki już jej tak nie interesowały. Sama pochodziła z Nuln ale na studia pojechała do Altdorfu więc czuła się mieszkanką obu tych światowych metropolii. - No ale to było dawno i nieprawda, jak jeszcze byłam piękna i młoda. - zażartowała starsza już kobieta niefrasobliwie machając dłonią w formie żartu.

- O samym Bastionie i von Falkenhorstach mogę powiedzieć tylko tyle, że to była alternatywa dla “drang nach osten” dla władców Ostlandu. W czasach gdy naturalnym wydawało się prowadzić akcję osiedleńczą na wschodnich kresach zamiast karczować ten wiecznie, mroczny i ponury las. Tam jednak były już wschodnie plemiona które stawiały coraz silniejszy opór. Więc próbowano skolonizować góry tworząc tą Marchię Górską. No ale w przeciwieństwie do innych gór tutaj nie odnaleziono zbyt wiele bogactw a życie w górach wcale nie było łatwiejsze niż w głębi puszcz więc z czasem cały projekt upadł. - uczona w największym skrócie skorzystała z okazji jaką była wspólna podróż i podzieliła się swoją wiedzą na temat gór ze swoimi współpasażerami. Zamilkła gdy zbliżali się do owej ponurej ściany lasu. Teraz, przy końcu dnia, rzeczywiście wyglądało to dość ponuro.





- To tam dalej. Ja pokażę. - pani magister wyglądała na spiętą gdy tak widocznie zbliżali się do miejsca które kojarzyło jej się z przykrym i niebezpiecznym zdarzeniem. Woźnica pokręcił głową, splunął na drogę, machnął lejcami i ruszył w głąb tej rozklekotanej, błotnistej drogi. Wjechali jak w jakiś tunel utkany z drzew i gałęzi. Ponad głowami tam i tu prześwitywało niebo, całkiem ładne, wesołe, błękitne niebo ale pod koniec dnia, pod baldachimem liści i gałęzi to panował już mrok. Pewnie dlatego nazywano ten las Lasem Cieni.

- To już powinno być blisko. Poznaję te wertepy na tym zakręcie. - jęknęła uczona gdy wszystkimi rzuciło na wozie na tych koleinach jakie tutaj dominowały. Lasem jechało się jeszcze gorzej niż na otwartym terenie.

- Tam chyba ktoś leży. - odezwał się woźnica gdy zatrzymał wóz. Rzeczywiście w zapadającym zmroku nie można było mieć pewności. Ale wydawało się, że w półmrokach to kilka długości wozu przed nimi jedna z plam na drodze może układać się w sylwetkę leżącego ciała.

- Tam zaraz, po prawej, jest zjazd do naszego obozu. - wyszeptała przejęta magister Khelman z wzrokiem utkwionym w tej nieruchomej plamie na drodze. Powtórzyła gest woźnicy i przeżegnała się ode złego. Kawałek za tą podejrzaną plamą rzeczywiście było widać zjazd dokądś w las.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-09-2019, 19:46   #93
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mieli pecha, bowiem wiedza pani archeolog dotyczyła innych czasów niż te, które interesowały Karla i jego towarzyszy. No i o Bastionie wiedziała tyle, co nic, bowiem powód, dla którego powstała ta twiedza nie przybliżała zainteresowanych do celu, jakim była siedziba von Falkenhorsta.
Cóż... okazało się, że zrobili dobry uczynek dla kogoś, kto nie mógł się zrewanżować. Ponoć dobre uczynki wracają... i nie zawsze stają dobroczyńcy kością w gardle.

Las stawał się coraz bardziej ponury (co było raczej skutkiem nadciągającej nocy niż roślinności), a leśna droga nie mogła konkurować z normalnym traktem - szczególnie po ostatnich deszczach.

- Nie będziemy mieli zbyt dużo czasu - powiedział Karl. - Przed nocą musimy wrócić do Ristedt. Co prawda należy sądzić, że napastnicy już nie wrócą, ale nocne wędrówki nie służą zdrowiu.


Jak się okazało, udział w wykopaliskach również zdrowiu nie służył, czego dowodem był leżący na drodze truposz, bowiem tym zdaje się był cień, zauważony nie tylko przez woźnicę. No a trudno było sądzić, iż jest to jeden z napastników.

- Uważajcie, czy ktoś się nie czai w okolicy - poprosił Karl, po czym zeskoczył z wozu i, starając się omijać błoto, w towarzystwie Manfreda ruszył w stronę domniemanego trupa.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-09-2019, 20:08   #94
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Karl ubiegł Tladina. Khazad sprawdził trzymanie zbroi i miał już ruszyć w stronę tajemniczego ciała. W tej sytuacji jednak stanął z lewej strony wozów obserwując tę część okolicy.
- Ty - wskazał na jednego z woźniców - obserwuj prawą stronę - dla jasności machnął ręką pokazując kierunek. - Ty - wskazał drugiego - obserwuje przód. A Ty - - wskazał Dietera - miej baczenie na tyły. Ja biorę na siebie lewą flankę.
 
Gladin jest offline  
Stary 12-09-2019, 02:36   #95
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Najpiękniejsze w podróżach było to, że kiedyś się kończyły. Niestety ta w której udział brała Gabrielle trwać miała jeszcze długo, lecz nie było to aż takie złe. Coś się działo, człek nie siedział i nie gnuśniał w jednym miejscu. Poznawał nowe miasta, nowych ludzi i lokale, a w dalszej perspektywie jaśniała wizyta na hrabiowskich włościach, wystarczyło do nich dojechać i nie dać się ubić żadnemu paskudztwu po drodze. Ani nie ubić jaśnie pani, chociaż z każdym mijającym dniem jej szlachecka postawa irytowała Litz coraz mniej. Wreszcie zaczęła brać arystokratyczną otoczkę jako pewnik i element stały otoczenia, poza tym sama w sobie blondyna nie była zła, oj nie. Tego nie dało się powiedzieć w żaden sposób.

- Co jest takiego interesującego, pani? - spytała hrabiny słysząc zastanowienie w jej głosie. Siedzieli w karczmie, wokoło panował hałas i zabawa. Ciężko szło jednoznacznie zorientować się co akurat przykuło jaśnie pańską uwagę. Wokoło działo się sporo i sporo dało się robić. Przykładowo Gabrielle sączyła wino, trzymając dłoń na kolanie Lotara i obserwowała czy nie szykują się kłopoty, albo czy może jednak zmienić obiekt zainteresowania na dzisiejszą noc..

- Oh, wszystko! Tak wiele! Tak wiele rzeczy, osób, przygód, zdarzeń, potraw, obrazów do odkrycia! - blondynka roześmiała się niespodziewanie bardzo szczerym i wesołym śmiechem. Było to tak niespodziewane a jednocześnie naturalne, że Laura i Lotar też się uśmiechnęli jakoś tak odruchowo.

- I dlatego tak lubiłam tu przyjeżdżać. Może to nie Wolfenburg no ale też ciekawie. Ciekawe czy jeszcze mnie tu pamiętają. Mam ochotę spędzić tutaj noc. Czy mogę liczyć na wasze towarzystwo? - hrabina jak na hrabinę przystało obwieściła swoje myśli i wolę. Wydawała się być niczym artystka która zastanawia się czy ktoś ją tutaj rozpozna. A na sam koniec zadała pytanie jakie komuś kto chociaż trochę nie był zbliżony jej statusem właściwie nie wypadało odmówić.

- Wszystkich? - Raina wytrzeszczyła na nią oczy bo chociaż z początku błękitnokrwista zdawała się odpowiadać na pytanie Gabrielle to jakoś tak to zabrzmiało dwuznacznie, że właściwie nie było pewne do kogo mówiła.

- Wszystkich? - hrabina popatrzyła na nią jakby mała myszka sama machała ogonkiem do głodnej kotki aby przypomnieć o swoich powinnościach. Lotar miał minę jakby nie nadążał za rozmową i główkował czy to jakieś żarty czy już nie. - Interesujące. Naprawdę interesujące. - hrabina von Osten szybko upiła łyk z kielicha jakby na poważnie rozważała właśnie ten pomysł jaki podsunęła jej czarnowłosa.

- Znaczy tak mi się powiedziało tylko. - Raina szybko zamachała odmownie dłonią na znak, że to tylko niefortunny zbieg słów i w ogóle Ranald z niej zakpił a nie nic innego.

- Milady ja będę pani służyć z miłą chęcią. Ale tak sobie myślę, że to co tamta dziewczyna mamrocze to chyba jednak po bretońsku. Milady miałaby ochotę ją poznać? - Laura dla odmiany zaczerwieniła się troszeczkę więc skóra na twarzy troszkę upodobniła jej się do miedzianych włosów i miała minę jakby chciała jakoś przekierować uwagę swojej milady na coś innego niż reszta gości przy wspólnym stole.

Poznać wszystkich - pomysł miał w sobie coś perwersyjnie pociągającego. Gabrielle zerknęła rozbawiona na Lotara, a jej ręka przesunęła się pod stołem z kolana w górę uda.
- Jestem za, skoro już trafiliśmy do cywilizacji skorzystajmy z tego - powiedziała głośno, zwracając się do Rainy - Darujmy sobie zwierzęta i staruchów. Dzieci też. Ale… czemu nie - wzruszyła wesoło ramionami - Milady jest łaskawa, ma też rację. Co prawda nie wiem czy tamta pijana panna do czegoś się nada, ale oni - wskazała wzrokiem Kislevitę i jego towarzystwo - Widzę zaczęli się już bawić. Chociaż tamta panna w mundurze też wygląda jakby potrzebowała odrobiny rozrywki - na koniec wskazała dyskretnym ruchem brody żołnierkę.

- Milady ma słabość do Bretończyków. To przez tą poezję. - Laura wyjaśniła szybko. Tak szybko jakby obawiała się wybuchu jakiejś awantury. Zwłaszcza ze strony Rainy która chyba od pierwszego spotkania jej milady nie wyraźnie jej nie polubiła.

- Ah, ci trubadurzy! - arystokratka jęknęła z bolesnej wrażliwości i udało jej się zawrzeć całkiem sporą dozę dramaturgii jakby sztuka dramatu też nie była jej obca. Po czym powiedziała coś chyba właśnie po bretońsku co ładnie wpadało w ucho, było rytmiczne a końcówki się rymowały.

- To o prawdziwej miłości na rycerskim turnieju. - wyjaśniła szybko minstrelka gdy błękitnokrwista skończyła deklamować jakąś bretońską strofę.

- Podoba mi się to co proponuje Gabi. - hrabina von Osten popatrzyła ciekawie na Gabrielle i potem po jej linii wzroku na siedzącą pod oknem samotną kobietę. Ale znów odezwała się tak dwuznacznie, że równie dobrze mogła mówić o propozycji na dzisiejszy wieczór czy nawet noc jaką niespodziewanie chlapnęła Raina.

- Mnie on się podoba. Chętnie zajęłabym się jego niedopieszczonym woreczkiem. - Raina na razie chyba postanowiła nie robić boruty i sama wróciła spojrzeniami do młodego Kislevity.
Chociaż sądząc z tego co i jak mówiła niekoniecznie interesował ją ten woreczek jaki pewnie młodzian nawet i chciałby aby się nim zajęła.

- Oh, te tragiczne wybory! Tyle przepychu, tyle przesytu! Cóż za dramatyczna scena! I cóż teraz taki koneser sztuki jak ja ma wybrać! - blondynka przyłożyła swoją smukłą i zadbaną dłoń do czoła aby zrobić klasycznie dramatyczną pozę gdy drugą dłonią zrobiła zamaszysty ruch dłonią aby ukazać ogrom wyborów na dzisiejszy wieczór.

- A po co wybierać? - Gabrielle wzruszyła beztrosko ramionami i wycelowała palcem w minstrelkę - Porozmawiaj z tą Bretonką, skoro oni tacy liryczni, zapewne lepiej się dogadasz śpiewem i wierszem. Niestety bogowie poskąpili mi zarówno słuchu jak i umiejętności składania słów w dźwięczne rymy. - skrzywiła się odrobinę, a potem wyszczerzyła zęby do Rainy - Dlatego myślę, że bardziej przydam się przy sakwach, workach i klejnotach. Milady rozkoszuje się winem i atmosferą, a my w tym czasie zorganizujemy towarzystwo. Lotar, bierzesz tę wojskową? - na koniec spojrzała na wojownika, a jej ręka zawędrowała jeszcze wyżej, aż na jego krocze gdzie dziewczyna zacisnęła palce delikatnie - Wojskowy dryl znasz, buźkę masz nie od parady. Językiem też cuda potrafisz wyczyniać, nie tylko w pościeli.

- Bravo! Bravissimo! - arystokratka wydawała się po prostu zachwycona pomysłem różnookiej Gabrielle. Aż klasnęła w swoje eleganckie dłonie co właściwie przesądziło sprawę. Skoro milady taka zabawa się spodobała to reszcie pozostało się podporządkować. - Śmiało możecie zaprosić ich wszystkich do mojego pokoju. Na kolację, najlepiej ze śniadaniem i napiętym programem rozrywkowym pomiędzy tymi posiłkami. - bladolica blondynka aż tryskała z radości i entuzjazmu do takiego pomysłu. Raina i Laura wydawały się być nawet pogodzone z takimi rolami. Najmniej w sosie wyglądał Lotar który coś nie kwapił się do tych amorów. Przynajmniej tak prawie w nie wepchnięty na siłę. Chociaż ta młoda żołnierz czy nawet oficer na jakąś szpetną nie wyglądała.

- No dobra, pogadam z nią. Ale nic nie obiecuję. - westchnął w końcu i upił dla kurażu łyka wina z kielicha.

- Idźcie, idzźcie jeszcze tylko musimy umówić się na nagrodę. Tylko na co i o co? Kto pierwszy wyląduje tutaj z kimś nowym? Kto pierwszy wyląduje w moim pokoju? I o co? O noc ze mną? Czy o coś innego? - wydawało się, że arystokratka ma duszę hazardzistki i była się gotowa zakładać o wynik tej zabawy i jego wpływ na dalszy ciąg zabawy już w pokoju na piętrze.

Widok miny jedynego mężczyzny w ich gronie na chwilę zastopował wesołą zabawę dla Lizt. Drgnęła, a potem w przypływie nagłego impulsu wychyliła się, zamykając te skwaszone usta własnymi w długim, gorącym pocałunku.
- Dasz radę, to tylko zabawa - szepnęła gdy się prostowała, gładząc wierzchem dłoni zarośnięty policzek. - Może ten co wygra otrzyma od milady portret? - rzuciła pomysłem do arystokratki - A jeśli będzie remis to wspólny portret? Albo akt? - dodała na powrót z wesołą miną i puściła Rainie oczko - My chyba mamy i tak duet.

- Duet? Portret? Akt? - hrabina miała minę jakby na poważnie się nad tym zastanawiała. Zmrużyła oczy i trochę cofnęła głowę do tyłu chcąc złapać malarską perspektywę albo tak to przynajmniej wyglądało. - Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że i tak do tego dojdzie. Jak nie po drodze to u mnie w zamku. - hrabina bez zahamowań ale nadal się nad czymś zastanawiała.

- A ta nagroda to tak noc z milady? W jednym pokoju? - Lotar zmrużył oczy i nerwowym ruchem skrobał paznokciem blat stołu gdy pytał o coś kto ktoś z tak niską pozycją jak on na pewno nie powinien nawet myśleć o spędzeniu wspólnej nocy w jednym pomieszczeniu z prawdziwą hrabiną.

- W pokoju? No właściwie myślałam o jednym łóżku. Ale możemy je zsunąć aby zrobić więcej miejsca. Bo na tyle osób to chyba nam się trochę miejsca przyda. - hrabina popatrzyła na najemnika chyba zdziwiona, że pyta o takie podstawowe rzeczy.

- To może zamiana? - do rozmowy wtrąciła się szarowłosa patrząc z zaciekawieniem na blondynkę po drugiej stronie.

- Zamiana? Jaka zamiana? Zwykle zamiany są bardzo odświeżające i całkiem ekscytujące. - arystokratka popatrzyła na Rainę z całkiem nowym zainteresowaniem.

- No do rana będziemy udawać, że notablem jest ktoś inny niż milady. A milady będzie miała taki status jak normalnie ten ktoś. - wolfenburski ulicznik wyszczerzyła się wesoło składając swoją niemoralną propozycję której żaden błękitnokrwisty nie mógł puścić płazem. Laura otworzyła oczy ze zdumienia na taką bezczelność i milady tak samo.

- Wspaniały pomysł! - blondynka jak nastolatka klasnęła w dłonie zaskoczona ale i zadowolona z takiej propozycji.

- Ależ milady! - Laura wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej. Tym razem patrząc w oszołomieniu na swoją panią.

- Tak Lauro, to świetny pomysł! Zróbmy tak! A teraz już stąd idźcie bo strasznie jestem ciekawa kto wygra! - na blade zazwyczaj policzki hrabiny wykwitły prawdziwe rumieńce gdy ogłaszała start w tej niecodziennej zabawie. Pozostała czwórka popatrzyła na nią, na siebie nawzajem, na swoje wybrane cele i to z kielichem, to bez, powoli zaczęli zbierać się aby wstać i do nich podejść.

Lizt również podniosła się od stołu, biorąc Rainę pod ramię. Miały ten sam cel, mogły działać w duecie. Skupienie na zadaniu odganiało natrętne myśli, że dziwną hrabinę trafili… wyłączając niespodzianki z alkowy, jej zachowanie zwyczajowego dnia też różniło się od sztywnych etykiet… i dobrze. Przynajmniej obcowanie z nią dostarczało mnóstwa interesujących bodźców.

- Co powiesz na mały numer dla naszego klienta? - spytała łotrzycy, nachylając się aby szeptać prosto do jej ucha - Widać że lubi kobiety jak każdy normalny mężczyzna… i jak każdy normalny mężczyzna lubi pewnie o wiele bardziej kobiety które lubią bawić się ze sobą. Zatańczymy razem? - dodała z błyskiem w oku.

- Możemy. Dobry pomysł. - Raina w lot pojęła o co chodzi towarzyszce i zgrabnie przystanęła przy śpiewającej i grającej pracownicy lokalu a chwilę potem zaczęła się przyjemnie dla oka gibać. Co już wyglądało bardzo kusząco i zapraszająco. Młody Kislevita też to zauważył bo zaczął jej a potem im obu przyglądać z zaciekawieniem.

- Jeszcze nie wiem. Mnie raczej kręci jego worek. Ale jak zrobię swoje to będę tutaj spalona. On też się w końcu kapnie. - wyszeptała do Gabi która zaczęła pląsać obok niej i z nią. W tym czasie Lotar coś widocznie negocjował z ową oficer a Laura przysiadła się do nawalonej Bretonki. Na tym etapie trudno było powiedzieć kto wróci do hrabiny von Osten jako zwycięzca.

- Dlatego najlepiej go ściągnąć na noc, spić i przelecieć. Wtedy będzie myślał o czymś innym niż braki w worku - Lizt odszeptała jej pogodnie, łapiąc ją za rękę i okręcając piruetem aby mieć przed sobą jej plecy.

- Udawaj że ci się to podoba - mruknęła jej w szyję, wodząc ustami po skórze wzdłuż tętnicy od obojczyka do ucha. Splotły dłonie, poruszając nimi wspólnie w rytm muzyki, tak jak ich ciała kołysały się w tym samym rytmie, ocierając się o siebie.

- Dobrze że ja nie muszę udawać - dodała rozbawiona, kierując ich lewe dłonie na szyję i twarz czarnowłosej, gdzie powoli zsunęły się aż na pierś. Tam zrobiły dłuższy przystanek, ugniatając tak przyjemnie miękkie ciało na ile się dało przez skórznie.

Gabrielle puściła prawą dłoń towarzyszki, pozwalając aby znalazła sobie dogodne zajęcia, podczas gdy jej własna błądziła po brzuchu łotrzycy i jej biodrach, zataczających pełne koła razem z tymi, które znajdowały się za nimi.

Gdy impreza niespodziewanie powiększyła się na chwilę zapanowała konsternacja widokiem dwóch młodych i zgrabnych tancerek które wyraźnie miały się ku sobie. Raina też albo wiedziała co robić albo była dobra w takie zabawy bo całkiem udanie trzęsła się i gibała w rytm muzyki ku uciesze własnej, Gabrielle, hrabiny i reszty widzów.

- Tak, tak, o tak, właśnie tak! - młody Kozak po chwili zaskoczonej obserwacji wziął ten występ za dobrą monetę. Zaczął klaskać i śmiać się z tego nieplanowanego występu. - Nu, dawaj, dziewuszka, dawaj! - zachęcał tą pierwszą z dziewczyn jaka już wcześniej tańczyła aby przyłączyła się do zabawy. Więc bardzo szybko tańczyły w trójgraniastym kółeczku. Ale niezbyt długo. Młodzianowi nie starczyło samo oglądanie więc wstał razem z kielichem i wtrącił się do tej zabawy.

- No dziewuszka, oj dziewuszka! - zaczął mówić wyraźnie podniecony gdy wbił się w ich wesołą gromadkę. A też ruszał się całkiem tanecznie. Nawet nie było pewnie do której z nich mówi a może do każdej albo i żadnej. Mimochodem Gabrielle zauważyła, że Lotar już siedzi z tą oficer przy jednym stole i chyba się właśnie poznają a Laura coś chyba próbuje dotrzeć do zawianej Bretonki.

Czas się kończył, ale cel już nawiązał pierwszy kontakt. Lizt za to nawiązała drugi, zmieniając Rainę na młodego Kozaka i tym razem jemu stanęła za plecami, dając dyskretny znak łotrzycy, aby stanęła z przodu przez co wzięły go z dwóch stron, nie pozwalając ani na moment oprzytomnieć. Błądziły dłońmi po jego ciele, swoich twarzach, pozwalały aby i on sięgał rękami ku ich ciałom. Po paru chwilach zamieniły się aby Raina zajęła tył, zaś Gabrielle zaatakowała od frontu, wychylając się jakby chciała mężczyznę pocałować, lecz zamiast tego pocałowała czarnowłosą… ponad jego ramieniem i ocierając się policzkiem o jego policzek.

- Oh, dziewuszka! Dziewuszki! - młodzieniec był pod takim wrażeniem wzajemnych zabiegów nowych towarzyszek i tancerek, że poczerwieniał cały od tego nadmiaru emocji i właściwie już obie nie miały żadnych kłopotów z przekonaniem go do czegokolwiek. Zwłaszcza, że Raina okazała się bardzo wdzięczną i uroczą partnerką do takich zabaw jakie zainicjowała Gabrielle. Więc ich rozweselone i przemieszane towarzystwo pierwsze wróciło do stołu gdzie oczekiwała i kibicowała hrabina. Okazało się, że młodzieniec nazywa się Borys Samsonov i był pod wielkim wrażeniem możliwości poznania kogoś z rodu von Osten. Zwłaszcza jak okazała się taką piękną, młodą kobietą. Przynajmniej tak zapewniał.

Jako druga wróciła czerwonowłosa minstrelka. Razem z zataczającą się towarzyszką. Która chyba była całkiem zgrabna i nawet ładna. Ale obecnie była mocno napruta więc bełkotała tylko coś niezbyt składnie więc niejako Laura została jej rzeczniczką.
Dziewczyna ponoć miała na imię Agnes i pochodziła z Bastonne. Co miało być jakąś bretońską krainą. Była łowczym i myśliwym co zresztą nawet pasowało do jej dość prostego i niezbyt drogo wyglądającego ubioru. Mamrocząca po bretońsku dziewczyna chyba jednak dziwnie bawiła czy nawet rozczulała blondwłosą hrabinę.

Jako ostatni do stołu podeszli Lotar z nową znajomą. Ta przedstawiła się jako Larisa Alexeyewna. Wydawała się być najbardziej stonowana z całego towarzystwa jakby Lotar z największym trudem ją namówił na tą gościnę. I w ogóle wydawała się być mocno nie w humorze.

- No to na razie wy jesteście na prowadzeniu. Ale finisz jest w moim pokoju na górze. - hrabina von Osten wydawała się tą niespodziewaną zabawą rozemocjonowana na całego. Skorzystała z zamieszania by szepnąć cicho do Gabrielle i Rainy gdy już wszyscy zebrali się mniej lub bardziej chętnie przy stole. A na głos wesoło i bez skrępowania zamówiła kelnerkę i tacę jaką ona przyniosła chwilę później nie kłopocząc się kto za to wszystko zapłaci. Na szczęście lokal honorował list żelazny z wolfenburskiego ratusza więc tym chwilowo nie trzeba było się martwić.

Minęło tak niewiele czasu i nagle przy ich stole zrobił się wesoły tłok. Każdy wykonał zadanie sprowadzenia do stolika swojego celu, na blat wjechały dzbany wina i przekąski. Nie przejmując się konwenansami Litz usiadła Kislevczykowi na kolanach, obejmując go ramieniem i poiła gada winem a to z kubka, a to z własnych ust żeby zachowywał odpowiedni nastrój. On bez problemu dałby się zaciągnąć na górę, pijana Bretonka też. Gorzej z panną Lotara, więc do niej bezpośrednio różnooka się zwróciła.
- Skąd ta ponura mina na tak pięknym licu? - zagaiła pogodnie, patrząc na kobietę z zainteresowaniem - Dałabym się zakuć w dyby byle zobaczyć wasz uśmiech, pani. Musi wyglądać zjawiskowo.

- Czekam na kogoś. Spóźnia się. - młoda Kislevitka wydawała się słabo zaangażowana w zabawę przy stole. Za to jej młody rodak wręcz przeciwnie, bawił się jakby chciał się wybawić i za siebie, i za nią, i za całą resztę.

- Schadzka? Jakie to romantyczne. - Laura westchnęła z zachwytem jakby na żywo rozgrywała się na jej oczach scena z jakiegoś rycerskiego romansu o jakich zwykle śpiewała albo recytowała swojej pani albo publiczności.
- Interesy. - Larisa niejako zastopowała ją z miejsca spoglądając jednocześnie na wejście bo właśnie ktoś wszedł. Ale widocznie nie ten na którego czekała bo znów wróciła wzrokiem do towarzystwa przy stole.

- Rozumiem. - Laura pokiwała swoją rudą głową nie chcąc dalej drążyć nie sprzyjającego zabawie tematu.

- O tak, wypijmy za te wszystkie, rumiane i śliczne lica! - Borys wzniósł wesoły i chaotyczny toast a reszta towarzystwa mniej lub bardziej składnie dołączyła się do niego. Agnes coś wymamrotała ale tak niezrozumiale, że Laura musiała się do niej nachylić i zacząć dopytywać i to znów po bretońsku.

- Tylko wypijmy? - Litz zaśmiała się do Kislevity, przepijając toast a potem złapała go za poły surduta i przyciągnęła do siebie. Pocałowała go krótko i mocno, tak na zachętę.

- Słyszałyśmy plotki o tym czego to ludzie z okolic Praag nie potrafią. - mruknęła niskim głosem prosto w jego twarz - Tam gdzie noce zimne trzeba wiedzieć jak rozgrzać łoże. Podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy, a nasze łoże jest wyjątkowo zimne tej nocy. Poratujesz damy w opresji jak na dzielnego Kozaka przystało?

- No pewnie, że jestem z Praag! Z samiuśkiego Praag! - młody Kozak wydawał się wręcz wniebowzięty tym co imperialna dziewczyna rozpowiada o reputacji jego rodzimych okolic. Oddał pocałunek, mocny, chaotyczny i zachłanny po pierwszym momencie zaskoczenia. Wstał od stołu niejako zrzucając brunetkę z kolan i gotów był natychmiast udowodnić swoją reputację niezłego hulaki.

- To może ja zaprowadzę. - hrabina zaproponowała grzecznie jak na dobrą gospodynię przystało. Również wstała i we czwórkę ruszyli ku schodom. Najgłośniejszy był oczywiście Borys. Gdy znaleźli się wewnątrz z chyba tylko obecność hrabiny powstrzymywała go od niestosownego zachowania. Niespodziewanie do rozmowy wtrąciła się Raina która dotąd raźno wspierała Gabrielle w jej wysiłkach ale wyraźnie oddała jej inicjatywę.

- A czy milady pamięta o przyrzeczeniu? O tym co zdobędzie wygrany? - zapytała gospodynię gdy ta zamknęła drzwi. Borys zaskoczony pytaniem popatrzył pytająco na trzy kobiety w tej sypialni.

- Oczywiście Raina. Jestem kobietą honoru. Sprawa się rzekła i wam dwóm udało się zdobyć pierwsze miejsce. W takim razie do rana oddaję wam tytuł i miejsce hrabiny a ja zamienię się z wami rolami. Więc czego sobie milady życzycie? - blondynka zachowywała się jak na wytworną panią przystało. Nawet w sytuacji gdy właściwie zrzekała się na potrzeby zabawy swojego tytułu. Na koniec popatrzyła wyczekująco na dwie nowe hrabiny a Borys miał minę jakby nie do końca ogarniał co tu się dzieje.

- Naprawdę? Naprawdę to zrobisz? - Raina wydawała się też zbita z tropu zachowaniem hrabiny i w końcu niepewnie przeniosła wzrok na różnooką jakby szukała podpowiedzi co dalej z tym zrobić.

- Oczywiście milady. - hrabina odpowiedziała zupełnie jak na dobrze wychowaną służkę przystało.

- Doskonale - Lizt szybko podłapała zabawę, zacierając dłonie z uciechy nim odchrząknęła i dorzuciła jaśniepańskim tonem - Pomóż się nam rozebrać i przygotuj łoże.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 12-09-2019, 21:12   #96
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Buty Karla rozchlapały kałuże i błoto jakie w cieniu drzew było całkiem świeże. W okolicy było całkiem mroczno. Jak to w lesie, pod wieczór bywało. No i było mnóstwo komarów uprzykrzających życie. Manfred, z bronią gotową do strzału, szedł obok swojego szefa. Pozostali zostali na wozie. Uczona wyraźnie przejęta zaniemówiła i czekała na wynik tego rozpoznania. Inni na wozie też mieli niewyraźne miny. Co tu nie mówić, z każdą minutą mroki prastarej, nieokiełznanej cywilizacją puszczy robiły się mroczniejsze a niebezpieczeństwo zdawało się materializować z każdą chwilą.

W tym czasie Karl i Manfred podeszli do tego czegoś na drodze. Rzeczywiście okazało się to ciałem jakiegoś chłopaka. Jeszcze gołowąs. Widać a raczej słychać było, że nie żyje. Muchy już obsiadły świeżego trupa i robiły sobie z niego ucztę. Przez plecy miał paskudne cięcie, zupełnie jakby dostał podczas ucieczki. To go zabiło lub dobiło, w mroku zapadającego zmierzchu trudno było powiedzieć.


Zaraz, kawałek dalej był zjazd do tego obozu o jakim mówiła uczona Khelman. Widać było namioty i szałasy jakie tutaj zdołano wznieść w lesie. W zapadających ciemnościach widać było nienaturalną ciszę pobojowiska. Ciała widać było tam i tu. Chyba nie skończył się ten obóz zbyt dobrze. Pasowało do jakiegoś nagłego napadu, zwłaszcza jeśli było to w nocy. Ale z zewnątrz trudno było oszacować straty czy jeszcze ktoś tam może żyć czy raczej już nie.

- Manfred... Weź go i pokaż pani - polecił Karl.

Manfred chyba skinął głową czego w tych półmrokach, Karl nie był do końca pewny. Po czym zgiął się i chwycił trupa za ubranie i sapiąc głośno aby przezwyciężyć opór martwego ciała wziął i zaczął go ciągnąć po ziemi w kierunku wozu. A Karl został sam na tym rozdrożu i pobojowisku.

- Pan kazał go pani pokazać. - wysapał najemnik podstawiając trupa chłopaka pod burtę wozu. Dzięki czemu wszyscy mogli rzucić okiem na tą prezentację.

- A dlaczego? - uczona zdziwiła się nie mogąc odgadnąć intencji Karla.

- Nie wiem. - najemnik wzruszył ramionami na znak swojej niewiedzy.

- Bogowie, ten biedak nie żyje? - zapytała kobieta chyba raczej dla zasady bo bezwładność trupa była dość wymowna.

- Tak. - Manfred w końcu znudził albo zmęczył się trzymaniem bezwładnego ciała więc puścił je i pozwolił aby opadło na pobocze rozchlapanej, błotnistej drogi.

- Obserwujcie nadal okolicę - szorstkim głosem zwrócił uwagę pozostałem Tladin. Nie miał ochoty, by coś go znienacka dopadło.

- Zna go pani? - spytał Karl. - To któryś z zatrudnionych?

- Nie, chyba nie. Może to któryś z robotników. Nikt z moich kolegów. - uczona zaprzeczyła ruchem głowy i słowem zerkając jeszcze raz na leżące na poboczu ciało zabitego chłopaka. - Czy ktoś tam przeżył? - zapytała Karla który jak na razie znalazł się najbliżej obozu. Ale jeszcze nie tak blisko by w zapadającym zmroku dostrzec detale. Właściwie z każdym pacierzem robiło się coraz ciemniej. Atmosfera na wozie była dość nerwowa. Nie trzeba było zbyt wiele wyobraźni aby skojarzyć, że atak na obóz był zeszłej nocy a teraz budziła się kolejna.

- Prawdę mówiąc... nie wygląda na to - przyznał Karl. - Chyba że ktoś zdołał uciec. Nie sądzę, by taki szczęśliwiec zechciał wrócić do obozu. Ale musimy sprawdzić. No i, jeśli tu zostaniemy, możemy się spodziewać kolejnej wizyty.

- Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście sprawdzili obóz. Ja sama za bardzo się boję. A nie chciałabym zostawać tu na noc. Obawiam się, że to by było dla mnie zbyt straszne. - twarz uczonej, podobnie jak sąsiednie na wozie, były już widoczne dla Karla jako owalne plamy. Rysy i grymasy w tym półmroku już się zacierały. Ale po głosie uczonej dało się poznać konflikt sprzeczności pomiędzy obawą pozostania na noc poza murami miasta a chęcią pomocy bliźnim jacy mieli jeszcze szansę przeżyć atak z ostatniej nocy.

- Sprawdzimy - zapewnił Karl, po czym wraz ze swymi ludźmi ruszył w stronę zbudowanego obozowiska.

Tladinowi nie podobała się ta sytuacja. O ile początkowo uznał to po prostu za wyjazd za miasto, teraz coś mu tutaj nie pasowało. Ruszył dalej od wozu razem z Karlem.
- Uważaj na siebie - powiedział szeptem. - Równie dobrze ta kobieta może nas prowadzić w zasadzkę i wcale nie być tym, za kogo się podaje. Każę zawrócić wozy, tak na wszelki wypadek.
- Rozejrzę się i wracam - powiedział Karl.
Miał zamiar szybko sprawdzić, czy ktoś przeżył, a potem wrócić do miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-09-2019 o 21:14.
Kerm jest offline  
Stary 13-09-2019, 08:14   #97
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - 2519.VIII.06; ranek

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Przyłbica i kwiat”
Czas: 2519.VIII.06 Backertag (4/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz pochmurnie



Gabrielle



Poranek okazał się dość ponury. Przynajmniej na zewnątrz. Bo wewnątrz kolejni uczestnicy wczorajszej zabawy po kolei dochodzili do siebie, mniej lub bardziej kompletowali swoje ubrania a potem zjawiali się na dole, w sali głównej na śniadaniu gdzie za danie główne robiła kasza z różnymi dodatkami a na dodatek różne podpłomyki i na słodko i niekoniecznie na słodko.

Gabrielle wstała i dołączyła do towarzystwa jakoś w środku tej o wymęczonej gromadki. We wszystkich członkach a zwłaszcza głowie wciąż jej szumiało i z pewnością wstała zbyt wcześnie. Z drugiej strony na dole przy stole zastała już część towarzystwa a kolejni towarzysze i towarzyszki dochodzili w miarę trwania śniadania. W lokalu specjalizującym się w wieczorno - nocnej obsłudze gości o tej dość wczesnej porze było raczej pusto niż pełno. Poza ich stołem gości było niewielu. Pewnie jak byli to jeszcze w swoich pokojach, albo udawali się za swoimi sprawami no albo zamierzali odwiedzić ten lokal później. Na razie dzięki wstawiennictwu listu żelaznego z wolfenburskiego ratusza mogli się zająć przezwyciężaniem bólu egzystencjonalnego.

W tym przezwyciężaniu przodowali Lotar, Raina i o dziwo sama hrabina von Osten. Byli już na dole gdy Gabrielle tam zeszła. Po Lotarze w ogóle nie było widać, że zabawiał się przez sporą część nocy. Wyglądał pogodnie i uśmiechnięto. Hrabina i czarnowłosy, wolfenburski ulicznik jakim była Raina, były nieco zaspane i przy śniadaniu budziły się do życia no ale w końcu przyjemności z zeszłej nocy wprawiały w przyjemne rozleniwienie chociaż też żadna z nich w nocy się nie oszczędzała. Gabrielle nawet pod koniec śniadania czuła się jakby Randal z niej zakpił bo ani tak wrócić na górę do łóżka aby odespać nocne swawole ani wziąć i zabrać się za coś konkretnego.

- Oo matko… nigdy więcej… - to wszystko było i tak nic w porównaniu do ognistowłosej minstrelki. Jeśli czuła się tak jak wyglądała no to pewnie na poranne arie z jej strony nie było co liczyć. Chrypiała coś tylko i machinalnie wduszała w siebie jedzenie bez większego przekonania.

- Oj nie strasz Lauro, że już więcej nie będziesz z nami swawolić. - milady, która znów wyglądała i zachowywała się jak milady, z udanym przerażeniem położyła dłoń na swojej piersi co rozbawiło większość śniadających przy stole.

Rozmowy trwały w miarę trwania śniadania. I można było porozmawiać o wstającym dniu albo spróbować przypomnieć sobie strzępki wczorajszych rozmów. Borys okazał się być synem kislevskiego kupca. Sądząc po tym jak się nosił i jak szastał srebrnikami nie mógł to być jakiś zwykły kramarz. Miał więc parcie na przygody, zwłaszcza takie wesołe i huczne jak ostatniej nocy a do tego było go stać na gest zamówienia przedniego miodu, piwa czy wina dla swoich nowych towarzyszy. Okazało się, że on i hrabina słyszeli o sobie nawzajem a przynajmniej ich rodowe nazwiska brzmiały swojsko. A możność poznania hrabiny von Osten osobiście wprawiała go po prostu w euforię. Zwłaszcza jak ostatniej nocy mieli okazję pogłębić tą dość świeżą znajomość i chyba oboje to sobie chwalili dzisiejszego poranka.

Larysa okazała się być łowcą nagród. Miała wczoraj się spotkać z informatorem no ale łajza nie przyszedł. No ale chociaż tą niedogodność odbiła sobie wieczorem. Chociaż nadal dało się wyczuć mur rezerwy jaki wokół siebie roztaczała przed nowymi znajomymi. Nie chwaliła się czy aktualnie kogoś szuka z listów gończych czy nie.

Rano wreszcie można było i obejrzeć i porozmawiać z młodą Bretonką. Wieczorem i w nocy niewiele było z niej pożytku bo już na dość wczesnym etapie wieczornych swawoli miała stan jaki inni osiągali gdzieś w okolicach północy. Ale też dzięki temu właściwie nie stawiała wczoraj nikomu oporu i była z niej kochana przylepa chociaż chyba oprócz Laury i może hrabiny nikt nie mógł się z nią dogadać bo bełkotała tylko w swoim ojczystym języku. Ale teraz przy śniadaniu okazało się, że w imperialnym też umie chociaż odrazu słychać było, że to ktoś zza granicy. Agnes była dla odmiany zrozpaczona bo ktoś jej zwędził wszystkie upolowane skóry jakie przywiozła na handel dlatego się wczoraj tak nawaliła. Tylko nie szło się dogadać bo coś kręciła bo to miało być na wiosnę a teraz przecież końcówka lata była, równonoc czaiła się za pasem.

No i wraz z nowym porankiem, dość pochmurnym ale przynajmniej suchym i znośnym, trzeba było się zastanowić co należy robić dalej. Hrabina miała zamiar wrócić na swoje rodzinne włości no ale jakoś trzeba było się tam dostać. Jej zdaniem już nie było daleko, może dwa, góra trzy dni drogi na południe. Trzeba by jechać drogą na Kienbaum a potem odbić na wschód na Wendorf. Oczywiście arystokratka nie musiała dodawać, że nie godzi się aby ktoś o jej pozycji i statusie społecznym pokonywał tą trasę pieszo. Ani to, że sama nie zamierzała zajmować się tak przyziemnymi głupstwami jak znalezienie środka transportu.




Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Podbramna”
Czas: 2519.VIII.06 Backertag (4/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz pochmurnie



Karl i Tladin



Poranek okazał się pochmurny. Ale chociaż nie padało i było względnie ciepło. Tak na podróż to pogoda była w sam raz, ani zimno, ani ciepło, no i w miarę sucho. Poranek w “Podbramnej” okazał się średnio tłoczny. Jak w każdej karczmie na podgrodziu uzbierało się trochę podróżnych którzy jak wieczorna wycieczka Karla i Tladina, nie zdążyli dojechać albo wrócić do miasta przez zamknięciem bram. A bramy widocznie tutaj zamykano standardowo czyli o zmroku. A wczoraj już nie zdążyli wrócić przed zmierzchem skoro zmierzch zastał ich w pogruchotanym i splądrowanym obozie archeologów. A jeszcze przecież musieli stamtąd wrócić to już w ogóle po ciemku wracali przez ten las. Gdy w końcu wyjechali z tego nomen omen, skraju Lasu Cieni jeszcze dniały na horyzoncie resztki zmierzchu ale na tym ziemskim padole już panowała noc. Trzeba było jechać przy świetle pochodni. No i gdy wrócili pod bramę jaką jeszcze w świetle wieczoru opuścili wyjeżdżając z miasta okazała się oczywiście zamknięta. No ale na takie okazje była “Podbramna” więc nie musieli nocować pod chmurką.

- O bogowie, co teraz? Tych biedaków trzeba stamtąd zabrać i pochować. - o poranku, magister historyi i archeologii była wyraźnie przybita i przygnębiona tym co wczoraj zastali na pobojowisku. Chociaż Karl z Manfredem przeszli chyba przez całe albo większość obozu to nie znaleźli nikogo żywego. Za to całkiem sporo ciał. W świetle pochodni nie było zbyt wygodne zwiedzać to pobojowisko a i tak jeżył się włos na głowie a serce przyspieszyło rytm. W końcu zbliżała się kolejna noc i atak mógł się powtórzyć. Leśna kopuła zamykała się jak olbrzymia katedra nad obozem a droga była niczym bardzo długa nawa świątyni. Czyli atak mógł spaść z każdej strony a napastników byłoby widać w ostatnim momencie.

Samych napastników nasłanych przez panią archeolog która miała być w teorii Tladina tylko wabikiem na łatwowiernych i dobrodusznych się jednak nie doczekali. Ani żywych a czy z martwych ktoś był napastnikiem trudno było oszacować. Chyba nie bo większość była roznegliżowana co potwierdzało słowa uczonej, że napaści dokonano w nocy gdy większość spała w swoich namiotach. A jeden czy dwóch bardziej ubranych no może było strażnikami albo po prostu zdążyli się ubrać czy raczej nie zdążyli się rozebrać z jakiegoś powodu.

Wszystkie zabite ciała zostały w walce. Nosiły ślady uderzeń ostrzy, miały wyprute wnętrzności jednym słowem no zginęli w walce. Większości ciał brakowało głów, jedna czy dwa ciała były bez dłoni. Łącznie to sprawiało dość makarbyczny widok. No i utrudniało identyfikację kto jest kto. Ten chłopak co go znaleźli na samym początku okazał się dość dobrym stanie. Przynajmniej niczego mu nie odrąbano. Co więcej tych odrąbanych części ciał w obozie nie odnaleźli więc chyba napastnicy zabrali je ze sobą.

A kim byli napastnicy? Pewności nie było. Może jakieś leśne plemiona dzikich, może jakieś stwory, mutanty lub ludzcy degeneraci. Trudno przy świetle pochodni oszacować. Obóz został kompletnie splądrowany, większość namiotów zapadła się, ze dwa zostały spalone no więc powstał chaos pobojowiska.

Karl nie był pewny kto napadł na obóz zeszłej nocy. Ale w oczy rzuciło mu się sporo kopytnych śladów. Co prawda znaleźli też zaszlachtowane konie a inne mogły uciec w las albo zostać uprowadzone. Ale może to i napastnicy zostawili te tropy? Musiało być ich przynajmniej kilku bo tyle znalazł odcisków tych kopyt. Ale pewnie było więcej a te kilka po prostu w paru miejscach pobojowiska odcisnęło się bardziej. Znalazł też coś co mogło być jakimś bazgrołem w z krwi na płachcie jednego z namiotów. Nie był pewny czy to przypadkowe chlapnięcie z jakiegoś nieszczęśnika czy celowy zamysł. A jak celowy to nie mógł dopatrzeć się jego celu.

Sama Aldona Khelman zdobyła się wczoraj na odwagę na tyle aby zejść z wozu i wrócić do swojego namiotu po księgi i swoje rzeczy. Tylko po to aby odkryć, że zostały zniszczone co chyba ją załamało może nawet bardziej niż reszta pobojowiska bo się rozpłakała i zrobiła się apatyczna. Nie mówiła ile pracy włożyła w spisanie tych ksiąg ale chyba bardzo wiele patrząc na to jak ta strata ją zabolała. - Tyle wiedzy, tyle wiedzy… - mamrotała podczas powrotu nad tą stratą. Przez resztę trasy i wieczoru była bierna i cicha zdruzgotana tą całą tragedią. Dopiero gdy spotkali się rano wydawała się, że barwy wracają jej do twarzy chociaż wziąć była poważna i przygnębiona.

- Bardzo przepraszam za moje zachowanie wczoraj. Kompletnie mnie zdruzgotała ta tragedia. Przez to nie podziękowałam wam za waszą pomoc. Ogromnie wam dziękuję za wasze wsparcie, bez was nie dałabym rady ani nie miałabym z kim tam pojechać. Niec dobrzy bogowie mają was w swojej opiece. Chciałabym się wam jakoś odwdzięczyć za tą pomoc niestety jak widzieliście wszystkie moje rzeczy zostały zniszczone w obozie. - uczona doszła do siebie na tyle przy tym śniadaniu, że podziękowała dwóm podróżnym którzy wczoraj pochylili się nad jej tragedią i pomogli w potrzebie. Głos i spojrzenie miała smutne i przepraszające. Sama była w dość marnym stanie i pewnie miała przy sobie tylko to co było na niej widać w tej chwili. Czyli poza wierzchnią suknią to niewiele.

- Teraz chyba trzeba by sprowadzić kapłana Morra aby pochował tych nieszczęśników. I chyba trzeba by komuś o tym powiedzieć. Myślicie, że ktoś mógł przeżyć? - ciemnowłosa, dojrzała wiekiem kobieta o zapuchniętych oczach zastanawiała się co dalej pytając towarzyszy o zdanie. Czy ktoś mógł przeżyć? W obozie raczej nie. Chyba, że napastnicy kogoś porwali i zabrali ze sobą. Trudno było to po ciemku stwierdzić, zwłaszcza jak nie było wiadomo czy kogoś brakuje czy nie. Bo uczona po odkryciu jak wygląda jej pozostawiony namiot i dobytek załamała się i nie nadawała się do sensownej rozmowy. A brak głów i tak utrudniał zorientowanie się czy kogoś a jak tak to kogo brakuje. W świetle dnia, nawet tak dość pochmurnego, wszelkie ślady w obozie powinno być widać lepiej. A kapłan Morra w miasteczku pewnie jakiś był. No rzeczywiście prawym obywatelom Imperium nie godziło się pozostawić ciał zamordowanych pobratymców na pastwę dzikich zwierząt i leśnych maszkar.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-09-2019, 21:11   #98
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Pewnie, niech Pani ich zawiadomi - skomentował pomysł poinformowania kapłanów Morra krasnolud. - A potem co zamierza Pani robić? Bo jeżeli nie ma Pani innego zajęcia, to poszukiwania zaginionego bastionu byłyby interesujące?

Karl, który pomyślał o tym samym, skinął głową. Ktoś, kto zjadł zęby na szperaniu w stosach dokumentów z pewnością byłby przydatny przy zbieraniu informacji.

- Ja? Nie wiem… Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym… Myślę, że najpierw zajmę się pogrzebem. Jestem to winna tym biedakom - uczona wydawała się roztargniona i przybita skalą tragedii na tyle, że nie miała chyba nastroju do krojenia dalekosiężnych planów. Upiła łyka wina ze swojego kielicha, westchnęła i wstała od stołu. - Wybaczcie ale muszę spróbować poszukać jakiegoś kapłana Morra - rzekła do nich przepraszająco i rozejrzała się po karczmie. A po chwili zastanowienia ruszyła do szynkwasu aby porozmawiać z karczmarzem.

Karl odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał na Tladina.
- To chyba dobry moment, byśmy zajęli się swoimi sprawami - powiedział. - Bastion co prawda nie ucieknie, ale jest ważniejszy niż zwierzoludzie, którzy napadli na obóz.

- Tak
- zgodził się krasnolud. - Chociaż możemy spędzić tu dzień rozpytując czy ktoś coś wie na jego temat. Jak się kobieta namyśli, to wyruszy z nami. A jeżeli nie, to jutro wyruszymy dalej. Trzeba uzupełnić zapas pochodni - przypomniał sobie.

- Pochodnie? Tak, przydadzą się - Karl skinął głową. - Ale reszta to strata czasu. To znaczy można by spytać karczmarza o najstarszych ludzi w miasteczku, zadać im parę pytań, a potem jak najszybciej ruszyć w drogę.

W międzyczasie natrafili na Maruviel, która szła sama ku bramie miasta. Wyglądało na to, że idzie w stronę miasta. Ona też ich zawuażyła i przywtiała się. Tladin już miał ją minąć, ale...

- Cóż za niespodziewane spotkanie... - Karl do powitania dołączył uśmiech. - Skąd i dokąd bogowie prowadzą? - spytał.

- Dzień dobry Karl - blondwłosa elfka przywitała się uprzejmie chociaż mimikę miała typowa dla swojej rasy czyli z ludzkiego punktu widzenia, mocno oszczędna. - Rzeczywiście niespodzianka. Chociaż może nie do końca skoro podróżujemy tą samą drogą i w tym samym kierunku - Elfka przystanęła nieco z boku traktu aby porozmawiać. - Musiałam w lesie oddać cześć naszej pani. Tak robimy w każdą pełnię. A wy co tu porabiacie? - skośnoucha zrewanżowała się podobnym pytaniem.

W głowie Tladina pojawiła się wizja elfki masakrującej obóz naukowy w hołdzie do jakiejś wrednej elfiej suki. Ale nie odezwał się ani słowem.

- Zatrzymaliśmy się na chwilę w drodze do Bastionu - odparł Karl. - Taki mały przerywnik związany z pewną ekspedycją... która, niestety, nie rozszerzyła zakresu naszej wiedzy.

- Jaka ekspedycją?
- elfka chyba była zdziwiona chociaż jak zwykle, ludziom trudniej szło odczytać mimikę i intencje elfów niż innych ludzi czy choćby krasnoludów.

- Pewna uczona usiłowała odkopać jakieś ruiny w lesie - Karl machnął ręką, wskazując, mniej więcej, kierunek. - Pewnie świątynię - dodał. - W każdym razie fundamenty jakiegoś budynku. A nocą obóz zaatakowali zwierzoludzie. Zapewne jacyś kopytni zwierzoludzie - dodał. - Wybili kogo dopadli, poobcinali głowy i dłonie.

- Ah tak…
- kobieta zastanowiła się chwilę nad słowami rozmówcy. - Tak, chyba ich słyszałam w nocy. To dzikie wycie i bębny. Pewnie coś świętowali, może nawet mieli jakiś jeńców. Właśnie dlatego idę do moich towarzyszek aby im przekazać te wieści. Myślę, że to niezbyt zdrowo aby taka dzika banda pokrak łaziła tak blisko szlaku - blondwłosa elfka pokiwała głową jakby słowa Karla wpasowały jakiś kawałek tej układanki na swoje miejsce.

- Wygląda na to, że dwie, trzy osoby to za mało na taką zgraję - odparł Karl. - Ale jestem przekonany, że wkrótce miasto poradzi sobie z tym problemem.

- Myślę, że głównym czynnikiem aby dorwać to stado jest czas. Mniejsza grupka prędzej zbierze się i ruszy w pościg aby rozbić tą bandę niż mobilizacja całego oddziału. Wydaje mi się, że gdybyśmy połączyli siły mielibyśmy na to szansę. W nocy słyszałam tylko jeden bęben więc to nie może być wielkie stado. Nie może być też bardzo daleko
- Maruviel lekko pokiwała głową gdy spokojnym i łagodnym głosem przedstawiała swoje racje. Na pewno miała rację w kwestii mobilizacji oficjalnych czynników. Co prawda jeden regularny oddział na pewno byłby silniejszy niż ich grupka czy nawet obie ale zanim by się dogadano z ratuszem, ci uruchomili by ten oddział, oddział musiał zebrać się do kupy a następnie wymaszerować z miasta to mogło minąć spora część dnia. Może nawet tak długo, że na noc by nikt nie ryzykował wyprawy w las więc odłożono by tą karną ekspedycję do następnego dnia. A to wszystko zmniejszało szansę na sukces. Natomiast mała grupka jaką dysponowali własnymi siłami mogła by wyruszyć właściwie od razu. Pewnie tym motywowała się elfka gdy mówiła swoje słowa.

Karl spojrzał na krasnoluda, ciekaw, jak ten zareaguje na propozycję elfki. On sam był średnio zainteresowany pogonią za zwierzoludźmi, a wcześniejsza próba współpracy z Maruviel nie skłaniała do podjęcia kolejnej.

- Nie patrz tak na mnie - najemnik wzruszył ramionami. - Bieganie po lesie nie jest moją specjalnością. Ani szybkość. Poza tym mam zlecenie i nie chcę go narażać pobocznymi atrakcjami - potem obniżył głos do szeptu i odwrócił się tak, żeby elfka nie widziała jego twarzy. - Poza tym, nikt nam za to nie zapłaci, a i tak już sporo zrobiliśmy.

- To załatwia sprawę
- Karl rozłożył ręce, spoglądając na elfkę. - Ale jestem przekonany, że znajdziesz dostateczną ilość ochotników. Powodzenia.

- Widzę, że niewłaściwie cię oceniłam Karl. Ale jak mawia stare przysłowie “Karma wraca”. Powodzenia
- elfka chwilę trawiła słowa obydwu rozmówców ale przyjęła je ze spokojem. Pożegnała się raczej z Karlem niż Tladinem co do którego widocznie nie miała złudzeń i odeszła w stronę bramy po chwili w porannym tłumie wozów, zwierząt i przechodniów już nie dało się rozróżnić jej blondwłosej, gibkiej sylwetki.

- Tak, karma wraca - przytaknął Karl, przypominając tym samym zachowanie elfki w stosunku do nich.

Wrócili do karczmy i podeszli do właściciela, by zapytać o brata Tladina oraz o najstarszych ludzi w mieście i o tych, co się zajmują historią okolicy. O bracie nic nie wiedział. Nie znał też wszystkich ludzi z miasta, ale podał parę namiarów. I skierował ich też do sigmarytów bo do kogo by innego?

Wyruszyli więc znów na miasto. Dzięki wskazówką tubylców doszli do świątyni sigmarytów. Była o wiele skromniejsza niż wolfenburska no ale tak samo jak i całe miasto. Karl przedstawił się pierwszemu napotkanemu akolicie i poprosił o spotkanie z kimś, kto się zajmuje kronikami lub historią.

Młody kapłan zaprowadził ich do jakiegoś starszego.

- W imieniu i na polecenie władz Wolfenburga poszukujemy miejsca, które zwane jest zamkiem Falkenhorstów, a w skrócie Bastionem - powiedział Karl. - A przy okazji, skoro tu jesteśmy, chcieliśmy przekazać wieści o napadzie zwierzoludzi na obóz niedaleko miasta. Co prawda pani Aldona Khelman, która prowadziła tam badania, chciała poinformować o tym władze miasta, ale wolimy się upewnić.

Starszy kapłan, z grubym łańcuchem na którego końcu był zawieszony wisior sigmaryckiego młota pokiwał ze zrozumieniem głową. W czeluściach domu Sigmara było nawet o późnym poranku dość mrocznie. Ale kandelabry i święte świece roznosiły po pomieszczeniu charakterystyczny zapach palonego wosku i kadzidła a także rozjaśniały to mroczne miejsce. A Karl z Tladinem mogli się temu napatrzyć i kontemplować ten dom boży z dobre kilka pacierzy gdy ojczulkowie poszli do archiwum aby sprawdzić jak mogą pomóc wysłannikom wolfenburskiego ratusza. Musieli być życzliwie nastawieni do nich, czy to obaj podróżni sprawili takie dobre wrażenie, czy też sigmaryci mieli taki szacunek dla sigmaryckich władz bo ratusz był władzą świecką i władze kościelne były poza jego jurysdykcją. Obie instytucje, i świeckie i świątynne mogły ze sobą współpracować albo nie ale żadna nie miała zwierzchności nad drugą. Wieści o napadzie też ich poruszyły i kogoś, gdzieś posłali ale po kogo i gdzie tego podróżni już nie wiedzieli. No ale w końcu młody akolita przyszedł do poczekalni i wezwał obu czekających przed oblicze swojego przełożonego. Więc znaleźli się w małym pokoiku wyłożonym regałami a te niezliczonymi księgami i zwiniętymi rulonami.

- No obawiam się, że nasza świątynia nie posiada archiwum z aż tak odległych czasów i miejsc. Takie rzeczy to może mają nasi bracia w Lenkster bo to bliżej do gór niż my mamy. Albo w naszych głównych archiwach w Wolfenburgu bo na sam koniec trafiają tam wszystkie odpisy albo kopie - kapłan wyjaśnił chrypiącym głosem i wskazał trzęsącą się, pomarszczoną dłonią na liczne księgi na swoich regałach w których jednak nie było zbyt wiele o poszukiwanej przez podróżnych informacji.

- Jedyne co nam się udało znaleźć to jakaś rozprawa sądowa gdzie jedna ze stron powoływała się na przywilej jaki niegdyś mieli von Falkenhorstowie. Ale nic o samym ich zamku - dorzucił młody akolita który ich zapowiedział i chyba był pomocnikiem starszego kapłana.

- W Wolfenburgu nic nie wiedzą, więc jedziemy do Lenkster - powiedział Karl. - Ale dziękujemy za pomoc za starania - skłonił się uprzejmie. - Gdybyśmy mogli się jakoś zrewanżować...
Oczywiście zdobytyte informacje nic im nie dały, ale lepiej było utrzymywać ze świątynią Sigmara jak najlepsze stosunki.

- Czy przypadkiem nie odwiedził was w ostatnich latach krasnolud Bladin, w służbie Grimnira? Złotowłosy, niezbyt solidnej budowy. To mój brat, gdzieś nam zaginął w okolicach dziesięć lat temu - Tladin widząc, że rozmowa ma się ku końcowi, zapytał się o temat, który interesował go najbardziej. Szczerze powiedziawszy, dawno stracił nadzieję, że uda mu się czegokolwiek dowiedzieć. Ale jak na khazada przystało, był cierpliwy. A kropla drąży skałę.

 później...

W miasteczku mieli w planach spotkać się jeszcze z tymi starszymi osobami. Zakładając, że te rozmowy nie będą stanowić przełomu, chcieli jeszcze wyruszyć i jak bogowie dadzą, dotrzeć na następny nocleg przed zmrokiem.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 19-09-2019 o 21:29.
Gladin jest offline  
Stary 22-09-2019, 00:06   #99
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2519.VIII.06; południe

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.06 Backertag (4/8); południe
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz pochmurnie



Karl i Tladin



Wydawało się, że dobrzy bogowie mogli patrzyć przychylnym okiem na wizytę śmiertelników w domu bożym. Gdy bowiem Karl i Tladin przebywali w mrocznej świątyni poświęconej najważniejszemu bogu każdego szanującego się Ostlandczyka przez piękne witraże wpadało światło słoneczne. Na podłodze, ławach i wiernych błyskały się kolorowe refleksy a sceny z żywotów świętych i bohaterów Imperium zdawały się promienieć wewnętrznym blaskiem jakby sami dobrzy bogowie tchnęli w nie swoją moc.

Całe przedpołudnie obydwaj towarzysze spędzili w świątyni chociaż bynajmniej nie na modłach do dobrych bogów. A gdy opuścili dostojną świątynię światło słoneczne skryło się za chmurami chociaż chłodno nie było no i nie padało. Samo południe zeszło im obydwu na chodzeniu właśnie. Na chodzeniu po mieście, szukaniu wskazanych starszych ludzi i wysłuchiwaniu tego co mogą mieć do powiedzenia o dawnych czasach. Co prawda nie było szans by ktoś z nich czy nawet jakiś przodek od którego mogliby za młodu usłyszeć jakiś przekaz, żył w czasach świetności Bastionu i znamienitego wówczas rodu von Falkenhorstów to jednak popytać można było.

W końcu gdy dzień był w zenicie wrócili aby się pokrzepić w karczmie jaką opuścili wczoraj aby pomóc uczonej Khelman sprawdzić co się stało w nocy z jej obozem. Obaj wozowi razem z wozami i resztą ekwipunku zostali w “Podbramnej”, tam gdzie spędzili ostatnią noc. Nie było sensu tłuc się dwoma wozami po mieście skoro i tak głównie chodzili, czekali, pytali, rozmawiali i szukali kogoś po mieście. Ale na razie, w obiadową porę, mogli odsapnąć “Pod odyńcem” przemyśleć zdobyte informacje i zastanowić się nad następnymi krokami.

Niespodziedziewanie młody akolita w świątyni, gdy Tladin zapytał o swojego brata po chwili zastanowienia coś sobie jednak przypomniał. - Khazad - blondyn? - powtórzył z namysłem i zastanawiał się jeszcze chwilę. - No nie, dziesięć lat temu to nie. Dziesięć lat temu to byłem małym knypkiem. Ale kilka tygodni temu to jak mnie wezwano na ostatnie namaszczenie do karczmy to w drzwiach zderzyłem się z kimś takim. On wychodził a ja szybko chciałem wejść aby zdążyć z ostatnim namaszczeniem. To było bodajże w “Trzech piórach”. Albo “Trzech fretkach”. Zawsze mi się mylą… No ale nie rozmawiałem z nim, nie wiem czy to był twój brat którego szukasz. Ale życzę ci aby dobrzy bogowie sprzyjali w ścieżkach jakie znów was połączą. - młody akolita mówił z zastanowieniem gdy próbował sobie przypomnieć z natłoku codziennych wydarzeń to jedno które mogło mieć chociaż trochę wspólnego ze sprawą o jaką pytał khazad.

Zaś z rozmów przeprowadzonymi ze starszymi mieszkańcami Ristedt trudno było coś wywnioskować. Ich informacje były trudne do zweryfikowania więc nie wiadomo było czy mówią prawdę, nie do końca właściwie pamiętają zdarzenia sprzed kilku dekad czy też zwyczajnie bajdurzą.

Jeden stary dziadyga który był kiedyś strażnikiem dróg to zjeździł okoliczne gościńce wzdłuż i wszerz. On właśnie twierdził, że niegdyś podczas patrolu zapędził się tak głęboko w góry, że znalazł kamień milowy. A na tym kamieniu milowym były różne znaczniki. W tym jeden prowadzący drogą w góry. Co było dziwne bo wiadomo, że w górach nikt nie mieszka. Przynajmniej żaden bogobojny poddany imperatora. No chyba, że to droga z dawnych czasów a w dawnych czasach to mogła być tylko do Bastionu prawda?

Wdowa po pewnym kupcu zaś uraczyła ich opowieścią o tym jak jej mąż przetarł górski szlak. Jak przeprawił się karawaną przez góry od samiuśkiego morza aż tutaj i dalej do Wolfenburga. Przeprawiali się długo, najpierw przez puszcze na północy, potem góry i znów puszcze aż dotarli tutaj i dalej, ostatni skok do stolicy. Mało ich zostało bo z karawany pół setki jucznych zwierząt do celu dotarła może jedna trzecia. Ale i tak ci którzy dotrwali to zrobili się na tym krezusami. No i opowiadał potem różne dziwy jakie widział po drodze. W górach też widział ruiny i małe i duże a jedne z nich był przekonany, że to był właśnie ów legendarny Bastion von Falkenhorstów.

Jeszcze jedno rodzeństwo dwóch wiekowych staruszków non stop się kłócili. Co chwilę jeden poprawiał drugiego albo nawet mu zaprzeczał więc trudno było się zorientować o czym w końcu mówią. I czy w ogóle na temat. Ale chyba chodziło o to, że gdy byli piękni, sprawni i młodzi czyli jak Karl dzisiaj no to mieli mnóstwo przygód. I oni twierdzili, że jakiś ich znajomek z tamtych czasów ogłaszał się wszem i wobec, że jest prawdziwym von Falkenhorstem. Timon von Falkenhorst. Tak mówił, że się nazywa. Znaczy drugi z braci pamiętał to całkiem inaczej, że ów ich znajomek robił dla Timona von Falkenhorsta. W końcu jedyne do czego byli zgodni to to, że marnie skończył bo podczas ataku na szlaku za wolno uciekał czy tam się chował i go gobasy na wilkach dopadły. No w każdym razie ostatnie co bracia pamiętali to jak krzyczał a goby na wilkach były już tuż - tuż.

I nad takimi wiadomościami Karl i Tladin mogli porozmawiać przy obiedzie “Pod odyńcem”. Dzień już stał w połowie więc kluczową sprawą było czy zostają do kolejnego poranka w Ristedt czy je jednak opuszczają.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-09-2019, 17:46   #100
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Tladin ruszył w miasto. Na chybił trafił zaczął od Trzech Piór. Usiadł przy szynkwasie, zamówił sobie piwo i się rozejrzał za pobratymcami.
- Szefie - zagadnął karczmarza - szukam brata. Bladin się nazywa, blondyn, starszy ode mnie. Budowy raczej przeciętnej. Jeden sigmaryta mówił mi, że tak z miesiąc temu widział kogoś podobnego tutaj.

Karczmarz zastanowił się chwilę. Do pomocy podrapal się po zarosnietym policzku. Ale w końcu pokręcił głową, wzruszył ramionami i skrzywił wargi w znaczeniu, że nie kojarzy o kogo pyta gość. Szkoda. Trzeba będzie spróbować swoich popytać. Siedział tam taki jeden młody. Z ubioru raczej jakiś urzędnik chyba. Ubranie miał niezłe, a element uzbrojenia na pierwszy rzut oka robiły świetne wrażenie. Odwrócił wzrok jednak gdy tylko zobaczył, że Tladin patrzy się na niego. No cóż, wojownik wzruszył ramionami. Pewnie ma się za lepszego - pomyślał. Z dala od niego siedziała młoda krasnoludzka wojowniczka. Jej ubiór i wyposażenie było nawet niezłej jakości, ale dość podstawowe. Siedziała przy jednym stoliku z jakimś człowiekiem, którego nie widział - był odwrócony do niego plecami. Żywo gestykulowała i co chwilo przecząco kręciła głową. Na razie nie będę im przeszkadzał - pomyślał, biorąc łyk piwa - ale młoda jest ładna, więc… - uśmiechnął się do siebie w duchu. Udało mu się wypatrzyć jeszcze jednego khazada, tym razem dość sędziwego. Widać było, że sporo w życiu przeszedł. Liczne i widoczne blizny nie pozostawiały złudzeń co do tego, że topór nosił nie od parady. Wzrok miał jednak smutny i często pociągał z gąsiora. Zacznę od niego zdecydował Bladenson i podszedł z kuflem do stolika.
[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/dc/be/28/dcbe288ba11fc814a5c428d77f0563a4.jpg[/MEDIA]
- Niech Grimnir Ci sprzyja - przywitał się z wojownikiem. - Tladin Gladenson jestem, mogę Ci zająć chwilkę?
Obcy krasnolud ściągnął brwi i usta, poruszył wąsami. Otaksował milcząco nowego swoim jednym okiem. Przekrzywił głowę zastanawiając się, w końcu kiwnął głową wskazując stołek naprzeciwko.
- Ragnis Fimburson. Słucham.
- Przejdę od razu do rzeczy - stwierdził młodszy, na co tamten pokiwał z aprobatą głową. - Mój brat 10 lat temu wyruszył w służbie Grimnira do Wolfenburga. Nigdy tam jednak nie dotarł. Z moją kompanią znalazłem się w okolicy więc rozpytuję. Może uda się go znaleźć, albo chociaż jego grób. Nazywa się Bladin, jest szczuplejszy ode mnie i złotowłosy. Jeden z sigmarytów mówił, że widział tak z miesiąc temu kogoś takiego tutaj. Karczmarz nie kojarzy, niestety. Może widzieliście kogoś takiego?
Ragnis zamyślił się. W końcu upił łyk i machnął ręką.
- Nie, nie kojarzę. Gdybyś spytał mnie tydzień wcześniej, może coś bym pomógł. Byłem dowódcą straży. Ale teraz… - przerwał.
- Co się stało? - zaciekawił się Tladin.
- Zestarzałem się, ot co. Gdybym mieszkał w krainie przodków, to by się nie zdarzyło - zaczął się skarżyć. - Tam nie mówi się krasnoludowi, że jest za stary. Nie mówi mu się, że zasłużył na emeryturę. Ci ludzie nie szanują za nic starszych. Co mi po ich, tfu, emeryturze? Czy krasnoludowi potrzebna jest taka jałmużna? - rozkręcał się w swoich żalach. - Siedzę tu i przepijam co mi dali. A bo to mi brakuje swoich? Tyle lat służby. I co, medal dali i to ma być wszystko? Zejdź z drogi staruszku? Co ci ludzie wiedzą, jakie mają doświadczenie? - pytał retorycznie, nie czekając na odpowiedź. - Pamiętaj, nie pracuj dla ludzi. Bo na starość, spotka się to samo. Wracaj do swoich, tam szanują doświadczenie… - w końcu zamilkł, ściskając dłonią brzeg blatu. Tladin milczał, zastanawiając się.
- Cóż… skoro o bracie nic nie wiadomo… jestem tu przejazdem. Ruszamy w góry odnaleźć starą twierdzę. Może to lepsze, niż siedzenie tutaj i picie? Nawet, jeżeli nic nie uda nam się znaleźć - wyszczerzył się do Fimbursona - to pozwiedzamy góry, rozbijemy parę łbów i nie będziem gnuśnieć w ludzkim mieście. Brzmi to ciekawie?
 jakiś czas później

W pewnym momencie Tladin zauważył, że młoda krasnoludzica skończyła swoją rozmowę, ale chyba nie poszła po jej myśli. Mężczyzna odszedł od stołu, a dziewczyna założyła ręce i odprowadzała go ciężkim wzrokiem. Gladenson pożegnał się więc z Ragnisem i zbliżył do jej stolika.
- Cześć - zwrócił na siebie jej zdumione spojrzenie. - Tladin jestem. Mogę Ci zająć chwilkę?
- Jeżeli masz nadzieję, na łatwy numerek, to źle trafiłeś
- poklepała dłonią leżący obuch młota.
- E… - stropił się na moment, po czym postanowił jednak przysiąść. - Właściwie, to na razie chciałem zapytać. Czy nie widziałaś w okolicy mojego brata, Bladina. Szczupły, złotowłosy, służy Grimnirowi. Jeden sigmaryta widział takiego podobnego tutaj tak z miesiąc temu.
- Miesiąc temu mnie tu nie było. I nie nie widziałam. A teraz zostaw mnie w spokoju chyba, że masz do zaoferowania dobrze płatne zlecenie dla mojego pieszczoszka
- czule pogłaskała stylisko młota, a Tladinowi zrobiło się gorąco.
- Dobrze płatne to niekoniecznie. Pracuję dla ratusza w Wolfenburgu i mam znaleźć zaginiony bastion Falkenhorstów. To co tam znajdziemy, razem z bastionem, będzie nasze.
- Serio?
- krasnoludzica zrobiła wiekie oczy wpatrując się z podziwem w rudowłosego. Potem parsknęła śmiechem. - To Ci dopiero interes. Pół zaginionego królestwa i trup księżniczki za żonę. Nie, dzięki, to nie dla mnie. Jak nie mogę tego pomacać, to mnie nie interesuje - dodała. - Ale jak lubisz pracować za darmo, to moja drużyna chwilowo nie ma zajęcia. Możesz dołączyć - dodała wstając. Rzuciła monety na stół i skierowała się do wyjścia.
- Ostra jesteś! - krzyknął za nią Tladin. - Jak masz na imię?
- Najostrzejsza! - odparła ze śmiechem stojąc już w drzwiach. - Kettra!
- Pomyśl o mojej propozycji - rzucił gdy już zniknęła. Dobiegł go jeszcze jej głos, gdy krzyknęła ze śmiechem, że pomyśli. Tladin zwrócił się w stronę taksującego go dezaprobujący wzorkiem młodego krasnoluda. Wyszczerzył się do niego i wzruszył ramionami.
 
Gladin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172